NORA ROBERTS
Taniec marzeń
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kot wylegiwał się w najlepsze; leżał na grzbiecie
nieruchomo, z zamkniętymi oczami, przedmie łapy
opierając na białym brzuszku. Jego pomarańczowe
futerko jaśniało w ostatnich promieniach słońca,
które padały skośnie przez długie pionowe żaluzje.
Nawet nie drgnął na dźwięk przekręcanego
w drzwiach klucza. Jedynie na moment, słysząc
głos swojej pani, zerknął, by natychmiast, gdy
skonstatował, że nie jest sama, leniwie zamknąć
oczy. Znowu przyprowadziła do domu tego faceta,
za którym kot nie przepadał. Powrócił więc do swo
jej drzemki.
- Ależ Ruth, jest dopiero ósma. Jeszcze słońce
świeci.
Rzucając klucze na wykwintny stolik w stylu an
gielskiego baroku, Ruth zwróciła się do mężczyzny
z uśmiechem:
- Donaldzie, uprzedzałam, że umawiamy się na
wczesny wieczór. Kolacja była urocza. Cieszę się,
że mnie namówiłeś na wyjście z domu.
- W takim razie daj się namówić na przedłuże-
6 TANIEC MARZEŃ
nie wieczoru - odparł, biorąc ją w ramiona wypró
bowanym ruchem.
Ruth nie odmówiła mu pocałunku, ale gdy ją
przyciągnął bliżej, odsunęła się.
- Donaldzie - powiedziała z takim samym nie
wzruszonym uśmiechem jak przed pocałunkiem.
- Naprawdę musisz już iść.
- Tylko małą szklaneczkę na pożegnanie - po
wiedział szeptem, całuąc ją znowu, delikatnie i za
chęcająco.
- Nie dzisiaj. Jutro wcześnie zaczynam, a poza
zwykłymi lekcjami mam całą masę prób i przymia
rek. - To mówiąc, wysunęła się z jego ramion.
Pocałował ją w czoło.
- Wolałbym, żeby w grę wchodził inny facet,
a nie twój a namiętność do tańca...
Wzruszył ramionami i z ociąganiem zaczął się
zbierać do wyjścia. Czyżby jego dotyk stracił swoją
moc, nie przyciągał już jak magnes? Trzeba się nad
tym zastanowić.
Ruth Bannion była pierwszą kobietą od ponad
dziesięciu lat, która tak konsekwentnie i skutecznie
opierała się jego zalotom. Więc dlaczego wciąż do
niej wraca, zapytywał siebie samego. Otworzyła
przed nim drzwi i posyłając mu ostatni przeciągły
uśmiech, ponaglała do wyjścia. Rzut oka na jej
sylwetkę, gdy stała w przyćmionym świetle, zanim
zamknęła drzwi, wystarczył mu za odpowiedź. By
ła więcej niż piękna - była niepowtarzalna.
TANEC MARZEŃ 7
Nie przestając się uśmiechać, Ruth założyła łań
cuch i zabezpieczyła drzwi. Ceniła sobie towarzy
stwo Donalda Keysera. Był wysokim przystojnym
brunetem, miał bezbłędny gust i cięty dowcip.
Krótko mówiąc, miał styl. Ceniła go też jako pro
jektanta mody i nosiła całą masę jego kreacji, mog
ła się też odprężyć w jego towarzystwie - jeżeli
tylko znajdowała czas. Oczywiście, zdawała sobie
sprawę z faktu, że Donald wolałby, aby ich znajo
mość przybrała bardziej intymny charakter.
Dla Ruth ten problem nie istniał: czuła do Donalda
sympatię i lubiła go. Ale to wszystko, jeśli chodzi
o emocje. Nie podniecał jej i nie poruszał. O ile wie
działa, że jest w stanie ją rozśmieszyć i rozweselić,
o tyle mocno powątpiewała, by mógł z niej wydobyć
płacz albo krzyk. Niemniej po jego wyjściu poczuła
żal. Bolesne uczucie samotności spadło na nią nagle
i nieoczekiwanie.
Odwróciła się, by się sobie przyjrzeć. Prostokąt
ne lustro w pozłacanych ramach było jednym z jej
pierwszych zakupów po wprowadzeniu się do tego
mieszkania. Szkło było stare, a kosztowało obłęd
nie drogo, pomimo czarnych plamek w okolicy gór
nego prawego narożnika. Bardzo jej zależało, by je
powiesić na ścianie własnego apartamentu, własne
go domu. Teraz, w holu, w zapadającym szybko
mroku, wpatrywała się w swoje odbicie.
Rozpuszczone na wieczór włosy opadły jej na
ramiona i sięgały poza łokcie. Niecierpliwym ru-
8 TANIEC MARZEŃ
chem odrzuciła je do tyłu. Gęste i czarne, podniosły
się do góry i posłusznie ułożyły na plecach. Twarz
Ruth, podobnie jak jej cała sylwetka, była szczupła
i delikatna, ale rysy miała nieregularne. Pełne usta,
mały, prosty nos, subtelnie zaznaczony podbródek
i dominujące, lekko skośne jak u kota, ogromne
ciemnobrązowe oczy i ciemne, proste brwi.
Mówiono, że ma egzotyczną urodę. Nie uważała
się za piękną, wiedziała tylko, że przy odpowied
nim makijażu i oświetleniu może fantastycznie wy
glądać, ale to zupełnie co innego. To było złudze
nie, rola, nie zaś Ruth Bannion.
Westchnąwszy, odwróciła się od lustra i podeszła
do obitej pluszem wiktoriańskiej sofy. Wiedząc, że
jest teraz sama, Niżyński przeciągnął się, ziewnął
lubieżnie, po czym przeszedł parę kroków i zwinął
się w kłębek na jej kolanach.
Machinalnie podrapała swojego ulubieńca za
uchem. Kim właściwie jest Ruth Bannion? - zasta
nawiała się.
Przed pięcioma laty była jeszcze bardzo zieloną
i bardzo gorliwą uczennicą, rozpoczynającą nowy
etap nauki w Nowym Jorku. Dzięki Lindsay, wspo
mniała z rozrzewnieniem.
Lindsay Dunne - instruktorka, przyjaciółka, idol
- najwspanialsza balerina tańca klasycznego, jaką
kiedykolwiek było jej dane oglądać. To ona nakło
niła wujaszka Setha, żeby jej pozwolił tutaj przyje
chać. Gdy pomyślała o nich - małżeństwie miesz-
TANIEC MARZEŃ 9
kającym razem z dziećmi w Domu na Klifach
w Connecticut - od razu zrobiło jej się cieplej na
sercu. Ilekroć ich odwiedzała, miłość i szczęście
towarzyszyły jej jeszcze przez parę tygodni po po
wrocie. Nigdy nie spotkała dwojga ludzi tak ideal
nie pasujących do siebie i bardziej zakochanych.
Może z wyjątkiem własnych rodziców.
Jeszcze teraz, po sześciu latach, na myśl o rodzi
cach ogarniał ją bezgraniczny smutek z powodu tra
gicznej straty dwojga wspaniałych, czułych ludzi.
Paradoksalnie w ich śmierci dopatrywała się przy
czyny, dla której znalazła się tutaj, gdzie jest obec
nie.
Seth Bannion został jej opiekunem, a przepro
wadzka do nadmorskiego miasteczka w Connec
ticut przywiodła ich oboje do Lindsay. Z kolei
Lindsay przekonała Setha, że Ruth musi inten
sywniej ćwiczyć. Ruth wiedziała, ile go koszto
wało wyrażenie zgody na jej przeniesienie się do
Nowego Jorku. Przecież miała wówczas zale
dwie siedemnaście lat.
Wprawdzie państwo Evanston, u których zamie
szkała, chuchali na nią i dbali jak o własne dziecko,
ale Seth długo nie mógł się pogodzić z myślą o tru
dach i wyzwaniach życia, jakie wybrała. Wahał się
i wzbraniał, ponieważ ją kochał. Również podej
mując ostateczną decyzję, kierował się miłością. Jej
życie zmieniło się radykalnie.
A może zmieniło się już wtedy, gdy po raz pierw-
10 TANIEC MARZEŃ
szy przekroczyła próg studia tańca Lindsay? Tam
po raz pierwszy zatańczyła przed Davidovem.
Jakże była przerażona! Stała przed obliczem
mężczyzny okrzyczanego najwspanialszym tance
rzem dekady. Nikolai Davidov - mistrz i legenda,
któremu partnerowały tylko najbardziej utalento
wane baleriny, włącznie z Lindsay Dunne. Co wię
cej, przyjechał do Connecticut, by nakłonić Lindsay
do powrotu do Nowego Jorku i zatańczenia w bale
cie, który sam napisał.
Ruth czuła się oszołomiona i onieśmielona jego
obecnością, i kiedy jej kazał zatańczyć, była jak
sparaliżowana. Ale był czarujący. Kładąc głowę na
poduszkach, uśmiechnęła się na tamto wspomnie
nie. Gdy chciał, potrafił był najbardziej uroczym
człowiekiem na świecie. Więc go posłuchała i już
po chwili zatraciła się w tańcu i muzyce. Wtedy to
wypowiedział te proste, przyprawiające o zawrót
głowy słowa:
- Kiedy będziesz w Nowym Jorku, zgłoś się do
mnie...
Była bardzo młoda i święcie przekonana, że na
zwisko Nikolaia Davidova powinno się wymawiać
z czcią i szeptem. Gdyby jej kazał zatańczyć boso
na ulicach Broadwayu, zrobiłaby to bez wahania.
Tyrała, by mu się przypodobać, drżała ze strachu,
gdy wpadał w furię, ciężko przeżywała lodowaty ton
jego głosu, kiedy ją ganił. Zmuszał ją i dopingował.
Był nieustępliwy i nieludzko wymagający. Bywały
TANIEC MARZEŃ 11
noce, kiedy kuliła się w łóżku, zbyt wyczerpana,
żeby chociaż popłakać. Z kolei wystarczyło, by się
uśmiechnął, rzucił jakiś komplement, a wszelki ból
i cierpienie znikały bez śladu.
Tańczyła z nim, walczyła z nim i kłóciła się,
śmiała się z nim i obserwowała go, a jednak, po tylu
latach, nie rozszyfrowała jego jakże nieuchwytnej,
zmiennej natury i charakteru.
Pomyślała, że może w tym tkwi sekret jego po
wodzenia u kobiet: delikatna otoczka tajemniczoś
ci, obcy akcent, a także powściągliwość, jeśli cho
dzi o przeszłość.
Uśmiechnęła się, wspominając, jak strasznie się
w nim durzyła. Nawet tego nie zauważył! Miała za
ledwie osiemnaście lat. On miał prawie trzydzieści
i otaczały go piękne kobiety.
A właściwie ciągle go otaczają, pomyślała,
uśmiechając się posępnie, po czym wstała z kanapy,
żeby się rozprostować. Kot, usunięty z jej kolan,
obruszył się i przeniósł w inne miejsce.
Zachowałam nienaruszone serce i nic mu nie za
graża, uznała Ruth. Może jest nawet aż nazbyt bez
pieczne. Pomyślała o Donaldzie. No cóż, trudno.
Ziewnęła i przeciągnęła się znowu. Jutro, z samego
rana, zaczyna lekcje.
Ruth spływała potem. Choreografia „Czerwo
nej róży" autorstwa Nicka, jak zawsze skompli
kowana i zawiła, wymagała od tancerza maksy-
malnego wysiłku. Ruth zatrzymała się przy drążku
na krótki, niezbędny odpoczynek. Reszta obsady
rozproszyła się po sali prób -jedni tańczyli, stosu
jąc się do padających niestrudzenie z ust Nicka po
leceń, inni, jak ona, czekali, aż znowu zostaną przy
wołani.
Była dopiero jedenasta, ale Ruth ćwiczyła już od
dwóch godzin. Długa, luźna koszulka, którą włoży
ła na trykot, miała ciemne plamy od potu; kilka
pasemek włosów wysunęło się spod ciasnej opaski.
Teraz jednak, obserwując demonstrowany przez
Nicka fragment tańca, zapomniała o całym zmęcze
niu. Nick jest absolutnie fantastyczny.
Jako kierownik artystyczny zespołu i twórca ba
letów nie musiał już tańczyć, żeby być na świeczni
ku. Tańczył, ponieważ był do tego stworzony. Miał
nieco ponad- metr siedemdziesiąt wzrostu, ale
szczupła i sprężysta budowa sprawiała, że wydawał
się wyższy. Złociste i delikatne niczym mgiełka
włosy wiły się niedbale wokół twarzy, która nigdy
nie utraciła chłopięcego wdzięku. Miał piękne usta
- pełne, o finezyjnym wykroju. A kiedy się uśmie
chał...
Kiedy się uśmiechał, nie można mu było się
oprzeć; delikatne wachlarzyki zmarszczek rozcho
dziły się od jego oczu, których tęczówki stawały się
niewiarygodnie niebieskie.
Patrząc, jak demonstruje obrót, Ruth mogła tylko
dziękować losowi, że w wieku trzydziestu trzech
TANIEC MARZEŃ 13
lat, przy wszystkich innych zawodowych obowiąz
kach, Nick Davidov nadal jeszcze tańczy. I to jak!
Szybkim, krótkim ruchem ręki dał znak piani
ście, żeby przestał grać.
- W porządku, dzieciaki - powiedział melodyj
nie, z rosyjskim akcentem. - Mogło być gorzej.
Takie zdanie w ustach Davidova brzmi jak
najwyższa pochwała, pomyślała Ruth, kryjąc ironi
czny uśmiech.
- Ruth, pas de deux z pierwszego aktu.
Niezwłocznie do niego podeszła; Nick był hu-
morzastą istotą - miewał zmienne, krańcowo różne
i niczym niewytitumaczalne nastroje. Dzisiaj robił
wrażenie zaaferowanego bez reszty. Ruth umiała się
do niego dostosować.
Stojąc twarzami do siebie, zbliżyli prawe ręce
i złączyli dłonie. Bez słowa zaczęli.
Była to początkowa scena miłosna, raczej żartob
liwy, zalotny pojedynek aniżeli wyraz gorących
uczuć. Ale tym razem Nick nie napisał bajki. Napi
sał balet o burzliwej i płomiennej miłości. Główny
mi postaciami są książę i Cyganka, postaci z krwi
i kości, pełne temperamentu. I dlatego tańce muszą
tryskać życiem. Bohaterowie prowokują się nawza
jem; on prosi, ona odmawia. Odrzucona głowa,
machnięcie ręką akcentują od czasu do czasu na
strój.
Późne letnie słońce sączy się przez okna, rysuje
wzory na posadzce. Niezauważone krople potu
14 TANIEC MARZEŃ
spływają po plecach Ruth, która wślizguje się i wy
myka z objęć Nicka. Charakter Carlotty na prze
mian drażni i zachwyca księcia. Zmienna tonacja
pojedynku ich serc ustala się już podczas pierwsze
go spotkania.
Dawno temu, w takich momentach jak ten, tań
cząc z Nickiem, Ruth zdała sobie sprawę, że za
wsze będzie go wielbić i czcić -jako tancerza i ja
ko legendę. Partnerowanie mu było najważniej
szym wydarzeniem jej życia. To on sprawił, że
przeszła samą siebie, że przekroczyła własne, naj
śmielsze oczekiwania.
W drodze od uczennicy przez corps de ballet do
głównej tancerki Ruth tańczyła z wieloma partnera
mi, ale żaden z nich nie mógł się równać z Nickiem
Davidovem - tak pod względem błyskotliwości,
jak i precyzji. A także wytrzymałości, pomyślała,
krzywiąc się w środku, gdy zarządził powtórzenie
całego pas de deux.
Ponieważ pianista przewracał kartki nut, zyskała
chwilę na złapanie oddechu. Nick odwrócił się ku
niej, podnosząc i zbliżając do niej dłoń.
- Gdzie się dzisiaj podziały twoja namiętność
i pasja, maleńka? - zapytał.
Wiedział, że nie znosi, gdy ją wita w ten sposób.
Skwitował uśmiechem jej wyniosłe spojrzenie. Bez
słowa złączyła z nim dłoń.
- No, Cyganko, wyraź ciałem i wzrokiem, że
bym sobie poszedł do diabła. Jeszcze raz.
TANIEC MARZEŃ 15
Zaczęli, ale tym razem Ruth już nie myślała
o przyjemności tańczenia z Nickiem, ale rywalizo
wała z nim - krok po kroku, skok za skokiem. Jej
poirytowanie przynosiło dokładnie taki efekt, o jaki
mu chodziło.
Prowokowała go, by dał z siebie więcej. Gdy ją
przyciągał, piorunowała go wzrokiem. Zatrzymy
wała się w jego ramionach, by już po chwili wy
mknąć się z nich i wykonując grand jęte, wyzwać
go, by za nią podążył.
Skończyli tak, jak zaczęli, dłoń przy dłoni, z jej
odrzuconą do tyłu głową. Śmiejąc się, Nick przy
garnął ją do siebie i entuzjastycznie pocałował
w oba policzki,
- No właśnie, o to mi chodziło, byłaś cudowna!
Gardzisz mną, nawet wtedy, kiedy podajesz mi rękę.
Oddychała szybko. Jej wzrok nadal płonął
gniewem. Kiedy spojrzała w jego oczy, poczuła
krótkie, idące od dołu wzdłuż kręgosłupa rozpra
szające ją łaskotanie. Dostrzegła, że i Nick zarea
gował podobnie. Zobaczyła to w jego oczach, po
znała po uścisku palców, które zatrzymał na jej
plecach. Po chwili wszystko minęło i Nick odsu
nął ją od siebie.
- Pora na lunch - oznajmił, a zawtórował mu
chór chętnych. Sala błyskawicznie opustoszała. -
Ruth, chciałbym z tobą porozmawiać. - Chwycił
jej rękę, kiedy się odwracała, by dołączyć do reszty.
- Po lunchu.
- Nie, teraz.
Ściągnęła brwi.
- Nie jadłam śniadania.
- W lodówce na dole znajdziesz jogurt i butel
kę wody perrier. - Puścił ją i podszedł do forte
pianu. Usiadł i zaczął improwizować. -I weź coś
dla mnie.
Biorąc się pod boki, spiorunowała go wzrokiem.
Jeszcze się nie zdarzyło, by nie postawił na swoim!
Czy mnie kiedykolwiek zapytał, jakie w danej
chwili mam plany? Z góry zakłada, że jak grzeczna
dziewczynka będę spełniać każde jego życzenie!
- To jest nie do zniesienia - rzekła na głos.
Nie przestając grać, popatrzył w jej stronę.
- Mówiłaś coś?
- Tak. Powiedziałam, że jesteś nie do zniesienia.
- Owszem, jestem! - Uśmiechnął się rozbraja
jąco.
Zaśmiała się wbrew sobie.
- Jaki smak? Jogurtu - przypomniała mu, gdy
spojrzał na nią, jakby nie rozumiał, o co jej chodzi.
- Jaki ma być smak jogurtu, Davidov?
Po chwili wróciła obładowana kubeczkami jo
gurtów, łyżeczkami, szklankami i dużą butelką wo
dy. Dochodzący z kantyny na dole gwar mieszał się
z dźwiękami fortepianu na górze. Nick grał powol
ną, bluesową melodię. Była to jedna z jego włas
nych kompozycji. Nie, nie kompozycji, poprawiła
się, przystając w drzwiach i obserwując go. Kom-
TANIEC MARZEŃ 17
pozycję zapisuje się, utrwala. Ta muzyka płynie
prosto z serca, odzwierciedla stan duszy.
Promienie słońca padały na jego włosy i ręce - dłu
gie, wąskie dłonie o ruchliwych i giętkich palcach,
które gestem mogły wyrazić więcej niż niejedna osoba
mową.
Wygląda, jakby był bardzo samotny!
To nagłe odkrycie wytrąciło ją z równowagi.
Nie, to przez tę muzykę, pomyślała. Gra taką smut
ną melodię. Podeszła do niego, a jej stopy w balet-
kach nie wydawały żadnego dźwięku na drewnianej
podłodze.
- Wyglądasz, jakbyś był bardzo samotny, Nick.
Sądząc po sposobie, w jaki poderwał głowę, do
myśliła się, że wytrąciła go z głębokiej zadumy,
wtargnęła w intymne myśli. Przez chwilę patrzył na
nią dziwnie, trzymając zawieszone nieruchomo nad
klawiaturą palce.
- Już nie jestem - odpowiedział. - Ale nie o tym
chciałem z tobą rozmawiać.
- Czyżby to miał być służbowy lunch? - skrzy
wiła się, stawiając kartoniki z jogurtem na forte
pianie.
- Nie. - Sięgnął po perriera, zdjął nakrętkę. -
Jeszcze byśmy się posprzeczali, a to źle działa na
trawienie. Chodź, siadaj obok.
Ruth zajęła miejsce na ławeczce. Zachodziła
w głowę, o jaką to ważną sprawę może mu chodzić.
Siedziała lekko spięta, nie wiedząc, czy będzie
18 TANIEC MARZEŃ
grzmiał, czy okaże się łaskawy. Przebywanie z nim
zawsze graniczyło z ryzykiem.
- W czym problem? - zapytała, sięgając po jo
gurt i łyżeczkę.
- To właśnie chciałbym usłyszeć od ciebie.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - Czując na
sobie baczny wzrok, odwróciła głowę w jego
stronę.
- Dzwoniła Lindsay.
- I co? - spytała zaintrygowana i odrobinę zbita
z tropu.
- Uważa, że nie jesteś szczęśliwa. - Od jego
ustawicznego wpatrywania się w nią zdrętwiał jej
kark. Odwróciła się więc ponownie i napięcie zel
żało. Nikt, tak jak on, nie potrafił wytrącić jej
z równowagi samym tylko spojrzeniem.
- Lindsay za bardzo się wszystkim przejmuje
- odpowiedziała lekko, zanurzając łyżeczkę w jo
gurcie.
- Jesteś nieszczęśliwa, Ruth? - Położył rękę na
jej ramieniu, zmuszając, by zwróciła głowę w jego
stronę.
- Nie - odparła natychmiast, zgodnie z prawdą.
Przesłała mu tak dla niej charakterystyczny pół
uśmiech. - Nie.
Nadal badał jej twarz.
- Jesteś szczęśliwa?
Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, po czym je
zamknęła, wydając krótki, nerwowy dźwięk. Czy
TANIEC MARZEN 19
musi tak na nią patrzeć, żądając uczciwej odpowie
dzi? A przecież wiedziała, że nie zbędzie go byle
czym.
- A powinnam?
Zaczęła się podnosić, ale ją przytrzymał.
- Ruth... - Nie pozostało jej nic innego, jak
znowu spojrzeć mu w oczy. - Czyż nie jesteśmy
przyjaciółmi?
Szukała słów. Zwykłe „tak" nie oddałoby chyba
złożoności jej uczuć do niego, a tym bardziej nie
równej hierarchii ich wzajemnych stosunków.
- Czasami - odparła ostrożnie. - Czasami jesteś
my.
Nick zaakceptował odpowiedź, która, sądząc po
błysku w oczach, nawet go trochę rozbawiła.
- Dobrze to ujęłaś.
Nieoczekiwanie chwycił jej .dłonie i podniósł do
ust. A jego usta były jak szept na jej skórze.
Zajrzał jej głęboko w oczy.
- Powiesz mi, dlaczego nie jesteś szczęśliwa?
Ostrożnie, spokojnie Ruth wysunęła wreszcie
dłonie. Niełatwo było zachować trzeźwość umysłu,
gdy jej dotykał. Był żywą istotą, mężczyzną z krwi
i kości, i domagał się równie żywej reakcji z jej
strony. Wstała i przeszła do okna. W dole kipiało
życie Manhattanu.
- Jeśli mam być szczera - zaczęła z namysłem
- nie zastanawiałam się wiele nad swoim szczę-
20 TANIEC MARZEŃ
ściem. Och, nie! - Roześmiała się i potrząsnęła gło
wą. - To brzmi pompatycznie.
Odwróciła się błyskawicznie ku niemu, ale na
jego twarzy nie dostrzegła uśmiechu.
- Nick, chciałam tylko powiedzieć, że dopóki
mnie nie zapytałeś, po prostu nie myślałam, że je
stem nieszczęśliwa.
Wzruszyła ramionami i stała nieruchomo oparta
plecami o okno. Nick nalał trochę gazowanej wody,
wstał i podał jej.
- Lindsay martwi się o ciebie.
- Lindsay ma dość zmartwień na głowie: wuja-
szek Seth, dzieciaki, a także jej szkoła.
- Ona cię kocha - powiedział zwyczajnie.
- Tak, wiem, że mnie kocha.
- To cię dziwi? - Machinalnie nawinął na palec
luźny kosmyk jej włosów. Delikatny jak jedwab
i odrobinę wilgotny.
- Jej wielkie serce zdumiewa mnie. I chyba już
zawsze tak będzie. - Zatrzymała się na chwilę, po
czym szybko, w obawie, że zabraknie jej odwagi,
zapytała: - Kochałeś się w niej kiedykolwiek?
- Tak - odparł natychmiast, bez zakłopotania
i żalu. - Dawno temu i krótko. - Uśmiechnął się
i poprawił wysuwające się spinki we włosach Ruth.
- Po prostu zawsze była dla mnie nieosiągalna. Po
czym, zanim się zorientowałem, zostaliśmy przyja
ciółmi.
- Dziwne - zauważyła po chwili. - Wprost nie
TANIEC MARZEŃ 21
mogę uwierzyć, że może być coś nieosiągalnego dla
ciebie.
Uśmiechnął się.
- Byłem bardzo młody, a dokładnie w twoim
wieku. A poza tym rozmawiamy o tobie, a nie
o Lindsay. Obawia się, że może za wiele od ciebie
wymagam, że cię zamęczam.
-Ty, Nikolai?
- No właśnie, byłem tym tak samo zdziwiony
jak ty.
Podeszła do fortepianu i zamieniła wodę na jo
gurt.
- Mam się doskonale i chyba jej tak odpowie
działeś. - Ponieważ milczał, odwróciła się ku nie
mu z łyżeczką w ustach. - Nick?
- Pomyślałem, że może masz jakiś nieudany...
związek.
-- Sugerujesz, że mogę być nieszczęśliwa z po
wodu kochanka? - spytała zaskoczona.
- Widzę, że potrafisz nazwać rzecz po imieniu,
malutka.
- Nie jestem dzieckiem - odparowała gniewnie.
-I nie zamierzam...
- Nadal widujesz się z tym projektantem? -
przerwał bezceremonialnie.
- Projektant ma imię i nazwisko - wtrąciła
ostro. - Donald Kęyser. Mówisz o nim tak, jak gdy
by był znakiem firmowym na ubraniu.
- Naprawdę? - Posłał jej najniewinniejszy z je-
22 TANIEC MARZEŃ
go uśmiechów. - Ale wciąż nie odpowiadasz na
moje pytanie.
- Nie. - Sięgnęła po szklankę perriera, spokoj
nie ją wysączyła, i tylko jej oczy zdradzały wzbu
rzenie.
- Ruth, nadal się z nim widujesz?
- Nie twój interes. - Ton jej głosu był lekki
i swobodny, ale tylko pozornie.
- Jesteś członkiem zespołu, którego ja jestem
szefem.
- Czyżbyś dodatkowo podjął się jeszcze roli
spowiednika? - odgryzła się Ruth. - Czy twoi tan
cerze muszą uzyskiwać twoją aprobatę przy wybo
rze partnerów?
- Uważaj, nie prowokuj mnie - padło ostrze
żenie.
- Przed nikim, nawet przed tobą, nie będę się
tłumaczyć z mojego prywatnego życia. Przychodzę
na zajęcia, punktualnie pojawiam się na próbach.
Nie oszczędzam się w pracy, Nick.
- Czy ktoś cię prosił, żebyś się usprawiedli
wiała?
- Właściwie to nie. Ale odgrywasz rolę srogiego
wujaszka, i to mnie męczy. - Podeszła do niego.
- Mam jednego, więc już ty nie musisz mnie kon
trolować.
- Nie muszę? - Pociągnął wysuwającą się spin
kę z jej włosów, zaczął ją obracać w palcach, jedno
cześnie świdrując Ruth wzrokiem.
TANIEC MARZEŃ 23
Rozwścieczył ją pobłażliwy ton jego głosu.
- Nie! Przestań mnie wreszcie traktować jak
dziecko! - zawołała, odrzucając hardo głowę.
Szybki, gwałtowny ruch, jakim ją chwycił za
ramiona, zaskoczył ją. Przyciągnął ją do siebie bli
sko, bardzo blisko - niemal się z nią stopił. Choć
dobrze znała jego ciało, teraz było inaczej. Wie
działa, że jest zdolny do nagłych wybuchów wście
kłości i umiała sobie z nimi radzić, ale teraz...
Zdumiała ją także reakcja własnego ciała. Ich
serca biły w jednym rytmie. Czuła wbijające się
w ciało końce jego palców, ale to nie bolało. Zaciś
nięte w pięści dłonie, które podniosła, by go ode
pchnąć, zawisły w bezruchu.
Wpatrywał się w jej usta, a ją przeszył tęskny ból
- ostrzejszy i słodszy od wszystkiego, czego doty
chczas doświadczyła. Była oszołomiona.
Powoli, wiedząc jedynie, że musi pamiętać o od
dychaniu, Ruth pochyliła się naprzód, zamknęła
oczy i czekała na jego pocałunek. Rozchyliła wargi,
czując na nich jego niespokojny oddech. Rozma
rzona, wypowiedziała jego imię.
I wtedy nagle szarpnął się i mrucząc rosyjskie
przekleństwo, odsunął ją od siebie.
- Powinnaś mieć trochę rozumu w głowie i celo
wo mnie nie złościć.
- To właśnie poczułeś? - zapytała, dotknięta, że
ją odepchnął.
- Nie przeciągaj struny - mruknął, zbywając ją
24
TANIEC MARZEN
wzruszeniem ramion. Był zły. - Trzymaj się swoje
go projektanta mody - burknął na koniec spokoj
niejszym już tonem i wrócił do fortepianu. - Skoro
tak ci z nim dobrze idzie.
Usiadł i zaczął grać.
ROZDZIAŁ DRUGI
Chyba to sobie wymyśliła.
Ruth na nowo przeżywała ten nagły przypływ
wzmożonego pożądania, jakiego doświadczyła
w objęciach Nicka. Nie, coś mi się pomieszało,
przekonywała siebie kolejny raz. Trzymał mnie
w ramionach niezliczoną ilość razy i nigdy, prze
nigdy nie czułam niczego takiego. Podobnie zresztą
później, gdy po przerwie trzymał mnie w ramio
nach jeszcze co najmniej pięć razy, dumała, zmy
wając z siebie brud i znój z całego dnia.
A jednak nie da się ukryć, że coś było, jakby
jakieś wyładowanie w powietrzu, gdy parokrotnie
powtarzali fragment baletu. Ale to raczej wynik
ogólnego poirytowania i napięcia.
Ostry strumień wody zmoczył jej włosy, które
przylgnęły do gołych pleców. Teraz, w samotności,
próbowała ocenić swoją reakcję na zachowanie
Nicka.
Była na wskroś fizyczna i szokująco impulsyw
na. Jako kontrast Ruth przywołała w pamięci ciepłe
i czułe pocałunki Donalda - łagodną, łatwą do opa-
26 TANIEC MARZEŃ
nowania pokusę. Stosował wszystkie tradycyjne
chwyty uwodzenia: kwiaty, świece, intymne kola
cje. Przy nim było... - szukała odpowiedniego sło
wa - przyjemnie. Och, oczywiście, że takie stwier
dzenie nie pochlebi żadnemu prawdziwemu
mężczyźnie! Jednak poza przyjemnością nie ocze
kiwała niczego, ani z Donaldem, ani z jakimkol
wiek znanym jej mężczyzną.
Aż tu nagle wystarczyła jedna krótka chwila,
żeby mężczyzna, z którym pracowała od lat, męż
czyzna, który jednym słowem doprowadzał ją do
szału albo wzruszał swoim tańcem do łez, wzniecił
w niej taką burzę namiętności. Tego już nie można
nazwać po prostu przyjemnością.
Nigdy jej nie pocałował, dumała, ani też nie
przytulił jak kochanek, ale...
Doszła do wniosku, że to był przypadek. Traf
losu, pomyślała, zakręcając prysznic. Ot, taka nie
oczekiwana reakcja łańcuchowa, będąca następ
stwem namiętnego tańca oraz irytującej wymiany
zdań.
Goła i mokra, Ruth sięgnęła po ręcznik. Zaczęła
się wycierać. Była drobna i delikatnie zbudowana,
szczupła, ale spełniająca kryteria tancerki i jak każ
da tancerka, dokładnie znająca swoje ciało. Miała
długie, zgrabne i gibkie kończyny. To właśnie ta jej
budowa klasycznej tancerki - a także wypadki loso
we jej życia - przywiodły ją przed laty do Lindsay.
Lindsay. Na myśl o niej uśmiechnęła się. Miała
TANIEC MARZEŃ 27
żywo w pamięci jej ognisty taniec w „Don Kicho
cie" - balecie, w którym Lindsay tańczyła główną
partię kobiecą i który Ruth podziwiała, zanim się
jeszcze spotkały. A ich pierwsze spotkanie! Jakże
była przejęta i wzruszona, stojąc twarzą w twarz ze
sławną primabaleriną! Wówczas to, przed laty,
w szkółce baletowej Lindsay, Ruth miała czelność
oznajmić, że ona również pewnego dnia zatańczy
w „Don Kichocie"!
I dopięła swego. A na jej występ przybyli wuja-
szek Seth i Lindsay, która była w ósmym miesiącu
ciąży. Lindsay aż się popłakała, zaś Nick żartował,
a nawet drażnił się z nią.
Wytarłszy się, zmięła ręcznik, rzuciła go byle
gdzie i sięgnęła po szlafrok. Westchnęła. Tylko
Lindsay mogła się domyślić, że coś jest nie tak.
Ruth zawiązała pasek cienkiego szlafroczka w ko
lorze fuksji i wzięła szczotkę do włosów. Teraz,
odtwarzając w pamięci ich ostatnią rozmowę tele
foniczną, przypomniała sobie, że mówiła jej o Do
naldzie.
Mówiła jej także o cudownej skrzyneczce, którą
wypatrzyła w Greenwich Village. Paplały o dzie
ciach, a wujaszek Seth wręcz zaklinał ją, żeby ich
odwiedziła w pierwszy wolny weekend.
Na podstawie skrawków informacji i rodzinnych
pogaduszek Lindsay wyczuła coś, z czego sama
Ruth nie zdawała sobie sprawy. Zafrasowała się.
Chyba rzeczywiście nie jest szczęśliwa. Nie nie-
28 TANIEC MARZEŃ
szczęśliwa, pomyślała i delikatnie przeciągnęła
szczotką po długich, mokrych włosach. Po prostu
nie usatysfakcjonowana.
Bzdura, żachnęła się. Ma wszystko, czego za
wsze pragnęła. Jest główną tancerką w znanym ze
spole i ma wyrobione nazwisko w świecie baletu.
Wkrótce zatańczy główną żeńską rolę w najno
wszym balecie Davidova. Praca jest ciężka i wyma
gająca, ale Ruth wręcz za nią przepada. Jest stwo
rzona do takiego właśnie życia.
A jednak czasami ją kusi, żeby sprzeniewierzyć
się zasadom, uciec w te pędy do tamtego wędrow
nego życia, które poznała, będąc dzieckiem. Jakaż
to była wolność, jaka przygoda! Na samo wspom
nienie pojaśniał jej wzrok. Narty w Szwajcarii,
gdzie powietrze było tak zimne i czyste, że przy
oddychaniu bolało gardło. Zapachy i barwy Stam
bułu. Chude dzieci z wielkimi oczami na Krecie;
zabawny pokoik ze szklanymi gałkami u drzwi
w ich siedzibie w Bonn.
Przez te wszystkie lata podróżowała z rodzicami,
którzy byli dziennikarzami. Czy zabawili gdzieś
dłużej niż trzy miesiące? W takich warunkach trud
no było przywiązać się do czegoś, poza samymi
sobą. I poza tańcem.
Towarzyszył jej stale, podróżował z nią w jej wie
cznie zmieniającym się otoczeniu. Nauczyciele zwra
cali się do niej w różnych językach, z różnym akcen
tem, podczas gdy taniec pozostawał jej wierny.
TANIEC MARZEŃ 29
Lata spędzone w podróży przyspieszyły dojrze
wanie Ruth; nie było mowy o nieśmiałości, była
natomiast samowystarczalność i rozwaga. A potem
w jej życiu pojawił się Seth, następnie Lindsay,
wreszcie nastały lata spędzone w domu Evansto-
nów. I znowu otworzyła się na świat, odzyskała uf
ność i zdolność okazywania uczuć. Żyła jednak
w nieuniknionej w tym zawodzie izolacji. Być mo
że z tego powodu stała się namiętną obserwatorką.
Przyglądanie się ludziom, analizowanie ich stało się
czymś więcej niż nawykiem; weszło jej w krew.
I właśnie w tym tkwi przyczyna drażliwej sy
tuacji z Nickiem. Obserwowała go tamtego popo
łudnia i doznała pewnego wstrząsu, ale nie potrafiła
tego precyzyjnie nazwać. Jego myśli i odczucia po
zostawały tajemnicą. A ona nie przepadała za taje
mniczością.
Dlatego pociąga mnie Donald, dumała z tym
swoim półuśmieszkiem. Pobuszowała wśród pude
łeczek z pudrami i buteleczek z zapachami na toa
letce. Jest taki bezpretensjonalny, zwyczajny i ta
ki... przewidywalny. Wszystko, co czuje i myśli,
widać jak na dłoni.
Żadnych niedomówień, żadnych podtekstów.
Tymczasem z mężczyzną takim jak Nick...
Nalała na rękę płyn po kąpieli i posmarowała
ramiona. Mężczyzna taki jak Nick jest absolutnie
nieprzewidywalny, jest wiecznym źródłem niepo
koju i zamętu. Zmienny, nierozważny, męczący.
30 TANIEC MARZEŃ
Żeby mu sprostać i dorównać, potrzeba Bóg wie
jakiej wytrwałości. A jak trudno mu dogodzić! Wi
działa wielu tancerzy, którzy wychodzili ze skóry,
dawali z siebie wszystko, żeby tylko sprostać jego
oczekiwaniom. Sama wie o tym najlepiej. Więc co
w nim jest takiego fascynującego?
Pukanie do drzwi przerwało tok jej myślenia.
Wzruszając ramionami, odwróciła się od toaletki.
Rozszyfrowywanie Nikolaia Davidova to po prostu
daremny trud. Zapalając po drodze światło, pospie
szyła do drzwi frontowych. Zerknęła przez judasza
i zdumiała się. Zdjęła łańcuch.
- Donald, właśnie o tobie myślałam.
Porwał ją w ramiona, nim zdążyła mu ofiarować
przyjacielski pocałunek.
- Hm, pachniesz cudownie.
Stłumił wargami jej śmiech. Pocałunek był prze
ciągły, nie taki, jakim zamierzała go powitać. A jed
nak nie zaprotestowała, tylko jeszcze sama pobu
dzała go językiem. Chciała poczuć, doświadczyć
czegoś więcej niż zwykła przyjemność, do jakiej
przywykła. Pragnęła tego podniecenia, wywołują
cej uczucie mrowienia trwogi, jak wówczas, tamte
go popołudnia, w ramionach innego mężczyzny.
Ale kiedy było po wszystkim, jej serce biło miaro
wo i nie wrzała w niej krew.
- No, to jest powitanie - wyszeptał, wtulając
głowę w jej szyję.
Pozostała przez chwilę w jego ramionach, doce-
TANEC MARZEŃ 31
mając jego wytrwałość i gotowość roztaczania nad
nią opieki.
- A także okazja do powiedzenia ci, że cieszę się
na twój widok, choć, prawdę mówiąc, nie wiem, co
tutaj robisz? - odrzekła z uśmiechem, wysuwając
się z jego ramion.
- Porywam cię. Ubierz się w najładniejszą suk-
nię polecił, głaszcząc jej policzek. - Którąś z mo-
ich, oczywiście. Idziemy na przyjęcie.
Ruth odgarnęła wilgotne włosy z twarzy.
- Na przyjęcie?
- Tak. - Donald zerknął na drzemiącego, rozwa
lonego na szklanym blacie małego stołu i wyraźnie
go ignorującego Niżyńskiego. - Przyjęcie u Ger
manie Jones - ciągnął. - Pamiętasz ją? To ta proje
ktantka, która lansuje krótkie, wzorzyste spódnicz
ki i podkolanówki.
- Tak, pamiętam. - Mignęła jej w pamięci krótko
ostrzyżona, podobna do chochlika ruda głowa, o świ
drujących zielonych oczach za firanką gęstych, brązo
wych rzęs. - Szkoda, że najpierw nie zatelefonowałeś.
- Telefonowałem, a przynajmniej próbowałem.
Ale o wszystkim dowiedziałem się w ostatniej
chwili. Naprawdę dzwoniłem, tyle że do sali prób.
Nie zastałem cię, ponieważ byłaś w drodze do do
mu - rzucił na swoje usprawiedliwienie i sięgnął po
płaską, złotą papierośnicę. - Germaine organizuje
przyjęcie, wprawdzie w pośpiechu i na ostatnią
chwilę, ale i tak będzie tam sporo liczących się
32 TANIEC MARZEŃ
osób. Rozszalała się w tym sezonie - zakończył
z zadowoleniem.
Schował papierośnicę do wewnętrznej kieszeni
marynarki świetnie skrojonego, szytego na miarę
garnituru w stalowym kolorze, po czym pstryknął
zapalniczką.
- Dzisiaj nie dam rady.
Uniósłszy brwi, Donald wypuścił dym z papie
rosa.
- Dlaczego? - Popatrzył na jej mokre włosy i na
przezroczysty szlafroczek. - Masz jakieś inne plany?
Ruth aż korciło, żeby mu przytaknąć. Wolałaby,
żeby jej nie traktował jak czegoś gwarantowanego,
murowanego!
- A gdyby nawet, to co?
- Oczywiście, że nic. - Uśmiechnął się do niej
rozbrajająco. - A poza tym i tak bym ci nie uwie
rzył. A teraz zachowuj się jak grzeczna dziewczyn
ka i wrzuć tę zabójczą czerwoną kreację. Germaine
nie omieszka wystąpić w jakimś swoim zwariowa
nym zestawie. Przy tobie będzie wyglądać jak po
stać z innej operetki.
Ruth popatrzyła na niego uważnie.
- Nie można powiedzieć, żebyś był miły, Donal
dzie!
- W moim zawodzie nie-zawsze bywa się miłym
- zauważył, wzruszając elegancko przyodzianym
ramieniem.
Przełknęła to, co miała na języku. Nie wątpiła, że
TANIEC MARZEŃ 33
jest z niej dumny i że go pociąga, zastanowiła si;
jednak, czy byłby równie dumny i wytrwały, gdyby
jej nie traktował jako cennej inwestycji, na której
dobrze prezentują się jego kreacje.
- Przykro mi, Donaldzie, ale dzisiaj nie nadaj
się na żadne przyjęcie.
- Och, daj spokój, Ruth. - Nerwowo strząsa
popiół do popielniczki. - Wystarczy tylko, że bę-
dziesz pięknie wyglądać i zamienisz parę słów
z odpowiednimi ludźmi.
Narastała w niej złość. Donald nigdy nie zrozu-
mie wymagań i rygorów jej zawodu!
- Donaldzie - zaczęła opanowanym głosem.
Ćwiczyłam od ósmej rano. Jestem śmiertelnie zmę-
czona. Jeżeli nie odpocznę jak należy, nie będę jutu
w formie. Czuję się odpowiedzialna wobec zespołu,
wobec Nicka i wobec siebie.
Ostrożnie i skrupulatnie Donald zgasił papiero-
sa. Dym zawisł w powietrzu, po czym rozwiał się
w otwartym oknie.
- Nie powiesz, że nie zamierzasz udzielać się
towarzysko, Ruth. To absurd.
- Nie aż taki, ja ci się wydaje - odparowała
podchodząc do niego. - Do wystawienia baletu
zostały niecałe trzy tygodnie. Przyjęcia mogą po-
czekać.
- A ja, Ruth? - Objął ją. Pod warstwą opanowa-
nia i ucywilizowanego wyglądu wyczuła złość. •
Jak długo mam czekać?
34 TANIEC MARZEŃ
- Nigdy ci niczego nie obiecywałam. Od począt
ku wiedziałeś, że najważniejsza jest moja praca.
Podobnie jak twoja dla ciebie.
- Czy to oznacza że wyrzekasz się swojej ko
biecości?
Oczy Ruth nie zmieniły wyrazu, ale ton głosu
ochłódł.
- Nie sądzę, żeby mi to groziło.
- Jesteś tego pewna?
Przycisnął ją do siebie, jak Nick kilka godzin
wcześniej. Potraktowała to jako interesujące do
świadczenia -jakże różne są jej reakcje na podobne
zachowanie dwóch różnych mężczyzn. Przy Nicku
czuła słuszny gniew i gwałtowne, obezwładniające
pożądanie. Teraz tylko zniecierpliwienie połączone
ze znużeniem.
- Donaldzie, musisz wiedzieć, że z trudem wy
rzekam się swojej kobiecości, nie idąc z tobą do
łóżka.
- Choć wiesz, jak bardzo tego pragnę. - Przy
ciągnął ją jeszcze bliżej. -Ilekroć cię dotykam, czu
ję, jakbyś odrobinę ustępowała. A potem to się na
gle urywa, jakbym trafiał na mur. - Jego ochrypły
głos wyrażał frustrację. - Jak długo zamierzasz m-
nie trzymać na dystans?
Ponieważ faktycznie tak było, poczuła się winna.
- Przykro mi, Donaldzie.
Wyczytał ubolewanie w jej oczach i zmienił ta-
TANIEC MARZEŃ 35
ktykę. Trzymając ją tuż przy sobie, przemawiał do
niej łagodnie, patrzył głęboko w oczy.
- Wiesz, co do ciebie czuję, najdroższa. - Przy
warł do jej warg, całując je delikatnie i zachęcająco.
- Możemy wyjść wcześniej z przyjęcia i wypić
szampana u ciebie.
- Donaldzie. Nie...
Urwała, kiedy rozległo się kolejne pukanie do
drzwi. Roztargniona, nie zadała sobie trudu, żeby
spojrzeć przez judasza, i zdjęła łańcuch.
- Nick! - Wytrzeszczyła na niego oczy, czując
kompletną pustkę w głowie.
- Każdemu otwierasz tak drzwi? - zapytał, ła
godnie ją karcąc, i nie czekając na zaproszenie,
wszedł do środka. - Masz wilgotne włosy - dodał,
biorąc w rękę pełną ich garść. - I pachniesz jak
pierwszy wiosenny deszcz.
Zachowywał się tak, jak gdyby między nimi nie
doszło do ostrej wymiany słów, jak gdyby z trudem
powściągnięta namiętność nie była nigdy ich udzia
łem. Uśmiechał się do niej i strzelał zawadiacko
oczyma. Pochylił się i pocałował ją w nos.
Krzywiąc się, pospiesznie zbierała myśli.
- Nie spodziewałam się twojej wizyty.
- Przechodziłem obok - wyjaśnił - i zobaczy
łem światła.
