JAYNE ANN KRENTZ
Misterny plan
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Kocham cię, Travis. Obejmij mnie.
- Juliano...
Travis Sawyer usłyszał swój stłumiony okrzyk
w chwili, gdy potężny dreszcz wstrząsnął jego
ciałem. Ostatnia fala namiętności wyzwoliła się
w nim z oślepiającą silą. Całkowicie zatracił się
w ramionach kochanki, pozwolił, by jej żar go
pochłonął; jednocześnie miał poczucie zwycię
stwa. Juliana przylgnęła do niego i łagodnie
przyciągała do siebie. Wydawało mu się, że
znalazł się w innym świecie.
Z nikim nie było mu tak dobrze. Miał trzydzie
ści osiem lat i choć nie był podrywaczem, to
6
MISTERNY PLAN
uważał, że żyje wystarczająco długo, by mieć
skalę porównawczą. Coś takiego jeszcze nigdy
mu się nie zdarzyło.
Instynktownie wiedział, że tak właśnie powin
no być z kobietą. Namiętnie, dziko, do końca. Po
raz pierwszy z taką intensywnością czuł, że żyje.
Podniecenie powoli w nim opadało, ustępując
miejsca zadowoleniu.
Należała teraz do niego. Niechętnie uwolnił
się z jej objęć i odwrócił na bok, przesuwając
ręką po łagodnej krągłości jej piersi. Juliana
uśmiechała się do niego tym swoim niezwykłym
uśmiechem, olśniewającym nawet w półmroku
sypialni.
Masa gęstych, rozrzuconych na poduszce ru
dych włosów otaczała jej twarz jak jakaś pogańs
ka korona. Travis z zachwytem patrzył na jej duże
oczy ocienione długimi rzęsami, szlachetny nos,
stanowczy, a jednocześnie delikatny zarys pod
bródka, na pełne usta. Leniwym i zmysłowym
ruchem wsunęła nogę pomiędzy jego uda, za
mknęła oczy i wtuliła się w niego.
A więc udało mi się, pomyślał triumfalnie,
obejmując ją ramieniem. Zdobył swoją rudowło
są królową o topazowych oczach.
Jednak w następnej chwili rzeczywistość przy
wołała go do porządku. Co on u diabła tu robi, i to
jeszcze przytulając się do niej w taki sposób?
W swojej zemście nie zamierzał posunąć się aż
Jayne Ann Krentz 7
tak daleko, nie zamierzał skończyć w łóżku z Ju
liana Grant.
Wpatrywał się w cienie sypialni, jakby tam
kryła się odpowiedź. Kiedy namiętność opadła,
czuł się lekko oszołomiony.
Chęć zemsty czasem wiedzie człowieka dziw
nymi drogami. Spotkanie z Juliana Grant było jak
nieplanowany zjazd z trasy, którą podążał od
pięciu lat. Nie mógł sobie jednak pozwolić na
zmianę kierunku. Za daleko już zaszedł. Odwrót
był niemożliwy, nawet gdyby tego chciał.
Travis Sawyer był zawsze dobry w tym, co
robił. W jego misternym planie zemsty nie było
najmniejszej luki. Nie pozostało żadne inne wyj
ście, nawet dla niego samego.
Promienie jasnego kalifornijskiego słońca
prześlizgiwały się po wodach zatoki i radośnie
uderzały w okno sypialni. Juliana powoli otwo
rzyła oczy i patrzyła, jak do urządzonego na biało
pokoju wpada wiosenne światło. Najpierw roz
świetla puszysty biały dywan, potem ociera się
o białe ściany, muska białe krzesło, skrzy się na
lśniącej powierzchni stolika pokrytego białym
lakierem i dociera do jedynego kolorowego ak
centu w pokoju - żółtego abstrakcyjnego obrazu
wiszącego nad białym łóżkiem.
Jak zahipnotyzowana podążała wzrokiem za
słonecznymi promieniami, które przeskakiwały
8
MISTERNY PLAN
pomiędzy lustrem a obrazem, łagodnie opadały
na pomięte białe prześcieradła, by wreszcie objąć
postać mężczyzny, który poprzedniego wieczoru
znalazł się w jej sypialni.
Mężczyzna w jej łóżku. Już sam ten fakt mógł
wywołać zdziwienie i ciekawość, ale w tym
przypadku zdecydowanie chodziło o coś więcej.
Juliana z radością wróciła myślami do swojej
tajemnicy.
Wiedziała bowiem ponad wszelką wątpliwość,
że ów mężczyzna - stanowczy, szczupły, seksow
ny, nazywający się Travis Sawyer - był tym
właściwym, tym, na którego czekała całe życie.
Rozkoszowała się tą myślą, leżąc nieruchomo,
by go nie obudzić. Chciała nasycić się ekscytują
cą pewnością, że nareszcie spotkała swoją drugą
połówkę.
Nie był dokładnie taki, jak sobie czasem wyob
rażała, kiedy pozwalała sobie odpłynąć w marze
nia. Po pierwsze, mógłby być nieco wyższy. Ona
sama miała prawie metr osiemdziesiąt wzrostu,
więc w wyobraźni widziała obok siebie kogoś
w okolicach metra dziewięćdziesiąt. Żeby mogła
przy nim nosić buty na szpilkach. Travis miał
niewiele ponad metr osiemdziesiąt. Na pięciocen-
tymetrowych obcasach byłaby mu równa wzros
tem, a na ośmiocentymetrowych byłaby od niego
wyższa.
Szybko się jednak pocieszyła, że niedostatki
Jayne Ann Krcntz
9
wzrostu nadrabiał figurą. Był fantastycznie umię
śniony i twardy jak granitowy blok. A ostatnia
noc dowiodła jego męskiej siły, w pełni kon
trolowanej, co było tym bardziej ekscytujące.
Ten mężczyzna umiał całkowicie nad sobą pa
nować. Zawsze podziwiała tę cechę, bo dawała
kobiecie poczucie bezpieczeństwa i pewność,
że siła fizyczna mężczyzny nie jest zagrożeniem,
lecz ochroną.
Travis nie pasował do wyobrażeń Juliany o męż
czyźnie idealnym pod kilkoma innymi, mniej
ważnymi, względami. Na przykład u osobników
płci męskiej Juliana zawsze była zwolenniczką
ciepłych, brązowych lub orzechowych oczu. Na
tomiast spojrzenie chłodnych, szarych oczu Tra-
visa nie zdradzało żadnych uczuć. No, może
z wyjątkiem szczególnych sytuacji, jak ostatniej
nocy, kiedy widziała w nich gorącą namiętność,
wyzwalającą w niej dreszcz pożądania.
Ale od dziś była gotowa zrezygnować ze swo
ich wymagań odnośnie koloru oczu, bowiem
w spojrzeniu Travisa odbijała się nie tylko namię
tność, ale też inteligencja dorównująca jej włas
nej, a także rzadko spotykany rodzaj poczucia
humoru, który bardzo ceniła.
Jego włosy również nie pasowały do ideału.
Były zdecydowanie za ciemne. Juliana zawsze lu
biła blondynów, ale musiała przyznać, że w czar
nych, krótko przystrzyżonych włosach Travisowi
10
MISTERNY PLAN
było bardzo do twarzy. Zwłaszcza z tymi delikat
nymi śladami siwizny na skroniach.
Z pewnością dałoby się jeszcze wymienić kilka
drobnych różnic pomiędzy realnie istniejącym
Travisem Sawyerem a istniejącą w wyobraźni
Juliany idealną wersją mężczyzny. Gdyby chciała
być bardzo wybredna, mogłaby na przykład na
rzekać, że ze swoim dość zaciętym i ponurym
wyrazem twarzy Travis nie miałby szans na
znalezienie się na okładce żadnego poczytnego
męskiego magazynu. No cóż, to strata dla męs
kich magazynów, pomyślała. W jej łóżku wy
glądał doskonale.
Poza tym Travis wykazywał absolutny brak
zainteresowania dla kwestii ubrań i mody. Znała
go od ponad miesiąca i zawsze widywała w ciem
nych spodniach, prostej, białej koszuli, spokoj
nym krawacie w paski i skórzanych butach. Nosił
do tego marynarki w różnych odcieniach szarości.
Ale Juliana uznała, że jakoś sobie z tym poradzi.
W końcu jej gust z pewnością wystarczy dla nich
obojga, przekonywała się. Spojrzała z uśmiechem
na drzwi do garderoby, już widząc oczami wyob
raźni wieszak pełen drogich, modnych garnitu
rów i stojące pod nim pudełka z butami. Uwiel
biała zakupy.
W sumie Juliana gotowa była pójść na ustęp
stwa tam, gdzie Travis Sawyer nie spełniał kry
teriów jej ideału. Przywykła, że w życiu trzeba
Jayne Ann Krentz
11
zapracować na to, czego się pragnie. Wiedziała,
że oszlifowanie tego surowego diamentu może
wymagać czasu i wysiłku. Ale ostatnia noc prze
konała ją w sposób ostateczny, że ten wysiłek
warto podjąć. Świeże wspomnienia nadal przy
prawiały ją o dreszcz podniecenia.
Juliana skończyła swój przegląd i przeciągnęła
się leniwie, z rozmysłem przesuwając stopą po
łydce Travisa. Nie doczekawszy się jednak żadnej
reakcji, uznała, że po takiej nocy jej mężczyzna
potrzebuje więcej snu. Z pewnym rozbawieniem
ściągnęła z siebie prześcieradło i wstała z łóżka.
Dopiero teraz zauważyła, że jej całe ciało było
w przyjemny sposób obolałe. Travis okazał się
śmiałym i wymagającym, ale jednocześnie hoj
nym kochankiem. Brał dla siebie jak najwięcej,
odwzajemniając jednak namiętność z równą silą.
Gdyby teraz zamknęła oczy, nadal czułaby na
sobie jego silne, wrażliwe dłonie. Miała wrażenie,
że jego dotyk wtopił się w nią.
Stojąc na środku białego, jasno oświetlonego
pokoju, Juliana pozwoliła sobie na jeszcze jedno
czułe spojrzenie na mężczyznę śpiącego w jej
łóżku, po czym długim, energicznym krokiem
poszła do łazienki.
Postanowiła, że przywita mężczyznę swojego
życia prawdziwie kobiecym, domowym nastro
jem. I być może pozwoli mu poczuć jeszcze raz
przedsmak tego, czego może od niej oczekiwać.
12
MISTERNY PLAN
Pół godziny później, wykąpana, z włosami
związanymi w imponujący koński ogon, ubrana
w modne luźne spodnie i tunikę z szerokimi
rękawami, wróciła do sypialni. Niosła przed sobą
czarną emaliowaną tacę, na której postawiła im-
bryk w stylu art deco i dwie piękne czerwone
filiżanki.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się promiennie,
widząc, że Travis już nie śpi. Leżał wygodnie
rozłożony na plecach i przyglądał się jej spod
przymkniętych powiek.
- Dzień dobry. - Jego głos był jeszcze ochryp
ły od snu i bardzo seksowny.
- Cudny dzień, prawda? Ale w Jewel Harbor
zawsze tak jest. To jedna z tych rzeczy, do których
trudno mi było przywyknąć, kiedy się tu sprowa
dziłam cztery lata temu. To wprost idealne nad
morskie kalifornijskie miasteczko. A wszystko,
co idealne, zawsze budzi podejrzenia, nie uwa
żasz? - Juliana krzątała się z tacą. - Nawet mgła,
jeżeli już się pokaże, jest tu miękka, romantyczna,
niesamowita. Zupełnie inna niż gdzie indziej. Nie
dodajesz do herbaty mleka ani cukru, prawda?
- Nie. - Travis usiadł powoli i oparł się na
poduszkach.
- Tak myślałam. Nie jesteś w tym typie.
- A jest taki typ? - Patrzył na nią uważnie,
jakby pochłaniała go zwykła czynność nalewania
herbaty.
Jayne Ann Krentz
13
- Oczywiście. Ale ty do niego nie należysz.
- Podała mu filiżankę. - Wiedziałam to od
samego początku. Tak samo jak to, że pijesz
zwykłą kawę, a nie espresso, latte czy cappuc
cino.
Wyraźnie zaskoczony, spojrzał na ciemną, moc
ną herbatę, a podnosząc oczy, napotkał wyczeku
jący wzrok Juliany.
- Nie traktuj tego jako zarzut, ale dziwi mnie,
że królowa miejscowego imperium kawowego
podaje do łóżka herbatę.
Juliana roześmiała się i napełniła swoją fi
liżankę.
- Wyjawię ci pewien sekret - zaczęła, sado
wiąc się na białym krześle z chromowanymi
nogami. -Naprawdę nie lubię kawy, a zwłaszcza
tej podawanej na sposób włoski czy francuski. Źle
mi robi na żołądek.
Travis wykrzywił nieznacznie usta.
- Poznałem większość twoich tajemnic, ale tej
strzegłaś bardzo dobrze. Nigdy bym się nie domy
ślił, że jesteś ukrytą wielbicielką herbaty. Co
będzie, jeżeli dowiedzą się o tym klienci Charis
ma Espresso?
- Nie zamierzam nic im mówić. Przynajmniej
do czasu, aż będę mogła otworzyć sieć herba
ciarni.
Travis zmarszczył brwi i potrząsnął głową
w automatycznym geście sprzeciwu.
14
MISTERNY PLAN
- Daj sobie z tym spokój. Nie zapominaj, że
twoim celem jest rozwój Charismy. W tych okoli
cach więcej ludzi pije kawę niż herbatę.
- To nieważne. Nie mam ochoty o tym roz
mawiać, w każdym razie nie dzisiaj. - Juliana
przyglądała mu się z zainteresowaniem. - Wyda
wało ci się, że skoro od kilku tygodni zajmujesz
się moim biznesem, to poznałeś wszystkie moje
tajemnice?
- Prawie wszystkie. - Travis wzruszył ramio
nami, a w tym geście krył się niezwykły ładunek
męskiego uroku. - Przecież jestem konsultantem
biznesowym. I jestem w tym dobry. Wielokrotnie
przekonałem się, że wystarczy poznać czyjeś
tajemnice finansowe, by poznać resztę jego sek
retów.
- Brzmi złowieszczo. - Juliana wzdrygnęła
się w udanym przerażeniu i wypiła łyk swojej
herbaty. - Cieszę się, że przed nami jeszcze parę
niespodzianek. Tak jest zabawniej, nie uważasz?
- Nie wszystkie niespodzianki są przyjemne.
W tych słowach kryło się łagodne ostrzeżenie,
ale zostało zlekceważone. Juliana uznała, że Tra
vis jest po prostu nieco śpiący.
- Jestem pewna, że w naszym przypadku nie
spodzianki będę co najmniej interesujące, jeżeli
nie przyjemne - powiedziała z przekonaniem.
- Na każdą czekam z niecierpliwością.
Przyglądała mu się z wyraźnym zadowole-
Jayne Ann Krentz
15
niem. W jej łóżku wyglądał naprawdę znakomi
cie. Uwielbiała cień ciemnych włosów na jego
szerokiej piersi. I pomyśleć, że mogła tracić czas
na marzenia o jakimś blondynie. Aż potrząsnęła
głową, uświadamiając sobie własną głupotę.
- Coś jest nie tak? - spytał Travis.
- Ależ skąd.
- Wydawało mi się, że masz jakieś wątpliwo
ści... - Przerwał, by spojrzeć jej w oczy. - Doty
czące ostatniej nocy.
Juliana patrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Gdybym miała jakieś wątpliwości, to przede
wszystkim nie poszłabym z tobą do łóżka. Dosko
nale wiedziałam, co robię.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Ty chyba też.
- Tak - odpowiedział w zamyśleniu. - Wie
działem, co robię. Wyglądasz na bardzo zado
woloną.
- Bo jestem. - Juliana uśmiechnęła się szero
ko. Rzeczywiście, była bardzo zadowolona: z nie
go, z życia, ze świata.
- To dobrze, że się nie rozczarowałaś.
- Rozczarowałam? - Była niemal zszokowa
na. - Jak mogłabym się rozczarować? Było cudow
nie. Wspaniale. Tak jak sobie wymarzyłam. Jes
teś fantastycznym kochankiem. Doskonałym.
Jego policzki nagle się zaczerwieniły. Przez
chwilę Juliana mogłaby przysiąc, że Travis nieco
16
MISTERNY PLAN
się zawstydził, słysząc te entuzjastyczne pochwa
ły. Musiała przyznać, że ją to wręcz wzruszyło.
- Nie myślę, żebym to ja zrobił coś wyjąt
kowego - powiedział, skupiając uwagę na her
bacie. - Po prostu coś między nami zaiskrzyło.
Czasem tak się zdarza. Ludzie się spotykają,
podobają się sobie, a potem wychodzi im w łóżku.
Juliana uniosła brwi i lekko zacisnęła usta.
- Często ci się zdarzały takie rzeczy?
Travis zamrugał gwałtownie, a jego oczy roz
błysły.
- Nie - przyznał spokojnie. - Takie rzeczy nie
zdarzały mi się często.
Juliana natychmiast się rozluźniła, zadowolo
na, że oboje patrzyli podobnie na to, co się
wydarzyło.
- To dobrze. Dla mnie ta noc była wyjątkowa.
- Czy to oznacza, że tobie też takie rzeczy nie
zdarzały się często? - Rzucił to pytanie niechęt
nie, jakby nie chciał usłyszeć odpowiedzi, ale nie
mógł się powstrzymać przed jego zadaniem.
- Coś takiego nie zdarzyło mi się nigdy w ży
ciu - powiedziała z całkowitą szczerością.
Uśmiechnął się.
- Może masz za mało doświadczeń, żeby to
tak oceniać.
- Mam trzydzieści dwa lata i w poszukiwaniu
wymarzonego księcia zdarzyło mi się pocałować
parę żab.
Jayne Ann Krenlz 1 7
- Ale przecież nie chodziłaś ze wszystkimi
żabami do łóżka.
- Oczywiście, że nie. Żaby bywają czasem
oślizłe. Kobiety muszą się mieć na baczności.
- Fakt. Jednak w dzisiejszych czasach nie
tylko kobiety muszą być ostrożne.
- To prawda. Ale ty nie należysz do męż
czyzn, którzy idą do łóżka z każdym chętnym
ciałem, które spotkają na swojej drodze. - Juliana
zmarszczyła nos z dezaprobatą. - Nigdy bym się
nie zakochała w mężczyźnie, który nie byłby na
tyle rozumny, żeby świadomie kierować swoim
życiem seksualnym. Jeszcze herbaty?
- Poproszę. - Wyciągnął rękę z filiżanką,
patrząc z rozbawieniem, jak Juliana wstaje z krze
sła, by nalać herbatę z imbryka. - Podoba mi się
taka obsługa.
Roześmiała się.
- Akurat jestem w dobrym nastroju. Poza tym
nowość tej sytuacji działa na mnie inspirująco.
- Podała mu filiżankę, z przyjemnością czując
przelotny dotyk jego palców. - No to co? - spyta
ła, z trudem ukrywając niecierpliwość. - Chcesz
porozmawiać o tym teraz czy później?
- Porozmawiać o czym?
- O naszej przyszłości. - Zauważyła, że Travis
nieco zesztywniał na poduszkach, ale zigno
rowała to. - Kiedy zamierzałeś mnie spytać?
Nie chciałabym zepsuć całej niespodzianki, ale
18
MISTERNY PLAN
wolałabym wiedzieć, o jakiej dacie myślałeś,
żebym mogła wszystko zaplanować. Jest tyle
rzeczy do zrobienia. Chciałabym, żeby wszystko
poszło idealnie.
Travis patrzył na nią, nie zwracając już uwagi
na herbatę.
- Zaplanować? O czym ty do diabła mówisz?
- Zawsze masz kłopoty ze zrozumieniem, czy
tylko rano? - Uśmiechnęła się pobłażliwie. - Mó
wię o naszym ślubie.
- O czym? - Czerwona filiżanka wysunęła się
Travisowi z ręki i z miękkim uderzeniem spadła
na biały dywan.
- Ojej! Muszę coś z tym zrobić. Te plamy po
herbacie... - Juliana zerwała się na równe nogi,
pobiegła do łazienki wykładanej białymi kafel
kami i zaczęła szukać czegoś w szafce.
- Juliano, gdzie ty idziesz? Wracaj tutaj! O co
ci przed chwilą chodziło? Kto wspominał o mał
żeństwie?
Juliana odwróciła się do niego, trzymając w rę
kach gąbkę i środek do czyszczenia dywanów.
Z zachwytem patrzyła, jak stoi nagi w drzwiach
łazienki. Przez chwilę zapomniała o plamach na
dywanie.
- Co z tego, że jesteś trochę za niski - powie
działa miękko. - Dla mnie jesteś idealny.
- Ja jestem za niski? - Spojrzał na nią ze złością.
- To ty jesteś za wysoka, w tym tkwi problem.
Jayne Ann Krentz
19
- To nie jest żaden problem. Poradzimy sobie.
Będę nosić buty na płaskim obcasie albo na takim
niedużym - obiecała. Przesuwała wzrokiem coraz
niżej wzdłuż jego ciała. - Masz też miejsca, na
których długość nie będę narzekać.
- Juliano, przestań! - Travis chwycił najbliż
szy ręcznik i owinął go sobie dookoła bioder.
- Czerwienisz się? Nie wiedziałam, że męż
czyźni są do tego zdolni.
- Odłóż gąbkę i zacznij wreszcie mówić z sen
sem. O co ci chodziło z tym ślubem?
W tym momencie Juliana przypomniała sobie
o dywanie.
- Poczekaj chwilę. Z białym dywanem jest
zawsze kłopot. Jak się nie zetrze plam od razu, to
potem trudno je usunąć. - Przecisnęła się obok
niego i szybko podeszła do rozlanej herbaty, która
powoli wsiąkała w grube włosie. - Miał być
plamoodporny, ale to chyba nie oznacza, że
zniesie każde traktowanie. Biały kolor jest nie
praktyczny, za to wygląda rewelacyjnie. Po pros
tu nie mogłam się powstrzymać.
Travis wrócił powoli do sypialni i stanął nad
Juliana, która klęcząc, pracowicie usuwała plamę.
- Juliano, do cholery, chcę z tobą porozmawiać.
- Ach tak, o naszym ślubie. Myślałam o tym
i doszłam do wniosku, że nie ma powodu, żebyś
my to odkładali. W końcu nie jesteśmy dziećmi.
- To prawda. Jesteśmy dorośli. A to oznacza,
20
MISTERNY PLAN
że nie musimy mówić o ślubie tylko dlatego, że
poszliśmy ze sobą do łóżka.
- Znasz mnie dobrze i wiesz, że mam zwyczaj
zmierzać prosto do celu - przypomniała mu
beztrosko. - Kiedy sobie coś postanowię, nic
mnie nie powstrzyma. Spytaj, kogo chcesz.
- Juliano, przestań trzeć ten dywan i posłu
chaj.
- Nie ma powodu, żeby to odkładać, ale masz
rację, że nie musimy się tak bardzo spieszyć
- zachichotała. - Zawsze mi powtarzałeś, żebym
spokojnie i dokładnie wszystko sobie planowała,
prawda?
- Prawda.
- Więc chcę dobrze zaplanować nasze wesele.
Marzy mi się duże, wytworne przyjęcie ze wszyst
kimi dodatkami, jak na przykład wcześniejsze
zaręczyny. W końcu to będzie jedyne takie wyda
rzenie w moim życiu. Dlatego wszystko musi być
takie, jak powinno. Chciałabym zaprosić całą
rodzinę. Kuzynka Elly i jej mąż mieszkają nieda
leko, a moi rodzice dojadą tu z San Francisco.
Wuj Tony mieszka w San Diego, więc to też nie
jest problem. A wszyscy moi znajomi i przyjacie
le są z Jewel Harbor. Chciałabym też zaprosić
kilku klientów Charismy.
- Juliano...
- Moglibyśmy zamówić tę uroczą białą kap
licę, z której jest widok na przystań.
Jayne Ann Krentz
21
- Nie przyszło ci do głowy - przerwał jej
Travis twardo - że za bardzo się rozpędziłaś?
Przestała czyścić dywan i spojrzała na niego
z zaciekawieniem.
- Rozpędziłam?
- Tak. - Był zadowolony, że wreszcie skupiła
na nim całą swoją uwagę. - Pamiętam wszystko,
co wydarzyło się zeszłej nocy, i wszystko, o czym
rozmawialiśmy w ciągu ostatnich trzech tygodni.
I jestem pewien, że nie mówiliśmy nic, powta
rzam: nic, o małżeństwie.
- O nie! Czyżbym wszystko popsuła? Pewnie
planowałeś romantyczny wieczór z winem i ka
wiorem, spacerem po nabrzeżu i prawdziwymi
oświadczynami. - Juliana uniosła się z klęczek,
zagryzając ze smutkiem wargi. - Tak mi przykro.
Ale to się da naprawić. Możemy to zrobić dziś
wieczorem albo jutro. Ta restauracja, gdzie wczo
raj jedliśmy kolację, to świetne miejsce na oświad
czyny. Chodźmy tam dzisiaj.
- Skąd wiesz, że to dobre miejsce? Do diabła,
co ja gadam! Nieważne. - Oczy Travisa rzucały
gniewne spojrzenia. - Juliano, ja nie miałem
zamiaru prosić się o rękę.
W ciszy, która zapadła po tych słowach, Julia
na próbowała przetrawić to, co usłyszała. Przez
moment wydawało jej się, że czegoś nie zro
zumiała.
- Co powiedziałeś?
22
MISTERNY PLAN
- Słyszałaś przecież. - Travis pocierał sobie
kark gestem wyrażającym frustrację i irytację.
- Myślałam... Wydawało mi się... - Julianie
zabrakło słów, co samo w sobie było dość nie
zwykłe. Bezradnie uniosła dłoń, w której trzy
mała gąbkę. - Przecież wczoraj...
Travis skrzywił się ironicznie.
- Myślałaś, że skoro spotykamy się od kilku
tygodni, a potem idziemy do łóżka, to znaczy, że
mam od razu poprosić cię o rękę? Daj spokój, nie
jesteś aż tak naiwna. Wręcz przeciwnie, jeżeli
chcesz, potrafisz być bardzo sprytna. Do diabła,
jesteś twardą kobietą interesu. Umiesz się o siebie
zatroszczyć. Masz trzydzieści dwa lata i jak sama
przyznałaś, pocałowałaś już parę żab. Więc nie
patrz na mnie jak zraniona łania.
Te słowa dotknęły ją do żywego. Zmrużyła
oczy, czując, jak złość zaczyna w niej pulsować.
- No to ci powiem, że przez cały czas mia
łam uczciwe zamiary. Od chwili, kiedy cię po
znałam, wiedziałam, że chcę wyjść za ciebie za
mąż.
- Tak? Więc być może powinnaś była mnie
ostrzec. Moglibyśmy uniknąć tej idiotycznej, że
nującej sytuacji. Bo na razie nie zamierzam się
z tobą ożenić.
- Rozumiem. - Wyprostowała się dumnie.
- Więc mnie wykorzystałeś, tak?
- Nie wykorzystałem cię i wiesz o tym dosko-
Jayne Ann Krenlz
23
nale. Jesteśmy dwojgiem dorosłych ludzi, którzy
pociągają się fizycznie. Mamy wspólne zaintere
sowania zawodowe, oboje jesteśmy samotni, pra
cujemy razem, bo wynajęłaś mnie jako konsultan
ta. Było oczywiste, że z tego musi się wywiązać
jakiś romans. I właśnie w tym miejscu jesteśmy.
Łączy nas romans, nic więcej.
- Nie masz ochoty na żadne zobowiązania,
tak? - spytała zaczepnie.
- Czy zawsze mówisz takie rzeczy swoim
kochankom po wspólnie spędzonej nocy?
- Tych wspólnych nocy nie było wiele, już
to ustaliliśmy. I nie mówiłam im takich rzeczy.
Bo nie miałam zamiaru wychodzić za nich za
mąż.
- Ciekawe, ilu chciało się z tobą ożenić - rzu
cił sarkastycznie.
- Wielu składało mi takie propozycje. I nie
ustannie je dostaję. Zwykle w tej restauracji,
o której ci wspominałam. Stąd wiem, że to dobre
miejsce na takie okazje.
- Jeżeli miałaś tyle możliwości, to dlaczego
żaden z tych durniów nie został łaskawie przy
jęty?
Juliana wpadła we wściekłość.
- Bo żaden nie był tym właściwym. Dlatego
wszystkim odmawiałam. Z wyjątkiem jednego,
ale z tym akurat nie wyszło.
- Więc jestem jednym z dwóch szczęściarzy,
24
MISTERNY PLAN
których uznałaś za odpowiednich, tak? A co się
stało z tym drugim frajerem?
Poczuła zbierające się łzy. Zamrugała szybko,
żeby się ich pozbyć.
- I po co jesteś taki grubiański? Nie był
frajerem. Był miłym, uroczym człowiekiem.
I czułym. I jeszcze był bardzo przystojny. Miał
piękne brązowe oczy i jasne włosy. I był od ciebie
dużo wyższy.
- Nie obchodzi mnie, jak wyglądał. Chciał
bym tylko wiedzieć, jak udało mu się uwolnić.
- Po co? Żebyś mógł skorzystać z tej samej
furtki? Ale dobrze, powiem ci, jak wyrwał się z mo
ich szponów. Po prostu podkulił ogon i uciekł.
Prosto w ramiona innej kobiety. Na dodatek bar
dzo mi bliskiej. Do drobnej blondynki o łagodnej
naturze. Ona nigdy się z nim nie kłóciła. Nawet
nie przyszło jej do głowy, żeby mu się w czymś
sprzeciwić. I nie przytłaczała go tak jak ja. To
wszystko. Jesteś zadowolony?
- Na miłość boską, Juliano, nie chciałem przy
woływać przykrych wspomnień. - Travis znów
zaczął pocierać sobie kark. - Chciałem jedynie
wyjaśnić, o co mi chodzi.
- Powiedzmy, że ci się udało. Proszę bardzo,
możesz zrobić to samo, co mój narzeczony trzy
lata temu. Uciekaj, jeśli się przestraszyłeś. Ale
szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś wię
cej po tobie. Nie sądziłam, że kobieta taka jak ja
Jayne Ann Krentz
25
może cię onieśmielać. Myślałam, że jesteś face
tem z charakterem.
- Nie zamierzam nigdzie uciekać - zaprotes
tował. - Ale nie pozwolę wepchnąć się w małżeń
stwo. Wyrażam się jasno?
Juliana pokiwała ze smutkiem głową.
- Całkowicie. Po prostu zupełnie się nie zro
zumieliśmy. Widocznie źle odczytałam różne
sygnały. - Pociągnęła nosem, żeby powstrzymać
łzy. - Przepraszam.
Twarz Travisa złagodniała. Podszedł do niej
i podniósł rękę, żeby pogłaskać ją po policzku.
- Nie musisz się tak tym przejmować. Znam
cię dość dobrze i wiem doskonale, że jesteś
impulsywna.
- Moja kuzynka Elly mówi, że jestem spon
taniczna.
- To też. - Travis uśmiechnął się.
- To takie żenujące.
- Nie warto już o tym mówić - powiedział
Travis pojednawczo. - Zeszłej nocy było cudow
nie. Rozumiem, że mogłaś doszukać się w tym
więcej, niż...
- Niż chciałeś mi dać?
- Więcej niż oboje chcieliśmy.
- Mów za siebie. - Odwróciła się, unikając
dotyku jego dłoni. - Robi się późno. Powinnam
już się ubrać. Na pewno masz dziś wiele rzeczy do
zrobienia.
26
MISTERNY PLAN
- Nic, co nie mogłoby poczekać do poniedział
ku. - Travis patrzył na nią uważnie. - A może
pojechalibyśmy na plażę?
- Raczej nie. - Schyliła się, żeby do kończyć
czyszczenie dywanu, po czym wstała, podnosząc
czerwoną filiżankę. - Mam dzisiaj mnóstwo pra
cy. Wiesz, jak to jest. Muszę umyć głowę, potem
zrobić pranie. Tak, te prześcieradła nadają się już
do prania.
Travis nie poruszył się.
- Będziesz się teraz obrażać?
- Nigdy się nie obrażam - powiedziała wy
niośle.
- No to po co to gadanie? Przecież wczoraj się
umawialiśmy, że spędzimy niedzielę razem.
- Ale wszystko się zmieniło. Mam nadzieję,
że to rozumiesz. - Weszła do łazienki i schowała
w szafce płyn do czyszczenia dywanów. - Dlate
go pospiesz się z ubieraniem. Trochę mnie roz
prasza, kiedy tak stoisz w mojej sypialni jedynie
z ręcznikiem na biodrach.
- Ręcznik mogę zdjąć.
Spojrzała na niego ze złością.
- Chyba nie myślisz, że pójdę teraz z tobą do
łóżka?
- Czemu nie? Przecież ustaliliśmy, że było
nam ze sobą dobrze.
- Nie wierzę własnym uszom. - Juliana oparła
się ramieniem o drzwi. - Naprawdę myślisz, że
Jayne Ann Krentz
27
mogłabym pójść z tobą do łóżka, wiedząc, że nie
masz uczciwych zamiarów?
- Przestań gadać jak staroświecka panienka,
która sądzi, że została uwiedziona.
- Ty rzeczywiście nic nie rozumiesz - po
wiedziała spokojnie, choć gotowała się w środ
ku ze złości. - Zabieraj się stąd. Natychmiast.
Ubierz się i wyjdź z mojego mieszkania. Każdy
popełnia w życiu błędy, ale rzucanie pereł przed
wieprze po raz drugi byłoby błędem niewyba
czalnym. Nie mam zamiaru tracić swojego cen
nego czasu na mężczyznę tak nierozgarniętego
i upartego jak ty.
- Chcesz powiedzieć, że jestem idiotą?
- Właśnie. Jestem dla ciebie najlepszą kobie
tą, Travis. Jestem twoim przeznaczeniem, tak
samo jak ty moim. Ale skoro jesteś na tyle tępy,
żeby tego nie widzieć, to utrzymywanie naszej
relacji naprawdę nie ma sensu. Wynoś się.
Jego oczy zwęziły się jak szparki. Sięgnął po
spodnie leżące na komodzie.
- Czy to oznacza, że chcesz zerwać kontrakt
z Sawyer Management Systems?
To ją zaskoczyło. Jeżeli zrezygnuje z jego
usług, może go już nigdy nie zobaczyć. Nad taką
myślą nie chciała się nawet zastanawiać.
- Nie zrywam kontraktu. SMS to najlepsza
firma konsultingowa w tej części Kalifornii,
a przyszłość Charisma Espresso jest dla mnie zbyt
28
MISTERNY PLAN
ważna. Więc nie mogę się ciebie pozbyć. Nie
stety.
- Rzeczywiście? - Travis podciągnął spodnie
i zaczął zakładać koszulę. - To miłe, że pod
pewnymi względami nadal mnie doceniasz. Nie
boisz się jednak łączenia interesów z przyjemnoś
cią? W końcu to doprowadziło nas do łóżka.
- Nie mam najmniejszych obaw. - Juliana
uniosła brodę. - Z pewnością będę umiała od
dzielić swój interes od twojej przyjemności.
- Naprawdę? No to przekonamy się, czy rze
czywiście to potrafisz. - Skończył zapinać koszu
lę i schylił się po buty.
- Czyżbyś mi groził?
- Gdzieżbym śmiał. - Zawiązał sznurowadła
kilkoma krótkimi, mocnymi ruchami, po czym
wcisnął krawat do kieszeni. - Ale oboje wiemy,
że z naszej dwójki to ty kierujesz się emocjami.
Na dodatek mnie pragniesz. Do diabła, przecież
rano obudziłaś się z przekonaniem, że się we mnie
kochasz.
- Tego nie powiedziałam.
- Owszem, powiedziałaś - poprawił ją chłod
no. - W nocy, kiedy leżałaś pode mną i przytula
łaś się do mnie tak, jakbym był jedynym męż
czyzną na świecie. Dobrze słyszałem.
Juliana poczuła, że robi jej się gorąco z upoko
rzenia.
- Niech ci będzie, powiedziałam. Nie zamie-
Jayne Ann Krentz
29
rzam się wypierać. Nie mówiłabym o ślubie,
gdybym nie była w tobie zakochana. Ale przy
wróciłeś mnie do rzeczywistości. Na szczęście
z miłością jest tak jak z grypą. Przejdzie mi, tak
samo jak trzy lata temu. A teraz bądź uprzejmy
stąd wyjść, zanim stracę cierpliwość. Zaczynasz
mnie naprawdę złościć.
Travis skierował się do drzwi.
- Zobaczysz, jeszcze będziesz tego żałować.
- Wydaje ci się. Życie jest za krótkie, żeby
żałować głupstw. Naprawdę, przejdzie mi. Ale
ostrzegam cię, że pewnego dnia, kiedy o tym
pomyślisz, zrozumiesz, że byłeś głupcem.
- Jesteś pewna? - Przeszedł przez jej morelo-
wo-turkusowy salon i zatrzymał się przy
drzwiach z ręką na klamce.
Juliana pospieszyła za nim. Za chwilę go tu nie
będzie, pomyślała z przerażeniem.
- Tak, jestem pewna. Jestem kobietą twojego
życia i wkrótce sam się o tym przekonasz.
Odwrócił się do niej gwałtownie, stojąc w ot
wartych drzwiach.
- Już się przekonałem, że jest nam ze sobą
dobrze w łóżku. Czego ty więcej chcesz?
Z efektownym poślizgiem zatrzymała się pół
metra od niego, z trudem łapiąc oddech.
- Chcę, żeby wreszcie do ciebie dotarło, że
mnie kochasz. I chcę, żebyś poprosił mnie o rękę.
- O, to naprawdę niewiele.
30
MISTERNY PLAN
- Nie zadowalają mnie półśrodki. Znasz mnie
wystarczająco długo, żeby to wiedzieć. Ale -
przerwała, zbierając się na odwagę - może po
winnam pójść na pewne ustępstwa, biorąc pod
uwagę fakt, że jak każdy mężczyzna masz kiepski
kontakt ze swoimi emocjami i potrzebami.
- Wielkie dzięki, droga pani, za tę głęboką
analizę psychologiczną.
- Posłuchaj, Travis. Daję ci miesiąc. I ani dnia
dłużej. Ale jeżeli nie opamiętasz się przez ten
czas, to nie dostaniesz kolejnej szansy.
Uniósł brwi w sposób, który miał ją onieśmielić.
- Miesiąc na co?
- Na to, żebyś zrozumiał, że mnie kochasz,
i żebyś poprosił mnie o rękę.
- Jeden miesiąc... Szczerze mówiąc, zasko
czyłaś mnie. Znasz mnie wystarczająco długo,
żeby wiedzieć, że źle przyjmuję każde ultimatum.
- Więc nie traktuj tego jako ultimatum. Niech
to będzie chwila wytchnienia, podczas której
będziesz mógł się nad sobą zastanowić.
Potrząsnął głową ze zdziwieniem.
- Ty się jednak nigdy nie poddajesz.
- Ten, kto się poddaje, nie dostaje tego, czego
chce.
Travis przeszedł przez próg.
- Nie potrzebuję chwili wytchnienia. Wiem,
czego chcę. Wiedziałem od samego początku.
- Czego ty chciałeś ode mnie? - zapytała,
Jaync Ann Krentz 31
stając w otwartych drzwiach. - Żebym poszła
z tobą do łóżka?
- Nie, Juliano. To akurat nie było ważne.
Możesz mi wierzyć lub nie, ale wcale tego nie
planowałem. To był miły dodatek, jak lukier na
cieście.
Wyszedł na jasne słoneczne światło. Juliana
stała na ceglanych schodach prowadzących do jej
apartamentu. Patrzyła z przerażeniem, jak męż
czyzna, którego kochała, wsiada do brązowego,
trzyletniego, najzwyklejszego buicka.
Zastanawiała się, jak mogła być taką idiotką,
żeby stracić głowę dla kogoś, kto jeździł takim
okropnym samochodem i nosił niemodne kra
waty.
ROZDZIAŁ DRUGI
Wszystko za bardzo się skomplikowało; skom
plikowało w sposób niewiarygodny i katastro
falny.
Przecież zemsta powinna być sprawą prostą
i oczywistą, tak samo jak emocje, które jej towa
rzyszą, upominał siebie Travis. W tej całej sytua
cji są tylko dwie strony, on sam i przeciwnik.
A każdy, kto nosił nazwisko Grant, był wrogiem.
Travis siedział za kierownicą i pogrążony
w niewesołych myślach gapił się na Pacyfik. Ze
szczytu wzgórza rozciągał się pocztówkowy wi
dok. W dole migotało miasteczko Jewel Harbor,
gdzie stare domy w hiszpańskim kolonialnym
Jayne Ann Krentz
33
stylu łączyły się harmonijnie z nowoczesną ar
chitekturą kalifornijskiego wybrzeża. Wszędzie
unosiła się atmosfera bogactwa, chwilami aż
nierealna. To naprawdę było dobre miejsce na
siedzibę Sawyer Management Systems.
Wzdłuż ulic kołysały się palmy, a z ogrodów
wprost wylewała się bujna roślinność. Większość
naznaczona była szafirowymi plamami basenów,
otoczonych pomarańczowymi drzewkami. Na
szerokich podjazdach parkowały samochody,
głównie niemieckich marek, wśród których, jak
by dla urozmaicenia, pojawiały się modele bry
tyjskie lub włoskie.
Biznesowe centrum Jewel Harbor emanowało
takim samym nonszalanckim bogactwem jak re
szta miasta. Surowe przepisy ograniczały wyso
kość sklepów i innych budynków, które musiały
być utrzymane w hiszpańskim stylu, z białymi
stiukami i czerwonymi dachówkami, podobnie
jak dom, w którym mieszkała Juliana. Travis na
moment zmrużył oczy, żeby lepiej widzieć w ost
rym słońcu. Mógł stąd dostrzec ruchliwe centrum
handlowe, gdzie Juliana otworzyła Charisma Es
presso.
Przypomniał sobie ten brzemienny w skutki
dzień cztery tygodnie temu, kiedy po raz pierwszy
wszedł do różowo-szarego lokalu. Był wówczas
przekonany, że chodzi mu jedynie o zwykły
rekonesans. Jak generał, który sporządza szcze-
34
MISTERNY PLAN
gółowy plan bitwy, chciał mieć pewność, że
niczego nie pominął. Doskonale zaplanował
wszystko w czasie. Pułapka miała się zatrzasnąć
wtedy, gdy był w Jewel Harbor i organizował
nowe biuro Sawyer Management Systems.
Juliana była jedyną osobą z rodziny Grantów,
której nie poznał pięć lat temu, jedyną niewiado
mą w jego równaniu. Nie mieszkała wówczas
w Jewel Harbor. Niewyraźnie przypominał sobie,
że mówiono mu, że pracuje w San Francisco.
Travis nie był pewien, czego się spodziewał,
wchodząc przez szklane drzwi do Charisma Esp
resso, ale doskonale pamiętał, że w tej pierwszej
chwili uderzyły go dwie rzeczy. Pierwszą był
intensywny zapach świeżo zmielonej kawy,
a drugą, dużo bardziej niezwykłą, widok rudo
włosej, bardzo wysokiej kobiety za ladą. Ubrana
była w jaskrawoniebieski kombinezon, który na
każdej innej osobie wyglądałby tandetnie. Ale nie
na niej. Na niej wyglądał świetnie. Był tak samo
śmiały i wyrazisty jak ona.
Juliana nie była podobna do nikogo z rodziny
Grantów. I to stanowiło zapewne powód, dla
którego pozwolił, by sprawy aż tak się skom
plikowały. Travis pamiętał, że w tej rodzinie
mężczyźni byli średniego wzrostu, a kobiety
drobne i delikatne. Juliana natomiast była niemal
tak wysoka jak on. Pomyślał ze złością, że w bu
tach na obcasie mogła być nawet wyższa. Rude
Jayne Ann Krentz 35
włosy zapewne odziedziczyła po ojcu, ale tego
mógł się jedynie domyślać, bo gdy poznał Roya
Granta, ten był już zupełnie siwy. Podobnie jak
jego brat, Tony Grant. Natomiast oczy miała
Juliana po matce, Beth. Jednak dopiero u niej
rodzinne geny połączyły się w niesamowitą, eg
zotyczną całość.
Ale to nie wygląd Juliany tak bardzo wytrącił
Travisa z równowagi. Chodziło o nią samą. Julia
na była po prostu inna. Nie tylko od pozostałych
członków rodziny, ale od wszystkich kobiet, któ
re Travis spotkał w swoim życiu.
„Za bardzo" - te słowa przychodziły mu do
głowy, gdy próbował ją określić czy opisać. Tak,
Juliana była trochę „za bardzo" pod każdym
względem. Za kolorowa, za wysoka, zbyt emocjo
nalna, zbyt dynamiczna, zbyt pewna siebie, zbyt
inteligentna. Tysiąc lat temu takie kobiety chwy
tały za włócznie i ruszały na pole walki u boku
swoich mężczyzn. Takie kobiety dawały z siebie
wszystko i w zamian wymagały tyle samo.
