398 Gerard Cindy Ni srebro ni złoto Dzikie serca1

background image

1

CINDY GERARD

Cykl Dzikie serca 01

Ni srebro, ni złoto...

background image

2

PROLOG

Została jego żoną dziesięć lat temu, a jeszcze wcześniej stała się

całym jego życiem. W dniu, w którym ciemnooka Emma DuPree

rodem z Missisipi zjawiła się po raz pierwszy - roztaczając wokół

czar swojej południowej natury - w uświęconych tradycją
korytarzach liceum w Jackson, urodzony w Wyoming chłopak z

Dzikiego Zachodu, Garrett James, zakochał się w niej na zabój.

Miała szesnaście lat. On był prawie mężczyzną. Tamtego

styczniowego popołudnia, kiedy wpadli na siebie przed drzwiami do

jednej ze szkolnych pracowni, w Jackson Hole sypał gęsty śnieg.

Zakłopotana, uśmiechnęła się nieśmiało sponad stosu wypadających

jej z rąk podręczników i nagle w chłód zimowego dnia wdarł się
powiew namiętnego południowego żaru.

Stracił głowę od samego początku. Zachwyciła go jej smukła

sylwetka, lśniące kasztanowe włosy i ten przeciągły, nieświadomie

seksowny akcent. Sprawiła, że ugięły się pod nim nogi, a nagle

przebudzone osiemnastoletnie serce zmiękło jak wosk. I choć minęło

już tyle lat, wciąż tak na niego działała.

I dlatego tak bardzo teraz cierpiał.

Tracił ją. Po tych wszystkich latach miłości, zdawało się że

dozgonnej, tracił ją. I, na litość boską, nie miał pojęcia, jak naprawić

to, co się zepsuło.

Kiedy prowadził swoją matkę przez długą nawę kościoła,

wypatrzył w tłumie Emmę. Ich oczy spotkały się. Wystarczyła mu
jedna krótka chwila, zanim Emma odwróciła wzrok, żeby boleśnie

odczuć brak choćby cienia czułości w jej cynamonowych oczach.

Zebrał siły, żeby zdławić w sobie dręczące poczucie straty. To nie

ten dzień i nie pora, żeby myśleć o małżeńskich kłopotach. Ten dzień

należał do innej kobiety jego życia. I gotów był zrobić wszystko, żeby

ona zapamiętała tę uroczystość na zawsze.

RS

background image

3

Z dumą i wzruszeniem prowadził matkę do mężczyzny, który miał

ją pojąć za żonę.

Minęło siedemnaście lat, od kiedy Garrett i jego bracia stracili

ojca, a Maya James pochowała męża. W sercach jej synów nikt nie

mógł zająć miejsca Jonathana Jamesa, ale Logan Bradford

zaofiarował ich matce szansę na nowe szczęście. I za to wszyscy trzej

bracia byli mu wdzięczni.

Bradford nie wahałby się, nawet gdyby synowie Mai nie

zaakceptowali tego małżeństwa. Albo nie wiedział, albo nic go to nie
obchodziło, że bracia James, wzorem swoich odległych, żyjących na

bakier z prawem przodków, stanowili klan zawadiaków, z którymi

nikt nie chciał zadzierać.

Garrett musiał przyznać, że dobrze sobie zasłużyli na taką

reputację. Wszyscy trzej byli chłopakami „z piekła rodem". Jako

dorośli mężczyźni cieszyli się podobną opinią.

Jonathan James pozostawił młodą żonę ze zbolałym sercem i

trójką zdezorientowanych, przejętych bezradnym gniewem synów.

Ich bunt był nieunikniony. Pomimo to Mai udało się utrzymać firmę

budowlaną Jonathana i dobrze wychować swoich chłopców. Wyrośli

na mężczyzn z żelaznymi zasadami moralnymi, choć tak bardzo się

różnili od innych.

Garrett był najstarszy i zajął przy oblubienicy miejsce należne jej

ojcu. Pełnił na ślubie podwójną rolę, bo na prośbę pana młodego

został jego pierwszym drużbą. Pierwszym, czyli najlepszym -

wiedział, że jego młodsi bracia tak właśnie na niego patrzyli. Co za

ironia! Tylko on znał przyczynę, dla której przez całe życie robił

wszystko, żeby ich nie zawieść. Tylko on żył z poczuciem winy i

odpowiedzialności, które sprawiało, że wcale nie czuł się najlepszym
z nich.

Pojawienie się Bradforda w życiu jego matki oznaczało dla

Garretta zdjęcie z niego części obowiązków, które wziął na siebie w

wieku szesnastu lat. Nic jednak nie było w stanie zmniejszyć

poczucia winy, które gryzło go od śmierci ojca.

Z poczuciem winy musiał sobie radzić sam, ale we wszystkich

RS

background image

4

innych sprawach bracia Jamesowie byli wzorem solidarności. Jeden

za wszystkich, wszyscy za jednego - a klan nie przebaczał łatwo.

Dziś jednak zupełnie nie wyglądali na twardzieli, pomyślał

Garrett, patrząc na stojących przy pierwszej ławce Claya i Jesse'a.

Przyglądali się matce z pobłażliwymi minami, wzrokiem pełnym

czułości.

Garrett był wyższy od braci, ale oni też mieli ponad metr

osiemdziesiąt wzrostu. Często mu mówiono, że wszyscy trzej

odziedziczyli najlepsze cechy rodziców. Ich uroda odzwierciedlała
całe bogactwo rodowodu ze strony ojca, w którym nie brakło

również krwi indiańskiej. Europejscy przodkowie obdarzyli ich za

pośrednictwem matki delikatną, arystokratyczną budową kośćca i

niezwykłym błękitem oczu. Odziedziczyli też po nich ogromną

pracowitość i poszanowanie wartości rodzinnych.

Wartości rodzinne. Z nich trzech to Garrett przywiązywał do nich

największą wagę. Mimowolnie jego wzrok powędrował w kierunku

Emmy. Stała przy pierwszej ławce i trzymała za rękę ich ośmioletnią

córkę. Patrząc na nich, nikt by się nie domyślił, że rodzinie, którą

cenił sobie ponad wszystko, groził rozpad.

Uścisk delikatnych palców na jego ramieniu przypomniał mu o

matce. Upomniała go znaczącym mrugnięciem. Ścisnął jej małą, lecz
silną dłoń, uśmiechnął się i odłożył swoje problemy na bok. Potem

jego spojrzenie powędrowało z powrotem ku braciom.

Co za drużyna! Clay, trzydziestojednolatek, był także wspólnikiem

Garretta. Przyłączył się do kierowanej przez brata firmy budowlanej

- odziedziczonej po ojcu - kiedy przed kilku laty ich matka z wyraźną

ulgą zrzekła się kontroli nad przedsiębiorstwem.

Garrett podejrzewał, że Clay zaczyna myśleć o stabilizacji.

Powodzenia, drogie panie, pomyślał z czułym rozbawieniem.

Niejedna z jego przedsiębiorczych adoratorek łamała sobie głowę,

jak by tu przekonać Claya, że to właśnie z nią powinien się

ustabilizować. Ale Claya nie interesowały kobiety przedsiębiorcze.

On potrzebował żony, której wystarczyłoby domowe ognisko. Takiej,

która chciałaby wychowywać dzieci i troszczyć się o męża. Pragnął

RS

background image

5

kobiety, która przedkładałaby jego karierę nad swoją, kobiety z

rzadkiego, jeśli już nie wymarłego gatunku. Uśmiechnąwszy się
krzywo pod nosem, Garrett zaczął się zastanawiać, czy Clay i Maddie

Brannigan, nietuzinkowa i obdarzona ognistym temperamentem

przyjaciółka Emmy, przyznają się w końcu, jak bardzo coś ich ku

sobie ciągnie.

Garrett uśmiechnął się szerzej, gdy przeniósł wzrok na drugiego

brata. Kochał i szanował ich obydwu, ale do Jesse'a miał szczególną

słabość.

Najmłodszy w rodzinie, Jesse miał dwadzieścia osiem lat i

najgorliwiej z całej trójki udowadniał, że nie przypadkiem nosi

nazwisko James. Już od dnia swoich urodzin radośnie, z

nieokiełznanym entuzjazmem pracował na reputację zawadiaki.

Przywykły do noszenia dżinsów, Jesse poprawił ukradkiem

kołnierzyk nakrochmalonej białej koszuli, a potem splótł przed sobą
stwardniałe dłonie. W przeciwieństwie do Claya, który był raczej

wybredny, Jesse nadzwyczaj hojnie obdarzał kobiety swoimi

uczuciami. Kochał je wszystkie. Najróżniejsze. W każdym stylu. Na

wszelkie sposoby.

- Słuchaj, Emma jest rzeczywiście wyjątkową kobietą - przyznał

Jesse kilka lat temu. - Ale ja chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego
facet, któremu niczego nie brakuje, zadowala się jednym kwiatkiem.

Przecież są całe łąki polnych kwiatów, które aż się proszą, żeby ktoś

je zerwał.

Ze swoimi barczystymi ramionami, dołeczkami w policzkach i

zawadiacką pewnością siebie Jesse bez trudu przenosił się z kwiatka

na kwiatek. Spędzając życie na arenach rodeo, miewał ku temu aż

nazbyt wiele okazji i z upodobaniem je wykorzystywał. A brał
kobiety takimi, jakie były - szalone, lekkomyślne i nieprzewidywalne

jak byki, które ujeżdżał. W przeciwieństwie do Logana Brad-forda,

pomyślał Garrett, przenosząc wzrok na mężczyznę, który miał odtąd

dzielić życie z jego matką.

Bradford nie byłby tym, kim jest - dyrektorem ekonomicznym

wysoko wyspecjalizowanej, przynoszącej wielkie zyski firmy

RS

background image

6

marketingowej - gdyby pozwalał sobie na beztroskę. Miał dość

zdrowego rozsądku i inteligencji, aby wiedzieć, że klan Jamesów
weźmie sprawy w swoje ręce, jeśli nie będzie traktował ich matki z

należytym szacunkiem i poświęceniem. Garrett był przekonany, że

się na nim nie zawiedzie.

Gdy podeszli do ołtarza, Maya ścisnęła ramię syna, który

pocałował ją delikatnie w policzek i uwolnił jej dłoń.

Wzrok Logana powędrował w kierunku dwóch młodszych synów

Mai, a potem spoczął na Garretcie. Odtąd nie wy będziecie się o nią
troszczyć, panowie. Z radością i ulgą Garrett przyjął do wiadomości

nie wypowiedziane przesłanie Logana. A szczęście malujące się na

twarzy matki rozwiało jego ostatnie wątpliwości.

Cofnął się o krok, dołączając do braci i wtedy już z całą

brutalnością dotarła do niego świadomość, że jego własne szczęście

z Emmą dogorywa.

Z zaciśniętymi ustami patrzył na twarz kobiety, którą kochał, i nie

widział w jej oczach niczego poza udręką. Znowu zaczął się

zastanawiać - robił to codziennie od kilku miesięcy - w jaki sposób

mógłby naprawić to, co się między nimi zepsuło.

Jutro, powtarzał sobie uparcie przez cały niemiłosiernie dłużący

się dzień. Jutro wyrwie się wcześniej z pracy, tak jak Emmie obiecał.
Uporządkuje domowe sprawy, ustalą od nowa, co w ich życiu jest

najważniejsze. Jedno było pewne: z ich małżeństwem działo się coś

złego. Coś, czego on nie chciał dotąd przyjąć do wiadomości i

nazwać. Coś, przez co nie spał po nocach, zastanawiając się, gdzie

zacząć szukać miłości, którą z Emmą zgubili.


RS

background image

7

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Maj, dwa miesiące później.

Pomimo hipochondrycznych skłonności Violi DuPree Emma

James kochała swoją matkę i martwiła się o nią. Jednak nigdy dotąd
nie przyszło jej na myśl, że będzie kiedyś dziękowała medycynie za

obfite zapasy środków uspokajających, którymi Viola leczyła swoje

stargane nerwy.

Ale też nigdy nie przyszło jej na myśl, że przyłapie Garretta z inną

kobietą.

Zerknęła przez ramię, żeby upewnić się, że matka ciągle śpi, i

otworzyła apteczkę. Chociaż drżały jej ręce, zdołała wysypać na dłoń
kilka tabletek z właściwej buteleczki. Walcząc z poczuciem winy,

odstawiła opakowanie na półkę, przeszła na palcach przez sypialnię

i wymknęła się cichutko z domu.

Starała się o tym nie myśleć, ale kiedy jechała do rzeźnika, a

potem na targ, obraz Garretta i tamtej blondynki wciąż pojawiał się

przed jej oczami. Ogarniały ją wtedy mdłości. A potem przejmowało
dotkliwe poczucie straty.

Garrett nie widział jej. A ona nie miała dosyć odwagi, żeby

doprowadzić do konfrontacji. Nie mogła zrobić tego na oczach tylu

ludzi, w piękne majowe popołudnie. Śpiew ptaków, odurzający,

słodki zapach świeżych kwiatów -i jej mąż, ojciec jej dziecka w

ramionach innej kobiety.

Przełknęła łzy i skręciła w lewo. Teraz wszystko zaczyna nabierać

sensu. Dlaczego nie zauważyła znaków ostrzegawczych? Te

przeciągające się do późnego wieczora zebrania. Te nagłe, nie

planowane noclegi poza domem. Powinna była się domyślić. To, że

mąż zamykał się przed nią przez ostatnie kilka miesięcy, nie było

skutkiem zmęczenia, jak to sobie próbowała tłumaczyć. Oznaczało

znudzenie. Znudzenie nią i ich małżeństwem.

RS

background image

8

Jak mogła być tak głupia! Afektowana, łatwowierna idiotka! Łzy

zamgliły jej oczy. A przecież matka ją ostrzegała. Od samego
początku powtarzała, że związek z Garrettem Jamesem skończy się

klęską. Garrett James ją zniszczy, złamie jej serce.

Na wpół odrętwiała, dojechała jakoś do domu. Tylko ślepa

odwaga pozwoliła jej przetrwać godziny dzielące ją od powrotu

męża.

Zawsze mu się podobała w jedwabnej bieliźnie. Kiedy kilka godzin

później Garrett przekraczał próg domu, zastał ją w jedwabnej
bladoniebieskiej bluzie od pidżamy, za dużej i rozpiętej, opadającej

luźno na dopasowane spodnie.

Z zaciekawieniem wędrował wzrokiem po jej ciele, zatrzymując

się na niczym nie skrępowanych piersiach pod połyskującym

materiałem. Potem spojrzał na jej długie, kasztanowate włosy,

lśniące, rozpuszczone, kokieteryjnie zasłaniające jedno oko.

Ze ściągniętymi brwiami podszedł do stołu w jadalni, na którym

stały świeczki i kryształowe kielichy napełnione burgundzkim

winem.

- Przecież byłaś zajęta... - Postawił na podłodze teczkę z

dokumentami. - Lekcje skończyły się dziś wcześniej?

Nie przestawała się uśmiechać. Opanowywała tę sztukę przez

sześć lat pracy w szkole. Trzecioklasiści potrafili wyprowadzić z

równowagi nawet świętego. Ale teraz nie czuła się jak święta. Czuła

się skrzywdzona. Zraniona do żywego.

- Awaria wodociągu - wyjaśniła tonem wpadającym w zaśpiew,

który Garrett nazywał pamięcią Missisipi. Mieszkając od wielu lat w

Wyoming, pozbyła się tego akcentu. Pojawiał się tylko wtedy, kiedy

była zła. Mając nadzieję, że tym razem Garrett go nie zauważył,
skupiła się, żeby zapanować nad głosem. - Odwołali wszystkie lekcje.

Prawie cały dzień siedziałam w domu i przygotowywałam się do

jutrzejszych zajęć.

- Wygląda na to, że przygotowałaś coś jeszcze. - Roziskrzonym

wzrokiem spoglądał to na stół, to na nią. - Obchodzimy jakąś

uroczystość?

RS

background image

9

Tak, pomyślała. Obchodzimy. Obchodzimy hucznie zgon mojej

głupoty.

Starała się wyrzucić z pamięci obraz Garretta tulącego kochankę,

ale okazało się to niewykonalne. Wciąż miała to przed oczami: ich

tajemnicze uśmiechy, gdy pochylali się ku sobie przez stolik ulicznej

kafejki i pożerali się wzrokiem. Smukłe, wypielęgnowane dłonie tej

kobiety. Szkarłatne paznokcie zanurzające się w gęste, cudowne

włosy Garretta z zachłanną poufałością.

Zawsze kochała jego włosy. Czarne. Bujne. Należące tylko do niej.

Dziesięć lat temu zmusiła go do obietnicy, że po ślubie nie pozwoli

ich dotknąć nikomu poza nią i fryzjerem.

To była obietnica młodego kochanka. Żartobliwa. Głupia.

Romantyczna. Metafora wzajemnego oddania. Dzisiaj widziała, jak

łamie tę obietnicę. I nie mogła znieść myśli o wszystkich innych

przysięgach, które złamał.

Zmusiła się do odpowiedzi na czające się w jego oczach pytanie.

- Kiedy zadzwoniłeś z wiadomością że wrócisz później,

pomyślałam sobie, że będziesz miał za sobą następny ciężki dzień

pracy. - Emma starała się z całych sił, żeby jej głos brzmiał spokojnie,

a oczy nie zdradzały prawdziwych uczuć. - Pomyślałam też, że

przyda nam się intymna kolacja we dwoje.

Uśmiechnął się. Tym charakterystycznym, nieco krzywym

uśmiechem. Takim właśnie uśmiechem ją zdobył. Tym samym

uśmiechem skłonił ją dziesięć lat temu do wypowiedzenia słowa

„tak", gdy poprosił ją o rękę.

I tym samym uśmiechem obdarzał też dziś tę blondynkę.

Skręcało ją z bólu.

- To brzmi obiecująco - mruknął, rozluźniając węzeł krawata. -

Gdzie jest Groszek?

Na wzmiankę o ośmioletniej Sarze Jane, słodkim Groszku tatusia,

Emma miała ochotę zawyć z rozpaczy. Sara będzie następną ofiarą

tej wojny, którą sprowokował Garrett. Choćby z tego powodu nigdy

mu tego nie wybaczy.

- Przenocuje u Maddie.

RS

background image

10

Maddie Brannigan była najlepszą przyjaciółką Emmy. Garrett

zrozumiał. Zalśniły mu radośnie oczy.

- Naprawdę?

Emma skinęła głową, rzucając mu namiętne spojrzenie.

Kiedy objął ją ramionami, zamknęła oczy, walcząc z bólem,

rozpamiętując zdradzoną miłość, tłumiąc w sobie upokorzenie.

- Napij się - wyszeptała, umykając przed jego pocałunkiem.

Chwyciła kieliszek z winem i przycisnęła mu go do ust.

Spróbował, przełknął pierwszy łyk, uśmiechnął się.
- Dobre.

- Wypij więcej - zachęcała. - Przed kolacją zdążysz wziąć

prysznic, jeśli masz na to ochotę.

- Mam ochotę. Zaraz wracam. - Postawił kieliszek na stole i

musnął palcem policzek Emmy.

Kiedy wchodził po schodach, patrzyła na niego odrętwiała.

Dopiero na dźwięk zatrzaskujących się za nim drzwi łazienki i

otwieranego prysznica ruszyła na sztywnych nogach do kuchni.

Czuła się upokorzona i wykorzystana. Powstrzymała łzy,

opanowała się i wyłożyła na srebrny półmisek pieczony antrykot, po

czym zaniosła go do pokoju stołowego.

Patrzyła nieobecnym, ołowianym wzrokiem, jak Garrett wychodzi

z łazienki, wypija swoje wino i napełnia jeszcze raz obydwa kieliszki.

W świetle świec jego mokre włosy miały niemal granatowy

odcień. Aż zapłonęły mu oczy, kiedy odwrócił się i zobaczył, że ona

stoi obok. Podał jej kieliszek z perlistym burgundem.

- Za nas - wyszeptała.

- Za nas...

Zaprosiła go do stołu, potem wzięła głęboki oddech i czekała, aż

mieszanka alkoholu i valium zrobi swoje.

Nie trwało to długo. A kiedy Garrett poczuł efekt mikstury, Emma

była zbyt otępiała z bólu, żeby przerazić się tym, co zrobiła.

- To jest... cu... dow... ne - wydukał z trudem, a potem powoli,

jakby z niedowierzaniem, pokręcił głową.

Emma pomyślała o Sarze Jane i o tym, jak zmarnował dziesięć lat

RS

background image

11

ich małżeństwa. Patrzyła na niego twardym wzrokiem.

- Coś nie tak? - zapytała głuchym, bezbarwnym glosom.
- Nie... tak... sam... nie wiem... Jestem jakiś.... oszołomiony.

Szukał zmętniałymi oczyma jej twarzy, nie rozumiejąc, co się

dzieje. W końcu opadły mu powieki. Widelec z brzękiem uderzył o

talerz, a Garrett powoli, jak w zwolnionym filmie, upadł na stół bez

przytomności.

Emma patrzyła na niego przez chwilę pustym wzrokiem, potem

podniosła się z krzesła, okrążyła stół i stanęła przy nim.

Chwyciła go za włosy i podniosła mu głowę, uważnie przyglądając

się twarzy.

Był taki piękny. Zbyt piękny. I zbyt męski, żeby jakaś kobieta

mogła mu się oprzeć. Miał mocną, wydatną szczękę. Głębokie bruzdy

na policzkach podkreślały wykrój jego ust, zmysłową linię warg.

Dotknęła drżącymi palcami jego twarzy, a potem wplatała je i
wyplatała z jego włosów.

W końcu pozwoliła sobie na płacz.

- Ty zakłamany skurwielu - wyszeptała. - Jak mogłeś mi to

zrobić? Jak mogłeś nam to zrobić? Nie miałeś prawa. Nie miałeś

prawa pozwolić innej kobiecie... - Zachłysnęła się łzami.

Dotykać swoich włosów, pomyślała z przejmującym smutkiem,

przypominając sobie o niewinnej młodzieńczej obietnicy.

Ciężkim, posuwistym krokiem powlokła się schodami do głównej

sypialni. Trzęsącymi się dłońmi otworzyła szafkę z lekarstwami.

Jego brzytwa wydała jej się podstępnie lekka.

Ostrze było nowe. Ostre. Wpatrywała się w nie, a potem spojrzała

na swoją zapłakaną twarz w lustrze. Starała się nie myśleć o tym, co

chce zrobić.

W pierwszym przebłysku odzyskiwanej z trudem świadomości

Garrett zacisnął mocno oczy, a potem je otworzył.

Błąd. Wielki błąd.

Ból przeszywał mu czaszkę, jakby ktoś wbił w nią zardzewiały

gwóźdź. Piekły go przeraźliwie powieki, a jego głowy - czuł, że ma

ich co najmniej dziesięć - pulsowały w opętańczym w rytmie. W

RS

background image

12

ustach czuł smak zgnilizny.

Poruszył się na krześle i zakołysał do przodu. Oparł łokcie o stół,

ukrył twarz w dłoniach, starając się uwolnić z lepkiej pajęczyny.

- Co się do cholery stało...? - Jego głos, brzmiący jak warkot

zardzewiałej skrzyni biegów, załamał się, gdy Garrett przesunął

palcami po twarzy, a potem dalej po włosach.

Zerwał się z krzesła, zapominając o dręczącym go bólu. Pijackim,

chybotliwym krokiem dowlókł się do lustra w przedpokoju - i

dopiero wtedy zawył z przerażenia.

Nie ma ich! Nie ma ani jednego włosa! Ani jednego samotnego

kosmyka. Jego wygolona czaszka przypominała bilardową kulę.

Wgapiał się w swoje nieszczęsne odbicie, pojękując i szlochając na

przemian. Był w szoku. Zamknął oczy i przez chwilę modlił się, żeby

cały ten koszmar okazał się tylko snem.

Gdy sprawdził, że naprawdę nie ma włosów, wymamrotał jakieś

przekleństwo i nagle dostrzegł coś jeszcze, coś, co odebrało mu dech

w piersiach. Nie tylko był łysy - on krwawił.

Otworzył szerzej oczy i odetchnął z ulgą. To nie była krew, te

czerwone smugi na jego nagiej czaszce wyglądały jak... Szminka?

Spojrzał jeszcze raz. Tak, to była szminka do ust. Takiego koloru

używała Emma.

Zmarszczył brwi i w końcu zobaczył, że karmazynowe linie na

skórze jego głowy, gołej i różowej jak pupa niemowlęcia, układają się

w jakieś litery. Mrużąc z wysiłkiem oczy, próbował odczytać

widziane odwrotnie w lustrze wyrazy. W końcu poddał się,

pokuśtykał do biurka po notes i pióro. Kilka sekund później znał

treść komunikatu.

Strata włosów była niczym w porównaniu z tym, co przeczytał.
„Chcę rozwodu" - czerwone krzykliwe litery poraziły go jak

piorun.

Na ugiętych nogach oparł się o ścianę, przeciągnął dłonią po nie

istniejących włosach i zamknął oczy.

- Przyjechałem do domu na kolację - mamrotał. - Moja żona

mnie uwodziła.

RS

background image

13

I to wszystko. Odepchnął się od ściany, oparł dłonie o stolik w

korytarzu i zwiesił głowę. Niczego więcej nie zapamiętał. Niczego, do
jasnej cholery!

Powoli uniósł głowę. Zamglonym wzrokiem spojrzał jeszcze raz

na swoje żałosne odbicie w lustrze, a potem parsknął histerycznym

śmiechem.

- Nie łam się, James... W najbliższym czasie nie będziesz miał

żadnych problemów z fryzurą.

