Emma Richmond Zielone wzgórza Madery

background image

0

Emma Richmond

Zielone wzgórza

Madery

Tytuł oryginału: Deliberate Provocation

background image

1

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Justine otworzyła oczy, rozejrzała się dokoła i z wysiłkiem

zamrugała. Liczyła na to, że mgliste kontury otaczającego ją świata

nabiorą ostrości, ale nic takiego się nie stało. Widziała tylko drobinki

kurzu, które tańczyły w promieniach słońca, sączących się przez

półprzymknięte żaluzje. Obrazy przelatujące przez jej głowę były

równie niekonkretne i efemeryczne jak kurz, któremu przyglądała się

z takim napięciem. Przypominały klatki starego, wyblakłego filmu,

który ktoś puścił od końca. Westchnęła zniechęcona. Zasypiając miała

nadzieję, że gdy się obudzi, wróci jej pamięć. Tymczasem dalej w

głowie miała kompletną pustkę.

Przeniosła wzrok na wazon żonkili stojących na małej szafce

obok jej łóżka. Kwiaty zasłaniały kartkę, zadrukowaną drobnym

maczkiem. A jeśli na tej kartce znajduje się odpowiedź na dręczące ją

pytania? Nie! Z pewnością był to tylko szpitalny regulamin - lista

nakazów i zakazów, które w tej chwili obchodziły ją mniej niż

zeszłoroczny śnieg. Teraz interesował ją jedynie wypadek

samochodowy. Lekarz powiedział, że przywieziono ją do szpitala po

wypadku. Ona sama, mimo złamanego nadgarstka oraz licznych

obrażeń i siniaków, nie przypominała sobie żadnej katastrofy.

Podobno takie rzeczy się zdarzają. Wstrząs pourazowy. Chyba w

ten sposób się wyrazili. Usłyszała też, że miała szczęście. Po kilku

dniach wszystko powinno wrócić do normy.

RS

background image

2

Takie zapewnienia doprowadzały Justine do białej gorączki. Nie

znosiła momentów, w których życie wymyka się spod kontroli.

Musiała być panią samej siebie. Poprzysięgła to sobie w dzieciństwie,

kiedy każdy jej krok uzależniony był od łaski innych. Nie dopuści,

żeby teraz powtórzyła się podobna sytuacja!

Potrząsnęła głową, zmuszając umysł do skupienia. Do diabła!

Cóż ona robiła w samochodzie swojego kuzyna, Dawida? Przecież ma

własny. Nigdy dotąd nie pożyczała od Dawida samochodu! Spojrzała

ze złością na ciężki gips, który unieruchamiał jedną jej rękę i

niecierpliwym gestem drugiej odsunęła z twarzy kosmyki długich,

prostych włosów.

Skrzypnęły otwierane drzwi. Justine poczuła ulgę, że ktoś

przerwie jej bezowocne rozmyślania. Odwróciła głowę i zadowolenie

prysło jak bańka mydlana. To był Kiel Lindstrom. Okazała się zbyt

wielką optymistką, wmawiając sobie, że ten facet na pewno nie wróci.

Niestety, wrócił, a ona nie miała sił na dalsze spory. Była pewna, że

zaraz się pokłócą, bo z tym strasznym człowiekiem nie dało się

inaczej rozmawiać.

- No i co? Przypomniałaś coś sobie? - zaczął od progu.

- Nie - odpowiedziała krótko, dzielnie znosząc przenikliwe

spojrzenie zimnych, zielonych oczu. - A jeśli przyszedłeś tu

prowadzić śledztwo, powiem ci od razu, że tracisz czas. Nie mam

pojęcia, co robiłam tamtego ranka ani dlaczego prowadziłam

samochód Dawida. Może po prostu go od niego pożyczyłam.

- Dlaczego miałabyś pożyczać samochód?

RS

background image

3

- Już ci powiedziałam, że nie wiem. Gdybym wiedziała, nie

robiłabym z tego tajemnicy.

Powiedziałaby mu choćby po to, żeby pozbyć się go raz na

zawsze. Dzisiaj rano pojawił się w jej pokoju jak dziki wiking, który

właśnie zszedł z łodzi, żeby rabować, pustoszyć i gwałcić. Ciarki

przechodziły ją po plecach na samo wspomnienie ich ostatniej

rozmowy, w połowie której Justine zapadła w sen, co na pewno

doprowadziło go do furii.

- I przestań się czepiać. To mnie irytuje - dodała.

- Ciebie wszystko irytuje - odparował.

Nie było sensu się sprzeczać. W gruncie rzeczy miał rację.

- Bardzo celne spostrzeżenie - przyznała słodkim tonem.

Popatrzył na nią z wyraźną niechęcią.

- Myśl! - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Przecież myślę! Niczego innego nie robię, od kiedy tu jesteś.

- I co?

- I nic! A jeśli będziesz dalej na mnie wrzeszczeć, na pewno

niczego sobie nie przypomnę.

Spojrzał na nią pogardliwie i odwrócił się do okna. Rozchylił

żaluzje i udawał, że przygląda się czemuś na dworze.

- Przyznaj się lepiej, że masz zamiar wszystko utrudniać, bez

względu na to, jakim tonem mówię - rzucił.

Prawdę mówiąc, miał słuszność, pomyślała Justine. Nie znosiła

tego człowieka. Był zbyt inteligentny, zbyt przenikliwy i

bezgranicznie arogancki. Umiał wykorzystać każdą słabość, którą

RS

background image

4

zauważył u przeciwnika. Podczas rozmów z nim trzeba było

mobilizować wszystkie siły, żeby nie dać się zdominować. Nic

dziwnego, że jej nie lubił - walczyła jego własną bronią.

Zamknęła oczy i nadludzkim wysiłkiem starała się o nim

zapomnieć. Niestety, przez skórę czuła rosnące w pokoju napięcie.

Samą obecnością wysysał z niej resztki energii.

- Chcesz powiedzieć, że nie mam prawa do tego śledztwa? -

warknął. - Spróbuj postawić się w sytuacji Katii.

Boże! Jaki nieprzyjemny głos miał ten facet. Jakby rozgryzał

wypowiadane przez siebie słowa, a one okazywały się niesmaczne.

Przyprawiał ją o gęsią skórkę. To było naprawdę nie do zniesienia! A

kiedy raz się do czegoś przyczepił, nie było siły, żeby go od tego

odwieść. Nic dziwnego - ten półkrwi Norweg był żeglarzem,

mistrzem narciarskim, projektantem i budowniczym jachtów. Zasiadał

w radach nadzorczych kilku firm. Był bogaty i przyzwyczajony do

sukcesów. Nie przywykł do sprzeciwu. Justine nie znosiła go z całych

sił. Z wzajemnością.

Powiedział kiedyś, że jest arogancka i nie ma w niej za grosz

kobiecości. Arogancka - proszę bardzo. Nie przeszkadzało jej takie

określenie. Przez całe dorosłe życie musiała być silna i szła własną

drogą. Ale jak śmiał mówić, że jest niekobieca?!

Na szczęście, widywali się rzadko. Spotkania były nieuniknione,

gdyż siostra Kiela Lindstroma, Katia, wyszła za jej kuzyna, Dawida

Naughtona. Zresztą Dawid, który był typem marzyciela, także nie

lubił obcesowego i pewnego siebie szwagra.

RS

background image

5

- Słuchaj - zaczął Kiel łagodniejszym tonem, mimo że miną

dawał do zrozumienia, że wolałby potrząsnąć Justine - znaleziono cię

nie dalej niż kilometr od lotniska w Gatwick...

- Doskonale wiem, gdzie mnie znaleziono - kiwnęła głową - ale

nic z tego nie wynika. Przynajmniej w tej chwili. Lekarze twierdzą, że

mogę sobie nigdy nie przypomnieć...

- Pięknie! Dzisiaj jest wtorek, a ja do przyszłego poniedziałku

muszę odnaleźć Dawida. To twój kuzyn i...

- Ale nie rodzony - poprawiła go bezwiednie.

- Nie rodzony - zgodził się z zaciśniętymi zębami. - Ale poza

matką jesteś jego jedyną krewną?

- Wiesz dobrze, że tak. Nie rozumiem, do czego zmierzasz,

określając tak dokładnie stopień naszego pokrewieństwa.

- Nie dowiesz się, jeśli będziesz mi przerywać. - Wziął głęboki

oddech i widać było, że jego cierpliwość się kończy. - Jesteś jedyną

osobą, która może wiedzieć, gdzie on teraz jest. No więc, gdzie? -

dorzucił, widząc, że Justine nie odpowiada.

- Nie mam pojęcia! Już ci mówiłam. Niczego nie pamiętam.

Wiem tylko, że znaleziono mnie obok jego samochodu. Miałam

wypadek.

Naprawdę się starała. Próbowała zebrać w pamięci strzępki

wspomnień, które tłukły się jej po głowie. Czasami już--już wydawało

się jej, że wydarzenia składają się w jakąś całość, ale nie - nic z tego

nie wynikało. Westchnęła ciężko i spojrzała na Kiela.

RS

background image

6

- Słuchaj! Nawet policja zrozumiała, że nie mogę złożyć zeznań,

bo nic nie pamiętam. Wiem od nich, że kierowca nadjeżdżającego z

przeciwka samochodu stracił panowanie nad kierownicą. Zarzuciło go

na drugą stronę szosy i uderzył w mój samochód tak mocno, że

zepchnął go do rowu. Ale ja tego nie pamiętam, zrozum! - Widząc

jego minę, dodała jeszcze: - Chciałabym ci pomóc, ale nie mogę.

Uwierz mi.

Jej uprzejmość wywołała zupełnie odwrotny skutek. Kiel zagryzł

zęby ze złości i walnął pięścią w ścianę. Potem gwałtownym ruchem

rozchylił żaluzje i spojrzał na szpitalne podwórze. Ostre światło

boleśnie drażniło oczy. Justine z jękiem odwróciła głowę. Kiel

mruknął coś przepraszająco i stanął twarzą do niej.

- W porządku. Powiedz mi przynajmniej, dokąd on zwykle

wyjeżdża. Gdzie spędza wakacje? Może ma jakichś przyjaciół,

których odwiedza? Musisz coś o nim wiedzieć.

- Ale nie wiem - wzruszyła ramionami. - A dlaczego

poniedziałek jest dla ciebie taki ważny?

- Dawid wyszedł z biura razem z planami jachtu. Podejrzewam,

że wziął je przez pomyłkę. A nasz klient musi mieć te plany w

poniedziałek.

- Rozumiem - powiedziała obojętnie, bo ich służbowe sprawy

nie obchodziły jej wcale. - Wypytaj swoją siostrę. Ona powinna

wiedzieć, gdzie jest Dawid.

RS

background image

7

- Nie udawaj idiotki! Gdyby Katia wiedziała, gdzie on jest, nie

byłoby mnie tutaj. To chyba jasne, prawda? Zresztą ona jest ostatnią

osobą, która może wiedzieć, gdzie jest Dawid.

- A to dlaczego?

- Przestań udawać niewiniątko! Dawid zostawił jej list.

- No i? - Nie miała pojęcia, o co mu chodzi.

- Długo jeszcze będziesz w to grać? Dawid napisał Katii, że

wyjeżdżacie razem.

- Co?! Chyba oszalałeś. Niby dlaczego miałabym wyjeżdżać

gdzieś z Dawidem?

- Skąd miałbym to wiedzieć? Faceci często wyjeżdżają ze

swoimi kochankami.

- Kochankami?! Insynuujesz, że jestem kochanką Dawida?

Zachowujesz się jak ostatni cham.

- Tak? Ciekawe. Zachowuję się bardzo poprawnie, zważywszy

na to, że miałbym ochotę cię udusić. Jesteś najbardziej egoistyczną

kobietą, jaką spotkałem w życiu. I do tego niemoralną! Nie liczysz się

z ludźmi. Masz ich za nic. Najpierw udajesz przyjaźń, a potem ich

niszczysz.

Justine wpatrywała się w niego okrągłymi ze zdumienia oczami.

Nigdy jej nie lubił, to prawda, ale żeby mówić, że jest niemoralna? Że

niszczy ludzi?

- Kogo zniszczyłam? - zapytała słabym głosem.

RS

background image

8

- Jak to kogo? Nie wmawiaj mi, że nie wiesz, o czym mówię:

Katię! Najpierw byłaś jej gościem, a potem całkowicie podważyłaś jej

reputację!

- O czym ty mówisz? Nigdy nie zaszkodziłam Katii.

- Kiel jednym susem znalazł się obok jej łóżka. Justine ze

strachem spojrzała na jego zaciśnięte dłonie.

- Może powiesz, że w zeszłym roku nie mieszkałaś w jej hotelu

w Norwegii?! - krzyknął. - Miałaś sprawdzić, jak działa hotel, a potem

skontaktować Katię z ludźmi z agencji turystycznych, prawda?

- Tak, ale...

- Ale ty wolałaś intrygować przeciwko Katii i zrazić do niej

wszystkich w branży, prawda?

- Nie zrobiłam niczego takiego! Kto ci wmówił podobne bzdury?

Katia? Jeśli tak powiedziała, to znaczy, że jest głupsza, niż myślałam.

Prosiła mnie o opinię. Dostała ją. Powiedziałam jej, co myślę o hotelu.

Czy w ten sposób podważa się czyjąś reputację?

- Rozpuszczałaś pogłoski, że hotel nie ma dostatecznie

wysokiego standardu.

- Bzdura! Za kogo ty mnie masz? - Justine opadła na poduszkę.

Było jej przykro. Nie podejrzewała, że tak boleśnie odczuje

ocenę własnego charakteru, dokonaną przecież przez człowieka, który

jej zupełnie nie obchodził.

- Hotel plajtował - ciągnęła. - Katia pytała, co o tym myślę.

Powiedziałam jej prawdę. Bardzo lubię ją i Dawida, i nie chciałam ich

okłamywać. Żadne z nich nie nadaje się do tej pracy. To marzyciele.

RS

background image

9

Żeby prowadzić hotel, trzeba mieć mnóstwo energii. Trzeba umieć

wydajnie pracować i zmuszać do tego innych. I być bezwzględnym.

Jeśli ktoś z personelu nie sprawdza się, należy od razu go wyrzucić

i poszukać kogoś lepszego. Ani Katia, ani Dawid tego nie potrafią.

Nie chce mi się wierzyć, że jesteś aż tak naiwny, by sądzić, że Katia

umie kierować hotelem. Przecież nie zarekomendowałbyś tego

miejsca znajomym biznesmenom, prawda? Ludziom z kupą forsy i

nadmiarem wolnego czasu, znudzonym światem i piekielnie

wymagającym?

Nie chciała, żeby Kiel pomyślał, że ocenia negatywnie ludzi

tylko z powodu ich bogactwa, więc szybko dodała:

- Wiem, że nie wszyscy są tacy, ale sam przyznasz, że

większość. Jeśli płacą bajońskie sumy za wakacje, a za pobyt w hotelu

Katii trzeba było słono płacić, chcą spełnienia wszystkich swoich

zachcianek, i to najlepiej z wyprzedzeniem. Ani Katia, ani Dawid tego

nie umieją. Wpadają w panikę na widok najmniejszej oznaki czyjegoś

niezadowolenia. Katia zalewa się łzami, kiedy ktoś ją skrytykuje albo

jest wobec niej niemiły. Dobrze o tym wiesz.

Czuła się coraz bardziej zmęczona, ale musiała odeprzeć jego

zarzuty.

- Hotel przynosił straty nie dlatego, że ja coś złego

powiedziałam, ale dlatego, że goście narzekali. Wieści o tym, że hotel

jest kiepski, roznoszą się bardzo szybko. A jeśli chcesz wiedzieć...

próbowałam go promować, nawet wbrew własnym ocenom. Radziłam

Katii, żeby zatrudniła nowego dyrektora, ale ona mnie nie słuchała.

RS

background image

10

Mówiłam, że powinna obniżyć liczbę gwiazdek, zmniejszyć trochę

ceny, przyjmować rodziny i zwyczajnych turystów, najlepiej ludzi w

średnim wieku, którzy chcą na wakacjach trochę poleniuchować, ale

to także jej się nie spodobało. I niech nie mówi, że jej nie ostrzegałam.

Wspominałam, że może być zmuszona do sprzedaży hotelu. Zresztą, o

ile wiem, zrobiła na tym niezły interes.

- Tu nie chodzi o pieniądze, ale o jej wiarę we własne siły, którą

zniszczyłaś!

- Wiarę we własne siły?! Ona nigdy nie wierzyła w swoje siły.

- Przez ciebie!

- Nie mów bzdur! To twoja wina, że Katia nie wierzy w siebie.

Jej brat to przecież wielki, wspaniały Kiel Lindstrom, który wszystko

umie i wszystko może...

- Co nie zmienia faktu - przerwał jej niegrzecznym tonem - że

kiedy hotel został sprzedany, Dawid zaczął pracować w stoczni, mimo

że nie znosi tej pracy i całkiem się do niej nie nadaje.

- To nie moja sprawa. A Katia jest bogata.

- Nawet jeśli utrzymywanie mężczyzny sprawia przyjemność

tobie, to wcale nie znaczy, że musi sprawiać przyjemność Katii.

Zresztą Dawid, cokolwiek by o nim mówić, ma swoją dumę. No, to

gdzie on jest?

- Nie wiem! - wrzasnęła. - Ile razy mam ci to powtarzać?

- Musisz wiedzieć! - ryknął Kiel jeszcze głośniej. Tak głośno, że

sam wydawał się zdziwiony własnym brakiem opanowania. - Jesteś

typem, który idzie po trupach, niszcząc i raniąc innych tylko dlatego,

RS

background image

11

że zwykli ludzie cię nie obchodzą. Ale mnie obchodzą! I to bardzo. A

szczególnie zależy mi na Katii i na Johnie.

- Jakim znowu Johnie? - zapytała słabym głosem. -O kim ty, do

diabła, mówisz?

- O Johnie Kendricku, właścicielu połowy stoczni. Tylko dzięki

jego ciężkiej pracy budowa łodzi przynosi jako takie korzyści.

Przecież Dawida nigdy tam nie ma. A kiedy jest, tylko przeszkadza.

- To już nie moja wina!

- Przecież nie powiedziałem, że twoja!

- Owszem, powiedziałeś.

- Ach! Zamknij się już, dobrze?

- Panno Hardesty! Już dosyć - rozległ się spokojny głos. - Pani

narzeczony powinien wyjść.

Justine odwróciła się i zdziwiona patrzyła na drobną

pielęgniarkę o azjatyckich rysach twarzy, która niepostrzeżenie weszła

do pokoju.

- Narzeczony? - wyjąkała. - Jaki narzeczony?

- Co innego miałem jej powiedzieć? - tłumaczył się Kiel z głupią

miną. - Katia wisiała na mnie od rana, jęcząc i płacząc na przemian.

Musiałem działać. Nie wpuściliby mnie tutaj, gdybym nie był twoim

krewnym.

- Ciekawe, jak ktoś o zdrowych zmysłach mógł uwierzyć, że

jestem kochanką Dawida. W histerii Katia mogła coś przekręcić, ale...

- Niczego nie przekręciła! W liście czarno na białym było

napisane... Właściwie to...

RS

background image

12

- To co? - zapytała słodko Justine.

Speszony Kiel odwrócił twarz i przeciągnął ręką po

zmierzwionych włosach.

- Dobrze byłoby je przyciąć - mruknęła bezwiednie. Odwrócił

się, jakby go dźgnięto szpilką. Spojrzał na nią

jak na idiotkę i wykrzyknął:

- Wiem o tym! Nie miałem czasu. Byłem na morzu. Testowałem

łódź! A tu dzwoni John z wiadomością, że Dawid zniknął razem z

planami. Zaraz potem Katia szlocha w telefon, plotąc coś

niezrozumiale. Nie miałem czasu się przebrać ani umyć. Przyjechałem

do szpitala, kiedy tylko dowiedziałem się, że znaleźli cię obok

rozbitego samochodu Dawida.

- Ciekawe, czy od razu wymyśliłeś, że jestem kochanką Dawida?

- spytała złośliwie. - Swoją drogą, chciałabym się dowiedzieć, co

naprawdę było w tym liście.

- Tego nie wiem. Nie miałem go w rękach – przyznał znużony.

Widać było, że ma dosyć sprzeczki. - Napisał, że wyjeżdża na jakiś

czas, bo potrzebuje trochę czasu dla siebie, musi się zastanowić nad

swoim życiem. Umówił się na spotkanie z tobą, ale o tym Katia

mówiła bardzo chaotycznie. Podobno w twojej obecności nie czuje się

zagrożony.

- Miło to słyszeć - westchnęła. - Ale ja i tak nie pamiętam

żadnego spotkania. Ostatnim razem widzieliśmy się tuż przed Bożym

Narodzeniem. Wpadliśmy do pubu na szybkiego drinka. A w zeszłą

niedzielę robiłam obiad. Dochodziła pierwsza. Nie mam pojęcia,

RS

background image

13

dlaczego pognałam gdzieś z Dawidem. Nie ma w tym ani odrobiny

logiki. Czas pomiędzy pierwszą w południe a jedenastą wieczorem

jest dla mnie jak czarna dziura.

Westchnęła jeszcze raz i zerknęła na Kiela, który, oparty ciężko

o framugę, znowu wyglądał przez okno. Zielony żeglarski sweter o

grubym splocie przylegał mu do muskularnych pleców jak druga

skóra. Spodnie z plamą soli na kolanie opinały mocne uda. Uda

narciarza, pomyślała Justine. Obrzuciła spojrzeniem jego długie nogi.

Z takimi nogami można bez trudu pokonywać najdłuższe dystanse.

- Justine! - przerwał jej obserwacje. - Zastanów się, dokąd on

jeździł. Może miał chatę gdzieś na wsi? Albo jakieś ulubione miejsce?

Mów! - podskoczył, widząc, że nagle drgnęła jej twarz.

- Madera - mruknęła, przykładając dłoń do zmarszczonego

czoła.

- Madera?! - zawołał z niedowierzaniem. - Po co, do cholery,

miałby jechać na Maderę?

Zniechęcona Justine wzruszyła ramionami.

- Nie zauważyłeś, że mnóstwo ludzi tam jeździ?

- Być może, ale to nie jest miejsce dla Dawida. Na pewno nie

pojechałby tam z własnej woli.

- I tu się mylisz. Pojechałby. Jeździł tam często. Wynajmował

willę swojego kolegi. To było wieki temu, jeszcze zanim poznał

Katię... Na Maderze malował.

- Malował?!

RS

background image

14

- Właśnie. Malował obrazy. I przestań po mnie powtarzać -

prychnęła. - Nie mogę się skupić.

- Gdybyś umiała zachować logiczny porządek opowiadania, nie

musiałbym powtarzać.

- Nie mogę zachować logicznego, jak to raczyłeś określić,

porządku opowiadania, skoro przypomniałam sobie to wszystko

dopiero w tej chwili.

- Nieważne! - Kiel rzucił się do drzwi. - Gdzie jest telefon? -

warknął.

- Skąd mogę wiedzieć?

- Zostań tutaj! - rozkazał.

A niby dokąd miałaby pójść? I jak? Ze złamaną ręką i wstrząsem

mózgu? Przymknęła oczy, licząc, że w ciemności uspokoi się

orkiestra wielkich młotów, które dawały koncert wewnątrz jej głowy.

Pielęgniarka kazała jej odpoczywać. Ale jak można odpoczywać,

kiedy ten ponury wiking napastuje ją bez przerwy? Aż dziw, że

łagodna i subtelna Katia ma takiego brata!

- Jest tak, jak ustaliliśmy. Dawid rzeczywiście poleciał na

Maderę. - Justine wydawało się, że szarpnięte mocno drzwi

uruchomiły kolejne młoty pod jej czaszką. - W każdym, razie jego

nazwisko figuruje na liście pasażerów niedzielnego lotu.

- Miło mi, że coś wspólnie ustaliliśmy - odezwała się z

największą ironią, na jaką było ją stać. - Teraz możesz lecieć na

Maderę. Nareszcie zostawisz mnie w spokoju. Aha, wychodząc, nie

zapomnij powiedzieć pielęgniarce, że zerwaliśmy zaręczyny.

RS

background image

15

Kiel nie odpowiadał, więc Justine otworzyła oczy. Zobaczyła, że

wpatruje się w nią uważnie, z głową przekrzywioną na bok.

- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - zapytała zirytowana.

- Zastanawiam się, czy ty w ogóle bywasz uprzejma.

- Po co chcesz to wiedzieć?

- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami.

- Mam nadzieję, że wkrótce odzyskasz swoje cenne plany, a

Katia ukochanego męża. Ale dalej nie rozumiem, dlaczego jego

wyjazd doprowadził ją do histerii. Dlaczego nie chciała podarować

mu tych kilku tygodni spokoju, jeśli ich potrzebował? Można zmusić

człowieka do powrotu, ale nie można zmusić go do miłości ani do

czułości.

- Niech Dawid zmieni swoje nastawienie. Dobrze mu radzę.

- A to dlaczego?

- Bo Katia jest w ciąży. To wcale nie jest śmieszne -warknął,

widząc jej wyraz twarzy.

- Wiem.

- To dlaczego się śmiejesz?

- Wmówiła ci, że na ciebie spada teraz obowiązek opieki nad

nią, tak? Pewnie ma już poranne mdłości... - dodała złośliwie.

- Tak! - wrzasnął.

- Czy Dawid wie o tym? - zmarszczyła brwi. - Może dlatego

uciekł?

RS

background image

16

Zaraz pożałowała swoich słów. Twarz Kiela stężała, a w

zielonych oczach pojawiły się groźne błyski. Najwyraźniej nie wziął

pod uwagę takiej ewentualności.

- Czy Dawid wziął ze sobą wszystkie kopie planów? - zapytała

szybko, żeby zmienić temat. - To chyba niemożliwe, żeby... -

przerwała, widząc minę Kiela. - Och! Rozumiem. W ogóle nie

mieliście kopii. Ktoś zapomniał przekopiować plany. Czyżby to była

twoja wina?

- Nie, nie moja! - Trafiła w czuły punkt, bo Kiel zrobił się

naprawdę wściekły. - Ani Johna. Dopiero co skończył je kreślić, kiedy

do biura wpadł Dawid. I zaraz stamtąd wyleciał. Zresztą, to nie twoja

sprawa. Podaj mi adres.

- Co? - zapytała z głupią miną.

- Nie znajdę tego głupka, nie mając jego adresu, prawda? -

Spojrzał na nią z niechęcią.

- Ale ja nie znam adresu tej willi.

- Niemożliwe!

- Ale prawdziwe.

- A nazwisko właściciela tego domu? To musisz wiedzieć!

- Nie. Nigdy nie widziałam go na oczy - zrobiło się jej przykro,

bo Kiel miał już wyraźnie wszystkiego powyżej uszu.

- Byłaś tam?

- Raz, ale bardzo dawno temu. Przez całą zimę ciężko

chorowałam na grypę i Dawid postanowił wziąć mnie na

rekonwalescencję do cieplejszego kraju. Przechodził wtedy fazę

RS

background image

17

rycerskości wobec dam. Nie, nawet nie pytaj - dodała szybko. - Nie

pamiętam, gdzie to było.

- Musisz pamiętać! Mówiłaś, że to willa.

- Owszem.

- To już jest coś!

- Kiel! Czy wiesz, ile jest willi na Maderze? Tysiące. Nawet

najdokładniejszy opis nie pomoże. Łatwiej znaleźć igłę w stogu siana!

- Być może - zgodził się wspaniałomyślnie - ale wierzę, że z

twoją pomocą dam sobie radę.

- Co? O, nie! Chyba nie myślisz, że pognam teraz na Maderę i...

- Justine... - przerwał jej łagodnie.

- Mowy nie ma!

- Pielęgniarka powiedziała, że mogą cię wypisać nawet zaraz,

pod warunkiem, że będziesz unikała wysiłku.

- Uważasz, że uganianie się za Dawidem po Maderze nie

wymaga wysiłku?!

- Oczywiście, że nie. Zresztą nie masz wyboru. John pilnie

potrzebuje tych planów, a ponieważ nie może się ruszyć ze stoczni, na

placu boju pozostaję tylko ja. I ty - dodał aksamitnym głosem. - Nie

masz teraz nic do roboty. Polecimy do Lizbony. Stamtąd będzie już

łatwo dostać się do Funchal. Powiem pielęgniarce, że zdecydowałaś

się wrócić do domu.

- To nieprawda!

RS

background image

18

- Ależ prawda - uśmiechnął się z fałszywą uprzejmością. -

Zawiozę cię do domu, spakujesz najpotrzebniejsze rzeczy, a potem

pojedziemy do mojego domu pod Southampton...

- Nie - odpowiedziała kategorycznie. - Nie masz prawa

decydować, co mam robić. I nie rozumiem, jak w ogóle mogło ci

przyjść do głowy, że zmusisz mnie do wyjazdu na Maderę.

- Jesteś im to winna - uśmiechnął się triumfalnie.

- Co jestem im winna? - wyjąkała zdziwiona.

- Zadośćuczynienie. Przez ciebie sprzedali hotel...

- Nieprawda!

- ... a teraz przez ciebie stocznia straci bardzo korzystny

kontrakt.

- Już ci mówiłam, jak to było. A sprawy stoczni mnie nie

obchodzą. Nie jestem niańką Dawida. To nawet nie jest mój

prawdziwy krewny.

- Nie rozdzielaj włosa na czworo. Margaret zajęła się tobą po

śmierci twoich rodziców, mimo że nie byłaś jej krewną. Jej chyba

jesteś coś winna, prawda?

Rzucił jej triumfujące spojrzenie i ruszył do drzwi. Wychodząc,

rzucił złośliwie:

- Zaraz przyślę pielęgniarkę. Tylko się nie guzdraj, dobrze? I nie

próbuj gdzieś zniknąć, bo i tak cię znajdę.

Justine nie wątpiła w to ani przez chwilę. I tak nie miała siły

uciekać. Zmęczona, wcisnęła głowę w poduszkę, zastanawiając się

nad tym, co Kiel powiedział o ciotce Margaret. Jeśli nie pomoże w

RS

background image

19

poszukiwaniach Dawida, ciotka nigdy się do niej nie odezwie. To

pewne.

Margaret była matką Dawida i żoną Toma Naughtona, brata

matki Justine. Gdy rodzice zginęli w katastrofie lotniczej, Justine

zamieszkała u wuja, który właśnie poślubił Margaret i zaadoptował jej

czternastoletniego syna. Niestety, Tom umarł dwa lata później i ciotka

została sama. Justine zdawała sobie sprawę, że nie było jej łatwo

żywić i ubierać dwoje dorastających nastolatków, i doceniała jej

poświęcenie. Ale poza wdzięcznością nie umiała zdobyć się na żadne

uczucia wobec kobiety, która całą czułość i miłość matczyną

zarezerwowała dla syna.

Westchnęła ciężko. Kiel mylił się, kiedy zarzucał jej egoizm i

arogancję. W gruncie rzeczy Justine wciąż była tamtym wrażliwym

dzieckiem, które najbardziej na świecie pragnęło miłości i aprobaty.

Od dzieciństwa musiała być silna i twarda, bo inaczej nie przeżyłaby

atmosfery całkowitej obojętności, w której dorastała. Gdyby żyli jej

rodzice, byłaby zupełnie inna, łagodniejsza...

Kiel zarzucił jej, że jest niekobieca. To zabolało. Jeśli przez całe

życie człowiek musi walczyć o swoje miejsce na świecie, nic

dziwnego, że po drodze coś traci. Czy naprawdę nie można okazywać

dumy ze swoich osiągnięć? Z tego, że stanęło się na własnych nogach,

zwyciężając po drodze kilku I facetów? Przecież nie miała rodziców,

którzy by ją pochwalili. Ani rodzeństwa. Nikogo, kto by z nią

pożartował albo chociaż napisał coś na jej gipsie.

RS

background image

20

Stop! Zreflektowała się nagle. Czy lata spędzone z ciotką

Margaret nie nauczyły cię, że nie wolno litować się nad sobą?

Skrzywiła się z niesmakiem, zła na siebie. Pomyśl o czymś ważnym.

Na przykład o turnieju golfa w Normandii. Tak. Musi jak najprędzej

odwołać swój udział w rozgrywkach, nie da się grać z ręką w gipsie. I

znaleźć zastępstwo ,kogoś, kto sprawdzi, czy ten francuski hotel

nadaje się dla j jej klientów. Peter byłby najlepszy. Zaraz do niego

zadzwoni. Wprawdzie będzie musiała zapłacić za podróż i pobyt jego

żony, ale trudno - potrzebuje nowych miejsc. Ze zmarszczonym

czołem planowała, co zleci sekretarce, kiedy do pokoju wpadł Kiel.

- Jeszcze nie jesteś gotowa? - zapytał wściekły.

- Kiel! To głupota. Madera jest dużą wyspą...

- To znaczy, że im wcześniej zaczniemy szukać, tym lepiej.

- Przez całe życie nic innego nie robię, tylko wyciągam Dawida

z kłopotów. Mam tego dość - narzekała, ostrożnie wstając z łóżka.

Nie miała wyboru. Wbrew opinii Kiela, nie była zimną,

bezduszną kobietą. Katia jest w ciąży. Trzeba odnaleźć plany. Że też

Margaret musiała właśnie teraz wyjechać do Australii...

RS

background image

21

ROZDZIAŁ DRUGI

- Idź stąd. Wyjdź! Nie będę się ubierać przy tobie! Rzuciwszy jej

pełne irytacji spojrzenie, Kiel wyszedł i grzecznie przytrzymał drzwi

wchodzącej pielęgniarce.

- To kiepski pomysł - powiedziała do niej ponuro Justine.

- A może chce pani, żebym kazała mu poczekać do jutra? -

droczyła się z nią pielęgniarka.

- Tak!

- Nic by to nie dało...

- Przecież wiem! Czy przed wyjściem nie powinien mnie zbadać

lekarz?

- Mówi, że wszystko jest w porządku.

- Naprawdę? - skrzywiła się. - Do licha, jestem chora! Krztusząc

się ze śmiechu, pielęgniarka dała jej dwie białe tabletki.

- Co to jest?

- Środek przeciwbólowy. No, już, proszę to popić - powiedziała,

wręczając Justine szklankę wody, po czym wyjęła jej ubrania z szafki.

Wkładanie dżinsów i swetra, które miała na sobie w dniu

wypadku, kompletnie ją wyczerpało. Usiadła ciężko na brzegu łóżka.

Pielęgniarka schyliła się, żeby zasznurować jej buty.

- Nie mam pojęcia, dlaczego jest pani w takim złym humorze.

Na pani miejscu byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby porywał mnie

stąd taki facet.

- Taki facet? - zadrwiła Justine. - To wielki bufon. A gdyby pani

wiedziała, co zamierza zrobić, nie byłaby pani nim tak zachwycona.

RS

background image

22

- A co zamierza? - zapytała wyraźnie zaintrygowana.

- Zawieźć mnie na Maderę!

- Szczęściara z pani.

- Szczęściara? Z moim stanem zdrowia?

- Nic pani nie będzie. On mi wygląda na mężczyznę, który umie

otoczyć kobietę opieką.

- Pomyłka. Równie dobrze mógłby mnie zepchnąć z wysokiego

urwiska!

Wzięła od pielęgniarki torbę i buteleczkę tabletek

przeciwbólowych. Z niedowierzaniem rozważała słowa, które przed

chwilą usłyszała. Opiekować się kobietą? Kiel? Wolne żarty!

Kiedy wszedł do środka zachęcony przez pielęgniarkę, wciąż

miał nachmurzoną minę. Justine próbowała spojrzeć na niego

obiektywnie. Czy rzeczywiście wyglądał na faceta, który troszczy się

o kobietę? Nie, nie wyglądał - uznała. Robił wrażenie niecierpliwego,

szorstkiego aroganta.

- Gotowa?

- Nie.

Popatrzyła na niego z niechęcią i wstała. Pociągnęła lekko

nosem i wyszła przed nim ze szpitalnego pokoju. Zatrzymała się przy

recepcji i wzięła niebieską kartkę, na której wypisano datę kontrolnej

wizyty.

