NORA ROBERTS
Taniec marzeń
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kot wylegiwał się w najlepsze; leżał na
grzbiecie nieruchomo, z zamkniętymi
oczami, przedmie łapy opierając na
białym brzuszku. Jego pomarańczowe
futerko jaśniało w ostatnich promieniach
słońca, które padały skośnie przez
długie pionowe żaluzje.
Nawet nie drgnął na dźwięk
przekręcanego w drzwiach klucza.
Jedynie na moment, słysząc głos swojej
pani, zerknął, by natychmiast, gdy
skonstatował, że nie jest sama, leniwie
zamknąć oczy. Znowu przyprowadziła
do domu tego faceta, za którym kot nie
przepadał. Powrócił więc do swojej
drzemki.
- Ależ Ruth, jest dopiero ósma.
Jeszcze słońce świeci.
Rzucając klucze na wykwintny stolik w
stylu angielskiego baroku, Ruth zwróciła
się do mężczyzny z uśmiechem:
- Donaldzie, uprzedzałam, że
umawiamy się na wczesny wieczór.
Kolacja była urocza. Cieszę się, że mnie
namówiłeś na wyjście z domu.
- W takim razie daj się namówić na
przedłużenie wieczoru - odparł, biorąc
ją w ramiona wypróbowanym ruchem.
Ruth nie odmówiła mu pocałunku, ale
gdy ją przyciągnął bliżej, odsunęła się.
- Donaldzie - powiedziała z takim
samym niewzruszonym uśmiechem jak
przed pocałunkiem.
- Naprawdę musisz już iść.
- Tylko małą szklaneczkę na
pożegnanie - powiedział szeptem, całuąc
ją znowu, delikatnie i zachęcająco.
- Nie dzisiaj. Jutro wcześnie
zaczynam, a poza zwykłymi lekcjami
mam całą masę prób i przymiarek. - To
mówiąc, wysunęła się z jego ramion.
Pocałował ją w czoło.
- Wolałbym, żeby w grę wchodził inny
facet, a nie twój a namiętność do tańca...
Wzruszył ramionami i z ociąganiem
zaczął się zbierać do wyjścia. Czyżby
jego dotyk stracił swoją moc, nie
przyciągał już jak magnes? Trzeba się
nad tym zastanowić.
Ruth Bannion była pierwszą kobietą od
ponad dziesięciu lat, która tak
konsekwentnie i skutecznie opierała się
jego zalotom. Więc dlaczego wciąż do
niej wraca, zapytywał siebie samego.
Otworzyła przed nim drzwi i posyłając
mu ostatni przeciągły uśmiech, ponaglała
do wyjścia. Rzut oka na jej sylwetkę,
gdy stała w przyćmionym świetle, zanim
zamknęła drzwi, wystarczył mu za
odpowiedź. Była więcej niż piękna -
była niepowtarzalna.
Nie przestając się uśmiechać, Ruth
założyła łańcuch i zabezpieczyła drzwi.
Ceniła sobie towarzystwo Donalda
Keysera. Był wysokim przystojnym
brunetem, miał bezbłędny gust i cięty
dowcip. Krótko mówiąc, miał styl.
Ceniła go też jako projektanta mody i
nosiła całą masę jego kreacji, mogła się
też odprężyć w jego towarzystwie -
jeżeli tylko znajdowała czas.
Oczywiście, zdawała sobie sprawę z
faktu, że Donald wolałby, aby ich
znajomość przybrała bardziej intymny
charakter.
Dla Ruth ten problem nie istniał: czuła
do Donalda sympatię i lubiła go. Ale to
wszystko, jeśli chodzi
o emocje. Nie podniecał jej i nie
poruszał. O ile wiedziała, że jest w
stanie ją rozśmieszyć i rozweselić,
0 tyle mocno powątpiewała, by mógł z
niej wydobyć płacz albo krzyk.
Niemniej po jego wyjściu poczuła żal.
Bolesne uczucie samotności spadło na
nią nagle
1 nieoczekiwanie.
Odwróciła się, by się sobie przyjrzeć.
Prostokątne lustro w pozłacanych
ramach było jednym z jej pierwszych
zakupów po wprowadzeniu się do tego
mieszkania. Szkło było stare, a
kosztowało obłędnie drogo, pomimo
czarnych plamek w okolicy górnego
prawego narożnika. Bardzo jej zależało,
by je powiesić na ścianie własnego
apartamentu, własnego domu. Teraz, w
holu, w zapadającym szybko mroku,
wpatrywała się w swoje odbicie.
Rozpuszczone na wieczór włosy opadły
jej na ramiona i sięgały poza łokcie.
Niecierpliwym ruchem odrzuciła je do
tyłu. Gęste i czarne, podniosły się do
góry i posłusznie ułożyły na plecach.
Twarz Ruth, podobnie jak jej cała
sylwetka, była szczupła i delikatna, ale
rysy miała nieregularne. Pełne usta,
mały, prosty nos, subtelnie zaznaczony
podbródek i dominujące, lekko skośne
jak u kota, ogromne ciemnobrązowe
oczy i ciemne, proste brwi.
Mówiono, że ma egzotyczną urodę. Nie
uważała się za piękną, wiedziała tylko,
że przy odpowiednim makijażu i
oświetleniu może fantastycznie
wyglądać, ale to zupełnie co innego. To
było złudzenie, rola, nie zaś Ruth
Bannion.
Westchnąwszy, odwróciła się od lustra i
podeszła do obitej pluszem
wiktoriańskiej sofy. Wiedząc, że jest
teraz sama, Niżyński przeciągnął się,
ziewnął lubieżnie, po czym przeszedł
parę kroków i zwinął się w kłębek na jej
kolanach.
Machinalnie podrapała swojego
ulubieńca za uchem. Kim właściwie jest
Ruth Bannion? - zastanawiała się.
Przed pięcioma laty była jeszcze bardzo
zieloną i bardzo gorliwą uczennicą,
rozpoczynającą nowy etap nauki w
Nowym Jorku. Dzięki Lindsay,
wspomniała z rozrzewnieniem.
Lindsay Dunne - instruktorka,
przyjaciółka, idol
- najwspanialsza balerina tańca
klasycznego, jaką kiedykolwiek było jej
dane oglądać. To ona nakłoniła
wujaszka Setha, żeby jej pozwolił tutaj
przyjechać. Gdy pomyślała o nich -
małżeństwie mieszkającym razem z
dziećmi w Domu na Klifach w
Connecticut - od razu zrobiło jej się
cieplej na sercu. Ilekroć ich odwiedzała,
miłość i szczęście towarzyszyły jej
jeszcze przez parę tygodni po powrocie.
Nigdy nie spotkała dwojga ludzi tak
idealnie pasujących do siebie i bardziej
zakochanych. Może z wyjątkiem
własnych rodziców.
Jeszcze teraz, po sześciu latach, na myśl
o rodzicach ogarniał ją bezgraniczny
smutek z powodu tragicznej straty
dwojga wspaniałych, czułych ludzi.
Paradoksalnie w ich śmierci
dopatrywała się przyczyny, dla której
znalazła się tutaj, gdzie jest obecnie.
Seth Bannion został jej opiekunem, a
przeprowadzka do nadmorskiego
miasteczka w Connecticut przywiodła
ich oboje do Lindsay. Z kolei Lindsay
przekonała Setha, że Ruth musi
intensywniej ćwiczyć. Ruth wiedziała,
ile go kosztowało wyrażenie zgody na
jej przeniesienie się do Nowego Jorku.
Przecież miała wówczas zaledwie
siedemnaście lat.
Wprawdzie państwo Evanston, u których
zamieszkała, chuchali na nią i dbali jak
o własne dziecko, ale Seth długo nie
mógł się pogodzić z myślą o trudach i
wyzwaniach życia, jakie wybrała.
Wahał się i wzbraniał, ponieważ ją
kochał. Również podejmując ostateczną
decyzję, kierował się miłością. Jej życie
zmieniło się radykalnie.
A może zmieniło się już wtedy, gdy po
raz pierwszy przekroczyła próg studia
tańca Lindsay? Tam po raz pierwszy
zatańczyła przed Davidovem.
Jakże była przerażona! Stała przed
obliczem mężczyzny okrzyczanego
najwspanialszym tancerzem dekady.
Nikolai Davidov - mistrz i legenda,
któremu partnerowały tylko najbardziej
utalentowane baleriny, włącznie z
Lindsay Dunne. Co więcej, przyjechał
do Connecticut, by nakłonić Lindsay do
powrotu do Nowego Jorku i zatańczenia
w balecie, który sam napisał.
Ruth czuła się oszołomiona i
onieśmielona jego obecnością, i kiedy
jej kazał zatańczyć, była jak
sparaliżowana. Ale był czarujący.
Kładąc głowę na poduszkach,
uśmiechnęła się na tamto wspomnienie.
Gdy chciał, potrafił był najbardziej
uroczym człowiekiem na świecie. Więc
go posłuchała i już po chwili zatraciła
się w tańcu i muzyce. Wtedy to
wypowiedział te proste, przyprawiające
o zawrót głowy słowa:
- Kiedy będziesz w Nowym Jorku, zgłoś
się do mnie...
Była bardzo młoda i święcie
przekonana, że nazwisko Nikolaia
Davidova powinno się wymawiać z
czcią i szeptem. Gdyby jej kazał
zatańczyć boso na ulicach Broadwayu,
zrobiłaby to bez wahania.
Tyrała, by mu się przypodobać, drżała
ze strachu, gdy wpadał w furię, ciężko
przeżywała lodowaty ton jego głosu,
kiedy ją ganił. Zmuszał ją i dopingował.
Był nieustępliwy i nieludzko
wymagający. Bywały noce, kiedy kuliła
się w łóżku, zbyt wyczerpana, żeby
chociaż popłakać. Z kolei wystarczyło,
by się uśmiechnął, rzucił jakiś
komplement, a wszelki ból i cierpienie
znikały bez śladu.
Tańczyła z nim, walczyła z nim i kłóciła
się, śmiała się z nim i obserwowała go,
a jednak, po tylu latach, nie
rozszyfrowała jego jakże nieuchwytnej,
zmiennej natury i charakteru.
Pomyślała, że może w tym tkwi sekret
jego powodzenia u kobiet: delikatna
otoczka tajemniczości, obcy akcent, a
także powściągliwość, jeśli chodzi o
przeszłość.
Uśmiechnęła się, wspominając, jak
strasznie się w nim durzyła. Nawet tego
nie zauważył! Miała zaledwie
osiemnaście lat. On miał prawie
trzydzieści i otaczały go piękne kobiety.
A właściwie ciągle go otaczają,
pomyślała, uśmiechając się posępnie, po
czym wstała z kanapy, żeby się
rozprostować. Kot, usunięty z jej kolan,
obruszył się i przeniósł w inne miejsce.
Zachowałam nienaruszone serce i nic mu
nie zagraża, uznała Ruth. Może jest
nawet aż nazbyt bezpieczne. Pomyślała o
Donaldzie. No cóż, trudno. Ziewnęła i
przeciągnęła się znowu. Jutro, z samego
rana, zaczyna lekcje.
Ruth spływała potem. Choreografia
„Czerwonej róży" autorstwa Nicka, jak
zawsze skomplikowana i zawiła,
wymagała od tancerza maksymalnego
wysiłku. Ruth zatrzymała się przy drążku
na krótki, niezbędny odpoczynek. Reszta
obsady rozproszyła się po sali prób -
jedni tańczyli, stosując się do
padających niestrudzenie z ust Nicka
poleceń, inni, jak ona, czekali, aż znowu
zostaną przywołani.
Była dopiero jedenasta, ale Ruth
ćwiczyła już od dwóch godzin. Długa,
luźna koszulka, którą włożyła na trykot,
miała ciemne plamy od potu; kilka
pasemek włosów wysunęło się spod
ciasnej opaski. Teraz jednak,
obserwując demonstrowany przez Nicka
fragment tańca, zapomniała o całym
zmęczeniu. Nick jest absolutnie
fantastyczny.
Jako kierownik artystyczny zespołu i
twórca baletów nie musiał już tańczyć,
żeby być na świeczniku. Tańczył,
ponieważ był do tego stworzony. Miał
nieco ponad- metr siedemdziesiąt
wzrostu, ale szczupła i sprężysta
budowa sprawiała, że wydawał się
wyższy. Złociste i delikatne niczym
mgiełka włosy wiły się niedbale wokół
twarzy, która nigdy nie utraciła
chłopięcego wdzięku. Miał piękne usta
- pełne, o finezyjnym wykroju. A kiedy
się uśmiechał...
Kiedy się uśmiechał, nie można mu było
się oprzeć; delikatne wachlarzyki
zmarszczek rozchodziły się od jego
oczu, których tęczówki stawały się
niewiarygodnie niebieskie.
Patrząc, jak demonstruje obrót, Ruth
mogła tylko dziękować losowi, że w
wieku trzydziestu trzech lat, przy
wszystkich innych zawodowych
obowiązkach, Nick Davidov nadal
jeszcze tańczy. I to jak!
Szybkim, krótkim ruchem ręki dał znak
pianiście, żeby przestał grać.
- W porządku, dzieciaki - powiedział
melodyjnie, z rosyjskim akcentem. -
Mogło być gorzej.
Takie zdanie w ustach Davidova brzmi
jak najwyższa pochwała, pomyślała
Ruth, kryjąc ironiczny uśmiech.
- Ruth, pas de deux z pierwszego aktu.
Niezwłocznie do niego podeszła; Nick
był hu-
morzastą istotą - miewał zmienne,
krańcowo różne i niczym
niewytitumaczalne nastroje. Dzisiaj
robił wrażenie zaaferowanego bez
reszty. Ruth umiała się do niego
dostosować.
Stojąc twarzami do siebie, zbliżyli
prawe ręce i złączyli dłonie. Bez słowa
zaczęli.
Była to początkowa scena miłosna,
raczej żartobliwy, zalotny pojedynek
aniżeli wyraz gorących uczuć. Ale tym
razem Nick nie napisał bajki. Napisał
balet o burzliwej i płomiennej miłości.
Głównymi postaciami są książę i
Cyganka, postaci z krwi i kości, pełne
temperamentu. I dlatego tańce muszą
tryskać życiem. Bohaterowie prowokują
się nawzajem; on prosi, ona odmawia.
Odrzucona głowa, machnięcie ręką
akcentują od czasu do czasu nastrój.
Późne letnie słońce sączy się przez okna,
rysuje wzory na posadzce.
Niezauważone krople potu spływają po
plecach Ruth, która wślizguje się i
wymyka z objęć Nicka. Charakter
Carlotty na przemian drażni i zachwyca
księcia. Zmienna tonacja pojedynku ich
serc ustala się już podczas pierwszego
spotkania.
Dawno temu, w takich momentach jak
ten, tańcząc z Nickiem, Ruth zdała sobie
sprawę, że zawsze będzie go wielbić i
czcić -jako tancerza i jako legendę.
Partnerowanie mu było najważniejszym
wydarzeniem jej życia. To on sprawił,
że przeszła samą siebie, że przekroczyła
własne, najśmielsze oczekiwania.
W drodze od uczennicy przez corps de
ballet do głównej tancerki Ruth tańczyła
z wieloma partnerami, ale żaden z nich
nie mógł się równać z Nickiem
Davidovem - tak pod względem
błyskotliwości, jak i precyzji. A także
wytrzymałości, pomyślała, krzywiąc się
w środku, gdy zarządził powtórzenie
całego pas de deux.
Ponieważ pianista przewracał kartki nut,
zyskała chwilę na złapanie oddechu.
Nick odwrócił się ku niej, podnosząc i
zbliżając do niej dłoń.
- Gdzie się dzisiaj podziały twoja
namiętność i pasja, maleńka? - zapytał.
Wiedział, że nie znosi, gdy ją wita w ten
sposób. Skwitował uśmiechem jej
wyniosłe spojrzenie. Bez słowa złączyła
z nim dłoń.
- No, Cyganko, wyraź ciałem i
wzrokiem, żebym sobie poszedł do
diabła. Jeszcze raz.
Zaczęli, ale tym razem Ruth już nie
myślała
o przyjemności tańczenia z Nickiem, ale
rywalizowała z nim - krok po kroku,
skok za skokiem. Jej poirytowanie
przynosiło dokładnie taki efekt, o jaki
mu chodziło.
Prowokowała go, by dał z siebie
więcej. Gdy ją przyciągał, piorunowała
go wzrokiem. Zatrzymywała się w jego
ramionach, by już po chwili wymknąć
się z nich i wykonując grandjęte,
wyzwać go, by za nią podążył.
Skończyli tak, jak zaczęli, dłoń przy
dłoni, z jej odrzuconą do tyłu głową.
Śmiejąc się, Nick przygarnął ją do
siebie i entuzjastycznie pocałował w
oba policzki,
- No właśnie, o to mi chodziło, byłaś
cudowna! Gardzisz mną, nawet wtedy,
kiedy podajesz mi rękę.
Oddychała szybko. Jej wzrok nadal
płonął gniewem. Kiedy spojrzała w jego
oczy, poczuła krótkie, idące od dołu
wzdłuż kręgosłupa rozpraszające ją
łaskotanie. Dostrzegła, że i Nick
zareagował podobnie. Zobaczyła to w
jego oczach, poznała po uścisku palców,
które zatrzymał na jej plecach. Po chwili
wszystko minęło i Nick odsunął ją od
siebie.
- Pora na lunch - oznajmił, a
zawtórował mu chór chętnych. Sala
błyskawicznie opustoszała. -Ruth,
chciałbym z tobą porozmawiać. -
Chwycił jej rękę, kiedy się odwracała,
by dołączyć do reszty.
- Po lunchu.
- Nie, teraz.
Ściągnęła brwi.
- Nie jadłam śniadania.
- W lodówce na dole znajdziesz jogurt
i butelkę wody perrier. - Puścił ją i
podszedł do fortepianu. Usiadł i zaczął
improwizować. -I weź coś dla mnie.
Biorąc się pod boki, spiorunowała go
wzrokiem. Jeszcze się nie zdarzyło, by
nie postawił na swoim! Czy mnie
kiedykolwiek zapytał, jakie w danej
chwili mam plany? Z góry zakłada, że
jak grzeczna dziewczynka będę spełniać
każde jego życzenie!
- To jest nie do zniesienia - rzekła na
głos.
Nie przestając grać, popatrzył w jej
stronę.
- Mówiłaś coś?
- Tak. Powiedziałam, że jesteś nie do
zniesienia.
- Owszem, jestem! - Uśmiechnął się
rozbrajająco.
Zaśmiała się wbrew sobie.
- Jaki smak? Jogurtu - przypomniała
mu, gdy spojrzał na nią, jakby nie
rozumiał, o co jej chodzi.
- Jaki ma być smak jogurtu, Davidov?
Po chwili wróciła obładowana
kubeczkami jogurtów, łyżeczkami,
szklankami i dużą butelką wody.
Dochodzący z kantyny na dole gwar
mieszał się z dźwiękami fortepianu na
górze. Nick grał powolną, bluesową
melodię. Była to jedna z jego własnych
kompozycji. Nie, nie kompozycji,
poprawiła się, przystając w drzwiach i
obserwując go. Kom-
pozycję zapisuje się, utrwala. Ta muzyka
płynie prosto z serca, odzwierciedla
stan duszy.
Promienie słońca padały na jego włosy i
ręce - długie, wąskie dłonie o
ruchliwych i giętkich palcach, które
gestem mogły wyrazić więcej niż
niejedna osoba mową.
Wygląda, jakby był bardzo samotny!
To nagłe odkrycie wytrąciło ją z
równowagi. Nie, to przez tę muzykę,
pomyślała. Gra taką smutną melodię.
Podeszła do niego, a jej stopy w balet-
kach nie wydawały żadnego dźwięku na
drewnianej podłodze.
- Wyglądasz, jakbyś był bardzo
samotny, Nick.
Sądząc po sposobie, w jaki poderwał
głowę, domyśliła się, że wytrąciła go z
głębokiej zadumy, wtargnęła w intymne
myśli. Przez chwilę patrzył na nią
dziwnie, trzymając zawieszone
nieruchomo nad klawiaturą palce.
- Już nie jestem - odpowiedział. - Ale
nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.
- Czyżby to miał być służbowy lunch?
- skrzywiła się, stawiając kartoniki z
jogurtem na fortepianie.
- Nie. - Sięgnął po perriera, zdjął
nakrętkę. -Jeszcze byśmy się
posprzeczali, a to źle działa na
trawienie. Chodź, siadaj obok.
Ruth zajęła miejsce na ławeczce.
Zachodziła w głowę, o jaką to ważną
sprawę może mu chodzić. Siedziała
lekko spięta, nie wiedząc, czy będzie
grzmiał, czy okaże się łaskawy.
Przebywanie z nim zawsze graniczyło z
ryzykiem.
- W czym problem? - zapytała,
sięgając po jogurt i łyżeczkę.
- To właśnie chciałbym usłyszeć od
ciebie.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. -
Czując na sobie baczny wzrok,
odwróciła głowę w jego stronę.
- Dzwoniła Lindsay.
- I co? - spytała zaintrygowana i
odrobinę zbita z tropu.
- Uważa, że nie jesteś szczęśliwa. -
Od jego ustawicznego wpatrywania się
w nią zdrętwiał jej kark. Odwróciła się
więc ponownie i napięcie zelżało. Nikt,
tak jak on, nie potrafił wytrącić jej z
równowagi samym tylko spojrzeniem.
- Lindsay za bardzo się wszystkim
przejmuje
- odpowiedziała lekko, zanurzając
łyżeczkę w jogurcie.
- Jesteś nieszczęśliwa, Ruth? - Położył
rękę na jej ramieniu, zmuszając, by
zwróciła głowę w jego stronę.
- Nie - odparła natychmiast, zgodnie z
prawdą. Przesłała mu tak dla niej
charakterystyczny półuśmiech. - Nie.
Nadal badał jej twarz.
- Jesteś szczęśliwa?
Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, po
czym je zamknęła, wydając krótki,
nerwowy dźwięk. Czy musi tak na nią
patrzeć, żądając uczciwej odpowiedzi?
A przecież wiedziała, że nie zbędzie go
byle czym.
- A powinnam?
Zaczęła się podnosić, ale ją przytrzymał.
- Ruth... - Nie pozostało jej nic innego,
jak znowu spojrzeć mu w oczy. - Czyż
nie jesteśmy przyjaciółmi?
Szukała słów. Zwykłe „tak" nie
oddałoby chyba złożoności jej uczuć do
niego, a tym bardziej nierównej
hierarchii ich wzajemnych stosunków.
- Czasami - odparła ostrożnie. -
Czasami jesteśmy.
Nick zaakceptował odpowiedź, która,
sądząc po błysku w oczach, nawet go
trochę rozbawiła.
- Dobrze to ujęłaś.
Nieoczekiwanie chwycił jej .dłonie i
podniósł do ust. A jego usta były jak
szept na jej skórze.
Zajrzał jej głęboko w oczy.
- Powiesz mi, dlaczego nie jesteś
szczęśliwa?
Ostrożnie, spokojnie Ruth wysunęła
wreszcie
dłonie. Niełatwo było zachować
trzeźwość umysłu, gdy jej dotykał. Był
żywą istotą, mężczyzną z krwi i kości, i
domagał się równie żywej reakcji z jej
strony. Wstała i przeszła do okna. W
dole kipiało życie Manhattanu.
- Jeśli mam być szczera - zaczęła z
namysłem
- nie zastanawiałam się wiele nad
swoim szczęściem. Och, nie! -
Roześmiała się i potrząsnęła głową. -
To brzmi pompatycznie.
Odwróciła się błyskawicznie ku niemu,
ale na jego twarzy nie dostrzegła
uśmiechu.
- Nick, chciałam tylko powiedzieć, że
dopóki mnie nie zapytałeś, po prostu nie
myślałam, że jestem nieszczęśliwa.
Wzruszyła ramionami i stała nieruchomo
oparta plecami o okno. Nick nalał trochę
gazowanej wody, wstał i podał jej.
- Lindsay martwi się o ciebie.
- Lindsay ma dość zmartwień na
głowie: wuja-szek Seth, dzieciaki, a
także jej szkoła.
- Ona cię kocha - powiedział
zwyczajnie.
- Tak, wiem, że mnie kocha.
- To cię dziwi? - Machinalnie nawinął
na palec luźny kosmyk jej włosów.
Delikatny jak jedwab i odrobinę
wilgotny.
- Jej wielkie serce zdumiewa mnie. I
chyba już zawsze tak będzie. -
Zatrzymała się na chwilę, po czym
szybko, w obawie, że zabraknie jej
odwagi, zapytała: - Kochałeś się w niej
kiedykolwiek?
- Tak - odparł natychmiast, bez
zakłopotania i żalu. - Dawno temu i
krótko. - Uśmiechnął się i poprawił
wysuwające się spinki we włosach
Ruth.
- Po prostu zawsze była dla mnie
nieosiągalna. Po czym, zanim się
zorientowałem, zostaliśmy przyjaciółmi.
- Dziwne - zauważyła po chwili. -
Wprost nie mogę uwierzyć, że może być
coś nieosiągalnego dla ciebie.
Uśmiechnął się.
- Byłem bardzo młody, a dokładnie w
twoim wieku. A poza tym rozmawiamy o
tobie, a nie
o Lindsay. Obawia się, że może za wiele
od ciebie wymagam, że cię zamęczam.
-Ty, Nikolai?
- No właśnie, byłem tym tak samo
zdziwiony jak ty.
Podeszła do fortepianu i zamieniła wodę
na jogurt.
- Mam się doskonale i chyba jej tak
odpowiedziałeś. - Ponieważ milczał,
odwróciła się ku niemu z łyżeczką w
ustach. - Nick?
- Pomyślałem, że może masz jakiś
nieudany... związek.
-- Sugerujesz, że mogę być
nieszczęśliwa z powodu kochanka? -
spytała zaskoczona.
- Widzę, że potrafisz nazwać rzecz po
imieniu, malutka.
- Nie jestem dzieckiem - odparowała
gniewnie. -I nie zamierzam...
- Nadal widujesz się z tym
projektantem? -przerwał
bezceremonialnie.
- Projektant ma imię i nazwisko -
wtrąciła ostro. - Donald Kęyser.
Mówisz o nim tak, jak gdyby był
znakiem firmowym na ubraniu.
- Naprawdę? - Posłał jej
najniewinniejszy z jego uśmiechów. -
Ale wciąż nie odpowiadasz na moje
pytanie.
- Nie. - Sięgnęła po szklankę perriera,
spokojnie ją wysączyła, i tylko jej oczy
zdradzały wzburzenie.
- Ruth, nadal się z nim widujesz?
- Nie twój interes. - Ton jej głosu był
lekki i swobodny, ale tylko pozornie.
- Jesteś członkiem zespołu, którego ja
jestem szefem.
- Czyżbyś dodatkowo podjął się
jeszcze roli spowiednika? - odgryzła się
Ruth. - Czy twoi tancerze muszą
uzyskiwać twoją aprobatę przy wyborze
partnerów?
- Uważaj, nie prowokuj mnie - padło
ostrzeżenie.
- Przed nikim, nawet przed tobą, nie
będę się tłumaczyć z mojego prywatnego
życia. Przychodzę na zajęcia,
punktualnie pojawiam się na próbach.
Nie oszczędzam się w pracy, Nick.
- Czy ktoś cię prosił, żebyś się
usprawiedliwiała?
- Właściwie to nie. Ale odgrywasz
rolę srogiego wujaszka, i to mnie męczy.
- Podeszła do niego.
- Mam jednego, więc już ty nie musisz
mnie kontrolować.
- Nie muszę? - Pociągnął wysuwającą
się spinkę z jej włosów, zaczął ją
obracać w palcach, jednocześnie
świdrując Ruth wzrokiem.
Rozwścieczył ją pobłażliwy ton jego
głosu.
- Nie! Przestań mnie wreszcie
traktować jak dziecko! - zawołała,
odrzucając hardo głowę.
Szybki, gwałtowny ruch, jakim ją
chwycił za ramiona, zaskoczył ją.
Przyciągnął ją do siebie blisko, bardzo
blisko - niemal się z nią stopił. Choć
dobrze znała jego ciało, teraz było
inaczej. Wiedziała, że jest zdolny do
nagłych wybuchów wściekłości i umiała
sobie z nimi radzić, ale teraz...
Zdumiała ją także reakcja własnego
ciała. Ich serca biły w jednym rytmie.
Czuła wbijające się w ciało końce jego
palców, ale to nie bolało. Zaciśnięte w
pięści dłonie, które podniosła, by go
odepchnąć, zawisły w bezruchu.
Wpatrywał się w jej usta, a ją przeszył
tęskny ból
- ostrzejszy i słodszy od wszystkiego,
czego dotychczas doświadczyła. Była
oszołomiona.
Powoli, wiedząc jedynie, że musi
pamiętać o oddychaniu, Ruth pochyliła
się naprzód, zamknęła oczy i czekała na
jego pocałunek. Rozchyliła wargi,
czując na nich jego niespokojny oddech.
Rozmarzona, wypowiedziała jego imię.
I wtedy nagle szarpnął się i mrucząc
rosyjskie przekleństwo, odsunął ją od
siebie.
- Powinnaś mieć trochę rozumu w
głowie i celowo mnie nie złościć.
- To właśnie poczułeś? - zapytała,
dotknięta, że ją odepchnął.
- Nie przeciągaj struny - mruknął,
zbywając ją wzruszeniem ramion. Był
zły. - Trzymaj się swojego projektanta
mody - burknął na koniec
spokojniejszym już tonem i wrócił do
fortepianu. - Skoro tak ci z nim dobrze
idzie.
Usiadł i zaczął grać.
ROZDZIAŁ DRUGI
Chyba to sobie wymyśliła.
Ruth na nowo przeżywała ten nagły
przypływ wzmożonego pożądania,
jakiego doświadczyła w objęciach
Nicka. Nie, coś mi się pomieszało,
przekonywała siebie kolejny raz.
Trzymał mnie w ramionach niezliczoną
ilość razy i nigdy, przenigdy nie czułam
niczego takiego. Podobnie zresztą
później, gdy po przerwie trzymał mnie w
ramionach jeszcze co najmniej pięć razy,
dumała, zmywając z siebie brud i znój z
całego dnia.
A jednak nie da się ukryć, że coś było,
jakby jakieś wyładowanie w powietrzu,
gdy parokrotnie powtarzali fragment
baletu. Ale to raczej wynik ogólnego
poirytowania i napięcia.
Ostry strumień wody zmoczył jej włosy,
które przylgnęły do gołych pleców.
Teraz, w samotności, próbowała ocenić
swoją reakcję na zachowanie Nicka.
Była na wskroś fizyczna i szokująco
impulsywna. Jako kontrast Ruth
przywołała w pamięci ciepłe i czułe
pocałunki Donalda - łagodną, łatwą do
opanowania pokusę. Stosował wszystkie
tradycyjne chwyty uwodzenia: kwiaty,
świece, intymne kolacje. Przy nim
było... - szukała odpowiedniego słowa -
przyjemnie. Och, oczywiście, że takie
stwierdzenie nie pochlebi żadnemu
prawdziwemu mężczyźnie! Jednak poza
przyjemnością nie oczekiwała niczego,
ani z Donaldem, ani z jakimkolwiek
znanym jej mężczyzną.
Aż tu nagle wystarczyła jedna krótka
chwila, żeby mężczyzna, z którym
pracowała od lat, mężczyzna, który
jednym słowem doprowadzał ją do szału
albo wzruszał swoim tańcem do łez,
wzniecił w niej taką burzę namiętności.
Tego już nie można nazwać po prostu
przyjemnością.
Nigdy jej nie pocałował, dumała, ani też
nie przytulił jak kochanek, ale...
Doszła do wniosku, że to był przypadek.
Traf losu, pomyślała, zakręcając
prysznic. Ot, taka nieoczekiwana reakcja
łańcuchowa, będąca następstwem
namiętnego tańca oraz irytującej
wymiany zdań.
Goła i mokra, Ruth sięgnęła po ręcznik.
Zaczęła się wycierać. Była drobna i
delikatnie zbudowana, szczupła, ale
spełniająca kryteria tancerki i jak każda
tancerka, dokładnie znająca swoje ciało.
Miała długie, zgrabne i gibkie kończyny.
To właśnie ta jej budowa klasycznej
tancerki - a także wypadki losowe jej
życia - przywiodły ją przed laty do
Lindsay.
Lindsay. Na myśl o niej uśmiechnęła się.
Miała żywo w pamięci jej ognisty taniec
w „Don Kichocie" - balecie, w którym
Lindsay tańczyła główną partię kobiecą i
który Ruth podziwiała, zanim się jeszcze
spotkały. A ich pierwsze spotkanie!
Jakże była przejęta i wzruszona, stojąc
twarzą w twarz ze sławną
primabaleriną! Wówczas to, przed laty,
w szkółce baletowej Lindsay, Ruth
miała czelność oznajmić, że ona również
pewnego dnia zatańczy w „Don
Kichocie"!
I dopięła swego. A na jej występ
przybyli wuja-szek Seth i Lindsay, która
była w ósmym miesiącu ciąży. Lindsay
aż się popłakała, zaś Nick żartował, a
nawet drażnił się z nią.
Wytarłszy się, zmięła ręcznik, rzuciła go
byle gdzie i sięgnęła po szlafrok.
Westchnęła. Tylko Lindsay mogła się
domyślić, że coś jest nie tak. Ruth
zawiązała pasek cienkiego szlafroczka
w kolorze fuksji i wzięła szczotkę do
włosów. Teraz, odtwarzając w pamięci
ich ostatnią rozmowę telefoniczną,
przypomniała sobie, że mówiła jej o
Donaldzie.
Mówiła jej także o cudownej
skrzyneczce, którą wypatrzyła w
Greenwich Village. Paplały o dzieciach,
a wujaszek Seth wręcz zaklinał ją, żeby
ich odwiedziła w pierwszy wolny
weekend.
Na podstawie skrawków informacji i
rodzinnych pogaduszek Lindsay wyczuła
coś, z czego sama Ruth nie zdawała
sobie sprawy. Zafrasowała się. Chyba
rzeczywiście nie jest szczęśliwa. Nie
nieszczęśliwa, pomyślała i delikatnie
przeciągnęła szczotką po długich,
mokrych włosach. Po prostu nie
usatysfakcjonowana.
Bzdura, żachnęła się. Ma wszystko,
czego zawsze pragnęła. Jest główną
tancerką w znanym zespole i ma
wyrobione nazwisko w świecie baletu.
Wkrótce zatańczy główną żeńską rolę w
najnowszym balecie Davidova. Praca
jest ciężka i wymagająca, ale Ruth
wręcz za nią przepada. Jest stworzona
do takiego właśnie życia.
A jednak czasami ją kusi, żeby
sprzeniewierzyć się zasadom, uciec w te
pędy do tamtego wędrownego życia,
które poznała, będąc dzieckiem. Jakaż to
była wolność, jaka przygoda! Na samo
wspomnienie pojaśniał jej wzrok. Narty
w Szwajcarii, gdzie powietrze było tak
zimne i czyste, że przy oddychaniu
bolało gardło. Zapachy i barwy
Stambułu. Chude dzieci z wielkimi
oczami na Krecie; zabawny pokoik ze
szklanymi gałkami u drzwi w ich
siedzibie w Bonn.
Przez te wszystkie lata podróżowała z
rodzicami, którzy byli dziennikarzami.
Czy zabawili gdzieś dłużej niż trzy
miesiące? W takich warunkach trudno
było przywiązać się do czegoś, poza
samymi sobą. I poza tańcem.
Towarzyszył jej stale, podróżował z nią
w jej wiecznie zmieniającym się
otoczeniu. Nauczyciele zwracali się do
niej w różnych językach, z różnym
akcentem, podczas gdy taniec
pozostawał jej wierny.
Lata spędzone w podróży przyspieszyły
dojrzewanie Ruth; nie było mowy o
nieśmiałości, była natomiast
samowystarczalność i rozwaga. A potem
w jej życiu pojawił się Seth, następnie
Lindsay, wreszcie nastały lata spędzone
w domu Evansto-nów. I znowu
otworzyła się na świat, odzyskała ufność
i zdolność okazywania uczuć. Żyła
jednak w nieuniknionej w tym zawodzie
izolacji. Być może z tego powodu stała
się namiętną obserwatorką. Przyglądanie
się ludziom, analizowanie ich stało się
czymś więcej niż nawykiem; weszło jej
w krew.
I właśnie w tym tkwi przyczyna
drażliwej sytuacji z Nickiem.
Obserwowała go tamtego popołudnia i
doznała pewnego wstrząsu, ale nie
potrafiła tego precyzyjnie nazwać. Jego
myśli i odczucia pozostawały tajemnicą.
A ona nie przepadała za tajemniczością.
Dlatego pociąga mnie Donald, dumała z
tym swoim półuśmieszkiem.
Pobuszowała wśród pudełeczek z
pudrami i buteleczek z zapachami na
toaletce. Jest taki bezpretensjonalny,
zwyczajny i taki... przewidywalny.
Wszystko, co czuje i myśli, widać jak na
dłoni.
Żadnych niedomówień, żadnych
podtekstów. Tymczasem z mężczyzną
takim jak Nick...
Nalała na rękę płyn po kąpieli i
posmarowała ramiona. Mężczyzna taki
jak Nick jest absolutnie
nieprzewidywalny, jest wiecznym
źródłem niepokoju i zamętu. Zmienny,
nierozważny, męczący.
Żeby mu sprostać i dorównać, potrzeba
Bóg wie jakiej wytrwałości. A jak
trudno mu dogodzić! Widziała wielu
tancerzy, którzy wychodzili ze skóry,
dawali z siebie wszystko, żeby tylko
sprostać jego oczekiwaniom. Sama wie
o tym najlepiej. Więc co w nim jest
takiego fascynującego?
Pukanie do drzwi przerwało tok jej
myślenia. Wzruszając ramionami,
odwróciła się od toaletki.
Rozszyfrowywanie Nikolaia Davidova
to po prostu daremny trud. Zapalając po
drodze światło, pospieszyła do drzwi
frontowych. Zerknęła przez judasza i
zdumiała się. Zdjęła łańcuch.
- Donald, właśnie o tobie myślałam.
Porwał ją w ramiona, nim zdążyła mu
ofiarować przyjacielski pocałunek.
- Hm, pachniesz cudownie.
Stłumił wargami jej śmiech. Pocałunek
był przeciągły, nie taki, jakim
zamierzała go powitać. A jednak nie
zaprotestowała, tylko jeszcze sama
pobudzała go językiem. Chciała poczuć,
doświadczyć czegoś więcej niż zwykła
przyjemność, do jakiej przywykła.
Pragnęła tego podniecenia, wywołującej
uczucie mrowienia trwogi, jak
wówczas, tamtego popołudnia, w
ramionach innego mężczyzny. Ale kiedy
było po wszystkim, jej serce biło
miarowo i nie wrzała w niej krew.
- No, to jest powitanie - wyszeptał,
wtulając głowę w jej szyję.
Pozostała przez chwilę w jego
ramionach, doce-
mając jego wytrwałość i gotowość
roztaczania nad nią opieki.
- A także okazja do powiedzenia ci, że
cieszę się na twój widok, choć, prawdę
mówiąc, nie wiem, co tutaj robisz? -
odrzekła z uśmiechem, wysuwając się z
jego ramion.
- Porywam cię. Ubierz się w
najładniejszą suknię polecił, głaszcząc
jej policzek. - Którąś z moich,
oczywiście. Idziemy na przyjęcie.
Ruth odgarnęła wilgotne włosy z twarzy.
- Na przyjęcie?
- Tak. - Donald zerknął na
drzemiącego, rozwalonego na szklanym
blacie małego stołu i wyraźnie go
ignorującego Niżyńskiego. - Przyjęcie u
Germanie Jones - ciągnął. - Pamiętasz
ją? To ta projektantka, która lansuje
krótkie, wzorzyste spódniczki i
podkolanówki.
- Tak, pamiętam. - Mignęła jej w
pamięci krótko ostrzyżona, podobna do
chochlika ruda głowa, o świdrujących
zielonych oczach za firanką gęstych,
brązowych rzęs. - Szkoda, że najpierw
nie zatelefonowałeś.
- Telefonowałem, a przynajmniej
próbowałem. Ale o wszystkim
dowiedziałem się w ostatniej chwili.
Naprawdę dzwoniłem, tyle że do sali
prób. Nie zastałem cię, ponieważ byłaś
w drodze do domu - rzucił na swoje
usprawiedliwienie i sięgnął po płaską,
złotą papierośnicę. - Germaine
organizuje przyjęcie, wprawdzie w
pośpiechu i na ostatnią chwilę, ale i tak
będzie tam sporo liczących się
osób. Rozszalała się w tym sezonie -
zakończył z zadowoleniem.
Schował papierośnicę do wewnętrznej
kieszeni marynarki świetnie skrojonego,
szytego na miarę garnituru w stalowym
kolorze, po czym pstryknął zapalniczką.
- Dzisiaj nie dam rady.
Uniósłszy brwi, Donald wypuścił dym z
papierosa.
- Dlaczego? - Popatrzył na jej mokre
włosy i na przezroczysty szlafroczek. -
Masz jakieś inne plany?
Ruth aż korciło, żeby mu przytaknąć.
Wolałaby, żeby jej nie traktował jak
czegoś gwarantowanego, murowanego!
- A gdyby nawet, to co?
- Oczywiście, że nic. - Uśmiechnął się
do niej rozbrajająco. - A poza tym i tak
bym ci nie uwierzył. A teraz zachowuj
się jak grzeczna dziewczynka i wrzuć tę
zabójczą czerwoną kreację. Germaine
nie omieszka wystąpić w jakimś swoim
zwariowanym zestawie. Przy tobie
będzie wyglądać jak postać z innej
operetki.
Ruth popatrzyła na niego uważnie.
- Nie można powiedzieć, żebyś był
miły, Donaldzie!
- W moim zawodzie nie-zawsze bywa
się miłym
- zauważył, wzruszając elegancko
przyodzianym ramieniem.
Przełknęła to, co miała na języku. Nie
wątpiła, że jest z niej dumny i że go
pociąga, zastanowiła a; jednak, czy
byłby równie dumny i wytrwały, gdyby
jej nie traktował jako cennej inwestycji,
na której dobrze prezentują się jego
kreacje.
- Przykro mi, Donaldzie, ale dzisiaj
nie nadaj się na żadne przyjęcie.
- Och, daj spokój, Ruth. - Nerwowo
strząsa popiół do popielniczki. -
Wystarczy tylko, że będziesz pięknie
wyglądać i zamienisz parę słów z
odpowiednimi ludźmi.
Narastała w niej złość. Donald nigdy nie
zrozumie wymagań i rygorów jej
zawodu!
- Donaldzie - zaczęła opanowanym
głosem. Ćwiczyłam od ósmej rano.
Jestem śmiertelnie zmęczona. Jeżeli nie
odpocznę jak należy, nie będę jutu w
formie. Czuję się odpowiedzialna
wobec zespołu, wobec Nicka i wobec
siebie.
Ostrożnie i skrupulatnie Donald zgasił
papierosa. Dym zawisł w powietrzu, po
czym rozwiał się w otwartym oknie.
- Nie powiesz, że nie zamierzasz
udzielać się towarzysko, Ruth. To
absurd.
- Nie aż taki, ja ci się wydaje -
odparowała podchodząc do niego. - Do
wystawienia baletu zostały niecałe trzy
tygodnie. Przyjęcia mogą poczekać.
- A ja, Ruth? - Objął ją. Pod warstwą
opanowania i ucywilizowanego wyglądu
wyczuła złość. • Jak długo mam czekać?
- Nigdy ci niczego nie obiecywałam.
Od początku wiedziałeś, że
najważniejsza jest moja praca. Podobnie
jak twoja dla ciebie.
- Czy to oznacza że wyrzekasz się
swojej kobiecości?
Oczy Ruth nie zmieniły wyrazu, ale ton
głosu ochłódł.
- Nie sądzę, żeby mi to groziło.
- Jesteś tego pewna?
Przycisnął ją do siebie, jak Nick kilka
godzin wcześniej. Potraktowała to jako
interesujące doświadczenia -jakże różne
są jej reakcje na podobne zachowanie
dwóch różnych mężczyzn. Przy Nicku
czuła słuszny gniew i gwałtowne,
obezwładniające pożądanie. Teraz tylko
zniecierpliwienie połączone ze
znużeniem.
- Donaldzie, musisz wiedzieć, że z
trudem wyrzekam się swojej kobiecości,
nie idąc z tobą do łóżka.
- Choć wiesz, jak bardzo tego pragnę.
- Przyciągnął ją jeszcze bliżej. -Ilekroć
cię dotykam, czuję, jakbyś odrobinę
ustępowała. A potem to się nagle urywa,
jakbym trafiał na mur. - Jego ochrypły
głos wyrażał frustrację. - Jak długo
zamierzasz mnie trzymać na dystans?
Ponieważ faktycznie tak było, poczuła
się winna.
- Przykro mi, Donaldzie.
Wyczytał ubolewanie w jej oczach i
zmienił taktykę. Trzymając ją tuż przy
sobie, przemawiał do niej łagodnie,
patrzył głęboko w oczy.
- Wiesz, co do ciebie czuję,
najdroższa. - Przywarł do jej warg,
całując je delikatnie i zachęcająco.
- Możemy wyjść wcześniej z przyjęcia i
wypić szampana u ciebie.
- Donaldzie. Nie...
Urwała, kiedy rozległo się kolejne
pukanie do drzwi. Roztargniona, nie
zadała sobie trudu, żeby spojrzeć przez
judasza, i zdjęła łańcuch.
- Nick! - Wytrzeszczyła na niego oczy,
czując kompletną pustkę w głowie.
- Każdemu otwierasz tak drzwi? -
zapytał, łagodnie ją karcąc, i nie
czekając na zaproszenie, wszedł do
środka. - Masz wilgotne włosy - dodał,
biorąc w rękę pełną ich garść. - I
pachniesz jak pierwszy wiosenny
deszcz.
Zachowywał się tak, jak gdyby między
nimi nie doszło do ostrej wymiany słów,
jak gdyby z trudem powściągnięta
namiętność nie była nigdy ich udziałem.
Uśmiechał się do niej i strzelał
zawadiacko oczyma. Pochylił się i
pocałował ją w nos.
Krzywiąc się, pospiesznie zbierała
myśli.
- Nie spodziewałam się twojej wizyty.
