Tytuł: BIBLIA - księga na dzisiaj
Autor: John R.W. Stott
Treść tej krótkiej książki została przedstawiona jako seria pięciu kazań w All
Souls Church przy Langham Place w Londynie w lutym i marcu 1980 r.
Dziękuję Michaelowi Baughen, wtedy rektorowi All Souls za zaproszenie
mnie do wygłoszenia kazań, Inter-Varsity Press za sugestię, że powinny one
zostać spisane i opublikowane, Markowi Labbertonowi, mojemu byłemu
asystentowi za przejrzenie pierwszego szkicu i poczynienie wielu pomocnych
uwag oraz Vivienne Curry za przepisanie na maszynie wersji ostatecznej.
Chociaż starałem się usunąć najbardziej oczywiste cechy kazania i
rozszerzyłem niektóre zagadnienia, które z powodu ograniczeń narzucanych
przez kazalnicę były potraktowane skrótowo, materiał pozostał zasadniczo
taki sam, jak pierwotnie wygłoszony. Powstanie książki jako serii kazań
tłumaczy pewne jej cechy. Każdy rozdział to objaśnienie tekstu biblijnego.
Nie ma przypisów. Styl jest raczej kolokwialny niż literacki. A czytelnicy,
których miałem na myśli to ludzie podobni do tych, którzy tworzą rodzinę
kościoła All Souls, to znaczy studenci i inni myślący laicy, którzy pragną
poważnie zastanawiać się nad autorytetem i znaczeniem Biblii.
Książka zatem nie jest niczym więcej niż wstępem. Ważne kwestie, które
dyskutuje się dzisiaj w kręgach naukowych, na przykład zagadnienia
znaczenia języka, wpływu kultury, socjologii wiedzy i postrzegania prawdy,
nie są tu prawie w ogóle podnoszone. Jest to bowiem podstawowa książka
na temat historycznego chrześcijańskiego podejścia do Pisma Świętego i na
temat rozumienia Biblii przez nią samą, które muszą być ciągle
przedstawiane w każdym pokoleniu, i które pozostają zasadniczą
perspektywą, z której można zmagać się z innymi naglącymi problemami.
John Stott
wrzesień 1981
Copyright for Polish Edition (c) 1996 by Instytut im. T.B.Barrata
Wersja WWW powstała za zezwoleniem wydawcy:
Instytutu Wydawniczego AGAPE
ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa
[ mailto:agape@hsn.com.pl ] agape@hsn.com.pl
Wstęp
Pozwólcie, że poczynię kilka uwag przygotowawczych.
Po pierwsze wyobrażam sobie, że wszyscy wiemy, iż Biblia pozostaje
światowym bestsellerem. Słyszałem, że Koran został przetłumaczony na 128
języków. A jednak cała Biblia została przetłumaczona na 275 języków, Nowy
Testament na dalsze 495, a przynajmniej jedna księga Biblii na dalsze 940.
Daje to w sumie 1710 języków i dialektów, na jakie zostały przetłumaczone
znaczne fragmenty Biblii. W 1979 r. Zjednoczone Towarzystwa Biblijne
rozprowadziły 501 milionów egzemplarzy Biblii, a całkowita sprzedaż na
świecie musi wynosić tysiące milionów. Dlaczego? Dlaczego ta stara księga
pozostaje na szczycie list bestsellerów?
Po drugie, co brzmi paradoksalnie, ta często nabywana księga jest księgą
zaniedbaną. Prawdopodobnie dziesiątki tysięcy ludzi, którzy kupują Biblię
nigdy jej nie czytają. Nawet w kościołach poznanie Biblii jest tragicznie małe.
Trzydzieści lat temu Cyril Garbett, wówczas arcybiskup Yorku napisał, że
"większość mężczyzn i kobiet (w Anglii) nie modli się, chyba że w chwili
przerażenia, nie czyta Biblii, chyba, że szuka słowa do krzyżówki ani nie
wchodzi do kościoła jak rok długi, chyba że przychodzi na chrzest, ślub lub
pogrzeb". Jeśli było to prawdą trzydzieści lat temu, to jest to jeszcze bardziej
prawdziwe dzisiaj. Niewielu rodziców czyta Biblię swoim dzieciom, nie
mówiąc już o nauczaniu z niej. Niewielu członków kościoła praktykuje
codzienne rozmyślania nad Biblią. Niewielu kaznodziejów sumiennie zmaga
się z biblijnym tekstem do tego stopnia, by wychwycić zarówno jego
pierwotne znaczenie jak i współczesne zastosowanie. A niektórzy przywódcy
kościelni mają czelność publicznie głosić, iż nie zgadzają się z jej jasno
wyrażoną doktryną lub nauczaniem etyki. Jest to sytuacja tragiczna. Jak
można temu zaradzić?
Moja trzecia uwaga wstępna dotyczy przekonania, że Biblia jest prawdziwie
księgą na dzisiaj. Uznanie jej wyjątkowej inspiracji i wynikającego z niej
autorytetu było do niedawna częścią historycznej wiary wszystkich kościołów
chrześcijańskich. Na pewno poddanie się autorytetowi Pisma Świętego albo,
jak powinniśmy to lepiej określać, poddanie się autorytetowi Boga
przekazanemu nam przez Pismo, zawsze stanowiło i nadal stanowi główny
znak ewangelicznych chrześcijan. Wierzymy w jej pouczenie. Przyjmujemy
jej obietnice. Staramy się wykonywać przykazania. Dlaczego? Głównie
dlatego, że wierzymy, iż Biblia jest Słowem Boga, ale także ponieważ on
przemawia do nas przez nią żywym głosem. Biblia była księgą na wczoraj.
Niewątpliwie będzie księgą jutra, ale dla nas jest to księga na dzisiaj. Jest to
Słowo Boże dla współczesnego świata.
Stąd jej ciągła popularność, jej pożałowania godne zaniedbanie i jej
znaczenie dla współczesności stanowią trzy wystarczające powody, dla
których powinniśmy poświęcić nasze umysły Biblii, księdze na dzisiaj.
Bóg i Biblia
Nasz pierwszy temat "Bóg i Biblia" wprowadza nas w zagadnienie
objawienia. Zwróćmy się zatem do tekstu z Izajasza 55,8-11. Przemawia sam
Bóg:
"Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje - mówi
Pan. Lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż
drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze. Gdyż jak deszcz i śnieg spada z
nieba i już tam nie wraca, a raczej zrasza ziemię i czyni ją urodzajną, tak iż
porasta roślinnością i daje siewcy ziarno, jedzącym chleb, tak jest z moim
słowem, które wychodzi z moich ust: Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje
moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem."
Z tego wspaniałego tekstu możemy nauczyć się przynajmniej trzech ważnych
lekcji.
Racjonalność objawienia
Niektórzy ludzie już samo pojęcie objawienia znajdują trudnym. Myśl, że Bóg
miałby się odsłonić przed rodzajem ludzkim przekracza możliwości ich wiary.
"Dlaczego miałby to zrobić?" - pytają. "I jak mógłby to uczynić?" Moja
odpowiedź brzmi, że ewidentna konieczność boskiego objawienia czyni to
pojęcie całkowicie racjonalnym. Większość ludzi w każdym wieku czuło się
skonfundowanymi wobec tajemnic ludzkiego życia i ludzkich doświadczeń.
Tym samym większość ludzi przyznała, że jeśliby mieli zgłębić sens
własnego istnienia, a tym bardziej sens istoty Boga, jeśli tylko Bóg istnieje,
potrzebują mądrości z zewnątrz. Pozwólcie, że zwrócimy się na chwilę do
Platona. W "Fedonie" mówi on o tym, iż musimy podróżować po morzu
ciemności i wątpliwości na małej "tratwie" naszego własnego zrozumienia,
"nie bez ryzyka - dodaje - jak muszę przyznać, jeśli człowiek nie potrafi
znaleźć jakiegoś słowa Boga, które poprowadzi go pewniej i bezpieczniej".
Bez objawienia, bez boskiego pouczenia i wskazania kierunku, my, istoty
ludzkie czujemy się jak łódź bez steru dryfująca po bezkresnych morzach, jak
liść bezradnie miotany wiatrem, jak ślepiec idący w ciemnościach po omacku.
Jak odnaleźć swoją drogę? A co ważniejsze jak odnaleźć Bożą drogę bez
jego wskazówek? Niemożność odkrycia Boga przez istoty ludzkie za pomocą
ich nie wspomaganego intelektu bardzo wyraźnie wynika z mojego tekstu -
wiersz 8 i 9. "Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi
moje - mówi Pan. Lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są
wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze." Innymi słowy istnieje
wielka przepaść między umysłem Bożym a umysłem ludzkim. Tekst ten
wyraża kontrast między drogami i myślami Boga z jednej strony, a drogami i
myślami istoty ludzkiej z drugiej. To znaczy, że pomiędzy tym, co myślimy i
robimy my, a tym, co myśli i robi Bóg, istnieje wielka przepaść. Myśli i drogi
Boże są tak wyższe niż myśli i drogi człowieka, jak niebiosa są wyższe niż
ziemia, a to oznacza nieskończoność.
Rozważmy myśli Boże. Jak możemy odkryć jego myśli albo odczytać jego
umysł? Przecież nie potrafimy odczytywać nawet myśli innego człowieka.
Próbujemy. Patrzymy w twarz osoby, żeby zobaczyć, czy się uśmiecha, czy
marszczy brwi. Zaglądamy w swoje oczy, by dostrzec, czy rzucają
błyskawice, czy błyszczą, czy są mroczne, czy jasne. Ale jest to ryzykowny
interes. Gdybym stał teraz za kazalnicą milcząc i zachował twarz pokerzysty,
nie mielibyście najmniejszego pojęcia, o czym myślę. Spróbujmy. Pozwólcie,
że na chwilę przestanę mówić. Dobrze, co działo się w moim umyśle? Kto
zgadnie? Nikt? Dobrze, powiem wam. Wspinałem się na wieżę All Saints,
starając się dotrzeć do szczytu! Ale wy o tym nie wiedzieliście. Nie mieliście
najmniejszego pojęcia, o czym myślałem. Oczywiście, że nie. Nie potraficie
czytać w moich myślach. Nie potrafimy odczytać myśli drugiego człowieka,
jeśli milczy.
O ileż mniejsza jest możliwość, jeśli w ogóle istnieją stopnie niemożliwości,
spenetrowania myśli Wszechmocnego Boga. Jego umysł jest nieskończony.
Jego myśli wznoszą się ponad nasze myśli, jak niebo wznosi się nad ziemią.
Śmieszne jest przypuszczenie, że moglibyśmy zgłębić Boży umysł. Nie ma
takiej drabiny, po której nasz mały umysł mógłby wspiąć się do jego
nieskończonego umysłu. Nie ma takiego mostu, który moglibyśmy przerzucić
nad przepaścią nieskończoności. Nie ma sposobu dotarcia do Boga lub
zgłębienia go.
Dlatego rozsądnym jest powiedzieć, że jeśli Bóg nie przejmie inicjatywy, aby
odkryć swój umysł, nigdy nie będziemy w stanie go odkryć. Jeśli Bóg nie da
się nam poznać, nigdy go nie poznamy i wszystkie ołtarze świata - jak ten,
który Paweł widział w Atenach - nosić będą tragiczny napis: "Nieznanemu
Bogu" (Dz 17,23).
W tym miejscu możemy zacząć nasze studium. Jest to miejsce pokory przed
nieskończonym Bogiem. Jest to także miejsce mądrości - dostrzegamy
racjonalność idei objawienia.
Sposób objawienia
Po przyjęciu założenia, że racjonalnym jest, iż Bóg się objawia, powstaje
pytanie, jak Bóg to uczynił? W zasadzie w taki sam sposób, jak my
objawiamy czy odsłaniamy się sobie nawzajem, to znaczy zarówno przez
uczynki i słowa, przez rzeczy, które robimy i mówimy.
Sztuka zawsze była jednym z głównych środków ekspresji człowieka. Mamy
świadomość, że istnieje w nas coś, co powinno wyjść na jaw i zmagamy się,
aby to zrodzić. Dla niektórych ludzi odpowiednim środkiem jest muzyka lub
poezja, dla innych jedna ze sztuk wizualnych - rysunek, malarstwo lub
fotografia, garncarstwo, rzeźba lub architektura, taniec lub dramat.
Interesujące, że spośród tych środków wyrazu artystycznego garncarstwo
jest w Piśmie Świętym najczęściej używanym przez Boga - pewnie dlatego,
że garncarz był dobrze znaną postacią w wioskach palestyńskich. Tak więc
mówi się o Bogu, że "ukształtował" lub "uczynił" ziemię dla człowieka, aby na
niej mieszkał (1Moj 2,7; Ps 8,4; Jr 32,17). Co więcej on sam widoczny jest w
swoich dziełach. "Niebiosa opowiadają chwałę Boga" i "pełna jest wszystka
ziemia chwały jego" (Ps 19,2; Iz 6,3). Albo, jak pisze Paweł na początku Listu
do Rzymian: "to, co o Bogu wiedzieć można, jest dla nich (tzn. dla świata
pogańskiego) jawne, gdyż Bóg im to objawił. Bo niewidzialna jego istota, to
jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w
dziełach i poznane umysłem" (Rz 19-20). Innymi słowy tak jak artysta
człowiek objawia się w swoim malarstwie, rzeźbie lub muzyce, tak boski
artysta objawił się w pięknie, harmonii, złożoności i porządku swojego
stworzenia. Z niego dowiadujemy się nieco o jego mądrości, mocy i
wierności. Zwykle nazywa się to objawieniem "naturalnym", ponieważ zostało
nam przekazane przez "naturę".
Jednak nie do tego odnosi się mój tekst, ale raczej do drugiego i bardziej
bezpośredniego sposobu, w jaki dajemy się poznać sobie nawzajem, a w jaki
Bóg dał się nam poznać, to znaczy przez słowa. Mowa jest najpełniejszym i
najbardziej giętkim środkiem porozumiewania się między dwiema istotami
ludzkimi. Wspomniałem wcześniej, że jeśli za kazalnicą milczałbym i
zachowywał twarz pokerzysty, byłbym dla was nieodgadniony i nie
potrafilibyście odkryć, co dzieje się w moim umyśle. Ale teraz sytuacja się
zmieniła. Teraz wiecie, co dzieje się w moim umyśle, ponieważ już nie
milczę. Mówię. Ubieram moje myśli w słowa. Moje usta przekazują wam moje
myśli.
Mowa zatem jest najlepszym środkiem porozumiewania się i mowa jest
głównym modelem używanym w Biblii do zilustrowania objawienia się Boga.
Spójrzmy ponownie do tekstu, wiersze 10 i 11: "Gdyż jak deszcz i śnieg
spada z nieba i (...) zrasza ziemię i czyni ją urodzajną, tak iż porasta
roślinnością i daje siewcy ziarno, a jedzącym chleb, tak jest z moim słowem
(...)" Zwróćcie uwagę na drugi odnośnik do nieba i ziemi - ponieważ niebiosa
są wyższe niż ziemia, deszcz spada z nieba, aby zrosić ziemię. Zauważcie
również, że autor przechodzi bezpośrednio od myśli Boga do słów
pochodzących z ust Boga: "Tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich
ust (...) wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je posłałem".
Paralela jest wyraźna. Tak jak niebiosa są wyższe niż ziemia, jednak deszcz
spada z nieba, by zrosić ziemię, tak Boże myśli są wyższe niż nasze myśli, a
jednak przychodzą one do nas, ponieważ jego słowo wychodzi z jego ust i w
ten sposób przekazuje nam jego myśli. Jak wcześniej powiedział prorok:
"gdyż usta Pana to powiedziały" (Iz 40,5). Prorok mówi o jednej ze swoich
przepowiedni, ale opisuje ją jako poselstwo pochodzące z ust Boga. Albo jak
napisał Paweł: "całe Pismo przez Boga jest natchnione" (2Tm 3,16; dosłowne
tłumaczenie theopneustos). Tak więc Pismo jest Słowem Bożym,
pochodzącym z ust Boga.
Przeprowadziwszy twierdzenie, które wyraża mój tekst, muszę dodać kilka
warunków, aby rozjaśnić nasze rozumienie, w jaki sposób Bóg wypowiedział
swoje Słowo.
Po pierwsze, Słowo Boga (zapisane obecnie w Piśmie Świętym) było ściśle
związane z jego działaniem. Mówiąc inaczej, Bóg przemawiał do swojego
ludu zarówno przez czyny, jak i słowa. Bóg dał się poznać Izraelowi w ich
historii i tak kierował ich rozwojem, aby przynieść im raz zbawienie, raz swój
sąd. Dlatego wybawił swój lud z niewoli w Egipcie. Przeprowadził ich
bezpiecznie przez pustynię i osiedlił ich w ziemi obiecanej. Zachował ich
narodową tożsamość w okresie sędziów. Dał im królów, by nimi władali,
pomimo że ich żądanie króla było częściowo wyparciem się jego własnego
królowania. Jego sąd za uparte nieposłuszeństwo spadł na nich, gdy zostali
uprowadzeni do niewoli babilońskiej. A potem przyprowadził z powrotem do
ich ziemi i pozwolił im odbudować swoją narodowość i świątynię. A ponad
wszystko, dla nas grzeszników i dla naszego zbawienia posłał swojego
odwiecznego Syna, Jezusa Chrystusa, aby urodził się, żył i pracował, cierpiał
i umarł, zmartwychwstał i wylał Ducha Świętego. Przez te czyny, najpierw w
historii Starego Testamentu, ale głównie w Jezusie Chrystusie, Bóg aktywnie
i osobiście objawiał siebie.
