===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
Annie,jak
zawsze
Wydaj
wszystko,coposiadasz,napięknożycia.
Kup
jeinigdynieliczkosztów.
Sara
TeasdaleBarter
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
1.Hannah
P
oczątek
to
mojaulubionaczęść.
Tłum
nieprzerwanie
klaszcze,aGailWeiderpromienniesiędonasuśmiecha.
Ciągnę
Matta
wkierunkusceny,alesięzatrzymuje.Stajejakwryty,beznamiętniewpatrującsięprzed
siebie.Pochwilizerkawstronękulis.
–Zastanawiałemsię
nad
ucieczką–powiedziałmipóźniej.
Uśmiech
Gail
słabnie.
Jesteśmy
na
żywo w
Denver
Buzz
, najpopularniejszym
programie śniadaniowym w mieście. Mamy
szansę,żebyobrócićupozorowaniejegośmiercinaswojąkorzyść.Artystasamotnikzmuszonydoukrycia
się.Wrażliwaosobowośćnieradzisobieztrudnymiokolicznościami.Itakietam.
–
Witajcie
–mówiGailiwskazujekanapę.Wiem,gdziemamyusiąść.ObojezMattemćwiczyliśmy
odpowiedniąpozycję,kontaktwzrokowyiodpowiedzi.
Ale
Mattodpłynął.Kameraskupiasięnajegozaskoczonejtwarzy.Oklaskisłabną.
–
No
chodź–szepczę,zachęcającgo.
Nieoczekiwanie
Gailpodchodzidonas.Scenarobisiękomiczna.Gailchwytajegoramię,jatrzymam
jegorękęiobieprowadzimygodokanapy.
–
Panie
Sky, nie ma powodu do nieśmiałości. Cieszymy się, że nas pan odwiedził. – Gail
profesjonalnieimprowizuje.
Emanuje
zniejpewnośćsiebie,natomiastjaiMattsprawiamywrażeniepionkówwjejgrze.Wreszcie
udajesięnamusadzićMatta,któryściskamojąrękę.
Jestem
winnajegozakłopotania.
–Weźmyślub–szepnęłam
do
Mattazaledwiekilkachwilprzedwyjściemnascenę.Czysabotowałam
nasz występ w telewizji? Wcześniej o tym nie myślałam. Właściwie nie myślałam o oświadczynach,
dopókisłowasameniewyszłyzmoichust.Ups…
–Matthew,Hannah.–
Gail
kiwananas.
–
Cieszymy
się,żetujesteśmy–mówięipoklepujękolanoMatta.
Wciąż
jest
otumaniony. Gail zaczyna trajkotać o tym, jak się cieszy, widząc, że jest zdrowy i
bezpieczny,ijakonaicałykrajbylizaskoczonywiadomościąojegośmierciwgrudniu.Opowiadacałą
historię.Jejwzrokwędrujeodprompterów,przezwidownięiznówdonas.
W
chwili,kiedyMattpowiniensięodezwać,zalegacisza.
Boże,
nawet
jaznamjegotekst.
„Cieszę się, że poruszyłaś
ten
temat, Gail. Czekałem na okazję, żeby wytłumaczyć, co się stało, a
przedewszystkim,dlaczegodotegodoszło.Popierwszemuszępowiedzieć,że…”
Matt
patrzyspodełbawkierunkukamery.
–
Bierzemy
ślub–oznajmia.
Boże,wygląda
uroczo. Jego
zdumienie zmienia się w złość. Wpatruje się wyzywająco w widownię,
jakbyśmystaliprzedołtarzemiktośmógłbysprzeciwićsięnaszemuzwiązkowi.
Widownia
wstrzymujewdech.
–Wow!–
wykrzykuje
Gail.
Na
mojej twarzy pojawia się radosny uśmiech. Obejmuję Matta. Ludzie zaczynają klaskać. Wstają z
siedzeń.
Czujęsię
jak
wfinałowymodcinkutelenoweli.
Tłumszaleje…
Zatrzymałam
nagranie
–
Denver
Buzz,14maja2014r
oku
–izamknęłamlaptop.Wsypialnipanowała
ciemność.Podeszłamdooknaizaczęłamwpatrywaćsięwcienkąbłyskawicę,któraprzecięłaniebo.
Po
chwilirozległsięgłośnygrzmot.
Otworzyłam okno. Owiał
mnie
tropikalny, gorący wiatr. Zasłony zaczęły się unosić. Wreszcie burza
przerwałaczerwcowyskwar.
Czekając
na
deszcz,wracałammyślamidodniasprzedmiesiąca,kiedypojawiliśmysięwtelewizji,a
Mattoświadczyłcałemukrajowi,żebierzemyślub.
Reszta
programu skupiła się na naszym namiętnym romansie, burzliwym związku i Dotknięciu Nocy,
powieści
Matta, w
której nas opisał. Jakimś cudem wiadomość o zaręczynach przyćmiła nawet
upozorowanieśmierciMatta.Wszystkotłumaczyliśmymiłością.Kobietynawidowniprzecierałyoczyze
zdziwienia(coskrzętniepokazywałykamery),kiedyMattopisywałsamotnośćwdomku.Byłpełenżycia,
przystojnyiniezmiernieprzekonujący.
–Zdałem
sobie
sprawę,żeżadnawolnośćniejestwartażyciabezHannah–wyznałGail,awidownia
westchnęła.
Kiedy
Mattsnułopowieśćdlanaszychurzeczonychsłuchaczy,nawetjawyobraziłamsobie,jakzbiega
z góry wprost w moje ramiona… a wszystko w imię miłości! Śmialiśmy się i spoglądaliśmy na siebie
tęsknie.Spuściłamwzrok,kiedyhistoriazaczęłasięrobićmroczniejsza.Ścisnęłamjegoudo.
Po
programieMattpospieszniezszedłzesceny,ciągnącmniezesobą.Mojesercezaczęłoszybciejbić,
kiedyszliśmykorytarzaminazapleczu,lawirującmiędzykablamiisprzętemwideo.Zaprowadziłmniedo
garderoby.
Mój
telefon
zacząłdzwonić.
Pewnie
mojaszefowa,azarazemagentkaMatta,PamelaWing.Ipewniedostałaatakuserca.Amoże
otworzyłabutelkęszampana.Niesposóbprzewidziećjejreakcji.
To
Pam zorganizowała wywiad w telewizji i dokładnie nas do niego przygotowała, a my nie
trzymaliśmysiężadnychwcześniejszychustaleń.
Telefon
Mattateżzacząłdzwonić.Zignorowałgo.Zatrzasnąłdrzwiodgarderobyiprzycisnąłmniedo
nich.
W
ciemnościniemogłamdostrzecjegotwarzy.
–
Hannah, co
to do diabła było? – Jego tors dotknął mojej piersi. Poczułam, że jego serce wali jak
szalone.–Boże,wpędziszmniedogrobu.
–Przepraszam.Jesteśzły?Ja…
–Zły?
Jego
oddechrozwiewałmojewłosy.Jegoręcewędrowałypomoimciele.
Ta
scenawyryłamisięwpamięci:nieustannedzwonienienaszychkomórek,telefonodmojejsiostry,
potemgłośnekrzykimojejmamy,pocałunkiiśmiechMatta,anakoniecobezwładniająceszczęście,które
poczułam,gdyuświadomiłamsobie,żespontanicznieogłosiliśmynaszezaręczynyprzedcałymkrajem.
I
wtedyMattpowiedział:
–Jesteśgenialna,Hannah.Cudowna.
W
kolejnych dniach Matt zbywał wszystkich, którzy dopytywali się o zaręczyny. Mówił, że to „nic
pewnego”, że planujemy „dalej ze sobą mieszkać” i że „o niczym nie przesądzamy”. Pam uspokoił
słowami,żetobył„spontanicznyprzebłyskgeniuszuHannah”.
A
międzysobą…wogóleotymnierozmawialiśmy.
Wprowadziłamsię
do
Matta i zaczęliśmy żyć tak jak wcześniej. Po upływie trzech tygodni zaczęłam
się zastanawiać, czy to się naprawdę wydarzyło. Weźmy ślub. Czy powiedziałam te słowa? „Bierzemy
ślub”.Czywierzyłwswojesłowa?
Słodki
zapach
deszczuprzywołałmniedorzeczywistości.
Siadłam
na
parapecie i wsłuchiwałam się, jak suche Denver oddycha dzięki ulewie. Wiatr niósł ze
sobąwilgoć,któraosiadłanamoichnogachitwarzy.
„Jesteśgenialna,Hannah”.
Zamknęłam
okno
iposzłamdogabinetu.
Drzwi
byłyotwarte,cooznaczało,żeMattniepisał.Oparłamsięoframugęigoobserwowałam.Był
pochłoniętykomputerem.Siedziałpochylony,marszczyłczołoipocierałszczękę.
Zachichotałam,
na
conatychmiastpodniósłwzrok.
Boże…uwielbiałampatrzeć,
jak
najegotwarzypojawiałsięuśmiech.
–
Ptaszyna
–powiedział.Odsunąłsięodklawiaturyipoklepałpoudzie.
–
Czy
zapraszaszmniedoswojegozacisza?–Obeszłamjegobiurko,żebyusiąśćmunakolanach.
Objął
mnie
i szeroko się uśmiechnął. Jego blond odrosty kontrastowały z zafarbowanymi na czarno
końcówkami.Przebiegłampalcamipowłosachiwtuliłamsięwjegotors.
–
Kochanie,musimy
cośzrobićztwoimiwłosami.
–Mhm.–
Z
twarząmiędzymoimicyckamizgodziłbysięnawszystko.
Pomasowałam
jego
ramiona i poczułam, że bez pośpiechu całuje mój dekolt. Rzuciłam ukradkowe
spojrzenienakomputer.
–Jesteśna…Twitterze?!
–Mhm.–Chwyciłmójtyłek
i
gościsnął.–Nawiązujękontakty.
–Nawiązujesz
kontakty?
–uśmiechnęłamsię.–Tourocze.
–
Z
moimiczytelnikami.JestemteżnaFacebooku.–Jegoustawędrowałypomojejpiersi.–Pomysł
redaktora.
Mój
wzrok
przykuła przeglądarka Firefox. Nieczęsto miałam widok na komputer Matta. Zobaczyłam
otwartąstronęGmaila,Twitterai…AgencjiNieruchomościColo?
–Matt…–Coś
w
moimgłosiesprawiło,żeznieruchomiał.–Szukaszdomu?
–
Co?
–Podniósłgłowę.–Nie.
– Tak. – Złapałam myszkę
i
kliknęłam na zakładkę Agencji Nieruchomości Colo. Załadowała się
stronazdomamiwKolorado.
Matt
wpatrywałsięwekran.
–
Tylko
oglądałem.
Przynajmniej
nieskłamałiniepowiedział,żerobirekonesansnapotrzebypowieści.
Uśmiechnęłamsię…dopóki
nie
zaczęłamprzyglądaćsiędomom.
–
Chyba
żartujesz–stwierdziłam.
Matt
wysunąłsięspodemnie.Podszedłdościany,gdzieudawał,żepoprawiaramę.
–
Nie
– powiedział w kierunku obrazu. – Dlaczego nie miałbym myśleć o tym na poważnie?
Mieszkaniejestmałe.Właściwieniemaszmiejscadlasiebie…
–Sześćkominków–zaczęłamczytać
informacje
zestrony.–
Poczuj
wspaniałąatmosferęirozkoszuj
sięprywatnąwiniarnią,baremi…
–
Co
jestzłegow…
–
Osiem
łazienek!–krzyknęłamwjegostronę.
–
Lepiej
osiemniżjedna.
–
O
Boże.Sześćsypialni?!Ispójrznato:fontannanapodjeździe.Faktycznie,najzwyklejszydompod
słońcem.
–Wygląda
ciekawie
–powiedziałprzezzaciśniętegardło.
–
Marmurowe
podłogi, profesjonalna kuchnia i… balkon Romea i Julii?! Coś takiego naprawdę
istnieje?
–
Co
jestzłegowbalkonie?
–
Te
domykosztująkilkamilionów.
–Kamień
i
stiuk…
–
Ach
przepraszam,tenjesttylkozapółtorejbańki.–Obróciłamsięwjegokierunku.–Spójrznamnie.
Wciążpoprawiałobraz,przesuwając
go
razodrobinęwlewo,razodrobinęwprawo.
Ignorował
mnie, jakby
był małym dzieckiem. W końcu się obrócił i skrzyżował ręce na piersi.
Wpatrywałsięwpunktponadmojągłową.
–Podobał
ci
siędomNate’a–stwierdził.
–
Jeszcze
cinieprzeszło?Serio?
–
Co
jeszczeminieprzeszło?
–
Jeszcze
jesteśzazdrosny,jakwyglądałamwdomuNate’a?
–
Ma
fajny dom. Te domy też są fajne. – Wskazał palcem w kierunku komputera. – Nie rozumiem,
dlaczegoniemielibyśmypomyślećozamieszkaniuwfajnymiprzestronnymmiejscu.
Tygodnie
frustracji i niepewności zaczęły zbierać swoje żniwo. Wstałam z krzesła i ruszyłam w
kierunkudrzwi.
–
A
ja nie jestem pewna, czy chcę kupować dom z kimś, kto oświadczył mi się w telewizji i od
tamtegoczasuniezająknąłsięotymsłowem!
Wpadłam
do
sypialniirzuciłamsięnałóżko.Jakdziecko.
Leżałam
w
ciemności,nasłuchującMatta.
Padający
deszcz
bębnił o szyby. Usłyszałam ciche kroki Matta. Błyskawica rozświetliła pokój, a
grzmotrozbrzmiałnadDenver.
Wreszcie
usłyszałam,jakMattzbliżasiędomnie.Pochwilimateracsięporuszył.
–Śpisz?–wyszeptał.
–Nie.
–
Nie
oświadczyłemsię–powiedział.–Tytozrobiłaś.
Przewróciłamsię
na
drugibok.Mattsiedziałnaskrajułóżkazrękaminakolanach.Przesunęłamsiędo
niegoiobjęłamgo.Rozluźniłsiępodwpływemmojegodotyku.
–
No
tak… faktycznie. – Oparłam głowę o jego plecy. Ulga, którą poczułam, także mnie rozluźniła.
Dobrze,żewreszcieotymrozmawiamy.–Alepodjąłeśtemat.
–Oczywiście,że
tak
–zaśmiałsię.–Dlaczegomiałbymzrezygnowaćztakdoskonałejzagrywki?
–Hm?
–Kochanie,wiedziałem,że
nie
mówiszserio.Aprzynajmniejniedokońca.–Obróciłsięiobjąłmoją
twarz. W jego oczach rozbłysło rozbawienie. – Wiedziałem, że zrobiłaś to na potrzeby programu. No
wiesz,przecieżznamysięrok.Ipomyśltylko,jakitobyłrok…
Matt
zamilkłizaczęłamwspominaćzeszłyrok.
W
zasadzierokminiewnastępnymmiesiącu,jeśliliczyćnaszespotkaniaonline.Beznichbyliśmyze
sobąniecałyrok.Iznaczniemniejniżrok,jeślinieliczyliśmyzałamaniaMatta,któreprzeżyłwNowym
Jorku,inaszegorozstaniapojegoupozorowanejśmierci.
Czyli…
znamy
sięmniejniżrok.
Poczułam
ostre,bolesne
ukłuciewpiersi.
–Więc…
dlaczego
–odchrząknęłam–szukaszdomu?
–
Bo
potrzebujemywiększejprzestrzeni.
Pokręciłamgłową.
–Naprawdę?
Nie
rozumiem,dlaczegopotrzebujemydomu,jeśli…–Mójgłoszacząłsięłamać.Jeśli
nie bierzemy ślubu. Nie, nie powiem tego na głos. Nie zrobię z siebie idiotki, która spędziła ostatni
miesiącnapłonnychnadziejach.
–
Co
siędzieje?–BłyskawicaoświetliłaoczyMatta,którewyglądałyponuro.–Hej,spójrznamnie.–
Znówobjąłmojątwarz.–Ptaszyno,prawiemnienieznasz.Właściwiemałosięznamy,jeślisięnadtym
zastanowić.
Jego
słowazraniłymojeserce.Przecieżsięznaliśmy.Tylerazemprzeszliśmy.Ocomuchodziło?
–
A
małżeństwotonietylkoja–mówiłdalej.–Tocoświęcejniżmy.Małżeństwotorodzina.Trzeba
zastanowićsięnadwielomarzeczami.
Przygryzłam język.
Jasna
cholera. Matt chciał mieć dzieci? Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, a moja
potrzebabyciamatkąbyłarównazeru.
Matt
mówiłcorazpewniejszymgłosem.
– Oczywiście, że
porozmawiamy
o małżeństwie… pewnego dnia. Kiedy będziemy gotowi. Kiedy
będziemypewni,żetegochcemy.Małżeństwojestnacałeżycie…aprzynajmniejpowinnobyć.
Puściłmoją
twarz
izdjąłzsiebiekoszulkę.Przezsekundęjegoboskieciałorozproszyłomojąuwagę.
Teumięśnioneramionaizłocistewłosyponiżejpępka…
–
Wiem
–warknęłam.–Wiem,żemałżeństwojestnacałeżycie.Niejestemidiotką.
– Chodź
do
mnie. Nie smuć się, przecież rozmawiamy. – Chciał pocałować moją szyję, ale się
odsunęłam.
–Mówiłam
serio
–powiedziałam.–Byłamgotowa.
–
Co?
Hannah…
Matt
pragnąłbliskości,pewniepoto,abyupewnićsię,żenaszakłótnianiejestpoważna.Wiedziałam,
jaktodziała.Czerpałspokójznaszejbliskości.Widzisz,Matt?Znamcię.Dotknąłmojegoramienia.
Zesztywniałam
i
walczyłamznaturalnyminstynktem,żebyniepoddaćsięurokowiMatta.
–Przestań.–Przycisnęłam
obie
dłoniedojegotorsu.
Wiedział,że
nie
żartuję.Zmarszczyłczołoiznieruchomiał.
–
O
cochodzi?
–Byłam
gotowa
–powtórzyłam.Łzynapłynęłymidooczu.–Cholera,byłamgotowa,Matt.Mówiłam
serio.Doskonałazagrywka?Czydlaciebiewszystkojestgrą?–Odsunęłamsięodniego.–Niewierzę,
że powiedziałeś: Kiedy będziemy pewni, że tego chcemy. – Pociągnęłam nosem. Poczułam spływającą
łzę,amojepoliczkipłonęły.–Ja…byłampewna.Jestempewna.
Matt
wpatrywał się we mnie beznamiętnym wzrokiem. Boże, jak może być tak oziębły, widząc moje
emocje.
–
O
czymmówisz?–spytał.–Oczywiście,żetobyłagra.Prostaopowieśćdlaprostychludzi.Coś,co
zrozumieją.Myślisz,żenaprawdęopowiadałbymnaprawoilewooszczegółachnaszychzaręczyn?Tak
jakpowiedziałem:wcalemnienieznasz.
–
Nieprawda,znam
cię.–Wbiłampalcewprześcieradło.Nicmnietaknieoburzajakupokorzenie.–
Seth miał rację, mówiąc, że manipulujesz ludźmi. Twój własny brat mówi, że jesteś pieprzonym
manipulatorem,imarację.Pozwoliłeś,żebywszyscyuwierzyliwtwojeobietniceoślubie.Czujęsięjak
idiotka.
–Niepotrzebnie.–
Matt
zwinniesiępochylił.Niedotknąłmnie,alenatwarzypoczułamjegooddechi
znieruchomiałam.–Niemieszajgodotego.Sądzisz,żekłamię,kiedywyznajęcimiłość?–prychnął.–
Myślisz,żekłamię,kiedymówię,żemnienaprawdęnieznasz?Hannah,pragnę…
Pochylił głowę
i
wpatrywał się we mnie. Pod wpływem jego lodowatego spojrzenia moim ciałem
wstrząsnąłdreszcz.
Czego
pragnął?
Równie
nieoczekiwanie
co pochylił się nade mną, odsunął się. Wyszedł z sypialni i zostawił mnie
drżącąnałóżku.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
2.Matt
N
abiurkuMike’astałozdjęciejegorodziny.
Żonablondynka,dwojemałychcherubinkówidotegocholernygoldenretriever.
Wskazałemnazdjęcieniezapalonympapierosem.
Wgabineciepsychiatryoczywiściepanowałzakazpalenia.
–Pies–powiedziałem.–Piestojużzadużo.
Siedziałemwrozłożystymfotelu,aMikenakanapieobok.Byłskierowanydomnie.Pozycjajegociała
mówiła,żesłuchałmnieuważnie.
GoldenretrieverMike’auśmiechałsiędomnie.
– Czuję się, jakbyś kpił ze mnie – powiedziałem. – Kpił z biednych, niepoukładanych ludzi, którzy
musząsiedziećwtymfotelu.Twoimpsem.Twojąidealnąrodziną.Rozumiesz?
–Unikaszmówieniaosobie–stwierdziłMike.
–Hm.–Żułemfiltrpapierosa.–Boże,muszęrzucićpalenie.Porazkolejny.
–Mógłbymcicośprzepisać.
–Nie,dzięki.Itakpalętylkojedenczydwadziennie.
Wstałem i podszedłem do dużego okna. Spojrzałem na słoneczną panoramę Denver, która roztaczała
się z luksusowego gabinetu. Był poniedziałek. Hannah pracowała, a ja po raz pierwszy od miesięcy
spotkałem się z psychiatrą. Hannah nalegała, żebym uczęszczał na regularną terapię, bo w przeciwnym
razieniebędziezemną.
Biorącpoduwagęostatnirok,jejżądaniebyłouzasadnione.
–Porozmawiajmyotwoimzwiązku–zaproponowałMike.–Powinienemzłożyćgratulacje?
–Boże,tyteż–mruknąłem.
Wróciłem myślami do piątkowego wieczoru, kiedy z Hannah wreszcie porozmawialiśmy o
„oświadczynach”. Tak, o „oświadczynach”, które postrzegałem jako zagrywkę mającą na celu
zmanipulowaćopiniępubliczną.Udałomisię.
Tysiące rozłoszczonych czytelników (jak mógł upozorować własną śmierć i kazać nam siebie
opłakiwać?) zaczęło nas wspierać w mediach społecznościowych (och, ich historia jest tak
romantyczna!).
–Nie,żadnychcholernychgratulacji.Toniebyłonaserio.Powinieneśotymwiedzieć.
–Kolejnamistyfikacja?–spytałMike.–Ludziebędęmielidośćtwoichgierek.
–Ajamamdośćludzi!–Wróciłemnafotelizacząłemsiępochmurniewpatrywaćwzdjęcieidealnej
rodzinyMike’a.–Mamdośćtłumaczeniasięprzedinnymi,dośćudawania,dośćwymyślaniahistoryjek,
żeby usprawiedliwić swoje życie. – Spuściłem głowę. Przeczesałem palcami włosy; krótkie paznokcie
przejechałypomojejskórze.–OczywiścieHannahmyślała,żewszystkojestnaserio.Powiedziała,że
byłagotowa.Uwierzyła,żenaprawdębierzemyślub.
–Ach.Więcteżmadośćtwoichgierek.
–Kochamją–warknąłem–itoniejestżadnapieprzonagierka.
–Aleniejesteśgotowywłożyćpierścioneknajejpalec?
–Zrobiłbymtowułamkusekundy,gdybymwiedział,żenaprawdęmniezna.
–Czegootobieniewie?Ztegocosięorientuję,poznałacięodnajgorszejstrony.
–Ha!Najgorszej…–Celowouniosłemwzrok.
CoHannahwiedziałaomojejnajgorszejstronie?Cojasamoniejwiedziałem?Poniekądzdawałem
sobie sprawę, że moje pragnienia to coś więcej niż tylko kajdanki i opaski na oczy, coś więcej niż
odgrywaniescenekidawanieklapsów…
–Matthew?
Zerknąłemnazegar.
–Godzinaminęła.
–Jakzawszeczujny.Przynajmniejwtejkwestii.–Mikewyjąłzszufladyzeszytnaspirali.–Damci
zadaniedomowe.
–Nienatosiępisałem.
Zignorowałmnie.
– Chcę, żebyś pomyślał o poprzednich związkach i obecnym związku z Hannah. Pomyśl o swoim
zachowaniuwtamtychokresach,oksiążkach,którepisałeś,oswojejkarierzeiopoczuciustabilnościi
zaspokojeniuseksualnym.Zestawiporównaj.
–Rozumiem,doczegozmierzasz.
– Do niczego nie zmierzam – uśmiechnął się i podał mi zeszyt. – Starasz się analizować mnie i
manipulowaćmoimimotywami.
– A ty chcesz poznać moje myśli. Przestań. – Wskazałem zeszyt. – Czyli chcesz, żebym narysował
diagramVenna?Przygotowałsiędoquizunanastępnytydzień?
–Nie.Chcę,żebyśwtymzeszyciepisałoswojejnajgorszejstronieosobowości.
–Najgorszej–powtórzyłemześmiertelnąpowagą.
–Zgadzasię.Otym,czegoHannahniewieotobie.Napiszotym.Musisznawiązaćrozmowęzsobą.
Nieproszę,żebyśpokazywałmizeszyt.Jeśliniechcesz,niemusisztegorobić.Toosobistezapiski.Nie
bądźsamokrytyczny.
–Łatwiejpowiedziećniżzrobić.
Wyszedłem z gabinetu. Gdy zjeżdżałem windą na parter, przejrzałem zeszyt. Puste strony i jasne
niebieskielinieprowokowałymnie.Zawszetakbyło.
Wróciłemdomieszkaniaiodrazuposzedłemdoswojegobiurka.PrzedmnąleżałoDotknięcieŚwitu,
książka,którąpisałem.Zmarszczyłemczoło,wspominającsłowaMike’a.
„Pomyśloswoimzachowaniuwtamtychokresach,oksiążkach,którepisałeś,oswojejkarierze”.
OdkądspotkałemHannah,pisałemtylkooniej.Opięknejkobiecie…mojejsłodkiejptaszynie.Miłość
jesthisterią,alatojąwzmaga.Żarpowodujegorączkę.Szaleństwo.
OdsunąłemDotknięcieŚwituiotworzyłemzeszyt,którydostałemodMike’a.
Nagórzestronypochylonymi,ściśniętymiliteraminapisałem:
EKSHIBICJONIZM
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
3.Hannah
P
amchciałazobaczyćsięzemnąpolunchu.
Zdenerwowana,wyszłamześródziemnomorskiejrestauracyjkizsałatkąwręku.
JeśliPamchciałasięzemnąwidzieć,pewniezrobiłamcośzłego.
Cholera,ocomogłochodzić?
Usiadłam przy jedynym wolnym stoliku na świeżym powietrzu i zaczęłam przeżuwać sałatę.
Zastanawiałam się, czym mogłam wkurzyć swoją szefową. Hm. Ostatnio nie negocjowałam żadnych
umów.Niemieliśmynowychautorów.Możezawolnoczytałam?Możeodrzuciłamobiecującyrękopis?
Niespodziewaniecieńpadłnamójstolik.
Podniosłamwzrokizobaczyłamładną,drobnąkobietęzjasnobrązowymiwłosami.
–Och!–powiedziała.–TotyjesteśHannahCatalano.
Skinęłam.OdczasuwystępuwtelewizjibyliśmyzMattempseudocelebrytamiwDenver.Każdy,kto
rozpoznawał Matta, rozpoznawał także mnie. On był „szalonym autorem, który upozorował własną
śmierć”,aja–„urocządziewczyną,którąkochał”.Żartowaliśmy,żemogłobybyćgorzej.
–Mogę?–Kobietaspojrzałanapustekrzesłostojącenaprzeciwmnie.
–Proszę–odpowiedziałam.Kobietapołożyłanastolikuswojątacę.–Dzisiajsąprawdziwetłumy.
– Pewnie przez pogodę. – Kiedy nieznajoma sączyła swój napój, zauważyłam na jej palcu delikatny
złotypierścionekztrzemadiamentami.Ścisnęłomniewpiersi.
Kobietazauważyła,żesięwpatrujęwjejpalec,isięzaczerwieniła.
–Niedawnosięzaręczyłam.Tytakże,prawda?Ztympisarzem?
–Yyy…tak.–Bawiłamsięoliwką.
– Co za dziwny zbieg okoliczności. – Kobieta zmrużyła oczy, zerknęła za siebie i pochyliła się do
mnie.–Mojakoleżankakiedyśznimchodziła.Daszwiarę?
–Naprawdę?–Powiewwiatruzakołysałparasolemnadnaszymstolikiem.Przesunęłamsię,alesłońce
mnieoślepiło.Jejkoleżanka…chodziłazMattem?
– No właśnie! – zaśmiała się. Jej kolczyki zaczęły lśnić niczym przynęta na ryby. – Dużo o nim
słyszałam.Jesteśodważna,żezgodziłaśsięnaślubznim.Naprawdękręcągotedziwnerzeczy?
–Ja…–Osłoniłamoczyodsłońca.Jezu,muszęwidziećtękobietę.
Czy była koleżanką Bethany Meres, nikczemnej eks Matta? I co miała na myśli, mówiąc „dziwne
rzeczy”?
–OBoże,pewnieniepowinnambyłategomówić.Przepraszam.–Podniosłaswojątacę.–Widzę,że
zwolniłsięstolik,więczostawięcięwspokoju.Miłobyłopoznać.
Kobietapospiesznieodeszła,alewpatrywałamsięwniązeswojegomiejsca.
Miałam ochotę podejść do niej i zażądać więcej informacji, ale moja przerwa dobiegała końca.
Wyobraziłam sobie czekającą na mnie Pam z toporem kata. Cholera… rzuciłam ostatnie spojrzenie na
kobietę – proste, ładne włosy do ramion, drobne, wysportowane ciało, jaskrawa torba coach – i
odniosłamtacędobaru.
Pamela Wing i jej wspólniczka, Laura Granite, czekały na mnie w gabinecie. Rzadko widywałam
Lauręwagencji,więcnajejwidokzatrzymałamsięwdrzwiach.
Kobietywyglądałysrogo.
Lauraskinęłanamnie,unoszącidealnąbrew.Pamprzywitałamniekiwnięciemgłowy.
No dobrze… znałam to. Będą mówić, że brakuje mi umiejętności albo że są rozczarowane moimi
postępamiiliczyłynaszybszyrozwój.
Hannah,naszawspółpracasięnieukłada.
–Cudowniecięwidzieć,Hannah–przywitałasięLaura,długonoga,niezwykleatrakcyjnabrunetkapo
pięćdziesiątce.
Mojaszefowa,Pam,jakzawszewyglądałasurowo.
Przysiadłamnaskrajuwskazanegofotela.
–Teżsięcieszę,żepaniąwidzę–oznajmiłam.Bądźodważna.Zakończtozgodnością.Usiłowałam
uśmiechnąćsiędoLaury,choćchybazamiastuśmiechuwyszedłgrymas.–CosłychaćwNowymJorku?
–Nicnowego–powiedziała,przeciągającsamogłoski.MimożeAgencjaGraniteWingmieściłasięw
Denver,LauraspędzaławieleczasuwNowymJorku.–Mamcośdlaciebie.
–Mymamycośdlaciebie–poprawiłaPam.
Obiezaczęłysięśmiać.
Na biurku leżało małe turkusowe pudełko przewiązane białą wstążką. Otworzyłam je i moim oczom
ukazałsięnapis:TIFFANY&CO.
–Ooo…dziękuję–wyjąkałam.Drżącymirękamirozwiązałamwstążkę.Cholernenerwy.
WpodłużnympudełkuznajdowałosięklasycznesrebrnepióroodTiffany’ego.Byłochłodneiciężkie
wdłoni.
Wpatrywałamsięwnieoniemiała.
PotemspojrzałamnaPam,którapowiedziała:
–Hannah,chciałybyśmy,żebyśzostałasamodzielnąagentkąinasząwspólniczką.Cotynato?
Zerkałam to na Pam, to na Laurę, mrugając z niedowierzaniem. Nie chcą mnie zwolnić! Proponują
awans,któregoodmiesięcywyczekiwałam.
–Myślicie,żejestemgotowa?–Zacisnęłampalcenapiórze.
–Jestempoddużymwrażeniem–oświadczyłaPam.–Pracujeszznamiprawierok.Szybkosięuczysz,
a twoje zaangażowanie jest widoczne… poza niedawną nieobecnością – prychnęła. Ach, moja
nieobecność. Nawiązywała do trzech tygodni w kwietniu, kiedy zerwałam z Mattem, schowałam się
przedświatemwmoteluEconoLodgeipijałamzdecydowaniezadużodżinu.–Maszdużąsmykałkędo
tejpracy.
–Tegowłaśniechcę–powiedziałam.
–Wtakimraziegratulacje,Hannah.–Laurauścisnęłamojąrękę.
WstałamipodałamrękęPam.Mamnadzieję,żewyglądałamchoćtrochęprofesjonalnie,ponieważw
myślachkrzyczałamzeszczęścia.
Rozmawiałyśmy o mojej umowie, oczekiwaniach i nawet o „zbudowaniu listy moich klientów”. To
ostatnie bardzo mnie ucieszyło. Kiedy wróciłam do swojego gabinetu, całkowicie zapomniałam o
kobieciezrestauracjiijejkomentarzuo„dziwnychrzeczach”.
MójBoże…zostałamagentkąwGraniteWingiwspólniczkąPamiLaury.
Dzień minął mi błyskawicznie. O szóstej wybiegłam radośnie do domu, ale energia we mnie zgasła,
kiedywchodziłamposchodachdomieszkania.MinęłopięćdniodzagadkowegooświadczeniaMatta.Od
tegoczasunieuprawialiśmyseksuiznaczniemniejsięcałowaliśmy.
„Nieznaszmnie.Hannah,pragnę…”Najwyraźniejczegoś,oczymniechcerozmawiać.
Gdywróciłamdomieszkania,zobaczyłam,żeMattkręcisiępospiżarnizmiskąmakaronuwrękach.
Był ogolony i umyty. Miał na sobie jedynie za luźne szare spodnie i wyglądał jak uosobienie seksu.
MójchłopakMatthewSeksSkyJr.AmożeMatthewDupekSkyJr.,dlaktóregowszystkoodśmiercipo
małżeństwobyłotylkogrą?
–Jesteś–powiedziałznieśmiałymuśmiechem.
Oderwałamwzrokodjegonagiegotorsu.
–Ramennaobiad?
–Zastanawiałemsięnadtym.Mogęzjeśćcośinnego.–Przysunąłsiędomniebardzoblisko.Poczułam
zapachjegoskóryipłynupogoleniu.–Ptaszyno…
–Cześć.–Wpatrywałamsięwjegopierś.Zjeśćcośinnego.Zrozumiałamaluzję.
–Jakbyłowpracy?
Założył moje włosy za jedno ucho, a potem za drugie, opuszkami palców muskając moje policzki.
Powstrzymałamsięprzedwtuleniemsięwjegodłonie.Wiedziałam,jakpotrafiąbyćprzekonujące,anie
byłamwnastroju.
–Wporządku.
–Czyżby?
Zadrżałam,gdypogładziłmojąszyję.
– Tak. Spójrz na to. – Przesunęłam torebkę między nas i wyjęłam z niej pióro od Tiffany’ego.
Oczywiście w biurze wygooglowałam je. Kosztowało prawie dwieście dolarów i było sprzedawano
jako„przybórdopisania”.Przybór!Jakluksusowo.Choćwysokacenaiwymyślnanazwanicdlamnie
nieznaczyły.Dlamniepiórobyłobezcenne.UosabiałoelegancjęiprofesjonalizmPamiLaury,akiedy
przesunęłam nim po raz pierwszy na stronie, pisząc swoje imię niebieskimi literami, poczułam, że to
począteknowejhistorii.
Mojejhistorii.
–Eleganckie–mruknąłMatt.–CzyPamchcenimodwrócićtwojąuwagęodemnie?
–Awansowałamnie.Jestem…agentkąiwspólniczką.–Mójgłosbrzmiałponuroijestempewna,że
równienieciekawiewyglądałam.
To powinna być radosna nowina, powinniśmy ją uczcić, ale wszystko szło nie tak. Matt nie jest
pewien,czychcespędzićresztężyciazemną.Dotegosprowadzałasięnaszapiątkowarozmowa.Aja
chciałamspędzićznimżycie.Pragnęłamgomocniejniżonmnie.
Wzdrygnęłamsięnatebolesnemyśli.
–Kochanie,tocudownawiadomość.
Objął mnie, przyciskając do siebie. Przez chwilę stałam nieruchowo, zaskoczona jego tonem. Po
chwiliodchyliłamsięispojrzałammuprostowoczy.
–Wiedziałeś?
–Hm?–Wbiłwzrokwszafkę.Pochwiliodsunąłsięipodszedłdoszuflady,gdziezacząłbawićsię
gałką.
Westchnęłam. Przypomniałam sobie, że to i tak postęp: Matt zachowuje się jak dziecko, zamiast
uciekaćsiędokłamstw.
–Czyliwiedziałeś–powtórzyłam.
– Znamy się z Pam od dawna. – Otworzył szufladę i zaczął udawać, że naprawia gałkę. – Wiesz,
zadzwoniła,żebyspytać…żebymipowiedzieć…Mimochodemwspomniałaotym.
–Spytałacię?–Cholera,tomniezabolało.
– Powiedziała, spytała. Co to za równica. – Matt obrócił się i spojrzał na mnie ponuro. Zaczynałam
rozpoznawać ten wzrok. Zaraz usłyszę bolesną prawdę. – Ptaszyno, w agencji jestem kimś w rodzaju
głównego udziałowca, okej? Oczywiście jestem twoim chłopakiem. – Na jego ustach pojawił się
uśmiech.–AlejestemtakżeM.Pierce’em.Pamiętaj,jakdostałaśtępracę.
Spiorunowałamgowzrokiem.
–Tyzałatwiłeśmipracę.Jakimatozwiązekzawansem?
– Chcemy mieć z Pam pewność, że sytuacja jest jasna. Wiesz, sprawy się komplikują, kiedy autor
umawiasięzasystentkąswojejagentki,aasystentkastajesięagentkąiwspółpracujeznowymiautorami.
–Mattwykonałwymijającygest.–Chcemy,żebywszystkosprawniedziałało.
–Niewidzężadnegoproblemu.
Zacisnęłampalcenanowympiórze.
–Ponieważniemażadnegoproblemu.Kochanie…
Obróciłsiędomnie,chwytającmojątwarzwswojedłonie.Tymrazemsięodsunęłam.
–Wolałabym,żebyśmipowiedział.Głupiosięczuję.
– Chciałem, żebyś miała niespodziankę. – Posłał mi udręczone spojrzenie. – Poza tym to naprawdę
dobrawiadomość.Powinniśmy…–Podszedłdomnie,alegdysięponowniecofnęłam,zamilkł.
– Mam mnóstwo pracy. – Z urażoną dumą poszłam energicznym krokiem do sypialni. Matt wiedział,
jak sprawić, żebym poczuła się głupio. Najpierw udawane oświadczyny w telewizji, a teraz awans. I
właśniewtedy,kiedyzaczynałamnabieraćpewnościsiebie…Tobolało.
Zwinęłam się na łóżku i otworzyłam MacBooka. Może nadrobię zaległości i poczytam Pamiętniki
wampirów?Czemunie,przecieżmiałammnóstwopracy.
Wstrzymałamoddech,kiedyusłyszałamMattanakorytarzu.Poczęścichciałam,żebywszedł,aleminął
pokój.
–Ptaszyno?
Silnarękadotknęłamojegoramienia.
–Hm?
–Kochanie,zasnęłaś.
Jegorękaprzesunęłasiępomoimbiodrzeispoczęłanaudzie.Westchnęłamzzadowoleniem.Znajome
ciałoułożyłosięzamną.Wtuliłamsięwkształt,doktóregoidealniepasowałam.Ramięprzyramieniu,
plecyprzytorsie,tyłekocierającysięotwardypenis.
–Mhm,cholera,Hannah…
Uniosłampowieki.Bluzka,którąmiałamwpracy,byłazmięta.Wpokojupanowałmrok.
–Hm?–mruknęłam.
–Stęskniłemsięzatobą.Itobardzo.–Mattpołożyłsięnamnie,rozsuwającmojeuda.Uniósłmoją
spódnicę,ażdoszedłdomajtek.Jegooddechłaskotałmojeucho.–Stęskniłemsięzatwojąwąskącipką.
Unoszącsięmiędzysnemajawą,zapomniałamourażonejdumieirozkoszowałamsięjegodotykiem.
Twardy kształt otarł się między moimi nogami. Pocałował moją szyję. Wygięłam ciało w łuk, aby go
dotknąć.
Jestidealnie
Otworzyłamwpełnioczy.
Nade mną unosił się przepełniony pożądaniem Matt. Przez chwilę było mi go naprawdę żal. Z
łatwościąmogłabymdaćmuto,czegochciał,ponieważjegooczekiwaniawprzeciwieństwiedomoich
byłyproste.
–Przestań–powiedziałam,wzdychając.Odsunąłsię,puściłmnieiopadłnaplecy,zakrywająctwarz.
–Jezu,Hannah.
–Prz…–Zacisnęłamzęby.Nie,niebyłammuwinnaprzeprosinzato,żeniechciałamseksu.
Leżeliśmyoboksiebie,wpatrującsięwsufit.Mattwprostemanowałwściekłością.Zastanawiałamsię,
czyczułmójsmutek.Pochwiliusiadłamiwygładziłamspódnicę.
–Czytakwłaśniebędzie?–spytał.
– Nie wiem. – Przyciągnęłam kolana do piersi. Ponownie zapadła cisza. – Naprawdę myślałeś, że
żartowałam,proponującślub?
–Rozmawialiśmyjużotym.
–Niewidziałeś,jakbyłamszczęśliwapodczasprogramu?Jakbardzociwierzyłam?
– Nie. – Usiadł. – Nie widziałem niczego poza widownią, która chce się ze mną rozprawić. Byłem
przerażony, okej? – Pokręcił głową. – Nie wiedziałem, co robić, byłem sam i nagle powiedziałaś o
ślubie. Byłaś moim jedynym przyjacielem w tamtym budynku. A kiedy oznajmiłem widowni, że się
pobieramy,wszystkosięzmieniło.Hannah,uratowałaśmnie.Oczywiście,żemusiałemtowykorzystać.
–Mnieteżwykorzystałeś.
– Sądziłem, że mnie zrozumiesz. Tamto było programem w telewizji, to jest rzeczywistość.
Małżeństwo,anawetsamezaręczynysącholerniepoważnąsprawą.Atynie…
–Nieznamcię?–Zacisnęłamdłonienaprześcieradle.–Widziałamcię,kiedybyłeśpijany,pogrążony
wdepresji,ogarniętyparanoją,zazdrosny,szalony.Czymsięmartwisz?
–Niewiem.Boże.Tym,czegojeszczeosobieniewiemy.–Dotknąłmojegoramienia.–Niedaliśmy
sobie wystarczająco dużo czasu… – Obrócił mnie do siebie i pochylił się. Nasze wargi się dotknęły.
Spokojnie.Stęskniłamsięzajegoustamiiciałem,któreodkilkudniodpychałam.
Nachwilęuległamjegoczarowiizatopiłampalcewjegowłosach.Jęknąłprzymoichustach.Dźwięk
rozbrzmiałechemwmoimcieleiopanowałomniepożądanie.
–Boże,ty…–Odsunęłamgo.
–Dodiabła,niechcibędzie–syknął.–Zróbmyto.
–Co?!
–Takbardzochceszsięzaręczyć?Tegopotrzebujesz,żebyuwierzyć,żeciękocham?Dobrze.Zostań
mojążoną.–Wpatrywałsięwemniepłonącymwzrokiem.
–Nie–warknęłam.
–Codocholery?
–Chybażartujesz?Jezu,cozaszczereoświadczynypłynącezgłębiserca.Mamwrażenie,jakbytwój
fiutmisięoświadczał.–Rzuciłamwymownespojrzeniewkierunkuwybrzuszeniawjegobokserkach.
–Nie,oświadczamsięwimieniuswojegofiuta,którynajwyraźniejnicniedostanie,dopókiniezgodzę
się z tobą ożenić. Widzisz, jakie to chore? – Chwycił swoją poduszkę i wyszedł z sypialni, trzaskając
drzwiami.
Niewiedziałam,copowiedzieć.
Skrzywiłamsięipołożyłamsięnaciepłemiejsce,którepozostawiłojegociało.
Niepłacz.Tylkoniepłacz.Zamknęłamoczy,aleniemogłamuspokoićmyśli.CzyMattmiałrację?Czy
dawałam mu ultimatum? Albo małżeństwo, albo nic? Dobrze się nam układało, dobrze w pewien
dysfunkcyjnysposób,dopókiniewyskoczyłamztymigłupimioświadczynami.
Alenamiłośćboską,jegoasekuracyjnezachowaniebolało.
Przebrałam się w pidżamę – szorty i jedną z dużych koszulek Matta. Była 23.04, ale nie miałam
zamiaru od razu iść spać. Poszłam do łazienki, gdzie umyłam zęby i twarz. Wracając do sypialni,
usłyszałamcichedźwiękidochodzącezsalonu.
Próbowałamdojrzećcokolwiekwciemności.
–Matt?–szepnęłam.
Cisza.
Zaczęłam się skradać w kierunku salonu, przesuwając ręką po ścianie. Przystanęłam. Jedyne, słabe
światło w pomieszczeniu dochodziło z laptopa Matta, który stał na ławie. Matt siedział na kanapie.
Widziałamjegonagieramionaigłowę.Poruszałsięrytmicznie.
Zmrużyłam oczy i na ekranie zobaczyłam kobietę, która klęczała na dużym łóżku. Była naga, ciemne
włosy spływały po jej plecach, a piersi się kołysały. Jakiś mężczyzna wchodził w nią od tyłu. Z
zaskoczeniemzobaczyłamdrugiegomężczyznę,któryklęczałprzednią.Zchęciągolizałaissała.
–Och–jęknęłam.
Mattspojrzałnamnieprzezramię.Natychmiastzrobiłamsięczerwona.
–Wporządku?–spytał,nieprzestającpracowaćręką.
–Yyy…mhm…–Podeszłambliżej,chcącdokładniejzobaczyć,cosiędziałonaekranie.
–Przepraszam.Wgabineciebyłobyniewygodnie–zamilkłiprzesunąłsięnakanapie;zerknąłnaswój
penis.–Wdomu…niemawielemiejsca.
NiemogłamoderwaćwzrokuodpornoMatta.Dwóchfacetów,jednadziewczyna.Zbladłam.Zlaptopa
dochodziłycichejęki.
„Hannah,pragnę…”przypomniałymisięjegosłowa.
–Czytegochcesz?–Wstrzymałamoddech.
Mattsięzaśmiał.Jegorękasięzatrzymała,apochwiliznówzaczęłapracować.Wbiłamwzrokwjego
krocze.Boże,byłtwardy.Filmgopodniecał,itobardzo.
–Nie–wydyszał.–Poprostu…lubięoglądać.Totylkofantazja,atojestróżnica.–Zacisnąłzębyi
skupiłsięnafilmie.
Cholera,odmawiającmuseksu,zachęcałamgodotego.
– Przepraszam, ja… przepraszam! – Pobiegłam do sypialni. Skóra mnie paliła, a serce waliło jak
oszalałe. Dwóch facetów… nie mogłabym tego zrobić. Wsunęłam się pod kołdrę i skuliłam. Sceny z
filmu wciąż były żywe w mojej głowie. Zauważyłam podobieństwo między sobą a dziewczyną – jasna
cera,ciemneloki,dużepiersi.Mattmusiałotymmyśleć.Odzieleniusięmną.
Mojatwarzzaczęłamocniejpłonąć.
Mężczyźninanagraniuwidocznieczerpaliprzyjemnośćzkobiety.
Patrzylinaniąinasiebieijęczeli.
Aonasięimpoddała;pozwoliłasięwykorzystać.
Zacisnęłamuda.
Mattpowiedział,żepoprostulubioglądaćtakiefilmiki.Chciałammuwierzyć,aleczymówiłprawdę?
Oddychałamgłębokoirównomiernie.Wrazzupływemczasumojezażenowaniesłabło,aprzerażenie
znikało.Powtarzałamsobie,żeznammężczyznę,którybyłwsalonie.Byłmoimkochankiem,mojąnocną
sową,moimMattem,inigdyniezmusiłbymniedoczegoś,czegobymniechciała.
Przesunęłamsięnamateracu.
Gdysercesięuspokoiło,arumieńcezniknęły,zdałamsobiesprawę,żeczułamcośjeszcze.Wsunęłam
rękęwmajtki.
Wow.Czytoefektnagrania,czyprzyłapaniaMattanazaspokajaniusię?Niewiem,alebyłammokrai
podniecona.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
4.Matt
EKSHIBICJONIZM
Chcęjąpieprzyćnaoczachinnych.Chcęiniechcęsięniądzielić.Chcępokazaćjąniczymswoją
własność, zdjąć z niej ubrania, jakbym odkrywał obraz. Nie jest przedmiotem, mimo to chcę ją
uprzedmiotowić.
Chcęwidziećjejzażenowanie.Kiedypokażęjąnieznajomym,chcępoczućjejdrżenieizobaczyć,jak
się czerwieni. Na samą myśl mi staje. (Jeśli samo wyobrażenie tak mnie ekscytuje, co przyniosłaby
rzeczywistość?).
Chcęprzeobrazićnaszeintymnechwilewspektakl–nieczęsto,możetylkoraz,alepotrzebujętego.
Dlaczego?
Chcędoniejmówić,kiedybędziemytorobić.Chcęprzypominaćjejotym,żenanaspatrzą.Ustawić
jątak,abymielidobrywidok.Imówićjej,żezobaczą,jakdochodzi.Akiedydojdzie,chcęnazwaćją
dobrądziewczynkąiodesłaćwidzów,ponieważHannahjestmoja…
Spacerowałem z Hannah po Larimer Square. Był wietrzny, ale ciepły niedzielny wieczór. Miłośnicy
zakupówtłoczylisiępodświetlnymbaldachimem.
Nieznajominasrozpoznawali.Hannahbyłauprzejma,podczasgdyjamilczałemniezadowolony.
Nieznajomi…
Mimowolnieprzypomniałemsobiepierwszywpiswdzienniku,którydostałemodMike’a.
„Kiedypokażęjąnieznajomym…”
Zadrżałemmimociepłejpogodny,amójfiutożywiłsięwspodniach.
–Wszystkowporządku?–Hannahchwyciłamojądłoń.
Zatrzymałemsię,zaskoczonyjejdotykiem.Ostatnioniedotykaliśmysięczęsto.Niewiem,czydlatego,
że nakryła, jak się masturbowałem, oglądając trójkąt, a może to wina moich nieudanych oświadczyn.
Faktembyło,żeHannahodtegoczasumnieodtrącała,ajaprzestałempróbować.Kładłemsiępóźnodo
łóżkainiedotykałemjej.Brałemprysznicpotym,jakwychodziładopracy.
–Nicminiejest.
Przesunąłem kciukiem po jej palcach. Nawet tak drobny dotyk na mnie podziałał. Zacząłem szybciej
oddychać.
–Czymożemydziśnormalniesięzachowywać?–spytała.
–Nieplanowałemrobićscen.
–Matt…
–Jeślimaszzamiarmniepouczać,mogłemzostaćwdomu.
Wpatrywaliśmy się w siebie. Był Dzień Ojca i Hannah nalegała, żeby odwiedzić swoją rodzinę.
Zaciągnęła mnie rano do fryzjera, żeby obciąć zafarbowane na czarno końcówki. Powiedziała, że mam
„włosy w stylu Frankensteina” i że nie chce, żebym „przestraszył jej rodzinę”. Choć próbowała z tego
żartować,wiedziałem,żemówiłaserio.Mojewłosyprzypominałyoupozorowaniuśmierci,ajejrodzice
niepotrzebowalinaocznychdowodówmojegoszaleństwa.
Popołudnie spędziliśmy, przeczesując Larimer Square w poszukiwaniu prezentu dla jej ojca. Nie
mając pomysłu, postanowiliśmy wejść do Johna Atencio. Cholera, zewsząd otaczały mnie pierścionki
zaręczynoweiobrączki.
–Spinkidomankietu–warknąłemdosprzedawczyni.
Gdywreszciebyliśmygotowidoodwiedzin,zapadałzmrok.
–Chcę,żebyśsięznimispotkał–powiedziałaHannah.–Chcę,żebyś…lepiejpoznałmojąrodzinęi
żebyonizobaczyli,jakjesteścudowny.
–Chybażebyzobaczyli,żejestemprzyzdrowychzmysłach?Iżejestemzrównoważony?
–Raniszmnie–wyszeptała.–Tonietakidobrzeotymwiesz.
–Musimysięzbierać.
Puściłem jej dłoń i szybkim krokiem poszliśmy do samochodu. Niosłem małe czarne opakowanie ze
srebrnymispinkami.Prezentbył,bezdwóchzdań,kosztowny,aleHannahchciałazrobićdobrewrażenie.
Kupiłemtakżedwabukietypeonii,pojednymdlajejmatkiisiostry.
Niespiesznie jechałem przez Denver. Minąłem swoje stare mieszkanie i Lot 49, minąłem trawnik,
gdzieporazpierwszydotknąłemHannah,iprzejechałemznanątrasądodomu,wktórymdorastała.
Zaparkowałemprzykrawężniku.
Hannahzacisnęłapalcenamojejnodze.
–Proszę.–PodałemjejopakowanieodJohnaAtencio.
Wzięłajeidelikatniepomasowałamojeudo.Wiedziała,jakjejdotyknamniedziała…
–Mhm.–Wpatrywałemsięwswojeudo.–Czujęsię,jakpies,któryzasłużyłnanagrodę.
–Denerwujeszsię.Teraztorozumiem.
– Potrzebowałaś całej nocy, żeby do tego dojść? – Powoli wypuściłem powietrze, kontrolując
pożądanie.–Myślisz,żeniechcę,abytwoirodzicemniepolubili?Żeichopiniajestdlamnieobojętna?
–Wpatrywałemsięwtrawnik,prowadzącydodomu.Wszystkieoknabyłyciemne.Wyobraziłemsobie
znacznie młodszą Hannah, bawiącą się na trawie. Pomyślałem także o podarowaniu jej domu i
uszczęśliwieniujejwnim.
–Uśmiechaszsię–zauważyła.
– Zalały mnie niepokojące wizje o domowym szczęściu. Wspominam też… pierwszy raz, kiedy
przyjechałempociebie,atybiegłaśpotrawniku.–Poczułemprzejmującysmutek.–Boże,wciążwidzę,
jakwtedywyglądałaś.Czujętamtąnoc,pamiętamjejsmak.Wiem,że…
Dotknęławewnętrznejstronymojegouda.
–Mówdalej.
Kontynuowałem,szukającsłów.
–Wiem,żedokońcażyciabędęnosiłwsobietewspomnienia.Wiem,żetakiewspomnienia…trwają.
Spojrzałem na Hannah. Jej twarz promieniała. Nigdy jej takiej nie widziałem. Wiedziałem, że
rozumiałanawetto,czegoniepowiedziałem.Dostrzegłemteżironięwszechświata:otozagorzałycynik
zakochałsię.
Odjechałemoddomu.
–Matt?–RękaHannahznieruchomiałanamojejnodze.–Mój…
– Wrócimy. Nie jestem gotowy. – Spodziewałem się sprzeciwu, ale kiedy spojrzałem na nią,
uśmiechałasię.–Cocięśmieszy?
–Ty.–Jejpalecdotknąłszwumoichmajtek.–Sądzisz,żecięnieznam,aletonieprawda.Zawszesię
tak zachowujesz, kiedy jesteś zdenerwowany. Robisz się wtedy wredny. Nie możesz sobie znaleźć
miejsca.
–Mhm,temoje…–Jęknąłem,kiedyHannahmusnęłamojegostęsknionegozaniąfiuta.Wcisnąłemgaz.
–Cholera.
–Matt!–zachichotała.–Zwolnij.
–Samazwolnij.
Porazpierwszyodkilkudniszczerzesięroześmiałem.Niemiałempojęcia,dlaczegoHannahraczyła
mnie łaskawie dotknąć, ale szczerze mówiąc, nie interesowało mnie to. Było mi cudownie. Jej palce
wędrowałypomoimudzie.Skręciłemnawschód,wkierunkuprerii.Ponadroktemuodbyliśmytęsamą
podróż.Alewtedybyliśmynieznajomymi.
Zaparkowałemprzywiejskiejdrodze.Spacerowaliśmy,awokółnasunosiłsięzapachzbożaiziemi.
Doskonalesięczułemtakbliskonatury.
– To, jak wyglądasz tu – powiedziała Hannah, spoglądając na mnie – sprawia, że mam ochotę
wyprowadzićsięzDenverizamieszkaćztobąnapustkowiu.
–Dlaczego?
–Wyglądasznaszczęśliwego.
– Lubię wolność. Uspokaja mnie. Ale nie rzucisz dla mnie pracy, ptaszyno. Ktoś musi zarobić na
rachunki.
Zachichotała,ajasiędoniejuśmiechnąłem.
Gdydrogazniknęłanamzwidoku,aprzednamiroztaczałysięjedyniegwiazdyitrawa,zatrzymałem
ją.
–Niemampierścionka–powiedziałem.
–C…co?!–Spojrzałazaskoczona.
– Nie… mam pierścionka. – Wbiłem wzrok przed siebie. To głupie nie mieć pierścionka, kiedy
jeszcze godzinę temu byliśmy u jubilera. A jeszcze głupsze było moje zdenerwowanie. Przecież
wiedziałem,podobniejakiona,żetakamiłośćsięniezdarzadwarazy.
Tylkoraz,jeślimaszszczęście,ajajestempechowcem.
– Co… co się stało z… – mówiła urywanym głosem – z tym, że cię nie znam i… pragnieniami, o
którychniechceszmipowiedzieć…
Dotknąłemjejust.
–Acosięstałozniedotykaniemmnie?Możejużmnieniechcesz–odparłem.Wtrakciemówieniaw
mojej głowie pojawiały się kolejne myśli. – Ale zaręczyny nie oznaczają tak, na zawsze. To raczej…
możenazawsze.Więc…–Uklęknąłem.Jezu,Hannahbyłaśliczna.Dojejoczunapłynęłyłzy.–Możena
zawsze?
–Ja…–Zaczęłaszybkomrugać.
–Hannah,zgódźsię.Zostańmojążoną.Proszę.
Delikatnieskinęłaiodzyskałagłos.
–Tak.Tak…
Zamiastwstać,przyciągnąłemjądosiebie.Spletliśmysięwuścisku.
– Skończ… to, co zaczęłaś w samochodzie – wydyszałem. Jej dłoń natychmiast powędrowała do
mojegofiuta.Jęknąłem,kiedyścisnęłamnieprzezspodnie.
Gorączkowo zaczęliśmy się rozbierać, rozpinając zamki i guziki, aż położyliśmy się na trawie.
Unosiłemsięnadnią,całującjejsutki,pieszczącdłońmipiersiirozkoszującsięjejciałemleżącympode
mną.
Potrzebowałemtego.Pragnąłemjej.Końcówkąpenisarozprowadziłemspermęnajejbrzuchu.Każdy
mięsieńmojegociałasięnaprężył.Boże,dziśmusiałobyćwyjątkowo.
Zamknąłemoczyiprzesunąłemsięwdół,kładącczołonajejbrzuchu.Hannahdotknęłamojejtwarzyi
pogładziła włosy. Skupiałem się na pachnącej nocy… i Hannah, mojej narzeczonej. Była delikatna,
nieruchomaitajemnicza.Nienależaładomiasta.
Kiedymyślałemożyciu,jakiechciałbympodarowaćHannah,iotym,żemógłbymzapomniećoswoich
marzeniach i ją uszczęśliwić, duma ostudziła moje pożądanie. Położyłem dłonie na jej biodrach i
zacząłemcałowaćmlecznobiałąskóręjejudiczułemiejscemiędzynogami.
Dwukrotnie doprowadziłem ją do szaleństwa, zanim w nią wszedłem. Potem pozwoliłem, żeby mnie
ujeżdżała. Jej jędrne, pełne pośladki wypełniły moje dłonie, a stałe tempo, w którym się poruszała,
wywoływałoumniejęki.
Wreszciemojażądzastałasięzbytintensywna.CiepłociałaHannahzmieniłoprzyjemnośćwpowolną
torturę.Jęknąłem.
–Zróbtozemną–wydyszałem,jednocześnieprosząciżądając.
Poddałamisię.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
5.Hannah
O
kołodziewiątej(porazdrugi)zajechaliśmypoddommoichrodziców.Mattzgasiłsilnikipołożyłręce
nakierownicy.
–Spokojnie–rzuciłam.–Niemartwsię.
–Mamnadzieję,żenieprzygotowalikolacji.
Zerknąłnadom.Światłonagankupadałonadwawiklinowekrzesła,awokółżarówkilatałyćmy.
– Jestem pewna, że nie. Jedzą wcześniej. Zresztą mama powiedziała mi, że to zwykłe spotkanie. Po
prostuchce,żebyśmywpadlinachwilę.
–Możepowinniśmyodwiedzićichinnymrazem…
–Skarbie,dzisiajjestDzieńOjca.Następnywypadazarok!
–Jakwyglądam?–Zacząłpoprawiaćmankiety.
–Szczerze?–Uśmiechnęłamsięiwytarłamciemnąsmugębrudunajegopoliczku.–Jakbyśuprawiał
seksnapolu.
–Jasnacholera.
–Kochanie,spokojnie.Tylkożartuję.
Odpięłampasipochyliłamsię,żebypocałowaćgowpoliczek.Mattnatychmiastprzeciągnąłmniena
kolana.
–Hej!
–Gdypatrzęnatwójdom,myślęodziwnychrzeczach.Tomnieprzeraża.Naprawdę.
–Nierozumiem.
–Jateżnie–ciągnął–alekiedygowidzę,chcędaćcidom,wktórymmoglibyśmy…–Zamilkł.
Stworzyćrodzinę,dokończyłamwmyślach.Miećmałąsówkę.Małąptaszynę.
Natychmiastwyrzuciłamtemyślizgłowy.
Chciałamdobrejpracy,sukcesu,miłości,anieżyciawstyluMarthyStewart.Toniedlamnie.Więc
dlaczegowyobrażałamsobiedziewczynkęzblondlokamiizielonookiegochłopca?
–Ocochodzi?–Mattprzyglądałsięmojejtwarzy.
–Ja…–Przełknęłamślinę.–Chcęciętylkodlasiebie.Nowiesz,dopierocosięzaręczyliśmy.
–Maszmniedlasiebie.Wiesz,żejestemcałytwój.
–Ale…dzieci.–Mójgłoszadrżał.
–Ptaszyno–zaśmiałsięitrąciłnosemmojąszyję.–Tymsięmartwisz?Niezałożymyodrazurodziny.
Dodiabła,nawetnieustaliliśmydatyślubu.Niemapośpiechu.
–Acojeśli…–Nigdyniebędęchciałamiećdzieci?Słowautkwiłymiwgardle.Odsunęłamsię,żeby
spojrzećnaMatta.Przechyliłgłowę.Wjegouśmiechudostrzegłamcieńdezorientacji.–Hm,cojeślinie
będę…mogłamiećdzieci?
Jegouśmiechzniknął.
–Niemartwmysięnazapas.
Musnęłamjegowargi.
NiemogłamwziąćślubuzMattem,niemówiącmu,żemyślociążynapawałamnieodrazą.Wsumie
niebraliśmyjeszcześlubu.Naraziebyliśmynaetapiezaręczyn.Możenazawsze.
Westchnęłam.
–Zawszemożemyadoptować–mruknęłam.
Najegotwarzypojawiłsięgrymas.
–Niechcęczyichśdzieci.Czyoczymśminiemówisz?
–Nie!Nie.Mattpoprostu…pocałujmnie.–Spontanicznieprzysunęłamdoniegousta.
Zanurzył palce w moich włosach. Chwycił moją twarz i namiętnie mnie pocałował. Kiedy przerwał
pocałunek,miałammętlikwgłowie.Brakowałomitchuijegoust.
–Więcej?–szepnął.
–Tak…proszę.Yyy…
Odsunęłamsięodniego.Kręciłomisięwgłowie.
Zaręczyny, rozmowa o dzieciach… to się działo za szybko. Może Matt miał rację, chcąc odsunąć w
czasiezaręczyny.
Dlaczegozmieniaćcoś,codobrzedziała?Cholera,Hannah,zdecydujsię,czegochcesz.
–Powinniśmyiść.Robisiępóźno–zauważyłam.
Przeszliśmyprzeztrawnik,trzymającsięzaręce.Podałmijedenzbukietów.
–Dlatwojejsiostry–powiedział.–Dajgojej.
Zalało mnie poczucie winy, kiedy wdychałam zapach kwiatów. Nie widziałam siostry od swoich
urodzin, czyli ponad miesiąca. Opiekowała się mną po rozstaniu z Mattem, ale kiedy wróciliśmy do
siebie,praktycznieoniejzapomniałam.
Drzwiotworzyłauśmiechniętamama.
–Cześć,mamo.–Uścisnęłyśmysię.
PokorytarzurozniosłosięszczekanieDaisy.SpanielkaradośnierzuciłasięnaMatta,apotemnamnie.
– Pani Catalano, cudownie znów panią widzieć. – Matt objął moją mamę i cmoknął ją w policzek.
Kiedydałjejbukiet,natychmiastzanurzyłanoswkwiatach.