Zwabiony jego głosem Niżyński zeskoczył ze
stołu i okazując tancerzowi swoje uwielbienie,
bezceremonialnie ocierał się o jego nogi. Nick
36 TANIEC MARZEŃ
schylił się i pogłaskał go od karku po ogon, śmiejąc
się, gdy kot wspiął się na tylne łapy i w dowód
szczerego oddania wskoczył mu w ramiona. Z tym
głośno mruczącym ładunkiem Nick wyprostował
się powoli.
Dopiero teraz dostrzegł Donalda.
- Cześć. - W jego miłym, uprzejmym głosie nie
zaszła widoczna zmiana.
- Poznałeś Donalda? - pospieszyła z pytaniem
Ruth, czując się winna, że kompletnie zapomniała
o gościu.
- Oczywiście. - Nick nie przestawał drapać
Niżyńskiego za uchem. Prychając, kot nie spusz
czał bursztynowych, na wpół zmrużonych oczu
z Donalda. - Widziałem suknię pańskiego projektu
na Suzanne Boyer, naszej wspólnej przyjaciółce
- oznajmił Nick, błyskając zębami w uśmiechu. -
Obie były śliczne.
- Dziękuję.
- Nie proponujesz mi drinka, Ruth? - rzucił
Nick, nadal uśmiechając się grzecznie do Donalda.
- Przepraszam - rzekła półgłosem i odwróciła
się do barku, który urządziła na narożnym stoliku
z opuszczanym blatem. Sięgnęła po butelkę wódki.
- Donaldzie, a tobie?
- Szkocką - odparł krótko, próbując zacho
wać pewien dystans wobec nadmiernej poufałości
Nicka.
Ruth podała mu szkocką i podeszła do Nicka.
TANIEC MARZEŃ 37
- Dzięki. - Nick rozsiadł się z kieliszkiem
w miękkim fotelu, a kot po wykonaniu kilku zdecy
dowanych obrotów ułożył się do snu na jego kola
nach. - Interes się kręci? - zapytał Donalda.
- Tak, całkiem nieźle - odparł Donald. Stał
w miejscu i sączył swoją whisky.
- W pańskiej najnowszej jesiennej kolekcji do
minują szkockie kraty. - Jak przystało na prawdzi
wego Rosjanina, Nick wypił duży haust nierozcień-
czonej wódki.
- To prawda. - W dotychczas neutralnym głosie
Donalda pojawiła się nuta zainteresowania. - Nie
przypuszczałem, że zwraca pan uwagę na damską
modę.
- Zwracam uwagę na kobiety - zgrabnie odpa
rował Nick. - Uwielbiam je.
Wypowiedziane w najbardziej naturalny sposób
stwierdzenie nie miało żadnego podtekstu erotycz
nego. Ruth wiedziała, że Nick miał do czynienia
z wieloma kobietami, na wielorakich płaszczyz
nach - od tkliwej, czystej przyjaźni, jak jego zwią
zek z Lindsay, po płomienne przygody miłosne,
jak ta z ich wspólną przyjaciółką Suzanne Boyer.
Spekulacje na temat jego romansów niemal nie
schodziły z łamów żądnej sensacji prasy.
- Myślę - ciągnął Nick, przerywając rozważa
nia Ruth - że i pan lubi kobiety, a to sprawia, że
wyglądają pięknie i interesująco. To widać w pań
skich projektach.
38 TANIEC MARZEŃ
- Pan mi pochlebia. - Donald odprężył się na
tyle, by zająć miejsce na kanapie.
- Nie mam zwyczaju prawić komplementów -
odparł Nick, uśmiechając się chytrze. - To strata
czasu i słów. Ruth panu powie, jak bardzo jestem
powściągliwy.
- Powściągliwy? - Ruth uniosła brwi i wydęła
wargi, jakby ważąc to słowo. - Nie. Uważam, że po
prostu jesteś egocentryczny.
- I pomyśleć, że to dziecko darzyło mnie kiedyś
wielkim szacunkiem ~ skomentował Nick, zagląda
jąc w pusty kieliszek.
- Tak, ale wtedy naprawdę byłam dzieckiem -
odcięła się. -I od tego czasu zdążyłam cię już po
znać.
Kiedy popatrzył na nią, w jego oczach coś błys
nęło; irytacja, wyzwanie, wesołość - może wszy
stko naraz. Nie była pewna. Przetrzymała jego spoj
rzenie.
- Tak sądzisz? - mruknął, po czym odstawił
kieliszek. - Mogłaby okazywać więcej respektu
mężczyznom w naszym wieku - zwrócił się do
Donalda.
- Donald nie oczekuje po mnie respektu. - Za
uważyła, jak w obecności Nicka szybko się rozpala.
- Nie zależy mu także, żebym go uważała za star
szego i mądrzejszego.
- Całe szczęście - uznał Nick, a żadne z nich nie
zadało sobie fatygi, żeby choć spojrzeć na mężczy-
TANIEC MARZEŃ 39
znę, o którym była mowa. - Nie ma nic gorszego
niż konflikt interesów. - Delikatnie pogłaskał po
grzbiecie Niżyńskiego. - A swoją drogą, stałaś się
bardzo rezolutna!
- Tylko wobec niektórych - odbiła piłeczkę
Ruth.
- Och! - Przechylając głowę, Nick przesłał jej
rozbrajająco czarowny uśmiech. - Czy mam to
traktować jak komplement?
Niech go szlag trafi! Wściekła się i gwałtownie
szukała odpowiedzi. Nie chciała, by ostatnie słowo
należało do niego.
Napuszona i najeżona, podniosła się z miejsca.
Pod jedwabnym szlafroczkiem jej ciało poruszało
się płynnie i zgrabnie. Wzrok Donalda powędrował
na dół, ale Nick nadal patrzył w jej twarz.
- Uważam, i co do tego jesteśmy zgodni, że pra
wienie komplementów to strata czasu i słów. A te
raz muszę cię już przeprosić - powiedziała z chłod
nym uśmiechem. - Wybieramy się z Donaldem na
przyjęcie. Muszę się ubrać.
Gdy odwracała się od niego i wychodziła z poko
ju, odczuwała pewną satysfakcję. Zdecydowanym
ruchem zamknęła drzwi sypialni. Wyciągnęła z sza
fy czerwoną suknię, z szuflady bieliznę i rzuciła to
wszystko na łóżko. Zdjęła szlafroczek i już zamie
rzała go gdzieś cisnąć, kiedy usłyszała przekręcaną
w drzwiach gałkę. Instynktownie przycisnęła szla
frok do piersi.
40 TANIEC MARZEŃ
Zrobiła wielkie oczy, gdy do pokoju wkroczył
Nick. Zamknął za sobą drzwi.
- Nie masz prawa tu wchodzić - zaczęła w po
śpiechu, zbyt zdumiona, żeby się oburzać czy
wstydzić.
Nic sobie nie robiąc z jej protestu, wszedł dalej.
- Jestem już w środku.
- I co z tego? Wystarczy, żebyś wrócił tą samą
drogą. - Podniosła wyżej szlafroczek, świadoma
swojej wyjątkowo niezręcznej sytuacji. - Jestem
nie ubrana - zaznaczyła na wszelki wypadek.
Nick, nie okazując większego zainteresowania,
rzucił okiem w stronę jej gołych ramion.
- Wydajesz się stosownie zakryta. - Zmierzyli
się wzrokiem. - Dwanaście godzin pracy i zajęć to
dla ciebie jeszcze za mało, Ruth? O ósmej rano
zaczynasz lekcję.
- Wiem, co i kiedy zaczynam - żachnęła się.
Ostrożnie odjęła jedną rękę i odrzuciła nią do tyłu
włosy. - Nie musisz mi przypominać o moich obo
wiązkach, podobnie jak ja nie potrzebuję twojej
zgody na spędzenie wolnego czasu.
- Pod warunkiem, że to nie koliduje z twoją pra
cą dla mnie.
- Chyba ci nie daję powodów do narzekań?
- Na razie nie - zgodził się. - Ale chcę, żebyś
dawała z siebie wszystko, a takie przyjęcia są wy
czerpujące.
- Zawsze daję z siebie wszystko, Nick - wark-
TANIEC MARZEŃ 41
nęła. - Ale tobie i tak wszystkiego będzie za mało,
prawda? - Już chciała się odwrócić, gdy w ostatniej
chwili przypomniała sobie, że szlafrok przykrywa
ją tylko z przodu. Zapieniła się ze złości. - Nie
zechciałbyś łaskawie stąd wyjść?
- Biorę to, czego potrzebuję - odciął się, ponow
nie zbywając jej prośbę. - Jeszcze nie tak dawno,
zaledwie parę lat temu, miłaja, aż się rwałaś, żeby
dać z siebie wszystko co najlepsze.
- Postępujesz nie fair! - Dotknął ją do żywego.
- Nadal tak jest. Kiedy pracuję, daję ci z siebie
wszystko! Ale moje prywatne życie pozostanie mo
im prywatnym życiem. Przestań odgrywać rolę ta-
tuśka, Nick. Jestem dorosła.
- I to ci wystarczy? - Jego wybuch wściekłości
zdumiał ją i przeraził. Cofnęła się odruchowo. - Że
będziesz traktowana jak kobieta? To takie ważne
dla ciebie?
- Robi mi się niedobrze, kiedy mnie traktujesz,
jakbym miała siedemnaście lat i musiała bić pokło
ny, gdy wkraczasz do sali. - Była równie wściekła
jak on. - Jestem odpowiedzialna i dorosła, i potra
fię dopilnować własnych spraw.
- Odpowiedzialna i dorosła! - Niebezpiecznie
zmrużył oczy. - Mam ci pokazać, jak traktuję odpo
wiedzialne dorosłe osoby, które ponadto są kobietami?
- Nie!
Ledwo to wypowiedziała, gdy chwycił ją w ra
miona i dosłownie wgniótł w siebie. To nie był
42 TANIEC MARZEŃ
miażdżący pocałunek, jakiego mogłaby się spodzie
wać i przed którym mogłaby się bronić. Całował ją
tak, jak gdyby z góry znał jej reakcję, jak gdyby
wiedział, że odpowie mu równie żarliwie. To było
zwarcie ust kobiety i mężczyzny, bez uciekania się
do perswazji czy do siły. Kiedy rozchylił wargi, ona
zrobiła to samo. Ich języki się spotkały. Jej myśli,
jej ciało, jej świat skoncentrowały się wyłącznie na
nim.
Między nimi unosił się zapach jej perfum. Pod
nosząc ręce, by go mocniej objąć, Ruth upuściła
szlafroczek. Spadł nie zauważony na podłogę. Nick
pogłaskał jej gołe plecy, podobnie jak robił to z ko
tem - jednym długim pociągnięciem. Mrucząc
z rozkoszy, przywarła do niego jeszcze bliżej.
A kiedy dotykał jej boków, zatrzymując się tam
na dłużej, pocałunek stał się gorętszy, a ona odpły
nęła w nieznane.
Kiedy mierzwił jej włosy, odchyliła głowę, pod
dając się pieszczocie. Przyciągnęła go, domagając,
aby wziął wszystko, co ma mu do ofiarowania. To
był tajemniczy, podniecający świat, którego smaku
jeszcze nie poznała, a do którego tęskniła. Gdy do
tykał jej ciała, drżała z pragnienia. A przecież robił
to niezliczoną ilość razy w przeszłości, podtrzymu
jąc ją czy podnosząc w tańcu.
Tylko że tym razem nie połączyła ich muzyka
czy choreografia, a wyłącznie instynkt i pożądanie.
Kiedy poczuła, że ją oddala od siebie, zaprotesto-
TANIEC MARZEŃ 43
wała, stawiła opór. Ale on twardo ujął ją za ramiona
i odsunął.
Stała przed nim naga, nie próbując się zakryć.
Poznał jej duszę, więc nie było potrzeby ukrywać
ciała. Obejrzał ją całą, powoli, uważnie, jak gdyby
utrwalał w pamięci każdy centymetr. Po czym, gdy
spojrzał jej w oczy, wzrok mu pociemniał.
Zobaczyła w nich wściekłość. Odwrócił się i wy
szedł z pokoju bez słowa. Jeszcze tylko usłyszała
trzaśniecie frontowych drzwi.
ROZDZIAŁ TRZECI
I raz, i dwa, i trzy. Ruth poruszała się w takt ko
mendy Nicka. Po godzinach tańca jej ciało nie czu
ło już bólu. Była odrętwiała. Przerywany, czterogo
dzinny sen nie wystarczył, by się zregenerować.
Tylko złość i potrzeba buntu pozwoliły jej wytrwać
aż do wczesnych godzin rannych zgiełk i duszące
opary dymu na przyjęciu. Zrobiła to świadomie,
podobnie jak teraz była świadoma faktu, że tańczy
poniżej swoich możliwości.
Nick nie obrzucał jej złośliwościami, nie wybu
chał gniewem. Wydawał tylko komendy, jedną po
drugiej. Nie wrzasnął, kiedy nie zmieściła się
w czasie, ani nie zaklął, kiedy nie wychodziły jej
piruety. Gdy jej partnerował, nie droczył się z nią,
nie ubliżał na ucho.
Byłoby łatwiej, pomyślała, wyciągając się do po
wolnej arabeski, gdyby na nią nakrzyczał i zmieszał
z błotem za to, przed czym ją ostrzegał. Ale Nick
robił po prostu swoje i nie odzywał się słowem.
Gdyby krzyczał, mogłaby odpłacić tym samym
i odreagować choć część tego niesmaku, jaki czuła
do siebie. Ale nie dał jej ku temu pretekstu, ani
TANIEC MARZEŃ 45
podczas lekcji, ani podczas trwających wiele go
dzin prób. Ilekroć spotykali się wzrokiem, miała
wrażenie, że patrzy na wskroś niej. Była tylko
ciałem, obiektem poruszającym się do jego mu
zyki.
Kiedy zarządził przerwę, przeszła na koniec sali,
gdzie usiadła na podłodze, podciągając pod brodę
kolana i opierając na nich czoło. Miała skurcze
w nogach, ale brakowało jej energii, by je rozmaso
wać. Kiedy ktoś owinął jej szyję ręcznikiem, pod
niosła wzrok.
- Francie... - Z trudem zdobyła się na uśmiech.
- Wyglądasz na skonaną.
- Bo jestem skonana - odparła Ruth i wytarła
ręcznikiem spoconą twarz.
Francie Myers była solistką, utalentowaną, uro
dzoną tancerką i jedną z pierwszych przyjaźni Ruth
zawartych w zespole. Była drobną i szczupłą
dziewczyną, o miękkich, płowych włosach i czar
nych, przenikliwych oczach. Wiecznie zdobywała
i traciła kochanków, nie tracąc przy tym humoru.
Ruth podziwiała jej absolutną szczerość i prawość,
a także optymizm.
- Źle się czujesz? - zapytała Francie, wsuwając
do ust kawałek gumy do żucia.
Ruth oparła głowę o ścianę. Ktoś brzdąkał na
fortepianie. W sali wrzało od rozmów.
- Sterczałam do trzeciej nad ranem na przygnę
biająco tłocznym przyjęciu.
46 TANIEC MARZEŃ
- Musiało być fajnie. - Francie wyprostowała
nogę, podniosła do góry i dociągnęła do ściany za
sobą, a następnie wróciła do poprzedniej pozycji.
Spojrzała na sińce pod oczami Ruth. - Sądząc po
wyglądzie, nie najlepiej się bawiłaś.
Ruth przytaknęła ruchem głowy.
- Nawet nie miałam ochoty tam pójść.
- No więc po co tam tkwiłaś?
- Na złość - mruknęła Ruth, patrząc ponuro na
Nicka.
- To już nie brzmi zabawnie. - Wzrok Francie
powędrował po sali i wylądował na eleganckiej
blondynce w jasnoniebieskim trykocie. - Leah zdą
żyła już skomentować twoje dzisiejsze występy.
Ruth spojrzała w tamtym kierunku. Ściągnięte
do tyłu złote włosy Leah uwydatniały jej pięknie
rzeźbione rysy i porcelanową cerę. Właśnie rozma
wiała z Nickiem, żywo gestykulując smukłymi,
pełnymi gracji rękami.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej.
- Wiesz, jak jej strasznie zależy na głównej roli
w tym balecie. Nie usatysfakcjonowała jej nawet
rola Aurory. Skoro Nick nie tańczy w „Śpiącej kró
lewnie"...
- Współzawodnictwo ożywia zespół - wyrecy
towała Ruth, patrząc, jak Nick uśmiecha się i przy
takuje głową Leah.
- Nie mówiąc o zazdrości - dodała Francie.
TANIEC MARZEŃ 47
Ruth odwróciła ponownie głowę, zaglądając
w ciemne, przenikliwe oczy przyjaciółki.
— Tak - przyznała po chwili. - Zazdrość też oży
wia
Pianista przerzucił się na romantyczną balladę,
ktoś zaczął śpiewać.
- Odrobina zazdrości nigdy nie zaszkodzi. -
Francie rytmicznie i na przemian kręciła stopami.
- To nawet zdrowe. Ale Leah... - Drobna, figlarna
twarz Francie nagle spoważniała. - To istna zaraza.
Gdyby nie była tak wspaniałą tancerką, wolałabym
ją widzieć w innym zespole. Przyjrzyj się jej do
kładnie - dodała, wstając z podłogi. - Gotowa jest
zrobić wszystko dla kariery. Chce być primabaleri
ną, a ty jej zawadzasz.
Kiedy Francie odeszła, Ruth tkwiła w miejscu
i zastanawiała się. Rzadko się zdarza, by Francie
wyrażała się źle o innych! Może piła do czegoś, co
powiedziała Leah. Ruth wyczuwała zazdrość tej
dziewczyny. W zespole zawsze ktoś komuś czegoś
zazdrości, jak w każdej rodzinie. Taka jest prawda,
bo takie jest życie. Ruth wiedziała też, jak strasznie
Leah chciała dostać rolę Carlotty w nowym balecie
Nicka.
Jeszcze gdy były w corps, rywalizowały o całą
masę ról. I dostawały je albo nie. Różniły się sty
lem, więc i role, które kreowały, były jedyne i nie
powtarzalne.
Ruth była dynamiczną, ognistą tancerką. Leah
48 TANIEC MARZEŃ
była elegancka - klasyczna, wyrafinowana, opano
wana. Olśniewała gracją, którą Ruth ogromnie po
dziwiała, ale której nigdy nie próbowała naślado
wać. Jej taniec płynął z serca, Leah z głowy. Ruth
tańczyła w „Don Kichocie", podczas kiedy Leah
występowała w „Giselle". Ruth była Ognistym Pta
kiem, natomiast Leah księżniczką Aurorą. Nick
obsadzał je najlepiej, jak można. I Ruth będzie
jego Carlottą.
Teraz, patrząc na Leah, Ruth zastanawiała się,
czy jej zazdrość nie sięga głębiej, niż się wydaje.
Wprawdzie nigdy nie zostały przyjaciółkami, ale
szanowały się na płaszczyźnie zawodowej. Tym
czasem w ostatnich tygodniach Ruth dostrzegła na
rastającą wrogość.
Wzruszyła ramionami, ściągnęła ręcznik z szyi.
Nic na to nie poradzi. Wszyscy są tu po to, żeby
tańczyć.
- Ruth.
Na dźwięk głosu Nicka odwróciła się błyskawi
cznie. Patrzył na nią chłodnym, pozbawionym wy
razu wzrokiem. Struchlała. Kiedy się kontrolował,
potrafił być okrutny. Wina była po jej stronie
i chciała mu to powiedzieć.
- Nick... - zaczęła, gotowa ukorzyć się i prze
prosić go.
- Idź do domu.
Zmieszana, zamrugała oczami.
- Co?
TANIEC MARZEŃ 49
- Idź do domu - powtórzył tym samym lodowa
tym tonem.
Nagle jej oczy stały się wielkie i wymowne.
- Och, nie, Nick, ja...
- Powiedziałem. - Jego słowa spadły jak topór.
- Nie chcę cię tutaj widzieć.
Kiedy tak stała, wytrzeszczając oczy, była blada
jak śmierć. Odsyłając ją do domu, zranił ją najdo
tkliwiej, jak mógł. Chciała wykrzyczeć swoją złość
i jednocześnie hamowała napływające gwałtownie
do oczu łzy. Z trudem się opanowała, po czym od
wróciła się i pomaszerowała przez salę. Chwytając
torbę, podeszła do drzwi.
- Druga zmiana, proszę! - usłyszała wołanie Ni
cka, zanim zamknęła za sobą drzwi.
Spała od trzech godzin ze zwiniętym w kłębek
na jej plecach Niżyńskim. Pozamykała okiennice
w sypialni i świeżo po prysznicu padła na zasłane
łóżko. W pomieszczeniu panował mrok, słychać
było tylko ciche pochrapywanie kota. Obudziła
się z bijącym sercem, przekręciła z brzucha na
plecy, a jej nagły ruch sprawił, że Niżyński spadł
miękko na podłogę. Oburzony, zajął się swoją
toaletą.
Pierwsze, co do niej dotarło, to słowa Nicka, nad
którymi zastanawiała się przed zaśnięciem. Postąpi
ła źle i została ukarana. Ale też nikt nigdy nie postą
pił z nią tak okrutnie jak Nikolai Davidov. Pode-
50 TANIEC MARZEŃ
rwała się z łóżka, otworzyła okiennice, postanawia
jąc zapomnieć o najgorszym.
- Nie będziemy się wylegiwać w ciemności
przez cały boży dzień - poinformowała Niżyńskie-
go, po czym wskoczyła z powrotem do łóżka i za
częła mu mierzwić futro.
Udawał niezadowolonego, ale pozwolił się pie
ścić i głaskać. W końcu postanowił wybaczyć jej
szorstkie zachowanie i zaczął się ocierać pyszcz
kiem o jej czoło. Natychmiast pomyślała o Nicku.
- Dlaczego go tak lubisz? - zapytała kota, prze
krzywiając mu głowę i zmuszając, by spojrzał jej
w oczy. - Co cię tak w nim pociąga? - kontynuo
wała, drapiąc go bezwiednie pod brodą, zapatrzona
w przestrzeń. - Może jego głos, ten jego melodyjny
głos? A może sposób, w jaki się porusza, z tą płyn
ną, kontrolowaną gracją? A może to, jak się uśmie
cha, wkładając w to całą niemal duszę? A może to,
jak cię dotyka, tymi tak pewnymi, wprawnymi
dłońmi?
Powróciła myślami do wczorajszego wieczoru,
gdy Nick trzymał ją nagą w ramionach. Po raz
pierwszy po tamtym żywiołowym, podniecającym
pocałunku Ruth pozwoliła sobie zastanowić się nad
tym.
Kiedy się ubierała w pośpiechu i pędziła
z Donaldem na przyjęcie, nie było ku temu okazji.
Wróciła do domu wyczerpana, a potem przez cały
dzień walczyła ze zmęczeniem. Teraz, gdy jej wy-
TANIEC MARZEŃ 51
poczęty umysł pracował trzeźwo i sprawnie, mogła
wnikliwie rozpatrzyć przypadek Nicka Davidova.
Jedno nie podlegało dyskusji: w jego oczach zoba
czyła pożądanie. Pragnął jej.
Pożądanie. Wczuła się w to słowo. Przyjrzała mu
się ze wszystkich stron. Czy to, co ujrzała w oczach
Nicka, było pożądaniem? Wystarczyło, że o tym
pomyślała, a już przebiegły ją rozkoszne dreszcze,
by zaraz potem, gdy wróciło wspomnienie dzisiej
szego popołudnia i wyrazu jego oczu, poczuć na
sobie kubeł lodowatej wody. Dzisiaj po południu
jego oczy nie wyrażały pożądania ani złości, czy
nawet dezaprobaty. Po prostu nie wyrażały nic.
Jeszcze na chwilę ukryła twarz w narzucie. Od-
prawił ją, a to bolało. Czuła się tak, jakby unoszona
na fali dryfowała w nieznane. Z kolei zdrowy ro
zum mówił, że jedna spartaczona próba to jeszcze
nie koniec świata, tak jak jeden pocałunek nie jest
oczątkiem niczego.
Jej
uwagę przyciągnął wiszący na ścianie plakat.
Dostała go od wuja przed dziesięcioma laty. Wid-
nieli na nim Lindsay i Nick w rolach Romea i Julii.
Nie zastanawiając się długo, Ruth wyciągnęła rękę,
złapała telefon i wykręciła numer.
- Halo. - Głos był ciepły i czysty.
- Lindsay.
- Ruth! - Początkowe zdziwienie zastąpiła czu-
łość. - Nie spodziewałam się, że odezwiesz się
przed weekendem. Dostałaś rysunek Justina?
52 TANIEC MARZEŃ
- Tak. - Ruth uśmiechnęła się na myśl o śmia
łych kolorach abstrakcyjnego obrazka, który jej
przysłał czteroletni kuzyn. - Jest śliczny.
- Oczywiście. To autoportret. - Lindsay roze
śmiała się tym swoim serdecznym, zaraźliwym
śmiechem. - Niestety, nie zastałaś Setha. Pojechał
do miasta.
- Nic nie szkodzi. - Ruth ponownie spojrzała na
plakat. - Prawdę mówiąc, chcę porozmawiać z to
bą. - Wiedziała, że może liczyć na zrozumienie
Lindsay.
- Jakiś problem podczas dzisiejszej próby?
Ruth roześmiała się. Podkurczyła pod siebie
nogi.
- Zgadza się. Skąd wiesz?
- Nic bardziej nie może zdołować tancerki.
- Teraz czuję się głupio. - Ruth zgarnęła włosy
i przerzuciła je na plecy.
- Niepotrzebnie. Każdy ma swój zły dzień. Czy
Nick wrzeszczał na ciebie? - W głosie Lindsay wy
czuwało się więcej radości niż współczucia; już to
działało jak balsam.
- Nie. Gdyby to zrobił, byłoby mi o wiele ła
twiej. Kazał mi iść do domu.
- A ciebie jakby ktoś uderzył taranem.
- A potem jeszcze poprawił i przejechał po mnie
ciężarowym samochodem. - Ruth uśmiechnęła się
do słuchawki. - Wiedziałam, że mnie zrozumiesz.
Najgorsze, że on ma rację.
TANIEC MARZEŃ 53
- Zawsze ma rację - odrzekła już na poważ
nie Lindsay. - To jedna z jego najbardziej uroczych
cech.
- Lindsay... - Ruth zawahała się, na chwilę za
brakło jej odwagi, po czym szybko, by się nie roz
myślić, rzuciła się na oślep i zadała pytanie: - Czy
kiedy byłaś w zespole, to Nick kiedykolwiek cię
pociągał, fascynował jako mężczyzna?
Tym razem po drugiej stronie zapadła trochę
dłuższa cisza.
- Tak, oczywiście. Nie mogło być inaczej. To
typ mężczyzny, który pociąga ludzi.
- Tak, ale... - Ruth zawahała się znowu, szukała
odpowiednich słów. - Miałam na myśli...
- Tak, wiem, co masz na myśli - odparła Lind
say. - A moja odpowiedź brzmi: tak, był taki czas,
kiedy mnie bardzo pociągał.
Ruth jeszcze raz rzuciła okiem na plakat, przy
glądając się uważnie scenicznym kochankom.
- Jesteś mu bliższa niż ktokolwiek.
- Możliwe. - Lindsay zastanowiła się chwilę,
ważąc ton głosu Ruth i dobierając słowa. - Nick
jest bardzo skrytym człowiekiem.
Ruth pokiwała głową. To określenie trafiało
w sedno sprawy. Nick mógł dawać z siebie wszyst
ko - zespołowi, na przyjęciach, prasie i swojej wi
downi. Mógł zaszczycić człowieka szczególną
atencją, ale był zadziwiająco powściągliwy, gdy
chodzi o prywatne życie.
54 TANIEC MARZEŃ
Tak, był ostrożny wobec ludzi, których dopusz
czał do siebie. Nagle Ruth poczuła się samotna.
- Lindsay, proszę, przyjedźcie z wujaszkiem Se-
them na premierę. Wiem, że to nie będzie łatwe ze
względu na dzieci, na szkołę i na pracę wuja, ale...
potrzebuję was.
- Oczywiście - zgodziła się Lindsay bez waha
nia. - Przyjedziemy. Nie zostawimy cię samej.
Po odłożeniu słuchawki Ruth doszła do wniosku,
że czuje się lepiej. Wystarczyło, że porozmawiała
z Lindsay, nawiązała z nią kontakt. Ona jest kimś
więcej niż rodziną, jest także tancerką. I zna Nicka.
Lindsay była romantyczną ukochaną Julią Ro-
mea - Nicka. Ruth nigdy z nim nie tańczyła w tym
balecie. Partnerował jej Keil Lowell, błyskotliwy
tancerz, który uwielbiał sztubackie kawały. Ruth
tańczyła z Nickiem w „Don Kichocie", w „Ogni
stym Ptaku" i w jego balecie „Ariel", ale w jej świa
domości Julia była niepodzielnie związana z Lind
say. Ruth szukała roli dla siebie. Wierzyła, że ją
znalazła w Carlotcie z „Czerwonej róży".
To moja rola, pomyślała nagle. I nie wolno mi
o tym zapominać. Wyskoczyła z łóżka, wyciągnęła
z szuflady trykot i zaczęła się pospiesznie ubierać.
Parę minut po siódmej, gdy Ruth przekroczyła
próg starego siedmiopiętrowego budynku, w któ
rym zespół znalazł dach nad głową, tu i ówdzie
kręcili się już niektórzy członkowie grupy. Tym,
TANIEC MARZEŃ 55
którzy ją pozdrawiali, pomachała ręką, ale nie za
trzymała się. Nowsi członkowie corps przyglądali
się jej, gdy ich mijała. Może pewnego dnia... my
śleli. Kiedy indziej, gdyby jej nie było tak pilno,
żeby zacząć, Ruth wyczułaby ich podążające w ślad
za nią marzenia.
Wjechała windą na górę, wymyślając w myśli
ruchy, do których chciałaby zmusić swoje ciało.
Chciała pracować.
Usłyszała muzykę, zanim jeszcze otworzyła
drzwi studia. Teraz, bez tancerzy, wyglądało na
większe i przestronniejsze. Stanęła przy drzwiach
i przyglądała się w milczeniu.
Skoki Nikolaia Davidova nie miały sobie rów
nych. Potrafił skoczyć jakby za sprawą jakiejś ma
gicznej siły. Jego ruchy były płynne jak wartki stru
mień, to znów ostre jak napięty łuk. Musiał tylko
wydać odpowiednią komendę, a ciało stawało się
bezwzględnie mu posłuszne. A ponadto, pomyślała,
zahipnotyzowana jak wówczas, gdy oglądała go
pierwszy raz, ta precyzja, ta siła i wytrwałość! Nie
mówiąc o tak niesłychanie ważnej w balecie zdol
ności wcielania się w rolę.
Nick był maksymalnie skoncentrowany. Szuka
jąc niedociągnięć i błędów, wpatrywał się w lu
strzaną ścianę, doskonaląc i doprowadzając do per
fekcji każdą pozycję. Pomimo specjalnej opaski pot
zalewał mu twarz. Poezja jego ruchów szła w parze
z męskością. Obserwując go uważnie, Ruth widzia-
56 TANIEC MARZEŃ
ła drganie i naprężanie się mięśni jego nóg i ramion,
kiedy wyskakiwał i robił obrót w powietrzu, obra
cał się, po czym idealnie kontrolując każdy naj
drobniejszy ruch, lądował na parkiecie.
O Boże, pomyślała w szczerym zachwycie, za
pominając o wszystkim.
Nick zatrzymał się i zaklął. Przez chwilę, pogrą
żony w swoim świecie, wymyślał sobie do lustra.
Kiedy wrócił do odtwarzacza CD, by powtórzyć
wybrane fragmenty, dostrzegł Ruth. Jego wzrok
padł na torbę, którą trzymała na ramieniu.
- Widzę, że odpoczęłaś. - Było to proste stwier
dzenie, bez śladu uszczypliwości.
- Tak. - Wzięła głęboki oddech i popatrzyła mu
w oczy. - Przepraszam za moje dzisiejsze poranne
partactwa. - Kiedy nie zareagował, podeszła do
ławki, by zmienić pantofle.
- A więc przyszłaś z zamiarem szczerej popra
wy? - powiedział z nutką wesołości w głosie.
- Nie kpij ze mnie.
- Ja, z ciebie? - W kąciku jego ust zagościł
uśmieszek.
Spuściła swoje wielkie, zranione jak u sarny
oczy na atłasowe wstążki, które krzyżowała na
kostkach.
- Tak, czasami - mruknęła.
Poruszał się bezszelestnie. Dopiero gdy ukucnął
obok niej, zdała sobie sprawę z jego bliskości. Po
łożył na jej kolanach ręce.
TANIEC MARZEŃ 57
- Ruth. Ja nigdy z ciebie nie kpię - oznajmił
bardzo poważnym głosem.
- A do tego tak często masz rację - westchnęła,
krzywiąc się. - Nie poszłabym na to przyjęcie, gdy
byś mnie nie doprowadził do szału.
- Ach, tak! Więc to moja wina! - Wyszczerzył
zęby w uśmiechu, poklepując ją przyjaźnie po kola
nie.
- Wolałabym, żeby była twoja. - Wyciągnęła
z torby ręcznik i wytarta pot z jego twarzy. - Za
ciężko pracujesz, Davidov - oznajmiła.
- Troszczysz się o mnie, miłaja? - Delikatnie
ujął jej nadgarstki. Zamyślił się, po chwili podniósł
na nią oczy.
Są takie niebieskie, pomyślała Ruth, jak morze
w oddali albo jak niebo w lecie.
- Nigdy tego wcześniej nie robiłam - pomy
ślała na głos. - Byłoby chyba dziwne, gdybym
teraz zaczęła? Nie sądzę, żebyś potrzebował czy
jejś troski.
Uśmiechnął się do niej oczami.
- A jednak to miłe i dobre uczucie, nie sądzisz?
- Nick... - Położyła rękę na jego ramieniu, kie
dy zaczął się podnosić. Gdy już raz zdobyła się na
odwagę, wyrzucała z siebie słowa jak kulomiot. -
Dlaczego mnie wczoraj pocałowałeś?
Uniósł brwi, słysząc to pytanie, i choć nadal pa
trzył jej tylko w oczy, poczuła, że płonie.
- Bo chciałem - powiedział w końcu. - To do-
58 TANIEC MARZEŃ
bry i wystarczający powód. - Po czym podniósł się,
a ona podążyła za nim.
- Ale wcześniej nigdy nie chciałeś.
- Naprawdę? - spytał z rozbrajającym uśmie-
chem.
- No bo wcześniej nigdy mnie nie pocałowałeś,
nie tak jak wczoraj. - Odwróciła się i zaczęła ścią
gać koszulkę włożoną na trykot w cielistym kolo
rze.
Zapatrzył się na wdzięczną linię jej pleców.
- Uważasz, że powinienem robić wszystko, na
co mam ochotę?
Żachnęła się. Jest tutaj po to, żeby tańczyć, a nie
żeby prowadzić słowny pojedynek.
- Wydawało mi się, że dokładnie tak robisz -
odparowała, podchodząc do drążka. Wykonując
głębokie plie, obejrzała się przez ramię. - Może
nie?
Nie uśmiechnął się.
- Chcesz mnie sprowokować, czy tylko tak ci się
to wymknęło, Ruth?
Usłyszała złość w jego głosie, ale nie przejęła się
tym. Może rzeczywiście tego chciała.
- Nieczęsto sięgam po tę broń. Choć, gdybym
jej użyła, mogłoby być nawet całkiem zabawnie
- zażartowała.
- Uważaj. Nie posuwaj się za daleko - powie
dział spokojnie. - To może być niebezpieczne.
Roześmiała się.
TANIEC MARZEŃ 59
- Bezpieczeństwo nie jest celem mojego życia, Ni
kolai. Zrozumiałbyś to, gdybyś znał moich rodziców.
Jestem urodzoną ryzykantką i poszukiwaczką przy
gód.
- Istnieją różne rodzaje niebezpieczeństwa - za
uważył, podchodząc do odtwarzacza. - Nie wszy
stkie muszą ci przypaść do gustu.
- Chcesz, żebym się ciebie bała? - zapytała.
Odtwarzacz zaskrzeczał, kiedy Nick nacisnął
przycisk szybkiego cofania.
- Bałabyś się mnie - odparł - gdybym tego
chciał.
Ich oczy spotkały się w lustrze. Ruth z najwię
kszym wysiłkiem i koncentracją dociągała nogę
do maksymalnej wysokości. Tak, przyznała
w duchu, nie spuszczając z niego oczu. Bałabym
się. Nie ma takiej emocji, której nie wydobyłby
z człowieka. I to właśnie, wraz z jego fenome
nalną techniką, czyniło go wielkim tancerzem.
Ale nie dam się zastraszyć. Wykonała kolejny
skłon, z idealnie prostymi plecami.
- Nie jestem strachliwa, Nick.
Mierzyli się wzrokiem. Potem on wcisnął przy
cisk, zatrzymując aparat. W sali zapanowała cisza.
- Podejdź tu. - Ponownie włączył odtwarzacz.
Rozbrzmiała muzyka. Stając na środku, wyciąg
nął rękę. Ruth podeszła do niego i bez słowa usta
wili się do grand pas de deux. Nick nie tylko był
genialnym tancerzem, był także wymagającym na-
60 TANIEC MARZEŃ
uczycielem. Każdy szczegół musiał być dopraco
wany, każdy ruch idealnie precyzyjny. Parokrotnie
powtarzali fragment, a on kilka razy go przerywał,
korygując i wprowadzając poprawki.
- Nie, pochyl inaczej głowę. O tak. - Tak długo
kręcił jej głową, aż znalazł najwłaściwsze ułożenie.
- Ręce tutaj, o tak. - I ustawiał ją wedle swojej
koncepcji.
Wprawnymi rękami poprawił jej ramiona, deli
katnie podtrzymywał ją w pasie, gdy kręciła piruet,
chwytał mocno, gdy ją podnosił. Lubiła być przez
niego modelowana. A przecież tak trudno było go
zadowolić. Niecierpliwił się, irytował.
- Musisz na mnie patrzeć! - padła komenda, po
której znów ją zatrzymał.
- Patrzyłam - skrzywiła się.
Rzucając rosyjskie przekleństwo, odszedł, żeby
zatrzymać taśmę.
- Ale nie było w tym uczucia! Ty nic nie czu
jesz!
- Bo wciąż przerywasz - zaprotestowała.
- Bo ciągle jest źle.
Spiorunowała go wzrokiem.
- W porządku - warknęła, ocierając pot z czoła.
- Więc co mam czuć?
- Masz być we mnie zakochana. Pragniesz
mnie, ale jesteś dumna. Nie chcesz, żeby cię zdo
bywano, rozumiesz? Albo partnerstwo, albo nic.
- Włączył muzykę, podszedł do niej, przygwoździł
TANIEC MARZEŃ ft 61
ją wzrokiem. - Ale też musi w tym być pożądanie.
Namiętność. Czuje się ją przez skórę. Poczuj to.
Powiadasz, że jesteś kobietą, nie dzieckiem. Więc
zademonstruj to. No, jeszcze raz - powiedział, kła
dąc rękę na jej talii.
Tym razem Ruth dała upust wyobraźni. Była za
kochaną w księciu Cyganką, dumną i namiętną.
Muzyka była szybka, budowała nastrój. Był to ta
niec erotyczny, wyrażający zmysłowość krokami i
w gestach. Wiele było w nim muśnięć i zbliżeń ciał,
gry spojrzeń. Poczuła przypływ prawdziwego pożą
dania. Zawrzała w niej krew.
Gorliwie i zapalczywie, jakby uciekając przed
tym, co poczuła, wykonała soubresauts, schwytana
w pułapkę gdzieś między prawdą a fantazją. Na
prawdę go pragnęła i to, co czuła, nie było już wy
łącznym przeżyciem Carlotty. Dotykał jej, przycią
gał, a ona wymykała się - nie uciekała przed nim,
po prostu stawiała na swoim.
Muzyka narastała. Kręcili piruety, coraz bardziej
się oddalali, wzbraniając się przed bliskością i natu
ralnym wzajemnym przyciąganiem. Każde z osob
na wykonało skok, po czym, jakby to było od nich
silniejsze, zaczęli powracać do siebie, zataczając
szerokie koła. Zeszli się, minęli, by po końcowym
obrocie paść sobie w ramiona.
Ostatnie takty muzyki zastały ich splecionych,
twarzą w twarz, serce przy sercu.
W pełnej napięcia ciszy, która nagle zapanowała,
62 TANIEC MARZEŃ
oszołomiona Ruth poczuła się jak zawieszona mię
dzy sobą a rolą. Po wyczerpującym tańcu oboje
szybko oddychali. Czuła gwałtownie bijące, złą
czone serca. Jej wzrok, gdy stała na pointach, znaj
dował się prawie na jego wysokości.
Zajrzał jej w oczy, tak jak ona w jego - badaw
czo, z niedowierzaniem. A gdy przywarli do sie
bie wargami, nie było już czasu na zadawanie
pytań.
Tym razem była spragniona i niecierpliwa. On,
przyciągając ją jak najbliżej do siebie, poznając
jej smak, nie mógł się nią nasycić. Jak szalony
całował jej twarz i szyję, rozpalając ją coraz bar
dziej. Ona, wędrując ustami, czuła piżmowy za
pach jego potu, smakowała słonawą wilgoć jego
twarzy i szyi. Po chwili ich pożądające usta zno
wu się spotkały.
Szeptał coś, czego nie rozumiała. Nawet język,
w jakim mówił, był jedną wielką tajemnicą. Stali
się jednym ciałem. Dzielił ich tylko cienki materiał
jej trykotu. A jego dłonie były wszędzie - przyci
skały, dotykały, zatrzymywały się na chwilę i pod
niecały. Całował ją w ucho, chwytał zębami i po
ciągał jego delikatny płatek. Szeptał do niej po
rosyjsku, ale ona nie musiała rozumieć, co do niej
mówi.
I gdy znowu spotkali się ustami, pocałunek był
jeszcze bardziej namiętny i jeszcze intensywniejszy.
Ruth dawała i brała z równym natężeniem, drżała
TANIEC MARZEŃ 63
z rozkoszy, gdy wsunął rękę pod trykot i pieścił jej
pierś, podczas gdy ona przywarła do niego ustami
i chłonęła całą sobą jego ciepło.
Już miał ją odsunąć, gdy ukryła twarz na jego
ramieniu i wpiła się w niego. Nie była przygotowa
na na tak gwałtowne emocje.
- Ruth...
Odsunął ją, a jego ręce stały się teraz delikatne.
Popatrzył na nią, zajrzał w jej zamglone oczy. Zbyt
poruszona i zaabsorbowana tym, co dzieje się z jej
ciałem, nie odczytała wyrazu jego twarzy.
- Nie chciałem tego.
Popatrzyła na niego zdumiona.
- Ale ja chciałam.
To takie proste. Uśmiechnęła się. Ale kiedy pod
niosła rękę do jego policzka, uchylił się i chwycił ją
za nadgarstek.
- Nie powinienem.
Patrzyła na niego. Stopniowo jej uśmiech gasnął,
a oczy stawały się czujne.
- Dlaczego?
- Wystawiamy balet za niecałe trzy tygodnie.
Nie czas na komplikacje - powiedział trzeźwym
głosem.
- Och, rozumiem. - Ruth odwróciła się. Wolała,
żeby nie widział, jak bardzo ją zranił. Powracając
do ławki, zaczęła rozwiązywać tasiemki. - Jestem
komplikacją.
- Jesteś - przyznał i podszedł do odtwarzacza.
64 TANIEC MARZEŃ
- Nie mam czasu ani predyspozycji do spełniania
twoich romantycznych zachcianek.
- Moje romantyczne zachcianki - powtórzyła
cichym, pełnym niedowierzania głosem.
- Są kobiety, do których należy zalecać się przy
świetle świec, kobiety potrzebujące stosownej opra
wy - ciągnął, stojąc do niej tyłem. - Jesteś jedną
z nich. A ja nie mam na to czasu.
- Rozumiem. Możesz sobie tylko pozwolić na bar
dziej elementarne, by nie rzec prymitywne związki
- powiedziała ostro, sznurując tenisówki drżącymi
palcami. Jakże łatwo udało mu się zrobić z niej idiot
kę!
Odwrócił się i spojrzał jej w oczy.
- Tak.
- I są inne kobiety, które mogą ci to dać.
Nieznacznie poruszył ramieniem.
- Tak. Przepraszam za to, co się stało. W tańcu
można się łatwo zatracić.
- Och, daj spokój. - Wrzuciła baletki do torby.
- Nie musisz mnie przepraszać. Nie musisz speł
niać moich romantycznych zachcianek, Nick.
Znam wielu podobnych do ciebie.
- Na przykład twój projektant?
- Choćby. Ale nie przejmuj się, nie nawalę wię
cej. Będziesz miał swój balet, Nick. - Jej głos na
brzmiał od łez, ale nie była w stanie temu zapobiec.
- Ludzie będą szaleć, odniesiesz sukces, przysię
gam. A ja zostanę najbardziej liczącą się primabale-
TANIEC MARZEŃ 65
riną w kraju. - Łzy spływały jej po policzkach. -
A kiedy skończy się sezon, nigdy więcej dla ciebie
nie zatańczę. Nigdy!
Odwróciła się i wybiegła ze studia, nie dając mu
okazji do odpowiedzi.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kakofonia za kulisami wdzierała się przez za
mknięte drzwi garderoby Ruth. Zamknięte tylko
z jednego powodu: żeby uniknąć Nicka.
Dwoił się i troił przed przedstawieniem - zaglą
dał do garderób, sprawdzał kostiumy i makijaż,
uspokajał stremowanych. Nic nie uszło jego uwagi.
Każdy szczegół był ważny, każdy najdrobniejszy
problem musiał być rozwiązany. Angażował się bez
reszty we wszystko.
W przeszłości Ruth uwielbiała jego krótkie, ży
wiołowe wizyty. Energia Nicka działała inspirują
co, a jednocześnie koiła jej własne niepokoje. Teraz
jednak zależało jej na zachowaniu możliwie jak
największego dystansu. W ostatnich tygodniach to
było niemożliwe, przynajmniej fizycznie, ale zdo
łała osiągnąć emocjonalny dystans.
Rozumowała słusznie, że choć Nick nic sobie nie
robi z zamkniętych drzwi, to jednak w tym przy
padku uszanuje jej wolę. Niby nic, ale nawet ten
niewiele znaczący gest sprawił jej drobną saty
sfakcję.
W tym wewnętrznym zamęcie, pracując nad rolą
TANIEC MARZEŃ 67
Carlotty, Ruth dawała z siebie więcej niż kiedykol
wiek w swojej karierze. To nie miał być sukces,
lecz bezprecedensowy triumf. To było wyzwanie,
zapowiedź niezależności. W tych dniach gwałtow
ny charakter Cyganki idealnie pasował do nastroju
Ruth.
Przez trzy tygodnie po jej ostatniej nieoficjalnej
próbie z Nickiem ich relacje ograniczały się wyłą
cznie do spraw zawodowych. Nie zawsze było to
łatwe, biorąc pod uwagę charakter ról, jakie odtwa
rzali, ale udało im się unikać wszelkich osobistych
wycieczek i tak dla nich typowego przekomarzania
się.