Z tego powodu wśród niektórych teologów stało się modne ostre rozróżnienie
między objawieniem "osobowym" (przez Boże czyny), a objawieniem
"propozycyjnym" (przez jego słowa), a potem odrzucanie tego ostatniego na
korzyść pierwszego. Taka polaryzacja jest jednak równie niefortunna, co
niepotrzebna. Nie musimy wybierać między tymi dwoma środkami
objawienia. Bóg posłużył się oboma. Co więcej, były one blisko ze sobą
powiązane, gdyż Boże słowa interpretowały jego czyny. Bóg powołał
proroków, aby wyjaśnić to, co czynił z Izraelem, a także powołał apostołów,
aby wyjaśnić, co czynił przez Chrystusa. Prawdą jest, że proces boskiego
objawienia znalazł swój punkt kulminacyjny w osobie Jezusa. Był on Bożym
Słowem, które stało się ciałem. Ukazywał chwałę Bożą. Patrząc na niego,
widziało się Ojca (por. J 1,14.18; 14,19). Niemniej jednak to historyczne i
osobowe objawienie nie przyniosłoby nam korzyści, gdyby razem z nim Bóg
nie odkrył nam znaczenia osoby i dzieła swojego Syna.
Musimy zatem unikać pułapki przeciwstawiania sobie objawienia
"osobowego" i "propozycyjnego" jako alternatywy. Bardziej poprawnym
będzie stwierdzenie, że Bóg objawił się w Chrystusie i w biblijnym
świadectwie o Chrystusie. Żadne nie jest pełne bez drugiego.
Po drugie, Boże Słowo dotarło do nas przez ludzkie słowa. Gdy Bóg
przemówił, nie krzyczał do ludzi słyszalnie z jasnego nieba. Nie, przemówił
przez proroków (w Starym Testamencie) i przez apostołów (w Nowym
Testamencie). Ponadto owi ludzcy pośrednicy Bożego objawienia byli
prawdziwymi ludźmi. Boskie natchnienie nie było procesem mechanicznym,
który zredukowałby ludzkich autorów do roli maszyn, czy to dyktafonów, czy
magnetofonów. Boskie natchnienie było procesem osobowym, w którym
ludzcy autorzy Biblii byli zwykle w pełni władz umysłowych. Wystarczy tylko
przeczytać Biblię, by przekonać się, że tak było. Autorzy opowieści (a w
Starym i Nowym Testamencie wiele jest narracji historycznej) korzystali z
zapisów historycznych. Niektóre są cytowane w Starym Testamencie. Łukasz
mówi nam na początku swojej ewangelii o swoich starannych badaniach
historycznych. Następnie wszyscy autorzy biblijni rozwijali własny, odmienny
styl literacki i teologiczne akcenty. Stąd bogata różnorodność Pisma.
Niemniej jednak to sam Bóg przemawiał przez ich zróżnicowane podejście.
Prawda o podwójnym autorstwie Biblii, to znaczy, że jest to Słowo Boże i
słowo człowieka albo ściślej Słowo Boże wyrażone przez słowa ludzi,
znajduje się w samej Biblii. Zakon starotestamentowy jest, na przykład,
nazywany niekiedy "zakonem mojżeszowym" a czasami "zakonem Bożym"
albo "zakonem Pana". W Liście do Hebrajczyków 1,1 czytamy, że Bóg
przemawiał do ojców przez proroków. Jednak w Drugim Liście Piotra 1,21
czytamy, że ludzie wypowiadali słowa od Boga natchnieni przez Ducha
Świętego. Mówili "od" niego, a on przemawiał "przez" nich. Oba te
twierdzenia są prawdziwe.
Idąc dalej, musimy złożyć te dwa twierdzenia razem. Tak jak we wcielonym
Słowie, Jezusie Chrystusie, tak i pisanym Słowie, Biblii, boskie i ludzkie
elementy łączą się ze sobą i sobie nie zaprzeczają. Ta analogia, która
została rozwinięta dosyć wcześnie w historii Kościoła, dzisiaj jest często
krytykowana. I oczywiście nie jest ona dokładna, skoro Jezus był osobą, a
Biblia jest księgą. Niemniej jednak analogia pozostaje pomocna, pod
warunkiem, że pamiętamy o jej ograniczeniach. Na przykład, nigdy nie
możemy dowodzić boskości Chrystusa w taki sposób, by zaprzeczyć jego
człowieczeństwu, ani też dowodzić jego człowieczeństwa w sposób
zaprzeczający jego boskości. Podobnie rzecz ma się z Biblią. Z jednej strony
Biblia jest Słowem Bożym. Bóg przemówił, sam zdecydował, co ma zamiar
powiedzieć, jednak nie w taki sposób, by wypaczyć osobowość ludzkiego
autora. Z drugiej strony Biblia jest słowem ludzi. Ludzie przemówili,
posługując się w wolności swoimi zdolnościami, jednak nie w taki sposób, by
wypaczyć prawdę boskiego przesłania.
Podwójne autorstwo Biblii będzie wywierać wpływ na sposób, w jaki ją
czytamy. Ponieważ jest słowem ludzi, będziemy ją studiować, jak każdą inną
książkę, posługując się umysłem, badając jej słowa i składnię, jej
pochodzenie historyczne i jej kompozycję literacką. Ale ponieważ jest także
Słowem Bożym, będziemy ją studiować jak żadną inną książkę, na kolanach,
w pokorze, wołając do Boga o oświecenie i o usługiwanie Ducha Świętego,
bez którego nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć jego Słowa.
Cel objawienia
Rozważyliśmy, jak Bóg przemówił, a teraz dlaczego przemówił? Odpowiedź
brzmi: nie tylko po to, by nas nauczyć, ale aby nas zbawić; nie tylko by nas
poinstruować, ale by konkretnie pouczyć nas "ku zbawieniu" (2Tm 3,15).
Biblia posiada bardzo praktyczny cel.
Wracając do Izajasza 55, znajdujemy odpowiedź w wierszach 10 i 11. Śnieg i
deszcz padają dla nas z nieba i już tam nie wracają. Wykonują na ziemi
swoje zadanie. Zraszają ją. Powodują, że staje się urodzajna i rodzi. Czyni ją
żyzną. W taki sam sposób Słowo Boże wychodzące z jego ust i ukazujące
jego myśl, nie wraca do niego puste. Wykonuje zadanie. Ponadto Boży cel
zesłania deszczu na ziemię i jego cel wypowiadania Słowa do ludzi są
podobne. W obu przypadkach jest nim żyzność. Jego deszcz sprawia, że
ziemia jest żyzna, jego Słowo sprawia, że życie ludzkie wydaje owoc. Słowo
zbawia ich, zmienia ich na podobieństwo Jezusa Chrystusa. Oczywistym
kontekstem staje się tu zbawienie. Ponieważ w wierszach 6 i 7 prorok mówił
o Bożym miłosierdziu i przebaczeniu, a w wierszu 12 mówi dalej o radości i
pokoju odkupionego ludu Bożego. Właściwie tutaj widzimy zasadniczą
różnicę między Bożym objawieniem przez stworzenie ("naturalnym",
ponieważ objawionym w naturze i "ogólnym", ponieważ adresowanym do
całej ludzkości), a jego objawieniem w Biblii ("nadnaturalnym", ponieważ
przekazanym przez inspirację i "szczególnym", ponieważ skierowanym do
konkretnych ludzi). Przez stworzony wszechświat Bóg objawia swoją chwałę,
moc i wierność, ale nie drogę zbawienia. Jeśli chcemy poznać jego łaskawy
plan zbawienia grzeszników, musimy zwrócić się do Biblii. W niej bowiem
mówi do nas o Chrystusie.
Wniosek
Na podstawie naszego tekstu Izajasza 55 poznaliśmy trzy prawdy:
* Po pierwsze, Boże objawienie jest nie tylko racjonalne, ale i niezbędne.
Bez niego nigdy nie poznalibyśmy Boga.
* Po drugie, Boże objawienie odbyło się za pomocą słów. Bóg przemówił
słowami ludzkimi, a czyniąc to wyjaśniał swoje czyny.
* Po trzecie, Boże objawienie miało na celu zbawienie. Wskazuje ono na
Chrystusa jako Zbawiciela.
Mój wniosek jest bardzo prosty. Jest nim wezwanie do pokory. Nie ma
niczego bardziej wrogiego duchowemu wzrostowi niż wyniosłość, a nic
bardziej nie sprzyja duchowemu wzrostowi niż pokora. Musimy ukorzyć się
przed nieskończonym Bogiem, uznając ograniczenia naszego ludzkiego
umysłu (że nigdy nie bylibyśmy w stanie znaleźć go sami) i uznając naszą
grzeszność (że nigdy nie bylibyśmy w stanie dotrzeć do niego sami).
Jezus nazwał to pokorą małego dziecka. Bóg ukrywa się przed mądrym i
przebiegłym, lecz objawia się "niemowlątkom" (Mt 11,25 BG). Bóg nie poniżał
w ten sposób naszego umysłu, bowiem sam nas nim obdarzył. Wskazywał
raczej na to, jak mamy się nim posługiwać. Prawdziwą funkcją umysłu nie
jest osądzanie Słowa Bożego, ale pokorne poddanie się jego wpływowi,
chętne słuchanie, rozumienie, zastosowanie i posłuszeństwo w praktycznych
kwestiach codziennego życia.
"Pokora" dzieci widoczna jest nie tylko w sposobie ich uczenia się, ale także
w sposobie, w jaki przyjmują. Dzieci są uzależnione. Na nic z tego, co
posiadają, nie zapracowały. Wszystko, co mają, zostało im dane za darmo.
Zatem podobnie jak dzieci, mamy "przyjąć Królestwo Boże" (Mk 10,15).
Grzesznicy bowiem nie zasługują na życie wieczne (które jest życiem
Bożego Królestwa) ani nie mogą na nie zarobić. Musimy się ukorzyć, aby
otrzymać je jako darmowy dar od Boga.
Chrystus i Biblia
Nasz pierwszy temat brzmiał: "Bóg i Biblia". Rozważaliśmy pochodzenie
Pisma, skąd się wzięło - wielki temat objawienia. Nasz drugi temat brzmi:
"Chrystus i Biblia". Będziemy zastanawiać się teraz nie nad jej
pochodzeniem, ale nad jej celem. Nie skąd się wzięła, lecz po co została
dana?
Nasz tekst znajduje się w Ew. Jana 5,39-40. Jezus mówi do współczesnych
mu Żydów:
"Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają
świadectwo o mnie; ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć
żywot."
W tych słowach Jezusa poznajemy dwie głębokie i uzupełniające się prawdy
o Chrystusie i Biblii.
Pismo składa świadectwo o Chrystusie
Jezus sam mówi o tym bardzo wyraźnie: "one składają świadectwo o mnie"
(w. 39). Główną funkcją Pisma jest świadczenie o Chrystusie.
Kontekst, w którym umieszczony jest ten tekst, dotyczy świadectwa o
Chrystusie. Jakie świadectwo może potwierdzić słowa Jezusa z Nazaretu?
On sam nam odpowiada. Przede wszystkim nie polega on na własnym
świadectwie o sobie, jak to wynika z wiersza 31: "Jeżelibym ja wydawał o
sobie świadectwo, świadectwo moje nie byłoby wiarygodne". Oczywiście
Jezus nie sugeruje, że mówi o sobie kłamstwa. Przecież później odpiera
zarzuty faryzeuszy podkreślając, że jego świadectwo o sobie jest prawdziwe
(8,14). Chodzi mu tutaj o to, że świadectwo o samym sobie jest
niewystarczające. Byłoby to podejrzane, gdyby jego jedyne świadectwo
pochodziło od niego samego. Nie, "jest inny, który wydaje świadectwo o
mnie", powiada (w. 32). Tak więc świadectwo, na którym opiera się Jezus,
nie jest jego własnym. Nie jest to też ludzkie świadectwo, nawet świadectwo
tak znakomitego świadka jakim jest Jan Chrzciciel. "Wy posłaliście
posłańców do Jana, a on dał świadectwo prawdzie. Ja zaś nie polegam na
świadectwie ludzkim..." (w. 33-34). A więc nie ode mnie ani nie od ludzi,
powiada Jezus. Oczywiście Jan był "światłem gorejącym i świecącym" (w.
35), a oni chętnie "do czasu radowali się jego światłem". Ale świadectwo,
które posiadał Jezus było większe. Było większe niż jego własne świadectwo
i większe niż świadectwo jakiejkolwiek istoty ludzkiej, nawet Jana. Było to
świadectwo jego Ojca. "Ojciec, który mnie posłał, wydał o mnie świadectwo"
(w. 37). Ponadto świadectwo Ojca o Synu przybrało dwie formy. Pierwsza, to
potężne dzieła, cuda, do których uzdolnił go Ojciec (w. 36). Ale po drugie, a
jest to bardziej bezpośrednie świadectwo, zostało ono złożone przez Pisma,
które są świadectwem Ojca o Synu. Wyjaśniają to wiersze 36-39:
"Ja zaś mam świadectwo, które przewyższa świadectwo Jana; dzieła
bowiem, które mi powierzył Ojciec, abym je wykonywał, te właśnie dzieła,
które czynię, świadczą o mnie, że Ojciec mnie posłał. A sam Ojciec, który
mnie posłał, wydał o mnie świadectwo. Ani głosu jego nigdy nie słyszeliście,
ani postaci jego nie widzieliście, ani słowa jego nie zachowaliście w sobie,
ponieważ nie wierzycie temu, którego On posłał. Badacie Pisma, bo sądzicie,
że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie."
Jezus konsekwentnie nauczał, że Pisma Starego Testamentu to Boże Słowo
świadczące o nim. Powiedział na przykład: "Abraham (...) cieszył się, że miał
oglądać dzień mój" (J 8,56). A tutaj w Ew. Jana 5,46 powiada, że Mojżesz "o
mnie (...) napisał". I tutaj ponownie: "Pisma (...) składają świadectwo o mnie"
(w. 39). Na początku swojej służby, gdy udał się do synagogi w Nazarecie,
jak pamiętacie, przeczytał z Izajasza 61 na temat misji Mesjasza oraz jego
przesłania wyzwolenia i dodał: "Dziś wypełniło się to Pismo w uszach
waszych" (Łk 4,21). Innymi słowy: "Czy chcecie wiedzieć, o kim napisał
prorok? O mnie." Jezus powtarzał tego rodzaju słowa przez całą swoją
służbę. Nawet po zmartwychwstaniu nie zmienił zdania, gdyż "wykładał im,
co o nim było napisane we wszystkich Pismach" (Łk 24,27). A zatem od
początku do końca swojej służby Jezus ogłaszał, że prorocze świadectwo
Starego Testamentu, w całym bogactwie różnorodności, skupiło się na nim.
"Pisma (...) składają świadectwo o mnie."
Ale współcześni Jezusowi Żydzi nie zrozumieli świadectwa. Byli bardzo
pilnymi badaczami Starego Testamentu i nie mamy im nic do zarzucenia,
jeśli chodzi o ich badania. "Badacie Pisma", powiedział Jezus. I tak było.
Spędzali godziny za godzinami na najbardziej skrupulatnym badaniu
szczegółów Pism Starego Testamentu. Mieli zwyczaj liczenia ilości słów, a
nawet ilości liter w każdej księdze Biblii. Wiedzieli, że powierzono im
wyrocznie Boże (Rz 3,2). Wydawało im się, że gromadzenie szczegółowej
wiedzy biblijnej doprowadzi ich do właściwej relacji z Bogiem. "Badacie
Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny." Cóż za niepoprawna
myśl, sądzić, że same Pisma mogą dać życie wieczne! Pisma wskazują na
Chrystusa jako Dawcę Życia i nakłaniają czytelników, aby do niego udawali
się po życie. Ale zamiast iść do Chrystusa, by znaleźć życie, wyobrażali
sobie, że mogą znaleźć życie w samym Piśmie. Jest to jakby ktoś brał
receptę od lekarza i potem połykał receptę zamiast wykupić i brać lekarstwo!
Niektórzy z nas popełniają ten sam błąd. Mamy prawie zabobonne podejście
do czytania Biblii, jakby posiadała ona jakąś magiczną skuteczność. Ale ani
w samej Biblii, ani w jej mechanicznym czytaniu nie ma magii. Nie, Słowo
pisane wskazuje na Żywe Słowo i powiada nam: "Idź do Jezusa". Jeśli nie
idziemy do Jezusa, na którego ono wskazuje, mijamy się z celem czytania
Biblii.
Chrześcijanie ewangeliczni nie są albo nie powinni być, jak niektórzy ich o to
oskarżają, "bibliochwalcami", oddającymi cześć Biblii. Nie, nie oddajemy czci
Biblii; oddajemy cześć Chrystusowi Biblii. Wyobraźmy sobie młodego
zakochanego człowieka. Ma dziewczynę, która zdobyła jego serce. Albo
może to być jego narzeczona lub żona, którą głęboko kocha. W portfelu nosi
fotografię ukochanej, ponieważ przypomina mu ona o niej, gdy ta jest daleko.
Czasem, gdy nikt nie patrzy, może nawet wyjąć fotografię i ukradkiem ją
pocałować. Ale całowanie fotografii jest marnym substytutem prawdziwego
pocałunku. I tak rzecz ma się z Biblią. Kochamy ją tylko dlatego, że kochamy
tego, o którym ona mówi.
Jest to główny klucz do rozumienia Pisma. Biblia jest Bożym obrazem
Jezusa. Składa o nim świadectwo. Dlatego, gdy czytamy Biblię, musimy
szukać Chrystusa. Na przykład zakon starotestamentowy jest naszym
"pedagogiem" prowadzącym nas do Chrystusa (Ga 3,24 BG). Ponieważ
potępia nas ona z powodu naszego nieposłuszeństwa, sprawia, że Chrystus
jest nam niezbędny. Popycha nas ona do tego, przez którego jedynie
możemy znaleźć przebaczenie.
Także, ofiary starotestamentowe są cieniem tej doskonałej ofiary za grzech,
złożonej raz za wszystkich na krzyżu - ofiary Chrystusa dla naszego
odkupienia. Następnym przykładem jest nauczanie starotestamentowych
proroków, którzy zapowiadają przyjście Mesjasza. Mówią o nim jako o królu z
rodu Dawida, podczas panowania którego nastanie pokój, sprawiedliwość i
stabilizacja. Piszą o nim jako o "potomku Abrahama", przez którego
wszystkie narody na świecie będą błogosławione. Opisują go jako
"cierpiącego sługę Pana", który umrze za grzechy swojego ludu i jako "Syna
Człowieczego przychodzącego na obłokach nieba", któremu służyć będą
wszystkie narody. Cała ta bogata metaforyka proroctw Starego Testamentu
składa świadectwo o Chrystusie.