– Są przepiękne. Dziękuję. Mów do mnie Helen. Dobrze cię widzieć całego. – Poklepała Matta po
policzkuiuśmiechnęłasięuprzejmie.Miałamochotęzapaśćsiępodziemię.–Przyjechaliściewsamraz
nadeser.Lubiszlody,Matt?
Posłałminiezadowolonespojrzenie.
–Yyy,jużjedliśmy,mamo.Przepraszamy.GdzieChrissy?
–Wswoimpokoju.
Mattprzejąłpałeczkę.Umiałbrylowaćwtowarzystwie,conieprzestawałomniezaskakiwać.
–Kiedyostatniotubyłem?–zastanawiałsię,idącprzymojejmamiekorytarzem.–ChybawŚwięto
Dziękczynienia,prawda?
Patrzyłam, jak znikają za rogiem. Na mojej twarzy pojawił się durny uśmiech. Jak dobrze
przyprowadzićdodomumężczyznę,aniechłopca.
PobiegłamschodamidopokojuChrissy.Zapukałamdojejdrzwi.
Zeroodpowiedzi.
–Chrissy?–zawołałam.
–Han?–Pochwiliodezwałasięcicho.–Wejdź.
Weszłam do pokoju. Skrzywiłam się na zapach kadzidełka i dymu papierosowego. Zmrużyłam oczy,
starającsiędostrzeccokolwiekwmroku.
–Zamknijdrzwi.
–Robisię.–Zmarszczyłamczoło,zamknęłamdrzwiipodeszłamdołóżka,naktórymleżałaChrissyz
papierosemwdłoni.Wypuściładymprzezokno.
–Rodzicepozwalającitupalić?
Rozejrzałamsiępopokoju.Naparapeciestałapopielniczka,anabiurkupodstawkanakadzidełka.Na
podłodzeleżałastertaubrań,puszkicoliifastfoody.
–Takjakby.
Chrissy usiadła i zakaszlała. Miała ziemistą cerę i ukrywała się w dużej koszulce. Przysiadłam na
skrajułóżka.
–Kwiaty–powiedziałam.–OdemnieiMatta.
–O,tosłodkie.–Wzięłabukietzlekkimuśmiechem.–Wydawałomisię,żegosłyszę.
Przysunęłamsiędosiostry,chcąclepiejsięjejprzyjrzeć.
–Założęsię,żechciałbysięztobązobaczyć…jeślimaszochotęzejśćnadół.
–Nie…niejestemodpowiednioubrana–stwierdziła.–Możeinnymrazem.
–Cosiędzieje?
Zgasiła papierosa i wpatrywała się w peonie. Wyglądała na załamaną. Od lat nie widziałam jej
płaczącejiprzezchwilęniewiedziałam,cosiędzieje.
Dużełzyzebrałysięwjejoczachispłynęłypopoliczkach.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
6.Matt
T
ojestniesamowite.–PołożyłemalbumHannahzezdjęciamizdzieciństwanablacieigootworzyłem.
Mała Hannah była słodka: miała pulchną twarz, dzikie, ciemne loki i figlarne spojrzenie, które dobrze
znałem.
–Wolałabym,żebymamaniedawałacialbumu–powiedziała,odkładająctorebkę.
Poniecałejgodziniespędzonejzjejrodzicamiwróciliśmydodomu.
–Właściwietomitylkopożyczyła.–Uśmiechnąłemsięnawidokzdjęćzpierwszychurodzin.Maleńka
Hannahmiałatwarzpokrytąlukrem.–Mhm,jużoddzieckalubiłaśmiećbrudnątwarz…
Zignorowałamojąinsynuację.Obgryzałapaznokcieiwpatrywałasięprzedsiebie.
–Twojemutaciechybaspodobałysięspinkidomankietu.
–Hm?Tak.
Zacząłem rozpinać koszulę. Czułem się pobudzony, jakbym wypił za dużo kawy lub spożył za dużo
cukru.
–Niejestempewien,czymusięprzydadzą,alesącholernieładnie.Nie,żebymsugerował,żetwójtata
nie ma klasy – roześmiałem się. – Jest w porządku. Twardo stąpa po ziemi. Pogadaliśmy sobie, kiedy
byłaśuChrissy…
Hannahniereagowała.
–Chceszwyjśćnadrinka?–Objąłemją.Poruszyłasiębezentuzjazmu.–Oficjalniesięoświadczyłem.
Typijeszzanasdwoje,więcwykorzyst…
–Innymrazem.Jestpóźno,ajutroponiedziałek.
–Mhm,racja.–Pocałowałemjąwczoło.–Chcęcicośpowiedzieć.
–Tak?
–Kiedyrozmawiałemztwoimojcem,spytałemgo…
–Oco?–Hannahzmrużyłaoczy.–Proszę,powiedzmi,żeniepoprosiłeśgoomojąrękę.
–Niepowinienembyłtegorobić?
– Boże. – Odsunęła się ode mnie i potarła twarz. – Więc im powiedziałeś, że jesteśmy zaręczeni?
Mogłeśnajpierwmnieotozapytać.
–Przecieżcięzapytałem.Napolu.Ocochodzi?
– To jest po prostu absurdalne. Nie żyjemy w osiemnastym wieku. Nie potrzebujesz jego zgody. I
szczerzemówiąc,niejesteśmyjeszczewłaściwiezaręczeni.
–Niejesteśmy?–Zacisnąłemdłoniewpięści.–Atonowina.
–Tak.Nie.Niewiem.
Kobietysąnajbardziejskomplikowanymiistotaminaziemi.
DowódA:mojachybanarzeczona.
– Ptaszyno, porozmawiaj ze mną. – Stanąłem za nią i zacząłem masować jej ramiona. – Chodzi o
pierścionek?Jutrocikupię.Nawetdzisiaj.Jestemgotów…
Hannahnieoczekiwanieobróciłasięipocałowałamnie.Znieruchomiałem.Acojejchodzi?
Jejpocałunekbyłnamiętnyiwygłodniały.Przesunęładłońmipomojejpiersiiścisnęłamojespodnie.
–Boże–wydyszałem,przerywającpocałunek.
Dziękijejnamiętnościpodniecenieszybkozajęłomiejscezmartwień.
Cholera,kochałemtękobietę.Jejpożądaniebyłorównemojemu.
Odrazumistanął.Otarłemtwardymfiutemojejbiodro.Hannahzłapałamójtyłek,ajauniosłemjej
piersi.
Inaglewszystkosięskończyło.
–Przepraszam,ja…–Odsunęłasiędoblatu.
Stałemzaskoczonyidyszałem.
–Hannah,co…sięztobądzieje?
–Nic.–Cofnęłasię.–Przepraszam.Jestemwykończona.
–Notak,witajwklubie.–Usiłowałemprzyjrzećsięjejuważniej,aleobróciłasięplecamidomnie.
–Nieczujęsiędobrze.Przepraszam.Powinnampójśćspać.
Zerknąłem na zegarek. Iść spać o dziesiątej? Dla mnie było wcześnie, ale Hannah miała pracę.
Westchnąłemiprzesunąłemrękamipowłosach.Jeśliprzezdwadzieściadziewięćlatżyciaczegokolwiek
nauczyłemsięokobietach,tofakt,żenigdyniebędąrozmawiały,jeśliniesąnatogotowe.
Czekałemminutęwnadzieinajakąśpodpowiedźojejnastroju,alewciążmilczała.
– Okej – powiedziałem. Zaprowadziłem ją do salonu i pocałowałem w czubek głowy. – Jeśli tego
potrzebujesz.Iśćztobą?
–Nie,poprostuchcęsiępołożyć.Zajmijsięswoimisprawami.–Poklepałamniepopiersiiposzłado
sypialni,ajadogabinetu.
Mojepodnieconeciałocierpiało,apółtwardyirozpalonyfiutbyłciężkiwspodniach.Zastanawiałem
się,czyniezwalićkoniaprzybiurku.
Napisałemtweeta.
Gorącadebatadwudziestegopierwszegowieku:zwalićkoniaczyzacząćpisać.
Natychmiast go wykasowałem. Jasna cholera, media społecznościowe naprawdę rozpalają mój
narcyzm.
Wciążprzeglądałemtesamestrony:Facebook,Gmail,AgencjaNieruchomościColo…
Osobliwa mieszanka podniecenia i niepokoju opanowała moje ciało. Otworzyłem szufladę, w której
trzymałemmateriałydopisania.
DotknięcieŚwitu,czyliksiążka,nadktórąpracowałem,zajmowałatrzyzeszyty.Prawiejąskończyłem.
Uświadomiłem sobie, że zwlekam z zakończeniem pracy, ponieważ nie miałem pomysłu na kolejny
projekt.
PodDotknięciemŚwituleżałzeszytodMike’a.Wyjąłemgoiprzeczytałempierwszywpis.Myślałem,
żepoczujęodrazę,leczzamiasttegomojepodniecenieprzybrałonasile.Ekshibicjonizm…
Nadrugiejstroniezacząłempisać:
UPOKORZENIE
Niemogępisaćtego,nieoceniającsiebie.
Cojestzemnąnietak?
Wstydzę się siebie. Jestem zdezorientowany swoim zachowaniem. Lecz wiem, co czuję. Nawet na
samą myśl o tym moje ciało… Uwielbiam patrzeć na Hannah, kiedy czerwienieje. Uwielbiam jej
skrępowaniepodczasseksu.Wiem,żeteżtolubi.
Kiedy nie pozwalam jej za wcześnie dojść, kiedy bawię się nią i wyzywam ją, odczuwam głęboką
przyjemność.
Chcęzobaczyćjąuwiązanąnasmyczy.Chcępowiedziećjej,comanasiebiezałożyć–skąpepaski,
któreukażąjejciało.Chcę,żebybłagała,wiłasięi…
Wpołowiezdaniaupuściłempióro.
–Jasnacholera–szepnąłemwściekłynatrzęsącesięręce.
Erotyczne obrazy zalały mój umysł; Hannah była gwiazdą każdej sceny. Szybkim ruchem rozpiąłem
spodnieiwyjąłemnaprężonegofiuta.
Zamknąłem oczy i chwyciłem za biurko. Dlaczego sam siebie nie rozumiałem? Nie chciałem poznać
niepokojącychmnieżądzy.
Szybkodoszedłem,pochylającsięnadbiurkiemidysząc.
Kiedyskończyłem,poczułemwstyd,któryukoronowałmojąprzyjemność.GdybytylkoHannahmogła
mniezobaczyć…iwejrzećwmojemyśli.
Byłanieświadomąwspólniczkąmojejnamiętności.
Posprzątałemposobieirozebrałemsiędobokserek.
Ogarnięty rozkoszą patrzyłem na reprodukcję Ulicy w Wenecji, która wisiała na ścianie. Kobieta z
obrazuwpatrywałasięwemnie.Jejsubtelnyuśmiechniedawałmispokoju.Jakbyktośjąprzyłapałna
gorącymuczynku,amożetoonamnieprzyłapała.
Hannahuśmiechałasięipatrzyłanamniewtensamsposób.
Czułemsięgłupio.
Około północy poszedłem do łóżka. Zachowując jak największą delikatność, położyłem się przy
Hannah.Pochwiliobróciłasiędomnie.Wtuliłasięwmojąszyjęipocałowałamnie.
Przysunąłemjejciałodoswojego.
Westchnęłazesmutkiem.
–Mojasiostrajestwciąży.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
7.Hannah
S
tałamnazewnątrzśródziemnomorskiejrestauracyjkiirozglądałamsięzasiostrą.Miałyśmysięspotkać
podczasmojejprzerwy,alenigdziejejniewidziałam.
MójtelefonoznajmiłnadejścieSMS-aodChrissy.
„Spóźnięsię.Będęza10min”.
Westchnęłam.
Muszęzniąpogadać.Naspokojnie.Wczorajwdomuniebyłoaniczasu,aniwarunków.Chrissynie
chciała, żeby rodzice cokolwiek usłyszeli, a ja nie chciałam, żeby Matt dowiedział się wszystkiego…
jeszczenieteraz…
Złoty błysk na torebce nieznajomej kobiety zwrócił moją uwagę. Wytężyłam wzrok. Wzór z gęsto
ułożonychjaskrawychliterC…coach.
Wstrzymałamoddech.
Toona.
Brunetkasiedziałaprzystole,zajętatelefonem.
Oświadczyny Matta, awans i wiadomości o ciąży Chrissy zaprzątnęły mój umysł. Całkowicie
zapomniałamokobiecie,alenajejwidokwspomnieniasięożywiły.
„Jesteśodważna,żezgodziłaśsięnaślubznim.Naprawdękręcągotedziwnerzeczy?”
Podeszłamdojejstolika.
–Cześć–przywitałamsię.
–Ocześć.–Spojrzałanamnieisięuśmiechnęła.
–Możemychwilępogadać?Czekamnakogoś,ale…
–Oczywiście.–Zerknęłanamojąlewądłoń…wciążbezpierścionka.
–Dzięki.–Usiadłamnaprzeciwniej,bawiącsiętelefonemiusiłujączebraćmyśli.Miałamdziesięć
minut,możemniej,żebywypytaćjąoMatta.Odczegozacząć?–Yyy…przepraszam,żeprzerywamci
lunch…–Zrobiłamcelowąpauzę.
–Katie–powiedziała.
– Katie. Dzięki. Nie mogę przestać myśleć o tym, co mi ostatnio powiedziałaś. O Matcie i… –
Zmusiłamsiędośmiechu.–Dziwnychrzeczach,któregokręcą?
Katiezmarszczyłaczołoispoważniała,biorącłyknapoju.
Niezamówiłamnicdojedzenia;informacjaociążyChrissyodebrałamiapetyt.
–Niepowinnambyłanicmówić–mruknęłaKatie.–Myślałam,żewiesz.
–Czytwojakoleżanka,któraspotykałasięzMattem,to…BethanyMeres?
Skinęłagłową.
Chwyciłamzaskrajstolika.Tylkospokojnie.Wyciągnijzniejinformacjeizapomnijojejistnieniu.
–Wiem,żemusiszjejnienawidzić–stwierdziłaKatie.–Tozrozumiałe,aleniejesttakąsuką,najaką
kreujejąksiążka.
– Właściwie to chciałam porozmawiać o tych „dziwnych rzeczach”. Wiem, że Matt jest nieco
perwersyjny.–Poczerwieniałamizniżyłamgłos.–Pewniekażdy,ktoczytałDotknięcieNocy,towie.
–Nieotochodzi.
–Możeszpowiedziećcoświęcej?
– Nawet nie wiem, czy to prawda. – Przygryzała słomkę. – Beth jest rozżalona o to, jak wyszło z
Mattem.Możetylkotakgada.Niemartwiłabymsiętym.Wyglądacienaszczęśliwych,aja…
–Proszę,poprostumipowiedz.
Katieprzełknęłaślinęizaczęławpatrywaćsięwswójkubek.
–Nodobrze.Powiedziała,że…czasamiposuwałsięzadaleko.Nieprzestawał,kiedyprosiła.Lubił
naostro.Naprzykładkiedyśjąuderzył,gdybyliwtrakcie…nowiesz…Pozatym…
Pochyliłam się do przodu, chcąc wyglądać na rozluźnioną. Jeśli będę zbyt spięta, Katie może
zamilknąć.
–Mówdalej.
–Chybachciałrobićrzeczy,którychonaniechciała.Złościłsięoto.
–Jakierzeczy?
–Dziwne.ZbytszalonedlaBeth.
–Tak?–zaśmiałamsięlekko.–Naprzykład…trójkąt?
–Boże,nocoty.–Katieuśmiechnęłasięznacząco.–Tobanalne.
–Notak,racja…–Skuliłamsięnakrześle.
–Chciałrobićzniąnaprawdęhardcorowerzeczy.Nowiesz,bicze.
Bicze? W pamięci szukałam, czy Matt mówił cokolwiek o biczach. Żartował o szpicrutach, mówił o
zatyczkach…aostatniejjesienidałmiklapsapaskiem.Alenicobiczach.
Katiemiałaabsolutnąrację.Biczebyłyzdecydowaniehardcorowe.
WmojejgłowienatychmiastpojawiłsięobrazMattastojącegoprzynaszymłóżkuzbiczemwręku.
Przerażającyczypodniecający?Zacisnęłamudapodstolikiem.Jednoidrugie.
–Bicze–powtórzyłamwosłupieniu.
– Szaleństwo, prawda? – Katie ziewnęła i zasłoniła jasnoróżowe usta. Wyglądała idealnie. Miała
wyprostowaneirozświetlonewłosy,modneubraniainieskazitelnymakijaż.Zawszezazdrościłamtakim
dziewczynom.
Miałam właśnie zapytać o inne „naprawdę hardcorowe rzeczy”, o których mówiła jej Bethany, ale
bladaChrissydotknęłamojegoramienia.
Podskoczyłamnakrześle.
–O,cześć.
Wstałam,aleciekawośćtrzymałamnieprzystoliku.
–Przepraszam,Katie,muszęlecieć.Możepogadamyinnymrazem?
–Pewnie,wyglądanato,żewciążnasiebiewpadamy.
– Tak. Może mogłybyśmy… – Umówić się na drinka w weekend i porozmawiać. Czy to zbyt
bezczelne?
Niemiałampojęcia,jakpowinnamsięzachować.MojągłowęwypełniływizjezMattemdzierżącym
bicz.Ostryseks,takijaklubiliśmy.Cienkaliniamiędzyprzyjemnościąabólem.Przekroczenietejlinii,
wymazaniejej.
–Muszęusiąść–powiedziałaChrissyizaczęłaiśćwkierunkustolika.
–Mamnadzieję,żesięjeszczespotkamy–pożegnałamsięzKatie.
Kobietauśmiechnęłasięiskinęłagłową.
Zbytostro…uderzyłją…bicze.
Miałammętlikwgłowie,kiedyusiadłamnaprzeciwkosiostry.
To,copowiedziałamiKatie,przestraszyłomnie.JednaktęskniłamzaMattem.Chciałamgoprzytulići
poczuć jego ciało. Zraniłam go wczoraj, podważając sens zaręczyn. Boże, dlaczego byłam tak głupia?
Najpierwonstchórzył,aterazja.
–Dzięki,żeprzyszłaś–zwróciłamsiędoChrissy.–Lepiejdziśwyglądasz.
Naprawdę lepiej wyglądała, choć tylko dlatego, że włożyła normalne ubranie: luźną, szarą tunikę i
japonki.Odrastającewłosynastroszyłanażel,wuszywłożyłalicznesrebrnekółka.Zapaliłapapierosa.
Wyrwałamjejgoizgasiłam.
–Co,dodiabła?–warknęła.
–Hm,pomyślmy…jesteśwciąży.
–Jakbymmogłaotymzapomnieć.–Chrissyuniosławzrokizaczęłazapalaćkolejnegopapierosa.
–Jeślibędzieszsiętakzachowywała,wychodzę.
–Idź.–Zaciągnęłasię.–Totychciałaśpogadać.
–Atyniechceszzkimśporozmawiać?
Zmrużyła oczy. Po wczorajszej bezbronności nie było śladu. Dziś schowała swoje troski za pyskatą
fasadąinaglezachowywałasię,jakbyciążaniebyłaczymśistotnym.
–Itaknieplanujęgozatrzymać.
–Czylizdecydowałaśsięnaaborcję?
–Nienawidzętegosłowa–warknęła–inie,jeszczeniewiem.
– Okej. Czy w takim razie nie powinnaś… – Wzięłam głęboki oddech. Właśnie tego nie chciałam
mówićMattowi.–NiepowinnaśpowiedziećSethowi?Nowiesz,jeślijesteśpewna,żetoon…
–Tak,on.Niemainnegokandydata.
Zamknęłamoczy,starającsięochłonąć.SethSky,bratMatta,byłojcemdzieckamojejsiostry?Boże,
jakietopokręcone.
–Wiesz,wktórymjesteśtygodniu?
–Wósmym.
– Okej… – Przypomniałam sobie wydarzenia z końca kwietnia. To był ciężki okres w moim życiu i
dlatego dobrze go pamiętam. Po zerwaniu z Mattem ukrywałam się w motelu Econo Lodge. Chrissy
czasamidotrzymywałamitowarzystwa.Starałasięmniepocieszać.Raznawet…Szerokootwarłamoczy.
Dwa miesiące temu Chrissy namówiła mnie na wyjście i zabrała do apartamentu w hotelu Four
Seasons, w którym zatrzymał się Seth i jego kumple z kapeli. Chrissy kręciła z gitarzystą, ale
podkochiwałasięwSecie.
TamtejnocyzadowoliłamSetharęką.
Potemwyszłam.
Zostawiłamsiostręztymicwaniakamiwpokojupełnymnarkotyków.
Resztynietrudnosiędomyślić.
Sethsiedziwsypialni.Jestprzybityiniezaspokojony.WidziWileyaiChrissy.Chcemnie,alemnienie
ma.Możeproponujejejkokętakjakmi.Możeonabierze,takjakjatozrobiłam.Bezwzględunato,co
sięstało,wiem,jakibyłfinałnocy.
Sethimojasiostrauprawiająseks.
–WFourSeasons–wyszeptałam.
Chrissyzmarszczyłaczoło.
–Tak,tamtegowieczoru.Skądwiedziałaś?
–Domyśliłamsię.Iodtamtejporynierozmawiałaśznim?
–Nie–przyznała.–Tobyłoprzygodanajednąnoc.
–Wciążtańczysz?
TańczeniemnazywałampracęsiostrywklubiezestriptizemwBoulder.Zajęcietodoskonaledoniej
pasowało.Chrissybyłanieokiełznanailubiłaznajdowaćsięwcentrumzainteresowania.
– Tak, ale przez poranne mdłości mam problemy ze spaniem. Poza tym mogę pożegnać się z pracą,
kiedybrzuchmiurośnie.Mamprzerąbane.
–Niepozwól,żebytowpłynęłonatwojądecyzję.Potrzebujeszpieniędzy?
–Mamtrochęoszczędności,aleniewystarcząnazapłacenieza…
Aborcję.Niemogłategopowiedzieć.Noioczywiściewciążniemiałaubezpieczeniazdrowotnego.
– Zapłacę – oświadczyłam – jeśli zdecydujesz się na ten krok. Lub jeśli postanowisz je urodzić.
Pomogęcibezwzględunaokoliczności.Niebójsięonic.
Mojasiostrawyprostowałasięnakrześle.
–Masztakąkasę?
–Mam.–Automatyczniepołożyłamlewądłońnaswoimkolanie.–Mamy.
–OBoże,mówiszopieniądzachMatta?
–Adlaczegonie?Jegopieniądzesąmoje.Takmikiedyśpowiedział.
–Han…tozbytpokręcone,żebydostawaćjałmużnęodbratakolesia,którymniezaciążył,rozumiesz?
Pozatym…–Zmarszczyłaczoło.–Zaraz.Cholera.PowiedziałaśMattowi?!
– Nie! Powiedziałam tylko, że jesteś w ciąży. – Podniosłam obronnie ręce. – To wszystko. Nie
mówiłamzkim.
–Niemożeszmupowiedzieć.
–Zaufajmi,niepowiemmu.PewniezabiłbySetha.–Samamiałamochotęgozabić,aleMattmógłby
naprawdętozrobić.–Słuchaj,muszęwracaćdopracy,alespotkajmysięznowu.Możewweekend?
–Pewnie,spoko.
– Dobra, w takim razie zadzwonię do ciebie. I proszę… – Gdyby moje życie przypominało film,
dotknęłabymrękisiostry,spojrzałabymszczerzewjejoczyizapewniłabym,żewszystkobędziedobrze.
Wrzeczywistościnerwowobawiłamsiętorebkąizniezadowoleniempatrzyłamnajejpapierosa.–Rzuć
palenie,dopókiniepodejmieszdecyzji.
Wpośpiechuwróciłamdopracy.Naczolezebrałmisiępot.Przestronny,ascetycznybudynekagencji
zdawałsięzłowieszczytamtegodnia,awpowietrzuunosiłosiępoczuciewiny.
Mojeinstynktykazałymibiecdodomu,doMatta.Toniebyłczasnaukrywanieczegokolwiekprzed
nim.Unikałamrozmowyodzieciach,aleprzecieżniemogłampowiedziećmuoSecie.Dlaczegoakurat
Seth?
ZajrzałamdogabinetuPam.
–Słucham?–Zerknęłaznadkomputera.
–Przeczytałamcałyrękopisijestemzainteresowanareprezentowaniemautora.
–Doskonale.Chciałabymnaniegospojrzeć,jeśliniemasznicprzeciwko.
–Oczywiście,żenie.
–Imożeszzrobićsobiewolnewweekend–dodałaPam.
–Słucham?
–Chciałaśwolnypiątek?
–Yyy,nie.
–Nocóż,alemaszwolnypiątek.Matthewzadzwonił.Mówiłcośowyjeździe.
Falagorącazalałamojątwarz.Zacisnęłamdłoniewpięści.
–Achtak,wyjazd.Zapomniałam.Dziękuję,paniWing.
Domieszkaniawróciłampóźniejniżzawsze,okołosiódmej.
Mattkrążyłprzydrzwiach.
Jaktylkoweszłamdośrodka,wziąłmniewramiona.
– Tęskniłem za tobą – wyszeptał. Zesztywniałam pod wpływem jego dotyku, ale chyba tego nie
zauważył.–Zrobiłemkolację.DziśprzenosimysiędoMeksyku…
Poszedł do kuchni i wskazał na talerz taquitos. Skrzywiłam się. Jak zawsze zrobił całe opakowanie,
czyli dwadzieścia cztery sztuki, a połowa z nich była podejrzanie ciemna. Zauważył, że się im
przyglądam.
–Połowęzrobiłemwpiekarniku.Atępołowęwkuchencemikrofalowej,ponieważ…
–Niejestemgłodna.–Położyłamtorebkęnablacie.
ZwyklekuchennestaraniaMattamnierozczulały,aleniedziś.
–Okej.–Przesunąłtalerz.–Itaksązimne.
–Iprzestańwreszcierobićcałeopakowanie.Rób…połowę.
–Aha,notak…
Kątemokazauważyłam,żeciężkowestchnął.
– Jest ich za dużo. – Uderzyłam dłonią o blat. – To marnotrawstwo. Nie zjemy wszystkiego, a w
lodówceszybkosięzepsują,rozumiesz?
–Maszrację,ja…
Zacząłukładaćtaquitosnaswojejdłoni,jakbymógłjeuratować.Kręciłsiępokuchnizniezadowoloną
miną,ażwreszcieodłożyłjedzenienatalerz.
–Imusiszprzestaćwtrącaćsięwmojąpracęwagencji–warknęłam.
–Co?
–Nieudawajgłupiego.–Obróciłamsięwjegokierunku.–ZadzwoniłeśdoPamizałatwiłeśmiwolny
piątek, wykorzystując pozycję M. Pierce’a. Mam dosyć braci Sky, wpieprzających się w moje życie i
pracę,jakbymbyładzieckiem,któreniepotrafi…
Matt chwycił mój nadgarstek. Jednym ruchem przyciągnął mnie w swoje ramiona. Tym razem
poddałammusię.
– Przepraszam. – Jego cichy głos rozbrzmiewał w moim ciele. Słuchałam bicia jego serca i
wdychałamzapachczystego,silnegociała.–Chciałemzrobićciniespodziankę.
–Achtak…
–Hannah,chcę,żebyśpoznałamojąrodzinę.Takjaknależy.
Ukryłam twarz na jego torsie. Spotkanie ciotki i wujka Matta podczas fałszywego nabożeństwa nie
byłojaknależy.
–Pomyślałem,żemożemypoleciećdzieńwcześniej.Chcęcipokazaćkilkamiejsc.
–Jakichmiejsc?–Zerknęłamnajegogładkoogolonąszczękę.
–Niespodzianka,ptaszyno.
Uścisk Matta przegonił smutki dnia. Zapomniałam o Chrissy i Secie… i o Katie. Chociaż i tak nie
planowałam mówić Mattowi, co wyznała mi kobieta, a przynajmniej dopóki nie dowiem się więcej i
zdecyduję,czymamjejwierzyć.
Pocałowałamjegoszyję.Westchnął.Wodziłamkoniuszkiemjęzykapojegotwarzy.
–Hannah…
–Tęskniłamzatobą.–Przezmateriałkoszulipieściłamjegosutek.Natychmiastodpowiedziałnamoje
pieszczoty,przyciskająckroczedomojegobrzucha.
–Kochanie.–Objąłmojątwarz.–Dobrzecięczujesz?Ostatnio…
Mójbiedny,kochanyMatt.Nieudolniepróbowałzapytaćomojewahanianastrojów.
– Nic mi nie jest. – Przesunęłam dłońmi po jego plecach i wsunęłam je w szorty, pieszcząc jego
pośladki.Krótkijękwyszedłzjegogardła.
–Mhm,jatylko–chwyciłmójtyłek–niechcępowtórkizzeszłejnocy.
–Oczymmówisz?
–Owaleniukoniaprzyswoimbiurku–roześmiałsięniechętnie,nacozachichotałam.
– Zrobiłeś to? Przykro mi, kochanie. – W rzeczywistości nie było mi przykro. Uwielbiałam
doprowadzaćgodotakiegostanu,żesamsiędotykał.Tobyłoniezmierniepodniecające.
–Tonietwojawina.Zbytsiępodnieciłem.
–Naprawdę?Czyterazteżjesteśpodniecony?–PodeszłambliżejdoMatta,przyciskającsiędojego
torsu,iwsunęłamrękęmiędzyjegonogi,żebyodtyłuchwycićjądra.
–Ocholera,tak–warknął,odrzucającgłowędotyłu.Zacząłpieścićmojepiersi.
–Zawszeoglądaszporno…kiedyrobisztosamemu?
–Czasami–odparłbezwahania.–Niezawsze.
Delikatniegomasowałamiobserwowałam,jakjegoszyjanaprężasięirozluźniazprzyjemności.Jego
pierś powoli się unosiła, po czym opadała. Odsunęłam się odrobinę, żeby mógł pobawić się moimi
piersiami,cogowyraźniezadowoliło.Jęknęłam,kiedyjeścisnął.
–Chceszpoczućmojejajkaprzyswojejmokrejcipce?–wydyszał.
Och…zaczynaświntuszyć.Podwinęłampalcestóp.
–Chcesz…może…obejrzećzemnąporno?–Wstrzymałamoddech,jaktylkopowiedziałamtesłowa
nagłos.Skądtenpomysł?
Mattmiałrację,żepodpewnymiwzględaminieznałamgo.Alechciałamgopoznać…jegonawykii
upodobania.Chciałampoznaćgocałego.
Opuściłgłowęiotworzyłoczy.Uśmiechnąłsięlekko,przekrzywiającgłowę.
–Pewnie,żetak…
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
8.Matt
Ś
ciągnąłemkoszulkęirzuciłemjąnapodłogę.
Hannahwysunęładłońzmoichspodenekdokoszykówki,puszczającmojejądra.Jasnacholera…
Dziewczynaumiałaodwrócićmojąuwagę.
Dziś odwróciła ją od kolacji i niejasnego planu, aby na spokojnie porozmawiać o ciąży Chrissy.
Widziałem,żejątoniepokoi…odrobinęzamocnoniżpowinno.
Wyjąłemfiutazespodenek.
–Och–szepnęła.
Zawszesięwniegowpatrywała.Zawszetenwidokjązaskakiwał.
Potężnafalasatysfakcjirozeszłasiępomoimciele.
– Zaczął mnie uwierać. – Chwyciłem ją za rękę i poszedłem do swojego gabinetu, żeby wziąć
MacBookaPro,anastępnieskręciłemdosypialni.–Naprawdętylkoczasamioglądamtakierzeczy…–
Ściągnąłem spodenki i usiadłem na łóżku, odpalając laptop. Hannah była podejrzanie cicha, jakby
wyczerpałaswojąodwagęnadziś.–Napewnotegochcesz?
–Tak.
–Oglądaszporno?–Uniosłembrew.
–Trochę.Czasami…nieodkądcięspotkałam.
Uśmiechnąłemsięiprzeciągnąłemciało.
–Nieczujeszjużpotrzeby,prawda?
–OmójBoże–roześmiałasię.–Jesteśstraszniezarozumiały.
Zacząłem przeglądać pliki, które pobrałem. Nie miałem ich wiele. I tak wszystko można znaleźć
online.
–Powinnaśsięrozebrać.
ZerknąłemnaHannahiprzyłapałemjąnaponownymwpatrywaniusięwmojegofiuta.Zarumieniłasię.
Mójuśmiechosłabł;zastąpiłogocośmroczniejszego.
–Niebądźnieśmiała.Będzieszmojążoną.Chcę,żebyśsięnaniegonapatrzyła.
Ze zdziwienia otwarła usta. Wodziła wzrokiem po moim fiucie i umięśnionym brzuchu, kiedy się
rozbierałazkrótkiejsukienki,zdejmowałastringiirozpinałastanik.
Ja również podziwiałem jej ciało, które z chęcią mi pokazała. Jej pełne uda i kształtne biodra, jej
ciężkiepiersi…natenwidokcałkowiciestwardniałem.
Usiadłaprzymnienałóżku.
Przytuliłasięizaczęłamniegłaskaćpocałejdługościpenisa.
–Tomiłe…
Zerknąłemnajejdłoń.Miłe?!Zacząłemtracićkontrolę.Nieporazpierwszy.Zradościąumarłbymw
takiejchwili.
–Wybrałeścoś?
– Mhm. – Kliknąłem jeden z plików. Na ekranie pojawił się jeden z programów do odtwarzania
filmów.–Totrójkąt,naktóregooglądaniumnieprzyłapałaś.Wyglądałaśnazaintrygowaną.–Pochyliłem
się i przygryzłem ramię Hannah, a potem ją pocałowałem. Mój język wędrował po jej ciepłej skórze.
Hannahzadrżała.–Mamrację?
–Yyy…tak.
–Jesteśpewna?–Kliknąłempasekpostępu,pomijającwstęp,podczasktóregoproducentnieudolnie
próbowałnadaćpornosowijakąśgłębię.
–Tak,tak.–Hannahniebrzmiałazbytpewnasiebie,alespojrzałanaekran,gdziebrunetkaklęczałana
łóżku.
Pokójnieróżniłsięniczymodinnychpokoiwpornosach:byłnowoczesny,anonimowyinienaturalnie
czysty.Zakobietąstałmężczyzna,któregonaprężonypenisdotykałjejuda.Facetpieściłjejtyłek.Hannah
pieściłamojegofiuta.Dotknąłemjąmiędzynogami.Byłamokra.Idealnie.
–Naczworakach–rzuciłem.–Wiem,żetolubisz.
Natychmiast się podporządkowała, układając ręce i nogi na łóżku. Uklęknąłem za nią, pocierając
główkąojejlśniącącipkę.Kiedyspróbowałaprzesunąćsiędotyłu,dałemjejklapsa.Głośnydźwięki
drżeniejejciaławypełniłymnieprzyjemnością.
–Nieruszajsię.Bądźgrzecznądziewczynką.Oglądaj.
Kiedy mężczyźni na ekranie zaczęli penetrować kobietę, wsunąłem się w Hannah. Powoli…
nieśpiesznie.Jednymleniwymruchem.
Hannahdyszała,gdysięwniejzanurzyłem.
Pieprzyliśmysięjakparananagraniu.Kiedymężczyznaporuszałsięwkobiecie,wszedłemgłębiejw
Hannah.Gdypociągnąłjejwłosy,chwyciłemlokiHannah.
–Podobacisię?–spytałem,dysząc.
–Do…dobrze.–Usiłowałapatrzećnaekran.
Nanagraniupojawiłsiędrugimężczyzna,któryspokojniezacząłrozpinaćdżinsy.
Hannahwstrzymałaoddech.Zacisnęłacipkę,nacojęknąłem.
–Dziękitobieczujęsiętakcudownie.Nieprzestawajoglądać.–Wysunąłemsięzniejizszedłemz
łóżka.Hannahjęknęła,gdypoczułabrakmnie.Sypialnianatychmiastzdałasięzimnabezdotykujejciała.
ZniknąłemwgarderobieipochwiliwróciłemzwibratoremHannah,którykupiłemjejzeszłegolatana
stronieLELO.
–Oglądaj.–Wskazałemlaptop.Drugimężczyznauklęknąłnałóżkuprzedkobietą.Zaspokajałagoręką
iustami.RumieniecHannahijejzawstydzonywzrokzwiększyłymojąprzyjemność.–Pamiętasz,gdzieto
włożyć?
–T…tak.
Rzuciłemwibratormiędzyjejkolana.
–Wtakimraziezróbto–powiedziałem.
Drżąc,Hannahwłożyłazabawkęwswojeciało,podczasgdyjaklęknąłemprzednią,wsuwającswój
penis głęboko do jej gardła. Przyjęła go w całości. Wpatrywała się w laptop, na którym kobieta była
pieprzonazdwóchstron.SpytałemHannah,czyjejsiępodoba.Skinęłanatyle,ilemogła.
Ślinaściekałazjejust.
Isperma.Mojasperma.
Chwyciłemjejwłosyijęknąłem,kiedyjejjęzykmusnąłmnie.
–Potrzebujesz…jeszcze…czegośwtyłku–wydyszałem.
Hannahzadrżaławokółzabawki.
Ledwozauważyłem,gdyzostawiaławibratorizanurzyłaswójpalec.Ciasnaprzestrzeńjejnamiętnych
ustdoprowadziłamniedoszaleństwa.Czyjużdoszła?Czydochodziła?Niemiałempojęcia.
Hannahowinęłapalcewokółmojegofiutaipozwoliłamiporuszaćsięwswoichustach.
–Dobrze–powiedziałem.–Jestemblisko.Zachwilę.Przyjmijmnie.
Objęłamojepośladkiiprzycisnęłaswójśliskipalecdomojegoodbytu.
Boże,cozauczucie…
Żadnainnakobietanieodważyłasięnato.
Pijanyzprzyjemnościchwyciłemzawezgłowieienergicznieporuszyłemsięwjejustach.
–Czy…tegowłaśniechcesz?–syknąłem.
Pochyliłemsięnadniąiwygiąłemplecywłuk.
–Wtakimraziezróbto–powiedziałem.
Jejpaleczanurzyłsięwemnie.Ach,cozaniezwykleintymnedoznanie.Doszedłemwjejustach.
LśniąceciałoHannahopadłonamnie.Jejpachnącepotemwłosyrozlałysięnamojejpiersi.Jejwciąż
twardesutkiprzyciskałysiędomojejskóry.Podniecałymnie.
Tojestwłaśniestanpożądania,pomyślałem.Stanniepełnegozaspokojenia.
Przesunąłemlaptopnanocnystolik.
Odkilkunastuminutmilczeliśmy.Napawałemsiępotężnymorgazmemiodtwarzałemgowmyślach.
–Doszłaś?–spytałem,delikatniesiękrzywiąc.Zazwyczajznałemodpowiedźnatopytanie.
–Boże,tak.Zdecydowaniezaszybko.Niewiem,comnieogarnęło…
Uśmiechnąłemsięszeroko.
–Pewnietozasługapornosa.
– Matt. – Uniosła się, podpierając się łokciami na moim torsie, i spojrzała na mnie zatroskana. –
Bolałocię?
Pokręciłemgłową.Mojetriumfującespojrzeniezaczęłosłabnąć.
Jej dłoń przesunęła się od mojego uda do żeber. Wpatrywała się we mnie. To była moja Hannah:
dojrzała,pewnasiebieicierpliwakobieta.Zjejsiłąnależysięliczyć.
–Noco?–Wzruszyłemramionami.–Niewiem.
Doskonale wiedziałem, co chciała usłyszeć. Wciąż czułem jej dotyk w miejscu, gdzie wsunęła we
mniepalec.
–Niebolało–powiedziałem.
–Podobałocisię?
–Doszedłem,prawda?
–Przestańżartować.Panżartowniś…–Zaczęłaprzeczesywaćmojewłosypalcami.Wtuliłapoliczek
wmojątwarziszepnęładoucha:–Podobałocisię.Powiedzto.
Tępemrowieniemiędzynogamiprzypominałomi,jakbardzomisiępodobało.
–Lubisz,kiedywkładamcipalecdotyłka.Domyślamsię,żetopodobneuczucie.
–Uwielbiamje–powiedziała.
–Ajauwielbiamciebie.Niekażmitegomówić.
– Ty mi każesz mówić wszystko. – Delikatnie ścisnęła mój sutek. Syknąłem. Cholera, dziś była
zadziorna.
– Nie wiedziałem, że lubisz przemoc seksualną. – Oddech mi uwiązł. Nie mogłem udawać
opanowanegozjejcudownymciałemnasobieijejcipkątakbliskomojegofiuta.
– Hm, kto wie, co jeszcze lubię? – Przekręciła go mocniej. Połączenie bólu i przyjemności
powędrowało wprost do mojego penisa. Przewróciłem się, przyciskając zaskoczoną Hannah do łóżka.
Musnąłempalcamipojejwargach,piersiachicipce.
–Całamoja–wyszeptałem.–Mojanarzeczona.
Zacisnęłanogi,chwytającmojegofiutamiędzyswojeaksamitneuda.
–Mójprzyszłymąż–mruknęła.–Cały…–Napięłamięśnienóg,ściskającmniemocniej.–Mój.
UniosłempodbródekHannah,każącjejspojrzećnamnie.
–Podobałomisię–stwierdziłem.–To,cozrobiłaś…nikttegonigdyniezrobił…
–Nie?
–Tylkoty.–Zawahałemsię,wyginającplecy.–Chcęcicośdać.
Hannahrozluźniłasię,anajejustachpojawiłsięcudownyuśmiech.
–Dobrze–wyszeptała.
Nieschodzączniej,zacząłempoomackuprzeszukiwaćszufladęnocnegostolika,ażznalazłemto,co
chciałem: małe kwadratowe pudełeczko. Może przez swoją zawartość – platynowy pierścionek
zaręczynowy, rozmiar sześć, z jednokaratowym brylantem i dodatkowymi dwoma zdobieniami
wysadzanymi ośmioma brylancikami – wydawało się cięższe, niż się spodziewałem. Pierścionek był
dużyinowoczesny.Widziałem,żeprzyglądałamusię,kiedykupowaliśmyspinkidlajejojca.
Oparłemsięnałokciachiotworzyłempudełko.
–Tojestpierścionek,który…
–Wiem–powiedziałazszerokootwartymioczami.–Pamiętałeś.
–Mhm.Włożyszgo?
Hannah podsunęła swoją dłoń. Była urocza. Nigdy nie mogła mówić, kiedy zalewały ją emocje.
Skinęłaiuśmiechnęłasięniepewnie.
Wsunąłemjejpierścioneknapalec.Następniepołożyłemjejdłońnaswojejpiersiijąpodziwiałem.
–Idealnie–powiedziałem,obracającsiękujejtwarzy.
–Ateraz–jęknęła–chcęciępoczućwsobie.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
9.Hannah
W
czwartkowywieczórpolecieliśmynaWschodnieWybrzeże.ByłtomójdrugilotzMattem.Uczepiłam
sięjegoramienia,kiedysamolotzacząłsięwznosić.Mattpogładziłmojądłońiuśmiechnąłsiędomnie.
Achtenjegomiłyuśmiech.
Nierobiłamaferyosiedzeniawpierwszejklasie.Wzasadzierozkoszowałamsięluksusem.
Matt wyglądał bosko w eleganckich spodniach i jasnej koszuli. Ja zdecydowałam się na czarne
legginsyiluźnąbluzęzdekoltemwłódkę.
Kiedyosiągnęliśmywysokośćprzelotową,rozluźniłamsięnatyle,żebyrozejrzećsiępokabinie.
Wow,wszyscywyglądalijakMatt.Luksusoweciuchy,niewymuszonaelegancjairoztaczającasięaura
bogactwa.
Kiedy, Jane, nasza stewardesa przedstawiła się i powitała nas na pokładzie, Matt wyrecytował listę
próśb.Widaćbyło,żejegoaksamitnygłosiśnieżnobiałyuśmiechzrobiłynaniejwrażenie.
–Poproszędodatkowąpoduszkęikocdlapani–dotknąłmojegokolana–iwino.Białe,jeślimacie.
Dlamnienic.
Wcisnął jej w dłoń dwadzieścia dolarów. Zawahała się, ale przyjęła banknot, i przez resztę lotu
przymilałasiędonas.
Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby ktokolwiek dał napiwek stewardesie, ale Matt nie skąpił
pieniędzy – dwudziestka dla mężczyzny, który pomógł nam z bagażami, dwudziestka po kolacji,
pięćdziesiątkazaodprawę.Itakwłaśniemijałanampodróż.
Zdałam sobie sprawę, że całe nasze życie mogłoby tak wyglądać. Zero pracy… wystawne posiłki…
podróżepoświecie…spokój.Dlaczegoopierałamsiętemu?Przecieżwieleosóbzabiłobyzatakieżycie.
–Jeślipowiemyjejozaręczynach–głosMattawyrwałmniezzamyślenia–ogłositoprzezgłośniki.
Posłałmipytającespojrzenie.
–Nie!Yyy…nie,dziękuję.
Zaśmiałsięiwzruszyłramionami.
–Jakchcesz.
–Wyglądamjakbiedaczka–mruknęłam.
–Hm?
Przyglądałsięmojemustrojowi,jakbywidziałgoporazpierwszy.Choćniebyłtopierwszyraz.Rano,
kiedywyszłamzgarderobywobcisłychczarnychlegginsach,Mattprzezdobredziesięćminutpodziwiał
mójtyłek…rękami.
–Ptaszyno,wyglądaszdoskonale.–Pomasowałmojeudo.–Swobodnie.
Mattzasnął,ajawypiłamdrugikieliszekwina.Stewardesadbała,abyalkoholsięnieskończył.
Wyglądaszswobodnie.Dobresobie.AMattwyglądałelegancko,rodemzpierwszejklasy.Tobyłjego
świat. Zstąpił z niego, aby zamieszkać ze mną w małym mieszkanku, zamknięty z ścianach, które
pomalował–dlamnie!–niedorzecznymikolorami.Otoczonytanimibibelotami,którychniewidziałamw
jegopoprzednimmieszkaniu.
Nicdziwnego,żechciałkupićdlanasrezydencję;dom,wktórymczułbysięswobodnie.
Obserwowałamjegoprofil.
Samolotemwstrząsnęłyturbulencje.Mattnachwilęzmarszczyłczoło,poczymsięrozluźnił.
Kobieta, która siedziała za mną, opowiadała o swoim domu nad Jeziorem Genewskim… w
Szwajcarii!
Osuszyłamkieliszek.Czułamsięgorsza.
Wylądowaliśmy na lotnisku Newark chwilę przed północą. Panowała duża wilgotność. Szłam za
Mattem, przecierając zaspane oczy. Poza kawą nic nie wypił ani nie zjadł podczas lotu. Szedł szybko,
zupełniejakNate,ipatrzyłnawszystkospodełba.
Ciemnymercedes–niemalczarny,aleorubinowymodcieniu–czekałnanasprzykrawężniku.Matt
podpisałdokumenty,dałnapiwekkierowcy,któryprzyjechałsamochodem,iporaztrzecispytał,czynie
jestemgłodna.
–Nie–zapewniłamgo.–Naprawdę.
Poprawił siedzenie, a ja rozejrzałam się po wnętrzu samochodu. Skórzana tapicerka, delikatne
fioletowe oświetlenie, doskonała jakość wykonania i seksowna bryła samochodu. Tak, to auto
zdecydowaniebyłoseksowne.Nicdziwnego,żeMattjewypożyczył.
–Zastanawiałemsięnadkupnemtakiegosamochodu–powiedział.Ażpodskoczyłam.Wpatrywałsię
wemniezmrużonymioczami.–Podobacicię?
–O,tak.Pewnie.Jest…–Wzrokiempowędrowałampookazałymwnętrzu.–Fajny.
–Fajny?!–Jegoustazadrżały.
–Superfajny.Piękny.Cudowniepachnie.
Przysunęłamnosdoskórzanejtapicerki.Mattroześmiałsięidotknąłmojegopoliczka.
–Winododajewspaniałegoblaskutwojejtwarzy.
Byłampewna,żepotymkomentarzumójblasknabrałintensywnieczerwonegoodcienia.
Mercedessunąłpoulicachniczymjacht.Pamiętam,jakMattpoprawiałlusterkowsteczne.Pamiętam,
żepodziwiałamjegorękę,nadgarstekikremowemankietykoszuli,inagleobudziłmniejegogłos.
–Ptaszyno–powiedział.–Jesteśmywhotelu.
Przetarłamoczy.Zdecydowaniezadużowinawsamolocie…
–Przepraszam…
–Niemazaco.Pozwól,żecięzaniosę.
Chciałamsięsprzeciwić,aleramionaMattabyłycudownebezpieczneiwspanialepachniałymydłemi
skórzanątapicerką.Oparłamgłowęojegopierś,obserwującświatspodzmrużonychpowiek.
Widziałam biały budynek, dużą szklaną oranżerię, która przypominała szklarnię, a w środku ciepłe
drewnianepaneleibogatozdobionedywany.
Wsiedliśmy do windy. Matt zaniósł mnie do naszego pokoju. Szedł spokojnie i miarowo. Od dawna
niktsiętakmnąniezajmował.Czułamsięcudownie,jakdziecko.
Itowłaśniemężczyzna,zaktóregowyjdęzamąż.Będziesięmnąopiekowałdokońca.Tomężczyzna,
którymjachciałamopiekowaćsiędokońcażycia.
Położyłmnienałóżkuiokryłcienkąkołdrą.Pochwili,niezdejmującubrań,ułożyłsięobokmnie.Jego
pierś przytuliła się do moich pleców, a krocze do pośladków. Jedną nogę położył na mojej, a ręką
chwyciłmojąpierś.
–Kochamcię,Hannah.–Wyszeptałprzymoichwłosach.–Takbardzosiękocham…Kochamcię…
Obudziłamsięzbólemgłowy.
Pościelbyłazimna,aklimatyzacjamruczała.
NigdzieśladuMatta.
Nastolikunocnymleżałydwietabletkiprzeciwbóloweiszklankawody.Uśmiechnęłamsięiwzięłam
tabletki.Mojasłodka,nocnasowa.
Znówradośćwypełniłamojąpierś.Matt…dbaomnie.Ktobypomyślał,żemożebyćtakczuły?
Podeszłamnapalcachdodrzwiizajrzałamdosalonu.
Siedział na czerwonym fotelu, pochylając się i pisząc w zeszycie. Na jego twarzy pojawiło się
wahanie. Przeczesał włosy i po chwili znów zaczął pisać. Cholera, wyglądał seksownie w samych
spodniachodpidżamy.
Napawałam się widokiem oświetlonych promieniami słonecznymi włosów i nagiego torsu… dopóki
mnieniezobaczył.
Spojrzałnamnieinatychmiastzamknąłzeszyt.
–Ptaszyno,wstałaś.
–Tak–uśmiechnęłamsięniepewnie.
Czynajegotwarzyzawitałniepokój?
– Nie słyszałem cię. Jak się czujesz? – Podszedł do mnie i delikatnie uścisnął, całując w czubek
głowy.
–Głowamnietrochęboli.Dziękizatabletki.Kiedywstałeś?
–Niedawno.Obserwowałemcięwłóżku.
Przebiegłam palcami po jego włosach (uśmiechnął się) i położyłam dłonie na jego torsie. Czasami
dotykanieMattaonieśmielałomnie,zwłaszczagdymnieobserwował.Przełknęłamślinęipowędrowałam
palcamidojegomięśnibrzucha.
Spokojnie…spokojnie.Zawcześnie,żebygopodniecić.
Odsunęłamręceodjegopasaiwskazałamnazeszyt,którytrzymał.
–PracujesznadDotknięciemŚwitu?
Odsunąłzeszytodemnie.
– Tak. Dotknięcie Świtu. – Podszedł do biurka i schował zeszyt do torby na laptop. Zasunął zamek
błyskawiczny torby i zamknął małą kłódkę. Zmarszczyłam czoło, potrząsając kłódką. Zmierzwił moje
włosy.–Trudnowyzbyćsięstarychnawyków,ptaszyno.
Wypiliśmykawęwaneksiekuchennym.Mattpowiedział,żedzisiejszydzieńjestnasz,iprzysunąłsięz
krzesłemdomnie.
Podprysznicemprzycisnąłmniedokafelkówiwsunąłsięwemnie.
Jegofiutbyłtwardyinatarczywy.
–Myślałemotobieprzezcałyporanek–szepnął.–Stwardniałem,patrząc,jakśpisz.
PoczułymMatcieniebyłośladu,zastąpiłgowładczyMatt.
Jęczałamdługoicicho,gdyMattsięmnąrozkoszował.Pytał,czymisiępodobaiilejeszczedamradę
wytrzymać.Kiedybyłamnaprostejdoorgazmu,ścisnąłmojąłechtaczkę.Momentalniedoszłam.
Nie chciał zdradzić, jak zaplanował dzień. Za każdym razem, kiedy pytałam, co będziemy robić,
posyłałmiuśmiech.
–Pojedziemywkilkamiejsc.
Włączył swojego iPhone’a i pozwolił mi wybrać muzykę. Włączyłam From Finner. Zaczęłam
wystukiwaćrytm,uderzającdłońmioudo.Byłamzdalaoddomu…ibyłamszczęśliwa.
MattpraktycznieniepatrzyłnaGPS,kiedyprowadził.
Zjechałzautostrady,wybierającwijącesiędrogi.Mijaliśmyjednomiasteczkozadrugim.
Opuściłamszybęizaczęłamwdychaćzapachtrawyilata.NewJersey,któreznałam,czyliNewarki
okoliceTrenton,gdziemieszkałNate,zupełnienieprzypominałotego,coterazwidziałam.
–Dużodrzew–zauważyłam.–Pięknietu.
–Prawda?Stanmaswojetajemnice.
W pewnym momencie Matt się zmienił. Puścił moją rękę i ścisnął kierownicę. Beztroska zniknęła z
jegotwarzy.Milczał.
Bezsłowaobserwowałamjegozmianęnastroju.Czyzobaczymysięzjegowujostwem?Wątpiłamw
to;Mattniespotkałbysięznimiubranywkoszulkęidżinsy.Możezkuzynem?Zjakimśniesympatycznym
krewnym?
Wjechaliśmydokolejnegomiasteczka.
PrzydrodzestałatablicaznapisemWITAMYWOKRĘGUHUNTERDON.
– To Flemington – powiedział. Wpatrywał się przed siebie mrocznym spojrzeniem. Miał spięte
ramiona. Skręciliśmy i minęliśmy dużą białą oborę z szarym dachem i napisem: DVOOR BROS.,
KROWYMLECZEIKONIE.
Zwolniłdominimum,kiedyprzejeżdżaliśmystarykamiennymost.
MINESTREET.
Rozglądałamsiędookoła,próbującprzetworzyć,cowidzę.
–Tujest…naprawdęuroczo–wyszeptałamizamilkłam.
Matt spojrzał na strumyk płynący pod mostem, na mieniącą się wodę i płaskie brązowe kamienie.
Przełknął ślinę, a ja obserwowałam potężne emocje zalewające jego twarz. Za mostem pojechał w
kierunkukamiennegokościoła.
–KościółpodwezwaniemŚwiętejMagdaleny–powiedział.
Minęliśmy kilka małych domostw i zatrzymaliśmy się przy krawężniku obok niebieskiego domu z
czerwonymi drzwiami. Nad małym trawnikiem górował dąb. Trawa była starannie przycięta, podobnie
jak krzaki dookoła schodów, lecz przy drzwiach do garażu walały się skrzynki, belki, kosz na śmieci i
worekcementu.
Mimosłonecznegodniaogarnąłmniesmutek.Dlaczegotuprzyjechaliśmy?
SpojrzałamnaMatta.
Byłbladyiintensywniewpatrywałsięwdom.
–Dorastałemtu–powiedział.
Otworzyłamusta,ztrudemnabrałampowietrza.
Boże,dlaczegoniepomyślałamotymwcześniej?Mattpokazujemidom,wktórymsięwychował.Matt
otwierasięprzedemną.
Odsunęłamodsiebieinstynktownąreakcjęnadom–jestmalutki!–izłapałamjegorękę.Zadrżał,ale
zacisnąłmocniejpalce.
Tutajdorastał,zanimjegorodzicezginęli.
Wyobraziłamsobieblondyneczkanatrawniku.MałegoMatta…
Łzynapłynęłymidooczu.
–Ja…chciałabym…–Zaczęłamgrzebaćwtorebce.Weźsięwgarść!–Chciałbymzrobićzdjęcie…
Nicnieodpowiedział.Czymojezachowaniebyłoniewłaściwe?Okrutne?Dziwne?Miałammętlikw
głowie,kiedyrobiłamzdjęciatelefonemzoknasamochodu.
Małyniebieskidomek.Małyzagubionychłopiec.
–D…dorastałeśtu–wydusiłamzsiebie.
–Mhm.Przezdziewięćlat.
Dziewięćlat.Notak,kiedyMattmiałdziewięćlat,jegorodzicezginęliwwypadkuautobusowymw
Brazylii, a wujostwo zabrali go do innego świata. Może lepszego, sądząc po standardzie domu.
Opanowałamchęćzarzuceniagopytaniami.Chciałamsiędowiedziećwielurzeczy.LeczMattpokazałmi
dom,jakbypokazywałskrawekmapyswojegożycia,iwyczułam,żemuszęuzbroićsięwcierpliwość.
Czas,aniedzikaciekawość,pomożemiodkryćprawdęonim.
–Chceszzajrzećdośrodka?
Pokręciłgłową.
–Dobrze.–Pogłaskałamgopoczubkugłowy.
Siedzieliśmy w milczeniu, obserwując dom. Lekko się uśmiechnął, przechylił do przodu i skinął
głową.
–Todobudówka.–Wskazałnatylnączęśćdomu.–Iwycięlisosnę.Byładuża,sięgałaażdotamtego
okna.Kiedyśwspinałemsięnaniąizajrzałemdołazienkirodziców.Natebyłwśrodkuirobiłpompki,
opierającsięoumywalkę.Podziwiałswojeciałowlustrze.Miałfiołanapunkciewyglądu.
WyobraziłamsobieMattanadrzewieiciemnowłosegoNate’a.MojemyślipowędrowałykuSethowii
natychmiastsięskrzywiłam.
Wreszcie odjechaliśmy od domu, zostawiając za sobą ulicę i odchodzące od niej dwa ślepe zaułki.
Matt opowiedział mi trochę o okolicy. „Tu mieszkał mój kolega”. „Ci ludzie mieli psa, który ugryzł
Nate’a”.„Wszyscymówili,żetamtarodzinajestpowiązanazmafią”.
Zobaczyłamtomiejsceoczamidziecka.Złypies.Przestępczarodzina.Nierówneulice,poktórychMatt
jeździłroweremichodziłzastarszymibraćmi.
–Chciałabymzobaczyćtwojezdjęciazdzieciństwa.Widziałamtylkokilka.
WInternecie,pomyślałamzawstydzona.
–Jestempewien,żeciotkaEllaiwujekRickpomogąciwtym.
Pogładziłam jego udo, kiedy wyjechaliśmy z miasteczka. Pod dżinsami wyczułam spięte mięśnie.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu, kiedy niebieski dom zniknął z widoku. Nie można zapomnieć o
przeszłości. Zaczęłam rozmyślać nad pytaniami, które chciałam zadać mojemu przyszłemu mężowi. A
mojepragnienie,żebypoznaćgowstuprocentach,zmieniłosięwżelaznepostanowienie.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
10.Matt
K
rążyłem po Flemington. Przejechałem przez główną ulicę z uroczą wiktoriańską zabudową i
pastelowymidomami,skręciłemwwijącesięulicewokółkościołaŚwiętejMagdalenyiminąłempark
Strumyk.Hannahprzyglądałasięwszystkiemuzzaciekawieniemdziecka.
–Strumyk–powiedziała.–Prawiejaktytułtwojejksiążki.
– Zgadza się. Kiedyś były tu kopalnie miedzi. Tata… – zająknąłem się po tym słowie. W oczach
Hannah rozbłysła ciekawość. Chciałem odpowiedzieć na jej pytania, bo na nie zasługiwała, ale jak
mogłemtozrobić,jeślinasamąmyślorodzicachdrżałmigłos.
Testareemocjesąniedorzeczne.Zmarszczyłemczoło.
– Tata nie pozwalał nam się tu bawić. Od czasu do czasu szyby się zawalały. Oczywiście nas to
ekscytowało.Kiedyśbawiliśmysięprzystrumyku,którywidziałaś.
–Wow,brzmiciekawie.Chybabyłeśtuszczęśliwy?
–Tak,bezwarunkowoszczęśliwy.–ZerknąłemnaHannah.Jejduże,promienneoczywpatrywałysię
wemnie.–Nudzęcię?
–Oczywiście,żenie.Chcędowiedziećsięwszystkiego–oświadczyłaniezwyklepoważnie.
– Wiesz, mieliśmy pieniądze. Dużo pieniędzy. Mogliśmy zamieszkać wszędzie, ale moi rodzice
nalegalinaskromneżycie.Iciężkopracowali.Byliprawdziwymiświętymi.–Minęliśmyrządsklepów.–
Niczymprorocy.Światniebyłichwart.
Spojrzałanamniezdezorientowana.Zmarszczyłemczoło.
Notak,niezrozumiebiblijnychaluzji.Niemacowniebrnąć.
– W każdym razie… – Skręciłem w drogę 202 i wcisnąłem gaz. – Mój strumyk i Nić życia są
pieśniami wychwalającymi to miejsce. Nie jestem pewien, co moi rodzice chcieli osiągnąć, żyjąc w
małymdomuiposyłającnasdoszkołypublicznej,ale…–Emocjeznówwzięłygórę.
–Mówdalej.
– Uwielbiałem tę okolice. Pamiętam… – Łzy napłynęły mi do oczu. – Pamiętam strumyk, parki,
wszystko. Byliśmy szczęśliwi… niewiarygodnie szczęśliwi… Pamiętam, że w wieku dziewięciu lat
myślałem:Mojeżyciejestidealne.Hannah,jużwtedywiedziałem,żetoniemożetrwaćwiecznie…żew
jakiśsposóbbędęmusiałzapłacićzatoszczęście.
Zamrugałem,żebyprzegonićłzy.Żadnaniespłynęła.
–Matt,to…
Wjejgłosieusłyszałemszok.Uniosłemrękę,żebyuciszyćHannah.
–Nie,toniejestabsurdalne.Takajestprawda.
Odpuściła,aleczułemjejniezadowolenie.Niepodobałojejsięto,wcogłębokowierzyłem:cenąza
przyjemnośćjestból.
–Znamibędzieinaczej–oświadczyłem.–Niewidzęsensu,żebyukrywaćprzeddziećmibogactwo.–
Zerknąłemnanią.Wymamrotałakilka„hm”i„notak”.–Ptaszyno,wiem…
–Naprawdę?–Jejoczysięrozszerzyły.
–Oczywiście,żetak.Wiem,żechceszżyćzwyczajnie.Iwpewiensposóbbędziemy.Alefarsąbyłoby
kazaćdzieciommieszkaćwmałymdomuiposyłaćjedopublicznejszkoły.Niechcęichrozpieszczać,ale
damyimnajlepszymożliwystartwżycie…
Snułem plany, oczekując, że Hannah włączy się do rozmowy. Jednak milczała. Zacząłem się
zastanawiać,czynieukrywałaczegośprzedemną.Możewiedziała,żeniemożemiećdzieci.Możebała
sięmiotympowiedzieć.Alewtakimraziedlaczegomiaławkładkędomaciczną?
Uśmiechnąłemsięipokręciłemgłową,przeganiającpodejrzenia.
Pojechałem do Fudge Shoppe, sklepu z czekoladą, której właścicielem był stary przyjaciel rodziny.
Miałem dobre wspomnienia z tego miejsca: zapach kakao, wielkanocne króliki większe ode mnie,
zanurzanietruskawekwsrebrnychpółmiskach.
Teraz sklepem zarządzał mój kolega z dzieciństwa. Mimo że przytył, zrobił tatuaże na ramionach i
ogoliłgłowę,natychmiastsięrozpoznaliśmy.
Objęliśmysięnapowitanie,apochwiliprzedstawiłemHannahjakomojąnarzeczoną.
–Nicsięniezmieniło–powiedziałem,patrzącnaszklanegabloty.
– Teraz sami wszystko produkujemy od samego początku. – Stephen zabrał nas na zaplecze i
oprowadził.Hannahzanurzyłatruskawkę,chichocząc,ajazanurzyłemswojąijąnakarmiłem.Pochwili
scałowałemzjejustgorącączekoladę.
– Jest tu twój tata? – Miałem nadzieję spotkać ojca Stephena; siwego (już kiedy byłem dzieckiem)
mężczyznę,którychodziłdokościoławgarniturzezplamamipoczekoladzie.Byłdobrymprzyjacielem
ojca.
–Dziśnie.JestzLisąidzieciakami.
–Twoimi?
–Tak.Wziąłemślubjakieśsiedemlattemu.Mamdwiecóreczki.
–Wtakimraziegratuluję.–UśmiechnąłemsiędoHannah,którawpatrywałasięwpodłogę.–Ijakci
siężyje?
– Dobrze, naprawdę dobrze. – Stephen skrzyżował ręce na piersi i skinął. Dzwonek wiszący nad
drzwiamiwejściowymioznajmiłnadejścieklienta.–Muszęlecieć.Częstujciesię.
