Agnieszka Jaszczyk
Streszczenie konstytucji Sacrosanctum Concilium
Konstytucja o muzyce liturgicznej została uchwalona przez sobór watykański II, a jej nazwa
pochodzi od dwóch pierwszych słów dokumentu. Została ogłoszona przez papieża Pawła VI w
1963 roku i miała na celu odnowienie liturgii.
Owa odnowa liturgii miała się odbywać na podstawie bogatej tradycji Kościoła dlatego też
w pierwszym będącym rodzajem subtelnej asekuracji zostało przedstawione miejsce muzyki w
liturgii wsparte autorytetem papieży i Pisma Świętego. Pośród licznie wymienianych przymiotów
muzyki liturgicznej jeden jej aspekt zwraca szczególną uwagę poprzez odwrócenie utartego frazesu
o ubogacającym wpływie godnej muzyki na liturgię. Tym razem czytamy że to muzyka zyskuje na
jakości jeżeli prawidłowo wpisze się w ramy świętego obrzędu. Taka kompleksowa troska
biskupów nie tylko o prawidłowe sprawowanie samej liturgii ale o autentyczne podniesienie
poziomu służby Bożej wyrażająca się w dbałości o detale takie jak ujęcie problemu ze strony
muzyka kościelnego do którego (między innymi) adresowany jest VI rozdział konstytucji jest
zaskakująco─z uwagi na powagę dokumentu─ ujmująca. Jest to pierwszy raz kiedy konstytucja
papieska „chwyciła mnie za serce”. W kolejnej części spotykamy się z optymistycznie brzmiącym
postanowieniem wspierania śpiewu podczas liturgii zarówno pod postacią zespołów wokalnych jak
i aktywnego uczestnictwa wiernych w obrzędach. Teza wydaje się być nieco idylliczna, szczególnie
odnosząc ją do pierwszego akapitu, bo jak wiadomo „śpiewać każdy może...” a z jakością tutaj
bywa różnie choć ten problem spada chyba na barki muzyków kościelnych bo nie jest dalej
poruszany w konstytucji. Wykazując się jednak wyrozumiałością muszę zaznaczyć że doceniam
piękną ideę wspólnoty objawiającej się w zbiorowym śpiewie.
Mój ulubiony punkt dokumentu to 115. o konieczności kształcenia. Nie odnosi się jedynie
do edukowania muzyków kościelnych, co choć jest oczywiste to wprowadzane w życie w sposób
niedostatecznie unormowany−mam tu na myśli wszystkie dołujące doświadczenia z serii „jest pani
organistką, na pewno pani : świetnie słyszy/ potrafi pięknie śpiewać/ doskonale gra na fortepianie/
tworzy akompaniamenty/ improwizuje/ transponuje a` vista do wszystkich tonacji...” które
zmuszają mnie do refleksji z jak wielkim darem powinnam się była urodzić chcąc pełnić tę posługę,
a tak na poważnie pokazują wagę i konieczność długiej edukacji w tym zakresie. Punkt 115 mówi
również o kształtowaniu muzycznej wrażliwości w seminariach−mam za sobą otwierające na nowe
perspektywy doświadczenie podczas którego dumny z siebie kleryk śpiewał mi fragmenty chorału
gregoriańskiego którego nauczył się w seminarium (w Warszawie:). Było to wykonanie
zdecydowanie należące do tych wbijających w fotel. Uważam jednak że nie powinno to
wywoływać mojego zmieszania, przecież dzięki pełnieniu funkcji organisty mam świadomość tego
jak ogromny i technicznie trudny jest materiał który muszą opanować klerycy, a studiując edukację
muzyczną wiem jakie są konsekwencje braku prawidłowego rozwoju muzycznego u dzieci i
młodzieży. Występ przyszłego księdza był tylko unaocznieniem syntezy tych dwóch wątków i
jednocześnie wołaniem (na zaciśniętym gardle) o zreformowanie kształcenia w tym kierunku. W
tym miejscu bardzo rzuca się w oczy fakt że, w jak zawsze świetnie zredagowanym i napisanym
dyplomatycznym stylem papieskim dokumencie nie ma recepty na to jak wprowadzić w życie
zmiany, których konieczność jest bezdyskusyjna. To zrozumiałe że ten obowiązek nie może
spoczywać na członkach soboru watykańskiego, jednak przydałaby się jakaś forma wsparcia dla
osób które podejmą się realizacji wzniosłych postulatów (może specjalna modlitwa o siłę,
wytrwałość i kreatywność w załączniku do konstytucji).
W jednakowy sposób napełnia mnie ciekawością i niepokojem myśl o stanie muzyki
liturgicznej w XX wieku skoro władze kościelne do znudzenia powtarzają że śpiew gregoriański
jest własnym śpiewem liturgii rzymskiej. Z uwagi na fakt, że już tradycyjnie moje streszczenie
rozrasta się ponad objętość orginalnego tekstu przejdę od razu do punktu traktującego o szanowaniu
tradycji muzycznej kształtującej religijność, a odbiegającej od norm z konstytucji o muzyce
liturgicznej. Wspominanie o takich sprawach w dokumencie Kościoła wydaje się zabiegiem wręcz
PR−owym. Nie może być rozdziału o odnowie muzyki liturgicznej bez wzmianki o organach,
dlatego w przedostatnim punkcie czytamy o zbawiennym wpływie brzmienia organów na dusze
wiernych. Takie ujmowanie specyfiki instrumentu zawsze robiło na mnie wrażenie i być może było
bodźcem do rozpoczęcia nauki gry na organach.
Mam nadzieję że powyższe poglądy świadczą o mnie jako o „muzyku przejętym duchem
chrześcijańskim” a mądrości soboru watykańskiego pomogą mi lepiej spełniać swoją funkcję jaką
jest teoretycznie granie na chwałę Bożą, a w praktyce dodatkowo wyśpiewywanie tekstów
„zgodnych z nauką katolicką”.