Sitowie Juliana Tuwima. Próba interpretacji.
Karolina Pospiszil
Muskają mnie słowa skrzydłami,
Żądłami tną do krwi.
Julian Tuwim Sitowie
Wonna mięta nad wodą pachniała,
kołysały się kępki sitowia,
brzask różowiał i woda wiała,
wiew sitowie i miętę owiał.
Nie widziałem wtedy, że te zioła
będą w wierszach słowami po latach
i że kwiaty z daleka po imieniu przywołam
zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach.
Nie wiedziałem, że się będę tak męczył,
słów szukając dla żywego świata,
nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy,
to potem trzeba cierpieć długie lata.
Wiedziałem tylko, że w sitowiu
są prężne wiotkie i długie włókienka,
że z nich splotę siatkę leciutką i cienką,
którą nic nie będę łowił.
Boże dobry moich lat chłopięcych,
moich jasnych świtów Boże święty!
Czy już w życiu nie będzie więcej
pachnącej nad stawem mięty?
Czy to już tak zawsze ze wszystkiego
będę słowa wyrywał w rozpaczy,
i sitowia, sitowia zwyczajnego,
Nigdy już zwyczajnie nie zobaczę?
Na początku było Słowo. Czyste. Jednoznaczne. Odpowiednie. W zamierzchłych czasach. Teraz jest unurzane we krwi. We krwi mąk twórczych poety, we krwi czytelników zranionych „tasakiem słów”, które jednocześnie spalają ich, są prężne i drapieżne, jak wściekłe psy, same stają się krwią - niezbędnym składnikiem życia, nawet samym istnieniem. Jednak odbiera się im pierwotne znaczenie, odkonkretnia. Należy odkryć je na nowo, dotrzeć do rdzenia. Oto zadanie dla poety - łowcy słów, ale też sztukmistrza, władającego i jednocześnie będącego pod władzą swej mowy. Wyżej wymienione postulaty znajdziemy w większości „słowiarskich” wierszy Juliana Tuwima z tomu Słowa we krwi (1926 r.). W owej książce poetyckiej zamieścił autor utwór wyróżniający się spośród tego typu wierszy - Sitowie. Odmienna jest w nim kreacja podmiotu lirycznego, o czym mowa w dalszej części pracy; brakuje dominujących gdzie indziej motywów - nie znajdziemy w nim krwi, czerwieni oraz kojarzących się z nimi gniewu i ognia, ani narzędzia, które ma się stać narzędziem zbrodni lub jego koloru - srebra. Występują one w niemal wszystkich pozostałych wierszach:
Nie darmo z śpiewem rymuje się krew,
Nie darmo krwi oddzwania gniew
(Słowo i ciało)
A jeśli grom - to On, to On
Na dół płonącą runął głową!
(***)
Słowem do krwi - jak tasakiem w głowę!
(Słowem do krwi)
Lecz słowom mego gniewu daj błysk ostrej stali
(Prośba o piosenkę)
Płonące zgłoski haustem łykam!
