Kant Immanuel Prolegomena

background image



Immanuel KANT
PROLEGOMENA
do wszelkiej przyszłej metafizyki, która b

ę

dzie mogła wyst

ą

pi

ć

jako nauka

przeło

ż

ył Benadykt Bornstein, opracowała Janina Suchorzowska

Biblioteka Klasyków Filozofii, PWN 1960
Prolegomena niniejsze s

ą

przeznaczone do u

ż

ytku nie uczniów, lecz przyszłych

nauczycieli, a i tym słu

ż

y

ć

powinny nie do tego, by uporz

ą

dkowa

ć

wykład pewnej nauki

ju

ż

istniej

ą

cej, lecz przede wszystkim, by sam

ą

t

ę

nauk

ę

wynale

źć

.

(...)
Zamiarem moim jest przekona

ć

wszystkich, którzy uwa

ż

aj

ą

, i

ż

warto si

ę

zajmowa

ć

metafizyk

ą

,

ż

e musz

ą

koniecznie odło

ż

y

ć

na czas jaki

ś

sw

ą

prac

ę

, wszystko, co było

dotychczas, uzna

ć

za niebyłe, a przede wszystkim postawi

ć

pytanie: "Czy te

ż

co

ś

takiego jak metafizyka jest w ogóle mo

ż

liwe?"

Je

ż

eli metafizyka jest nauk

ą

, to dlaczego nic mo

ż

e uzyska

ć

, jak inne nauki,

powszechnego i trwałego uznania? Je

ż

eli ni

ą

nie jest, to jak

ż

e si

ę

dzieje,

ż

e pod

pozorem nauki panoszy si

ę

nieustannie i uwodzi rozum ludzki nigdy nie wygasaj

ą

cymi,

ale i nigdy nie spełniaj

ą

cymi si

ę

nadziejami? Przeto czy przedstawimy dowód naszej

wiedzy, czy te

ż

niewiedzy, to w ka

ż

dym razie trzeba raz wreszcie co

ś

pewnego

rozstrzygn

ąć

o naturze tej zamierzonej nauki, nie sposób bowiem, by taki stan rzeczy

trwał dłu

ż

ej. Wydaje si

ę

prawie

ś

miechu warte,

ż

e gdy ka

ż

da inna nauka nieustannie

posuwa si

ę

naprzód, w tej oto, która chce by

ć

m

ą

dro

ś

ci

ą

sam

ą

, któr

ą

ka

ż

dy zapytuje

jak wyroczni

ę

, kr

ę

cimy si

ę

wci

ąż

w kółko na tym samym miejscu, nie posuwaj

ą

c si

ę

ani o krok naprzód. A ubyło jej równie

ż

wielu zwolenników i nie wida

ć

,

ż

eby ci,

co maj

ą

si

ę

za do

ść

silnych, by ja

ś

nie

ć

w innych naukach, chcieli sw

ą

sław

ę

nara

ż

a

ć

tutaj, gdzie ka

ż

dy, kto zreszt

ą

we wszelkich innych sprawach jest nieukiem, ro

ś

ci

sobie prawo do wydawania rozstrzygaj

ą

cego s

ą

du; albowiem w tej dziedzinie istotnie

nie ma jeszcze pewnej miary i wagi, które by pozwalały odró

ż

ni

ć

gruntowno

ść

od

płytkiej gadaniny.
(...)
Mimo to jednak odwa

ż

am si

ę

przepowiedzie

ć

,

ż

e samodzielnie my

ś

l

ą

cy czytelnik tych

Prolegomenów nie tylko zw

ą

tpi o swej dotychczasowej nauce, lecz w nast

ę

pstwie tego

całkowicie si

ę

przekona,

ż

e nauka taka wcale istnie

ć

nie mo

ż

e, o ile nie stanie

si

ę

zado

ść

wyra

ż

onym tu

żą

daniom, na których opiera si

ę

jej mo

ż

liwo

ść

; a poniewa

ż

to si

ę

jeszcze nigdy nie stało -

ż

e nie ma jeszcze wcale metafizyki. Ale,

ż

e zarazem

popyt na ni

ą

wszak nigdy usta

ć

nie mo

ż

e [Rusticus exspectat, dum defluat amnis,

at ille Labetur et labetur in omtie volubilis aevum. Horacy (Wie

ś

niak czeka, a

ż

potok przepłynie, lecz on toczy i toczy

ć

b

ę

dzie wiecznie swe skł

ę

bione wody.) Epist.

2, 42 n.)], gdy

ż

interes powszechnego rozumu ludzkiego zbyt

ś

ci

ś

le jest z ni

ą

zwi

ą

zany, wi

ę

c przyzna,

ż

e jej całkowita reforma lub raczej nowe jej narodziny,

według planu dotychczas zupełnie nieznanego, zbli

ż

aj

ą

si

ę

niechybnie, cho

ć

by przez

pewien czas opierano si

ę

temu ze wszech sił. Od czasu prób Locke'a i Leibniza, a

raczej od powstania metafizyki, jak daleko si

ę

ga jej historia, nie było zdarzenia,

które by mogło by

ć

bardziej rozstrzygaj

ą

ce dla losu tej nauki ni

ż

atak, z którym

background image

przeciw niej wyst

ą

pił Dawid Hume. Nie wniósł on

ś

wiatła do tego rodzaju poznania,

wykrzesał jednak

ż

e iskr

ę

, od której mo

ż

na by było zapali

ć

ś

wiatło, gdyby natrafiła

na wra

ż

liwy lont, którego zarzewie podtrzymywano by troskliwie i podsycano.

Głównym punktem wyj

ś

cia Hume'a było jedno jedyne, lecz wa

ż

ne poj

ę

cie metafizyki,

mianowicie poj

ę

cie zwi

ą

zku przyczyny i skutku (a tak

ż

e jego poj

ę

cia pochodne: siły,

działania itd.). Zawezwał on rozum, który udaje,

ż

e poj

ę

cie to spłodził, a

ż

eby zdał

mu spraw

ę

z tego, jakim prawem my

ś

li on sobie, i

ż

co

ś

mogłoby by

ć

tak uposa

ż

one,

ż

e je

ż

eli zostaje przyj

ę

te, to przez to i co

ś

innego koniecznie musi by

ć

przyj

ę

te

- to bowiem głosi poj

ę

cie przyczyny. Dowiódł w sposób nie daj

ą

cy si

ę

zaprzeczy

ć

,

ż

e jest rzecz

ą

dla rozumu zupełnie niemo

ż

liw

ą

pomy

ś

le

ć

takie poł

ą

czenie a priori

i na podstawie poj

ęć

, zawiera ono bowiem konieczno

ść

; tymczasem nie da si

ę

wcale

zrozumie

ć

, dlaczego z tego powodu,

ż

e co

ś

istnieje, co

ś

innego musiałoby równie

ż

z konieczno

ś

ci

ą

istnie

ć

i w jaki przeto sposób dałoby si

ę

a priori wprowadzi

ć

poj

ę

cie takiego poł

ą

czenia. St

ą

d wywnioskował,

ż

e rozum oszukuje si

ę

tym poj

ę

ciem

całkowicie,

ż

e bł

ę

dnie uwa

ż

a je za swe własne dziecko, gdy tymczasem jest ono tylko

b

ę

kartem wyobra

ź

ni, która, zapłodniona przez do

ś

wiadczenie, podci

ą

gn

ę

ła pewne

przedstawienia pod prawo kojarzenia i wypływaj

ą

c

ą

st

ą

d podmiotow

ą

konieczno

ść

, tj.

nawyknienie, podaje za konieczno

ść

przedmiotow

ą

, uznawan

ą

na podstawie zrozumienia

(Einsicht). St

ą

d za

ś

wysnuł wniosek,

ż

e rozum nie posiada

ż

adnej władzy pomy

ś

lenia

takich poł

ą

cze

ń

, cho

ć

by tylko w ogólnej postaci, gdy

ż

wszystkie jego poj

ę

cia byłyby

wtedy jedynie zmy

ś

leniami i wszelkie jego rzekomo a priori istniej

ą

ce poznania

byłyby tylko pospolitymi do

ś

wiadczeniami, opatrzonymi fałszyw

ą

etykiet

ą

. To za

ś

jest równoznaczne z tym,

ż

e metafizyki w ogóle nie ma i by

ć

te

ż

nie mo

ż

e. [Mimo

to Hume t

ę

oto burz

ą

c

ą

filozofi

ę

nazywał wła

ś

nie metafizyk

ą

i przypisywał jej wysok

ą

warto

ść

. "Metafizyka i etyka - mówi on (Szkice, cz

ęść

IV, str. 214 przekładu

niemieckiego) - s

ą

najpowa

ż

niejszymi gał

ę

ziami nauki; matematyka i

przyrodoznawstwo nie posiadaj

ą

nawet połowy tej warto

ś

ci". Ten przenikliwy

człowiek zwraca tu jednak uwag

ę

tylko na negatywny po

ż

ytek, jaki umiarkowanie

przesadnych roszcze

ń

spekulatywnego rozumu przedstawiałoby dla całkowitego

usuni

ę

cia tylu niesko

ń

czonych a zaci

ę

tych sporów, bałamuc

ą

cych ród ludzki, stracił

przy tym jednak z oczu pozytywn

ą

szkod

ę

wynikaj

ą

c

ą

z tego,

ż

e rozumowi odebrane

zostaj

ą

najwa

ż

niejsze perspektywy, według których jedynie mo

ż

e on wytyczy

ć

woli

najwy

ż

szy cel wszelkich jej d

ąż

no

ś

ci.]

Cho

ć

wniosek Hume'a był zbyt pospieszny i niesłuszny, to był on jednak przynajmniej

oparty na badaniu, a badanie to zaiste było warte tego,

ż

eby dobre głowy jego czasów

zjednoczyły si

ę

, by to zadanie w tym rozumieniu, w jakim on je przedstawił,

rozwi

ą

za

ć

w sposób, o ile mo

ż

no

ś

ci, bardziej szcz

ęś

liwy, z czego rychło wynikn

ąć

by musiała całkowita reforma nauki.
(...) Nie na tym polegało zagadnienie, czy poj

ę

cie przyczyny jest słuszne,

przydatne i niezb

ę

dne dla całego poznania przyrody, tego bowiem Hume nigdy nie

podawał w w

ą

tpliwo

ść

, lecz tylko, czy jest ono a priori pomy

ś

lane przez rozum i

czy przez to posiada niezale

ż

n

ą

od wszelkiego do

ś

wiadczenia wewn

ę

trzn

ą

prawdziwo

ść

i ma dlatego tak

ż

e bardziej rozległ

ą

przydatno

ść

, nie ograniczon

ą

wył

ą

cznie do

przedmiotów do

ś

wiadczenia. W tej to sprawie Hume oczekiwał wyja

ś

nienia (Eröffnung).

Wszak chodziło tylko o pochodzenie tego poj

ę

cia, nie za

ś

o jego niezb

ę

dno

ść

w u

ż

yciu.

Gdyby tylko pochodzenie zostało wykryte, to ju

ż

same przez si

ę

dane byłyby warunki

i zakres u

ż

ywalno

ś

ci tego poj

ę

cia.

(...)
Przyznaj

ę

szczerze: napomnienie Dawida Hume'a było wła

ś

nie tym pierwszym sygnałem,

który przed wielu laty przerwał moj

ą

drzemk

ę

dogmatyczn

ą

i nadał całkowicie inny

kierunek moim badaniom w dziedzinie filozofii spekulatywnej. Byłem daleki od
dawania posłuchu jego konkluzjom, które st

ą

d tylko pochodziły,

ż

e nie u

ś

wiadomił

sobie swego zadania w cało

ś

ci, lecz wpadł tylko na pewn

ą

jego cz

ęść

, która bez

uwzgl

ę

dnienia cało

ś

ci nie mo

ż

e sprawy wyja

ś

ni

ć

. Je

ż

eli wychodzimy z my

ś

li, któr

ą

nam kto

ś

inny pozostawił, z my

ś

li dobrze uzasadnionej, aczkolwiek jeszcze nie

przeprowadzonej całkowicie, mo

ż

emy spodziewa

ć

si

ę

,

ż

e przy dalszym przemy

ś

leniu

posuniemy si

ę

dalej, ni

ż

to uczynił ów bystry człowiek, któremu zawdzi

ę

czamy

background image

pierwsz

ą

iskr

ę

tego

ś

wiatła.

Starałem si

ę

wi

ę

c najpierw zbada

ć

, czy zarzutu Hume'a nie da si

ę

przedstawi

ć

ogólnie,

i wkrótce odkryłem,

ż

e poj

ę

cie zwi

ą

zku przyczyny i skutku nie jest bynajmniej

jedynym poj

ę

ciem, dzi

ę

ki któremu intelekt my

ś

li sobie a priori o zwi

ą

zkach mi

ę

dzy

rzeczami, co wi

ę

cej,

ż

e wła

ś

nie metafizyka całkowicie z takich poj

ęć

si

ę

składa.

