Rozdział 12
- Co? -
wrzasnęłam, skuliłam się, gdy Brock zamrugał.
Jezu. -
Przykro mi. To było głośne. Ja tylko . . . Jestem zaskoczona.
-
Mogę to powiedzieć. - Na jego ustach pojawił się powolny uśmiech.
Nie był zaangażowany? Moje myśli wirowały w szybkim tempie. -
Dlaczego?-
Wyrzuciłam i zaczerwieniłam się. -Przykro mi. To chyba
nie moja sprawa.
-
Myślałem, że już wiesz. Jestem zaskoczony, że twoi rodzice nic nie
powiedzieli -
powiedział, odchylając się na krześle.
-
Oczywiście, że nie.- Mama nawet nie wspomniała o tym wczoraj.
Dlaczego nie powiedzieliby czegoś?
Wtedy mnie uderzyło. Prawdopodobnie dlatego, że obawiała się, że
zakochałabym się w nim, gdyby był dostępny.
Geez. Czy naprawdę myśleli, że to ja. . . możliwa do przewidzenia?
Lub żałosna. Albo słowo „P” zadziała. -Co się stało?
Wziął głęboki oddech. -Po prostu rozstaliśmy się.
- Jest . . . to wszystko? -
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam.
Brock był i był nieosiągalny i nietykalny przez ostatnie sześć lat.
Dawno już zaakceptowałam, że zamierza poślubić piękną, błyszczącą
Kristen. Mieliby
dzieci, całą furgonetkę pełną dzieci. Praktycznie
dorastają w Akademii. Moi rodzice byliby na nich mile widziani,
ponieważ Brock był dla nich jak syn, więc ich dzieci będą jak wnuki, a
ja bym sobie z tym
poradziła. Byłam w porządku z tym, nie było
wyboru, aby nie być.
Usiadłam, całkowicie zszokowana. -Byłeś razem z…
-
Prawie sześć lat. Wiem - powiedział, stukając palcami w poręcz
krzesła. -To nie miało być.
I to wszystko, co powiedział.
Zdając sobie sprawę, że najwyraźniej nie chciał o tym rozmawiać więc
p
ozwoliłam temu upaść. -Przykro mi to słyszeć.
Przyjrzał mi się przez chwilę. -To nic żałującego, Jillian.
Wstrzymałam przez chwilę oddech, a jego duże biuro nagle stało się
zupełnie za małe, zaczęłam się podnosić. -Dziękuję za wysłuchanie
mnie na temat możliwości ekspansji. Zadzwonię do nich i zobaczę,
kiedy będą mieli trochę wolnego czasu.
Brock zaczekał, aż dotrę do drzwi i powiedział: -Nie zapomnij im
powiedzieć, żeby przywieźli swoich mężów i zaplanowali wspólny
obiad.
Powoli zmierzyłam się z nim.
Uśmiechnął się do mnie, gdy podniósł pilota. -Jedna wielka,
szczęśliwa randka, Jillian.
-
Jestem tylko dziewczyną, stojącą przed piekarnikiem, proszącą go o
Aby szybciej pie
kł moją pizze.
Wzdychając, położyłam czoło na drzwiach piekarnika. Zostały jeszcze
dwadzieścia kilka minut. To oznaczało wieczność. Odwracając się od
piekarnika, patrzyłam, jak Rhage miałczy jego ogon przesuwa się po
podłodze, jakby był zły. Spojrzałam na telefon, skubiąc dolną wargę.
Pragnienie, by zadzwonić do Abby i porozmawiać z nią o Brocku,
płonęło we mnie.
Brock nie był zaręczony.
Czy ta powszechna wiedza wróciła do domu?
I nawet gdyby
moja mama myślała, że wiedząc, że Brock jest teraz
samotny, w jakiś sposób wyśle mnie na ścieżkę numer pięćset do
złamania serca mimo to w jaki sposób ona lub mój ojciec nie mogli nic
powiedzieć?
Moje serce zaczęło skakać w miejscu, kiedy złożyłam ręce na piersi i
oparłam się o blat. Brock był flirciarzem, dokuczał i żartował. Zawsze
był. Był typem faceta, którego nie powinnaś traktować poważnie,
kiedy obsypywał cię uwagą. Zrobiłam to głupstwo wcześniej i nie
popełniłabym tego samego błędu. Nie, kiedy tak łatwo było zatrzeć
linie przyjaźni z nim, ale zaręczyny pomogły mi utrzymać głowę na
moich karku, a moje serce mocno zabezpieczone daleko, daleko od
jego rąk.
Nie, żebym chciała mu oddać swoje serce.
Tak naprawdę, to że nie był zaangażowany, nic nie znaczyło.
