Hazardowe zagrywki Platformy (Piotr Bączek)

background image

Rząd Tuska, tropiąc pozorne afery, nie był zainteresowany zwalczaniem
rzeczywistych zagrożeń korupcyjnych czy nieformalnych powiązań przedstawicieli
władz.

Hazardowe zagrywki Platformy



- Piotr Bączek, Nasz Dziennik, 1-10-2011



Po wygranych w 2007 r. wyborach parlamentarnych Donald Tusk zapowiadał m.in.
przyjazną administrację, przejrzystość życia publicznego, przywrócenie zaufania
do prywatyzacji, walkę z korupcją i patologiami.

W swoim exposé powiedział nawet, że walka z korupcją będzie dla jego rządu
celem nadrzędnym: "To będzie niezbędne, żeby praca administracji samorządowej
i rządowej była rzeczywiście przejrzysta, dużo szybsza, wygodniejsza i też
przyjazna bardziej dla obywateli, nie tylko dla wykonawców tej pracy. To także
umożliwi eliminację zagrożeń korupcyjnych". Jednak rzeczywistość okazała się
zgoła inna.


Zemsta za weryfikację WSI

Zapowiedzi premiera Tuska walki z korupcją mieli doświadczyć w praktyce już na samym
początku funkcjonowania rządu PO członkowie komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb
Informacyjnych, którzy zostali pomówieni o korupcję. Obecnie można jednoznacznie
stwierdzić, chociaż wiele wątków jest jeszcze niewyjaśnionych, że sprawa rzekomej
korupcji w komisji weryfikacyjnej była prowokacją w celu skompromitowania jej prac i
przewodniczącego komisji Antoniego Macierewicza. Sprawa okazała się kompromitacją, ale
nie komisji, lecz instytucji i polityków gabinetu Platformy.

Jesienią 2007 r., jeszcze przed zaprzysiężeniem rządu Donalda Tuska, do Bronisława
Komorowskiego zgłosił się oficer wojskowych służb specjalnych płk Aleksander L.,
który proponował wgląd do ściśle tajnego Aneksu z weryfikacji WSI. Marszałek wyrażał
zainteresowanie tym dokumentem. Praktycznie w tym samym czasie z informacjami
o rzekomej korupcji wśród członków komisji przyszedł do Komorowskiego były oficer
WSI płk Leszek T. Polityk PO skontaktował go z nowym szefem Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego Krzysztofem Bondarykiem, który osobiście zawiózł go do siedziby ABW
na przesłuchanie. W zeznaniach Leszek T. obwinił członków komisji o sprzedaż Aneksu
spółce Agora i korupcję polegającą na pozytywnej weryfikacji za łapówkę. Pośrednikiem
w tym procederze miał być dziennikarz Wojciech Sumliński. Na podstawie tych oskarżeń
prokuratura wszczęła śledztwo, działania prowadziła również ABW. Śledczy nie sprawdzili
prawdziwości zeznań Leszka T. i faktu, że wśród rzekomo skorumpowanych członków
komisji miały znajdować się osoby, które np. nie wchodziły w jej skład, jak Sławomir
Cenckiewicz. W maju 2008 r. ABW przeprowadziła rewizje m.in. w mieszkaniach dwóch
członków komisji, w tym u niżej podpisanego. Nie odnaleziono u nich Aneksu, nie
potwierdzono oskarżeń o jego sprzedaż Agorze i weryfikacji za łapówkę. Jednak dzięki tej
operacji zablokowano końcowe prace komisji i bezpodstawnie pomówiono ich członków o
korupcję.

background image


Znacznie gorzej rząd Tuska radził sobie ze zwalczaniem rzeczywistych zagrożeń
korupcyjnych, nieformalnych powiązań przedstawicieli władz lub choćby prowadzonego
wobec nich agresywnego lobbingu.


Rozmowy "Rycha", "Mira" i "Zbycha"

Przykładem może być afera hazardowa. Okazało się, że w trakcie prac nad ustawą o grach
i zakładach wzajemnych CBA odnotowało sygnały świadczące o działaniach lobbingowych w
sprawie wpisania korzystnych przepisów dla branży hazardowej.