Starałem si

ę

nawet upewni

ć

co do ich liczby, a

ż

e to mi si

ę

udało według

ż

yczenia,

mianowicie wywie

ść

j

ą

z jednej jedynej naczelnej zasady, wi

ę

c wzi

ą

łem si

ę

do

dedukcji tych poj

ęć

, co do których byłem ju

ż

pewien,

ż

e nie pochodz

ą

z do

ś

wiadczenia,

jak to załatwił Hume, lecz wypływaj

ą

z czystego intelektu. Dedukcja ta, która mojemu

bystremu poprzednikowi wydawała si

ę

niemo

ż

liwa, a która nikomu poza nim nawet na

my

ś

l nie przyszła, cho

ć

wszyscy bez obawy posługiwali si

ę

tymi poj

ę

ciami, nie

pytaj

ą

c, na czym si

ę

opiera ich przedmiotowa wa

ż

no

ść

- ta dedukcja, powiadam, była

najtrudniejszym zadaniem, jakie kiedykolwiek mo

ż

na było przedsi

ę

wzi

ąć

na rzecz

metafizyki. I co przy tym najgorsze, to to,

ż

e metafizyka, o ile tylko gdziekolwiek

co

ś

z niej istnieje - nie mogła mi tu w najmniejszym stopniu pomóc, poniewa

ż

owa

dedukcja musi dopiero rozstrzygn

ąć

mo

ż

liwo

ść

metafizyki. Poniewa

ż

za

ś

udało mi si

ę

rozwi

ą

za

ć

zagadnienie Hume'a nie tylko w pewnym poszczególnym przypadku, lecz w

odniesieniu do władzy czystego rozumu, przeto mogłem stawia

ć

kroki pewne, cho

ć

wci

ąż

jeszcze powolne, by w ko

ń

cu okre

ś

li

ć

zupełnie i według ogólnych zasad cały

zakres czystego rozumu, zarówno co do jego granic, jak i tre

ś

ci - a to było tym

wła

ś

nie, czego potrzeba metafizyce, by mogła zbudowa

ć

swój system według

bezpiecznego planu.
(...) to jest całkowicie nowa nauka, której nikt przedtem nawet pomysłu nie uchwycił,
której sama nawet idea była nieznana i dla której z jej całkowitego dotychczasowego
dorobku nie mo

ż

na było u

ż

y

ć

nic wi

ę

cej prócz jednej jedynej wskazówki zawartej w

w

ą

tpliwo

ś

ciach Hume'a. Hume jednak równie

ż

nie przeczuwał mo

ż

liwo

ś

ci tego rodzaju

formalnej nauki i chc

ą

c swojemu okr

ę

towi zapewni

ć

bezpiecze

ń

stwo, osadził go na

mieli

ź

nie (sceptycyzmu), gdzie mo

ż

e sobie le

ż

e

ć

i gni

ć

; mnie za

ś

, przeciwnie,

chodzi o danie mu sternika, który by według niezawodnych zasad sztuki sterowania,
opartych na znajomo

ś

ci globu - zaopatrzony w dokładn

ą

map

ę

morza i kompas - mógł

go pewnie poprowadzi

ć

tam, dok

ą

d mu si

ę

wydaje wła

ś

ciwe.

(...) Jednak

ż

e czysty rozum jest dziedzin

ą

tak wyodr

ę

bnion

ą

, tak w samej sobie

wsz

ę

dzie zwart

ą

,

ż

e nie mo

ż

na dotkn

ąć

ż

adnej jego cz

ęś

ci, nie poruszaj

ą

c przy tym

wszystkich pozostałych, i nie mo

ż

na nic osi

ą

gn

ąć

, nie wyznaczywszy uprzednio ka

ż

dej

cz

ęś

ci jej miejsca i jej wpływu na inne, albowiem - poniewa

ż

nic nie ma poza rozumem,

co by sprostowa

ć

mogło nasz s

ą

d w jego obr

ę

bie - wa

ż

no

ść

i u

ż

ywanie ka

ż

dej jego

cz

ęś

ci zale

ż

y od stosunku, w jakim si

ę

ona znajduje do pozostałych cz

ęś

ci rozumu

i poniewa

ż

- jak w uczłonowanej budowie ciała pewnego organizmu - przeznaczenie

ka

ż

dego członka da si

ę

wyprowadzi

ć

tylko z zupełnego poj

ę

cia cało

ś

ci. Dlatego o

krytyce takiej mo

ż

na powiedzie

ć

,

ż

e nie jest nigdy niezawodna, je

ż

eli nie jest

wyko

ń

czona całkowicie i a

ż

do najdrobniejszych elementów czystego rozumu, i

ż

e o

dziedzinie tej władzy trzeba rozstrzygn

ąć

i okre

ś

li

ć

wszystko albo nic.

(...) Kto za

ś

sam ten plan, którym w postaci Prolegomenów poprzedzam wszelk

ą

przyszł

ą

metafizyk

ę

, znów uzna za niejasny, niechaj zwa

ż

y,

ż

e przecie

ż

nie jest

potrzebne, by ka

ż

dy studiował metafizyk

ę

,

ż

e zdarza si

ę

nierzadko talent, który

czyni dobre post

ę

py w gruntownych, a nawet gł

ę

bokich naukach bardziej zbli

ż

aj

ą

cych

si

ę

do naoczno

ś

ci (Anschauung), któremu jednak nie powodzi si

ę

w badaniach

prowadzonych przy pomocy samych tylko poj

ęć

abstrakcyjnych, i

ż

e w takim przypadku

nale

ż

y swoje zdolno

ś

ci umysłowe skierowa

ć

na inny przedmiot;

ż

e wszelako ten, kto

zamierza s

ą

d wyda

ć

o metafizyce, a nawet j

ą

napisa

ć

, musi koniecznie uczyni

ć

zado

ść

wymaganiom tutaj postawionym, wszystko jedno, czy odb

ę

dzie si

ę

to w ten sposób,

ż

e przyjmie on moje rozwi

ą

zanie, czy te

ż

je gruntownie obali i inne na jego miejsce

poda - pomin

ąć

go bowiem nie mo

ż

e, i

ż

e w ko

ń

cu ta tak okrzyczana niejasno

ść

(zwykła

pokrywka własnej wygody i głupoty) równie

ż

przynosi korzy

ść

, poniewa

ż

ludzie,

którzy wobec wszystkich innych nauk zachowuj

ą

ostro

ż

ne milczenie, w kwestiach

metafizyki przemawiaj

ą

po mistrzowsku i zuchwale wyrokuj

ą

, niewiedza ich bowiem

nie odbija tutaj tak wyra

ź

nie od uczono

ś

ci innych - ale za to jak

ż

e si

ę

ż

ni od

background image

prawdziwych zasad krytycznych, które przeto mo

ż

na wychwala

ć

za to,

ż

e Ignavum,

fucos, pecus a praesepibus arcent (Plemi

ę

leniwe trutniów z dala od ulów trzymaj

ą

;

Wergiliusz, Georgica IV, 168).
UWAGI WST

Ę

PNE

O SWOISTYM CHARAKTERZE WSZELKIEGO POZNANIA METAFIZYCZNEGO
§ 1
O

Ź

RÓDŁACH METAFIZYKI

Je

ż

eli chcemy pewne poznanie przedstawi

ć

jako nauk

ę

, to musimy przede wszystkim

móc dokładnie okre

ś

li

ć

to, co ró

ż

ni t

ę

nauk

ę

od wszystkich innych, a wi

ę

c co jej

tylko jest wła

ś

ciwe; w przeciwnym bowiem razie granice wszystkich nauk zlewaj

ą

si

ę

z sob

ą

i

ż

adna z nich nie mo

ż

e by

ć

gruntownie traktowana zgodnie ze sw

ą

natur

ą

.

Bez wzgl

ę

du na to, czy ta swoista wła

ś

ciwo

ść

polega na ró

ż

nicy przedmiotu, czy

ź

ródeł poznania, czy rodzaju poznania, czy te

ż

paru, je

ż

eli nie wszystkich tych

czynników razem wzi

ę

tych, w ka

ż

dym razie na tym dopiero opiera si

ę

idea mo

ż

liwej

nauki i jej wła

ś

ciwej dziedziny.

Przede wszystkim, co si

ę

tyczy

ź

ródeł poznania metafizycznego, to ju

ż

w jego poj

ę

ciu

zawiera si

ę

to,

ż

e nie mog

ą

one by

ć

empiryczne. Zasady tego poznania (a do nich

nale

żą

nie tylko jego zasadnicze twierdzenia, lecz i zasadnicze poj

ę

cia) nigdy

przeto nie mog

ą

by

ć

zaczerpni

ę

te z do

ś

wiadczenia, bo poznanie to ma by

ć

nie fizyczne,

lecz metafizyczne, tj. le

żą

ce poza granic

ą

do

ś

wiadczenia. A wi

ę

c podstaw

ą

tego

poznania nie b

ę

dzie ani do

ś

wiadczenie zewn

ę

trzne, które stanowi

ź

ródło wła

ś

ciwej

fizyki, ani wewn

ę

trzne, które stanowi podstaw

ę

psychologii empirycznej. Jest wi

ę

c

ono poznaniem a priori, czyli poznaniem [płyn

ą

cym] z czystego intelektu i z czystego

rozumu.
W tym jednak nie ró

ż

niłoby si

ę

ono niczym od czystej matematyki; musi wi

ę

c nosi

ć

nazw

ę

czystego poznania filozoficznego. Co si

ę

tyczy jednak znaczenia tego

wyró

ż

nienia, to odwołuj

ę

si

ę

do Krytyki czystego rozumu ([A]. str. 712 i nast.),

gdzie ró

ż

nica mi

ę

dzy tymi dwoma sposobami u

ż

ywania rozumu wyło

ż

ona została jasno

i zadowalaj

ą

co. - Tyle o

ź

ródłach poznania metafizycznego.

§ 2
O RODZAJU POZNANIA, KTÓRE JEDYNIE MO

ś

E BY

Ć

NAZWANE "METAFIZYCZNYM"

a) O RÓ

ś

NICY MI

Ę

DZY SYNTETYCZNYMI A ANALITYCZNYMI S

Ą

DAMI W OGÓLE

Poznanie metafizyczne musi zawiera

ć

same s

ą

dy a priori - tego wymaga wła

ś

ciwo

ść

jego

ź

ródeł. Lecz niezale

ż

nie od tego, czy s

ą

dy posiadaj

ą

takie czy inne pochodzenie,

czy równie

ż

co do swej formy logicznej przedstawiaj

ą

si

ę

tak czy inaczej, istnieje

jednak mi

ę

dzy nimi ró

ż

nica pod wzgl

ę

dem tre

ś

ci, na skutek której s

ą

one albo tylko

wyja

ś

niaj

ą

ce i nic nie dodaj

ą

do tre

ś

ci poznania, albo te

ż

s

ą

rozszerzaj

ą

ce i dane

poznanie powi

ę

kszaj

ą

; pierwsze b

ę

dziemy mogli nazwa

ć

s

ą

dami analitycznymi, drugie

- syntetycznymi.
S

ą

dy analityczne wypowiadaj

ą

w orzeczeniu tylko to, co w poj

ę

ciu podmiotu było ju

ż

rzeczywi

ś

cie pomy

ś

lane, cho

ć

nie tak jasno i nie z tak

ą

sam

ą

ś

wiadomo

ś

ci

ą

. Je

ż

eli

powiadam: "Wszystkie ciała s

ą

rozci

ą

głe" - to w najmniejszym nawet stopniu nie

rozszerzyłem przez to swego poj

ę

cia ciała, lecz tylko poj

ę

cie to rozło

ż

yłem, gdy

ż

ju

ż

przed wydaniem s

ą

du rozci

ą

gło

ść

o owym poj

ę

ciu rzeczywi

ś

cie pomy

ś

lałem, cho

ć

jej o nim wyra

ź

nie nie orzekłem; s

ą

d ten jest wi

ę

c analityczny. Natomiast zdanie:

"Niektóre ciała s

ą

ci

ęż

kie" - zawiera w orzeczeniu co

ś

, co nie jest rzeczywi

ś

cie

pomy

ś

lane w ogólnym poj

ę

ciu ciała: powi

ę

ksza wi

ę

c ono moje poznanie, doł

ą

czaj

ą

c

co

ś

do mego poj

ę

cia, i musi si

ę

przeto nazywa

ć

s

ą

dem syntetycznym.

b) WSPÓLN

Ą

NACZELN

Ą

ZASAD

Ą

WSZYSTKICH S

Ą

DÓW ANALITYCZNYCH JEST ZASADA SPRZECZNO

Ś

CI

Wszystkie s

ą

dy analityczne opieraj

ą

si

ę

całkowicie na zasadzie sprzeczno

ś

ci i s

ą

co do swej natury poznaniami a priori, niezale

ż

nie od tego, czy poj

ę

cia stanowi

ą

ce

ich materi

ę

s

ą

empiryczne, czy te

ż

nie. Poniewa

ż

bowiem orzeczenie twierdz

ą

cego

s

ą

du analitycznego jest ju

ż

przedtem pomy

ś

lane w poj

ę

ciu podmiotu, przeto nie mo

ż

na

go bez sprzeczno

ś

ci o podmiocie zaprzeczy

ć

; tak samo jego przeciwie

ń

stwo w s

ą

dzie

analitycznym, lecz przecz

ą

cym, trzeba z konieczno

ś

ci

ą

o podmiocie zaprzeczy

ć

, i

to tak

ż

e na zasadzie sprzeczno

ś

ci. Tak si

ę

rzecz ma ze zdaniami: "Ka

ż

de ciało jest

rozci

ą

głe" i "

ś

adne ciało nie jest nierozci

ą

głe (proste)".

background image

Z tego to wła

ś

nie powodu wszystkie zdania analityczne s

ą

s

ą

dami a priori, nawet

wtedy, gdy ich poj

ę

cia s

ą

empiryczne, np. "Złoto jest

ż

ółtym metalem"; a

ż

eby to

wiedzie

ć

, nie potrzeba mi bowiem

ż

adnego dalszego do

ś

wiadczenia poza moim poj

ę

ciem

złota, które zawiera w sobie to,

ż

e ciało to jest

ż

ółte i

ż

e jest metalem; gdy

ż

to wła

ś

nie stanowiło moje poj

ę

cie i nie musiałem nic innego zrobi

ć

, jak je rozło

ż

y

ć

,

nie ogl

ą

daj

ą

c si

ę

za niczym innym poza nim.

c) S

Ą

DY SYNTETYCZNE WYMAGAJ

Ą

INNEJ ZASADY NACZELNEJ NI

ś

ZASADA SPRZECZNO

Ś

CI

Istniej

ą

s

ą

dy syntetyczne a posteriori, których pochodzenie jest empiryczne; ale

s

ą

równie

ż

takie, które s

ą

pewne a priori i wypływaj

ą

z czystego intelektu i rozumu.