- Coś ty zrobił ze swoimi włosami?
Garrett czekał cierpliwie przed drzwiami domu swojej teściowej,

aż jej pobladła twarz odzyska naturalny kolor.

- Powiedz mi, Violo - zaczął spokojnie - czy jest u ciebie Emma?

Viola DuPree wpatrywała się w łysą głowę zięcia. Potem zmrużyła

jasnobrązowe oczy, rzuciła mu oskarżycielskie spojrzenie i

skrzyżowała ręce pod biustem.

- Wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie. Zabrnąłeś w ślepy

zaułek, prawda? Pracowałeś od świtu do nocy, brałeś dodatkowe

godziny, żeby zarobić coraz więcej pieniędzy, aż w końcu coś pękło.

Przyłączyłeś się do jakiejś sekty, prawda, mój drogi?

Odkąd ją znał, Viola żyła w swoim własnym małym świecie, na

swój własny dziwaczny sposób. Była dobroduszna i nieszkodliwa i
aż do dzisiaj jej stosunek do różnych spraw niewiele Garretta

obchodził. Dziś jednak musiał odwołać się do jej rozsądku.

- Proszę, Vi, muszę odnaleźć Emmę. Powiedz mi po prostu, czy

jest tutaj, czy nie.

Teściowa, jak przystało na osobę pochodzącą z amerykańskiego

Południa, przyglądała mu się z łagodną miną, ale w jej oczach czaiła

się wyraźna trwoga.

- Tym ludziom z sekt chodzi tylko o pieniądze. Czytałam o tym.

Wstydź się, Garrett. I nie myśl sobie, że jeśli jesteś moim zięciem, to

uda ci się wyłudzić ode mnie jakieś pieniądze, w żadnym wypadku.

Płacę na swój kościół i nie wierzę w te...

- Violo - przerwał jej Garrett. - Nie przystąpiłem do żadnej

sekty. Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Chcę tylko odnaleźć Emmę.

RS

background image

14

Wiesz może, gdzie ona jest?

- Drużyna pływacka - powiedziała po dłuższej chwili milczenia.

- Wstąpiłeś do drużyny pływackiej, prawda? Często oglądam zdjęcia

tych chłopców i oni zawsze golą głowy. Ale trzydzieści trzy lata to

chyba trochę za późno, żeby brać się za wyczynowe pływanie. Wiem,

że jesteś w dobrej formie, ale naprawdę powinieneś być trochę

bardziej praktyczny. Zupełnie jak z tym czarnym luksusowym

samochodem, który kupiłeś na wiosnę...

- Violo, proszę cię! - Cierpliwość Garretta się wyczerpała. - Czy

możesz mnie spokojnie wysłuchać? Nie przystąpiłem do sekty. Nie

należę do drużyny pływackiej. Nie ogoliłem sobie głowy. Emma to

zrobiła. Próbowała mnie uwieść, a potem nafaszerowała jakimiś

prochami... I ogoliła mi głowę. Muszę ją znaleźć, żeby dowiedzieć się,

o co chodzi.

- Chyba... chyba wezmę lekarstwo. - Viola zerkała niespokojnie

to na ulicę, to na Garretta. - Może poczekałbyś chwilkę w swoim

samochodzie? - Uśmiechnęła się łagodnie. - Wezmę lekarstwo i

zadzwonię pod 911. Oni zaraz przyjadą i pomogą ci ją znaleźć. Na

pewno ci się spodoba krótka przejażdżka w dużej białej furgonetce.

Z syreną! Wszyscy chłopcy uwielbiają wyjące syreny.

Zdusił w sobie przekleństwo i westchnął, zrezygnowany.

Spróbował po raz ostatni dogadać się z teściową najspokojniejszym

głosem, na jaki potrafił się zdobyć.

- Violo, posłuchaj. Dobrze wiem, że brzmi to

nieprawdopodobnie, ale uwierz mi: ja nie oszalałem! Zaczynam się

martwić, że to z Emmą jest coś... Sam nie wiem... Ostatnio wydawała

się jakaś nieszczęśliwa. Nie była sobą. Może... może przechodzi jakieś

załamanie nerwowe. W każdym razie nie mam pojęcia, gdzie ona
jest. I gdzie jest Groszek. Boję się o nie.

Viola wpatrywała się w zięcia badawczym wzrokiem,

zastanawiając się, co powiedzieć.

- Przysięgam na Boga, Violo. Jestem równie zdrów na umyśle,

jak ty... - Zawahał się na moment. Porównanie swojego stanu umysłu

ze stanem psychicznym teściowej nie było chyba najszczęśliwszym

RS

background image

15

argumentem. - Proszę cię, powiedz mi: widziałaś ją czy nie?

- Nie, mój drogi, nie widziałam jej. I nie wiem, gdzie ona jest. Ale

jedno wiem na pewno. Jeżeli Emma zrobiła ci coś takiego, musiała

mieć nadzwyczaj ważny powód - rzuciła oskarżycielskim tonem

Viola i zatrzasnęła mu przed nosem drzwi.

- Wspaniale - mruknął i ruszył do samochodu.

Z piskiem opon i zgrzytem przekładanych biegów pognał do

Maddie z nadzieją, że tam znajdzie odpowiedź.

- Stój tak, jak stoisz. I nie mów ani słowa - ostrzegł Garrett

Maddie Brannigan, najlepszą przyjaciółkę Emmy, w tym samym

momencie, kiedy otworzyła drzwi. Patrząc na niego z urazą, stała

przez dłuższą chwilę w progu, aż w końcu wybuchła spazmatycznym

chichotem.

Mając metr pięćdziesiąt pięć wzrostu, nastroszoną czuprynę,

ubrana w długą kolorową spódnicę i ogromną różową bluzę, Maddie
wyglądała zupełnie nieszkodliwie, jak zagubione „dziecko kwiat" z

lat sześćdziesiątych. Garrett pamiętał jednak, że jadowite meduzy też

wyglądają nieszkodliwie i że Maddie ma bardzo cięty język.

- Ja nie żartuję, Maddie. Nie życzę sobie ani jednego słowa o

moich włosach.

- O jakich włosach? - zapytała Maddie z kamienną twarzą, z

całych sił powstrzymując następny atak śmiechu. Na próżno.

- Wiesz, gdzie może być Emma? - wycedził Garrett, wyraźnie

oddzielając poszczególne słowa.

Chichot ustał tak nagle, jak się zaczął. Twarz Maddie zmieniła się,

przybierając wyraz pobłażliwej pewności siebie.

- Nawet jeśli wiem, to ci nie powiem.

Pogarda w jej głosie podpowiedziała Garrettowi, że tym razem

trafił. Oparł dłoń o framugę drzwi i rzucił tonem nie znoszącym

sprzeciwu:

- Chcę się z nią widzieć.

- No więc, powiem ci, łysa pało, że ona nie chce widzieć ciebie -

odparowała Maddie jadowitym głosem.

- Maddie... - Garrett z całych sił próbował stłumić w sobie złość.

RS

background image

16

- Nie mam najmniejszego pojęcia, co ją do tego popchnęło. Wróciłem

z pracy do domu. Zaczęliśmy jeść obiad. A potem pamiętam już tylko,
że obudziłem się z głową na stole, na podłodze było pełno moich

włosów, a na czaszce miałem nabazgraną szminką wiadomość, że

Emma chce rozwodu.

- Jasne, mogła ci to powiedzieć z bukietem kwiatów w ręce, ale

wydaje mi się, że taki sposób byłby mniej przekonujący.

- Co tu się, do cholery, dzieje?! - wybuchnął Garrett, blokując

stopą drzwi, gdy Maddie próbowała mu je zatrzasnąć przed nosem. -
Jestem jej mężem, mam prawo wiedzieć!

- Straciłeś swoje prawa, chłoptasiu, kiedy zdecydowałeś się

publicznie, w biały dzień, romansować ze swoją blond panienką. -

Maddie wbiła mu w tors palec. - Gdybym była facetem, zrobiłabym z

ciebie marmoladę, ty flirtujący dupku!

- Flirtujący? Chwileczkę...
- Nie udawaj świętoszka! Zrobiłeś błąd, ty amancie za dychę!

Zraniłeś moją najlepszą przyjaciółkę. I jeśli mówisz: chwileczkę...

- Maddie, znasz mnie. Kocham Emmę. Nie oszukuję jej.

Przez jedną ulotną, króciutką chwilę Maddie wierzyła mu.

Przynajmniej chciała mu uwierzyć. Widział to w jej oczach, przez

ułamek sekundy, zanim wypełniły się gniewem.

- Myślałam, że cię znam. A teraz wiem tylko, że zraniłeś Emmę. I

bądź pewny, że nawet diabeł ci nie pomoże wejść do mojego domu,

żeby się z nią zobaczyć. - Chwyciła parasolkę z wieszaka i dźgnęła go

nią z całej siły w brzuch.

Ostry, przeszywający ból zwarł mu kolana. Zgiął się wpół i w tym

samym momencie zatrzasnęły się z hukiem drzwi.

Łapiąc oddech, zatoczył się na korytarz, uderzył ramieniem w

ścianę i powoli osunął się na posadzkę.

- Powariowali - mruknął przez zęby, zwijając się z bólu. -

Wszyscy... wszyscy powariowali.

Kiedy wreszcie udało mu się zaczerpnąć powietrza, wymknął się z

budynku niczym podstępny drań, za którego wszyscy go uważali.

RS

background image

17

ROZDZIAŁ DRUGI

W poniedziałek rano Garrett, sztywny jakby kij połknął, wkroczył

do biura „James Construction Company", firmy budowlanej, którą

prowadził razem z Clayem. Agnes Crawford, ich sekretarka, już
miała otworzyć usta, ale lodowate spojrzenie Garretta skutecznie ją

powstrzymało. Gładząc nerwowo siwe włosy, obserwowała przez

grube szkła okularów, jak szef idzie prosto do swojego gabinetu i

zatrzaskuje za sobą drzwi.

Garrett rozsiadł się w skórzanym fotelu i czekał. Wiedział, że

Agnes już podnosi słuchawkę, żeby wezwać Claya. Wiedział też, że

nie ma wyboru - po prostu musi to wszystko przecierpieć.

Na szczęście dziś musiał stanąć oko w oko tylko z Clayem. Gdzie

podziewa się Jesse, wiedział tylko wiatr. Mógł być wszędzie: od

Cheyenne po Fort Worth, ścigając w tumanach kurzu swoje marzenie

o tytule mistrza świata w ujeżdżaniu byków.

Garrett nie doliczył nawet do dziesięciu, kiedy Clay walił już

pięścią w drzwi i bez zaproszenia wszedł do pokoju.

- Tylko nic nie mów - ostrzegł go Garrett ostrym jak brzytwa

tonem, co dla każdego poza jego braćmi byłoby dostateczną

przestrogą.

Clay przymknął na chwilę oczy, jakby zamyślił się nad czymś

głęboko, potem skrzyżował ręce na piersi i oparł się plecami o drzwi.

- Wyglądasz dzisiaj jakoś inaczej - zagaił spokojnie. - Ale nie

bardzo wiem, na czym to polega, bo oślepia mnie światło odbijające

się od twojej czaszki. - Sięgnął do kieszeni skórzanej kamizelki po

okulary słoneczne. - Jasno tu jak cholera.

- Przeciągasz strunę - ostrzegł go Garrett przez zaciśnięte zęby.

- Ja przeciągam strunę? - Clay zerwał okulary z nosa,

gwałtownie odpychając się od drzwi. - Jak Emma zobaczy tę twoją

fryzurę a la Michael Jordan, szlag ją trafi. Staa-ary... wyglądasz
okropnie.

- To nie ja się tak urządziłem.

RS

background image

18

- Co znaczy, że zapłaciłeś komuś, żeby to zrobił. Jeszcze gorzej...

- mruknął Clay.

- To dzieło Emmy - wyznał Garrett, patrząc bratu prosto w oczy.

Clay zmarszczył brwi, jakby nie wierząc własnym uszom.

- Żartujesz... - Clay uśmiechnął się krzywo. Garrett ciężko

westchnął, włożył ręce do kieszeni i przygarbiony podszedł do okna.

- Odeszła ode mnie.

- Och ty... - Clay miał minę, jakby raptem uszło z niego całe

powietrze. - Ale... co się, do diabła, stało?

- Sam chciałbym wiedzieć. Zdaje się, że Emma podejrzewa mnie

o zdradę.

Z ust Claya wyrwało się następne „och".

- W takim razie masz cholerne szczęście, że nie użyła tej

brzytwy do czegoś innego.

- Co ja mam robić? - Garrett powoli odwrócił się od okna.
Clay przyglądał się bratu zmartwiony. Do tej pory Garrett musiał

odpowiadać na takie pytania. To do niego przychodzili ze swoimi

kłopotami młodsi bracia. Od niego oczekiwali rady. Niespodziewana

zamiana ról zbiła Claya z tropu.

- Może porozmawiajmy najpierw o tym, co ty zmalowałeś...

- Przecież mnie znasz.
- Tak, znam... Więc skąd te podejrzenia Emmy?

- W piątek spotkałem się na lunchu z Glorią Richards, żeby

pogadać o interesach. - Garrett osunął się na fotel.

- O rany, chłopie... Znowu przystąpiła do szturmu, co?

- Ona jest jak czołg. A wydawało mi się, że wszystko

przewidziałem i nic mi nie może grozić. Zarezerwowałem stolik u

Shady'ego - wiesz, w tej knajpie na wolnym powietrzu na rogu Piątej
i Dwudziestej Drugiej. Myślałem, że jeśli spotkamy się w miejscu

publicznym, ta kobieta będzie trzymała ręce przy sobie. Emma

musiała tam być i pewnie widziała ją w akcji...

- Cholera, to się nazywa mieć pecha...

- No właśnie - przytaknął Garrett z grobową miną.

- Próbowałeś z nią porozmawiać?

RS

background image

19

- W tym właśnie problem. Nie mam z nią żadnego kontaktu.

Choć tak naprawdę to tylko część problemu - przyznał po chwili
namysłu, gdy Clay usiadł na brzegu biurka. - Wiem, że od dłuższego

czasu była nieszczęśliwa. .. Ale nie mam pojęcia, dlaczego tak łatwo

uwierzyła w to, co wydawało jej się, że widzi. Dlaczego mi o tym po

prostu nie powiedziała, żeby wyjaśnić sprawę. Dlaczego... - Położył

dłoń na głowie, - Dlaczego mi to zrobiła?

- Powtarzam ci: dziękuj losowi, że straciłeś tylko włosy.

Odrastają, w przeciwieństwie dci innych części ciała.

Dowcip Claya na niewiele się zdał; w pokoju zaległa ponura cisza.

Garrett ukrył twarz w dłoniach.

- To moja wina... - usłyszał smętne wyznanie Claya.

- Twoja wina? Co ty wygadujesz?

- Przesadzasz z robotą, Garrett. Bierzesz na siebie za dużo

obowiązków. A ja nie powinienem do tego dopuszczać. Trzeba było
wypędzać cię do domu i koniec.

- Do niczego byś mnie nie zmusił. Poza tym i tak ci nie

dopłacam. A sam biorę tyle wolnego, ile tylko mogę.

- Tak? A kiedy ostatnim razem wróciłeś do domu przed siódmą?

Kiedy miałeś wolny weekend?

Clay zamilkł, widząc, że Garrett kuli ramiona. Jakby dotarła do

niego w końcu prawda.

- Hej. - Wyciągnął rękę przez biurko i poklepał brata po plecach.

- Czy ty ją ciągle kochasz?

Spojrzenie Garretta wystarczyło mu za odpowiedź.

- Więc napraw to. Zrób coś, żeby do ciebie wróciła.

- Jasne. Wyrwę ją ot, tak sobie spod opiekuńczych skrzydeł

mamusi, stalowej magnolii, i tego pit bulla - jej najlepszej
przyjaciółki. Przez cały weekend nie udało mi się zbliżyć się do

Emmy.

Tym razem Clay podszedł do okna. Zastanawiał się przez dłuższą

chwilę i nagle odwrócił się na pięcie z szerokim uśmiechem na

ustach.

- Jest tylko jedno wyjście.

RS

background image

20

- Czyli... - Garrett zerknął na niego podejrzliwie.

- Zawsze się zastanawiałem, jakie trzeba mieć motywacje, żeby

kogoś porwać. No i nadarza się okazja... -ciągnął Clay z zawadiackim

błyskiem w oku.

- Spadaj. - Garrett wymamrotał pod nosem przekleństwo.

- No dobra, tak sobie tylko powiedziałem. - Clay był na tyle

rozsądny, żeby przerwać rozmowę i wyjść bezszelestnie z gabinetu.

Emma już nie podskakiwała jak oparzona, kiedy dzwonił telefon -

ale i tym razem nie podniosła słuchawki.

Patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem i głaskała

machinalnie Maxwella, pomrukującego leniwie kocura Maddie, który

zwinął się w kłębek na jej kolanach. Odczekała jak zwykle do

czwartego dzwonka i wysłuchała krótkiego, nagranego przez Maddie

komunikatu, że nie ma jej w domu. A potem usiłowała ignorować

głos Garretta wdzierający się w ciszę popołudnia.

- Emmo, proszę cię. Podnieś słuchawkę. Wiem, że tam jesteś.

Nieruchoma jak posąg, omijając wzrokiem telefon, patrzyła w dal

przez okno mieszczącego się na trzecim piętrze mieszkania Maddie.

Minął tydzień, od kiedy opuściła Garretta. Tydzień, w którym

nieustannie dręczyły ją wyrzuty sumienia. Tydzień, w którym nie

odbierała jego telefonów i w którym usprawiedliwiała się, zrzucając
winę na Garretta za doprowadzenie jej do ostateczności.

Przeżyła jakoś tych kilka ostatnich dni roku szkolnego. Ale gdyby

Garrett ją zobaczył, zauważyłby od razu, że całkiem się rozkleiła -

wychudła, nic nie jadła, nie spała, i nie była już nawet zdolna do

płaczu.

- Emmo, nie rób mi tego.

Ból pod powiekami zapowiadał łzy, które się jednak nie pojawiły,

a głos Garretta - ten sam ochrypły, aksamitny głos, którym jeszcze

nie tak dawno wyszeptywał jej nocami słodkie obietnice, głos

ukochanego mężczyzny -znowu osłabiał jej wolę oporu.

Lecz bez względu na to, ile razy Garrett jeszcze zadzwoni, bez

względu na to, ile bólu usłyszy w jego głosie, przed oczyma zawsze

będzie miała ich oboje. Swego męża z tamtą kobietą.

RS

background image

21

- Emmo... jak mamy to wszystko naprawić, jeśli nie chcesz ze

mną rozmawiać?

Dzwonił każdego dnia. Czasami cztery, pięć razy. I każdego dnia

Emma walczyła z pokusą uwierzenia, że da się jeszcze coś między

nimi naprawić.

- Dobrze. Nic nie mów. I nic nie rób. Siedź tam sobie jak w

mysiej dziurze i zniszcz to wszystko, co było najważniejsze w

naszym życiu. Jestem zmęczony, Emmo. Nie wytrzymam tego dłużej.

Nie wytrzymam... - powtórzył głosem tak zmęczonym, tak
przygnębionym, że Emma poczuła w sercu ten sam ból, który

przepełniał jego serce. - Słuchaj... powiedz tylko Groszkowi, że ją

kocham. Możesz to dla mnie zrobić? I powiedz jej, że spotkam się z

nią w parku o czwartej. I powtórz Maddie czy komukolwiek, kto z nią

będzie, żeby poczekali na mnie, gdybym spóźnił się kilka minut.

Muszę się z nią zobaczyć, bez ciebie... Tylko ona mi pozostała.

Emma odrzuciła do tyłu głowę. Poczuła tak mocny ucisk w gardle,

że nie była w stanie przełknąć śliny.

Mogła od niego odejść, mogła mu nigdy nie przebaczyć tego, co

zrobił, ale nie potrafiła przestać go kochać. I nie mogła odebrać mu

jego córki. Tak jak nie była w stanie odebrać Sarze miłości jej taty.

Garrett zawsze był dobrym ojcem. Mimo że tak wiele godzin
zabierała mu praca, udawało mu się znaleźć czas dla Sary.

Maddie, która przez cały czas stała za nią bez słowa, położyła dłoń

na jej ramieniu. Emma uścisnęła ją, potem zdjęła z kolan

rozczarowanego kocura, położyła go na sofie i wyszła do kuchni.

Maddie ruszyła za nią, ale zatrzymała się w progu.

- Mężczyźni to parszywe świnie - powiedziała, kręcąc się

nerwowo i szeleszcząc długą spódnicą.

- Bardzo odkrywcze stwierdzenie. - Emma uśmiechnęła się

blado. - Chyba nigdy dotąd nie słyszałam tak dosadnego określenia.

W każdym razie nie z ust kobiety, która miewa średnio dwie i pół

nocne randki na tydzień.

- No wiesz, do czegoś się jednak przydają. Sztuka polega na tym,

żeby pozbywać się ich we właściwym momencie, jak tylko zrobią

RS

background image

22

swoje.

- Matyldo... - Emma jeszcze raz się uśmiechnęła. - Wiem, że

wcale nie jesteś taka, choćbyś nie wiem jak blefowała.

- A ty zawsze musisz mi zepsuć zabawę - odcięła się Maddie,

zadowolona, że poprawiła nieco nastrój Emmy. - Systematycznie

rujnujesz moją złą reputację - oświadczyła, podając Emmie

ciasteczko.

- Rujnuję różne rzeczy. Reputacje. Małżeństwa. Szczególnie

własne.

- Przestań. - Z twarzy Maddie znikł uśmiech. - Jak możesz

obwiniać o to siebie? To nie ty zabawiałaś się na boku.

- Ale to ja go do tego doprowadziłam. - Emma wbiła wzrok w

swoje dłonie.

Maddie zaklęła z uśmiechem, ale dosadnie. Ani myślała dać za

wygraną.

- Emmo...

- Wcale go nie usprawiedliwiam; I nie powiedziałam, że mu to

wybaczę. Po prostu przyznaję, że mam w tym swój udział.

- Naprawdę? A co ty takiego zrobiłaś?

Emma odwróciła się. Zrobiła mnóstwo rzeczy. Dwa lata temu,

kiedy powinna była szukać oparcia w Garretcie, odwróciła się od
niego. Ale tak bardzo cierpiała po stracie dziecka. Dziecka, o które

tyle lat się starali. Maleństwa, które zdążyli pokochać całym sercem,

choć żyło w jej łonie tylko kilka tygodni.

- Oboje doprowadziliśmy do tej sytuacji. Ja... ja po prostu nie

zdawałam sobie sprawy, nie przypuszczałam, że przeze mnie

posunie się aż tak daleko. Nie sądziłam, że jest zdolny do zdrady.

Ogarnął ją paniczny strach. Ścisnęła dłońmi kubek do kawy,

odpierając napad gwałtownego drżenia. Z obłędem w oczach

spojrzała na Maddie.

- Boże, co ja zrobiłam? Jak mogłam mu to zrobić?

- Zasłużył na coś gorszego. Poza tym byłaś w szoku - łagodnie

usprawiedliwiała ją Maddie.

- Straciłam panowanie nad sobą. I wcale go nie odzyskałam.

RS

background image

23

Czasami... czasami wydaje mi się, że nie wiem, kim jestem.

- Za to ja wiem, kim jesteś. I wiem też, kim nie jesteś. - Maddie

położyła dłoń na ramieniu Emmy. - Nie jesteś szalona, jeśli o to ci

chodzi. Jesteś nieodporna na ból i zareagowałaś na to, co cię

spotkało. I miałaś do tego prawo, do jasnej cholery. Jeśli

trzymałabym wówczas w ręku tę brzytwę, twój ukochany śpiewałby

teraz sopranem.

Emma nawet się nie uśmiechnęła.

- Zgoda. - Maddie zmieniła front. - Rzeczywiście, twoja reakcja

była gwałtowna. I nawet trochę ryzykowna. Co nie oznacza, że nie

miałaś prawa trochę zaszaleć. Nawet tobie, zrównoważonej,

rozsądnej, cierpliwej Emmie James, mogą czasami puścić nerwy.

Każdy ma jakąś granicę wytrzymałości. Ale to niczego nie zmienia -

jesteś tym, kim jesteś.

- Więc kim ja jestem? Możesz mi to powiedzieć?
- Jesteś zwolenniczką naturalnego rodzenia, choć wszyscy

naokoło popierają porody w znieczuleniu - przypomniała jej Maddie

z naciskiem. - Kobietą, która uparła się, że pomimo formalnego

zakazu zostanie nauczycielką i dopięła swego. Jesteś cudowną matką

i dobrym człowiekiem. Potrafisz być silna. Więc wykaraskasz się z

tarapatów i pokażesz Garrettowi i całemu światu, na co cię stać.

Życzliwe słowa. Emma chciałaby w to wszystko wierzyć - tak jak

wierzyła kiedyś Garrettowi. Jak wierzyła w siłę ich małżeństwa.

- Daj sobie trochę czasu - łagodny głos Maddie wdzierał się w jej

myśli. - Jesteś silniejsza, niż ci się wydaje. Poradzisz sobie.

Przejdziesz przez to.

Tak, pomyślała Emma, wzdychając ciężko. Przejdzie przez to. Ale

jakim kosztem?

Garrett nie wierzył własnym oczom. Czekał w parku od wpół do

czwartej, choć był pewien, że ani Viola, ani Maddie nie pojawią się z

Sarą przed umówioną godziną.

Lecz to nie jego teściowa i nie Maddie prowadziła do niego Sarę.

To była Emma.

Serce podeszło mu do gardła. Powoli zszedł z karuzeli, otrzepał

RS

background image

24

dżinsy z piasku i niezdecydowanym krokiem ruszył im na spotkanie.

