Christian de Montella
Bezimienny rycerz
Graal tom 1
Gdy rozum śpi, budzą się upiory,
Nocą, gdy rozum śpi, ożywają fantazje:
krwawiące włócznie,
pękające miecze,
ś
więte naczynia.
Jacąues Roubaud
Tajemnicze Wyspy
możemy tez
dokładnie ustalić
położenia Jałowej
Krainy, ponieważ
informacje
dostarczane przez
rycerzy, których
król Pelles gościł
w swoim zamku,
są sprzeczne.
ROZDZIAŁ 1
Dzieciństwo
1. Porwanie
- Panie, patrz!
Niewielki oddział jeźdźców wynurzył się z lasu i zbliżył
do brzegu jeziora zwanego Jeziorem Diany. W świetle księ-
ż
yca i gwiazd jego gładka powierzchnia połyskiwała jak rtęć.
Spłoszone odgłosem końskich kopyt nocne zwierzęta ukryły
się w gęstwinie. Panującą wokół głęboką ciszę rozpraszał je-
dynie świszczący oddech koni i świeży, letni wiatr muskają-
cy gałęzie. Jadący na przedzie król Ban z Benoiku wstrzymał
konia.
Jego giermek, Hoel, wyciągniętą ku wschodowi ręką poka-
zywał czerwonawą poświatę rozjaśniającą niebo nad wierz-
chołkami drzew. Ze względu na wczesną porę nie mogły to
być pierwsze promienie jutrzenki. Ban w mgnieniu oka zro-
zumiał przyczynę tajemniczego zjawiska, lecz nie chciał do-
puścić jej do świadomości.
- Pojadę na wzgórze i rozejrzę się. Zaczekaj tu na mnie,
pani - rzekł do żony.
7,.
Królowa Helena zatrzymała klacz, która cichutko zarża-
ła. Ban ujrzał niepokój na bladej twarzy swojej połowicy.
„Jaka ona piękna i młoda" - pomyślał ze smutkiem. „Jestem
już stary. Kto wie, jak długo jeszcze będę mógł chronić ją
przed niebezpieczeństwem". Pragnął raz jeszcze powiedzieć
jej, jak bardzo ją kocha, lecz słowa więzły mu w gardle. Dło-
nią w skórzanej rękawicy dotknął zawiniątka z ciepłego suk-
na, które tuliła do piersi, i przez ściśnięte usta wyszeptał
z trudem:
- Miej w opiece naszego synka.
Poczuł, że główka dziecka w beciku poruszyła się delikat-
nie. „Mój syn, przyszłość naszego rodu. Tylko on się teraz li-
czy". Cofnął gwałtownie dłoń, spiął konia ostrogami i co sił
popędził w stronę górującego nad pobliskim lasem wzgórza.
Helena i towarzyszący jej wojowie śledzili wzrokiem
wspinającą się po zboczu czarną sylwetkę jeźdźca, doskona-
le widoczną na tle letniego nieba.
Widok, jaki roztaczał się ze szczytu, napełnił króla
smutkiem i gniewem: Trebe, stolica jego państwa, stała
w płomieniach. Pożar trawił mury miasta, a czerwono-żół-
te języki ognia sięgały szczytu zamkowej wieży, tworząc
wokół niej przerażającą, krwawą aureolę. „Zostałem zdra-
dzony" - pomyślał król. „I to przez własnego seneszala.
Wszystko stracone".
Od wielu lat Ban z Benoiku bronił swoich ziem przed za-
kusami króla Klaudasa, władcy Ziemi Opustoszałej. Zabor-
czy Klaudas walczył wcześniej przez długi czas bez powo-
dzenia z ich wspólnym suzerenem, królem Uterem Pendra-
gonem. Uter miał w swej służbie znakomitego doradcę,
maga Merlina. Merlin, syn demona i kobiety, wiedział
wszystko o przyszłości i umiał ją przepowiadać. Klaudas
. 8
z trudem znosił gorycz pora
rego króla, gdy Merlin gdzie
cofał si
czą
wiony do
Artur, zaanga
nie stanie mu na przeszkodzie.
z Benoiku dobrze rozumiał,
musiała ust
ś
cić
la. Powierzywszy obron
z ż
zbrojnymi wymkn
w podró
w płomieniach.
neszal otworzył bramy miasta Klaudasowi. Ciekawe, jak
nagrod
mojego
promieniował, ogarniaj
Dotkliwe pieczenie za mostkiem utrudniało mu oddychanie.
Powoli i ostro
ny po
widział dokładnie trawiony płomieniami zamek, który zapa
dał si
lają
wsze starał si
całe
się
już
i dziecko?".
go, który zamieniał w ruin
nie obawiał si
Najgorsze cierpienie sprawiała mu
zostanie sierot
w miejscu kopytami; po chwili poderwał si
szył w dół, ku dolinie.
zsiadł z konia i osun
obecno
twiona.
dała je jednemu z wojów.
jego
mieczem dłoniach niezdarnie wzi
Helena spi
ła w stron
i ukl
i w oddali ujrzała małe zawiniątko, leżące w trawie przy sa-
mym brzegu jeziora.
- Biedny sierota... - szepnął król Ban.
Nieszczęsny król z trudem próbował podnieść głowę.
Helena nachyliła się i powiedziała łagodnie:
- Jestem przy tobie. Wstań, proszę. Czeka nas długa
droga.
Wspomagany przez wiernego giermka Ban z trudem
przewrócił się na wznak i jeszcze raz spojrzał na żonę. „Ja-
ka ona piękna i młoda" - pomyślał ze smutkiem i ledwo sły-
szalnym szeptem powtórzył:
-
Sierota...
-
Co powiedziałeś, Banie? - zapytała, zbliżając ucho do
warg męża. — Nie dosłyszałam.
-
Heleno, mój syn zostanie...
Ostatnim wysiłkiem umierający wypowiedział trzy sylaby,
składające się na wyraz „sierota". Helena miała wrażenie, że
właśnie w tym momencie dusza męża opuściła ciało. Byłby
to jakiś znak? A może ostrzeżenie? Instynktownie podniosła
głowę i skierowała wzrok ku brzegowi jeziora, gdzie wciąż
leżało zawiniątko ze spowitym w pieluszki niemowlęciem.
Nagle usłyszała tętent koni i głośne krzyki. Z lasu wyłonił
się oddział około trzydziestu wojowników, uzbrojonych
w maczugi, miecze i kopie. „Ludzie Klaudasa! Śledzili nas"
- pomyślała z przerażeniem. Potężni rudowłosi mężczyźni
odziani w niedźwiedzie skóry, w hełmach przyozdobionych
rogami bawołu, jak burza natarli na niewielki oddział króla
Bana. Z dzikim wrzaskiem, wznosząc wysoko miecze, ata-
kowali zarówno ludzi, jak i konie, powalając je na ziemię
jednym ciosem.
- Huel! - zawołała Helena.
Giermek położył rękę na jej ramieniu.
-
Dosiądź konia, pani, i uciekaj - rzekł stanowczym gło-
sem. - Natychmiast!
-
Mój syn! - krzyknęła rozpaczliwie. Wskoczyła czym
prędzej na siodło i smagając konia, ruszyła pędem w dół,
w stronę jeziora.
W mgnieniu oka znalazła się w samym środku pola wal-
ki. Zaskoczeni nagłym atakiem wojownicy Bana padali je-
den za drugim pod ciosami maczug i mieczy najeźdźców.
Królowa ani przez chwilę nie myślała o grożącym jej nie-
bezpieczeństwie. Nie czuła strachu. W głowie dźwięczały
jej ostatnie słowa umierającego męża. Nie zwracając uwa-
gi na rudowłosych zbirów, ani na własną zdziesiątkowaną
eskortę, stała wpatrzona w otulone derką zawiniątko,
w którego obronie walczył teraz stary wojownik, nie szczę-
dząc sił. „To mój syn, mężu" - powtarzała w duchu. -
„Nie sierota".
W chwili gdy sama chciała rzucić się dziecku na ratunek,
jej klacz stanęła w miejscu jak wryta. Ponaglana, zaczęła
wierzgać nogami i stawać dęba. Helena, uczepiona mocno
grzywy, cudem utrzymywała się w siodle. Tymczasem grad
ognistych strzał spadał na pole walki, kładąc pokotem jeźdź-
ców i konie. Rozżarzone pociski dosięgały jedynie wojowni-
ków Klaudasa. Niedźwiedzie skóry na ich grzbietach płonęły
jak pakuły, miecze i maczugi lśniły w ogniu niczym błyskawi-
ce. Owładnięta myślą o ratowania leżącego nad brzegiem
dziecka królowa nadal daremnie próbowała przełamać opór
zwierzęcia.
-To czary! - zawołał młody giermek, zbliżając się do
swej pani. Jego koń, podobnie jak klacz królowej, nie chciał
ruszyć się ani o krok.
12
się
powierzchnia była gładka i zupełnie pusta:
ż
adnych łuczników. Ze spokojnej toni raz za razem wzbijały
się
kie nie było w stanie odró
kre
trafiały w
tajemnicz
Klaudasa uciekali w panice z pola walki, oczom Heleny ukazał
się
męż
włosami koloru złota i spokojnym krokiem szła po piasku
w stron
z polerowanego srebra i szerokie białe pludry z cienkiej, szla
chetnej tkaniny.
jące jego ciało i twarz, a po chwili przytuliła zupełnie nagie
male
nie mogło ruszy
czyła na ziemi
la Bana z Benoiku
ła spokojnie nieznajoma.
wstrzymała
Urodziła
znamienitego rodu króla Bana. Nie porywam go. Pragn
jego matk
nien by
niespiesznie ku l
nia wa
do wody. Helena wydała krzyk rozpaczy:
-
Nieznajoma kobieta bez słowa sun
ż
ają
Ś
miertelnie zm
dymi
nym tłuszczem. Mgła opadła. Powietrze było przejrzyste, ta
fla j
ra trzymała Helen
wreszcie zbli
kolana i zaniosła si
bie, poczuła ciepły oddech konia. Podniosła głow
w ka
nę
strzec cho
syna. Nie dojrzała najmniejszego
tak, jakby nic si
wencji niewidzialnych łuczników były le
rudowłosych wojowników.
się
mówi
łuczników i ich złotowłosej pani. Słu
sto był
Pendragona. To, co
razem fascynuj
jeziora kryje si
utopi
i posiada ogromn
zdawał si
nogami, stawał d
ból. Rozgniewana królowa zbli
móc. Gdzie mog
tylko po to, by nauczył j
korzystała jego własne czary i uwi
jezioro, którego tafla, dzi
słoń
trzech rycerzy i giermek, znale
zem był on tak g
tlały mrok panuj
i wilgotne. Raz po raz do uszu je
wanie sowy czy wycie wilka, a spod ko
ło si
niespodziewanie, a po chwili oczom podró
trzy niewiasty w habitach: ksieni i dwie zakonnice. Na widok
niewielkiego oddziału jezdnych kobiety nie okazały strachu.
Najstarsza z nich zsiadła z konia i odwa
potkanych podró
robi z tak skromn
ś
ci.
nie królow
nicy do nóg.
nym tonem.
zdobył i spalił Trebe. A nasz syn, nasz mały synek...
dłych policzk
mieniem. Z serdeczn
kała, a
przestaje szlocha
ani królestwa, ale masz moj
nę
ale nie mog
dwór króla Artura. Ban był jego wasalem. Musi go
Szkocj
ż
e królestwo Logru znalazło si
cze
mógłby wysła
pacz, ksieni wzi
Uwierz mi, lepiej ci b
złaś
Bóg ze
wamy go na naszym cmentarzu,
Doł
nią
utier
płaka
w srebrnej zbroi, pogr
jącą
było przes
rodziejk
przyrodzon
otrzymała od Merlina, który faktycznie był w niej zakocha
ny. Znała wiele sztuczek i z upodoban
rozliczne czary, pierwszym za
było Jezioro, w którego toni pogr
i Heleny.
ka, l
której
gach stały pi
wznosił si
tych, którzy wierzyli w jej istnienie. Wiwiana i jej poddani,
ś
wiad
cza
chodzili przez mgł
w rzeczywiste istnienie Jeziora, ton
na kraina na
ne królestwo Wiwiany. Czar bronił go skuteczniej ni
grubsze mury.
opiek
chłopczyk i jak si
dworce, Saredzie, powierzyła tajemnic
Wiedziała,
spełni
znalazła mu nauczyciela.
i umysłowo, zr
mo swojej siły wykazywał si
sze
własn
Poddani wojowniczej czarodziejki w całym królestwie trak
towali go tak, jakby był prawdziwym synem ich pani, cho
wiedzieli,
którzy go spotykali czy to na zamkowym dziedzi
stromych
mywali si
słów. Przyjemnie było słucha
tecznym tonem odpowiada na zadawane pytania oraz po
dziwia
mówiła do niego „chłopcze". Wszyscy inni te
formy, nic wi
je za swoje imi
piec".
nauczył jej podopiecznego zachowania godnego królewskie
go syna. Jak si
piec od wczesnego dzieci
ność
książą
tensji. Miał
wsze był skromny i uprzejmy. Dumny i pewny siebie, darzył
szacunkiem ka
ot, cho
ryby w rzece. Z biegiem lat ludzie kochali go coraz bardziej,
z wiekiem bowiem jego zalety ujawniały si
z rozkosznego chłopczyka wyrastał pogodny, przyjazny
i pełen uroku
starczaj
czan ze strzałami i zacz
wszechstronne zdolno
kim czasie zacz
w trudnej sztuce polowania. Prawd
w pełni talentu i sprawno
i niebawem musiał zamieni
trofea: zaj
cie. Uwielbiał chwil
dał,
niebu, ptaki s
nienie. Tymczasem bystrooki my
cel, zwalniał ci
szybszy ptak dosi
ciemny punkt na jasny
ła ci
by zd
ś
lach lub na polanie z rozpostartymi skrzydłami, a z dzioba
sączyła mu si
czuł,
a Wiwiana nie szcz
przy wysokim stole w jadalnej komnacie, z przyjemno
spo
nią
dział,
potrafiłby prze
ostę
czali
miennych
pozostawali sami przy stole. W
ś
wiec Karadok uczył Chłopca gier, które rozwijaj
ć
wicz
człowieka, a szczególnie władcy, cierpliwo
pionom, zarzucaj
wy los, który kazał mu rzuci
oczek. Nauczyciel uderzał wtedy pi
wał go do porz
ś
cią
Chł
nia, widz
wolał zachowa
dowana postawa u kogo
być
Rozpocz
dy Chłopiec sko
gułami niejako wbrew sobie, był bowiem przekonany,
małe dziecko ic
dzie w stanie poj
królów władaj
słoń
dę
by to sprawdzi
ów tajemniczy nieznajomy, który dawno temu do mglistych
krain Północy przywiózł
jącą
nauczyciela, staraj
Przygl
racał je w małych paluszkach, podczas gdy Karadok omawiał
Dziecku gra kojarzyła si
ciami rycerzy i giermków. Zachwycone, w pewnym momen
cie powiedziało: „Zagrajmy". I rozpocz
zako
odnie
szlachetniejszych jego zdaniem wojowników. Nie spodzie
wał si
Karadok dumny z siebie postawił czarnego
łego króla przeciwnika i zawołał: „Mat! Król nie
wpadł w prawdziw
gra jest bez sensu!
szachownic
dorosły ju
się
się
zrozumie
z zuchwalstwem,
o chłodnym temperamencie. Karadok uczył go,
musi by
dają
decyzji starannie rozwa
ataku dopiero wtedy, gdy stwierdzi,
szym, bardziej honorowym rozwi
do zwyci
jednak upodobanie do go
chów, i skupił si
niej sza ze wszystkich na szachownicy i ma najwi
bod
wzdłu
si kolejne zwyci
snej gry.
biał
go zdaniem
gwałtownych ataków,
szachownicy na drugi. Przeciwnie: rzadkie, niemal niewi
doczne ruchy pod osłon
nie
sprawiało mu przyjemno
go rycerza na
nego przez tamtego
entuzjazmem.
wstrzymuj
pę
wier
swoich towarzyszy. Przed nimi, jakie
łu, biegł kozioł. Kluczył, raz pokazuj
w g
Ś
cigaj
zu, usłyszał za sob
to Karadok spadł
trzymał si
dzie wracał, kiedy niemal w zasi
kozła, a ulubiony ogar, podarowany niedawno przez Wiwia
nę
ujadały coraz gło
doczny jak na dłoni
wan
podniósł si
nił ci
fione zwierz
się
w bezruchu. Młody my
ne oczy konaj
ują
szarpn
i ruszył w powrotn
kuś
podjechał bli
lat. Ubrany był w podarty kaftan i poplamione pludry, z u jego
pasa zwisał miecz ze złamanym ostrzem. Młody czło
chyba tak samo wyczerpany, jak jego rumak.
cego, którego postawa i zachowanie zdradzały wysokie po
łąź
a kiedy wstał, na pokrytej kurzem twarzy wida
ś
lady łez.
Od dwu dni jechałem co ko
króla Klaudasa, gdzie mam by
bójstwo mego wuja. Dzi
chciał mnie zabi
Cudem wyrwałem si
z wi
dzielny, to dlaczego płacze?
sam nie pami
umiał panowa
zapytał wprost:
nim jeszcze nie jeste
łym tonem młodszego od siebie rozmówcy, wyprostował si
i wytarł oczy.
dział chłodno Chłopiec, wzruszaj
kły,
miał nabiegłe krwi
mał si
Chłopiec.
którym przytroczył do siodła upolowanego kozła.
o co chodzi. Kiedy odczepili zdobycz, Chłopiec poprosił, by
pomógł mu przeło
z zakłopotania:
ze stajni mojej matki. Na nim na pewno zd
i nie dzi
zamku.
kozła na swojego konia i przymocował go starannie do sio
dła, po czym dosiadł podarowanego wierzchowca.
biłe
Matka czasem mówi do mnie „pi
pełnie nie wiem, dlaczego.
starczy na ciebie spojrze
pewno
niósł tylko r
wodzenia.
na wschód, potem uj
i pieszo ruszył w drog
chodzisz ze znakomitego
kiem". Nigdy jeszcze nie zastanawiał si
Przyzwyczaił si
tyle miło
ukrywa
czego nie mam imienia? Czy
wielka ha
królewiczem, to który król jest moim ojcem?
przed sob
go m
wspaniałe charty. Chłopiec pozdrowił go grzecznie.
rzę
ode mnie. Od samego rana uganiam si
z pustymi r
córk
ę
szare umaszczenie i pi
walne doskonale pod cienk
jakby zwierz
piec.
cać
przymru
się
spotkali.
lecz dostrzegał wyra
brze znał. „Kogo on mi przypomina?"
trzymuj
chaj
miesz tego kozła i podasz go go
twoje trofeum, ty go wytropiłe
go tobie, lecz twojej córce. Obra
przemawiałby tak władczym a zarazem tak naturalnym to
nem. Jak to mo
Kogo
Grzeczno
pyta
dar z rado
nego z m
są szybkie, wytrzymałe i łagodne.
jąc rado
podarunkiem.
mu przez wychowawców odruch panowania nad sob
w ka
nicznym wybuchem rado
i wskazał tego, który wydał mu si
noś
aportowania. Chart biegał za patykiem, a on z przyjemno
ś
cią
ną
czasie rycerz zaj
konia i przywi
ż
egnali si
olś
przed laty wiernie słu
nocy, gdy stary wł
ukochane Trebe w płomieniach.
kierunku. Dojechał na skraj lasu, zatrzymał si
wyt
i biegn
jasna tafla jeziora.