Dla większości mężczyzn Juliana była, mó
wiąc wprost, zbyt przytłaczająca. Travis wystar
czająco dobrze znał przedstawicieli swojej płci,
żeby wiedzieć, że przeciętny samiec będzie się
zachwycał Juliana przez piętnaście minut, a zaraz
potem zacznie się gorączkowo rozglądać za ja
kimś wyjściem awaryjnym, by ruszyć do niego
w pełnym pędzie.
36
MISTERNY PLAN
Bez wątpienia Juliana onieśmielała każdego
przeciętnego mężczyznę.
Travis nie uważał się za przeciętnego i nie czuł
się przez nią onieśmielony, jednak nie miał naj
mniejszej ochoty tańczyć, jak mu zagrała. Była
żywiołowa i nieopanowana, ale wiedział, że
umiałby sobie z tym poradzić. Problem tkwił
gdzie indziej. Pragnął jej, ale biorąc pod uwagę
całą sytuację z rodziną Grantów, nie mógł sobie
pozwolić na to, by się głębiej angażować. I tak
sprawy zaszły za daleko. Co go do diabła pod-
kusiło, żeby zostać jej konsultantem! Chyba mu
siał postradać zmysły. Przecież od dziesięciu lat
nie pracował dla takich drobnych klientów jak
Charisma Espresso.
Wziął kilka głębokich oddechów, żeby odzys
kać jasność myśli. Na początku wszystko wyda
wało się proste. Juliana nosiła nazwisko Grant,
a on poprzysiągł wszystkim Grantom zemstę.
Tłumaczył sobie, że uwiedzenie jej będzie jak
finalne pociągnięcie pędzlem na dziele, które
tworzył od tylu lat. Na dodatek Juliana wcale nie
sprzeciwiała się temu, by zostać uwiedzioną.
Jednak patrząc na to teraz, nie był do końca
pewien, kto kogo uwiódł. Z pewnością to ona
zrobiła pierwszy krok, namawiając go, by został
jej konsultantem. Kiedy tylko dowiedziała się, na
czym polega jego praca, zarzuciła go mnóstwem
pytań. Podjął grę, bo uznał, że warto sięgnąć po
Jayne Ann Krenlz
37
nagrodę: jeszcze jeden skalp Grantów do jego
kolekcji. Skrzywił się na tę myśl. Wcale nie chciał
skalpu Juliany. Nie miała nic wspólnego z tym, co
wydarzyło się pięć lat temu. Nawet nie wiedziała,
kim on jest. Miała jednak pecha, bo należała do
rodziny. Kiedy ją poznał trzy i pół tygodnia temu,
powiedział sobie, że mógłby ją jakoś wykorzystać
w swoim planie.
Ale ostatniej nocy nie myślał już o wykorzys
taniu jej dla zemsty, tylko o zaspokojeniu prag
nienia, które z każdym dniem w nim narastało.
Dziś rano był zbyt oszołomiony rozwojem wypa
dków, żeby się nad wszystkim zastanowić. Do
piero kiedy Juliana weszła do sypialni z tym
swoim eleganckim imbrykiem w stylu art deco
i zaczęła snuć małżeńskie plany, gwałtownie
wrócił do rzeczywistości.
To, co się wydarzyło, stanowiło zagrożenie dla
jego zamiarów. Po tylu latach cierpliwego ukła
dania planu zemsty nie miał zamiaru tracić kon
troli nad sytuacją. Potarł kark i włączył silnik
buicka. Powinien był to przewidzieć. Juliana
zakochała się w nim. Ostatniej nocy był tego
pewien. Oddała mu się w pełni, bez zastrzeżeń.
Taka po prostu była. Jeżeli chciał być przed sobą
szczery, to musiał przyznać, że wziął wszystko,
co gotowa mu była ofiarować.
Ona należy do rodziny Grantów, powtarzał
sobie, jadąc w kierunku swojego mieszkania. Nie
38
MISTERNY PLAN
ma mowy, żeby ktokolwiek z Grantów stawiał mu
jakieś ultimatum.
Miesiąc, żeby zrozumieć, że ją kocha? Mie
siąc, żeby nabrać rozumu? Za kogo ona się
uważa? Zanim minie miesiąc, dokona swojej
zemsty na rodzinie Grantów. I tak nie byliby ze
sobą dłużej niż tydzień.
Kiedy lawina wreszcie ruszy, a z pewnością
stanie się to bardzo szybko, każdy będzie musiał
opowiedzieć się po którejś ze stron. Travis nie
miał wątpliwości, po czyjej stronie stanie Juliana.
Jej wybór wynikał z faktu, że należała do rodziny.
Travis przyjął tę oczywistość ze stoickim spoko
jem. Przywykł do tego, że jest outsiderem, że to
nie jego się wybiera.
Jednak jadąc krętą drogą do miasta, nie mógł
pozbyć się myśli, że ta noc znaczyła coś więcej.
Wiedział, że jej wspomnienie będzie go prze
śladować do końca życia. Nadal czuł na plecach
paznokcie Juliany. Ona należała do kobiet, które
zostawiają po sobie niezatarte ślady.
Poczuł nagle, że musi spędzić z nią chociaż
jeden tydzień.
- No i jak poszła randka?
- Widziałem was na kolacji w Treasure Hou
se, ale byliście tak zajęci sobą, że nie chciałem
przeszkadzać. Pomyślałem, że może akurat facet
zamierza zadać ci to pytanie.
Jayne Ann Krenlz
39
- Właśnie, szefowo, masz już na palcu pier
ścionek?
Juliana zatrzymała się przed długą szarą ladą
i spojrzała ze złością na wyczekujące twarze
swoich pracowników.
- Nie macie nic lepszego do roboty, niż wy
stawać tu i zadawać osobiste pytania?
- Oho! - Sandy Oaks, z krótkimi włosami
gładko zaczesanymi za uszy, żeby wyraźnie było
widać trzy pary kolczyków, mrugnęła okiem do
swojego kolegi. - Zdaje się, że nasza pani nie jest
dziś w najlepszym humorze. Lepiej bierz się za
mielenie kawy, Matt.
Matt Linton, który miał włosy jeszcze krótsze
niż Sandy, ale za to nosił tylko jeden kolczyk,
zmarszczył brwi z nagłym zainteresowaniem.
- Tylko żartowaliśmy. Wszystko w porządku,
Juliano?
- Świetnie. Rewelacyjnie. Po prostu znakomi
cie. - Juliana rzuciła swoją skórzaną torbę na
biurko i sięgnęła po jeden z ciemnoróżowych
fartuchów z logo Charismy. - Gdybym wygrała
główny los na loterii, nie byłabym bardziej szczę
śliwa. Zadowoleni? A teraz się czymś zaj
mijcie. Za chwilę zaczną przychodzić goście.
Sandy, dlaczego te ciasteczka jeszcze nie są
wyłożone?
- Przed chwilą przywieźli je z piekarni - wy
jaśniła Sandy kojącym tonem. - Już je wyjmuję.
40
MISTERNY PLAN
- Patrzyła badawczo na Julianę, układając cias
teczka w szklanej witrynie obok kasy.
- Matt, przynajmniej udawaj, że coś robisz.
Na ladzie jest bałagan. I gdzie się podział cyna
mon?
- Aj! - Matt potrząsnął ręką, jakby ugryzł go
wściekły pies.
Juliana westchnęła.
- Przepraszam, że się czepiam. Ale prawda
jest taka, że mam kiepski nastrój.
- Zabawne, ale tak właśnie pomyśleliśmy
- potaknęła Sandy. - Rozumiem, że stchórzył
i w końcu nie poprosił cię o rękę?
- Nie tylko nie poprosił mnie o rękę, ale
jeszcze był zaskoczony, kiedy okazało się, że
tego się po nim spodziewałam - wyjaśniła Ju
liana. - To było jakieś kompletne nieporozu
mienie. Zrobiłam z siebie idiotkę. Obiecajcie,
że przypomnicie mi o tym, jeżeli kiedykolwiek
będę wykazywać zainteresowanie jakimkolwiek
mężczyzną.
Matt skrzywił się.
- Chcesz w ogóle zrezygnować z mężczyzn
tylko dlatego, że książę z bajki okazał się
żabą?
- On nie jest żabą. Po prostu nie wie, że jest
księciem z bajki. - Juliana odwróciła się plecami
do drzwi i zajęła się mieleniem kawy. Podniosła
głos, usiłując przekrzyczeć hałasującą maszynę.
Jayne Ann Krentz
41
- Ale skoro nie ma na tyle rozumu, żeby pojąć, że
jest księciem, to może rzeczywiście jest żabą?
Przecież prawdziwy książę nie byłby taki głupi.
Była tak pochłonięta logiką swojego wywodu,
że nie usłyszała dźwięku otwieranych drzwi.
- Juliano... - zaczął Matt nieco nerwowo, ale
Juliana nie dała sobie przerwać.
- Przyznaję, serce mam złamane. Ale pytam
was: jak to świadczy o mojej inteligencji? Jak
mogłam pozwolić, żeby jakaś żaba złamała mi
serce? Przecież jestem na to za mądra.
- Juliano, może lepiej...
- Co więcej - ciągnęła dalej niezrażona -jeże
li Travis Sawyer jest na tyle głupi, żeby nie
widzieć, że jestem dla niego najlepszą kobietą, to
może nie nadaje się do tego, żeby planować
przyszłość Charisma Espresso? Wprawdzie po
wiedziałam mu, że nie zamierzam go zwalniać,
ale być może nie miałam racji. Zastanawiałam się
nad tym i wcale nie jestem pewna, czy chcę
zostawić los mojej firmy w jego rękach.
- Juliano - Sandy wpadła jej w słowo. - Mamy
gościa.
- Co mówiłaś? - Juliana skończyła mielenie
kawy i wyłączyła maszynę.
- Mówiłam - powtórzyła Sandy głośno i wy
raźnie - że mamy gościa.
- No i co takiego. Idź i spytaj, co chce.
- On chce - odezwał się spokojnie Travis
42
MISTERNY PLAN
Sawyer z drugiej strony lady - tego miesiąca,
który mu obiecałaś, żeby mógł dojść do rozumu.
- Travis! - Juliana nie wierzyła własnym
uszom. Poczuła ulgę i szczęście jednocześnie.
Odwróciła się gwałtownie do niego, wiedząc, że
na twarzy ma uśmiech wiejskiego głupka, ale
wcale się tym nie przejmowała. Serce znowu biło
jej radośnie. - Wróciłeś!
- Wcale nie odchodziłem. W każdym razie nie
z własnej woli. To ty mnie wyrzuciłaś.
- Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że
jak minie trochę czasu, to się opamiętasz. - Julia
na podała Mattowi torebkę ze zmieloną kawą
i pobiegła wokół lady, żeby rzucić się Travisowi
na szyję. Na szczęście Travis zdążył się na to
przygotować i cofnął się tylko o krok pod jej
ciężarem.
- Jestem wzruszony twoim zaufaniem do mo
jej inteligencji. - Patrzył wprost w jej błyszczące
oczy. Miała dziś na sobie buty na pięciocentymet-
rowym obcasie. - Czy to oznacza, że nie zrywasz
ze mną umowy biznesowej?
- Za mało się jeszcze pokajał - odezwała się
stanowczo Sandy, zanim jeszcze Juliana zdążyła
odpowiedzieć.
- Dajcie mu już spokój - wtrącił się Matt.
-Przecież przyszedł, nie? Czego jeszcze chcecie?
- Dziękuję - powiedział Travis ponuro,
zwracając się do Matta. - Zgadzam się w całej
Jayne Ann Krentz
43
pełni. Zrobiłem już chyba wystarczająco dużo.
- Znów patrzył na Julianę, która uśmiechała się
radośnie, cały czas obejmując go za szyję. - Czy
miałabyś coś przeciwko temu, gdybyśmy dokoń
czyli tę wspaniałą scenę pojednania gdzieś na
osobności? Lubię Sandy i Matta, ale czasem
miałbym ochotę porozumiewać się z tobą bez
świadków.
- Nie zwracaj na nas uwagi - powiedziała
szybko Sandy. - Poza tym zawsze możemy się do
czegoś przydać.
- Racja - przytaknął jej Matt. - Jesteśmy jak
rodzina.
- Niezupełnie. - Travis wziął Julianę za rękę
i poprowadził w kierunku stolików stojących na
zewnątrz. Poranne słońce przelewało się łagodnie
przez kraty pergoli i układało nieregularny wzór
na białych stolikach i krzesełkach.
- Chcieli dobrze - powiedziała Juliana bez
trosko, siadając naprzeciwko Travisa.
- Wiem, ale za każdym razem, kiedy tu jes
tem, czuję się jak złota rybka w akwarium.
Mówisz im o wszystkim?
- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła szybko.
- Ale od początku przyglądali się naszej znajo
mości. Od pierwszego dnia, kiedy wszedłeś i za
mówiłeś kawę, pamiętasz? Wiedzieli, co do cie
bie czuję. A dziś rano od razu się zorientowali, że
stało się coś okropnego.
44
MISTERNY PLAN
Travis westchnął i oparł się wygodnie na krze
sełku, które zatrzeszczało pod jego ciężarem.
- Jesteś dojrzałą kobietą, Juliano, nie jakąś
głupiutką nastolatką. Powinnaś się chyba nau
czyć, że czasem lepiej nie okazywać swoich
uczuć aż tak otwarcie.
- Jestem bardzo szczerą osobą, Travis. - Julia
na nieco spoważniała, kiedy pierwsza euforia
w niej opadła. - Wolę pokazać wprost, co się ze
mną dzieje, i tego samego oczekuję od innych.
Tak jest łatwiej. I stres przy tym mniejszy.
- Naprawdę, masz w sobie niezwykłą kom
binację składników.
- Chciałeś powiedzieć, jak na kobietę? - zapy
tała chłodno.
- Na kobietę czy na mężczyznę, nieważne.
Kiedy przychodzi do interesów, jesteś bystra
i przenikliwa. Zresztą sukces Charismy mówi
sam za siebie.
- Ale?
- Ale kiedy przychodzi do innych rzeczy,
jesteś nieobliczalna. - Kąciki ust Travisa uniosły
się w lekkim uśmiechu. - To zresztą łagodnie
powiedziane. Jesteś jak paczka dynamitu. Nigdy
nie wiadomo, kiedy i jak eksplodujesz. Ale za
wsze z wielkim hukiem.
- Nie znasz mnie tak dobrze, jak myślisz.
- Wzruszyła ramionami. -I ja też nie znam cię tak
dobrze, jak myślałam. Inaczej nie gadałabym
Jayne Ann Krenlz 45
rano takich rzeczy. Ale to nie szkodzi. Mamy
mnóstwo czasu, żeby dowiedzieć się o sobie tego,
co konieczne.
Travis przyglądał jej się przez chwilę.
- Nie składam ci żadnych obietnic. Chcę, żeby
to było jasne od początku.
- Należysz do mężczyzn, którzy nie są zdolni
do zobowiązań? Jeżeli tak, to powiedz to od razu,
bo nie chcę tracić czasu z kimś, kto jest nierefor-
mowalny.
- Do diabła, należę do mężczyzn, którym nie
można niczego narzucać, także zobowiązań. Mó
wię to otwarcie, zanim jeszcze spróbujemy za
cząć od nowa. Czy nadal chcesz mi dać ten
miesiąc?
Juliana zastanowiła się, ale niezbyt długo.
- Jasne, czemu nie? Jestem gotowa podjąć
ryzyko, bo nagroda jest tego warta.
Pokręcił głową ze zdziwieniem.
- Jesteś lekkomyślna.
- Tylko wtedy, gdy mi na czymś zależy.
- Chyba powinno mi pochlebiać, że uważasz
mnie za cenną nagrodę.
- To się okaże. Na razie jesteś potencjalnie
cenną nagrodą.
- Rozumiem. Ale powtarzam: nie oczekuj
ode mnie żadnych obietnic. Ani otwartych, ani
ukrytych. I żadnych zobowiązań. Będziemy się
posuwać powoli. Nie chcę, żebyś mnie ponaglała.
46
MISTERNY PLAN
- Ostrzeżenie przyjęłam. Teraz moja kolej.
- Chcesz postawić jakieś warunki? - Uniósł
brwi ze zdziwieniem.
- Skoro nie możesz na razie podjąć żadnych
zobowiązań, to ja nie mogę na razie chodzić
z tobą do łóżka.
- Nie spodziewałem się, że zechcesz użyć
seksu, żeby dostać to, czego chcesz.
- I wcale tego nie robię. A ty nie jesteś
mężczyzną, który da sobą manipulować za pomo
cą seksu. - Uśmiechnęła się promiennie. - Nawet
by mi nie przyszło do głowy, żeby cię zatrzymy
wać w ten sposób.
- Bardzo rozsądnie - wymamrotał.
- Nie idąc z tobą do łóżka, uwolnię twój
mózg od hormonalnych obciążeń. Będziesz mógł
z większą jasnością pomyśleć o naszej przy
szłości.
- Juliano - zaczął z przesadną cierpliwością
- oboje przekonaliśmy się, jak dobrze nam ze
sobą w łóżku. Pamiętasz?
- Oczywiście, że pamiętam. I co z tego?
- Dlaczego więc mielibyśmy odmawiać sobie
akurat tego składnika naszej relacji? - Wyciągnął
rękę i nakrył dłonią jej palce o długich, pomalo
wanych paznokciach.
- To proste. Dla mnie pójście z kimś do łóżka
oznacza pewne zobowiązanie. Nie zamierzam
składać żadnych zobowiązań, dopóki ty nie bę-
Jayne Ann Krentz 47
dziesz gotowy na zobowiązania ze swojej strony.
Nadal chcesz tego miesiąca?
Patrzył na nią przez długą, pełną napięcia
chwilę.
- Może to i lepiej. Ten związek i tak ma
niewielkie szanse. Musiałem zwariować, myśląc,
że można zjeść ciastko i nadal je mieć.
- O czym ty mówisz?
- Nieważne. - Podniósł się z krzesła. - Muszę
wracać do biura.
Juliana spojrzała na niego z niepokojem.
- Zaczekaj. Nie rozumiem, chcesz się ze mną
spotykać czy nie?
- Tak, chcę się z tobą spotykać.
Odetchnęła z ulgą.
- Nawet na moich warunkach? Nie wyglądasz
na uszczęśliwionego.
- Myślałem, że lepiej ode mnie wiesz, czego
chcę.
Juliana zagryzła wargi.
- Czasem mogę się mylić, jak każdy. Zdarzyło
mi się popełniać błędy.
- Tak jak z tym narzeczonym, który rzucił cię
dla drobnej blondynki?
- Nie jestem nieomylna. Do wczorajszej nocy
byłam pewna, że będziemy razem. Sam przy
znałeś, że coś między nami zaiskrzyło, nie tylko
w łóżku. Ale jeżeli się mylę, to lepiej dajmy sobie
spokój już teraz.
48
MISTERNY PLAN
- Naprawdę?
Juliana wzięła głęboki wdech.
- Twardy z ciebie facet.
- A ty jesteś bardzo zmienną kobietą.
- I może to jest niezbyt udane połączenie.
Iskrzenie to za mało na związek.
- Czyżbyś chciała zrezygnować?
- Nie, daję ci ten miesiąc.
- Dziękuję. -Pochylił się i pocałował ją prze
lotnie w usta. - Zjemy razem kolację? Przyjadę
po ciebie o szóstej.
- Świetnie. - Uśmiechnęła się, próbując ode-
gnać czarne myśli. - Będę gotowa. Co byś powie
dział na tę nową tajską restaurację przy Paloma
Street?
- Jesteśmy umówieni.
Podszedł do swojego buicka i wsiadł do środ
ka. Juliana zerwała się na równe nogi i pobiegła
za nim.
- Czy nadal chcesz pójść w sobotę na przyję
cie urodzinowe mojej kuzynki? - spytała z niepo
kojem. - Będzie cała moja rodzina, nawet wujek
Tony.
Travis spojrzał na nią z tak zaciętym wyrazem
twarzy, że aż cofnęła się o krok.
- Nie mogę się doczekać - powiedział i prze
kręcił kluczyk w stacyjce.
Juliana uśmiechnęła się niepewnie. To miłe, że
Travis nie miał nic przeciwko temu, żeby poznać
Jayne Ann Krentz
49
jej rodzinę, pomyślała. Ale jakoś nie umiała się
tym ucieszyć.
Był sobotni wieczór. Zajmując miejsce pasaże
ra w swoim ognistoczerwonym sportowym cou
pe, Juliana rozkoszowała się morskim powiet
rzem napływającym przez otwarty dach samo
chodu. Travis siedział za kierownicą. Pod jego
wprawną ręką auto z gracją pokonywało kolejne
zakręty. Widoczny w oddali ocean stapiał się na
horyzoncie z ciemnością nocy. Oświetlone pro
mieniami księżyca fale rozbijały się o skały
poniżej drogi. Jaki cudowny wieczór, pomyślała
Juliana. Czuła się szczęśliwa. Ostatnie dni z Tra-
visem były niezwykle przyjemne, nawet pomimo
wielu niedopowiedzeń.
- Marnujesz swój talent, jeżdżąc buickiem
- oświadczyła, kiedy Travis łagodnie przy
spieszył przy wychodzeniu z zakrętu. - Chy
ba będziesz musiał sprawić sobie porządny sa
mochód.
- Po co? Mój mi wystarcza.
- Nie lubisz prowadzić?
- Niespecjalnie.
- Ale robisz to znakomicie - zauważyła.
- Prowadzenie samochodu jest koniecznością,
więc staram się to robić jak najlepiej, żeby po
drodze nikogo nie zabić. To wszystko.
Juliana westchnęła z irytacją.
50
MISTERNY PLAN
- Od paru dni jesteś w dziwnym nastroju.
A dziś szczególnie. Naprawdę chcesz iść na
urodziny Elly?
- Planowałem to od jakiegoś czasu - powie
dział, hamując przed kolejnym zakrętem.
- Wiem, ale nie chciałabym cię do niczego
zmuszać. Niektórzy mężczyźni nie lubią takich
rodzinnych spotkań.
- Trochę za późno na zmianę decyzji, nie
uważasz? Za piętnaście minut będziemy na
miejscu.
- Masz rację. Wiesz, jesteś podobny do mo
jej rodziny. Już wcześniej poznałabym cię z Da-
videm i Elly, ale nie było jej w mieście. Poje
chała obejrzeć inne hotele na wybrzeżu, żeby
podchwycić jakieś pomysły dla Flame Valley.
Moi rodzice przylecieli dzisiaj do San Diego
i zabrali wuja Tony'ego. Wszyscy powinni po
jawić się na miejscu mniej więcej o tej samej
porze co my. Wiem, że chcieliby cię poznać.
David jest...
- Juliano!
Zauważyła, że ten ton jego głosu ostatnio coraz
bardziej ją niepokoił. Nie mogła zrozumieć, o co
mu chodzi.
- Słucham?
- Nie musisz mi zachwalać swojej rodziny.
- W porządku. Ani słowa więcej. Obiecuję.
Uśmiechnął się lekko.
Jayne Ann Krentz 5 1
- I ja mam w to uwierzyć?
- Zawsze dotrzymuję obietnic.
- Czy ta twoja kuzynka jest od dawna za
mężna z Davidem Kirkwoodem? - spytał po
chwili.
- Od trzech lat. Są doskonałą parą. Elly miała
kogoś pięć lat temu. Nigdy go nie poznałam,
a Elly nie chce o nim mówić. Chyba bardzo ją
zranił. Nawet myślałam, że potem już nie bę
dzie chciała się z nikim związać. Ale pojawił się
David.
- I oboje zarządzają hotelem?
Juliana uśmiechnęła się.
- Flame Valley Inn. Najbardziej elegancki
hotel w okolicy. Sam zobaczysz. Mają tam wszyst
ko: pole golfowe, korty tenisowe, centrum od
nowy biologicznej, fantastyczny widok na ocean,
luksusowe pokoje i znakomitą restaurację. Mój
ojciec i jego brat, wujek Tony, zbudowali ten
hotel dwadzieścia lat temu.
- A teraz prowadzi go twoja kuzynka z mę
żem. - Zabrzmiało to jak stwierdzenie, a nie
pytanie.
Juliana spojrzała na Travisa z zaciekawieniem.
- To prawda. Mój ojciec sprzedał większość
swoich udziałów wujowi jakieś cztery lata temu.
Wuj miał prowadzić cały interes, ale rozchorował
się na serce i nie mógł tyle pracować. Więc teraz
hotelem zarządzają Elly i David.
52 MISTERNY PLAN
- Większość decyzji w sprawach Flame Val
ley podejmował mąż twojej kuzynki?
- Tak, przynajmniej przez ostatnich parę lat.
Miał naprawdę wielkie plany. Ale moim zdaniem
trochę za szybko chciał je zrealizować.
- Za szybko?
Juliana właśnie czekała na ten objaw zaintere
sowania. Zmarszczyła brwi z zastanowieniem.
- David i Elly mają mnóstwo ambitnych pla
nów. Jeżeli im się powiedzie, Flame Valley bę
dzie jednym z najlepszych hoteli na świecie. Ale
jeśli im się nie uda, znajdą się w poważnych
tarapatach.
- Rozumiem.
- Travis, już dawno chciałam cię o to zapytać.
Twoja firma doradza różnym klientom. Znasz się
na branży hotelowej?
Przez chwilę zapadła cisza.
- Tak, mam o tym niejakie pojęcie - powie
dział spokojnie.
- Może mógłbyś z nimi porozmawiać? Za
czynam się o nich martwić.
- Czy ich sytuacja jest aż tak trudna?
Juliana westchnęła.
- Właściwie nie powinnam nic mówić, dopóki
sam z nimi nie porozmawiasz. David jest bardzo
drażliwy, jeżeli idzie o kondycję firmy, a Elly
reaguje obronnie. Gdybym ich przekonała, żeby
cię wynajęli, zgodziłbyś się?
Jayne Ann Krentz 53
- Mam teraz kupę roboty. Jakoś udało mi się
wcisnąć Charismę, ale więcej nie dam rady.
Zwłaszcza że to całkiem spory interes.
- Szkoda. - Juliana gładko przełknęła roz
czarowanie. - W takim razie nic im nie będę
wspominać. Ale może - nagle się rozpromieniła
- znajdziesz czas za miesiąc lub dwa?
Travis spojrzał na nią przeciągle.
- Nigdy się nie poddajesz, prawda?
- Chyba że sytuacja jest beznadziejna
- uśmiechnęła się szeroko.
- A czy ty jesteś w stanie uznać jakąkolwiek
sytuację za beznadziejną?
- Oczywiście, że tak. Nie jestem idiotką. Zwol
nij trochę, na następnym skrzyżowaniu trzeba
skręcić w prawo.
Jechali w milczeniu wąską drogą prowadzącą
w kierunku rzęsiście oświetlonego wzgórza. Wje
chali na hotelowy parking i Travis zatrzymał
samochód. Czekał spokojnie, patrząc, jak Juliana
rozpina pas bezpieczeństwa, klęka na siedzeniu
i sięga do tyłu po paczki z prezentami.
- Juliano, muszę ci o czymś powiedzieć.
- Co takiego? - Przechylona przez oparcie
fotela, usiłowała wydostać największą paczkę,
zastanawiając się, czy słusznie zrobiła, kupując
Elly duży włoski wazon. W końcu nie każdemu
musi się podobać sześćdziesięciocentymetrowy
słup z czarnego szkła.
54
MISTERNY PLAN
- Cokolwiek się dzisiaj stanie, pamiętaj, że nie
chciałem cię skrzywdzić.
Juliana zamarła. Odwróciła się szybko z ocza
mi szeroko otwartymi ze zdziwienia.
- Tych samych słów użył trzy lata temu mój
narzeczony, na chwilę przedtem nim ogłosił swo
je zaręczyny z inną kobietą. Co mi chcesz powie
dzieć, Travis?
- Nieważne. Czasem nie da się powstrzymać
biegu wydarzeń. - Ujął jej twarz w dłonie i poca
łował gwałtownie. - Lepiej już chodźmy. - Ot
worzył drzwi po swojej stronie i wysiadł.
- Travis, zaczekaj. O co chodzi? - Juliana,
obwieszona prezentami, z trudem wydostała się
z samochodu. - Musisz mi wytłumaczyć. Nie
wolno ci mówić takich rzeczy, a potem odchodzić
jakby nigdy nic.
- Uważaj, bo jeszcze coś upuścisz. - Wyciąg
nął rękę, odebrał od niej największą paczkę, tę
z włoskim wazonem, po czym odwrócił się i ru
szył stanowczo w kierunku głównego wejścia.
Juliana usiłowała go dogonić, ale w rozwi
nięciu pełnej prędkości przeszkadzały jej pozo
stałe paczki, wąska sukienka i czarno-różowe
wieczorowe sandały na pięciocentymetrowym
obcasie.
- Nie możesz się tak zachowywać, Travis.
Chcę wiedzieć, o co ci chodziło. Jeżeli kogoś
masz, to, do cholery, lepiej będzie, jeżeli powiesz
Jayne Ann Krentz
55
mi o tym natychmiast. Dwa razy nie dam się
porzucić. Słyszysz, co do ciebie mówię?
- Nie mam nikogo. - Spokojnie podszedł do
wejścia.
Lokaj w uniformie otworzył przed nimi cięż
kie, szklane drzwi.
- Pan zapewne na prywatne przyjęcie właś
cicieli - powiedział z uśmiechem. - Proszę pójść
prosto przez hol i dalej na taras przy basenie. Na
pewno pan trafi. - Ukłonił się przed Juliana.
- Dobry wieczór, panno Grant.
- Cześć, Rick. Wszystko gotowe?
- Tak, kuchnia pracuje od trzech dni bez
przerwy. Naprawdę będzie wielka gala.
- Nie wątpię. Do zobaczenia. - Juliana uśmie
chnęła się przelotnie i ruszyła pospiesznie za
Travisem, który sunął przed siebie jak czołg.
- Naprawdę, zachowujesz się coraz bardziej
dziwacznie.
Travis otworzył kolejne drzwi i z wyszukaną
uprzejmością przytrzymał je przed Juliana. Na
tarasie wokół turkusowego basenu zebrało się
już sporo ludzi. Juliana zauważyła swoich ro
dziców, wuja Tony'ego i kuzynkę Elly. Zza jej
pleców wysunął się wysoki mężczyzna z jas
nymi włosami i objął ją czule ramieniem. Julia
na pomyślała, że tworzą niezwykle dobraną pa
rę. Elly patrzyła na męża z oddaniem i miłoś
cią.
56
MISTERNY PLAN
Juliana oderwała od nich wzrok i zauważyła,
że Travis przygląda się im z niezwykłą uwagą.
Coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że poczuła
dreszcz.
- Travis, co się stało?
- Chyba powinniśmy do nich podejść. Wy
starczająco długo na to czekali.
Zdezorientowana, Juliana przeszła przez
drzwi. Kilka osób uśmiechnęło się do niej na
powitanie. Zatrzymała się, by zamienić z nimi
parę słów, wreszcie znalazła się obok Elly i Da-
vida.
- Juliano, jesteś nareszcie! - Elly wyraźnie
ucieszyła się na widok kuzynki. - Twoi rodzice
przyjechali z moim ojcem parę godzin temu.
Czekaliśmy na ciebie.
- Jak objazd po hotelach?
- Bardzo udany. Mam mnóstwo pomysłów.
Ale gdzie jest ten wspaniały mężczyzna, którego
miałaś nam przedstawić? - Kiedy spojrzenie Elly
przeniosło się na Travisa stojącego dwa kroki
z tyłu, w jej błękitnych oczach pojawiło się
przerażenie.
Wygląda, jakby zobaczyła ducha, pomyślała
Juliana. Jej kuzynka z najwyższym trudem usiło
wała nad sobą zapanować. Travis nie poruszył
się, a napięcie między nimi stało się niemal
wyczuwalne, jakby wydobywając na wierzch od
dawna skrywane emocje i tajemnice. W tej samej
Jayne Ann Krentz
57
chwili podeszli rodzice Jułiany z wujem Tonym.
Oni również byli wstrząśnięci.
I nagle Juliana zrozumiała wszystko. To Travis
był tym mężczyzną, który pojawił się w życiu
Elly pięć lat temu i o którym nikt nie chciał
rozmawiać.
ROZDZIAŁ TRZECI
- To niewiarygodne, jak szybko wszyscy zdo
łaliście się opanować. - Po dwudziestu minutach
Julianie udało się wreszcie znaleźć okazję do
rozmowy z Elly na osobności. - Myślałam, że
zemdlejesz na jego widok. A już po chwili witałaś
się z nim, jakby był twoim starym znajomym. To
samo wujek Tony. A tata z mamą udawali, że
ledwo go pamiętają.
- A co mieliśmy zrobić? - zdziwiła się Elly.
- Z histerycznym piskiem rzucić się przez barier
kę? Poza tym minęło pięć lat.
- No tak. Ale obie wiemy, że jego pojawienie
się tutaj, w takim momencie, nie jest czystym
Jayne Ann Krcntz
59
zbiegiem okoliczności. Ten facet nie zdaje się na
przypadki. Wierz mi.
- Zdążyłaś go dobrze poznać? - Elly oparła
się o barierkę i patrzyła na ocean. Morska bryza
rozwiewała jej jasne włosy.
- Powiedzmy, że z każdą chwilą poznaję go
coraz lepiej. To właśnie za niego miałaś wyjść za
mąż pięć lat temu, prawda? To on uratował wtedy
Flame Valley przed bankructwem?
Elly skinęła lekko głową.
- Tak, to on. Zależało mu na mnie i na hotelu.
A tata i wujek Roy rozpaczliwie potrzebowali
jego pomocy.
- Nikt mi o tym nigdy nie mówił. Słyszałam
jedynie, że byłaś potem załamana, i myślałam, że
on cię uwiódł i porzucił albo coś w tym rodzaju.
Ale to chyba nieprawda.
- Nie - przyznała Elly słabym głosem. - To ja
zerwałam zaręczyny.
- Ale dopiero wtedy, gdy odegrałaś już rolę
przynęty, tak? Pozwoliłaś mu myśleć, że wyj
dziesz za niego za mąż i że w ten sposób wejdzie
w posiadanie części udziałów? Tylko że wcześ
niej musiał jakoś wyrwać was z rąk wierzycieli.
Elly odwróciła się i spojrzała Julianie w oczy.
- To nie było tak. Na początku rzeczywiście
myślałam, że go kocham. I wszyscy mnie w tym
utwierdzali, Travis także. Ale potem zaczęło do
mnie docierać, że to tylko fascynacja, chwilowe
60
MISTERNY PLAN
zauroczenie. To akurat powinnaś zrozumieć. Sa
ma tak działasz na mężczyzn.
- Jasne. Zakochują się we mnie na jeden
dzień, najwyżej dwa. A potem uciekają, aż się za
nimi kurzy. Ale u ciebie to było coś więcej.
Przecież się z nim zaręczyłaś.
- I to był mój błąd - Elly podniosła głos.
- Co doprowadziło cię do tak odkrywczego
wniosku?
- On mnie... przerażał. Był zawsze o krok do
przodu przed innymi. Zawsze coś planował. Za
wsze był skupiony na swoim najważniejszym
celu. I gotowy zrobić wszystko, żeby ten cel
osiągnąć. Uznałam, że chce mnie wykorzystać
i zdobyć udziały w Flame Valley. Nie wierzyłam,
że może mnie kochać. Taki mężczyzna nie jest
zdolny do miłości.
- Więc postanowiłaś wykorzystać jego. Nie
powiedziałaś, że zrywasz zaręczyny, dopóki nie
uratował Flame Valley, tak?
- Nie wykorzystałam go - zaprotestowała El
ly. - A nawet jeżeli, to oboje byliśmy siebie warci.
Nie powiedziałam mu, że zrywam zaręczyny, bo
moja rodzina była przeciwna temu małżeństwu.
- Daj spokój, Elly! - w głosie Juliany za
brzmiało niedowierzanie. Ale musiała przyznać,
że było to więcej niż prawdopodobne. Anthony
Grant miał może swoje wady, ale był wspaniałym
ojcem. Z niezwykłym oddaniem wychowywał
Jayne Ann Krentz
61
córkę po śmierci żony, a Elly odpłacała mu równą
miłością i lojalnością. Trudno byłoby wyobrazić
sobie sytuację, w której wystąpiłaby przeciwko
ojcu.
- Wiem, że źle postąpiłam. - Elly mówiła
z pewnym trudem. - Ale gdybym powiedziała
Travisowi prawdę, hotel by zbankrutował. Zarę
czam ci, że po zerwaniu zaręczyn Travis nie
kiwnąłby nawet palcem, żeby nam pomóc. Tata
mówił, że przyjął to zlecenie jedynie ze względu
na udziały. Zawarli niepisaną umowę: w dniu
ślubu Travis dostaje swoją zapłatę.
- Więc nosiłaś zaręczynowy pierścionek do
czasu, aż Travis wyprowadził interes na bez
pieczne wody?
- Musiałam. Czułam się odpowiedzialna wo
bec rodziny. Chyba mnie rozumiesz. Nasi oj
cowie ciężko pracowali, żeby zbudować ten ho
tel. To było całe ich życie.
- Ale musiałaś coś czuć do Travisa. Nigdy mi
o nim nie opowiadałaś. Od czasu, kiedy się tu
przeniosłam, nawet nie wymówiłaś jego imienia.
- Nikt w rodzinie o nim nie rozmawiał, bo
woleliśmy o wszystkim zapomnieć. Ta cała sytu
acja była żenująca i bolesna, szczególnie dla
mnie. I przyznam ci się, że się wręcz bałam,
zwłaszcza po tym, jak Travis się o wszystkim
dowiedział.
- Właśnie, jak on na to zareagował?
62
MISTERNY PLAN
- Z kamiennym spokojem. Ten jego chłód był
przerażający. Spodziewałam się, że wpadnie we
wściekłość, będzie krzyczał albo straszył proce
sem. Ale on był całkiem opanowany. Ani śladu
emocji. Stał na środku pokoju i po prostu na mnie
patrzył, a ja miałam wrażenie, że to najdłuższa
chwila mojego życia. Wreszcie powiedział, że
jeszcze wróci, żeby odebrać swoją zapłatę. Tylko
że tym razem nie będzie to część udziałów, ale
cały hotel. A potem odwrócił się i wyszedł. Nigdy
go potem nie widzieliśmy.
- Do dzisiejszego wieczoru.
- Właśnie. - W oczach Elly pojawiły się łzy.
- Jak mogłaś myśleć, że go kochasz? Przecież
on nie jest w twoim typie.
- To prawda, ale pamiętaj, że byłam wtedy
dużo młodsza. Miałam dwadzieścia cztery lata.
Travis był starszy, odnosił sukcesy; podobało mi
się, że taki silny mężczyzna zwrócił na mnie
uwagę. A na dodatek wszyscy wokół powtarzali,
jaka z nas świetna para. Tata, wujek Roy i ciocia
Beth chcieli go włączyć do rodziny, żeby mieć
komu przekazać Flame Valley. Uwierzyłam, że
go kocham, a kiedy zorientowałam się, że to
nieprawda, było już za późno.
- Chyba cię rozumiem. - Juliana stanęła obok
kuzynki. - Szkoda, że mnie tu wtedy nie było. Od
razu bym ci powiedziała, że ty i Travis nie
pasujecie do siebie. - Przerwała na chwilę i zapy-
Jayne Ann Krentz
63
tała z wahaniem: - Czy David wie, kim jest
Travis?
- Nie. - Elly pokręciła głową. - Nigdy mu
nic nie mówiłam. Wolałam, żeby nie wiedział.
Bałam się, że nie zrozumie. Juliano, co my te
raz zrobimy?
- My?
- Nie dręcz mnie. Przecież musisz nam po
móc.
Juliana wzruszyła ramionami.
- Nawet nie wiem, co moglibyśmy zrobić.
Przynajmniej do czasu, aż dowiemy się, w jakim
celu Travis w tak widowiskowy sposób wkroczył
na scenę.
- Jest tylko jeden powód jego powrotu - sy
knęła Elly. - Wrócił, żeby się zemścić. Na
pewno znalazł sposób, żeby odebrać nam Flame
Valley.
- Elly, bądź rozsądna. Jak miałby to zrobić?
Za nimi rozległ się dźwięk czyichś kroków.
- Powiem wam, jak zamierzam to zrobić.
- Travis wyłonił się z cienia rzucanego przez kępę
oleandrów. - W najprostszy możliwy sposób.
Będę patrzył, jak Flame Valley przechodzi w ręce
swojego największego wierzyciela.
Elly chwyciła się za gardło.
- O Boże!
- Musisz podsłuchiwać? - rzuciła zaczepnie
Juliana. Wiedziała jednak, że Travis, który z na-
64
MISTERNY PLAN
pięciem wpatrywał się w Elly, nawet jej nie
słyszy. Juliana poczuła się jak piąte koło u wozu
i wcale jej się to nie spodobało. Już kiedyś miała
to samo wrażenie. Stała wtedy obok swojej pięk
nej kuzynki i innego mężczyzny.
Elly nie spuszczała wzroku z twarzy Travisa.
- Więc wiesz o wszystkim?
- Tak. Wiedziałem od samego początku.
- O czym wy, do diabła, mówicie? - Juliana
patrzyła na nich ze zdumieniem.
- Nie rozumiesz? - Elly z trudem powstrzy
mywała się od łez. - Wrócił, bo wie, że Flame
Valley ma znów kłopoty finansowe. Wrócił, żeby
patrzeć, jak wszystko wali się w gruzy.
- Ty i twój mąż mieliście wiele wspaniałych
planów, ale nic z nich nie wyszło - zauważył
Travis. - Gdyby to Tony i Roy Grant pilnowali
interesu, może wszystko potoczyłoby się inaczej.
Ale od kiedy zarządzasz nim ty i David Kirk-
wood, upadek hotelu był już tylko kwestią czasu.
- O co ci chodzi, Travis? - Juliana była
wściekła. - Będziesz przyglądał się, jak Flame
Valley idzie w ruinę? Na tym ma polegać twoja
zemsta? Skoro ty nie mogłeś go mieć, to nikt go
nie dostanie?
Popatrzył na nią uważnie.
- A kto ci powiedział, że nie mogę go mieć?
- Co to znaczy? - w głosie Elly dźwięczały
nuty paniki.
Jayne Ann Krentz 65
Travis spokojnie upił łyk ze swojego kieliszka.
- Chętnie ci wszystko wyjaśnię. - Na jego
twarzy pojawił się ponury uśmiech. - Pięć lat
temu obiecano mi jedną trzecią udziałów we
Flame Valley, ale zostałem oszukany. Chyba
sobie przypominasz. Więc tym razem postanowi
łem wziąć wszystko.
- Ale jak? - z gardła Elly wydobywał się
ledwie słyszalny szept.
- Chcąc jak najszybciej zrealizować swoje
wielkie plany rozbudowy Flame Valley, ty i Kirk-
wood zaciągaliście wiele kredytów. Ale najwięcej
jesteście winni pewnemu konsorcjum inwestorów
pod nazwą Fast Forward Properties, Inc.
- Ale co to ma wspólnego z tobą? - spytała
Elly.
- Fast Forward to ja - powiedział Travis
spokojnie.
- Ty! - Elly była załamana.
- To ja stworzyłem tę grupę inwestorów i ja
podejmuję w jej imieniu decyzje inwestycyjne
- ciągnął Travis chłodno. - Kiedy Flame Valley
zbankrutuje, a stanie się to w ciągu najbliższych
sześciu miesięcy, wpadnie wprost w moje ręce.
Zaplanowałem to w czasie tak, żeby wszystkim
pokierować z nowej siedziby Sawyer Manage
ment Systems, którą otwieram w Jewel Harbor.
- Travis, nie możesz tego zrobić - powiedzia
ła Elly błagalnie.
66
MISTERNY PLAN
- Mylisz się. Mogę i zrobię. Wszystko jest
dopięte na ostatni guzik. Los Flame Valley jest
przesądzony.
- O mój Boże! - Elly rozpłakała się. Łzy
płynęły jej po twarzy, a ona nawet nie próbowała
ich wycierać. - Mogłam się spodziewać, że kie
dyś się pojawisz.
- To prawda. Przecież powiedziałem, że wró
cę, nie pamiętasz? - Travis wypił kolejny łyk ze
swojego kieliszka.
Elly płakała nadal. Ale dla Juliany tego było
za wiele. Popatrzyła z gniewem na swoją ku
zynkę.
- Na miłość boską, Elly, zamierzasz tak stać
i płakać? Nie pozwól siebie tak traktować!
Travis rzucił na nią szybkie spojrzenie.
