v 05 18







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
V.18)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga V -
Przygotowanie do Męki




–  
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –








 18. PRZYBYCIE KREWNYCH DZIECI
I MIESZKAŃCÓW SYCHEM

Napisane 18
stycznia 1947. A, 9883-9890

Jezus jest sam na wysepce pośrodku
potoku. Na brzegu, z
drugiej strony potoku, bawi się troje dzieci i szepczą po cichu, jakby
nie
chciały przeszkadzać Jezusowi w rozmyślaniu. Czasem najmłodsze wydaje
mały
okrzyk radości, odkrywając kamyk o pięknym kolorze lub nowy kwiatek;
inne
dzieci uciszają je, mówiąc mu: «Cicho! Jezus się modli...»
I znowu szepczą, a małe, ciemne
rączki budują z piasku
bryły i stożki, które w ich dziecięcej wyobraźni, są domami i górami.

W górze
jaśnieje słońce,
powodując pęcznienie pączków na drzewach i otwieranie się pąków na
łąkach.
Szarozielone liście topoli drżą, a ptaki na jej szczycie szamocą się w
miłosnej
rywalizacji, która kończy się bądź śpiewem, bądź okrzykiem bólu.
Jezus modli
się. Siedzi na
trawie. Kępa sitowia oddziela Go od ścieżki na brzegu. Pochłania Go
modlitwa
myślna. Czasem podnosi głowę, aby spojrzeć na dzieci, które bawią się
na
trawie, potem spuszcza ją ponownie, aby się zagłębić w Swoich myślach.

Odgłos kroków między drzewami brzegu
i nagłe przybycie
Jana na małą wysepkę, zmuszają do ucieczki ptaki. Odfruwają ze szczytu
topoli. Ich szamotanina kończy się przerażonymi odgłosami.
Jan nie dostrzega Jezusa od razu,
gdyż zasłania Go sitowie.
Nieco zaskoczony woła: «Gdzie jesteś, Nauczycielu?»
Jezus wstaje, a troje dzieci krzyczy
z przeciwległego
brzegu:

«Jest tam! Za
wysokimi trawami.»

Ale Jan już zobaczył Jezusa i idzie
do Niego, mówiąc Mu:

«Nauczycielu,
przyszli krewni dzieci. I wielu ludzi z
Sychem.
Poszli do Malachiasza. Malachiasz zaprowadził ich
do domu. Wyszedłem Cię poszukać.»
«A gdzie jest
Judasz?»

«Nie wiem, Nauczycielu. Wyszedł
zaraz, kiedy tylko tu
przyszedłeś, i nie wrócił. Chyba jest w mieście. Czy chcesz, abym go
poszukał?»

«Nie, nie
trzeba. Zostań tu z
dziećmi. Pójdę najpierw porozmawiać z krewnymi.»
«Jak chcesz,
Panie.»

Jezus odchodzi, a Jan idzie do dzieci
i zaczyna im pomagać w
wielkim przedsięwzięciu zbudowania mostu na wyobrażonej rzece,
wykonanej z długich
liści trzciny, ułożonych na ziemi, odgrywających rolę wody...
Jezus wchodzi do domu Marii, małżonki
Jakuba, która jest u
drzwi, czekając na Niego. Mówi Mu:
«Weszli na taras. Zaprowadziłam ich
tam, proponując im
wypoczynek. Ale oto Judasz przybywa szybko z wioski. Poczekam na niego,
a potem
przygotuję posiłek dla pielgrzymów, który są bardzo zmęczeni.»
Jezus także czeka na Judasza w
wejściu, które jest trochę
mroczne w porównaniu z jasnością na zewnątrz. Judasz nie widzi Jezusa
od
razu i wyniośle mówi do niewiasty, wchodząc:

«Gdzie są
ludzie z Sychem? Może
już odeszli? A Nauczyciel? Nikt Go nie woła? Jan...»

Judasz dostrzega Jezusa, więc zmienia
ton, mówiąc:
«Nauczycielu! Przybiegłem, kiedy się
dowiedziałem, zupełnie
przypadkowo... Byłeś już w domu?»

«Był Jan i
przyszedł po Mnie.»

«Ja... też bym był w domu. Ale przy
źródle ludzie
poprosili mnie, żebym im coś wyjaśnił...»
Jezus nie odpowiada. Otwiera usta
tylko po to, aby pozdrowić
czekających na Niego. Niektórzy z nich siedzą na murkach tarasu, a inni
– w
izbie, która wychodzi na taras. Widząc Jezusa, wstają, aby Go powitać
ze
czcią.