Helena powierzyła jego opiece niemowl
łoż
jami Klaudasa. Sm
przez lata
dego my
noś
godne, serce w piersi zabiło swobodni
go wesele. Miał dziwne przeczucie,
przegna Klaudasa z Benoiku i z Trebe a król Ban zostanie
pomszczony.
głupstwa!
rzył mu siarczysty policzek. Cios był tak mocny,
niec zachwiał si
tykaj
wą
ziora, Chłopiec spotkał pozostałych my
bez humoru po upadku z konia, wpadł we w
wychowanek opowiedział
remu rycerzowi i wierzchowcu zamienionym na zaje
szkap
I to takiego konia! To był najlepszy wierzchowiec z jej staj
ni. Nie miałe
pewny,
dział hardo.
sto pod kopyta konia. Znów wstał i wytrzymuj
Karadoka, rzekł spokoj
którego dostałem, wart jest dwa razy wi
chwycił lask
rzę
na jego boku ciekła krew.
Ale psa zabraniam ci bi
strachu zwierz
mocny,
cił na chwil
ła obficie, podobnie jak ta, któr
podbiegł
siodło i pomkn
lu po okolicznych wzgórzach. Nigdy wcze
kiej zło
my
opowiedzie
wspaniałego charta, którego podarował mvi stary rycerz.
Z zakrwawion
niż
Zbli
twarzy. Podszedł posłusznie, bez słowa.
zwolił ci dysponowa
usprawiedliwienie?
łem za słuszne. Je
łem
wanka, nie dawał
tem pytała dalej.
ciebie pod opiek
słusze
mnie, je
kogo
ostrzegam, je
dam mu tak,
ziora dobrze znała s
Nie chciała jednak, by s
jest twoim nauczycielem, jeste
jeż
albo na jak
wsze. Wiem,
dych warunkach i nie znios
robi
drzwi. Wiwiana przywołała go do siebie. Karadok odpra
wiony przez ni
komnat
z u
bardzo młody, nie potrzebujesz ju
nem. Udowodniłeś, że szlachetnością i odwagą nie przynie-
siesz ujmy swojemu wielkiemu ojcu.
Chłopiec pobladł z wrażenia. Po raz pierwszy Wiwiana
przywołała przy nim nieznaną, tajemniczą postać ojca.
- Kim on jest? Zdradź mi, proszę, jego imię.
Dama z Jeziora patrzyła z czułością, jak hardy i wypro-
stowany niecierpliwie czekał na odpowiedź. Wreszcie po-
kręciła odmownie głową:
- Nie, mój drogi. Jeszcze nie czas.
ROZDZIAŁ II
Bezimienna Rycerz
1. Podróż
Orszak był wspaniały. Ludzie, którzy obserwowali jego
przejazd utrzymywali, że był najbardziej okazały i wytworny
ze wszystkich, jakie kiedykolwiek w życiu zdarzyło im się
widzieć. Czterdziestu odzianych w białe szaty rycerzy na
białych koniach, w towarzystwie giermków, stajennych i słu-
żą
cych, również w bieli. Ustawieni w dwóch rzędach ochra-
niali przystrojoną białą draperią lektykę, w której podróżo-
wała Dama z Jeziora w towarzystwie trzech dworek. Obok
niej jechał konno przystojny młodzieniec ubrany na biało,
z białą tarczą ozdobioną dwiema czerwonymi szarfami.
Chłopiec skończył właśnie osiemnaście lat. W ostatnim
czasie urósł i zmężniał, a jego dawna uroda - choć trudno
to sobie wyobrazić - dopiero teraz rozbłysła pełnym bla-
skiem. Dzień przed urodzinami Wiwiana wezwała go do
siebie i zapowiedziała, że nazajutrz wyruszą w drogę. Przy-
gotowania do podróży okryte były wielką tajemnicą, tak że-
by niczego się nie domyślił. Dopiero teraz obwieściła, że
36
przyszedł czas, by udał się na dwór króla Artura, który pa-
suje go na rycerza. Z racji wieku i odebranego wychowania
był na to gotowy. Nie pozwalając mu zbyt długo okazywać
radości, pokazała mu piękny miecz, jaki poleciła wykuć spe-
cjalnie dla niego. Zgrabny i długi, miał sprężyste ostrze
i piękną rękojeść, a w dłoniach władającego nim przyszłego
rycerza wydawał się lekki jak sztylet. Uradowany Chłopiec
z pasją atakował nim wyimaginowanych wrogów wokół sie-
bie. Po chwili roześmiana Wiwiana poprosiła, by oddał jej
broń. Nie miał prawa nosić miecza dopóty, dopóki nie zo-
stanie pasowany na rycerza.
Podróż trwała dwanaście dni. Przemierzając lasy, wzgó-
rza i doliny ludzie - Dama z Jeziora, jej wychowanek oraz
cała świta - dotarli do portu na północy kraju, skąd stat-
kiem przeprawili się przez morze do położonego na drugim
brzegu królestwa Logru. Stamtąd niedaleko już było do
Kamelotu, stolicy królestwa i siedziby dworu Artura. Do-
tarli tam w wigilię świętego Jana. To właśnie z okazji tego
ś
więta król miał zwyczaj pasować młodych giermków na
rycerzy.
Po drodze Wiwiana często opuszczała wygodną lektykę,
by jechać konno u boku Chłopca. Nie lękała się niebezpie-
czeństw i trudów podróży. Śmiała się często, żartowała
i ścigała się z nim, galopując po zboczach wzgórz. Nigdy
wcześniej nie wydawała się tak szczęśliwa. Jej wesołość była
jednak tylko powierzchowna, serce bowiem miała pełne
smutku na myśl, że wkrótce go straci. Wiedziała, że kiedy
jej „piękny królewicz" zostanie już rycerzem i pozostanie
w służbie króla Artura, nie będzie mogła widywać go co-
dziennie w swoim zamku. Nie było jej łatwo, bo przywiąza-
ła się do wychowanka jak matka do ukochanego syna.
37 _
sob
wypełni
się
mil od Kamelotu. My
sen. Zeszła do stajni, wyprowadziła swoj
oś
od ludzkich spojrze
ś
niej nie wiedziała, co to s
klacz stajennym, a sama udała si
lon
dzieniec, i zacz
czę
zastanawiała si
działa,
dlatego pragn
w pami
i otworzył oczy.
mawia
uś
słania.
znasz, inaczej nie przywoziłabym ci
Powtórz
niene
go piersi.
de jak diament, drugie
z diamentu sprawia,
i okrutny. Serce z wosku natomiast czyni go dobrym,
współczuj
a n
bezwzgl
którzy sami s
bych, nieszcz
dobry i współczuj
okrutnych a okrucie
prawo do nazywania siebie rycerzem, lecz zgubisz dusz
ku i powiedziała:
kto był twoim ojcem. Ta chwila nast
powiem ci nic wi
dę
imienia?
Nawet nie zwróci na to uwagi.
z miło
sobie podporz
piej nie. Ma zbyt mało do
zdarzy
rzadki dar przepowiadania przyszło
o tobie, zanim przyszedłe
niezwykłe przygody jutro prze
Coś
co wiem, twoja przyszło
dzin
i wiem o kilku m
w pó
słabo
lec w gruzach.
smutkiem, pocałowała go szybko w usta i zaraz wyszła.
Damy z Jeziora wywarł na wszystkich znakomite wra
Obserwowali go obecni w mie
królestwa: Iwen Wielki, syn króla Uriena, seneszal Keu, To
hort, syn Aresa, króla Autycji, podczaszy Lukan, konetabl
Beduier i wielu innych, z Gowenem, siostrze
znanym z sukcesów odnoszonych na wojnach i po
To on jako pierwszy p
szyku rycerzy w
Wiwianie i jej wychowankowi.
znała z opisów. Pozwoliła
swoim mł
wymienili pozdrowienia, Gowen zapytał, co sprowadza j
dwór z tak wspaniałym orszakiem.
król pasuje giermków na rycerzy. Zaprowad
go, prosz
Z biał
dwa kroki z tyłu i przytrzymywał za uzd
Gowen podjechał bli
ukrywanym podziwem.
widziałby go w zast
z pradawnym zwyczajem nie słu
mógł nosi
nie wyj
dzi z wysokiego rodu.
rzą
spojrzenie.
nas królowi.
dziestu giermków czekaj
pojawienie si
panny, przybyłe do zamku z okazji uroczysto
Jana, z nieukrywanym podziwem wpatrywały si
szłych rycerzy. Z upodobaniem porównywały rysy twarzy,
strój i postaw
ły wybuchy
szy, który wyka
nieju.
ś
liczne rumie
ne nogi
tamtego bruneta! Jego nikt nie wyrzuci z siodła ani nie po
wali na ziemi
do sali prowadzony przez dam
dziewcz
ły młodzie
spojrzeniu i tak godnej postawie. Zachwycone, wprost po
ły go wzrokiem. Wszystkie zgodnie pragn
się
nowo pasowani rycerze. Ka
brał na dam
towarzyszkach widziała odt
królow
skiej pary sprawiło,
mego młodzie
królowa.
wzi
ś
lubu upłyn
da kobieta, nadal tak
miała osiemna
ceremoni
w obraz, zapomniawszy zupełnie o swoich rówie
Nikt lepiej ni
rzalej kobiety i młodej dziewczyny. Jasnowłosa, o
waż
troska jak ksi
wdzi
ż
eby cho
szczerym uwielbieniem, bez cienia zazdro
Ginewry. Wszyscy przybyli na uroczysto
dojrzałych rycerzy po młodych giermków,
w ni
królewskiej pary w komnacie zapadła gł
Artur, najlepszy i najdzielniejszy władca od czasów Pendra
gona, budził powszechny szacunek. Giermkowie przybyli na
dwór bardzo
przez tak wybitnego władc
każ
ki sprawiała,
ż
yć
ziora. Opisał mu, jak wystawnie i elegancko prezentował si
jej orszak, wspomniał te
cie towarzysz
stawi
o Wiwianie i jej tajemnej mocy. Wiedział,
pocz
do niej stracił wolno
ciel, któremu zawdzi
nak pewn
moni
ciółk
Merlina zwanego synem demona. Artur, b
władc
wygrywa
równie
bie potencjalnych przeciwników.
dość
od Gowena,
mł
kiem spogl
cie nie był odosobniony, zauwa
raczyła wyró
bę
odpowiedział Artur.
dorówna im sprawno
Już
bie równych.
mówczyni
Chłopca.
wasz i z jakiego wy
ani swojej rodziny. Dopiero słu
szą
skin
czysto
oka
nego z najznamienitszych rycerzy, jakich kiedykolwiek mia
łeś
ż
onki.
wiono tylko o tajemniczym bezimiennym giermku, przyby
łym do miasta w towarzystwie Damy z Jeziora. Jego osoba
wywarła na wszystkich wielkie wra
w towarzystwie Gowena, udał si
siłku królewski siostrzeniec zada
dotycz
wychowania i ulubionych rozrywek, Chłopiec za
i ochoczo na nie odpowiadał. Ze szczególnym entuzjazmem
wspominał konne wyprawy na otaczaj
wzgórza
wen, od wczesnej młodo
słuchał barwnych opowie
Logru nie brak dzików, saren i innej zwierzyny.
dość
szybciej móc walczy
podst
i wzi
po zako
rusz
naszego króla i pojma
służ
Widz
i brutalno
wy, postanowił go odprawi
najpierw sprosta
wś
nim jestem!
niem oka dodał:
dzon
noc na czuwaniu. O
Chłopcem piecz
południow
go orszaku.
padł w gł
w lś
mi ta
zbli
go oblicze zm
nie pi
ziora?
wszedł do komnaty. Posadzk
wonnej słomy. Rycerz przeszedł po niej, stan
pani
łoż
król mógł pasowa
pytam
pozna
ra. Uwielbia gra
niach, dzikach i sarnach.
Zraniony w swej dumie rycerz spu
-Wybacz mi, pani. Nie wiedzia
bym wypytywał go o imi
tutaj? Czy to nie dziwne,
a nie chce wyjawi
Merlinowi? Kto wie, czy tym razem nie zamierza wci
w pułapk
chłopak niewiele jej pomo
dzieci
imi
kazuje mu zachowa
słomy wypełnił komnat
spojrzała na niego obcym wzrokiem.
i podeszła do okna wychodz
Przy
Miecz ten zranił jej palce. Dłonie krwawiły, lecz nie czuła
najmniejszego bólu. Kiedy podawała go nieznanemu gierm
kowi, poczuła rozkoszne p
wcze
targniony i nerwowy. Wspominał dziwny sen i zastanawiał
się
i przepowiednie, nic wi
stanawiał si
lecz królowa.
za Gowenem do zamku. Zgodnie z wymogami pasowania
doś
dać
głów. Chłopiec prezentował si
lekki pancerz ze l
ftan i tak
osłaniał biał
nił młodego towarzysza,
powszechne uznanie. Chłopiec pochylił si
miecz, który miał otrzyma
stanu rycerskiego, lecz zaskoczył go głos Wiwiany.
wiczu
strze
lecz gdy pocałowała go w usta, poczuł dziwn
i gwałtownie si
królow
kobi
równania z królewsk
Nie martw si
Dzisiejszy dzie
tak, j
Gowena i wzi
do nich i razem wyszli na korytarz. Przyszł
my
i paradnych pelerynach stało w szeregu na
komnaty. Wszyscy wyposa
wy, jakie od t
ju. Jak przystało na synów najznamienitszych szlacheckich
rodów, ka
nu rycerskiego. Wychowywany najpierw przez piastunk
w bliskim kontakcie z matk
siedmiu lat przechodził pod opiek
wsz
uczył si
i władaniu mieczem. W wieku dwunastu łat trafiał na dwór
do najwy
się
ne prawdziwemu rycerzowi.
sieli wykaza
słusze
na dworze. Uczyli si
wobec dam. Ka
rycerza,
czas turniejów i w czasie kampanii wojennych czuwał nad
jego uzbrojeniem i utrzymywał je w nale
Giermkom nie przysługiwało prawo bezpo
w walce.
dy niecierpliwie czekał na nadej
pasowania. Odt
la i b
się
giermkiem w słu
nia przewidzianego kodeksem rycerskim. Godz
wać
go przybranej matce.
musi pokaza
wyzwanie i nie mógł doczeka
miecz z r
przyjmowania giermków w szeregi rycerzy był prosty i z po
zoru brutalny. Artu
a wówczas pretendent do stanu rycerskiego kl
no. Wtedy król wypowiadał tradycyjn
cios, jaki rycerz mógł
Odt
mniejsz
klę
pasuj
wymierzył mu cios silniejszy ni
nawet nie drgn
wuj
tur wyci
ca z kolan.
miejsce przy Okr
wić
wiedział
moich przodków.
podwy
by zako
sowanych rycerzy przygotowanych dla nich wcze
w nim wyzwanie, lecz równie
miast odwrócił wzrok, gdy
rym królowa wr
niespodziewan
król podejdzie do niego z pustymi r
strzegł,
z drugiego ko
asystuj
chwyta go
pocz
był o wiele wi
cał w to samo miejsce, a
wskazał mu drog
ca. Szybkim ruchem chwycił
wbiegł na szerokie kamienne schody prowadz
sali, zamarł zdumiony niezwykłym widokiem. Skł
stra
nej zbroi, który na czarnym koniu forsował drzwi.
mia
łem pi
rycerza pobrzmiewało przez chwil
sali.
mą
dziłe
wreszcie, którego nie chciałe
pyta uderzaj
Na ten widok panny i damy dworu cofn
Starsi i młodzi rycerze skupili si
go przed Czarnym Rycerzem, który jednak opanował pocz
kowy gniew i pow
mówił gło
głow
ramiona zdawał si
przera
jego twarzy nieprzenikniony wyraz. Oko lewe, o ciepłej bar
wie orzecha, było spokojne i zamy
ołowianoszare jak niebo przed burz
gnieniem zemsty.
udowodni
popełniłe
wasalach za moj
drgn
nie prowokacyjnym tonem obwie
lecz nie masz siły i odwagi, by ich uwolni
wyzwanie.
W sali dał si
obok niego seneszal Keu
dłonie na rękoje
z uśmiechem pełnym pogardy i rzekł:
-
Królu, jeś
przyjąć me wyzwanie i pokona
gam uroczyście,
jednym wszakż
-
Mów, słucham ci
-
Rycerz, który odwa
do Północnego Lasu za miastem w towarzystwie królowej
Ginewry. Jeśli go pokonam
nie - zabiorę ją
Po tych słowach Malagant spi
do drzwi wyjś
ła jego mowa na obecnych. W sali panowała kompletna ci
sza. Nawet Gowen zdj
- I co? Nie ma ch
co. W gronie tylu znamienitych rycerzy nie znajdzie si
kto miałby odwag
Stojąc na schodach, młody Bezimienny Rycerz z oburze
niem obserwował rozgrywaj
wo ogarniała go w
dnia, gdy nauczyciel Karadok uderzył jego charta. Uwa
nym spojrzeniem ogarn
miał rację. Wygl
zamierza podjąć
we. Czyżby sławni i powszechnie szanowani rycerze nie
Malaganta. Nie zastanawiał si
wiły,
Kiedy był ju
kował si
starczym głosem zawołał:
królow
ne skutkiem wieku i stoczonych walk plecy i dobył miecza.
Bezimienny, zaskoczony, z bij
nym oddechem czekał, co b
seneszalowi,
się
ucha:
miem, d
się
dzie uczciwa?
mo
ganta.
wet ja nie o
dzie
dawa
legł si
kiem, wcale si
wą
zdumiony, jak na widok sceny, której był
jeź
spiesznie b
o losie królowej, uwi
wszystkich pojedynku. Tymczasem gł
rywał jedynie płacz panien i rzadkie słowa pocieszenia. Ryce
rze zatroskanym wzrokiem spogl
na króla i Ginewr
wygl
wią
wydawał si
się
go rycerza nie
szal spojrzał na króla.
było odczyta
Na chwil
nad emocjami, kiedy je bowiem otworzył, znów był sob
wielkoduszny gest wprawił młodego rycerza w jeszcze wi
szy podziw dla władcy. Keu padł królowi do nóg i nisko po
chylił głow
rącej wodzie k
głupcem.