- Nie wtrącaj się. To nie ma z tobą nic wspól
nego.
- Bo odegrałam już swoją rolę, tak? Wprowa
dziłam cię na scenę. Teraz już rozumiem, co
miałeś na myśli, mówiąc, że jestem dodatkiem jak
lukier na cieście. Cała rodzina Grantów miała
zapłacić za to, co wydarzyło się pięć lat temu.
Nawet ja, chociaż mnie tu wtedy nie było.
- Przestań - powiedział Travis z lodowatym
spokojem.
- Przestań? - Juliana nie umiała pohamować
złości. - To powiem ci, że nawet jeszcze nie
zaczęłam. Jeżeli myślisz, że uda ci się zemścić
Jayne Ann Krentz
67
i zrujnować Flame Valley, to się mylisz. Rzucę
się na ciebie z pazurami.
Oczy Travisa rozbłysły.
- Flame Valley nie należy do ciebie. Trzymaj
się od tego z daleka.
- Ani myślę! To sprawa całej rodziny. Będzie
my walczyć, prawda Elly?
Elly pokręciła bezradnie głową. Łzy nadal
ciekły jej po policzkach.
- Już nic się nie da zrobić - powiedziała
szeptem.
- Nie mów tak! - Juliana chwyciła kuzynkę za
ramiona i potrząsnęła delikatnie. - Przecież cho
dzi o twoje dziedzictwo. To wszystko należy do
ciebie i do Davida. Chyba nie zamierzasz się
poddawać?
Travis zrobił parę kroków i oparł się o barierkę
tarasu.
- Tracisz tylko czas, Juliano. Elly nie jest taka
jak ty. Nie umie walczyć o coś, na czym jej za
leży. Przywykła, że wszystko dostaje na srebr
nej tacy.
Elly gwałtownie uniosła głowę.
- Ty draniu. Miałam szczęście, że nie wy
szłam za ciebie pięć lat temu, bo dziś byłabym
żoną potwora. - Wyrwała się z objęć Juliany
i pobiegła w kierunku tłumu zgromadzonego nad
basenem.
Juliana z niechęcią patrzyła, jak jej kuzynka
68
MISTERNY PLAN
sunie przez trawnik niczym gazela uciekająca
przed myśliwym, a potem odwróciła się do Travisa.
- I co, jesteś z siebie dumny? Naprawdę spra
wia ci przyjemność zadawanie bólu komuś, kto
jest słaby i delikatny?
- Twoja kuzynka wcale nie jest słaba i delikat
na. Może nie umiałaby stanąć do uczciwej walki,
ale doskonale wie, jak sięgnąć po swoje. Jest
słaba, bo tak jest jej wygodniej.
- Nieprawda, jest dobra i łagodna, bo taki ma
charakter. A ty nie masz prawa mówić o uczciwej
walce. Może tak chcesz nazwać swoją wyrafino
waną zemstę? Bo dla mnie to jest zachowanie
podłe i podstępne.
- No cóż, tego akurat nauczyłem się od twojej
rodziny.
- Nawet nie próbuj się tak usprawiedliwiać.
Ty się z tym urodziłeś.
- Nie usprawiedliwiam się. Po tym, jak mnie
potraktowali pięć lat temu, miałem pełne prawo
walczyć wszystkimi metodami, żeby wyrównać
rachunki.
- Czyżbyś prowadził jakąś wendetę?
- Możesz to tak nazwać. Tego dnia, kiedy Elly
zerwała zaręczyny, powiedziałem jej, że wrócę,
żeby odebrać im cały hotel. A ja zawsze do
trzymuję obietnic.
- Naprawdę? - Juliana dumnie uniosła brodę.
- To dlatego byłeś tak ostrożny, kiedy rozmawia-
Jayne Ann Krentz
69
liśmy o małżeństwie? Nawet w łóżku chciałeś
zachować swoje wysokie standardy etyki zawo
dowej? Bardzo szlachetnie z twojej strony.
- Wiem, że mi nie uwierzysz, ale żałuję, że
zostałaś w to wciągnięta. Jesteś inna niż oni.
Powinienem był trzymać cię od tego z daleka.
- To niemożliwe. Pamiętaj, że należę do ro
dziny. Nazywam się Grant.
- Pamiętam o tym. I ten fakt sprawia, że
stajesz po ich stronie. Od początku wiedziałem,
że tak będzie. Ale mimo to przepraszam.
- Przestań mnie przepraszać, bo wcale ci nie
wierzę.
- Wiem, że mi nie wierzysz - powiedział,
wpatrując się w ciemny ocean.
- Gdybyś naprawdę tego żałował - zaczęła
Juliana, wiedząc, że być może chwyta się ostat
niej szansy - to odwołałbyś wszystko. Po prostu
byś stąd wyszedł i na zawsze dal spokój Elly
i Davidowi.
Na jego twarzy pojawił się grymas nieszczere
go uśmiechu.
- Nie ma szans, Juliano. Zbyt długo na to
czekałem. Nikt nie może zrobić ze mnie głupca,
a potem odejść bezkarnie.
- Chyba sam zrobiłeś z siebie głupca.
- To prawda, popełniłem kilka błędów. Po
zwoliłem, żeby sprawy osobiste połączyły się
z biznesowymi. Dziś mi się to już nie zdarza.
70 MISTERNY PLAN
- Tak, popełniłeś parę błędów. - Przez mo
ment Julianę ogarnęło dojmujące poczucie straty.
- Do diabła, Travis, jak możesz być aż tak ślepy?
Mogłoby być nam ze sobą cudownie, jestem tego
pewna. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Ale ty
wolisz z tego zrezygnować, byle tylko dopełnić
swojej zemsty. Jesteś po prostu głupcem.
Jego twarz zastygła. Próbował zapanować nad
gniewem.
- Wiesz co? Nie oczekuję, że zaakceptujesz tę
sytuację. Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Od
początku wiedziałem, że jak przyjdzie co do
czego, to staniesz po stronie swojej rodziny. Ale
znając cię, myślałem, że przynajmniej mnie zro
zumiesz.
- Jeżeli mówisz o swoim pragnieniu zems
ty, to mogę to zrozumieć. - Teraz ona zaczyna
ła tracić cierpliwość. - Ale jak mogę się na
to zgodzić? To w końcu moją rodzinę chcesz
skrzywdzić.
- To prawda - przyznał, patrząc na nią z żalem
i rezygnacją. - Ale nie może być inaczej.
- Chciałabym ci jeszcze wyjaśnić, że to nie
twoje rozumienie zemsty każe mi myśleć, że
jesteś głupcem, zakutą pałą i upartym idiotą.
- Mówiąc to, odwróciła się na pięcie i poszła
szybko w kierunku pozostałych gości.
- Juliano, zaczekaj! - Te słowa zabrzmiały
tak, jakby same wyrwały się Travisowi z ust.
Jayne Ann Krentz
71
Nie odwróciła się. Z wysoko uniesioną głową,
stukając głośno obcasami, szybko oddalała się od
mężczyzny, w którym wciąż była zakochana.
- Miano! - Travis szedł za nią z tyłu. - Po
słuchaj, wiem, że jesteś na mnie zła, wiem, że
nigdy mi nie wybaczysz. Może gdyby to samo
spotkało mnie dzisiaj, zachowałbym się inaczej.
- Akurat. - Juliana nie zwolniła nawet na
moment. Zbliżali się do długiego stołu zastawio
nego jedzeniem.
- Niech ci będzie, zrobiłbym dokładnie to
samo. Ale to nie znaczy, że nie jest mi przykro, że
zostałaś w to wszystko wplątana.
- Przestań jęczeć. I przestań się usprawied
liwiać. I bez tego ta cała sytuacja nie wygląda
najlepiej.
- Nie jęczę i nie usprawiedliwiam się, jedynie
staram ci się wytłumaczyć... - Zaklął pod nosem
i ruszył szybciej, żeby dotrzymać jej kroku. - Co
miałaś na myśli, mówiąc, że to nie mój plan
zemsty świadczy o mojej głupocie?
Juliana zatrzymała się przy stole i chwyciła
dużą miskę z guacamole. Trzymając ją w rękach,
odwróciła się do Travisa.
- Zemstę rozumiem. W swojej wspaniałomyśl
ności mogę nawet zrozumieć, że chciałeś mnie
wykorzystać do realizacji swojego planu. Nie
umiem się z tym pogodzić, ale rozumiem, dlacze
go to zrobiłeś. Jest wielce prawdopodobne, że
72 MISTERNY PLAN
będąc w podobnej sytuacji, zachowałabym się tak
samo.
- Wiedziałem, że będziesz w stanie przyjąć
mój punkt widzenia - powiedział Travis z ponu
rym zadowoleniem. - To oczywiste, że nie stoisz
po mojej stronie, ale przynajmniej mnie rozu
miesz.
- Nie byłoby tego całego zamętu, gdybyś nie
myślał, że kochasz Elly - ciągnęła Juliana ze
złością. - I tego właśnie nigdy ci nie wybaczę.
- Daj spokój, to było dawno temu.
- Nie mam ochoty cię więcej słuchać. Jak
mogłeś być taki tępy, Travis? Była dla ciebie za
młoda, za delikatna. Nie liczyłbyś się z nią
kompletnie, a potem miałbyś do niej pretensje, że
nie jest stanowcza. Pół roku po ślubie miałbyś jej
dość. Czy ty tego nie widzisz?
- Juliano, może lepiej odstaw tę miskę. - Tra
vis z niepokojem patrzył na guacamole.
- Przecież ona nie jest w twoim typie. Ja
jestem kobietą dla ciebie.
- Juliano - odezwał się Travis stanowczo.
- Miska. Odstaw ją natychmiast.
- Odstawię ją, kiedy będę miała na to ochotę.
Pytałeś, dlaczego uważam cię za głupca. Więc ci
mówię. Jesteś głupcem, bo zakochałeś się w nie
właściwej kobiecie. I wciąż nie umiesz pojąć, że
to ja jestem tą właściwą. Mogłabym wybaczyć
wszystko, ale nie taką bezbrzeżną męską głupotę.
Jayne Ann Krentz
73
- Juliano! - Wyciągną! rękę, jakby chciał
chwycić ją za ramię.
- Nie dotykaj mnie.
- Do diabła, Juliano. Juliano!
Travis zrobił krok do tyłu, ale było za późno,
bo zielonkawa zawartość salaterki już leciała
w jego kierunku. Instynktownie próbował się
osłonić, ale niewiele to pomogło. Grudki guaca-
mole gęsto pokryły jego koszulę, marynarkę,
a zwłaszcza krawat. Juliana popatrzyła na swoje
dzieło z wyraźną satysfakcją, po czym odstawiła
miskę na stół.
- Teraz przynajmniej w kolorze jesteś podob
ny do żaby.
Szybkim krokiem odeszła od stołu, sunąc
wśród zaskoczonych gości jak królowa pośród
ogłupiałego ze zdumienia dworu. Jeszcze nigdy
w życiu nie była taka wściekła, nikt tak bardzo nie
dotknął jej do żywego. Nawet jej narzeczony,
kiedy powiedział jej, że chce się ożenić z inną
kobietą.
Tym razem była całkowicie pewna swoich
uczuć. Była też pewna uczuć Travisa. Ale jak to
możliwe, że przy takiej pewności mogła się aż tak
pomylić?
- Juliano, kochanie, co się dzieje? Dobrze się
czujesz? - Matka Jułiany, drobna, siwowłosa
i nadal piękna kobieta, wyrosła przed nią jak spod
ziemi.
74 MISTERNY PLAN
- Świetnie, mamo.
- Twój ojciec i Tony bardzo się martwią. Ten
mężczyzna... - spojrzała przez ramię Juliany na
Travisa pokrytego kropkami guacamole.
- Wiem wszystko, mamo. Przepraszam, chcę
wrócić do domu.
- Ale kochanie...
Juliana pocieszającym gestem poklepała mat
kę po ramieniu i pospiesznie ruszyła do wyjścia.
Mijając hol i w drodze na parking wzięła kilka
głębokich oddechów. Miała nadzieję, że to ją
trochę uspokoi, zanim usiądzie za kierownicą.
Travis patrzył na nią tak samo osłupiały jak
reszta gości. Nie mógł do końca uwierzyć w to, co
się stało. Nie spotkał w życiu nikogo, kto za
chowałby się w podobny sposób. A już na pewno
nie na oczach setki ludzi.
- Umawianie się z Julianą Grant to dość
niebezpieczne hobby. - Jak na dobrego gos
podarza przystało, David Kirkwood niemal na
tychmiast znalazł się obok Travisa. Z nieweso
łym uśmiechem sięgnął po leżącą na stole ser
wetkę i podał ją Travisowi. - Jeżeli chcesz się
z nią nadal spotykać, to lepiej bądź przygotowa
ny na niespodzianki - poradził. - Ona ma szcze
gólny dar wytrącania mężczyzn z równowagi.
Gniewnymi ruchami Travis próbował wytrzeć
guacamole z krawata, lecz z niewielkim skut
kiem.
Jayne Ann Krentz 75
- Wygląda na to, że wiesz, co mówisz. Czyż
byś widział już jakiegoś faceta pokrytego guaca-
mole?
- O nie. Juliana się nie powtarza. Ma zbyt
bogaty repertuar. Ale widziałem wielu mężczyzn
z takim samym wyrazem twarzy.
- To znaczy jakim?
- Jak u ogłupiałego młodego byka. Jeżeli cię
to pocieszy, to powiem ci, że doskonale wiem, jak
się czujesz.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? - Travis
z obrzydzeniem patrzył na serwetkę wymazaną
guacamole.
- Byłem zaręczony z Julianą przez krótki, ale
pamiętny miesiąc cztery lata temu.
Zgniatając gwałtownie serwetkę, Travis spoj
rzał w pełne zdziwienia oczy Davida Kirkwooda.
Sympatyczne, brązowe oczy. Prawie metr dzie
więćdziesiąt wzrostu, jak szybko ocenił Travis.
Jasne włosy. Uśmiech jak z reklamy pasty do
zębów. Drogi wioski sweter, markowa koszula
i luźne spodnie z zaszewkami. Na palcu jednej
ręki duży złoty sygnet, a na przegubie drugiej
duży złoty zegarek. Travis nie miał najmniej
szych wątpliwości: to był złoty bóg Juliany, który
porzucił ją potem dla drobnej blondynki. A tą
blondynką była Elly.
- Byłeś z nią zaręczony? - Travis nadal usiło
wał wytrzeć z siebie guacamole.
76
MISTERNY PLAN
- Rozumiem, co chcesz powiedzieć. Trudno
w to uwierzyć. Ona z pewnością nie jest w mo
im typie. Nadal nie mogę pojąć, jak to się sta
ło. Na pewno coś mnie w niej zafascynowało.
Wszyscy mężczyźni się za nią oglądają. A po
tem uciekają.
- A co takiego cię w niej zafascynowało?
- Daj spokój. Spotykasz się z nią wystarczają
co długo, żeby wiedzieć, co mam na myśli.
Kobiecość w niej aż kipi. Ale dla zwykłego
śmiertelnika tej kobiecości jest trochę za wiele.
Kto chciałby się ożenić z boginią Dianą? Przy niej
zawsze masz wrażenie, że jesteś o krok z tyłu.
Słuchaj, może chciałbyś się doprowadzić do po
rządku w męskiej toalecie?
Travis pokręcił przecząco głową. Nadal nie
czuł się zbyt pewnie. Zanim zdążył się zastano
wić, co powinien teraz zrobić, stanął przed nim
ojciec Juliany w towarzystwie swojego brata. Do
tej pory ignorowali go całkowicie, ale widocznie
wyjście Juliany zachęciło ich do konfrontacji.
- Co ty sobie wyobrażasz, Sawyer? - Roy
Grant patrzył wrogo na Travisa przez szkła okula
rów. - Co powiedziałeś mojej córce, że była taka
zdenerwowana?
- Może pan ją sam zapytać. W końcu to ja
mam na sobie guacamole. - Travis zauważył, że
Roy Grant niewiele się zmienił. Młodszy od
swojego brata o dwa lata, nadal był w niezłej
Jayne Ann Krentz 77
formie. Zwykle to on był bardziej spokojny i ugo
dowy, ale dziś widocznie role się odmieniły.
- A właściwie co ty tutaj robisz, Sawyer?
- Twarz Tony'ego Granta aż poczerwieniała ze
złości. - Znam cię. Na pewno coś knujesz. Ale
radzę ci uważać. Roy i ja będziemy mieć na ciebie
oko.
- Wezmę to pod uwagę. - Travis zastanawiał
się, czy jego krawat da się uratować. Nagłe
uderzyła go pewna myśl. Przecież Juliana była
w takim nastroju, że mogła go tu zostawić na
pastwę losu. Pięćdziesiąt kilometrów od domu!
- Do diabła, samochód! - zaklął niezbyt cicho.
- Jeżeli miała kluczyki, to na pewno jest już
daleko stąd - odezwał się David beztrosko.
- Ja mam kluczyki. - Travis zaczął nerwowo
szukać po kieszeniach. - Ale ona chyba należy do
tych kobiet, które noszą zapasowe w torebce.
- Za moich czasów tak robiła - potwierdził
David. - Mówiłem ci, ona jest zawsze o krok do
przodu. Cała Juliana. Może czasem nieźle czło
wieka wkurzyć.
- Samochód! - Na myśl, że mógłby zostać
w hotelu bez powrotnego transportu, Travis rzucił
się do wyjścia.
- Zaczekaj, nie możesz tak po prostu wyjść
- zawołał za nim Roy Grant, ale Travis nie
zwracał już na niego uwagi.
Przebiegł przez drzwi do holu, minął pędem
78
MISTERNY PLAN
zdumionego recepcjonistę i wyskoczył na ze
wnątrz. Z oddali dobiegł go ryk silnika spor
towego samochodu. Travis gwałtownie się za
trzymał, patrząc, jak czerwone coupe Juliany
pędzi w kierunku głównej drogi.
- Ruda wiedźma - powtarzał, zaciskając bez
radnie pięści. - Zostawiła mnie. Po prostu mnie
tutaj zostawiła.
- Nie wolno ci zapominać o jednej rzeczy
- David podszedł do Travisa swobodnym kro
kiem. - Juliana bywa nieco impulsywna nawet
w zwykłych okolicznościach. Jedynie w intere
sach zachowuje zimną krew. Ale potrafi też być
hojna i uczynna. Nie umie patrzeć na czyjeś
cierpienie. Jest pewna szansa, że po paru kilomet
rach przypomni sobie, że nie masz jak wrócić do
domu, i przyjedzie po ciebie.
- Tak, jest taka szansa. Ale niezbyt wielka.
David pokiwał głową.
- Chyba masz rację. Wyglądało na to, że jest
na ciebie trochę zła. Ale nie martw się, stary.
- Klepnął Travisa przyjaźnie po ramieniu. - Za
wiozę cię do Jewel Harbor.
Travis zaklął miękko, płynnie i z dużym zaan
gażowaniem uczuciowym. Perspektywa przyja
cielskiej przysługi ze strony mężczyzny, którego
miał zamiar doprowadzić do ruiny, wydawała mu
się nieco absurdalna. A na dodatek ten mężczyzna
był eksnarzeczonym Juliany, jej złotym bogiem.
Jayne Ann Krentz
79
Travisowi przyszło do głowy, że Juliana, przy
swoim specyficznym poczuciu humoru, mogła
z premedytacją zostawić go w tej mało komfor
towej sytuacji towarzyskiej. Ta kobieta była na
prawdę niebezpieczna.
- Może któryś z twoich gości wraca potem do
Jewel Harbor? - podsunął niepewnie.
David zastanowił się przez chwilę.
- Nikt nie przychodzi mi do głowy.
- To może wynajmę samochód w recepcji?
- Nie wynajmujemy samochodów.
- A samochód przywożący gości z lotniska?
- Travis był coraz bardziej zdesperowany.
- Kierowca skończył już na dziś pracę. Oba
wiam się, że masz tylko mnie.
Travis zdjął kolejną grudkę guacamole z ręka
wa. Ta rozmowa nie była dla niego łatwa.
- Chyba powinienem ci powiedzieć, kim
jestem.
- Też tak myślę - powiedział David spokoj
nie. - Zastanawiam się nad tym od chwili, kiedy
moja żona o mało nie zemdlała na twój widok.
A Tony i Roy wyglądali, jakby zobaczyli ducha.
Travis spojrzał na niego z pewnym szacun
kiem. Niechętnie musiał przyznać, że David Kirk-
wood zyskuje przy bliższym poznaniu. Powinien
był się spodziewać, że ten facet ma jakieś ukryte
zalety. W końcu Juliana była kiedyś przekonana,
że go kocha.
80
MISTERNY PLAN
- To ja kieruję Fast Forward Properties, Inc.
- powiedział krótko.
David wziął głęboki wdech.
- Więc mój czas już się skończył?
- Obawiam się, że tak. Musisz zrozumieć, ja
prowadzę interes, a nie fundację charytatywną.
- Domyślam się. Ale to nie jest odpowiedź na
moje pytanie.
Travis westchnął. Nie miał ochoty na dalsze
wyjaśnienia, ale wiedział, że prędzej czy później
i tak sprawa wyjdzie na jaw.
- To ja uratowałem hotel pięć lat temu, kiedy
Tony i Roy Grant byli na krawędzi bankructwa.
David spojrzał na niego z nagłym zaintereso
waniem.
- Jesteś tym konsultantem, który w zamian za
swoje usługi miał dostać jedną trzecią udziałów?
- Wiesz o tej umowie?
- Nie wszystko, bo nikt o tym nie chce roz
mawiać. Ale kiedy po ślubie przejmowałem inte
res, znalazłem w biurze jakieś papiery i złożyłem
kilka faktów do kupy. Rozumiem, że byłeś kiedyś
zaręczony z moją żoną.
- Tak. Nie wiem, czy cię to pocieszy, ale nie
zależy mi na tym, żeby ci ją odebrać. Chcę
jedynie Flame Valley.
- Nie chodzi ci tylko o zapłatę. Chcesz się
zemścić.
Travis wzruszył ramionami.
Jayne Ann Krentz
81
- Wróciłem po to, co mi się należy.
- Juliana chyba nie miała nic wspólnego
z tym, co się wydarzyło pięć lat temu?
- Nie. - Travis nieruchomo wpatrywał się
w ciemność. - Nie powinienem był jej w to
mieszać.
- Nie mogłeś tego uniknąć. - David wyciągnął
z kieszeni kluczyki do samochodu. - Chodź,
odwiozę cię do Jewel Harbor.
- Dlaczego chcesz mi wyświadczyć przy
sługę?
- Nie nazwałbym tego przysługą - powiedział
David, podchodząc do białego mercedesa. - To
raczej ostatnia, desperacka próba człowieka, któ
ry za chwilę pójdzie na dno. Może zanim doje
dziemy na miejsce, uda mi się przekonać ciebie
do mojego punktu widzenia.
- Oszczędź sobie trudu. Już ci mówiłem, nie
jestem organizacją dobroczynną.
- Ale powiedziałeś też, że nie chciałbyś mie
szać w to Juliany.
- To prawda. Na szczęście ona nie ma z tym
nic wspólnego, przynajmniej jeżeli idzie o pie
niądze.
David uśmiechnął się chłodno.
- I tu się mylisz. Juliana siedzi w tym po uszy.
Travis spojrzał na niego ostro ponad dachem
samochodu.
- Co to znaczy?
82
MISTERNY PLAN
- Rok temu włożyła w Flame Valley znaczną
sumę pieniędzy.
- Co zrobiła? - Travis poczuł się, jakby dostał
cios w splot słoneczny.
- Słyszałeś. To była kupa kasy. Miałem ją
spłacić pod koniec roku, ale w nowych okolicz
nościach to nie będzie możliwe. Jeżeli zbank
rutuję, Juliana będzie mogła pożegnać się ze
swoimi planami wobec Charisma Espresso.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Juliana leżała już w łóżku, kiedy gong do jej
drzwi rozdzwonił się tak, jakby ktoś oparł się
o przycisk. Przy swojej inteligencji nie potrzebo
wała dużo czasu, by domyślić się, kto z jej
znajomych mógł o tej porze złożyć jej wizytę.
I nawet ktoś o nikłych zdolnościach umysłowych
odgadłby bez trudu, że ten gość nie zamierza
odejść z niczym.
Travis Sawyer łatwo się nie poddawał. Udowod
nił to, czekając pięć lat na dopełnienie swojej
zemsty.
Juliana wstała i sięgnęła po jedwabny brzosk
winiowy szlafrok. Nie zważając na natarczy-
84
MISTERNY PLAN
we dźwięki dzwonka, zatrzymała się na mo
ment przed lustrem i pociągnęła wargi szminką
w odcieniu, który jej zdaniem pasował do szlaf
roka. Miała jeszcze zamiar położyć odrobinę
różu na policzkach, ale zrezygnowała. Wsunęła
stopy w srebrne klapki na wysokim obcasie,
przeszła przez salon i szybkim ruchem otworzy
ła drzwi.
- I tak nic od ciebie nie kupię - powiedziała
stanowczo. - Ale możesz spróbować.
Travis, który opierał się o przycisk dzwonka,
wyprostował się powoli, patrząc na nią lodowato.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że utopiłaś
tyle kasy w Flame Valley?
- A dlaczego miałam ci mówić? To sprawa
rodzinna, a ty miałeś mi jedynie doradzać przy
Charisma Espresso. Poza tym do dzisiejszego
wieczoru nie wiedziałam, że jesteś tym aż tak
zainteresowany.
Zmierzył ją taksującym spojrzeniem.
- Chyba nie będziesz stać przed domem w ta
kim stroju - powiedział. - Lepiej wejdźmy do
środka.
- Nie jestem pewna, czy w ogóle chcę cię
wpuścić do mojego mieszkania. Może już zdąży
łeś przejąć hipotekę i zamierzasz wyrzucić wszyst
kich lokatorów na bruk?
- Nie gadaj głupot, nie jestem w nastroju.
Zwłaszcza po tym, jak mnie zostawiłaś w Flame
Jayne Ann Krentz
85
Valley. - Przecisnął się obok niej i wszedł do
salonu.
- Jak wróciłeś do Jewel Harbor? - spytała,
powoli zamykając drzwi. Zauważyła, że Travis
zdjął krawat, a na koszuli zostało mu kilka
zielonych plam. Przez moment odezwało się
w niej słabe poczucie winy, ale szybko się go
pozbyła.
Tymczasem Travis rozłożył się wygodnie na
jej skórzanej łososiowej kanapie, opierając jedną
nogę na chromowanym stoliku do kawy.
- Skąd ta nagła troska o mój powrót?
- To bynajmniej nie troska. - Juliana usiadła
na turkusowym krzesełku. W srebrnych klap
kach odbijało się światło stojącej obok włoskiej
lampy. - Pytam z czystej ciekawości.
- Przyleciałem.
- Na miotle?
- To ty latasz na miotle.
- Chcesz być złośliwy? Założę się, że David
cię podwiózł. Dba o swoich gości. Powiedziałeś
mu o wszystkim przedtem czy potem?
- Przedtem.
- Bardzo szlachetnie. Twoja uczciwość może
być wzorem dla nas wszystkich. - Juliana uśmiech
nęła się łaskawie.
- Nie patrz na mnie z taką wyższością. Moja
cierpliwość wisi na cienkiej nitce.
- Mam przynieść nożyczki?
86
MISTERNY PLAN
Travis zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu.
- Lepiej przynieś mi kieliszek koniaku.
- Koniak sporo kosztuje. Dlaczego miałabym
częstować ciebie moim najlepszym trunkiem?
Spojrzał jej ostro w oczy.
- Niedługo przekonasz się, że czasem nie
warto przeciągać struny.
- A kto mnie tego nauczy?
- To niewdzięczne zadanie spadnie na mnie.
Jakoś nie widzę innych kandydatów, co zresztą
nie jest dziwne. Przynieś koniak, musimy poroz
mawiać.
Zawahała się przez moment, a potem, ukrywa
jąc uśmiech, wstała i poszła do kuchni. Wyjęła
z szafki butelkę drogiego francuskiego koniaku,
który trzymała na wyjątkowe okazje, i nalała do
dwóch kieliszków.
- Dziękuję - powiedział Travis z przesadną
uprzejmością, zdejmując pękaty kieliszek z prze
zroczystej akrylowej tacy.
- Więc dobrze - zaczęła Juliana, siadając
ponownie na krześle. - O czym to mieliśmy
rozmawiać?
- Jak, do diabła, zaręczyłaś się z Davidem
Kirkwoodem?
Juliana myślała, że jest przygotowana na każdą
bombę ze strony Travisa, ale takiej salwy się nie
spodziewała.
- Jak? Niech pomyślę. Minęły cztery lata,
Jayne Ann Krentz
87
więc moje wspomnienia trochę się zatarły. Ale
o ile pamiętam, to wszystko odbyło się normalnie.
Zaprosił mnie do Treasure House, tam gdzie
jedliśmy kolację tego wieczoru, kiedy zaciąg
nąłeś mnie do łóżka. A potem...
- Nie zaciągnąłem ciebie do łóżka, wiesz
doskonale. Nie próbuj wbić mnie w poczucie
winy, nie uda ci się. Nie obchodzi mnie, w jakich
okolicznościach Kirkwood włożył ci pierścionek.
Dlaczego tak nim zamanipulowałaś, że ci się
oświadczył? Każdy idiota wie, że to nie jest facet
dla ciebie.
Juliana aż podskoczyła ze złości.
- Nie manipulowałam nim. Oświadczył mi
się, a ja się zgodziłam z normalnych powodów.
- Daj spokój, w twoim życiu nic się nie dzieje
z normalnych powodów. Do cholery, jak mogłaś
nawet pomyśleć, żeby za niego wyjść?
- David jest bardzo miły, o czym miałeś oka
zję się dziś przekonać. Czy ktoś na jego miejscu
odwiózłby cię, wiedząc, że zamierzasz go zruj
nować?
- Tobie nie jest potrzebny miły mężczyzna
- powiedział Travis przez zaciśnięte zęby. - Po
trzebny ci ktoś, kto ma swoje zdanie. Kto nie
będzie ci we wszystkim ulegał. Ktoś tak silny jak
ty, albo nawet silniejszy.
- Pewnie masz rację - powiedziała Juliana
z chłodnym uśmiechem. - Ale w dzisiejszych
88
MISTERNY PLAN
czasach kobiety nie mogą być zbyt wybredne.
Czasem musimy obniżać swoje wymagania.
Uśmiech Travisa był równie chłodny.
- Czy to znaczy, że obniżyłaś swoje wymaga
nia, wybierając mnie na swojego kolejnego narze
czonego?
- Ty to powiedziałeś.
- Juliano, dosyć. Nie jestem w nastroju na
takie przepychanki. Chcę odpowiedzi na kilka
prostych pytań. Podobno szczerość to twoja spe
cjalność.
- Już ci odpowiedziałam. Zaręczyłam się
z Davidem, bo mieliśmy ze sobą wiele wspól
nego, bo myślałam, że go kocham, a on myślał, że
kocha mnie. Po miesiącu oboje doszliśmy do
wniosku, że to pomyłka. Właściwie, żeby być
całkiem szczerą, ja to zrozumiałam po paru
dniach. W każdym razie zerwaliśmy zaręczyny.
Ale rozstaliśmy się w przyjaźni.
- To chyba raczej David zerwał zaręczyny,
kiedy zorientował się, że oszaleje, próbując za
tobą nadążyć. Pewnie Elly wydawała mu się przy
tobie słodkim, jasnowłosym aniołem.
- Chcesz powiedzieć, że ja jestem wiedźmą?
- Nie, chociaż przyznaję, nazwałem cię tak,
kiedy zobaczyłem, jak odjeżdżasz spod hotelu.
Jak powiedział Kirkwood, kobiecość w tobie aż
kipi. Nie każdy mężczyzna to zniesie. David
wiedział, że wycisniesz z niego wszystkie siły,
Jayne Ann Krentz
89
a potem będziesz miała do niego pretensje, że ci
na to pozwolił.
- Chyba mówisz o sobie i Elly. - Juliana
wiedziała, że musi bardzo się pilnować, by nie
stracić opanowania.
- Ja i Elly? Możliwe. - Travis zamyślił się na
moment ze wzrokiem utkwionym w kominek
z czarnego kamienia. - Pewnie nawet masz rację.
Ale to już nie ma znaczenia. To, co było między
mną a Elly, wypaliło się kompletnie.
- Nie jestem pewna - powiedziała Juliana
oschle. - Widziałam, jak na siebie dziś patrzyli
ście. W tym kryło się wiele dawnych emocji.
Travis machnął niecierpliwie ręką.
- Ja czułem dawną złość. A ona... chyba
strach. Minęło pięć lat i pewnie uwierzyła,
że o wszystkim zapomniałem. Wpadła w pa
nikę, kiedy zrozumiała, że nadal o tym pa
miętam.
- Pragnienie zemsty to silne uczucie, prawda?
- Tak, potrafi rozgrzać, kiedy się nie ma nic
innego. - Spojrzał jej znowu w oczy. - Powiedz,
co się wydarzyło, kiedy dowiedziałaś się, że
David zrywa zaręczyny, bo zakochał się w twojej
kuzynce?
- Nie będę ci mówić, to sprawa osobista.
- Założę się, że zrobiłaś niezłą scenę. Zapew
ne krew polała się szerokim strumieniem. Nie
rezygnujesz łatwo z czegoś, na czym ci zależy.
90
MISTERNY PLAN
Walczyłaś jak lwica o swojego przystojnego cy
nowego boga?
Juliana zmarszczyła nos.
- Złotego, nie cynowego.
- Niech ci będzie. Walczyłaś o niego?
- A co cię to obchodzi?
- Chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć, czy o niego
walczyłaś. I jak bardzo. I czy może nadal o niego
walczysz? Odpowiedz.
- Nie muszę ci odpowiadać. A ty, walczyłeś
o Elly? Jak bardzo? Czy sięgając po Flame
Valley, próbujesz ją odzyskać?
Te pytania zaskoczyły go. Był naprawdę szcze
rze zdumiony.
- Ja nie jestem taki jak ty.
- Po prostu odwróciłeś się na pięcie i wyszed
łeś, tak? Oczywiście, przysięgając zemstę.
- Myślę - powiedział spokojnie - że powin
niśmy zmienić temat.
- Sam go zacząłeś.
- Twoja logika, droga pani, jest niepodważal
na. - Uniósł w jej kierunku kieliszek. - Masz
rację, sam zacząłem.
- Uwielbiam, kiedy używasz wielkich słów.
Typowy macho.
- Jesteś dziś bardzo drażliwa.
- Mam swoje powody.
- Ale to nie ty zostałaś bez samochodu na
odludziu w środku nocy. - Znów spojrzał jej
Jayne Ann Krenlz
91
prosto w oczy. - Dlaczego utopiłaś tyle gotówki
w Flame Valley? Przecież wiedziałaś, że to diabe
lnie ryzykowna inwestycja.
Zaskoczyła ją ta nagła zmiana tematu.
- Więc wracamy do tej kwestii?
- Tak. I nie wyjdę, dopóki nie udzielisz mi
zadowalającej odpowiedzi.
Juliana westchnęła i upiła łyk koniaku.
- Już ci powiedziałam. To sprawa rodzinna.
Wiedziałam, że Elly i David mają kłopoty. Poży
czyłam im pieniądze. Moi rodzice zresztą też.
I wujek Tony.
Gwałtownym ruchem Travis postawił kieli
szek na stoliku.
- Juliano, przecież nie jesteś taka głupia.
Zdążyłem cię poznać i wiem, że świetnie so
bie radzisz w interesach. Musiałaś wiedzieć, że
hotel jest w kiepskiej sytuacji. - Rzucił jej
badawcze spojrzenie. - A może Kirkwood cię
okłamał?
- Nie, wiedziałam, jak sprawy stoją.
- I mimo to pożyczyłaś mu pieniądze?
- On i Elly próbowali walczyć o hotel.
Chciałam im pomóc. Jedyne, czego nie wiedzia
łam, to że ty i Fast Forward rzucicie się na
bezbronną ofiarę, kiedy tylko poczujecie krew.
Wydawało nam się, że Fast Forward będzie
przychylne, kiedy David poprosi ich o odłożenie
spłaty. Widocznie byliśmy w błędzie.
92
MISTERNY PLAN
- Widocznie - przytaknął Travis oschle.
- Stracisz mnóstwo pieniędzy przez Elly i Da-
vida.
- Jeżeli stracę pieniądze, to przez ciebie.
Travis zerwał się na równe nogi.
- Nawet nie próbuj mnie o to winić. - Zaczął
przemierzać pokój długimi krokami. - Nie zrzu
caj winy na mnie - powtórzył ochryple. - Wiesz
doskonale, że nie powinnaś była wkładać pienię
dzy w Flame Valley.
W pewnym sensie miał rację i Juliana zdawała
sobie z tego sprawę.
- No cóż, czasem się wygrywa, a czasem
przegrywa.
Travis odwrócił się do niej gwałtownie i wyce
lował w nią palcem.
- Nie możesz tyle stracić, Juliana. Chyba że
zrezygnujesz z rozwoju Charisma Espresso.
Nikt nie zna lepiej twojej sytuacji finansowej
niż ja, a ja ci mówię, że nie stać cię na taką
stratę.
- W porządku, nie stać mnie. Ale niewiele
mogę na to poradzić.
- Tylko tyle masz do powiedzenia?
- Nie ma co płakać nad rozlanym espresso.
- Twoje ambitne plany legły w gruzach, a ty
mówisz, że nie ma co płakać nad rozlanym
espresso? - Patrzył na nią ze zdumieniem. - Nie
mogę w to uwierzyć.
Jayne Ann Krentz
93
- Bądź rozsądny, Travis. Co ja mogę zrobić
w takiej sytuacji? Stało się. - Wypiła łyk koniaku,
patrząc bezradnie przed siebie. - Jestem zruj
nowana.
- Nie bądź melodramatyczna. Mamy wystar
czająco dużo problemów.
- To nie ty masz problemy tylko ja. Jeżeli nie
możesz być pomocny, to lepiej skończmy ten
temat. Źle na mnie działa.
- Pomocny? - warknął. - A niby jak miałbym
pomóc?
- Ty jesteś powodem problemu, więc ty
znajdź rozwiązanie.
- To nie ja wpakowałem Flame Valley w kło
poty - powiedział z naciskiem. - To David i Elly.
Z pomocą twoją, twoich rodziców i naturalnie
wujka Tony'ego. Nie myśl, że zwrócę ci pienią
dze, kiedy przejmę hotel. Najpierw będę musiał
spłacić swoich inwestorów. Mam wobec nich
zobowiązania. I zaręczam ci, że żaden z nich nie
okaże się wspaniałomyślny.
- Nie oczekuję, że zwrócisz mi pieniądze.
- No to czego ty chcesz?
Zacisnęła usta w afektowany sposób.
- Jesteś moim doradcą finansowym - przypo
mniała. - Bierzesz pieniądze za to, żebym unik
nęła problemów finansowych. W twoje ręce skła
dam całą swoją wiarę, zaufanie i nadzieje na
przyszłość. Jestem pewna, że ocalisz moją skórę.
94
MISTERNY PLAN
- Juliano, co ja mam zrobić?
- Wyrwać Flame Valley ze szponów Fast
Forward Properties, Inc.
W Travisa jakby piorun strzelił. Przez chwilę
stał nieruchomo, patrząc na nią, jakby postradała
zmysły. Juliana wstrzymała oddech.
- Ocalić hotel? - powtórzył bezmyślnie.
- Przed samym sobą?
- Tak, przed tobą i tą zgrają głodnych wilków,
którym przewodzisz.
- I mam to zrobić dla ciebie? - Sprawiał
wrażenie, jakby nie do końca rozumiał, o co chodzi.
- Jestem twoją klientką, prawda? Wynajęłam
cię, żebyś pomógł mi stworzyć sensowny plan
rozwoju Charismy. Nasz kontrakt nadal obowią
zuje. A sytuacja jest taka, że nie będę mogła
rozwinąć swojej firmy, chyba że uratujesz Flame
Valley. Więc w tym sensie oczekuję, że zrobisz to
dla mnie.
- Jesteś - mówił to bardzo cicho - kompletnie
szalona.
- Raczej zdesperowana. - Ale nie mogła mu
pokazać, jak bardzo jest zdesperowana. Nie wal
czyła o hotel, ani nawet o przyszłość Charismy.
Walczyła o miłość swojego życia. - Pomożesz
mi? Uratujesz hotel od bankructwa?
- Już to kiedyś zrobiłem, pamiętasz? I nie
dostałem należnej mi zapłaty. Dlaczego miałbym
znów popełnić ten sam błąd?
Jayne Ann Krentz
95
- Bo tym razem ja będę płacić twoje hono
rarium.
- Nie stać cię na to.
- Jak to, przecież płacę ci za konsultacje dla
Charismy. I na razie nie mam żadnych zaległo
ści. Zapłaciłam w terminie zaliczkę, star
czy mi na comiesięczne zobowiązania, nie
martw się.
- Chodząca niewinność! - Travis z irytacją
pocierał sobie kark, chodząc z jednego końca
pokoju w drugi. - Juliano, będę z tobą szczery aż
do bólu. Honorarium, które mi płacisz za prace
dla Charismy, to zaledwie niewielka część tego,
co normalnie wziąłbym za podobne zlecenie.
Poza tym w normalnych okolicznościach takiego
zlecenia w ogóle bym nie przyjął. Twoja firma
jest za mała dla Sawyer Management Systems.
Wyrażam się jasno?
- Chcesz powiedzieć, że zostałam specjalnie
potraktowana?
- Bardzo specjalnie.
Juliana zagryzła dolną wargę w zamyśleniu.
- Dlaczego? Bo nazywam się Grant, a ty
chciałeś dopaść całą rodzinę? Chodziło ci o to,
żeby zranić i mnie, rujnując Charismę?
- Do diabła, nigdy nie chciałem zruj
nować Charismy. Nie rozumiem, jak to się stało.
Wszedłem do twojego lokalu, bo chciałem zo
baczyć tę osobę z rodziny, której nie miałem
96
MISTERNY PLAN
okazji poznać pięć lat temu. - Travis uniósł
dłonie w geście całkowitej bezradności. -
I zanim się zorientowałem, siedziałem z tobą
przy kawie i omawiałem plany rozwoju Cha-
rismy.
- Chcesz powiedzieć, że podjąłeś się tej pracy
z dobroci serca?
- Nie robię interesów z dobroci serca - powie
dział ponuro.
- Tak czy inaczej mamy umowę. Jesteś mo
im konsultantem, a ja stoję w obliczu finan
sowej katastrofy. Twoim obowiązkiem jest mi
pomóc.
- Tak uważasz? - Patrzył na nią z nieprzenik
nionym wyrazem twarzy.
- Tak uważam.
- Skoro jesteś taka mądra, to bądź uprzejma
mi powiedzieć, jak mam cię uratować?
- A tego to już nie wiem. To twoja sprawa.
Travis pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Ty po prostu jesteś szalona.
- Tak mi czasem mówiono. Więc jak, po
możesz mi?
- Nic się nie da zrobić. Jestem za dobry.
Zaplanowałem wszystko w najdrobniejszych
szczegółach. Nawet gdybym myślał, że mi się
uda, i gdybym był na tyle głupi, żeby się tego
podjąć, to jeszcze pozostaje kwestia mojego ho
norarium.
Jayne Ann Krentz 97
- Powiedz, jaka jest twoja cena, a ja zdecydu
ję, czy mnie na to stać.
Spojrzał na nią spod przymkniętych powiek.
Wolno przesuwał wzrokiem od stóp aż po rude
włosy.
- A gdybyrn ci powiedział, że moją ceną jest
romans z tobą? Że za swoją pracę, bez względu na
to czy wygram, czy przegram, chcę mieć prawo
wstępu do twojego łóżka?
Juliana wstrzymała oddech na parę chwil. Wresz
cie wciągnęła głęboko powietrze, ale nadal sie
działa nieruchomo, żeby ukryć drżenie.
- Moje wspaniałe ciało za twoje usługi dorad
cze? Nie żartuj, Travis. Skoro nie angażujesz się
w żaden interes z dobroci serca, to nie zrobiłbyś
tego dla seksu.
Nie poruszył się. A kiedy się odezwał, jego
głos był bardzo cichy.
- Ale gdybym zażądał takiej zapłaty?
- Powiedziałabym: idź i się utop.
Odwrócił się i patrzył przez okno w ciemność.
- Tak się domyślałem. W porządku, sprytna
damo, powiem ci, co chcę za podjęcie próby
uratowania Flame Valley i tym samym przyszło
ści Charismy. Moja stawka jest taka sama jak pięć
lat temu. Część udziałów.
Julianę aż zatkało, jednak tym razem nie ze
zdziwienia, lecz z oburzenia.