Jezus,
pozdrowiwszy wszystkich razem, wita niektórych po
imieniu, ku ich radosnemu zdziwieniu:

«Jeszcze pamiętasz nasze imiona?»
To są chyba mieszkańcy Sychem, którym
Jezus odpowiada:

«Wasze imiona,
wasze twarze i
wasze dusze. Przyszliście z krewnymi dzieci? To oni?»

«To oni. Przyszli je zabrać i
przyłączyliśmy się do
nich, aby Ci podziękować za Twoją litość wobec tych małych dzieci
niewiasty z Samarii. Tylko Ty potrafisz uczynić coś takiego!... Ty
jesteś
zawsze Świętym, który czyni tylko dzieła święte. My także, pamiętamy
zawsze o Tobie. A teraz, wiedząc, że jesteś tu, przyszliśmy, aby Cię
zobaczyć i powiedzieć Ci, że jesteśmy Ci wdzięczni za to, że wybrałeś
schronienie u nas i umiłowałeś synów naszej krwi. Ale teraz posłuchaj
krewnych.»
Jezus podchodzi do nich, a za Nim
podąża Judasz. Pozdrawia
ich ponownie, aby ich zachęcić do mówienia.
«Nie wiemy, czy Ty wiesz, że jesteśmy
braćmi matki
dzieci. Byliśmy bardzo rozgniewani na nią, bo w sposób głupi i wbrew
naszym
radom, chciała tego nieszczęśliwego małżeństwa. Nasz ojciec miał
słabość
do jedynej córki pośród swego licznego potomstwa, do tego stopnia, że
złościliśmy
się też na niego i przez kilka lat nie rozmawialiśmy ze sobą ani się
nie
widywaliśmy. Potem, wiedząc, że ręka Boża spadła na niewiastę i w jej
domu zagościła nędza, gdyż nieczysty związek nie ma obrony
błogosławieństwa
Bożego, przyjęliśmy do naszego domu starego ojca. Nie chcieliśmy, aby
cierpiał nędzę, w której marniała niewiasta. Potem umarła. Wiedzieliśmy
o
tym.
Ty akurat wtedy przeszedłeś i
rozmawialiśmy o Tobie między
sobą... I, pokonując nasze zagniewanie, zaproponowaliśmy mężowi – za
pośrednictwem
jego i jego (obydwu z Sychem) – że weźmiemy dzieci. Płynęła w nich w
połowie
nasza krew. On odpowiedział, że wolałby widzieć, jak umierają nagłą
śmiercią,
niż żyją na naszym chlebie. Nie otrzymaliśmy dzieci ani ciała naszej
siostry, żeby miała grób według naszych obrzędów! Wtedy przysięgliśmy
nienawiść do niego i do jego potomstwa. I nienawiść dotknęła go, jak
przekleństwo: z człowieka wolnego stał się sługą, a ze sługi... umarłym
jak szakal w cuchnącej norze. Nigdy byśmy się o tym nie dowiedzieli, bo
od
dawna wszystko umarło między nami. Strach ogarnął nas, kiedy przed
ośmioma
nocami zobaczyliśmy, że pojawili się na naszym terenie złodzieje. A
potem,
kiedy się dowiedzieliśmy, dlaczego się pokazali, gniew, a nie boleść
nas kąsała
jak jad. Staraliśmy się szybko odprawić złodziei, ofiarując im dobre
wynagrodzenie, żeby zyskać ich przyjaźń. Zaskoczyło nas, kiedy
usłyszeliśmy,
że już otrzymali zapłatę i że nie chcą nic innego.»
Judasz niespodziewanie przerywa pełną
skupienia ciszę, którą
wszyscy zachowują, wybuchem ironicznego śmiechu i okrzykiem: «Ich
nawrócenie!
Pełne! Rzeczywiście!»

Jezus patrzy
na niego surowo, inni – ze zdziwieniem, a ten,
który mówi, kontynuuje:

«A czegóż [więcej] mogłem oczekiwać
od nich? Czy mogli
się zgodzić przyprowadzić pastuszka, stawiając czoła
niebezpieczeństwom,
nie biorąc zapłaty? Nieszczęśliwe życie – nieszczęśliwe obyczaje. Z
pewnością nie był wielki łup na tym głupcu, który umarł jak włóczęga!
Niewielki! Ledwie im wystarczył. Przecież musieli przerwać swe
kradzieże
przynajmniej na dziesięć dni. A ich uczciwość tak nas zdziwiła, że
zapytaliśmy ich, jaki głos do nich mówił, aby im wpoić tę litość. I tak
dowiedzieliśmy się, że to jakiś rabbi mówił do nich... Jakiś rabbi!
Tylko
Ty! Przecież żaden inny rabbi z Izraela nie mógłby uczynić tego, co Ty
uczyniłeś. Kiedy już odeszli, wypytaliśmy lepiej młodego, przerażonego
pastuszka i poznaliśmy dokładniej sprawy.
Dowiedzieliśmy się tylko, że mąż
naszej siostry umarł i że
dzieci poszły do Efraim do pewnego sprawiedliwego, a potem – że ten
sprawiedliwy, to jakiś rabbi, który do nich mówił. Zaraz pomyśleliśmy,
że
to byłeś Ty. Wchodząc o świcie do Sychem rozmawialiśmy o tym z nimi, bo
nie
zdecydowaliśmy jeszcze, czy weźmiemy dzieci. Ale oni nam powiedzieli:
„I co?
Chcielibyście, żeby na próżno Rabbi z Nazaretu okazał miłość tym
dzieciom? Bo to z pewnością On, nie miejcie wątpliwości. Chodźmy raczej
wszyscy do Niego, bo Jego życzliwość jest wielka wobec synów Samarii”.
I,
kiedy już zostały uregulowane nasze sprawy, przyszliśmy. Gdzie są
dzieci?»

