Upadek rodzaju ludzkiego
Bilans nowoczesności
Ostatnio wręcz boję się otwierać gazetę ze strachu
przed odkryciem, co znowu potwornego uczynili nasi bliźni.
Wszyscy znamy to uczucie. Czy zatem ludzka rasa
przetrwa? Czy zasługuje na to, by przetrwać? To
znaczące, że pierwszym, który wyraził to uczucie odrazy
dla ludzkości, był sam Bóg. W Księdze Rodzaju czytamy
(6, 5-7): „Kiedy zaś Jahwe widział, że wielka jest
niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest
wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi, i zasmucił się.
Wreszcie Jahwe rzekł: »Zgładzę ludzi, których stworzyłem,
z powierzchni ziemi: ludzi, zwierzęta, płazy i ptaki
powietrzne, bo żal mi, że ich stworzyłem«. Wydaje się, że
ludzka osobowość od zawsze naznaczona jest fatalną
skazą, która nazwana została „grzechem pierworodnym".
Jak to ujął Immanuel Kant: „Z pokrzywionego drzewa
człowieczeństwa nic prostego nie da się wyciosać". Ta
moralna słabość silnie kontrastuje z niezwykłym
materialnym sukcesem ludzkości jako gatunku. Między
rokiem 1000 a 1750 liczba ludności rosła powoli - średnio o
0,1 proc. rocznie. Dopiero potem jej wzrost sta! się
gwałtowny. W 1800 roku przekroczyła miliard, w 1930 dwa
miliardy, a w 1960 już trzy miliardy. W 1974 roku było nas
na ziemi 4 miliardy, a w latach 90. 5 miliardów. Trzecie
ćwierćwiecze XX wieku było okresem eksplozji
demograficznej, w wielu krajach w ciągu jednego pokolenia
liczba ludności podwoiła się - w Meksyku wzrosła ona z 27
do 60 milionów, w Brazylii z 53 do 108 milionów, w Iranie z
14 do 30 milionów, a w Chinach z 554 do 993 milionów.
Najwyższy przyrost naturalny - 2 proc. rocznie - został
osiągnięty w 1960 roku. Później liczba ludności nadal rosła,
ale tempo wzrostu gwałtownie zmalało i niebawem spadnie
do zera. Nadal jednak trwa niezwykła ekspansja
gospodarcza. Do roku 1800 tylko Anglia osiągnęła stały
wskaźnik rozwoju gospodarczego na poziomie 1 proc.
rocznie. W pierwszym dziesięcioleciu XX wieku kilka krajów
europejskich osiągnęło wskaźniki powyżej 5 proc, ale
Stany Zjednoczone, Rosja i Japonia rozwijały się jeszcze
szybciej. W ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci XX wieku
Chiny i Indie osiągnęły wskaźniki wzrostu między 5 a 10
proc. rocznie. Światowy rozwój jest teraz tak szybki, że co
roku kolejne sto milionów ludzi osiąga standard życia, który
pół wieku temu był zarezerwowany dla 60 milionów
przedstawicieli zachodniej klasy średniej. Świat powoli
zapełnia się ludźmi zamożnymi.