- Czekamy na panią za dwa tygodnie. Trzeba będzie sprawdzić

gips. Gdyby miała pani zawroty głowy albo nudności, proszę przyjść

do nas albo iść do swojego lekarza. Nie wolno pani prowadzić... och,

RS

background image

23

przepraszam, i tak pani nie może, prawda? - powiedziała pielęgniarka,

spoglądając na jej gips.

Do Kiela uśmiechnęła się dużo cieplej niż do Justine.

Justine znowu pociągnęła nosem i ruszyła za Kielem do jego

samochodu. Spojrzała z dezaprobatą na długie, eleganckie zielone

auto. Bez wątpienia dobrane do koloru oczu kierowcy, zauważyła

cynicznie. Wsiadła do środka. Chciał jej pomóc zapiąć pas, ale

odmówiła.

- Możemy to zrobić jak przyjaciele - powiedział z ręką na

kierownicy - lub jak wrogowie. Odpowiem obelgą na każdą twoją

obelgę. Oko za oko, ząb za ząb. I wierz mi, że w takim pojedynku to

ja okazałbym się zwycięzcą. Potrzebuję twojej pomocy. Udzielisz mi

jej albo dobrowolnie, albo pod przymusem.

Nie czekając na jej reakcję, przekręcił kluczyk w stacyjce i

zapalił silnik.

A to bydlę, pomyślała. Z ochotą by mu pomogła, gdyby był

wyrozumiały i grzeczny, gdyby chociaż próbował wziąć pod uwagę

jej zdanie o całej tej sprawie, jej emocje. A on nawet nie zapytał o to,

jak ona się czuje. Ani razu. Chociaż, co do jednego miał rację - to on

by wygrał. Zawsze zwyciężał. Gdyby próbowała stawić mu czoło,

skończyłaby jako kłębek nerwów. Och, ale jakże irytował ją fakt, że

musi skapitulować przed tym mężczyzną!

W kilka minut znaleźli się w jej mieszkaniu. Wchodząc do

kuchni połączonej z jadalnią, Justine stanęła jak wryta. Spodziewała

się zastać w kuchni ślady przerwanych przygotowań do obiadu, ale

RS

background image

24

pomieszczenie było nienagannie czyste. Zmarszczyła brwi i poszła

obejrzeć salon.

- O co chodzi? - zapytał Kiel.

Odwróciła się do niego i pospieszyła z wyjaśnieniami.

- Dlaczego pamiętam tylko przygotowywanie obiadu? Skoro

potem posprzątałam, czemu tego nie pamiętam?

- Skąd mam wiedzieć? Nie jestem lekarzem. Pakuj się, proszę. I

nie zapomnij o paszporcie.

Prawie go nie słuchała. Wciąż zastanawiała się nad

zadziwiającym porządkiem panującym w mieszkaniu. Poszła do

sypialni. Wyjęła z szafki małą walizkę, wrzuciła do niej trochę rzeczy

i wróciła do salonu.

- Dobrze. Gaz wyłączony? A prąd?

- Co? Muszę też wykonać kilka telefonów...

- Zadzwonisz z mojego mieszkania.

- Nie! Zadzwonię teraz.

Usiadła na podłodze koło telefonu, nie zwracając uwagi na pełne

niecierpliwości westchnienie Kiela. Podniosła słuchawkę, sprawdziła,

czy jest sygnał, odłożyła ją na bok i wybrała numer Petera. Peter miał

ogromny, stary dom z wielką liczbą pokojów. W jednym z nich

urządzili sobie biuro. Jak dotąd, ten układ działał znakomicie. Kiedy

Peter odebrał, wyjaśniła mu szybko sytuację.

- Mogę zostawić wszystko na twojej głowie? Tak, powinnam

wrócić za kilka dni. Nie, wszystkie szczegóły są w teczce. Dobrze,

RS

background image

25

dzięki. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu. Będę w kontakcie.

Cześć.

Odłożyła słuchawkę i posłała w stronę Kiela nieobecny uśmiech.

Myślała nad tym, czy nie zapomniała o czymś ważnym.

- Gotowa? - zapytał sarkastycznie. Westchnęła ciężko i kiwnęła

głową.

- Chyba tak.

Przy nim czuła się kompletnie wytrącona z równowagi. Jej

nastrój nie poprawił się podczas jazdy do domu Kiela. Przez całą

drogę próbowała przypomnieć sobie wydarzenia poprzedzające

wypadek, ale ten fragment przeszłości wciąż stanowił dla niej białą

plamę. Zajęła się więc Maderą. Nie potrafiła przywołać żadnych

związanych z nią wspomnień. Jak, u licha, ma znaleźć jedną willę na

wyspie, gdzie jest ich mnóstwo? Nie musiała jechać. Nie musiała dać

mu się zastraszyć. Więc czemu się zgodziła? Czuła się winna? Zarzuty

Kiela, że zniszczyła hotel, były bezpodstawne, ale mimo to zdawała

sobie sprawę, że wiele nie pomogła. Czy broniła się przed zarzutami

Kiela tak zażarcie, bo podświadomie wiedziała, że tkwi w nich ziarno

prawdy? Problem polegał na tym, że Dawid i Katia zawsze ją trochę

irytowali. Nie radzili sobie w życiu. Rozglądali się dookoła, szukając

wskazówek. Ona żyła inaczej, Kiel również. Dlaczego w takim razie

oskarżał ją o coś, co było i jego udziałem? Też czuł się winny?

Spojrzała na jego profil. Nie, na pewno nie wziąłby tego na siebie,

jeśli miał pod ręką innego kandydata na winowajcę.

RS

background image

26

Zahamował ostro, rozpryskując dookoła żwir. Popatrzyła na

niego z pogardą. Jednak to ona pierwsza odwróciła wzrok, bo nie

wytrzymała zimnego, upartego spojrzenia zielonych oczu. Pomógł jej

wysiąść z samochodu. Na widok zabawnego, małego domku

parsknęła śmiechem. Czyżby to był dowcip? zastanawiała się. Kiel

był jednym z największych mężczyzn, jakich znała, a jego dom

wydawał się najmniejszy. Ciemne belki krzyżowały się na fasadzie.

Były najwyraźniej autentyczne, żadne repliki. Uznała, że to musi być

styl Tudorów. Zdaje się, że Kiel był właścicielem jedynego na świecie

prywatnego, oryginalnego tudorowskiego domu. Budynek przechylał

się na jedną stronę, co sprawiało, że kręciło się jej w głowie. W innej

sytuacji byłaby zachwycona perspektywą spędzenia tu paru chwil.

Gdyby domek nie należał do Kiela, również i teraz byłaby

wniebowzięta.

Drzwi domku otworzyły się i stanęła w nich kobieta w średnim

wieku, której szerokość dorównywała wzrostowi, siwe włosy miała

upięte w nieporządny kok.

- W samą porę. Kolacja gotowa! - krzyknęła z radością leciwa

dama.

Uśmiechnęła się z sympatią do Justine, wzięła jej walizkę od

Kiela i wprowadziła oboje do środka. Kiel musiał się mocno schylić,

żeby nie zahaczyć głową o framugę. Justine znowu zaczęła się

zastanawiać, czemu ktoś tak wysoki kupił sobie taki maleńki dom.

Dziewczyna doprowadziła się do porządku w mikroskopijnej

toalecie i weszła do jadalni. Rękę w gipsie położyła na stole i wolno

RS

background image

27

piła bulion. Następnie zaczęła jeść puszysty omlet. Był bardzo

smaczny, ale po kilku kęsach odłożyła widelec.

- Nie jesteś głodna? - zapytał cicho Kiel.

Pokręciła głową i skrzywiła się, kiedy nagle poczuła ból.

- Boli cię głowa?

- Tak. Latają mi płatki przed oczami i boli mnie ręka. Chce mi

się płakać i jestem podenerwowana. I piekielnie zmęczona.

- Biedna Justine - powiedział kpiąco. - Melly?! - krzyknął, a

kiedy gospodyni stanęła w drzwiach, dodał: - Proszę, zaprowadź

Justine do jej pokoju. Jest zmęczona.

- A pewnie - powiedziała Melly. - Miała przecież wstrząs

mózgu!

Justine i Kiel popatrzyli na siebie, zaskoczeni. Justine mogłaby

przysiąc, że Kielowi zadrżała warga.

- Chodź, kurczaczku, nie zwracaj na niego uwagi. Gdyby to on

miał wstrząs mózgu i złamaną rękę, ani na moment nie przestawałby

biadolić i użalać się nad sobą.

- Niełatwo dzisiaj o pomoc domową - mruknął pod nosem Kiel.

Justine uśmiechnęła się półgębkiem. Paskudnik miał

przynajmniej poczucie humoru.

Dźwignęła się niezręcznie od stołu i zabawnymi, kręconymi

schodami poszła za Melly na górę. Niestety, była zbyt zmęczona, by

w pełni docenić urodę architektury i wystroju wnętrza. Wszystko

rozpływało jej się przed oczami. Kiedy w końcu dotarły do pokoju,

była ledwie żywa. Padła na łóżko.

RS

background image

28

- Dasz sobie radę, skarbie?

- Tak, dziękuję. Idzie mi coraz lepiej.

To nie było zgodne z prawdą, ale nie chciała prosić o pomoc.

Melly wyjęła z walizki jej koszulę nocną i szlafrok, po czym

wyszła. Przez kilka minut Justine siedziała na łóżku, niezdolna

wykrzesać z siebie choć tyle energii, by się rozebrać. Gapiła się

bezmyślnie na białą ścianę naprzeciwko. Co za dzień!

W końcu kopnięciem zrzuciła buty, ściągnęła dżinsy i cisnęła je

na krzesełko. Ale zdjęcie swetra okazało się ponad jej siły. Nie była w

stanie zsunąć go z gipsu.

- Dajże spokój, Justine. Dałaś radę go włożyć, to musisz jakoś

go zdjąć! - powiedziała do siebie.

Zmęczona opadła na łóżko. Rozważała możliwość spania w

staniku, majtkach i tym cholernym swetrze, ale szybko ją odrzuciła.

W głowie się jej kręciło. Wreszcie udało jej się odpiąć haftkę i rzuciła

stanik na podłogę. Obolała weszła pod kołdrę i niemal natychmiast

zapadła w głęboki sen.

Nie potrafiłaby powiedzieć, co obudziło ją następnego poranka:

hałas czy po prostu świadomość, że ktoś na nią patrzy. Cokolwiek to

było, niechętnie uniosła powieki. Zobaczyła przed sobą Kiela.

- Czy to zamiast misia? - zapytał niemal uprzejmie.

- Co? - Przez chwilę nie rozumiała, o czym on mówi, aż wzrok

jej spoczął na swetrze zwiniętym w kulę na wysokości piersi.

Skrzywiła się. - Nie, nie mogłam go zdjąć.

RS

background image

29

Kiedy nachylił się w jej stronę, usiadła sztywno i otuliła się

zarówno swetrem, jak i kołdrą. Dopiero wtedy wyciągnęła do góry

rękę w gipsie.

Pomógł jej zdjąć sweter. Uśmiechnął się przy tym tak, że miała

ochotę go uderzyć.

- Dziękuję-powiedziała z wysiłkiem.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Przyszedłem zapytać, czy

masz ochotę na śniadanie. Na kolację prawie nic nie zjadałaś.

- Mmm, dziękuję. Zaraz zejdę - mruknęła.

Nie wiedzieć czemu, czuła się przy nim onieśmielona. A to ją

drażniło. Nigdy nie była nieśmiała. Być może to dlatego, że on

znajduje się w jej sypialni, podczas gdy Justine jest prawie naga.

- Dasz sobie radę? - zapytał łagodnie. Brzmiało to trochę tak,

jakby siłą powstrzymywał się od śmiechu.

Spojrzała na niego podejrzliwie i kiwnęła głową.

- Tak, dziękuję ci.

- Dobrze. W takim razie idę powiedzieć Melly, że zaraz

zejdziesz.

Kiedy wyszedł, gapiła się przez chwilę na zamknięte drzwi. Co

mu się stało, że nagle zrobił się taki chętny do pomocy? Nigdy się tak

nie zachowywał. Znała go od trzech lat. Nie potrafił być uprzejmy.

Skąd ta zmiana? Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie. W końcu

dała spokój, wstała z łóżka i poszła do łazienki.

Z trudem umyła zęby. Następnie odkryła kolejny problem, z

którym musiała się zmierzyć. Nie była w stanie związać włosów jedną

RS

background image

30

ręką. Z gipsowego opatrunku wystawały tylko koniuszki palców,

którymi nie mogła niczego chwycić. Nie cierpiała chodzić z

rozpuszczonymi włosami. Wyglądały wtedy nieporządnie, a że były

delikatne i lekkie, fruwały jej dookoła głowy przy najlżejszym

podmuchu. Zwykle nosiła włosy upięte na czubku głowy lub związane

na karku, więc rzadko kto oglądał je w pełnej krasie.

Westchnęła i wróciła do sypialni, gdzie natknęła się na następny

problem. Stosunkowo łatwo było jedną ręką odpiąć stanik, ale

nałożenie go graniczyło z cudem. Wrzuciła go więc do walizki i

włożyła luźny sweter. Zdołała wciągnąć na siebie czyste dżinsy, stopy

wsunęła w miękkie, skórzane mokasyny. W takim stroju schodziła na

dół krętymi schodkami.

Przejechała dłonią po chropowatej ścianie. A może w dawnych

czasach dotykała jej także jakaś dama? Uśmiechnęła się. Ależ z niej

romantyczka. Zwykle się tak nie zachowywała. Na ogół była bardzo

praktyczną osobą, rzadko dającą się ponieść fantazji.

Dotarła do holu i uśmiechnęła się do Melly, wychodzącej z

pomieszczenia, które musiało być kuchnią. Niosła dzbanek z

aromatyczną kawą.

- Dzień dobry, kurczątko, dobrze spałaś? - Nie czekając na

odpowiedź, ciągnęła dalej: - Usłyszałam, że schodzisz. Jak się dziś

czujesz?

- Nie najgorzej, dziękuję, Melly - odparła Justine i uśmiechnęła

się jeszcze raz. - Przepraszam, jeśli wczoraj byłam niegrzeczna.

RS

background image

31

- Niech Bóg broni! - krzyknęła gosposia. - Czułaś się paskudnie,

prawda? Poza tym po mnie wszystko spływa jak po kaczce. W

porównaniu z charakterkiem pana i władcy każdy wydaje się łagodny

jak owieczka.

- Dzięki za świetne referencje - powiedział Kiel stojący w

drzwiach jadalni. - Ale Justine nie trzeba ostrzegać. Sama wyrobiła

sobie zdanie na temat mojego usposobienia.

Melly uśmiechnęła się bezczelnie i weszła do jadalni.

- Jak się czujesz? - Kiel zwrócił się do Justine.

- Jestem w rozpaczy - poinformowała go. - Właśnie się okazało,

że nie mogę nosić połowy rzeczy, które wzięłam ze sobą. - Uniósł

pytająco brew, więc wyjaśniła: - Jedną ręką nie da się zapiąć guzików,

haftek i zamków.

- Och...

Jego spojrzenie przesunęło się z miękkiej kaskady włosów na jej

piersi. Jakby wiedział, że Justine nie ma na sobie stanika. Uśmiechnął

się.

- Zaoferowałbym swoją pomoc, ale...

- Właśnie - przerwała mu szybko.

Już i tak wytrącił ją z równowagi swoim spojrzeniem. Nie była

w stanie teraz się z nim droczyć. Minęła go i stanęła w progu jadalni.

- Muszę na chwilę wyjść - powiedział. - Proszę, czuj się jak u

siebie w domu. Potrzeba ci czegoś?

Nie potrafiła się powstrzymać.

RS

background image

32

- Tak, cykuty - rzuciła przez ramię. Roześmiał się, a ona

pokręciła głową. - Nie, nic mi nie trzeba.

Chwilę później opychała się jajkami na bekonie

przygotowanymi przez Melly, która wszystko pokroiła na małe

kawałeczki, jak dla dziecka. Uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.

Kiedy skończyła, nalała sobie kawy, a potem rozsiadła się wygodnie

na krześle i zamyśliła. Co Kiel miał na myśli, mówiąc, że ona już

sobie o nim wyrobiła zdanie? Jego słowa kryły sugestię, że źle go

oceniła. Rzeczywiście, nie wiedziała o nim zbyt wiele, ale na pewno

nie myliła się co do arogancji czy chęci dominacji. Chociaż, musiała

przyznać uczciwie - tę ostatnią cechę niekoniecznie odbierała jako

negatywną, chyba że przybierała ekstremalne rozmiary.

Prawdopodobnie tak samo, jak ją, irytowała go głupota. Musiała

oddać mu sprawiedliwość, że tego ranka był całkiem miły. Rzecz w

tym, czy ona chce, żeby był miły? Bo wtedy też będzie musiała

być miła... Musiałaby wybaczyć mu wszystkie zniewagi, jakich

doznała od niego w szpitalu. Z drugiej strony...

Z drwiącym uśmieszkiem wsypała cukier do kawy i zamieszała.

Gdyby nie kiepski początek na przyjęciu zaręczynowym Katii i

Dawida, może nawet mogliby zostać przyjaciółmi. Ale od razu

wszystko szło źle. Zaczęło się od dość gwałtownego spotkania na

parkingu. Wjechał tyłem w jej samochód, a ona, zamiast najpierw

sprawdzić, dlaczego zrobił coś tak głupiego, straciła nad sobą

panowanie i zaczęła na niego wrzeszczeć, nie czekając na

wyjaśnienia. Później się dowiedziała - nie od niego - że ze wzgórza

RS

background image

33

pędził na rowerze jakiś dzieciak, kompletnie nie panując nad

pojazdem. Gdyby Kiel natychmiast nie cofnął, zamiast na żywopłocie,

chłopak wylądowałby na jego aucie i niechybnie by się zabił. Nie

zauważyła dramatu, bo była zbyt zajęta robieniem awantury. Od

tamtej pory ciągle na siebie wrzeszczeli, pomyślała ze smutkiem. On

uważał ją za niewrażliwą i samolubną, ona jego za gbura. Nie przyjął

jej przeprosin, kiedy już dowiedziała się o dzieciaku pędzącym na

rowerze. Po prostu spojrzał na nią zimnym wzrokiem i odszedł.

Skończyła pić kawę i wyszła z jadalni. Przysiadła na parapecie

podwójnego okna wychodzącego na ogród. Rozejrzała się dookoła.

Na ścianach wisiały stare ryciny przedstawiające sceny rodzajowe.

Kiedy pojawiła się Melly, Justine uśmiechnęła się do niej i

wskazała na grafiki.

- Są piękne.

- To prawda. Kiel spędza mnóstwo czasu na poszukiwaniach.

Odwiedza sklepy ze starociami, antykwariaty, wyprzedaże, aukcje.

Zdziwiona Justine próbowała wyobrazić sobie Kiela

myszkującego po sklepie ze starociami, ale nie starczyło jej fantazji.

- To jego hobby - ciągnęła Melly. - Można by powiedzieć, że to

fanatyk. Tylko usłyszy o jakimś obrazku i już wyrusza na łowy.

Mówiąc to, Melly poprawiała poduszki i przestawiła kwiaty

stojące na gzymsie kominka. Zachowywała się tak, jakby bezczynność

była największym grzechem. Wygładziła kretonowe obicie sofy i

poklepała ją zapraszająco.

RS

background image

34

- Chodź tu i wyciągnij choć na chwilę nogi. Jak znam Kiela, to

jeszcze się nabiegasz. Odpoczywaj teraz, ile się da.

Rozbawiona Justine zrobiła, co Melly jej kazała.

- Dam ci dobrą radę, chcesz? - zapytała gosposia, stając z boku.

- Zdaje się, że mi jej udzielisz bez względu na to, czy chcę, czy

nie - odpowiedziała drwiąco.

- Zgadza się - uśmiechnęła się Melly. - Nie prowokuj go, jeśli

chcesz wrócić w jednym kawałku. W przeciwnym razie może się

okazać, że ciągniesz tygrysa za ogon. I przypadkiem się w nim nie

zakochaj. Nie wynikłoby z tego dla ciebie nic dobrego.

- Dziękuję, Melly - odpowiedziała oschle Justine. - Postaram się

zapamiętać.

- Myślisz, że żartuję? Wcale nie.

Odwróciła się, podeszła do ściany i zaczęła poprawiać

ustawienie obrazów, które tego wcale nie potrzebowały. Przejechała

palcem po wypolerowanej ramie i sprawdziła, czy nie ma na niej

kurzu. Po chwili znowu się odezwała:

- Widziałam je wszystkie na własne oczy. Młode dziewczęta,

rzucające mu się w ramiona, dojrzałe kobiety... piękne albo całkiem

przeciętne.

- Nie nudzi mu się, co? - zakpiła Justine. Śmiech jednak

zamarł jej na ustach na widok miny, z jaką Melly na nią spojrzała.

- Możesz sobie kpić, dziewczyno. Tylko potem nie przychodź do

mnie, kiedy stanie ci się krzywda.

- Nie przyjdę - obiecała.

RS

background image

35

Taką obietnicę mogła złożyć. Prawdopodobieństwo zakochania

się w Kielu Lindstromie było równe zeru. Myśl o tłumie kobiet

rzucających mu się do stóp tylko ją rozśmieszała.

- Pamiętaj, że cię ostrzegałam - powiedziała złowieszczo Melly i

wyszła.

- Bez obaw - mruknęła Justine.

Na nieszczęście dziwaczne ostrzeżenia pobudziły jej

wyobraźnię. Usiadła wygodnie na sofie i zaczęła zastanawiać się nad

tym, jaka byłaby reakcja Kiela, gdyby nagle zadeklarowała gorące

uczucie. Przerażenie? Szok? Rozbawienie? Zachichotała na samą

myśl. Ciekawe, czego szukał w kobiecie? Najwyraźniej jak dotąd

żadnej z nich nie udało się podbić jego twardego serca. Może nie

chciał tego? W szpitalu nie umiała sobie nawet wyobrazić jego twarzy

w łagodniejszej wersji, natomiast bez trudu można było uwierzyć, że

zajęcia domowe go nudzą. Jednak teraz, kiedy przebywała w jego

domu, wydawał się bardziej rozluźniony, swobodniejszy...

- Co cię tak rozbawiło? - Właśnie stanął w drzwiach.

- Słucham? Ach, nic takiego. Po prostu się zamyśliłam. Co to

jest? - zapytała, kiedy rzucił jej na kolana paczkę.

- Otwórz i sprawdź - poinstruował ją łagodnie, przysiadając na

oparciu sofy.

Rozdarła papier i kompletnie osłupiała zagapiła się na zawartość

paczki. Drogi dres z dzianiny w kolorze lawendy. Uniosła obie jego

części i rozpostarła je na udach.

RS

background image

36

- Pasuje do twoich oczu - zauważył, po czym uśmiechnął się z

satysfakcją.

- Ale dlaczego...?

- Bo nie ma żadnych zamków, guzików ani haftek - wyjaśnił

takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Ale ja nie mogę tego przyjąć.

- Dlaczego?

- No... dlatego - odparła nieprzekonująco.

- Och, to świetny powód - zakpił. - Potraktuj to jak zapłatę za

oddaną przysługę.

- Ale żadnej jeszcze nie oddałam. - Patrzyła mu prosto w oczy

wyraźnie zmartwiona. Po chwili dodała z całkowitą szczerością: -I

wątpię, czy kiedykolwiek oddam. Ty chyba wciąż wierzysz, że

wszystko sobie przypomnę, jak tylko znajdę się na Maderze. To błąd.

- A może sobie przypomnisz.

- A może nie! - powiedziała wyraźnie rozdrażniona. -Nie wiem,

czemu jesteś taki uparty. Minęło niemal dziesięć lat, odkąd tam

byłam.

Wzruszył lekko ramionami i leniwie wstał.

- Dziesięć lat to nie tak wiele.

- Może i nie - zgodziła się. - Jeśli nie robiło się przez ten czas nic

specjalnego. Ja robiłam. Od tamtej pory byłam w wielu różnych

miejscach, a jedyne, co pamiętam z tego okresu, to szalona

mieszanina obrazów i wrażeń. Nic konkretnego.

RS

background image

37

Usiadł koło niej na sofie i wziął ją za rękę. Spojrzała

zdezorientowana na dużą dłoń, w której zniknęła jej własna. Była

ciepła i, z jakiegoś głupiego powodu, dawała jej poczucie

bezpieczeństwa.

- Jesteś moją jedyną nadzieją, Justine. Wiem, że proszę o wiele,

ale stocznia Naughton potrzebuje tego zamówienia Desperacko.

Proszę cię tylko, żebyś spróbowała.

Opuściła ramiona. Kiwnęła głową na znak, że się zgadza, Choć

w duchu nie miała nadziei, że to coś da.

- Wyjeżdżamy za dziesięć minut. Melly przepakuje twoją

walizkę, więc po prostu tu leż i odpoczywaj.

Wziął dres, wstał i wyszedł.

Zostawiona sam na sam ze swoimi myślami, Justine próbowała

się skupić, przypomnieć sobie coś bardziej konkretnego niż obraz

małej zatoczki z łodziami rybackimi, otoczonej willami o czerwonych

dachach. Pamiętała plantacje bananów i wygasły wulkan. I to było tak

naprawdę wszystko. No, może z wyjątkiem tego, że teren był tam

bardzo górzysty. Pamiętała Funchal, stolicę, ale willa nie była

położona w jej pobliżu. Westchnęła z rezygnacją i oparła się

wygodnie. Słyszała rozmowę Kiela z Melly. Nie docierały do niej

słowa, tylko szmer ich głosów. Co za dziwny człowiek... Skacze jej do

gardła, a zaraz potem kupuje w prezencie dres.

Na dźwięk dzwonka u drzwi wejściowych odwróciła się

zaciekawiona. Usłyszała rozdrażniony głos Kiela. Drugi, zapłakany

głos należał do Katii. A niech to! Tylko tego teraz jeszcze potrzeba!

RS

background image

38

Biadolenia i użalania się nad sobą. To niezbyt wyrozumiałe,

upomniała sama siebie.

Drzwi się otworzyły, Justine zesztywniała, po czym znowu

opadła na poduszki sofy. Kłótnia z Katią w niczym nie pomoże, a

prawdopodobnie głowa będzie ją od tego bolała jeszcze bardziej.

- Witaj! - powiedziała do niewysokiej, czarnowłosej

dziewczyny, która miała nadąsaną minę.

W zapłakanych oczach Katii pojawiła się wściekłość.

- Co zrobiłaś z Dawidem? - zapytała ostrym tonem. -Gdzie on

jest?

- Nie wiem. Katiu, uwierz mi, gdybym wiedziała, tobym ci

powiedziała.

- Nie, nie powiedziałabyś! - warknęła. Strąciła z ramienia dłoń

Kiela i zrobiła kilka kroków. - Dawid mówił mi, że ciebie nie ma

sensu pytać, bo i tak nic nie piśniesz.

Czemu, do licha, Dawid miałby powiedzieć coś takiego?

zastanawiała się Justine. On to dopiero potrafi wpakować się w

kłopoty. I ją też w nie wciąga.

- Nie mogę ci powiedzieć, bo nic nie wiem - wyjaśniła tak

cierpliwie, jak tylko była w stanie. - Nic nie pamiętam. Gdyby było

inaczej...

- Nieprawda! Zresztą, ja też pojadę na Maderę...

- O nie, nie ma mowy! - wtrącił się Kiel. - Zostaniesz tutaj.

- Nie! - wrzasnęła, odwracając się do niego. - On jest mój.

Wydaje ci się, że ona go zatrzyma, a ja wkrótce zapomnę! No, więc

RS

background image

39

nie! Jest mój, a ta... osoba nie dostanie mojego Dawida. Nigdy go nie

lubiłeś, nie chciałeś, żebym za niego wyszła...

- To nieprawda...

- Według ciebie jest leniwy, głupi...

- Nigdy nic takiego nie powiedziałem!

Złapał ją za ramiona i wyprowadził do kuchni, skąd do Justine

dochodziły płaczliwe protesty Katii i jego krótkie riposty.

Kiedy wrócił do salonu, jego twarz miała podobny wyraz jak

wczoraj w szpitalu. Był wściekły.

- Ona się myli - powiedziała cicho Justine. - Lubię Dawida jako

kuzyna. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego on udaje, że między nami

jest coś więcej.

Przyjrzała się jego twarzy. Nie złagodniała ani trochę.

Patrzył na nią jak na jakiś dziwny okaz pod mikroskopem.

Poczuła ból.

- Jedziemy - oznajmił szorstko. - Melly zaniosła twój bagaż do

samochodu. Masz paszport?

- Tak - odpowiedziała pokornie. Wstała i ruszyła przed nim do

drzwi.

Na lotnisko dojechali w milczeniu. Justine nie miała ochoty

zaczynać rozmowy. Kiel był zamyślony. Zostawił samochód na

lotniskowym parkingu, wyjął bagaże i ruszył estakadą, nie troszcząc

się o Justine. Ona poprawiła torbę na ramieniu, sprawdziła, czy

paszport jest w zasięgu ręki, i podreptała za Kielem. Nie obejrzał się

ani razu. Zrobiła do niego minę. Nie bądź taki pewny siebie,

RS

background image

40

powiedziała w myślach. Jeszcze mnie będziesz przepraszał, gdy... jeśli

znajdziemy Dawida i wszystko się wyjaśni.

Kiedy weszli do terminalu, właśnie ogłoszano ich lot. Kiel,

jakby sobie o niej przypomniał, zatrzymał się i złapał ją za ramię.

Spojrzał na nią i westchnął głęboko.

- Sama jesteś sobie winna. Trzeba się było trzymać z dala od

Dawida.

- Ile razy mam ci to powtarzać? Gdybym miała ochotę na

romans, a nie mam, znalazłabym sobie kogoś innego, a nie własnego

kuzyna.

Nie zwracając uwagi na jej słowa, pociągnął ją w stronę miejsca

odprawy, a potem do samolotu. Usiadła przy oknie, a Kiel usadowił

się obok. Czuła się dotknięta. Przeszkadzała jej obecność tego

postawnego mężczyzny. Jego silnych dłoni spoczywających

swobodnie na kolanach, które były za blisko. Ostentacyjnie odsunęła

nogi i westchnęła. Dlaczego życie musi być takie skomplikowane?

Kiedy nachylił się nad nią, odskoczyła jak oparzona.

- Przestań, na Boga! - mruknął. Jego oczy były tak blisko, że

dokładnie widziała złociste rzęsy. - Chciałem ci tylko zapiąć pas.

- Aha, w porządku - bąknęła pod nosem.

- Może byś przestała się dąsać.

- Ja się nie dąsam. Po prostu nie lubię, jak się mnie o coś oskarża

i nie daje szansy obrony. Jestem w kiepskiej formie, boli mnie ręka.

Chcę tylko, żeby mnie zostawiono w spokoju. Nikogo nie interesuje,

co ja czuję. Wywozisz mnie wbrew mojej woli, nie pozwoliłeś mi

RS

background image

41

nawet iść do biura. - Spojrzała na niego nachmurzona, kiedy wydał z

siebie dźwięk do złudzenia przypominający parsknięcie śmiechem. -

A jeśli znowu zaczniesz się zachowywać rozsądnie i miło, to chyba

cię kopnę! Nie ma nic bardziej irytującego w sytuacji, gdy marzy się

jedynie o pojedynku na śmierć i życie.

- A masz na to ochotę? - zapytał rozbawiony.

- Nie, chyba jestem zmęczona. A co? Zaspokoiłbyś moją

potrzebę?

- Chyba nie. Podobnie jak ty, czasami lubię być perwersyjny.

- Tylko czasami? - zapytała zaskoczona. Odniosła inne wrażenie.

- Owszem. Opowiedz mi o obrazach Dawida - zmienił temat.

Wzruszyła ramionami.

- Nie wiem, czy on wciąż maluje - mruknęła niechętnie. -Kiedyś

poświęcał temu dużo czasu. Malował głównie pejzaże morskie.

Kochał morze. Dlatego dziwi mnie, że nie lubi żeglować. Był dobry -

dodała z namysłem. To była jedyna rzecz, w której Dawid był

naprawdę dobry. - To takie smutne, gdy ludzie marnują talent.

- A jakim talentem ciebie obdarzono? - zapytał ironicznie.

- Mnie? Do licha, nie mam pojęcia. - Zamyśliła się, a po chwili

w jej oczach zapaliły się iskierki rozbawienia. Posłali Kielowi

prowokacyjne spojrzenie spod opuszczonych rzęs - Doprowadzam

mężczyzn do szaleństwa.

Spodziewała się wybuchu śmiechu, jakiejś żartobliwej

odpowiedzi. Kiel jednak milczał, odwrócił wzrok, rozsiadł się

wygodnie w fotelu i zamknął oczy. Lekko skonsternowana wyjrzała

RS

background image

42

przez okno. Zastanowiła się nad tym, co powiedziała. O ile jej było

wiadomo, nigdy nie doprowadziła żadnego mężczyzny do szaleństwa,

i tak naprawdę nie sądziła, by to miało kiedykolwiek nastąpić.

Ciekawa była, jak Kiel zrozumiał jej słowa. Czy odniósł je do

Dawida? Stwierdziła jednak, że jest zbyt zmęczona na takie

rozważania, więc oparła głowę o fotel i również zamknęła oczy.

Kiedy wychodzili z samolotu, Justine zauważyła ciepły uśmiech,

jaki stewardesa posłała Kielowi. Podobnie zachowywała się w czasie

lotu. Niezwykle często pytała go, czy jest mu wygodnie i czy czegoś

nie potrzebuje. Mijając ją, Justine prychnęła niegrzecznie, a

stewardesa spojrzała na nią ze zdumieniem. Justine uśmiechnęła się

pod nosem. Wiedziała, że jej zachowanie jest irracjonalne. Może

gdyby uśmiechnęła się do Kiela, odpowiedziałby jej tym samym, tak

jak stewardesie. Nie miała tylko pojęcia, dlaczego zależy jej na

uśmiechu Kiela. Pogrążona w rozmyślaniach, potknęła się na ostatnim

stopniu schodków prowadzących z samolotu na ziemię.

- Wszystko w porządku? - zapytał zatroskany Kiel.

- Tak, po prostu jestem trochę zmęczona. Chociaż nie wiem,

dlaczego, przecież tylko siedziałam w jednym miejscu.

Naprawdę czuła się zmęczona. Wzięła go pod rękę i oparła się o

niego całym ciałem. Zatrzymał się nagle i spojrzał jej w oczy

wyraźnie rozbawiony.

- Przesadziłam? - zapytała ze śmiechem.

- Troszeczkę - odparł.

RS

background image

43

Roześmieli się oboje i weszli do nowoczesnej poczekalni, gdzie

Justine usiadła wygodnie, a Kiel poszedł dowiedzieć się szczegółów

dotyczących lotu na Maderę. Po kilku minutach szli już do małego,

lokalnego samolotu.

Kiedy wylądowali na Maderze, Justine poczuła przypływ

lepszego humoru. Rozejrzała się z ciekawością dookoła. Przyjrzała się

wysokim wzgórzom, przy których wydawali się karłami, a potem

bardzo krótkiemu pasowi startowemu. W jaki sposób samolot był w

stanie tu wylądować?

- Wracają jakieś wspomnienia? - zapytał cicho Kiel.

- Niestety, nie - westchnęła. - Kiedy tu poprzednio przyleciałam,

było ciemno.

Posłusznie szła za nim wąskimi schodkami i stanęła w kolejce

pasażerów, którym wbijano pieczątki do paszportów.

- Dokąd jedziemy? - zapytała z ciekawością, kiedy wyszli na

zewnątrz i ruszyli w stronę postoju taksówek.

- Do Machico. To drugie co do wielkości miasto na wyspie,

położone bliżej lotniska niż Funchal. Uznałem, że najlepiej będzie

zacząć właśnie tam.

Kiedy zmierzali w stronę trasy wyjazdowej, kierowca

zahamował tak gwałtownie, że samochód aż zarzuciło.

- Ty to potrafisz znaleźć kierowcę, prawdziwego Schumachera -

jęknęła.