Przecie
poradz
przewiduj
tylko taki głupiec jak ja zdecyduje si
wyzwanie.
teraz o tym rozmy
jedynek.
ruchem r
wkrótce b
szaj
cie, by ci
stwie płacz
chodz
Zdumiony i wzruszony młodzieniec odczytał w jej oczach py
tanie: „Kim jest
o swym oddaniu, lecz nie zd
oczekuj
pannom, by natychmiast przestały szlocha
się
»
Prawda,
po ceremonii pasowania.
słowa wprawiły młodego rycerza w osłupienie. Stał
zapytał Gowen.
do wymarszu. Iwen wło
i z wysoko
zbroje, inni
gdy seneszal Keu wyruszył z królow
Lasu. Pojedynek na pewno został ju
poprosił króla Artura, by zezwolił mu jak najszybciej pojecha
na miejsce i d
regulamin pojedynku, gdyby to jednak ode mnie zale
wbrew obowi
Jestem królem Logru i w ka
sytuacji musz
mój ból nie b
ru. Prawo jest prawem i nie mog
wtedy na moj
nie. Malagant stoczył bez przeszkód walk
leż
mi pojecha
low
czym pr
wią
Gorre.
się
przyjm
dzikie zwierz
cyzj
innymi towarzyszami wyruszyli z Kamelotu i galopem pop
dzili w stron
nie zabrakło młodego rycerza bez imienia.
starczył, by zapałali do niego szczer
gnę
samym, którego w roztargnieniu zapomniał przynie
bą
go nigd
czuł si
ż
ej. Nale
o zuchwało
niu starca napawała go gniewem. Keu, syn Antora, zajmo
go brata. Miało to niew
pochopnej decyzji seneszala, która z trudem dawała si
usp
dy kodeksu rycerskiego i przysi
gał, zadawał sobie jednak pytanie, czy nale
wobec kogo
Malagant, szczególnie w sytu
królowa.
cego z g
dopadł go przy strumieniu i chwycił za cugle.
siodło i krew na strzemionach!
łęzie ci
neszala po imieniu, lecz nie uzyskał odpowiedzi. W pewnej
odległo
my
w tamt
w nieładzie le
nej tarczy. Gowen zeskoczył z konia. W bł
baczył le
ż
e to Keu i jednym susem znalazł si
widniały
szeptem Keu.
głupi, bo jeszcze w to naprawd
tem? Dawno odjechał?
ciosem. Zobacz
łek
laganta w lesie. Pot
wię
rzami. Gowen wskazał im rannego, a sam dosiadł swego ru
maka.
ku.
daleko.
nawi
stwem. Nie b
zbierz trzydziestu rycerzy i ruszaj za mn
Zegnaj, Iwenie.
nem i
stawie i gł
ś
wiadczony rycerz wiedział,
ku na pewno ich nie dogoni, lecz nie bardzo si
mował. W razie potrzeby gotów był trop
królestwa Gorre.
Gowen postanowił,
póki nie zapadn
sób skróci odległo
są
i wspi
cza, ujrzał niespodziewanie białego wierzchowca le
w poprzek w
z konia. Pokryte pian
Jak długo je
mało wysiłku? Je
i siodło. Znał tego konia. Widział go, wkraczaj
melotu w orszaku Damy z Jeziora.
rzał si
nie w gł
czył
Uradowany,
rozcza
pocz
Szukałem ci
szyłe
dłoni
jak jego rumak, u kresu sił. Zaskoczony rozpoznał Gowena.
dałe
tę zgraj
jaki
ż
e straciłe
odwrócił si
szył przed siebie.
zapal
i ten sam brak rozumu!
-
Młodzieniec zatrzymał si
czały z w
ny Rycerz wyzwał was na haniebny pojedynek.
zachowywał si
prawa.
pewny,
wrotem na zamek.
zwolił ci nazywa
Zakłopotany poczerwieniał, spu
sz
z rycersk
wrogiem nie był zadaniem odpowiednim dla nowo pasowa
nego rycerza. Czy jednak ten niezwykły chłopak odpowiadał
jakimkolwiek pra
ponadto,
ś
wietlała zachodnie niebo. Bezimienny szed
kroku. Jego cie
nim je
pró
zdawał si
nawet na
za wygran
kiem spore miasteczko. Jego dachy l
ne czerwono
natkn
ż
ono winnych, skazanych na
nąć
i zapytał:
rycerzy?
rycerzowi w białym, poplamionym
i rzekł:
-
Karzeł podrapał si
jącego, rzekł:
uwag
włosach, wyniosła i delikatna?
wi si
wen.
z biedaka. Na tym
w przeciwnym razie bowiem, kto prowadziłby wózek?
Zreszt
tak wzruszaj
w jednej chwili jak wosk.
któr
dziesi
nie dam głowy, bo tak jak ty, wpatrywałem si
powiedział i roze
ła za gardło i krzykn
działe
zaczerpn
kami. Bezimienny zwolnił wreszcie u
taki wspaniałomy
nym szeptem),
mnie. Zmi
dok
nie zaprowadz
warunkiem.
rzał na G
ma, je
zgadzam.
wej
przez karła?
zek przeznaczony jest dla skazanych na
ców
wyroku obwozi si
kań
wózku mnie nie poha
ż
e jeste
ku, wszyscy wezm
wiedzie
korzenie.
zawołał i bez wahania skoczył na wózek.
potoczył si
niefrasobliwo
stawi
wspólnym celem jest po
im w tym pomóc. Zmienił zatem zda
wózkiem, bacz
odległo
klatki piersiowej. Wó
sta ku uciesze zgromadzonej po obu jej stronach gawiedzi.
Tłum g
w stron
i wyzywali go obra
kobiety obrzucały go z góry najró
tali inni.
obrzydliwy rechot pobudzał tł
agresji. Młody rycerz w poplamionym kaftanie stał na
Z trudem starał si
mu znie
chowo chciał si
skoczyłby z wózka i posiekał swoich prze
wałki. Powstrzymał jednak słuszny gniew. My
wystarczyła, by zapomniał o własnej dumie i opu
Dla dobra Ginewry gotó
gawiedzi i znie
ki, zamkn
przyjdzie mu wytrzyma
ny most.
z wła
królow
nia.
zamku. Na mo
chyba nawet nie usłyszał pytania. Wi
gi, jakich jad
na nim ostatnie słowa karła, który o
wą
A jednak okre
cy miało odt
młodzie
Na dziedziniec na spotkanie przybyłym wyszły trzy
dziewczyny przebrane za giermków. Jedna zaopiekowała się
koniem Gowena i zaprowadziła go do stajni, dwie pozostałe
udały się z gośćmi do południowego skrzydła zamku. Bez-
imienny chciał zapytać je o królową i jej prześladowców,
lecz Gowen nakazał mu milczenie.
- Dowiedzmy się najpierw, gdzie jesteśmy - powiedział
szeptem. Pośpiech rzadko jest dobrym doradcą. Zaufaj mi
choć raz.
W ciszy dali się prowadzić uroczym przewodniczkom,
które - podobnie jak oni - raczej nie były skłonne do rozmo-
wy. Dziewczyny zaprowadziły obu rycerzy do łaźni, gdzie
czekała na nich gorąca kąpiel, i natychmiast się oddaliły.
Wykąpani i odprężeni mężczyźni w izbie obok znaleźli
przygotowane dla nich nowe szaty i szybko się w nie prze-
brali.
Ledwie byli gotowi, dziewczyny pojawiły się znowu i po-
prosiły, by poszli za nimi do dużej komnaty, pośrodku któ-
rej stał stół nakryty do wieczerzy. Przyjęła ich czarnowłosa
i czarnooka dama o przenikliwym spojrzeniu. Jej widok
wprawił starszego z rycerzy w pewne zdumienie.
-
Jestem Erranda - powiedziała uprzejmie. - Witam pa-
nów w moim zamku.
-
Gowen, siostrzeniec króla Artura.
Jego młody towarzysz stał obok i milczał jak zaklęty.
Zniecierpliwiona Erranda zmarszczyła czoło i zapytała
wprost:
-Nie przedstawiasz się panie? Czyżbyś nie miał imie-
nia?
73
-
Tak jest, pani!
-
Nie rozumiem.
-
Jest tak, jak powiedziałaś.
Zdumienie Errandy ustąpiło miejsca pogardzie.
Zapewne masz powód, żeby je taić. Ktoś, kto wożony był
na wózku hańby, nie jest godzien imienia swoich przodków.
-
Wsiadłem na wózek z własnej woli.
-
Nie wierzę. śeby zgodzić się na takie poniżenie, trzeba
być szaleńcem, a ty na takiego nie wyglądasz.
-
Nie musisz mi wierzyć, pani.
Zmrużyła powieki.
-
Nie udawaj niewiniątka, nie jest ci z tym do twarzy.
Podała ramię Gowenowi i powiedziała uprzejmie:
- Zapraszam do stołu, panie. Chętnie usłyszę ostatnie wie-
ś
ci z Kamelotu.
Posadziła go na honorowym miejscu obok siebie, Bez-
imiennemu zaś lekceważącym gestem wskazała koniec sto-.
łu, gdzie zwykle sadza się najniższych rangą wasali. Młody
rycerz poczerwieniał z gniewu.
-
Poniżasz mnie, pani - zaprotestował.
Wyznaczam ci miejsce, na jakie zasługuje ktoś, kto po-
zwolił się wozić na wózku hańby i nie ma imienia.
-
Nie zgadzam się! Zajmę miejsce, jakie mi przysługuje -
rzekł i usadowił się naprzeciw Gowena, po lewej ręce go-
spodyni.
-
Wstań, bo zaraz cię wyproszę - zagroziła.
-
Jeżeli zależy ci na życiu twoich ludzi, lepiej tego nie rób
- ostrzegł.
Erranda zwróciła się do Gowena:
- Jak sądzisz, co nim kieruje? Szaleństwo, zuchwalstwo
czy młodzieńczy temperament?
74
guje na nauczk
działa do młodzie
wem.
niała go zło
jutrz chciał ruszy
Roztargniony, jednym uchem przysłuchiwał si
Gowena z Errand
plotki i anegdoty z
rand
he tematy, jakie poruszali. Miał nawet zamiar zapyta
na wprost, dlaczego nie próbuje dowiedzie
Gin
nale
się
w sobie istotn
nał go,
nego Rycerza dopóki nie nadejdzie stosowny moment. Dlate
go, mimo i
mu si
wiele go kosztowała, lecz wierzył,
W sypialni przeznaczonej dla Gowena czekało szerokie wy
godne ło
goś
na ko
randa wskazała mu słomiany siennik, le
zasługuje na wygodny sen. Czy ci si
się
łoż
i wyszła.
wysokie, nakryte ozdobn
wanego w złote gwiazdy, i podbite futrem popielic. Uznał,
ż
e jest godne króla, tym bardziej wi
z rozkosz
konn
zobaczył posta
jest całkiem blisko. Chciał do niej przemówi
ż
ył. Zapadł w gł
ż
en
W tej samej niemal chwili z sufitu dobiegł szcz
otworzyła
bijaj
wcze
wzrok w gór
wym blaskiem dopalaj
czego dojrze
i jednym ruchem r
długiego, ostrego grota u
ś
mierci. Rozgniewany, z włóczni
tarz, gotowy dopa
włóczni
jom
padków.
gach?
opowiem ci po drodze
dami prowadz
cą
sy i par
czyłem grup
czyłem, było ich około pi
noc w zamk
ły otwarte, zwodzony most opuszczony. W oddali usłyszeli
stłumiony t
młodzieniec.
Gowen.
szukali zamek, chc
tkali tylko jedn
poprzedniego wieczoru. Potwierdziła ich przypuszczenia.
Malagant i jego
trzymali si
wodu oni otrzymali kwater
tał gniewnie Gowen.
rzysza. Ło
ko, daj
tym wózku nie była najlepszym pomysłem.
słysze
raz bardziej si
niec.
wytłumacz
we imi
dawna nie pojawia si
cem, gdy opu
naty rozpoznałem j
łem jej
czeka się potomka. W przeciwnym razie Mordret będzie
musiał zrezygnować ze swoich ambitnych planów.
-
A więc?
-
Porwanie Ginewry jest Morganie na rękę. Co więcej,
obawiam się, że sama maczała w nim palce. Mogła podsu-
nąć Małagantowi pomysł, który on skrzętnie wykorzystał.
To do niej całkiem podobne.
-
To niegodziwe - oburzył się Bezimienny - żeby sio-
stra...!
-
Ona jest kimś więcej niż siostrą króla, a Mordret kimś
więcej niż jego siostrzeńcem. Przyjdzie dzień, kiedy poznasz
całą prawdę.
ROZDZIAŁ III
Król Rfbak
1. Bród
Wstawał świt, gdy.Gowen i Bezimienny opuszczali za-
mek Errandy. Teraz obaj jechali konno. Młody rycerz poży-
czył ze stajni okazałego kasztana. Posuwali się ku północy
leśną wąską dróżką. Stratowana drań i świeżo połamane ga-
łęzie po obu jej stronach wskazywały wyraźnie, że Malagant
i jego ludzie przejeżdżali tędy kilka godzin wcześniej.
Obaj jeźdźcy zachowywali milczenie. Rozmowny z natury
Gowen miał ochotę je przerwać, stwiprdził jednak, że jego to-
warzysz podróży wcale tego nie pragnie. Zatopiony w my-
ś
lach, posuwał się naprzód, nie zwracając uwagi na drogę.
Kilka razy zahaczył głową o wiszące nisko gałęzie, lecz zda-
wał się nie czuć bólu. Pozostawał obojętny na uszczypliwe
uwagi i żarty Gowena. Nic nie było w stanie rozproszyć jego
melancholii.
Słońce stało już wysoko, gdy opuścili las i znaleźli się
nad brzegiem rzeki. Zamyślony Bezimienny zmierzał prosto
do wody, lecz Gowen w ostatniej chwili chwycił jego wierz-
chowca za uzdę.
81
-
Co się z tobą dzieje? Chcesz się utopić?
Młodzieniec zamrugał powiekami, jakby obudził z głębo-
kiego snu.
-
Mówiłeś coś do mnie?
-
Nigdy w życiu nie podróżowałem w równie nudnym
towarzystwie. Powiesz mi, o czym tak dumasz?
Nie otrzymał odpowiedzi. Bezimienny poczerwieniał. Nie
mógł przecież wyjawić, że od wyjazdu z zamku nie przesta-
wał myśleć o królowej. Odkąd karzeł nazwał ją jego uko-
chaną, wizerunek Ginewry nie opuszczał go ani przez chwi-
lę, wypełniając serce i zmysły kawalera do tego stopnia, że
nie mógł skupić się na niczym innym. Chcąc ukryć zmiesza-
nie, spiął konia ostrogami i zawołał:
- Masz rację. Musimy znaleźć bród.
Skierowali konie w górę rzeki.
Gowen miał bogate doświadczenie w miłości. Dobrze
znał dojrzałe damy i młode panny. Przystojny kawaler
o nienagannych manierach był ulubieńcem kobiet i na
dworze króla Artura zyskał sławę wybitnego ich znawcy.
Lubił kobiety i chętnie przebywał w ich towarzystwie. Nie
miał sobie równych w dwornych rozmowach. Nikt tak jak
on nie potrafił mówić o miłości. Nikt równie pięknie i ele-
gancko nie wyznawał swych uczuć. Były one jednak po-
wierzchowne, a sympatie zmienne. śadna dama ani panna
nie była tą jedyną. śadna nie okazała się godna być jego
wybranką na dłużej. Dlatego nie przypuszczał, że dziwne
zachowanie przyjaciela ma związek z królową. Nigdy nie
odgadłby, że proste, młodzieńcze serce towarzysza frasuje
tak silna namiętność. Nawet aluzje karła wydały mu się
zuchwałą prowokacją. Nie przyszłoby mu do głowy, że
ś
wieżo przybyły do Kamelotu i wyróżniony przez króla pa-
82
sowaniem na rycerza giermek mógłby sprzeniewierzy
swojemu władcy i zapała
stan przypisywał zatem trudom podró
ciom minionej nocy.
wreszcie do brodu. Koryto rzeki było tu szerokie, a przej
rzysta woda płyn
mi płaskimi blokami kamienia. Bezimienny podprowadził
konia do brzegu i pierwszy rozpocz
mej chwili z drugiego brzegu kto
sem zawołał:
przejedzie!
męż
a jego rumak wzrostem i budow
nia poci
tarcz
na tylnych łapach na czarnym tle.
płyn
towarzysza.
rzekł swobodnie Gowen.
cerz?
się
- odpowiedział Bezimienny.
poradzisz sobie w walce?
du. Rudowłosy wojownik zamierzył si
i gro
- usłyszał przekorn
cza. Pewnie zd
prowokacyjnie i słysz
wena, post
z włóczni
siebie. Ziemia dr
ciwszy cugle swojego wierzchowca, przytrzymywał je moc
no lew
bryzgiwana ko
strony. Kiedy rudy wojownik zamierzył si
dać
się
waj
cerz niewzruszony podniósł si
siły w plecy mi
upadł do wody.
biegł do brzegu. Rana w boku krwawiła, na białym kaftanie
z mieczem na przeciwnika, który podnosił si
i szykował do ciosu.
masz si
dzieniec. Wymiana ciosów o mało nie zako
niego fatalnie. Znacznie l
mał siły
mienny bród. Nie zwa
cios, po czym przewrócił si
nogach.
bisz si
Raz, drugi, dziesi
Młodzieniec z trudem odpierał coraz silniejsze ciosy i
musiał si
słabnie mu r
osłoni
przejmował,
bowi
i nikt oprócz niej nie miał prawa mu go odbiera
soń
mencie miecz Biał
cią
wione głowy ciało przeciwnika, które powoli pogr
w wodzie. Po raz pierwszy zabił człowieka.
ś
ladem
noc. Bezimienny z trudem przychodził do siebie po walce.
Prze
cej si
wi, któremu
nie były obce.
gną
nym razem poradzisz sobie szybciej.
przez las, kieruj
dru
drog
ło si
my mie
wie
do nich broniły pło
i wysokie k
wyra
maj miecz w pogotowiu, obawiam si
okr
białym krótkim obrusie stała miska, srebrny pucharek oraz
szklana karafka wypełniona do połowy winem, a obok le
napocz
otrzymał odpowiedzi.
warzysza.
grozi, podszedł bli
wyhaftowany w rogu obrusa.
na talerzu i pucharze. Nic nie rozumiem.
kunki.
wadz
stopnie gotowi na ka
sne. Ostre
otwór w szczycie. Na kolejnych poziomach mijali jakie
drzwi. Próbowali je otworzy
być
ny jako pierwszy dosi
horyzoncie dostrzegł pasmo obni
wzgórz, za nimi jasn
kitn
łem ci
przysadzist
nie widoczna, gdy
ny drzew i zieleni.
nikt tam nie zagl
ką
roś
liś
wzrok.
jącą
jadą
ko bł
my ich zanim dotr
i poci
kładnie orszak Malaganta.
winno by
Mamrocz
czal
zwyczaj nowo pasowani rycerze wykazuj
i szacunku dla starszych"
jakby nieustannie chciał si
ły słuszno
jemnicze, zamkni
i stan
niach.
kilku schodów skoczył na stoj
czony zuchwalstwem napastnika wojownik cofn
kroki. Popeł
i głow
płyty posadzki dolnej komnaty. Opieraj
dze, próbował wsta
nim, ci
gdzie Gowen potykał si
machał gro
trzu jak w
piersi rycerza.
radzisz, przyjacielu.
ka, chc
czył zr
biodro.
i trafił rudowłosego w bark.
poczuł,
gwałtownie, kieruj
cem ust, nakazała mu milczenie.
rzekła i wycofała si
chwili wahania młodzieniec schował miecz do pochwy i po
szedł za ni
Spo
cy i mnie uwi
ła,
takiego biegu wydarze
mówiła mu przecie
jaciel.
tarz, gdzie Gowen wci
dowolony,
przez bród, i wrócił do Saredy.
wn
nie, lecz włó
czas.
odpowied
to dra
jącego. Chwil
czą
dzenie młodzie
przysłana przez Wiwian
mniał jednak o pier
katnie po zranionym policzku, zmartwiony,
zna zmniejszy jego atrakcyjno
jak
brzegu, pr
imi lud
cie,
obie s
z pogard
walka młodego towarzysza, zapomniał o cechuj
każ
wszelk
Prowadz
miejscami niespodziewanie opada i id
wpada do wody. Nie mo
podwodny grzbiet, w
stron opada ostro w dół. Wystarczy, by stopa id
się
się
lepiej, gdy
wejdzie, dotkliwie si
chłani.
zwrócił si
niś
W ten sposób zwi
tarł do celu.
szeroko
widlenie siedmiu dróg. Ze wskazówek Saredy wiedzieli,
w tym miejscu b
prowadz
wen za
się
konasz si
jednak zatrzymał si
czyło:
waż
ś
ciwym czasie
powied
dnie.