Zebrany materiał operacyjny dowodził, że prominentni politycy Platformy - ówczesny
przewodniczący klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski oraz minister sportu
Mirosław Drzewiecki - mieli uczestniczyć w takich działaniach. CBA oceniło, że dążyli
do zmiany projektu ustawy hazardowej i zablokowania wejścia w życie przepisów
umożliwiających pobieranie dodatkowych opłat od hazardu.

CBA wskazywało, że latem 2009 r. minister sportu wycofał z projektu ustawy przepis o
dopłatach. Według wyliczeń Ministerstwa Finansów przepis miał przynieść państwu roczny
dochód w wysokości ok. 500 mln złotych. Przedstawiciele resortu finansów potwierdzili
w mediach przyjęcie tego wniosku. Jednocześnie podsłuchy założone już od kilkunastu
miesięcy u biznesmena branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka ujawniły jego znajomości
z Chlebowskim i Drzewieckim, ich wspólne spotkania, rozmowy, a nawet imprezy.
Odnotowano również kontakty Sobiesiaka z Grzegorzem Schetyną.

Zarejestrowane przez CBA rozmowy wiązały się np. z projektem wprowadzenia przepisu
dotyczącego m.in. 10-procentowych dopłat na cele sportowe. Z ujawnionych później
stenogramów podsłuchów wynikało, że znajomość polityków PO z biznesmenami była
bardzo zażyła.

Oto fragmenty tylko niektórych rozmów:

20 lipca 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia ze Zbigniewem Chlebowskim:
R.S.:

Cześć, Zbyszek.

Z.Ch.:

Cześć, Rysiek.

R.S.:

Co tam? Jesteś na Dolnym Śląsku?

Z.Ch.:

Tak, prawdziwą wojnę stoczyłem w czwartek...

R.S.:

No coś tam słyszałem, z Mirkiem rozmawiałem, udało się coś, myślisz?

Z.Ch.:

W ogóle to wyprostowałem, wiesz, nie chcę mówić przez ten...

[...]


25 sierpnia 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia ze Zbigniewem Chlebowskim:
R.S.:

No wiem, no k..., no przecież, no ja chciałem się, chciałem właśnie zapytać, co tam,

jest jakaś szansa? No bo wiesz, k..., daj spokój, mam nadzieję, że tam ze mną już będzie
wszystko w porządku, nie?

Z.Ch.:

Z tobą na... na 90 procent, Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci

powiem.

R.S.:

To są k... tak, ja wiem. Ale byś wykorzystał do tego, k... Mirka i... i... tego drugiego,

nie?

Z.Ch.:

A z nim nie gadam, to powiem ci szczerze, Rysiu, że tak, bo wiesz...


10 marca 2009 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia ze Zbigniewem Chlebowskim:
R.S.:

Grześka zarazić tą sprawą, bo oni rozpierd...

background image

Z.Ch.:

Ja ci powiem szczerze, Rysiu... ja już nie mam siły sam walczyć z tym wszystkim...

jak by Grzegorz, Mirek trochę pomogli mi... przecież wiesz, biegam z tym sam... blokuję tę
sprawę dopłat od roku... to wyłącznie moja zasługa.


22 maja 2009 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia z Janem Koskiem (biznesmenem z
branży hazardowej):

J.K.:

Kapica się w internecie wypisał, bo wycofał projekt 11 maja.

R.S.:

Wycofanie dopłat może nastąpić po jego

[Kapicy - red.]

rozmowie z Drzewieckim.

[...]

To był pomysł Drzewieckiego. To już nie ma o czym rozmawiać ... panie prezesie -

załatwione!