–Właściwietomiałemnadzieję,żemaszkluczdokościoła–powiedziałem.–Chciałempokazaćgo
Hannah.
–Tak,oczywiście.–Stephenpobiegłschodaminagóręiwróciłzkluczami.–Frontoweitylnedrzwi.
Teraztorudera.
ObiecałemoddaćkluczprzedpiątąipojechałamzHannahdokościołaewangelicko-reformowanego.
Zaparkowałemnaprzyległymparkingu,zktóregozaprowadziłemjądowejściadobudynku.Trzymaliśmy
sięzaręce,podziwiającklasycznąwieżyczkę,bielonedrewnoiczerwonedrzwi.
Dużedrzewazapewniałynamcień.
–Pamiętam,jakbawiłemsięnatymtrawnikumiędzymszami–powiedziałem.Hannahprzytuliłasię
domnie.–Natesiadałwkościelewpobliżuambonyiniczymczarnoksiężnik–roześmiałemsię–kazał
mnie i Sethowi przynosić różne dziwne rzeczy. Suchy liść, złamany kijek. Biegliśmy wzdłuż nawy i
przychodziliśmytunaposzukiwania.Naswójsposóbpodziwialiśmygo.
Wśrodkukościołapanowaładuchota.Czućbyłostęchliznę.
Usiedliśmynaławce.Zamknąłemoczy,żebypowspominać.
Hannahtrzymałamojądłoń.
Kiedybyłemgotowy,dokończyłemhistorięmojegodzieciństwa.Powiedziałamotym,żemamaitata
pojechali do Ameryki Południowej, aby udzielić darmowej opieki medycznej mieszkańcom faweli,
brazylijskich slumsów. Przelotnie wspomniałem o wypadku: kraksa autobusu na wijącej się górskiej
drodze i śmierć rodziców na miejscu. Wtedy w naszym życiu pojawili się ciotka Ella i wujek Rock.
Bezdzietni. Z radością przygarnęli Nate’a, Setha i mnie do swojego wystawnego domu w Chatham.
Przestaliśmychodzićdokościołaibawićsięwbrudnychstrumykach,awzamianzaczęliśmyuczyćsię
grywtenisaijazdykonno.
– Ella nazywała nas swoimi małymi dżentelmenami – zaśmiałem się i otworzyłem oczy. – Tak
naprawdętylkoNatepolubiłnowerozrywki.
–SpotkamysięzNate’em?
Hannahmilczała,gdymówiłem,więcnadźwiękjejgłosuprzeszedłmniedreszcz.
–Jeślichcesz.Napewnozchęciąsięznamizobaczy.Chceszsięznimspotkać?
– Tak, pewnie. – Szybkim ruchem otarła oczy i wpatrywała się w wyjście z kościoła. Promienie
słoneczneprzebijałysięprzeznielicznewitraże,któresięzachowały.–Pewniemnieznienawidzą.Twoja
ciotkaiwujek.Dobrzebyłobymiećkogośposwojejstronie.
–Nienawiśćnieleżywichnaturze.Pozatymniepodejrzewają,żemogłaśznaćprawdę.Wierząwto,
co piszą gazety: sam upozorowałem swoją śmierć, ty nic o tym nie wiedziałaś. Nikt, poza Kevinem,
Nate’em i Sethem, nie wie, że regularnie spotykaliśmy się w domku. Wszyscy zgodzili się dochować
tajemnicyiimwierzę.
Naprawdęimwierzyłem.Kevin,właścicieldomku,tomójnajlepszyprzyjacielzKolorado.Lojalność
Nate’abyłaniekwestionowalna.AcodoSetha,nocóż,nieprzepadałemzanim,aleufałemjegosłowom.
PozatymniemiałemochotywciągnąćHannahgłębiejwswojebagno.
Hannahspojrzałanaambonę,apotemwbiławzrokwswojestopy.
–Poprostuchcę,żebytwojaciociaiwujekmniepolubili–wyznała.–Nanabożeństwiepatrzylina
mnie,jakbym…
–Tobyłocośinnego.Wszyscywtedymyśleli,żenapisałaśDotknięcieNocy.Hannah…–Wziąłemją
zarękęiwyprowadziłemzkościoła.Zdziwiłemsię,żepopodzieleniusięzniąhistoriąswojegożycia,
jedyne,czegochciałasiędowiedziećto,czymożemyjutrospotkaćsięzNate’em.–Wezmęztobąślub.
Jedziemyichpoinformować,anieuzyskaćichaprobatę.
–Alesamchciałeśaprobatymojegoojca.
–Ciludzieniesąmoimirodzicami.–Pociągnąłemjąwstronęsamochodu.
–Jakmożesztakmówić?–Szłapowoli,zerkającprzezramięnakościół.Jejuwagamniezmroziła.–
Totakie…niewdzięczne,Matt.
– Mam być wdzięczny za śmierć rodziców? Moi rodzice by cię pokochali. I ciebie właśnie chcę…
ciebie…prostejdziewczyny…–wyrzuciłemzsiebiebeznamysłu,poczymwstrzymałemoddech.
RękaHannahzesztywniaławmoimuścisku.
–Słucham?
–Nie,nic–powiedziałem,aleniemogłemcofnąćczasu.
Negatywny wpływ moich słów osłabł. Hannah przełknęła ślinę i poszła za mną do samochodu. W
auciezmieniłemsięwprzysłowiowykamień.Nieokazywałemżadnychemocji.Wmilczeniuwróciliśmy
do Fudge Shoppe. Oddałem Stephenowi klucz do kościoła i kupiłem trochę cukierków. Położyłem
torebkęzłakociaminakolanoHannah,którawymamrotałacichedziękuję.
Cholera. Widziałem, że odsuwa się ode mnie. Pewnie zastanawiała się, kim do diabła jestem, żeby
nazywaćjąprostądziewczyną.Alemiałemnamyślicośinnego…coślepszego.
WróciliśmydoMorristown.
WspominałemdzieńspędzonyweFlemingtonicałkowiteotwarciesięprzedHannah.Noicoztego
miałem?
Whotelubyliśmyprzeddrugą.Hannahposzłaprostodopokoju,żebysięzdrzemnąć.Zarzekałasię,że
niejestgłodna.Siedziałemsamotniewhotelowejrestauracji.Zamówiłemzupękrabowąiszklankęcoli.
Zamieszałemzupęiprzełamałemkotlecikikrabowełyżką.
Cholera,teżniebyłemgłodny.
Prostadziewczyna…Właśnietakiejpotrzebowałem.CzyHannahniemożetegozrozumieć?
Nie pociągała mnie egzaltacja, którą widziałem u ciotki i wujka. Nie chciałem także życia średniej
klasy, na które nalegali moi rodzice; nie podzielałem ich skromnych wartości. Chciałem czegoś
niepowtarzalnego…czegoś,cobyłobydlanasnaturalne.
Odsunąłem talerz z zupą. Wyjazd do Flemington i wspominanie dzieciństwa były pomyłką. Wypiłem
colę,zapłaciłemrachunekiwyszedłemprzedhotel.Boże,nienawidziłempanującejtuwilgotności.
ZadzwoniłemdoNate’azpytaniem,czymógłbyjutrowpaśćdoElliiRicka.
–Hannahpytałaociebie–powiedziałem.–Wsparcieduchoweczycośtakiego.
– Potrzebuje mojego wsparcia duchowego? – Nate jak zawsze brzmiał życzliwie, a ja, jak zawsze,
jakbymbyłniedokońcarozgarnięty.
–Askądmamtowiedzieć?–warknąłem.–Hannahsądzi,żejejnienawidzą.
–Ocochodzi?
–Nazwałemjąprostądziewczyną.Boże,dzisiajjejtopowiedziałem.–Oparłemsięodrzewo.
–Prosta?–ZaśmiałsięNate.–Nocóż,napewnojesturocza.
–Mhm,jakmogłemtopowiedzieć?Zraniłemją.Jestwściekła.
–Domyślamsię.Dajjejczas.Przeproś.Bądźdlaniejdobry,Matt.Hannahjestprawdziwymskarbem.
–Cholera,wiem,żejestskarbem.Jestemdlaniejdobry.Najlepszy,jakimogębyć.
– Mam nadzieję, że lepszy niż najlepszy. – Ziewnął mi do ucha. Spojrzałem z niezadowoleniem na
trawę.–Sprawdzę,czyValmaochotęjutroodwiedzićEllęiRicka.Wkażdymraziejaprzyjadę.
–Dzięki.
– Nie ma za co. Z przyjemnością się z wami spotkam. – Jeszcze raz zachęcił mnie do przeproszenia
Hannah,byłniczymaniołnamoimramieniu,isiępożegnał.
Wróciłemdopokojuzzamiaremprzeprosin,aleHannahwciążspała.Zacząłemprzeglądaćzawartość
swojej walizki. Między koszulami znalazłem małą niespodziankę, którą przygotowałem dla Hannah:
zatyczkęanalnązestaliszlachetnejzakończonąszafirem.Pożądanieprzelałosięprzezemnie.
DzisiejszegorankaHannahnakryłamnienapisaniuwzeszycie,którydostałemodMike’a,wCzarnej
KsiędzeMatta,jakzacząłemonimmyśleć.
Moje zapiski były przepełnione żądzą. Pisałem o bólu. Jej bólu, a mojej przyjemności. O więzach.
Szpicrucie.Brutalnejnamiętności…
Czasamiprawieudawałomisięprzekonaćsiebiesamego,żeHannahmogłabyczerpaćprzyjemnośćz
moich niecodziennych pragnień. Pozwalała mi bić siebie ręką i paskiem. Używaliśmy też różnych
zabawek i zacisków. A kiedy wymknąłem się z domku w górach i przyjechałem do mieszkania, przez
weekendrozkoszowaliśmysięostrymseksem.Siłaiwalka.Błaganieiwładza.Naszemrocznezabawy.
Ale tak naprawdę nigdy nie miałem pewności, czy podobałyby jej się te przyjemności na skraju
normalności,aostrysekswydawałsięnarazieryzykownympomysłem.
Byłemzbytniespokojny,żebyodpocząć,izbytzmęczony,żebypisać.Usiadłemwygodnienafoteluz
laptopemizacząłemprzeglądaćnet:Twitter…Facebook…Gmail.
Miałemjedennowye-mailodnieznanegonadawcy,krazybaby88.
Otworzyłemgo.
Temat:(braktematu)
Nadawca:krazybaby88
Data:piątek,20czerwca2014
Godzina:9:20
Wiem coś, czego nie wiesz. Twoja dziewczyna też to wie. Ciekawe, dlaczego ci nie powiedziała?
ChristineCatalanojestwciąży.
Aktojestdumnymtatusiem?
SethSky!
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
11.Hannah
C
iotka i wujek Matta mieszkali w luksusowej kamienicy w Moore Estate, sielankowym osiedlu
oddalonymkilkaminutodnaszegohotelu.
Tegorankaobudziłamsięsama,comnieniezaskoczyło.Mattznówmiałswojehumory.
Wczorajszywieczórspędziliśmywhotelu,unikającsiebie.JaoglądałamHBOizamówiłamjedzenie
dopokoju,aMattposzedłnasiłownię,wziąłpryszniciwypaliłkilkapapierosów.Niemogłamwydusić
zniegosłowa.
Ocomuchodziło?Tojabyłamposzkodowana.Nazwałmnie„prostądziewczyną”.Zwykła,wiejska
dziołchawprzeciwieństwiedowspaniałegoMatthewSkya.
Niewyrafinowana.Nieobyta.Nieznającaświata.
Dobrzewiedzieć,conaprawdęomniemyślisz,Matt.
AdziśspotkamwięcejsnobówzrodzinySky.
Hura!
Zwlekłamsięzłóżkaipoczłapałamdosalonu.Nakanapieleżałliścik.
Zszedłemnakawę.Spotkajmysięwlobby.DziśkupiłemtodlaCiebie.M.
Nawetjegopodpis–nieMatt,mójnarzeczony,aleM.,znanypisarz–irytowałmnie.
To, co mi kupił, jedynie mnie obraziło. A kupił mi cały strój. Nie naszyjnik czy buty, ale cały,
kompletnystrój!Pewnieodpowiednidopokazaniasięelicie,doktórejnależeliciotkaEllaiwujekRick.
OtworzyłamopakowanieznapisemNeimanMarcus,wktórymznalazłampiękną–jakżebyinaczej–
kremowąsukienkębandażowąodHerve’aLegerazkrótkimrękawemiozdobnymwykończeniem.Naniej
leżałwysmakowanyperłowynaszyjnikikolczykidokompletu.Natomiastwpudełkunabutyznalazłam
pudroworóżowebaletkifendiwykonanezgładkiejjaksatynaskóry.
PaniSky,panieSky,miłomipaństwapoznać.Jestemcukierkiem.
Prychając, ubrałam się, wkurzona na doskonały gust Matta. Wkurzona na jego próby kontrolowania
mojego wyglądu. I na koniec wkurzona tym, jak doskonale wyglądałam w lustrze. Róż na policzkach
dopełniłcałości.Musnęłamperły.
Domyśliłam się, że Matt wydał co najmniej trzy tysiące na strój nie po to, aby poczuł się lepiej, ale
żebymjapoczułasiępewniej.
Spędziłam kilka minut na makijażu i ułożeniu włosów. Kiedy weszłam do windy, odzyskałam dobry
humor.
No i co, że nazwał mnie prostą dziewczyną? Najwyraźniej miał na myśli coś innego, a może
powiedziałtoprzezpomyłkę.Byłamgotowazakopaćtopórwojenny.
LeczMatt…niebył.
Jegonastrójpogorszyłsięprzeznoc.
W lobby rzucił mi jedno z tych mrocznych spojrzeń. Znałam je i wzdrygnęłam się na jego widok:
nieufność.
– Bardzo ładnie – powiedział lodowatym tonem. Wędrował po mnie wzrokiem, sprawdzając, czy
wszystkojestwporządku:buty–są,sukienka–jest,biżuteria–jest.
–Dz…dziękuję.Tyteż…
Miałnasobiespodniewkolorzemojejsukienkiimarynarkę.
WkrępującymmilczeniujechaliśmydoMooreEstate.
–Natezgodziłsięwpaść–powiedział,gdywjechaliśmynapodjazd.–Kiedyprzyjedzie,będęmusiał
cięopuścićnachwilę.
–Opuścićmnie?!
–MamcośdozałatwieniawNowymJorku.
Posłałam Mattowi błagające spojrzenie – nie mógł mnie tam zostawiać! – ale zobaczyłam jedynie
beznamiętnyprofil.Możetozrobićizrobi.
EllaiRickpowitalinasprzydrzwiach.Wyglądalidokładnietak,jakzapamiętałamichznabożeństwa:
Ella,drobna,bladakobietazgęstymi,falowanymiwłosami;Rick,potężnyiwysokimężczyzna.Onmiał
sygnetnamałympalcu,aonalicznebransolety,którenieustanniepobrzękiwały.
–Twojewłosy!–wykrzyknęłazaskoczona,obejmująctwarzMatta.
Uśmiechnąłsiędoniejserdecznie.Zadrżałam.
–Jakcisiępodobają?–spytał.
– Wiesz, słyszałam… – Ella roześmiała się z nutą smutku. – Słyszałam, że przefarbowałeś się na
czarno.Czarnewłosynamoimzłotymchłopcu.Powinniśmybylicięzatoukarać.
Mattostrożnieuścisnąłdrobnąciotkę.
–Mojanarzeczona,Hannah.–Dotknąłmojegoramienia.
Ellaomiotłamniewzrokiem.Rickpodałmidłońisięuśmiechnął.
–Miłocięwidzieć,Hannah.Bardzomiło.Musiszgotrzymaćwryzach.
I tak właśnie mijała wizyta. Ella z jak największą uprzejmością ignorowała mnie, natomiast Rick
udawał, że spotykamy się po raz pierwszy, a nabożeństwo żałobne nigdy się nie odbyło. Od czasu do
czasu używał kolokwialnych słów, pewnie, żeby pokazać, że twardo stąpa po ziemi, choć w domu
chodziłwbutachgolfowych.
Usiedliśmywmałym,leczwystawnymsalonie.
Wiszącetapiseria,nastrojoweoświetlenieorazobrazyolejnewzłoconychoprawachwypełniałydom.
EllapoświęcałacałąuwagęMattowi.
Rick,któryjużdawnozrezygnowałzpróbkontrolowaniaswojejżony,odczasudoczasuzadawałmi
pytanie.„JakcisiępodobaNewJersey,Hannah?”„JakcisiępodobaKolorado?”„Jeździsznanartach?”
„Nie?”
Chciałam,żebyMatturatowałmniezkrępującejsytuacjialboprzynajmniejzauważyłmojąobecność.
Aleniezwracałnamnieuwagi.Byłuroczyiradosny.ZElląrozmawiałokuzynach,którychnieznałam,
natomiastzRickiemoakcjach,sporcieisamochodach.
Kimbyłtenfacetigdziesiępodziałmójnarzeczony?
Okołopierwszejusłyszałampukaniedodrzwi.
Nate wszedł do środka, a ja zeskoczyłam z kanapy i rzuciłam mu się w ramiona. Matt, Ella i Rick
spojrzelinanaszlekkimoburzeniem.
NaszczęścieNatesięroześmiałimnieobjął.
–Cześć,mała.
Uścisnęliśmysięmocno.Uraza,którążywiłamdoNate’a(roktemuwiedział,żeMattżyje,aleoboje
trzymalitoprzedemnąwtajemnicy,zniknęłapodfaląwdzięczności.
–Zabierzmniestąd–wyszeptałam.
Natejakzawszemiałpozytywnywyraztwarzy.PowitałsięzEllą,którawycałowałajegopoliczki,a
potemzRickiemiMattem.Krótkiemęskieuściski.
–Hej,wyglądaszlepiej.–ZmierzwiłwłosyMatta.–Znówjesteśzłotymchłopakiem.
Cholernyzłotychłopak…Mogłabymwymyślićodpowiedniejszeprzezwiska.
–Notak.–Mattwzruszyłramionami.–Pozbyłemsięczarnego.PomysłHannah.
–Dbaociebie.
–Usiądźznami–rzuciłaElla,poklepująckanapę.
– W zasadzie chciałbym zabrać Matta i Hannah na lody. Chcecie iść z nami? – Spojrzał na Elle i
Ricka.Musiałwiedzieć,żeodmówią.
Ellazmarszczyłanos.
–Raczejnie.–Chwyciłakolanomęża.
–Wtakimrazietylkodzieci.Niedługowrócimy.
–TyiHannahidźcie–powiedziałMatt.–Jazostanę.MuszępogadaćzRickiem.
TymrazemoburzonespojrzeniaskierowałysiękuMattowi.
Podeszłam do niego. Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek (lodowaty uśmiech i przelotny
pocałunek).
Na zewnątrz wsiadłam do znajomego cadillaca Nate’a. Poczułam się bezpieczna. Obecność Matta
wyzwalaławemniedzikość.AwobecnościNate’aczułamsiębezpieczna.Zapamiętałamtęinformację
napotrzeby…swojejksiążki?Noweli?
Swojegodzieła!
NateruszyłipowolizaczęliśmyoddalaćsięodMooreEstatewkierunkuFriendly’s.Słońceodbijało
się od przedniej szyby. Wpatrywałam się w Nate’a. Przystojny brunet bez cienia zmęczenia czy żalu.
NiestrudzonyaniołMatta.Amożeimój.
–Dziękuję–powiedziałam.
–Przyjemnośćpomojejstronie,Hannah.Wiem,żeEllaiRickbywajątrochę…–Machnąłręką.
–Racja…
–Przekonająsiędociebie.Ellasięprzekona.Mattjestjejulubieńcem.Martwisięoniego.
– Najwyraźniej Matt jest ulubieńcem wszystkich. – Zacisnęłam zęby i westchnęłam. Czy tak właśnie
będzie wyglądało małżeństwo z nim? On wpadający w zmienne nastroje, ja gryząca się w język lub
obgadującagozaplecami?
Nie.Niepozwolę,żebytaksięstało.
Spodziewałamsię,żeNatespytamnie,cosiędzieje,alepowiedziałjedynie:
–Mamnadzieję,żetwoimteż.–Pochwilizerknąłniewidzącymwzrokiemnamójpierścionek.–Przy
okazjigratuluję.Powinienembyłpogratulowaćwamobojguwdomu.Niepomyślałemotym.
–Szkoda,żetegoniezrobiłeś.Niktnierozmawiaozaręczynach.Jakbywogólesięnieodbyły.
–Nieprzejmujsię.Wiedziałaś,żeMattzadzwoniłdomniewzwiązkuznimi?Jestpodekscytowany.
Zdenerwowany.
–Zdenerwowany?
Nateskinął.
– A kto według ciebie kazał mu tu przyjechać? Jest równie zdenerwowany jak ty, a może jeszcze
bardziej.
Ze zdziwienia zamrugałam. Starałam się sobie wyobrazić Nate’a namawiającego Matta do
odwiedzeniawujostwa.Towłaściwiemiałosens.Mattnormalnieunikałtakichspotkań.Sązbytoficjalne
dlaniego.
Natemiałwięcejtaktuniżmyrazemwzięci.
We Friendly’s kupił mi małą porcję lodów; dla siebie nic nie wziął. Usiedliśmy na ławce przy
nierównymczerwonymstolikupiknikowym.Natewpatrywałsięwemniepobłażliwie.Znówodniosłam
wrażenie,żedlabraciSkybyłamdzieckiem–małym,słodkimdodatkiem.Dbaociebie,przypomniałam
sobiesłowaNate’a.
–Nasirodzicekupowalinamlodynawakacjach–powiedziałNate.–Takirodzinnyrytuał.
–Ach…–Nabrałamjęzykiemdużąporcję.KolejneinformacjeorodzinieSky.Tapodróżzmieniała
sięwemocjonalnąmęczarnię.–Bardzo…miprzykro,żewasirodzice…żetosięstało.
Wyprostował się i wzruszył ramionami. Rozpiął guzik przy kołnierzyku i wzdychając, pomasował
kark.Zadrżałamwmyślach.Wciąguostatniegorokutenmężczyznatylerazymniepocieszał,ajaanirazu
się nie odwdzięczyłam. Nie wiedziałam, jak mam pocieszyć osobę, która wydaje się pogodzona z
wydarzeniamizprzeszłości.
–Dziękuję.–Oparłpoliczekodłońiznówzacząłmisięprzyglądać.Wmilczeniudokończyłamresztę
lodów.
–Maszjakąśradę?–zapytałam,gdyskończyłamjeść.–Nowiesz,ponieważ…–Zaczęłambawićsię
pierścionkiem.–Ponieważtwojemałżeństwowydajesiębardzoudane.
Natesięzawahał.
–Mówszczerze.Owszystkim.Osobieiswoichuczuciach.Małekłamstwaisekretymogąwydawać
sięnieistotne,ale–powędrowałwzrokiempomoimciele–kroplapotrafiskruszyćkamień…
Wyobraziłam sobie powolne niszczenie kamienia przez krople wody i wiedziałam, że muszę
powiedziećMattowi,ktozapłodniłmojąsiostrę.
Wiedziałamteż,żemuszęmupowiedziećoswoimpodejściudociążyidzieci.
Energicznieskinęłam.
– Tak czy inaczej – zaśmiał się Nate – jestem pewien, że porady małżeńskie przydadzą się bardziej
Mattowiniżtobie.Dziwne,żeniepojechałznami.Zazwyczajjesttak…
Zaborczy.Zazdrosny,dokończyłamwmyślach.
– Wiem – powiedziałam. – Pewnie chciał się wymknąć. Dziś był bardzo tajemniczy… mówił coś o
załatwieniusprawwNowymJorku.
–WNowymJorku?–Natewbiłwemniewzrok.Jegotonispiętapostawazaniepokoiłymnie.
–Notak.Pewniecośzwiązanegozksiążkami.Jegoredaktorjestwmieście.
–Sethjestwmieście–powiedziałNate.–Mattzadzwoniłdomniewczorajispytał,gdzieSethsię
zatrzymał. Na początku nie chciałem mu powiedzieć, ale… jasna cholera. – Potarł twarz. – Mówił, że
chcesiępogodzić,wysłaćbutelkęszampanaczycośwtymrodzaju.
Wstałiwyjąłkomórkę.Zacząłiśćwkierunkusamochodu,apochwiliprzyśpieszyłkroku.
Iwtedywszystkostałosięjasne.ZłynastrójMatta.Wyjścianapapierosa.Unikaniemnie.Ignorowanie
mnie.Itospojrzeniewlobby,czystybrakzaufania…
PobiegłamzaNate’em.Kiedygodogoniłam,szarpnęłamzarękawkoszuli.
Przyuchutrzymałtelefon.
– Moja siostra jest w ciąży z Sethem – wyrzuciłam z siebie. – I sadzę, że… Matt mógł się tego
dowiedzieć.Całydzieńdziwniesięzachowywał.Naprawdędziwnie.
Natesięspiął.Opuściłtelefonidotknąłwyświetlacza.
–Jasnacholera–powiedział.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
12.Matt
P
ociągzestacjiConventjechałgodzinędoNowegoJorku.
Usiadłemwpierwszymrzędziepustegowagonu.Chciałembyćsam.
Zamknąłem oczy i słuchałem głosu, który niewyraźnie oznajmiał kolejne stacje. Doskonale znałem
trasę. Kiedy dorastałem, często jeździłem z Chatham do Nowego Jorku. Miałem tam znajomych, którzy
podzielalimojezainteresowania.Razempiliśmyirobiliśmyszalonerzeczy.
Kiedy wysiadłem na zatłoczonej stacji Penn, uświadomiłem sobie, że nic się nie zmieniło. Dla mnie
miastowciążtętniłoszaleństwem.Morzeturystów.Końcowastacja.
HannahiNatenaprzemiandzwonilidomnie,więcwyłączyłemtelefon.Najwyraźniejwiedzieli,jakie
mamplany.Hannahmusiaławspomnieć,żemamcośdozałatwieniawNowymJorku,aNatezpewnością
pamiętał,żechciałempogodzićsięzSethem.Wspólniemusieliuświadomićsobie,że…
WziąłemtaksówkędohoteluPlaza,wktórymzatrzymalisięGoldengrove.Gdysamochódwlókłsięw
korku,podsycałemswojąwściekłość.
SethzapłodniłChrissy.SethprzeleciałChrissy.SethprzystawiałsiędoHannah.
SethdoszedłwręceHannah.
Sethusiłowałsięzniąprzespać.
W zeszłym miesiącu, kiedy zeszliśmy się z Hannah, kazałem jej opowiedzieć ze wszystkimi
szczegółami, co zaszło z Sethem. Następnie opisałem tę scenę w Dotknięciu Świtu. A potem znów ją
wypytałem i jeszcze raz, dopóki nie straciła cierpliwości. Powiedziała mi, że mam obsesję i że ją
przerażam.
Miałarację.Ibezwzględunato,ilerazyopisywałascenę,którazaszławapartamenciehoteluFour
Seasons, mówiąc o swoim udziale i winie, postrzegałem ją jako ofiarę. Była moją słodką ptaszyną,
rozbitąprzeznaszerozstanie,alkohol,narkotyki…wpadającąwszponySetha.
Ofiaraokoliczności.
PodobniejakChrissy.
– Udanego lata – powiedział taksówkarz, kiedy wyszedłem z samochodu. Jak przez mgłę
przypomniałem sobie, że dziś był pierwszy dzień lata. Zdjąłem cienką marynarkę i przewiesiłem przez
ramię.PowinienemwspólniezHannahświętowaćpocząteklata.Dobrewinodlaniej,dobrejedzeniedla
nasobojga,seksnaświeżympowietrzu.Niebyłemzłyzato,żeHannahniepowiedziałamiprawdy.A
przynajmniejniebyłembardzozły.Napewnomusiałasięmartwić,jakzareaguję.
Miałarację.
Mój brat stał przy fontannie Pulitzer, jakby na mnie czekał. Miał cienkie, potargane włosy, podarte
dżinsyikoszulkę.Podszedłembliżej.
Mijalimnieturyści;robilizdjęciaikierowalisięwstronęparku.
Obserwowałemlśniącąwodęwfontannie.
ObserwowałemSetha.
Przyglądałsiętłumowi,alemnieniezauważył.Zerknąłnaswójtelefon.Odrobinęsiępocił.
–Ćpałeś–powiedziałem.
Spojrzałnamnie.Kokaina,domyśliłemsię,ponieważtoNowyJorkiponieważSethmiałnerwowe,
rozbieganespojrzenietypowedlaosób,którezbytczęstobyłynahajuiniemiałyczasudojśćdosiebie.
Schowałtelefondokieszeniiwzruszyłramionami.
–Mhm,nieukryjesztegoprzedemną.
Stałem blisko niego, aby nikt nie mógł nas usłyszeć. Delikatnie złapałem jego ramię i obróciłem w
kierunkufontanny.Chciałemzyskaćnaczasie.PewniezachwilęitakktośrozpoznaM.Pierce’a,pisarza,
lubSethaSkya,lideraGoldengrove.
–Byłeśnaćpany,kiedypieprzyłeśChrissyCatalano?Kiedyjązapłodniłeś?Niemiałeśgumekpodręką
czysiętymnieprzejmowałeś?–Mówiłemcichymiobrzydliwieżyczliwymtonem.Zacisnąłempalcena
jegoramieniu.
–Wiem–rzucił.–Natezadzwoniłdomnie.Właśniesiędowiedziałem.Wiem,żejestwciąży.
Awięctentajemniczye-mailbył,lubmógłbyć,prawdą.Aktojestdumnymtatusiem?SethSky!
–Dlaczegoniemogłeśsiętrzymaćzdalaodnich?OdHannahijejsiostry.
–Samniejesteśświęty.
Usiłowałwyszarpaćsięzmojegouścisku,aletrzymałemgomocno.Zresztąbyłzbytsłaby.Schudłod
czasunaszegoostatniegospotkaniatrzymiesiącetemu.Nawetjegowściekłośćbyłamniejintensywna.
Uśmiechnąłem się i potarłem usta. Puściłem go. Usiłowałem odpiąć guziki mankietów z myślą o
podwinięciurękawów,alezamiasttegouderzyłemSethawtwarz.
Zatoczył się i złapał za fontannę. Świadkowie rozpierzchli się niczym przestraszone gołębie.
Wypieprzajstąd,pomyślałemiznówuderzyłembrata.
Drań. Pieprzony drań. Obrócił się i zaczął po omacku szukać mojej szyi. Kopnął mnie w nogę.
Uderzyłemkościąpoliczkowąokamień.
Wypieprzajstąd.
Pieprzonydrań.
Jedną ręką chwyciłem włosy Setha i zanurzyłem jego głowę w fontannie. Przycisnąłem go swoim
ciałemitrzymałempodwodą.Energiczniemachałramionami.Szarpałsię.Wokółjegogłowytworzyły
siębąbelkipowietrza.
Powinienem cię zabić, pomyślałem. Mógłbym to zrobić. Adrenalina buzowała w moim ciele. Moja
twarzpulsowała.Cośmokregościekałozpoliczka.
Miałemmokrąkoszulęiwłosy…idoskonalesięczułem.
CiałoSethapowolizaczęłosięrozluźniać.
Mojawściekłośćosłabła.
JeślipomyślałbymoHannahiSecie,jakrobiłemto,kiedychciałemwzbudzićwsobiezłość,mógłbym
trzymać go pod wodą za długo. Ale chciałem walki, a na to nie miał już sił. Wyciągnąłem jego chude
ciało.Łapałpowietrzeiuciekałnaczworakachpogorącychkamieniach.Jakzwierzę.
Odszedłem,zanimmógłbympoczućlitość.
Szybkim krokiem skręciłem w Ósmą Aleję i biegiem wróciłem na stację. Ze ściśniętym żołądkiem
wsiadłemdozatłoczonegopociągu.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
13.Hannah
M
attwróciłdohoteluopiątej.
Siedziałamnakanapie,wpatrującsięwdrzwi.
Usłyszałammetaliczneprzesunięciekarty.Mechanizmodblokowałsięzcichymkliknięciem.
–Cholera–szepnęłam,kiedystanąłwdrzwiach.
Ciemnakrewzakrzepławokółniewielkiejranynapoliczku.Koszulaczęściowowystawałazespodni.
Pojegomarynarceniebyłośladu.Miałspocone,potarganewłosy.
–Wróciłaś–powiedział.
– Tak… – Zaczęłam iść w jego kierunku. Obserwował mnie nieufnie, jakby w każdej chwili mógł
uciec.
–Natemnieprzywiózł.Dzwoniliśmydociebie.–Zrobiłamkolejnykrokdoprzodu.
–Mhm.
Kolejny krok i jeszcze jeden. Matt puścił drzwi i się uśmiechnął. Mimo jego niechlujnego wyglądu
poczułamulgę.Wrócił.Objęłamjegozdrowypoliczek.Mięśnietwarzyzadrżałypodmoimdotykiem.
DzikiMatt…napełniałmnieekscytacją,nawetwtakiejchwili.
–Kochanie.–Stanęłamnapalcachipocałowałamskóręprzyjegoranie.–Cosięstało?
–Niewiesz?Myślę,żewiesz.
Objęłam go. Minęła chwila, zanim odwzajemnił uścisk. Matt westchnął i przycisnął mnie w typowy
dlasiebiesposób:zaborczy,niecierpliwy,znutąirytacji.
Ścisnął mój tyłek, przysuwając moje krocze do swojego uda. Napięłam ciało i zaczęłam się o niego
ocierać.Położyłmojeręcenaswójtors.Objąłmójkarkiwsunąłpalcemiędzymojewłosy.
Zadrżałam.
Jegorękawmoichwłosachmoże…spowodowaćprzyjemnośćlubból.
–Comamztobązrobić?–westchnął.
–Przepraszam.–Przywarłamdojegokoszuli.Desperackopragnęłamdowiedziećsię,jakMattpoznał
prawdę o Secie i Chrissy, co zaszło w Nowym Jorku i w jakim stanie był Seth, ale te pytania mogły
poczekać.
–Dlaczegominiepowiedziałaś?–spytał.–Szczerośćobowiązujewobiestrony.
–Bałamsię.Spójrznasiebie.Wiedziałam,jaktosięskończy.
Spojrzałnamniezniezadowoleniem,ajaskrzywiłamsię,patrzącnajegorany.
–Udałocisięmniepowstrzymać,ptaszyno?
–Nie–mruknęłam.
Uniósł mój podbródek. Przełknęłam ślinę i zaczerwieniłam się jak przepełnione poczuciem winy
dziecko.
– Wolałbym dowiedzieć się tego od ciebie. – Wpatrywał się we mnie. Czekałam, aż powie mi, jak
poznałprawdę,alejedyniestwierdził:–Jestemzmęczony.Potemotymporozmawiamy.Muszę…
Zmarszczył się i wytarł smugę swojej krwi z mojego czoła. Zaczął rozpinać koszulę, ale odsunęłam
jegoręce.
–Jatozrobię.
Spojrzał na mnie spode łba, ale pozwolił rozpiąć guziki i zaprowadzić się do łazienki, gdzie
oczyściłamranęnapoliczku.Świeżakrewzabrudziłaręcznik.
–Szalonychłopak–szepnęłamipocałowałamjegoczerwoneknykcie.
– Twój szalony chłopak. – Objął mnie silnymi ramionami. Nie wiem, jak długo staliśmy wtuleni w
siebie,dotykającsięczule,cobyłocałkowitymprzeciwieństwembrutalności,którejnawetniemogłam
sobiewyobrazić.GdybympomyślałaoSecie,wmoimumyślepojawiłybysięobrazyjegociałależącego
naziemi.Krwi.Bezruchu.Więcniemyślałamonim.
Mójnarzeczonyniebyłbrutalnyznatury…prawda?
Pocałowałmójpierścionek.
–Wciążchceszwziąćzemnąślub?–spytałnapółserio,napółżartem.
–Oczywiście.
Wziął szybki prysznic, a ja przebrałam się w jedną z jego koszulek, które wisiały na mnie. Zdjęłam
perłowekolczyki,alezostawiłamnaszyjnik.Czułamsiępięknieztymiciężkimikulamizdobiącymimoją
szyję.
PaniHannahSky…Położyłamsięnałóżkuicichopowiedziałamtesłowa.
Naszenarzeczeństwopowinnobyćmagicznymokresem.Będziemagicznymokresem.Niepozwolę,aby
Sethaniciążasiostryprzyćmiłynaszeszczęście.AterazgdyMattwiedział,możemyrazemzająćsiętą
sytuacją.
Mattwszedłdosypialnizręcznikiemprzewiązanymwokółbioder.
Oblizałamustaiusiadłam.Jasnacholera…tocudowneciało.
–Podobamisiętwojakoszulka,ptaszyno.
Zerknęłam na nią i uśmiechnęłam się nieśmiało. Miał mroczne spojrzenie i nieprzenikniony wyraz
twarzy.Oho,czasnapoważnąrozmowę.
–Matt,ja…
Uciszyłmniegestem.
Usiadłnaskrajułóżkaiprzywołałmnieskinieniem.Przysunęłamsiędoniego.Naglebyłamniezwykle
świadomaswojegonagiegociałapodjegokoszulką.Sposób,wjakinamniepatrzył,mówiłmi,żeteżbył
tegoświadom.Jegowzrokzatrzymałsięnamoichtwardychsutkach,któresterczałypodcienkąbawełną.
–Cościkupiłem–powiedział.–Użyjemytego.
Powędrowałamwzrokiemkujegodłoniom.Zaniemówiłamzezdziwienia.
Matt trzymał dużą, metalową zatyczkę zakończoną szafirem. Położył ją na mojej dłoni. Była ciężka i
zimna.Onieśmielająca,leczpiękna.
No dobrze… chciał seksu. Teraz. Po tym co zaszło w Nowym Jorku. I chciał włożyć mi w tyłek
zatyczkę.Oddałammuzabawkę.
– Chrissy jest w ciąży. Seth jest ojcem – powiedział spokojnie. – A ty o tym wiedziałaś, prawda,
Hannah? – Skinęłam, czerwieniąc się. Co to do diabła miało być? Namiętny wieczór czy poważna
rozmowa?–Chcęcięukarać–oświadczył.
–Ukaraćmnie?–wykrztusiłam.
–Mhm.Połóżsięnamoichkolanach.
Poklepałsiępoudach.Zawahałamsię,więcchwyciłmniezakarkiprzesunął.
Położyłam ręce na prześcieradle i leżałam, drżąc. Matt podwinął koszulkę, którą miałam na sobie,
odkrywającmójtyłek.Napięłamciało,oczekującbólu,leczjedyniepogłaskałmniezczułością.
–Jesteśboska–mruknął.Cośzimnegooobłymkształcie,zatyczka,dotknęłomnie.Mattzacząłjąna
przemianwsuwaćiwyjmować.Jęknęłam.–Nawilżamją–wyjaśnił.Jesteśbardzomokra.
Starałamsięrozluźnić,kiedywsunąłwemniezatyczkęizacząłdelikatniejąwciskać.Przyjęłamjego
penis,poradzęsobiezzatyczką.Alemójumysłniechciałwspółpracować.Wmyślachwciążwidziałam
jego ranę na policzku i wspominałam to, o czym mówiła Katie: Zbyt ostro. Uderzył ją. Naprawdę
hardcorowerzeczy.Bicze.
Zatyczkaweszławmójodbyt.Wystawałotylkoszafirowezakończenie.Wstrzymałamoddech.Czułam,
żecośobcegojestwemnie,alebyłomidobrze.
Mattjęknąłipocałowałzakończeniemojegokręgosłupa.Czułam,żetwardniejepodręcznikiem.
Nie boję się swojego narzeczonego, powtarzałam sobie. Kocham tego mężczyznę. Znam tego
mężczyznę.
Ale nie znałam nowych zasad, które wprowadził, a przynajmniej nie tych, które dotyczyły karania.
ZraniłamMatta,ukrywającprzednimprawdę.Aterazonchcemniezranić…fizycznie.Comiałamotym
myśleć?
Dałmiklapsa,wprawiającwruchzatyczkę.Ażpodskoczyłam.
–Matt!
–Cii–uspokoiłmnie.–Musiałem,Hannah.
Jego dotyk natychmiast stał się czuły. Zaczął mnie pieścić i wsunął we mnie jeden palec. Dyszałam,
poddającsiętymdoznaniom.Potemznówdałmiklapsa.Krzyknęłam.
Zsunąłmniezeswoichkolaniwstał.Patrzyłzgórynamojeciałorozpostartenałóżku.
–Zabawsięsama–powiedział.–Iupewnijsię,żebędęmiałwidoknazatyczkę.
Oparłamsięnakolanachiuniosłamtyłek.Mattwestchnąłzzadowoleniem.Kątemokawidziałam,że
zrzuciłręcznik.
Niemożesięmioprzeć.
Kobieca duma przepełniła moje ciało. Rozsunęłam kolana, dając mu dobry widok na moją cipkę.
Zaczęłampieścićsięipocieraćłechtaczkęwolnymiokrężnymiruchami.
–Ach,Hannah…–mówiłztrudem.
Zdjęłamkoszulkęizerknęłamprzezramię.
Matt zaczął się dotykać (natychmiast naprężyłam ciało) i wpatrywał się lubieżnie w mój tyłek, w
złączeniemoichnóg.
Czułam przejmującą tęsknotę za nim. Ogarnięta podnieceniem wsunęłam w siebie palce. Byłam
rozpalona.
–Proszę–szepnęłam.
Pokręciłgłową.
–Niedochodź,Hannah.
Znieruchomiałam.Niedochodź?!
–Nieprzerywaj–warknął.
Tonjegogłosusprawił,żezadrżałam.Mojepalceznówzaczęłysięporuszać,aciałozadrżało.Oco
mu chodziło z tą odmową? Nagle chciałam… musiałam dojść. Matt zadowalał się w niespiesznym
tempie. Wreszcie chwycił moje biodra. Przysunął usta do mojej cipki, a jego oddech owiał moją
rozżarzonąskórę.Poczułamniezwykłenapięciewjegodłoniach.
Powstrzymywałsię.
–Trudnosiętobieoprzeć–syknął.Wszedłnałóżkoiprzewróciłmnienaplecy.Desperackopragnąc
dojść,rozsunęłamnogiiuniosłamciało,leczMattjedynieprzycisnąłmniedołóżka.Doszedł,trzymając
jednąrękęnamoimbrzuchu,adrugągłaszczącswójpenis.
Niewszedłwemnie.Nawetniejęknął.Jegociemne,wściekłeoczyomiatałymojeciało.Jegosperma
ściekałanamojącipkę.Pochwiliodsunąłsięodemnie.
Leżałamnałóżku,dysząc,kiedyMattpodniósłręcznikizmierzwiłswojewłosy.
Spojrzałnamnie.
–Nie.Dochodź.
Przełknęłamślinęiusiadłam.Zatyczkaporuszyłasięwemnie,nacojęknęłam.
–Aha,możeszjąwyjąć–mruknął.
Powoli wędrował wzrokiem po moim ciele. Wiedziałam, jak wyglądam: nabrzmiałe wargi, lśniąca
skóra,ubranajedyniewnaszyjnikzperełizatyczkę.
Spróbowałamjeszczeraz.
–Proszę–szepnęłam,spuszczającwzrok.–Zerżnijmnie,Matt…
–Hannah.–Jegogłosprzypominałwarknięcie.
Pocałowałmnieszybko,pożerającmojeusta,poczymodsunąłsięiwyszedłzpokoju.
Jęknęłam, usiłując go dotknąć. Czy to była moja kara? Najgorsza kara. Najbardziej dotkliwa kara.
NieobecnośćMatta.
Zasnęłamsama.Mattdopóźnejnocysiedziałwsalonieizajmowałsięswoimisprawami,alekiedy
sięobudziłam,leżałwtulonywemnie.
Porannesłońcepadałonajegoplecy.Pogładziłamjegozłocistewłosy.
Poszłam spać zdezorientowana i trochę zła, ale kiedy Matt otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie,
wiedziałam,żeczekanaslepszydzień.
Dodiabłazwczoraj.Tobyłtylkomaływybójnanaszejwspólnejdrodze.
Zatrzepotałam powiekami przy jego policzku i najbardziej delikatnie, jak potrafiłam, pocałowałam
jegoranę.
–Mhm…–Dotknąłpokrytejstrupamiskóry.–Jestemcholernymidiotą–mruknął.
–Kochanie,niemówtak.
–Aletoprawda.–Położyłsięnamnie.Zaczęłamgłaskaćjegonagieramiona,podziwiającjegociało.
Każdegoranka,kiedybudziłamsięprzynim,czułamtensamdreszczyk.Czyonnaprawdęjestmój?Otak,
jest.–Niepowinienembył…sięznimspotykać…
–Dlaczegotozrobiłeś?–szepnęłam.
–Wszystkoprzezjakiśdziwnye-mail.Dostałemwiadomośćzadresu,któregonieznam.
Wtuliłsięwmojąpierś,kiedymówił.Czułsiędobrzeiotwierałsięprzedemną,więcmimoniepokoju
(Dziwnye-mail?Odkogo?),zachowałamspokój.
–Achtak?Cownimbyłonapisane?
–Potemcipokażę.Wzasadziechodziłojedynieoto,żetwojasiostrajestwciążyzSethem.Napisane
szyderczym tonem. – Sprawiał wrażenie spokojniejszego ode mnie. Pewnie często dostawał dziwne
wiadomości.–Powinienembyłporozmawiaćztobą,alepewnieczekałem…nawymówkę,żebymmógł
muprzywalić.Natepowiedziałmi,żeGoldengrovezatrzymałsięwhoteluPlaza.Więcpojechałemtam
i…siępobiliśmy.Nicmuniejest.Miałszczęście.Mogłemgozabić…
Pocałowałam Matta w czubek głowy i wzdrygnęłam się. Naprawdę nie chciałam rozmawiać o jego
złości na Setha, ponieważ to mnie powinien winić. Seth zapładniający Chrissy był tylko kroplą, która
przelałaczaręgoryczy.
–JakwyglądałNowyJork?–zmieniłamtemat.
Podniósłgłowęiposłałmichłopięcyuśmiech.
–Nicsięniezmienił.Byłaśtamkiedyś?
–Nie.–Podwinęłampalcestóppodprześcieradłem.–Wiesz,jestemtylkoprostądziewczyną…
Jegouśmiechosłabł.
–Ptaszyno,nietomiałemnamyśli.Prostotajest…dobra.
Jeśliprostotajestdobra,dlaczegochcesz,żebyśmyzamieszkaliwrezydencji?
Przygryzłamsięwjęzyk.
–Jesteśidealna.–Pocałowałmojeczoło.–Kochamcię.Jesteśtakinteligentna,piękna,spontaniczna.
Jesteś…
Dotknęłamjegoust,uciszającgozuśmiechem.
–Możebyć.Wybaczamci…narazie.
–Takłatwo?Myślałem,żeprzeznastępnągodzinębędęmusiałsiępodlizywać.Dosłownie…
Mrugnęłamdoniegoipoczerwieniałam.
–Dobrze,wtakimrazieciniewybaczam.
Złóżkawyszliśmyodziesiątej.Byłamwstuprocentachzaspokojonaiprzegoniłamniepokojezeszłej
nocy.Zadzwoniłampoobsługę,żebyzamówićulubioneśniadanieMatta–właściwiejedyne,którejadał
–czylidwiepołówkigrejpfrutaoprószonecukremiczarnąkawę.
Nasz lot powrotny do Denver przebiegał spokojnie, ale kiedy kołowaliśmy nad lotniskiem, Matt
obróciłsiędomnieispytał:
–Zamierzajeurodzić?–Pytaniemniezaskoczyło.–Dziecko–ponagliłmnie.–Czytwojasiostraje
urodzi?
–Niewiem.Zastanawiasię.
–Byłabyściocią.CiociaHannah–uśmiechnąłsię.
Zachichotałam.
–WujekMatthew.
Przezchwilęuśmiechaliśmysiędosiebie,apotemjednocześniezmarszczyliśmyczoła.Cododiabła?
WciążyChrissyniebyłonicradosnego,aterazniepowinniśmyrozpoczynaćrozmowyodzieciach.Mój
przemęczonyumysłniebyłwstanieprzetwarzaćmyśliorodzinie.
–Hm–Mattprzesunąłrękąpowłosach–pomożemyjej.Finansowo.
Przytuliłamgo.
–Słodkanocnasowa.
Wpatrywałsięwoknozestanowczymwyrazemtwarzy.
–Tobędziedobrerozwiązanie.BędziemytrzymaćSethazdalaodniej.Niesądzę,żeby…–Mattsię
zawahał.
Gdymożnabyłoodpiąćpasy,natychmiastruszyłponaszebagażepodręczne.
Koniecdyskusji.
W drodze po resztę bagaży zaciągnąłem go do Hudson Booksellers. Mam słabość do lotniskowych
księgarni.
–Żartujesz?–Gniewniespojrzałwkierunkusklepu.–Naszebagaże.
Matt poruszał się na lotnisku w identyczny sposób, w jaki prowadził samochód: patrzył na wszystko
spode łba. Jeśli pozwoliłabym mu na to, wszędzie chodzilibyśmy szybkim krokiem i nie podziwiali
widoków.
–Nieżartuję–uśmiechnęłamsięsłodkodoniego.
Kręciłamsięposklepie,ażmojąuwagęprzykułładny,małynotesozdecydowaniezawyżonejcenie.
Był synonimem drobnych luksusów, których przez całe życie sobie odmawiałam. Zmarszczyłam czoło,
odkładającgonapółkę.Terazmogłabymgokupić.
–Podobacisię?–Mattzałożyłlokzamojeucho.Schyliłsięipocałowałmojąskroń.
–Yyy,tak…–Wmojejgłowiewciążkołatałyjegosłowa.Prostadziewczyna.Możenotesbyłtylko
niedorzecznąsłabością?Mattpisałswojebestsellerywzwykłychzeszytach.Dlaniegotennotesmusiał
być…zbędny…nowobogacki.–Togłupie.Nieważne.
Pospiesznie odeszłam od gabloty i schowałam się w sekcji z magazynami. Tam stanęłam twarzą w
twarzzpięknąpannąmłodąwkoronkowejsukni,którapozowałazpanemmłodymnatrawniku.Magazyn
„Ślub Marzeń”. Przełknęłam ślinę i wzięłam czasopismo do ręki. Boże, kobieta na okładce wyglądała
pięknie. Magazyn proponował „10 stylowych ślubów na świeżym powietrzu, które MOŻESZ sama
zorganizować”i„5prostychkrokówdokameralnegoślubuwieczorowąporą”.
–Magazynyślubne?
Podskoczyłam.Mattstanąłnademnązzaciekawionymspojrzeniem.Chodziłzamnąposklepieniczym
psiak.
–Nie!Nie…–Upuściłammagazyniuciekłamzesklepuczerwonajakburak.
ZakupyzMattembyłyjednakolbrzymiąpomyłką.
Puściłam się pędem, żeby jak najszybciej odebrać bagaże. Zapomniałam sprawdzić na monitorach,
którędy wyjadą nasze bagaże, więc oparłam się o ścianę, wpatrując się w walizki, które czekały na
odbiór.
Głupia, głupia, głupia. Najpierw prawie doszliśmy do rozmowy o dzieciach, a teraz te magazyny
ślubne.Jeśliniebędęostrożna,Mattsięprzeraziizrezygnujezzaręczyn.
Czekałam,ażmnieznajdzie.
Iznalazł.
Zawszemnieznajduje.
Podszedłznaszymibagażami:mojąwypchanąniebieskątorbąijegoelegancką,srebrnąwalizkątumi.
Terazgdymieszkaliśmyrazem,zauważyłam,żenaszegustaznaczniesięróżniły.Jalubiłamtanieiurocze
przedmioty. Matt wolał drogie i eleganckie. Ale pozwolił mi urządzić nasze mieszkanie w stylu, który
przypominałcyrk.
Możejednaknowydomniebyłgłupimpomysłem.
Mhm,dom.Nie,nadziśwystarczyrodzinnychmyśli.
–Tutajjesteś–uśmiechnąłsiępromiennie.–Przestraszyłaśmnie.
–Przepraszam.–Wpatrywałamsięwpodłogę.
–Upuściłaśswójmagazyn.–PodsunąłreklamówkęHudsonBooksellersprzedmojeoczy.–Kupiłem
cijeszczekilka.
–Co?–Wzięłamodniegozaskakującociężkąreklamówkęiprzejrzałammagazyny:„PannaMłoda”,
„Stylowe Wesele”, „Bierzemy Ślub”, no i oczywiście „Ślub Marzeń”. Łzy napłynęły mi do oczu. Och,
Matt…
–Ijeszczeto–powiedział,wyjmująceleganckienotesymoleskinezdrugiejreklamówki.
Łzaspłynęłapomoimpoliczku.
Ścisnęłammagazynyinotesy.
–Ptaszyno,dlaczegopłaczesz?
–Poprostu…jestemszczęśliwa–wyszeptałam.–Jestemtakszczęśliwa.
Mocno mnie przytulił. Przycisnęłam twarz do jego piersi i pozwoliłam spłynąć kolejnej łzie. Czy
wiedział, ile te magazyny dla mnie znaczą? W ten sposób pozwolił mi myśleć o naszym weselu,
planowaćjeinanieoczekiwać.
Słodkaradośćprzelałasięprzezmojeciało.
Mójtelefonzabrzęczał.Wyjęłamgoztorebki.
Nieopuszczającjegouścisku,przeczytałamSMSodChrissy.
„Ijak?Spotykamysięwtenweekend?”
Cholera, zapomniałam, że miałam się z nią spotkać. Zerknęłam na Matta, który cierpliwie mnie
obserwował,iszybkoodpisałam.
„Przepraszam,alecośmiwypadło.Spotkajmysięwpiątekwieczór”.
Zawahałamsięidodałam:„Wezmęzesobąnarzeczonego”.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
14.Matt
KARA
Okłamała mnie, ukryła przede mną informacje, ukarałem ją za to. Spuściłem jej lanie.
Wykorzystałemją.Niepozwoliłemjejnaorgazm.
Pragnąłemtegoodjakiegośczasu,ateraz,gdyjużtomiałem,chcęwięcej.
Kiedyjestniegrzeczna,chcęjejotymmówić.Chcęwyładowaćzłośćnajejboskimciele.
Onanierozumie,jakjejwidokmnieprowokuje.
Wciążjejpragnę.
Mikezacisnąłwargi,czytającmójzeszyt,czyliCzarnąKsięgęNiecodziennychPragnieńMatta, jak
napisałem na wewnętrznej stronie okładki. Mike nawet się nie uśmiechnął, gdy zobaczył ten tytuł.
Odchrząknąłemispojrzałnamnie.
–Tak?
– Nie, nic – powiedziałem. Żałuję, że pokazałem mu zeszyt. Choć z drugiej strony dobrze było
podzielićsięzkimśtymidziwnymiżądzami.
Przewróciłkartkęiczytałdalej.
–Jakminęłacipodróż?
–Dobrze.Spokojnie.
Mikeponowniezerknąłnamnie.
–Cocisięstałowtwarz?
–Mhm?–Uniosłemdłońdorany.Fontanna.Seth.–Upadłem.
Przyglądałmisięprzezchwilęizmarszczyłczoło.
– W porządku. Upadłeś. Może kiedyś opowiesz mi więcej. A teraz pomówmy o tym. – Wskazał na
zeszyt.–Pragnieniekontroli,władzyfizycznejiemocjonalnej.Ijaksądzęwstydjesttwoimfetyszem.
–Nieujmujtegowtensposób.
Włożyłemniezapalonegopapierosawusta.
–Erotycznieupokorzenie–rzuciłMike.
–Jakchcesz.–Wpatrywałemsięwpodłogę.–Niechcibędzie.
–Niemusiszprzyjmowaćpostawyobronnej.Niejestemprzerażonyopisami.Poprosturozmawiamy.
Kiedy czytam to – oddał mi zeszyt – natychmiast przychodzi mi na myśl pytanie: jakbyś czuł się na
miejscuHannah?Czybyłobycidobrze,jeślitraktowałabytwojeciałoprzedmiotowo?Pozwoliłbyśjejna
upokorzenie,poniżenieiukaraniecię?Napokazaniecięinnymosobom?
UśmiechnąłemsięprzebiegledoMike’a.
–Kiedyśprzywiązałamniedołóżka–mruknąłem.Icotynato,Mike.Powędrowałemwzrokiempo
zdjęciujegorodziny,którestałonabiurku.Niemogłemsobiewyobrazićjegożonyszalejącejwłóżku.
–Jestemtegoświadom.CzytałemDotknięcieNocy.
–Codocholery?–wyrzuciłemzsiebieiwstrzymałemoddech.
–Przeczytałemwszystkietwojepowieści.Jesteśmoimklientem.Toczęśćmojejpracy.Wieszotym,
Matthew.Holistycznepodejściedozdrowiapsychicznego.
Potarłemtwarz.DobryBoże.
– Słuchaj, co do twojego pytania… – Powędrowałem myślami do Hannah. W zeszłym tygodniu
włożyła mi palec w odbyt i kazała wyznać, że mi się podobało. A przed naszym zerwaniem chciała,
żebym się przed nią masturbował. Z przyjemnością mi się przyglądała. Na kolana. Na podłogę. –
Czasami…przejmujeinicjatywę…Niemamnicprzeciwko.
–Czerpieszztegoprzyjemność?
Wzruszyłemramionami.
– No wiesz… – Mike postukał palcami o biurko, przyciągając moją uwagę. – Odczuwanie takich
pragnieńiodkrywanieseksualnościzpartnerkątojedno,alekaraniejejzaproblemywzwiązkutocoś
zupełnieinnego.Dostrzegaszróżnicę?
–Nie.–Zacząłembawićsięzapalniczkąwkieszeni.
–Wtakimraziesądzę,żedziśzakończymywcześniej.
–Co?!–Zerknąłemnazegarek,wedługktóregomieliśmyjeszczedwadzieściaminut.
– Jesteś wycofany, skrępowany i przyjmujesz obronną postawę. Dziś nic nie zdziałamy. Przez
najbliższytydzieńprzemyślfakt,żejestempotwojejstronieipróbujęcipomóc.Oswójsięzmyślą,że
wiemotym–wskazałnamójzeszyt–iwróćwponiedziałekgotowydorozmowy.
–Dobrze.–Odsunąłemfotel.
Mój psychiatra wyrzucił mnie z gabinetu. Nie było to zbyt przyjemne, ale nie miałam zamiaru
oponować.
–Zadaniedomowe,Matthew.
–Co?–warknąłem.
– Jeśli chcesz, możesz spytać Hannah, co myśli o karze. A jeśli tego nie zrobisz, to przynajmniej
spróbuj wyobrazić sobie Hannah bijącą cię na łóżku lub odmawiającą orgazmu czy nawet seksu… bez
żadnychwyjaśnieńaniwcześniejszychustaleńustnych,tylkopodwpływemkłótni…
Wstałemitrzasnąłemdrzwiami,mimożeMikewciążmówił.
Wwindziezapaliłempapierosa.
Kiedywróciłemdomieszkania,usiadłemwygodnienakanapieiwysłałemHannahSMS.
„Ptaszyno.Potrzebujęciebie”.
Natychmiastodpisała.
Ptaszyna:„Cześć”.
Matt:„Cześć”.
Ptaszyna:„Coztwojąwizytą?”
Matt:„Wyszedłemwcześniej”.
Ptaszyna:„Aha…”
Matt:„Mikeodesłałmniedodomu.Powiedział,żeniewspółpracuję,czycośwtymrodzaju”.
Ptaszyna:„Niegrzecznychłopiec”.
Matt:„Mhm,właśnie.Maszzamkniętedrzwidoswojegogabinetu?”
Ptaszyna:„Tak…”
Matt:„Dotknijswoichpiersi.Zróbtodlamnie.Tylkoprzezchwilę”.
Ptaszyna:„Matt…”
Matt:„Jesteśmokra?”
Ptaszyna:„Terazjużtak”.
Matt:„Idotknijcipki.Wsuńpalec.Dlamnie…”
Ptaszyna:„Boże,Matt.Pragnęcię…”
Matt:„Mogęprzyjechać”.
Ptaszyna:„Nie!Niewpracy”.
Matt:„Wtakimraziewmoimsamochodzie.Niechceszpoczućmniewsobie?Imojejspermy”.
Ptaszyna:„Matt.Jezu”.
Matt:„Chcęwejśćwciebie.Dojśćwtobie”.
Minęłokilkaminut.Chwyciłemfiutaprzezspodnieiwestchnąłem.RozmowawgabinecieMike’aźle
namniewpłynęła.
AHannah…ostatniobyłacudownajaknigdy.
Kiedysięrozpłakałanadmagazynamiślubnymi,chciałemzaciągnąćjądonajbliższejłazienkiiwziąć
wobroty.Niemogłemutrzymaćrąkzdalaodniej.
Wreszciemojakomórkazabrzęczała.
„Matt,przyjeżdżaj”.
Uśmiechnąłemsięszerokoizeskoczyłemzkanapy.
–Mojadziewczyna–szepnąłem.
Zaparkowałem przecznicę od agencji. Budynek był pusty. Klapanie moich sandałów roznosiło się
głośnym echem po lobby. Gdy wszedłem na schody, zmierzwiłem włosy i przejrzałem się w szklanej
gablocie.
Złoty chłopak, pomyślałem spontanicznie. Czym zasłużyłem sobie na to przezwisko? Za przystojną
twarząkryłsięprawdziwydupek.
Hannahzeskoczyłazkrzesła,kiedywpadłemdogabinetu.
Jasna cholera, pięknie wyglądała. Włosy upięła w wysoki, luźny kok, a jej bluzka zwisała na tyle
nisko,żemogłemzobaczyćrowekmiędzypiersiami.PoprawiłaokularyizerknęławstronębiuraPam.
–Matt!–pisnęła.–Cosięstałoz…samochodem?
Podniosłempalecdoust.Cicho.Zamknąłemzasobądrzwi,apotemzamknąłemdrzwimiędzybiurami
HannahiPam.Mojaerekcjabyławidoczna.ZwinnymruchemusiadłemnakrześleHannahiprzysunąłem
jąnakolana.
Mhm…jakdobrze.
Wypuściłempowietrzeprzyjejkarku.Złapałemjejbiodraiprzesunąłemjejtyłekbliżej,żebypoczuła,
jakijestemtwardy.Zadrżała.
Kiedy podciągałem jej spódnicę, jej ręce gorączkowo rozpinały rozporek i wyjęły mojego fiuta.
Zsunąłemjejstringi.Usiadła,nadziewającsięnamnie.Zacząłemszybciejoddychać.
–Hannah–wydyszałem.
Wygięłasiędotyłupodniewiarygodnymkątemizakryłamojeustaswojądłonią.Otak.Wymuszone
milczeniedoprowadzimniedoszaleństwa.
Poruszałasięnamoichkolanach–dopasowałemsiędojejruchów–akiedybyłagotowawydaćjęk
zadowolenia,przykryłemjejustaręką.
Drugąrękąwędrowałempojejciele,obejmowałemjejpiersiprzezstanikipocierałemjejłechtaczkę.
Zacząłem osuwać jej ciało na fiuta, wymuszając szybsze tempo. Doprowadzając ją na skraj
przyjemności.
Doszła chwilę przede mną. Oparła się ręką o biurko. Nasze przyciśnięte do siebie ciała drżały.
Chciałemjejpowiedziećtylerzeczy…
Opuściładłoń,ścierającpotiślinęzmojejszczęki.Oparłemjejpoliczekoswojeramięiszepnąłem
jejdoucha:
–Masznajwęższącipkę,jakądotejporyrżnąłem,HannahCatalano.
Pospieszniepoprawiliśmynaszeubrania.
Hannahprzysiadłanabiurkunaprzeciwmnie.Jejtwarzzdobiłycudownerumieńce,szybkooddychała,
ajejoczypłonęłyradosnympodnieceniem.
–Wyglądapannazadowolonegozsiebie,panieSky–uśmiechnęłasięszeroko.
–Jestem,itojak.–Zaśmiałemsięipogłaskałemjejnogę.
W zamyśleniu spojrzałem na jej biurko. Na stosie rękopisów leżał magazyn, ale kiedy chciałem go
zobaczyć, Hannah natychmiast wyrwała mi go z rąk. Bez trudu rozpoznałem okładkę. „Modny Ślub”.
Roześmiałemsię.
–Kochanie,jużsięzajęłaśplanowaniem?
–Nie,ja…–Zamilkłaiposłałamigniewnespojrzenie.
Jasnacholera,próbowałabyćsłodka.Chybabyłemodniejuzależniony.
Zmagazynuwystawałysamoprzylepnekarteczki.
Uśmiechnąłemsię–mamnadzieję–zachęcającoiprzechyliłemgłowę.
–Pokażmi.
–Nie,jatylko…–Bawiłasięmagazynem.–Nieto,żebymplanowała.Ja…
–Wtakimraziezacznijplanować.–Objąłemjejtwarz.
Jejoczynatychmiastsięrozszerzyły.
–Ś…ślub?
– Dlaczego nie? Wiadomo, że ja tego nie zrobię. Czy moja ptaszyna, ma jakieś pomysły? –
Przyciągnąłem ją na swoje kolana. Jej obrotowe krzesło pisnęło. Hannah kołysała się na boki z
magazynemprzyciśniętymdoud.
–Przezciebieczujęsięjakmaładziewczynka–szepnęła.
Zmarszczyłemczoło.
–Naprawdę?
Dotknęłamoichust.
–Wdobrymznaczeniutegosłowa,Matt.