Gdy zwracamy się do Nowego Testamentu, jeszcze wyraźniej skupia się on
na Jezusie Chrystusie. Pełne jego osoby są ewangelie. Mówią o jego
narodzeniu i jego publicznej służbie, o jego słowach i dziełach, o jego śmierci
i zmartwychwstaniu, o jego wniebowstąpieniu i darze Ducha Świętego.
Księga Dziejów Apostolskich mówi nam o tym, co nadal czynił Jezus i jak
nauczał przez apostołów, których wybrał i posłał. Listy apostolskie
przedstawiają chwałę Jezusa w jego bosko-człowieczej osobie i jego
zbawcze dzieło.
Gdy dochodzimy do ostatniej księgi Biblii, Objawienia, i ona jest pełna
Chrystusa. Widzimy bowiem w niej, jak sprawdza kościoły na ziemi, dzieli
tron z Bogiem w niebie, jedzie zwyciężając na białym koniu i powraca w
mocy i chwale.
Starzy autorzy zwykli mówić, że tak jak w Anglii każda ścieżka i każda droga
polna, łącząc się z innymi, doprowadzi cię ostatecznie do Londynu, tak każdy
wiersz i każdy fragment Biblii, łącząc się z innymi doprowadzi cię ostatecznie
do Chrystusa. Pisma składają świadectwo o nim. Oto pierwsza prawda
wynikająca bardzo wyraźnie z mojego tekstu.
Chrystus składa świadectwo o Piśmie
Głosząc, że Pisma składają świadectwo o nim, Jezus jednocześnie składał
świadectwo o Pismach. Gdy mówił o świadectwie Jana Chrzciciela, odnosił
się do niego jako do świadectwa ludzkiego (J 5,33-34) i dodał, że
świadectwo, które go uwierzytelni nie jest świadectwem ludzkim.
Świadectwo, które posiadał było wyższe. Było to świadectwo jego Ojca
poprzez jego dzieła (w. 36) i jego słowa (w. 38). Znajdujemy tutaj zatem
wyraźnie stwierdzenie Jezusa, że Pisma Starego Testamentu są "słowem"
jego Ojca i że to świadectwo biblijne nie jest pochodzenia ludzkiego, lecz
boskiego.
Tak wyglądało też konsekwentne nauczanie Jezusa. Właściwie głównym
powodem, dla którego pragniemy poddać się autorytetowi Biblii jest fakt, że
Jezus Chrystus poświadczył ją jako posiadającą autorytet Boży. Jeśli mamy
zrozumieć ten punkt, a zrozumieć go musimy, to należy najpierw rozróżnić
między Starym a Nowym Testamentem. Biblia oczywiście składa się z
obydwu, ale Jezus urodził się, żył i umarł pośrodku, pomiędzy nimi. W
konsekwencji, sposób w jaki poświadczał jeden, różni się od sposobu w jaki
poświadczał drugi. Jezus patrzył wstecz na Stary Testament, patrzył w przód
na Nowy Testament, ale poświadczył obydwa.
a. Jezus potwierdził Stary Testament
Nie tylko określał go jako "słowo" Ojca i "świadectwo", jak to widzieliśmy,
powiedział także, że "Pismo nie może być naruszone" (J 10,35). Na początku
Kazania na Górze ogłosił: "Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon
albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zaprawdę
powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani
jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie" (Mt 5,17-18).
Jego osobiste nastawienie do Pism Starego Testamentu było pełne
szacunku i poddania się, gdyż wierzył, że poddając się pisanemu Słowu,
poddawał się Słowu swojego Ojca. Ponieważ wierzył w jego boskie
pochodzenie, interpretował swoją własną mesjańską misję w świetle
proroczego świadectwa i twierdził, że pewne rzeczy muszą się wykonać,
ponieważ Pismo musi się wypełnić.
Co więcej, Jezus okazywał posłuszeństwo moralnym zaleceniom Starego
Testamentu, jak na przykład, gdy w chwili kuszenia na pustyni judejskiej
rozkazał diabłu odejść w oparciu o to, co było napisane w Piśmie. Chociaż
aluzje Szatana były subtelne, Jezus nie chciał ani słuchać, ani negocjować.
Zdecydowany był okazywać posłuszeństwo Bogu, nie diabłu, i to co było
napisane w Piśmie rozstrzygało dla niego wszystkie kwestie (Łk 4,4.8.12).
Jezus odwoływał się także do Pisma we wszystkich swoich dyskusjach z
religijnymi przywódcami. Często angażował się w polemikę i za każdym
razem odwoływał się właśnie do Pisma. Krytykował faryzeuszy za dodawanie
własnych tradycji do Pisma, a saduceuszy za ujmowanie elementu
nadprzyrodzonego (tzn. zmartwychwstania) z Pisma. W ten sposób Jezus
wywyższył Pismo jako Słowo swojego Ojca, którego należy słuchać i
okazywać mu posłuszeństwo. Nie zgadzał się na żadne odstępstwa od
niego, czy to przez dodawanie, czy przez ujmowanie.
Głosił też oczywiście, że z nim nadszedł czas "wypełnienia" (Mk 1,14-15) i
dlatego skończyła się era oczekiwania. Oznaczało to, jak wkrótce
zorientowali się jego naśladowcy, że poganie mieli być wpuszczeni do
Królestwa Bożego na równych prawach z Żydami i że żydowski system
ceremonialny wraz z jego nakazami dietetycznymi (Mk 7,19), a przede
wszystkim z jego krwawymi ofiarami, został zdezaktualizowany.
Jednak w Ewangeliach nie znajdujemy przykładu, by Jezus nie zgadzał się z
doktrynalnym lub etycznym nauczaniem Starego Testamentu. Sprzeciwiał się
niewłaściwej interpretacji uczonych w Piśmie i wypaczeniom Starego
Testamentu. Taki był cel jego Kazania na Górze, w którym rzeczywiście
sześć razy powtórzył: "Słyszeliście jedno, ale ja powiadam wam coś innego".
To, co słyszeli, to tak zwana "tradycja starszych". To ją krytykował, a nie
nauczanie Mojżesza w Zakonie. Gdyż to, co było zapisane w Piśmie,
przyjmował jako Słowo swojego Ojca.
Jeśli tak było, a dowody na to są przytłaczające, musimy dodać, że uczeń nie
jest nad mistrza. Niepojętym jest, by chrześcijanin, który spogląda na Jezusa
jako swojego Nauczyciela i Pana, miał gorsze poglądy na Stary Testament
niż on. Jaki sens miałoby nazywanie Jezusa "Nauczycielem" i "Panem", a
potem nie zgadzanie się z nim? Nie możemy się z nim nie zgadzać. Jego
pogląd na Pismo musi stać się naszym. Skoro on wierzył Pismu i my musimy.
Skoro on okazywał posłuszeństwo Pismu i my musimy. Jezus stanowczo
potwierdzał jego autorytet.
b. Jezus przygotował napisanie Nowego Testamentu
Tak jak Bóg powołał proroków w Starym Testamencie, żeby opisali i
zinterpretowali to, co czynił, a potem "posłał" ich, aby nauczali synów
izraelskich, tak Jezus powołał apostołów, aby zanotowali i zinterpretowali to,
co czynił i mówił, a potem "posłał" ich, aby nauczali Kościół a nawet cały
świat. Takie jest znaczenie słowa apostolos, człowiek "posłany" na misję z
wieścią. Ta paralela między starotestamentowymi prorokami a
nowotestamentowymi apostołami była zamierzona. Jezus wybrał dwunastu,
aby mogli być z nim - słyszeć jego słowa, widzieć jego czyny, a potem
składać świadectwo o tym, co widzieli i słyszeli (por. Mk 3,14; J 15,27).
Ponadto obiecał im Ducha Świętego, który miał im przypomnieć jego
nauczanie oraz je uzupełnić, wprowadzając ich we wszelką prawdę (J 14,25-
26; 16,12-13). Wyjaśnia to, dlaczego Jezus mógł powiedzieć do apostołów:
"Kto was słucha, mnie słucha, a kto was przyjmuje, przyjmuje mnie; kto was
odrzuca, odrzuca mnie" (patrz Mt 10,40; Łk 10,16; J 13,20). Innymi słowy
włożył na nich swój autorytet, aby nastawienie ludzi do ich nauczania
odzwierciedlało ich nastawienie do jego nauczania. Później Jezus dodał
Pawła i może jeszcze jednego lub dwóch do grupy apostołów, obdarowując
ich tym samym autorytetem apostolskim.
Sami apostołowie rozpoznawali wyjątkowy autorytet, który został im nadany
jako nauczycielom Kościoła. Przy pewnych okazjach nie wahali się stawać
na równi z prorokami Starego Testamentu, ponieważ i oni nieśli "Słowo
Boże" (np. 1Tes 2,13). Przemawiali i pisali w imieniu i z autorytetem Jezusa
Chrystusa. Wydawali nakazy i oczekiwali posłuszeństwa (np. 2Tes 3).
Podawali nawet instrukcje, że ich listy powinny być czytane na publicznych
zgromadzeniach, gdy chrześcijanie schodzili się na nabożeństwa, stawiając
je w ten sposób na równi z Pismem Starego Testamentu (np. Kol 4,16; 1Tes
5,27). Jest to początek praktyki czytania lekcji ze Starego i Nowego
Testamentu, która trwa do dnia dzisiejszego.
Uderzający przykład świadomego autorytetu apostolskiego Pawła występuje
w Liście do Galacjan. Paweł wspiął się przez góry Taurus na Równinę
Galacką, aby odwiedzić Galacjan i dotarł do nich chory. Wspomina o pewnej
chorobie, która prawdopodobnie dotyczyła oczu (4,13-16) i powiada dalej:
"To jednak nie wzgardziliście mną ani nie plunęliście na mnie, ale mnie
przyjęliście jak anioła Bożego, jak Jezusa Chrystusa" (w. 14). Nie tylko
przywitali go jak Bożego "anioła" albo posłańca, ale właściwie słuchali go,
jakby był samym Jezusem Chrystusem. Zauważcie, że Paweł ich za to nie
zganił. Nie mówi: "Co wy sobie myślicie? Dlaczego potraktowaliście mnie z
respektem, jaki winien jest Chrystusowi?" Nie, Paweł pochwala ich za
sposób, w jaki go przyjęli. To nie tylko chrześcijańska uprzejmość natchnęła
ich do przyjęcia obcego. Było to coś więcej. Rozpoznali w nim Bożego
posłańca, apostoła, który przyszedł do nich w imieniu i z autorytetem
Chrystusa. Dlatego przyjęli go tak, jakby był Chrystusem.
Apostołowie nie tylko rozumieli nauczanie o autorytecie, który został im dany,
ale rozumiał to także pierwotny Kościół. Gdy umarli wszyscy apostołowie,
przywódcy kościelni wiedzieli, że wkroczyli w nową, post-apostolską erę. Nie
było już nikogo w Kościele, kto posiadałby autorytet Pawła albo Piotra, albo
Jana. Biskup Ignacy z Antiochii jest prawdopodobnie najwcześniejszym
wyraźnym tego przykładem. Około roku 110 po Chr., wkrótce po śmierci
Jana, ostatniego żyjącego apostoła, w drodze do Rzymu, gdzie miał być
stracony, Ignacy napisał kilka listów do Efezjan, Rzymian, Trallian i innych.
Kilkakrotnie zaznaczył w nich: "Nie wydaję wam nakazów, tak jak Piotr lub
Paweł. Nie jestem bowiem apostołem, lecz człowiekiem potępionym". A
przecież Ignacy był biskupem w Kościele. Jest on właściwie jednym z
najwcześniejszych świadków powstawania episkopatu. Ale chociaż był
biskupem, wiedział, że nie jest apostołem i dlatego nie posiada apostolskiego
autorytetu. Pierwotny Kościół wyraźnie pojmował tę różnicę. A więc kiedy
nadszedł czas ustalenia kanonu Nowego Testamentu w trzecim wieku po
Chrystusie, testem kanoniczności było apostolstwo. Zasadnicze pytania
dotyczące rozważanych ksiąg brzmiały: Czy została napisana przez
apostoła? Jeśli nie, to czy pochodziła z kręgów apostolskich? Czy zawierała
naukę apostolską? Czy posiadała apostolskie imprimatur? Jeśli w jeden z
powyższych sposobów, można było wykazać jej "apostolskość", wtedy jej
miejsce w kanonie Pism Nowego Testamentu było zapewnione.
Niezwykle ważne jest dzisiaj przywrócenie tego rozumienia wyjątkowego
autorytetu apostołów Chrystusa, ponieważ we współczesnym Kościele nie
ma apostołów. Oczywiście, są misjonarze i przywódcy kościelni różnego
rodzaju, o których można powiedzieć, że mają służbę "apostolską", ale nie
ma apostołów takich jak Dwunastu i Paweł, którzy byli naocznymi świadkami
zmartwychwstałego Pana (Dz 1,21-26; 1Kor 9,1; 15,8-10), i którzy otrzymali
specjalne posłannictwo i natchnienie od niego. Nie mamy zatem prawa
odrzucać ich nauczania, jak gdyby były to jedynie ich własne opinie. Nie
mówili i nie pisali we własnym imieniu, lecz w imieniu Chrystusa.
Wniosek
Podsumujmy. Wierzymy w Pismo Święte z powodu Chrystusa. Potwierdził on
pisma Starego Testamentu i przygotował napisanie Nowego Testamentu
powierzając swój autorytet apostołom. Dlatego przyjmujemy Biblię z rąk
Jezusa Chrystusa. To on nadał jej swój autorytet. A skoro postanowiliśmy
poddać się jemu, postanawiamy poddać się i Biblii. Nasza doktryna Pisma
Świętego związana jest z naszą lojalnością wobec Jezusa Chrystusa. Jeżeli
on jest naszym Nauczycielem i naszym Panem, to nie mamy możliwości się z
nim nie zgadzać. Nasz pogląd na Pismo Święte musi być jego poglądem.
W tym momencie niektórzy ludzie wysuwają zrozumiałe zastrzeżenie: "Pismo
składa świadectwo o Chrystusie, a Chrystus składa świadectwo o Piśmie" -
powiadają, dobrze podsumowując, to o czym mówiliśmy. "Ale przecież -
mówią dalej - takie składanie świadectwa o sobie nawzajem, jest
argumentem błędnego koła! Czyż nie zakłada prawdziwości tego, co chcecie
udowodnić? To znaczy, w celu przedstawienia inspiracji Pisma odwołujecie
się do nauczania Jezusa, tylko z powodu natchnionego Pisma. Czyż nie jest
to argument błędnego koła i dlatego jest nieważny?" No cóż, jest to istotna
obiekcja. Jednak nasza argumentacja została przedstawiona błędnie, gdyż
nasze rozumowanie ma przebieg linearny, a nie kołowy.
Pozwólcie, że ujmę to w następujący sposób: Gdy po raz pierwszy słuchamy
biblijnego świadectwa o Chrystusie, czytamy Nowy Testament, nie
posiadamy uprzednio doktryny o inspiracji. Po prostu przyjmujemy Nowy
Testament jako zbiór historycznych dokumentów z pierwszego wieku, jakim
rzeczywiście jest. Jednak przez to historyczne świadectwo, niezależnie od
jakiejkolwiek teorii o inspiracji Biblii, Duch Święty prowadzi nas do wiary w
Jezusa. I wówczas ten Jezus, w którego uwierzyliśmy, odsyła nas z
powrotem do Biblii i podaje nam w swoim nauczaniu doktrynę Pisma
Świętego, której nie posiadaliśmy, gdy rozpoczynaliśmy czytanie. Ponieważ
teraz mówi nam, że owo świadectwo historyczne jest także świadectwem
boskim, i że za pośrednictwem proroków i apostołów jego Ojciec składa
świadectwo o nim.
Kiedykolwiek czytacie Biblię, błagam was, pamiętajcie o jej głównym celu.
Pismo jest świadectwem Ojca o Synu. Wskazuje na niego. Mówi do nas: "Idź
do niego, by znaleźć życie - życie obfite - w nim". Dlatego każde rozważanie
tekstu biblijnego, które nie prowadzi do pełniejszego oddania Jezusowi
Chrystusowi w wierze, miłości, uwielbieniu i posłuszeństwie jest poważnie
wypaczone. Sprowadza na nas naganę Jezusa: "Badacie Pisma, bo
sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie;
ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć żywot".
Pismo, jak zwykł mówić Luter, jest stajenką albo "kołyską", w której leży
dziecię Jezus. Nie badajmy kołyski, zapominając oddać cześć Dziecięciu.
Pismo, możemy powiedzieć, jest gwiazdą, która prowadzi mędrców do
Jezusa. Nie pozwólmy, aby nasza astronomiczna ciekawość tak nas zajęła,
że nie zauważymy domu, do którego prowadzi i samego dziecięcia-
Chrystusa w nim. I znów możemy powiedzieć, że Pismo jest pudełkiem, w
którym zaprezentowany jest klejnot Jezusa Chrystusa. Nie podziwiajmy
pudełka, przeoczając klejnot.
Dr Christopher Chavasse, były biskup Rochesteru, pewnego razu wspaniale
ujął sprawę, mówiąc: "Biblia jest portretem naszego Pana, Jezusa Chrystusa.
Ewangelie są główną Postacią obrazu. Stary Testament jest tłem
prowadzącym nas do boskiej Postaci, wskazującym na niego i absolutnie
koniecznym do kompozycji całości. Listy służą jako odzienie i ekwipunek
Postaci, wyjaśniając i opisując ją. I wtedy, gdy przez czytanie Biblii
studiujemy portret jako wielką całość, dzieje się cud, Postać ożywa i
schodząc z płótna pisanego słowa, wieczny Chrystus z historii o Emaus, sam
staje się naszym nauczycielem biblijnym, wyjaśniając nam w całym Piśmie
to, co o nim napisane".