Chwyciła Kiela za ramię, żeby pomóc sobie w utrzymaniu

równowagi. Spojrzała na niego i nagle zorientowała się, że jego twarz

RS

background image

44

jest dużo bliżej, niż się spodziewała. Zapatrzyła się w jego zielone

oczy, zobaczyła w nich swoje odbicie i pośpiesznie się odsunęła,

szepcząc przeprosiny. Nagle przestał być niechętnie widzianym

towarzyszem, kimś, z kim wcale nie chciała podróżować, a stał się

mężczyzną, który wiele obiecywał. Tego w swojej głupocie nie

przewidziała, kiedy zgodziła się jechać z nim na Maderę.

Odsunęła się jeszcze dalej i wyjrzała przez okno. Jednak

mogłoby przemaszerować przed jej oczami stado słoni, a i tak by ich

nie zauważyła. Czuła, że Kiel się jej przygląda. Pewnie był

zaskoczony jej reakcją, przesadną, jak ją teraz oceniała. Zachowała się

głupio, bez wątpienia z powodu wstrząsu mózgu. Melly ją ostrzegała,

żeby się w nim nie zakochiwała. Bez obaw, nie było takiego

niebezpieczeństwa.

RS

background image

45

ROZDZIAŁ TRZECI

- Dostrzegasz coś znajomego? - zapytał.

- Nie - odpowiedziała cicho Justine. Tak naprawdę w ogóle nie

patrzyła, choć nie zamierzała się do tego przyznać. - Zarezerwowałeś

pokoje?

- Tak, w Dom Pedro. Tylko mnie nie pytaj, gdzie to jest, ani

jakie tam są warunki, bo nie mam bladego pojęcia. I nie proś mnie też,

żebym był tłumaczem - dodał z uśmiechem - bo ja też nie znam

portugalskiego. Jednak liczę, że jakoś sobie damy radę.

Zazdrościła mu pewności siebie. Bez wątpienia zawsze dawał

sobie radę. Pomagała mu wyrazista osobowość oraz wdzięk, który

zaczynała od czasu do czasu dostrzegać... Justine musiała porzucić te

rozmyślania, bo właśnie znowu wzięli z piskiem kolejny zakręt.

- Będę szczęśliwa, jak już dotrzemy na miejsce... Jeśli dotrzemy

- powiedziała posępnie, próbując ochronić swoje ramię w gipsie przed

gwałtownym kontaktem z przednim siedzeniem.

- Źle się czujesz? - zapytał i zabrzmiało to tak, jakby naprawdę

się o nią troszczył. Pewnie byłoby mu głupio, gdyby mu zmarła na

rękach.

- Trochę. Będzie mi lepiej, jak chwilę odpocznę.

Znowu czuła silne pulsowanie w głowie i było jej niedobrze.

Posłała Kielowi słaby uśmiech, który powiedział mu dużo więcej o jej

samopoczuciu, niż sądziła. Ponad jego ramieniem Justine dostrzegła

nagle błękit morza i to wywołało w niej wspomnienia. Pochyliła się,

RS

background image

46

żeby mieć lepszy widok. Na chwilę zapomniała o obecności Kiela.

Oparła dłoń na jego ramieniu dla zachowania równowagi, jej długie

włosy opadły na jego szary sweter. Nie zauważyła, że mięśnie jego ud

stężały i zaczął szybciej oddychać. Ściągnęła brwi, koncentrując się na

krajobrazie.

- Przypominasz coś sobie?

- Nie jestem pewna... Ta krzywizna zatoki...

- Nie zmuszaj się - powiedział miękko. - Niech to przyjdzie

samo.

Kiwnęła głową, usiadła wygodnie i popatrzyła na hotel, który

wyrósł przed nimi. Wydawał się wyjątkowo niedopasowany do

otoczenia, które stanowiły małe wille kryte czerwoną dachówką.

Gdyby widziała przedtem taki wielki hotel, nie mogłaby go

zapomnieć.

- Obrigada - mruknęła odruchowo do taksówkarza, kiedy

otworzył przed nią drzwi.

- Ty znasz portugalski! - powiedział z wyrzutem Kiel. - Chyba

nie powinienem się dziwić. Pewnie znasz wiele języków, skoro tyle

podróżujesz.

- Kilka - przyznała. - Ale nie portugalski, z wyjątkiem jednego

czy dwóch słów. To zabawne, nie sądziłam, że coś zapamiętałam.

Weszła za Kielem do hotelu i rozejrzała się z ciekawością

dookoła, podczas gdy on poszedł do recepcji. Szeroki hol prowadził

na niższy poziom, gdzie stały długie sofy, a jeszcze dalej, w głębi,

zobaczyła bar.

RS

background image

47

- Gotowa?

Pokoje były niemal luksusowe, wystrój i meble o dużo wyższym

standardzie niż w angielskich hotelach. Kiel zajął sąsiedni pokój. Oba

wychodziły na tyły hotelu i taras. Justine podeszła do okna i otworzyła

okiennice. Szerokie schody prowadziły na dół do lśniącego basenu

otoczonego ustawionymi w równe rzędy białymi, drewnianymi

leżakami. Zmęczona oparła głowę o okienną framugę, wyprostowała

się, słysząc pukanie do drzwi.

- Jesteś głodna? — zapytał Kiel, wsuwając do środka głowę.

- Niespecjalnie, raczej spragniona.

Uśmiechnęła się do niego blado. Wszystko ją bolało, a gips

nagle zdawał się ważyć tonę.

- A może wolisz iść prosto do łóżka? - zapytał z troską. - Przyślę

ci drinka albo możesz dołączyć do mnie w barze. Pewnie tam dostanę

jakąś kanapkę.

- Powinieneś zjeść coś porządnego - zaoponowała bez

przekonania. - Nie musisz być moją pielęgniarką.

Otworzył przed nią drzwi z ironicznym uśmieszkiem na ustach.

Zacisnęła wargi i wyszła z pokoju.

- Na co masz ochotę? - zapytał, kiedy usiedli w barze.

- Na dużą wódkę - powiedziała i zaraz zrobiła smutną minę. -

Tylko że mi nie wolno. Zalecenia lekarza. Żadnego alkoholu, stresów

i nadmiernego wysiłku - dodała, przedrzeźniając ton lekarza. -

Poproszę o kawę. Białą. Pamiętam, że trzeba im przypominać o

mleku, bo inaczej automatycznie podają czarną. I czy mógłbyś

RS

background image

48

przestać patrzeć na mnie jak na kogoś, kto za chwilę opuści ziemski

padół? To do ciebie zupełnie nie pasuje. Zaraz zacznę się na serio

martwić.

Wykorzystał jej wcześniejsze stwierdzenie:

- Trochę przesadziłem?

- Tak!

Śmiejąc się głośno, ruszył do baru złożyć zamówienie.

Popatrzyła za nim. Uśmiechnęła się słabo. W Kielu była witalność,

radość życia i ciepło, które przyciągało ludzi. Najwyraźniej zupełnie

mu nie przeszkadzało, że nie zna języka. Z rozbawieniem śledziła jego

wysiłki zmierzające do porozumienia się z barmanem. Zresztą nie

tylko ona mu się przyglądała. Większość barowych gości na niego

patrzyła, i to nie tylko kobiety. Naprawdę robił wrażenie. Nie dość, że

był wyjątkowo przystojny, to jeszcze bardzo wysoki i pewny siebie.

Należał do tego typu ludzi, koło których nie da się przejść obojętnie.

Justine pomyślała, że pewnie umie się znaleźć w każdej sytuacji i w

każdych warunkach. Jeśli chce, poprawiła się. Te szerokie ramiona

wyglądają zapewne równie dobrze w kombinezonie piankowym, jak i

w eleganckim garniturze, a długie nogi w drogich spodniach w kant

albo w dżinsach. Kiedy Kiel roześmiał się w odpowiedzi na słowa

barmana, Justine poczuła lekki dreszcz. Miał opaloną twarz i

śnieżnobiałe zęby, a wciąż nie ostrzyżone włosy spadały bujną, jasną

falą, która wyróżniała go spośród tylu ciemnowłosych ludzi. Wyglądał

na tego, kim był: bogatego, zadowolonego z życia człowieka, który

zdaje sobie sprawę, że wszędzie zostanie zaakceptowany.

RS

background image

49

Kiedy wrócił z kawą i drugą, większą filiżanką dla siebie,

Justine udawała, że przygląda się innym gościom. Ani drgnęła, kiedy

poczuła jego umięśnione udo. Spojrzała na Kiela i parsknęła

śmiechem. Z jego miny odczytała, że usiłuje ją sprowokować.

- Znowu jakieś gierki, Kiel? Uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Opowiedz mi o twoim poprzednim pobycie na Maderze.

Wszystko, co pamiętasz.

Odwrócił lekko głowę i posłał jej uroczy uśmiech. Był wyraźnie

rozbawiony. Justine spojrzała na niego podejrzliwie.

- Czy ty przypadkiem ze mną nie flirtujesz?

Kiwnął głową, a w jego oczach pojawiły się wesołe błyski.

- Dlaczego?

- Wszystkie ładne dziewczyny to lubią - ogłosił z nieświadomą

arogancją.

- Bzdura! - zareagowała ostro. - A poza tym, ja nie jestem ładna.

- N-nie... może nie w powszechnym rozumieniu tego słowa -

zgodził się kpiąco - ale masz pewien... wdzięk. Piękne usta i

najcudowniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. No, to

opowiedz mi, co pamiętasz - ciągnął dalej, nie dając jej szansy na

komentarz. - Nigdy nie wiadomo, kiedy przypomni się coś ważnego.

Usiadła wygodniej z filiżanką kawy w dłoniach i wysiłkiem woli

przeniosła się w myślach o dziesięć lat wstecz.

- Miałam siedemnaście lat. Boże, mam wrażenie, że to było

wieki temu. Dawid zachowywał się obcesowo. Chyba zaczął już

żałować swojej nie przemyślanej propozycji. Wzięliśmy taksówkę z

RS

background image

50

lotniska, tak jak dzisiaj. Nie wydaje mi się, żebyśmy jechali długo. -

Na chwilę zapadła cisza, po czym Justine ciągnęła dalej: - Willę

otaczał niski żywopłot. Prowadziła do niej kuta brama z zasuwą, która

się zacinała. Była tam kuchnia, chyba dwie sypialnie, długi korytarz z

parkietem na podłodze. I karaluchem - ogłosiła z nutką triumfu w

głosie. Pamiętała, że nie pozwoliła Dawidowi go zabić. Złapali go i

wypuścili na dwór.

- Och, to będzie naprawdę pomocne - zauważył ironicznie Kiel. -

Mów dalej, świetnie ci idzie.

- Nie pamiętam wydarzeń po kolei - powiedziała wolno. -

Wszystko mi się miesza. Pojechaliśmy do Funchal autobusem, starym

gruchotem, który miał chyba tylko dwa biegi. - Jej roześmiana twarz

była niemal piękna. - Za każdym razem, kiedy trzeba było się

zatrzymać, kierowca po prostu ostro hamował, a wszyscy pasażerowie

lądowali jeden na drugim na podłodze... Pamiętam puchowce, z

których robi się kapok. Pamiętam, że mnie rozśmieszyły. Nie miałam

pojęcia, że kapok rośnie na drzewach. Zawsze myślałam, że jest

syntetyczny. Przypominam sobie, że Dawid rzucił jakąś pogardliwą

uwagę o mojej ignorancji. Co jeszcze? Pamiętam wiklinowe sanie,

którymi wjeżdżało się po bruku do miasta, ale nigdy nimi nie

jechałam - dodała ciszej.

Nagle zakręciło się jej w głowie, a przed oczami zaczęły latać

czarne płatki. Zamrugała i potarła palcami skronie, żeby

zminimalizować narastający ból.

- Głowa cię boli? - zapytał Kiel.

RS

background image

51

- Tak. To był bardzo długi dzień.

- To idź do łóżka. Porozmawiamy jutro - powiedział tonem nie

znoszącym sprzeciwu i wstał.

- Mamy tylko kilka dni - zaoponowała zmartwiona.

- Ale jeśli osłabniesz, to i tak nie będzie z ciebie żadnego

pożytku - zauważył rozsądnie. - Chodź.

Odstawiła filiżankę na stół, wstała i z wdzięcznością przyjęła

jego pomocne ramię, bo znowu zakręciło się jej w głowie.

- Miałeś kiedyś wstrząs mózgu? - zapytała.

- Tak. I kilka złamań.

- Założę się, że radziłeś sobie doskonale. Byłeś modelowym

pacjentem, wytrzymałym i tolerancyjnym...

- Nie - wszedł jej w słowo. - Dałem wszystkim nieźle popalić.

Byłem niecierpliwy, wiecznie podenerwowany, żeby nie powiedzieć

rozzłoszczony. Lepiej ci?

- Wcale - odpowiedziała, kiedy wydusiła z siebie uśmiech. - Ale

bez protestów pójdę do łóżka. Dobranoc, Kiel.

- Dobranoc, Justine. Poradzisz sobie?

- Jeśli nie, to zawsze mogę poprosić kogoś o pomoc - odparła

nieco oschle. - W końcu jestem już dużą dziewczynką.

- Tak, zauważyłem.

Pokręciła głową i poszła na górę. Oparła się, zmęczona, o drzwi

swojego pokoju i pomyślała o minionym dniu. Rano była pewna

swoich uczuć do Kiela Lindstroma, teraz już nie. Flirtował z nią.

Podeszła do toaletki i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Czy

RS

background image

52

naprawdę miała ładne usta? Skrzywiła się ironicznie. Zachowuje się

jak naiwna idiotka. Przecież dla kogoś takiego jak Kiel flirtowanie jest

równie naturalne, jak oddychanie. To prawda, ale czemu zawraca

sobie głowę jej osobą? Przecież on uważa, że próbowała odebrać

Dawida jego siostrze. Justine była jednak tak zmęczona, że nie miała

siły na analizę tej kwestii, więc szybko położyła się spać.

Kiedy obudziła się następnego ranka, czuła się o wiele lepiej.

Nie bolała ją głowa, a ramię przestało rwać. To była duża ulga.

Ostrożnie usiadła i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Zawroty głowy

też minęły. Najwyraźniej poprzedniego dnia za dużo od siebie

oczekiwała. Przecież to był jej pierwszy dzień po wyjściu ze szpitala.

Jej nadwrażliwość na Kiela też pewnie była efektem wstrząsu mózgu.

Wystarczyło dobrze się wyspać, a poczuła się odświeżona i

wypoczęta. Uznała, że jest już prawie zupełnie zdrowa i nie doznała

uszczerbku psychicznego, czego się obawiała na podstawie swojego

irracjonalnego zachowania. Zadowolona, poszła się umyć.

Włożyła dres od Kiela i przyjrzała się sobie w lustrze. Strój

podkreślał jej smukłą sylwetkę, a lawendowy odcień sprawiał, że nie

wyglądała blado. Rękaw bez trudu wsunął się na gips, co było

wielkim udogodnieniem. Założyła znienawidzony temblak i podeszła

do okna. Kiedy otworzyła okiennice, do środka wpadło ostre, poranne

słońce. Przebiegła wzrokiem zatokę aż po odległy cypel. Wszystko

skąpane było w jasnym świetle, które lśniło na dachach willi i

zmieniało błękitne wody zatoki w płynne złoto. Czytała kiedyś, że tu

jest tak przez okrągły rok - umiarkowany klimat z temperaturami

RS

background image

53

pomiędzy dwudziestoma a dwudziestoma ośmioma stopniami

Celsjusza. Tylko od czasu do czasu zdarzały się gwałtowne sztormy.

Pierzaste, białe chmury wisiały nad szczytami wzgórz, jakby nie

miały ochoty przesuwać się dalej. Justine zamknęła oczy i

rozkoszowała się balsamiczną bryzą, która igrała z jej długimi

włosami. Gdyby nie Dawid i te nieszczęsne plany oraz niepokojąca

obecność Kiela, chętnie powłóczyłaby się po miasteczku, rozejrzała

po sklepach. A gdyby nie ten cholerny gips, chętnie popływałaby na

desce. Na wodach zatoki już o tej porze zobaczyła dwóch

windsurfingowców.

- Wstałaś już, jak widzę - od drzwi dobiegł ją zmęczony głos.

Obróciła się na pięcie i popatrzyła na Kiela. Wyglądało na to, że

on czuje się dziś dużo gorzej niż ona. Był ogolony, ale robił wrażenie

kompletnie wycieńczonego.

- Tylko nic nie mów, Justine - mruknął zirytowany. -Idziemy na

śniadanie?

- Tak, jestem głodna jak wilk - powiedziała, nie odrywając od

niego wzroku.

Może się nie wyspał? Niektórzy źle sypiają w nowym miejscu.

Albo należał do ludzi, którym zdarza się wstać lewą nogą. Miała

nadzieję, że nie, bo to by oznaczało, że najbliższe dni mogą się okazać

jeszcze trudniejsze, niż się spodziewała.

Z ulgą natomiast stwierdziła, że przestał na nią niepokojąco

działać.

RS

background image

54

Kiel zamówił dla siebie tylko kawę, natomiast Justine pełne

śniadanie, które pochłonęła z apetytem.

Spojrzała z ciekawością w stronę wejścia, gdzie nagle zrobiło się

małe zamieszanie. Mężczyzna, którego widziała poprzedniego

wieczora, zatoczył się na czyjś stolik. Wyglądał dziesięć razy gorzej

niż Kiel. Nagle uświadomiła sobie, dlaczego jej towarzysz jest w

takim kiepskim stanie. Spojrzała na jego ściągniętą twarz i zapytała

lekko:

- Jak długo zostałeś wczoraj w barze? Spojrzał na nią pustym,

zimnym wzrokiem.

- Do czwartej - przyznał z ociąganiem. -I nie w barze. - Spojrzał

na mężczyznę, który chwiejnym krokiem zmierzał w ich kierunku, i

dodał zrzędliwie: - Ja przynajmniej jestem w stanie chodzić prosto.

- Ledwo, ledwo - powiedziała zaczepnie. - Dokąd poszliście? I

coście pili?

- Bóg raczy wiedzieć. Jakiś lokalny bimber z rybakami w porcie.

Wczoraj mi się wydawało, że to niezły pomysł.

Już miała mu powiedzieć, że nie wygląda na człowieka, który

pije na umór, ale na szczęście ugryzła się w język. Z rozbawieniem

jednak wyobraziła sobie Kiela wracającego do hotelu na chwiejnych

nogach, pijanego do nieprzytomności. Odsunęła na bok opróżniony

talerz i nalała sobie kawy. Postanowiła zmienić temat.

- Jakie mamy plany na dziś?

- Co? Ach, dostałem wczoraj mapę od barmana. - Wyciągnął ją z

kieszeni, odsunął naczynia i rozłożył mapę na stole. - Tak na wszelki

RS

background image

55

wypadek zapytałem go, czy jest tu jakaś angielska społeczność, ale

powiedział, że niewielu Anglików przyjeżdża na Maderę. Czy któraś z

nazw z czymś ci się kojarzy? - zapytał, wskazując na mapę.

Pochyliła się i popatrzyła na nieregularną linię nabrzeża i

wypisane małymi literkami nazwy wiosek.

- To nie było kompletne odludzie - mruknęła, próbując ukryć

fakt, że, nic się jej nie przypomina. - Co wyklucza spore obszary.

Pamiętam, że ta willa sąsiadowała z kilkoma innymi. Chyba na

wzgórzu... O co ci chodzi? - zapytała ostro, kiedy parsknął śmiechem.

- To jest wyspa wulkaniczna - powiedział z irytacją.

- No i co?

- A to, że nie ma tu nic innego poza pagórkami i cholernymi

górami!

- Skąd wiesz? - drążyła z wojowniczym błyskiem w oku.

Jeśli mu się wydaje, że może ją rozstawiać po kątach, to zaraz

mu pokaże!

- Bo zapytałem barmana!

- Co ty powiesz? Przynajmniej twój alkoholowy maraton

zaowocował czymś pożytecznym - rzuciła kpiąco.

- Może byśmy się zajęli mapą? - zapytał wyraźnie znużony.

Zrobiła minę grzecznej dziewczynki i pochyliła się nad

stolikiem.

- Jak długo się tam jechało autobusem?

- Nie wiem. Zdaje mi się, że nie bardzo długo, ale w końcu to

było dziesięć lat temu.

RS

background image

56

- Wiem, wciąż mi to powtarzasz. Na Boga, przecież nie proszę o

dokładny rozkład jazdy! Długo? Krótko? Ile czasu?

Justine wypuściła z sykiem powietrze z płuc, podniosła oczy do

góry i próbowała się skupić.

- Wydaje mi się, że niezbyt długo... ale też i nie bardzo krótko!

Kiel, ja po prostu tego nie pamiętam. I nic ci nie da piorunowanie

mnie wzrokiem. Mówiłam ci, zanim tu przyjechaliśmy, że szukamy

igły w stogu siana!

- Doskonale pamiętam, co powiedziałaś. Nie musisz mi

przypominać. Jesteś przynajmniej pewna, że willa leżała nad morzem?

- Nie, niczego nie jestem pewna - odparła buntowniczo. Cała

radość z tego, że czuje się lepiej, uchodziła z niej jak powietrze z

przekłutego balonika. Ten facet był prawdziwym doktorem Jekyllem

przeistaczającym się w pana Hyde'a.

- Dobrze - powiedział, zmuszając się do zachowania spokoju i

zdrowego rozsądku, choć w oczach Justine kompletnie mu się to nie

powiodło. - Pojedziemy autobusem do Funchal i zobaczymy, czy coś

z tego wyniknie.

- Nie możemy wynająć samochodu?

- Nie. Musimy w miarę możliwości powtórzyć twoją podróż.

Samochód nie wchodzi więc w grę. Jesteś gotowa?

- Chyba tak. - Wstała od stołu, zarzuciła torbę na ramię i

poczekała, aż Kiel złoży z powrotem mapę. - Wiesz, skąd odjeżdża

autobus?

RS

background image

57

- Nie, Justine, nie wiem. Zapytam w recepcji. Wykrzywiła się do

jego szybko oddalających się pleców.

Ruszyła za nim, zupełnie nieświadoma, że ich zachowanie

wzbudziło wśród gości hotelowych niekłamane zainteresowanie i

rozbawienie.

Autobus był tak kiepski, jak zapamiętała. Podejrzewała nawet,

że to może być dokładnie ten sam; a już na pewno kierowca

zachowywał się zadziwiająco podobnie do tamtego sprzed lat

dziesięciu. Chyba że wszyscy uczyli się jeździć u tego samego

instruktora-maniaka... Na myśl o takiej szkole nauki jazdy zrobiło się

jej wesoło.

- Co cię tak śmieszy?

- Nic - odpowiedziała z długim westchnieniem. - Po prostu się

zamyśliłam.

Kiel był w takim stanie, że nie doceniłby żadnego dowcipu.

Siedzieli bardzo blisko siebie. Jego umięśnione przedramię

spoczywało dosłownie kilka centymetrów od jej ręki. Złoty rolex

opasywał nadgarstek pokryty blond włosami, rozjaśnionymi przez

słońce i sól. To z powodu żeglowania, pomyślała odruchowo.

Ciemnozielona koszula z podwiniętymi rękawami podkreślała kolor

jego oczu. Nie podejrzewała, żeby włożył ją właśnie dlatego. Nie był

zarozumiały. Prawdopodobnie nie dbał w ogóle o to, co myślą o nim

inni. Miała wrażenie, że nie czuł nawet spojrzeń, jakie na siebie

ściągał. Może to jego wzrost sprawiał, że był taki władczy. Sama

ledwie sięgała mu ramienia, a nie należała do niskich. Tak, to musi

RS

background image

58

być to, uznała. Dziwne uczucie, jakiego przy nim doświadczała, na

pewno bierze się z jego wzrostu. Z tym wyjaśnieniem poczuła się

nieco lepiej. Wyjrzała za okno.

- Coś ciekawego? - zapytał nagle.

Z poczuciem winy przypomniała sobie, po co wybrali się na tę

wycieczkę.

- Nie, jeszcze nie - odpowiedziała szybko.

Skupiła się na krajobrazie. Nie było w nim nic znajomego.

Pokręciła w milczeniu głową, podkreślając swoje poprzednie

stwierdzenie. I wtedy coś jej zaświtało. Na dnie wąskiego wąwozu

leżał wrak żółtego volkswagena. Bez wątpienia już go kiedyś

widziała. Zmrużyła oczy, próbując się jak najbardziej skoncentrować.

Miała świadomość, że Kiel uważnie się jej przygląda. Chciała sobie

przypomnieć, ale wszystko zniknęło, kiedy autobus gwałtownie

zahamował. Pasażerowie spojrzeli do przodu. Zaczęli głośno

rozmawiać.

- Będziemy musieli się cofnąć - powiedział Kiel. - Droga jest

wąska. Nie damy rady wyminąć się z tą furgonetką, która nadjechała z

przeciwka.

Stracił zainteresowanie, usiadł z powrotem, a kiedy Justine nie

poszła od razu w jego ślady, pociągnął ją za rękaw i zmusił, by

usiadła.

- No i? - zapytał niecierpliwie. - Co ci się przypomniało?

- Co? Niewiele. Pomyślałam, że musiałam już jechać tą drogą,

bo pamiętam żółtego volkswagena na dnie wąwozu.

RS

background image

59

Jęknęła, kiedy przechylił się, żeby wyjrzeć przez okno.

- I to wszystko? - zapytał.

- Przykro mi! Staram się jak mogę!

Świadoma jego rozczarowania, a także będąc pod wrażeniem

intensywnego zapachu jego wody po goleniu, odepchnęła go od

siebie. Nie potrafiła też przestać myśleć o cieple jego muskularnego

ramienia. Kiedy posłał jej dziwne spojrzenie, którego nie umiała

zinterpretować, demonstracyjnie odwróciła się w stronę okna. Była

niezmiernie szczęśliwa, kiedy autobus w końcu ruszył.

W czasie godzinnej podróży do stolicy nic więcej nie wzbudziło

choćby mglistych wspomnień. Wysiadła z autobusu bardzo

przygnębiona.

- Ciekawa jestem, jakie są szanse, że Dawid będzie tu w tym

samym czasie, co my? - zastanawiała się na głos, patrząc na drogę

prowadzącą do portu.

- Mizerne - odparł szorstko.

- To co zrobimy? - zapytała, wzdychając ciężko.

Nic nie odpowiedział, więc odwróciła się i spojrzała na niego.

Rozglądał się dookoła z zasępioną miną. Stał na rozstawionych

nogach z rękami w kieszeniach.

- Zupełnie nic sobie nie przypominasz?

- Nie - odpowiedziała przygnębiona.

Podniosła rękę, żeby przytrzymać włosy, które tańczyły jej

dokoła głowy poruszane wiatrem. Potoczyła wzrokiem dookoła,

podobnie jak Kiel.

RS

background image

60

- Przejdziemy się? Nigdy nie wiadomo, może coś mi zaświta...

Bez słowa ruszył w stronę miasta, a Justine podreptała za nim.

Nic nie wydawało się jej znajome. Na widok banku przypomniała

sobie natomiast, że potrzebuje pieniędzy.

- Moglibyśmy zatrzymać się tu na chwilę? Muszę wstąpić do

banku.

- Skoro musisz...

Posłał jej niechętne spojrzenie i oparł się o ścianę budynku.

Zacisnęła wargi w odpowiedzi na jego dąsy. Po chwili jednak

ciekawość zwyciężyła.

- A ty nie powinieneś nic wymienić?

- Nie, już to zrobiłem w hotelu. Jak inaczej zapłaciłbym za bilety

autobusowe?

- Mogłeś iść do kantoru jeszcze w Anglii. A tak na marginesie,

byłabym ci niezmiernie wdzięczna, gdybyś przestał wyładowywać na

mnie swój zły humor.

- Nie jestem w złym humorze - powiedział z irytacją. Nie, sama

słodycz i łagodność, pomyślała, zanurzając się w chłodnym wnętrzu

banku. Wymieniła pięćdziesiąt funtów. Uznała, że to powinno

wystarczyć. Prawdopodobnie za hotel zapłaci Kiel. Nie widziała

powodu, żeby wydawać swoje pieniądze, skoro to on zmusił ją do

przyjazdu na Maderę.

Kiedy tylko wyszła na zewnątrz, Kiel poinstruował ją, że

powinna kupić okulary przeciwsłoneczne.

- Takie ostre słońce nie wpłynie dobrze na twoją głowę.

RS

background image

61

Zła, że sama o tym nie pomyślała, pomaszerowała z markotną

miną do sąsiadującej z bankiem apteki. Najwyraźniej umykały jej

nawet najbardziej oczywiste rzeczy. Kupiła okulary, a także gumkę do

włosów, której uprzejma sprzedawczyni użyła do związania jej

włosów w koński ogon. Kiedy wyszła na zewnątrz, Kiel popatrzył

nienawistnie na jej nową fryzurę.

- Dokąd teraz?

- Skąd mam wiedzieć? To ty jesteś ekspertem. Zacisnęła szczęki

ze złości. Był naprawdę niegrzeczny.

Ruszyła w stronę wzgórza.

- Ta droga prowadzi donikąd - powiedział zgryźliwie.

- Skąd wiesz? Sam mówiłeś, że nigdy przedtem nie byłeś na

Maderze.

- Bo nie byłem, ale kiedy poszłaś do banku, kupiłem mapę. A

ponieważ bardzo długo nie wracałaś, zdążyłem ją dokładnie

przestudiować.

Popatrzyła na niego, odwróciła się i ruszyła przed siebie.

Żałosny osioł. Czy jemu się wydaje, że dla niej to łatwe? Że robi to po

to, by mu pokrzyżować szyki? Niespodziewanie w oczach stanęły jej

łzy. Pociągnęła nosem i starła je wierzchem dłoni.

- Słuchaj - zaczął. Chwycił ją za ramię i zmusił, by się do niego

odwróciła. Na jego twarzy pojawił się komiczny wyraz konsternacji. -

Boże, chyba nie będziesz płakać, co? Nie mogę znieść płaczu kobiety.

Chcesz odpocząć?

- Nie - zaprzeczyła twardo.

RS

background image

62

Strzepnęła jego dłoń z ramienia, odsunęła się, poszukała w

torebce chusteczki i wydmuchała głośno nos. Nie zwracając uwagi na

jego ciche przekleństwa, ruszyła w stronę centrum miasta.

Krążyli po ulicach bez konkretnego celu ani planu. Oboje

uparcie milczeli. Sądząc z jego miny, chodziły mu po głowie

mordercze myśli. Justine westchnęła. Przecież mówiła, że nic z tego

nie będzie.

Kiedy dotarli na rynek, dookoła którego rosły puchowce, Justine

stanęła jak wryta i w ułamku sekundy zapomniała o swojej

wściekłości.

- Niedaleko stąd jest sklep z obuwiem - powiedziała, nie

odrywając wzroku od drzew. - Nazywa się „U Charlesa". Jest tam! -

dodała, prawie krzycząc. Wskazała na lewo. - Zgadza się -

triumfowała. - A obok była kawiarnia z ogródkiem pod ogromnym

drzewem. Tak! Jest! - krzyknęła z satysfakcją na widok stolików i

krzeseł. - Jest też nowe centrum handlowe, czy też raczej było nowe

dziesięć lat temu. I park miejski. Dawid zabrał mnie tam, żebym

odpoczęła. Kiedy tam szliśmy, na nierównym bruku skręcił nogę w

kostce.

Spojrzała na swojego towarzysza i zauważyła, że bardzo dziwnie

na nią patrzy. Jakby widział jakiś bardzo nieprzyjemny obraz.

- Kiel? - zapytała delikatnie.

- Tak? - Wrócił na ziemię i uśmiechnął się do niej. - Brawo. Co

potem robiliście? Poszliście się czegoś napić?

Nie spuszczając z niego oka, wciąż stropiona, skinęła głową.

RS

background image

63

- W takim razie my zrobimy to samo.

Zachowywał się tak, jakby zapomniał o swoim złym humorze.

Poprowadził Justine do wolnego stolika, uśmiechnął się do niej, a

potem do kelnerki. Justine przyglądała mu się kompletnie zdumiona.

- Coś nie tak? - zapytał z niewinną miną.

Miała ochotę go uderzyć.

- Nie tak? A cóż mogłoby być nie tak? - zapytała ironicznie. -

Wszystko układa się rewelacyjnie.

- To dobrze. Na co masz ochotę? Na kawę?

- Nie, poproszę o coś zimnego.

Kelnerka najwyraźniej znała angielski, bo uśmiechnęła się i

zapisała coś w swoim notesiku. Kiel zamówił dla siebie kawę -

pewnie jako środek na kaca, który wciąż go musiał męczyć.

Obsługa była szybka. W ciągu kilku minut kelnerka przyniosła

napoje. Justine podziękowała cicho, usiadła wygodnie na krzesełku i

zaczęła obserwować ryneczek. Na środku drogi leżał wyliniały pies,

grzejąc się w słońcu. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Dookoła kręcili

się ludzie, głównie studenci, jak zauważyła. Uśmiechnęła się pod

nosem. Miło jest być psem. Miło jest być studentem. Połączony

dźwięk głosów przechodniów tworzył uspokajający szmer. Stopniowo

się odprężała.

Zastanawiała się, o czym myślał Kiel, kiedy tak dziwnie na nią

patrzył? Spojrzała w jego stronę. On również leniwie rozglądał się

dookoła. Słońce przesiane przez Uście drzewa ponad nimi poznaczyło

promieniami jego twarz. Wyglądał jeszcze lepiej niż zwykle.

RS

background image

64

Podobnie jak w hotelu, ludzie często na niego spoglądali. Otaczała go

aura zamożności i siły. Intrygującej nieprzystępności. Tak jakby

poczuł jej wzrok na sobie, odwrócił się ku niej i uniósł pytająco brwi.

Pokręciła lekko głową.

- Powinniśmy ruszać - zasugerował. - Co zrobiliście dziesięć lat

temu?

- Wróciliśmy na przystanek autobusowy - odpowiedziała po

chwili.

Wcale nie miała ochoty stąd iść. Pragnęłaby tak siedzieć w tej

kawiarence cały boży dzień i patrzeć na toczące się wokół życie.

Patrzeć na Kiela i próbować go zrozumieć. Ale nie mogła. Wskazała

na małą alejkę prowadzącą z rynku do portu i dodała niechętnie:

- Tamtędy.

Kiel położył na stole garść drobnych, dopił kawę i spojrzał na

nią.

- Gotowa?

Kiwnęła głową i wstała. Ruszyli wąską alejką. Kiel znowu

zamknął się w sobie. Zafascynowany, przyglądał się pracom w porcie.

Justine nie miała pojęcia, co tym razem wpędziło go w kiepski nastrój,

więc na wszelki wypadek też milczała. Dziwna była ta ich znajomość.

W jednej chwili prawie przyjaciele, a zaraz potem obcy sobie ludzie.

Na dworcu autobusowym Justine czekała na decyzję Kiela. Była

już zmęczona, trochę kręciło się jej w głowie. Jednak nie zamierzała

się poskarżyć.

- Co teraz? - zapytała cicho.

RS

background image

65

- Pojedziemy na następną autobusową wycieczkę. Chodź tutaj -

powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Chodź tu, idź tam, zrób to, zrób tamto. Justine westchnęła w

duchu i podeszła do Kiela stojącego przed rozkładem jazdy, na

którym była też mapa trasy autobusu.

- Camacha - powiedziała z absolutnym przekonaniem.

- Jesteś pewna?

- Tak. Doskonale pamiętam, jak Dawid mówił, że mam

sprawdzić, kiedy odjeżdża siedemdziesiąt siedem.

- Dlaczego sam nie sprawdził?

- Bo miał skręconą nogę! - warknęła zniecierpliwiona. Ledwie

panowała nad sobą. Siłą woli skupiła się na mapie.

Szukała jakiejś nazwy, chociaż jednej wioski, która wydawałaby

się jej znajoma.

- Ale z niego dżentelmen - skomentował Kiel.

- Popatrz lepiej na siebie - mruknęła buntowniczo. Jak dotąd

zachowywał się dziesięć razy gorzej niż Dawid. - Czy dżentelmen

wyciągnąłby mnie z łóżka? Czy kazałby mi łazić przez cały dzień po

Funchal?

- Ja ci kazałem? Ja?! - krzyknął w osłupieniu.

- Dobrze, dobrze - odparła pojednawczo. Nie miała siły na

kolejną bezsensowną kłótnię.