Lecz jedne i drugie w tym si

ę

z sob

ą

zgadzaj

ą

,

ż

e nigdy nie mog

ą

powsta

ć

na podstawie

samej tylko zasady analizy, mianowicie zasady sprzeczno

ś

ci; wymagaj

ą

one jeszcze

innej zupełnie zasady naczelnej, chocia

ż

z ka

ż

dej zasady, jak

ą

kolwiek by ona była,

musz

ą

by

ć

zawsze wyprowadzane zgodnie z zasad

ą

sprzeczno

ś

ci. Albowiem nic nie mo

ż

e

si

ę

sprzeciwia

ć

tej zasadzie - mimo

ż

e nie wszystko da si

ę

z niej wyprowadzi

ć

. Przede

wszystkim s

ą

dy syntetyczne podziel

ę

na klasy.

1. S

ą

dy do

ś

wiadczalne s

ą

zawsze syntetyczne. Byłoby bowiem niedorzeczno

ś

ci

ą

opiera

ć

s

ą

dy analityczne na do

ś

wiadczeniu, skoro nie mog

ę

wykroczy

ć

poza moje

poj

ę

cie, by s

ą

d taki utworzy

ć

, i zb

ę

dne jest mi przeto do tego wszelkie

ś

wiadectwo

do

ś

wiadczenia.

ś

e ciało jest rozci

ą

głe - jest to zdanie pewne a priori, nie za

ś

s

ą

d do

ś

wiadczalny. Zanim bowiem przyst

ę

puj

ę

do do

ś

wiadczenia, posiadam ju

ż

wszelkie warunki swego s

ą

du w poj

ę

ciu, z którego pozostaje mi tylko wydoby

ć

orzeczenie zgodnie z zasad

ą

sprzeczno

ś

ci i przez to równocze

ś

nie u

ś

wiadomi

ć

sobie

konieczno

ść

tego s

ą

du, o której do

ś

wiadczenie nigdy by mnie nie pouczyło.

2. S

ą

dy matematyczne s

ą

wszystkie syntetyczne. Zdanie to dotychczas, jak si

ę

zdaje,

uszło całkowicie uwagi analityków rozumu ludzkiego, a nawet wydaje si

ę

wprost

przeciwne wszelkim ich przypuszczeniom, cho

ć

jest niezaprzeczenie pewne, a w

skutkach swych nader wa

ż

ne. Widz

ą

c bowiem,

ż

e wszystkie wnioski matematyków

rozwijaj

ą

si

ę

wedle zasady sprzeczno

ś

ci (czego wymaga natura wszelkiej pewno

ś

ci

apodyktycznej), wmówiono w siebie,

ż

e i odno

ś

ne zasady dałyby si

ę

pozna

ć

na

podstawie zasady sprzeczno

ś

ci - w czym si

ę

bardzo pomylono. Zdanie syntetyczne

bowiem mo

ż

na wprawdzie poj

ąć

zgodnie z zasad

ą

sprzeczno

ś

ci, lecz tylko w ten sposób,

ż

e zakładamy inne zdanie syntetyczne, z którego tamto da si

ę

wywie

ść

, a nigdy samo

w sobie.
Przede wszystkim nale

ż

y zauwa

ż

y

ć

,

ż

e wła

ś

ciwe twierdzenia matematyczne zawsze s

ą

s

ą

dami a priori, a nie s

ą

empiryczne, albowiem towarzyszy im konieczno

ść

, która

nie mo

ż

e by

ć

zaczerpni

ę

ta z do

ś

wiadczenia. Gdyby jednak nic chciano si

ę

ze mn

ą

na

to zgodzi

ć

, to dobrze. Ogranicz

ę

w takim razie swoje twierdzenie do czystej

matematyki, której poj

ę

cie ju

ż

zawiera w sobie to,

ż

e obejmuje ona poznanie nie

empiryczne, lecz tylko czyste poznanie a priori.
Pocz

ą

tkowo mo

ż

na byłoby sobie my

ś

le

ć

,

ż

e zdanie: "7 + 5 = 12" jest jedynie zdaniem

analitycznym, które według zasady sprzeczno

ś

ci wynika z poj

ę

cia sumy siedmiu i

pi

ę

ciu. Jednak

ż

e, je

ż

eli rozpatrujemy rzecz bli

ż

ej, to si

ę

przekonujemy,

ż

e poj

ę

cie

sumy siedmiu i pi

ę

ciu nic wi

ę

cej w sobie nie zawiera nad poł

ą

czenie obu liczb w

jedn

ą

jedyn

ą

, przez co wcale jeszcze nie pomy

ś

lało si

ę

o tym, jaka jest ta jedyna

liczba, ł

ą

cz

ą

ca w sobie tamte dwie. Poj

ę

cia dwunastu wcale jeszcze nie pomy

ś

lałem

przez to,

ż

e mam na my

ś

li tylko owo poł

ą

czenie siedmiu i pi

ę

ciu; i cho

ć

bym nie wiem

jak długo rozkładał swe poj

ę

cie takiej mo

ż

liwej sumy, to jednak dwunastki tam nie

znajd

ę

. Musi si

ę

wyj

ść

poza te poj

ę

cia, przywołuj

ą

c na pomoc naoczno

ść

,

odpowiadaj

ą

c

ą

jednemu z nich, np. swoje pi

ęć

palców lub (jak to czyni Segner w swej

Arytmetyce) pi

ęć

punktów i doł

ą

czaj

ą

c do poj

ę

cia siedmiu kolejno po sobie dane w

naoczno

ś

ci jednostki pi

ą

tki. Dzi

ę

ki wi

ę

c zdaniu "7 + 5 = 12" rozszerzamy

rzeczywi

ś

cie swoje poj

ę

cie i doł

ą

czamy do pierwszego poj

ę

cia nowe, które w tamtym

wcale nic było pomy

ś

lane. Znaczy to,

ż

e zdanie arytmetyczne jest zawsze syntetyczne,

o czym przekonujemy si

ę

jeszcze wyra

ź

niej bior

ą

c nieco wi

ę

ksze liczby; jasne jest

bowiem zupełnie,

ż

e mo

ż

emy wtedy poj

ę

cie nasze kr

ę

ci

ć

i obraca

ć

, ile chcemy, mimo

to jednak bez przywołania na pomoc naoczno

ś

ci, przez sam tylko rozbiór naszych poj

ęć

,

nigdy sumy nie znajdziemy.

background image

Równie

ż

ż

adna zasada czystej geometrii nie jest analityczna.

ś

e linia prosta jest

najkrótszym poł

ą

czeniem mi

ę

dzy dwoma punktami, jest to zdanie syntetyczne.

Albowiem moje poj

ę

cie czego

ś

prostego nie zawiera nic z wielko

ś

ci, lecz tylko jako

ść

.

Poj

ę

cie przeto czego

ś

najkrótszego zostaje tutaj całkowicie doł

ą

czone i przez

ż

aden

rozbiór nie mo

ż

na go wydoby

ć

z poj

ę

cia linii prostej. Musi si

ę

wi

ę

c przywoła

ć

na

pomoc naoczno

ść

, dzi

ę

ki której jedynie synteza staje si

ę

mo

ż

liwa.

Niektóre inne zasady, które geometrzy zakładaj

ą

, s

ą

wprawdzie rzeczywi

ś

cie

analityczne i opieraj

ą

si

ę

na zasadzie sprzeczno

ś

ci; słu

żą

one jednak, jako zdania

identyczne, tylko za ogniwa w ła

ń

cuchu metody, nie za

ś

za zasady naczelne, np.:

a = a, cało

ść

równa jest samej sobie, lub (a + b) > a - tj. cało

ść

jest wi

ę

ksza

od swej cz

ęś

ci. Lecz nawet i te zasady, cho

ć

s

ą

one wa

ż

ne na podstawie samych tylko

poj

ęć

, dopuszcza si

ę

w matematyce tylko dlatego,

ż

e mo

ż

na je przedstawi

ć

w

naoczno

ś

ci. Tym, co zazwyczaj skłania nas tu do przekonania,

ż

e orzeczenie takich

apodyktycznych s

ą

dów tkwi ju

ż

w naszym poj

ę

ciu i

ż

e przeto s

ą

d jest analityczny,

jest jedynie dwuznaczno

ść

wyra

ż

enia. Powinni

ś

my mianowicie do pewnego danego

poj

ę

cia doł

ą

czy

ć

w my

ś

li orzeczenie i ta konieczno

ść

zwi

ą

zana jest ju

ż

z tymi

poj

ę

ciami. Lecz kwestia polega tu nie na tym, co powinni

ś

my doł

ą

czy

ć

w my

ś

li do

danego poj

ę

cia, lecz co w poj

ę

ciu tym rzeczywi

ś

cie, chocia

ż

niejasno, my

ś

limy -

a wtedy si

ę

okazuje,

ż

e orzeczenie zwi

ą

zane jest wprawdzie z tamtym poj

ę

ciem w

sposób konieczny, wszelako nie bezpo

ś

rednio, lecz za po

ś

rednictwem naoczno

ś

ci,

która musi si

ę

do niego doł

ą

czy

ć

.

Tym, co jest istotne i co odró

ż

nia czyste poznanie matematyczne od wszelkiego innego

poznania a priori, jest to,

ż

e musi si

ę

ono odbywa

ć

w ten sposób,

ż

e nie wychodzi

z poj

ęć

, lecz zawsze tylko z konstrukcji poj

ęć

(Krytyka [A], str. 713). Poniewa

ż

przeto w twierdzeniach swych poznanie to musi wychodzi

ć

poza poj

ę

cie ku temu, co

jest zawarte w danych naocznych odpowiadaj

ą

cych temu poj

ę

ciu, wi

ę

c jego twierdzenia

nigdy nic mog

ą

i nie powinny powstawa

ć

przez rozbiór poj

ęć

, tj. analitycznie, i

s

ą

przeto wszystkie syntetyczne.

(...)
3. Wła

ś

ciwe s

ą

dy metafizyczne s

ą

wszystkie syntetyczne. Nale

ż

y odró

ż

ni

ć

s

ą

dy

nale

żą

ce do metafizyki od s

ą

dów metafizycznych we wła

ś

ciwym sensie. W

ś

ród tych

pierwszych jest bardzo wiele s

ą

dów analitycznych, lecz s

ą

one tylko

ś

rodkiem do

uzyskania s

ą

dów metafizycznych, które stanowi

ą

wył

ą

czny cel tej nauki i które

zawsze s

ą

syntetyczne. Je

ż

eli bowiem do metafizyki nale

żą

poj

ę

cia takie, jak np.

poj

ę

cie substancji, to i s

ą

dy, które powstaj

ą

przez sam tylko rozbiór tych poj

ęć

,

nale

żą

z konieczno

ś

ci równie

ż

do metafizyki, np. "Substancj

ą

jest to, co istnieje

tylko jako podmiot" itd. - i za pomoc

ą

szeregu takich s

ą

dów analitycznych staramy

si

ę

zbli

ż

y

ć

do definicji poj

ęć

. Poniewa

ż

jednak analiza czystego poj

ę

cia intelektu

(a takie poj

ę

cia zawiera metafizyka) odbywa si

ę

w ten sam sposób, co i rozbiór

ka

ż

dego innego poj

ę

cia, cho

ć

by i empirycznego, które do metafizyki nie nale

ż

y (np.

"powietrze jest ciecz

ą

spr

ęż

yst

ą

, której spr

ęż

ysto

ś

ci nie usuwa

ż

aden znany nam

stopie

ń

zimna"), wi

ę

c swoi

ś

cie metafizycznym jest tu wprawdzie poj

ę

cie, lecz nie

s

ą

d analityczny. Albowiem nauka ta posiada co

ś

odr

ę

bnego i jej tylko swoistego w

sposobie wytwarzania swych pozna

ń

a priori, który trzeba przeto odró

ż

ni

ć

od tego,

co posiada ona wspólnego z wszelkimi innymi poznaniami intelektualnymi; tak np.
zdanie: "Wszystko, co jest w rzeczach substancj

ą

, jest trwałe" - jest zdaniem

syntetycznym i swoi

ś

cie metafizycznym.

Gdy poj

ę

cia a priori, stanowi

ą

ce materi

ę

i narz

ę

dzia do budowy metafizyki, zostały

ju

ż

według pewnych zasad zebrane, wtedy rozbiór tych poj

ęć

nabiera wysokiej

warto

ś

ci; mo

ż

na go równie

ż

wyło

ż

y

ć

jako osobn

ą

cz

ęść

(jak gdyby philosophia

definitiva), zawieraj

ą

c

ą

same tylko zdania analityczne nale

żą

ce do metafizyki, w

wyodr

ę

bnieniu od wszystkich s

ą

dów syntetycznych, stanowi

ą

cych sam

ą

metafizyk

ę

.

Albowiem w istocie owe rozbiory [poj

ęć

] nigdzie indziej, jak tylko w metafizyce

przynosz

ą

znaczniejszy po

ż

ytek, tzn. w zamiarze uzyskania twierdze

ń

syntetycznych,

które ma si

ę

utworzy

ć

z owych uprzednio zanalizowanych poj

ęć

.

Zako

ń

czenie wi

ę

c niniejszego paragrafu brzmi: metafizyka ma w sposób wła

ś

ciwy do

czynienia z syntetycznymi zdaniami a priori, i one to jedynie stanowi

ą

jej cel;

background image

do osi

ą

gni

ę

cia tego celu potrzebuje wprawdzie pewnego rozbioru jej poj

ęć

, a tym

samym i s

ą

dów analitycznych, lecz post

ę

powanie to nie jest przez to inne ni

ż

w ka

ż

dym

innym rodzaju poznania, gdzie przez rozbiór naszych poj

ęć

staramy si

ę

jedynie o

to, by si

ę

stały one wyra

ź

ne. Jedynie wytwarzanie poznania a priori, zarówno za

pomoc

ą

naoczno

ś

ci, jak i poj

ęć

, wreszcie [tworzenie] tak

ż

e syntetycznych zda

ń

a

priori, i to w poznaniu filozoficznym, stanowi istotn

ą

tre

ść

metafizyki.