Kiedy czuła na sobie jego wzrok, co zdarzyło się
więcej niż jeden raz, robiła wszystko, by spokojnie
wytrzymać to spojrzenie. Kiedy czuła, że ją pocią
ga, przypominała sobie jego ostatnie słowa. To wy
starczało, by umocnić jej dumę. Przestała zgady
wać, o czym w danej chwili myśli. Powiedziała so
bie, że nie musi wiedzieć, że nie chce wiedzieć.
Liczył się tylko taniec.
Teraz, ubrana w prosty biały aksamitny szlafrok,
siedziała przy toaletce i przyszywała do baletek at
łasowe tasiemki. Ta nieskomplikowana czynność
odprężała ją.
Ciepło bijące od jaskrawych, okrągłych żarówek
okalających lustro rozgrzało jej skórę. Miała już na
sobie sceniczny makijaż, a włosy spadały jej na
plecy. W pierwszym akcie miały się unosić i fruwać
68 TANIEC MARZEŃ
- równie zuchwałe i nęcące jak jej charakter. Przy-
czerniona oprawa oczu podkreślała ich kształt
i wielkość, paznokcie były pomalowane na czerwo
no. Bajecznie kolorowa suknia z rozkloszowaną
spódnicą do pierwszej sceny wisiała na wewnętrz
nej stronie drzwi. Zaczęły już napływać kwiaty
i pokój był przesycony ich zapachem. Obok niej,
na stoliku, stał tuzin długich czerwonych róż od
Donalda.
Uśmiechnęła się leciutko na myśl, że Donald będzie
na widowni, a potem na przyjęciu. Zachowa jego
kwiaty w garderobie, póki nie zwiędną. Będą jej przy
pominać, że nie wszyscy mężczyźni są zbyt zajęci
i zaaferowani, by spełniać jej romantyczne zachcianki.
Zaklęła, gdy ukłuła się w palec. Podnosząc go do
ust, pochwyciła w lustrze swój własny wyzywający
wzrok.
Dobrze ci tak, miałaś o nim nie myśleć, skarciła
się. Spełniać moje romantyczne zachcianki! Dobre
sobie! Sięgnęła po drugi pantofelek. Powiedział to
tak, jakbym miała siedemnaście lat i domagała się
stanika na szkolny bal!
Pukanie do drzwi przywołało ją do porządku.
Odłożyła na bok szycie, wstała i podeszła do drzwi.
Jeżeli to Nick, woli go przyjąć na stojąco. Z podnie
sioną dumnie głową przekręciła gałkę.
- Wujaszek Seth! Lindsay! - Rzuciła się w ra
miona Setha, a następnie padła w objęcia Lindsay.
- Och, tak się cieszę, że jesteście!
TANIEC MARZEŃ 69
Powitanie wydało się Lindsay odrobinę despe
rackie, ale nic nie powiedziała. Odwzajemniła
uścisk i ponad głową Ruth wymieniła spojrzenie
z mężem. Doskonale się zrozumieli. Ruth jeszcze
raz uściskała Setha.
- Fantastycznie wyglądacie! - wykrzyknęła,
ciągnąc ich do środka.
Gdy Ruth była nastolatką, ona i Seth Bannion
byli sobie bliscy. Wuj był bardzo znanym archi
tektem, mającym duże powodzenie kawalerem
i obieżyświatem. Przyjął kilkunastoletnią Ruth do
swego domu, zmienił nawyki i zajmował się nią
najlepiej, jak umiał. Ruth go uwielbiała. Ale dopie
ro kiedy dorosła i usamodzielniła się, w pełni doce
niła, ile dla niej zrobił.
Teraz nie mogła od nich oderwać oczu.
- Jak pięknie wyglądasz, Lindsay! - rozpłynęła
się w zachwycie, odwracając się, by jeszcze raz ją
objąć. - Wciąż mnie zadziwiasz.
Lindsay była nieduża i delikatnie zbudowana. Na
tle jasnych włosów i porcelanowej cery jej oczy
robiły wrażenie jeszcze większych i bardziej nie
bieskich. Ruth nie znała drugiej tak ciepłej i serde
cznej osoby; kobiety niezwykle bogatej wewnętrz
nie, o nieograniczonych pokładach uczuć. Była
ubrana w lekko przejrzystą, popielatą jak mgiełka
suknię, która ją spowijała od ramion do stóp.
Lindsay zaśmiała się i chwyciła dłonie Ruth
70 TANIEC MARZEŃ
- To cudowny komplement. Musiałabym długo
czekać, żeby usłyszeć coś podobnego od Setha.
- Poza tym, że słyszysz to codziennie - oznaj
mił, uśmiechając się żonie w oczy.
- To ta sama garderoba, z której korzystałaś
w „Arielu" - zauważył, rozglądając się dookoła. -
Nic się nie zmieniła.
- Nic dziwnego, że ją tak dobrze pamiętasz -
odparła Lindsay. - Właśnie tutaj ci się oświadczy
łam.
- Tak było - uśmiechnął się szeroko.
- Nic o tym nie wiem, ukryliście to przede mną
- poskarżyła się Ruth.
Lindsay roześmiała się znowu.
- Nie przywiązywałam do tradycji zbyt wielkiej
wagi - powiedziała, jednocześnie biorąc do ręki
jeden z pantofelków Ruth. - A on nie poprosił mnie
w porę o rękę.
Stojące rzędem na toaletce baletki pobudzały do
wspomnień. Co za życie, pomyślała Lindsay. Ale
świat! Sama kiedyś do niego należała, podobnie jak
teraz Ruth. Popatrzyła w lustro i napotkała utkwio
ne w nim odbicie ciemnych oczu.
- Zdenerwowana?
- Och, i to jak - westchnęła Ruth.
- To na pewno dobry balet - rzekła z przekona
niem Lindsay. Z góry zakładała, że dzieło Nicka
musi być wartościowe, a nawet nie mające sobie
TANIEC MARZEŃ 71
równych. Za długo go znała, by sądzić, że może być
inaczej.
- Jest cudowny. Ale... - Ruth potrząsnęła głową
i wróciła na swoje krzesło. - W drugim akcie jest
fragment, w którym tańczę prawie bez przerwy.
Mam zaledwie kilka sekund na złapanie oddechu,
po czym znowu jestem na scenie.
- Nick nie układa łatwych baletów.
- Nie. - Ruth sięgnęła po igłę i nici. - Jak tam
dzieci?
Szybka zmiana tematu nie przeszła niezauważo
na. I znowu Lindsay i Seth wymienili porozumie
wawcze spojrzenie ponad głową Ruth.
- Justin to wcielony diabeł - stwierdził Seth
z iście ojcowską dumą. - Doprowadza Wortha do
białej gorączki.
Ruth zaśmiała się.
- Czy Worth wciąż nosi się godnie i z wysoka?
- Jest niesłychany - wtrąciła Lindsay. - „Pani
czu Justinie - zacytowała, naśladując idealnie bry
tyjski akcent i intonację głosu nienagannego lokaja.
- Nie powinno się przynosić do kuchni ulubionej
żaby, nawet jeżeli trzeba ją nakarmić". - Lindsay
roześmiała się, obserwując, jak Ruth kończy przy
szywać tasiemkę. - Oczywiście, przepada za
Amandą, chociaż udaje, że tak nie jest.
- A z niej jest taki sam diabeł jak z Justina!- do
rzucił energicznie Seth.
72 TANIEC MARZEŃ
- Z twojego opisu można by sądzić, że mamy
okropne dzieci - zwróciła się do Setha Lindsay.
- A kto wrzucił całą zawartość puszki karmy
rybiej do kuli ze złotą rybką? - zapytał, na co Lind
say uniosła brew.
- Chciała być tylko pożyteczna, miała najlepsze
zamiary - zaprotestowała, z trudem powstrzymując
śmiech. - A kto zabrał je do ogrodu zoologicznego
i nafaszerował hot dogami i kukurydzą w karmelo
wej polewie?
- Chciałem być tylko pożyteczny, miałem naj
lepsze zamiary - odparował, patrząc na nią zako
chanym wzrokiem.
Obserwując ich, Ruth czuła zarówno spływające
na nią ciepło, jak i przeszywającą zazdrość. Jak to
jest, kiedy się jest aż tak zakochanym? - zastana
wiała się. Stale!
- Mamy się zmywać? - zapytała Lindsay. - Zo
stawić cię, żebyś się mogła przygotować?
- Nie, proszę, zostańcie. Jeszcze jest czas. -
Ruth nawijała na palec i rozwijała tasiemkę.
Nerwy, pomyślała Lindsay, patrząc na nią.
- Będziecie na przyjęciu, prawda? - Spojrzała
niemal błagalnie.
- Nie omieszkamy. - Lindsay podeszła i zaczęła
masować ramiona Ruth. - Przedstawisz nam Do
nalda?
- Donalda? - Ruth otrząsnęła się z własnych
myśli. - Och, tak, on także będzie. Może usiądzie-
TANIEC MARZEŃ 73
my przy jednym stole? Spodoba się wam - ciągnę
ła, nie czekając na odpowiedź. - On jest bardzo...
miły.
- Lindsay!
W drzwiach stanął Nick. Radość malowała się na
jego twarzy. Patrzył tylko na Lindsay, która bez
wahania rzuciła mu się w objęcia.
- Och, Nick, jak cudownie móc cię znów wi
dzieć! Tak rzadko mamy okazję.
Ucałował ją w oba policzki, a potem w usta.
- Za każdym razem piękniejsza - powiedział
półgłosem, wędrując oczami po jej twarzy. - Pti-
czka,
mój ptaszku - użył jej przezwiska, a potem
jeszcze raz ją pocałował. - Ten architekt, za którego
wyszłaś - wyszczerzył zęby do Setha - wciąż cię
uszczęśliwia?
- Stara się, jak może. - Lindsay ponownie uścis
nęła Nicka. - Och, jakże się za tobą stęskniłam.
Dlaczego nas tak rzadko odwiedzasz?
- Żebym to ja miał czas! - Jedną ręką opasywał
w talii Lindsay, drugą wyciągnął do Setha. - Mał
żeństwo wam służy. Przyjemnie na was patrzeć.
Wymienili serdeczny uścisk dłoni. Seth wie
dział, że dzieli dwie ukochane kobiety z Rosjani
nem. Część Lindsay należała do Nicka, jeszcze
zanim ją poznał. Teraz z kolei Ruth jest częścią
jego świata.
- Szykujesz na dzisiaj kolejny wielki triumf?
- zapytał Seth.
74 TANIEC MARZEŃ
- A jakże. Nic innego nie robię - zaśmiał się
Nick.
Lindsay czule go pogłaskała.
- Zawsze taki sam. - Na chwilę oparła głowę na
jego ramieniu. -I chwała Bogu.
Ruth ani razu się nie odezwała. Była świadkiem
czegoś rzadkiego i zupełnie specjalnego między
Lindsay i Nickiem. Emanowało to z nich w sposób
tak żywy, że niemal mogłaby tego dotknąć. Patrząc
na nich, gdy tak stali objęci, przypominała sobie,
jaką doskonałą parę tworzyli na scenie. Ich harmo
nia, precyzja, porozumienie. Przestała słuchać,
o czym rozmawiają, zafascynowana ich wzajem
nym stosunkiem.
Kiedy wzrok Nicka padł na nią, nie spuściła
oczu, tylko patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.
Zapomniała o wszystkim. Wiedziała tylko, że
otworzyła się mimo woli, że powróciła dawna tęsk
nota, a także ból. Miał takie niebieskie, sugestywne
oczy, że nie była w stanie przeszkodzić mu, gdy,
zdzierając z niej kolejne warstwy, dotarł do jej du
szy. Dopiero po chwili zmobilizowała resztki sił
i otrząsnęła się z tego dziwnego stanu, podobnego
do transu.
Ten krótki epizod nie mógł ujść uwagi Lindsay
i Setha, którzy bez słowa, samym tylko wzrokiem
podzielili się swoim niepokojem.
- Czy Nadine będzie wieczorem? - Lindsay
próbowała złagodzić to nagłe napięcie.
TAN1EC MARZEŃ 75
- Hm? - Nick powoli powracał do rzeczywi
stości. - Ach, tak, Nadine.
Zebrał myśli i zaczął szybko mówić.
- Oczywiście, będzie się chciała nacieszyć
i ogrzać w blasku chwały, zanim uruchomi fundusz
na kolejne artystyczne przedsięwzięcie.
- Zawsze byłeś dla niej surowy - uśmiechnęła
się Lindsay, wspominając częste utarczki Nicka
i Nadine Rothchild - założycielki i fundatorki ze
społu.
- Skoro ona to znosi - rzucił Nick, wzruszając
ramieniem. - Zobaczymy się na przyjęciu?
- Tak. - Lindsay zdążyła zauważyć, jak jego
wzrok wędruje z powrotem ku Ruth.
Nie powiedział do niej słowa, także Ruth nie
odezwała się do niego. Porozumiewali się tylko
oczami. A kontakt ten trwał kilka długich sekund,
zanim Nick zwrócił się ponownie do Lindsay.
- Zobaczymy się po przedstawieniu - oznajmił.
- Teraz muszę się przebrać. Do swidanja.
Wyszedł, zanim ktokolwiek zdążył odpowie
dzieć na jego pożegnanie. Gdzieś z głębi korytarza
usłyszeli, jak ktoś woła go po imieniu.
Seth podszedł do Ruth, położył ręce na jej ramio
nach, schylił się i pocałował ją w czubek głowy.
- Ty też powinnaś się przebrać.
Ruth próbowała wziąć się w garść.
- Tak, występuję w pierwszej scenie.
- Będziesz wspaniała. - Pogłaskał jej ramiona.
76 TANIEC MARZEŃ
- Chcę tego. - Podniosła oczy, spojrzała na nie
go, a następnie na Lindsay. - Muszę.
- Będziesz - zapewniła ją Lindsay. - Jesteś uro
dzoną tancerką, Ruth. A poza tym moją najbardziej
utalentowaną uczennicą.
Ruth odwróciła się i posłała Lindsay pierwszy
uśmiech od momentu pojawienia się Nicka. Nadsta
wiła ochoczo policzek i pozwoliła Lindsay pocało
wać się.
- Do swidanja! - powiedziała Lindsay, uśmie
chając się i opuszczając wraz z Sethem garderobę.
Ruth zamknęła drzwi. Przez chwilę kontemplo
wała kostium, który uczyni z niej Carłottę. Była
teraz Ruth Bannion, dziewczyną odrobinę niepew
ną własnych uczuć, odrobinę przestraszoną tym, co
ją dziś czeka. Nałożenie kostiumu równało się wej
ściu w rolę. Carlotta ma moje słabości, dumała
Ruth, dotykając materiału spódniczki, ale pokrywa
je śmiałością i zuchwalstwem. Ruth uśmiechnęła
się. O tak, to rola dla mnie, pomyślała i zaczęła się
ubierać.
Gdy po kwadransie wyszła z garderoby, dobiegły
ją dźwięki dostrajającej się orkiestry. Jej kostium,
makijaż i fryzura - wszystko było dopracowane
w najdrobniejszym szczególe. Minęła w pośpiechu
tancerzy rozgrzewających się do pierwszej sceny,
a także tych, którzy stali bezczynnie w oczekiwaniu
na późniejszy występ. W kącie, na podłodze, do-
TANIEC MARZEŃ 77
strzegła siedzącą po turecku Francie, walącą młot
kiem w baletki.
Ruth podeszła do odpowiednio dużej skrzynki
i używając jej jako drążka, przystąpiła do rozgrze
wki. Poczuła niemal na sobie pot i ujrzała światła
sceny.
Jej mięśnie reagowały prawidłowo - naprężały
się, rozciągały, rozluźniały na jej komendę. Celowo
skoncentrowała się na nich, stając tyłem do sceny,
żeby móc lepiej skupić się na własnym ciele. Każdy
występ był dla niej ważny, ale ten był najważniej
szy. Musi w nim czegoś dowieść - Nickowi i sobie.
Musi się zaprezentować z jak najlepszej strony, by
potwierdzić swój profesjonalizm. Zapomni o wszy
stkich dobrych i złych chwilach i odczuciach do
Nicka, i skoncentruje się tylko na interpretacji jego
baletu. Da z siebie wszystko.
Przeżyła trudną chwilę w garderobie, kiedy przy-
szpilił ją wzrokiem. Nagle coś w niej zapragnęło
stopić się z nim. Jednak duma, która pozwoliła jej
przez ostatnie tygodnie trzymać się od niego z dale
ka, także i tym razem zwyciężyła. On jej nie chce
- nie w pełni i nie na wyłączność - tak jak ona chce
jego. Fakt, że tak łatwo się przyznał, iż bardzo wiele
kobiet może mu dać to, czego naprawdę potrzebuje,
zabolał ją i dotknął do żywego.
Chmurząc się, Ruth zgięła nogę w kolanie, pod
ciągnęła do góry i wyprostowała ją.
Najwyższy czas, żeby ktoś wreszcie dał nauczkę
78 TANIEC MARZEŃ
temu aroganckiemu Rosjaninowi! Za wiele kobiet
pada do jego stóp. A on tylko na to czeka, podobnie
jak nie wyobraża sobie, by jego tancerze nie dawali
z siebie wszystkiego.
Ruth wyciągnęła szyję, uniosła podbródek i znów
natknęła się na jego przyszpilający wzrok.
Wyszedł z garderoby, ubrany w połyskującą, bia-
ło-zlotą tunikę, w której miał wystąpić w pierw
szym akcie. Na widok Ruth zatrzymał się i tak sto
jąc, patrzył na nią. Zastanawiał się, czy emanująca
z jej twarzy pasja i namiętność należą do niej, czy,
podobnie jak kostium, do Carlotty.
Zauważył również, że w słabo oświetlonym ko
rytarzu, w cygańskiej sukni i z płomiennym wzro
kiem, jeszcze nigdy nie wyglądała tak pociągająco.
To właśnie w tym momencie Ruth podniosła głowę
i napotkała jego wzrok.
Każde z nich poczuło nagłe przyciąganie, a zara
zem nagłą wrogość. Ruth odrzuciła głowę, spojrza
ła na Nicka wyzywająco, a następnie odwróciła się
gwałtownym ruchem i potrząsając fałdami barwnej
spódnicy, poszła w swoją stronę. Ucieszyło go
i jednocześnie rozbawiło to jej nieświadome wcie
lenie się w rolę.
W porządku, mała, pomyślał i uśmiechnął się
niemal niedostrzegalnie. Zobaczymy, kto będzie
dzisiaj górą. Doszedł do wniosku, że chętnie podej
mie wyzwanie.
Poszedł za nią aż do kulis, odprawiając z kwit-
TANIEC MARZEŃ 79
kiem jedną czy dwie osoby, które go chciały zatrzy
mać. Dogoniwszy ją, nie bacząc na ludzi, obrócił ją
wkoło, chwycił w pasie i mocno objął. Była na to
kompletnie nie przygotowana. Zabrakło jej reflek
su, by zaakceptować albo odrzucić jego pocałunek,
kiedy wpił się w jej usta, natarczywy, pewny siebie,
żądający.
Później jeszcze przez moment trzymał ręce na jej
ramionach i arogancko się uśmiechał.
- To cię powinno wprowadzić w odpowiedni na
strój - rzucił beztrosko i odszedł.
Była wzburzona i wściekła. Jej oczy płonęły. Po
chwili, nie bacząc na pojedyncze chichoty przypad
kowych obserwatorów, zakręciła się na pięcie i sze
leszcząc spódnicą, wyszła na pustą, ciemną scenę.
Zaczekała, aż personel obsługujący scenę odsu
nie ciężką kurtynę. Zaczekała na orkiestrę - tylko
smyczki sygnalizowały rozpoczęcie. Zaczekała, aż
znajdzie się w pełnym, padającym tylko na nią
świetle, i zaczęła tańczyć.
Jej otwierająca partia solowa była krótka, szybka
i ognista. Kiedy skończyła, na scenie zrobiło się
widno i oczom widzów ukazał się cygański obóz.
Gdy corps i drugoplanowi tancerze wkroczyli do
akcji, Ruth mogła złapać oddech. Czekała, jednym
uchem słuchając pochwał asystenta choreografa.
Naprzeciwko, po drugiej stronie sceny, widziała
czekającego na swoje wejście Nicka.
Pokaż, co potrafisz, Davidov, mówiła w duchu.
80 TANIEC MARZEŃ
Wiedziała, że jeszcze nigdy w życiu nie tańczyła
lepiej. Jak gdyby słysząc to jej nieme wyzwanie,
Nick uśmiechnął się do niej szeroko, po czym wy
biegł na scenę.
Biły od niego arogancja i duma; książę odwie
dzający obóz cygański, by kupić tam jakieś błyskot
ki. Niecierpliwym ruchem odrzucił koraliki, które
mu pokazano. Dominował na scenie swoją obecno
ścią i talentem. Ruth nie mogła temu zaprzeczyć.
Ale to jeszcze bardziej ją zdopingowało. Czekała,
gdy tymczasem on odrzucał jedną ofertę po drugiej,
czekała, aż stanie się jasne, że Cyganie nie mają nic,
co by go zainteresowało. I wtedy, z wysoko unie
sioną głową, pojawiła się na scenie. Z czerwoną
różą za uchem.
Coś ich do siebie przyciąga od pierwszego spoj
rzenia. Zmiana oświetlenia i crescendo orkiestry
dodatkowo akcentują tę chwilę. Widząc porozrzu
cane skarby, Carlotta odwraca się do niego plecami
i dołącza do grupy swoich sióstr. Zaintrygowany
książę zbliża się, by się jej uważniej przyjrzeć.
Ruth i Nick znowu mierzą się wzrokiem. Gdy on
ujmuje jej podbródek, ona odwraca wyniośle gło
wę. Sposób, w jaki Nick uśmiecha się do niej, spra
wia, że jej oczy płoną gniewem. Tymczasem książę
znalazł to, czego szukał. Gotów jest zapłacić za
Carlottę złotem.
Ona protestuje. Jest dumna i wściekła. Nie jest na
sprzedaż! Nie zostanie niczyją własnością. Urąga-
TANIEC MARZEŃ 81
jąc mu i szydząc z niego, rozpala w nim namięt
ność. Za jego sakiewkę złota Carlotta zgadza się
sprzedać mu tylko swój taniec. On zaś, choć roz
gniewany tą propozycją, nie może się oprzeć i rzuca
swoje złoto na stos odrzuconych przez siebie bły
skotek. Rozpoczyna się ich pierwsze pas de deux
- dłoń przy dłoni, kipiąca krew i zły wzrok.
Balet jest szybki, od początku do końca. Rywali
zacja między nimi jest ostra, ponaglają się, prześci
gają w doskonałości. Nie rozmawiają między akta
mi, tylko jeden raz, podczas tańca, Nick szepnie jej
złośliwie do ucha, że jej ballottes wymagają dopra
cowania.
Podnosi ją do góry, a ona wygina się, odchyla do
tyłu głowę. Trwa w tej niemal odwróconej do góry
nogami pozycji. Sześć, siedem, osiem powolnych,
wytrzymanych taktów i już w następnej chwili
Ruth jak błyskawica podrywa się do arabeski. Kie
dy długim skokiem opuści scenę, pozostawiając go
w solowej partii, przyciśnie ręką brzuch, z trudem
łapiąc oddech.
Jeszcze parę razy scena płonęła od jej ognistego
tańca. Kiedy wreszcie nadszedł finał, stojąc z nim
i obejmując się nawzajem, zdążyła mu szepnąć:
- Nienawidzę cię, Davidov, nawet nie wiesz, jak
bardzo.
- Nienawidź mnie, ile tylko zechcesz - odparł
beznamiętnie pośród rozbrzmiewających wiwatów
i oklasków. - Bylebyś tańczyła.
82 TANIEC MARZEŃ
- Och, o to się nie martw, jeszcze ci pokażę - za
pewniła go zadyszana i z uśmiechem na ustach zło
żyła przed publicznością głęboki, dworski ukłon.
I tylko dotarł do niej jego chichot, gdy podniósł
szy z podłogi różę i skłaniając przed nią głowę,
wręczał ją Ruth.
- Moje ballottes były bezbłędne - syknęła przez
zęby, kiedy ją całował w rękę.
- Porozmawiamy o tym podczas jutrzejszej pró
by. - Pochylił się przed nią i jeszcze raz zaprezento
wał ją widowni.
- Idź do diabła, Davidov - powiedziała, uśmie
chając się słodko w podziękowaniu za brawa, który
mi ich obsypywano.
- Po sezonie - zgodził się, odwracając się w
stronę widowni i wykonując kolejny ukłon.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nick i Ruth byli wywoływani na scenę jedena
ście razy. W godzinę po ostatnim opadnięciu kurty
ny, gdy w garderobie zrobiło się pusto, Ruth naresz
cie mogła się przebrać. Włożyła długą białą suknię
z wąskimi rękawami i wysokim kołnierzykiem. Je
dyną biżuterię stanowiły połyskujące, złote długie
kolczyki, które dostała od Lindsay i Setna na dwu
dzieste pierwsze urodziny. Jej oczy błyszczały
triumfalnie, wystarczyło dodać tylko odrobinę różu
na policzki. Włosy zostawiła rozpuszczone, tak jak
nosiła je Carlotta.
- Bardzo ładnie - zauważył Donald, gdy spotka
ła się z nim w korytarzu.
Uśmiechnęła się, wiedząc, że ma na myśli suknię
własnego projektu, nie zaś kobietę, która ją nosi.
Wzięła go pod rękę.
- Podoba ci się? - Popatrzyła na niego, a twarz
jej promieniała. - Wypatrzyłam ją w jednym z tych
tanich odzieżowych sklepików, gdzie udzielają ra
batu.
84 TANIEC MARZEŃ
Za karę uszczypnął ją w brodę, a potem pocało
wał.
- Wiem, że się powtarzam, kochanie, ale byłaś
cudowna.
- Och, nie krępuj się, mogę tego słuchać bez
końca. - Śmiejąc się, ruszyła przodem w stronę
wyjścia dla aktorów. - Marzę o szampanie. O całym
morzu szampana. Mogłabym się nawet dzisiaj w nim
wykąpać.
- Zobaczymy, czy to się da załatwić.
Na zewnątrz czekał na nich samochód.
- Och, Donaldzie - ciągnęła, gdy tylko usiedli
w środku. - Wszystko wypadło tak dobrze. Wszyst
ko razem. A muzyka? Była doskonała.
- Ty byłaś doskonała - stwierdził, włączając się
w ruch uliczny na Manhattanie. - Z twojego powo
du gotowi byli pozrywać dekoracje.
Nie mogąc spokojnie usiedzieć, Ruth przesunęła
się na sam brzeg fotela i odwróciła do Donalda.
- Gdybym mogła utrwalić na zawsze jedną
chwilę z jakiegoś przedstawienia, razem ze wszyst
kimi doznaniami i emocjami, to właśnie z tego ba
letu. Dzisiaj. Z tego premierowego wieczoru.
- Powtórzysz to jutro-odpowiedział.
- Tak, i zrobię to doskonale, wiem. Ale to nie
będzie to samo. - Miała nadzieję, że ją zrozumie.
- Nawet nie jestem pewna, czy może być dokładnie
tak samo, a nawet czy powinno.
- Uważam, że możesz się czuć odrobinę znużo-
TANIEC MARZEŃ 85
na, tańcząc dzień w dzień przez parę tygodni ten
sam taniec.
Zahamował w zatoczce, a Ruth pokiwała głową.
Dlaczego żąda od niego zrozumienia? - zastana
wiała się, podczas gdy portier pomagał jej wysiąść.
Przy swoich wszystkich twórczych talentach Do
nald stąpa twardo po ziemi. A ona dzisiejszego wie
czoru była gotowa unosić się w powietrzu i bujać
w obłokach.
- To trudno wytłumaczyć. - Pozwoliła mu się
wprowadzić przez wielkie przeszklone drzwi do
hotelowego holu. - To coś dzieje się z tobą
w chwili, gdy zapalają się światła i rozlegają
pierwsze dźwięki muzyki. To jest coś specjalne
go. Zawsze.
Sala bankietowa jarzyła się od świateł, było już
pełno ludzi. W momencie, kiedy Ruth stanęła
w drzwiach, kamery zaczęły błyskać i pstrykać. Powi
tały ją oklaski.
- Ruth!
Z tłumu z pewnością kobiety, która dobrze wie,
iż ludzie rozstąpią się przed nią, wyszła Nadine.
Była drobna, proporcjonalnie zbudowana i miała
grację, która zdradzała, iż jest wyszkoloną tancerką.
Zgrabnie wymodelowane, jasnoblond włosy, cera
gładka i różowa. Za anielską twarzą krył się jasny
i trzeźwy umysł. Dopiero teraz, gdy przestała być
tancerką, Nadine Rothchild, fundatorka zespołu, na
dobre poświęciła się dla baletu.
86 TANIEC MARZEŃ
Ruth ani się obejrzała, jak wylądowała w jej ob
jęciach.
- Byłaś piękna - rzekła Nadine, w której ustach
był to najwyższy komplement. Odsuwając Ruth od
siebie, Nadine przez kilka długich sekund patrzyła
jej prosto w oczy. Taki miała zwyczaj. - Jeszcze
nigdy nie tańczyłaś tak dobrze jak dzisiaj.
- Dziękuję, Nadine.
- Wiem, że spieszno ci do Lindsay i Setha. - Po
prowadziła Ruth przez salę, pozwalając Donaldowi
iść w ślad za nimi. - Jestem z ciebie taka dumna
- dodała z przejęciem.
Seth trzymał ręce na ramionach żony i spogląda
jąc na bratanicę, rzekł:
- Ilekroć oglądam twój występ, wydaje mi się, że
już nigdy nie zatańczysz lepiej. I zawsze się mylę.
Rozmarzona Ruth roześmiała się i nadstawiła
policzek do pocałunku.
- To była najcudowniejsza rzecz, jaką kiedykol
wiek dane mi było zatańczyć - stwierdziła, po
czym odwróciła się i ujmując ramię Donalda, doko
nała szybkiej prezentacji.
- Jestem wielką wielbicielką pańskich kreacji
- wyznała Lindsay, uśmiechając się do niego. -
Ruth świetnie je nosi.
- To moja ulubiona klientka. Jestem przekona
ny, że pani bez trudu mogłaby pójść w jej ślady
- odwzajemnił komplement Donald. - Ma pani fan
tastyczną karnację.
TANIEC MARZEŃ 87
- Dziękuję. - Lindsay z łatwością wychwyciła
profesjonalny ton komplementu, który ją raczej roz
śmieszył, niż jej pochlebił. - Zasłużyłaś na szampa
na - powiedziała, zwracając się do Ruth.
Wypatrywały kelnera, kiedy rozległy się oklas
ki, a w drzwiach ukazał się Nick. Ruth nie musiała
się odwracać. Wiedziała, że to on, bo tylko on
mógł wzbudzić podobny entuzjazm i ogólne oży
wienie.
Był sam, co ją zdumiało. Tam, gdzie był Davi-
dov, zwykle były też kobiety. Ruth wiedziała, że
odszuka ją wzrokiem.
Nick szybko odłączył się od tłumu i powolnym
krokiem, z typową dla swojego zawodu gracją, do
skonale się kontrolując, szedł ku niej, trzymając
w ręku długą czerwoną różę, którą jej wręczył.
Przyjęła ją, a on ujął jej drugą rękę i złożył na niej
pocałunek. Nie odezwał się, nie spuścił też z niej
oczu, po czym odwrócił się i odszedł.
Istny cyrk, powiedziała do siebie w duchu, ale
nie oparła się i powąchała różę. Tylko Davidov po
trafił tak świetnie zaaranżować scenę. Odszukała
wzrokiem Lindsay. Wprawdzie wyczytała w jej
oczach zrozumienie, ale dostrzegła też niepokój.
Omal nie potrząsnęła głową, chcąc oddalić jakie
kolwiek podejrzenie. Zmusiła się do promiennego
uśmiechu.
- Co z tym szampanem? - zapytała
88 TANIEC MARZEŃ
Ruth dziobała widelcem po talerzu, zbyt przeję
ta, by móc patrzeć na jedzenie. Lepiej nie mogła
trafić siedziała przy stole z Nadine, o której
w zespole krążył żart, że ocenia tancerzy po ich
wadze.
Krzywiąc się, Nadine rzuciła okiem na czekola
dowy mus na talerzyku Lindsay.
- Powinnaś się wystrzegać takich kalorycznych
deserów, kochanie.
Śmiejąc się, Lindsay pochyliła się i pocałowała
Nadine.
- Podziwiam twoją konsekwencję, Nadine.
Zwłaszcza w świecie, który jest tak bardzo nieprze
widywalny.
- Nie da się tańczyć z bitą śmietaną w biodrach
- zauważyła Nadine, sącząc szampana.
- Raz przyłapała mnie z torebką ziemniacza
nych chipsów - pożaliła się Ruth. - Przeżyłam
wówczas jedną z najpotworniejszych chwil w ży
ciu. - Przesłała Nadine uśmiech od ucha do ucha
i włożyła do ust pełną łyżeczkę musu. - Od tamtego
czasu patrzę na nie ze wstrętem.
- Moi tancerze mają wyglądać jak tancerze -
stwierdziła kategorycznie Nadine. - Przewaga koś
ci i żadnych wybrzuszeń. Odpowiednia dieta jest
równie ważna jak codzienna próba.
- Codzienna próba jest równie ważna jak oddy
chanie - dokończyła ze śmiechem Lindsay. - Czy
TANIEC MARZEŃ 89
to możliwe, że od ośmiu lat nie jestem już w zespo
le, czy tylko tak mi się zdaje?
- Pozostawiłaś po sobie lukę. Niełatwo było cię
zastąpić.
Nieoczekiwany komplement zaskoczył Lindsay.
Nadine była pragmatyczną, trzeźwą kobietą, dla
której talent jej tancerzy był czymś absolutnie nor
malnym, wręcz gwarantowanym. Uważała, że mu
szą być najlepsi, i z zasady ich nie chwaliła.
- No wiesz, dziękuję ci, Nadine.
- To nie był komplement, ale pretensja - natych
miast odparowała Nadine. - Za wcześnie od nas
odeszłaś. Mogłaś jeszcze tańczyć.
- Masz dość młodych talentów, Nadine. Twój
corps de ballet
wciąż jest najlepszy - z uśmiechem
zauważyła Lindsay.
- Oczywiście. Czy wyobrażasz sobie, ile Julii
obejrzałam w moim życiu, Lindsay?
- Czy to podchwytliwe pytanie? - uśmiechnęła
się Lindsay i zwróciła do Setha. - Bo jeżeli powiem
za dużo, będzie się skarżyć, że ją postarzam. A jak
za mało, to że ją obrażam.
- Spróbuj odpowiedzieć „niemało" - zasugero
wał Seth, dolewając żonie wina.
- Dobry pomysł. Niemało - odparła Lindsay.
- Całkiem prawidłowo. - Nadine odstawiła kie
liszek i położyła rękę na dłoni Lindsay. Spojrzała na
nią poważnie i jakby z bólem. - Byłaś najlepsza.
90 TANIEC MARZEŃ
Najlepsza z najlepszych. Płakałam, kiedy nas opuś
ciłaś.
Lindsay otworzyła usta i natychmiast je zamknę
ła, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- Przepraszam was na chwilę - rzekła niemal
szeptem, po czym wstała i pomknęła przed sie
bie.
Dotarła do wielkich przeszklonych drzwi wycho
dzących na półkolisty balkon. Otworzyła je i wysz
ła na zewnątrz. Oparta o balustradę wzięła głęboki
oddech. Niebo było czyste, gwiaździste, księżyc
rozsiewał nad Manhattanem srebrzyste światło. Pa
trzyła, nic nie widząc.
Po tylu latach, po tak długiej przerwie! - myśla
ła. Dałabym sobie odrąbać rękę, żeby usłyszeć to od
niej dziesięć lat temu. Poczuła spływającą po poli
czku łzę i zamknęła oczy. O Boże, jakże mi strasz
nie kiedyś zależało na dowiedzeniu się tego, co mi
przed chwilą powiedziała. A teraz...
Drgnęła, czując dotyk czyjejś ręki. Odwróciła
się, lądując prosto w ramionach Nicka. Przez chwi
lę milczała, opierając się na nim i wspominając.
W tamtym życiu, w tamtym świecie, do którego
kiedyś należała, była jego Julią.
- Och, Nick - szepnęła. - Jacy my jesteśmy nie
odporni i głupi.
- Głupi? - powtórzył i pocałował ją w czubek
głowy. - Mów za siebie, pticzka. Davidov nigdy nie
jest głupi.
TANIEC MARZEŃ 91
- Zapomniałam - zaśmiała się.
- Raczej zwariowany na twoim punkcie. - Zno
wu ją objął i podniósł na palce, tak że muskali się
policzkami.
- Nick, okazuje się, że można z tym nie mieć do
czynienia przez długi czas, być jak najdalej od tego,
a mimo wszystko tkwić w tym nadal. Masz to nie
tylko we krwi, masz to w ciele, w mięśniach. -
Westchnęła, wysunęła się z jego ramion i ponownie
oparła o balustradę. - Ilekroć tu powracam, mam
wrażenie, że zaraz zadzwonię do kolegów z zespo
łu, że udam się na lekcję. Tego się nie da wykorze
nić.
- Brakuje ci tego, tęsknisz? - zapytał.
- Nie W tym rzecz. - Lindsay ściągnęła brwi,
próbując przełożyć uczucia na słowa. - To raczej
jak odgrzebywanie wspomnień z lamusa. Szczerze
mówiąc, kiedy jestem w domu, nie myślę o zespole.
Zajmuję się dziećmi i moimi uczniami. A Seth
jest... - Urwała, a na jej twarzy pojawił się jasny
uśmiech. - Seth jest wszystkim. - Znowu się od
wróciła, patrząc na Nicka i na sylwetkę miasta. -
Czasami, kiedy tu wracam, żeby popatrzeć na Ruth,
ożywają wspomnienia, a wszystko staje się takie
nierealne.
- I robi ci się smutno?
- Troszeczkę - przyznała. - A równocześnie jest
to miłe uczucie. Kiedy patrzę wstecz, nie widzę
w moim życiu niczego, co chciałabym zmienić. Je-
92 TAN1EC MARZEŃ
stem bardzo szczęśliwa. A Ruth..,-Ponownie się
uśmiechnęła, zapatrzona w Nowy Jork. - Jestem
z niej dumna i taka przejęta. Ona jest taka dobra.
Jest niewiarygodnie dobra. Czasami dzięki niej
czuję, jakbym znowu była częścią tego wszystkie
go.
- Zawsze jesteś częścią tego, Lindsay. - Bawił
się końcami jej włosów. - Taki talent jak twój nigdy
nie pójdzie w zapomnienie.
- Och, nie, dość już tych komplementów na dzi
siaj. - Zaśmiała się drżącym ze wzruszenia głosem.
- To było dobre, gdy zaczynałam. Bardzo mi poma
gało. - Oddychając głęboko, popatrzyła mu w oczy.
- Wiem, że byłam dobrą tancerką, Nick. Ciężko na
to pracowałam. Cenię sobie jak skarb lata spędzone
w zespole, balety, w których tańczyłam z tobą. Mo
ja matka wciąż przechowuje album z fotografiami
i wycinkami, a moje dzieci pewnego dnia będą go
sobie oglądały.
- Ilekroć myślę o tobie i dwójce twoich podra-
stających dzieci, nie posiadam się ze zdumienia.
- Dlaczego?
- Ponieważ tak dobrze pamiętam ten pierwszy
raz, kiedy cię zobaczyłem. Byłaś już solistką, kiedy
przyszedłem do zespołu. Oglądałem cię podczas
próby „Śpiącej królewny". Byłaś wróżką kwiatów
i byłaś niezadowolona ze swoich fouettes.
-
I ty to zapamiętałeś?
- Bo moją pierwszą myślą było, jakby cię zdo-
TANIEC MARZEŃ 93
być i zaciągnąć do łóżka. Nie mogłem ci tego po
wiedzieć wprost, bo w tym czasie mój angielski nie
był za dobry.
Lindsay omal się nie zakrztusiła.
- Sądzę, że szybko nadrobiłeś zaległości. Cho
ciaż, jeśli mnie pamięć nie myli, nigdy, w żadnym
języku, nie sugerowałeś, żebym z tobą poszła do
łóżka.
- Czy to możliwe? - Patrząc na nią, przechylił
głowę. - Nosiłem się z tym przez ponad dziesięć
lat.
Lindsay odczekała, aż uspokoi się jej serce. Do
chodziły tu śmiechy z sali i stłumiony warkot sa
mochodów nisko w dole. Próbowała wczuć się
w Lindsay Dunne sprzed dziesięciu lat. W końcu
dała sobie z tym spokój.
- Kto wie? Może tak jest lepiej.
Nick otoczył ją ramieniem, a ona oparła się na
nim.
- Masz rację. Czasem jest lepiej nie wiedzieć.
Zamilkli i każde podążyło tropem własnych
myśli.
- Donald Keyser sprawia miłe wrażenie - za
uważyła półgłosem. Poczuła, choć trwało to zale
dwie ułamek sekundy, sztywniejące ramię Nicka.
- Tak.
- Ruth nie jest w nim zakochana, to widać, ale
on też jej nie kocha. Myślę, że po prostu dobrze się
czują w swoim towarzystwie i są dobrymi kumpla-
94 TANIEC MARZEŃ
mi. - Ponieważ się nie odzywał, Lindsay przechyli
ła głowę i popatrzyła na niego. - Nick?
Bez trudu odczytał jej myśli.
- Ponosi cię wyobraźnia - mruknął.
- Znam ciebie. I znam Ruth.
- Bałbym się ją skrzywdzić.
- Też tak sobie pomyślałam - przyznała Lind
say. - Ale zaraz potem przyszło mi do głowy, że to
ona może cię zranić. Trudno jest, kiedy kocha się
was oboje.
Starał się zbagatelizować sprawę; wzruszył ra
mieniem, wsunął ręce do kieszeni i zaczął się prze
chadzać.
- Tańczymy razem, to wszystko.
- Akurat! - skwitowała Lindsay i nie bacząc na
jego groźną minę, kontynuowała: - Nie chcę przez
to powiedzieć, że jesteście kochankami, nic mi też
do tego, gdyby tak było. Ale kiedy się na was patrzy,
to jakby iskry leciały - dokończyła, pomimo że
piorunował ją wzrokiem.
- Więc czego chcesz? - zapytał. - Mam ci obie
cać, że nie zaciągnę jej do łóżka?
- Nie. Nie chodzi mi o obietnice ani nie zamie
rzam udzielać ci rad. Myślałam tylko, że ci pomogę,
gdybyś tego potrzebował.
Szybko złagodniał.
- Ona jest dzieckiem-mruknął.
- Jest kobietą - poprawiła go Lindsay. - Ruth
TANIEC MARZEŃ 95
ledwo zdążyła być dzieckiem. Kiedy ją poznałam,
była dojrzała pod wieloma względami.
- Może byłoby bezpieczniej, gdybym ją uważał
za dziecko.
- Posprzeczałeś się z nią!
Roześmiał się i spojrzał Lindsay w oczy.
- Pticzka, przecież zawsze się kłócę z moimi
partnerkami, czyż nie?
- To prawda - przyznała i postanowiła na tym
poprzestać. Zamiast wywierać na nim presję, wy
ciągnęła do niego rękę. - Sami przecież spieraliśmy
się i prowadziliśmy rozmowy na bardzo poważne
tematy.
- Na najpoważniejsze. - Nick ujął w obie dłonie
jej wyciągniętą rękę. - Chodź, pozwól, że cię zabio
rę do środka. Powinniśmy wspólnie świętować dzi
siejszy dzień.
- Czy zdążyłam ci powiedzieć, jaki byłeś dzisiaj
wspaniały i jak znakomity jest twój balet?
- Tylko jeden raz. - Ofiarował jej swój olśnie
wający, czarujący uśmiech. - Stanowczo za mało.
Wiesz, jak bardzo wielkie jest moje ego. - Od
uśmiechu aż mu się zrobiły na policzkach bruzdy.
- No więc powiedz, byłem cudowny?
- Tak cudowny, jak tylko cudowny potrafi być
Davidov - roześmiała się Lindsay, serdecznie go
obejmując.
- Tak, to stosowny komplement - stwierdził -
i nic lepszego nie mogłaś wymyślić.
96 TANIEC MARZEŃ
Ucałowała go.
- Tak się cieszę, że się nie zmieniłeś.
Odwrócili się oboje, kiedy otworzyły się drzwi
i stanął w nich Seth.
- No tak, przyłapał nas - stwierdził Nick, szcze
rząc zęby i nie wypuszczając z objęć Lindsay. - Te
raz twój architekt połamie mi obie nogi.
- Błagaj go zatem o litość - poradziła Lindsay,
uśmiechając się do Setha.
- Davidov ma błagać o litość? - Nick wzniósł
oczy do nieba i natychmiast puścił Lindsay. - Ta
kobieta jest szalona.
- Czasami jej się to zdarza - przyznał Seth - ale
ja biorę to pod uwagę. - Lindsay wzięła męża za
rękę. - Ludzie dopytują się o ciebie - zwrócił się do
Nicka.
- Jak długo się zatrzymacie? - zapytał Nick,
rzucając szybkie spojrzenie w kierunku sali.
- Tylko na noc - odparł Seth.
- Więc pożegnam się już teraz. - Wyciągnął rę
kę do Setha. - Do swidanja, prijatel. Jest ci czego
zazdrościć. Do swidanja, pticzka.
- Do zobaczenia, Nick.
Patrząc, jak wraca do sali, westchnęła tęsknie.
- Lepiej się czujesz? - zapytał Seth.
- Jak ty mnie dobrze znasz - rzekła półgłosem.
- A jak cię kocham! - wyszeptał, obejmując ją.
- Seth, to był uroczy wieczór.
- Nie żałujesz?
TANIEC MARZEŃ 97
Wiedziała, że ma na myśli jej karierę, wybór,
którego dokonała.
- Nie. Nie żałuję. - Uniosła twarz, a ich usta się
spotkały. Pocałunek był długi i gorący. Byli siebie
złaknieni. Przyciągając ją do siebie, jęknął z roz
koszy. Objęła go, wpiła palce w jego ramiona. Za
wsze jest tak jak za pierwszym razem, pomyślała.
Ilekroć mnie całuje, to jakby to był pierwszy raz.
- Seth - zamruczała. - Jestem bardzo, za bardzo
zmęczona, żeby zostać na przyjęciu.
- Hm. - Powędrował ustami w okolice jej ucha.
- To był długi dzień. Moglibyśmy się wymknąć do
naszego pokoju i trochę odpocząć.
- Dobry pomysł - odparła. - Moglibyśmy zamó
wić butelkę szampana, żeby wznieść toast za balet.
- Dwuipółlitrową butelkę - postanowił Seth. -
W końcu to był doskonały balet.
- O, tak. Moglibyśmy już nie wracać na przyję
cie, jak sądzisz?
- Jakie przyjęcie? - zapytał. Wziął ją pod ramię
i przeprowadził obok drzwi. - Po wschodniej stro
nie jest jeszcze druga para drzwi.
Lindsay zaśmiała się.