- Naprawdę myślisz, że David i Elly przyjęliby
98
MISTERNY PLAN
cię do spółki, gdybyś uratował hotel przed włas
nymi inwestorami? To chyba lekka przesada.
- Zastanowiła się szybko. - Ale może da się pójść
tym tropem. Musiałaby to być jednak niewielka
część udziałów. Nie oczekuj, że dostaniesz na
przykład połowę.
Spojrzał na nią przez ramię.
- Źle mnie zrozumiałaś. Nie chcę Flame Val
ley. Jeżeli jakimś cudem uda mi się uratować
hotel, i tak trzeba będzie w niego włożyć dużo
pracy i dużo pieniędzy. A nawet wtedy jest duża
szansa, że za parę lat upadnie. Tym razem chcę
udziałów w pewnym interesie.
Przyglądała mu się uważnie wzrokiem, jakim
się patrzy na drapieżnika. Poczuła skurcz w żo
łądku.
- Co masz na myśli?
- Charismę.
Juliana o mało nie upuściła swojego kieliszka.
Miała wrażenie, że nie do końca rozumie, co on
mówi.
- Charismę? Chcesz przejąć część mojej fir
my? Ale Charisma jest moja! Stworzyłam ją
sama, z niczego. Nikt z rodziny mi nie pomagał.
Chyba nie mówisz poważnie.
- Witaj w realnym świecie. Mówię bardzo
poważnie. I powiedziałem ci już, że moje hono
raria są bardzo wysokie. Przyjmując moją pro
pozycję, musisz mieć świadomość, że szanse na
Jayne Ann Krentz
99
uratowanie hotelu są niewielkie. Ale będziesz
musiała mi zapłacić, nawet jeżeli mi się nie uda.
Juliana rozpaczliwie próbowała zebrać myśli.
Tego się nie spodziewała. Chociaż właściwie,
patrząc wstecz, powinna być na podobne rzeczy
przygotowana. Travis Sawyer był groźnym prze
ciwnikiem.
- Charisma jest moja - powtórzyła. - Sama
sobie wszystko zawdzięczam. Kiedy prowadzi
łam sieć barów kawowych w San Francisco,
oszczędzałam pieniądze na pierwsze własne ma
szyny i na lokal. Wszystko zrobiłam sama.
- I sama zaryzykowałaś przyszłość Charismy,
ładując pieniądze w Flame Valley. - Travis ruszył
do drzwi. - Przemyśl to sobie. Wpadnę do ciebie
w poniedziałek rano i powiesz mi, co postanowi
łaś.
- Travis, zaczekaj, porozmawiajmy. Może
uda nam się znaleźć jakiś rozsądny kompromis.
- Nie idę na żadne kompromisy, gdy jest
mowa o honorarium. Tego się nauczyłem pięć lat
temu od twojej rodziny.
- Travis... - Juliana zerwała się na równe nogi,
ale on już zamknął za sobą drzwi. Podbiegła do
okna i zobaczyła, jak wsiada do swojego buicka.
Oślepiły ją włączone światła. Po chwili już go nie
było.
- Ty podstępny, perfidny, bezwzględny dra
niu - wyrzucała z siebie na głos. - Charisma jest
100
MISTERNY PLAN
moja. Moja! I nie oddam jej ani tobie, ani nikomu
innemu.
Juliana zatrzymała się w połowie swojej tyra
dy, bo poraziła ją nagła myśl. Jeżeli odda mu
część Charismy, będzie z nim finansowo związa
na przez parę najbliższych lat. W dzisiejszych
czasach łatwiej było pozbyć się męża niż wspól
nika w interesach. A jeżeli będą musieli razem
pracować, to z pewnością uda jej się go przeko
nać, że są dla siebie stworzeni.
Travis wyraźnie czuł, że jest spięty, kiedy
parkował swojego buicka przed Charisma Espres
so w poniedziałkowy poranek. Powtarzał sobie, że
powinien już do tego przywyknąć. W końcu to był
powód, dla którego przez ostatnie dwie noce
niemal nie zmrużył oka.
Widział palące się w środku światła i przez
moment wydawało mu się, że dostrzega rude
włosy Juliany. Zacisnął palce na kierownicy.
Nadal nie mógł uwierzyć, że to robi. Chociaż
właściwie nie powinien się temu dziwić. Odkąd
poznał Julianę, nic nie toczyło się tak, jak sobie
zaplanował. Więc może nie powinien przywoły
wać się do porządku?
Zmusił się, żeby wysiąść z samochodu. Na
wet nie zastanawiał się, jaką usłyszy odpo
wiedź. Juliana była kompletnie nieprzewidywal
na. A Charisma znaczyła dla niej bardzo wiele.
Jayne Ann Krentz
101
Ciekaw był, czy zorientowała się, co on zamie
rza i dlaczego. Cały ten zwariowany plan przy
szedł mu nagle do głowy podczas ich nocnej
kłótni. Działał instynktownie, chcąc znaleźć spo
sób, by choć jeszcze przez jakiś czas mogli być
blisko siebie. Czy ona odgadnie, że o to mu
chodziło? A jeżeli tak, czy będzie z tego powodu
wściekła, czy zadowolona?
A nawet jeżeli przyjmie jego propozycję, to
i tak nie będzie wiedział, co nią kieruje. De
speracka chęć, by pomóc Elly i Davidowi? Czy
to troska o przyszłość Charisma Espresso?
A może zgodzi się dlatego, że jej na nim
zależy?
Ale równie dobrze może wylać mu na głowę
kubek kawy i kazać się wynosić.
Otwierając drzwi, Travis nie wiedział, czy
idzie na spotkanie z damą, czy z tygrysicą. Życie
z Juliana na pewno nie było nudne.
- Juliano, przyszedł! - Sandy Oaks, potrząsa
jąc kolczykami, odwróciła się w kierunku drzwi.
- Możesz mu się rzucić do gardła.
Matt Linton podniósł wzrok znad filiżanek,
które ustawiał na barze.
- Aha. Jest wreszcie. Można pomyśleć, że to
chodząca niewinność.
- Aż chwyta za serce. Biedactwo. Nawet nie
wie, co go czeka. - Sandy pokręciła głową z uda
wanym smutkiem.
102
MISTERNY PLAN
- Na jego miejscu dłużej bym tak nie stał
- dorzucił Matt, uśmiechając się szeroko.
Travis pomyślał, że Juliana powinna być jed
nak nieco bardziej dyskretna.
- Zdajecie sobie sprawę, że plany rozwoju
Charismy niekoniecznie muszą was uwzględ
niać?
- Oho! - oburzyła się Sandy. - Czyżby to była
groźba?
- Juliano! - zawołał Matt. - Chodź tutaj, ktoś
próbuje nas zastraszyć.
W tej samej chwili Juliana wyszła z zaplecza,
wycierając ręce w papierowy ręcznik. Miała na
sobie czarny kombinezon z frędzlami i czarne,
wysokie buty na szpilkach. Włosy spięła dwoma
srebrnymi grzebieniami.
- Co się tutaj dzieje? - spytała, marszcząc
brwi. - O, to ty, Travis. Nareszcie jesteś.
- Nie spodziewałem się, że czekasz na mnie
z taką niecierpliwością.
- Nie wiedziałam, że się spóźnisz - powie
działa uszczypliwie. - Jest mnóstwo rzeczy do
zrobienia, a ja jestem okropnie zajęta. Musisz mi
pomóc. - Weszła do swojego biura i po chwili
wróciła z kartką papieru. - Tu jest lista rzeczy,
które musisz odebrać z delikatesów. Z drugiej
strony zapisałam, co zamówiłam w sklepie z sera
mi. Aha, czy mógłbyś przy okazji kupić gdzieś
szampana?
Jayne Ann Krenlz
103
Travis patrzył tępo na listę zakupów. Miał
wrażenie, że po raz kolejny sytuacja wymyka mu
się spod kontroli.
- Juliano, po co to wszystko?
- Wydajemy dziś kolację. Idź już, mam kupę
roboty, jak w każdy poniedziałek. Melvin nie
przysłał mi jeszcze tej kolumbijskiej mieszanki,
którą zamówiłam, poza tym zepsuła się maszyna
do palenia kawy. Naprawdę nie wiem, w co ręce
włożyć.
Travis ani myślał ruszyć się z miejsca.
- Co to za kolacja? - Starał się zachować
cierpliwość.
- Nic wielkiego, nie bój się. Zaprosiłam na
wieczór Elly i Davida, żeby poinformować ich, że
zamierzasz zająć się ratowaniem Flame Valley.
Zacisnął palce na kartce papieru. A więc jego
ryzykowne posunięcie przyniosło zamierzony
efekt.
- Rozumiem, że zawarliśmy umowę?
- Tak.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie mogę dać
żadnych gwarancji? Sprawy zaszły zbyt daleko,
żebym mógł cokolwiek obiecać.
Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Jeżeli ktokolwiek może uratować Flame
Valley, to tylko ty.
- Ale jeżeli mi się nie uda, to nadal będziesz
musiała mi zapłacić.
100
MISTERNY PLAN
moja. Moja! I nie oddam jej ani tobie, ani nikomu
innemu.
Juliana zatrzymała się w połowie swojej tyra
dy, bo poraziła ją nagła myśl. Jeżeli odda mu
część Charismy, będzie z nim finansowo związa
na przez parę najbliższych lat. W dzisiejszych
czasach łatwiej było pozbyć się męża niż wspól
nika w interesach. A jeżeli będą musieli razem
pracować, to z pewnością uda jej się go przeko
nać, że są dla siebie stworzeni.
Travis wyraźnie czuł, że jest spięty, kiedy
parkował swojego buicka przed Charisma Espres
so w poniedziałkowy poranek. Powtarzał sobie, że
powinien już do tego przywyknąć. W końcu to był
powód, dla którego przez ostatnie dwie noce
niemal nie zmrużył oka.
Widział palące się w środku światła i przez
moment wydawało mu się, że dostrzega rude
włosy Juliany. Zacisnął palce na kierownicy.
Nadal nie mógł uwierzyć, że to robi. Chociaż
właściwie nie powinien się temu dziwić. Odkąd
poznał Julianę, nic nie toczyło się tak, jak sobie
zaplanował. Więc może nie powinien przywoły
wać się do porządku?
Zmusił się, żeby wysiąść z samochodu. Na
wet nie zastanawiał się, jaką usłyszy odpo
wiedź. Juliana była kompletnie nieprzewidywal
na. A Charisma znaczyła dla niej bardzo wiele.
Jayne Ann Krentz
101
Ciekaw był, czy zorientowała się, co on zamie
rza i dlaczego. Cały ten zwariowany plan przy
szedł mu nagle do głowy podczas ich nocnej
kłótni. Działał instynktownie, chcąc znaleźć spo
sób, by choć jeszcze przez jakiś czas mogli być
blisko siebie. Czy ona odgadnie, że o to mu
chodziło? A jeżeli tak, czy będzie z tego powodu
wściekła, czy zadowolona?
A nawet jeżeli przyjmie jego propozycję, to
i tak nie będzie wiedział, co nią kieruje. De
speracka chęć, by pomóc Elly i Davidowi? Czy
to troska o przyszłość Charisma Espresso?
A może zgodzi się dlatego, że jej na nim
zależy?
Ale równie dobrze może wylać mu na głowę
kubek kawy i kazać się wynosić.
Otwierając drzwi, Travis nie wiedział, czy
idzie na spotkanie z damą, czy z tygrysicą. Życie
z Juliana na pewno nie było nudne.
- Juliano, przyszedł! - Sandy Oaks, potrząsa
jąc kolczykami, odwróciła się w kierunku drzwi.
- Możesz mu się rzucić do gardła.
Matt Linton podniósł wzrok znad filiżanek,
które ustawiał na barze.
- Aha. Jest wreszcie. Można pomyśleć, że to
chodząca niewinność.
- Aż chwyta za serce. Biedactwo. Nawet nie
wie, co go czeka. - Sandy pokręciła głową z uda
wanym smutkiem.
102
MISTERNY PLAN
- Na jego miejscu dłużej bym tak nie stał
- dorzucił Matt, uśmiechając się szeroko.
Travis pomyślał, że Juliana powinna być jed
nak nieco bardziej dyskretna.
- Zdajecie sobie sprawę, że plany rozwoju
Charismy niekoniecznie muszą was uwzględ
niać?
- Oho! - oburzyła się Sandy. - Czyżby to była
groźba?
- Juliano! - zawołał Matt. - Chodź tutaj, ktoś
próbuje nas zastraszyć.
W tej samej chwili Juliana wyszła z zaplecza,
wycierając ręce w papierowy ręcznik. Miała na
sobie czarny kombinezon z frędzlami i czarne,
wysokie buty na szpilkach. Włosy spięła dwoma
srebrnymi grzebieniami.
- Co się tutaj dzieje? - spytała, marszcząc
brwi. - O, to ty, Travis. Nareszcie jesteś.
- Nie spodziewałem się, że czekasz na mnie
z taką niecierpliwością.
- Nie wiedziałam, że się spóźnisz - powie
działa uszczypliwie. - Jest mnóstwo rzeczy do
zrobienia, a ja jestem okropnie zajęta. Musisz mi
pomóc. - Weszła do swojego biura i po chwili
wróciła z kartką papieru. - Tu jest lista rzeczy,
które musisz odebrać z delikatesów. Z drugiej
strony zapisałam, co zamówiłam w sklepie z sera
mi. Aha, czy mógłbyś przy okazji kupić gdzieś
szampana?
Jayne Ann Krentz 103
Travis patrzył tępo na listę zakupów. Miał
wrażenie, że po raz kolejny sytuacja wymyka mu
się spod kontroli.
- Juliano, po co to wszystko?
- Wydajemy dziś kolację. Idź już, mam kupę
roboty, jak w każdy poniedziałek. Melvin nie
przysłał mi jeszcze tej kolumbijskiej mieszanki,
którą zamówiłam, poza tym zepsuła się maszyna
do palenia kawy. Naprawdę nie wiem, w co ręce
włożyć.
Travis ani myślał ruszyć się z miejsca.
- Co to za kolacja? - Starał się zachować
cierpliwość.
- Nic wielkiego, nie bój się. Zaprosiłam na
wieczór Elly i Davida, żeby poinformować ich, że
zamierzasz zająć się ratowaniem Flame Valley.
Zacisnął palce na kartce papieru. A więc jego
ryzykowne posunięcie przyniosło zamierzony
efekt.
- Rozumiem, że zawarliśmy umowę?
- Tak.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie mogę dać
żadnych gwarancji? Sprawy zaszły zbyt daleko,
żebym mógł cokolwiek obiecać.
Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Jeżeli ktokolwiek może uratować Flame
Valley, to tylko ty.
- Ale jeżeli mi się nie uda, to nadal będziesz
musiała mi zapłacić.
104
MISTERNY PLAN
- Przestań już. Jasne, że ci zapłacę.
Travis rozejrzał się po wnętrzu Charismy, czu
jąc w sobie wyraźną ulgę.
- Zawsze chciałem mieć bar kawowy.
- Ciekawe od kiedy.
- Od soboty. Na razie, wspólniczko.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Jest jeszcze jedna ważna rzecz - odezwała
się Juliana, dokładając garść papryczek chili do
makaronu. - Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział
o naszych... ustaleniach.
Travis przestał kroić grzyby i spojrzał z ukosa
na Julianę.
- Dlaczego?
- Dlaczego? - powtórzyła z irytacją. - To
oczywiste. David i Elly czuliby się fatalnie, gdy
by wiedzieli, że płacę za twoją pracę częścią
udziałów Charismy. I tak mają wystarczające
poczucie winy.
- A dlaczego mieliby się tym przejąć?
106
MISTERNY PLAN
Bez skrupułów pożyczyli od ciebie pienią
dze.
- Wtedy sytuacja nie była jeszcze taka zła -
Juliana zajęła się przyprawianiem makaronu.
- Wydawało się, że David jakoś sobie poradzi.
Travis, czy rzeczywiście sprawy zaszły za da
leko?
- Obawiam się. Wymyśliłem wszystko tak,
żeby nie zostawić mu pola manewru. Ale pew
ność będę miał dopiero wtedy, jak przejrzę całą
księgowość. Jednak na twoim miejscu nie liczył
bym na wiele.
Juliana była niezrażona.
- Zobaczysz, uda się. Jestem pewna. Czy mo
żesz mi podać te foremki na tartinki?
- A co ty właściwie gotujesz? To wszystko
wygląda mi na hors d'oeuvres.
- Przestań marudzić. Przecież wiadomo, że
przystawki są najlepsze. Jak skończysz już z tymi
grzybami, pomóż mi nakładać masę serową do
foremek.
- Lubisz mi rozkazywać, co?
- Skąd, po prostu słodko wyglądasz w tym
fartuchu. W szafce po prawej stronie jest szklany
półmisek. Połóż na nim warzywa. I pośpiesz się,
oni zaraz tu będą.
- Jak ja się dałem w to wplątać? - spytał tak
cicho, że ledwie go usłyszała. - Jak już mi się
wydaje, że odzyskuję kontrolę nad sytuacją, ty
Jayne Ann Krentz
107
nagle skręcasz w niespodziewanym kierunku.
- Skończył krojenie grzybów szybkimi ruchami
noża.
- A wracając do naszej spółki...
- Co znowu? - spojrzał na nią nieufnie.
- Ustalmy od początku, że jesteś cichym
wspólnikiem. Wiesz, o co mi chodzi? - Uśmiech
nęła się porozumiewawczo. - Oczywiście będę
się ciebie radzić przed podjęciem każdej poważ
nej decyzji. Zresztą i tak wiesz dużo o planach
Charismy. Ale to ja jestem starszym wspólni
kiem. Chcę, żeby to było jasne.
- Możesz się tak nazwać - powiedział Travis
zgodnie - o ile nie będziesz podejmować waż
nych decyzji bez porozumienia ze mną.
- A co dla ciebie znaczą ważne decyzje?
- Zobaczymy, jak się jakieś pojawią. Gdzie
mam postawić ten półmisek z warzywami?
- Na stoliku obok kanapy. - Juliana wyjrza
ła przez okno i zobaczyła, że znajomy biały
mercedes właśnie parkuje pod domem. - O mat
ko, przyjechali. Założę się, że umierają z cie
kawości.
- Co ty im powiedziałaś?
- Że uratujesz ich przed bankructwem.
- Nie składaj pochopnych obietnic. Powie
działem, że zrobię, co będę mógł, ale bez żadnych
gwarancji.
- Ufam ci bezgranicznie.
108
MISTERNY PLAN
- Jesteś zbyt dobrą bizneswoman, żeby jakie
mukolwiek doradcy ufać bezgranicznie.
- Ty nie jesteś zwykłym doradcą. - Juliana
ruszyła do drzwi. - Otwórz szampana. Elly i Da
vid będą zachwyceni.
- Nie wątpię.
Jednak Elly i David nie do końca byli za
chwyceni. Siedząc w salonie, patrzyli na Travisa
z wyraźną rezerwą, kiedy Juliana z entuzjazmem
roztaczała przed nimi wspaniałe perspektywy.
Wkrótce okazało się, co budziło ich największe
wątpliwości.
- Dlaczego to robisz? - zapytał David wprost.
- Sam sobie zadaję to pytanie. - Travis sięgnął
po grzyby, które wcześniej pokroił.
- Co z tego będziesz miał? - David nie ustępo
wał, a zmarszczone srogo brwi dowodziły, że
traktuje to pytanie niezwykle poważnie. - Nie
myśl, że nie jesteśmy ci wdzięczni, ale chciałbym
wiedzieć, o co w tym chodzi.
Travis spojrzał na Julianę, dając jej tym sa
mym do zrozumienia, że to ona powinna od
powiedzieć.
- To proste - powiedziała z uśmiechem do
Davida. - Travis robi mi przysługę.
- Przysługę? - Elly otworzyła szeroko oczy ze
zdziwienia.
- Biznesową - wyjaśniła szybko Juliana.
- Ktoś ma ochotę na tartinkę z serem?
Jayne Ann Krentz
109
- Chwileczkę. - Tym razem Elly nie dała się
zbyć. - Dlaczego miałby ci wyświadczać przy
sługi?
- No właśnie - zawtórował jej David, bez
skutecznie usiłując wyczytać coś z twarzy Tra-
visa.
- To rzeczywiście ciekawe pytanie - wtrącił
się Travis. - Dlaczego miałbym ci wyświadczać
przysługi?
Juliana uśmiechnęła się do niego czule.
- Żeby uratować Charismę. Musicie wie
dzieć - zwróciła się do Davida i Elly - że Travis
został moim doradcą biznesowym, zanim dowie
dział się, jak bardzo zaangażowałam się finan
sowo w Flame Valley. To postawiło go w sytu
acji konfliktu interesów. Kiedy zrozumiał, ile
Charisma może stracić, od razu zaproponował,
że uratuje Flame Valley. Z etycznego punktu
widzenia czuje się odpowiedzialny za Charis
mę. Dla niego etyka w biznesie jest bardzo
ważna.
- Naprawdę? - mruknął David. - Chyba zjem
jeszcze jedną tartinkę. I poproszę o kieliszek
szampana.
- Oczywiście. - Juliana sięgnęła po tacę z je
dzeniem.
Wszystko będzie dobrze, powtarzała sobie,
kiedy David zadawał Travisowi kolejne pytania,
wszystko dobrze się ułoży. Jednak na wszelki
110
MISTERNY PLAN
wypadek starała się nie zwracać uwagi na pełne
niepokoju spojrzenia Elly.
Po dwudziestu minutach David dopadł ją
w kuchni, dokąd poszła po kolejną porcję ma
karonu.
- Co tu się do diabła dzieje? - spytał przyci
szonym głosem.
- O co ci chodzi?
- Wiesz dobrze. Myślisz, że uwierzę w te
bzdury o nagłym wybuchu etycznej wrażliwości
u Travisa Sawyera? Jesteśmy tu sami, dziecinko,
i znamy się od wielu lat. Mów prawdę. Dlaczego
rzucił się na ratunek Flame Valley? Tylko bez
wykrętów.
- David, proszę. - Juliana wyłączyła palnik
i zaczęła nakładać makaron na półmisek. - Mów
ciszej, bo Elly i Travis cię usłyszą.
- Czy tym razem ty stanowisz zapłatę? - Da
vid stanął tuż przy niej, przytłaczając ją swoim
wzrostem. Kiedyś wydawało jej się to ekscytują
ce, teraz jedynie irytowało.
- Nie bądź niemądry.
- Mówię poważnie. Co jest między wami?
Sypiasz z nim? Na tym polega umowa? Jeżeli tak,
to wiedz, że się na to nie zgadzam. Przyjmę każdą
pomoc, ale nie za taką cenę. Nie pozwolę, żebyś
się sprzedawała Sawyerowi.
Juliana już otwierała usta, żeby powiedzieć, że
ma się wynosić z jej kuchni, ale przerwał jej
Jayne Ann Krentz
111
Travis, który nagle stanął w drzwiach. Jego głos
był twardy i lodowaty.
- Odczep się od niej. Juliana nie potrzebuje
twojej opieki. To nasza prywatna umowa, a to
bie nic do tego.
- Racja - przytaknęła szybko Juliana. - To
umowa między mną a Travisem. Oboje jesteśmy
z niej zadowoleni, więc nie musisz się martwić.
Weź, proszę, te serwetki.
- Ale...
- Idź już stąd, makaron zaraz wystygnie. I na
prawdę nie musisz się o mnie troszczyć. Sama
sobie świetnie poradzę. Jak zwykle zresztą.
- Wiem, ale nadal mi się to nie podoba.
- Może ci się nie podobać, ale musisz się
z tym pogodzić - powiedział Travis z nacis
kiem. - Bo to jedyna szansa na uratowanie Fla
me Valley.
David patrzył mu w oczy przez chwilę, po
czym wyszedł z kuchni. Travis odwrócił się do
Juliany.
- Zdajesz sobie sprawę, co wszyscy będą
myśleć o naszej umowie? Twoi rodzice, wujek
Tony, David i Elly będą przekonani, że ze mną
sypiasz.
- Ale my wiemy, jaka jest prawda. To tylko
interesy, nic więcej.
- Jasne, interesy. Bądź rozsądna.
- Postawmy sprawę jasno - powiedziała,
112
MISTERNY PLAN
podając mu półmisek z makaronem. - Ponieważ
udało nam się ustalić sprawy biznesowe, to
możemy nadal pracować nad naszym związkiem
bez konieczności zastanawiania się, co nami
kieruje.
Podeszła szybko do drzwi, nie zwracając uwa
gi na osłupienie na twarzy Travisa.
- Miano, zaczekaj. Co chcesz przez to powie
dzieć?
Ale Juliana zignorowała pytanie i z uroczym
uśmiechem na ustach weszła do salonu.
- Wszyscy gotowi na kolejną porcję makaro
nu? Śmiało, mam jeszcze całe mnóstwo.
- Wróćmy do naszego związku - zaczął sta
nowczo, kiedy tylko mercedes Kirkwoodów od
jechał z parkingu.
Jeszcze przed chwilą Juliana była bardzo pew
na siebie, ale kiedy została sam na sam z Travi-
sem, poczuła lekkie onieśmielenie. Żeby to
ukryć, zaczęła zachowywać się z jeszcze więk
szą nonszalancją niż zwykle. To był jej stary
sposób.
- Chcesz coś powiedzieć na ten temat? - rzu
ciła niedbale, zbierając talerze i serwetki.
Travis zatrzymał się blisko niej.
- Ostatnim razem, kiedy o tym rozmawia
liśmy, odmówiłaś pójścia ze mną do łóżka do
czasu, aż obiecam ci małżeństwo. O ile pamię-
Jayne Ann Krentz 113
tam, dałaś mi miesiąc na opamiętanie się. Potem
powiedziałaś wyraźnie, że nasza umowa ma cha
rakter czysto biznesowy. Teraz znowu mówisz
o związku. Po raz kolejny chcesz zmienić reguły
gry?
- Powiedzieć ci prawdę? Dobrze. W najbliż
szym czasie będziemy spędzać ze sobą dużo
czasu, a ja jestem w tobie zakochana od dnia,
kiedy cię poznałam. Mówiąc szczerze i bez ogró
dek: nie jestem pewna, czy umiałabym ci się
jeszcze długo opierać. O ile oczywiście nadal
próbowałbyś mnie uwieść.
Wzięła ze stolika pustą tacę i wyszła z nią
z salonu.
- Juliano, co to ma znaczyć? - Travis wpadł za
nią do kuchni i wziął mocno w ramiona. - O co ci
tym razem chodzi?
- Przecież powiedziałam wyraźnie. Czy nadal
będziesz próbował mnie uwieść? - spytała, obej
mując go za szyję i delikatnie przesuwając war
gami po jego ustach.
- Juliano - wyszeptał ochryple. Ujął jej twarz
w dłonie i pocałował długo i namiętnie.
Zareagowała instynktownie, uwalniając z sie
bie całą tęsknotę, nad którą próbowała do tej pory
zapanować.
- Poczekaj. - Travis nadal mocno ją obe
jmował. - Nadal czegoś nie rozumiem. Mówisz,
że oddzielasz sprawy biznesowe od osobistych.
114
MISTERNY PLAN
I że nadal mnie kochasz. Wydaje ci się, że jak
mnie wpuścisz do łóżka, to nagle uznam, że
powinienem zaproponować ci małżeństwo?
- Kto wie? W końcu to ty kierujesz się zasada
mi etyki.
Pokręcił głową ze zdziwieniem.
- Czy ty się nigdy nie poddajesz?
- Nigdy. Ale nie mam ochoty rozmawiać dziś
o małżeństwie.
- To świetnie, bo ja też nie.
Pocałował ją jeszcze raz, a potem wziął za rękę
i poprowadził do sypialni. Po drodze gasił kolejne
światła, więc kiedy dotarli do końca korytarza,
całe mieszkanie było pogrążone w tajemniczych
nocnych cieniach.
Uśmiechnęła się do niego, kiedy zatrzymali się
obok łóżka. Przesuwała wolno palcami po jego
ramieniu, czując kryjącą się tam siłę.
- Niemal odchodziłem od zmysłów, nie mog
łem się doczekać, żeby znów być tak blis
ko ciebie. - Travis powoli odpinał guziki jej
bluzki.
- Chyba byłam niemądra, wyznaczając ten
termin jednego miesiąca - wyznała Juliana, moc
no się w niego wtulając. - Powinnam wiedzieć, że
nie wytrzymam tak długo.
- Wiedzieliśmy to oboje po naszej pierwszej
nocy. - Travis odpiął ostatni guzik i jedwabna
bluzka z lekkim szelestem zsunęła się z ramion
Jayne Ann Krentz 115
Juliany. Patrzył na jej nagie piersi, potem ujął je
delikatnie w dłonie. - Tak mi z tobą dobrze
- szeptał, przesuwając wargami po jej szyi.
- Mnie z tobą też. - Odwiązała mu krawat
i odrzuciła na bok. Drżącymi palcami zaczęła
rozpinać mu koszulę. Kiedy ją z niego zdjęła,
objęła go mocno i oparła mu głowę na ra
mieniu. Na piersiach czuła szorstki dotyk jego
włosów.
Travis zaśmiał się cicho. Wsunął dłonie za
pasek jej spodni i zsunął je na dół. Po chwili stała
w jego ramionach całkiem naga.
- To mi się właśnie podoba - zamruczał.
Wziął ją na ręce, położył na łóżku, a potem zaczął
zdejmować z siebie resztę ubrań.
- Wiem. - Juliana wpatrywała się w niego
z zachwytem. Podobała jej się siła jego ramion
i ud, a świadomość, jak bardzo jest podniecony,
wywoływała w niej uczucie najgłębszego zado
wolenia. Wiedziała jednak, że pociąga ją nie
tylko ciało Travisa. W końcu znała mężczyzn co
najmniej równie dobrze zbudowanych i dużo
bardziej przystojnych niż Travis.
- Nagle spoważniałaś - zauważył, kładąc się
obok niej z niewielką paczuszką w dłoni.
- Właśnie się zastanawiałam, co sprawia, że
jesteś tak niebywale seksowny.
Uśmiechnął się, wyjmując zawartość z opako
wania.
116
MISTERNY PLAN
- Nie wiesz, dlaczego nie potrafisz mi się
oprzeć?
- Aha. - Pogładziła go po włosach i wsunęła
nogę między jego uda.
- Nie zawracaj sobie tym głowy. - Pochylił
się, żeby pocałować zagłębienie pomiędzy jej
piersiami. - Nie niektóre pytania nie ma od
powiedzi. Po prostu uznaj, że tak jest i tyle.
- Jak sobie życzysz, wspólniku. - Wypręży
ła się zachęcająco. Dłoń Travisa zsuwała się
coraz niżej, a kiedy Juliana poczuła ją na swo
im udzie, westchnęła gwałtownie. Najmniejsze
dotknięcie jego palców wywoływało w niej
dreszcz podniecenia; gdy zaczął całować jej
piersi, z trudem powstrzymała się od głośnego
okrzyku. Była coraz bardziej gorąca i rozna-
miętniona.
Przekręciła się nieco i wtuliła w niego jesz
cze mocniej. Dotykała jego ramion, brzucha
i ud, po raz kolejny odkrywała najbardziej in
tymne miejsca, których tajemnice poznała pod
czas ich pierwszej wspólnej nocy. Mięśnie ple
ców i ramion miał mocno napięte; czuła ros
nące w nim pożądanie. Świadomość, że tak
bardzo jej pragnie, wyzwoliła w niej gwałtow
ną reakcję. Przylgnęła do niego mocno, z ra
dością i uniesieniem poddając się jego piesz
czotom. Przeciągnęła paznokciami po jego ra
mionach.
Jayne Ann Krentz
117
- Jesteś kobietą, która zostawia po sobie
ślady - powiedział niewyraźnie, odwracając ją
na plecy.
- Co mówisz?
- Nieważne. Obejmij mnie, mocno.
Juliana przygarnęła go do siebie.
- Teraz - wyszeptała. Przymknęła oczy i zaci
snęła nogi wokół jego bioder. - Chodź do mnie.
Kocham cię.
Obchodził się z nią delikatnie, niespiesznie,
jakby chciał przedłużyć tę chwilę; Juliana przy
ciągnęła go gwałtownie, niecierpliwie.
- Travis -jęknęła, wpijając się w niego.
- Nigdzie bez ciebie nie pójdę.
Oddychała coraz szybciej, czując, że powoli
traci nad sobą kontrolę. Poddała się tej fali, a on
zamarł na moment i w ostatnim pchnięciu opadł
na nią całym swoim ciężarem. W tej długiej
chwili cały świat przestał się dla nich liczyć.
Po jakimś czasie Travis poruszył się lekko
i spojrzał na Julianę w ciemności. Uśmiechała się
sennie, rozcierając palcami drobne kropelki potu
na jego ramionach.
- Nie bój się - odezwała się, ziewając delikat
nie. - Nie będę o tym wspominać.
- O czym?
- O małżeństwie.
- Przecież właśnie wspomniałaś. - Pocałował
ją lekko w czubek nosa.
118
MISTERNY PLAN
- Ale zmieniam temat na ważniejszy.
- Czyli jaki?
- Kto zrobi rano herbatę.
- Niech ci będzie, tym razem ja.
- Co za zgodny mężczyzna. - Ziewnęła jesz
cze raz i zasnęła.
Trzy dni później, o wpół do jedenastej przed
południem Travis siedział przy swoim biurku
w siedzibie Sawyer Management Systems i za
stanawiał się, czy powinien zrobić sobie prze
rwę na kawę. Do Charisma Espresso było zaled
wie parę przecznic. Mógł się tam przejść, po
rozmawiać chwilę z Julianą i wziąć kawę na
wynos. Za jakieś dwadzieścia minut byłby z po
wrotem.
Ale gdyby napił się kawy z biurowego dzban
ka, to oszczędziłby piętnaście minut. A pracy
przy Flame Valley miał tak wiele, że niemal
każda minuta była na wagę złota. Z niechęcią
popatrzył na papiery piętrzące się na jego biur
ku. Naprawdę wykonał kawał dobrej roboty,
przygotowując się na przejęcie hotelu. I szcze
rze mówiąc, nie widział sposobu, żeby go urato
wać. Trzeba by na nieokreślony czas odłożyć
spłatę długów, a na dodatek postawienie całego
przedsięwzięcia na nogi wymagało potężnego
zastrzyku finansowego. To było koszmarne za
danie.
Jayne Ann Krentz 119
Za każdym razem, kiedy przypominał sobie
ślepą wiarę Juliany w jego możliwości, klął w du
chu. Próbował nie myśleć o tym, co się stanie,
jeżeli mu się nie powiedzie.
Zadzwonił telefon na jego biurku.
- Przyszła pani Kirkwood, chce z panem roz
mawiać.
Travis zacisnął zęby. Ostatnia rzecz, jakiej
sobie życzył, to spotkanie z Elly. Ale nie miał
innego wyjścia.
- Proszę, niech wejdzie.
Chwilę później Elly stanęła w drzwiach. Krót
ka fryzura podkreślała jej delikatne rysy. Przy
swojej znakomitej figurze doskonale wyglądała
w obcisłych białych spodniach i białej jedwab
nej bluzce. Duże niebieskie oczy, których spoj
rzenie wydawało się kiedyś Travisowi tak jasne
i szczere, wypełniał lęk. Przez moment aż zdzi
wił się, że mógł kochać tę kobietę. Przy Julianie
wyglądała jak słodka blada azalia obok pysznej
orchidei.
- Witaj, Elly. Siadaj, proszę. - Travis niechęt
nie wstał i wskazał stojące obok krzesło.
- Dziękuję. - Elly przyglądała mu się badaw
czo. Sprawiała wrażenie zdenerwowanej, ale jed
nocześnie bardzo zdeterminowanej. - Przyszłam,
bo musimy porozmawiać.
- Świetnie. Mów. - Travis usiadł i odchylił się
do tylu na oparciu swojego krzesła. Żałował, że
120
MISTERNY PLAN
parę minut wcześniej nie wyszedł do Charisma
Espresso. Uniknąłby tej szczerej, przyjacielskiej
pogawędki.
Elly wzięła głęboki oddech.
- Sypiasz z Julianą. Masz z nią romans.
Travis spojrzał przez okno. Roztaczał się stąd
piękny widok na przystań. W oddali widać było
nawet restaurację Treasure House.
- To nie twój interes, Elly, i dobrze o tym
wiesz.
- Owszem, mój, jeżeli ją wykorzystujesz. Jest
moją kuzynką. Nie pozwolę, żebyś ją skrzyw
dził.
- Szkoda, że o tym nie pomyślałaś, kiedy
zastawiłaś sidła na Davida.
- Nie zastawiałam na niego sideł! - powie
działa podniesionym tonem. - Walczyliśmy z na
szymi uczuciami, dopóki... dopóki...
- Dopóki Juliana nie zorientowała się i nie
pozwoliła Davidowi odejść?
- Nie masz o niczym pojęcia. Juliana nie
pozwoliła Davidowi odejść.
- Walczyła o niego? - Travis z napięciem
czekał na odpowiedź. Musiał wiedzieć, jak ważny
był dla Juliany David Kirkwood.
To pytanie zaskoczyło Elly.
- Nie było żadnej walki. Oboje doszli do
wniosku, że popełnili błąd i oboje zerwali zarę
czyny. Wszystko odbyło się spokojnie i w cywili-
Jayne Ann Krentz
121
zowany sposób. Jak chcesz, możesz zapytać Ju-
liany. Ale ja nie chcę rozmawiać o przeszłości.
- Nawet o naszej przeszłości? - spytał bez
specjalnego zainteresowania.
- Zwłaszcza o naszej przeszłości. - Elly od
wróciła wzrok.
Pokiwał głową i rzucił długopis na biurko.
- To taki nudny temat, prawda?
Poruszyła się nerwowo.
- Muszę wiedzieć, czy szantażujesz Julianę,
żeby móc z nią sypiać.
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Bo to jest zbyt wysoka cena za uratowanie
Flame Valley. Nie pozwolę, żeby Juliana ją płaciła.
- Myślisz, że ona dałaby się tak zaszantażo-
wać jakiemukolwiek mężczyźnie?
Elly zmieszała się na moment.
- W normalnych okolicznościach nie. Ale ta
sytuacja jest inna.
- Co to znaczy?
- Podobasz się jej. Myślę nawet, że ona się
w tobie kocha. Dlatego mogłaby sobie wytłuma
czyć, że nie ma w tym nic złego. Ale cierpiałaby,
gdybyś ją już po wszystkim rzucił. Nie chcę, żeby
płaciła taką cenę.
Travis poczuł nagłą irytację.
- Nie musisz się o nią martwić.
- Muszę, to moja kuzynka. Po co tutaj wróci
łeś, Travis? Jesteś niebezpiecznym człowiekiem,
122
MISTERNY PLAN
ale tylko ja zdaję sobie z tego sprawę. David nie
chce się temu głębiej przyjrzeć, Julianę zaślepiają
emocje, a mój ojciec, ciocia i wuj są kompletnie
zdezorientowani. Rozpaczliwie zależy im na ura
towaniu Flame Valley. Kochają Julianę, ale z dru
giej strony przywykli do tego, że ona świetnie
sobie radzi sama.
- Więc uznałaś, że tylko ty możesz ją przede
mną uchronić? Daruj sobie, Juliana cię nie po
słucha.
Elly wstała i podeszła do okna. Stała odwróco
na tyłem do Travisa, nerwowo ściskając swoją
skórzaną torebkę.
- Robisz to, żeby się na mnie odegrać?
Travis zastanawiał się nad odpowiedzią przez
bardzo długą chwilę.
- Nie - powiedział wreszcie.
- Wróciłeś nie dlatego, że nie dostałeś pięć lat
temu obiecanej zapłaty. Powodem jest to, co
wydarzyło się wówczas między nami.
Travis przyglądał się Elly z uwagą. Juliana
miała rację. Ta krucha, delikatna, płochliwa ko
bieta nie była w jego typie. Nigdy.
- Wróciłem, bo nie otrzymałem należnej mi
zapłaty. To jedyny powód.
Elly przełknęła łzy.
- Przykro mi, że wszystko się tak potoczyło.
Chciałam ci powiedzieć, że zrywam zaręczyny,
jak tylko się zorientowałam, że nie pasujemy do
Jayne Ann Krentz
123
siebie. Ale tata był przekonany, że się wtedy
wycofasz. Powiedział, że stracimy Flame Valley,
że sprawy zaszły za daleko i że tylko ty możesz
nam pomóc. Miałeś wierzyć, że wyjdę za ciebie
za mąż i że w prezencie ślubnym dostaniesz
udziały w Flame Valley.
- A ty ciągnęłaś to kłamstwo. Przyznaję, że
byłaś bardzo przekonująca.
Elly odwróciła się do niego gwałtownie. Na jej
twarzy malowała się udręka.
- A co mogłam innego zrobić? Musiałam
wybierać między tobą a moją rodziną.
- I wybrałaś rodzinę.
- Tak, przecież to oczywiste. Ale nie dam
skrzywdzić Juliany za to, co musiałam zrobić pięć
lat temu.
- Do twarzy ci z tym poświęceniem. Ale
możesz się uspokoić. Nie mam zamiaru skrzyw
dzić Juliany.
- Wykorzystujesz ją. Zamiast mnie. Wszystko
zrozumiałam. Skoro nie mogłeś mieć jednej ko
biety z rodziny, to sięgasz po drugą. Twoja
zemsta będzie pełna dopiero wtedy, gdy zaciąg
niesz którąś z nas do łóżka.
Travis patrzył na nią, czując wzbierającą w nim
złość. Podniósł się z krzesła.
- Dość tego. Niczego nie rozumiesz. I zapa
miętaj sobie: Juliana nie jest zamiast ciebie. Ani
zamiast żadnej innej kobiety. Ona jest jedyna
124 MISTERNY PLAN
i wyjątkowa. Lepiej będzie, jak sobie pójdziesz,
zanim powiesz kolejne głupstwo.
- Jeszcze nie skończyłam. - Ełly uniosła gnie
wnie głowę, ale w tym geście bardziej przypomi
nała przerażoną łanię. - Przejrzałam twoje sztucz
ki. Nie ufam ci za grosz, bez względu na to, co
myślą inni.
- Naprawdę? Chyba będę musiał mieć się na
baczności.
Zrobił krok w jej kierunku. Elly wydała z siebie
piskliwy okrzyk.
- Nie waż się mnie tknąć, ty brutalu! - Od
wróciła się i wybiegła za drzwi.
Travis patrzył z niechęcią za swoją byłą narze
czoną. Pomyślał, że Juliana nigdy by się tak nie
zachowała. Prędzej stanęłaby do walki.
Wrócił na swoje miejsce i sięgnął po papiery,
które przeglądał parę minut temu. Słowa Elly
wciąż dźwięczały mu w uszach.
„Musiałam wybierać między tobą a moją ro
dziną".
Zdawał sobie sprawę, że Juliana nie jest tak do
końca wyjątkowa: podobnie jak Elly była cał
kowicie lojalna wobec swojej rodziny.
Travis modlił się, żeby to, co go spotkało pięć
lat temu z Elly, nie powtórzyło się z Julianą.
Żeby nie musiała wybierać między nim a rodzi
ną. Wiedział, że byłby wtedy na przegranej
pozycji.
Jayne Ann Krentz
125
Znów zaczął się zastanawiać, co się stanie,
jeżeli mu się nie powiedzie.
Musiał przerwać te rozmyślania, bo drzwi ot
worzyły się szeroko i do pokoju wkroczyła Julia
na, niosąc papierową torbę z logo Charismy.
- No i co zrobiłeś mojej kuzynce, ty bruta
lu? - Z promiennym uśmiechem postawiła tor
bę na biurku i wyjęła z niej papierowy kubek
z kawą.
Travis przyglądał się jej z nieukrywaną przy
jemnością. Miała dziś na sobie plisowaną spód
nicę, obcisłą kamizelkę, a pod nią koszulę z szero
kimi rękawami.
- Brutalu? - powtórzył, patrząc zachłannie na
kubek z kawą.
- Na pewno użyła tego słowa. - Juliana ot
worzyła drugi kubek i usiadła na krześle, które
przed chwilą zajmowała jej kuzynka. - Mieliście
małą kłótnię?
- Z Elly trudno się pokłócić. Ucieka, kiedy
zaczyna się robić naprawdę interesująco. - Z za
chwytem wciągał zapach kawy. - Tego mi było
potrzeba.
- Pomyślałam, że będziesz chciał sobie zrobić
małą przerwę i postanowiłam ci oszczędzić spa
ceru do Charismy. Poza tym musiałam wyrwać
się na moment z pracy. Znów nie mogę się
dogadać z Melvinem. Więc o co się pokłóci
liście?
126
MISTERNY PLAN
- Elly jest przekonana, że cię szantażuję, że
byś chodziła ze mną do łóżka. - Patrzył na
Julianę, rozkoszując się kolejnymi łykami moc
nej, ciemno palonej kawy.