- Przechodziłem obok - wyjaśnił - i
zobaczyłem światła.
Zwabiony jego głosem Niżyński
zeskoczył ze stołu i okazując tancerzowi
swoje uwielbienie, bezceremonialnie
ocierał się o jego nogi. Nick schylił się i
pogłaskał go od karku po ogon, śmiejąc
się, gdy kot wspiął się na tylne łapy i w
dowód szczerego oddania wskoczył mu
w ramiona. Z tym głośno mruczącym
ładunkiem Nick wyprostował się
powoli.
Dopiero teraz dostrzegł Donalda.
- Cześć. - W jego miłym, uprzejmym
głosie nie zaszła widoczna zmiana.
- Poznałeś Donalda? - pospieszyła z
pytaniem Ruth, czując się winna, że
kompletnie zapomniała
o gościu.
- Oczywiście. - Nick nie przestawał
drapać Niżyńskiego za uchem.
Prychając, kot nie spuszczał
bursztynowych, na wpół zmrużonych
oczu z Donalda. - Widziałem suknię
pańskiego projektu na Suzanne Boyer,
naszej wspólnej przyjaciółce
- oznajmił Nick, błyskając zębami w
uśmiechu. -Obie były śliczne.
- Dziękuję.
- Nie proponujesz mi drinka, Ruth? -
rzucił Nick, nadal uśmiechając się
grzecznie do Donalda.
- Przepraszam - rzekła półgłosem i
odwróciła się do barku, który urządziła
na narożnym stoliku z opuszczanym
blatem. Sięgnęła po butelkę wódki.
- Donaldzie, a tobie?
- Szkocką - odparł krótko, próbując
zachować pewien dystans wobec
nadmiernej poufałości Nicka.
Ruth podała mu szkocką i podeszła do
Nicka.
- Dzięki. - Nick rozsiadł się z
kieliszkiem w miękkim fotelu, a kot po
wykonaniu kilku zdecydowanych
obrotów ułożył się do snu na jego
kolanach. - Interes się kręci? - zapytał
Donalda.
- Tak, całkiem nieźle - odparł Donald.
Stał w miejscu i sączył swoją whisky.
- W pańskiej najnowszej jesiennej
kolekcji dominują szkockie kraty. - Jak
przystało na prawdziwego Rosjanina,
Nick wypił duży haust nierozcień-czonej
wódki.
- To prawda. - W dotychczas
neutralnym głosie Donalda pojawiła się
nuta zainteresowania. - Nie
przypuszczałem, że zwraca pan uwagę
na damską modę.
- Zwracam uwagę na kobiety -
zgrabnie odparował Nick. - Uwielbiam
je.
Wypowiedziane w najbardziej naturalny
sposób stwierdzenie nie miało żadnego
podtekstu erotycznego. Ruth wiedziała,
że Nick miał do czynienia z wieloma
kobietami, na wielorakich płaszczyznach
- od tkliwej, czystej przyjaźni, jak jego
związek z Lindsay, po płomienne
przygody miłosne, jak ta z ich wspólną
przyjaciółką Suzanne Boyer. Spekulacje
na temat jego romansów niemal nie
schodziły z łamów żądnej sensacji
prasy.
- Myślę - ciągnął Nick, przerywając
rozważania Ruth - że i pan lubi kobiety,
a to sprawia, że wyglądają pięknie i
interesująco. To widać w pańskich
projektach.
- Pan mi pochlebia. - Donald odprężył
się na tyle, by zająć miejsce na kanapie.
- Nie mam zwyczaju prawić
komplementów -odparł Nick,
uśmiechając się chytrze. - To strata
czasu i słów. Ruth panu powie, jak
bardzo jestem powściągliwy.
- Powściągliwy? - Ruth uniosła brwi i
wydęła wargi, jakby ważąc to słowo. -
Nie. Uważam, że po prostu jesteś
egocentryczny.
- I pomyśleć, że to dziecko darzyło
mnie kiedyś wielkim szacunkiem ~
skomentował Nick, zaglądając w pusty
kieliszek.
- Tak, ale wtedy naprawdę byłam
dzieckiem -odcięła się. -I od tego czasu
zdążyłam cię już poznać.
Kiedy popatrzył na nią, w jego oczach
coś błysnęło; irytacja, wyzwanie,
wesołość - może wszystko naraz. Nie
była pewna. Przetrzymała jego
spojrzenie.
- Tak sądzisz? - mruknął, po czym
odstawił kieliszek. - Mogłaby okazywać
więcej respektu mężczyznom w naszym
wieku - zwrócił się do Donalda.
- Donald nie oczekuje po mnie
respektu. - Zauważyła, jak w obecności
Nicka szybko się rozpala.
- Nie zależy mu także, żebym go uważała
za starszego i mądrzejszego.
- Całe szczęście - uznał Nick, a żadne
z nich nie zadało sobie fatygi, żeby choć
spojrzeć na mężczyznę, o którym była
mowa. - Nie ma nic gorszego niż
konflikt interesów. - Delikatnie
pogłaskał po grzbiecie Niżyńskiego. - A
swoją drogą, stałaś się bardzo rezolutna!
- Tylko wobec niektórych - odbiła
piłeczkę Ruth.
- Och! - Przechylając głowę, Nick
przesłał jej rozbrajająco czarowny
uśmiech. - Czy mam to traktować jak
komplement?
Niech go szlag trafi! Wściekła się i
gwałtownie szukała odpowiedzi. Nie
chciała, by ostatnie słowo należało do
niego.
Napuszona i najeżona, podniosła się z
miejsca. Pod jedwabnym szlafroczkiem
jej ciało poruszało się płynnie i
zgrabnie. Wzrok Donalda powędrował
na dół, ale Nick nadal patrzył w jej
twarz.
- Uważam, i co do tego jesteśmy
zgodni, że prawienie komplementów to
strata czasu i słów. A teraz muszę cię już
przeprosić - powiedziała z chłodnym
uśmiechem. - Wybieramy się z
Donaldem na przyjęcie. Muszę się
ubrać.
Gdy odwracała się od niego i
wychodziła z pokoju, odczuwała pewną
satysfakcję. Zdecydowanym ruchem
zamknęła drzwi sypialni. Wyciągnęła z
szafy czerwoną suknię, z szuflady
bieliznę i rzuciła to wszystko na łóżko.
Zdjęła szlafroczek i już zamierzała go
gdzieś cisnąć, kiedy usłyszała
przekręcaną w drzwiach gałkę.
Instynktownie przycisnęła szlafrok do
piersi.
Zrobiła wielkie oczy, gdy do pokoju
wkroczył Nick. Zamknął za sobą drzwi.
- Nie masz prawa tu wchodzić -
zaczęła w pośpiechu, zbyt zdumiona,
żeby się oburzać czy wstydzić.
Nic sobie nie robiąc z jej protestu,
wszedł dalej.
- Jestem już w środku.
- I co z tego? Wystarczy, żebyś wrócił
tą samą drogą. - Podniosła wyżej
szlafroczek, świadoma swojej
wyjątkowo niezręcznej sytuacji. - Jestem
nie ubrana - zaznaczyła na wszelki
wypadek.
Nick, nie okazując większego
zainteresowania, rzucił okiem w stronę
jej gołych ramion.
- Wydajesz się stosownie zakryta. -
Zmierzyli się wzrokiem. - Dwanaście
godzin pracy i zajęć to dla ciebie
jeszcze za mało, Ruth? O ósmej rano
zaczynasz lekcję.
- Wiem, co i kiedy zaczynam -
żachnęła się. Ostrożnie odjęła jedną
rękę i odrzuciła nią do tyłu włosy. - Nie
musisz mi przypominać o moich
obowiązkach, podobnie jak ja nie
potrzebuję twojej zgody na spędzenie
wolnego czasu.
- Pod warunkiem, że to nie koliduje z
twoją pracą dla mnie.
- Chyba ci nie daję powodów do
narzekań?
- Na razie nie - zgodził się. - Ale chcę,
żebyś dawała z siebie wszystko, a takie
przyjęcia są wyczerpujące.
- Zawsze daję z siebie wszystko, Nick
- warknęła. - Ale tobie i tak wszystkiego
będzie za mało, prawda? - Już chciała
się odwrócić, gdy w ostatniej chwili
przypomniała sobie, że szlafrok
przykrywa ją tylko z przodu. Zapieniła
się ze złości. - Nie zechciałbyś łaskawie
stąd wyjść?
- Biorę to, czego potrzebuję - odciął
się, ponownie zbywając jej prośbę. -
Jeszcze nie tak dawno, zaledwie parę lat
temu, miłaja, aż się rwałaś, żeby dać z
siebie wszystko co najlepsze.
- Postępujesz nie fair! - Dotknął ją do
żywego.
- Nadal tak jest. Kiedy pracuję, daję ci z
siebie wszystko! Ale moje prywatne
życie pozostanie moim prywatnym
życiem. Przestań odgrywać rolę ta-tuśka,
Nick. Jestem dorosła.
- I to ci wystarczy? - Jego wybuch
wściekłości zdumiał ją i przeraził.
Cofnęła się odruchowo. - Że będziesz
traktowana jak kobieta? To takie ważne
dla ciebie?
- Robi mi się niedobrze, kiedy mnie
traktujesz, jakbym miała siedemnaście
lat i musiała bić pokłony, gdy wkraczasz
do sali. - Była równie wściekła jak on. -
Jestem odpowiedzialna i dorosła, i
potrafię dopilnować własnych spraw.
- Odpowiedzialna i dorosła! -
Niebezpiecznie zmrużył oczy. - Mam ci
pokazać, jak traktuję odpowiedzialne
dorosłe osoby, które ponadto są
kobietami?
- Nie!
Ledwo to wypowiedziała, gdy chwycił
ją w ramiona i dosłownie wgniótł w
siebie. To nie był
miażdżący pocałunek, jakiego mogłaby
się spodziewać i przed którym mogłaby
się bronić. Całował ją tak, jak gdyby z
góry znał jej reakcję, jak gdyby
wiedział, że odpowie mu równie
żarliwie. To było zwarcie ust kobiety i
mężczyzny, bez uciekania się do
perswazji czy do siły. Kiedy rozchylił
wargi, ona zrobiła to samo. Ich języki
się spotkały. Jej myśli, jej ciało, jej
świat skoncentrowały się wyłącznie na
nim.
Między nimi unosił się zapach jej
perfum. Podnosząc ręce, by go mocniej
objąć, Ruth upuściła szlafroczek. Spadł
nie zauważony na podłogę. Nick
pogłaskał jej gołe plecy, podobnie jak
robił to z kotem - jednym długim
pociągnięciem. Mrucząc z rozkoszy,
przywarła do niego jeszcze bliżej.
A kiedy dotykał jej boków, zatrzymując
się tam na dłużej, pocałunek stał się
gorętszy, a ona odpłynęła w nieznane.
Kiedy mierzwił jej włosy, odchyliła
głowę, poddając się pieszczocie.
Przyciągnęła go, domagając, aby wziął
wszystko, co ma mu do ofiarowania. To
był tajemniczy, podniecający świat,
którego smaku jeszcze nie poznała, a do
którego tęskniła. Gdy dotykał jej ciała,
drżała z pragnienia. A przecież robił to
niezliczoną ilość razy w przeszłości,
podtrzymując ją czy podnosząc w tańcu.
Tylko że tym razem nie połączyła ich
muzyka czy choreografia, a wyłącznie
instynkt i pożądanie.
Kiedy poczuła, że ją oddala od siebie,
zaprotestowała, stawiła opór. Ale on
twardo ujął ją za ramiona i odsunął.
Stała przed nim naga, nie próbując się
zakryć. Poznał jej duszę, więc nie było
potrzeby ukrywać ciała. Obejrzał ją
całą, powoli, uważnie, jak gdyby
utrwalał w pamięci każdy centymetr. Po
czym, gdy spojrzał jej w oczy, wzrok mu
pociemniał.
Zobaczyła w nich wściekłość. Odwrócił
się i wyszedł z pokoju bez słowa.
Jeszcze tylko usłyszała trzaśniecie
frontowych drzwi.
ROZDZIAŁ TRZECI
I raz, i dwa, i trzy. Ruth poruszała się w
takt komendy Nicka. Po godzinach tańca
jej ciało nie czuło już bólu. Była
odrętwiała. Przerywany, czterogodzinny
sen nie wystarczył, by się zregenerować.
Tylko złość i potrzeba buntu pozwoliły
jej wytrwać aż do wczesnych godzin
rannych zgiełk i duszące opary dymu na
przyjęciu. Zrobiła to świadomie,
podobnie jak teraz była świadoma faktu,
że tańczy poniżej swoich możliwości.
Nick nie obrzucał jej złośliwościami,
nie wybuchał gniewem. Wydawał tylko
komendy, jedną po drugiej. Nie
wrzasnął, kiedy nie zmieściła się w
czasie, ani nie zaklął, kiedy nie
wychodziły jej piruety. Gdy jej
partnerował, nie droczył się z nią, nie
ubliżał na ucho.
Byłoby łatwiej, pomyślała, wyciągając
się do powolnej arabeski, gdyby na nią
nakrzyczał i zmieszał z błotem za to,
przed czym ją ostrzegał. Ale Nick robił
po prostu swoje i nie odzywał się
słowem.
Gdyby krzyczał, mogłaby odpłacić tym
samym i odreagować choć część tego
niesmaku, jaki czuła do siebie. Ale nie
dał jej ku temu pretekstu, ani podczas
lekcji, ani podczas trwających wiele
godzin prób. Ilekroć spotykali się
wzrokiem, miała wrażenie, że patrzy na
wskroś niej. Była tylko ciałem, obiektem
poruszającym się do jego muzyki.
Kiedy zarządził przerwę, przeszła na
koniec sali, gdzie usiadła na podłodze,
podciągając pod brodę kolana i
opierając na nich czoło. Miała skurcze
w nogach, ale brakowało jej energii, by
je rozmasować. Kiedy ktoś owinął jej
szyję ręcznikiem, podniosła wzrok.
- Francie... - Z trudem zdobyła się na
uśmiech.
- Wyglądasz na skonaną.
- Bo jestem skonana - odparła Ruth i
wytarła ręcznikiem spoconą twarz.
Francie Myers była solistką,
utalentowaną, urodzoną tancerką i jedną
z pierwszych przyjaźni Ruth zawartych
w zespole. Była drobną i szczupłą
dziewczyną, o miękkich, płowych
włosach i czarnych, przenikliwych
oczach. Wiecznie zdobywała
i traciła kochanków, nie tracąc przy tym
humoru. Ruth podziwiała jej absolutną
szczerość i prawość, a także optymizm.
- Źle się czujesz? - zapytała Francie,
wsuwając do ust kawałek gumy do
żucia.
Ruth oparła głowę o ścianę. Ktoś
brzdąkał na fortepianie. W sali wrzało
od rozmów.
- Sterczałam do trzeciej nad ranem na
przygnębiająco tłocznym przyjęciu.
- Musiało być fajnie. - Francie
wyprostowała nogę, podniosła do góry i
dociągnęła do ściany za sobą, a
następnie wróciła do poprzedniej
pozycji. Spojrzała na sińce pod oczami
Ruth. - Sądząc po wyglądzie, nie
najlepiej się bawiłaś.
Ruth przytaknęła ruchem głowy.
- Nawet nie miałam ochoty tam pójść.
- No więc po co tam tkwiłaś?
- Na złość - mruknęła Ruth, patrząc
ponuro na Nicka.
- To już nie brzmi zabawnie. - Wzrok
Francie powędrował po sali i
wylądował na eleganckiej blondynce w
jasnoniebieskim trykocie. - Leah zdążyła
już skomentować twoje dzisiejsze
występy.
Ruth spojrzała w tamtym kierunku.
Ściągnięte do tyłu złote włosy Leah
uwydatniały jej pięknie rzeźbione rysy i
porcelanową cerę. Właśnie rozmawiała
z Nickiem, żywo gestykulując smukłymi,
pełnymi gracji rękami.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej.
- Wiesz, jak jej strasznie zależy na
głównej roli w tym balecie. Nie
usatysfakcjonowała jej nawet rola
Aurory. Skoro Nick nie tańczy w
„Śpiącej królewnie"...
- Współzawodnictwo ożywia zespół -
wyrecytowała Ruth, patrząc, jak Nick
uśmiecha się i przytakuje głową Leah.
- Nie mówiąc o zazdrości - dodała
Francie.
Ruth odwróciła ponownie głowę,
zaglądając w ciemne, przenikliwe oczy
przyjaciółki.
— Tak - przyznała po chwili. -
Zazdrość też ożywia
Pianista przerzucił się na romantyczną
balladę, ktoś zaczął śpiewać.
- Odrobina zazdrości nigdy nie
zaszkodzi. -Francie rytmicznie i na
przemian kręciła stopami.
- To nawet zdrowe. Ale Leah... -
Drobna, figlarna twarz Francie nagle
spoważniała. - To istna zaraza. Gdyby
nie była tak wspaniałą tancerką,
wolałabym ją widzieć w innym zespole.
Przyjrzyj się jej dokładnie - dodała,
wstając z podłogi. - Gotowa jest zrobić
wszystko dla kariery. Chce być
primabaleriną, a ty jej zawadzasz.
Kiedy Francie odeszła, Ruth tkwiła w
miejscu
i zastanawiała się. Rzadko się zdarza, by
Francie wyrażała się źle o innych! Może
piła do czegoś, co powiedziała Leah.
Ruth wyczuwała zazdrość tej
dziewczyny. W zespole zawsze ktoś
komuś czegoś zazdrości, jak w każdej
rodzinie. Taka jest prawda, bo takie jest
życie. Ruth wiedziała też, jak strasznie
Leah chciała dostać rolę Carlotty w
nowym balecie Nicka.
Jeszcze gdy były w corps, rywalizowały
o całą masę ról. I dostawały je albo nie.
Różniły się stylem, więc i role, które
kreowały, były jedyne i niepowtarzalne.
Ruth była dynamiczną, ognistą tancerką.
Leah była elegancka - klasyczna,
wyrafinowana, opanowana. Olśniewała
gracją, którą Ruth ogromnie podziwiała,
ale której nigdy nie próbowała
naśladować. Jej taniec płynął z serca,
Leah z głowy. Ruth tańczyła w „Don
Kichocie", podczas kiedy Leah
występowała w „Giselle". Ruth była
Ognistym Ptakiem, natomiast Leah
księżniczką Aurorą. Nick obsadzał je
najlepiej, jak można. I Ruth będzie jego
Carlottą.
Teraz, patrząc na Leah, Ruth
zastanawiała się, czy jej zazdrość nie
sięga głębiej, niż się wydaje.
Wprawdzie nigdy nie zostały
przyjaciółkami, ale szanowały się na
płaszczyźnie zawodowej. Tymczasem w
ostatnich tygodniach Ruth dostrzegła
narastającą wrogość.
Wzruszyła ramionami, ściągnęła ręcznik
z szyi. Nic na to nie poradzi. Wszyscy są
tu po to, żeby tańczyć.
- Ruth.
Na dźwięk głosu Nicka odwróciła się
błyskawicznie. Patrzył na nią chłodnym,
pozbawionym wyrazu wzrokiem.
Struchlała. Kiedy się kontrolował,
potrafił być okrutny. Wina była po jej
stronie
i chciała mu to powiedzieć.
- Nick... - zaczęła, gotowa ukorzyć się
i przeprosić go.
- Idź do domu.
Zmieszana, zamrugała oczami.
- Co?
- Idź do domu - powtórzył tym samym
lodowatym tonem.
Nagle jej oczy stały się wielkie i
wymowne.
- Och, nie, Nick, ja...
- Powiedziałem. - Jego słowa spadły
jak topór.
- Nie chcę cię tutaj widzieć.
Kiedy tak stała, wytrzeszczając oczy,
była blada jak śmierć. Odsyłając ją do
domu, zranił ją najdotkliwiej, jak mógł.
Chciała wykrzyczeć swoją złość
i jednocześnie hamowała napływające
gwałtownie do oczu łzy. Z trudem się
opanowała, po czym odwróciła się i
pomaszerowała przez salę. Chwytając
torbę, podeszła do drzwi.
- Druga zmiana, proszę! - usłyszała
wołanie Nicka, zanim zamknęła za sobą
drzwi.
Spała od trzech godzin ze zwiniętym w
kłębek na jej plecach Niżyńskim.
Pozamykała okiennice w sypialni i
świeżo po prysznicu padła na zasłane
łóżko. W pomieszczeniu panował mrok,
słychać było tylko ciche pochrapywanie
kota. Obudziła się z bijącym sercem,
przekręciła z brzucha na plecy, a jej
nagły ruch sprawił, że Niżyński spadł
miękko na podłogę. Oburzony, zajął się
swoją toaletą.
Pierwsze, co do niej dotarło, to słowa
Nicka, nad którymi zastanawiała się
przed zaśnięciem. Postąpiła źle i została
ukarana. Ale też nikt nigdy nie postąpił z
nią tak okrutnie jak Nikolai Davidov.
Poderwała się z łóżka, otworzyła
okiennice, postanawiając zapomnieć o
najgorszym.
- Nie będziemy się wylegiwać w
ciemności przez cały boży dzień -
poinformowała Niżyńskiego, po czym
wskoczyła z powrotem do łóżka i
zaczęła mu mierzwić futro.
Udawał niezadowolonego, ale pozwolił
się pieścić i głaskać. W końcu
postanowił wybaczyć jej szorstkie
zachowanie i zaczął się ocierać
pyszczkiem o jej czoło. Natychmiast
pomyślała o Nicku.
- Dlaczego go tak lubisz? - zapytała
kota, przekrzywiając mu głowę i
zmuszając, by spojrzał jej w oczy. - Co
cię tak w nim pociąga? - kontynuowała,
drapiąc go bezwiednie pod brodą,
zapatrzona w przestrzeń. - Może jego
głos, ten jego melodyjny głos? A może
sposób, w jaki się porusza, z tą płynną,
kontrolowaną gracją? A może to, jak się
uśmiecha, wkładając w to całą niemal
duszę? A może to, jak cię dotyka, tymi
tak pewnymi, wprawnymi dłońmi?
Powróciła myślami do wczorajszego
wieczoru, gdy Nick trzymał ją nagą w
ramionach. Po raz pierwszy po tamtym
żywiołowym, podniecającym pocałunku
Ruth pozwoliła sobie zastanowić się nad
tym.
Kiedy się ubierała w pośpiechu i
pędziła z Donaldem na przyjęcie, nie
było ku temu okazji. Wróciła do domu
wyczerpana, a potem przez cały dzień
walczyła ze zmęczeniem. Teraz, gdy jej
wy-
poczęty umysł pracował trzeźwo i
sprawnie, mogła wnikliwie rozpatrzyć
przypadek Nicka Davidova. Jedno nie
podlegało dyskusji: w jego oczach
zobaczyła pożądanie. Pragnął jej.
Pożądanie. Wczuła się w to słowo.
Przyjrzała mu się ze wszystkich stron.
Czy to, co ujrzała w oczach Nicka, było
pożądaniem? Wystarczyło, że o tym
pomyślała, a już przebiegły ją rozkoszne
dreszcze, by zaraz potem, gdy wróciło
wspomnienie dzisiej -szego popołudnia
i wyrazu jego oczu, poczuć na sobie
kubeł lodowatej wody. Dzisiaj po
południu jego oczy nie wyrażały
pożądania ani złości, czy nawet
dezaprobaty. Po prostu nie wyrażały nic.
Jeszcze na chwilę ukryła twarz w
narzucie. Odprawił ją, a to bolało. Czuła
się tak, jakby unoszona na fali dryfowała
w nieznane. Z kolei zdrowy rozum
mówił, że jedna spartaczona próba to
jeszcze nie koniec świata, tak jak jeden
pocałunek nie jest oczątkiem niczego.
Jej uwagę przyciągnął wiszący na
ścianie plakat. Dostała go od wuja przed
dziesięcioma laty. Widnieli na nim
Lindsay i Nick w rolach Romea i Julii.
Nie zastanawiając się długo, Ruth
wyciągnęła rękę, złapała telefon i
wykręciła numer.
- Halo. - Głos był ciepły i czysty.
- Lindsay.
- Ruth! - Początkowe zdziwienie
zastąpiła czułość. - Nie spodziewałam
się, że odezwiesz się przed weekendem.
Dostałaś rysunek Justina?
- Tak. - Ruth uśmiechnęła się na myśl
o śmiałych kolorach abstrakcyjnego
obrazka, który jej przysłał czteroletni
kuzyn. - Jest śliczny.
- Oczywiście. To autoportret. -
Lindsay roześmiała się tym swoim
serdecznym, zaraźliwym śmiechem. -
Niestety, nie zastałaś Setha. Pojechał do
miasta.
- Nic nie szkodzi. - Ruth ponownie
spojrzała na plakat. - Prawdę mówiąc,
chcę porozmawiać z tobą. - Wiedziała,
że może liczyć na zrozumienie Lindsay.
- Jakiś problem podczas dzisiejszej
próby?
Ruth roześmiała się. Podkurczyła pod
siebie
nogi.
- Zgadza się. Skąd wiesz?
- Nic bardziej nie może zdołować
tancerki.
- Teraz czuję się głupio. - Ruth
zgarnęła włosy
i przerzuciła je na plecy.
- Niepotrzebnie. Każdy ma swój zły
dzień. Czy Nick wrzeszczał na ciebie? -
W głosie Lindsay wyczuwało się więcej
radości niż współczucia; już to działało
jak balsam.
- Nie. Gdyby to zrobił, byłoby mi o
wiele łatwiej. Kazał mi iść do domu.
- A ciebie jakby ktoś uderzył taranem.
- A potem jeszcze poprawił i
przejechał po mnie ciężarowym
samochodem. - Ruth uśmiechnęła się do
słuchawki. - Wiedziałam, że mnie
zrozumiesz. Najgorsze, że on ma rację.
- Zawsze ma rację - odrzekła już na
poważnie Lindsay. - To jedna z jego
najbardziej uroczych cech.
- Lindsay... - Ruth zawahała się, na
chwilę zabrakło jej odwagi, po czym
szybko, by się nie rozmyślić, rzuciła się
na oślep i zadała pytanie: - Czy kiedy
byłaś w zespole, to Nick kiedykolwiek
cię pociągał, fascynował jako
mężczyzna?
Tym razem po drugiej stronie zapadła
trochę dłuższa cisza.
- Tak, oczywiście. Nie mogło być
inaczej. To typ mężczyzny, który pociąga
ludzi.
- Tak, ale... - Ruth zawahała się
znowu, szukała odpowiednich słów. -
Miałam na myśli...
- Tak, wiem, co masz na myśli -
odparła Lindsay. - A moja odpowiedź
brzmi: tak, był taki czas, kiedy mnie
bardzo pociągał.
Ruth jeszcze raz rzuciła okiem na plakat,
przyglądając się uważnie scenicznym
kochankom.
- Jesteś mu bliższa niż ktokolwiek.
- Możliwe. - Lindsay zastanowiła się
chwilę, ważąc ton głosu Ruth i
dobierając słowa. - Nick jest bardzo
skrytym człowiekiem.
Ruth pokiwała głową. To określenie
trafiało w sedno sprawy. Nick mógł
dawać z siebie wszystko - zespołowi, na
przyjęciach, prasie i swojej widowni.
Mógł zaszczycić człowieka szczególną
atencją, ale był zadziwiająco
powściągliwy, gdy chodzi o prywatne
życie.
Tak, był ostrożny wobec ludzi, których
dopuszczał do siebie. Nagle Ruth
poczuła się samotna.
- Lindsay, proszę, przyjedźcie z
wujaszkiem Se-them na premierę. Wiem,
że to nie będzie łatwe ze względu na
dzieci, na szkołę i na pracę wuja, ale...
potrzebuję was.
- Oczywiście - zgodziła się Lindsay
bez wahania. - Przyjedziemy. Nie
zostawimy cię samej.
Po odłożeniu słuchawki Ruth doszła do
wniosku, że czuje się lepiej.
Wystarczyło, że porozmawiała z
Lindsay, nawiązała z nią kontakt. Ona
jest kimś więcej niż rodziną, jest także
tancerką. I zna Nicka.
Lindsay była romantyczną ukochaną
Julią Ro-mea - Nicka. Ruth nigdy z nim
nie tańczyła w tym balecie. Partnerował
jej Keil Lowell, błyskotliwy tancerz,
który uwielbiał sztubackie kawały. Ruth
tańczyła z Nickiem w „Don Kichocie",
w „Ognistym Ptaku" i w jego balecie
„Ariel", ale w jej świadomości Julia
była niepodzielnie związana z Lindsay.
Ruth szukała roli dla siebie. Wierzyła,
że ją znalazła w Carlotcie z „Czerwonej
róży".
To moja rola, pomyślała nagle. I nie
wolno mi
o tym zapominać. Wyskoczyła z łóżka,
wyciągnęła z szuflady trykot i zaczęła
się pospiesznie ubierać.
Parę minut po siódmej, gdy Ruth
przekroczyła próg starego
siedmiopiętrowego budynku, w którym
zespół znalazł dach nad głową, tu i
ówdzie kręcili się już niektórzy
członkowie grupy. Tym, którzy ją
pozdrawiali, pomachała ręką, ale nie
zatrzymała się. Nowsi członkowie corps
przyglądali się jej, gdy ich mijała. Może
pewnego dnia... myśleli. Kiedy indziej,
gdyby jej nie było tak pilno, żeby
zacząć, Ruth wyczułaby ich podążające
w ślad za nią marzenia.
Wjechała windą na górę, wymyślając w
myśli ruchy, do których chciałaby
zmusić swoje ciało. Chciała pracować.
Usłyszała muzykę, zanim jeszcze
otworzyła drzwi studia. Teraz, bez
tancerzy, wyglądało na większe i
przestronniejsze. Stanęła przy drzwiach
i przyglądała się w milczeniu.
Skoki Nikolaia Davidova nie miały
sobie równych. Potrafił skoczyć jakby za
sprawą jakiejś magicznej siły. Jego
ruchy były płynne jak wartki strumień, to
znów ostre jak napięty łuk. Musiał tylko
wydać odpowiednią komendę, a ciało
stawało się bezwzględnie mu posłuszne.
A ponadto, pomyślała, zahipnotyzowana
jak wówczas, gdy oglądała go pierwszy
raz, ta precyzja, ta siła i wytrwałość!
Nie mówiąc o tak niesłychanie ważnej
w balecie zdolności wcielania się w
rolę.
Nick był maksymalnie skoncentrowany.
Szukając niedociągnięć i błędów,
wpatrywał się w lustrzaną ścianę,
doskonaląc i doprowadzając do
perfekcji każdą pozycję. Pomimo
specjalnej opaski pot zalewał mu twarz.
Poezja jego ruchów szła w parze z
męskością. Obserwując go uważnie,
Ruth widziała drganie i naprężanie się
mięśni jego nóg i ramion, kiedy
wyskakiwał i robił obrót w powietrzu,
obracał się, po czym idealnie
kontrolując każdy najdrobniejszy ruch,
lądował na parkiecie.
O Boże, pomyślała w szczerym
zachwycie, zapominając o wszystkim.
Nick zatrzymał się i zaklął. Przez
chwilę, pogrążony w swoim świecie,
wymyślał sobie do lustra. Kiedy wrócił
do odtwarzacza CD, by powtórzyć
wybrane fragmenty, dostrzegł Ruth. Jego
wzrok padł na torbę, którą trzymała na
ramieniu.
- Widzę, że odpoczęłaś. - Było to
proste stwierdzenie, bez śladu
uszczypliwości.
- Tak. - Wzięła głęboki oddech i
popatrzyła mu w oczy. - Przepraszam za
moje dzisiejsze poranne partactwa. -
Kiedy nie zareagował, podeszła do
ławki, by zmienić pantofle.
- A więc przyszłaś z zamiarem
szczerej poprawy? - powiedział z nutką
wesołości w głosie.
- Nie kpij ze mnie.
- Ja, z ciebie? - W kąciku jego ust
zagościł uśmieszek.
Spuściła swoje wielkie, zranione jak u
sarny oczy na atłasowe wstążki, które
krzyżowała na kostkach.
- Tak, czasami - mruknęła.
Poruszał się bezszelestnie. Dopiero gdy
ukucnął obok niej, zdała sobie sprawę z
jego bliskości. Położył na jej kolanach
ręce.
- Ruth. Ja nigdy z ciebie nie kpię -
oznajmił bardzo poważnym głosem.
- A do tego tak często masz rację -
westchnęła, krzywiąc się. - Nie
poszłabym na to przyjęcie, gdybyś mnie
nie doprowadził do szału.
- Ach, tak! Więc to moja wina! -
Wyszczerzył zęby w uśmiechu,
poklepując ją przyjaźnie po kolanie.
- Wolałabym, żeby była twoja. -
Wyciągnęła z torby ręcznik i wytarta pot
z jego twarzy. - Za ciężko pracujesz,
Davidov - oznajmiła.
- Troszczysz się o mnie, miłaja? -
Delikatnie ujął jej nadgarstki. Zamyślił
się, po chwili podniósł na nią oczy.
Są takie niebieskie, pomyślała Ruth, jak
morze w oddali albo jak niebo w lecie.
- Nigdy tego wcześniej nie robiłam -
pomyślała na głos. - Byłoby chyba
dziwne, gdybym teraz zaczęła? Nie
sądzę, żebyś potrzebował czyjejś troski.
Uśmiechnął się do niej oczami.
- A jednak to miłe i dobre uczucie, nie
sądzisz?
- Nick... - Położyła rękę na jego
ramieniu, kiedy zaczął się podnosić.
Gdy już raz zdobyła się na odwagę,
wyrzucała z siebie słowa jak kulomiot. -
Dlaczego mnie wczoraj pocałowałeś?
Uniósł brwi, słysząc to pytanie, i choć
nadal patrzył jej tylko w oczy, poczuła,
że płonie.
- Bo chciałem - powiedział w końcu. -
To dobry i wystarczający powód. - Po
czym podniósł się, a ona podążyła za
nim.
- Ale wcześniej nigdy nie chciałeś.
- Naprawdę? - spytał z rozbrajającym
uśmiechem.
- No bo wcześniej nigdy mnie nie
pocałowałeś, nie tak jak wczoraj. -
Odwróciła się i zaczęła ściągać
koszulkę włożoną na trykot w cielistym
kolorze.
Zapatrzył się na wdzięczną linię jej
pleców.
- Uważasz, że powinienem robić
wszystko, na co mam ochotę?
Żachnęła się. Jest tutaj po to, żeby
tańczyć, a nie żeby prowadzić słowny
pojedynek.
- Wydawało mi się, że dokładnie tak
robisz -odparowała, podchodząc do
drążka. Wykonując głębokie plie,
obejrzała się przez ramię. - Może nie?
Nie uśmiechnął się.
- Chcesz mnie sprowokować, czy tylko
tak ci się to wymknęło, Ruth?
Usłyszała złość w jego głosie, ale nie
przejęła się tym. Może rzeczywiście
tego chciała.
- Nieczęsto sięgam po tę broń. Choć,
gdybym jej użyła, mogłoby być nawet
całkiem zabawnie
- zażartowała.
- Uważaj. Nie posuwaj się za daleko -
powiedział spokojnie. - To może być
niebezpieczne.
Roześmiała się.
- Bezpieczeństwo nie jest celem
mojego życia, Nikolai. Zrozumiałbyś to,
gdybyś znał moich rodziców. Jestem
urodzoną ryzykantką i poszukiwaczką
przygód.
- Istnieją różne rodzaje
niebezpieczeństwa - zauważył,
podchodząc do odtwarzacza. - Nie
wszystkie muszą ci przypaść do gustu.
- Chcesz, żebym się ciebie bała? -
zapytała.
Odtwarzacz zaskrzeczał, kiedy Nick
nacisnął
przycisk szybkiego cofania.
- Bałabyś się mnie - odparł - gdybym
tego chciał.
Ich oczy spotkały się w lustrze. Ruth z
największym wysiłkiem i koncentracją
dociągała nogę do maksymalnej
wysokości. Tak, przyznała w duchu, nie
spuszczając z niego oczu. Bałabym się.
Nie ma takiej emocji, której nie
wydobyłby z człowieka. I to właśnie,
wraz z jego fenomenalną techniką,
czyniło go wielkim tancerzem. Ale nie
dam się zastraszyć. Wykonała kolejny
skłon, z idealnie prostymi plecami.
- Nie jestem strachliwa, Nick.
Mierzyli się wzrokiem. Potem on
wcisnął przycisk, zatrzymując aparat. W
sali zapanowała cisza.
- Podejdź tu. - Ponownie włączył
odtwarzacz.
Rozbrzmiała muzyka. Stając na środku,
wyciągnął rękę. Ruth podeszła do niego
i bez słowa ustawili się do grand pas de
deux. Nick nie tylko był genialnym
tancerzem, był także wymagającym na-
uczycielem. Każdy szczegół musiał być
dopracowany, każdy ruch idealnie
precyzyjny. Parokrotnie powtarzali
fragment, a on kilka razy go przerywał,
korygując i wprowadzając poprawki.
- Nie, pochyl inaczej głowę. O tak. -
Tak długo kręcił jej głową, aż znalazł
najwłaściwsze ułożenie.
- Ręce tutaj, o tak. - I ustawiał ją
wedle swojej koncepcji.
Wprawnymi rękami poprawił jej
ramiona, delikatnie podtrzymywał ją w
pasie, gdy kręciła piruet, chwytał
mocno, gdy ją podnosił. Lubiła być
przez niego modelowana. A przecież tak
trudno było go zadowolić. Niecierpliwił
się, irytował.
- Musisz na mnie patrzeć! - padła
komenda, po której znów ją zatrzymał.
- Patrzyłam - skrzywiła się.
Rzucając rosyjskie przekleństwo,
odszedł, żeby zatrzymać taśmę.
- Ale nie było w tym uczucia! Ty nic
nie czujesz!
- Bo wciąż przerywasz -
zaprotestowała.
- Bo ciągle jest źle.
Spiorunowała go wzrokiem.
- W porządku - warknęła, ocierając
pot z czoła.
- Więc co mam czuć?
- Masz być we mnie zakochana.
Pragniesz mnie, ale jesteś dumna. Nie
chcesz, żeby cię zdobywano, rozumiesz?
Albo partnerstwo, albo nic.
- Włączył muzykę, podszedł do niej,
przygwoździł
ją wzrokiem. - Ale też musi w tym być
pożądanie. Namiętność. Czuje się ją
przez skórę. Poczuj to. Powiadasz, że
jesteś kobietą, nie dzieckiem. Więc
zademonstruj to. No, jeszcze raz -
powiedział, kładąc rękę na jej talii.
Tym razem Ruth dała upust wyobraźni.
Była zakochaną w księciu Cyganką,
dumną i namiętną. Muzyka była szybka,
budowała nastrój. Był to taniec
erotyczny, wyrażający zmysłowość
krokami i w gestach. Wiele było w nim
muśnięć i zbliżeń ciał, gry spojrzeń.
Poczuła przypływ prawdziwego
pożądania. Zawrzała w niej krew.
Gorliwie i zapalczywie, jakby uciekając
przed tym, co poczuła, wykonała
soubresauts, schwytana w pułapkę
gdzieś między prawdą a fantazją.
Naprawdę go pragnęła i to, co czuła, nie
było już wyłącznym przeżyciem
Carlotty. Dotykał jej, przyciągał, a ona
wymykała się - nie uciekała przed nim,
po prostu stawiała na swoim.
Muzyka narastała. Kręcili piruety, coraz
bardziej się oddalali, wzbraniając się
przed bliskością i naturalnym
wzajemnym przyciąganiem. Każde z
osobna wykonało skok, po czym, jakby
to było od nich silniejsze, zaczęli
powracać do siebie, zataczając szerokie
koła. Zeszli się, minęli, by po
końcowym obrocie paść sobie w
ramiona.
Ostatnie takty muzyki zastały ich
splecionych, twarzą w twarz, serce przy
sercu.
W pełnej napięcia ciszy, która nagle
zapanowała, oszołomiona Ruth poczuła
się jak zawieszona między sobą a rolą.
Po wyczerpującym tańcu oboje szybko
oddychali. Czuła gwałtownie bijące,
złączone serca. Jej wzrok, gdy stała na
pointach, znajdował się prawie na jego
wysokości.
Zajrzał jej w oczy, tak jak ona w jego -
badawczo, z niedowierzaniem. A gdy
przywarli do siebie wargami, nie było
już czasu na zadawanie pytań.
Tym razem była spragniona i
niecierpliwa. On, przyciągając ją jak
najbliżej do siebie, poznając jej smak,
nie mógł się nią nasycić. Jak szalony
całował jej twarz i szyję, rozpalając ją
coraz bardziej. Ona, wędrując ustami,
czuła piżmowy zapach jego potu,
smakowała słonawą wilgoć jego twarzy
i szyi. Po chwili ich pożądające usta
znowu się spotkały.
Szeptał coś, czego nie rozumiała. Nawet
język, w jakim mówił, był jedną wielką
tajemnicą. Stali się jednym ciałem.
Dzielił ich tylko cienki materiał jej
trykotu. A jego dłonie były wszędzie -
przyciskały, dotykały, zatrzymywały się
na chwilę i podniecały. Całował ją w
ucho, chwytał zębami i pociągał jego
delikatny płatek. Szeptał do niej po
rosyjsku, ale ona nie musiała rozumieć,
co do niej mówi.
I gdy znowu spotkali się ustami,
pocałunek był jeszcze bardziej namiętny
i jeszcze intensywniejszy. Ruth dawała i
brała z równym natężeniem, drżała z
rozkoszy, gdy wsunął rękę pod trykot i
pieścił jej pierś, podczas gdy ona
przywarła do niego ustami i chłonęła
całą sobą jego ciepło.
Już miał ją odsunąć, gdy ukryła twarz na
jego ramieniu i wpiła się w niego. Nie
była przygotowana na tak gwałtowne
emocje.
- Ruth...
Odsunął ją, a jego ręce stały się teraz
delikatne. Popatrzył na nią, zajrzał w jej
zamglone oczy. Zbyt poruszona i
zaabsorbowana tym, co dzieje się z jej
ciałem, nie odczytała wyrazu jego
twarzy.
- Nie chciałem tego.
Popatrzyła na niego zdumiona.
- Ale ja chciałam.
To takie proste. Uśmiechnęła się. Ale
kiedy podniosła rękę do jego policzka,
uchylił się i chwycił ją za nadgarstek.
- Nie powinienem.
Patrzyła na niego. Stopniowo jej
uśmiech gasnął, a oczy stawały się
czujne.
- Dlaczego?
- Wystawiamy balet za niecałe trzy
tygodnie. Nie czas na komplikacje -
powiedział trzeźwym głosem.
- Och, rozumiem. - Ruth odwróciła
się. Wolała, żeby nie widział, jak
bardzo ją zranił. Powracając do ławki,
zaczęła rozwiązywać tasiemki. - Jestem
komplikacją.
- Jesteś - przyznał i podszedł do
odtwarzacza.
- Nie mam czasu ani predyspozycji do
spełniania twoich romantycznych
zachcianek.
- Moje romantyczne zachcianki -
powtórzyła cichym, pełnym
niedowierzania głosem.
- Są kobiety, do których należy zalecać
się przy świetle świec, kobiety
potrzebujące stosownej oprawy -
ciągnął, stojąc do niej tyłem. - Jesteś
jedną z nich. A ja nie mam na to czasu.
- Rozumiem. Możesz sobie tylko
pozwolić na bardziej elementarne, by
nie rzec prymitywne związki
- powiedziała ostro, sznurując
tenisówki drżącymi palcami. Jakże
łatwo udało mu się zrobić z niej idiotkę!
Odwrócił się i spojrzał jej w oczy.
- Tak.
- I są inne kobiety, które mogą ci to
dać. Nieznacznie poruszył ramieniem.
- Tak. Przepraszam za to, co się stało.
W tańcu można się łatwo zatracić.
- Och, daj spokój. - Wrzuciła baletki
do torby.
- Nie musisz mnie przepraszać. Nie
musisz spełniać moich romantycznych
zachcianek, Nick. Znam wielu
podobnych do ciebie.
- Na przykład twój projektant?
- Choćby. Ale nie przejmuj się, nie
nawalę więcej. Będziesz miał swój
balet, Nick. - Jej głos nabrzmiał od łez,
ale nie była w stanie temu zapobiec.
- Ludzie będą szaleć, odniesiesz
sukces, przysięgam. Aja zostanę
najbardziej liczącą się primabaleriną w
kraju. - Łzy spływały jej po policzkach.
-A kiedy skończy się sezon, nigdy
więcej dla ciebie nie zatańczę. Nigdy!
Odwróciła się i wybiegła ze studia, nie
dając mu okazji do odpowiedzi.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kakofonia za kulisami wdzierała się
przez zamknięte drzwi garderoby Ruth.
Zamknięte tylko z jednego powodu: żeby
uniknąć Nicka.
Dwoił się i troił przed przedstawieniem
- zaglądał do garderób, sprawdzał
kostiumy i makijaż, uspokajał
stremowanych. Nic nie uszło jego
uwagi. Każdy szczegół był ważny, każdy
najdrobniejszy problem musiał być
rozwiązany. Angażował się bez reszty
we wszystko.
W przeszłości Ruth uwielbiała jego
krótkie, żywiołowe wizyty. Energia
Nicka działała inspirująco, a
jednocześnie koiła jej własne niepokoje.
Teraz jednak zależało jej na zachowaniu
możliwie jak największego dystansu. W
ostatnich tygodniach to było niemożliwe,
przynajmniej fizycznie, ale zdołała
osiągnąć emocjonalny dystans.
Rozumowała słusznie, że choć Nick nic
sobie nie robi z zamkniętych drzwi, to
jednak w tym przypadku uszanuje jej
wolę. Niby nic, ale nawet ten niewiele
znaczący gest sprawił jej drobną
satysfakcję.
W tym wewnętrznym zamęcie, pracując
nad rolą
Carlotty, Ruth dawała z siebie więcej
niż kiedykolwiek w swojej karierze. To
nie miał być sukces, lecz
bezprecedensowy triumf. To było
wyzwanie, zapowiedź niezależności. W
tych dniach gwałtowny charakter
Cyganki idealnie pasował do nastroju
Ruth.