§ 3
UWAGA DOTYCZ

Ą

CA OGÓLNEGO PODZIAŁU S

Ą

DÓW NA ANALITYCZNE I SYNTETYCZNE

Podział ten jest niezb

ę

dny, gdy chodzi o krytyk

ę

intelektu ludzkiego, i zasługuje

dlatego na to, by sta

ć

si

ę

w niej klasycznym; poza tym nie wiedziałbym, gdzie mógłby

on przynie

ść

jaki

ś

znaczniejszy po

ż

ytek. I w tym te

ż

widz

ę

przyczyn

ę

, dlaczego

filozofowie dogmatyczni, którzy poszukiwali

ź

ródeł s

ą

dów metafizycznych zawsze

tylko w samej metafizyce, nie za

ś

poza ni

ą

w czystych prawach rozumu w ogóle,

zaniedbali przeprowadzenia tego podziału (...).
PROLEGOMENÓW PYTANIE OGÓLNE:
CZY METAFIZYKA JEST W OGÓLE MO

ś

LIWA?

§ 4
Gdyby rzeczywi

ś

cie istniała metafizyka, która mogłaby si

ę

utrzyma

ć

jako nauka,

gdyby mo

ż

na było powiedzie

ć

: "oto tu jest metafizyka, tej macie si

ę

tylko nauczy

ć

,

a ona was nieodparcie i niezmiennie przekona o swej prawdzie", wtedy pytanie to
byłoby niepotrzebne i pozostawałoby jedynie pytanie, które dotyczy raczej
wypróbowania naszej bystro

ś

ci ni

ż

dowodu istnienia samej rzeczy, mianowicie: w jaki

sposób jest ona mo

ż

liwa i w jaki sposób rozum poczyna sobie, by doj

ść

do niej? Ale

w tym przypadku rozumowi ludzkiemu nie poszło tak gładko. Nie mo

ż

na wskaza

ć

ani

jednej ksi

ąż

ki, jak pokazuje si

ę

np. Euklidesa, i powiedzie

ć

: "Oto metafizyka, tu

znajdziecie najwa

ż

niejszy cel tej nauki, poznanie najwy

ż

szej istoty i przyszłego

ś

wiata, dowiedzione na podstawie zasad czystego rozumu". Mo

ż

na wprawdzie wskaza

ć

wiele zda

ń

, które s

ą

apodyktycznie pewne i nie były nigdy podawane w w

ą

tpliwo

ść

,

lecz s

ą

one wszystkie analityczne i dotycz

ą

raczej materiałów i narz

ę

dzi do

zbudowania metafizyki, ani

ż

eli rozszerzenia poznania, co w niej powinno by

ć

wła

ś

ciwym naszym celem (por. wy

ż

ej § 2, sub c). I cho

ć

pokazujecie równie

ż

zdania

syntetyczne (np. zasad

ę

racji dostatecznej), których - jak to było przecie

ż

waszym

obowi

ą

zkiem - nie dowiedli

ś

cie nigdy za pomoc

ą

samego tylko rozumu, a wi

ę

c a priori,

a co do których mimo to ch

ę

tnie przyznamy wam racj

ę

, to jednak, gdy chcecie

posługiwa

ć

si

ę

nimi dla osi

ą

gni

ę

cia głównego waszego celu, wpadacie w twierdzenia

tak niedopuszczalne i tak niepewne,

ż

e zawsze jedna metafizyka przeczyła drugiej

b

ą

d

ź

w wygłaszanych twierdzeniach, b

ą

d

ź

te

ż

w ich uzasadnieniu, i tym sposobem sama

niweczyła swe roszczenia do trwałego uznania. Próby stworzenia takiej nauki bez
w

ą

tpienia stanowiły nawet pierwsz

ą

przyczyn

ę

tak wcze

ś

nie powstałego sceptycyzmu,

sposobu my

ś

lenia, w którym rozum wyst

ę

puje tak gwałtownie przeciwko samemu sobie,

ż

e mógł on powsta

ć

tylko przy całkowitym zw

ą

tpieniu w zaspokojenie

najpowa

ż

niejszych zada

ń

rozumu. Ludzie bowiem pocz

ą

tkowo, znacznie dawniej, zanim

w sposób metodyczny zacz

ę

li przyrodzie zadawa

ć

pytania, wysuwali pytania jedynie

pod adresem swego odosobnionego rozumu, wy

ć

wiczonego ju

ż

do pewnego stopnia przez

pospolite do

ś

wiadczenie; rozum bowiem jest nam wszak zawsze obecny, praw za

ś

przyrody trzeba zazwyczaj mozolnie poszukiwa

ć

. W ten oto sposób metafizyka płyn

ę

ła

po wierzchu jak piana, przy czym skoro tylko jedna piana została zebrana i znikła,
zaraz na powierzchni zjawiała si

ę

nowa, któr

ą

jedni zawsze po

żą

dliwie zbierali,

gdy inni, zamiast w gł

ę

bi szuka

ć

przyczyny tego zjawiska, uwa

ż

ali si

ę

ju

ż

za m

ą

drych

dlatego,

ż

e wy

ś

miewali pró

ż

n

ą

prac

ę

tamtych.

Przesyceni wi

ę

c dogmatyzmem, który nas niczego nie uczy, a równocze

ś

nie i

sceptycyzmem, który nam w ogóle nic nie obiecuje, nawet stanu spoczynku w dozwolonej
niewiedzy, wzywani do działania doniosło

ś

ci

ą

poznania, którego nam potrzeba, a

dzi

ę

ki długiemu do

ś

wiadczeniu nieufni wobec wszelkiego poznania, które w naszym

mniemaniu posiadamy lub które nam si

ę

narzuca pod tytułem, czystego rozumu, mamy

jeszcze tylko jedno krytyczne pytanie, po którego rozwi

ą

zaniu musimy urz

ą

dzi

ć

nasze

przyszłe post

ę

powanie: Gzy metafizyka jest w ogóle mo

ż

liwa? Lecz na pytanie to

background image

musimy odpowiedzie

ć

nie za pomoc

ą

sceptycznych zarzutów skierowanych przeciw

pewnym twierdzeniom jakiej

ś

rzeczywistej metafizyki (gdy

ż

teraz

ż

adnej jeszcze nie

uznajemy), lecz wychodz

ą

c z tylko problematycznego jeszcze dotychczas poj

ę

cia

takiej nauki.
(...)
Szcz

ęś

liwie jednak si

ę

zdarza,

ż

e cho

ć

nie mo

ż

emy uzna

ć

rzeczywisto

ś

ci metafizyki

jako nauki, mo

ż

emy jednak z ufno

ś

ci

ą

powiedzie

ć

,

ż

e pewne czyste syntetyczne

poznanie a priori istnieje rzeczywi

ś

cie i

ż

e jest dane, mianowicie czysta

matematyka i czyste przyrodoznawstwo; obie te nauki zawieraj

ą

bowiem twierdzenia,

które zawsze uznawane s

ą

za apodyktycznie pewne, po cz

ęś

ci przez sam tylko rozum,

po cz

ęś

ci przez powszechn

ą

zgod

ę

[płyn

ą

c

ą

] z do

ś

wiadczenia, i pomimo to uznawane

s

ą

zawsze za niezale

ż

ne od do

ś

wiadczenia. Jeste

ś

my wi

ę

c w posiadaniu pewnego

przynajmniej niezaprzeczonego syntetycznego poznania a priori i nie potrzebujemy
si

ę

pyta

ć

, czy jest ono mo

ż

liwe (bo jest rzeczywiste), tylko: Jak jest ono mo

ż

liwe?

- [mianowicie w tym celu], aby z zasady mo

ż

liwo

ś

ci danego nam poznania móc

wyprowadzi

ć

równie

ż

mo

ż

liwo

ść

wszelkiego innego poznania.

PYTANIE OGÓLNE:
W JAKI SPOSÓB MO

ś

LIWE JEST POZNANIE [PŁYN

Ą

CE] Z CZYSTEGO ROZUMU?

§ 5
Widzieli

ś

my powy

ż

ej ogromn

ą

ż

nic

ę

mi

ę

dzy s

ą

dami analitycznymi i syntetycznymi.

Mo

ż

liwo

ść

analitycznych s

ą

dów mo

ż

na było poj

ąć

bardzo łatwo; opiera si

ę

ona bowiem

na zasadzie sprzeczno

ś

ci. Mo

ż

liwo

ść

zda

ń

syntetycznych a posteriori, tj. takich,

które czerpie si

ę

z do

ś

wiadczenia, równie

ż

nie wymaga

ż

adnego specjalnego

obja

ś

nienia, samo bowiem do

ś

wiadczenie nie jest niczym innym, jak ci

ą

głym

zespalaniem (syntez

ą

) spostrze

ż

e

ń

. Pozostaj

ą

wi

ę

c nam tylko zdania syntetyczne a

priori, których mo

ż

liwo

ść

trzeba koniecznie wyszuka

ć

i zbada

ć

, gdy

ż

musi ona

opiera

ć

si

ę

na innych zasadach naczelnych ni

ż

zasada sprzeczno

ś

ci.

Nie powinni

ś

my jednak dopiero szuka

ć

mo

ż

liwo

ś

ci takich zda

ń

, tj. pyta

ć

, czy s

ą

one

mo

ż

liwe. Albowiem do

ść

ich jest danych rzeczywi

ś

cie, i to z niezaprzeczon

ą

pewno

ś

ci

ą

- a

ż

e metoda, której si

ę

teraz trzymamy, ma by

ć

analityczna, wi

ę

c

zaczniemy od tego,

ż

e takie syntetyczne, lecz czyste poznanie rozumowe istnieje

rzeczywi

ś

cie. Ale potem musimy jednak zbada

ć

podstaw

ę

tej mo

ż

liwo

ś

ci i zapyta

ć

,

w jaki sposób poznanie to jest mo

ż

liwe, aby na podstawie zasad mo

ż

liwo

ś

ci tego

poznania móc nast

ę

pnie okre

ś

li

ć

warunki, zakres i granice jego u

ż

ycia. Wła

ś

ciwe

przeto, ze szkoln

ą

precyzj

ą

okre

ś

lone zadanie, od którego wszystko zale

ż

y, brzmi:

W jaki sposób mo

ż

liwe s

ą

zdania syntetyczne a priori?

Gwoli popularno

ś

ci wyraziłem je powy

ż

ej nieco inaczej - mianowicie jako pytanie

o mo

ż

liwo

ść

poznania [płyn

ą

cego] z czystego rozumu. (...) mówi

ą

c tu o poznaniu

[płyn

ą

cym] z czystego rozumu, mamy na my

ś

li jedynie poznanie syntetyczne, nigdy

za

ś

analityczne. (...)

Otó

ż

od rozwi

ą

zania tego zadania zale

ż

y całkowicie powodzenie lub upadek metafizyki,

a wi

ę

c cała jej egzystencja. Mo

ż

e kto

ś

swe twierdzenia metafizyczne wykłada

ć

z nie

wiem jakimi pozorami [prawdy], mo

ż

e gromadzi

ć

w sposób przytłaczaj

ą

cy wnioski na

wnioskach - je

ż

eli jednak nie mógłby przedtem da

ć

zadowalaj

ą

cej odpowiedzi na to

pytanie, to mam prawo powiedzie

ć

: wszystko to jest czcza, bezpodstawna filozofia

i m

ą

dro

ść

fałszywa. (...)

[Dawid Hume] pytanie to przedstawiał sobie o wiele mniej ogólnie, ni

ż

to tutaj

zachodzi i zachodzi

ć

musi, je

ż

eli odpowied

ź

na nie ma by

ć

rozstrzygaj

ą

ca dla całej

metafizyki. Jak

ż

e bowiem jest mo

ż

liwe - mówił ów człowiek bystry -

ż

e je

ż

eli dane

mi jest pewne poj

ę

cie, to mog

ę

wyj

ść

poza nie i powi

ą

za

ć

z nim inne, nie zawarte

zupełnie w tamtym, i to w taki sposób, jak gdyby to poj

ę

cie koniecznie do tamtego

nale

ż

ało. Tylko do

ś

wiadczenie mo

ż

e nam dostarczy

ć

tego rodzaju powi

ą

za

ń

(taki

wyprowadzał on wniosek z tamtej trudno

ś

ci, któr

ą

uznał za niemo

ż

liwo

ść

) i wszelka

owa rzekoma konieczno

ść

lub - co na jedno wychodzi - uznawane za ni

ą

poznanie a

priori nie jest niczym innym, jak tylko długotrwałym przyzwyczajeniem uznawania
czego

ś

za prawdziwe i uwa

ż

ania z tego powodu podmiotowej konieczno

ś

ci za

przedmiotow

ą

.

background image

(...)
Tak wi

ę

c wszyscy metafizycy s

ą

w czynno

ś

ciach swych uroczy

ś

cie i zgodnie z prawem

zawieszeni tak długo, dopóki nie dadz

ą

zadowalaj

ą

cej odpowiedzi na pytanie: W jaki

sposób s

ą

mo

ż

liwe syntetyczne pognania a priori? Albowiem tylko na tej odpowiedzi

polega uwierzytelnienie, którym musz

ą

si

ę

wykaza

ć

, je

ż

eli maj

ą

przedło

ż

y

ć

nam co

ś

w imieniu czystego rozumu; bez takiego za

ś

uwierzytelnienia mog

ą

si

ę

tylko tego

spodziewa

ć

,

ż

e ludzie rozumni, których ju

ż

tylekro

ć

oszukano, odprawi

ą

ich bez

dalszego rozpatrywania ich przedło

ż

e

ń

.