Sara, gdy tylko go zobaczyła, roześmiała się uszczęśliwiona i

pognała w jego kierunku,

- Tato! - wykrzyknęła, kiedy podnosił ją do góry i przytulał do

piersi.

- Cześć, dziecinko. - Garrett ucałował jej aksamitną szyję,

pachnącą słońcem, życiem i ledwie wyczuwalnymi perfumami matki.

- Jak się ma najsłodszy Groszek w ogródku? - zapytał, kiedy kucnął i

odsunął od siebie Sarę, żeby móc na nią patrzeć.

Ledwie powstrzymał łzy, kiedy córka zbeształa go za zwracanie

się do niej tym dziecinnym imieniem, a potem spojrzała na niego

uduchowionymi oczami swojej matki.

- Tęsknię za tobą, tatusiu.

- Ja też za tobą tęsknię, kochanie - mruknął załamującym się

głosem. - Ja też. Ale dziś nadrobimy stracony czas, dobrze?

- Dobrze! - zgodziła się dziewczynka i dopiero po chwili - z

nieśmiałym uśmiechem i nadzieją w oczach -zadała nieuchronne

pytanie: - Czy mogę dotknąć?

Nie zdołał się powstrzymać i parsknął śmiechem.

- No dobrze. - Udając zniecierpliwienie, ściągnął z głowy czarny

kowbojski kapelusz i pozwolił jej się pogłaskać po łysinie.

- Łaskocze! - zapiszczała z uciechy.

- Bo włosy odrastają.

- To dobrze - szepnęła mu do ucha. - Wolę cię z włosami.

Dziadek mojej koleżanki Jamie też nie ma ani jednego włoska, ale

ona mówi, że jemu już nic nie odrośnie, bo jest łysy.

- Mnie to, na szczęście, nie grozi. Za kilka miesięcy będę miał

mnóstwo włosów, obiecuję. Pozwolisz, że porozmawiam teraz przez
minutkę z mamą? A potem reszta popołudnia należy do nas.

Sary spoważniała na moment, spoglądając to na matkę, to na ojca.

- Dobrze. To ja w tym czasie przywitam się z Cary. Jest tam, na

placu zabaw.

Garrett zerknął przez ramię i odszukał wśród dzieci przyjaciółkę

Sary. Potem przeniósł wzrok na Emmę.

RS

background image

25

- U ciebie wszystko dobrze, Em?

Kiedy Emma po chwili wahania skinęła głową, przytulił córkę i z

czułym klapsem w pupę posłał ją do przyjaciółki.

A potem stał bez słowa, jak skamieniały, z jedną ręką na karku, a

drugą wepchniętą do kieszeni. Dłonie mu się pociły jak skazańcowi

prowadzonemu na egzekucję.

Długo czekał na tę chwilę. Tyle razy powtarzał sobie w myślach to,

co powie, jeśli Emma kiedykolwiek zechce go wysłuchać. A teraz...

mógł tylko patrzeć na nią. Na jej zapadnięte policzki, na oczy, w
których brak było blasku, na chłodny, nieprzenikniony wyraz

twarzy. A jednak wciąż była dla niego najpiękniejszą kobietą na

świecie.

Jego brązowooka dziewczyna. Widywał te oczy koloru kawy

zamglone łzami radości, śmiejące się beztrosko, ciemniejące z

namiętności... I choć mierzyła go teraz nieufnym wzrokiem, nic nie
mogło stłumić w nim wspomnień ani osłabić radości patrzenia na

nią znowu.

Miała rozpuszczone włosy. Słońce odbijało się w nich

kasztanowatym blaskiem, iskrzyło czerwonymi i złotymi ognikami.

Niezwykle rześka jak na tę porę czerwcowa bryza unosiła je z

ramion i fruwającymi kosmykami smagała jej twarz. Tę twarz, która
prześladowała go nocami i nie opuszczała ani na chwilę przez całe

dni.

Kiedy uniosła dłoń, żeby wsunąć za uszy rozwiewane wiatrem

kosmyki włosów, zauważył, że nie ma na palcu ślubnej obrączki.

I wtedy coś w nim pękło. Coś umarło. Powinien się spodziewać... A

jednak nie był na to przygotowany. Nie był przygotowany na nic, co

go ostatnio spotkało.

- Sara... wygląda dobrze - wykrztusił w końcu, usiłując

przełamać panujące między nimi napięcie.

- Tęskni za tobą.

- To moja wina?

- Tak - odpowiedziała zdecydowanie Emma. - I sądzę, że

powinieneś się do tego przyznać.

RS

background image

26

Zakrył dłonią usta, spojrzał gdzieś w dal, odetchnął głęboko, a

potem znów spojrzał na Emmę.

- Nie zdradzałem cię, Em. Wiem, co ci się wydaje, że widziałaś...

- Proszę, nie...

Przeraził go jej całkowicie beznamiętny głos, jej oczy, w których

nie lśniła ani jedna łezka.

- Nie? Mam się nie bronić? Nie mam prawa wiedzieć, dlaczego

uważasz, że w moim życiu jest jakaś inna kobieta?

- Nie mogę tego zrobić, Garrett. Naprawdę nie mogę. Po prostu

chcę poskładać jakoś moje własne życie.

- Twoje życie? - Garrett walczył z bólem i gniewem i starał się

nie podnieść głosu. - A co się stało z naszym życiem?

- Z naszym życiem - powtórzyła drętwym głosem Emma. -

Nasze życie... nasze wspólne życie... skończyło się. Już jakiś czas

temu. Musiałam tylko przejrzeć na oczy, żeby zdać sobie z tego
sprawę.

- Em, co mam powiedzieć, żebyś mi uwierzyła? Na miłość boską,

co ja takiego zrobiłem? Dlaczego przestałaś mi ufać?

Wyczuł moment jej słabości i przez chwilę pragnął, żeby cierpiała

tak, jak on cierpi. Natychmiast tego pożałował, ale z jej twarzy

zniknął już cień wahania. Schowała się z powrotem za swoją
obojętnością jak za betonowym murem.

- Nie będę ci utrudniała kontaktów z Sarą - oświadczyła

modulowanym tonem, rozmyślnie lekceważąc jego pytania. - To

dlatego sama ją dziś przyprowadziłam, zamiast wyręczyć się Maddie

albo matką. Chciałam ci to powiedzieć osobiście. I prosić cię, żebyś

więcej do mnie nie dzwonił.

Garrett zacisnął dłonie w pięści, żeby nie chwycić jej i siłą nie

przełamać w niej uporu. Ale Emma była już taka zdruzgotana. I taka

krucha. Bał się, że jeśli tylko jej dotknie albo powie coś

niewłaściwego, od katastrofy nie będzie odwrotu,

- Muszę jakoś poskładać swoje życie, Garrett. Nie mogłabym

tego zrobić przy tobie, bo bez przerwy przypominałbyś mi o moich

klęskach.

RS

background image

27

- Twoich klęskach? Emmo, o czym ty, do diabła, mówisz? -

wyrzucił z siebie jednym tchem.

- Staram ci się wytłumaczyć, że biorę na siebie część winy. Tyle

mogę zrobić. Ale nie potrafię być nadal twoją żoną.

- Nie rozumiem. Nic z tego nie rozumiem. - Garrettowi

pociemniało w oczach. Słowa Emmy pozbawiły go ostatnich

argumentów i zdławiły w nim wolę walki.

- Więc będziesz musiał sam do tego dojść.

- Ale co takiego się stało, że nie możemy wyjaśnić tego

wspólnie?

- Tak potoczyło się życie. Twoje i moje. I gdzieś po drodze

przestało być naszym życiem. - Emma zamilkła, żeby kilka razy

głęboko odetchnąć. - Jeżeli ty nie wniesiesz sprawy o rozwód, to ja to

zrobię.

Ziemia zakołysała się Garrettowi pod stopami. W jakiś sposób

zdołał jednak odzyskać przytomność umysłu.

- Nie chcę rozwodu - wymówił każde słowo oddzielnie, jakby

kontrolując poszczególne sylaby, choć daleki był od poczucia, że

jeszcze cokolwiek kontroluje. - Chcę ciebie. Pragnę ocalić nasze

małżeństwo. Chcę mieć z powrotem normalną rodzinę. Chcę, żebyś

wróciła... - skończył ochrypłym szeptem, powoli podchodząc do
Emmy.

Ostatni raz spojrzała mu w oczy. I ostatni raz odmówiła jego

prośbie.

- O ósmej Maddie będzie czekała na Sarę przed swoim domem.

- Do diabła z Maddie! - Garrett czuł, że nerwy odmawiają mu

posłuszeństwa. - Mara gdzieś widywanie cię tylko przypadkiem i

spotykanie się z Sarą w dniach i godzinach wyznaczonych przez jakiś
przeklęty grafik! Jesteś moją żoną. A ona jest moją córką.

Emma zerknęła na Garretta, zatrzymała na chwilę na nim wzrok, a

potem odwróciła się i ruszyła w stronę samochodu.

- Jak możesz tak po prostu odwrócić się plecami i odejść? - Nie

myśląc już o konsekwencjach, Garrett chwycił ją za ramię i szarpiąc,

odwrócił do siebie. - Powiedz mi... powiedz, że już mnie nie kochasz,

RS

background image

28

a zostawię cię w spokoju.

Zażądał deklaracji, której być może wcale nie chciał usłyszeć. Ale

rozsądek go opuścił. Garrett już nie dbał o ostrożność.

- Jeśli powiesz, że za mną nie tęsknisz, nigdy więcej nie będę

zawracał ci głowy.

Przyszpilił Emmę wzrokiem, przyciągnął mocno do siebie i

porwał w ramiona, tam gdzie było jej miejsce.

I wtedy instynkt wziął górę. Instynkt i pragnienie.

Wpił się ustami w jej usta, zanurzył w niej, sycąc się zachłannie

tak dobrze znanym upajającym smakiem. Boże, jak za tym tęsknił...

Za gładkością skóry Emmy, jej ciepłem i zapachem.

Trzymał ją w ramionach i błagał opatrzność, żeby ta kobieta

wróciła do niego, żeby znów mogli się kochać.

Jego modlitwy pozostały bez odpowiedzi.

Powoli odsunął się od Emmy, targany bólem i pożądaniem. Emma

drżała jak osika. Oczy, które kiedyś rozpalały namiętność w jego

oczach, pozostały zimne jak lód. Twarz, którą pokochał na zawsze,

była teraz wyzuta z jakichkolwiek uczuć jak wyschnięty kawał

drewna.

- Powiedz mi, że mnie nie kochasz - powtórzył chrapliwym

głosem, natarczywie domagając się odpowiedzi, choć nie wiedział,
czy chce ją usłyszeć.

Ale odpowiedzią było milczenie.

A na nadchodzące dnie i noce pozostał mu tylko widok

oddalającej się sylwetki Emmy.


RS

background image

29

ROZDZIAŁ TRZECI

- Synku, wiesz, jak cię kocham, ale, prawdę mówiąc, wyglądasz

jak cień człowieka. - Maya James Bradford przywitała Garretta z

typową dla siebie szczerością.

- Widzę, mamo, że małżeństwo ani trochę nie stępiło twojego

języka. - Garrett uśmiechnął się blado, nie podnosząc wzroku znad

rozłożonych na desce kreślarskiej projektów.

Minęły trzy miesiące, od kiedy Maya i Logan Bradford wymienili

obrączki. A jego trzy tygodnie temu opuściła Emma. Nie było dnia,

żeby za nią nie tęsknił i nie wił się w mękach, usiłując znaleźć

sposób, w jaki mógłby skłonić ją do powrotu. Cieszył się, choć może
nie był w stanie tego okazać, szczęściem swojej matki. Ale jej

wieczorna wizyta w biurze wcale go nie ucieszyła, szczególnie że już

jej pierwsze słowa zwiastowały to, do czego zmierza.

- To do ciebie niepodobne, Garrett. - Nie czekając na

zaproszenie, usiadła obok niego na stołku.

Dopiero teraz na nią spojrzał. Mimo że zbliżała się do

sześćdziesiątki, wciąż była atrakcyjną, pełną życia kobietą.

Pogratulował w duchu Loganowi dobrego smaku i łutu szczęścia.

- Ty z tymi rumieńcami na policzkach też nie jesteś do siebie

podobna, mamo - odpowiedział żartobliwym tonem, licząc, że

odciągnie matkę w ten sposób od zamiaru szczerej rozmowy na

temat jego kłopotów małżeńskich.

- Co słychać u Logana?

- Logan jest wspaniały - odpowiedziała Maya bez wahania. - Ale

nie przyszłam tutaj rozmawiać o nim.

- Jeżeli przyszłaś porozmawiać o Emmie, to lepiej nie zaczynaj,

dobrze?

- Nie przyszłam po to, żeby rozdrapywać twoje rany. Po prostu

nie mogę pojąć, dlaczego to tak długo trwa. Dlaczego ona nie wraca?
Przecież się kochacie. Zawsze się kochaliście.

- Odpowiem ci słowami Tiny Turner: „A co ma do tego miłość?"

RS

background image

30

- odparł z sarkazmem, który wcale nie sprawił mu ulgi. - Emma chce

rozwodu. Postawiła sprawę jasno. A ja mam dość błagania.

Gdy zamilkł, Maya położyła dłoń na jego ramieniu.

- Nie chcę się wtrącać, ale pozwól, że ci o czymś przypomnę.

Twój ojciec... Jesteś tak do niego podobny - wtrąciła rzewnie, zanim

skończyła myśl. - Twój ojciec nigdy się nie poddawał, jeżeli w coś

naprawdę wierzył.

Garrett zamknął oczy.

- Jeżeli wierzysz w swoją miłość, to duma jest jedyną rzeczą,

która stoi ci na drodze. Weź sobie kilka dni urlopu

- nawiasem mówiąc, od dawna jesteś przepracowany -i walcz o

nią.

Przez dłuższą chwilę Maya przyglądała się nieruchomemu

profilowi syna, w końcu jednak poddała się i wyszła.

Od dnia, w którym spotkali się w parku, Garrett szanował

życzenie Emmy i nie zakłócał jej spokoju. Ale jego matka miała sporo

racji. Powodowała nim wrodzona duma, a nie tylko prośba Emmy. A

nawet w końcu czerwca duma jest cholernie zimnym towarzyszem

w łóżku. Z drugiej strony, przyznając nawet rację mamie, to właśnie

duma utrzymywała go przy życiu. Duma i spotkania z Sarą.

Dni upływały mu na pracy. Na noce nie znalazł lekarstwa. Gloria

oczywiście czekała na niego z otwartymi ramionami, ale nawet przez

myśl mu nie przeszło, żeby skorzystać z jej zaproszenia. Nie chciał

żadnej innej kobiety w swoim łóżku. Pragnął tylko swojej żony.

Zaczynał nienawidzić siebie za tę słabość, liczył jednak w duchu na

to, że Emma, jeśli da jej trochę czasu, zmieni w końcu zdanie. Modlił

się o to.

Dopiero w dniu, w którym przysłała mu pozew rozwodowy - choć

dotąd go nie podpisał - przyjął do wiadomości fakt, że ona naprawdę

chce się z nim rozstać. Sara jednak, w swojej dziecięcej niewinności,

po prostu się z tym nie pogodziła.

- Mamusia dostała pracę na lato u cioci Maddie - powiedziała

któregoś dnia, zajadając się hamburgerem i frytkami w swoim

ulubionym barze.

RS

background image

31

Sklep Maddie - o wdzięcznej nazwie „Artykuły Pierwszej

Potrzeby" - był modną, ekskluzywną galerią, przyciągającą tłumy
rozmaitego autoramentu sław, znakomitości i multimilionerów.

Można w niej było podziwiać, a także kupić, nie tylko oryginalną

ceramikę autorstwa Maddie, ale też rzeźby, tkaniny i płótna innych

miejscowych artystów.

- Mama pilnuje sklepu Maddie, zajmuje się klientami i robi

różne inne rzeczy - tłumaczyła Sara ojcu z dumą w głosie.

Na wzmiankę o Emmie Garrett stracił apetyt i przestały mu

smakować frytki.

- Podoba jej się ta praca?

- Maddie jej płaci. Chyba mamie się to podoba. Często mówi, że

pewnie szybko przeprowadzimy się do własnego mieszkania.

Patrzył nieobecnym wzrokiem w okno. Emma zawsze uwielbiała

wakacje. Uwielbiała spędzać dużo czasu w domu. I być jego żoną.
Uwielbiała wiele rzeczy, rozmyślał ponuro.

- Myślisz, że to ją uszczęśliwi? Własne mieszkanie?

- Mam nadzieję, że tak. - Sara wzruszyła ramionami. - Bo teraz

mamusia nie jest szczęśliwa.

„Bo teraz mamusia nie jest szczęśliwa".

Przez kilka następnych dni słowa Sary tłukły się echem w głowie

Garretta. Próbował sobie wmówić, że cieszy się z cierpienia Emmy,

ale myśl o jej nieszczęściu tylko potęgowała jego własne.

„Bo teraz mamusia nie jest szczęśliwa".

Może był zbyt dumny. Ale czy istnieje jakaś obiektywna norma

dumy?

Był ciepły letni wieczór, kiedy wyszedł na spacer i zatrzymał się

przed galerią „Artykuły Pierwszej Potrzeby". Stojąc na miękkich
nogach, obserwował Emmę przez okno witryny. Wyglądała pięknie,

ale była taka odrętwiała, taka nieobecna, że z przerażenia coś

ścisnęło go w dołku. Nie minął miesiąc, odkąd od niego odeszła, a

była już tylko cieniem pogodnej, ciepłej kobiety, która była jego

żoną. Bladym wspomnieniem dziewczyny ze śmiejącymi się oczami,

dziewczyny, która umiała kochać całym sercem.

RS

background image

32

„Twój ojciec nigdy się nie poddawał, jeżeli naprawdę w coś

wierzył". Podobnie jak słowa Sary, to zdanie matki dręczyło go przez
całe dnie. Ale gdy zobaczył znowu swoją żonę, poddał się.

Cóż za głupia, żałosna wymówka. Tak pogrążył się w biadoleniu

nad samym sobą, tak dotkliwie czuł się skrzywdzony, że

zrezygnował z walki.

Jonathan James nigdy z niczego łatwo nie rezygnował. Nigdy nie

unikał walki. A on, jego syn, uchyla się od najważniejszej batalii

swojego życia.

Nie, już nie. Nagle zdecydował, że będzie walczył. I ani myślał

walczyć fair.

- A niech to! - Clay wybuchnął niepohamowanym śmiechem,

gdy kilka tygodni później on i Jesse spotkali się z Garrettem w jego

domu. - Jasne, że to zrobimy.

Dobiegała północ, kiedy uzgadniali ostatnie szczegóły planu.
- Tak na zdrowy rozum, to myśl o popełnieniu przestępstwa

federalnego nie powinna nastrajać mnie do śmiechu - powiedział

Jesse, sięgając do lodówki po następną butelkę piwa. - Ale coś mi

mówi, że zanosi się na drakę nie z tej ziemi

- Powtarzam wam od samego początku, że jeżeli macie ochotę

się wycofać, nie ma sprawy. Powiedzcie to mi wprost i zmieniamy
temat. - Miny obu braci wystarczyły Garrettowi za odpowiedź.

A więc nadszedł czas, pomyślał z ulgą. Od podjęcia decyzji minął

prawie miesiąc. Teraz nie mógł już czekać ani minuty dłużej.

- No to do dzieła! - Garrett chwycił swój czarny kowbojski

kapelusz i nasunął go na czoło. Clay i Jesse ruszyli za nim do drzwi.

Noc była wyjątkowo mroczna. Cienki rąbek księżyca tylko parę

razy wyjrzał zza grubej warstwy przesuwających się po niebie
ciężkich, ołowianych chmur. Czarny pikap z przyczepą do przewozu

koni stojący w uliczce za domem, w którym mieszkała Maddie

Brannigan, ledwie majaczył na tle egipskich ciemności.

Jesse na wszelki wypadek nie zgasił silnika. Wyśliznął się zza

kierownicy i stanął za przyczepą, żeby w razie potrzeby uciszyć

konie.

RS

background image

33

Garrett z Clayem u boku okrążył pięciopiętrowy budynek i

wystukał numer kodu otwierającego drzwi do klatki schodowej.
Znalazł go kiedyś przypadkiem w bucie Sary.

- Tylko bez żadnych wygłupów - warknął Garrett, kiedy

wdrapali się na trzecie piętro. - Po prostu trzymaj się dokładnie

planu. I nie próbuj kłócić się z Maddie.

Clay nabrał głęboko powietrza i nacisnął dzwonek. Garrett

przylgnął plecami do ściany, poza polem widzenia osoby

otwierającej drzwi.

Usłyszał cichy trzask otwieranego zamka i brzęk łańcucha. A

potem zaspany głos Maddie.

- Co ty, u licha, tu robisz?

- Cześć, Maddie. Obudziłem cię? Przepraszam, ale w związku z

twoim sklepem wpadł mi do głowy pewien pomysł i - wierz mi - nie

mogłem z tym czekać do rana.

Garrett wstrzymał oddech, zastanawiając się, czy Maddie połknie

przynętę. Kilka miesięcy temu doszła do wniosku, że jej galeria „pęka

w szwach" i - z pewnymi oporami - zleciła firmie braci Jamesów

wybudowanie nowego lokalu.

Z oporami, bo pomijając ostatnie konflikty z Garrettem, ani ona,

ani Clay, z którym chodziła do szkoły, nie pozbyli się manii
młodzieńczego współzawodnictwa. Clay bił ją we wszystkim - od

baseballe po bilard. Był bezlitosnym, chełpliwym typem zwycięzcy. A

ona nie lubiła przegrywać. I nie należała do osób, które łatwo

przebaczają albo zapominają.

Maddie miała jednak żyłkę do interesów i choć wciąż czuła

niechęć do Claya, nigdy by sobie nie pozwoliła na podjęcie

niewłaściwej decyzji z powodu dziecięcych utarczek. A firma „James
Construction Company" była najlepsza w mieście -

bezkonkurencyjna pod każdym względem.

Od tygodni prosiła Claya, który lepiej od brata rozumiał jej wizję

nowej galerii, żeby wpadł do niej ze wstępnym projektem.

Maddie wahała się przez chwilę, ale w końcu poprosiła Claya,

żeby poczekał, aż ona włoży szlafrok. Garrett głęboko odetchnął.

RS

background image

34

Teraz nie było odwrotu. Albo odzyska swoje szczęście, albo zostanie

oskarżony o porwanie.

Przez pięć minut Garrett umierał z niepokoju, potem podszedł

cicho do drzwi. Jeżeli Clay zrobił, co do niego należało, zamek

powinien być otwarty.

Wilgotną od potu dłonią przekręcił ostrożnie gałkę klamki i

zakradł się do środka.

Z wyjątkiem kuchni, w której Maddie przeglądała z

zaciekawieniem projekty, mieszkanie pogrążone było w mroku.
Bezgłośnie zamknął za sobą drzwi i ruszył korytarzem, omal nie

tratując kota, który leniwie wyszedł mu na spotkanie.

Kiedyś bardzo często odwiedzali z Emmą Maddie i dlatego Garrett

dobrze znał rozkład mieszkania. Skradając się niczym złodziej,

otworzył drzwi sypialni i wśliznął się do środka.

Jego mała słodka Sara spała spokojnie. Przysiadł na brzegu łóżka i

pochylił się, żeby pocałować córkę w czoło.

Obudziła się, ziewnęła, piąstkami potarła zaspane oczy i

uśmiechnęła się.

- Cześć, tatusiu. - Gramoląc się w pościeli, uklękła i przytuliła się

do niego.

- Cześć, kochanie. - Garrett przycisnął ją mocno do piersi. - Czy

przerwałem ci jakiś piękny sen?

Dziewczynka zaprzeczyła ruchem głowy i odsunęła się.

- Czy to właśnie ta noc?

- Tak, kochanie. - Odsunął jej z policzka kosmyk włosów.

Na początku zastanawiał się, czy mądrze jest pokładać tyle

zaufania w ośmioletniej córce. Utrzymanie w tajemnicy tak

ryzykownego przedsięwzięcia mogło być dla dziecka wielkim
ciężarem. Nigdy by sobie jednak nie darował, gdyby nagłe zniknięcie

matki oraz wszelkie tego konsekwencje narobiły więcej szkód niż

prawda.

Opowiedział więc małej o wszystkim, gotowy zrezygnować ze

swojego szalonego pomysłu, gdyby córka przyjęła go z lękiem.

Niepotrzebnie się martwił. Sara Jane wysłuchała opowieści o

RS

background image

35

porwaniu mamy do sekretnej kryjówki z entuzjazmem, z jakim

zwykle reagowała na bajki.

- Mamusi na pewno się to spodoba. A kiedy wrócicie, znowu

będzie się uśmiechała, prawda?

- Oczywiście, córeczko. - Garrett przytulił ją z całej siły,

dziękując Bogu, że Sara nie przestała mu ufać. - Kiedy mama wróci,

znowu będzie się uśmiechała. A teraz śpij, dobrze? - Położył jej

główkę z powrotem na poduszce i podciągnął kołdrę pod samą

brodę małej. - Rano, kiedy ciocia Maddie będzie się złościła i biegała
w kółko jak stara kwoka, pamiętaj, że mama jest ze mną bezpieczna.

Zgoda?

Sara uśmiechnęła się szeroko i naśladując gest, który setki razy

widziała u wujka Claya, uniosła w górę obydwa kciuki.

- Kocham cię, mój Groszku.

- Ja też cię kocham, tatusiu - wyszeptała, a potem, gdy ojciec

położył palec na ustach, przypominając o konieczności zachowania

tajemnicy, kiwnęła tylko głową.