(Hokus- pokus)
Piorunem krwi,
Porywem gromu
(Pogoń)
Jeżeliś iskrą, rzuconą
Z wielkiego ognia wieczności,
Rozpalił moje łono
(Kościół)
Warto zastanowić się nad znaczeniem tytułu tej książki poetyckiej - Słowa we krwi. We wstępie ukazano jeden aspekt interpretacji - krew ujęto metaforycznie - jako poetycką lub czytelniczą. Jednak można doszukiwać się w nim aluzji do sytuacji społeczno - politycznej lat dwudziestych. W wielu krajach europejskich problemy ekonomiczne i pojawiające się na tym tle fale wystąpień rewolucyjnych i tworzenie się partii komunistycznych zaktywizowały siły prawicowe, które niejednokrotnie uciekały się do zamachów stanu, jak np. w Hiszpani (1923 r.) r., czy pucz monachijski (1923 r.) w Niemczech - stłumiony, ale pokazujący, jakie tendencje mogą się rozwinąć i zyskać poparcie. Także II Rzeczpospolita, jako państwo wielonarodowościowe, nie była wolna od konfliktów i napięć. Siły nacjonalistyczne, nie tylko polskie, ale też np. ukraińskie chciały agresją wywalczyć władzę. W tym wypadku tytułowa krew byłaby krwią przeczuwaną - w dwudziestoleciu częste były wstąpienia skrajnie prawicowych ugrupowań, skierowane przeciwko mniejszościom, głównie antysemickie, a pamiętać należy, że Julian Tuwim był zasymilowanym Żydem. Artur Sandauer wspomina, że młody poeta był bardzo wrażliwy na sprawy rasowe. Podczas rozruchów antysemickich [...] był zalękniony, obolały i właściwie nie wychodził z domu, bojąc się narazić na jakieś przykrości. Jak niebezpieczni potrafili być fanatycy endeckiej ideologii dowiedział się poeta w 1922, kiedy Eligiusz Niewiadomski zamordował prezydenta Narutowicza. Utwór opisujący pogrzeb męża stanu, znalazł się, nie bez powodu w Słowach we krwi. Tymi słowami mogły być przemówienia nacjonalistów, nawołujące do agresji, do nienawiści względem mniejszości czy politycznych przeciwników, ich skrajna nietolerancja - mimo głoszenia przywiązania do religii chrześcijańskiej, a ściślej katolicyzmu, której jedną z podstaw jest postulat miłości bliźniego. Tuwim pokazał hipokryzję narodowców: Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni, / Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie.
Sitowie zasadza się na kontraście czasu minionego lat chłopięcych i czasu teraźniejszego - twórczej dojrzałości. Przeszłością jest widok sitowia, krajobrazu idyllicznego, harmonijnego; wrażenie to potęguje instrumentacja głoskowa spełniająca funkcje onomatopeiczne - nagromadzenie cząstek „wia”, „wie”, kojarzących się z wianiem, lekkim, przyjemnym, nie wiatru nawet, ale wiewu, podmuchu. Panuje spokój, wszystko powoli faluje w rytm wiersza, nie występują czasowniki nacechowane dynamicznie, lecz raczej ukazujące ruchy nikłe, niemal niewidoczne: kołysały się, wiała, owiał, różowiał oraz czynności statyczne: pachniała. Ową harmonię podkreśla także regularność opisującej ją strofy - pierwsze dwa wersy zbudowane są z 10-, a dwa kolejne z 9- zgłoskowców, dominującymi stopami metrycznymi są trocheje i amfibrachy, występują wspomniane już echolalia - wszystko to sprawia, że czytelnikowi nasuwa się na myśl kołysanka.
Teraźniejszość jest czasem wyrywania słów w rozpaczy, cierpieniem poety, który już nie potrafi zwyczajnie patrzeć na otaczający go świat. Zauważalne jest przejście od mówienia metrycznego pierwszej strofy do zachwiania metrum pozostałych, to zamącenie rytmu jest chwytem, który skupia uwagę na utworze, jest sposobem odpowszednienia i unaocznienia struktury rytmicznej czy metrycznej, w tym wypadku „chropowaty” rytm podkreśla dramatyzm sytuacji.
Strofy druga i trzecia, połączone anaforą nie wiedziałem, opisują stan świadomości poety - więźnia literackości, posługując się jego zaprzeczeniem, czyli beztroską i niewiedzą dziecka - przyszłego poety. Twórczość przedstawiona jest jako męczarnia szukania słów potrzebnych do nazwania prawdziwego - żywego świata. Zwyczajne postrzeganie rzeczywistości zostało poecie odebrane, a raczej dobrowolnie przez niego porzucone na rzecz artystycznego patrzenia, które nawet odległe wspomnienia stara się ubrać w odpowiednie słowa.
Wspomniana wyżej zwyczajność dana jest tylko dziecku, nieskażonemu poetyckością. Przedstawiona teza wydaje się zdumiewająca, jeśli zestawimy ją z innym utworem z tomu- Wierszem wyszydzającym dzieci, gdzie mały człowiek ukazany jest właśnie jako „niedorosły poeta”, tworzący światy wymyślone:
Dzieci - wariaci, co wy robicie?
Dzieci - szaleńcy, w co się bawicie?