- Pojedziemy autobusem numer siedemdziesiąt siedem

- powiedział aroganckim tonem. - A potem pójdziemy tam, gdzie

zaprowadzi nas twoja dziurawa pamięć.

RS

background image

66

- To nie w porządku, Kiel. Sądzę, że całkiem nieźle mi idzie.

- Zgadza się, ale co z tego? Funchal nam niepotrzebne. Co nam

przyjdzie ze sklepu „U Charlesa" i kawiarenki na rynku?

- Nie bądź taki niemiły! To nie moja wina, że mam wybiórczą

pamięć. - Dotknięta jego niepotrzebnie zjadliwym tonem, dodała

ostro: - Może gdybyś był grzeczniejszy, a nie warczał na mnie co pięć

minut, byłabym bardziej skłonna do pomocy!

- Jeśli chcesz przez to powiedzieć, że celowo utrudniasz

- zgrzytnął zębami - to uważaj, bo ręce mnie świerzbią!

- Gdybym w to wierzyła, natychmiast pojechałabym na lotnisko

i wróciła do domu! - krzyknęła rozwścieczona.

Odwróciła się i poszła wzdłuż rzędu autobusów, aż znalazła

numer siedemdziesiąt siedem. Wsiadła do autobusu. Nic ją nie

obchodziło, kiedy odjeżdża. Usiadła na tylnym siedzeniu.

Jak ten facet śmie tak się do niej odzywać? Przecież to ona

robiła mu grzeczność.

W końcu w autobusie pojawił się też Kiel. Zarzekała się w

myślach, że nie pomoże mu za żadne skarby świata. Niech sobie sam

szuka Dawida! To najbardziej arogancki, niekonsekwentny,

humorzasty...

- To niewłaściwy autobus, Justine - powiedział łagodnie Kiel.

Nastrój zmieniał mu się z szybkością błyskawicy. - Odjeżdża dopiero

za godzinę. Nasz stoi obok.

- Nic mnie to nie obchodzi - mruknęła buntowniczo.

RS

background image

67

- Może sobie nigdy stąd nie odjeżdżać. Boli mnie głowa, boli

mnie ramię, bolą mnie nogi... A ten cholerny temblak ociera mi

boleśnie szyję!

Kiel stłumił śmiech, skrzyżował ramiona na piersiach i oparł się

o fotel przed nią.

- Przepraszam, że podniosłem głos. Chodź. - Schylił się, wziął ją

delikatnie za rękę i pomógł wstać. - Popatrz na mnie - dodał cicho,

zmuszając ją, by oderwała wzrok od guzika u jego koszuli.

Spojrzała na niego. Miała zaciśnięte wargi, a oczy rzucające

gniewne błyski ukryte były za okularami. Milczała. Nie zareagowała

na jego nieśmiały uśmiech.

- Dla mnie to też jest bardzo trudne, Justine. Więc proszę, nie

zostawiaj mnie teraz.

Wyszarpnęła rękę, przepchnęła się obok niego i bardzo powoli

poszła do drugiego autobusu. Wsiadła do środka i zajęła miejsce koło

starszej kobiety trzymającej na kolanach żywego kurczaka. Kiel usiadł

za nią i, pochylając się do przodu, szepnął z nutką rozbawienia w

głosie:

- Popełniasz wielki błąd.

Justine nie raczyła odpowiedzieć. Uparcie patrzyła przed siebie.

- Naprawdę - ciągnął Kiel. - Pewnie nigdy nie siedziałaś koło

kurczaka. Pożałujesz tego szczerze, zanim dobrniemy do połowy

trasy. Zapamiętaj moje słowa.

- Skąd wiesz? - zażądała wyjaśnień. - Czyżby zdarzyło ci się

siedzieć koło kurczaka?

RS

background image

68

- Tak, w Grecji. I starczy mi na całe życie. No, Justine, przestań

się dąsać. Usiądź koło mnie.

Wstała z pogardliwym prychnięciem i usiadła koło niego. Ten

człowiek był po prostu niemożliwy. Jak tylko go trochę polubiła,

zaczął się zachowywać okropnie, a kiedy zdecydowała, że go

nienawidzi, to on próbował ją rozśmieszyć. Nie zamierzała się poddać

tak łatwo.

Camacha okazała się bardzo mała. Był tam zamknięty sklepik z

wyrobami rękodzielniczymi i również nieczynna apteka. Nic nie

wydawało się znajome. Justine ani słowem nie odzywała się do Kiela.

W milczeniu poszli do punktu obserwacyjnego, na którego nazwie

można było sobie połamać język - Aussichtspunkt Miradouro.

Czekało ich tam rozczarowanie, bo chmury były tak nisko, że jedyne,

co było stamtąd widać, to coś, co przypominało wilgotną bawełnę

rozpościerającą się jak okiem sięgnąć. Justine czuła się coraz gorzej,

więc wcale nie żałowała, że wkrótce wracają. Żadna z willi leżących

w pobliżu nie była podobna do tej, której obraz zachowała we

wspomnieniach - a mimo to była pewna, że Dawid wymieniał nazwę

tej miejscowości.

- Zjemy coś - zdecydował Kiel. - Powinnaś poczuć się lepiej. A

potem jeszcze raz rozejrzymy się po okolicy.

Zbyt zmęczona na kłótnię, opadła na krzesło przy małym stoliku

ogrodowym, stojącym przed restauracją przy jednej z bocznych

uliczek. Jeśli on chce, to niech się rozgląda. Miała już dość. Trzeba by

być Supermanem, by dotrzymać mu kroku. Czy on nigdy nie

RS

background image

69

odpoczywa? Nie potrzebuje chwili spokoju? Nie ma ochoty obejrzeć

wschodu słońca? Albo zachodu? Spojrzała na niego i zobaczyła

wulkan energii. Westchnęła ciężko.

RS

background image

70

ROZDZIAŁ CZWARTY

Po posiłku, na który złożyło się bacalhau a Bras, suszony dorsz

usmażony z cebulą, ziemniakami i ubitym jajkiem -przynajmniej tak

było napisane w rozmówkach, które miał Kiel - Justine zamówiła sok

owocowy, a Kiel oczywiście kawę. Siedzieli i odpoczywali po

posiłku. Przynajmniej ona próbowała się zrelaksować. Natomiast Kiel

wyglądał tak, jakby przeniósł się do jakiegoś odległego, ciemnego

miejsca. Miała nadzieję, że nie będzie się dąsał przez resztę

popołudnia. Zapatrzyła się na rajskie kwiaty, które rosły tu niemal

wszędzie. Na dźwięk jego głosu aż podskoczyła.

- Nie porozmawiasz ze mną? Nie mogę mieć do ciebie

pretensji...

Odwróciła się i spojrzała na niego zaskoczona. Przez chwilę nie

wiedziała, co odpowiedzieć.

Posłał jej lekko drwiące spojrzenie i ciągnął dalej z

niespodziewaną szczerością:

- Przepraszam cię, Justine. Zachowywałem się paskudnie,

prawda?

- Owszem.

Wziął ją za rękę i przytrzymał w swojej dużej dłoni. Spojrzał jej

prosto w oczy. Uśmiechnął się nieśmiało.

- To poczucie winy.

- Poczucie winy?

RS

background image

71

- Tak. Czuję się winny, że cię tu zaciągnąłem, podczas gdy

widać jak na dłoni, że nie doszłaś jeszcze do siebie.

Martwię się też o przyszłość stoczni - dodał cicho. - Będą mieli

prawdziwe kłopoty bez tego zamówienia, które jeszcze nie jest pewne,

nawet jeśli znajdę Dawida i odzyskam plany.

Justine przyglądała mu się z ciekawością. Postanowiła zadać mu

pytanie, które od dawna ją nurtowało:

- Czemu robisz to wszystko dla człowieka, którego nawet nie

lubisz?

- Chodzi ci o Dawida? - Uśmiechnął się półgębkiem. -Z czysto

egoistycznych względów, chociaż nie... - poprawił się - to nie do

końca prawda, ale jak Dawid się urządzi, będę miał z głowy Katię!

Przyjechałbym tu, nawet gdyby nie chodziło o plany. Trzeba mu

przypomnieć o jego obowiązkach, ściągnąć go na ziemię. Katia go

kocha, a ja nie chcę, żeby ktoś ją skrzywdził. Ale, przede wszystkim,

chodzi mi o Johna. Jesteśmy starymi przyjaciółmi. To świetny

projektant. Ostatnio mu się kiepsko wiedzie i z radością zrobię coś,

żeby to zmienić. To zamówienie pozwoli nie tylko uratować

Naughtona, ale doda pewności siebie Johnowi. To naprawdę dobry

projekt. Byłoby szkoda, gdyby nie udało się go zrealizować.

- Ile ofert złożono? - zapytała ze współczuciem.

- Nie wiem dokładnie, ale co najmniej cztery. Jest wiele stoczni

podobnych do Naughtona. To niepewny rynek. Raz ludzie chcą

jachtów, a za rok ślizgaczy...

- Rozumiem. A w tym konkretnym przypadku chodzi o jacht?

RS

background image

72

- Tak. W zeszłym roku ten typ odniósł sukces na regatach w

Cowes. Jest szansa, że i w tym roku nieźle mu pójdzie. Chociaż,

mówiąc szczerze, nawet jeśli Naughton dostanie to zamówienie,

wątpię, czy łódź będzie gotowa przed sezonem. Z kolei podpisany

kontrakt może przyciągnąć innych kupujących. Żeglarze mają

tendencję do naśladowania innych. Tworzą się mody.

- Sam żeglujesz, prawda? Dawid wspomniał kiedyś o regatach,

w których brałeś udział.

- Zgadza się. Zajęliśmy dziewiąte miejsce. Teraz już rzadko

pływam, bo nie mam czasu. Życie dzielę między własną stocznię w

Norwegii i Naughtona.

- Czy dlatego, że Dawid jest taki kiepski?

- Częściowo - przyznał. - Chociaż, jak wspominałem, to nie jest

pewny interes. Wciąż istnieje obawa, że następny rok przyniesie

kryzys. W tej chwili żeglarstwo jest popularne. Wszędzie, gdzie jest

woda, powstają kluby...

- Ale za rok to może być jazda konna albo narty wodne? -

zapytała, a kiedy się uśmiechnął, ciągnęła dalej: - Podobnie jest z

biurami podróży. Tanie wycieczki czarterowe, kuszące dla

urlopowiczów, wielkie obniżki cen biletów lotniczych. Jeśli lato jest

deszczowe, rezerwacje rosną, a jak jest słoneczne, ludzie wolą zostać

w domu. Wiele biur podróży się połączyło albo mniejsze biura zostały

przejęte.

- Ale nie twoje - przerwał jej z uśmiechem. - Zdaje się, że

golfowe wakacje są całkiem popularne.

RS

background image

73

- W tej chwili tak.

- Miejmy nadzieję, że tak zostanie. A teraz myślę, że

powinniśmy podjąć nasze poszukiwania.

Wstał, a ona jeszcze przez chwilę siedziała i nie spuszczała z

niego wzroku.

- Staram się, Kiel - powiedziała z powagą - ale ja naprawdę nic

nie pamiętam.

- Wiem. To takie frustrujące.

- I nie mam romansu z Dawidem - dodała cicho. - Nie

skłamałam.

Zapadło milczenie. Kiel patrzył jej prosto w oczy. Po chwili

skinął lekko głową i powiedział:

- Rozumiem. Wierzę ci.

- Dziękuję.

Westchnęła z ulgą i wstała. Czuła się dużo lepiej, jakby zdjęto

ogromny ciężar z jej ramion. Uśmiechnęła się szeroko do Kiela,

chociaż nie potrafiłaby wytłumaczyć, dlaczego tak dużą wagę

przywiązywała do jego zdania. Zwykle nie przejmowała się tym, co

myśleli ludzie. A jednak, z jakichś tajemniczych powodów, zależało

jej na aprobacie tego mężczyzny. Z trudem oderwała się od tych

myśli.

- No, to chodźmy - powiedziała energicznie. - Gdzieś na tej

wyspie jest mój krnąbrny kuzyn. Szkoda, że żadne z nas nie zna

portugalskiego, bo można by o niego popytać.

RS

background image

74

- Też mi to przyszło do głowy. Z pomocą rozmówek spróbuję się

dowiedzieć, czy w okolicy mieszka jakiś Anglik. Znając Dawida, nie

gotuje sobie sam, tylko chodzi do restauracji.

- Masz rację - zgodziła się z nim.

Kiel poszedł zasięgnąć języka, a ona znowu zatopiła się w

myślach. Nie mogła się nadziwić ich osobliwemu związkowi. Żaden

mężczyzna nie odzywał się do niej w taki sposób, jak Kiel, a mimo to

lubiła go coraz bardziej. Złościł ją, doprowadzał do rozpaczy, a potem

rozśmieszał. Czy zwróciłby na nią uwagę, gdyby nie Dawid i jego

siostra? Nie. Nie miała urody, która mogłaby przyciągnąć kogoś

takiego, jak on. Nie była szczególnie dowcipna; nie miała

olśniewającej figury. Z wyjątkiem oczu, była zupełnie przeciętna, a

przynajmniej za taką się uważała. Inni nie podzielali tej opinii. Miała

delikatną, ciepłą urodę. Pięknie się śmiała, a jej odwaga i

samodzielność zdobywały jej sporo uznania

Kiel wrócił wyraźnie zadowolony z siebie. Spojrzała na niego z

nadzieją.

- Dowiedziałeś się czegoś?

- Tak. Mieszka gdzieś w okolicy. Właściciel restauracji twierdzi,

że od czasu do czasu jakiś Anglik przychodzi tu na obiady. Szkoda, że

nie zabraliśmy zdjęcia, ale i tak mamy trop. Jesteś gotowa?

- Oczywiście. Co planujesz? Kręcić się po okolicy z nadzieją, że

go gdzieś wypatrzymy?

W jej głosie pobrzmiewała wątpliwość. Musieliby mieć bardzo

dużo szczęścia.

RS

background image

75

- Tak, skóro nie mamy innych pomysłów. Jeśli nie jesteś zbyt

zmęczona...

- Powiedziałeś to takim tonem, że nawet gdybym była, tobym się

nie przyznała - odparła ze śmiechem. - Ale nie, czuję się świetnie.

Wieczorem możemy sprawdzić restauracje.

- Zobaczymy, jak się będziesz czuła, gdy się wdrapiesz na kilka

wzgórz. To będzie dla ciebie ciężki dzień - ostrzegł ją.

- Troszczysz się o moje zdrowie?

- Nie. O to, że mogłabyś spowalniać moje tempo - poprawił ją

ironicznie.

Myśl o tym, że może już nie być potrzebna, była nieprzyjemna,

co stwierdziła ze zdziwieniem. Nie chciała tu przyjeżdżać, zmusił ją

do tego szantażem, więc czemu nie jest zadowolona, że da jej już

spokój? Przedziwne.

Bez niej szybko obszedłby pobliskie wzgórza, ale, o dziwo, nie

irytowało go, że musi dostosowywać swoje tempo do jej kroków.

Wziął ją nawet pod rękę. Ojcowskie traktowanie trochę ją rozbawiło,

a z drugiej strony, było całkiem przyjemne. Już dawno nikt nie

poświęcił jej tyle uwagi. Nie spodziewała się, oczywiście, że tak

będzie dalej. Wystarczyło jedno słowo wypowiedziane w

nieodpowiednim miejscu lub nieodpowiednim tonem i Kiel znowu

będzie sobą.

- Jesteś bardzo cicha - powiedział. - Zmęczyłaś się?

- Nie, po prostu się zamyśliłam.

- Nad czym?

RS

background image

76

- Nad niczym szczególnym.

- To mi nie wygląda na wyjątkowo opłacalną działalność -

zaczął się droczyć.

- Bo nie jest - zgodziła się z nim.

Czy jemu nigdy się nie zdarzyło fantazjować? Szli dalej, a ona

zaczęła myśleć o tym, jaki jest Kiel. Ciekawa była, jak się z nim

żeglowało. Czy był wymagający? Dokładny? Stawiał nierealne

wymagania? Nie, uznała, że na pewno jest sprawiedliwy i uczciwy.

Przynajmniej tak długo, jak ludzie rozsądnie oceniali swoje

umiejętności. Czy na tym właśnie polegał problem z Dawidem? Że

nie umiał się przyznać do swoich niedociągnięć?

Stopniowo, tak że ledwie to zauważyła, zaczęła rozpoznawać

otaczający ich teren. Nie potrafiłaby powiedzieć, co konkretnie

wydaje się jej znajome, ale miała wrażenie, że już tędy kiedyś

przechodziła. Było coś swojskiego w małym, białym kościele z

wysoką wieżą, w połyskujących pomiędzy drzewami wodach

morskich, w mikroskopijnych ogródkach mieniących się kwiatami, w

drzewach bananowych. Odruchowo zwolniła kroku.

- To gdzieś tutaj - mruknęła. - Jestem pewna, tylko nie wiem

dokładnie, gdzie.

- Wejdźmy trochę wyżej - zasugerował. - Jak spojrzysz na

miasto z góry, może będziesz w stanie wskazać coś konkretnego.

- Może.

Podała mu rękę i pozwoliła, by pomógł jej wejść na strome

zbocze. Przyjemnie było czuć jego silne, ciepłe palce zaciśnięte na

RS

background image

77

dłoni. Siłą woli przerwała te niepokojące rozmyślania o intymnym

kontakcie z tym pełnym życia mężczyzną.

Weszli na ścieżkę, która wiła się po zboczu wzdłuż plantacji

bananowców. Justine z ulgą usiadła na nasypie. Tylko górska koza

mogłaby wdrapać się jeszcze wyżej. Albo Kiel, pomyślała, patrząc,

jak wspina się na sam szczyt. Stanął tam niczym dumny wiking i

spojrzał w dół na miasteczko, osłaniając ręką oczy. Nagle krzyknął tak

głośno, że Justine zerwała się na równe nogi.

- Co? - zapytała, kiedy przemknął koło niej i zniknął wśród

zarośli. - Kiel! Nie możesz tak po prostu wtargnąć na cudzą plantację!

- Czemu? - rzucił przez ramię i gwałtownie się odchylił, bo

drzewa nie rosły w równych rzędach.

- Skoro tego nie wiesz w twoim wieku, to jest już za późno na

naukę dobrych manier! - wrzasnęła.

- Przecież nic nie niszczę! A na dole jest Dawid!

- Gdzie?

Ale Kiel już zniknął z pola widzenia. Słyszała, jak przedziera się

przez gąszcz. Rozejrzała się dookoła z poczuciem winy.

Bananowce nie były bardzo wysokie, zaledwie dwuipółmetrowe,

były jednak rozłożyste i miały szerokie liście, z których, po

wysuszeniu, robiono na Maderze dachy, wyplatano kosze i płoty. Nie

było jej łatwo przedzierać się między nimi. W którymś momencie

poślizgnęła się na mokrym liściu i upadła. Przeklęła wszystkie

plantacje bananowe oraz Kiela, oparła się ręką o ziemię, żeby wstać, i

wrzasnęła przerażona, gdy dotknęła czegoś włochatego. Wyobraziła

RS

background image

78

sobie co najmniej tarantulę. Strach postawił ją na nogi w ułamku

sekundy. Ze zgubną prędkością ruszyła biegiem w dół. Nagle potknęła

się i poleciała do przodu. Zatrzymała się na Kielu, którego

zaalarmował jej krzyk. Oboje wylądowali na ziemi jako bezładna

plątanina ciał i liści bananowców.

- Ty głupia... Postradałaś rozum?

Nie mogąc złapać tchu, leżała przez kilka chwil bez ruchu.

Była zbyt oszołomiona, żeby zebrać myśli, nie wspominając o

odpowiedzi na jego słowa. Kiedy w końcu otworzyła oczy, okazało

się, że ma przed sobą, i to bardzo blisko, jego rozwścieczoną twarz.

Nieco za późno zdała sobie też sprawę, że jej ciało wtulone jest w

niego. Jedna noga zaplątała się jej między jego silne uda. Przez

cienkie ubranie czuła każdy jego mięsień. Zadrżała i oblała się

rumieńcem. Jego głos też nie brzmiał łagodnie.

- Co się stało?

Nie mając pewności, czy to jego bliskość tak ją wytrąciła z

równowagi, odpowiedziała szeptem:

- Pająk.

- Pająk?

- Tak! Pająk! Nie musisz powtarzać tego z niedowierzaniem. Nie

cierpię pająków! I pozwól mi wstać.

Jęknął, wyplątał się z jej nóg i wstał. Podał jej rękę i pociągnął

bezceremonialnie do góry.

- Przecież ci mówiłem, żebyś została!

RS

background image

79

- Wcale nie mówiłeś! - odwrzasnęła, zła i zawstydzona. Po

chwili dodała z wściekłością: - W ogóle nic nie powiedziałeś, tylko

rzuciłeś się w bananowce!

Trochę nagięła fakty, ale nie zamierzała teraz zagłębiać się w

szczegóły. Nie mogła się pozbierać, i to nie z powodu upadku. Już

zapomniała o rzekomym pająku. Wstydziła się podnieść wzrok na

Kiela, więc zaczęła się energicznie otrzepywać z liści i innych śmieci.

- Bo nie spodziewałem się, że za mną pójdziesz! Naprawdę,

Justine, czasem się zastanawiam, czy ty w ogóle myślisz!

Jego słowa też nie brzmiały przekonująco. Napięcie między nimi

rosło coraz bardziej.

- To urocze! - Justine desperacko próbowała ukryć swoje

uczucia pod maską gniewu. - Bardzo ci dziękuję! Ryzykuję życie i...

- Zupełnie bez powodu - odgryzł się.

- Teraz też tak myślę! Może byśmy zrzucili wszystko na kobiecą

przekorę? Albo na szaloną ochotę zanurzenia się w zaroślach? -

Wzięła głęboki oddech, otarła ubłoconą rękę o udo i zapytała nieco

spokojniej: - Znalazłeś go?

- Jak mogłem go znaleźć? Zawróciłem, kiedy zaczęłaś krzyczeć.

- Och, pewnie. Twoja troska o moje zdrowie jest godna podziwu.

Jakoś o nim nie myślałeś, kiedy ciągnąłeś mnie do Funchal!

- Nie zaczynaj od nowa!

- Lepiej idź szukać Dawida. - Minęła go, kuśtykając, i przysiadła

na głazie leżącym przy drodze. - Nic mi nie jest.

RS

background image

80

- Nie gadaj bzdur! Masz zadrapany policzek! Jesteś cała w

błocie...

- Nic mi nie jest! - powtórzyła słabo.

Była na granicy płaczu. Przejechała dłonią po policzku. Na

widok krwi westchnęła ciężko. Ale z niej idiotka!

- Idź poszukać Dawida. Ja tu posiedzę...

Nie ruszył się z miejsca. Zerknęła na niego z ukosa. Na ustach

drgał mu uśmiech. Poczuła, że i jej robi się lżej na sercu.

- Jesteś najbardziej... - zaczaj miękko i przerwał, bo nie był w

stanie zachować kamiennej twarzy.

Oboje zaczęli się nieprzytomnie śmiać.

- Przepraszam - wydusiła z siebie w końcu Justine. -Zachowałam

się jak gderliwa baba.

- Tak - mruknął, wsuwając jej za ucho luźny kosmyk włosów i

przyglądając się jej brudnej twarzy. - Zwichnęłaś sobie nogę w

kostce...

- Nie, tylko trochę ją nadwerężyłam - odparła cicho.

- A twoja ręka...

- Ma się świetnie. - Przynajmniej taką miała nadzieję. Nie czuła

bólu, mogła poruszać palcami. - Naprawdę nic mi nie jest. Idź szukać

Dawida.

Popatrzył na nią, kręcąc z niedowierzaniem głową, po czym

odwrócił się na pięcie i pobiegł drogą w dół. Kiedy tylko zniknął jej z

pola widzenia, dokładniej sprawdziła swój stan. Ręka była brudna,

podobnie jak lawendowy dres, który zdążyła tak polubić. Temblak

RS

background image

81

wyglądał, jakby ktoś używał go w charakterze szmaty do podłogi, a

gips robił wrażenie noszonego od miesięcy, a nie od kilku dni.

Sprawdziła, czy nie popękał, ale na szczęście był cały. Następnie

podciągnęła jedną nogawkę i obejrzała bolącą kostkę. Z niechęcią

stwierdziła, że wygląda zupełnie normalnie. Żadnej interesującej

opuchlizny ani zaczerwienienia. Skończywszy oględziny, osunęła się

na ziemię i oparła wygodnie o głaz.

Poczuła zmęczenie, a także przygnębienie. Położyła głowę na

podciągniętych wysoko kolanach, więc nie zauważyła wracającego

Kiela. Zorientowała się, że jest obok, dopiero gdy usłyszała z bliska

jego cichy, zatroskany głos.

- Dobrze się czujesz?

Uniosła głowę i wzięła od niego okulary przeciwsłoneczne, które

jej podsunął.

- Tak, nic mi nie jest. Znalazłeś go?

- Nie. Ale przynajmniej wiemy, że jest tutaj. Chodź, zabiorę cię

z powrotem do hotelu.

Już otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale zmieniła zdanie. Nie

miała siły na dalsze poszukiwania.

- To rozsądne - zauważył z przekąsem.

- Wiedziałam, że tak pomyślisz - odparła z uśmiechem. - Lubisz,

żeby twoje kobiety były posłuszne, prawda?

- Moje kobiety? - zapytał miękko. - Jesteś jedną z nich?

Patrzyła na niego w osłupieniu, które szybko zmieniło się w

zakłopotanie. Kiel uśmiechnął się lekko, a Justine poczuła, że się

RS

background image

82

czerwieni. Postanowiła w panice, że najlepiej będzie nie odpowiadać

na jego pytanie. Zresztą nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Myśl o

tym, że jest jego kobietą, nie była nieprzyjemna. Wręcz przeciwnie.

Bez słowa dźwignęła się na nogi i zaczęła otrzepywać. Jego pytanie,

jeśli to w ogóle było pytanie, było czysto retoryczne. Nie powinna

traktować go jak zaproszenia. A poza tym, wcale tego tak naprawdę

nie chciała. Człowiek emocjonalnie zaangażowany robi się wrażliwy,

nieodporny na zranienie. Wiedziała to lepiej niż inni. Jako dziecko

bardzo cierpiała z powodu afrontów ciotki Margaret, a przecież wtedy

potrzebowała ciepła i uczucia. Od tamtej pory zachowywała

emocjonalną ostrożność. Dotychczas nie miała z tym większych

trudności. Jej ciało domagało się czasami zaspokojenia, ciepła, ale

nigdy nie spotkała kogoś, dla kogo gotowa byłaby się zupełnie

otworzyć.

Spojrzała na Kiela i zmusiła się do uśmiechu na widok jego

miny.

- Czy masz pojęcie, jak pociągająco w tym momencie

wyglądasz? - zapytał rozbawiony. - Z tym długim zadraśnięciem

dekorującym policzek, ze splątanymi włosami i oczami lśniącymi w

brudnej twarzy przypominasz niechlujnego, ale ujmującego urwisa.

Chodź - powiedział, wyciągając do niej rękę. - Najlepiej będzie, jak

spróbuję przemycić cię do hotelu tylnymi drzwiami.

- Jest aż tak źle? - zapytała, próbując, bez powodzenia, zdobyć

się na dystans.

RS

background image

83

- Obawiam się, że tak. Nie chcielibyśmy, żeby ktoś pomyślał, że

cię pobiłem.

- Nie? - zapytała lekkim tonem, za którym czaiło się trudne do

ukrycia napięcie.

Patrzył na nią tak ciepło, jak nigdy dotąd, a w jego głosie

brzmiała jakaś nowa nuta, trudna do rozszyfrowania.

- Nie, Justine, nie chcielibyśmy - powtórzył, ale zaraz dodał: -

Choć pewnie dla ciebie to bardzo kusząca wizja.

Niespiesznym krokiem wracali do miasteczka. Kiel otoczył

Justine ramieniem. Ciepło i ciężar jego ciała jeszcze zwiększyły jej

zakłopotanie.

- A co zrobimy w sprawie Dawida? - zapytała. - Wrócimy tu

później?

- Ja wrócę - odpowiedział stanowczo. - Sam.

- Ale...

- Żadne „ale". Jak sama zauważyłaś, dość cię już dziś ciągałem

tu i tam.

- Nie powiedziałam tego - zaprotestowała słabo. - Tylko że...

- Wiem, co powiedziałaś. Ależ ty się lubisz kłócić.

- Tylko z tobą - westchnęła.

Do tej pory miała zrównoważony temperament. Przy Kie-lu

jednak wybuchała co chwila.

Tak jak obiecał, Kiel wprowadził ją do hotelu tylnym wejściem.

Udało im się przemknąć niezauważenie. Justine ze zdziwieniem

RS

background image

84

stwierdziła, że nie ma jeszcze piątej. Ten dzień zdawał się nie mieć

końca.

- Weź gorącą kąpiel, odmocz siniaki, a potem odpocznij - wydał

dyspozycje, otwierając przed nią drzwi do pokoju. - Ja idę wziąć

prysznic i zmienić ubranie. Jeśli będziesz grzeczna, to jak wrócę z

poszukiwań Dawida, zabiorę cię na kolację.

- Co za kusząca perspektywa - zaszczebiotała słodko, a potem

wrzasnęła, kiedy klepnął ją po pupie i wepchnął do pokoju.

- Gdybyś czegoś potrzebowała, zastukaj w ścianę! - zawołał,

znikając w swoim pokoju.

Czegoś? Nie wydaje mi się, byś był gotów dać mi to, na co

zaczynam mieć ochotę, pomyślała. Nagle zbladła na widok swojego

odbicia w lustrze. Nie mogła uwierzyć, że wygląda aż tak paskudnie.

Nic dziwnego, że nie chciał być z nią widziany! Niewiele myśląc,

pomaszerowała do łazienki, żeby nalać wody do wanny.

Rozebrała się, namoczyła w wodzie ubłocony temblak, opłukała

twarz i wskoczyła do wanny. Trudno było poradzić sobie z

wszystkim, mając do dyspozycji jedną rękę. Z radością pozbędzie się

tego cholernego gipsu, ale musiała poczekać na to jeszcze pięć

tygodni.

Sięgnęła po szampon. Przycisnęła butelkę gipsem do brzucha,

ale i tak nie udało się jej odkręcić nakrętki. Spróbowała uchwycić

śliską butelkę myjką, potem ręcznikiem, potem zębami - wszystko na

nic. Spróbowała jeszcze raz. Bezskutecznie. W furii i rozpaczy rzuciła

RS

background image

85

butelką o ścianę. Ulżyło jej. Położyła się wygodnie w wannie i

zrelaksowała.

- Co jest? - zapytał Kiel, wpadając do jej łazienki i ślizgając się

na wyłożonej kafelkami podłodze.

Justine krzyknęła i schowała się pod wodę, z wrażenia prawie

zatapiając gips.

- Co tu, do licha, robisz?! Wynoś się!

- Zastukałaś w ścianę!

- Nieprawda!

- Prawda! Słyszałem uderzenie!

- Och, to nie było pukanie - powiedziała bez przekonania - więc

możesz już iść.

- A co to było? - nie ustępował,

- Nic - mruknęła pod nosem. Było jej bardzo głupio.

- Nic? - zapytał z rozbawieniem.

- No, dobrze! Rzuciłam szamponem w ścianę! Szczęśliwy?

- Do szaleństwa. Często robisz takie rzeczy?

- Nie! Czy mógłbyś wyjść?

Spojrzał na nią kątem oka, podniósł butelkę szamponu, a ona

dopiero teraz zauważyła, że Kiel ma wilgotne włosy, przebrał się w

beżowe spodnie i pasiastą, brązowo-kremową koszulę zarzuconą

luźno na wierzch, jakby włożył ją naprędce, gdy usłyszał uderzenie w

ścianę. Trzymał butelkę w swojej dużej dłoni. Patrząc jej prosto w

oczy, odkręcił nakrętkę.

- Dziękuję - powiedziała, zgrzytając zębami.

RS

background image

86

- Cała przyjemność po mojej stronie - zakpił lekko, podając jej

szampon pełnym kurtuazji gestem.

Odwracając oczy od nagle odsłoniętego, brązowego torsu,

wzięła od niego butelkę. Podszedł do drzwi łazienki, szybko zdjął

koszulę i powiesił ją na haczyku.

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła zaniepokojona.

- Zamierzam ci umyć głowę.

- Nie pleć bzdur! Sama to zrobię!

- Jedną ręką? Przestań się zachowywać jak dziecko.

- Chcę, żebyś stąd natychmiast wyszedł!

Chciała, ale nie z powodu skromności. Płonęły jej policzki.

Widok jego nagiego torsu działał na nią alarmująco. Z przerażeniem

zdała sobie sprawę z tego, że marzy, żeby dołączył do niej w wannie.

Właśnie o tym pomyślała, kiedy zdjął koszulę.

- Nie, Kiel - szepnęła słabo, kiedy uklęknął koło wanny.

- Tak, Justine - zaoponował delikatnie. - Rozluźnij się. Niczym

się nie przejmuj. Zawsze możesz się pochylić do przodu, żeby ukryć

swoje... eee... wdzięki, jeśli to właśnie cię niepokoi.

Nie o to chodziło, ale uznała, że bezpieczniej będzie tego nie

wyjaśniać. Zadrżała, gdy polał jej włosy szamponem i zaczął

masować je delikatnie swoimi dużymi dłońmi.

- Przyjemnie? - zapytał.

- Tak - wymamrotała. - Tylko mi nie nalej szamponu do oczu!

Nie chciała zdradzić, jaką jej to sprawia przyjemność. Czuła jego

silne palce we włosach, kciuki badające zagłębienia na jej karku. Raz

RS

background image

87

za razem przechodziły ją dreszcze. Kiel wziął kostkę pachnącego

mydła z mydelniczki i zaczął myć jej plecy i ramiona.

Poczuła, że powinna zaprotestować, więc szepnęła słabo:

- Tego nie musisz robić.

- Nie muszę, ale to jest przyjemne, prawda? - zapytał

prowokacyjnie. - A poza tym, mnie się to podoba, a ty, jeśli jesteś

uczciwa, przyznasz, że tobie również. - Nachylił się i szepnął jej

prosto do ucha: - Prawda?

- Tak - zdołała z siebie wydusić.

Mogłaby tak siedzieć cały dzień. Czy on sobie zdawał sprawę,

co się dzieje z jej pulsem? Idiotyczne było udawanie beztroski.

Przecież nie zdarzało się jej co dzień, że do jej łazienki wpadał

mężczyzna i mył jej głowę. Nie mogła też uwierzyć, że on nie zdaje

sobie sprawy z tego, co się z nią dzieje. Ciekawe, jak by się zachował,

gdyby wciągnęła go do wanny?

Jęknęła i oparła brodę na kolanach, próbując zapanować nad

erotycznymi myślami, które rozszalały się w jej głowie. To było

igranie z ogniem. Kiedy Kiel zdjął prysznic z haczyka, żeby spłukać z

niej mydliny i pianę, odetchnęła z ulgą. Najwyraźniej zbliżał się

koniec tortur.

- Teraz lepiej? - zapytał i kiedy podniosła głowę, żeby na niego

spojrzeć, cmoknął ją w czubek nosa. - Nie siedź w wodzie za długo,

bo zmarzniesz - polecił, po czym włożył koszulę i wyszedł, nie

oglądając się za siebie.

RS

background image

88

Wypuściła powietrze z płuc z głośnym sykiem. Była słaba i

drżąca. Szybko skończyła kąpiel. Teraz już wiedziała. Widok jej

nagiego ciała w ogóle na niego nie działał. Włożyła szlafrok.

Rozczesała włosy, nie patrząc w lustro. Być może obawiała się tego,

co mogłaby dostrzec w swoich oczach. Poszła do pokoju i usiadła

przy oknie.

Kiel nie może się nigdy dowiedzieć, że ona tak na niego reaguje.

Nie miała ochoty być obiektem jego drwin. Co innego, gdy śmiał się z

jej dziwacznego zachowania, a co innego litość czy zaskoczenie.

Melly ją ostrzegała, żeby się w nim nie zakochała. Nie zamierzała

dołączyć do grona sfrustrowanych kobiet, które rzucały mu się w

objęcia. Była na to zbyt dumna.