(...) Mo

ż

na powiedzie

ć

,

ż

e cała filozofia transcendentalna, która z konieczno

ś

ci

poprzedza wszelk

ą

metafizyk

ę

, nie jest niczym innym, jak całkowitym rozwi

ą

zaniem

postawionego tutaj pytania, tylko

ż

e w systematycznym porz

ą

dku i we wszystkich

szczegółach, i

ż

e przeto nie mamy dotychczas wcale filozofii transcendentalnej.

To bowiem, co nosi takie miano, jest wła

ś

ciwie cz

ęś

ci

ą

metafizyki; owa za

ś

nauka

ma dopiero rozstrzygn

ąć

o mo

ż

liwo

ś

ci metafizyki i musi przeto wszelk

ą

metafizyk

ę

poprzedza

ć

. Nie nale

ż

y si

ę

równie

ż

dziwi

ć

,

ż

e potrzeba tu całej nauki, i to

pozbawionej wszelkich pomocy ze strony innych nauk, a wi

ę

c całkiem nowej nauki,

by da

ć

dostateczn

ą

odpowied

ź

na jedno tylko jedyne pytanie, je

ż

eli jego rozwi

ą

zanie

poł

ą

czone jest z mozołem i trudno

ś

ciami, a nawet z pewn

ą

niejasno

ś

ci

ą

.

Przyst

ę

puj

ą

c teraz do rozwi

ą

zania tego pytania, i to według metody analitycznej,

w której zakładamy,

ż

e takie poznania z czystego rozumu istniej

ą

rzeczywi

ś

cie,

mo

ż

emy si

ę

powoła

ć

tylko na dwie nauki poznania teoretycznego (a tylko o takim

poznaniu tu mówimy), mianowicie na czyst

ą

matematyk

ę

i czyste przyrodoznawstwo.

Tylko one bowiem zdolne s

ą

przedstawi

ć

nam przedmioty w danych naocznych (in der

Anschauung). Je

ż

eliby przeto w tych naukach wyst

ę

powało poznanie a priori, tylko

one mogłyby pokaza

ć

in concreto jego prawdziwo

ść

, czyli jego zgodno

ść

z przedmiotem,

tj. jego rzeczywisto

ść

, z której wychodz

ą

c mo

ż

na by nast

ę

pnie posun

ąć

si

ę

na drodze

analitycznej do podstawy jego mo

ż

liwo

ś

ci. Ułatwia to bardzo post

ę

powanie, w którym

rozwa

ż

ania nie tylko zostaj

ą

zastosowane do faktów, lecz nawet od nich wychodz

ą

,

zamiast

ż

eby w syntetycznym post

ę

powaniu trzeba było je całkowicie wyprowadza

ć

z

poj

ęć

.

(...) główne pytanie transcendentalne dzieli si

ę

na cztery inne pytania i zgodnie

z tym stopniowo b

ę

dzie rozwi

ą

zywane:

1. W jaki sposób jest mo

ż

liwa czysta matematyka?

2. W jaki sposób jest mo

ż

liwe czyste przyrodoznawstwo?

3. W jaki sposób jest mo

ż

liwa metafizyka w ogóle?

4. W jaki sposób jest mo

ż

liwa metafizyka jako nauka?

Jakkolwiek rozwi

ą

zanie tych zada

ń

ma zasadniczo przedstawi

ć

istotn

ą

tre

ść

Krytyki,

to jednak jest widoczne,

ż

e posiada ono co

ś

swoistego, co ju

ż

i samo przez si

ę

jest

godne uwagi, mianowicie wyszukanie dla istniej

ą

cych nauk

ź

ródeł w samym, rozumie,

a

ż

eby w ten sposób czynem samym zbada

ć

i wymierzy

ć

jego zdolno

ść

poznania czego

ś

a priori. Przez to za

ś

zyskuj

ą

same te nauki, wprawdzie nie w swej tre

ś

ci, lecz

w ich trafnym u

ż

yciu, a dzi

ę

ki swemu wspólnemu pochodzeniu rzucaj

ą

c pewne

ś

wiatło

na pytanie wy

ż

sze, daj

ą

zarazem sposobno

ść

do lepszego wyja

ś

nienia ich własnej

natury.
GŁÓWNEGO PYTANIA TRANSCENDENTALNEGO CZ

ĘŚĆ

PIERWSZA

W JAKI SPOSÓB JEST MO

ś

LIWA CZYSTA MATEMATYKA?

§ 6
Mamy tu oto wielkie i wypróbowane poznanie, które ju

ż

teraz posiada podziwu godn

ą

obj

ę

to

ść

i obiecuje nieograniczone jej rozszerzenie. Wiedzie ono z sob

ą

pewno

ść

na wskro

ś

apodyktyczn

ą

, tj. bezwzgl

ę

dn

ą

konieczno

ść

, a wi

ę

c nie opiera si

ę

na

podstawach do

ś

wiadczalnych; jest wi

ę

c czystym wytworem rozumu; ponadto za

ś

jest

poznaniem całkowicie syntetycznym. "Jak

ż

e

ż

tedy jest dla rozumu ludzkiego mo

ż

liwe

osi

ą

gn

ąć

takie poznanie całkowicie a priori?" Czy wobec tego,

ż

e zdolno

ść

ta nie

opiera si

ę

i nie mo

ż

e si

ę

opiera

ć

na do

ś

wiadczeniu, nie zakłada ona jakiej

ś

ę

boko

ukrytej podstawy poznawczej a priori, która jednak mogłaby ujawni

ć

si

ę

w tych swych

działaniach, je

ż

eliby

ś

my tylko pilnie prze

ś

ledzili ich pierwsze pocz

ą

tki?

§ 7

background image

Przekonujemy si

ę

jednak,

ż

e wszelkie poznanie matematyczne posiada t

ę

swoist

ą

cech

ę

,

ż

e poj

ę

cie swoje musi wpierw przedstawi

ć

w naoczno

ś

ci, i to a priori, a wi

ę

c w takiej

naoczno

ś

ci, która nie jest empiryczna, lecz czysta. Bez tego

ś

rodka nie mo

ż

e

matematyka uczyni

ć

ani jednego kroku. St

ą

d s

ą

dy jej s

ą

zawsze intuicyjne, gdy

tymczasem filozofia musi si

ę

zadowoli

ć

s

ą

dami dyskursywnymi, [płyn

ą

cymi] z samych

tylko poj

ęć

; swe apodyktyczne teorie mo

ż

e wprawdzie obja

ś

nia

ć

za pomoc

ą

danych

naocznych, lecz nigdy nie mo

ż

e ich wyprowadzi

ć

z tego

ź

ródła. Spostrze

ż

enie to,

dotycz

ą

ce natury matematyki, ju

ż

nam daje oto wskazówk

ę

co do pierwszego i

naczelnego warunku jej mo

ż

liwo

ś

ci: mianowicie podstaw

ę

matematyki musi stanowi

ć

jaka

ś

czysta naoczno

ść

, w której mo

ż

e ona wszystkie swe poj

ę

cia przedstawia

ć

in

concreto, a jednak a priori, czyli, jak si

ę

mówi, mo

ż

e je konstruowa

ć

. Gdyby si

ę

nam udało odnale

źć

t

ę

czyst

ą

naoczno

ść

i jej mo

ż

liwo

ść

, to łatwo ju

ż

dałoby si

ę

obja

ś

ni

ć

, w jaki sposób w czystej matematyce s

ą

mo

ż

liwe zdania syntetyczne a priori,

a wi

ę

c i w jaki sposób jest mo

ż

liwa sama ta nauka. Albowiem podobnie jak naoczno

ść

empiryczna bez trudno

ś

ci umo

ż

liwia to,

ż

e za pomoc

ą

nowych przez sam

ą

naoczno

ść

nasuwanych orzecze

ń

syntetycznie rozszerzamy w do

ś

wiadczeniu nasze poj

ę

cie, które

sobie tworzymy o jakim

ś

przedmiocie naocznie danym, to to

ż

samo czyni

ć

b

ę

dzie

równie

ż

i naoczno

ść

czysta, z t

ą

tylko ró

ż

nic

ą

,

ż

e w drugim przypadku s

ą

d

syntetyczny b

ę

dzie a priori pewny oraz apodyktyczny, w pierwszym za

ś

pewny tylko

a posteriori i empirycznie. Ta bowiem zawiera to tylko, co napotyka si

ę

w

przypadkowej naoczno

ś

ci empirycznej, tamta natomiast zawiera to, co w czystej

naoczno

ś

ci z konieczno

ś

ci musi si

ę

da

ć

znale

źć

, gdy

ż

jako naoczno

ść

a priori jest

nierozł

ą

cznie poł

ą

czona z poj

ę

ciem przed wszelkim do

ś

wiadczeniem lub poszczególnym

spostrze

ż

eniem.

§ 8
Je

ś

li uczynimy ten krok, to trudno

ś

ci, jak si

ę

wydaje, nie malej

ą

, lecz wzrastaj

ą

.

Teraz bowiem pytanie brzmi: W jaki sposób jest mo

ż

liwe, by co

ś

a priori naocznie

ogl

ą

da

ć

(anzuschauen) ? Ogl

ą

danie (Anschauung) jest to wyobra

ż

enie (Vorstellung)

takie, jakie by bezpo

ś

rednio zale

ż

ało od obecno

ś

ci przedmiotu. Dlatego te

ż

wydaje

si

ę

rzecz

ą

niemo

ż

liw

ą

co

ś

a priori w sposób pierwotny ogl

ą

da

ć

: wtedy bowiem

ogl

ą

danie musiałoby si

ę

dokonywa

ć

bez przedmiotu wcze

ś

niej danego lub teraz

obecnego, do którego by si

ę

odnosiło, nie mogłoby wi

ę

c by

ć

ogl

ą

daniem. Poj

ę

cia

wprawdzie posiadaj

ą

tak

ą

natur

ę

,

ż

e niektóre z nich, te mianowicie, które zawieraj

ą

tylko my

ś

lenie jakiego

ś

przedmiotu w ogóle, mo

ż

emy sobie zupełnie dobrze utworzy

ć

a priori, nie pozostaj

ą

c sami w bezpo

ś

rednim stosunku do przedmiotu, jak np. poj

ę

cie

wielko

ś

ci, przyczyny itd., lecz nawet i te poj

ę

cia, aby posi

ąść

znaczenie i sens,

wymagaj

ą

pewnego u

ż

ycia in concreto, tj. zastosowania do jakiejkolwiek naoczno

ś

ci,

dzi

ę

ki której zostaje nam dany ich przedmiot. Ale w jaki sposób ogl

ą

danie

(Anschauung) przedmiotu mo

ż

e wyprzedza

ć

sam przedmiot?

§ 9
Gdyby ogl

ą

danie nasze musiało by

ć

tego rodzaju,

ż

e przedstawiałoby rzeczy tak, jak

one s

ą

same w sobie, to ogl

ą

danie nie mogłoby si

ę

nigdy dokona

ć

a priori, lecz byłoby

zawsze empiryczne. Albowiem o tym, co jest zawarte w przedmiocie samym w sobie,
mog

ę

wiedzie

ć

tylko wtedy, gdy mi jest obecny i dany. Zapewne, i wtedy równie

ż

jest

rzecz

ą

niepoj

ę

t

ą

, w jaki sposób ogl

ą

danie rzeczy obecnej mogłoby mi pozwoli

ć

pozna

ć

j

ą

tak

ą

, jak

ą

ona jest sama w sobie, skoro jej własno

ś

ci nie mog

ą

przew

ę

drowa

ć

do

mojej władzy wyobra

ż

enia (Vorstellungskraft). Ale gdy zgodzimy si

ę

nawet na tak

ą

mo

ż

liwo

ść

, to przecie

ż

tego rodzaju ogl

ą

danie nie zachodziłoby a priori, tj. zanim

przedmiot byłby mi przedstawiony, bez tego bowiem nie mo

ż

na by było wymy

ś

li

ć

ż

adnej

podstawy odnoszenia si

ę

mego wyobra

ż

enia do przedmiotu, chyba

ż

e polegałoby ono

na natchnieniu. A wi

ę

c tylko w jeden jedyny sposób jest mo

ż

liwe,

ż

eby ogl

ą

danie

moje wyprzedzało rzeczywisto

ść

przedmiotu i było poznaniem a priori: mianowicie,

je

ż

eli nie zawiera ono w sobie nic innego, jak tylko form

ę

zmysłowo

ś

ci wyprzedzaj

ą

c

ą

we mnie, podmiocie, wszelkie rzeczywiste podniety (Eindrücke), którymi zostaj

ę

pobudzony przez przedmioty. Albowiem to,

ż

e przedmioty zmysłowe mog

ą

by

ć

ogl

ą

dane

jedynie zgodnie z t

ą

form

ą

zmysłowo

ś

ci, to mog

ę

wiedzie

ć

a priori. St

ą

d wniosek,

ż

e zdania, które dotycz

ą

jedynie tej formy ogl

ą

dania zmysłowego, b

ę

d

ą

mo

ż

liwe i

background image

wa

ż

ne dla przedmiotów zmysłowych: jak równie

ż

i odwrotnie,

ż

e dane naoczne

(Anschauungen), które s

ą

mo

ż

liwe a priori, nie mog

ą

dotyczy

ć

nigdy innych rzeczy,

jak tylko przedmiotów naszych zmysłów.
§ 10
A wi

ę

c tylko przez form

ę

zmysłowej naoczno

ś

ci mo

ż

emy rzeczy ogl

ą

da

ć

a priori, przez

co jednak te

ż

przedmioty poznajemy tylko tak, jak one dla nas (dla naszych zmysłów)

mog

ą

si

ę

przejawia

ć

(erscheinen), nie za

ś

takimi, jakimi one mog

ą

by

ć

same w sobie.