W ogóle nic.
Brock znów był singlem.
Ta ściana z drutu kolczastego zniknęła, podobnie jak ta głęboka na
milę linia w piasku. Chciałam udawać, że wciąż tam są, ale to
wymagało wiele kłamania. Zbyt dużo wysiłku. Brock był dostępny.
Nadal może spotykać się z Kristen. Wrócił do Philly na weekend i była
tu w poniedziałek. Chociaż nie wydawał się być bardzo
podekscytowany, gdy ją zobaczył, ale nie obijałam się pytaniami,
więc…
-
O mój Boże- mruknęłam, rozkładając ręce i pocierając dłonie po
twarzy. Dzięki ci Panie że najpierw zmyłam makijaż, albo
wyglądałabym jak ten koleś ze stopioną twarzą na końcu jednego z
filmów Indiany Jonesa.
Mo
głabym zadzwonić do Abby, ale było już blisko obiadu, a mówienie
o Brocku do niej, do kogokolwiek, powodowało, że myśleli ...
Mój telefon zadzwonił z miejsca, gdzie leżał na ladzie, zaskakując
mnie. Pode
szłam do niego, widząc nieznany numer Pensylwanii.
Prawie nie odpowiedziałam.
-
Dzień dobry?
-Hej, tu Brock.
Moje oczy rozszerzyły się, gdy moje serce zrobiło głupi, głupi skok w
piersi. Niebiosa, m
yślenie o nim, sprawiło że zadzwonił i chciałem
rozejrzeć się, by sprawdzić, czy w moim mieszkaniu są ukryte kamery.
-Heeey.-
Wyciągnęłam to słowo.
Na drugim końcu telefonu rozległ się głęboki chichot. – Myślę że z
powodu jutrzejszej
kolacji sensowne byłoby, żebym rano cię
podwiózł.
-Co?-
Tak więc nie widziałam, jaki to miało sens.
- N
ie ma sensu jechać do pracy i do restauracji. Parkowanie w mieście
jest okropne.
Więc mogę cię odebrać.
Moje myśli pędziły, aby dogonić to, co mówił. -Ale musiałbyś
przejechać obok Akademii, aż tutaj żeby mnie odebrać.
- To jest jasne
. To nie trwa tak długo i lubię prowadzić. -
odpowiedział. - Będę tam o ósmej trzydzieści. Bądź gotowa.
-Ale...
-Do zobaczenia rano, Jillian.
O
dłożył słuchawkę a ja gapiłam się na telefon jak idiotka. Mogłabym
do niego oddzwonić, ale kiedy Brock coś wymyślił, nie było z nim
dyskusji.
-Dlaczego?-
Powiedziałam głośno.
Rhage miauknął w odpowiedzi.
Spojrzałam na pasiastego kota. Siedział przed swoją pustą miską,
patrząc na mnie, jakby myślał, że dostanie więcej jedzenia. -To się nie
stanie -
powiedziałam diabełkowi.
Spojrza
łam na czas pozostały do końca pieczenia pizzy jednocześnie
zapisu
jąc numer Brocka w moim telefonie. Przez kilka chwil stałam
pośrodku małej kuchni, niepewna co mam teraz zrobić. Zadzwoń do
niego i powiedz mu nie? T
o nie byłoby dla mnie duża korzyść? Może
powinna
m po prostu wyjść, zanim tu dotrze i udawać, że
zapomniałam? To prawdopodobnie uczyniłoby mnie dupkiem. A
może powinnam po prostu pojechać i przestać go stresować,
stresowanie doprowadziło do odczytu między wierszami?
Ostatnią rzeczą, jaką musiałam zrobić, było przeczytanie między
wierszami.
Byłam niezwykle kompetentna w przyjmowaniu prostego
stwierdzenia i tworzeniu z niego całego akapitu niewypowiedzianych
słów. To była ostatnia rzecz, którą musiałam zrobić teraz.
-
Potrzebuję czegoś więcej niż pizzy - zdecydowałam, obracając się i
podchodząc do lodówki.
Otworzyłam zamrażarkę i wyciągnęłam karton lodów z masłem
orzechowym Reese. Nie złapałam nawet miseczki. Tylko łyżka. To
będzie ciężka noc.
Kilka godzin później szarpnęłam się na środku łóżka, łapiąc powietrze.
Nagły ruch wyrzucił Rhage'a z łóżka i wyszedł z sypialni.
Minęło kilka minut, gdy usiadłam w ciemnym pokoju,
zdezorientowana
i usiłowałam zrozumieć, dlaczego nie spałam i
czułam się, jakbym biegła po schodach.