- Ona też?
- Nie tylko. Z pewnością jeszcze Matt i Sandy,
poza tym twoi rodzice i Tony Grant. Co oznacza,
że niemal wszyscy tak uważają.
- Szkoda, że to nieprawda - rzuciła lekko
Juliana. - To byłoby całkiem ekscytujące.
- Nie byłaś tym szczególnie podekscytowa
na, kiedy ci to zasugerowałem - powiedział
z lekką irytacją. - O ile pamiętam, kazałaś mi
spadać, kiedy zaproponowałem, że przyjmę two
je piękne ciało jako zapłatę za uratowanie Flame
Valley.
- Odmówiłam ze względu na ciebie.
- Na mnie?
- Oczywiście. Gdybym się zgodziła, wciąż
byś się zadręczał domysłami.
- Czym?
- Domysłami co do moich prawdziwych mo
tywów. Za każdym razem, kiedy bym cię cało
wała albo mówiła, że cię kocham, zastanawiałbyś
się, czy jestem szczera, czy tylko udaję, żebyś
harował jak wół dla ocalenia Flame Valley. A tak
sprawa jest czysta, interesy to interesy, a sprawy
osobiste to sprawy osobiste.
Travis zaklął z krzywym uśmiechem.
Jayne Ann Krentz
127
- Zawsze musisz być o krok do przodu.
- Nic na to nie poradzę, taka już jestem.
Musiałam zdusić w zarodku tę straszną próbę
szantażu tylko ze względu na ciebie. - Juliana
wstała i podeszła do Travisa. W jej spojrzeniu
kryło się uwodzicielskie, figlarne rozbawienie.
- Ale wiedz, że twoja propozycja wydała mi się
cudownie ekscytująca.
Travis uśmiechnął się szeroko, odstawił kubek
i posadził sobie Julianę na kolanach.
- A ty wiedz, że gdybyś przyjęła moją pro
pozycję, wcale bym się nie zadręczał domys
łami.
- Nie? - spytała, całując go w szyję.
- Nie. A następnym razem, kiedy postanowisz
zrobić coś dla mojego dobra, skonsultuj to naj
pierw ze mną.
- Dobrze. - Pogłaskała go zachęcająco po
szyi. - Kiedy masz następne spotkanie?
- Nie mam dziś żadnych spotkań. - Travis
przeciągnął dłonią po jej udzie, czując, że jest
coraz bardziej podniecony. Wszystko w tej kobie
cie działało na niego podniecająco.
Juliana zachichotała.
- Robiłeś to kiedyś w pracy?
- Nie - uśmiechnął się. - A ty?
- Nigdy.
- No to mamy parę rzeczy do nadrobienia.
Delikatnie podniósł ją i posadził na brzegu
128
MISTERNY PLAN
biurka. Powoli odsunął wysoko szarą flanelową
spódnicę i położył dłonie na jej kolanach. Pomyś
lał, że Juliana ma naprawdę piękne kolana, gład
kie i okrągłe. To zabawne, że do tej pory nie
zauważył, ile uroku kryje się w tej części kobiece
go ciała.
- Chyba nic złego się nie stanie, jeżeli od
czasu do czasu będziemy udawać, że zmuszasz
mnie do tego szantażem? - spytała.
Uśmiechnął się i powoli rozsunął jej nogi.
- Zawsze do usług, kochanie.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Juliano, sytuacja jest bardzo poważna. Nie
zmiernie martwi nas, co może z tego wyniknąć.
Dlatego postanowiliśmy spotkać się i omówić to
w rodzinnym gronie. Musimy wiedzieć, o co tu
chodzi.
- Jasne, mamo. Rozumiem. Ale nad wszyst
kim panuję, zaufaj mi. - Juliana popatrzyła na
poważne twarze wokół niej, westchnęła bezgłoś
nie i zajęła się swoją pyszną zupą z czarnej fasoli.
W rodzinnym gronie wyczuwało się niewiele
zaufania, za to dużo niepokoju. Dobrze, że przy
najmniej kuchnia w tej meksykańskiej restauracji
jest znakomita, pomyślała z rezygnacją.
130
MISTERNY PLAN
Kiedy rano dotarło do niej zaproszenie na
lunch, miała zamiar wymyślić jakiś pretekst,
żeby grzecznie odmówić. Wiedziała jednak, że
rodzice i wujek Tony byliby zawiedzeni, więc
chcąc nie chcąc, postanowiła odegrać rodzinną
psychodramę.
- Omawialiśmy to z Tonym dokładnie - ode
zwał się Roy Grant. Patrzył na córkę uważnie,
z wyrazem głębokiej troski na twarzy. - Nadal nie
wiemy, po co Sawyer tu wrócił, ale z pewnością
nie wróży to nam nic dobrego.
- Święta racja - przytaknął Tony, rzucając
okiem na swój talerz, wypełniony enchiladą z kur
czakiem i obfitą porcją gęstej śmietany. - Sawyer
oznacza kłopoty, wiemy o tym dobrze. Odbierze
nam Flame Valley w ten czy inny sposób. Po
święcił pięć lat, żeby nas dopaść. Wyobrażacie
sobie? Pięć lat! Cały czas żywił się pretensjami.
- Już pięć lat temu było groźnie, kiedy dowie
dział się, że ze ślubu nici - dorzucił Roy. - Próbo
waliśmy mu jakoś zapłacić, ale nie chciał.
Juliana podniosła wzrok znad talerza.
- O ile rozumiem, miał dostać jedną trzecią
udziałów we Flame Valley. Zaproponowaliście
mu to, kiedy Elly zerwała zaręczyny?
- Zwariowałaś? - wybuchnął Tony. - Oddać
jedną trzecią majątku w ręce kogoś spoza rodzi
ny? Na miłość boską, dziewczyno, gdzie się
podział twój rozsądek? Nie było ślubu, nie było
Jayne Ann Krentz
131
umowy. Oczywiście chcieliśmy go jakoś wyna
grodzić, w końcu nie jesteśmy oszustami.
- Mhm. - Juliana sięgnęła po tortillę i umo
czyła ją w salsie. - Zaproponowaliście mu równo
wartość udziałów w gotówce?
Jej matka zacisnęła usta.
- Oczywiście, że nie. To byłby jakiś milion
dolarów. Nie byliśmy w stanie tyle zapłacić ani
jemu, ani żadnemu innemu doradcy. Zapropono
waliśmy mu jednak przyzwoite wynagrodzenie.
- Ale problem był taki, że zaproponowaliście
mu nie tyle, na ile się umówiliście.
Tony Grant aż poczerwieniał na twarzy.
- To była niepisana umowa, a nie żaden praw
dziwy kontrakt. Na dodatek uzależniona od ślubu
z Elly. Na szczęście do ślubu nie doszło. Kiedy
tylko pomyślę, jak nieszczęśliwa by była z tym
człowiekiem, dostaję skurczów żołądka. O, już
mnie zaczyna boleć.
- To ten sos chili. Wiesz, że nie robi ci dobrze
na żołądek - zauważyła Juliana niewinnie.
- Ta rozmowa do niczego nie prowadzi - ode
zwał się jej ojciec szorstko. - Kochanie, nie ma co
wracać do przeszłości, co się stało, to się nie
odstanie. Mnie martwi teraźniejszość.
- Zupełnie niesłusznie, tato - powiedziała Ju
liana uspokajająco. - Mówiłam już, że nad wszyst
kim panuję. Travis pracuje teraz dla mnie.
A ponieważ ma zobowiązania wobec Charismy,
132
MISTERNY PLAN
podjął się uratowania Flame Valley. Wie, że jeśli
hotel upadnie, stracę mnóstwo pieniędzy.
- Kochanie, to wszystko nie ma sensu - wtrą
ciła się Beth Grant. - Dlaczego Travis Sawyer
miałby ci wyświadczać przysługę?
- To też już mówiłam. Charisma jest klientem
Sawyer Management Systems. Nie chodzi o żad
ną przysługę, tylko o interesy.
- Ci cholerni inwestorzy z Fast Forward Pro
perties też są jego klientami! - zahuczał Tony.
- I to większymi niż Charisma. Bardziej się
dla niego liczą niż ty.
Juliana zaczerwieniła się.
- No dobrze, może chodzi o coś więcej niż
zobowiązania Travisa wobec Charismy. Może on
to robi dla mnie.
Rodzice i wuj Tony popatrzyli na nią z otwar
tymi ustami. Pierwsza ochłonęła Beth.
- Dla ciebie? Co to znaczy? O co tutaj chodzi?
- Skoro już chcecie wiedzieć, to zamierzam
wkrótce wyjść za niego za mąż. Chyba mu się
podobam, ale jest zbyt nieśmiały, żeby to otwar
cie powiedzieć.
Jej ojciec był zbulwersowany.
- Czy ten łajdak zdążył ci już coś naobie
cywać?
- Właśnie ku temu zmierzamy - zapewniła go
Juliana.
- Do diabła, dziewczyno, czy on ci się oświad-
JayneAnn Krentz 133
czył? - spytał Tony ze świętym oburzeniem. -
Więc o to mu chodzi? Chce cię mieć zamiast
Elly?
- Nie, wujku, jeszcze mi się nie oświadczył,
ale mam taką nadzieję.
- Kochanie, chyba nie dasz się nabrać na te
jego oświadczyny - powiedziała do córki Beth
z wyraźną troską w głosie. - Przecież wiesz, jak to
się kończy. Mężczyźni ciągle składają ci takie
propozycje, ale nigdy na poważnie.
- Dziękuję, mamo - skrzywiła się Juliana.
- Nie chciałam cię urazić, skarbie, ale wiesz,
jaka jest prawda. Mężczyźni proponują ci mał
żeństwo następnego dnia po pierwszym spotka
niu, ale zmieniają zdanie równie szybko.
- Chcesz powiedzieć, że dają nogę? Wiem,
mamo. Smutne, ale prawdziwe. Działam na męż
czyzn w dziwny sposób. Chyba ich przytłaczam.
Ale Travis jest inny. Nie daje się przytłoczyć.
- Juliana się rozpromieniła. - Wręcz uważam, że
to dobrze, że nie spieszy się z oświadczynami.
-
Dlaczego? - Jej ojciec nadal był podejrz
liwy.
- Wszyscy inni proponowali mi małżeństwo
po dwudziestu czterech godzinach znajomości.
Travis widocznie poważnie się nad tym zasta
nawia. A to oznacza, że kiedy już mi się oświad
czy, to będzie do tego naprawdę przekonany.
On zawsze wie, co robi.
134
MISTERNY PLAN
Wujek Tony wycelował w nią widelcem z dru
giego końca stołu.
- I to powinnaś sobie zapamiętać. Zawsze wie,
co robi. Dlatego jest taki niebezpieczny.
Juliana pokręciła głową z rozdrażnieniem.
- Ale to nie znaczy, że nie można mu ufać. Ja
akurat ufam mu całkowicie. Tylko on może
uratować Flame Valley.
Nieznaczne poruszenie przy stole sprawiło, że
Juliana rozejrzała się wokół. Travis stał za nią.
Uśmiechnęła się do niego na powitanie.
- Dzięki za te zapewnienia, kochanie - powie
dział spokojnie.
- Travis, co ty tutaj robisz?
- Dzwoniłem do Charismy, żeby cię wyciąg
nąć na lunch, ale Sandy powiedziała, że zostałaś
porwana i że trzymają cię w tej restauracji dla
okupu. - Travis patrzył na gniewne twarze zgro
madzone wokół stołu. - Pomyślałem, że wpadnę
i cię uratuję.
- Ona nie potrzebuje pomocy - wymamrotał
Tony Grant.
- Święta racja - przytaknął mu Roy ponuro. -
Moja córka potrafi się o siebie zatroszczyć.
- Z całą pewnością - powiedziała Beth z nutą
macierzyńskiej dumy.
- Każdy potrzebuje pomocy od czasu do czasu
- odpowiedział Travis spokojnie, siadając na
krześle obok Juliany i biorąc do ręki menu.
Jayne Ann Krentz
135
- Umieram z głodu. Kilkugodzinna praca nad
finansami Flame Valley bardzo zaostrza apetyt.
Albo przyprawia o mdłości, to zależy od punktu
widzenia. Na szczęście mam zdrowy żołądek.
Hotel znów jest w niezłych tarapatach, co?
Tony Grant zbladł nagle, a potem znów poczer
wieniał.
- Przepraszam - powiedział niewyraźnie,
wstając od stołu - ale muszę już iść, jeżeli mam
dziś dotrzeć do San Diego. Wy też chodźcie, bo
spóźnicie się na samolot.
Beth uniosła się z miejsca i skinęła na męża.
- To prawda, kochanie, powinniśmy już pójść.
- Spojrzała znacząco na Julianę. - Pamiętaj, co ci
powiedziałam.
- Oczywiście. Miłej podróży do San Francisco.
Rzuciwszy ostatnie niepewne spojrzenie na
Travisa, Beth odwróciła się i wyszła za swoim
mężem z restauracji.
- Coś mi się wydaje - powiedziała Juliana - że
zostawili mi rachunek do zapłacenia.
- Stać cię na to. Od początku Charisma przy
nosi ci mnóstwo pieniędzy.
- Czy to oznacza, że za twój lunch też mam
zapłacić?
Travis odłożył menu i popatrzył na nią zna
cząco.
- Zwykle to klient pokrywa wydatki swojego
doradcy.
136
MISTERNY PLAN
- Rozumiem.
- Powiedz mi, ile dostałaś propozycji małżeń
stwa?
Juliana zmrużyła oczy.
- Więc jednak podsłuchiwałeś?
- Nie mogłem się powstrzymać. Poza tym
byliście tak zajęci miłą rodzinną rozmową, że nie
śmiałem przeszkadzać.
- Daj spokój z tymi propozycjami małżeń
stwa. Tak naprawdę żadna z nich nie miała zna
czenia.
- Skoro tak mówisz.
Dwa dni później Juliana siedziała w restauracji
z Travisem.
- Jak poszło spotkanie z Davidem? - Juliana
wzięła do ust smażoną ostrygę i skosztowała ją
z wyraźnym zadowoleniem. To danie zawsze jej
smakowało w Treasure House. Zmarszczyła brwi,
nie doczekawszy się odpowiedzi na swoje pyta
nie. - Źle?
- Powiedzmy, że David nie jest zbyt przyjem
nym towarzyszem zabaw. - Travis jadł swojego
miecznika w sposób, który nie zdradzał specjal
nego zachwytu.
- Wiesz, Travis, ostatnio chyba jesteś w dość
kiepskiej formie.
- A dziwisz się? Pracuję po osiemnaście go
dzin na dobę, żeby uratować ten cholerny hotel,
Jayne Ann Krentz
137
zadowolić swoich ważnych klientów i urządzić
swoje nowe biuro. Do tego próbuję znaleźć czas,
żeby się z tobą spotkać.
- Może to nie był dobry pomysł, żeby iść
dzisiaj na kolację.
- Raczej nie. W biurze czeka na mnie stos
papierów do przejrzenia. Ale ponieważ to był mój
pomysł, więc nie powinienem narzekać.
- Więc jak poszło spotkanie z Davidem?
- Nie był zbyt zadowolony. Zaproponowa
łem mu pewne rozwiązanie, ale chyba go nie
przyjmie.
- Jakie rozwiązanie?
- Znalezienie kupca na Flame Valley. Na
przykład którąś z dużych sieci hotelowych. Mu
sieliby spłacić wszystkich wierzycieli i zapewnić
Davidowi posadę managera.
Juliana skrzywiła się lekko.
- Nic dziwnego, że nie był zachwycony.
Sprzedaż hotelu to ostatnia rzecz, na jaką by się
zgodził. Za wszelką cenę chce go zatrzymać.
- Przerwała, przypominając sobie, co powiedział
Roy Grant podczas lunchu dwa dni temu. - To
własność rodziny.
- Mówił dokładnie to samo. Juliano, wszystko
wskazuje na to, że nie uda mi się uratować Flame
Valley.
- Uda ci się. - Uśmiechnęła się do niego
z bezbrzeżnym zaufaniem.
138
MISTERNY PLAN
- Wolałbym, żebyś nie była tego taka pew
na. - Spojrzenie Travisa wyrażało zniecierpli
wienie. - Do diabła, nie mam dziś ochoty roz
mawiać na ten temat.
- Dobrze. Wolisz porozmawiać o przyszłości
Charismy? - Sięgnęła po ostatnią ostrygę. -
Pomyślałam, że może warto zacząć sprzedawać
kubki z naszym logo. Reklama podprogowa. Za
każdym razem, kiedy nasz klient będzie pił w do
mu z takiego kubka, pomyśli o Charismie.
- Pomysł może jest niezły, ale nie chcę teraz
o tym rozmawiać.
- To o czym chcesz rozmawiać? - spytała
cierpliwie, kończąc swoją sałatkę z czosnkiem
i anchois.
- O nas.
- O nas? - Przestała jeść i popatrzyła na niego
uważnie. Naprawdę byl dziś w dziwnym nastroju.
- A konkretnie o czym?
Travis rozglądał się po dyskretnie eleganckim
wnętrzu restauracji. Przy stolikach siedzieli goś
cie ubrani z szykowną nonszalancją, z licznych
doniczek zwieszały się liście paproci, a kelnerzy
i kelnerki z powodzeniem mogliby pozować do
zdjęć na okładki kolorowych magazynów. Typo
wa kalifornijska restauracja.
- Czy Kirkwood zaprosił cię tu, żeby ci się
oświadczyć? - zapytał.
- Aha. Pozostali zresztą też.
Jayne Ann Krentz 1 3 9
- A ilu ich było?
Spojrzała na niego ze złością.
- Wciąż chodzi ci o liczbę? No cóż, nie tak
wielu. Najwyżej dwóch albo trzech. Bo chyba nie
powinnam brać pod uwagę agenta nieruchomo
ści, który załatwił mi lokal dla Charismy, ani tego
osiłka, od którego kupiłam mój pierwszy ekspres
do kawy. Byli dość mili, ale bez specjalnej głębi.
Taki typ sprzedawców.
- To ciekawe.
- Naprawdę to nie moja wina, że kilku męż
czyzn zaproponowało mi małżeństwo. Mówiłam
ci już, że żadnego nie traktowałam poważnie.
Travis uśmiechnął się krzywo.
- Wszystkich sterroryzowałaś, co? - Sięgnął
do kieszeni po portfel. - Chodźmy stąd.
- Gdzie mamy pójść?
- Na spacer.
- O tej porze?
- Przecież to nie centrum Los Angeles tylko
Jewel Harbor. Muszę z tobą porozmawiać, ale nie
tutaj. - Travis przechwycił spojrzenie kelnera,
który natychmiast pospieszył z rachunkiem.
Wyszli z restauracji i skierowali się w stronę
jachtowej przystani. Wieczór był pogodny, łagod
na bryza niosła ze sobą zapach oceanu, fale
z cichym pluskiem rozbijały się o drewniane słupy
nabrzeża. W kabinach jachtów pobłyskiwały świat
ła, wskazując, że właściciele spędzają tam noc.
140
MISTERNY PLAN
Travis szedł zamyślony. Zatrzymał się wresz
cie na skraju pomostu. Nadal nic nie mówił, tylko
patrzył na horyzont. Juliana wytrzymywała jego
milczenie, ale wreszcie ciekawość wzięła w niej
górę.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś?
- Żeby zapytać, czy wyjdziesz za mnie za
mąż. - Nie patrzył na nią. Jego wzrok wciąż
utkwiony był w ciemnościach.
Juliana nie wierzyła własnym uszom.
- Słucham?
- Powiedziałaś, że mam miesiąc na zastano
wienie. Nie potrzebuję całego miesiąca. Od jakie
goś czasu wiem, że chcę się z tobą ożenić. Tylko
że wszystko było tak cholernie skomplikowane.
Nadal zresztą jest. Nic się nie zmieniło. Ale nie
mam już ochoty czekać na właściwy moment.
A biorąc pod uwagę przyszłość Flame Valley, ten
właściwy moment może nigdy nie nadejść.
- Travis, spójrz na mnie. Mówisz poważnie?
Chcesz się ze mną ożenić?
Odwrócił się powoli, z lekkim uśmiechem na
ustach.
- Mówię poważnie. Nie miałem czasu, żeby
kupić pierścionek, ale mówię poważnie.
- Nie zmienisz jutro zdania, jak reszta? - Ju
liana zauważyła, że trudno jej się pozbyć daw
nych nawyków, pomimo zaufania, jakim darzyła
Travisa.
Jayne Ann Krentz
141
- Zapewniam cię, że nie zamierzam zmienić
zdania. Uwierz mi.
- Wierzę ci - powiedziała z niepewnym
uśmiechem.
- Odpowiesz mi dzisiaj, czy każesz mi jeszcze
trochę pocierpieć?
- Nie zadawaj głupich pytań. Oczywiście, że
za ciebie wyjdę. Właściwie pierwsza ci to za
proponowałam, nie pamiętasz?
- Pamiętam.
Patrzyła na jego twarz i czuła wzbierającą
w niej radość. Nigdy jeszcze nie była taka szczęś
liwa.
- Przepraszam za sałatkę z czosnkiem i an-
chois. - Rzuciła się w jego stronę, unosząc twarz
do pocałunku.
- Juliano, zaczekaj...
Było już jednak za późno. Zwykle Travisowi
bez problemu udawało się utrzymać na sobie cały
ciężar Juliany, ale teraz pomost kołysał mu się
pod stopami. Pomimo rozpaczliwych wysiłków
nie zdołał utrzymać równowagi.
W ostatniej chwili Juliana zdała sobie sprawę
z nadchodzącej katastrofy. Wpiła się w niego,
czując, że robi niebezpieczny krok do tyłu. Pró
bowała sama złapać równowagę, ale jeden z jej
pięciocentymetrowych obcasów utknął między
deskami pomostu.
Travis jęknął z rezygnacją, kiedy oboje prze-
142
MISTERNY PLAN
chylili się przez krawędź przystani i z głośnym
pluskiem runęli do wody.
Juliana wynurzyła się po paru sekundach, wy
pluwając słoną wodę.
- Travis, gdzie jesteś? - Rozglądała się nie
spokojnie dookoła.
- Tutaj - odezwał się z tyłu, prysnął na nią
wodą i podpłynął do pomostu. Oparł dłonie na
krawędzi i jednym ruchem wydostał się z wody.
Juliana uśmiechnęła się do niego z wyraźną ulgą.
- Całe szczęście. Nic ci się nie stało?
- Przeżyję. - Wciągnął rękę, żeby pomóc jej
wejść na pomost. - Powinienem był wiedzieć, że
przy tobie nawet pytanie o to, czy za mnie
wyjdziesz, skończy się czymś takim. Chyba mu
sisz mi zapłacić za pracę w trudnych warunkach.
- Niech pan to doliczy do swojego rachunku,
panie Sawyer.
„Do swojego rachunku"... Przypomniał sobie
te słowa nieco później, leżąc w łóżku obok
Juliany, i doszedł do smutnej konstatacji, że
zwykle wystawiał rachunki za pracę, która przy
nosiła spodziewane efekty. Jednak tym razem
miał poważne wątpliwości, czy jego klient będzie
zadowolony.
Zastanawiał się, czy pierścionek zaręczynowy
wystarczy, żeby zatrzymać Julianę, gdyby okaza
ło się, że nie uda mu się ocalić Flame Valley.
Jayne Ann Krentz
143
Trudno mu było przegnać myśli o nieuchronnej
katastrofie, więc przekręcił się na bok i mocno
objął Julianę. Wtuliła się w niego miękko. Dopie
ro wtedy mógł zasnąć.
Juliana siedziała na krześle, opierając stopy
o krawędź biurka.
- Nie, Melvin, nie chcę podwójnej ilości zwy
kłej kawy z Sumatry - mówiła do słuchawki
telefonu. Jej dostawca spóźniał się z realizacją
zamówienia. - I nie próbuj mnie nabrać, bo
potrafię odróżniać gatunki. Nie mogę zejść poni
żej swoich standardów.
- Przecież ty nawet nie lubisz kawy - zauwa
żył dobrodusznie mężczyzna z drugiej strony linii.
- Co nie znaczy, że się na niej nie znam. A co
z tą doskonałą kawą z Gwatemali? Dostanę ją
wreszcie? Potrzebna mi do mojej nowej mie
szanki.
- Robię, co mogę. Ale dwóch moich produ
centów na razie wstrzymało dostawy. Zła pogoda
czy coś takiego. A jak ci idą te gatunki bez
kofeiny?
- Sprzedają się jak świeże bułeczki. Komplet
nie nie rozumiem, po co ludzie piją kawę bez
kofeiny. Przecież to nie ma sensu. Melvin, znasz
jakichś dostawców herbaty?
- Jasne, to uboczna linia mojej działalności.
Dlaczego pytasz?
144
MISTERNY PLAN
- Myślałam o tym, żeby otworzyć herba
ciarnię.
- Daj sobie spokój. Jest za mało klientów na
taki interes. Na początek spróbuj wprowadzić
herbatę do Charismy.
- Omówię to z moim nowym wspólnikiem.
- Masz jakiegoś wspólnika? A to niespodzian
ka. Myślałem, że chcesz mieć Charismę tylko dla
siebie.
- Ten nowy wspólnik jest moim narzeczo
nym - wyznała Juliana z wyraźną przyjemnoś
cią. Patrzyła na czubki swoich butów z wężo
wej skóry. Doskonale pasowały do pastelowych
dżinsów i kusej marynarki, które miała dziś na
sobie.
Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy.
- Wiesz, to chyba nie jest dobry pomysł, żeby
mieszać małżeństwo z interesami. Spójrz tylko
na mnie. Miałem trzy żony. Każda miała jakieś
udziały w mojej firmie. I po każdym rozwodzie
zostawałem bez pieniędzy i musiałem zaczynać
wszystko od nowa.
- Byłoby lepiej, gdybyś poświęcał tyle samo
uwagi swoim żonom, co firmie - zganiła go
Juliana. Rzuciła okiem przez drzwi i zauważyła
znajomą, ciemnowłosą kobietę stojącą przy ba
rze. - Muszę kończyć. Postaraj się o sumatrę,
dobrze? I o te ziarna z Gwatemali. Wyświadcz mi
tę przysługę.
Jayne Ann Krentz 145
- Jeżeli wyświadczę ci jeszcze jedną przy
sługę, to pójdę z torbami.
- Ale przedtem zostaw mi listę innych impor
terów kawy.
- Jesteś kobietą bez serca.
- Jestem kobietą interesu. Próbuję zarobić na
życie i przy okazji zadowolić moich klientów.
Pogadamy później.
Juliana wstała z krzesła, odkładając słuchaw
kę. Wyszła szybko z biura, żeby przywitać czeka
jącą na nią kobietę.
- Angelina! Nie mogłam się ciebie doczekać.
Angelina Cavanaugh odpowiedziała uśmie
chem. Jej arystokratyczne hiszpańskie pochodze
nie widoczne było w pięknych ciemnych oczach
i długich, prostych włosach, upiętych w klasycz
ny kok.
- Dzień dobry, Juliano. Jak się miewasz?
- Fantastycznie.
Sandy wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Uważaj, Angelino. Wreszcie zagnała faceta
w pułapkę. Powaliła go na kolana i ciągle obnosi
się ze swoim zwycięstwem.
- To prawda? Ten twój doradca nareszcie ci
się oświadczył?
Matt przechylił się konspiracyjnie przez ladę.
- Ale to nie było łatwe. Sawyer mi o wszyst
kim opowiedział. Podstawiła biedakowi nogę
i wepchnęła do wody na przystani. Podobno jak
146
MISTERNY PLAN
się tylko wynurzył, wiedział, że to koniec. Po
stanowił się poddać, zanim Juliana podejmie
bardziej drastyczne kroki.
- To dość zniekształcony przebieg wydarzeń
- sprostowała Juliana.
- Nieprawda - zaprotestował Matt. - Znam tę
wersję od samego poszkodowanego.
- Nie zwracaj na niego uwagi, Angelino. Sia
daj, muszę z tobą porozmawiać o przyjęciu zarę
czynowym i o weselu. Zmieścisz mnie jakoś na
swojej liście klientów?
Czerwone usta Angeliny wygięły się w weso
łym uśmiechu.
- Moja firma z ochotą przyjmie nowe zlece
nie. Mimo że mamy mnóstwo pracy z... jak by to
powiedzieć? Ze stałymi klientami.
- Planuję tylko jedno wesele w swoim życiu
- obwieściła Juliana.
- Tak wszyscy mówią, ale tylko do rozwodu.
Ustaliliście już datę?
- Wesela jeszcze nie. Travis jest bardzo zajęty
naszymi... naszymi sprawami. Ale chyba mogę
sama ustalić datę przyjęcia zaręczynowego. Tra
vis na pewno się zgodzi.
- Masz na myśli jakąś dużą imprezę?
- A cóż by innego? Nie będę się w niczym
ograniczać. Chcę, żeby Travis miał wesele swo
ich marzeń, co oznacza, że przyjęcie zaręczyno
we też musi być wspaniałe.
Jayne Ann Krentz
147
- Rozumiem - powiedziała Angelina przecią
gle. - Rozmawiałaś już z Travisem, jak wyobraża
sobie wesele swoich marzeń?
- Mówiłam już, że on jest bardzo zajęty.
Wszystkiego dopilnuję sama.
Matt, który otwarcie się wszystkiemu przy
słuchiwał, o mało się nie zakrztusił.
- Biedny Travis. A już myślał, że kąpiel na
przystani oznacza koniec jego problemów.
- Nie słuchaj go, Angelino. Jak ci smakuje
espresso?
- Świetne. Pełny, wyraźny aromat. Bogate
i mocne.
- Wyrosną ci od niego włosy na piersi - pod
sumowała Juliana. - Napij się jeszcze, a ja zano
tuję parę rzeczy w sprawie przyjęcia zaręczy
nowego. Sandy! - zawołała. - Zrób mi filiżan
kę herbaty, proszę. Schowałam puszkę English
Breakfast pod ladą.
Travis, z podwiniętymi rękawami, rozluźnio
nym krawatem i w pomiętej koszuli, patrzył na
mężczyznę siedzącego po drugiej stronie zawalo
nego papierami biurka.
- Raczej nie mamy wielu możliwości, David.
Od miesięcy balansujesz na krawędzi bankructwa
i doskonale o tym wiesz. Powtarzam, że naj
lepszym wyjściem będzie znalezienie jakiegoś
kupca.
148
MISTERNY PLAN
- Nie ma mowy. - David wstał i podszedł do
okna. Wyglądał na wyczerpanego. - Sprzedaż nie
jest żadnym wyjściem. Lepiej odwołaj swoje
wilki i daj mi trochę więcej czasu.
- Czas niewiele ci pomoże. - Travis wskazał
na stos papierów, w których kryła się zapowiedź
katastrofy. - Oprócz moich inwestorów masz
jeszcze banki na karku. No i potrzebujesz gotów
ki. Dużo gotówki. Nawet gdyby udało mi się na
jakiś czas powstrzymać swoich inwestorów, co
jest mało prawdopodobne, to nie namówię ich,
żeby wpompowali we Flame Valley kolejne pie
niądze.
- Fast Forward to twoja firma. Sam mówiłeś,
że to ty podejmujesz decyzje.
- To prawda. Ale mam zobowiązania wobec
swoich udziałowców. I nie mogę ich zawieść.
David odwrócił się i spojrzał na niego po
ważnie.
- Nie sprzedam hotelu, Travis, nawet gdyby ci
się udało znaleźć chętnego.
Travis przyglądał mu się przez chwilę w mil
czeniu.
- Chodzi ci o Elly? - spytał cicho.
David znów patrzył na przystań.
- Tak, chodzi o Elly - powiedział z ciężkim
westchnieniem. - Ja też mam swoje zobowią
zania. Obiecałem jej, że to będzie największy
i najlepszy hotel na całym wybrzeżu. Obiecałem,
Jayne Ann Krentz 149
że zostanie w rodzinie i że zawsze będzie z niego
dumna. Nigdy mi nie wybaczy, jeżeli go stracę.
- Co Elly zrobi, jeżeli nie dotrzymasz swoich
obietnic?
- Nie wiem.
- Myślisz, że od ciebie odejdzie? Tego się
właśnie obawiasz?
- Zamknij się. Martw się o uratowanie hotelu,
a ja będę się martwił o moje małżeństwo.
- Jak chcesz. Ale lepiej zacznij przyzwyczajać
się do myśli, że nie uda mi się ocalić Flame Valley.
David zawahał się przez chwilę, a potem po
wiedział beznamiętnie:
- A mnie nie uda się ocalić mojego mał
żeństwa.
Na chwilę zapadła cisza.
- Chyba powinniśmy wrócić do pracy - po
wiedział wreszcie Travis.
Po jakimś kwadransie znów podniósł wzrok na
Davida.
- Mówiłem ci, że zaręczyłem się z Julianą?
David przerwał przeglądanie ksiąg rachun
kowych.
- Co takiego?
- Zaproponowałem jej małżeństwo.
David uśmiechnął się nieznacznie.
- Jesteś pewien, że tak się to odbyło? Ty jej
zaproponowałeś, a nie ona tobie?
- Dała mi miesiąc, żebym jej się oświadczył.
150
MISTERNY PLAN
Zrobiłem to wczoraj, a ona z radości wepchnęła
mnie do wody na przystani.
- Bardzo romantycznie. Mam nadzieję, że
wiesz, w co się pakujesz?
- Też mam taką nadzieję. - Travis uśmiechnął
się, przypominając sobie, jak oboje z Julianą
wylądowali w wodzie.
- Robisz to dla Juliany? - spytał David. - Nie
dlatego, że jesteś jej doradcą, ale dlatego, że
chcesz się z nią ożenić. Wiesz, że ją stracisz,
jeżeli zrujnujesz hotel.
Travis wzruszył ramionami i wrócił do prze
glądania papierów.
- To dziwne, ale może znów powtarza się
sytuacja sprzed pięciu lat - ciągnął David. - Mo
że Juliana chce wyczekać, aż uratujesz Flame
Valley, a potem zamierza cię porzucić?
- Przestań.
- Wiesz, jestem przekonany, że ani ty nie
byłeś odpowiedni dla Elly, ani ona dla ciebie
- zauważył David lekkim tonem.
Travis odłożył ołówek i oparł łokcie na biurku.
- Tak myślisz?
- Tak myślę. - David nie opuszczał wzroku.
- Masz rację. Bylibyśmy fatalną parą. Teraz ja
ci coś powiem.
- Co takiego?
- Ty i Juliana także do siebie nie pasowaliście.
- Travis sięgnął po słuchawkę telefonu.
Jayne Ann Krentz
151
- Do kogo dzwonisz?
- Znam pewnego ekscentrycznego kapitalistę.
Ostry jak brzytwa. Ma kasy jak lodu i nawet nie
wie, na co ją wydawać. Lubi trudne wyzwania.
Czasem angażuje się w przedsięwzięcia, które
wszyscy inni obchodzą z daleka.
- Mówiłem ci, że nie sprzedam hotelu - po
wiedział David ze złością.
- Nie chcę mu nic sprzedawać - wyjaśnił
Travis. - Spróbuję go namówić, żeby spłacił
twoje największe długi i zainwestował w hotel
trochę gotówki.
- Myślisz, że się zgodzi?
- Nie wiem, ale warto spróbować. Nie mamy
innych możliwości. - Zaczął wybierać numer.
- Mówi Travis Sawyer - powiedział, usłyszawszy
w słuchawce przyjemny głos. - Proszę powie
dzieć panu Samowi Bickerstaffowi, że chciałbym
z nim chwilę porozmawiać. Tak, poczekam.
Krótko po lunchu Elly weszła szybkim kro
kiem do Charisma Espresso. Przeciskała się
wśród tłumu gości, żeby znaleźć jakieś wolne
miejsce, wreszcie zauważyła Julianę.
Juliana od razu domyśliła się, że jej kuzynka
już wie o zaręczynach, bo Elly wyglądała na
wstrząśniętą.
- Juliano, właśnie się dowiedziałam. Mój Bo
że, jak mogłaś się zgodzić? Nie wiesz, co robisz.
152
MISTERNY PLAN
- Zawsze wiem, co robię, znasz mnie prze
cież. Uspokój się, poproszę Sandy, żeby zrobiła ci
latte. Chodź, pogadamy w moim biurze.
- Już mi lepiej - powiedziała Elly po paru
minutach, siedząc w biurze Juliany i ściskając
w dłoniach kubek z kawą. - Powiedz mi naj
pierw, czy to prawda. Zaręczyłaś się z Travi-
sem?
- Tak, to prawda - potwierdziła Juliana radoś
nie. - Ale jak się dowiedziałaś? Miałam do ciebie
wieczorem zadzwonić. A co ty właściwie robisz
w Jewel Harbor? Chyba nie przyjechałaś do
miasta tylko dlatego, że dowiedziałaś się o moich
zaręczynach?
- David miał spotkanie z Travisem, więc przy
jechaliśmy razem. Zjedliśmy lunch i David mi
o wszystkim powiedział. Juliano, jak to się stało?
- Wcale nie było łatwo. Travis jest teraz okro
pnie zapracowany. Ale wczoraj wieczorem...
- Wiedziałam! Zaciągnął cię do łóżka, ale to
nie wystarczało, by zadowolić jego ego. Musiał
jeszcze sięgnąć po tę sztuczkę z zaręczynami.
- Elly pokręciła głową ze smutkiem. - Znowu
robi to samo co kiedyś, jednak tym razem po
stanowił wykorzystać ciebie.
Juliana uśmiechnęła się niewyraźnie.
- Znasz mnie wystarczająco dobrze, żeby wie
dzieć, że nie zaręczyłabym się z mężczyzną,
którego nie kocham. Przestań już myśleć o tym,
Jayne Ann Krentz 153
jak zostałam oszukana, i zajmijmy się czymś
bardziej przyjemnym.
- To znaczy czym?
- Moim weselem. - Juliana sięgnęła pod biur
ko i wyciągnęła dwa opasłe tomy, które przynios
ła z biblioteki.
Elly zbladła, widząc książki o weselnej etykie
cie.
- Proszę, Juliano, przemyśl to sobie jeszcze raz.
Nie podejmuj pochopnych decyzji. On cię chce
wykorzystać. Nie ma zamiaru się z tobą ożenić.
- Rozmawiałam dziś rano z Angeliną Cava-
naugh. Pamiętasz ją? Ma firmę organizującą przy
jęcia weselne. Dała mi swój katalog i poleciła te
książki. Ale najpierw muszę się zająć zaręczyna
mi. Pomyślałam o czymś wytwornym w Treasure
House. Wynajmują tam salę na podobne okazje.
- Juliano, to szaleństwo. Posłuchaj mnie. On
chce się jedynie zemścić. I uda mu się to, kiedy
przejmie Flame Valley, a potem cię porzuci.
Juliana otworzyła jedną ze swoich książek.
- Przypominam ci, że teraz pracuje nad tym,
jak uratować Flame Valley.
- Nie wierzę mu - powiedziała Elly szeptem.
- David dał się nabrać, ale ja nie. To jego gra, żeby
tylko się zemścić. Nie znacie go. Zapytaj swoich
rodziców albo mojego ojca. Przejrzeli Travisa na
wylot. Wiedzą, że może być niebezpieczny. Sły
szeli, jak pięć lat temu przysiągł nam zemstę.
154
MISTERNY PLAN
- Ludzie się zmieniają - powiedziała Juliana
beztrosko.
-
No cóż, czuję się jak Kasandra, której ostrze
żeń nikt nie chciał słuchać.
- Bardzo niewdzięczna rola - przytaknęła Ju
liana ze współczuciem.
- To wcale nie jest zabawne - wybuchła Elly.
- Sprawa jest śmiertelnie poważna. Travis karmi
Davida bzdurami o pozyskaniu nowego inwes
tora. Jakiegoś Bickerstaffa. Akurat potrzebujemy
jeszcze jednego wierzyciela. Juliano, co my teraz
zrobimy?
- Travis wszystko wyprostuje. A wracając do
mojego zaręczynowego przyjęcia. Chyba wola
łabym bufet z mnóstwem pysznych przysta
wek niż kolację na siedząco. Co byś powiedziała
na orkiestrę? Ciekawa jestem, czy Travis umie
tańczyć.
- Dłużej tego nie wytrzymam. Nikt nie chce
mnie słuchać. - Elly odstawiła kubek z kawą,
przyłożyła dłonie do twarzy i rozpłakała się.
Juliana wstała, żeby wyjąć chusteczki i podać
je kuzynce.
- Proszę, wytrzyj oczy. Za chwilę wrócę.
- Gdzie idziesz?
- Przyniosę ci herbatę. Lepiej działa na skoła
tane nerwy niż kawa.
Kiedy po paru minutach wróciła z kubkiem
herbaty, Elly zdążyła się już opanować.
Jayne Ann Krentz
155
- Lepiej się czujesz? - spytała Juliana z troską.
Elly pokiwała głową, sięgnęła po herbatę i za
częła ją popijać małymi łyczkami.
- Przepraszam, że się tak rozkleiłam, ale ja się
naprawdę boję.
- Właśnie widzę. Spróbuj się tak nie zadrę
czać. Wszystko będzie dobrze. Travis uratuje
Flame Valley i będziecie mogli spróbować z Da-
videm jeszcze raz. Zobaczysz.
- A jeżeli mu się nie uda? Nawet David zaczął
dziś o tym przebąkiwać. Co się wtedy z nami
stanie?
Juliana bębniła palcami po blacie biurka.
- Nie będzie wam łatwo, ale mimo wszystko
to nie będzie koniec świata.
- To może być koniec mojego małżeństwa.
- Chyba przesadzasz.
- Wcale nie. David jest ostatnio bardzo zdene
rwowany. To zupełnie do niego niepodobne.
- Martwi się o hotel, jak my wszyscy.
- Chodzi o coś więcej. - Elly spojrzała Julia
nie w oczy. - Jeżeli stracimy Flame Valley, stracę
Davida.
Juliana siedziała bez ruchu.
- Przecież to śmieszne. Skąd ci to przyszło do
głowy?
- Od początku bardzo zależało mu na tym
hotelu. Wiesz o tym doskonale. - Elly mówiła
ledwo dosłyszalnym głosem.
156
MISTERNY PLAN
- To prawda. Bardzo się zaangażował w jego
prowadzenie i w plany na przyszłość - powie
działa Juliana ostrożnie. - Ale...
- Czasem myślę, że ożenił się ze mną tylko po
to, żeby dostać Flame Valley.
- Elly, jak możesz mówić coś takiego? To
nieprawda. W ogóle niemożliwe. Byłam przy
tym, jak się poznaliście, jak zrozumieliście, że
jesteście w sobie zakochani. Tak naprawdę wie
działam, że się kochacie, zanim to do was samych
dotarło.
- Próbowaliśmy ukrywać nasze uczucia. Na
wet przed sobą. Nie chcieliśmy cię zranić.
- Wiem o tym dobrze. A teraz posłuchaj.
Davidowi zależy na tobie. Martwi się o Flame
Valley, bo wie, jak bardzo jest dla ciebie ważne.
I zrobi wszystko, żeby je dla ciebie uratować.
- Powtarzam to sobie bez przerwy, ale ostatnio
zaczęły nachodzić mnie wątpliwości. Zrozumia
łam, że te wątpliwości zawsze we mnie były. Od
czasu gdy...
- Od kiedy?
- Nie zapominaj, że już raz pewien mężczyzna
o mało się ze mną nie ożenił dla hotelu. To był
Travis Sawyer. Może jestem trochę przewraż
liwiona na tym punkcie.
Juliana przyglądała się kuzynce uważnie.
- Wszystkie kobiety czasem mają wątpliwo
ści co do motywów męskiej części ludzkości.
Jayne Ann Krentz
W końcu każda z nas parę razy się sparzyła Ale
mamy w sobie gotowość do ponoszenia ryzyka.
Jak to mówią: nie ryzykujesz, nie jedziesz
Elly uśmiechnęła się niewyraźnie.
- Juliano, jesteś niewiarygodna.
Juliana odpowiedziała uśmiechem i sięgnęła
po kartkę, którą wcześniej odłożyła na biurko
- Wróćmy do przyjęcia. Co myślisz o kozim
serze w liściach winogron?
- Tak naprawdę nikt nie lubi koziego sera. Ale
wszyscy go jedzą, bo jest modny.
- Modny? To chyba wystarczający powód
żeby go podać. A poza tym ja akurat lubię ko
zi ser.
Elly uniosła brwi.
- W końcu to twoje przyjęcie.
- Właśnie.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Był wieczór. Travis przekręcił klucz w drzwiach
mieszkania Juliany i zdał sobie sprawę, jak wielką
przyjemność sprawiła mu ta zwykła prosta czyn
ność. Miał wrażenie, że po całym dniu pracy wraca
do domu. Oficjalnie jeszcze się do Juliany nie
przeprowadził, ale często u niej nocował. Dobiegł
go przyjemny zapach z kuchni. Był pewien, że
Juliana czeka już na niego z kieliszkiem wina.