Przez trzy tygodnie po jej ostatniej
nieoficjalnej próbie z Nickiem ich
relacje ograniczały się wyłącznie do
spraw zawodowych. Nie zawsze było to
łatwe, biorąc pod uwagę charakter ról,
jakie odtwarzali, ale udało im się unikać
wszelkich osobistych wycieczek i tak
dla nich typowego przekomarzania się.
Kiedy czuła na sobie jego wzrok, co
zdarzyło się więcej niż jeden raz, robiła
wszystko, by spokojnie wytrzymać to
spojrzenie. Kiedy czuła, że ją pociąga,
przypominała sobie jego ostatnie słowa.
To wystarczało, by umocnić jej dumę.
Przestała zgadywać, o czym w danej
chwili myśli. Powiedziała sobie, że nie
musi wiedzieć, że nie chce wiedzieć.
Liczył się tylko taniec.
Teraz, ubrana w prosty biały aksamitny
szlafrok, siedziała przy toaletce i
przyszywała do baletek atłasowe
tasiemki. Ta nieskomplikowana
czynność odprężała ją.
Ciepło bijące od jaskrawych, okrągłych
żarówek okalających lustro rozgrzało jej
skórę. Miała już na sobie sceniczny
makijaż, a włosy spadały jej na plecy.
W pierwszym akcie miały się unosić i
fruwać
- równie zuchwałe i nęcące jak jej
charakter. Przy-czerniona oprawa oczu
podkreślała ich kształt i wielkość,
paznokcie były pomalowane na
czerwono. Bajecznie kolorowa suknia z
rozkloszowaną spódnicą do pierwszej
sceny wisiała na wewnętrznej stronie
drzwi. Zaczęły już napływać kwiaty i
pokój był przesycony ich zapachem.
Obok niej, na stoliku, stał tuzin długich
czerwonych róż od Donalda.
Uśmiechnęła się leciutko na myśl, że
Donald będzie na widowni, a potem na
przyjęciu. Zachowa jego kwiaty w
garderobie, póki nie zwiędną. Będą jej
przypominać, że nie wszyscy mężczyźni
są zbyt zajęci i zaaferowani, by spełniać
jej romantyczne zachcianki.
Zaklęła, gdy ukłuła się w palec.
Podnosząc go do ust, pochwyciła w
lustrze swój własny wyzywający wzrok.
Dobrze ci tak, miałaś o nim nie myśleć,
skarciła się. Spełniać moje romantyczne
zachcianki! Dobre sobie! Sięgnęła po
drugi pantofelek. Powiedział to tak,
jakbym miała siedemnaście lat i
domagała się stanika na szkolny bal!
Pukanie do drzwi przywołało ją do
porządku. Odłożyła na bok szycie,
wstała i podeszła do drzwi. Jeżeli to
Nick, woli go przyjąć na stojąco. Z
podniesioną dumnie głową przekręciła
gałkę.
- Wujaszek Seth! Lindsay! - Rzuciła się
w ramiona Setha, a następnie padła w
objęcia Lindsay.
- Och, tak się cieszę, że jesteście!
Powitanie wydało się Lindsay odrobinę
desperackie, ale nic nie powiedziała.
Odwzajemniła uścisk i ponad głową
Ruth wymieniła spojrzenie z mężem.
Doskonale się zrozumieli. Ruth jeszcze
raz uściskała Setha.
- Fantastycznie wyglądacie! -
wykrzyknęła, ciągnąc ich do środka.
Gdy Ruth była nastolatką, ona i Seth
Bannion byli sobie bliscy. Wuj był
bardzo znanym architektem, mającym
duże powodzenie kawalerem i
obieżyświatem. Przyjął kilkunastoletnią
Ruth do swego domu, zmienił nawyki i
zajmował się nią najlepiej, jak umiał.
Ruth go uwielbiała. Ale dopiero kiedy
dorosła i usamodzielniła się, w pełni
doceniła, ile dla niej zrobił.
Teraz nie mogła od nich oderwać oczu.
- Jak pięknie wyglądasz, Lindsay! -
rozpłynęła się w zachwycie, odwracając
się, by jeszcze raz ją objąć. - Wciąż
mnie zadziwiasz.
Lindsay była nieduża i delikatnie
zbudowana. Na tle jasnych włosów i
porcelanowej cery jej oczy robiły
wrażenie jeszcze większych i bardziej
niebieskich. Ruth nie znała drugiej tak
ciepłej i serdecznej osoby; kobiety
niezwykle bogatej wewnętrznie, o
nieograniczonych pokładach uczuć. Była
ubrana w lekko przejrzystą, popielatą
jak mgiełka suknię, która ją spowijała
od ramion do stóp.
Lindsay zaśmiała się i chwyciła dłonie
Ruth
- To cudowny komplement.
Musiałabym długo czekać, żeby usłyszeć
coś podobnego od Setha.
- Poza tym, że słyszysz to codziennie -
oznajmił, uśmiechając się żonie w oczy.
- To ta sama garderoba, z której
korzystałaś w „Arielu" - zauważył,
rozglądając się dookoła. -Nic się nie
zmieniła.
- Nic dziwnego, że ją tak dobrze
pamiętasz -odparła Lindsay. - Właśnie
tutaj ci się oświadczyłam.
- Tak było - uśmiechnął się szeroko.
- Nic o tym nie wiem, ukryliście to
przede mną
- poskarżyła się Ruth.
Lindsay roześmiała się znowu.
- Nie przywiązywałam do tradycji zbyt
wielkiej wagi - powiedziała,
jednocześnie biorąc do ręki jeden z
pantofelków Ruth. - A on nie poprosił
mnie w porę o rękę.
Stojące rzędem na toaletce baletki
pobudzały do wspomnień. Co za życie,
pomyślała Lindsay. Ale świat! Sama
kiedyś do niego należała, podobnie jak
teraz Ruth. Popatrzyła w lustro i
napotkała utkwione w nim odbicie
ciemnych oczu.
- Zdenerwowana?
- Och, i to jak - westchnęła Ruth.
- To na pewno dobry balet - rzekła z
przekonaniem Lindsay. Z góry zakładała,
że dzieło Nicka musi być wartościowe,
a nawet nie mające sobie
równych. Za długo go znała, by sądzić,
że może być inaczej.
- Jest cudowny. Ale... - Ruth
potrząsnęła głową i wróciła na swoje
krzesło. - W drugim akcie jest fragment,
w którym tańczę prawie bez przerwy.
Mam zaledwie kilka sekund na złapanie
oddechu, po czym znowu jestem na
scenie.
- Nick nie układa łatwych baletów.
- Nie. - Ruth sięgnęła po igłę i nici. -
Jak tam dzieci?
Szybka zmiana tematu nie przeszła
niezauważona. I znowu Lindsay i Seth
wymienili porozumiewawcze spojrzenie
ponad głową Ruth.
- Justin to wcielony diabeł - stwierdził
Seth z iście ojcowską dumą. -
Doprowadza Wortha do białej gorączki.
Ruth zaśmiała się.
- Czy Worth wciąż nosi się godnie i z
wysoka?
- Jest niesłychany - wtrąciła Lindsay. -
„Paniczu Justinie - zacytowała,
naśladując idealnie brytyjski akcent i
intonację głosu nienagannego lokaja.
- Nie powinno się przynosić do kuchni
ulubionej żaby, nawet jeżeli trzeba ją
nakarmić”. - Lindsay roześmiała się,
obserwując, jak Ruth kończy przyszywać
tasiemkę. - Oczywiście, przepada za
Amandą, chociaż udaje, że tak nie jest.
- A z niej jest taki sam diabeł jak z
Justina! - dorzucił energicznie Seth.
- Z twojego opisu można by sądzić, że
mamy okropne dzieci - zwróciła się do
Setha Lindsay.
- A kto wrzucił całą zawartość puszki
karmy rybiej do kuli ze złotą rybką? -
zapytał, na co Lindsay uniosła brew.
- Chciała być tylko pożyteczna, miała
najlepsze zamiary - zaprotestowała, z
trudem powstrzymując śmiech. - A kto
zabrał je do ogrodu zoologicznego i
nafaszerował hot dogami i kukurydzą w
karmelowej polewie?
- Chciałem być tylko pożyteczny,
miałem najlepsze zamiary - odparował,
patrząc na nią zakochanym wzrokiem.
Obserwując ich, Ruth czuła zarówno
spływające na nią ciepło, jak i
przeszywającą zazdrość. Jak to jest,
kiedy się jest aż tak zakochanym? -
zastanawiała się. Stale!
- Mamy się zmywać? - zapytała
Lindsay. - Zostawić cię, żebyś się mogła
przygotować?
- Nie, proszę, zostańcie. Jeszcze jest
czas. -Ruth nawijała na palec i
rozwijała tasiemkę.
Nerwy, pomyślała Lindsay, patrząc na
nią.
- Będziecie na przyjęciu, prawda? -
Spojrzała niemal błagalnie.
- Nie omieszkamy. - Lindsay podeszła
i zaczęła masować ramiona Ruth. -
Przedstawisz nam Donalda?
- Donalda? - Ruth otrząsnęła się z
własnych myśli. - Och, tak, on także
będzie. Może usiądziemy przy jednym
stole? Spodoba się wam - ciągnęła, nie
czekając na odpowiedź. - On jest
bardzo... miły.
- Lindsay!
W drzwiach stanął Nick. Radość
malowała się na jego twarzy. Patrzył
tylko na Lindsay, która bez wahania
rzuciła mu się w objęcia.
- Och, Nick, jak cudownie móc cię
znów widzieć! Tak rzadko mamy okazję.
Ucałował ją w oba policzki, a potem w
usta.
- Za każdym razem piękniejsza -
powiedział półgłosem, wędrując oczami
po jej twarzy. - Pti-czka, mój ptaszku -
użył jej przezwiska, a potem jeszcze raz
ją pocałował. - Ten architekt, za którego
wyszłaś - wyszczerzył zęby do Setha -
wciąż cię uszczęśliwia?
- Stara się, jak może. - Lindsay
ponownie uścisnęła Nicka. - Och, jakże
się za tobą stęskniłam. Dlaczego nas tak
rzadko odwiedzasz?
- Żebym to ja miał czas! - Jedną ręką
opasywał w talii Lindsay, drugą
wyciągnął do Setha. - Małżeństwo wam
służy. Przyjemnie na was patrzeć.
Wymienili serdeczny uścisk dłoni. Seth
wiedział, że dzieli dwie ukochane
kobiety z Rosjaninem. Część Lindsay
należała do Nicka, jeszcze zanim ją
poznał. Teraz z kolei Ruth jest częścią
jego świata.
- Szykujesz na dzisiaj kolejny wielki
triumf?
- zapytał Seth.
- A jakże. Nic innego nie robię -
zaśmiał się Nick.
Lindsay czule go pogłaskała.
- Zawsze taki sam. - Na chwilę oparła
głowę na jego ramieniu. -I chwała Bogu.
Ruth ani razu się nie odezwała. Była
świadkiem czegoś rzadkiego i zupełnie
specjalnego między Lindsay i Nickiem.
Emanowało to z nich w sposób tak
żywy, że niemal mogłaby tego dotknąć.
Patrząc na nich, gdy tak stali objęci,
przypominała sobie, jaką doskonałą parę
tworzyli na scenie. Ich harmonia,
precyzja, porozumienie. Przestała
słuchać,
0 czym rozmawiają, zafascynowana
ich wzajemnym stosunkiem.
Kiedy wzrok Nicka padł na nią, nie
spuściła oczu, tylko patrzyła na niego jak
zahipnotyzowana. Zapomniała o
wszystkim. Wiedziała tylko, że
otworzyła się mimo woli, że powróciła
dawna tęsknota, a także ból. Miał takie
niebieskie, sugestywne oczy, że nie była
w stanie przeszkodzić mu, gdy,
zdzierając z niej kolejne warstwy, dotarł
do jej duszy. Dopiero po chwili
zmobilizowała resztki sił
1 otrząsnęła się z tego dziwnego stanu,
podobnego do transu.
Ten krótki epizod nie mógł ujść uwagi
Lindsay i Setha, którzy bez słowa,
samym tylko wzrokiem podzielili się
swoim niepokojem.
- Czy Nadine będzie wieczorem? -
Lindsay próbowała złagodzić to nagłe
napięcie.
- Hm? - Nick powoli powracał do
rzeczywistości. - Ach, tak, Nadine.
Zebrał myśli i zaczął szybko mówić.
- Oczywiście, będzie się chciała
nacieszyć i ogrzać w blasku chwały,
zanim uruchomi fundusz na kolejne
artystyczne przedsięwzięcie.
- Zawsze byłeś dla niej surowy -
uśmiechnęła się Lindsay, wspominając
częste utarczki Nicka i Nadine Rothchild
- założycielki i fundatorki zespołu.
- Skoro ona to znosi - rzucił Nick,
wzruszając ramieniem. - Zobaczymy się
na przyjęciu?
- Tak. - Lindsay zdążyła zauważyć, jak
jego wzrok wędruje z powrotem ku
Ruth.
Nie powiedział do niej słowa, także
Ruth nie odezwała się do niego.
Porozumiewali się tylko oczami. A
kontakt ten trwał kilka długich sekund,
zanim Nick zwrócił się ponownie do
Lindsay.
- Zobaczymy się po przedstawieniu -
oznajmił.
- Teraz muszę się przebrać. Do
swidanja.
Wyszedł, zanim ktokolwiek zdążył
odpowiedzieć na jego pożegnanie.
Gdzieś z głębi korytarza usłyszeli, jak
ktoś woła go po imieniu.
Seth podszedł do Ruth, położył ręce na
jej ramionach, schylił się i pocałował ją
w czubek głowy.
- Ty też powinnaś się przebrać.
Ruth próbowała wziąć się w garść.
- Tak, występuję w pierwszej scenie.
- Będziesz wspaniała. - Pogłaskał jej
ramiona.
- Chcę tego. - Podniosła oczy,
spojrzała na niego, a następnie na
Lindsay. - Muszę.
- Będziesz - zapewniła ją Lindsay. -
Jesteś urodzoną tancerką, Ruth. A poza
tym moją najbardziej utalentowaną
uczennicą.
Ruth odwróciła się i posłała Lindsay
pierwszy uśmiech od momentu
pojawienia się Nicka. Nadstawiła
ochoczo policzek i pozwoliła Lindsay
pocałować się.
- Do swidanja! - powiedziała Lindsay,
uśmiechając się i opuszczając wraz z
Sethem garderobę.
Ruth zamknęła drzwi. Przez chwilę
kontemplowała kostium, który uczyni z
niej Carłottę. Była teraz Ruth Bannion,
dziewczyną odrobinę niepewną
własnych uczuć, odrobinę przestraszoną
tym, co ją dziś czeka. Nałożenie
kostiumu równało się wejściu w rolę.
Carlotta ma moje słabości, dumała Ruth,
dotykając materiału spódniczki, ale
pokrywa je śmiałością i zuchwalstwem.
Ruth uśmiechnęła się. O tak, to rola dla
mnie, pomyślała i zaczęła się ubierać.
Gdy po kwadransie wyszła z garderoby,
dobiegły ją dźwięki dostrajającej się
orkiestry. Jej kostium, makijaż i fryzura -
wszystko było dopracowane w
najdrobniejszym szczególe. Minęła w
pośpiechu tancerzy rozgrzewających się
do pierwszej sceny, a także tych, którzy
stali bezczynnie w oczekiwaniu na
późniejszy występ. W kącie, na
podłodze, do-
strzegła siedzącą po turecku Francie,
walącą młotkiem w baletki.
Ruth podeszła do odpowiednio dużej
skrzynki i używając jej jako drążka,
przystąpiła do rozgrzewki. Poczuła
niemal na sobie pot i ujrzała światła
sceny.
Jej mięśnie reagowały prawidłowo -
naprężały się, rozciągały, rozluźniały na
jej komendę. Celowo skoncentrowała
się na nich, stając tyłem do sceny, żeby
móc lepiej skupić się na własnym ciele.
Każdy występ był dla niej ważny, ale ten
był najważniejszy. Musi w nim czegoś
dowieść - Nickowi i sobie. Musi się
zaprezentować z jak najlepszej strony,
by potwierdzić swój profesjonalizm.
Zapomni o wszystkich dobrych i złych
chwilach i odczuciach do Nicka, i
skoncentruje się tylko na interpretacji
jego baletu. Da z siebie wszystko.
Przeżyła trudną chwilę w garderobie,
kiedy przy-szpilił ją wzrokiem. Nagle
coś w niej zapragnęło stopić się z nim.
Jednak duma, która pozwoliła jej przez
ostatnie tygodnie trzymać się od niego z
daleka, także i tym razem zwyciężyła.
On jej nie chce
- nie w pełni i nie na wyłączność - tak
jak ona chce jego. Fakt, że tak łatwo się
przyznał, iż bardzo wiele kobiet może
mu dać to, czego naprawdę potrzebuje,
zabolał ją i dotknął do żywego.
Chmurząc się, Ruth zgięła nogę w
kolanie, podciągnęła do góry i
wyprostowała ją.
Najwyższy czas, żeby ktoś wreszcie dał
nauczkę temu aroganckiemu
Rosjaninowi! Za wiele kobiet pada do
jego stóp. A on tylko na to czeka,
podobnie jak nie wyobraża sobie, by
jego tancerze nie dawali z siebie
wszystkiego.
Ruth wyciągnęła szyję, uniosła
podbródek i znów natknęła się na jego
przyszpilający wzrok.
Wyszedł z garderoby, ubrany w
połyskującą, bia-ło-zlotą tunikę, w
której miał wystąpić w pierwszym
akcie. Na widok Ruth zatrzymał się i tak
stojąc, patrzył na nią. Zastanawiał się,
czy emanująca z jej twarzy pasja i
namiętność należą do niej, czy, podobnie
jak kostium, do Carlotty.
Zauważył również, że w słabo
oświetlonym korytarzu, w cygańskiej
sukni i z płomiennym wzrokiem, jeszcze
nigdy nie wyglądała tak pociągająco. To
właśnie w tym momencie Ruth
podniosła głowę i napotkała jego wzrok.
Każde z nich poczuło nagłe
przyciąganie, a zarazem nagłą wrogość.
Ruth odrzuciła głowę, spojrzała na
Nicka wyzywająco, a następnie
odwróciła się gwałtownym ruchem i
potrząsając fałdami barwnej spódnicy,
poszła w swoją stronę. Ucieszyło go i
jednocześnie rozbawiło to jej
nieświadome wcielenie się w rolę.
W porządku, mała, pomyślał i
uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie.
Zobaczymy, kto będzie dzisiaj górą.
Doszedł do wniosku, że chętnie
podejmie wyzwanie.
Poszedł za nią aż do kulis, odprawiając
z kwitkiem jedną czy dwie osoby, które
go chciały zatrzymać. Dogoniwszy ją,
nie bacząc na ludzi, obrócił ją wkoło,
chwycił w pasie i mocno objął. Była na
to kompletnie nie przygotowana.
Zabrakło jej refleksu, by zaakceptować
albo odrzucić jego pocałunek, kiedy
wpił się w jej usta, natarczywy, pewny
siebie, żądający.
Później jeszcze przez moment trzymał
ręce na jej ramionach i arogancko się
uśmiechał.
- To cię powinno wprowadzić w
odpowiedni nastrój - rzucił beztrosko i
odszedł.
Była wzburzona i wściekła. Jej oczy
płonęły. Po chwili, nie bacząc na
pojedyncze chichoty przypadkowych
obserwatorów, zakręciła się na pięcie i
szeleszcząc spódnicą, wyszła na pustą,
ciemną scenę.
Zaczekała, aż personel obsługujący
scenę odsunie ciężką kurtynę. Zaczekała
na orkiestrę - tylko smyczki
sygnalizowały rozpoczęcie. Zaczekała,
aż znajdzie się w pełnym, padającym
tylko na nią świetle, i zaczęła tańczyć.
Jej otwierająca partia solowa była
krótka, szybka i ognista. Kiedy
skończyła, na scenie zrobiło się widno i
oczom widzów ukazał się cygański
obóz.
Gdy corps i drugoplanowi tancerze
wkroczyli do akcji, Ruth mogła złapać
oddech. Czekała, jednym uchem
słuchając pochwał asystenta
choreografa. Naprzeciwko, po drugiej
stronie sceny, widziała czekającego na
swoje wejście Nicka.
Pokaż, co potrafisz, Davidov, mówiła w
duchu.
Wiedziała, że jeszcze nigdy w życiu nie
tańczyła lepiej. Jak gdyby słysząc to jej
nieme wyzwanie, Nick uśmiechnął się
do niej szeroko, po czym wybiegł na
scenę.
Biły od niego arogancja i duma; książę
odwiedzający obóz cygański, by kupić
tam jakieś błyskotki. Niecierpliwym
ruchem odrzucił koraliki, które mu
pokazano. Dominował na scenie swoją
obecnością i talentem. Ruth nie mogła
temu zaprzeczyć. Ale to jeszcze bardziej
ją zdopingowało. Czekała, gdy
tymczasem on odrzucał jedną ofertę po
drugiej, czekała, aż stanie się jasne, że
Cyganie nie mają nic, co by go
zainteresowało. I wtedy, z wysoko
uniesioną głową, pojawiła się na scenie.
Z czerwoną różą za uchem.
Coś ich do siebie przyciąga od
pierwszego spojrzenia. Zmiana
oświetlenia i crescendo orkiestry
dodatkowo akcentują tę chwilę. Widząc
porozrzucane skarby, Carlotta odwraca
się do niego plecami i dołącza do grupy
swoich sióstr. Zaintrygowany książę
zbliża się, by się jej uważniej przyjrzeć.
Ruth i Nick znowu mierzą się wzrokiem.
Gdy on ujmuje jej podbródek, ona
odwraca wyniośle głowę. Sposób, w
jaki Nick uśmiecha się do niej, sprawia,
że jej oczy płoną gniewem. Tymczasem
książę znalazł to, czego szukał. Gotów
jest zapłacić za Carlottę złotem.
Ona protestuje. Jest dumna i wściekła.
Nie jest na sprzedaż! Nie zostanie
niczyją własnością. Urąga-
jąc mu i szydząc z niego, rozpala w nim
namiętność. Za jego sakiewkę złota
Carlotta zgadza się sprzedać mu tylko
swój taniec. On zaś, choć rozgniewany
tą propozycją, nie może się oprzeć i
rzuca swoje złoto na stos odrzuconych
przez siebie błyskotek. Rozpoczyna się
ich pierwsze pas de deux
- dłoń przy dłoni, kipiąca krew i zły
wzrok.
Balet jest szybki, od początku do końca.
Rywali-zaga między nimi jest ostra,
ponaglają się, prześcigają w
doskonałości. Nie rozmawiają między
aktami, tylko jeden raz, podczas tańca,
Nick szepnie jej złośliwie do ucha, że
jej ballottes wymagają dopracowania.
Podnosi ją do góiy, a ona wygina się,
odchyla do tyłu głowę. Trwa w tej
niemal odwróconej do góry nogami
pozycji. Sześć, siedem, osiem
powolnych, wytrzymanych taktów i już
w następnej chwili Ruth jak błyskawica
podrywa się do arabeski. Kiedy długim
skokiem opuści scenę, pozostawiając go
w solowej partii, przyciśnie ręką
brzuch, z trudem łapiąc oddech.
Jeszcze parę razy scena płonęła od jej
ognistego tańca. Kiedy wreszcie
nadszedł finał, stojąc z nim i obejmując
się nawzajem, zdążyła mu szepnąć:
- Nienawidzę cię, Davidov, nawet nie
wiesz, jak bardzo.
- Nienawidź mnie, ile tylko zechcesz -
odparł beznamiętnie pośród
rozbrzmiewających wiwatów i
oklasków. - Bylebyś tańczyła.
- Och, o to się nie martw, jeszcze ci
pokażę - zapewniła go zadyszana i z
uśmiechem na ustach złożyła przed
publicznością głęboki, dworski ukłon.
I tylko dotarł do niej jego chichot, gdy
podniósłszy z podłogi różę i skłaniając
przed nią głowę, wręczał ją Ruth.
- Moje ballottes były bezbłędne -
syknęła przez zęby, kiedy ją całował w
rękę.
- Porozmawiamy o tym podczas
jutrzejszej próby. - Pochylił się przed
nią i jeszcze raz zaprezentował ją
widowni.
- Idź do diabła, Davidov -
powiedziała, uśmiechając się słodko w
podziękowaniu za brawa, którymi ich
obsypywano.
- Po sezonie - zgodził się, odwracając
się w stronę widowni i wykonując
kolejny ukłon.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nick i Ruth byli wywoływani na scenę
jedenaście razy. W godzinę po ostatnim
opadnięciu kurtyny, gdy w garderobie
zrobiło się pusto, Ruth nareszcie mogła
się przebrać. Włożyła długą białą suknię
z wąskimi rękawami i wysokim
kołnierzykiem. Jedyną biżuterię
stanowiły połyskujące, złote długie
kolczyki, które dostała od Lindsay i
Setna na dwudzieste pierwsze urodziny.
Jej oczy błyszczały triumfalnie,
wystarczyło dodać tylko odrobinę różu
na policzki. Włosy zostawiła
rozpuszczone, tak jak nosiła je Carlotta.
- Bardzo ładnie - zauważył Donald,
gdy spotkała się z nim w korytarzu.
Uśmiechnęła się, wiedząc, że ma na
myśli suknię własnego projektu, nie zaś
kobietę, która ją nosi.
Wzięła go pod rękę.
- Podoba ci się? - Popatrzyła na niego,
a twarz jej promieniała. - Wypatrzyłam
ją w jednym z tych tanich odzieżowych
sklepików, gdzie udzielają rabatu.
Za karę uszczypnął ją w brodę, a potem
pocałował.
- Wiem, że się powtarzam, kochanie,
ale byłaś cudowna.
- Och, nie krępuj się, mogę tego
słuchać bez końca. - Śmiejąc się, ruszyła
przodem w stronę wyjścia dla aktorów.
- Marzę o szampanie. O całym morzu
szampana. Mogłabym się nawet dzisiaj
w nim wykąpać.
- Zobaczymy, czy to się da załatwić.
Na zewnątrz czekał na nich samochód.
- Och, Donaldzie - ciągnęła, gdy tylko
usiedli w środku. - Wszystko wypadło
tak dobrze. Wszystko razem. A muzyka?
Była doskonała.
- Ty byłaś doskonała - stwierdził,
włączając się w ruch uliczny na
Manhattanie. - Z twojego powodu
gotowi byli pozrywać dekoracje.
Nie mogąc spokojnie usiedzieć, Ruth
przesunęła się na sam brzeg fotela i
odwróciła do Donalda.
- Gdybym mogła utrwalić na zawsze
jedną chwilę z jakiegoś przedstawienia,
razem ze wszystkimi doznaniami i
emocjami, to właśnie z tego baletu.
Dzisiaj. Z tego premierowego wieczoru.
- Powtórzysz to jutro-odpowiedział.
- Tak, i zrobię to doskonale, wiem.
Ale to nie będzie to samo. - Miała
nadzieję, że ją zrozumie.
- Nawet nie jestem pewna, czy może być
dokładnie tak samo, a nawet czy
powinno.
- Uważam, że możesz się czuć
odrobinę znużo-
na, tańcząc dzień w dzień przez parę
tygodni ten sam taniec.
Zahamował w zatoczce, a Ruth pokiwała
głową. Dlaczego żąda od niego
zrozumienia? - zastanawiała się,
podczas gdy portier pomagał jej
wysiąść. Przy swoich wszystkich
twórczych talentach Donald stąpa
twardo po ziemi. A ona dzisiejszego
wieczoru była gotowa unosić się w
powietrzu i bujać w obłokach.
- To trudno wytłumaczyć. - Pozwoliła
mu się wprowadzić przez wielkie
przeszklone drzwi do hotelowego holu. -
To coś dzieje się z tobą w chwili, gdy
zapalają się światła i rozlegają pierwsze
dźwięki muzyki. To jest coś
specjalnego. Zawsze.
Sala bankietowa jarzyła się od świateł,
było już pełno ludzi. W momencie, kiedy
Ruth stanęła w drzwiach, kamery
zaczęły błyskać i pstrykać. Powitały ją
oklaski.
- Ruth!
Z tłumu z pewnością kobiety, która
dobrze wie, iż ludzie rozstąpią się przed
nią, wyszła Nadine. Była drobna,
proporcjonalnie zbudowana i miała
grację, która zdradzała, iż jest
wyszkoloną tancerką. Zgrabnie
wymodelowane, jasnoblond włosy, cera
gładka i różowa. Za anielską twarzą krył
się jasny i trzeźwy umysł. Dopiero teraz,
gdy przestała być tancerką, Nadine
Rothchild, fundatorka zespołu, na dobre
poświęciła się dla baletu.
Ruth ani się obejrzała, jak wylądowała
w jej objęciach.
- Byłaś piękna - rzekła Nadine, w
której ustach był to najwyższy
komplement. Odsuwając Ruth od siebie,
Nadine przez kilka długich sekund
patrzyła jej prosto w oczy. Taki miała
zwyczaj. - Jeszcze nigdy nie tańczyłaś
tak dobrze jak dzisiaj.
- Dziękuję, Nadine.
- Wiem, że spieszno ci do Lindsay i
Setha. - Poprowadziła Ruth przez salę,
pozwalając Donaldowi iść w ślad za
nimi. - Jestem z ciebie taka dumna
- dodała z przejęciem.
Seth trzymał ręce na ramionach żony i
spoglądając na bratanicę, rzekł:
- Ilekroć oglądam twój występ,
wydaje mi się, że już nigdy nie
zatańczysz lepiej. I zawsze się mylę.
Rozmarzona Ruth roześmiała się i
nadstawiła policzek do pocałunku.
- To była najcudowniejsza rzecz, jaką
kiedykolwiek dane mi było zatańczyć -
stwierdziła, po czym odwróciła się i
ujmując ramię Donalda, dokonała
szybkiej prezentacji.
- Jestem wielką wielbicielką pańskich
kreacji
- wyznała Lindsay, uśmiechając się do
niego. -Ruth świetnie je nosi.
- To moja ulubiona klientka. Jestem
przekonany, że pani bez trudu mogłaby
pójść w jej ślady
- odwzajemnił komplement Donald. -
Ma pani fantastyczną karnację.
- Dziękuję. - Lindsay z łatwością
wychwyciła profesjonalny ton
komplementu, który ją raczej
rozśmieszył, niż jej pochlebił. -
Zasłużyłaś na szampana - powiedziała,
zwracając się do Ruth.
Wypatrywały kelnera, kiedy rozległy się
oklaski, a w drzwiach ukazał się Nick.
Ruth nie musiała się odwracać.
Wiedziała, że to on, bo tylko on mógł
wzbudzić podobny entuzjazm i ogólne
ożywienie.
Był sam, co ją zdumiało. Tam, gdzie był
Davi-dov, zwykle były też kobiety. Ruth
wiedziała, że odszuka ją wzrokiem.
Nick szybko odłączył się od tłumu i
powolnym krokiem, z typową dla
swojego zawodu gracją, doskonale się
kontrolując, szedł ku niej, trzymając w
ręku długą czerwoną różę, którą jej
wręczył. Przyjęła ją, a on ujął jej drugą
rękę i złożył na niej pocałunek. Nie
odezwał się, nie spuścił też z niej oczu,
po czym odwrócił się i odszedł.
Istny cyrk, powiedziała do siebie w
duchu, ale nie oparła się i powąchała
różę. Tylko Davidov potrafił tak
świetnie zaaranżować scenę. Odszukała
wzrokiem Lindsay. Wprawdzie
wyczytała w jej oczach zrozumienie, ale
dostrzegła też niepokój. Omal nie
potrząsnęła głową, chcąc oddalić
jakiekolwiek podejrzenie. Zmusiła się
do promiennego uśmiechu.
- Co z tym szampanem? - zapytała
Ruth dziobała widelcem po talerzu, zbyt
przejęta, by móc patrzeć na jedzenie.
Lepiej nie mogła trafić siedziała przy
stole z Nadine, o której w zespole krążył
żart, że ocenia tancerzy po ich wadze.
Krzywiąc się, Nadine rzuciła okiem na
czekoladowy mus na talerzyku Lindsay.
- Powinnaś się wystrzegać takich
kalorycznych deserów, kochanie.
Śmiejąc się, Lindsay pochyliła się i
pocałowała Nadine.
- Podziwiam twoją konsekwencję,
Nadine. Zwłaszcza w świecie, który jest
tak bardzo nieprzewidywalny.
- Nie da się tańczyć z bitą śmietaną w
biodrach
- zauważyła Nadine, sącząc szampana.
- Raz przyłapała mnie z torebką
ziemniaczanych chipsów - pożaliła się
Ruth. - Przeżyłam wówczas jedną z
najpotworniejszych chwil w życiu. -
Przesłała Nadine uśmiech od ucha do
ucha i włożyła do ust pełną łyżeczkę
musu. - Od tamtego czasu patrzę na nie
ze wstrętem.
- Moi tancerze mają wyglądać jak
tancerze -stwierdziła kategorycznie
Nadine. - Przewaga kości i żadnych
wybrzuszeń. Odpowiednia dieta jest
równie ważna jak codzienna próba.
- Codzienna próba jest równie ważna
jak oddychanie - dokończyła ze
śmiechem Lindsay. - Czy to możliwe, że
od ośmiu lat nie jestem już w zespole,
czy tylko tak mi się zdaje?
- Pozostawiłaś po sobie lukę.
Niełatwo było cię zastąpić.
Nieoczekiwany komplement zaskoczył
Lindsay. Nadine była pragmatyczną,
trzeźwą kobietą, dla której talent jej
tancerzy był czymś absolutnie
normalnym, wręcz gwarantowanym.
Uważała, że muszą być najlepsi, i z
zasady ich nie chwaliła.
- No wiesz, dziękuję ci, Nadine.
- To nie był komplement, ale pretensja
- natychmiast odparowała Nadine. - Za
wcześnie od nas odeszłaś. Mogłaś
jeszcze tańczyć.
- Masz dość młodych talentów,
Nadine. Twój corps de ballet wciąż jest
najlepszy - z uśmiechem zauważyła
Lindsay.
- Oczywiście. Czy wyobrażasz sobie,
ile Julii obejrzałam w moim życiu,
Lindsay?
- Czy to podchwytliwe pytanie? -
uśmiechnęła się Lindsay i zwróciła do
Setha. - Bo jeżeli powiem za dużo,
będzie się skarżyć, że ją postarzam.
Ajak za mało, to że ją obrażam.
- Spróbuj odpowiedzieć „niemało" -
zasugerował Seth, dolewając żonie
wina.
- Dobry pomysł. Niemało - odparła
Lindsay.
- Całkiem prawidłowo. - Nadine
odstawiła kieliszek i położyła rękę na
dłoni Lindsay. Spojrzała na nią
poważnie i jakby z bólem. - Byłaś
najlepsza.
Najlepsza z najlepszych. Płakałam,
kiedy nas opuściłaś.
Lindsay otworzyła usta i natychmiast je
zamknęła, nie mogąc wydobyć z siebie
słowa.
- Przepraszam was na chwilę - rzekła
niemal szeptem, po czym wstała i
pomknęła przed siebie.
Dotarła do wielkich przeszklonych
drzwi wychodzących na półkolisty
balkon. Otworzyła je i wyszła na
zewnątrz. Oparta o balustradę wzięła
głęboki oddech. Niebo było czyste,
gwiaździste, księżyc rozsiewał nad
Manhattanem srebrzyste światło.
Patrzyła, nic nie widząc.
Po tylu latach, po tak długiej przerwie! -
myślała. Dałabym sobie odrąbać rękę,
żeby usłyszeć to od niej dziesięć lat
temu. Poczuła spływającą po policzku
łzę i zamknęła oczy. O Boże, jakże mi
strasznie kiedyś zależało na
dowiedzeniu się tego, co mi przed
chwilą powiedziała. A teraz...
Drgnęła, czując dotyk czyjejś ręki.
Odwróciła się, lądując prosto w
ramionach Nicka. Przez chwilę milczała,
opierając się na nim i wspominając. W
tamtym życiu, w tamtym świecie, do
którego kiedyś należała, była jego Julią.
- Och, Nick - szepnęła. - Jacy my
jesteśmy nieodporni i głupi.
- Głupi? - powtórzył i pocałował ją w
czubek głowy. - Mów za siebie, pticzka.
Davidov nigdy nie jest głupi.
- Zapomniałam - zaśmiała się.
- Raczej zwariowany na twoim
punkcie. - Znowu ją objął i podniósł na
palce, tak że muskali się policzkami.
- Nick, okazuje się, że można z tym nie
mieć do czynienia przez długi czas, być
jak najdalej od tego, a mimo wszystko
tkwić w tym nadal. Masz to nie tylko we
krwi, masz to w ciele, w mięśniach. -
Westchnęła, wysunęła się z jego ramion
i ponownie oparła o balustradę. -
Ilekroć tu powracam, mam wrażenie, że
zaraz zadzwonię do kolegów z zespołu,
że udam się na lekcję. Tego się nie da
wykorzenić.
- Brakuje ci tego, tęsknisz? - zapytał.
- Nie W tym rzecz. - Lindsay ściągnęła
brwi, próbując przełożyć uczucia na
słowa. - To raczej jak odgrzebywanie
wspomnień z lamusa. Szczerze mówiąc,
kiedy jestem w domu, nie myślę o
zespole. Zajmuję się dziećmi i moimi
uczniami. A Seth jest... - Urwała, a na
jej twarzy pojawił się jasny uśmiech. -
Seth jest wszystkim. - Znowu się
odwróciła, patrząc na Nicka i na
sylwetkę miasta. -Czasami, kiedy tu
wracam, żeby popatrzeć na Ruth,
ożywają wspomnienia, a wszystko staje
się takie nierealne.
- I robi ci się smutno?
- Troszeczkę - przyznała. - A
równocześnie jest to miłe uczucie.
Kiedy patrzę wstecz, nie widzę w moim
życiu niczego, co chciałabym zmienić.
Je-stem bardzo szczęśliwa. A Ruth..,-
Ponownie się uśmiechnęła, zapatrzona w
Nowy Jork. - Jestem z niej dumna i taka
przejęta. Ona jest taka dobra. Jest
niewiarygodnie dobra. Czasami dzięki
niej czuję, jakbym znowu była częścią
tego wszystkiego.
- Zawsze jesteś częścią tego, Lindsay.
- Bawił się końcami jej włosów. - Taki
talent jak twój nigdy nie pójdzie w
zapomnienie.
- Och, nie, dość już tych
komplementów na dzisiaj. - Zaśmiała się
drżącym ze wzruszenia głosem.
- To było dobre, gdy zaczynałam.
Bardzo mi pomagało. - Oddychając
głęboko, popatrzyła mu w oczy.
- Wiem, że byłam dobrą tancerką,
Nick. Ciężko na to pracowałam. Cenię
sobie jak skarb lata spędzone w zespole,
balety, w których tańczyłam z tobą. Moja
matka wciąż przechowuje album z
fotografiami i wycinkami, a moje dzieci
pewnego dnia będą go sobie oglądały.
- Ilekroć myślę o tobie i dwójce
twoich podra-stających dzieci, nie
posiadam się ze zdumienia.
- Dlaczego?
- Ponieważ tak dobrze pamiętam ten
pierwszy raz, kiedy cię zobaczyłem.
Byłaś już solistką, kiedy przyszedłem do
zespołu. Oglądałem cię podczas próby
„Śpiącej królewny". Byłaś wróżką
kwiatów i byłaś niezadowolona ze
swoich fouettes.
- I ty to zapamiętałeś?
- Bo moją pierwszą myślą było, jakby
cię zdobyć i zaciągnąć do łóżka. Nie
mogłem ci tego powiedzieć wprost, bo
w tym czasie mój angielski nie był za
dobry.
Lindsay omal się nie zakrztusiła.
- Sądzę, że szybko nadrobiłeś
zaległości. Chociaż, jeśli mnie pamięć
nie myli, nigdy, w żadnym języku, nie
sugerowałeś, żebym z tobą poszła do
łóżka.
- Czy to możliwe? - Patrząc na nią,
przechylił głowę. - Nosiłem się z tym
przez ponad dziesięć lat.
Lindsay odczekała, aż uspokoi się jej
serce. Dochodziły tu śmiechy z sali i
stłumiony warkot samochodów nisko w
dole. Próbowała wczuć się w Lindsay
Dunne sprzed dziesięciu lat. W końcu
dała sobie z tym spokój.
- Kto wie? Może tak jest lepiej.
Nick otoczył ją ramieniem, a ona oparła
się na nim.
- Masz rację. Czasem jest lepiej nie
wiedzieć.
Zamilkli i każde podążyło tropem
własnych
myśli.
- Donald Keyser sprawia miłe
wrażenie - zauważyła półgłosem.
Poczuła, choć trwało to zaledwie
ułamek sekundy, sztywniejące ramię
Nicka.
- Tak.
- Ruth nie jest w nim zakochana, to
widać, ale on też jej nie kocha. Myślę,
że po prostu dobrze się czują w swoim
towarzystwie i są dobrymi kumpla-
mi. - Ponieważ się nie odzywał, Lindsay
przechyliła głowę i popatrzyła na niego.
- Nick?
Bez trudu odczytał jej myśli.
- Ponosi cię wyobraźnia - mruknął.
- Znam ciebie. I znam Ruth.
- Bałbym się ją skrzywdzić.
- Też tak sobie pomyślałam -
przyznała Lindsay. - Ale zaraz potem
przyszło mi do głowy, że to ona może
cię zranić. Trudno jest, kiedy kocha się
was oboje.
Starał się zbagatelizować sprawę;
wzruszył ramieniem, wsunął ręce do
kieszeni i zaczął się przechadzać.
- Tańczymy razem, to wszystko.
- Akurat! - skwitowała Lindsay i nie
bacząc na jego groźną minę,
kontynuowała: - Nie chcę przez to
powiedzieć, że jesteście kochankami,
nic mi też do tego, gdyby tak było. Ale
kiedy się na was patrzy, to jakby iskry
leciały - dokończyła, pomimo że
piorunował ją wzrokiem.
- Więc czego chcesz? - zapytał. - Mam
ci obiecać, że nie zaciągnę jej do łóżka?
- Nie. Nie chodzi mi o obietnice ani
nie zamierzam udzielać ci rad. Myślałam
tylko, że ci pomogę, gdybyś tego
potrzebował.
Szybko złagodniał.
- Ona jest dzieckiem-mruknął.
- Jest kobietą - poprawiła go Lindsay.
- Ruth
ledwo zdążyła być dzieckiem. Kiedy ją
poznałam, była dojrzała pod wieloma
względami.
- Może byłoby bezpieczniej, gdybym
ją uważał za dziecko.
- Posprzeczałeś się z nią!
Roześmiał się i spojrzał Lindsay w
oczy.
- Pticzka, przecież zawsze się kłócę z
moimi partnerkami, czyż nie?
- To prawda - przyznała i postanowiła
na tym poprzestać. Zamiast wywierać na
nim presję, wyciągnęła do niego rękę. -
Sami przecież spieraliśmy się i
prowadziliśmy rozmowy na bardzo
poważne tematy.
- Na najpoważniejsze. - Nick ujął w
obie dłonie jej wyciągniętą rękę. -
Chodź, pozwól, że cię zabiorę do
środka. Powinniśmy wspólnie
świętować dzisiejszy dzień.
- Czy zdążyłam ci powiedzieć, jaki
byłeś dzisiaj wspaniały i jak znakomity
jest twój balet?
- Tylko jeden raz. - Ofiarował jej
swój olśniewający, czarujący uśmiech. -
Stanowczo za mało. Wiesz, jak bardzo
wielkie jest moje ego. - Od uśmiechu aż
mu się zrobiły na policzkach bruzdy.
- No więc powiedz, byłem cudowny?
- Tak cudowny, jak tylko cudowny
potrafi być Davidov - roześmiała się
Lindsay, serdecznie go obejmując.
- Tak, to stosowny komplement -
stwierdził -i nic lepszego nie mogłaś
wymyślić.
Ucałowała go.
- Tak się cieszę, że się nie zmieniłeś.
Odwrócili się oboje, kiedy otworzyły
się drzwi
i stanął w nich Seth.
- No tak, przyłapał nas - stwierdził
Nick, szczerząc zęby i nie wypuszczając
z objęć Lindsay. - Teraz twój architekt
połamie mi obie nogi.
- Błagaj go zatem o litość - poradziła
Lindsay, uśmiechając się do Setha.
- Davidov ma błagać o litość? - Nick
wzniósł oczy do nieba i natychmiast
puścił Lindsay. - Ta kobieta jest szalona.
- Czasami jej się to zdarza - przyznał
Seth - ale ja biorę to pod uwagę. -
Lindsay wzięła męża za rękę. - Ludzie
dopytują się o ciebie - zwrócił się do
Nicka.
- Jak długo się zatrzymacie? - zapytał
Nick, rzucając szybkie spojrzenie w
kierunku sali.
- Tylko na noc - odparł Seth.
- Więc pożegnam się już teraz. -
Wyciągnął rękę do Setha. - Do
swidanja, prijatel. Jest ci czego
zazdrościć. Do swidanja, pticzka.
- Do zobaczenia, Nick.
Patrząc, jak wraca do sali, westchnęła
tęsknie.
- Lepiej się czujesz? - zapytał Seth.
- Jak ty mnie dobrze znasz - rzekła
półgłosem.
- A jak cię kocham! - wyszeptał,
obejmując ją.
- Seth, to był uroczy wieczór.
- Nie żałujesz?
Wiedziała, że ma na myśli jej karierę,
wybór, którego dokonała.
- Nie. Nie żałuję. - Uniosła twarz, a
ich usta się spotkały. Pocałunek był
długi i gorący. Byli siebie złaknieni.
Przyciągając ją do siebie, jęknął z
rozkoszy. Objęła go, wpiła palce w jego
ramiona. Zawsze jest tak jak za
pierwszym razem, pomyślała. Ilekroć
mnie całuje, to jakby to był pierwszy
raz.
- Seth - zamruczała. - Jestem bardzo,
za bardzo zmęczona, żeby zostać na
przyjęciu.
- Hm. - Powędrował ustami w okolice
jej ucha.
- To był długi dzień. Moglibyśmy się
wymknąć do naszego pokoju i trochę
odpocząć.
- Dobry pomysł - odparła. -
Moglibyśmy zamówić butelkę szampana,
żeby wznieść toast za balet.
- Dwuipółlitrową butelkę - postanowił
Seth. -W końcu to był doskonały balet.