Powoli, boleśnie, wróciły kawałki. Zniszczone obrazy nocy. . . To był
koszmar, ale emocje, które budził we mnie ten koszmar, utrzymywały
się gorzej strzały. Poczucie bezradności, gdy patrzyłam w górę -
wpatrywałam się w chudego, brudnego mężczyznę, nie do końca
wiedz
ąc, co się dzieje. Przerażenie było ostre i pochłaniało całą moją
zdolność zrozumienia, że każdy oddech, z którym nieregularnie
zas
sałam, odliczał do ostatniego.
Podniosłam drżącą ręką i przesunęłam czubkami palców po głębokim
wcięciu w moim lewym policzku. Zamknęłam oczy, słysząc
ogłuszający trzask. Błysk bólu był tak szybki, intensywny i ognisty i nic
nie było. . . nic poza tym.
Przesunęłam językiem po wewnętrznej stronie moich ust, gdy
ciągnęłam palce po drugiej stronie twarzy.
Czasami myślałam, że gdybym naciskała wystarczająco mocno,
mogłam poczuć implant, ale to mogła być moja wyobraźnia.
Opuściłam rękę, otworzyłam oczy i gdy moja wizja dostosowała się do
ciemności, mogłam dostrzec kształty wokół mnie. W domu moich
rodziców były półki na książki. Były moją kolekcją, źródłem
wspaniałych wspomnień i nowych światów.
Miałam tu tylko jeden regał.
Większość książek, które przeczytałam, znajdowała się teraz na moim
Kindle, tak jak dawniej, wiele pokoleń Kindle temu, ale wciąż
zbierałam książki do druku. Chciałabym być otoczona przez nie, móc
je
dotknąć.
Nie wiedziałam, dlaczego nie zrobiłam tego samego tutaj,
przekształcając sypialnię gościnną w rodzaj biblioteki.
Podciągnąwszy kolana pod kołdrę, owinęłam ramiona wokół moich
nóg. Nękało mnie pytanie, gdy siedziałam w ciemności, słysząc tylko
dźwięk pobliskiego wentylatora.
Co bym zrobiła, gdybym nie pojechała tej nocy do Mony?
Pytanie, które mi zadawano od lat, ja. . . Nie mogłam odpowiedzieć
na to pytanie. To znaczy chciałam pracować w Akademii. Chciałam
skończyć studia. Ale to były rzeczy powierzchniowe, nie miałam. . .
głębokiej pewności siebie, tego kim naprawdę byłam przed
strzelaniną i kim stałam się z tego powodu.
Miałam dopiero dwadzieścia lat, gdy wszystko się dla mnie zmieniło.
Moje życie zostało wstrzymane, zanim dostałam szansę aby
naprawdę odkryć to, czego chciałam lub kim byłam poza tym, że
byłam córką Andrew Limy lub dziewczyną, która była cieniem Brocka
„Bestia” Mitchella. Pilot zdalnego sterowania powoli nacisną przycisk
pauzy, ale. . .
Naprawdę powinnam spać.
Jutro będzie długi dzień - wielki dzień. Chciałabym spotkać się z
potencjalnymi inwestorami, a nie tylko reprezentowałam Akademię
Lima, reprezentowałam mojego ojca. Ostatnią rzeczą, jaką musiałam
być, było zasypianie podczas próby zwrócenia uwagi na to, co
wszyscy mówili.
Ale było za dużo hałasu - hałas w mojej głowie.
Podnosząc jedną rękę, złożyłam ją na lewym uchu i przycisnęłam. Wir
wentylatora zgasł, aż ledwie mogłam cokolwiek usłyszeć. Prawdziwa
cisza.
Zamknęłam oczy i wstrzymałam oddech. W ciszy mojego pokoju
przyznałam, że zmarnowałam lata mojego życia przed otrzymaniem
drugiej szansy.
To było trudne do zniesienia, chociaż robiłam to przez ostatnie kilka
tygodni. Poznanie
że istniało tylko i nie żyło.
Jednak
zaczęłam żyć. Naprawdę. Wierzyłam w to. Łzy kłuły mi w oczy.
Mo
głabym się bardziej postarać i zrobiłabym to. . . Kupiłabym więcej
regałów. Kiedy będę w domu w Święto Dziękczynienia, zabiorę ze
sobą niektóre z moich ulubionych książek.
Mogę zrobić więcej.
Musiałam zrobić więcej.
W końcu moje myśli ucichły i przez kilka błogosławionych sekund nic
nie było na zewnątrz ani wewnątrz mnie. Nic.