[…]
-jest też pod - może jeszcze niecałkowitą - władzą słowa:
[…]
W pieśni wymieniasz stare zwierzęta,
Czemu im nazwy dajesz zdrobniałe?
[…]
Czemu, bełkocąc, sepleniąc słowa,
Wielki szaleńcze, pleciesz androny?
[...]
Być może Tuwimowi udało się rozbudzić w sobie „marzenie ku dzieciństwu”, rozbudzić je w wyobraźni. Gaston Bachelard pisze, że akt twórczy jest powrotem do samotności dzieciństwa, do atmosfery jego obrazów; zadaniem poety jest wzbudzenie w ludziach stanu n owego dzieciństwa. Tak przez chwilę dzieje się w Sitowiu, na którego początku przenosimy się do krainy małego chłopca.
Może się wydawać, że dziecko jest bliżej „czystej poezji”, w swoich wyliczankach czy zabawach językowych posługuje się językiem magicznym, sakralnym. Jednak czy będąc tak blisko języka magicznego, któremu przypisane jest łączenie mówienia z działaniem, spowodowanie jakiegoś zdarzenia, zmienienie zaistniałej sytuacji; czy nie oddala to dziecka od istoty rzeczy, nie znaczenia słowom? Z drugiej strony dziecięce nazwy - niekonwencjonalne, wyjątkowe- mogą być bardziej związane z rzeczą niż skonwencjonalizowane w języku nazwy „dorosłych”.
O jakie więc „zwykłe widzenie” chodzi? Postrzegać świat bezrefleksyjnie, nie nazywając go, mogą tylko zupełnie małe dzieci; ale od momentu rozpoczęcia nauki mówienia patrzą na rzeczywistość przez pryzmat słów, myśli wyrażonych słowami. W takim sensie „zwyczajność” jest niemożliwa, jednak podmiot liryczny doznał jej - będąc chłopcem, nieskażonym jeszcze literackim językiem, poezją, tworzeniem (ale czy wyobraźnia nie jest tworzeniem?). Czyżby miałoby to być widzenie plastyczne, bez naddawania sensów, jak czynią ludzie prości? W jednym ze wczesnych wierszy Tuwima - Naszej mądrości z tomu Sokrates tańczący można już zauważyć taką tezę:
Myśmy ludzie prości, ludzie nieuczeni,
Słowem- ogniem wszczęci, słowem - ogniem chrzczeni.
[…]
Lecz w tej naszej mowie, w tym przedziwnym dziwie,
Świat się tak nazywa, jakim jest prawdziwie.
[…]
Tylko człowiek niezaznajomiony zbytnio z nauką, kulturą, dzięki swoistej dziewiczości ma dostęp do głębi, do tajemnicy świata, jedynie on potrafi nazwać i postrzegać świat odpowiednio - zupełnie jak chłopiec z Sitowia. Siłą tego małego człowieka jest to, że jego dzieciństwo jeszcze nie zostało przepchane przez maszynkę do mięsa, że jeszcze nie przejęło życia innych, co pozwala mu przeżywać prawdziwą samotność i prawdziwe poznanie.
Interesująca jest strofa czwarta, pełniąca funkcję „łącznika” z teraźniejszością - przez zmienione, ale jednak anaforyczne połączenie z dwiema wcześniejszymi zwrotkami (nie wiedziałem - wiedziałem), podkreślające kontrast, lecz także związek między czasem minionym a czasem obecnym. Jest ona również rozwinięciem strofy pierwszej - tak samo brak w niej wyrazów związanych z mękami twórczymi; wzbogaca opis przeszłości o rys podmiotowy, ukazuje patrzenie dziecka oraz jego działanie nie nastawione na użyteczność, bezsensowne, jak splatanie siatki z włókien sitowia dla samego faktu wykonywania tej czynności:
[…] splotę siatkę leciutką i cienką
Którą nic nie będę łowił.