I to zało

ż

enie jest bezwarunkowo konieczne, je

ż

eli zdania syntetyczne a priori maj

ą

by

ć

uznane za mo

ż

liwe, albo, w przypadku gdy je rzeczywi

ś

cie znajdujemy, je

ż

eli

ich mo

ż

liwo

ść

ma by

ć

zrozumiana i z góry okre

ś

lona.

Otó

ż

przestrze

ń

i czas s

ą

tymi danymi naocznymi (Anschauungen), które czysta

matematyka kładzie u podstaw wszystkich swych pozna

ń

i s

ą

dów, wyst

ę

puj

ą

cych zarazem

jako apodyktyczne i konieczne. Matematyka bowiem musi wszystkie swe poj

ę

cia

przedstawi

ć

najpierw w naoczno

ś

ci, czysta za

ś

matematyka - w czystej naoczno

ś

ci,

tj. musi je konstruowa

ć

. Bez takiej naoczno

ś

ci nie mo

ż

e ona ani kroku uczyni

ć

(nie

mo

ż

e bowiem post

ę

powa

ć

analitycznie, to znaczy przez rozbiór poj

ęć

, lecz tylko

syntetycznie), dopóki mianowicie brak jej czystej naoczno

ś

ci, w której jedynie mo

ż

e

by

ć

dany materiał do s

ą

dów syntetycznych a priori. Geometria kładzie u [swych]

podstaw czyst

ą

naoczno

ść

przestrzeni. Arytmetyka nawet swoje poj

ę

cia liczb

wytwarza przez kolejne doł

ą

czanie jednostek w czasie; zwłaszcza jednak czysta

mechanika mo

ż

e wytworzy

ć

swe poj

ę

cia ruchu tylko za pomoc

ą

wyobra

ż

enia czasu. Oba

za

ś

te przedstawienia s

ą

tylko danymi naocznymi; je

ż

eli bowiem z empirycznych

danych naocznych ciał i ich zmian (ruchu) usuniemy wszelki pierwiastek empiryczny,
mianowicie to, co nale

ż

y do wra

ż

enia (Empfindung), to pozostanie jeszcze przestrze

ń

i czas. S

ą

one przeto czystymi danymi naocznymi, które stanowi

ą

a priori podstaw

ę

ogl

ą

dów empirycznych i dlatego same nigdy nie mog

ą

by

ć

usuni

ę

te. Przez to jednak

wła

ś

nie,

ż

e s

ą

one czystymi danymi naocznymi, wykazuj

ą

,

ż

e s

ą

tylko formami naszej

zmysłowo

ś

ci, które musz

ą

wyprzedza

ć

wszelkie ogl

ą

danie empiryczne, tj.

spostrze

ż

enie rzeczywistych przedmiotów, i zgodnie z którymi mo

ż

na przedmioty

poznawa

ć

a priori, lecz co prawda tylko tak, jak si

ę

nam one przejawiaj

ą

.

§ 11
A wi

ę

c zadanie niniejszego rozdziału jest rozwi

ą

zane. Czysta matematyka jako

poznanie syntetyczne a priori jest tylko dzi

ę

ki temu mo

ż

liwa,

ż

e nie odnosi si

ę

do

ż

adnych innych przedmiotów, lecz jedynie do samych tylko przedmiotów zmysłów,

których naoczno

ś

ci empirycznej za podstaw

ę

słu

ż

y a priori czysta naoczno

ść

(przestrzeni i czasu). Ta za

ś

mo

ż

e by

ć

tak

ą

podstaw

ą

dlatego,

ż

e nie jest niczym

innym, jak sam

ą

tylko form

ą

zmysłowo

ś

ci, która poprzedza rzeczywiste przejawianie

si

ę

(Erscheinung) przedmiotów, umo

ż

liwiaj

ą

c je dopiero rzeczywi

ś

cie. Jednak

ż

e ta

władza ogl

ą

dania a priori dotyczy nie materii zjawiska (Erscheinung), tj. tego,

co w nim jest wra

ż

eniem, ta bowiem stanowi czynnik empiryczny, lecz tylko formy

zjawiska: przestrzeni i czasu. Gdyby kto miał cho

ć

by najmniejsze w

ą

tpliwo

ś

ci co

do tego,

ż

e przestrze

ń

i czas s

ą

okre

ś

leniami przysługuj

ą

cymi nie rzeczom samym

w sobie, lecz samemu tylko ich stosunkowi do zmysłowo

ś

ci, to rad bym wiedzie

ć

, w

jaki sposób mo

ż

na uzna

ć

,

ż

e jest mo

ż

liwe wiedzie

ć

a priori, a wi

ę

c przed wszelkim

zaznajomieniem si

ę

z rzeczami, mianowicie, zanim jeszcze s

ą

one nam dane, jak

ą

musi

by

ć

ich naoczno

ść

- a to wszak wła

ś

nie zachodzi tutaj z przestrzeni

ą

i czasem. Jest

to jednak zupełnie zrozumiałe, skoro si

ę

uzna je tylko za formalne warunki naszej

zmysłowo

ś

ci, przedmioty za

ś

jedynie za zjawiska; wtedy bowiem form

ę

zjawiska, tj.

czyst

ą

naoczno

ść

, mo

ż

emy istotnie przedstawi

ć

sobie z nas samych, tj. a priori.

§ 12

ś

eby dla wyja

ś

nienia i potwierdzenia doda

ć

co

ś

jeszcze, trzeba tylko przyjrze

ć

si

ę

zwykłemu a niezb

ę

dnie koniecznemu post

ę

powaniu geometrów. Wszelkie dowody

całkowitej równo

ś

ci dwóch danych figur sprowadzaj

ą

si

ę

ostatecznie do tego,

ż

e

przystaj

ą

one do siebie (jedna bowiem mo

ż

e by

ć

we wszystkich swych cz

ęś

ciach

przeniesiona na miejsce drugiej) - co oczywi

ś

cie nie jest niczym innym, jak zdaniem

syntetycznym, opartym na bezpo

ś

redniej naoczno

ś

ci, a naoczno

ść

ta musi by

ć

czysta

i dana a priori, gdy

ż

w przeciwnym razie nie mogłoby zdanie to uchodzi

ć

za

background image

apodyktycznie pewne, lecz posiadałoby tylko pewno

ść

empiryczn

ą

. Znaczyłoby to

tylko: zawsze spostrzegamy to w ten sposób, i zdanie to posiada wa

ż

no

ść

tylko w

tych granicach, jakie osi

ą

gn

ę

ło dotychczas nasze spostrze

ż

enie.

ś

e przestrze

ń

zupełna (która ju

ż

nie jest sama granic

ą

innej przestrzeni) posiada trzy wymiary

i

ż

e przestrze

ń

w ogóle nie mo

ż

e ich posiada

ć

wi

ę

cej, to opiera si

ę

na twierdzeniu,

ż

e w jednym punkcie nie mo

ż

e si

ę

pod prostym k

ą

tem przeci

ąć

wi

ę

cej nad trzy linie;

twierdzenia tego jednak nie mo

ż

na zupełnie dowie

ść

[przez wywód] z poj

ęć

, lecz

opiera si

ę

ono bezpo

ś

rednio na danych naocznych, i to na czystych danych naocznych

a priori, gdy

ż

jest apodyktycznie pewne. To,

ż

e mo

ż

na wymaga

ć

prowadzenia linii

w niesko

ń

czono

ść

(in indefinitum) lub przedłu

ż

enia szeregu zmian do

niesko

ń

czono

ś

ci (np. przestrzeni przebytych przez ruch) - to wszak zakłada

wyobra

ż

enie (Vorstellung) przestrzeni i czasu, które mo

ż

e si

ę

opiera

ć

jedynie na

naoczno

ś

ci, mianowicie, o ile nie jest niczym ograniczone; z poj

ęć

bowiem takiego

wyobra

ż

enia nie mogliby

ś

my nigdy wywnioskowa

ć

. A wi

ę

c przecie

ż

rzeczywi

ś

cie u

podstaw matematyki znajduj

ą

si

ę

czyste dane naoczne a priori, które umo

ż

liwiaj

ą

jej syntetyczne i apodyktycznie wa

ż

ne twierdzenia, i dlatego te

ż

nasza

transcendentalna dedukcja poj

ęć

przestrzeni i czasu wyja

ś

nia równocze

ś

nie

mo

ż

liwo

ść

czystej matematyki. Bez takiej dedukcji i bez przyj

ę

cia,

ż

e wszystko,

cokolwiek by było dane zmysłom (zewn

ę

trznym - w przestrzeni, wewn

ę

trznym - w czasie)

ogl

ą

damy jedynie tak, jak si

ę

komu przejawia, ale nie tak, jakim jest samo w sobie,

mo

ż

na by było t

ę

matematyk

ę

wprawdzie uzna

ć

(einrdumen), ale nigdy poj

ąć

(einseken).
§ 13
Ci, którzy nie mog

ą

jeszcze wyzwoli

ć

si

ę

od my

ś

li, jakoby przestrze

ń

i czas były

rzeczywistymi własno

ś

ciami zwi

ą

zanymi z rzeczami samymi w sobie, mog

ą

ć

wiczy

ć

sw

ą

bystro

ść

na ni

ż

ej podanym paradoksie. A gdy po daremnych próbach jego rozwi

ą

zania

przynajmniej na chwil kilka wyzb

ę

d

ą

si

ę

przes

ą

dów, dojd

ą

zapewne do przekonania,

ż

e jednak to zredukowanie przestrzeni i czasu do samych tylko form naszego

zmysłowego ogl

ą

dania jest, by

ć

mo

ż

e, uzasadnione.

Je

ż

eli dwie rzeczy s

ą

całkowicie jednakowe pod ka

ż

dym wzgl

ę

dem, jaki tylko w ka

ż

dej

z nich z osobna mo

ż

na pozna

ć

(we wszystkich własno

ś

ciach nale

żą

cych do wielko

ś

ci

i jako

ś

ci), to musi wszak z tego wynika

ć

,

ż

e jedn

ą

z nich we wszystkich przypadkach

i stosunkach mo

ż

na postawi

ć

na miejscu drugiej, przy czyni zamiana ta nie spowoduje

najmniejszej nawet dostrzegalnej ró

ż

nicy. I w rzeczywisto

ś

ci tak si

ę

te

ż

ma rzecz

w geometrii z figurami płaskimi; natomiast rozmaite figury sferyczne wykazuj

ą

,

pomimo owej całkowitej zgodno

ś

ci wewn

ę

trznej, jednak tak

ą

ż

nic

ę

w zewn

ę

trznym

stosunku,

ż

e jednej nie mo

ż

na wcale przenie

ść

na miejsce drugiej; tak np. dwa

trójk

ą

ty sferyczne dwóch półkul, maj

ą

ce za wspóln

ą

podstaw

ę

pewien łuk równika,

mog

ą

by

ć

zupełnie równe co do boków i k

ą

tów, tak

ż

e w

ż

adnym z nich, je

ż

eli go

opiszemy, i to kompletnie, nie znajdziemy nic, czego by równocze

ś

nie nie było i

w opisie drugiego (mianowicie na przeciwległej półkuli) - a jednak, nie mo

ż

na

jednego z nich przenie

ść

na miejsce drugiego (mianowicie na przeciwległ

ą

półkul

ę

).

Mamy tu wi

ę

c przecie

ż

pewn

ą

ż

nice wewn

ę

trzn

ą

, której

ż

aden intelekt nie mo

ż

e poda

ć

jako wewn

ę

trznej i która si

ę

przejawia tylko przez zewn

ę

trzny stosunek w

przestrzeni. Lecz przytocz

ę

tu wypadki bardziej pospolite, które mog

ą

by

ć

zaczerpni

ę

te z potocznego

ż

ycia.

Co te

ż

mo

ż

e by

ć

do mej r

ę

ki lub ucha bardziej podobne i we wszystkich szczegółach

bardziej im równe ni

ż

obraz w zwierciadle? A jednak nie mog

ę

r

ę

ki takiej, jak

ą

widz

ę

w zwierciadle, przenie

ść

na miejsce jej oryginału; je

ż

eli bowiem oryginał ten był

praw

ą

r

ę

k

ą

, to tamta w zwierciadle jest lew

ą

, i obraz prawego ucha jest lewym uchem,

które nigdy nie mo

ż

e zaj

ąć

miejsca pierwszego. Otó

ż

nie mamy tu

ż

adnych ró

ż

nic

wewn

ę

trznych, które by jakikolwiek intelekt mógł pomy

ś

le

ć

, a przecie

ż

ż

nice te

s

ą

wewn

ę

trzne, jak o tym zmysły ucz

ą

, lewa bowiem r

ę

ka, pomimo wszelkiej wzajemnej

równo

ś

ci i podobie

ń

stwa z r

ę

k

ą

praw

ą

, nie mo

ż

e si

ę

zawrze

ć

w tych samych co ona

granicach (nie mog

ą

przystawa

ć

do siebie); r

ę

kawiczka jednej r

ę

ki nie mo

ż

e by

ć

wło

ż

ona na drug

ą

. Jakie

ż

jest wi

ę

c rozwi

ą

zanie? Oto przedmioty te nie s

ą

- jakby

kto

ś

my

ś

lał - przedstawieniami rzeczy, jakimi one s

ą

same w sobie i jakimi by je

background image

poznał czysty intelekt, lecz s

ą

to naoczne dane zmysłowe, tj. zjawiska, których

mo

ż

liwo

ść

polega na stosunku pewnych nieznanych rzeczy samych w sobie do czego

ś

innego, mianowicie do naszej zmysłowo

ś

ci. Tej to [zmysłowo

ś

ci] przestrze

ń

jest

form

ą

zewn

ę

trznej naoczno

ś

ci, a wewn

ę

trzne okre

ś

lenie ka

ż

dej przestrzeni jest

mo

ż

liwe tylko przez okre

ś

lenie jej zewn

ę

trznego stosunku do całej przestrzeni,

której cz

ęść

ona stanowi (stosunku do zmysłu zewn

ę

trznego), tj. cz

ęść

mo

ż

liwa tu

jest tylko dzi

ę

ki cało

ś

ci, co nigdy nie zachodzi w wypadku rzeczy samych w sobie

jako przedmiotów samego tylko intelektu, zachodzi natomiast w przypadku samych
tylko zjawisk. Dlatego te

ż

ż

nicy rzeczy podobnych i równych, a jednak nie

przystaj

ą

cych do siebie (np. w odwrotnym kierunku skr

ę

conych

ś

limaków) nie mo

ż

emy

uczyni

ć

zrozumiał

ą

za pomoc

ą

ż

adnego poj

ę

cia, lecz tylko przez stosunek do prawej

i lewej r

ę

ki, który dotyczy bezpo

ś

rednio naoczno

ś

ci.