Moje płuca zaczęły płonąć i dopiero wtedy wciągnęłam kolejny
głęboki oddech. Wyciągnęłam rękę z ucha i dotknęłam ponownie
blizny,
potrząsnęłam głową. Policzki miałam wilgotne, zacisnęłam
wargi i nie ruszyłam się przez dłuższą chwilę.
Ostatecznie zrzuci
łam kołdrę i wkradłam się do zacienionego salonu. -
Rhage?-
Wyszeptałam. Stłumione światła nad głową przy wyspie
rzucało delikatny blask do salonu. Zobaczyłam Rhage'a siedzącego
przy końcu stołu.
-Przepraszam-
powiedziałam. Jego uszy drgnęły. -Nie chciałam cię
przestraszyć.
Uklęknęłam i wyciągnęłam rękę. Rhage nie poruszył się przez chwilę,
ale wstał i przyszedł do moje ręki.
Podniosłam Rhage'a, trzymając go przy piersi, gdy odwróciłam się i
wróciłam do łóżka. Wdrapałam się i położyłam go obok siebie. Może
wyczuł, że potrzebuję koteczka, bo nie uciekł ode mnie ani nie
próbował mnie ugryźć. Skulił się przy moim brzuchu i szybko zasnął.
Minęło sporo czasu, zanim zasnęłam, nawiedzana wspomnieniami z
dawnej nocy, która wydawała się jak by była wczorajsza.
ROZDZIAŁ 13
Patrzyłam przez okno na szybko ciemniejące niebo, otwierałam i
zamykałam ręce w kółko, gdy Brock wyjeżdżał z parkingu Akademii.
Cały dzień był. . . dziwny. Mój nastrój był gdzieś pomiędzy jedzeniem
torby Cheetos w jedynie siedz
ąc a przypadkową chęcią pomalowania
i przeprojektowania całego mojego mieszkania. Jedzenie Cheetosów
byłoby wtedy niesamowite, ale skończyło się na tym, że poczułabym
się obrzydliwie. Malowanie było bezużyteczne, bo nie miałam
własnego mieszkania. I nie potrafiłam projektować wnętrz, ale taki to
był mój nastrój przez cały dzień.
Jedyne, co udało mi się zrobić, to zarezerwować czas, kiedy Teresa i
Avery wraz z
chłopakami mogły przyjść do Akademii. Słyszałam przez
telefon podekscytowanie w
głosie Avery spowodowane perspektywą
osiągnięcia tego, co od dawna było marzeniem jej i Teresy, a także nie
mogła się doczekać, by powiedzieć Camowi, że będzie jadł obiad ze
swoim idolem.
Planowanie rzeczy z ludźmi, którzy mieli dzieci lub byli gotowi wydać
jedną z nich, okazało się trudne. Ustaliłyśmy na drugi tydzień
listopada, piątkowy wieczór.
A teraz byłam w drodze na ten obiad z inwestorami, a wszystko, co
chciałam zrobić, to zjeść ten worek Cheetosów, skulona na kanapie z
maratonem starych odcinków Supernatural.
To się nie wydarzy.
-
Wszystko w porządku?
Odrywając moją uwagę od okna, moje spojrzenie przeleciało nad
wnętrzem niezwykle drogiego samochodu. Nigdy nie zwracałam
uwagi na s
amochody na parkingu, zwykle przyjeżdżałam i
wyje
żdżałam przed Brockiem, nie wiedziałam, czym jeździ.
Ale nie zdziwiło mnie, że to było eleganckie, czarne dwudrzwiowe
Porsche czekający na mnie w środę rano. Widzenie samochodu
sprawiło, że chciałam jeszcze raz zapytać Brocka, dlaczego zajął to
stanowisko. Wiedziałam, że zgodził się, że może żyć komfortowo bez
pracy, więc nie było tak, że przepuścił wszystkie pieniądze z jego walk
i sponsoringu, jak wielu sportowców.
Spojrzałam na Brocka i poczułam niestabilną klapę w piersi. Jego oczy
patrzyły na drogę, gdy skręcił w lewo, na drogę 45.
Nigdy nie byłam dziewczyną lubiącą zarost na twarzy. Nigdy. Ale jego
twarz
wypełniała się i wyglądało na nim dobrze. Bardzo dobrze. Nie
mogłam nic zrobić że pomyślałam, „jak to jest kiedy całował”.
Tak więc nie trzeba o tym myśleć.
Zły kierunek.
-Tak,-
odpowiedziałam, skupiając wzrok na wprost, gdy wytarłam
ręce o ołówkową spódnicą, którą miałam na sobie.-Mam dużo na
głowie.
-Jak to?
Rozszerzyłam oczy. Nie tak, jakbym miała mu powiedzieć dokładnie, o
czym myślę, ale powiedziałam: -Denerwuję się.