Ale ten świat jest również miejscem pełnym
zagrożeń, budzącym lęk. Zagrożenia biorą się nie tyle z
natury, co z agresywnych ludzkich działań. Kontrast między
fizycznym zwycięstwem i moralną stagnacją (lub moralnym
upadkiem) by! zauważany przez ostatnie
2 tysiące lat i prowokował do pełnych niepokoju
komentarzy. Na początku V wieku n.e., kiedy św. Augustyn
pisał swoje dzieło „O państwie Bożym", Cesarstwo
Rzymskie, największa, najbogatsza i najpotężniejsza
cywilizacja w dziejach, zaczynało się już rozpadać, ale
wciąż mogło zapewnić dostatek, a niekiedy także życie w
luksusie. Wszędzie dookoła Augustyn dostrzegał „państwo
ludzkie" - rozliczne dowody „materialnego" sukcesu i
moralnej porażki: fortuny zbijane na niewolnictwie, ludzi
rozdzieranych na kawałki przez zwierzęta i mężczyzn
zabijających się nawzajem dla rozrywki tłumów, obżarstwo,
rozpustę, tortury i straszliwe sposoby wymierzania kary
śmierci, oszustwa, korupcję, bezmiar złych rządów i
przestępstw publicznych przywodzący do szaleństwa
przyzwoitego człowieka. Ludzie, zamiast zmienić się na
lepsze, zmieniali się na gorsze, a chrześcijaństwo, nawet
gdy było już wspierane przez rząd - a za czasów
Augustyna było wspierane od stu lat - ledwie
powstrzymywało rosnącą powódź nieprawości. Państwo
Boże nie może powstać na ziemi - to było pewne - a
zarazem człowiek nie jest w sianie dostąpić zbawienia czy
po prostu moralnej poprawy inaczej, niż dzięki bożemu
miłosierdziu. Tylko nadnaturalna łaska, dobrowolny dar
Boga, szczodry choć niezasłużony, mogła powstrzymać
rasę ludzką od samozniszczenia i utonięcia w stworzonym
przez człowieka oceanie niegodziwości. Sądząc po wielkiej
liczbie zachowanych rękopisów, dzieło Augustyna było
najpowszechniej dostępnym i czytanym dziełem w okresie
średniowiecza.
Obdarzeni najbardziej bujną wyobraźnią pisarze tych
czasów, tacy jak Dante i Chaucer, postrzegali ludzkość
jako tragikomiczną mieszankę przyzwoitości i podłości - z
tej wewnętrznej sprzeczności uczynili material dla swych
dziel. W XVI wieku umysł jeszcze potężniejszy przedstawi!
niezrównaną serię portretów męskich i kobiecych, które
uosabiały manichejską dwoistość gatunku ludzkiego,
rozdartego między wielkodusznością i autodestrukcyjną
degrengoladą. Nikt . z większym od Szekspira
przekonaniem nie pisał o godności człowieka:
A człowiek? Niby wiem, że to arcydzieło -
szlachetność rozumu, nieograniczone zdolności, proporcja
kształtu, płynność ruchów, w uczynkach równy aniołom, w
pojmowaniu równy bogom: najwyższe z żyjących istnień,
korona stworzenia! A jednak dla mnie to tylko kwintesencja
i
marnego prochu". W ostatnim zdaniu Szekspir daje wyraz
przerażeniu, które wzbudza śmiertelność i kruchość nawet
najdoskonalszych spośród ludzi. W bolesnym rozważaniu
ludzkiej kondycji czasami daje się ponieść żalowi bliskiemu
rozpaczy:
„Jutro - i jutro - i jutro - i jutro:
Tak życie płynie z dnia w następny dzień
Aż do ostatniej zgłoski w księdze czasu;
A każde »wczoraj« zostaje za nami
Niby ogarek, co przyświecał głupcom
W drodze ku prochom śmierci. Zgaśnij, zgaśnij,
Nietrwała świeczko! Życie jest jedynie
Przelotnym cieniem; żałosnym aktorem,
Co przez godzinę puszy się i miota
Na scenie, po czym znika; opowieścią
Idioty, pełną wrzasku i wściekłości,
A nieznaczącą nic".
[oba cytaty z Szekspira w przekładzie St.
Barańczaka - przyp. tłum.]
Oczywiście Szekspir wkłada te ponure słowa w usta
starzejącego się tyrana, który zbliża się do swej
ostatecznej klęski. Nie znamy osobistego poglądu poety na
wartość i przyszłość ludzkości. Czegóż byśmy nie oddali
za godzinną rozmowę na ten temat z człowiekiem, który -
jak się wydaje - lepiej rozumiał dwoistość natury ludzkiej
niż ktokolwiek inny w dziejach...