Użycie zdrobnień jest charakterystyczne dla języka dziecięcego, jednocześnie wskazuje na dostępność opisanego świata, jego prostotę. Zwrotka ta różni się jednak od opisującej harmonijną przyrodę strofy pierwszej, nie jest tak regularna; gdy dochodzą do głosu myśli ludzkie, nawet te najprymitywniejsze, pojawia się pewien zgrzyt, rytm staje się niewyraźny, każdy wers ma inną długość. Strofa wyróżniona jest odmiennym niż w pozostałych układem rymów - zamiast występujących wszędzie rymów przeplatanych (abab), użyto okalających (abba), może to świadczyć o świadomym jej zaznaczeniu, o szczególnym znaczeniu dla całości utworu. Jakim? Jest to jedyna strofa ukazująca świat widziany oczami małego człowieka, który nie szuka natchnienia, nie próbuje nazwać, ale traktuje tytułowe sitowie jak zwykłą część krajobrazu, przyrody, nawet zabawkę; być może w tym tkwi sedno tak upragnionego przez poetę „zwyczajnego patrzenia”.
Dwie ostatnie strofy utworu wypełnia apostrofa do Boga - dobrego patrona szczęśliwych lat chłopięcych, a także szereg skierowanych do niego pytań retorycznych dotyczących postrzegania świata przez artystę słowa; ja liryczne wątpi, że możliwe jest zobaczenie pachnącej nad stawem mięty, bo nazywając w wierszu jakby odbierał jej istnienie empiryczne; nazywając - stwarza świat językowy, być może inny od tego obiektywnie istniejącego - wszak język determinuje naszą wizję rzeczywistości, w szczególności zaś język poetycki, rozszerzający pola znaczeniowe słów, odkonkretniający je. Za pomocą tropów stylistycznych język poetycki stara się być zmysłowy, pragnie wyrazić niewyrażalne, określić to, na co brakuje nazwy, jednakże próbując dotrzeć do sedna, często się od niego oddala. Z drugiej strony myślenie symboliczne może okazać się jedynym, które daje możliwość prawdziwego poznania.
Twórczość jest równa cierpieniu, wypaczeniu obrazu świata, zepsuciu go. Pierwsze dwa wersy ostatniej strofy potęgują wrażenie desperacji i cierpienia poprzez nagromadzenie spółgłosek: […] zawsze ze wszystkiego,/ Będę słowa wyrywał w rozpaczy, ich twardość, „agresywność” widoczna jest w porównaniu z „kołysankową” strofą pierwszą: Wonna mięta nad wodą pachniała/ […]/ Wiew sitowie i miętę owiał.
Adam Ważyk zaznaczał, że powtórzenia są jedną z cech charakterystycznych tej poezji: Tuwim […] lubił dublować słowa. Powtórzenia dźwięków działają w podobny sposób, potwierdzają znaczenie słowa. Tuwim wzmacniał sugestię w węzłowych punktach utworu, przeważnie na początku lub pod koniec […]”. Również w omawianym wierszu ich nie zabrakło, uwagę czytelnika zwracają częste, szczególnie w ostatniej zwrotce, powtórzenia kluczowych dla utworu wyrazów: zwyczajnie oraz sitowie. Pierwsze to określenie pierwotności, bezrefleksyjności, ale także wolności (od poezji? kultury?). Drugie jest wieloznaczne, może symbolizować zarówno ową harmonijną naturę, ale też mękę poety, który chce choć raz jeszcze zobaczyć sitowie takie, jakim widział je kiedyś. Wskazuje on na swoją ułomność, wie, że skazany jest na życie w świecie nieprawdziwym, nazwanym nieodpowiednimi słowami, że już nigdy nie zobaczy sitowia zwyczajnego, tylko sitowie - słowo, sitowie - wieloznaczne pojęcie. Właśnie ten wyraz, przez wyposażenie go w dodatkowe znaczenie pokazuje, jak niemożliwe do realizacji są marzenia poety, który zna przecież odpowiedź na swoje pytanie: I sitowia, sitowia zwyczajnego/ Nigdy już zwyczajnie nie zobaczę?