-
Co cię denerwuje?,- Zapytał, a kiedy spojrzałam na niego,
zobaczyłam, że jego wzrok był na mnie krótko, zanim ponownie
skupił się na drodze.
-To wszystko . . . zdobywanie kontaktów i
słóżbowe posiłki nie jest
moją mocną stroną - przyznałam.
-
Och, myślę, że to twoja droga.
Parsknęłam jak jeden z tych małych, grubych prosiaczków.
-
Myślę, że jesteś naćpany.
-
I nie sądzę, żebyś była wystarczająco bardzo poważna -
odpowiedział. - Dorastałaś z tymi facetami, którzy przychodzili i
wychodzili z Akademii. Wiesz, jak z nimi rozmawiać. Wiesz, jak sobie z
nimi radzić. Odwróciłam się do okna pasażera, gdy niechętny uśmiech
na pół rozciągnął się na moich wargach. -Jednak to nie to samo, co
wtedy.
-Jak to?-
Rzucił wyzwanie.
Bawiąc się pasie bezpieczeństwa zdecydowałam, że mogę być
szczera
, dlaczego się denerwowałam. To nie było łatwe. Gdy tylko
zaczęłam mówić, moje policzki się rozgrzały. -Ty . . . pamiętasz, że nie
słyszę na prawe ucho? - Nie przestawałam, nie dając mu szansy, by
coś powiedzieć. -Kiedy mam do czynienia z grupami ludzi i jest dużo
szumów w tle, może być mi trudno śledzić rozmowę. Spotkania w
biurze nie są takie złe - dodałam w pośpiechu. -Jest cicho, więc nie
jest trudno wszystko zroz
umieć, ale czasem restauracje mogą być
gorsze.
- Wiem -
powiedział Brock po chwili. -Nie pomyślałem w piątek, kiedy
widziałem cię w restauracji i stanąłem po twojej prawej stronie.
Przepraszam za to.
Spojrzałam na niego ostro zapomniałam, że to zrobił. -W porządku.
Ludzie zapominają. Zdarza się.
-
To nie było dla mnie fajne - kontynuował, jedną dłonią trzymał
kierownicę. - Wziąłem to pod uwagę. Mamy jedno z bardziej
prywatnych stoisk z tyłu restauracji, gdzie powinno być ciszej. Będę
siedział po twojej prawej stronie, więc nasi goście będą po twojej
lewej stronie i naprzeciw ciebie.
Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Część mnie
poczuła ulgę gdy dowiedziałam się, że wziął pod uwagę mój słuch,
zmniejszając możliwość, że stanie się to problemem. Druga część
mnie była zakłopotana, że musiał wziąć to pod uwagę. I nie tylko
zirytowana ale
przede wszystkim byłam zawstydzona. Mój częściowy
niedosłuch było teraz faktem. Nie powinnam się wstydzić.
Zirytowan
a wygrało, moje palce zacisnęły się wokół paska. -
Nienawidzę tego, że jestem tym zawstydzona - przyznałam, nie
mogąc się powstrzymać.
-Nie powinna
ś być.
-
Wiem. Wiem, że nie powinnam. Zgadzam się ale. . .
-
Nie podoba ci uwagę, jaką to przyciągasz- powiedział, zaskakując
mnie, bo uderzył w prawo sedno.
-
Nigdy nie byłaś dobra w byciu w centrum uwagi.
Suchy śmiech wydostał się z moich ust. -Wolę być obserwatorem.
Czując jego dłoń na mojej, przestałam mówić i spojrzałam w dół. Jego
palce delikatnie pracowały na moim pasku. Wciągając płytki oddech,
spojrza
łam na niego.
Brock wciąż skupiał się na drodze. -Jeśli bedziesz skręcać pas
bezpieczeństwa w ten sposób, to zaraz go wykręcisz.
-Przepraszam-
wymamrotałam, bo to było wszystko, co mogłam
powiedzieć. Opuścił moją lewą rękę na moje udo i nie puścił. Jego
duża dłoń całkowicie zakrywała moją, a czubki palców opierały się o
moje udo.
Moje serce podskoczyło w mojej klatce piersiowej, uderzając o żebra,
gdy patrzyłam na jego mroczny profil. Moje usta wyschły i nie
wyciągnęłam dłoni z jego uścisku. Byłam jak zamarznięta z wyjątkiem
moich ust. Niestety.
-T
y i Kristen wciąż się spotykacie?- Chciałam uderzyć się w głowę, gdy
tylko zadałam to pytanie, naprawdę nie musiałam znać odpowiedzi.
-
Powiedziałem ci, że nie jesteśmy zaręczeni. -Brock posłał mi krzywy
uśmiech.