- Architekci zawsze wszystko wiedzą najlepiej
- powiedziała prawie szeptem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Już z końcem pierwszego tygodnia było wiado
mo, że „Czerwona róża" odniosła sukces. Każde
przedstawienie szło przy pełnej sali. Ruth czytała
recenzje. Wiedziała, że jest to punkt zwrotny w jej
karierze. Udzieliła szeregu wywiadów, koncentru
jąc się na promocji baletu, zespołu i siebie. Zależało
jej, żeby poświęcać jak najwięcej czasu na pracę
i wykonywać ją jak najlepiej. Wcale nie było łatwo
uporać się z uczuciami, skoro co wieczór tańczyła
z Nickiem.
Ruth mówiła sobie, że to są uczucia Carlotty; że
za bardzo wczuła się w tę rolę. Zakochać się w Da-
vidovie? To niemożliwe!
Jest zaabsorbowany baletem. Ona również. Inte
resują go wyłącznie przelotne fizyczne kontakty.
Ona pragnie uczuć - głębokich i trwałych. Przykład
własnych rodziców, a także Lindsay i Setha popsuł
ją, a zarazem zniechęcił do byle jakiego związku.
Nick był wymagający, samolubny i nieznośny -
żadna z tych cech nie kwalifikowała go w jej
TANIEC MARZEŃ 99
oczach na kochanka. Uważał ją za głupią i roman
tyczną.
Musiała to sobie przypominać po każdym przed
stawieniu, wtedy bowiem wrzała w niej krew, a na
miętność do niego rozpalała wnętrzności. Musiała
to sobie przypominać w czasie bezsennych nocy,
kiedy jej umysł był aż zanadto rozbudzony.
Spotykali się niemal wyłącznie na scenie, więc
gdy stawali ze sobą twarzą w twarz, pokusa wejścia
w role, które odtwarzali, była przemożna. Ilekroć
Ruth czuła, że jest bliska utraty tożsamości Carlotty
i że z trudem dystansuje się w stosunku do Nicka,
przywoływała na pamięć wszystkie jego najgorsze
wady. Miała swoje życiowe plany, zarówno za
wodowe, jak i osobiste. Wiedziała, że Nick jest
jedynym mężczyzną, który może jej w tym prze
szkodzić.
Uważała się za osobę samowystarczalną i nieza
leżną. Nic dziwnego, skoro nie miała normalnego
domu i wiodła nietypowe życie, bez utrwalonych
nawyków i niezbędnego poczucia stabilności
w dzieciństwie. Nie miała stałych towarzyszy za
baw dziecięcych, nauczyła się nie przywiązywać do
domów, które wynajmowali rodzice, ponieważ nig
dy w nich długo nie pozostawali. Jej mieszkanie
w Nowym Jorku było pierwszym miejscem, do któ
rego świadomie się przywiązała. Było jej własne
- kupione za pieniądze, które zarobiła, wypełnione
przedmiotami, które były dla niej ważne. Mieszkała
1 0 0 TANIEC MARZEŃ
tutaj od roku i już się przekonała, że świetnie sobie
sama radzi. Wierzyła w siebie - jako kobieta i jako
tancerka. Fakt, że Nick -jedyny na świecie - potra
fi podkopać jej wiarę w siebie, doprowadzał ją do
białej gorączki.
Na płaszczyźnie zawodowej mógł ją sprowoko
wać, i wówczas dawała z siebie wszystko, jak rów
nież - doborem słów albo wyrazem twarzy - onie
śmielić, wręcz sparaliżować. Również prywatnie
potrafił w niej wyzwolić najróżniejsze emocje.
Dziewczęce zadurzenia miała dawno za sobą. Od
lat jej namiętności i pasje koncentrowały się wokół
tańca. Mężczyźni, z którymi się umawiała, byli to
warzyszami, przyjaciółmi. Nick był premier dan-
seur,
nauczycielem Ruth i partnerem w zawodzie.
Aż dziwne, że jej uczucia do niego zmieniły się
i pogłębiły tak szybko.
Być może, zastanawiała się, byłoby prościej za
kochać się w kimś zupełnie obcym, niż poczuć na
gle pociąg do mężczyzny, którego znała i z którym
pracowała od lat.
Gdyby tylko chodziło o popęd fizyczny, dała
by sobie z tym radę. Ale w grę wchodziło zaanga
żowanie emocjonalne, i to ją niepokoiło. Jej
uczucia do Nicka były złożone i głębokie. Podzi
wiała go, była nim zafascynowana, doprowadzał
ją do szału i ufała mu bezgranicznie - jeśli cho
dzi o taniec.
Prywatnie, o czym dobrze wiedziała, mógłby ją
TANIEC MARZEŃ 1 0 1
stłamsić i zniszczyć - samą swoją osobowością.
Nie odpowiadała jej rola ofiary. Bała się, że miłość
oznacza zależność, a to z kolei prowadzi do utraty
kontroli.
- Daleko odpłynęłaś?
Ruth odwróciła się błyskawicznie i w drzwiach
garderoby zobaczyła Francie.
- Och, całe mile stąd - przyznała, przyłapana na
rozmyślaniach o Nicku. - Wejdź i siadaj.
Ruth zaczęła sczesywać włosy do tyłu, żeby je
ująć w koński ogon.
- Mmm - zaczęła dyplomatycznie. - Najdłuż
sze są piątki. Już na samą myśl o dwóch wystę
pach w ciągu jednego dnia czuję skurcze w no
gach.
- Siedem wywołań przed kurtynę na poranku to
nie w kij dmuchał. - Francie przycupnęła na pierw
szym z brzegu krzesełku. - Biedny Nick udziela
właśnie kolejnego wywiadu, tym razem reportero
wi z „New Trends".
Ruth skwitowała to półuśmieszkiem.
- Będzie niebywale czarujący, a jego akcent co
raz bardziej dziwaczny.
- Spasibo, czyli dziękuję - powiedziała Francie.
- Jedno z nielicznych znanych mi rosyjskich słów.
- Gdzieś się nauczyła?
- Och, trochę tego wkułam, sądząc, że oczaru
ję tym Nicka. Ale to było parę lat temu. - Uśmie
chając się szeroko, Francie wyjęła z kieszeni gumę
1 0 2 TANIEC MARZEŃ
do żucia. - Ale nic nie wskórałam. Śmiał się i od
czasu do czasu głaskał mnie po głowie. A ja, naiw
na, liczyłam na orkiestrę cygańską i na szał namięt
ności. Nick wydaje się zawsze zajęty, jeśli wiesz, co
mam na myśli.
- Tak. Nie wiedziałam, że interesujesz się Ni
ckiem w taki sposób.
- Kochana. - Francie spojrzała z politowa
niem na Ruth i uśmiechnęła się. - A która kobie
ta powyżej dwunastu lat by się nim nie zaintere
sowała? A poza tym wszyscy wiemy, że jestem
nienasycona w tej dziedzinie. - Roześmiała się
i wyciągnęła ramiona do sufitu. - Lubię męż
czyzn, i nie walczę z tym. - Opuściła ręce na ko
lana. - Właśnie skończyłam poważny związek
z dermatologiem.
- Och. Tak mi przykro!
- Niech ci nie będzie przykro. Mieliśmy dosko
nały ubaw. Zastanawiam się właśnie nad nowym
poważnym związkiem z aktorem, którego pozna
łam w zeszłym tygodniu. To Price Reynolds z „A
New Breed". - Ponieważ Ruth nie zareagowała,
Francie uściśliła: - Mydlana opera.
- Nie widziałam.
- Jest wysoki, barczysty i ciemnowłosy, i ma
senne spojrzenie. Może będzie tym właściwym.
- Dlaczego tak uważasz?
- Pocą mi się dłonie. - Widząc zdumienie na twa
rzy Ruth, roześmiała się. - Kiedy to prawda. Ale z to-
TANIEC MARZEŃ 1 0 3
bą ten numer by nie przeszedł. Nie zadowoliłaby cię
świadomość, że to może być ten właściwy mężczy
zna. Musiałabyś wiedzieć, że nim jest. W tym roku
byłam już dwa razy zakochana. W zeszłym co naj
mniej cztery albo nawet pięć. A ty ile razy byłaś
zakochana?
- Ja, prawdę mówiąc... - Nigdy, uświadomiła
sobie Ruth. Ani razu.
- Nie łam się. Nie byłaś zakochana, ponieważ
znasz tylko jedno znaczenie tego słowa. Gdy to
nastąpi, rozpoznasz to bezbłędnie. - Francie uśmie
chnęła się przyjaźnie. -I dlatego czujesz się bezpie
czna. Nie to co ja! Wiesz, czego chcesz, czego
pragniesz. Nie idziesz na łatwiznę.
- Ty nie czujesz się bezpieczna? Boże, nigdy
bym nie przypuszczała.
- Potrzebuję kogoś, kto będzie mi mówił, że
jestem ładna, zdolna, kochana. A tobie to niepo
trzebne. - Złapała oddech. - Gdy byłyśmy w corps,
wiedziałaś, że w nim nie zostaniesz. Nie miałaś
cienia wątpliwości. - Francie ponownie się uśmie
chnęła. - Nikt w to nie wątpił. A gdy spotkasz męż
czyznę, który będzie dla ciebie znaczyć tyle co
taniec, będziesz mieć wszystko.
Ruth posmutniała.
- Ale taki mężczyzna musiałby czuć to samo co
ja.
-Zawsze istnieje jakieś ryzyko. To tak jak z na
ciągniętym mięśniem. - Tym razem Francie uśmie-
1 0 4 TANIEC MARZEŃ
chnęła się od ucha do ucha. - Boli jak cholera, ale
nie przestajesz tańczyć. Widać, że jeszcze sobie nie
naciągnęłaś mięśnia.
- Masz dar do wynajdywania analogii.
- Filozofuję tylko z pustym żołądkiem - odparła
Francie. - Zjesz lunch?
- Nie mogę. Umówiłam się z Donaldem. - Ruth
zerknęła na zegarek. -I już jestem spóźniona.
- Baw się dobrze. George porywa mnie po wie
czornym przedstawieniu. Będziesz mogła rzucić na
niego okiem.
- George?
- George Middemeyer. - Wychodząc, Francie
uśmiechnęła się szeroko przez ramię. - To właśnie
doktor Price Reynolds. Jest neurochirurgiem, jego
małżeństwo się rozpada i ma wyrozumiałą kochan
kę, która prawdopodobnie jest w ciąży. Oczywiście
to dzieje się w filmie. Obejrzyj sobie jutro.
To mówiąc, wyszła. Ruth roześmiała się i chwy
ciła torebkę.
Bar, w którym miała się spotkać z Donaldem,
znajdował się dwie przecznice dalej. Musiała się
spieszyć. Była spóźniona dziesięć minut, a Donald
na pewno przyjdzie punktualnie.
Intensywne, ostre zapachy peklowanej wołowiny
i koszernych marynat powitały ją od progu. Ponie
waż minęła już pora lunchu, w barze nie było tłoku.
Zasiedziało się tylko parę osób. Dwóch starszych
TANIEC MARZEŃ 1 0 5
panów przy odległym stoliku grało przy resztkach
lunchu w szachy.
Ponad ich głowami wypatrzyła Donalda. Sie
dział tyłem do sali i palił. Lekko, pewnym krokiem
przeszła między rzędami malutkich stolików.
- Przepraszam za spóźnienie, Donaldzie. - Po
chyliła się, żeby go pocałować na dzień dobry. -
Coś już zamówiłeś?
- Nie. - Strzasnął popiół z papierosa. - Czeka
łem na ciebie.
Wyczuła, że coś jest nie tak. Jednak znając
Donalda, wolała się nie dopytywać. Jeśli ma jej coś
do powiedzenia, zrobi to w swoim czasie.
Rozejrzała się wokół, a stojący za kontuarem
pękaty mężczyzna w białym fartuchu poczłapał
w ich kierunku.
- Co podać?
- Sałatkę owocową i herbatę, proszę - odpowie
działa Ruth, uśmiechając się do niego.
- Pstrąga i kawę - zamówił Donald, nie patrząc
w jego stronę.
Pękaty mężczyzna, zanim poczłapał z powrotem,
wydał ledwo słyszalny dźwięk, przypominający
parsknięcie. Uśmiechając się szeroko, Ruth odpro
wadziła go wzrokiem.
- Byłeś tu kiedyś w porze lunchu? - zapytała
Donalda. - Istny dom wariatów. Szef bierze na ten
czas chłopca do pomocy, ale co z tego, skoro obaj
ruszają się w tym samym tempie? Adagio.
1 0 6 TANIEC MARZEŃ
- Rzadko jadam w podobnych miejscach - za
znaczył Donald, zaciągając się ostatni raz, zanim
zgniótł papierosa w popielniczce.
Ruth znowu wyczuła jakiś podtekst, ale nadal cze
kała.
- Na nic lepszego nie znalazłabym dzisiaj czasu,
Donaldzie. Ty też musisz mieć zwariowany dzień
i pewnie uwijasz się jak w ukropie, żeby zdążyć
z pokazem i wieczornym przyjęciem. - Powiesiła
torebkę na oparciu krzesła, po czym, podparłszy się
łokciami, pochyliła się do przodu. - Jak idzie?
W porządku?
- Chyba tak. Oczywiście, jak zawsze wszystko
na ostatnią chwilę. Parę pokłutych w pośpiechu
osób. Gwałtowne sprzeczki między moim głów
nym krojczym i główną szwaczką. Normalka.
- Ale ten pokaz jest dla ciebie dość ważny, nie
prawda? - Przechyliła na bok głowę, zdziwiona
bezosobowym, prawie obojętnych tonem jego
głosu.
- Tak, jest ważny. - Przykuł ją wzrokiem. - Dla
tego chciałbym, żebyś tam ze mną była.
Ruth wytrzymała jego spojrzenie, milknąc, gdy
z pewną typową dla tego miejsca nonszalancją sta
wiano przed nimi jedzenie.
Niespiesznie podniosła łyżeczkę, lecz nie tknęła
swojej sałatki.
- Wiesz, dlaczego nie mogę, Donaldzie. Już
o tym rozmawialiśmy.
TANIEC MARZEŃ 1 0 7
Wsypał do kawy kopiastą łyżkę cukru.
- Wiem również, że masz dublerkę. Mogłabyś
opuścić jedno przedstawienie.
- Dublerka jest na wyjątkowe sytuacje. Nie mo
gę wziąć wolnego wieczoru, dlatego że chcę pójść
na randkę.
- Ale tu nie chodzi o kino ani o pizzę - odparo
wał.
- Wiem, Donaldzie. Przyszłabym, gdybym
mogła.
- Nie zgodzę się, żebyś była nieobecna na otwar
ciu wieczoru.
- Zagrywasz nieczysto. - Ruth odstawiła filiżankę.
Patrząc na chłodny, stanowczy wyraz jego twarz, wie
działa, że już podjął decyzję. - Gdybyś ty miał po
kaz, który by kolidował z moim występem, nie zre
zygnowałbyś z niego, a ja nie oczekiwałabym tego
od ciebie.
- Po prostu brak ci dobrej woli.
Ruth pomyślała o przyjęciach, w których uczest
niczyła, i o obowiązkach, które spełniała, ponieważ
na to nalegał.
- Daję ci to, co mogę, Donaldzie. Kiedy zaczęli
śmy się spotykać, wiedziałeś, co jest dla mnie naj
ważniejsze.
Donald przestał mieszać kawę i odłożył łyżeczkę
na stół.
- To nie wystarczy - powiedział tak zimnym
1 0 8 TANIEC MARZEŃ
tonem, że Ruth poczuła skurcz w brzuchu. - Chcę,
żebyś dzisiaj ze mną była.
- Czy to ultimatum?
- Tak.
- Przykro mi, Donaldzie.- powiedziała cicho,
ale nie przepraszająco. - Nie mogę.
- Powiedz raczej, że nie chcesz - odrzekł.
- Nazwij to, jak wolisz - rzekła znużonym głosem.
- Zaproszę więc na dzisiejszy wieczór Ger-
maine.
Ruth popatrzyła na niego. Jego wybór świadczył
o pewnej przewrotności. Jego największa kon
kurentka może się okazać bardziej pomocna niż
jakaś tam tancerka.
- Ostatnio zapraszałem ją kilka razy - wyjaśnił.
- Kiedy byłaś zajęta.
- Rozumiem - odpowiedziała dyplomatycznie,
chociaż jego słowa zabolały ją.
- W ostatnim czasie coraz bardziej koncentru
jesz się na sobie. Liczy się tylko twój balet. W two
im życiu nie ma miejsca dla mnie, nie ma miejsca
dla żadnego mężczyzny. Bronisz się przed tym. Jes
teś skażona egoizmem, Ruth. Lekcja za lekcją,
a między tym próby i występy. Pochłania cię taniec,
na niczym innym ci nie zależy.
Początkowo była wstrząśnięta jego słowami,
a potem zdruzgotana. Sięgnęła za siebie po torebkę,
ale Donald chwycił ją za ramię.
- Jeszcze nie skończyłem. - Przytrzymał ją. -
TANIEC MARZEŃ 1 0 9
Stoisz godzinami przed tymi lustrami i co tam wi
dzisz? Ciało, które czeka, aż choreograf mu powie,
co ma robić. Czy zdarza ci się wykonać jakiś spon
taniczny, samodzielny ruch? Czy zdarza się, że od
czuwasz coś, co nie zostało zaprogramowane?
Z czym zostajesz, kiedy kończy się taniec?
- Proszę cię. - Zagryzała z całej siły wargi, żeby
powstrzymać łzy, ale na próżno. - Dość tego.
Spojrzał na nią, jakby ją dopiero zobaczył. Na
sekundę wstrzymał oddech, puścił jej ramię.
- A niech to, Ruth, przepraszam.
- Nie. - Jak oszalała potrząsnęła głową, odsunę
ła się z krzesłem i poderwała. - Ani słowa więcej.
- Błyskawicznie wybiegła za drzwi.
Parne letnie powietrze uderzyło ją jak obu
chem. Przez chwilę, oszołomiona, rozglądała się
na wszystkie strony, zanim skręciła w kierunku
studia.
W dzikim pędzie minęła morze obcych ludzi.
Przytyki Donalda wycelowane były w najczulszy
punkt - dotknęły ją do żywego. Czy rzeczywiście
stała się automatem? Pustym ciałem, kierowanym
poleceniami choreografów i muzyków? Czy tak
postrzegają ją ludzie z zewnątrz - jak balerinę na
pozytywce, kręcącą piruety, dopóki rozbrzmiewa
muzyka?
Zastanawiała się, ile było prawdy w jego wypo
wiedzianych w złości słowach.
Kiedy znalazła się w środku, zamknęła drzwi
1 1 0 TANIEC MARZEŃ
garderoby i oparła się o nie. Trzęsła się od stóp do
głów. Kilka uwag Donalda pozbawiło ją cech ludz
kich. Podeszła do lustra i zapaliła wszystkie światła.
Surowym, badawczym wzrokiem uważnie analizo
wała swoją twarz.
Czy poświęcenie się ukochanemu tańcowi uczy
niło z niej egoistkę, istotę jednowymiarową? Czy
rzeczywiście niezdolna jest do głębszych uczuć, do
stałego związku?
Ruth przycisnęła dłonie do policzków. Skóra
była delikatna, gładka, a zapach jej rąk kobiecy.
A ona sama? Zobaczyła przerażenie w oczach.
W którym miejscu kończy się tancerka, a zaczy
na kobieta? Wzdrygnęła się i odwróciła od włas
nego odbicia.
Zbyt wiele luster, olśniło ją nagle. W jej życiu
było zbyt wiele luster, straciła orientację, co na
prawdę odzwierciedlają. Jaka będzie za dziesięć
lat, gdy stanie w obliczu zmierzchu kariery? Czy
pozostaną jej tylko wspomnienia i wycinki pra
sowe?
Zamykając oczy, zmusiła się do kilku głębokich
oddechów. Nie ma czasu na wałkowanie problemu.
Spróbuje zastanowić się nad wszystkim po przed
stawieniu.
Teraz postanowiła zjeść lunch. Zeszła na dół do
kantyny, zamówiła jabłko i herbatę. Panująca tu
niemal rodzinna atmosfera podniosła ją trochę na
duchu. Narzekano na nadwerężone mięśnie, nie-
TANIEC MARZEŃ 1 1 1
możliwe do zatańczenia kombinacje choreograficz
ne, węża w kieszeni Nadine i na podejrzany stan
rury na piątym piętrze. Gdy wracała do garderoby,
czuła się już znacznie pewniej.
~ Ruth!
Z ręką na gałce drzwi odwróciła się przez ramię.
- Cześć, Leah. - Na widok eleganckiej blond
tancerki wykrzesała z siebie odrobinę entuzjazmu.
- Masz wspaniałe recenzje.
Gdy tylko Ruth otworzyła drzwi, nieproszona
Leah wpakowała się do garderoby. Masz ci los,
przecież ta dziewczyna tylko miesza i judzi! Czy
nie dość kłopotów jak na jeden dzień? - zafrasowa
ła się Ruth.
- Pochwały dotyczą całego baletu - zauważyła,
siadając na krześle przed toaletką, podczas gdy
Leah rozsiadła się w fotelu. - Ale w tym chyba nie
znajdziesz recenzji o balecie - powiedziała, spoglą
dając na brukową prasę w ręku Leah.
- Nigdy nie wiadomo, z czym mogą nagle wysko
czyć. - Uśmiechnęła się do Ruth, a następnie zaczęła
kartkować gazetę. — Na przykład widziałam tu
wzmiankę o twoim przyjacielu. Zaraz, gdzie to było?
- Urwała, przelatując wzrokiem artykuł. - O, jest. Do
nald Keyser - zaczęła cytować - czołowy projektant,
widywany ostatnio w towarzystwie swojej głównej
rywalki w zawodzie, Germaine Jones. Wtajemniczeni
mówią, że jego zainteresowanie baletem wyraźnie
zmalało. - Leah podniosła wzrok, układając usta we
1 1 2 TANIEC MARZEŃ
współczujący uśmieszek. - Jakie to świnie ci męż
czyźni, no nie?
Ruth wykazała maksymalne opanowanie.
- Pewnie.
- A zostać zmieszanym z błotem przez taką pra
sę! Czy to nie poniżające?
Ruth nagle się wyprostowała. Poczerwieniały jej
policzki.
- Mnie też obsmarowano - powiedziała ze spo
kojem graniczącym z determinacją - a wcale się
tym nie przejmuję.
- Ale on był tak cholernie przystojny - skomen
towała Leah, skrupulatnie składając gazetę. -
Oczywiście, wkrótce pojawi się ktoś inny.
- Czyżbym ci nie mówiła o Teksańczyku? -
Ruth zadziwiła samą siebie, ale nieruchomy, tępy,
a następnie zaciekawiony wyraz twarzy Leah skło
nił ją do kontynuowania mistyfikacji.
- Teksańczyk? Co za Teksańczyk?
- Och, staramy się z tym nie afiszować. - Ruth
zręcznie improwizowała. - Nie może ujawniać na
zwiska, zwłaszcza w prasie, dopóki nie dostanie
rozwodu. W grę wchodzą wielkie pieniądze, a jego
druga żona, jak się domyślasz, nie ułatwia mu spra
wy. - Ruth zdobyła się na niespieszny, porozumie
wawczy uśmiech. - Nie uwierzyłabyś, ile go to ko
sztuje. Zostawił jej willę na południu Włoch, ale
ona chce jeszcze zatrzymać jego kolekcję dzieł
TANIEC MARZEŃ 1 1 3
sztuki. A chodzi nie byle o co, bo o francuskich
impresjonistów!
- Rozumiem. - Laeh zmrużyła oczy, aż stały się
wąskie jak szparki u czającego się do skoku dra
pieżnika. - No, no, że też udało ci się utrzymać to
wszystko w tajemnicy!
- Jestem jak sfinks.
- Będziesz musiała uważać, żeby Nick za wiele
nie odkrył - ostrzegła ją Leah, przeciągając koniu
szkiem języka wzdłuż górnej wargi. - On naprawdę
nie znosi dziennikarskich brudów. A teraz, kiedy
finalizuje rozmowy na temat tego wielkiego pro
gramu w telewizji kablowej, będzie szczególnie
ostrożny.
- Programu? - powtórzyła jak echo Ruth.
- To ty nic nie wiesz? - Leah znowu wyglądała
na zadowoloną. - Zaprezentują oczywiście cały ze
spół, zwracając szczególną uwagę na głównych tan
cerzy. Oczywiście, ja tańczę Aurorę, może w wesel
nej scenie. Podejrzewam, że Nick zechce pokazać
pas de deux
z „Korsarza" i naturalnie jakiś frag
ment z „Czerwonej róży". Jeszcze sobie nie wybrał
partnerek. - Celowo zrobiła przerwę i uśmiechnęła
się. - Mamy bite dwie godziny transmisji. Nick jest
niesłychanie przejęty, chciałby je jak najlepiej wy
pełnić. - Patrząc na Ruth, przechyliła głowę. -
Dziwne, że ci o tym nie wspomniał. Może uważa,
że po napięciach ostatnich tygodni nie będziesz
w formie.
1 1 4 TANIEC MARZEŃ
Leah zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Nie przejmuj się, kochanie, za parę dni ogłosi
skład. Jestem pewna, że znajdzie coś dla ciebie.
- Rzuciła gazetę na fotel. - Więc na razie tańcz
najlepiej, jak umiesz! - powiedziała i wyszła, spo
kojnie zamykając za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Przez kilka długich minut Ruth siedziała bez ru
chu i wpatrywała się w zamknięte drzwi. Skąd Leah
może wiedzieć o tak niesłychanie ważnym przed
sięwzięciu, gdy tymczasem ona sama jest ciemna
jak tabaka w rogu? Chyba że Nick zamierza ją wy
kluczyć...
Mają swoje osobiste problemy, to prawda, ale od
strony zawodowej... Rzeczywiście, powiedziała
mu, że po tym balecie nigdy już z nim nie zatańczy.
Pamiętała własne słowa, wypowiedziane świado
mie w tamtej sytuacji. Ale czy to oznacza, że już
nikomu nie będzie partnerować? Czyżby Nick był
aż tak mściwy?
Ruth wiedziała, że jest dobrą tancerką. Czy Nick
mógłby ją odsunąć od występu z przyczyn osobis
tych? Odgrażała się, owszem. Zamknęła oczy i sta
rała się zapanować nad sobą. Zbierało się jej na
wymioty.
Od tamtego wieczoru prawie się do niej nie odzy
wał. Czy w taki właśnie sposób, ponieważ stwier
dziła, iż nie chce ani nie potrzebuje go jako partne-
1 1 6 TANIEC MARZEŃ
ra, chce ją ukarać? Czy pozwoli, żeby kto inny
tańczył Carlottę?
Nawet myśl o tym była nie do zniesienia. Niejed
nokrotnie mówiła sobie, że takie przywiązanie się
do roli jest czystym wariactwem. Jest wiele innych
kobiet mogących się wcielić w Carlottę; po prostu
ona była tą pierwszą. Ale przecież, o czym dobrze
wiedziała, odcisnęła swe piętno w wykreowaniu tej
roli, w nie mniejszym stopniu niż Nick. Włożyła
w to swoją duszę.
Kiedy otworzyła oczy, wzrok jej padł na pozosta
wiony na fotelu egzemplarz „Keyhole". Leah do-
pięła swego! Chciała ją dobić przed przedstawie
niem, i chyba jej się udało.
Tym bardziej że jeszcze brzmiały jej w uszach
pretensje Donalda. Teraz doszła obawa, że po wy
gaśnięciu angażu do „Czerwonej róży" Nick pozbę
dzie się jej z zespołu.
Na chwilę zakryła rękami twarz, starając się to
wszystko oddalić od siebie. Czeka ją występ, które
go nic nie może zakłócić. Jest tancerką. Przynaj
mniej tego jej nie odbiorą.
Niecałą godzinę później wyszła z garderoby, by
zrobić rozgrzewkę za kulisami. Wciąż roztrzęsiona,
próbowała zmobilizować całą zdolność koncentra
cji na odtwarzanej roli.
W innej sytuacji zostawiłaby Ruth Bannion za
sobą, w garderobie. Ale nie tym razem. Dzisiaj
TANIEC MARZEŃ 1 1 7
trudno jej będzie oddać żywiołową ufność i werwę
Carlotty.
Automatycznie rozluźniła mięśnie, starając się
zablokować na słowa Donalda i Leah, które
z uporem wdzierały się w jej myśli. Dźwięki do
strajającej się orkiestry przywołały ją do rzeczy
wistości.
Wszystko było nie tak - kostium, oświetlenie,
zawodzenie skrzypiec. Było jej zimno, czuła się
odrętwiała. Zapomniała, od czego ma zacząć wy
stęp, jakie ruchy wykonuje na początku.
Z garderoby wyszedł Nick. Odszukał ją wzro
kiem. Był to nawyk, którego nie mógł się pozbyć
i który go złościł. Denerwowała go nawet najmniej
sza oznaka własnej słabości, a Ruth Bannion stawa
ła się jego słabością. Poza sceną była chłodna jak
jesień, zaś na scenie gorąca jak lato. Ta huśtawka
emocji zżerała mu nerwy, a przecież nie mógł sobie
na to pozwolić.
Niełatwo sobie radzić z pragnieniem, którego
temperatura nie maleje, zwłaszcza gdy na co dzień
Ruth okazywała mu obojętność, po czym, gdy znaj
dowali się na scenie, prowokowała go i podniecała,
kusząc swoim ciałem. Przy żadnej kobiecie nie
przeżywał tylu wzlotów i upadków naraz.
Choć nie widział jej twarzy, dostrzegł jej napięte
plecy. Jakby jej ciało wołało o pomoc.
- Ruth.
Na dźwięk jego głosu ramiona jej zesztywniały.
1 1 8 TANIEC MARZEŃ
Powoli, starając się zachować naturalny wyraz twa
rzy, odwróciła się ku niemu.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nic. - Miała nadzieję, że nie zauważy sztucz
ności jej głosu. Nie cofnęła się, gdy ujął ją za pod
bródek i uważnie badał jej twarz. Pod makijażem
jej skóra była blada, oczy pociemniałe i pełne nie
szczęścia.
- Jesteś chora? - Gdyby posłyszała troskę w je
go głosie, zemdlałaby z wrażenia.
-Nie.
- Więc się otrząśnij. Zaraz wychodzisz na scenę.
Jeżeli się pokłóciłaś ze swoim przyjacielem, łzy
odłóż na potem.
Usłyszał, jak gwałtownie wciąga powietrze, zo
baczył, jak w jej oczach pojawia się hardy wyraz.
- Zatańczę, nie martw się. Nikt, kogo wyzna
czyłeś na moje miejsce, nigdy nie zatańczy tej roli
lepiej ode mnie.
- O czym ty mówisz? - Nick zmrużył oczy i za
cisnął palce na jej ramieniu.
- Daj spokój. - Szarpnęła się i wyrwała. - Je
stem już dostatecznie zdołowana, więc mi nie do
kładaj.
Gdy jeszcze w ostatniej chwili głos jej się zała
mał, sklęła samą siebie i podeszła do kulisy, by
zaczekać na swój sygnał. Wzięła długie, wyrównu
jące oddechy i, maksymalnie jak mogła, zmusiła
się, by przestać myśleć.
TANIEC MARZEŃ 1 1 9
Taniec otwierający balet nie wypadł jej najlepiej.
Stojąc znowu za kulisami, pocieszała się tym, że
jedynie najwytrawniejsze oko dopatrzy się usterek.
Pod względem technicznym jej ruchy były bez za
rzutu, ale przecież doskonale wiedziała, że tancerz
musi dać z siebie więcej niż może ciało. Po prostu
dzisiaj jej umysł i serce nie podążały za nią. Nie
możność dania z siebie wszystkiego wstrząsnęła
nią bardziej, niż przypuszczała.
Wyszła po raz drugi i już po chwili tańczyła ra
zem z Nickiem.
- Włóż w to odrobinę życia - zażądał cicho, kie
dy kręciła podwójny piruet. Podniósł ją do arabeski.
- Tańczysz jak robot.
- Chyba tego właśnie chcesz - syknęła. Jete,
jete, arabesque
i powrót w jego ramiona.
- Złość się, wściekaj -szepnął, podnosząc ją zno
wu. - Nienawidź mnie, ale myśl o mnie. O mnie.
Trudno było myśleć o czymś lub o kimś innym.
Wystarczyło spojrzeć na wyraz jego oczu. Nerwy
Rum były napięte do granic wytrzymałości. Nie
panowała nad emocjami. Przestraszyła się, że może
jest chora. Jeszcze nigdy nie modliła się w duchu,
by dotrwać do końca przedstawienia. Rozsadzało
jej głowę, walczyła ze słabością. Kiedy kurtyna
opadła, Ruth dosłownie zawisła na Nicku.
- Powiedziałaś, że nic ci nie jest. - Przytrzymy
wał ją za ramiona. - Dasz radę wyjść do publiczno
ści?
1 2 0 TANIEC MARZEŃ
- Tak. Oczywiście. - Próbowała wydostać się
z jego uścisku. Udaremnił jej wysiłki, po czym, gdy
popatrzyła na niego, dając do zrozumienia, że jego
zachowanie nie ma sensu, puścił ją i wziął za rękę.
Ciężka kurtyna tłumiła oklaski. Nick skinął gło
wą i technicy podnieśli zasłonę. Rozległy się ogłu
szające brawa. Dla Ruth hałas był nie do zniesienia.
Kłaniała się, podtrzymywana świadomością, że ten
najdłuższy dzień wreszcie dobiega końca.
- Wystarczy - wydał krótką komendę Nick, kie
dy z drugiej strony kurtyny rozległa się seria kolej
nych braw. Zaczął prowadzić Ruth w stronę lewej
kulisy.
- Nick. - Zdezorientowana, chciała zaprotesto
wać, albowiem jej garderoba mieściła się po prze
ciwnej stronie.
- Panna Bannion jest chora - rzucił kierowniko
wi sceny, gdy go w pośpiechu mijali. - Wraca do
domu. Nikogo dzisiaj nie przyjmie.
- Nick, ja tak nie mogę - zaprotestowała. - Mu
szę się przebrać.
- Później. - Siłą wepchnął ją do windy. - Poje
dziemy na górę, do mojego gabinetu. - Wcisnął
guzik i drzwi się zamknęły. - Musimy porozma
wiać.
- Nie mogę. - Czuła narastającą panikę. - Nie
chcę.
- Na razie się uspokój. Cała się trzęsiesz.
Ponieważ wiedziała, że z nim nie wygra, poddała
TANIEC MARZEŃ 1 2 1
się i gdy opuścili windę, pozwoliła mu się prowa
dzić. Na piętrze panował mrok, nie było tu żywej
duszy. Bezbłędnie zlokalizował drzwi swojego ga
binetu. Popchnął ją do środka, zapalił światła, po
czym, zamykając drzwi, przekręcił zamek.
- Siadaj - rzucił zwięźle, podchodząc do ni
skiej, dekoracyjnej szafki, która służyła za barek.
Ruth rzadko tutaj bywała. Gabinet ukazywał in
ny aspekt Nicolaia Davidova - tancerza i choreo
grafa. Tu była jego kwatera dowodzenia. Stąd per
traktował i zdobywał fundusze niezbędne na utrzy
manie zespołu. Bez trudu mogła sobie wyobrazić,
jak siedzi za potężnym, dębowym starym biurkiem
i roztaczając wdzięk, wyczarowuje dolary od spon
sorów. Czyż nie słyszała na własne uszy uwagi
Nadine, że Nick jest równie cenny dla zespołu za
biurkiem, jak na scenie?
Wdzięk. Charyzma. Ten szczodry, serdeczny
uśmiech, któremu nie można się oprzeć i powie
dzieć „nie". Tak, to jest wrodzony talent, podobnie
jak talent do podwójnych obrotów w powietrzu.
A także styl. Czym bowiem byłby talent pozbawio
ny stylu? Davidov ma jedno i drugie w nadmiarze.
Rozejrzała się po imponującym gabinecie, z za
bytkowymi, gustownymi meblami i głębokimi,
skórzanymi fotelami. Ile tysięcy dolarów rozpoczę
ło swą podróż z tego pomieszczenia? Wyjęte z wy
łożonych jedwabiem kieszeni poszły na rekwizyty,
kostiumy, oświetlenie. Ile elegancki wielbiciel bale-
1 2 2 TANIEC MARZEŃ
tu zapłacił za jej kostium, który ma w tej chwili na
sobie?
- Powiedziałem: siadaj.
Krótkie polecenie Nicka przerwało tok jej myśli.
Odwróciła się, ale nie zdążyła powiedzieć słowa,
gdy siłą posadził ją na sofie. I znowu wiedziała, że
z nim nie wygra. Ani się obejrzała, jak wetknął jej
do ręki kieliszek wypełniony w jednej czwartej
brandy.
- Pij - rozkazał i wrócił do barku, żeby nalać
sobie, następnie usiadł obok niej i patrzył. Uniesie
niem brwi ponowił rozkaz. Ruth posłusznie umo
czyła usta w trunku.
Trwał tak, nie spuszczając z niej oczu, a wokół
panowała niczym niezmącona cisza. Ruth wypiła
kolejny łyczek, koncentrując całą uwagę na rysie
w drewnie jego biurka.
- No więc mów - padła komenda.
- Nie mam nic do powiedzenia.
- Ruth, wiesz, że czasami jestem cierpliwym
człowiekiem. Ale nie tym razem.
- Cieszę się, że mnie oświeciłeś. - Ruth dopiła
brandy, po czym odstawiła kieliszek. - W każdym
razie, dziękuję za drinka. - Jeszcze nie zaczęła się
podnosić, kiedy stalowymi palcami chwycił ją za
nadgarstek.
- Nie igraj z losem - ostrzegł ją delikatnie i nie
puszczał, sącząc jednocześnie drinka. - Odpo
wiedz. Teraz.
TANIEC MARZEŃ 1 2 3
- Może mogłabym najpierw o coś zapytać? -
Starała się zachować swobodny ton głosu, ale zdra
dzał ją bijący pod jego palcami szybki i nierówny
puls.
- Co się z tobą dzisiaj dzieje?
- Wysiadłam trochę.
- Dlaczego?
- Mam podły nastrój. Czasami mi się to zdarza.
- Bez skutku próbowała uwolnić rękę. Łatwość,
z jaką jej to uniemożliwił, była ze wszech miar
irytująca. - Czy już nie mam prawa do prywatno
ści? - zapytała. - Do żadnych osobistych przeżyć?
- Masz, pod warunkiem, że nie kolidują z twoją
pracą.
- Nie mogę tańczyć jak automat. - Zapiekły żal
i złość, nad którymi starała się panować, dały o so
bie znać. Błyszczały jej oczy. - Nie jestem tylko
samym ciałem, które tańczy, kiedy ktoś zagra. Och,
wypuść mnie stąd! - Jeszcze raz szarpnęła rękę.
- Nie chcę z tobą rozmawiać.
Jakby tego nie słysząc, odstawił kieliszek.
- Kto ci to wszystko nakładł do głowy? - Wziął
ją za ramiona i na wypadek, gdyby chciała się od
wrócić, przytrzymał twarzą do siebie. - Twój proje
ktant?
Chociaż potrząsnęła przecząco głową, zdradził ją
wyraz twarzy.
Nick rzucił cicho rosyjskie przekleństwo. Jesz
cze mocniej ścisnął jej ramiona.
1 2 4 TANIEC MARZEŃ
- Popatrz na mnie - wycedził. - Czy nie masz
dość własnego rozumu, żeby odróżnić mądrość od
bzdury?
- Powiedział, że jestem pozbawiona uczuć -
wyrzuciła z siebie, powstrzymując łzy, od których
zachrypł jej głos, a wzrok zaszedł mgłą. - Że moje
życie, moje emocje złożyłam na ołtarzu baletu, bez
którego... - Urwała i potrząsnęła głową.
- Co on może wiedzieć? - obruszył się Nick.
- Nie jest tancerzem. Skąd może wiedzieć, co my
czujemy? Czy wie, na czym polega różnica między
skokiem a wybiciem? - Tu padło kolejne, krótkie,
lecz dosadne przekleństwo. - Jest zazdrosny. Chce
cię usidlić.
- Chce więcej, niż mogę mu dać ~ sprostowała
Ruth. -I ma do tego prawo. Mnie naprawdę na nim
zależy, ale... - Obiema rękami odgarnęła włosy
z twarzy.
- Nie kochasz go - dokończył Nick.
- Nie. Nie kocham. Może po prostu nie jestem
zdolna do tego rodzaju uczuć. Może on ma rację,
a ja...
- Przestań! - Potrząsnął nią znowu, mocniej niż
przedtem. Podrywając się na równe nogi, mrucząc
coś po rosyjsku, wielkimi krokami zaczął przemie
rzać pokój. - Tylko ktoś głupi może uwierzyć w po
dobne rzeczy. Czy dlatego, że nie kochasz tego
mężczyzny, pozwalasz sobie wmawiać, że nie jesteś
prawdziwą kobietą? - Mruknął coś z niesmakiem
TANIEC MARZEŃ 1 2 5
i zwrócił się w jej stronę. - Co się z tobą dzieje?
Gdzie twój duch? Twój temperament? Gdybyś ode
mnie usłyszała coś podobnego, walczyłabyś, prote
stowała, nie godząc się z tym!
Ruth przycisnęła palcami skronie i jeszcze raz
próbowała wszystko przemyśleć.
- Ale ty byś mi nigdy czegoś takiego nie powie
dział.
- Nie - padła spokojna odpowiedź. Podszedł do
niej. - Nie, ponieważ cię znam i rozumiem, co
w tobie tkwi. W nas wszystkich zresztą. - Ujął jej
rękę i splótł z nią palce. - Ty żyjesz w swoim świe
cie, a twój projektant w swoim. Gdyby między wa
mi była miłość, potrafiłabyś żyć w jednym i dru
gim.
Ruth chwilę milczała, analizując to, co usłyszała.
- Chciałabym - rzekła półgłosem. - Przynaj
mniej spróbowałabym, ale...
- Nie. Żadnych ale. One mnie męczą. - Opadł
z powrotem na sofę. - Więc toczysz bój ze swoim
projektantem, a on wygaduje bzdury. Czy to dosta
teczny powód, żebyś była taka blada i słaba?
- A jak mam się czuć, wiedząc, że mam już
następczynię? - warknęła Ruth. - Mam się nie
przejmować, gdy na godzinę przed podniesieniem
kurtyny ktoś mi macha przed nosem egzemplarzem
„Keyhole", rozpisującym się o jego nowym związ
ku?
- „Keyhole"? - Nick skrzywił się, gubiąc wą-
1 2 6 TANIEC MARZEŃ
tek. - Co to takiego „Keyhole"? Ach, - przypo
mniał sobie, zanim Ruth go uświadomiła. - Ta idio
tyczna gazeta z okropnymi zdjęciami?
- Idiotyczna gazeta spekuluje, dlaczego Donald
Keyser stracił zainteresowanie dla baletu.
- Aha. I on ci to przyniósł do garderoby?
- Nie, nie on... - Ruth urwała, zaalarmowana
groźnym wzrokiem Nicka, który z sekundy na
sekundę stawał się coraz bardziej złowrogi. -
Zresztą to nieważne; jestem głupia, że tak tym się
dałam zdołować.
- Zaczekaj. - Ten rozkaz aż ją zmroził. - Kto to
taki? - Teraz dostała gęsiej skórki. - Kto ci przy
niósł gazetę przed występem?
- Nick, ja naprawdę...
- Zadałem ci pytanie. - Podniósł się z miejsca.
- To karygodne, żeby członek zespołu celowo wy
prowadzał z równowagi inną osobę tuż przed wy
stępem. Nie pozwolę na to.
- I tak ci nie powiem. Nie, nie powiem - powtó
rzyła kategorycznie, widząc zapalające się w jego
oczach złe ogniki. - Sama powinnam z tym sobie
poradzić. I tak zrobię w przyszłości. W każdym ra
zie był ktoś jeszcze poza Donaldem, kto mnie dzi
siaj dobił.
Ruth nie chodziło o to, by za wszelką cenę chro
nić Leah, nie chciała tylko nikogo narażać na nie
kontrolowany wybuch złości Davidova. Wiedziała,
że potrafi być brutalny.
TANIEC MARZEŃ 1 2 7
- Kto?
- Nie powiem ci. Nie mogę. Po prostu nie mogę
- rzekła półgłosem, patrząc na niego niemal błagal
nym wzrokiem. - Jest coś znacznie ważniejszego,
co musimy ustalić.
Niemal znieruchomiał. Kontrolował się, jego
twarz prawie nic nie wyrażała. Cokolwiek myślał,
zachował to dla siebie. Czuła, że się wycofuje.
- Co takiego? - odezwał się w końcu, a serce
Ruth zaczęło walić jak szalone.
- Chyba najpierw wypiję jeszcze jedną brandy
- zdobyła się na odwagę.
Czekała, że może będzie zły, że odmówi znie
cierpliwionym tonem, tymczasem po chwili waha
nia sięgnął po oba kieliszki i podszedł z nimi do
baru. W pokoju było cicho jak makiem zasiał.
Wzięła kieliszek, który jej podał, i wypiła łyczek.
Nabrała dużo powietrza w płuca.
- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu?
Kieliszek Nicka zatrzymał się w drodze do jego
ust.
- Coś ty powiedziała?
Tym razem zapytała bardziej stanowczym to
nem:
- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu?
- Czy wyglądam na idiotę? - odpowiedział py-
taniem na pytanie.
Jego głos brzmiał tak naturalnie i rozbrajająco,
że uśmiechnęła się.
1 2 8 TANIEC MARZEŃ
- Nie, Davidov.
- Choroszo. Dobrze, że choć raz się zgadzamy.
- Machnął ręką ze złością. - A skoro, jak ustalili
śmy, nie jestem idiotą, dlaczego miałbym zwalniać
z zespołu moją najświetniejszą balerinę?
Ruth osłupiała.
- Nigdy mi tego wcześniej nie mówiłeś - wy
szeptała.
- Czego?
Niewiarygodne! I on jeszcze o to pyta?
- Odkąd sięgam pamięcią, chciałam tańczyć -
zaczęła, tłumiąc nerwowy śmiech, po którym przy
szła kolej na łzy. - Przez te wszystkie lata wyciska
łam z siebie siódme poty, pracowałam ponad siły.
Robiłam to dla siebie, dla tańca i dla ciebie. I nie
usłyszałam od ciebie ani jednego takiego słowa jak
dzisiaj. - Westchnęła. - Po takim dniu, po tym nie
udanym występie, stoisz tu sobie i jak gdyby nic
mówisz, że jestem najświetniejszą baleriną, jaką
masz! - Otarła łzy. - Tylko ty, Nikolai, mogłeś wy
brać taką chwilę.
Choć nie słyszała, kiedy do niej podszedł, nie
zdziwiła się, gdy jego ręce spoczęły na jej ramio
nach.
- Jeżeli nie powiedziałem tego wcześniej, to
błąd. Ale przecież wiesz, że na ogół nie przykładam
większego znaczenia do słów.
Dotknął palcami jej włosów, patrząc, jak błysz
czą w świetle.
TANIEC MARZEŃ 1 2 9
- Jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie puszczę cię.
Serce Ruth na chwilę zamarło. Po czym, nagle,
jakby gdzieś uderzył piorun, zaczęło jej huczeć
w uszach. Przecież mówimy o zespole, uprzyto
mniła sobie. Wyłącznie o tańcu. Odwróciła się.
- Zastąpisz mnie kimś w Carlotcie w nagraniu
dla telewizji?
- Dla telewizji? - powtórzył. Wytężał umysł, co
mu się od czasu do czasu zdarzało, gdy chciał sfor
mułować myśl w poprawnej angielszczyźnie. -
Chodzi ci o kablówkę? - Odczytując odpowiedź
w jej oczach, kontynuował: - Ależ to jeszcze nie
jest sfinalizowane, jak więc bym mógł... ? - Zatrzy
mał się. - A więc to to miałaś na myśli tuż przed
występem. I, jak sądzę, wiadomość pochodzi od tej
samej osoby, która ci podrzuciła „Doorknob"?
- „Keyhole" - poprawiła, ale on tylko zaklął.
Domyśliła się, że był to jakiś szczególnie szkaradny
rosyjski zwrot.
- To jest niedopuszczalne. Nie pozwolę, żeby
moi tancerze dokuczali sobie i podgryzali jeden
drugiego! A teraz słuchaj: o tym, jakie mam plany
i kogo zamierzam obsadzić, ja sam zadecyduję! Je
żeli wybiorę ciebie do Carlotty, będziesz Carlottą.
- Powiedziałam, że nie zatańczę już z tobą - za
częła Ruth.-Ale...
- Mało mnie obchodzi, co powiedziałaś - wark
nął. - Jeżeli powiem, że masz ze mną tańczyć, to
zatańczysz. Nie masz tu nic do gadania.
1 3 0 TANIEC MARZEŃ
- Chyba mam prawo decydować o własnym ży
ciu - warknęła, równie wściekła jak on.
- Możesz odejść albo zostać, to prawda - przy
znał. - Ale jeśli zostaniesz, będziesz robić to, co ja
ci powiem.
- Jeszcze mi nic nie powiedziałeś - przypo
mniała mu. - Dowiaduję się o twoich wielkich pla
nach na niecałą godzinę przed podniesieniem kurty
ny. Od tygodni ze mną nie rozmawiasz.
- Bo nie miałem ci nic do powiedzenia. Nie
mam czasu, by gadać po próżnicy.
- Jesteś arogancką, obrzydliwą świnią! Daję
z siebie wszystko w tym balecie. Dla ciebie wypru
wam z siebie flaki. Jeśli więc sądzisz, że poddam
się bez walki, że pozwolę, aby kto inny zatańczył tę
rolę, to bardzo się mylisz. Po prostu jesteś głupi!
I mało mnie obchodzi, czy to będzie dwuminutowe
pas de deux,
czy cały balet. On jest mój! To jest mój
balet!
- Tak sądzisz, malutka? - Ton jego głosu był
zwodniczo łagodny.
- Nie sądzę, tylko wiem - odwarknęła. - I nie
nazywaj mnie malutką. Jestem kobietą, a Carlotta
jest moja, dopóki nie przestanę jej tańczyć. - Złapa
ła trochę powietrza i ciągnęła: - Będę tu jeszcze
długo tańczyć, nawet gdy ty już przestaniesz być
księciem Stefanem.
- Jesteś tego pewna? - Delikatnie ujął ręką jej
szyję, lekko ją ściskając. Gest ten uciszył nieco jej
TANIEC MARZEŃ 1 3 1
złość. - Czyżbyś zapomniała, miłaja, kto jest auto
rem baletu? Kto ułożył choreografię i kto cię obsa
dził w roli Carlotty?
- Nie. A ty nie zapominaj, kto ją tańczy!
- Masz śliczną, smukłą szyję-powiedział szep
tem. Dotykał jej palcami i pieścił. - Nie prowokuj
mnie, bo jeszcze ci ją złamię.
- Jestem zbyt wściekła, żebyś mógł mnie prze
straszyć, Davidov. Chcę usłyszeć jasną odpowiedź;
Zatańczę Carlottę w telewizyjnym programie czy
nie?
Wędrował wzrokiem po jej rozwścieczonej twa
rzy.
- Dowiesz się w swoim czasie. Jeszcze prawie
przez tydzień tańczysz tę rolę na scenie. O dalszych
planach porozmawiamy później. - Kiedy ze zło
ści prychnęła, uniósł tylko brew. - Masz teraz do
datkową motywację. Może mi oddasz w tańcu serce
i duszę!
- Że też ty zawsze potrafisz się wykpić! - Za
częła się odwracać, ale ją zatrzymał.
Powoli, jakby z pewnym namysłem, pochylił się,
a jego usta znalazły się tylko o kilka centymetrów
od jej ust. Po długiej, zapierającej dech w piersi
chwili zbliżył się do nich jeszcze bardziej. Słyszał,
jak wciąga powietrze. Czuł pod ręką jej szybko
bijący puls, ale nie wpił się w nią i nie wywierał
presji.
Pieszczotliwie wodził koniuszkiem języka po jej
1 3 2 TANIEC MARZEŃ
wargach, aż się rozchyliły i zaprosiły go do środka.
Wcześniej nie całował jej z taką uwagą i tęskną
czułością. A czy takiej czułości można się oprzeć?
Wcześniej pocałunkowi towarzyszyły podniecenie
i żar, a także odrobina strachu. Teraz czuła jedynie
beztroską przyjemność.
Skubnął zębami jej dolną wargę, zatrzymując się
na krawędzi bólu, po czym zamiast zębów posłużył
się językiem. Poczuł silny zapach scenicznego ma
kijażu, a także potu zmieszanego ze smakiem bran
dy. Bezsilna i jakby w stanie nieważkości Ruth po
zwoliła opaść głowie do tyłu, zapraszając i jedno
cześnie wystawiając Nicka na pokusę.
Długo trwali w tym pocałunku, kiedy nagle za
czaj ją od siebie odsuwać. Otworzyła ociężałe po
wieki i popatrzyła na niego. Wyczytał w jej oczach,
że jest jego. Wystarczyło tylko opuścić ją na sofę
albo pociągnąć na podłogę. Byli sami, ona zaś była
gotowa i pragnąca. Mógłby ją nadal smakować,
spijać tę błogą, nieskażoną słodycz, która go pod
niecała.
- Malutka - powiedział szeptem, zdejmując rę
kę z jej szyi, żeby ją pogłaskać po policzku. - Jadłaś
coś dzisiaj?
- Jadłam? - powtórzyła bezmyślnie.
- Tak, pytam o jedzenie. - W jego głosie za
brzmiała nutka zniecierpliwienia. - Co dzisiaj jad
łaś? - wyartykułował.
TANIEC MARZEŃ 1 3 3
- Ja... - W głowie miała kompletną pustkę. -
Nie wiem...
- A kiedy ostatnio jadłaś stek?
- Stek? - Rum przeciągnęła ręką po włosach.
- Przed laty - stwierdziła, śmiejąc się nerwowo.
- Chodź, musisz zjeść coś solidnego. - Wyciąg
nął rękę. - Zabieram cię na kolację.
- Nick, ja nic z tego nie rozumiem. - Zdezorien
towana, udała, że nie widzi jego wyciągniętej ręki,
aż ujął jej obie dłonie i pociągnął w stronę drzwi.
- Masz pięć minut na przebranie się.
- Nick. - Będąc przy drzwiach, zatrzymała się
jeszcze i popatrzyła uważnie na niego. - Czy kiedy
kolwiek cię zrozumiem?
Na to pytanie tylko uniósł i opuścił brwi.
- Jestem Davidov - oświadczył i uśmiechnął się
szeroko. - Czy to nie wystarczy?
Zaśmiała się nerwowo.
- Aż nadto - odrzekła. - Aż nadto...
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kolacja z Davidovem była przyjemna, choć nie
wiele wyjaśniła. Patrząc wstecz, Ruth doszła do
wniosku, że w ogóle nie rozmawiali o balecie. Po
szaleńczej jeździe taksówką przez miasto, która
najwyraźniej sprawiła mu radość, Nick odprowa
dził ją do drzwiami jej mieszkania, pocałował
w pośpiechu, choć namiętnie, i zostawił.
Spała do rana jak zabita i obudziła się dopiero na
dzwonek budzika. Emocjonalna huśtawka i obfite
jedzenie okazały się doskonałym środkiem nasen
nym.
Dzień toczył się jak zwykle. Choć nie mogła
doczekać się odpowiedzi na dręczące ją pytania, na
tyle znała Nicka, by wiedzieć, że szybko nie zaspo
koi jej ciekawości. Im bardziej będzie na niego
naciskać, tym mniej wskóra.
Gdy zaprogramowany na dwa tygodnie cykl
przedstawień „Czerwonej róży" dobiegł końca,
Ruth musiała się uporać z uczuciem zawieszenia
w próżni, które następowało po okresie intensyw
nej pracy i skończonym angażu. Znała ten stan,
wiedziała również, że przez jakiś czas, dopóki Nick
TANIEC MARZEŃ 1 3 5
nie wyznaczy jej innej roli, nie będzie sobie mogła
znaleźć miejsca.
Po ostatnim przedstawieniu, żegnając się z ko
stiumem Carlotty, Ruth czuła się tak, jakby utraciła
jakąś część samej siebie. Nie miała ochoty na przy
jęcie z udziałem całego zespołu, choć wiedziała, że
wypadałoby się tam choć na chwilę pokazać.
Towarzystwo będzie hałaśliwe, pomyślała. Żad
nego szampana, podjęła szybką decyzję, usuwając
makijaż. Tylko duża szklanka mleka i cała torebka
kruchych ciasteczek, wyłącznie dla mnie. Najwyżej
podzielę się z Niżyńskim. Wciągnęła dżinsy. Żad
nego użalania się nad sobą, wyłącznie obżarstwo!
- Proszę! - zawołała, słysząc pukanie do drzwi.
Akurat wciągała podkoszulek, gdy Francie wsunęła
głowę do środka.
- Dlaczego się ukrywasz? - zapytała. - Towa
rzystwo jest już przy szampanie.
- Zamierzam się wymknąć - odparła Ruth, ła
piąc torebkę.
- Och, nie, nie rób tego. - Francie była jeszcze
w kostiumie i w scenicznym makijażu. Odęła war
gi. - Chcę, żebyś poznała mojego neurochirurga.
- Dzisiaj nie mogę. - Ruth posiała przyjaciółce
szeroki uśmiech i mrugnęła porozumiewawczo. -
Mam bardzo poważne plany.
- Oho! - Francie ze zrozumieniem przeciągnęła
słowo. - Dlaczego go nie przyprowadzisz?
- Nie dzielę się z nikim - odpowiedziała jej
1 3 6 TANIEC MARZEŃ
Ruth. Westchnęła przeciągle, jakby myślami była
już daleko stąd. - Jest mój i tylko mój.
- No, no! - Zdumienie Francie nie miało granic.
-Jaki on jest?
- Znakomity. - Ruth nie mogła się doczekać,
kiedy znajdzie się za drzwiami. -Absolutnie znako
mity.
- Widziałam go? - zawołała Francie, na co Ruth
tylko się zaśmiała i wypadła za drzwi.
Dwie godziny później siedziała w fotelu u siebie
w salonie. Niżyński rozciągnął się jak długi u jej
stóp, brzuchem do góry, przednie łapy ułożone jak
do walki, gotowe zadać lewy sierpowy.
Ziewnęła. Wyświetlany w telewizji stary film nie
przyciągnął jej uwagi. Mimo wszystko była zado
wolona, że wymknęła się z przyjęcia. Nie czułaby
się tam dobrze. Tłok, śmiechy i stale te same żarty,
jak zawsze w zgranej grupie, jeszcze by ją tylko
dobiły, podczas gdy odrobina samotności podniosła
ją na duchu. Pomyślała, że skorzysta z wolnego
czasu i jutro kupi sobie coś bezużytecznego. Po
szpera w antykwariatach i może kupi nożyczki do
przycinania upalonego knota świecy albo jakieś sta
re pudełeczko.
Zamknęła oczy i przeciągnęła się zmysłowo.
A może warto by urwać się na parę dni i zobaczyć
z Lindsay i z Sethem? Skrzywiła się, gdy jej myśli
pobiegły ku Nickowi.
Jego spokojny, delikatny pocałunek rozbroił ją
TANIEC MARZEŃ 1 3 7
do reszty. Przez ostatnie dni starała się nie myśleć
o nim, koncentrując się na sprawach zawodowych.
Mówiąc szczerze, nie poszła na przyjęcie z jego
powodu.
Chciała go. I choćby nie wiedzieć ile razy w cią
gu ostatnich dni i tygodni odpędzała od siebie tę
myśl, nie zmieniło to w niczym faktu, że go prag
nie. Ależ tak - pragnie go jeszcze bardziej! Z tym
pragnieniem i tęsknotą jeszcze jakoś sobie radziła,
natomiast wszelkie poważniejsze myśli powodowa
ły zamęt w jej głowie.
- Jestem zanadto zmęczona, żeby o tym myśleć
- powiedziała do kompletnie nie zainteresowanego
jej przeżyciami Niżyńskiego. - Idę do łóżka.
Kiedy nie drgnął i nie okazał cienia zaintereso
wanie jej pomysłem, przeszła nad nim, by wyłączyć
telewizor. Zostawiając okruszki ciasteczek na rano,
w drodze do sypialni pogasiła wszystkie światła.
Nick wpatrywał się w ciemne okna mieszkania
Ruth. Jest pierwsza w nocy, więc na pewno śpi.
Gdybym miał trochę oleju w głowie, też bym spał,
zgromił siebie.
Wsunął ręce do kieszeni i zaczął iść. Nie masz tu
nic do roboty, Davidov, mruknął pod nosem. Sam
wiesz najlepiej. Dająca się we znaki chłodna noc
przypominała o prawdziwym początku jesieni.
Chroniąc się, wtulił głowę w ramiona. Przychodząc
tutaj, robi z siebie idiotę. Co też, idąc do niej i mija-
1 3 8 TANIEC MARZEŃ
jąc kolejne przecznice, powtarzał sobie niezliczoną
ilość razy.
Gdyby była na przyjęciu, mógłby choć na nią
popatrzeć... O Boże, pomyślał z desperacją, prze
cież już dawno minął czas, gdy wystarczało mu
samo patrzenie. Najgorsze były noce, kiedy bywał
bliski szaleństwa, a żadna inna kobieta nie mogła
mu jej zastąpić. Pragnął Ruth.
He to już trwa? - zapytywał siebie, nie zwracając
uwagi na mijające go w zawrotnym tempie policyjne
wozy i wyjące syreny. Miesiąc, rok? Pięć łat? Czy już
wtedy, w studiu Lindsay, kiedy po raz pierwszy zoba
czył Ruth przy drążku? Przecież już wtedy skręcał się
z pożądania. Dobry Boże, miała wówczas zaledwie
siedemnaście lat!
Skąd mógł wiedzieć, że kiedy ją pocałuje, za
smakuje w niej bez reszty? Albo że ona zareaguje
tak na niego? Jakby tylko na niego czekała! Skąd
mógł wiedzieć, że widok tego drobnego szczupłego
ciała będzie go prześladować w dzień i w noc?
Nawet gdy z nią tańczył, myśl, by ją posiąść,
stopić się z nią, nie dawała mu spokoju, aż doszedł
do wniosku, że chyba oszaleje. Zaczął się oddalać.
Zatrzymał się, odwrócił. Boże, jakże jej pragnie!
Teraz, zaraz. W tę noc.
Dobijanie się w drzwi poderwało ją i sprawiło, że
usiadła na łóżku jak automat. Co jej się śniło? Nick?
Potrząsnęła głową, żeby oprzytomnieć. Właśnie
TANIEC MARZEŃ 139
wyciągała rękę po budzik, kiedy walenie zaczęło się
od nowa. Spuściła nogi z łóżka i sięgnęła po szla
frok.
- Już idę! - zawołała, spiesząc się tym bar
dziej, im głośniej i natarczywiej stukano. Narzu
cając po drodze szlafrok, przebiegła przez pogrą
żone w mroku mieszkanie. - Na miłość boską,
sąsiedzi się pobudzą! - Zerknęła przez judasza,
zamrugała z niedowierzania i jeszcze raz zerknę
ła. Zaczęła niezdarnie zdejmować łańcuch, gdy
Nick znowu zastukał.
Kiedy otworzyła drzwi, popatrzyli na siebie zdu
mionym wzrokiem. Była zdezorientowana śladami
gniewu w jego oczach. Splątana masa jej włosów
spadała na narzucony w pośpiechu szlafrok. Miała
zaróżowione od snu policzki i ciężkie powieki.
Nick postąpił krok naprzód, wiedząc, że wkracza na
zakazany teren.
- Chcę ciebie.
Wystarczyły te dwa proste słowa, wypowiedzia
ne spokojnie, choć szorstko, by serce Ruth zamarło
na chwilę. Zanim się zorientowała, co robi, wyciąg
nęła ku niemu ramiona.
Przywarli do siebie ciałami, ustami. Pożądanie
było przemożne, a pocałunek żarliwy - długi,
desperacki. Jego granicząca z szaleństwem dzikość
porwała Ruth. Poczuła, jak ręka Nicka chwyta jej
włosy i w jakiejś furii odciąga jej głowę do tyłu.
Oderwał wargi, po to tylko, by sięgnąć głębiej. Była
1 4 0 TANIEC MARZEŃ
w tym szczypta brutalności, tak jakby jednym poca
łunkiem chciał zaspokoić wszystkie pragnienia.
- Chcę ciebie. Boże, aż za bardzo!
Ruth tak kurczowo uchwyciła się jego swetra, że
zabolały ją palce.
- Nie może być za bardzo - wyszeptała i wciąg
nęła go do środka.
Zamknęła drzwi i odwróciła się ku niemu.
Z przejęcia zaschło jej w gardle; Dostrzegła jego
rozterkę i próbę zapanowania nad sobą. Nie tego
od niego chciała! Nie dzisiaj! Chciała, by go
poniosło. Jakże silna i jednocześnie obezwład
niająca była jej potrzeba poczucia na sobie jego
dotyku. Powoli, nie w pełni świadoma swoich
reakcji, Ruth podniosła rękę, by zsunąć z ramion
szlafrok. Gdy upadł bezgłośnie na podłogę, sta
nęła przed Nickiem naga.
- Kochaj mnie -powiedziała półgłosem.
Nie mógł się jej oprzeć. Usłyszała tylko jego
głuchy jęk, kiedy wziął ją w ramiona. Usta miał
gorące, a dłonie szorstkie i zaborcze. Czuła, jak
bardzo jej pożąda.
Posuwając się w kierunku sypialni, Ruth zdarła
z niego sweter. Gdzieś w korytarzu ściągnęła mu go
przez głowę i rzuciła na podłogę.
Gdy znaleźli się w drzwiach sypialni, niezdarnie
szarpała zamek jego dżinsów. Gdy wsunęła palce
pod pasek, poczuła, jak wciąga brzuch i usłyszała
chrapliwe, stłumione rosyjskie słowa, gdy kąsał jej
TANIEC MARZEŃ 1 4 1
ramię. Miał szczupłe biodra i gorącą skórę. Kiedy
go dotykała, wpił palce w jej plecy.
- Mileńkaja - powiedział, śmiejąc się gardło
wym głosem; - Pozwól mi zdjąć buty.
- Nie mogę. - Nie było czasu. Pożądanie było
silniejsze. Już i tak długo czekała. - Połóż się ze
mną. - Pociągnęła go w stronę łóżka. - Weź mnie
teraz, Nick. Oszaleję, jeśli tego nie zrobisz.
Po chwili Nick leżał na niej. Słyszała, jak gwał
townie bije mu serce, jaki ma nierówny oddech.
Dotarło do niej również, że wchodząc w nią, drży.
Przejęła inicjatywę. Jej ciało znało swoje potrzeby,
choć mózg nie ogarniał tego ogromu wrażeń. To
czuła się silna, to słaba i wyczerpana. Nick leżał na
niej z twarzą w jej włosach.
- Słodki Boże, Ruth - szepnął, ciężko oddycha
jąc. -Nietknięta. Nietknięta, a ja cię biorę jak zwie
rzę! - Zsunął się z niej, chwytając się za włosy.
Kiedy usiadł, Ruth widziała tylko zarys jego piersi
i ramion, a także błysk jego oczu. - Powinienem
mieć więcej oleju w głowie. To niewybaczalne;
Musiało cię boleć.
- Nie. - Czuła się zamroczona i oszołomiona,
ale nie było w tym bólu. - Nie.
- Źle się stało.
- Chcesz powiedzieć, że żałujesz tego?
- Tak, na Boga!
Choć ją mocno zranił tą odpowiedzią, spokojnie
zapytała:
1 4 2 TANIEC MARZEŃ
- Dlaczego?
- To chyba oczywiste, prawda? - Wstał. - Przy
chodzę tutaj w środku nocy i zaciągam cię do łóżka,
nie okazując najmniejszego... - zawahał się, szu
kając słowa.
- Zaciągasz mnie do łóżka? - powtórzyła Ruth.
- I oczywiście, ja nie mam z tym nic wspólnego,
nic do powiedzenia! - Uklękła na pościeli i odrzu
ciła do tyłu włosy. Dostrzegł błysk gniewu w jej
oczach. - Ty zarozumiały ośle! Kto kogo zaciągnął
do łóżka? Wyjaśnijmy sobie pewne fakty, Davidov.
To ja otworzyłam drzwi, ja powiedziałam ci, czego
pragnę, ja cię rozebrałam. Więc nie zachowuj się
tak, jakbyś to wszystko sam wymyślił. Jeśli żału
jesz, że kochałeś się ze mną, to zabieraj się stąd
i znikaj. - Grzmiała tak, że nawet nie zdążył otwo
rzyć ust. - Ale nie zasłaniaj się tym, że byłam dzie
wicą. Byłam dziewicą, ponieważ tak chciałam. I sa
ma wybrałam czas, żeby to zmienić. To ja ciebie
uwiodłam, a nie ty mnie! - zakończyła rozgorącz
kowana i wściekła.
- No, ładnie mnie załatwiłaś - odezwał się po
dłuższej chwili.
Parsknęła śmiechem. Była zła i zraniona, i nadal
dygotała.
- Skończmy już z tym.
Znowu podszedł do łóżka, dotknął jej włosów.
Bywają sytuacje, pomyślał, kiedy łatwiej mówić po
TANIEC MARZEŃ 1 4 3
rosyjsku. W rodzinnym języku potrafiłby precyzyj
niej wyrazić to, co czuje.
- Ruth, czasami, gdy jestem wytrącony z rów
nowagi, nie wyrażam się dość jasno. - Przerwał na
chwilę, szukając odpowiednich słów. - Nie żałuję,
że kochałem się z tobą, bo pragnąłem tego od bar
dzo dawna. Żałuję tylko i jest mi przykro, że twoje
pierwsze doświadczenie w miłości pozbawione by
ło romantyzmu. - Ujął w dłonie jej twarz i podniósł
ją, by widzieć jej oczy. - W taki sposób nie wpro
wadza się niewinnej osoby w tajniki rozkoszy, które
kobieta i mężczyzna mogą razem przeżywać.
Patrzyła na niego uważnie. Teraz, gdy jej
wzrok przyzwyczaił się do ciemności, widziała
wyraźniej. Jego twarz była blada, ale oczy żywe
i zapalczywe. Poczuła powracające miłe ciepło.
Uśmiechnęła się.
- Jest jakiś inny sposób? - zapytała przewrot
nie.
Wodził palcem wzdłuż krawędzi jej policzków,
podbródka.
- Bardzo wiele.
- Sądzę, że winien mi jesteś to pokazać. - Obję
ła go za szyję. - Teraz.
-Ruth...
- Teraz - powtórzyła i wpiła się w jego usta.
Wydał dźwięk podobny do jęku i ponownie zato
pił się w jej smaku. Odwlekał pocałunek, podnieca
jąc ją wargami, zębami, językiem. Ruth poczuła
1 4 4 TANIEC MARZEŃ
znowu, jak krew zaczyna w niej szybko krążyć.
Delikatnie ujął w dłonie jej piersi. Były małe, twar
de i gładkie. Ich czubeczki były naprężone, a on
leciutko je muskał, aż usłyszał jej przyspieszony
oddech.
Szeptał jej do ucha słowa, które dla niej nic nie
znaczyły. Ale ich brzmienie i jego nierówny, ciepły
oddech obezwładniały. Wsunął rękę pod jej plecy,
podtrzymując ją, gdy klękała na łóżku. Drżała już,
ale on nadal tylko podniecał ją wargami - czekając,
wciąż czekając. Powoli, z niespotykaną uwagą
i czułością, zaczął rozniecać w niej ogień. Odkrył
jej najwrażliwsze miejsce - po wewnętrznej stronie
ud. Powracał tam po wielekroć. Gdy popieścił trój
kąt między jej nogami, jej ciałem wstrząsnął
dreszcz i mocniej przycisnęła jego rękę. A po chwi
li pogrążyli się w pocałunku.
Jej oddech był niczym krzyk. Kiedy ją przygniótł
swoim ciężarem, jęknęła i wypowiedziała jego
imię.
- To jeszcze nic, miłaja - wyszeptał, delektując
się zapachem i smakiem jej szyi. - Czeka nas jesz
cze dużo, dużo więcej.
Kiedy pieścił jej pierś, na przemian traciła od
dech i jęczała. Mocniej przycisnęła go do siebie,
nieświadoma pobudzającego rytmu, w jakim jej
ciało poruszało się pod nim. Sięgnął wargami po jej
drugą pierś, tym razem porażając ją od stóp do
TANIEC MARZEŃ 1 4 5
głów. Wołała go, nieświadoma mczego, pogrążona
w cudownych, nieznanych doznaniach.
Wędrował ustami coraz niżej i niżej, a jego dło
nie nadal dotykały jej piersi, jeszcze ciągle gorą
cych i wilgotnych od jego warg. Prowadził ją, kie
rował, jak niegdyś prowadził w takt muzyki, ustala
jąc tempo ich prywatnego pas de deux. I znów był
twórcą, a ona tancerką, poruszającą się zgodnie
z jego wizją. Była pojętną uczennicą. Oddaną
i podporządkowaną mu bez reszty.
Otworzyła się na niego, a gdy w nią wszedł, ła
komie sięgnął po jej usta. Poruszał się w niej powo
li, nie zważając na własne, trudne do opanowania
potrzeby. Brał ją tak, jakby przed sobą miał całe
życie delektowania się tą najwyższą rozkoszą.
Trwali tak złączeni, aż oboje byli bliscy szaleństwa.
Wówczas poprowadził ich na sam szczyt.
Wyczerpana, cudownie obolała, Ruth leżała wto
piona w niego, z głową na jego piersi. Od czasu do
czasu głaskał jej włosy, nawijając ich końce na
palce. Pod jej uchem jego serce biło mocno i miaro
wo. Zza okna nie wpadała nawet smuga światła.
W pokoju było ciemno, ciepło i cicho.
To jest to, na co czekałam, pomyślała sennie. Oto
kres mojej izolacji. Poznał moje wszystkie sekrety.
Dałam mu dzisiaj wszystko, co dotąd przechowy
wałam w sobie.
Westchnęła.
1 4 6 TANIEC MARZEŃ
- Nie odchodź teraz - wyszeptała, zamykając
oczy. - Nie odejdziesz?
Przez chwilę panowała cisza, ich własna osobista
cisza.
- Nie - powiedział czule. - Nie odejdę.
Uszczęśliwiona Ruth wtuliła się w niego i niemal
natychmiast zasnęła.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Niżyński wskoczył na łóżko, domagając się swo
jego śniadania. Przez chwilę wytrzeszczał zdumio
ne ślepia na Nicka, po czym spokojnie rozpoczął
wędrówkę po jego nogach, brzuchu, aż zatrzymał
się na klatce piersiowej. Czując ucisk, Nick poru
szył się i otworzył oczy prosto na kota.
Przyglądali się sobie w milczeniu. Nick wyciąg
nął rękę i usłużnie podrapał kota za uchem.
- Jak się masz, prijatiel, zdaje się, że nie masz
nic przeciwko mojej obecności?
Niżyński wyprężył grzbiet, przeciągnął się, a na
stępnie wyciągnął jak długi na piersi Nicka. Nie
przestając drapać kota za uchem, Nick odwrócił
głowę w stronę Ruth.
Spała wtulona w niego. Właściwie to on trzymał
ją w takiej pozycji. Jej rozrzucone, gęste włosy
przykrywały niemal całą poduszkę. Oddech był
równy i głęboki, wargi lekko rozchylone. Wygląda
ła niewiarygodnie młodo - zbyt młodo jak na tę
dziką namiętność, jaką zademonstrowała. Wyglą
dała jak śpiąca królewna, choć wiedział, że z tern-
1 4 8 TANIEC MARZEŃ
peramentu jest bardziej Carlottą niż Aurorą. Bar
dziej pasował do niej ogień niż kwiat. Pochylił się,
żeby ją pocałować.
Obudziła się roznamiętniona, z ciałem gotowym
do pieszczot. Westchnęła, przywarła do niego, gdy
wprawną i pewną ręką wyruszył w cudowną podróż
po jej ciele. Unieruchomiony między nimi Niżyński
głośno wyraził swoją dezaprobatę.
Ruth zaśmiała się ochrypłym głosem, a Nick za
klął.
- Domaga się swojego śniadania - wyjaśniła
Ruth.
Miała jeszcze zaspane oczy, kiedy uśmiechnęła
się do Nicka. Tytułem próby podniosła rękę i potar
ła jego podbródek.
- Zawsze chciałam to zrobić - wyjaśniła. - Z sa
mego rana, po przebudzeniu, dotknąć męskiego za
rostu.
Nick przesunął rękę, żeby popieścić jej pierś.
- Wolę coś delikatniejszego. Twoje usta - uści
ślił, pochylając głowę i muskając je. - Są takie deli
katne i takie ciepłe.
Niżyński powędrował do góry i wsunął łeb mię
dzy ich głowy. Nick popatrzył na niego, złowrogo
mrużąc oczy.
- Moja sympatia do tego stworzenia maleje
z każdą chwilą.
- On dba o punktualność - wyjaśniła Ruth. -
Zawsze mnie budzi, zanim budzik zaczyna dzwo-
TANIEC MARZEŃ 1 4 9
nić. - Jakby na potwierdzenie jej słów rozległo się
ciche i jednostajne brzęczenie zegara. - Widzisz?
- Roześmiała się, kiedy Nick sięgnął ponad nią
i wcisnął przycisk. - Co chcesz najpierw? - zapyta
ła. - Prysznic czy kawę?
Ponownie pochylił się nad nią, a jego uśmiech
był leniwy i kuszący.
- Co innego chodzi mi po głowie.
- Lekcja - przypomniała mu i szybko wymknę
ła się z łóżka.
Patrzył na nią, gdy naga podeszła do szafy i wy
ciągnęła szlafrok. Była szczupła i smukła jak trzci
na, o długich nogach, pozbawiona bioder - chłopię
ca figura przy bardzo kobiecym sposobie porusza
nia się. Kiedy wsunęła rękę w głąb szafy, dostrzegł
niewielki rowek między jej piersiami. Szlafrok roz
sunął się na niej, założyła więc poły i zawiązała
pasek. Odwróciła się do niego z uśmiechem.
- No więc? - zapytała, wyciągając długie włosy
spod kołnierza szlafroka. - Chcesz kawy?
- Jesteś śliczna - wyszeptał.
Ręce Ruth zawahały się na węźle paska. Zastana
wiała się, czy kiedykolwiek przywyknie do tonu
głosu Nicka i do wyrazu oczu. Wiedziała, co by
było, gdyby wróciła do łóżka. I znowu poczuła roz
koszne mrowienie, jak gdyby jego ręce już wędro
wały po jej ciele. Niżyński miauknął.
- Skoro wstałam pierwsza - powiedziała, pa
trząc z wyrzutem na kota - pierwsza wezmę prysz-
1 5 0 TANIEC MARZEŃ
nic. Ty możesz przygotować kawę. - Mknąc do
łazienki, zawołała jeszcze przez ramię: - Nie zapo
mnij nakarmić kota.
Odkręciła kran i rozebrała się. Czy rzeczywiście
powinno mi być tak dobrze? - zapytywała samą
siebie, związując włosy na czubku głowy. Czy to
w porządku, że budząc się przy nim, traktuję to jak
coś naturalnego? Bez odrobiny onieśmielenia czy
zażenowania?
Weszła do kabiny i odkręciła kran, lejąc na siebie
gorący, mocny strumień.
Ale wiedziałam, że to będzie on. Jakoś zawsze to
wiedziałam. Potrząsając głową, sięgnęła po mydło.
Chyba zwariowałam. Skąd mogłam to wiedzieć?
Namydliła się i snuła rozważania. Jedli razem posił
ki między lekcjami i próbami. Bywali na tych sa
mych przyjęciach. Ale poza tym nigdy niczego nie
planowali i nie umawiali się na konwencjonalne
randki.
Czy tak miało być? - zastanawiała się. Na pewno
dzisiejsza noc nie była czymś typowym w ich
związku. Nick widywał ją ociekającą potem, prze
klinającą i wściekłą, widywał ją też płaczącą. Ma
sował jej obolałe łydki i stopy. Ale znała go tylko na
tyle, na ile on sam jej pozwalał.
Zakręciła wodę. Jest jeszcze za wcześnie, doszła
do wniosku, żeby się aż tak głęboko zanurzać
w swoich odczuciach. Wiedziała, że nie obejdzie
się bez bólu, ale też nie zamierza go szukać na siłę.
TANIEC MARZEŃ 1 5 1
A Nick może jej zadać ból. O tym także zawsze
wiedziała.
Wytarła się. szybko, włożyła z powrotem szlafrok
i weszła do sypialni. Słyszała Nicka rozmawiające
go w kuchni z Niżyńskim. Uśmiechnęła się i sięg
nęła do szafy po trykot i rajtuzy. Było coś absolut
nie naturalnego i prawidłowego w niosącym się po
niedużym mieszkaniu głosie Nicka. Wiedziała, że
kot jest bardziej zajęty swoim śniadaniem niż kon
wersacją, ale i tak więź między nimi została nawią
zana. A przecież tyle razy, gdy go rano karmiła
i przemawiała doń czule, okazywał kompletny brak
zainteresowania!
Nick wszedł do sypialni z dwoma parującymi
kubkami w rękach. Był nagi. Miał wspaniałe ciało
- szczupłe i umięśnione od trudów swojego zawo
du. Wmaszerował do pokoju, jak gdyby nigdy nic.
Inny mężczyzna wciągnąłby dżinsy, pomyślała
Ruth. Ale nie Davidov.
- Uważaj, jest gorąca - uprzedził, stawiając
kubki na komodzie, a następnie biorąc w ramio
na Ruth. - Jak ładnie pachniesz - zamruczał, wą
chając jej szyję. - Twój zapach towarzyszy mi
wszędzie.
Kłuł ją brodą. Zaśmiała się od tych łaskotek.
- Muszę się ogolić, tak?
- Tak - przytaknęła, odwracając głowę i doma
gając się pocałunku. - Nie przypominam sobie, by
kiedykolwiek Davidov pojawił się nieogolony na
1 5 2 TANIEC MARZEŃ
lekcji. -Pocałowali się znowu. Powędrował rękami
do jej bioder i przyciągnął ją bliżej.
- Masz brzytwę? - zapytał, zbliżając wargi do
jej ucha.
- Hm, w szafce z lekarstwami. - Powędrowała
palcami do góry, wzdłuż jego kręgosłupa. Kiedy ją
ugryzł w koniuszek ucha, wydała stłumiony pisk.
- Golenie może poczekać.
- Pójdziesz do domu po ubrania? - zapytała,
gdy znikał w łazience.
- Mam trochę rzeczy w gabinecie. - Usłyszała
lejącą się wodę. -I nową brzytwę.
Biorąc prysznic, śpiewał po rosyjsku. Kiedy we
szła do łazienki, by umyć zęby, przyłapała się na
tym, że nuci mu do wtóru.
- Co to znaczy? - zapytała z pełnymi ustami
pasty.
- To dawna pieśń. I tragiczna. Najlepsze rosyj
skie pieśni są stare i tragiczne.
- Byłam kiedyś z rodzicami w Moskwie. - Ruth
wypłukała zęby. - Było pięknie... stare budowle,
śnieg. Czasami musisz za tym tęsknić.
Nie zdążyła wrzasnąć, kiedy ją chwycił i wciąg
nął pod prysznic.
- Nick! - Oślepił ją strumień wody, próbowała
się wyrwać. Wszystko, co miała na sobie, kleiło się
i oblepiało ją. - Zwariowałeś?
- Chciałem cię prosić, żebyś umyła mi plecy
TANIEC MARZEŃ 1 5 3
- wyjaśnił, przyciągając ją do siebie. - A teraz chy
ba mam lepszy pomysł.
- Umyć ci plecy! - Zaczęła się z nim szarpać.
- Chyba zauważyłeś, że jestem już ubrana.
- Och, naprawdę? - Uśmiechnął się zniewalają
co. - To nic. Poradzę sobie. - Zsunął z jej ramion
przemoczony trykot, unieruchamiając jej ręce.
- Już brałam prysznic. - Zaśmiała się, udając
złość i nadal szarpiąc się z nim.
- Więc skorzystaj z mojego. Jak wiesz, jestem
hojnym i wielkodusznym człowiekiem.
Wpił się w jej usta, a woda lała się na nich nie
przerwanie.
- Nick. - Wędrował po niej rękami, stopniowo
zsuwając z niej ubranie. - Mamy lekcję. - W końcu
przestała walczyć.
- Mamy czas - wyszeptał, wzdychając głęboko,
kiedy dotarł do jej piersi. - Nadrobimy go.
Ściągnął z niej rajtuzy.
Arabesque, pirouette, arabesque, pirouette.
Ruth podniosła się z ławki i zaczęła ćwiczyć. Pa
dały polecenia. Jak zawsze obowiązywał surowy
rygor. Pot lał się strumieniem. Codziennie, siedem
razy w tygodniu, przerabiali te same podstawowe
kroki. Zawodowcy. Lekcje, w równym stopniu co
baletki i rajtuzy, stanowiły część życia zawodowe
go tancerza.
Od najwcześniejszych lat wbijano im do głowy
1 5 4 TANIEC MARZEŃ
najdrobniejsze szczegóły. Kto dostrzeże dwa niedu
że kroczki przed jete? Wyłącznie tancerz.
Trzeba nieustannie regulować i doprowadzać
mięśnie do harmonii. Ciało musi być zawsze goto
we do wykonania najbardziej karkołomnych frag
mentów tańca. Piąta pozycja. Plis. Nawet jeden
dzień przerwy może spowodować, że ciało odmówi
posłuszeństwa. Port de bras. Ramiona i dłonie mu
szą wiedzieć, co robić. Nieprawidłowy czy niedo
pracowany ruch może wybić z uderzenia, popsuć
wrażenie. Attitude. Wytrzymać pozycję- raz, dwa,
trzy, cztery...
- Dziękuję.
Lekcja zespołu dobiegła końca. Ruth poszła po
ręcznik. Wycierając pot z szyi, marzyła o prysz
nicu.
- Ruth.
Podniosła wzrok na Nicka. On także był spo
cony. Wokół opaski na głowie wiły się wilgotne
włosy.
- Spotkamy się na dole. Za pięć minut.
- Za pięć minut? Coś się stało?
- Stało? - Uśmiechnął się, po czym nachylił się
i pocałował ją, zapominając o innych członkach ze
społu. - Co mogłoby się stać?
- Chyba nic. - Odrobinę zakłopotana, popatrzy
ła na niego z niewyraźną miną. - Więc co?
- Nie masz na dzisiaj żadnych planów,,- To
było stwierdzenie, nie pytanie. - Sprawdziłem, że
TANIEC MARZEŃ 1 5 5
i ja też nic nie mam. - Pochylił się bliżej. - Zabawi
my się.
- Zabawimy?
- Nowy Jork jest bardzo rozrywkowym mia
stem, prawda?
- Tak słyszałam.
- Za pięć minut - powtórzył i odszedł.
Patrząc za nim, Ruth zmrużyła oczy.
- Piętnaście.
- Dziesięć - zgodził się Nick, nie zatrzymując
się.
Ruth złapała torbę i pomknęła pod prysznice.
Po niecałych dziesięciu minutach zeszła na dół
odświeżona, ubrana w dżinsy i luźny, fiołkoworó-
żowy sweter. Swobodnie puszczone włosy pasowa
ły do jej nastroju. Nick już czekał, niecierpliwił się,
zabijając czas rozmową z dwoma solistami.
Widząc Ruth, odszedł od nich.
- Spóźniłaś się - rzekł z wyrzutem i zaczął ciąg
nąć ją w stronę drzwi.
- Ani trochę. Jestem punktualna co do minuty.
Na ulicy panował ogłuszający hałas. Gdzieś z le
wej drogowcy zdzierali chodnik, a świdrujący war
kot potężnego pneumatycznego młota było słychać
wszędzie. Tuż przed nim, z potwornym piskiem,
zahamowały dwie taksówki. Kierowcy odkręcili
okna i klęli na czym świat stoi. Strumień pieszych
płynął obok, jak gdyby nigdy nic. Z okna po prze-
1 5 6 TANIEC MARZEŃ
ciwnej stronie jezdni dochodziły ostre, drażniące
ucho dźwięki punk rocka.
- Rozrywkowe miasto, nie ma co! - Wziął Ruth
pod rękę i patrząc na nią, uśmiechał się od ucha do
ucha. - Dzisiaj należy do nas.
Ruth jakby nagle dech odjęło. Nic, ani całe lata
ich znajomości, ani szalone, przyprawiające
o zawrót głowy kochanie się, nie zrobiło na niej
tak oszałamiającego wrażenia, jak to porozumie
wawcze, skierowane tylko do niej, serdeczne
spojrzenie.
- Dokąd... dokąd idziemy? - wykrztusiła, z tru
dem dochodząc do siebie.
- Gdziekolwiek bądź - odparł Nick i przyciąg
nął ją do siebie, by stopić się z nią w pocałunku.
- Wybieraj. - Ponieważ lekko się zachwiała, przy
trzymał ją mocniej, a ona roześmiała się.
- Tędy! -postanowiła, odrzucając głowę w prawo.
Lato odeszło nagle, jakby z dnia na dzień.
Chłodne powietrze ułatwiało chodzenie, a zda
niem Ruth przeszli wiele mil. Zaglądali do gale
rii sztuki i do antykwariatów z książkami, szpe
rając i tłocząc się tu i ówdzie, i nic nie kupując.
Usiedli na brzegu fontanny i obserwowali mija
jące ich tłumy, popijając gorącą herbatę osłodzo
ną miodem.
W Central Parku przyglądali się wyciskającym
z siebie siódme poty ludziom uprawiającym jog
ging i karmili gołębie. Tyle było do zobaczenia!
TANIEC MARZEŃ 1 5 7
U Saksa Ruth przymierzyła całą masę wspania
łych futer, a Nick siedział i obserwował.
- Nie. - Potrząsnął głową, gdy pokazała się
w długich do bioder niebieskich lisach. - Niedo
brze.
- Niedobrze? - Z błogim wyrazem twarzy przy
tknęła policzek do puszystego kołnierza i otarła się
o miękkie futro. - Mnie się podoba.
- Nie chodzi o futro - sprostował Nick. - O cie
bie. - Rozśmieszył go widok błyskawicznie unie
sionych brwi Ruth. - Widziałaś kiedyś, żeby mo
delka wyrzucała tak nogi na zewnątrz?
Ruth spojrzała na swoje nogi i uśmiechnęła się
pełną buzią.
- Obawiam się, że lepiej się czuję w trykotach niż
w futrach. - Wykonała szybkiego pirueta, zwracając
na siebie uwagę sprzedawczyni. - Poza tym na lekcji
byłoby mi w tym za gorąco. - Wyśliznęła się z futra,
delektując się na koniec delikatną atłasową pod
szewką,
- Mam ci to kupić?
Zaczęła się śmiać, gdy zorientowała się, że Nick
mówi to zupełnie poważnie.
- Nie wygłupiaj się.
- Ja się wygłupiam? - Nick podniósł się z miej
sca, kiedy Ruth oddawała futro sprzedawczyni. -
Dlaczego to ma być głupie? Nie lubisz prezentów,
malutka?
Wiedziała, że użył tego zwrotu, żeby ją sprowo-
1 5 8 TANIEC MARZEŃ
kować, ale doczekał się tylko jej oziębłego spojrze
nia.
- Życie bym za to oddała - powiedziała gard
łowym głosem, na użytek sprzedawczyni. - Ale
jak mogę to przyjąć, skoro dopiero się poznali
śmy? - Posłała mu powłóczyste spojrzenie, po
głaskała po policzku. - Co by powiedziała twoja
żona?
- O pewnych sprawach żony nie muszą wie
dzieć. - Nagle zaczął mówić z rosyjska. - W moim
kraju kobiety znają swoje miejsce.
- Mmm. - Ruth wzięła go pod rękę. - Więc mo
że pokaż, gdzie jest moje.
- Z przyjemnością. - Niczym wilk, Nick wy
szczerzył zęby do zbulwersowanej sprzedawczy
ni. - Miłego dnia, madame - powiedział, pory
wając Ruth z iście kozacką fantazją i wychodząc
ze sklepu.
- Uwielbiam, kiedy jesteś Rosjaninem, Nikolai.
- Ja zawsze jestem Rosjaninem!
- Ale raz bardziej, a raz mniej. Kiedy chcesz, po
trafisz być bardziej amerykański niż farmer z Nebra-
ski.
- Mówisz poważnie? Nigdy o tym tak nie my
ślałem.
- I to jest w tobie takie fascynujące - odparła
Ruth. - Nie myślisz tak, ale jesteś taki. - Idąc,
splotła z nim palce. - Jestem ciekawa, czy myślisz
TANIEC MARZEŃ 1 5 9
po rosyjsku, a potem to tłumaczysz na amerykań
ski?
- Myślę po rosyjsku, kiedy jestem... - szukał
odpowiedniego słowa - poruszony.
- To dość szerokie pojęcie. - Uśmiechnęła się. -
A ty często bywasz poruszony.
- Jestem artystą - żachnął się. - Mamy do tego
prawo. Kiedy jestem zły, rosyjski jest łatwiejszy,
a przekleństwa rosyjskie są bardziej soczyste niż
amerykańskie.
- Często zastanawiałam się, co mówisz, kiedy
jesteś wściekły. Notabene tej nocy mówiłeś do mnie
po rosyjsku. - Spojrzała na niego tak wymownie, że
nie powstrzymał się od śmiechu.
- Naprawdę? - Od samego jego spojrzenia serce
podeszło jej do gardła. - Może byłem poruszony.
- Ale to nie wyglądało na przekleństwa - dro
czyła się z nim dalej.
- Chcesz, żebym ci to przetłumaczył? - zapytał,
obejmując ją i przyciągając do siebie.
- Nie teraz. - Ruth obliczyła odległość dzielącą
ich od Piątej Alei do jej mieszkania. Za daleko,
pomyślała. - Weźmy autobus - roześmiała się, pa
trząc mu w oczy.
- Taksówkę - poprawił ją i pomachał ręką.
Sypialnia tonęła w słońcu. Nawet nie zdążyli
opuścić żaluzji. Leżeli spleceni i uspokojeni po bu
rzliwym kochaniu się. Ruth zasypiała i budziła się
1 6 0 - TANIEC MARZEŃ
na przemian. Czuła pod ręką unoszącą się i opada
jącą miarowo klatkę piersiową Nicka: wiedziała, że
śpi.
Pomyślała, że mogłaby tak trwać w nieskończo
ność. Wtuliła się w niego, niechcący trącając go
w łydkę stopą.
- Stopa tancerza - mruknął, obudzony tym pra
wie nieznacznym ruchem. - Mocna i brzydka.
- Wielkie dzięki. - Zębami skubnęła go w ra
mię.
- To komplement - zaprotestował, przekręcając
się w jej stronę. Miał zaspane, na wpół zamknięte
oczy. - Wielcy tancerze mają brzydkie stopy.
Uśmiechnęła się na taką logikę.
- I to cię we mnie pociąga?
- Nie to. Wewnętrzna strona twoich kolan.
Roześmiała się.
- A co w nich widzisz?
- Kiedy z tobą tańczę, masz delikatne ramiona,
a ja zastanawiam się, jakie w dotyku są twoje kola
na po wewnętrznej stronie. - Nick podparł się na
łokciu i spojrzał na nią. - Ile to razy dotykałem
twoich nóg - przy podnoszeniu, masując je, gdy
łapał cię skurcz? Ale zawsze były w rajtuzach. A ja
kie, zastanawiałem się, mogą być w dotyku?
Siadając, sięgnął po jej łydkę.
- O tutaj. - Pojechał palcem do góry, ku wewnętrz
nej stronie kolana. -I tu. - Kiedy ucisnął to miejsce,
zobaczył, jak ciemnieją jej oczy, poczuł, jak szybko
TANIEC MARZEŃ 1 6 1
bije jej serce. - Prawdę mówiąc, jestem bliski sza
leństwa od tego ciągłego zastanawiania się, czy ta
miękkość znajduje się wszędzie. Miękki głos, mięk
kie włosy, miękkie spojrzenie.
Mówił cicho i spokojnie.
- I trzymam cię w talii, żebyś zachowała równo
wagę, a pod palcami mam trykot i kostium. A jaka
jest jej skóra?
Powędrował w górę wzdłuż ud i brzucha, palca
mi zatoczył łuk wokół jej żeber i dotarł do piersi.
- Nieduże piersi - szeptał, obserwując jej twarz.
- Czułem je, kiedy przyciskały się do mnie, widzia
łem, jak się wznoszą i opadają podczas oddychania.
Ale jakie są w dotyku? Jaki mają smak? - Zniżył
usta i musnął je językiem.
Kończyny Ruth zdawały się ciążyć, jak po jakimś
mocnym narkotyku. Leżała nieruchomo, gdy tym
czasem jego ręce i usta badały ją i odkrywały, wy
dając przy tym cichy pomruk. Poruszał się rozkosz
nie powoli, dotykając i podniecając ją.
- Nawet na scenie, w świetle reflektorów i przy
dźwiękach muzyki, myślałem, żeby móc cię doty
kać. O tutaj. - Palce ślizgały się po wewnętrznej
stronie uda. - I smakować. O tutaj. - Za palcami
podążały usta. - Patrzyłaś na mnie. Takimi wielki
mi oczami, jak u sowy. Mogłem niemal czytać
w twoich myślach, zastanawiając się, czy ty rów
nież możesz czytać w moich. - Przywarł wargami
do twardych mięśni jej brzucha i poczuł, jak reaguje
1 6 2 TANIEC MARZEŃ
drżeniem. ~ I co byś zrobiła, miłaja, gdybyś wie
działa, ile jest we mnie tęsknoty?
Prześliznął się językiem po jej pępku. Jęknęła,
poruszyła się pod nim. Nigdy nie doznała takiej
rozkoszy - mrocznej, upojnej rozkoszy, od której
wszystko kipi i wrze, która tak przysłania myśli, że
i one stają się zmysłowymi doznaniami.
- Tak długo - szeptał. - Za długo.
Jego dłonie, choć nadal delikatne, stawały się
bardziej natarczywe. Przerwały błogostan, w jakim
trwała. Nagle jej ciało ożyło ze zdwojoną siłą. Zdu
miała ją wyostrzona świadomość wszystkiego, co ją
otacza: prześcieradła, na którym leży, malusieńkich
pyłków kurzu drżących w promieniach słońca, stłu
mionego gwaru i zgiełku za oknami. Wszystko wo
kół było niesamowicie wyraźne. Po czym to wszy
stko zawirowało i pozostały tylko wędrujące po jej
ciele ręce i usta, które siały spustoszenie.
Mogłaby się znajdować na scenie, na pustyni, ale
wszędzie czułaby tylko Nicka. Słyszała jego od
dech, cięższy niż po wyczerpującym tańcu. Stapiał
się z jej oddechem. Miażdżył jej usta, gryzł zębami
wargi.
Pocałunek stawał się coraz gorętszy, podczas gdy
jego dłonie wiodły ją dalej i dalej. Przywarta do
niego, zatraciła się w rozkoszy. Wtedy wszedł
w nią, a ona przeniosła się w rejony, o jakich jej się
nie śniło.
- Liubownica. Spójrz na mnie.
TANIEC MARZEŃ 1 6 3
Wstrząsana na przemian pożądaniem i rozkoszą,
otworzyła ciężkie powieki.
- Mam cię - powiedział ledwo słyszalnym gło
sem. -I nadal cię pragnę.
Poszybowała, wzniosła się na niebotyczny
szczyt. Nick zanurzył twarz w jej włosach.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Gdzieś tak nagle wczoraj zniknęła? - zapytała
Francie, chwytając Ruth za ramię i ciągnąc ją do
drążka.
- Wczoraj? Och, oglądałam wystawy.
- Dobra, dobra. Kiedy mi go przedstawisz? -
ciągnęła nie zrażona Francie, a gdy Ruth zbyła ją
krótkim śmiechem, szybko dodała: - Czy słyszałaś
ostatnie nowiny?
Ruth wykonywała swoje plies, kiedy salę zaczęli
zapełniać pozostali członkowie zespołu. Daleko, po
przeciwległej stronie, odnalazła wzrokiem Nicka
w otoczeniu kilkorga tancerzy z corps.
- Jakie nowiny?
- W sprawie telewizji. - Wpadając w rytm
Ruth, Francie wzięła się energicznie się za ćwicze
nia. - Nic nie wiesz?
- Coś mi tam Leah wspomniała. - Na wspo
mnienie przykrej wizyty poprzedzającej występ,
Ruth odszukała wzrokiem blondynę. ~ Podobno to
jeszcze nic pewnego.
- Dziecinko, już wszystko jest dograne. - Wresz-
TANIEC MARZEŃ 1 6 5
cie Francie doczekała się zainteresowania ze strony
Ruth, która błyskawicznie odwróciła się do niej.
- Poważnie?
- Nadine dopięła swego. -Francie nachyliła się,
żeby podciągnąć ocieplacze. - Oczywiście, mając
taki atut w ręku, mogła z nimi zrobić, co chciała.
Ruth domyśliła się, że chodzi o Nicka. I znów
jej wzrok powędrował ku niemu. Rozmawiał teraz
z Leah. Pochylał się ku niej, a ona żywo gesty
kulowała.
- Co wywalczyła?
- Dwugodzinny program - prawie się zachłys
nęła Francie. - W porze największej oglądalności.
A od strony artystycznej dali Nickowi wolną rękę.
W końcu to on ma nazwisko, i to nie tylko w świe
cie baletu. Nawet ludzie, którzy nie odróżniają plie
od piruetu, wiedzą, kim jest Davidov. Na dobrą
sprawę jego program można kupić w ciemno. Czy
zdajesz sobie sprawę, jaka to szansa dla zespołu?
Francie wspięła się na palce.
- Wyobrażasz sobie, ilu ludzi obejrzy nas w cią
gu dwóch godzin emisji w porównaniu z całym se
zonem na scenie? O Boże, mam nadzieję, że zatań
czę jakiś kawałek! - Pochyliła się w plie. - Żeby
mieć taką szansę, mogłabym nawet wrócić do
corps.
Ty to zatańczysz w „Czerwonej róży". - Po
patrzyła z zazdrością na Ruth.
Ta zaś z ulgą przyjęła fakt, że rozpoczęła się lek
cja.
1 6 6 TANIEC MARZEŃ
Trudno było się skoncentrować. Wprawdzie cia
ło posłusznie reagowało na komendy, ale myśli krą
żyły i biegały we wszystkie strony. Dlaczego jej nie
powiedział?
Zatrzymała rękę na poręczy, kiedy madame Ma-
ksimowa zaczęła z nimi ćwiczyć kroki. Ruth wie
działa, że Nick stoi bezpośrednio za nią.
Spędzili wczoraj cały dzień razem - a także dzi
siejszy ranek. I nie powiedział jednego słowa! Czy
z powodu tego, co jest między nimi?
Kiedy wraz z grupą przeszła do głównych ćwi
czeń, postarała się rozumować logicznie. Zale
dwie przed tygodniem powiedział jej, że sprawa
jeszcze nie jest załatwiona. Wysiliła umysł, pró
bując sobie przypomnieć, co jeszcze powiedział i
w jakim był nastroju. Był zły, ponieważ jej taniec
wypadł poniżej jej możliwości, był też zanie
pokojony jej stanem. Był także wściekły, bo nie
chciała zdradzić imienia osoby, od której otrzy
mała wiadomość.
Co jeszcze zrobił? Machnął ręką, dając do zrozu
mienia, że właściwie nic go to nie obchodzi. Tańczyła,
jak jej zagrał. Jak zawsze. Ale dlaczego o wszystkim
dowiaduje się ostatnia? I po co jej mówi, że jest naj
wspanialszą baleriną w zespole, skoro potem nie zada
je sobie trudu, żeby przekazać jej informację, która
może się okazać najważniejsza dla zespołu w tym ro
ku?
Czy ktoś jest w stanie zrozumieć takiego czło-
TANIEC MARZEŃ 1 6 7
wieka? Bo ja nie, pomyślała. Odwróciła się i popa
trzyła mu prosto w oczy. To nie jest człowiek, to
Davidov!
A jego spojrzenie było odrobinę zagadkowe,
a nawet kpiarskie, ale po chwili tempo przeszło
z adagio w allegro i nie mogła mu poświęcić wię
cej uwagi.
- Dziękuję - powiedziała po trzydziestu minu
tach madame Maksimowa do grupy ociekającej po
tem ciał.
Choć w Ameryce przebywa od czterdziestu lat,
jej sposób mówienia i akcent są jeszcze bardziej
rosyjskie niż Nicka, mimochodem pomyślała Ruth.
- Za piętnaście minut chcę widzieć cały zespół
na scenie.
Kiedy spojrzała do góry, ujrzała w lustrze po
dającego wiadomość Nicka. Od spekulacji pękała
jej głowa. Podekscytowani tancerze wychodzili
w grupkach. Wielki Davidov przemówił! Z torbą na
ramieniu Ruth szykowała się, żeby do nich dołą
czyć.
- Jedną chwilę, Ruth. - Zatrzymała się posłusz
nie, kiedy ją zawołał. Taki panował zwyczaj.
Zamienił jeszcze parę słów po rosyjsku z ma
dame Maksimowa, która, co jej się prawie nie zda
rzało, nawet zachichotała. Po czym szybko skinęła
głową i dużymi krokami wymaszerowała z sali. Jej
kości zdawały się o ćwierć wieku młodsze niż
w rzeczywistości.
1 6 8 TANIEC MARZEŃ
- Byłaś nieobecna myślami na dzisiejszej lekcji
- odezwał się Nick, podchodząc do Ruth.
- Naprawdę?
Znał już to jej badawcze spojrzenie, które, jak
zawsze, wprawiło go w zakłopotanie.
- Poruszałaś się, ale oczami byłaś daleko stąd.
Gdzie?
Ruth przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu,
zastanawiając się, jak by tu zacząć. Postanowiła
walić wprost.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o telewizyjnych
planach?
- A dlaczego miałbym coś mówić? - odpowie
dział pytaniem, unosząc przy tym brew.
- Jestem główną tancerką w zespole.
- Tak. - Odczekał chwilę. - Ale to nie jest
odpowiedź na moje pytanie.
- Odnoszę wrażenie, że tylko ja jedna w całym
zespole o niczym nie wiem - wybuchnęła. - Jestem
pewna, że wszyscy dyskutują o tym namiętnie,
a niektórzy nawet spekulują, jakby już dzielili skórę
na niedźwiedziu.
- Niewykluczone - zgodził się. - To była pra
wie tajemnica, a o tajemnicach na ogół dyskutuje
się namiętnie.
- Mogłeś mi o tym powiedzieć - uniosła się
gniewem, dotknięta do żywego wyniosłością jego
tonu. - Pytałam cię o to parę dni temu.
- Wówczas to jeszcze nie było sfinalizowane.
TANIEC MARZEŃ 1 6 9
- Z pewnością zostało sfinalizowane wczoraj,
i też nie powiedziałeś ani słowa.
Zobaczyła jego opuszczające się powieki - nie
bezpieczny znak. Kiedy się odezwał, jego głos
zmienił intonację:
- Wczoraj byliśmy po prostu kobietą i mężczy
zną. Czy uważasz, że skoro jesteśmy kochankami,
należy ci się szczególnie specjalne traktowanie jako
balerinie?
- Oczywiście, że nie! - Autentycznie zdumiona
jego pytaniem, otworzyła szeroko oczy. Ani przez
chwilę tak nie myślała. - Jak coś takiego mogło ci
przyjść do głowy?
- Ach, tak? - Pokiwał ironicznie głową. - Rozu
miem. Mam ci bezgranicznie wierzyć i szanować
twoją uczciwość i prawość, gdy tymczasem moja
wydaje ci się podejrzana.
- Nic podobnego... - zaczęła, ale jej przerwał
niecierpliwym machnięciem ręki.
- Idź pod prysznic. Zostało ci już tylko dziesięć
minut. - Odszedł, pozostawiając ją z wytrzeszczo
nymi oczami i szeroko otwartymi ustami.
Kiedy Ruth wpadła na widownię, inni członko
wie zespołu rozsiedli się już na scenie albo pozaszy-
wali w grupkach po kątach. Zdyszana, usiadła obok
Francie.
Nick zaszczycił ją przelotnym spojrzeniem.
- Zdaje się, że jesteśmy w komplecie - zazna
czył.
1 7 0 TANIEC MARZEŃ
Stał na środku sceny, z rękami w kieszeniach
szarych luźnych dresowych spodni. Jeszcze miał
wilgotne włosy po prysznicu. Wzrok wszystkich
był skierowany na niego. Nadine, ubrana w dosko
nale skrojony, stalowoniebieski kostium, zasiadła
po jego prawej stronie.
- Okazuje się, że większość z was słyszała o na
szych planach współpracy z WNT-TV. Teraz mamy
już dla was więcej konkretów, o których powie Na
dine. - W tym miejscu zerknął na sponsorkę, która
złożyła ręce i zaczęła:
- Zespół wystąpi w dwugodzinnym progra
mie telewizyjnym. Będzie to rodzaj składanki.
Nagranie odbędzie się tutaj. Oczywiście, zamie
rzamy wykorzystać niektóre tańce z dotychcza
sowego repertuaru. Program musi być atrakcyjny
i przede wszystkim ambitny, o co postaramy się
z Nickiem, a także z Markiem i Marianną. -
Zerknęła w stronę dwójki choreografów. - Bę
dziemy, co jest najzupełniej zrozumiałe, współ
pracować z reżyserem telewizji i personelem te
chnicznym. Nie muszę wam mówić, jak ważna
jest ta propozycja dla całego zespołu. Oczekuję
także, że każde z was da z siebie wszystko i po
każe się z jak najlepszej strony.
Nadine zamilkła. Nick odwrócił się i sięgnął po
tablicę, którą uprzednio położył na drewnianym
pniu leśnej dekoracji do „Śpiącej królewny".
- Próby zaczynamy od zaraz - oznajmił i zaczął
TANIEC MARZEŃ 1 7 1
wyczytywać listę tancerzy i ról, a także sal, w któ
rych będą odbywać się próby.
Zdaniem Ruth program był bardzo zróżnicowany
i urozmaicony. Od „Dziadka do orzechów" Czajko
wskiego - Francie pisnęła z radości, kiedy wyczy
tał jej nazwisko w roli wróżki - po „Rodeo" Cecila
de Mille'a. Było jasne, że Nick chce zaprezentować
nie tylko atrakcyjność, ale i uniwersalność baletu.
Wyznaczono choreografów, wyznaczono sceny.
Ruth zwilżyła wargi. Leah była Aurorą i Giselle,
dwie efektowne role, ale w pełni usprawiedliwione.
Keil Lowell miał partnerować Leah zarówno jako
Zaczarowany Książę i jako Albrecht. Młodziutka
tancerka z corps zaczęła cichutko płakać na wieść,
że otrzymała swoją pierwszą solową rolę.
Nick czytał dalej i nie podnosił wzroku.
- Ruth, grand pas de deux z „Czerwonej róży"
i pas de deaux
z drugiego aktu „Korszarza". Będę
jej partnerować. Jeżeli czas pozwoli, przygotujemy
także scenę z „Karnawału".
Czytał dalej spokojnym, melodyjnym głosem,
ale Ruth niewiele z tego słyszała. Najchętniej roz
płakałaby się jak młodziutka tancerka z corps.
Oto zaowocowały blisko dwie dziesiątki lat wy
tężonego treningu. Jej praca nie poszła na marne.
Jedynie złość Nicka, którą wyczuwała przez skórę,
mąciła jej radość.
On nie rozumie, pomyślała, sfrustrowana jego
szybko zmieniającymi się nastrojami. A poza tym,
1 7 2 TANIEC MARZEŃ
ponieważ jest dziko uparty, musiała stoczyć walkę,
żeby mu wszystko wyjaśnić. Podciągając kolana
pod brodę, przyglądała mu się z uwagą.
To dziwne, dumała, że przy całym bogactwie
ducha może być taki nieufny. Skrzywiła się. Podo
bnie jak ja, pomyślała nagle. Oboje mamy ten sam
problem. Oparła na kolanach brodę. Jak to rozwią
zać? - zastanawiała się.
Najbliższe tygodnie nie będą łatwe. Będą musieli
z Nickiem ustalić, czego od siebie oczekują i co
mogą sobie nawzajem dać. Także od strony zawo
dowej czeka ich okres wytężonej pracy. Nick jest
już dostatecznie wymagający jako choreograf i kie
rownik artystyczny, zaś jako partner bywa potwor
ny. Liczy się tylko perfekcja wykonania, i nawet
najdrobniejsze potknięcie doprowadza go do wście
kłości, której natychmiast daje wyraz. Niemniej
Ruth gotowa była stąpać po rozżarzonych węglach,
byle tylko z nim tańczyć.
Próby będą wyczerpujące dla każdego. Czasu
jest mało, a oczekiwania ogromne, tym bardziej że
jeszcze przez dwa tygodnie spora część zespołu
tańczy co wieczór przed publicznością „Śpiącą kró
lewnę". A więc zdenerwowanie i zmęczenie będą
się kumulować i tym bardziej dawać we znaki. Bę
dą się dowlekać do domu późnym wieczorem, żeby
moczyć nogi w wannie z lodowatą albo wrzącą wo
dą. Będą sobie nawzajem nastawiać palce stóp
TANIEC MARZEŃ 1 7 3
i masować łydki, żyjąc wyłącznie kawą i nerwami.
Ale odniosą zwycięstwo; są tancerzami.
Kiedy Nick skończył, Ruth wraz z innymi pod
niosła się z miejsca. Widząc, że Nick jest zajęty
rozmową z Nadine, udała się do salki, którą jej
wyznaczył na próby. Nie zamknęła za sobą drzwi.
Na korytarzu panował gwar - cieszono się, komen
towano decyzje. Z sali w głębi korytarza popłynęła
już muzyka. Strawińskiego.
Ruth podeszła do ławki, by włożyć baletki. Spoj
rzała na nie mimochodem. Wytrzymają jeszcze dwa
lub trzy dni, choć mają zaledwie tydzień, pomyślała
ze znużeniem. Zastanawiała się, ile już par zużyła
w tym roku. Nie mówiąc o dziesiątkach metrów
tasiemki. Skrzyżowała atłasowe wstążki nad kostką
i podniosła głowę. Akurat w drzwiach pojawił się
Nick. Zamknął za sobą drzwi, odcinając ich od mu
zyki i głosów.
- Zaczniemy od „Korsarza" - oznajmił, prze
mierzając salkę, by usiąść na ławce. - Na początek
bez akompaniatora. Są na umowie o dzieło, która
jeszcze nie została spisana. - Ściągnął dresowe
spodnie, pozostając tylko w rajtuzach i w trykocie.
- Nick, chciałabym porozmawiać.
- Chcesz złożyć zażalenie? - Wciągnął ociepla
cze na kostki.
- Nie, Nick.
- A więc jesteś zadowolona z tego, co ci przy-
1 7 4 TANIEC MARZEŃ
padło. Zaczynamy. - Podniósł się. Ruth stanęła na
wprost niego.
- Nie zgrywaj się przede mną na premier dan-
seur -
powiedziała groźnym tonem.
Uniósł brwi i popatrzył na nią chłodno.
- Ja jestem premier danseur.
- Tak, ale jesteś też człowiekiem, ale nie o to mi
chodzi. - Hamowała się, za wszelką cenę nie chcia
ła dać się ponieść złości.
- A o co ci chodzi? - zapytał nienaturalnie ła
godnym głosem.
- Że to, co powiedziałam rano, nie miało nic
wspólnego z obsadzeniem ról. - Wzięła się pod
boki, gotowa przebić mur, który Nick wzniósł
między nimi.
- Nie? Więc z czym? I pospiesz się, ponieważ
mam dużo spraw do załatwienia.
Złagodniały jej oczy. Złość trochę ustąpiła.
- Więc idź i załatw, co musisz. Poćwiczę sama.
- Odwróciła się, a on w ten samej niemal chwili
zakręcił nią z powrotem.
- Powiedziałem, gdzie i z kim robisz próbę. -
Oboje mieli jednakowo zawzięty wzrok. - A teraz
mów, co masz do powiedzenia, żebyśmy mogli
zacząć.
- W porządku. - Wyrwała ramię z jego uścisku.
- Nie spodobało mi się, że nie dopuszczono mnie
do tajemnicy. Uważam, że o wszystkim powinnam
była usłyszeć od ciebie. To, że jesteśmy kochanka-
TANIEC MARZEŃ 1 7 5
mi, nie ma z tym nic wspólnego. Jesteśmy partnera
mi w tańcu, partnerami w zawodzie. Skoro mogłeś
o tym powiedzieć połowie zespołu, dlaczego nie
mnie? Nie chciałabym dowiadywać się o ważnych
dla mnie sprawach w formie plotek, najpierw od
Leah, potem od...
- A więc to była Leah - przerwał jej tyradę.
Żachnęła się. Z tej złości wypaplała coś, czego
nigdy nie zamierzała mu powiedzieć.
- To nie ma znaczenia ~ zaczęła, ale gdy mach
nął ręką, zamilkła.
- Nie udawaj głupiej. Wiesz dobrze, że nie ma
usprawiedliwienia dla tancerza, który celowo de
nerwuje drugiego, i to przed samym występem. Nie
powiesz, że to nie było zamierzone? - Czekał, ob
serwując jej twarz. Otworzyła usta i zaraz je za
mknęła. Kłamstwo nie leżało w jej naturze. - Więc
mi nie wmawiaj, że to nie ma znaczenia.
- No dobrze - ustąpiła wreszcie. - Ale to już się
stało. Nie ma sensu tego odgrzewać, zwłaszcza te
raz.
Nick dumał przez chwilę. Widziała jego oczy
- surowe i nieprzystępne. Wiedziała doskonale, że
jest zdolny wymierzyć karę.
- Chyba masz rację. Akurat teraz będzie mi po
trzebna. Nie mamy nikogo, kto by tak dobrze zatań
czył Aurorę, ale...
Urwał, a Ruth wiedziała, że potrafi szybko my
śleć. Równie dobrze może znaleźć sposób na ukara-
1 7 6 TANIEC MARZEŃ
nie Leah, nie odbierając jej roli Aurory. Wymierzyć
cios w aksamitnej rękawiczce. Oto cały Davidov.
- W każdym razie - ciągnęła, starając się od
wrócić jego uwagę - nie chodzi także o Leah.
- Więc powiedz wreszcie. - Tym razem była
pewna, że rzeczywiście chce jej wysłuchać.
- Dziś rano, kiedy usłyszałam, że wszystko zo
stało już załatwione, byłam rozstrojona. Pomyśla
łam, że nie będzie dla mnie miejsca. Nie rozmawia
liśmy poważnie i rzeczowo o tańcu od czasu tamte
go wieczoru, gdy razem powtarzaliśmy „Czerwoną
różę". Byłam więc zła i, jak mi się zdawało, miałam
ku temu powody.
- Bo cię chciałem - odparł zwyczajnie Nick. -
To było trudne.
- Dla nas obojga. Nigdy nie uważałam, że nale
żą mi się szczególne względy w pracy i że masz
mnie traktować specjalnie, ponieważ jesteśmy ko
chankami. I zabolało mnie, że mogłeś tak pomy
śleć. Ale czekając na decyzję o obsadzie, byłam
zdenerwowana. Nadal jestem.
- Może postąpiłem niemądrze, nie mówiąc ci
o tym.
Ruth uśmiechnęła się. Takie przyznanie się ze
strony Davidova było bliskie przeprosin, których
się nie spodziewała.
- Może - powiedziała ironicznie.
- Widzę, że nadal nie umiesz okazać szacunku
starszym.
TANIEC MARZEŃ 1 7 7
- Jak to? - zapytała i wysunęła język.
- Kusicielka. - Pociągnął ją ku sobie i pocało
wał. Mocno i długo. - A teraz posłuchaj i naucz się.
- Choć ją odsunął, nadal trzymał ręce na jej ramio
nach. - Wybrałem cię na swoją partnerkę, ponieważ
tańczę z najlepszymi. Gdybyś była gorsza, wybrał
bym kogoś innego. Ale nadal bym cię pragnął w no
cy.
Kamień spadł jej z serca. Była zadowolona, że
Davidov chce jej dla niej samej i że z nią tańczy,
ponieważ ceni jej talent.
- Tylko w nocy? - mruknęła, podchodząc
o krok bliżej.
Czule pogłaskał ją po ramieniu.
- Na razie, poza nocą, niewiele będziemy mieli
czasu dla siebie. - Znowu ją pocałował, krótko, szorst
ko, jak posiadacz. - A teraz tańczymy.
Przeszli na środek, stanęli twarzami do luster i za
częli.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Mijały dni; długie, wyczerpujące dni pełne twór
czego napięcia, a także rozczarowań. Ruth praco
wała z Nickiem, który zmienił trochę układ ich pas
de deux
w „Korsarzu". Choreografia musi współ
grać z kamerą, mówił. Jeżeli taniec ma być rejestro
wany przez obiektyw, należy go wykonać pod obie
ktyw. Trochę to się różniło od tańca przed publicz
nością. Nick był w tym lepszy, czego nie omieszka
ła zauważyć i poczuć na ich pierwszej improwizo
wanej próbie. W końcu to on współpracował z re
żyserem telewizji i ustalał z nim ujęcia i sekwencje.
Dni Ruth wypełniały lekcje i próby, ale noce by
wały często samotne i puste. Obowiązki Nicka jako
choreografa i dyrektora zespołu pochłaniały wiele
czasu. Nadzorował inne próby, przerabiał układy,
miał zebrania w sprawach budżetu, zaś późno wie
czorem spotykał się jeszcze z ludźmi z telewizji.
W rezultacie pozostawało im niewiele czasu na
wspólne próby. Pracowali jako tancerze, dopra
cowywali choreografię, dostosowując ruchy do mu
zyki. Sprzeczali się, uzgadniali. Z „Czerwoną różą"
nie było problemu, mimo że Nick pozmieniał nie-
TANIEC MARZEŃ 1 7 9
które szczegóły, dostosowując wybrane fragmenty
do potrzeb nowego medium. Najwięcej czasu za
bierał im „Korsarz". Rola ta idealnie odpowiadała
Nickowi, osiągał w niej wyżyny twórcze, a jego
zapał dopingował Ruth. Ciężko pracowała, chcąc
mu dorównać.
Krytykował drobne szczegóły, takie jak ułożenie
palców, chwalił jej sposób trzymania głowy i sta
wiał przed nią coraz trudniejsze zadania. Można by
odnieść wrażenie, że jego siły witalne regenerowa
ły się nieustannie i samoczynnie. Dotrzymywała
mu kroku albo pozostawała w tyle.
Powiedział, że będą mieli dla siebie noce, ale jak
dotąd jeszcze im się to nie zdarzyło. Ruth po raz
pierwszy, odkąd wprowadziła się do swojego mie
szkania, czuła się samotna. A przecież jeszcze tak
niedawno lubiła własne towarzystwo. Podeszła do
okna i podniosła żaluzje, żeby popatrzeć w ciemną
dal. Zadrżała.
I w tej samej chwili zaskoczyło ją pukanie do
drzwi. Przemierzając pokój, uświadomiła sobie, że
to nie może być Nick. Miał jeszcze dwa zebrania.
Zerknęła przez judasza i zawahała się. Dopiero po
wielu sekundach, biorąc głęboki oddech, otworzyła
drzwi.
- Cześć, Donaldzie.
- Witaj, Ruth. Mogę wejść?
- Oczywiście.
Miał na sobie skórzaną kurtkę i spodnie w prąż-
1 8 0 TANIEC MARZEŃ
ki. Jak zawsze w najlepszym stylu. Uświadomiła
sobie nagle, że przecież nie widzieli się od tygodni.
- Jak się masz? - zapytała, nie bardzo wiedząc,
co powiedzieć.
- Dobrze. Bardzo dobrze.
Pod powłoką pewności siebie i zadowolenia
Ruth dopatrzyła się u niego pewnego zakłopotania.
- Wejdź. Napijesz się czegoś?
- Chętnie. Szkocką, jeśli masz. - Donald usiadł
w fotelu i obserwował, jak Ruth krząta się przy bar
ku. - Nie dotrzymasz mi towarzystwa?
- Nie. - Podała mu szklaneczkę i usiadła na so
fie. - Dopiero piłam herbatę. - Odruchowo położy
ła rękę na głowie Niżyńskiego.
- Słyszałem, że robicie coś dla telewizji.
- Wiadomości szybko się rozchodzą.
- Uszyją ci trochę nowych kostiumów - zauwa
żył. - O tym też się mówi.
- Nie zastanawiałam się nad tym. - Podwinęła
pod siebie nogi. - A twój interes się kręci?
- Tak. W końcu miesiąca wybieram się do
Paryża.
- Naprawdę? I długo tam zabawisz? - zapytała,
uśmiechając się przyjaźnie.
- Ze dwa tygodnie. Ruth... - Zawahał się, od
stawił szklankę. - Chciałbym cię przeprosić za
wszystko, co powiedziałem ostatnim razem.
- Przyjmuję przeprosiny. - Z zadowoleniem
kiwnęła głową.
TANIEC MARZEŃ 1 8 1
Donald poruszył się niespokojnie. Nie spodzie
wał się, że tak łatwo otrzyma rozgrzeszenie.
- Stęskniłem się za twoim widokiem. Pomyśla
łem, że moglibyśmy się wybrać na kolację.
- Nie, Donaldzie - odpowiedziała równie mi
łym jak dotychczas głosem.
Zauważyła, że się skrzywił.
- Ruth, byłem zdenerwowany i zły. Wiem, że
powiedziałem ci wiele przykrych słów, ale...
- Nie o to chodzi, Donaldzie.
Popatrzył na nią uważnie, po czym westchnął.
- Rozumiem. Powinienem się domyślić, że jest
ktoś inny.
- Ty i ja, Donaldzie, byliśmy przyjaciółmi. - W jej
głosie nie było ani przeprosin, ani złości. - Nie widzę
powodu, dla którego miałoby się to zmienić.
- Davidov? - Zaśmiał się na widok jej zdumio
nej miny.
- Tak, Davidov. Skąd wiesz?
- Mam oczy - odparł krótko. - Widziałem, jak
na ciebie patrzy. - Wypił kolejny łyk szkockiej.
- Chyba pasujecie do siebie.
- Czy to komplement, czy obelga? - spytała
z uśmiechem.
- Sam nie wiem. - Potrząsnął głową i wstał.
Przez chwilę patrzył na nią. Wytrzymała jego wzrok
bez zmrużenia oka. - Żegnaj, Ruth.
- Żegnaj, Donaldzie. - Spoglądała za nim, kiedy
przemierzał pokój i zamykał za sobą drzwi.
1 8 2 TANIEC MARZEŃ
Po pewnej chwili wzięła jego nie dopitą szklankę
i udała się z nią do kuchni. Wylewając szkocką do
zlewu, wróciła myślami do wspólnie spędzonych
chwil. Czuła się przy nim szczęśliwa, nic więcej
i nic mniej. Czy to prawda, że pewne kobiety są
stworzone tylko dla jednego mężczyzny? Czy jest
jedną z nich?
Rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Ostatnia
rzecz, jakiej by chciała, to ponownie ujrzeć Do
nalda. Podeszła do drzwi z przyklejonym sztucz
nie uśmiechem.
- Nick!
Trzymał w rękach dwa kartony, jeden płaski,
drugi wielki, i butelkę wina.
- Priviet, mileńkaja. - Przekroczył próg i wy
ciągając szyję, pocałował ją nad pudełkami.
- Miałeś mieć dzisiaj spotkania. - Zamknęła
drzwi, gdy tymczasem on stawiał pudełka na stół.
- Odwołałem je. - Uśmiechnął się od ucha do
ucha i przyciągnął ją do siebie. - Mówiłem ci, że
artyści miewają humory i zmienne nastroje. - Po
pierwszym krótkim pocałunku nastąpił długi i stęs
kniony. - Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
- Właściwie... Myślę, że mogę je zmienić, przy
odpowiedniej zachęcie. - Było jej tak dobrze w je
go ramionach. - Co jest w tych pudełkach?
- Mmm. To i owo. - Odsunął ją od siebie. - To
jest na później - powiedział, pokazując na większe
TANIEC MARZEŃ 1 8 3
z nich. - A to na teraz. - Zamaszystym ruchem
zdjął wieko z płaskiego kartonu.
- Pizza!
Pochylił się i pociągnął nosem, zamykając przy
tym oczy.
- Od samego zapachu można skonać! Szybko
dawaj talerze, póki nie wystygło.
Ruth odwróciła się posłusznie.
- Wypocę to z ciebie na jutrzejszej próbie. -
Sięgnął po wino. - Potrzebuję korkociągu.
- A co jest w drugim pudle? - zawołała, stuka
jąc naczyniami.
- Później. Teraz jestem głodny. - Kiedy wróciła
obładowana talerzami i kieliszkami, Nick pochylo
ny witał się z Niżyńskim. - Dostaniesz swój przy
dział. - Patrząc na tę scenę, zrobiło się jej radośnie
na duszy.
- Tak się cieszę, że jesteś.
Nick wyprostował się i uśmiechnął.
- Dlaczego? - Wyjął jej z ręki korkociąg.
- Bo uwielbiam pizzę - odparła ze śmiertelnie
poważną miną.
- A więc zdobywam twoje serce przez żołądek,
czy tak? To stary rosyjski zwyczaj. - Korek strzelił
głucho.
- Oczywiście. - Ruth z namaszczeniem zajęła
się przenoszeniem kawałków pizzy z pudełka na
talerze.
- Więc będziesz skakać po scenie jak mały klo-
1 8 4 TANIEC MARZEŃ
psik. - Nick rozsiadł się naprzeciw niej i nalał wina.
- W sam raz do „Karnawału". Będziesz Kolom-
biną.
- Och, Nick! - Z pełnymi ustami pizzy, Ruth
omal się nie udławiła, usiłując jak najszybciej ją
przełknąć i powiedzieć coś więcej.
- Dzięki dodatkowym próbom może nie obroś-
niesz sadełkiem.
- Sadełkiem?!
- Wolałbym sobie nie nadwerężyć krzyża,
dźwigając taki ciężar. - Przesłał jej złośliwy uśmie
szek.
- A co z tobą? - zapytała słodziutko. - Myślisz,
że ktoś zechce oglądać brzuchatego Arlekina?
- Mój metabolizm nigdy do tego nie dopuści.
- Dosłownie pożarł pizzę i sięgnął po wino. - Oglą
dałem stare filmy - powiedział nagle. - Fred As-
taire, Gene Kelly. Co za ruch! Przy odpowiedniej
pracy kamer można wszystko zobaczyć i poznać
prawdziwego tancerza. Kluczem do tego jest umie
jętne ujęcie.
- Widziałeś ,Amerykanina w Paryżu"? - Ruth
dokończyła swoją porcję i także sięgnęła po wino.
- Chciałabym tak stepować!
- To inna grupa mięśni - zadumał się Nick, pa
trząc jakby na wskroś niej. - Byłoby to nawet inte
resujące.
- O czym myślisz?
Spojrzał na nią i skupił się.
TANIEC MARZEŃ 1 8 5
- O nowym balecie z czymś typowo amerykań
skim w ruchach. Ale odłóżmy to na bok. - Pokiwał
głową, jakby niechętnie rozstawał się z pomysłem.
- No, to jeszcze po kawałku. - Nałożył Ruth kolej
ną porcję. - Jeśli grzeszyć, to razem!
- Kolejny stary rosyjski zwyczaj? - zapytała
z uśmiechem.
- A jak! - Nalał jej więcej wina.
Wykończyli pizzę, przekazując kotu cały kawa
łek na jego wyłączny użytek. Nick poinformował
Ruth o postępie prób, wtrącając od czasu do czasu
jakąś ploteczkę, żeby ją zabawić. Potem zaczął ją
pytać o taneczne sekwencje w filmach, których nie
widział, a Ruth opisała mu je najlepiej, jak umiała.
- Chodzi ci po głowie nowy balet zrobiony spe
cjalnie pod kątem telewizji? - zapytała, kiedy zmy
wali naczynia.
- Być może - odparł wymijająco. - Nadine my
śli także o filmie dokumentalnym poświęconym ze
społowi. Istnieje taka szansa. Nie bardzo się na tym
znam, poza tym, czego nauczyłem się podczas krę
cenia „Ariela" i innych baletów, ale wtedy kamery
stały zawsze daleko. Tym razem będą wszędzie,
a ten ich reżyser wie więcej o tańcu niż inni, z któ
rymi pracowałem. To zupełnie coś innego - uznał
i uśmiechnął się, kiedy Ruth wręczyła mu talerz do
wytarcia. - Stęskniłem się za tobą.
Popatrzyła na niego. Choć spędzali razem po
parę godzin codziennie, wiedziała, co ma na myśli.
1 8 6 TANIEC MARZEŃ
Teraz zaś to wspólne przebywanie w kuchni dawało
jej poczucie równowagi i pewnej trudno uchwytnej
stabilizacji.
- Ja też się za tobą stęskniłam.
- Moglibyśmy sobie zrobić krótką przerwę
przed nowymi próbami. Parę dni. - Odstawił talerz
i dotknął jej włosów. - Nie pojechałabyś ze mną do
Kalifornii?
Jego dom w Malibu, pomyślała i uśmiechnęła się
radośnie.
- Pojechałabym. - Zapominając o naczyniach,
objęła go w pasie i mocno przytuliła. Stali przez
chwilę w milczeniu, a potem Nick pochylił się i po
całował ją w czubek głowy.
- Nie jesteś ciekawa, co jest w drugim pudełku?
Ruth stęknęła.
- Już nic więcej nie zjem.
- Może trochę wina? - szepnął, muskając war
gami jej skronie.
- Nie. Chcę tylko ciebie.
- Chodź. - Ujął ją za rękę. - Już za długo czeka
my.
Po czym, gdy wyszli z kuchni, wzrok Ruth padł
na zamknięte pudełko.
-- Co jest w środku?
- Sądziłem, że nie jesteś zainteresowana.
Wiedziona ciekawością, Ruth uniosło wieko.
Wytrzeszczyła oczy i nie wydała dźwięku.
Tam, gdzie spodziewała się ujrzeć jakiś starannie
TANIEC MARZEŃ 1 8 7
wypracowany, ozdobny wielki tort, leżało mięciut-
kie, puszyste futro z lisa, które niedawno mierzyła
u Saksa. Dotknęła go koniuszkami palców i po
patrzyła na Nicka.
- Od tego się nie tyje - zażartował.
- Nick... - Brakowało jej słów.
- Było ci w nim najładniej. A kolor harmonizuje
z twoimi włosami. - Ujął garść włosów Ruth
i przepuścił je między palcami. - Są takie delikatne
i miękkie. Jak ty.
- Nick. Nie mogę tego przyjąć.
- Czy nie mam prawa robić ci prezentów?
- Tak, chyba tak. Nie zastanawiałam się nad
tym. - Ponieważ nie przestawał się do niej uśmie
chać, nie znalazła żadnego logicznego wytłumacze
nia. - Ale nie takie jak ten.
- Kupiłem ci pizzę - zauważył i podniósł jej rę
kę do ust. - Nie miałaś nic przeciwko temu.
- To nie to samo. - Jęknęła cichutko, kiedy cało
wał jej nadgarstek. - A poza tym sam zjadłeś poło
wę.
- To mi sprawia przyjemność - powiedział zwy
czajnie - podobnie jak będę się cieszyć, oglądając
cię w tym futrze.
- To za drogi prezent.
- Rozumiem. Uważasz więc, że mogę ci kupo
wać tylko tanie prezenty. - Podciągnął jej rękaw
i pocałował wewnętrzną stronę łokcia.
- Przestań, przez ciebie mówię same bzdury.
1 8 8 TANIEC MARZEŃ
- Robisz to całkiem nieźle i bez mojej pomocy.
— Zanim zdążyła zripostować, objął ją z całych sił
i uciszył. - A może to futro ci się nie podoba? - za
pytał.
- Jeszcze jak! Jest cudowne - westchnęła, kła
dąc głowę na jego ramieniu. - Ale nie musisz mi
niczego kupować.
- Nie muszę? Oczywiście, że nie. - Przesunął
rękę wzdłuż jej pleców ku wypukłości biodra. -
Wiem, co muszę, a na co mam ochotę. - Odsunął ją
od siebie, uśmiechnął się. - Chodź, przymierz je dla
mnie.
Popatrzyła na niego uważnie. To był wspaniało
myślny gest, podyktowany impulsem. Czy mogła
go nie przyjąć?
- Dziękuję - powiedziała z taką powagą, że się
roześmiał i uściskał ją z całej mocy.
- Znowu patrzysz na mnie jak sowa, bardzo rze
czowa i mądra sowa. Ale teraz się pospiesz, żebym
mógł zobaczyć, czy ci w nim ładnie. Proszę.
Jeżeli Ruth miała jeszcze jakieś obiekcje, to owo
„proszę" odsunęło je na daleki plan. Mogłaby poli
czyć na palcach jednej ręki, ile razy użył go wobec
niej. Bez chwili wahania dała nurka do pudła. Zato
piła palce z futrze.
- Jest wspaniałe, Nick. Naprawdę wspaniałe.
- Tylko nie na szlafrok, miłaja - oburzył się,
gdy zaczęła je wkładać. - Nie nosi się lisów do
niebieskiego frotte.
TANIEC MARZEŃ 1 8 9
Spiorunowała go wzrokiem, po czym rozwiązała
pasek. Zdjęła szlafrok i szybko zmieniła go na fu
tro. Jej nagie ciało, które mu mignęło, przyprawiło
go o skurcz żołądka. Jej ciemne włosy spadały na
niebieski odcień bieli; podekscytowane oczy błysz
czały.
- Muszę się przejrzeć! - Ruth odwróciła się,
chcąc jak najszybciej pomknąć do lustra w sypialni.
- Kocham cię.
Stanęła jak wryta. Czuła, że brakuje jej tchu, jak
po niefortunnym upadku na scenie. Zamknęła oczy.
Wbiła palce w futro. Aż ją zabolały. Nie mogła ich
rozprostować. Bardzo powoli odwróciła się w stro
nę Nicka. Miała ściśnięte gardło, więc wymówiła
słowa ochrypłym głosem.
- Co powiedziałeś?
- Kocham cię. Po angielsku. Powiedziałem to
wcześniej po rosyjsku. Ja tiebia liubliu.
Ruth przypomniała sobie szeptane jej do ucha
słowa - słowa, które utkwiły w jej głowie, kiedy się
kochali, kiedy ją trzymał blisko siebie, zanim za
snęła. Kolana pod nią zadrżały.
- Nie wiedziałam, co znaczą.
~ Teraz już wiesz.
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi
oczami i czuła, jak ogarnia ją drżenie.
- Boję się - wyszeptała. - Od dawna na to cze
kałam, a teraz się boję. Nick, chyba nogi odmówiły.
mi posłuszeństwa.
1 9 0 TANIEC MARZEŃ
- A chcesz podejść czy odejść ode mnie?
To pytanie trochę ją uspokoiło. Być może on
także się boi. Postąpiła krok do przodu. Stając przed
nim, czekała, aż odzyska normalny głos.
- A jak ja to powiem po rosyjsku? - zapytała.
- Chcę to najpierw powiedzieć po rosyjsku.
- Ja tiebia liubliu.
- Ja tiebia liubliu,
Nikolai - wymówiła, kale
cząc wymowę. Kiedy go obejmowała, zobaczyła
jego błyszczące, rozpromienione oczy. - Ja tiebia
liubliu
- powtórzyła. - Kocham cię.
Całował jej włosy, policzki, powieki, a potem
niemal rzucił się na nią.
- Ona moja-powiedział, mrucząc jak niedźwiedź.
Futro zsunęło się na podłogę.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Ruth jeszcze nigdy tak ciężko nie pracowała.
Zademonstrowanie przed publicznością całego ba
letu nigdy nie było łatwe, ale tańczenie do czterech
kamer było ze wszech miar denerwujące i wyczer
pujące. Powtarzane w nieskończoność krótkie se
kwencje kombinacji kroków wyprowadzały ją
z równowagi. Przywykła do świateł reflektorów, ale
specjalistyczne kable i kamery to już było dla niej
za wiele. Czuła się osaczona.
Od ciągłego rozpoczynania i przerywania miała
skurcze nóg. Denerwował ją i rozpraszał zbyt czę
sto jej zdaniem poprawiany specjalny makijaż do
zbliżeń i bliskich ujęć. Publiczność przed telewizo
rami nie może oglądać kropelek potu na twarzy
eleganckiej baleriny. Utrzymanie złudzenia, że ta
niec jest łatwy i że prawie nie wymaga wysiłku,
było możliwe jedynie z odległości, jaką stwarza
scena. Natomiast kamery były bezlitosne.
Nie wiadomo już który raz powtarzali ten sam
trudny układ soubresauts i piruetów. Nick zdawał
się niestrudzony. Fascynowała go praca przed ka
merą. Nie okazywał nawet odrobiny zniecierpliwię-
1 9 2 TANIEC MARZEŃ
nia podczas krótkich proceduralnych przerw, tylko
przystawał, rozmawiał z reżyserem, dopóki ekipa
telewizyjna nie była gotowa do dalszej pracy. Po
czym, gdy powtarzał kroki, robił to jakby w przy
pływie nowej energii.
Nagrywali coś, co w ponaddwugodzinnym pro
gramie wypełni nie więcej niż trzy minuty. Był to
żywy, pełen werwy i ognia fragment większej kom
pozycji - specjalność Nicka. Ruth po raz kolejny
wykonała potrójny piruet, gdy nagle przeszywający
ból powalił ją z nóg. Natychmiast Nick ukucnął
przy niej.