Ściskała magazyn. To był jeden z jej nerwowych tików. Wreszcie otworzyła stronę pokazującą, jak
samemuzrobićozdobyilampiony.Wskazałazdjęciedużego,rozłożystegodębu,zktóregogałęzizwisały
licznesłoiczkizmałymiświeczkami.
Pocałowałemjąwramię.
–Pięknie–powiedziałem.
–Tak?–Wpatrywałasięuważniewmojątwarz.–Jest…prostei…intymne.
–Mhm.Cudownaatmosfera.
Hannah praktycznie wibrowała szczęściem. Jej kobiece zachwycanie się magazynami ślubnymi miło
mnie zaskoczyło. Chciałem ją uszczęśliwić. Dałbym jej wszystko. Wesele jak z bajki. Tort z
dziesięciomapiętrami.
Przewróciłem kartkę. Na następnej stronie zobaczyłem więcej wieczornych scenerii oświetlonych
papierowymilampionamiimałymisłoikamiześwieczkami.
Hannahwciążnamniezerkała.
–Wtakimraziewieczornaceremonia–powiedziałem.
Zabrałamimagazynirzuciłanabiurko.
–No,niewiem.Jeślichcesz.Coś…prostego.
–Chcętegoczegoty.–Zsunąłemjązeswoichkolaniwstałem.–Wiesz,żelubięwieczory.Noc.–
Oparłem się o drzwi. Musiałem odsunąć się od Hannah. Gdyby wciąż posyłała mi te zawstydzone
spojrzenia,nieuniknęlibyśmydrugiejturyseksu.
Podeszładobiurka.
– Super – powiedziała, spuszczając wzrok. Przebiegła palcami po klawiaturze. Poprawiła stos
dokumentów.
–Pracuj.
–Mhm?–Natychmiastpodniosłagłowę.
–Chcępopatrzeć,jakpracujesz.
–Yyy,spróbuję.
–Zapomnij,żetujestem.
–Niematakiejopcji–powiedziałaześmiechem.Pochwilowymzawahaniuzaczęłaczytaćipisaćna
komputerze. Zerknęła na papiery i coś dopisała. Oblizała usta. Spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się i
pokręciłemgłową.Westchnęłaiskupiłasięnaekranie.
Stałem nieruchomo. Wkrótce praca pochłonęła Hannah. Na jej twarzy pojawiła się pewność siebie.
Odchylałasięnakrześle,kiedyczytała,anastępniepochylała,żebyzrobićnotatki.
Przyszła pani Hannah Sky w pracy, z której nie chciała dla mnie zrezygnować. I bardzo dobrze.
Rozpierałamnieduma,kiedypatrzyłemnanią,alepytaniaMike’akołatałysięwmojejgłowie.
„Czybyłobycidobrze,jeślitraktowałabytwojeciałoprzedmiotowo?”
„Pozwoliłbyśjejnaupokorzenie,poniżenieiukaraniecię?”
Wymknąłemsięzgabinetu,kiedyniepatrzyła.
Pozwoliłbym,Mike.Pozwoliłbym.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
15.Hannah
C
odziennie przez cały tydzień jadłam lunch w śródziemnomorskiej restauracyjce, ale nie spotkałam
Katie.Możejąprzestraszyłam,amożezrobiłojejsięgłupio,żetakpaplaoBethany.Wkażdymraziejej
zniknięcieorazpytania,którepowstaływmojejgłowie,niedawałymispokoju.
Wpiątekpopołudniuwpadłamdorestauracji.Stolikinazewnątrzbyłypuste,aobrusyzceratyunosiły
sięnawietrze.
Postanowiłamsięprzespacerować.
Najwidoczniej wszechświat chciał, żebym pogodziła się z nieobecnością Katie. Poza tym miałam
trochęwyrzutówsumienia,słuchającpotencjalnychkłamstwoMatcie.Powinnambyłapowiedziećmuo
Katie, tak samo jak powinnam była powiedzieć mu o Secie i Chrissy. Ale teraz gdy po Katie i jej
dziwnychinsynuacjachniebyłośladu,niemusiałamoniczymmówić.Ajeżelichciałamsięczegokolwiek
dowiedzieć,mogłamspytać.Prawda?
Wsunęłamręcewspodniedżinsów.Dziśbyłpiątek,więcdopracymogłamubraćsięswobodnie.
SpytaćMatta…łatwiejpomyślećniżzrobić.
Bezmyślnieskręciłam,rozkoszującsięletnimpopołudniem.
Idąc,napisałamdoMattaSMS.
„Jestemnazakupach,mogęwrócićpóźniej”.
Niemalnatychmiastodpisał.
„Kupsobiecośfajnego.Czytwojasiostraniewpadadzisiajdonas?”
PostanowiliśmyzaprosićChrissydonaszegomieszkania.Dommoichrodzicówodpadał,awiększość
miejscpublicznychniewchodziławrachubę.Musieliśmyomówićprywatnesprawy.
OdpisałamMattowi.
„Możekupięcośfajnegodlaciebie.Tak,Chrissyprzyjdzieo19.Mamydużoczasu.Kochamcię”.
Miałam nadzieję, że Matt poszedł dziś pobiegać, a przynajmniej posiedział trochę na naszym małym
balkonie.Południebyłocudowne.
Poczułam wyrzuty sumienia na myśl o balkonie. Matt zasługiwał na coś lepszego. Jednak musimy
porozmawiaćonowymdomu.
Minęłammałysklep–AKCESORIAJEŹDZIECKIE–istanęłamjakwryta.Cofnęłamsię.
Nawystawieznajdowałosięskórzanesiodło.Nadolestałykowbojki,aześcianyzwisał,przerzucony
przezkołek,bicz.
Jasnacholera.Wyglądałniewinnie,dopókiwmojejgłowieniepojawiłsięobrazMatta.
Nie…niemożliwe.Niemógłbytymnikogouderzyć,prawda?
Otworzyłamdrzwisklepu.Dzwonekoznajmiłmojewejście.Pochwilimójwzrokdopasowałsiędo
słabo oświetlonego pomieszczenia. A do moich nozdrzy dobiegł przyjemny zapach skóry i środków do
czyszczenia.
–Wczymmogępomóc?–spytałakobietazaladą.
–Jestem…–Boże,jakdobrze,żepółmrokskrywałmojezaczerwienionepoliczki–zainteresowana…
biczem.Tymzwystawy.
–Oczywiście,kochanieńka.Tammamyichwięcej.–Zaprowadziłamniedościany,naktórejwisiały
biczewotoczeniuscyzorykówidużychsprzączekdospodnirodemzwesternu.–Wszystkienaszebicze
sąodDavidaMorgana.Tutajmamymodelzwystawy.Bierzepaniudziałwkonkursie?
–Słucham?
– W konkursie na jarmarku. W tym roku jest konkurs strzelania z biczy. Mamy dużo klientów
szukającychodpowiednichbiczynatęokazję.
–Ach,nie.Ale…–Podeszłamdobiczainieśmiałogodotknęłam.Zadrżałam.Czarny,plecionysznur
sprawiałwrażenieostregoibezlitosnego.Wążgotowydoataku.–Mójmążbierzewnimudział…
Wyczuwając potencjalną klientkę, kobieta zaczęła rozprawiać o zaletach bicza, który, jak się
dowiedziałam, miał prawie dwa metry długości – idealny rozmiar! – i był wykonany ręcznie ze skóry
byka. Ponadto dostałabym do niego dodatkowe rzemienie, darmowy środek do konserwacji skóry oraz
rocznągwarancję.Awszystkotozajedyne…siedemsetdolarów!
–Wow–mruknęłam.
W trakcie zachwalania bicza kobieta ściągnęła go ze ściany i kilka razy rozwijała i zwijała go, aż
wreszciepołożyłazwiniętąskóręnamoichrękach.
Przełknęłamślinęiwpatrywałamsięwniego.
Mattijawreszciezaczęliśmysiępoznawać.Wzeszływeekendotworzyłsięprzedemnąiopowiedział
oswoichrodzicachidzieciństwie.Czybiczbyłkolejnączęściąukładanki?CzyMattpragnąłdoznań,o
którychbałmisięopowiedzieć.
–Wezmęgo–powiedziałam.
Zapłaciłam za bicz własną kartą debetową, a nie kartą wydaną do wspólnego konta. Sprzedawczyni
zapakowałagodopłaskiegoopakowaniawyściełanegoaksamitem.
W pobliskim sklepie kupiłam czarną wstążkę i obwiązałam ją dookoła opakowania, zawiązując
kokardę.Usiadłamzprezentemwsamochodzieiwpatrywałamsięwniego.
Czynaprawdękupiłambicz…któregomożenamnieużyć?
Czytojeszczeseksowneczyjużnienormalne?
Wróciłam do mieszkania i z pośpiechem ruszyłam do sypialni, zanim Matt zdążył wynurzyć się ze
swojegogabinetu.Wsunęłamopakowaniedoszafy.Potemsięnimzajmę.
–Ptaszyno?–Jegogłosrozniósłsięwkorytarzu.
– Tutaj! Przebieram się! – Wyskoczyłam z dżinsów i rzuciłam je na opakowanie w chwili gdy Matt
stanąłwdrzwiach.
Uśmiechnąłsiędziko.
–Wcosięprzebierasz?Mógłbymcicośzasugerować…
–Mojasiostrazaraztubędzie.–Wzięłamsportowespodnieikoszulkę.Mattwpatrywałsięwemnie,
kiedygominęłam,kołysząctyłkiem,istuknęłamgobiodrem.
–Kuszącadiablica–mruknął,wodzączamnąwzrokiem.
Krzątałsięwkuchni,obserwującmnieuważnie.Uśmiechnęłamsię,nacozmrużyłoczy.Boże,comu
chodziłopogłowie?
–Głodny?–spytałam.
–Niezabardzo.Aty?–Podszedłdomnie.
–Yyy,nie.Zjadłampóźnylunch.Naprawdęduży.–Cofnęłamsięispojrzałamwjegosmutnezielone
oczy.
–Jakbyłonazakupach?
Wzięłamgłębokioddech.
–Dobrze.Nieznalazłamnicciekawego…aledobrzebyłosięprzejść.
Skrzyżował ręce na piersi i wypuścił powietrze przez nos. Jego wargi zadrżały. Cholera, co to za
spojrzenie?
–Hannah,przepraszamzapowstrzymanietwojegoorgazmubez…wcześniejszychustaleńustnych.
Szczękamiopadła.Usiłowałamzrozumieć,comanamyśli.
–Ach–szepnęłam.Miałnamyślizeszłotygodniową„karę”wpokojuhotelowym.
Chciałamznimotymporozmawiać,aleniemogłamzebraćsięnaodwagę.Wzasadzieniespytałamgo
nawetotamtendziwnye-mail.Celowozapomniałamonim.
–Jaksię…–uśmiechnąłsięztrudem.
–Kochanie,cosiędzieje?–Zarzuciłamręcenajegoszyję.
–Jaksięztymczujesz?
–Hm…zdezorientowana.–Pogłaskałamjegoszyję.–Nigdywcześniejtegonierobiłeś.
–Mhm.
–Comasznamyśli,mówiąc„ustaleniaustne”?
Zmarszczyłczołoiobjąłmnie.
–Niemampojęcia.Mikewspomniałotym.
–Mike?–Ścisnęłomniewżołądku.–Powiedziałeśmuotym?
–Tonietak.My…ja…
Trzy stuknięcia w drzwi przerwały jego odpowiedź. O, nie! Matt puścił mnie i poszedł otworzyć.
Cholera,chciałamznimotymporozmawiać.Wpatrywałamsięwjegoplecy,kiedywitałsięzChrissy.
Przezchwilę–krótkąidziwnąchwilę–zastanawiałamsię,czyMattniezaplanowałtejrozmowytak,
abyzbiegłasięzprzyjściemChrissyiniemogłaprzekształcićsięw…rozmowę.
– Cześć, Chrissy. – Uściskałam siostrę. Wyglądała uroczo w leginsach i cieniowanej różowo-białej
bluzce.Mójwzroknachwilępowędrowałkujejbrzuchowi.–Wchodź.
Usiedliśmywsalonie.Chrissywfotelu,ajazMattemnakanapie.
Coteraz?
Matt wpatrywał się intensywnie w Chrissy, a Chrissy po raz pierwszy w życiu wyglądała na
skrępowaną.
–Chceszcośdopicia?–spytałam.
–Jogurt?–zasugerowałMatt.
Zamrugałamzezdziwienia.
–Matt.–Poklepałamjegoudo.–Niemamyjogurtu.
– Kupiłem. – Zwinnym ruchem ruszył do kuchni. – O niskiej zawartości tłuszczu – dodał. – Wiesz
Chrissy,żejednaporcjajogurtujestlepszaniżmleko?Zawierawięcejwapnia.Ibiałkateż.Lubiszsmak
jagodowy?
–Tak,pewnie–odpowiedziałaChrissy.
ObróciłamsięnakanapieizniedowierzaniemwpatrywałamsięwMatta.
Kimbyłtenfacetwcielemojegonarzeczonego?
–Dobrze.Kupiłemkilka.Jagodysą–ściągnąłbrwi,kiedywróciłzjogurtem–doskonałymźródłem
błonnikaiwitaminyC.–PodałjogurtChrissyiusiadłnakanapie.Chwyciłamjegodłoń.
–Możemyporozmawiać?–szepnęłam.
–Pewnie.–Patrzyłnamniespokojnie.
–Na…osobności?
Moja siostra zaczęła jeść jogurt, wpatrując się w nas. Przedstawienie z Mattem i Hannah w roli
głównej.
–Dlaczego?Czyniepowinniśmyotwarcierozmawiać?–Wskazałrękąnanaszmaleńkisalon.
– Niech ci będzie – mruknęłam. Najwyraźniej powinnam była przygotować go na tę rozmowę. –
Chodzioto,żeChrissyniejestpewna–uśmiechnęłamsięprzepraszającodoniej–czychcejeurodzić.
Mattwarknął.
–Czymożemyunikaćwyrażenia„jeurodzić”?Brzmicholernienieludzko.Ono.Przecieżtochłopiec
albodziewczynka,prawda?
–Niewiemy,jestdopierowósmymtygodniu.
– W takim razie… – Wstał i podszedł do klatki Laurence’a. Królik, który podobnie jak ja był
wyczulonynanastrojeMatta,uciekłdokąta.–Nierozumiem,dlaczegoniemożemyprzygotowaćsięna
możliwość–oBoże,Mattcorazbardziejsięirytował–żemożezechciećurodzićdziecko.Kupiłemci
trochęjedzenia.–SpojrzałnaChrissy,ignorującmnie.–Mrożonefiletyzłososia,chlebpełnoziarnistyi
płatki.Musiszteżjeśćjajka.Czytałemotym.
Porazkolejnytegowieczoruopadłamiszczęka.
Matt… szukał informacji na temat ciąży?! Kupił jedzenie dla mojej siostry?! O mój Boże, czy był
przeciwnikiemaborcji?Niemożliwe.Naprawdęmusimyporozmawiać,itoowielusprawach.Dlaczego
dodiabłanigdynierozmawialiśmy?
– Dzięki – powiedziała Chrissy. – Właściwie… – Przegryzła jagodę. – Urodzę je… dziecko. –
Odchrząknęła.
Mattposłałmispojrzeniewstylu:Aniemówiłem.
–Sethdzwonił–mówiładalej.–Chcezrobićtestnaojcostwo,aktywnieuczestniczyćwnaszymżyciu.
–Co?!–wykrzyknęliśmyjednocześnie.
–Właściwetojużaktywnieuczestniczył.–Chrissywyzywającouniosłapodbródek.
–Niebędzieszznimrozmawiała.–Mattwstał,górującnadmojąsiostrą.
Chrissy objęła brzuch, wpatrując się w niego zaskoczona. Jasna cholera. Nie byłam pewna, czego
byłamświadkiem,aleMattwydawałsięcorazbardziejzatroskanylosemdziecka.Niemal…zaborczy.
– Zrobię, co będę chciała. Nie możesz mnie do niczego zmusić. – Chrissy posłała mu zuchwałe
spojrzenie.
Zeskoczyłam z kanapy i objęłam go od tyłu. Chrissy nie znała tego spojrzenia na jego twarzy ani
napięciawjegociele.Jaznałam.
Mattzarazwybuchnie.
– A jak myślisz, kto będzie płacił za dziecko? – wyrzucił z siebie. – Płacił kolosalne rachunki za
wizyty lekarskie. Utrzymywał cię, jeśli twoi rodzice cię wyrzucą z domu. Kto zajmie się codziennymi
wydatkami,jedzeniem,szkołą.My,tymałaniewdzięczna…
–Matt!–UsiłowałamodciągnąćgoodChrissy,alebyłjakdrzewozakorzenionewdywanie.
–Sethmamnóstwopieniędzy–wypaliła.
–Sethćpa.–Mattzacząłdrżećwmoichoczach.–Wzeszływeekend,wśrodkudniabyłnawalonyjak
dziwka.Prawieutopiłemsukinsyna.
O…mój…Boże.WściekłyMattbyłjaknapalonyMatt.Nieprzewidywalny.
–Proszę–szepnęłam.–Przestań.
Chrissyruszyławkierunkudrzwi.
–Bierzenarkotykipodczasimprez.Okazjonalnie.
–Ach,oczywiście.–MattszedłzaChrissy,podczasgdyjanieudolnietkwiłamprzyjegoramieniu.–
Ojciec,którybierzenarkotykipodczasimprez.Okazjonalnie.Tozmieniapostaćrzeczy.Teżćpasz?Nie
byłbym zaskoczony. Naraziłaś już swoje dziecko na te szkodliwe substancje? Będziesz samotną matką
pracującąwklubiezestriptizem?Zpewnościązdobędziecietytułrodzicówroku.
–Pieprzsię!Janigdyniebrałamkoki.–Chrissyspojrzałanamnie,apotemznównaMatta.–Iprzykro
mi,żejesteśtakprzewrażliwionynatympunkcie.
–Chrissy!–zapiszczałam.CzySethopowiedziałjejonaszymspotkaniu?Czynaprawdęrzucałamnie
napożarcielwom?
Tak,tamtejnocywciągnęłamjednąkreskę.Jedną.Pierwsząiostatniąwżyciu.
Mattznieruchomiał.Rozluźniłmięśnie,coprzeraziłomniebardziejniżwtedy,gdycałysięspiął.
–Wynośsię.–Jegogłosbyłwściekły.
Bezczelnośćmojejsiostryzniknęławułamkusekundy;zadrżałaprzydrzwiach.
–Z…zprzyjemnością.–Zerknęłanamnieizaczerwieniłasię.–Widzisz,dlaczegoniechciałam,żeby
siędowiedział?Zróbcośzeswoimpsychopatycznymchłopakiem.
Zpośpiechemwyszłazmieszkania.
Gdydrzwitrzasnęły,oparłamsięonie.
Zakimpowinnampójść?ZaMattemczysiostrą?
Ścisnęłomniewsercu.
Mattwróciłnakanapęipopadłwzamyślenie.Uparciewpatrywałsięwdywan.Podeszłamdoniego.
– Przepraszam… – powiedziałam, nie wiedząc, dlaczego to mówię. Przysiadłam obok niego i
pomasowałamjegoramiona.–Nietaktoplanowałam…
Niemalczułam,jakMattwyobrażasobiescenęzhoteluFourSeasons:wciągamkreskę,mojarękana
Secie…
–Dodiabłaznią–powiedział.
Odsunęłamsięzaskoczona.
–Co?Byłaskrępowana,Matt.Broniłasię.Naskoczyłeśnanią.
–Janaskoczyłemnanią?–Spojrzałnamniezniedowierzaniem.–Ona…ona…
–Uspokoisię.Dajmizniąpogadać.
– Nic mnie, kurwa, nie obchodzi, czy się uspokoi. – Zalała go świeża fala złości. – Może się
uspokajać, ile chce. Nic ode mnie nie dostanie. Kupiłem jej jedzenie. Wypisałem czek. Byłem gotowy
otworzyćliniękredytową,jeśli…
–Codocholery?Dlaczegomitegoniepowiedziałeś?
Mattzamrugałiprzechyliłgłowę,jakbykomunikacjabyładlaniegoczymśnieznanym.
–Halo?–Pomachałammudłoniąprzedtwarzą.–Widzisztenpierścionek?Oznacza,żebierzemyślub.
Oznacza,żemusimydyskutowaćoważnychsprawach.Trzymaćwspólnyfront.
–Hannah…–Wyglądałnazaskoczonego.–Tomojepieniądze.Sądziłem,że…
Gorące łzy napłynęły do moich oczu. Jego pieniądze? Co się stało z naszymi pieniędzmi? Dziś
wydałam siedemset dolców na bicz, który chciałam podarować mojemu nieprzewidywalnemu
mężczyźnie,ponieważchciałamtego,czegoonchciał,nawetjeślimnietoprzerażało.
Wybiegłamzsalonu.
Tentydzień…jestnaprawdępopieprzony.
Potrzebowałamsięporządniewypłakać.Iherbaty.Iuścisków.AleniezMattem.Iniezpluszakami,
któremipodarował.Boże,tęskniłamzaDaisy.
Jęknęłamizakryłamustadłonią.
Idąc korytarzem, uświadomiłam sobie, że w mieszkaniu nie mam swojego kąta. Gabinet należał do
Matta. Sypialnia i łazienka były wspólne, a kuchnia i salon to otwarte przestrzenie. Mam się ukryć w
pralni?
Pamiętam,jaksiętłumaczył,kiedynakryłamgonaszukaniudomu.
„Mieszkaniejestmałe.Właściwieniemaszmiejscadlasiebie”.
Boże,miałrację.
Zamknęłamsięwsypialniipozwoliłamspłynąćłzom.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
16.Matt
S
panienakanapiejestdobani.
Plecybolałymnienawetpoporannejprzebieżce,poseriiprzysiadówićwiczeńrozciągających…ipo
długim,gorącym,samotnymprysznicu.
Kiedy minąłem sypialnię z ręcznikiem przewiązanym wokół pasa, ponownie spróbowałem otworzyć
drzwi.
Wciążzamknięte.
Przysunąłemuchoizmarszczyłemczoło,
Hannah zabunkrowała się w sypialni na całą noc i większość ranka. Dochodziło południe.
Klimatyzacjasięwłączyła.Westchnąłemiwróciłemdokuchni.
–Mamprzesrane–mruknąłemdoLaurence’a.
Notatniknablaciezawierałmojąlistęzadańnadziś.
NAPRAWIĆ,COSPIEPRZYŁEM
–porozmawiaćzHannah(pieniądze,terapia,Chrissy)
–randka(pikniklubkolacja)
Oderwałemkarteczkęinakolejnejnapisałemwiadomość.
Hannah,kochanie,proszęwyjdźdomnie.Niemożesztamciąglesiedzieć.
Przepraszam.Kochamcię.Potrzebujęubrań.Buziaki
Delikatnie zapukałem do drzwi i wsunąłem karteczkę. Potem wróciłem do salonu. Po kilku minutach
usłyszałemotwieranieizamykaniedrzwi.
Kiedydonichpodszedłem,znówbyłyzamknięcie,anapodłodzeleżałyskarpetkiikarteczka.
Proszę.
Zuśmiechemodwróciłemkartkęinajejodwrocienapisałemkolejnąwiadomość.
Gdzie mam w tym chodzić? A może powinienem włożyć je na coś innego? Zlituj się nad półnagim
mężczyzną.Robisięzimno.
Wsunąłemodpowiedźpoddrzwi,usiadłemnapodłodzeiczekałem.Pochwiliusłyszałem,jakHannah
kręcisiępopokoju.Drzwisięuchyliłyiwyleciałaprzezniekoszulka.
Trzaśnięciedrzwiikliknięciezamka.
–Jasnacholera,Hannah.
Włożyłemkoszulkęinapisałemkolejnąwiadomość.
Czywtensposóbmówiszmi,żechceszzobaczyćmojegofiuta?Jakażwstydliwajesteś…
Pochwilidrzwisięotworzyłyidostałemwtwarzspodniamioddresu.
Trzaśnięcie!Kliknięcie.
–Hannah!–Pochyliłemsięprzydrzwiach.–Ptaszyno?
Zeroodpowiedzi.
Boże,ijaktuzrozumiećkobiety.
Wróciłemdokuchniizacząłemprzygotowywaćsięnapiknik,wrzucającniezbędnerzeczydoplecaka.
Masło orzechowe i galaretka. Pełnoziarnisty chleb, który kupiłem dla niewdzięcznej Chrissy. Dwie
gruszkiibanan.Hannahnazywałabananyprzenośnymiowocami.
A jej słowem bezpieczeństwa, którego nigdy nie użyła, nawet podczas ostrych zabaw, były
„brzoskwinie”.Jezu,czymusiałabyćtakurocza?
–Corobisz?
Podskoczyłem i się obróciłem. Hannah stała metr ode mnie, opierając się o blat. Miała na sobie
jedyniezadużąkoszulkę.
–Pakujęsię–mruknąłem.–Nanaszpiknik.
Uniosłabrew.
–Jedziemynapiknik?
– Chciałbym. – Odchrząknąłem i spojrzałem na plecak, z którego wyciągnąłem banana. – Mam…
przenośnyowoc.
Lekkosięuśmiechnąłemispojrzałemnanią.Zmarszczyłaczoło,alejejspojrzeniezłagodniało.
–Przestańbyćtakiuroczy–powiedziała.
– Nic na to nie poradzę. Dzięki za wybranie tego seksownego stroju… – Spojrzałem na spodnie
dresowe.
–Jesteśirytujący.
–Jużtosłyszałem.–PodszedłemdoHannah.Seksnazgodę?Cofnęłasię.
–Wezmęprysznic.Apotem…chybamożemypojechaćnatwójpiknik.
Wyszłazkuchni.Odprowadziłemjąwzrokiem.Boże,gdybyjejkoszulkauniosłasięciutwyżej…
Pojechaliśmy dżipem do Betasso Preserve. Wiedziałem, że w rezerwacie będziemy mieć odrobinę
prywatności.MimonienajlepszegonastrojuHannahuśmiechałemsię,kiedyweszliśmynaszlak.
–Dawnotuniebyłem–powiedziałem.–Bardzopięknemiejsce.
Nicnieodpowiedziała.
Złapałem ją za rękę i podziwiałem jej ciało, kiedy spacerowaliśmy. Miała na sobie luźne spodnie
khaki,któreukrywałyjejkształtnenogi,iobcisłączarnąkoszulkę,którazkoleinicnieukrywała.Spod
bluzkiwystawałróżowystaniksportowy,podtrzymującyjejdużepiersi.
Dziśjestemcholernienapalony,mruczałemwmyślach,kiedyszliśmy.Czytoefektsamotniespędzonej
nocyczyzawszetakibyłem?Trudnopowiedzieć.Imbardziejstarałemsięoderwaćodniejwzrok,tym
pożądliwiejnaniąpatrzyłem.
Wreszcieudałomisięspojrzećnahoryzont.Widokibyłynaprawdępiękne–wzgórzausianesosnami,
błękitneniebo.Nikogowzasięguwzroku.Suchatrawa,gorącywiatr…surowepięknoKolorado,które
uwielbiałem.
Mhm,ipiersiHannah…
Miałem ochotę zdjąć z niej stanik i uwolnić jej obfite, ponętne ciało. Ściskać jej tyłek i ssać sutki.
Zobaczyćjejcipkę,jejrozsuniętenogi…Cholera!Znówmusiałemodsunąćodniejwzrok.
–Wszystko…wporządku?–spytała.
–Oczywiście.–Wbiłemwzrokwszlak.–Podziwiamkrajobrazy.
–Napewno?Wyglądasz,jakbyśchciałzamordowaćtekrajobrazy.
–Niemogęsięskupić.Toprzeztotempo.Jestemprzyzwyczajonydobiegania.
PrzezchwilęwyobraziłemsobiemnieiHannahwbiegu.Hannahbiegnąca.CyckiHannah…
Jasnacholera!
–Guzdramysię–mruknąłem.–Jestemgłodny…umieramzgłodu.–Przyspieszyłemtempo,ciągnącza
sobąbiednąHannah.Kiedystraciliśmyzwidokuwejścienaszlakistołypiknikowe,zszedłemztrasyi
ruszyłemwgóręwzgórz.Wreszciezatrzymałemsiępośródmłodychsosenirozejrzałemdookoła.
–Tutaj–oświadczyłem.
Rozłożyłakocizaczęłarozpakowywaćplecak.
Cudownie było znaleźć się w cieniu. Zdjąłem koszulkę i otarłem pot z twarzy i ramion. Po chwili
spojrzałemnaHannah.
Cholera.
Miałem nadzieję, że złapię ją na wpatrywaniu się w siebie, ale była skoncentrowana na
rozpakowywaniujedzenia.
–Moimplecomprzydałbysięolejekdoopalania–powiedziałemcicho.
Jedyniezerknęłanamnieipodałaopakowaniezolejkiem.Uśmiechnąłemsięiwziąłembuteleczkę.No
dobrze,jeślichcetakgrać…
– Dzięki. – Usiadłem na skraju koca. Niespiesznie zdjąłem buty i skarpetki. Skrzyżowałem nogi i
zacząłemsmarowaćramiona,karkiplecy,ażdokościkrzyżowej.Wygiąłemsiędoprzoduijęknąłemz
zadowoleniem,kiedyjednazkościwplecachlekkotrzasnęła.
–Myślałam,żeumieraszzgłodu–mruknęłaHannah,wpatrującsięgniewniewplecak.
– Zgadza się. Ślinka mi cieknie… – Przesunąłem wzrokiem po jej ciele. Uśmiechnąłem się i
pomachałembuteleczkązolejkiem.–Alebezpieczeństwonajważniejsze.
Położyłem się na plecach i wyprostowałem jedną nogę. Kiedy nacierałem klatę olejkiem, zerknąłem
kątemokanaHannah.Ha!Wyglądałanaspiętą…Pewnietaksamojakjanaszlaku,kiedypróbowałem
oderwaćodniejwzrok.
Jakietouczucie,ptaszyno?
Głośno wypuściłem powietrze, kiedy smarowałem mięśnie brzucha. Wzrok Hannah powędrował ku
moimdłoniom.Wsunąłemopuszkipalcówpodgumkębokserekipowoliprzesunąłempopasie,unosząc
biodra.
–Gotowe–mruknąłem.Usiadłemiposłałemjejleniwyuśmiech.
–Skończyłeśsiępieścić?–uśmiechnęłasięprzebiegle.
–Tymipowiedz.–Przysunąłemsiędoniej.–Wiem,żelubiszpatrzeć…
Rozszerzyłaoczyirozchyliławargi.
–Proszę.–Podawałamikanapkę.
Cholera.
Usiadłem obok niej, wpatrując się w góry i przeżuwając kleistą kanapkę z masłem orzechowym i
galaretką.Podałamicolę,poczymotworzyłaswojepiwo.
–Dziękizaspakowaniepuszki–powiedziała.
Wreszciesiędomnieuśmiechnęła.
–Niemasprawy.Wśrodkuznajdzieszkawałekpomarańczy.
Zamrugałazezdziwieniaizanurkowaładoprzenośnejlodówkipomałypojemnik.Wiedziałem,żelubi
piwozdodatkiempomarańczy.Obserwowałem,jakwyciskasokdobutelkiiwrzucaskórkę.
Jejpoliczkiokryłysięrumieńcem.
–Pomyślałeśowszystkim–szepnęła.
–Wątpię–zaśmiałemsięiwziąłemkolejnykęs.Ciepływiatrowiewałwzgórze,chłodzącnas.Wraz
zesłabnącympożądaniemmyślałemjaśniej.
–Czyto…chleb,którykupiłeśdlaChrissy?
–Mhm.Równiedobrzemymożemygozjeść.
–Wciążmożemyjejgodać.
–Nie.–Pokręciłemgłową.–Toniepodlegadyskusji,Hannah.JeśliSethbędziejejpomagać,mynie
będziemy.
–Niezgadzamsięztym.
Hannahopuściłakanapkęispojrzałanamnie.Wziąłemgłębokiwdech.Wkońcutowłaśniechciałem
dziśzrobić.Porozmawiać.
– A ja nie zgadzam się, żeby Seth był częścią jej życia. Ona jest częścią twojego życia. Ty jesteś
częścią mojego. Jeśli on będzie częścią jej życia… – Odechciało mi się jeść. Rzuciłem resztę kanapki
wiewiórce. – Wtedy on będzie częścią naszego życia. Twojego. Nie pozwolę na to. – Hannah
wpatrywałasięwemniezniedowierzaniem.–Powiedzcoś.
–Prz…przepraszam,poprostudobrze…–Wsunęłaresztękanapkidoust.–Dobrzeporozmawiać.
Zmarszczyłemczołoiprzechyliłemgłowę.Przecieżwłaśnierozmawialiśmy?
– Chodzi o to, że… Chrissy jest częścią mojego życia – powiedziała. – Zawsze nią będzie. A teraz
mnie potrzebuje i nie sądzę, żeby naprawdę chciała dzielić życie z Sethem, ale nie zamierzam jej
kontrolować.Poprostujejpomogę.
–Mamcośdopowiedzeniawtejkwestii?
–Oczywiście,żetak,Matt.–Dotknęłamojegopoliczka.Jejdłońprzesunęłasiępoprawiezagojonej
ranie.–Niezrobięnicbezkonsultacjiztobą.
–Niechcęgowidzieć.–Napiąłemmięśnieszczęki.Złośćiwstydprzelałysięprzezemnie.–Dotknął
cię…
– Och, kochanie. – Hannah zwinnym ruchem usiadła na moim kolanie i objęła mnie. Zadrżałem… z
wściekłości. Pogładziła moje włosy i szyję i zaczęła słodko szeptać mi do ucha. – Już dobrze. Nigdy
więcej.Kochamcię.
Przytuliłemsięmocnodoniej.
Boże,poczułemostryból.Dobry,staryból.Bólprzeszłości.Możetonajgorszyrodzajbólu,ponieważ
nadchodzinieoczekiwanieiprzerywaszczęście.
– To moja wina, że pojawił się w twoim życiu. Jest moim bratem. Spotkałaś go na tym idiotycznym
nabożeństwie.Nigdyniepowinienem…
Dotknęłamoichwarg.
–Niegdybajmy–powiedziała.–Tojestnaszarzeczywistość,pamiętasz?
Pocałowaliśmysiępowoliidelikatnie,aleodsunąłemsię,zanimzatraciłbymsiębezreszty.
– Co do zeszłego wieczoru. – Przysunąłem głowę Hannah pod swój podbródek. Łatwiej mi było
patrzećnagóryniżnanią.–Straciłempanowanienadsobą.Przepraszam.Powinienemcipowiedzieć,że
kupiłem jedzenie dla Chrissy i planowałem dać jej czek. Ptaszyno, nie jestem przyzwyczajony do…
wspólnegopodejmowaniadecyzji.Powiedziałemci,żemojepieniądzesątwojeiniezmieniłemzdania.
Dajmiczas.Wciążsiętegouczę.
Jejoddechnamojejszyiniepozwalałmisięskupić.
Jejdrobnedłoniewędrowałypomoimtorsie.
–Okej–powiedziała.
–Okej?Poszłopodejrzaniełatwo…
W myślach przejrzałem swoją listę rzeczy do naprawienia. Porozmawiać. Pieniądze: zrobione.
Chrissy:zrobione.Terapia:jasnacholera…
PodczasidealnejrozmowypowiedziałbymHannahowszystkim.
Pokazałbym jej moją Czarną Księgę Niecodziennych Pragnień. Omówilibyśmy sprawy, o których
dyskutowałem z Mikiem. Hannah byłaby otwarta, podekscytowana i odważna. A potem uprawialiśmy
namiętny,sadystycznyseksprzezcałąnoc.
Natomiastwrzeczywistości…
Radosny koc piknikowy nie wydawał się dobrym miejscem na rozmowy o bólu i wstydzie. Nastrój
Hannahzmieniłsiędiametralnie.Pocałowałamnie.Smakowałapiwemipomarańczą.
–Hannah,czy…–Zamilkłemiwstrzymałemoddech.
Usiadłanamnieokrakiemizaczęłamnieujeżdżać,pocierajączłączeniemswoichudomojegofiuta.
– Czy co? – Odchyliła głowę. Jej loki spłynęły jej po plecach. Instynktownie złapałem je, na co
jęknęła.
–Czy…chceszjeszczeoczymśporozmawiać?
Spojrzałemwdół,zafascynowanyruchemjejciała.
Mójfiutnatychmiaststanął.
–Innymrazem–szepnęła.
Otak.Innymrazem…
Warknąłem i położyłem ręce za sobą, pozwalając Hannah, żeby się mną zajęła. Znów poczułem
pożądanie. Zamknąłem oczy i poruszyłem biodrami, upewniając się, że poczuła moją twardość. Kiedy
Hannahuniosłasię,żebyzsunąćswojespodnieistringi,rozpiąłemspodnie,żebywyjąćfiuta.
Znów usadowiła się na mnie, chwytając moje ramiona dla równowagi. Kiedy ocierała się swoim
ciałemomoje,jejwargisromowerozprowadzałylepkiepożądanienamoimpenisie.Alenieosunęłasię
naniego.Przysunęłagodomojegobrzucha.Byłtwardyiwilgotnynakońcu.
–Jakmicholerniedobrze–syknąłem.
Usiłowałemprzesunąćbiodra,takżebymmógłwniąwejść,alenicztego.
–Wiem,żechcesztego–szepnęładomojegoucha.–Przezcałyranekwpatrywałeśsięwemnie…w
nie…
Otworzyłemoczy.
Hannahściągnęłazsiebiestaniksportowyikoszulkę.Jejpełneinagiepiersicudowniezwisały.
– O tak, cholera, tak. – Wypełniły moje dłonie. Ścisnąłem je. Hannah zmieniła tempo. Przechyliła
miednicę,żebyjejłechtaczkapocierałamojegofiuta.Pragnąłemjej.Chciałembyćwniej.Chciałembyć
nagórzeijąwziąć.Aleto?Patrzenie,jaksięzadowalanamoimciele?Tobyłocholerniepodniecające.
–Ty…ty…–Przekręciłemjejtwardesutki.–Maszzamiar…
–Tak–wydyszała.Poruszałasięcorazszybciej.Zwinnymruchemustawiłamójtwardypenisiosunęła
sięnaniego.
–Okurwa!Kochanie.–Nagłydotykzabolał,alezkażdąchwiląbyłomicorazlepiej.Położyłemsięna
plecach.–Otak,ujeźdźmnie.
Hannah poruszyła się na mnie ze dwa razy i zaczęła drżeć. Poczułem jej orgazm. Chwyciłem ją za
biodra,chcąc,żebykontynuowała,alezeszłazemnieipołożyłasięzjękiem.
–Boże,dobrzemibyło.–Przesunęłarękąpomojejpiersi,pieszczącsutek.
–Hannah–warknąłem,sięgającposwojegofiuta.
–Nie,nie.–Odsunęłamojąrękęiwsunęłapenisadobokserek.Materiałocierałsięogłówkę.Byłem
wilgotny,napalonyigotowy.Usiadłem,wpatrującsięwabsurdalnynamiot,którypowstałwbokserkach.
–Ococi,dodiabła,chodzi?
Hannahseksowniewsunęłasięwstringiispodnie,anastępniewłożyłastanikikoszulkę.
– Chciałam cię ukarać – stwierdziła. Uklękła i zaczęła podciągać moje spodnie, chowając w nich
mojegotwardegofiuta.Jęknąłemisięgnąłemwjegokierunku.Niemamowy…
–Kochanie,proszę.–Skrzywiłemsię.–Toniejestzabawne.
Ponownie strząsnęła moją rękę, a kiedy chciałem rozpiąć rozporek, przycisnęła moje nadgarstki do
koca.
–Nie,Matt.–Wpatrywałasięwemniezpowagą.
– Kurwa! – Opadłem na plecy i leżałem, dysząc i płonąc z pożądania. Boże, chciałem ją zerżnąć.
Hannahtrzymałamojąrękę.Muskałakciukiemnadgarstek.
–Grzecznychłopiec…
–Ty…–Spiorunowałemjąwzrokiem.
–Wiem,żetoniejestzabawne.Dlamnieteżniebyło.Czułamsięzdezorientowanai…sięmęczyłam.
– Przygryzła dolną wargę. Położyła dłoń na moim kroczu. Nabrałem powietrza. – Ale byłam też
podniecona–mruknęła.
Warknąłem.Czyobecnasytuacjapodniecałamnie?Wpewiencholerniepokręconysposóbtak.
Zamknąłem oczy i zastanawiałem się nad sensem rzucenia się na Hannah. Z jednej strony teraz nie
bawiliśmy się w ten sposób, ale z drugiej nie mogła mnie powstrzymać od zwalenia konia… choć to
oznaczałobyporażkę.
– Jesteś piękny – szepnęła. Otworzyłem oczy i ścisnąłem jej rękę. Jej wzrok powędrował do
wybrzuszeniawmoichspodniach.
–Ciężkocisięoprzeć.Czytobieteżbyłociężkomisięoprzeć?
–Bardzo…ciężko.–Wzniosłemoczy,nacozachichotała.–Cii.Twójptasiśmiechminiepomaga.
Skończswojepiwo.
Odsunęłasięizaczęłapićpiwo.
–Potrzebujęchwili,żeby…–Wziąćsięwgarść.Dosłownie.–Rozluźnićsię.
Ipochwili,któraciągnęłasięjakwieczność,sięrozluźniłem.Hannahobserwowałamnie.Jejpewność
siebieustąpiłanieśmiałości,kiedykończyłapiwoijadłagruszkę.Sokkapałjejzbrody.Uśmiechnąłem
się,nacoodwróciławzrok.Przynajmniejniejadłacholernegobanana.
Mójfiutsięwreszcieuspokoił.Cozaulga.AlewystarczyjedendotykHannah,jednojejspojrzenie,
żebywszystkozaczęłosięodpoczątku.
Włożyłemkoszulkęisięprzeciągnąłem.
Hannahzdobyłasięnauśmiech.Jejnieśmiałośćbyłaurocza.
–Wyglądasznaniezwyklezadowolonązsiebie–powiedziałem.
Wzruszyłaramionamiizajęłasiępakowaniemplecaka.
Pochyliłemsięipocałowałemjąwramię.Mhm,jejskóracudowniesmakowała…
–Wiesz,żemamzamiarodpłacićcizato.
Spojrzałanamniespoddługichrzęs.Znanyblaskrozlałsięnajejpoliczkach.
–Wiem–powiedziała.–Natoliczę.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
17.Hannah
W
poniedziałekranoposzłamdopracydumnaniczymbogini.
Wciążniemogłamuwierzyćwto,cozrobiłamMattowi–copozwoliłmizrobić!–izakażdymrazem,
kiedyprzypominałamsobiewściekłośćwjegooczach,przechodziłprzezemniedreszcztriumfu.
„Mamzamiarodpłacićcizato…”
Ależoczywiście,panieSky.Mamcośdlapananatęokazję.
Kiedyusiadłamprzybiurku,usłyszałamzdecydowanepukaniedodrzwi.
–Proszę–powiedziałam,choćPamjużweszładośrodka.
Zaniepokoiłamsię,kiedyzobaczyłamjejspojrzenie:zaciśnięteustaizłowieszczozłączonebrwi.
Pamela Wing zawsze będzie moją szefową, nawet jeśli zostałam jedną ze wspólniczek w agencji.
Możetodobrze.Odrobinakontroliniezaszkodzi.
WgłowiepojawiłsięnieproszonyobrazMattadzierżącegobicz.
Nieteraz!
–Cześć,Pam–pisnęłam.
–Hannah.–Skinęłairzuciłarękopisnamojebiurko.
Zerknęłamnastronętytułową.
DotknięcieŚwitu.Autor:MatthewR.SkyJr.,publikującypodpseudonimem:M.Pierce.
Noipodobrymnastroju…
Zatem Matt skończył swoją drugą powieść o nas. I wysłał ją do swojej agentki. I nic mi o tym nie
powiedział.
–Doskonale–mruknęłam.
– Nie byłabym tak optymistycznie nastawiona – powiedziała Pam. – Ale mamy, co mamy. Sądzę, że
Matt czerpie jakąś dziwną przyjemność z bycia obiektem drwin krytyków, którzy go podziwiali. Wiesz
może,kiedytocudomawyjść?
Obiekt drwin? Cudo? Zacisnęłam dłonie pod biurkiem. Wiedziałam, że Pam chciałaby, aby Matt
wróciłdoswoichliterackichkorzeni.Nieraztosugerowała,aleniemusiałabyćtakniemiła.Wkońcu
książkajestonas.Omnie.
Nagle uderzyła mnie okropna myśl. Czy Pam obwiniała mnie o zmianę, jaka zaszła w twórczości
Matta?Czytofaktyczniemojawina?Jejbestsellerowyautorliterackiejfikcji–najjaśniejszegoklejnotu
wjejkoronie–zmieniłsięwbestsellerowegoautoraerotyki.
Jegostylsięzmienił.Jegotematy.Jegoczytelnicy.
JedynymwspólnymmianownikiemdlakarieryMattaprzedspotkaniemmnieiponimbyłaniewątpliwa
popularność.
–Niemamkontrolinadjegotwórczością–powiedziałam,silącsięnazdecydowanygłos.–Nigdynie
wiem,oczymplanujepisać.Nierozmawiamyotym.Wzasadzienawetniewiedziałam,żetoskończył.–
SpojrzałamnaDotknięcieŚwitu.–Alepopieramkażdąjegodecyzję.
Spojrzałam na Pam może trochę zbyt wyzywająco. Ale chciałam jej powiedzieć, że też powinna
popieraćkażdąjegodecyzję.
Pamprzechyliłagłowęiuśmiechnęłasięozięble.
–Czylipopieraszjegodecyzję,żebypowiedziećcałemuświatu,cotaknaprawdęsięstało,kiedyrok
temu„umarł”?
–Przecieżpowiedzieliśmy,cosięstało.
– Ale książka przedstawia trochę inną wersję. – Wskazała rękopis. – Choć nie mniej romantyczną.
Waszadwójkaplanujejegozniknięcie.Typrzyjeżdżaszwtajemnicydodomku,żebysięznimspotykać.
Alechybamaszrację.Będzieztegodoskonałahistoria.
Znieruchomiałamnakrześle.
O…cholera.Dlaczegowcześniejotymniepomyślałam?Wiedziałam,żeMattpiszeDotknięcieŚwitu,
wiedziałam, że planuje je opublikować, i wiedziałam, o czym ono jest. Przeczytałam część książki w
kwietniu,kiedychciałam„przypadkiem”wpaśćnaniegoprzyskrzyncenalisty.
W skrócie Dotknięcie Świtu opowiadało prawdziwą historię upozorowania śmierci Matta i mojego
udziału,iudziałuNate’ai…oBoże,tego,cosięstałozSethem…narkotyki…seks…
Zakręciłomisięwgłowie.Musiałamzłapaćsiębiurka.
Mattwciskałstandardowekłamstwoznanymmagazynomigazetom,noioczywiściewidzomDenver
Buzz.Oficjalniesamupozorowałswojąśmierć.Niktinnyotymniewiedział.Jawierzyłam,żenaprawdę
umarł,iopłakiwałamgotaksamojakbiedni,wykorzystanifani.
W tej wersji jawiłam się jako pozytywna bohaterka. Byłam dziewczyną, którą neurotyczny pisarz
pokochał tak bardzo, że wybaczyła mu jego niewyobrażalny czyn. Anielska Hannah, patronka miłości.
Nate sprawiał wrażenie równie bohaterskiego. Gdy Matt „zmartwychwstał”, szokując zniesmaczoną
opiniępubliczną,Natewydałkilkaoświadczeń,wktórychwspierałswojegomłodszegobrata.
Oczywiściewybaczyłammu.Opłakiwaniejegośmiercibyłookropne,aleto,żeżyje,jestprawdziwym
cudem.
JednakjeśliDotknięcieŚwituzostanieopublikowane…naszeoszustwowyjdzienajaw.
CiotkaiwujekMattadowiedząsię,żekłamałamimprostowoczy.Moirodzicesięotymdowiedzą.
Wszyscysiędowiedzą.Aozrozumieniuczytelnikówbędziemymoglipomarzyć.
Matt,pomyślałeśotym?
–Hannah?–powiedziałaPam.
SpojrzałamnaagentkęMatta,kolejnąosobę,którąokłamaliśmy.
Pocieszała mnie podczas nabożeństwa żałobnego, a potem zorganizowała wywiady i spotkania,
podczasktórychokłamywaliśmywszystkichdookoła.
Ateraz,kiedyznałajużprawdę,podkamiennymobliczemwidziałamjejcierpienie.
–To…tylkofikcja–wydusiłamzsiebie.
Pamostrosięzaśmiała.
–Niewątpię.Wkażdymrazieksiążkabędziesensacją.
Wpatrywałyśmy się w siebie bez słowa. Biedna Pam. Kobieta była dla mnie dobra i lojalna wobec
Matta.Zasługiwałanaprawdę.
Dooczunapłynęłymiłzyiodwróciłamwzrok.
–Zostawięcito,Hannah.Możeszsobiepoczytać,oiletegojeszczeniezrobiłaś.
– Dz… dziękuję. – Dotknęłam leżącego przede mną wydruku. Pragnęłam go przeczytać. W kwietniu
jedynie przejrzałam książkę, ale wtedy nie była ukończona. Teraz mogę przeczytać o każdym
makabrycznymszczególe.
Pamposzławkierunkudrzwi.Pochwilistukotjejobcasówzamilkł.
– Przez sześć lat chroniłam jego tożsamość – mówiła ciszej, stojąc do mnie odwrócona plecami. –
Zachowywałamnajwięksześrodkiostrożnościiniewyjawiłamjegotajemnic,kiedypomogłobytomojej
ijegokarierze.–Powolipokręciłagłowąiobróciłatwarztak,żewidziałamjejprofil.–Aleonmaźle
poukładane w głowie. Naprawdę nie rozumiem, w jaki sposób cię w to wciągnął. – Milczałam.
Wiedziałam, że jeślibym się odezwała, zalałabym się łzami. Pam westchnęła. – No cóż, potrafi być
przekonujący.Ryzykozawodowe.
Zamknęłazasobądrzwi,ałzyprzesłoniłymiwidok.
Niemiałamprawabyćszczęśliwaprzezostatnietygodnie.
MojezaręczynyzMattemiromantycznamiłość,októrejopowiadaliśmyświatu,zostałyzbudowanena
kłamstwach. A on… łzy zaczęły kapać mi na rękopis, zostawiając ślady na papierze. On doskonale
wiedział,żekażdy,ktoprzeczytaDotknięcieŚwitu, potraktuje książkę jako prawdę. Do jasnej cholery,
niktnieuznajejzafikcję.PrzezniegowyszłamprzedPamnaidiotkę.
NapisałammuSMS.Niemiałamochotynawylewanieżalówprzeztelefon.
„Pam pokazała mi ukończone DŚ. Jestem WŚCIEKŁA na ciebie. Dzięki, że mnie o tym
poinformowałeś.Pamwiewszystko.NiemożeszopublikowaćDŚ”.
Mattnatychmiastodpisał.
„Pogadamy,kiedywróciszdodomu”.
Pogadamy,kiedywrócę?
Łzy znów zaczęły napływać do moich oczu. Dostałam czkawki i głośno wydmuchałam nos.
Wiedziałam,żePamsłyszymniezeswojegogabinetu,alenieprzejmowałamsiętym.Niektórzyznas,w
przeciwieństwiedopieprzonegoMattaSkyapiszącegojakopieprzonyM.Pierce,okazująuczucia.
ResztędniaspędziłamnaczytaniuDotknięciaŚwitu.Niewiem,dlaczegotorobiłam,aleniemogłam
się skupić na niczym innym. Mój nastrój wahał się od wściekłości, przez smutek, po strach. I
podniecenie.PieprzonyMatt,nawetjegoksiążkinamniedziałały.
Dopiątejochłonęłamnatyle,żebybezpieczniewrócićsamochodemdodomu.
Znalazłamgopalącegonabalkonie.
Podramieniemtrzymałamskropionyłzamirękopis.
KiedyMattnieodezwałsięsłowem,zaczęłamczytaćnagłos.
„Seth przyciągnął moją rękę do swojego fiuta. Opuszkami palców musnęłam po jego rozpalonej
skórze. Westchnął”. – Zero reakcji. Ominęłam kilka linijek. – „Zacisnęłam palce wokół jego fiuta.
Stwardniał pod wpływem mojego dotyku. Zaczęłam go pieścić. Mój wzrok wędrował między jego
penisematwarzą”.
Mattzerknąłprzezramię.
–Przecieżwłaśnietozaszło,prawda?
–Matt…–powiedziałamdrżącymgłosem.
–Mhm.–Obróciłsiędomnieplecami.–Zdałaśmidokładnąrelacjęztegowydarzenia.Wiedziałaś,
żechciałemjepoznaćnapotrzebyksiążki.Tookrutneztwojejstronyczytaćmito.
–Okrutne?!Jajestemokrutna?!
– Kiedy dotknąłbym twojej siostry, Hannah? Nigdy. Jaka mieszanka narkotyków i alkoholu mogłaby
sprawić,żebymchciałsięzniązabawić?Żadna.Iniedlatego,żeniejestatrakcyjna–obróciłsięistanął
nade mną ze wściekłym spojrzeniem – ale dlatego, że jest twoją siostrą. To byłoby niewłaściwe.
Odrażające.Nigdybym…
–Zamknijsię!–pisnęłam.Całazadrżałam.–Zamknijsięalbocięuderzę,aniechcęcięuderzyć.
–Zróbto.Wolętoniżsłuchać,jakczytasz…
Popchnęłamgo.Nieporuszyłsię.
–Spróbujmocniej–warknął.
Położyłamdłonienajegotorsieigopopchnęłam.Samolubnysukinsyn!Ledwodrgnął.Uderzałamgo
pięściami,ałzynapływałydomoichoczu.
–Czasamicięnienawidzę!–wydyszałamzmęczona.
Chwycił moją szczękę w żelaznym uścisku i przysunął bliżej swojej twarzy. Zamarłam. Nie
wiedziałam,cosiędzieje.
Mattzbliżyłswojeustadomoich.Jegopapierosowyoddechdotknąłmoichwarg.
–Ajaczasaminienawidzęciebie–syknął–zato,cozrobiłaśznim…jemu…
Wstrzymałamoddech.Omiótłwzrokiemmojątwarzimniepuścił.Zachwiałamsię,cofając,ioparłam
sięobalkonowedrzwi.
Jasnacholera.
–Myślałam,żejużtosobiewyjaśniliśmy–szepnęłam.Łzaspłynęłazmojegopoliczka.
–Jateż.Aleprzyszłaśizaczęłaśmitoczytać.–Rzuciłokiemnarękopis.
–Ponieważplanujeszopublikowaćksiążkę.Jakmożeszbyćtakgłupi?
– Wiedziałaś, że planuję ją opublikować. Czego nie rozumiesz? Wiesz, że Dotknięcie Nocy jest
dostępneonline,prawda?Żewersjapapierowabędziewewrześniuwksięgarniachwcałymkraju?Oco
ci,kurwa,chodzi,Hannah?
– Ta książka jest inna, Matt. Chodzi mi o prawdę. – Uderzyłam dłonią o wydruk. – O pieprzoną
prawdę…oto,żepomagałamciupozorowaćśmierć,oNacie,o…
–Nieważne,czytoprawda.Książkabędziesprzedawanajakobeletrystyka.Aoilemiwiadomo,jeśli
książkanikogoniezniesławia,żadensądniemożecięścigaćza…
–Acojeślimoże?Dlaciebieokłamałampolicję!Złożyłam…fałszywezeznania.
–MamzadzwonićdoShapiroispytaćgo,czytwojeobawysąuzasadnione?
Matt wpatrywał się we mnie. Ja wpatrywałam się w niego. Nie chciałam, żeby Shapiro, prawnik
rodziny Sky, został włączony do kolejnej sprawy związanej ze mną i książką Matta. Sytuacja z
DotknięciemNocybyławystarczającoskomplikowana.
–Nodobra…nawetgdybyniechodziłookwestieprawne…cozresztą?
– Pozwól, że… – Potarł usta. – Pozwól, że spytam otwarcie. Chcesz, żebym… powstrzymał się od
publikacjiDotknięciaŚwitu…ponieważopisujeprawdę?
–Yyy…tak?
–Ha…–Przechyliłgłowęiposłałmipółuśmiech.–Niewiem,copowiedzieć.Przepraszam.Odp…–
Wyjąłkolejnegopapierosazpaczki.Fuj,naprawdęmusirzucićpalenie.PewnieprzezmójSMS,którego
wysłałamzpracy,kopcijakoszalały,zamiastsięograniczać.–Odpowiedźbrzmi:nie.
Najegotwarzypojawiłsięspokój,niemalwyniosłość.Znówsięobrócił.
Stałamnabalkonie,woszołomieniuwpatrującsięwjegoplecy.
Odpowiedź… brzmi: nie?! Nie prosiłam go, żeby nie publikował książki. Zabraniałam mu tego. Nie
może do tego dojść. Cholera, po prostu nie może. Przez cały dzień w pracy zadręczałam się
potencjalnymi konsekwencjami opublikowania Dotknięcia Świtu. Prawnymi… towarzyskimi…
rodzinnymi… Czy Matt był całkowicie oderwany od rzeczywistości? Nie mówiąc już o cholernie
niezręczniejsytuacjizPam,wktórąmniewpakował.
Rzuciłamwniegorękopisem.
Obracającsię,kątemokazobaczyłamunoszącąsiękartkę.
–Hannah–warknął.RzuciłsięnaodlatującykuDenverwydruk.
Wróciłamdomieszkaniaizamknęłamsięwsypialni.
Dupekniechśpinakanapie.Znów.Cholera,potrzebujemywiększegomieszkania.
Odpaliłam laptop i usiadłam na łóżku, kipiąc ze złości. Spodziewałam się, że Matt ruszy za mną i
będziedobijałsiędodrzwi,leczwdomupanowałacisza.
Boże,jakionbywairytujący.Alenieżartowałam;publikacjaniepodlegaładyskusji.
Słuchałam głośnej muzyki (Eminem), zeskoczyłam z łóżka i chodziłam po sypialni. Wreszcie
otworzyłamGmailiwysłałamMattowie-mail.Oddychajgłęboko…
Temat:Ultimatum
Nadawca:HannahCatalano
Data:poniedziałek,30czerwca2014
Godzina:17:11
Matt,
Niewiem,jakmamterazztobąrozmawiać.Zachowujeszsięjakszaleniec.AbsolutnieNIEMOŻESZ
opublikować Dotknięcia Świtu. Twoja ciotka i tak mnie nienawidzi. Jak według ciebie wszyscy
zareagują, kiedy dowiedzą się, że pomogłam ci zaplanować i wprowadzić w życie upozorowanie
śmierci?
Czychcesz,żebyludziemnieznienawidzili?
I nie mów mi, że pomyślą, że to tylko fikcja, ponieważ to nieprawda. I nie WAŻ się porównywać
Dotknięcia Nocy do Dotknięcia Świtu. To dwie różne sprawy. Tutaj stawką jest moja reputacja i
reputacja Nate’a. Książka przestawia mnie jako narkomankę, która zabawiła się z twoim bratem. Jako
osobę, która pozwoliła ci zaryzykować życie. Musiałbyś być naprawdę bezduszny, żeby choć
POMYŚLEĆoopublikowaniuksiążki.
W każdym razie doskonale wiem, że nie mogę cię powstrzymać od zrobienia czegoś, czego chcesz.
Zawsze robisz to, co chcesz. Jesteś rozpieszczonym bachorem, wiesz o tym? Złoty chłopak o zielonych
oczach.Czasaminaprawdętrudnociękochać.
JeślizdecydujeszsięopublikowaćDotknięcieŚwitu,znajdzieszsięnarównipochyłej,żebywszystko
spieprzyć,ajaskończęiopublikujęSWOJĄwersjęhistorii.Okozaoko.
Hannah
PSMiłegospanianakanapie.Najwyraźniejprzydałbysięnamwiększydom.
PPSRzućpalenie.Tomójnowywarunek.
Załącznik:BEZTYTUŁU.doc
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
18.Matt
U
siadłem w gabinecie, czytając pierwszy rozdział historii Hannah. Jej historii, jak to powiedziała.
Uśmiechnąłemsięipokręciłemgłową.
Hm, moja ptaszyna ma własną wersję wydarzeń… Urocze. Czy powinienem czuć się zagrożony?
Biednadziewczynaniemażadnychargumentów.
Napisałazaledwiejedenrozdziałswojejhistorii.OpisywałnaszwystępwDenverBuzz,jejniepokój
związanyzpropozycjąślubuinasząkłótnię,kiedynakryłamnienaszukaniudomu.
Przejrzałem tekst, wspominając wydarzenia z przeszłości, aż doszedłem do słów, które mnie
zaskoczyły.Uśmiechnatychmiastzniknąłzmoichust.
„Mojapotrzebabyciamatką”,napisałaHannah,„byłarównazeru”.
–Cododiabła?–mruknąłem.Spojrzałemnawcześniejszezdaniaizacząłemjedokładniejczytać.
Jasnacholera.Mattchciałmiećdzieci?
Jeszczerazprzeczytałemrozdział.Ijeszczejeden.Chciałemdowiedziećsięwięcej,alenicwięcejnie
było.
Kliknąłem w jej pliku i wstawiłem podział strony. Z mętlikiem w głowie wpatrywałem się w pustą
stronę.Pochwilinajejśrodkunapisałem„Rozdział2,Matt”izacząłempisać.
„NabiurkuMike’astałozdjęciejegorodziny…”
Trzygodzinypóźniejskończyłemswójrozdział.Poprawiłemgoiodpowiedziałemnae-mailHannah.
Temat:Warunki,ultimatum,lwy,tygrysy,niedźwiedzie…icojeszcze?
Nadawca:MatthewR.SkyJr.
Data:poniedziałek,30czerwca2014
Godzina:21:10
Kochanaptaszyno,
„Piszdo mnie”. Czyto nie byłjeden z twoich warunków?Chyba tak. Ijeszcze „weźmy ślub”, „zero
kłamstw”i„chodźdoterapeuty”.
Mamzamiarspełnićtewszystkieżądania.Dodałemdonich„rzucićpalenie”.Staramsię.Wieszto…
Kiedy skończysz swoją historię (kiedy razem ją skończymy?), zrozumiesz ból tworzenia książki.
Zrozumiesz, co czuję w związku z Dotknięciem Świtu. Nie chcę go opublikować, żeby cię zranić. W
zasadzienierozumiem,skąduciebietakiepodejście.
Od pewnego czasu wiedziałaś, że chcę je wydać. Czy dopiero teraz olśniło cię, jakie będą
konsekwencje?
WkażdymraziezorganizujęspotkaniezPamiwetrójkęwszystkoomówimy.Cootymsądzisz?
Kochamcię,
Twojanocnasowa,dyplomowanyrozpieszczonybachorizłotychłopak
PSOczywiście,żepotrzebujemywiększegodomu.Mówiłemci…
Załącznik:BRAKNAZWY.doc
Kursorunosiłsięnadprzyciskiem„Wyślij”.
W drugim rozdziale, moim uzupełnieniu historii Hannah, o który nie prosiła, opisałem spotkanie z
Mikiem,podczasktóregodałmiCzarnąKsięgęNiecodziennychPragnień.
RozdziałzakończyłemsłowemEKSHIBICJONIZM.
Możetaopowieśćbędzienajłatwiejszymsposobem,żebypowiedziećHannahowszystkim.
Zerknąłemnazegarek.Podziewiątej.Możejeszczenieśpi.
–Pieprzyćto.
Nacisnąłem„Wyślij”,odsunąłemsięodbiurkaizniezadowoleniemspojrzałemnaUlicę w Wenecji.
Obrazniedawałmispokoju.Wyjąłemmałestrzałkizszufladyizacząłemrzucaćwtarczęzawieszonąna
ścianie.Jednatrafiłamiędzypodwójneokręgi,kolejnapozanie.
Zazwyczajmiałemlepszegocela.
Dziśniemogłemsięskupić.
BrakdziecizHannah.Brakrodziny.
Zwyczajnieniebyłemgotowynatęrozmowę,niemówiącoakceptacjijejdecyzji,więcpostanowiłem
zignorowaćtękwestię.
Czekałemdziesięćminutwgabinecie,spodziewającsiępukaniadodrzwi.Nieprzyszła.Wyszedłem
nakorytarz.Przystanąłemprzysypialniizacząłemnasłuchiwać.Spoddrzwiniedochodziłoświatło.W
pokojupanowałacisza.
Ogarnęła mnie niecierpliwość. Wcisnąłem kartę kredytową między drzwi a framugę. Zamek kliknął.
Drzwisięotworzyłynaoścież.
Hannah siedziała w ciemności na łóżku z MacBookiem przed sobą. Ekran delikatnie oświetlał jej
twarz.
Niezdziwiłasię,alespojrzałanamnieuważnie.
Usiłowałemodczytaćjejspojrzenie.
Cisza.
Sytuacjapatowa.
–Przyszedłempośpiwór–skłamałem.–Kanapajestzakrótka.
–Dobrze.