-
Ale to nie znaczy, że wciąż się z nią nie widujesz. W ten weekend
wróciłeś do Filadelfii i…
-
Musiałem tam wrócić, żeby podpisać dokumenty na sprzedaż domu -
wyjaśnił. -Widziałem się z Kristen. Nadal miała rzeczy, które musiała
stamtąd zabrać. Zajęło jej to rok. Powiedziałem jej, że jeśli nie
uporządkuje swoich rzeczy w ten weekend, wyrzucę je w gówno.
-Och.-
Moje oczy rozszerzyły się.
-
Nie była z tego specjalnie zadowolona.- Jego kciuk przesunął się po
mojej
dłoni, przesuwając się w górę iw dół. To był taki lekki dotyk, ale
cała moja koncentracja była na nim skupiona. -To był długi weekend.
Zbierając myśli, przypomniałam sobie, jak zmęczony wygląd miał w
poniedziałek rano. -Więc . . . po co tu przyszła?
- C
hciałbym wiedzieć po co. Biorąc pod uwagę wszystkie przyczyny,
które mi po
dała, nie było nic sensownego. - Jego kciuk wciąż poruszył
się na mojej dłoni. Zdawał sobie sprawę, że to robi? Byłam całkiem
pewna
, że szef nie powinien robić nic ze swoim pracownikiem lub
przyjaciółmi, bo to szybko stałoby się dziwne. -Ale aby odpowiedzieć
na twoje pytanie, nie, nie
spotykam się z Kristen w jakimkolwiek
kształcie i formie.
-Och,-
wyszeptałam.
Porsche zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na mnie, jego
oczy były ukryte w ciemnościach samochodu. -Nie spotykam się z
nikim, Jillian.
Moje usta rozchyliły się, ale nie mogłam wydobyć żadnych słów, a
moje serce naprawdę oszalało. Podniosłam wzrok na jego i zostałam
schwytana
. Przez kilka krótkich sekund nie było przeszłości, wczoraj
ani jutra.
Było właśnie teraz, tylko Brock i ja w tym samochodzie, jego kciuk
śledził niewidzialne linie nad moją ręką.
Światło zmieniło się na zielone.
Za nami
zatrąbił samochód.
Chłopięcy, niemal zakłopotany uśmiech wygiął jego usta i uderzył w
pedał gazu. Spojrzałam na nasze ręce. Co on robił? Na co pozwalałam
Przygryzając moją wargę, uwolniłam rękę spod jego.
Przez sekundę cała jego ręka była na moim udzie, a ciężar płonął
przez cienki materiał mojej spódnicy. Poczułam to nisko w brzuchu.
Jego ręka była tam przez kilka sekund, ale reakcja mojego ciała była
ostra i szybka. Podniecenie przebiło moje żyły.
Wtedy Brock zdał sobie sprawę, że jego ręka była rzeczywiście na
moim udzie i
szarpnął ją z powrotem.
Odetchnęłam cicho, ponownie zwracając wzrok na okno. Domy
mijały, kiedy jechaliśmy główną ulicą w Martinsburg. Postanowiłam,
że moje ciało musi odzyskać kontrolę.
-Jillian?
-Hmm?
-
Spotykasz się z kimś?- Zapytał.
Pytanie zaskoczyło mnie. Zacząłam mówić „nie”, ale zdałam sobie
sprawę, że to nie do końca prawda. -Ja niby tak.
Uśmiech jego wzniósł się w górę. -Jesteś tego pewna?
Nie odpowiedziałam.
N
ie byłam.
Przez to, co okazało się być trzygodzinnym posiłkiem - najdłuższym
obiadem w moim życiu - były tylko dwa przypadki, kiedy miałam
trudności z podążaniem za rozmową dwóch szybko rozmawiających
panów z zachodu.
Brock natychmiast zauważył, że nie zrozumiałam tego, co mówią. Nie
wiem, czy miałam wyraz „WTF” na mojej twarzy lub miał specjalne
zdolności czytania we mnie ale swobodnie powtórzył ich wypowiedzi
lub pytania.
Dwaj mężczyźni nie zdawali sobie sprawy, że usłyszenie ich było dla
mnie
jakikolwiek problem, a po początkowym podwójnym
przywitaniu
, które otrzymałam i oczekiwałam od większości ludzi, nie
gapili się.
Kommentar [MS1]:
angielski skrót
"What the fuck?", czyli "Co jest kurwa?"
Nie
interesowałam ich.
Obydwaj mężczyźni za bardzo szanowali mojego ojca, ich spojrzenia
się zatrzymały, i szczerze mówiąc, byli zbyt zachwyceni Brockiem, by
naprawdę zauważyć, że tam jestem.