W średniowieczu ludzkie nieprawości nie. zanikały - może
nawet stawały się coraz bardziej dotkliwe wraz z
przyrostem dostatku i nowych technologii - ale w Europie
były równoważone dzięki istnieniu Kościoła. Niezliczone
zastępy księży, mnichów i zakonnic poświęcały się
modlitwie oraz służbie innym i - pomimo korupcji i lenistwa
- wykorzystywały mniej więcej jedną piątą bogactwa całego
społeczeństwa do tworzenia niezwykłych budowli
ozdobionych dziełami sztuki o niewyobrażalnej wcześniej
wartości. Rozdawały także jałmużnę na taką skalę, że
równać się z nimi mogą dopiero współczesne państwa z
rozbudowanym systemem opieki społecznej.
Ale nawet tę rozległą sferę działań człowieka
mających altruistyczne cele trawiła gorączka ludzkich wad.
.Ludzie mają. nie tylko sprawny intelekt, ale i bujną
wyobraźnię, łatwo tworzą idee, które ich hipnotyzują. Im są
mądrzejsi, tym bardziej te idee wydają się doniosłe. Wśród
kleru, tej inteligencji świata chrześcijańskiego, rozwinęła.
się zgubna skłonność do uznawania idei za ważniejsze od
ludzi. Stąd gwałtowne walki doktrynalne późnego
średniowiecza, kulminujące w buncie Marcina Lutra w 1517
roku. Różnice teologiczne wyrażane były w języku
nieokiełzanej przemocy. Jak ostrzegał wielki uczony Erazm
z Rotterdamu, który sam nigdy nie popełnił błędu stawiania
idei ponad ludzkim życiem: „Długa walka na słowa i teksty
zamienia się w końcu w zwyczajną wymianę ciosów". I tak
też było - i to na wielką skalę. Reformacja stanowiła
pierwszy krok na drodze ku sekularyzacji, eliminacji
zinstytucjonalizowanego kościelnego altruizmu i
przekazania jego zasobów rosnącemu w siłę kapitalizmowi
W Anglii klasztory zostały splądrowane, a ich bogactwa
przejęte przez króla (i wykorzystane przezeń jako środki do
prowadzenia wojny) lub rozdane między świecką szlachtę,
głównie wojskowych. Stojący za tym wszystkim sposób
myślenia najdosadniej wyraził kondotier, książę Pembroke,
który, wyganiając mieczem pobożne zakonnice z Wilton,
krzyczał: „Wynocha, dziwki! Idźcie zarabiać na życie!".
Średniowieczne gildie i cechy zamawiały prywatne kaplice i
ołtarze przyciągające uwagę dziełami sztuki - bez nich nie
byłoby renesansu włoskiego. One również zostały
zagrabione i wykorzystane jako finansowe wsparcie dla
nowej świeckiej plutokracji. Nadszedł też czas wymiany
ciosów - sto, a może nawet więcej lat bezlitosnej wojny,
która teoretycznie toczyła się z powodu różnic religijnych,
ale szybko zamieniła się w wojnę o władzę polityczną.
Walczący w końcu zapomnieli, jakie były ich pierwotne
cele. W czasie wojny trzydziestoletniej po raz pierwszy
zdarzyło się, że armie walczyły przez okrągły rok, używając
niespotykanej dotychczas siły ognia zapomniane zostały
wszelkie rycerskie i moralne zasady, jeńcy i ranni niebyli
przetrzymywani dla okupu, lecz od razu dobijani; cale
społeczeństwa składały finansowe daniny, by mógł trwać
ten destrukcyjny proces. Jednak mimo że miejsca dla religii...