– I przestań zamykać drzwi na klucz. – Podszedłem do szafy i zapaliłem światło. Może jeszcze nie
przeczytałamojegoe-maila.Możeprzeczytałaizastanawiałasię,jakodemnieuciec.Wziąłemśpiwóri
powoli zacząłem go ściskać niczym kulkę antystresową. Jak mógłbym przedłużyć swoją obecność w
sypialni? Przesunąłem kilka pudeł na buty, szukając… sam nie wiem czego. Latarki. Słów, które
pomogłyby mi pogodzić się z nią. Pod pudłem z zimowymi ubraniami Hannah znalazłem duże, płaskie
opakowanie przewiązane czarną wstążką. Na małej karteczce dołączonej do pudełka napisane było:
„Matt”.
Wyciągnąłemopakowaniezszafy.
–Coto?–Potrzasnąłempudełkiem.
Nieoczekiwanie Hannah zeskoczyła z łóżka i chwyciła pudełko. Ścisnąłem mocniej róg opakowania,
główniepoto,żebyutrzymaćjąbliskosiebie.Przezchwilękażdeznasciągnęłowswojąstronę.Jasię
szerokouśmiechałem,arozdrażnionaHannahszarpałapudłozcałejsiły.
–Jesteśdziśzadziorna–zaśmiałemsię.
Wyjąłempudełkozjejrąkipodniosłemdosufitu.Uniosłembrew.Nawetniechciałaspróbowaćgo
dosięgnąć.Szkoda…byłobytourocze.
–Toprezent.Aleniechcęcigojeszczedać.Oddajmito.
–Poprośładnie,aoddam–uśmiechnąłemsię.
–Matt…–Zjejgłosuemanowałagroźba.
–Wtakimraziedajsięprzytulićiniebędępytałopudełko.Ijeoddam.
Spojrzałaniezadowolona,aleskinęła.Rzuciłempudłonanaszełóżko.Cośwemniepękło.Upuściłem
śpiwóriprzyciągnąłemjąwramiona.
Hannahmiałanasobiemiękkieszortyibluzkę.Miodowyzapachunosiłsięzjejwłosów.Zatopiłem
noswjejlokachiwestchnąłem.Zacząłemwędrowaćrękamipojejciele.
–Niekażmispaćwsalonie.Tęsknięzatobą…
Wcisnąłemjejszortymiędzynogiiobjąłempośladki.Zadrżała,jednąrękęoparłanamoimbiodrze.
Gdybyśmytylkomogliporozmawiać,naprawiłbymwszystko.Hannahniechciałamoichdzieci.Tobył
problem.Rozwiązałbymgo.IbyławściekłaoDotknięcieŚwitu.Toteżbymrozwiązał.
–Hannah…
–Wyjdź–odpowiedziała.
Obudziłmnietrzaskwyjściowychdrzwi.
–Ptaszyno–mruknąłem.Chciałemusiąść,aletkwiłemwśpiworze.–Jasnacholera.
Ramionamniebolały.Plecymiałemsztywne.
Wygramoliłemsięześpiworaipoczłapałemdokuchni.
Hannah wymknęła się do pracy, nie budząc mnie. Pewnie nawet nie zjadła śniadania. Zmarszczyłem
czoło,wpatrującsięwdrzwi.
Chybapokłóciliśmysięnapoważnie?
Wczoraj mnie zdenerwowała, a ja ją. Potem wpadłem do sypialni na pojednawczy seks (a
przynajmniejrozmowę),aonaznówmniewyrzuciła.
Kiedyostatnirazsiępieprzyliśmy?
NapisałemSMS„Potrzebujęseksu”iskasowałemgo.Głupibyłem.
–Dorośnij,docholery–mruknąłem.Mimotojakiśokropnygłoswmojejgłowieostrzegałmnie,żepo
ślubie dopiero się zacznie. Ciche dni, podchody. Wcześniej Hannah nie wyrzucała mnie z sypialni. A
teraz,gdymajużpierścioneknapalcu,zrobiłatodwarazy.Jaoczywiściebyłemposłusznyjakpiesek.
Codalej?
Jutroobudzęsięiokażesię,żejestemjednymztychkolesi,którymżonarobilaskęrazdorokuzokazji
urodzin.
Wzdrygnąłemsię.
Poranna kawa nie miała smaku. Zrezygnowałem z biegania i zacząłem krążyć po mieszkaniu w
poszukiwaniuwiadomościodHannah,alenapróżno.Ukryłaprezentiposłałanaszełóżko.Wróciłemdo
gabinetu, żeby sprawdzić pocztę. Mój nastrój poprawił się, kiedy zobaczyłem nową wiadomość od
Hannah.
Temat:Kampingwsalonie
Nadawca:HannahCatalano
Data:wtorek,1lipca2014
Godzina:6:50
KochanyMatcie,
Przepraszam, że wczoraj wyrzuciłam cię z sypialni. Potrzebowałam czasu… żeby pomyśleć.
Ekshibicjonizm?Mamwielepytań.Chcęwiedziećwięcej.Niebojęsię;jestemciekawa.Naprawdęmasz
dziennik?
Przepraszam także, że wściekłam się o Dotknięcie Świtu. Musisz zrozumieć, że wysyłając powieść
Pam bez poinformowania mnie o tym, postawiłeś mnie w niezręcznej sytuacji. (Tak, jestem otwarta na
spotkanieznią.Jasiętymzajmę.)
Załączam rozdział 3. Oskarżyłam cię o kradzież mojej historii, ale przecież to zawsze była nasza
historia.Niechbędziejaknajlepsza.Tyniąjesteś,Matt.
Kocham,
Władczaptaszyna
PSJestemgotowakupićdom,jaktylkotybędzieszgotowy.
PPSWyśliznęłamsięzsypialni,żebypocałowaćcięnadobranoc.Spałeśjakzabity.
Załączniki(2):BRAKNAZWY.doc
TYGRYS.JPG
Otworzyłemzdjęciezzałącznika.
Przedstawiało mnie śpiącego na podłodze salonu. Połowa ciała wystawała ze śpiwora. Moje nagie
ramionaiplecyleżałynadywanie.Tygrys?Odpisałemnajeje-mailbezczytaniarozdziału.
Temat:Ryk
Nadawca:MatthewR.Sky,Jr.
Data:wtorek,1lipca2014
Godzina:8:39
Tygrys,mówisz?
Radosnegolipca,kochanie.MaszcośprzeciwkopowtórcezzeszłorocznegoŚwiętaNiepodległości?
Mammiłewspomnienia…iniemówięofajerwerkach.
Niemogęsiędoczekać,żebyprzeczytaćtwójrozdział.Stęskniłemsięzawspólnympisaniem.
Matt
PSPoszukamagentanieruchomości.
PPSPotrzebujęseksu.
Napisałemtrzeciepostscriptum:
Przyokazjibrakdziecinieodwołujezaręczyn,aleczyjesteśpewna?
Kursormigotałstałymtempem.Prychnąłem.
Nieodwołujezaręczyn?Kogooszukiwałem?
Sama myśl, że Hannah nie chce rodziny, przeszywała mnie bólem. Wykasowałem ostatnie
postscriptum, wysłałem e-mail, a potem otworzyłem w Wordzie plik Hannah. Rozdział 3. Ciekawe, o
czymtymrazemnapisze.Pragnąłempoznaćjejmyśli.
Rozdziałzaczynałsięod…jejprzerwynalunch?!
Tamtego dnia spotkała nieznajomą… siedziała z nią przy jednym stoliku w śródziemnomorskiej
restauracyjce.
Napiąłemmięśnie.
Hannah opisała nieznajomą jako ładną, drobną kobietę z jasnobrązowymi włosami… prostymi,
zadbanymiwłosamidoramion…owysportowanejsylwetce.
Niemusiałemczytaćdalej,choćtozrobiłem.Kobietatwierdziła,żejejprzyjaciółkakiedyśsięzemną
umawiała.Rzuciłaniepokojącąuwagę.„Naprawdękręcągotedziwnerzeczy?”
Gdy skończyłem czytać, pozwoliłem, żeby przelały się przeze mnie: złość, paranoja, lekkie
rozbawienieipodziw.Iinneuczucia.Mroczniejsze.
Iletajemnicmieliśmyprzedsobą?
Wyszedłemzkomórkąnabalkoniwypaliłempółpapierosa.
Wybrałemnumer,któryznałemnapamięć.
–Matt!–Odebrała,wstrzymującoddech.
–Bethany–powiedziałem.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
19.Hannah
M
ójcelnadzisiaj:nieobgryźćwszystkichpaznokci,czekającnaodpowiedźMatta.
Pozatym:byćwzględnieproduktywnawpracy.
Dochodziłapierwszapopołudniu.Mattmógłprzeczytaćmójrozdziałzdziesięćrazyiwciążsięnie
odzywał.Cholera.
Nastawiłambudziknapiątąrano,żebypopracowaćnadrozdziałem3.Mattnaprawdęzaskoczyłmnie
wrozdziale2:ekshibicjonizm,istnieniedziennikaterapeutycznego.Opisujewnimrzeczy,którychonim
nie wiedziałam. Postanowiłam wziąć z niego przykład i też go zaskoczyć: Katie, nieznajoma, która
podsuwa niepokojące podejrzenia o Matcie. Podejrzenia, które wydają się coraz bardziej
prawdopodobne…
Rozmasowałamtwarz.Czysięprzestraszył?CzyznałKatie?Możebyłnamniezły?Icozwyznaniami
zrozdziału1,wktórymnapisałam,żenigdyniechciałambyćmatką?Mattnieodniósłsiętotejkwestii.
Jegoe-mailebyłylekkieizabawne.
Czytęskniłzamną?
WysłałammuSMS.
„Wszystkowporządku?Martwięsię.Cosądziszorozdziale?”
Zeroodpowiedzi.
RuszyłamwkierunkugabinetuPam,symboliczniepukającweframugę.
–Hannah.–Spojrzałanamnieznadkomputera.
–ChcemyzMattemprzedyskutowaćztobąkwestięzwiązanązDotknięciemŚwitu.Czy…
–Jużdzwoniłwtejsprawie.My…
–Dzwonił?!–Spojrzałamgniewnie.CholernyMatt!
–Notak.–Pamznówwpatrywałasięwkomputer.–Chciał,żebympoleciłamuagentanieruchomości.
Znamkilkudobrych.Ospotkaniuwspomniałmimochodem.Umówiliśmysięnaczwartekrano.
–Doskonale…otymwłaśniechciałamporozmawiać.–Powlekłamsiędoswojegobiurka.
Cudownie. Matt był zbyt… zajęty? zły?… żeby napisać mi SMS czy e-mail, ale znalazł czas, żeby
spokojnieporozmawiaćzPamoagentachnieruchomościiustalićspotkanie.Znówprzezniegowyszłam
naidiotkę.
Ztrudemdoczekałamkońcapracy,apotemszybkowróciłamdomieszkania.
Mattsiedziałnakanapieioglądałfutbol.Wyłączyłtelewizor,jaktylkozamknęłamzasobądrzwi,ale
sięnieporuszył.Wpatrywałamsięjegokark.
Dlaczegonagleogarnąłmniestrach?
–Cześć–szepnęłamiobeszłamkanapę.
Zerknąłnamójstrój:bladoróżowąbluzkę,którąwłożyłamwbeżowąspódnicęzbaskiną,orazszpilki
zwyciętymipalcami.
–Tęskniłemzatobąrano.
–Notak…wymknęłamsię…
–Zauważyłem.
–Przepraszam.–Potarłamkark.–Miałamdużonagłowie.
–Niewątpię.–Zmarszczyłczołoipołożyłdłonienakolanach,wpatrującsięwpodłogę.Naglewstałi
zniknąłwkorytarzu,bypojawićsięchwilępóźniejzczarnymzeszytemnaspirali.Czytotenzeszyt?
–Pytałaś,czynaprawdęmamdziennik–powiedział.–DlaMike’a.Tak,mam.
–Och…–Wpatrywałamsięwzeszyt.
Mattpodszedłdomniebliżej,ażpraktycznienamniesięzatrzymał.Tabliskośćbyłacudowna.Jego
zapach,jegociało,jegopłonącywzrok…kompletniewytrąciłymniezrównowagi.
–Proszę–powiedział,podającmizeszyt.
Chwyciłamzaróg.Niechciałgopuścić.Cholerka,brzmiałoznajomo.Wczorajprzezdobrepięćminut
siłowaliśmysięzpudełkiem,któreskrywałobicz.
Wtedybyłamwściekła,aonbezczelny,aledziś?Mattniespuszczałzemniewzroku,jegospojrzenie
wyrażałojednocześniezarównopożądanie,jakibezbronność.
–Śmiało–szepnął.Puściłzeszyt,ajawpadłamznimnaścianę.–Przeczytaj.
–Teraz?–Przełknęłamślinę.–Trochę…mnieonieśmielasz.
–Tak.–Przycisnąłmojeramiędościanyiobjąłpoliczekchłodnądłonią.Mojatwarzmusiałapłonąć.
–Przeczytajgoterazzemnąalbonieczytajwogóle.
–Okej.Pozwól,że…–Zrzuciłamtorebkęzramienia.Zgłośnymhukiemwylądowałanapodłodze.
–Pociszsię,ptaszyno.–Skarciłmnieswoimpożądliwymwzrokiem.
O… Boże. Mój niepokój zawsze podniecał i denerwował Matta. Do diabła, mój niepokój zawsze
działałnamniepodobnie.
–Jest…gorąco.–Mojapierśunosiłasięiopadała,kiedyusiłowałamuspokoićbicieserca.
–Lepiej?–Jednąrękąrozpiąłtrzygórneguzikimojejbluzki.Chłodnepowietrzeowiałomojeciało,a
palceMattawsunęłysięwrowekmiędzymoimipiersiami.
–Matt.–Wstrzymałamoddech.
–Czytaj–powiedział–zanimzmienięzdanie.
SłodkiJezu…Otworzyłamdziennik.Mojetętnobiłowwariackimtempie,amyślilatałyjakoszalałe.
Pierwszywpis:ekshibicjonizm.Mattprzygryzłmiseczkęstanika,nacozadrżałam.Zaczęłamprzeglądać
tekst.
Potężnepożądaniepulsowałomiędzymoiminogami.
Chcęjąpieprzyćnaoczachinnych…Chcępokazaćjąniczymswojąwłasność…
Szokidziwnarozkoszkazałymizacisnąćuda.
Chcęprzeobrazićnaszeintymnechwilewspektakl…potrzebujętego.Dlaczego?
Przewróciłam kartkę. Matt wsunął rękę między moje zaciśnięte nogi. Jęknęłam, kiedy dotknął moich
stringów.Byłymokre.
Wiedziałam,żeMattjestperwersyjny,aleniemiałampojęciajakbardzo.
UwielbiampatrzećnaHannah,kiedyczerwienieje.Chcęzobaczyćjąuwiązanąnasmyczy.
Ból.Przyjemność.Wstyd.Chcęwyładowaćzłośćnajejboskimciele…
Wciążjejpragnę.
–Wciążmniepragniesz–wydyszałam,wyginającciałowłuk.Wypuściłamzeszytzrąk.
–Tak–syknął.
Znałamdouczucie.Kiedysięniekłóciliśmy,aczasamitakżepodczaskłótni,pożądałamjegociała.Na
jego widok, bez względu na to, czy miał na sobie ręcznik, ubrania sportowe, czy dżinsy i koszulkę,
zaczynałomniemrowićwpodbrzuszu.Awidokjegonagiegociała?Jęknęłamnasamąmyśl.
– Cholernie mnie podniecasz – powiedział. Przycisnął moje ciało do ściany, a jego naprężony fiut
musnąłmójbrzuch.
– Matt, ja… – Odsunęłam się od niego. Cholera, chciałam znów znaleźć się między jego twardym
ciałemaścianą.–Zaraz…wrócę.Chcęcicośpokazać.
Zsunęłam buty i pomknęłam do sypialni. Bądź odważna. Bądź śmiała. Potem zastanowię się nad
perwersjąMattaitym,jakbardzomniepociągała.Ateraz(zszafywyjęłamczarnepudełko)chciałam,
żebyzobaczył,żechcęspróbowaćnowychrzeczyito,jakbardzomuufam…
Kiedywróciłamdosalonu,Mattniemiałnasobiekoszuli.Omalsiępotknęłamnajegowidok.Jego
luźnebiałespodniesportowezjeżdżałyzopalonejskóry.Jegopodnieceniebyło…widoczne.
IwreszcieMattnieroześmiałsię,kiedynakryłmnienawpatrywaniusięwsiebie.
Chce, żebym patrzyła, przypomniałam sobie. Nabrałam powietrza i ignorując zażenowanie,
wpatrywałamsięwniego.Tomójprzyszłymąż.Mogępodziwiaćjego…ciało.Acotozaciało…
– Znowu to – powiedział, biorąc ode mnie pudełko. Z niecierpliwością zdjął wstążkę i podniósł
wieczko.Naaksamitnymmaterialeukazałsięzwiniętybicz.Mattprzechyliłgłowęizerknąłnamnie.–
Jesteśblada.
–I?–Wzruszyłamramionami.
Chwyciłbicz,upuszczającpudełko.Drugąrękąuniósłmójpodbródek.Mojeoczysięrozszerzyły,aw
ustachmizaschło.
–Poprostustwierdzamfakt,ptaszyno.
Przesunął zwiniętym biczem wzdłuż mojego gardła. Przełknęłam ślinę. Wsunął go między piersi,
wpatrywał się we mnie przez chwilę, a następnie odpiął kolejny guzik, odkrywając mój koronkowy
stanik.
Pieściłbiczemmojenabrzmiałepiersi.Sznurbył…nieprzyjemnyiostrywdotyku.
Zadrżałam.
Mattnaglesięodsunął.Rozwinąłbicziobserwował,jakjegokońcówkadotykapodłogi.
–Niemamzielonegopojęcia–powiedział–dlaczego…mitodajesz.
Jegozmrużoneoczyspoczęłynamnie.
Przez cholerną Katie! Jednak nie mogłam tego powiedzieć. Jeszcze nie. Zepsułabym chwilę. Bo ta
chwilabyławyjątkowa,prawda?Zeszyt…bicz…
Niewiedziałam,copowiedzieć.
– Chyba że tego właśnie pragniesz. – Powoli przesunął dłonią po biczu. Skupiłam się na długich
palcach i silnych rękach, które sprawnie poruszały się po splecionym sznurze. – Chodź. – Ruszył w
kierunkugabinetu.Wułamkusekundyposzłamzanim,wpatrującsięwjegoplecyi…tyłek.
Jasnacholera,podnieciłmnie,oczympewniewiedział.
–Mojaciotkaiwujekprzezkilkalatmielistajnię.Hodowalikoniefryzyjskie.Znasztęrasę?–Wszedł
dogabinetuistanąłwpobliżudrzwi.
–Nie–odpowiedziałamcichymgłosem.
– Mhm. Nieważne. Ciotka Ella zapisała nas na lekcje jeździectwa. Była naprawdę zdeterminowana,
żeby wychować nas na ludzi renesansu… – Wędrował pytającym wzrokiem się po suficie, ścianie i
podłodze. Co do cholery robił? – W stodole zawsze wisiały bicze. Kiedyś z Sethem zakradaliśmy się
tam,żebyjewypróbować.
Sprawdziłwagębicza,przesuwającnimpopodłodze.
–Jednazmoichbyłychlubiłatakierzeczy–dodał.–Bicze,niekonie.
–Bethany?–szepnęłam.
–Nie,zniąniebawiłemsięwtensposób.–Obserwowałmnieuważnie.–Nieto,żebyniechciała.
Kiedyśpopełniłembłąd,opowiadającjej,corobiłemzinnymipartnerkami.Nalegałanato,niedawała
mispokoju,aleniechciałemtegoznią.
– Dlaczego… dlaczego nie chciałeś? – Nie potrafiłam ukryć zaskoczenia. To Bethany nalegała na
perwersyjny seks? Katie albo kłamała, albo miała złe informacje. Panika zmieniła się w zażenowanie.
Cholera. Teraz ja nalegałam na perwersyjny seks, dając Mattowi bicz, a wszystko z powodu głupiej
uwagiodnieznajomej.
Hannah,tyidiotko!
PrzecieżMattniewspominałwswoimczarnymzeszycieobiczu.
Cholera,cholera,cholera.Więzy,tak.Szpicruty,tak.Zatyczki,ból,kara,wstyd.Aleniebicze.
–Chcętegoztobą–powiedział.
Szczękamiopadła.
Zanimzdołałamcokolwiekwydusićzsiebie…popchnąłmniewkierunkukorytarza.
–Stańtam.–Uśmiechnąłsiędomniejakmałychłopiec.–Patrznastrzałki.
Strzałki? Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałam słowa Matta. Tarcza do gry w strzałki. W jego
gabinecie.Spojrzałamnanią.Dwiestrzałkiwystawałyztarczy.
Mattsięzamachnął.Gdybiczznalazłsięwpowietrzu,głośnydźwiękrozniósłsiępopomieszczeniu.
Krzyknęłamipodskoczyłam.Kiedyotworzyłamoczy,Mattwpatrywałsięwemnie.
– Nie widziałaś – rzucił. Wskazał na podłogę. Jedna ze strzałek leżała na drewnianym panelu. –
Odgłosjestgorszyniżdotyk.Aprzynajmniejtaksłyszałem.–Ponownie,cierpliwieuniósłbicz.–Zakryj
uszyipatrz–powiedział.
Zrobiłam,cokazał.
Zawsze wyobrażałam sobie, że uderzenie biczem jest szybkie, niedbałe i brutalne, ale skórzany szur
stanowił eleganckie przedłużenie ręki Matta. Uformował helisę w powietrzu, przemknął i uderzył w
strzałkę wystającą z tarczy. Matt uśmiechnął się do mnie. Odkryłam uszy i szeroko się do niego
uśmiechnęłam.Boże,tobyłotaksłodkieitak…
Uniósłbrew.
–Wporządku?
–Tak.–Podwinęłampalcestóp.–Wyglądasznaprawdępodniecającozbiczemwręku.
– Naprawdę? – Jego cień padł na mnie. Odrobina przerażenia w rozkoszy. Miałam ochotę uciec, co
pewniebymusięspodobało.–Ufaszmi?
Skinęłam.
Wziąłmniezarękęizaprowadziłdosalonu.
–Niezdejmujspódnicy.–Mattustawiłmnieprzyścianie.Podniósłmojewłosyipocałowałwkark.–
Rozepnijjątylko,takżebyśmogławsunąćrękęibawićsięswojąłechtaczką.
Zrobiłam, co powiedział, choć z pewnym wahaniem. Pożądanie zmieszane ze strachem spowolniło
komendywysyłaneprzezmójumysłdorąk.
Dobrzezrobiłaś.Odgłosjestgorszyniżdotyk.Aprzynajmniejtaksłyszałem.SłowaMattaniedokońca
mnieuspokoiły.Zerknęłamprzezramię.
– Czyli… – Wsunęłam rękę pod spódnicę, w stringi, i zadrżałam. – Czyli nigdy nie… oberwałeś
biczem?
Przysunąłsiędomoichplecówityłka.Poczułamjegonaprężonypenis.
– Każdy, kto potrafi zrzucić strzałkę z tarczy – jego szept rozpalił mnie – zranił się wielokrotnie w
trakcieprób.Praktykaczynimistrza,ptaszyno.
Wyobraziłam sobie młodszego Matta stojącego na polu i strzelającego z bicza. Jasna cholera, umiał
jeździć na koniu? Ta nowa informacja w połączeniu z perwersyjnym dziennikiem niezwykle mnie
podnieciła.Jęknęłam,kiedyprzesunęłampalcempołechtaczce.
– Grzeczna dziewczynka. Nie przestawaj. – Spiął ciało, jakby chciał się odsunąć, ale objął mój
policzekiwestchnąłprzywargach.–Hannah,czujesz,jaktwardyjestemdziękitobie?
Objęłamwargamijegopaleciskinęłam,ssącgodelikatnie.
– Cholera – jęknął. Och, jak uwielbiałam ten dźwięk. Matt się odsunął. Zamknęłam oczy. Ogarnęło
mnie lekkie zdenerwowanie. – Powiedz, kiedy mam przestać – powiedział. Jego głos się zmienił.
Beztroskę zastąpiło opanowanie. Strach kazał mi mieć zamknięte oczy, ale tęskniłam za widokiem jego
podnieconegociałatrzymającegoczarnybicz.
Oczamiwyobraźniwidziałam,jakjestpiękny.
Trzask!
Krzyknęłam, bardziej z zaskoczenia niż bólu. Stopniowo zaczęłam odczuwać kłucie na pośladkach,
stępionemateriałemspódnicy.
–Ach–wydyszałam.Pożądanieipodniecanieprzelałosięprzezemnie.
Naprawdę to robiliśmy. Matt chłostał mnie i nie miało to nic wspólnego z makabrycznymi
wyobrażeniamiokrzykachiczerwonychśladachnaskórze.
Nie,tobyło…podniecające.
Wsunęłamdrugąrękępodspódnicęizaczęłamwkładaćwsiebiepalec.
Matt jęknął w uznaniu. Zakołysałam tyłkiem w jego kierunku, mówiąc mu, że chcę więcej. Kolejny
głośnydźwięk,apotemból.
Grzmot i błyskawica. Błyskawica i grzmot. Wstrzymałam oddech. Wilgotne pożądanie zaczęło się
sączyćnamojepalce.
Jeszczejedentrzask,leczbezbólu.
–Droczyszsię–wydyszałam.
–Pragniesztego–mruknął.
Wodpowiedzizsunęłamspódnicę.Opadławokółmoichkostek.
Matt się nie wahał. Bicz trzasnął. Przesuwałam ręką po łechtaczce, rozkoszując się płonącym
doznaniemnapośladkach.
Brutalnanamiętność,októrejpisałMattwswoimdzienniku.
O,tak,zcałychsiłbyłamzatym.
Mojenogizadrżałyistarałamsięzachowaćrównowagę.
–Zarazdojdę–wydyszałam.
Usłyszałam,jakbiczznówuderzyłopodłogę.
–Niebezemnie.–Zwinnymruchempodszedłdomnieiprzycisnąłmojeciałodościany,odsuwając
palcami moje stringi. Coś mnie wypełniło, ale to nie był… on. Zaskoczona otworzyłam oczy. Cholera,
rękojeśćbiczaznajdowałasięgłębokowemnie.
UstaMattachwyciłymnie.Jęknęłamiprzygryzłamjegowargę.Pieprzyłmniesztywnymzakończeniem
bicza. Nie miałam innego wyjścia niż dojść, a kiedy to zrobiłam, wyjął rękojeść i wszedł we mnie,
doprowadzającnasobojedonieziemskiejrozkoszy.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
20.Matt
H
annah leżała na podłodze z głową na moich kolanach. Siedziałem przy ścianie. W pobliżu leżał
zwiniętybicz.
Ciszajakmakiemzasiał.
Wyglądałataksłodko.Nogimiałaprzysuniętedopiersi,ajejcudownatwarzleżałanamoichudach.
Trzyjasnoczerwoneśladyzdobiłyjejpośladki.
– Chciałbym nosić cię na zewnątrz na rękach. – Pogładziłem ją po włosach. – W samej bluzce i
stringach.
Otworzyłaoczy,którezalśniływciemnympokoju.
Miałapotężnąmocnademną,gdypatrzyłatymioczami.
– Kupmy dom, to będziesz mógł to zrobić – powiedziała. Wpatrywałem się w jej usta, jej wydatne
wargi i różowy język. Schyliłem się, żeby ją pocałować. Poruszyła się. Zarzuciła ręce na moją szyję i
uniosłasięnadpodłogą.
–Byłaśczarownicąwpoprzednimżyciu?–Przysunąłemswojeczołodojej.–Ptasiączarownicą.
Zachichotałaiprzyciągnęłamniedosiebie.Leżeliśmynapodłodze,tulącsięwzajemnie.Nicsięnie
zmieniłopotym,jakujawniłemswójdziennik.Czułemszczęściewpołowiezmieszanezulgą.
WszystkodziękiHannah.
Pocałowałemjejszyjęiowinąłemnogęwokółjejciała.
–Chcęwziąćztobąślub–powiedziałem.Poczułem,żejejsercezaczęłoszybciejbić.Czynaprawdę
możemytakżyćdokońcanaszychdni?Pokilkuminutachwstaliśmyisięprzeciągnęliśmy.Wziąłembiczi
uśmiechnąłemsiędoniej,zerkającnarękojeść.–Będzietrzebajątrochęwyczyścić.
Hannahszturchnęłamojeramię.
–Zboczeniec.
– Ty to powiedziałaś. – Zwinąłem bicz i lekko uderzyłem ją w tyłeczek. – Włóż na siebie coś
seksownego.Mamyzarezerwowanystolikwrestauracji.
–Tak?
– Tak, w Mizunie. Powiedziałem im, że mogą spodziewać się nas około siódmej. No, ale musiałaś
przyjśćzbiczem.
–Ha!–Hannahpodskoczyłanapalcach.Boże,byłatakcholernieurocza.
–Ubrania.–Skierowałemjądosypialni.
Hannahzaczęłasiępowoliszykować.Wybrałabeżoweczółenkaibeżowo-czarnąobcisłąsukienkę.
Szybkowłożyłemnasiebiejasnespodnieiczarnąkoszulęiobserwowałem,jaksięmaluje.
–Pasujemydosiebie.–Spojrzałananaszeubraniaiuśmiechnęłasiędomniewlustrze.
–Mhm.–Stanąłemnadjejramieniem,wpatrującsięwdziesiątkitubek,pojemniczkówibuteleczek.
Jaknadziewczynę,któraprawiesięniemalowała,miaładużokosmetyków.–Jaksięwtymwszystkim
orientujesz?–Wziąłemdorąkjednąztubek.
Wyrwałamijąinałożyłakosmetyknakościpoliczkowe,sprawiając,żezaczęłysiębłyszczeć.
Hm,zagadka.
–Czarodziejskiesztuczki–uśmiechnęłasiędomnie.
Pozwoliłamiwybraćbiżuterię.
Wśródjejrzeczyznalazłemczarnąkoronkowąopaskęnaszyję.
– To – powiedziałem, zawiązując ją. Na jej policzkach pojawiły się intensywne rumieńce. – I to. –
Wokółjejnadgarstkazapiąłembransoletkęzsową,którądałemjejnaBożeNarodzenie.
Kiedyweszliśmydopustejrestauracji,Hannahsięzawahała.
–Jestzamknięta?–Nastolikachzlakierowanegodrewnaniebyłonicpozasztućcamiiodwróconymi
kieliszkami.
Pokręciłemgłową.
–Niemoglibyśmyporozmawiać,gdyby…–Wzruszyłemramionamiizaprowadziłemjądostolikadla
dwojga.–Znamwłaściciela.Przesunęlikilkarezerwacji.
Izaoferowaliklientomzniżki,zaktórezapłacę.
Hannahroześmiałasięiprzewróciłaoczami.
–Jesteśniemożliwy.–Rozłożyłaserwetkę.–Iuroczy.
Kiedy na sali zjawił się uśmiechnięty kelner, zamówiłem dla nas dwojga. Na początek makaron z
seremihomarem,sałatkaichardonnaydlaHannah,anagłównedaniestekipieczonapierśkaczki.
– Podzielimy się. Jadłaś kiedyś kaczkę? – Bawiąc się widelcem, spojrzałem na Hannah. Rozglądała
sięiwierciła.
–Yyy,nie.
– Zasmakuje ci. Ciemne mięso, nawet pierś. – Przesunąłem stopę do przodu, aż dotknąłem jej buta.
Podskoczyła.
–Tyłekcięboli?–mruknąłem.–Kręciszsięnakrześle.
–Matt!
–Noco?–zaśmiałamsię.–Jesteśmysami.
–Notak…–Rozejrzałasiędookoła.
–Krępujecięto?Możemywyjść.
–Nie,nie.Poprostu…todziwne.
Chwyciłemjejdłoń.Ścisnęłamojepalce.Uśmiechnąłemsię,aleszybkospoważniałem.
–Następnymrazem,kiedyktośobcybędziecicośomniemówił–powiedziałem–proszę,powiedz
miotym.
Skuliłasięnaswoimkrześle.
–Nocóż,wsumiecipowiedziałam.
–Tak,wsumie.–Pogłaskałemjejdłonie.–Szczerzemówiąc,jestemzaskoczony,żeniezdarzyłosię
towcześniej.Ludziesąpopieprzeni.Alezasługuję,abywiedzieć,iwolałabymniedowiadywaćsiętego
znaszejwspólnejksiążki,rozumiesz?
Skinęłaiwbiławzrokwswojekolana.
– Nie robię ci wyrzutów. Jestem tak samo winny. Dziennik… – Wzruszyłem ramionami. – Oboje
mieliśmytajemnice.JednaktwojatajemniczatowarzyszkalunchówniebyłakoleżankąBethanyMeres.To
byłaBethanywewłasnejosobie.
Hannahpodskoczyła,uderzająckolanemostolik.
–Co?!
–Zgadzasię.–Chwyciłemjejdłonie.Pozwoliłem,żebyprzetworzyłainformacjęimówiłemdalej.–
Wiedziałemodrazu,kiedyprzeczytałemopis.Jejwłosy,sylwetka.Towystarczyło.Telefonpotwierdził
mojeprzypuszczenia.–Hannahzbladła.–Tak,zadzwoniłemdoniej.Złożyłemjejteżwizytę.
–K…kiedy?Dlaczego?
–Kiedybyłaśwpracy.Iponieważwolęosobiściegrozićludziom.
–Grozić?
–Mhm.
–Matt,dlaczego…–Jejtwarzzrobiłasięznówotonbledsza.–Boże,czujęsięjakidiotka.
– Niepotrzebnie. Wiem, że potrafi być mściwa. Przypomnij sobie, co zrobiła, kiedy ją rzuciłem. –
Zmarszczyłemczołoirozejrzałemsiępopustejrestauracji.GdybyBethanynieujawniłatożsamościM.
Pierce’a, mojej tożsamości, nie musiałbym jeść kolacji z Hannah w odosobnieniu, żeby mieć trochę
spokoju. Bylibyśmy anonimowi w Denver. Nie upozorowałbym własnej śmierci, nie mieszkałbym w
domkuKevinainieopublikowałbymDotknięciaNocy,żebyzbliżyćsiędoHannah.
Naszahistoriabyłabyzupełnieinna.
MożeizasługiwałemnazemstęBethany,aleHannahbyłaniewinna.Ścisnąłemjejdłonieizamknąłem
oczy.
–Rozmawiałaztobąwięcejniżtenjedenraz?
– Kilka razy – szepnęła. Powiedziała mi, że Bethany, która przedstawiła się jako Katie, niechętnie
wyjawiłajejrzekomąprawdęomoichpotrzebachseksualnych.Mojejbrutalności.Hannahwzdrygałasię,
gdytomówiła.
– Chciała zniszczyć nasze zaręczyny. Teraz to rozumiem. Chciała zasiać we mnie wątpliwości, że
pragniesztakichrzeczy.Alboprzestraszyćmnie.
Kelnerzjawiłsięzprzystawkamiinapojami.
–Wypijwino–powiedziałem.
Hannah spełniła moją prośbę, pochłaniając pół kieliszka pod moim wzrokiem. Pocałowałem jej
dłonie.Zacząłemsięzastanawiać,jakbliskoodzepsuciamiszczęśliwegożyciazHannahbyłaBethany.
Co by się stało, gdyby Hannah znalazła mój czarny zeszyt, zanim miałbym szansę wszystko wyjaśnić?
MojewpisywpołączeniuzkłamstwamiBethanybeztrudubyjąodstraszyły…
Zmarszczyłemczołoiprzechyliłemgłowę.
–CzykiedykolwiekwspominałaśBethanyociążyChrissy?AdokładniejoudzialeSetha?
Hannahwpatrywałasięwobrus.
– Nie, ja… – Jej oczy nagle się rozszerzyły. – Czekaj. Była tam tego dnia, kiedy spotkałam się z
Chrissynalunchu,żebyporozmawiaćociąży.RozmawiałyśmyteżoSecie.
Wbiłemwidelecwkawałekhomara.Nokurwa,oczywiście.
Odrazustraciłemapetyt;kawałeksałatkiwłożyłemwustaHannah.
Popiłająwinem.
– Podsłuchiwała. – Oparłem czoło o dłoń. – Ten e-mail, który dostałem w New Jersey… kto inny
wysłałbymicośtakiegoiktoinnybynanimskorzystał?
Siedzieliśmywmilczeniu,rozmyślającnadwściekłościąBethany,którazdawałasięnieznaćgranic.
Zerwałem z nią prawie rok temu, ale najwyraźniej nie pogodziła się z tym. Może mój przesłodzony
występwDenverBuzzrozbudziłjejzłość.Całatagadkaomiłości,małżeństwie…iDotknięciuNocy.Z
naszejnamiętnościzrobiłempublicznyspektakl.Epatowałemnaszymszczęściem.
–Acojeślikomuśotympowie?–Hannahpociągnęłamniezarękaw.–OSecieiChrissy.Niewiem,
ktobyłbyzainteresowany…Tabloidy?Portaleplotkarskie?
Pokręciłemzdecydowaniegłowąprzedewszystkim,żebyuspokoićsamegosiebie.
–Natakiegównianehistoryjkiniebędziechętnych.
–Każdagównianahistoryjkaznajdziechętnych,Matt.Sethjestlideremznanejkapeli.Tyto…ty.Ajai
Chrissyjesteśmysiostrami.Napewnodlakogośbędzietoniezwykleinteresujące.
–Powiedziałemci,żeodwiedziłemBethany.Obiecałemjej,żejeślizrobicośgłupiego,zwrócęsiędo
Shapiro, żeby znalazł na nią haka i oskubał do ostatniego grosza. Wiesz, że grożenie procesem jest
skuteczne.
Hannahzmarszczyłaczoło.Niepotrafiłemuspokoićanijej,anisiebie.Awspółczucie,któreczułemdo
Bethany,zaczęłozmieniaćsięwnienawiść.
Gdyzjawiłysięgłównedania,ledwiespróbowaliśmynaszychartystycznieprzyrządzonychposiłków.
Hannahpiładrugikieliszekwina.
– Chcielibyśmy zobaczyć kartę deserów – oznajmiłem kelnerowi. Pospiesznie się oddalił i wrócił z
kartą.Zerknąłemnakartę.–Dlapanistoutfloat.Dlamnienic.
–Hej,jesteśzbytspięty.–Zaczęłamasowaćmojedłonie.
Gdybymwypiłdwakieliszkiwina,możeniebyłbymtakcholerniespięty.
Skrzywiłemsięnatęmyśl.
–Chciałem,żebyśmymiłospędziliczas–powiedziałem.–Myślałem,żekontrolujęcałątęsytuacjęz
Bethany,aleteraz,kiedywiem,żeonawieoChrissy…
–Terazniemasznadniąkontroli.
–Dobrzeujęte–mruknąłem.
–Alemaszmnie.Inic,cozrobiBethany,nierozdzielinas,zwłaszczateraz,gdyznamyjejgierki.Więc
poprostuspędźmymiłoczas.
Hannah energicznie zajęła się swoim deserem. Obserwowałem ją z brodą opartą o dłoń. Byłem
zanurzonywswoimmrocznymnastroju,alepochwiliprzesunąłemswojekrzesłobliżejniej.Nałożyłem
mascarponenałyżeczkęiwłożyłemjądojejust.Syropbrandyspłynąłpojejbrodzie.Oblizałago,ajają
pocałowałem.
Jejustabyłytaksłodkieitakcudowniemniecałowały.
Ponieważ byliśmy sami, złapałem jej udo i przesunąłem na moje kolano. Jej krótka spódnica
podjechaławgórę,ajejnogamusnęłamojegofiuta.
Roześmialiśmysięiodsunęliśmyodsiebie.
–Nawetjaniepróbowałbymtegotutaj–powiedziałem.–Naszbiednykelnergdzieśsięczai.
–Czaisięwprzerażeniu.
–Słucham?–Oblizałemśmietankęzjejwarg.Znówsięprzytuliliśmy,całującsięiobmacując.
– Byłeś dla niego nieuprzejmy! – zachichotała. Złączyła brwi, żeby udać srogość. – Chcemy – nie
mogła powstrzymać śmiechu, udając męski głos – chcemy zobaczyć kartę deserów! Teraz! Gdzie jest
pieprzonydeser?
Oparłemsięokrzesło,podziwiającrozbawienieHannah…itojakrozświetlałojejtwarz.
– Wiesz, jestem zaskoczona, że perspektywa jednoosobowej widowni cię niepokoi. – Przesunęła
dłoniąposwoimpodbródku.–Gdzieśczytałamcośoekshibicjonizmie…
–Nieteraz.–Spiorunowałemjąwzrokiem.
–Notak,jeszczesięniezgodziłam.
–Jeszcze?
Wzruszyła ramionami i zajęła się swoim deserem. Piękna, psotliwa Hannah… Uśmiechnąłem się do
niej.
–Niemusiszsięzgadzać–powiedziałem.–Wiesz,żenigdytegoniezrobię.
Natychmiastnamniespojrzała.
–Nie?
–Nie.Tocoś,czegochcę…chciałemspróbować,towszystko.–Zmrużyłemoczy.–Ztobą.
Wyobrażenie… myśl, że pokazuję Hannah i rozkoszuję się nią na oczach innych, zawładnęła moim
umysłem.Zacząłempowolioddychać.Cholera…
–Chodźmy–szepnęłamidoucha.–Gorącotu,ajajestempijana.
Zostawałemkelnerowisutynapiwek,cozaaprobowałaHannah.
Trzymając się za ręce, spacerowaliśmy po Denver. Oboje byliśmy nieco pijani. Powiedziałem jej o
Marion,agentcenieruchomości,którąpoleciłaPam.
– Rozmawialiśmy przez telefon i sprawiła wrażenie bardzo kompetentnej osoby. Podałem jej nasz
przedziałcenowyiprzedweekendemmaprzesłaćoferty.
–Ajakijestnaszprzedziałcenowy?–uśmiechnęłasięHannah.–Odmilionado…
–Powiedziałem,żeoddwustupięćdziesięciuwgórę.
–Dwieściepięćdziesiąttysięcy…
–Mhm.Tocenazaprzeciętnydomnaprzedmieściach.Zadowolona?
–Oczywiście.–Objęłamniewpasie.Podniosłemjejdrobneciało.
–Cudowniejestcięuszczęśliwiać–szepnąłemprzyjejwłosach.
Hannah wykorzystała mój dobry nastrój, pytając, czy może zawieźć Chrissy jedzenie, które dla niej
kupiłem.
–Iczekteż–dodała.
–Pewnie.–Wzruszyłemramionami.–Chybatak.Chlebpełnoziarnistyitakokropniesmakuje.
–Kupmypsa,jakbędziemymiećnowydom.–Machałanaszymizłączonymirękamijakdziecko.
– Dobrze – zgodziłem się – ale zero kotów. Nienawidzę kotów. Pies może być, o ile nie będzie
przeszkadzałLaurence’owi.
–Dziewczynkępsaczychłopcapsa?
Wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia. Czy wciąż rozmawialiśmy o psach? Przyspieszyłem kroku,
machającręką.
–On,ona…bezróżnicy.
CzułemnasobiewzrokHannah,aleniechciałemnaniąspojrzeć.
–Matt,ja…
–Proszę,nieteraz.–Dzieci.Chciałemonichporozmawiać,leczterazsiębałemtejrozmowy.Cojeśli
powie,żemaokreślonypoglądwtejkwestiiiżeniezmieniswojejdecyzji?
–Wiem,oczymmyślisz–powiedziałaizatrzymałamnie.Usiedliśmynaławce,obserwującwieczorny
ruchuliczny.–Niejestemgotowa–mówiłaostrożnie.
–Mhm.
–Możenigdyniebędę.
Spojrzałemnanią.TymrazemHannahunikałakontaktuwzrokowego.
Jej słowa kołatały się w mojej głowie. Nigdy. Siedziałem w milczeniu, zaskoczony, jak bardzo
pragnąłem tego, czego ona nie chciała. Małej osóbki stworzonej przez Matta i Hannah. Rodziny. Jasna
cholera…
– Myślałem, że… – zacząłem. – No wiesz, kiedyś w przyszłości chcę… dopiero ostatnio to
zrozumiałem…
–Wsumietojawychowałambrataisiostrę.
–Co?–Zmarszczyłemczoło.
–Dobrzesłyszałeś.Jayjestmłodszyodziewięćlat,aChrissyosześć.Szczerzemówiąc,myślałam,że
tobyłonormalne…dopókinieposzłamdoszkołyśredniejiuświadomiłamsobie,żejednaktoniebyło
normalne.
Wzruszyłaramionami.
–Kiedydorastaliśmy,tatabardzodużopracował,amamamiałaproblemyemocjonalne.Ciałembyła
w domu, ale duchem… niekoniecznie. Kiedy miałam siedem lat, umiałam zmieniać pieluchy. W wieku
dziesięciulatmogłabymzostaćwykwalifikowanąnianią.
–Czytowogólebyłolegalne?
Hannahskinęła.
–Imbyłamstarsza,tymmamabardziejpolegałanamnie.Wracaładodomu,ajakarmiłamdzieciakii
kładłamjedołóżka.Tomnie,aniejąpytali,czymogąwyjśćdokolegów,zjeśćcośprzedobiademczy
obejrzećtelewizję.
–Cholera…
–Nowłaśnie.Kiedyposzłamnastudia,JayiChrissybylijużsamodzielni,amamarozwiązałaswoje
problemy. Zaczęła brać leki, znalazła pracę. Ale między dziesiątym a dziewiętnastym rokiem życia –
Hannahspojrzałanamniepoważnie–musiałambyćdlanichmatką,comisięniepodobało.Niewiem,
czy mając swoje dziecko, czułabym podobnie czy inaczej… olbrzymia odpowiedzialność, całkowita
utratawolności…
–Mhm.–Chwyciłemjejdłonie,któremiałasplecionenakolanach.
Jejtokmyśleniamiałsens.PodobniejakprzemożnachęćchronieniaChrissy.
–Ciążamnieprzeraża–mówiładalej.–Myśl,żecośżywegoznajdziesięwemnie?Tojestdziwne,
bojęsiętego…Powiedzcoś.
–Acomampowiedzieć?–Puściłemjejręce.–Rozumiemcię.
–Naprawdę?Alejesteśzmartwiony.Porozmawiajzemną.
–Niemaoczymrozmawiać.–Wpatrywałemsięprzedsiebie.
–Mamydużodoobgadania.Naprzykład…nowiesz…Jesteśprzeciwnikiemaborcji?–wyrzuciłaz
siebie.
–Co?NaBoganie.Dlaczegopytasz?
– Nie wiem. Może dlatego, że tak zareagowałeś na myśl o aborcji Chrissy. Wiem, że jesteś
chrześcijaninem.
–Otak,zacznijmygeneralizować–warknąłem.
–Dlaczegojesteśtakprzewrażliwionynapunkcieswojejwiary?
– Bo w niewiele rzeczy wierzę – wyrzuciłem z siebie – a tego, co mi zostało, nie powinnaś
wykorzystywać,żebyzrobićzemnienawiedzonegokaznodzieję,okej?Wiarajestosobistąsprawą.
Wysunęładłońzmojej.
–Niewykorzystujęniczegoprzeciwtobie.Niepsujmiłegowieczoru.
ZmarszczyłemczołoispojrzałemnaHannah.Miałarację.Zawsze,kiedywspominałaomojejwierze,
dostawałemszału.
–To…jejwybór–powiedziałem.BotobyłwybórChrissy.ChociażjeśliHannahbyłabywciąży,nie
byłbymtakobojętny.
KiedyśwżartachnazwaliśmysięciociąHannahiwujkiemMattem.
Niebezpieczne żarty. Wtedy wyobraziłem sobie Hannah z siostrzenicą lub siostrzeńcem na kolanach.
Słodkiobraz.Jeślistaniesięniemożliwy,będzietokolejnastratawmoimżyciu.
–Wyglądasznanieszczęśliwego.–Dotknęłamojegopoliczka.–Oczymmyślisz?
–Oniczym–powiedziałem,coostateczniemożeokazaćsięprawdą.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
21.Hannah
W
jechałamzeswoimkrzesłemobrotowymdogabinetuPam,którazasiadałazaswoimbiurkiemniczym
sędzina.Mattsiedziałnaprzeciwniej.
MatttrzymałwydrukDotknięciaŚwitu,którybyłtrochęzniszczonypotym,jakrzuciłamnimwniego
nabalkonie.
Przygryzłamwargę,powstrzymującsięodniestosownegośmiechu.
– Zacznę od stwierdzenia rzeczy oczywistej – oświadczył Matt. – Hannah jest zaniepokojona
publikacjąDotknięciaŚwitu.Tym,jakmożewpłynąćnanaszwizerunek,mojąkarieręitakdalej.
– Uzasadnione obawy – przyznała Pam. – Książka wywoła dużo spekulacji. Twoi przeciwnicy ją
pokochają;dostarczyszimwielupowodów,żebymoglicięnazwaćkłamcą.Twoilojalniczytelnicyteżją
pokochają.Towyrazistahistoria.Wkażdymraziereakcjabędziegłośna,codobrzewróżysprzedaży.
–Nieosprzedażsięmartwię.–Mattsięzgarbił,prostującdługienogipodbiurkiemPam.Zfascynacją
przyglądałamsięichrozmowie.MattzdawałsięnieprzejmowaćopiniąPam,choćwiedziałam,żebyła
dlaniegoistotna,natomiastPamokazywałaswojąwładzę,mimożewiedziałam,jakbardzoceniMatta.
Pozatymmójprzyszłymążjestseksowny,gdyprowadzipoważnerozmowy.
Zarumieniłamsięinatychmiastwyrzuciłamtęmyślzgłowy.
Kiedywreszciesięprzyzwyczajędoprzebywaniaznim?Możenigdy.
Matt i Pam niespiesznie przerzucali się argumentami, a ja czułam się bezużyteczna. Ignorujcie mnie,
jestemtutylkodekoracją.Westchnęłamzagłośno.Obojezamilkliispojrzelinamniepochmurni.Ups…
Pochwiliwznowiliprzekomarzanki.
–Poprostusugeruję,że…–Mattwstał.
Pamżywogestykulowała.
–Mogłeśmipowiedzieć…
–Iryzykować,żepowieszwładzom?
–Czykiedykolwiekpowiedziałamcokolwiekkomukolwiek?
–Nieotomichodzi!
Odchrząknęłam.
Porazkolejnydwieparyzirytowanychoczuzwróciłysięwmoimkierunku.
–Mam…pewienpomysł–powiedziałam.
–Niekrępujsię–odrzekłaPam.
WyraztwarzyMattazłagodniał.Usiadłichwyciłmojądłoń.Uśmiechnęłamsięiścisnęłamjegopalce.
–Myślałamoksiążce–zaczęłam–którejpublikacjiniedokońcachcę.–ZerknęłamnaPam.Patrzyła
nanaszezłączoneręcezpewnądezaprobatą.–Leczwiem,jakważnejesttodlaMatta.Wiemrównież,że
wszyscy,którzyjąprzeczytają,będąprzekonani,żeopisujeprawdziwewydarzenia,aniesądzę,żebyśmy
mogli zaryzykować i jawić się w oczach ludzi jako osoby, które okłamały media. Nie w tak śmiały
sposób, bez wytłumaczenia się. Zatem proponuję, żebyśmy opublikowali książkę z zastrzeżeniem.
Oficjalnym oświadczeniem. Myślę o czymś więcej niż standardowym „wydarzenia przedstawione w
książcesąfikcyjne”.
– Nie sądzisz, że to jedynie zwróci uwagę na problem? – zauważył Matt. – No wiesz, ludzie zaczną
myśleć,żemartwimysięoodbiórksiążki.
–Itakbędąotymmyśleć–stwierdziłaPam.–Ojakimoświadczeniumyślisz,Hannah?
–Czymśszczerym.Konkretnym.Hm…nowiecie„autoriwydawcaniniejszejksiążkisąświadomi,że
przeczyonarzeczywistymwydarzeniom”.Imoglibyśmypowtórzyć,żetotylkosfabularyzowanyprzebieg
wydarzeńprzedstawionydlarozrywkiczytelników.
PamiMattspojrzelinamniewzamyśleniu.
–To…nietakizłypomysł–powiedziałMatt.
Pamstukałapalcamiobiurko.
–Napewnorozwiązałbykilkaspraw.
–Iniemusielibyśmynicwięcejdodawać.–Wzruszyłamramionami.–Naszepodejściedotejsprawy
byłobywydrukowanewkażdymegzemplarzuksiążki,aludziealbobysięztymzgodzili,albonie.
PospotkaniuMattkręciłsiępomoimgabinecie.Wyglądałbosko.Pocałowałamgoirozkoszowałam
sięjegouwagąprzezcałepięćminut,wczasiektórychwsunąłwemniepalecipodniósłmniezbiurka.
Drzwibyłyzamknięte,aleprzerwałampieszczoty,odpychającgo.
–Żadnegoseksuwpracy–szepnęłam.–Tamtobyłojednorazowymwybrykiem.
–Mhm,rozumiem.–Oblizałdoczystaswójpalec.
–Ej!–Pociągnęłamjegowłosy.–Jesteśniegrzeczny.
–Najgorszy.
Trzymałmnieprzezchwilęwuścisku–nigdyniebędęmiaładośćjegoramion–igładziłmojeplecy.
Jednakdobrzewiedziałam,żeniezłagodzęniecierpliwości,którależaławjegonaturze.
–ZaimponowałaśPam–powiedział.–Imnie.
–Tak?–uśmiechnęłamsiępromiennie.
–Mhm.Wciążmiimponujesz.
SpojrzałamnaMattaodstópdogłów.
–Tyteż.–Roześmieliśmysięiwreszcieszturchnęłamgowkierunkudrzwi.–Idźpisać.Wiem,żeo
tymmyślisz.
–Totakieoczywiste?
– Dla mnie tak. Poza tym chcę przeczytać kolejny rozdział. – Przesunęłam obcasem po podłodze. –
Chociażcięniezmuszam.Wiem,żechcesznapisaćtakżeoinnychrzeczach.
–Czyżby?–zaśmiałsięiwyszedł.
Popracywpadłamdomieszkaniapojedzenie,któreMattkupiłdlaChrissy.Szybkozjedliśmyobiad,
resztkipizzy,iMattniechętniewypisałczek.
–Pięćtysięcy?–Wpatrywałamsięwsumę.
–Tonaprawdęniewiele.
– Nie sądzę, żeby na razie miała dużo wydatków… – Zawahałam się nad słowami „związanych z
dzieckiem”.Mattpowczorajszejrozmowieodzieciachzacząłsięzachowywaćdziwnie.Potemzamknął
sięwsobie.Niechciałamznówgozdenerwować.
Jasnoiwyraźniepowiedziałammu,comiałamdopowiedzenia.
Możenigdyniebędęgotowanadzieci.Rodzenieiwychowywaniedziecimnieprzerażało.
– Powinna zdrowo się odżywiać. Żywność ekologiczna nie jest tania. No i w końcu będzie
potrzebowała jednych z tych – machnął ręką – brzydkich spodni z elastycznym pasem… – Zamilkł,
spoglądającpochmurnienaopakowaniepopizzy.
Mhm,jesturoczy.Pocałowałamgowpoliczek.
–Chceszpójśćzemną?
– Wolałbym dojść z tobą niż pójść – uśmiechnął się. – Nie. Wiesz, że nie chcę. Idź, zanim zmienię
zdanieopomaganiutwojejsiostrze.
–Niezmieniszzdania.–Wtuliłamsięwniego.–Jesteśzbytkochany.
–Tylkodlaciebie.
Pomógł mi zanieść torby z jedzeniem do samochodu i patrzył, jak odjeżdżam. Zawsze wyglądał na
zrozpaczonego,kiedywychodziłamdopracyczypoprostujechałamzałatwićcośnamieście.Widokten
smuciłmnie,jakirozczulał.
Patrzyłam,jakjegopostaćzmniejszasięwewstecznymlusterku.
Potemskręciłamizaczęłamzanimtęsknić.
– Uspokój się – mruknęłam. Z tablicy rozdzielczej wpatrywała się we mnie pluszowa wiewiórka.
PrezentodMatta.
Eh,Matt,przezciebiesięrozklejam.
Jechałamdodomurodzicówzwiewiórkąnakolanach.
UmówiłamsięzChrissy,żespotkamysięnapodwórzu,abyuniknąćmamyitaty,aleniktnieotworzył,
kiedyzastukałamwtylnedrzwi.Nacisnęłamklamkę.Zamknięte.
Cholera, wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby Chrissy powiedziała o ciąży rodzicom. Ciekawe, czy w
ogóleimpowie.
Zadzwoniłam.Otworzyłtata.Uściskaliśmysięnaschodach.
Przycisnąłmnieodrobinędłużejimocniejniżzazwyczaj.Zmarszczyłamczoło,kiedysięodsunęłam.
–Wszystkowporządku,tato?
– Po prostu stęskniłem się za swoją córeczką – powiedział. Zalało mnie poczucie winy. Muszę
częściejwpadaćdodomu.
–Chrissyjestwdomu?
– Nie. – Tata wbił wzrok w podłogę. Stroje Chrissy, jej zawód… niemal wszystkie jej wybory
rozczarowywały naszego ojca. – Myślałem, że rzuciła tę pracę – mówił o striptizie – ale poszła tam z
jakimśfacetemipewnierobirzeczy,októrychniechcęnawetmyśleć.
Jakimśfacetem?
–Tato,muszęlecieć.Niedługowpadnę.–Cmoknęłamgoiwróciłampędemdoswojejhondy.
ZadzwoniłamdoChrissywdrodzedoBoulder.
–Han?–odebrałatelefon.Wtlesłyszałammuzykęirozmowy.
–Jesteśwklubie?Naprawdę?!
–Taak.Jakiśproblem?
–Miałyśmysięspotkaćwdomu.Mam…
–Nie,niedzisiaj.Wczwartekwieczorem.–TongłosuChrissymówiłmi,żepiła.
–Dziśjestczwartek–syknęłam.
– Musiałam wyjść. Seth przyjechał. Uwierzysz? – Z głosu mojej siostry emanował podziw. Kiedy
mówiłaoSecieSkyuzmieniałasięzcynicznejdziewczynywzakochanąfankę.
Rękazadrżałaminakierownicy.
Rozłączyłamsięirzuciłamtelefonnasiedzeniepasażera.Mattowipewniebysiętoniespodobało,ale
musiałamspotkaćsięzsiostrą.Musiałamjąchronić.
Zaparkowałam i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie, pokazując dowód przy wejściu do klubu.
Różowo-czerwone światła, dudniąca muzyka i zapach alkoholu zmieszany z perfumami przywróciły
wspomnieniamojejwizytyzMattem.Przystanęłamizamknęłamoczy.Boże,ledwiegowtedyznałam…
byłzniewalającymnieznajomym…tamtegowieczoruwrestauracji,apotemwklubiesprawiałwrażenie
niezwykleopanowanego.
Dopieropotempoznałamgolepiej.ZranionyMatt.SłodkiMatt.WrażliwyMatt.Kochałamkażdączęść
jegoosobowości;tędobrąitęzłą.
–Wyglądasz,jakbyśśniłaoczymśprzyjemnym–szepnąłmiktośdoucha.
Nieotworzyłamoczu.Policzyłamoddziesięciudojednego.
PotemspojrzałamnaSetha.
–Ktopotrzebujeprzyjemnychsnów?–spytałam.–Mojeżyciejestprzyjemne.
–Szczęściara.
Wpatrywaliśmysięwsiebie,oceniającsięnawzajem.Boże,Sethniewyglądałdobrze.Ciemnewłosy
związałwkucyk,cojedyniepodkreśliłoostrerysyjegotwarzy.Schudł.Itowyraźnie.
Miałsiniaki.Zauważyłemteżlśniącyblaskwjegooczach.Byłpijanylubnaćpany,lubjednoidrugie.
Powędrowałam wzrokiem po jego ciele, aż do butów. Jego ubrania – szara koszulka i dżinsy – były
czyste,aleluźnozwisałynaszczupłymciele.
–Chcęporozmawiać–powiedziałam–alenietutaj.
Sethwzruszyłramionamiiposzedłwkierunkuwyjścia,jegosmukłeciałowtopiłosięwtłum.
Zobaczyłam, że Chrissy siedzi w loży z tancerką. A przynajmniej z kimś, kto wyglądał na jedną z
tutejszychtancerek.Pomiędzynimistałytrzykieliszki.
–Pijesz.–Spojrzałamzniezadowoleniemnasiostrę.
–Tak.Tylkojedenlongisland.
–Cześć!–przywitałasięjejkoleżanka,którązignorowałam.
– Jeden to zdecydowanie za dużo, jeśli zamierzasz… – Zacisnęłam usta, choć miałam ochotę
wykrzyczeć:Jeślizamierzaszurodzićtodziecko.–Jeślizamierzaszprowadzić,Chrissy…–Absurdalnie
mocnopodkreśliłamsłowo„prowadzić”.–Nawetjedendrinkmożespowodowaćnieszczęście.
–Sądzę,żetroszeczkęalkoholuniezaszkodzi.
–Prowadzić?PrzecieżSethciętuprzywiózł?–wtrąciłasięjejgłupiutkakoleżanka.
–Zamknijsię.–Spiorunowałamjąwzrokiem.
–Oco,dodiabła,cichodzi?–spytałaChrissy.–Jeślizamierzaszzachowywaćsięjakwrednasuka,
niemamzamiaruztobąrozmawiać.Doskonalesiębawię,więcniezrzędźjaktwójfacet.
Całasięzagotowałam.
Wyobraziłam sobie, jak wylewam drinka na twarz siostry. Wybiegłam z klubu, zanim faktycznie
mogłabym to zrobić. Przed wejściem nabrałam haust letniego powietrza, ale dym papierosowy zaczął
drapaćmojegardło.Odkaszlnęłamirozejrzałamsięzapalaczem.
Nooczywiście,cholernySethSky.
–Ciężkiwieczór?–Uniósłbrew.
– Najwięcej cię to obchodzi. – Obróciłam się. Nie chciałam na niego patrzeć. Oboje doskonale
pamiętaliśmy,comiędzynamizaszło,iobojeprzeztocierpieliśmy.
–Obchodzimnieto,Hannah.
Objęłamsię.
–Kiepskowyglądasz.
–Dzięki.
–Wiesz,żetakjest.Dlaczegopoprostuniezadbaszosiebie?
Zerknęłamprzezramiępłonącymwzrokiem.
Pokręciłgłową.
–Niewiem.
– Ciężko na ciebie patrzeć. Wiem, że nie dogadujecie się z Mattem, ale jesteście tacy sami.
Autodestrukcyjni i niedorzecznie uparci. I… – Poczułam ucisk w gardle, mój głos zadrżał. Nigdy nie
potrafiłam mówić, kiedy byłam wściekła lub smutna. Tak naprawdę chciałam przeprosić go za to, że
pomogłammusięzranić,zabawiającsięznim,mimożemojesercenależałodoMatta,aleniemogłam
wydusićzsiebietychsłów.
–Pozwoliłbymcizająćsięsobą–powiedział.Łatwomumówić;byłrównopopieprzony.Oparłsięo
ścianęizaciągnąłpapierosem.Obserwowałmniespodzmrużonych,ciemnychoczu,poczymwskazałw
kierunkuklubu.–Wątpię,czymałapotrafitozrobić.
Mała,czylimojasiostra.
–Toonapotrzebujeopieki–powiedziałam–nienaodwrót.
–Spróbuję.
–Dlategosiedzitamipije?Boże,chciałabymcięnienawidzić.Naprawdę.Nienawidzęcięzato,że
spieprzyłeśjejżycie.
– Sama chciała spieprzyć sobie życie. – Seth wypuścił powietrze. – Jeśli nie ze mną, to z Wileyem
albozinnymkolesiem.Dziewczynajestnieokiełznana…Hannah.–Sięgnąłręką,żebymniedotknąć.Z
jegosłówsączyłsięsarkazm.–Przyszładomnie…janie…
–Niechcętegowiedzieć.–Odsunęłamsięodjegodłoni.
–Alejachcę,żebyświedziała.Takbyło.Tywyszłaś,onaprzyszładomojegopokoju…
–Nie.–Zakryłamuszy.Kiedyprzestałmówić,opuściłamręce.
Jak długo tak stałam? Zaczęłam szukać telefonu, ale przypomniałam sobie, że zostawiłam go w
samochodzie.
Grupaludziweszładoklubu.
– Dobrze się wtedy bawiliśmy – powiedział Seth. – Mam na myśli czas po nabożeństwie… jak
pojechaliśmydobaru…uciekliśmy.–Roześmiałsię.–Byłazima,prawda?Cholerniezimno.Naprawdę
myślałem,żeMattnieżyje.–Wjegosłowachrozbrzmiewałsmutek,niegorycz.–Trudnomuwybaczyć.
WyciągnęłamzkieszenipogniecionyczekipodałamgoSethowi.
–Chcejejpomóc.
–Słyszałemcośinnego.–Sethrozłożyłczekispojrzałnaniegozniezadowoleniem.
–Byłwściekły.Jużsięuspokoił.
– Dzieci wyprowadzają go z równowagi. Powinnaś o tym wiedzieć. – Po krótkim wahaniu schował
czek. – Dam go jej. Robimy… testy na ojcostwo. Wiesz, DNA. Są bezpieczne. Pieniądze pójdą na
badaniaiinnepotrzebnerzeczy…
– Co do diabła tu się dzieje?! – Chrissy stanęła w drzwiach klubu. Instynktownie odsunęłam się do
Setha.
–Próbujemyustalić,jakcipomóc–powiedział.
–Taa,pewnie.–SpojrzałanaSetha.–Dajmipapierosa.