«Blisko
potoku. Judaszu, idź
im powiedzieć, że mają przyjść!»
Judasz
odchodzi.

«Nauczycielu, to dla nas trudne
spotkanie. One nam
przypominają wszystkie nasze strapienia i jeszcze nie jesteśmy pewni,
czy je
przyjąć. To są dzieci najbardziej zaciętego wroga, jakiego mieliśmy na
świecie...»
«To dzieci Boże. Niewinne. Śmierć
unicestwia przeszłość,
a wynagrodzenie zdobywa przebaczenie, nawet Boże. Czy chcielibyście być
bardziej surowi niż Bóg? I bardziej okrutni niż złodzieje? I bardziej
zacięci
od nich? Złodzieje chcieli zabić pastuszka i zachować dzieci. Jego – z
ostrożności i dla obrony, je – z ludzkiej litości wobec bezbronnych
dzieci.
Rabbi przemówił i nie zabili, a nawet zgodzili się zaprowadzić do was
pastuszka. Czy mam doznać klęski ze strony serc prawych, pokonawszy
zbrodnię?...»
«To dlatego... bo jesteśmy czterema
braćmi i jest już
trzydzieścioro siedmioro dzieci w naszym domu...»
«A tam, gdzie trzydzieści siedem
wróbli znajduje pożywienie,
bo Ojciec Niebieski pozwala im znaleźć ziarno, czyż i czterdzieści ich
nie
znajdzie? Czy może potęga Ojca nie będzie mogła zapewnić pożywienia
trojgu
innym lub raczej czworgu Jego dzieci? Czy Boża Opatrzność jest
ograniczona?
Czy Nieskończony się wystraszy i nie uczyni bardziej płodnymi waszych
zasiewów,
drzew i owiec, aby było dość chleba, oliwy, wina, wełny i mięsa dla
waszych
dzieci i dla czworga innych biednych małych, które pozostały same?»
«Ich jest troje, Nauczycielu!» [–
stwierdzają krewni.]
«Jest ich czworo. Pastuszek też jest
sierotą. Czy moglibyście,
gdyby Bóg wam się tu ukazał, utrzymywać, że wasz chleb jest tak
wymierzony,
że nie możecie wyżywić jednej sieroty? Litość wobec sieroty nakazuje
Pięcioksiąg...»
«Nie moglibyśmy tak stwierdzić,
Panie. To prawda. Nie będziemy
gorsi od złodziei. Damy chleb, ubranie i mieszkanie także pastuszkowi i
to z
miłości do Ciebie.»
«Z miłości. Z miłości pełnej: do
Boga, do Jego
Mesjasza, do waszej siostry, do waszego bliźniego. Oto szacunek i
przebaczenie,
które trzeba dać waszej krwi! Nie zimny grób dla prochów. Przebaczenie
to
pokój. Pokój dla ducha ludzkiego, który zgrzeszył. Gdyby do słusznego
wynagrodzenia Bogu dołączyła się świadomość, dająca straszną udrękę
[waszej siostrze], że jej dzieci – niewinne – pokutują za jej grzech,
to
byłoby to tylko przebaczenie fałszywe, czysto zewnętrzne, i nie dałoby
pokoju duchowi zmarłej, waszej siostry, a matki tych dzieci.
Miłosierdzie Boże
jest nieskończone, ale dołączcie do niego wasze, aby przynieść pokój
zmarłej.»

«O! Uczynimy
to! Uczynimy to! Nikomu
nie uległoby nasze serce, ale Tobie [tak]. O, Rabbi, który spędziłeś
jeden
dzień między nami, a zasiałeś nasienie, które nie umarło i nie umrze.»
«Amen! Oto
dzieci...»

Jezus pokazuje je, jak od strony
potoku idą właśnie do
domu. Woła je. Puszczają rękę apostoła i biegną wołając:

«Jezus! Jezus!»