Emma coraz gorzej sypiała. A kiedy już udawało się jej zasnąć,

dręczyły ją niespokojne, namiętne sny. O Garretcie. O nich obojgu. O

ich wspólnych, upojnych nocach.

Budziła się roztrzęsiona. Cała drżąca. Rozpalona. Bez Garretta.

Zawsze bez niego. Nienawidziła się za to, że wciąż go tak pragnie, że

po tym, co zrobił, nie przestała go kochać.

Ta noc miała być inna. Tej nocy powinna spać. Głębokim,

uzdrawiającym snem. Maddie jej to obiecała.

Wyczerpana bezsennością Emma James, zatwardziała

abstynentka, dała się przekonać Maddie, że odrobina wina dla

relaksu nie może jej zaszkodzić, i bez większego oporu zgodziła się
uczcić z przyjaciółką swój pierwszy miesiąc pracy w galerii.

Postanowiła pić, dopóki nie ogarnie jej senność. A potem położy się

do łóżka i zaśnie. Po prostu zaśnie.

Od kilku godzin była w łóżku, ale sen nie nadchodził. Leżała z

zamkniętymi oczami. Wirowało jej w głowie, a leniwie i ciężko bijące

serce ostrzegało ją, że balansuje na krawędzi jakiejś nieznanej

RS

background image

36

przepaści, w którą nie ma zamiaru skakać... Miała wrażenie, że

znowu śni - ale tym razem na jawie.

Wszystko, co docierało do niej z mroku nocy, zdawało się

wyolbrzymione. Dźwięk otwieranych i sekundę potem zamykanych

drzwi do jej sypialni. Zapach Garretta. Zapach piżma, męskości i

wspomnień ich miłosnych nocy. Muśnięcie jego oddechu.

Gdyby nie oszołomienie winem, pewnie uwierzyłaby zmysłom i

odkryła realną obecność Garretta. A tak napawała się nią z

zamkniętymi oczami. Uległa jej magii. W świetle dnia nie mogła
pozwolić sobie na to, żeby go pragnąć, ale nie potrafiła walczyć z tym

pragnieniem w mroku nocy.

- Emmo...

Usłyszała jego szept. A kiedy jego wargi musnęły jej usta - tak

delikatnie, tak czule - poddała się szaleńczej fantazji. Westchnęła na

powitanie, zapraszając go cichym jękiem rozkoszy.

Ogarnęła ją niewypowiedziana rozkosz. Zanurzyła się w niej z

radością, jakby wreszcie przybiła do właściwego portu. Jak często

czuła na swoich piersiach bicie jego serca? Ile razy łączyły się w

mroku ich oddechy? Kobiety i mężczyzny. Tej kobiety i tego

mężczyzny - jedynego mężczyzny, którego kiedykolwiek kochała.

Mrucząc coś niewyraźnie, Garrett odsunął się. Ogłuszona nagłą

stratą, Emma jęknęła żałośnie. Znowu za nim tęskniła. Wciąż za nim

tęskniła.

- Chodź ze mną... - usłyszała jego błagalny szept.

Lecz nawet rozmarzona i oszołomiona winem, wiedziała, że nie

może z nim odejść. Nie w tej chwili. Nie po tym, co się stało.

Zaprzeczyła ruchem głowy, ale gdy dotknęła jego twarzy...

- Nie odchodź - powiedziała.
Dopiero teraz, kiedy poczuła pod palcami szorstką szczecinę jego

zarostu, zdała sobie sprawę, że to nie sen, że Garrett naprawdę tu

jest.

- Garr... - otworzyła oczy.

Przerwała w pół słowa, gdy leciutko przycisnął palce do jej warg.

- Chodź ze mną, Em... - kusił ją głosem z najpiękniejszych snów,

RS

background image

37

otulał ciepłym, kojącym oddechem. -Wolałbym, żeby to był twój

wybór... ale, kochanie, nie mam teraz czasu na targi.

- Co...

Delikatna, ale mocna dłoń zakryła jej usta, a szorstki policzek

przywarł do jej policzka.

Emmę ogarnęła wściekłość. Garrett nie miał prawa. Nie miał

prawa wdzierać się w jej sny, wkradać do jej sypialni. Nie miał prawa

wzniecać ognia, który z takim trudem usiłowała w sobie zdławić.

Wskrzeszać pragnień, które pogrzebała razem z nadzieją.

Zacisnęła palce na jego nadgarstkach i rozpoczęła walkę.

Bezradność i jego cierpliwe „Ciii, obudzisz Sarę" doprowadziły ją do

dzikiej furii.

Wyprężyła się i odepchnęła go. Udało jej się przetoczyć przez

łóżko, ale jej wolność trwała najwyżej sekundę. Garrett chwycił ją za

kostkę, przyciągnął do siebie i uwięził pod ciężarem swego ciała.

- Em... proszę, posłuchaj mnie przez chwilkę.

Nie miała odwagi słuchać. Ani nie czuła się na siłach. Gorący

oddech Garretta pieścił jej twarz. Jego zapach i wspomnienie

miłosnych nocy podniecały ją, nęciły, odbierały rozsądek, krusząc

wolę dochowania danej sobie obietnicy.

Nie była pewna, skąd się wzięła jej wola walki. Nie wiedziała

nawet, z czym walczy - z nim czy ze swoją słabością. To ze słabości

wyśniła go tutaj. Ze słabości pragnęła, żeby się tu zjawił. Ale instynkt

kazał jej bronić się przed nim za wszelką cenę. Zbyt wiele

wycierpiała, usiłując wyeliminować go ze swojego życia. Nie mogła

zrezygnować ze wszystkiego, co już zdobyła, ulegając jednej upojnej

chwili słabości.

Ogarnęła ją panika. Popłoch, gwałtowny zastrzyk adrenaliny i

spora dawka wina - wszystko to razem wpłynęło piorunująco na

stan jej ducha. Niczym dziki kot wysunęła pazury. Walczyła jak

tygrys. I w końcu wyrwała się, triumfalnie stając po drugiej stronie

łóżka.

Zwycięstwo to jednak było krótkotrwałe i chwiejne. Krew

odpłynęła jej z głowy w tej samej sekundzie, w której ogłuszył ją

RS

background image

38

alkohol. Zakołysała się, poczuła, że odpływa w nieświadomość, i

osunęła się bezwładnie niczym ręka pokerzysty, który właśnie
przegrał o wielką stawkę.

Garrett, obawiając się, że Maddie może usłyszeć ich szamotaninę,

pozwolił Emmie wymknąć się na chwilę. Musiał zmienić taktykę.

Gotów był tłumaczyć się, usprawiedliwiać, a nawet przepraszać -

byle tylko uspokoić Emmę - i wtedy zdał sobie sprawę, że coś jest nie

w porządku.

- Em? - wyszeptał i w odruchu paniki przeskoczył przez łóżko,

chwytając ją w tym samym momencie, gdy ugięły się pod nią kolana.

- Co ty jej, u diabła, zrobiłaś!?

Maddie i Clay jednocześnie podnieśli głowy znad projektów

rozłożonych na kuchennym stole.

- Odpowiedz! - warknął Garrett, trzymając nieprzytomną Emmę

na rękach. - Co jej się stało?

Maddie oniemiała z wrażenia, ale zrozumienie sytuacji nie zajęło

jej zbyt wiele czasu.

- Wy podłe, podstępne gady... - Poderwała się z krzesła. - Wy,

żałosne szumowiny...

- Daruj sobie - syknął złowrogo Garrett. - Chcę wiedzieć, co się z

nią stało!

- Nic takiego, z czego nie zdoła się wyleczyć, wybijając sobie

ciebie z głowy raz na zawsze. - Maddie z wojowniczą miną

skrzyżowała ręce na piersiach.

- Zabieram ją do szpitala.

- Lepiej daj sobie z tym spokój - parsknęła pogardliwie Maddie.

- Nic jej nie jest, oczywiście nie licząc kaca, który czeka ją jutro rano.

Spięty do granic wytrzymałości, Garrett spojrzał z

niedowierzaniem na wiotką, nie dającą znaków życia kobietę, którą

trzymał na rękach.

- Chcesz powiedzieć, że ona jest... pijana?

- Jak marynarz, który po długim rejsie zszedł na ląd. - Widząc

oskarżające błyski w oczach Garretta, Maddie obronnym gestem

wzruszyła ramionami. - No dobra... Wydawało mi się, że to niezły

RS

background image

39

pomysł. Zapomniałam, że ma taką słabą głowę.

- Upiłaś ją - wycedził przez zaciśnięte zęby Garrett.
- Nie. To ty ją upiłeś, kochasiu. A teraz wypuść ją albo,

przysięgam, zadzwonię na policję.

- Do nikogo nie zadzwonisz. - Garrett odetchnął głęboko,

walcząc z kipiącą w nim złością. - Słuchaj, Maddie, wiem, że ty też ją

kochasz. I tylko dlatego, choć naprawdę dużo mnie to kosztuje,

znoszę twoją bezczelność. Ale czy to ci się podoba, czy nie, zabieram

ją ze sobą.

Z furią w oczach kiwnął na Claya i ruszył do drzwi.

- Pilnuj jej - rzucił bratu przez ramię i wyszedł, niosąc na rękach

nieprzytomną żonę.

- Słyszałaś go. - Clay uśmiechnął się drwiąco, sięgnął po

przewód telefoniczny i wyrwał go z gniazdka. - Mam pilnować, żebyś

była spokojna. Może sama zaproponujesz, jak się najlepiej do tego
zabrać?

Maddie patrzyła na niego tak, jak gdyby był tłustą plamą na

samym środku jej białego dywanu.

- Tylko mnie dotknij, a połamię ci graby tak skutecznie, że już

nigdy do niczego ci się nie przydadzą- ostrzegła, wymachując

słuchawką telefoniczną jak maczugą.

- A kto wybuduje twoją nową galerię? - Clay uśmiechnął się

szeroko. - No, Matildo, rozchmurz się... - Z premedytacją użył jej

pełnego imienia, co tylko Emmie uchodziło na sucho. - Wkurza cię

jak diabli, że dałaś się wykiwać. To mogę zrozumieć. Wiesz jednak,

że Garrett nigdy nie skrzywdzi Emmy. On po prostu chce z nią

porozmawiać. Chyba możesz mu na to pozwolić? I możesz pozwolić

na to Emmie, jeśli naprawdę jesteś jej przyjaciółką. Chyba że twój
jadowity język idzie w parze z kamiennym sercem.

Dostrzegł w oczach Maddie iskierkę współczucia, ale gdy

spojrzała w kierunku drzwi, wiedział już, że do końca wojny daleko.

- Jesteś podłym gadem.

- Czułe słówka w niczym ci nie pomogą, kochanie.

- Czyżby? - Maddie zmrużyła oczy i uśmiechając się przymilnie,

RS

background image

40

odłożyła aparat. - Może więc porozmawiamy inaczej - językiem,

który na pewno zrozumiesz. - Podeszła do niego na wyciągnięcie
ręki.

Trzepocząc rzęsami, położyła mu dłoń na torsie, a sekundę

później kopnęła go kolanem w krocze.

Clay zatoczył się z przeraźliwym jękiem, ale jakimś cudem - mimo

że Maddie zrobiła błyskawiczny unik -udało mu się złapać ją za

włosy.

Upadli na podłogę, okładając się wzajemnie czym się tylko dało i

mamrocząc pod nosem wiązanki przekleństw.

- Zupełnie jak... w dawnych czasach... - warknął Clay przez

zaciśnięte zęby, zmuszony walczyć całkiem serio.

W końcu wciągnął Maddie pod siebie i przyciskając ją do podłogi

całym ciężarem ciała, czekał, aż minie najgorszy ból.

Maddie miotała się pod nim zdyszana, klnąc jak szewc.
- Nie możesz mnie tak trzymać, puszczaj!

- Niedoczekanie twoje. - Teraz, gdy ból znacznie zelżał, te

zapasy zaczęły mu się nawet podobać.

Błyskawiczny unik oszczędził policzkom Claya bliskiego

spotkania z jej paznokciami. Przycisnął drobne, ruchliwe ręce do

podłogi nad głową, niemal dotykając ustami warg Maddie.

- Jeżeli tylko zobaczę twój wysunięty jęzor, słowo daję, że

odgryzę go - ostrzegła.

Była nieposkromioną złośnicą. Clay zastanawiał się więc, czy

warto ryzykować, gdy nagle coś go tknęło.

Maddie w tej samej chwili zdała sobie sprawę, że mają

publiczność.

Oboje jednocześnie unieśli głowy i zobaczyli w korytarzu Sarę

Jane. Dziewczynka przecierała zaspane oczy.

- Bawicie się w całuski? - spytała z groźną miną, okręcając

wokół palca kosmyk włosów.

- Nie sądzisz... nie sądzisz, że powinnaś wrócić do łóżka,

kochanie? - odezwała się podniesionym głosem Maddie.

Sara pokiwała ze zrozumieniem głową.

RS

background image

41

- Tatuś zawsze mi to mówi, kiedy bawią się z mamą w całuski. -

Westchnęła z rezygnacją, odwróciła się i poszła z powrotem do
swojego pokoju.

- No więc - zaczął Clay po długiej chwili milczenia, kiedy oboje

byli aż nadto świadomi bliskości swoich ciał i pikanterii sytuacji. -

Masz ochotę na zabawę w całuski?

Maddie wciągnęła głęboko powietrze i nabrawszy sił, zgromiła go

lodowatym spojrzeniem.

- Niedoczekanie twoje, ty gadzie.




RS

background image

42

ROZDZIAŁ CZWARTY

Niebo rozchmurzyło się akurat w chwili, gdy samochód, z

Jesse'em za kierownicą i Emmą zwiniętą na kolanach Garretta,

zatrzymał się u podnóża gór Wind River Range, gdzie kończyła się
droga.

Garrett próbował się łudzić, że Emma po prostu śpi, gdy

przenosząc ją z pikapa na koński grzbiet, słyszał senne

pomrukiwanie i nerwowe westchnienia. Dobrze jednak wiedział, że

jest kompletnie pijana.

- Jesteś pewien, że się po prostu ubzdryngoliła? - Jesse zerknął

na nich przez ramię. On i jego koń, kiedy wspinali się po wyboistym
zboczu góry, byli jednością. - Strasznie długo ją trzyma.

Garrett spojrzał na zroszone potem czoło Emmy. Owinął ją

mocniej śpiworem i podciągnął go pod samą brodę. Potem ułożył ją

wygodniej na swoich kolanach.

- Nic jej nie jest - odpowiedział bratu z nadzieją, że się nie myli.

Emma spała spokojnie, a jej oddech był równy.

Jesse skinął tylko głową. Nasunął na twarz kolorową chustę

chroniącą go przed uderzeniami gałęzi i skupił się na prowadzeniu

konia.

Kiedy godzinę wcześniej wyprowadzili zwierzęta z przyczepy i

ukryli w zagajniku samochód, umówili się, że Jesse będzie przecierał

szlak. Garrett nie chciał ryzykować samotnej wspinaczki brzegiem
wąwozu, gdy w grę wchodziło bezpieczeństwo Emmy. W dzień

byłaby to fraszka, ale w mroku nocy zawsze mogło grozić coś

nieprzewidzianego.

Wszyscy trzej bracia znali tę okolicę równie dobrze jak własne

odbicia w lustrze. Miłość do Wind River - gór i rzeki o tej samej

nazwie - była u nich tak naturalna jak sposób mówienia, tak

niezbywalna jak duma i honor. Z rzeką Wind byli za pan brat od
dziecka. To w jej nurtach i pośród wiszących nad nią szczytów

urzeczywistniali swoje młodzieńcze fantazje. Tam byli góralami.

RS

background image

43

Tam, wzorem swoich osławionych przodków, bywali drwiącymi z

prawa zawadiakami. Tam żyli według zasad obowiązujących na
Dzikim Zachodzie, gnani wiatrem, wolni jak szybujące między

turniami ptaki.

To było jedyne miejsce, do którego powracali w wieku męskim,

żeby odnaleźć samych siebie.

Tutaj Garrett spędził najpiękniejsze chwile swojej przeszłości - i

kiedy osiągnęli wreszcie szczyt i zaczęli schodzić w dolinę, w której

gdzieś daleko wyłaniał się z ciemności dach chatki, gotów był
postawić wszystko na jedną kartę, byle ziściła się jego nadzieja, że

tutaj również przeżyje najlepsze chwile swojej przyszłości.

Emmę obudził leciutki powiew wiatru, śpiew ptaków i nieznośny

ból głowy. Z trudem otworzyła oczy - i osłupiała z wrażenia.

Wszystko wokół, gdziekolwiek spojrzała, czegokolwiek dotknęła,

było obce i wspaniałe.

Leżała pod starą, miękką i ciepłą kołdrą na równie starym, bardzo

szerokim łóżku. Na dębowej nocnej szafce stał wazon z ogromnym

bukietem dzikich irysów, jaskrów i złotych traw. Przez otwarte okno

wdzierało się ostre górskie powietrze, zapach sosnowego lasu,

złociste promienie słońca. Z jakiegoś miejsca tego, co uznała, że musi

być małą drewnianą chatą, dobiegała woń świeżo zaparzonej kawy i
smażonego bekonu.

Całkiem zdezorientowana, czubkami palców uścisnęła pulsujące

skronie, a potem przeciągnęła się ostrożnie. Wyglądało na to, że z

wyjątkiem bólu głowy fizycznie nic jej nie dolega - co nie zmieniało

faktu, że jedyną rzeczą, którą rozpoznawała w obcym otoczeniu, była

jej biała nocna koszula.

Nad głową miała ażurową konstrukcję belek, które

podtrzymywały łamany sufit wykonany z surowych desek -sądząc

po ich naturalnej, brązowej barwie, wiele lat temu. Surową prostotę

poddasza urozmaicały tylko porozwieszane na drewnianych

ścianach fotografie. Starała się dociec, dlaczego twarze mężczyzn na

jednym ze zdjęć wydają się jej znajome, kiedy usłyszała skrzypienie

podłogi.

RS

background image

44

Odwróciła się i zobaczyła Garretta. Patrzył na nią z ostatniego

stopnia schodów czujnym, skupionym wzrokiem.

Poczuła ulgę i gniew jednocześnie. Ukłucie bólu, ciekawość,

niedowierzanie... Ale najbardziej przejmująca była świadomość jego

obecności. Jego wyglądu. Zapachu. I świadomość tego przeklętego

pragnienia, które wcale w niej nie umarło - nie osłabło nawet - a

przecież od ich rozstania minęło tyle czasu.

Ileż to razy widziała go właśnie takiego: na bosaka, w niebieskich

dżinsach, z kubkiem parującej kawy w dłoni. Patrzył na nią
przenikliwie błękitnymi, zamyślonymi oczami. Włosy, które tak

bezlitośnie zgoliła, prawie już odrosły do ich poprzedniej długości.

Garrett przeczesywał je teraz palcami.

Był uosobieniem męskości, ucieleśnieniem siły i zmysłowości.

Piękny jak zawsze.

Kiedyś należał do niej. Kiedyś naprawdę go znała. Ale mężczyzna,

który teraz na nią patrzył, był dla niej kimś zagadkowym. Zaczynała

podejrzewać, że ona sama jest dla siebie zagadką.

Zebrała kołdrę na piersiach i usiadła. Nie wiedziała, gdzie jest, jak

się tu dostała i dlaczego złość -złość usprawiedliwiona - przejmuje ją

z mniejszą siłą niż to gorące pragnienie.

- Jak się czujesz? - Garrett podszedł do niej wolno i przysiadł na

brzegu łóżka w bezpiecznej odległości.

Jego miękki, ochrypły pomruk wywołał w jej ciele zmysłowe

dreszcze.

Najpierw zignorowała jego pytanie, a kiedy zapanowała nad sobą,

postanowiła wyjaśnić sytuację.

- Co to wszystko ma znaczyć, Garrett? Gdzie jest Sara?

- U Maddie. Obie wiedzą, że jesteś ze mną. - Z uprzejmym

uśmiechem podał Emmie kawę, a gdy się zawahała, sam włożył

kubek w jej dłonie.

Zamknęła oczy. Z bezgłośnym jękiem przypomniała sobie

wieczór, który Maddie zaproponowała uczcić butelką wina. To

wyjaśniało ból głowy. I te mgliste, poszarpane jak we śnie obrazy:

Garrett szepczący coś w środku nocy, pomruk silnika,

RS

background image

45

podskakiwanie na wyboistej drodze, przyjemny zapach końskiej

sierści...

- Wczoraj wieczorem... - Położyła się z powrotem, usiłując

złożyć te fragmenty w jedną całość. - Przyszedłeś do Maddie. I

przywiozłeś mnie tutaj... Nie... Nie wierzę, że ci na to pozwoliła.

Mimo że Garrett starał się utrzymać powagę, jeden z kącików jego

ust uniósł się leciutko w górę.

- Nie powiedziałem wcale, że pozwoliła. Zrozumiała tylko, że jej

zgoda nie jest konieczna.

- Chcesz powiedzieć, że mnie... porwałeś?

- Jeżeli tak chcesz to nazywać...

- A jak inaczej można to nazwać? - W tonie głosu Emmy więcej

było zdumienia niż złości.

- Zgodzisz się chyba ze mną, że nie miałem wielkiego wyboru.

- Boże... - Emma usiadła wyprostowana, walcząc z bólem, który

nową, potężną falą zapulsował jej w głowie. - Nie wierzę, naprawdę

w to nie wierzę.

- Jeżeli będzie to dla ciebie jakąś pociechą, to przyznaję, że ja

sam nie bardzo mogę w to uwierzyć. - Garrett uśmiechnął się ze

skruchą. - To jedna z takich historii, o których mówimy, że w swoim

czasie pomysł wydawał się zupełnie sensowny.

- Byłeś... byłeś pijany?

- Nie. - Niepewny uśmiech Garretta powoli nabierał bardziej

zdecydowanego charakteru. - Ale na szczęście dla mnie ty byłaś

niezbyt trzeźwa.

- Przestań szczerzyć zęby. To wcale nie jest śmieszne!

- Mam nadzieję, że przyjdzie dzień, kiedy oboje będziemy się z

tego śmiać.

Emma zaprzeczyła ruchem głowy i od razu tego pożałowała -

szarpiący ból przeszył jej skronie.

- Nie, Garrett, to nigdy nie będzie śmieszne. Wszystko między

nami skończone. Nie wiem, co uknułeś, ale nie mam zamiaru brać w

tym udziału. Chcę, żebyś zawiózł mnie z powrotem do Jackson.

Natychmiast.

RS

background image

46

Garrett spojrzał na nią uważnie, wstał z łóżka i podszedł do okna.

Potem wsunął ręce do kieszeni i patrzył ponuro w dal.

- Musimy porozmawiać, Em. A w Jackson nigdy do tego nie

dojdzie. - Kiedy się do niej odwrócił, na jego ustach nie było śladu

uśmiechu, z oczu zniknęły wesołe błyski.

- Właśnie dlatego przywiozłem cię tutaj. Żebyśmy przez kilka

dni byli sami i dali sobie szansę... naprawienia tego, co się zepsuło.

Emma nie słyszała w jego głosie nawet cienia groźby. Mówił z

łagodną determinacją. Poczuła się tak, jakby ktoś zacisnął pięść na
jej sercu. Z determinacją umiała sobie poradzić, ale nie z

łagodnością.

- Za późno, żeby cokolwiek naprawiać.

- Być może - zgodził się Garrett po długiej chwili milczenia. -

Może masz rację. Prawdę mówiąc, sam już nie wiem, co myśleć.

Wiem tylko, że chcę spróbować. - Posłuchaj... - Znów usiadł na
brzegu łóżka. - Zdaję sobie sprawę, że wykradanie cię w środku nocy

było szaleństwem. Może jest mi trochę głupio, ale powtarzam: nie

dałaś mi innej szansy. Zrobiłem więc to, co musiałem.

Był zbyt blisko. Stał się zbyt przekonujący. Zbyt łatwo byłoby po

prostu ulec. Tylko w jeden sposób mogła zwalczyć tę pokusę.

- Więc pewnie zrozumiesz, kiedy powiem ci, że ja też muszę

zrobić to, co muszę, czyli wynieść się stąd!

Wpadła w panikę. Jego bliskość stała się nie do zniesienia; czuła,

że jeszcze chwila i nie zdoła mu się oprzeć. W ostatnim obronnym

odruchu wyskoczyła z łóżka. Oszołomienie i ból spadły na nią

równocześnie. Zachwiała się, szukając po omacku czegoś, na czym

mogłaby się oprzeć - i znalazła dłoń Garretta. Silną. Pewną.

Przyjacielską.

Chciała cofnąć rękę, ale przeklęte kolana odmówiły jej

posłuszeństwa. Wtedy Garrett przyciągnął ją do siebie.

- Puść mnie. - Walcząc jednocześnie z nim i ze swoim

pragnieniem, Emma odpychała się pięściami od jego torsu. - Chcę

odejść - przekonywała z całym uporem, na jaki potrafiła się zdobyć.

- Nie. - Wzrok Garretta stał się nagle tak twardy jak jego ciało. -

RS

background image

47

Ty chcesz uciec.

Już otwierała usta, żeby zaprzeczyć, ale ubiegł ją -przypominając

prawdę, do której nie chciała się przyznać nawet sama przed sobą.

- Chcesz uciec, tak jak uciekłaś od naszego małżeństwa.

Garrett spodziewał się gniewu Emmy. Na swój własny nie był

przygotowany. Nie wziął też pod uwagę, jak bardzo był spragniony

jej bliskości. Gdy tylko wziął ją w ramiona, błyskawica pożądania

przeszyła jego ciało.