Zamówiłam więc kieliszek wina lub dwa.
Tyler James, starszy z dwóch mężczyzn, najbardziej chciał zobaczyć
obiekt Martinsburg. -
Zdecydowanie mamy jutro trochę czasu. Nasz
lot jest
dopiero po południu.
Brock, który trzymał się picia tylko wody, upił łyk, gdy spojrzał na
mnie. -
To byłoby idealne.
Przytrzymując trzonek kieliszka wina, skinęłam głową. -Rano mamy
dwie klasy mieszanych sztuk walki na wyższym poziomie, jeśli chcecie
się im przyjrzeć.
Obaj mężczyźni zgodzili się, że będą zainteresowani jak wyglądają
niektóre
treningi, ale wielką niespodzianką było, gdy Brock
wspomniał o moim pomyśle na ekspansję, doradzając, abyśmy
patrzyli w kierunku oferowania tańca i ewentualnie gimnastyki.
-
Masz wiele niewykorzystanego potencjału- powiedział James, gdy
nadszedł rachunek. -Jesteśmy zdecydowanie zainteresowani
potencjalną współpracą w przyszłości.
Zszokowana
tym, że poruszył tę kwestię i nawet dodatkowo
oczarowan
a iż przyznał że to mój pomysł przed mężczyznami, których
firma specjalizowała się w wysokobiałkowych napojach i barach i,
którzy
chcieli być na bieżąco z możliwymi wysiłkami.
Było blisko dziewiątej trzydzieści, kiedy wyszliśmy na zewnątrz w
znacznie chłodniejszym nocnym powietrzu. Mężczyźni pożegnali
Brocka
, następnie potrząsając moją ręką Tyler James powiedział-
Bar
dzo się cieszę, że mogę dowiedzieć się więcej o możliwej
rozbudowie. Uśmiechnął się. -Myślę, że masz tam coś bardzo
interesującego.
-
Dziękuję - powiedziałam, bulgocząc z uniesienia. Jeśli Brock był na
pokładzie i jeśli to możliwe, zainteresowani przyślj zwolennicy, to
zabranie mojego ojca na pokład nie powinno być takie trudne. -Też
tak myślę.
Ledwo mogłam powstrzymać moje podniecenie, gdy obaj mężczyźni
wsiedli do samochodu, który wynajęli. Minęło sporo czasu, odkąd
czułam, że faktycznie osiągam coś, o co dbałam w pracy.
Bez zastanowienia odwróciłam się i skoczyłam do przodu, obejmując
Brocka ramionami. Dopóki go nie przytuliłam, nie zdawałam sobie
sprawy z tego, co zrobiłam. Po prostu stał tam, z ramionami po
bokach, wciąż jak posąg i najwyraźniej zszokowany niespodziewanym
gestem ode mnie.
W porządku.
Byliśmy teraz przyjaciółmi i chociaż Brock nie zachowywał się jak szef
w stosunku do pracownika, może jeszcze nie trafiliśmy w fazę
przytulania.
Czując się jak wielka idiotka, zaczęłam się wycofywać. Nie udało mi
się dotrzeć zbyt daleko, Brock w końcu się poruszył, obejmując mnie
rękoma. Sapnięcie rozchyliło moje usta, gdy przyciągnął mnie mocniej
do siebie i nagle nie był to zwykły, podekscytowany uścisk. O nie, to
było znacznie więcej. Moje piersi były przyciśnięte do jego piersi, mój
d
ół brzuch do bioder. Nie było między nami cala przestrzeni, a kiedy
Brock wziął głęboki oddech i jego pierś uniosła się, poczułam, że drżę
przy nim.
Jego palce zaplątały się w końce moich włosów, kiedy poczułam, jak
opuścił podbródek, aż spoczął na mojej głowie. Brock mnie nie
przytulił. Trzymał mnie przy sobie i tak, to nie to samo, co uścisk. Były
to bardzo różne rzeczy.
Samochody mijały nas na ulicy. Odległy szum rozmowy zbliżył się do
chodnika i minął nas. Dzikie, surowe emocje tłoczyły się w moich
zmysłach, pogłębiając stare, znajome uczucia dawnych czasach.
Cyk
lon namiętności i tęsknoty przeleciał przeze mnie, gdy oparłam
pierś o niego, tuż nad jego sercem. Mogłam prawie udawać, że my…
Nie. Nie mogłam udawać. To zaczynało się iść w dół drogi tylko ktoś,
kto był żebrakiem podróżował za karę. Odsunęłam się i spojrzałam na
Brocka.