–Chris,onachcecipomóc.Mattwypisałciczek…
–Noproszę,broniszjej.–NozdrzaChrissysięrozszerzyły.–Niechcęjegopomocy.Możeszdaćmi
cholernegopapierosa?
–Nie–odpowiedział.Rzuciłminiezadowolonespojrzenie.–Hannah,sądzę,żepowinnaśjużiść…
Ja?Iść?Chrissybyłamojąsiostrą.
Znapływającymidooczułzamiruszyłamwkierunkusamochodu,wpadającnapijanychnieznajomych.
Ostrym szarpnięciem otworzyłam bagażnik i wyjęłam reklamówki z jedzeniem, po czym wróciłam do
kłócącejsięzSethemChrissy.
–Wtwojejsytuacjiniemożeszsobiepozwolićnaprzebieraniewosobach,którechcącipomagać.–
PołożyłamjedzenieustópChrissy.–Mattkupiłtodlaciebie,żebyściezdzieckiembylizdrowi.
Wbiławemniewzrok.
–Mattjestkrytykującymwszystkodupkiem,atobieniewieledoniegobrakuje.–Kopnęłanajbliższą
reklamówkę. Coś w środku pękło. Wyobraziłam sobie Matta robiącego zakupy… kręcącego się po
alejce, wpatrującego się w pełnoziarniste chleby i z typową dla siebie irytacją oceniającego każdy
bochenek.Schyliłamsię,żebyodsunąćreklamówkiodChrissy.
Cośśliskiegospłynęłonamojąkoszulę.
Rozbitejajko.
Wstrzymałamoddech.Łzynapłynęłydomoichoczu.Usiłowałamjepowstrzymać,alespłynęłystrugą.
Przeklęłampodnosem,ocierającpoliczkirozmazanymjajkiem.
Objęłymniesilneramiona.Sethpomógłmisięwyprostować.
–Dziękujemyzajedzenie.Zostawje,zajmęsięnim.Gdziemaszsamochód?
Wskazałamręką.Zaprowadziłmniezdalaodświatełismroduklubu.
–Nooczywiście!–zawołałaChrissy.–PomóżbiednejHannah!
Seth usadowił mnie za kierownicą mojej hondy civic. Siedziałam tam, mamrocząc, mokra od łez i
jajka.Nachyliłsięnademnąisięgnąłnasiedzeniepasażerapomójtelefon.
–Mattdzwoniłdociebie–oznajmił.–Sądzę,żepowinnaśdoniegooddzwonić.
NamyślozłościMatta(wkońcubyłamzSethem,któregozabroniłmiwidywać)zalałamnienowafala
łez.
– Hannah, uspokój się. Ja… – Mój telefon zaczął dzwonić. – To Matt. – Kątem oka widziałam, że
podaje mi telefon, ale jedynie łkałam i pociągałam nosem. Skąd we mnie te emocje? Poczucie winy…
zdezorientowanie…strach.OBoże,Mattbędziewściekły.
–Możeszodebrać?–spytałSeth.
Energiczniepokręciłamgłową.
Obróciłsięiprzesunąłpalcempoekranie.Przysunąłtelefondoswojegoucha.
–Cześć,Matt.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
22.Matt
N
ie czekałem, aż taksówkarz wyda resztę, i wybiegłem na ulicę. Honda Hannah stała na miejscu
parkingowym.Widziałemjązakierownicą.ZerośladuSethaiChrissy.
Pobiegłemdoniej.
Drzwiodstronykierowcybyłootwarte,więcwyciągnąłemjąiwziąłemwramiona.
–Przepraszam–wyszeptała.
– Niepotrzebnie. Co do diabła się stało? – Wpatrywałem się w jej zaczerwienione oczy, suche
policzkiipoplamionąkoszulkę.Sethniepodałmiszczegółówprzeztelefon,ajaniesłuchałemuważnie.
„Hannah zaparkowała pod klubem. Nic jej nie jest, ale się rozkleiła. Sądzę, że powinieneś po nią
przyjechać”.
Miałemmuzazłe,żejestwKolorado.
Groziłemmu.
Porozrzucałemrzeczywsalonie.
Ikrzyczałemdotelefonu,nawetjaksięrozłączył.
– Pojechałam do rodziców, żeby się spotkać z Chrissy – wymamrotała cicho Hannah – a tata
powiedział, że jest tutaj z jakimś kolesiem. Wkurzyłam się, bo wiedziałam, że chodzi o Setha. Chrissy
piła.Gadałajakszalona.Matt,onamnienienawidzi.
Głośnołkała.Objąłemjejtwarz.
–Cii,spokojnie.Jużniepłacz.Wszystkowporządku.Pojechalijuż?
–Tak.Seth–otarłanos–chciałzostaćzemną,alekazałammuodjechać,bo…–Spojrzałanamnie
załzawionymioczami.
–Dobrzezrobiłaś–mruknąłem.–Jasnacholera,Hannah…–Zacisnąłemzęby.
Staliśmynachodnikuwtuleniwsiebieidelikatniesiękołysaliśmy.
– Kopnęła twoje zakupy – szepnęła. Na te słowa omal znów się nie zalała łzami. Szeptałem jej do
ucha,żewszystkojestwporządkuiżejużpowszystkim.
– To przez hormony. Jest zdezorientowana. Nie myśl teraz o tym. Daj mi kluczyki. – Delikatnie
usadowiłemHannahnamiejscupasażera.Zapiąłemjejpasy.Nieprotestowała.Zezdumieniemdotknęła
moichdłoniiprzedramion,jakbymojadelikatnośćbyłacudem.
Możeibyła.
Najchętniejbymwcośprzywalił.
Kiedy ruszyliśmy z powrotem do Denver, włączyłem playlistę w telefonie. Dźwięki Wedding Song
Yeah Yeah Yeahs wypełniły samochód, pomasowałem udo Hannah. Przez większość drogi milczała,
wyglądającprzezokno.Wyjawiłamitrochęwięcejszczegółów:Sethsprawiałwrażenienaćpanego,ale
szczerze zatroskanego Chrissy, robili test na ojcostwo, Hannah dała mu czek. Nie nalegałem na więcej
informacji.
Wmieszkaniurozebrałemjąiwzięliśmywspólnyprysznic.
Zerkałanamnieukradkiem.
–Wszystkojestwporządku–zapewniałemjąrazporaz.Umyłemjejwłosy.Pogładziłemciało,nic
więcej.Potemzrobiliśmykawęiusiedliśmynakanapie.
Dmuchnąłemnagorącykubek,posyłającwjejkierunkustrużkępary.Uśmiechnąłemsię.
–Kawaopółnocy.Jakwjakieśkiepskiejpiosence,prawda?
Uśmiechnęłasiędomnieiskinęłagłową.
–Ptaszyno,porozmawiajzemną.
–Martwięsięoniego…
Przełknąłem łyk kawy. Oparzyła mój język. Wściekłość, którą przez ten cały czas próbowałem
okiełznać,rozpaliłasięnanowo.Zbierająsięburzowechmury.
–Bobyłnaćpany?
– Okropnie wyglądał – powiedziała. – Wychudzony, nieszczęśliwy. W takim stanie nie pomoże
Chrissy.Sampotrzebujepomocy.Ato,jakonanimrządzi…
–Nieprzekonaszmnie.Chcę,żebyzniknął.Naszapomocjejwystarczy.
–Niemówięoniej.–Hannahpostawiłakubekzkawąnaławie.–Mówięotwoimbracie.Pomocy,
którejtwójbratpotrzebuje.
–Docholery,toniemójproblem.
–Byłbyśmartwy,gdybyNatestwierdził,żeniejesteśjego„problemem”.
– O co ci do cholery chodzi? – Odsunąłem się od niej. – Twoja siostra sprawdza granice mojej
cierpliwości.Nierozumiem,doczegozmierzasz.Sugerujesz,żepowinienemcośzrobićdlaSetha?Może
zasiłekdlanichobojga?
–Boże.–Pokręciłagłową.–Nieważne.
– Nie, proszę, oświeć mnie. Muszę mieć na twarzy wypisane frajer. Powiedz mi, jak mam pomóc
bratu,którynapastowałmojądziewczynęizaciążyłjejsiostrę.
–Nienapastowałmnie.Mówięcitoporazsetny.Zraniłeśgoiprzeraziłeś,pozorującswojąśmierć.
Kiedy wreszcie to przyznasz? Jakbyś się czuł, gdyby Nate zrobił ci coś takiego? Seth też stracił
rodziców. – Hannah wstała, wyraźnie zbierając się na odwagę. – Widziałam, jak cierpiał na
nabożeństwie. To naprawdę go rozbiło. Jestem pewna, że podobnie jak ty ma bzika na punkcie utraty
bliskichi…
– Bzika. – Wstałem, chcąc zachować większą odległość od niej. Odsunąłem się i spojrzałem na nią
chłodno.–Bzika?!–powtórzyłem.
–Okej,źletozabrzmiało.Wyluzuj.Wiesz,oczymmówię.
–Wyluzuj?
Machnęłarękami.
–Zapomnij.Niedasięztobąrozmawiać,kiedysiętakzachowujesz.
Oparłem się o ścianę, żałując, że nie mam pod ręką papierosa. Rano wyrzuciłem paczkę. Musiałem
rzucić palenie dla Hannah, która właśnie użyła śmierci moich rodziców przeciwko mnie… w obronie
Setha.
–Idźspać–powiedziałem.
–Idę,aleniedlatego,żetytakmówisz.Niejestemdzieckiem.
–Nie?Alezradościązachowujeszsięjakdziecko,kiedychcesz,żebysiętobązająć.
Zrobiłasięczerwonaiwbiławzrokwpodłogę.
– Nie ma się czego wstydzić, ptaszyno. – Podszedłem do niej i ująłem jej twarz. Zmusiłem ją, żeby
spojrzała na mnie. W jej oczach rozbłysnął opór i lekkie zaniepokojenie. – Po prostu pamiętaj, kto cię
kocha.Pamiętaj,ktoociebiedba.–Przesunąłemkciukiempojejwardze.–Idźspać.
Tamtejnocybiegałemtak,jakwtedygdyHannahzerwałazemnąwkwietniu:przekroczyłemgranice
zmęczeniaibólu,ażzawładnęłomnąotępienie.
Wszystko może cię zniszczyć. Nie tylko ostre przedmioty, narkotyki czy alkohol. Także aktywność
fizyczna,kreatywność,ambicjaipożądanie.Miłość.Czymjestmiłość,jeślinieniszczącąsiłą?
PrzezmomentnierozwagiHannahmogłamniezniszczyć.
Leczjestłagodna,napisałem,gdypopowrociezbieganiaodrazuusiadłemzabiurkiem.Potściekałz
mojejtwarzy.Czułemwszechmogącepragnienie,abyująćHannahwsłowachijązrozumieć.Mówiłao
moichrodzicachiSecie.Widziałemichtwarze.Hannahjestniczymptaszyna.Silnaidelikatna.Takmało
oniejwiem.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
23.Hannah
W
piątkowyranekzachowywaliśmysię,jakbyśmysięwogóleniepokłócili.
Prawieuwierzyłam,żetakbyło.
Wczoraj wkroczyłam na grząski teren, poruszając temat jego rodziców, a on stał się niedostępny jak
FortKnox.Koniecdyskusji.Koniecmiłegowieczoru.
–Miłegopiątku–powiedział,kiedywycieraliśmysięręcznikiempoprysznicu.
–Nawzajem.–Uścisnęłamgomocno.Wiedziałam,żeMattkomunikujesięprzezfizyczność,auścisk
możeznaczyćwięcejniżdziesiątkiprzeprosin.
Jegopółtwardyfiutdotknąłmojegobrzucha.OBoże.
Jeśliszybkosięubiorę…możemoglibyśmy…
Zdjęłamzniegoręcznik,nacoroześmiałsięniechętnie.
–Cześć–szepnęłam,obejmującpalcamijegofiuta.
– Cholera. – Złączył dłonie za głową. Delikatnie go dotknęłam. Czy kiedykolwiek znudzi mi się to,
sposób,wjakinamniereagował?Jakbymiałbrońprzystawionądogłowy.
Zrzuciłamzsiebieręcznikiprzycisnęłamcipkędozimnegomarmurowegoroguumywalki.
–Nodalej–powiedział,wpatrzonywzłączeniemoichud.–Pokaż,jakajesteśmokra.
Lubiłtakiemałepokazy,ajamimoczasemparaliżującejnieśmiałościlubiłamjerobić.Zadowoliłam
go ręką i przesuwałam swoim ciałem po zaokrąglonym rogu umywalki. Po chwili zadrżał w moim
uścisku, odsunął mnie od umywalki i zajął się mną swoimi wprawnymi rękami. Długimi i pokrytymi
żyłami rękami, które uwielbiałam. Palcami, które cudownie bawiły się moją łechtaczką. Które śmiało,
zaborczoiniemalnieostrożniewchodziływemnie.Jakbytaczęśćmojegociałabyłojego.
W drugim lustrze obserwowałam, jak się pieściliśmy i dochodziliśmy. Matt był pierwszy, zalewając
jasnymstrumieniemmójbrzuch,apochwilimojaprzyjemnośćściekałapojegodłoniach.
Ztymiwspomnieniamiposzłamdopracy.
WpołudnieMattprzesłałmie-mail.
Temat:Fwd:Oferty
Nadawca:MatthewR.SkyJr.
Data:piątek,4lipca2014
Godzina:12:08
KtododiabłapracujewŚwiętoNiepodległości?Tylkomojaprzyszłażonapracoholiczka.
Dziękizapomocnądłońdziśrano.
Nodobra,słabytekst…
Marionwłaśnieprzesłałaoferty.Kilkawyglądaciekawie.Możenamjepokazaćjużwponiedziałek.
Jakieśuwagi?
Pozatymprzesyłamrozdział4.Mamnadzieję,żecisięspodoba.
Matt
Załącznik:BEZNAZWY.doc
ZaczęłamczytaćrozdziałMatta,zanimzerknęłamnaoferty.Grunttomiećpriorytetywżyciu.
Zaczął od umieszczenia wpisu ze swojego pikantnego dziennika, EKSHIBICJONIZM, który mnie
podniecił,przeszyłdreszczempożądaniaizaniepokoił.
Pisało…Zmarszczyłamczołoizaczęłamczytać.Hm,cośpoczuł,kiedyprzejeżdżałobokdomumoich
rodziców?Czytobyłatanoc,kiedymisięoświadczył?Pisałoczymśmiędzywierszami.
ZamknęłamdokumentwWordziezprzemożnymprzeczuciem,żecośmiumykało.
Lubcogorszawolałamcośzignorować.
Oferty, które przesłała Marion, zawierały zarówno przystępne cenowo domki z dwiema sypialniami,
jakidziesięciopokojoweniesamowiciedrogierezydencje.
Leczniesamowiciedrogiebyłydlanasprzystępne.
Nie umknęło mojej uwagi, że większość ofert miała w cenie sześć zer. W zasadzie tylko trzy domy,
któreproponowałaMarion,wyglądałynarozsądnedladwuosobowejrodziny.
RozdziałMattaprzezcałydzieńkołatałsięwmojejgłowie.Gdyczytałamiodpowiadałamnae-maile,
myślałamnadsłowemekshibicjonizmiotym,jakmoglibyśmydoniegopodejść.
Dlaczegowogólesięnadtymzastanawiałam?Usiłowałamignorowaćtęmyśl,alewciążpowracała.
Jaktozorganizować?
Ktoobserwujeludziuprawiającychseks?Podglądacze.Aleonirobiątowukryciu.
Moje myśli powędrowały do klubu Dynamit, gdzie rok temu Matt obserwował tańczącą dla mnie
striptizerkę.Zadrżałam.Wtedybyliśmypodnieceni.
Tojestto!
Klub. Striptizerki! Z pewnością przynajmniej jedną z tancerek kręci ekshibicjonizm. Wiedziałam, że
niektóre zajęły się striptizem, ponieważ znalazły się na dnie, ale inne widocznie czerpały radość z
pracy…zpokazywaniaswojegociałaizabawynim.
Zaczęłam się zastanawiać, jak mogłabym sformułować taką prośbę… No bo ja i mój narzeczony…
Cholera!Naprawdętoplanowałam?!
Wpatrywałamsięwswojekolana,zastanawiającsię,czydoresztyzgłupiałam.Niewiedziałam,gdzie
kończą się żądze Matta, a gdzie zaczynają moje, ani czego sama chciałam, a co chciałam mu po prostu
dać.
Tegodniapracowałamosiemgodzin,nadrabiającstraconyczaswkwietniu.
MattzasypywałmnieperwersyjnymiSMS-ami:„Wiem,żejesteśsamawpracy.Jesteśsama,prawda?
Pamiętaj,dziśjestczwartylipca.Mojeręcemająplanyzwiązaneztwoją…”
OBoże,Matt!
Budynek był niesamowicie cichy, kiedy z niego wychodziłam. Mój trampek zapiszczał na podłodze
lobby,straszącmnie.
„Jadędodomu”,napisałamMattowi.
Nazewnątrzwiatrrozwiewałkartki,którewsunęłampodpachę.Granatowoszarechmuryzebrałysię
nadmiastem.Zapachświeżegopowietrzawypełniłmojenozdrza.
Podbiegłamwstronęsamochodu,alekilkametrówodniego,stanęłamjakwryta.
Codocholery?!
Naprzedniejszybiemojejhondyznajdowałsiębiałynapis:DZIWKA.
Bethany.
Natychmiast rozpoznałam jej pismo, ale zażenowanie wzięło górę nad złością. Rozejrzałam się
dookoła.DziękiBogu,żebyłoświętoizbierałosięnaburzę.Ulicabyłapusta.
Podeszłam do samochodu i przejechałam kciukiem po farbie. Była sucha, ale świeża, sądząc po
unoszącymsięchemicznymzapachu.
Ścisnęłomniewsercu.Dotknęłamdrzwiisięzawahałam.Acojeśliniepoprzestałananapisie?Co
jeślimajstrowałaprzyhamulcach?
Kropladeszczuspadłanamojeczoło.
Wyciągnęłamtelefonizmusiłamciało,abysięrozluźniło.JeślizadzwoniędoMatta,resztędniaspędzę
nakomisariacie,MattbędziewisiałnatelefoniezShapiro,jabędęmusiaławypełniaćnieskończonąilość
dokumentów,apolicjancibędęrobilizdjęciamojegosamochodu.
Samochóddziwki.
Nie…ma…mowy…
ZnalazłamChrissywkontaktachiwybrałamjejnumer.
WypożyczonysrebrnylincolnSethazatrzymałsięprzykrawężniku.
Wyskoczyłzniego.
NiewidziałamChrissynamiejscupasażerai,odziwo,miulżyło.
– Jestem sam – powiedział Seth, ciężko dysząc. Piętnaście minut minęło, odkąd zadzwoniłam do
Chrissy, która obiecała wziąć taksówkę. Nie wspominała wczorajszego wieczoru. Jej głos był cienki i
cichy:
–Niemartwsię,cośwymyślimy.
–GdziejestChrissy?
–Wdomu.–Sethkaszlnąłwręce.Czarnakoszulkaiciemnedżinsypodkreślałyziemistytonjegocery.
–Chciałapowiedziećwaszymrodzicomo…nowiesz…
–Powiedziała?–Zmarszczyłamczoło.Nicdziwnego,żeChrissybyłaprzygaszona.
–Tak,powiedzieliśmy.Dlategozostała.Chceurodzićdziecko.
–Jakzareagowalimoirodzice?
Deszczzacząłpadać,skręcającmojeloki.Hulającywiatrtłumiłnaszegłosy.
– Raczej dobrze! – krzyknął Seth. – Nie martw się nimi. – Spojrzał na mój samochód, a potem
podbiegł do lincolna i wziął z siedzenia plastikowy dzbanek i gąbkę. Chlupnął mydlaną wodę na moją
przedniąszybęizacząłjączyścić.
Napisnieschodził.
Skrzywiłsięizacząłpocieraćintensywniejgąbką.BiałaliteraDzaczęłablaknąć.
–DziękiBogu–westchnęłam.–Mogęcipomóc?Chcępomóc.
–Poprostuwsiądźdosamochodu.Zmokniesz.
–Tyteż.
–Wsiadajdopieprzonegosamochodu,Hannah.–Zakasłałgłośno.
–Poszukajpomocy,Seth.
Wyglądał na wyniszczonego i zirytowanego. Cień mężczyzny, którego spotkałam pięć miesięcy
wcześniej.
Pamiętałam tamtego mężczyznę. Pamiętałam, jak kpił ze mnie w domu Nate’a, jak zaatakował na
cmentarzu Aarona Snowa, jak grał na fortepianie na scenie i śpiewał pięknym, chropowatym głosem.
Pamiętałamjegodobroćidzikość,któreprzypominałymiMatta.
Dobroćiwściekłość,dwieścierającesięsiły.
Deszczzacząłzacinać,kłującmojątwarzzimnymikroplami.
–Bojęsięwsiąśćdośrodka–wyjąkałam.
SethzdołałzmyćDipołowęZzszyby.
Spojrzałnamniełagodniej.Odstawiłdzbanekigąbkęiodprowadziłmnieodsamochodu.Przezchwilę
stałbliskomnie,trzymającmojeramię.
–Wporządku?–spytał.
Skinęłam.
Wskazałgłowąnapis.
–JednazpsychofanekMatta?
Spuściłamgłowę.
–Cośwtymrodzaju.
–Tosłowotonieotobie.Zanicnaświecie.
Otworzyłdrzwi.Nicnieeksplodowałoipowolizaczęłamsięuspokajać.
Sethpodniósłmaskęirzuciłokiemnasilnik.Potemukląkłisprawdziłresztęprzewodów.
–Wsiadaj!–zawołał.–Wszystkowyglądawporządku.
Przez minutę kręciłam się bezużytecznie przy samochodzie, aż wreszcie siadłam za kierownicą.
Zaczęło lać jak z cebra. Skuliłam się w samochodzie, podczas gdy Seth Sky zawzięcie skrobał litery
IWKA.
Kiedy szyba była czysta, polał resztę mydlanej wody dookoła wycieraczek, spłukując resztki białej
farby.Deszczusunąłmydlanąwarstwęzmojegosamochodu.Sethzrobiłgestprzekręcaniakluczyka,na
coodpaliłamsamochód.Silnikcichozamruczał.Odetchnęłamzulgą.
Sethpodniósłkciuki.Uśmiechnęłamsięizrobiłamtosamo.Boże,musiałbyćprzemoczonydosuchej
nitki.
MójtelefonoznajmiłnadejścieSMS-a.Zerknęłamnaekran.Cholera,Matt.
„Gdziejesteś?Wszystkowporządku?”
Napisałamodpowiedź.
„Przepraszam, chciałam przeczekać deszcz. Chyba mi się nie uda. Do zobaczenia wkrótce. Kocham
cię”.
Gdypodniosłamwzrok,zobaczyłamtylneświatłalincolna.
Sethodjechałbezsłowapożegnania.
Jechałam wolno do domu. Koła przesuwały się po mokrej jezdni, a deszcz nie ustawał padać. Na
parkingu dałam sobie kilka minut, żeby pomyśleć o Bethany, wybaczyć jej i pomartwić się o Setha.
WbrewzdrowemurozsądkowinapisałamdoNate’a.
„Martwię się o Setha. Jest w mieście, żeby pomóc mojej siostrze. Nie wygląda dobrze. Szczupły,
bladyitd.Wiesz,cosięznimdzieje?Proszę,niemówotymMattowi”.
OdpowiedźNate’aprzyszłapokilkaminutach.
„Nie widziałem Setha od jakiegoś czasu. Pewnie jest zmęczony koncertami. Zawsze był szczupły.
Dobrze,żezajmujesiętwojąsiostrą.TyopiekujsięMattem.Ja,jaktylkotobędziemożliwe,sprawdzę
co z Sethem. Razem przypilnujemy chłopaków. Ciotka Ella pozytywnie się o tobie wypowiada. Cytat:
jestcicha,alemadobrygust.Widzisz,polubicię”.
Uśmiechnęłamsiędotelefonu.
Hm,ciotkaElllawłaściwiekomplementowałastylMatta,ponieważtoonkupiłmiubranieibiżuterię,
które miałam na sobie w New Jersey, ale nikt nie musi tego wiedzieć. A co ważniejsze, pewny ton
Nate’a,któryemanowałzSMS-a,uspokoiłmnie.„OpiekujsięMattem”,napisał.
Racja,Mattbyłmoimpogmatwanymemocjonalniefacetem.
Seth był… pogmatwanym emocjonalnie facetem Chrissy albo Nate’a, albo Elli i Ricka. Ale
zdecydowanieniemoim.
Nie zapowiadało się, że deszcz ustanie, więc wybiegłam z hondy z dokumentami przyciśniętymi do
piersi.Bethany,pomyślałam,jesteśmałostkowaiokrutna,alecierpisz.Zraniliśmycię.Wybacznam.
Posłałamtęwiadomośćwszechświatowi.
Mattwyszedłminaspotkanie.Objąłmnieiwziąłodemnieprzemoczonewydrukiitorebkę.
–Kolejnewypociny?–Zerknąłnastoskartek.
–Ej,niepodglądaj.–Klapnęłamgopotyłkuiposzłamzanimposchodach.Zawsze,gdyprzynosiłam
do domu rękopisy, zachowywał się jak zaciekawione zwierzę. Śmiał się, że je drukuję, i mówił, że
zmieniałamsięwPamTradycjonalistkę.Niemówiąc,żewyrażałsięlekceważącookażdejobiecującej
powieści.
–Dajspokój.Tawyglądaciekawie.Północ…
–Jesteśokropny–roześmiałamsięizamknęłamdrzwizanami,zabierającodniegokartki.–Jeślinie
znałabymcięlepiej,powiedziałabym,żeczujeszsięzagrożonyprzeztychmłodychpisarzy.
–Zagrożony?Ja?–Chwyciłmniewswojeramiona.Zachichotałam.–Jeślionisąnowiimłodzi,jak
wypadamnaichtle?Staryistary?
Młody i stary, pomyślałam, zarzucając ramiona wokół jego szyi. Czasami jak dziecko w ciele
mężczyzny. I jak się domyślam, czasami musiał zachowywać się jak mężczyzna, kiedy był jeszcze
dzieckiem.Smutne,leczprawdziwe.Zasypałamjegotwarzpocałunkami.
–Jesteśmój–zapewniłamgo.
–Ztymmogęsięzgodzić.–Pociągnąłmojemokrewłosy,ażodchyliłamdotyługłowę,ipocałował
mojeusta.–Biedactwo,trafiłaśnaokropnąpogodę.
–Boże,niemaszpojęciajakokropną…
Dopieropodobrychpiętnastuminutachzauważyłam,żewsaloniestoinamiot.
– Matt! – zachichotałam. Przesunął ławę i kanapę, żeby rozstawić namiot. Był nowy, a przynajmniej
nowydlamnie:dużaszaro-pomarańczowakopuła.
–Ach,wreszciegozauważyła.–Podszedłdonamiotu.Tak,namiotzdecydowaniebyłnowy.Posłałmi
dumne spojrzenie, mówiące: Podoba ci się moja nowa zabawka? Obszedł namiot i zaczął mu się
przyglądać ze skrzyżowanymi na piersi rękami, pokazując mi, że też powinnam poświęcić chwilę na
podziwianietegocuda,cooczywiściezrobiłam.
–Wow…jestsuper.–Dotknęłamjednejztyczek.–Jestduży…
Istoiwnaszymsalonie.
– Mhm. Kupiłem go w REI. Musiałem go postawić, żeby sprawdzić, czy niczego nie brakuje. –
Zmarszczył się, patrząc na siatkowo-poliestrowy pałac. – Pomyślałem, że moglibyśmy go dziś
wypróbować,aleniewtakąpogodę.
Wtejwłaśniechwilirozległsięgrzmot.
–Och,kochanie.–Pomasowałamjegoplecy.–Wskoczęwsucheciuchyiwypróbujemygotutaj,okej?
–Pocałowałamgowpoliczek.–SzczęśliwegoŚwiętaNiepodległości.
Jegooczyrozbłysłydziecięcąradością.
–Doskonale–powiedział,będącwpołowiewnamiocie.
Zdjęłam mokre ubrania i włożyłam halkę nocną z Shell Belle Couture, drogi podarunek od Matta.
Nigdy nie kupowałam sobie takich eleganckich rzeczy. Jedwab w kolorze szampana podkreślał moją
bladąceręibyłluksusowywdotyku.Akoronkowemiseczki…Powstrzymałamchęćzarzucenianasiebie
szlafroka,gdypoczułam,żesutkimitwardnieją.
Mattnajbardziejzewszystkiegolubiłkoronkowemiseczki.
W łazience rozplątałam włosy z pomocą olejku arganowego i umyłam twarz. Na reszcie skóry
zostawiłamzapachdeszczu.
Wróciłamdosalonupozbawionegopoduszek.
Wejściedonamiotubyłozamknięte.
–Puk,puk!–powiedziałam.
Mattszybkimruchemrozpiąłdrzwiodwewnątrz.
–Proszę,zapraszam–śmiałsię.Mimożenamiotbyłwysoki,Mattmusiałsięzgiąć,żebysięzmieścić.
Napodłodzeleżałynaszepoduszki.
–Ależzprzyjemnością.–Wzięłamjegorękęiweszłamdośrodka.
Otwarciewpatrywałsięwmojąpierś.
–Och–westchnął.
Spochmurniał,jamiałamochotęwybuchnąćśmiechem.
Boże,jakionsłodki…
–Eleganckotu.–Usiadłampotureckunapoduszceirozejrzałamsiędookoła.Namiotbyłprzytulny.
Do jednej z wewnętrznych, jaskrawopomarańczowych kieszeni mój uroczy Matt włożył puszki coli i
opakowaniechrupek,adodrugiejdwieksiążkiilatarkę.
–Testujękieszenie–mruknął,wskazującnaprzekąski.Zdjąłkoszulę,odsłaniającapetyczneciało,ina
czworakachpodszedłdomnie.–Cześć…
–Cześć!–powiedziałam,chichocząc.–Mojabieliznaprzeszkadzacizachwalaćnamiot?
Przesunęłampalcamipojegoramionach.Szeptskórynaskórze.Położyłamdłonienajegobarkach.
– Ależ skąd. – Objął mnie, przyciskając moje ciało do podłogi. Rzucił się z zębami na moją szyję
niczymzwierzę.Przygryzłmojegardło.Wylizałcierpienie.
–Ach.–Wstrzymałamoddech,wyginającciałowłuk.Powędrowałamdłońmidojegomięśnibrzucha
ipociągnęłamzagumkęjegosportowychspodni.
Wtemwmieszkaniurozległsięelektrycznytrzaskipokójzatonąłwciemności.
Obojeznieruchomieliśmy.
Roześmialiśmysięjednocześnie,siadająciprzytulającsię.
Tonęliśmywciemności.Przywarłamdojegotorsu.
–Tonaszapierwsza–powiedziałam–awariaprądu.
– Zawsze bądź przygotowany. – Matt zaczął po omacku szukać latarki. Włączył ją i zawiesił na
szczycie namiotu. Oświetlił nas snop światła. Jego naprężony penis sterczał w spodnich. Sięgnęłam po
niego.Chwyciłamjegogłówkęprzezmateriał.Boże,uwielbiałampatrzeć,jakbyłpodniecony.
–Cieszęsię,żetakwyszło.–Napiąłsiępodmoimdotykiem.–Zwolniłomojetempo.
–Kochanie,niemusiszzwalniać.
–Wiem,alechcę.–Pieściłmojepiersiisutki.Misternakoronkowamiseczkarozciągałasięłagodnie
namojejskórze.Zadrżałamijęknęłam.
Mattwyłączyłlatarkę.
Znówogarnęłanasciemność.
Tak było lepiej. Nie wiedzieć, co się przydarzy. Jego gorące, wilgotne wargi na moim sutku. Jego
językmiędzymoiminogami.Jegociężkifiutnamojejpiersi.
Tachwilabyłaniezwykła.Przypominałamsobie,copoczułam,czytającjegorozdział.„Wiem,żedo
końca życia będę nosił w sobie te wspomnienia”, napisał. Wtedy, będąc z nim w ciemności, z
podwiniętymi palcami przy ścianie namiotu, coś zrozumiałam. Nie smutek śmierci, lecz jasność takich
chwiltworzyniezapomnianewspomnienie.
Powszystkimleżeliśmypośródpoduszek.
Zadowolenieprzegoniłomojąnieśmiałość.PogłaskałamtyłekMatta,nacowestchnąłdelikatnieprzy
moichwłosach.
–Ijak–mruknął–podobacisięmójnamiot?
Roześmiałamsięzdyszana.
–Bardzo.Trochęciasno,aledajęradę.
– No wiesz – przesunął się tak, żebyśmy leżeli twarzą w twarz – znam dziewczynę, która lubi małe
przestrzenie.Niezamieszkawniczymzbytwytwornym.
Prychnęłam.
–Twojaagentkanieruchomościnajwyraźniejwolidroższeoferty.
–Naszaagentkanieruchomości.Marion.Itak,zauważyłem.
–Możepowinnamzniąporozmawiać.
– Dobry pomysł, ptaszyno. – Dotknął mojego nosa i go ścisnął. – Zawsze możesz napisać do niej e-
mail.Alechociażzobaczmywiększedomy.Zpokojemdla…
Przewróciłamsięnaplecy.Zpokojemdla…
– Chcesz mieć dzieci – powiedziałam. Matt się nie odzywał, więc spokojnie mówiłam dalej,
rozumiejąccorazwięcej.–Wrozdziale4,którymiprzesłałeś,napisałeś,żewyobraziłeśsobiemniejako
dziecko bawiące się na trawniku przed domem rodziców. Napisałeś, że poczułeś… smutek. Chcesz
stworzyćzemnąrodzinę.Chceszdzieci,prawda?Naprawdęichchcesz.
Zerknęłamnaniego.
Usiadł,unikającmojegospojrzenia.
–Niemusiszmitegomówić.Wiemto.Aleniewiem,jakważnejesttodlaciebie.
–Niemów,żeniemyślałaśotym–powiedział.–Samniewiem,czegochcę.Jeślispytałabyśmnie
kilkalattemu,powiedziałbym,żenigdyniechcębraćślubu.Sprawiłaś,żechcęwziąćślub,isprawiasz,
żechcę…–Wzruszyłramionami.
–Myślałamotym.–Usiadłamizmusiłamgo,żebyspojrzałnamnie.–Matt,nawetwyobraziłamsobie
chłopczyka o twoich pięknym oczach i dziewczynkę z blond lokami. Ale jestem też zdezorientowana.
Bojęsię.Nigdyniechciałamdzieci.Musimypomyślećotylurzeczach.
Rozszerzyłoczy.
–Musimybyćostrożni.
–Słucham?
Pokręciłgłową.
–Możemybyćszczęśliwi.Zbytszczęśliwi.
–Zbytszczęśliwi?–Zmarszczyłamczoło.
–Tak,Boże.Niemówonich.Chłopczyk…dziewczynka.Przestań.
Chwila,ocomuchodziło?
–Myślałam,że…
– Źle myślałaś – warknął, na co się wzdrygnęłam. Te małe dzieci, chłopczyk i dziewczynka, były
jedyniewytworemmojejwyobraźni,alekiedyMattzabroniłmionichmówić,zagotowałamsię.Tobył
instynkt,żebyjechronić.Nawetniewiedziałam,żegomam.
Wosłupieniuwpatrywałamsięwswojedłonie.Teraz,wzagadkowysposób,chłopiecidziewczynka
stałysięczęściąmnie.Jużzdążyłampokochaćdzieci,którechciałammiećzMattem.
Tenoweinformacjezaskoczyłymnie.AMattnagleniechcedzieci.Właśnietopowiedział…
Prądwrócił.Klimatyzacjazaczęłamruczeć.
– Dzięki Bogu – powiedział Matt. Wziął bokserki i pocałował mnie w ramię. – Nastawię zegary. –
Wygramoliłsięznamiotu.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
24.Matt
D
warazywtygodniu,wewtorkiiczwartki,oglądaliśmydomy.
KiedyHannahwracałazpracy,jedliśmyszybkiobiad,poktórymMarionprzyjeżdżałaponasswoją
nieskazitelnieczystątoyotąprius.Niebyłaaroganckąosobą,jakiejsięspodziewałem,alesympatyczną,
zadbanąkobietąwśrednimwieku.Pewnasiebieiprofesjonalnaagentkanieruchomości.
Unikała rozmów o moich książkach, za co byłem wdzięczny, ale najwyraźniej sprawdziła, dla kogo
szukadomu.Domnieczęstomówiła:„Tenpokójbędzieidealnynagabinetlubbibliotekę”,adoHannah:
„Taokolicajestidealnadlanowożeńców,spokojna,alemawieledozaoferowania”.
Dziennieodwiedzaliśmyodtrzechdopięciudomów.
Domywstyluwiejskim,domudladwóchrodzin,podmiejskiemonstrailuksusowedomywcentrum.
Im więcej widzieliśmy, tym mniej wiedzieliśmy, czego chcemy, i tym dłuższe e-maile z ofertami
przesyłała nam Marion. Współczułem i jej, i nam. Tegoroczny lipiec był nieznośnie upalny, a nasze
podejściedokupnadomuprzypominałonastawieniedopostanowieńnoworocznych:napoczątkubyliśmy
pełnienergiiiekscytacji,wdrugimtygodniuzapałlekkoosłabł,abypodkoniecmiesiącazostałyjedynie
złowrogiespojrzeniaipowłóczeniestóp.
MarionwyjechałazDenver.
–Nie–warknąłem.–Zabardzonaprzedmieściach.Jedźmydonastępnego.
Zabrałanasdowiejskiegodomuzolśniewającymwidokiemnagóry.
–Niechcęgooglądać–marudziłaHannah.–Niebędęmieszkałanaodludziu.
Kłóciliśmy się. Wieczorem wracaliśmy do domu rozczarowani i załamani. Chcieliśmy wyprowadzić
się z mieszkania, które niegdyś było naszym gniazdkiem, i narzekaliśmy na wszystko. Gdybyśmy mieli
jeden dodatkowy pokój – jeden! – nie musiałbym codziennie przenosić ciężarów do ćwiczeń. A co z
moimi pomocami do jogi? Przez cały dzień słyszę pieprzone samochody! W takim razie zamieszkaj w
swoimnamiocie!
Ciągletosamo.Kolejnedomy,alenicdlanas.MojeponiedziałkowespotkaniazMikiemzmieniłysię
w jednogodzinne tyrady na temat rynku nieruchomości w Kolorado. Hannah wychodziła do pracy
wcześniej i wracała późno. Pewnie rozkoszowała się samotnością w gabinecie – własnym
pomieszczeniu,któregoniemogłemjejdać.
Dalej pisaliśmy naszą opowieść. Bez tytułu, powieść autorstwa Hannah Catalano i Matta Skya.
Zatopiliśmysięwniej.Robiliśmypostępsłowami,nadrabiającporażkęnapolunieruchomości.Czasami
wymienialiśmysiępięciomarozdziałamitygodniowo.
PodczasjednejzkolacjiHannahoświadczyła,żeChrissyjestwdwunastymmiesiącuciąży.
–Czekaj…–Policzyłanapalcach.–Wtrzynastym.
–Mhm.–Uformowałemstosikzryżu.
–Naprawdęchceurodzićdziecko.Przestałapalićiwogóle.
–Aha.–Przesunąłemoliwkęporyżu.
–Pewnieniedługopoznająpłećdziecka.
–Notak.–Przepołowiłemoliwkęwidelcem.
Ja też rzuciłem palenie, choć nikt tego nie zauważył, i doskonale wiedziałem, że Chrissy jest w
trzynastym tygodniu. Łapałem się na tym, że ostatnio googlowałem dziwne rzeczy. Kiedy ciąża zaczyna
byćwidoczna?Jakdługotrwająporannemdłości?Kiedymożnaokreślićpłećdziecka?
–Jeśliniechceszotymrozmawiać,poprostupowiedz.
– Widziałaś się z nią? – Bawiłem się jedzeniem, przedłużając posiłek. Obiady i seks były ostatnimi
rzeczami,którewspólnierobiliśmy.
I sen. Tylko niezbędne czynności. W pozostałym czasie pisałem o swoich frustracjach lub, podobnie
jakHannah,szukałemwInternecienieistniejącegodomuidealnego.
–Nie.Alekilkarazyrozmawiałyśmy…–Odchrząknęła.–ZrobilitestDNAnaojcostwo.Potwierdził
je.
–Aha…dobrzewiedzieć.
–Nietożebymiaławątpliwości,aleterazjestpodwójniepewna.Noiniejestsama,boonwrócił…
–Możeszmówićjegoimię.–Zmarszczyłemczoło.
–Przepraszam.Niejestsama,boSethwrócił.Aterazkiedywszystkojestpotwierdzone,amamaitata
wiedzą,SethzałatwiłjejmieszkanienatymeleganckimosiedluBeauvallon.
–Aha.Ładnemiejsce…
Czułem, jakby powietrze ze mnie uszło. Zawładnęło mną przemożne poczucie niesprawiedliwości.
Natemiałrodzinęidom.Sethmiałdziewczynęwciąży,którąsięopiekował.Jamieszkałemwnorzei
pragnąłemrodziny,októrejniepotrafiłemrozmawiać.
Spłaszczyłemswojąryżowąwieżę.
Przestańsięużalaćnadsobą.
–Myślałam,żebypomócjejwprzeprowadzce,skoromieszkamyniedaleko.
–Tak,pewnie.–Niechętnieskinąłemgłową,zatapiającsięwswoimnieszczęściu.Możeczaskupić
nowysamochód.Tegomercedesa,októrymmyślałem…
–Tobyłopytanie.
–Słucham?–SpojrzałemnaHannah.
–Pytam,czyniemasznicprzeciwkotemu,żebympomogłaChrissy.Rozmawialiśmyotym.
–Aha.–Machnąłemrękąizacząłemsprzątaćstół.GotowanienależałodoHannah,sprzątaniedomnie.
–Pewnie,pomóżjejwprzeprowadzce.Niemasprawy.
Wstałaiobjęłamnieodtyłu.
–Dziękuję.–Pocałowałamojąłopatkę.–Jejnastrojesięuspokoiłyilepiejsięnamrozmawia.
–Mhm.
Doznałem kolejnego olśnienia. Nie potrafiłem, albo nie chciałem, naprawić swojej relacji z Sethem.
Podczasgdymojanarzeczonabyłaprzykłademmiłosierdziaimiłości.
Palcamimuskałamójbrzuch.Zaniosłemtalerzdozmywarki.
–Kochanie,przygotowałamcośdlanasnatenweekend.
– Tak? – Starałem się brzmieć radośnie. W zeszły weekend zorganizowała nam maraton filmowy z
Ojcemchrzestnym, ponieważ wiedziała, że go uwielbiam. Ale jedyne, co pamiętam, to słowa Marlona
Brando,że„mężczyzna,któryniespędzaczasuzrodziną,nigdyniebędzieprawdziwymmężczyzną”.Lecz
nie odezwałem się słowem o zakładaniu rodziny, ponieważ strach paraliżował mnie za każdym razem,
kiedy chciałem to zrobić. A jeśli nie potrafiłem o tym myśleć ani mówić, najwyraźniej nie byłem
prawdziwymmężczyzną.
– Szukanie domu nas wykańcza. Nie jestem sobą. Ty też nie. Wiem, że oboje mamy dość tego
mieszkania. – Pomasowała moje plecy. – Więc zarezerwowałam nam pokój w hotelu Four Seasons na
jutroiniedzielę.Pomyślałam,żemoglibyśmy…
–FourSeasons?–Spiąłemsię.–Dlaczegotam?
– Dlatego. – Pocałowała mój policzek. – Chcę mieć dobre wspomnienia związane z tym miejscem.
Wspomnieniaciebie.Spakujemysięwmałetorby,zjemycoś,możepójdziemydokina,jakbędzieszmiał
ochotę.Zgódźsię…
– No cóż… – Zastanowiłem się nad jej propozycją i nie znalazłem w niej nic złego. Oboje byliśmy
wykończeni.Możenocpozadomemdobrzenamzrobi.–Dobrze.
–Doskonale.Pójdęsięspakować.–Uściskałamnieiwybiegłazkuchni.
WsobotęHannahnalegała,żebyśmywzięlitaksówkędohotelu.
–Niechcę,żebyśmusiałcokolwiekrobić–powiedziała.–Nawetprowadzić.
Wzruszyłemramionamiizadzwoniłempotaksówkę.Lubiłemprowadzić,alebyłastanowcza.Zresztą
coś mi mówiło, że ta noc była bardzo ważna dla Hannah. Mówiła o tym, że chce mieć dobre
wspomnieniazhoteluFourSeasons.InnymisłowychciałazastąpićnimizłewspomnieniaoSecie.
Zchęciąnatoprzystałem.
Cholera,będęjątakpieprzył,żezapomnioistnieniumojegocholernegobrata.
Domyślamsię,żetenweekendmożebyćoczyszczającydlanasobojga.
Zameldowaliśmysięoszesnastej.
WwindzieHannahbawiłasięswojątorebką,ajajejwłosami.Byłacicha,niechciałanawetnamnie
spojrzeć. Uśmiechnąłem się do niej i musnąłem jej policzek. Mhm, więc tak to chciała rozegrać?
Nieśmiałaptaszyna…Przytrzymamją,każęjejpatrzeć.
Miała na sobie krótką, obcisłą sukienkę ze wzorem galaktyki, naszyjnik z sercem, który jej dałem w
zeszłymroku,iwojskowebuty.Wyglądałamłodoiradośnie.Kusząco.Wkorytarzuścisnąłemjązatyłek,
nacopodskoczyła.
–Niemogęsiędoczekać–szepnąłem.
Wpatrywała się w dywan, a moje serce zaczęło szybciej bić. Boże, robiła to, co lubię. Drżącymi
rękamiprzesunęłakartęprzezzamek.Przycisnąłemsiędoniej,niezważając,czyktośjestnakorytarzu.
Niechnaszobaczą.Niechwiedzą,żebędziemysiępieprzyćjakzwierzęta.
Weszliśmydopokoju.
Drzwisięzamknęłyzanami.
Minąłemją,opanowującnachwilępożądanie.
Zarezerwowała dla nas apartament z olśniewającym widokiem na miasto. W sąsiednim pokoju
znajdowałysiękremowefotele,sofaiszklanestoły.Zapaliłemświatłowłazience:caławmarmurzez
głębokąwanną.
Hannahstałanieruchomo.
–Jestidealnie.–Założyłemlokzajejucho.–Głodna?
–Nie…Aty?
– Nie. Zamówię ci coś do picia. Na uspokojenie nerwów. – Trąciłem ją nosem. – Ale nie za dużo.
Lubięciętakąjakteraz.
Zamówiłem butelkę moscato i nalałem jej do kieliszka. Usiedliśmy w salonie. Obserwowałem, jak
pije,zastanawiającsię,comanasobiepodtąobcisłąsukieneczką.
Hannahosuszyłakieliszekjednymhaustem.
–Słuchaj–wzięłatorebkę–zrobiłamcośi…
Drżącymi rękami wyjęła kilka złożonych kartek i rzuciła je w moim kierunku. Marszcząc czoło,
rozłożyłemjenastole.
DATA…26LIPCA,2014R.…STRONYUMOWY…
Natychmiastrozpoznałemrodzajdokumentu.
Miałemichwiele,choćbyłycorazrzadziejstosowane.
– Umowa o zachowaniu poufności – mruknąłem. Zauważyłem papier firmowy Shapiro. Przejrzałem
kartkiiwróciłemnapierwsząstronę.–KimdodiabłajestRachelMox?
–Yyy…striptizerką.Sądwieumowy.Niezłośćsię.
Hannahnalałasobiekolejnykieliszekwinaiwypiłago.
–Striptizerką?Kochanie…–Lekkosięuśmiechnąłem,przechylającgłowę.–Oczymmówisz?
–Nieotym,oczymmyślisz.Niechodziotrójkątaninictakiego.Myślałam…–wyciągnęłaztorebki
mójczarnynotesiotworzyłanapierwszymwpisie–…myślałamotym.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
25.Hannah
M
attwpatrywałsięwswojepismozzaskoczeniempołączonymzezdumieniem.
EKSHIBCJONIZM
Nawetdogórynogaminagłówekbyłłatwyododczytania.Acodosamegowpisu,prawiecałyznałam
napamięć:„Chcęjąpieprzyćnaoczachinnych.Chcęwidziećjejzażenowanie.Chcęprzeobrazićnasze
intymnechwilewspektakl”.
Wzięłamkolejnyłykwina.Rękamizadrżała.
–ZadzwoniłaśdoShapiro?–Mattzbladł.–Ztym?
– T… tak. Ale posłuchaj. Oddzieliłam umowę podpisaną przez Rachel Mox od tej podpisanej przez
NicoleWilliams.Żadnaznichpierwotnienie…
–Czyliniemówiłaśmuotym?–Wskazałnaswójdziennik.
– Nie. Ani słowa, przysięgam. Zadzwoniłam do niego i powiedziałam, że planuję dla ciebie
niespodziankę. Spytałam, czy może przygotować dwie umowy, które uniemożliwią uczestniczącym
stronom zepsucie niespodzianki. To wszystko. Wspomniałam, że chodzi o… duży prezent weselny –
wyjaśniłamskupiona.
Mattniemalsięuśmiechnął(jegoustazadrżały),alepochwilispochmurniał.
–Nodobrze.Muszę…–Wstałizacząłchodzićmiędzystołematelewizorem,gestykulując.–Muszę
dowiedziećsięwięcej,Hannah.Podajmiwięcejszczegółów.
Gdyby nie mój olbrzymi niepokój i fakt, że Matt może w każdej chwili wpaść we wściekłość,
podziwiałabymgo.PoważnyMattstanowiłcudownywidok.Każdyjegoruchbyłwyważony,spojrzenie–
przenikliwie,jakbymógłzobaczyćsednoproblemu…ijeunicestwić.
–Bardzodużootymmyślałam–wydusiłamwreszciezsiebie–ich…chcętozrobić.Dlaciebie.Ale
również dla siebie. Zaczęłam myśleć o szczegółach i… – Wyrzuciłam z siebie całą historię o Misji
Ekshibicjonizm,którazpoczątkowejciekawościzmieniłasięwszerokozakrojonyplan.
Początkowomójgłosdrżał,alezupływemczasuuspokoiłsięinabrałsiły.WyjaśniłamMattowi,jak
popracypojechałamdoklubu–nieraz,aletrzyrazy–iobserwowałamdziewczyny.Wokomiwpadła
kobieta, która sprawia wrażenie, że czerpie radość z pracy. Poprosiłam ją o rozmowę w cztery oczy i
dyskrecję.
– Wierzysz, że zachowa dyskrecję? – wciął się Matt. – Nawet wasza rozmowa może mieć
niewyobrażalneskutki.Ludziecięrozpoznająiwiedzą,że…
Podniosłampalec.Cii.
–Kazałamjejpodpisaćumowę,zanimcokolwiekwyjawiłam.
Zmrużyłoczy,alewidać,żezaimponowałammu.
–Mówdalej…
–Wkażdymraziepostanowiłamzaryzykowaćispytałam,czyznakogoś,kto…hm…lubialternatywny
styl życia lub dobrą zabawę. Opowiedziałam jej o naszej przygodzie w prywatnym pokoju w klubie.
Natychmiastzrozumiała,oczymmówię.
Mattwziąłzestołuumowyizacząłjebardzouważnieczytać.
–Czydlategotujesteśmy?Chcęwiedzieć,ilepieniędzynatoposzło?
–Zostaniemytu,tylkojeślibędziesztegochciał.–Zamilkłam.–Czterystadlakażdej.Pozwoliłamjej
podaćcenę.ShapiroprzesłałdokumentywPDF-ie,ajadodałamkilkaparagrafów.
–AkimjestNicole?–Sprawiałwrażeniezirytowanegoipełnegoniedowierzania.
– Koleżanką Rachel. Swingerka, nie tancerka. Nie znam ich dobrze, ale poważnie podeszły do
dokumentówirozumieją,czegoodnichoczekujemy.
–Aczegoodnichoczekujemy?–Umowywylądowałynastole.Mattprzysunąłsiędomnie;jegonogi
dotknęłymoichkolan.Dżinskontranagaskóra.Zadrżałamispojrzałamnaniego.
–Jedyniemilczącejwidowni–powiedziałam.
–Dopijwino.
Zamrugałamiwypiłamalkohol.
Mattdotknąłmojegopoliczka.
–Gdzieterazsą?
–Wynajęłamdlanichpokójnanoc.Wiedzą,żemożemyniezadzwonić.Bezwzględunatozapłaciłam
imzaichczas.
–Ufaszim?
Skinęłam.
–Nicolejestasystentkąprawnika.Takmipowiedziała,codokładniesprawdziłamwInternecie.Lubi
taki styl życia i rozumie potrzebę prywatności. Poza tym ma coś do stracenia. Rachel… Hm, jestem
przekonana, że rozumie, że nie może zaryzykować pozwu sądowego, który wytoczymy, jeśli naruszy
umowę.
Mattuśmiechnąłsięzzadowoleniemiuniósłbrew.
–Jesteśbezwzględna,ptaszyno.Iprzebiegła.
–Nauczyłamsięczegośodciebieitwojejrodziny.
Jegooczysięrozszerzyły,uśmiechzgasł,apochwiliwybuchnąłśmiechem.
–Takjakmówisz.Pomyślałaśowszystkim,prawda?
Uniosłampodbródek.Przepełniałomniewielkiepoczuciedumy.
–Tak–powiedziałam.–Pomyślałamowszystkim.
Opuściłdłoń,przesuwającdelikatniepalcamipomoimpoliczku.Musiałambyćczerwonaodstópdo
głów,aleczułamspokój.Rodzajspokoju,któryodczuwasięwśrodkuburzy.
Podszedłdodrzwi,aleprzystanął.
Wsunąłdłoniewkieszenieizacząłwpatrywaćsięwdywan.
Już dawno przestałam się zastanawiać, czy naprawdę chcę tego spróbować i co to znaczy, że chcę
spróbować.Mattpodzieliłsięzemnąswoimifantazjamizwłasnejwoli.Następnejnocydałammubicz,
a jego dziennik leżał na naszej nocnej szafce. Nie był już tajemnicą ani wstydliwym przedmiotem, lecz
otwartymzaproszeniemdoumysłuMatta.
Kiedybyłamsama,czytałamgo.Pozwalałam,żebymniepodniecał.Pozwalałamdzikościjegopożądań
przeniknąćdomnie…AjeślichodziosamokrytycyzmMatta,ceniłamgo.
Cozemnąnietak?Wstydzęsięsiebie.Jestemzdezorientowanawłasnymzachowaniem.
Och,Matt…tęskniłamzajegodotykiem,kiedyczytałamjegosłowa.
Był najbardziej wyzwolonym człowiekiem, jakiego znałam, ale coś – może wzgląd na mnie –
ograniczałogo.Dziśniemusiałamsięzastanawiać.Odtygodnitoplanowałam.
Wpatrywałamsięwjegoplecy.Zaczęłomilekkoszumiećwgłowie.Wreszciesięobrócił.
–Zadzwońponie–powiedziałzuśmiechem.
Jak tylko usłyszałam stukanie do drzwi, mój stoicki spokój zmienił się w panikę. Chyba całkowicie
zgłupiałam?
–Nieruszajsię–powiedziałMatt.
Z przyjemnością zostałam tam, gdzie siedziałam. Moje ograniczone zapasy odwagi poszły na
zorganizowanie Misji Ekshibicjonizm i zaryzykowanie, że Matt się wścieknie. Teraz nastał czas, żeby
przejąłpałeczkę.Wtuliłamsięwrógkanapy.
PrzywitałsięzRacheliNicolewdrzwiach.
Pachniały kwiatowymi perfumami i wyglądały… zaskakująco elegancko, biorąc pod uwagę okazję.
Nicole miała na sobie lniane szorty i sweterek ozdobiony koralikami. Wyprostowała gęste włosy i
posmarowała czekoladową skórę bronzerem. Rachel, którą wcześniej widziałam jedynie w szpilkach,
stringachizgwiazdkaminasutkach,miałanasobieprostąsukienkę,doktórejdobrałakopertówkę.
–Wejdźcie–powiedziałMatt.Zaprowadziłjedosypialni,gdziewnogachłóżkastałydwakrzesła.Z
salonusłyszałamjegoniski,spokojnygłosiichgłosy.Niemogłamrozróżnićposzczególnychsłów,ale
wszyscybrzmieliradośnie,jakbyśmyconajmniejumawialisięnaherbatkę.
Boże–pomóżmi…
Możeszwyjść!,uświadomiłamsobie.
Tak, mogłabym wyjść. Mogłabym wybiec z pokoju, gdy Matt znajdował się w sypialni z kobietami.
Zrozumiałby…prawda?
Gdywszedłdosalonu,wstrzymałamoddech.
–Cześć–powiedział.
–Cześć.
–Kochanie.–Wziąłmniezarękę.Wstałam,zwalczającchęćwtuleniasięwniego.Jeśliokazałabym
niepokój, mógłby wszystko odwołać, a ja włożyłam tyle wysiłku, żeby zorganizować to… dla nas
dwojga.Przyciągnąłmniedosiebieipogłaskałpotwarzyiwłosach.
–Wporządku?
–Tak.
– Naprawdę – zaśmiał się. – Sądzę, że jesteś zdenerwowana, co jest zrozumiałe w tych
okolicznościach.
–Może…trochę.Atyniejesteś?
Przechyliłgłowęiwzruszyłramionami,jakbynormalnekryterianiedotyczyłygo.Cholera,byłuroczy.
Roześmiałamsięioparłamojegopierś,czerpiączniegospokój.
–Chcętego–powiedział.–Wiesz,jakbardzotegopragnę.Niemogęuwierzyć,że…zorganizowałaś
towszystko,żejesteśskłonnaspróbować.Chybaśnię?
–Nieśnisz.–Pocałowałamjegoszyję.
– Bądź taka jak teraz… jakbyśmy byli sami. Ignoruj je. Zajmę się tobą. – Zaprowadził mnie do
sypialni. Rachel i Nicole wpatrywały się w nas spokojnie z założonymi nogami i kieliszkiem wina w
ręku.Odrazupoczułamichobecność.
„Ignorujje”.
Jak?
Mattnajwyraźniejwiedział,jaktozrobić.Przyciemniłlampkęprzyłóżku,którajakojedynaoświetlała
pokój.PrzezostatnietygodnieśmiałokontaktowałamsięzRacheliNicole,leczterazniemogłamnanie
spojrzeć.Stałysięniewyraźnymikształtamiwkąciepokoju.
Mattwziąłmniewramionaipocałował.Natychmiastścisnąłmójtyłek,jakbyśmybylisami.
Mojakrótka,elastycznasukienkapodjechaławgórę.Zimnepowietrzeowiałomojepośladki.
Mattobróciłnastak,żestałamplecamidonaszejwidowni.OBoże…Widząmoje…
Jego język zaczął mnie pożądliwie lizać. Przerwał pocałunek i dyszał do mojego ucha. Jego palce
podniosłymojąsukienkędopasa.Niezakrywałomnienicpozapaskiemstringów.
–Cholera–szepnął.
Wstrzymałamoddech.Wiedziałam,żenasobserwowały,atwardniejącypenisMattatylkomniewtym
utwierdził.Rozsunąłmojepośladki,uniósłmójtyłekidałmiklapsa.Naichoczach!Zanurzyłamtwarzw
jegopiersi,płonączpożądaniaiskrępowania.
Znównasobrócił,prowadziłwnaszymmiłosnymtańcu.Stałplecamidonich,zakrywającsobąmoje
drobneciało.
–Nodalej–usłyszałamjegonamiętnygłos.–Zróbto.Pokażim.
Znieruchomiałam.Mójupojonywinemumysłwolniejmyślał.Co?SpojrzałamnaMatta.Położyłmoje
dłonienaswoimrozporkuiścisnął.
Ach.Przelałasięprzezemniefalagorąca,kiedyzrozumiałam,oczymmówił.
Niespuściłamwzrokuirozpięłamjegodżinsy,którezsunęłamzbioder.
–Bokserkiteż–powiedziałspokojnie.
Oblizałam usta. Mój Boże. To była nasza chwila i nasze obserwatorki nie miały nic do niej. Gdy
zsunęłam jego bokserki, poczułam to, co Matt musiał poczuć, kiedy obnażył moje pośladki przed nimi.
Mojepaznokcieprzesunęłysiępojegonagimtyłku.Przepełniłamnieduma,niezazdrość.Byłmój.Toja
gomogłamdotknąćitojagomogłamrozebrać.
Jegooddechprzyspieszył.Ścisnęłammutyłek,nacojęknął.
–Widzisz?–wydyszał.Ściągnąłzsiebiekoszulkę.Uklękłam,żebyzsunąćbokserskiidżinsyzjegoud.
Rozkoszowałamsięjegociałem.Kopniakiemzrzuciłubrania.
Cholera,Mattwcześniejobiecał,żezajmiesięmnąiwłaśnietorobił.Osłaniałmnieswoimciałem,
jednocześniepozwalającmisięcałkowicieodsłonić.
Kiedy wstałam, obrócił się w stronę naszej milczącej widowni. Objęłam go od tyłu, przyciskając
policzekdojegopleców.Zerknąłnamnieisięuśmiechnął.
–Pokażimwszystkietemałegesty,którymi…doprowadzaszmniedoszaleństwa.
ZobaczyłamMattaoczamiRacheliNicole:nagie,olśniewająceciałoimojeręce,wędrująceponim.
Pogładziłem jego sztywnego fiuta i pomasowałam jądra. Pieściłam jego brzuch. Mój. Tylko mój.
Położyłamdłońnajegowalącymsercu.
–Zamknijoczy–powiedział,zanimzamieniliśmysięmiejscami.–Jestemprzytobie.
Zamknęłam oczy i nie otwierałam ich, kiedy mnie rozbierał i pieścił. W milczeniu się mną chwalił:
pochyliłmnie,usadziłnałóżkuirozsunąłmojenogi,potemrozsunąłmojącipkęiwłożyłwniąpalce.
CzułamnasobieichwzrokidrżącepodekscytowanieMatta.
Wszedł we mnie. Zakrył mnie swoim ciałem. Dla oczu Rachel i Nicole zostały jedynie jego
umięśnioneplecy,silneudaijędrnytyłek.Intymnyruchpołączyłnaswjedno.
Lecztoniebyłonajważniejsze.
Niemogłamzapomnieć,jaksięczułam,posiadającgo.Zaufaniawjegooczach,kiedypowiedziałmi,
żebysięnimzająć.„Jestemprzytobie”.
Wierzyłammu.Zawierzyłabymmuswojeżycie.
–Otwórzoczy–powiedział.
Otworzyłam.Byliśmysami.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
26.Matt
K
iedyjeodesłałeś?–spytałMike.
Uśmiechnąłemsięiwzruszyłemramionami.
–Czytoważne.
– Po prostu jestem ciekawy. – Pokręcił głową, ale wyglądał na zadowolonego, a ja czułem coś, co
nieczęstosięzdarzało:wdzięcznośćdlaswojegopsychiatry.
WiększośćwizytyspędziłemnaopisaniusobotniegowieczoruwhoteluFourSeasons.Opowiedziałam
Mike’owi o tym, jak pokazałem Hannah dziennik, o tym, że ją wychłostałem biczem, i o tym, że dzięki
niejjednazmoichskrywanychfantazjistałasięrzeczywistością.
–Tenwieczórwyrwałnaszfrustracji–powiedziałem.–Chodzimioszukaniedomu.Czujęsię…jak
nowo narodzony. – Przekartkowałem zeszyt, w którym nie było nowych wpisów. Wpatrywałem się w
pustąstronę.–Niektórefantazjenależądoświatafantazji.Myślałam,żeekshibicjonizmjestjednąznich.
Ale to… – Zamknąłem dziennik, który okazał się nader przydatny. – W każdym razie, dziękuję –
wydusiłemzsiebie.
–Niemusiszmidziękować.BezotwartościHannahdziennikbyłbyniczyminnymniżzapisemtwoich
myśli.Jejpodziękuj.
–Jużtozrobiłem.
–Dobrze.Muszępowiedzieć,żeniebyłempewnyjejwpływunatwojeżycie.Terazodpowiedźjest
jasna.Hannahsprawiawrażeniewyjątkowejosoby.
–Jestwyjątkowa–powiedziałem.
–Mógłbyśpomyślećnadsesjąwgrupiealbodlawaszejdwójki…–Poodniesieniusukcesuzmoimi
niecodziennymi pragnieniami Mike zaczął rozpływać się nad skutecznością terapii grupowej i sesji
małżeńskich. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Wiedziałem, że ma rację. W końcu kilka spotkań z
Hannah,mnąiMikiemmogłobyrozwiązaćproblemy,aleniebyłemgotowynarozmowęodzieciach,a
wiedziałem,żenatymsięskończy.
Po pierwsze, musiałem się sam poukładać. Chciałem dzieci czy nie? Chyba tak. Myślałem o tym,
wyobrażałemsobiedzieci,mójumysłwyświetlałszczęśliweobrazy,iwtedyogarniałomnieprzerażenie.
Zadużoszczęścia…jestniebezpieczne.
StarałemwyjaśnićtoHannahwnaszejpowieści,takjakusiłowałemtozrobić,kiedyobwoziłemjąw
lipcupomoimrodzinnymmieście.