Poprzedniego wieczora, gdy wkradł się do jej sypialni, nie potrafił

się powstrzymać i pocałował ją. Przyjęła go, spragniona, z żarem,

którego w ich małżeństwie zaczęło od pewnego czasu brakować.

Mógł ją wtedy posiąść.

Mógł wziąć ją teraz. Od razu. I oboje o tym wiedzieli.

W każdym jej oddechu czaiło się bolesne podniecenie. Każdy

centymetr jej rozpalonego ciała zapraszał do miłości.

Garrett wiedział, jak sprawić, żeby go błagała. Wiedział też, jak

sprawić, żeby przyjemność wyrwała jej krzyk z gardła, jak

doprowadzić ją na skraj bólu, a potem wyzwolić. Był pewien, że

mógłby na powrót uczynić ją swoją, choćby tylko na jedną chwilę.

Ale jedna chwila na nic by się zdała. Fizyczna ulga, rozładowanie -

to za mało, żeby zabliźnić jej rany. Emma potrzebowała czegoś
więcej. On także. I teraz, bardziej niż kiedykolwiek, powinien o tym

pamiętać.

Zaczerpnął głęboko powietrza, powoli odetchnął, a potem

ostrożnie zwolnił uścisk. Zareagowała na to małe ustępstwo z

gwałtownością, jakiej się nie spodziewał. Najpierw wymierzyła mu

cios w pierś, a potem próbowała go odepchnąć. Zacisnął ręce na jej

ramionach.

- Posłuchaj mnie, posłuchaj - powtarzał. - Przestań się szarpać!

Nie miała szansy wygrać w tej walce. Wykorzystywał ją. Zarzucał

potokiem słów, których wcale nie chciała słyszeć.

- Uciekasz, bo się boisz. Ale czas już przejrzeć na oczy, Em.

Musisz wysłuchać prawdy. Pomyliłaś się - zaczął łagodniejszym

tonem, licząc, że Emma przyzna mu rację. - To, co widziałaś, to była

RS

background image

48

rozmowa z klientką. Nic więcej. Do niczego jej nie zachęcałem. Nie

spałem z nią. I sądzę, że ty o tym wiesz, ale boisz się. Po tym, co mi
zrobiłaś, boisz się spojrzeć prawdzie w oczy.

Emma milczała. Oddychała z trudem. Fizycznie musiała czuć się

pokonana, ale jej zaciekle błyszczące oczy nie zdradzały cienia

uległości. Milczała uparcie, więc Garrett ponownie rozluźnił uścisk.

Tym razem nie rzuciła się na niego.

- I co, Em? Zastanawiasz się, czy nie popełniłaś błędu? Zdawało

się, że całkiem opuściła ją wola walki. Garrett pogładził czule jej
ramiona, wypuścił z objęć i patrzył, jak wraca do łóżka. Bezwiednie

przyciągnęła kolana do piersi, oplotła wokół nich ręce i spuściła

głowę.

Po długiej chwili wahania Garrett postanowił zaryzykować i

usiadł przy niej. Odruchowo zacisnął dłoń na jej kostce. Kiedyś tuliła

się do niego po takim uspokajającym geście. Dzisiaj cofnęła stopę.

- Myślisz, że uda ci się wykręcić? - zapytała łagodnym, lecz

beznamiętnie suchym tonem, nie wróżącym niczego dobrego.

- Czy mi się uda...? - Garrett wiedział tylko, że nie ma zamiaru

się poddawać. - Nie jestem pewny, czy mi się uda. Ale stawka jest tak

wysoka, że musiałem spróbować. Jak mogłem wysłuchiwać zwierzeń

Sary - zmusił się do łagodnego tonu - o tym, jak jej mamusia jest
nieszczęśliwa, i nie spróbować tego zmienić? Jak długo mogłem

patrzeć na ciebie - wychudzoną, bladą, apatyczną - i nic nie robić? -

Uniósł palcem jej brodę, tak że musiała spojrzeć mu w oczy. - Jak

mógłbym cię kochać, dostrzegać, że cierpisz, i nie chcieć tego

zmienić?

Emma z całych sił starała się podsycać w sobie gniew, ale była u

kresu wytrzymałości. Zbyt bardzo chciała mu uwierzyć. Zbyt bardzo
czuła się winna, po tym, co mu zrobiła. Lecz wtedy stanęło jej przed

oczami wspomnienie kobiety, do której on uśmiechał się tak poufale,

tak jak wolno mu było uśmiechać się tylko do niej. Do nikogo więcej.

To wspomnienie sprowadziło ją z obłoków na ziemię.

- Niech cię cholera! Niech szlag trafi twoje bajdurzenie, że

chcesz coś naprawiać, kiedy to właśnie ty wszystko zepsułeś. Chcesz

RS

background image

49

ze mną pogrywać w ten sposób, powtarzając: „jak mogłem, jak

mógłbym"? Świetnie, mogę z tobą zagrać. Zmieńmy tylko pytanie na
„jak mogłeś"? Jak mogłeś mówić, że mnie kochasz, i pójść do łóżka z

inną kobietą?

Rzucając to oskarżenie, Emma widziała, jak pochmurnieje twarz

Garretta, co tylko zwiększyło jej udrękę. Z nieludzkim wysiłkiem

przełknęła łzy.

- Jak mogłeś mi to zrobić, a potem jeszcze kłamać? Żyły

nabrzmiały mu na szyi, ale głos pozostał spokojny, niebezpiecznie
spokojny.

- Jak mam ci to wytłumaczyć? Nie ma w moim życiu innej

kobiety. Nie było żadnego romansu. Nic się nie wydarzyło.

Emma wbiła paznokcie w kołdrę, przeklinając się w duchu za to,

że chce mu uwierzyć, przeklinając Garretta za to, że potrafił zamącić

jej w głowie.

- Nie traktuj mnie jak ostatniej kretynki. Dobrze wiem, co

widziałam. - Parsknęła gorzkim śmiechem. - Ta kobieta leciała na

ciebie jak diabli i uwodziła cię. A ty nie miałeś nic przeciwko temu.

- To była klientka.

- Jasne! - Emma machnęła ręką. - I tylko tyle masz do

powiedzenia, prawda?

- Nie, do diabła. Po prostu staram się ci wyjaśnić...

- Proszę bardzo, wyjaśniaj! Jeżeli nie jesteście kochankami, to

dlaczego ona śmiała dotykać cię w ten sposób? Tylko kobieta, która

wie, że facet właśnie na to czeka, zachowuje się tak obcesowo.

- W porządku... - powiedział Garrett zmienionym tonem, w

którym bunt mieszał się z poczuciem winy. -Więc może rzeczywiście

wysyłałem jej... podświadomie jakieś sygnały. Od dawna czułem, że
się ode mnie odwracasz. Coraz częściej uciekałaś ode mnie w łóżku,

coraz rzadziej przytulałaś się... Więc może mnie po prostu wzięło,

kiedy atrakcyjna kobieta dawała mi do zrozumienia, że jestem godny

pożądania.

Chociaż każde jego słowo przepojone było poczuciem winy,

oburzenie zaparło Emmie dech w piersiach. Tak, odwracała się od

RS

background image

50

niego, ale przecież nie bardziej niż on od niej.

- I może poczułem się zraniony. Nie wiem. Może nawet trochę z

tą kobietą flirtowałem, żeby polepszyć swoje samopoczucie. Ale nic

więcej. Do niczego między nami nie doszło.

W tonie głosu Garretta Emma usłyszała coś, co dotknęło ją

bardziej niż słowa. Gdy wreszcie udało jej się odzyskać mowę,

wydobyła z siebie jedynie ochrypły szept.

- Więc uważasz, że to wszystko moja wina?

- Nie, do diabła! - Garrett zaklął soczyście kilka razy, potem

złapał się za głowę, wstał z łóżka i sztywnym krokiem zaczął

przemierzać pokój. - Staram się być z tobą szczery - wyrzucił z siebie

po chwili, zgrzytając zębami. - Sądzisz, że jestem z siebie dumny?

Uważasz, że czułem się jak prawdziwy mężczyzna, gdy zachęcałem

tamtą kobietę, zamiast zniechęcać, choć dobrze wiedziałem, że nic z

tego nie będzie? Cierpiałem. Byłem po prostu samotny. - W jego
głosie drżał gniew. - Byłem samotny - powtórzył. - Tak bardzo

samotny, że w pewnej sekundzie przeszła mi przez głowę myśl, że

nawet gdybym się z przespał z tamtą kobietą, byłbym

usprawiedliwiony.

To wyznanie spadło na Emmę jak grom z jasnego nieba. Zakryła

dłońmi uszy. Nie mogła tego dalej słuchać.

- Zamilcz!

Nie potrafiła jednak zatrzymać potoku swoich myśli. I po raz

pierwszy poczuła prawdziwy strach, gdy słowa, które kłębiły się w

jej głowie i które musiała z siebie wyrzucić, w ostatniej chwili

uwięzły jej w gardle. Rozpaczliwie starała się o nich zapomnieć, ale

te słowa zbyt boleśnie drążyły jej mózg, by mogła je w sobie stłumić.

Sączyły się jak strużka krwi z rany, skapywały jak łzy przed
paroksyzmem szlochu.

- Emmo...

- Nie. Nie mam zamiaru wysłuchiwać, jak odwracasz kota

ogonem i wmawiasz mi, że to moja wina. Nie pozwolę sobie na to!

Nie ze mną takie gierki. Nie pozwolę, żebyś zrobił ze mną to, co mój

ojciec zrobił z moją matką. Nigdy ci się to nie uda!

RS

background image

51

Głuche milczenie zawisło nad nimi jak ciężka burzowa chmura.

Aż do tej chwili Emma nie wiedziała. Nie podejrzewała nawet, że

źródłem jej nieustającego lęku było zrujnowane życie jej matki.

- O mój Boże... - wyszeptała w kompletnym szoku. - Mój Boże... -

mamrotała pokonana przez prawdę, chowając twarz w dłoniach.

Garrett patrzył, jak krew odpływa z jej twarzy. Powinien był

wiedzieć. Powinien zauważyć i domyślić się, skąd biorą się jej lęki.

Znał historię jej matki. Posłuszna, obowiązkowa żona. Nigdy nie

podnosząca głosu, pochodząca z wyższych sfer amerykańskiego
Południa, Viola DuPree zostawiła za sobą Missisipi i wszystko, co

było jej bliskie, żeby podążyć za mężem do Jackson. Zdecydowana za

wszelką cenę bronić swego małżeństwa, godziła się na kłamstwa

ukochanego nawet wtedy, kiedy jego liczne romanse przestały być

dla kogokolwiek tajemnicą. Poświęciła dla niego życie, porzuciła

dumę i zrezygnowała z godności - tylko po to, żeby rozwiódł się z nią
w pół roku po przeprowadzce do Wyoming i odszedł z kobietą, dla

której nie zawahał się porzucić rodziny.

Viola nigdy się z tego nie otrząsnęła. Spustoszenie okazało się

całkowite, klęska sromotna. Kiedyś tryskająca życiem, kochająca

kobieta, zamknęła się w świecie zapomnienia. Przepustką do tego

świata były recepty lekarskie, które uwolniły jej życie od bólu
depresji.

Dlatego Emma, piękna, dumna kobieta, boi się panicznie tego, co

przydarzyło się jej matce. Dlatego jemu przypisuje grzechy swojego

ojca - bez względu na to, czy ma ku temu jakiś powód, czy nie.

- Emmo? Kochanie... - Garrett dotknął jej włosów i delikatnie je

pogładził. - Czy to jest prawdziwy powód naszych kłopotów?

Emma patrzyła na niego rozbieganym, przerażonym wzrokiem.

Garrett był pewien, że nie zauważyła nawet, kiedy zaczęła płakać. Z

rozdartym sercem przyciągnął ją do siebie i zamknął w ramionach.

Walka wyczerpała ją bez reszty. Przylgnęła do niego, jak w

czasach, gdy byli parą młodych kochanków, i zaniosła się głośnym

szlochem.

Opłakiwała matkę. Opłakiwała siebie. I choć może by się do tego

RS

background image

52

nie przyznała, Garrett wiedział, że opłakiwała również to wszystko,

co utracili.

Kiedy wylała ostatnią łzę, odsunął z jej policzków mokre kosmyki

włosów.

- Kocham twoją matkę, Em. Wiem, że ty też ją kochasz. Ale nie

jesteś nią - wyszeptał, obejmując dłońmi jej twarz. - I nigdy nie

będziesz do niej podobna. A ja nie jestem twoim ojcem. Nigdy nie

zrobiłbym tego, co on uczynił twojej matce. Pomyśl o tym. Pomyśl, a

na pewno się ze mną zgodzisz.

Siedział z nią tak przez długą chwilę, nie spodziewając się żadnej

reakcji. Zastanawiał się, jak mogli tak zaniedbać swoją miłość. Tak

oddalić się od siebie i dopuścić, żeby podświadome lęki zagroziły ich

przyszłości. W końcu udręczony tymi myślami, odsunął Emmę

delikatnie od siebie i położył na łóżku.

- Wiem, że mamy różne problemy, Em - wyszeptał, okrywając ją

kołdrą. - Wiedziałem o tym od dawna, ale błagam, uwierz mi, że

żadnym z tych problemów nie jest inna kobieta.

Zamknęła opuchnięte od łez powieki i przytuliła się do poduszki.

- Dla mnie istnieje tylko jedna kobieta. Na zawsze. Potrzebuję

jej. Potrzebuję jej pomocy, żeby znaleźć sposób na wygrzebanie się z

tego bałaganu. Proszę, zostań ze mną. Daj nam chociaż.... chociaż
tydzień, żebyśmy mogli sprawdzić, czy to się uda.

Garrett nie miał pojęcia, co jeszcze może zrobić. Co powiedzieć.

Czuł się równie przygnębiony, wyczerpany i pobity jak Emma. Miał

coraz mniejszą nadzieję, że ich rany dadzą się zagoić. Delikatnie

ścisnął jej ramię.

- Odpocznij teraz. Kiedy będziesz miała ochotę wstać, w skrzyni

pod oknem znajdziesz jakieś ubrania. Potem spokojnie
porozmawiamy.

Stał jeszcze z minutę na szczycie schodów, ale nie doczekał się

żadnej reakcji. Emma nie zawołała go. Nie poprosiła, żeby został.

Odwróciła się do ściany i pozwoliła mu odejść.

RS

background image

53

ROZDZIAŁ PIĄTY

Garrett zostawił Emmę na poddaszu, a sam wyszedł na taras

okalający chatkę. Wyciągnął się w wiklinowym fotelu, bose stopy

skrzyżował na poręczy i walczył się ze znużeniem
obezwładniającym jego umysł.

Pewien był, że jeśli tylko zostanie z Emmą sam na sam, uda mu się

wszystko naprawić. Lecz teraz, po tym, co od niej usłyszał - stracił tę

pewność.

Bał się o nią. I dlatego zaczął bać się o nich oboje.

W końcu zmęczenie wzięło górę nad rozterkami. Zasnął,

zastanawiając się, czy Emma dalej będzie się upierała, żeby odwiózł
ją z powrotem do Jackson. Obudził się z tą samą dręczącą myślą i z

poczuciem, że nie jest sam.

Powoli wyprostował się w fotelu, przeciągnął się, próbując

rozluźnić sztywne ramiona, wreszcie odwrócił się i zobaczył Emmę.

Stała obok, ubrana w nowe dżinsy i żółty bawełniany sweter,

który kupił dla niej poprzedniego dnia. Na stopach miała jasnożółte
zamszowe mokasyny. Wyszczotkowane, lśniące włosy spięła złotą

spinką, którą zostawił jej na toaletce.

Powieki miała nieco opuchnięte, ale wyglądała na wypoczętą i

wyspaną. Mimo że bardzo schudła i była blada jak ściana, wciąż

elektryzowała go swoją urodą. Jednak to, co zobaczył w jej oczach,

poruszyło go najbardziej.

Walczyła ze sobą, nie podjęła jeszcze decyzji, a to oznaczało, że nie

przestała się bać.

Z uczuciem ssania w dołku przyglądał się jej profilowi. Uczepiła

się belki podtrzymującej daszek nad tarasem, przytuliła policzek do

szorstkiego drewna i nieruchomym wzrokiem patrzyła w dół doliny.

Jej milczenie mogło oznaczać wszystko...

- Wypoczęłaś? - zapytał cicho Garrett.
- Od bardzo dawna nie spałam tak twardo.

- Widocznie tego potrzebowałaś. - Jeszcze jedna banalna,

RS

background image

54

nieszkodliwa uwaga.

Oboje dobrze rozumieli znaczenie tej słownej gry. Wykręcali się.

Żadne z nich nie chciało podjąć wątku, który poprowadziłby ich do

sedna sprawy.

Emma zerknęła na Garretta przez ramię, potem odwróciła wzrok

w kierunku rzeki. Na drugim brzegu jej srebrzystego, rwącego nurtu

wyniosłe sosny i drżące osiki wspinały się po łagodnych zboczach

wzgórza, otwierając panoramę dalekich, ośnieżonych szczytów.

- Jak tu pięknie.
Następny truizm, a jednak w sercu Garretta zatliła się iskierka

nadziei.

- Dlatego, między innymi, przywiozłem cię właśnie tutaj.

Miałem nadzieję, że ten widok skusi cię do zostania. Pozostaje mi

teraz zapytać, czy przynęta była skuteczna...

Oboje wiedzieli, że piękno doliny Wind River nie wpłynie na

decyzję Emmy i oboje zdawali sobie sprawę, że od jej odpowiedzi

zależy wszystko.

Emma milczała zbyt długo. Garrett nie mógł czekać w

nieskończoność.

- Dziesięć lat, Em - użył ostatniego argumentu, jaki mu pozostał.

- To powinno być warte jednego tygodnia.

Tylko jednego tygodnia. Czy nie możemy dać sobie siedmiu dni i

przekonać się, czy pozostało jeszcze coś do uratowania?

- A jeśli nic nie pozostało? Jeśli nie ma już niczego, co można by

ratować?

Teraz on patrzył w dolinę, zaciskając dłonie na poręczy tarasu.

- Wtedy oboje stąd wyjedziemy ze świadomością, że

przynajmniej spróbowaliśmy.

Sekundy wlokły się niemiłosiernie. Gdzieś w oddali zakrakał kruk,

wiatr szeptał pomiędzy sosnami. Rzeka, szemrząc, wiła się w

odwiecznym skalnym korycie. Niezliczone odgłosy doliny Garrett

rejestrował całkiem bezwiednie, tak jak odgłos własnego oddechu i

głuche walenie serca. Aż nagle usłyszał swoje imię.

- Garrett...

RS

background image

55

Odwrócił się i zlustrował wzrokiem Emmę, od twarzy po

wyciągniętą do niego dłoń.

Wahała się, ale jednak ją wyciągnęła do niego. Po raz pierwszy, od

kiedy to wszystko się zaczęło, zobaczył w jej oczach cień nadziei.

Odepchnął się od poręczy. Zamknął jej małą dłoń w swojej

wielkiej dłoni i podniósł ją do ust.

- Zostaniesz?

Milczała. Wciąż milczała, a on nie mógł znieść tego milczenia.

Potem spojrzała mu w oczy i przez kilka sekund przyglądała się jego
twarzy.

- Em...?

- Zostaję.

Jeżeli ulga mogłaby być jeszcze słodsza, na pewno by sączył jej

słodycz bez końca. Jeżeli nadzieja mogłaby być bardziej porywająca,

wyrosłyby mu skrzydła. Chciał wziąć Emmę w ramiona, zanieść do
łóżka i wykochać wszystkie ich problemy.

Emma jednak była krucha jak szkło. I ciągle się wahała.

Garrett stłumił w sobie podniecenie i zbliżył się do niej jak do

płochliwego źrebaka - ostrożnie i z troską.

- Zrobię wszystko, żebyś tego nie żałowała.

Na chwilę, na całą wieczność, spotkały się ich oczy, a potem Emma

rzuciła mu się w ramiona.

Z tą samą desperacją, która zmusiła Garretta do porwania żony w

środku nocy, zanurzył palce w jej włosach i przyciągnął ją do siebie.

- Poradzimy sobie, wszystko naprawimy. - Pocałował ją w

czubek głowy, walcząc z uczuciem, które wezbrało w nim tak mocno,

że aż zaczęły szczypać go oczy. - Dowiemy się przez ten tydzień, co

nam nie wychodziło, a potem to naprawimy.

Delikatnie odsunął Emmę od siebie i ujął w dłonie jej szczupłe

ramiona.

- Chcę, żebyś wróciła - mówił ze ściśniętym gardłem. - Pragnę,

żeby wróciła do mnie kobieta, którą pokochałem na zawsze.

Odważna i kochająca. Kobieta, która zawsze ma swoje własne zdanie

i nigdy nie chowa głowy w piasek.

RS

background image

56

- A jeżeli tej kobiety już nie ma? - spytała Emma z lękiem i

rozpaczą w głosie. - Jeżeli stała się maniaczką, która zawędrowała w
ślepą uliczkę i oszołomiła narkotykiem ojca swojego dziecka? Jeżeli

ta kobieta sama już nie wie, kim jest i czego chce?

- Wtedy razem ją odnajdziemy. Rozczarowałem cię, Em. Zdaję

sobie z tego sprawę, ale nie w taki sposób, jak myślisz.

Przez chwilę szukał właściwych słów.

- Popełniałem błędy. Oboje je popełnialiśmy. Zanim się jednak

zabierzemy do szukania ich i naprawienia, musisz uwierzyć, że
jednego błędu nigdy nie popełniłem. Nigdy nie było w moim życiu

żadnej innej kobiety. Nigdy!

Emma zamknęła oczy, z trudem łapiąc oddech.

- Daj mi po prostu szansę. Chcę, żebyś znowu mi zaufała. Daj

nam obojgu szansę, żebyśmy mogli w siebie wierzyć.

- A jeżeli nam się nie uda?
- Wtedy podpiszę zgodę na rozwód, jeśli ciągle będziesz tego

chciała.

Garrett znowu zobaczył w jej oczach strach. Wystarczył jeden

nieostrożny krok, żeby Emma zmieniła zdanie, ale on nie zamierzał

do tego dopuścić. Porozumienie, jakie zawarli, było bardzo kruche.

Jej rozpacz zbyt głęboka, a rany zbyt świeże, żeby je rozdrapywać.
Jeszcze nie teraz. Zresztą to samo mógł powiedzieć o sobie.

Musiał pozostawić i jej, i sobie dużo swobody. Oboje powinni

odetchnąć i zająć się drobnymi, codziennymi sprawami. Wystarczyła

mu sama świadomość, że Emma zostaje. Tak bardzo podniosła go na

duchu, że o niczym więcej nie śmiał nawet marzyć.

- Nie jadłaś śniadania, nie mówiąc o lunchu - powiedział z

uśmiechem. - Może spróbujemy to nadrobić, co ty na to?

Bez słowa podszedł do drzwi i otworzył je przed Emmą. Wahała

się przez ułamek sekundy, ale odwzajemniła uśmiech i przeszła

przez próg.

Emma usiadła przy wyciosanym z surowego sosnowego drewna

stole, a potem patrzyła, jak Garrett wyjmuje z lodówki jedzenie i

przygotowuje kanapki.

RS

background image

57

Przygnębiona, myślała o swoim porannym odkryciu. Nieznośnie

upokarzająca była świadomość, że nawet przed sobą ukrywała
własne lęki. Bała się o swoje małżeństwo, podświadomie zakładając,

że stanie się lustrzanym odbiciem małżeństwa jej matki. A najgorsze,

że owym skrywanym, obsesyjnym lękiem wyrządziła krzywdę

Garrettowi i Sarze.

A jednak ulga - nagle i niespodziewanie - wzięła górę nad żalem i

niepewnością. Podjęła decyzję - pierwszą, którą uważała za słuszną,

od nocy, kiedy opuściła Garretta. Cokolwiek miało zdarzyć się w
najbliższych dniach, jakkolwiek miało się to skończyć, przynajmniej

odważyła się spróbować.

Ale nie tylko dlatego poczuła ulgę. Kiedy zobaczyła Garretta na

ostatnim stopniu schodów prowadzących na poddasze, poczucie

bezpieczeństwa stało się silniejsze od gniewu. Powinna być wściekła

na niego za to porwanie, ale gdy uświadomiła sobie, jak bardzo mu
na niej zależy, obudziła się w niej ta część serca, która od bardzo

dawna trwała w letargu.

Po tych wszystkich miesiącach bez Garretta Emma miała ochotę

rzucić mu się w ramiona i kochać się z nim do utraty tchu. Kusił ją,

kiedy po prostu szedł, na bosaka, w dżinsach opinających wąskie

biodra. Wciąż miał ciało atlety. Zawsze wyglądał jak wyjęty spod
prawa banita - cała trójka Jamesów tak wyglądała - z ciemnymi

włosami opadającymi bezładnie na czoło, z oczami w kolorze

letniego burzowego nieba.

Jego wielkie, silne dłonie, zajęte teraz przygotowaniem kanapek,

były dłońmi ciężko pracującego mężczyzny, a bywały też delikatne

albo zmysłowo gwałtowne. Na wspomnienie tych dłoni błądzących

po jej ciele Emmę przeszył dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Niemal
jednocześnie w jej głowie odezwał się dzwonek alarmowy. Zbyt

wiele wycierpiała, żeby nie zdawać sobie sprawy, że zaspokojenie

pożądania nie rozwiązałoby żadnego z ich problemów.

- Powiesz mi wreszcie, gdzie jesteśmy?

- Może sama zgadniesz?

- To nie są góry Teton - odpowiedziała Emma po chwili

RS

background image

58

zastanowienia, wzruszając ramionami.

- Masz rację. Jesteśmy w górach Wind River Range.
- Wind River? - Emma powoli rozejrzała się wokół z

niedowierzaniem. - W takim razie to jest ta chata... To znaczy, że

jestem na uświęconej ziemi.