Nie mogąc usiedzieć na miejscu, poszła z powrotem do łazienki i

uprała temblak. Rozwiesiła go w oknie. Wyglądał jak biała flaga

oznaczająca kapitulację. Zirytowana położyła się na łóżku i próbowała

uspokoić rozbiegane myśli. Jednak prześladował ją obraz Kiela.

Pięknie wykształcone mięśnie, twarde, opalone, wysportowane ciało.

Silne dłonie, które mogłyby jej dotykać. Jęknęła i przewróciła się na

wznak. Stopniowo głosy dochodzące z basenu cichły. W końcu

zapadła w lekką drzemkę.

Obudziło ją delikatne muśnięcie. Pomyślała, że to jakiś owad,

który wleciał przez okno. Chciała go odgonić ręką, ale dotknęła

ciepłej dłoni. Przerażona otworzyła oczy. W zaciemnionym pokoju

zobaczyła postać mężczyzny siedzącego obok niej na łóżku, a jego

oczy, wpatrzone w nią, robiły wrażenie niemal czarnych.

RS

background image

89

- Kiel?

- Cześć. Nie chciałem cię budzić.

Przewróciła się na plecy. Wciąż na granicy snu i jawy,

odruchowo uniosła dłoń i dotknęła jego twarzy. Nagle zdała sobie

sprawę z tego, co robi. Cofnęła rękę.

- Która godzina? - zapytała, próbując ukryć swoje zakłopotanie.

- Dochodzi ósma - odpowiedział, nie spoglądając na zegarek.

Wziął jej dłoń i położył ją z powrotem na swoim policzku. Jej

palce zatrzepotały jak uwięziony motyl.

- Robisz wrażenie niezwykle bezwstydnej - powiedział z lekkim

uśmiechem.

Tak się właśnie czuła. Nie była w stanie wykrztusić słowa. Nie

była w stanie się ruszyć. W piersi czuła ból. Kiedy Kiel musnął

palcami jej szyję, zesztywniała, a potem jęknęła, gdy palce zaczęły się

wolno przesuwać w stronę miękkich wzgórków piersi. Zbyt wolno.

- Wróciłem wcześniej - powiedział chrapliwym głosem. -

Zarzuciłem poszukiwania niemal w chwili, gdy je rozpocząłem. Nie

byłem w stanie myśleć o niczym innym niż gibkie, nagie kończyny,

niż kremowe krzywizny pleców, niż mignięcie pełnych piersi.

Brakowało mu tchu. Rozchylił szlafrok. Justine prawie straciła

dech, gdy pochylił głowę, by ją pocałować. Nie mogła go

powstrzymać. Nie chciała go powstrzymywać. Czy będzie tego

żałowała, jeśli pójdzie z nim teraz do łóżka? Czy skrzywdzi kogoś,

poza samą sobą? Pragnęła go do bólu. Wiedziała, że on jej nie kocha,

RS

background image

90

że nie proponuje stałego związku. Zresztą jak mogłoby być inaczej?

Prawie się nie znali, a jednak ich ciała magnetycznie się przyciągały.

RS

background image

91

ROZDZIAŁ PIĄTY

Wstrzymała oddech. Jej ciało płonęło. Wyczuła napięcie mięśni

Kiela. Rozebrał się i położył obok, przyciągając ją do siebie. Oparł się

na jednej ręce i pociemniałym z pożądania wzrokiem przesunął wolno

po jej nagim ciele. Zaczął ją pieścić całą dłonią, a ona uczyła się

kształtu jego pleców, pośladków, ud. Przeklinała gips, który nie

pozwalał jej przytulać go tak mocno, jak chciała.

Kiedy za jego dłońmi poszły wargi, jęknęła. Pozwoliła mu się

całować tak, jak jeszcze żadnemu mężczyźnie.

Zdawała sobie sprawę z tego, że Kiel jest bardzo doświadczony.

Potrafiłby zaspokoić każdą kobietę, sprawić, by czuła się wyjątkowa.

Umiał doprowadzić ją do szaleństwa, aż w końcu oboje opadli na

łóżko, zmęczeni i drżący.

- Dziękuję - szepnęła.

- Dziękuję? - zapytał zaskoczony, patrząc uważnie w jej pełną

spokoju twarz.

- Tak, dziękuję, było pięknie. Nie jestem specjalnie...

doświadczona. Gdybyś jednak miał kiedyś ochotę na powtórkę,

obiecuję się poprawić.

Na jego twarzy pojawiło się zdumienie.

- Pierwszy raz kobieta mi za to dziękuje - powiedział z

rozbawieniem.

- Naprawdę? - Teraz to ona była zaskoczona. - Och, może nie

zdawały sobie sprawy z tego, jaki jesteś dobry.

RS

background image

92

Zaśmiał się i przytulił ją mocno.

- Justine, nie mogę uwierzyć, że jesteś prawdziwa.

- Czemu?

- Bo... bo to takie cudownie nieoczekiwane. Dziękuję -

zachichotał cicho.

- To wcale nie miało być śmieszne - zganiła go.

- Wiem.

Położył się na plecach, przyciągnął ją do siebie i otoczył

ramieniem, tak że jej głowa spoczywała mu na piersi, a ręka w gipsie

na brzuchu.

- Myślę - ciągnął dalej - że to najprzyjemniejsza rzecz, jaką

kiedykolwiek usłyszałem. Czuję się zaszczycony.

Rzeczywiście w jego głosie brzmiała tak wielka radość i

zadowolenie, że Justine się uśmiechnęła.

- No i dobrze, bo tak właśnie powinieneś się czuć.

Jej też było dobrze. Czuła ulgę i zaspokojenie. Tyle czasu

minęło od chwili, kiedy się ostatni raz kochała. A w dodatku Terry nie

dorastał Kielowi do pięt! Terry Maguire, z którym miała krótki i

nieudany romans, kiedy miała dziewiętnaście lat, był, jak sobie teraz

uświadomiła, bardzo samolubnym kochankiem. Po jałowości życia z

ciotką Margaret była wtedy gotowa się zakochać w każdym. Nawet

wmówiła sobie, że to miłość, bo tak bardzo tego chciała. Prawda była

jednak inna. Od tamtej pory nigdy nie miała ochoty spróbować

jeszcze raz. Aż do tej chwili.

RS

background image

93

- O czym myślisz? - zapytał ją cicho Kiel. Uśmiechnęła się lekko

i pokręciła głową.

- O dawnych miłościach? - naciskał. Zaskoczył ją tą

bezpośredniością.

- Liczba pojedyncza.

- Tylko raz byłaś zakochana? - zapytał zdumiony.

- Tak. A co? Myślałeś, że jestem rozpustnicą?

- Nnnnie - odparł wolno. - Proste skojarzenie wynikające z

pochwały mojej techniki.

Parsknęła śmiechem i pacnęła go w ramię.

- Porównania są wstrętne - powiedziała.

- Sama je zrobiłaś.

- Nieprawda! Powiedziałam tylko, że to było piękne -zauważyła.

- Bo było - zgodził się z nią. - Zresztą jestem zarozumiały. Sam

wiem, że jestem bezkonkurencyjny - uśmiechnął się kpiąco.

- Tak. I tu właśnie widać różnicę między chłopcem a mężczyzną.

Czy ty kiedykolwiek w siebie wątpisz, Kiel?

- Nie w tych sprawach! - wykrzyknął ze śmiechem.

- Chodzi mi o całokształt. Żeglowanie, jazda na nartach,

wszystko.

- Pewnie. Inaczej byłbym nieludzki. Nie zastanawiam się za

dużo nad tym, co robię, bo kiedy już popełniłem błąd, nie mogę tego

zmienić. Staram się jednak ze wszystkich sił, żeby było jak najlepiej.

Ale bez względu na to, czy postąpiłem słusznie, czy nie, trzeba żyć

dalej.

RS

background image

94

- Masz rację - zgodziła się. - Szybko podejmujesz decyzje,

prawda?

- Tak, nie cierpię niezdecydowania. Chyba dlatego jestem taki

krytyczny w stosunku do Dawida. Gdyby potrafił wytrwać przy

swoich decyzjach, mógłbym go cenić, szanować wysiłek, jaki we

wszystko wkłada, nawet jeśli popełniałby błędy. Trzeba mieć odwagę

i bronić swoich przekonań. Inaczej nikt by nigdy niczego nie dokonał.

Ty na pewno to rozumiesz, bo sama jesteś stanowcza.

- I dlatego tak mnie denerwuje Katia.

- Och, Katia - powiedział rozbawiony. - Tb wcielona niepewność

i chwiejność. Jak to się stało, że mam taką siostrę? To dla mnie

nieprzenikniona zagadka. Muszę przyznać, że i mnie ona potrafi

czasami wyprowadzić z równowagi.

- A przecież to ty się nią opiekowałeś po śmierci waszego ojca.

Ty ją ukształtowałeś.

- Tak. Kiedy umarł, miała dziewięć lat. Chyba czułem, że muszę

go jej zastąpić.

- Pewnie właśnie na tym polega problem - zaczęła ostrożnie

Justine. - Może byłoby lepiej, gdybyś dał jej więcej swobody,

pozwolił radzić sobie samej.

- Pozwolił? - zapytał oschłym tonem.

- Nigdy nie nauczy się niezależności, jeśli będziesz za nią

rozwiązywał wszystkie kłopoty.

RS

background image

95

- Niestety! - westchnął. - Rzecz w tym, że nie wiem, jak to

przeprowadzić, żeby jej nie urazić. Będzie płakać i rozpaczać!

Myślałem, że jak wyjdzie za mąż, to moje problemy się skończą.

- A one się podwoiły - powiedziała współczująco. - Zresztą

nieważne.

Poddając się silnemu impulsowi, pocałowała go znowu.

Wplątała dłonie w jego grube, sprężyste włosy, ale kiedy

odpowiedział na jej pocałunek, przyciągając ją, wyrwała mu się z

objęć.

- Jeśli mamy znaleźć Dawida, to chyba powinniśmy się do tego

zabrać?

Jęknął, ale zgodził się z nią.

- Zawsze zostaje nam noc - mruknął prowokacyjnie. Na te słowa

poczuła ulgę i podniecenie. Wstała i przez chwilę patrzyła na niego.

Światło księżyca wpadające przez okno posrebrzyło jego ciało. Leżał

z rękoma pod głową. Po raz pierwszy widziała w całej okazałości,

jakim wspaniałym jest mężczyzną. Aż trudno jej było uwierzyć, że

zostali kochankami. Nie miała poczucia winy, nie wstydziła się tego,

co zrobili. Czuła jedynie ciepło i radość, zadowolenie z przyjemności

danej i otrzymanej. Uśmiechnęła się do niego i poszła do łazienki.

Kiedy wróciła, Kiel stał przy oknie. Wciąż był nagi. Poczuła

kolejną falę pożądania. Miała ochotę podejść i objąć to silne ciało.

Westchnęła. Wszystko działo się tak szybko, że wyniknęło się spod

kontroli. Wcześniej tylko ją pociągał. Teraz chciała dużo więcej. I

zdawała sobie sprawę, ile to kryje niebezpieczeństw.

RS

background image

96

Kiel odwrócił się i uśmiechnął do niej ciepło.

- Patrzyłem, jak łodzie rybackie wypływają na morze - wyjaśnił.

- I marzyłeś, że jesteś na jednej z nich?

- Chyba tak. Może któregoś dnia uda mi się tu wrócić i rozejrzeć

po okolicy. Chciałbym jechać na Pico de Arieiro, gdzie można zajrzeć

do krateru starego wulkanu. Chciałbym zobaczyć tarasy z winoroślą.

Nie pojmuję, jak oni mogą je uprawiać na tych stromych zboczach.

Kręcąc z niedowierzaniem głową, wciągnął spodnie, zebrał

resztę swoich rzeczy i wyszedł z pokoju.

Justine stała tam, gdzie ją zostawił. Nie potrafiła wyrwać się z

melancholijnego nastroju, w jaki wprawiły ją jego słowa. Powiedział:

„uda mi się tu wrócić", a nie „nam". Zastanawiała się, czy zrobił to

celowo. Czy to było ostrzeżenie? Nie powinna się w nim zakochiwać.

Nie, przecież to tylko zauroczenie.

Wyjęła z szafy jedyną sukienkę, jaką z sobą przywiozła.

Włożyła ją z pewnym trudem. Luźna hinduska tunika była idealna na

ciepły wieczór, a szerokie rękawy bez trudu zmieściły gips. Rozcięcie

przy szyi można było zapiąć. Ponieważ nie była w stanie sama

nałożyć stanika, a nie chciała prosić o to Kiela, włożyła tylko

koronkowe majteczki. Stopy wsunęła w sandały. Zrobiła sobie

delikatny makijaż. Włosy rozczesała i zostawiła rozpuszczone.

Kiedy Kiel po nią wrócił, przebrany w kremową koszulę

z krótkimi rękawami i szare spodnie, posłał jej długie spojrzenie, po

czym uśmiechnął się szelmowsko.

RS

background image

97

- Myśl o tym, że masz pod spodem tylko figi, będzie mi

przeszkadzała cały wieczór.

- Czyżby sukienka prześwitywała?! - krzyknęła zaniepokojona.

Pożywka dla marzeń Kiela to jedno, a pożywka dla marzeń

połowy męskiej populacji Madery to drugie.

- Nie - zapewnił. - Wystarczy aż nadto, że o tym wiem. Chodź,

kusicielko, zanim zapomnę o swoich dobrych intencjach.

Kiedy dotarli do windy, Kiel nagle zatrzymał się jak

wmurowany, sprawdził kieszenie i uśmiechnął się przepraszająco.

- Byłoby lepiej mieć przy sobie pieniądze. Zjedź na dół.

Spotkamy się w foyer.

Jego zaborczy ton brzmiał w jej uszach czarująco. Przynajmniej

w tej chwili. Znała siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, że na dłuższą

metę nie zniosłaby chorobliwej zazdrości.

Justine uśmiechnęła się do kierownika hotelu i usiadła w fotelu.

Ku jej zaskoczeniu mężczyzna wyszedł zza kontuaru i ruszył w jej

stronę.

- Czy jest pani zadowolona z pobytu u nas, senhora!

- Bardzo. To piękny hotel.

- Sim. Proszę bez oporów prosić o wszystko, co pani potrzebne.

To pech, że ma pani złamaną rękę.

- Tak.

A ponieważ nie miała nic innego do roboty, zaczęła opowiadać,

na czym polegał ten wyjątkowy pech, co z kolei prowadziło do dalszej

wymiany uwag. Nim się zorientowała, gawędzili jak starzy

RS

background image

98

przyjaciele. Nagle kątem oka zauważyła Kiela. Skończyła rozmowę i

podeszła do niego.

- Przepraszam. Długo czekasz?

- Całe wieki - odparł, biorąc ją pod ramię. - Czy już ktoś nowy

zajął moje miejsce w twoim życiu?

- Nie - powiedziała ze śmiechem. - Rozmawiałam z

kierownikiem o rezerwacjach. Z powodu łagodnej zimy bardzo mało

ludzi przyjechało na ferie.

Szli odrobinę pod górkę. Justine ciągnęła dalej:

- To zastanawiające, że przyjeżdża tu tak niewielu Anglików.

Szkoda. Mało jest krajów, w których Anglików darzy się sympatią, a

zwłaszcza angielskich turystów. Tutaj bardzo chętnie przyjęliby ich

więcej. To miłe.

- Norwedzy lubią Anglików - powiedział z uśmiechem. - Nasze

kraje łączą bliskie więzy.

Nutka humoru słyszalna w jego głosie nie pozostawiała

wątpliwości, że mówi o nich.

Ośmielona jego żartami, wzięła go pod rękę.

- Tu jest nawet pole golfowe. Szkoda, że mamy tak mało czasu.

Chętnie bym je obejrzała.

- Ależ, Justine! - wykrzyknął, udając złość. - Przecież nie

jesteśmy tu jako przedstawiciele twojej firmy!

- Wiem, wiem, ale stracę taką okazję... Poza tym sam

powiedziałeś, że gdybyś mógł, wypłynąłbyś w morze łodzią rybacką,

prawda? - droczyła się z nim.

RS

background image

99

- Prawda. Nigdy nie łowiłem mieczników. Może wstanę jutro o

świcie i popatrzę, jak rozładowują łodzie. Jeśli nie będę zbyt

zmęczony - dodał znacząco.

Zadowolona, że w ciemności nie było widać jej jaskrawego

rumieńca, ścisnęła tylko jego dłoń, splecioną teraz z jej dłonią. Była

szczęśliwa i rozluźniona. Za każdym razem, gdy jakaś kobieta

przyglądała się Kielowi z zainteresowaniem, a jej samej z zazdrością,

czuła, jak puchnie z dumy. Nie byli do tej pory w miasteczku, a

przynajmniej ona nie miała okazji. Kiel natomiast sprawiał wrażenie,

jakby doskonale wiedział, dokąd idzie. Obiecała sobie, że przed

wyjazdem znajdzie chwilę, by się rozejrzeć po okolicy.

Małe sklepiki, stłoczone jeden przy drugim wzdłuż

brukowanych uliczek, wyglądały kusząco. Zdecydowała, że warto tam

zajrzeć. Podobnie jak w innych miastach i wioskach, które już

odwiedzili, centrum wyznaczał brukowany plac. Stał przy nim

niewielki kościół, którego dzwony brzmiały nieco głucho. Musiały

być popękane. Mała, pomalowana na biało-niebiesko, trochę krzywa

estrada stała pod wielkim drzewem. Justine wyobraziła sobie lokalną

grupę dającą tu koncert.

W życiu na Maderze była jakaś prostota i łagodność. Mimo

wyraźnych oznak biedy wszyscy tu byli zadowoleni z życia.

Cechowała ich starodawna kurtuazja i wdzięk, o jakim w jej kraju już

zapomniano. Podobnie jak Kiel, chciałaby tu kiedyś wrócić.

- Co cię tak rozbawiło? - przerwał jej rozmyślania.

- Po prostu podoba mi się tutaj - szepnęła.

RS

background image

100

Nagle oboje zatrzymali się i spojrzeli na siebie. Kiel jęknął,

obrócił się na pięcie i pociągając za sobą Justine, ruszył z powrotem.

- Dokąd idziemy?

- Do hotelu.

- Ale dlaczego? - zapytała zdziwiona, czując jednocześnie

przeszywający ją dreszcz.

- Dobrze wiesz, dlaczego - wydusił przez ściśnięte gardło. -

Zjemy w hotelu.

Nie potrzebowała szklanej kuli, żeby się domyślić, o co mu

chodzi. Pragnął jej, a i ona nie była obojętna. Coś w niej także

domagało się tego wielkiego Skandynawa. Czy lata celibatu zrobiły z

niej rozwiązłą kobietę? Spojrzała na Kiela, zastanawiając się, czy to

właśnie o niej myśli. Wróciła do niej opowieść Melly o tych

wszystkich kobietach, które rzucały mu się do stóp. Jak wytłumaczyć

własne, poplątane myśli? Jak dać mu do zrozumienia, że bez względu

na to, jak bardzo go pragnie, nie chce, by uważał ją za rozpustną? Że

pragnie jego szacunku? Powiedziała mu, że od dawna nikogo nie

miała. Zawstydzona westchnęła. Nawet gdyby próbowała to wyjaśnić,

nie mogła oczekiwać, że zrozumie jej wahanie. Zwłaszcza teraz, skoro

wcześniej się nie opierała. Skoro sama rzuciła mu się w ramiona. No i

ta wanna. Musiał sobie zdawać sprawę, co się z nią wtedy działo. Czy

myśli, że jest łatwa? Nie kocha jej, zdawała sobie z tego sprawę, ale

miała nadzieję, że przynajmniej ją lubi. Raz mu się oddała, więc jak

teraz mogłaby odmówić? I czy chciała odmówić? Nie, nie chciała.

RS

background image

101

- Coś nie tak? - zapytał, wprowadzając ją do hotelowej jadalni.

Usiedli przy tym samym stoliku, co rano. - Wzdychasz i mruczysz

pod nosem przez całą drogę z miasteczka.

- Nic, nic - zaprzeczyła radośnie. Zbyt radośnie. Posłała mu

uśmiech, który miał ukryć jej wahanie. Nie chciała teraz o tym

rozmawiać.

Zmrużył oczy. Nie spuszczał z niej wzroku.

- Masz wątpliwości, Justine? - zapytał.

- Nie! - Spojrzał na nią z niedowierzaniem, więc machnęła ręką i

przyznała się: - Tak. Nie chciałabym, żebyś pomyślał, że jestem...

- Łatwa? - podpowiedział.

- Tak - potwierdziła.

- To dla ciebie ważne? Moja opinia? - drążył ostrożnie.

- Tak - przyznała się uczciwie. Chciała być szczera, nawet jeśli

miałoby to oznaczać, że spędzi noc samotnie. - Pomyślałam, że

moje... zachowanie w wannie mogło cię sprowokować do...

zaaranżowania tego wszystkiego.

- Nic podobnego - powiedział stanowczo. Patrzył na nią

badawczo i chłodno, najwyraźniej nic nie rozumiejąc. - Niezbyt mi

pochlebia podejrzenie, że mogłem zostać zmanipulowany. Że biegnę

na skinienie każdej kobiety.

- Nie! - krzyknęła przerażona. - Nie to miałam na myśli!

Naprawdę, Kiel. Do licha, nie wiem, po co to powiedziałam. Nie

chciałabym tylko, żebyś uważał mnie za rozwiązłą - zakończyła

nieprzekonująco.

RS

background image

102

- Nic takiego nie przyszło mi nawet do głowy. Uznałem, że coś

cię do mnie przyciąga, podobnie jak mnie do ciebie, potrzeba...

- Tak było! Jest! Rany, przepraszam - wymamrotała

zażenowana. Z tego wszystkiego zaczęła rozgniatać rogalik, który

miała na talerzu.

- Popatrz na mnie - rozkazał łagodnie. Wzięła głęboki oddech i

podniosła głowę.

- Trochę namieszałam, prawda?

- Bardzo - zgodził się.

Wziął butelkę wina, którą przyniósł kelner i nie zwracając uwagi

na protesty, nalał jej powoli do pełna.

- Jeden kieliszek na pewno ci nie zaszkodzi.

A kiedy napełnił również swój, podniósł go i zanim się napił,

uwodzicielsko przejechał językiem wzdłuż krawędzi szkła.

Justine poczuła, jak robi się jej słabo. Jak to możliwe, że taki

prosty gest działa na nią jak rażenie piorunem? Podniosła swój

kieliszek i odpowiedziała na toast. Unikając jego spojrzenia,

zapatrzyła się bezwiednie na suszonego banana dekorującego rybę,

którą najwyraźniej musiała zamówić. Espada: miecznik. Jak przez

mgłę przypomniała sobie, że rzeczywiście wybrała ją z karty. Uznała,

że będzie ją łatwo jeść jedną ręką, a teraz pozostawało tylko mieć

nadzieję, że rzeczywiście sobie poradzi. Wciąż czuła na sobie uważne

spojrzenie Kiela. W końcu nie wytrzymała.

- Przestań.

- Przestań, co? - zapytał chrapliwym tonem.

RS

background image

103

- Patrzeć na mnie.

Spojrzała na niego, po czym szybko znowu spuściła wzrok. W

panice pociągnęła łyk wina, bo zaschło jej w gardle. Napięcie między

nimi było prawie wyczuwalne. Justine odstawiła kieliszek, wzięła

widelec i zaczęła dzielić rybę na małe kawałki. Okazało się jednak, że

nie jest w stanie przełknąć ani kęsa.

Po dłuższej chwili milczenia, kiedy miała wrażenie, że nie

wytrzyma tego napięcia, Kiel w końcu się odezwał:

- Jesteś pewna, że masz na to ochotę? Od pięciu minut

przesuwasz tę biedną rybę z jednego końca talerza na drugi.

Z wdzięcznością odłożyła widelec. Odruchowo podniosła

kieliszek i wypiła resztę wina, po czym poprosiła o więcej. Pokręcił

głową.

- Chcę, żebyś była trzeźwa i świadoma tego, co będę robił tobie,

z tobą i dla ciebie.

- O rany.

Jego niski głos nie poprawił jej stanu. Ręka opadła jej na stół.

Ogarnął ją niemal bolesny żar. Zaczęła się kręcić na krześle. Kiedy

Kiel wstał, spojrzała na niego jak zahipnotyzowana.

- Chodź - powiedział tylko.

Wyszli z restauracji i pojechali windą na górę. Kiel stał w

pewnej odległości od Justine. Zresztą nie musiał jej dotykać,

wystarczyło, że na nią patrzył. Wcześniej kochali się spontanicznie,

niemal jak we śnie. Ale teraz wszystko działo się świadomie, wprost

nieznośnie drażniło zmysły. Kiedy winda się zatrzymała, Kiel

RS

background image

104

przepuścił ją przodem. Gdyby nie szedł zaraz za nią i jej nie

podtrzymał, chyba by się osunęła na ziemię. Drzwi do jej pokoju

zamknęły się za nimi z cichym kliknięciem. Kiel jednym ruchem

przyciągnął ją do siebie i objął w talii. Ani na moment nie odrywał

wzroku od jej oczu.

- Nie będę udawał, że byłoby mi łatwo odejść spokojnie, gdybyś

powiedziała „nie". Ale jeśli tak zrobisz, będę posłuszny - stwierdził

dobitnie.

- Wiem - wyszeptała.

- I to nie dlatego, że cię nie pragnę - dodał. - Bo pragnę cię ze

wszystkich sił.

W odpowiedzi zarzuciła mu ręce na szyję. Jęknęła ze złości, bo

gips zdecydowanie komplikował sprawę.

- Nic się nie martw - zachichotał. - Będzie jeszcze wiele okazji,

kiedy się go pozbędziesz.

- Co? - zapytała.

Oparła głowę o jego silne ramię. Wszystkie jej wcześniejsze

postanowienia rozwiały się jak dym. Czuła realne niebezpieczeństwo,

że się w nim zakocha, a to przyniosłoby tylko cierpienie. Jednak nie

potrafiła go odtrącić, pożądanie było zbyt silne.

Kiedy Kielowi udało się rozplatać temblak i zajął się jej

sukienką, przestała się zastanawiać. Oddała mu się cała, bez reszty.

Obudziła się, ziewnęła szeroko i ostrożnie usiadła, żeby móc

popatrzeć na Kiela. Jak na mężczyznę, miał bardzo długie rzęsy,

odrobinę ciemniejsze niż włosy. Poddając się silnemu impulsowi,

RS

background image

105

przesunęła palcem wzdłuż jego długiego, aroganckiego nosa. Mruknął

i skrzywił się przez sen. Zarost na jego policzkach drapał ją delikatnie

w dłoń. Przeniosła ją na szerokie, opalone ramię, a potem pieściła

mięśnie pleców. Zaczęła sobie wyobrażać, jak by to było, gdyby się w

niej zakochał, gdyby codziennie budziła się w jego łóżku. Odgarnęła

mu rozczochrane włosy z czoła. Westchnęła. Za późno, żeby sobie

wmawiać, że on w ogóle na nią nie działa. Lubiła go coraz bardziej,

co zadziwiające po tak katastrofalnym początku. Lubiła jego nastroje,

jego śmiech... i jeszcze dużo, dużo więcej. Melly miała rację,

ostrzegając ją przed zakochaniem się w Kielu. Obiecała sobie jeszcze

raz, że do tego nie dopuści. Bez względu na to, jak się to wszystko

skończy, dla niej byłaby to porażka. I tylko siebie mogłaby winić za

własne cierpienie.

Wysunęła się z jego objęć. Poczuła zakłopotanie, gdy

zauważyła, że otworzył oczy i patrzy na nią.

- Wymykasz się? - zapytał z uśmiechem.

- Zastanawiałam się nad tym - odpowiedziała wesoło. Siedziała,

zażenowana swoją nagością, niepewna, co powinna zrobić. Decyzja

została podjęta za nią.

- Zakazuję ci - mruknął Kiel.

Obrócił się na plecy, wziął ją za rękę i pociągnął z powrotem na

łóżko. Stęknął z bólu, kiedy gips uderzył go w żebra. Przesunął ją i

ułożył w lepszej pozycji.

- Jak długo będziesz musiała to nosić?

- Pięć tygodni - wyjaśniła posępnie.

RS

background image

106

- Do tego czasu będę cały w pięknych, fioletowożółtych

siniakach. No, ale trudno. Kto ma pszczoły, ten ma miód.

- Przytulił ją i musnął jej wargi w delikatnym pocałunku.

- Dzień dobry.

Nie była w stanie powstrzymać uśmiechu, jaki cisnął się jej na

usta.

- Wyglądasz jak jakiś bardzo podejrzany pirat.

Potarł policzkiem o jej gładką skórę i mruknął prowokacyjnie:

- Nie lubisz piratów, Justine?

- Wprost przeciwnie, czasami za nimi przepadam. Chyba aż za

bardzo - dodała miękko.

Uniosła rękę i wplątała palce w jego potargane włosy. Czerpała z

tego zmysłową przyjemność.

- Czy można lubić kogoś za bardzo? - drążył Kiel.

- Och, tak. - Spojrzała mu w oczy i zapytała: - Czemu?

- Czemu mnie do ciebie ciągnie? - Kiedy kiwnęła głową, odsunął

się na tyle, by dobrze widzieć jej twarz, i odparł: - Nie wiem. - Muskał

palcami jej policzki, czoło, wargi. -W ogóle nie przypominasz kobiet,

które zwykle potrafiły mnie zauroczyć. Właściwie kiedy cię

zobaczyłem w szpitalu...

- Pomyślałeś, że jestem kłująca jak jeż, a morale mam na

poziomie bezpańskiego kota - dokończyła za niego.

- No, może nie do końca - sprostował. - Ale z jeżem się zgadza.

- A czyja to wina, jeśli wolno spytać? To plon z ziaren, które

sam posiałeś.

RS

background image

107

Ani na chwilę nie spuszczała z niego wzroku. Śledziła

rozbawione błyski w pięknych, ciemnozielonych oczach.

- A jakie kobiety potrafią cię zauroczyć? - zaatakowała. Nie,

żeby naprawdę chciała to wiedzieć, ale uznała, że to może pomóc

rozwiać jej wątpliwości. Być może dowiedziałaby się też, dlaczego

poszedł z nią do łóżka. Rozsądnie rzecz biorąc, było to przecież dość

zaskakujące.

- Głupie blondynki? - dodała.

- Skąd taki pomysł? Jak możesz w ogóle coś takiego mówić? I to

tak lekceważącym tonem.

- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Wydawało mi się, że z

takimi kobietami większość mężczyzn ma... romanse.

- Nonsens! Mężczyźnie nie jest potrzebna sama uroda kobiety

czy, przeciwnie, tylko jej umysł. Nawet do zaspokojenia seksualnego

potrzeba czegoś więcej niż ciała. Niektóre „głupie blondynki", jak je

nazwałaś, potrafią być nawet zabawne, a gadające głowy czasem są

nudne jak flaki z olejem. Na pewno nie chodzi o wysoką inteligencję,

choć miło jest móc porozmawiać.

- To dlaczego ja?

- Nie mam bladego pojęcia - zaśmiał się. - Coś mi każe darzyć

cię sympatią. Może intryguje mnie twoja zmienność nastrojów. Może

chodzi o to, że kiedy się śmiejesz albo jesteś podekscytowana,

wydajesz się niemal piękna. Z drugiej strony - uśmiechnął się

półgębkiem - jest jeszcze ten twój śmieszny, mały nosek i te

niesamowite oczy, które czasami potrafią wpatrywać się w człowieka

RS

background image

108

niepokojąco uparcie, tak jak teraz: Bez względu na powód, nie ulega

wątpliwości, że bardzo cię lubię. Nawet bardziej, niż bym chciał -

dodał z gorzką szczerością. - Zdaje się, że niepostrzeżenie i bez mojej

zgody zdobyłaś moje zaufanie.

To nie było zbyt pochlebne. Nie chcąc pokazać po sobie, że

poczuła się dotknięta, wstała i poszła do łazienki, by wziąć prysznic.

Więc teraz już wiesz, Justine, powtarzała sobie. To tylko

przelotny flirt, nic więcej. Jeśli będziesz miała szczęście, potrwa ze

dwa tygodnie. A jednak lepiej kochać i utracić miłość, niż nigdy nie

kochać, stwierdziła sentencjonalnie. Po chwili jednak doszła do

wniosku, że ten, kto to wymyślił, musiał być skończonym wariatem!

RS

background image

109

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Po śniadaniu, które oboje zjedli z wielkim apetytem, ruszyli do

miasteczka. Kiedy roztoczył się przed nimi szeroki widok na zatokę,

oboje jednocześnie stanęli jak wryci. Kiel objął Justine, a ona posłała

mu uśmiech.

- Nie wstałeś, żeby zobaczyć powrót rybaków.

- Nie, miałem lepsze zajęcie - odpowiedział, całując ją lekko w

nos.

Usiedli na nabrzeżu.

- Przecież mieliśmy szukać Dawida - zauważyła Justine.

- Poszukamy go później.

- A konkretnie kiedy? - droczyła się dalej.

- Dużo, dużo później - obiecał. Gładkim ruchem przetoczył się

nad nią i ich usta się złączyły.

W jednej chwili zapomniała o swoim postanowieniu, by trzymać

go jak najdalej od siebie. Czerpała przyjemność z jego dotyku z

zachłannością spragnionego, który znalazł wodę na pustyni. Całowała

go namiętnie. Jednak nie było jej tak lekko na duszy, jak przedtem.

Teraz liczyła się każda minuta, zegar tykał jak bomba zegarowa, a ona

próbowała ze wszystkich sił wyobrazić sobie ich rozstanie. Nie będzie

jej łatwo zapomnieć o Kielu Lindstromie.

Kiedy w końcu wstali, ruszyli do restauracji, w której byli

poprzednio. Zjedli przepyszne kebaby z jagnięciny i odpoczywali syci

w wygodnych fotelach. Kiel patrzył na Justine.

RS

background image

110

Jak to jest, że przy nim wszystko wydaje się jaśniejsze, czystsze,

a niebo bardziej błękitne? pomyślała.

- Masz piegi. - Zaskoczył ją swoją uwagą. Zmarszczyła nos i

przykryła dłonią nos.

- Nie cierpię ich. Zawsze wychodzą na słońcu.

- Są piękne, urocze, jak wszystko inne w tobie.

- Wszystko?

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Uniosła brwi,

nieświadomie go przedrzeźniając. Ze wszystkich sił próbowała

zachować kontrolę nad sobą i sytuacją.

- No, prawie wszystko - sprostował, spoglądając znacząco na

gips. - Bardzo mi się nie chce stąd ruszać, ale chyba powinniśmy już

iść.

Resztę popołudnia spędzili, spacerując po miasteczku i

przymierzając ludowe czapki, co wprawiło Justine w doskonały

nastrój. Kiel włożył tradycyjne nakrycie głowy, jakie nosiła tu

większość starszych mężczyzn. Wyglądał wyjątkowo śmiesznie w

czarnej, filcowej czapce z długimi nauszni-kami, pokrytej kolorowymi

haftami.

- Kupię sobie taką czapkę - stwierdził ze śmiechem. -

Przynajmniej podczas żeglowania będzie mi ciepło w uszy.

- Nie możesz! - zaprotestowała rozbawiona. - Co sobie pomyśli

twoja załoga?

Spojrzał na nią zdumiony.

- A co mnie to obchodzi?

RS

background image

111

Nie była w stanie przestać chichotać, gdy wyobrażała go sobie w

tej czapce. Wciąż krztusiła się ze śmiechu, kiedy opuścili sklepik i

ruszyli na rynek. Planowali napić się czegoś po kolei w każdym barze.

Mieli nadzieję, że wypatrzą Dawida. Trwało to dłużej, niż się

spodziewali, bo co rusz ich oczy przyciągały jakieś towary na

wystawach sklepowych. Kiel chciał kupić haftowany obrus dla Melly.

Justine zastanawiała się nad koronkami. Kiedy w końcu dotarli na

rynek, byli bardzo spragnieni, a Justine również zmęczona, bolały ją

nogi.