„Byliśmy szczęśliwi”, napisałem, „niewiarygodnie szczęśliwi… wiedziałem, że to nie może trwać
wiecznie…żewjakiśsposóbbędęmusiałzapłacićzatoszczęście”.
We wtorek wysłałem jej rozdział 10. Nie mieliśmy czasu na dyskusje albo nie chcieliśmy ich,
ponieważcałepopołudniespędziliśmynaoglądaniudomówzMarion.
Hannahwróciławcześniejdodomuiprzebrałasięwdżinsyikoszulkę.
Naobiadzjedliśmychińszczyznę.
Włożyłembrooksy,mojeulubionebutydobiegania,iuśmiechnęliśmysięszerokodosiebie.
Robiliśmyto–uśmiechaliśmysięszerokodosiebie–odweekenduipomyślnegozakończeniaMisji
Ekshibicjonizm.Małooniejrozmawialiśmy.Dlamniewieczórbyłsurrealistyczny,azbytwielerozmów
onimmogłobyzniszczyćwspomnienia.Hannahmusiałaczućpodobnie.
Późniejmożemyomówićgownaszejopowieści.
Teraz było istotne, że wieczór nas ożywił, co przyznałem przed Mikiem, i z radością szukaliśmy
naszegonowegodomu.Nasznowydom.
Pozwoliłem Hannah usiąść na przednim siedzeniu obok Marion. Najpierw pojechaliśmy do Pradery,
dzielnicy luksusowych domów w Parker. Hannah zmarszczyła się na widok olbrzymiego domu, ale
słuchałaMarion,trzymającmniezarękę,gdytawychwalałagarażnaczterysamochody,drewnozhikory,
granitoweblaty,dużąpralnięipiwnicę.
Zakochałemsięwdomu.
Hannahztrudemwnimwytrzymała.
Następnie pojechaliśmy do dwupiętrowej rudery w Longmont. Starałem się być uprzejmy.
Uśmiechałemsięnawidokwyblakłychpaneli,małegoogroduiokien,przezktóremoglibyśmydosłownie
zajrzećdosąsiadów.Wprostcudownie.
–Ładnietu–powiedziałaHannah,kiedywsiedliśmydotoyotyprius.
Skrzywiłemsię.
–ChcęwampokazaćnowąofertęwhrabstwieCorralCreek.Różnisięoddotychczasowych,alejest
bardzociekawa.–BiednaMarionsprawiaławrażenieprzygnębionej.–Czytrzydziestominutowydojazd
samochodemstanowiłbyproblem?
–Hannahotymdecyduje–powiedziałem.–NiemampotrzebyczęstegoodwiedzaniaDenver.
Hannahwzruszyłaramionami.
–Zchęciąobejrzędom.
Jechaliśmy na zachód, w kierunku góry Evans. Zabudowa stawała się coraz rzadsza, a płaski teren
ustępowałwzgórzom.CzasamiMarionopowiadałaodomach,kiedyprowadziłasamochód,leczdziśnie
odezwałasięsłowemoCorralCreek.Możeniezdążyłazapoznaćsięzofertą.
Skręciliśmywbocznądrogę.Hannahzerknęłanamnie.
Zmarszczyłemczołoiwzruszyłemramionami.Niemampojęcia.
–Jesteśmynamiejscu–oświadczyłaMarion.Wjechaliśmyprzezotwartąbramę.
Drogaprowadziłaprzezłąkę,ażdopokrytychsosnamiwzgórz.Drewnianeogrodzenieciągnęłosiępo
horyzont.Gdziejestdom?
Osiki i świerki urozmaicały łąkę. Zachodzące słońce podkreślało piękno ziemi: długie cienie
przeplatałysięzezłocistymświatłem.Skrajpreriilśniłniczymlatarki.
Zawszemiałemsłabośćdołąk.Czułem,żewtymmiejscubyłbymwolny.
– Jak widzicie – powiedziała Marion – posiadłość zapewnia dużą prywatność, lecz jest oddalona
zaledwie trzydzieści minut samochodem od Denver. Ranczo zajmuje powierzchnię dwustu
dziewięćdziesięciuakrówiprzepływaprzezniestrumykodługościczterystumetrów…
–Ranczo?!–wyrzuciłemzsiebie.–Dwieścieile…?
–Zgadzasię,tenobszarniegdyśbyłluksusowymranczemzletnimdomkiemdla…
–Ach,czymoglibyśmy–dotknąłemramieniaHannah–rozejrzećsiętrochę?
–Ależoczywiście.–Marionzaparkowałaizostaławsamochodzie,podczasgdyzHannahruszyliśmy
przedsiebieniepewnymkrokiem.Otaczałnasspokójichłodnepowietrzeprzesyconezapachemsosen.
Wziąłemjązarękęiposzliśmynałąkę.
Zatrzymaliśmysiękilkametrówodtoyotyprius.
–Chybaoszalała?–roześmiałemsię.–Doprowadziliśmyjądoszaleństwa?
–Możechcenasrozstrzelać–zachichotałaHannah.
– Może? Jezu. – Wpatrywałem się w horyzont. – Słyszałaś, co gadała? Strumyk? Prawie trzysta
akrów? Hannah, nie wiem, co miałbym robić z taką ziemią. Przepraszam, ale – wykręciłem dłonie –
musimyjaśniejokreślićjej,oconamchodzi.
–Tak,wiem.–Zerknęłanamnie,apotemnałąkęigóry.–Jednakprzyznasz,żetutajjestnaprawdę
pięknie.
–Zgadzasię,szkoda,aletobyłoby…
–Szalone?–dokończyła.
–Tak,absurdalne.
Odkaszlnąłemistaliśmywmilczeniu,podziwiającziemię.
Po czasie zrozumiałem, że w tamtej chwili chcieliśmy się wybadać. Sam dom nie miał znaczenia. A
pięknoposiadłościbyłoniezaprzeczalne.Woddalirosłypełnetajemnicgęstekępydrzew,podczasgdy
lasokrywałdywanemzboczegór.
Chciałemznaleźćsiętuwnocy.Poczućpotęgęnocy,wiatruigwiazd.
Chciałemmiećtęziemięnawłasność.Wcześniejniemyślałemoposiadaniutakdużegoobszaruimoże
wszaleństwietegopragnieniatkwiłurok.
Ateraz,pomyślałem,muszęsiępożegnaćztąziemią.Hannahnigdyby…
–Chodźmyzobaczyćdom–powiedziała.
–Co?
–Tylkodlazabawy.–Stanęłanapalcach.–Skorojużtujesteśmy.
Zaprowadziłemjądosamochodu.Niemogłemwyrzucićzgłowyjejsłów.Tylkodlazabawy.Pewnie,
zobaczymywymarzonąposiadłość,tylkodlazabawy!Posypmyranysolą,tylkodlazabawy!
–Szczerzemówiąc,niewiem,czychcęgozobaczyć–odrzekłem.
–Alejachcę.
Zniezadowoleniemwsiadłemdosamochodu.
–Wspaniałemiejsce,prawda?–Marionniepewnieuśmiechnęłasiędonas.Wyjrzałemprzezokno.Do
diabłazkupowaniemdomu,dodiabłazmoimożywionymnastrojem.
–Prawda–odpowiedziałaHannah.–Możemyzobaczyćdom?
–Tylkodlazabawy–mruknąłempodnosem.Niktmnienieusłyszał.
– Ależ oczywiście! – Marion nacisnęła pedał gazu i zanurzyliśmy się głębiej w tym olśniewającym
świecie.Otoczyłnasiwypełniłmnietęsknotą.Musiałemwyglądaćjakmałychłopiecwypatrującyprzez
okno.Proszę,kupmi.Kupmi.
PodczasjazdyMarionpokazywałanam„unowocześnienia”:padok,stajnię,mniejsząstajnięidom.
NiechciałemspojrzećnaHannah,którapewniechichotała.
Domznajdowałsięwpółnocno-zachodniejczęściposiadłości,upodnóżawielkichskał.Jegowidok
poprostumniedobił:odnowionydużybudynekzbiałą,kamiennąfasadąiolbrzymidrzwiami.
Czułem,żedomiziemiadrwiązemnie.
Dziewięćsypialni.Sześćłazienek.Pięćkominków.
Uśmiechnąłem się szyderczo na widok eleganckiego, rustykalnego wnętrza. Jasne drewno i kamień
rozświetlały pomieszczenie. Hannah zapiszczała na widok kuchni i zaczęła biegać wokół granitowej
wyspyjakdziecko.
–Jestpiękna–powiedziała.
–Iwyposażonawnowoczesneurządzenia–dodałaMarion.
Nadrugimpiętrzeusiłowałyzwabićmniedojednejzbibliotek.
–Spodobasiępanu–powiedziałaMarion,aHannahpociągnęłamniezarękaw.
–Matt,zobacz,iletupółek.
–Niechcęnaniepatrzeć–warknąłem.–Jestemzmęczony.–Stanąłemwkącienakońcukorytarza.
TelefonHannahsięodezwał.
–Zostawiępaństwasamych.–Marionzniknęłazarogiem.
Kiedy Hannah szukała telefonu, wpatrywałem się przez okno w wieczorny krajobraz. Udawałem, że
ziemianależydomnie.
MógłbympobiegaćzHannahpołącealbopójśćzniąnaspacer.
Dwieściedziewięćdziesiątakrów.Moglibyśmysięzagubić…
–Cholera–przeklęła,wyrywającmniezzamyślenia.
–Cosiędzieje?
– Yyy… Seth. A właściwie Nate. – Bawiła się telefonem. – Napisał do mnie. Seth był w zeszłym
tygodniu w szpitalu. Właśnie go wypisali. Boże, dlaczego dopiero teraz się o tym dowiadujemy? –
Stukaławekran.
Spochmurniałem.
–Dlaczegobyłwszpitalu?Dokogopiszesz?
–Zasłabłpopiątkowymkoncercie.PiszędoNate’a.–Zerknęłanamnieniezadowolona.–Nienapisał,
codokładniesięstało,alemożnasiędomyśleć…
PonieważMarionstałaniedaleko,Hannahtylkomachnęłaręką.
WyrwałemjejtelefoniprzeczytałemniedokończonySMS.
„JestemzMattem.Zadzwonię,jakbędęmogła.Proszę,napiszwięcej”.
–Więcejczego?–spytałem.–JestemzMattem.Cododiabła?Odjakdawna…
–Więcejszczegółów,aczegoinnego?Dajmito.–Zabrałatelefonzmoichrąk.–Ococichodzi?
– Ostatnio prawie go utopiłem. Nie pamiętasz? Nie obchodzi mnie, jak teraz spieprzył sobie życie.
Kiedytowreszciezrozumiesz?Gardzęnim.
–Ajanie.INateteżnie.Kiedytowreszciezrozumiesz?
– Na miłość boską, bierzemy ślub. – Uderzyłem pięścią w ścienny panel z drewna. Hannah się
wzdrygnęła.Porazpierwszy,alenieostatni,okazałemzłośćwtymdomu.
– To nie oznacza, że będziesz mi mówił, co mam myśleć o innych. Twój brat jest chory. Cierpi.
Powinieneśgorozumieć.
RozmowaoSecietylkomnierozwścieczyła.DlaczegoHannahwciążstawałamiędzymnąanim?Czy
niewidziała,żebyłapowodemmojejzłości?Sethdotykającyją…Sethstarającysięzabraćmiją…
– Koniec z gadaniem o nim. – Ściszyłem głos, który drżał z emocji. – Koniec na dobre. Cholera,
przestańonimmówić.Niezamierzammuprzebaczyć.
ŁzyzalśniływoczachHannah.Niewiedziałem,czyspowodowałajefrustracja,czysmutek.
–Zawszetakijesteś–powiedziała.–Zawsze.Nieumieszbyćszczęśliwy.
–Docholery,tonieprawda.
–Prawda.–Pierwszałzaspłynęłapojejpoliczku,apochwilidruga.
NienawidziłemSethaimyśli,żeHannahmogłapłakać,współczującmu.
–Tojaznalazłamtendom.Pomyślałam,żemożecisięspodobać.WysłałamofertędoMarion–głośno
pociągałanosem–żebyzrobićciniespodziankę.Mówiłeś,żebyśmyposzlinakompromis,aleztobąnie
makompromisów!Tobienicsięniepodoba!
Rozpłakałasięnadobre.
Zaskoczonychwyciłemjejnadgarstek.
–Co?!
–M…możeniechceszmieszkaćz…
–Mówiłaś,żeniechcesz…–SzybkowstałemiutuliłemHannah.Mimozłościprzywarładomnie.–
Żeniechceszmieszkaćnaodludziu.Nierozumiem.
–TrzydzieściminutodDenvertonieodludzie.
– Hannah. Ptaszyno. – Pocałowałem jej mokre policzki. Otarłem jej łzy, a jej oczy były wilgotne. –
Naprawdęchcesztutajzamieszkać?
– Tak – roześmiała się nieco histerycznie, a jej oczy znów zaszły łzami. – Chciałabym. Mam dość
miasta, dość naszego mieszkania. Wiem, że posiadłość jest… absurdalnie wielka, ale… moglibyśmy
zatrudnićkogoś,ktobysięniązajął…
Obraz Setha zbladł w moim umyśle, aż wreszcie zniknął. Moja wściekłość też osłabła. Podniosłem
Hannahiześmiechemzacząłemkręcićsięzniąwokółwłasnejosi.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
27.Hannah
M
ożesz dotknąć – powiedziała Chrissy, marszcząc nos na widok lekko widocznego brzuszka. – To
znaczy,jeślichcesz.Mamnadzieję,żeobcebabyniebędąpróbowałymniedotykać.Fuj.
Spojrzałamnabrzuchsiostry.Siedemnastotygodniowaciążazaczęłabyćwidoczna.Pasjejspodnido
jogizwisałpodbrzuchem,akoszulkasięnanimrozciągała.Zastanawiałamsię,czytomożezaszkodzić
dziecku.Biednymalec…
Odwróciłamwzrok.
–Czujęsiędobrze.Możekiedyzacznie…kopać…–Roześmiałasięnerwowo.Dotykanieczegoś,co
się porusza w brzuchu mojej siostry, odrzucało mnie. Czy naprawdę byłam pozbawiona instynktów
macierzyńskich?
Wkażdymrazieitakplanowałamjejpomagać.Niemusiaławiedzieć,żeciążamnieprzeraża.
–Słuchaj,niemogęsięnapatrzeć.Mieszkaszwprawdziwympałacu.–Jeszczerazrozejrzałamsiępo
mieszkaniu Chrissy. Ostatnie trzy i pół tygodnia działałam w trybie przeprowadzki: cały wolny czas
poświęciłam na dokładną inspekcję domu w Corral Creek, spakowanie naszych rzeczy z mieszkania i
zawożenierzeczyChrissydojejeleganckiegomieszkankawcentrummiasta.
– Prawda? Jakbym wygrała na loterii? – Chrissy kręciła się po stylowo umeblowanym salonie, z
któregomożnabyłowyjśćsięnadużybalkon.
–Nowiesz,tomiłozestronySetha,żezałatwiłcimieszkanie.
–Miło?Chybatak.Przynajmniejtylezrobił.
Zacisnęłamusta.NiechciałamwdawaćsięwkolejnąkłótnięzChrissy.Mimotoniepodobałmisięjej
ton: wygrana na loterii, stwierdzenia, że Seth jest jej cokolwiek winny. Do tanga trzeba dwojga,
siostrzyczko.
–Miałaśznimostatniokontakt?–spytałam.
–Pewnie,ciąglerozmawiamy.
–Icouniego?
–Wporządku.Jestzajęty.–Objęłabrzuchiuśmiechnęłasiępromiennie.–Uwierzysz,żeumawiamy
sięzbraćmi?
–Tak,to…szalone.–Znówmiałamochotęjąspoliczkować.NieumawiałamsięzMattem.Byliśmy
zaręczeni i mieliśmy wziąć ślub. Nasza miłość była prawdziwa; pokonała wiele prób. Podczas gdy
ChrissyiSetha,ztegocowidziałam,łączyłotylkodziecko.
Alemożewyczuwałatoijejzachowaniewynikałozniepewności.
– Jestem pewna, że wprowadzi się tu, jak przestanie tyle koncertować – zamruczała i poprawiła
zasłony.–Sethchce,żebymposzłanabadanieUSGipoznałapłećdziecka.Aleczekamnaniego.
–Czekasz?Comasznamyśli?
– Uważam, że powinniśmy pójść razem. Słuchaj, dasz mi wreszcie to coś? – Spojrzała na płaskie
kartonowe pudełko, które trzymałam w rękach. Było to jedno z opakowań po koszuli Matta, które
przewiązałamfioletowąwstążką.
–Ach,tak.–Podałamjejpudełko.–Wsumiepotowpadłam.Jesteśjużurządzona,więcmogęcito
dać.Prezentzokazjinowegodomu.
Kiedy otwierała opakowanie, wsunęłam dłonie w kieszenie i znów rozejrzałam się po mieszkaniu.
Matt wciąż nie chciał mieć nic wspólnego z pomaganiem Chrissy, ale przynajmniej pozwolił mi jej
pomagać.Ręcemniebolałyodnoszeniapudełiprzesuwaniamebli;ciężarnasiostraniemogłategorobić.
Wostatnichtygodniachzmieniłasięznierozważniepalącejprzyszłejmatkiwneurotyczkęprzerażoną,że
cokolwiekmogłobywyrządzićkrzywdędziecku.
Kolejny dowód, pomyślałam, na to, że traktuje dziecko jak środek do osiągnięcia celu. A celem był
SethSky.
Rzuciła pracę w klubie, zaczęła ćwiczy jogę dla ciężarnych i, dzięki pieniądzom Setha, zaczęła jeść
ekologicznążywność.Niewierzyłamwtęnagłąprzemianę.DopókiSethsięniąniezajmował,dziecko
byłodlaniejproblemem.
–Lampion?–Wyjęłazłożonąpapierowąlampęzpudełka.
Cienkiturkusowypapierporozłożeniuprzybrałkształtkuli.Łzynapłynęłydomoichoczu.Towłaśnie
tę lampę zawiesiłam w swojej sypialni, kiedy wprowadziłam się z powrotem do domu. Rozświetlała
koloremmójdepresyjnynastrój.KiedyMattporazpierwszymnieodwiedził,zauważyłją.Napisałoniej
wDotknięciuNocy:
Cholera, pokój był mały, a wydawał się jeszcze mniejszy przez wielkie łóżko i stosy pudeł. Jedyne
oknobyłowąskieiumieszczonewysoko.
Nasuficiepowiesiłapapierowąlatarnię.Natenwidokcośścisnęłomniewsercu.
Ateraznawidoktejozdobycośmnieścisnęłowsercu.Najwyraźniejdługadroga,jakąprzeszliśmyz
Mattem…zatoczyłakoło.Pisaliśmyrazem,żyliśmyrazem.Zamrugałamzemocji.
–Naszczęście–powiedziałam.–Powinnamsięzbierać.
– Mam nadzieję, że nie potrzebuję szczęścia – roześmiała się i rzuciła pudełko na kanapę. – Dzięki,
Han.Zadzwoniszdoswojegotajemniczegomężczyzny.
Znieruchomiałam.
–Co?
–Ha!Wyglądasznawinną.Widziałamcięzbalkonu.Ciąglegdzieśdzwonisz.
–Jatylko…planujęrzeczyzwiązaneześlubem–powiedziałam.–Izdomem.Aniedługozadzwonię
dociebiewsprawiespotkaniazrodzicami,więcodbieraj.
Wypadłamzmieszkania.
Cholera, Chrissy zauważyła, że ciągle wydzwaniam?! Dobrze, że nie rozmawia z Mattem. Tego dnia
telefonwyciągnęłamdopierowhondzie.
–Hannah–odebrałNate.–Cześć.
–Hej.Jakleci?
– Dobrze, dzięki. Gratuluję kupienia domu. Nie powinnaś walczyć z pudłami albo uczyć się jeździć
traktorem?
– Phi – roześmiałam się. – Zatrudnimy ludzi, żeby zajęli się ziemią. I dziękuję. Jesteśmy
podekscytowani.Powoliprzewozimynaszerzeczy,aletopotrwa.Nierozumiem,dlaczegoMattniechce
wynająćfirmyodprzeprowadzek;mówicośodoświadczeniu…
Zaczęłam się rozwodzić nad domem w Corral Creek i finalizacji kupna. Wszystko szybko się
potoczyło,wciąguzaledwiemiesiącadombyłnasz.WłaścicielejużwcześniejwyjechalidoKalifornii,
amychcieliśmykupićposiadłość.Podaliśmykwotę,oniswoją,aponieważMattbyłniecierpliwy,więc
zapłaciliśmyjedyniepięćićwierćmiliona!
–Mattjestupojonyszczęściem.Wartobyłokupićdomdlategowidoku.Zachowujesię…
– Jak małe dziecko. Wiem – zaśmiał się Nate. – Jego szczęście objawia się w osobliwy sposób.
Wysyłamizdjęcia.Sporatawaszaposiadłość.Niecierpliwieczekamnazaproszenie.
– Nawet tak nie żartuj. Zawsze jesteś mile widziany. – Mój szeroki uśmiech zaczął słabnąć. – W
każdymraziedzwonię,żeby…
–ZapytaćoSetha.Wiem.–Zamilkł.–Powinienemsięmartwić?
–Hm?Niewiem.Tymipowiedz.
–NieoSetha–westchnął.–Ostopieńtwojegozaniepokojenia,Hannah.
Ostopieńmojego…?OmalnieupuściłamiPhone’a.
–Yyy,nie…tonietak,ja…
– Nie chcę robić z tego afery, ale pewnie rozumiesz, dlaczego się martwię. Twój niepokój jest
namacalny.Wiem,żechodzioSetha,iwiem,comiędzywamizaszło.–Natemówiłbezemocji,podczas
gdy ja najchętniej zapadłabym się pod ziemię. – Mam wyrzuty sumienia i zastanawiam się, czy nie
powinienempowiedziećMattowi,jakczęsto…
–Nie!Nateniemożeszmupowiedzieć.Będęrzadziejdzwoniła.Alboprzestanę.–Przycisnęłamczoło
dokierownicy.Boże,jestemgłupia!Oczywiście,żemojatroskaoSethabyłapodejrzana,ale…–Zkim
innym miałabym porozmawiać? Chrissy nie widzi problemu, Matta to nie interesuje, a nie mogę
zadzwonićdoSethaispytać,jaksięczuje.Czylizostajeszty.
–Oilemiwiadomo,nicmuniejest.KoncertujenaZachodnimWybrzeżu.Wwypisiezeszpitalalekarz
napisał,żeprzyczynązapaścibyłowycieńczenie.
–Okej…
–Teżsięmartwię–westchnąłNatedomojegoucha.–Alenicwięcejniemogęzrobić.
Nieprawda,pomyślałam.Natezrobiłznaczniewięcej,kiedyMattmiałproblemy.CoprawdaSethnie
zapijałsięnaśmierć,alektowie,cosięmożestać?
Pożegnaliśmysięisięrozłączyłam.
Kiedyjechałamdodomu,mojatwarzpowoliodzyskiwałanormalnątemperaturę.
Może nie potrafiłam prawidłowo ocenić sytuacji z Sethem. Może nie było żadnego problemu. Po
prostu zmęczony, przepracowany wokalista. Może miałam wyrzuty sumienia w związku z tym, że się z
nimzabawiłamiżenieznałprawdyoupozorowanejśmierciMatta…comusiałogodogłębniezaboleć.
Gdybymmogłaznimporozmawiać.Mogłamdoniegozadzwonić.Powinnam.
–Boże,poprostudajsobiespokój–powiedziałamgłośnodosiebie.
Mattprzenosiłpudławnaszympustymsalonie.Laurencenerwowobiegałwswojejklatce.Chaosgo
przerażał.
Mattuśmiechnąłsięnamójwidok.
Odstawił pudło opatrzone napisem KSIĄŻKI PTASZYNY. Jego nagi, umięśniony tors natychmiast
rozwiałmojetroski.Uśmiechnęłamsiędoniegoczule.
–Cześć–powiedziałam.
Podszedłdomnieipocałowałnamiętnie.
–Cześć…
Oddaliśmysięobmacywankom,któreprzybrałynaintensywności,odkądkupiliśmyposiadłość.Potem
szybkosięspakowaliśmynapierwszyweekendwnowymdomu.
Nasz pierwszy weekend w nowym domu. Nie przewieźliśmy nawet łóżka. W piątek spaliśmy na
dmuchanymmateracu,awsobotęnałące.KiedypatrzyłamnaMatta,przypomniałamsobiesłowaNate’a:
jegoszczęścieobjawiasięwosobliwysposób.
Biegałpodomu,ciągającmniezasobą.
–Spójrznatenpokój!–Wbiegłiwybiegłzjednejzsypialni.–Spójrznatookno!Natenwidok!–A
potemruszyłnazewnątrz.–Hannah,towszystkojestnasze–nieprzestawałpowtarzać.–Spójrznatę
ziemię.Spójrz!
Patrzyłamrazemznimnałąkę,drzewaiwzgórza.Byłyniezaprzeczalniepiękne,aleniewidziałamw
nichtegocoon.Cokolwiektobyło,doprowadzałogodolekkiegoszaleństwa.
–Prowokujemnie–starałmisięwytłumaczyć,ruszającwkierunkuktóregośzwąwozów.–Taksamo
mam,kiedypatrzęnaciebie.Chcęciędoświadczyć,posiąśćcię…wsposób,któregonierozumiem.
Nie prosiłam o wyjaśnienie. Był szaleńczo szczęśliwy, a jego radość przenosiła się na mnie. Przez
całydzieńzachowywałsięjakchłopiec,awnocyzmieniałsięwdzikiezwierzę.
W niedzielny wieczór rozpaliliśmy ognisko w salonie – ognisko, w sierpniu! – i siedzieliśmy na
chłodnej,kamiennejpodłodze.ZokienrozciągałsięwidoknagóręEvans.Zachódsłońcawyglądałjakz
filmu.Uświadomiłamsobie,żeprzezcaływeekendniekorzystałamzInternetu,nieoglądałamtelewizji
ani nawet nie słuchałam radia. Nie chciałam. Byłam w pełni zaabsorbowana Mattem i naszą
posiadłością.
Uśmiechnęłamsięiwtuliłamwniego.
Nadźwiękjedynegopodłączonegotelefonupodskoczyłam.Mattprzesunąłdłoniąpomojejtwarzy.
– Nate – powiedział. – Albo Ella, albo Rick. Pewnie chcą przetestować linię. – Pocałował mnie w
skrońiwybiegłzpokoju.
Uśmiechnęłamsięipodziwiałamwidok.
– To Nate! – zawołał po chwili. Jego głos rozniósł się echem po korytarzu. Matt brzmiał na
zadowolonegozsiebie.Roześmiałamsięiopadłamnastertępoduszek.
Minęłokilkaminut.
Ogieńzacząłgasnąć.Cienieiświatłomigotałynaścianie.
Boże,gdybymbyłatusama,dommógłbyprzyprawićmnieogęsiąskórkę.Usiadłamiobjęłamsię.No
ale,Mattwsumieniewyjeżdżałbezemniezdomu…pozatymkupimypsaalbodwa.
Wstałamisięprzeciągnęłam.
Wydawałomisię,żeusłyszałamfrontowedrzwi,comnierozśmieszyło.
Szalonychłopak.Wciążwychodziłnazewnątrz!Niemógłustaćspokojnienawidokziemi,wibrował
zeszczęściajakpodekscytowanypsiakiwybiegałprzezdrzwi.
Wyszłamnakorytarz.
–Matt?
Ciche pikanie robiło się coraz głośniejsze. Weszłam do kuchni. Na blacie leżał bezprzewodowy
telefon.
–Cholera–mruknęłam,odkładającsłuchawkęnamiejsce.
Nienawidziłamtegopikania.
Telefonzacząłdzwonić,straszącmnie.Sprawdziłamdzwoniącegoimojesercezaczęłoszybciejbić.
Trenton,NewJersey.
Natychmiastodebrałam.
–Nate,wystraszyłeśmnie!Dopieroco…
–Hannah,gdziejestMatt?
– Yyy, chyba – spojrzałam przez okno – na podwórzu – roześmiałam się. – Ale wiesz, mamy duże
podwórze…
–Słuchaj.Możeszgoznaleźć?Widziszgo?
Poczułampierwszeukłuciepaniki.Cośsięstało.GłosNate’abył…inny.
–Jestciemno…robisięciemno.–Oparłamdłońooknoiwpatrywałamsięwrozciągającąsięprzede
mnąciemnośćiswojeodbicie.–Nicniewidzę.
–Wyjdźizawołajgo.Weźzesobątelefon.Nierozłączajsię.
–Nate,co…
–Hannah,idź.
NigdyniesłyszałamtakiegoNate’a,złegoizniecierpliwionego.Pobiegłamdofrontowychdrzwi,które
byłyotwarte.Patrzącnanieiciemnąnoc,miałamochotęsięrozpłakać.
–Bojęsię–powiedziałam,wychodzączdomu.–Cosiędzieje?
–Wszystkowporządku.Poprostuzawołajgo.
Opuściłam telefon i zawołałem Matta. Podświadomie wiedziałam, że go tam nie ma, ale wysilałam
wzrok.Możejeślimnieusłyszy…
–Matt!–krzyknęłam.–Matt!
Nocpochłonęłamójgłosinierozniosławołańechem.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
28.Matt
D
zwoniłemnatwojąkomórkę–powiedziałNate–inakomórkęHannah.
–Nawetniewiem,gdziejerzuciliśmy–roześmiałemsięioparłemowyspę,posyłającnaszejkuchni
zadowolonyuśmiech.–Żyjemyjakhipisi.Domjest…
–Możeszusiąść?Hannahjestztobą?
–Jestniedaleko.–Mójuśmiechosłabł.–Cosiędzieje?
–Wolałbym,żebybyła…
–Gadaj,cosiędzieje.–Sercezaczęłomigłośnowalićwpiersi.Mojemyślikrążyływokółdziecka.
Tak,dzieckaChrissyiSetha,którewedługHannahmnienieinteresowało,aleoktórymwciążmyślałem.
–Okej.Dobra,przepraszam.–GłosNate’azadrżał.–ChodzioSetha.Proszę,idźpoHannah.–Zaczął
płakać. Ciche, drżące dźwięki wychodziły z jego gardła. Przepraszał i zaczął prosić, żebym zawołał
Hannah.Powiedział,żeprzyjedziesięzemnązobaczyć.
Zacząłemsiętrząśćjakprzerażonezwierzę.
–Boże,proszę,powiedz,cosięstało–powiedziałem.
Wziąłemgłębokiwdech,takijakisiębierzeprzednurkowaniem.
Biegłembosopodrodze.
Kamienieiroślinyraniłypodeszwymoichstóp.
Wbiegnij na trawę, pomyślałem i to zrobiłem, ale trawa była sucha, pełna kłujących pnączy. Znikąd
pomocy.Szukałemstrumyka.Niewiemdlaczego.Wydawałomisię,żezewsządsłyszęjegoszepty.
Upadłemileżałemnadrodze.
Reflektoryzbliżałysięwmoimkierunku.Podpełzłemnatrawę.
Samochódsięzatrzymał.Przycisnąłemtwarzdoziemi.
–Wszystkowporządku?!–zawołałniskigłos.
Zostawmnie.Wdychałemkurzizakaszlałem,mojaślinabyłacierpkaodadrenaliny.Drzwisamochodu
sięzamknęły.Ściszonegłosyzaczęłysiękłócić.Jestemwycieńczony,zdałemsobiesprawę.Mojeoczy
chciałypozostaćzamknięte.Czułem,jakuchodzizemnieenergiaijakogarniamniechęćsnu.
Niebędęwstanieznaleźćstrumyka.
Ztrudemzacisnąłemdłonie.
– Proszę pana? – powiedział głos, tym razem bliżej mnie. Mężczyzna przesłonił sobą oślepiające
reflektory.
Zmieniłemswojepostanowienieispojrzałemnanieznajomego.
–Upadłem–powiedziałem.
–Jużdobrze.Źlepanwygląda.Jestpantusam?
Niebyłemsam.Prawdopodobnieniebyłemdalekooddomu.Aleniemiałempewności,amężczyzna
zadawałdużopytań.Zamknąłemoczy,kiedypodniósłmojeciało.
–Dzwonięnapolicję–powiedziałcieńszygłos.
Ach,kobietabyławściekła.
–Odnajdziemypanaznajomych–dodałmężczyzna.
Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem małego chłopca zerkającego na mnie z tylnego siedzenia
samochodu.Wjegospojrzeniuwidziałem,żemniezapamięta–niecogroźnego,zdecydowaniedziwnego
nieznajomego. Pamiętasz, mężczyznę, którego znaleźliśmy na poboczu? Tego oszołomionego i
podrapanego?
Współczułemmu,ponieważbyłtylkodzieckiem.
Kiedysięrodzisz,niewiesz,wcosiępakujesz.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
29.Hannah
N
ateSkytowarzyszyłmiwnajgorszejnocymojegożycia.Wmówiłamsobie,żezasłużyłamsobienanią.
Czyżnieigraliśmyześmiercią?Mattprzywdziałjąniczymtaniąmaskęhalloweenową,ajakłamałami
udawałam.
Ateraznadszedłczas,żebydostaćto,nacozasłużyliśmy.
– Usiądź – powiedział Nate. – Nie rozłączaj się. Matt może mieć kłopoty. Posłuchaj mnie i rób, co
mówię.Toważne.
Potemwyjaśnił,żeserceSethasięzatrzymało.
–Znaleźligowpokojuhotelowym.Caływeekendimprezował.
–Gdziejestteraz?
–Hannah.Onnieżyje.
–Aha,wporządku–powiedziałam.Choćniebyłowporządku.Terazzrozumiałam,cosiędzieje.Mój
umysłzaczęłaogarniaćpanika.–PowiedziałeśMattowi?
–Tak.Jesteśpewna,żeniemagowdomu?
– Tak mi się wydaje. Zaraz sprawdzę. – Wstałam i zaczęłam biec. Zapalałam światło po świetle.
Pstryk,pstryk,pstryk.Kolejnepomieszczeniarozświetlałydużydom.GdzieznajdęMatta?Zwiniętegow
kącie?Leżącegonapodłodze?
Przerażająceobrazyzaczęływyświetlaćsięwmojejgłowie.
–Znajdźswojąijegokomórkę.Zadzwońnanumeralarmowy.
Zaczęłamdrżeć.Zadzwonićnanumeralarmowy?Zmusiłamsię,żebyuspokoićciało.
–Comampowiedzieć?Jesteśpewien?
–Tak.Tonagłyprzypadek.Niejestempewien,czy…–Zamilkłipochwilikontynuował:–Powiedz,
że twój narzeczony właśnie dowiedział się o śmierci brata i zaginął. Powiedz, o której mógł wyjść.
Poinformuj,żewprzeszłościusiłowałpopełnićsamobójstwo.
Znówzaczęłamsiętrząść.
Znówzmusiłamsię,żebyuspokoićciało.
–Dobrze,jużdzwonię.Zadzwonięzkomórki.Zarazwrócę.
Wybrałam numer alarmowy, czego nigdy wcześniej nie robiłam, i po serii zwięzłych pytań
dyspozytorkapowiedziałami,żepolicjaipogotowiesąwdrodze.Poinformowałamnie,żebymsięnie
denerwowałaiupewniłasię,czydobrzepodałamadres.
–Proszęzostaćwdomu.–Kiedypowiedziała,żemogęsięrozłączyć,zrobiłamtoautomatycznie.
–Dziękuję,Hannah–powiedziałNate.–Dobrzesięczujesz?
–Yyy…nie,tak…–Dotknęłampiersiiczoła.Niebyłamwstaniestwierdzić,czysiędobrzeczułam.
W głowie zaczęło mi się kręcić. To nagły wypadek, serce Setha się zatrzymało, Matt może mieć
problemy,zachowajspokój.
Toniebyłsen.
Mimo zaleceń dyspozytorki chodziłam wokół domu, czekając na przyjazd policji. Co kilka minut
dzwoniłamdoMatta.Chłodnywiatrwiałnadłąką.
–Próbasamobójcza–powiedziałamdoNate’a.–Opowiedzmioniej.
–Niewiedziałaś?
–PrzeczytałamotymwInternecie.Wzeszłymroku,kiedyBethanyujawniłajegotożsamość.Jednaz
gazet o tym pisała. – Strach stłumił wszelkie zażenowanie, jakie odczuwałam. Mówiłam nienaturalnie
spokojnymgłosem,zakrywającsłuchawkę,kiedywrzeszczałamimięMatta.–Artykułniewdawałsięw
szczegóły.Mówiłcośooddzialepsychiatrycznym.
–Zgadzasię.Jeśli…kiedygoznajdziemy,możemysięnadtymzastanowić.
Zastanowićsięnadtym,czyliumieścićgotam.
Pomoimtrupie.
– Powiedz mi, co się stało. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. – Ale powinniśmy byli, uświadomiłam
sobie.PowinnambyłazmusićMatta,żebyopowiedziałmioswojejprzeszłości,leczwolałamignorować
jąiczekać,ażsamcośpowie.Równiedobrzemogłamczekaćnacud.
–Niemawieledoopowiadania…–PewnygłosNate’azadrżał.–Nigdyniepogodziłsięześmiercią
naszych rodziców. Emocjonalnie. Psychicznie. Nie znalazł ukojenia w alkoholu. Był na studiach…
próbowałprzedawkować.Zostawiłlist.
–Przykromi–szepnęłam.–Nate,przykromizpowodu…
–Proszę,niejestemjeszczegotowy,żebyotymrozmawiać.
Ścisnęłomniewsercu.JakNatepotrafiłzachowaćzimnąkrew?SethSkynieżył.Boże,niemogłamw
touwierzyć.
Pokazaliśmy sobie podniesione kciuki, kiedy wyczyścił słowo „dziwka” z mojego samochodu.
Widziałamjegosmutnyuśmiech.Żył.
–Kiedywytrzeźwiał–mówiłdalejNate–chciałodciąćsięodwszystkiego.Elli,Ricka,Wschodniego
Wybrzeża. Kupił dom w Montanie i chwilę tak mieszkał, potem przeprowadził się do Denver… może,
żebybyćbliżejswojejagentki,samniewiem.Przezjakiśczasbyłajegojedynąprzyjaciółką.
Oparłamsięodomizadrżałam.
Matt wiedział niemal wszystko o mnie. Wyciągnął ze mnie historię mojego życia podczas naszych
pierwszychrozmówtelefonicznych.Ajapraktyczniewogólegonieznałam.
Załkałam.
Acojeśliniebędęmiałaokazjisiętegodowiedzieć?
Osunęłamsięnaziemiępodciężaremwiny.Sethumarł.Potrzebowałkogoś,kogokolwiek,aleniktmu
niepomógł.
Dostałabymniezłąnauczkę,jeśliMattrównieżbyumarł.Niezasługiwałamnaniego.Przezjakiśczas
mitowarzyszył,lecznigdynienależałdomnie,aterazniebyłoponimśladu.
–Hannah,musiszbyćsilna.
–Niepotrafię.Jakmamtozrobić?Jaktytorobisz?
–Wiara–odparł.
–Niemamwsobiewiary.
Usłyszałamsyreny,najpierwciche,apotemcorazgłośniejsze.Pochwiliniebiesko-czerwoneświatła
rozświetliłyciemność.
PrzyjazdpolicjiikaretkizmusiłmniedorozłączeniasięzNate’em,przezcosięrozpłakałam.
– Wszystko w porządku – powiedział. – Jestem przy telefonie, nigdzie się nie wybieram. Jutro
przylecę.Oddzwoń,jaktylkobędzieszmogła.
Potemusiadłamwkuchnizpolicjantkąiopowiedziałamjejwszystko.Wtrakcienaszejrozmowyjej
partnerprzeszukiwałdom.
Drugagrupapolicjantówprzeczesywałaposiadłośćzlatarkami.Wzdrygałamsię,słyszącichokrzyki.
MatthewSky!MattSky!Matt!
Zagubiony chłopak, pomyślałam, tak samo jak Seth. Okrutnie zabawiłam się sercem Setha. Matt
okrutniezabawiłsięjegoumysłem.Równieżpowinnamzniknąć…dołączyćdonich…
–PaniCatalano?
–Hm?Przepraszam.Możepanipowtórzyćpytanie?
–Czymożepanipotwierdzić,żetoniejestkolejnyfałszywyalarm?Wykorzystujemynaszeoddziały
ratunkowei…
–Toniejestfałszywyalarm.–Potarłamoczy.Kiedypolicjanciprzyjechali,wolnymkrokiemweszli
do domu, wymieniając między sobą niepewne spojrzenia. Nie mogłam ich za to winić. Sami się o to
prosiliśmy.Mattijaroktemuoszukaliśmywieluludzi.Zespołyposzukiwawczo-ratunkoweryzykowały
życiewgórach,szukajączaginionegopisarza.Nierazokłamałampolicjantów.LudzieopłakiwaliMatta.
Sethgoopłakiwał…Łzystrachuifrustracjizaczęłykapaćnamojepalce.
–Proszę–powiedziałam.–Przepraszam,proszę,znajdźciego.
Hannah,musiszsiętrzymać,pomyślałam,proszącosiłę.
PowiedziałamBogu:Niekażmipłacićzamojegrzechyjegożyciem.
Partnerpolicjantkiwróciłdokuchni.
–Wdomuczysto–oświadczył.–Idępomócnazewnątrz.
Pogodziniezostałtylkojedenradiowózijednakaretka.
Policjantkawytłumaczyłamiproceduręzgłaszaniazaginionychosób.
–Możetozrobićpanijutronakomisariacie–powiedziała.
Jejradiozaszumiało.
–Proszęspisaćwszystko,copamiętapanizdzisiejszegowieczoru…
–Niemożepani–zacisnęłamrękęnakomórce–niemożepaniiść.Onmusi…
WcoMattbyłubrany?Dlaczegotegoniepamiętałam?
– Proszę pani, musimy… – Jej radio znów zaszumiało i niewyraźny głos coś powiedział. Odeszła i
odpowiedziałanazgłoszenie.Zacisnęłamręcenablacie.
Czytakwłaśniezakończysięmojeszczęście?
–PaniCatalano–powiedziałapolicjantka.–Znaleźligo.
Okazało się, że trójosobowa rodzina znalazła Matta na drodze poza naszą posiadłością. Nie mogąc
uzyskać od niego informacji, zadzwonili na policję. Niestety, nie powiązano tych spraw, więc jeden
radiowóz zawiózł Matta do szpitala, podczas gdy inny odpowiedział na moje zgłoszenie. Matt
spanikował na słowo „szpital” i zażądał, aby zabrać go do domu. Musiał być przekonujący, ponieważ
policjancizawróciliizawieźligododomu.
Pomogli mu wysiąść z samochodu. Był bosy i lekko utykał. Brud i trawa zwisały z jego podartej
koszuli.
Pobiegłamizarzuciłamramionawokółniego.Nieporuszyłsię.Byłoszołomiony,niepotrafiłskupić
spojrzeniaipozwoliłprowadzićsiępolicjantom.
–Chcielibyśmygoustabilizowaćwkaretce–powiedziałapolicjantka.
–Nicmuniejest–sprzeciwiłamsię.
–Tegoniemożemybyćpewni,biorącpoduwagępanizgłoszenie.Przepraszam…
Ratownicyotworzylikaretkę,nacoMattrozszerzyłoczy.Odsunąłsięodpolicjantki.
–PanieSky,spokojnie,chcemysiętylkoupewnić,że…
Jegonozdrzasięrozszerzyły.Chciałwyrwaćsiędwómratownikom,którzygozłapali.
Ocholera,tonieskończysiędobrze.
– Przestań! – pisnęłam. – Proszę. – Przecisnęłam się do Matta i objęłam jego twarz. Jego dzikie
spojrzenie przesunęło się po mnie. Nie rozpoznał mnie. – Matt, słuchaj. Musimy wejść do karetki, a
potemwyjdziemyzniej.Tonictakiego.Chodź…
Zrobiłampierwszykrok,aonposzedłzamną.
Razemwsiedliśmydośrodka.
Usiadł na noszach, a ratownicy zaczęli sprawdzać reakcję jego oczu i oczyszczać poranione w kilku
miejscachstopy.Razporazpytaligoozgodę.Ścisnęłamjegodłoń.
–Doznałszoku–powiedziałam.
–Musimysięupewnić,żewciążwnimniejest.Staramysięzapobiec…
–Nicminiejest.–OdpowiedźMattauciszyławszystkich.Wpatrywałamsięwniegoipocałowałam
jegodłoń.Ratownicyspojrzeliposobie.
–Słysząpanowie?–powiedziałam.–Nicmuniejest.Ajutroprzyjeżdżajegobrat,lekarz.Pozatym
mapsychiatrę,ajabędęobserwowałagodwadzieściaczterygodzinynadobę,więc…
Przez długie dwadzieścia minut kłóciłam się z ratownikami, podczas gdy Matt siedział na noszach i
wpatrywałsięwswojestopy.
Wreszcie,powieluostrzeżeniachtypu„robitopaninawłasneryzyko”,odjechali.
Mattbyłpotulny,posłuszniedałsięzaprowadzićdodomu.
Trzymałamjegorękęiwyjęłamswojąkomórkę.Chciałamgotrzymaćprzysobie.
–DzwoniędoNate’a,okej?–powiedziałam.
Wpatrywał się w podłogę. Cholera, może popełniłam błąd, odsyłając karetkę? W domu panowała
grobowacisza.Zwiększyłamuścisknajegodłoniach.
Wiedziałam,poprostuwiedziałam,żejeśliratownicyzawieźlibygodoszpitala,alekarzezobaczyli
jegokartotekę,umieścilibygonaoddzialepsychiatrycznym…nafaszerowalibygolekami,obserwowali,
kazaliby mu chodzić w pidżamie. Okna jego pokoju byłyby z pleksiglasu, a posiłki jadłby plastykową
łyżką.
Otarłamzbierającesięłzy.Musiszsiętrzymać.
Natenatychmiastodebrał.
–Hannah,cosiędzieje?
–Mattjestwdomu.Jużdobrze.Wszystkojestwporządku.
Drżącym głosem zdałam mu relację. Matt sprawiał wrażenie nieświadomego. Teraz Nate zaczął
panikować.
–Mogęznimporozmawiać?–spytał.–Niepodobamisięto.Mattmusipójśćdoszpitala.
–Poczekaj.–Przyłożyłamkomórkędopiersi.–Matt?ChceszporozmawiaćzNate’em?
NiewidzącywzrokMattawciążbyłwbitywpodłogę.Pokręciłgłową,pogłaskałamjegodłoń.
–Wszystkowporządku,kochanie.–Podniosłamtelefon.–Mattniemożeterazrozmawiać.
–Hannah,cholera,czyontamwogólejest?
–Tak.Inicmuniejest.Poprostupowiedział,żeniechcerozmawiać.Możejutro.
Nate opierniczył mnie za odesłanie karetki i zażądał zdjęcia Matta, które zrobiłam i wysłałam mu w
trakcie rozmowy. Zrobiłam mu zdjęcie z profilu, żeby nie zobaczył otumanionego spojrzenia na twarzy
Matta.Ononapewnowkrótcezniknie…prawda?
–Jeślicośsięstanie–powiedziałNate–jeśliznówzniknie…
– Rozumiem – warknęłam, ale natychmiast poczułam wyrzuty sumienia. – Przepraszam. Naprawdę
przepraszam.Poprostu…
–Wiem.Słuchaj,zadzwońdomniejutro.Dzwońipiszokażdejnowejinformacji.
Zapewniłamgo,żetakzrobię,isiępożegnałam.
–Nateradzisobie–powiedziałamdoMatta,prowadzącgonagórę.
Cisza.
Uśmiechnęłamsięirozmawiałamznim,jakbynicsięniestało.Przezchwilęzastanawiałamsię,czyto
niejajestemwszoku,aleszybkoprzegoniłamtęmyśl.Terazniebyłczas,żebymartwićsięosiebie.
Włazienceumyłamjegotwarzwilgotnymręcznikiem,Mattściągnąłswojąkoszulę.
–Przepraszam…–powiedziałam.–Ja…
Spojrzałnamnieostro,czymmniezaskoczył.
Pokręciłgłową,co,jakjużwiedziałam,znaczyło:nierozmawiamyotym,ipołożyłsięnadmuchanym
materacuwsypialni.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
30.Matt
Z
djąłempaleczespustu,rozluźniłemuściskiopuściłempistolet.Dźwiękwystrzałuwciążrozbrzmiewał
wmoichuszach.Czteryzpięciupuszek,któreustawiłemnaogrodzeniu,leżałynatrawie.
Czysta, kontrolowana brutalność strzelania. A teraz, kiedy posiadałem niemal trzysta akrów, nie
musiałemzaglądaćdostrzelnicy.
Zostawiłemjednąpuszkę.
Wróciłemdodomuokrężnądrogą,spacerowałempośróddrzewiochlapałemtwarzchłodnąwodąze
strumyka.
Ostatniospędzałemwięcejczasunazewnątrzniżwdomu.Natenasodwiedzał.Hannahpracowaław
domu. Mike dzwonił trzy razy w tygodniu. Ale nie miałem im nic do powiedzenia. Dławili się swoim
niepokojem.
Wślizgnąłemsiędodomutylnymidrzwiami,zrzuciłembutyiruszyłemnagórę.Wiedziałem,żeHannah
będzieczekałanamniewsalonie.
Jaktylkowszedłemdogabinetu,usłyszałem,żebiegnieposchodach.
Usiadłemnafoteluispojrzałemspodełbawokno.
Drzwisięotworzyły.Hannahwsunęłagłowędopokojuzwymuszonąradościąnatwarzy.
–Wróciłeś–powiedziała.
Niedałosięzaprzeczyć.
Zamknąłemoczyisłuchałem,jakszłaprzezpokój.
Usłyszałemmetalicznydźwiękprzesuwaniapistoletempobiurku.
–Czy…zabezpieczyłeśtęrzecz?
–Nie–westchnąłem.
–Czychceszwziąćprysznic?Zemną?
Słyszałem, jak zamyka swoją szufladę. Czułem jej perfumy, pikantne i niemal męskie. Zazwyczaj
uwielbiałemtenzapachnajejciele,leczdziśmnieirytował.
–Nie–odparłem.–Jestemzmęczony.
–Gdziebyłeś?
Osunąłemgłowęnawysokieoparciefotela.WniektórenocejeździłemdoDenverispałemwnaszym,
wciąż niesprzedanym, opuszczonym mieszkaniu. W inne noce rozbijałem namiot na terenie naszej
posiadłości.Czasamiwogóleniespałem.OdkrywałemnasząziemięlubspacerowałempoDenver.
Dlaczegomiałbymspać,jeśliniebyłemzmęczony?Wolałemspaćzadnia,unikającarmiiżyczliwych
osóbiichbolesnych,męczącychpytań.
„Jaksięczujesz?”
„Jadłeś?”
„ChceszporozmawiaćoSecie?”
Nie.Nie.Nigdy.
–Matt?
–Mhm.
–Jestwrzesień–powiedziałaHannah.Przesunęłapalcamipomoichwłosach,którebyłyzadługie,i
pozaroście.–Spójrz.–Odwróciłastronęściennegokalendarza.Wpatrywałemsięwniegozfotela.Ach
tak, rozpoznałem ten kalendarz: prezent od organizacji chroniącej przyrodę. Wrześniowa strona
przedstawiałazachódsłońcanaplaży,złocistypiasekiskałyzieloneodporostów.
Niechciałbymtampojechać.Odwróciłemwzrok.
–JutrowychodziDotknięcieNocywmiękkiejokładce.Wyobrażasztosobie?–Pocałowałamniew
usta. Wiedziałem, że mnie kocha, i chciałem ją przytulić, ale nie miałem na to siły. – Jestem
podekscytowana–powiedziała.Usiadłaminakolanachiwtuliłasięwmojąszyję.–Byłeśnazewnątrz?
Pachnieszsosną.Matt…
Nachwilęsięrozpłakałaipowiedziała,żetęsknizamną.
– Hannah. – Nate wszedł do pokoju z czarną kawą, którą postawił na biurku. Zdjął Hannah z moich
kolan.
–Dzieńdobry,Matt.
–Trójkatotłum,docholery–powiedziałem.Wstałemiminąłemich,idącdosypialni.–Niedotykaj
mojejbroni–powiedziałemwdrzwiach.
Wciążmamtensamsen.
Weśnieutopiłemswojegobrata.
Bawiliśmysięrazemjakodzieci.
Trzymałemgopodwodą,ażprzestałsięruszać.
Zabiłemswojegobrata.Kochałemgo.Zabiłemgo.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
31.Hannah
Z
każdym dniem czuje się lepiej. – Wsunęłam bezprzewodowy telefon między ucho a ramię. Ręce
miałamzajętetrzymaniemmiskiimieszaniemciasta.BabeczkidlaMatta.Uśmiechnęłamsię.
Uwielbiałam patrzeć, jak je. Choć teraz prawie ze mną nie jadał. Wpadał do kuchni niczym
wygłodniałezwierzę,pochłaniającpierwsząlepsząrzecz.Alejadłitylkotosięliczyło.
–Tak,jestbardziejkomunikatywny,tak…ogólniejestlepiej.
–Todobrze.Ulżyłomi–westchnęłaPam.
–Niedługopowinnam…
– Hannah, proszę. Jeśli trzeba, pracuj w domu do końca roku. Rozumiem sytuację. Powiedz tylko,
kiedybędęmogławasodwiedzić,towszystko.
Mójuśmiechzniknął.
–Jestempewna,żeniedługo.Jaktylkobędziegotowy.LaurajestwNowymJorku?
Trochę pogadałyśmy o książkach i po chwili się pożegnała. Jak tylko odłożyłam telefon, poczułam
obecnośćNate’a.Obróciłamsię.
Z przekrzywioną głową opierał się o framugę drzwi kuchennych. Poczułam ulgę na widok czegoś
innegoniżswojejwymizerowanejtwarzyczydzikiegoMatta.NawetwtrudnychsytuacjachNatedbało
siebie.Miałnasobieeleganckiespodnieiciemnysweter,aczarnewłosyjakzawszestarannieułożył.
–Każdegodniaczujesięlepiej?–powiedział.–Bardziejkomunikatywny?
Wróciłamdomieszaniaciasta.
–Wmojejopiniitakwłaśniejest.
–OkłamujeszPam.Okłamujeszsamąsiebie.Mimożechciałbym,niemogęzostaćtunazawsze,aElla
iRickniedługowpadnądowas.Akiedytonastąpi…
–Przestań.
–Akiedytonastąpiikiedyzobaczą,żeMattkręcisiępookolicyznaładowanąbronią…
–Nigdyniemówiosamobójstwie.–Mojarękazadrżała.
–Wyślągonaprzymusoweleczenie.Niepowstrzymaszich.Awchwiliobecnejsądzę,żemożenie
byłbytonajgorszypomysł.
Przygryzłamwargę,ażpoczułamból.Potemwypuściłamzsiebiepowietrze.
–Zdajęsobiesprawę,żeniezostaniesztunazawsze.Aleniepozwolę,żebyktokolwiekmigozabrał.
–Myślisz,żegoniekochaminiechcędlaniegodobrze?–Natepodszedłdomnie,żebyspojrzećmi
prostowoczy.–Aleto,coturobimy,niedziała.NiezająknąłsięoSecie.Niejestemnawetpewien,czy
do niego dotarło, że Seth nie żyje. Osoba, która tu mieszka, nie jest ani moim bratem, ani twoim
narzeczonym.Aprzyokazjigdzieonwłaściwiespędzanoce?
–Poprostupotrzebujewięcejczasu.Minęłodopierokilkatygodni.Mikejutroprzyjeżdża.
–Doskonale.–Natewyrzuciłdłońwpowietrze.–Znówzaprosiłaśtegopseudonaukowegoidiotę?!
Nate i Mike mieli trochę inne poglądy. Mike chciał przepisać Mattowi leki uspokajające. Mówił o
„depresji i objawach podniecenia katatonicznego”. Nate natomiast podniesionym głosem cytował
medyczneczasopisma.
– Słuchaj, sądzę, że może mu pomóc. Pomógł Mattowi… – spuściłam wzrok – w wielu trudnych
momentach.
–Wedługmniechwytaszsięwszelkichsposobów,aleniechcibędzie.Mówiętylko,żeczassięnam
kończy.Jestempewien,żeEllaprzyjedzietuwprzyszłymmiesiącu,jeśliMattdotegoczasusiędoniej
nieodezwie.
Mojeserceniepokojącozatrzepotało.Zostańnamiejscu,pomyślałam,ponieważczasamiwydawałomi
się,żechcewyskoczyćzmojejpiersi.Tylkodziękisilewoliudawałomisięnormalniefunkcjonować.
Zaczęłamwykładaćformęnababeczkipapierem.
Natekręciłsięwpobliżu,chcącczegoś,czegonigdymuniedam:Matta.
JeśliMattznajdziesięnaoddzialepsychiatrycznym,pójdętamznim.
Podniosłam wzrok, spodziewając się złości w oczach Nate’a, lecz dojrzałam jedynie ciepło i
zrozumienie.
–Idęwyciągnąćgonaspacer–powiedziałNate.Poklepałmnieporamieniuiwyszedł.
Rozlałam ciasto do formy i nasłuchiwałam, jak Nate chodzi po domu. Dom był stary, więc nikt nie
mógł poruszyć się niepostrzeżenie. Skrzypnięcie tu, piśnięcie tam; nawet najdelikatniejsze kroki nie
przejdąniezauważone.
Mimowszystkouwielbiałamtendom.DwarazypojechałamzMattemiNate’em,żebyrozejrzećsięza
elementami wystroju wnętrz. Podczas tych wycieczek Matt wpatrywał się pochmurnie przez okno,
siedzącnatylesamochoduzNate’em,ajawpadałamiwypadałamzesklepów.
Wracałamdosamochoduzkoszemlublampąipokazywałamzakupchłopakom.
Nateijazachwycaliśmysięzdobyczami.
„Ta będzie idealna do jednej z bibliotek”. „Może postawimy tę na końcu korytarza”. „Co ty na to,
Matt?”
Mieliśmynadzieję,żedekorowaniedomupoprawistanMatta.
Myliliśmysię.
Niewykazywałżadnegozainteresowania;chciałjedynie,żebyśmyzostawiligowspokoju.
Wychodziłznamiotemlubpistoletem.Zostawiałkomórkęwgabinecie.CzasamijechałBógwiegdzie
iwracałzzadrapaniamiiniespokojnymwzrokiem.
Zmieniał się… odsuwał ode mnie. Ale jak mogłam go za to winić? Wiedziałam, co widział, kiedy
patrzyłnamnie,Nate’aczykogokolwiek.
WidziałSetha.
Wejściowe drzwi się otworzyły i zamknęły. Wsunęłam babeczki do piekarnika, włożyłam okulary i
poszłamnapiętro,żebyzsypialniobserwowaćNate’aiMatta.Uwielbiałampatrzećnaichspacery,tak
samojakuwielbiałampatrzeć,jakMattje.Widokmojegonarzeczonegownormalnejsytuacjidawałmi
nadzieję.
Matt, najwyraźniej podirytowany, szedł szybkim krokiem przez łąkę. Nate podbiegł, żeby za nim
nadążyć.Widziałam,żeNatemówił,gestykulowałiśmiałsięwprzyjaznysposób.
Zakryłamustadłonią.
Natejesttuodosiemnastudniimipomaga.Kiedywrócidoswojejrodzinyipraktykilekarskiej,będę
sama.
Cowtedy?
Otarłamoczyipoprawiłamokulary.
NateiMattoddalilisięistanęliprzyosikach.
Ciemnowłosybrat,jasnowłosybrat.
Wszystkie osiki w naszej posiadłości się zmieniły. Z dnia na dzień nie było śladu po zielonych
drzewach.Żółteliściepiękniewyglądałynatlenieba,aleichpięknokojarzyłomisięzprzemijaniem.
NagleMattprzytuliłsiędoNate’a,któryobjąłgoizacząłgłaskaćpowłosach.PochwiliMattupadłna
ziemięustópbrata.
Natestałtamprzezchwilę,mówiącdoMattaigestykulując.Cododiabłasiędzieje?
Czułamsięjakzahipnotyzowana,oglądającswoistyspektakl,którymieściłsięwkadrzeokna.
Matt skulił się ze strachu; Nate pokręcił głową i ostro gestykulował. Po chwili przykucnął i wziął
Mattawramiona.Ocknęłamsięztransu.Zbiegłamschodamiiwypadłamzdomu.
–Corobisz?!–wykrzyczałam.
Nateposłałmigniewniespojrzenie,jegooczybyłyzaczerwienione.
Mattbyłskulonyidrżał.
–Mówięmuprawdę–odparłNate.
–Czylicodokładnie?–RzuciłamsięnakolanaiprzytuliłamMatta.–Jużdobrze,kochanie…
–ŻedziśjestpogrzebSetha.Żenaszbratnieżyje.Żepowinniśmytampojechać.
– Przestań! – Wzięłam Matta w ramiona. Nie płakał, ale jego oddech był nierówny. Zakrył twarz.
Możepłakałbezłez.Tuliłamgo,ażdreszczeustały.
TegowieczorurozpaliłamzNate’emogieńnakominkuwbibliotecenaprzeciwgabinetuMatta.Mimo
że Matt nie wykazywał zainteresowania tym, co działo się w domu, zaniosłam do jego gabinetu jego
ulubioneprzedmioty:biurkoiksiążki,Laurence’a,komputer,zeszyty,obrazyiwieleinnychprzedmiotów,
któremiałymupoprawićhumor(ciętekwiaty,naszezdjęciaitrochępluszaków,któremipodarował).
Wreszciebyłwgabinecie,anieszwendałsięnazewnątrzzimnymiwieczorami.
Usiadłamwfotelu,zktóregomiałamwidoknajegodrzwi.
–Sprawdzę,couniego,jeślichcesz–zaproponowałNate.
–Nie,niemusisz.Jaitakniedługodoniegopójdę.Takczyinaczej–westchnęłamischowałamtwarz
wdłoniach–nicmuniejest.Jestemtegopewna.Towciążtensamczłowiek.
Ścisnęłamnierozpacz.
DziśNatezrobiłcośnajgorszego…inicsięniewydarzyło.Pozałamaniusięnałąceikrótkimdrżeniu
powróciłdoirytującegomilczenia.Wróciłdodomuizamknąłsięwgabinecie.
–Niebędęprzepraszać–powiedziałNate,wpatrującsięwpłomienie.–Spróbowałbymwszystkiego.
–Niewybaczyłabymci,nawetjeślibyśprzeprosił.
Zaśmiałsięilekkosięuśmiechnął.
– Po prostu musimy być cierpliwi – powiedziałam. – Nie możemy przenosić na niego naszej
desperacji.
–Aco,jeślipogrążysięjeszczebardziejwtymstanie?Co,jeślimamyszansęwyciągnąćgoztegoiją
tracimy?
– Słuchaj, czy to naprawdę było dziś? – ściszyłam głos i pochyliłam się do przodu. Nie mogłam
odpowiedziećnapytaniaNate’a;podzielałamjegoobawy.
Podszedł do kominka, oparł się o niego ramieniem i pochylił głowę, jakby się modlił. Więc to było
dziś.PogrzebpóźnymlatemnacmentarzuprezbiteriańskimDębowyGaj.Małagrupażałobników,jaksię
domyślałam.Obydwajżyjącybracia…nieobecni.
Wyobraziłam sobie cmentarz i przypomniałam, że Seth mówił, że ma tam kwaterę. Pamiętałam go
żywego.Czynaprawdęleżałwziemi?
PodeszłamdoNate’a,przytulającsię.
– O Boże – powiedział, obejmując moje plecy tak mocno, że odczułam ból. – Nie byłem wstanie
pojechać. Ty coś przeczuwałaś, ja nie. Boże, pomóż mi. Teraz już za późno. Hannah… – Nate płakał,
rozpaczliwiechwytającpowietrze.Powiedziałammu,żeniktniemógłtegoprzewidzieć.Żeniktniemógł
niczegozrobić.Stopniowouspokoiłoddech,pozwalającjedyniespływaćłzomnamojewłosy.
Kołysaliśmysięrazem,ażjegosmutekimojepustezapewnieniaucichły.
Kątemokazauważyłamruch.
OdskoczyłamodNate’a.
Mattstałwdrzwiachbiblioteki,wpatrującsięwnas.
–M…Matt–powiedziałam.Jegooczybyłyspokojneijasne.Pomachałammu.–Cześć,właśniesię
wspólniesmuciliśmy.
–Matt.–Natepospiesznieotarłswojątwarz.
– Ja wszystko wytłumaczę – szepnęłam. Podbiegłam do Matta i pocałowałam go. – Chcesz z nami
usiąść?Rozpaliliśmyogień.–Pokręciłgłowąipochwiliobróciłsięwkierunkuswojegogabinetu.–Nie
chcesz?Dobrze,możemywrócić.Pójdęztobą.
OdprowadziłamMattadojegopokoju.Usiadłwfotelu.
JegoMacBookbyłwłączony.
–ByłeśwInternecie?–Usiadłammunakolanachiprzesunęłamnotebookanauda.Mattnieobecnymi
wzrokiem wpatrywał się przed siebie. Miałam nadzieję, że pisał, ale okazało się, że otworzył stronę
WikipediioVirginiiWoolf.Naekraniewyświetliłasięinformacjaojej…
–Matt,kochanie…dlaczegotoczytasz?