Czego więcej można chcieć, pomyślał, wcho
dząc do wykładanego białymi płytkami holu i od
stawiając ciężki neseser. Gdyby tylko mógł się
nie martwić tym, czy to jego małe szczęście
szybko się nie skończy.
Jayne Ann Krentz 159
- Jestem w domu! - zawołał, wsłuchując się
we własne słowa. Może to nie była do końca
prawda, ale mimo to podobały mu się.
- Już do ciebie idę - odpowiedziała mu Julia
na z kuchni.
Travis przeszedł przez salon i wziął do ręki
wieczorną gazetę. Zaczął przeglądać tytuły, ale
podniósł wzrok, bo w drzwiach do kuchni stanęła
Juliana. Uśmiechnął się na jej widok.
W jednej ręce trzymała kieliszek z winem,
a w drugiej dużą łyżkę. Z wysoko związanymi
włosami, w jasnych dżinsach i fartuchu z logo
Charismy. Zauważył, że zdjęła już buty z wężo
wej skóry i założyła różowe futrzane kapcie.
Z przodu miały pyszczek królika, a z tyłu króliczy
ogonek. Juliana tłumaczyła mu kiedyś z absolutną
powagą, że te kapcie były „uroczo zabawne".
Może i tak, ale dla Travisa nadal wyglądały jak
martwe króliki.
- Chyba jesteś zmęczony - zauważyła Juliana.
Podeszła do niego, a ponieważ nie miała ob
casów, musiała wspiąć się lekko na palce, żeby go
pocałować.
Travis poczuł na dolnej wardze delikatne łas
kotanie jej języka i jego ciało zareagowało na
tychmiast.
- Jestem potwornie zmęczony. Ale znam swo
je obowiązki i przy odpowiednich bodźcach będę
gotowy na szybki numerek przed jedzeniem.
160
MISTERNY PLAN
- Wykluczone - zawołała Juliana z udawa
nym oburzeniem. - Pary małżeńskie robią to po
kolacji.
- Ale my nie jesteśmy jeszcze małżeństwem
- powiedział z żalem, wchodząc za nią do przytul
nie urządzonej kuchni.
- Musimy zacząć ćwiczyć. Poza tym muszę
dokończyć sos serowy, a chleb z kukurydzy na
pewno by się przypalił, gdybym uległa twoim
lubieżnym namowom.
- Wycofuję się. Może rzeczywiście jestem
za bardzo zmęczony. Ale miałem dzień. - Tra
vis usiadł przy kuchennym stole i wziął łyk
wina.
- Kolejne spotkanie z Davidem?
- Tak. Zaczynam rozumieć, dlaczego Flame
Valley jest na krawędzi upadku. Przejęcie hotelu
jest łatwiejsze, niż na początku sądziłem. Pod
pewnymi względami David jest uparty jak osioł.
Nic dziwnego, że ma kłopoty.
- Jest uparty tam, gdzie w grę wchodzi Elly.
A Elly i Flame Valley to niemal jedno.
- I tu tkwi problem. Mężczyzna, który w inte
resach kieruje się chęcią sprawienia przyjemności
kobiecie, sam prosi się o... - Travis przerwał,
zdając sobie sprawę z tego, co mówi.
- Tak, kochanie? - spytała Juliana niewinnie.
- Chciałeś coś powiedzieć o podejmowaniu decy
zji biznesowych ze względu na kobietę?
Jayne Ann Krentz
161
Travis nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
- No dobrze, widocznie łączy mnie z Davidem
coś więcej niż tylko fakt, że obaj się tobie oświad
czyliśmy.
- I tyle podobieństw wystarczy. Wolałabym
nie przyłapać cię z jakąś drobną blondynką.
- Nie ma mowy. Interesują mnie tylko ru-
dzielce. Wysokie rudzielce, które dobrze go
tują. - Travis przerwał, przypominając sobie
lęk Davida przed utratą żony i hotelu. - Bardzo
bolało?
- Co miało boleć? - spytała Juliana zajęta
sosem.
- Kiedy David rzucił cię dla Elly.
- No cóż, to nie było szczególnie radosne
wydarzenie w moim życiu uczuciowym. Ale
właściwie byłam na nie przygotowana. Wiedzia
łam, co się dzieje. Kiedy David i Elly pojawiali
się obok siebie, wokół natychmiast rosło napię
cie. To było wyczuwalne. Zazdrościłam im, że
tak na siebie działają, ale od początku wiedzia
łam, że ja nie jestem zdolna do takich emocji.
W każdym razie nie wobec Davida.
- Więc pozwoliłaś mu odejść i życzyłaś wszyst
kiego najlepszego?
- Taka już jestem. Przegrana, ale wspaniało
myślna - zgodziła się pogodnie.
- Ciekawe. Szkoda, że nie byłaś wspaniało
myślna tego wieczoru, kiedy obrzuciłaś mnie
162
MISTERNY PLAN
guacamole. - Travis uśmiechnął się na to wspo
mnienie.
- To było co innego.
- Czyżby?
- Oczywiście. Że David jest pomyłką, wie
działam niemal od początku. Ale ja się uczę na
błędach. Dlatego tym razem byłam pewna, że
spotkałam właściwego mężczyznę. Naprawdę
rozzłościło mnie, że nie widzisz tego z taką samą
oślepiającą jasnością.
- W pewnym sensie też to widziałem. Ale na
przeszkodzie stała jeszcze ta sprawa z Flame
Valley i cały kawał przeszłości. Potrzebowałem
czasu, żeby się z tą jasnością oswoić.
- Rozumiem. - Juliana zmarszczyła brwi, spoj
rzawszy na sos, i zaczęła go energicznie mieszać.
- Gdyby znów coś się między nami popsuło,
walczyłabyś o mnie bardziej niż o Davida? Jeżeli
idzie o mnie, wolałbym, żebyś nie była taka
wspaniałomyślna.
Nie spuszczała wzroku z gęstniejącego sosu.
Mieszała go nadal jedną ręką, a drugą wrzuciła do
garnka z wrzącą wodą garść makaronu.
- Jeżeli zobaczę, że zaczynasz się zadawać
z kruchymi blondynkami, to obedrę cię ze skóry.
Zadowolony?
- I to bardzo. - Niestety, sprawa Flame Valley
nie była tak prosta jak rozwiązanie ewentualnego
problemu z drobną blondynką.
Jayne Ann Krentz
163
- Posunęliście się dziś z Davidem do przodu?
- spytała Juliana, zdejmując z palnika garnek
z sosem.
- Nie bardzo. On jest w jeszcze gorszej formie
niż ja, więc możesz to sobie wyobrazić. Zaryzy
kowałem i zadzwoniłem do niejakiego Bicker-
staffa. Złożyłem mu fantastyczną propozycję,
żeby włożył kupę kasy w rozwój hotelu i na
dodatek spłacił jego wierzycieli. W zamian obie
całem, że zajmę się restrukturyzacją firmy i zarę
czyłem głową, że obecny właściciel stanie na
nogi.
Juliana uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Wiedziałam, że coś wymyślisz. Czy ten
Bickerstaff się zgodził?
- Powiedział, że się zastanowi i da mi od
powiedź.
- A co to znaczy?
- O ile go znam, to znaczy, że się zastanowi
i da mi odpowiedź.
- Aha. - Juliana ostrożnie przelała sos z garn
ka do miseczki. - To był chyba dobry pomysł.
A ty potrafisz być bardzo przekonujący. Założę
się, że się zgodzi.
Travis westchnął lekko.
- Na naszym miejscu nie byłbym tego taki
pewien. On lubi ryzyko, ale nie jest wariatem.
- Zobaczymy. - Juliana otworzyła piekarnik
i po całej kuchni rozszedł się cudowny zapach.
164
MISTERNY PLAN
Ukucnęła, żeby wyjąć ze środka foremkę ze
złocistym chlebem z mąki kukurydzianej. - Mo
żemy już jeść?
Travis popijał wino i patrzył na dżinsy Juliany
opięte na jej pupie.
- Konam z głodu. Pomóc ci w czymś?
- Nie trzeba. Wystarczająco dużo dziś praco
wałeś. - Wyprostowała się, trzymając w rękach
parujący chleb.
- Wiesz, Juliano, muszę ci powiedzieć, że
masz naprawdę kapitalny tyłeczek. Pierwsza
klasa.
- Dzięki. No i widzisz, każdemu potrafisz
powiedzieć coś miłego, jeżeli się postarasz.
Szczerze mówiąc, twój też jest całkiem niezły.
- Szybkimi ruchami nakrywała do stołu. -
Mówiłam ci, że rozmawiałam dzisiaj z tą kobietą,
która zajmuje się organizacją przyjęć weselnych?
Travis poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku.
- Nic mi nie wspominałaś. Czy to trochę nie za
duży pośpiech? W końcu oświadczyłem ci się
dopiero wczoraj.
- Dlaczego mamy zwlekać?
- Właściwie nie ma powodu. - Travis był
lekko zdezorientowany. Zastanawiał się, co by się
stało, gdyby wzięli ślub, zanim wyjaśni się los
Flame Valley.
- Musimy zrobić listę gości. Zastanów się,
kogo chciałbyś zaprosić.
Jayne Ann Krentz
165
- Jakoś nikt nie przychodzi mi do głowy
- odpowiedział szybko Travis.
- Nie wygłupiaj się. Na pewno są takie osoby.
- Sam nie wiem. Może pracownicy z mojego
nowego biura. I to chyba wszystko.
- Tylko pracownicy? - Juliana spojrzała na
niego poważnie. Siedziała po drugiej stronie stołu
i zabierała się za krojenie kukurydzianego chleba.
- A twoi rodzice?
Travis wzruszył ramionami, bardziej zajęty
widokiem dużego kawałka, który Juliana położy
ła na jego talerzu.
- Nie zawracaj sobie głowy zapraszaniem mo
ich rodziców. Na mój pierwszy ślub też nie
przyszli.
Juliana zamarła. Wpatrywała się w Travisa
pytającym wzrokiem.
- Byłeś wcześniej żonaty? - spytała ochryple.
- Dawno temu. - Travis potarł sobie kark,
gryząc się w język. Wcale nie chciał tak jej o tym
powiedzieć. Chyba naprawdę był bardzo zmęczo
ny. - Miałem dwadzieścia parę lat. To była
pomyłka. Nasze małżeństwo nie trwało długo.
- Dlaczego? Kim ona była? Gdzie teraz jest?
Mieliście dzieci? Jak długo byłeś żonaty? Dlacze
go rodzice nie przyszli na ślub?
Travis żałował, że w ogóle otwierał usta. Nie
miał dziś ochoty na roztrząsanie tego tematu. Ale
było już za późno.
166 MISTERNY PLAN
- Rozwiedliśmy się po roku. Jeannie była
sekretarką w firmie, w której dostałem pierwszą
pracę. To było obustronne nieporozumienie. My
ślałem, że ona chce zbudować ze mną cudowną
przyszłość. A ona myślała, że przy mnie zapomni
o swoim pierwszym mężu.
- I co dalej?
Travis sięgnął po chleb.
- Wróciła do męża. A ja zrezygnowałem
z pracy w firmie. Okazało się, że oboje podjęli
śmy dobre decyzje.
- A dzieci?
- Nie mamy dzieci. To cała historia. Wszystko
się skończyło dawno temu.
- Dlaczego twoi rodzice nie przyszli na ślub?
Uciekłeś z nią z domu?
- Nie.
- Nie akceptowali panny młodej?
- Nawet jej nie znali. Chodziło o co innego.
Nie przyszli na ślub, bo wiedzieli, że zaprosiłem
i jedno, i drugie.
Juliana zmarszczyła brwi.
- Nie rozumiem.
Travis wziął jeszcze jeden kawałek chleba.
- Rozwiedli się, kiedy miałem czternaście lat.
To było bardzo nieprzyjemne rozstanie. Kłócili
się nawet po rozwodzie. Nie umieli powiedzieć
sobie ani jednego dobrego słowa. Co nie znaczy,
że przed rozwodem było lepiej. Kiedy zaprasza-
Jayne Ann Krentz
167
łem ich na ślub, każde chciało wiedzieć, czy to
drugie też zostało zaproszone.
- Mój Boże - powiedziała Juliana ze współ
czuciem.
- Kiedy powiedziałem, że tak, mama oznaj
miła, że nie przyjdzie, chyba że odwołam za
proszenie taty. A tata domagał się tego samego.
Odmówiłem obojgu, więc żadne się nie pojawiło.
- Travis, to straszne. Postawili cię w okropnej
sytuacji. Przecież nie mogłeś zaprosić tylko jed
nego. Jak mogli tego nie rozumieć? Nie wiedzieli,
jak byś się wtedy czuł?
- Chyba niespecjalnie interesowały ich moje
uczucia-powiedział Travis oschle. -Zawsze byli
pochłonięci własnymi. Nie znosiłem jeździć do
taty na weekendy, bo ciągle mi powtarzał, jaką
mam beznadziejną matkę. A kiedy wracałem do
domu, mama wypytywała mnie, co robi ojciec
i z kim się umawia na randki.
- Przecież to jakiś koszmar.
- Ale w dzisiejszych czasach zdarza się dość
często. Szczerze mówiąc, to nawet lepiej, że nie
przyszli na mój ślub. Jestem pewien, że tym
razem też nie przyjdą. Więc nie zawracaj sobie
głowy zapraszaniem mojej rodziny.
- Masz jakieś rodzeństwo?
- Kilkoro przyrodnich braci i sióstr. Wkrótce
po rozwodzie moi rodzice założyli nowe rodziny.
Ja po trzech latach wyjechałem do college'u, więc
168
MISTERNY PLAN
nie miałem wielu okazji do spotkań i kontaktów
z moim rodzeństwem. Mama i tata przypominali
mi o ich istnieniu wtedy, gdy trzeba było dać
jakieś pieniądze na ich kształcenie.
Juliana zmarszczyła nos.
- Jak cię znam, to chętnie płaciłeś.
- Jasne, dlaczego miałbym nie płacić? Było
mnie stać, a oni o tym wiedzieli. Do tej pory płacę
rachunki za najmłodszą trójkę. Najstarsi skoń
czyli studia w zeszłym roku i pracują w firmie,
w której miałem paru znajomych.
- I twoi rodzice tak po prostu zgodzili się,
żebyś płacił za szkoły swojego rodzeństwa, żebyś
załatwiał im pracę, ale nie mogli pofatygować się
na twój ślub?
- Widocznie uznali, że jako jedyny w rodzinie
mogę rozwiązać problemy finansowe. I nie prze
liczyli się. Ale nie musisz mi tak współczuć. Nie
ma powodów. Co z tym sosem? Czekasz aż
całkiem zastygnie czy podasz go z makaronem?
Juliana zerwała się na równe nogi.
- Makaron! Kompletnie zapomniałam. Nie
znoszę rozgotowanego makaronu. Powinien być
al dente.
- Może ten sos będzie dobry z chlebem - po
wiedział Travis, dokonując eksperymentu na
swoim talerzu.
- Travis - odezwała się Juliana znad zlewu,
gdzie przelewała makaron do durszlaka - daj mi
Jayne Ann Krentz
169
adres do swoich rodziców. Uważam, że powin
niśmy ich zaprosić bez względu na to, jak za
chowali się przy twoim pierwszym ślubie. To
było dawno temu. Może trochę złagodnieli przez
ten czas.
- Wątpię, ale rób, co uważasz.
- Często widujesz swoich rodziców?
- Raczej rzadko. Parę razy w ciągu ostatnich
lat. Dzwonię do nich na urodziny, a oni do mnie.
I chyba wszystkim to wystarcza.
- Tak myślisz?
Travis wziął jeszcze jeden kawałek chleba.
Widocznie uznał eksperyment z sosem za udany.
- Moi rodzice całkowicie poświęcili się swo
im nowym rodzinom. Domyślam się, że chcieli
zacząć nowe życie.
Juliana spojrzała na niego szeroko otwartymi
oczami, bo dotarł do niej głębszy sens tych
słów.
- A ty przypominałeś im o przeszłości, tak?
Byłeś żywym dowodem, że już raz im się nie
udało. Pewnie mieli poczucie winy, że stworzyli
ci takie dzieciństwo i że przez tyle lat musiałeś
być świadkiem ich kłótni. Ludzie nie lubią pat
rzeć na tych, których skrzywdzili.
- Kiedy wyjechałem do college'u, chyba
wszyscy odetchnęliśmy w ulgą - powiedział
Travis z zamyśleniu. - Ciekawe, że za drugim
razem okazali się dużo lepszymi rodzicami. Moje
170
MISTERNY PLAN
przyrodnie rodzeństwo wygląda na całkiem
szczęśliwe. I drugie małżeństwa moich rodziców
też są chyba udane.
- O cholera! - Juliana odkręciła kran i włożyła
palec pod zimną wodę.
- Sparzyłaś się? - spytał Travis z troską.
- Trochę. Ale to nic takiego - powiedziała
szybko. - Za chwilę przejdzie. Na szczęście
makaron się nie rozgotował.
„Całkowicie poświęcili się swoim nowym ro
dzinom".
Travis dość lakonicznie wyjaśnił brak bliż
szych kontaktów z rodzicami, ale na Julianie
zrobiło to ogromne wrażenie. Te słowa wciąż
dźwięczały jej w uszach, kiedy siedziała w łóż
ku, czekając, aż Travis wyjdzie z łazienki.
Było oczywiste, że po rozwodzie rodziców
Travis został sam. Nie stał się pełnoprawnym
członkiem ani jednej, ani drugiej nowej ro
dziny.
Jego małżeństwo też się rozpadło, bo jego żona
wróciła do swojego pierwszego męża.
A pięć lat temu jego narzeczona wykorzystała
go dla dobra swojej rodziny, a potem zerwała
zaręczyny.
Juliana musiała przyznać, że Travis nie miał
zbyt dobrych doświadczeń. To jego porzucano.
W sytuacji wyboru to jego wykluczano poza
Jayne Ann Krentz 171
obręb rodziny. A jednocześnie ludzie wykorzys
tywali go, kiedy to służyło ich interesom.
Drzwi od łazienki otworzyły się i stanął w nich
Travis z ręcznikiem na biodrach. Ziewnął szero
ko, a Juliana pomyślała, że jest szalenie seksow
ny, nawet kiedy ziewa. Wyglądał jak zwinne
dzikie zwierzę, które jakimś cudem zawędrowało
do jej białej sypialni.
Travis zauważył, że Juliana mu się przygląda,
i jego oczy rozbłysły.
- Nadal myślisz, że jestem za niski?
- Potrafisz to jakoś wynagrodzić. - Odłożyła
książkę, którą właśnie czytała. - Rozmawiałam
dziś z Melvinem.
- Z tym dostawcą kawy?
- Właśnie. Zapytałam, czy dostarcza też her
batę. Powiedział, że tak.
- Aha. - Travis nie wyglądał na szczególnie
zainteresowanego rozmową. Podrapał się po kar
ku i podszedł do łóżka.
Juliana zaczęła rozwijać swój pomysł z typo
wym dla niej entuzjazmem.
- Ja naprawdę poważnie o tym myślę, Travis.
Zauważyłeś, że wzdłuż całego wybrzeża aż po
Waszyngton pojawiły się miliony barów kawo
wych, ale ani jednej herbaciarni?
- Widocznie jest jakiś powód - odpowiedział,
rzucając ręcznik na krzesło. - Pieniądze robi się
na kawie, bo nikt nie pije herbaty.
172
MISTERNY PLAN
- To nieprawda. Ja piję herbatę. - Widok
nagiego ciała Travisa na chwilę rozproszył Julia-
nę. - Założę się, że mnóstwo ludzi pije herbatę.
- W ukryciu, tak jak ty? Wątpię. - Wsunął się
obok niej do łóżka.
- Nie pijemy herbaty w ukryciu. Po prostu na
mieście trudno znaleźć miejsca, gdzie podają
dobrze zaparzoną herbatę. Nas nie zadowalają
torebki moczone w letniej wodzie. Zamawiamy
kawę, bo nie chcemy płacić za byle co.
- Do czego zmierzasz? - Travis oparł się na
poduszkach i sięgnął po papiery, które zostawił na
nocnym stoliku.
- Gdyby miłośnicy herbaty wiedzieli, że jest
takie miejsce, gdzie mogą dostać naprawdę dobrą
herbatę, na pewno by tam przychodzili. I jeszcze
by kupowali ją do domu. Próbowaliby różnych
gatunków z taką samą przyjemnością, z jaką inni
wypróbowują gatunki kawy.
Travis przebiegał wzrokiem kolumny liczb.
Zmarszczył lekko brwi.
- Chcesz dodatkowo serwować herbatę
w Charismie? Nie ma problemu, zrób to.
- Travis, nie rozumiesz. Nie chcę podawać
herbaty w Charismie. Od paru miesięcy myślę
o tym, żeby otworzyć lokal tylko z herbatą.
A potem całą sieć.
- Nie zrobisz tego. - Travis nawet nie pod
niósł wzroku znad swoich papierów.
Jayne Ann Krentz
173
- Posłuchaj, mówię poważnie. To będzie pier
wsza herbaciarnia w okolicy.
- I ostatnia, bo wszyscy w okolicy piją kawę.
Straciłaś na tyle dużo, że nie możesz już stracić
ani grosza. Akurat ja to wiem.
- Przyciągniemy bogatych klientów, tak samo
jak do Charismy. Stworzymy modę na picie
herbaty. Herbata pobudzająca dla biznesmenów.
I będziemy sprzedawać herbatę z naszym włas
nym logo.
Travis mruknął coś z westchnieniem. Entu
zjazm i determinacja w głosie Juliany sprawiły,
że wreszcie na nią spojrzał.
- Znowu czytałaś tę swoją książkę?
- Jaką książkę? - spytała niewinnie.
- O tej dziedziczce kawy z Bostonu, która
miała wśród przodków czarownicę. Liście cze-
goś-tam autorstwa Lindy jakiej ś-tam. Przecież
leży na twoim stoliku.
- Liście fortuny Lindy Barlow - poprawiła go
odruchowo. - To świetna powieść i bardzo mnie
zainspirowała.
- Raczej zaraziła złudzeniami. Nie zrobisz
fortuny na herbacie, Juliano. Tylko kawa ma
przyszłość, więc lepiej wykorzystaj świetne poło
żenie Charismy. Jako twój doradca i wspólnik nie
mogę pozwolić, żebyś trwoniła pieniądze i ener
gię na jakiś poroniony interes.
- Dobrze to sobie przemyślałam - powtórzyła
174
MISTERNY PLAN
z uporem. Nie wytrzymała jednak, widząc, że
Travis znów pociera sobie kark. - O co ci tym
razem chodzi?
- O nic. Po prostu cały zesztywniałem, godzi
nami przeglądając zeznania podatkowe Davida
z ostatnich czterech lat. - Travis ułożył się wygod
niej na poduszkach.
Juliana odsunęła narzutę.
- Połóż się na brzuchu, zrobię ci masaż.
Zawahał się przez chwilę, a potem wzruszył
ramionami.
- Z przyjemnością.
Zmienił pozycję, wzdychając ciężko, gdy Ju
liana usiadła mu na udach. Fałdy jej koszulki
muskały mu boki.
Jakie ma wspaniałe mięśnie pleców, pomyślała
Juliana, pochylając się do przodu, żeby rozmaso
wać mu ramiona. Bardzo męskie i bardzo seksow
ne. Na wewnętrznej części ud czuła delikatny
dotyk włosów na jego nogach. Poruszyła się, żeby
wygodniej usiąść.
- Przestań się wiercić. - Głos Travisa był
przytłumiony przez poduszki.
- Przepraszam. - Juliana zaczęła masować
jego barki, starając się uwolnić je od nagromadzo
nego napięcia.
- Cudownie. Gdybym wiedział, że potrafisz
tak robić masaż, oświadczyłbym ci się już pierw
szego dnia.
Jayne Ann Krentz 175
- Chciałam, żebyś podziwiał moją inteligen
cję, a nie zdolności manualne. A wracając do
mojego pomysłu, to rozważałam go z każdej
strony i mam już opracowany wstępny plan.
Opowiem ci o nim, kiedy będziesz miał więcej
czasu. Jestem pewna, że się uda.
Travis nic nie odpowiedział. Zachęcona bra
kiem negatywnej reakcji, Juliana mówiła nadal.
Powoli jego mięśnie rozluźniały się. Gładząc jego
plecy, Juliana zaczęła myśleć o czymś zupełnie
innym niż otwieranie kolejnych herbaciarni. Czu
pod sobą twarde pośladki Travisa i zastanawia
ła się, czy nadal jest zmęczony i czy masaż nie
będzie miał również działania pobudzającego. Co
nie przeszkadzało jej w mówieniu o herbacie.
Kiedy po piętnastu minutach przerwała na
chwilę swój monolog, zauważyła, że Travis już
śpi. Była lekko rozczarowana. Masaż, który tak
bardzo rozluźnił i uspokoił Travisa, u niej wywo
łał wręcz przeciwny efekt. Uśmiechając się, zsu
nęła się ze swojego śpiącego ogiera i położyła
obok niego.
- Nawet nie myśl, że uda ci się uniknąć
rozmowy o moich planach - szepnęła i zgasiła
światło.
Travis nie zareagował.
Dwa dni później Sandy wetknęła głowę do
biura Juliany.
176
MISTERNY PLAN
- Pamiętaj, że w południe masz degustację
- powiedziała. Zmarszczyła brwi na widok po
gniecionych kartek papieru, które zaścielały pod
łogę. - Co się tutaj dzieje? Piszesz swoją re
zygnację? Chcesz przekazać Charismę mnie
i Mattowi? Wiedziałam, że to się kiedyś stanie.
Już nawet zaplanowaliśmy, że otworzymy salę
z lodami.
Juliana przekreśliła kolejną wersję listu, który
próbowała ułożyć przez cały poranek.
- Problem z właścicielem jest taki, że trudno
mu się rozstać z własnym interesem. Możecie
zapomnieć o swoim lodowym imperium. Piszę
list do rodziców Travisa.
- Chcesz się im przedstawić?
- Tak. I zaprosić ich na ślub.
Sandy popatrzyła na pomięte kartki.
- A co w tym trudnego?
- Muszę dobrać właściwe słowa. Nie przyszli
na pierwszy ślub Travisa i on jest przekonany, że
na ten też nie przyjdą. Rozwiedli się i od tego
czasu nie są ze sobą w najlepszych stosunkach.
Nie daliby się położyć w jednym grobie, a cóż
dopiero przyjść razem na wesele syna.
- Towarzysko sytuacja dość skomplikowana.
Juliana westchnęła. Bębniła długopisem o blat
biurka.
- Zachowują się jak dzieci. Aż trudno w to
uwierzyć.
Jayne Ann Krentz
177
- Ludzie często tak robią. Nic na to nie pora
dzisz.
- Rozwiedli się dawno temu i założyli nowe
rodziny. Chyba już czas, żeby sobie przypomnie
li, że mają też pierworodnego syna.
Sandy wzruszyła ramionami.
- Przypomną sobie, kiedy okaże się, że mają
wnuka. Z moich obserwacji wynika, że im bar
dziej ludzie się starzeją, tym bardziej zależy im na
potomkach.
Juliana spojrzała na nią z zainteresowaniem.
- Wiesz co, Sandy, to nadzwyczaj bystra uwaga.
- Przecież ci powtarzam, odkąd mnie zatrud
niłaś, że jestem nadzwyczaj bystra. - Sandy
skrzyżowała ramiona na piersi i oparła się o fut
rynę. - Jak zamierzasz skłonić rodziców Travisa,
żeby przyszli na ślub?
- Próbowałam być miła i układna. - Juliana
wskazała ręką na kartki leżące na podłodze. - Że
będę wspaniałą synową, że bardzo chcę poznać
rodziców swojego męża i tak dalej. Ale po roz
mowie z tobą chyba zmienię taktykę.
- Na jaką?
- Zacznę im grozić.
Sandy uniosła brwi ze zdziwienia.
- Czym im będziesz grozić?
- Jeszcze nie wiem. Muszę się zastanowić. -
Juliana wstała z krzesła. - Wszystko gotowe do
degustacji?
178
MISTERNY PLAN
- Gotowe. Chciałaś dziś zrobić porównanie
gatunków indonezyjskich, hawajskich i meksy
kańskich, tak?
Juliana skrzywiła się.
- Zgadza się.
- Twój entuzjazm jest zaraźliwy - roześmiała
się Sandy. - Na pewno nie możesz się doczekać.
Ale te degustacje, które prowadzisz od miesiąca,
naprawdę zwiększyły sprzedaż. W barze już jest
tłum ludzi.
- Najgorsze, że podczas degustacji sama mu
szę to pić - jęknęła Juliana. - Ale w biznesie
trzeba się poświęcić.
Zanim Juliana wyszła z biura, zadzwonił tele
fon. Sięgnęła po słuchawkę, mając nadzieję, że to
Travis.
- O, cześć Melvin.
- Słyszę, że jesteś rozczarowana. I to po tym
wszystkim, co dla ciebie zrobiłem?
Juliana zachichotała.
- Po prostu spieszę się. Za chwilę mam degus
tację.
- Więc będę się streszczał. Mam dla ciebie ten
gatunek starej kawy z Sumatry. Dostarczę ci po
południu.
- Świetnie. Klienci ciągle o nią pytają. Chyba
robi na nich wrażenie określenie „stary gatunek".
- Bo pewnie kojarzy im się z winem - powie
dział Melvin z roztargnieniem. - Chociaż stara
Jayne Ann Krentz 179
kawa to nie to samo co stare wino. Dla mnie ma
trochę niewyraźny smak. Ale ta Sumatra jest
całkiem niezła. Dobra do mieszanek. A jak plany
herbaciarni?
- Omawiam je z moim wspólnikiem.
- Mam rozumieć, że jeszcze nie przekonałaś
go do swojego pomysłu? Jestem zaskoczony.
Kim jest ten twój narzeczony? Ma chyba żelazną
wolę, skoro nie udało ci się przerobić go na swoją
modłę. Nie znam nikogo, kto by tak długo znosił
kłótnie z tobą.
- Wcale się nie kłócimy, jedynie rozważamy
różne możliwości - powiedziała Juliana ostro,
nieco zirytowana. - I nie rób ze mnie jakiejś
jędzy. Myślisz, że jestem jedną z tych bezwzględ
nych kobiet, których mężczyźni nie znoszą?
- Tego nie powiedziałem - zaprotestował Mel-
vin pospiesznie. - Chodziło mi o to, że jesteś
bardzo silną osobą i umiesz dostać to, na czym ci
zależy. Zdziwiło mnie, że ten facet, z którym
jesteś zaręczona, jeszcze się nie poddał i nie
przyznał ci racji.
- Do widzenia, Melvin. Dopilnuj, żeby kawa
dotarła do mnie przed trzecią, albo znajdę sobie
innego dostawcę. - Rzuciła słuchawkę na widełki
i popatrzyła na Sandy.
- Coś nie tak? - spytała Sandy grzecznie.
- Powiedz mi prawdę. Uważasz, że jestem
silna, a nawet nieco agresywna? Że jestem
180
MISTERNY PLAN
kobietą, która zdobędzie to, co chce, bez względu
na to, ilu nieszczęsnych mężczyzn stanie jej na
drodze?
Sandy uśmiechnęła się szeroko.
- Tak uważam. I bardzo cię za to podziwiam.
Jesteś dla mnie wzorem. Kiedy będę duża, chcia
łabym być taka jak ty.
- To świetnie. Bo już się martwiłam, że zarę
czyny mogły mieć niekorzystny wpływ na mój
charakter. Chodź, wypijemy trochę kawy.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Travis ślęczał nad papierami, które porozkła
dał na kuchennym stole. Usłyszał, że Juliana
otwiera i zamyka drzwi lodówki tak, żeby zrobić
przy tym jak najmniej hałasu. Kątem oka widział,
że otwiera pudełko, które właśnie wyjęła z za-
mrażalnika. Od paru minut była czymś zajęta, ale
stała tyłem, więc nie wiedział, co przygotowuje.
Zauważył jedynie skórkę od banana.
- Mam dość -powiedział, odkładając ołówek.
- Co ty tam robisz?
- Coś pysznego. Powinieneś odpocząć. Sie
dzisz nad tym od kolacji.
Travis westchnął głęboko.
182
MISTERNY PLAN
- Masz rację, czas na przerwę.
- Jakieś wieści od Bickerstaffa?
- Nie.
- Czy to coś znaczy?
- Tylko tyle, że się nadal zastanawia.
- Jestem pewna, że się zgodzi.
Travis pokręcił głową, jak zwykle nieco przy
tłoczony bezgraniczną wiarą Juliany w jego sku
teczność. Mógł się jedynie domyślać, co się
stanie, kiedy ta wiara legnie w gruzach. Juliana to
bizneswoman, oczekująca od niego wywiązania
się z ich umowy. A jeżeli mu się nie uda, to...
- Jak tam przygotowania do zaręczynowego
przyjęcia? - spytał.
- Świetnie. - Juliana wyjęła z szafki paczkę
orzechów. - Zamówiłam w Treasure House salę
na czternastego.
- Dlaczego w Treasure House?
- Z powodów sentymentalnych. Tam mi się
oświadczyłeś.
- Niedokładnie. W odróżnieniu od mężczyzn,
którzy oświadczali ci się w restauracjach, ja
wykazałem się pewną pomysłowością. Zabrałem
cię do portu, nie pamiętasz?
- O, to są tylko drobne szczegóły. Jesteś prze
wrażliwiony, bo wpadłeś wtedy do wody. - Sięg
nęła po słoik z sosem czekoladowym.
- Nie wpadłem, tylko zostałem wepchnięty.
Co ty tam robisz?
Jayne Ann Krentz 183
- Niespodzianka, musisz być cierpliwy. Roz
mawiałam dzisiaj z Melvinem.
- No i co? - Travis zebrał się w sobie do walki.
Wiedział, co teraz nastąpi.
- Pytał, jak tam plany otwarcia herbaciarni.
Powiedziałam, że nadal omawiamy ten projekt,
ale że sprawy szybko idą do przodu.
- Nie posunęły się o centymetr, dobrze o tym
wiesz - powiedział Travis łagodnie. - Nie ot
worzysz herbaciarni i tyle.
- Jesteś oporny, bo masz na głowie tyle innych
rzeczy. Wrócimy do szczegółów, jak tylko wyja
śni się sprawa hotelu.
- Nie wrócimy, bo nie ma do czego wracać.
Żadnych herbaciarni. Gdybym się zgodził na twój
szalony plan, nie byłbym nawet głupcem. Pono
siłbym karną odpowiedzialność za zaniedbanie
swoich obowiązków doradcy.
- Ale przecież mówiłeś, że umiem prowadzić
interesy.
- To prawda. Jesteś bystra i trzeźwo myślisz.
Z wyjątkiem sytuacji, kiedy się emocjonalnie
angażujesz, czego przykładem jest pożyczenie
pieniędzy Davidowi, a ostatnio pomysł z herbaciar
nią. Czasami po prostu pozwalasz, żeby uczucia
wzięły górę nad rozsądkiem. Tak się nie robi
interesów, wiemy to oboje. - Travis wrócił do
swoich papierów, myśląc, że sam też pozwolił, by
uczucia pokierowały nim w interesach.
184
MISTERNY PLAN
- Jestem przekonana, że w herbaciarniach
kryją się ogromne możliwości - powiedziała
Juliana pojednawczo. Zaczęła otwierać słoiczek
w wisienkami maraskino.
- Herbaciarnie nie mają żadnej przyszłości.
- Ja zrobię na nich dobry interes.
- Nikt nie zrobi na nich dobrego interesu.
Herbata może być co najwyżej dodatkiem do
działalności Charismy, i to wszystko.
- Doceniam twoje doświadczenie jako dorad
cy. - Juliana powoli zaczynała tracić cierpliwość.
Gwałtownym szarpnięciem otworzyła szufladę
i wyjęła z niej łyżkę. - Zapewniam cię, że będę
pamiętała o twoich uwagach przy podejmowaniu
decyzji.
- Nie możesz podejmować takich ważnych
decyzji bez mojej zgody - przypomniał jej spo
kojnie. - Jestem nie tylko twoim doradcą, ale
także wspólnikiem. Nie zapominaj o tym.
- Nie zapominam. - Juliana odwróciła się do
niego, trzymając w rękach swoje kulinarne dzie
ło. Oczy błyszczały jej wojowniczo. - A ty bądź
łaskaw pamiętać, że osiągnęłam swoją pozycję
tylko dzięki sobie. Dobrze wiem, co robię.
- Z reguły tak. Ale każdy ma swój słaby punkt.
Twoim są herbaciarnie. No i oczywiście Flame
Valley.
- Jesteś dziś wyjątkowo zrzędliwy. Może to
poprawi ci humor.
Jayne Ann Krentz
185
Travis zatrzymał wzrok na najbardziej okaza
łym deserze, jaki kiedykolwiek widział. Między
połówkami banana leżały trzy ogromne kulki
lodów, a wszystko było hojnie udekorowane bitą
śmietaną, polewą czekoladową, orzechami i wi
sienkami maraskino.
- Jest taka szansa - zgodził się.
- Jak ci się podoba? - Łokciem odsunęła
papiery na bok i postawiła lody na stole.
-
Ostatni raz jadłem taki deser, kiedy miałem
osiem lat. Ale tamten nie był taki wielki. - Travis
wziął do ręki łyżkę i zastanawiał się, od czego
zacząć.
- Uznałam, że potrzebny ci zastrzyk energii.
- Juliana przechyliła się przez stół i nabrała łyżką
porcyjkę lodów. - Wróćmy do herbaciarni.
Co za uparta kobieta, pomyślał Travis, czując
jednak pewien podziw.
- Już ci mówiłem, daj sobie z tym spokój.
Twoja przyszłość i pieniądze to kawa. - Ostrożnie
podniósł do ust dużą porcję lodów z orzechami.
- Ale ja chcę spróbować.
- Posłuchaj, jak będę miał więcej czasu, to
usiądziemy spokojnie i wyjaśnię ci, dlaczego
nie uda ci się zarobić na herbacie. Na razie
mam po uszy roboty.
- Do diabla! - Juliana zerwała się na równe
nogi. Jej oczy błyszczały. - Ty mnie w ogóle nie
słuchałeś!
186
MISTERNY PLAN
Travis nabrał na łyżkę następną porcję lodów.
- Ależ słuchałem. To naprawdę kiepski po
mysł. Jako twój wspólnik nie mogę się na niego
zgodzić. Nie ma o czym gadać.
- A ja i tak zrealizuję swoje plany - syknęła,
kładąc ręce na biodrach.
- Nie wolno ci nic zrobić bez mojej zgody.
- A tobie nie wolno mi rozkazywać! Jeszcze
nie zasłużyłeś na swoje honorarium. Dopóki nie
uratujesz Flame Valley, nie jesteś moim wspól
nikiem.
- Mylisz się. Ustaliliśmy, że honorarium mi
się należy, bez względu na to, co się stanie
z Flame Valley.
Juliana stanęła na środku kuchni z rękami
skrzyżowanymi na piersiach. Wyglądała na goto
wą do walki.
- Charisma jest moja, ja ją stworzyłam. Dob
rze, jesteś w spółce, ale to ja jestem starszym
wspólnikiem. Radzę ci to zapamiętać. Ja będę
podejmować decyzje dotyczące mojej firmy i ko
niec. Nie myśl sobie, że skoro się ze mną żenisz,
to możesz mi mówić, co mam robić.
Travis westchnął. Wiedział, że ta rozmowa jest
nieuchronna, ale miał nadzieję, że nie dojdzie do
niej dzisiaj.
- A ty nie myśl, że skoro ci się oświadczyłem,
to możesz mnie wszędzie zaciągnąć jak bezwol
nego byka z kółkiem w nosie - odciął się.
Jayne Ann Krentz
187
- Ty mułowaty, uparty, tępy sukin... Nawet
jesteś podobny do byka. I to rogatego. - Juliana
odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni.
Po chwili trzasnęły drzwi do sypialni.
Travis pomyślał, że to był wspaniały przykład
ataku złości. Wrócił do swoich papierów, żałując,
że przed wybuchem Juliany nie zdążył zjeść
więcej lodów. I nawet nie ruszył jeszcze banana.
Uśmiechnął się lekko. Przy Julianie mężczyzna
albo zachowa wieczną młodość, albo da się
sponiewierać. I na pewno nigdy nie będzie się
nudził.
Po godzinie Juliana znów pojawiła się w ku
chni. Travis najpierw poczuł jej obecność za sobą,
dopiero potem odwrócił się. Stała boso, oparta
o framugę. Rude loki opadały jej na ramiona.
Miała na sobie najbardziej seksowną - zdaniem
Travisa - ze swoich nocnych koszulek. Czarną,
przezroczystą, z koronkowymi kwiatkami strate
gicznie rozmieszczonymi na najbardziej newral
gicznych miejscach kobiecego ciała.
- Postanowiłam, że ci wybaczam - powie
działa nieco ochryple.
Na dźwięk tego głosu Travis poczuł podnie
cenie.
- Chyba mam dzisiaj szczęście.
- W ogóle nie powinnam była zaczynać dziś
tego tematu. Masz na głowie Flame Valley
188
MISTERNY PLAN
i trudno wymagać, żebyś zajmował się teraz
czymś innym.
Travis uznał, że nie czas tłumaczyć, że jego
decyzja w sprawie herbaciarni nie ma nic wspól
nego z tym, jak bardzo jest zajęty.
- Jesteś pewna, że nie posługujesz się seksem,
żeby przekonać mnie do swojego fantastycznego
pomysłu?
Uśmiechnęła się z rozbrajającą niewinnością.
- Taka perfidna myśl nigdy nie przyszłaby mi
do głowy.
- Szkoda. Chętnie bym się przekonał, jak to
jest być ofiarą takiego traktowania.
Juliana wyciągnęła do niego rękę zachęcają
cym gestem.
- Moglibyśmy trochę poudawać.
- Czemu nie. Odgrywanie różnych fantazji
nieźle nam idzie. - Podniósł się i podszedł do niej.
Była naprawdę fantastyczna. Nigdy w życiu nie
spotkał podobnej kobiety i w głębi duszy był
pewien, że nigdy podobnej nie spotka. Nie po
zwoli jej sobie odebrać. Tej fantazji postanowił
trzymać się z całych sił.
- Coś się stało? - spytała, zauważywszy zmia
nę w wyrazie jego twarzy.
- Nie. - Stanął tuż obok niej. - Nic się nie
stało.
Wiedział jednak, że to nieprawda. Każdy dzień
bez odpowiedzi od Bickerstaffa odbierał mu ko-
Jayne Ann Krentz
189
lejną cząstkę nadziei, że uda mu się ocalić hotel.
Postanowił jednak dziś o tym nie myśleć. Nie
teraz, kiedy Juliana była tak blisko. Pocałował ją
z gwałtownością, która trochę ją zaskoczyła.
Zawahała się przez moment, ale odpowiedziała
jak zwykle, całą sobą.
- Czy już jesteś gotowy zmienić zdanie
w sprawie herbaciarni? - szepnęła, muskając go
wargami w szyję.
- Nie, ale uważam, że jestem szczęściarzem.
- Zaczął pieścić jej ucho. - Czy po każdej kłótni
będziesz mi wybaczać w ten sposób?
- Chyba tak. Jakoś nie umiem chować urazy.
- Rozpięła mu powoli koszulę. W jej oczach kryło
się zmysłowe pożądanie, kiedy paznokciami deli
katnie obrysowywała jego płaskie brodawki.
- Wiem o tym - przyznał miękko. - Będziesz
na mnie krzyczeć, trzaskać drzwiami, a potem
założysz seksowną bieliznę i zaczniesz mnie
uwodzić. Jestem bez szans.
- Miękniesz jak wosk w moich rękach - po
wiedziała, przyciskając się mocniej do niego.
Odpięła mu pasek i rozsunęła suwak spodni.
- Czy ta myśl cię nie przeraża?
- Chyba podejmę to ryzyko. - Przesuwał dło
nią w dół jej brzucha. Zatrzymał się na koron
kowym kwiatku, który miał zasłaniać ciemniej
szy trójkącik. Zacisnął lekko palce i pieścił ją
delikatnie przez cienki materiał, aż poczuł, że
190
MISTERNY PLAN
topnieje w jego objęciach. Jęknął cicho, czując jej
dotyk na sobie. Wziął ją na ręce, zaniósł do
sypialni i położył na łóżku.
Szybko zrzucił z siebie ubranie, objął mocno
Julianę i przekręcił się na plecy. Z zachwytem
patrzył jej piękne, płonące namiętnością ciało,
pragnące go, oddające mu się bez reszty.