Przyjemność, jaką czerpała z jego towarzystwa, zaburzona była

przez, smutek. Nie potrafiła przestać myśleć o tym, że tylko tyle od

niego dostanie. A jednak nie umiałaby przerwać tego związku. Kiel

był najbardziej ekscytującym i najatrakcyjniejszym mężczyzną,

jakiego kiedykolwiek poznała. To się zdarza raz w życiu. Ciotka

Margaret zawsze jej powtarzała, że za wszystko w życiu trzeba

zapłacić. Za to też przyjdzie jej gorzko odpokutować - wiedziała o

tym. Gdyby udało się im znaleźć Dawida dzisiaj, ona i Kiel mieliby

dla siebie przynajmniej jeden pełny dzień. Podniesiona na duchu tą

perspektywą, przyspieszyła kroku.

Sprzeczając się, czyja to wina, że tak dużo czasu zabrało im

dojście do rynku, rozsunęli zasłonę z koralików, która wisiała w

wejściu do pierwszego baru.

- To ty się upierałeś, żeby zajrzeć do winnego... O rany! -

krzyknęła. - To Dawid.

RS

background image

112

Stanęła jak wryta, nie wierząc własnym oczom. Przed nią, oparty

o bar, stał znajomy, wysoki jasnowłosy mężczyzna. Wróciła nadzieja,

że jej plany, dotyczące jutrzejszego dnia, mają szansę na realizację,

więc powitała kuzyna ze szczerą radością.

Ku jej zdziwieniu nie wyglądał na zaskoczonego jej widokiem.

Zamiast tego uśmiechnął się wyraźnie usatysfakcjonowany.

- Wiedziałem, że zmienisz zdanie! Była kompletnie zaskoczona.

- Co? - zapytała tylko.

Nie zwracając uwagi na jej reakcję, podszedł do niej z otwartymi

ramionami i nagle zatrzymał się, widząc jej rękę w gipsie.

- Na Boga, kobieto, coś ty zrobiła?

- Rozbiłam twój samochód - odpowiedziała odruchowo.

- Co?! - Mina zrzedła mu w jednej chwili. - Czy jest bardzo źle?

Wiedziała, że nie mówi o niej, tylko o samochodzie. Była coraz

bardziej wściekła.

- Dawid! Może byś przynajmniej udał, że troszczysz się o mnie!

Miło by było myśleć, że jestem dla ciebie choć odrobinę ważniejsza

niż ten cholerny samochód!

Skrzywił się, choć Justine nie była pewna, czy to z powodu

skruchy.

- Jak się czujesz? - zapytał szybko.

- Świetnie - odpowiedziała, wybuchając śmiechem. -Złamany

nadgarstek i wstrząs mózgu. Miło, że pytasz. - Po czym pochyliła się i

cmoknęła go w policzek.

RS

background image

113

Dawid się nigdy nie zmieni. To chyba niemożliwe. Zawsze

najbardziej liczyły się jego sprawy, a dopiero dużo, dużo dalej

plasowali się inni i ich problemy.

- Ale czemu nie jesteś zdziwiony, że mnie tu widzisz?

- Czy bylibyście łaskawi - wtrącił się Kiel zimnym jak lód tonem

- odłożyć to świergotanie zakochanych na później?

Szyderstwo w jego głosie podziałało na Justine jak kubeł zimnej

wody. Obróciła się na pięcie i spojrzała na niego pytająco.

- A ty skąd się tutaj wziąłeś? - zapytał zaszokowany Dawid.

- Szukam ciebie.

- Czemu? -I nagle znalazł odpowiedź na swoje pytanie. - Katia!

Przecież jesteś jej niańką! Powinienem się domyślić, że będziesz mi

deptał po piętach. Ale ja sobie nie życzę, żebyś wtrącał się w moje

sprawy!

- Z rozkoszą bym się trzymał od ciebie z daleka, gdyby twoje

„sprawy" nie wprowadzały nieustannie zamieszania w moje życie. A

jednak w tym wypadku nie przyjechałem w imieniu Katii, tylko po

plany. Więc mi je daj, a już znikam.

- Plany? Jakie plany?

- Plany, które wziąłeś z biurka Johna. Plany Challengera. Są

potrzebne na poniedziałek rano.

- Co? Ależ ja ich nie mam!

- Musisz je mieć! Były na biurku Johna, nim wpadłeś do biura

jak trąba powietrzna. A kiedy wyszedłeś, razem z tobą zniknęły plany!

RS

background image

114

- Nie wziąłem ich! To znaczy, wziąłem - poprawił się - ale

niechcący! - Odwrócił się i spojrzał na Justine, która właśnie

zastanawiała się, jak doszło do tego, że rozmowa zmieniła się w

kłótnię. - Dlaczego nie oddałaś tych cholernych planów?

- Ja? - pisnęła zdumiona. - Przecież ich nie mam! Popatrzył na

nią z niedowierzaniem.

- Co ty gadasz?! Sam ci je dałem!

- Nie dałeś!

- Justine - powiedział z wymuszonym spokojem. - Dałem ci je.

Kiedy wsiadałaś do samochodu, żeby mnie zawieźć na lotnisko, leżały

na siedzeniu, zawinięte w moją kamizelkę ratunkową. Dałem ci plany,

a ty zaniosłaś je dla bezpieczeństwa do domu.

Nagle poczuła się bardzo nieswojo. Nie śmiała spojrzeć na

Kiela. Stał za nią zupełnie nieruchomo.

- Co ja z nimi zrobiłam? - szepnęła.

- Nie mam pojęcia. - Dawid przeczesał palcami włosy i

westchnął. - Prosiłem, żebyś się upewniła, czy dotarły do Johna.

Wyjaśniłem ci, czego dotyczą, a ty zaniosłaś je do domu.

Próbowała sobie coś przypomnieć, ale miała w głowie

kompletną pustkę. W końcu Dawid zupełnie stracił cierpliwość.

- Och, przestań, Justine! - wrzasnął. - Musisz pamiętać! Przecież

to było zaledwie kilka dni temu! Wiesz dobrze, że to bardzo ważne!

Przestań się zgrywać!

- Ja się nie zgrywam! - powiedziała zrozpaczona. - Naprawdę!

- Myśl!

RS

background image

115

- Ona myśli - powiedział chłodno Kiel. - Krzyk tu nic nie

pomoże. Gdyby coś pamiętała, przypomniałaby sobie, gdy szukaliśmy

ciebie.

- Zamknij się, Kiel! - warknął Dawid. - Ona nie jest sklerotyczną

babcią! - Odwrócił się do Justine i spróbował znowu łagodnej

perswazji: - Dałem ci plany, a ty...

- Dawid - wtrącił się znowu Kiel, tracąc cierpliwość. - Justine

cierpi na amnezję. Nie pamięta nic, co poprzedziło wypadek i

nastąpiło kilka godzin po nim.

- Co? Czy to prawda? - zwrócił się do niej, a kiedy pokiwała

żałośnie głową, wybuchnął: - To czemu, do diabła, nic mi nie

powiedziałaś?!

Dopiero teraz zauważyła, że stali się główną atrakcją wieczoru,

więc zapytała apatycznie:

- Czy moglibyśmy kontynuować tę rozmowę w jakimś innym

miejscu?

- Co? A niech to... - mruknął na widok zaciekawionych twarzy

dookoła. - Poczekaj. Ureguluję rachunek i pójdziemy do domu.

Dawid płacił przy barze, a ona wyszła za Kielem na dwór. Czuła

pełen chłodu dystans między nimi. Jej uwagi nie umknęła szydercza

wzmianka o romansie. Wszystko by dała, żeby znać w tym momencie

jego myśli.

- Co to była za paskudna uwaga o zakochanych? - zapytała

wojowniczo.

RS

background image

116

Kiel stał oparty o ścianę, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.

Obojętnie wzruszył ramionami.

- Nie ma o czym mówić - odparł.

- Miałeś na myśli mnie i Dawida.

Odwrócił głowę i posłał jej w odpowiedzi piorunujące

spojrzenie.

- Daj spokój, dobrze?

- Nie! Chcę, żebyś mi powiedział! Chodzi o plany? Dlatego

jesteś na mnie taki wściekły?

- Nie, nie chodzi o te cholerne plany! Nie lubię, jak się ze mnie

robi idiotę! Z kimś, kto, jak twierdzisz, jest tylko przyszywanym

kuzynem, łączy cię bardzo bliska zażyłość!

- Nie łączy nas zażyłość! Jesteśmy przyjaciółmi! - Była już

prawie tak rozwścieczona, jak on. - Mówiłam ci już, że między nami

nic nie ma i nie było!

- Skąd wiesz? - zapytał gładko. - Przecież nie pamiętasz.

- Och, przestań się zachowywać jak idiota. Jeśli nie mieliśmy

romansu w niedzielę rano, co pamiętam doskonale, to trudno byłoby

go mieć w niedzielę po południu! Chyba że porwał nas namiętny żar,

gdy przygotowywałam obiad - dodała sarkastycznie. - Ale nawet ty

musisz przyznać, że to mało prawdopodobne.

- Muszę? - zapytał. - Mnie poznałaś tak naprawdę zaledwie

czterdzieści osiem godzin wcześniej, nim porwał nas „namiętny żar",

a Dawida znasz od piętnastu lat! A dla ścisłości dodam, że jego

RS

background image

117

samolot odleciał dopiero pół godziny przed północą. Od obiadu

minęło mnóstwo czasu.

- Ty łajdaku! - wykrztusiła, nie wierząc własnym uszom.

Zamierzyła się i chciała go spoliczkować, ale złapał ją za nadgarstek.

Zagryzła z wściekłości zęby i syknęła: - Wszystko sobie

wykombinowałeś, co? Na chłodno! Mówiłam, że nic nie łączy mnie z

Dawidem!

- Mówiłaś wiele różnych rzeczy - warknął. Odwrócił się od niej,

jakby nie mógł znieść jej widoku.

Justine szarpnęła go za ramię i zmusiła, by na nią spojrzał.

- I w nic nie uwierzyłeś, tak? - zapytała.

Strzepnął jej dłoń z ramienia. Jego twarz znowu zastygła w

chłodną, pełną dystansu maskę, która doprowadziła ją w szpitalu do

takiej furii.

- W nic. A powinienem?

- Nawet kiedy się kochaliśmy? - naciskała.

Musiała się dowiedzieć wszystkiego. Musiała usłyszeć to jasno i

wyraźnie. Żadnych insynuacji, aluzji, tylko szczera prawda. I

nieważne, jak się będzie z tym czuła.

- Kiedy uprawialiśmy seks - poprawił ją lodowatym tonem. - Jest

pewna różnica.

- Wiem, że jest cholerna różnica!

- To czemu jesteś zaskoczona? Przecież chyba nie oczekiwałaś,

że się w tobie zakocham?

RS

background image

118

- Nie, nie oczekiwałam. Ale też nie spodziewałam się, że chcesz

tylko zaspokoić żądze! Wydawało mi się, że to była obustronna

sympatia.

- Naprawdę? Jakie to staromodne - szydził. - Gdybyś się tak nie

obnosiła...

- Obnosiła?!

- A tak. Jestem tylko człowiekiem.

- O, nie, Kiel - powiedziała surowo. - Ty nie jesteś człowiekiem,

tylko zimnym, wyrachowanym draniem.

- A ty? - zapytał złośliwie. - Myślisz, że nie zwróciłem uwagi na

jego wzmiankę, że się ciebie spodziewał? Szkoda, że zapomniałaś go

uprzedzić, że wasz romans ma być utrzymany w tajemnicy.

Na to nie była w stanie odpowiedzieć przed rozmową z

Dawidem, więc w milczeniu obejrzała się za siebie. Paciorki zasłony

zagrzechotały, rozsunięte przez Dawida. Odwróciła się tyłem do obu

mężczyzn, starając się ze wszystkich sił odzyskać panowanie nad

sobą.

- Sprawdzę, czy da się zdobyć bilety na wcześniejszy lot do

Anglii - powiedział sucho Kiel.

Posłała mu spojrzenie pełne odrazy. Jego zielone oczy były

zimniejsze niż norweskie wody, które tak kochał.

- Arogancki łajdak - mruknął Dawid, gdy Kiel się oddalił. -

Chodź, do mojej willi jest niedaleko - powiedział, biorąc Justine pod

rękę.

RS

background image

119

Rozpoznała dom bez trudu. Weszła do holu i opadła na jedyny

stojący tu fotel, jakby nagle straciła całą energię. Była w stanie myśleć

jedynie o lodowatym spojrzeniu Kiela, o pogardzie w jego oczach.

- Lepiej mi wszystko wyjaśnij - powiedział ze znużeniem

Dawid. - Naprawdę nic nie pamiętasz?

- Ostatnia rzecz, jaką sobie przypominam, to przygotowywanie

niedzielnego obiadu. Nie pamiętam, kiedy przyszedłeś. Nie pamiętam

jazdy na lotnisko.

- I pewnie nie pamiętasz, jak rozbiłaś mój samochód - dodał

ponuro.

- Rany boskie! Tylko o tym jesteś w stanie myśleć? Zostawiasz

Katię, która mnie oskarża o to, że próbowałam cię jej odebrać.

Opierając się zresztą na twojej opinii! - Zaczerwienił się. - Zabierasz

ze sobą plany, które mogą uratować twoją firmę od bankructwa. I nie

ma co powtarzać, że dałeś je mnie - dodała, nim zdążył w ogóle

otworzyć usta, by zaprotestować. - To ty byłeś za nie odpowiedzialny.

A ty tylko ciągle pytasz o samochód!

- Był prawie nowy! Nie stać mnie na kupno następnego, do

czasu gdy dostaniemy to zamówienie.

- Jeśli je dostaniecie - poprawiła go.

- Dobrze, niech będzie, jeśli je dostaniemy! A właściwie, czemu

ty na mnie wrzeszczysz? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!

Coś jej drgnęło w środku.

- Dlaczego byłam w twoim samochodzie? - zapytała, udając

obojętność. - Mam własny.

RS

background image

120

- A niech cię... To ty nalegałaś, żebyśmy pojechali moim!

Poprosiłem, żebyś zawiozła mnie na lotnisko, a ty, jak zwykle

drobiazgowa, stwierdziłaś, że nie zamierzasz zużywać własnej

benzyny! Więc wzięliśmy mój samochód i do czego to

doprowadziło?!

Nie miała siły na dalszą kłótnię. Wstała. Bolała ją głowa.

Szkoda, że Dawid tak rzadko używa rozumu. Wszyscy mieliby mniej

kłopotów.

- Najwyższy czas, byś wziął na siebie swoje obowiązki - zganiła

go. - I czemu, na Boga, powiedziałeś Katii, że jesteśmy kochankami?

To najgłupsza rzecz, o jakiej kiedykolwiek słyszałam!

- Bo miałem już dość wysłuchiwania na okrągło opowieści o jej

wspaniałym bracie! Dlaczego nie jestem taki jak on? Czemu nie robię

tego co on? Wkurzyła mnie - dodał markotnie. - Powiedziałem jej w

końcu, że jeśli będzie mi wiercić dziurę w brzuchu, to od niej odejdę i

znajdę sobie cały tabun kobiet. A zacznę od ciebie, bo ty byś mi nie

dawała takiego wycisku. Zdaje się, że się pomyliłem.

- A czego się spodziewałeś?

- Nie spodziewałem się, że staniesz po stronie Kiela!

- Nie stoję po jego stronie!

- Mężczyzna ma swoją dumę, Jus - ciągnął, nie zwracając na nią

uwagi. - Nie wiesz, jak to jest, gdy co pięć minut wciska ci się do

gardła wspaniałego Kiela Lindstroma. Poza tym dobrze mu zrobi

świadomość, że nie każdy członek jego wyjątkowej rodziny może

zawsze mieć to, co chce.

RS

background image

121

- I pewnie dlatego dałeś mu do zrozumienia, że na mnie tutaj

czekałeś! - zauważyła gniewnie.

- Bo na ciebie czekałem! - krzyknął. - Chciałem, żebyś

przyjechała tu ze mną, a ty obiecałaś, że się zastanowisz.

- Nigdy bym tego nie zrobiła, gdybym wiedziała, co

powiedziałeś Katii. Że jesteśmy kochankami!

Zignorował tę uwagę i powiedział tylko:

- A co do przywożenia go z sobą...

- To nie moja wina, że nic nie pamiętam! - odgryzła się urażona.

- Nie. Podobnie jak nie z twojej winy się z nim przespałaś!

Gapiła się na niego z niedowierzaniem. Jak to możliwe, że on

może być aż tak paskudny? Z niebezpiecznym drżeniem głosu

zapytała:

- Skąd wiesz?

- Skąd? - Teraz to on spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Chyba

połowa Madery słyszała, jak wrzeszczeliście na siebie przed barem!

- Niezły jesteś, wiesz? - powiedziała z goryczą. - Sam robisz, co

chcesz, ale nikt inny nie ma prawa do zaspokajania swoich potrzeb.

Jesteś takim cholernym egoistą! Całe życie ludzie chronią cię przed

rzeczywistością - najpierw ciotka Margaret, potem ja, Kiel, nawet

Katia. Mam już tego dość. Czy nie zdajesz sobie sprawy z tego, że ja

też czasem potrzebuję wsparcia, pocieszenia? Serdeczności? Nie,

oczywiście, że tego nie wiesz. Mężczyznom się na to pozwala. Mają

swoje potrzeby i bez problemu mogą je zaspokajać. Nikomu nawet nie

drgnie powieka. A kiedy kobieta robi to samo, z miejsca przykleja się

RS

background image

122

jej etykietkę latawicy! Do licha, powiem ci, ja go pragnęłam!

Chciałam, żeby się ze mną kochał!

Dawid w milczeniu gapił się na nią jak sroka w gnat. Jakby jej

nie poznawał. Z jej gardła wyrwał się zduszony śmiech. A

jednocześnie do oczu napływały łzy.

- Będę potrzebowała pieniędzy na taksówkę - powiedziała

spokojnie. - A ty sobie wracaj do swojego małego, ciasnego życia,

swojej wygodnej obojętności na innych ludzi.

Bardzo szybko, tak szybko, że było to niemal obraźliwe, Dawid

wyjął pieniądze z portfela i wcisnął je Justine.

- Gdzie się zatrzymałaś?

- W Machico, w hotelu Dom Pedro.

Marzyła w tej chwili jedynie o ucieczce. Chciała być sama.

Obróciła się więc na pięcie i wyszła. Kiedy dotarła z powrotem na

rynek, prawie nic nie widziała z powodu łez.

Podczas jazdy do hotelu miała dość czasu, by zastanowić się nad

tym katastrofalnym wieczorem. Kiedy tak nad nim rozmyślała, jej

nastrój stopniowo zmieniał się. Ogarniał ją gniew. Dlaczego miałaby

przepraszać za to, że zachowała się po ludzku? Dlaczego ma czuć się

z tego powodu winna? Nie zrobiła nic, czego musiałaby się wstydzić.

A Dawid? Był jak jej brat, a zachował się tak samolubnie. I wreszcie

Kiel, który zrobił z niej dziwkę. Im więcej myślała o jego zachowaniu,

tym bardziej była wściekła. Teraz przychodziły jej do głowy riposty

na jego ostre słowa. Potraktowali ją obaj jak przedmiot, użyli dla

własnych celów... Kiel jako przewodnika po wyspie, i nie tylko..., a

RS

background image

123

Dawid do zemsty na Katii i Kielu. Prędzej da się posiekać, niż

pozwoli, by odbijali ją między sobą jak piłeczkę pingpongową! Jak

Kiel śmiał oskarżyć ją o to, że jest niewiele lepsza od prostytutki?

Nawet jeśli naprawdę tak myślał, to czy musiał to mówić?! Jeśli się

spodziewał, że ona potulnie wysłucha tych zarzutów, to się bardzo

pomylił. Wkrótce przekona się, jaki popełnił błąd!

Kiedy samochód zatrzymał się przed hotelem, dała

zaskoczonemu kierowcy wszystkie pieniądze od Dawida, wysiadła i

jak burza wpadła do recepcji. Zażądała klucza, pomaszerowała do

windy i z wściekłością wcisnęła guzik.

Dotarła do drzwi Kiela. Widząc, że nie są zamknięte na klucz,

otworzyła je tak gwałtownie, że mocno uderzyły w ścianę. Kiel stał

przy oknie. Gwałtownie się odwrócił.

- Wynoś się! - wrzasnął.

- Nie! - Weszła do środka i zatrzasnęła za sobą drzwi. -

Oskarżyłeś mnie o to, że potrzebuję nieustannego zapewniania o

uczuciach mężczyzny! Pomyliłeś się! Potrzebuję jedynie uczciwości!

Czy to tak wiele? Jeśli chciałeś przelotnego romansu, kobiety na jedną

noc, to czemu tego nie powiedziałeś? Czemu się ze mną droczyłeś?

Uwodziłeś? Czemu byłeś miły? Czemu udawałeś?

- Bo tego oczekują kobiety. Przecież to część gry, prawda? -

zadrwił.

- Nie mojej gry! - warknęła. - Nie oczekiwałam deklaracji

miłości czy wiecznego oddania. Jak słusznie zauważyłeś, niemal się

nie znaliśmy. Ale polubiłam cię, Kiel, uważałam za człowieka

RS

background image

124

honoru! - krzyczała. - Szydzenie z moich uczuć, oczernianie mnie,

robienie ze mnie rozpustnicy nie było uczciwe. Nawet jeśli tak

myślałeś, nie musiałeś tego mówić. Chciałeś pomniejszyć coś, co dla

mnie było ważne, wyjątkowe. Tego nie mogę ci wybaczyć. Dawid

użył mnie dla swoich własnych, dziecinnych celów. A ty dla swoich.

Wychodzi więc na to, że jestem jedyną osobą, która z tej sytuacji

wyszła z honorem - stwierdziła z godnością. Patrzyła mu prosto w

oczy. - Miło jest mieć smukłe ciało i urodziwą twarz, ale jeśli umysł i

uczucia nie idą z tym w parze, to jest się ohydnym. Wtedy nie liczy

się uroda, Kiel. A ja byłam idiotką, skoro uwierzyłam, że może być

inaczej.

Odwróciła się na pięcie i wyszła. Zanim otworzyła drzwi

swojego pokoju, przez kilka długich minut stała w ciemnym

korytarzu, próbując się uspokoić. Nagle dotarł do niej hałas

dobiegający z pokoju Kiela. Jakby coś uderzyło w ścianę. Pomyślała,

że zaraz zbiegnie się cały personel hotelu, więc szybko schowała się w

pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Rozebrała się i położyła.

Powtarzała sobie, że nie będzie się czuła winna, nie będzie się

wstydzić. Cicho płakała w poduszkę, aż wreszcie zmęczona zasnęła.

Ostre słońce następnego poranka dało jej pretekst do założenia

ciemnych okularów, które skutecznie ukryły zapuchnięte oczy.

Włożyła niebieskie bawełniane spodnie i biały T-shirt. Zeszła na dół.

Wręczono jej list. Była to lakoniczna notatka od Kiela, który

informował ją, że nie było wolnych miejsc we wcześniejszym

samolocie. To oznaczało, że czekał ich jeszcze jeden długi, trudny

RS

background image

125

dzień. Justine zmięła kartkę i wrzuciła ją do najbliższego kosza na

śmieci. Poszła na śniadanie. Sama. Kiel albo już wyszedł, albo

ukrywał się w swoim pokoju. Była zadowolona, że nie musi się z nim

spotykać. Żałowała, że w ogóle go poznała.

Kiedy wychodziła z jadalni, w jej kierunku zmierzał kierownik

hotelu. Udała, że go nie widzi, i szybko wyszła na dwór. Ruszyła do

miasteczka. Tak jak sobie obiecała, chciała połazić po sklepach. Tylko

że to, co miało być przyjemnością, okazało się upiorem wspomnień.

Nie widziała kolorowych butów ani drobnych wyrobów miejscowego

rzemiosła. Brała je do ręki i odkładała. Dokuczało jej nie tylko

wspomnienie zachowania Kiela, ale też fakt, że jest odpowiedzialna za

te plany. Chociaż w żaden sposób nie potrafiła sobie przypomnieć

chwili, kiedy Dawid jej je dawał.

Apatycznie powlokła się na postój taksówek. Uśmiechnął się do

niej ten sam kierowca, który wiózł poprzednio ją i Kiela.

-Bom did, senhora.

Zmusiła się do uśmiechu i odpowiedziała:

- Bom dia.

Przypomniała sobie o czymś, co chciała zrobić. Stanęła,

zadumała się, po czym zwróciła do taksówkarza z pytaniem:

- Pico de Arieiro?

- Sim - odpowiedział z uśmiechem.

Miała nadzieję, że dobrze zapamiętała nazwę wygasłego

wulkanu. A nawet jeśli się pomyliła, to i tak lepiej jechać

dokądkolwiek, niż włóczyć się po okolicy, licząc godziny do wyjazdu.

RS

background image

126

Nie zdążyła zamknąć drzwiczek, gdy samochód ruszył

gwałtownie, zdecydowanie za szybko jak na gust Justine. Krzyknęła, a

w odpowiedzi zobaczyła we wstecznym lusterku rozbawione

spojrzenie kierowcy. Oczywiście się popisywał. Pewnie myślał, że

Anglicy jeżdżą z prędkością dźwięku.

Taksówkarz całą drogę coś do niej mówił, zupełnie nie

przejmując się tym, że pasażerka prawie nic nie rozumie. To jednak

pozwoliło jej oderwać myśli od Kiela. Do tego dochodził niepokojący,

dość niefrasobliwy sposób prowadzenia auta. Jak zauważyła,

taksówkarz nie był wyjątkiem wśród miejscowych kierowców. Nikt

nie trzymał się tutaj swojej strony jezdni. Odetchnęła z ulgą, kiedy

zjechali z głównej drogi. Jednak zaraz zaczęła się kolejna odsłona

horroru. Wjeżdżali bardzo stromo pod górę. Wchodzili w jeden ślepy

zakręt za drugim. A kierowca - specjalnie lub przez przypadek -

uparcie jechał środkiem drogi. Justine wolała nie patrzeć przed siebie.

Wyjrzała przez boczne okno. Drzewa powoli ustępowały trawie i

skałom. Zauważyła też stado owiec.

- Sim - kiwnął głową taksówkarz. - Borrego. Jedyne płaskie

miejsce.

Odwrócił się do niej, żeby sprawdzić, czy zrozumiała. A ona

próbowała zmusić go, by jednak patrzył na drogę przed nimi, czym

bardzo go rozśmieszyła. Jak dotąd nie spotkali na tym górzystym

szlaku żadnego innego samochodu, ale mogli się przecież stoczyć w

jakiś wąwóz.

RS

background image

127

- Borrego to owce? - zapytała, tym razem wdzięczna za wsteczne

lusterko, dzięki któremu mogła prowadzić rozmowę.

- Sim - odparł, wyraźnie nie wiedząc, o co go zapytała. - Niżej

one spadać! - roześmiał się zadowolony ze swojego dowcipu.

Justine doszła do wniosku, że to musi być pewnie jedyny płaski

teren na wyspie, gdzie owce mogą bezpiecznie chodzić i nie spadną w

przepaść. Mimo że nie podróżowała wiele po wyspie, zauważyła, że

mało jest na Maderze płaskich miejsc. A owce, w przeciwieństwie do

górskich kozic, nie pasą się na stromiznach.

Wkrótce dotarli na żwirowy parking, Kiedy wysiadła z

samochodu, uderzył w nią silny podmuch wiatru. Dookoła było tylko

kilka drzew i liczne głazy. Księżycowy pejzaż. Stanowiło to wielki

kontrast w stosunku do bujnej zieleni na dole. Justine zadrżała

przeniknięta poczuciem pustki. Najwyraźniej na jej twarzy

odmalowało się rozczarowanie, bo taksówkarz wziął ją za rękę i

zaprowadził dalej, mijając małe stoiska z napojami, aż doszli do

wąskiej ścieżki. Stamtąd rozpościerał się wspaniały widok na górskie

szczyty. W błękitne niebo wbijały się ciemne, ostre skały otoczone

białą pianą chmur.

- Dobrze? - zapytał zadowolony z siebie.

- Sim - odparła. - Dobrze.

- Patrz, a ja czekam - powiedział, wskazując za siebie. Kiwnęła

głową na znak, że rozumie.

Ruszyła po skalistym terenie w stronę najlepszego punktu

widokowego. Chmury otaczające szczyty dawały wrażenie ruchu, jak

RS

background image

128

gdyby skały się kołysały. Zakręciło się jej w głowie. Szła dalej

ścieżką, aż podeszła do miejsca, skąd można było zajrzeć do krateru

dawno wygasłego wulkanu. Oczyma wyobraźni zobaczyła jego

żarzące się wnętrze, czerwonoczarnożółte. Tryskała niegdyś z niego

lawa, która spływała w dół, w stronę bujnej zieleni. Zdolna zniszczyć

wszystko, co napotkała na swej drodze. A teraz rosły tam drzewa.

Ciekawa była, czy ktoś kiedyś wpadł do krateru? Niemożliwe chyba

było wdrapanie się z powrotem bez pomocy. Na wszelki wypadek

nieco się cofnęła.

Spojrzała jeszcze raz na szczyty majaczące w oddali. Odwróciła

się i zaczęła wracać po własnych śladach. Patrzyła pod nogi, żeby się

nie potknąć. Podniosła wzrok, dopiero gdy dotarła do chybotliwego

ogrodzenia, które było pozostałością zabezpieczającej barierki. Nagle

zamarła. Z jej taksówkarzem rozmawiał... Kiel. A lodowate, zielone

oczy patrzyły wprost na nią. Minęła go bez słowa. Nie myślała teraz o

tym, że ścieżka jest bardzo wąska, a jeden nieostrożny krok może

spowodować, że Justine spadnie. To nie miało znaczenia. I nie

obchodziło jej, co sobie pomyśli taksówkarz, widząc, że ona i Kiel ze

sobą nie rozmawiają.

Podeszła do samochodu i czekała tam na kierowcę. Z niemą

wściekłością patrzyła, że razem z nim zbliża się Kiel i wskakuje na

przedni fotel.

- Co ty sobie wyobrażasz?

Spojrzał na nią drwiąco. Zdjął okulary przeciwsłoneczne.

- Jadę do Machico, a co?

RS

background image

129

- Nie moją taksówką! - wrzasnęła. - Wysiadaj. Wróć tak, jak się

tu dostałeś.

- Gdyby to było możliwe, dawno bym to zrobił. Nie mam

najmniejszej ochoty siedzieć z tobą w jednym samochodzie -

powiedział spokojnie. - Niestety, autobus już odjechał.

Przypomniała sobie, że kiedy tu przyjechała, na parkingu stał

odrapany, niebieski autobus. Teraz go nie było.

- Więc będziesz musiał poczekać na inny środek transportu -

syknęła nienawistnie. - Moją taksówką nie pojedziesz!

- Nie zachowuj się jak dziecko - odparł z niewzruszonym

spokojem.

Patrzył jej prosto w oczy. Spokojnie zatrzasnął drzwi.

Zanim zdążyła coś zrobić, na przykład kopnąć go, krzyknąć,

wyciągnąć go siłą ze środka, taksówkarz usiadł za kierownicą,

uśmiechnął się i przekręcił kluczyk w stacyjce. Wiedziała, że Kiel jest

zdolny powiedzieć kierowcy, żeby zostawił ją na szczycie wulkanu,

więc szybko wskoczyła na tylne siedzenie.

Kiedy auto zatrzymało się na rynku, wysiadła i nie oglądając się

za siebie, odeszła szybkim krokiem. Nie przejmowała się, że

taksówkarz może uznać ją za niegrzeczną. Po chwili jednak przyznała,

że to głupie. W końcu to nie jego wina, że Kiel jest takim

niegodziwcem.

RS

background image

130

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Justine weszła do małej kawiarenki, którą wypatrzyła rano.

Wybrała stolik w ogrodzie, w cieniu wielkiego drzewa. Zamówiła

kawę, omlet i sałatę. Zjadła posiłek odruchowo, cały czas myśląc o

Kielu. W końcu zmusiła się do postanowienia: nie będzie o nim

myśleć! Nie będzie! Ból w końcu ustanie. Przecież musi.

Skończyła jeść, zapłaciła rachunek i nie mając pomysłu, co ze

sobą zrobić, wróciła do hotelu. Może położy się na chwilę? Wciąż

bolała ją głowa. Jednak jej plany zostały pokrzyżowane. Kiedy tylko

weszła do holu, dopadł ją kierownik. Wyglądało to tak, jakby na nią

czekał. Zależało mu na tym, żebym ściągnąć jak najwięcej gości do

hotelu, a ona przyznała się niebacznie, że ma własne biuro podróży.

Sama jest sobie winna. Może na przyszłość będzie trzymała język za

zębami.

- Bom dia, panno Hardesty. Czy miło spędziła pani dzień?

- Tak, dziękuję. Pojechałam na szczyt starego wulkanu. Bardzo

tam pięknie - odpowiedziała beznamiętnie.

- Powinna pani pojechać na wycieczkę objazdową po wyspie.

Zobaczyć winne tarasy, wodospady, gorące źródła. To piękna wyspa.

- Tak, wiem. Niestety, jutro muszę wracać do Anglii. Kierownik

spojrzał na nią z nadzieją, ale też ze skrępowaniem. W końcu jednak

wydusił z siebie pytanie:

- Czy to byłoby dla pani kłopotliwe, gdybym zaproponował

pokazanie mojego hotelu? Nie chciałbym zepsuć pani tego krótkiego

RS

background image

131

czasu, jaki został do wyjazdu, ale, jak pani sama widzi, mamy teraz

dużo wolnych miejsc.

- A zadaniem kierownika jest zarządzać - zgodziła się z nim,

uśmiechając się blado. - Dobrze. Przepraszam, jeśli wykazałam mało

entuzjazmu. Wszystko przez tę moją rękę - skłamała gładko.

- Oczywiście, rozumiem. Czy to bolesne? - zapytał szczerze

zatroskany.

- Tylko trochę - mruknęła zawstydzona swoim zachowaniem.

- Ale na pewno...?

- Na pewno.

Przecież i tak nie miała nic innego do roboty, a w ten sposób

przynajmniej nie będzie myślała o Kielu.

Kierownik pokazał Justine cały hotel. Kiedy skończyli

zwiedzanie, zaprosił ją do swojego biura na herbatę i ciasteczka.

Mimo że była zmęczona, nie potrafiła odmówić.

- Przyjdzie pani dzisiaj na wieczór fado?

- Fado?

- Sim. To coś w rodzaju muzyki ludowej. Smutne, niepokojące.

Isabella Aveira jest u nas słynna - powiedział, uśmiechając się

przepraszająco. - To pieśni o miłości, utracie, cierpieniu i smutku.

Bardzo smutne, bardzo piękne.

Dokładnie tego jej trzeba, pomyślała przybita.

- Gdzie to się odbędzie?

Gdyby to było gdzieś daleko, miałaby pretekst, żeby nie iść.

Jednak jej nadzieje od razu zostały rozwiane.

RS

background image

132

- Oczywiście tutaj, w hotelu. W sali dyskotekowej -

odpowiedział kierownik, krzywiąc się nieco przy ostatnim słowie.

Pewnie, jak zgadła Justine, na Maderze ludzie woleliby nigdy o czymś

takim nie słyszeć. - Dodatkową atrakcją będzie miejscowa grupa

taneczna w tradycyjnych strojach.

- O której zaczyna się występ? - zapytała zrezygnowana.

- O ósmej.

- W takim razie przyjdę z ochotą - obiecała, próbując wykrzesać

z siebie choć trochę entuzjazmu. Spojrzała na zegarek. Minęła dopiero

piąta. - Najpierw jednak pójdę trochę odpocząć. Bardzo panu dziękuję

za pokazanie hotelu. Obiecuję, że zastanowię się nad pana

propozycjami. Szkoda, że daleko stąd do pola golfowego, ale może da

się zorganizować jakiś transport. Nie mogę nic zagwarantować, bo

sama jeszcze nie byłam na polu. Jednak na pewno wszystko

przemyślę.

- O nic więcej nie proszę. I dziękuję za pani uprzejmość.

Uśmiechnął się do niej ciepło, ukłonił ujmująco i odprowadził do

windy.

Tutaj wszyscy byli tacy grzeczni: od zamiataczy ulic po

urzędników bankowych. Tym trudniej było im czegokolwiek

odmówić. Weszła do swojego pokoju i pierwszą rzeczą, na której

spoczął jej wzrok, był lawendowy dres ułożony równiutko na krześle.