Dochodzą do domu. Wchodzą po
schodach. Na tarasie zatrzymują
się onieśmielone przed tyloma obcymi, którzy na nie patrzą.
«Chodź, Rubenie, i ty, Elizeuszu, i
ty, Izaaku. Oto bracia
waszej mamy. Przyszli was zabrać, aby was dołączyć do swoich dzieci.
Widzicie, jak dobry jest Pan? To naprawdę jak ta gołębica Marii,
małżonki
Jakuba, którą widzieliśmy przedwczoraj, jak karmiła małego ptaszka,
który
nie należał do jej potomstwa, lecz do martwego brata. On was bierze i
daje im,
aby się troszczyli o was i abyście nie były już sierotami. No!
Powitajcie
waszych krewnych.»
«Niech Pan będzie z wami, panowie» –
mówi nieśmiało
największy, wbijając wzrok w ziemię, a dwoje najmniejszych powtarza za
nim.

«Ten
jest
bardzo podobny do matki i także ten drugi, ten (największy) to cały
ojciec»
– zauważa jeden krewny.

«Mój przyjacielu, nie sądzę, żebyś
był tak
niesprawiedliwy, aby różnicować miłość z powodu podobieństwa twarzy» –
mówi Jezus.

«Och, nie! Nie
to. Obserwowałem...
zastanawiałem się... Nie chciałbym, żeby miał też serce ojca.»

«To jeszcze małe dziecko. Jego proste
słowa ujawniają miłość
do matki o wiele żywszą od każdej innej.»
«Dbał o nie lepiej, niż sądziliśmy.
Są przyzwoicie
ubrane i obute. Może się wzbogacił...»
«Mój brat i ja mamy nowe ubrania, bo
Jezus nas ubrał. Nie
mieliśmy ani butów, ani płaszczy, byliśmy całkiem jak pasterz» – mówi
drugi, który jest mniej nieśmiały niż pierwszy.

«Za wszystko
Ci wynagrodzimy, Nauczycielu – odpowiada jeden
z krewnych i dodaje: – Joachim z Sychem ma ofiary z miasta, a my
jeszcze dołączymy
do nich pieniądze...»

«Nie, nie chcę pieniędzy. Chcę jednej
obietnicy. Że będziecie
kochać te dzieci, które wyrwałem złodziejom. Ofiary... Malachiaszu, weź
je
dla ubogich, których znasz, i daj część Marii, małżonce Jakuba, bo jej
dom
jest bardzo nędzny.»
«Jak chcesz. Jeśli będą dobre,
będziemy je kochać.»
«Będziemy, Panie. Wiemy, że mamy być
dobre, aby odnaleźć
naszą matkę i płynąć pod prąd, aż do łona Abrahama, i nie wyjmować nici
naszej łodzi z rąk Boga, aby nas nie uniósł prąd demona» – mówi Ruben
jednym tchem.
«Cóż to dziecko opowiada?»
«Przypowieść, którą usłyszał ode
Mnie. Opowiedziałem
ją, aby pocieszyć ich serca i dać ich duchom przewodnika. Dzieci ją
zapamiętały
i stosują ją do wszystkich swoich czynów. Poznajcie się z nimi jeszcze
teraz, gdy będę rozmawiał z mieszkańcami Sychem.»
«Nauczycielu, jeszcze jedno słowo.
To, co nas zaskoczyło u
złodziei, to prośba, aby powiedzieć Rabbiemu, który wziął ze Sobą
dzieci,
żeby im wybaczył, iż tyle czasu zajęło im przejście, ale nie wszystkie
drogi były wolne, a obecność dziecka pośród nich uniemożliwiała długi
marsz przez dzikie wąwozy.»
«Słyszysz, Judaszu?» – mówi Jezus do
Iskarioty, który
nie odpowiada.

Potem Jezus
odchodzi na bok wraz
z ludźmi z Sychem, którym udaje się wydobyć od Niego obietnicę wizyty,
choćby
bardzo krótkiej, przed letnim upałem. Opowiadają Jezusowi o sprawach
miasta
oraz o uzdrowionych, na duszy i na ciele, którzy pamiętają o Nim.
W tym czasie
Judasz i Jan dwoją
się i troją, aby dzieci przyzwyczaiły się do swych krewnych...


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
05 (18)
2008 05 18 3006 20 (2)
TI 01 05 18 T pl(1)
2010 05 18 konferencja SGHid&992
TI 00 05 18 T B pl
Wybory parlamentarne odbędą się 30 stycznia 2010 roku (18 05 2009)
Badanie płytą 18 05 2013 Proj rondo 2 w wa cz 2
Kolekcja 18 05 2016
KPC Wykład (18) 05 03 2013

więcej podobnych podstron