było w ludzkim życiu coraz mniej, ludzka zdolność,, do
pomnażania dóbr i przesuwania coraz dalej granic
fizycznych możliwości nie uległa zmniejszeniu. 'to Właśnie
te. ciągłe demonstracje ludzkiego geniuszu nie tylko
doprowadziły myślicieli XVIII wieku do odrzucenia religii i
gorącego przyjęcia sekularyzacji, ale przede wszystkim
skłoniły ich do krytyki starej koncepcji grzechu
pierworodnego - fatalnej skazy natury ludzkiej - oraz
przyjęcia poglądu, że człowiek jest zdolny do doskonałości i
może stać się doskonały za sprawą ludzkich instytucji i
ludzkiej woli. To była właśnie teza, na której opierało się
oświecenie i jego gwałtowna kulminacja w postaci
Rewolucji Francuskiej. Archetypem jej bohatera był
Robespierre, pierwszy nowożytny Intelektualista, który
doprowadził dogmat o wyższości' idei nad ludźmi do
punktu, w którym można już było ścinać tysiące niewinnych
w imię Rozumu i tego, co Robespierre nazywał
„zbawiennym terrorem".
Po pewnym czasie jego miejsce zajął Napoleon
Bonaparte, pierwszy nowoczesny władca dyktator, który
prowadził wojny dla zaspokojenia osobistych ambicji oraz
w imię nowej niszczycielskiej potęgi nacjonalizmu. Wojny—
te kosztowały życie około 5 milionów ludzi w czasach,
kiedy ludność świata liczyła niewiele ponad 300 milionów.
Co gorsza, Napoleon już po swojej śmierci odrodził się
jako francuski bohater narodowy i stał się prototypem XX
wiecznych dyktatorów, którzy bywali inspiratorami
masowych mordów na ogromną skalę. Niektórzy z tych
potworów wzorowali się na Napoleonie w ten czy inny
sposób - łatwo można tu wyliczyć kilkanaście nazwisk,
poczynając od Hitlera, Stalina i Mao Tse-tunga, poprzez
tyranów takich jak Naser w Egipcie, Sukarno w Indonezji i
Castro na Kubie, aż do dzikich afrykańskich bufonów w
rodzaju Idiego Amina czy Bokassy. Koszmar i nędza,
których byli sprawcami, uczyniły XX wiek najgorszym,
najbardziej nikczemnym stuleciem w dziejach ludzkości.
Trzy reżimy - Hitlera, Stalina i Mao - były bezpośrednio
odpowiedzialne za śmierć 120 milionów ludzi; 70 milionów
uśmiercił sam reżim Mao Tse-tunga - na podstawie
skrupulatnie napisanej, dociekliwej biografii Jung Chang
musimy uznać Mao za najgorszego człowieka, jaki
kiedykolwiek żył na świecie (przynajmniej spośród tych, o
których mamy dokładną wiedzę). Rozwój sekularyzmu i
szerzenie się ideologii opartych na poglądzie, że idee liczą
się bardziej niż ludzie, to bynajmniej nie jedyne czynniki
tego moralnego upadku. W świecie ludzkich spraw często
widzimy, jak pewne tendencje czy odkrycia, które same w
sobie nie były szkodliwe i złe, stają się zagrożeniem dla
społeczeństwa za sprawą pogoni za ideami, jakże
charakterystycznej dla omylnych ludzi. W połowie XIX
wieku doszło do połączenia dwóch procesów z których
każdy był sam w sobie „oświecony". Pierwszy z nich to-'
próba ochrony, zdrowia publicznego w miastach poprzez-
usuwanie odpadów, szczepienia, lepszą dietę, lepszą
opiekę medyczną i lepsze warunki mieszkaniowe. Drugi to.
upowszechnienie wiedzy zawartej w pracach Karola
Darwina, które ukazywały, jak , życie . organiczne
ewoluowało i
:
jak najsilniejsi zyskiwali szansę na
przetrwanie. Połączenie tych procesów zaowocowało
powstaniem naukowego kultu eugeniki, fizycznego
ulepszenia rasy ludzkiej, której program był podobny do
niegdysiejszych' prób intelektualnego i moralnego
doskonalenia,- tej fatalnej iluzji Rewolucji Francuskiej.