Widzicie, nie wystarczy posiadać Biblię, czytać Biblię, kochać Biblię,
studiować Biblię, znać Biblię. Musimy zadać sobie pytanie: Czy Chrystus
Biblii stoi w centrum naszego życia? Jeśli nie, to całe nasze czytanie Biblii
było daremne, gdyż taki jest cel, do którego ma prowadzić Biblia.
Duch Święty i Biblia
Wszyscy chrześcijanie wiedzą, że Święta Biblia i Duch Święty powinny mieć
ze sobą coś wspólnego. W rzeczy samej, wszyscy chrześcijanie wierzą, że w
pewnym sensie Święta Biblia jest twórczym produktem Ducha Świętego.
Ponieważ, gdy wypowiadamy wyznanie nicejskie, potwierdzamy jako jedno z
naszych przekonań dotyczących Ducha Świętego, że "przemówił przez
proroków". Wyrażenie to jest echem wielu podobnych zwrotów, które
występują w Nowym Testamencie. Na przykład nasz Pan Jezus sam
przedstawił cytat z Psalmu 110 ze słowami: "Wszak sam Dawid powiedział w
Duchu Świętym..." (Mk 12,36). Podobnie apostoł Piotr w swoim Drugim Liście
napisał, że "wypowiadali je [proroctwo] ludzie Boży, natchnieni Duchem
Świętym" (2P 1,21) albo, co oznacza grecki czasownik, "niesieni" przez
Ducha Świętego tak jakby przez potężny wiatr. Istnieje zatem między Biblią a
Duchem ważny związek, który musimy zbadać.
Jak dotąd stwierdziliśmy, że Bóg jest autorem objawienia, które przekazał
nam i że Jezus Chrystus jest jego głównym przedmiotem. Teraz musimy
dodać, że Duch Święty jest jego pośrednikiem. Stąd chrześcijańskie
zrozumienie Biblii jest zasadniczo rozumieniem trynitarnym. Biblia pochodzi
od Boga, koncentruje się na Chrystusie, i jest natchniona przez Ducha
Świętego. Dlatego najlepsza definicja Biblii jest również trynitarna: "Biblia jest
świadectwem Ojca o Synu poprzez Ducha Świętego."
Jaka, zatem, jest dokładnie rola Ducha Świętego w procesie objawienia? Aby
odpowiedzieć na to pytanie, zwracamy się do samej Biblii a w szczególności
do 1Kor 2,6-16:
"My tedy głosimy mądrość wśród doskonałych, lecz nie mądrość tego świata
ani władców tego świata, którzy giną; ale głosimy mądrość Bożą tajemną,
zakrytą, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, której żaden
z władców tego świata nie poznał, bo gdyby poznali, nie byliby Pana chwały
ukrzyżowali. Głosimy tedy, jak napisano: Czego oko nie widziało i ucho nie
słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy
go miłują. Albowiem nam objawił to Bóg przez Ducha; gdyż Duch bada
wszystko, nawet głębokości Boże. Bo któż z ludzi wie, kim jest człowiek,
prócz ducha ludzkiego, który w nim jest? Tak samo kim jest Bóg nikt nie
poznał, tylko Duch Boży. A myśmy otrzymali nie ducha świata, lecz Ducha,
który jest z Boga, abyśmy wiedzieli, czym nas Bóg łaskawie obdarzył.
Głosimy to nie w uczonych słowach ludzkiej mądrości, lecz w słowach,
których naucza Duch, przykładając do duchowych rzeczy duchową miarę.
Ale człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego,
bo są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo
rozsądzać. Człowiek zaś duchowy rozsądza wszystko, sam zaś nie podlega
niczyjemu osądowi, bo któż poznał myśl Pana? Któż może go pouczać? Ale
my jesteśmy myśli Chrystusowej."
Musimy ten tekst rozpatrzyć w szerszym kontekście. Do tego momentu w
Pierwszym Liście do Koryntian Paweł podkreślał "głupotę" ewangelii. Na
przykład "mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną" (1,18) i "my
zwiastujemy Chrystusa ukrzyżowanego, dla Żydów wprawdzie zgorszenie, a
dla pogan głupstwo" (1,23). Albo jak byśmy mogli to dzisiaj ująć, dla
świeckich intelektualistów przesłanie krzyża brzmi głupio, a nawet bez sensu.
A więc Paweł wprowadza teraz korektę, aby czytelnicy nie wyobrażali sobie,
że całkowicie odrzuca mądrość, a zamiast tego chlubi się głupotą. Czy
apostoł jest zatem antyintelektualistą? Czy szydzi z poznania i posługiwania
się umysłem? Nie, w rzeczy samej, nie.
Wiersze 6-7: "My tedy głosimy mądrość wśród doskonałych (...) mądrość
Bożą tajemną, zakrytą, którą Bóg (...) przeznaczył ku chwale naszej". Nie
można nie dostrzegać kontrastów, które wprowadza Paweł. Głosimy
mądrość, pisze, ale (a) tylko doskonałym, nie niewierzącym, czy nawet
młodym chrześcijanom; (b) jest to mądrość Boża, a nie mądrość świecka i (c)
jest ona ku chwale naszej, to znaczy ku ostatecznemu udoskonaleniu przez
udział w chwale Bożej, a nie tylko ku przyprowadzeniu nas do
usprawiedliwienia w Chrystusie. My sami musimy podążać za przykładem
apostoła. Ewangelizując niewierzących musimy koncentrować się na
"głupstwie" ewangelii Chrystusa ukrzyżowanego dla grzeszników. Jednak
budując chrześcijan ku pełnej dojrzałości, powinniśmy pragnąć wprowadzać
ich w poznanie pełni Bożych celów. Paweł nazywa to w wierszu 7.
"mądrością Bożą tajemną, zakrytą", a w wierszu 9. tym, co "przygotował Bóg
tym, którzy go miłują". Można to poznać, podkreśla, tylko przez objawienie.
"Której żaden z władców tego świata nie poznał, bo gdyby poznali, nie byliby
Pana chwały ukrzyżowali" (w. 8). Nie byli jednak wyjątkiem, wszystkie istoty
ludzkie pozostawione same sobie nie potrafią poznać Bożej mądrości i jego
celów.
Gdyż Bożym celem, pisze Paweł tutaj (w. 9), jest coś, "czego oko nie
widziało" (jest to niewidzialne) "i ucho nie słyszało" (jest to niesłyszalne), "i co
do serca ludzkiego nie wstąpiło" (jest to niepojęte). Pozostaje poza
zasięgiem ludzkich oczu, uszu i umysłu. Nie podlega badaniu naukowemu
ani nawet poetyckiej wyobraźni. Pozostaje poza zasięgiem naszych małych,
ograniczonych umysłów, chyba że objawi nam to Bóg. I właśnie dokładnie to
uczynił Bóg! Posłuchajcie jeszcze raz: "Czego oko nie widziało i ucho nie
słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy
go miłują" - ten niewyobrażalny splendor swoich celów - "nam objawił to Bóg
przez Ducha". Słowo "nam" użyte jest emfatycznie i w tym kontekście nie
odnosi się bez różnicy do nas wszystkich, lecz do apostoła Pawła, który
pisze i jego współapostołów. Bóg udzielił specjalnego objawienia tych prawd
specjalnym organom objawienia (prorokom w Starym Testamencie i
apostołom w Nowym), a uczynił to Bóg "przez Ducha". Duch Święty był
pośrednikiem tego objawienia.
Całe to dosyć długie, obawiam się, rozważanie jest wstępem, który ma nam
pomóc zobaczyć kontekst w jakim Paweł przedstawia temat Ducha Świętego
jako pośrednika objawienia. To, co ma zamiar napisać jest cudownie
wszechstronnym stwierdzeniem. Paweł prezentuje cztery etapy pracy Ducha
Świętego jako pośrednika boskiego objawienia.
Duch badający
Po pierwsze, Duch Święty jest Duchem badającym (w. 10-11). Warto na
marginesie zauważyć, że wskazuje to na fakt, iż Duch Święty jest osobą.
Tylko osoba może zaangażować się w "badanie". Z pewnością nowoczesne
komputery mogą zająć się złożonymi badaniami typu mechanicznego,
analitycznego. Ale prawdziwe badanie, jak dobrze wiedzą wszyscy studenci
podyplomowych studiów badawczych, wymaga więcej niż tylko
zgromadzenia i analizy danych statystycznych. Wymaga oryginalności myśli,
zarówno w poszukiwaniu, jak i w refleksji. Taka zatem jest praca, którą
wykonuje Duch Święty, ponieważ posiada umysł, którym myśli. Ponieważ jest
on Osobą Boską, a nie komputerem lub niejasnym wpływem, czy mocą,
musimy przyzwyczaić się do odnoszenia się do Ducha jako do osoby, a nie
rzeczy.
Aby wskazać na wyjątkowe kwalifikacje Ducha Świętego w dziele objawienia,
Paweł posługuje się dwoma fascynującymi obrazami.
Pierwszy ukazuje, że "Duch bada wszystko, nawet głębokości Boże" (w. 10).
Użyty tutaj został ten sam czasownik, którym posłużył się Jezus mówiąc o
Żydach, że "badają Pisma", a Moulton i Milligan (w Vocabulary of the Greek
New Testament) cytują z papirusu pochodzącego z trzeciego wieku, w
którym "badający" zdają się być urzędnikami celnymi. W każdym bądź razie
Duch Święty przedstawiony jest jak niestrudzenie dociekliwy badacz albo
nawet, chociaż "głębokości" były ulubionym słowem heretyków gnostyckich i
Paweł od nich mógł zapożyczyć słownictwo, jak nurek głębinowy, który stara
się zanurzyć na największe głębokości niezgłębionej Istoty Wszechmocnego
Boga. Gdyż Istota Boga jest nieskończona w swojej głębi, a Paweł odważnie
twierdzi, że Duch Boży bada głębokości Boże. Innymi słowy, sam Bóg bada
bogactwa swojej Istoty.
Drugi model albo obraz, jaki podaje Paweł, pochodzi z ludzkiego rozumienia
siebie. Wiersz 11: "Bo któż z ludzi wie, kim jest człowiek, prócz ducha
ludzkiego, który w nim jest?" "Wie" albo zna "rzeczy dotyczące istoty
ludzkiej", co moglibyśmy chyba nazwać naszym "człowieczeństwem".
Mrówka nie może wcale pojąć, co to znaczy być istotą ludzką. Ani żaba, ani
królik, ani nawet najbardziej inteligentna małpa. Nawet jedna istota ludzka nie
może w pełni zrozumieć innej istoty ludzkiej. Jak często mówimy, szczególnie
w młodości, gdy dorastamy: "Ty nie rozumiesz. Nikt mnie nie rozumie". I to
jest prawda! Rzeczywiście nikt nie rozumie mnie poza mną samym, a nawet
moje rozumienie samego siebie jest ograniczone. W ten sam sposób nikt nie
rozumie ciebie poza tobą samym. I taką miarę zrozumienia siebie lub
świadomości siebie Paweł odnosi do Ducha Świętego: "Tak samo kim jest
Bóg nikt nie poznał, tylko Duch Boży" (w. 11). Święty Duch Boży został tu
prawie porównany do boskiego samozrozumienia lub boskiej
samoświadomości. Tak jak nikt nie może zrozumieć istoty ludzkiej poza tą
samą istotą ludzką, tak nikt nie może zrozumieć Boga poza samym Bogiem.
Śpiewamy czasem hymn "Tylko Bóg zna miłość Bożą". Moglibyśmy równie
dobrze stwierdzić, że tylko Bóg zna mądrość Bożą, prawdziwie tylko Bóg zna
Istotę Boga.
Tak więc Duch bada głębokości Boże i Duch wie, kim jest Bóg. Dokonał on
wyjątkowego poznania Boga. Pojawia się teraz pytanie: Co zrobił z tym, co
odkrył i poznał? Czy zachował tę wyjątkową wiedzę dla siebie? Nie. Zrobił to,
do czego tylko on posiada kompetencje, objawił ją. Duch badający stał się
Duchem objawiającym.
Duch objawiający
To, co jedynie Duch Święty poznał, jedynie on objawił. Zostało to już
stwierdzone w wierszu 10 - "nam objawił to Bóg przez Ducha". Teraz Paweł
rozszerza to w wierszu 12: "A myśmy", jest to to samo apostolskie "my",
liczba mnoga autorytetu apostolskiego, "otrzymali nie ducha świata, lecz
Ducha, który jest z Boga", to znaczy Ducha badającego i znającego, "abyśmy
wiedzieli, czym nas Bóg łaskawie obdarzył". Apostołowie rzeczywiście
otrzymali dwa łaskawe dary od Boga, po pierwsze - jego łaskę zbawienia
("czym nas Bóg łaskawie obdarzył"), a po drugie - jego Ducha, który uzdolnił
ich do rozumienia jego łaski zbawienia.
Sam Paweł jest najlepszym przykładem tego podwójnego procesu. Jak
czytamy w jego listach, podaje nam doskonałą prezentację ewangelii łaski
Bożej. Mówi nam, co Bóg uczynił dla winnych grzeszników, takich jak my,
którzy jesteśmy bez usprawiedliwienia i nie zasługujemy na nic innego z jego
ręki, jak tylko na sąd. Dalej powiada, że Bóg posłał swojego Syna, by ten
umarł za nasze grzechy na krzyżu i zmartwychwstał, i jeżeli jednoczymy się z
Jezusem Chrystusem, wewnętrznie przez wiarę, a zewnętrznie przez
chrzest, wtedy umieramy z nim i powstajemy z nim, i w nim doświadczamy
nowego życia. Tak brzmi wspaniała ewangelia, którą Paweł odkrywa w
swoich listach. Ale skąd on to wszystko wie? Jak może przedstawiać takie
wszechstronne twierdzenia dotyczące zbawienia? Odpowiedź brzmi, po
pierwsze dlatego, że sam je otrzymał. Zna łaskę Bożą z doświadczenia. A
potem, po drugie, został mu udzielony Duch Święty, aby zinterpretował mu
jego własne doświadczenie. W ten sposób Duch Święty objawił mu Boży
plan zbawienia, to co w innych listach Paweł nazywa "tajemnicą". Duch
badający stał się Duchem objawiającym.
Duch inspirujący
Gotowi jesteśmy do trzeciego etapu: Duch objawiający stał się Duchem
inspirującym. Wiersz 13: "Głosimy to nie w uczonych słowach ludzkiej
mądrości, lecz w słowach, których naucza Duch". Zauważmy, że w wierszu
12. Paweł pisze o tym, co "myśmy otrzymali", a w wierszu 13. o tym, co
"głosimy". Można by chyba rozwinąć ten tok myślowy następująco:
"Otrzymaliśmy ten łaskawy dar od Boga; przyjęliśmy Ducha, aby
zinterpretował nam to, co Bóg dla nas uczynił i co nam dał; teraz my
udzielamy innym tego, co otrzymaliśmy". Duch badający, który objawił Boży
plan zbawienia apostołom, poszedł dalej i przekazał tę ewangelię przez
apostołów innym. Tak jak Duch nie zatrzymał swoich badań dla siebie, tak i
apostołowie nie zatrzymali tego objawienia dla siebie. Nie. Rozumieli, że są
jego powiernikami. Musieli przekazać innym to, co sami otrzymali.
Ponadto to, co przekazali ubrane było w słowa, a słowa ich zostały
konkretnie opisane jako "nie w uczonych słowach ludzkiej mądrości, lecz w
słowach, których naucza Duch" (w. 13). Zauważmy, jak Duch Święty jest
znowu wspominany, tym razem jako Duch inspirujący. Właśnie tutaj w
wierszu 13 znajdujemy niejasne twierdzenie Pawła dotyczące "inspiracji
werbalnej". To znaczy, że same słowa, w które apostołowie ubrali poselstwo
objawione im przez Ducha, były słowami podanymi im przez tego samego
Ducha.
Podejrzewam, że powodem, dla którego pojęcie "inspiracji werbalnej" jest
dzisiaj tak niepopularne, jest fakt, że ludzie niewłaściwie ją rozumieją. W
rezultacie odrzucają nie to, co jest prawdziwym sensem pojęcia, lecz jego
karykaturą. Pozwólcie zatem, że oczyszczę to pojęcie od kilku głównych
nieporozumień. Po pierwsze, "inspiracja werbalna" nie oznacza, że "każde
słowo w Biblii jest dosłownie prawdziwe". Nie, w pełni rozpoznajemy, że
autorzy biblijni posługiwali się różnymi gatunkami literackimi, z których każdy
powinien być interpretowany zgodnie z jego zasadami - historia jako historia,
poezja jako poezja, przypowieść jako przypowieść, itd. To co jest
inspirowane, to naturalny sens słów zgodny z intencją autora, czy będzie on
dosłowny, czy metaforyczny.
Po drugie, "inspiracja werbalna" nie oznacza werbalnego dyktowania.
Muzułmanie wierzą, że Allah podyktował Koran Mahometowi, słowo po
słowie w języku arabskim. Chrześcijanie nie twierdzą tak o Biblii, ponieważ,
jak to już zauważyliśmy i jak podkreślimy to jeszcze później, Duch Święty
traktował autorów biblijnych jak osoby, a nie jak maszyny. Z kilkoma
mniejszymi wyjątkami wydawali się oni w pełni władz umysłowych, gdy Duch
Święty przekazywał swoje Słowo przez ich słowa.
Po trzecie, "inspiracja werbalna" nie oznacza, że każde zdanie w Biblii jest
Słowem Bożym, nawet w oderwaniu od kontekstu. Bowiem nie wszystko
zawarte w Biblii jest przez Biblię potwierdzane. Dobrym przykładem są tu
długie przemowy tak zwanych "pocieszycieli" Hioba. Ich główna teza
powtarzana ad nauseam, to znaczy, że Bóg karze Hioba za jego osobisty
grzech, była błędna. W ostatnim rozdziale Bóg mówi do nich dwukrotnie: "nie
mówiliście o mnie prawdy" (42,7-8). Tak więc ich słów nie można brać za
słowa Boże. Zostały przedstawione po to, by zostały zaprzeczone, a nie
potwierdzone. Natchnione Słowo Boga to to, co zostało potwierdzone, czy
jako pouczenie, przykazanie, czy obietnica.