Bezimienny, nie szczędząc konia, jechał bez odpoczynku
przed siebie. Patrząc z wieży był pewien, że morze jest niedale-
ko, sądził więc, że jeszcze przed wieczorem uda mu się do-
trzeć do brzegu. Tymczasem zapadła noc, a on ciągle jeszcze
jechał przez las. O północy znalazł więc małą polanę i posta-
nowił zatrzymać się na nocleg. Rozpalił ogień, upiekł zająca,
którego upolował przed zachodem słońca, i spożył wieczerzę.
Samotność nie sprawiała mu przykrości. Wreszcie mógł swo-
bodnie myśleć o Ginewrze bez obawy, że jakimś nieostrożnie
wypowiedzianym słowem wzbudzi podejrzenia Gowena, pra-
gnącego niewątpliwie poznać obiekt jego marzeń. Już
w pierwszej chwili, kiedy podczas ceremonii prezentacji u kró-
la królowa raczyła obdarzyć go swoim spojrzeniem, zawładnę-
ło nim jakieś nieznane uczucie, jednocześnie rozkoszne i bole-
sne. Nie umiał, czy raczej nie śmiał go nazwać. Dopiero
wstrętny karzeł z wózkiem, naśmiewając się z gotowości do
poświęceń, uświadomił mu, że z całą pewnością jest to Miłość.
Do tej pory znał to słowo jedynie z opowieści o rycerzach, któ-
rych nauczyciel Karadok i Wiwiana nie szczędzili mu w zamku
nad Jeziorem. Rycerze ci zasługiwali na Miłość dopiero, i tylko
wtedy, gdy wykazali się przed swymi damami niezwykłymi
przykładami bohaterstwa. Musieli zwyciężać smoki i złych ol-
brzymów, uchodzić cało ze zdradzieckich pułapek, po stokroć
udowadniać waleczność i odwagę. Tymczasem odkrył, że Mi-
łość przypomina uderzenie pioruna, który trafia w samo serce.
Jest raczej objawieniem, a nie nagrodą. Początkiem prób, ja-
kim miał być poddany, a nie ich ostatecznym celem.
Gdy po wyzwaniu rzuconym przez Czarnego Rycerza kró-
lowa opuściła wielką salę, by przygotować się na wyprawę
95.
z seneszalem Keu do Północnego Lasu, młodzieniec wśliznął
się niepostrzeżenie do jej komnaty. Ukryty za kotarą odcze-
kał, aż płaczące dworki opuszczą pomieszczenie, po czym
wszedł do środka. Pełen szacunku, onieśmielony zarazem
swoją zuchwałością, nie miał siły spojrzeć na Ginewrę, od ra-
zu więc padł na kolana i pochylił głowę do ziemi.
Obawiał się, że królowa każe mu niezwłocznie wyjść, ona
jednak tego nie uczyniła. Przerwawszy długie milczenie,
zmienionym tonem zapytała, po co przyszedł. Młodzieniec
nie wiedział, czy niepewność w jej głosie spowodowana była
ciężką próbą, jakiej miała być poddana, czy też jego niespo-
dziewaną wizytą. Podniósł głowę i wskazując miecz, rzekł:
„Byłby to dla mnie wielki honor, gdybym mógł otrzymać ten
miecz z twoich rąk, pani". Królowa zawahała się przez
chwilę i już miała przypomnieć śmiałkowi, że to król wymie-
rzył mu przewidziany rycerskim obyczajem policzek, a za-
tem to on powinien dopełnić ceremonii, gdy młodzieniec
odezwał się ponownie: „Pozwól, pani, bym oddał się do
twoich usług. Przypasz mi miecz, a ja cię ocalę".
Słysząc taką deklarację, Ginewra roześmiała się. Jej
krótki, perlisty śmiech pozbawiony był kpiny. Przyszły ry-
cerz spojrzał jej w oczy i odczytał w nich zmieszanie obecne
wcześniej w jej głosie. Zrozumiał, że jedynie pozycja kró-
lewskiej małżonki i szacunek do męża powstrzymywały ją
przed spełnieniem jego prośby. Ośmielony tym spostrzeże-
niem postąpił tak, jak podpowiadał mu wewnętrzny głos,
popychający go nieodparcie ku niej. Powstał z kolan, zbliżył
się do królowej i przytknął ostrze miecza do jej dłoni. Gi-
newra spuściła wzrok. Młodzieniec słyszał wyraźnie jej
przyspieszony, nierówny oddech. „Pani, proszę" - powie-
dział błagalnym tonem.
96
obojga zetkn
cowi najrozkoszniejsz
sto w oczy, wypowiedziała wyczekiwane słowa: „B
rycerzem!" i nie odwracaj
dzie Keu. Pozwó
łam przysi
dostatecznie daleko, i dopiero wtedy ruszył za nimi. Zatrzy
mał si
Kiedy uznał,
Widok, jaki ujrzał, nie był dla niego zaskoczeniem: pokonany
Keu le
pod drzewem i ruszył w po
brank
młody rycerz, siedz
o Ginewrze. Miał wra
rozumiał,
oraz obawa o bezpiecze
głę
ale czuł si
Ginewrze i po
to si
dała stamt
wyschni
gle pociemniało. Spojrzał w gór
przesłoniły sło
próbował pop
Zdenerwo
wierzchowca spłyn
chwycił dr
dwa kroki, próbuj
w rzece była nie tylko lodowato zimna, ale w dodatku g
jak rt
gro
czuł,
jak kamienie.
chowca, starał si
oddychanie, dolna połowa ciała zmieniała si
Cho
ostatnim wysiłkiem padł na kamieni
ki, wypuszczaj
i wyrwał si
traw
ciono
trawie, ujrzał,
stał dr
nie
na nogach.
widoczniej kto
szyi, zasiadł w siodle i nie odwracaj
przed siebie.
wzgórza, drog
wysoko
ków czarnego kamienia. Młodzieniec postanowił go obej
Po wschodniej stronie ujrzał wielk
Kiedy bez wahania wjechał do
gi, podobny mur.
konia. Rycerz odwrócił głow
zamkn
Bezimienny nie dostrzegł te
pozwalaj
niebo roz
czasu spomi
ko, z dłoni
wewn
wielko
sią
do male
ły z białego kamienia. Dwa gło
się
spocznie taki to a taki rycerz". Zaskoczony przykro mło
dzieniec czytał kolejne nazwiska: Kliges, Sagremor, Hektor,
Girflet, Erek, Keu. Wszystkich ich przed kilkoma dniami
widział zdrowych na dworze króla Artura. Brehu, Karadi
gas, Tohort, Bedu
rozrywały czarne niebo. Obj
nie rozci
Bezimienny czuł,
z ka
naznaczonym groz
niepewnie i nie bardzo wiedział, jak si
ko przyszło mu do głowy: i
lazł jeszcze cztery groby. Dwa po lewej i dwa po prawej
stronie. Na kamieniach po lewej przeczytał nazwiska ryce
rzy, którzy nie byli mu znani: Persewala i Galahada. Kamie
nie po prawej
wydawa
chylił si
skawicy odczytał nazwisko Ginewry.
rzy
ś
mierci tej, któr
na ostatni
błyskawicami niebo, szukał słów, by rzuci
ci. Nagle usłyszał woł
głos młodej kobiety, delikatny, a zarazem zdecydowany. Jej
obecno
Bez wahania wszedł do
przypuszcza
rozpalanego ognia. Mrok rozproszyło
chodni zawieszonych na
w kształcie stołu, stoj
mocy przykuta ła
w sukni koloru wiosennej trawy
i wielkie niebieskie oczy, w których odbijał si
chodni. Ko
jej nadgarstki.
dzie tylko groby z imionami ludzi, którzy przecie
czego ci
leryn
i uś
się
i pierwszy spu
wszyscy, którym wyznaczono tu miejsce wiecznego spo
grobków.
wiedz mi, dlaczego Malagant ci
loru morskiej toni kryło si
jednak, lecz powiedziała:
hota, syna pana tutejszych wło
wieczorem pojawił si
przy sobie złotowłos
królow
salem Malag
ś
cin
stwierdził,
i kazał mu natychmiast wyjecha
czasz, Czarny Rycerz nie darował
rzał zrówna
nadjechała pani Morgana z Mordretem i czarownikiem Bau
demagusem. Morgana zapytała Malaganta o przyczyn
gniewu, a kiedy j
dzę
i jego rycerzy. Uczynimy ci zatem wielki honor. Niech to mia
sto stanie si
kazała Baudemagusowi wymówi
Wiesz, rycerzu, Mo
sposobem Sorelois stało si
Nie wiesz, pani, dlaczego ona tak nienawidzi Artura? Prze
dzi swego kochanka.
niec odsun
mur,
blask odbijaj
naprawd
go wzroku, którym po
nić
urazi
imi
chwyc
Najpierw jednak poprosz
cony przez Baudemagusa.
drzwi, których wcze
Były tak ci
pchn
z otchłani usłyszeli przesycone l
męż
okrzyki bole
wielkiej piwnicy, której
lśniły opromienione krwawym
ź
ródła.
nieszcz
sze
przykrył sobie uszy dło
dowała si
z dziewczyn
słonił uszy. Miał wra
niewidzialne, acz obrzydliwe istoty, ocieraj
wciskaj
danej obietnicy jest obowi
przez niego czar. Wystarczy,
stosuj
szkody po prostu dlatego,
słowach nie wahał si
wypr
chciał odp
cha, i rzekł:
szyi biał
chu opadaj
sy, opu
tak gł
plamk
ś
cie do podziemnego korytarza. Dochodz
łasy ogłuszały go. Musiał bardzo intensywnie my
lowej, by nie poddawa
ogarniała jego serce, zaszczepiaj
dział,
nym razie bowiem b
Złoto
dał mu otuchy. Nie zastanawiaj
tworny huk. Ziemia zadr
rogach. Ze
mienie. W ostatniej chwili zrobił unik. Pot
rwała si
Szedł, jakby płyn
abli
liwe skargi i lamenty. Z wysiłkiem torował sobie drog
skalne rumowisko. W korytarzu panował piekielny hałas,
a wis
Niespodziewanie korytarz skr
oś
znalazł si
trzask p
mu odwrót.
po przeciwnej stronie. Bezimienny post
jony ju
dwaj uzbrojeni rycerze z obna
Pierwszy ustawiony był bardziej z przodu, drugi
ki za nim.
czary. Biada temu, kto o
nieruchomi i oboj
rzy
gó
od wej
wyż
raz zrozumiał,
li si
są
bardzo sprawny. Młodzieniec przekonał si
szedł bli
z szybko
Pot
Rycerz padł na ziemi
noś
uniosła si
na nogi i ruszył do przodu. Jak przej
drugi stra
i z impetem rzucił si
spręż
nię
słownie otarła mu si
dostał.
wrzask.
krótszy i prowadził do okr
jej progu, Bezimienny ujrzał po
nim pos
i cofn
usta i głosem cichym i matowym, lecz dziwnie dobrze sły
szalnym w
nię
Gdy po krótkim wahaniu chciał je wzi
snę
sze
a dotychczasowa wrzawa nagle umilkła.
by wyobrazi
czarnym jak smol
przypo
kich oczu pobłyskiwało czerwono jak roz
a otwarte pyski zion
dział niemiłosiernie
szą
ostrymi pazurami trzymał topór.
bie odwagi.
czy siak, brzydz
cerz
posta
młodzie
cios topora i osłaniaj
łby. Obaj walcz
nić
czym szybko wbił napastnikowi miecz w pier
Ugodzony j
mi wydobywaj
obok niego. Złapały go mdło
cie z trudem podniósł si
w bezruc
minku polana, a topór wypadł ze słabn
uwi
pochwy i podszedł do pos
dziane palce i podała mu klucze. Umie
na filarze i przekr
wielka czarna skrzynia. Pochylił si
otworzył zame
ż
e ogłuszony rycerz upadł na wznak. W tej samej chwili
sklepienie komnaty otwarło si
rozdzierane błyskawicami niebo. Przestraszony młodzieniec
ujrzał
rze. Niezwykłemu zjawisku towarzyszył przejmuj
stajny łoskot, jakby z tysi
oparta na jednej nucie rozpaczliwa pie
i mieszał si
Pioruny biły jeden po drugim, blask błyskawic raz po raz
roz
i przyspieszonym oddechem patrzył, jak ostatni kł
znika jakby wessany pr
wną
pos
i wyszedł na
lonej sukni. U
widokiem, jaki ujrzał, nie zwrócił na ni
słoń
rozbudzeni z gł
dzili z nich mieszka
ny odnajdowały m
tali si
ś
cia.
ła wdzi
wolno
gdzie Morgana i Baudemagus mogli ich zesła
Chod
przysi
sca. Dzie
wiesz,
oczach pojawił si
ko st
i przyjrzał si
-
Coraz bardziej zbity z tropu młodzieniec wzruszył ramio
nami.
noś
nia. Dlaczego mówisz: „nie mogłabym ci
zwoli
Mów, o co chodzi, i nie wmawiaj mi,
mnie, na co pozwol
powiedział bez namysłu, nie przebieraj
szy raz znalazł si
wiedział, jak ma si
nie:
przed godzin
wielkie niebezpiecze
i oboje nic na to nie poradzimy.
krokiem udała si
Czerwony ze zło
opanowa
swojej my
zamek obronny z dwiema wie
bram
męż
chem na twarzy pospieszył jej naprzeciw. Szcz
wiem, co mi strzeliło do głowy,
towi. Powinienem był przede wszystkim zadba
piecze
się
do r
niła zdanie i pozwoliła, by zakochany
palce.
czaru rzuconego przez Morgan
mojej gł
cie. Uratowałe
w piekle.
łym ciele. Przedstawiaj
działa:
tąd
odpowiedział zadowolony,
czę
- Powtarzała
potem na dziewczyn
giermek i opieku
mi si
jęć
hocie, nie mo
je dłonie. Galehot pobladły na twarzy zmierzył rywala wzro
kiem.
go zmieszany rycerz.
gardzi
cie?
acji.
a zarazem porywczy, od pierwszego wejrzenia wzbudził je
zanie, wymierzyłby ch
winna była całego zamieszania.
nuj
cha
-
walka na
niego.
wróciwszy si
hota, ruszył przed siebie. Zgromadzeni wokół placu miesz
kań
chyba nie całkiem uwolnił si
Morgany, gdy
wa
krzyczał Galehot.
-
ment młodzie
cza tr
i ponowił
rozcieraj
ostrze i nie zwa
wię
pał błyskawicznie miecz za r
ż
ył do gardła giermka. Kropla
tonem prosiła.
była tak si
gardła Galehota. Z satysfakcj
nie j
niezbyt zr
głupia?
co robisz?
miała swój bł
bym zabi
brody Galehota.
zanie, lecz ty nie zgodzisz si
działa
dzam.
dzie
ło ustalone.
narzeczonego. Po jego szyi płyn
wił
obietnicy, której wymagał od niej rycerz, wydawało si
zadaniem ponad siły.
by chciała zajmowa
niósł j
dzia
Rycerz wzi
Galehot obj
co robi. Dziewczyna podniosła głow
wała si
wspi
przyj
chał z miasteczka. Kiedy Ellana i Galehot zauwa
rzystaj
w tłumie opuszczaj
biegli za nim.
my zaraz w
runek. Czy mo
cze
łem wierny Malagantowi, lecz po tym, co si
niemal rówie
prz
wania,
go zranił. Polubił tego chłopca. Postanowił,
dą
czeka
Gorre.
Straciłem ju
mu wdzi
szła obok bez słowa, a on ani razu nie spojrzał w jej stron
Bezimienny z r
nad fos
wyjazdu z Kamelotu. Wyrzucał sobie,
wcale nie my
przywoła
nagrobny kamie
Okr
rzał co
cmentarzem, gdy zdj
szedł bli
Ginewry na kamiennej płycie nie zwrócił uwagi na drug
leżą
grób. Pochylił si
nagrobku i zacz
pię
usuni
czyków Malaganta.
wprost, w dolnej cz
cztery palce dłoni, kciuk przycisn
pchn
wyprostował si
biona złotem, drogimi kamieniami i cenn
ku, na alabastrowej tabliczce, widniał napis:
wane odkrycie, rycerz odwrócił si
która upadaj
znale
dziwnie bliskie, jak ulubione ubranie, które nosi si
czas, zdaje si
zmarł ze zgryzoty widz
w płomieniach.
młod
i syna.
-
Wyraz smutku i
czyny.
chciałe
Zwi
Nie odpowiem ju
by si
nałe
Ginewr
poś
wierno
obra
Merlina, o którym mówi
się
hota, który w pełnej zbroi prowadził na wodzy osiodłane
wierzchowce. Podbiegła do n
i zawołała:
która stała teraz otworem. Przez pewien czas posuwali si
z biegiem rzeki, przez któr
dze, zanim dotarł do miasteczka. Woda, która omal nie
zmieniła go wtedy w brył
płyn
w razie potrzeby odeprze
piecze
rzystwa Ellany. Nie chciał dłu
spojrze
stawały si
nagie, bezlistne kikuty. Wsz
mię
rzu, który pod ko
w powietrze.
wynikałoby to z pory roku lub raczej
go lasu, za w
lecz szara jak spopielała ziemia wieczna noc, otulaj
smutn
mieniach sło
otoczeniu jej woda wydała si
z góry do kamiennej misy w kształcie półksi
rozdzielała si
Niestety, najmniejsze nawet
brzegów, pokrytych czarnym rumowiskiem bazaltów i ob
sydianów.
wił Lancelot i zeskoczył z siodła.
czy
koił go Galehot.
ojca Ellany, króla Pellesa.
kleń
dziewczyna tonem, który nie dopuszczał sprzeciwu.
go do fontanny. Zwierz
stronie cembrowiny co
chylił si
Pomi
pię
i chciał podnie
kroków. Zacisn
było bł
łabym ci zaczarowanych podziemi, nie pokonałby
mocy i nie p
mnie potwór o trzech głowach.
ż
y do królowej i nie ma o czym mówi
mu w oczy, a jej
pragn
Czuł,
dziewczyny zostawiła jaki
serca.
brałe
uchodzi
przede wszystkim uczciwo
ność
wyrzec si
zło
i bez sensu po
nosi
sną
rycerza ma lojalne i dobre serce dziecka, b
gnąć
jednak zmi
z miło
głaskał kamienn
twoje zainteresowanie moj
wiedziałem ci o moich uczuciach. S
ca warta jest a
się
stałby
ko zastanawiał.
być
tajem
nicę
—
Lancelot podniósł głow
ło jednej gwiazdy.
nica, któr
niż
który nie ma sobie równych na ziemi.
oczy dziewczyny:
zło
ty grzebie
innych. Ju
twojej tajemnicy.
dotarło do niej wreszcie,
wykrzywiła jej twarz, a smutek z
i znikn
Droga, którą podążiali, przecinała szarą, jak okiem się-
gnąć płaską równinę, rozciągającą się aż po horyzont.