Eugenika kwitła od lat 70. XIX wieku do II, wojny
światowej, a wierzyła w nią nie tylko znaczna część
środowiska lekarzy, ale także postępowi myśliciele i
propagandyści tacy jak H.G. Wells czy George Bernard
Shaw. W pogoni za idealnie zdrowym człowiekiem
byli gotowi z entuzjazmem wyeliminować (czyli
wysterylizować) nie tylko umysłowo chorych, szalonych
kryminalistów, ale nawet ludzi lekko opóźnionych w
rozwoju. Dopiero kiedy doktryna ta została w skrajnej
formie przedstawiona przez Hitlera, który chciał
eksterminować nie tylko umysłowo chorych, ale również
całe rasy - Cyganów i Żydów (tych ostatnich uważał za
groźne „bakcyle", które mogą zainfekować całą rasę
ludzką) - jej szaleńczy charakter stał się oczywisty.
Eugenika.. upadła wśród straszliwych ruin Auschwitz.
Perwersje społecznego darwinizmu i próby tworzenia rasy :
panów poprzez eliminację „niedostosowanych" były .
znacznie bardziej powszechne, niż chcielibyśmy przyznać,
i stawały się coraz bardziej systematyczne, w miarę jak
państwa ogarniał proces sekularyzacji. Bismarck,
prowadząc „wojnę kulturową" (Kulturkampf) przeciw
katolicyzmowi, jedynemu Kościołowi w Niemczech, który
opierał się ekspansji wszechmocnego zsekularyzowanego
państwa w każdej sferze życia, stworzył nowe imperium
rasy niemieckiej zbudowane na fundamencie wojennych
cnót pruskich mężczyzn. W Rosji od zawsze
prześladowano Żydów, ale kiedy w latach 80. XIX wieku
wyłoniło się nowe świeckie państwo, pogromy stały się
systematyczne i powszechne. Świeckie państwo
młodotureckie rozpoczęło swoją kampanię ludobójstwa
Ormian w 1909 roku i kontynuowało ją do roku 1915.
Utworzenie ateistycznego państwa w Rosji w 191/ roku
było z kolei preludium do wielkich projektów inżynierii
społecznej realizowanych za czasów dyktatury Stalina,
kiedy przedstawiciele około dwudziestu narodów
poddanych sowieckiej władzy byli przesiedlani,
dziesiątkowani represjami i głodzeni. Stalin słusznie
uhonorowany tytułem „niszczyciela narodów" zainicjował
działania, które naśladowali później kambodżański dyktator
Poi Pot - jego program likwidacji miast kosztował życie
jedną piątą ludności kraju - oraz Mao. Podczas rewolucji
kulturalnej, którą wywołał ten ostatni, zginęły dziesiątki
milionów ludzi. Pochodnia terroru została następnie
przekazana światu islamskiemu, gdzie przyjęto ją z
entuzjazmem - uczynił tak zwłaszcza rząd irański, który przysięga, że „dokończy dzieło Hitlera", czyli eksterminację;.
.Żydów. Dowodzi się niekiedy, że motywy działania są tu
przeciwieństwem motywów. którymi kierują się
zsekularyzowane dyktatury, ponieważ o prowadzenie
kampanii przeciw całym rasom i wspólnotom religijnym z
żądnym krwi entuzjazmem oskarżani są islamscy
fundamentaliści. Ale pod przykrywką religijnych sloganów
działają siły świeckie dążące do zdobycia władzy, dostatku,
ziemi, bogactw naturalnych i technologii wojennych. Żaden
z przywódców wykorzystujących religijny fanatyzm
młodych ludzi nie jest znany z pobożności czy
przestrzegania zaleceń koranicznych - za dżihadem kryją
się zimne, świeckie kalkulacje. Islam stopniowo upada,
podobnie jak chrześcijaństwo, judaizm, buddyzm i inne
światowe religie. Metamorfoza fundamentalizmu w
świadectwem zdrowia, i prawdopodobnie w polowie
obecnego stulecia, a może nawet dużo wcześniej,
tradycyjny islam w dużej części ulegnie sekularyzacji.