"Inspiracja werbalna" oznacza, że to, co powiedział i nadal mówi Duch Święty
przez ludzkich autorów, rozumiane zgodnie z jasnym, naturalnym sensem
użytych słów, jest prawdziwe i bez błędu. Nie ma potrzeby wstydzić się tego
chrześcijańskiego przekonania ani się go bać. Wręcz przeciwnie, jest ono
wyjątkowo racjonalne, ponieważ słowa są częścią składową zdań. Słowa są
cegłami mowy. Dlatego nie jest możliwe ukształtowanie precyzyjnego
przesłania bez skonstruowania precyzyjnych zdań składających się z
precyzyjnych słów.
Zastanówmy się nad trudem, jaki zadajemy sobie przy pisaniu telegramów.
Powiedzmy, że mamy tylko dwanaście słów. Mimo wszystko postanawiamy
wysłać wiadomość, która nie tylko będzie zrozumiała, ale która także nie
będzie źle zrozumiana. A więc piszemy na brudno, jeszcze raz i jeszcze raz.
Wydrapujemy słowo tu i dodajemy słowo tam, aż w końcu ku naszemu
zadowoleniu właściwie wycyzelujemy naszą wiadomość. Słowa się liczą.
Każdy mówca, który chce przekazać przesłanie, które będzie rozumiane
należycie, a nie rozumiane niewłaściwie, zna wagę słów. Każdy kaznodzieja,
który zadaje sobie trud przygotowywania kazań, z ostrożnością dobiera
słowa. Każdy pisarz, czy to piszący listy, artykuły, czy książki, wie, że słowa
się liczą. Posłuchajmy, co Charles Kingsley powiedział w połowie ubiegłego
stulecia: "Te wspaniałe rzeczy - słowa - są jedynym prawem człowieka ...
Bez słów nie wiedzielibyśmy więcej o swoich sercach i myślach niż pies wie o
drugim psie ... ponieważ, jeżeli się nad tym zastanowić, zawsze myślisz do
siebie w słowach, choć nie wypowiadasz ich na głos; a bez nich wszystkie
nasze myśli byłyby zaledwie ślepymi tęsknotami, uczuciami, których sami nie
rozumielibyśmy". A zatem musimy przyodziać nasze myśli w słowa.
I tak brzmi właśnie twierdzenie apostoła, że ten sam Święty Duch Boży, który
bada głębokości Boże i objawił swoje badania apostołom, następnie
przekazał je przez apostołów w słowach, których sam im dostarczył.
Przemówił swoimi słowami przez ich słowa, tak że były to jednocześnie słowa
Boga i słowa ludzi. Jest to podwójne autorstwo Pisma, o czym już
wspomniałem. Takie ma również znaczenie "inspiracja". Inspiracja Pisma nie
była procesem mechanicznym. Był on w wielkiej mierze osobowy, bowiem
obejmował Osobę (Ducha Świętego) przemawiającego przez osoby
(proroków i apostołów) w taki sposób, że jednocześnie jego słowa były ich
słowami, a ich słowa były jego słowami.
Duch oświecający
Dochodzimy teraz do czwartego etapu pracy Ducha Świętego jako
pośrednika objawienia i tym razem określę go mianem Ducha
"oświecającego". Pozwólcie, że naszkicuję tło.
Jak mamy myśleć o ludziach, którzy słyszeli zwiastowanie apostołów, a
później czytali ich listy? Czy byli pozostawieni sami sobie? Czy ich zadaniem
było włożenie takiego wysiłku, na jaki ich stać w zrozumienie apostolskiego
przesłania? Nie. Ten sam Duch, który działał w tych, którzy pisali listy
apostolskie, działał także w tych, którzy je czytali. W ten sposób Duch Święty
pracował na obu końcach, że tak powiem, inspirując apostołów i oświecając
ich słuchaczy. Zostało to już zawarte w wierszu 13, skomplikowanej frazie,
która była różnorodnie interpretowana. Ja uważam za poprawne tłumaczenie
Revised Standard Version, mianowicie, że Duch Święty "interpretuje
duchowe prawdy tym, którzy posiadają Ducha". Posiadanie Ducha nie
ograniczało się do autorów biblijnych. Oczywiście jego dzieło inspiracji było w
nich wyjątkowe, ale Duch Święty dodał do niego także dzieło interpretacji.
Wiersze 14. i 15. rozszerzają tę prawdę, a jednocześnie stanowią dla siebie
mocny kontrast. Wiersz 14. rozpoczyna się od odwołania do "człowieka
nieduchowego" (albo "człowieka zmysłowego", lub "naturalnego"), to znaczy
osoby nieodrodzonej, która nie jest chrześcijaninem. Wiersz 15. natomiast
zaczyna się od odwołania do "człowieka duchowego", posiadającego Ducha
Świętego. W ten sposób Paweł dzieli rodzaj ludzki na dwie wyraźnie
rozgraniczone kategorie, "zmysłowych" i "duchowych", to znaczy tych, którzy
posiadają naturalne, zwierzęce lub fizyczne życie z jednej strony i tych,
którzy otrzymali życie duchowe albo wieczne. Pierwszej kategorii ludzi brak
Ducha Świętego, ponieważ nigdy nie narodzili się na nowo, a Duch Święty
mieszka w tych, którym dał nowe narodzenie. Zamieszkiwanie Ducha
Świętego jest właściwie cechą wyróżniającą prawdziwych chrześcijan (Rz
8,9).
A jaka to różnica, czy posiadamy Ducha Świętego, czy nie? Największa
różnica w świecie! - szczególnie (chociaż istnieją inne wyróżniki) dla naszego
rozumienia prawd duchowych. Człowiek nieduchowy albo nieodrodzony,
który nie przyjął Ducha Świętego, nie przyjmuje także rzeczy Ducha,
ponieważ są dla niego głupstwem (w. 14). Nie tylko, że ich nie rozumie, ale
nie jest nawet w stanie ich zrozumieć, ponieważ "należy je duchowo
rozsądzać". Człowiek duchowy z drugiej strony, narodzony na nowo
chrześcijanin, w którym mieszka Duch Święty, "rozsądza" (jest to ten sam
grecki czasownik, co w w. 14) "wszystko". Oczywiście, nie staje się
wszechwiedzący jak Bóg, ale wszystkie rzeczy, na które uprzednio był ślepy,
a które Bóg objawił w Piśmie Świętym, zaczynają dla niego nabierać sensu.
Rozumie to, czego przedtem nie rozumiał, chociaż sam nie jest rozumiany.
Dosłownie nie jest "rozsądzany przez nikogo". Pozostaje enigmą, ponieważ
posiada wewnętrzną tajemnicę duchowego życia i prawdy, która nie ma
sensu dla niewierzących. Nie jest to jednak zaskakujące, zważywszy że nikt
nie zna myśli Pana ani nie może go pouczać. A skoro nie potrafią zrozumieć
myśli Chrystusowej, nie potrafią zrozumieć i naszej, chociaż my, których
Duch Święty oświeca, możemy odważyć się powiedzieć, że "jesteśmy myśli
Chrystusowej" (w. 16) - prawdziwie zadziwiające stwierdzenie.
Czy takie jest twoje doświadczenie? Czy Biblia stała się dla ciebie nową
księgą? William Grimshaw, jeden z wielkich liderów ewangelicznych
osiemnastego wieku, powiedział przyjacielowi po jego nawróceniu, że "gdyby
Bóg zabrał tę Biblię do nieba i zesłał mu inną, to nie byłaby dla niego
nowsza". To była inna księga. To samo i ja mogę powiedzieć. Przed
nawróceniem codziennie czytałem Biblię, ponieważ moja matka tak mnie
wychowała, ale było to dla mnie "tureckie kazanie". Nie miałem
najmniejszego pojęcia, o co w niej chodzi. Ale kiedy narodziłem się na nowo i
Duch Święty zamieszkał we mnie, Biblia natychmiast stała się dla mnie nową
księgą. Oczywiście nie twierdzę, że wszystko rozumiałem. Daleki jestem od
rozumienia wszystkiego nawet dzisiaj. Ale zacząłem rozumieć sprawy,
których przedtem nie rozumiałem. Jakie to wspaniałe doświadczenie! Nie
myśl o Biblii jako o zbiorze starych, zapleśniałych dokumentów, dla których
właściwym miejscem jest biblioteka. Nie myśl o kartach Pisma jakby były
skamielinami, dla których właściwe miejsce jest za szybą w muzeum. Nie.
Bóg przemawia przez to, co powiedział. Przez starożytne teksty Pisma Duch
Święty może dzisiaj porozumiewać się z nami w sposób świeży, osobisty i
potężny. "Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi" (mówi w tym
momencie - jest to czas teraźniejszy - przez Pismo Święte) "do zborów" (Obj
2,7, itd.).
Jeżeli Duch Święty mówi do nas dzisiaj przez Pismo, możesz zapytać,
dlaczego wszyscy nie zgadzamy się we wszystkim? Jeżeli Duch Święty jest
zarówno interpretatorem, jak i pośrednikiem Bożego objawienia, to dlaczego
nie prowadzi nas do jednomyślności? Moja odpowiedź na to pytanie może
was zaskoczyć. Tak naprawdę to on właśnie uzdalnia nas do tego, byśmy
bardziej się zgadzali niż nie zgadzali, a zgadzalibyśmy się ze sobą jeszcze
bardziej, gdybyśmy spełniali następujące cztery warunki.
Po pierwsze, musimy przyjąć najwyższy autorytet Pisma i szczerze pragnąć
mu się podporządkować. Ci, którzy to robią, osiągnęli już zasadniczy
consensus. Wielkie i bolesne różnice, które pozostają, na przykład między
Kościołem rzymskokatolickim a Kościołami protestanckimi, przypisuje się
stałej niechęci tego pierwszego do ogłoszenia Pisma Świętego jako
najwyższego autorytetu, nawet ponad tradycją kościelną. Oficjalne
stanowisko Rzymu, zmodyfikowane, lecz w zasadzie nie zmienione po II
Synodzie Watykańskim, brzmi nadal, że "zarówno Święta Tradycja, jak i
Pismo Święte powinny być przyjmowane i czczone z takim samym oddaniem
i szacunkiem". Właściwie protestanci nie zaprzeczają znaczeniu tradycji i
niektórzy z nas powinni mieć dla niej więcej szacunku, skoro Duch Święty
nauczał poprzednie pokolenia chrześcijan i nie zaczął swojego instruowania
dopiero od nas! Niemniej jednak, gdy Pismo Święte i tradycja znajdują się w
sprzeczności, musimy pozwolić Pismu zreformować tradycję, tak jak Jezus
podkreślał to w przypadku "tradycji starszych" (por. Mk 7,1-13). Gdyby
Kościół rzymskokatolicki miał odwagę wyrzec się niebiblijnych tradycji (np.
dogmatu o niepokalanym poczęciu i wniebowzięciu Dziewicy Marii),
nastąpiłby natychmiastowy postęp w kierunku porozumienia pod auspicjami
Słowa Bożego.
Po drugie, musimy pamiętać, że tak jak widzieliśmy, pierwszorzędnym celem
Pisma jest składanie świadectwa o Chrystusie jako wystarczającym Zbawcy
wszystkich grzeszników. Gdy szesnastowieczni reformatorzy z naciskiem
podkreślali "zrozumiałość" (lub jasność) Pisma i przetłumaczyli Biblię na
języki narodowe, aby mogli ją czytać zwykli ludzie, to mieli na uwadze drogę
zbawienia. Nie zaprzeczali, że Pismo zawiera "pewne rzeczy niezrozumiałe"
(jak to Piotr powiedział o listach Pawła 2P 3,16). Starali się przez to wyrazić
fakt, że podstawowe prawdy zbawienia są jasne i zrozumiałe dla wszystkich.
Po trzecie, musimy zastosować zdrowe zasady interpretacji. Oczywiście, że
można przekręcić Biblię w sposób, jaki nam się żywnie podoba. Ale naszym
zadaniem jest interpretacja Pisma, a nie jego przekręcanie. Ponad wszystko
musimy szukać oryginalnego sensu zgodnie z intencją autora biblijnego i
sensu naturalnego, który może być albo dosłowny, albo metaforyczny, znów
zgodnie z intencją autora. Są to odpowiednio: zasada historyczności i
prostoty. Kiedy stosuje się je właściwie i rygorystycznie, wtedy Biblia
kontroluje nas, a nie my ją. W rezultacie obszar chrześcijańskiego
porozumienia powiększa się.
Po czwarte, musimy podchodzić do tekstu biblijnego ze świadomością
naszych kulturowych uprzedzeń i gotowością rozpoznania oraz zmienienia
ich. Jeśli przychodzimy do Pisma z dumnym założeniem, że wszystkie nasze
odziedziczone wierzenia i praktyki są poprawne, wtedy oczywiście
znajdziemy w Biblii tylko to, co chcemy znaleźć, to znaczy wygodne
potwierdzenie status quo. W efekcie będziemy ostro sprzeciwiać się ludziom,
którzy podchodzą do Biblii z innymi założeniami i posiadają inne przekonania
oraz znajdują w Biblii ich potwierdzenie. Prawdopodobnie nie ma częstszego
źródła niezgody niż to. Tylko wtedy, gdy jesteśmy wystarczająco odważni i
pokorni, aby pozwolić Duchowi Bożemu radykalnie zbadać przez Słowo Boże
nasze najbardziej ulubione opinie, istnieje prawdopodobieństwo odnalezienia
nowej jedności przez nowe zrozumienie.
Duchowe rozeznanie jakie obiecuje Duch Święty nie jest udzielane wbrew
tym czterem powszechnym warunkom; zakłada, że zostały one przyjęte i
spełnione.
Wniosek
Rozważyliśmy cztery role Ducha Świętego, jako Ducha badającego, Ducha
objawiającego, Ducha inspirującego i Ducha oświecającego. Są to cztery
etapy jego służby nauczania. Po pierwsze, bada on głębokości Boże i zna
Boże myśli. Po drugie, objawił wyniki swoich badań apostołom. Po trzecie,
przekazał przez apostołów to, co im objawił, a uczynił to za pomocą słów,
które sam dostarczył. Po czwarte, oświecił umysły słuchaczy, aby potrafili
zrozumieć to, co objawił apostołom i poprzez nich oraz nadal kontynuuje tę
służbę oświecania dla tych, którzy gotowi są ją przyjąć.
Na zakończenie dwie proste i krótkie lekcje. Pierwsza dotyczy naszego
poglądu na Ducha Świętego. Dużo się dzisiaj dyskutuje na temat osoby i
dzieła Ducha, a jest to zaledwie jeden z wielu fragmentów Biblii na jego
temat. Ale pozwólcie, że zadam wam pytanie: Czy w waszej doktrynie na
temat Ducha znajduje się miejsce na ten fragment? Jezus nazwał go
"Duchem prawdy". Tak więc prawda jest dla Ducha Świętego bardzo ważna.
O tak, wiem, jest on także Duchem świętości, Duchem miłości i Duchem
mocy, ale czy jest dla ciebie Duchem prawdy? Zgodnie z wierszem, który
badaliśmy, Duchowi Świętemu bardzo zależy na prawdzie. On ją bada,
objawił ją i przekazał, a także oświeca nasze umysły, byśmy ją pojęli. Drogi
przyjacielu, nigdy nie oczerniaj prawdy! Nigdy nie lekceważ teologii! Nigdy
nie pogardzaj swoim umysłem! Jeśli będziesz tak postępować, zasmucisz
Świętego Ducha prawdy. Fragment ten powinien wpłynąć na nasz pogląd na
Ducha Świętego.
Po drugie, nasza potrzeba Ducha Świętego. Czy chcesz wzrastać w
poznaniu Boga? Oczywiście, że chcesz. Czy chcesz wzrastać w zrozumieniu
Bożej mądrości i całości jego planów uczynienia nas pewnego dnia
podobnymi do Chrystusa w chwale? Oczywiście, że chcesz. Ja też. W takim
razie potrzebujemy Ducha Świętego, Ducha prawdy, aby oświecił nasze
umysły. A do tego musimy się narodzić na nowo. Zastanawiam się czasami,
czy powodem, dla którego niektórzy współcześni świeccy teolodzy mówią i
piszą, że się tak wyrażę, takie głupstwa (odnoszę się tutaj, na przykład, do
zaprzeczenia osobowości Boga i boskości Jezusa), nie jest fakt, że nie
narodzili się na nowo? Można być teologiem i zarazem człowiekiem
nieodrodzonym. Czy dlatego właśnie nie rozpoznają tych cudownych prawd
Pisma? Pismo Święte należy rozsądzać duchowo. Dlatego do Pisma musimy
podchodzić w pokorze, z szacunkiem i oczekiwaniem. Musimy uznać, że
prawdy objawione w Biblii są nadal zamknięte i zapieczętowane, aż do chwili,
gdy Duch Święty nam ich nie otworzy i nie otworzy naszych umysłów na nie.
Bóg ukrywa je przed mądrymi i sprytnymi, a objawia je tylko "niemowlątkom",
tym którzy są pokorni i przychodzą do niego z czcią. Tak więc zanim my,
kaznodzieje przygotujemy się, zanim kongregacja wysłucha, zanim jednostka
lub grupa zacznie czytać Biblię - w takich sytuacjach musimy modlić się o
oświecenie Ducha Świętego: "Otwórz oczy moje, abym oglądał cudowność
zakonu twojego" (Ps 119,18). I on to uczyni.
Kościół i Biblia
Dotąd zajmowaliśmy się studiami trynitarnymi. Stwierdziliśmy, że Bóg jest
autorem, Chrystus zarówno głównym tematem, jak i potwierdzającym
świadkiem, a Duch Święty pośrednikiem wspaniałego procesu objawienia.
Dochodzimy teraz do Kościoła.