(za:

"Stenogramy rozmów: "Walczę Rysiu, załatwimy"", Rzeczpospolita, 1-10-2009

)


W sierpniu 2009 r. szef CBA Mariusz Kamiński poinformował premiera Tuska o wpływie
biznesmenów hazardowych na polityków PO oraz o próbach zmiany ustawy. Proponował
przywrócić pierwotne założenia projektu ustawy hazardowej. Kamiński poprosił również,
aby premier nie ujawniał zainteresowania CBA sprawą i odwoływał się tylko do jawnej
korespondencji między ministrem sportu a ministrem finansów, żeby podejrzewane
osoby nie dowiedziały się o akcji. Szef CBA stwierdził również, że należy wyjaśnić
rolę wicepremiera Grzegorza Schetyny (w związku ze spotkaniami, jakie odbywał z
Sobiesiakiem, i niepoinformowaniu premiera o intensywnych zabiegach lobby hazardowego),
ministra Jacka Kapicy (w związku z oświadczeniem Ministerstwa Finansów o zaakceptowaniu
wniosku ministra Drzewieckiego o zrezygnowaniu z pobierania dopłat od hazardu)
oraz wiceministra Adama Szejnfelda (w związku z pismami wysyłanymi w toku prac
legislacyjnych sprzyjających lobby hazardowemu) (za:

"Afera hazardowa - kalendarium

CBA", MagdaF., Prawica.net, 6-10-2009

).



Spóźnione dymisje

Warto podkreślić, że w związku z aferą hazardową zmiany w rządzie nastąpiły dopiero po
ujawnieniu w mediach stenogramów z podsłuchów powyższych rozmów. Chlebowski został
zawieszony w pełnieniu funkcji przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PO 1 października
2009 roku. Mirosław Drzewiecki podał się do dymisji 5 października 2009 roku. Potem
Donald Tusk odwołał również wicepremiera Grzegorza Schetynę, ministra sprawiedliwości
Andrzeja Czumę, wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda oraz dwóch sekretarzy stanu w
kancelarii premiera - Rafała Grupińskiego i Sławomira Nowaka. Odejść miał również rzecznik
rządu Paweł Graś, ale ostatecznie pozostał na stanowisku.

Chlebowski i Szejnfeld już znacznie wcześniej zajmowali się w Sejmie przepisami
regulującymi branżę hazardową. Chlebowski prezentował bardzo przychylne stanowisko
wobec tej branży, np. w styczniu 2003 r. w imieniu klubu PO powiedział, że istnieje obawa
przejęcia rynku gier losowych przez kapitał zagraniczny: "Stać się tak może również
dlatego, że dziś kasyna i salony gier stoją w dużej mierze przed widmem bankructwa, bo nie
wytrzymują obciążeń finansowych. Czy jest to w ogóle możliwe? Czy Polska będzie krajem,
w którym nawet hazard może splajtować?".

Natomiast Szejnfeld w lipcu 2007 r. w interpelacji do ministra finansów krytykował
proponowane przez rząd PiS zapisy w projekcie ustawy o grach losowych. Był przeciwny
m.in. zwiększeniu podatku od gier na automatach o niskich wygranych. Jesienią 2009 r.
wiceminister Szejnfeld oświadczył, że jego udział w pracach nad ustawą polegał "wyłącznie
na podpisywaniu oficjalnych stanowisk ministra gospodarki". Twierdził, że z nikim nie
rozmawiał o projekcie ustawy. Po ujawnieniu dokumentów dotyczących prac nad ustawą
hazardową "Rzeczpospolita" sugerowała, że wiceminister Szejnfeld miał naciskać na

background image

Ministerstwo Finansów, by usunęło z projektu zapisy dotyczące "nowych dopłat do gier".
Gazeta przywoływała informacje wskazujące, że Szejnfeld wysłał do Komitetu Rady
Ministrów faks, w którym domagał się wycofania dopłat do gier (za:

"Adama Szejnfelda

zainteresowanie hazardem", Piotr Nisztor, Rzeczpospolita, 6-10-2009

).


Minister Drzewiecki zapewniał, że nie rozmawiał z Sobiesiakiem o ustawie hazardowej.
Jednak ze stenogramów podsłuchów wynika, że Sobiesiak dzwonił do Drzewieckiego i żalił
się na niekorzystne rozporządzenie ministra finansów. Minister sportu twierdził również, że
podpisując pismo w sprawie wycofania się z dopłat, w istocie nie wiedział, co podpisuje i
czego ten przepis dotyczył. Na konferencji prasowej rozbrajająco tłumaczył: "Trudno byłoby,
żebym brał każde pismo, rozkładał ustawy, sprawdzał, co się kryje pod każdym artykułem".
Drzewiecki wprawdzie nie wypierał się znajomości z Sobiesiakiem, ale twierdził, że spotykali
się głównie przy okazji imprez sportowych i biznesmen wyświadczał mu czasem drobne
przysługi, np. przywoził kije golfowe (za:

"Jak Drzewiecki tłumaczył się dziennikarzom",

Cezary Gmyz, Rzeczpospolita, 5-10-2009

).