Garrett zachichotał, słysząc zdumienie w jej głosie. Ja-mesowie od

lat nie robili żadnej tajemnicy z tego, że dom, który wybudował ich

ojciec, to terytorium przeznaczone wyłącznie dla mężczyzn. Z

wyjątkiem ich matki żadna kobieta nie przekroczyła nigdy jego
progów.

- Nie złamałeś żadnej uświęconej zasady, zabierając mnie tutaj?

Nim Garrett zdążył odpowiedzieć, Emma zmarszczyła brwi,

przypominając sobie coś jeszcze.

- Myślałam, że do tej doliny można dostać się tylko pieszo albo

ko... - przerwała w pół słowa. - Przywiozłeś mnie tutaj na końskim
grzbiecie, a ja tego nie pamiętam?

- Nigdy nie piłaś alkoholu, Em... Teraz już oboje wiemy,

dlaczego. No właśnie, a jak tam twoja głowa?

- Podejrzewam, że lepiej funkcjonuje niż twoja... tego dnia, kiedy

od ciebie odeszłam - odpowiedziała z poczuciem winy w głosie.

Od tamtego koszmarnego wieczoru nieustannie, przez całe dnie i

noce, dręczyły ją wyrzuty sumienia. Oszołomiła Garretta

barbituranami. Ogoliła mu głowę. Zniszczyła jego życie i pozbawiła

go dziecka. Zrobiła to powodowana chorobliwymi lękami.

To prawda, że ich małżeństwo znalazło się w kłopotach. To fakt,

że przeżyła szok i bardzo cierpiała, kiedy zobaczyła go z tamtą

kobietą. Nic jednak nie mogło usprawiedliwić tego, co zrobiła.

Spojrzała na swoje dłonie.

- Bardzo... bardzo cię przepraszam. Ciągle jeszcze nie mogę

uwierzyć, że... coś takiego...

- Hej, nie myśl o tym teraz. Przed nami cały tydzień. Odpuśćmy

to sobie, zgoda?

Jak zwykle chciał ją chronić. Chronienie jej przed kłopotami i

przykrościami było jedną z rzeczy, w których Garrett był mistrzem.

RS

background image

59

Zawsze zależało mu na tym, żeby czuła się bezpiecznie. Był taki silny

i opiekuńczy. A jej to odpowiadało i bez najmniejszych oporów
chroniła się pod parasolem jego siły. Teraz zaczynała podejrzewać,

że jej przyzwolenie na taki układ przyczyniło się do kłopotów, w

które wpadli.

Ale przecież tu nie chodzi o siłę Garretta, pomyślała ponuro.

Problem w tym, że jej od dawna brakowało siły.

Od tego powinna zacząć. Żeby myśleć o jakiejkolwiek szansie

uratowania ich związku, musiała rozprawić się ze swoją słabością.

Garrett chciał dać jej na to czas. On wcześniej zrozumiał, że to,

czego najbardziej jej trzeba, to właśnie czas.

Żeby przerwać panujące milczenie, Emma rozejrzała się po chacie

i powiedziała:

- Całkiem imponująca... Zawsze pożerała mnie ciekawość, jak tu

jest. I do głowy mi nie przyszło, że kiedyś to wszystko zobaczę na
własne oczy.

Garrett uśmiechnął się łagodnie, kładąc przed Emmą usmażony

bekon, sałatę, pomidory i chleb. Wymownym gestem podniósł

dzbanek z kawą. Gdy Emma skinęła głową, wyjął dwa kubki i

napełnił je.

- Ta chata zawsze była dla nas czymś wyjątkowym. Zbudował ją

nasz ojciec. Ogłosiliśmy ją męskim sanktuarium, choć byliśmy wtedy

chłopcami udającymi mężczyzn.

- Chyba powinnam czuć się zaszczycona tym, że jednak tu

jestem? - spytała cicho Emma.

- W tych okolicznościach - uśmiechnął się przekornie Garrett -

czując się uhonorowana, jesteś niezwykle wspaniałomyślna.

Nie miał tego zamiaru, ale niechcący otworzył przed nią jeszcze

jedną furtkę do rozmowy na temat, którego chciał uniknąć. Ponieważ

Emma nie skorzystała z okazji, doszedł do wniosku, że miał rację,

odkładając rozmowę na później.

- A co twoi bracia na to, że tu jestem? Brali w tym udział,

prawda? Jamesowie zawsze trzymają się razem.

- Nawet jeśli narażają się na oskarżenie o kidnaping.

RS

background image

60

- No właśnie... Moją matkę ta historia może wyprowadzić z

równowagi.

Garrett postawił przed nią pełny talerz kanapek, usiadł na krześle

po drugiej stronie stołu i zaczął jeść.

- Jesse się tym zajmuje.

- Jesse zajmuje się moją matką?

- Ma ją uspokoić. Twoja matka uwielbia Jesse'a. Roześmiany

mały chórzysta z tym swoim „proszę pani" oczarował ją raz na

zawsze. Mam nadzieję, że przekona ją, iż czujesz się świetnie i jesteś
w dobrych rękach.

Emma wzięła kanapkę, wyobrażając sobie Jesse'a ze swoją matką.

- Ta sztuczka powinna się udać.

- Wierzę w jego spryt. - Garrett uśmiechnął się

porozumiewawczo. - Bo Jesse sądzi, że jest stanowczo za ładny, żeby

iść na dwadzieścia lat do więzienia.

- A co z twoją matką?

Garrett spoważniał i oparł ręce na stole.

- Kazała ci przekazać, że bardzo cię kocha i prosi o wybaczenie,

bo... dała mi błogosławieństwo na drogę. Poza tym liczy, że

spodobała ci się bielizna, którą dla ciebie wybrała.

Garrett patrzył, jak policzki Emmy pokrywają się rumieńcem.

Rozumiał przyczynę jej zmieszania, bo widział tę bieliznę. Chciał

zobaczyć ją w tej bieliźnie. I bez bielizny... Szybko odsunął od siebie

te myśli i zaczął jeść kanapkę.

- Ale jak udało wam się wykiwać Maddie?

- To było zadanie Claya.

- Następny interesujący plan...

- Coś w tym rodzaju. Kiedy wczoraj wieczorem wynosiłem cię z

domu Maddie, ona lżyła mojego brata i klęła jak szewc.

- Chciała jak najlepiej.

- Wiem. Posłuchaj... - Garrett wyczuł, że za chwilę wpadną w

sidła, które starali się obejść. - Chcę ci coś zaproponować.

Oparł się łokciami o stół, czekając, aż Emma poświęci mu całą

swoją uwagę.

RS

background image

61

- Mamy problemy, Em. Ale mamy też za sobą wspólną

przeszłość. Dobre czasy. Tamtego dnia w parku poprosiłem cię,
żebyś powiedziała mi, że mnie już nie kochasz. Nie zrobiłaś tego.

Wolałem wierzyć, że nie możesz tego powiedzieć. I chociaż nie

spodziewam się, że to potwierdzisz, teraz też wolę w to wierzyć.

Wyciągnął ręce i ujął jej dłonie. Nie broniła się, więc mówił dalej.

- Kocham cię, Em. Nigdy nie przestałem cię kochać. Przez

następne kilka dni chcę ci o tym przypomnieć i spróbować odzyskać

to, co straciliśmy.

- Garrett...

- Jeszcze chwilkę. Nam obojgu zbyt trudno jest mówić o tym, co

ułożyło się źle. Nie zaczynajmy więc od tego. Zacznijmy od tego, co

było dobre. Przypomnijmy sobie, co kiedyś mieliśmy, i spróbujmy to

odzyskać.

- Powrót do przeszłości niczego nie rozwiąże. - Emma spojrzała

smutno na ich połączone w uścisku dłonie.

- Może masz rację - przyznał Garrett. - Ale teraz właśnie tego

potrzebujemy. Musimy znowu poczuć grunt pod stopami.

Emma nie odpowiedziała ani słowem. Ale też nie cofnęła dłoni.

Garrett zaczął ją głaskać. Wyczuł moment, w którym zrezygnowała z

walki i wybrała uległość.

- Jak to zrobimy? - spytała cichym, tęsknym głosem. - W jaki

sposób zdołamy wrócić do przeszłości?

- To zmartwienie zostaw mnie, dobrze?

Jonathan James zbudował drewniany dom w dolinie Wind River

dla siebie i swojej młodziutkiej żony. Ale kiedy rodzina zaczęła się

powiększać, a potem chłopcy wyrośli, ze stojącej na uboczu chaty

korzystali bardziej oni niż ich rodzice.

Przez wszystkie ich dziecięce i młodzieńcze lata Jonathan zabierał

synów w góry na długie weekendy i stopniowo wszyscy trzej

chłopcy zaczęli uważać chatę i okoliczną ziemię za swoje terytorium.

Również w wieku męskim - razem albo osobno - spędzali tam dużo

czasu.

Kilka kosmetycznych zabiegów przystosowało chatkę do

RS

background image

62

ugoszczenia w niej kobiety. Z pomocą Logana, który okazał się

zakamuflowanym romantykiem, Garrett przygotował zapasy
jedzenia, naprawił generator, żeby mieli elektryczność, poprowadził

wodociąg od rzeki i umył okna. Kupił nawet nową pościel i po długiej

dyskusji z samym sobą wyposażył się w drobiazgi przydatne do

stworzenia odpowiedniego nastroju i odzyskania Emmy.

Po lunchu oprowadził żonę po chatce, która składała się z

poddasza, jednego wielkiego pokoju na dole służącego za salon,

jadalnię i kuchnię, małej łazienki oraz sypialni z piętrowymi łóżkami.
Przez chwilę podziwiali panoramę doliny.

- Co chciałabyś robić? - spytał, gdy wyszli na okalającą domek

werandę. - Teraz ty tu rządzisz, Em. Przywiozłem kilka książek i

płyty.

Podziękowała mu uśmiechem, ale jej oczy powędrowały jej w

kierunku rzeki.

- Mam ochotę na spacer. Jest taki piękny dzień.

- Wolisz spacerować sama, czy życzysz sobie towarzystwa?

- Z przyjemnością skorzystam z towarzystwa. - Emma

uśmiechnęła się niepewnie, myśląc o tym, jak serdecznie dosyć ma

samotności.

Nie pamiętała nawet, kiedy ostatnio pozwoliła sobie na czerpanie

radości z czegoś tak zwykłego jak spacer w słoneczny dzień.

Przez ostatnie trzy miesiące wiodła życie, które było niczym

innym jak pustą egzystencją. Dzisiaj czuła powiew wiatru na

policzkach, patrzyła z zachwytem na niebo, wsłuchiwała się w

szelest sosnowych gałązek i igieł pod stopami.

Pozwoliła Garrettowi chwycić się za rękę, kiedy pokonywali

zwalony pień. Śmiała się, kiedy zerwał kilka kwiatów i wplótł je w jej
włosy. Jej mąż dzielił się z nią swoją doliną i zapraszał ją, by uznała

ją też za swoją.

Wszystko stało się nagle łatwe. Łatwo było domagać się małej

porcji szczęścia, pozbyć się smutków, zapomnieć o lękach. Łatwo

było patrzeć na mężczyznę, w którym była zakochana, i marzyć o

przyszłości tak harmonijnej jak śpiew płynącej rzeki i muzyka

RS

background image

63

wiatru.

Ironia losu polegała na tym, że to właśnie Garrett -mężczyzna,

który strącił ją w otchłań mroku - ofiarował jej teraz światło. Ale na

razie nie przychodził jej do głowy nikt inny, na kogo chciałaby liczyć.





RS

background image

64

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Spędzone razem popołudnie, zdaniem Garretta, dobrze wróżyło

na przyszłość. Emma złagodniała. Uśmiechała się, odprężyła,

pozbyła tego ostrego czujnego spojrzenia i przestała wracać do tego,
co przywiodło ich małżeństwo na skraj przepaści.

Kiedy tuż przed zmierzchem zastał ją w wiklinowym fotelu,

korzystającą z ostatnich promieni zachodzącego słońca, zdecydował,

że pora już, małymi kroczkami, przejść do trudniejszego zadania.

- Wyglądasz w tym fotelu na całkiem zadowoloną, Emmy Lou -

powiedział z żartobliwym błyskiem w oczach. - A urodą zaćmiłaś

zachód słońca.

- Nie nazywałeś mnie Emmy Lou, od kiedy skończyłam

szesnaście lat. Pamiętam, jak mozoliłeś się z zapięciem mojego

biustonosza na tylnym siedzeniu samochodu.

- Coś takiego... Ciekawe, czy zdołam cię namówić do mniej

selektywnego traktowania swojej pamięci.

- Spróbuj... - Emma uśmiechnęła się pobłażliwie. -Zobaczymy, co

z tego wyniknie.

Oparł się o poręcz tarasu. Słońce grzało mu plecy, a na policzkach

Emmy malował się pąsowy rumieniec. Garretta ogarniało coraz

większe pożądanie.

- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz poprosiłem cię, żebyś ze mną

poszła na randkę?

- Nie przypominam sobie, żebyś prosił. To było coś w tym stylu:

„Grają dziś dobry film. Możesz ze mną pójść, jeśli chcesz".

- Ostatni wielki romantyk! - jęknął Garrett, spuszczając głowę.

- Nie było tak źle - ciągnęła Emma. - Pamiętam, że

przytrzymałeś dla mnie drzwi w tym kinie. Wydało mi się to całkiem

romantyczne.

- Prawdopodobnie zrobiłem to ze strachu, bo gdybym

zapomniał o dobrych manierach, a zobaczyłaby to któraś z

przyjaciółek mojej mamy, natychmiast by jej o tym doniosła. A z

RS

background image

65

mamą nie było żartów.

- Więc tylko udawałeś wtedy dżentelmena?
- Żeby podziwiać twój tajemniczy uśmiech? Jasne. Przynajmniej

na początku. - Oczarowany uśmiechem, o którym mówił, spojrzał

Emmie głęboko w oczy. - Ale potem... Potem odkryłem w tobie coś,

co kazało mi zachowywać się jak należy. Otwierać przed tobą drzwi,

kupować ci kwiaty... przeskakiwać góry.

Emma podniosła się z fotela i stanęła przy nim, opierając się o

poręcz werandy.

- A czekała na to przynajmniej połowa dziewcząt ze starszej

klasy... A ja, skromne, nieśmiałe dziewczątko z niższej klasy, za

każdym razem, kiedy obdarzałeś mnie uśmiechem typu „cześć,

dziecinko", miałam kolana jak z waty.

- Uśmiechem typu „cześć, dziecinko"? - Garrett wzdrygnął się. -

Okropne! Co za frajer był ze mnie. Dlaczego w ogóle zgodziłaś się na
to spotkanie?

- Z powodu filmu. Całe lato marzyłam, żeby go obejrzeć.

- Więc nie dla mojego nieodpartego uroku?

- Uroku też ci nie brakowało. Zwłaszcza wówczas, kiedy

przestawałeś grać supermana. - Emma skrzyżowała ręce na

piersiach, wyraźnie ubawiona jego zakłopotaniem. – Był jeszcze
jeden uśmiech, taki, którego nie wykorzystywałeś jako przynęty. O,

właśnie. - Wyraźnie złagodniał jej wzrok, gdy zobaczyła, że unoszą

się kąciki ust Garretta. - Właśnie taki! To ten uśmiech sprawił, że

powiedziałam „tak".

- Widzisz jakąś szansę na to, żeby mój uśmiech znowu zadziałał,

na przykład dziś wieczorem? - Garrett spojrzał na nią niemal

błagalnie.

Natychmiast spoważniała. Rozumiał to. Pomyślała, że prosi o coś

więcej niż o randkę. I chciałby o to prosić, ale było jeszcze za na to

wcześnie.

- Umówiliśmy się, że zaczynamy wszystko od początku,

prawda? Chodzi mi tylko o randkę. Wybierzesz się dziś ze mną do

kina, Emmo DuPree?

RS

background image

66

Emma odprężyła się i rozejrzała się po dolinie, wodząc wzrokiem

po gęstej ścianie lasu. Nigdzie nie doszukała się śladu cywilizacji.

- Do kina? Gdzie tu znajdziesz jakieś kino?

- Trzeba wykrzesać z siebie trochę wiary - mruknął Garrett,

wyciągając do niej dłoń. - Zaufaj mi.

Emma, choć z oporami, zaczynała mu znowu ufać. Powoli, krok po

kroczku, zamierzał wynagrodzić jej to zaufanie swoją szczerością.

- Dama życzy sobie oglądać film, więc zabieram ją do kina.

Poczekaj tu na mnie. Zaraz wracam.

Przygotowując się na ten tydzień, Garrett z Loganem przynajmniej

dziesięć razy wspinali się na końskich grzbietach do chatki.

Dostarczyli jedzenie, wino i gaz do generatora. Garrett sam wtargał

na górę książki, odtwarzacz kompaktowy i telewizor z

magnetowidem, którego mało nie stracił, bo klacz spłoszyła się i

pognała między wielkie głazy. Gdy jednak wprowadził Emmę do
chatki, nie żałował ani swoich obolałych mięśni, ani nadwerężonego

kręgosłupa.

Jej cudowny uśmiech wystarczył za nagrodę. I błądzące w jej

oczach pytanie. A potem odpowiedź na to pytanie, Tak, on zrobił to

dla mnie. Garrett natychmiast zrobiłby to raz jeszcze, żeby zobaczyć

jej promieniejącą minę.

Posadził ją na sofie i zasypał zapasami popcornu, wody sodowej i

słodyczy.

- Ho, ho, coś mi to przypomina. - Emma wsunęła między kolana

puszkę z wodą sodową i zaczęła mocować się z pudełkiem „Milk

Duds". - Na naszą pierwszą randkę kupiłeś to samo.

- Chciałem ci zaimponować.

- A ja sobie pomyślałam, że jesteś po prostu okropnym

żarłokiem.

- Spudłowałem, prawda? - westchnął Garrett.

- Niezupełnie. - W piwnych oczach Emmy pojawiły się

przekorne błyski. - Może trochę przesadziłeś. Pomyślałam, że było

bardzo miło.

- A ja pomyślałem, że pachniesz jak łąka pełna kwiatów. Emma

RS

background image

67

roześmiała się beztrosko, zmagając się z wielką miską popcornu,

którą udało jej się w końcu umieścić na kolanach.

- To dlatego, że za bardzo przyzwyczaiłeś się do zapachów

szatni przy sali gimnastycznej. A ja tak się zdenerwowałam, że

rozlałam na sweter połowę buteleczki z perfumami „Gardenia".

Myślałam, że nigdy się pozbędę się tego zapachu.

- Twój sweter... - powtórzył bezwiednie. - Jak ty wyglądałaś w

tym swetrze. Wiesz, ile razy „przypadkowo" dotykałem twoich

piersi, udając, że sięgam po popcorn?

- Dwadzieścia siedem.

Emma zaśmiała się, kiedy Garrett bezsilnie opadł na sofę.

- To takie upokarzające, zdać sobie sprawę, że ta cała moja

subtelna gra była dla ciebie taka przejrzysta. Em? - Garrett zamilkł,

widząc, że nagle znieruchomiała. - Coś nie tak?

- Nic, nic.
Zerknął na ekran telewizora, na który patrzyła Emma.

- Jak udało ci się znaleźć ten film? Nie... naprawdę nie sądziłam,

że pamiętasz. Zresztą miałam wrażenie, że ten film nie bardzo ci się

podobał.

- Podobało mi się, że jestem z tobą.

Emma nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Garrett zadał

sobie tyle trudu, odnalazł kasetę ze starym filmem, zadbał o nastrój -

to wszystko rozpaliło w niej uśpione, dawno zapomniane uczucia.

Podróż w czasie okazała się taka łatwa. Dzięki Garret-towi.

Siedzieli obok siebie, prawie się dotykając, oboje nękani

pragnieniem czułości.

W tej samej sekundzie sięgnęli po popcorn. Musnęli się palcami,

potem, ociągając się, cofnęli dłonie. Magiczne iskierki wibrowały tak
jak wtedy, za pierwszym razem, rozbudzając w nich pragnienie

czegoś więcej.

Przez długą chwilę oglądali film w milczeniu. Jeszcze dłużej Emma

zastanawiała się, kiedy Garrett uczyni następny ruch. I zupełnie tak

samo jak przed laty, na pierwszej randce, rozmyślała, co zrobi, kiedy

wreszcie on na ten ruch się zdecyduje.

RS

background image

68

Przyjemność oczekiwania rosła z każda sekundą. Emma boleśnie

uświadamiała sobie każdy oddech Garretta, każdy najdelikatniejszy
ruch bioder, równomierny rytm pulsu, piżmowy zapach jego skóry.

Roześmiała się w duchu z samej siebie. Nie była przecież

nastolatką ciekawą smaku pierwszego pocałunku. Była dojrzałą

kobietą, która dobrze znała smak pocałunków tego mężczyzny. Ale

właśnie ta wiedza przepajała oczekiwanie nieopisaną rozkoszą.

W końcu, kiedy Garrett, udając, że się przeciąga, uniósł ręce nad

głowę, Emma drgnęła gwałtownie. Trzeźwym wzrokiem i ledwie
widocznym przeczącym ruchem głowy odpowiedziała na pytanie

malujące się w jego oczach.

- Jeżeli dobrze pamiętam - szepnął, rozdmuchując drobne

włoski na jej skroniach - kiedyś zaczynaliśmy właśnie w ten sposób.

Popisując się beztroską nonszalancją, powoli zsunął ramię z

oparcia sofy.

- Krok drugi - mówił z leniwym uśmiechem - powoli, prawie

niezauważalnie, ramię ześlizguje się na dół po oparciu, aż...

- Aż? - zachęciła go Emma, gdy zawiesił dramatycznie głos.

- Aż... to właśnie następny krok, wymagający prawdziwej

finezji... aż nadchodzi pora na zarzucenie przynęty.

- Przynęty...? - Nawet uśmiech Garretta nie był w stanie

złagodzić bolesnego napięcia.

- Niewinny uśmiech... - Garrett ochoczo go zademonstrował-

...sięgnięcie po popcorn... i ręka bezpiecznie ląduje na niczego nie

spodziewającym się ramieniu.

- Co za skomplikowane manewry. Nie... nie miałam pojęcia o

tych taktycznych zawiłościach sztuki podrywania. - Emma

próbowała odwzajemnić żartobliwy uśmiech męża, ale zdradził ją
ochrypły, niski głos.

- To rzeczywiście skomplikowana choreografia. - Jego wzrok

zatrzymał się na jej ustach.

Chwila beztroski i żartobliwego przekomarzania minęła. Oboje

czuli się bezsilni wobec pożądania, które oplą-tywało ich

niewidoczną, mocną siecią. Garrett chciał ją pocałować. I Emma

RS

background image

69

wiedziała, że jeśli teraz spróbuje, pozwoli mu na to.

Widziała, jak niebezpiecznie pociemniały mu oczy. Pochylił się ku

niej, ujął dłonią pod brodę i ostatnim wysiłkiem woli skierował

swoją uwagę z powrotem na film.

Minęło kilka sekund, zanim Emma zorientowała się, że

wstrzymała oddech, i kilka następnych, zanim udało jej się wypuścić

z płuc powietrze. Sama już nie wiedziała, czy przed chwilą uniknęła

niebezpiecznego upadku, czy też wisi nad przepaścią, uczepiona

skały.

Z wielkim trudem próbowała trzymać się reguł gry Garretta.

Próbowała się odprężyć. Starała się nawet poczuć wdzięczność za to,

że okazał się taki wstrzemięźliwy, ale frustracja i rozczarowanie nie

ustąpiły.

Później - dużo później - uśmiech znowu zakradł się na jej usta.

Garrett rzeczywiście miał zbójecką naturę - postępował dokładnie
według założonego planu. Kiedy jego ręka, jak gdyby nigdy nic,

znalazła się na jej ramieniu, ona natychmiast skorzystała z okazji,

żeby się do niego przytulić.

- Jak miło - wymruczał, przyciskając usta do jej włosów.

I zupełnie jak na pierwszej randce Emma zorientowała się, że nie

chce, aby ten wieczór się skończył. Lecz musiał się skończyć, jak
wszystkie dobre rzeczy.

Kiedy Garrett wstał i pomógł jej się podnieść, Emma wyczuła, że

on też godzi się z tym niechętnie.

Od sofy do schodów na poddasze było niecałe dziesięć kroków.

Emma policzyła je dokładnie.

- Pamiętasz, jak skończyliśmy naszą pierwszą randkę?

- zapytał chrypiącym szeptem Garrett, stawiając ją na

pierwszym schodku.

- Pamiętam dokładnie wszystko.

- Moje serce biło wtedy tak jak teraz. - Garrett przycisnął do

piersi jej dłoń.

- Moje też...

- Mogę cię pocałować, Em? Tak jak tamtego wieczora w świetle

RS

background image

70

księżyca przed progiem twojego domu?

- Tego akurat nie pamiętam. - Emma wpatrywała się

zafascynowana w nabrzmiałe, pulsujące żyły na skroniach Garretta.

- Czego nie pamiętasz? - Objął dłońmi jej talię. Jego głos

oszałamiał ją niczym grzane wino. Oszałamiał i zanurzał w

tęsknocie.

- Tego, jak zapytałeś, czy możesz mnie pocałować.

- Wtedy byłem młodszy. Dostałem to, czego chciałem. -

Przycisnął czoło do jej czoła.

- A czego chcesz teraz, Garrett? - zapytała Emma, wzdychając.

- Tego, chcę tego. - Z gardłowym jękiem przygarnął ją do siebie.

Nie chodziło mu o niewinny, nieśmiały pocałunek uczennicy.