- O, tak. Moglibyśmy już nie wracać
na przyjęcie, jak sądzisz?
- Jakie przyjęcie? - zapytał. Wziął ją
pod ramię i przeprowadził obok drzwi. -
Po wschodniej stronie jest jeszcze druga
para drzwi.
Lindsay zaśmiała się.
- Architekci zawsze wszystko wiedzą
najlepiej
- powiedziała prawie szeptem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Już z końcem pierwszego tygodnia było
wiadomo, że „Czerwona róża" odniosła
sukces. Każde przedstawienie szło przy
pełnej sali. Ruth czytała recenzje.
Wiedziała, że jest to punkt zwrotny w jej
karierze. Udzieliła szeregu wywiadów,
koncentrując się na promocji baletu,
zespołu i siebie. Zależało jej, żeby
poświęcać jak najwięcej czasu na pracę
i wykonywać ją jak najlepiej. Wcale nie
było łatwo uporać się z uczuciami, skoro
co wieczór tańczyła z Nickiem.
Ruth mówiła sobie, że to są uczucia
Carlotty; że za bardzo wczuła się w tę
rolę. Zakochać się w Da-vidovie? To
niemożliwe!
Jest zaabsorbowany baletem. Ona
również. Interesują go wyłącznie
przelotne fizyczne kontakty. Ona pragnie
uczuć - głębokich i trwałych. Przykład
własnych rodziców, a także Lindsay i
Setha popsuł ją, a zarazem zniechęcił do
byle jakiego związku. Nick był
wymagający, samolubny i nieznośny -
żadna z tych cech nie kwalifikowała go
w jej oczach na kochanka. Uważał ją za
głupią i romantyczną.
Musiała to sobie przypominać po
każdym przedstawieniu, wtedy bowiem
wrzała w niej krew, a namiętność do
niego rozpalała wnętrzności. Musiała to
sobie przypominać w czasie bezsennych
nocy, kiedy jej umysł był aż zanadto
rozbudzony.
Spotykali się niemal wyłącznie na
scenie, więc gdy stawali ze sobą twarzą
w twarz, pokusa wejścia w role, które
odtwarzali, była przemożna. Ilekroć
Ruth czuła, że jest bliska utraty
tożsamości Carlotty i że z trudem
dystansuje się w stosunku do Nicka,
przywoływała na pamięć wszystkie jego
najgorsze wady. Miała swoje życiowe
plany, zarówno zawodowe, jak i
osobiste. Wiedziała, że Nick jest
jedynym mężczyzną, który może jej w
tym przeszkodzić.
Uważała się za osobę samowystarczalną
i niezależną. Nic dziwnego, skoro nie
miała normalnego domu i wiodła
nietypowe życie, bez utrwalonych
nawyków i niezbędnego poczucia
stabilności w dzieciństwie. Nie miała
stałych towarzyszy zabaw dziecięcych,
nauczyła się nie przywiązywać do
domów, które wynajmowali rodzice,
ponieważ nigdy w nich długo nie
pozostawali. Jej mieszkanie w Nowym
Jorku było pierwszym miejscem, do
którego świadomie się przywiązała.
Było jej własne
- kupione za pieniądze, które zarobiła,
wypełnione przedmiotami, które były
dla niej ważne. Mieszkała
tutaj od roku i już się przekonała, że
świetnie sobie sama radzi. Wierzyła w
siebie - jako kobieta i jako tancerka.
Fakt, że Nick -jedyny na świecie -
potrafi podkopać jej wiarę w siebie,
doprowadzał ją do białej gorączki.
Na płaszczyźnie zawodowej mógł ją
sprowokować, i wówczas dawała z
siebie wszystko, jak również - doborem
słów albo wyrazem twarzy -
onieśmielić, wręcz sparaliżować.
Również prywatnie potrafił w niej
wyzwolić najróżniejsze emocje.
Dziewczęce zadurzenia miała dawno za
sobą. Od lat jej namiętności i pasje
koncentrowały się wokół tańca.
Mężczyźni, z którymi się umawiała, byli
towarzyszami, przyjaciółmi. Nick był
premier dan-seur, nauczycielem Ruth i
partnerem w zawodzie. Aż dziwne, że
jej uczucia do niego zmieniły się
i pogłębiły tak szybko.
Być może, zastanawiała się, byłoby
prościej zakochać się w kimś zupełnie
obcym, niż poczuć nagle pociąg do
mężczyzny, którego znała i z którym
pracowała od lat.
Gdyby tylko chodziło o popęd fizyczny,
dałaby sobie z tym radę. Ale w grę
wchodziło zaangażowanie emocjonalne,
i to ją niepokoiło. Jej uczucia do Nicka
były złożone i głębokie. Podziwiała go,
była nim zafascynowana, doprowadzał
ją do szału i ufała mu bezgranicznie -
jeśli chodzi o taniec.
Prywatnie, o czym dobrze wiedziała,
mógłby ją
stłamsić i zniszczyć - samą swoją
osobowością. Nie odpowiadała jej rola
ofiary. Bała się, że miłość oznacza
zależność, a to z kolei prowadzi do
utraty kontroli.
- Daleko odpłynęłaś?
Ruth odwróciła się błyskawicznie i w
drzwiach garderoby zobaczyła Francie.
- Och, całe mile stąd - przyznała,
przyłapana na rozmyślaniach o Nicku. -
Wejdź i siadaj.
Ruth zaczęła sczesywać włosy do tyłu,
żeby je ująć w koński ogon.
- Mmm - zaczęła dyplomatycznie. -
Najdłuższe są piątki. Już na samą myśl o
dwóch występach w ciągu jednego dnia
czuję skurcze w nogach.
- Siedem wywołań przed kurtynę na
poranku to nie w kij dmuchał. - Francie
przycupnęła na pierwszym z brzegu
krzesełku. - Biedny Nick udziela
właśnie kolejnego wywiadu, tym razem
reporterowi z „New Trends".
Ruth skwitowała to półuśmieszkiem.
- Będzie niebywale czarujący, a jego
akcent coraz bardziej dziwaczny.
- Spasibo, czyli dziękuję -
powiedziała Francie.
- Jedno z nielicznych znanych mi
rosyjskich słów.
- Gdzieś się nauczyła?
- Och, trochę tego wkułam, sądząc, że
oczaruję tym Nicka. Ale to było parę lat
temu. - Uśmiechając się szeroko,
Francie wyjęła z kieszeni gumę
do żucia. - Ale nic nie wskórałam. Śmiał
się i od czasu do czasu głaskał mnie po
głowie. A ja, naiwna, liczyłam na
orkiestrę cygańską i na szał namiętności.
Nick wydaje się zawsze zajęty, jeśli
wiesz, co mam na myśli.
- Tak. Nie wiedziałam, że interesujesz
się Nickiem w taki sposób.
- Kochana. - Francie spojrzała z
politowaniem na Ruth i uśmiechnęła się.
- A która kobieta powyżej dwunastu lat
by się nim nie zainteresowała? A poza
tym wszyscy wiemy, że jestem
nienasycona w tej dziedzinie. -
Roześmiała się
i wyciągnęła ramiona do sufitu. - Lubię
mężczyzn, i nie walczę z tym. - Opuściła
ręce na kolana. - Właśnie skończyłam
poważny związek z dermatologiem.
- Och. Tak mi przykro!
- Niech ci nie będzie przykro.
Mieliśmy doskonały ubaw. Zastanawiam
się właśnie nad nowym poważnym
związkiem z aktorem, którego poznałam
w zeszłym tygodniu. To Price Reynolds
z „A New Breed". - Ponieważ Ruth nie
zareagowała, Francie uściśliła: -
Mydlana opera.
- Nie widziałam.
- Jest wysoki, barczysty i
ciemnowłosy, i ma senne spojrzenie.
Może będzie tym właściwym.
- Dlaczego tak uważasz?
- Pocą mi się dłonie. - Widząc
zdumienie na twarzy Ruth, roześmiała
się. - Kiedy to prawda. Ale z tobą ten
numer by nie przeszedł. Nie
zadowoliłaby cię świadomość, że to
może być ten właściwy mężczyzna.
Musiałabyś wiedzieć, że nim jest. W tym
roku byłam już dwa razy zakochana. W
zeszłym co najmniej cztery albo nawet
pięć. A ty ile razy byłaś zakochana?
- Ja, prawdę mówiąc... - Nigdy,
uświadomiła sobie Ruth. Ani razu.
- Nie łam się. Nie byłaś zakochana,
ponieważ znasz tylko jedno znaczenie
tego słowa. Gdy to nastąpi, rozpoznasz
to bezbłędnie. - Francie uśmiechnęła się
przyjaźnie. -I dlatego czujesz się
bezpieczna. Nie to co ja! Wiesz, czego
chcesz, czego pragniesz. Nie idziesz na
łatwiznę.
- Ty nie czujesz się bezpieczna? Boże,
nigdy bym nie przypuszczała.
- Potrzebuję kogoś, kto będzie mi
mówił, że jestem ładna, zdolna, kochana.
A tobie to niepotrzebne. - Złapała
oddech. - Gdy byłyśmy w corps,
wiedziałaś, że w nim nie zostaniesz. Nie
miałaś cienia wątpliwości. - Francie
ponownie się uśmiechnęła. - Nikt w to
nie wątpił. A gdy spotkasz mężczyznę,
który będzie dla ciebie znaczyć tyle co
taniec, będziesz mieć wszystko.
Ruth posmutniała.
- Ale taki mężczyzna musiałby czuć to
samo co ja.
-Zawsze istnieje jakieś ryzyko. To tak
jak z naciągniętym mięśniem. - Tym
razem Francie uśmiechnęła się od ucha
do ucha. - Boli jak cholera, ale nie
przestajesz tańczyć. Widać, że jeszcze
sobie nie naciągnęłaś mięśnia.
- Masz dar do wynajdywania analogii.
- Filozofuję tylko z pustym żołądkiem -
odparła Francie. - Zjesz lunch?
- Nie mogę. Umówiłam się z
Donaldem. - Ruth zerknęła na zegarek. -I
już jestem spóźniona.
- Baw się dobrze. George porywa
mnie po wieczornym przedstawieniu.
Będziesz mogła rzucić na niego okiem.
- George?
- George Middemeyer. - Wychodząc,
Francie uśmiechnęła się szeroko przez
ramię. - To właśnie doktor Price
Reynolds. Jest neurochirurgiem, jego
małżeństwo się rozpada i ma
wyrozumiałą kochankę, która
prawdopodobnie jest w ciąży.
Oczywiście to dzieje się w filmie.
Obejrzyj sobie jutro.
To mówiąc, wyszła. Ruth roześmiała się
i chwyciła torebkę.
Bar, w którym miała się spotkać z
Donaldem, znajdował się dwie
przecznice dalej. Musiała się spieszyć.
Była spóźniona dziesięć minut, a Donald
na pewno przyjdzie punktualnie.
Intensywne, ostre zapachy peklowanej
wołowiny
i koszernych marynat powitały ją od
progu. Ponieważ minęła już pora lunchu,
w barze nie było tłoku. Zasiedziało się
tylko parę osób. Dwóch starszych
panów przy odległym stoliku grało przy
resztkach lunchu w szachy.
Ponad ich głowami wypatrzyła Donalda.
Siedział tyłem do sali i palił. Lekko,
pewnym krokiem przeszła między
rzędami malutkich stolików.
- Przepraszam za spóźnienie,
Donaldzie. - Pochyliła się, żeby go
pocałować na dzień dobry. -Coś już
zamówiłeś?
- Nie. - Strzasnął popiół z papierosa. -
Czekałem na ciebie.
Wyczuła, że coś jest nie tak. Jednak
znając Donalda, wolała się nie
dopytywać. Jeśli ma jej coś do
powiedzenia, zrobi to w swoim czasie.
Rozejrzała się wokół, a stojący za
kontuarem pękaty mężczyzna w białym
fartuchu poczłapał w ich kierunku.
- Co podać?
- Sałatkę owocową i herbatę, proszę -
odpowiedziała Ruth, uśmiechając się do
niego.
- Pstrąga i kawę - zamówił Donald,
nie patrząc w jego stronę.
Pękaty mężczyzna, zanim poczłapał z
powrotem, wydał ledwo słyszalny
dźwięk, przypominający parsknięcie.
Uśmiechając się szeroko, Ruth
odprowadziła go wzrokiem.
- Byłeś tu kiedyś w porze lunchu? -
zapytała Donalda. - Istny dom wariatów.
Szef bierze na ten czas chłopca do
pomocy, ale co z tego, skoro obaj
ruszają się w tym samym tempie?
Adagio.
- Rzadko jadam w podobnych
miejscach - zaznaczył Donald,
zaciągając się ostatni raz, zanim zgniótł
papierosa w popielniczce.
Ruth znowu wyczuła jakiś podtekst, ale
nadal czekała.
- Na nic lepszego nie znalazłabym
dzisiaj czasu, Donaldzie. Ty też musisz
mieć zwariowany dzień i pewnie
uwijasz się jak w ukropie, żeby zdążyć z
pokazem i wieczornym przyjęciem. -
Powiesiła torebkę na oparciu krzesła, po
czym, podparłszy się łokciami, pochyliła
się do przodu. - Jak idzie? W porządku?
- Chyba tak. Oczywiście, jak zawsze
wszystko na ostatnią chwilę. Parę
pokłutych w pośpiechu osób.
Gwałtowne sprzeczki między moim
głównym krojczym i główną szwaczką.
Normalka.
- Ale ten pokaz jest dla ciebie dość
ważny, nieprawda? - Przechyliła na bok
głowę, zdziwiona bezosobowym,
prawie obojętnych tonem jego głosu.
- Tak, jest ważny. - Przykuł ją
wzrokiem. - Dlatego chciałbym, żebyś
tam ze mną była.
Ruth wytrzymała jego spojrzenie,
milknąc, gdy z pewną typową dla tego
miejsca nonszalancją stawiano przed
nimi jedzenie.
Niespiesznie podniosła łyżeczkę, lecz
nie tknęła swojej sałatki.
- Wiesz, dlaczego nie mogę,
Donaldzie. Już
o tym rozmawialiśmy.
Wsypał do kawy kopiastą łyżkę cukru.
- Wiem również, że masz dublerkę.
Mogłabyś opuścić jedno przedstawienie.
- Dublerka jest na wyjątkowe sytuacje.
Nie mogę wziąć wolnego wieczoru,
dlatego że chcę pójść na randkę.
- Ale tu nie chodzi o kino ani o pizzę -
odparował.
- Wiem, Donaldzie. Przyszłabym,
gdybym mogła.
- Nie zgodzę się, żebyś była nieobecna
na otwarciu wieczoru.
- Zagrywasz nieczysto. - Ruth
odstawiła filiżankę. Patrząc na chłodny,
stanowczy wyraz jego twarz, wiedziała,
że już podjął decyzję. - Gdybyś ty miał
pokaz, który by kolidował z moim
występem, nie zrezygnowałbyś z niego,
a ja nie oczekiwałabym tego od ciebie.
- Po prostu brak ci dobrej woli.
Ruth pomyślała o przyjęciach, w których
uczestniczyła, i o obowiązkach, które
spełniała, ponieważ na to nalegał.
- Daję ci to, co mogę, Donaldzie.
Kiedy zaczęliśmy się spotykać,
wiedziałeś, co jest dla mnie
najważniejsze.
Donald przestał mieszać kawę i odłożył
łyżeczkę na stół.
- To nie wystarczy - powiedział tak
zimnym tonem, że Ruth poczuła skurcz w
brzuchu. - Chcę, żebyś dzisiaj ze mną
była.
- Czy to ultimatum?
- Tak.
- Przykro mi, Donaldzie.- powiedziała
cicho, ale nie przepraszająco. - Nie
mogę.
- Powiedz raczej, że nie chcesz -
odrzekł.
- Nazwij to, jak wolisz - rzekła
znużonym głosem.
- Zaproszę więc na dzisiejszy wieczór
Germaine.
Ruth popatrzyła na niego. Jego wybór
świadczył
o pewnej przewrotności. Jego
największa konkurentka może się okazać
bardziej pomocna niż jakaś tam
tancerka.
- Ostatnio zapraszałem ją kilka razy -
wyjaśnił.
- Kiedy byłaś zajęta.
- Rozumiem - odpowiedziała
dyplomatycznie, chociaż jego słowa
zabolały ją.
- W ostatnim czasie coraz bardziej
koncentrujesz się na sobie. Liczy się
tylko twój balet. W twoim życiu nie ma
miejsca dla mnie, nie ma miejsca dla
żadnego mężczyzny. Bronisz się przed
tym. Jesteś skażona egoizmem, Ruth.
Lekcja za lekcją, a między tym próby i
występy. Pochłania cię taniec, na niczym
innym ci nie zależy.
Początkowo była wstrząśnięta jego
słowami, a potem zdruzgotana. Sięgnęła
za siebie po torebkę, ale Donald
chwycił ją za ramię.
- Jeszcze nie skończyłem. -
Przytrzymał ją. -
Stoisz godzinami przed tymi lustrami i
co tam widzisz? Ciało, które czeka, aż
choreograf mu powie, co ma robić. Czy
zdarza ci się wykonać jakiś
spontaniczny, samodzielny ruch? Czy
zdarza się, że odczuwasz coś, co nie
zostało zaprogramowane? Z czym
zostajesz, kiedy kończy się taniec?
- Proszę cię. - Zagryzała z całej siły
wargi, żeby powstrzymać łzy, ale na
próżno. - Dość tego.
Spojrzał na nią, jakby ją dopiero
zobaczył. Na sekundę wstrzymał oddech,
puścił jej ramię.
- A niech to, Ruth, przepraszam.
- Nie. - Jak oszalała potrząsnęła
głową, odsunęła się z krzesłem i
poderwała. - Ani słowa więcej.
- Błyskawicznie wybiegła za drzwi.
Parne letnie powietrze uderzyło ją jak
obuchem. Przez chwilę, oszołomiona,
rozglądała się na wszystkie strony,
zanim skręciła w kierunku studia.
W dzikim pędzie minęła morze obcych
ludzi. Przytyki Donalda wycelowane
były w najczulszy punkt - dotknęły ją do
żywego. Czy rzeczywiście stała się
automatem? Pustym ciałem, kierowanym
poleceniami choreografów i muzyków?
Czy tak postrzegają ją ludzie z zewnątrz
- jak balerinę na pozytywce, kręcącą
piruety, dopóki rozbrzmiewa muzyka?
Zastanawiała się, ile było prawdy w
jego wypowiedzianych w złości
słowach.
Kiedy znalazła się w środku, zamknęła
drzwi garderoby i oparła się o nie.
Trzęsła się od stóp do głów. Kilka uwag
Donalda pozbawiło ją cech ludzkich.
Podeszła do lustra i zapaliła wszystkie
światła. Surowym, badawczym
wzrokiem uważnie analizowała swoją
twarz.
Czy poświęcenie się ukochanemu
tańcowi uczyniło z niej egoistkę, istotę
jednowymiarową? Czy rzeczywiście
niezdolna jest do głębszych uczuć, do
stałego związku?
Ruth przycisnęła dłonie do policzków.
Skóra była delikatna, gładka, a zapach
jej rąk kobiecy. A ona sama? Zobaczyła
przerażenie w oczach. W którym miejscu
kończy się tancerka, a zaczyna kobieta?
Wzdrygnęła się i odwróciła od
własnego odbicia.
Zbyt wiele luster, olśniło ją nagle. W jej
życiu było zbyt wiele luster, straciła
orientację, co naprawdę
odzwierciedlają. Jaka będzie za dziesięć
lat, gdy stanie w obliczu zmierzchu
kariery? Czy pozostaną jej tylko
wspomnienia i wycinki prasowe?
Zamykając oczy, zmusiła się do kilku
głębokich oddechów. Nie ma czasu na
wałkowanie problemu. Spróbuje
zastanowić się nad wszystkim po
przedstawieniu.
Teraz postanowiła zjeść lunch. Zeszła na
dół do kantyny, zamówiła jabłko i
herbatę. Panująca tu niemal rodzinna
atmosfera podniosła ją trochę na duchu.
Narzekano na nadwerężone mięśnie,
niemożliwe do zatańczenia kombinacje
choreograficzne, węża w kieszeni
Nadine i na podejrzany stan rury na
piątym piętrze. Gdy wracała do
garderoby, czuła się już znacznie
pewniej.
~ Ruth!
Z ręką na gałce drzwi odwróciła się
przez ramię.
- Cześć, Leah. - Na widok eleganckiej
blond tancerki wykrzesała z siebie
odrobinę entuzjazmu.
- Masz wspaniałe recenzje.
Gdy tylko Ruth otworzyła drzwi,
nieproszona Leah wpakowała się do
garderoby. Masz ci los, przecież ta
dziewczyna tylko miesza i judzi! Czy nie
dość kłopotów jak na jeden dzień? -
zafrasowała się Ruth.
- Pochwały dotyczą całego baletu -
zauważyła, siadając na krześle przed
toaletką, podczas gdy Leah rozsiadła się
w fotelu. - Ale w tym chyba nie
znajdziesz recenzji o balecie -
powiedziała, spoglądając na brukową
prasę w ręku Leah.
- Nigdy nie wiadomo, z czym mogą
nagle wyskoczyć. - Uśmiechnęła się do
Ruth, a następnie zaczęła kartkować
gazetę. — Na przykład widziałam tu
wzmiankę o twoim przyjacielu. Zaraz,
gdzie to było?
- Urwała, przelatując wzrokiem artykuł.
- O, jest. Donald Keyser - zaczęła
cytować - czołowy projektant,
widywany ostatnio w towarzystwie
swojej głównej rywalki w zawodzie,
Germaine Jones. Wtajemniczeni mówią,
że jego zainteresowanie baletem
wyraźnie zmalało. - Leah podniosła
wzrok, układając usta we współczujący
uśmieszek. - Jakie to świnie ci
mężczyźni, no nie?
Ruth wykazała maksymalne opanowanie.
- Pewnie.
- A zostać zmieszanym z błotem przez
taką prasę! Czy to nie poniżające?
Ruth nagle się wyprostowała.
Poczerwieniały jej policzki.
- Mnie też obsmarowano -
powiedziała ze spokojem graniczącym z
determinacją - a wcale się tym nie
przejmuję.
- Ale on był tak cholernie przystojny -
skomentowała Leah, skrupulatnie
składając gazetę. -Oczywiście, wkrótce
pojawi się ktoś inny.
- Czyżbym ci nie mówiła o
Teksańczyku? -Ruth zadziwiła samą
siebie, ale nieruchomy, tępy, a następnie
zaciekawiony wyraz twarzy Leah skłonił
ją do kontynuowania mistyfikacji.
- Teksańczyk? Co za Teksańczyk?
- Och, staramy się z tym nie afiszować.
- Ruth zręcznie improwizowała. - Nie
może ujawniać nazwiska, zwłaszcza w
prasie, dopóki nie dostanie rozwodu. W
grę wchodzą wielkie pieniądze, a jego
druga żona, jak się domyślasz, nie
ułatwia mu sprawy. - Ruth zdobyła się
na niespieszny, porozumiewawczy
uśmiech. - Nie uwierzyłabyś, ile go to
kosztuje. Zostawił jej willę na południu
Włoch, ale ona chce jeszcze zatrzymać
jego kolekcję dzieł sztuki. A chodzi nie
byle o co, bo o francuskich
impresjonistów!
- Rozumiem. - Laeh zmrużyła oczy, aż
stały się wąskie jak szparki u czającego
się do skoku drapieżnika. - No, no, że
też udało ci się utrzymać to wszystko w
tajemnicy!
- Jestem jak sfinks.
- Będziesz musiała uważać, żeby Nick
za wiele nie odkrył - ostrzegła ją Leah,
przeciągając koniuszkiem języka wzdłuż
górnej wargi. - On naprawdę nie znosi
dziennikarskich brudów. A teraz, kiedy
finalizuje rozmowy na temat tego
wielkiego programu w telewizji
kablowej, będzie szczególnie ostrożny.
- Programu? - powtórzyła jak echo
Ruth.
- To ty nic nie wiesz? - Leah znowu
wyglądała na zadowoloną. -
Zaprezentują oczywiście cały zespół,
zwracając szczególną uwagę na
głównych tancerzy. Oczywiście, ja
tańczę Aurorę, może w weselnej scenie.
Podejrzewam, że Nick zechce pokazać
pas de deux z „Korsarza" i naturalnie
jakiś fragment z „Czerwonej róży".
Jeszcze sobie nie wybrał partnerek. -
Celowo zrobiła przerwę i uśmiechnęła
się. - Mamy bite dwie godziny
transmisji. Nick jest niesłychanie
przejęty, chciałby je jak najlepiej
wypełnić. - Patrząc na Ruth, przechyliła
głowę. -Dziwne, że ci o tym nie
wspomniał. Może uważa, że po
napięciach ostatnich tygodni nie
będziesz w formie.
Leah zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Nie przejmuj się, kochanie, za parę dni
ogłosi skład. Jestem pewna, że znajdzie
coś dla ciebie.
- Rzuciła gazetę na fotel. - Więc na razie
tańcz najlepiej, jak umiesz! -
powiedziała i wyszła, spokojnie
zamykając za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Przez kilka długich minut Ruth siedziała
bez ruchu i wpatrywała się w zamknięte
drzwi. Skąd Leah może wiedzieć o tak
niesłychanie ważnym przedsięwzięciu,
gdy tymczasem ona sama jest ciemna jak
tabaka w rogu? Chyba że Nick zamierza
ją wykluczyć...
Mają swoje osobiste problemy, to
prawda, ale od strony zawodowej...
Rzeczywiście, powiedziała mu, że po
tym balecie nigdy już z nim nie zatańczy.
Pamiętała własne słowa,
wypowiedziane świadomie w tamtej
sytuacji. Ale czy to oznacza, że już
nikomu nie będzie partnerować? Czyżby
Nick był aż tak mściwy?
Ruth wiedziała, że jest dobrą tancerką.
Czy Nick mógłby ją odsunąć od występu
z przyczyn osobistych? Odgrażała się,
owszem. Zamknęła oczy i starała się
zapanować nad sobą. Zbierało się jej na
wymioty.
Od tamtego wieczoru prawie się do niej
nie odzywał. Czy w taki właśnie sposób,
ponieważ stwierdziła, iż nie chce ani nie
potrzebuje go jako partnera, chce ją
ukarać? Czy pozwoli, żeby kto inny
tańczył Carlottę?
Nawet myśl o tym była nie do
zniesienia. Niejednokrotnie mówiła
sobie, że takie przywiązanie się do roli
jest czystym wariactwem. Jest wiele
innych kobiet mogących się wcielić w
Carlottę; po prostu ona była tą pierwszą.
Ale przecież, o czym dobrze wiedziała,
odcisnęła swe piętno w wykreowaniu
tej roli, w nie mniejszym stopniu niż
Nick. Włożyła w to swoją duszę.
Kiedy otworzyła oczy, wzrok jej padł na
pozostawiony na fotelu egzemplarz
„Keyhole". Leah dopięła swego!
Chciała ją dobić przed
przedstawieniem, i chyba jej się udało.
Tym bardziej że jeszcze brzmiały jej w
uszach pretensje Donalda. Teraz doszła
obawa, że po wygaśnięciu angażu do
„Czerwonej róży" Nick pozbędzie się
jej z zespołu.
Na chwilę zakryła rękami twarz,
starając się to wszystko oddalić od
siebie. Czeka ją występ, którego nic nie
może zakłócić. Jest tancerką.
Przynajmniej tego jej nie odbiorą.
Niecałą godzinę później wyszła z
garderoby, by zrobić rozgrzewkę za
kulisami. Wciąż roztrzęsiona,
próbowała zmobilizować całą zdolność
koncentracji na odtwarzanej roli.
W innej sytuacji zostawiłaby Ruth
Bannion za sobą, w garderobie. Ale nie
tym razem. Dzisiaj trudno jej będzie
oddać żywiołową ufność i werwę
Carlotty.
Automatycznie rozluźniła mięśnie,
starając się zablokować na słowa
Donalda i Leah, które z uporem
wdzierały się w jej myśli. Dźwięki
dostrajającej się orkiestry przywołały ją
do rzeczywistości.
Wszystko było nie tak - kostium,
oświetlenie, zawodzenie skrzypiec. Było
jej zimno, czuła się odrętwiała.
Zapomniała, od czego ma zacząć
występ, jakie ruchy wykonuje na
początku.
Z garderoby wyszedł Nick. Odszukał ją
wzrokiem. Był to nawyk, którego nie
mógł się pozbyć i który go złościł.
Denerwowała go nawet najmniejsza
oznaka własnej słabości, a Ruth Bannion
stawała się jego słabością. Poza sceną
była chłodna jak jesień, zaś na scenie
gorąca jak lato. Ta huśtawka emocji
zżerała mu nerwy, a przecież nie mógł
sobie na to pozwolić.
Niełatwo sobie radzić z pragnieniem,
którego temperatura nie maleje,
zwłaszcza gdy na co dzień Ruth
okazywała mu obojętność, po czym, gdy
znajdowali się na scenie, prowokowała
go i podniecała, kusząc swoim ciałem.
Przy żadnej kobiecie nie przeżywał tylu
wzlotów i upadków naraz.
Choć nie widział jej twarzy, dostrzegł
jej napięte plecy. Jakby jej ciało wołało
o pomoc.
- Ruth.
Na dźwięk jego głosu ramiona jej
zesztywniały.
Powoli, starając się zachować naturalny
wyraz twarzy, odwróciła się ku niemu.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nic. - Miała nadzieję, że nie
zauważy sztuczności jej głosu. Nie
cofnęła się, gdy ujął ją za podbródek i
uważnie badał jej twarz. Pod makijażem
jej skóra była blada, oczy pociemniałe i
pełne nieszczęścia.
- Jesteś chora? - Gdyby posłyszała
troskę w jego głosie, zemdlałaby z
wrażenia.
-Nie.
- Więc się otrząśnij. Zaraz wychodzisz
na scenę. Jeżeli się pokłóciłaś ze swoim
przyjacielem, łzy odłóż na potem.
Usłyszał, jak gwałtownie wciąga
powietrze, zobaczył, jak w jej oczach
pojawia się hardy wyraz.
- Zatańczę, nie martw się. Nikt, kogo
wyznaczyłeś na moje miejsce, nigdy nie
zatańczy tej roli lepiej ode mnie.
- O czym ty mówisz? - Nick zmrużył
oczy i zacisnął palce na jej ramieniu.
- Daj spokój. - Szarpnęła się i
wyrwała. - Jestem już dostatecznie
zdołowana, więc mi nie dokładaj.
Gdy jeszcze w ostatniej chwili głos jej
się załamał, sklęła samą siebie i
podeszła do kulisy, by zaczekać na swój
sygnał. Wzięła długie, wyrównujące
oddechy i, maksymalnie jak mogła,
zmusiła się, by przestać myśleć.
Taniec otwierający balet nie wypadł jej
najlepiej. Stojąc znowu za kulisami,
pocieszała się tym, że jedynie
najwytrawniejsze oko dopatrzy się
usterek. Pod względem technicznym jej
ruchy były bez zarzutu, ale przecież
doskonale wiedziała, że tancerz musi
dać z siebie więcej niż może ciało. Po
prostu dzisiaj jej umysł i serce nie
podążały za nią. Niemożność dania z
siebie wszystkiego wstrząsnęła nią
bardziej, niż przypuszczała.
Wyszła po raz drugi i już po chwili
tańczyła razem z Nickiem.
- Włóż w to odrobinę życia - zażądał
cicho, kiedy kręciła podwójny piruet.
Podniósł ją do arabeski.
- Tańczysz jak robot.
- Chyba tego właśnie chcesz - syknęła.
Jete, jete, arabesque i powrót w jego
ramiona.
- Złość się, wściekaj -szepnął,
podnosząc ją znowu. - Nienawidź mnie,
ale myśl o mnie. O mnie.
Trudno było myśleć o czymś lub o kimś
innym. Wystarczyło spojrzeć na wyraz
jego oczu. Nerwy Rum były napięte do
granic wytrzymałości. Nie panowała nad
emocjami. Przestraszyła się, że może
jest chora. Jeszcze nigdy nie modliła się
w duchu, by dotrwać do końca
przedstawienia. Rozsadzało jej głowę,
walczyła ze słabością. Kiedy kurtyna
opadła, Ruth dosłownie zawisła na
Nicku.
- Powiedziałaś, że nic ci nie jest. -
Przytrzymywał ją za ramiona. - Dasz
radę wyjść do publiczności?
- Tak. Oczywiście. - Próbowała
wydostać się z jego uścisku. Udaremnił
jej wysiłki, po czym, gdy popatrzyła na
niego, dając do zrozumienia, że jego
zachowanie nie ma sensu, puścił ją i
wziął za rękę.
Ciężka kurtyna tłumiła oklaski. Nick
skinął głową i technicy podnieśli
zasłonę. Rozległy się ogłuszające
brawa. Dla Ruth hałas był nie do
zniesienia. Kłaniała się, podtrzymywana
świadomością, że ten najdłuższy dzień
wreszcie dobiega końca.
- Wystarczy - wydał krótką komendę
Nick, kiedy z drugiej strony kurtyny
rozległa się seria kolejnych braw.
Zaczął prowadzić Ruth w stronę lewej
kulisy.
- Nick. - Zdezorientowana, chciała
zaprotestować, albowiem jej garderoba
mieściła się po przeciwnej stronie.
- Panna Bannion jest chora - rzucił
kierownikowi sceny, gdy go w
pośpiechu mijali. - Wraca do domu.
Nikogo dzisiaj nie przyjmie.
- Nick, ja tak nie mogę -
zaprotestowała. - Muszę się przebrać.
- Później. - Siłą wepchnął ją do
windy. - Poje-dziemy na górę, do
mojego gabinetu. - Wcisnął guzik i
drzwi się zamknęły. - Musimy
porozmawiać.
- Nie mogę. - Czuła narastającą
panikę. - Nie chcę.
- Na razie się uspokój. Cała się
trzęsiesz.
Ponieważ wiedziała, że z nim nie wygra,
poddała się i gdy opuścili windę,
pozwoliła mu się prowadzić. Na piętrze
panował mrok, nie było tu żywej duszy.
Bezbłędnie zlokalizował drzwi swojego
gabinetu. Popchnął ją do środka, zapalił
światła, po czym, zamykając drzwi,
przekręcił zamek.
- Siadaj - rzucił zwięźle, podchodząc do
niskiej, dekoracyjnej szafki, która
służyła za barek.
Ruth rzadko tutaj bywała. Gabinet
ukazywał inny aspekt Nicolaia
Davidova - tancerza i choreografa. Tu
była jego kwatera dowodzenia. Stąd
pertraktował i zdobywał fundusze
niezbędne na utrzymanie zespołu. Bez
trudu mogła sobie wyobrazić, jak siedzi
za potężnym, dębowym starym biurkiem
i roztaczając wdzięk, wyczarowuje
dolary od sponsorów. Czyż nie słyszała
na własne uszy uwagi Nadine, że Nick
jest równie cenny dla zespołu za
biurkiem, jak na scenie?
Wdzięk. Charyzma. Ten szczodry,
serdeczny uśmiech, któremu nie można
się oprzeć i powiedzieć „nie". Tak, to
jest wrodzony talent, podobnie jak talent
do podwójnych obrotów w powietrzu. A
także styl. Czym bowiem byłby talent
pozbawiony stylu? Davidov ma jedno i
drugie w nadmiarze.
Rozejrzała się po imponującym
gabinecie, z zabytkowymi, gustownymi
meblami i głębokimi, skórzanymi
fotelami. Ile tysięcy dolarów rozpoczęło
swą podróż z tego pomieszczenia?
Wyjęte z wyłożonych jedwabiem
kieszeni poszły na rekwizyty, kostiumy,
oświetlenie. Ile elegancki wielbiciel
baletu zapłacił za jej kostium, który ma
w tej chwili na sobie?
- Powiedziałem: siadaj.
Krótkie polecenie Nicka przerwało tok
jej myśli. Odwróciła się, ale nie zdążyła
powiedzieć słowa, gdy siłą posadził ją
na sofie. I znowu wiedziała, że z nim nie
wygra. Ani się obejrzała, jak wetknął jej
do ręki kieliszek wypełniony w jednej
czwartej brandy.
- Pij - rozkazał i wrócił do barku, żeby
nalać sobie, następnie usiadł obok niej i
patrzył. Uniesieniem brwi ponowił
rozkaz. Ruth posłusznie umoczyła usta w
trunku.
Trwał tak, nie spuszczając z niej oczu, a
wokół panowała niczym niezmącona
cisza. Ruth wypiła kolejny łyczek,
koncentrując całą uwagę na rysie w
drewnie jego biurka.
- No więc mów - padła komenda.
- Nie mam nic do powiedzenia.
- Ruth, wiesz, że czasami jestem
cierpliwym człowiekiem. Ale nie tym
razem.
- Cieszę się, że mnie oświeciłeś. -
Ruth dopiła brandy, po czym odstawiła
kieliszek. - W każdym razie, dziękuję za
drinka. - Jeszcze nie zaczęła się
podnosić, kiedy stalowymi palcami
chwycił ją za nadgarstek.
- Nie igraj z losem - ostrzegł ją
delikatnie i nie puszczał, sącząc
jednocześnie drinka. - Odpowiedz.
Teraz.
- Może mogłabym najpierw o coś
zapytać? -Starała się zachować
swobodny ton głosu, ale zdradzał ją
bijący pod jego palcami szybki i
nierówny puls.
- Co się z tobą dzisiaj dzieje?
- Wysiadłam trochę.
- Dlaczego?
- Mam podły nastrój. Czasami mi się
to zdarza.
- Bez skutku próbowała uwolnić rękę.
Łatwość, z jaką jej to uniemożliwił, była
ze wszech miar irytująca. - Czy już nie
mam prawa do prywatności? - zapytała.
- Do żadnych osobistych przeżyć?
- Masz, pod warunkiem, że nie
kolidują z twoją pracą.
- Nie mogę tańczyć jak automat. -
Zapiekły żal i złość, nad którymi starała
się panować, dały o sobie znać.
Błyszczały jej oczy. - Nie jestem tylko
samym ciałem, które tańczy, kiedy ktoś
zagra. Och, wypuść mnie stąd! - Jeszcze
raz szarpnęła rękę.
- Nie chcę z tobą rozmawiać.
Jakby tego nie słysząc, odstawił
kieliszek.
- Kto ci to wszystko nakładł do
głowy? - Wziął ją za ramiona i na
wypadek, gdyby chciała się odwrócić,
przytrzymał twarzą do siebie. - Twój
projektant?
Chociaż potrząsnęła przecząco głową,
zdradził ją wyraz twarzy.
Nick rzucił cicho rosyjskie
przekleństwo. Jeszcze mocniej ścisnął
jej ramiona.
- Popatrz na mnie - wycedził. - Czy nie
masz dość własnego rozumu, żeby
odróżnić mądrość od bzdury?
- Powiedział, że jestem pozbawiona
uczuć -wyrzuciła z siebie,
powstrzymując łzy, od których zachrypł
jej głos, a wzrok zaszedł mgłą. - Że
moje życie, moje emocje złożyłam na
ołtarzu baletu, bez którego... - Urwała i
potrząsnęła głową.
- Co on może wiedzieć? - obruszył się
Nick.
- Nie jest tancerzem. Skąd może
wiedzieć, co my czujemy? Czy wie, na
czym polega różnica między skokiem a
wybiciem? - Tu padło kolejne, krótkie,
lecz dosadne przekleństwo. - Jest
zazdrosny. Chce cię usidlić.
- Chce więcej, niż mogę mu dać ~
sprostowała Ruth. -I ma do tego prawo.
Mnie naprawdę na nim zależy, ale... -
Obiema rękami odgarnęła włosy z
twarzy.
- Nie kochasz go - dokończył Nick.
- Nie. Nie kocham. Może po prostu nie
jestem zdolna do tego rodzaju uczuć.
Może on ma rację, a ja...
- Przestań! - Potrząsnął nią znowu,
mocniej niż przedtem. Podrywając się
na równe nogi, mrucząc coś po rosyjsku,
wielkimi krokami zaczął przemierzać
pokój. - Tylko ktoś głupi może uwierzyć
w podobne rzeczy. Czy dlatego, że nie
kochasz tego mężczyzny, pozwalasz
sobie wmawiać, że nie jesteś
prawdziwą kobietą? - Mruknął coś z
niesmakiem
i zwrócił się w jej stronę. - Co się z
tobą dzieje? Gdzie twój duch? Twój
temperament? Gdybyś ode mnie
usłyszała coś podobnego, walczyłabyś,
protestowała, nie godząc się z tym!
Ruth przycisnęła palcami skronie i
jeszcze raz próbowała wszystko
przemyśleć.
- Ale ty byś mi nigdy czegoś takiego
nie powiedział.
- Nie - padła spokojna odpowiedź.
Podszedł do niej. - Nie, ponieważ cię
znam i rozumiem, co w tobie tkwi. W
nas wszystkich zresztą. - Ujął jej rękę i
splótł z nią palce. - Ty żyjesz w swoim
świe-cie, a twój projektant w swoim.
Gdyby między wami była miłość,
potrafiłabyś żyć w jednym i drugim.
Ruth chwilę milczała, analizując to, co
usłyszała.
- Chciałabym - rzekła półgłosem. -
Przynajmniej spróbowałabym, ale...
- Nie. Żadnych ale. One mnie męczą. -
Opadł z powrotem na sofę. - Więc
toczysz bój ze swoim projektantem, a on
wygaduje bzdury. Czy to dostateczny
powód, żebyś była taka blada i słaba?
- A jak mam się czuć, wiedząc, że
mam już następczynię? - warknęła Ruth.
- Mam się nie przejmować, gdy na
godzinę przed podniesieniem kurtyny
ktoś mi macha przed nosem
egzemplarzem „Keyhole", rozpisującym
się o jego nowym związku?
- „Keyhole"? - Nick skrzywił się,
gubiąc wątek. - Co to takiego
„Keyhole"? Ach, - przypomniał sobie,
zanim Ruth go uświadomiła. - Ta
idiotyczna gazeta z okropnymi
zdjęciami?
- Idiotyczna gazeta spekuluje, dlaczego
Donald Keyser stracił zainteresowanie
dla baletu.
- Aha. I on ci to przyniósł do
garderoby?
- Nie, nie on... - Ruth urwała,
zaalarmowana groźnym wzrokiem
Nicka, który z sekundy na sekundę
stawał się coraz bardziej złowrogi. -
Zresztą to nieważne; jestem głupia, że
tak tym się dałam zdołować.
- Zaczekaj. - Ten rozkaz aż ją zmroził.
- Kto to taki? - Teraz dostała gęsiej
skórki. - Kto ci przyniósł gazetę przed
występem?
- Nick, ja naprawdę...
- Zadałem ci pytanie. - Podniósł się z
miejsca.
- To karygodne, żeby członek zespołu
celowo wyprowadzał z równowagi inną
osobę tuż przed występem. Nie pozwolę
na to.
- I tak ci nie powiem. Nie, nie powiem
- powtórzyła kategorycznie, widząc
zapalające się w jego oczach złe ogniki.
- Sama powinnam z tym sobie poradzić.
I tak zrobię w przyszłości. W każdym
razie był ktoś jeszcze poza Donaldem,
kto mnie dzisiaj dobił.
Ruth nie chodziło o to, by za wszelką
cenę chronić Leah, nie chciała tylko
nikogo narażać na niekontrolowany
wybuch złości Davidova. Wiedziała, że
potrafi być brutalny.
- Kto?
- Nie powiem ci. Nie mogę. Po prostu
nie mogę
- rzekła półgłosem, patrząc na niego
niemal błagalnym wzrokiem. - Jest coś
znacznie ważniejszego, co musimy
ustalić.
Niemal znieruchomiał. Kontrolował się,
jego twarz prawie nic nie wyrażała.
Cokolwiek myślał, zachował to dla
siebie. Czuła, że się wycofuje.
- Co takiego? - odezwał się w końcu, a
serce Ruth zaczęło walić jak szalone.
- Chyba najpierw wypiję jeszcze jedną
brandy
- zdobyła się na odwagę.
Czekała, że może będzie zły, że odmówi
zniecierpliwionym tonem, tymczasem po
chwili wahania sięgnął po oba kieliszki
i podszedł z nimi do baru. W pokoju
było cicho jak makiem zasiał. Wzięła
kieliszek, który jej podał, i wypiła
łyczek. Nabrała dużo powietrza w płuca.
- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z
zespołu? Kieliszek Nicka zatrzymał się
w drodze do jego
ust.
- Coś ty powiedziała?
Tym razem zapytała bardziej
stanowczym tonem:
- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z
zespołu?
- Czy wyglądam na idiotę? -
odpowiedział pytaniem na pytanie.
Jego głos brzmiał tak naturalnie i
rozbrajająco, że uśmiechnęła się.
- Nie, Davidov.
- Choroszo. Dobrze, że choć raz się
zgadzamy.
- Machnął ręką ze złością. - A skoro, jak
ustaliliśmy, nie jestem idiotą, dlaczego
miałbym zwalniać z zespołu moją
najświetniejszą balerinę?
Ruth osłupiała.
- Nigdy mi tego wcześniej nie
mówiłeś - wyszeptała.
- Czego?
Niewiarygodne! I on jeszcze o to pyta?
- Odkąd sięgam pamięcią, chciałam
tańczyć -zaczęła, tłumiąc nerwowy
śmiech, po którym przyszła kolej na łzy.
- Przez te wszystkie lata wyciskałam z
siebie siódme poty, pracowałam ponad
siły. Robiłam to dla siebie, dla tańca i
dla ciebie. I nie usłyszałam od ciebie ani
jednego takiego słowa jak dzisiaj. -
Westchnęła. - Po takim dniu, po tym
nieudanym występie, stoisz tu sobie i jak
gdyby nic mówisz, że jestem
najświetniejszą baleriną, jaką masz! -
Otarła łzy. - Tylko ty, Nikolai, mogłeś
wybrać taką chwilę.
Choć nie słyszała, kiedy do niej
podszedł, nie zdziwiła się, gdy jego ręce
spoczęły na jej ramionach.
- Jeżeli nie powiedziałem tego
wcześniej, to błąd. Ale przecież wiesz,
że na ogół nie przykładam większego
znaczenia do słów.
Dotknął palcami jej włosów, patrząc,
jak błyszczą w świetle.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie
puszczę cię.