Co myślisz o Kościele? Odpowiedź twoja będzie prawdopodobnie zależała
od tego, czy myślisz o ideale czy o rzeczywistości. W ideale Kościół jest
najwspanialszym nowym stworzeniem Boga. Jest to nowa społeczność
Jezusa, ciesząca się wielorasową, wielonarodową i wielokulturową harmonią,
która jest wyjątkowa w historii społeczeństwa i współczesności. Kościół jest
nawet "nowym człowieczeństwem", awangardą odkupionego i odnowionego
rodzaju ludzkiego. Są to ludzie, którzy spędzają swoje ziemskie życie (tak jak
będą spędzać wieczność) na pełnej miłości służbie dla Boga i bliźnich. Cóż
za szlachetny i piękny ideał! W rzeczywistości jednak Kościół to my -
niesforna hałastra grzesznych, omylnych, skłóconych, wadzących się,
głupich, płytkich chrześcijan, którzy cały czas nie dorastają do Bożego ideału,
a często nawet się do niego nie zbliżają.
Właściwie, jaka jest przyczyna tej przepaści między ideałem a
rzeczywistością? Dlaczego dzisiaj Kościół na całym świecie znajduje się w
takiej mizernej kondycji - słaby, podzielony i mający tak niewielki wpływ na
świat? Istnieje z pewnością wiele przyczyn, ale ja uważam, że główną
przyczyną jest to, o czym pisze Amos: "głód (...) słuchania słów Pana" (Am
8,11) albo w zrozumiałym języku współczesnym: zaniedbanie Biblii.
Niewierność Kościoła w różnych sferach wynika z jego podstawowej
niewierności objawieniu się Boga w Piśmie Świętym. Śp. dr Martyn Lloyd-
Jones miał rację, gdy pisał w swojej książce pt. "Preaching and Preachers"
(Kazanie i kaznodzieje): "W historii Kościoła erami i okresami dekadenckim
były zawsze te, w których następował schyłek kaznodziejstwa". Innymi słowy,
Kościół staje się chory i słaby, gdy odrzuca uzdrawiające lekarstwo i
pełnowartościowe pożywienie Słowa Bożego.
Rozważymy teraz dwa teksty, które posługują się metaforą budowania.
W Efezjan 2,20 Kościół, który został dopiero co zdefiniowany jako "dom"
Boży albo rodzina (w. 19), opisany zostaje jako zbudowany "na fundamencie
apostołów i proroków, którego kamieniem węgielnym jest sam Chrystus". To
znaczy, że nauczanie autorów biblijnych jest fundamentem, na którym
zbudowany jest Kościół, natomiast Jezus jest kamieniem węgielnym, który
trzyma wszystko razem.
W 1Tm 3,15 metafora zostaje odwrócona. Nazwawszy znów Kościół "domem
Bożym", Paweł nazywa go teraz "filarem i podwaliną prawdy".
Zauważmy, że w pierwszym tekście prawda jest fundamentem a Kościół
budowlą, która się na niej wspiera, natomiast w drugim tekście Kościół jest
podwaliną, a prawda budowlą, która się na nim wspiera.
"O, proszę bardzo - słyszę już, jak ktoś mówi. - A nie mówiłem? Biblia jest
pełna sprzeczności". Naprawdę? Chwileczkę. Oba te wiersze wyszły spod
pióra tego samego człowieka, apostoła Pawła. Przyznajmy jednak Pawłowi
prawo do pewnej logicznej spójności. Posługiwanie się metaforami i
porównaniami zawsze było niebezpieczne. Aby zrozumieć, co autor ma
zamiar przekazać poprzez środek wyrazu, którym się posługuje, musimy
zadać sobie pytanie, jaki jest punkt odniesienia analogii. Gdy zastosujemy tę
zasadę do naszych dwóch tekstów, odkrywamy, jak można się było
spodziewać, że w piękny sposób się uzupełniają.
Zapytasz, jak prawda może być zarazem fundamentem Kościoła a Kościół
fundamentem prawdy? Pozwólcie, że zaproponuję odpowiedź. W Efezjan
2,20 Paweł potwierdza, że istnienie Kościoła opiera się na prawdzie, na
nauczaniu apostołów i proroków. Bez ich nauczania, zapisanego teraz w
Piśmie, Kościół ani by nie istniał, ani nie przetrwał, nie mówiąc już o
rozkwicie. Ale według 1Tm 3,15 prawda zależy od Kościoła w sensie jej
obrony i propagowania. Kościół został powołany do utrzymania prawdy w
obliczu ataku i przezentowania jej przed oczyma świata. Kościół potrzebuje
Biblii, ponieważ jest na niej zbudowany. A Kościół służy Biblii trzymając się
jej i rozpowszechniając ją. Są to dwie wzajemnie uzupełniające się prawdy,
które rozważymy bardziej szczegółowo.
Kościół potrzebuje Biblii
Zależność Kościoła od Biblii jest różnoraka. Pozwólcie, że podam kilka
przykładów.
a. Biblia stworzyła Kościół
Stwierdzenie to ujęte w tak odważny sposób, może być mylące. Można je
nawet odrzucić jako nieprawdziwe. Prawdą jest bowiem, że Kościół Starego
Testamentu - lud Boży - istniał przez wieki zanim Biblia została dokończona.
Co więcej, Kościół nowotestamentowy istniał także przez długi czas zanim
ustalony został kanon Nowego Testamentu, a jeszcze dłużej zanim została
wydrukowana pierwsza Biblia. Ponadto, możesz słusznie zauważyć, Kościół
pierwszego wieku "ukształtował" Nowy Testament w tym sensie, że
społeczność chrześcijańska miała swój udział w decyzji, w jakiej formie słowa
i dzieła Jezusa zostaną zapisane i zachowane dla potomności. W ten sposób
Kościół był środowiskiem, w którym Biblia została napisana i przechowana.
Zgadzam się z tymi wszystkimi zastrzeżeniami. Niemniej jednak, powtarzam,
można powiedzieć, że Biblia stworzyła Kościół. Albo, bardziej dokładnie,
Słowo Boże, które jest teraz zapisane w Biblii, stworzyło Kościół. Jak bowiem
powstał Kościół chrześcijański? Odpowiedź: przez zwiastowanie apostołów,
którzy nie przemawiali w imieniu Kościoła, lecz w imieniu Chrystusa.
W dniu Pięćdziesiątnicy Piotr dodał swoje apostolskie świadectwo do
proroczego świadectwa Starego Testamentu - ogłosił Jezusa jako Mesjasza i
Pana, Duch Święty potwierdził jego słowa mocą, a wierzący lud Boży stał się
Ciałem Chrystusa wypełnionym Duchem Świętym. Sam Bóg dokonał tego
dzieła stworzenia przez Ducha za pośrednictwem swojego Słowa. Ponadto
nadal honorował zwiastowanie apostołów w ten sam sposób. W czasie
swoich słynnych podróży misyjnych Paweł także składał świadectwo o
Chrystusie dowodząc, że świadectwo apostołów, naocznych świadków
pozostawało w pełnej zgodności z Pismami Starego Testamentu. Wielu
słuchało, pokutowało, uwierzyło, zostało ochrzczonych i tak w całym
imperium rzymskim powstały zbory. Jak? Przez Słowo Boże. Słowo Boże,
połączone ze świadectwem proroków i apostołów, głoszone w mocy Ducha,
stworzyło Kościół. I nadal to czyni. Kościół zbudowany jest na tym
fundamencie. A gdy określony został kanon Nowego Testamentu, Kościół nie
nadał tym dokumentom autorytetu, lecz po prostu uznał autorytet, który już
posiadały. Dlaczego? Ponieważ były one "apostolskie" i zawierały nauczanie
apostołów Pana.
Z tych powodów możemy prawdziwie powiedzieć, że Biblia, to jest Słowo
Boże zapisane teraz w Biblii, stworzyło i tworzy Kościół.
b. Biblia podtrzymuje Kościół
Stwórca zawsze podtrzymuje to, co stworzył, a ponieważ to on powołał
Kościół do istnienia, utrzymuje jego istnienie. Ponadto stworzywszy go przez
swoje Słowo, podtrzymuje go i żywi swoim Słowem. Jeśli prawdą jest, jak
powiedział Jezus cytując 5 Mojżeszową (Mt 4,4; por. 5Moj 8,3), że istota
ludzka żyje "nie samym chlebem, (...) ale każdym słowem, które pochodzi z
ust Bożych", jest to prawda odnosząca się także do zborów. Nie mogą bez
niego rozwijać się. Kościół musi ustawicznie słuchać Słowa Bożego. Stąd
centralne miejsce zwiastowania w publicznym nabożeństwie. Kazanie nie
jest w nim intruzem, ale raczej jego nieodzowną częścią. Ponieważ
oddawanie czci Bogu jest zawsze odpowiedzią na Słowo Boże. Dlatego
właśnie, na przykład, we wszystkich nabożeństwach uwielbiających w
Kościele anglikańskim istnieje oscylacja między Słowem a uwielbieniem.
Najpierw Bóg wypowiada swoje Słowo (w sentencji, czytaniach i ekspozycji),
a potem ludzie odpowiadają przez wyznanie grzechów, wyznanie wiary,
uwielbienie i modlitwę. Zgromadzenie chrześcijańskie dojrzewa w Jezusie
Chrystusie tylko wtedy, gdy słucha, przyjmuje, wierzy, absorbuje i okazuje
posłuszeństwo Słowu Bożemu.
c. Biblia kieruje Kościołem
Społeczność chrześcijańska to lud pielgrzymujący w drodze do wiecznego
domu. Podróżuje on przez jałowe, bezdrożne, wrogie i ciemne terytorium.
Potrzebuje wskazania drogi i Bóg o to zadbał. "Słowo twoje jest pochodnią
nogom moim i światłością ścieżkom moim" (Ps 119,105). Zgadzam się
oczywiście, że to, co nazywamy zadaniem "hermeneutycznym" (tzn.
interpretacji Pisma Świętego), jest trudne. Pismo nie podaje nam gotowych
odpowiedzi na złożone problemy dwudziestego wieku. Musimy zmagać się z
tekstem, z jego znaczeniem i zastosowaniem, a czynimy to w modlitwie,
studiowaniu i społeczności ze sobą. Niemniej jednak zasady jakimi mamy się
kierować znajdują się w Biblii - zasady teologiczne i etyczne - i wspólnie
możemy je odkryć, jak zastosować je w naszym życiu we współczesnym
świecie, dzięki oświeceniu Ducha Świętego.
d. Biblia reformuje Kościół
W każdym stuleciu, a z przykrością muszę stwierdzić, że należy włączyć w to
i nasze, Kościół do pewnego stopnia zbaczał z Bożej prawdy i z jej norm
etycznych. Jak napisał Max Warren, były misjonarski mąż stanu, w swojej
książce "I Believe in the Great Commission" (Wierzę w Wielki Nakaz
Misyjny), historia Kościoła jest "gorzko-słodką historią", w której najbardziej
rzuca się w oczy nieskończona cierpliwość Boga wobec jego ludu. Jeśli
zatem Kościół ciągle zbacza, to jak można go zreformować? Odpowiedź:
tylko przez Słowo Boże. Największa w historii odnowa Kościoła to
Reformacja szesnastego wieku, a spowodowana ona była bardziej niż
czymkolwiek innym - odzyskaniem Biblii.
e. Biblia jednoczy Kościół
Sumienie każdego chrześcijanina powinno niepokoić się z powodu braku
jedności w Kościele. Mam nadzieję, że nie przyzwyczailiśmy się do tego ani
nie zaczęliśmy się z tym zgadzać. Widoczna jedność Kościoła, chociaż
możemy nie zgadzać się dokładnie w tym, jaką formę powinna ona przybrać,
jest z pewnością właściwym celem dążenia chrześcijan. Jaka jest zatem
podstawowa przyczyna naszego stałego braku jedności? Jest nią brak
uznanego autorytetu. Tak długo jak kościoły będą szły za własnymi
tradycjami i spekulacjami, tak długo Kościół powszechny będzie się dzielił.
Na przykład Kościół anglikański, do którego należę, ponosi winę w tej
sprawie. W swoich negocjacjach w sprawie jedności i ponownego
połączenia, upiera się przy czymś, co nazywa "historycznym episkopatem"
jako punktem nie podlegającym dyskusji, i nie tylko to, ale często i przy
szczególnie "katolickiej" interpretacji episkopatu, znanej jako "sukcesja
apostolska". Oczywiście wszyscy z nas wierzą w episkope
(nowotestamentowe słowo na określenie pastoralnego nadzoru nad
kościołem). Można też z historycznego, pastoralnego i praktycznego punktu
widzenia skutecznie dowodzić, że episkopalna forma zarządzania sprzyjała
dobru Kościoła. Ale oczywiście nie można tego uznać za rzecz niezbędną z
tej prostej przyczyny, że nie jest ona wymagana przez Pismo. Można jej
bronić jako zgodnej z nauczaniem biblijnym i opieką duszpasterską, ale to już
inne zagadnienie. Jak dotąd Kościół anglikański upiera się przy tym jako
punktem nie podlegającym dyskusji, a to utrudnia uzyskanie jedności
Kościoła. Jednak gdy kościoły wyznają najwyższy autorytet Pisma i jego
całkowitą wystarczalność do zbawienia oraz postanowią osądzać swoje
tradycje według jego nauczania, wtedy natychmiast otwiera się droga do
jedności w prawdzie. Biblia jednoczy Kościół, gdy Kościół poddaje się jej.
f. Biblia ożywia Kościół
Tęsknimy za przebudzeniem, za tym szczególnym, niezwykłym i
nadnaturalnym Bożym nawiedzeniem, w efekcie którego cała społeczność
uświadamia sobie jego żywą i świętą obecność. Grzesznicy zostają
przekonani, skruszeni nawracają się, odstępcy powracają, wrogowie jednają
się, wierzący zostają przemienieni, a martwe kościoły ożywione. Ale w jaki
sposób przychodzi przebudzenie? Prawdą jest, że tylko przez suwerenne
działanie Świętego Ducha Bożego. A jakimi środkami posługuje się Duch
Święty? Posługuje się swoim Słowem. Słowo Boże jest "mieczem Ducha" (Ef
6,17; por. Hbr 4,12), który dzierży on w swojej pracy w świecie. Nie
oddzielajmy nigdy Ducha Bożego od Słowa Bożego, bowiem gdy Duch
Święty posługuje się tym orężem w swojej suwerennej mocy, powoduje
wyrzuty sumienia, odcina rakowe narośla z Ciała Chrystusa i zmusza diabła
do ucieczki. To Biblia ożywia Kościół. Czy zostaliście przekonani? Mam
nadzieję, że tak. Kościół potrzebuje Biblii. Kościół jest uzależniony od Biblii.
Kościół budowany jest na fundamencie apostołów i proroków. Biblia jest
niezbędna dla życia, wzrostu, karmienia, kierowania, reformowania, jedności
i odnowy Kościoła. Kościół bez Biblii nie może istnieć.
Prowadzi nas to do drugiej, uzupełniającej prawdy: jeśli Kościół potrzebuje
Biblii, to także Biblia potrzebuje Kościoła. Jeśli Kościół jest uzależniony od
Biblii, to także Biblia jest uzależniona od Kościoła. Kościół bowiem został
powołany do służenia Biblii przez strzeżenie i propagowanie jej przesłania.
Kościół służy Biblii
Chociaż Bóg wypowiedział swoje Słowo przez proroków i apostołów, musiało
ono zostać przyjęte i zapisane. Także i dzisiaj potrzebuje tłumaczenia,
drukowania, publikowania, dystrybucji, głoszenia, obrony, przekazu
radiowego i telewizyjnego oraz prezentacji. Takimi właśnie i innymi
sposobami Kościół służy Biblii, strzegąc jej i rozpowszechniając ją. Wyjaśnia
nam to, dlaczego Paweł napisał w 1Tm 3,15, że Kościół jest "filarem i
podwaliną prawdy". Dwa greckie słowa użyte tutaj wiele nam mówią.
Pierwsze to stylos, które bez wątpienia oznacza filar albo kolumnę.
Znaczenie drugiego słowa, hedraioma, nie jest tak pewne i zostało różnie
przetłumaczone na angielski jako "grunt" (AV), "bastion" (RSV), "przypora"
(NEB) i "fundament" (NIV) (w jęz. polskim "utwierdzenie" (BG), "podwalina"
(BW) - przyp. tłum.). Pochodzi ono od przymiotnika hedraios, który oznacza
coś "mocnego, stałego, stabilnego", nawet "niewzruszonego" (używano go
na określenie gór). Stąd rzeczownika heraioma można było użyć na
określenie wszelkiego rodzaju umocnień lub wsporników. Dlatego w
odniesieniu do budynku może dotyczyć albo jego fundamentów, albo
przypory, ponieważ zadaniem obydwu jest podtrzymanie budynku.
Złóżmy teraz te dwie myśli razem. Kościół jest zarazem fundamentem albo
przyporą prawdy z jednej strony, filarem prawdy z drugiej. Fundamenty i
przypory utrzymują budynek, filary wynoszą go, pociągają wzwyż tak, by
ludzie mogli go ujrzeć. I tak odpowiednio przywodzi to na myśl apologetyczne
i ewangelizacyjne zadanie Kościoła. Bowiem jako fundament lub przypora
prawdy Kościół musi mocno się jej trzymać i bronić jej przed heretykami, tak
by prawda pozostawała niewzruszona i stabilna. Natomiast jako filar prawdy
Kościół musi podnosić ją wysoko, czyniąc ją widoczną dla świata, tak by
ludzie ją ujrzeli i uwierzyli. Tak więc Biblia potrzebuje Kościoła, aby jej bronił i
propagował.
Cieszę się, że dwudziesty artykuł z Trzydziestu Dziewięciu Artykułów
Kościoła anglikańskiego określa Kościół jako "świadka i stróża Pisma
Świętego". Istnieje pilna potrzeba wykonywania obu tych zadań. Z jednej
strony herezja zdobywa grunt w Kościele. Powstali fałszywi nauczyciele,
którzy zaprzeczają nieskończonej, pełnej miłości osobowości
Wszechmocnego Boga oraz inni, którzy zaprzeczają boskości naszego
Pana, Jezusa Chrystusa, jak również autorytetowi Biblii. Liczba tych
heretyków zdaje się wzrastać. Rozpowszechniają oni swoje niebezpieczne
idee za pomocą książek i kazań w radiu i telewizji. Tak więc prawda
potrzebuje przypory - chrześcijańskich naukowców, którzy poświęcą swoje
życie temu, co Paweł nazwał "obroną i umacnianiem ewangelii" (Flp 1,7).