Sięgnął do jej piersi i ugniatał je delikatnie, aż
brodawki nabrzmiały jak pąki, a wtedy potarł je
lekko dłońmi. Juliana wstrzymała oddech. Travis
czuł, jak zaciska się wokół niego; z trudem
utrzymywał resztki samokontroli.
Juliana zaczęła oddychać coraz szybciej. Od
chyliła głowę do tyłu, włosy opadały jej na
ramiona jak wzburzona fala. Travis uniósł się
i przełożył ją na plecy. Wyciągnęła ramiona,
przyciągnęła go do siebie, a wtedy on poddał się
jej i odpłynął do innego świata.
Travis poczuł, że Juliana poruszyła się lekko.
- Śpisz? - spytała cicho.
- Nie. - Nie mógł zasnąć, zastanawiając się,
czy powinien rano zadzwonić po raz kolejny do
Bickerstaffa. Bickerstaff nie powinien się domyś
lić, że mu na tym aż tak bardzo zależy, bo mógłby
się spłoszyć.
- Przepraszam za tę awanturę. Ale Charisma
zawsze była moja. Zawsze sama podejmowałam
wszystkie decyzje.
Jayne Ann Krentz
191
- Wiem - powiedział, gładząc ją po udzie.
- Chyba tak samo jest, kiedy się samotnie
wychowuje dziecko. Trudno potem uznać czy-
jekolwiek prawo do decydowania o jego przy
szłości.
Travis nic nie odpowiedział. Jak zwykle wolał
trzymać się jak najdalej od tematów związanych
z dziećmi. Wiedział, że za jakiś czas będzie
musiał się nad tym zastanowić, ale chciał, żeby to
się stało jak najpóźniej.
-' Travis?
- Słucham?
- Zdaję sobie sprawę, że zależy ci na przyszło
ści Charismy, ale...
- Ale nie chcesz, żebym mówił, co jest dla
Charismy dobre, o ile to nie jest zgodne z tym, co
ty uważasz za słuszne?
- Właśnie.
- Podchodzisz do tego zbyt emocjonalnie.
A wiesz, że emocje przeszkadzają w robieniu
interesów. Lepiej nie mieszać jednego z drugim.
- Ale czasem to się zdarza, prawda?
Travis pomyślał o swojej obecnej sytuacji.
Zemsta, interesy i pożądanie połączyły się w taki
węzeł, że nie był pewien, czy uda mu się go
rozplątać.
- Tak, czasami to się zdarza - przyznał cicho.
Juliana odczekała kolejne dwa dni, zanim
192
MISTERNY PLAN
postanowiła poruszyć temat, którego jeszcze nie
omawiali. Miała nadzieję, że Travis wyjdzie
z nim pierwszy, ale ponieważ tak się nie stało,
zniecierpliwiona postanowiła wziąć sprawę
w swoje ręce.
Uznała, że najlepiej zrobić to jakby od nie
chcenia, w jakiejś niezobowiązującej sytuacji.
Wyciągnęła Travisa na spacer po plaży i z wolna
zaczęła dążyć do sedna.
- Zamieszkasz u mnie, dopóki nie wybierze
my czegoś na stałe? - spytała.
- Twoje mieszkanie jest w sam raz. Jeżeli
o mnie chodzi, możemy tam zostać na stałe.
- Nie jest trochę za małe?
- Dla dwojga ludzi w zupełności wystarczy
- powiedział beztrosko. - Właściwie już się do
ciebie przeprowadziłem i jakoś się mieścimy.
To była prawda. Wprawdzie dla Juliany wciąż
było pewnym zaskoczeniem, kiedy po otwarciu
garderoby widziała na wieszaku rząd męskich
koszul, ale powoli się do tego widoku przy
zwyczajała. Na początku skarżyła się, że Travis
zużywa całą ciepłą wodę, biorąc poranny prysz
nic, ale problem sam się rozwiązał, od kiedy
zaczęli chodzić pod prysznic razem. Ich dotych
czasowe życie pod jednym dachem przebiegało
bez większych zakłóceń.
Uwagi o wielkości mieszkania nie sprowadzi
ły rozmowy na oczekiwane przez Julianę tory,
Jayne Ann Krentz 193
więc musiała poszukać innej drogi. Tylko delikat
nie, powtarzała sobie, musisz to zrobić z wy
czuciem.
- Wszystko już jest gotowe na zaręczynowe
przyjęcie - zakomunikowała. - W najbliższy
piątek o siódmej wieczorem. Przyjdą niemal
wszyscy zaproszeni goście. Nawet moi rodzice
przylecą z San Francisco. Rozmawiałam kilka
razy z kucharzem Treasure House. Będzie fantas
tyczne jedzenie.
- To świetnie.
Obojętny ton głosu Travisa zaniepokoił Julia-
nę. Miała wrażenie, że ostatnio słyszy go coraz
częściej. Przez chwilę szukała sposobu, żeby od
przyjęcia przejść łagodnie do tematu, który ją
nurtował, ale zrezygnowała. Trudno, nie będzie
delikatna. Dłużej już nie mogła czekać. Musi
chwycić byka za rogi.
- A co by było - spytała znienacka - gdybym
ci powiedziała, że jestem w ciąży?
I niemal w tej samej chwili pożałowała tych
słów. Travis zatrzymał się gwałtownie i spojrzał
na nią ze złością.
- Słucham?
Juliana zrozumiała, że poddała Travisa praw
dziwej terapii szokowej.
- Zastanawiałam się, jak byś się czuł, gdyby
się okazało, że jestem...
- Nie jesteś w ciąży - przerwał jej ostro. - Nie
194
MISTERNY PLAN
możesz być w ciąży. Przecież się zabezpiecza
liśmy.
- Wiem, ale...
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś w ciąży?
- spytał przez zaciśnięte zęby.
- Nie, oczywiście że nie. To było pytanie
hipotetyczne.
- Hipotetyczne? Zwariowałaś? Takich pytań
nie rzuca się bez powodu.
- No dobrze, może ujęłam to niezbyt zręcznie.
- Bardzo niezręcznie.
Patrzył na nią z takim samym wyrazem twarzy
jak wówczas, kiedy rozmawiał z Elly na tarasie
przy basenie. Była wstrząśnięta, ale szybko się
opanowała.
- Przepraszam - powiedziała cicho. - Nie
chciałam cię zdenerwować. Pomyślałam tylko, że
powinniśmy wreszcie porozmawiać o dzieciach.
Do tej pory unikaliśmy tego tematu.
Przez chwilę przyglądał jej się z nieprzenik
nionym wyrazem twarzy, a potem spojrzał ponad
jej ramieniem na ocean.
- To prawda. Ale miałem wrażenie, że nie
jesteś szczególnie zainteresowana posiadaniem
dzieci. Odkąd cię poznałem, byłaś pochłonięta
jedynie planami rozwijania Charismy. Nie wspo
minałaś, że chcesz mieć dzieci.
- Nie myślałam o dzieciach, dopóki nie spot
kałam ciebie - przyznała. - Nie było na to ani
Jayne Ann Krentz
195
odpowiedniej pory, ani odpowiedniego mężczyz
ny. Ale mamy wziąć ślub, nie jesteśmy już zbyt
młodzi, więc... - zawiesiła głos.
- Więc uznałaś, że chcesz mieć dzieci. - Tra
vis ze znużeniem przymknął na chwilę oczy.
A kiedy je otworzył, jego spojrzenie było jeszcze
bardziej nieprzeniknione niż zwykle.
Juliana wzięła głęboki oddech.
- Czy to oznacza, że ty nie chcesz?
Zaczął pocierać sobie kark.
- To nie jest najlepsza pora, żeby o tym
rozmawiać.
- A kiedy będzie lepsza pora? - Przyglądała
mu się z niepokojem. - Jeżeli nie chcesz mieć
dzieci, powinnam to wiedzieć teraz.
- Dzieci bardzo komplikują życie.
- Życie w ogóle jest skomplikowane. Czego ty
się obawiasz?
- Doskonale wiesz, czego. Nie bądź naiwna.
Jeżeli między nami przestanie się układać, to ktoś
inny będzie z tego powodu cierpiał.
Wstrzymała oddech.
- Już myślisz o rozwodzie?
- Oczywiście, że nie. Ale bądźmy realistami.
Połowa małżeństw się rozpada, a duża część
rozstałaby się natychmiast, gdyby tylko lekko ich
do tego popchnąć.
- Więc co sugerujesz? Żeby ludzie w ogóle
nie mieli dzieci?
196
MISTERNY PLAN
- Sugeruję, że powinni się głęboko zastano
wić, zanim podejmą taką brzemienną w skutki
decyzję. - Znów ruszył wzdłuż plaży.
- Zgadzam się z tobą. Na świat powinny
przychodzić dzieci chciane i planowane. Ale
jeżeli dwoje ludzi chce się naprawdę ze sobą
związać i chcą mieć razem dzieci, to nie powinni
się tego obawiać.
- Juliano, czy musimy teraz o tym rozma
wiać?
Zauważyła, że ma wilgotne dłonie, poczuła się
słabo. Po raz pierwszy odkąd poznała Travisa,
zaczęły ogarniać ją wątpliwości. Może rzeczywi
ście postawiła na niewłaściwego mężczyznę?
- Nie - powiedziała. - Nie musimy teraz o tym
rozmawiać.
- To dobrze. - Spojrzał na zegarek. - Muszę
wracać do biura. Bickerstaff wciąż nie dzwoni,
więc powinienem się odezwać do paru innych
osób.
- Rozumiem. Też powinnam wracać do Cha-
rismy. Mam mnóstwo pracy. Muszę porozma
wiać z Mattem i Sandy o paleniu nowych gatun
ków, które właśnie sprowadziłam. - Próbowała
przywołać na twarz zwykły uśmiech, ale nie
bardzo jej się to udało.
Travis rzucił na nią krótkie spojrzenie, od
wrócił się i ruszył w kierunku parkingu. Po drodze
do miasta niewiele ze sobą rozmawiali.
Jayne Ann Krentz
197
Juliana odwiozła Travisa do biura i pojechała
wolno do swojego mieszkania. Paleniem nowych
gatunków kawy zajmie się kiedy indziej.
Zatrzymała swoje czerwone coupe na podjeź
dzie i weszła do mieszkania. Pierwszą rzeczą,
jaką zrobiła, było nastawienie wody na herbatę.
Drugą rzeczą, jaką zrobiła, było nieodebranie
telefonu, który zadzwonił po dwóch minutach.
Zaparzyła herbatę i usiadła przy kuchennym
stole. Patrzyła bezmyślnie przez okno, kiedy za
uważyła samochód Elly wjeżdżający na parking.
Telefon mogła zignorować, ale nie dzwonek do
drzwi. Nie mogła udawać, że jej nie ma w domu.
- Nareszcie cię znalazłam - zawołała Elly,
stojąc w otwartych drzwiach. - Zajrzałam do
Charismy, ale powiedziano mi, że nie wróciłaś po
lunchu. Nie odbierałaś telefonu, więc pomyś
lałam sobie, że wpadnę po drodze do Flame
Valley. Co się stało?
- Nic. Czemu pytasz?
- Nie udawaj. Nigdy nie wracasz do domu
w środku dnia. - Elly minęła Julianę i poszła
prosto do kuchni. -I pijesz herbatę w samotności.
Mów, co się dzieje.
- Elly, proszę, jestem zmęczona, nie mam
nastroju na towarzyskie rozmowy.
Elly popatrzyła na nią badawczo.
- Coś się stało, tak? Tylko nie próbuj mnie
okłamywać, za długo się znamy.
198
MISTERNY PLAN
- Miałam ciężki dzień. - Juliana usiadła przy
stole i sięgnęła po filiżankę z herbatą.
- Ja też. I dlatego chciałam z tobą poroz
mawiać. Bardzo się martwię o Davida i o to,
co się stanie, jeżeli ten Bickerstaff nie przyjmie
propozycji Travisa.
Juliana pokiwała głową bez specjalnego zain
teresowania.
- Wiem, że się martwisz.
- Teraz jednak - ciągnęła Elly, siadając przy
stole naprzeciwko swojej kuzynki - dużo bardziej
martwię się o ciebie. Takie zachowanie zupełnie
do ciebie nie pasuje.
- Skąd wiesz? Przecież dopiero przyszłaś.
- Wiem. Normalnie błyszczysz jak koloro
wy neon. A teraz wyglądasz, jakby cię ktoś wy
łączył.
Pomimo fatalnego nastroju, Juliana zdobyła się
na uśmiech.
- Całkiem trafiona analogia.
- Chodzi o Travisa, tak? Opowiadaj.
- Nie ma o czym opowiadać. Zastanawiam
się, czy przypadkiem nie popełniam błędu.
Elly uniosła brwi.
- Nie wierzę własnym uszom. Nie powstrzy
mały cię moje prośby, zlekceważyłaś ostrzeżenia
swoich rodziców i mojego ojca, a teraz nagle
mówisz, że być może popełniasz błąd? Jestem
zszokowana. No to mów. Co się dzisiaj stało?
Jayne Ann Krentz
199
- Spytałam Travisa, jak by się czuł, gdybym
zaszła w ciążę. Był wściekły.
- Jesteś w ciąży?
- Nie. To było pytanie hipotetyczne. Próbo
wałam jakoś delikatnie wprowadzić temat dzieci.
- Mężczyźni nie radzą sobie z hipotetycznymi
pytaniami - zauważyła Elly z niezwykłą trafnoś
cią. - Facet chyba przeżył największy szok
w swoim życiu. Ma głowę zaprzątniętą tylko tym,
jak uratować Flame Valley, a ty nagle wyjeżdżasz
z czymś takim.
- Nie uspokoił się nawet wtedy, kiedy powie
działam, że chciałam jedynie przedyskutować
kwestię posiadania dzieci. - Juliana spojrzała
kuzynce w oczy. - On chyba nie chce być ojcem,
Elly. Zdaje się, że próbuje się wykręcić.
- Co to znaczy?
-- Chyba nie do końca jest przekonany, że
nasze małżeństwo przetrwa. A ponieważ jako
dziecko zapłacił wysoką cenę za rozwód swoich
rodziców, teraz nie chce wiązać sobie rąk.
- Chyba zaczynam rozumieć, na czym po
lega problem. Ale dziwię się, że tak cię to
załamało. Zwykle podejmujesz każde wyzwa
nie. Zazdrościłam ci tej pewności siebie. Nic
nie mogło jej zachwiać. Nawet kiedy coś ci
się nie udało, szybko stawałaś na nogi. Zawsze
byłaś silna.
- Ale teraz wcale się tak nie czuję. Mówiąc
200
MISTERNY PLAN
prawdę, jestem przerażona. Czekałam na niego
całe życie. Od chwili, kiedy pojawił się w Charis-
mie, byłam pewna, że jest tym właściwym męż
czyzną. Byłam gotowa rzucić się na niego i po
wiedzieć mu, że ma się ze mną ożenić. Panowa
łam nad sobą do czasu, kiedy on... kiedy po raz
pierwszy poszliśmy ze sobą do łóżka.
Elly wpatrywała się w blat stołu.
- Byłaś go pewna nawet po tej scenie, którą
zrobiłam na tarasie w Flame Valley. Byłaś na
niego wściekła, ale nadal uważałaś, że tylko on
i żaden inny.
Juliana skinęła głową.
- To prawda. Okropnie mnie wtedy zdener
wował. Nie mogłam mu darować, że nie powie
dział mi o swoich związkach z naszą rodziną.
A jeszcze bardziej wściekło mnie, że chciał się
kiedyś z tobą ożenić. Przecież wy w ogóle do
siebie nie pasowaliście.
- W ogóle.
- Ale każdy ma prawo popełniać błędy.
W końcu mnie też się to parę razy zdarzyło.
- Dzięki za wyrozumiałość.
- A on dość szybko zauważył, że głupio po
stępuje - ciągnęła Juliana. - Przecież zgodził
się ocalić Flame Valley. I zaproponował mi mał
żeństwo.
- Zgadza się.
- Ta rozmowa o dzieciach naprawdę wytrąciła
Jayne Ann Krentz
201
mnie z równowagi. Całkowicie zmieniła mój
punkt widzenia.
- Nie każdy chce mieć dzieci, Juliano. Do tej
pory ty też nie byłaś nimi specjalnie zaintereso
wana.
- Ale wiedziałam, że to się zmieni, kiedy
pojawi się właściwy mężczyzna. To było dla mnie
oczywiste.
- Taką decyzję muszą podjąć dwie osoby.
- Masz rację - powiedziała Juliana z wes
tchnieniem. - Mogłabym zrozumieć, gdyby cho
dziło po prostu o to, że Travis nie chce mieć
dzieci. Ale on tłumaczył, że nie chce nikogo
skrzywdzić, gdyby doszło do rozwodu. Tak jakby
biorąc ślub, przygotowywał się na najgorsze.
Elly oparła się wygodniej na krześle, marsz
cząc brwi.
- A ty, ze swoją bezgraniczną ufnością i en
tuzjazmem, wierzysz, że będziecie ze sobą na
zawsze.
- Właśnie. Nie mogę wyjść za kogoś, komu
nie zależy na tym małżeństwie tak samo jak mnie.
Za kogoś, kto chce się zabezpieczyć na wszelki
wypadek.
- Bądź rozsądna. Czego mogłaś się po nim
spodziewać? Travis jest biznesmenem. Od po
czątku ci mówiłam, że myśli chłodno i racjonal
nie. Nie kieruje się emocjami tak jak ty. Moim
zdaniem rozważanie ryzyka leży głęboko w jego
202
MISTERNY PLAN
naturze. Jest na tyle uczciwy, że nie umiałby
zostawić cię samej z dzieckiem.
Travis zimny i wyrachowany? Juliana wiedzia
ła, że to nieprawda. Ale był biznesmenem i po
trafił być bardzo uparty. Przypomniała sobie, jak
reagował za każdym razem, kiedy pojawiał się
temat herbaciarni. Być może patrzył na małżeń
stwo tak samo jak na inwestycje w biznesie? Ta
myśl niemal przyprawiła ją o mdłości.
- Juliano, chcesz jeszcze herbaty? - Elly szyb
ko podniosła się z krzesła.
W każdej innej sytuacji Juliana roześmiałaby
się, widząc, jak Elly przejmuje rolę tej, która
wspiera i pociesza. Jednak teraz była jej po prostu
wdzięczna.
- Bardzo ci dziękuję - powiedziała, biorąc od
Elly filiżankę z herbatą.
- No cóż - zaczęła Elly, znów siadając przy
stole - właściwie powinnam się cieszyć, że za
czynasz mieć wątpliwości. W końcu to ja ostrze
gałam cię przed tym małżeństwem. Ale z nie
znanych mi powodów nie jestem przekonana, że
popełniasz katastrofalny błąd. Tobie się to nie
zdarza. Weź się w garść, Juliano. Z depresją nie
jest ci do twarzy.
- Wiem. - Juliana drobnymi łykami popijała
swoją herbatę. Wiedziała, że herbata była za
słaba, ale to nie miało znaczenia. Dziś nic nie
miało znaczenia, oprócz tego, że być może cał-
Jayne Ann Krentz
203
kiem się pomyliła w ocenie Travisa Sawyera. Nie
chciał mieć dzieci, bo obawiał się, że ich małżeń
stwo nie przetrwa. Czyli tak naprawdę nie był do
niego do końca przekonany.
- Czujesz się lepiej, Juliano?
- Nie.
- Tak mi przykro.
Juliana patrzyła tępo przez okno.
- Co ja mam teraz zrobić, Elly?
- Nie wiem, być może powinnaś odwołać
ślub.
Juliana zacisnęła palce na filiżance.
- Chyba zabraknie mi odwagi.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Juliano? Tak mi przykro, ale nie zdążę dziś
na kolację.
- To już kolejny dzień, Travis. Jakieś nowe
wieści w sprawie Flame Valley?
- Na razie nie.
- To nie zabrzmiało optymistycznie.
Bo też nie ma we mnie optymizmu, pomyślał
Travis, a głośno dodał:
- Nie chcę nikomu robić zbyt wielkich nadziei.
Muszę wracać do pracy. Nie wiem, ile mi to
jeszcze zajmie. - Liczył na to, że Juliana powie,
że to nie ma znaczenia, że i tak będzie na niego
czekała.
Jayne Ann Krentz 205
- Z pewnością będziesz potem bardzo zmę
czony.
- Chyba tak. - Travis zacisnął palce na słucha
wce. Wiedział, że za chwilę usłyszy to samo co
wczoraj: „Pewnie będziesz chciał wrócić do sie
bie i położyć się spać".
- Nie musisz do mnie przyjeżdżać. Rozu
miem, że wolisz pojechać prosto do domu i od
począć - powiedziała Juliana tonem chłodnego
współczucia.
Zbyt chłodnego, jak dla Travisa.
- Tak będzie najlepiej. Zobaczymy się jutro,
kochanie.
- Dobrze.
- Wszystko gotowe na piątkowe przyjęcie?
Juliana zawahała się przez chwilę.
- Tak, gotowe.
Travis podjął jeszcze jedną próbę, żeby cho
ciaż trochę przedłużyć ich rozmowę.
- Kupiłaś sukienkę?
- Nie. Elly namawia mnie, żebym jeszcze
jutro spróbowała coś znaleźć. Nawet chce się
ze mną wybrać. Powiedziałam, żeby nie robiła
sobie kłopotu. Nie muszę mieć nowej sukienki,
wygrzebię coś z szafy.
Travis zacisnął szczęki, słysząc w jej gło
sie kompletny brak entuzjazmu. W normal
nych okolicznościach Juliana przeszukałaby
wszystkie sklepy w całej Kalifornii, żeby znaleźć
206
MISTERNY PLAN
sukienkę odpowiednią na jej zaręczynowe przy
jęcie.
- W takim razie udanych zakupów. - Travis
miał wrażenie, że szczęście wycieka mu przez
palce. - Wpadnę jutro na kawę do Charismy.
- Świetnie. Do jutra. - Juliana zawahała się.
- Dobranoc, Travis.
- Dobranoc.
Travis wolno odłożył słuchawkę. Patrzył przez
przeszkloną ścianę, jak nad Jewel Harbor zapada
zmrok. Miękkie ciemności wydawały mu się
bezpiecznym schronieniem. W jego biurze paliły
się jasne światła, przez co groźba porażki stawała
cię coraz bardziej wyraźna i realistyczna.
To, że może mu się nie udać, przeczuwał od
samego początku. Od chwili, kiedy podjął się
ocalenia Flame Valley. Jednak niezachwiana
wiara Juliany na jakiś czas udzieliła się i jemu. Ta
jej pewność nieco go irytowała, ale jednocześnie
dodawała mu skrzydeł.
I nawet przez chwilę uwierzył, że da się wszys
tko cofnąć.
Ale od dwóch dni Juliana straciła swój zwykły
zapał. Przestała go entuzjastycznie zapewniać, że
wszystko dobrze się ułoży.
No i Bickerstaff nadal nie dzwonił.
Mimo to Travis zdawał sobie sprawę, że przy
czyną lodowatego ucisku w żołądku nie było
wcale coraz większe prawdopodobieństwo klę-
Jayne Ann Krentz
207
ski, ale fakt, że Juliana odsunęła się od niego,
zanim jeszcze nastąpiła katastrofa.
To się zaczęło podczas spaceru po plaży, kiedy
zapytała go, co by zrobił, gdyby powiedziała mu,
że jest w ciąży.
Travis przypomniał sobie, że potem nie wspo
minała już o ustalaniu daty ślubu. Nie wracała
też do tematu herbaciarni. A teraz jeszcze prze
stało jej zależeć na kupieniu sukienki na zarę
czynowe przyjęcie. To wszystko było bardzo
wymowne.
Ta radosna, żywiołowa, pełna entuzjazmu Ju
liana wymykała mu się z rąk, choć przecież
przyszłość Flame Valley nie była jeszcze roz
strzygnięta.
Po raz chyba setny przebiegał w myślach ich
ostatnią rozmowę, starając się zrozumieć, co
mogło tak Julianę odepchnąć. Dziś rano przyszło
mu do głowy, że być może popełnił niewybaczal
ny błąd. Juliana była w ciąży i próbowała mu
o tym powiedzieć, a jego złość i ostre słowa
bardzo ją zraniły.
Ale nie, przecież zapytał ją o to wprost, a ona
zaprzeczyła. Z pewnością w tej sprawie by go nie
okłamała.
A może w ciągu ostatnich paru dni zdała sobie
sprawę, że szanse na uratowanie Flame Valley,
i przy okazji jej pieniędzy, są naprawdę znikome?
Bo w gruncie rzeczy Juliana była twardo stojącą
208
MISTERNY PLAN
na ziemi bizneswoman. Jak długo mogła karmić
się złudzeniami?
To wszystko oznaczało, że jeżeli nie uda się
ocalić hotelu, Travis automatycznie znów stanie
się „tym złym". Od samego początku wiedział, że
ma tylko dwie możliwości: będzie albo przyczyną
problemu, albo jego rozwiązaniem. Albo uratuje
Flame Valley, albo będzie tym, kto go zniszczył.
Optymizm Juliany łatwo mu się udzielał.
A teraz musiał zmierzyć się z ponurym faktem,
że być może przestała w niego wierzyć.
Od początku zdawał sobie sprawę, że gdy
przyjdzie co do czego, Juliana stanie po stronie
swojej rodziny. Zacznie obwiniać go o doprowa
dzenie Flame Valley do ruiny i przy okazji
o zniszczenie małżeństwa swojej kuzynki.
I będzie miała rację.
Wręcz pogodził się z myślą, że znów zostanie
odtrącony. Zdarzyło mu się to parę razy w życiu.
W sytuacji wyboru on zawsze stał na przegranej
pozycji.
Próbował siebie przekonać, że to może nawet
lepiej. Jego związek z Juliana od początku nie
miał dużych szans. Może będzie mu łatwiej,
kiedy rozstaną się teraz.
Ale myśl, że mógłby ją stracić przed ostatecz
nym rozdaniem, okazała się nie do zniesienia.
Pogodziłby się z tym, gdyby okazało się, że nie
ma żadnego sposobu, by uratować Flame Valley
Jayne Ann Krentz
209
przed bankructwem. Na razie jednak gotów był
zrobić wszystko, żeby ją zatrzymać.
Rozwiązał krawat i znów pochylił się nad
dokumentami, szukając w nich jakiejś furtki,
chociaż wiedział, że taka nie istnieje. Paradoks tej
sytuacji polegał na tym, że próbował znaleźć
rozwiązanie problemu, który sam stworzył. Po
pięciu latach obsesyjnego myślenia o przejęciu
hotelu musiał przyznać, że tak naprawdę nigdy go
nie chciał.
Postanowił jednak, że tak czy inaczej Juliana
dostanie swoje pieniądze. Może nie od razu, ale
z pewnością znajdzie sposób, żeby ją spłacić.
Wiedział, że to mu jej nie wróci, ale mógł zrobić
przynajmniej tyle.
W ciągu ostatnich tygodni dała mu tak wiele,
a on zawsze spłacał swoje długi.
- No nie, Juliano, chyba nie chcesz tego na
siebie włożyć? - Elly patrzyła na swoją kuzynkę,
która właśnie wyszła z przymierzalni.
- A co ci się w nim nie podoba? - Juliana
miała na sobie skromny kostium ze śnieżnobiałej
krepy, z długimi rękawami, wysokim zapięciem
pod szyję i spódnicą do kolan. Jej wydawał się
zupełnie odpowiedni.
- Co mi się nie podoba? - Elly aż uniosła brwi
ze zdziwienia. - Chyba zwariowałaś. Ten kos
tium nie jest dla ciebie. Nie ma w nim żadnego
2 1 0 MISTERNY PLAN
błysku, żadnej iskry. Jest nudny, nudny, nudny.
Może pasowałby do kobiety w typie słodkiego
anioła, ale nie do ciebie.
Juliana poczuła lekką irytację.
- To sama coś wybierz. Mam już dość przy
mierzania.
- Nigdy nie miałaś dość zakupów i przymie
rzania.
- Ale dzisiaj mam dość. Mogę?
- Już dobrze, uspokój się. Jesteś dziś jakaś
dziwna. Posłuchaj mnie. Idź do przymierzalni
i załóż tę złoto-zieloną kieckę. Tę z głębokim
dekoltem na plecach.
Juliana westchnęła. Złość w niej opadła, czuła
się jedynie zniechęcona. Wróciła do przymierzal
ni i sięgnęła po zieloną, nieco prowokacyjną
wieczorową suknię, którą Elly wcześniej dla niej
wypatrzyła.
Kiedy poprawiała ją na sobie, pomyślała przez
chwilę, że rzeczywiście taki styl zawsze jej się
podobał. Głęboki dekolt w kształcie litery V,
śmiały, ale elegancki, kończył się na dole dużą
kokardą. Obcisły krój spódnicy podkreślał kształt
jej bioder i długie nogi. Do tej sukni świetnie
pasowałyby buty z górskimi kryształkami, które
zauważyła niedawno na wystawie.
Niemal zapaliła się do tego pomysłu, ale znie
chęcenie znów wzięło górę, kiedy przypomniała
sobie, z jakiej okazji robi zakupy.
Jayne Ann Krentz
211
- Zdecydowanie lepiej - obwieściła Elly, kie
dy Juliana wyszła z przymierzalni. - Moim zda
niem rewelacyjnie. - Spojrzała na krążącą w po
bliżu sprzedawczynię. - Bierzemy.
Juliana miała zamiar zaprotestować, ale szyb
ko zrezygnowała. Nie była w nastroju do kłótni.
Po dwudziestu minutach znalazły się na par
kingu, gdzie Elly zostawiła swój samochód. Julia
na trzymała pod pachą pudełko z zieloną suknią,
a w drugiej ręce niosła torbę z butami z kryształ
kami górskimi.
- Nigdy nie widziałam cię w podobnym stanie.
- Elly usiadła za kierownicą i przekręciła kluczyk
w stacyjce. - Naprawdę tak źle się między wami
układa?
- Właściwie to nawet nie wiem. Od trzech dni
się nie widzieliśmy. A ostatnie dwie noce spędził
u siebie w mieszkaniu.
- Ale nie powiedział, że chce odwołać zarę
czyny? On jest bardzo asertywny - zauważyła
Elly, wyjeżdżając z parkingu. - Gdyby chciał
odwołać zaręczyny, to na pewno by to zrobił.
Widzę, że ty też nie zmieniłaś zdania?
Juliana patrzyła przez okno.
- Nie. Powtarzam sobie, że powinnam od
wołać przyjęcie, póki jeszcze jest czas, ale nie
mogę. Ja go kocham, Elly. Boże, co ja zrobię,
kiedy okaże się, że on nic do mnie nie czuje?
- Nie mam pojęcia. - Elly wjechała na auto-
212
MISTERNY PLAN
stradę. - Coraz częściej sama sobie zadaję podob
ne pytanie.
Juliana spojrzała na nią ze współczuciem.
- Martwisz się, co David zrobi, kiedy okaże
się, że straciliście hotel.
- Jakoś ostatnio trudno nam się ze sobą poro
zumieć, mówiąc łagodnie. Chyba tak jak tobie
i Travisowi. David albo cały czas siedzi w swoim
biurze, albo spotyka się z Travisem. Wieczorem
zasypia, zanim jeszcze zdążę wyjść z łazienki.
A rano wychodzi, zanim się obudzę. Nie wiem, co
myśli, ale widzę, że jest przygnębiony. Boję się,
Juliano.
- Witaj w klubie.
Travis aż zdziwił się, ile wysiłku kosztowało
go pojechanie do Charisma Espresso. Zwykle
umiał stawić czoło wszystkim problemom, ale
problem z Julianą go przerastał.
Wysiadając z samochodu, przypomniał sobie,
że jest południe i że za parę godzin odbędzie się
ich zaręczynowe przyjęcie. A Bickerstaff nadal
się nie odzywał. Travis wiedział, że zostało mu
już niewiele czasu. Ale tym bardziej chwytał się
resztek nadziei, że Bickerstaff zadzwoni w ostat
niej chwili z wiadomością, że przystępuje do
interesu.
Irracjonalna nadzieja skazańca.
Charisma była pełna ludzi stojących z małymi
Jayne Ann Krentz
213
filiżankami i niewielkimi notesikami w dłoniach.
Travis przypomniał sobie, że dziś był kolejny
dzień degustacji, które Juliana wprowadziła mie
siąc temu. Zza szklanych drzwi słyszał jej głos,
Sandy i Matt nalewali gościom kawę.
Wszedł do środka i przez chwilę przysłuchiwał
się słowom Juliany.
- Musicie pamiętać, że niemal całą zawartość
filiżanki stanowi woda, więc jej jakość jest bardzo
ważna. Zajmijmy się teraz mieszankami, które
przygotowaliśmy na dzisiaj. Pierwszą była ciem
no palona kawa kolumbijska. Smak ciemno palo
nych gatunków to przede wszystkim skutek same
go procesu palenia, a nie rodzaju kawy. Mocno
palona kawa wydaje się mocniejsza, ale ma w so
bie tyle samo kofeiny, a czasem nawet nieco
mniej niż inne.
Travis pomyślał, że Juliana wygląda na wy
czerpaną. Jakby była chora.
- W drugiej filiżance mieliśmy mieszankę pod
nazwą Kona. Kawa, która rośnie w okręgu Kona
na Hawajach, to jedyna kawa uprawiana na ob
szarze Stanów Zjednoczonych. Produkuje się jej
niewiele, ale za to bardzo dobrej jakości. Jest
średnio kwaśna, o wyraźnym, łagodnym smaku.
Ona jest nie tylko wyczerpana, zauważył
Travis, wyraźnie coś ją gryzie. Zwykle kiedy
występowała przed swoimi gośćmi, wyglądała
jak rozkwitająca na scenie aktorka. Dziś wyko-
2 1 4 MISTERNY PLAN
nywała jedynie automatyczne ruchy i wygłaszała
tekst. Była jednak profesjonalistką, więc prowa
dziła pokaz w takim samym stylu, jakby to była
degustacja najlepszych win.
- W trzeciej mieszance przeważały gatunki
tanzańskiej arabiki uprawiane na zboczach Kili
mandżaro. Kawa z Tanzanii ceniona jest przede
wszystkim za swój pełny, intensywny i zrów
noważony smak. - Juliana uśmiechnęła się do
gości. - To wszystko na dzisiaj, kochani. Za
praszam na przyszły tydzień. Będziemy próbo
wać kawy parzonej różnymi metodami. Powiem
też parę słów o jej historii.
Juliana uśmiechnęła się jeszcze raz, ale w tym
uśmiechu, jak zauważył Travis, brakowało zwyk
łego blasku. Kiedy go zobaczyła, przez chwilę
miał wrażenie, że na jej twarzy pojawiła się
dawna radość. Ale ten moment był za krótki, by
mógł nabrać pewności. Juliana podeszła do niego,
uśmiechając się w sposób, który wyrażał jedynie
uprzejmość.
- Cześć, Travis. Masz przerwę na lunch?
- Muszę z tobą porozmawiać.
W jej oczach przemknął strach.
- Dobrze. Usiądźmy przy stoliku na zewnątrz.
Żeby wyjść na patio, musieli przeciskać się
przez tłum ludzi, którzy zamawiali przy barze
świeżo zmieloną kawę. Na dworze było dużo
spokojniej.
Jayne Ann Krentz
215
- O co chodzi? Masz jakieś wątpliwości co do
dzisiejszego wieczoru? - zapytała bez ogródek.
- Nie, raczej sądziłem, że to ty zaczynasz się
zastanawiać. - Travis patrzył jej w oczy, usiłując
wyczytać z nich prawdę. Czuł, jakby stał na
skraju przepaści.
- Zaręczyny to jeszcze nie ślub - zauważyła
Juliana chłodno. - Nie ma powodów do paniki.
- Racja. Jesteś pewna, że nie panikujesz?
- Jestem zdenerwowana, ale do paniki mi
daleko - powiedziała Juliana z wyraźną złością.
- Uspokój się, tylko pytałem.
- A skąd to pytanie?
- Od kilku dni zachowujesz się inaczej niż
zwykle - powiedział spokojnie. - A właściwie od
tego spaceru po plaży.
- Może to nerwy.
Nie mogąc doczekać się dalszych wyjaśnień,
spróbował znowu.
- Czy powiedziałem wtedy coś złego? Prze
praszam, że tak na ciebie napadłem, kiedy wspo
mniałaś, że mogłabyś być w ciąży. Byłem przeko
nany, że to niemożliwe i dlatego tak osłupiałem,
kiedy okazało się, że jednak... - Zawiesił glos
w polowie zdania. - Chyba przesadziłem.
- Nie przejmuj się. Ja też nie byłam zbyt
dyplomatyczna.
- Kiedyś porozmawiamy o dzieciach - obie
cał Travis.
216
MISTERNY PLAN
- Naprawdę?
Skinął głową, chcąc jak najprędzej zmienić
temat.
- Coś jeszcze cię martwi?
Spojrzała mu w oczy.
- Nie.
- Pomyślałem, że niepokoi cię, co się stanie
z Flame Valley.
- Nie. - Za nic nie powie mu, że jej wiara
w niego osłabła. Nie po tym wsparciu, które
starała mu się okazywać przez ostatnie tygodnie.
Zachowa wszystkie wątpliwości dla siebie.
- Sytuacja nie wygląda dobrze. - Uznał, że
powinien jej o tym powiedzieć.
- Wspominałeś o tym parę razy - rzuciła
z niecierpliwością.
Travis poczuł, że ogarnia go złość. Podniósł się
gwałtownie z krzesła.
- Wspominałem. I może wreszcie to do ciebie
dociera. Zobaczymy się wieczorem. Przyjechać
po ciebie?
- Nie, pojadę sama. Chcę być ze dwie godziny
wcześniej, żeby wszystkiego dopilnować. - Ze
rwała się na równe nogi. - Nie chciałam się
odgryzać. Chyba jestem trochę spięta.
- Ja też.
Wyszedł na ulicę. Kiedy podszedł do swojego
buicka, obejrzał się za siebie. Juliana wciąż na
niego patrzyła. Zdawało mu się, że w jej oczach
Jayne Ann Krentz
217
widzi ból i niemal do niej zawrócił. Zawahał się
jednak, nie będąc pewien, co miałby jej powie
dzieć, a wtedy ona weszła z powrotem do Charis-
my. Zauważył, że wyciera sobie oczy serwetką,
którą wzięła ze stolika. Poczuł silny skurcz w żo
łądku.
Spojrzał w dół klifu, w ziejącą przepaść, i po
myślał, jak to jest, kiedy się spada na dno.
Już wiedział, jak to jest. Odkładał słuchawkę
po rozmowie z Bickerstaffem i czuł, że ziemia
usuwa mu się spod stóp. Żadnej pomocy, nic,
czego mógłby się chwycić.
To był koniec.
Ogarnął go nienaturalny wręcz spokój.
Travis potarł kark i zerknął na zegarek. Parę
minut po siódmej. Już był spóźniony na swoje
zaręczynowe przyjęcie. Zastanawiał się, czy Ju
liana domyśli się, dlaczego.
Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak zmęczo
ny. Wstał, wyszedł zza biurka i sięgnął po mary
narkę. Nie było sensu wracać do domu, żeby się
przebrać. I tak nie zabawi długo na przyjęciu.
- Jeżeli to ma być wskazówka na przyszłość,
Juliano, to lepiej przygotuj się, że przed ołtarzem
staniesz sama.
- To nie jest dobry znak, kiedy przyszły pan
młody spóźnia się na swoje własne zaręczyny.
218
MISTERNY PLAN
- Juliano, to nie do wiary. Jak mogłaś za
planować wszystko, z sosem do krewetek włącz
nie, a jednocześnie zapomnieć dopilnować, żeby
narzeczony pojawił się o właściwej porze? To do
ciebie niepodobne. Perspektywa ślubu chyba stę
piła twoją czujność.
Julianie udawało się jakoś uśmiechać, słysząc
kolejne dobroduszne żarty. Musiała to znosić od
siódmej, kiedy goście zaczęli się schodzić, a Tra-
visa nadal nie było. Wszyscy pozwalali sobie na
dowcipy, bo uznali, że w każdej chwili Travis
pojawi się w drzwiach.
Jedynie Elly i pozostali członkowie rodziny
Grantów wykazywali zaniepokojenie.
- Może powinnaś zadzwonić do niego do
biura? Albo do mieszkania? Coś się musiało stać
- powtarzała Elly bezradnie.
- Przyjdzie, kiedy będzie gotowy. - Nawet we
własnym głosie Juliana zauważyła rezygnację.
Czuła się otępiała, co było niemal ulgą po całym
tygodniu bolesnego niepokoju.
Rozejrzała się wokół. Wszystko szło świetnie,
jeżeli nie liczyć nieobecności przyszłego pana
młodego.
Duża sala w Treasure House, wynajmowana na
podobne okazje, została bogato udekorowana
srebrnymi balonikami, serpentynami i mnóstwem
tropikalnych roślin.
Na środku, niemal wzdłuż całej długości sali,
Jayne Ann Krentz
219
stał ogromny stół z jedzeniem. W przypływie
nostalgii Juliana zamówiła nawet dużą miskę
guacamole, którą kazała postawić na honorowym
miejscu na środku.
David i Elly przyjechali o szóstej, gotowi
pomóc w ostatnich przygotowaniach. Juliana wi
działa Davida po raz ostatni na kolacji u siebie
w domu, kiedy obwieściła im, że Travis podjął się
ratowania hotelu. Elly miała rację, David wy
glądał na zmartwionego. Próbował to pokryć
swoim zwykłym uprzejmym uśmiechem, lecz
Juliana wiedziała, że to tylko poza.
Jej rodzice i wujek Tony też zachowywali
pozory, rozmawiając z gośćmi, ale nieustannie
rzucali pełne niepokoju spojrzenia na drzwi.
Juliana pomyślała, że słusznie zrobiła, zapra
szając rodziców Travisa jedynie na ślub, a nie na
zaręczyny.
Westchnęła, patrząc na zgromadzony tłum. Jak
mogła do tego dopuścić? Powinna była wszystko
odwołać zaraz po tym nieszczęsnym spacerze po
plaży. Po raz setny zerknęła na zegarek. Siódma
trzydzieści. Zastanawiała się, czy Travis w ogóle
się pojawi.
Zaczęła rozważać myśl, żeby jakoś wymknąć
się ukradkiem tylnymi drzwiami, kiedy przez salę
przeszedł znaczący pomruk. Odwróciła się natych
miast, wiedząc, że to Travis. Kiedy spojrzała na
drzwi, poczuła przypływ radości. Przypomniała
2 2 0 MISTERNY PLAN
sobie stare powiedzenie, że nadzieja umiera ostat
nia.
Travis szedł przez salę wśród powitań, żartów
i pierwszych życzeń, jednak nie zwracał na nie
uwagi. Zmierzał wprost do Juliany, nie patrząc na
nikogo innego. Miał na sobie codzienne ubranie:
białą koszulę z podwiniętymi rękawami, zwykły
krawat w paski i ciemne spodnie. Marynarkę
przerzucił sobie przez ramię.
Jedno spojrzenie na jego ponurą, zaciętą twarz
wystarczyło, by Juliana odgadła, że to koniec.
Stała nieruchomo na środku sali, czekając, aż
Travis do niej podejdzie. Ręce jej drżały. Goście
zorientowali się, że stało się coś niezwykłego.
Żarty i rozmowy powoli milkły, aż zapanowała
całkowita niemal cisza.
Travis zatrzymał się przed Juliana.
- Rozmawiałem właśnie z Bickerstaffem -
powiedział zimnym, spokojnym głosem. - To
koniec. Nie chce zainwestować w Flame Valley.
Uważa, że ryzyko jest zbyt duże. I ma rację.
Juliana poczuła, że zaschło jej w gardle.
- Travis?
- Przykro mi, że mówię ci to w ostatniej
chwili. Przy tobie nawet ja uwierzyłem, że jest
jakaś szansa. Bickerstaff był ostatnią nadzieją.
- Co mi chcesz powiedzieć? - spytała Juliana.
- Że nie uda mi się ocalić Flame Valley
przed... przed samym sobą. Wreszcie będę mógł
Jayne Ann Krentz 221
się zemścić, bez względu na to, czy tego chcę,
czy nie. Przyszedłem, żebyś nie musiała odwo
ływać zaręczyn. Oszczędzę ci tego. Sam je od
wołuję.
Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z sali.
Juliana patrzyła za nim, czując się tak, jakby
dostała cios w żołądek. Pancerz odrętwienia,
który chronił ją przed bólem przez ostatnie dni,
zaczynał się kruszyć. Spod niego wylewało się
morze cierpienia.
Travis znikał z jej życia.
- Juliano? - Elly natychmiast znalazła się
obok niej. - Co się dzieje? Co Travis ci powie
dział?
- Że nie ma szans na uratowanie Flame Val
ley, więc zrywa zaręczyny. Żebym nie musiała
zrobić tego sama.