Serce Ruth na chwilę zamarło. Po czym,
nagle,
jakby gdzieś uderzył piorun, zaczęło jej
huczeć w uszach. Przecież mówimy o
zespole, uprzytomniła sobie. Wyłącznie
o tańcu. Odwróciła się.
- Zastąpisz mnie kimś w Carlotcie w
nagraniu dla telewizji?
- Dla telewizji? - powtórzył. Wytężał
umysł, co mu się od czasu do czasu
zdarzało, gdy chciał sformułować myśl
w poprawnej angielszczyźnie. -Chodzi
ci o kablówkę? - Odczytując odpowiedź
w jej oczach, kontynuował: - Ależ to
jeszcze nie jest sfinalizowane, jak więc
bym mógł... ? - Zatrzymał się. - A więc
to to miałaś na myśli tuż przed
występem. I, jak sądzę, wiadomość
pochodzi od tej samej osoby, która ci
podrzuciła „Doorknob"?
- „Keyhole" - poprawiła, ale on tylko
zaklął. Domyśliła się, że był to jakiś
szczególnie szkaradny rosyjski zwrot.
- To jest niedopuszczalne. Nie
pozwolę, żeby moi tancerze dokuczali
sobie i podgryzali jeden drugiego! A
teraz słuchaj: o tym, jakie mam plany i
kogo zamierzam obsadzić, ja sam
zadecyduję! Jeżeli wybiorę ciebie do
Carlotty, będziesz Carlottą.
- Powiedziałam, że nie zatańczę już z
tobą - zaczęła Ruth.-Ale...
- Mało mnie obchodzi, co
powiedziałaś - warknął. - Jeżeli
powiem, że masz ze mną tańczyć, to
zatańczysz. Nie masz tu nic do gadania.
- Chyba mam prawo decydować o
własnym życiu - warknęła, równie
wściekła jak on.
- Możesz odejść albo zostać, to
prawda - przyznał. - Ale jeśli
zostaniesz, będziesz robić to, co ja ci
powiem.
- Jeszcze mi nic nie powiedziałeś -
przypomniała mu. - Dowiaduję się o
twoich wielkich planach na niecałą
godzinę przed podniesieniem kurtyny.
Od tygodni ze mną nie rozmawiasz.
- Bo nie miałem ci nic do
powiedzenia. Nie mam czasu, by gadać
po próżnicy.
- Jesteś arogancką, obrzydliwą świnią!
Daję z siebie wszystko w tym balecie.
Dla ciebie wypruwam z siebie flaki.
Jeśli więc sądzisz, że poddam się bez
walki, że pozwolę, aby kto inny
zatańczył tę rolę, to bardzo się mylisz.
Po prostu jesteś głupi!
I mało mnie obchodzi, czy to będzie
dwuminutowe pas de deux, czy cały
balet. On jest mój! To jest mój balet!
- Tak sądzisz, malutka? - Ton jego
głosu był zwodniczo łagodny.
- Nie sądzę, tylko wiem - odwarknęła.
- I nie nazywaj mnie malutką. Jestem
kobietą, a Carlotta jest moja, dopóki nie
przestanę jej tańczyć. - Złapała trochę
powietrza i ciągnęła: - Będę tu jeszcze
długo tańczyć, nawet gdy ty już
przestaniesz być księciem Stefanem.
- Jesteś tego pewna? - Delikatnie ujął
ręką jej szyję, lekko ją ściskając. Gest
ten uciszył nieco jej
złość. - Czyżbyś zapomniała, miłaja, kto
jest autorem baletu? Kto ułożył
choreografię i kto cię obsadził w roli
Carlotty?
- Nie. A ty nie zapominaj, kto ją
tańczy!
- Masz śliczną, smukłą szyję-
powiedział szeptem. Dotykał jej palcami
i pieścił. - Nie prowokuj mnie, bo
jeszcze ci ją złamię.
- Jestem zbyt wściekła, żebyś mógł
mnie przestraszyć, Davidov. Chcę
usłyszeć jasną odpowiedź; Zatańczę
Carlottę w telewizyjnym programie czy
nie?
Wędrował wzrokiem po jej
rozwścieczonej twarzy.
- Dowiesz się w swoim czasie.
Jeszcze prawie przez tydzień tańczysz tę
rolę na scenie. O dalszych planach
porozmawiamy później. - Kiedy ze
złości prychnęła, uniósł tylko brew. -
Masz teraz dodatkową motywację. Może
mi oddasz w tańcu serce i duszę!
- Że też ty zawsze potrafisz się
wykpić! - Zaczęła się odwracać, ale ją
zatrzymał.
Powoli, jakby z pewnym namysłem,
pochylił się, a jego usta znalazły się
tylko o kilka centymetrów od jej ust. Po
długiej, zapierającej dech w piersi
chwili zbliżył się do nich jeszcze
bardziej. Słyszał, jak wciąga powietrze.
Czuł pod ręką jej szybko bijący puls, ale
nie wpił się w nią i nie wywierał presji.
Pieszczotliwie wodził koniuszkiem
języka po jej wargach, aż się rozchyliły i
zaprosiły go do środka. Wcześniej nie
całował jej z taką uwagą i tęskną
czułością. A czy takiej czułości można
się oprzeć? Wcześniej pocałunkowi
towarzyszyły podniecenie i żar, a także
odrobina strachu. Teraz czuła jedynie
beztroską przyjemność.
Skubnął zębami jej dolną wargę,
zatrzymując się na krawędzi bólu, po
czym zamiast zębów posłużył się
językiem. Poczuł silny zapach
scenicznego makijażu, a także potu
zmieszanego ze smakiem brandy.
Bezsilna i jakby w stanie nieważkości
Ruth pozwoliła opaść głowie do tyłu,
zapraszając i jednocześnie wystawiając
Nicka na pokusę.
Długo trwali w tym pocałunku, kiedy
nagle zaczaj ją od siebie odsuwać.
Otworzyła ociężałe powieki i popatrzyła
na niego. Wyczytał w jej oczach, że jest
jego. Wystarczyło tylko opuścić ją na
sofę albo pociągnąć na podłogę. Byli
sami, ona zaś była gotowa i pragnąca.
Mógłby ją nadal smakować, spijać tę
błogą, nieskażoną słodycz, która go
podniecała.
- Malutka - powiedział szeptem,
zdejmując rękę z jej szyi, żeby ją
pogłaskać po policzku. - Jadłaś coś
dzisiaj?
- Jadłam? - powtórzyła bezmyślnie.
- Tak, pytam o jedzenie. - W jego
głosie zabrzmiała nutka
zniecierpliwienia. - Co dzisiaj jadłaś? -
wyartykułował.
- Ja... - W głowie miała kompletną
pustkę. -Nie wiem...
- A kiedy ostatnio jadłaś stek?
- Stek? - Rum przeciągnęła ręką po
włosach.
- Przed laty - stwierdziła, śmiejąc się
nerwowo.
- Chodź, musisz zjeść coś solidnego. -
Wyciągnął rękę. - Zabieram cię na
kolację.
- Nick, ja nic z tego nie rozumiem. -
Zdezorientowana, udała, że nie widzi
jego wyciągniętej ręki, aż ujął jej obie
dłonie i pociągnął w stronę drzwi.
- Masz pięć minut na przebranie się.
- Nick. - Będąc przy drzwiach,
zatrzymała się jeszcze i popatrzyła
uważnie na niego. - Czy kiedykolwiek
cię zrozumiem?
Na to pytanie tylko uniósł i opuścił
brwi.
- Jestem Davidov - oświadczył i
uśmiechnął się szeroko. - Czy to nie
wystarczy?
Zaśmiała się nerwowo.
- Aż nadto - odrzekła. - Aż nadto...
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kolacja z Davidovem była przyjemna,
choć niewiele wyjaśniła. Patrząc
wstecz, Ruth doszła do wniosku, że w
ogóle nie rozmawiali o balecie. Po
szaleńczej jeździe taksówką przez
miasto, która najwyraźniej sprawiła mu
radość, Nick odprowadził ją do
drzwiami jej mieszkania, pocałował w
pośpiechu, choć namiętnie, i zostawił.
Spała do rana jak zabita i obudziła się
dopiero na dzwonek budzika.
Emocjonalna huśtawka i obfite jedzenie
okazały się doskonałym środkiem
nasennym.
Dzień toczył się jak zwykle. Choć nie
mogła doczekać się odpowiedzi na
dręczące ją pytania, na tyle znała Nicka,
by wiedzieć, że szybko nie zaspokoi jej
ciekawości. Im bardziej będzie na niego
naciskać, tym mniej wskóra.
Gdy zaprogramowany na dwa tygodnie
cykl przedstawień „Czerwonej róży"
dobiegł końca, Ruth musiała się uporać z
uczuciem zawieszenia w próżni, które
następowało po okresie intensywnej
pracy i skończonym angażu. Znała ten
stan, wiedziała również, że przez jakiś
czas, dopóki Nick
nie wyznaczy jej innej roli, nie będzie
sobie mogła znaleźć miejsca.
Po ostatnim przedstawieniu, żegnając się
z kostiumem Carlotty, Ruth czuła się tak,
jakby utraciła jakąś część samej siebie.
Nie miała ochoty na przyjęcie z
udziałem całego zespołu, choć
wiedziała, że wypadałoby się tam choć
na chwilę pokazać.
Towarzystwo będzie hałaśliwe,
pomyślała. Żadnego szampana, podjęła
szybką decyzję, usuwając makijaż.
Tylko duża szklanka mleka i cała
torebka kruchych ciasteczek, wyłącznie
dla mnie. Najwyżej podzielę się z
Niżyńskim. Wciągnęła dżinsy. Żadnego
użalania się nad sobą, wyłącznie
obżarstwo!
- Proszę! - zawołała, słysząc pukanie
do drzwi. Akurat wciągała podkoszulek,
gdy Francie wsunęła głowę do środka.
- Dlaczego się ukrywasz? - zapytała. -
Towarzystwo jest już przy szampanie.
- Zamierzam się wymknąć - odparła
Ruth, łapiąc torebkę.
- Och, nie, nie rób tego. - Francie była
jeszcze w kostiumie i w scenicznym
makijażu. Odęła wargi. - Chcę, żebyś
poznała mojego neurochirurga.
- Dzisiaj nie mogę. - Ruth posiała
przyjaciółce szeroki uśmiech i mrugnęła
porozumiewawczo. -Mam bardzo
poważne plany.
- Oho! - Francie ze zrozumieniem
przeciągnęła słowo. - Dlaczego go nie
przyprowadzisz?
- Nie dzielę się z nikim -
odpowiedziała jej
Ruth. Westchnęła przeciągle, jakby
myślami była już daleko stąd. - Jest mój
i tylko mój.
- No, no! - Zdumienie Francie nie
miało granic. -Jaki on jest?
- Znakomity. - Ruth nie mogła się
doczekać, kiedy znajdzie się za
drzwiami. -Absolutnie znakomity.
- Widziałam go? - zawołała Francie,
na co Ruth tylko się zaśmiała i wypadła
za drzwi.
Dwie godziny później siedziała w fotelu
u siebie w salonie. Niżyński rozciągnął
się jak długi u jej stóp, brzuchem do
góry, przednie łapy ułożone jak do
walki, gotowe zadać lewy sierpowy.
Ziewnęła. Wyświetlany w telewizji
stary film nie przyciągnął jej uwagi.
Mimo wszystko była zadowolona, że
wymknęła się z przyjęcia. Nie czułaby
się tam dobrze. Tłok, śmiechy i stale te
same żarty, jak zawsze w zgranej grupie,
jeszcze by ją tylko dobiły, podczas gdy
odrobina samotności podniosła ją na
duchu. Pomyślała, że skorzysta z
wolnego czasu i jutro kupi sobie coś
bezużytecznego. Poszpera w
antykwariatach i może kupi nożyczki do
przycinania upalonego knota świecy
albo jakieś stare pudełeczko.
Zamknęła oczy i przeciągnęła się
zmysłowo. A może warto by urwać się
na parę dni i zobaczyć z Lindsay i z
Sethem? Skrzywiła się, gdy jej myśli
pobiegły ku Nickowi.
Jego spokojny, delikatny pocałunek
rozbroił ją do reszty. Przez ostatnie dni
starała się nie myśleć
o nim, koncentrując się na sprawach
zawodowych. Mówiąc szczerze, nie
poszła na przyjęcie z jego powodu.
Chciała go. I choćby nie wiedzieć ile
razy w ciągu ostatnich dni i tygodni
odpędzała od siebie tę myśl, nie
zmieniło to w niczym faktu, że go
pragnie. Ależ tak - pragnie go jeszcze
bardziej! Z tym pragnieniem i tęsknotą
jeszcze jakoś sobie radziła, natomiast
wszelkie poważniejsze myśli
powodowały zamęt w jej głowie.
- Jestem zanadto zmęczona, żeby o tym
myśleć
- powiedziała do kompletnie nie
zainteresowanego jej przeżyciami
Niżyńskiego. - Idę do łóżka.
Kiedy nie drgnął i nie okazał cienia
zainteresowanie jej pomysłem, przeszła
nad nim, by wyłączyć telewizor.
Zostawiając okruszki ciasteczek na rano,
w drodze do sypialni pogasiła wszystkie
światła.
Nick wpatrywał się w ciemne okna
mieszkania Ruth. Jest pierwsza w nocy,
więc na pewno śpi. Gdybym miał trochę
oleju w głowie, też bym spał, zgromił
siebie.
Wsunął ręce do kieszeni i zaczął iść.
Nie masz tu nic do roboty, Davidov,
mruknął pod nosem. Sam wiesz
najlepiej. Dająca się we znaki chłodna
noc przypominała o prawdziwym
początku jesieni. Chroniąc się, wtulił
głowę w ramiona. Przychodząc tutaj,
robi z siebie idiotę. Co też, idąc do niej
i mijając kolejne przecznice, powtarzał
sobie niezliczoną ilość razy.
Gdyby była na przyjęciu, mógłby choć
na nią popatrzeć... O Boże, pomyślał z
desperacją, przecież już dawno minął
czas, gdy wystarczało mu samo
patrzenie. Najgorsze były noce, kiedy
bywał bliski szaleństwa, a żadna inna
kobieta nie mogła mu jej zastąpić.
Pragnął Ruth.
He to już trwa? - zapytywał siebie, nie
zwracając uwagi na mijające go w
zawrotnym tempie policyjne wozy i
wyjące syreny. Miesiąc, rok? Pięć łat?
Czy już wtedy, w studiu Lindsay, kiedy
po raz pierwszy zobaczył Ruth przy
drążku? Przecież już wtedy skręcał się z
pożądania. Dobry Boże, miała wówczas
zaledwie siedemnaście lat!
Skąd mógł wiedzieć, że kiedy ją
pocałuje, zasmakuje w niej bez reszty?
Albo że ona zareaguje tak na niego?
Jakby tylko na niego czekała! Skąd mógł
wiedzieć, że widok tego drobnego
szczupłego ciała będzie go
prześladować w dzień i w noc?
Nawet gdy z nią tańczył, myśl, by ją
posiąść, stopić się z nią, nie dawała mu
spokoju, aż doszedł do wniosku, że
chyba oszaleje. Zaczął się oddalać.
Zatrzymał się, odwrócił. Boże, jakże jej
pragnie! Teraz, zaraz. W tę noc.
Dobijanie się w drzwi poderwało ją i
sprawiło, że usiadła na łóżku jak
automat. Co jej się śniło? Nick?
Potrząsnęła głową, żeby oprzytomnieć.
Właśnie wyciągała rękę po budzik,
kiedy walenie zaczęło się od nowa.
Spuściła nogi z łóżka i sięgnęła po
szlafrok.
- Już idę! - zawołała, spiesząc się tym
bardziej, im głośniej i natarczywiej
stukano. Narzucając po drodze szlafrok,
przebiegła przez pogrążone w mroku
mieszkanie. - Na miłość boską, sąsiedzi
się pobudzą! - Zerknęła przez judasza,
zamrugała z niedowierzania i jeszcze raz
zerknęła. Zaczęła niezdarnie zdejmować
łańcuch, gdy Nick znowu zastukał.
Kiedy otworzyła drzwi, popatrzyli na
siebie zdumionym wzrokiem. Była
zdezorientowana śladami gniewu w jego
oczach. Splątana masa jej włosów
spadała na narzucony w pośpiechu
szlafrok. Miała zaróżowione od snu
policzki i ciężkie powieki. Nick postąpił
krok naprzód, wiedząc, że wkracza na
zakazany teren.
- Chcę ciebie.
Wystarczyły te dwa proste słowa,
wypowiedziane spokojnie, choć
szorstko, by serce Ruth zamarło na
chwilę. Zanim się zorientowała, co robi,
wyciągnęła ku niemu ramiona.
Przywarli do siebie ciałami, ustami.
Pożądanie było przemożne, a pocałunek
żarliwy - długi, desperacki. Jego
granicząca z szaleństwem dzikość
porwała Ruth. Poczuła, jak ręka Nicka
chwyta jej włosy i w jakiejś furii
odciąga jej głowę do tyłu. Oderwał
wargi, po to tylko, by sięgnąć głębiej.
Była
w tym szczypta brutalności, tak jakby
jednym pocałunkiem chciał zaspokoić
wszystkie pragnienia.
- Chcę ciebie. Boże, aż za bardzo!
Ruth tak kurczowo uchwyciła się jego
swetra, że zabolały ją palce.
- Nie może być za bardzo - wyszeptała
i wciągnęła go do środka.
Zamknęła drzwi i odwróciła się ku
niemu. Z przejęcia zaschło jej w gardle;
Dostrzegła jego rozterkę i próbę
zapanowania nad sobą. Nie tego od
niego chciała! Nie dzisiaj! Chciała, by
go poniosło. Jakże silna i jednocześnie
obezwładniająca była jej potrzeba
poczucia na sobie jego dotyku. Powoli,
nie w pełni świadoma swoich reakcji,
Ruth podniosła rękę, by zsunąć z ramion
szlafrok. Gdy upadł bezgłośnie na
podłogę, stanęła przed Nickiem naga.
- Kochaj mnie -powiedziała
półgłosem.
Nie mógł się jej oprzeć. Usłyszała tylko
jego głuchy jęk, kiedy wziął ją w
ramiona. Usta miał gorące, a dłonie
szorstkie i zaborcze. Czuła, jak bardzo
jej pożąda.
Posuwając się w kierunku sypialni, Ruth
zdarła z niego sweter. Gdzieś w
korytarzu ściągnęła mu go przez głowę i
rzuciła na podłogę.
Gdy znaleźli się w drzwiach sypialni,
niezdarnie szarpała zamek jego dżinsów.
Gdy wsunęła palce pod pasek, poczuła,
jak wciąga brzuch i usłyszała chrapliwe,
stłumione rosyjskie słowa, gdy kąsał jej
ramię. Miał szczupłe biodra i gorącą
skórę. Kiedy go dotykała, wpił palce w
jej plecy.
- Mileńkaja - powiedział, śmiejąc się
gardłowym głosem; - Pozwól mi zdjąć
buty.
- Nie mogę. - Nie było czasu.
Pożądanie było silniejsze. Już i tak
długo czekała. - Połóż się ze mną. -
Pociągnęła go w stronę łóżka. - Weź
mnie teraz, Nick. Oszaleję, jeśli tego nie
zrobisz.
Po chwili Nick leżał na niej. Słyszała,
jak gwałtownie bije mu serce, jaki ma
nierówny oddech. Dotarło do niej
również, że wchodząc w nią, drży.
Przejęła inicjatywę. Jej ciało znało
swoje potrzeby, choć mózg nie ogarniał
tego ogromu wrażeń. To czuła się silna,
to słaba i wyczerpana. Nick leżał na niej
z twarzą w jej włosach.
- Słodki Boże, Ruth - szepnął, ciężko
oddychając. -Nietknięta. Nietknięta, a ja
cię biorę jak zwierzę! - Zsunął się z niej,
chwytając się za włosy. Kiedy usiadł,
Ruth widziała tylko zarys jego piersi i
ramion, a także błysk jego oczu. -
Powinienem mieć więcej oleju w
głowie. To niewybaczalne; Musiało cię
boleć.
- Nie. - Czuła się zamroczona i
oszołomiona, ale nie było w tym bólu. -
Nie.
- Źle się stało.
- Chcesz powiedzieć, że żałujesz tego?
- Tak, na Boga!
Choć ją mocno zranił tą odpowiedzią,
spokojnie zapytała:
- Dlaczego?
- To chyba oczywiste, prawda? -
Wstał. - Przychodzę tutaj w środku nocy
i zaciągam cię do łóżka, nie okazując
najmniejszego... - zawahał się, szukając
słowa.
- Zaciągasz mnie do łóżka? -
powtórzyła Ruth.
- I oczywiście, ja nie mam z tym nic
wspólnego, nic do powiedzenia! -
Uklękła na pościeli i odrzuciła do tyłu
włosy. Dostrzegł błysk gniewu w jej
oczach. - Ty zarozumiały ośle! Kto kogo
zaciągnął do łóżka? Wyjaśnijmy sobie
pewne fakty, Davidov. To ja
otworzyłam drzwi, ja powiedziałam ci,
czego pragnę, ja cię rozebrałam. Więc
nie zachowuj się tak, jakbyś to wszystko
sam wymyślił. Jeśli żałujesz, że
kochałeś się ze mną, to zabieraj się stąd
i znikaj. - Grzmiała tak, że nawet nie
zdążył otworzyć ust. - Ale nie zasłaniaj
się tym, że byłam dziewicą. Byłam
dziewicą, ponieważ tak chciałam. I sama
wybrałam czas, żeby to zmienić. To ja
ciebie uwiodłam, a nie ty mnie! -
zakończyła rozgorączkowana i wściekła.
- No, ładnie mnie załatwiłaś - odezwał
się po dłuższej chwili.
Parsknęła śmiechem. Była zła i zraniona,
i nadal dygotała.
- Skończmy już z tym.
Znowu podszedł do łóżka, dotknął jej
włosów. Bywają sytuacje, pomyślał,
kiedy łatwiej mówić po
rosyjsku. W rodzinnym języku potrafiłby
precyzyjniej wyrazić to, co czuje.
- Ruth, czasami, gdy jestem wytrącony
z równowagi, nie wyrażam się dość
jasno. - Przerwał na chwilę, szukając
odpowiednich słów. - Nie żałuję, że
kochałem się z tobą, bo pragnąłem tego
od bardzo dawna. Żałuję tylko i jest mi
przykro, że twoje pierwsze
doświadczenie w miłości pozbawione
było romantyzmu. - Ujął w dłonie jej
twarz i podniósł ją, by widzieć jej oczy.
- W taki sposób nie wprowadza się
niewinnej osoby w tajniki rozkoszy,
które kobieta i mężczyzna mogą razem
przeżywać.
Patrzyła na niego uważnie. Teraz, gdy
jej wzrok przyzwyczaił się do
ciemności, widziała wyraźniej. Jego
twarz była blada, ale oczy żywe i
zapalczywe. Poczuła powracające miłe
ciepło. Uśmiechnęła się.
- Jest jakiś inny sposób? - zapytała
przewrotnie.
Wodził palcem wzdłuż krawędzi jej
policzków, podbródka.
- Bardzo wiele.
- Sądzę, że winien mi jesteś to
pokazać. - Objęła go za szyję. - Teraz.
-Ruth...
- Teraz - powtórzyła i wpiła się w
jego usta.
Wydał dźwięk podobny do jęku i
ponownie zatopił się w jej smaku.
Odwlekał pocałunek, podniecając ją
wargami, zębami, językiem. Ruth
poczuła znowu, jak krew zaczyna w niej
szybko krążyć. Delikatnie ujął w dłonie
jej piersi. Były małe, twarde i gładkie.
Ich czubeczki były naprężone, a on
leciutko je muskał, aż usłyszał jej
przyspieszony oddech.
Szeptał jej do ucha słowa, które dla niej
nic nie znaczyły. Ale ich brzmienie i
jego nierówny, ciepły oddech
obezwładniały. Wsunął rękę pod jej
plecy, podtrzymując ją, gdy klękała na
łóżku. Drżała już, ale on nadal tylko
podniecał ją wargami - czekając, wciąż
czekając. Powoli, z niespotykaną uwagą
i czułością, zaczął rozniecać w niej
ogień. Odkrył jej najwrażliwsze miejsce
- po wewnętrznej stronie ud. Powracał
tam po wielekroć. Gdy popieścił trójkąt
między jej nogami, jej ciałem wstrząsnął
dreszcz i mocniej przycisnęła jego rękę.
A po chwili pogrążyli się w pocałunku.
Jej oddech był niczym krzyk. Kiedy ją
przygniótł swoim ciężarem, jęknęła i
wypowiedziała jego imię.
- To jeszcze nic, miłaja - wyszeptał,
delektując się zapachem i smakiem jej
szyi. - Czeka nas jeszcze dużo, dużo
więcej.
Kiedy pieścił jej pierś, na przemian
traciła oddech i jęczała. Mocniej
przycisnęła go do siebie, nieświadoma
pobudzającego rytmu, w jakim jej ciało
poruszało się pod nim. Sięgnął wargami
po jej drugą pierś, tym razem porażając
ją od stóp do głów. Wołała go,
nieświadoma mczego, pogrążona w
cudownych, nieznanych doznaniach.
Wędrował ustami coraz niżej i niżej, a
jego dłonie nadal dotykały jej piersi,
jeszcze ciągle gorących i wilgotnych od
jego warg. Prowadził ją, kierował, jak
niegdyś prowadził w takt muzyki,
ustalając tempo ich prywatnego pas de
deux. I znów był twórcą, a ona tancerką,
poruszającą się zgodnie z jego wizją.
Była pojętną uczennicą. Oddaną i
podporządkowaną mu bez reszty.
Otworzyła się na niego, a gdy w nią
wszedł, łakomie sięgnął po jej usta.
Poruszał się w niej powoli, nie
zważając na własne, trudne do
opanowania potrzeby. Brał ją tak, jakby
przed sobą miał całe życie delektowania
się tą najwyższą rozkoszą. Trwali tak
złączeni, aż oboje byli bliscy
szaleństwa. Wówczas poprowadził ich
na sam szczyt.
Wyczerpana, cudownie obolała, Ruth
leżała wtopiona w niego, z głową na
jego piersi. Od czasu do czasu głaskał
jej włosy, nawijając ich końce na palce.
Pod jej uchem jego serce biło mocno i
miarowo. Zza okna nie wpadała nawet
smuga światła. W pokoju było ciemno,
ciepło i cicho.
To jest to, na co czekałam, pomyślała
sennie. Oto kres mojej izolacji. Poznał
moje wszystkie sekrety. Dałam mu
dzisiaj wszystko, co dotąd
przechowywałam w sobie.
Westchnęła.
- Nie odchodź teraz - wyszeptała,
zamykając oczy. - Nie odejdziesz?
Przez chwilę panowała cisza, ich
własna osobista cisza.
- Nie - powiedział czule. - Nie odejdę.
Uszczęśliwiona Ruth wtuliła się w niego
i niemal
natychmiast zasnęła.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Niżyński wskoczył na łóżko, domagając
się swojego śniadania. Przez chwilę
wytrzeszczał zdumione ślepia na Nicka,
po czym spokojnie rozpoczął wędrówkę
po jego nogach, brzuchu, aż zatrzymał
się na klatce piersiowej. Czując ucisk,
Nick poruszył się i otworzył oczy prosto
na kota.
Przyglądali się sobie w milczeniu. Nick
wyciągnął rękę i usłużnie podrapał kota
za uchem.
- Jak się masz, prijatiel, zdaje się, że nie
masz nic przeciwko mojej obecności?
Niżyński wyprężył grzbiet, przeciągnął
się, a następnie wyciągnął jak długi na
piersi Nicka. Nie przestając drapać kota
za uchem, Nick odwrócił głowę w
stronę Ruth.
Spała wtulona w niego. Właściwie to on
trzymał ją w takiej pozycji. Jej
rozrzucone, gęste włosy przykrywały
niemal całą poduszkę. Oddech był
równy i głęboki, wargi lekko
rozchylone. Wyglądała niewiarygodnie
młodo - zbyt młodo jak na tę dziką
namiętność, jaką zademonstrowała.
Wyglądała jak śpiąca królewna, choć
wiedział, że z tern-peramentu jest
bardziej Carlottą niż Aurorą. Bardziej
pasował do niej ogień niż kwiat.
Pochylił się, żeby ją pocałować.
Obudziła się roznamiętniona, z ciałem
gotowym do pieszczot. Westchnęła,
przywarła do niego, gdy wprawną i
pewną ręką wyruszył w cudowną podróż
po jej ciele. Unieruchomiony między
nimi Niżyński głośno wyraził swoją
dezaprobatę.
Ruth zaśmiała się ochrypłym głosem, a
Nick zaklął.
- Domaga się swojego śniadania -
wyjaśniła Ruth.
Miała jeszcze zaspane oczy, kiedy
uśmiechnęła się do Nicka. Tytułem
próby podniosła rękę i potarła jego
podbródek.
- Zawsze chciałam to zrobić -
wyjaśniła. - Z samego rana, po
przebudzeniu, dotknąć męskiego zarostu.
Nick przesunął rękę, żeby popieścić jej
pierś.
- Wolę coś delikatniejszego. Twoje
usta - uściślił, pochylając głowę i
muskając je. - Są takie delikatne i takie
ciepłe.
Niżyński powędrował do góry i wsunął
łeb między ich głowy. Nick popatrzył na
niego, złowrogo mrużąc oczy.
- Moja sympatia do tego stworzenia
maleje z każdą chwilą.
- On dba o punktualność - wyjaśniła
Ruth. -Zawsze mnie budzi, zanim budzik
zaczyna dzwonić. - Jakby na
potwierdzenie jej słów rozległo się
ciche i jednostajne brzęczenie zegara. -
Widzisz?
- Roześmiała się, kiedy Nick sięgnął
ponad nią i wcisnął przycisk. - Co
chcesz najpierw? - zapytała. - Prysznic
czy kawę?
Ponownie pochylił się nad nią, a jego
uśmiech był leniwy i kuszący.
- Co innego chodzi mi po głowie.
- Lekcja - przypomniała mu i szybko
wymknęła się z łóżka.
Patrzył na nią, gdy naga podeszła do
szafy i wyciągnęła szlafrok. Była
szczupła i smukła jak trzcina, o długich
nogach, pozbawiona bioder - chłopięca
figura przy bardzo kobiecym sposobie
poruszania się. Kiedy wsunęła rękę w
głąb szafy, dostrzegł niewielki rowek
między jej piersiami. Szlafrok rozsunął
się na niej, założyła więc poły i
zawiązała pasek. Odwróciła się do
niego z uśmiechem.
- No więc? - zapytała, wyciągając
długie włosy spod kołnierza szlafroka. -
Chcesz kawy?
- Jesteś śliczna - wyszeptał.
Ręce Ruth zawahały się na węźle paska.
Zastanawiała się, czy kiedykolwiek
przywyknie do tonu głosu Nicka i do
wyrazu oczu. Wiedziała, co by było,
gdyby wróciła do łóżka. I znowu
poczuła rozkoszne mrowienie, jak gdyby
jego ręce już wędrowały po jej ciele.
Niżyński miauknął.
- Skoro wstałam pierwsza -
powiedziała, patrząc z wyrzutem na kota
- pierwsza wezmę prysznic. Ty możesz
przygotować kawę. - Mknąc do łazienki,
zawołała jeszcze przez ramię: - Nie
zapomnij nakarmić kota.
Odkręciła kran i rozebrała się. Czy
rzeczywiście powinno mi być tak
dobrze? - zapytywała samą siebie,
związując włosy na czubku głowy. Czy
to w porządku, że budząc się przy nim,
traktuję to jak coś naturalnego? Bez
odrobiny onieśmielenia czy
zażenowania?
Weszła do kabiny i odkręciła kran, lejąc
na siebie gorący, mocny strumień.
Ale wiedziałam, że to będzie on. Jakoś
zawsze to wiedziałam. Potrząsając
głową, sięgnęła po mydło. Chyba
zwariowałam. Skąd mogłam to
wiedzieć? Namydliła się i snuła
rozważania. Jedli razem posiłki między
lekcjami i próbami. Bywali na tych
samych przyjęciach. Ale poza tym nigdy
niczego nie planowali i nie umawiali się
na konwencjonalne randki.
Czy tak miało być? - zastanawiała się.
Na pewno dzisiejsza noc nie była czymś
typowym w ich związku. Nick widywał
ją ociekającą potem, przeklinającą i
wściekłą, widywał ją też płaczącą.
Masował jej obolałe łydki i stopy. Ale
znała go tylko na tyle, na ile on sam jej
pozwalał.
Zakręciła wodę. Jest jeszcze za
wcześnie, doszła do wniosku, żeby się
aż tak głęboko zanurzać w swoich
odczuciach. Wiedziała, że nie obejdzie
się bez bólu, ale też nie zamierza go
szukać na siłę.
A Nick może jej zadać ból. O tym także
zawsze wiedziała.
Wytarła się. szybko, włożyła z
powrotem szlafrok i weszła do sypialni.
Słyszała Nicka rozmawiającego w
kuchni z Niżyńskim. Uśmiechnęła się i
sięgnęła do szafy po trykot i rajtuzy.
Było coś absolutnie naturalnego i
prawidłowego w niosącym się po
niedużym mieszkaniu głosie Nicka.
Wiedziała, że kot jest bardziej zajęty
swoim śniadaniem niż konwersacją, ale
i tak więź między nimi została
nawiązana. A przecież tyle razy, gdy go
rano karmiła i przemawiała doń czule,
okazywał kompletny brak
zainteresowania!
Nick wszedł do sypialni z dwoma
parującymi kubkami w rękach. Był nagi.
Miał wspaniałe ciało
- szczupłe i umięśnione od trudów
swojego zawodu. Wmaszerował do
pokoju, jak gdyby nigdy nic. Inny
mężczyzna wciągnąłby dżinsy,
pomyślała Ruth. Ale nie Davidov.
- Uważaj, jest gorąca - uprzedził,
stawiając kubki na komodzie, a
następnie biorąc w ramiona Ruth. - Jak
ładnie pachniesz - zamruczał, wąchając
jej szyję. - Twój zapach towarzyszy mi
wszędzie.
Kłuł ją brodą. Zaśmiała się od tych
łaskotek.
- Muszę się ogolić, tak?
- Tak - przytaknęła, odwracając głowę
i domagając się pocałunku. - Nie
przypominam sobie, by kiedykolwiek
Davidov pojawił się nieogolony na
lekcji. -Pocałowali się znowu.
Powędrował rękami do jej bioder i
przyciągnął ją bliżej.
- Masz brzytwę? - zapytał, zbliżając
wargi do jej ucha.
- Hm, w szafce z lekarstwami. -
Powędrowała palcami do góry, wzdłuż
jego kręgosłupa. Kiedy ją ugryzł w
koniuszek ucha, wydała stłumiony pisk.
- Golenie może poczekać.
- Pójdziesz do domu po ubrania? -
zapytała, gdy znikał w łazience.
- Mam trochę rzeczy w gabinecie. -
Usłyszała lejącą się wodę. -I nową
brzytwę.
Biorąc prysznic, śpiewał po rosyjsku.
Kiedy weszła do łazienki, by umyć zęby,
przyłapała się na tym, że nuci mu do
wtóru.
- Co to znaczy? - zapytała z pełnymi
ustami pasty.
- To dawna pieśń. I tragiczna.
Najlepsze rosyjskie pieśni są stare i
tragiczne.
- Byłam kiedyś z rodzicami w
Moskwie. - Ruth wypłukała zęby. - Było
pięknie... stare budowle, śnieg. Czasami
musisz za tym tęsknić.
Nie zdążyła wrzasnąć, kiedy ją chwycił
i wciągnął pod prysznic.
- Nick! - Oślepił ją strumień wody,
próbowała się wyrwać. Wszystko, co
miała na sobie, kleiło się
i oblepiało ją. - Zwariowałeś?
- Chciałem cię prosić, żebyś umyła mi
plecy
- wyjaśnił, przyciągając ją do siebie. -
A teraz chyba mam lepszy pomysł.
- Umyć ci plecy! - Zaczęła się z nim
szarpać.
- Chyba zauważyłeś, że jestem już
ubrana.
- Och, naprawdę? - Uśmiechnął się
zniewalająco. - To nic. Poradzę sobie. -
Zsunął z jej ramion przemoczony trykot,
unieruchamiając jej ręce.
- Już brałam prysznic. - Zaśmiała się,
udając złość i nadal szarpiąc się z nim.
- Więc skorzystaj z mojego. Jak wiesz,
jestem hojnym i wielkodusznym
człowiekiem.
Wpił się w jej usta, a woda lała się na
nich nieprzerwanie.
- Nick. - Wędrował po niej rękami,
stopniowo zsuwając z niej ubranie. -
Mamy lekcję. - W końcu przestała
walczyć.
- Mamy czas - wyszeptał, wzdychając
głęboko, kiedy dotarł do jej piersi. -
Nadrobimy go.
Ściągnął z niej rajtuzy.
Arabesque, pirouette, arabesque,
pirouette.
Ruth podniosła się z ławki i zaczęła
ćwiczyć. Padały polecenia. Jak zawsze
obowiązywał surowy rygor. Pot lał się
strumieniem. Codziennie, siedem razy w
tygodniu, przerabiali te same
podstawowe kroki. Zawodowcy. Lekcje,
w równym stopniu co baletki i rajtuzy,
stanowiły część życia zawodowego
tancerza.
Od najwcześniejszych lat wbijano im do
głowy najdrobniejsze szczegóły. Kto
dostrzeże dwa nieduże kroczki przed
jete? Wyłącznie tancerz.
Trzeba nieustannie regulować i
doprowadzać mięśnie do harmonii.
Ciało musi być zawsze gotowe do
wykonania najbardziej karkołomnych
fragmentów tańca. Piąta pozycja. Plis.
Nawet jeden dzień przerwy może
spowodować, że ciało odmówi
posłuszeństwa. Port de bras. Ramiona i
dłonie muszą wiedzieć, co robić.
Nieprawidłowy czy niedopracowany
ruch może wybić z uderzenia, popsuć
wrażenie. Attitude. Wytrzymać pozycję-
raz, dwa, trzy, cztery...
- Dziękuję.
Lekcja zespołu dobiegła końca. Ruth
poszła po ręcznik. Wycierając pot z szyi,
marzyła o prysznicu.
- Ruth.
Podniosła wzrok na Nicka. On także był
spocony. Wokół opaski na głowie wiły
się wilgotne włosy.
- Spotkamy się na dole. Za pięć minut.
- Za pięć minut? Coś się stało?
- Stało? - Uśmiechnął się, po czym
nachylił się
i pocałował ją, zapominając o innych
członkach zespołu. - Co mogłoby się
stać?
- Chyba nic. - Odrobinę zakłopotana,
popatrzyła na niego z niewyraźną miną. -
Więc co?
- Nie masz na dzisiaj żadnych
planów,,- To było stwierdzenie, nie
pytanie. - Sprawdziłem, że
i ja też nic nie mam. - Pochylił się
bliżej. - Zabawimy się.
- Zabawimy?
- Nowy Jork jest bardzo
rozrywkowym miastem, prawda?
- Tak słyszałam.
- Za pięć minut - powtórzył i odszedł.
Patrząc za nim, Ruth zmrużyła oczy.
- Piętnaście.
- Dziesięć - zgodził się Nick, nie
zatrzymując się.
Ruth złapała torbę i pomknęła pod
prysznice.
Po niecałych dziesięciu minutach zeszła
na dół odświeżona, ubrana w dżinsy i
luźny, fiołkoworó-żowy sweter.
Swobodnie puszczone włosy pasowały
do jej nastroju. Nick już czekał,
niecierpliwił się, zabijając czas
rozmową z dwoma solistami.
Widząc Ruth, odszedł od nich.
- Spóźniłaś się - rzekł z wyrzutem i
zaczął ciągnąć ją w stronę drzwi.
- Ani trochę. Jestem punktualna co do
minuty.
Na ulicy panował ogłuszający hałas.
Gdzieś z lewej drogowcy zdzierali
chodnik, a świdrujący warkot potężnego
pneumatycznego młota było słychać
wszędzie. Tuż przed nim, z potwornym
piskiem, zahamowały dwie taksówki.
Kierowcy odkręcili okna i klęli na czym
świat stoi. Strumień pieszych płynął
obok, jak gdyby nigdy nic. Z okna po
prze-
ciwnej stronie jezdni dochodziły ostre,
drażniące ucho dźwięki punk rocka.
- Rozrywkowe miasto, nie ma co! -
Wziął Ruth pod rękę i patrząc na nią,
uśmiechał się od ucha do ucha. - Dzisiaj
należy do nas.
Ruth jakby nagle dech odjęło. Nic, ani
całe lata ich znajomości, ani szalone,
przyprawiające
o zawrót głowy kochanie się, nie zrobiło
na niej tak oszałamiającego wrażenia,
jak to porozumiewawcze, skierowane
tylko do niej, serdeczne spojrzenie.
- Dokąd... dokąd idziemy? -
wykrztusiła, z trudem dochodząc do
siebie.
- Gdziekolwiek bądź - odparł Nick i
przyciągnął ją do siebie, by stopić się z
nią w pocałunku.
- Wybieraj. - Ponieważ lekko się
zachwiała, przytrzymał ją mocniej, a ona
roześmiała się.
- Tędy! -postanowiła, odrzucąąc
głowę w prawo.
Lato odeszło nagle, jakby z dnia na
dzień.
Chłodne powietrze ułatwiało chodzenie,
a zdaniem Ruth przeszli wiele mil.
Zaglądali do galerii sztuki i do
antykwariatów z książkami, szperając i
tłocząc się tu i ówdzie, i nic nie kupując.
Usiedli na brzegu fontanny i
obserwowali mijające ich tłumy,
popijając gorącą herbatę osłodzoną
miodem.
W Central Parku przyglądali się
wyciskającym z siebie siódme poty
ludziom uprawiającym jogging i karmili
gołębie. Tyle było do zobaczenia!
U Saksa Ruth przymierzyła całą masę
wspaniałych futer, a Nick siedział i
obserwował.
- Nie. - Potrząsnął głową, gdy
pokazała się w długich do bioder
niebieskich lisach. - Niedobrze.
- Niedobrze? - Z błogim wyrazem
twarzy przytknęła policzek do
puszystego kołnierza i otarła się
o miękkie futro. - Mnie się podoba.
- Nie chodzi o futro - sprostował Nick.
- O ciebie. - Rozśmieszył go widok
błyskawicznie uniesionych brwi Ruth. -
Widziałaś kiedyś, żeby modelka
wyrzucała tak nogi na zewnątrz?
Ruth spojrzała na swoje nogi i
uśmiechnęła się pełną buzią.
- Obawiam się, że lepiej się czuję w
trykotach niż w futrach. - Wykonała
szybkiego pirueta, zwracając na siebie
uwagę sprzedawczyni. - Poza tym na
lekcji byłoby mi w tym za gorąco. -
Wyśliznęła się z futra, delektując się na
koniec delikatną atłasową podszewką,
- Mam ci to kupić?
Zaczęła się śmiać, gdy zorientowała się,
że Nick mówi to zupełnie poważnie.
- Nie wygłupiaj się.
- Ja się wygłupiam? - Nick podniósł
się z miejsca, kiedy Ruth oddawała futro
sprzedawczyni. -Dlaczego to ma być
głupie? Nie lubisz prezentów, malutka?
Wiedziała, że użył tego zwrotu, żeby ją
sprowokować, ale doczekał się tylko jej
oziębłego spojrzenia.
- Życie bym za to oddała -
powiedziała gardłowym głosem, na
użytek sprzedawczyni. - Ale jak mogę to
przyjąć, skoro dopiero się poznaliśmy? -
Posłała mu powłóczyste spojrzenie,
pogłaskała po policzku. - Co by
powiedziała twoja żona?
- O pewnych sprawach żony nie muszą
wiedzieć. - Nagle zaczął mówić z
rosyjska. - W moim kraju kobiety znają
swoje miejsce.
- Mmm. - Ruth wzięła go pod rękę. -
Więc może pokaż, gdzie jest moje.
- Z przyjemnością. - Niczym wilk,
Nick wyszczerzył zęby do
zbulwersowanej sprzedawczyni. -
Miłego dnia, madame - powiedział,
porywając Ruth z iście kozacką fantazją
i wychodząc ze sklepu.
- Uwielbiam, kiedy jesteś Rosjaninem,
Nikolai.
- Ja zawsze jestem Rosjaninem!
- Ale raz bardziej, a raz mniej. Kiedy
chcesz, potrafisz być bardziej
amerykański niż farmer z Nebra-ski.
- Mówisz poważnie? Nigdy o tym tak
nie myślałem.
- I to jest w tobie takie fascynujące -
odparła Ruth. - Nie myślisz tak, ale
jesteś taki. - Idąc, splotła z nim palce. -
Jestem ciekawa, czy myślisz po
rosyjsku, a potem to tłumaczysz na
amerykański?
- Myślę po rosyjsku, kiedy jestem... -
szukał odpowiedniego słowa -
poruszony.
- To dość szerokie pojęcie. -
Uśmiechnęła się. -A ty często bywasz
poruszony.
- Jestem artystą - żachnął się. - Mamy
do tego prawo. Kiedy jestem zły,
rosyjski jest łatwiejszy, a przekleństwa
rosyjskie są bardziej soczyste niż
amerykańskie.
- Często zastanawiałam się, co
mówisz, kiedy jesteś wściekły.
Notabene tej nocy mówiłeś do mnie po
rosyjsku. - Spojrzała na niego tak
wymownie, że nie powstrzymał się od
śmiechu.
- Naprawdę? - Od samego jego
spojrzenia serce podeszło jej do gardła.
- Może byłem poruszony.
- Ale to nie wyglądało na
przekleństwa - droczyła się z nim dalej.
- Chcesz, żebym ci to przetłumaczył? -
zapytał, obejmując ją i przyciągając do
siebie.
- Nie teraz. - Ruth obliczyła odległość
dzielącą ich od Piątej Alei do jej
mieszkania. Za daleko, pomyślała. -
Weźmy autobus - roześmiała się, patrząc
mu w oczy.
- Taksówkę - poprawił ją i pomachał
ręką.
Sypialnia tonęła w słońcu. Nawet nie
zdążyli opuścić żaluzji. Leżeli spleceni i
uspokojeni po burzliwym kochaniu się.