Przeciek i rozmowy w "Pędzącym króliku"

W związku z aferą hazardową CBA złożyło doniesienie do prokuratora generalnego w
sprawie zagrożenia interesu ekonomicznego państwa. Jednak w kwietniu 2011 r. umorzono
śledztwo. Do chwili obecnej jednoznacznie nie wyjaśniono charakteru związków polityków
PO z branżą hazardową oraz przecieku z akcji CBA.

Przy okazji afery hazardowej ujawniono, jak ludzie Platformy zatrudniali swoich
protegowanych w najpoważniejszych spółkach. To właśnie szef gabinetu ministra
Drzewieckiego Marcin Rosół miał załatwiać, jak dowodzą ujawnione stenogramy podsłuchów
CBA, Magdalenie Sobiesiak kierownicze stanowisko w zarządzie Totalizatora Sportowego.
Spotykał się z nią w warszawskiej restauracji "Pędzący królik". Sam Rosół przyznał, że
znał Sobiesiaka i nawet spędził weekend w jego hotelu. Natomiast już po ujawnieniu afery
hazardowej Drzewiecki potwierdził, że zlecił Rosołowi zajęcie się sprawą córki Sobiesiaka.
Jednak ostatecznie wycofała się z konkursu, gdy biznesmeni zorientowali się, że są
obserwowani. Już 25 sierpnia 2009 r. pojawiły się pierwsze sygnały świadczące o tym, że
Sobiesiak został ostrzeżony o zainteresowaniu jego osobą przez CBA. Minister Kamiński o
fakcie, że nastąpił przeciek do osób rozpracowywanych przez CBA, poinformował ustnie 15
września 2009 r. ministra Jacka Cichockiego, sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych.
Wystosował również pismo w tej sprawie do premiera. W odpowiedzi otrzymał z prokuratury
w Rzeszowie wezwanie do stawienia się celem postawienia zarzutów. Dni Mariusza
Kamińskiego w CBA były policzone.


"Rozjeżdżanie" CBA

6 października 2009 r. prokurator z Rzeszowa przedstawił szefowi CBA zarzuty m.in.
przekroczenia uprawnień i popełnienia przestępstw przeciwko wiarygodności dokumentów w
związku z tzw. aferą gruntową.

13 października 2009 r. premier Tusk odwołał Mariusza Kamińskiego ze stanowiska. Zrobił
to jednak bez opinii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, co było naruszeniem przepisów.
Prezydent Kaczyński ocenił, że wniosek premiera o odwołanie szefa CBA był bezpodstawny
i mógł być związany z wykrytymi "nieprawidłowościami w działaniach osób piastujących
kierownicze stanowiska państwowe".

background image

Natychmiast po zmianach rozpoczął się tzw. audyt CBA, który miał być argumentem do
przeprowadzenia w nim zmian organizacyjnych, wyeliminowania niewygodnych osób.
Wyniki tej kontroli miały udowodnić, że dochodziło do licznych nieprawidłowości i nadużyć.
W wybranych mediach publikowane były przecieki z tajnego raportu z audytu; poprzednie
kierownictwo CBA publicznie oskarżano m.in. o nepotyzm, kumoterstwo, marnotrawstwo
pieniędzy, a nawet o "korupcję". Poseł PO Konstanty Miodowicz komentował dla "Gazety
Wyborczej": "W tej służbie obecna była korupcja, protekcja, wykorzystywanie mienia
państwowego dla prywaty. Obraz jest czarniejszy niż wizja, którą dotąd miała. Opinia
publiczna powinna być przez premiera poinformowana o powadze sytuacji" (za:

"Chaos w

CBA. Agenci do kontroli agentów", Bogdan Wróblewski, Gazeta Wyborcza, 22-01-2010

).