Starałamsięsprawić,żebynamniespojrzał,aleniechciałlubniemógł.
PodkreśliczwartypunktwpisuoWoolf,ŚMIERĆ.Opisywałonjejsamobójstwoprzezutopieniesięi
zawierałtekstpożegnalnegolistudomęża.
Najdroższy, czuję, że znów popadam w szaleństwo… Robię to, co zdaje się najlepszym wyjściem.
Dałeś mi radość największą z możliwych. Byłeś dla mnie wszystkim. Nie sądzę, aby dwoje ludzi
mogłobybyćszczęśliwszych…
–Nie,posłuchajmnie…–Zamknęłamzakładkę,wyczyściłamhistorięprzeglądaniaizamknęłamjego
notebooka.Zerknęłamwstronębiblioteki.Natecelowoniepatrzył.Stałplecamidonas,aległowęmiał
przechyloną.
–Kochanie–szepnęłam.–Niemożeszczytaćtakichrzeczy.Odbiorąmiciebie.Proszę,nierozumiesz
tego?Potrzebujęcię.–Pogłaskałamjegotwarzizasypałamjądelikatnymipocałunkami.–Chodźzemną
dołóżka.
Kiedyprowadziłamgowkierunkusypialni,Natewyszedłnakorytarzispojrzałnanasnieufnie.
–Wszystkowporządku?
–Tak–zapewniłam.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
32.Matt
W
piątkowyporanekMike,HannahiNatewpadlidomojegogabinetu.
Przynieślikrzesłaiusiedlinanich.
Zniezadowoleniemodłożyłemksiążkęnabiurko.
–Czytałem–powiedziałem.
– Też się cieszę, że cię widzę – powiedział Mike. Uśmiechnął się do mnie, a potem do Hannah i
Nate’a.–Jestemzaskoczony,żejesteśwdomuotejgodzinie.Tocośnowego?
–Zdecydowanie–powiedziałNate.
–Możnatotakująć…–Hannahsięzarumieniła.
Chciałem się roześmiać. Wczoraj wieczorem byłem w domu, kiedy nieoczekiwanie przyszła
zdeterminowana, żeby uprawiać seks. Nie miałem na niego ochoty od tygodni, ale Hannah energicznie
pracowała dłońmi i ustami, a potem ujeżdżała mnie, jakby od tego zależało jej życie. Doszliśmy.
Zasnąłem.Konieceksperymentu,jaksądzę.
Choć z przyjemnością chwyciłem jej nadgarstki. Siedziałem prosto i wpatrywałem się w jej oczy, i
przesuwałemzębamiposzyi.
Tak,rozkoszowałemsiętymdoznaniemistęskniłemsięzanim.
– Chciałam, żebyś to zobaczył. – Hannah podała Mike’owi plik wydrukowanych kartek. Co to było?
Usiłowałempodejrzeć.–Toopowieść,którąwspólnieznimpiszę.Tenrozdział…
Zacisnąłemręcewpięści,rozszerzyłemnozdrza.
Wszyscypatrzylinamnie.
–Niemasznicprzeciwko,żegoprzeczytam,prawda?–spytałMike.
W odpowiedzi wyrwałem mu kartki, rozdział 10 naszej powieści bez tytułu, zgniotłem i rzuciłem na
podłogę.Hannahwybuchłaśmiechem.Nateuśmiechnąłsięszeroko,aMikesięzaśmiał.
–Codocholery?–warknąłem.–Wyglądaciejakbandaklownów.
– Powiem wam coś – powiedziała Hannah. – On głęboko wierzy, że ceną za szczęście jest ból.
Napisałotym.Ztegocosięorientuję,obwiniaswojeszczęśliwedzieciństwoostratęrodziców.
Niepodobałmisiękierunektejrozmowy.
–Bardzozaburzonemyślenie–powiedziałMike.–Czarno-białe.Typowedlaniego.
Typowedlamnie?
Czułemsięjakprzedmiotbadań.
Chciałemwyjść,aleporazpierwszyoddłuższegoczasu,chciałemteżzostać.
–Akiedyś,gdyrozmawialiśmyotym,czychcemymiećdzieci,powiedziałcośwstylu:musimybyć
ostrożni.Możemybyćzbytszczęśliwi.
Natewtrąciłsięzjakimiśbzduramiomoimidzieciństwie.Acałatrójkazaczęłaotwarcieanalizować
mnie,nakręcającsięnawzajem.
–Nicminiejest–warknąłem.
Mikeledwienamniespojrzał.
HannahwspomniałacośoSecie,aNatepowiedział,żezpewnościąsięotoobwiniam.
– Oczywiście – odparła. – Pewnie uważa, że nasze zaręczyny, ten piękny dom i w ogóle całe to
szczęście,wjakiśsposóbwiążąsięzprzedawkowaniemprzezSetha.
–Słusznauwaga.–Mikerobiłnotatki.
Poczułem,żezbliżasięcoś,czegounikałemodwieludni.Bolało.Niemogłemznaleźćsięwtejsamej
rzeczywistości, w której Seth nie żył. Nie mogłem. Po prostu nie mogłem. Powiedziałem Mike’owi,
HannahiNate’owi,żeniemogęiprawiewyrwałemdrzwizzawiasów,wychodzączpokoju.
Wdomupanowałoradosnepodniecenie.
Niktnieprzyszedłmipowiedzieć,cosiędzieje.
Cholera,typowe.Niktjużomnieniedbał.
Nateniewyciągałmnienaspacery,Hannahniezostawiałababeczekaniinnychsmakołykówwkuchni.
Atakwogóleodjakdawnamójbrattujest?Jednegowieczoruwróciłemdodomuizastałemichprzy
stole. Hannah i Nate, pieprzona, szczęśliwa para. Hannah szybko przygotowała dla mnie miejsce na
szczyciestołu,aletoNateodmówiłmodlitwę.
Po tym zdarzeniu zacząłem spać w domu. W łóżku przyciągałem do siebie Hannah. Budziłem się
splątanyznią.
Zzewnątrzdobiegłmnieśmiech.
Zarzuciłemnasiebiepierwszylepszysweteripodszedłemdookna.Niebobyłoszare.Chciałem,żeby
Hannah wróciła i mi poczytała, jak to czasem robiła. Ale zamiast tego była na zewnątrz z… białym
koniem?Byłosiodłany,aHannahtrzymaławodze,stojącnajdalejodzwierzęcia,jaksięda.Prychnąłem.
Coudiabłarobiła?
ZauważyłemNate’a.Wolnobiegłwkierunkupadoku.WszedłprzezogrodzenieirzuciłjabłkoHannah.
Puściławodze,żebyjezłapać,izapiszczała,kiedykońrzuciłsięwkierunkujabłka.
Amatorzy…
Włożyłemskarpetkiibutyiprzejrzałemsięwlustrze.Niedbałemoswójwygląd,poprostuchciałem
miećpewność,żewyglądamlepiejniżNate.Ioczywiściewyglądałemlepiejniżon.Coprawdatrochę
schudłemimusiałemnabraćciała,alebyłemogolonyiwdobrejformie.
Zbiegłemzeschodówiruszyłemprostowkierunkupadoku.
Hannah i Nate nie widzieli mnie. On siedział na koniu, a ona stała na ogrodzeniu, trzymając rękę
Nate’aikołyszącsię.
–Nieumiem!–powiedziała.
–Poprostuzarzućjednąnogę.No,dalej.
Hannahwyglądałacudownie.Długielokispięławkitkęiwłożyłaczerwonywełnianysweter.Miała
zaczerwienionepoliczki.
Miałemochotęjąobjąć.
Podszedłemdopadoku.
Ignorowalimnie,dopókinieskróciłemuzdykoniainiespojrzałemmuwoczy.Tobyłaklaczzlekko
karbowanymiwłosaminagrzywieiogonie.Całabiałaizdecydowaniezachuda.
–Cześć,Matt–powiedziałNate,swobodnym,jakzawsze,tonem.–PowiedzHannah,żebywskoczyła
nasiodło.
ZerknąłemnaHannah.Uśmiechnęłasięnieśmiałowmoichkierunku.
–Kupiłamją–powiedziała.–Uwierzysz?
Posłałemjejobojętnespojrzenie.
–Nie,niewierzę.
Uprzążprzynajmniejbyłabardzodobra,używana,aledobrejjakości.
Klacz też była dobrze utrzymana. Przesunąłem dłoń po jej nodze, którą uniosła. Uśmiechnąłem się.
Miałaczystekopyta.
Następnieskrzyżowałemręcenapiersiiodchrząknąłem.
SpojrzałemnaHannah.
–Gównosięznacienakoniach–powiedziałem.
WpatrywalisięwemniezNate’em,jakbymconajmniejmówiłwobcymjęzyku.Spojrzeliposobie.
Natezacząłsięśmiać,aHannahsięszerokouśmiechnęła.
–Aleniemusiszztegopowoduzachowywaćsięjakdupek–powiedziała.
Namoichustachpojawiłsięuśmiech.Och,jakaśtyzabawna,ptaszyno.Obserwowałemją,oceniałem,
uśmiechałemsię.Czerwonysweter…pyskatenastawienie.Lubiłemtędziewczynę.Cholera,kochałemją.
Przechyliłemgłowę,patrzącnaNate’awsposóbmówiący:spadaj.Zsiadłzkoniaipodałmiwodze.
–Jestrasy…saddlebred–powiedziałaHannah.–Masiedemlat.
Pogłaskałemkoniaposzyi.
–ManaimięPisanaWierszem–poinformowałmnieNate.
–Zawszesądziwne–stwierdziłem.–Imionakoni.
–Racja–powiedział.–PamiętaszNieustannąMagię?
Roześmiałem się spontanicznie. Nieustanna Magia należała do ciotki Elli. Była wrednym, starym
koniemrasyquarterhorse.Niebyłowniejnicmagicznego,aonieustannychprzejażdżkachmożnabyło
pomarzyć.
–AOlśniewającyBlask?–spytałem.
–Pewnie.KopnęłakiedyśSetha.
Gorące, nieprzyjemne uczucie ścisnęło moje gardło, więc chwyciłem grzywę konia i wskoczyłem na
siodło.
Butysportowenieleżałynajlepiejwstrzemionach.Końtańczyłnaboki,więcskróciłemwodze.Nate
lekkopodciągnąłjejpopręg.
–Właśnietak,poczułaś,cozrobił?–powiedziałemdoklaczy.
Zawszedobrzejeździłem,choćterazbrakowałomipraktyki.Powoliznalazłemrównowagę,poczułem
ciężarwpiętachirozluźniłemciało.
PisanaWierszemprzytuliłasiędoogrodzenia.
Pochyliłemsięipocałowałemjąwszyję.
–Jesteśpięknądamą–mruknąłem–aletrochęzachudąnamójgust.Niemartwsię,utuczymycię.
Hannahkołysałasięnaogrodzeniu,więcpołożyłemdłońnaudzie.
–Dobrzewyglądasznakoniu–szepnęła.
Spojrzałemnaniąipoczułempodniecenie.Jejdłońnamojejnodze…
Boże,gdybyNate’atuniebyło.
–Dobrzewyglądasznatym–mojeustazadrżały–natymogrodzeniu.
Zmrużyłaoczy.Najpierwwyglądała,jakbychciałasięroześmiać,apochwili–rozpłakać.
MójBoże,kiedywreszcieprzestanąsięnademnąużalać.
ZacisnąłemnogiwokółPisanejWierszem,nacozaczęłaiść.Pochwilikłusowaliśmywokółpadoku.
Młodaklaczchciałapobiegać.Znałemtouczucie.
–Zabioręjanaprzejażdżkę–powiedziałem,wskazującwkierunkułąki.
Natezmarszczyłczoło.
–Niejestempewien,czy…
–Śmiało–powiedziałaHannah.Uśmiechnęłasiędomniepromiennie,ajaodwzajemniłemuśmiech.
Przypomniałemsobie,żekiedyśuśmiechaliśmysiędosiebiejakobłąkani.
Skierowałembiałąklaczkuwyjściuzpadoku.Puściłasięgalopem.Takaszybkośćzawszełączysięz
dreszczykiem strachu. Pisana Wierszem biegła płynnie i szybko. Nie słyszałem nic poza jej kopytami i
świstemwiatru.Właśnietegochciałem.
Kiedywróciłemnapadok,słońcewpołowiezaszłozagórami.Natesiedziałnaogrodzeniu,czekając
namnie.Zsiadłemzkonia,aonzłapałwodze.
–To,żerozmawiam–powiedziałem–nieoznacza,żechcęrozmawiaćowszystkim.
–Niemusisz.–Zsunąłsięzogrodzenia.Spojrzałemnaniegozukosa.
–Chceszpogadać?
Pokręciłgłową.
– Niedługo wracam do domu. Dziś pojadę kupić dla niej zapasy. – Poklepał konia po pysku. –
Zaprowadzęjądostajni.
–Niechcę,żebyśwyjeżdżał.
–Nie?–zaśmiałsięNate.–Jakiśczastemuwyglądałeś,jakbyśchciałsięmniepozbyć.
–Niebyłemsobą…
– W porządku. – Tym razem poklepał mnie po policzku. – Wrócę, ale muszę zobaczyć się ze swoją
rodziną.
–Jajestemtwojąrodziną.
– Matt… – Jedną ręką trzymał dodze, a drugą mnie przytulił. Przysunął moją twarz do swojego
ramienia.
Wiedziałemcośożaluspowodowanymczyjąśśmiercią.Poznałemgowbolesnysposób,jedyny,jaki
istnieje.Wiem,żeżaloznaczabrakuczuć.Kiedynadchodzi,spodziewamysięprzeszywającegobólulub
długotrwałego,piekącegosmutku.Potemdowiadujemysię,żeżaltopustka.Nawetłzybyłybylepsze.To
niejestuczucie,którecięogarnia;żaltostratawczystejpostaci.
PochwiliNatepowiedziałmi,żebymwróciłdodomu.Stwierdził,żeHannahteżjestmojąrodzinąi
żebymniezłościłsięnaniąokonia.
Myślałemonim,kiedyszedłemdodomu.Pewniekupiligospontanicznie.PonieważNatewyjeżdża,a
Hannahnieznasięnakoniach,musiałbymdbaćozwierzę,coniebędzieprostymzadaniem.Jednakgonie
sprzedam.Jużgopokochałem.Hannahmusiaławiedzieć,żejakgozobaczę,pokochamgo.
Ajeśliniebędęoniegodbał,tokońumrze.
Zwierzętasąprostymistworzeniami.Potrzebująnas,amyjezatokochamy.
Zdziećmijesttaksamo.
Zatrzymałemsięizacząłembiec.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
33.Hannah
T
egowieczoruMattwróciłdodomusam.
Spotkałamgowdrzwiach.
Miałrozwianewiatremwłosyidyszał.
–GdzieNate?–spytałam,zerkajączaniego.
– Zaprowadził klacz do stajni. Powiedział, że kupi jej coś do jedzenia. Mówił też, że niedługo
wyjeżdża.Wiedziałaś?
WpatrywałamsięwosłupieniuwporuszającegoustamiMatta.Niewiem,czegooczekiwałam,alenie
tego;niespodziewałemsięnagłegopowrotudoformułowaniapełnychzdań.
–Dobrzesię…czujesz?
–Niegniewamsięokonia.Podobamisię.Hannah…cozChrissy,zdzieckiem…
–Wchodźdośrodka,no,dalej.–Zamknęłamdrzwiizaprowadziłamgodosalonu.Niechciałusiąść
nakanapie,więcsamausiadłam,aonkrążyłpopokoju.
–Cochceszwiedzieć?
–CzyChrissy…czydobrzesięczuje?
Natychmiast skinęłam głową. Energia Matta była zaraźliwa. Zastanawiałam się, czy to drugi etap
przedłużającegosięzałamania,jakiśrodzajmanii.
–Nicjejniejest.Toznaczy…–szukałamwgłowiewłaściwychsłów–rozmawiałyśmy…kilkarazy
przeztelefon.Potymjak,hm…wróciładodomu.Znówmieszkazrodzicami.
Obserwowałam,jaktwarzMattablednie.
–Wyprowadziłasięzmieszkania?Tegoładnegomieszkania?
–Nocóż,S…–Ugryzłamsięwjęzyk.SethnicniezostawiłChrissy.Aletoniebyłajegowina.Nie
wiedział,żeśmierćczaisięzarogiem.–Niestaćjąnanie.
–Alenasstać.Możezostać,namiłośćboską.
– Nie, kochanie… – uśmiechnęłam się delikatnie. Czy Matt martwił się o moją siostrę? Dziwne, ale
wzruszające. – Nie chodzi o pieniądze. Chrissy potrzebuje teraz bliskich, rodziny. Nic dobrego nie
przyjdziejejzmieszkaniasamej.Izolacjaniejestdobra.Ostatnietygodniebyły…dlaniejciężkie.
–Okej.–Przeczesałwłosypalcami.–Adziecko?
Wzruszyłamramionami.Niechciałamprzeprowadzaćtejpoważnejrozmowy.Każdyztychtematów–
Seth, Chrissy, dzieci – mógłby znów pogrążyć Matta w milczącym cierpieniu. A Bóg mi świadkiem,
cudowniebyłowidzieć,żewróciłdorzeczywistegoświata.
Podeszłamdoniegoisięprzytuliłam.
–Kochanie,jesteśgłodny?Przygotowaćcikolację?
–Nie.–Ścisnąłmnie.–Czywciążjestwciąży?–spytałsłabymgłosem.
Spojrzałamnaniegozdziwionymioczami.Czyotomuchodziłoprzezcałyczas?
–Tak,naraziejest.
–Narazie?
– Nie wie, czego chce. – Pogłaskałam jego policzek. – Jest w dwudziestym drugim tygodniu, więc
wciążmoże…
–Nie.–Odsunąłmnieodsiebie.–Niemówtego.Rozumiem.–Zacząłniespokojnierozglądaćsiępo
pokoju.–Chciaładzieckatylkopoto,żebyzbliżyćsiędoSetha.
Miałam podobne podejrzenie, ale kiedy usłyszałam te słowa z ust Matta, wypowiedziane z pogardą,
natychmiastpoczułamkoniecznośćobronysiostry.
–Słuchaj,niewiesztego.Pozatymonamawłasneproblemy,okej?
–Nie.Toniejestokej.Nierozumiesz.–Szybkopodszedłdooknaiwyjrzałnapadok.–Jeślitozrobi,
nigdysobieniewybaczę.Zrobięwszystko,czegochce.Toniejestpierwszelepszedziecko.Todziecko
mojegobrata,amójbratnieżyje.–Spojrzałnamnie.–Dawajjądotelefonu.
Mattzamknąłsięwswoimgabineciezmojąkomórką.
Zzadrzwisłyszałamspokojnyszept.Anirazuniepodniósłgłosu.Itomisięniepodobało,ponieważza
choleręniemogłamusłyszeć,oczymrozmawiali.
Kręciłamsięprzydrzwiach,dopókinieusłyszałamNate’a.
Westchnęłamizeszłamposchodach.
–Wporządku?–spytał.Zjegorękiwystawałdługiparagon.
–Możnatakpowiedzieć.Coto?
– Zakupy dla Pisanej Wierszem. Wszystko jest w stajni. Kilka elementów uprzęży, siano, owies,
koncentrat.–Położyłparagonnakominku.–Jakbyśchciałacośoddaćdosklepu.
–Dziękuję.–Spuściłamwzrok.Powinnambyłakupićjedzenieizapasy,zanimrzuciłamsięnakonia.
Jednakbyłamzdesperowana.–Chybasięudało,co?
– Zaskakująco dobrze. – Nate podszedł do mnie. Po raz pierwszy od tygodni wyglądał na
zadowolonegoipewnegosiebie,jakdawnyon.–Wiesz,kimjesteś?
–Kim?
Spojrzałnamniebadawczo.
–RatującMattabiałymkoniem,jesteśjegorycerzemwlśniącejzbroi.
Roześmiałamsię.
–Niemyślałamotymwtensposób.
–Aletakajestprawda.Dlamniejesteśbohaterką.Upewnijsię,żenauczycięjeździćkonno,ponieważ
chcę cię na niej zobaczyć… jak skaczesz przez ogrodzenia, przeganiasz lekarzy i rzucasz się na tego
niewdzięcznego mężczyznę niczym Pocahontas. – Objął mnie i pocałował w policzek. – A mówiąc o
niewdzięcznymmężczyźnie,gdzieonjest?
–Wbibliotece.–Zadrżałam.–RozmawiaprzeztelefonzChrissy.
–OBoże,naprawdę?
–Naprawdę.Strzeliłprzemowęotym,jakniewolnojejdokonaćaborcji,apotem…–Zakryłamusta
dłonią.Ups.Zapomniałam,żeNatejestżarliwymchrześcijaninem.
– W porządku, Hannah. Jestem także lekarzem. – Energicznym ruchem podszedł do schodów, ale
przystanął.–Nie…chybaniebędęsięwtrącał.
–Chybamaszrację.On…
– Zachowuje się jak kawał dupka? – Nate uniósł brew. Tak rzadko używał mocniejszych słów, że
musiałamsięroześmiać.
–Właśnie.
–Wtakimrazieczujesięlepiej.Posłuchaj,jużsięspakowałemizarezerwowałemhotelnanoc.Jutro
albowczwartekwylatuję.Zadługosiedziałemwamnagłowie.
–Ale…
–Potrzebujecieczasudlasiebie.
Ścisnęłomniewsercu.OdtygodniwspólnieusiłowaliśmypomócMattowi.Imimożeróżniliśmysię
wwielusprawach,bezNate’aniedałabymrady.
–Co,jeślitaknaprawdęwcalenieczujesięlepiej?–Zwalczyłamchęćchwyceniajegorękawa.
–Wracadosiebie.Widzęto.BędępodtelefoneminiezapominajoMike’u.
–Aleniemożeszsię,ottak,wymknąć.Będziechciałsiępożegnać.
–O,nie–uśmiechnąłsięNate.–Niebędziechciał.
Patrzyłam,jakodchodzi,schodzącpodwastopnienaraz.
Słyszałam, jak jego gruba obrączka przesuwała się po balustradzie. Mój przyszły szwagier. Choć po
tym,coprzeszliśmy,byłdlamniejakbrat.
Chciałam zapytać Nate’a, jako człowieka o niezachwianej wierze, o kilka rzeczy – czy sami
sprowadziliśmynasiebietenból,czystraciliśmySetha,ponieważigraliśmyześmiercią?–alesądzę,że
czasnatepytaniaminął.
Wrócił ze swoimi bagażami. Odprowadziłam go na zewnątrz, uściskaliśmy się i patrzyłam, jak jego
wypożyczonysamochódrozpływasięwciemności.
Kiedyweszłamdodomu,zobaczyłam,żedrzwidogabinetusąotwarte.
Usłyszałamłomot,apochwiliszuranie.
–Matt?
–Tutaj!–zawołał.
Zajrzałam do jego pokoju. Postawił klatkę Laurence’a przy drzwiach, a ciężary położył na macie do
ćwiczeń.
–Corobisz?
– Mhm, układam. Ten pokój jest absurdalny. Masz. – Oddał mi komórkę i zmarszczył czoło. – To
znaczyniejestabsurdalny.Dobrzebyłomiećwszystkierzeczywzasięguręki.Dziękuję…
– Nie ma za co. Zawsze do usług. – Przełknęłam ślinę i dotknęłam jego policzka. Przez głowę
przemknęłymisłowa:wchorobieiwzdrowiu.Nadobreinazłe.–Zawsze…Matt.
Dooczunapłynęłymiłzy.Nienawidziłamswojejemocjonalności,alenauczyłamsięjąprzewidywać.
Tełzyprzynajmniejbyłyłzamiszczęściaiulgi.
Pocałowałmnie.Położyłamdłonienajegopiersiioparłamsięoniego.
– Chcę, żebyśmy mieli własną siłownię, a ty potrzebujesz gabinetu. Przeniosę swoje książki do
biblioteki,aLaurence’agdzieśnadół.Wiesz,żelubimiećokonawszystko.
–Wiem,żelubimiećnanasoko–uśmiechnęłamsięznacząco.
Mattsięroześmiał.Rozkoszowałamsiętymdźwiękiem.
–Tobędziemojebiuro–powiedział–anadresztąmożemypomyśleć.Cotylkozechcesz.Ijeszcze…
–Objąłmniemocniej.–Pokójdladziecka.
Mattdobrzewiedział,corobi,obejmującmniemocniej.Podskoczyłamjakoparzonaiusiłowałamsię
odsunąć.
–Dladziecka?!
–Twojasiostraniechcedziecka.
–Nierozumiemcię.
– Przekonałem ją, żeby je urodziła… a ja je zaadoptuję. – Głos Matta był zdecydowany i spokojny.
Puściłmnieiwszedłzpowrotemdogabinetu.–Brzmiałarozsądnie.Poprostuniechcedziecka.Całata
sytuacjajestdlaniejbolesnainiechcebyćmłodąsamotnąmatką.Wpełnijąrozumiem.
Zdjął książki z półek i ułożył je na podłodze. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby Matt wyrażał się z
takimzrozumieniemoChrissy.Szczękamiopadła.
–Chrissyniechceteżaborcji.Wiesz,ona…–Zamilkł,podnoszącjednązpluszowychsów,któremu
przyniosłam. – Ona już je poczuła. Mówi, że chce oddać dziecko do adopcji. Jutro zadzwonię do
Shapiro,żebynadaćsprawiebiegiumówięChrissynaUSG.Wiesz,żebypoznaćpłeć.
Położyłamdłońnaframudze.Mattwrócił,codotegoniemawątpliwości.
–Przepraszam–powiedziałam–aleczyniemamnicdopowiedzeniawtejkwestii?
–Myślałam,żebędzieszzadowolona.Nierozumiem,dlaczegoniejesteś.
–Matt,to…poważnadecyzja.
– Jestem tego świadom. – Minął mnie, niosąc stertę książek do biblioteki, i wrócił. – Wiem, że nie
omówiliśmykwestiidzieci.Aleniekażęcizachodzićwciążę.Tonieotochodzi.
–Aoco?
– O podjęcie słusznych działań – odpowiedział bez wahania. Kiedy minął mnie z kolejną porcją
książek, na chwilę przystanął i spojrzał mi prosto w oczy. Cholercia, chciałam, żeby władczy i uparty
Mattwrócił,alezapomniałam,jakjegozachowaniebywaonieśmielające.–Nierozumiesz?
–Mogłabym,jeślibyśmniespytałlubporozmawiałzemną.
– Nie ma o czym rozmawiać. I to nie jest pytanie. Zajmę się tym dzieckiem. Pokocham je tak, jak
powinienembyłkochaćSetha.
–Małżeństwapodejmujątakiedecyzjewspólnie.
–Niktniezmuszaciędobraniazemnąślubu.
Jegosłowabyłydlamnieniczymciosponiżejpasa.Nabrałampowietrza.
Niewdzięcznymężczyzna.Natedobrzetoujął.
Zaczęłam zdejmować pierścionek zaręczynowy z palca. Moja skóra płonęła. Matt obserwował to z
obojętnymspojrzeniem,comnietylkorozwścieczyło.
–Masz,kurwa,rację.–Zcałąsiłąpołożyłampierścioneknajegoksiążkach.
Jednąrękątrzymałksiążki,adrugąwsunąłpierścionekdokieszeni.
–Przechowamgodlaciebie–powiedziałipomknąłdobiblioteki.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
34.Matt
C
opowiedziała?
– Zapnij pas. – Spojrzałem z niezadowoleniem na Chrissy, dopóki nie owinęła pasa wokół swojego
ciała.Ciążabyławidoczna.Wpatrywałemsięwjejbrzuch.
–Spokojnie–powiedziała.–Wszystkojesttamwporządku.
–Niedługotosprawdzimy.–Ruszyłemspoddomujejrodziców.
–Atakwogóle,jakudałocisiętakszybkoumówićwizytę?
–Złatwością.Przegapiłaśtermin.Powinnaśbyłamiećbadaniewdwudziestymtygodniuciąży.
–Dobra,wyluzuj,Ważniaczku.Lepiejpóźniejniżwcale.
Skróconeprzezwiskorozbawiłomnie.Roktemu,gdyobojebyliśmyszczęśliwsi,nazwałamniePanem
Ważniakiem.
– To co jej powiedziałeś, jak zdjęła pierścionek? Bo nie chcę, żeby dziecko było kością niezgody
międzytobąaHan.
–Powiedziała,że…–Odchrząknąłem.Doskonalepamiętałemtękłótnię.Wydarzyłasiętrzydnitemui
odtegoczasuHannahniespałazemną.Braładmuchanymaterac,kiedyprzychodziłemdonaszegołóżka;
jeśli kładłem się na materacu, uciekała do sypialni. – Powiedziała coś w stylu: Jesteś samolubnym
kutasem.Parafrazuję.
–Świetnie–mruknęłaChrissy.–Iwciążprzechowujeszdlaniejpierścionek?
–Mhm.Zmienizdanie.Takczyinaczej,adoptuję…
–Adoptujesztodziecko,niezważającnanic–wycedziłaprzezzęby.
Spiorunowałemjąwzrokiemimilczałemprzezresztędrogidokliniki.
PozanabzdyczonąHannahwszystkoinnesięukładało.Shapirozleciłjednemuzprawnikówzajęciesię
procedurami adopcyjnymi. W następnym miesiącu miał się odbyć wywiad rodzinny. Nie bałem się go.
DziękiwieloletniejniestrudzonejpracyShapiromojakartotekabyłakrystalicznieczysta.
ŻebyjeszczetylkoHannahzgodziłasięnamójpomysłiwłożyłapierścioneknapalec…
Chrissytrzymałamojąrękę,kiedylekarkawykonywałaUSGjejbrzucha.
Czybędęmusiałtrzymaćjązarękępodczasporodu?
Zakręciłomisięwgłowie.
Kobieta niepokojąco milczała. Obraz na ekranie się poruszał. Z Chrissy wpatrywaliśmy się w niego
jakurzeczeni.Seth,dlaczegomitozrobiłeś?Totypowinieneśtubyć.Janiejestemgotowy.
Lecz nie zważając, czy byłem gotowy, pojawił się on: malutki kształt dziecka, uosobienie mojej
pokuty.
–Wszystkowyglądawporządku–powiedziałalekarka.
OdetchnęliśmyzChrissyjednocześnie.
–Tutajwidaćkręgosłup–wskazała–atugłówkę.I…
Itobyłchłopiec,choćwedługmniewogólenieprzypominałczłowieka.
Raz, dwa, trzy, szukam. Zacząłem mechanicznie kiwać głową i słuchać, zadałem kilka pytań lekarce,
aleniemogłemprzestaćmyślećogrzewchowanego.Zabawadladzieci.Szukam.Nadchodzę.
Dziecipotrzebujągier,rozrywekijedzenia.
Ciągłejuwagi.
Niedamradysam.
– Dobrze się czujesz? – spytała Chrissy. Było popołudnie. Po badaniu zabrałem ją na lody (zjadła
dwieporcjeczekoladowych)iodwiozłemdodomu.ZaparkowałemprzeddomemrodzinyCatalano.
–Wporządku.Trochęmyślałem.
–Wiesz,cieszęsię,żetochłopiec.
Spojrzałemnaniązzaciśniętymiszczękami.
– Nie patrz tak na mnie – powiedziałem. – Nie mam zamiaru rozryczeć się przed tobą i stracić na
męskości w twoich oczach, rozumiesz? – Uśmiechnąłem się, na co wybuchła śmiechem, a jej oczy
zalśniły.
–Rozumiem.Jateż.Muszęutrzymaćreputacjępewnejsiebielaski.
Otarłatwarziwysiadła.
Odprowadziłemjąwzrokiemdodomu,apotempojechałemprzezDenver,zastanawiającsię,gdzie,do
diabła,kupujesięakcesoriadladzieci.WInternecie,zdecydowałem.Chłopięcerzeczy.Solidne,ciemne,
nowoczesnemeble.Jakiśsamochód.Dużydomekdozabaw.
Chłopięcerzeczy;ztymdamsobieradę.Akiedydzieckopodrośnieibędziemogłoczytać,wędkować
ijeździćkonno,mogęnawetdobrzesięznimbawić.
Alecorobićzniemowlakiem?
Spanikowałem.
Zajechałem do agencji i odwiedziłem Pam. Uścisnęła mnie, jakbym był ze szkła. Zażartowałem, że
nigdywcześniejnieobchodziłasięzemnątakdelikatnie.
PospotkaniuznówkręciłemsiępoDenver.
Wypiłem kawę i poszperałem w antykwariacie z książkami. Kupiłem drugie wydanie W stronę
Swanna.
Wreszciepojechałemdodomu.
Niemajakwcholernymdomu.
Ostatniounikałemdomu.RuszyłemwięcprostodostajniisprawdziłemcouPisanejWierszem.Była
słodkimzwierzakiem.Wyszczotkowałemjąiwyczyściłemjejkopyta.
–Niedługozacznętuztobąsypiać–mruknąłem.
Spojrzała na mnie. Przez ostatnie dwa dni często mnie widywała. Złość Hannah wypędzała mnie z
domu. Impas między nami nie chciał się przełamać. Gdy chciałem z nią porozmawiać, udzielała
zdawkowychodpowiedziipospiesznewychodziła.
„Couciebie?”„Dobrze”.„Maszochotęnazakupy?”„Niezabardzo”.„Chceszzobaczyćmójogród?”
„Nie”.
Mójpieprzonyogród:pustyprostokątnykawałekziemi,naktórymwyładowywałemswojąfrustrację,
ponieważuprawaroślinwewrześniubyłabezcelowa.Pożegnałemsięzkoniemiposzedłemdoogrodu.
Wbiłemłopatęwziemię.Pomysł,żemogłemdaćczemuśżycie,byłwartśmiechu.Byłempisarzem,anie
ogrodnikiem.Nieojcem.
–Uważajztąziemią–powiedziałaHannah.
Natychmiastsięwyprostowałem,wymachującłopatą.
–Cześć.Niesłyszałemcię.
Zmarszczyłasięipodeszładomnie.
–Maszbrudwewłosach.–Strzepnęłagrudęziemizmoichwłosów.
Mhm,cudowniepachniała,jakkoniczynowymiód.Odczasunaszejkłótniniestałatakbliskomnie,a
jejobecnośćdziałałanamnie.Pragnąłemjejdotknąć.Pragnąłemspojrzećnanią,jakmężczyznapatrzyna
ciałoswojejnarzeczonej.
–Cokupiłeś?–Wskazałaksiążkęnatrawie.
–Ach,to.–Odłożyłemłopatę.–WstronęSwanna.Innetłumaczenieniżto,któremam.
–Nieczytałamjej.–Nieodsunęłasięodemnie.
–To…cykl.Seriapowieści.–Och,sytuacjaodwróciłasięostoosiemdziesiątstopni.Terazjabyłem
uszczęśliwiony wyciągnięciem słowa z Hannah. – Ma idealny początek: „Po raz pierwszy od dawna
poszedłemwcześniespać”.
Uśmiechnęłasięiprzechyliłagłowę.
–Racja.
–Działanaciebie,prawda?Utwórjestniesamowity.Poruszacię.Stajesięczęściąciebie.Zabiłbym,
żebytakpisać.
–CouChrissy?
–Wporządku.Dobrze.Chyba…–Boże,czyzarazpowiem:Tochłopiec?
–Chłopak.
–Chłopak?
– Zgadza się. – Wykorzystałem swój wzrost najlepiej, jak mogłem: patrząc ponad głową Hannah i
udając,żerozmowaodzieckutonictakiego.–Wszystkowyglądawporządku,jestzdrowy.Zabrałemją
nalody.Zjadładwieporcje.Jednąnajwyraźniejzachłopaka.
–Lody.–Hannahsięzaśmiała.–TotradycjarodzinySky,co?Napisałamotym.
–Naprawdę?
–Tak.Wjedenastymrozdziale.Przesłałamcie-mailem.MójnarzeczonyruszadoNowegoJorku–nie
wahałasię,choćobojewiedzieliśmy,cosięstałotamtegodnia–ajegoszlachetnybratNatezabieramnie
nalody,ratujączeszponówciotkiElli.
Nieśmiało przebiegłem palcami po jej lokach. Opadały za jej ramiona, zbierając się w kapturze
błękitnejbluzy.
–Niemogęsiędoczekać,ażgoprzeczytam.Imożemójbraciszekpowinienprzestaćzabieraćcięna
randki.
Zachichotałaisięuśmiechnęła.
–Chodźtu.–Wzięłamniezarękęizaprowadziładodużejbelisiana,naktórejleżałajaskrawakołdra.
–Siadaj.
–Okej…–Usiadłemnasianie.
–Ijak?
–Chceszusłyszećprawdę?
Skinęła.
Poklepałemkołdrę.
–Powierzchniajestnierówna.A…siano…kłujemniewdupę.
Hannahwybuchłaśmiechem.
–Okej,wstawaj,głupku.Chybatrzebająbardziejuklepać,alewyglądafajnie,prawda?
– Jak na belę siana okrytą kołdrą, pewnie – roześmiałem się bezradnie. – Co, do diabła, się dzieje,
kochanie?
–Niepatrztaknamnie–uśmiechnęłasięszerokoiprzysiadłanabeli.–Tonasześlubnesiedzenie.
ZainspirowałamsięartykułemwInternecie.„Zamiastkrzesełzarzućciekolorowekoceikołdrynabele
siana”.Będziestylowoi…rustykalnie.
–Nasz…naszślub?
– Tak. Nasz ślub, który nie odbędzie się hen, w dalekiej przyszłości, ale w przyszłym miesiącu.
Widzisz?Teżpotrafiębyćjaktyipodejmowaćdecyzjebezkonsultacji.
OniemiaływpatrywałemsięwHannah.
Stanęłanabeli,górującnademną.
–KiedyNatezabrałmnienalody,spytałamgooradę.Nowiesz,małżeńskąradę.Odpowiedział,żeby
byćszczerymwobecsiebie.Mówił,żemałetajemnicesąniczymwoda,awodamożeskruszyćskałę.
Przechyliłemgłowę.DziękiBogu,żeHannahmogłamówić,ponieważmniezatkało.
– A szczerość zaczyna się od komunikacji – powiedziała. – Chcę, żebyś wiedział, że nie mam nic
przeciwkoadopcji…dziecka.Chłopca.–Uderzyłapięściąodłoń.Zaczynałasięotwieraćprzedemną.
Mrugała szybko i pociągała nosem. – Uświadomiłam sobie, że to nie stanowiło problemu. Problemem
jest…–Jejgłos,pełenboleści,zadrżał.
Boże,cozrobiłemtejdziewczynie?
Objąłemjejnogi,przyciskającswojątwarzdojejdżinsów.
– Problem jest taki, że przez ciebie poczułam, jakbyś w ogóle nie przejmował się tym, czego chcę.
Czekałam… – znów uderzyła pięścią o dłoń – czekałam, aż pokażesz mi, że przejmujesz się mną. Ale
jesteśupartyiniezapytasz,czegochcę.Ajaniemogęprzestaćmyślećotym,że…–Dostałaczkawki.–
Żeniepotrafiszwybraćmiędzydwiemaosobami,którekochasz,awiesz,żenigdyciebieniezostawię,
ponieważciękocham,tyaroganckidupku.Mojamiłośćdociebie…
Hannah oczywiście miała rację. Zawsze miała rację. Była moją lepszą połówką pod każdym
względem.Byłasilniejsza,bardziejprawdomównaistabilniejsza.Byłamoimdopełnieniem
Zdjąłemjązbeliiwziąłemwramiona.
Zaniosłemjądodomu.
Wsalonie,wciemności,przysunąłemjądościany.
–Tutaj–powiedziałem–teraz,zawszejakbytomiałbyćnaszostatniraz.
Przesunęliśmysięodścianydokanapy,azkanapynapodłogę.
– Oddychaj – powiedziała, kiedy przysunąłem się do niej. Leżała pode mną, na dywanie przed
kominkiem,ajabyłemwniej.–Oddychaj…
Podekscytowaniepraktycznieścisnęłomigardło.Zadrżałemizwolniłemtempo,nabierającpowietrza.
Dobrze było pokazać jej swoje podekscytowanie i swoją desperację. Dobrze też było ją zobaczyć
rozebranąirumieniącąsię.
Kiedyzacząłemsięgorączkowoporuszać,doprowadzającnasdoorgazmu,chwyciłamojeudoityłek,
wbijającwemniepaznokcie.
Szczęście,pomyślałem.Tutajteraz,zawsze.
Szczęściebezwzględunacenę.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
35.Hannah
C
hciał, żebym ci to przekazała. – Chrissy stuknęła moje ramię kremową kopertą. Gdy ją od niej
wzięłam,wyszłazpokoju.
Wkopercieznajdowałysiędwiestrony.Rozłożyłamje.
18października2014r.
Kochanaptaszyno,
Możedoszłaśdowniosku,żemamniepokoleiwgłowie,ijesteśjużpozagranicamistanu.Wtakim
przypadkuniemogęcięwinićidziękujętwojejsiostrzezadostarczenielistu.
Jednak mam nadzieję, że jesteś w naszym pokoju i masz na sobie suknię, którą wkrótce zobaczę.
Wiem, że wyglądasz pięknie. To nie komplement, lecz stwierdzenie faktu. Od ponad roku podziwiam
twojądobroćipiękno.
Dziś,kiedybędzieszszławniejdomnieinaszespojrzeniasięspotkają,tylkomybędziemywiedzieć,
cojest między nami.I tak powinnobyć. Nasza miłość jestjedyna w swoimrodzaju. Wiesz, że jestem
trochę smutny (śmiejesz się?). Muszę być smutny. Napisałem dwie powieści o tobie i dopiero teraz
zrozumiałem,żeżadnaznichnieoddacięwpełni.Mojesercenieoddatego,coczujędociebie.
Hannah, jesteś moim największym szczęściem. Pozwól zanosić się do łóżka. Pozwól kąpać się i
kochaćsięztobą.Pozwólsiępieprzyć(wiesz,jaktolubię)ipozwólsiępoznać.Kłóćmysięigodźmy.
Bądźmy razem w chwilach zwycięstwa i porażki, w domu i poza nim, jako rodzina dwóch osób i
rodzinatrzechosób.Chcębyćztobąwdobrychizłychdniach.Pozwólpokazaćmicałymżyciem,jak
bardzociękocham.
Jestemprzytobie.
Kocham,terazinazawsze,
Matt
Dwa razy przeczytałam list, choć wiedziałam, że może to zagrozić makijażowi, który starannie
wykonałaChrissy.Mojenajwiększeszczęście…terazinazawsze.
Zaczerwieniłamsięischowałamkopertędonaszegostolikanocnego.
Pozwólsiępieprzyć(wiesz,jaktolubię).
Otak,panieSky,wiem.
Dzięki Bogu, Matt postanowił wznieść ten toast na papierze, na osobności, a nie na weselu wśród
gości.Zjegoskłonnościądoekshibicjonizmuniemożnabyłotegowykluczyć…
Zachichotałam i zakręciłam się wokół własnej osi na środku pokoju. Moja suknia zaszumiała nad
drewnianymipanelami.
–Wszystkowporządku?!–zawołałaChrissyprzezdrzwi.
–Tak.Wchodź.Musiszpoprawićmójmakijaż.
– Płakałaś przez tego dupka? – Wpadła do pokoju, w ręce trzymając długą rudoczerwoną sukienkę.
Kolorpasowałdoniej,apodwyższonataliailuźnykrójukrywałyjejbrzuszek.Choćjakdlamniemógłby
być widoczny. Dziecko było częścią tego ślubu tak samo jak Matt i ja, a Chrissy było moją druhną. –
Boże,beznadziejniewyglądam.–Zaprowadziłamniedolustraipoprawiłamakijażoczu.
–Wyglądaszpięknie.
–Nie,dzisiajtyjesteśpiękna,Han.Totwójdzień.
Położyłam dłonie na kolanach. Na ślub wybrałam prostą suknię – lekką, tiulową z ozdobami w
kształcie płatków ze szklanymi koralikami, na trenie przechodziła z bieli w delikatny róż. Jamie, nasza
sąsiadka z Denver, zajęła się moją fryzurą, proponując na tę okazję luźny warkocz. Całości dopełniła
ozdobnaopaskaSakuraikolczykiDallowayzBHLDN.
Świeżo.Lekko.Prosto.
Uśmiechnęłamsiędoswojegoodbicia.Prostadziewczyna.Właśnietakjakchciałeś,Matt.
–Jesteśpewna,żeniebędziecizimno?–Chrissydotknęłamoichprzedramion.
Nocóż,niemożnabyłozaprzeczyć,żesukienkabyłatypowowiosenna.
–Napewno.Szczerzemówiąc,całapłonę.
Jamiezajrzaładopokoju.Pisnęłaiprawieupuściłamójbukiet,składającysięzbiałychorchideiililii,
pierwszychkwiatów,jakiepodarowałmiMatt.
–Hannah,wyglądaszolśniewająco!Twójojciecczeka,ażbędzieszgotowa.
–Jestgotowa–oznajmiłaChrissy.Wstałam.Stuknęłamniebiodrem,wyrażającaprobatę.–Gotowa
jaknigdy.Dozobaczenia„przyołtarzu”.
Mówiąc„ołtarz”pokazałaznakcudzysłowu,ponieważniemieliśmyprawdziwegoołtarza.Belesiana
pełniłyrolesiedzeń,przejściebyłoudekorowanemalutkimibiałymilampamiikwiatami,anadrzewach
wisiały lampiony i lampki w kształcie róż. Pod dużym namiotem stały stoły oświetlone lampkami
turystycznymi. Napoje przechowywaliśmy w starych donicach, a stolikiem na prezenty był zwykły
piknikowystolik.
Nakorytarzuspotkałamtatę.
Naszczęściesięnierozpłakał,aleztrudemmówił.
–Pięknie–wydusiłzsiebie.–Tyjesteśpięknaicałydom.
ZMattempoczyniliśmyznacznepostępy,dekorującnaszepokojeeleganckimimeblami,dziełamisztuki
ioświetleniemwrustykalnymstylu.Niekupowaliśmyniczegonasiłę,alezradościąomawialiśmyróżne
pomysłyirazemjeździliśmydosklepów.
NiektórepokojebyłyjakMatt:spartańskieieleganckie.
Inneprzypominałymnie:koloroweichaotyczne.
Na szczęście nasze rozbieżne wizje harmonijnie się łączyły w całym domu. Jedynie nad jednym
pokojemsięnamęczyliśmy.
Choć wiedziałam, że Matt i goście czekają, zaprowadziłam tatę do pokoju dziecięcego. Kiedy
powiedzieliśmy rodzicom o naszych planach adopcji dziecka Chrissy, padli sobie w ramiona i się
rozpłakali. Potem wyściskali nas i znów się rozpłakali. Wszyscy, włącznie z Chrissy, wiedzieli, że nie
jest gotowa na dziecko. Kiepska opinia taty o Matcie natychmiast zamieniła się w pochlebną, a
pozytywnaopiniamamywystrzeliładoniemożliwegopoziomu.
– Oczywiście on nie nazywa go pokojem dziecięcym – powiedziałam, trzymając tatę pod ramię. –
Mówio„małympokoju”albo„pokojuSetha”.Przysięgam,żeobowiązkidomoweodpychajągobardziej
niżmnie.
–Seth?Czytakzamierzacie…?–Tataodchrząknął.
–Może.Niewiem.Zbytmakabryczne?
–Nie,nie,oileniktniemanicprzeciwko.
–Mattwydajesięuszczęśliwionytympomysłem.Ajazastanawiałamsię…–Obserwowałam,jaktata
przechadza się po pokoju, który zdecydowanie nie był mały. Zostawiliśmy beżowe ściany, na których
projektantwnętrznamalowałozdobnebrzozy.Jasnemebleilnianezasłonynadałypokojowiartystycznej
atmosfery. Matt wypełnił regały książkami, które zamierzał przeczytać dziecku. Przy oknie postawiłam
okrągłąkołyskęzpięknymkocykiem.–Hm,zastanawiałamsięnad…SethemJamesemSkymJuniorem.
–Wytaczaszciężkiedziała,co?Niezamierzambyćojcem,któryryczy,prowadząccórkę.
–Tatusiu.–Objęłamgomocno.
Matt kiedyś mi wyznał, że strata rodziców była dla niego jak zniszczenie autorów jego historii i że
żadenopisniemógłtegooddać.Wpełnigorozumiałam.
–Chodźmy–powiedziałtata,podającmiramię.–Czekająnanas.
Na zewnątrz panował przyjemny, jesienny chłód, dzięki któremu nie latały komary. Widziałam, jak
zawieszone pośród drzew lampki oświetlają łąkę. Tata prowadził mnie pewnie po nierównej
powierzchni. Moje serce biło szybkim tempem, niepewne, czy będzie to najlepsza czy najbardziej
przerażającanocwmoimżyciu.
Wmiaręjaksięzbliżaliśmy,zaczęłamrozpoznawaćgości:ciotkaEllaiwujekRick,mama,Jay,żona
Nate’a,Valerie,Pam,Laura,Kevin,Stephen.WidziałammałepostaciOwenaiMadisonidącegłównym
przejściem;Owentrzymałmałąpoduszkę,aMadisonsypałapłatkikwiatów.Uśmiechnęłamsięnawidok
dzieciNate’a,mojejprzyszłejrodziny.
Był też Mike, który przed ślubem przeprowadził ze mną dwie intensywne sesje „doradztwa
małżeńskiego”. Matt cierpi na syndrom odrzucenia, ma problemy z kontrolowaniem złości, obawia się
stałości,wykazujetendencjemaniakalno-depresyjne,tendencjedoparanoi,tendencjemasochistyczne…
Pamiętam, jak otumaniona wyszłam z gabinetu, zastanawiając się, czy jest coś, na co mój mężczyzna
niecierpi.
Pamiętamrównież,jakwidziałamMattawokropnymstanieigoniezostawiłam.
Inneciotki,wujkowie,kuzyniiznajomizapełnilinaszeskromnesiedzenia.
Nate,naszświadek,stałprzyMatcie.
AMatt…
Nieśpieszyłamsię,żebynaniegospojrzeć,bowiedziałam,żejaktozrobię,niebędęmogłaoderwać
wzroku. Miał na sobie szary, dopasowany smoking z satynowymi klapami. Biały satynowy krawat
zawiązanywwęzełWindorznikałpodkamizelką.
Mojesercenieoddatego,coczujędociebie.
Szarysmokingosrebrnymodcieniuizłocistewłosylśniływświetlelampiświeczek.
Ach,tejegoręce,długienogi,eleganckapoza–mojeoczywędrowałypocałymjegociele.Tentors,te
ramiona,taszyjaigardło,tagładkoogolonaszczęka…
Jegotwarz.
Gdynaszespojrzeniasięspotkały,zapomniałamowpatrującychsięwemniegościach.Mattrozsunął
wargiilekkorozszerzyłoczy.Chciałambiecdoniego.
Czytootaczającamnieciemność,amożechłódwpowietrzualboobecnośćinnych?
Cośspowodowało,żenaglezrozumiałam,żeniktwcześniejniepragnąłmniejakon.Nadobreinazłe,
wzdrowiuichorobie,dopókiśmierćnasnierozłączy.
Więcposzłamdoniego.
Takawłaśniebyłanaszahistoria:poszłamdoniego.
–Chybazgłupieliśmy,pozwalającgościomtunocować?–szepnęłam.
Mattzaśmiałsięiprzyłożyłpalecdoust.Notak,NateiValstaliniedaleko.
Przez ostatnie cztery godziny jedliśmy, wznosiliśmy toasty i tańczyliśmy z gośćmi weselnymi. Jutro
polecimy do Nowego Jorku – pierwszego z wielu miast, które według Matta musiałam zobaczyć – a
potem do Grecji. Nikt nie odważył się oszpecić jego samochodu puszkami, co wywołało uśmiech na
mojejtwarzy.Oszczędziliteżmojegonowiusieńkiegomercedesa,prezentuodmojegomęża.
Mójmąż…
Zmierzwił swoje włosy i się przeciągnął. Otworzył okno w sypialni, ale nie włączył światła. Z
zewnątrzdochodziłobrzęczeniedzwoneczkówwietrznych.
Obserwowałam,jakściągabutyiukładamarynarkęnałóżku.
Boże,wciążmnieonieśmielał.
Podeszłamdoniego,gdynamnieskinął.
–Tutajjesteś–szepnąłmidoucha.–Jesteśprawdziwa?Ptaszyno,myślę,żedziśmożemybyćcicho.–
Pocałował mnie w usta i przesunął dłonią po moich plecach. Gdy znalazł delikatny zamek sukienki,
rozpiąłgo.Sukniaupadłanaziemię.–Chodź,usiądźminakolanach–powiedział.
Rozsiadłsięwfotelu,stojącymwkącienaszegopokoju,aja–zespokojem,najakipozwalałmipas
do pończoch, obcasy i delikatny stanik – poszłam chwiejnym krokiem do toaletki i zdjęłam z siebie
biżuterię.
Bądźspokojna,bądźseksowana,powtarzałamsobiewmyślach.Totwojanocpoślubna.
ObróciłamsiędoMatta.Szczękamiopadła,amójspokójiseksapilwyparowały.
Wdłonitrzymałswojegofiutaiwpatrywałsięwemnie.
–Nigdyniebędęmiałdośćtwojejreakcjinatenwidok–mruknął.–Chodźtu.
„Usiądźminakolanach…”okurczę,teraznabrałotoinnegoznaczenia.
Wolnym krokiem ruszyłam w jego kierunku, zdejmując z siebie pas do pończoch. Uśmiechnął się do
mnie, lecz tym razem zobaczyłam proste, młodzieńcze pożądanie, a nie typowe dla niego grzeszne
rozbawienie.
Zdjęłammajtki,alezostawiłamobcasyipończochysięgająceud.
–Boże–dotknąłmojegouda–niechsprawdzę,czyjesteśwystarczającomokra…–Nieprzestawał
siępieścić,kiedywsunąłwemniepalec.Poczułamsięjakzahipnotyzowana.Mattwciążmiałnasobie
koszulęispodnie,jedynietwardypeniswystawałprzezjegorozporek.
Opuściłamsięnajegopalce…uniosłamsięiznówsięobniżyłam.Zrobiłamto,ponieważwiedziałam,
że doprowadzi go to do szaleństwa, i ponieważ jego droczący się dotyk doprowadzał mnie do
szaleństwa.
–Cholera,Hannah.Czypieprzyszmójpalec?
Skinęłamiporuszyłambiodrami,przygryzającwargę,abypowstrzymaćjęk.
–Obróćsię–szepnął.–Usiądź.
Zrobiłam,cokazał.Chwyciłamporęczefotelaizaczęłamsięobniżać.Ustawiłswójpeniswkierunku
mojejdziurki.Powoliprzyjęłamgodosiebie,rozkoszującsiędrżeniemjegoud.
Wreszcie,wydajączsiebiejęk,nadktórymniemogłamzapanować,usiadłam.
Mattrozpiąłmójstanikiodrzuciłwkąt.Przysunąłmojeplecydoswojegotorsu.
Biciejegosercamówiłomi,żeztrudemsiękontrolował.Notobyłonasdwoje.
Siedzieliśmytakrazem,mążiżona,połączeniintymnymdotykiem.
–Nawetjeślinasniesłyszą–powiedział–wszyscyitakwiedzą,corobimy.–Objąłmojepiersiije
uniósł.Poczułam,jakjegofiutporuszasięgłębokowemnie.
–Podobacisięto,żewiedzą,prawda?
–Otak.Wszyscymężczyźniobecninaweselupotajemnieciępragnęli.Pewnieczęśćkobietteż.Jesteś
zjawiskowa…
Ścisnąłmojesutki.Zaczęłamsięwićprzyjegociele.Jakcudownie.
–Sądzę…–wydyszałam.–Sądzę,żekobietybyłybardziejskupionenatobie.Matt,wyglądałeś…
Zakryłmojeusta.Takpięknie,takdostojnie…dumnieisilnie.
–Cii–szepnął.–Nie.Niemówomnie.Dziśliczyszsiętylkoty.Ty,Hannah.Zawszeliczyszsiętylko
ty.Byłemdumny,wkładającciobrączkęnapalec.Takdumny…
Chciałamnaniegospojrzeć,alesposób,wjakisiedzieliśmy,skutecznietouniemożliwiał.
Itakwłaśniespędziliśmynasząnocpoślubną:siedzącrazemwdomu.Jegodłoniebawiłysięmną,aja
poruszałamsięnajegokolanach.Mówiłmi,jaksięczuł.Mówiłmiwielerzeczy.Żadnaksiążkategonie
opisze.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
Epilog:Hannah
kwiecień2016
M
attiSethjuniorsąnałące.
Sethmaroczekichodzi,cowprawiaMattawpanikę.
W zeszłym tygodniu nakryłam go, jak chodził na czworakach po domu (mój mąż, nie nasz syn).
Śmiałamsięprzezdziesięćminut.Mattniepodzielałmojegorozbawienia.
– Przeczytałem, że należy zniżyć się do poziomu dziecka – wyjaśnił – żeby wykryć potencjalne
niebezpieczeństwa.
Poczłapałdalej,spoglądajączniezadowoleniemnamebleiściany.
Znówwybuchłamśmiechem.
Jaksięokazało,wszystkowzasięguSethastanowiłoniebezpieczeństwo.Mattpozbyłsiębibelotówz
całego domu. W każde gniazdko włożył zatyczki zabezpieczające i wstawił bramki nie tylko przy
wejściachnaschody,alewwiększościprzejść.
–Żebyśmymoglikontrolować,gdzieprzebywa.
Wiecie,mójmążwolidmuchaćnazimne.
Jateż.
Zuśmiechemobserwujęmoichchłopcówzoknapokojudziecięcego.
Wiem, co zamierzasz, Matt. Odkąd złapałam go na czytaniu Sethowi Drakuli (i skonfiskowałam
książkę, która jest zdecydowanie zbyt mroczna dla umysłu rocznego dziecka), Matt zabiera go na sesje
czytanianaświeżepowietrze.
Wkładamnasiebiecienkąkurtkęiidęnałąkę.
Kwietniowe słońce jest ciepłe, ale wieje chłodny wiatr. Jasne loki Setha, których na razie nie
obcinaliśmy,unosząsięnawietrze.ZpuligenówrodzinySkyodziedziczyłrzadkigenblondwłosóworaz
ciemneoczyswojegoojca.Natomiastpomojejrodziniematesamegęstelokicoja.
Wiem,żekiedydorośnie,będziewyglądałjakSeth:powalającoprzystojny,wysokiiszczupły.
–Cosiędzieje?–pytam.
Matt,któryleżynakocuzpulchnąrączkąSethanaswoimkolanie,natychmiastsiada.
–Ptaszyna!Cześć…
Mrużęoczynacienkąksiążkę,którątrzyma:Beowulfiinnepoematy.
–Beowulf?Niemamowy.Rozumiesz?Nie.
–Oj,dajspokój.Podobamusię.Podobamu…
–Podobamusiębrzmienietwojegogłosu.Niechcę,żebydziwne,mrocznemyśliprzeniknęłydojego
umysłu.PrzestańzmieniaćgowHeathcliffa.
Chcęzabraćmuksiążkę,aleśmiechSethaodwracamojąuwagę.Jestembezsilnawobecjegouroku,tak
samojakwobecMatta.
–Ma-ma-ma-ma-ma!–woła,odsuwającsięodMatta,izaczynaiśćwmoimkierunku.Jegomałanóżka
zahaczaokocykiupada.Okrzykiradościzmieniająsięwjękiniezadowolenia.
–Widzisz?–mówiMatt.
PodnoszęSetha.
–Tak,widzę,czasnadrzemkę.
–Daj,wezmęgo.–WyjmujeSethazmoichrąkiukładagowramionach,jakbybyłniemowlęciem.–
Lubi,jakgotrzymam.
Seth jest niepocieszony. Obracam się, żeby Matt nie widział uśmiechu na mojej twarzy. On też jest
niezmiernieuroczy,ajegosłowaprzypominająmiopierwszychmiesiącachzSethem.
„Lubi, jak go trzymam”. Matt mówił tak każdemu, kto chciał wziąć od niego dziecko. Wielokrotnie
widywałamgostojącegowkącie,przodemdościany,kołyszącegoSetha.
Mojedzieci…
Wetrójkęwracamydodomu.TrzymamdłońwtylnejkieszeniMatta.
WśrodkuoddajemiSetha.Niechcekłaśćgodołóżka.Pewnieprzypominamutopożegnanie.
–Powiedzdobranoctatusiowi.–MachamrączkąSethaipodchodzęznimdoklatkiLaurence’a.Królik
nastawiaucho.–PowiedzdobranocLorLor.
–LorLor–łkaSeth.
–Czymusiszrobiszztegotakiesmutnewydarzenie?–mruczyMatt.Rzucasięwkierunkuschodów,
zanimzdążęprzewrócićoczami.
Czasnadrzemkę:tragediawrodzinieSky.
Dwie godziny później Seth spokojnie śpi, a ja właśnie skończyłam czytać rękopis. Jest dobry, co
napełniamniedumą.Zaburczałomiwbrzuchu,więczerkamnazegarstojącynakominku.
Powinnam przygotować coś dla siebie i Matta, którego nawyki jedzeniowe są wciąż godne
pożałowania.
Wciąż.Uśmiechnęłamsię.
Niewielesięzmieniło,aleniechciałabym,żebybyłoinaczej.
Znajdujęmężawjegoprzestronnymgabinecie.Wotoczeniuksiążekiobrazówwyglądaniczymksiążę.
W głębi duszy jestem wdzięczna za naszą posiadłość. A przynajmniej rozumiem, dlaczego mały dom
nigdyniezdałbyegzaminu:jegoduszapotrzebujeprzestrzeninaswojewędrówkiipasje.
Delikatniepukamweframugędrzwiipodchodzędojegobiurka.
Piszewswoimzeszycie.Jegorękanieruchomieje,Mattuśmiechasiędomnie.
–Rozdział32–mówi.
Ściskamniewgardle.Mattdopieropopółtorarokuzłapałzapióroiwróciłdonaszejopowieści,a
teraz jesteśmy w punkcie kulminacyjnym, opisując jego depresję po śmierci Setha. Moje rozdziały są
klarowneiprzepełnionetroską,jego:fragmentaryczne,niespójne.
–Zbliżamysiędokońca–mówię.
–Naprawdę?–Marszczyczoło.
– Kiedyś musi nastąpić koniec. Dlaczego nie teraz? – Dotykam ramki na biurku Matta, w której
znajdujesięnasześlubnezdjęcie.
–Ach,chceszszczęśliwegozakończenia.
–Chcę–uśmiechamsię.–Atychceszsmutnego?
–Wogóleniechcęzakończenia.–Zaciskadłońwokółpióra.
–Chodźnadół.Zrobięcicośdojedzenia.
Siedzi.Anidrgnie.
–Życietoczysiętutaj–szepczę.
–Mojeżyciejesttam.–Pokazujedłoniąkartkę.
Och, Matt. Wsuwam się za biurko i wyjmuję pióro z jego ręki. Obserwuje mnie rozbawionym
spojrzeniem.
– Wiem, że nie umiesz się żegnać. Zrobię to za ciebie, kochanie. – Przewracam na ostatnią stronę i
zaczynampisaćpodjegoczujnymwzrokiem:
W Internecie poznałam mężczyznę. Przedstawił się jako nocna sowa. Nasze rozmowy późną porą
były niczym dotknięcie nocy. Wkrótce świt też był nasz, a ślub wzięliśmy pewnego październikowego
dnia.
Składamczułypocałuneknajegoustach.Odsuwasięodbiurka.
–Todobrahistoria,Matt.Lepszaniżżycie.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4
Podziękowania
NajserdeczniejszepodziękowaniadlamojejagentkiBetsyLernerzaLasizaDrzewaizawiaręwe
mnieorazdlamojejredaktorkiJenniferWeiszaprzenikliwesugestieiniezwykłącierpliwość.
Równe serdeczne podziękowania kieruję do Sylvan Creekmore i mojego zespołu w wydawnictwie
SMPzawsparcieiwysiłek,abystworzyćnajlepsząwersjętrylogiiDotknięcieCiebie.
Dziękujęwymienionymniżejblogomksiążkowymzanieocenionewsparcie:
Maryse’s Book Blog, Aestas Book Blog, Totally Booked, The Rock Stars of Romance, True Story
BookBlog,SmutBookClub,TalkSupe,ShhMom’sReading,LoveBetweentheSheets,It’sAndrea’s
Book Blog, SMI Book Club, The Book Bellas, Dirty Laundry Review, MRBOD, Literary Gossip oraz
wieluinnym.
Dziękuję Aimee, oryginalnej ptaszynie, oraz, z głębi serca, Annie. Dziękuję Naomi za pisanie z
Calem;wiesz,jakstworzyćdobrąhistorię.
Dziękuję Jennifer Tice za jej niestrudzoną pomoc, przyjaźń i rolę administratora w facebookowej
grupieNightOwl.DziękujęLisieJonesMaurerzaważneradyiprzyjaźń.BardzodziękujęMicheleza
wsparcie i przyjaźń. Dziękuję także Angie, Chrissy, Cristiane, Deb, Jaime, Jen, Kayti, Kris, Kyleigh,
Laurelin,Lex,Mel,Pauli,SheriiTarah.
ZaradyiprzyjaźńdziękujęAlanowiiMichaelowi.
Orazdziękujętobie,czytelniku,zanajwspanialsząrzecz:zaczytanie.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU4