Bagno i rusałki
Jacek Hugo-Bader 2010-09-12, ostatnia aktualizacja 2010-09-09 12:02:58.0
Masz łeb i chuj, to kombinuj - tyle zapamiętał z dzieciństwa
Edukacja
Miał trzy miesiące, gdy rodzice go zostawili. Poszedł do ciotki, która trzymała go u siebie do 14. roku życia. Najpierw
mówiła, że rodzice nie żyją. Matkę poznał jednak, kiedy miał siedem lat. Miał się jej kłaniać.
- Tak z kultury - mówi. - Bo to niby moja ciotka.
Ojca poznał, jak miał lat osiem. Mówili, że wujek. I też miał się kłaniać.
Ciągle się bił. Z gimnazjum nie wyrzucili go tylko dlatego, że reprezentował szkołę na konkursach plastycznych. Z
internatu w liceum plastycznym wyleciał, bo tak stłukł kolegę, że ten wylądował w szpitalu. Ale w szkole został, bo jego
rzeźby sprzedawały się znakomicie. Połowę pieniędzy brało liceum, połowa zostawała jemu.
Na adres szkoły przyszedł pozew. Dowiedział się, że matka podaje go do sądu, żeby płacił jej alimenty.
- Bo jej ciężko - mówi. - Na szczęście sędzia popędził jej kota. Ojciec ujawnił się jeszcze gorzej. Wujek jeden! Też
chciał, żebym mu pomagał. Miałem 18 lat, rodzinna impreza, wszyscy napici... Skoczyliśmy do siebie, wyciągłem ręce...
I strasznie mu naklepałem. Poszedł na obdukcję i zrobił mi sprawę w sądzie. Dostałem dwa lata w zawieszeniu.
Po liceum rozpoczął pracę w zakładach chemicznych, ale była redukcja i go zwolnili. Nie wiedział, co ze sobą począć.
Pamiętał jednak, że ta właściwa ciotka zawsze powtarzała: "Masz łeb i chuj, to kombinuj". To zasadniczo cała mądrość
życiowa, którą dostał od rodziny. Od całego starszego pokolenia.
Dwa rzeczowniki i czasownik - tyle zapamiętał z dzieciństwa.
Na imię ma Daniel. Jest męską prostytutką.
Wstręt
- Powiem ci tak: ja bynajmniej jestem całkiem inny. Mając pieniądze, nigdy w życiu bym, kurwa, pedała nie tknął.
Brzydzę się, kurwa. Że to robię. Okropne życie, nie? Od chuja można zarobić na tych jebanych pedałach. Nieraz jak
mam iść z jakimś pedałem, to aż mi się nie chce żyć. A co mnie tu trzyma? Trzyma mnie to, że mi ktoś pomoże
wypierdolić z tej, kurwa, jebanej Polski. Ja bynajmniej na tę szansę stawiam. Nie?
Na imię ma Andrzej, a przezwisko "Motor". Jego klienci tak nazywają pozycję na jeźdźca.
- Tych, co mi płacą, nazywam pokemonami. Dwa tygodnie temu był zajebisty pokemon w kiblu. Taki brudas z Norwegii.
Z dziesięć razy zarobiłem u niego po 150-200 złotych. Owszem, jestem młody, piękny, mogę znaleźć pracę, ale za ile?
Dwa tysiące za cały miesiąc?! Dwa tysiące tutaj mogę mieć w trzy dni. Niech będzie w pięć. No kurwa! Nie wiem, jak ci
to powiedzieć... Jakoś nie mogę do pracy. Idź i zapierdalaj cały miesiąc! Ale mocno wierzę w to, że ktoś powie: "Chodź,
ci pomogę", i mnie zabierze. I pójdę do pracy.
- Nie płacz, Jędruś. I nie gryź pazurów. A co umiesz robić?
- Byś się zdziwił, bo umiem wszystko. Prać, sprzątać, gotować. Wszystko zrobię. Zupę, mielone, obiadek, kurwa,
wszystko. A tak ogólnie to kurwa... Co umiem robić?
Łemblej
Często mówią też patelnia, wiata albo plaża. Tu nigdy nie pada deszcz. To wielki kawał chodnika pod zwisającym od
strony ulicy Emilii Plater dachem Dworca Centralnego. Obok starego i nowego pigalaka oraz ulicy Żurawiej to jeden z
czterech najważniejszych bajzli w Warszawie. Na pigalakach stoją dziewczyny, w pozostałych miejscach przeważnie
chłopaki.
W życiu byś nie rozpoznał pedała, który przyszedł na Centralny po miłość. Chłopaki mówią na nich "sponsor", "klient",
"pokemon". Straszliwie niepozorni faceci. Zwyczajni jak bitki wołowe z mizerią. Szare polo i sandały na skarpetkach albo
krótkie portki i cieliste podkolanówki na żylaki. I przeciwsłoneczne okulary jak u Zdzisia Maklakiewicza w "Rejsie".
Koniecznie zawieszone pod szyją na podkoszulku w serek, który starannie wsadzają w spodnie i ściągają paskiem. I
wąsy. O, tak! Wąsy bardzo często. Łysina. Pomyślałbyś: taksiarz wyszedł rozprostować kości albo kierowca nocnego
autobusu, co zaraz obok ma pętlę. Złotym roleksem można pobłyskać w klubach gejowskich, tutaj najwyżej złotym
zębem. Tam pobzykasz, jak wpadniesz komu w oko, tutaj musisz zapłacić.
I pomyśleć, że pokemony to kieszonkowe potwory ze zwariowanych japońskich kreskówek. Aha! Szczytem mody jest
tekstylne obuwie. Wsuwki, klapiące laczki bez pięty. Oczywiście skarpetki.
- Jakie bagno, taka rusałka - mówi ze śmiechem. - A jak nie jesteś taki jak ci wszyscy, to na Centralny się tak
przebierasz. Masz nie zwracać na siebie uwagi. O, tego tu widuję od kilkunastu lat.
- Dlaczego dworzec? - pytam.
- A gdzie mają chodzić biedne pedały? Tutaj jesteś jak każdy podróżny, do tego tumult, ruch, zamieszanie... Nie rzucasz
się w oczy. A jak masz znaną gębę, to tylko tu zachowasz anonimowość. Bo nie może się wydać. Masz żonę i dzieci,
dobrą pracę w telewizji albo gabinet lekarski, kancelarię adwokacką, wysoką pozycję w partii... Ale znajdziesz tu także
robotnika z Huty Warszawa i potężnego bambra, którego jakby nazwać pedałem, toby zabił. Właśnie wyrwał się na
kilkanaście minut ze swojego świata, od swojej kobiety, kolesiów, ze swojego bmw.
- Niech idzie do gejowskiej knajpy albo klubu.
- Żeby jakiś fotograf zrobił mu zdjęcie? Albo znajomy zobaczył, że tam wchodzi? Tylko na dworcu jesteś niewidoczny. I
w dzień, i w nocy.
Strona 1 z 6
Bagno i rusałki
2010-10-01
http://wyborcza.pl/2029020,75480,8353981.html?sms_code=
Ubiera się tylko na czarno. Jedwabny golf, angorowy pulower, pantofle... Wszystko. A cera jasna, delikatna,
alabastrowa. Włosy bardzo gęste, falujące i do ramion. Krucha konstrukcja, a dłonie długie i strasznie blade. Pieprzyk na
górnej wardze.
Wszystko ma piękne. Nawet paznokcie i ulubione słowo "wszelako".
Na imię ma Piotr. Oprowadził mnie po dworcu. Był wykładowcą warszawskiej Akademii Muzycznej, ale w 2002 roku
wraz z 19 innymi mężczyznami został aresztowany w wielkiej aferze "klubu pedofilów z Dworca Centralnego". W
więzieniu badał go profesor Zbigniew Lew-Starowicz, biegły seksuolog, który stwierdził, że Piotr nie jest pedofilem.
Jednak odsiedział półtora roku, bo polskie prawo karze za kontakty seksualne z osobami poniżej 15. roku życia.
Odszedł z akademii. Teraz tylko koncertuje i to na najlepszych scenach. Jest wiolonczelistą. Świetnie sobie radzi.
Ojciec
- Pomyślałbyś, że pracuję na budowie? - pyta i kuca, tak żeby nie pobrudzić bielutkich jak śnieg spodni. - A tu
przychodzę z przyzwyczajenia, dla rozrywki i żeby zabić czas. Przecież jest 30 stopni, to nie pójdę grać w tenisa. Na
basen też nie pójdę. Ile można się kąpać? Ale mnie ciężko dorobić. Nie te lata. Wszyscy już mnie tu mieli. Jak raz w
miesiącu coś trafię za 500-600 złotych, to maks.
Właśnie taką ma ksywkę. Maks. Na imię ma Marcin. Najstarszy na Łemblej, lat 30, na dworcu od 12. Jego ojciec był
prokuratorem.
- Był wredny - mówi Maks - agresywny i piekielnie wymagający. Nie dało się do niego podejść, przytulić. Może dlatego,
że było nas ośmioro rodzeństwa. No, weź tu się ze wszystkimi przytulaj. Teraz każdy żyje dla siebie, ma swoją rodzinę,
tylko ja nie. Wolę żyć sam, tylko pod siebie.
- Co najlepiej pamiętasz z dzieciństwa?
- Że miałem ciągoty do facetów. Pierwszy był kolega ojca. Miałem 14 lat.
- Jak trafiłeś na Centralny?
- Wracałem z ojcem z wakacji. W Warszawie mieliśmy przesiadkę i cztery godziny do następnego pociągu. Ojciec
czekał na peronie, a ja ruszyłem w miasto. Po dwóch godzinach przysiadłem zmęczony na murku. Tak się złożyło, że na
Łemblej. Zjawił się jakiś nieznajomy mężczyzna i zaprosił mnie na piwo. To poszliśmy. Zapytał, czy chciałbym zarobić
150 złotych. Myślałem, że się spalę ze wstydu. Miałem się tylko rozebrać, a on będzie się patrzył. Poszliśmy do hotelu,
ale nie tylko się patrzył. Przede wszystkim onanizował. Na peron wpadłem w ostatniej chwili. Ojciec na mnie wsiada, a
ja: "Tato, znalazłem 150 złotych!". Zamurowało go. "Pierwszy raz słyszę, żeby, kurwa, znaleźć pieniądze na dworcu",
powiedział i zabrał mi stówkę.
- Tak klął do syna? - pytam.
- Strasznie - mówi Maks. - Nie dawał sobie rady z taką potężną rodziną. Wszystkiego brakowało. Pieniędzy przede
wszystkim. A ja odkryłem, że na dworcu jest łatwe i przyjemne życie. I kupa forsy. Na stałe przyjechałem tu w 2001 roku
i mogłem wybierać. Każdy gej po czterdziestce marzy o młodym chłopaku. Wierz mi. Znam ich chyba ze stu. Jak
wpadniesz mu w oko, to nieba chciałby przychylić. Żebyś tylko mieszkał z nim jak syn, żeby cię wychowywać,
opiekować się, wszystko ci dać. Strasznie samotni. Ale ja nie chciałem tatusia, z którym co wieczór trzeba wejść do
wyra.
Wszyscy chłopcy z Centralnego, których poznałem, mają w dzieciństwie jakąś straszną, mroczną tajemnicę, od której
próbują uciec. Nie potrafią albo nie chcą o tym rozmawiać. Z Damianem jest inaczej. Ze szczegółami opowiada, jak
ojciec kajdankami przykuwał go do wyrka, a potem na przemian gwałcił i tłukł pejczem, aż spływał krwią. Nawet kajdanki
specjalnie kupił małego rozmiaru, bo Damian jeszcze nie chodził do szkoły. Jego ojciec był górnikiem, dawcą krwi.
Pikieta
Ustawia się na Łemblej przy zejściu pod ziemię na plecach baru Bosfor.
Stoją w kilku. W Warszawie taka grupa to pikieta, w Polsce zachodniej - gejsbend. Mają prawie albo nieco ponad 20 lat.
Skrajnie infantylni, niesłowni, nieodpowiedzialni, z niewiarygodną skłonnością do konfabulacji, ale wystarczy, że
zapadnie milczenie, sprawisz, żeby przestali nawijać, zagłuszać swoje myśli, przekrzykiwać ciszę, a zobaczysz w ich
oczach rozpacz i ból. Taki niezbyt ostry, raczej chroniczny, przytępiony upływem czasu.
Choćby ten chłopak w dresie z lampasem, koszulce żonobijce na ramiączkach i z łańcuchem na szyi. Rżnie
osiedlowego maczo, a oczy wielkie, jakie widuje się tylko na starych, łagrowskich zdjęciach, na fotografiach z getta, z
Wietnamu.
To dzieciaki z syndromem pola walki, choroby, na którą zapadają żołnierze po straszliwych przejściach wojennych.
Na imię ma Damian. Lat 22, ksywka "Farmazon". To ten, którego ojciec zakuwał w kajdanki.
- Tymi palcami mogę zabić człowieka w 30 sekund, zatrzymując puls centralnie.
- Palcem wskazującym i środkowym - precyzuję.
- Całe życie ćwiczyłem kung-fu i karate. Znam niesamowite techniki.
- Ale Emil regularnie spuszcza ci bańki - mówię - i zabiera 20 złotych od każdego klienta. A od bambra z bmw dostałeś
taki wpierdol, że miesiąc leżałeś w śpiączce.
- Nie cierpię agresji. Kiedyś zadałem ten cios i facet by nie żył. Już mu szła krew z nosa i uszu. Zatrzymałem pracę
serca i puls. Takie coś rozrywa głowę razem z czaszką. Na wszystkie strony. Z powodu temperatury ciała, która
podskakuje do 120 stopni. Widziałem to na własne oczy. Mój mistrz z Chin walczył z innym mistrzem. Zabił go i dostał
dożywocie. To jak ja zadałem ten cios palcami, też bym dostał dożywocie. W ostatniej chwili zatrzymałem wybuch
głowy. Jest na to specjalna technika.
Strasznie blady, chudy, zniszczony. Oczy podkrążone, ale dłonie bardzo ładne, szczupłe i długie. Nie ma szczotki do
Strona 2 z 6
Bagno i rusałki
2010-10-01
http://wyborcza.pl/2029020,75480,8353981.html?sms_code=
zębów i ręcznika, od lat nie spał w piżamie. Nie wie, że trwa mundial i że mamy nowego prezydenta, a jego fantazje to
opowiadane gry komputerowe.
Na takich jak on mówią "centralny chłopak", bo obsunął się tak bardzo, że tu mieszka. Jest bezdomny. To najgorszy,
najtańszy gatunek męskich prostytutek. Towar przeceniony, wybrakowany. Wszyscy koledzy z pikiety szczerze ich nie
cierpią, bo psują rynek. Z wyjściowej stówki za full serwis, czyli oral i anal przez całą noc, zejdą nawet do 20 złotych. A
jak nie zjedzą przez dzień albo dwa, to i za 6 złotych pójdą z klientem do dworcowego kibla. Tyle kosztują sajgonki z
kapustą w podziemnym barze Sajgon. I wcale nie muszą z prezerwatywą, nie mówiąc o intymnych żelach
nawilżających, które zmniejszają ryzyko zakażenia HIV.
Chłopacy z pikiety trzymają się dwójkami. Damian trzyma z Jarkiem, Maks z Danielem, "Motor" z Rumunem... Żaden nie
pochodzi z Warszawy, ale większość duetów wynajmuje tu mieszkanie. "Centralni chłopacy" śpią w nocnych
autobusach, w dworcowym kiblu, czasem w przytulisku dla bezdomnych.
- A ja lubię tak się najebać, żeby zabrali mnie na Kolską - opowiada Jarek, kumpel Damiana. - Do izby wytrzeźwień.
Pośpię sobie w łóżku, w białej pościeli, a mandatem i rachunkiem się nie martwię, bo jeszcze nigdy nie zapłaciłem.
Czaruje. Najbardziej lubią pójść do klienta do domu albo do hotelu. Nawet za darmo. Wykąpią się, prześpią, zrobią
przepierkę kolorów. Najedzą.
Mięso
Wystarczy przystanąć, pokręcić się odpowiednio, a na pewno cię zauważą. Zaczną się koło ciebie przechadzać,
pokazywać, a jeśli na żadnego nie kiwniesz, któryś podejdzie i bez ogródek zapyta, czy potrzebujesz chłopaka.
- Najważniejsze nie pokazywać się tu zbyt często. Klienci nie mogą pomyśleć, że jesteś bezdomny brudas, ćpun. Ja
jestem czysty, ładny, zgrabny i wyspany. Ładnie się uśmiecham. Najwięcej, ile dostałem, to 600 złotych. Pojechałem z
gościem i w hotelu zostałem do rana. Strzepaliśmy się razem i zrobiłem mu loda. To bardzo mało jak na sześć stów.
Na imię ma Daniel. 24 lata. To ten po liceum plastycznym, który obił swojego ojca.
Bo na Łemblej zasadniczo stoją trzy kategorie chłopaków: złodzieje z sąsiedniej galerii handlowej, narkomani i ci, co
dają dupy. Żyją w symbiozie, a wielu chłopaków łączy fachy, biorą wszystko, co w ręce wpadnie, tyle że nie handlują
prochami. Żaden boss nie weźmie takiego ciula na dilera, ale gdzie kupić działkę albo opchnąć kradziony towar, chętnie
pokażą. Za parę złotych rzecz jasna.
Jeden z chłopaków, Emil, którego można zaliczyć do każdej grupy, próbował wziąć tę bandę w posiadanie. Chciał
rządzić, budować przestępczą strukturę i ściągać haracze z prostytucji, ale chłopaki go zadenuncjowali i poszedł
siedzieć na rok za wymuszenia.
Czasami do pikiety dołącza nowy. Mówią o nich "świeże mięso". Chłopak z małego miasteczka. Dał nogę z placówki
wychowawczej albo pokłócił się z rodzicami i prysnął z domu. Jednak Warszawa tak go przeraża, że boi się wychodzić
na zewnątrz. Był tu taki, który przez trzy tygodnie ani razu nie wyszedł na ulicę. Jak Tom Hanks w filmie "Terminal". Spał
na peronach, jadł u Wietnamczyka, sikał na tory.
Ale jest ktoś, kto na pewno dostrzeże strach w oczach zagubionego dzieciaka. Wujek. Gówniarz nauczony, żeby nie
ufać obcym, nagle spotyka dobrego człowieka, który nakarmi, zaproponuje nocleg i pozwoli zamieszkać. Dzień, dwa,
tydzień nic może się nie wydarzyć, ale propozycja wreszcie padnie. Wujek jeden! A gówniarz czuje się zobowiązany.
Na imię miał Damian. Wtedy lat 14. To ten, co umie zabić dwoma palcami.
Lolek
Jeszcze łatwiej zdobyć dzieciaka przez internet. Podaż jest większa niż popyt, ale jest ryzyko. Wyrywasz gówniarza, robi
ci dobrze, ale zaraz po tym do mieszkania wpada banda jego starszych kumpli. Okradną cię dokumentnie, a ty nawet
nie możesz wezwać pomocy, bo dzieciak nie ma 15 lat. Nawet ci pokaże legitymację szkolną.
Jeśli cię to nie przeraża, wchodzisz na stronę Zasponsoruje.pl albo Szukamsponsora.pl, albo na Interii czy Czaterii,
szukasz forum o nazwie "gej", a tam chłopaki szukają wujków. Ich nicki nie mogą zmylić: teraz.wawa.zakase,
krakow.malolat, gdansk.sponsora... Ty wymyślasz sobie taki nick, żeby od razu było wiadomo, o co chodzi:
poznan48mlodego, lodz.starszydlaniego, a ja zarejestrowałem się jako wawa.mlodegodo14.
To była krótka wymiana zdań o tym, że potrzebuję kolegi do pogadania. Żenująco banalna i głupia. Umówiliśmy się pod
pomnikiem de Gaulle'a.
- Masz papierosa? - zaskrzypiał końcówką mutacji.
No, ma "trochę więcej" niż 14 lat. Bez skrępowania przechodzi do negocjacji. Chce 100 złotych. I skarży się, że u niego
na osiedlu gadają, że jest pedałem.
- A nie jesteś?
- Jestem biseksualistą.
- Jaki mądry! Od kiedy znasz takie słowa?
- Od dawna. Bo ja od małego w "trzepakach" siedzę. W pismach pornograficznych. Byłem z ojcem u ciotki, pili, a mnie
dali "trzepaka" i "masz mały, ucz się". Ojciec miał tego całą szafkę. A jak miałem 13 lat, dobrze wiedziałem, kim jestem, i
poszedłem w ten temat.
Bardzo wielu takich Lolków na stałe rezyduje na Centralnym. Znają się z chłopakami z pikiety, ale nie mogą stanąć z
nimi na Łemblej, bo policja zwinęłaby ich natychmiast. Są za młodzi. Operują z którejś z dworcowych kafejek
internetowych. Za parę złotych wykupują miejsce przy komputerze i nikogo nie interesuje, czy chłopak gra w
kanterstrajka, czy flirtuje. A często po prostu odsypia noc.
Klub
Kilku chłopaków z pikiety pracowało na dworcu, kiedy wybuchła sprawa "klubu pedofilów z Centralnego". Ale nie chcą o
Strona 3 z 6
Bagno i rusałki
2010-10-01
http://wyborcza.pl/2029020,75480,8353981.html?sms_code=
tym gadać.
- Bo tak jest roztropniej. Zanim policja zaczęła ich zamykać w kwietniu 2002 roku, w samo południe na środku Łemblej
bandyci zastrzelili "Pistoleta". To był chłopak od nas. 14 lat. Miał ksywkę "Pistolet" i z pistoletu go załatwili. Bo był
postrzelony. Zawsze coś głupio powie, strzeli jak pistolet, i chuj. To niby miało być pewne, a nigdy nie było. I donosił.
Pewnie wydał jakiegoś faceta, co nie miał wydać. Albo był coś winien, bo siedział też w narkotykach.
Policja zatrzymała około 30 mężczyzn. Wśród nich był niemiecki biznesmen w starszym wieku o imieniu Wolfgang,
którego prokuratura zwolniła jednak z aresztu, bo wykryto u niego raka prostaty. Na wolności miał czekać na proces, ale
uciekł do Niemiec. 19 osób dostało wyroki do pięciu lat więzienia.
Świadkami oskarżenia było trzech braci w wieku od 10 do 15 lat.
- Dla nas to była katastrofa - mówi Maks. - W kilka dni zamknęli wszystkich stałych klientów. Odjebanych gości z
brylantyną i złotem, bo wtedy każdy chciał być przystojniejszy od drugiego.
Pokemon
- Ale ciągle przychodzi tu facet - ciągnie dalej - co nie tak dawno znowu wyszedł z więzienia. Pojawia się góra jeden raz
w miesiącu. Gość zakłada sobie smycz na szyję, szczeka, warczy, merda ogonem, a ty masz go okładać, przypalać
papierosem, kaleczyć żyletką. Byłem raz u niego i więcej nie chciałem. Ja w mordę mogę dać, ale rób coś takiego, kiedy
tego gościa już samo życie bije i wykręca. Daje nawet 2-3 tysiące za godzinę. A bywa, że klienci oszukują. Nie płacą i
"wypierdalaj z mojego mieszkania".
Maks umie sobie radzić. Przy oszuście wykręca policyjny numer alarmowy 112, mówi, że będąc pod wpływem alkoholu,
właśnie został wykorzystany seksualnie, prosi o interwencję i się rozłącza. Procedura policyjna jest taka, że natychmiast
oddzwaniają, ale to jest czas, w którym nieuczciwi klienci jednak się rozliczają.
- A jak nie? - pytam.
- Po interwencji policji idziesz na obdukcję, a tam obcierki, ślady stosunku. To co? Palca se tam włożyłem? Tam
wszystko jest poukładane w jedną stronę, do wyrzutu, a nie do wkładania. To boli jak cholera. Kurwa mać. Ktoś ci
wsadzi fiuta 30-40 centymetrów i to ma być nic?!
Chłopaki z Centralnego mają robotę okrągłą dobę. Ci z klientów, którzy normalnie pracują, zjawiają się do dwudziestej.
Niepracujący przychodzą między dwudziestą a północą. Największy ruch jest do czwartej rano. Przychodzą przyjezdni,
także cudzoziemcy. To są najlepsi klienci. Chcą szybko, na miejscu i dobrze płacą. Mężczyźni, którzy pracują na drugą
zmianę, są tu między szóstą a ósmą rano.
Stałych klientów jest 30-40. Pokemona, który udaje psa, nazywają "Szarikiem". "Doktor" nie jest lekarzem, ale bardzo
sprawnie umiał opatrzyć jednego z chłopaków, który się pokaleczył. "Prokurator" świetnie zna prawo i jest podejrzenie,
że to faktycznie jego zawód, a "Pinkflojd" jest strasznie gruby, mały, kudłaty i robi to na stojąco. Spuszcza portki, trzyma
się za przyrodzenie, a któryś z chłopaków gniecie z całych sił kolanami to jego wielkie, twarde brzuszydło.
Wujek
Wujek to znacznie więcej niż pokemon, więcej nawet niż stały partner.
Spotkali się na Centralnym. Na imię ma Damian. Wtedy 18 lat. To ten, co może zabić dwoma palcami. Wujek Wolfgang
miał 59 lat. Cztery lata temu zabrał Damiana do Niemiec.
- I pokazał mi życie. Dom, prawdziwy dom. A ja mu pomagałem, bo był już stary i bardzo chory, niedołężny. Coś miał z
prostatą.
Kto wie zatem, czy Wolfgang Damiana nie jest tym z afery pedofilskiej z 2002 roku? Zgadza się imię, jego choroba, wiek
i preferencje. Wtedy udało mu się uciec, ale wygląda na to, że gdy rok po naszym wejściu do Unii Europejskiej znikły
granice, wrócił na Centralny. I znalazł sobie świeże mięso.
- W Dortmundzie chodziłem do klubu, gdzie uprawiało się seks z przemocą. Nazywał się Witaj Myszko, tylko po
niemiecku. Przypalanie papierosem i zapalniczką, nawet sutków, przebijanie moszny, obsrywanie... Zarobiłem tam kilka
tysięcy euro! Aż z tego szczęścia kiedyś uklęknąłem na parkiecie i się popłakałem. Byłem bogaty jak nigdy. Wszystko
zainwestowałem w mały klub, ale mnie wydymali, zwyczajnie okradli.
- Zaraz! Aleś ty był u Wolfganga. Był twoim stałym partnerem. Prawdopodobnie cię kochał.
- I ja jego. Ponad życie! To on wyciągnął mnie z Centralnego.
- I chodziłeś do sadystów dawać dupy?
- On mnie tam zaprowadził - Damian podwija koszulę, a na brzuchu i piersiach małe, okrągłe blizny po przypalaniu
papierosami. - Zestarzał się, był chory i już nie mógł. Patrzył tylko, jak to robię.
Maszyna
Jedyny koleś Damiana. Na imię ma Jarek. 22 lata, ale wygląda na 16. I taki ładny na gębie. Też jest "centralny".
Skończył gimnazjum i dwie klasy zawodówki cukierniczej. Jego rodzice postawili warunek: nauka, praca albo radź sobie
sam. Ojciec ma warsztat samochodowy.
- Czaaarne łapy - zacina się czasem na pierwszej samogłosce. - Iiiii paaaznokcie. Nie mogłem tego zmyć, to uciekłem z
tego warsztatu do Warszawy szukać innej pracy. Wolę pracować z pedałami.
- W tej robocie też się ubrudzisz. I adidasa złapiesz, bo nie używasz kondomów.
- W klubie z mojej butelki ktoś się napije i też złapię.
- Tak się nie zakazisz - ja na to. - Akurat to mógłbyś wiedzieć, skoro robisz w tej branży.
- A jak kapnie kropla krwi do piwa? Ja nie mogę się ogarnąć. Może przez to, że do kobiet, kurwa, nie mam szczęścia.
Strona 4 z 6
Bagno i rusałki
2010-10-01
http://wyborcza.pl/2029020,75480,8353981.html?sms_code=
Może przez tą jebaną moją zapadniętą klatkę.
Podnosi koszulę pod brodę. Prezentuje.
- Nie wciągaj tak koszuli w portki, bo to wiocha - mądrzę się. - Noś na wierzchu.
- Ja tak lubię. Nie chcę, żeby mi wiało.
- Jest upał 35 stopni! A dlaczego tak otwierasz usta? Jakbyś ziewał.
- To nerwowe. Mam papier od psychiatry na zaburzenia osobowości.
- Jakie? - pytam go.
- No, osobowości! - unosi się. - A najgorsze, że mnie się pieniądze nie trzymają ręki. Tak latają. Nie wydaję na alkohol,
ale za to wkręciłem się w maszyny. Automaty do gry. Jak byłem nowy towar, w pół roku zarobiłem 50 tysięcy, ale
wszystko wjebałem w maszyny. Nic nawet nie kupiłem zajebistego tej mojej byłej Magdzie. Znaczy dziewczynie.
Pracuje, to sama se kupi.
- Nie goniła cię do pracy?
- Po co? Jak przychodziłem z hajsem? Mówiłem, że gonię narkotyki albo że ukradłem. Teraz wszystko przegrywam.
Uzależniłem się. Jakąś rozrywkę muszę mieć. Nie?
To tak jak prawie wszyscy chłopacy z pikiety.
Karuzela
Okazuje się paradoksalnie, że dopiero kiedy młody człowiek dokona takiego strasznego wyboru życiowego, przestaje
być anonimowy, staje się kimś. I kompletnie bez znaczenia jest to, że ocenia się go negatywnie. To jest wołanie o
uwagę, akceptację, udomowienie tego, kto czuje się w życiu jak bezdomny pies.
Na imię ma Jacek. Nazwisko Kurzępa. Tak mniej więcej napisał na początku swojej książki o prostytucji nieletnich
"Młodzież pogranicza". Jest doktorem socjologii na Uniwersytecie Zielonogórskim.
Z jego badań wynika, że co trzeci młody Polak uważa, że rodzina nie zaspokaja jego potrzeb bytowych. Autor zapytał
więc, czy młodzi zdecydowaliby się na sprzedaż narkotyków. Co piąty odpowiedział twierdząco, a na pytanie, czy
prostytucja to dobry sposób na zarabianie, 38 procent dziewcząt i 63 procent chłopaków odpowiedziało, że tak.
Prostytutki obu płci przechodzą inicjację seksualną, kiedy mają 15 lat. Najczęściej jest to seks grupowy na imprezie.
Ordynarny, szybki, anonimowy i bardzo często mający znamiona gwałtu. Karierę prostytutki chłopcy rozpoczynają
najczęściej w wieku lat 16, dziewczęta o rok później.
Pierwsze kontakty zawodowe bardzo często mają miejsce w publicznym szalecie. I tam przeważnie kończy się ich
kariera zawodowa. Jacek Kurzępa nazwał taką biografię karuzelą szaletu.
Kino
Szalet?! Też coś. Cholerny kibel, sracz, bardacha...
- Gdzie byłeś z pierwszym klientem? - pytam.
- Nie przyyypominam sobie. Mam słaaabą pamięć ooostatnio. Za mało śpię. Ostatniej nocy tylko dwie godziny w
autobusie na Kabaty. I jeszcze w kiblu nad ranem. Przyszedłem zobaczyć, czy ktoś jest. Nie ma, to zamykam się w
kabinie, przymykam oczy i usypiam. Jakbym się położył do łóżka, tobym spał z pół doby. Albo osiem godzin, tak jak
prawdziwy człowiek.
Na imię ma Jarek. Kolega Damiana z zaburzeniami osobowości.
Na Dworcu Centralnym jest kilka toalet, ale on na sto procent spał w kiblu w galerii północnej. To podziemny korytarz
równoległy do ulicy Świętokrzyskiej. Tam są dwa kible, ale Jarek był w tym od strony ulicy Emilii Plater. Ten przy Jana
Pawła jest do niczego, bo sąsiaduje z dworcowym komisariatem, a pisuardesa siedzi tak, że ma na wszystko oko.
Wiem nawet, jak Jarek wszedł do środka. Na czworaka. Idzie o to, żeby fotokomórka, która jest usytuowana na
wysokości pasa, nie zobaczyła go. Pani Reginka, która tam rządzi, ma z chłopakami z pikiety odwieczny układ.
Wchodzą, jakby mieli nie wejść, ale jak płacą 2 złote jak każdy, to ona przymyka oczy na to, co tam się wyprawia.
Nazywają ten kibel "kino bambino". Kino dla dzieci. To taka zabawa przedszkolaków. Znienacka zadrzeć dziewczyńską
kieckę do góry z dzikim okrzykiem: kino bambino!
Ale to bardziej fotoplastykon. Bo w przegrodach pomiędzy kabinami na wysokości lędźwi - wydłubane dziury do
podglądania. Tam świadczone są usługi seksualne na miejscu.
Najpierw klienci i chłopaki przy pisuarach prezentują swoje wdzięki, kojarzą się w pary i ustalają cenę.
Wszystkie miasta świata mają takie miejsca, gdzie okrągłą dobę można liczyć na szybki seks. Najczęściej są to dworce
kolejowe. Znaleźć tam można amatorów najprzeróżniejszych dziwactw seksualnych.
- Masz jakieś opory? - pytam 22-letniego Jarka.
- Nigdy nie zrobiłem loooda z połykiem. Booo się brzydzę. Do trójkąta też nie chcę, bo to ryzyko. Jednego klienta
widzisz. A co drugi kombinuje? Miałem też takiego, co chciał, żebym mu się zesrał na głowę albo żeby moje szczyny
wypić. Mnie to nie ciągnie, ale chciał, to dostał.
- A cudzoziemcy?
- Najczęściej w "kino bambino". Wszyscy, jak przyjeżdżają, najpierw idą tam. Czasem w samochodzie, w parku, w
hotelu na statku przy moście Poniatowskiego. Miałem klientów z Niemiec, Anglików, Włocha, a z Chińczykiem byłem w
Strona 5 z 6
Bagno i rusałki
2010-10-01
http://wyborcza.pl/2029020,75480,8353981.html?sms_code=
gejowskiej saunie na ulicy Ptasiej. I z Murzynem byłem. Takim brązowym prawie. Nie Murzyn, tylko ciemna karnacja.
Ale nie Mulat. Ciemniejszy. Podchodził tak jakby prawie poood... Muuurzyna! Taaaki leeekko...
- Bez nerw, synku. To jaki był?
- Brązowy. A są tacy, co cię wezmą, żeby się z tobą napić, przywąchać amfetaminy, zwalić potem. Albo postawi ci
panienkę i jeszcze da 200--300 złotych. A jak się nawąchasz, to wiesz, jak ci dobrze potem kutas stoi? Masz takie
ciśnienie, żeby się spuścić, że głowa mała! Strasznie długo się trzepiesz. Feta tak pierdoli w głowie. A znam takich, co
biorą dzień w dzień. Bezpodstawnie.
Feta
Na przykład "Motor". Ale on ma podstawy. Grzeje amfetaminę, żeby pokonać wstręt. Pamiętacie? Na imię ma Andrzej.
"Motor" to ksywa. Chodzi o wstręt do pokemonów.
W połowie sierpnia nie brał przez sześć dni. W tym czasie zarobił 50 złotych.
- I to, kurwa, z takim trudem, że... - "Motor" zawiesza się, wsadza paluchy do nosa i wyrywa włos. - Po prostu zgon.
Masakra! Sześć dni siedziałem na peronie. Nic się nie chce, a jak tego pedała zrobiłem za pięć dych, to, kurwa,
zajebałbym go, kurwa.
- Zwyczajnie fetą się znieczulasz.
- Pewnie. Wezmę, to zarobię, nie wezmę, to gniję na peronie. Jedna działka kosztuje 20 złotych. Pierdolnę i całą noc
mogę biegać. Nie będę zmęczony, głodny, będę się zajebiście czuł. Teraz jest piąta po południu, a jeszcze dzisiaj nie
jadłem. Ale wziąłem fetę. Biorę rano i na wieczór.
"Motor" ma 25 lat, ale wygląda na dziesięć więcej. Jest muskularny, ogolony na żarówę, tatuaże. Męski typ, ale
zwiotczał. Oczy się zamykają, a usta z trudem otwierają. Gryzie pazury, pluje, wykonuje mnóstwo dziwnych,
niepotrzebnych ruchów.
- Może byś do rodziców pojechał - mówię.
- Miesiąc temu byłem - znowu zaczyna płakać. - Ale nie mogę do nich jeździć, bo patrzę na to normalne życie i łzy same
lecą. Ich jedyne dziecko jest na jebanym dnie! Na Dworcu Centralnym. Dobrze, że o niczym nie wiedzą.
- Dlaczego tyle plujesz? - pytam.
- Po fecie tak mam. Ale nie zawsze. Tylko teraz, bo, kurwa, jestem już bardzo spóźniony.
Pogarda
Złodzieje z Łemblej nienawidzą jak psów chłopaków, którzy zarabiają jako męskie prostytutki, i gardzą nimi jak ostatnim
ścierwem. Oni za jeszcze gorsze śmieci uważają narkomanów. Ci zresztą także mają kim pogardzać. Brałniarzami,
którzy ćpają brałn szuger, najstraszniejszą heroinę.
"Motor", który jest hetero, nienawidzi pedałów, z których żyje, i swoich kolegów gejów. Ci z nich, jak Daniel i Maks,
którzy są aktywni, za ostatnie gówno mają chłopaków, którzy są pasywni.
- Nie wyobrażam sobie, żeby dać dupy za parę grosików - mówi Daniel. - Całkiem bym stracił do siebie szacunek.
Damian, który grzeje wszystkie jak leci narkotyki, jest aktywny, pasywny i co tylko chcesz. Dumny jest z tego, że w życiu
nic nie ukradł. Nienawidzi złodziei.
Koniec
"Motor" siedzi na murku na zapleczu dworca i rozpacza.
- Bo ciągle widzę taką akcję: jak ja śpię na peronie, wjeżdża pociąg, a tam ludzie patrzą na mnie przez szybę. Normalni
ludzie, kurwa! Potem wychodzą i sobie myślą, jaki to, kurwa, ćpun, bezdomny, jebany narkoman. Jakim prawem śpi na
ławce na peronie? Kurwa! I to mi zadaje największy ból. Że to ja mogłem wychodzić z pociągu i widzieć jakiegoś śmiecia
na ławce.
Przechodzi koło nas policjant, z którym "Motor" ma na pieńku. Chłopak ukradkiem wyciąga z kieszeni papierek z
amfetaminą i chowa pod językiem.
- Zaraz tu po mnie przyjdzie - mówi i wstaje z murka. Potem rozpina portki, ściąga do kolan, wsadza łapy w gacie i
spokojnie poprawia fiuta.
Na imię ma Andrzej.
- Trza się zwijać - wyciąga rękę na pożegnanie. - Kiedyś jeszcze się spotkamy i ja ci zapłacę za ten reportaż. I to ci
mogę, kurwa, gwarantować. Koniec, kurwa.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 6 z 6
Bagno i rusałki
2010-10-01
http://wyborcza.pl/2029020,75480,8353981.html?sms_code=