- Jesteś pewna, że zamek twojego ojca wznosi się gdzieś
tu niedaleko? - zapytał Lancelot.
Ellana nie odpowiedziała. Ukryta za welonem sięgającym
ramion, od czasu nocnej rozmowy nie odezwała się do niego
ani słowem. Galehot zbliżył konia do wierzchowca rycerza.
Niebo powoli jaśniało. Szarość, barwiąc się gdzieniegdzie
na niebiesko, złoto czy liliowo, stawała się mniej ponura.
- Przyspieszmy kroku. Korbenik jest już blisko.
Po przebyciu około pół mili, Lancelot dostrzegł wyłaniającą
się z szarego tła czarną sylwetkę budowli i ponaglił konia. Po-
czątkowo można było sądzić, że to tylko złudzenie, lecz w miarę
jak podjeżdżali bliżej, jej kontury stawały się coraz bardziej wy-
raźne. Dopiero kiedy podjechali na odległość strzału z łuku, zo-
baczyli otoczoną głęboką fosą, kwadratową, masywną warownię
z czarnych kamiennych bloków, zwieńczoną dwiema wieżami.
Ellana przyspieszyła i wyprzedziła Lancelota. Jej długi
welon powiewał na wietrze jak proporzec, gdy przez zwo-
dzony most galopem wpadła do bramy.
- Ellano! - krzyknął Galehot.
Nie zareagowała i zniknęła wraz z wierzchowcem w mu-
rach twierdzy.
- Mogę zapytać, co się stało Ellanie?
Na twarzy giermka i w jego głosie było tyle szczerego niepo-
koju, że rycerz braterskim gestem położył mu rękę na ramieniu.
- Uspokój się, to nic poważnego. Ellana poślubi cię, kie-
dy odzyska równowagę, i zapomni o urojeniach, jakie drę-
czą ją wskutek uroków Morgany.
127-
Kiedy podjechali do mostu, w dole nad fosą zobaczyli
czterech chłopców trzymających wielki szkarłatny płaszcz
z kapturem. W łodzi unoszącej się na wodzie, z której wyra-
stały białe lilie, pierwsze żywe rośliny, jakie ujrzeli, odkąd
wjechali do martwej krainy, siedział stary mężczyzna i łowił
ryby. Lancelot pozdrowił go i powiedział:
-
Jestem Lancelot z Jeziora, rycerz króla Artura. Towa-
rzyszę Ellanie, córce króla Pellesa.
-
Widziałem ją - odpowiedział starzec pogodnym głosem.
- Wpadła do zamku niczym furia, jakby przed kimś uciekała.
Witaj, rycerzu. Jestem Pelles. Ty też witaj, Galehocie.
Dał znak ręką: dwaj giermkowie chwycili cumę i wycią-
gnęli łódź na brzeg. Dwaj inni weszli ostrożnie na pokład,
owinęli starca płaszczem i znieśli go na ląd. Lancelot zoba-
czył, że ma chude, bezwładne nogi.
Król Pelles uśmiechnął się i wskazując zwodzony most,
rzeki:
-Wjedźcie do środka i zostawcie konie w stajni. Zaraz
do was dołączę. Mój „wierzchowiec" też ma dwie pary nóg
- rzekł z uśmiechem, opierając ręce na ramionach chłop-
ców, którzy zanieśli go do zamku.
Na dziedzińcu czterej giermkowie zaopiekowali się Lan-
celotem i pomogli mu zdjąć zbroję. Jeden odebrał od niego
hełm, drugi tarczę, trzeci pancerz. Czwarty nałożył na jego
ramiona szkarłatny płaszcz, taki sam, jakim okryty został
król. Galehot zabrał wierzchowce do stajni, a giermkowie
zaprowadzili rycerza do mieszkalnej części twierdzy.
Tu oczom Lancelota ukazała się ogromna kwadratowa
sala, największa, jaką kiedykolwiek widział. Trudno było
uwierzyć, że mogła zmieścić się w ciasnych na pozór mu-
rach zamku. Jej ściany były cztery razy wyższe od ścian
128
wielkiej sali zamku Kamelot, gdzie kilka dni temu odbyła si
ceremonia pasowania. Czterystu ludzi mogłoby wygodnie
tutaj biesiadowa
opartym na czarnych kolumnach piekły si
ż
u po
zdąż
leż
przyja
przygody spotkały ci
Lancelot
złych?
człowieka, który unika niebezpiecze
Dok
bardzo trudna?
most nazywany Mostem Miecza.
ś
niej roz
reakcji, u
moje nogi...
bię
roze
w zakłopotanie. Gdyby to on stracił władz
nował w opustoszałej jałowej krainie, na pewno nie byłoby
mu do
wielkim kominku, czekali na jego rozkazy. Na dany znak
złoż
łe drzwi w g
Gorre przez Most Miecza
powinien zachowa
mu o przysi
i losie, jaki go czeka, wi
nauczyło go przezorno
do zadawania pyta
się
sun
których powinien wyrzec si
wą
dzie si
przed Bogiem. Ellana przekonała go. Rozumiał,
do Ginewry oznacza sprzeniewierzenie si
nie przysi
ły jednak w stanie zawróci
low
no honor, jak i dusz
wią
uczuciami, do sali wszedł jeden z giermków, trzymaj
w dłoni włóczni
tkwił cztero
dzieniec zatrzymał si
Pogr
się
wiony. W
na palce giermka, lecz nie spadała na ziemi
nie pochodziła z rany zadanej włóczni
czy sposób wydobywała si
nak w my
mię
czy
z nich wnie
idą
oś
w zupełno
widok tej zaskakuj
i nadziej
rozja
tensywniej ni
pływ uczucia wywołał u
ny ledwo spogl
mal nie zauwa
dzone drogimi kamieniami. Kiedy trzej giermkowie wyszli
z sali tymi samymi drzwiami, w których znikn
z włóczni
dziony oboj
zwrócił uwagi.
ś
ciach rycerz powinie
dać
niestosowny
ma na my
wie na
odzywał, wytrzymuj
stary król.
długi jak ło
gdy ich pan oraz jego go
nie podano udziec z jelenia z pieprzem, a do tego wy
te stare wino w szczerozł
tytem. Mi
wi, który, jakby nic nie zaszło
stwo w zamku nad Jeziorem. W znakomitym humorze,
z niecierpliwo
w stron
- jak s
gia i
dostrzegał smutku w oczach i w głosie Króla Rybaka
Zreszt
przyczyny...
się
dług
ż
e gospodarz nie ma ochoty na dalsz
stanawiał si
się
nuj
ków, trafił wreszcie
z wie
zamku. Łó
padał ju
na gołej pos
Obawiał si
o tajemnicy, której nie chciał poznawa
ry, które przyniosła na tacy.
mo
je zachowanie.
i podniósł puchar do góry.
miaj
stroju
chciałem
cię
zbyt silne, bym mogła sobie z nim poradzi
nowiłam wykorzysta
Młody rycerz u
mocne, mocniejsze ni
cho
ny pokoju zawirowały mu przed oczami, po
snów
drzwi.
ma gor
chory, wr
ło,
cił koszul
ś
łoż
jąc rozpi
dze bł
cienkiego pachn
skały mu twarz, daj
kto
czył. Delikatny zapach
dra
sy okalaj
dyna.
wów tak cienk
kształtów. Wyci
ś
ś
wiata. By j
prawy, bitwy i rycerskie turnieje.
delikatnie policzki i brod
dotkn
niego.
rozgrzewa mu krew. A mo
znania? Serce zabiło mu mocniej, gdy usłyszał rozkoszn
zach
dło
Poczuł znajomy zapach wina, lecz nie wzbudziło to w nim
ż
adnych podejrze
kształtne ciało, a
zmysłowym cieple.
już
cona cisza.
obudzi
mię
Zdarzenia ze snu wydawały
go rzeczywisto
jeszcze smak wina podanego wieczorem przez Ellan
go: był jeszcze ciepły. Na pogniecionej poduszce znalazł
długi jasny włos.
najbardziej wyra
ale nie na po
był sen? Ginewra była tu naprawd
się
gną
kró
ziony przed chwil
nie,
skiem złota, ten za
zrozumiał,
głosem.
zdarze
twowierno
ła mu miłosny napój. To on wywołał nagł
chwilowy zawrót głowy i natychmiastow
napój zacz
Wiedziała,
za królow
rzą
chał j
sa, lecz najg
twowierno
korytarze, zagl
dzie było pusto, pokoje zostały ogołocone z mebli. Wydawa
ło si
przypadkiem znalazł si
i w jednej chwili skamieniał. Na podłodze le
zu. Spod pop
kę
Zawilgocone mury pokrywała sina ple
li, a w olbrzymich rozmiarów kominku zalegał stos starego
popiołu, wspomnienie dawno wygasłego ognia. Wszystko
wygl
ż
a, ustawionego na
dziurawa, mi
gę
stawili je giermkowie króla Pellesa. Pochylaj
nie
drewnia
a w powietrze wzniosła si
niespodziewanie pojawił si
ce wygl
ż
e Lancelot idzie w jego stron
do tyłu.
głosem.
nie, w po
drog
ki?
nowan
Mo
relois i pod nieobecno
a którego
i miałem cudowny sen.
się
o rę
nie ma winnic. Jeszcze jedno chciałbym wiedzie
ż
e nigdy tu nie byłe
zamek króla Pellesa i Jałow
im ojcu
mię
mieszkał.
wokowa
cią
przyjechał. Podła!
twoje szcz
zrodziło si
miło
cham.
walonych zabudowaniach stał
hota. Giermek zakładał im siodła oraz uprz
w kółko w
prawy wszyscy czynili mu wbrew. Wszyscy
samego
swoich celów. On sam, bł
dąż
Konieczno
szone przez niego trudy i nadawała sens jego
postanowił,
uwi
czył z potworami. Koniec!
- Wracaj do Sorelois, Galehocie, i nie przejmuj się Mala-
gantem - polecił. — Sam się z nim rozprawię, możesz być
pewien.
Młodzieniec dosiadł swego konia i pokręcił głową:
-
Nie ma mowy! Nie pozwolę, byś odjechał beze mnie.
-
Rozkazuję ci wracać do domu, rozumiesz? - nalegał
rycerz.
-
Nie wykonam twojego rozkazu.
-
Nie drażnij mnie, bo będę zmuszony obciąć ci uszy.
-
Zrobisz, jak będziesz uważał, ale ja i tak nie ustąpię.
-
Uparty głupcze! Zrozum, że nie jesteś mi potrzebny.
Trzymaj się ode mnie jak najdalej, tak będzie lepiej dla nas
obu.
-
Dla mnie nie, bo będąc blisko ciebie, szybciej odnajdę
Ellanę.
-
Dlaczego tak sądzisz?
-Wiem, że ona cię kocha i zrobi wszystko, żeby znów
cię zobaczyć. Będąc przy tobie...
-
Twoje rozumowanie jest bez sensu, wiesz dlaczego?
Dlatego, że jeśli twoja Ellana zbliży się do mnie na mniej niż
sto kroków, podetnę jej gardło. Czy chciałbyś ujrzeć ją mar-
twą?
-
Nie skrzywdzisz jej, Lancelocie. Jesteś rycerzem - po-
wiedział Galehot pewnym głosem i popędził konia.
Lancelot zaczekał, aż przejedzie zwodzony most, i wzru-
szywszy ramionami, ostrogami spiął rumaka, by go dogonić.
Fosa otaczająca twierdzę była sucha. Tam, gdzie jeszcze
wczoraj kwitły lilie, dziś sterczały jedynie ostre pędy jeżyn.
-
Dokąd jedziemy? - zapytał giermek.
-
Na północ. Tam, gdzie czeka na mnie Most Miecza
i moja królowa - odpowiedział Lancelot.
ROZDZIAŁ I\)
\\tyspa Gorre
1. Kost Kiecza
Lancelot i Galehot nie zsiadali z koni aż do zachodu słoń-
ca. Po południu opuścili wreszcie Jałową Krainę i jej smutny
spopielały krajobraz. Po przebyciu brodu na granicznej rzece,
zagłębili się w gęsty las. Przez cały dzień nie spotkali żywego
człowieka. W miarę jak posuwali się na północ, światło sło-
neczne było coraz słabsze a powietrze chłodniejsze.
Kiedy znaleźli się na skraju lasu, ujrzeli przed sobą rozle-
gły, bezdrzewny płaskowyż porośnięty gęstą trawą z kępami
wrzosu i żarnowca. Wąska droga była tak zarośnięta, że
miejscami prawie nie było jej widać. Najprawdopodobniej
od lat nikt nie zapuszczał się w te strony. Wilgotna bryza
osadzała na twarzy i dłoniach jeźdźców drobne kropelki sło-
nej wody.
-
Czuję bliskość morza - rzekł Galehot.
-
To dobrze. Przed północą dotrę do Gorre - ucieszył
się Lancelot i popędził wierzchowca, który pędem ruszył
przed siebie.
, 142
Gęsty dywan traw tłumił tętent kopyt i wydawało się, że
jeździec i jego rumak unoszą się nad ziemią. Mimo wysiłku
koń Galehota nie mógł dotrzymać im kroku. Giermek z da-
leka śledził białą sylwetkę podobną do zjawy, rysującą się
wyraźnie na tle ciemnego, zasnutego deszczowymi chmura-
mi nieba.
Po pewnym czasie wiatr rozwiał chmury, a promienie za-
chodzącego słońca zabarwiły pogodne znowu niebo na zło-
to i różowo. Galehot dojrzał, że jego towarzysz zatrzymał
konia i zamarł w bezruchu. By nie przeszkadzać, giermek
powoli podjechał do rycerza i zatrzymał się tuż obok. Lan-
celot stał na krawędzi płaskowyżu, opadającego pionowo do
morza. Skalna ściana była tak wysoka, że patrząc w dół na
wąską plażę rozciągającą się u jej stóp, można było doznać
zawrotu głowy.
- Oto Gorre!
Wyspa miała kształt stromej góry, wynurzającej się
z morskiej toni. Jej wierzchołek zajmował obronny zamek
zwieńczony potężną basztą. Zbudowane na zboczach poni-
ż
ej kamienne domy sięgały aż do portu, w którym nie cu-
mował żaden statek. Wysokie na trzy piętra fale przypływu
uderzały głośno o czarne, kamienne nabrzeże. Ich białe
grzywy pobłyskiwały złowieszczo w krwawym świetle za-
chodu.
-
Ponure miejsce - zauważył Galehot, drżąc na całym
ciele.
-
Takie jak jego pan.
Lancelot rozejrzał się po okolicy i z radością stwierdził,
ż
e nieco dalej na północ, wysoko nad powierzchnią wody,
widzi wąską linię.
- To most - zawołał. — Jedźmy tam.
143
Giermek, który bez chwili wahania pod
nie prowadził konia brzegiem przepa
czy to, co widzi, jest prawd
miecz. Jego stal l
mimo zapadaj
czubkiem w skaln
ś
cią
w jednej trzeciej jej wysoko
nia i podparłszy si
przepraw
pieczna. Most, dwa razy szerszy od normaln
miał długo
obosieczne ostrze było cienkie jak brzytwa.
przynie
ne fale rozbijały si
tu przyjechał? Pospiesz si
kaj do rana. Wyspany, w
twiej.
baby uwagi
odczepił tarcz
runkach nie b
i jak ma umocowa
szukał argumentów zdolnych przekona
gnacji ze skazanej z góry na niepowodzenie wyprawy.
maj
nie:
przyda, a podczas przeprawy czułbym si
zgrabny.
gą
pułapki?
wice.
by zdj
snym uszom.
tu na mnie czekał. We
brze
czy Gowen przeprawił si
się
cerzy, którzy mieli wyruszy
co wiesz.
wpadn
nię
Zrób to, co ci mówi
sam poprosz
mię
Ujechał wprawdzie kilka kroków, lecz kiedy ujrzał,
opu
tychmiast zawrócił, uwi
przepa
czowo dło
się
obficie. Z daleka wida
po l
stwierdził,
Lancelot wyjdzie z tej przeprawy
było zbyt mało miejsca, by wykona
dynie droga naprzód. Rycerz nie
tylko i
na drugi brzeg
cze
chem bólu poranionych dłoni i stóp. Przywoływał w pami
obraz Ginewry takiej, jaka odwiedziła go poprzedniej nocy
we
ło mu sił. To nic,
się
wą
kochał i jej zawdzi
były przeznaczone dla niej i tak naprawd
na czu
z dło
wilgotn
szą
nej nocy.
mgł
ustawionym obok kominka. Ta ponadosiemdziesi
dama przez prawie pół wieku sprawowała jedynowładcze rz
dy w swoim pa
nych oraz innych władców. Jej bystry umysł, sprawiedliwo
i szlachetn
umrze
stwo doprowadzi jej ukochane królestwo do ruiny.
zamierzam przez całe
ziemi. Mam wi
mnie wielka przyszło
Morgana siedziała swobodnie rozparta na swoim siedzisku
i zielonymi kocimi oczyma wpatrywała si
wpółprzymkni
a ona czochrała pieszczotliwie jego kr
kruczoczarnych lokach, zielonych ruchliwych oczach i peł
nych zmysłowych wargach. Sprawiał wra
i patrzył na otoczenie z wła
fryda.
ustalone zasady i wysłał w pogo
Nie mam dla niego odrobiny szacunku.
kiś
oznacza?
nię
powiedniom tego syna demona. Przyszło
musi by
wyj
na swoj
gło
ło z pułapki Zdradzieckie
wał mnie te
od Przyszłego Cmentarza.
nie Morgana.
Jałow
wsz
na,
gdy
nalezienia.
go Graala odnajdzie Bezimienny Rycerz o czystym sercu".
Pierwsza cz
jest czyste. Nie mówi
pełnia je bł
newra, dlatego nie zdziwiłabym si
ś
cia przez Most Miecza.
mowie, przyskoczył do fotela Morgany.
kierujemy si
wojny z Arturem, wi
Graala dla mojego Mordreta.
się
w gwiazdach,
i niczego takiego nie dostrzegł.