Czy Bóg powołuje jakiegoś młodego teologa, który czyta te słowa do tego, by
stał się przyporą prawdy w Kościele, by mocno się jej trzymał, bronił przed
herezją i niezrozumieniem? Cóż to za powołanie! Kościół musi strzec prawdy
i ją demonstrować.
Zarazem jednak Kościół został powołany do głoszenia ewangelii na całym
świecie. Na świecie żyje około trzy miliardy ludzi, którzy nigdy naprawdę nie
słyszeli o Jezusie, a także o wiele więcej takich, którzy o nim słyszeli, ale nie
uwierzyli. "A jak [mają] usłyszeć, jeżeli nie ma tego, który zwiastuje?" (Rz
10,14) Kościół potrzebuje pionierskich ewangelistów, którzy opracują nowe
formy misji, aby spenetrować obszary zamknięte, szczególnie świat islamu,
marksizmu i sekularyzmu. Kościół bowiem jest filarem prawdy. Dlatego
musimy trzymać ją wysoko i rozgłaszać ją, aby ludzie mogli ją ujrzeć w pełnej
krasie, uznać jej aktualność i przyjąć ją dla siebie.
Wniosek
Kościół potrzebuje Biblii, a Biblia potrzebuje Kościoła. Takie uzupełniające
się prawdy wyrażają dwa stwierdzenia Pawła. Kościół nie mógłby przeżyć
bez Biblii, która go podtrzymuje, a Biblia nie mogłaby przetrwać bez Kościoła,
który jej strzeże i rozpowszechnia. Kościół i Biblia potrzebują siebie
nawzajem. Są bliźniakami, nierozłącznymi bliźniętami syjamskimi. Skoro już
to zrozumieliśmy, gotowi jesteśmy do potrójnej zachęty.
Po pierwsze, zachęcam chrześcijańskich pastorów (włączając w to mnie
samego), aby poważniej traktowali swoje kaznodziejstwo. Naszym
powołaniem jest studiowanie i wyjaśnianie Słowa Bożego oraz odnoszenie
go do współczesnego świata. Zdrowie każdej kongregacji zależy najbardziej
od jakości służby kaznodziejskiej. Może to was zaskoczyć. Wiem,
oczywiście, że członkowie Kościoła mogą dorastać do dojrzałości w
Chrystusie mimo swoich pastorów, nawet gdy ich pastorzy są źli i zaniedbują
pracę. Mogą bowiem modlić się i czytać Pismo sami oraz w grupach, a w
dzisiejszych czasach dostępne są dobre książki i kasety jako cenne
uzupełniające środki nauczania. Niemniej jednak Nowy Testament zwraca
naszą uwagę, iż Bożym celem jest powierzenie opieki nad jego ludem
pastorom, którzy mają im głosić Chrystusa Pisma Świętego, w chwale jego
postaci i dzieła, że ich uwielbienie, wiara i posłuszeństwo płynie od nich.
Dlatego odważę się powiedzieć, że najczęściej ławka jest odbiciem
kazalnicy, i że zwykle ławka nie wznosi się wyżej niż kazalnica. Tak więc, moi
bracia pastorzy, postanówmy na nowo poświęcić się temu priorytetowemu
zadaniu!
Po drugie, zachęcam chrześcijan, żeby nie tylko sami studiowali Biblię w
domu i w grupie, ale aby żądali (nie jest to zbyt mocne słowo) wiernego,
biblijnego kaznodziejstwa od swojego pastora. Pozwólcie, że ujmę to w ten
sposób: służba jaką otrzymujesz, jest służbą na jaką zasługujesz, a służba,
na jaką zasługujesz, jest służbą, jakiej żądasz! Świeccy mają większą siłę w
Kościele niż z tego sobie zdają sprawę. Przyłączają się do Kościoła, w
którym prawie nigdy nie głosi się Biblii i poddają się temu, zgadzają się z tym,
nic w związku z tym nie robią! Czasem musicie wykazać się odwagą, by
zganić swoich pastorów, gdy zauważacie, że nie wykazują się pilnością w
studiowaniu ani wiernością w prezentacji. Jednak nie ograniczajcie się
jedynie do nagany. Zachęcajcie nas i módlcie się o nas. Uwolnijcie swoich
pastorów od rozpraszających spraw administracyjnych. Nadzór duszpasterski
powinien być też dzielony razem ze świeckimi liderami kongregacji. Każde
pokolenie musi się na nowo uczyć lekcji z Dz 6, gdzie apostołowie odmówili
porzucenia roli nauczycieli, do której powołał ich Chrystus. Przekazali pewne
zadania socjalne i administracyjne po to, by pilnować "modlitwy i służby
Słowa" (Dz 6,1nn). To właśnie świeccy liderzy w zgromadzeniu mogą
zatroszczyć o to, by podobne priorytety były i dzisiaj przestrzegane.
Po trzecie, chcę zachęcić chrześcijańskich rodziców. Nauczajcie swoje dzieci
Biblii. Nie zrzucajcie tej odpowiedzialności rodziców nawet na kościół albo
szkołę. Róbcie to sami, aby wasze dzieci tak jak Tymoteusz, od dzieciństwa
znały Pismo Święte (2Tm 3,15). Jeżeli będziecie to robić, to następne
pokolenie przywódców Kościoła, które powstanie, rozumieć będzie, tak jak
dzisiejsze pokolenie tego nie rozumie, nieodzowność Biblii w Kościele.
Tak więc intronizujmy Biblię w domu i w kościele. Nie dlatego, że oddajemy
jej cześć, ale ponieważ przemawia przez nią Bóg. I wtedy, gdy ponownie
usłyszymy jej głos, Kościół zostanie odnowiony, zreformowany i ożywiony, i
stanie się taki, jakim chciał go widzieć Bóg - jasnym światłem świecącym w
przemożnej ciemności.
Chrześcijanin i Biblia
Pozwólcie, że szybko powtórzę, jakie obszary dotychczas przemierzyliśmy.
Zastanawialiśmy się nad "Bogiem i Biblią", ponieważ on jest autorem, nad
"Chrystusem i Biblią", ponieważ on jest jej tematem, nad "Duchem Świętym i
Biblią", ponieważ on jest pośrednikiem jej inspiracji oraz nad "Kościołem i
Biblią", ponieważ Kościół jest na niej zbudowany i powołany do strzeżenia jej
skarbów oraz rozgłaszania ich. Podsumujemy nasze rozważania za pomocą
czegoś bardziej osobistego i indywidualnego - "chrześcijanin i Biblia".
Nie waham się powiedzieć, że Biblia jest niezbędna dla zdrowia i wzrostu
każdego chrześcijanina. Chrześcijanie, którzy zaniedbują Biblię, po prostu
nie dojrzewają. Gdy Jezus zacytował z Piątej Mojżeszowej, iż człowiek nie
żyje samym chlebem, ale Słowem Bożym, potwierdzał, że Słowo Boże jest
tak samo potrzebne do zdrowia duchowego, jak pożywienie dla zdrowia
ciała. Nie myślę teraz o jakimś odległym plemieniu chrześcijańskim, na
którego język Biblia nie została jeszcze przetłumaczona albo o analfabetach,
którzy może posiadają Biblię w swoim języku, jednak nie potrafią sami jej
przeczytać. Oczywiście tacy ludzie nie są całkowicie odcięci od pożywienia
Słowa Bożego, mogą bowiem nadal je przyjmować, za pomocą jednego lub
dwóch środków, przez misjonarza, pastora, krewnego lub przyjaciela. Muszę
jednak powiedzieć, że uważam, iż ich życie chrześcijańskie zostałoby
ubogacone, gdyby mieli bezpośredni dostęp do Pisma. I dlatego właśnie
dokonuje się takich heroicznych wysiłków, by przetłumaczyć Biblię na języki
świata. Nie myślę o takich sytuacjach. Myślę raczej o nas samych.
Posiadamy mnogość Biblii w różnych wydaniach i wersjach. Naszym
problemem nie jest nieosiągalność Biblii, ale fakt, że nie korzystamy z jej
dostępności. Powinniśmy codziennie ją czytać i rozmyślać nad nią,
studiować ją w grupie i słuchać jej wykładu w czasie niedzielnego
nabożeństwa. Inaczej nie będziemy wzrastać. Wzrastanie i dojrzewanie w
Chrystusie zależy od dokładnego zapoznania się z Biblią i pełnej wiary
reakcji na nią.
Pragnę postarać się odpowiedzieć na pytanie jakie może powstawać teraz w
waszych umysłach: jak i dlaczego Biblia umożliwia nam wzrost? Jako
ilustrację jej skuteczności jako środka łaski wybrałem historię Jezusa
umywającego nogi uczniom, zapisaną w Ew. Jana 13. Gdy Pan Jezus
skończył, włożył na siebie odzienie i wrócił na miejsce, natychmiast
powiedział o sobie jako o ich nauczycielu: "Wy nazywacie mnie nauczycielem
i Panem, i słusznie mówicie, bo jestem nim" (w. 13). Sens tego jest jasny:
przez akt umycia nóg, Jezus nauczał ich pewnych prawd i lekcji, które mieli
poznać. Wydaje się, że były to trzy prawdy.
a. Jezus nauczał ich o sobie
Działanie Jezusa było celowym parabolicznym przedstawieniem jego misji.
Wygląda na to, że Jan jasno to zrozumiał, wprowadza bowiem to wydarzenie
za pomocą następujących słów: "Jezus wiedząc, (...) że od Boga wyszedł i
do Boga odchodzi, wstał od wieczerzy..." (w. 3-4). To znaczy, wiedząc o tym,
udramatyzował je w działaniu. Prawdopodobnie najlepszym komentarzem
będzie Filipian r. 2., który odkrywa stadia uniżenia się Jezusa zanim został
wywyższony. Dlatego Jezus "wstał od wieczerzy", tak jak wstał z
niebiańskiego tronu. "Złożył szaty", tak jak odłożył na bok swoją chwałę i
wyparł się samego siebie. Potem "wziąwszy prześcieradło, przepasał się"
(oznaka sługi), tak jak przez wcielenie przybrał postać sługi. Następnie
zaczął "umywać nogi uczniów i wycierać prześcieradłem", tak jak poszedł na
krzyż, by zapewnić nam oczyszczenie z grzechu. Potem "przywdział szaty
swoje i znów usiadł", tak jak powrócił do swojej niebiańskiej chwały i usiadł
po prawicy Ojca. Przez swoje działanie udramatyzował całą swoją ziemską
służbę. Nauczał ich o sobie, kim jest, skąd przyszedł i dokąd idzie.
b. Nauczał ich o zbawieniu
Jezus powiedział do Piotra: "Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze
mną" (w. 8). Innymi słowy, przebaczenie grzechów jest koniecznym
preludium do społeczności z Jezusem Chrystusem. Dopóki nie zostaniemy
obmyci, nie możemy mieć z nim do czynienia. A jeszcze bardziej
szczegółowo Jezus rozróżnił między dwoma rodzajami obmywania: kąpielą z
jednej strony, a umywaniem nóg z drugiej. Apostołowie znali to społeczne
rozróżnienie. Przed złożeniem wizyty w domu przyjaciela brali kąpiel. Potem,
po przybyciu do domu przyjaciela, jego sługa obmywał im nogi. Nie
potrzebowali następnej kąpieli, tylko umycia nóg. Wydaje się, że Jezus
wykorzystał to dobrze znane kulturowe rozróżnienie, żeby nauczyć dobrze
znanego rozróżnienia teologicznego: gdy przychodzimy do niego po raz
pierwszy w pokucie i wierze, otrzymujemy kąpiel i jesteśmy umyci cali.
Teologicznie nazywa się to "usprawiedliwieniem" albo "odrodzeniem", a jego
symbolem jest chrzest. Potem, gdy popełniamy grzech jako chrześcijanie, nie
potrzebujemy następnej kąpieli (nie możemy zostać ponownie
usprawiedliwieni albo ponownie ochrzczeni), ale umycia nóg, to znaczy
oczyszczenia, codziennego przebaczenia. Tak więc Jezus mówi w w. 10:
"Kto jest umyty cały, nie ma potrzeby myć się, chyba tylko nogi, bo czysty
jest cały".
c. Nauczał ich o swojej woli
Wiemy z ewangelii synoptycznych, że przed posiłkiem w Górnej Izbie
apostołowie sprzeczali się ze sobą, kto ma zająć najlepsze miejsce. Byli tak
zajęci sprawą pierwszeństwa, że usiedli do posiłku bez umycia się.
Widocznie nie było służącego, który miałby obmyć im nogi, a nie przyszło im
do głowy, że jeden z nich mógłby przyjąć na siebie to niskie zadanie i umyć
nogi innym. Tak więc w czasie wieczerzy Jezus zrobił to, do czego nikt inny
nie chciał się zniżyć. Potem gdy skończył, powiedział do nich: "Jeśli tedy Ja,
Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem
umywać nogi. Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam
uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Sługa nie jest większy nad
pana swego (...) Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym
postępować będziecie" (w. 14-17). Nasz Pan uniżył się, aby usłużyć. Jego
wolą jest, byśmy czynili to samo.
Takie zatem były trzy lekcje Jezusa wyciągnięte z jednego wydarzenia -
pierwsza na temat jego osoby (przyszedł od Boga i szedł do Boga), druga o
zbawieniu (po kąpieli usprawiedliwienia potrzebujemy tylko stałego
umywania nóg) i trzecia o jego woli (musimy umywać nogi sobie nawzajem,
to znaczy wyrażać miłość przez pokorną służbę). Albo mówiąc inaczej,
nauczył trzech lekcji, które wymagały trzech reakcji. Oferując im objawienie
samego siebie, oczekiwał ich czci. Oferując im obietnicę zbawienia,
oczekiwał ich zaufania. Oferując im przykazanie wzajemnej miłości i służenia,
oczekiwał ich posłuszeństwa.
Nie sądzę, że przesadą byłoby stwierdzenie, iż całe nauczanie Biblii można
podzielić na trzy kategorie, wymagające tych trzech odpowiedzi. W całym
Piśmie znajdujemy objawienie Boga, wymagające naszej czci, obietnice
zbawienia wymagające naszej wiary i przykazania wymagające naszego
posłuszeństwa. Rozpatrzywszy umywanie nóg jako jeden z przykładów,
przyjrzyjmy się temu potrójnemu wzorcowi pełniej.
Objawienie Boga
Biblia jest Bożym objawieniem się, boską autobiografią. W Biblii podmiot i
przedmiot są takie same, bowiem w niej Bóg mówi o Bogu. Daje się
stopniowo poznać w bogatej różnorodności swojej Istoty: jako Stwórca
wszechświata oraz istot ludzkich, które uczynił na swoje podobieństwo -
korony stworzenia; jako żywy Bóg, który podtrzymuje i ożywia wszystko co
istnieje; jako Bóg przymierza, który wybrał Abrahama, Izaaka i Jakuba oraz
ich potomków jako swój szczególny naród; i jako Bóg łaskawy, nierychły do
gniewu i skory do przebaczania, ale także jako Bóg sprawiedliwy, który karze
bałwochwalstwo i niesprawiedliwość wśród swojego ludu oraz wśród
narodów pogańskich. Potem, w Nowym Testamencie objawia siebie jako
Ojca naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, którego posłał na świat,
aby wziął na siebie naszą naturę, by się urodził i wzrastał, żył i nauczał,
pracował i cierpiał, umarł i powstał, zajął tron i posłał Ducha Świętego;
następnie jako Boga społeczności Nowego Przymierza, Kościoła; Boga, który
w mocy Ducha Świętego posyła swój lud do świata jako świadków i sług; i
wreszcie jako Boga, który pewnego dnia pośle Jezusa Chrystusa w mocy i
chwale, by zbawił, sądził i władał; Boga, który stworzy nowy wszechświat i
który w końcu będzie wszystkim dla wszystkich. To pełne majestatu
objawienie Boga (Ojca, i Syna, i Ducha Świętego), które przewija się od
stworzenia do spełnienia, nakłania nas do oddawania czci. Gdy dostrzegamy
te przejawy Bożej wielkości, jego chwały i łaski, upadamy przed nim na twarz
i składamy mu hołd naszymi ustami, sercem i życiem. Nie można czytać Biblii
choćby z pewną tylko wrażliwością i nie stać się chwalcą. Słowo Boże
wywołuje chwałę dla Boga.
Obietnice zbawienia
Zauważyliśmy już, że głównym celem Boga w przekazaniu nam Biblii jest
"obdarzyć [nas] mądrością ku zbawieniu przez wiarę w Jezusa Chrystusa"
(2Tm 3,15). Dlatego Biblia opowiada nam historię Jezusa, przepowiadając i
zapowiadając go w Starym Testamencie, opisując początki jego pracy w
ewangeliach i objawiając w Listach pełnię jego osoby i dzieła. A nawet
więcej. Pismo nie tylko przedstawia nam Jezusa jako jedynego Zbawiciela,
ale i zachęca nas, byśmy udali się do niego i zaufali mu. Obiecuje nam, że
gdy to zrobimy, otrzymamy przebaczenie grzechów i dar wyzwalającego
Ducha Świętego. Biblia pełna jest obietnic zbawienia. Zaręcza nowe życie w
nowej społeczności tym, którzy odpowiedzą na wezwanie Jezusa Chrystusa.
Jezus złożył jedną z takich obietnic Piotrowi przy umywaniu nóg, gdy
powiedział do niego: "I wy czyści jesteście" (J 13,10). Umysł Piotra często
musiał powracać do tej obietnicy i uwierzył jej. Nawet po tym jak zaparł się
Jezusa, nie został odrzucony. Oczywiście, żeby otrzymać przebaczenie, żeby
zostać ponownie posłanym, musiał pokutować. Ale nie potrzebował
następnej kąpieli, skoro już został oczyszczony. Słowa Jezusa musiały
upewniać jego serce i uspokajać dręczące sumienie.