Ruth zasypiała i budziła się
na przemian. Czuła pod ręką unoszącą
się i opadającą miarowo klatkę
piersiową Nicka: wiedziała, że śpi.
Pomyślała, że mogłaby tak trwać w
nieskończoność. Wtuliła się w niego,
niechcący trącając go w łydkę stopą.
- Stopa tancerza - mruknął, obudzony
tym prawie nieznacznym ruchem. -
Mocna i brzydka.
- Wielkie dzięki. - Zębami skubnęła go
w ramię.
- To komplement - zaprotestował,
przekręcając się w jej stronę. Miał
zaspane, na wpół zamknięte oczy. -
Wielcy tancerze mają brzydkie stopy.
Uśmiechnęła się na taką logikę.
- I to cię we mnie pociąga?
- Nie to. Wewnętrzna strona twoich
kolan.
Roześmiała się.
- A co w nich widzisz?
- Kiedy z tobą tańczę, masz delikatne
ramiona, a ja zastanawiam się, jakie w
dotyku są twoje kolana po wewnętrznej
stronie. - Nick podparł się na łokciu i
spojrzał na nią. - Ile to razy dotykałem
twoich nóg - przy podnoszeniu, masując
je, gdy łapał cię skurcz? Ale zawsze
były w rajtuzach. A jakie,
zastanawiałem się, mogą być w dotyku?
Siadając, sięgnął po jej łydkę.
- O tutaj. - Pojechał palcem do góry,
ku wewnętrznej stronie kolana. -I tu. -
Kiedy ucisnął to miejsce, zobaczył, jak
ciemnieją jej oczy, poczuł, jak szybko
bije jej serce. - Prawdę mówiąc, jestem
bliski szaleństwa od tego ciągłego
zastanawiania się, czy ta miękkość
znajduje się wszędzie. Miękki głos,
miękkie włosy, miękkie spojrzenie.
Mówił cicho i spokojnie.
- I trzymam cię w talii, żebyś
zachowała równowagę, a pod palcami
mam trykot i kostium. A jaka jest jej
skóra?
Powędrował w górę wzdłuż ud i
brzucha, palcami zatoczył łuk wokół jej
żeber i dotarł do piersi.
- Nieduże piersi - szeptał, obserwując
jej twarz.
- Czułem je, kiedy przyciskały się do
mnie, widziałem, jak się wznoszą i
opadają podczas oddychania. Ale jakie
są w dotyku? Jaki mają smak? - Zniżył
usta i musnął je językiem.
Kończyny Ruth zdawały się ciążyć, jak
po j akimś mocnym narkotyku. Leżała
nieruchomo, gdy tymczasem jego ręce i
usta badały ją i odkrywały, wydając
przy tym cichy pomruk. Poruszał się
rozkosznie powoli, dotykając i
podniecając ją.
- Nawet na scenie, w świetle
reflektorów i przy dźwiękach muzyki,
myślałem, żeby móc cię dotykać. O tutaj.
- Palce ślizgały się po wewnętrznej
stronie uda. - I smakować. O tutaj. - Za
palcami podążały usta. - Patrzyłaś na
mnie. Takimi wielkimi oczami, jak u
sowy. Mogłem niemal czytać w twoich
myślach, zastanawiając się, czy ty
również możesz czytać w moich. -
Przywarł wargami do twardych mięśni
jej brzucha i poczuł, j ak reaguje
drżeniem. ~ I co byś zrobiła, miłaja,
gdybyś wiedziała, ile jest we mnie
tęsknoty?
Prześliznął się językiem po jej pępku.
Jęknęła, poruszyła się pod nim. Nigdy
nie doznała takiej rozkoszy - mrocznej,
upojnej rozkoszy, od której wszystko
kipi i wrze, która tak przysłania myśli,
że i one stają się zmysłowymi
doznaniami.
- Tak długo - szeptał. - Za długo.
Jego dłonie, choć nadal delikatne,
stawały się bardziej natarczywe.
Przerwały błogostan, w jakim trwała.
Nagle jej ciało ożyło ze zdwojoną siłą.
Zdumiała ją wyostrzona świadomość
wszystkiego, co ją otacza: prześcieradła,
na którym leży, malusieńkich pyłków
kurzu drżących w promieniach słońca,
stłumionego gwaru i zgiełku za oknami.
Wszystko wokół było niesamowicie
wyraźne. Po czym to wszystko
zawirowało i pozostały tylko wędrujące
po jej ciele ręce i usta, które siały
spustoszenie.
Mogłaby się znajdować na scenie, na
pustyni, ale wszędzie czułaby tylko
Nicka. Słyszała jego oddech, cięższy niż
po wyczerpującym tańcu. Stapiał się z
jej oddechem. Miażdżył jej usta, gryzł
zębami wargi.
Pocałunek stawał się coraz gorętszy,
podczas gdy jego dłonie wiodły ją dalej
i dalej. Przywarta do niego, zatraciła się
w rozkoszy. Wtedy wszedł w nią, a ona
przeniosła się w rejony, o jakich jej się
nie śniło.
- Liubownica. Spójrz na mnie.
Wstrząsana na przemian pożądaniem i
rozkoszą, otworzyła ciężkie powieki.
- Mam cię - powiedział ledwo
słyszalnym głosem. -I nadal cię pragnę.
Poszybowała, wzniosła się na
niebotyczny szczyt. Nick zanurzył twarz
w jej włosach.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Gdzieś tak nagle wczoraj zniknęła? -
zapytała Francie, chwytając Ruth za
ramię i ciągnąc ją do drążka.
- Wczoraj? Och, oglądałam wystawy.
- Dobra, dobra. Kiedy mi go
przedstawisz? -ciągnęła nie zrażona
Francie, a gdy Ruth zbyła ją krótkim
śmiechem, szybko dodała: - Czy
słyszałaś ostatnie nowiny?
Ruth wykonywała swoje plies, kiedy
salę zaczęli zapełniać pozostali
członkowie zespołu. Daleko, po
przeciwległej stronie, odnalazła
wzrokiem Nicka w otoczeniu kilkorga
tancerzy z corps.
- Jakie nowiny?
- W sprawie telewizji. - Wpadając w
rytm Ruth, Francie wzięła się
energicznie się za ćwiczenia. - Nic nie
wiesz?
- Coś mi tam Leah wspomniała. - Na
wspomnienie przykrej wizyty
poprzedzającej występ, Ruth odszukała
wzrokiem blondynę. ~ Podobno to
jeszcze nic pewnego.
- Dziecinko, już wszystko jest dograne.
- Wresz-
cie Francie doczekała się
zainteresowania ze strony Ruth, która
błyskawicznie odwróciła się do niej.
- Poważnie?
- Nadine dopięła swego. -Francie
nachyliła się, żeby podciągnąć
ocieplacze. - Oczywiście, mając taki
atut w ręku, mogła z nimi zrobić, co
chciała.
Ruth domyśliła się, że chodzi o Nicka. I
znów jej wzrok powędrował ku niemu.
Rozmawiał teraz z Leah. Pochylał się ku
niej, a ona żywo gestykulowała.
- Co wywalczyła?
- Dwugodzinny program - prawie się
zachłysnęła Francie. - W porze
największej oglądalności. A od strony
artystycznej dali Nickowi wolną rękę.
W końcu to on ma nazwisko, i to nie
tylko w świe-cie baletu. Nawet ludzie,
którzy nie odróżniają plie od piruetu,
wiedzą, kim jest Davidov. Na dobrą
sprawę jego program można kupić w
ciemno. Czy zdajesz sobie sprawę, jaka
to szansa dla zespołu?
Francie wspięła się na palce.
- Wyobrażasz sobie, ilu ludzi obejrzy
nas w ciągu dwóch godzin emisji w
porównaniu z całym sezonem na scenie?
O Boże, mam nadzieję, że zatańczę jakiś
kawałek! - Pochyliła się w plie. - Żeby
mieć taką szansę, mogłabym nawet
wrócić do corps. Ty to zatańczysz w
„Czerwonej róży”. - Popatrzyła z
zazdrością na Ruth.
Ta zaś z ulgą przyjęła fakt, że rozpoczęła
się lekcja.
Trudno było się skoncentrować.
Wprawdzie ciało posłusznie reagowało
na komendy, ale myśli krążyły i biegały
we wszystkie strony. Dlaczego jej nie
powiedział?
Zatrzymała rękę na poręczy, kiedy
madame Ma-ksimowa zaczęła z nimi
ćwiczyć kroki. Ruth wiedziała, że Nick
stoi bezpośrednio za nią.
Spędzili wczoraj cały dzień razem - a
także dzisiejszy ranek. I nie powiedział
jednego słowa! Czy z powodu tego, co
jest między nimi?
Kiedy wraz z grupą przeszła do
głównych ćwiczeń, postarała się
rozumować logicznie. Zaledwie przed
tygodniem powiedział jej, że sprawa
jeszcze nie jest załatwiona. Wysiliła
umysł, próbując sobie przypomnieć, co
jeszcze powiedział i w jakim był
nastroju. Był zły, ponieważ jej taniec
wypadł poniżej jej możliwości, był też
zaniepokojony jej stanem. Był także
wściekły, bo nie chciała zdradzić
imienia osoby, od której otrzymała
wiadomość.
Co jeszcze zrobił? Machnął ręką, dając
do zrozumienia, że właściwie nic go to
nie obchodzi. Tańczyła, jak jej zagrał.
Jak zawsze. Ale dlaczego o wszystkim
dowiaduje się ostatnia? I po co jej
mówi, że jest najwspanialszą baleriną w
zespole, skoro potem nie zadaje sobie
trudu, żeby przekazać jej informację,
która może się okazać najważniejsza dla
zespołu w tym roku?
Czy ktoś jest w stanie zrozumieć takiego
człowieka? Bo ja nie, pomyślała.
Odwróciła się i popatrzyła mu prosto w
oczy. To nie jest człowiek, to Davidov!
A jego spojrzenie było odrobinę
zagadkowe, a nawet kpiarskie, ale po
chwili tempo przeszło z adagio w
allegro i nie mogła mu poświęcić więcej
uwagi.
- Dziękuję - powiedziała po
trzydziestu minutach madame
Maksimowa do grupy ociekającej potem
ciał.
Choć w Ameryce przebywa od
czterdziestu lat, jej sposób mówienia i
akcent są jeszcze bardziej rosyjskie niż
Nicka, mimochodem pomyślała Ruth.
- Za piętnaście minut chcę widzieć
cały zespół na scenie.
Kiedy spojrzała do góry, ujrzała w
lustrze podającego wiadomość Nicka.
Od spekulacji pękała jej głowa.
Podekscytowani tancerze wychodzili w
grupkach. Wielki Davidov przemówił! Z
torbą na ramieniu Ruth szykowała się,
żeby do nich dołączyć.
- Jedną chwilę, Ruth. - Zatrzymała się
posłusznie, kiedy ją zawołał. Taki
panował zwyczaj.
Zamienił jeszcze parę słów po rosyjsku
z madame Maksimowa, która, co jej się
prawie nie zdarzało, nawet zachichotała.
Po czym szybko skinęła głową i dużymi
krokami wymaszerowała z sali. Jej
kości zdawały się o ćwierć wieku
młodsze niż w rzeczywistości.
- Byłaś nieobecna myślami na
dzisiejszej lekcji
- odezwał się Nick, podchodząc do
Ruth.
- Naprawdę?
Znał już to jej badawcze spojrzenie,
które, jak zawsze, wprawiło go w
zakłopotanie.
- Poruszałaś się, ale oczami byłaś
daleko stąd. Gdzie?
Ruth przez chwilę patrzyła na niego w
milczeniu, zastanawiając się, jak by tu
zacząć. Postanowiła walić wprost.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o
telewizyjnych planach?
- A dlaczego miałbym coś mówić? -
odpowiedział pytaniem, unosząc przy
tym brew.
- Jestem główną tancerką w zespole.
- Tak. - Odczekał chwilę. - Ale to nie
jest odpowiedź na moje pytanie.
- Odnoszę wrażenie, że tylko ja jedna
w całym zespole o niczym nie wiem -
wybuchnęła. - Jestem pewna, że
wszyscy dyskutują o tym namiętnie, a
niektórzy nawet spekulują, jakby już
dzielili skórę na niedźwiedziu.
- Niewykluczone - zgodził się. - To
była prawie tajemnica, a o tajemnicach
na ogół dyskutuje się namiętnie.
- Mogłeś mi o tym powiedzieć -
uniosła się gniewem, dotknięta do
żywego wyniosłością jego tonu. -
Pytałam cię o to parę dni temu.
- Wówczas to jeszcze nie było
sfinalizowane.
- Z pewnością zostało sfinalizowane
wczoraj, i też nie powiedziałeś ani
słowa.
Zobaczyła jego opuszczające się
powieki - niebezpieczny znak. Kiedy się
odezwał, jego głos zmienił intonację:
- Wczoraj byliśmy po prostu kobietą i
mężczyzną. Czy uważasz, że skoro
jesteśmy kochankami, należy ci się
szczególnie specjalne traktowanie jako
balerinie?
- Oczywiście, że nie! - Autentycznie
zdumiona jego pytaniem, otworzyła
szeroko oczy. Ani przez chwilę tak nie
myślała. - Jak coś takiego mogło ci
przyjść do głowy?
- Ach, tak? - Pokiwał ironicznie
głową. - Rozumiem. Mam ci
bezgranicznie wierzyć i szanować twoją
uczciwość i prawość, gdy tymczasem
moja wydaje ci się podejrzana.
- Nic podobnego... - zaczęła, ale jej
przerwał niecierpliwym machnięciem
ręki.
- Idź pod prysznic. Zostało ci już tylko
dziesięć minut. - Odszedł,
pozostawiając ją z wytrzeszczonymi
oczami i szeroko otwartymi ustami.
Kiedy Ruth wpadła na widownię, inni
członkowie zespołu rozsiedli się już na
scenie albo pozaszy-wali w grupkach po
kątach. Zdyszana, usiadła obok Francie.
Nick zaszczycił ją przelotnym
spojrzeniem.
- Zdaje się, że jesteśmy w komplecie -
zaznaczył.
Stał na środku sceny, z rękami w
kieszeniach szarych luźnych dresowych
spodni. Jeszcze miał wilgotne włosy po
prysznicu. Wzrok wszystkich był
skierowany na niego. Nadine, ubrana w
doskonale skrojony, stalowoniebieski
kostium, zasiadła po jego prawej
stronie.
- Okazuje się, że większość z was
słyszała o naszych planach współpracy z
WNT-TV. Teraz mamy już dla was
więcej konkretów, o których powie
Nadine. - W tym miejscu zerknął na
sponsorkę, która złożyła ręce i zaczęła:
- Zespół wystąpi w dwugodzinnym
programie telewizyjnym. Będzie to
rodzaj składanki. Nagranie odbędzie się
tutaj. Oczywiście, zamierzamy
wykorzystać niektóre tańce z
dotychczasowego repertuaru. Program
musi być atrakcyjny i przede wszystkim
ambitny, o co postaramy się z Nickiem,
a także z Markiem i Marianną. -Zerknęła
w stronę dwójki choreografów. -
Będziemy, co jest najzupełniej
zrozumiałe, współpracować z reżyserem
telewizji i personelem technicznym. Nie
muszę wam mówić, jak ważna jest ta
propozycja dla całego zespołu. Oczekuję
także, że każde z was da z siebie
wszystko i pokaże się z jak najlepszej
strony.
Nadine zamilkła. Nick odwrócił się i
sięgnął po tablicę, którą uprzednio
położył na drewnianym pniu leśnej
dekoracji do „Śpiącej królewny".
- Próby zaczynamy od zaraz - oznajmił
i zaczął wyczytywać listę tancerzy i ról,
a także sal, w których będą odbywać się
próby.
Zdaniem Ruth program był bardzo
zróżnicowany i urozmaicony. Od
„Dziadka do orzechów” Czajkowskiego
- Francie pisnęła z radości, kiedy
wyczytał jej nazwisko w roli wróżki -
po „Rodeo” Cecila de Mille'a. Było
jasne, że Nick chce zaprezentować nie
tylko atrakcyjność, ale i uniwersalność
baletu.
Wyznaczono choreografów, wyznaczono
sceny. Ruth zwilżyła wargi. Leah była
Aurorą i Giselle, dwie efektowne role,
ale w pełni usprawiedliwione. Keil
Lowell miał partnerować Leah zarówno
jako Zaczarowany Książę i jako
Albrecht. Młodziutka tancerka z corps
zaczęła cichutko płakać na wieść, że
otrzymała swoją pierwszą solową rolę.
Nick czytał dalej i nie podnosił wzroku.
- Ruth, grand pas de deux z „Czerwonej
róży” i pas de deaux z drugiego aktu
„Korszarza”. Będę jej partnerować.
Jeżeli czas pozwoli, przygotujemy także
scenę z „Karnawału”.
Czytał dalej spokojnym, melodyjnym
głosem, ale Ruth niewiele z tego
słyszała. Najchętniej rozpłakałaby się
jak młodziutka tancerka z corps.
Oto zaowocowały blisko dwie
dziesiątki lat wytężonego treningu. Jej
praca nie poszła na marne. Jedynie złość
Nicka, którą wyczuwała przez skórę,
mąciła jej radość.
On nie rozumie, pomyślała, sfrustrowana
jego szybko zmieniającymi się
nastrojami. A poza tym, ponieważ jest
dziko uparty, musiała stoczyć walkę,
żeby mu wszystko wyjaśnić.
Podciągając kolana pod brodę,
przyglądała mu się z uwagą.
To dziwne, dumała, że przy całym
bogactwie ducha może być taki nieufny.
Skrzywiła się. Podobnie jak ja,
pomyślała nagle. Oboje mamy ten sam
problem. Oparła na kolanach brodę. Jak
to rozwiązać? - zastanawiała się.
Najbliższe tygodnie nie będą łatwe.
Będą musieli z Nickiem ustalić, czego
od siebie oczekują i co mogą sobie
nawzajem dać. Także od strony
zawodowej czeka ich okres wytężonej
pracy. Nick jest już dostatecznie
wymagający jako choreograf i kierownik
artystyczny, zaś jako partner bywa
potworny. Liczy się tylko perfekcja
wykonania, i nawet najdrobniejsze
potknięcie doprowadza go do
wściekłości, której natychmiast daje
wyraz. Niemniej Ruth gotowa była
stąpać po rozżarzonych węglach, byle
tylko z nim tańczyć.
Próby będą wyczerpujące dla każdego.
Czasu jest mało, a oczekiwania
ogromne, tym bardziej że jeszcze przez
dwa tygodnie spora część zespołu tańczy
co wieczór przed publicznością „Śpiącą
królewnę". A więc zdenerwowanie i
zmęczenie będą się kumulować i tym
bardziej dawać we znaki. Będą się
dowlekać do domu późnym wieczorem,
żeby moczyć nogi w wannie z lodowatą
albo wrzącą wodą. Będą sobie
nawzajem nastawiać palce stóp i
masować łydki, żyjąc wyłącznie kawą i
nerwami. Ale odniosą zwycięstwo; są
tancerzami.
Kiedy Nick skończył, Ruth wraz z
innymi podniosła się z miejsca. Widząc,
że Nick jest zajęty rozmową z Nadine,
udała się do salki, którą jej wyznaczył
na próby. Nie zamknęła za sobą drzwi.
Na korytarzu panował gwar - cieszono
się, komentowano decyzje. Z sali w
głębi korytarza popłynęła już muzyka.
Strawińskiego.
Ruth podeszła do ławki, by włożyć
baletki. Spojrzała na nie mimochodem.
Wytrzymająjeszcze dwa lub trzy dni,
choć mają zaledwie tydzień, pomyślała
ze znużeniem. Zastanawiała się, ile już
par zużyła w tym roku. Nie mówiąc o
dziesiątkach metrów tasiemki.
Skrzyżowała atłasowe wstążki nad
kostką i podniosła głowę. Akurat w
drzwiach pojawił się Nick. Zamknął za
sobą drzwi, odcinając ich od muzyki i
głosów.
- Zaczniemy od „Korsarza" - oznajmił,
przemierzając salkę, by usiąść na ławce.
- Na początek bez akompaniatora. Są na
umowie o dzieło, która jeszcze nie
została spisana. - Ściągnął dresowe
spodnie, pozostając tylko w rajtuzach i
w trykocie.
- Nick, chciałabym porozmawiać.
- Chcesz złożyć zażalenie? - Wciągnął
ocieplacze na kostki.
- Nie, Nick.
- A więc jesteś zadowolona z tego, co
ci przypadło. Zaczynamy. - Podniósł się.
Ruth stanęła na wprost niego.
- Nie zgrywaj się przede mną na
premier dan-seur - powiedziała groźnym
tonem.
Uniósł brwi i popatrzył na nią chłodno.
- Ja jestem premier danseur.
- Tak, ale jesteś też człowiekiem, ale
nie o to mi chodzi. - Hamowała się, za
wszelką cenę nie chciała dać się ponieść
złości.
- A o co ci chodzi? - zapytał
nienaturalnie łagodnym głosem.
- Że to, co powiedziałam rano, nie
miało nic wspólnego z obsadzeniem ról.
- Wzięła się pod boki, gotowa przebić
mur, który Nick wzniósł między nimi.
- Nie? Więc z czym? I pospiesz się,
ponieważ mam dużo spraw do
załatwienia.
Złagodniały jej oczy. Złość trochę
ustąpiła.
- Więc idź i załatw, co musisz.
Poćwiczę sama.
- Odwróciła się, a on w ten samej
niemal chwili zakręcił nią z powrotem.
- Powiedziałem, gdzie i z kim robisz
próbę. -Oboje mieli jednakowo
zawzięty wzrok. - A teraz mów, co masz
do powiedzenia, żebyśmy mogli zacząć.
- W porządku. - Wyrwała ramię z jego
uścisku.
- Nie spodobało mi się, że nie
dopuszczono mnie do tajemnicy.
Uważam, że o wszystkim powinnam była
usłyszeć od ciebie. To, że jesteśmy
kochankami, nie ma z tym nic
wspólnego. Jesteśmy partnerami w
tańcu, partnerami w zawodzie. Skoro
mogłeś
o tym powiedzieć połowie zespołu,
dlaczego nie mnie? Nie chciałabym
dowiadywać się o ważnych dla mnie
sprawach w formie plotek, najpierw od
Leah, potem od...
- A więc to była Leah - przerwał jej
tyradę.
Żachnęła się. Z tej złości wypaplała coś,
czego
nigdy nie zamierzała mu powiedzieć.
- To nie ma znaczenia ~ zaczęła, ale
gdy machnął ręką, zamilkła.
- Nie udawaj głupiej. Wiesz dobrze,
że nie ma usprawiedliwienia dla
tancerza, który celowo denerwuje
drugiego, i to przed samym występem.
Nie powiesz, że to nie było zamierzone?
- Czekał, obserwując jej twarz.
Otworzyła usta i zaraz je zamknęła.
Kłamstwo nie leżało w jej naturze. -
Więc mi nie wmawiaj, że to nie ma
znaczenia.
- No dobrze - ustąpiła wreszcie. - Ale
to już się stało. Nie ma sensu tego
odgrzewać, zwłaszcza teraz.
Nick dumał przez chwilę. Widziała jego
oczy
- surowe i nieprzystępne. Wiedziała
doskonale, że jest zdolny wymierzyć
karę.
- Chyba masz rację. Akurat teraz
będzie mi potrzebna. Nie mamy nikogo,
kto by tak dobrze zatańczył Aurorę, ale...
Urwał, a Ruth wiedziała, że potrafi
szybko myśleć. Równie dobrze może
znaleźć sposób na ukara-
nie Leah, nie odbierając jej roli Aurory.
Wymierzyć cios w aksamitnej
rękawiczce. Oto cały Davidov.
- W każdym razie - ciągnęła, starając
się odwrócić jego uwagę - nie chodzi
także o Leah.
- Więc powiedz wreszcie. - Tym
razem była pewna, że rzeczywiście chce
jej wysłuchać.
- Dziś rano, kiedy usłyszałam, że
wszystko zostało już załatwione, byłam
rozstrojona. Pomyślałam, że nie będzie
dla mnie miejsca. Nie rozmawialiśmy
poważnie i rzeczowo o tańcu od czasu
tamtego wieczoru, gdy razem
powtarzaliśmy „Czerwoną różę". Byłam
więc zła i, jak mi się zdawało, miałam
ku temu powody.
- Bo cię chciałem - odparł zwyczajnie
Nick. -To było trudne.
- Dla nas obojga. Nigdy nie uważałam,
że należą mi się szczególne względy w
pracy i że masz mnie traktować
specjalnie, ponieważ jesteśmy
kochankami. I zabolało mnie, że mogłeś
tak pomyśleć. Ale czekając na decyzję o
obsadzie, byłam zdenerwowana. Nadal
jestem.
- Może postąpiłem niemądrze, nie
mówiąc ci
o tym.
Ruth uśmiechnęła się. Takie przyznanie
się ze strony Davidova było bliskie
przeprosin, których się nie spodziewała.
- Może - powiedziała ironicznie.
- Widzę, że nadal nie umiesz okazać
szacunku starszym.
- Jak to? - zapytała i wysunęła język.
- Kusicielka. - Pociągnął ją ku sobie i
pocałował. Mocno i długo. - A teraz
posłuchaj i naucz się.
- Choć ją odsunął, nadal trzymał ręce na
jej ramionach. - Wybrałem cię na swoją
partnerkę, ponieważ tańczę z
najlepszymi. Gdybyś była gorsza,
wybrałbym kogoś innego. Ale nadal bym
cię pragnął w nocy.
Kamień spadł jej z serca. Była
zadowolona, że Davidov chce jej dla
niej samej i że z nią tańczy, ponieważ
ceni jej talent.
- Tylko w nocy? - mruknęła,
podchodząc
o krok bliżej.
Czule pogłaskał ją po ramieniu.
- Na razie, poza nocą, niewiele
będziemy mieli czasu dla siebie. -
Znowu ją pocałował, krótko, szorstko, j
ak posiadacz. - A teraz tańczymy.
Przeszli na środek, stanęli twarzami do
luster i zaczęli.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Mijały dni; długie, wyczerpujące dni
pełne twórczego napięcia, a także
rozczarowań. Ruth pracowała z
Nickiem, który zmienił trochę układ ich
pas de deux w „Korsarzu”. Choreografia
musi współgrać z kamerą, mówił. Jeżeli
taniec ma być rejestrowany przez
obiektyw, należy go wykonać pod
obiektyw. Trochę to się różniło od tańca
przed publicznością. Nick był w tym
lepszy, czego nie omieszkała zauważyć i
poczuć na ich pierwszej
improwizowanej próbie. W końcu to on
współpracował z reżyserem telewizji i
ustalał z nim ujęcia i sekwencje.
Dni Ruth wypełniały lekcje i próby, ale
noce bywały często samotne i puste.
Obowiązki Nicka jako choreografa i
dyrektora zespołu pochłaniały wiele
czasu. Nadzorował inne próby,
przerabiał układy, miał zebrania w
sprawach budżetu, zaś późno wieczorem
spotykał się jeszcze z ludźmi z telewizji.
W rezultacie pozostawało im niewiele
czasu na wspólne próby. Pracowali jako
tancerze, dopracowywali choreografię,
dostosowując ruchy do muzyki.
Sprzeczali się, uzgadniali. Z „Czerwoną
różą” nie było problemu, mimo że Nick
pozmieniał niektóre szczegóły,
dostosowując wybrane fragmenty do
potrzeb nowego medium. Najwięcej
czasu zabierał im „Korsarz". Rola ta
idealnie odpowiadała Nickowi, osiągał
w niej wyżyny twórcze, a jego zapał
dopingował Ruth. Ciężko pracowała,
chcąc mu dorównać.
Krytykował drobne szczegóły, takie jak
ułożenie palców, chwalił jej sposób
trzymania głowy i stawiał przed nią
coraz trudniejsze zadania. Można by
odnieść wrażenie, że jego siły witalne
regenerowały się nieustannie i
samoczynnie. Dotrzymywała mu kroku
albo pozostawała w tyle.
Powiedział, że będą mieli dla siebie
noce, ale jak dotąd jeszcze im się to nie
zdarzyło. Ruth po raz pierwszy, odkąd
wprowadziła się do swojego
mieszkania, czuła się samotna. A
przecież jeszcze tak niedawno lubiła
własne towarzystwo. Podeszła do okna i
podniosła żaluzje, żeby popatrzeć w
ciemną dal. Zadrżała.
I w tej samej chwili zaskoczyło ją
pukanie do drzwi. Przemierzając pokój,
uświadomiła sobie, że to nie może być
Nick. Miał jeszcze dwa zebrania.
Zerknęła przez judasza i zawahała się.
Dopiero po wielu sekundach, biorąc
głęboki oddech, otworzyła drzwi.
- Cześć, Donaldzie.
- Witaj, Ruth. Mogę wejść?
- Oczywiście.
Miał na sobie skórzaną kurtkę i spodnie
w prążki. Jak zawsze w najlepszym
stylu. Uświadomiła sobie nagle, że
przecież nie widzieli się od tygodni.
- Jak się masz? - zapytała, nie bardzo
wiedząc, co powiedzieć.
- Dobrze. Bardzo dobrze.
Pod powłoką pewności siebie i
zadowolenia Ruth dopatrzyła się u niego
pewnego zakłopotania.
- Wejdź. Napijesz się czegoś?
- Chętnie. Szkocką, jeśli masz. -
Donald usiadł w fotelu i obserwował,
jak Ruth krząta się przy barku. - Nie
dotrzymasz mi towarzystwa?
- Nie. - Podała mu szklaneczkę i
usiadła na sofie. - Dopiero piłam
herbatę. - Odruchowo położyła rękę na
głowie Niżyńskiego.
- Słyszałem, że robicie coś dla
telewizji.
- Wiadomości szybko się rozchodzą.
- Uszyją ci trochę nowych kostiumów -
zauważył. - O tym też się mówi.
- Nie zastanawiałam się nad tym. -
Podwinęła pod siebie nogi. - A twój
interes się kręci?
- Tak. W końcu miesiąca wybieram się
do Paryża.
- Naprawdę? I długo tam zabawisz? -
zapytała, uśmiechając się przyjaźnie.
- Ze dwa tygodnie. Ruth... - Zawahał
się, odstawił szklankę. - Chciałbym cię
przeprosić za wszystko, co
powiedziałem ostatnim razem.
- Przyjmuję przeprosiny. - Z
zadowoleniem kiwnęła głową.
Donald poruszył się niespokojnie. Nie
spodziewał się, że tak łatwo otrzyma
rozgrzeszenie.
- Stęskniłem się za twoim widokiem.
Pomyślałem, że moglibyśmy się wybrać
na kolację.
- Nie, Donaldzie - odpowiedziała
równie miłym jak dotychczas głosem.
Zauważyła, że się skrzywił.
- Ruth, byłem zdenerwowany i zły.
Wiem, że powiedziałem ci wiele
przykrych słów, ale...
- Nie o to chodzi, Donaldzie.
Popatrzył na nią uważnie, po czym
westchnął.
- Rozumiem. Powinienem się
domyślić, że jest ktoś inny.
- Ty i ja, Donaldzie, byliśmy
przyjaciółmi. - W jej głosie nie było ani
przeprosin, ani złości. - Nie widzę
powodu, dla którego miałoby się to
zmienić.
- Davidov? - Zaśmiał się na widok jej
zdumionej miny.
- Tak, Davidov. Skąd wiesz?
- Mam oczy - odparł krótko. -
Widziałem, jak na ciebie patrzy. - Wypił
kolejny łyk szkockiej.
- Chyba pasujecie do siebie.
- Czy to komplement, czy obelga? -
spytała z uśmiechem.
- Sam nie wiem. - Potrząsnął głową i
wstał. Przez chwilę patrzył na nią.
Wytrzymała jego wzrok bez zmrużenia
oka. - Żegnaj, Ruth.
- Żegnaj, Donaldzie. - Spoglądała za
nim, kiedy przemierzał pokój i zamykał
za sobą drzwi.
Po pewnej chwili wzięła jego nie dopitą
szklankę i udała się z nią do kuchni.
Wylewając szkocką do zlewu, wróciła
myślami do wspólnie spędzonych chwil.
Czuła się przy nim szczęśliwa, nic
więcej i nic mniej. Czy to prawda, że
pewne kobiety są stworzone tylko dla
jednego mężczyzny? Czy jest jedną z
nich?
Rozległo się kolejne pukanie do drzwi.
Ostatnia rzecz, jakiej by chciała, to
ponownie ujrzeć Donalda. Podeszła do
drzwi z przyklejonym sztucznie
uśmiechem.
- Nick!
Trzymał w rękach dwa kartony, jeden
płaski, drugi wielki, i butelkę wina.
- Priviet, mileńkaja. - Przekroczył
próg i wyciągając szyję, pocałował ją
nad pudełkami.
- Miałeś mieć dzisiaj spotkania. -
Zamknęła drzwi, gdy tymczasem on
stawiał pudełka na stół.
- Odwołałem je. - Uśmiechnął się od
ucha do ucha i przyciągnął ją do siebie.
- Mówiłem ci, że artyści miewają
humory i zmienne nastroje. - Po
pierwszym krótkim pocałunku nastąpił
długi i stęskniony. - Masz jakieś plany
na dzisiejszy wieczór?
- Właściwie... Myślę, że mogę je
zmienić, przy odpowiedniej zachęcie. -
Było jej tak dobrze w jego ramionach. -
Co jest w tych pudełkach?
- Mmm. To i owo. - Odsunął ją od
siebie. - To jest na później - powiedział,
pokazując na większe
z nich. - A to na teraz. - Zamaszystym
ruchem zdjął wieko z płaskiego kartonu.
- Pizza!
Pochylił się i pociągnął nosem,
zamykając przy tym oczy.
- Od samego zapachu można skonać!
Szybko dawaj talerze, póki nie
wystygło.
Ruth odwróciła się posłusznie.
- Wypocę to z ciebie na jutrzejszej
próbie. -Sięgnął po wino. - Potrzebuję
korkociągu.
- A co jest w drugim pudle? -
zawołała, stukając naczyniami.
- Później. Teraz jestem głodny. -
Kiedy wróciła obładowana talerzami i
kieliszkami, Nick pochylony witał się z
Niżyńskim. - Dostaniesz swój przydział.
- Patrząc na tę scenę, zrobiło się jej
radośnie na duszy.
- Tak się cieszę, że jesteś.
Nick wyprostował się i uśmiechnął.
- Dlaczego? - Wyjął jej z ręki
korkociąg.
- Bo uwielbiam pizzę - odparła ze
śmiertelnie poważną miną.
- A więc zdobywam twoje serce przez
żołądek, czy tak? To stary rosyjski
zwyczaj. - Korek strzelił głucho.
- Oczywiście. - Ruth z namaszczeniem
zajęła się przenoszeniem kawałków
pizzy z pudełka na talerze.
- Więc będziesz skakać po scenie jak
mały klo-psik. - Nick rozsiadł się
naprzeciw niej i nalał wina.
- W sam raz do „Karnawału”.
Będziesz Kolom-biną.
- Och, Nick! - Z pełnymi ustami pizzy,
Ruth omal się nie udławiła, usiłując jak
najszybciej ją przełknąć i powiedzieć
coś więcej.
- Dzięki dodatkowym próbom może
nie obroś-niesz sadełkiem.
- Sadełkiem?!
- Wolałbym sobie nie nadwerężyć
krzyża, dźwigając taki ciężar. - Przesłał
jej złośliwy uśmieszek.
- A co z tobą? - zapytała słodziutko. -
Myślisz, że ktoś zechce oglądać
brzuchatego Arlekina?
- Mój metabolizm nigdy do tego nie
dopuści.
- Dosłownie pożarł pizzę i sięgnął po
wino. - Oglądałem stare filmy -
powiedział nagle. - Fred Astaire, Gene
Kelly. Co za ruch! Przy odpowiedniej
pracy kamer można wszystko zobaczyć i
poznać prawdziwego tancerza. Kluczem
do tego jest umiejętne ujęcie.
- Widziałeś ,Amerykanina w Paryżu”?
- Ruth dokończyła swoją porcję i także
sięgnęła po wino.
- Chciałabym tak stepować!
- To inna grupa mięśni - zadumał się
Nick, patrząc jakby na wskroś niej. -
Byłoby to nawet interesujące.
- O czym myślisz?
Spojrzał na nią i skupił się.
- O nowym balecie z czymś typowo
amerykańskim w ruchach. Ale odłóżmy
to na bok. - Pokiwał głową, jakby
niechętnie rozstawał się z pomysłem.
- No, to jeszcze po kawałku. - Nałożył
Ruth kolejną porcję. - Jeśli grzeszyć, to
razem!
- Kolejny stary rosyjski zwyczaj? -
zapytała z uśmiechem.
- A jak! - Nalał jej więcej wina.
Wykończyli pizzę, przekazując kotu cały
kawałek na jego wyłączny użytek. Nick
poinformował Ruth o postępie prób,
wtrącając od czasu do czasu jakąś
ploteczkę, żeby ją zabawić. Potem
zaczął ją pytać o taneczne sekwencje w
filmach, których nie widział, a Ruth
opisała mu je najlepiej, jak umiała.
- Chodzi ci po głowie nowy balet
zrobiony specjalnie pod kątem
telewizji? - zapytała, kiedy zmywali
naczynia.
- Być może - odparł wymijająco. -
Nadine myśli także o filmie
dokumentalnym poświęconym
zespołowi. Istnieje taka szansa. Nie
bardzo się na tym znam, poza tym, czego
nauczyłem się podczas kręcenia
„Ariela" i innych baletów, ale wtedy
kamery stały zawsze daleko. Tym razem
będą wszędzie, a ten ich reżyser wie
więcej o tańcu niż inni, z którymi
pracowałem. To zupełnie coś innego -
uznał i uśmiechnął się, kiedy Ruth
wręczyła mu talerz do wytarcia. -
Stęskniłem się za tobą.
Popatrzyła na niego. Choć spędzali
razem po parę godzin codziennie,
wiedziała, co ma na myśli.
Teraz zaś to wspólne przebywanie w
kuchni dawało jej poczucie równowagi i
pewnej trudno uchwytnej stabilizacji.
- Ja też się za tobą stęskniłam.
- Moglibyśmy sobie zrobić krótką
przerwę przed nowymi próbami. Parę
dni. - Odstawił talerz i dotknął jej
włosów. - Nie pojechałabyś ze mną do
Kalifornii?
Jego dom w Malibu, pomyślała i
uśmiechnęła się radośnie.
- Pojechałabym. - Zapominając o
naczyniach, objęła go w pasie i mocno
przytuliła. Stali przez chwilę w
milczeniu, a potem Nick pochylił się i
pocałował ją w czubek głowy.
- Nie jesteś ciekawa, co jest w drugim
pudełku?
Ruth stęknęła.
- Już nic więcej nie zjem.
- Może trochę wina? - szepnął,
muskając wargami jej skronie.
- Nie. Chcę tylko ciebie.
- Chodź. - Ujął ją za rękę. - Już za
długo czekamy.
Po czym, gdy wyszli z kuchni, wzrok
Ruth padł na zamknięte pudełko.
-- Co jest w środku?
- Sądziłem, że nie jesteś
zainteresowana.
Wiedziona ciekawością, Ruth uniosło
wieko.
Wytrzeszczyła oczy i nie wydała
dźwięku.
Tam, gdzie spodziewała się ujrzeć jakiś
starannie wypracowany, ozdobny wielki
tort, leżało mięciut-kie, puszyste futro z
lisa, które niedawno mierzyła u Saksa.
Dotknęła go koniuszkami palców i
popatrzyła na Nicka.
- Od tego się nie tyje - zażartował.
- Nick... - Brakowało jej słów.
- Było ci w nim najładniej. A kolor
harmonizuje z twoimi włosami. - Ujął
garść włosów Ruth i przepuścił je
między palcami. - Są takie delikatne i
miękkie. Jak ty.
- Nick. Nie mogę tego przyjąć.
- Czy nie mam prawa robić ci
prezentów?
- Tak, chyba tak. Nie zastanawiałam
się nad tym. - Ponieważ nie przestawał
się do niej uśmiechać, nie znalazła
żadnego logicznego wytłumaczenia. -
Ale nie takie jak ten.
- Kupiłem ci pizzę - zauważył i
podniósł jej rękę do ust. - Nie miałaś nic
przeciwko temu.
- To nie to samo. - Jęknęła cichutko,
kiedy całował jej nadgarstek. - A poza
tym sam zjadłeś połowę.
- To mi sprawia przyjemność -
powiedział zwyczajnie - podobnie jak
będę się cieszyć, oglądając cię w tym
futrze.
- To za drogi prezent.
- Rozumiem. Uważasz więc, że mogę
ci kupować tylko tanie prezenty. -
Podciągnął jej rękaw i pocałował
wewnętrzną stronę łokcia.
- Przestań, przez ciebie mówię same
bzdury.
- Robisz to całkiem nieźle i bez mojej
pomocy.
— Zanim zdążyła zripostować, objął ją
z całych sił i uciszył. - A może to futro
ci się nie podoba? - zapytał.
- Jeszcze jak! Jest cudowne -
westchnęła, kładąc głowę na jego
ramieniu. - Ale nie musisz mi niczego
kupować.
- Nie muszę? Oczywiście, że nie. -
Przesunął rękę wzdłuż jej pleców ku
wypukłości biodra. -Wiem, co muszę, a
na co mam ochotę. - Odsunął ją od
siebie, uśmiechnął się. - Chodź,
przymierz je dla mnie.
Popatrzyła na niego uważnie. To był
wspaniałomyślny gest, podyktowany
impulsem. Czy mogła go nie przyjąć?
- Dziękuję - powiedziała z taką
powagą, że się roześmiał i uściskał ją z
całej mocy.
- Znowu patrzysz na mnie jak sowa,
bardzo rzeczowa i mądra sowa. Ale
teraz się pospiesz, żebym mógł
zobaczyć, czy ci w nim ładnie. Proszę.
Jeżeli Ruth miała jeszcze jakieś
obiekcje, to owo „proszę" odsunęło je
na daleki plan. Mogłaby policzyć na
palcach jednej ręki, ile razy użył go
wobec niej. Bez chwili wahania dała
nurka do pudła. Zatopiła palce z futrze.
- Jest wspaniałe, Nick. Naprawdę
wspaniałe.
- Tylko nie na szlafrok, miłaja -
oburzył się, gdy zaczęła je wkładać. -
Nie nosi się lisów do niebieskiego
frotte.
Spiorunowała go wzrokiem, po czym
rozwiązała pasek. Zdjęła szlafrok i
szybko zmieniła go na futro. Jej nagie
ciało, które mu mignęło, przyprawiło go
o skurcz żołądka. Jej ciemne włosy
spadały na niebieski odcień bieli;
podekscytowane oczy błyszczały.
- Muszę się przejrzeć! - Ruth
odwróciła się, chcąc jak najszybciej
pomknąć do lustra w sypialni.
- Kocham cię.
Stanęła jak wryta. Czuła, że brakuje jej
tchu, jak po niefortunnym upadku na
scenie. Zamknęła oczy. Wbiła palce w
futro. Aż ją zabolały. Nie mogła ich
rozprostować. Bardzo powoli
odwróciła się w stronę Nicka. Miała
ściśnięte gardło, więc wymówiła słowa
ochrypłym głosem.
- Co powiedziałeś?
- Kocham cię. Po angielsku.
Powiedziałem to wcześniej po rosyjsku.
Ja tiebia liubliu.
Ruth przypomniała sobie szeptane jej do
ucha słowa - słowa, które utkwiły w jej
głowie, kiedy się kochali, kiedy ją
trzymał blisko siebie, zanim zasnęła.
Kolana pod nią zadrżały.
- Nie wiedziałam, co znaczą.
~ Teraz już wiesz.
Wpatrywała się w niego szeroko
otwartymi oczami i czuła, jak ogarnia ją
drżenie.
- Boję się - wyszeptała. - Od dawna
na to czekałam, a teraz się boję. Nick,
chyba nogi odmówiły. mi
posłuszeństwa.
- A chcesz podejść czy odejść ode
mnie?
To pytanie trochę ją uspokoiło. Być
może on także się boi. Postąpiła krok do
przodu. Stając przed nim, czekała, aż
odzyska normalny głos.
- A jak ja to powiem po rosyjsku? -
zapytała.
- Chcę to najpierw powiedzieć po
rosyjsku.
- Ja tiebia liubliu.
- Ja tiebia liubliu, Nikolai -
wymówiła, kalecząc wymowę. Kiedy go
obejmowała, zobaczyła jego błyszczące,
rozpromienione oczy. - Ja tiebia liubliu -
powtórzyła. - Kocham cię.
Całował jej włosy, policzki, powieki, a
potem niemal rzucił się na nią.
- Ona moja-powiedział, mrucząc jak
niedźwiedź.
Futro zsunęło się na podłogę.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Ruth jeszcze nigdy tak ciężko nie
pracowała. Zademonstrowanie przed
publicznością całego baletu nigdy nie
było łatwe, ale tańczenie do czterech
kamer było ze wszech miar denerwujące
i wyczerpujące. Powtarzane w
nieskończoność krótkie sekwencje
kombinacji kroków wyprowadzały ją z
równowagi. Przywykła do świateł
reflektorów, ale specjalistyczne kable i
kamery to już było dla niej za wiele.
Czuła się osaczona.
Od ciągłego rozpoczynania i
przerywania miała skurcze nóg.
Denerwował ją i rozpraszał zbyt często
jej zdaniem poprawiany specjalny
makijaż do zbliżeń i bliskich ujęć.
Publiczność przed telewizorami nie
może oglądać kropelek potu na twarzy
eleganckiej baleriny. Utrzymanie
złudzenia, że taniec jest łatwy i że
prawie nie wymaga wysiłku, było
możliwe jedynie z odległości, jaką
stwarza scena. Natomiast kamery były
bezlitosne.
Nie wiadomo już który raz powtarzali
ten sam trudny układ soubresauts i
piruetów. Nick zdawał się niestrudzony.
Fascynowała go praca przed kamerą.
Nie okazywał nawet odrobiny
zniecierpliwię-nia podczas krótkich
proceduralnych przerw, tylko
przystawał, rozmawiał z reżyserem,
dopóki ekipa telewizyjna nie była
gotowa do dalszej pracy. Po czym, gdy
powtarzał kroki, robił to jakby w
przypływie nowej energii.