UWAGA I
Czysta matematyka, a w szczególno

ś

ci czysta geometria, mo

ż

e tylko pod tym warunkiem

posiada

ć

realno

ść

przedmiotow

ą

,

ż

e dotyczy jedynie przedmiotów zmysłów, co do

których jednak jest niewzruszon

ą

zasad

ą

,

ż

e nasze zmysłowe przedstawienie nie jest

wcale przedstawieniem rzeczy samych w sobie, lecz tylko sposobu, w jaki nam si

ę

one przejawiaj

ą

. St

ą

d wynika,

ż

e twierdzenia geometrii nie s

ą

, jak by kto mo

ż

e

przypuszczał, okre

ś

leniami samego tylko tworu naszej poetyckiej fantazji i

ż

e nie

mogłyby wi

ę

c by

ć

z cał

ą

pewno

ś

ci

ą

odniesione do przedmiotów rzeczywistych, lecz

ż

e s

ą

z konieczno

ś

ci

ą

wa

ż

ne dla przestrzeni, a przeto te

ż

i dla wszystkiego, co

si

ę

mo

ż

e w przestrzeni trafi

ć

; przestrze

ń

bowiem nie jest niczym innym, jak form

ą

wszystkich zjawisk zewn

ę

trznych, w której jedynie mog

ą

nam by

ć

dane przedmioty

zmysłów. Zmysłowo

ść

, której form

ę

geometria przyjmuje za podstaw

ę

, jest tym, na

czym polega mo

ż

liwo

ść

zjawisk zewn

ę

trznych; nie mog

ą

wi

ę

c one nigdy zawiera

ć

niczego innego ni

ż

to, co geometria im przepisuje. Zupełnie inaczej byłoby, gdyby

zmysły musiały przedstawia

ć

sobie przedmioty takimi, jakimi one s

ą

same w sobie.

Wtedy bowiem z przedstawienia przestrzeni, które geometra wraz z wszelkiego rodzaju
jej własno

ś

ciami przyjmuje a priori za podstaw

ę

, wcale jeszcze nie wynikałoby,

ż

e

to wszystko wraz z tym, co z tego wywnioskujemy, musiałoby w ten wła

ś

nie sposób

mie

ć

si

ę

w przyrodzie. Uwa

ż

ano by wtedy przestrze

ń

geometry za czyste zmy

ś

lenie

i nie uznawano by jej wa

ż

no

ś

ci przedmiotowej; nie mo

ż

na bowiem wcale zrozumie

ć

,

w jaki sposób rzeczy musiałyby si

ę

koniecznie zgadza

ć

z obrazem, który sobie o nich

sami z siebie i z góry tworzymy. Je

ż

eli jednak obraz ten, lub raczej ta naoczno

ść

formalna, jest istotn

ą

własno

ś

ci

ą

naszej zmysłowo

ś

ci, za pomoc

ą

której jedynie

bywaj

ą

nam dane przedmioty, ta za

ś

zmysłowo

ść

przedstawia nie rzeczy same w sobie,

lecz tylko ich zjawiska, to ju

ż

bardzo łatwo daje si

ę

poj

ąć

i jest zarazem

nieodparcie dowiedzione,

ż

e wszystkie zewn

ę

trzne przedmioty naszego

ś

wiata

zmysłowego musz

ą

koniecznie z zupełn

ą

dokładno

ś

ci

ą

zgadza

ć

si

ę

z twierdzeniami

geometrii; zmysłowo

ść

bowiem dzi

ę

ki swej formie naoczno

ś

ci zewn

ę

trznej

(przestrzeni), któr

ą

zajmuje si

ę

geometria, sprawia dopiero,

ż

e owe przedmioty jako

same tylko zjawiska staj

ą

si

ę

mo

ż

liwe. Pozostanie na zawsze w historii filozofii

zjawiskiem godnym uwagi,

ż

e istniał okres czasu, kiedy nawet matematycy b

ę

d

ą

cy

zarazem filozofami pocz

ę

li w

ą

tpi

ć

, wprawdzie nie o słuszno

ś

ci swych twierdze

ń

geometrycznych, o ile one dotyczyły tylko przestrzeni, lecz o przedmiotowej
wa

ż

no

ś

ci i zastosowaniu do przyrody samego tego poj

ę

cia i wszystkich jego

geometrycznych okre

ś

le

ń

. Obawiali si

ę

bowiem,

ż

e linia w przyrodzie mogłaby si

ę

przecie

ż

składa

ć

z punktów fizycznych, a zatem prawdziwa przestrze

ń

w przedmiocie

mogłaby si

ę

składa

ć

z cz

ęś

ci prostych, chocia

ż

przestrze

ń

, któr

ą

geometra ma na

my

ś

li, nie mogłaby si

ę

wcale z nich składa

ć

. Nie doszli oni do poznania tego,

ż

e

ta przestrze

ń

w my

ś

li sama umo

ż

liwia dopiero przestrze

ń

fizyczn

ą

, tj. rozci

ą

gło

ść

materii,

ż

e nie jest ona ani troch

ę

własno

ś

ci

ą

rzeczy samych w sobie, lecz tylko

form

ą

naszej zmysłowej władzy przedstawiania sobie,

ż

e wszystkie przedmioty w

przestrzeni to tylko same zjawiska, tj. nie rzeczy same w sobie, lecz przedstawienia
naszej zmysłowej naoczno

ś

ci. Nie zrozumieli te

ż

,

ż

e poniewa

ż

przestrze

ń

, jak j

ą

sobie my

ś

li geometra, jest całkiem dokładnie form

ą

zmysłowej naoczno

ś

ci, któr

ą

znajdujemy w nas samych a priori i która zawiera w sobie podstaw

ę

mo

ż

liwo

ś

ci

background image

wszystkich zjawisk zewn

ę

trznych (co do ich formy), przeto zjawiska musz

ą

koniecznie

i jak naj

ś

ci

ś

lej zgadza

ć

si

ę

z twierdzeniami geometry, które on wyprowadza nie z

jakiego

ś

zmy

ś

lonego poj

ę

cia, lecz z podmiotowej podstawy wszystkich zjawisk

zewn

ę

trznych, mianowicie z samej zmysłowo

ś

ci. W ten tylko, a nie w

ż

aden inny sposób

mo

ż

e si

ę

zabezpieczy

ć

geometra przeciw wszelkim szykanom płytkiej metafizyki co

do niew

ą

tpliwej przedmiotowej realno

ś

ci swych twierdze

ń

, bez wzgl

ę

du na to, jak

bardzo dziwnymi musz

ą

si

ę

one wydawa

ć

tej metafizyce wobec tego,

ż

e ta nie cofa

si

ę

a

ż

do

ź

ródeł swych poj

ęć

.

UWAGA II
Wszystko, co ma by

ć

nam dane jako przedmiot, musi nam by

ć

dane naocznie. Do wszelkiej

za

ś

naszej naoczno

ś

ci dochodzi tylko za po

ś

rednictwem zmysłów; intelekt nic nie

ogl

ą

da, lecz tylko rozwa

ż

a. Poniewa

ż

jednak zmysły na zasadzie tego, co

ś

my obecnie

wykazali, nie pozwalaj

ą

nam nigdy i pod

ż

adnym wzgl

ę

dem pozna

ć

rzeczy samych w sobie,

lecz tylko ich zjawiska, te za

ś

s

ą

tylko przedstawieniami zmysłowo

ś

ci, "wi

ę

c

wszystkie ciała wraz z przestrzeni

ą

, w której si

ę

znajduj

ą

, trzeba uwa

ż

a

ć

jedynie

za przedstawienia w nas samych, nie istniej

ą

ce nigdzie, jak tylko w naszych my

ś

lach".

Nie jest

ż

e to oczywisty idealizm?

Idealizm polega na twierdzeniu,

ż

e nie ma innych istot poza istotami my

ś

l

ą

cymi;

pozostałe rzeczy, co do których przypuszczamy,

ż

e je w danych naocznych

spostrzegamy, byłyby to tylko przedstawienia w istotach my

ś

l

ą

cych, którym w

rzeczywisto

ś

ci nie odpowiadałby

ż

aden przedmiot znajduj

ą

cy si

ę

zewn

ą

trz nich. Ja

natomiast powiadam: Dane nam s

ą

rzeczy jako na zewn

ą

trz nas znajduj

ą

ce si

ę

przedmioty naszych zmysłów, tylko

ż

e o tym, czym one mog

ą

by

ć

same w sobie, nic

nie wiemy, a znamy tylko ich zjawiska, tj. wyobra

ż

enia, które w nas wywołuj

ą

,

pobudzaj

ą

c nasze zmysły. W ten sposób przyznaj

ę

w istocie,

ż

e istniej

ą

poza nami

ciała, tj. rzeczy, które, cho

ć

ich zupełnie nie znamy ze wzgl

ę

du na to, czym mog

ą

by

ć

same w sobie, poznajemy jednak dzi

ę

ki wyobra

ż

eniom otrzymanym przez ich wpływ

na nasz

ą

zmysłowo

ść

i którym nadajemy nazw

ę

ciała, tak

ż

e ten wyraz oznacza tylko

zjawisko owego nam nie znanego, a mimo to rzeczywistego przedmiotu. Czy

ż

mo

ż

na to

nazwa

ć

idealizmem? Wszak to jest wprost jego przeciwie

ń

stwo.

ś

e bez ujmy dla rzeczywistego istnienia rzeczy zewn

ę

trznych mo

ż

na o szeregu ich

okre

ś

le

ń

(Praedicate) powiedzie

ć

, i

ż

nale

żą

nie do tych rzeczy samych w sobie, lecz

do ich zjawisk, i

ż

e nie posiadaj

ą

poza naszym przedstawieniem własnego istnienia

- to rzecz powszechnie przyjmowana i przyznawana ju

ż

dawno przed Locke'em, przede

wszystkim jednak po nim. Do tych okre

ś

le

ń

nale

żą

: ciepło, barwa, smak itd.

ś

e jednak

oprócz nich dla wa

ż

kich przyczyn do samych tylko zjawisk zaliczam równie

ż

i

pozostałe jako

ś

ci ciał, tak zwane primariae: rozci

ą

gło

ść

, poło

ż

enie i w ogóle

przestrze

ń

ze wszystkim, co jest z ni

ą

zwi

ą

zane (nieprzenikliwo

ść

, czyli

materialno

ść

, kształt itd.) - to nie mo

ż

na przeciw temu przytoczy

ć

tu

ż

adnej racji.

I w tym samym stopniu, jak nie mo

ż

na nazwa

ć

idealist

ą

tego, kto chce barwy uwa

ż

a

ć

nie za własno

ś

ci zwi

ą

zane z przedmiotem samym w sobie, lecz tylko za własno

ś

ci

zwi

ą

zane ze zmysłem wzroku jako jego modyfikacje, tak te

ż

nie mo

ż

na systemu mego

nazwa

ć

idealistycznym z tego tylko powodu, i

ż

uwa

ż

am,

ż

e jeszcze wi

ę

cej własno

ś

ci,

ba, wszystkie nawet własno

ś

ci, składaj

ą

ce si

ę

na naoczn

ą

posta

ć

ciała, nale

żą

tylko

do jego zjawiska. Albowiem nie usuwa si

ę

przez to istnienia rzeczy, która si

ę

przejawia, jak to zachodzi w rzeczywistym idealizmie, lecz tylko pokazuje si

ę

,

ż

e

za pomoc

ą

zmysłów nie mo

ż

emy tej rzeczy wcale pozna

ć

tak

ą

, jak

ą

ona jest sama w

sobie.
Pragn

ą

łbym bardzo wiedzie

ć

, jakimi musiałyby by

ć

moje twierdzenia,

ż

eby nie

zawierały w sobie idealizmu. Bez w

ą

tpienia musiałbym powiedzie

ć

,

ż

e przedstawienie

przestrzeni nie tylko zupełnie odpowiada stosunkowi, o w jakim znajduje si

ę

nasza

zmysłowo

ść

do przedmiotów, to bowiem powiedziałem, lecz

ż

e jest ono nawet zupełnie

podobne do przedmiotu - twierdzenie, w którym tak samo nie mog

ę

dopatrzy

ć

si

ę

ż

adnego sensu, jak w tym,

ż

e wra

ż

enie barwy czerwonej jest podobne do własno

ś

ci

cynobru, który wywołuje we mnie to wra

ż

enie.