W prasie ujawniane były personalia funkcjonariuszy CBA. Najjaskrawszym przykładem
takich publikacji były artykuły na temat Tomasza Kaczmarka, który uczestniczył w kilku
głośnych akcjach. 19 listopada 2009 r. "Gazeta Wyborcza" wydrukowała artykuł "Jak we
Wrocławiu hartował się agent Tomek", w którym podano szereg informacji umożliwiających
identyfikację tego funkcjonariusza CBA, np. dane o jego wieku i miejscu zamieszkania
rodziców, ukończonych szkołach i nauczycielach, znajomych, przebiegu służby w policji. Nie
był to jedyny przypadek ujawnienia danych funkcjonariusza CBA po zmianie kierownictwa.


Katarowe problemy ministra Grada

CBA uzyskało również informacje o tzw. aferze stoczniowej. Jeszcze przed zmianą
kierownictwa Biuro przesłało do najważniejszych osób w państwie (m.in. premiera,
prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu) informacje na temat nieprawidłowości i złamania
prawa w trakcie sprzedaży Stoczni Szczecińskiej Nowej i Stoczni Gdynia.

W odpowiedzi kancelaria premiera wysłała do Prokuratury Generalnej dwa zawiadomienia o
podejrzeniu popełnienia przestępstwa, w tym również przez Mariusza Kamińskiego, którego
obwiniano o to, że nie przekazał zgromadzonych dokumentów w tej sprawie.

Ujawnione w mediach dokumenty CBA (m.in. rozmowy pomiędzy Aleksandrem Gradem
i jego urzędnikami) dowodziły, że w sprawę sprzedaży stoczni było zaangażowane
kierownictwo Ministerstwa Skarbu Państwa oraz Agencji Rozwoju Przemysłu. CBA oceniało,
że "działania te prowadzone były nie tylko wbrew interesom ekonomicznym państwa,
ale również wbrew zdrowemu rozsądkowi". Urzędnicy podległej Gradowi ARP "czynili
wszystko, co w ich mocy, aby zapewnić zwycięstwo w przetargach wybranemu przez siebie
inwestorowi Stiching Particulier Fonds Greenrights", czyli tzw. Katarczykom.

CBA wskazywało, że kierownictwo ARP i ministerstwa skarbu chciało uprzywilejować
katarskiego inwestora, chociaż nie posiadało niezbędnych informacji, nie wiedziało, kto
stoi za firmą Stiching Particulier Fonds Greenrights. Szef ARP mówił do jednego ze swoich
współpracowników: "Wziąłem te papiery i siedzieliśmy tutaj nad tymi właścicielami, tak
naprawdę to jest tak zagmatwana sprawa, że do tego nijak nie można dojść, bo nie ma w
tych wszystkich rejestrach uwidocznionych właścicieli, jest uwidoczniony tylko reprezentant"
(za:

"Rząd nie wiedział... kim są "Katarczycy"", Wprost, 11-10-2009

).


Według Biura, Katarczycy byli uprzywilejowani już na wstępnym etapie przetargu, ponieważ
gdy nie wpłacili wadium w terminie, to został on przedłużony.

CBA sprawdzało również rolę w sprzedaży majątku stoczni libańskiego handlarza bronią,
byłego pośrednika Bumaru - Abdula Rahmana El Assira. Według CBA, był on jedną z
głównych postaci w sprawie.

background image


Katarczycy początkowo przedłużali rozmowy, dwukrotnie poprosili o przedłużenie terminu
zapłaty. Ostatecznie 31 sierpnia 2009 r. umowę zerwano, a we wrześniu ogłoszono nowy
przetarg na stocznię. Mimo to minister Grad zachował stanowisko. Próbował tłumaczyć,
że jego resort jedynie zabiegał o inwestorów dla stoczni, którzy mogli zadeklarować chęć
budowy statków. Zaprzeczył również, że resort skarbu kogoś faworyzował: "Nie było
fizycznej możliwości, by w jakiś sposób blokować innych inwestorów, bo oni się nie zgłosili".
Natomiast szef ARP twierdził, że inni uczestnicy przetargu nie zgłaszali zastrzeżeń, a nad
prawidłowością czuwały niezależne komisje i obserwatorzy z UE.