Dar „poetyckości” czy szerzej „literackości” jest przekleństwem, odgradza od tego, co naturalne, zwykłe, sprawia, że wszystko zostaje „skażone” słowem, a więc kulturą, sztuką, fantazją. Artysta przedstawiony w utworze cierpi z powodu samego faktu bycia poetą, niejako skazania na szukanie „odpowiedniego rzeczy słowa”, ogromnym kosztem opłaca możliwość tworzenia. Koncepcja ta różni się od innej występującej w tym samym tomie, a mianowicie idei poety - sztukmistrza:
[…]
Zaczynam numer - kpiarz, ekscentryk,
Alchemik, tancerz i wirtuoz
[…]
Ja, głosów świata imitator
[…]
Pinetti, prestidigitator!
Na norwidowskie korzenie takiego pojmowania roli poety zwrócił uwagę Michał Głowiński. Teoria i praktyka Norwida miała, według badacza, zaważyć na ujmowaniu przez Tuwima słowa jako materialnego przedmiotu czy zjawiska historycznego, zaznacza, że idee autora Vade-mecum zostały przejęte w niewielu aspektach, głównie w traktowaniu słów jako materiału poetyckiego oraz ujmowaniu twórczości - widzi w niej rodzaj pracy rzemieślnika, w której niezbędna jest dobra znajomość poetyckiego warsztatu , jednak także w tym wypadku potraktował koncepcję poprzednika dość powierzchownie.
Kontrast obu kreacji podmiotu lirycznego jest zastanawiający. Nasuwa się pytanie, czy w Sitowiu nie mamy do czynienia z oszustwem? Czy Tuwim nie bawi się z czytelnikiem, pisząc o dziecięcej arkadii i utraceniu jej w ciągu dorastania (także artystycznego)? Poeta był znany ze swojego zamiłowania do bycia w centrum uwagi, do przyjmowania roli magika lub sztukmistrza, ale wspomina się też o jego kompleksach i niepewności. „Ja” liryczne Sitowia zdaje się posiadać pewne znamiona sztuczności, ale podmiot wierszy „sztukmistrzowskich” również, być może autor Słów we krwi ciągle zmienia maski podmiotu lirycznego, zwodząc czytelnika.
Sitowie porusza problem niemożności „zwyczajnego postrzegania” przez poetę, który nawet nieświadomie patrzy na rzeczywistość jak na potencjalny przedmiot inspiracji; Pragnie ukonkretnić słowo i dotrzeć do jego sedna, sprawić, by wynikało z natury, ale - paradoksalnie - pisząc, nazywając, jakby niszczył związek wyrazu z rzeczą, odbierał jednoznaczność. Ta sytuacja go przerasta, więc stara się odzyskać, co stracił - dziecięce, w swej naiwności jednak bardzo rzeczowe, spojrzenie na otaczający świat. Nasuwa się tu pytanie, czy tylko poeta znajduje się w takim położeniu. Przecież może ono wynikać z życia w świecie kultury, sztuki, będącym w dużej mierze pod władzą słowa. Im człowiek bardziej w tej rzeczywistości zakorzeniony (może to być każda funkcjonująca w niej osoba, nie tylko artysta), tym trudniej mu widzieć przyrodę taką, jaka jest, ponieważ nasuwają mu się skojarzenia związane ze środowiskiem, w którym żyje; wielu zjawiskom czy przedmiotom dopisuje dodatkowe znaczenie, jak na przykład narcyzowi - będącemu jednocześnie rośliną ozdobną, ale też - przez obciążenie treścią mitu - symbolem samouwielbienia. Dany język jest uwikłany w sieci danej kultury, wszystkim użytkownikom narzuca pewną wizję rzeczywistości, ponieważ nie jest możliwe myślenie poza językiem. Każdy, kto zdaje sobie sprawę z ograniczeń, jakie nakłada na niego mowa, w mniejszym lub większym stopniu, przeżywa dramat „językowego więzienia”. Poetę różni od opisanej wyżej jednostki fakt tworzenia, używania słów w bardzo specyficzny sposób, jakby z góry narzucający ich wieloznaczność już przez samo stosowanie środków artystycznych. Jest więc bardziej zniewolony przez swoją mowę, i choć ma cząstkową nad nią władzę - decydując o doborze słów, łączeniu ich w nowe związki, metafory, tworząc neologizmy, jest przez nią ograniczany, coraz bardziej w niej zaplątany, i dlatego - tragiczny.