Stał nieruchomo, uosobieniem odprężenia, ale sposób, w jaki na mnie
patrzył sprawił że byłam spięta.
To było denerwujące i prowokujące. Pomyślałam, że gdybym się
rozciągnęła i stanęła na czubkach palców, mogłabym go pocałować.
O mój Boże, o czym myślałam?
Wy
ślizgując się, byłam wdzięczna, że nie widział, jaka czerwona staje
się moja twarz. - Jutro wezmę kilka ciastek - zdecydowałam, owijając
ramiona wokół mojej talii, gdy zadrżałam. Wiatr podniósł moje włosy,
rzucając kosmyki wokół moich ramion.
Brock był cichy i spokojny.
W
ypuściłam jeden oddech, a potem drugi. -Powinniśmy również dać
Paulowi
znać o ich przyjściu, wiem że to jego zajęcia.
- Tak jego. -
Brock zrzucił z siebie czarną sportową marynarkę i okrył
nią moje ramiona, najwyraźniej nawet nie przejmował się
dziwactwem
, która właśnie spadło. -Mamy trzy perspektywy w tych
klasach. Wiem, że twój ojciec jest zainteresowany ma przybyć do
Filadelfii, żeby mógł je przeczytać.
-
Dziękuję.- Złapałam krawędzie jego kurtki, trzymając je razem, gdy
przechodziliśmy przez ulicę. -Na kogo się gapisz?
Gdy Brock
wyrecytował imiona, wyłowił kluczyki do samochodu.
Naciskając przycisk odblokowania, otworzył dla mnie drzwi pasażera.
Wślizgnęłam się, trzymając jego kurtkę wokół siebie, głównie dlatego,
że była ciepła i. . . kiedy głęboko wciągnęłam powietrze, złapałam
zapach drewnianej wody kolońskiej.
- Dobrze
poszło dziś wieczorem - powiedział Brock, zamykając drzwi
kierowcy i naciskając przycisk zapłonu. Powietrze wydostało się z
otworów, szybko o
grzewając.
-Tak.
Udało się. - Spojrzałem na niego.
Siedzi
ał z powrotem na siedzenie i patrzył na mnie w cieniu. -
Tworzymy zgrany zespół.
-Tworzymy.-
Uśmiech przyciągnął się po moich ustach, więc
obróciłam się w prawo.
-Dlaczego to robisz?
-Co robi
ę?- Mój uśmiech zgasł, kiedy spojrzałam na niego.
Pochylił się, zwijając palce wokół mojego podbródka. Odetchnęłam
się i moje oczy rozszerzyły się. - Za każdym razem, gdy zaczynasz się
uśmiechać, to albo się podtrzymujesz albo odwracasz głowę. Czemu?
-JA . . . -
Nasze spojrzenia się zamknęły, a ja miałam to szalone
poczucie upadku. Nie wiem, co sprawiło, że moje usta się poruszyły. -
Nie mogę się uśmiechnąć
Jego spojrzenie przeszukiwało moje, nie mówił długo. -Uszkodzenie
nerwów?
-Tak.-
Oderwałam wzrok od jego. -To dziwne. Myślałbyś, że to byłaby
moja prawa strona, odkąd miałam. . . Musiałam wymienić tę część
mojej szczęki, ale to lewa strona. Zgaduję to . . . że to trafienie
właśnie w prawą stronę.
Spojrzenie Brocka spadło z moich na moje usta. -Nie mogę. . . Nie
pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem, jak się uśmiechasz.
Spięłam się.
-
Cóż, właściwie to robię. - Przeciągnął kciukiem po mojej dolnej
wardze, wysyłając falę dreszczy na moją skórę. -Pamiętam.
Moje oczy zamknęły się, gdy jego kciuk wykonał kolejny ruch. Gest
wpłynął na mnie bardziej niż powinien.
-
Wiem, że twój uśmiech musi być teraz tak piękny, jak wcześniej,-
powiedział cicho. -Nie ukrywaj tego, Jillian.
W
ciąż z zamkniętymi oczami, poczułam jego usta na moim policzku -
na głębokiej bliźnie. Wciągnęłam zszokowany oddech, zszokowany do
samego rdzenia. To był taki słodki pocałunek, zdecydowanie nie był
to
pierwszy raz w moim życiu, kiedy Brock Mitchell pocałował mnie w
policzek, ale teraz czułam go bardziej, te pocałunki bardzo różniły się.
Sposób, w jaki czułam jego wargi dodatkowo szorstki zarost na
brodzie i szczęce, powodowała, że moja skóra pękała od ciepła. Jak
jego nos przeciągnął się po łuku mojego policzka, gdy podniósł usta i
od
łączył moje zmysły.