Robotny senator

Z aferą stoczniową wiąże się sprawa senatora PO Tomasza Misiaka, przewodniczącego
senackiej Komisji Gospodarki Narodowej. W trakcie prac nad specustawą stoczniową senator
Misiak zgłaszał do niej poprawki rządowe dotyczące prawa europejskiego. W związku z tym
zarzucono mu konflikt interesów. Powodem tego był fakt, że konsorcjum z udziałem firmy
Work Service, której polityk Platformy był współwłaścicielem, zawarło z Agencją Rozwoju
Przemysłu umowę "z wolnej ręki" m.in. na doradztwo dla zwalnianych stoczniowców w
Szczecinie i Gdyni. Umowa została zawarta zgodnie z prawem zamówień publicznych, po
uzyskaniu pozytywnej oceny wyboru wykonawcy przez Urząd Zamówień Publicznych. Jednak
w odbiorze społecznym krytykowany był fakt, że senator partii rządzącej zawierał umowy z
agendami rządowymi. Nawet premier Tusk krytykował Misiaka. Po tym oświadczeniu szefa
rządu Misiak odszedł z PO.

Senatorowi wypominano również kontrakty jego firmy z Pocztą Polską, z którą zawarła
kilkanaście kontraktów, a on pracował nad rządowym projektem ustawy o komercjalizacji
Poczty Polskiej. Bronił się, mówiąc, że 90 proc. kontraktów, jakie zawiera Work Service z
Pocztą, to wynik przetargów. Tłumaczył również, że z Pocztą współpracował już trzy lata,
nim został parlamentarzystą, i jego praca senatorska nie miała w tej sytuacji znaczenia.

Jednak nawet w tym przypadku pozostaje kwestia podstawowych zasad w życiu
politycznym, gospodarczym, publicznym. Należy również zadać pytanie - jeżeli był on
tak dobrym przedsiębiorcą, wygrywał przetargi i w dalszym ciągu chciał je realizować,
to dlaczego został parlamentarzystą i uczestniczył w tworzeniu prawa dla innych, w tym
przedsiębiorców? Oczywiście ten problem nie dotyczy tylko tego przypadku, ale jest
znacznie szerszym zjawiskiem, czy taka sytuacja bowiem nie jest konfliktem interesów?


- Piotr Bączek,

"Hazardowe zagrywki Platformy", Nasz Dziennik, 1-10-2011



Autor był członkiem komisji weryfikacyjnej WSI, a do grudnia 2007 r. szefem Zarządu
Studiów i Analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po objęciu urzędu Prezydenta RP przez
Bronisława Komorowskiego został wyrzucony z Biura Bezpieczeństwa Narodowego.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dziwne przypadki Radosława Sikorskiego (Piotr Bączek)
Zgony specjanego znaczenia Piotr Bączek, były członek komisji weryfikacyjnej WSI 18 06 2012
informatyka moodle dla nauczycieli i trenerow zaplanuj stworz i rozwijaj platforme e learningowa pio
Wykład VII hazard, realizacja na NAND i NOR
Hazardy sterowania
cas test platform user manual
Platforma PUWinfo33b
INSTALACJA PLATFORMY MOODLE, INFORMATYKA
E2p, UTP-ATR, Elektrotechnika i elektronika dr. Piotr Kolber, sprawozdania
wszystkie pytania z platformy WORD
Wielka Ksiega Anonimowych Hazardzistów
Przetaktowywanie zegara CPU platformy RouterBoard z serii 500
Platforma chwali się wynikiem
Przeglad platformy Microsoft NE Nieznany
Pałac jaśniepana marszałka wielkopolskiego herbu platforma
Style uczenia sie - zmysly - test - na platforme-1, pedagogika opiekuńczo wychowawcza, andragogika
Cel ćwiczenia, UTP-ATR, Elektrotechnika i elektronika dr. Piotr Kolber, sprawozdania

więcej podobnych podstron