UWAGA III
Na tej podstawie mo

ż

na bez trudu odeprze

ć

pewien łatwy do przewidzenia, lecz błahy

background image

zarzut: "

ż

e mianowicie na skutek idealno

ś

ci przestrzeni i czasu cały

ś

wiat zmysłowy

zamieniłby si

ę

w sam

ą

tylko złud

ę

". A mianowicie, najpierw wypaczono wszelki

filozoficzny pogl

ą

d na natur

ę

poznania zmysłowego przez to,

ż

e uznano zmysłowo

ść

jedynie za m

ę

tny sposób przedstawiania sobie, za pomoc

ą

którego [jednak] wci

ąż

jeszcze poznawaliby

ś

my rzeczy takimi, jakimi one s

ą

, tylko bez mo

ż

no

ś

ci

doprowadzenia wszystkiego w takim naszym przedstawieniu do jasnej

ś

wiadomo

ś

ci;

my

ś

my natomiast dowiedli,

ż

e zmysłowo

ść

polega nie na tej logicznej ró

ż

nicy

jasno

ś

ci czy niejasno

ś

ci, lecz na genetycznej ró

ż

nicy pochodzenia samego poznania,

gdy

ż

poznanie zmysłowe zupełnie nie przedstawia rzeczy takimi, jakimi one s

ą

, lecz

tylko sposób, w jaki pobudzaj

ą

one nasze zmysły, i

ż

e zmysłowo

ść

daje intelektowi

do rozwa

ż

ania tylko zjawiska, a nie same rzeczy. Otó

ż

po tym niezb

ę

dnym sprostowaniu

budzi si

ę

zarzut, pochodz

ą

cy z nie daj

ą

cego si

ę

wybaczy

ć

i prawie rozmy

ś

lnego

ę

dnego rozumienia, jakoby mój system zamieniał wszystkie rzeczy

ś

wiata zmysłów

w sam

ą

tylko złud

ę

(in laufer Schein).

Gdy jest nam dane zjawisko, to mamy jeszcze zupełn

ą

swobod

ę

, jak na tej podstawie

chcemy rzecz os

ą

dzi

ć

. Mianowicie zjawisko polegało na zmysłach, os

ą

dzenie za

ś

na

intelekcie, i powstaje jedynie pytanie, czy w okre

ś

leniu przedmiotu zawarta jest

prawda, czy te

ż

nie. Ró

ż

nica za

ś

miedzy prawd

ą

a marzeniem sennym polega nie na

własno

ś

ci przedstawie

ń

odnosz

ą

cych si

ę

do przedmiotów, te bowiem w obydwóch

przypadkach s

ą

jednakowe, lecz tylko na powi

ą

zaniu tych przedstawie

ń

według

prawideł okre

ś

laj

ą

cych zwi

ą

zek ich w poj

ę

ciu przedmiotu oraz na mo

ż

liwo

ś

ci lub

niemo

ż

liwo

ś

ci ich współistnienia w jednym do

ś

wiadczeniu. I nie zjawiska to

sprawiaj

ą

, je

ś

li poznanie nasze złud

ę

bierze za prawd

ę

, tj. je

ż

eli naoczno

ść

, przez

któr

ą

dany jest nam przedmiot, uwa

ż

a si

ę

za poj

ę

cie przedmiotu lub te

ż

za poj

ę

cie

jego istnienia, które intelekt mo

ż

e tylko pomy

ś

le

ć

. Zmysły przedstawiaj

ą

nam bieg

planet ju

ż

to jako post

ę

powy, ju

ż

to jako wsteczny, i nie ma w tym ani bł

ę

du, ani

te

ż

prawdy; dopóki bowiem poprzestajemy na tym,

ż

e na razie jest to tylko zjawisko,

to nie wydajemy jeszcze wcale s

ą

du o przedmiotowej naturze ich ruchu. Poniewa

ż

jednak łatwo powsta

ć

mo

ż

e bł

ę

dny s

ą

d, je

ż

eli intelekt nie stara si

ę

temu zapobiec,

by ten podmiotowy sposób przedstawiania sobie [rzeczy] nie był uwa

ż

any za

przedmiotowy, przeto powiada si

ę

: wydaje si

ę

,

ż

e planety cofaj

ą

si

ę

; ta ułuda jednak

nie idzie na rachunek zmysłów, lecz intelektu, gdy

ż

jemu jedynie przystoi na

podstawie zjawiska wydawa

ć

s

ą

d obiektywny.

W ten sposób, gdyby

ś

my nawet wcale nie zastanawiali si

ę

nad pochodzeniem naszych

przedstawie

ń

i gdyby

ś

my nasze naoczne dane zmysłowe, bez wzgl

ę

du na to, co w sobie

zawieraj

ą

, wi

ą

zali w jednym do

ś

wiadczeniu w przestrzeni i czasie, według prawideł

zwi

ą

zku wszelkiego poznania, to ju

ż

wtedy w zale

ż

no

ś

ci od tego, czy byliby

ś

my

nieostro

ż

ni, czy te

ż

przezorni, mogłaby powsta

ć

albo złuda zwodnicza, albo te

ż

prawda. Dotyczy to jedynie u

ż

ycia przedstawie

ń

zmysłowych przez intelekt, nie za

ś

ich pochodzenia. Podobnie gdy uwa

ż

am wszystkie przedstawienia zmysłów wraz z ich

form

ą

, mianowicie z przestrzeni

ą

i czasem, tylko za zjawiska, przestrze

ń

za

ś

i czas

za sam

ą

jedynie form

ę

zmysłowo

ś

ci, której poza zmysłowo

ś

ci

ą

wcale nie spotyka si

ę

w przedmiotach, i gdy posługuj

ę

si

ę

tymi przedstawieniami tylko w zwi

ą

zku z mo

ż

liwym

do

ś

wiadczeniem, wtedy to,

ż

e uwa

ż

am je za same tylko zjawiska, nie skłania wcale

do bł

ę

du ani nie zawiera złudy; mog

ą

one bowiem pomimo to trafnie wi

ą

za

ć

si

ę

z sob

ą

w do

ś

wiadczeniu według prawideł prawdy. W ten sposób wszystkie twierdzenia

geometrii, dotycz

ą

ce przestrzeni, s

ą

wa

ż

ne równie

ż

dla wszystkich przedmiotów

zmysłów, a wi

ę

c ze wzgl

ę

du na wszelkie mo

ż

liwe do

ś

wiadczenie, niezale

ż

nie od tego,

czy przestrze

ń

uwa

ż

am za sam

ą

jedynie form

ę

zmysłowo

ś

ci, czy te

ż

za co

ś

, co tkwi

w samych rzeczach - cho

ć

tylko w pierwszym przypadku poj

ąć

mog

ę

, w jaki sposób jest

mo

ż

liwe głosi

ć

a priori owe twierdzenia o wszystkich przedmiotach zewn

ę

trznego

ogl

ą

dania. Poza tym pozostaje wszystko ze wzgl

ę

du na wszelkie mo

ż

liwe do

ś

wiadczenie

w tym samym stanie, jak gdybym zupełnie nie był dokonał owego odst

ę

pstwa od

pospolitego mniemania.
Je

ż

eli jednak o

ś

miel

ę

si

ę

wyj

ść

z moimi poj

ę

ciami przestrzeni i czasu poza wszelkie

mo

ż

liwe do

ś

wiadczenie - czego nie mo

ż

na unikn

ąć

, je

ż

eli podam je za własno

ś

ci

przywi

ą

zane do rzeczy samych w sobie (có

ż

bowiem mogłoby mi wtedy przeszkodzi

ć

w

background image

s

ą

dzeniu,

ż

e przecie

ż

przysługuj

ą

one tym

ż

e rzeczom, nawet gdyby zmysły nasze były

inaczej urz

ą

dzone i odpowiadały im lub te

ż

nie odpowiadały), wówczas powsta

ć

mo

ż

e

powa

ż

ny bł

ą

d polegaj

ą

cy na złudzeniu, w którym za powszechnie wa

ż

ne podałbym to,

co stanowiło zwi

ą

zany jedynie z tym podmiotem, którym ja jestem, warunek ogl

ą

dania

rzeczy i obowi

ą

zywało z pewno

ś

ci

ą

[tylko] wszystkie przedmioty zmysłów, a wi

ę

c

wszelkie mo

ż

liwe do

ś

wiadczenie - poniewa

ż

odniosłem poj

ę

cia przestrzeni i czasu

do rzeczy samych w sobie, a nie ograniczyłem ich do warunków do

ś

wiadczenia.

Jest wi

ę

c tym wi

ę

kszym bł

ę

dem [przypuszcza

ć

],

ż

e nauka moja o idealno

ś

ci

przestrzeni i czasu czyni z całego

ś

wiata zmysłowego złud

ę

, i

ż

nauka ta, przeciwnie,

stanowi jedyny

ś

rodek, aby jednemu z najwa

ż

niejszych pozna

ń

, temu mianowicie, które

wygłasza a priori matematyka, zabezpieczy

ć

zastosowanie do rzeczywistych

przedmiotów i zapobiec temu, by nie uwa

ż

ano go jedynie za złudzenie. Bez poczynienia

tego spostrze

ż

enia byłoby bowiem rzecz

ą

niemo

ż

liw

ą

rozstrzygn

ąć

, czy dane naoczne

przestrzeni i czasu, których nie zaczerpn

ę

li

ś

my z

ż

adnego do

ś

wiadczenia, a które

przecie

ż

a priori tkwi

ą

w naszym przedstawieniu, nie s

ą

jedynie stworzonymi przez

nas samych urojeniami, którym

ż

aden przedmiot, przynajmniej w sposób im dorównuj

ą

cy,

nie odpowiada, czy wi

ę

c sama geometria nie jest jedynie złud

ą

; gdy tymczasem jej

bezsporn

ą

wa

ż

no

ść

w odniesieniu do wszystkich przedmiotów

ś

wiata zmysłowego

mogli

ś

my wykaza

ć

dlatego wła

ś

nie,

ż

e te przedmioty s

ą

tylko zjawiskami.

(...) to,

ż

e ja sam tej swojej teorii nadałem nazw

ę

idealizmu transcendentalnego,

nie mo

ż

e nikogo upowa

ż

nia

ć

do mieszania tego idealizmu z empirycznym idealizmem

Descartes'a (chocia

ż

ten idealizm był tylko zagadnieniem, którego nierozwi

ą

zalno

ść

- według mniemania Descartes'a - dawała ka

ż

demu swobod

ę

odrzucenia istnienia

ś

wiata

cielesnego, jako

ż

e nie mo

ż

e ono - jak mniemał - zosta

ć

rozstrzygni

ę

te w sposób

zadowalaj

ą

cy) lub z mistycznym i marzycielskim idealizmem Berkeleya (przeciwko

któremu, jak i przeciwko innym podobnym urojeniom, Krytyka nasza zawiera raczej
wła

ś

ciwy

ś

rodek zaradczy). Albowiem mój tak przeze mnie nazwany idealizm nie

dotyczył istnienia rzeczy (a pow

ą

tpiewanie o ich istnieniu stanowi wła

ś

ciwie

idealizm w przyj

ę

tym znaczeniu), gdy

ż

w

ą

tpi

ć

o tym nigdy mi na my

ś

l nie przyszło,

lecz dotyczył tylko zmysłowego przedstawienia rzeczy, do czego przede wszystkim
nale

ż

y przestrze

ń

i czas; i o nich to, a wi

ę

c w ogóle o wszystkich zjawiskach

wykazałem jedynie,

ż

e nie s

ą

one rzeczami (lecz tylko sposobami przedstawiania

[sobie rzeczy]), ani te

ż

własno

ś

ciami (Bestimmungen) nale

żą

cymi do rzeczy samych

w sobie. Takiemu bł

ę

dnemu rozumieniu powinno było zapobiec słowo

"transcendentalny", które u mnie nigdy nie oznacza odnoszenia si

ę

naszego poznania

do rzeczy, lecz tylko do władcy poznawczej (Erkenntnisvermögen). Póki jednak ta
nazwa powodowa

ć

mo

ż

e i nadal bł

ę

dne rozumienie, wol

ę

j

ą

raczej wycofa

ć

i nazw

ę

swój

idealizm krytycznym. Je

ż

eli jednak istotnie godny jest odrzucenia idealizm, który

rzeczywiste rzeczy (nie zjawiska) zamienia w same przedstawienia, to jak

ż

e nazwa

ć

taki idealizm, który odwrotnie, same tylko przedstawienia czyni rzeczami? My

ś

l

ę

,

ż

e mo

ż

na go nazwa

ć

idealizmem marz

ą

cym (träumend) w odró

ż

nieniu od poprzedniego,

który niechaj nosi nazw

ę

marzycielskiego (schwärmend); obydwa miał pohamowa

ć

mój

idealizm, zwany gdzie indziej transcendentalnym, a lepiej: krytycznym.
GŁÓWNEGO PYTANIA TRANSCENDENTALNEGO CZ

ĘŚĆ

DRUGA

W JAKI SPOSÓB JEST MO

ś

LIWE CZYSTE PRZYRODOZNAWSTWO?

Przyroda jest to istnienie (Dasein) rzeczy, o ile ono jest okre

ś

lone według praw

ogólnych. Je

ż

eliby przyroda miała oznacza

ć

istnienie rzeczy samych w sobie, to

nigdy nie mogliby

ś

my jej pozna

ć

, ani a priori, ani a posteriori. (...)


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kant Immanuel Prolegomena (fragmenty)(1) 2
Historia, Immanuel Kant, Immanuel Kant
Historia, Immanuel Kant, Immanuel Kant
Wprowadzenie do Filozofii, Kant Immanuel, BIOGRAFIA
Historia filozofii nowożytnej, 22. Immanuel Kant, Immanuel Kant (1724-1804)
Portrety filozofów, Immanuel Kant, Immanuel Kant
Kant Immanuel O potędze ducha
Kant Immanuel Co to jest Oswiecenie (oprac i streszcz)
Kant Immanuel Uzasadnienie metafizyki moralności (przedmowa)(1)
Kant, Immanuel Sobre la paz perpetua (Colección Clásicos del Pensamiento, tecnos)
Kant, Immanuel Logica
Kant, Immanuel Kritik der praktischen Vernunft
Kant Immanuel
Kant Immanuel Uzasadnienie Metafizyki Moralności(1)
Kant Immanuel
Kant Immanuel Uzasadnienie Metafizyki Moralności

więcej podobnych podstron