ś
lisz,
On umie tylko wykonywa
niezale
i gdzie go uwi
ją opiek
była mnie
o fotel matki, uniósł powieki i spojrzał w gór
nad nim ksi
ły si
Pokonany, odwrócił si
Gdyby Bezimienny jakim
trzymam go raz na zawsze.
ta. Młodzieniec tymczasem złagodniał a jego oczy odzyska
ły sw
syna? Czy
na swojego.
pię
w nim to, co mogłoby przypomina
ny brat, ten wzór cnót, jest sztywny i nudny, ja za
dzi zmiennych, zaskakuj
ła si
swoj
kiedy przestanie ju
pomy
zdołał powstrzyma
matka poczuła,
wał si
ból wspomnieniem królowej, w miar
go siły, jej wizerunek zacierał si
Lancelot został sam, bez
w pustce nad czarn
bólem, skazany był wył
jakby było tylko trzema pozbawionymi tre
Utraciwszy nadziej
praw
wiele brakowało, a byłby spadł do morza. Chwycił mocniej za
ostrze. Wydawało mu si
wyrwał mu si
w wykrwawionym sercu zabrakło nadziei, i
zyska
z odr
sylwetki pary pot
mu si
rannej bryzy, zauwa
brzegu czekaj
dzo blisko.
wych sił. Wyspa była tu
i zeskoczy na brzeg strze
bić
łaniaj
ś
cił ostrze i z j
koziołkował spory kawałek. Zabrakło mu ju
czego
ną
ny, przez dłu
trzył w czarne niebo. Miał wra
podniesie. Stracił tak wiele krwi, i
cza
Ś
wiadomo
w nim resztki energii. Podniósł si
o skał
wią
ogromnego cierpienia wreszcie tego dokonał, ujrzał nad
głow
miał siły wyci
skałami. Schylił si
pachem
dojrzał w trawie jaki
ny pier
zawsze w kieszeni. Widocznie podcz
z niej wysun
Lancelot ko
stanawiaj
prężą
lewej r
manie karku w
ś
wiatło pi
mów.
przodu tak,
czeka
ich bezlito
się
gła skalistym zboczem. Mocny, przeciwny wiatr wiał im
prosto w twarz, utrudniaj
Malagant zamiast zwolni
wał krzycze
ostrym zakr
Most Miecza.
przykuło ich wzrok. O
den z nich wcze
i zaraz zgasło. Było tak mocne,
pod zamkni
-To niemożliwe...
Lancelot z uwagą przyglądał się swoim dłoniom: były
białe, gładkie, bez żadnych skaleczeń ani blizn. Stanął
o własnych siłach i wykonał pełny obrót: również w stopach
nie poczuł najmniejszego bólu.
Zaledwie wsunął pierścień Wiwiany na palec, otoczyło
go ostre zielone światło, pochodzące jakby z wnętrza klej-
notu. Rany zabliźniły się momentalnie, żyły napełniły świe-
żą
krwią, a umysł odzyskał dawną jasność. Krwiożercze
lwy zniknęły, czy raczej przemieniły w młode charty, które
łasiły się u jego stóp i merdały wesoło ogonami, domaga-
jąc się pieszczot.
Lancelot chętnie zostałby z nimi, by nacieszyć się niespo-
dziewanym uzdrowieniem, lecz w górze nad sobą, mniej wię-
cej w odległości strzału z łuku, dojrzał zapalone pochodnie.
W ich migotliwym blasku rysowała się czarna sylwetka Mala-
ganta i lśniące zbroje dziesięciu Saksończyków. Jednym ru-
chem ręki wyrwał miecz zakleszczony między skałami, wsu-
nął go do pochwy, osłonił ramię tarczą i ruszył w drogę.
Planował okrążyć wyspę od wschodu. Aby zrealizować
swój cel, musiał za wszelką cenę uniknąć spotkania z Mala-
gantem i jego ludźmi. Był pewny, że Czarny Rycerz jeszcze
tej nocy, wbrew wszelkim zasadom kodeksu rycerskiego,
będzie próbował go zamordować. Pragnął zmierzyć się
z Malagantem, lecz twarzą w twarz, w blasku dnia. Oddając
się pod sąd boży, unieważnić wynik poprzedniego pojedyn-
ku, zakończonego przegraną seneszala Keu. śeby doczekać
się uczciwego starcia, musiał uniknąć pułapek i podstępów,
do jakich zdolny był książę Gorre.
155 _,
Porywczy rycerz nie miał przygotowanej strategii. Zgod-
nie ze swoim temperamentem nie zastanawiał się z góry, ja-
kie podejmie kroki. Wierzył, że bieg wydarzeń podsunie mu
najwłaściwsze rozwiązanie.
Minąwszy kilka kęp niskich sosen, z trudem trzymają-
cych się zbocza, stracił z oczu światła pochodni. Jego wro-
gowie z całą pewnością zeszli niżej i zatrzymali się przy Mo-
ś
cie Miecza. Pozwalało mu to zyskać potrzebny czas.
Pewniejszy siebie szedł dalej, nie zwalniając kroku. Silny
dotąd wiatr przestał dokuczać, miejsce stało się bardziej za-
ciszne. Lancelot doszedł do wniosku, że obszedł już znacz-
ną część wyspy. Od tej strony jej brzeg był jeszcze bardziej
stromy. Miejscami skała opadała niemal pionowo do morza.
Mgła podniosła się znowu i z wielkim trudem dostrzegł pra-
wie niewidoczną kamienistą ścieżkę. Nie wahał się ani przez
chwilę i niemal po omacku rozpoczął wspinaczkę.
Był już wysoko, gdy nagle za zakrętem ujrzał niewielkie
okute żelazem drzwi. Dostępu do nich broniło dwóch war-
towników uzbrojonych w piki. Przykucnął za krzakiem głogu,
badając sytuację. Tuż przed nim wznosiła się potężna surowa
budowla, wykonana z dużych bloków ciosanego kamienia,
pozbawiona okien i gzymsów.
Lancelot ciekawy, jakie jest jej przeznaczenie, bezsze-
lestnie zrobił kilka kroków i ukrył się za następnym krza-
kiem, bliżej drzwi. Przyczajony, obserwował strażników,
gdy nagle usłyszał za sobą jakiś hałas. Nie zdążył się od-
wrócić, gdy ktoś zaatakował go od tyłu. Ogłuszony ciosem,
upadł na plecy. Padając, odruchowo uderzył napastnika
łokciem w brzuch i usłyszał przeciągły jęk. Próbował wstać,
lecz nieznajomy rzucił się na niego z mieczem. Rycerz zro-
bił zręczny unik i chwytając za rękę przeciwnika, zabloko-
156
wał cios. Ostrze miecza znieruchomiało w powietrzu, tu
obok jego czoła.
nie osuszyłem morza. Widocznie od rdzy strzyka mi w sta
wach, inaczej nie usłyszałby
ptak.
uś
stwierdził Gowen.
trzymuje tu naszych ludzi, uprowadzonych podst
czas najazdu na ziemie króla Artura. W
moich przyjaciół. Co powiesz na mój plan, Bezimienny Ry
cerzu?
I ch
rował ostrze piki w stron
dział bez skr
znali,
wrócił do kraju w towarzystwie kilku cudzoziemców i z oba
wy, by nie urazi
Rycerze spokojnie podeszli do stra
skoczenia, wyrw
lili ich na ziemi
zawieszone u pasa, i najwi
mdłym
szerzało si
gło
plecami o mur, Gowen podszedł bli
ś
rodka.
stał dzban wina. Musieli ju
nałych humorach. Gowen dał znak i obaj z Lancelotem
zwinnym susem wpadli do izby. Rozległ si
den stra
otrzymał
do ko
dalszej cz
ne, a powietrze tak st
pod ziemi
wadz
cały czas szedł pierwszy. W połowie wysoko
skie głosy. Nie chc
ś
ci, zdmuchn
w kompletnych ciemno
z gł
ż
elaznych drzwi. Umieszczone pomi
nych uchwytach pochodnie były w wi
liły si
li trzec
kają
Zaskoczeni m
rycz
Kiedy w blasku pochodni poznali,
bardzo młody, było ju
cza, zanim jeszcze zd
rzenia upu
na włóczni
i schował miecz do pochwy.
zdobycz przed sob
Gowena, który miał wyra
oczach ukazał si
rzę
czym pchn
niż
czał co
który chciał pomóc mu zdj
kominka i drzemała. Nie zwa
szarpn
a zł
spojrzeniu nie wida
oko ciskało gromy, br
wo
samego diabła.
wdarł si
obchodzi? Odpowiedz mi w ko
wied
przeszedł przez Most Miecza?
szał.
pod adresem intruza, który o
ruszył do wyj
pokoju.
wan
zrobi
piej wyjd
Nie jeste
przy kominku ze skrzy
jętnym wyrazem twarzy.
pani
obelgi nie były w stanie jej dotkn
znale
swoich rycerzy.
ło, dopadliby ci
krzykn
wś
powiedz nam wreszcie, co tak bardzo wyprowadziło ci
z równowagi.
czenia, znacznie ju
wie, na kamieniach, widziałem pełno krwi. Na miejscu lwów
znalazłem dwa młode charty. Przeszukałem z moimi lud
całą
ne ciało!
ciem!
w łagodne pieski.
stało, Malagancie. Przyjmij do wiadomo
przybył do Gorre i b
zem trafisz na znacznie trudniejszego przeciwnika i nie pój
dzie ci ju
cię
działaj rozs
swoje kłopoty.
gam,
wało rozgoryczenie, Malagant wyszedł z komnaty. Morgana
uś
ma przed sob
cho
kiem
nim momencie nie pojawił si
nii pasowania nie rzucił wyzwania twojemu m
znałaby
zji po
Byłby ci
ciu. Bł
czasu do czasu rzuciłaby
cień
zywaj
miem doskonale. Artur, mój brat, jest taki nudny. Tak bez
nadziejnie moralny. Chowa si
i tłumaczy,
zywa
i ukryła si
komnaty. Morgana równie
przystojny i dobrze wychowany kawaler zapałał do mnie mi
łoś
na, wyró
wprost do ucha:
Daj upust swoim pragnieniom, a wszystko b
prostsze.
nym głosem Ginewra.
cerzu oraz niezwykłych dowodach jego miło
na, wierno
z rozkosz
ła w ciemnym zak
kiem,
rozja
Mgła opadła całkowicie, powietrze zrobiło się przejrzy-
ste, a na czarnym nocnym niebie lśniły miliony gwiazd. Go-
wen i Lancelot posuwali się przodem, wiodąc za sobą około
stu uwolnionych z lochów Gorre więźniów - mężczyzn, ko-
biety i dzieci. Niektórzy nieśli broń zdobytą po opanowaniu
miejscowego garnizonu. Pochód osłaniali trzej rycerze Artu-
ra: Kadoen, Brehu i Karadigas. Po drodze nie obyło się bez
przeszkód. Sześciu Saksończyków Malaganta chciało od-
ciąć uchodźcom drogę do portu, lecz nie mieli szans. Spra-
gnieni walki po długim pobycie w więzieniu rycerze z przy-
jemnością rozsiekli ich mieczami na kawałki.
Lancelot i Gowen pierwsi przybyli do portu. Nigdzie nie
było ani jednego wartownika. Prom także nie był przez ni-
kogo strzeżony. Jego płaski pokład zdolny był pomieścić
dwadzieścia koni i cztery razy tyle ludzi. Gowen, nie tracąc
czasu, szybko wydał trzem rycerzom stosowne polecenia:
-
Karadigasie i Kadoenie, pomóżcie ludziom wsiąść na
pokład.
-
Ty, Brehu, obejmiesz dowództwo i doprowadzisz ich
do Logru.
-
A ty, Gowenie? - zapytał rycerz.
-
Ja zostanę w Gorre. Obaj z Lancelotem mamy tu jesz-
cze coś do załatwienia.
-
Chętnie wesprę was swoim mieczem.
-
Dzięki, Brehu, ale oni bardziej potrzebują twojej po-
mocy — rzekł Gowen i przyjaznym gestem poklepał towa-
rzysza po ramieniu.
-
Być może spotkasz Iwena, miał zebrać ludzi i ruszyć
nam z odsieczą. Powiedz mu o promie.
165
Kiedy wszyscy ulokowali się już na pokładzie, pożegnał
przyjaciela i z pomocą Lancelota odwiązał cumy. ICaradigas
i Kadoen uruchomili kołowrót ciągnący łańcuchy i prom po-
woli zaczął oddalać się od nabrzeża. Jego pasażerowie pod-
nieśli ręce i długo żegnali pozostałych na wyspie wyzwolicieli.
- Co robimy? - zapytał Gowen.
Lancelot pokazał ręką różowiejące na wschodzie niebo.
- Wkrótce wstanie dzień - odpowiedział. - Czas wypeł-
nić zadanie.
Pierwsze promienie wschodzącego słońca oświetlały
basztę zamku, gdy Lancelot i Gowen podeszli pod wieżę
bramną.
-
Kto idzie? - zapytał potężny Saksończyk, stojący na
murach.
-
Gowen i Lancelot, rycerze króla Artura! Przybywamy
do Malaganta, księcia Gorre!
Saksończyk nie odpowiedział i zniknął za blankami.
-
W każdej chwili możemy spodziewać się nowej zasadz-
ki - niepokoił się Lancelot.
-
Nie sądzę. Znam królową Elfrydę. Nie pozwoli synowi
pohańbić swego domu.
-
Obyś miał rację.
Usłyszeli chrzęst łańcuchów opuszczających most zwo-
dzony. Po chwili drewniana konstrukcja oparła się z gło-
ś
nym hukiem o kamienną krawędź fosy i obaj rycerze mogli
wejść do zamku.
Na dziedzińcu ujrzeli co najmniej pięćdziesięciu Saksoń-
czyków uzbrojonych w topory i włócznie. Wyprężeni stali
166
nieruchomo w dwóch równych szeregach po obu stronach
przej
przeszli przed nimi spokojnym, wolnym krokiem, jak przed
gwardi
pod ich adresem uszczypliwe uwagi, kilku próbowało ich
obrazi
wprost pod nogi. Gowen widz
wieniał z gniewu i oparł dło
mu r
weszli razem do wielkiej komnaty na parterze. Malagant był
sam. Zało
pozór spokojny i rozlu
nych go
deszli bli
w moim
mnie odwiedzi
nasz
pobyt w lochach wi
Logru.
dzie. Wbił dłonie w por
mas gniewu.
krzyczał na cały głos.
mnie wył
Gowena.
nie. Kto ci bronił? To mi
stwo seneszal musiał si
mu czoło.
geś
rze Okr
braku odwagi.
- zapytał z ironi
za godnego przeciwnika i chciał stoczy
którym stchórzyłe
ru z tob
jest mo
z tob
młodego
uwa
to ty przeszedłe
uwa
je dwa lwy zmieniły si
charty.
mona. My
diabelski pomiocie?
rza rybom na po
sty policzek. Czarny Rycerz zachwiał si
płon
poder
ty. Gowen i Lancelot wycofali si
cami o kominek dobyli mieczy, gotowi broni
dłego.
w ich stron
w drzwiach komnaty. Zgarbiona i dr
ramieniu wysokiej, złotowłosej damy o szlachetnych rysach,
ubranej w bł
newr
jedn
pomniał o Malagancie i jego pi
bę
bójstwo czy inna zbrodnia splamiły moj
Sakso
Malaganta. Gwardzi
proszyli si
syna, który stał nieruchomo z r
sprzeciwi
patrz
dziej
zha
wię
-Ale
słany przez Merlina. Walka nie b
Królowa zwróciła si
uczciwie i sprawiedliwie, nie korzystaj
rów?
usłys
dziei,
li, gdy Elfryda powtórzyła pytanie: „Rycerzu, czy przysi
gasz...?", Ginewra posłała mu u
wszelkie dr
pyta: „Czy przysi
cham?"
-Tak pani, przysi
rzekła Morgana.
wej
z Gowenem na dziedziniec, szykowa
fryda z Ginewr
nego pomieszczenia, gdzie czekali na niego dwaj Sakso
czycy z broni
szczyt wie
odziany był w dług
rze. Morgana zastała go, gdy pochłoni
krz
wym sadłem, martwych sów, jaszczurek i kotów oraz niezli
czonej ilo
wi. Na wi
ręk
pracy, o
dret, który wychylił si
czą
ostro
tajemnic
stej przyjemno
rytarz.
lusterko mocniej do piersi i powoli zszedł po schodac
komnaty Ginewry.
Malagant odniesie zwyci
Ginewra jest mi jeszcze potrzebna. B
przeciwko Arturowi. W tej chwili najwa
zbyli si
lecz ona tuliła go tak, jakby był jeszcze małym chłopcem.
- rzekła czule, całuj
Saksończycy ustawieni pod ścianami szczelnie otoczyli
dziedziniec. Ze stajni przyprowadzono kilka osiodłanych
wierzchowców. Gowen przyglądał się im uważnie, oceniając
ich budowę, szybkość i siłę. Po chwili zastanowienia jego
wzrok padł na młodego ogiera, białego jak śnieg. W bojo-
wym rynsztunku, z głową chronioną nagłówkiem ze ster-
czącym grotem, miał na grzbiecie siodło z wysokim łękiem,
krótkie wodze i żelazne strzemiona. Zadowolony z wyboru
rycerz odprowadził go do północnego narożnika, gdzie cze-
kał Lancelot.
Spokojny, wręcz pogodny, wybrał prostą zbroję z żela-
znych łusek. Lewe ramię osłaniał tarczą z dwiema szkarłat-
nymi szarfami, a pod prawym trzymał lekki hełm bez przy-
łbicy ze skórzaną osłoną na nos.
Malagant, oczekujący w południowym narożniku, do-
siadł już swego konia. W pełnej zbroi z czarnej matowej sta-
li, w takim samym hełmie i z tarczą z herbem Gorre, był go-
towy do walki. Kary rumak rżał niecierpliwie, nerwowy jak
jego pan.
- To twój pierwszy pojedynek, posłuchaj więc mojej rady
- pouczał młodego rycerza Gowen, podprowadzając go do
białego rumaka. - Pamiętaj, że w walce tarcza jest równie
ważna jak włócznia. Nie sądzę, by Malagant próbował wysa-
dzić cię z siodła. Raczej zaatakuje wprost, by od razu prze-
szyć cię na wylot.
Lancelot słuchał roztargniony. Podniósł głowę i rozglądał
się to w lewo, to w prawo rozbieganym wzrokiem, aż Go-
wen zapytał.
- Co to, śledzisz lot ptaków?
173
-Wybacz, przyjacielu. Szukam królowej.
- To odwróć się za siebie.
Ginewra stała w górnym oknie wieży za jego plecami.
Z powodu odległości nie widział, czy się uśmiecha, lecz sa-
ma jej obecność dodała mu odwagi i pewności siebie.
- A teraz na koń! - zarządził Gowen.
Lancelot wskoczył na siodło. Wsunął włócznię podaną
przez przyjaciela pod pachę i mocno uchwycił rzemienie
tarczy. Jego przeciwnik po drugiej stronie dziedzińca zrobił
to samo.
Gowen podniósł rękę i opuścił ją szybko, dając sygnał do
rozpoczęcia pojedynku:
- Do ataku! - zawołał.
Spięte ostrogami rumaki wyrwały pędem do przodu,
w mgnieniu oka znalazły się naprzeciwko siebie, a zmuszone
przez jeźdźców do trzymania linii, z ogromnym impetem zde-
rzyły się czołowo. Wypuszczone przez rycerzy tarcze i włócz-
nie poleciały do góry i spadły na kamienną posadzkę dzie-
dzińca, pękając na kawałki. Uderzenie było tak silne, że łęki,
popręgi i strzemiona puściły, a rycerze zostali wyrzuceni
z siodeł i znaleźli się na ziemi.
Częściowo oszołomiony upadkiem Lancelot, pierwszy
stanął na nogi. Odrzucił szczątki połamanej tarczy, dobył
miecza i spokojnie czekał, aż Malagant pozbiera się z ziemi.
Czarny Rycerz wstał i podniósł przyłbicę. Nigdy dwuko-
lorowe oczy nie ujawniały tak wyraźnie dwoistości jego cha-
rakteru, brutalnego i słabego zarazem. Lancelot zrozumiał,
ż
e do nikogo nie żywił dotąd podobnej nienawiści i nikt in-
ny równie mocno nie nienawidził jego. Malagant czuł za-
pewne to samo, obaj bowiem rzucili się jednocześnie na sie-
bie jak rozjuszone dziki.