Ta perspektywa w żadnym razie nie napawa mniej
radością, choć przecież proces sekularyzacji może w tym
wypadku pomóc w rozwiązaniu problemu
międzynarodowego terroryzmu. Nie napawa mnie radością,
ponieważ na dłuższą metę sekularyzacja niesie więcej
zagrożeń dla gatunku ludzkiego niż fanatyzm religijny.
Przypominam sobie słowa Karla Rahnera, jezuity, który
zastanawiał się nad wysiłkami nowoczesnych państw
totalitarnych podejmowanymi w celu usunięcia elementu
duchowego ze. społeczeństwa. „Jeżeli kiedykolwiek Bóg
zostanie wygnany ze świata, tak że nawet jego obraz
zostanie wymazany z umysłów ludzkich, przestaniemy być
ludźmi i staniemy się zaledwie bardzo sprytnymi
zwierzętami - a nasz ostateczny los będzie zbyt potworny,
by go w ogóle rozważać". Nawet gdy religia wraz ze swoimi
zakazami i uniesieniami odgrywała aktywną rolę, dzieje
ludzkości były wystarczająco brutalne. Czegóż nie
uczynimy przeciw sobie samym, kiedy religii zabraknie...
Destrukcyjne namiętności człowieka były miarkowane
przez religie, których częścią jest miłość Boga i lęk przed
karą bożą. Niezbyt skutecznie - można by powiedzieć - i
będzie to prawda. Ale jak daleko zaszedł zsekularyzowany
świat w swoich wysiłkach stworzenia alternatywnego
systemu nagród i kar? Od ponad stu lat mieliśmy różnego
rodzaju międzynarodowe trybunały sprawiedliwości, a
niesprawiedliwość kwitnie na świecie bujniej niż
kiedykolwiek. Mamy prawo zakazujące zbrodni przeciw
ludzkości i od czasu do czasu rzeczywiście sadzamy na
lawie oskarżonych jakiegoś wymęczonego spadkobiercę
upadłego reżimu. Kto jednak korzysta - prócz prawników -
na ciągnących się w nieskończoność procesach? Hitler
sam zadał sobie śmierć, ale jego dwaj wspólnicy zbrodni,
Stalin i Mao, umarli otoczeni zaszczytami, we własnych
łóżkach, a Mao jest nadal czczony jako niemający sobie
równych przywódca najludniejszego kraju świata, z którym
wszyscy chętnie robią interesy -. zapominając'" 'o' 20
milionach więźniów politycznych w chińskich gułagach.
Mamy jednak system Nagród Nobla, jeszcze obfitsze
źródło cynizmu wśród światowych mędrców i rozpaczy
wśród miłośników sprawiedliwości. Niektórzy z laureatów
Pokojowej Nagrody Nobla mogliby równie dobrze tratić na
listę zbrodniarzy wojennych. Weźmy na przykład Fritza
Habera, który wynalazł broń chemiczną i zaopatrzył armię
kajzera w trujące gazy, które tylko na froncie zachodnim
zabiły 650 tyś. ludzi. W 1919 roku nazwisko Habera obok
nazwisk innych naukowców figurowało na liście zbrodniarzy
wojennych, których alianci chcieli osądzić i skazać na
śmierć. Ale interweniowali politycy i w konsekwencji Haber
został wyróżniony Nagrodą Nobla za swoje prace nad
syntezą amoniaku. Jego instytut produkował cyklon B, gaz,
który został wykorzystany do zamordowania milionów
Żydów w hitlerowskich obozach zagłady. Dzisiaj Nagroda
Nobla z równym prawdopodobieństwem może zostać
przyznana za antyamerykańskie tyrady, jak i za faktyczne
zasługi.