Chciał głębokiego, namiętnego pocałunku kobiety. Dała mu go. A on

przyjął ten dar. Bez wahania. Z dziką pożądliwością.

Emma wciąż jednak wyczuwała jego wstrzemięźliwość. W

napiętych mięśniach obejmujących ją ramion, w smaku ust.

Dosłownie drżał z pragnienia.

Poddała się temu pragnieniu. Rozkoszowała się twardymi jak stal

ramionami Garretta, rozpływała się w gorączce jego ciała.

Kiedy cofnął się o krok, oboje nie mogli złapać tchu. I rozpaczliwie

chcieli, żeby ten pocałunek był tylko początkiem czegoś więcej. Może
Emma pozwoliłaby, żeby tak się stało, ale to Garrett, z bezlitosną

konsekwencją, odsunął ją od siebie.

- Dobranoc, Em.

Patrzyła na niego z bólem. Widziała, że ledwie nad sobą panował.

Czuła, że wystarczyłoby jedno jej słowo, żeby stracił kontrolę. Jedno

dotknięcie.

To nagłe poczucie władzy przeraziło Emmę i upokorzyło.

Otworzyło też przed nią nowe możliwości. Musiała oswoić się z tym

odkryciem, przemyśleć wszystko dokładnie, zanim zastanowi się, co

z tym począć.

- Dobranoc, Garrett. - Jej szept wdarł się w martwą ciszę,

potęgując panujące między nimi napięcie.

- Kolorowych snów. - Musnął czubkami palców jej policzek. -

RS

background image

71

Zobaczymy się rano.

- Rano - powtórzyła Emma, patrząc, jak Garrett wymyka się z

pokoju i znika w ciemnościach nocy.

Emma wspinała się po schodach na poddasze. Mała nocna lampka

przy łóżku zalewała pokój słabym światłem. Emma rozebrała się i

włożyła nocną koszulę. Pościel była zimna tak jak letnia noc w

górach.

Leżała, wsłuchując się w ciszę. Wiatr szemrał w gałęziach drzew, a

gdzieś w oddali pohukiwała sowa. Na dole otworzyły się tylne drzwi,
potem zamknęły z cichym trzaskiem. To znaczy, że Garrett wrócił do

chatki. Tupanie bosych stóp po deskach podłogi niosło się echem w

całym domku. Emma usłyszała jakieś szelesty, cichy zgrzyt i w końcu

dźwięki łagodnej muzyki.

Następne odgłosy rozpoznała z bólem w piersiach.

Garrett rozbierał się. Trzask rozsuwanego zamka błyskawicznego,

dżinsy zsuwające się po muskularnych nogach. Emma mogła sobie

wyobrazić, jak w ciemności układa pod głową poduszkę, a zimna

pościel szeleści, otulając wyciągnięte na sofie ciało.

Starała się nie myśleć o jego gorącym ciele, o żarliwym pocałunku

na dobranoc. Przypomniała sobie, że ciągle jeszcze poszukuje

odpowiedzi na pytanie, kim właściwie jest i do czego to wszystko
prowadzi.

Gniada klacz miała delikatny pysk i mocne kopyta. Właśnie

dlatego Garrett wybrał ją ze stadka, które hodował, a także ze

względu na jej rozmiary i temperament. Bez cienia sprzeciwu szła

wszędzie, gdzie tylko sobie życzył, i z łatwością radziła sobie z

ciężarem dwojga ludzi na rozłożystym grzbiecie.

Garrett radził sobie znacznie gorzej. Emma siedziała za nim i

każdy krok konia powodował, że jej piersi ocierały się o jego plecy,

burząc mu krew w żyłach. Każda zmiana kierunku, każde zejście w

dół powodowało, że otulała go mocniej swoimi szczupłymi udami.

To było piekło. I niebo. Bycie przy Emmie tak blisko i świadomość,

że nie może z tym nic zrobić, powoli i systematycznie doprowadzały

go do szaleństwa.

RS

background image

72

Konna przejażdżka wydawała się takim dobrym pomysłem. Miała

przypomnieć ich drugą randkę. Emma od razu się rozpromieniła,
kiedy po porannej kąpieli i obfitym śniadaniu zaproponował jej tę

jazdę.

Pogratulował sobie w duchu wyboru atrakcji i dopiero gdy usiadł

w siodle i usadził Emmę za sobą, zrozumiał swój błąd. A potem

przebyli kilometry górskich ścieżek i grani, przekroczyli chyba setki

wytryskujących nie wiadomo skąd strumyków. I Garrett nie był już

w nastroju, żeby sobie gratulować.

Skąpani w promieniach przedzierającego się przez konary drzew

słońca napawali się pięknem gór i doliny, a on po tysiąckroć umierał

- przy każdym intymnym dotknięciu, z każdym podmuchem oddechu

Emmy na karku, z każdym zaciśnięciem się jej delikatnych, długich

palców na jego talii.

Był napięty jak cięciwa kuszy. Zdenerwowany do granic

wytrzymałości zatrzymał konia na krawędzi przepaści głębszej od

urwisk, na które się wspinali. W odruchu desperacji zerknął w górę,

szacując kąt padania promieni słonecznych.

- Zbliża się południe. Może damy odpocząć koniowi i zjemy

lunch? - Postarał się, żeby propozycja zabrzmiała niewinnie i

beztrosko.

- Mnie też przyda się przerwa. Nie wiem, kiedy ostatnio

spędziłam tyle czasu w siodle - odrzekła Emma.

Kiedy przeciągnęła się i zmieniła pozycję, o mało nie dostał

szczękościsku. Rozpaczliwie rozglądał się dookoła, wreszcie znalazł

odpowiednie miejsce na brzegu rzeki i pospieszył klacz.

- Tu będzie dobrze. - Nie pytając Emmy o zdanie, ściągnął

wodze. Klacz ledwie zdążyła się zatrzymać, gdy przerzucił nogę
przez przedni łęk siodła i zeskoczył na ziemię.

Odwrócił się do Emmy z ponurą miną i wyciągnął ręce, żeby

pomóc jej zejść. Chociaż spojrzała na niego nieco zdziwiona, ufność, z

jaką oparła dłonie na jego barkach, była tym, czego potrzebował i co

rozładowało napięcie. Przypomniał sobie, po co to wszystko.

Chodziło o czas. I o zaufanie. O powolne odnajdywanie drogi ku

RS

background image

73

sobie.

Westchnął głęboko, objął Emmę w talii i postawił ją na ziemi.
- Poluzuję popręg i zdejmę uzdę, a ty przygotuj ucztę, dobrze? -

Wręczył jej torbę z kocem i jedzeniem.

- Zgoda. - Obarczona ciężarem, rozejrzała się, szukając

najlepszego miejsca.

Wybrała właściwe. Tylko tyle Garrett jej powiedział, gdy po chwili

stanął u jej boku.

- Szkoda, że nigdy wcześniej tu nie trafiłam. Ta cała dolina jest

taka... przyjazna - Emma znalazła w końcu odpowiednie słowo. -

Góry Teton są piękne, ale hordy turystów przemierzają wszystkie

szlaki i nie ma ani jednego miejsca, gdzie można by się cieszyć ich

pięknem w samotności. A tu jest wręcz niewiarygodnie.

Emma też była niewiarygodna. Wysiłek fizyczny, długi mocny sen,

trochę dobrego jedzenia - i na jej policzkach znowu pojawiły się
zdrowe rumieńce, a w oczach pogodny blask.

Garrett chciałby wierzyć, że te cudowne zmiany to jego zasługa.

Wiedział jednak, że Emma zawdzięcza je samej sobie. W gruncie

rzeczy zawsze była silną kobietą. Radziła sobie z codziennymi

przeszkodami na swój własny sposób, charakterystyczny dla osób

pochodzących z Południa. Dopiero w ostatnich miesiącach
poprzedzających ich rozstanie Garrett zauważył, że ta siła zaczyna

gdzieś znikać. I wtedy, i teraz zastanawiał się nad przyczyną tej

zmiany.

Na szczęście wszystko wskazywało na to, że Emma się pozbierała.

Według niego na tym polegała prawdziwa siła. Feniks powstający z

mitycznych popiołów. Zdumiewająca transformacja. Warto było

czekać.

- Już wiem, dlaczego chcieliście zatrzymać to miejsce tylko dla

siebie - powiedziała, rozkładając wraz z Garrettem koc.

- Ta dolina była dla naszej trójki miejscem magicznym - sceną,

ogromnym amfiteatrem natury, w którym odgrywaliśmy różne

dziecięce spektakle, bawiliśmy się w przestępców i stróżów prawa...

- Garrett zamilkł na chwilę, ostrożnie dobierając słowa. - Nawet gdy

RS

background image

74

dorośliśmy, Wind River pozostało dla nas źródłem wspomnień,

czymś w rodzaju starego przyjaciela, który jest i czeka.

Dla mężczyzny walczącego o swoje małżeństwo ta dolina była też

wspaniałym polem bitwy. Dobrze znany teren działał na jego

korzyść i zwiększał szanse zwycięstwa.

Ale kiedy jej o tym wszystkim opowiadał, nie prowadził żadnej

gry, mówił szczerze. I całym sercem wierzył w magiczną potęgę

miłości.

- Teraz, kiedy i ty poznałaś tę dolinę, wiem, że na ciebie też

czekała. - Kiedy rozłożyli koc, Garrett wyprostował się i rozejrzał

wokoło, tym razem uważnie.

- Znam to miejsce... - Był trochę zdziwiony, że nie rozpoznał go

od razu.

- Znasz pewnie wszystkie zakątki w tej okolicy. - Emma podała

mu jabłko i kanapkę.

- Ale w dzieciństwie to miejsce było dla nas wyjątkowe. Spójrz

na ten wielki głaz, ten brązowy, podobny do leżącej butelki. Jeśli

przyjrzysz się mu bliżej, znajdziesz wydrapane przez nas inicjały. -

Garrett uśmiechnął się na to wspomnienie. - Spędzaliśmy tutaj całe

godziny, szukając złota.

- Złota? Jakiego złota?
- Złota Franka i Jesse'a.

- Popraw mnie, jeśli się mylę, ale zawsze myślałam, że Frank i

Jesse Jamesowie terroryzowali porządnych ludzi nieco dalej stąd,

gdzieś w Arkansas i Missouri.

- No tak, ale zapominasz, że byli też moimi dalekimi przodkami.

A każda rodzina ma swoje sekrety. - Garrett uśmiechnął się,

przypominając sobie, ilu rodzinnych opowieści nasłuchali się z
Clayem i Jesse'em, ilu legend.

- Tato uwielbiał opowiadać o nich różne historie i zawsze

powtarzał, że tylko rodzina wiedziała, iż ukryli się właśnie tutaj, bo

nikt nie zamierzał ich ścigać tak daleko. Prawdopodobnie zakopali

gdzieś w tej dolinie duże ilości złota, które zrabowali z pociągu w

Arkansas. Właśnie tego złota szukałem z Clayem i Jesse'em każdego

RS

background image

75

lata.

- Ale go nie znaleźliście.
- Nie. Natrafiliśmy jednak na kilka śladów: kolbę starej strzelby,

zardzewiały zawias, który mógł być kiedyś częścią żelaznej skrzyni,

kilka zużytych łusek po nabojach. Dostatecznie dużo, żeby nie

zrezygnować.

- To musiała być fantastyczna zabawa.

- Tak, to była fantastyczna zabawa. - Garrett nagle spoważniał. -

Fantastycznie było szukać i fantastycznie było wierzyć.

- A teraz? Wierzysz jeszcze w istnienie ukrytego skarbu?

Popatrzył na rzekę. Płytką w tym miejscu, jak zwykle w lipcu, z wodą

nie głębszą niż do kolan i tak przejrzystą, jak przejrzyste były jego

uczucia do Emmy.

- Nigdy nie przestałem wierzyć. W wiele rzeczy - dodał,

pozwalając sobie na luksus głębokiego spojrzenia w jej oczy.

Ona też wciąż wierzyła. Garrett widział to. Wierzyła w nich i

postanowiła, że nie zrezygnuje. Jeszcze nie. A jeśli wszystko potoczy

się tak, jak zaplanował, nigdy nie zrezygnuje.

- Zbyt długo mnie tu nie było - powiedział z żalem w głosie.

- Tęskniłeś za tą doliną.

- Tak, tęskniłem. - Zjadł kanapkę i wyciągnął się na kocu,

opierając głowę na łokciach. Wygrzewał się w lipcowym słońcu,

obserwując klacz pasącą się leniwie dwadzieścia metrów dalej, nie

rozmyślał jednak o pięknej pogodzie, lecz o tym, co stracił.

- I brakuje ci ojca.

Aż zakręciło mu się w głowie, gdy dotarło do niego to spokojne

stwierdzenie faktu. Intuicja Emmy była porażająca. Miał szesnaście

lat, kiedy zmarł jego ojciec. Musiały minąć całe lata od jego śmierci,
żeby w końcu poczuł w sobie dość siły i uznał, że ma prawo wrócić

do doliny. Wszystkim chłopcom zajęło to bardzo dużo czasu. I

rzadko przyjeżdżali tu razem. To było zbyt trudne. W samotności

było trochę łatwiej uporać się ze wspomnieniami. A w jego

przypadku - walczyć z poczuciem winy.

- Chcesz o tym porozmawiać?

RS

background image

76

Łagodny głos Emmy wśliznął się w jego myśli niczym szlachetna,

pomocna dłoń. Ale ciągle był spięty.

- Tęsknisz za nim - powtórzyła. - Nigdy nie mówiłeś mi, jak ta

strata na ciebie wpłynęła. Na chłopca, a potem na mężczyznę.

Miała rację. Może popełnił błąd, nie rozmawiając z nią o tym. Ale

trudno mu było dzielić się tym bólem z kimkolwiek, nawet z Emmą.

Szczególnie z nią.

- Jest zbyt piękny dzień, żeby grzebać w mrocznych

wspomnieniach. - Garrett uśmiechnął się, żeby złagodzić przykry ton
swojego głosu.

Emma spoważniała i Garrett wiedział już, że ryzykuje wszystko,

co udało mu się do tej pory osiągnąć. Ale nie potrafił zdobyć się na

zwierzenia. Nie mógł otwierać swoich ran, licząc jednocześnie, że

zdoła uleczyć jej rany.

- Obiecuję... - dotknął dłonią policzka Emmy -...że pewnego dnia

porozmawiamy o tym. Ale dzisiejszy dzień jest zbyt wyjątkowy. A ja

mam do wypełnienia misję.

Emma czuła się rozczarowana, ale dała się odwieść od tematu.

- Misję? - spytała podejrzliwie. - A jaką misję? Garrett usiadł i

zaczął ściągać buty, a potem skarpetki.

Uśmiechnął się zaczepnym, przekornym, rozbrajającym

uśmiechem.

- Kluczową rolę odgrywa w niej woda. Właśnie tutaj godzinami

brodziliśmy w rzece, budowaliśmy tamy, próbowaliśmy gołymi

rękami łapać pstrągi.

Kiedy usiłował dotknąć jej stóp, Emma, wiedziona instynktem

samozachowawczym, odskoczyła na brzeg koca i podkuliła nogi.

- Co ty robisz?
- Co robię? Nie pamiętasz, że zawsze miałem fioła na punkcie

twoich stóp? - Śmiejąc się, chwycił jej stopy i ułożył je swoich

kolanach.

Walczyła, wijąc się i parskając nerwowym śmiechem, ale Garrett

był zbyt szybki. I zbyt silny. Błyskawicznie ściągnął jej buty i

skarpetki.

RS

background image

77

- Nie masz żadnego fioła na punkcie moich stóp! -krzyczała

Emma, kiedy Garrett wstawał, ciągnąc ją za sobą i biorąc na ręce.

- Nie? - spytał przeciągle, udając zamyślenie, i ruszył do rzeki. -

Wiesz, chyba masz rację. Musiało mi chodzić o Jesse'a.

Sekundę później Emma wrzasnęła przestraszona, gdy nagle

podrzucił ją do góry.

Zaciskając zęby i wykrzykując raz po raz „au", zmusił ją do

uśmiechu. W końcu przedarł się przez skałki i ostre kamienie do

rzeki.

- A niech to szlag... - wydukał, posapując, kiedy lodowata woda

obmyła mu kostki. - Zaraz zamarznę.

- Straciłeś rozum. - Rozczulona trudem, jaki zadał sobie, żeby ją

rozbawić, Emma znowu parsknęła śmiechem. - I jeżeli choć przez

sekundę myślałeś, że będę z tobą brodziła w tej lodowatej rzece, to

znaczy, że jesteś nieuleczalnie chory.

- To dodaje wigoru - wystękał Garrett, ostrożnymi kroczkami

wchodząc głębiej do wody.

- Widzę... - Emma chwyciła go za szyję tak mocno, jak gdyby był

kołem ratunkowym. - Szczególnie twoim szczękającym zębom.

- Pokochasz to - zapewniał ją Garrett, nie dając się zbić z tropu.

- Więc kochaj to i za mnie. Ja na to nie idę.
- Tak? Nie możesz wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu dla tej

przygody?

- Nie mam zamiaru dostać zapalenia płuc.

- Szok trwa tylko chwilę - upierał się Garrett. - Teraz już prawie

nie czuję, że woda jest zimna.

- Pewnie ci zdrętwiały stopy. Kojarzy ci się z czymś słowo

hipotermia?

- Gdybym nie znał cię lepiej, pomyślałbym, że tchórzysz -

roześmiał się Garrett.

Nie zdążyła zaprzeczyć. Najpierw zawyła głośno, długo i

przeciągle, a potem dziko wrzasnęła, kiedy wyjął ręce spod jej nóg i

końcami palców musnęła powierzchnię wody.

Ze zwinnością, o jaką by siebie nie podejrzewała, zacisnęła mu

RS

background image

78

ręce na szyi, owinęła nogi wokół jego talii i splotła je w kostkach.

Zaskoczony jej błyskawiczną reakcją, Garrett instynktownie

chwycił ją za pośladki.

- To zaczyna być interesujące...

- Powtarzam, nie wejdę do tej wody. - Emma czuła, jak

rumieniec oblewa ją aż po bose stopy.

- Już wiem... - Garrett uśmiechnął się wyzywająco. -Zaproponuję

ci w zamian inne ekscytujące doświadczenie.

- Słucham? Chcesz się ze mną targować? - Emma rozluźniła na

chwilę uchwyt, żeby odsunąć opadające jej na oczy włosy.

- Tak, pobawimy się w targowanie. Jak kiedyś. Pamiętasz?

O tak, pamiętała. Bawili się, przekomarzali i cieszyli jak dzieci. Aż

do ostatniej nocy niemal zapomniała, jak to było. Nie przyznawała

się przed sobą, jak bardzo jej brakowało tych beztroskich,

nonsensownych zabaw. Tak jak nie przyznawała się przed sobą, jak
bardzo tęskniła do pocałunków Garretta.

- Pamiętam - wyszeptała, gdy jego wzrok zatrzymał się na jej

ustach, a dłonie zaczęły głaskać jej plecy długimi, leniwymi

pociągnięciami.

- Zaraz cię pocałuję, Em - szepnął Garrett, zbliżając usta do jej

warg. - Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć, ale tym razem nie
zamierzam prosić o pozwolenie.


RS

background image

79

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Pocałunek Garretta był czuły i gorący. Odpowiedź Emmy żarliwa.

Rozgrzana słońcem, ponaglana letnim wiatrem, przed chwilą

delikatna i kusząca, w mgnieniu oka stała się spragniona i
natarczywa... i porwała go za sobą.

Pulsujące, niczym nie tłumione pożądanie wdarło się w jej żyły z

gwałtownością sztormowej fali. Przywarła do męża i mocno

zacisnęła nogi wokół jego talii.

Nagle ręce Garretta zaczęły błądzić wszędzie. Objął Emmę

ramionami z nie kontrolowaną siłą, szeroko rozstawiając nogi, żeby

nie stracić równowagi. Potknął się jednak na skalistym dnie, kiedy
Emma, wijąc się, dopasowywała się lepiej do jego ciała.

I wtedy upadli. Na nic zdało się niezdarne dreptanie i jego

fizyczna siła. Prawo ciążenia okazało się nieubłagane.

W ostatnim ułamku sekundy Garrett obrócił się, biorąc na siebie

główny ciężar uderzenia. Runęli w nurt rzeki, rozpryskując fontannę

wody.

Przeszywające zimno zgasiło żar ich pocałunku niczym wielki

kubeł lodu. Garrett upadł na plecy, nie wypuszczając Emmy z objęć.

Chociaż pół metra wody zamortyzowało uderzenie, ból

rozszarpywał mu mięśnie. Emma zeskoczyła z niego z szybkością

rakiety i wylądowała obok.

Parskając wodą, dławiła się, próbując złapać oddech. Kiedy

wreszcie zaczerpnęła powietrza i uwierzyła, że to nie jest jej ostatnie

tchnienie, odsunęła z twarzy mokre włosy i poczuła, jak ogarnia ją

panika. Garrett wciąż leżał na plecach, nieruchomo jak trup.

Zerwała się na równe nogi, zaparła stopami, chwyciła koszulę

Garretta i pociągnęła go z całej siły. Wyprostowała się tak

błyskawicznie, że straciła równowagę i siadła na nim okrakiem.

Zaczaj śmiać się jak idiota. Śmiał się, do jasnej cholery, a ona tak się
przestraszyła!

- To nie jest śmieszne! - Emma zapomniała o lęku i wpadła w

RS

background image

80

złość.

Garrett odchylił do tyłu głowę i dosłownie ryczał ze śmiechu.
Dotknięta do żywego, Emma uderzyła go z całej siły w pierś.

- Ty kretynie, myślałam, że jesteś ranny!

- Jestem, jestem. - Oczy mu lśniły, piękne perliste białka w

promieniach słońca błyszczały jak srebro. - Jestem ranny jak diabli.

Założę się, że na lewym policzku mam gigantyczny siniak.

Emma nie zamierzała reagować na jego bezczelny śmiech, którym

najwidoczniej chciał ją zarazić.

- Nic ci się nie stało? - spytał.

- Nie - fuknęła, żeby wiedział, że wciąż jest wściekła, choć z

trudem udało jej się zachować powagę. - Wszystko w porządku. Poza

tym, że za chwilę zamarznę na śmierć. - Mimowolny dreszcz

potwierdził jej obawę.

- Masz gęsią skórkę. - Garrett, nagle skruszony, zaczął pocierać

dłońmi jej ramiona.

Ale rozgrzał jej nie tylko ramiona. I chyba zdawał sobie z tego

sprawę.

W jego promieniujących łagodnym ciepłem roześmianych oczach

Emma zobaczyła ogień.

Powoli podążyła śladem jego wzroku.
Pod koronkowymi miseczkami biustonosza i cienką bluzką

koniuszki jej piersi, zesztywniałe z zimna i podniecenia, wyglądały

prowokująco.

- Lepiej... - mruknął Garrett ochrypłym głosem - .. .lepiej ruszmy

się stąd, zanim naprawdę się przeziębisz...

- Tak... Chyba tak będzie lepiej.

Ale nie poruszyła się nawet. Nie potrafiła. Nie mogła, kiedy

Garrett patrzył na nią w ten sposób. Chciała, żeby jej dotknął, żeby

pieścił ją przez mokrą bawełnę i rozgrzał jej krew.

- Em?

Zachrypnięty pomruk przebiegł dreszczem po jej kręgosłupie

niczym szorstkie, zachłanne palce. Patrzyła na usta męża,

przypominając sobie, jak smakują. Powoli zlizała kropelkę wody z

RS

background image

81

górnej wargi.

Garrett jęknął. Ona nie miała pojęcia! Nie miała najmniejszego

pojęcia, jak na niego działa. Gdyby się domyślała, na pewno wzięłaby

nogi za pas.

Widok jej pełnych piersi z ciemnymi, nabrzmiałymi sutkami

doprowadzał go do szaleństwa. Dobrze pamiętał, jak pod

dotknięciem jego palców zamieniały się w twarde diamenty.

Pamiętał ich smak - słodyczy, miłości i seksu.

Wiedział jednak, że musi wstać, bo inaczej przyjmie zaproszenie,

które wysyłały jej półprzymknięte oczy, i zacznie coś, czego ona nie

jest jeszcze gotowa zaakceptować.

Odwołując się do resztek swojej silnej woli, chwycił Emmę w talii i

zaciskając zęby, zdjął z siebie. Cofnął dłonie, gdy upewnił się, że stoi

mocno na nogach. Dopiero wtedy ośmielił się wstać, wdzięczny

lodowatej wodzie, że pomogła ochłonąć jego ciału.

- Lepiej wracajmy - wychrypiał.

Widząc zakłopotanie Emmy, dał jej trochę czasu na to, żeby

wróciła do rzeczywistości, zapanowała nad sobą i przyjęła do

wiadomości, że on się wycofał. I jeszcze chwilę na to, żeby

przypomniała sobie, dlaczego.

Emma rzuciła mu przelotny, zmieszany uśmiech i odwróciła

wzrok w stronę rzeki, która w niezbornym tańcu przetaczała się

ponad skalistym dnem.

Ciężko nad sobą pracowała, żeby oprzytomnieć. Przez kilkanaście

sekund na jej twarzy malowała się najwyższa koncentracja, która

znienacka ustąpiła miejsca ciekawości. Zmarszczyła brwi i utkwiła

wzrok w jakimś punkcie kilka metrów dalej.

Zanim Garrett zdążył zapytać, odskoczyła od niego w nurt rzeki,

rozpluskując wodę.

- Em... - Garrett przesunął palcami po mokrych włosach-...co ty...