174
licznym d
się
wietrzu, obaj przeciwnicy z wielk
za ciosem, lecz
swoj
w drug
wag
wię
rozpaczliwej obrony.
Sakso
zaś
gną
Malaganta zaskoczyła go. Ze smutkiem my
szkoda, i
dziony pych
i opu
w górze. Malagant wydał okrzyk triumfu. W jego głosie
dza krwi mieszała si
bierze mu zwyci
ś
mierci swego młodego towarzysza i przyjaciela.
rozerwał zwarty szereg Sakso
rwany ze snu, podniósł na
Malaganta, odepchn
zaskakuj
tu. Sakso
jego stalowy naramiennik jak skorupk
na kolana. Krew z rozci
i barwiła na czerwono r
mu przyłbic
ciosu, lecz nie zd
go niebieskie oko i przeszył mu czaszk
twy na ziemi
znała od dnia, w którym pr
Odeszła od okna z obawy,
cji, gdy zwyci
kiwaniu na zasłu
dnia porwania, poniew
wa. Jednak walczy
rozwa
skoro młody rycerz tylekro
nieraz ryzykował
laganta?
płon
pier
sob
chwili,
mywała jednak swoje uczucie w gł
- szczególnie Gowen, wzór rycerza i znawca kobiet
nabrał najmniejszego podejrzenia. Nie potrafiła popełni
czalny. Nie była gotowa do ofiary, jakiej wymagałaby od niej
ta miło
zdolna wyrzec si
chanym z dala od wszystki
rytm, policzki
i podzi
w sposób tylko dla niego czytelny, da mu do zrozumienia,
ż
e o
trudne. Wystarczy, by ich spojrzenia przelotnie si
A potem...? Potem wróc
wszystko si
wietrza, by przekona
Wychowanie, które odebrała jako królewska córka, do
ś
wiadczenie, które zdobyła jako królowa, nauczyły j
wa
i nienawi
wszedł niepozorny, zgarbiony człowieczek, widziany przez
nią
złe czary w cmentarz. Jego
od
wybaczy
chwili.
Musisz to zobaczy
królowa, popełniła niewybaczalny bł
zechciała w por
mniej spójrz!
z obsydianu. Zrobił to tak gwałtownie,
chowo.
w niej widzisz.
ka. Miała odpowiedzie
fla poja
błę
stę
oczy i błogi u
go rycerza.
sterka, jakby chciała je pogłaska
jawiła si
Była naga lub prawie naga, bo spowita tylko w mu
tunik
kobieta w lusterku usiadła na ło
Ginewra prag
tej wyj
ją
ra teraz gładzi go czule po policzkach, brodzie i piersi
nie, jak u
do siebie i całuje w usta.
demagusa. Kruc
i rozbił si
połyskuj
dawn
je zebra
ś
my najlepszego zrobili?
ciało Malaganta, Gowen pomagał Lancelotowi zdj
ję. Wyko
i nie odpowiadał na gratulacje towarzysza. Sprawiał wra
ż
enie,
dzieje.
mo
szła na dól, aby przyj
rzekł i poci
cenionych przez królow
stwem, ale z pokor
bocznym rycerzem, twoja reputacja w Logrze b
równa mojej.
wyraz twarzy i od progu szukaj
z u
dynie k
tały si
szedł i zło
W jej bladej, pomarszczonej twarzy jedynie oczy pozostały
nadal
-
Ukl
dała.
matce, wyrazy szczerego
gant, mój syn, był za
ne ambicje i to doprowadziło go do zguby. Teraz Gorre po
zostanie bez władcy. Co stanie si
i moim ludem?
i ja zapewnimy króla Artura o twoich m
wych rz
pewno we
każ
le znaków przepowiada twój los. Staraj si
tać
Wybranego oraz podziwiałam jego czyny.
nie tchnienie. Jej r
i ci
dworki rzuciły si
wały modlitw
był niespokojny, lecz by nie trapi
zachowa
dama
dynku do zwyci
ność
i oddanych mu Sakso
gdy
dzą
ku. Gowen, który nie zauwa
łał wesoło:
ś
nię
łaś
niejszych pojedynków, jakie kiedy
z ironi
zaskoczony postaw
uwag
wiedliwie. Kilkana
- Robi
przed tob
jaka spotkała jego przyjaciela, Lancelota, rycerz, nie dał si
uciszy
nia, gdy
Gowena za rami
się
Pierwszy raz od pocz
wa
tkn
mnie,
cały Kamelot b
czy
młodego rycerza, na jego pokorn
bie,
serca ma dla niego tyle czuło
Rycerz zrozumiał
kretnie si
dzieniec stał u stóp schodów, królowa kilka stopni wy
rze b
mi. Zakochani m
się
dać
pliwo
sztuczkom Baudemagusa? Mo
ny, które widziała w lusterku, licz
poczuje zazdro
i odtr
- najlepszym krokiem b
i z pami
Pragn
jemnicze odpowiedzi, pełne półsłówek, niedopowied
zji kryły
ś
miał wypowiedzie
obawy si
-
Lancelot podniósł głow
pami
niem. Brak mu było siły, by znie
Nie zauwa
ani chłodu.
ki napój oraz rozkosz, jakiej dost
Ginewry.
mniała sobie sceny widziane w lusterku: bł
ko i swojego rycerza obejmuj
puszczała,
od Lancelota na kilka krokó
zdradzonym i poni
li zamek Gorre, w którym trwał
bu królowej Elfrydy i jej syna Malaganta. Nie zauwa
Morgana i Mordret obserwuj
czyli
dzie kolej na Artura.
ś
mierci Czarnego Rycerza fale uspokoiły s
jące wysp
póki nie wyl
odezwała si
w milczeniu, jakby nieobecny, a rozmowny zazwyczaj Go
wen, po kilku nieudanych próbach nawi
zygnował i zamkn
ś
cie
gdzie stało kilka kolorowych namiotów. Gowen rozpoznał
z daleka Iwena i Brehu, którzy wyszli im na spotkanie.
szych wiadomo
cerz wskazał Lancelota i g
ganta, a wcze
oczywi
od niedawna masz imi
dy i niebezpiecze
kosztował sławy i przyjemno
w Kamelocie, a wtedy skrzy
wione.
pragnie go widzie
sprawy. Chodzi o kobiet
mow
nie!
gniewany Gowen za
rzystwa Malaganta pomieszało jej si
wskazuj
skarcił go Lancelot.
Kamelotu. Zobaczysz,
sze miejs
odej
Młody rycerz odjechał w stronę skalistego brzegu, a gdy
był już dość daleko, odwrócił się i podniósł rękę.
- Zegnajcie - powiedział ze smutkiem.
Dłuższą chwilę stał nieruchomo wpatrzony w morze
i walczył z pokusą, by rzucić się w przepaść. Odkąd nie
mógł liczyć na miłość Ginewry, życie przestało mieć dla nie-
go jakikolwiek sens. Dzień był słoneczny i ciepły, lecz on
czuł przeszywający chłód. Chłód ten pochodził z niego sa-
mego, z jego zmrożonego żalem serca.
Kiedy wreszcie oddalił od siebie myśl o samobójstwie
i odszedł od brzegu, po obozowisku nie było śladu. Osiodła-
ny biały rumak gotowy do drogi stał spokojnie i skubał
rzadką trawę. Gowen i Iwen zniknęli w oddali, a z nimi Gi-
newra.
ROZDZIAŁ \>
Dolina bez Powrotu
1. Prawda i legenda
Mijało lato, bardziej suche i gorące niż zazwyczaj. Słońce
ś
wieciło jasno na bezchmurnym niebie. Doliny i wzgórza po-
rastała gęsta zielona trawa, wśród której kwitły różnokolorowe
piękne kwiaty. Mimo upału nie brakowało wilgoci. W rzekach
i strumieniach płynęła czysta, przejrzysta woda, a źródła wy-
tryskiwały nawet tam, gdzie nie widziano ich od końca Złote-
go Wieku.
W Logrze i sąsiadujących z nim królestwach rozpoczął
się okres pokoju i pomyślności. Król Artur nie miał już wro-
gów, a przynajmniej sądzono, że ich nie ma. Organizował
festyn za festynem, turniej za turniejem. Nigdy wcześniej
ż
ycie w jego zamkach w Kamelocie i Karduelu nie upływało
tak beztrosko i radośnie. Od lat też miłość króla do żony nie
była tak widoczna, jak po jej powrocie z niewoli. Ginewra
po przykrych doświadczeniach związanych z porwaniem,
znacznie się zmieniła. Była nadal piękna, lecz jakby dojrzal-
sza. Rysy jej twarzy wyostrzyły się, cera stała się bledsza.
189
Spośród rycerzy jeden Gowen - z natury tak wesoły
i otwarty - pogrążył się w melancholii, która odbierała mu
dawną chęć do uciech. Niekiedy wczesnym rankiem, nim
jeszcze zmęczony całonocną zabawą dwór zaczynał budzić
się do życia, wspinał się na wysoką wieżę obserwacyjną i da-
remnie wypatrywał powrotu Lancelota.
Nadeszła jesień. Doliny, wzgórza i lasy pożółkły, poczer-
wieniały, zbrązowiały. Liście opadły. Niebo coraz częściej po-
krywały pędzone wiatrem chmury, początkowo białe, kłębią-
ste, później ciężkie, ołowiane, nabrzmiałe deszczem. W Ka-
melocie i Karduelu gromadzono stosy drewnianych polan.
W kominkach rozpalano ogień, który swym migotliwym żół-
tym blaskiem bardziej oświetlał, niż ogrzewał wychłodzone
wielkie komnaty.
Rycerze przesyceni nieustannymi ucztami i turniejami
zaczynali się nudzić. Król stracił dobry humor. Mieszkańcy
zamku widzieli nieraz, jak głęboką nocą zmartwiony i ponu-
ry błąka się po korytarzach, jakby obawiał się zbliżyć do
komnat Ginewry. Królowa przestała pokazywać się publicz-
nie. Nikt nie wiedział, co się z nią dzieje. Panny służebne
szeptały między sobą, że całymi dniami leży w łóżku, a jeże-
li już zdecyduje się wstać, siedzi godzinami w oknie i nieru-
chomo patrzy w dal, za mury miasta, jakby czekała, że ktoś
lub coś wróci jej dawną radość życia.
Uciekając przed nudą, rycerze, za przykładem Gowena,
coraz częściej wyjeżdżali z zamku na długie polowania.
Przemierzając usiane zwiędłym listowiem leśne drogi i błot-
niste ścieżki, zapuszczali się w poszukiwaniu zwierzyny aż
na granice królestwa. Wieczorem, przy ognisku, na którym
piekła się upolowana zdobycz, snuli tęskne opowieści
o dawnych czasach. Nikt nie miał odwagi wyznać głośno, że
_ 190
ż
ałuje czasów, gdy wojna wypełniała tre
i nadawała mu sens. Iwen, Brehu, Karadigas i inni setki ra
zy wypytywali Gowena o okoliczno
za Malagantem. Chcieli zna
łach p
Rycerza. Opowiadaj
ozdabiał j
uwypuklaj
ta z Jeziora. Prze
w zachwyconych słuchaczach nadziej
kiedy
sach Kornwalii. Pod
się
ś
niegu. Lekkie i puszyste wirowały w powietrzu unoszone
wiatrem. Kiedy był dzieckiem, niania mówiła mu,
anielskie pióra. Stara kobieta nie chodziła do ko
chowana w wierze przodków czciła poga
kapłanów, druidów.
z niej. Na widok pierwszego
nie, twój Bóg szykuje sobie wspaniał
ły z piór". Jeszcze przez kilka lat podrastaj
obra
lem piek
jący na pla
jącą
ż
ony we wsp
tał si
spodziewanym spotkaniem wpatrywał si
biały płaszcz i kaftan wydały mu si
cała posta
twarz, nie miał ju
miona.
chomo, sztywny jak pos
uś
i tyle.
ś
nie
ś
niegu wygl
chudła twarz, niedbały zarost na policzkach i zapadni
podkr
Patrzył przed siebie obcym niewidz
nie wiedział, gdzie jest i co si
mow
lotu. Wszyscy na ciebie czekaj
sakso
dziłem si
dzimy ju
ludzie, których zabiłem. Ci akurat byli Sakso
W ostatnich miesi
i w Szkocji.
Rozpalimy ognisko i spokojnie porozmawiamy.
przyjacielowi.
drog
ś
niegiem pla
odwracaj
który mnie pokona
mieci. Kilka razy Gowen wzywał go do powrotu, lecz ser
ce podpowiadało mu,
łanie.
przemierzał rozległe ziemie poło
Logru. Bł
staczał pojedyne
po drodze rycerza wyzywał do walki na
wsze zwyci
ciwnikom nigdy nie darował
nigdy nie po
najodleglejszych zak
które z ka
przera
bardowie od siebie dodawali wci
góły, tak
dziło, i
larny,
tach, a chłopcy w zabawie sprzeczali si
który wcieli si
i prawdziwy, pojawiał si
dróg lub przy bramie miasta. Rzucał wyzwanie, a kiedy jaki
ś
miałek stan
Rycerza uwa
kona, zyska sław
oraz legend rycerskich. Niektórzy sami szukali okazji, by si
z nim potyka
którzy chc
każ
wszelkim przy
pem, atakowali grupowo po kilku lub kilkunastu, przygoto
wywali zasadzki. Wszystko na pró
kolwiek si
drodze, zamykali si
wali na jego wyzwania. Gdy si
ny most, rozstawiali na murach łuczników i kazali im strze
lać
ciwników. Lancelot zmuszony był uda
dnie, gdzie liczył na spotkanie z Sakso
bardzo wyczerpuj
sobie na krótki czujny sen, za dnia uga
i bezdro
pierwszy od wyjazdu z Gorre, miał dziwny sen. Przy
mu si
w podziemiach Sorelois, pod zaczarowanym cmentarzem.
Walka trwa
chwili zrzucił hełm z głowy przeciwnika i zobaczył samego
siebie. Zmagał si
strzygn
znale
od dawnego
nych zwi
rza z Kornwalii. Nieprzytomny ze zm
do samego siebie, wyzwał go, powalił kilkoma ciosami mie
cza i zabrał mu konia.
twa cisza.
ptaki i zwierz
dy rycerz usn
otworzył oczy. Była ciemna noc. Przed nim, w
prz
króla Pellesa, w którym sp
miał zawróci
tliwe
krytym
gę
podpartego na czterech kolumnach. Posuwał si
omacku, a mimo to bez trudu odnalazł drzw
a nast
kroków na kamiennych stopniach rozbrzmiewał gło
lokrotniony echem. Cho
nał si
ujrza
koń
go na gołej posadzce siennika, siedział Galehot i jadł co
tał Białego Rycerza, jakby rozstali si
i rzekł z u
szę
przypuszczałem,
dziesz.
Miecza udałem si
ciebie. Po powrocie królowej wszyscy mówili o twoich czy
nach i spodziewali si
wrócisz. Bywałem na turniejach, obserwowałem potyczki naj
lepszych rycerzy, lec
godnym ciebie przeciwnikiem.
i grzał r
turowi, nie chciałem wi
zrozumiałem,
łem do Sorełois, na dwór mojego ojca, ale tam te
nie widział. Wtedy postanowiłem,
Pellesa.
sam mnie tu przyprowadził. Inaczej wcale by
baczył.
zostaje mi jeszcze czeka
szym człowiekiem, jakiego widz
się
ry ci podała, był wyj
działał tylko jedn
odrzuciłem jej wzgl
wać
go twarz nagle posmutniała, i po
prawd
cał tylko wyzwania, zabijał pokonanych i nie korzystał z na
leż
dzie
opowiedziałem ci t
winienem mie
Teraz rozumiem, jaki ból czuła, gdy wzgardziłem jej uczu
ciem. Dzi
z rycerzy Logru i całej ziemi zostałe
mo
my w Kamelocie marzyły tylko o tobie!
pewno by
było
się
ku. Cho
nieuleczalna choroba.
sercu. Poczujesz ulg
cze raz i mo
uwolniłem j
mówisz zbyt skrótowo, zbyt pobie
wszystko dokładnie, przypomnij sobie wi
staranniej dobieraj słowa.
nowa, rozdrapywa
miesi
nie zobaczyłem.
cerz sko
obejmuj
nowała gł
okoliczno
nych znaków, nagłych zmian sytuacji.
ła go
przed tob
go ranka, bez uprzedzenia, wyjechała razem z nimi. Potem
trafił
jego ojca i rzuciła na miasteczko zły czar. Nie uczyniła te
go osobi
Malaganta, któremu poleciła zamieni
tarz.
tem? Odpowied
Mówisz jednak,
Morgana ni
nie u
który był jej sojusznikiem? Dlaczego wreszcie wcale si
pokazała?
Morgana miała za nic Malaganta i wasza walka nic j
obchodziła. Pragn
wiem jaki. Wiem jedynie
dzi swojego przyrodniego br
Prawdopodobnie, wykorzystuj
wła
hot przyło
rywał.
newr
waż
cios. Trac
takż
celot, nie p
ale licz
ła, lecz wprost mnie nienawidzi. Morgana rozumowała
prawdopodobnie tak jak ty. Nienawi
wała jej plany. Wszystkie magiczne sztuczki
słabe, by wzbudzi
Przychodzi mi do głowy inna wersja, bardziej odpowiadaj
ca wrodzonym skłonno
jest ona bardziej obeznan
wie, czy nienawi
nie jest przypadkiem jej dziełem?
miast od
po chwili zastanowienia jednak jego entuzjazm zgasł.
co Morgana miałaby wzbudza
mnie?
pokonany. Przed czarami broni ci
jej nie spotkałem, nie wiedziałem nawet,
szkodzie jej planom i postanowiła si
Nie wiem, jak walczy
rwała z serca Ginewry nienawi
w tym jedyna osoba, która oprócz Merlina, zdolna jest
unieszkodliwi
z wdzi
ku odwrotnym ni
melotu. Tym razem nie towarzyszyła mu wspaniała
nie miał te
jeden, okryty sukiennym brudnoszarym płaszczem, w po
gniecionym pancerzu, nosz
pii. Na pierwszy nocleg zatrzymał si
Wbrew swoim dotychczasowym zwyczajom, zbli
do rycerskiej siedziby, nie wyzwał nikogo na pojedynek, lecz
na nie spał tak spokojnie, nie l
kto
by przedosta
trwał niespełna tydzie
rozległe, połyskuj
a powierzchnia wody pokryta była cienk
Lancelot wprowadził do wody konia, który przera
chciał zrobi
wierzchowca za uzd
kiej toni.
znikn
go rumak przemierzali zielone ł
wem ptaków gniazduj
ani słoty okolicy. W głowie Lancelota o
z dzieci
gdy
o przyszłych bohaterskich czynach. Zrozumiał,
udzielił mu dobrej rady, a on słusznie go posłuchał.
stary nauczyciel
garbion
trzymał r
by bił si
go, jakby
się
się
chowawcy i marszcz
scy my
jeszcze kilka dni temu byłem jak martwy.
Pasuje do ciebie jak do mnie zbroja
ż
e widzi młodzie
ś
cia do zamku.
zamku. Szybko mijał kolejne komnaty i korytarze, przeska
kuj
powszechn
tu. Pocałował po drodze okr
swojej starej piastunki, pozdrowił przelotnie Sared
pywał przyja
nych towarzyszy dzieci
wpadł do komnaty Wiwiany.
gni
głę
a ż
liła go do siebie.