Nagrywali coś, co w
ponaddwugodzinnym programie wypełni
nie więcej niż trzy minuty. Był to żywy,
pełen werwy i ognia fragment większej
kompozycji - specjalność Nicka. Ruth
po raz kolejny wykonała potrójny piruet,
gdy nagle przeszywający ból powalił ją
z nóg. Natychmiast Nick ukucnął przy
niej.
- To tylko skurcz - wymówiła, z
trudem chwytając powietrze.
- Tu? - Dotknął jej łydki, wyczuł
zgrubienie mięśnia i zaczął masować.
Ból był nieznośny. Przycisnęła czoło do
kolan i zamknęła oczy.
- Proszę o dziesięć minut przerwy -
usłyszała głos Nicka. - Czy oprócz tego
coś cię jeszcze boli? - zapytał,
ugniatając mięsień. Ruth potrząsnęła
przecząco głową. - Za dobrze to nie
wygląda - skrzywił się.
- Ja już nie mogę! - Nagle Ruth zaczęła
walić pięścią o podłogę sceny. - Po
prostu nie mogę!
- Co za absurd! - rzucił, mrużąc
gniewnie oczy.
- To nie żaden absurd. Ja już nie mogę
~ syknęła. - To nie do zniesienia. Do
tyłu, do przodu, i tak w kółko. Jak mogę
coś czuć, kiedy nie ma w tym ciągłości
ani nastroju? Dookoła pełno ludzi,
praktycznie wchodzą mi na głowę, więc
jak mogę przygotować się do skoku?
- Nie zwracaj na nich uwagi i tańcz -
powiedział kategorycznie. - To jest
nieuniknione i konieczne.
- Konieczne? - cisnęła się. - Powiem
ci, co jest konieczne. Koniecznie trzeba
się pocić. Ale nawet i tego mi nie
wolno. Jeżeli ten człowiek posypie mnie
jeszcze raz pudrem, zacznę wrzeszczeć.
- Gdy w drugiej nodze chwycił ją
skurcz, wstrzymała oddech. Ból w obu
nogach przekraczał granice
wytrzymałości. Znów opuściła głowę. -
Och, Nick, jestem taka zmęczona.
- Więc co zamierzasz? Odejść? - Głos
miał szorstki, gdy zaczął masować jej
drugą nogę. - Potrzebuję partnerki, nie
zaś uskarżającego się dziecka.
- Nie jestem dzieckiem. Ale też nie
jestem maszyną!
- Jesteś tancerką. - Wyczuł pod
palcami, że mięsień rozluźnia się. -
Więc tańcz.
Spiorunowała go wzrokiem.
- Dziękuję za wyrozumiałość. -
Odepchnęła jego rękę, choć uginały się
pod nią nogi, i podniosła się o własnych
silach.
- Może gdzie indziej jest miejsce na
wyrozumiałość. - Nick wstał z podłogi.
- Ale nie tutaj.
Tutaj wykonujesz konkretną pracę. A
teraz pozwól, żeby ci przypudrowano
twarz.
Przez chwilę patrzyła na niego z
niedowierzaniem, następnie odwróciła
się i bez słowa opuściła scenę.
Nick zaklął pod nosem, po czym zabrał
się za masowanie własnych nóg.
- Twardy z ciebie człowiek, Davidov
- usłyszał z oddali.
Podniósł oczy i zobaczył wstającą z
fotela na widowni Nadine.
- Tak. - Wrócił do masowania nogi. -
Już mi to kiedyś mówiłaś.
- Takim cię lubię. - Podeszła do
bocznego skrzydła sceny i zaczęła
wchodzić po stopniach.
- Ale mimo wszystko nie zapominaj, że
ona jest młoda.
Nadine uklękła obok Nicka. Wzięła się
za fachowe masowanie jego nogi.
- Dobre stopy, cudowne nogi, bardzo
muzykalna. - Uśmiechnęła się do Nicka.
- Jeszcze nie stwardniała tak jak my.
- Tym lepiej dla niej.
- Tym trudniej dla ciebie, ponieważ ją
kochasz. - Nick ze zdziwienia aż uniósł
brwi. -Wiem wszystko o moich
tancerzach, przede mną nic się nie
ukryje. Często wiem wcześniej niż oni
sami. Już od dawna jesteś w niej
zakochany.
- I co z tego wynika?
- Tancerze często łączą się między
sobą w pary. Mówią tym samym
językiem, mają te same problemy. -
Nadine przesiadła się na dragi bok. -
Ale gdy dotyczy to mojego premier
danseur i dyrektora artystycznego w
jednej osobie oraz mojej najlepszej
baleriny, jestem zaniepokojona.
- Nie ma powodu, Nadine -
powiedział łagodnym tonem, choć był
najwyraźniej poirytowany.
- Romanse mogą przybierać różne
formy - skomentowała Nadine. - Wierz
mi, że dużo o tym wiem. - Tym razem
uśmiechnęła się posępnie. -Tancerze to
osobnicy kierujący się emocjami, Nick.
Nie chcę stracić żadnego z was, jeżeli
będziecie musieli się rozstać. Jej
przeznaczeniem jest zostać prima
ballerina absolutta.
- Czyżbyś sugerowała, że mam się
przestać widywać z Ruth? - zapytał
lodowatym tonem i podniósł się z
podłogi.
- Jak długo się znamy, Davidov? -
zapytała, zaglądając mu głęboko w oczy.
- Lepiej nie pytaj, to by nas tylko
oboje postarzyło - odpowiedział,
zdobywając się na uśmiech.
Przytaknęła mu ruchem głowy, po czym
wyciągnęła do góry rękę. Nick podniósł
ją lekko z podłogi.
- Długo. Bardzo długo. Wystarczy,
żeby wiedzieć, co ci zasugerować. - Na
jej twarzy pojawił się grymas. - Przez
całe lata obserwowałam paradę twoich
kobiet.
- Spasibo.
- Nie ma się czym chwalić -
skontrowała. - To było tylko
stwierdzenie. Bannion jest inna.
- Tak - przyznał jej rację. - Ruth jest
inna.
- Uważaj, Davidov. Dla tancerzy
upadki bywają groźne. - Odwróciła się,
kiedy na scenę zaczęli powracać
członkowie ekipy telewizyjnej. - Przez
jakiś czas będzie cię nienawidzić.
- Jakoś sobie z tym poradzę.
- Oczywiście - odparła, nie oczekując
żadnego innego oświadczenia.
Prosta jak struna, z nieprzeniknioną,
spokojną twarzą, Ruth wyszła zza kulisy.
Kiedy jej poprawiano makijaż,
wszystkie myśli skoncentrowała tylko na
jednym - na tańcu, który ma wykonać.
Później przyjdzie czas na emocje.
Podeszła do Nicka.
- Jestem gotowa.
Popatrzył na nią. Chciał ją zapytać, czy
nadal ją boli, chciał powiedzieć, że ją
kocha.
- Świetnie, więc zaczynamy - rzucił jej
zamiast tego.
Gdy dwie godziny później stała pod
prysznicem, była odrętwiała z bólu. Ze
zmęczenia mąciło się jej w głowie.
Tylko dwie rzeczy były pewne: nie znosi
tańczyć do kamery i gdy raz naprawdę
potrzebowała Nicka, on odwrócił się od
niej. Przemawiał do niej tak, jakby miał
do czynienia z opieszałą, leniwą i słabą
istotą. A potem, w obecności innych,
straciła panowanie nad sobą i poniżyła
się. To przez te jego lodowate słowa.
Zawsze była dumna ze swojej siły i
wytrwałości. Dzisiejszy upadek,
potłuczenie się i drobna kontuzja były
dla niej potężnym wstrząsem. Pragnęła
pocieszenia, a spotkała się z
lekceważeniem, a nawet z pogardą.
Gdy wyszła spod prysznica i owinęła
się ręcznikiem, zjawiła się Leah.
Gotowa do wyjścia, ubrana jak spod
igiełki, oparła się o umywalkę i
uśmiechnęła.
- Cześć. - Z uwagą wpatrywała się w
bladą, wyczerpaną twarz Ruth. -
Parszywy dzień?
- Dość parszywy. - Ruth sięgnęła do
torby po sweter.
- Słyszałam, że miałaś dzisiaj jakieś
kłopoty.
Ruth, wciągając sweter przez głowę,
zdążyła
przybrać opanowany wyraz twarzy.
- Nic poważnego - odrzekła ze
spokojem, choć ten luz wiele ją
kosztował. - Nagrywanie „Korsarza"
zostało zakończone.
- Nie mogę się doczekać, kiedy to
obejrzę.
Nie przestając się uśmiechać, Leah
wyjęła
szczotkę i w zwolnionym tempie
pociągnęła nią po swoich jedwabistych
włosach.
- Jesteś blada - zauważyła, kiedy Ruth
wciągała dżinsy. - Całe szczęście, że
masz parę dni na odpoczynek, zanim
zaczną nagrywać „Czerwoną różę".
- Widzę, że śledzisz grafik.
- Mam w tym swój interes. Muszę
wiedzieć
o wszystkich poczynaniach każdego w
zespole.
- A o co ci chodzi?
- O Nicka - odparła bez namysłu.
Widząc błysk w oczach Ruth,
uśmiechnęła się jeszcze szerzej. -Nie,
nie w tym sensie, choć byłoby to może
interesujące. Podobno bycie jego
kochanką ma swoje korzyści.
Ruth najchętniej zdzieliłaby Leah butem
prosto w tę jej uśmiechniętą twarz.
Zamiast tego, kipiąc w środku, wsunęła
go na stopę.
- To, co jest między Nickiem i mną,
jest czysto osobistą sprawą i nikogo nie
powinno obchodzić.
- Gotując się coraz bardziej, Ruth
podniosła się z ławki.
- Och, ależ to wszystko łączy się w
jedną całość! - Leah wyciągnęła rękę,
chcąc dotknąć ramienia Ruth, jakby się
obawiała, że może jej umknąć.
- Co takiego?
Leah przysiadła na brzegu blatu wokół
umywalki i skrzyżowała nogi w
kostkach.
- Zamierzam zostać prima ballerina
absolutta.
- Czy to informacje z ostatniej chwili?
- zapytała ironicznie Ruth.
- Wiem, że aby to osiągnąć i pozostać
w tym zespole, muszę mieć za partnera
Nicka - gładko wyrecytowała Leah.
- Z tym będzie pewien problem -
zgodnie z prawdą odparła Ruth. - Nick
jest moim partnerem.
- Na razie - zgodziła się szybko Leah.
- Ale gdy znudzi się tobą w łóżku, z
pewnością cię rzuci.
- A to już mój problem - rzekła Ruth
słodkim głosem.
- Miłostki Nicka nigdy nie trwają
długo. Na przestrzeni lat wszyscy
byliśmy świadkami różnych jego
wzlotów i upadków. Pamiętasz tę
prawniczkę sprzed sześciu czy ośmiu
miesięcy? Bardzo elegancka. A przed
nią była jakaś modelka. Zwykle Nick
wystrzega się podrywania kogoś z
zespołu. Bardzo wybredny jest ten nasz
Nikolai.
- Mój Nikolai. I radzę ci, żebyś
poprzestała na partnerach, których ci
wyznaczono. - Ruth sięgnęła po torbę.
- On i tak nie potańczy dłużej niż dwa
lata. Zresztą już teraz znaczną część
czasu poświęca choreografii. A mnie
wystarczą dwa lata.
- Dwa lata! - zaśmiała się Ruth,
przerzucając torbę przez ramię. - Za pół
roku ja będę prima ballerina absolutta. -
Wypowiadając te słowa, dała upust
wściekłości. - Po ukazaniu się
widowiska w telewizji cały kraj dowie
się, kim jestem. Jeżeli obawiasz się
konkurencji, może lepiej znajdź sobie
inny zespół.
- Konkurencja! - Oczy Leah zwęziły
się jak u kota. - Z trudem przebrniesz
przez pierwszy kawałek. - Po raz
kolejny przesłała Ruth promienny
uśmiech. - Pozostałe dwa Nick może ci
odebrać
i dać je komuś, kto ma trochę więcej
wytrwałości od ciebie.
- Na przykład tobie!
- Oczywiście.
- Po moim trupie - powiedziała słodko
Ruth, po czym odsuwając Leah na bok,
opuściła łazienkę.
Choć ostatni gest trochę jej pomógł,
nerwy miała napięte do granic
wytrzymałości. Utarczka odwróciła jej
uwagę od ciała, schodziła więc ze
schodów nieświadoma bólu w łydkach.
Kipiąc z oburzenia, kierowała się ku
wyjściu na ulicę.
- Ruth! - Ponieważ nie odpowiedziała
na pierwsze wołanie, Nick ją dogonił i
ujął jej ramię. - Dokąd się wybierasz?
- Do domu - rzuciła krótko.
- Świetnie. - Zauważył jej rozpaloną
twarz. -Pojedziemy razem.
- Znam drogę. - Odwróciła się w
stronę drzwi, ale uchwyt jego ręki
okazał się silniejszy.
- Powiedziałem, że pojedziemy razem.
- Oczywiście. - Wzruszyła ramionami.
- Rób, jak ci wygodniej.
- Zwykle tak robię - odpowiedział
chłodnym tonem, wyciągając ją na
zewnątrz i wsadzając do taksówki.
Zajęła miejsce w rogu, trzymając
sztywno torbę na kolanach. Nick, oparty
plecami o siedzenie, nie podejmował
rozmowy. Wydawał się całkowicie po-
chłonięty własnymi myślami. Upór nie
pozwolił Ruth wypowiedzieć słowa.
Na nowo przeżywała i analizowała
dzisiejszą scysję z Nickiem, a potem
scenę z Leah. Złość Ruth przybrała
formę lodowatego milczenia.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed jej
domem, wysunęła się z niej, gotowa
rzucić Nickowi chłodne „do widzenia".
Tymczasem on wysiadł od strony jezdni,
obszedł samochód i znowu ujął ją pod
ramię. Uścisk był lekki, ale nie
podlegający dyskusji. Nie komentując
tego, Ruth weszła z Nickiem do
budynku.
Była gotowa do walki. Wystarczyłaby
jakakolwiek prowokacja z jego strony.
Pieniła się ze złości. Otworzyła drzwi i
wbiegła do środka, zostawiając
Nickowi wolny wybór - mógł wejść
albo odejść.
Z sofy podniósł się Niżyński, wyprężył
grzbiet, po czym bezszmerowo zeskoczył
na podłogę. Spełnił swój obowiązek,
okrążając kostki nóg Ruth,
i niezwłocznie przeszedł do Nicka.
Usłyszała, jak Nick szepcze coś kotu na
powitanie. Bez słowa udała się do
sypialni, żeby rozpakować torbę.
Celowo zwlekała. Z drugiego pokoju nie
dochodziły żadne dźwięki. Starannie
ułożyła w szafie ba-letki. Skrupulatnie
wyjęła spinki z włosów i pozwoliła im
opaść. Uwalniając je, pozbyła się też
lekkiego bólu głowy. Rozczesywała
włosy energicznymi, długimi
pociągnięciami szczotki. W mieszkaniu
nadal panowała absolutna cisza.
Spędziła w sypialni bite dziesięć minut,
wymyślając dziesiątki drobnych,
niepotrzebnych czynności. Znowu nerwy
zaczęły dawać się jej we znaki.
Dochodząc do wniosku, że powinna coś
zjeść, związała włosy wstążką i
opuściła sypialnię.
Na kanapie Nick spał jak zabity. Leżał
na wznak z mruczącym Niżyńskim,
zwiniętym w kłębek na jego piersi. Nick
oddychał wolno i równo. Natychmiast
ulotniła się jej cała niechęć i żal.
Uświadomiła sobie, jak bardzo jest
wyczerpany. Widać to było po jego
twarzy. Dlaczego nie zauważyła tego
wcześniej? Ponieważ za bardzo była
przejęta własnymi doznaniami,
pomyślała z poczuciem winy.
Głębokie bruzdy żłobiły jego policzki.
Pod oczami dostrzegła lekko fioletowe
cienie. Westchnęła. Najchętniej by się
rozpłakała. Żadnych łez, nakazała sobie
twardo.
Wzięła z oparcia fotela moherowy szal i
przykryła Nicka. Nie drgnął. Niżyński
otworzył jedno oko, posłał jej
przepraszające spojrzenie i ponownie
zasnął. Ruth usiadła w fotelu i
podwinęła pod siebie nogi. Spoglądała
na śpiącego z czułością.
Kiedy się obudził, było już ciemno.
Nieprzytomny, przycisnął palcami oczy.
Na piersi poczuł jakiś ciężar. Odkrył
tam ciepłą futrzaną kulę. Stęknął, gdy
Niżyński, tytułem eksperymentu, wpił się
w niego pazurami. Klnąc pod nosem,
spędził kota
i usiadł. Spod kuchennych drzwi padał
strumień światła. Nick siedział jeszcze
przez chwilę, zanim wstał i ruszył w
tamtą stronę.
Ruth krzątała się przy kuchni. Ponieważ
ściągnęła do tyłu włosy, dokładnie
widział jej profil: delikatne kości,
ładnie zarysowany podbródek, lekko
skośne oczy. Zaabsorbowana pracą
rozchyliła wargi
- miękkie, pełne wargi, których smak
poczuł już na sam ich widok. Smukła,
wysklepiona szyja klasycznej baleriny.
Dokładnie znał miejsce, gdzie ta skóra
jest najbardziej wrażliwa.
W ostrym kuchennym świetle wyglądała
bardzo młodo, prawie jak wówczas,
kiedy ją zobaczył pierwszy raz - w
oślepiającym słońcu na śniegu na
parkingu szkółki Lmdsay. Czując na
sobie jego wzrok, Ruth odwróciła się
gwałtownie. Ich oczy się spotkały.
Zwilżyła wargi.
- Pomyślałam, że będziesz głodny. Co
powiesz na omlet?
- Hm. Świetnie.
Gdy powróciła do swoich zajęć, oparł
się o framugę drzwi. Rzucił okiem na
zegarek, stwierdzając, że jest dopiero
dziewiąta. Spał nie więcej niż dwie
godziny, a czuł się zregenerowany i
odświeżony, jakby przespał całą noc.
- Pomóc ci?
Ruth nie spuszczała oczu z patelni, na
której robiła omlety.
- Możesz wyjąć talerze. Już prawie
skończyłam.
- Obok, na blacie, zaczynała pykać kawa
w maszynce. Nick wyjął talerze i
filiżanki. - Będziesz miał jeszcze na coś
ochotę? - zapytała Ruth, zdegustowana
swoim zbyt uprzejmym głosem.
- Nie. To wystarczy.
Fachowym ruchem przerzuciła pierwszy
omlet z patelni ha talerz.
- Idź i zaczynaj. Za chwilę dołączę. -
Kolejne rozbite jajka zaskwierczały na
patelni. - Przyniosę kawę.
Nick zabrał talerz do jadalni. Ruth
kontynuowała smażenie. Kawa pykała
coraz żywiej. Zsunęła jajka z patelni.
Wyłączyła maszynkę z kawą i wyniosła
ją do jadalni.
Kiedy weszła, Nick podniósł znad
talerza wzrok.
- Smakuje? - zapytała, stawiając swój
talerz
i nalewając kawę do filiżanek.
- Bardzo. - Wziął na widelec kolejny
kęs.
Ruth unikała jego wzroku. Ustawiła
maszynkę na
trójkątnej podstawce. Usiadła
naprzeciwko niego
i zaczęłajeść.
- Chciałem ci podziękować, że
pozwoliłaś mi pospać. - Obserwował
ją, jak zmusza się do jedzenia i dziobie
swój omlet. - Potrzebowałem tego.
I tego też. - Wskazał na talerz.
- Wyglądałeś na zmęczonego -
mruknęła. - Nigdy nie przyszło mi na
myśl, że i dla ciebie praca bywa ponad
siły.
- No tak - powiedział lekko
rozbawiony. - Da-vidov jest
niezniszczalny.
- Zawsze za takiego cię miałam. Chyba
podobnie jak my wszyscy - odparła.
- Ale ty nie jesteś wszystkimi -
powiedział, patrząc na nią z powagą. Jej
oczy były nabrzmiałe od łez. Poczuł
skurcz żołądka. - Lepiej jedz -
powiedział, udając, że niczego nie
zauważa. - Mamy za sobą długi dzień.
Sięgając po kawę, Ruth starała się
zachować spokój. Miała dość scen na
dzisiaj.
- Naprawdę nie jestem głodna.
Nick wzruszył ramieniem i wrócił do
swojego jedzenia.
- Coś się przypala - zauważył.
Ruth z krzykiem zerwała się od stołu i
pobiegła do kuchni. Słup dymu unosił
się nad patelnią, której powierzchnia
pękała od żaru. Klnąc na czym świat
stoi, zgasiła ogień, o którym zapomniała,
zdejmując omlety, i ze złością kopnęła
piecyk.
- Ostrożnie - powiedział Nick od
progu. - Nie będę miał pożytku z
partnerki ze złamanymi palcami u nogi.
Zakręciła się na pięcie, by wyładować
na nim złość. Tymczasem on się
uśmiechał. I nagle wszystko puściło.
- Och, Nick! - Rzuciła mu się w
ramiona. - Byłam dzisiaj potworna. I
tańczyłam okropnie.
- Nie - zaprzeczył, całując jej włosy. -
Tańczyłaś pięknie, a zwłaszcza po tym,
jak się na mnie wściekłaś.
Odrzuciła do tyłu głowę i popatrzyła na
niego. Wiedziała z całą pewnością, że
nie uciekłby się do kłamstwa, byle ją
tylko pocieszyć.
- Nie powinnam się na ciebie złościć.
Zasklepiłam się w sobie i w tym, jak się
czuję, i nawet nie pomyślałam, że tobie
też może być trudno. Sprawiasz
wrażenie, jakby cię nigdy nic nie
kosztowało i jakbyś wszystko robił bez
wysiłku.
- Nie lubisz kamery.
- Nienawidzę. Ohyda.
- Ale ile ma możliwości!
- Wiem. Wiem o tym. - Cofnęła się i
stanęła obok. - Czuję do siebie wstręt po
tym, jak się zachowałam, płacząc i
wrzeszcząc przy wszystkich, wściekając
się na ciebie.
- Jesteś artystką i, już ci to mówiłem,
takie zachowanie nikogo nie dziwi.
- Nie cierpię ekshibicjonizmu. A
zwłaszcza brzydzi mnie mój egoizm i
nieliczenie się z innymi.
- Jesteś zbyt surowa dla siebie, Ruth.
Kobieta, którą kocham, nie jest egoistką
ani osobą nie liczącą się z innymi.
- Ale dzisiaj taka byłam. Cały czas,
dopóki nie zobaczyłam cię śpiącego i
tak skrajnie wyczerpanego, myślałam
tylko o sobie. A przecież powinnam
pamiętać, jak ciężko pracujesz! Ale ja
skoncentrowałam się tylko na tych
denerwujących mnie, porozstawianych
na każdym kroku kamerach i na tym, jak
bardzo bolą mnie nogi. - Wzdrygnęła
się.
- To przykre, że można być tak
małostkowym, tak jednowymiarowym. A
właśnie tak opisał mnie Donald.
- Och, przestań! - żachnął się i jeszcze
mocniej ją objął. - Przecież musimy od
czasu do czasu pomyśleć o sobie i o
własnym ciele. Inaczej byśmy nie
przetrwali. Byłabyś niemądra, gdybyś
uwierzyła, że stajesz się przez to mniej
wartościowym człowiekiem. To
prawda, że różnimy się od innych. Po
prostu tacy jesteśmy.
- Egoistyczni?
- Czy trzeba to nazywać? - Potrząsnął
nią lekko, po czym znowu przyciągnął
do siebie. — Tak, egoistyczni, jeśli już
koniecznie musisz nadać temu jakąś
etykietę. Zapaleni. Obsesyjni. Jakie to
ma znaczenie? Czy stajesz się przez to
inna? Albo czy ja staję się inny? - To
mówiąc, zaczął ją całować.
Ruth zdążyła tylko jęknąć. Czekała na
ten pocałunek. Jego wargi były delikatne
i czułe, a zarazem zaborcze. Przyciskał
ją coraz bliżej i mocniej, aż wtopili się
w siebie.
- Tak właśnie chciałem cię
pocałować, kiedy siedziałaś na scenie
zła i zraniona. Czy bardzo mnie nie
lubisz, ponieważ tego nie zrobiłem?
- Nie. Nie, ale chciałam, żebyś to
zrobił.
- Gdybym cię pocieszył, nie
zdobyłabyś się na wysiłek i nie
skończyłabyś tańca. - Odchylił jej głowę
do tyłu. Ich oczy się spotkały. -
Wiedziałem
0 tym, ponieważ cię znam. Czy przez
to jestem zimnym egoistą?
- Przez to jesteś Davidovem -
westchnęła i uśmiechnęła się do niego. -
I niczego innego nie pragnę.
- A ty jesteś Bannion. - Pochylił się do
jej ust. -
1 niczego innego nie pragnę.
- To brzmi tak prosto. Ale czy tak jest?
- Tej nocy na pewno. - Wziął ją na
ręce i zaniósł do sypialni.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Ruth zasiadła w szóstym rzędzie i
przyglądała się nagrywaniu. Trzy
odcinki z jej udziałem zostały już
ukończone. I pomyśleć, że trzy dni
wytężonej pracy zostaną zredukowane
do dziewięciu, najwyżej dziesięciu
minut antenowego czasu!
Nauczyła się występować przed kamerą,
a nawet ją tolerować. Wiedziała jednak,
że nie podzieli nigdy zachwytu i
entuzjazmu Nicka. Wezwał ją do
współzawodnictwa, zachęcał, żeby go
prześcignęła w ich pas de deux z
„Karnawału". Przeszedł samego siebie
w masce i kostiumie Arlekina. Jego
przekomarzająca się i niczym nie
skrępowana dusza przydała jej
Kolombinie tyle ognia i werwy, o jakich
nawet nie śniła.
On po prostu tryska energią, zadumała
się, obserwując go na scenie. Nawet
kiedy sam nie tańczy.
Corps tańczył scenę z „Rodeo". Nick, w
płowym dresie, po którym już z daleka
można go było poznać, stał pośród
tancerzy w kowbojskich kapeluszach i
kraciastych bawełnianych koszulach i
wydawał im polecenia. Nawet gdyby
był ubrany w srebro czy złoto, nie
przyciągałby większej uwagi.
Wiedziała, jak rzadko w ostatnich
tygodniach pozwalał sobie na
odpoczynek. A jednak, choć było to już
ostatnie szlifowanie tancerzy, witalność
i werwa Nicka były na miarę młodego
chłopaka. Jak on to robi? ~ zachodziła w
głowę Ruth.
Pomyślała o tym, co usłyszała od Leah:
czy rzeczywiście Nick przestanie
tańczyć w ciągu najbliższych dwóch lat?
Wygląda tak młodo. Przecież prawie w
każdym innym zawodzie uchodziłby za
młodego człowieka. Jako kierownik
artystyczny, choreograf czy kompozytor
może ciągnąć w nieskończoność. Ale
jako danseur noble czas ma policzony.
On o tym oczywiście wie. Jak się z tym
czuje? Nigdy z nią na ten temat nie
rozmawia. Podobnie jak o wielu innych
sprawach. Na przykład, ilekroć chciała
dowiedzieć się czegoś o jego życiu w
Rosji, gładko i szybko zmieniał temat. A
przecież nie powodowała nią zwykła
ciekawość!
Czuła się zawiedziona, że zamyka się
przed nią. Sama bardzo ceniła i
szanowała prywatność, ale kochając
całym sercem Nicka, czuła potrzebę
głębszego poznania go. Tymczasem on
unikał wszelkich pytań i rozmów o
swojej przeszłości i karierze tancerza w
swoim kraju. Podobnie jak nie mówił,
co czuje w związku ze zbliżającym się
końcem występów na scenie.
Doszła do wniosku, że zbyt często
traktuje ją jak małą dziewczynkę. Jak go
przekonać, że jest zdolna
dzielić jego problemy, podobnie jak
dzieli z nim radości?
Muzyka rozbrzmiewała; szybka,
hałaśliwa westernowa muzyka, która
porywa do tańca. Nick obserwował
corps zza pleców kamerzysty, opierając
ręce na biodrach. Patrząc na niego, Ruth
aż wstrzymała oddech.
Czy zawsze tak będzie? - zastanawiała
się. Czy zawsze będzie mnie poruszać i
olśniewać? To przerażające zakochać
się w legendzie. Nawet w tak. krótkim
czasie, odkąd są razem, ciężar
obowiązków zawodowych odciskał się
na nich obojgu. Balet to zarówno
zobowiązanie, jak i ciągłe napięcie.
Czas spędzany razem u niej w
mieszkaniu należał do innego wymiaru.
Tam mogli być kobietą i mężczyzną. Ale
muzyka i światła reflektorów
przywoływały ich z powrotem. A tutaj,
w świecie, który pochłaniał większą
część ich życia, on był Davidovem
- mistrzem.
- Nieźle sobie z tym wszystkim
poradził. Jak zawsze. - Na krzesło obok
Ruth cicho wśliznęła się Nadine.
Muzyka umilkła.
Nick znowu dyskutował z tancerzami,
gdy tymczasem reżyser w słuchawkach
na uszach mówił coś do jakiegoś
niewidocznego technika.
- Tak, na to wygląda.
- Jak chłopczyk, który dostał nową
kolejkę. Cały skład.
Ruth rzuciła Nadine pytające spojrzenie.
- Kolejkę?
- Nowa podnieta, entuzjazm, zapał -
wyjaśniła, wykonując zamaszysty ruch
ręką. - On to uwielbia.
- Tak. - Ruth znowu spojrzała na
Nicka. - Nie da się ukryć.
- Twoje tańce wypadły dobrze. -
Nadine przeszła do porządku nad
śmiechem Ruth, wyrażającym
powątpiewanie. - Och, wiem, że
musiałaś jeszcze to i owo poprawić.
Takie jest życie.
- Oglądałaś to?
- Zawsze oglądam.
- Zwykle nie bywasz taka łaskawa,
Nadine - zauważyła Ruth.
- Moja droga, ja nigdy nie jestem
łaskawa. Nie stać mnie na to. - Znowu
rozległa się muzyka i chociaż Nadine
patrzyła na scenę, mówiła do Ruth.
- Oni naprawdę są dobrzy. A nagranie
jest wyśmienite. Program powinien
spełnić nasze oczekiwania. Przyznam
szczerze, że już od dość dawna nie
widziałam niczego tak doskonałego jak
wasz taniec z Nickiem. Nigdy nie
sądziłam, że znajdzie partnerkę, która
dorówna Lindsay. Oczywiście, różnicie
się stylem, nawet bardzo. Lindsay
unosiła się w powietrzu, jakby
stanowiła jego część, bez wysiłku, z
jakąś dozą mistycyzmu. Ty mu rzucasz
wyzwanie, jakbyś się buntowała
przeciwko prawu grawitacji.
Ruth zainteresował taki opis.
Zastanawiała się nad jego trafnością.
- Lindsay była najpiękniejszą baleriną,
jaką kiedykolwiek widziałam.
- Straciliśmy ją, bo nad taniec
przedłożyła prywatne życie. Wielka
szkoda.
- Nie miała wyjścia - obruszyła się
Ruth. - Jej ojciec zginął w wypadku, a
matka była w bardzo ciężkim stanie.
- Sami dokonujemy wyboru. - Nadine
zwróciła się twarzą ku Ruth. - Nie
wierzę w przeznaczenie. To my
wpływamy na bieg zdarzeń.
- Lindsay zrobiła to, co musiała.
- To, co wybrała - sprostowała
Nadine. - Wszyscy to robimy. Osobiście
przyświecał mi w życiu tylko jeden cel.
I byłoby dobrze, gdyby było podobnie z
moimi tancerzami, ale tak nie jest. Ty
masz talent, młodość, napęd, jednym
słowem masz wszystko, żeby zdobyć
sławę w świecie baletu. Lindsay była na
najlepszej drodze do tego, kiedy
odeszła. Nie chciałabym stracić także
ciebie.
- Dlaczego miałabyś mnie stracić? -
Ruth wycedziła te słowa, nie
spuszczając oczu z Nadine. Przestała
zwracać uwagę na to, co dzieje się na
scenie.
- Tancerze są bardzo pobudliwi i
humorzaści.
- Tak mi mówiono - zauważyła oschle
Ruth.
- Ale nie odpowiedziałaś na moje
pytanie.
- Potrzebuję zarówno ciebie, jak i
Nicka, ale jego potrzebuję bardziej. -
Zrobiła krótką pauzę, czekając, aż jej
słowa zrobią na Ruth odpowiednie
wrażenie. - Jeżeli między wami coś
się... popsuje i nie będziecie mogli albo
chcieli ze sobą pracować, będę musiała
dokonać wyboru. Zespół nie może sobie
pozwolić na stratę Nicka.
- Rozumiem.
- Od dawna nosiłam się z zamiarem
odbycia z tobą rozmowy. Wolę, żebyś
znała moje stanowisko.
- Rozmawiałaś o tym z Nickiem?
- Nie wprost. Zrobię to, oczywiście,
gdyby zaszła taka potrzeba. Mam jednak
nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Spora liczba tancerzy w zespole
łączy się w pary - zauważyła Ruth. -
Niektórzy nawet się żenią. Czy
zamierzasz wprowadzić zwyczaj
wtrącania się w cudze sprawy?
- Zawsze podejrzewałam, że za
twoimi nienagannymi manierami kryją
się pasje. - Nadine uśmiechnęła się
blado. - Miło było cię widzieć.
- Zamilkła na chwilę. - Dopóki nic nie
koliduje z pracą zespołu, nie ma powodu
do robienia dramatu. - Ponownie
spojrzała Ruth prosto w oczy. - Ale
Nick jest nie tylko jednym z moich
tancerzy. Obie
o tym wiemy.
- Nie sądzę, żeby to, co jest między
mną i Nickiem, miało kolidować z pracą
zespołu czy z naszym tańcem. - Ruth
poprawiła się sztywno na krześle.
- Nie, jeszcze nie. Lubię cię, Ruth, i
dlatego musiałam ci o tym powiedzieć.
A teraz muszę wycisnąć trochę dolarów
z pewnego sponsora. - Nadine wstała,
ruszyła ciemnym przejściem między
rzędami i opuściła widownię.
Na scenie Nick uważnie przyglądał się
swoim tancerzom. Postrzegał każdego
indywidualnie, a także jako grupę. Tutaj
ramię nie tworzy ładnego łuku, tam z
kolei ustawienie stóp jest idealne.
Obserwował bacznie corps. Planował w
niedalekiej przyszłości uczynić dwoje z
nich solistami. Jedną była młoda,
zaledwie osiemnastoletnia dziewczyna,
której się przyglądał ze szczególnym
zainteresowaniem. Miała eteryczną,
nieziemską urodę i niesamowitą siłę.
Przypominała mu trochę Lindsay.
Widziałby ją w roli Carli w „Dziadku
do orzechów" w nadchodzącym roku.
Będzie musiał przekonać madame
Maksimową, żeby z nią indywidualnie
popracowała.
Reżyser zatrzymał taśmę i Nick wszedł
na środek sceny, żeby skorygować parę
szczegółów. Pracowali już od blisko
dwóch godzin, a rozgrzane reflektory
świeciły bezlitośnie.
Gdy znowu zaczęli, pomyślał o Nadine i
jej próbach z corps. Nadine jest jak
jastrząb polujący na kurczęta. Biedne
dzieciaki; czy w ogóle zdają sobie
sprawę, jaką harówką jest taniec? Tylko
nieliczni z nich wyjdą poza corps.
Ponownie spojrzał na młodą
dziewczynę, gdy kręciła pirueta. Tej
jednej się uda. Za dwa lata będzie
deptać po piętach Ruth.
Uśmiechnął się na wspomnienie
początków Ruth. Była taka młoda i tak
strasznie zamknięta. Jedynie tańcząc,
odzyskiwała wiarę w siebie. Nawet
wtedy - tak, nawet wtedy - pragnął jej,
wprawiając siebie samego w
zakłopotanie. Był świadkiem jej
rozwoju, kiedy to z miesiąca na miesiąc
stawała się bardziej zrównoważona i
otwarta. Był też świadkiem rozkwitu jej
talentu.
Pięć lat, pomyślał. Pięć lat, i teraz w
końcu ją ma. Ale stanowczo za mało.
Bywąą wieczory, gdy obowiązki
trzymają go do późna i gdy zmuszony
jest wracać do siebie, do własnego,
pustego mieszkania, wiedząc, że Ruth
śpi daleko od niego, w innym łóżku.
Zastanawiał się, czy teraz, ponieważ tak
długo na nią czekał, nie stał się bardziej
niecierpliwy. Codziennie musiał z sobą
walczyć, żeby jej nie ponaglać do
zamieszkania razem. Nawet nie
zamierzał jej mówić, że ją kocha, a już
na pewno nie w tak bezbarwny, wyzuty z
wdzięku i niczym nie ubarwiony sposób,
w jaki to w końcu zrobił. Paraliżował go
strach, jeszcze zanim odwzajemniła mu
miłość. A strach był dla niego czymś
zupełnie nowym.
Jakaś część jego istoty buntowała się
przeciwko władzy, jaką nad nim miała.
Dotąd żadna kobieta nie absorbowała
tak bez reszty jego myśli. A i tak do
części jej osobowości nie miał dostępu.
Zadręczał się i wściekał.
Chciał ją mieć bez ograniczeń, bez
żadnych tajemnic. Im dłużej trwał ich
związek, tym trudniej mu było nie
wywierać na nią presji i nie żądać od
niej więcej. Nawet teraz, choć był zajęty
pracą, wiedział, że siedzi w
zaciemnionej części widowni. Czuł jej
obecność.
Gdy wreszcie nagrywanie dobiegło
końca, odbył jeszcze krótką rozmowę z
reżyserem. Tancerze opuszczali scenę.
Ruth podniosła się z miejsca i podeszła
bliżej. Muzycy rozmawiali między sobą,
prostowali i rozciągali obolałe plecy.
- Za godzinę proszę z powrotem -
zawołał do nich Nick, słysząc w
odpowiedzi pomruk niezadowolenia.
Kamerzyści wyłączyli lampy o wielkiej
mocy i temperatura wyraźnie opadła.
Ekipa rozmawiała
o pobliskim włoskim barze i o
sandwiczach z pieczenia. Nick uchylił
się od propozycji dołączenia do nich. Z
kolei jego propozycja zjedzenia jogurtu
w kantynie spotkała się z ich
zdecydowanym i jednogłośnym
protestem.
- No jak? - Objął Ruth, gdy tylko
weszła na scenę. - Co o tym sądzisz?
- To było wspaniałe - odpowiedziała
szczerze. Starała się nie myśleć o
rozmowie z Nadine. -Masz wyraźną
smykałkę do tego, co amerykańskie.
- Zawsze wiedziałem, że byłbym
świetnym kowbojem. - Wyszczerzył
zęby w uśmiechu i chwycił porzucony
kowbojski kapelusz. Zamaszystym
ruchem
nasadził go sobie na głowę. - Jeszcze
tylko potrzebuję kolta.
Ruth roześmiała się.
- Dobrze w tym wyglądasz -
stwierdziła, nasuwając mu kapelusz
bardziej na czoło, - Czy w Rosji mają
kowbojów?
- Kozaków - odparł. - To niezupełnie
to samo.
- Uśmiechnął się. - Jesteś głodna. Mamy
godzinę przerwy.
- Dobrze.
- Wezmę coś i pójdziemy z tym do
mnie na górę. Chcę pobyć z tobą sam na
sam.
Nie minęło dziesięć minut, jak Nick
zamknął za nimi drzwi gabinetu.
- Nie sądzisz, że do tak
wyrafinowanego jedzenia przydałaby się
muzyka? - Podszedł do stereo.
Ruth odstawiła ich miseczki z owocową
sałatką, czekając, aż nastawi cicho
Rimskiego-Korsakowa.
- Zaczniemy od tego. - Nick wziął ją w
ramiona. Złakniona, podniosła głowę,
czekając na pocałunek.
Już to oczekiwanie na nią rozpaliło w
nim ogień. Pomrukując, zanurzył palce w
jej włosach i niemal rzucił się na nią.
Jej usta był spragnione, prawie
agresywne. Drżała z pożądania. Wsunęła
ręce pod jego bluzę, a on jak oszalały
całował jej twarz; wygięła ku niemu
wargi.
- Pocałuj mnie - zażądała.
Pocałunek był gwałtowny. Jak gdyby w
to jednorazowe spotkanie warg przelał
swoje wszystkie pragnienia. Kiedy
oderwał się od niej, była bez tchu i
chciała więcej. Złapał zębami jej wargę,
aż jęknęła z rozkoszy. Potem całował ją
coraz goręcej, aż do utraty przytomności.
Ruth mruczała coś bez składu, czekając,
aż zacznie jej dotykać.
Jakby czytając w jej myślach, położył
rękę na jej piersi. Wzdrygnęła się, gdy
szorstki materiał bawełnianej bluzki
podrażnił jej skórę. Jednym ruchem ręki
Nick wyszarpnął bluzkę spod paska jej
dżinsów. Powędrował palcami do góry i
dotknął nagiej skóry. Oboje wstrzymali
oddech.
Kiedy zadzwonił telefon, Nick rzucił
całą wiązankę przekleństw. Odwrócił
się błyskawicznie i niemal szarpnął
słuchawkę.
- O co chodzi?
Ruth westchnęła i usiadła. Drżały jej
kolana.
- Nie mogę się z nim teraz zobaczyć. -
Słyszała wcześniej ten ostry,
niecierpliwy ton i lekko współczuła
rozmówcy. - Nie, to on może zaczekać.
Jestem zajęty, Nadine.
Ruth drgnęła. Nikt nigdy nie odważyłby
się rozmawiać w taki sposób z Nadine.
Nikt, poza Davidovem.
- Tak, wiem o tym. No więc za
dwadzieścia minut. Nie, za dwadzieścia.
- Odłożył słuchawkę z niechęcią. Kiedy
odwrócił się do Ruth, miał jeszcze złe
spojrzenie. - Ktoś chce sypnąć
pieniędzmi i moja obecność jest
niezbędna. - Zaklął i wsunął
ręce do kieszeni. - Czasami te sprawy
pieniężne doprowadzają mnie do szału.
Trzeba się przymilać, żeby wydrzeć
trochę grosza. Kiedyś wystarczyło tylko
tańczyć. Teraz to za mało. Mamy
niewiele czasu, Ruth.
- Siadaj i jedz - powiedziała, chcąc,
żeby się uspokoił. - Dwadzieścia minut
to dość dużo.
- Nie mówię wyłącznie o dniu
dzisiejszym! -Narosła w nim złość. -
Chciałem być razem z tobą wczoraj
wieczorem i nic z tego nie wyszło!
Potrzebuję więcej, więcej niż kilka
chwil w ciągu dnia i kilka nocy w
tygodniu.
- Nick... - zaczęła, ale jej przerwał.
- Chcę, żebyś się do mnie
przeprowadziła. Zamieszkała ze mną.
Cokolwiek chciała powiedzieć, uciekło
jej z głowy. Stał nad nią, wściekły i
żądający.
- Przeprowadzić się do ciebie? -
powtórzyła bezmyślnie.
- Tak. Dzisiaj. Wieczorem.
Była zupełnie skołowana.
- Do twojego mieszkania?
- Tak. - Pociągnął ją niecierpliwym
gestem i postawił na nogi. - Ja nie
mogę... nie będę... nie zniosę powrotów
do pustego domu. - Chwycił ją w
objęcia. - Chcę cię mieć u siebie.
- Zamieszkać z tobą - powtórzyła
znowu, pilnując się, żeby jej nie
poniosło. - Moje rzeczy...
- Zabierz swoje rzeczy. - Potrząsnął
nią. - Żaden problem.
Ruth wsunęła między nich rękę i
odsunęła się.
- Musisz mi dać czas do namysłu.
- Do licha, nad czym tu się namyślać?
- Zdradzał objawy poważnego
wzburzenia, klnąc po angielsku. Nawet
tego nie odnotowała, tak bardzo była
oszołomiona. Powinien ją przygotować,
zanim poprosi, by podjęła tak ważny
krok, a już na pewno nie była
przygotowana, że podniesie na nią głos.
- Odczuwam taką potrzebę -
odparowała. -Chcesz, żebym zmieniła
życie, zrezygnowała z jedynego
własnego domu, jaki kiedykolwiek
miałam.
- Proszę, żebyś dzieliła ze mną dom.
Nie mogę tak żyć, kradnąc przypadkowe,
krótkie chwile, żeby być razem z tobą.
- Ty nie możesz, ty nie chcesz! Czy nie
przyszło ci do głowy, że ostatnie słowo
w sprawie mojego życia należy do
mnie? Nie będę działać pod przymusem!
Nikt nie będzie na mnie wywierał
presji!
- Presji? Do diabła! - Nick rzucił się
w stronę okna, by zaraz do niej wrócić. -
I ty mówisz o presji? Pięć lat, od pięciu
lat czekam na ciebie. Pragnąłem dziecka
i musiałem czekać, aż z dziecka
wyrośnie kobieta. - Zaczynał mieć
trudności z angielskim.
Ruth zrobiła wielkie oczy.
- Chcesz powiedzieć, że czułeś... że
żywisz do mnie uczucia od... od
początku, i nigdy mi tego nie
powiedziałeś?
- Co ci miałem mówić? Miałaś
zaledwie siedemnaście łat - rzucił jej z
furią.
- Nie miałeś prawa decydować za
mnie! - Odrzuciła do tyłu włosy i
patrzyła na niego rozognionym
wzrokiem.
- Dałem ci możliwość wyboru, kiedy
przyszedł na to czas.
- Dałeś mi! - parsknęła. Omal nie
udławiła się z oburzenia. - Kierujesz
zespołem, Davidov, nie moim życiem.
Jak śmiesz rościć sobie prawo do
decydowania za mnie?
- To także dotyczy mojego życia -
przypomniał jej. - A może 0 tym
zapomniałaś?
- Traktowałeś mnie zawsze jak
dziecko. - Kipiała, puszczając mimo
uszu jego pytanie. - Nigdy nie
pomyślałeś, że byłam dorosła, zanim cię
spotkałam. A ty mi mówisz, że
odebrałeś mi coś na całe lata, i to dla
mojego własnego dobra! I każesz mi się
spakować i wprowadzić do siebie bez
zastanowienia.