- O Boże! - Elly zamknęła oczy. - Co się
stanie z Davidem? - W tym momencie dotarły do
niej ostatnie słowa Jułiany. Natychmiast uniosła
powieki. - Travis zrywa zaręczyny? Teraz? Dzi
siaj? Na oczach tych wszystkich ludzi?
- Okazuje się, że niektórzy mężczyźni mają
potrzebę odgrywania dramatycznych scen.
- Juliano, tak mi przykro. Nie spodziewałam
się, że to się tak skończy. Naprawdę. Ostatnio
nawet uznałam, że on cię naprawdę kocha i że nie
chce cię wykorzystać dla swojej zemsty. I że
całkowicie pomyliłam się w jego ocenie.
222
MISTERNY PLAN
- Wiesz, że on mi nigdy nie powiedział, że
mnie kocha? - powiedziała Juliana smutno. - My
ślałam, że musi się do tego przygotować.
- Co chcesz teraz zrobić? Goście, jedzenie,
muzyka... Co im wszystkim powiesz?
Z Juliany opadły resztki odrętwienia. Czuła
ból, tak jak się spodziewała. Ale rosły w niej też
inne emocje, a zwłaszcza złość.
- Jak on śmiał mi to zrobić? - powiedziała
przez zaciśnięte zęby. - Co on sobie wyobraża?
Jesteśmy zaręczeni! Jeżeli myślał, że może tak po
prostu wyjść, to chyba się przeliczył.
Zaczęła przeciskać się przez tłum gości.
- Juliano - syknęła Elly. - Dokąd idziesz? Co
mam powiedzieć gościom?
- Niech się częstują jedzeniem. Jest zapła
cone.
Dotarła do drzwi i wybiegła na zewnątrz.
Zatrzymała się na moment na chodniku i rozej
rzała po parkingu, szukając znajomego brązowe
go buicka. Usłyszała warkot silnika, zanim zoba
czyła samochód.
- Wracaj natychmiast! Słyszysz? Wracaj, dra
niu! - Podniosła do góry sukienkę i pędem ruszyła
przez parking, co nie było łatwe w błyszczących
pantofelkach na szpilkach.
Minęła dwa rzędy samochodów i dopadła do
buicka akurat w chwili, gdy Travis zahamował na
zakręcie i oglądał się do tyłu.
Jayne Ann Kxentz 223
Najpierw usłyszał głośny huk, a potem dopiero
ją zobaczył. Juliana, w swojej zielonej wieczoro
wej sukni, stała na masce samochodu.
- Juliano!
- Ty draniu, przecież jesteśmy zaręczeni! -
krzyknęła na cały głos. - Nie myśl, że ci odpusz
czę. Zasługuję na jakieś wyjaśnienie. I z góry
uprzedzam, żadne wyjaśnienie mnie nie zadowo
li. Bo nie tylko jesteśmy zaręczeni, jesteśmy
wspólnikami. Zapomniałeś? Zaręczyny możesz
sobie zrywać, ale łączą nas jeszcze interesy.
Travis wyłączył silnik i otworzył drzwi.
- To chyba niemożliwe. Chociaż czemu nie
- mruknął, wysiadając z samochodu. - Juliano,
złaź stamtąd.
Zignorowała to polecenie. Stała na masce nie
co chwiejnie, usiłując zachować równowagę. Jej
obcasy zostawiały na lakierze wyraźne ślady.
Skrzyżowała ramiona na piersi i patrzyła na niego
z ogniem w oczach.
- Zejdę, jak będę miała ochotę. Żądam wyjaś
nień, dlaczego zrywasz zaręczyny. Jesteś mi to
winien, Travis.
- Już ci wyjaśniłem.
- Co? Bo nie udało ci się uratować Flame
Valley? To nie wyjaśnienie tylko wymówka.
- Nie dotarło do ciebie? Nie uratuję tego
przeklętego hotelu dla twojej kuzynki, twojego
byłego narzeczonego i całej reszty twojej rodzi-
224
MISTERNY PLAN
ny. Flame Valley pójdzie na dno i nic na to nie
poradzę.
- Przestań wreszcie gadać o tym głupim hote
lu. Nie obchodzi mnie to. Nasze zaręczyny są
dużo ważniejsze.
- Czyżby? - rzucił szorstko. - Naprawdę
chciałabyś wyjść za mąż za kogoś, kto doprowa
dził Flame Valley do ruiny?
- Tak! - wrzasnęła.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Travis zachował nad sobą panowanie, bo wie
dział ponad wszelką wątpliwość, że jeżeli je teraz
straci, to już nigdy go nie odzyska. Patrzył na
cudowną istotę stojącą na masce jego samochodu
i czuł, jak krew pulsuje mu w żyłach. Włosy
Juliany nabrały pomarańczowego blasku w świet
le parkingowych latarni, jej buty połyskiwały,
jakby je ktoś posypał tandetnym brokatem. Ko
kardę na plecach miała zupełnie rozwiązaną.
Travis miał świadomość, że w całym swoim
życiu żadnej innej kobiety nie pragnął tak bardzo
jak tej.
- Juliano, posłuchaj. W tej historii ja jestem
226
MISTERNY PLAN
złym wilkiem. Hotel należał do twojej rodziny od
dwudziestu lat. Zniszczyłem to, co twój ojciec
i jego brat zbudowali własnymi rękami. Zruj
nowałem twoją kuzynkę i jej męża. Przy okazji ty
straciłaś dużo pieniędzy. Musisz stanąć po czyjejś
stronie. I czy ci się to podoba, czy nie, ja jestem po
złej stronie.
- Więc uznałeś, że dokonasz wyboru za mnie?
O, nie! Ja sama podejmuję swoje decyzje.
- Znienawidzisz mnie, kiedy Elly i David
stracą hotel.
- Nigdy cię nie znienawidzę. Chociaż zapew
ne nie raz doprowadzisz mnie do wściekłości.
- Juliano, czasem trzeba dokonywać wybo
rów. Nie możesz być jednocześnie po mojej
stronie i po stronie swojej rodziny. Musisz wybie
rać. A ja akurat stoję po niewłaściwej stronie.
- Nie obchodzi mnie, po jakiej stronie jesteś!
I nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, mówiąc, że
muszę wybierać między tobą a moją rodziną. Bo
ja już zdecydowałam. Tego dnia, kiedy się po
znaliśmy. Wybrałam ciebie.
Travis podszedł do samochodu i oparł się
o zderzak. Gdyby wyciągnął rękę, mógłby do
tknąć Juliany. Ale się nie ośmielił. Jeszcze nie
teraz.
- Czy mam rozumieć, że nadal chcesz wyjść
za mnie za mąż? Nawet po tym, jak nie udało mi
się uratować Flame Valley? - zapytał chrapliwie.
Jayne Ann Krentz
227
- Wyglądasz na inteligentnego mężczyznę,
a czasem nie rozumiesz najprostszych rzeczy.
Tak, właśnie to chcę ci powiedzieć. Nie zakocha
łam się w tobie dlatego, że miałeś uratować Flame
Valley. Pokochałam cię dużo wcześniej, zanim
jeszcze dowiedziałam się o wszystkim.
- Ale potem coś się zmieniło.
- Byłam na ciebie wściekła, ale nie przesta
łam cię kochać. Ani przez chwilę. Poza tym
obiecałeś, że wszystko naprawisz. To mi wy
starczyło.
- Jednak nie udało mi się niczego naprawić.
- To nie ma znaczenia. - Jej głos nagle złagod
niał. - Próbowałeś. Tylko ty mogłeś uratować
Flame Valley.
- Próbowanie to za mało.
- Nieprawda. A na pewno nie w tym przy
padku.
- Dlaczego akurat nie w tym przypadku?
- Bo zrobiłeś to dla mnie. - Juliana rozłożyła
szeroko ramiona. Jej uśmiech był jeszcze bardziej
oszałamiający niż zwykle. - Zrobiłeś wszystko,
co było w twojej mocy. Pracowałeś od rana do
wieczora.
- Ale mi się nie udało. Nie rozumiesz?
- To ty nic nie rozumiesz. Nawet nie wiesz,
jakie to miało dla mnie znaczenie. Jeszcze nigdy
nikt nie był gotów tyle dla mnie zrobić. Wszyscy
uważają, że sama poradzę sobie ze wszystkim.
228
MISTERNY PLAN
A ty chciałeś mnie ochronić. Nie chodziło ci
o Elly, Davida, moich rodziców czy wujka To
ny'ego, ale o mnie, prawda?
- Prawda. Gdyby nie ty, wszystko byłoby
prostsze. Bez wahania przejąłbym Flame Valley
i wcale bym tego nie żałował.
- Miałbyś do tego prawo. Ale nie zrobiłeś tego
ze względu na mnie. Mnie do tej pory nikt nie
pomagał, bo przecież jestem silna. Nawet nie
wiesz, jakie to cudowne uczucie mieć przy sobie
takiego obrońcę.
Travisowi zabrakło słów. Myślał jedynie
o tym, że po raz pierwszy w życiu ktoś wybrał
właśnie jego.
- Naprawdę mnie chcesz? - wykrztusił z tru
dem. - Twoi rodzice, Elly, David, wujek Tony
będą mnie obwiniać za nieszczęście, które ich
spotkało.
- Niech sobie winią, kogo chcą. My wiemy, że
zrobiłeś wszystko, co możliwe - odpowiedziała
porywczo.
- Zapominasz, że to ja byłem przyczyną wszy
stkich kłopotów.
- No i co z tego? Miałeś swoje powody.
- Zemsta to dobry powód?
- Czasami tak. Chciałeś wyrównać rachunki
za to, co się stało pięć lat temu. Właściwie trudno
to uznać za zarzut.
- Twoja logika mnie przekonała.
Jayne Ann Krentz 229
Jej uśmiech świecił jaśniej niż parkingowe
latarnie.
- Czy to znaczy, że zamierzasz wrócić do
Treasure House i zaręczyć się ze mną na oczach
wszystkich gości?
- Tak, droga pani, właśnie to zamierzam.
- No to na co czekasz? - Wyciągnęła do niego
ręce.
Travis czuł, jak wzbiera w nim radosny śmiech.
Tak musi smakować prawdziwe szczęście. Zdjął
Julianę z maski samochodu, nie zwracając uwagi
na porysowany lakier, i postawił na ziemi. Staran
nie zawiązał jej satynową kokardę na plecach,
a potem delikatnie przejechał palcem wzdłuż
kręgosłupa. Miała ciepłą, gładką skórę. Zapragnął
jej z całej mocy. Przypomniał sobie jednak, że
w Treasure House czeka na nich tłum gości.
Juliana wzięła go za rękę i ruszyli przez par
king. Nagle Travis zatrzymał się. Chyba jeszcze
nigdy w życiu nie rozpierała go taka radość.
Chwycił Julianę na ręce i tak wszedł z nią do
restauracji.
Powitały ich wesołe okrzyki, a orkiestra na
tychmiast zagrała walca. Travis postawił Julianę,
objął ją i zanim pojęła, co się dzieje, zaczął
wirować z nią na pustym parkiecie.
-- Nie wiedziałam, że umiesz tańczyć walca
- szepnęła. Oklaski wokół nich były coraz głoś
niejsze.
230
MISTERNY PLAN
- Ja też nie. Ale dzisiaj jestem w stanie zrobić
wszystko.
Kątem oka Travis zauważył, że David, Elly
i reszta rodziny rzucają im pełne niepokoju spoj
rzenia. Z pewnością dotarło już do nich, że mu
szą pożegnać się z Flame Valley, ale nikt nie
ośmielił się zabronić Julianie, żeby z nim tań
czyła.
Poczuł falę radosnego zadowolenia. Nikt nie
stanie pomiędzy nim a Juliana. Jeśli czegoś bar
dzo zapragnęła, to nikt przy zdrowych zmysłach
nie wejdzie jej w drogę. A dziś pokazała wszyst
kim, że pragnie jego.
To był jej wybór.
Kilka godzin później Travis otwierał zamek
w drzwiach mieszkania Juliany. Patrzył na nią
z rozbawieniem, bo nuciła sobie pod nosem walca
z przyjęcia.
- Dobrze się bawiłaś? - zapytał, idąc za nią
przez hol.
- Cudownie. Wszystko poszło idealnie. - Ob
róciła się parę razy na dywanie, patrząc z przyje
mnością na swoje pantofelki, które migotały pod
zieloną suknią. - A ty?
Travis skrzyżował ramiona, oparł się bokiem
o ścianę i przyglądał się, jak Juliana tańczy wokół
salonu.
- Przyjęcie było wspaniałe.
Jayne Ann Krentz 231
Zatrzymała się na środku pokoju i spojrzała na
swoją dłoń. Nieduży brylant migotał w świetle
lampy.
- Pamiętałeś o pierścionku.
- Kupiłem go zaraz po tym, jak ci się oświad
czyłem. Miałem go zawsze przy sobie.
- I zabrałeś na przyjęcie, chociaż wiedziałeś,
że zrywasz zaręczyny. - Juliana wyglądała na
uszczęśliwioną.
- Włożyłem go do kieszeni, zanim poszedłem
do biura, żeby po raz ostatni zadzwonić do Bic-
kerstaffa - wyjaśnił Travis.
- I przyniósł ci szczęście.
Travis uśmiechnął się bez przekonania.
- Ale nie zadziałał, jeżeli idzie o Bickerstaffa.
- Daj już spokój z Bickerstaffem. Zamykamy
sprawę Flame Valley. - Juliana podeszła do
niego. - A skoro mamy jasność co do naszych
zaręczyn, to możemy przejść do innych kwestii.
- To znaczy?
Zarzuciła mu ręce na szyję i spojrzała prosto
w oczy.
- Kocham cię, Travis. Czy ty mnie kochasz?
Travis objął ją w talii. Jego spojrzenie było
zaskakująco poważne.
- Kocham cię.
- Kochasz mnie na zawsze, czy tylko do
rozwodu?
Pocałował ją mocno w usta.
2 3 2 MISTERNY PLAN
- Na zawsze.
- Wierzę ci. Ale nigdy mi tego nie mówiłeś.
I już zaczęłam się niepokoić.
- To się stało na plaży, kiedy rozmawialiśmy
o dzieciach, prawda? Od tego czasu zaczęłaś się
niepokoić? Czułem, że się ode mnie odsuwasz.
Myślałem, że w końcu zaczyna do ciebie docie
rać, że nie uratuję Flame Valley.
- Przestraszyłam się, ale nie tego. Po raz
pierwszy przyszło mi do głowy, że może jed
nak pomyliłam się. Że tak naprawdę nie zaan
gażowałeś się do końca. Nie chciałeś rozma
wiać o dzieciach, bo nie chciałeś mieć zobo
wiązań.
Zaczął delikatnie przeczesywać palcami jej
gęste loki.
- Będę z tobą szczery. Nie czuję się zbyt
pewnie, myśląc o dzieciach.
- To zrozumiale przy twoich doświadcze
niach. Z tym umiałabym się pogodzić. Ale bałam
się, że boisz się zobowiązań wobec mnie. To mnie
przeraziło.
- Nie miałem żadnych wątpliwości co do
moich uczuć wobec ciebie. Ale kiedy po roz
mowie z Bickerstaffem zrozumiałem, że los Fla
me Valley jest przesądzony, nie chciałem usły
szeć, że zrywasz zaręczyny. Powinien był wie
dzieć, że nie pozwolisz mi tak łatwo odejść.
Juliana musnęła wargami jego usta.
Jayne Ann Krentz
233
- Powinieneś był wiedzieć. Jak mogłeś to
zrobić? Naprawdę chciałeś dziś ode mnie odejść?
- Pomyślałem, że nie zasługuję na to, żeby się
z tobą ożenić. Przynajmniej na razie. Ale na
pewno nie zamierzałem zniknąć z twojego życia.
- Bo wiedziałeś, że i tak bym cię znalazła?
Uśmiechnął się zniewalająco.
- Nie spodziewałem się, że rzucisz mi się na
maskę samochodu. Ale wiedziałem, że nadal
będziemy się widywać, bo jesteśmy wspólnika
mi. Taka była umowa. Dostanę zapłatę bez
względu na to, co się stanie z hotelem. A wspól
ne interesy to najlepsza okazja do częstych kon
taktów.
- Bardzo sprytnie - powiedziała ze śmiechem.
- Trzeba być sprytnym, jeżeli chce się mieć
nad tobą przewagę.
- A kto mówi, że masz nade mną przewagę?
- mruknęła, z przyjemnością patrząc na refleksy
rzucane przez jej nowy pierścionek.
- Teraz akurat nie ma znaczenia, kto ma nad
kim przewagę. Najważniejsze, że jesteśmy ra
zem. Chyba powinniśmy wreszcie uczcić nasze
zaręczyny.
Pocałował ją i wziął na ręce, po raz drugi tego
wieczoru.
- Nie jestem trochę za ciężka?
- Dla mnie jesteś w sam raz - powiedział,
niosąc ją do kuchni.
2 3 4 MISTERNY PLAN
- To samo myślę o tobie. Dlaczego mnie tu
przyniosłeś? - zdziwiła się. - Sypialnia jest
w drugą stronę.
- Otwórz lodówkę.
Juliana z ciekawością uchyliła drzwiczki i zo
baczyła butelkę schłodzonego szampana.
- O! To jest lepsze w łóżku niż krakersy.
- Weź jeszcze kieliszki.
Juliana chwyciła dwa kieliszki z blatu, razem
z butelką przytuliła je do siebie i pozwoliła się
Travisowi zanieść do sypialni.
- Byłabyś najpiękniejszą ozdobą maski moje
go samochodu - powiedział, kładąc się obok niej
na łóżku.
- Nie uważasz, że nieco zbyt krzykliwą jak na
twojego buicka?
- Ty zawsze jesteś w najlepszym guście.
Pocałował ją w ramię, gładząc jednocześnie
po nagich plecach. Juliana zadrżała, czując, jak
jego palce przesuwają się powoli w dół jej
kręgosłupa, a potem rozwiązują satynową ko
kardę.
- Masz cudowne dłonie - szepnęła wyprężona
w namiętnym oczekiwaniu.
- A ty cała jesteś cudowna. - Zsunął z niej
górę sukni, odsłaniając piersi.
Po chwili suknia leżała na podłodze obok
błyszczących pantofelków z górskimi kryształa
mi i przezroczystej bielizny. Juliana oddychała
Jayne Ann Krentz 235
coraz szybciej, z trudem łapiąc powietrze, z coraz
większym podnieceniem.
- Uwielbiam ciebie taką - w głosie Travisa
brzmiał zachwyt. - Nie umiem się opanować,
kiedy widzę, jak bardzo mnie chcesz. Nikt nigdy
nie pragnął mnie tak jak ty.
- A ja nigdy nie pragnęłam nikogo tak jak
ciebie. - Przywarła do niego, czując jego dłoń
błądzącą po jej udach.
- Od początku wiedzieliśmy, że tak będzie.
I nie pomyliliśmy się - wyszeptał, pieszcząc ją
coraz żarliwiej, rozpalając ją do białości.
- Travis, nie mogę dłużej czekać. Chodź do
mnie...
- Nie musisz na mnie czekać. Mamy dziś dla
siebie mnóstwo czasu. Pozwól mi tak na siebie
popatrzeć.
- Nie chcę bez ciebie. - Przyciągnęła go do
siebie i przyjęła z namiętnym oddaniem.
- Juliano, muszę ci coś powiedzieć. - Travis
siedział nago na łóżku i nalewał szampana do
kieliszków, które przynieśli z kuchni.
- Co takiego? - spytała leniwie. Czuła się cu
downie zrelaksowana i zaspokojona. Patrzyła z za
chwytem na jego szerokie ramiona i mocne plecy.
- Gdybyś zaszła w ciążę, mówiąc czysto hipo
tetycznie, to byłbym najszczęśliwszym człowie
kiem na świecie.
236
MISTERNY PLAN
* * *
- Szkoda że nie widziałaś ich twarzy, kiedy
najpierw wybiegłaś za Travisem, a po dziesięciu
minutach on wniósł cię z powrotem do re
stauracji. To była scena stulecia. Zdaniem ob
sługi Treasure House przejdzie do legendy. - Elly
popijała latte, kręcąc głową na to wspomnienie.
- Czasem kobieta musi ruszyć w pogoń za
tym, czego naprawdę chce. - Juliana rozkoszowa
ła się smakiem swojej herbaty i z zadowoleniem
patrzyła na pełną salę Charismy.
W sobotnie przedpołudnia było tu zwykle dość
pusto, ale trzy miesiące temu Juliana wprowadzi
ła lekkie śniadania i zaprenumerowała kilkanaś
cie tytułów gazet i czasopism. Od tego czasu
goście przychodzili coraz liczniej, żeby przy
porannej kawie i ciepłych rogalikach przeczytać
coś tak egzotycznego, jak na przykład „New York
Timesa".
- Muszę przyznać, że twoi rodzice i mój ojciec
byli nieco oszołomieni - ciągnęła Elly. - Zwłasz
cza po tym, jak powiedziałam im, że Travisowi
nie udało się uratować Flame Valley. I wiesz, co
twój ojciec na to?
- Co?
- Że jeszcze zobaczymy. „Jeszcze nie koniec,
póki piłka w grze". To chyba były jego własne
słowa.
- Ale chyba nie robicie sobie zbyt wielkich
Jayne Ann Krentz
237
nadziei? - spytała Juliana łagodnie. - Travis
powiedział, że jedyne, co może zrobić, to znaleźć
dobrego kupca. Żebyśmy przynajmniej nie straci
li wszystkich pieniędzy. Ale ty i David nie będzie
cie już właścicielami Flame Valley.
- Wiem. Wczoraj mieliśmy z Davidem długą
rozmowę na ten temat. Wyjaśniliśmy sobie wiele
rzeczy, co właściwie powinniśmy byli zrobić
dawno temu.
Juliana zmarszczyła brwi.
- No i co? Nadal obawiasz się, że od ciebie
odejdzie?
Elly uśmiechnęła się.
- Skąd! Nigdy nie chciał ode mnie odejść.
Biedak bał się, że to ja go zostawię. To dlatego był
ostatnio taki spięty. Możesz w to uwierzyć?
- No cóż, zawsze uważałam, że tworzycie
świetną parę. Co zamierzacie teraz zrobić?
- Jeżeli sprzedamy hotel, to spróbujemy ot
worzyć coś mniejszego, na przykład jakiś pen
sjonat na wybrzeżu. Jest jeszcze taka możliwość,
że Travisowi uda się wynegocjować z nowym
właścicielem kontrakt, który zagwarantuje Davi-
dowi posadę managera Flame Valley. Oczywiście
pod nadzorem Travisa. Wolelibyśmy nie powta
rzać dawnych błędów.
- Myślisz, że chcielibyście zostać w hotelu po
tym, jak przejdzie w czyjeś ręce?
- Tak, moglibyśmy się na to zgodzić. Pewnie
238
MISTERNY PLAN
nie spodobałoby się to mojemu ojcu i twoim
rodzicom. Trudno by im było przyjąć do wiado
mości, że członkowie rodziny są w Flame Valley
zwykłymi pracownikami.
- Ale z drugiej strony - zauważyła Juliana - to
jest wasza decyzja, a nie ich. W końcu chodzi
o waszą przyszłość.
- Właśnie to sobie wczoraj z Davidem powie
dzieliśmy. Czuję się dużo spokojniejsza, od kiedy
mamy to wszystko za sobą. Mam wrażenie, że
wreszcie stanęliśmy na własnych nogach, wy
szliśmy spod parasola taty. Cokolwiek się stanie,
nasze małżeństwo będzie silniejsze.
- Wujek Tony chciał dobrze - powiedziała
Juliana. - Moi rodzice też.
- To prawda. I wiemy, że bardzo nas kochają,
a to najważniejsze. Jednak czasami potrafią przy
tłoczyć tą swoją miłością.
- Zgadzam się, to może irytować. Ale można
mieć też rodziców, którzy w ogóle nie interesują
się życiem swojego dziecka.
- Kogo masz na myśli? - spytała Elly zdzi
wiona.
- Travisa.
Elly spojrzała na nią.
- Ach tak, rzeczywiście. I rozumiem, że po
stanowiłaś to zmienić?
Juliana uśmiechnęła się z ogromną pewnością
siebie.
Jayne Ann Krentz 239
- Powiedzmy, że postanowiłam dać rodzicom
Travisa jeszcze jedną szansę zatańczenia na jego
weselu.
- A jeżeli nie przyjdą?
- Przyjdą-
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Po rozmowie z Sandy uznałam, że nie będę
z nimi miło rozmawiać. Po prostu ich zaszan-
tażuję.
Elly zmrużyła oczy.
- Zaszantażujesz? To do ciebie podobne. Kie
dy ci na czymś zależy, nie ma dla ciebie prze
szkód.
- Uważam, że to jedna z moich największych
zalet - zgodziła się Juliana. - Travis może po
twierdzić. Wiesz, chciałabym już dzisiaj ruszyć
do sklepów na poszukiwanie sukni ślubnej. Może
byś się ze mną wybrała? Ta suknia będzie na
prawdę wyjątkowa, zapewniam cię.
- I to jest dowód, że znów wróciłaś do równo
wagi.
- To dziwne, ale w życiu często najbardziej
obawiamy się czegoś, co potem okazuje się wcale
nie takie straszne. - David pociągnął długi łyk
piwa i popatrzył na przystań.
- Tak, życie nas czasem zadziwia. - Travis
siedział z Davidem przy stoliku w jednym z mod
nych pubów przy porcie jachtowym. Spotkali się,
240
MISTERNY PLAN
żeby przedyskutować kwestię przyszłości Flame
Valley, ale do tej pory rozmawiali jedynie o ko
bietach. - Czy ty i Elly doszliście do porozumie
nia?
- Tak. Ona myślała, że odejdę, jeżeli stracimy
hotel. Chyba zawsze miała w sobie cień obaw, że
ożeniłem się z nią tylko dla Flame Valley.
- A Juliana zawsze była pewna, że jesteście
w sobie zakochani.
David zaśmiał się cicho.
- Juliana zawsze jest pewna wszystkiego.
- To prawda. I czasem ma rację.
- Muszę ci to powiedzieć: nie ma na świecie
innego mężczyzny, który umiałby sobie poradzić
z Julianą Grant.
- A gdyby jakiś nawet próbował, to złamię mu
kark.
- O ile Juliana nie zrobi tego pierwsza.
- Racja. Więc dobrze, chcesz, żebym znalazł
kupca i spróbował wynegocjować dla ciebie po
sadę w Flame Valley?
David wyciągnął się wygodnie na krześle.
- Mam propozycję dla Fast Forward Properties.
- Jaką?
- Co ty na to, żebyśmy z Elly nadal prowadzili
hotel po tym, jak ty go przejmiesz? Nikt nie zna
Flame Valley lepiej niż my.
Travis przyglądał się swojej oszronionej
szklance.
Jayne Ann Krentz 241
- To jednak co innego niż być właścicielem.
Mam zobowiązania wobec swoich inwestorów
i będę musiał dopilnować, żeby hotel stanął na
nogi. Będę się wam nieustannie przyglądał, będę
śledził wasz każdy krok. Naprawdę jestem w tym
dobry.
- To mi akurat nie przeszkadza - powiedział
David lekko. - Poza tym miałbym okazję czegoś
się od ciebie nauczyć.
- Przemyślę to i omówię z pozostałymi inwes
torami.
- Jasne - zgodził się David. - A kiedy wesele?
- Juliana zamówiła wszystko na koniec mie
siąca.
- Koniec miesiąca? Tak szybko? Jesteście
przecież zaręczeni, mieszkacie razem, po co jej
ten pośpiech?
- To raczej mój pomysł - sprostował Travis.
- Nie chcę ryzykować. Jak coś planuję, to tak,
żeby mieć pewność.
David uśmiechnął się szeroko.
- Tak samo było z Flame Valley. Juliana nie
ma szans.
- I o to właśnie chodziło.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- On ją znów wystawi do wiatru, jestem pew
na. - Beth Grant niespokojnie przemierzała w tę
i z powrotem poczekalnię dla nowożeńców na
tyłach niewielkiego kościoła. W swojej sukni
z koronek i jedwabiu wyglądała jak prawdziwa
matka panny młodej.
- Tata i wujek Roy chyba wyjmą strzelby, jeżeli
Travis stchórzy - zauważyła Elly z uśmiechem.
Zajęta była układaniem trenu przy sukni Juliany.
- Uspokójcie się. Travis nie zawiedzie. - Ju
liana uważnie przyglądała się swojemu odbiciu
w lustrze. Niewielki okrągły dekolt rzeczywiście
był dobrym wyborem. Wczoraj, kiedy przymie-
Jayne Ann Krentz 243
rzała suknię po raz ostatni, miała jeszcze pewne
wątpliwości, ale dziś była zadowolona. Suknia
kosztowała fortunę, ale była tego warta.
- Wcale nie jestem tego taka pewna - Beth nie
dawała się przekonać. - To byłaby zemsta dosko
nała: najpierw przejmuje hotel, a potem zostawia
cię samą przy ołtarzu. Gdzie on się podziewa?
- Przyjdzie, bo nie stracił jeszcze rozumu
- mruknęła Elly, poprawiając ostatnie fałdy.
- Doskonale wie, co by go potem mogło spotkać.
Do tej pory ma na masce ślady po obcasach
Juliany.
- Dajcie już spokój. Przyjdzie i tyle. - Juliana
z całkowitym spokojem przysunęła się do lustra,
żeby pomalować szminką usta. Nie mogła zdecy
dować się na kolor. Koralowy wydawał jej się
nieco zbyt blady. Ale z drugiej strony ślub to jest
ślub. Przypomniała sobie słowa Angeliny Cava-
naugh: „Tylko łagodny makijaż, Juliano. Panna
młoda ma wyglądać słodko i niewinnie, a nie jak
królowa, która przejmuje władzę".
- Nie obchodzi cię nic poza makijażem - wes
tchnęła Beth, patrząc na Juliano.
- Szczerze mówiąc, martwi mnie jedna rzecz.
Ciekawa jestem, czy rodzice Travisa przyszli.
Ktoś ich widział?
- Zapytam mistrza ceremonii. - Elly, zadowo
lona, że może się na coś przydać, wyszła szybko
z pokoju.
2 4 4 MISTERNY PLAN
Beth podeszła do córki i przytuliła ją z macie
rzyńską czułością.
- Ślicznie wyglądasz, kochanie. Jestem z cie
bie dumna.
- Dziękuję, mamo.
- Jeżeli on nie przyjdzie, to uduszę go włas
nymi rękami.
- Przyjdzie - powtórzyła Juliana z nieza
chwianą pewnością. - Na Travisa zawsze można
liczyć.
Beth pokręciła głową ze zdziwieniem.
- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak bar
dzo mu ufasz. Na razie nie zrobił nic, żeby so
bie na to zasłużyć. Nawet nie uratował Flame
Valley.
- Zrobił wszystko, co było możliwe. I zadba
o to, żeby przejęcie hotelu przez nowego właś
ciciela przebiegło gładko. David mówił, że on
i Elly nadal będą nim zarządzać.
- No cóż, lepsze to niż nic. Może kiedyś
znajdziemy sposób, żeby odzyskać Flame Valley.
Twój ojciec jest wręcz przekonany, że wszystko
dobrze się ułoży. Mnie jednak nadal dziwi, że od
początku mu zaufałaś.
- Bo nie znasz go tak jak ja.
- A co ty takiego widzisz w Travisie Sawyerze?
- Pasujemy do siebie - powiedziała Juliana,
poprawiając niesforne loki pod welonem. - Ko
chamy się i mamy do siebie zaufanie. To proste.
Jayne Ann Krentz 245
- Chciałabym w to uwierzyć. Mam nadzieję,
że wiesz, co robisz.
- Ja zawsze wiem, co robię, mamo. Podaj mi
wiązankę, proszę. Chyba już na nas czas.
Beth wyglądała na bardziej zatroskaną niż
zwykle. Podała córce bukiet pomarańczowych
orchidei.
- Jeżeli Travisa nie będzie w kościele, to nie
pozwolę ci przejść do ołtarza. Nasza rodzina nie
zniosłaby tego upokorzenia.
- On tam będzie.
Beth popatrzyła na córkę i zdobyła się na słaby
uśmiech.
- Twoja wiara jest zaraźliwa.
- Wracaj do kościoła, mamo. Tata i wujek
Tony zaczną się denerwować.
- Jesteś pewna, że Travis się pojawi?
- Jestem całkiem pewna.
W uchylonych drzwiach ukazała się głowa Elly.
- Przyjechali! Mistrz ceremonii powiedział,
że rodzice pana młodego są już na swoich miejs
cach. Wszyscy czworo. I do tego gromadka przy
rodnich braci i sióstr.
Juliana z zadowoleniem skinęła głową.
- Świetnie. Oto kolejny przykład, że zastra
szenie bywa skuteczną bronią. Mamo, idź już.
Beth zagryzła wargi.
- Rodzice Travisa przyszli, ale on sam jeszcze
246
MISTERNY PLAN
- Przyjdzie.
- Jesteś pewna? - spytała Beth po raz ostatni.
- Tak, mamo, jestem pewna.
- Wspaniale wyglądasz - powiedziała Beth,
wychodząc.
Elly spojrzała twardo na Julianę.
- Naprawdę jesteś pewna?
- Naprawdę. Czy gdyby było inaczej, to stała
bym tutaj w tej sukni? Travis nigdy by mi tego
nie zrobił.
- A ten wypadek z zaręczynami? - przypo
mniała Elly nieśmiało.
- Przyszedł, prawda? Nie wystawił mnie. Pla
nował jedynie szybko wyjść.
- To dość specyficzny punkt widzenia. Gdy
byś za nim nie pobiegła i nie rzuciła się na maskę
samochodu, to nie wiem, co by dalej było.
- Jeżeli ci na czymś bardzo zależy, to musisz
o to walczyć.
- A tobie zależy na Travisie - powiedziała
Elly ze zrozumieniem.
Przerwało im pukanie do drzwi.
- Wszystko gotowe, panno Grant - odezwał
się głos z drugiej strony.
Juliana westchnęła z zadowoleniem i nasunęła
welon na twarz.
- W samą porę. Weź swoje kwiaty, Elly.
Juliana otworzyła drzwi i pewnym krokiem
ruszyła do przedsionka kościoła. Spojrzała
Jayne Ann Krentz 247
wzdłuż nawy w kierunku ołtarza. Nie była wcale
zdziwiona widząc, że Travis już tam na nią czeka.
- Przyjechał przed chwilą - mruknął Roy
Grant, podając ramię córce. - Już mieliśmy z To-
nym go szukać. Byliśmy pewni, że nas wystawił.
Juliana pomyślała, że wszyscy wykazują dziś
o nią niezwykłą troskę. Chyba dlatego, że była
panną młodą. Takie okoliczności wyzwalają
w rodzicach instynkty opiekuńcze.
- Niepotrzebnie się martwiliście. Przecież
Travis powiedział, że przyjdzie.
Rozległy się dźwięki muzyki. Juliana, z pro
miennym uśmiechem na twarzy, ruszyła wzdłuż
kościoła wsparta na ramieniu ojca.
Travis ani na moment nie spuszczał z niej
wzroku. Kiedy stanęła przed ołtarzem, wziął jej
dłoń z rąk Roya Granta.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedział
cicho. - Coś zatrzymało mnie w biurze. Bicker-
staff zmienił zdanie.
- Co zrobił? - Juliana gwałtownie podniosła
welon, żeby móc lepiej spojrzeć w roześmiane
oczy Travisa.
- To, co słyszałaś. Piętnaście minut temu Fla
me Valley wróciło do twojej rodziny. Elly i David
są nadal oficjalnymi właścicielami.
Juliana zarzuciła mu ręce na szyję.
- Wiedziałam, że ci się uda. Na całym świecie
nie ma nikogo takiego jak ty.
248
MISTERNY PLAN
Wśród gości przeszedł lekki pomruk zdziwie
nia na widok Juliany obejmującej Travisa. Pastor
chrząknął, chcąc przywołać ich uwagę.
- Czy możemy zaczynać?
- Tak, ale najpierw trzeba coś ogłosić - po
wiedziała Juliana z szerokim uśmiechem.
Pastor uniósł brwi z ciekawością.
- Co mam ogłosić?
- Że Bickerstaff zmienił zdanie.
Pastor przeniósł wzrok na gości.
- Bickerstaff - zaczął uroczyście - zmienił
zdanie.
Julianie wydawało się, że słyszy gwałtowne
westchnienie Elly, a potem ze strony gości panny
młodej rozległy się brawa i głośne okrzyki rado
ści. Nie chcąc nikogo urazić, pozostałe osoby
przyłączyły się do oklasków.
Kiedy gwar wreszcie umilkł, pastor spojrzał
surowo na rozradowaną Julianę.
- Możemy wreszcie zacząć ślubną ceremo
nię?
. - Oczywiście.
- Chwileczkę. - Travis opuścił welon na
twarz Juliany, starannie układając zwiewny ma
teriał. Wreszcie zadowolony skinął głową. -
Pewne sytuacje wymagają poszanowania dla
tradycji.
- Chyba powinienem kupić udziały w tej re-
Jayne Ann Kreutz
249
stauracji - powiedział Travis, rozglądając się
z kieliszkiem szampana w ręku po zatłoczonej
sali - biorąc pod uwagę fakt, jak często z niej
korzystamy. Albo pomyśl o organizowaniu przy
jęć w jakimś innym miejscu, tak dla odmiany.
- Nie narzekaj, Travis. Przyjęcia w Treasure
House są zawsze świetne.
- Mhm. - Travis sączył swojego szampana. -
I wreszcie skończy się twój zwyczaj przyjmowa
nia tutaj oświadczyn.
- Jedynie twoje potraktowałam poważnie.
- Całe szczęście.
Juliana wręcz promieniała radością.
- Zauważyłeś, że od początku wesela dopiero
teraz mamy czas dla siebie? Już myślałam, że nie
uda rai się odciągnąć cię od Davida, taty i wujka
Tony'ego.
- Musiałem im opowiedzieć o wszystkich
szczegółach umowy z Bickerstaffem.
- Wcale się nie dziwię. A właściwie dlaczego
Bickerstaff zmienił zdanie?
- To dość skomplikowane i nie chce mi się
w to teraz zagłębiać. Krótko mówiąc, pewien
znajomy bankier był mi winien przysługę. Kie
dy dowiedział się, że Bickerstaff jest zaintereso
wany Flame Valley, zgodził się zrestrukturyzo
wać długi hotelu. A to z kolei przechyliło szalę na
naszą korzyść i Bickerstaff postanowił wejść do
interesu.
250
MISTERNY PLAN
Juliana gwizdnęła cichutko z podziwu.
- Bardzo sprytne. A twoi inwestorzy?
- Zostaną spłaceni w taki sam sposób, w jaki
bym się z nimi rozliczył, gdyby doszło do przeję
cia. To trochę skomplikowane, ale powinno się
udać. O ile David będzie współpracował.
- Na pewno będzie.
- Też tak myślę. - Travis spojrzał ponad
ramieniem Juliany. - Idzie do nas moja mama i jej
drugi mąż.
- Polubiłam twoją mamę. Tatę zresztą też.
Ucięliśmy sobie wcześniej miłą pogawędkę. - Ju
liana odwróciła się z uśmiechem do atrakcyjnej
blondynki, która zbliżała się do nich w towarzyst
wie nieco tęgiego, ale doskonale ubranego męż
czyzny.
- Witam. Dobrze się państwo bawią?
Linda Riley odwzajemniła uśmiech.
- Świetnie, kochanie. - Spojrzała na swojego
najstarszego syna. - Znalazłeś sobie wspaniałą
żonę, Travis.
- To ona mnie sobie znalazła - powiedział
Travis, nawet nie starając się ukryć zadowolenia.
- Cieszę się, że udało się wam przyjechać - do
rzucił szorstko.
- Nie odmówilibyśmy sobie tej przyjemności
za nic w świecie. - Linda Riley rzuciła Julianie
rozbawione spojrzenie. - Za rzadko się widuje
my, Travis. Musisz częściej do nas przyjeżdżać.
Jayne Ann Krentz
251
Dzieciaki wciąż pytają o tego tajemniczego star
szego brata. Bardzo cię podziwiają. Jeremy
chciałby z tobą porozmawiać o swoich planach
zawodowych.
- Naprawdę? - Travis nadal był nieufny, ale
wyglądał na zainteresowanego.
- Bardzo ci jestem wdzięczna, że nas zapro
siłaś. - Linda Riley zwróciła się z uśmiechem
do Juliany. - Czasem więzi rodzinne słabną,
chociaż tak naprawdę nikt tego nie chce. Kiedy
górę biorą egoistyczne emocje, łatwo się pogu
bić. Zupełnie niepotrzebnie duma wychodzi na
pierwszy plan. Ale na szczęście to wszystko
można zmienić.
- Doskonale panią rozumiem - zapewniła Ju
liana. - Mówiłam Travisowi, że ludzie się zmie
niają. Wesele to znakomita okazja, by rodzina
znów mogła być razem.
- Dużo lepsza niż pogrzeb - zauważył Travis.
Juliana spojrzała na niego z naganą, sięgnęła
po tartinkę i wróciła do rozmowy z teściową.
Naprawdę była bardzo z siebie zadowolona. Tak
jak się spodziewała, rodzice Travisa nareszcie
przestali zachowywać się jak dzieci.
- Powiesz mi w końcu, jak to zrobiłaś? - spy
tał Travis, kiedy państwo Riley odeszli do innych
gości.
- Co zrobiłam?
- Nie udawaj niewiniątka. Za dobrze cię
252
MISTERNY PLAN
znam. Jak zmusiłaś moich rodziców, żeby przy
szli?
- Rozsądni ludzie potrafią z czasem przyznać
się do błędu. Minęły lata od twojego pierwszego
ślubu. Twoi rodzice mieli wówczas do siebie
wiele pretensji. Na szczęście dojrzeli i złagod
nieli.
Travis włożył sobie do ust krakersa z łososiem
i ogórkiem. Przez chwilę zastanawiał się nad
słowami Juliany, a potem pokręcił głową.
- Nie kupuję tego. Może rzeczywiście doj
rzeli, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że wysyłając
zaproszenia, tylko na tym opierałaś swoje na
dzieje. Chciałaś, żeby przyjechali, więc co zrobi
łaś, żeby ich do tego zmusić?
- Zaszantażowałam ich.
Travis uśmiechnął się szeroko.
- Jak?
- Powiedziałam jasno, że nie będą mieli okazji
zobaczyć swojego pierworodnego wnuka, o ile
nie będą na tyle uprzejmi, żeby przyjść na nasz
ślub.
- Mogłem się tego spodziewać. - Odstawił
swój kieliszek z szampanem. - Mogę prosić do
tańca, pani Sawyer?
- Z przyjemnością, panie Sawyer.
Pozwoliła się prowadzić w tańcu. Dół jej ślub
nej sukni wirował wokół satynowych pantofel
ków na maleńkim obcasie.
Jayne Ann Krentz 253
- Widzę, że nie założyłaś dziś szpilek - za
uważył Travis.
- Pomyślałam sobie, że w dniu ślubu panna
młoda powinna okazać trochę szacunku swojemu
mężowi - powiedziała skromnie. - Ze względu na
tradycję.
Travis roześmiał się.
- A może wolałaś mieć płaskie obcasy na
wypadek, gdyby okazało się, że nie przyszedłem
i że znów musisz mnie gonić?
Spojrzała na niego z miłością.
- Ani przez chwilę nie wątpiłam, że przyj
dziesz na ślub.
Spojrzenie Travisa nagle spoważniało.
- Miałaś rację. Żadna siła na świecie by mnie
przed tym nie powstrzymała.
- Kocham cię, Travis.
Uśmiechnął się.
- Nikt mnie nigdy nie kochał tak jak ty. Chcę,
żebyś wiedziała, że ja też cię kocham.
- Wiem. Co ty na to, żebyśmy się stąd wy
mknęli i zaczęli nasz miesiąc miodowy?
- To zależy, co chcesz zrobić. Wrzucić mnie
do wody? Biegać za mną po parkingu? A może
obrzucić mnie guacamole?
- Nic z tych rzeczy. Ale moglibyśmy poroz
mawiać o przyszłości Charismy.
- Czy ty się nigdy nie poddajesz?
- Nigdy.
254
MISTERNY PLAN
- Mam lepszy pomysł - powiedział Travis. -
Co ty na to, żebyśmy poszli w jakieś ustronne
miejsce i porozmawiali o dzieciach?
- Wprawdzie nigdy się nie poddaję, ale cza
sem mogę odłożyć swoje plany na później. Z ra
dością pójdę z tobą w jakieś ustronne miejsce,
żeby porozmawiać o dzieciach.
- No to na co czekamy?
Travis wziął Julianę za rękę i poprowadził ją do
drzwi. Przed nimi całe życie.