- Inteligentny chłopak z tego Galehota - powiedziała,
kiedy opowiedział jej wszystkie przygody, jakie przeżył od-
kąd rozstali się w Kamelocie.
Prawdę mówiąc, Wiwiana wiele z nich znała, gdyż o wy-
czynach młodego rycerza często mówiono i tu, nad Jeziorem.
Kiedy Lancelot błąkał się po drogach Szkocji i Irlandii, sława
jego legendarnych zwycięstw dotarła do każdego zakątka An-
glii, a nawet do zamorskiej Galii. Wiwiana znała szczegóły je-
go walki z Malagantem, wiedziała o uwolnieniu Ginewry, nie-
obce były jej także jego inne przygody. Wiedziała również
o trwającej kilka miesięcy nieobecności rycerza w Kamelocie,
który triumfalnie obchodził nastanie pokoju. Martwiły ją do-
chodzące coraz częściej relacje o jego śmierci. Według jed-
nych utonął, według innych - został ścięty, rozerwany na ka-
wałki, starty w proch. Tylko sprzeczność docierających do
niej informacji pozwalała zachować resztki nadziei, że kiedyś
go zobaczy.
-
Sądzisz, że to Morgana wszystko uknuła?
-
Jestem skłonna w to uwierzyć.
-
Dlaczego to zrobiła? - dziwił się Lancelot. - Kim ja dla
niej jestem? Nie mogę w żaden sposób jej zaszkodzić.
-
Nie wiesz wszystkiego, mój drogi.
-
Powiesz mi w końcu, co powinienem wiedzieć? -
uniósł się młodzieniec. - Od kiedy przybyłem do Kamelotu,
ż
yłem wśród tajemnic i niedomówień.
-
To nie takie proste - oświadczyła.
- Nie rozumiem, dlaczego.
Wiwiana zawahała się.
206
- Urodziłeś się i zostałeś wychowany tak, by pomyślnie
wypełnić zadanie, które wypełnić może tylko jeden człowiek
na tej ziemi. Warunkiem koniecznym, byś uwieńczył to zada-
nie sukcesem i odnalazł to, co miałeś odnaleźć, było to, że
wyrośniesz z dala od świata. Tylko pełna izolacja gwaranto-
wała, że nigdy nie dowiesz się, co masz odnaleźć, ani jaki
charakter ma mieć to poszukiwanie.
-
To jakiś absurd! Jak mógłbym szukać czegoś, czego nie
znam, czy znaleźć coś, czego nie szukam? Nawet gdyby,
skąd miałbym wiedzieć, że to właśnie to?
-
Na tym polega głęboki sens poszukiwania, Lancelocie.
Rycerz wybrany przez Boga ma kierować się czystym sercem
i tylko jemu ma powierzyć swój los. To serce podpowie mu, że
zadanie zostało zakończone i że znalazł to, co miał znaleźć.
Ci, których spotkałeś na swej drodze, zwracali się do ciebie
w sposób dwuznaczny i niezrozumiały, wierząc, że to ty jesteś
Wybranym. Nie mogli mówić inaczej, wtedy bowiem twoja
misja straciłaby sens i nie byłbyś już zdolny jej kontynuować.
Lancelot pokręcił głową.
- Ta rozmowa nie ma sensu. Nie dowiem się z niej wię-
cej, niż dotąd wiem. Powiesz mi przynajmniej, czy napraw-
dę masz pewność, że to ja jestem tym... Wybranym?
Wiwiana umilkła i w komnacie zapadła kłopotliwa cisza.
- Nie, Lancelocie, nie jestem już pewna. Widzisz, kiedy
opowiadałeś mi przed chwilą o swoich przygodach, miałam
wrażenie, że zbliża się moment, w którym okaże się, że zada-
łeś Dwa Pytania, które miały otworzyć ci dostęp do przed-
miotu, będącego celem poszukiwania. Okazja taka była ci da-
na, lecz ty jej nie wykorzystałeś. Twoje serce nie podpowie-
działo ci, że masz to uczynić.
207
den człowiek mo
ż
e to konieczne.
kiem. Nie wiedział nawet,
znak, wypowiedziała jakie
dzić
dostrzec, mimo
ś
wiatło. Gdyby nie ono oraz
ś
lałby zapewne,
W chwili gdy młody rycerz stracił nadziej
na miejsce, niespodziewanie znale
Lancelot podniósł głow
jakiego mo
niebo. Na
skało bogate w wod
w skromnym płóciennym ubraniu zanurzał w nim dzban.
celot zauroczony tym
tym bardziej, i
szedł dalej przed siebie. Nagle uderzył w
ło. Starzec z dzbanem roze
jedn
bezpiecze
dział
pustelnika?
inn
wię
Przyznam,
wiada
zreszt
i d
mi si
zagotowa
celot.
w zielonym kaftanie i eleganckich zielonych spodniach.
gdy...
szepn
dni.
moc czytania w ludzkich sercach
szukam ucieczki w przeszło
nię
dełku, patrz
dzy palcami.
lubi
wiana.
wie, oparł wygodnie na łokciu i zacz
go z
przez pann
rem Złudze
Pewien m
szego i najroztropniejszego z ludzi, przecz
opinii, popełnił bł
pozyska
mocy i wyjawił najcenniejsz
ta mówiła,
branym, któremu da
i mówił dalej:
Chrystusowi podc
sakrament Eucharystii: przemienił chleb w Swoje Ciało, a wi
no w Swoj
Judasz, wydał Go kapłanom. Chrystus został ukrzy
by mogła si
ce, która usiadła na brzegu
w krystalicznej wodzie.
naczynie. Pewnego dnia Józef z Arymatei, który sprawował
nad nim piecz
Anglii i ukrył Graala w sobie tylko znanym miejscu. Nast
nie stworzył Okr
niejszych, najszlachetniejszych rycerzy. Przy stole pozosta
wił jedno wolne mi
kto odnajdzie Graala i postawi go na
ś
miałków pragn
ginę
cerz bez skazy, otrzyma łask
sią
na ziemi na tysi
jej lot.
pokonuj
Nie b
rycerza, który jest im poddawany. Mówmy o tobie. Pami
wałe
cemu si
Albo ten, kiedy oddałe
który nic nie upolował, a wydawał za m
gotowy tak post
Łoż
jedynków. Ty wyszedłe
ciosu.
czar, który zamienił miasteczko Sorelois w Przyszły Cmen
tarz. Twój grób, jako jedyny, pozostał na miejscu. Jak my
ś
lisz, dlaczego? Bo to byl twój grób. Czekał na ciebie, by
mógł podnie
Gdyby
nym, inne imi
wiana.
pomniał wyjawi
do rzeczy. Nast
cza. Brawo! Wykazałe
ż
ałe
Trzy jak trzy Osoby Boskie.
trzecie
Cmentarz w
pełnie nie rozumiem, po co nara
prawy przez Most
łem j
Bardzo si
dział sam sobie:
si by
matu. O ile si
w zamku króla Pellesa?
mienie innymi. Podczas wieczerzy, kiedy siedziałe
przy stole, do komnaty weszli giermkowie. Jeden niósł
włóczni
przed wami przeszli dwaj giermkowie nios
z płon
niami.
lin.
celocie, twoje oczy widziały Krwawi
nak
od ciebie oczekiwał. Na Boga, o czym wtedy my
kiem! Nie b
dzić
ra odbiera zmysły i rozum.
go, kiedy wyjawiłe
głeś
jej wzajemno
mał
liłem odebra
doprowadziłam do ich spotkania. Przecie
Lancelota, by słu
i twoj
celu. Przez ciebie on, Wybrany, nigdy nie odn
bym w stanie przeszkodzi
Jednak, tak naprawd
stał wybrany przez Boga dopiero wtedy, gdy Graal znajdzie
się
nym. Lancelot pokonał dług
Wybrany nie zaszedł tak daleko.
wią
kło, by mógł wróci
Coś
szans
i na oczach Wiwiany oraz Lancelota z przystojnego eleganc
kiego m
w zniszczonym, płóciennym ubraniu.
waż
lu, uwa
nie jestem. Ja tylko podpowiedziałem ci jak
ty sam wszedłe
ką
Radz
chasz Ginewr
lin.
Ginewry jest tyle nienawi
w sercu Wiwiany.
już
radc
zwykle pop
wsze udawało mi si
Którego
wierna Igrena odrzuciła jego zaloty, zdobył j
Uż
męż
ni. Owocem ich miło
i ksi
mi nadprzyrodzonymi zdolno
kowo prosty podst
do niego wielk
syna, swojego przyrodniego brata. Kiedy dorósł i obj
dzę
jej zemsty.
Mordreta na tronie Artura oraz sprawi
odnalazł Graala. Mordret nie jest rycerzem bez skazy, nie
ma czystego serca, o jakim mówi przepowiednia, lecz jego
matce to nie przeszkadza. Nie zale
nował okres tysi
Zło, a Zło zapanuje na
goś
kontynuował wypowied
imienia w wigili
zna na pami
gnąć
obronn
Przy całej swej przebiegło
gdzie ukryty jest Graal, dlatego nie przypuszczała,
do króla Pellesa. Nie wiedziała,
zagro
rzysta
chłopcze,
ś
wiecie, ponad
czucie honoru i wierno
sza jest miło
na, która jak nikt inny zna si
o tym wiedziała. Pokazał
Króla Rybaka... Sam wiesz, do czego wtedy doszło.
nie poznał.
trzebna.
dzi
wstrz
newra ci
mógł doczeka
i wyja
Odwrócił si
go Wi
blisko drzwi, zawołała:
i przenocowa
i łą
znajomy krajobraz, Lancelot wspominał beztroskie dzieci
stwo, kiedy nie my
puszczał, jakie przygody zgotuje mu l
Wiwiana, gdy znale
Celu, jaki mogłe
dawnych czasów
dokiem. Tym razem stary nauczyciel wygrał bez trudu. Młody
rycerz zbyt zaj
podczas któr
nia. Niepokoił si
jej zazdro
uczynił, to wył
Wczesnym rank
Dosiadł wierzchowca, wzi
wadził na lon
w wyspiarskiej cz
Ś
kału
nieba rysowały si
się
Postanowił nie traci
trze
niu dróg przecinaj
sylwetk
w drzemk
i podskoczył z wra
Musiałe
razem widzieli
dercy i zdrajcy popełniaj
A ty, rycerzu, nadal szukasz swojej ukochanej?
wsi
rzadko mam okazj
ponad
przyjmie ci
tej samej damy, któr
z Czarnym Rycerzem i jego rudymi zbirami, to zapewniam,
ż
e niedawno ze swoj
sza od wielkich, zimnych komnat Kamelotu. Le
stą
co ma robi
bój si
gę
melotu, mo
rzekł i uderzył konia batem. Wózek potoczył si
drog
zachód.
szał.
orszak Ginewry. Pochylony nisko, przytulony do ko
szyi tak
jak strzała w
równej drodze przeszkody i wpadł z koniem do gł
łuż
się
kozła, wyl
szwanku, lecz niestety,
nym kr
przymocował j
ż
e musiał zatrzyma
w zaro
szczelnie peleryn
konał kilka skłonów, by przywróci
ny sen, lecz mimo wysiłku nie mógł przypomnie
szczegółów. Krótka gimnastyka poprawiła mu nastrój. Strz
sną
Niebawem znalazł si
niewysokie, poro
ne w
Ś
cie
ś
cią
ż
ych letnich kwiatów. Pchn
podmuch ciepłego powietrza musn
murem rozci
w gt
pię
krystalicznie czyst
brał si
z ró
niu pn
noś
go nie spotkał, udałby si
nie
niż
zapominajkami
Lancelot był pewny,
drzewami.
a na niej fontann
z jakiego wykonane były ławki w ogrodzie. Na jej brzegu
siedziała młoda kobieta w stroju do konnej jazdy i układała
bukiet z kwiatów.
znajdzie. Ten ziemski raj był miejscem stworzonym specjal
nie dla niej, by mogła w nim odpoczywa
jemno
czeniu, z dala od zgiełku dworskiego
prawd
stron
widocznie nucił
Usiadł za ni
podkre
ska
Musiał da
stę
pleni
ż
e ujr
nieobecna jak przedtem doło
i szukał słów,
w
sła wzrok ku górze i jak pogr
przygl
celot zwiesił głow
rozmawia
przyczyn tej niech
trzymałem si
z miejsca i poszła w stron
szedł
mniej,
jeszcze ja
serce jest zaj
dą
leż
niech
i słodkiej prawdy? Została
łem oszukany. Wysłuchaj, mnie...
cej glicynii, poło
niedost
na otaczaj
Lancelot.
dzenia.
dło
poni
dzeniu Lancelot poczuł si
Zło
cydowanym krokiem podszedł do Ginewry i spojrzał jej pro
sto w twarz.
oczach
resowania,
wyraz obco
z realnym
niego, lecz go nie widzi. Zacisn
wymówił cicho słowa, które tak dawno chciał
dzie
pojawił si
miona, by obj
wić
miała, co do niej czuje.
radosny jak wi
wzi
mionami
ła si
ra, na któr
była niematerialna jak duch. Kiedy sobie to u
krzykn
a na ławce przy
prze
ukochan
ciach. Wielu kochanków marzy o takim spotkaniu, a ty, nie
wdzi
sce,
dzisz, jest tylko złudzeniem, niematerialnym sobowtórem.
Lecz powiedz, Lancelocie, czy sama miło
jedynie złudzeniem, absurdalnym wytworem chorej wy
obra
manowce?
da si
w pustk
ła ciała.
Zreszt
i zapachami napawa mnie wstr
go wszystkie siły, stał si
gana.
brze ci zrobi. Długi, bardzo długi pobyt. Ten ogród stan
się
piel
wa Ginewra zrywała
z siebie powiedziała:
zostanie w tym ogrodzie dopóty, dopóki ty b
przebywał. Nie opu
ka jestem wspaniałomy
godno
odezwiesz, nie odpowie ci. Có
skoro prawdziwa Ginewra, jak mówi
w twoim sercu.
gro
miłego pobytu w Dolinie bez Powrotu
się
furtki, przez któr
mniejszy
i o wiele pot
nę
wysoko
te, ż
Lancelot zdał sobie spraw
ucieczki.
rą". Zauwa
nicznie te same gesty: zrywa te
samym miejscu na marmurowej kraw
nie w tym samym momencie u
włosów. Starał si
chronił si
czały
tylko jeden raz dziennie. Zrywała zawsze to samo czerwone
jabłko, odgryzała jeden k
wś
adresem najbardziej niewybredne obelgi. Wzywał j
przybyła osobi
Jednak Morgana pozostawała oboj
szy zak
jedzenia i bez picia, wierz
mu wybawienie. Widocznie jednak prawa natuty nie działa
ły w zakl
głodówka nie
wia. Był skazany na
bę
nował. Pochylił si
cią
podkre
ła podzi
z r
trzymywał si
czywała. Opowiadał jej o swoim dzieci
wiany, o przygodach, jakie spotkały go w drodze do Gorre,
o zielon
czasu pozwalał sobie na
je na nie wesołym u
niej w milczeniu, jak kto
go doskonale nawet bez słów.
dobrej nocy i oddalał si
przygotowywał drobiazgowy plan na nast
Odkąd przestał być biernym uczestnikiem zdarzeń, po-
czuł się znacznie lepiej. Czynna postawa okazała się najsku-
teczniejszą metodą wałki z cierpieniem, jakie zadała mu
Morgana.
Z biegiem czasu poznał na pamięć każdy ruch, każdy
gest, każde skinienie „Ginewry" i sam starał się organizo-
wać spacery tak, jakby miał wpływ na ich przebieg. Dopaso-
wywał idealnie swoje ruchy do jej ruchów, swoje gesty do jej
gestów. Wiedział dokładnie, nad którym kwiatem się pochy-
lić, by właśnie ten wybrała i włożyła do bukietu. Wiedział,
kiedy zażartować, by wywołać jej wesołość, a kiedy powie-
dzieć coś miłego, by nagrodziła go uśmiechem. Siadał na
ławce, a ona tuż potem siadała przy nim, jakby odpowiadała
na jego zaproszenie. Gdyby ktoś obcy wszedł do ogrodu,
nie ośmieliłby się im przeszkodzić, nie chcąc burzyć dosko-
nałej harmonii panującej w tym związku.
Mijały lata. Lancelot stracił swój młodzieńczy wygląd
i zmienił się w dorosłego mężczyznę. Jego rysy wyostrzyły
się i wyszlachetniały, a przystojna sylwetka nabrała większej
powagi.
Zdarzało się, że nie mógł opanować żalu i całą noc pła-
kał. Ile jeszcze lat będzie musiał spędzić w niewoli? Po ta-
kiej nocy nie szedł na spotkanie z Ginewrą. Spędzał samot-
nie dzień i stopniowo odzyskiwał nadzieję. Może w końcu
przyjdzie dzień, kiedy odzyska wolność?
KONIEC
Spis treści
Rozdział I - DZIECIŃSTWO ...............................................
7
1.
Porwanie ..............................................................................
7
2.
Jezioro...................................................................................
18
Rozdział II - BEZIMIENNY RYCERZ ..................................
36
1.
Podróż ...............................................................................
36
2.
Prezentacja .........................................................................
41
3.
Miecz .................................................................................
50
4.
Wyzwanie ..........................................................................
54
5.
Karzeł z wózkiem .................................................................
61
6.
Zdradzieckie Łoże .............................................................
71
Rozdział III - KRÓL RYBAK...................................................
81
l.Bród......................................................................................
81
2.
Pierścień ..............................................................................
86
3.
Przyszły Cmentarz................................................................
94
4.
Imię ......................................................................................
110
5.
Kaleki król ............................................................................
122
6.
Podstępny toast ..................................................................
133
Rozdział IV - WYSPA GORRE.................................................
142
1.
Most Miecza ......................................................................
142
2.
Obraz kochanków ..............................................................
160
3.
Odtrącenie ............................................................................
179
Rozdział V - DOLINA BEZ POWROTU..................................
189
1.
Prawda i legenda...................................................................
189
2.
Powietrzne Więzienie ..........................................................
203
3.
Dolina bez Powrotu ............................................................
218
Christian de Montella
Krew i śnieg
Nad państwem Artura po długim okresie pomyślności i dobro-
bytu gromadzą się ciemne chmury. Wszystko wskazuje, że nad-
chodzi ciężka zima. Percewal, młody Walijczyk, wychowany z da-
la od świata w ostępach Zagubionego Lasu, przypadkowo spotyka
rycerzy Okrągłego Stołu i dołącza do ich grona. Dokonuje boha-
terskich czynów. Walecznością i odwagą równy jest Lancelotowi,
choć brak mu obycia i dwornych manier. Czy ocali świat arturiań-
skich ideałów przed niebezpieczeństwem grożącym mu ze strony
czarownicy Morgany, jej syna Mordreta i sprzymierzonych z nimi
ciemnych mocy? W królestwie Logru zapowiada się bezlitosna
walka na śmierć i życie. Na białym śniegu widać już wyraźnie
czerwone plamy krwi.
Walczcie u boku rycerzy króla Artura o zwycięstwo Światła
nad Ciemnością, Dobra nad Złem!