Jest oczywistym faktem, że zsekularyzowany świat
nie stal się ani bezpieczny, ani przyzwoity. Rosnąca
agresywność państw w XX wieku znalazła nieuniknione
odzwierciedlenie w zwiększającej się agresywności
jednostek. Problem radzenia sobie z nią został dodatkowo
skomplikowany przez ultraliberalizm, który na Zachodzie
stanowił dopełnienie sekularyzacji i przeniknął, do
wszystkich warstw społecznych. I tak w Wielkiej Brytanii
przez ostatnie pól wieku, odkąd została zniesiona kara
śmierci, liczba morderstw wzrosła dziesięciokrotnie, i to
mimo że wiele zabójstw zostało zakwalifikowanych jako
nieumyślne spowodowanie śmierci. W czasie, gdy
egzekucje przez powieszenie zostały zastąpione
dożywotnim więzieniem, parlament nieustannie powtarzał
oznaczać dziesięć lat lub mniej, a w rezultacie liczba
niewinnych ludzi zabitych przez morderców z wyrokiem,
zwolnionych po odbyciu tak zwanej „dożywotniej" kary
przekroczyła setkę. To jedynie szacunki, bo prawdziwe
dane stanowią jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic
ministerstwa spraw wewnętrznych. I nie chodzi o to, że
ktokolwiek życzyłby sobie, by przestępcy spędzali cale
życie w więzieniach, które współcześnie stały się
zatłoczonymi jaskiniami strachu i występków, gdzie gwałt,
AIDS, narkotyki i przemoc są powszechne i gdzie
agresywni przestępcy nie mogą już ponieść żadnej kary,
cokolwiek by zrobili. Zastanawiałem się nad słowami
Goethego, który w 1808 roku uprzejmie odmówił przyjęcia
królestw ziemskich, którymi kusił go Napoleon, i przeżył
upadek „potwora". Goethe zauważył: „Ktokolwiek posiadł
sztukę i naukę, ten ma i religię, a ktokolwiek nie ma ani
jednej, ani drugiej, oby miał choć religię". Zgadzam się z
tym twierdzeniem, ponieważ uważam, że sztuki, nauki i
religii - tej triady ludzkiego ducha, na której spoczywa
cywilizacja - nie można rozdzielić. Są dziś wśród
naukowców ultramaterialiści, którzy uważają, że człowiek
nie znaczy więcej niż. skala czy ślad zapachu na
Wyrzuconej chusteczce i którzy dowodzą, że nauka i religia
wzajemnie się wykluczają . Riehard Dawkins w swojej
książce „The God Delusion" („Złudzenie Boga") zdaje się
dowodzić, że wiara w Boga czyni człowieka niezdolnym do
praktykowania nauki. Jeden z jego oksfordzkich kolegów
powiedział z kolei ostatnio na antenie BBC, że „religia to
ścieżka prowadząca intelekt do szaleństwa". Ja sam
uważam, że wymiar duchowy jest dla nauki najważniejszy,
ponieważ zapewnia to, czego zapewnić nie może wymiar
Czysto materialny: Towarzyszące wymiarowi duchowemu
przekonanie o istnieniu absolutnej moralności może
ustrzec naukę od popadnięcia w brutalne technologiczne
awanturnictwo - które może ją zdeprawować i doprowadzić
do zagłady/Wiedza o tym, co stworzyło i podtrzymuje życie
oraz wszechświat, musi obejmować również rozważania o
istnieniu Boga.