Najchętniej wyrzuciłaby go przez okno. Nie chciała mieć niczego, co

przypominałoby jej o Kielu. Powstrzymał ją tylko szacunek dla pracy

pokojówki, która wyprała dres i wyprasowała.

RS

background image

133

Kiedy zeszła o siódmej na kolację, nieco odświeżona drzemką,

ucieszyła się, że nigdzie nie było Kiela. Złośliwość losu zesłała jej

jednak pamiątkę ich wspólnego posiłku. Na kolację znowu była

espada. Nawet plasterek suszonego banana na wierzchu wyglądał

podobnie.

W którymś momencie dała sobie spokój z udawaniem, że je.

Poszła do sali dyskotekowej i, ku swojemu zaskoczeniu, zastała tam

już całkiem spory tłum. Zamówiła sobie sok owocowy. Ten jeden

jedyny raz w życiu miałaby ochotę wlać w siebie trochę wódki i upić

się do nieprzytomności, ale, niestety, nie mogła. Znalazła wolne

miejsce przy ścianie, w odległym kącie pomieszczenia. Wszyscy byli

najwyraźniej w grupach, w związku z czym zaczynała żałować, że w

ogóle tu przyszła. Spojrzenia kierowane w jej stronę były pełne nie

tylko zaciekawienia, ale również litości.

W końcu światło przygasło. Usiadła prosto i nagle jej wzrok

skrzyżował się ze spojrzeniem Kiela. Siedział oparty o ścianę i nie

odrywał od niej wzroku. Był taki przystojny, nieznośnie przystojny.

Siłą oderwała od niego oczy i spojrzała na scenę, na którą właśnie

wyszła młoda kobieta ubrana na czarno. Nie było żadnej muzyki,

żadnej gitary, którą spodziewała się usłyszeć, tylko ta kobieta.

Zresztą, czegokolwiek się spodziewała, pomyliła się. Głos śpiewaczki

wywołał długi dreszcz, który przeszył Justine aż do kości. Czuła, jak

włosy stają jej dęba, jak wszystko jej się w środku ściska. Nie musiała

rozumieć słów, znać języka. Szorstkie, chrapliwe tony mówiły same

za siebie. Było w nich cierpienie, miłość, umieranie, pustka. Justine

RS

background image

134

miała ochotę szlochać. Czuła cały ból i cierpienie świata. Głos

śpiewaczki pozwolił jej zapomnieć o sobie. Jej cierpienie wydało się

nagle mało znaczące w obliczu tego, o czym opowiadało fado. Długie,

wysokie tony, drżące, niemal gardłowe dźwięki miały zostać z Justine

do końca życia. Kiedy śpiewaczka skończyła koncert, zapanowała

cisza, jakby wszystkim nagle serca przestały bić. A potem rozległy się

gorące, ogłuszające oklaski. Wszyscy wstali, zaczęli tupać. Justine

siedziała na swoim miejscu, schowana wśród tłumu. Nigdy w życiu

nie była tak emocjonalnie poruszona.

Chciała uciec do pokoju. Oczy zaszły jej łzami. Ruszyła do

windy, ale drogę zastąpił jej Dawid. Nie miała ochoty z nim

rozmawiać, jednak patrzył na nią tak błagalnie, że się poddała.

- Przepraszam cię, Jus - powiedział cicho. - Nie chciałem być

taki samolubny. Odkąd wyszłaś, nic innego nie robię, tylko o tym

wszystkim myślę. Masz rację, jestem egoistycznym łajdakiem. A ty,

możesz mi wierzyć lub nie, jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym

skrzywdzić.

- To nie ma znaczenia - odpowiedziała apatycznie.

- Ależ owszem, ma. - Wyglądał na szczerze zatroskanego. -

Wszystko w porządku? Wyglądasz strasznie.

- To tylko ból głowy, Dawidzie. Nic mi nie jest. Dobranoc.

Odwróciła się i chciała odejść, ale chwycił ją za ramię.

- Nie mogę cię tak zostawić - powiedział z nieszczęśliwą miną. -

Nie pomyślałem o... o tym, jak się będziesz czuła, to znaczy o tym, co

RS

background image

135

powiedziałaś. Chyba byłem zaszokowany. Może gdyby chodziło o

kogoś innego niż on...

- To nie ma znaczenia - przerwała mu. - Wracaj do Katii i, jeśli

masz trochę oleju w głowie, zachowuj się bardziej stanowczo. Katie

tego świata potrzebują silnej ręki. A jeśli naprawdę tak bardzo nie

cierpisz stoczni, to wycofaj się z tego interesu. Rób coś, co lubisz.

- Na przykład co? Nie mogę i nie chcę być na utrzymaniu Katii!

- Miło mi to słyszeć - powiedziała zniecierpliwiona. Kiedy on jej

da spokój? - Czemu nie wrócisz do malowania? Zawsze to kochałeś. I

byłeś w tym dobry. Nie marnuj talentu.

- Ale jak miałbym...?

- Nie wiem! - wykrzyknęła. - Maluj jachty! Musi być na to

zapotrzebowanie! Zawsze w pobliżu żeglarzy widziałam mnóstwo

obrazów przedstawiających łodzie! Poszukaj bogatych i sławnych. Na

pewno mnóstwo z nich żegluje! Sprzedawaj obrazy. Naprawdę nie

musisz wracać do stoczni, to nie jest przymusowe.

- Wiem, ale od chwili, gdy upadła sprawa hotelu...

- Och! Tylko mi nie mów, że o to też mnie obwiniasz! Mówiłam

Katii i jej bratu, że to nie miało szans!

- Nie winię ciebie! Sam wiem, że to był głupi pomysł. Chciałem

tylko powiedzieć, że od tego czasu ona jest jakaś niespokojna,

drażliwa.

- Pewnie, że jest! Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, ale to

się chyba często zdarza kobietom w ciąży! Zresztą, nie jestem doradcą

małżeńskim, będziesz musiał sam rozwiązać swoje pro... - Przerwała

RS

background image

136

nagle na widok jego osłupienia. Westchnęła głęboko. - O, do diabła.

Nie wiedziałeś?

Pokręcił głową w milczeniu.

- Nie bądź taki przerażony. Nie chcesz mieć dziecka?

- Tak. Nie. Dziecko? - zapytał z niedowierzaniem. - Jesteś

pewna?

- Tak przynajmniej mówił Kiel...

- Dziecko - powtórzył. - Czemu nic mi nie powiedziała?

- Skąd mam wiedzieć?

- A ja jej mówiłem, że... Zostawiłem ten list...

Justine padała już z nóg ze zmęczenia. Poklepała go po ramieniu

i odwróciła się.

- Jestem zmęczona, Dawidzie. Dobranoc. Zobaczymy się na

lotnisku. Udało ci się zdobyć bilet?

- Co? A, tak. Justine?

Kątem oka zauważyła jakiś ruch. W drzwiach, częściowo ukryty,

stał Kiel. Justine zesztywniała.

- To prywatna rozmowa! - powiedziała lodowatym tonem.

Minął ich z nieprzyjemnym uśmieszkiem i wszedł do windy.

Justine spojrzała pustym wzrokiem na Dawida.

- Chciałem zapytać... - zaczął z ociąganiem. - Gdzie jest mój

samochód... ?

Nie wierzyła własnym uszom. Nie wiedziała, czy ma się śmiać,

czy płakać.

- Och, Dawidzie.

RS

background image

137

- Wiem, że to nie jest dla ciebie w tym momencie najważniejsze

- stwierdził zmieszany. - Chciałbym tylko wiedzieć, gdzie go szukać.

- Nie mam pojęcia - westchnęła. - Musisz zapytać Kiela. On go

odholował do warsztatu.

- Odholował?! - wrzasnął Dawid.

- Bo błotnik się trochę wgniótł i zahaczał o koło - wyjaśniła. -

Policja wszystko ci szczegółowo opisze. I tak będziesz musiał się z

nimi skontaktować w sprawie ubezpieczenia. Zresztą nie wiem,

zapytaj Kiela. A teraz dobranoc.

Kiela nie było już koło windy, więc podeszła, nacisnęła guzik i

rzuciła Dawidowi niecierpliwe spojrzenie przez ramię.

- Powiem mu prawdę, Jus, jeśli to dla ciebie ważne...

- Nie! - przerwała mu. - Nic mu nie mów!

Jeśli Kiel nie uwierzył jej wyjaśnieniom, to nie uwierzy nikomu

innemu, a już na pewno nie Dawidowi. Zresztą przestało ją obchodzić,

czy on zna prawdę, czy nie. To wszystko było nieistotne. Nigdy nie

wybaczy mu złośliwości i okrucieństwa. Nigdy. Nawet gdyby ją

błagał na kolanach!

Kiedy dotarła do pokoju, znalazła wsunięty pod drzwi liścik oraz

bilet lotniczy. Rzuciła bilet na komodę i przeczytała: „Taksówka na

lotnisko zamówiona na dziewiątą". Tylko tyle. Bez podpisu.

„Zamówiona", co zapewne znaczy, że Justine może nią jechać albo

sama zadbać o inny środek transportu. Odłożyła liścik. Zaczęła się

pakować, zostawiając tylko to, co będzie jej potrzebne w podróży.

Podeszła do okna i rozchyliła okiennice, które zamknęła pokojówka.

RS

background image

138

Ze zdziwieniem stwierdziła, że pada deszcz. A potem zaczęła się

zastanawiać, czemu ją to zdumiało. Przecież na Maderze też czasami

padało.

W ciągu nocy siąpiąca mżawka przemieniła się w prawdziwe

oberwanie chmury. Justine zmuszona była wstać i zamknąć okiennice.

Błyskawice rozświetlały niebo, a wtórowały im głuche, dudniące

uderzenia piorunów. Brzmiało to jak jakaś koszmarna symfonia. Nie

spodziewała się, że będzie spać w takich warunkach, ale musiała

zapaść w drzemkę, bo obudziło ją pukanie pokojówki, która

przyniosła herbatę.

- Bom dia - wymamrotała Justine.

Trochę bolało ją gardło, a w głowie szumiało.

- Bom dia - odpowiedziała z uśmiechem pokojówka. -Jest

bardzo mokro. Bardzo. Mam nadzieję, że pani samolot nie będzie

opóźniony.

- O, do diabła. Ja też na to liczę - odparła Justine. Dźwignęła się

z łóżka, podbiegła do okna i rozchyliła okiennice. Mokro? Lało jak z

cebra! A droga wyglądała jak wezbrana rzeka! Wychyliła się i

spojrzała w stronę miasteczka. Ludzie zachowywali się jak gdyby

nigdy nic, ale brnęli po kolana w wodzie. Ich jedynym ustępstwem na

rzecz deszczu były parasole.

- Czy tu często jest taka pogoda? - zapytała.

- Sim, woda z gór zawsze przepływa przez miasto. Są... levada.

- Levada! Aha, kanały? Wąwozy?

RS

background image

139

Rzeczywiście, wszędzie pełno było głębokich kanałów

ściekowych, które odprowadzały wodę z gór. Inaczej zabrałaby z sobą

żyzną glebę winnic i pól. Gdyby się nad tym zastanowiła, sama

doszłaby do tego, że przy dużym deszczu, takim jak teraz, woda

zalewa wioski i miasta, zwłaszcza położone niżej, jak Machico. Czy

lotnisko też leży w dolinie? Nie potrafiła sobie przypomnieć. Modliła

się, żeby lot nie był opóźniony albo, nie daj Boże, odwołany. Nie

zniosłaby konieczności spotykania Kiela przez następne kilka dni.

Kiel już ich wymeldował. Kiedy zeszła na dół, zatroskany

kierownik wyglądał przez drzwi na zewnątrz. Aby woda nie wpływała

do hotelu, zbudowano specjalną tamę. Justine podeszła do niego.

- Kierowca mówi, że spróbuje się dostać na lotnisko. Samoloty

startują, ale... - Wzruszając ramionami, wskazał na drogę. - Jeśli nie

dojedziecie, musicie tu wrócić. Jednak mam nadzieję, że wszystko

pójdzie dobrze. I chciałbym jeszcze raz serdecznie podziękować za

uprzejmość. Oraz przeprosić, jeśli się narzucałem.

- Nic takiego nie miało miejsca - powiedziała ze słabym

uśmiechem. - Dam panu znać, jak tylko podejmę jakieś decyzje. Mam

nadzieję, że będę mogła przyjechać tu jeszcze raz i zwiedzić

dokładniej tę piękną wyspę.

Zdawała sobie sprawę z tego, że robi wrażenie sztywnej,

nienaturalnej, ale nie była w stanie zdobyć się na nic więcej, kiedy

obok niej stał Kiel i przysłuchiwał się każdemu jej słowu.

Kierownik odprowadził ich do taksówki, uścisnął dłonie i

otworzył przed Justine tylne drzwi.

RS

background image

140

Kiel usiadł z przodu, obok kierowcy. Nie spojrzał na nią, nie

powiedział do niej ani słowa. A jej to bardzo odpowiadało. Chciała

mieć z nim jak najmniej do czynienia. Z niecierpliwością

wyczekiwała chwili, gdy rozstaną się na dobre. Na pewno od razu

poczuje się lepiej. Pomachała do kierownika, kiedy ruszali spod

hotelu. Potem usiadła wygodnie i spojrzała za okno. Woda w zatoce,

która jeszcze poprzedniego dnia była taka niebieska i lśniąca, teraz

miała kolor błota, w którym unosiły się gałęzie.

Wjeżdżali na wzgórze. Kierowca był teraz skupiony i uważny.

Justine popatrzyła za siebie na miasteczko i uśmiechnęła się na widok

tłumu wielkich, czarnych parasoli. Wyglądało to jak armia żuków

wykonujących skomplikowany taniec. Miło by było podzielić się z

kimś tym widokiem, ale nie miała z kim, więc nie przerwała

milczenia.

Silnik pracował na niskim biegu. Powoli zbliżali się do lotniska.

Zostało zaledwie osiem kilometrów, ale jechali tak wolno, że Justine

zaczęła się martwić, czy zdążą na czas. Im dalej od miasteczka, tym

gorsza stawała się droga. Gdyby musieli wysiąść, kompletnie by

przemokli. Zupełnie nie spodziewała się deszczu, więc swoją kurtkę

zapakowała do walizki i teraz miała na sobie jedynie bawełnianą

koszulę i dżinsy. Kiel zachował się rozsądniej: włożył brązową

skórzaną marynarkę. Zastanawiała się właśnie, czy nie poprosić

kierowcy, żeby się zatrzymał na chwilę, by mogła wyciągnąć z

bagażnika swoją kurtkę, kiedy gwałtownie zahamowali. Przez

chłostaną deszczem przednią szybę zobaczyła górę błota i śmieci

RS

background image

141

wznoszącą się dokładnie na środku drogi. Wiedziała, że dalej już nie

pojadą.

Wysiedli z taksówki. W ciągu kilku chwil Justine była

przemoczona do nitki. Podeszła do hałdy tarasującej drogę i kopnęła

kamień.

- To bardzo pomocne - zauważył zjadliwie Kiel.

- Rób, co chcesz, a mnie pozwól radzić sobie po swojemu! -

warknęła. - Jak mi przyjdzie ochota kopać kamienie, to będę je kopać!

Jak będę się chciała położyć na ziemi i wrzeszczeć, to tak właśnie

zrobię! A tobie nic do tego!

Odwróciła się na pięcie i zaczęła się wdrapywać na górę błota.

Złość pomagała jej utrzymać równowagę i tempo. Wyjrzała na drugą

stronę i w oddali, za ścianą deszczu, dostrzegła lotnisko. Jeszcze

kilometr, oceniła. Drogą nie dało się przejechać, ale może da się dojść.

Groźba spędzenia kolejnej nocy w sąsiedztwie Kiela była mocnym

impulsem.

Ślizgając się, wróciła do samochodu i wyjęła z bagażnika swoją

walizkę.

- Dogadałeś się z kierowcą? - zapytała wyniośle.

- Tak-warknął.

- To dobrze.

Odwróciła się do niego tyłem, postawiła na ziemi walizkę i

sięgnęła do kieszeni po pieniądze, których nie wydała. Wręczyła je

taksówkarzowi i mruknęła:

- Obrigada. Muita obrigada. Dziękuję bardzo.

RS

background image

142

Nie patrząc w stronę Kiela, wzięła swoją walizkę i zaczęła się z

powrotem wspinać na usypisko błota. Nie było to łatwe z walizką,

która obijała się jej o nogę, i torbą nieustannie zsuwającą się z

ramienia. Z jakiegoś głupiego powodu postawiła sobie za punkt

honoru, że dotrze na lotnisko przed nim. Determinacja sprawiła, że

straciła równowagę i upadła na kolana. Prawie się rozpłakała ze

złości, a kiedy Kiel chciał jej pomóc wstać, zareagowała z

gwałtownością dzikiego zwierza.

- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła. - Sama sobie poradzę! Spojrzał

na nią z wściekłością, wyrwał jej walizkę i ruszył w stronę lotniska,

nie oglądając się za siebie. Nie miał trudności z utrzymaniem

równowagi na śliskim gruncie. Justine żałowała, że nie ma dość

odwagi, by rzucić za nim kamieniem. Brudną ręką odgarnęła mokre

włosy z twarzy i dźwignęła się na nogi.

Dotarła na lotnisko zupełnie wycieńczona. Przemokła i była cała

w błocie. Zmęczona, oparła się o szklaną ścianę i próbowała złapać

oddech. Nigdzie nie widziała ani Dawida, ani Kiela. Mogłaby się

utopić w tym błocie, a oni nawet by tego nie zauważyli Mogła upaść i

złamać sobie nogę. Mogło jej się przydarzyć tysiąc różnych rzeczy. I

co ich to wszystko obchodziło? Nawet na nią nie poczekali, nie

sprawdzili, czy w ogóle dotarła na miejsce.

- Nasz samolot wkrótce odlatuje - usłyszała zza pleców lodowaty

głos Kiela.

Wcale nie czuła wdzięczności, że jednak na nią poczekał.

- To chyba powinniśmy iść, prawda? - syknęła zła jak osa.

RS

background image

143

- Owszem. Walizkę musisz zabrać ze sobą, bo bagaż już

odesłano na pokład.

To powiedziawszy, obrócił się na pięcie i pomaszerował w

stronę poczekalni dla odlatujących. A Justine, chcąc nie chcąc, poszła

za nim.

Dawid zajął dla niej miejsce. Spiorunowała go wzrokiem, kiedy

zaczął rozpaczać, że tak zmokła. On sam był suchuteńki.

- Zadzwoniłem do Katii - powiedział tonem, który w innych

okolicznościach uznałaby za ujmująco chłopięcy.

- Naprawdę? To dobrze.

- Wszystko jej wyjaśniłem. To śmieszne - dodał tonem, który

Justine wydał się wyjątkowo kołtuński - że będę tatusiem.

- Tak. Histerycznie.

Spojrzał na nią z wyrzutem. Ogarnęła ją skrucha. Kiedy tylko

samolot oderwał się od ziemi i można było odpiąć pasy, zamknęła się

w maleńkiej toalecie. W ten sposób mogła sobie przynajmniej

popłakać w spokoju, przebierając się jednocześnie w suche rzeczy.

Nad lotniskiem w Anglii rozciągało się szare niebo. Wlał silny,

przejmująco zimny wiatr. Kiedy Dawid czekał na swoją walizkę,

Justine przysiadła na pogruchotanym wózku na bagaże. Kiel podpierał

ścianę w pobliżu. Wyniosły i obcy. Nie mogła nie zauważyć spojrzeń,

jakie rzucały mu przechodzące kobiety. Niektóre wcale nie próbowały

tego ukryć. Jednak jego twarz pozostała niewzruszona, a zielone oczy

lodowate. W końcu wypatrzyła Dawida przepychającego się w ich

RS

background image

144

stronę przez tłum. Wstała więc, ale zaraz została popchnięta przez

jakąś kobietę w średnim wieku.

Kiel pomógł jej wstać i zapytał tonem skrajnej obojętności:

- Nic ci się nie stało?

- Nic - wymamrotała.

Wyrwała mu się i znowu by upadła, gdyby jej nie podtrzymał.

- Och, usiądź. W takim tłoku odprawa potrwa całe wieki.

Bez słowa zrobiła, co jej kazał. Nie protestowała, bo naprawdę

potrzebowała odpoczynku. Kręciło się jej w głowie. Oparła się o

wózek i zamknęła oczy. Żałowała teraz, że nie zjadła nic w samolocie.

Uznała, że zapewne czuje się tak fatalnie, bo ma początki zapalenia

płuc. To by im dało do myślenia. Mogłaby nawet umrzeć!

- Jesteś gotowa? - zapytał ze znużeniem Kiel. Otworzyła oczy i

wstała. Miała dreszcze i wszystko ją bolało. Z wysiłkiem powlokła się

za dwoma mężczyznami. Kiedy dotarli do samochodu, oparła się o

drzwi, ledwie trzymając się na nogach.

Kiel prawie wepchnął ją na fotel dla pasażera. Dawid usiadł z

tyłu.

Do jej mieszkania dojechali w milczeniu. Zatrzymali się pod

drzwiami, a Justine zaczęła szukać w torbie kluczy. W końcu

otworzyła drzwi i poszła prosto do salonu, gdzie osunęła się na sofę.

- Och, Justine, wysil się trochę! - powiedział zirytowany Dawid.

- Gdzie one są?

- Co?

- Plany, do Ucha! Gdzie je położyłaś?

RS

background image

145

Niechętnie otworzyła oczy i popatrzyła na niego z rezygnacją.

- Nie wiem - szepnęła. - Na biurku?

Poszedł sprawdzić, podczas gdy Kiel przysiadł obok niej.

- Masz na coś ochotę? Filiżankę herbaty? - zapytał sztywno.

Pokręciła głową. Nie była nawet w stanie rozzłościć się na

Dawida za niefrasobliwe traktowanie jej rzeczy. Apatycznie

przyglądała się, jak rozrzuca po podłodze papiery i koperty. W końcu

zamknął biurko, klnąc jak szewc.

- Nie ma ich tu! Gdzie jeszcze mogłaś je położyć?

- Nie mam pojęcia. Może w sypialni. Na półce. Sama zresztą nie

wiem - westchnęła.

Miała wrażenie, że czaszka zaraz jej eksploduje. Zaczęła

masować sobie skronie, żeby choć trochę zmniejszyć ból. Kiedy Kiel

wstał, by przyłączyć się do poszukiwań, wyciągnęła się na sofie.

Mężczyźni nie dogadywali się łatwo. Kiel zwrócił uwagę Dawidowi,

żeby bardziej uważał na rzeczy Justine, a Dawid odparł, żeby Kiel

wreszcie przestał go krytykować. Kiedy skończyli rujnować jej

czyściutkie, posprzątane mieszkanko, wrócili do salonu i stanęli nad

nią.

- Nic nie ma! - zakomunikował wściekły Dawid.

Z wysiłkiem otworzyła oczy. Próbowała sobie przypomnieć,

gdzie mogła położyć te nieszczęsne plany.

- Nie pamiętam nawet, jak wróciłam do domu - powiedziała

wreszcie. - O planach nie wspominając.

Dawid rzucił się na fotel i warknął głośno:

RS

background image

146

- Wspaniale!

- Starczy tego dobrego - wtrącił się autorytatywnie Kiel. Usiadł

na oparciu sofy i zwrócił się do Dawida: - Przypomnij sobie wszystko

po kolei od chwili, kiedy tu w niedzielę przyjechałeś.

- A co to pomoże? - zapytał nadąsany Dawid.

- Może pomóc Justine coś sobie przypomnieć. A co, masz jakiś

lepszy pomysł?

- Nie. - Wziął głęboki oddech i opowiedział wszystko po kolei.

Zaczął od przyjazdu, wyliczył wszystko, co pamiętał.

- A potem? Nie musiałeś być na lotnisku wcześniej niż na

godzinę przed odlotem, powiedzmy około wpół do jedenastej. O

której stąd wyjechałeś? O dziewiątej trzydzieści?

- Chyba tak.

- To co robiliście przez resztę popołudnia i połowę wieczoru? -

niecierpliwie dopytywał się Kiel.

- Namiętnie się kochaliśmy! - wrzasnął Dawid. -Wziąłem Justine

do łóżka i...

- Oglądaliśmy stary film w telewizji - powiedziała cicho.

Zapadła cisza jak makiem zasiał. Ona uniosła się nieco i patrzyła

to na jednego mężczyznę, to na drugiego. Kiel wyglądał tak, jakby

gotów był kogoś zabić.

- Przypomniałaś sobie - powiedział beznamiętnie.

- Tak - mruknęła niepewnie.

RS

background image

147

W głowie miała wyraźny obraz siebie i Dawida, siedzących w

mniej więcej takich samych pozycjach, jak teraz: Dawid rozparty na

fotelu, ona zwinięta w kłębek na sofie.

- No, nareszcie! - krzyknął Dawid z sarkazmem. - To gdzie są

plany?

Nie odpowiedziała od razu. Rozglądała się dookoła, próbując

sobie wszystko przypomnieć.

- Po południu zjedliśmy tosty z serem...

- Daj sobie spokój z tostami! - ryknął Dawid. - Gdzie są plany?!

Popatrzyła na niego i pokręciła przecząco głową.

- Nie wiem! - krzyknęła. - Nie pamiętam! Walnęła pięścią w

sofę i nagle zalała się łzami.

- A niech to - mruknął Dawid.

- Zejdź na dół i kup rybę z frytkami albo coś innego - powiedział

do niego Kiel, otaczając ją ramieniem. - Wszyscy powinniśmy coś

zjeść.

- Ja? Skoro masz taką ochotę na rybę z frytkami, to sam po nią

idź!

- Dobrze. Pójdę - warknął Kiel.

- Idź! Jeśli myślisz, że cię tu z nią zostawię, żebyś mógł ją

znowu uwieść, to się grubo mylisz!

- Powiedziałem, że pójdę! I wcale jej nie uwiodłem! -odparował

Kiel.

RS

background image

148

- Nie? - szydził Dawid. - A jak byś to nazwał? Dopiero co

wyszła ze szpitala ze złamaną ręką i wstrząsem mózgu. Nie miała

pojęcia, co się z nią dzieje. To jak byś to nazwał? Troskliwością?

- Na pewno większą, niż ty okazałeś! - odgryzł się Kiel, wstając

z sofy.

- Ja jej nie zaciągnąłem do łóżka! Poza tym ona nie jest w twoim

typie. Nie jest porażającą pięknością. Tylko dlatego, że byłeś

znudzony...

Justine, przerażona rosnącym między nimi napięciem i wizją, że

rzucają się sobie do gardeł, zerwała się i wrzasnęła:

- Zamknijcie się obaj! Nie jestem marionetką! - Po czym

zwróciła się do kuzyna i poinformowała go chłodno: - A tak dla

ścisłości, to ja uwiodłam Kiela!

W innych warunkach mina, jaka pojawiła się na twarzy Dawida,

rozśmieszyłaby ją do łez.

- Co? - wykrztusił.

- Uwiodłam go! - powtórzyła. - Jak byłeś uprzejmy zauważyć,

nie jestem porażającą pięknością. Takie jak ja muszą same brać

sprawy w swoje ręce. Sam przyznasz, że Kiel jest wyjątkowo

przystojny. A teraz wynoście się obaj. Mam już dość wysłuchiwania

waszych kłótni o mnie, jakbym była spleśniałą kością, której żaden z

was tak naprawdę nie chce, ale honor mu nie pozwala oddać

drugiemu! A skąd u ciebie, Dawidzie, takie zainteresowanie moimi

romansami? Zwykle zauważałeś moje istnienie tylko wtedy, gdy

czegoś ode mnie chciałeś!

RS

background image

149

Opadła z powrotem na sofę i wtedy usłyszeli wyraźny szelest

papieru. Justine uklękła i wyciągnęła spod poduszki złożoną

kilkakrotnie kartkę. Przez chwilę patrzyła na nią nieprzytomnie, a

potem podała ją Kielowi.

- Przepraszam - szepnęła ze skruchą. - Naprawdę nie

pamiętałam.

- Ale teraz już pamiętasz - powiedział łagodnie. Kiwnęła głową.

Obraz Dawida wręczającego jej plany był teraz bardzo wyraźny.

Pamiętała swoją złość na niego. Pamiętała, jak wysiadała z

samochodu, wchodziła do mieszkania i wkładała plany pod poduszkę,

żeby były bezpieczne do czasu, gdy odda je Johnowi. Dawid wyrwał

Kielowi papiery.

- Zawiozę je do stoczni.

- Rób, co chcesz - powiedział Kiel, patrząc na niego z wyraźną

niechęcią. - Tylko je dowieź na miejsce.

- Spokojna głowa! Mogę pożyczyć samochód?

- Nie, nie możesz. Zamów taksówkę.

- A czym za nią zapłacę?

- Och, do licha! - Kiel wyjął portfel z kieszeni marynarki, a z

niego dwa banknoty dwudziestofuntowe i wręczył je Dawidowi. -

Oczekuję, że zwrócisz mi resztę.

- Bez obaw! Mogę pożyczyć twój telefon, Justine? Kiwnęła

głową i opadła z powrotem na sofę. Żadne z nich nie odezwało się ani

słowem do chwili, gdy za Dawidem zatrzasnęły się drzwi.

- Posprzątam - powiedział cicho Kiel.

RS

background image

150

Zaczął zbierać papiery rozrzucone dokoła biurka i układać je w

równe stosy, a następnie zajął się półkami. Justine śledziła jego

wysiłki. - Była kompletnie wyczerpana. Chciała zostać sama. W

końcu zapytała cichym głosem:

- Dlaczego nie pojechałeś z nim?

- Bo chciałem porozmawiać z tobą.

- Nie ma o czym - mruknęła.

Zaczęła odruchowo wyskubywać nitkę z obicia sofy.

Podskoczyła, kiedy podszedł do niej i położył rękę na jej dłoni.

- Mam ci mnóstwo do powiedzenia - oznajmił. - Jednak

odłożymy rozmowę na później, bo teraz wyglądasz tak, jakbyś miała

zaraz opuścić ziemski padół. Trzeba coś jeszcze zapakować?

Spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc.

- Słucham?

- Nie możesz tu zostać sama - wyjaśnił jak dziecku.

- Czemu nie? Zawsze tu zostaję sama. To mój dom.

- Wiem, że to twój dom! - rozgniewał się. - Ale jesteś chora,

więc pojedziesz ze mną do mojego domu. Nie kłóć się, nie szukaj

wykrętów! I czemu, do diabła, powiedziałaś Dawidowi, że mnie

uwiodłaś?!

- Och, powinnam się była spodziewać, że o to zapytasz!

- Więc czemu?

- Bo bałam się, że zaraz go uderzysz!

- Naprawdę chciałem to zrobić. To jedyny powód?

- Tak.

RS

background image

151

- A nie dlatego, że siebie nie doceniasz? - naciskał.

- Nie - zaprzeczyła beznamiętnie. - Znam swoją wartość.

Przynajmniej tak było, nim go poznała. Była na siebie wściekła,

ale mimo tych kłótni, mimo złych słów, jakimi się obrzucili, wciąż go

pragnęła. Chciała wstać, zarzucić mu ręce na szyję, oprzeć głowę o

silną pierś i nie myśleć o niczym. Westchnęła ciężko.

- Czy moglibyśmy zmienić temat rozmowy?

- Dobrze. Wrócimy do tego, jak poczujesz się lepiej. Jesteś

gotowa?

- Nie, ja...

- Pójdziesz z własnej woli albo zabiorę cię siłą - ostrzegł.

- Boże - jęknęła.

Była zbyt zmęczona, żeby się dalej sprzeczać. Wstała więc i

poszła za nim.

Dojechali do jego domu w kompletnym milczeniu. Justine

udawała, że śpi. Kiel nie odrywał wzroku od drogi. Kiedy,

zaparkowali, natychmiast otworzyły się frontowe drzwi. Najwyraźniej

Melly była na posterunku i czekała na powrót gospodarza. Właściwie

nie zdziwiła się na widok Justine.

- Coś ty jej zrobił tym razem?

- Nic! - odpowiedział Kiel. - Złapała grypę!

Zbyt zmęczona, żeby zaprotestować, Justine pozwoliła Melly

wprowadzić się do środka. Kiedy usiadła, przed oczami latały jej

czarne płatki. Jak przez mgłę pamiętała, że została zaniesiona na

piętro. Obudziła się dopiero następnego ranka. Rozejrzała się dookoła

RS

background image

152

i z jękiem przypomniała sobie wypadki poprzedniego dnia. Jak mogła

pozwolić mu się tu przywieźć? Z tego będzie tylko jeszcze więcej

bólu. Odrzuciła kołdrę, wstała z ciepłego łóżka i ruszyła do łazienki.

- A co ty wyprawiasz? - zapytała Melly, która właśnie stanęła w

drzwiach.

Odpowiedziało jej jedynie wymowne spojrzenie.

- Oho, już się czujemy lepiej, co? - zauważyła gospodyni z

sarkazmem. - Dasz sobie sama radę?

- Tak, dziękuję.

Weszła do łazienki i dokładnie zamknęła za sobą drzwi. Kiedy

wyszła, Melly siedziała na brzegu łóżka.

- Pomogła ci ta mała demonstracja niezależności? - zapytała

ironicznie. - Wydawało mi się, że masz grypę.

- To diagnoza Kiela - odpowiedziała z wymownym grymasem.

Gospodyni kiwnęła głową.

- Wielką pięknością to ty nie jesteś, ale masz charakter. To ci

muszę przyznać. Masz ochotę na coś do jedzenia?

- Tak, chętnie.

Może jak coś zje, to poczuje się na tyle dobrze, że będzie mogła

iść do domu.

Melly wyszła, a Justine obojętnie patrzyła w ścianę. Była

przybita. Postanowiła wziąć kąpiel i umyć włosy. A może powinna z

tym poczekać, aż zje śniadanie? Zamrugała. Do oczu cisnęły się jej

łzy. Wstała w chwili, gdy otworzyły się drzwi. Spodziewała się Melly,

ale w progu zobaczyła Kiela.

RS

background image

153

- Mogę wejść? - zapytał z chłodną grzecznością.

- Mam wrażenie, że już to zrobiłeś - odparła ostro.

Z westchnieniem zamknął za sobą drzwi. Podszedł do łóżka i

przysiadł na brzegu. Przez chwilę patrzył na nią, a w końcu

wymamrotał zmienionym głosem:

- Włóż szlafrok.

- Co?

- Twoja koszula nocna jest prześwitująca.

Krzyknęła zawstydzona, chwyciła szlafrok i zasłoniła się nim.

- Zawsze można liczyć na to, że powiadomisz mnie o czymś

takim!

- Gdybym tego nie zrobił, oskarżyłabyś mnie o to, że jestem

podglądaczem. Jak się czujesz?

- Świetnie. Doskonale - mruknęła wojowniczo. - Nie rozumiem,

czemu mnie tu przywiozłeś. Wystarczyło dobrze się wyspać...

- Justine! - przerwał jej.

- No, dobrze... - mruknęła, wzruszając ramionami. - Po co

przyszedłeś?

- Żeby cię przeprosić - powiedział krótko.

- Przeprosić? - spojrzała na niego z niedowierzaniem. -

I to mają być przeprosiny?

Patrzył na nią z ponurą miną. Po chwili jednak parsknął

śmiechem.

- Och, usiądź wreszcie. Krążysz po pokoju jak przerażona

dziewica.

RS

background image

154

Prychnęła pogardliwie i usiadła w fotelu.

- Za co chcesz mnie przeprosić? Za Dawida?

- Nie widziałem się z Dawidem. Ani z Katią. Pojechali do mojej

matki do Edynburga.

No to o co chodzi z tymi przeprosinami? Skoro nie widział się z

Dawidem, to nie przyszedł błagać o wybaczenie za to, że ją źle ocenił.

A co się, do diabła, stało z jej postanowieniem, żeby nie mieć z nim

nic wspólnego? Powinna spakować się, natychmiast wezwać

taksówkę...

- Przyszedłem przeprosić za moje zachowanie. Za to, jak cię

potraktowałem. To, co powiedziałaś, to prawda. Nie mogę przestać o

tym myśleć. Miałaś rację. Powiedziałem wtedy wiele bzdur.