- To tylko skurcz - wymówiła, z trudem chwy
tając powietrze.
- Tu? - Dotknął jej łydki, wyczuł zgrubienie
mięśnia i zaczął masować.
Ból był nieznośny. Przycisnęła czoło do kolan
i zamknęła oczy.
- Proszę o dziesięć minut przerwy - usłyszała
głos Nicka. - Czy oprócz tego coś cię jeszcze
boli? - zapytał, ugniatając mięsień. Ruth po
trząsnęła przecząco głową. - Za dobrze to nie
wygląda - skrzywił się.
- Ja już nie mogę! - Nagle Ruth zaczęła walić
pięścią o podłogę sceny. - Po prostu nie mogę!
- Co za absurd! - rzucił, mrużąc gniewnie oczy.
- To nie żaden absurd. Ja już nie mogę ~ syknę
ła. - To nie do zniesienia. Do tyłu, do przodu, i tak
w kółko. Jak mogę coś czuć, kiedy nie ma w tym
TANIEC MARZEŃ 1 9 3
ciągłości ani nastroju? Dookoła pełno ludzi, prakty
cznie wchodzą mi na głowę, więc jak mogę przygo
tować się do skoku?
- Nie zwracaj na nich uwagi i tańcz - powie
dział kategorycznie. - To jest nieuniknione i konie
czne.
- Konieczne? - cisnęła się. - Powiem ci, co jest
konieczne. Koniecznie trzeba się pocić. Ale nawet
i tego mi nie wolno. Jeżeli ten człowiek posypie mnie
jeszcze raz pudrem, zacznę wrzeszczeć. - Gdy w dru
giej nodze chwycił ją skurcz, wstrzymała oddech. Ból
w obu nogach przekraczał granice wytrzymałości.
Znów opuściła głowę. - Och, Nick, jestem taka zmę
czona.
- Więc co zamierzasz? Odejść? - Głos miał
szorstki, gdy zaczął masować jej drugą nogę. - Po
trzebuję partnerki, nie zaś uskarżającego się dzie
cka.
- Nie jestem dzieckiem. Ale też nie jestem ma
szyną!
- Jesteś tancerką. - Wyczuł pod palcami, że
mięsień rozluźnia się. - Więc tańcz.
Spiorunowała go wzrokiem.
- Dziękuję za wyrozumiałość. - Odepchnęła je
go rękę, choć uginały się pod nią nogi, i podniosła
się o własnych silach.
- Może gdzie indziej jest miejsce na wyrozu
miałość. - Nick wstał z podłogi. - Ale nie tutaj.
1 9 4 TANIEC MARZEŃ
Tutaj wykonujesz konkretną pracę. A teraz pozwól,
żeby ci przypudrowano twarz.
Przez chwilę patrzyła na niego z niedowierza
niem, następnie odwróciła się i bez słowa opuściła
scenę.
Nick zaklął pod nosem, po czym zabrał się za
masowanie własnych nóg.
- Twardy z ciebie człowiek, Davidov - usłyszał
z oddali.
Podniósł oczy i zobaczył wstającą z fotela na wi
downi Nadine.
- Tak. - Wrócił do masowania nogi. - Już mi to
kiedyś mówiłaś.
- Takim cię lubię. - Podeszła do bocznego
skrzydła sceny i zaczęła wchodzić po stopniach.
- Ale mimo wszystko nie zapominaj, że ona jest
młoda.
Nadine uklękła obok Nicka. Wzięła się za facho
we masowanie jego nogi.
- Dobre stopy, cudowne nogi, bardzo muzykal
na. - Uśmiechnęła się do Nicka. - Jeszcze nie
stwardniała tak jak my.
- Tym lepiej dla niej.
- Tym trudniej dla ciebie, ponieważ ją ko
chasz. - Nick ze zdziwienia aż uniósł brwi. -
Wiem wszystko o moich tancerzach, przede mną
nic się nie ukryje. Często wiem wcześniej niż oni
sami. Już od dawna jesteś w niej zakochany.
- I co z tego wynika?
TANIEC MARZEŃ 1 9 5
- Tancerze często łączą się między sobą w pary.
Mówią tym samym językiem, mają te same proble
my. - Nadine przesiadła się na dragi bok. - Ale gdy
dotyczy to mojego premier danseur i dyrektora
artystycznego w jednej osobie oraz mojej najlep
szej baleriny, jestem zaniepokojona.
- Nie ma powodu, Nadine - powiedział łagod
nym tonem, choć był najwyraźniej poirytowany.
- Romanse mogą przybierać różne formy - sko
mentowała Nadine. - Wierz mi, że dużo o tym
wiem. - Tym razem uśmiechnęła się posępnie. -
Tancerze to osobnicy kierujący się emocjami, Nick.
Nie chcę stracić żadnego z was, jeżeli będziecie
musieli się rozstać. Jej przeznaczeniem jest zostać
prima ballerina absolutta.
- Czyżbyś sugerowała, że mam się przestać wi
dywać z Ruth? - zapytał lodowatym tonem i pod-
niósł się z podłogi.
- Jak długo się znamy, Davidov? - zapytała, za
glądając mu głęboko w oczy.
- Lepiej nie pytaj, to by nas tylko oboje posta
rzyło - odpowiedział, zdobywając się na uśmiech.
Przytaknęła mu ruchem głowy, po czym wyciąg
nęła do góry rękę. Nick podniósł ją lekko z podłogi.
- Długo. Bardzo długo. Wystarczy, żeby wie
dzieć, co ci zasugerować. - Na jej twarzy pojawił
się grymas. - Przez całe lata obserwowałam paradę
twoich kobiet.
- Spasibo.
1 9 6 TANIEC MARZEŃ
- Nie ma się czym chwalić - skontrowała. - To
było tylko stwierdzenie. Bannion jest inna.
- Tak - przyznał jej rację. - Ruth jest inna.
- Uważaj, Davidov. Dla tancerzy upadki bywają
groźne. - Odwróciła się, kiedy na scenę zaczęli po
wracać członkowie ekipy telewizyjnej. - Przez ja
kiś czas będzie cię nienawidzić.
- Jakoś sobie z tym poradzę.
- Oczywiście - odparła, nie oczekując żadnego
innego oświadczenia.
Prosta jak struna, z nieprzeniknioną, spokojną
twarzą, Ruth wyszła zza kulisy. Kiedy jej poprawia
no makijaż, wszystkie myśli skoncentrowała tylko
na jednym - na tańcu, który ma wykonać. Później
przyjdzie czas na emocje. Podeszła do Nicka.
- Jestem gotowa.
Popatrzył na nią. Chciał ją zapytać, czy nadal ją
boli, chciał powiedzieć, że ją kocha.
- Świetnie, więc zaczynamy - rzucił jej zamiast
tego.
Gdy dwie godziny później stała pod prysznicem,
była odrętwiała z bólu. Ze zmęczenia mąciło się jej
w głowie. Tylko dwie rzeczy były pewne: nie znosi
tańczyć do kamery i gdy raz naprawdę potrzebowa
ła Nicka, on odwrócił się od niej. Przemawiał do
niej tak, jakby miał do czynienia z opieszałą, leniwą
i słabą istotą. A potem, w obecności innych, straciła
panowanie nad sobą i poniżyła się. To przez te jego
lodowate słowa.
TANIEC MARZEŃ 197
Zawsze była dumna ze swojej siły i wytrwałości.
Dzisiejszy upadek, potłuczenie się i drobna kontu
zja były dla niej potężnym wstrząsem. Pragnęła
pocieszenia, a spotkała się z lekceważeniem, a na
wet z pogardą.
Gdy wyszła spod prysznica i owinęła się ręczni
kiem, zjawiła się Leah. Gotowa do wyjścia, ubrana
jak spod igiełki, oparła się o umywalkę i uśmiech
nęła.
- Cześć. - Z uwagą wpatrywała się w bladą, wy
czerpaną twarz Ruth. - Parszywy dzień?
- Dość parszywy. - Ruth sięgnęła do torby po
sweter.
- Słyszałam, że miałaś dzisiaj jakieś kłopoty.
Ruth, wciągając sweter przez głowę, zdążyła
przybrać opanowany wyraz twarzy.
- Nic poważnego - odrzekła ze spokojem, choć
ten luz wiele ją kosztował. - Nagrywanie „Korsa
rza" zostało zakończone.
- Nie mogę się doczekać, kiedy to obejrzę.
Nie przestając się uśmiechać, Leah wyjęła
szczotkę i w zwolnionym tempie pociągnęła nią po
swoich jedwabistych włosach.
- Jesteś blada - zauważyła, kiedy Ruth wciągała
dżinsy. - Całe szczęście, że masz parę dni na odpo
czynek, zanim zaczną nagrywać „Czerwoną różę".
- Widzę, że śledzisz grafik.
- Mam w tym swój interes. Muszę wiedzieć
o wszystkich poczynaniach każdego w zespole.
1 9 8 TANIEC MARZEŃ
- A o co ci chodzi?
- O Nicka - odparła bez namysłu. Widząc błysk
w oczach Ruth, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. -
Nie, nie w tym sensie, choć byłoby to może intere
sujące. Podobno bycie jego kochanką ma swoje
korzyści.
Ruth najchętniej zdzieliłaby Leah butem prosto
w tę jej uśmiechniętą twarz. Zamiast tego, kipiąc
w środku, wsunęła go na stopę.
- To, co jest między Nickiem i mną, jest czysto
osobistą sprawą i nikogo nie powinno obchodzić.
- Gotując się coraz bardziej, Ruth podniosła się
z ławki.
- Och, ależ to wszystko łączy się w jedną ca
łość! - Leah wyciągnęła rękę, chcąc dotknąć ramie
nia Ruth, jakby się obawiała, że może jej umknąć.
- Co takiego?
Leah przysiadła na brzegu blatu wokół umywalki
i skrzyżowała nogi w kostkach.
- Zamierzam zostać prima ballerina absolutta.
- Czy to informacje z ostatniej chwili? - zapyta
ła ironicznie Ruth.
- Wiem, że aby to osiągnąć i pozostać w tym
zespole, muszę mieć za partnera Nicka - gładko
wyrecytowała Leah.
- Z tym będzie pewien problem - zgodnie
z prawdą odparła Ruth. - Nick jest moim partne
rem.
TANIEC MARZEŃ 1 9 9
- Na razie - zgodziła się szybko Leah. - Ale gdy
znudzi się tobą w łóżku, z pewnością cię rzuci.
- A to już mój problem - rzekła Ruth słodkim
głosem.
- Miłostki Nicka nigdy nie trwają długo. Na
przestrzeni lat wszyscy byliśmy świadkami różnych
jego wzlotów i upadków. Pamiętasz tę prawniczkę
sprzed sześciu czy ośmiu miesięcy? Bardzo elegan
cka. A przed nią była jakaś modelka. Zwykle Nick
wystrzega się podrywania kogoś z zespołu. Bardzo
wybredny jest ten nasz Nikolai.
- Mój Nikolai. I radzę ci, żebyś poprzestała na
partnerach, których ci wyznaczono. - Ruth sięgnęła
po torbę.
- On i tak nie potańczy dłużej niż dwa lata. Zre
sztą już teraz znaczną część czasu poświęca choreo
grafii. A mnie wystarczą dwa lata.
- Dwa lata! - zaśmiała się Ruth, przerzucając
torbę przez ramię. - Za pół roku ja będę prima
ballerina absolutta. -
Wypowiadając te słowa, dała
upust wściekłości. - Po ukazaniu się widowiska
w telewizji cały kraj dowie się, kim jestem. Jeżeli
obawiasz się konkurencji, może lepiej znajdź sobie
inny zespół.
- Konkurencja! - Oczy Leah zwęziły się jak
u kota. - Z trudem przebrniesz przez pierwszy ka
wałek. - Po raz kolejny przesłała Ruth promienny
uśmiech. - Pozostałe dwa Nick może ci odebrać
2 0 0 TANIEC MARZEŃ
i dać je komuś, kto ma trochę więcej wytrwałości
od ciebie.
- Na przykład tobie!
- Oczywiście.
- Po moim trupie - powiedziała słodko Ruth, po
czym odsuwając Leah na bok, opuściła łazienkę.
Choć ostatni gest trochę jej pomógł, nerwy miała
napięte do granic wytrzymałości. Utarczka odwró
ciła jej uwagę od ciała, schodziła więc ze schodów
nieświadoma bólu w łydkach. Kipiąc z oburzenia,
kierowała się ku wyjściu na ulicę.
- Ruth! - Ponieważ nie odpowiedziała na pierwsze
wołanie, Nick ją dogonił i ujął jej ramię. - Dokąd się
wybierasz?
- Do domu - rzuciła krótko.
- Świetnie. - Zauważył jej rozpaloną twarz. -
Pojedziemy razem.
- Znam drogę. - Odwróciła się w stronę drzwi,
ale uchwyt jego ręki okazał się silniejszy.
- Powiedziałem, że pojedziemy razem.
- Oczywiście. - Wzruszyła ramionami. - Rób,
jak ci wygodniej.
- Zwykle tak robię - odpowiedział chłodnym
tonem, wyciągając ją na zewnątrz i wsadzając do
taksówki.
Zajęła miejsce w rogu, trzymając sztywno torbę
na kolanach. Nick, oparty plecami o siedzenie, nie
podejmował rozmowy. Wydawał się całkowicie po-
TANIEC MARZEŃ 2 0 1
chłonięty własnymi myślami. Upór nie pozwolił
Ruth wypowiedzieć słowa.
Na nowo przeżywała i analizowała dzisiejszą
scysję z Nickiem, a potem scenę z Leah. Złość Ruth
przybrała formę lodowatego milczenia.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed jej domem,
wysunęła się z niej, gotowa rzucić Nickowi chłodne
„do widzenia". Tymczasem on wysiadł od strony
jezdni, obszedł samochód i znowu ujął ją pod ra
mię. Uścisk był lekki, ale nie podlegający dyskusji.
Nie komentując tego, Ruth weszła z Nickiem do
budynku.
Była gotowa do walki. Wystarczyłaby jakakol
wiek prowokacja z jego strony. Pieniła się ze złości.
Otworzyła drzwi i wbiegła do środka, zostawiając
Nickowi wolny wybór - mógł wejść albo odejść.
Z sofy podniósł się Niżyński, wyprężył grzbiet,
po czym bezszmerowo zeskoczył na podłogę. Speł
nił swój obowiązek, okrążając kostki nóg Ruth,
i niezwłocznie przeszedł do Nicka. Usłyszała, jak
Nick szepcze coś kotu na powitanie. Bez słowa
udała się do sypialni, żeby rozpakować torbę.
Celowo zwlekała. Z drugiego pokoju nie docho
dziły żadne dźwięki. Starannie ułożyła w szafie ba-
letki. Skrupulatnie wyjęła spinki z włosów i po
zwoliła im opaść. Uwalniając je, pozbyła się też
lekkiego bólu głowy. Rozczesywała włosy energi
cznymi, długimi pociągnięciami szczotki. W mie
szkaniu nadal panowała absolutna cisza.
2 0 2 TANIEC MARZEŃ
Spędziła w sypialni bite dziesięć minut, wymy
ślając dziesiątki drobnych, niepotrzebnych czynno
ści. Znowu nerwy zaczęły dawać się jej we znaki.
Dochodząc do wniosku, że powinna coś zjeść,
związała włosy wstążką i opuściła sypialnię.
Na kanapie Nick spał jak zabity. Leżał na wznak
z mruczącym Niżyńskim, zwiniętym w kłębek na
jego piersi. Nick oddychał wolno i równo. Natych
miast ulotniła się jej cała niechęć i żal.
Uświadomiła sobie, jak bardzo jest wyczerpany.
Widać to było po jego twarzy. Dlaczego nie zauwa
żyła tego wcześniej? Ponieważ za bardzo była prze
jęta własnymi doznaniami, pomyślała z poczuciem
winy.
Głębokie bruzdy żłobiły jego policzki. Pod ocza
mi dostrzegła lekko fioletowe cienie. Westchnęła.
Najchętniej by się rozpłakała. Żadnych łez, nakaza
ła sobie twardo.
Wzięła z oparcia fotela moherowy szal i przy
kryła Nicka. Nie drgnął. Niżyński otworzył jedno
oko, posłał jej przepraszające spojrzenie i ponow
nie zasnął. Ruth usiadła w fotelu i podwinęła pod
siebie nogi. Spoglądała na śpiącego z czułością.
Kiedy się obudził, było już ciemno. Nieprzytom
ny, przycisnął palcami oczy. Na piersi poczuł jakiś
ciężar. Odkrył tam ciepłą futrzaną kulę. Stęknął,
gdy Niżyński, tytułem eksperymentu, wpił się
w niego pazurami. Klnąc pod nosem, spędził kota
TANIEC MARZEŃ 2 0 3
i usiadł. Spod kuchennych drzwi padał strumień
światła. Nick siedział jeszcze przez chwilę, zanim
wstał i ruszył w tamtą stronę.
Ruth krzątała się przy kuchni. Ponieważ ściągnę
ła do tyłu włosy, dokładnie widział jej profil: deli
katne kości, ładnie zarysowany podbródek, lekko
skośne oczy. Zaabsorbowana pracą rozchyliła wargi
- miękkie, pełne wargi, których smak poczuł już na
sam ich widok. Smukła, wysklepiona szyja klasycz
nej baleriny. Dokładnie znał miejsce, gdzie ta skóra
jest najbardziej wrażliwa.
W ostrym kuchennym świetle wyglądała bardzo
młodo, prawie jak wówczas, kiedy ją zobaczył
pierwszy raz - w oślepiającym słońcu na śniegu na
parkingu szkółki Lmdsay. Czując na sobie jego
wzrok, Ruth odwróciła się gwałtownie. Ich oczy się
spotkały.
Zwilżyła wargi.
- Pomyślałam, że będziesz głodny. Co powiesz
na omlet?
- Hm. Świetnie.
Gdy powróciła do swoich zajęć, oparł się o fra
mugę drzwi. Rzucił okiem na zegarek, stwierdza
jąc, że jest dopiero dziewiąta. Spał nie więcej niż
dwie godziny, a czuł się zregenerowany i odświeżo
ny, jakby przespał całą noc.
- Pomóc ci?
Ruth nie spuszczała oczu z patelni, na której ro
biła omlety.
2 0 4 TANIEC MARZEŃ
- Możesz wyjąć talerze. Już prawie skończyłam.
- Obok, na blacie, zaczynała pykać kawa w ma
szynce. Nick wyjął talerze i filiżanki. - Będziesz
miał jeszcze na coś ochotę? - zapytała Ruth, zdegu
stowana swoim zbyt uprzejmym głosem.
- Nie. To wystarczy.
Fachowym ruchem przerzuciła pierwszy omlet
z patelni ha talerz.
- Idź i zaczynaj. Za chwilę dołączę. - Kolejne
rozbite jajka zaskwierczały na patelni. - Przyniosę
kawę.
Nick zabrał talerz do jadalni. Ruth kontynuowała
smażenie. Kawa pykała coraz żywiej. Zsunęła jajka
z patelni. Wyłączyła maszynkę z kawą i wyniosła ją
do jadalni.
Kiedy weszła, Nick podniósł znad talerza wzrok.
- Smakuje? - zapytała, stawiając swój talerz
i nalewając kawę do filiżanek.
- Bardzo. - Wziął na widelec kolejny kęs.
Ruth unikała jego wzroku. Ustawiła maszynkę na
trójkątnej podstawce. Usiadła naprzeciwko niego
i zaczęła jeść.
- Chciałem ci podziękować, że pozwoliłaś mi
pospać. - Obserwował ją, jak zmusza się do jedze
nia i dziobie swój omlet. - Potrzebowałem tego.
I tego też. - Wskazał na talerz.
- Wyglądałeś na zmęczonego - mruknęła. - Ni
gdy nie przyszło mi na myśl, że i dla ciebie praca
bywa ponad siły.
TANIEC MARZEŃ 2 0 5
- No tak - powiedział lekko rozbawiony. - Da-
vidov jest niezniszczalny.
- Zawsze za takiego cię miałam. Chyba podob
nie jak my wszyscy - odparła.
- Ale ty nie jesteś wszystkimi - powiedział, pa
trząc na nią z powagą. Jej oczy były nabrzmiałe od
łez. Poczuł skurcz żołądka. - Lepiej jedz - powie
dział, udając, że niczego nie zauważa. - Mamy za
sobą długi dzień.
Sięgając po kawę, Ruth starała się zachować spo
kój. Miała dość scen na dzisiaj.
- Naprawdę nie jestem głodna.
Nick wzruszył ramieniem i wrócił do swojego
jedzenia.
- Coś się przypala - zauważył.
Ruth z krzykiem zerwała się od stołu i pobiegła
do kuchni. Słup dymu unosił się nad patelnią, której
powierzchnia pękała od żaru. Klnąc na czym świat
stoi, zgasiła ogień, o którym zapomniała, zdejmu
jąc omlety, i ze złością kopnęła piecyk.
- Ostrożnie - powiedział Nick od progu. - Nie
będę miał pożytku z partnerki ze złamanymi palca
mi u nogi.
Zakręciła się na pięcie, by wyładować na nim
złość. Tymczasem on się uśmiechał. I nagle wszy
stko puściło.
- Och, Nick! - Rzuciła mu się w ramiona. - By
łam dzisiaj potworna. I tańczyłam okropnie.
- Nie - zaprzeczył, całując jej włosy. - Tańczy-
2 0 6 TANIEC MARZEŃ
łaś pięknie, a zwłaszcza po tym, jak się na mnie
wściekłaś.
Odrzuciła do tyłu głowę i popatrzyła na niego.
Wiedziała z całą pewnością, że nie uciekłby się do
kłamstwa, byle ją tylko pocieszyć.
- Nie powinnam się na ciebie złościć. Zasklepi
łam się w sobie i w tym, jak się czuję, i nawet nie
pomyślałam, że tobie też może być trudno. Spra
wiasz wrażenie, jakby cię nigdy nic nie kosztowało
i jakbyś wszystko robił bez wysiłku.
- Nie lubisz kamery.
- Nienawidzę. Ohyda.
- Ale ile ma możliwości!
- Wiem. Wiem o tym. - Cofnęła się i stanęła
obok. - Czuję do siebie wstręt po tym, jak się za
chowałam, płacząc i wrzeszcząc przy wszystkich,
wściekając się na ciebie.
- Jesteś artystką i, już ci to mówiłem, takie za
chowanie nikogo nie dziwi.
- Nie cierpię ekshibicjonizmu. A zwłaszcza
brzydzi mnie mój egoizm i nieliczenie się z innymi.
- Jesteś zbyt surowa dla siebie, Ruth. Kobieta,
którą kocham, nie jest egoistką ani osobą nie liczącą
się z innymi.
- Ale dzisiaj taka byłam. Cały czas, dopóki nie
zobaczyłam cię śpiącego i tak skrajnie wyczerpane
go, myślałam tylko o sobie. A przecież powinnam
pamiętać, jak ciężko pracujesz! Ale ja skoncentro
wałam się tylko na tych denerwujących mnie, po-
TANIEC MARZEŃ 2 0 7
rozstawianych na każdym kroku kamerach i na
tym, jak bardzo bolą mnie nogi. - Wzdrygnęła się.
- To przykre, że można być tak małostkowym, tak
jednowymiarowym. A właśnie tak opisał mnie Do
nald.
- Och, przestań! - żachnął się i jeszcze mocniej
ją objął. - Przecież musimy od czasu do czasu po
myśleć o sobie i o własnym ciele. Inaczej byśmy
nie przetrwali. Byłabyś niemądra, gdybyś uwierzy
ła, że stajesz się przez to mniej wartościowym czło
wiekiem. To prawda, że różnimy się od innych. Po
prostu tacy jesteśmy.
- Egoistyczni?
- Czy trzeba to nazywać? - Potrząsnął nią lek
ko, po czym znowu przyciągnął do siebie. — Tak,
egoistyczni, jeśli już koniecznie musisz nadać temu
jakąś etykietę. Zapaleni. Obsesyjni. Jakie to ma
znaczenie? Czy stajesz się przez to inna? Albo czy
ja staję się inny? - To mówiąc, zaczął ją całować.
Ruth zdążyła tylko jęknąć. Czekała na ten poca
łunek. Jego wargi były delikatne i czułe, a zarazem
zaborcze. Przyciskał ją coraz bliżej i mocniej, aż
wtopili się w siebie.
- Tak właśnie chciałem cię pocałować, kiedy
siedziałaś na scenie zła i zraniona. Czy bardzo mnie
nie lubisz, ponieważ tego nie zrobiłem?
- Nie. Nie, ale chciałam, żebyś to zrobił.
- Gdybym cię pocieszył, nie zdobyłabyś się na
wysiłek i nie skończyłabyś tańca. - Odchylił jej
2 0 8 TANIEC MARZEŃ
głowę do tyłu. Ich oczy się spotkały. - Wiedziałem
o tym, ponieważ cię znam. Czy przez to jestem
zimnym egoistą?
- Przez to jesteś Davidovem - westchnęła i u-
śmiechnęła się do niego. - I niczego innego nie
pragnę.
- A ty jesteś Bannion. - Pochylił się do jej ust. -
I niczego innego nie pragnę.
- To brzmi tak prosto. Ale czy tak jest?
- Tej nocy na pewno. - Wziął ją na ręce i zaniósł
do sypialni.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Ruth zasiadła w szóstym rzędzie i przyglądała
się nagrywaniu. Trzy odcinki z jej udziałem zostały
już ukończone. I pomyśleć, że trzy dni wytężonej
pracy zostaną zredukowane do dziewięciu, najwy
żej dziesięciu minut antenowego czasu!
Nauczyła się występować przed kamerą, a nawet
ją tolerować. Wiedziała jednak, że nie podzieli nig
dy zachwytu i entuzjazmu Nicka. Wezwał ją do
współzawodnictwa, zachęcał, żeby go prześcignęła
w ich pas de deux z „Karnawału". Przeszedł same
go siebie w masce i kostiumie Arlekina. Jego prze
komarzająca się i niczym nie skrępowana dusza
przydała jej Kolombinie tyle ognia i werwy, o ja
kich nawet nie śniła.
On po prostu tryska energią, zadumała się, obser
wując go na scenie. Nawet kiedy sam nie tańczy.
Corps
tańczył scenę z „Rodeo". Nick, w płowym
dresie, po którym już z daleka można go było po
znać, stał pośród tancerzy w kowbojskich kapelu
szach i kraciastych bawełnianych koszulach i wy
dawał im polecenia. Nawet gdyby był ubrany w sre
bro czy złoto, nie przyciągałby większej uwagi.
2 1 0 TANIEC MARZEŃ
Wiedziała, jak rzadko w ostatnich tygodniach
pozwalał sobie na odpoczynek. A jednak, choć było
to już ostatnie szlifowanie tancerzy, witalność i we
rwa Nicka były na miarę młodego chłopaka. Jak on
to robi? ~ zachodziła w głowę Ruth.
Pomyślała o tym, co usłyszała od Leah: czy rze
czywiście Nick przestanie tańczyć w ciągu najbliż
szych dwóch lat? Wygląda tak młodo. Przecież pra
wie w każdym innym zawodzie uchodziłby za mło
dego człowieka. Jako kierownik artystyczny, cho
reograf czy kompozytor może ciągnąć w nieskoń
czoność. Ale jako danseur noble czas ma policzony.
On o tym oczywiście wie. Jak się z tym czuje?
Nigdy z nią na ten temat nie rozmawia. Podobnie
jak o wielu innych sprawach. Na przykład, ilekroć
chciała dowiedzieć się czegoś o jego życiu w Rosji,
gładko i szybko zmieniał temat. A przecież nie po
wodowała nią zwykła ciekawość!
Czuła się zawiedziona, że zamyka się przed nią.
Sama bardzo ceniła i szanowała prywatność, ale
kochając całym sercem Nicka, czuła potrzebę głęb
szego poznania go. Tymczasem on unikał wszel
kich pytań i rozmów o swojej przeszłości i karierze
tancerza w swoim kraju. Podobnie jak nie mówił,
co czuje w związku ze zbliżającym się końcem wy
stępów na scenie.
Doszła do wniosku, że zbyt często traktuje ją jak
małą dziewczynkę. Jak go przekonać, że jest zdolna
TANIEC MARZEŃ 2 1 1
dzielić jego problemy, podobnie jak dzieli z nim
radości?
Muzyka rozbrzmiewała; szybka, hałaśliwa wes
ternowa muzyka, która porywa do tańca. Nick ob
serwował corps zza pleców kamerzysty, opierając
ręce na biodrach. Patrząc na niego, Ruth aż wstrzy
mała oddech.
Czy zawsze tak będzie? - zastanawiała się. Czy
zawsze będzie mnie poruszać i olśniewać? To prze
rażające zakochać się w legendzie. Nawet w tak.
krótkim czasie, odkąd są razem, ciężar obowiązków
zawodowych odciskał się na nich obojgu. Balet to
zarówno zobowiązanie, jak i ciągłe napięcie. Czas
spędzany razem u niej w mieszkaniu należał do in
nego wymiaru. Tam mogli być kobietą i mężczy
zną. Ale muzyka i światła reflektorów przywoływa
ły ich z powrotem. A tutaj, w świecie, który pochła
niał większą część ich życia, on był Davidovem
- mistrzem.
- Nieźle sobie z tym wszystkim poradził. Jak
zawsze. - Na krzesło obok Ruth cicho wśliznęła się
Nadine.
Muzyka umilkła.
Nick znowu dyskutował z tancerzami, gdy tym
czasem reżyser w słuchawkach na uszach mówił
coś do jakiegoś niewidocznego technika.
- Tak, na to wygląda.
- Jak chłopczyk, który dostał nową kolejkę.
Cały skład.
2 1 2 TANIEC MARZEŃ
Ruth rzuciła Nadine pytające spojrzenie.
- Kolejkę?
- Nowa podnieta, entuzjazm, zapał - wyjaśniła,
wykonując zamaszysty ruch ręką. - On to uwielbia.
- Tak. - Ruth znowu spojrzała na Nicka. - Nie
da się ukryć.
- Twoje tańce wypadły dobrze. - Nadine prze
szła do porządku nad śmiechem Ruth, wyrażającym
powątpiewanie. - Och, wiem, że musiałaś jeszcze
to i owo poprawić. Takie jest życie.
- Oglądałaś to?
- Zawsze oglądam.
- Zwykle nie bywasz taka łaskawa, Nadine - za
uważyła Ruth.
- Moja droga, ja nigdy nie jestem łaskawa. Nie
stać mnie na to. - Znowu rozległa się muzyka i cho
ciaż Nadine patrzyła na scenę, mówiła do Ruth.
- Oni naprawdę są dobrzy. A nagranie jest wyśmie
nite. Program powinien spełnić nasze oczekiwania.
Przyznam szczerze, że już od dość dawna nie wi
działam niczego tak doskonałego jak wasz taniec
z Nickiem. Nigdy nie sądziłam, że znajdzie partner
kę, która dorówna Lindsay. Oczywiście, różnicie się
stylem, nawet bardzo. Lindsay unosiła się w powie
trzu, jakby stanowiła jego część, bez wysiłku, z ja
kąś dozą mistycyzmu. Ty mu rzucasz wyzwanie,
jakbyś się buntowała przeciwko prawu grawitacji.
Ruth zainteresował taki opis. Zastanawiała się
nad jego trafnością.
TANIEC MARZEŃ 2 1 3
- Lindsay była najpiękniejszą baleriną, jaką kie
dykolwiek widziałam.
- Straciliśmy ją, bo nad taniec przedłożyła pry
watne życie. Wielka szkoda.
- Nie miała wyjścia - obruszyła się Ruth. - Jej
ojciec zginął w wypadku, a matka była w bardzo
ciężkim stanie.
- Sami dokonujemy wyboru. - Nadine zwróciła
się twarzą ku Ruth. - Nie wierzę w przeznaczenie.
To my wpływamy na bieg zdarzeń.
- Lindsay zrobiła to, co musiała.
- To, co wybrała - sprostowała Nadine. - Wszy
scy to robimy. Osobiście przyświecał mi w życiu
tylko jeden cel. I byłoby dobrze, gdyby było podo
bnie z moimi tancerzami, ale tak nie jest. Ty masz
talent, młodość, napęd, jednym słowem masz wszy
stko, żeby zdobyć sławę w świecie baletu. Lindsay
była na najlepszej drodze do tego, kiedy odeszła.
Nie chciałabym stracić także ciebie.
- Dlaczego miałabyś mnie stracić? - Ruth wy
cedziła te słowa, nie spuszczając oczu z Nadine.
Przestała zwracać uwagę na to, co dzieje się na
scenie.
- Tancerze są bardzo pobudliwi i humorzaści.
- Tak mi mówiono - zauważyła oschle Ruth.
- Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Potrzebuję zarówno ciebie, jak i Nicka, ale je
go potrzebuję bardziej. - Zrobiła krótką pauzę, cze
kając, aż jej słowa zrobią na Ruth odpowiednie
2 1 4 TANIEC MARZEŃ
wrażenie. - Jeżeli między wami coś się... popsuje
i nie będziecie mogli albo chcieli ze sobą pracować,
będę musiała dokonać wyboru. Zespół nie może
sobie pozwolić na stratę Nicka.
- Rozumiem.
- Od dawna nosiłam się z zamiarem odbycia
z tobą rozmowy. Wolę, żebyś znała moje stano
wisko.
- Rozmawiałaś o tym z Nickiem?
- Nie wprost. Zrobię to, oczywiście, gdyby zasz
ła taka potrzeba. Mam jednak nadzieję, że do tego
nie dojdzie.
- Spora liczba tancerzy w zespole łączy się
w pary - zauważyła Ruth. - Niektórzy nawet się
żenią. Czy zamierzasz wprowadzić zwyczaj wtrą
cania się w cudze sprawy?
- Zawsze podejrzewałam, że za twoimi niena
gannymi manierami kryją się pasje. - Nadine
uśmiechnęła się blado. - Miło było cię widzieć.
- Zamilkła na chwilę. - Dopóki nic nie koliduje
z pracą zespołu, nie ma powodu do robienia drama
tu. - Ponownie spojrzała Ruth prosto w oczy. - Ale
Nick jest nie tylko jednym z moich tancerzy. Obie
o tym wiemy.
- Nie sądzę, żeby to, co jest między mną i Ni
ckiem, miało kolidować z pracą zespołu czy z na
szym tańcem. - Ruth poprawiła się sztywno na
krześle.
- Nie, jeszcze nie. Lubię cię, Ruth, i dlatego mu-
TANIEC MARZEŃ 2 1 5
siałam ci o tym powiedzieć. A teraz muszę wycis
nąć trochę dolarów z pewnego sponsora. - Nadine
wstała, ruszyła ciemnym przejściem między rzęda
mi i opuściła widownię.
Na scenie Nick uważnie przyglądał się swoim
tancerzom. Postrzegał każdego indywidualnie,
a także jako grupę. Tutaj ramię nie tworzy ładnego
łuku, tam z kolei ustawienie stóp jest idealne. Ob
serwował bacznie corps. Planował w niedalekiej
przyszłości uczynić dwoje z nich solistami. Jedną
była młoda, zaledwie osiemnastoletnia dziewczyna,
której się przyglądał ze szczególnym zainteresowa
niem. Miała eteryczną, nieziemską urodę i niesa
mowitą siłę. Przypominała mu trochę Lindsay. Wi
działby ją w roli Carli w „Dziadku do orzechów"
w nadchodzącym roku. Będzie musiał przekonać
madame Maksimową, żeby z nią indywidualnie po
pracowała.
Reżyser zatrzymał taśmę i Nick wszedł na środek
sceny, żeby skorygować parę szczegółów. Pracowa
li już od blisko dwóch godzin, a rozgrzane reflekto
ry świeciły bezlitośnie.
Gdy znowu zaczęli, pomyślał o Nadine i jej pró
bach z corps. Nadine jest jak jastrząb polujący na
kurczęta. Biedne dzieciaki; czy w ogóle zdają sobie
sprawę, jaką harówką jest taniec? Tylko nieliczni
z nich wyjdą poza corps. Ponownie spojrzał na
młodą dziewczynę, gdy kręciła pirueta. Tej jednej
się uda. Za dwa lata będzie deptać po piętach Ruth.
2 1 6 TANIEC MARZEŃ
Uśmiechnął się na wspomnienie początków
Ruth. Była taka młoda i tak strasznie zamknięta.
Jedynie tańcząc, odzyskiwała wiarę w siebie. Na
wet wtedy - tak, nawet wtedy - pragnął jej, wpra
wiając siebie samego w zakłopotanie. Był świad
kiem jej rozwoju, kiedy to z miesiąca na miesiąc
stawała się bardziej zrównoważona i otwarta. Był
też świadkiem rozkwitu jej talentu.
Pięć lat, pomyślał. Pięć lat, i teraz w końcu ją
ma. Ale stanowczo za mało. Bywają wieczory, gdy
obowiązki trzymają go do późna i gdy zmuszony
jest wracać do siebie, do własnego, pustego miesz
kania, wiedząc, że Ruth śpi daleko od niego, w in
nym łóżku.
Zastanawiał się, czy teraz, ponieważ tak długo
na nią czekał, nie stał się bardziej niecierpliwy.
Codziennie musiał z sobą walczyć, żeby jej nie
ponaglać do zamieszkania razem. Nawet nie za
mierzał jej mówić, że ją kocha, a już na pewno
nie w tak bezbarwny, wyzuty z wdzięku i niczym
nie ubarwiony sposób, w jaki to w końcu zrobił.
Paraliżował go strach, jeszcze zanim odwzaje
mniła mu miłość. A strach był dla niego czymś
zupełnie nowym.
Jakaś część jego istoty buntowała się przeciw
ko władzy, jaką nad nim miała. Dotąd żadna ko
bieta nie absorbowała tak bez reszty jego myśli.
A i tak do części jej osobowości nie miał dostę
pu. Zadręczał się i wściekał.
TANIEC MARZEŃ 2 1 7
Chciał ją mieć bez ograniczeń, bez żadnych taje
mnic. Im dłużej trwał ich związek, tym trudniej mu
było nie wywierać na nią presji i nie żądać od niej
więcej. Nawet teraz, choć był zajęty pracą, wie
dział, że siedzi w zaciemnionej części widowni.
Czuł jej obecność.
Gdy wreszcie nagrywanie dobiegło końca, odbył
jeszcze krótką rozmowę z reżyserem. Tancerze
opuszczali scenę. Ruth podniosła się z miejsca
i podeszła bliżej. Muzycy rozmawiali między sobą,
prostowali i rozciągali obolałe plecy.
- Za godzinę proszę z powrotem - zawołał do
nich Nick, słysząc w odpowiedzi pomruk niezado
wolenia.
Kamerzyści wyłączyli lampy o wielkiej mocy
i temperatura wyraźnie opadła. Ekipa rozmawiała
o pobliskim włoskim barze i o sandwiczach z pie
czenia. Nick uchylił się od propozycji dołączenia do
nich. Z kolei jego propozycja zjedzenia jogurtu
w kantynie spotkała się z ich zdecydowanym i jed
nogłośnym protestem.
- No jak? - Objął Ruth, gdy tylko weszła na
scenę. - Co o tym sądzisz?
- To było wspaniałe - odpowiedziała szczerze.
Starała się nie myśleć o rozmowie z Nadine. -
Masz wyraźną smykałkę do tego, co amerykańskie.
- Zawsze wiedziałem, że byłbym świetnym kow
bojem. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu i chwycił po
rzucony kowbojski kapelusz. Zamaszystym ruchem
2 1 8 TANIEC MARZEŃ
nasadził go sobie na głowę. - Jeszcze tylko potrze
buję kolta.
Ruth roześmiała się.
- Dobrze w tym wyglądasz - stwierdziła, nasu
wając mu kapelusz bardziej na czoło, - Czy w Rosji
mają kowbojów?
- Kozaków - odparł. - To niezupełnie to samo.
- Uśmiechnął się. - Jesteś głodna. Mamy godzinę
przerwy.
- Dobrze.
- Wezmę coś i pójdziemy z tym do mnie na gó
rę. Chcę pobyć z tobą sam na sam.
Nie minęło dziesięć minut, jak Nick zamknął za
nimi drzwi gabinetu.
- Nie sądzisz, że do tak wyrafinowanego jedze
nia przydałaby się muzyka? - Podszedł do stereo.
Ruth odstawiła ich miseczki z owocową sałatką,
czekając, aż nastawi cicho Rimskiego-Korsakowa.
- Zaczniemy od tego. - Nick wziął ją w ramio
na. Złakniona, podniosła głowę, czekając na poca
łunek.
Już to oczekiwanie na nią rozpaliło w nim ogień.
Pomrukując, zanurzył palce w jej włosach i niemal
rzucił się na nią. Jej usta był spragnione, prawie
agresywne. Drżała z pożądania. Wsunęła ręce pod
jego bluzę, a on jak oszalały całował jej twarz; wy
gięła ku niemu wargi.
- Pocałuj mnie - zażądała.
Pocałunek był gwałtowny. Jak gdyby w to jedno-
TANIEC MARZEŃ 2 1 9
razowe spotkanie warg przelał swoje wszystkie
pragnienia. Kiedy oderwał się od niej, była bez tchu
i chciała więcej. Złapał zębami jej wargę, aż jęknęła
z rozkoszy. Potem całował ją coraz goręcej, aż do
utraty przytomności. Ruth mruczała coś bez składu,
czekając, aż zacznie jej dotykać.
Jakby czytając w jej myślach, położył rękę na jej
piersi. Wzdrygnęła się, gdy szorstki materiał baweł
nianej bluzki podrażnił jej skórę. Jednym ruchem
ręki Nick wyszarpnął bluzkę spod paska jej dżin
sów. Powędrował palcami do góry i dotknął nagiej
skóry. Oboje wstrzymali oddech.
Kiedy zadzwonił telefon, Nick rzucił całą wią
zankę przekleństw. Odwrócił się błyskawicznie
i niemal szarpnął słuchawkę.
- O co chodzi?
Ruth westchnęła i usiadła. Drżały jej kolana.
- Nie mogę się z nim teraz zobaczyć. - Słyszała
wcześniej ten ostry, niecierpliwy ton i lekko współ
czuła rozmówcy. - Nie, to on może zaczekać. Je
stem zajęty, Nadine.
Ruth drgnęła. Nikt nigdy nie odważyłby się
rozmawiać w taki sposób z Nadine. Nikt, poza
Davidovem.
- Tak, wiem o tym. No więc za dwadzieścia mi
nut. Nie, za dwadzieścia. - Odłożył słuchawkę
z niechęcią. Kiedy odwrócił się do Ruth, miał jesz
cze złe spojrzenie. - Ktoś chce sypnąć pieniędzmi
i moja obecność jest niezbędna. - Zaklął i wsunął
2 2 0 TANIEC MARZEŃ
ręce do kieszeni. - Czasami te sprawy pieniężne
doprowadzają mnie do szału. Trzeba się przymilać,
żeby wydrzeć trochę grosza. Kiedyś wystarczyło
tylko tańczyć. Teraz to za mało. Mamy niewiele
czasu, Ruth.
- Siadaj i jedz - powiedziała, chcąc, żeby się
uspokoił. - Dwadzieścia minut to dość dużo.
- Nie mówię wyłącznie o dniu dzisiejszym! -
Narosła w nim złość. - Chciałem być razem z tobą
wczoraj wieczorem i nic z tego nie wyszło! Potrze
buję więcej, więcej niż kilka chwil w ciągu dnia
i kilka nocy w tygodniu.
- Nick... - zaczęła, ale jej przerwał.
- Chcę, żebyś się do mnie przeprowadziła. Za
mieszkała ze mną.
Cokolwiek chciała powiedzieć, uciekło jej z gło
wy. Stał nad nią, wściekły i żądający.
- Przeprowadzić się do ciebie? - powtórzyła
bezmyślnie.
- Tak. Dzisiaj. Wieczorem.
Była zupełnie skołowana.
- Do twojego mieszkania?
- Tak. - Pociągnął ją niecierpliwym gestem
i postawił na nogi. - Ja nie mogę... nie będę... nie
zniosę powrotów do pustego domu. - Chwycił ją
w objęcia. - Chcę cię mieć u siebie.
- Zamieszkać z tobą - powtórzyła znowu, pil
nując się, żeby jej nie poniosło. - Moje rzeczy...
TANIEC MARZEŃ 2 2 1
- Zabierz swoje rzeczy. - Potrząsnął nią. - Ża
den problem.
Ruth wsunęła między nich rękę i odsunęła się.
- Musisz mi dać czas do namysłu.
- Do licha, nad czym tu się namyślać? - Zdra
dzał objawy poważnego wzburzenia, klnąc po an
gielsku. Nawet tego nie odnotowała, tak bardzo
była oszołomiona. Powinien ją przygotować, zanim
poprosi, by podjęła tak ważny krok, a już na pewno
nie była przygotowana, że podniesie na nią głos.
- Odczuwam taką potrzebę - odparowała. -
Chcesz, żebym zmieniła życie, zrezygnowała z je
dynego własnego domu, jaki kiedykolwiek miałam.
- Proszę, żebyś dzieliła ze mną dom. Nie mogę
tak żyć, kradnąc przypadkowe, krótkie chwile, żeby
być razem z tobą.
- Ty nie możesz, ty nie chcesz! Czy nie przyszło
ci do głowy, że ostatnie słowo w sprawie mojego
życia należy do mnie? Nie będę działać pod przy
musem! Nikt nie będzie na mnie wywierał presji!
- Presji? Do diabła! - Nick rzucił się w stronę
okna, by zaraz do niej wrócić. -I ty mówisz o pre
sji? Pięć lat, od pięciu lat czekam na ciebie. Pra
gnąłem dziecka i musiałem czekać, aż z dziecka
wyrośnie kobieta. - Zaczynał mieć trudności z an
gielskim.
Ruth zrobiła wielkie oczy.
- Chcesz powiedzieć, że czułeś... że żywisz do
2 2 2 TANIEC MARZEŃ
mnie uczucia od... od początku, i nigdy mi tego nie
powiedziałeś?
- Co ci miałem mówić? Miałaś zaledwie sie
demnaście łat - rzucił jej z furią.
- Nie miałeś prawa decydować za mnie! - Od
rzuciła do tyłu włosy i patrzyła na niego rozognio
nym wzrokiem.
- Dałem ci możliwość wyboru, kiedy przyszedł
na to czas.
- Dałeś mi! - parsknęła. Omal nie udławiła się
z oburzenia. - Kierujesz zespołem, Davidov, nie
moim życiem. Jak śmiesz rościć sobie prawo do
decydowania za mnie?
- To także dotyczy mojego życia - przypomniał
jej. - A może 0 tym zapomniałaś?
- Traktowałeś mnie zawsze jak dziecko. - Ki
piała, puszczając mimo uszu jego pytanie. - Nigdy
nie pomyślałeś, że byłam dorosła, zanim cię spotka
łam. A ty mi mówisz, że odebrałeś mi coś na całe
lata, i to dla mojego własnego dobra! I każesz mi się
spakować i wprowadzić do siebie bez zastanowie
nia.
- Nie sądziłem, że aż tak cię urażę tym pomy
słem - powiedział lodowatym tonem,
- Pomysłem? - powtórzyła. - To był rozkaz.