- Nie sądziłem, że aż tak cię urażę tym
pomysłem - powiedział lodowatym
tonem,
- Pomysłem? - powtórzyła. - To był
rozkaz. A ja nie chcę, żeby mi
nakazywano zamieszkać z tobą.
- Świetnie, jak sobie życzysz. Mam
teraz spotkanie.
Otworzyła szeroko oczy, gdy ruszył w
stronę drzwi, i znowu się wściekła.
- Biorę sobie wolne - powiedziała z
rozpędu. Nick przystanął z ręką na
klamce i odwrócił się
ku niej.
- Próby zaczynają się za siedem dni -
oznajmił ze śmiertelną powagą. -
Wrócisz albo zostaniesz wylana. Wybór
pozostawiam tobie.
Wyszedł, nie zadając sobie trudu, by
zamknąć za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ
CZTERNASTY
Lindsay dźwignęła Amandę i posadziła
ją sobie na biodrze. W tym czasie Justin
jeździł samochodzikiem po drewnianej
podłodze.
- Za dziesięć minut kolacja, młody
człowieku
- uprzedziła malca, przechodząc
ostrożnie między mocno
nadwerężonymi, parkującymi autkami. -
Umyj ręce.
- Mam czyste. - Justin pochylił jasną
główkę nad maleńkim, połyskującym
rajdowym samochodzikiem, udając, że
go naprawia.
Kiedy Amanda z piskiem próbowała jej
się wyrwać, Lindsay zmrużyła oczy.
- Worth może być innego zdania -
zwróciła małej uwagę. To była jej
ostateczna broń.
Justin wsunął ferrari do kieszeni i wstał
z podłogi. Z ciężkim westchnieniem
znudzonego światow-ca wymaszerował
z pokoju.
Patrząc za nim, Lindsay uśmiechnęła się.
Justin czuł respekt przed wymagającym
brytyjskim lokajem. Wsłuchiwała się w
skrzypienie drewna, gdy jej synek
wspinał się po schodach. Mógł
skorzystać z łazienki na dole, ale gdy
Justin Ban-nion występował w roli
męczennika, robił to jak należy.
Ilekroć zdarzało się jej o tym pomyśleć,
Lindsay dziwiła się, że jej synek ma
cztery lata, że już wyrósł z etapu
grubiutkiego berbecia i jest teraz smukły
jak charcik. Pomyślała też, nie bez
dumy, że odziedziczył po swojej mamie
włosy i oczy. Rozglądając się po
pokoju, skrzywiła się na widok
złomowiska samochodzików i budowli z
klocków. A także, niestety, jej brak
organizacji.
- Nie to, co ty, prawda? - Zanurzyła
twarz za uszkiem córki, a mała
zachichotała.
Amanda była ciemna, podobna do ojca. I
podobnie jak Seth, była dokładna i
skrupulatna. I tak właśnie była ułożona
cała armia lalek w jej pokoju.
Okazywała wręcz komiczną zręczność w
konstruowaniu z klocków całych
budowli. Charakter odziedziczyła chyba
po obojgu rodzicach, potrafiła bowiem,
zapominając, że powinna zachowywać
się jak dama, dać bratu kuksańca, gdy
ten wkraczał na jej terytorium.
Wraz z ostatnim pocałunkiem Lindsay
zdjęła Amandę z biodra i przystąpiła do
zbierania kosmicznego ulicznego korka.
Z samochodzikiem w ręku zatrzymała się
na moment, spoglądając
porozumiewawczo na córkę.
- Tatuś nie byłby zachwycony, że to
zbieram.
- Justin jest flejtuchem - oznajmiła
pogardliwie
Amanda. Jako dwulatka miała skłonność
do formułowania kategorycznych opinii.
- Nie ulega wątpliwości - przyznała
jej rację Lindsay. - Najwyższy czas,
żeby się nauczył porządku, bo gdyby tu
wszedł Worth... - Zawiesiła głos,
ważąc, na czyją dezaprobatę lepiej się
narazić. Wygrał Worth. Teraz już szybko
zaczęła zbierać dowody winy Justina. -
Porozmawiam z twoim bratem. Nie
musimy o tym mówić tatusiowi.
- O czym nie chcecie mówić
tatusiowi? - zapytał Seth, stając w progu
drzwi.
- Hm. - Lindsay najpierw wzniosła
oczy do sufitu, po czym obejrzała się
przez ramię. - Sądziłam, że pracujesz.
- Właśnie skończyłem. - W mig
rozeznał się w sytuacji. - Znowu kryjesz
tego małego szatana?
- Posłałam go na górę, żeby umył ręce.
- Lindsay odgarnęła włosy, które jej
spadły na oczy, i trwała tak na
czworakach.
Amanda podeszła do ojca i objęła go za
nogę. Teraz oboje spoglądali na nią z
milczącą dezaprobatą.
- Och, błagam! - roześmiała się
Lindsay i usiadła na podłodze. - Zdaję
się na łaskę Wysokiego Sądu.
- Przychylamy się do prośby. - Seth
położył rękę na głowie córki. - Jaka
powinna być kara, Amando?
- Nie możemy zbić mamy na kwaśne
jabłko.
- Nie? - Seth posłał Lindsay figlarny
uśmiech. Podszedł do niej, pociągnął za
rękę i postawił na nogi. - Być może,
żeby sprawiedliwości stało się zadość,
trzeba jej będzie wymierzyć surową
karę.
- Dał jej lekkiego całusa.
- Czy nie przyjęlibyście łapówki? -
zapytała Lindsay, wznosząc oczy do
nieba.
- Zawsze - odpowiedział, mocniej
przywierając do niej wargami.
Justin przebiegł przez próg, trzymając
przed sobą świeżo wyszorowane ręce.
Skrzywił się na widok rodziców,
spojrzał też na siostrę.
- Myślałem, że mamy jeść.
Godzinę później Lindsay zbiegła ze
schodów, spiesząc się na wieczorną
lekcję baletu. Tuż przy ostatnim stopniu
zauważyła jeszcze jeden samochodzik.
Podniosła go i wcisnęła do torby.
- Skaranie boskie! - mruknęła i
otworzyła frontowe drzwi. - Ruth! - Aż
ją zamurowało.
- Cześć. Nie znalazłby się tu na tydzień
jakiś pokój dla zbiegłej tancerki i lekko
przekarmionego kota?
- Ach, oczywiście! - Wciągnęła Ruth
przez próg i mocno objęła. Niżyński
wyczołgał się spomiędzy nich, zeskoczył
na podłogę i odszedł dostojnym
krokiem. Nie był miłośnikiem podróży. -
Jak to cudownie, że cię widzę! Ale Seth
i dzieciaki się zdziwią!
W uścisku Ruth, pod warstwą pierwszej,
spontanicznej radości, Lindsay wyczuła
kompletną rozpacz. Pociągnęła ją za
sobą i uważnie przyjrzała się jej twarzy.
Nie musiała się trudzić, żeby dostrzec
nieszczęście.
- Co ci jest?
- Nic, ale... - mruknęła Ruth. -
Potrzebuję trochę luzu.
- Jasne. - Lindsay chwyciła torbę Ruth
i zamknęła za nimi drzwi. - Twój pokój
jest tam gdzie zawsze. Idź na górę i zrób
niespodziankę Sethowi i dzieciakom.
Wracam za dwie godziny.
- Dzięki.
Gdy Lindsay wybiegła z domu, Ruth
nabrała dużo powietrza w płuca i
poczuła ulgę.
Dwa dni później siedziała na kanapie,
mając po jednej stronie Justina, po
drugiej Amandę. Czytała na głos jedną z
książeczek Justina. Niżyński drzemał w
smudze słońca na podłodze. Czuła się
znacznie lepiej.
Powinna była wiedzieć, że w Domu na
Klifach zawsze znajdzie to, czego
potrzebuje. Nie będzie żadnych pytań,
żadnego cackania się. Wystarczyło, żeby
Lindsay otworzyła drzwi, a odnalazła
akceptację i miłość.
Po opuszczeniu gabinetu Nicka Ruth
wróciła do siebie, spakowała się i udała
prosto do Cliffside. Nawet się nie
zastanawiała. Zrobiła po prostu to, co
jej podpowiedział instynkt. Teraz, po
dwóch dniach, wiedziała, że instynkt jej
nie zawiódł. Bywają chwile, kiedy tylko
rodzina może wygoić rany.
- Musiałaś je chyba związać i
zakneblować im usta - stwierdził Seth,
wchodząc do pokoju. - Zwykle nie są
takie spokojne, chyba że śpią.
- To anioły, wujaszku. - Rozczulił ją
widok wuja, obejmującego dwójkę
swych dzieci. - Powinieneś się
wstydzić, szkalując ich dobre imię.
- Nie jestem w tym odosobniony. -
Pociągnął Amandę za włosy. - Worth
oświadczył, że w czyimś łóżku znalazł
dziś rano w połowie niedojedzonego
lizaka.
- Miałem go dokończyć wieczorem -
oznajmił Justin, spoglądając poważnie
na ojca. - Chyba go nie wyrzucił?
- Obawiam się, że tak.
- Świrus.
- Miał parę pikantnych uwag na temat
stanu pościeli - oględnie zauważył Seth.
Justin wydął wargi.
- Znowu mam go przepraszać?
- Sądzę, że tak.
- Chcę być przy tym. - Amanda,
ciesząc się z góry na to, czego może być
świadkiem, gramoliła się już z kanapy.
- Nic, tylko przepraszam - mruknął
zdegustowany Justin. Wymaszerował z
pokoju z drepczącą za nim Amandą.
- Wiesz, oczywiście, że Worth je
uwielbia - zaczęła Ruth.
- Tak, ale byłby wściekły, gdyby to się
wydało.
- Zawsze mnie przerażał. - Ruth
odłożyła książkę na bok. - Przez
wszystkie miesiące, kiedy mieszkałam tu
z tobą, nigdy się do niego nie
przyzwyczaiłam.
- Nikt tak sobie dobrze z nim nie radzi
j ak Lindsay. Nawet się nie domyśla, że
jest manipulowany.
- Nie ma takiej drugiej istoty jak
Lindsay - zadumała się Ruth.
- To prawda - przyznał Seth. - Nie ma
takiej drugiej.
- Czy zakochanie się w kimś takim...
szczególnym może przerażać?
Domyślił się, co ma na myśli.
- Miłość, jeżeli jest poważna, zawsze
przeraża. Miłość do kogoś wyjątkowego
tylko zwiększa ten strach. Bałem się
Lindsay śmiertelnie.
- Jakie to dziwne. Zawsze sądziłam, że
jesteś nieustraszony.
- W miłości wszyscy okazujemy się
tchórzami, Ruth. - Powróciły
wspomnienia jego pierwszych miesięcy
z Lindsay, jeszcze przed ślubem. - Raz
omal jej nie straciłem. Wówczas
najbardziej się bałem.
- Obserwuję was od pięciu lat. Wasza
miłość jest taka sama jak na początku.
- Nie. Kocham ją bardziej,
nieporównywalnie bardziej. Mam zatem
więcej do stracenia.
Oboje usłyszeli, jak Lindsay wbiega do
domu.
- Boże, uchowaj mnie od matek, które
po pięciu lekcjach chcą mieć Pawłową!
- Oto cała ona - oświadczył z
czułością Seth.
- Pani Fitzwalter - zaczęła z mety
Lindsay, gdy jak burza wpadła do
pokoju - chce, żeby jej Mitzie przeszła
do tej samej klasy co Janet Conner.
Nieważne, że Janet uczy się już od
dwóch lat, a Mitzie zaczęła dopiero
przed dwoma tygodniami. - Lindsay
klapnęła na fotel i ciskała pioruny. -
Nieważne, że Janet ma talent, a Mitzie
ma ołów w nogach. Mitzie chce przejść
do klasy, w której jest jej najlepsza
przyjaciółka, a pani Fitzwalter chce
uczestniczyć w dowożeniu ich na lekcje.
- A ty, oczywiście, załatwiłaś to
dyplomatycznie. - Seth pokiwał głową.
- To był z mojej strony szczyt
dyplomacji. Brałam lekcje u Wortha. -
Zwróciła się ku Ruth. - Mit-zie ma
dziesięć funtów nadwagi i nawet nie
może wykonać pierwszej pozycji. Janet
stawała na palcach po dwóch
miesiącach.
- Możesz znaleźć inną dowożącą -
zasugerowała Ruth.
- Tak zrobiłam - uśmiechnęła się
zadowolona z siebie Lindsay. Uśmiech
zniknął, gdy Lindsay odnotowała
nienaturalny spokój. - Gdzie są dzieci?
- Przepraszają-odpowiedział jej Seth.
- O rany, znowu? - Lindsay westchnęła
i ponownie się uśmiechnęła. Wstała i
podeszła do Setna. - Witaj. - Schyliła
się i pocałowała go. - Udało ci się
rozwiązać problem wspornika?
- Prawie - odparł i przyciągnął ją z
powrotem na bardziej satysfakcjonujący
pocałunek.
- Jesteś taki bystry! - Usiadła na
oparciu jego fotela.
- Oczywiście.
- I pracujesz zbyt ciężko. Zagrzebany
w pracowni nawet w soboty. - Wsunęła
rękę w jego dłoń.
- Chodźmy całą trójką pospacerować po
plaży.
Seth już wyrażał zgodę, ale się
zatrzymał.
- Idźcie we dwie. Dzieci muszą się
przespać. Myślę, że do nich dołączę.
Lindsay spojrzała zdumiona. Od kiedy to
Seth udaje się na drzemkę w piękne
sobotnie popołudnie? Pojęła jednak w
mig, o co chodzi, i nie tracąc refleksu,
zwróciła się do Ruth:
- Tak, chodźmy. Muszę koniecznie
zaczerpnąć trochę powietrza po dusznej
atmosferze z panią Fitzwater.
- Świetnie. Mam wziąć kurtkę?
- Jakąś lekką.
Po jej wyjściu Lindsay zwróciła się
znowu do Setha:
- Czy już ci dzisiaj mówiłam, jaki
jesteś wspaniały i jak cię uwielbiam?
- Nie przypominam sobie. Powtórz, na
wszelki wypadek.
- Jesteś wspaniały i uwielbiam cię. -
Pocałowała go ponownie i wstała. -
Powinnam cię ostrzec, że wczoraj Justin
mi zakomunikował, iż jest już za duży na
poobiednie drzemki.
- Przedyskutujemy to.
- Dyplomatycznie? - zapytała,
uśmiechając się przez ramię i
opuszczając pokój.
Powietrze pachniało morzem. Ruth już
prawie zapomniała, jak czysty i ostry
jest ten zapach. Plaża była szeroka i
skalista, a morze hałaśliwe. Pojedynczy
liść zawędrował tutaj z ogrodowej
alejki i usadowił się na skałce. Inny
podrygiwał na piasku i umykał przed
nimi.
- Uwielbiam tę scenerię. - Lindsay
wsunęła ręce do głębokich kieszeni
kurtki.
- A ja jej nienawidziłam na początku -
zadumała się Ruth. - Domu, odgłosów,
wszystkiego.
- Wiem o tym.
- Nawet nie zauważyłam, kiedy to się
zmieniło. Chyba po prostu obudziłam się
pewnego dnia i stwierdziłam, że jestem
w domu. Wujaszek Seth miał dla mnie
tyle cierpliwości.
- Rzeczywiście jest cierpliwy! -
roześmiała się Lindsay. - Chwilami aż
można oszaleć. Ja wygłaszam tyrady i
pieklę się, a on spokojnie wygrywa
bitwy. Jego opanowanie może
człowieka rozwścieczyć. - Popatrzyła
uważnie na profil Ruth. - Odziedziczyłaś
wiele jego cech.
- Naprawdę? - Ruth zastanawiała się
nad tym przez chwilę. - Nie powiem,
żebym w ostatnim okresie grzeszyła
nadmiarem cierpliwości.
- Jemu to się też zdarza. - Lindsay
sięgnęła po kamyk i swoim zwyczajem
wsunęła go do kieszeni.
- Nie zapytałaś, dlaczego tak nagle
przyjechałam i jak długo zamierzam
zostać.
- To twój dom, Ruth. Nie musisz
niczego tłumaczyć.
- Powiedziałam wujaszkowi Sethowi,
że nie ma takiej drugiej kobiety jak ty.
- Tak uważasz? - Lindsay uśmiechnęła
się, odgarniając z czoła kilka pasemek
włosów. - To najlepszy rodzaj
komplementu, jak sądzę.
- Chodzi o Nicka - powiedziała nagle
Ruth.
- Domyślam się.
- Kocham go, Lindsay. I potwornie się
boję.
- Znam to uczucie. Wyobrażam sobie,
jak mocowałaś się z sobą!
- Och, jeszcze jak! - Nagle w głosie
Ruth rozbrzmiała nuta zawiedzionej
namiętności. - Próbowałam to jakoś
rozgryźć, Zrozumieć, ale do niczego
mądrego nie doszłam.
- Kiedy się jest zakochanym, trudno o
racjonalne wnioski. To pierwsza zasada.
- Podeszły do grupy skał i Lindsay
usiadła.
Właśnie tutaj stała tamtego dnia z
Sethem. Pamięta to dokładnie, jakby to
było dziś. Była zakochana i przerażona.
Ruth wyszła z domu i zeszła na plażę z
kotem pod kurtką. Miała siedemnaście
lat i była nieufna. Może nadal taka
pozostała, pomyślała Lindsay, oglądając
się za siebie i patrząc na dziewczynę.
- Chcesz o tym porozmawiać?
Ruth nie zastanawiała się długo.
- Tak.
- Więc siadaj i zaczynaj od początku.
Kiedy się raz zacznie, dalej idzie już
łatwo. Ruth opowiedziała jej o ich
nieoczekiwanym zbliżeniu po tylu latach
wspólnej pracy. Opowiedziała, jakim
przeżyciem było dla niej odkrycie, że
jest przez niego kochana, i jak nie mogła
pogodzić się z faktem, że mają tak mało
czasu dla siebie. Niczego nie ukrywała:
opowiedziała o scenach z Leah, o
nagłych zmianach nastroju Nicka, o
swoich własnych niepewnościach.
- Po czym w dniu, w którym
wyjechałam, miałam rozmowę z Nadine.
Powiedziała mi wprost, że jeśli Nick i
ja zerwiemy ze sobą i przestaniemy
razem pracować, będzie mnie musiała
odprawić. Byłam wściekła, że nawet nie
możemy zachować dla siebie tego, co
między nami jest.
Poczuła bezsilną złość.
- Nie zdążyłam jeszcze dojść do siebie
- ciągnęła - gdy Nick zażądał, żebym
zrezygnowała z mojego mieszkania i
przeprowadziła się do niego. Ot tak, po
prostu - dodała, odwracając się ku
Lindsay.
- Żądając tego. Był wściekły, kiedy tak
stał i wykrzykiwał do mnie, czego to on
sobie życzy. Rzucił mi mimochodem, że
pragnie mnie od pięciu lat, ale że nie
uznał za słuszne powiedzieć mi o tym
wcześniej. Wprost nie do wiary! Co za
buta!
Na chwilę się zatrzymała. Musiała się
uporać z nowym przypływem
wściekłości.
- Myśl, że on chce panować nad moim
życiem, była dla mnie nie do przyjęcia.
Zachowywał się niedorzecznie i z każdą
chwilą stawał się coraz bardziej
rosyjski. Miałam spakować swoje
rzeczy i bez zastanowienia
przeprowadzić się do niego. Nawet
mnie nie poprosił; rozkazywał, zupełnie
jakby wystawiał na scenie swój
najnowszy balet. Nie - poprawiła się i
wstała, nie mogąc usiedzieć dłużej - na
scenie jest bardziej ludzki. Ani razu
mnie nie zapytał o moje odczucia. Po
prostu rzucił mi to zaraz po mojej
drobnej scysji z Nadine i po tym
upiornym tygodniu nagrań.
Niezdolna zrobić kroku, Ruth usiadła z
powrotem.
- Lindsay, jeszcze nigdy w życiu nie
czułam się taka pogubiona.
Lindsay machinalnie obracała kamyk w
kieszeni. Wysłuchała Ruth, ani razujej
nie przerywając.
- No cóż - powiedziała wreszcie -
zwykle trzymam się twardo zasady, żeby
nie udzielać rad. Ale zasady są po to,
żeby je łamać. Czy dobrze znasz Nicka?
- Nie tak dobrze jak ty - odparła Ruth
bez zastanowienia. - Był w tobie
zakochany - powiedziała wcześniej, niż
pomyślała.
- To prawda. - Lindsay zadumała się
na chwilę, po czym zwróciła się twarzą
do Ruth. - Kiedy po raz pierwszy
znalazłam się w zespole, Nadine
walczyła o jego przetrwanie.
Pojawienie się Nicka było jak dar z
nieba, ale nie znikły problemy
wewnętrzne ani kłopoty finansowe, z
czego mało kto zdawał sobie sprawę.
Wiem, że uważasz Nadine za twardą, a
nawet bezwzględną osobę, i masz rację,
ale zespół jest jej oczkiem w głowie i
dla niego jest zdolna wszystko
poświęcić. Teraz, kiedy patrzę na to z
dystansem, łatwiej mi to zrozumieć.
Choć nie zawsze tak było.
W każdym razie - ciągnęła - pojawienie
się Nicka w zespole stało się punktem
zwrotnym. Był bardzo młody, kiedy
spłynęła na niego sława w obcym kraju.
Prawie nie mówił po angielsku. Władał
francuskim, włoskim, trochę
niemieckim, ale angielskiego musiał się
uczyć od podstaw. Był pod każdym
względem outsiderem. Postaraj się
wczuć w człowieka, który znajduje się
w obcym kraju, którego zwyczaje są mu
zupełnie obce. Trzeba być wyjątkowo
odpornym i silnym.
- Tak - przyznała cicho Ruth. - Mogę
to sobie wyobrazić.
- To dobrze. Teraz wyobraź sobie
dwudziestolatka, który podjął
najważniejszą decyzję w życiu. Opuścił
swój kraj, przyjaciół, rodzinę. Tak, on
ma rodzinę - wyjaśniła Lindsay, widząc
zdumienie Ruth. - Nie było mu łatwo, a
przez pierwsze lata musiał być bardzo
ostrożny. Wielu chciało go wykorzystać
- jego historię, jego przeszłość,
okoliczności przyjazdu, i tak dalej.
Musiał na użytek zewnętrzny jakby na
nowo się stworzyć. Kiedy go poznałam,
był już Davidovem, i to pisanym z
dużych liter.
Przez chwilę Lindsay przyglądała się
przybrzeżnym falom podchodzącym do
skał.
- Tak, pociągał mnie, bardzo mnie
pociągał. Może przez chwilę byłam w
nim nawet trochę zakochana. Podobnie
mogło być z nim. Byliśmy tancerzami,
byliśmy młodzi i ambitni. Być może,
gdyby nie wypadek moich rodziców,
gdybym została w zespole, coś by się
między nami zawiązało. Nie wiem.
Spotkałam Setha.
Lindsay uśmiechnęła się, odwróciła i
popatrzyła na Dom na Klifach.
- Jedno co naprawdę wiem, to że
gdyby między mną i Nickiem do czegoś
doszło, nie byłby to właściwy wybór dla
żadnego z nas. Dla mnie istnieje tylko
Seth. Teraz i na zawsze.
- Lindsay, ja nie miałam zamiaru
wściubiać nosa w wasze sprawy.
- Nie wściubiasz. Jesteśmy w to
wszyscy zaangażowani. Dlatego właśnie
łamię moją zasadę.
- Znowu zrobiła krótką pauzę. - Nick
rozmawiał ze mną w ostatnim okresie,
ponieważ potrzebował kogoś. Niewiele
było takich osób, którym potrafił zaufać.
Uznał, że mnie może. Jeżeli są jakieś
sprawy, o których z tobą nie rozmawia,
to tylko dlatego, że nie lubi wracać
pamięcią do przeszłości. Należy do
ludzi, którzy patrzą przed siebie. Ale on
czuje i przeżywa, Ruth. Nie myśl, że jest
inaczej.
- Ja wiem - odparła spokojnie Ruth. -
Chciałam tylko, żeby podzielił się tym
ze mną.
- Kiedy będzie gotów, zrobi to -
odrzekła zwyczajnie Lindsay. - Nick
uczynił z baletu najważniejszą sprawę
swojego życia, z wyboru czy z
konieczności. Wybierz, co wolisz. Z
tego, co mówisz, wynika, że ktoś inny
zaczyna przejmować ster. Wyobrażam
sobie, że on śmiertelnie się tego boi.
- Tak. - Ruth przypomniała sobie
słowa wuja.
- Nie myślałam, że będzie to odbierać w
taki sposób.
- Kiedy mężczyzna, zwłaszcza artysta
wyczulony na słowa i znający się na
inscenizacji, w tak nieporadny sposób
prosi kobietę, żeby z nim zamieszkała,
należy sądzić, że trzęsie się ze strachu
od stóp do głów. - Uśmiechnęła się
lekko i dotknęła ręki Ruth. - Co się zaś
tyczy tej Leah i całej tej bzdury, jakoby
twój związek miał kolidować z waszą
karierą albo vice versa, sądzę, że sama
wiesz najlepiej. Po pięciu latach pracy
w zespole powinnaś umieć rozpoznać
zwyczajną zazdrość.
- Wcześniej jakoś zawsze umiałam -
westchnęła Ruth.
- Tym razem chodzi o wyższą stawkę.
Miłość potrafi zaślepić.
Przez chwilę patrzyła z uwagą na Ruth.
- A jak wiele jesteś skłonna mu dać?
Ruth otworzyła usta, by szybko je
zamknąć.
- Nie za wiele - przyznała. - Ja
również się boję. Nick jest tak silną
indywidualnością, Lindsay; jego
osobowość mnie przytłacza. Nie
chciałabym się zatracić.
Popatrzyła na Lindsay, szukając
odpowiedzi.
- Czy to źle?
- Nie. Gdybyś była słaba i ulegała mu
we wszystkim, nie zakochałby się w
tobie. - Pogłaskała Ruth po ręku. - Nick
potrzebuje partnerki, Ruth, nie
wielbicielki.
- Potrafi być taki arogancki. Taki
niemożliwy.
- Tak, i chwała mu za to.
Ruth roześmiała się i uścisnęła Lindsay.
- Sama widzisz, że musiałam
przyjechać do domu - powiedziała
weselszym głosem.
- I dobrze, że przyjechałaś. - Lindsay
odwzajemniła uścisk. - Kochasz go?
- Tak. Tak, kocham go.
- Więc pakuj się i jedź do niego. Nie
trać czasu. Nick jest w Kalifornii. -
Uśmiechnęła się na widok
zaintrygowanej twarzy Ruth. -
Zadzwoniłam rano • do Nadine. Jak
widzisz, już wcześniej postanowiłam
złamać zasadę.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Stopy Nicka grzęzły w piasku.
Pokonywał już trzecią milę. Słońce
wstawało powoli, rzucając ró-żowo-
złote błyski na wodę oceanu. Kiedy
rozpoczął bieg, świt wstał blady i szary.
Był sam i plaża należała tylko do niego.
Było jeszcze za wcześnie nawet dla
najbardziej zagorzałych zwolenników
joggingu.
Uwielbiał bezludną, ciągnącą się w
nieskończoność plażę, której piasek
słońce zamieniało w złoto, uwielbiał
krzyki mew nad głową i szum fal obok.
Tutaj jedynym przymusem był ten, który
sam narzucał swojemu ciału. Bieganie,
tak jak taniec, mogło być pojedynczym
wyzwaniem. Tutaj mógł się także
oderwać od swoich myśli i zapomnieć
o bólu. Dzisiaj, jeżeli pobiegnie dość
ostro, wystarczająco daleko, może zdoła
przestać myśleć o Ruth.
Jak mógł być aż tak głupi? Klnąc w
duchu, przyspieszył kroku. Ale sobie
wybrał chwilę! I do tego ten styl! Chciał
jej dać więcej czasu, chciał poczekać na
lepszy moment. A wszystko wypadło
odwrotnie, niż zamierzał. Czy
rzeczywiście kazał się jej spakować?
Co go naszło? Złość, frustracja,
pragnienie. Strach. Choreografia, którą z
taką precyzją układał, wypadła jak jedno
wielkie faux pas.
Chciał, by oswoiła się z myślą, że
zamieszkają razem. Chciał, by się
oswoiła z nową sytuacją, zanim poprosi
ją o rękę. I wszystko to zaprzepaścił.
Poniosło go.
Kiedy już raz zaczął, nie mógł się
zatrzymać. Ajak ona na niego patrzyła!
Najpierw była zdumiona, a potem
wściekła. Skąd taka niezręczność, taka
arogancja?
W życiu miał wiele kobiet i żadnego
problemu z wyrażeniem tego, co czuje.
Znał wiele języków miłości. Więc
dlaczego w najważniejszej sprawie
zachował się jak idiota? Zresztą, czy
tylko jeden raz? Przecież odkąd zaczął
się do niej zalecać, nic innego nie robił!
Ładne zaloty! Zbeształ się w duchu i
biegł dalej, a słońce wznosiło się coraz
wyżej. Za karę narzucił sobie szybsze
tempo. I co to były za zaloty? Posiadł ją
jak jakiś oszalały prawiczek, a gdy jej
powiedział, że ją kocha, czy zdobył się
choćby na krztynę finezji? Pierwszy z
brzegu uczniak zrobiłby to lepiej!
Trysnęła woda i w powietrze
wyskoczyła grupa delfinów: piękny,
doskonały choreograficznie wodny
balet. Nick zwolnił biegu.
Ona nie wróci, zasępił się. I zaraz potem
ta zdesperowana myśl: dobry Boże, co
ja bez niej zrobię? Czy bez reszty
poświęcę się zespołowi, jak biedna
Nadine? Czy temu służyły te wszystkie
lata? Ilekroć będę tańczył, ona tam
będzie, ale nieosiągalna. Może przejdzie
do innego zespołu, będzie tańczyć z
Mitchellem albo Kirminovem. Co to, to
nie! Jeszcze czego!
Ściągnę ją z powrotem. Zreflektował
się. Jest taka młoda! Jakim prawem
miałbym ją zmuszać do powrotu?
Zresztą nie o prawo tu chodzi;
mężczyzna nie ściąga kobiety, gdy ona
go opuści. To kwestia dumy. Nie zrobię
tego.
Do licha, nie zrobię, pomyślał nagle i
pobiegł w stronę domu. Nie zwolnił
tempa. Do licha, nie zrobię tego.
Ruth zatrzymała się przed domem i
siedziała w wynajętym samochodzie,
pracującym na wolnych obrotach.
Piętrowy dom zbudowany był z
cedrowego drewna, spatynowanego
teraz przez wiatr i sól, i miał dużo
lśniących szyb. Robi wrażenie,
wujaszku, pomyślała, podziwiając
czyste, ostre linie i niemal
nieograniczoną otwartą przestrzeń, jaką
Seth zaprojektował dla tego domu.
Przełknęła ślinę, zastanawiając się po
raz setny, od czego powinna zacząć.
Wszystkie zgrabne przemówienia, które
sobie powtarzała w samolocie,
wydawały się beznadziejnie gładkie
albo sztywne.
- Nick, chyba powinniśmy porozmawiać
-spróbowała na głos i już po chwili
położyła głowę na kierownicy. Okropne.
A może po prostu: -
Cześć, Nick, właśnie przejeżdżałam,
więc wpadłam. - Cholernie oryginalne.
Zrób to zwyczajnie, powiedziała sobie.
Podejdź i zapukaj, i niech się dzieje, co
chce. Szybko więc wyłączyła silnik i
wysunęła się z auta. Prowadzące do
frontowych drzwi schody wydawały się
strasznie wysokie. Biorąc głęboki
oddech, jak to po wie-lekroć robiła za
kulisami przedjete, weszła na górę.
Teraz zapukaj. Podnieś tylko rękę,
zaciśnij ją i zapukaj, wydawała sobie
kolejne polecenia. Wszystko to zajęło
jej co najmniej minutę. Czekała,
wstrzymując oddech. Żadnej
odpowiedzi. Zdobyła się na odwagę i
zapukała mocniej. I znowu czekała.
Nie wytrzymując dłużej napięcia,
położyła rękę na gałce i przekręciła ją.
Aż odskoczyła, kiedy drzwi się
otworzyły, jakby bez jej udziału. Zamki i
zasuwy w jej manhattańskim mieszkaniu
były bardziej swojskie.
Pokój dzienny zdawał się zajmować
cały parter. Tylna ściana była ze szkła i
ukazywała zapierającą dech panoramę
Pacyfiku. Na krótką chwilę Ruth
zapomniała o zdenerwowaniu. Widziała
inne budynki zaprojektowane przez
wuja, ale ten był arcydziełem.
Drewnianą podłogę zdobiło kilka
krwistoczerwonych dywanów.
Wystarczająco wymownym dziełem
sztuki był sam ocean. Z niewielkiej
ilości dekoracyjnych przedmiotów jeden
wzięła cło ręki
- cudownej roboty mosiężny pojemnik z
pokrywką na zawiasach i z rączką,
służący do opróżniania popielniczek i
zbierania okruszków. Zachwyciła się
nim.
Wznosiła się tu również konstrukcja z
półkami, przed którymi stały w rzędzie
szklane naczynia
0 najróżniejszych barwach i kształtach.
Na przepastnej, pokrytej grubą materią
sofie leżało mnóstwo poduszek. W głębi
pokoju stał fortepian z połyskującego
mahoniu, z podniesionym wierzchem.
Podeszła bliżej i wzięła do ręki kartkę
papieru.
Była upstrzona nutami i opatrzona na
marginesie starannie
wykaligrafowanymi uwagami Nicka.
Pismo rosyjskie było dla niej
nieczytelne, ale zaczęła jednym palcem
wystukiwać melodię na fortepianie.
Jego nowy balet? Wsłuchiwała się
uważnie w nieznajomą sobie muzykę.
Uśmiechnęła się i odłożyła kartkę na
miejsce. Jest zdumiewający, doszła do
wniosku. Nie znała nikogo tak
pracowitego jak Davidov.
Ale gdzie on jest?
Znowu wodziła wzrokiem po pokoju.
Czy to możliwe, żeby wrócił do
Nowego Jorku? Nie, przecież nie
zostawiłby otwartych drzwi i nut
nowego baletu na fortepianie! Rzuciła
okiem na zegarek
1 nagle sobie uświadomiła: przecież
go nie przestawiła na tutejszy czas!
G Boże, pomyślała, błyskawicznie
przeliczając godziny. Jest bardzo
wcześnie! Pewnie jeszcze śpi.
Podeszła powoli do schodów i zerknęła
na górę.
Nie mogę tam pójść. Zacisnęła wargi.
Nie zawołam go przecież. Otworzyła
usta i natychmiast je zamknęła, wydając
pomruk zakłopotania. I co mu powiem?
Hop, hop, Nick, czy nie czas wstawać?
Podniosła palce do ust, tłumiąc
nerwowy chichot.
Nabierając dużo powietrza w płuca, z
ręką na poręczy, zaczęła wchodzić na
górę.
Nick otworzył przeszklone podwójne
drzwi prowadzące do pokoju dziennego
od strony plaży. Oddychał ciężko. Dres
miał mokre plamy od dekoltu aż po
ściągacz na dole. Wysiłek przyniósł
oczekiwany rezultat. Zrzucił z siebie
trochę ciężaru, a także myślał trzeźwiej.
Pójdzie na górę, weźmie prysznic, a
potem popracuje nad nowym baletem.
Plan jazdy na wschodnie wybrzeże i
ściągnięcia jej tutaj, do siebie, był
pomysłem szalonego człowieka.
Przystanął w połowie drogi. Poraził go
zapach dziko rosnących kwiatów. Dobry
Boże! Gzy już nigdy się od niej nie
uwolni?
Jakim prawem ściga go na każdym
kroku? Do diabła, pomyślał z
wściekłością. Mam tego dość!
Podszedł do telefonu i wystukał
nowojorski numer Ruth. Nie wiedząc
nawet, co chce jej powiedzieć, czekał,
nieprzytomny z wściekłości, że nie
odbiera. Rzucając kolejne przekleństwo,
odłożył słuchawkę. Gdzie ją, do diabła,
wyniosło? Na lekcję? Nie. Lindsay.
Oczywiście, gdzie indziej mogłaby się
udać?
Ponownie podniósł słuchawkę, wcisnął
cztery numery, kiedy jakiś dźwięk
przyciągnął jego uwagę. Krzywiąc się,
rzucił okiem na schody. Z nie mniej
skrzywioną twarzą schodziła z nich
Ruth.
Natychmiast spotkali się wzrokiem.
- A jednak jesteś- powiedziała z
nadzieją, że te słowa nie zabrzmiały zbyt
głupio. - Szukałam cię.
- Tak?
Chociaż tej odpowiedzi daleko było do
uprzejmości, Ruth zeszła z pozostałych
stopni.
- Tak. Drzwi były otwarte. Chyba nie
masz mi za złe, że weszłam do środka.
- Nie.
Ze zdenerwowania nie mogła znaleźć
sobie miejsca. Całą siłę woli
skoncentrowała na uśmiechu.
- Zauważyłam, że pracujesz nad
nowym baletem.
- Tak, zacząłem - odparł, wyraźnie
artykułując słowa i nie spuszczając z
niej wzroku.
Nie mogąc znieść takiego kontaktu, Ruth
odwróciła się.
- Śliczne miejsce. Teraz rozumiem,
dlaczego urywasz się tutaj, ilekroć
nadarzy się okazja. Zawsze lubiłam
ocean. Kiedyś mieszkaliśmy nad
Pacyfikiem w Japonii.
Zaczęła chodzić po pokoju. Nick w
milczeniu spoglądał na jej plecy, gdy
stanęła zapatrzona w morze.
Starał się rozluźnić napięte mięśnie. Nie
słyszał ani jednego jej słowa.
- Przyjechałaś, żeby podziwiać
widok?
- Przyjechałam, żeby się z tobą
zobaczyć - odparła. - Mam ci coś do
powiedzenia.
- Doskonale. - Kiwnął głową. - Więc
mów.
Ton jego głosu i nieświadomy,
gwałtowny ruch
głową usztywniły ją.
- Właśnie zamierzam. Usiądź.
Choć zabrzmiało to prawie jak rozkaz,
po chwili wahania podszedł do sofy.
- Siedzę.
- Czy dlatego jesteś nieznośny, że
postawiłeś to sobie za punkt honoru, czy
może to twój wrodzony talent?
Nick odczekał chwilę, po czym usiadł
wygodnie
i oparł się na poduszkach.
- Przejechałaś trzy tysiące mil, żeby
mnie o to zapytać?
- Nie tylko po to - warknęła. - Nie
chcę być przez ciebie tłamszona, ani
prywatnie, ani zawodowo. Najpierw
porozmawiamy o tańcu.
- Proszę cię bardzo.
- Jestem dobrą tancerką i niezależnie
od tego, czy będziesz mi partnerować,
czy nie, nadal będą dobrą tancerką.
Kiedy jesteśmy w zespole, możesz mi
kazać tańczyć do utraty tchu, a ja
wykonam każde twoje polecenie. Jesteś
dyrektorem.
- Jestem tego świadomy.
- Ale na tym twoje dyrygowanie się
kończy. Cokolwiek robię w życiu
prywatnym, robię to z własnego wyboru
i ponoszę za to odpowiedzialność. Jeżeli
postanowię mieć tuzin kochanków albo
żyć jak pustelnik, nie twoja sprawa.
- Tak sądzisz? - Jego chłodnym
słowom
i ostentacyjnie nonszalanckiej pozie
towarzyszyły złe błyski w oczach.
- Za dobrze cię znam. - Zrobiła krok w
jego stronę. - Dopóki jestem wolna,
dopóki sama decyduję, z kim się wiążę,
nikt nie ma prawa wywierać na mnie
presji i dyktować mi, co mam robić i jak
żyć. W twoje życie nikt się nie wtrąca i
nikt nie ma zastrzeżeń do tego, co i jak
robisz, Davidov. Nie pozwoliłbyś na to.
Więc wyobraź sobie, że ja też nie
pozwalam.
Podparła się pod boki.
- Jeżeli więc sądzisz, że na twoje
zawołanie pobiegnę jak mała
dziewczynka i spakuję rzeczy, to grubo
się mylisz, ponieważ nie jestem małą
dziewczynką i nikt mi nie będzie
narzucać swojej woli. Wybór należy do
mnie.
Podeszła do niego.
- Przyzwyczaiłeś się, że wszyscy ci
ulegają
i ochoczo spełniają każde twoje
życzenie - ciągnęła, pieniąc się ze
złości. - A każdy sprzeciw wywołuje w
tobie szok. Nie zamierzam być twoją
uległą sługą. Tylko partnerstwo,
Davidov, w pełnym znaczeniu tego
słowa. I nie zamieszkam z tobą; to mi
nie wystarcza. Jeżeli mnie chcesz,
będziesz się musiał ze mną ożenić. Ot
co!
Nick prostował się powoli, po czym,
zwlekając jeszcze chwilę, wstał.
- Czy to ultimatum?
- Na to wygląda.
- Rozumiem. - Przyglądał się jej z
uwagą. -Z tego wynika, że nie mam
wyboru. Czy chcesz wziąć ślub w
Nowym Jorku?
Ruth otworzyła szeroko usta, a kiedy nie
padło więcej żadne słowo,
odchrząknęła.
- No cóż, tak... Chyba tak.
- Przewidujesz skromną uroczystość
czy raczej coś większego?
Kiedy minęło pierwsze oszołomienie,
wytrzeszczyła na niego oczy.
- Ja nie wiem... nie zastanawiałam
się...
- Nie szkodzi, będziesz się mogła
zastanowić w samolocie, prawda? -
Uśmiechnął się do niej dziwnie. - Czy
mam dokonać rezerwacji?
- Tak. Nie - powiedziała, kiedy
odwrócił się do telefonu. Przechylił
głowę i czekał. - W porządku, tak,
dzwoń.
Podeszła do okna i zapatrzyła się w dal.
Miała wrażenie, że coś tutaj nie gra.
- Ruth. - Zaczekał, aż popatrzy w jego
stronę.
- Powiedziałem ci, że cię kocham, i te
same słowa powiedziałem kobietom,
których nawet nie pamiętam. Słowa
niewiele znaczą.
Przełknęła ślinę i poczuła powracający
ból. Dzieliła ich cała długość pokoju.
- Nie okazałem ci tego tak, jak
chciałem, w sposób, w jaki to czułem.
Przy tobie stałem się nietaktowny i
niezręczny. Gdyby nie to,
powiedziałbym ci, że moje życie bez
ciebie nie jest już moim życiem.
Powiedziałbym ci, że jesteś jego
sercem, mięśniem, kośćcem.
Powiedziałbym ci, że bez ciebie jest
tylko pustka i ból. Powiedziałbym ci, że
pragnę być twoim partnerem, twoim
mężem, twoim kochankiem. Ale... -
Poruszył głową. - Uczyniłaś ze mnie
niezdarę i prawie niemowę, więc
powiem tylko, że cię kocham i że mam
nadzieję, że to wystarczy.
- Nick! - Podbiegła do niego, a on ją
pochwycił, nim przebyła połowę
dzielącej ich odległości.
Trzymał ją mocno, przepełniony
radością z ponownego obejmowania jej.
- Kiedy cię zobaczyłem na tych
schodach, pomyślałem, że to sen.
Pomyślałem, że wariuję.
- Myślałam, że jeszcze śpisz.
- Śpię? Nie sądzę, żebym w ogóle
spał, odkąd mnie opuściłaś. - Odsunął ją
lekko. - Nigdy więcej
- rzekł surowo. - Możesz mnie
nienawidzić, krzyczeć na mnie, ale nigdy
mnie więcej nie opuszczaj.
- Pochylił się i wargami stłumił jej
słowa.
Jej odpowiedź była równie dzika i
namiętna jak jego prośba. Zanurzyła
palce w jego włosach, przywierając do
niego mocno. Pożądanie spłynęło lawiną
kolejnych doznań: jego smaku, jego
zapachu, miękkości jego gęstych
włosów pod jej palcami.
- Kocham cię. - Usta Ruth układały się
w słowa, nie wydając dźwięku. - Pragnę
cię.
Poczuła, jak rozsuwa jej zamek na
plecach, a suknia spływa na podłogę. A
gdy jej dotknął
i przesunął ręce wzdłuż ciała, jęknął
głucho.
- Jesteś taka drobna, liubownica.
Zawsze się boję, że cię skrzywdzę.
- Jestem tancerką - przypomniała mu,
oszołomiona i drżąca, gdy dotykał
cienkiego jedwabiu jej koszulki. - Silną
jak wół. - Opuścili się na sofę
i leżeli spleceni. - Bałam się - rzekła
półgłosem, zamykając oczy, gdy jego
ręce delikatnieją podniecał)'. - Bałam
się ci zaufać, bałam się cię pokochać,
bałam się cię utracić.
- Zupełnie jak ja. - Przyciągnął ją
bliżej. - Ale to mamy za sobą.
Ruth wsunęła rękę pod jego koszulę,
zatrzymując ją na sercu. Davidov,
pomyślała. Ile to lat modliłam się do
legendy? A teraz on jest mój. A ja jego.
Dotykała jego serca i była tego pewna.
Uśmiechając się, przylgnęła wargami do
jego szyi i tak trwała.
- Davidov?
- Hm?
- Naprawdę przyjmujesz moje
ultimatum?
Dotknął jej piersi.
- Przemyślałem to sobie i uważam, że
to najlepsze rozwiązanie. Byłaś
strasznie zawzięta i nieprzejednana.
Mam nadzieję, że cię udobrucham.
- Tak uważasz?
- Tak, ale nie zgadzam się, żebyś miała
tuzin kochanków, chyba że to będę
zawsze ja. - Wyruszył w podróż ustami,
pieszcząc i łaskocząc jej szyję,
- Już ja się postaram, żebyś była jak
najczęściej zajęta.
- Niezły pomysł - odpowiedziała, a
gdy zaczął zsuwać ramiączka jej
koszulki, westchnęła rozkosznie.
- Będę bardzo zazdrosnym mężem-
ostrzegł zdławionym głosem, nadal ją
całując. - Niedorzecznym, może
gwałtownym. - Uniósł głowę i
uśmiechnął się.
- Bardzo trudnym w pożyciu. Nadal
chcesz, żebym zarezerwował samolot?
Ruth uśmiechnęła się i głęboko spojrzała
mu w oczy.
- Tak. Jutro.