Nie wierzę również, by sztuka mogła istnieć dłużej,, i
bez elementu duchowego. Żałuję tego, co stało się w XX
wieku z malarstwem, zepsutym przez pewien rodzaj
barbarzyństwa przypominającego działania rządów, które
spowodowały śmierć dziesiątków milionów ludzi. Kiedy
zwiedzam współczesne galerie, tęsknię za XV wiekiem, z
jego czułymi Madonnami z Dzieciątkiem Jezus na
kolanach. Nawet obrazy przedstawiające zgnębionych
cierpieniem męczenników miały wtedy znaczenie, którego
brakuje tworzonym współcześnie bezsensownym obrazom
przemocy, zejściom w otchłanie znacznie głębsze niż
jakiekolwiek piekło Hieronima Boscha. Przypominam sobie
otwarcie Tate Modern Gallery w Londynie - znalazłem tam
pustą salę, w której był tylko ekran wideo i trójka dzieci:
mniej więcej dziesięcioletnia dziewczynka i jej młodsze
rodzeństwo. Kosztowali nowoczesnej sztuki, oglądając na
ekranie masturbującego się mężczyznę. Ze ten epizod nie
był czymś wyjątkowym, wnoszę z takich oto uwag Charlesa
Saatchi, który ma ponoć ogromny wpływ na współczesną
sztukę: „Wiem, że to zabrzmi straszliwie, ale jest coś
czarującego w obserwowaniu dzieci siedzących wokół
dzieła braci Chapman, które przedstawia penisy wystające
z oczu dziewczyny i szkicujących to dzieło starannie, by
pokazać swoją pracę nauczycielowi". Dając spokój temu
niesmacznemu nihilizmowi, dobrze jest pamiętać, że
sztuka tworzona w epoce wiary często ukazuje człowieka
od strony najbardziej twórczej, racjonalnej i pokojowej.
Ostatnio miałem przyjemność malować obraz wspanialej
zachodniej fasady katedry w Strasburgu. Ten szlachetny
gmach otoczony jest całą galerią wytworów świeckiej
europejskiej historii i postępu - budynków ze stali i szkła,
źle zaprojektowanych i nieprawdopodobnie brzydkich, w
których mieści się Parlament Europejski, Trybunał Praw
Człowieka między narodowe to i tamto - i które zaludnione
biurokratów. Oto główne tryby machiny, która próbowała
ostatnio podsunąć Europie konstytucję odrzucającą
chrześcijańską przeszłość. Ale pośrodku tego moralnego
chaosu wznosi się katedra wybudowana zgodnym
wysiłkiem Europejczyków - projektowana i tworzona przez
pięć długich wieków w znoju i czci zarówno przez
Francuzów, jak i Niemców. To gmach, który wyrósł niemal
naturalnie pod sklepieniem wspólnej dla nich wszystkich
religii. Kiedy patrzymy na takie nadzwyczajne dzieła
ludzkiego ducha i ciała i przywołujemy bogatą tradycję,
która umożliwiła ich powstanie, nasze biadania nad
przyszłością nabierają sensu, a iskra nadziei ponownie
zapala się w naszych sercach. Morał jest prosty.
Musimy przywrócić element duchowy w naszym
życiu prywatnym i publicznyn ponownie obudzić w sobie'
lęk odczuwany w obliczu wspaniałości stworzenia, obudzić
dumę z dobroci i altruizmu, obawę przed złym
postępowaniem i materialistyczną arogancją, poezję
przeżycia religijnego, a przede wszystkim miłość bliźniego,
której nie można oddzielić od przekonania, że każdy
człowiek został stworzony na podobieństwo Boga. Musimy
to zrobić albo zginiemy, a żeby to zrobić, musimy podjąć
ryzyko: Ludzkość została stworzona do życia duchowego, a
to oznacza życie niebezpieczne. Carl Gustav Jung z
upodobaniem cytował apokryficzne słowa ' Jezusa
Chrystusa: „Ten, kto jest blisko Mnie, jest blisko ognia. Ten,
kto jest daleko ode Mnie, jest daleko od Królestwa". Co to
znaczy żyć blisko ognia i blisko Królestwa? Na to pytanie
muszą odpowiedzieć mądrzejsi ode mnie. Dla mnie jasne
jest to, że ludzkość pozostaje w tej chwili zawieszona
między dalszym niepewnym trwaniem a otchłanią
samozniszczenia. Sądzę, że nasz los zależy od tego, na ile
potrafimy podtrzymać płomień duchowej wiary w naszym
życiu - aby to życie ogrzać i rozjaśnić.
© Paul Johnson
przeł. Emilia
Wrocławska