A ja nie chcę, żeby mi nakazywano zamieszkać
z tobą.
- Świetnie, jak sobie życzysz. Mam teraz spot
kanie.
TANIEC MARZEŃ 2 2 3
Otworzyła szeroko oczy, gdy ruszył w stronę
drzwi, i znowu się wściekła.
- Biorę sobie wolne - powiedziała z rozpędu.
Nick przystanął z ręką na klamce i odwrócił się
ku niej.
- Próby zaczynają się za siedem dni - oznajmił
ze śmiertelną powagą. - Wrócisz albo zostaniesz
wylana. Wybór pozostawiam tobie.
Wyszedł, nie zadając sobie trudu, by zamknąć za
sobą drzwi.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Lindsay dźwignęła Amandę i posadziła ją sobie
na biodrze. W tym czasie Justin jeździł samocho
dzikiem po drewnianej podłodze.
- Za dziesięć minut kolacja, młody człowieku
- uprzedziła malca, przechodząc ostrożnie między
mocno nadwerężonymi, parkującymi autkami. -
Umyj ręce.
- Mam czyste. - Justin pochylił jasną główkę
nad maleńkim, połyskującym rajdowym samocho
dzikiem, udając, że go naprawia.
Kiedy Amanda z piskiem próbowała jej się wy
rwać, Lindsay zmrużyła oczy.
- Worth może być innego zdania - zwróciła ma
łej uwagę. To była jej ostateczna broń.
Justin wsunął ferrari do kieszeni i wstał z podło
gi. Z ciężkim westchnieniem znudzonego światow-
ca wymaszerował z pokoju.
Patrząc za nim, Lindsay uśmiechnęła się. Ju
stin czuł respekt przed wymagającym brytyjskim
lokajem. Wsłuchiwała się w skrzypienie drewna,
gdy jej synek wspinał się po schodach. Mógł
TANIEC MARZEŃ 2 2 5
skorzystać z łazienki na dole, ale gdy Justin Ban-
nion występował w roli męczennika, robił to jak
należy.
Ilekroć zdarzało się jej o tym pomyśleć, Lindsay
dziwiła się, że jej synek ma cztery lata, że już
wyrósł z etapu grubiutkiego berbecia i jest teraz
smukły jak charcik. Pomyślała też, nie bez dumy, że
odziedziczył po swojej mamie włosy i oczy. Roz
glądając się po pokoju, skrzywiła się na widok zło
mowiska samochodzików i budowli z klocków.
A także, niestety, jej brak organizacji.
- Nie to, co ty, prawda? - Zanurzyła twarz za
uszkiem córki, a mała zachichotała.
Amanda była ciemna, podobna do ojca. I podob
nie jak Seth, była dokładna i skrupulatna. I tak
właśnie była ułożona cała armia lalek w jej pokoju.
Okazywała wręcz komiczną zręczność w konstruo
waniu z klocków całych budowli. Charakter odzie
dziczyła chyba po obojgu rodzicach, potrafiła bo
wiem, zapominając, że powinna zachowywać się
jak dama, dać bratu kuksańca, gdy ten wkraczał na
jej terytorium.
Wraz z ostatnim pocałunkiem Lindsay zdjęła
Amandę z biodra i przystąpiła do zbierania kosmi
cznego ulicznego korka. Z samochodzikiem w ręku
zatrzymała się na moment, spoglądając porozumie
wawczo na córkę.
- Tatuś nie byłby zachwycony, że to zbieram.
- Justin jest flejtuchem - oznajmiła pogardliwie
2 2 6 TANIEC MARZEŃ
Amanda. Jako dwulatka miała skłonność do formu
łowania kategorycznych opinii.
- Nie ulega wątpliwości - przyznała jej rację
Lindsay. - Najwyższy czas, żeby się nauczył po
rządku, bo gdyby tu wszedł Worth... - Zawiesiła
głos, ważąc, na czyją dezaprobatę lepiej się narazić.
Wygrał Worth. Teraz już szybko zaczęła zbierać
dowody winy Justina. - Porozmawiam z twoim
bratem. Nie musimy o tym mówić tatusiowi.
- O czym nie chcecie mówić tatusiowi? - zapy
tał Seth, stając w progu drzwi.
- Hm. - Lindsay najpierw wzniosła oczy do su
fitu, po czym obejrzała się przez ramię. - Sądziłam,
że pracujesz.
- Właśnie skończyłem. - W mig rozeznał się
w sytuacji. - Znowu kryjesz tego małego szatana?
- Posłałam go na górę, żeby umył ręce. - Lind
say odgarnęła włosy, które jej spadły na oczy,
i trwała tak na czworakach.
Amanda podeszła do ojca i objęła go za nogę.
Teraz oboje spoglądali na nią z milczącą dezapro
batą.
- Och, błagam! - roześmiała się Lindsay
i usiadła na podłodze. - Zdaję się na łaskę Wysokie
go Sądu.
- Przychylamy się do prośby. - Seth położył rę
kę na głowie córki. - Jaka powinna być kara, Aman
do?
- Nie możemy zbić mamy na kwaśne jabłko.
TANIEC MARZEŃ 2 2 7
- Nie? - Seth posłał Lindsay figlarny uśmiech.
Podszedł do niej, pociągnął za rękę i postawił na
nogi. - Być może, żeby sprawiedliwości stało się
zadość, trzeba jej będzie wymierzyć surową karę.
- Dał jej lekkiego całusa.
- Czy nie przyjęlibyście łapówki? - zapytała
Lindsay, wznosząc oczy do nieba.
- Zawsze - odpowiedział, mocniej przywierając
do niej wargami.
Justin przebiegł przez próg, trzymając przed sobą
świeżo wyszorowane ręce. Skrzywił się na widok
rodziców, spojrzał też na siostrę.
- Myślałem, że mamy jeść.
Godzinę później Lindsay zbiegła ze schodów,
spiesząc się na wieczorną lekcję baletu. Tuż przy
ostatnim stopniu zauważyła jeszcze jeden samo
chodzik. Podniosła go i wcisnęła do torby.
- Skaranie boskie! - mruknęła i otworzyła fron
towe drzwi. - Ruth! - Aż ją zamurowało.
- Cześć. Nie znalazłby się tu na tydzień jakiś
pokój dla zbiegłej tancerki i lekko przekarmionego
kota?
- Ach, oczywiście! - Wciągnęła Ruth przez
próg i mocno objęła. Niżyński wyczołgał się spo
między nich, zeskoczył na podłogę i odszedł dostoj
nym krokiem. Nie był miłośnikiem podróży. - Jak
to cudownie, że cię widzę! Ale Seth i dzieciaki się
zdziwią!
2 2 8 TANIEC MARZEŃ
W uścisku Ruth, pod warstwą pierwszej, sponta
nicznej radości, Lindsay wyczuła kompletną roz
pacz. Pociągnęła ją za sobą i uważnie przyjrzała się
jej twarzy. Nie musiała się trudzić, żeby dostrzec
nieszczęście.
- Co ci jest?
- Nic, ale... - mruknęła Ruth. - Potrzebuję tro
chę luzu.
- Jasne. - Lindsay chwyciła torbę Ruth i za
mknęła za nimi drzwi. - Twój pokój jest tam gdzie
zawsze. Idź na górę i zrób niespodziankę Sethowi
i dzieciakom. Wracam za dwie godziny.
- Dzięki.
Gdy Lindsay wybiegła z domu, Ruth nabrała du
żo powietrza w płuca i poczuła ulgę.
Dwa dni później siedziała na kanapie, mając po
jednej stronie Justina, po drugiej Amandę. Czytała
na głos jedną z książeczek Justina. Niżyński drze
mał w smudze słońca na podłodze. Czuła się znacz
nie lepiej.
Powinna była wiedzieć, że w Domu na Klifach
zawsze znajdzie to, czego potrzebuje. Nie będzie
żadnych pytań, żadnego cackania się. Wystarczy
ło, żeby Lindsay otworzyła drzwi, a odnalazła
akceptację i miłość.
Po opuszczeniu gabinetu Nicka Ruth wróciła do
siebie, spakowała się i udała prosto do Cliffside.
Nawet się nie zastanawiała. Zrobiła po prostu to, co
TANIEC MARZEŃ 2 2 9
jej podpowiedział instynkt. Teraz, po dwóch
dniach, wiedziała, że instynkt jej nie zawiódł. By
wają chwile, kiedy tylko rodzina może wygoić rany.
- Musiałaś je chyba związać i zakneblować im
usta - stwierdził Seth, wchodząc do pokoju. - Zwy
kle nie są takie spokojne, chyba że śpią.
- To anioły, wujaszku. - Rozczulił ją widok wu
ja, obejmującego dwójkę swych dzieci. - Powinie
neś się wstydzić, szkalując ich dobre imię.
- Nie jestem w tym odosobniony. - Pociągnął
Amandę za włosy. - Worth oświadczył, że w czyimś
łóżku znalazł dziś rano w połowie niedojedzonego
lizaka.
- Miałem go dokończyć wieczorem - oznajmił
Justin, spoglądając poważnie na ojca. - Chyba go
nie wyrzucił?
- Obawiam się, że tak.
- Świrus.
- Miał parę pikantnych uwag na temat stanu
pościeli - oględnie zauważył Seth.
Justin wydął wargi.
- Znowu mam go przepraszać?
- Sądzę, że tak.
- Chcę być przy tym. - Amanda, ciesząc się
z góry na to, czego może być świadkiem, gramoliła
się już z kanapy.
- Nic, tylko przepraszam - mruknął zdegusto
wany Justin. Wymaszerował z pokoju z drepczącą
za nim Amandą.
2 3 0 TANIEC MARZEŃ
- Wiesz, oczywiście, że Worth je uwielbia - za
częła Ruth.
- Tak, ale byłby wściekły, gdyby to się wydało.
- Zawsze mnie przerażał. - Ruth odłożyła książ
kę na bok. - Przez wszystkie miesiące, kiedy miesz
kałam tu z tobą, nigdy się do niego nie przyzwy
czaiłam.
- Nikt tak sobie dobrze z nim nie radzi jak Lind
say. Nawet się nie domyśla, że jest manipulowany.
- Nie ma takiej drugiej istoty jak Lindsay - za
dumała się Ruth.
- To prawda - przyznał Seth. - Nie ma takiej
drugiej.
- Czy zakochanie się w kimś takim... szczegól
nym może przerażać?
Domyślił się, co ma na myśli.
- Miłość, jeżeli jest poważna, zawsze przeraża.
Miłość do kogoś wyjątkowego tylko zwiększa ten
strach. Bałem się Lindsay śmiertelnie.
- Jakie to dziwne. Zawsze sądziłam, że jesteś
nieustraszony.
- W miłości wszyscy okazujemy się tchórzami,
Ruth. - Powróciły wspomnienia jego pierwszych
miesięcy z Lindsay, jeszcze przed ślubem. - Raz
omal jej nie straciłem. Wówczas najbardziej się
bałem.
- Obserwuję was od pięciu lat. Wasza miłość
jest taka sama jak na początku.
TANIEC MARZEŃ 2 3 1
- Nie. Kocham ją bardziej, nieporównywalnie
bardziej. Mam zatem więcej do stracenia.
Oboje usłyszeli, jak Lindsay wbiega do domu.
- Boże, uchowaj mnie od matek, które po pięciu
lekcjach chcą mieć Pawłową!
- Oto cała ona - oświadczył z czułością Seth.
- Pani Fitzwalter - zaczęła z mety Lindsay, gdy
jak burza wpadła do pokoju - chce, żeby jej Mitzie
przeszła do tej samej klasy co Janet Conner. Nie
ważne, że Janet uczy się już od dwóch lat, a Mitzie
zaczęła dopiero przed dwoma tygodniami. - Lind
say klapnęła na fotel i ciskała pioruny. - Nieważne,
że Janet ma talent, a Mitzie ma ołów w nogach.
Mitzie chce przejść do klasy, w której jest jej najle
psza przyjaciółka, a pani Fitzwalter chce uczestni
czyć w dowożeniu ich na lekcje.
- A ty, oczywiście, załatwiłaś to dyplomatycz
nie. - Seth pokiwał głową.
- To był z mojej strony szczyt dyplomacji. Bra
łam lekcje u Wortha. - Zwróciła się ku Ruth. - Mit
zie ma dziesięć funtów nadwagi i nawet nie może
wykonać pierwszej pozycji. Janet stawała na pal
cach po dwóch miesiącach.
- Możesz znaleźć inną dowożącą - zasugerowa
ła Ruth.
- Tak zrobiłam - uśmiechnęła się zadowolona
z siebie Lindsay. Uśmiech zniknął, gdy Lindsay
odnotowała nienaturalny spokój. - Gdzie są dzie
ci?
2 3 2 TANIEC MARZEŃ
- Przepraszają-odpowiedział jej Seth.
- O rany, znowu? - Lindsay westchnęła i po
nownie się uśmiechnęła. Wstała i podeszła do Se
tna. - Witaj. - Schyliła się i pocałowała go. - Udało
ci się rozwiązać problem wspornika?
- Prawie - odparł i przyciągnął ją z powrotem
na bardziej satysfakcjonujący pocałunek.
- Jesteś taki bystry! - Usiadła na oparciu jego
fotela.
- Oczywiście.
- I pracujesz zbyt ciężko. Zagrzebany w pra
cowni nawet w soboty. - Wsunęła rękę w jego dłoń.
- Chodźmy całą trójką pospacerować po plaży.
Seth już wyrażał zgodę, ale się zatrzymał.
- Idźcie we dwie. Dzieci muszą się przespać.
Myślę, że do nich dołączę.
Lindsay spojrzała zdumiona. Od kiedy to Seth
udaje się na drzemkę w piękne sobotnie popołud
nie? Pojęła jednak w mig, o co chodzi, i nie tracąc
refleksu, zwróciła się do Ruth:
- Tak, chodźmy. Muszę koniecznie zaczerpnąć
trochę powietrza po dusznej atmosferze z panią
Fitzwater.
- Świetnie. Mam wziąć kurtkę?
- Jakąś lekką.
Po jej wyjściu Lindsay zwróciła się znowu do
Setha:
- Czy już ci dzisiaj mówiłam, jaki jesteś wspa
niały i jak cię uwielbiam?
TANIEC MARZEŃ 2 3 3
- Nie przypominam sobie. Powtórz, na wszelki
wypadek.
- Jesteś wspaniały i uwielbiam cię. - Pocałowa
ła go ponownie i wstała. - Powinnam cię ostrzec, że
wczoraj Justin mi zakomunikował, iż jest już za
duży na poobiednie drzemki.
- Przedyskutujemy to.
- Dyplomatycznie? - zapytała, uśmiechając się
przez ramię i opuszczając pokój.
Powietrze pachniało morzem. Ruth już prawie
zapomniała, jak czysty i ostry jest ten zapach. Plaża
była szeroka i skalista, a morze hałaśliwe. Pojedyn
czy liść zawędrował tutaj z ogrodowej alejki i usa
dowił się na skałce. Inny podrygiwał na piasku
i umykał przed nimi.
- Uwielbiam tę scenerię. - Lindsay wsunęła rę
ce do głębokich kieszeni kurtki.
- A ja jej nienawidziłam na początku - zaduma
ła się Ruth. - Domu, odgłosów, wszystkiego.
- Wiem o tym.
- Nawet nie zauważyłam, kiedy to się zmieniło.
Chyba po prostu obudziłam się pewnego dnia
i stwierdziłam, że jestem w domu. Wujaszek Seth
miał dla mnie tyle cierpliwości.
- Rzeczywiście jest cierpliwy! - roześmiała się
Lindsay. - Chwilami aż można oszaleć. Ja wygła
szam tyrady i pieklę się, a on spokojnie wygrywa
bitwy. Jego opanowanie może człowieka rozwście-
2 3 4 TANIEC MARZEŃ
czyć. - Popatrzyła uważnie na profil Ruth. - Odzie
dziczyłaś wiele jego cech.
- Naprawdę? - Ruth zastanawiała się nad tym
przez chwilę. - Nie powiem, żebym w ostatnim
okresie grzeszyła nadmiarem cierpliwości.
- Jemu to się też zdarza. - Lindsay sięgnęła po
kamyk i swoim zwyczajem wsunęła go do kieszeni.
- Nie zapytałaś, dlaczego tak nagle przyjecha
łam i jak długo zamierzam zostać.
- To twój dom, Ruth. Nie musisz niczego tłuma
czyć.
- Powiedziałam wujaszkowi Sethowi, że nie ma
takiej drugiej kobiety jak ty.
- Tak uważasz? - Lindsay uśmiechnęła się, od
garniając z czoła kilka pasemek włosów. - To najle
pszy rodzaj komplementu, jak sądzę.
- Chodzi o Nicka - powiedziała nagle Ruth.
- Domyślam się.
- Kocham go, Lindsay. I potwornie się boję.
- Znam to uczucie. Wyobrażam sobie, jak mo
cowałaś się z sobą!
- Och, jeszcze jak! - Nagle w głosie Ruth roz
brzmiała nuta zawiedzionej namiętności. - Próbo
wałam to jakoś rozgryźć, Zrozumieć, ale do niczego
mądrego nie doszłam.
- Kiedy się jest zakochanym, trudno o racjonal
ne wnioski. To pierwsza zasada. - Podeszły do gru
py skał i Lindsay usiadła.
Właśnie tutaj stała tamtego dnia z Sethem. Pamięta
TANIEC MARZEŃ 2 3 5
to dokładnie, jakby to było dziś. Była zakochana
i przerażona. Ruth wyszła z domu i zeszła na plażę
z kotem pod kurtką. Miała siedemnaście lat i była
nieufna. Może nadal taka pozostała, pomyślała
Lindsay, oglądając się za siebie i patrząc na dziew
czynę.
- Chcesz o tym porozmawiać?
Ruth nie zastanawiała się długo.
- Tak.
- Więc siadaj i zaczynaj od początku.
Kiedy się raz zacznie, dalej idzie już łatwo. Ruth
opowiedziała jej o ich nieoczekiwanym zbliżeniu
po tylu latach wspólnej pracy. Opowiedziała, jakim
przeżyciem było dla niej odkrycie, że jest przez
niego kochana, i jak nie mogła pogodzić się z fa
ktem, że mają tak mało czasu dla siebie. Niczego
nie ukrywała: opowiedziała o scenach z Leah, o na
głych zmianach nastroju Nicka, o swoich własnych
niepewnościach.
- Po czym w dniu, w którym wyjechałam, mia
łam rozmowę z Nadine. Powiedziała mi wprost, że
jeśli Nick i ja zerwiemy ze sobą i przestaniemy ra
zem pracować, będzie mnie musiała odprawić. By
łam wściekła, że nawet nie możemy zachować dla
siebie tego, co między nami jest.
Poczuła bezsilną złość.
- Nie zdążyłam jeszcze dojść do siebie - ciągnę
ła - gdy Nick zażądał, żebym zrezygnowała z mo
jego mieszkania i przeprowadziła się do niego. Ot
2 3 6 TANIEC MARZEŃ
tak, po prostu - dodała, odwracając się ku Lindsay.
- Żądając tego. Był wściekły, kiedy tak stał i wy
krzykiwał do mnie, czego to on sobie życzy. Rzucił
mi mimochodem, że pragnie mnie od pięciu lat, ale
że nie uznał za słuszne powiedzieć mi o tym wcześ
niej. Wprost nie do wiary! Co za buta!
Na chwilę się zatrzymała. Musiała się uporać
z nowym przypływem wściekłości.
- Myśl, że on chce panować nad moim życiem,
była dla mnie nie do przyjęcia. Zachowywał się
niedorzecznie i z każdą chwilą stawał się coraz bar
dziej rosyjski. Miałam spakować swoje rzeczy i bez
zastanowienia przeprowadzić się do niego. Nawet
mnie nie poprosił; rozkazywał, zupełnie jakby wy
stawiał na scenie swój najnowszy balet. Nie - po
prawiła się i wstała, nie mogąc usiedzieć dłużej - na
scenie jest bardziej ludzki. Ani razu mnie nie zapy
tał o moje odczucia. Po prostu rzucił mi to zaraz po
mojej drobnej scysji z Nadine i po tym upiornym
tygodniu nagrań.
Niezdolna zrobić kroku, Ruth usiadła z powro
tem.
- Lindsay, jeszcze nigdy w życiu nie czułam się
taka pogubiona.
Lindsay machinalnie obracała kamyk w kiesze
ni. Wysłuchała Ruth, ani razu jej nie przerywając.
- No cóż - powiedziała wreszcie - zwykle trzy
mam się twardo zasady, żeby nie udzielać rad. Ale
TANIEC MARZEŃ 2 3 7
zasady są po to, żeby je łamać. Czy dobrze znasz
Nicka?
- Nie tak dobrze jak ty - odparła Ruth bez zasta
nowienia. - Był w tobie zakochany - powiedziała
wcześniej, niż pomyślała.
- To prawda. - Lindsay zadumała się na chwilę,
po czym zwróciła się twarzą do Ruth. - Kiedy po
raz pierwszy znalazłam się w zespole, Nadine wal
czyła o jego przetrwanie. Pojawienie się Nicka było
jak dar z nieba, ale nie znikły problemy wewnętrzne
ani kłopoty finansowe, z czego mało kto zdawał
sobie sprawę. Wiem, że uważasz Nadine za twardą,
a nawet bezwzględną osobę, i masz rację, ale zes
pół jest jej oczkiem w głowie i dla niego jest zdolna
wszystko poświęcić. Teraz, kiedy patrzę na to z dys
tansem, łatwiej mi to zrozumieć. Choć nie zawsze
tak było.
W każdym razie - ciągnęła - pojawienie się Ni
cka w zespole stało się punktem zwrotnym. Był
bardzo młody, kiedy spłynęła na niego sława w ob
cym kraju. Prawie nie mówił po angielsku. Władał
francuskim, włoskim, trochę niemieckim, ale an
gielskiego musiał się uczyć od podstaw. Był pod
każdym względem outsiderem. Postaraj się wczuć
w człowieka, który znajduje się w obcym kraju,
którego zwyczaje są mu zupełnie obce. Trzeba być
wyjątkowo odpornym i silnym.
- Tak - przyznała cicho Ruth. - Mogę to sobie
wyobrazić.
2 3 8 TANIEC MARZEŃ
- To dobrze. Teraz wyobraź sobie dwudziesto
latka, który podjął najważniejszą decyzję w życiu.
Opuścił swój kraj, przyjaciół, rodzinę. Tak, on ma
rodzinę - wyjaśniła Lindsay, widząc zdumienie
Ruth. - Nie było mu łatwo, a przez pierwsze lata
musiał być bardzo ostrożny. Wielu chciało go wy
korzystać - jego historię, jego przeszłość, okolicz
ności przyjazdu, i tak dalej. Musiał na użytek zew
nętrzny jakby na nowo się stworzyć. Kiedy go po
znałam, był już Davidovem, i to pisanym z dużych
liter.
Przez chwilę Lindsay przyglądała się przybrzeż
nym falom podchodzącym do skał.
- Tak, pociągał mnie, bardzo mnie pociągał.
Może przez chwilę byłam w nim nawet trochę zako
chana. Podobnie mogło być z nim. Byliśmy tance
rzami, byliśmy młodzi i ambitni. Być może, gdyby
nie wypadek moich rodziców, gdybym została
w zespole, coś by się między nami zawiązało. Nie
wiem. Spotkałam Setha.
Lindsay uśmiechnęła się, odwróciła i popatrzyła
na Dom na Klifach.
- Jedno co naprawdę wiem, to że gdyby między
mną i Nickiem do czegoś doszło, nie byłby to wła
ściwy wybór dla żadnego z nas. Dla mnie istnieje
tylko Seth. Teraz i na zawsze.
- Lindsay, ja nie miałam zamiaru wściubiać no
sa w wasze sprawy.
- Nie wściubiasz. Jesteśmy w to wszyscy zaan-
TANIEC MARZEŃ 2 3 9
gażowani. Dlatego właśnie łamię moją zasadę.
- Znowu zrobiła krótką pauzę. - Nick rozmawiał
ze mną w ostatnim okresie, ponieważ potrzebo
wał kogoś. Niewiele było takich osób, którym
potrafił zaufać. Uznał, że mnie może. Jeżeli są
jakieś sprawy, o których z tobą nie rozmawia, to
tylko dlatego, że nie lubi wracać pamięcią do
przeszłości. Należy do ludzi, którzy patrzą przed
siebie. Ale on czuje i przeżywa, Ruth. Nie myśl,
że jest inaczej.
- Ja wiem - odparła spokojnie Ruth. - Chciałam
tylko, żeby podzielił się tym ze mną.
- Kiedy będzie gotów, zrobi to - odrzekła
zwyczajnie Lindsay. - Nick uczynił z baletu naj
ważniejszą sprawę swojego życia, z wyboru czy
z konieczności. Wybierz, co wolisz. Z tego, co
mówisz, wynika, że ktoś inny zaczyna przejmo
wać ster. Wyobrażam sobie, że on śmiertelnie się
tego boi.
- Tak. - Ruth przypomniała sobie słowa wuja.
- Nie myślałam, że będzie to odbierać w taki
sposób.
- Kiedy mężczyzna, zwłaszcza artysta wyczu
lony na słowa i znający się na inscenizacji, w tak
nieporadny sposób prosi kobietę, żeby z nim za
mieszkała, należy sądzić, że trzęsie się ze strachu
od stóp do głów. - Uśmiechnęła się lekko i do
tknęła ręki Ruth. - Co się zaś tyczy tej Leah
i całej tej bzdury, jakoby twój związek miał koli-
2 4 0 TANIEC MARZEŃ
dować z waszą karierą albo vice versa, sądzę, że
sama wiesz najlepiej. Po pięciu latach pracy w ze
spole powinnaś umieć rozpoznać zwyczajną za
zdrość.
- Wcześniej jakoś zawsze umiałam - westchnę
ła Ruth.
- Tym razem chodzi o wyższą stawkę. Miłość
potrafi zaślepić.
Przez chwilę patrzyła z uwagą na Ruth.
- A jak wiele jesteś skłonna mu dać?
Ruth otworzyła usta, by szybko je zamknąć.
- Nie za wiele - przyznała. - Ja również się bo
ję. Nick jest tak silną indywidualnością, Lindsay;
jego osobowość mnie przytłacza. Nie chciałabym
się zatracić.
Popatrzyła na Lindsay, szukając odpowiedzi.
- Czy to źle?
- Nie. Gdybyś była słaba i ulegała mu we
wszystkim, nie zakochałby się w tobie. - Pogłaska
ła Ruth po ręku. - Nick potrzebuje partnerki, Ruth,
nie wielbicielki.
- Potrafi być taki arogancki. Taki niemożliwy.
- Tak, i chwała mu za to.
Ruth roześmiała się i uścisnęła Lindsay.
- Sama widzisz, że musiałam przyjechać do do
mu - powiedziała weselszym głosem.
- I dobrze, że przyjechałaś. - Lindsay odwzaje
mniła uścisk. - Kochasz go?
- Tak. Tak, kocham go.
TANIEC MARZEŃ 2 4 1
- Więc pakuj się i jedź do niego. Nie trać czasu.
Nick jest w Kalifornii. - Uśmiechnęła się na widok
zaintrygowanej twarzy Ruth. - Zadzwoniłam rano •
do Nadine. Jak widzisz, już wcześniej postanowi
łam złamać zasadę.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Stopy Nicka grzęzły w piasku. Pokonywał już
trzecią milę. Słońce wstawało powoli, rzucając ró-
żowo-złote błyski na wodę oceanu. Kiedy rozpo
czął bieg, świt wstał blady i szary. Był sam i plaża
należała tylko do niego. Było jeszcze za wcześnie
nawet dla najbardziej zagorzałych zwolenników
joggingu.
Uwielbiał bezludną, ciągnącą się w nieskończo
ność plażę, której piasek słońce zamieniało w złoto,
uwielbiał krzyki mew nad głową i szum fal obok.
Tutaj jedynym przymusem był ten, który sam
narzucał swojemu ciału. Bieganie, tak jak taniec,
mogło być pojedynczym wyzwaniem. Tutaj mógł
się także oderwać od swoich myśli i zapomnieć
o bólu. Dzisiaj, jeżeli pobiegnie dość ostro, wystar
czająco daleko, może zdoła przestać myśleć o Ruth.
Jak mógł być aż tak głupi? Klnąc w duchu, przy
spieszył kroku. Ale sobie wybrał chwilę! I do tego
ten styl! Chciał jej dać więcej czasu, chciał pocze
kać na lepszy moment. A wszystko wypadło od
wrotnie, niż zamierzał. Czy rzeczywiście kazał się
jej spakować? Co go naszło? Złość, frustracja, pra-
TANIEC MARZEŃ 2 4 3
gnienie. Strach. Choreografia, którą z taką precyzją
układał, wypadła jak jedno wielkie faux pas.
Chciał, by oswoiła się z myślą, że zamieszkają
razem. Chciał, by się oswoiła z nową sytuacją, za
nim poprosi ją o rękę. I wszystko to zaprzepaścił.
Poniosło go.
Kiedy już raz zaczął, nie mógł się zatrzymać.
A jak ona na niego patrzyła! Najpierw była zdumio
na, a potem wściekła. Skąd taka niezręczność, taka
arogancja?
W życiu miał wiele kobiet i żadnego problemu
z wyrażeniem tego, co czuje. Znał wiele języków
miłości. Więc dlaczego w najważniejszej sprawie
zachował się jak idiota? Zresztą, czy tylko jeden
raz? Przecież odkąd zaczął się do niej zalecać, nic
innego nie robił!
Ładne zaloty! Zbeształ się w duchu i biegł da
lej, a słońce wznosiło się coraz wyżej. Za karę
narzucił sobie szybsze tempo. I co to były za
zaloty? Posiadł ją jak jakiś oszalały prawiczek,
a gdy jej powiedział, że ją kocha, czy zdobył się
choćby na krztynę finezji? Pierwszy z brzegu
uczniak zrobiłby to lepiej!
Trysnęła woda i w powietrze wyskoczyła grupa
delfinów: piękny, doskonały choreograficznie wod
ny balet. Nick zwolnił biegu.
Ona nie wróci, zasępił się. I zaraz potem ta zde
sperowana myśl: dobry Boże, co ja bez niej zrobię?
Czy bez reszty poświęcę się zespołowi, jak biedna
2 4 4 TANIEC MARZEŃ
Nadine? Czy temu służyły te wszystkie lata? Ile
kroć będę tańczył, ona tam będzie, ale nieosiągalna.
Może przejdzie do innego zespołu, będzie tańczyć
z Mitchellem albo Kirminovem. Co to, to nie! Jesz
cze czego!
Ściągnę ją z powrotem. Zreflektował się. Jest ta
ka młoda! Jakim prawem miałbym ją zmuszać do
powrotu? Zresztą nie o prawo tu chodzi; mężczyzna
nie ściąga kobiety, gdy ona go opuści. To kwestia
dumy. Nie zrobię tego.
Do licha, nie zrobię, pomyślał nagle i pobiegł
w stronę domu. Nie zwolnił tempa. Do licha, nie
zrobię tego.
Ruth zatrzymała się przed domem i siedziała
w wynajętym samochodzie, pracującym na wol
nych obrotach. Piętrowy dom zbudowany był z ce
drowego drewna, spatynowanego teraz przez wiatr
i sól, i miał dużo lśniących szyb. Robi wrażenie,
wujaszku, pomyślała, podziwiając czyste, ostre li
nie i niemal nieograniczoną otwartą przestrzeń, ja
ką Seth zaprojektował dla tego domu.
Przełknęła ślinę, zastanawiając się po raz setny,
od czego powinna zacząć. Wszystkie zgrabne prze
mówienia, które sobie powtarzała w samolocie,
wydawały się beznadziejnie gładkie albo sztywne.
- Nick, chyba powinniśmy porozmawiać -
spróbowała na głos i już po chwili położyła głowę
na kierownicy. Okropne. A może po prostu: -
TANIEC MARZEŃ 2 4 5
Cześć, Nick, właśnie przejeżdżałam, więc wpad
łam. - Cholernie oryginalne.
Zrób to zwyczajnie, powiedziała sobie. Podejdź
i zapukaj, i niech się dzieje, co chce. Szybko więc
wyłączyła silnik i wysunęła się z auta. Prowadzące
do frontowych drzwi schody wydawały się strasz
nie wysokie. Biorąc głęboki oddech, jak to po wie-
lekroć robiła za kulisami przed jete, weszła na górę.
Teraz zapukaj. Podnieś tylko rękę, zaciśnij ją
i zapukaj, wydawała sobie kolejne polecenia.
Wszystko to zajęło jej co najmniej minutę. Czekała,
wstrzymując oddech. Żadnej odpowiedzi. Zdobyła
się na odwagę i zapukała mocniej. I znowu czekała.
Nie wytrzymując dłużej napięcia, położyła rękę
na gałce i przekręciła ją. Aż odskoczyła, kiedy
drzwi się otworzyły, jakby bez jej udziału. Zamki
i zasuwy w jej manhattańskim mieszkaniu były
bardziej swojskie.
Pokój dzienny zdawał się zajmować cały par
ter. Tylna ściana była ze szkła i ukazywała zapie
rającą dech panoramę Pacyfiku. Na krótką chwilę
Ruth zapomniała o zdenerwowaniu. Widziała in
ne budynki zaprojektowane przez wuja, ale ten
był arcydziełem.
Drewnianą podłogę zdobiło kilka krwistoczer
wonych dywanów. Wystarczająco wymownym
dziełem sztuki był sam ocean. Z niewielkiej ilości
dekoracyjnych przedmiotów jeden wzięła cło ręki
- cudownej roboty mosiężny pojemnik z pokrywką
2 4 6 TANIEC MARZEŃ
na zawiasach i z rączką, służący do opróżniania
popielniczek i zbierania okruszków. Zachwyciła się
nim.
Wznosiła się tu również konstrukcja z półkami,
przed którymi stały w rzędzie szklane naczynia
o najróżniejszych barwach i kształtach. Na przepa
stnej, pokrytej grubą materią sofie leżało mnóstwo
poduszek. W głębi pokoju stał fortepian z połysku
jącego mahoniu, z podniesionym wierzchem. Pode
szła bliżej i wzięła do ręki kartkę papieru.
Była upstrzona nutami i opatrzona na marginesie
starannie wykaligrafowanymi uwagami Nicka. Pis
mo rosyjskie było dla niej nieczytelne, ale zaczęła
jednym palcem wystukiwać melodię na fortepianie.
Jego nowy balet? Wsłuchiwała się uważnie
w nieznajomą sobie muzykę. Uśmiechnęła się i od
łożyła kartkę na miejsce. Jest zdumiewający, doszła
do wniosku. Nie znała nikogo tak pracowitego jak
Davidov.
Ale gdzie on jest?
Znowu wodziła wzrokiem po pokoju. Czy to
możliwe, żeby wrócił do Nowego Jorku? Nie, prze
cież nie zostawiłby otwartych drzwi i nut nowego
baletu na fortepianie! Rzuciła okiem na zegarek
i nagle sobie uświadomiła: przecież go nie przesta
wiła na tutejszy czas!
G Boże, pomyślała, błyskawicznie przeliczając
godziny. Jest bardzo wcześnie! Pewnie jeszcze śpi.
Podeszła powoli do schodów i zerknęła na górę.
TANIEC MARZEŃ 2 4 7
Nie mogę tam pójść. Zacisnęła wargi. Nie zawołam
go przecież. Otworzyła usta i natychmiast je za
mknęła, wydając pomruk zakłopotania. I co mu po
wiem? Hop, hop, Nick, czy nie czas wstawać? Pod
niosła palce do ust, tłumiąc nerwowy chichot.
Nabierając dużo powietrza w płuca, z ręką na
poręczy, zaczęła wchodzić na górę.
Nick otworzył przeszklone podwójne drzwi pro
wadzące do pokoju dziennego od strony plaży. Od
dychał ciężko. Dres miał mokre plamy od dekoltu
aż po ściągacz na dole. Wysiłek przyniósł oczeki
wany rezultat. Zrzucił z siebie trochę ciężaru, a tak
że myślał trzeźwiej. Pójdzie na górę, weźmie prysz
nic, a potem popracuje nad nowym baletem. Plan
jazdy na wschodnie wybrzeże i ściągnięcia jej tutaj,
do siebie, był pomysłem szalonego człowieka.
Przystanął w połowie drogi. Poraził go zapach
dziko rosnących kwiatów. Dobry Boże! Gzy już
nigdy się od niej nie uwolni?
Jakim prawem ściga go na każdym kroku? Do
diabła, pomyślał z wściekłością. Mam tego dość!
Podszedł do telefonu i wystukał nowojorski nu
mer Ruth. Nie wiedząc nawet, co chce jej powie
dzieć, czekał, nieprzytomny z wściekłości, że nie
odbiera. Rzucając kolejne przekleństwo, odłożył
słuchawkę. Gdzie ją, do diabła, wyniosło? Na lek
cję? Nie. Lindsay. Oczywiście, gdzie indziej mo
głaby się udać?
2 4 8 TANIEC MARZEŃ
Ponownie podniósł słuchawkę, wcisnął cztery
numery, kiedy jakiś dźwięk przyciągnął jego uwa
gę. Krzywiąc się, rzucił okiem na schody. Z nie
mniej skrzywioną twarzą schodziła z nich Ruth.
Natychmiast spotkali się wzrokiem.
- A jednak jesteś- powiedziała z nadzieją, że te
słowa nie zabrzmiały zbyt głupio. - Szukałam cię.
- Tak?
Chociaż tej odpowiedzi daleko było do uprzej
mości, Ruth zeszła z pozostałych stopni.
- Tak. Drzwi były otwarte. Chyba nie masz mi
za złe, że weszłam do środka.
- Nie.
Ze zdenerwowania nie mogła znaleźć sobie miej
sca. Całą siłę woli skoncentrowała na uśmiechu.
- Zauważyłam, że pracujesz nad nowym bale
tem.
- Tak, zacząłem - odparł, wyraźnie artykułując
słowa i nie spuszczając z niej wzroku.
Nie mogąc znieść takiego kontaktu, Ruth odwró
ciła się.
- Śliczne miejsce. Teraz rozumiem, dlaczego
urywasz się tutaj, ilekroć nadarzy się okazja. Za
wsze lubiłam ocean. Kiedyś mieszkaliśmy nad Pa
cyfikiem w Japonii.
Zaczęła chodzić po pokoju. Nick w milcze
niu spoglądał na jej plecy, gdy stanęła zapatrzona
w morze.
TANIEC MARZEŃ 2 4 9
Starał się rozluźnić napięte mięśnie. Nie słyszał
ani jednego jej słowa.
- Przyjechałaś, żeby podziwiać widok?
- Przyjechałam, żeby się z tobą zobaczyć - od
parła. - Mam ci coś do powiedzenia.
- Doskonale. - Kiwnął głową. - Więc mów.
Ton jego głosu i nieświadomy, gwałtowny ruch
głową usztywniły ją.
- Właśnie zamierzam. Usiądź.
Choć zabrzmiało to prawie jak rozkaz, po chwili
wahania podszedł do sofy.
- Siedzę.
- Czy dlatego jesteś nieznośny, że postawiłeś to
sobie za punkt honoru, czy może to twój wrodzony
talent?
Nick odczekał chwilę, po czym usiadł wygodnie
i oparł się na poduszkach.
- Przejechałaś trzy tysiące mil, żeby mnie o to
zapytać?
- Nie tylko po to - warknęła. - Nie chcę być
przez ciebie tłamszona, ani prywatnie, ani zawodo
wo. Najpierw porozmawiamy o tańcu.
- Proszę cię bardzo.
- Jestem dobrą tancerką i niezależnie od tego,
czy będziesz mi partnerować, czy nie, nadal będą
dobrą tancerką. Kiedy jesteśmy w zespole, możesz
mi kazać tańczyć do utraty tchu, a ja wykonam
każde twoje polecenie. Jesteś dyrektorem.
- Jestem tego świadomy.
2 5 0 TANIEC MARZEŃ
- Ale na tym twoje dyrygowanie się kończy.
Cokolwiek robię w życiu prywatnym, robię to
z własnego wyboru i ponoszę za to odpowiedzial
ność. Jeżeli postanowię mieć tuzin kochanków albo
żyć jak pustelnik, nie twoja sprawa.
- Tak sądzisz? - Jego chłodnym słowom
i ostentacyjnie nonszalanckiej pozie towarzyszyły
złe błyski w oczach.
- Za dobrze cię znam. - Zrobiła krok w jego
stronę. - Dopóki jestem wolna, dopóki sama decy
duję, z kim się wiążę, nikt nie ma prawa wywierać
na mnie presji i dyktować mi, co mam robić i jak
żyć. W twoje życie nikt się nie wtrąca i nikt nie ma
zastrzeżeń do tego, co i jak robisz, Davidov. Nie
pozwoliłbyś na to. Więc wyobraź sobie, że ja też nie
pozwalam.
Podparła się pod boki.
- Jeżeli więc sądzisz, że na twoje zawołanie po
biegnę jak mała dziewczynka i spakuję rzeczy, to
grubo się mylisz, ponieważ nie jestem małą dziew
czynką i nikt mi nie będzie narzucać swojej woli.
Wybór należy do mnie.
Podeszła do niego.
- Przyzwyczaiłeś się, że wszyscy ci ulegają
i ochoczo spełniają każde twoje życzenie - ciągnę
ła, pieniąc się ze złości. - A każdy sprzeciw wywo
łuje w tobie szok. Nie zamierzam być twoją uległą
sługą. Tylko partnerstwo, Davidov, w pełnym zna
czeniu tego słowa. I nie zamieszkam z tobą; to mi
TANIEC MARZEŃ 2 5 1
nie wystarcza. Jeżeli mnie chcesz, będziesz się mu
siał ze mną ożenić. Ot co!
Nick prostował się powoli, po czym, zwlekając
jeszcze chwilę, wstał.
- Czy to ultimatum?
- Na to wygląda.
- Rozumiem. - Przyglądał się jej z uwagą. -
Z tego wynika, że nie mam wyboru. Czy chcesz
wziąć ślub w Nowym Jorku?
Ruth otworzyła szeroko usta, a kiedy nie padło
więcej żadne słowo, odchrząknęła.
- No cóż, tak... Chyba tak.
- Przewidujesz skromną uroczystość czy raczej
coś większego?
Kiedy minęło pierwsze oszołomienie, wytrzesz
czyła na niego oczy.
- Ja nie wiem... nie zastanawiałam się...
- Nie szkodzi, będziesz się mogła zastanowić
w samolocie, prawda? - Uśmiechnął się do niej
dziwnie. - Czy mam dokonać rezerwacji?
- Tak. Nie - powiedziała, kiedy odwrócił się do
telefonu. Przechylił głowę i czekał. - W porządku,
tak, dzwoń.
Podeszła do okna i zapatrzyła się w dal. Miała
wrażenie, że coś tutaj nie gra.
- Ruth. - Zaczekał, aż popatrzy w jego stronę.
- Powiedziałem ci, że cię kocham, i te same słowa
powiedziałem kobietom, których nawet nie pamię
tam. Słowa niewiele znaczą.
2 5 2 TANIEC MARZEŃ
Przełknęła ślinę i poczuła powracający ból. Dzie
liła ich cała długość pokoju.
- Nie okazałem ci tego tak, jak chciałem,
w sposób, w jaki to czułem. Przy tobie stałem się
nietaktowny i niezręczny. Gdyby nie to, powie
działbym ci, że moje życie bez ciebie nie jest już
moim życiem. Powiedziałbym ci, że jesteś jego
sercem, mięśniem, kośćcem. Powiedziałbym ci,
że bez ciebie jest tylko pustka i ból. Powiedział
bym ci, że pragnę być twoim partnerem, twoim
mężem, twoim kochankiem. Ale... - Poruszył
głową. - Uczyniłaś ze mnie niezdarę i prawie
niemowę, więc powiem tylko, że cię kocham i że
mam nadzieję, że to wystarczy.
- Nick! - Podbiegła do niego, a on ją pochwy
cił, nim przebyła połowę dzielącej ich odległości.
Trzymał ją mocno, przepełniony radością z po
nownego obejmowania jej.
- Kiedy cię zobaczyłem na tych schodach, po
myślałem, że to sen. Pomyślałem, że wariuję.
- Myślałam, że jeszcze śpisz.
- Śpię? Nie sądzę, żebym w ogóle spał, odkąd
mnie opuściłaś. - Odsunął ją lekko. - Nigdy więcej
- rzekł surowo. - Możesz mnie nienawidzić, krzy
czeć na mnie, ale nigdy mnie więcej nie opuszczaj.
- Pochylił się i wargami stłumił jej słowa.
Jej odpowiedź była równie dzika i namiętna jak
jego prośba. Zanurzyła palce w jego włosach, przy
wierając do niego mocno. Pożądanie spłynęło lawi-
TANIEC MARZEŃ 2 5 3
ną kolejnych doznań: jego smaku, jego zapachu,
miękkości jego gęstych włosów pod jej palcami.
- Kocham cię. - Usta Ruth układały się w sło
wa, nie wydając dźwięku. - Pragnę cię.
Poczuła, jak rozsuwa jej zamek na plecach,
a suknia spływa na podłogę. A gdy jej dotknął
i przesunął ręce wzdłuż ciała, jęknął głucho.
- Jesteś taka drobna, liubownica. Zawsze się bo
ję, że cię skrzywdzę.
- Jestem tancerką - przypomniała mu, oszoło
miona i drżąca, gdy dotykał cienkiego jedwabiu
jej koszulki. - Silną jak wół. - Opuścili się na sofę
i leżeli spleceni. - Bałam się - rzekła półgłosem,
zamykając oczy, gdy jego ręce delikatnieją pod
niecał)'. - Bałam się ci zaufać, bałam się cię poko
chać, bałam się cię utracić.
- Zupełnie jak ja. - Przyciągnął ją bliżej. - Ale
to mamy za sobą.
Ruth wsunęła rękę pod jego koszulę, zatrzymując
ją na sercu. Davidov, pomyślała. Ile to lat modliłam
się do legendy? A teraz on jest mój. A ja jego.
Dotykała jego serca i była tego pewna. Uśmie
chając się, przylgnęła wargami do jego szyi i tak
trwała.
- Davidov?
- Hm?
- Naprawdę przyjmujesz moje ultimatum?
Dotknął jej piersi.
- Przemyślałem to sobie i uważam, że to najle-
2 5 4 TANIEC MARZEŃ
psze rozwiązanie. Byłaś strasznie zawzięta i nie
przejednana. Mam nadzieję, że cię udobrucham.
- Tak uważasz?
- Tak, ale nie zgadzam się, żebyś miała tuzin
kochanków, chyba że to będę zawsze ja. - Wyruszył
w podróż ustami, pieszcząc i łaskocząc jej szyję,
- Już ja się postaram, żebyś była jak najczęściej
zajęta.
- Niezły pomysł - odpowiedziała, a gdy zaczął
zsuwać ramiączka jej koszulki, westchnęła roz
kosznie.
- Będę bardzo zazdrosnym mężem-ostrzegł zdła
wionym głosem, nadal ją całując. - Niedorzecznym,
może gwałtownym. - Uniósł głowę i uśmiechnął się.
- Bardzo trudnym w pożyciu. Nadal chcesz, żebym
zarezerwował samolot?
Ruth uśmiechnęła się i głęboko spojrzała mu
w oczy.
- Tak. Jutro.