Czy pamiętacie jak w "Wędrówce Pielgrzyma" po dramatycznych przeżyciach
na Manowcach, Chrześcijanin i Ufny znaleźli się na terenie Zamku
Zwątpienia? Jego właścicielem był olbrzym Rozpacz, który znalazł ich
śpiących, gdy powinni się modlić. Wtedy, jak pisze Bunyan, "doszli do jego
zamku, gdzie wrzucił ich do bardzo ciemnego, wstrętnego i śmierdzącego
lochu, co bardzo zasmuciło ich ducha. Tutaj leżeli zamknięci od rana w środę
do soboty wieczorem, bez okruszyny chleba i kropli wody, bez promyka
światła; nikt nawet słowem ich nie zapytał, jak się czują". Rano za namową
żony, olbrzym wziął "potężną pałkę z leszczyny" i "rzucił się na nich i zbił ich
tak straszliwie" - oczywiście zwątpieniem. Następnego dnia jego żona
poradziła mu, "aby ich nakłonił do popełnienia samobójstwa przy pomocy
noża, sznura lub trucizny", co też olbrzym uczynił. "To znaczy, że nie mając
żadnej nadziei wydobycia się stamtąd, najlepiej by zrobili, gdyby uczynili
koniec swemu życiu." Olbrzym Rozpacz zawsze szepcze swoim ofiarom o
samobójstwie. Trzeciego dnia zabrał ich na dziedziniec zamku i pokazał im
"kości i czaszki" ich poprzedników. "Ci - powiedział z radością - byli
pielgrzymami takimi jak i wy, i podobnie jak wy znaleźli się bezprawnie na
moim terytorium. Uważałem za stosowne rozszarpać ich na kawałki - i tak w
ciągu dziesięciu dni, uczynię z wami. A teraz marsz z powrotem do waszej
jamy!"
Przez cały dzień Chrześcijanin i Ufny leżeli tam, powiada Bunyan, "w
opłakanym stanie, jak i przedtem". Wydawało się, że nie ma możliwości
ucieczki. Wtedy około północy "rozpoczęli się modlić i trwali w modlitwie
prawie aż do świtu. Tuż nad ranem Chrześcijanin zaczął z ogromnym
wzruszeniem tak mówić: Cóż za głupiec ze mnie, że tak leżę w cuchnącym
lochu, gdy mam możliwość cieszyć się wolnością! Przecież tu, na piersi,
mam klucz zwany Obietnicą, a pewien jestem, że otworzy on każdy zamek w
tym gmachu Zwątpienia. Na to Ufny wykrzyknął radośnie: Co za dobra
nowina! Dobry bracie, wyjmij go natychmiast i spróbuj." Tak też uczynił i
"drzwi otworzyły się z łatwością" - potem drzwi zewnętrzne, a potem żelazna
brama i w ten sposób szybko umknęli. Obudzony skrzypieniem bramy
olbrzym wstał, by ich ścigać, ale "dostał znowu ataku konwulsji, członki jego
odmówiły mu posłuszeństwa tak, że nie mógł udać się za nimi w pościg".
Ty także masz w zanadrzu klucz zwany Obietnicą, gdyż Bóg dał ci go w
Piśmie. Czy użyłeś go już kiedyś, by uciec z Zamku Zwątpienia? Gdy Szatan
nęka nasze sumienie i stara się przekonać nas, że nie ma przebaczenia dla
takich grzeszników jak my, tylko pełne ufności poleganie na Bożej obietnicy
dla proszącego może uwolnić nas z tej udręki. W kłopotach musimy nauczyć
się spoczywać na obietnicy jego prowadzenia, w trwodze na obietnicy jego
ochrony, w samotności na obietnicy jego obecności. Obietnice Boże,
obietnice zbawienia, mogą strzec naszych serc i myśli.
W tym właśnie powiązaniu powinienem, sądzę, odnieść się do dwóch
sakramentów ewangelicznych - Chrztu i Wieczerzy Pańskiej. Chociaż
protestanci w różny sposób formułują swoje zrozumienie tych nakazów,
powinniśmy przyjąć słowo z Drugiej Księgi Homilii (1571 r.), że są to
"widoczne znaki, do których dołączone są obietnice". To, że woda Chrztu
oraz chleb i wino Wieczerzy Pańskiej są "zewnętrznymi i widzialnymi
znakami" jest oczywiste. A w szczególności są znakami Bożej łaski, znakami,
które w sposób widzialny obiecują jego oczyszczenie, przebaczenie i nowe
życie tym, którzy pokutują i wierzą w Jezusa. W ten sposób wywołują i
wzmacniają naszą wiarę.
Przykazania do wykonania
Powołując dla siebie naród wybrany Bóg powiedział im, jakimi chce ich mieć.
Byli ludem szczególnym, toteż oczekiwał od nich szczególnego
postępowania. Dlatego dał im Dziesięcioro Przykazań jako streszczenie
swojej woli, co Jezus podkreślił w swoim Kazaniu na Górze, odkrywając ich
niepokojące znaczenie. Sprawiedliwość jego uczniów - powiedział - musi
"przewyższać" sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszy (Mt 5,20). Ma
być "większa" w tym sensie, że będzie głębsza; będzie to sprawiedliwość
serca, radosne i radykalne wewnętrzne posłuszeństwo.
W dzisiejszych czasach należy szczególnie podkreślić Boże powołanie do
posłuszeństwa moralnego, ponieważ zaprzeczają temu przynajmniej dwie
grupy ludzi. Pierwsza - to obrońcy tak zwanej "Nowej Moralności" albo "Etyki
Sytuacyjnej" rozwiniętej w latach sześćdziesiątych. Twierdzą oni, że jedynym
i absolutnym przykazaniem Bożym jest przykazanie miłości, a wszystkie inne
prawa zostały zniesione i że sama miłość jest wystarczającym
przewodnikiem postępowania chrześcijanina. To, co jest wyrazem miłości,
twierdzą jest dobre, to co nie jest z nią zgodne, jest złe. Oczywiście
prawdziwa miłość (poświęcenie się w służbie dla innych) jest podstawową
cnotą chrześcijańską i należy z pewnością postępować zgodnie z jej
nakazami. Niemniej jednak miłość potrzebuje wskazówek i właśnie takich
wskazówek dostarczają Boże przykazania. Miłość nie znosi zakonu, ona go
wypełnia (Rz 13,8-10).
Po drugie, istnieją chrześcijanie ewangeliczni, którzy interpretują, że
twierdzenie Pawła "końcem zakonu jest Chrystus" (Rz 10,4) oraz "nie
jesteście pod zakonem, lecz pod łaską" (Rz 6,14) oznacza, iż chrześcijanie
już nie są zobligowani do posłuszeństwa wobec moralnego zakonu Bożego.
Próby wykonywania go, twierdzą, to "legalizm", który zaprzecza wolności,
którą dał nam Chrystus. Jednak rozumieją oni Pawła niewłaściwie.
"Legalizm", który odrzucił Paweł to nie sam zakon Boży, lecz próba zdobycia
przez posłuszeństwo Bożej przychylności i przebaczenia. Nie jest to możliwe,
napisał, gdyż "z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony przed nim
żaden człowiek" (Rz 3,20).
Usprawiedliwieni jednak jedynie przez łaskę Bożą, to znaczy ogłoszeni
sprawiedliwymi w jego oczach dzięki darmowej i niezasłużonej przychylności
przez Chrystusa, jesteśmy zobligowani zachowywać ten zakon i pragniemy
to robić. Przecież Chrystus umarł za nas właśnie po to, "aby słuszne żądania
zakonu, wykonały się na nas" (Rz 8,3-4), a Bóg wkłada w nasze serca
Ducha, by wypisać w nich swój zakon (Jr 31,33; Ez 36,27; Ga 5,22-
23).Dlatego nasza chrześcijańska wolność, to wolność do okazywania
posłuszeństwa, a nie nieposłuszeństwa. Jak Jezus powtórzył kilkakrotnie,
jeżeli go miłujemy, przykazań jego przestrzegać będziemy (J 14,15.21-24;
15,14). A przykazania Boże znajdujemy w Piśmie.
Tak więc w Biblii Bóg daje nam objawienie samego siebie, które prowadzi do
oddawania mu czci, obietnice zbawienia, które stymulują naszą wiarę i
przykazania, wyrażające jego wolę, które domagają się naszego
posłuszeństwa. Taki jest sens chrześcijańskiego uczniostwa. Jego trzema
zasadniczymi składnikami są cześć, wiara i posłuszeństwo. Cześć jest
odpowiedzią na Boże objawienie. Jest to pełne czci zajmowanie się chwałą
Bożą i, jak ujął to kiedyś William Sangster, może ono "wydezynfekować z nas
egoizm". Wiara to pełne spokoju zaufanie Bożym obietnicom. Uwalnia nas
ona od huśtawki doświadczeń religijnych - w górę i w dół, w górę i w dół,
niedziela wieczór, poniedziałek rano. Nic nas z tego nie może uwolnić, tylko
Boże obietnice, ponieważ nasze uczucia są zmienne, natomiast Słowo Boże
pozostaje zawsze stałe. Posłuszeństwo to pełne miłości oddanie się Bożej
woli. Ratuje nas ono z bagna moralnego relatywizmu i stawia nasze nogi na
skale absolutnych Bożych przykazań. Ponadto cześć, wiara i posłuszeństwo
- trzy składowe uczniostwa - zawsze patrzą na zewnątrz. Oddając cześć
zajęci jesteśmy Bożą chwałą, wierząc - jego obietnicami, okazując
posłuszeństwo - jego przykazaniami. Autentyczne uczniostwo
chrześcijańskie nie jest nigdy introwertyczne. Biblia jest księgą wspaniale
uwalniającą. Odciąga nas od siebie samych i w zamian wprowadza nas w
obsesję Boga, jego chwały, obietnic i woli. Dlatego miłowanie Boga (i
miłowanie innych ze względu na niego) to wolność od tyranii naszego
samolubstwa. Chrześcijanin, który jest zaabsorbowany samym sobą zaczyna
być tak sparaliżowany, jak myśląca o sobie stonoga we współczesnej
humorystycznej przypowieści:
Stonoga szczęśliwa wielce była,
Dopóki żaba jej nie dokuczyła
Wołając: Która stąpa to noga?
Popada w rozpacz stonoga.
Leży w rowie w rozterce.
Jak biec? - boli ją serce.
Smutny jej los.
Lecz nagle promień słońca dostrzegła
I nucąc radośnie pobiegła.
Nie myśli już o technice biegania.
Nic sobie nie robi z żabiego gadania.
Tylko promienie światła Bożego Słowa, które przyciągają nasze oczy na
niego, mogą nas uwolnić od paraliżu, który przychodzi z powodu zbytniego
zajmowania się sobą.
Wniosek
Istotne miejsce Biblii w życiu chrześcijańskim obnaża tragiczny stan teologii
liberalnej. Podrywając ogólne zaufanie do wiarygodności Biblii, sprawia, że
niemożliwe staje się chrześcijańskie uczniostwo. Pozwólcie, że wyjaśnię.
Wszyscy chrześcijanie zgadzają się, że uczniostwo obejmuje cześć, wiarę i
posłuszeństwo. Cześć, wiara i posłuszeństwo stanowią zasadnicze części
naszego chrześcijańskiego życia. Bez nich nie możemy żyć jak chrześcijanie.
A nie są one możliwe bez godnej zaufania Biblii.
Jak możemy oddawać cześć Bogu, jeżeli nie wiemy, kim jest, jaki jest albo
jaki rodzaj czci sprawia mu przyjemność? Chrześcijanie nie są Ateńczykami,
którzy oddają cześć nieznanemu Bogu. Musimy znać Boga, zanim będziemy
mogli oddać mu cześć. A to właśnie Biblia mówi nam, jaki on jest.
I znów, jak możemy wierzyć albo ufać Bogu, jeżeli nie znamy jego obietnic?
Wiara nie jest synonimem przesądu albo innym słowem na łatwowierność.
Wiara to rozsądne zaufanie. Opiera się na obietnicach Bożych i na
charakterze Boga, który je złożył. Bez obietnic nasza wiara usycha i umiera.
A Boże obietnice znajdujemy w Biblii.
I znów, jak możemy okazywać posłuszeństwo Bogu, jeżeli nie znamy jego
woli i przykazań? Posłuszeństwo chrześcijanina to nie ślepe posłuszeństwo,
ale posłuszeństwo z otwartymi oczami, pełne miłości. Ponieważ Bóg dał nam
przykazania w Biblii i pokazał nam, że nie są uciążliwe.
Tak więc, bez Bożego objawienia cześć jest niemożliwa; bez Bożych obietnic
wiara jest niemożliwa; bez Bożych przykazań posłuszeństwo jest niemożliwe.
Dlatego bez Biblii niemożliwe jest uczniostwo.
Czy zdajemy sobie sprawę z tego, jak jesteśmy błogosławieni, że mamy w
rękach Biblię? Bóg łaskawie zatroszczył się o nasze uczniostwo. Objawił się
nam, objawił swoje zbawienie i swoją wolę. Umożliwił nam oddawanie mu
czci, ufanie mu i okazywanie mu posłuszeństwa, innymi słowy, umożliwił nam
życie w świecie jako jego dzieci.
Dlatego każdego dnia powinniśmy przychodzić do Biblii z oczekiwaniem.
Wielkim przekleństwem naszego czytania Biblii, gdy staje się ono tylko
nudną i nużącą rutyną, jest fakt, że nie podchodzimy do niej z oczekiwaniem.
Nie przychodzimy z pewnością, że Bóg może, chce i pragnie przemawiać do
nas przez swoje Słowo. Musimy codziennie przychodzić do Biblii z prośbą
Samuela na naszych ustach: "Mów, Panie, sługa twój słucha". I on będzie
mówił! Czasem przez swoje Słowo udzieli nam objawienia samego siebie;
zobaczymy coś z jego chwały. Nasze serce zostanie głęboko poruszone,
upadniemy przed nim i oddamy mu cześć. Innym razem przez swoje Słowo
udzieli nam obietnicy. Przyjmiemy ją, uchwycimy się i powiemy: "Panie, nie
puszczę jej, dopóki jej nie odziedziczę, dopóki nie stanie się dla mnie
prawdą". Innym razem przez Biblię da nam przykazanie. Zobaczymy
potrzebę pokuty za nieposłuszeństwo. Będziemy się modlić i postanowimy,
że przez jego łaskę w nadchodzących latach okażemy posłuszeństwo.
Te objawienia, obietnice i przykazania przechowywać będziemy w naszych
umysłach, aż nasza chrześcijańska pamięć stanie się jak dobrze
zaopatrzona spiżarnia lub szafka kuchenna. Wtedy z jej półek w chwilach
potrzeby będziemy mogli brać prawdy, obietnice, przykazania, które
odpowiednie będą do sytuacji w jakiej się znajdziemy. Bez tego skazujemy
siebie na wieczną niedojrzałość. Jedynie wtedy, gdy rozmyślamy nad
Słowem Bożym, słuchamy Boga, słyszymy jego głos i odpowiadamy mu
przez oddawanie czci, wiarę i posłuszeństwo, wzrastać będziemy do
dojrzałości w Chrystusie.
Posłowie
W tej krótkiej książeczce rozważałem "wczoraj" Biblii (jej pochodzenie
historyczne) i jej "dzisiaj" (jej współczesne znaczenie). Starałem się
opracować prostą trynitarną doktrynę Pisma jako przesłania, które pochodzi
od Boga (on je wypowiedział i nadal wypowiada), koncentruje się na
Chrystusie (on składa o nim świadectwo, tak jak ono świadczy o nim) i
zostało wyartykułowane przez Ducha Świętego poprzez ludzkich autorów
(tak, że jego słowa i ich słowa zgadzały się). Praktyczna przydatność Biblii
dzisiaj, zarówno dla Kościoła, jak i pojedynczych chrześcijan zależy od
naszej akceptacji jej boskiego pochodzenia i celu. Sam Paweł połączył te
rzeczy, gdy określił Pismo jako z jednej strony "przez Boga natchnione", a z
drugiej "pożyteczne" (2Tm 3,16-17). Jest dla nas pożyteczne ("do nauki, do
wykrywania błędów, do poprawy, do wychowania w sprawiedliwości") właśnie
dlatego, że zostało tchnięte z ust Bożych. Tak więc nasz pogląd i nasze
korzystanie z Biblii idą w parze. To, co o niej myślimy, ma znaczenie.
Ja sam przynajmniej, głęboko zaniepokojony przyjmowanym przez wielu
nonszalanckim nastawieniem do Biblii, pragnę ujrzeć jej powrót do serc i
domów chrześcijan, jej intronizację na kazalnicach świata. Tylko wtedy
Kościół znów będzie mógł słyszeć i baczyć na Słowo Boże. Tylko wtedy Boży
lud nauczy się łączyć swoją wiarę z życiem, gdy będą starali się stosować
naukę Pisma w normach moralnych, ekonomicznym stylu życia, małżeństwie,
rodzinie, pracy i obywatelstwie. Tylko wtedy chrześcijanie mogą stać się solą
i światłością świata, jak powiedział Jezus, i wywierać wpływ na kulturę,
instytucje, prawa, wartości i ideały swego kraju.
Praktyczna użyteczność Pisma Świętego - dla Kościoła i chrześcijanina,
domu i narodu - nie powinna być jednak głównym powodem, dla którego
pragniemy jej przywrócenia, a raczej chwała Boża. Jeżeli słusznie nazywamy
Biblię "Słowem Bożym" (choć wypowiedzianym za pomocą ludzkich słów), to
zaniedbanie jej jest także zaniedbaniem Boga, natomiast słuchanie jej jest
słuchaniem Boga. Głównym powodem, dla którego powinniśmy pozwolić,
aby "Słowo Chrystusowe mieszkało w nas obficie" (Kol 3,16), nie jest fakt, że
zostaniemy w ten sposób ubogaceni, ale że przez to Bóg będzie uwielbiony i
uczczony. On pragnie, abyśmy mieli chrześcijańskie myśli i prowadzili
chrześcijańskie życie. Ale aby mieć chrześcijańskie myśli, musimy być "myśli
chrześcijańskiej" (por. 1Kor 2,16; Flp 2,5), a umysł nasz może się upodobnić
do jego umysłu tylko wtedy, gdy nasączony zostanie jego Słowem. Dlatego
Biblia jest Księgą na dzisiaj.