Zajmujących się szeroko rozumianą problematyką języka.
J. Tuwim: Sitowie. [W:] Tegoż: Wiersze. Oprac. A. Kowalczykowa. T. 2. Warszawa 1986, s. 11.
J. Tuwim: Słowo i ciało. [W:] Tegoż: Wiersze…, T.2., s. 9.
J. Tuwim: *** [Zacisnąć pięści, zaciąć zęby…]. [W:] Tegoż: Wiersze… T.2., s. 14.
J. Tuwim: Słowem do krwi. [W:] Tegoż: Wiersze… T.2., s. 15.
J. Tuwim: Prośba o piosenkę. [W:] Tegoż: Wiersze… T. 2., s. 16.
J. Tuwim: Hokus - pokus. [W:] Tegoż: Wiersze… T.2., s. 34.
J. Tuwim: Pogoń. [W:] Tegoż: Wiersze… T. 2., s. 43.
J. Tuwim: Kościół.[W:] Tegoż: Wiersze…, T.2., s. 54.
Tuwim często poruszał we wczesnej twórczości problematykę związaną ze swoim pochodzeniem, jak w wierszu Żydek ze Słów we krwi: Kędy nas zaniosło? Gdzieśmy się zgubili,/ Światu ogromnemu obcy i niemili?/ […]/ Nie znajdziemy nigdy ciszy i przystani, / Żydzi śpiewający, Żydzi obłąkani…
Cyt. A. Sandauer: Poeci trzech pokoleń. Warszawa 1973, s. 79.
Por. : M. Głowiński: Wstęp. [Do:] J. Tuwim: Wiersze wybrane. Wrocław 1986, s. XLVII.
Por.: R. Matuszewski: Poeta rzeczy ostatecznych i rzeczy pierwszych (o recepcji twórczości Juliana Tuwima). [W:] J. Tuwim: Wiersze. Oprac.: A. Kowalczykowa. Warszawa 1986 s. 69 - 74. J. Sawicka: „Filozofia słowa” Juliana Tuwima. Wrocław 1975, s. 28 - 32.
J. Sawicka: „Filozofia słowa”…, s. 30.
J. Tuwim: Wiersz wyszydzający dzieci. [W:] Tegoż: Wiersze…, s. 46 -47.
Por. G. Bachelard: Marzenie ku dzieciństwu. [W:] Tegoż: Poetyka marzenia. Oprac. L. Brogowski. Gdańsk 1998, s. 113 - 163.
J. Tuwim: Nasza mądrość. [W:] Tegoż: Wiersze… T. 1., s.292.
Por. R. Matuszewski: Poeta rzeczy pierwszych…, s. 19 - 20. J. Sawicka: „Filozofia słowa”…, s. 97 - 100.
Por. G. Bachelard: Marzenie…, s. 124.
Mowa wpływa na nasz obraz świata; każdy język formuje właściwy sobie i odrębny od innych języków sposób myśli jego użytkowników. Szerzej mówi o tym tzw. hipoteza Sapira - Whorfa. Zob. J. Fisiak: Wstęp do współczesnych teorii lingwistycznych. Warszawa 1985, s. 70.
Por. A. Miś: Filozofia współczesna. Główne nurty. Warszawa 1996, s. 97.
A. Ważyk: O Tuwimie. „Poezja” 1966, nr 1, s. 28.
J. Tuwim: Hokus - pokus. [W:] Tegoż.: Wiersze…. T. 2., s. 33.
Zob. M. Głowiński: W kręgu Norwida. [W:] Tegoż: Poetyka Tuwima a polska tradycja literacka. Warszawa 1962, s. 218 - 234.
Zob. też: M. Tatara: Romantyzm. [W:] Historia literatury polskiej w zarysie. Warszawa 1987. T.1, s. 263.
Por. M. Głowiński: Wstęp. [Do:] J. Tuwim: Wiersze wybrane. Wrocław 1986, s. LI.
Por. J. Sawicka: „Filozofia słowa”… s. 5. A. Sandauer: Julian Tuwim. [W:] Tegoż: Poeci trzech pokoleń. Warszawa 1973, s. 57.
8
4