- Och, to wiele wyjaśnia - zauważyła ironicznie. - Czy to u

ciebie normalne, że mówisz różne rzeczy, nie wiedząc dlaczego? -

Czemu ona nie umie po prostu przyjąć jego przeprosin? Co ją

napadło? Westchnęła i podeszła do okna. - No więc?

- Tak - przyznał ze smutkiem. - Potrafisz mnie tak rozwścieczyć,

że często naprawdę mówię, co mi ślina na język przyniesie.

Wstał, podszedł do niej i stanął obok. Wyjął jej z rąk zmięty

szlafrok, zarzucił na ramiona i pomógł wsunąć zdrową rękę do

rękawa.

- Kiedy zobaczyłaś Dawida w barze, byłaś taka szczęśliwa, taka

zadowolona, że go widzisz... Chyba byłem zazdrosny. Nie chciałem,

żebyś tak patrzyła na jakiegokolwiek innego mężczyznę, nawet jeśli to

twój kuzyn.

RS

background image

155

- Ale ja się naprawdę ucieszyłam na jego widok - powiedziała! -

Myślałam... - Przerwała i odwróciła się do niego, po czym

dokończyła: - Myślałam, że skoro go już znaleźliśmy, spędzimy cały

następny dzień razem.

We dwoje. Tylko ty i ja, chciała dodać, ale się powstrzymała, bo

nie była pewna, do czego zmierza Kiel.

To głupie. Wyobraziła sobie, że Kiel przyjdzie do niej po

rozmowie z Dawidem, który wyjaśni mu, iż między nimi nic nie było.

Ale on nie widział się z Dawidem. A nawet jeśli to się wyjaśni, to co?

Kiel wcale nie powiedział, że chce się z nią spotykać.

- I to wszystko? - zapytała cicho.

- Nie. Chyba bałem się konsekwencji. To wszystko zdarzyło się

tak szybko. Pragnąłem cię nie dlatego, że byłaś łatwa, tylko dlatego,

że cię polubiłem, spodobałaś mi się. I wtedy pojawił się Dawid, a

wraz z nim wątpliwości. Załóżmy, że kłamałaś. Jeśli tak, to

wyszedłem na głupca. Jeśli nie, to skąd się to wszystko wzięło?

Zacząłem się też obawiać, że zależy ci na trwałym związku.

- Och, nie! - zaprzeczyła. - Jasno dałam ci do zrozumienia, że

niczego od ciebie nie oczekuję. Miałabym wierzyć, że mężczyzna taki

jak ty, bogaty, atrakcyjny, wykształcony, zainteresuje się poważnie

kimś podobnym do mnie? - Nie zwracając uwagi na jego zdumione

spojrzenie, ciągnęła dalej, bo bała się, że za chwilę opuści ją odwaga:

- Dla mnie to było coś wyjątkowego, coś pięknego i doskonałego,

czego nigdy nie zapomnę. Proszę cię, bądźmy przynajmniej uczciwi.

Nie moich uczuć się obawiałeś, tylko swoich.

RS

background image

156

Wyraźnie niezadowolony z takiego postawienia sprawy,

odwrócił się do niej tyłem.

- Dobrze, masz rację - przyznał się. - A czy ty chcesz

powiedzieć, że nic do mnie nie czułaś? Że nie chciałaś, nie

potrzebowałaś nic więcej?

- Nic takiego nie mówiłam. Po prostu próbuję wszystko

wyjaśnić! A ty, co próbujesz powiedzieć, Kiel?

Obrócił się na pięcie. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę.

- Że cię przepraszam! Przepraszam!

- Świetnie. Zrobiłeś to. Z trudem, ale ci się udało. Była

zmieszana. Odwróciła się w stronę okna. Czegoś ty się spodziewała?

zadawała sobie w myślach pytanie. Wyznania miłości?

- Wcale nie z trudem!

- No, nie wiem. W każdym razie tak to brzmiało - mruknęła. -

Prawda wygląda tak, że wyrobiłeś sobie o mnie zdanie, kiedy się

pierwszy raz spotkaliśmy. Zdaje mi się, że z zadowoleniem przyjąłeś

potwierdzenie pierwszego wrażenia.

- Pleciesz bzdury! Zresztą, czy ty sama nie zachowałaś się tak

samo? Osądziłaś mnie na podstawie kilku źle dobranych słów...

- Źle dobranych! - krzyknęła, odwracając się w jego stronę. - To

były obelgi!

- Wiem o tym! Poniosło mnie! Gdybyś nie podjęła wyzwania,

przeprosiłbym od razu!

- Wcale nie podjęłam wyzwania. Nalegałam tylko, żebyś był

sprawiedliwy!

RS

background image

157

- Sprawiedliwy! Jak, do licha, mam się zdobyć na

sprawiedliwość, kiedy ponoszą mnie nerwy! Nie rozważam na zimno

każdego słowa w obawie, że może być błędnie zinterpretowane! Nie

jestem prawnikiem! Wbrew twoim zarzutom, jestem jedynie

człowiekiem! W tym tkwi połowa problemu. Ludzie są tylko ludźmi.

Nic dziwnego, że boją się popełnić błąd, bo od razu go podchwytujesz

i domagasz się wyczerpujących wyjaśnień. Czego się w takiej sytuacji

spodziewasz? Każdy by kłamał. Tobie potrzebna maszyna, która

będzie się zachowywać i myśleć dokładnie tak, jak chcesz!

- Jak śmiesz?! - krzyknęła w furii.

Nie dał jej jednak nic powiedzieć. Musiał wyrzucić z siebie

wszystkie żale.

- Jesteś zarozumiała, Justine. Oczekujesz, że wszyscy będą robić

to, co chcesz. Założę się, że na prawo i lewo rozdajesz dobre rady, bez

względu na to, czy ktoś cię o to prosi, czy nie. Chciałabyś

kontrolować życie innych. I sama bardzo uważasz, żeby nie zboczyć z

tej wąskiej ścieżyny, którą sobie wyznaczyłaś. Nic dziwnego, że

Dawid tak się pogubił, skoro z jednej strony miał ciebie, prawiącą mu

morały, a z drugiej lamentującą Katię. I tak długo wytrzymał. Dziwię

się, że nie dał nogi już dawno temu! Nie mam pojęcia, jak może mu

się wydawać, że jesteś łatwa we współżyciu! Nic bardziej błędnego!

Posłał jej pogardliwe spojrzenie i wyszedł, głośno trzaskając

drzwiami.

RS

background image

158

ROZDZIAŁ ÓSMY

Zapadła przeraźliwa cisza. Słowa Kiela powracały do niej ze

zwiększoną siłą.

- Wcale nie moralizuję - mruknęła pod nosem. Rzuciła się na

łóżko i wlepiła wzrok w sufit. - Wcale.

Czy tak właśnie widzieli ją inni ludzie? Jako pouczającego

wszystkich zarozumialca? Powiedziała swojemu partnerowi, co ma

robić we Francji. Powiedziała Dawidowi, żeby wrócił do malarstwa.

Radziła mu nawet, co ma malować! W tym świetle rzeczywiście jej

zachowanie w stosunku do Katii było podejrzane. To jej się

wydawało, że Katia nie poradzi sobie z hotelem. Kto dał jej prawo

oceniać innych ludzi i ich możliwości?

A Kiel? Czy rzeczywiście zareagowała aż tak ostro?

Leżała, zastanawiając się nad jego oskarżeniami. A im dłużej

nad tym myślała, tym więcej przykładów podobnego zachowania

przychodziło jej do głowy. Dlaczego nikt jej tego wcześniej nie

powiedział? Bo nie słuchałaby? Do oczu napłynęły jej łzy. Czyżby

rzeczywiście szufladkowała ludzi? Z jakich powodów to robiła?

- No, to nie było zbyt rozsądne - powiedziała Melly, wchodząc

do pokoju.

Justine przewróciła się szybko na brzuch i zasłoniła twarz, żeby

gosposia nie zauważyła łez. Jednak nic nie umknęło bystrym oczom

Melly.

- Płacz nic ci nie pomoże - powiedziała pocieszająco. - No, zjedz

śniadanie.

RS

background image

159

- Nie jestem głodna - wymamrotała w poduszkę.

- Nic mnie to nie obchodzi! Masz usiąść i zjeść! No, już,

przestań się mazać.

Zrobiła, co jej kazano. Położyła sobie tacę na kolanach i zaczęła

jeść. Unikała wzroku gosposi, ale to jej, niestety, nie uciszyło.

Melly rozsiadła się wygodnie w fotelu.

- Nadepnęłaś mu na odcisk i nagle okazało się, że trzymasz

tygrysa za ogon, co? Ostrzegałam cię...

- Tak, ostrzegałaś - ucięła Justine. Bezlitośnie rozdzierała

widelcem bekon na drobne kawałki. - Jeśli zamierzasz mi doradzać,

jak wybrnąć z tej sytuacji, to sobie daruj.

- Nie zamierzam - odparła. - Tak czy owak, on sam do ciebie

wróci, jak tylko się uspokoi. I będzie bardzo przepraszał, że cię

skrzywdził.

- Nie chcę, żeby do mnie wracał - zaoponowała. - Nienawidzę

go!

- Nie opowiadaj bajek, bo i tak nie uwierzę. Jesteś jak najdalsza

od nienawiści. Byłoby zresztą dużo lepiej, gdybyś mówiła prawdę! On

nawet w połowie nie myśli tego, co mówi, kiedy go poniosą nerwy. I

pamiętaj, że sama go sprowokowałaś - dodała.

Zaszokowana Justine spojrzała na gosposię przez gęstą plątaninę

włosów.

- Podsłuchiwałaś!

- Oczywiście. Skąd bym wiedziała, co się dzieje?

RS

background image

160

- Melly! - krzyknęła. - Jak mogłaś? I nawet się tego nie

wstydzisz!

- Skarbie, a czego miałabym się wstydzić? Wiesz co, napuszczę

ci gorącej wody do wanny. Kąpiel dobrze ci zrobi.

Nie potrafiła uwierzyć, że istnieje cokolwiek, co by jej dobrze

zrobiło. Kiedy Melly weszła do łazienki, Justine przestała udawać, że

je. Odstawiła tacę na bok.

- Zakochałaś się w nim, co? - usłyszała z łazienki.

- Nie! A ty może byś się nie wtrącała w cudze sprawy?

- Jednak do łóżka z nim poszłaś - ciągnęła nie zrażona gosposia,

przekrzykując szum wody.

- Aha, i czemu cały świat nie miałby się o tym dowiedzieć?! -

wrzasnęła Justine. - Otwórz okno i opowiadaj o tym każdemu

przechodniowi.

Wstała i poszła do łazienki, gdzie usiadła na małym taborecie.

Popatrzyła gniewnie na gosposię.

- Nie patrz tak na mnie, bo nic ci z tego nie przyjdzie -

powiedziała spokojnie Melly. - I nie mów mi, że mam pilnować

własnego nosa. Kiel próbuje mnie do tego zmusić od lat.

Bezskutecznie.

- Dziwię się, że on cię w ogóle jeszcze znosi - zadrwiła Justine i

krzyknęła, kiedy koszula nocna została z niej zerwana jednym

stanowczym ruchem.

RS

background image

161

- No, już, wskakuj do wanny. - Posłusznie wykonała polecenie.

Wiedziała dobrze, że nie ma sensu się buntować. -I wiesz dobrze,

czemu on mnie znosi. O pomoc wcale nie jest łatwo.

Justine prychnęła i wyszarpnęła myjkę z rąk Melly.

- Sama się umyję. Ciekawa jestem, dlaczego wszystkim się

wydaje, że potrzebuję niańki!

- O ho, ho. Nawet wiem, kogo masz na myśli.

- Och, przestań.

Jej głowa została zdecydowanym ruchem odchylona do tyłu i

polana szamponem. Cała scena była jak złośliwe wspomnienie innej,

tylko że Kiel był dużo delikatniejszy niż jego okropna gosposia.

Nie miała wyboru. Pozwoliła Melly umyć i spłukać sobie włosy.

Potem została wyciągnięta z wanny, otulona miękkim ręcznikiem, a

drugi zarzucono jej na głowę.

- Do sypialni marsz!

- Idę, idę. Nie musisz mnie popychać!

Powlokła się do pokoju, usiadła przy toaletce i przyjrzała

swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądała jak nadąsane dziecko. Melly

zaczęła rozczesywać jej włosy.

- Au!

- Przestań jęczeć. - Usiłowała rozplatać długie pasma. - Jesteś

inna niż większość jego kobiet, co?

- Skąd mam wiedzieć? I nie jestem jego kobietą!

RS

background image

162

Ona jest po prostu niemożliwa! Justine marzyła tylko o tym,

żeby zostawiono ją w spokoju, żeby mogła przemyśleć/ słowa Kiela, a

niepoprawna gosposia zmuszała ją do wyznań.

- Ta Tracy, ostatnia, to była dama. Tylko wcale nie taka bystra,

za jaką się uważała. Kiel czasem ma ochotę udusić mnie gołymi

rękoma, ale nie znosi, jak inni źle się do mnie odnoszą. A ona

traktowała mnie z góry.

- Jak jej się to udało? - zapytała szorstko Justine. Jej zdaniem,

nieodżałowana Tracy zasługiwała na medal.

- Nie bądź bezczelna, nie ma powodu. Jeśli chcesz, żebym ci

pomogła, musisz być miła.

- Nie chcę twojej pomocy - odparła Justine. - Nienawidzę go.

- Nieprawda. Ale będziesz musiała o niego walczyć. Uraziłaś

jego dumę. Jeśli zamierzasz go odzyskać, musisz zapomnieć o swojej.

Co wcale nie znaczy, że on ciebie zechce. Tego nie powiedziałam -

ostrzegła. - Ale chyba warto o niego powalczyć, co?

- Nie - mruknęła bez przekonania.

Gosposia pokręciła głową i uśmiechnęła się współczująco.

Poklepała Justine po ramieniu.

- No, już, wracaj do łóżka. Zaraz ci przyniosę filiżankę herbaty.

- Melly? - odezwała się cicho, kiedy gosposia była już koło

drzwi. - Czy on miał wiele kobiet?

- Całkiem sporo - odpowiedziała łagodnie, po czym dodała: -

Wiesz, boi się utraty wolności.

RS

background image

163

Justine opadła na poduszkę i zapatrzyła się w sufit. Więc taka

jest prawda. Spodziewała się czegoś innego? Zesztywniała na dźwięk

stłumionego trzaśnięcia frontowych drzwi. Słyszała jakieś głosy, ale

nie potrafiła ich rozpoznać. Ktoś zaczął się wspinać po schodach.

Wzięła głęboki oddech. Drzwi otworzyły się i stanął w nich Kiel.

- Muszę jechać do Norwegii - oświadczył. Justine chciała, żeby

ją wziął w ramiona.

- Nie patrz tak na mnie - powiedział cicho. - Jakbym cię zbił.

Usiadł koło niej na łóżku, wziął ją za rękę i popatrzył prosto w

oczy.

- Oboje potrzebujemy czasu. Nie wiem, co do ciebie czuję. Nie

potrafię tego teraz określić. Doprowadzasz mnie do wściekłości,

ekscytujesz, przy tobie czuję, że żyję. Zachowuję się jak idiota, jak

niedoświadczony chłopiec, jak furiat. Gubię się. - Wyciągnął rękę i

zaczął gładzić jej długie, lśniące włosy. - Chcę cię poznać, kiedy

będziesz zdrowa, kiedy nic cię nie będzie bolało, kiedy zdejmą ci gips.

Nie mam pojęcia, czy moje uczucie jest trwałe. A ten ostatni tydzień

nie był dobrym sprawdzianem ani dla ciebie, ani dla mnie, prawda?

Kiwnęła głową. W oczach błyszczały jej łzy.

- Och, nie. Nie płacz. - Przyciągnął ją do siebie, objął mocno i

oparł brodę o czubek jej głowy. - Kiedy wrócę, zaczniemy wszystko

od nowa.

- Tak.

Spławiał ją wyjątkowo delikatnie. Musiał być ekspertem, biorąc

pod uwagę wszystkie te kobiety, o których wspomniała Melly. Justine

RS

background image

164

objęła go mocno. To pewnie ostatni raz. W końcu odsunęła się nieco.

Pociągnęła nosem i uśmiechnęła się do niego przez łzy.

- Wszystko w porządku. Kiedy jedziesz?

- Za kilka minut. Zdobyłem miejsce na wieczorny lot. Kiwnęła

głową. Co jeszcze mogłaby powiedzieć?

- Uważaj na siebie.

- Dobrze. Ty też. Dasz sobie sama radę? Mogłabyś zostać...

- Nie, wrócę do domu.

Uśmiechnął się smętnie, jakby to była dokładnie taka

odpowiedź, jakiej się spodziewał.

- Jak pani chce, Panno Niezależna. Ale niech Melly wezwie dla

ciebie taksówkę. I nie przemęczaj się. - Spojrzał jej prosto w oczy, a

potem pochylił się i delikatnie ją pocałował. - Zadzwonię.

- Pewnie.

Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, opadła na poduszki i

zamknęła oczy. Rzęsiste łzy popłynęły jej po policzkach. Wiedziała,

że nie zadzwoni. Wiedziała, że się więcej nigdy nie spotkają. I sama

myśli o tym była nie do zniesienia. To wprost niewyobrażalne, że w

ciągu jednego, krótkiego tygodnia jej uczucia nabrały takiej

intensywności, że treścią i sensem jej życia stał się Kiel. Ale tak się

właśnie zdarzyło.

Pierwszy tydzień był straszny. Poszła do pracy, ale za namową

współpracowników wróciła do domu. Miarą jej rozpaczy było to, że

zgodziła się na to bez oporów. Peter wrócił z Francji. Obiecał, że

pomyśli nad możliwością dołączenia Madery do ich oferty. Miał sam

RS

background image

165

tam pojechać i obejrzeć pole golfowe oraz spotkać się z kierownikiem

hotelu Dom Pedro.

- A ty wracaj do domu - powiedział jej.

Drugi i trzeci tydzień były jeszcze gorsze. To były najdłuższe i

najbardziej przygnębiające tygodnie jej życia. Przekonana, że Kiel się

nie odezwie, wróciła do pracy. Chciała się czymś zająć, żeby o nim

nie myśleć. Tylko że praca zupełnie jej nie obchodziła. Zresztą,

okazało się, że i bez niej wszystko działa bez zastrzeżeń. Peter radził

sobie nie gorzej niż ona. I dobrze, bo w przeciwnym razie teraz

doprowadziłaby ich pewnie do bankructwa. A Kiel nie zadzwonił.

Zadzwonił natomiast Dawid, żeby podzielić się z nią dobrymi

wiadomościami. Naughton dostał zamówienie na nowy jacht. Ani

słowem nie wspomniał o Kielu. Ona też nie.

Na początku czwartego tygodnia dostała wielki bukiet róż. Nie

dołączono do niego żadnej wiadomości, tylko kartkę z rysunkiem

wikinga. Po raz pierwszy od bardzo dawna uśmiechnęła się, a jej

piękne, smutne oczy zabłysły wewnętrznym światłem.

W następnym tygodniu przyszedł kolejny bukiet róż, a nad

wikingiem w rogatym hełmie napisane było: „Stocznia Naughton".

Czy to znaczy, że wrócił? Czy też tylko, że stocznia zaczęła pracę nad

nowym jachtem? A może to nic nie znaczy? Jak to ujęła Melly? Jeśli

chcesz go odzyskać, musisz walczyć. Ale co dobrego przyjdzie z

walki? Co zrobi Kiel, jeśli ona nie odpowie na kwiaty? Zadzwoni?

Powiedział, że chce z nią być, kiedy już będzie zdrowa. Była

RS

background image

166

umówiona na zdjęcie gipsu na koniec tygodnia. Zostało jeszcze kilka

dni. Czy Kiel nadal boi się stałego związku?

Przez resztę tygodnia jej uczucia wahały się między nadzieją a

przygnębieniem. W końcu zwyciężyła desperacja.

Minęło niemal pięć tygodni od ich ostatniego spotkania, kiedy

zaparkowała przed Naughtonem. Czasem miała wrażenie, że to było

całe wieki temu. Spojrzała na swój blady nadgarstek i poruszyła nim

na próbę. Ręka bez gipsu była śmiesznie lekka i słaba.

Wzięła się w garść. Starannie zamknęła samochód, poprawiła

kremową spódnicę, zapięła żakiet i ruszyła w stronę stoczni. Była

bardzo spięta. Kiel był pierwszą osobą, którą zobaczyła. Wydawał się

jej teraz jeszcze wspanialszy. Jak to możliwe, że ktoś taki mógł jej

pragnąć? Nie przestawała zachłannie mu się przyglądać. Jasna

czupryna, która znowu domagała się wizyty u fryzjera, opalony tors,

umięśnione nogi, dobrze widoczne, bo miał na sobie tylko krótkie

szorty. Dziwne zachowanie serca uświadomiło jej, że uczucia do Kiela

jeszcze się wzmocniły.

Stał na trapie oparty o reling jachtu. Pogrążony był w rozmowie

z ciemnowłosą kobietą. Młodą, bardzo atrakcyjną. Niewiele

brakowało, a Justine obróciłaby się na pięcie i odeszła. Nie zrobiła

tego, bo wtedy nie poznałaby prawdy. Zresztą było już za późno.

Kobieta ją zauważyła, uśmiechnęła się i powiedziała coś do Kiela. Z

ociąganiem spojrzał we wskazanym kierunku. Nawet z takiej

odległości Justine widziała, że zesztywniał. Serce zamarło jej w piersi.

Nie wyglądał na zachwyconego.

RS

background image

167

Szedł w jej stronę. Nie widziała nic dookoła, zaciekawionych

spojrzeń rzucanych przez pracujących w pobliżu mężczyzn, uśmiechu

na twarzy brunetki. Był tylko Kiel. Jego oczy miały odcień głębokiej

zieleni. Nagle uświadomiła sobie, że nie wie, co powiedzieć. On

najwyraźniej też nie wiedział, bo zatrzymał się przed nią bez słowa.

Dopiero długi gwizd wyrwał go z bezruchu.

- Chodźmy - wykrztusił z siebie.

Włożył ręce do kieszeni i ruszył w stronę hangaru. Justine

popatrzyła za nim. Nie powinna była tu przyjeżdżać. Najwyraźniej źle

go zrozumiała. W końcu, ze zwieszoną głową, podążyła za nim. Kiedy

minęła róg budynku, nagle otoczyły ją silne ramiona. Krzyknęła

przestraszona.

- Przepraszam - szepnął, ale nie wypuścił jej z objęć. Przeciwnie,

przytulił jeszcze mocniej, a głowę schował w jej włosach. - Jestem

strzępkiem nerwów.

Odsunęła się na tyle, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Naprawdę?

- Tak. Bałem się, że nie przyjdziesz. Myślałem... Nie wiem, co

myślałem. To szósty tydzień. Mieli ci zdjąć gips. Chciałem, żebyś do

mnie przyszła. Wyobrażałem sobie, że przyjdziesz tu i rzucisz mi się

w ramiona. W poniedziałek wciąż chodziłem dookoła domu,

wyglądając twojego samochodu. We wtorek to samo. W środę Melly

kazała mi się wynosić. A dzisiaj doszedłem do wniosku, że już nie

przyjedziesz. Pewnie nie spodobały ci się moje kartki...

RS

background image

168

- Uwielbiam je - wyszeptała. Przepełniało ją szczęście i nadzieja.

Przytuliła go mocno. - Tak się bałam, że się pomyliłam, że źle cię

zrozumiałam. Przyjechałam tutaj prosto ze szpitala, zaraz po zdjęciu

gipsu.

Uśmiechnął się z wysiłkiem.

- Niezła z nas para, co? Ja... - przerwał i krzyknął przez ramię: -

Ejże, idź stąd!

Justine drgnęła i kątem oka zobaczyła ciemnowłosą kobietę

wyglądającą zza rogu. Na twarzy miała szeroki uśmiech.

- Ja tylko sprawdzam - wyjaśniła bezczelnie. Mrugnęła do

Justine i już jej nie było.

- To Natalie, żona Johna - wyjaśnił krótko. - Och, chodźmy stąd.

Tu jest jak na rynku.

Poszli w stronę jej samochodu. Justine tak drżały ręce, że miała

trudności z umieszczeniem kluczyka w stacyjce.

- Kiel...

- Nie - jęknął. - Jeśli cię teraz dotknę, nie będę w stanie się

powstrzymać.

Oblała się rumieńcem. Przełknęła ślinę, odchrząknęła.

- Skoro takie są twoje uczucia - zaczęła zdezorientowana - to

czemu tak długo nie dawałeś znaku życia?

- Bo w kółko sobie powtarzałem, że nie czuję tego, co czuję! Nie

chciałem się z nikim wiązać! Ceniłem swoją wolność, ale... tęskniłem

za tobą jak szalony! Mam wrażenie, że to był najdłuższy miesiąc w

moim życiu. Dlatego przysłałem ci róże bez żadnej wiadomości, tylko

RS

background image

169

z tą głupią kartką. Potem pomyślałem, że uznasz mnie za wariata,

więc jak najszybciej wróciłem do Anglii. Byłem tak blisko ciebie i tak

bardzo chciałem mieć cię jeszcze bliżej. Więc wysłałem kolejne

róże...

- I nie miałeś dość odwagi, żeby przyjść do mnie?

- Właśnie. Widzisz, za długo zwlekałem. Nie zadzwoniłem, tak

jak obiecałem. Rany, zachowuję się jak mały chłopiec!

Nie, jak mężczyzna, który walczy o wolność, pomyślała.

Zapaliła silnik i ostrożnie ruszyła. Kątem oka spojrzała na niego.

Uparcie patrzył przed siebie.

Kiedy zatrzymała się koło jego domu, Kiel natychmiast

wyskoczył z samochodu. Justine ruszyła za nim, próbując odzyskać

panowanie nad sobą.

Drzwi otworzyła Melly. Spojrzała na Kiela, a potem przeniosła

wzrok na Justine.

- Więc przyszłaś - zauważyła wyraźnie rozbawiona.

- Tak - odpowiedziała krótko.

- Och, Melly! - warknął na gosposię Kiel. - Zrób sobie wolne

popołudnie! Idź na zakupy! - Śmignął koło niej i biorąc po dwa

stopnie, pobiegł na górę. - Wezmę prysznic - rzucił przez ramię.

- Ojejku - powiedziała łagodnie Melly. - Ależ jesteśmy

zdenerwowani, co? - Chichocząc, wciągnęła Justine do środka. - No,

wchodź. I od razu na górę.

Justine bez słowa ruszyła po schodach na piętro. Pchnęła drzwi

jego sypialni i weszła. Rozejrzała się uważnie dookoła. To był bardzo

RS

background image

170

męski pokój. Dywan i zasłony w kolorze czekolady, kremowo-

brązowa narzuta na łóżku, fragmenty ściany między drewnianymi

belkami też pomalowane na kremowo. Na ścianach wisiały grafiki

przedstawiające statki, galeony, klipry. Z jednym wyjątkiem. Nad

samym łóżkiem umieszczono rycinę, która przedstawiała starszego

mężczyznę w krezie. Miał łagodne, pełne mądrości spojrzenie. Justine

uklękła na brzegu łóżka, oparła ręce na zagłówku i przyglądała się

postaci.

- Kocham go - wyznała szeptem.

- To czemu mu tego nie powiesz? - usłyszała zza pleców głos

Kiela.

Odwróciła się w jego stronę. Miał zaciśnięte szczęki, a jego

zielone oczy lśniły niezwykłym blaskiem.

- Kocham cię - powtórzyła.

Wziął ją w ramiona. Serce waliło jej jak młotem, kiedy

rozsupłała pasek jego szlafroka i dotknęła ciepłej, wilgotnej skóry.

Musnęła wargami jego podbródek.

- Och, Justine.

Tulił ją tak mocno, jakby miał ją zaraz zmiażdżyć. Stanęła na

palcach, zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego całym

ciałem. Wplątała palce w jego włosy. Szeptała jego imię. Zamknęła

oczy i oddała się namiętnym pocałunkom.

- Ten pierwszy tydzień w Norwegii... - zaczął Kiel. -Cokolwiek

bym robił, gdziekolwiek bym poszedł, wszędzie widziałem twoją

twarz. Twoje wielkie, fiołkowe oczy, które żądały ode mnie czegoś...

RS

background image

171

ale nie miałem pewności, czy mogę ci to dać... A jednak w kółko

sobie powtarzałem, że nie mogę się zakochać. Prawie cię nie znałem.

Nie wydawałaś mi się wyjątkową pięknością. Taka mała zrzęda,

zabawna i odważna. A jednak nie mogłem przestać o tobie myśleć.

Nie mogłem spać. - Spojrzał jej w oczy. - Co ty ze mną zrobiłaś?

Rzuciłaś na mnie jakiś czar?

W odpowiedzi pokręciła głową. Nie była w stanie wykrztusić z

siebie słowa, bo czuła napływające łzy. Uśmiechnęła się tylko do

niego. Nie wierzyła własnym uszom.

- Moje paskudne zachowanie na Maderze wynikało z zazdrości.

Nigdy wcześniej nie byłem zazdrosny, nie wiedziałem, jak sobie z

tym radzić. Kiedy ktoś w stoczni zagwizdał, gotów byłem go zabić.

Jesteś moja, nie chcę, żeby ktoś inny na ciebie patrzył, podziwiał cię.

Nigdy dotąd nie byłem zaborczy! - powiedział szczerze zdziwiony. -

No i popatrz, co się ze mną stało! Jestem emocjonalnym i fizycznym

wrakiem!

- Fizycznym na pewno nie - zaprzeczyła.

Przez chwilę patrzył na nią zachłannym wzrokiem.

- Powiedz to jeszcze raz.

- Że cię kocham?

- Tak.

- Kocham cię. Pragnę cię. Potrzebuję cię. Dobrze?

- Bardzo dobrze.

- I? - droczyła się z nim. Uśmiechnął się niepewnie.

RS

background image

172

- Ja też cię kocham - wykrztusił z siebie. Odwrócił na chwilę

wzrok, po czym dodał: - Nigdy nikomu tego nie powiedziałem, a mam

trzydzieści sześć lat. A teraz chciałbym głośno o tym krzyczeć. I jeśli

nie przestaniesz się wiercić, to nie odpowiadam za swoje zachowanie.

- Naprawdę mnie chcesz? - zapytała po jakimś czasie,

przeciągając się. - To takie dziwne.

- Dziwne? Au! To boli!

- Zasłużyłeś sobie. - Głaskała go w miejscu, gdzie dostał klapsa.

Westchnęła uszczęśliwiona. - A teraz mi powiedz, jaka jestem

doskonała.

Parsknął śmiechem i przyciągnął ją do siebie.

- Na Maderze, kiedy cię obudziłem... Pamiętasz?... Przyszło mi

wtedy do głowy coś bardzo dziwnego. Zacząłem się zastanawiać,

czysto teoretycznie, jaki kolor oczu miałoby nasze dziecko? Zielony

czy fiołkowy?

- Pewnie błotnistobrązowy - odparła nonszalancko, żeby ukryć

wrażenie, jakie na niej wywarły jego słowa.

Dziecko? Boże! Istnieje całkiem realna szansa, że... Zupełnie o

tym zapomniała.

- Kiel?

- Tak?

- Lubisz dzieci?

Usiadł i popatrzył na nią zaszokowany.

- A co? Mamy je?

- Nie w tym momencie! Chciałam powiedzieć, że...

RS

background image

173

- Chciałaś powiedzieć, że się nie zabezpieczyłaś - dokończył za

nią.

- Tak - przyznała zatroskana. - Jakoś o tym nie pomyślałam.

Podrapał się w głowę i zrobił skonsternowaną minę.

- Ja też nie. Wychodzi na to, że dowiemy się, jaki będzie kolor

oczu szybciej, niż się spodziewaliśmy.

- Nie zmartwiłeś się?

- Wcale a wcale. I nie rób takiej tragicznej miny, kochanie.

Jestem pewien, że będę świetnym ojcem.

Ślub wzięli trzy tygodnie później w małym kościółku niedaleko

domu Kiela. Stojąc na zalanym słońcem placyku przed świątynią,

ubrana w kremową suknię z jedwabiu i zabawny kapelusz, Justine

wyciągnęła przed siebie lewą rękę. Z niedowierzaniem patrzyła na

złotą obrączkę. Uśmiechnęła się.

Przed ślubem Kiel zabrał ją ze sobą do Norwegii, pokazał jej

rodzinny dom, gdzie spędzał część każdego roku. Z dumą prowadził

ją w swoje ulubione miejsca. A kiedy wrócili, zabrali się do

przygotowywania ślubu. Przewieźli jej rzeczy do domu Kiela w

Southampton, sprzedali mieszkanie. Peter zgodził się wykupić jej

udziały w firmie. Prawnicy Kiela zajęli się sporządzaniem

dokumentów.

Z niewiadomych przyczyn Kiel nalegał, by aż do ślubu spali w

oddzielnych pokojach. Justine wydawało się to szczytem absurdu.

Ostatnie dwa tygodnie okazały się przez to wyjątkowo frustrujące.

RS

background image

174

Nie minęło wiele czasu, a wszyscy goście odjechali spod

kościoła. Mieli się zebrać w domu Kiela na małym przyjęciu. Zostali

sami nowożeńcy.

- Wszystko w porządku? - zapytał Kiel.

- Tak. Chociaż to się wydaje nierealne, prawda?

- Jest jak najbardziej realne - powiedział, kładąc jej dłoń na

karku i przyciągając ją do siebie. - Po co nam to przyjęcie weselne?

Nie wytrzymam już dłużej. Mam wrażenie, że wieki całe się z tobą nie

kochałem.

- To ty się uparłeś, byśmy mieli oddzielne pokoje. - Zarzuciła

mu ręce na szyję i cmoknęła go w policzek. -I dyskutowałabym, kto tu

kogo bardziej pragnie. Tak drżę, że nie wiem, czy utrzymam kieliszek

z szampanem.

- Co tam szampan! Ja się boję, że jak cię pocałuję, to przestanę

nad sobą panować. A jeśli nie pojawimy się zaraz na przyjęciu, zaczną

nas szukać.

Przytulił ją i wsiedli do samochodu. Przez całą krótką drogę

patrzyła na jego mocny, wyrazisty profil, zmierzwione włosy, które,

mimo profesjonalnego strzyżenia, wciąż wyglądały nieporządnie.

W końcu dotarli na miejsce. Kiel zgasił silnik, nachylił się nad

Justine i pocałował ją.

- Kocham cię. - Z uśmiechem położył dłoń na jej płaskim

brzuchu. - Jak się ma mój synek?

Zaśmiała się.

- Nie wiemy, czy on już tam jest.

RS

background image

175

- Jest, jest - uspokoił ją. - Albo wkrótce będzie. Pani Lindstrom,

musimy iść. Trzeba jakoś przetrwać do chwili, gdy będę cię mógł

zabrać do łóżka.

- Czy to obietnica?

- Zdecydowanie tak. - Otworzył drzwi, wziął ją na ręce i

przeniósł przez próg. - Na dobry początek naszej wspólnej przyszłości

- szepnął jej prosto do ucha.

RS


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Konspekt lekcji do lektury ania z Zielonego Wzgórza
Ania z Zielonego Wzgórza opracowanie
Ania z Zielonego Wzgorza id 648 Nieznany (2)
Pod laskiem zielonym u wzgórza
NAJCIEKAWSZA PRZYGODA ANI Z ZIELONEGO WZGÓRZA JAK ANIA URATOWAŁA ŻYCIE SIOSTRZE DIANY
ZIELONE WZGÓRZA NAD SOLINĄ (2)
ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA
Ania01 Ania z Zielonego Wzgorza
STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA
Ania z Zielonego Wzgórza, Testy z lektur SP
kartkówka Ania z Zielonego wzgórza
Ania z Zielonego Wzgórza streszczenie
ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA STRESZCZENIE
Zielone wzgórza nad Soliną, Teksty piosenek
ZIELONE WZGÓRZA NAD SOLINĄ, teksty piosenek
Ania z Zielonego Wzgórza, Lektury Szkolne - Teksty i Streszczenia

więcej podobnych podstron