- Moment - przerwała mu, unosząc otwartą dłoń. Stojąc po

kolana w wodzie, schyliła się i zanurzyła rękę po łokieć. Szukała

czegoś, potem z pomocą drugiej ręki odsunęła spory kamień. Kiedy

się wyprostowała, trzymała w dłoni połyskujący krążek wielkości

RS

background image

82

srebrnej ćwierćdolarówki.

- Garrett, zobacz.
Podszedł do niej, brodząc w wodzie.

- Czy to... czy to naprawdę jest...

Błysk w jej oczach ustępował tylko blaskowi odbijających się od

wody promieni słonecznych i lśnieniu monety, którą ściskała w

palcach.

Podała mu ją, pąsowa z wrażenia. Garrett obrócił monetę w dłoni,

oszacował wagę i przyjrzał się jej uważnie.

- To złoto...

- Wiedziałam! Złoto Franka i Jesse'a?

- Moneta wygląda na starą. Udało ci się, Em. - Oddał jej złoty

krążek z uśmiechem i podziwem w oczach. -Udało ci się to, czego nie

dokonał żaden z nas. Znalazłaś skarb, a przynajmniej jego część. To

pierwszy prawdziwy dowód na to, że mógł rzeczywiście istnieć.
Dobrze schowaj tę monetę.

Emma, pokrzepiona jego uznaniem, wetknęła monetę do kieszeni

i zaczęła oglądać dno rzeki przez krystalicznie czystą wodę.

- Może znajdziemy więcej monet.

Garrett skinął głową na znak, że to samo przyszło mu do głowy.

Z dziecięcym zapałem przeszukiwali dno przez następne dół

godziny. Nie znaleźli jednak ani jednej monety i w końcu zimna

Woda wypędziła ich na brzeg.

Runęli na koc, żeby ogrzać się w słońcu i wysuszyć ubrania.

Emma wyjęła monetę z kieszeni, zachwycając się jej kolorem.

Zadziwiło ją, że tak długo utrzymuje ciepło jej ciała.

- Jest piękna, prawda? - spytała, przyjemnie zmęczona i wciąż

zaskoczona swoim odkryciem.

- Ty jesteś piękna.

Na dźwięk aksamitnie ochrypłego głosu Garretta jej palce

znieruchomiały na połyskliwej powierzchni monety. Daleko jej było

do piękna. Miała wilgotne, lepkie ubranie, rozczochrane przez wiatr,

ociekające wodą włosy i ani odrobiny makijażu, ale gdy spojrzała

Garrettowi w oczy, poczuła się naprawdę piękna.

RS

background image

83

Coś zmieniło się między nimi, właśnie w tym momencie. Coś,

czego Emma nie potrafiła opisać ani nazwać. Chociaż nie było to
jeszcze pojednanie, czuła, że są już dużo dalej niż na początku drogi.

Po chwili doszła do wniosku, że chodzi o bezpieczny, wspólny

grunt pod nogami, o nadawanie na tej samej fali, wspólny cel - i

spodobał jej się taki obrót sprawy. Spodobał już poprzedniego

wieczoru, podczas cudownego pocałunku na schodach. Właśnie tego

chciała, gdy namiętny, gorący pocałunek w lodowatej rzece obudził

na nowo jej pragnienie, bolesne i słodkie jednocześnie.

W niej też coś się zmieniło. Pożądanie Garretta przywróciło jej

pewność i wiarę w siebie, wzbudziło nadzieję i wzmocniło poczucie

własnej wartości. Postanowiła, że popłynie z prądem i zobaczy,

dokąd ich to zawiedzie. Uśmiechnęła się, spoglądając w aksamitne,

błękitne oczy męża.

- Chodzi ci tylko o moją monetę.
- Właśnie o nią. - Obdarzył ją delikatnym, czułym uśmiechem,

który zadziałał jak najczulsza pieszczota. -Ale to ty jesteś piękna. I

cieszy mnie to, że się śmiejesz, Em. Kiedy to widzę, mam ochotę

znaleźć dla ciebie całe wiadro złota.

Nie chodzi o złoto, chciała mu powiedzieć. To te chwile są utkane

ze złotej przędzy przez mężczyznę jej życia. Nie mogła jednak tego
zrobić. Jeszcze nie. A może nigdy tego nie zrobi, jeśli nie uda im się

przekroczyć niewidzialnej linii i otworzyć się przed sobą. Jeżeli sama

nie przekroczy tej linii i nie otworzy się przed nim.

Odzyskana pewność siebie pomogła Emmie zwalczyć jej dawne

lęki - przed własną nieudolnością i niedostosowaniem. Chociaż nadal

podstępnie wdzierały się w to ciepłe, lipcowe popołudnie,

postanowiła, że nie pozwoli im niczego zepsuć.

Zbliżali się do siebie. Kiedy zapytała Garretta o ojca, bardzo

zbliżyli się do przerzucenia mostu nad tym, co Emma odczuwała jako

dzielącą ich przepaść. Gdyby wtedy się przełamał i opowiedział jej o

czymś tak osobistym, tak bolesnym, dałby jej dosyć siły, żeby zrobiła

to samo.

Dziś zamknął się przed nią - tak jak zawsze, kiedy miał jakiś

RS

background image

84

problem - nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób skłania ją do

ukrywania własnych problemów przed nim.

Właśnie brak otwartości był głównym źródłem ich

nieporozumień. Ale to mogło się zmienić. Emma wiedziała, że

Garrett daje jej wszystko - majątek, opiekę, pożądanie - wszystko z

wyjątkiem tej części siebie, którą postanowił trzymać pod kluczem.

A przecież, jeśli znowu mają być razem, musi dowiedzieć się, co

czyni go słabym, i znaleźć klucz do jego siły. Tego potrzebowała

najbardziej.

Trzy miesiące temu to samo poczucie nieprzystosowania, z

którym dzisiaj z powodzeniem się zmagała, doprowadziło ją na skraj

rozpaczy. Teraz już o tym wiedziała. Tak jak zrozumiała, że Garrett

nigdy by jej nie zdradził. Wtedy jednak nie było zdolna tego pojąć. Bo

jej zwykła siła gdzieś wyparowała, a poczucie własnej wartości

rozsypało się w proch.

Postanowiła walczyć. Nie miała zamiaru poddać się

przygnębieniu. Nie teraz, gdy osiągnęli już tak wiele. Garrett miał

rację w tak wielu sprawach. Ona nie jest jego matką. On nie jest jej

ojcem. A lata, które spędzili ze sobą, były dobrymi latami. Nie

pozwoli, żeby przyszłość wymykała im się z rąk.

To postanowienie dodało jej sił. Potarła kciukiem błyszczącą,

ciepłą monetę. Ciesząc się odzyskaną nadzieją, podrzuciła pieniądz

do góry.

- Nie bardzo dbasz o swój skarb. - Garrett chwycił monetę w

locie, przyjrzał się jej, a potem zerknął na Emmę.

- Dbam - odpowiedziała, wytrzymując jego wzrok. -I zawsze

będę dbała.

Gdy wracali do domu, słońce zmieniło się w gorejącą kulę

morelowego złota i czerwieniejącego różu. Garrett zaproponował

Emmie prysznic, a sam zajął się klaczą i jej obrokiem.

Potrzebował trochę samotności, żeby się uspokoić. I spokojnie

pomyśleć.

Był jak opętany. Ciągle czuł tulące się do niego ciepłe i wilgotne

ciało Emmy. Ciągle czuł jej dotyk. I nie potrafił pozbyć się myśli, że

RS

background image

85

nastąpiła w niej jakaś subtelna zmiana, że inaczej na niego

reagowała. W jej oczach pojawiła się łagodność, którą słyszał też w
jej słowach.

Przełamywali lody. Intuicja nie mogła go mylić. Podpowiadała mu

też, że teraz, bardziej niż kiedykolwiek, musi postępować bardzo

ostrożnie. Nie może tego zepsuć. A zepsułby, gdyby nie znalazł

sposobu na okiełznanie swojego pożądania.

To był ten twardy orzech do zgryzienia - dosłownie, przyznał

Garrett, zaciskając wargi - i nie miał pojęcia, jak długo uda mu się
panować nad sobą. Nie za długo, jeżeli Emma będzie zachowywała

się tak jak wczoraj wieczorem albo dziś po południu.

Dlatego z rozmysłem zajął się klaczą. Narąbał nawet drewna do

kominka, choć wątpił, czy będą go potrzebowali.

Ponurym wzrokiem długo wpatrywał się w chatę, w końcu wspiął

się po schodach na ganek i wrzucił naręcze jesionowych szczap do
stojącej przy drzwiach skrzyni.

Kiedy uznał z satysfakcją, że jest gotów na kolejną noc celibatu,

odetchnął głęboko i wszedł do środka.

Ciche skrzypienie drewnianej podłogi na górze zdradzało, że

Emma jest na poddaszu. Wdzięczny za następne kilka minut

wytchnienia, ruszył prosto pod prysznic -i tam jego mocne
postanowienie pękło jak mydlana bańka. . Małą łazienkę wypełniały

resztki zapachu Emmy. Oprócz bielizny Maya wybrała też dla niej

szampon. Delikatnie pachniał kwiatami, prowokacyjnie kobieco,

obezwładniająco, zmysłowo. Wyobraźnię Garretta zaatakowały

wspomnienia. On i Emma w kłębach pary, dzielący się mydłem i

seksem, obmywani ciepłym strumieniem wody. Po raz drugi tego

dnia musiał potraktować swoje ciało lodowatą kąpielą.

Gdy w końcu zakręcił kran i usunął z twarzy mokre włosy, sięgnął

ręką za zasłonę kabiny po ręcznik. Nie znalazł go, więc odsunął

zasłonę - i poczuł, jak jego serce wpada w oszalały galop.

Po drugiej stronie stała Emma z ręcznikiem w dłoniach.

- Czy tego szukasz? - spytała łagodnym szeptem z

uwodzicielskim południowym akcentem, bez cienia udawanej

RS

background image

86

niewinności.

- Dzięki - wydukał, gdy po długiej chwili odzyskał głos.
Gapiąc się na nią otępiałym wzrokiem, chwycił ręcznik. Emma

oparła się o umywalkę i bez zażenowania patrzyła, jak jej mąż się

wyciera.

Błyszczące wilgotne włosy opadały jej na ramiona, pasek

różowego jedwabnego szlafroka luźno oplatał talię. Przestąpiła z

nogi na nogę, gdy Garrett zawiązywał ręcznik na biodrach. Poły jej

różowego szlafroka rozchyliły się.

Piersi, prześwitujące przez francuską koronkę skąpej nocnej

koszuli, nabijały się z jego wstrzemięźliwości, która chwilę wcześniej

napawała go taką dumą.

Garrett rozpaczliwie chciał, żeby sprawy toczyły się niespiesznie,

w swoim czasie. Lecz obecność Emmy skurczyła właśnie strefę

spokoju do wielkości znaczka pocztowego. A o niespiesznej realizacji
planu mógł zapomnieć.

Senny, powłóczysty wzrok Emmy był niczym innym jak

zaproszeniem i Garrett wiedział, że je przyjmie, na dobre lub na złe.

Wyszedł spod prysznica, przysunął się do niej i poczuł, że cała

krew napływa mu do lędźwi, tam, gdzie zetknęły się ich ciała.

- Wszystko zaplanowałem - zachrypiał. - Nie będziemy się

spieszyli. - Schylił się, dotykając ustami jej szyi i rozwiązał pasek

szlafroka.

- Miałem zamiar cię uwodzić... - Zsunął różowy jedwab z jej

ramion i poczuł, jak przeszywa ją dreszcz. -Obsypać cię kwiatami -

wymruczał, przerywając na chwilę serię pocałunków - i flirtować

przy świecach.

Kiedy Emma westchnęła namiętnie, porwał ją w ramiona i ruszył

na poddasze.

- I przy muzyce. Cholera, miała być muzyka...

- Przepraszam, że zburzyłam twoje plany.

Kiedy zarzucała mu ręce na szyję, dostrzegł, że się uśmiecha.

- Poradzę sobie - szepnął, kładąc ją do łóżka. - Będę

improwizował. - Zanurzył się w wonne zagłębienie między jej

RS

background image

87

piersiami i ściągnął z ramion tasiemki seksownej czarnej koszuli.

A potem zatracił się w niej bez pamięci. Pieścił jej pełne piersi,

aksamitny brzuch, kremowe, sprężyste uda.

Patrzył na nią, półnagą, zatopioną w pragnieniu, i poczuł, że

wrócił do domu po miesiącach tortury erotycznych marzeń.

- Zobacz... - Drżącą dłonią muskał jej nagą pierś. - Trzęsę się,

jakby to był pierwszy raz.

- Bo to jest jak pierwszy raz. - Nakryła jego dłoń swoją dłonią i

poprowadziła ją na drugą pierś. - Przez ciebie nie mogę oddychać.

A Garrett przez nią obawiał się o swoje serce zupełnie tak samo,

jak wtedy, kiedy po raz pierwszy odważył się ją pocałować, kiedy po

raz pierwszy dotknął swoją gruboskórną dłonią wrażliwego

koniuszka jej piersi.

Nagle zapał Emmy, niespodziewanie ulegające mu ciało, dokonały

tego, czemu nie podołała jego własna samokontrola. Z bólem
powściągnął pożądanie.

To kobieta, którą kochał. Kobieta, której omal nie stracił. Nie miał

zamiaru ryzykować, że znowu to się stanie - nie przez przypływ

dzikiej, nienasyconej żądzy.

Uniósł głowę i odgarnął włosy z jej twarzy. Uśmiechnął się prosto

w jej rozpromienione namiętnością oczy.

- Kochaj mnie, Garrett.

- Jestem tu, kochanie, jestem.

Zsunął przez biodra jej koronkową koszulę i odrzucił ją na bok.

Bez pośpiechu, z cierpliwością, którą ofiarowywał Emmie w dowód

swoich uczuć, zajął się jej spragnionym ciałem.

- Spokojnie - wyszeptał, gdy podniecona do bólu, krzyczała jego

imię, błagając o więcej. - Mamy przed sobą całą noc, cały tydzień...

- Pragnę cię. We mnie... Ze mną... - Prężąc się, kołysała biodrami,

rytmicznie, potęgując pieszczotę palców.

- Już niedługo... - obiecał. - Już niedługo...

Z jękiem udręki zesztywniała i drżąc cała, zacisnęła jego dłoń.

Jej bezprzytomne pogrążenie się w rozkoszy było najbardziej

erotyczną sceną, jaką Garrett widział i jaką śnił w swoim życiu.

RS

background image

88

Wiedział, że Emma przeznaczyła ją dla niego i tylko dla niego. Nawet

własne spełnienie nie przyniosłoby mu większej radości. Zyskał
nowe siły, żeby jeszcze poczekać.

- Boże, jaka ty jesteś piękna... - Kiedy Emma przestała drżeć,

Garrett przyciągnął ją do siebie, a ona wtuliła się w niego.

Emma nie była w stanie mówić. Ledwie oddychała i nie

obchodziło jej zupełnie, czy jeszcze kiedykolwiek świadomie o

czymś pomyśli. Wystarczało jej to, co czuła.

To było tak dawno. Tak długo nie dotykał jej w ten sposób. Tak

długo trwało, nim poczuła, że może mu na to pozwolić. Przecież już

zanim go opuściła, odsunęli się od siebie.

Uniosła ciężkie powieki, gdy Garrett zaczął wędrować palcem po

jej policzku. Chwyciła go i włożyła go sobie do ust. Smakował nim,

smakował nią i wzbudził nowe ukłucie pożądania, tak gorące, jakby

przypalano ją żywym ogniem.

- Teraz - zażądała, wciągając Garretta na siebie i otwierając się,

żeby go przyjąć.

- Teraz... Na zawsze.

Owinęła nogi wokół jego bioder, zatopiła palce w jego

umięśnionych ramionach, wychodziła naprzeciw kolejnym,

potężniejącym falom. Krzyknęła rozpaczliwie, kiedy jej ciało
przeszył nagły prąd. Tym razem tak ogłuszający, tak gwałtowny, że

straciła poczucie czasu i miejsca, opuściła ją świadomość

wszystkiego poza rozedrganym żarem i zmysłowym rytmem.

Garrett wypełnił ją całkowicie, aksamitną stalą i płynnym

jedwabiem. Z gardłowym jękiem wspiął się na szczyt i spadł w

mroczną otchłań upojnej rozkoszy.

Garrett widział, jak Emma się budziła. Zawsze kochał oglądać to

subtelne przejście z głębokiego snu do mglistej, zanurzonej w

półśnie świadomości.

Delikatnie masował szczupłe, białe biodro żony. Schylił się i objął

wargami aksamitny wierzchołek jej piersi. Jej reakcja była tak

instynktowna, tak bezgranicznie szczera i zmysłowa, że nie przerwał

pieszczoty.

RS

background image

89

Wiotka dłoń wplotła się w jego włosy, pieściła go, przyciskała do

piersi w niemym zaproszeniu.

- Brakowało mi tego. Tęskniłem za tym, żeby budzić cię w ten

sposób - wyszeptał Garrett, obejmując drugą pierś Emmy.

Zamruczała i płynnym ruchem wspięła się na niego, odwracając

role. Ułożyła go na plecach i przycisnęła do materaca, opierając

dłonie na jego barkach. Pochyliła się i patrząc mu w oczy, potarła

piersiami o jego tors.

- Teraz możemy porozmawiać o uległości. Doprowadzała go do

szaleństwa - przynajmniej bardzo się starała. Zawsze, gdy się

kochali, Garrett był bardzo uważny. Kiedy pierwszy raz znaleźli się

w łóżku, Emma miała osiemnaście lat. Była dziewicą. On zaś miał

duże doświadczenie i nie wolno mu było tego wykorzystywać.

Pragnął jej, ale dbał o nią jak o kruchą roślinę i zachowywał

ostrożność.

Zawsze był ostrożny. Pragnął jej tak bardzo, tak zachłannie, że

gdyby kiedykolwiek pozwolił sobie na szaleństwo i puścił wodze

swojej żądzy, zniszczyłby ją - fizycznie i emocjonalnie.

Teraz też trzymał w ryzach swoje pragnienie. Dbał o to, żeby dać

więcej, niż brał. Ostrożnie zgadywał jej pragnienia, stawiając je

przed swoimi.

Emma walczyła o władzę, chciała, żeby Garrett błagał ją o rozkosz.

Ale jego taktyka była bezlitosna i przebiegła. Odpowiadał na każdy

jej ruch, podsycając płomień, rozbudzając w niej żądzę, aż do

momentu, gdy jej rozpaczliwe pragnienie, by go zaspokoić, stawało

się niecierpliwym żądaniem, by być zaspokojoną.

Pieszczotami i gorącymi pocałunkami znowu sprawił, że straciła

oddech i poddała się w miłosnym pojedynku. Wyprężyła się jak
spięta ostrogą i błagała, żeby Garrett porwał ją przez szczyt.

Kochając ją pogrążoną w błogości, podążył za nią, rozpływając się

w słodkim paroksyzmie spełnienia.

Kilka godzin później burczenie w brzuchu i chłód wygoniły

Garretta z łóżka. Ostrożnie, żeby nie obudzić Emmy, wstał, włożył

koszulę i dżinsy i cichutko zszedł po schodach.

RS

background image

90

Wypił duszkiem szklankę mleka, potem uraczył się duszoną

wołowiną, którą przygotowała dla nich Maya. Kończył właśnie
pierwszą porcję, kiedy Emma na palcach zbiegła po schodach i

przyłączyła się do niego.

Miał wciąż zarumienione snem policzki i kusząco zmierzwione

włosy. Przesunął po nich palcami. Emma z powściągliwą miną otuliła

się szczelnie różowym jedwabnym szlafrokiem.

Podszedł do niej, przyciągnął ją do siebie i przytrzymał przez

chwilę.

- Wszystko w porządku?

- Tak. - Odsunęła się powoli i zajęła szukaniem talerza.

Wszystko w jej zachowaniu, od sztywnych ramion po unikanie

jego wzroku, przemawiało za inną odpowiedzią.

- Em? - Chwycił ją za rękę i odwrócił ku sobie. - Kochanie, o co

chodzi? Czy coś się stało?

- Nie. - Zamknęła oczy, po chwili je otworzyła i wykrzywiła

wargi w wymuszonym uśmiechu. - Po prostu... nie wiem, jestem

chyba trochę zdenerwowana.

- Zdenerwowana? - Garrett milczał przez chwilę, zanim to

wreszcie do niego dotarło, i poczuł, że ogarnia go panika.

- To stało się za wcześnie, prawda? Wiem, ponaglałem cię.
- Nie, to wcale nie stało się za wcześnie. Nie ponaglałeś mnie.

Garrett wyczuwał w jej słowach tłumioną niecierpliwość,

opanowała się jednak i jeszcze raz spróbowała się uśmiechnąć.

- To ja przyszłam do ciebie, pamiętasz?

- I co z tego? O co ci chodzi? Em... czy byłem zbyt brutalny,

nieokrzesany?

- Nie, Garrett. Nie byłeś brutalny. Nigdy nie jesteś brutalny.

Zachowałeś się jak dżentelmen. Byłeś wspaniały...

Powiedziała to w taki sposób, że Garrett nie poczuł się zbyt

przyjemnie. Nim zdążył ją o to zapytać, obdarzyła go następnym,

zbyt olśniewającym uśmiechem.

- Po prostu... daj mi trochę czasu na przystosowanie się... na

przystosowanie się do nas. Do fizycznej strony naszego związku,

RS

background image

91

zgoda?

Znowu się uśmiechnęła. A Garrett ciągle czuł, że nie powiedziała

mu wszystkiego, że jest jeszcze coś więcej.

- A teraz nakarmisz mnie wreszcie, czy mam stać tu do rana z

pustym talerzem?

Marszcząc brwi, Garrett nałożył na jej talerz porcję duszonej

wołowiny. Jednak gdy usiadł z nią do stołu, poprawił mu się nieco

humor na myśl o powrocie do miejsca, w którym Emma znalazła

złotą monetę, i o dalszych poszukiwaniach.

Mimo to w głębi duszy nadal trapił go niepokój. Dopiero kiedy

Emma zaprowadziła go z powrotem na poddasze, pozwoliła kochać

się w cieple pościeli, dał porwać się nocy, czarowi chwili i tej

kobiecie - i zapomniał, że nie wszystko między nimi jest w porządku.




RS

background image

92

ROZDZIAŁ ÓSMY

Emma obudziła się w pełnym świetle dnia. Panującą wokół ciszę

zakłócał tylko głęboki, równy oddech śpiącego przy niej Garretta.

Nie chciała go budzić. Potrzebowała trochę samotności, żeby
wszystko przemyśleć. Ostrożnie wywinęła się z kokonu jego ramion.

Narzuciła szlafrok, zeszła na palcach po schodach i zaparzyła kawę. Z

parującym kubkiem w dłoni ściągnęła koc z sofy i wyszła na

zewnątrz. Potem rozsiadła się na tarasie w wielkim wiklinowym

fotelu, żeby zdecydować, co robić dalej.

Poranek mienił się wszystkimi barwami tęczy, a w powietrzu

rozbrzmiewał nieprzerwany ptasi koncert. Słoneczne promienie
odbijały się w niespokojnych wodach rzeki, iskrzących się niczym

zwój wyszywanego diamentami jedwabiu.

Piękno poranka zapierało dech w piersiach, ale Emma myślała

tylko problemach, z którymi musiała się uporać.

Miłosna noc z Garrettem była cudowna. Być może przełamała

barierę tak długo przeszkadzającą im w intymnych zbliżeniach, ale
tak naprawdę nie rozwiązała żadnego z ich problemów.

W łóżku Garrett uświadomił jej, z jak wieloma rzeczami muszą

sobie poradzić, jeśli naprawdę chcą, żeby ich małżeństwo wróciło na

właściwe tory.

Ale jak mu o tym powiedzieć? Jak wyjaśnić, że jest wspaniałym

kochankiem, usiłującym spełnić wszelkie jej pragnienia, a
jednocześnie wytłumaczyć, że to nie wystarcza? W jaki sposób może

mu powiedzieć, że było cudownie, ale że dał jej wszystko oprócz

siebie i zgody na to, żeby podzielili się kontrolą i odpowiedzialnością

- w miłości i w życiu? Co ma zrobić, żeby Garrett zrozumiał, że jego

zahamowania - to, że nie umie sobie pozwolić na niczym nie

skrępowaną wolność w łóżku - przenoszą się na inne sfery ich życia i

są najgłębszą przyczyną nieporozumień, które doprowadziły ich
małżeństwo na skraj przepaści?

Splotła dłonie na ciepłym kubku i głęboko westchnęła. Garrett był

RS

background image

93

bardzo dumnym mężczyzną. Mężczyzną, który dźwigał każdą

odpowiedzialność bez słowa skargi. Nie kierował się egoizmem, ale
przez to, że nie potrafił podzielić się swoją odpowiedzialnością,

pozbawiał ją czegoś bardzo ważnego - czegoś, co pozwoliłoby jej

czuć się partnerką, a nie bezwolnym kobieciątkiem, które trzeba

prowadzić za rękę.

Przez całe lata starała się nie czuć urazy i nie robić problemu z

tego, że mąż zamykał się w sobie i swoje własne pragnienia trzymał

zawsze w ryzach.

I przez te całe lata popełniała błąd.

Zamknęła oczy. Ponosiła nie mniejszą winę za rozpad ich

małżeństwa niż Garrett, bo czując się zraniona tym, że mąż nie

traktuje jej jak partnerki, nie powiedziała mu o tym.

Przecież zawsze uważała, że powinien mieć do niej więcej

zaufania. A jednak kiedy kochali się ostatniej nocy, znowu pozwoliła
sobą manipulować, oddała mu całą władzę, a on uznał, że wszystko

jest jak należy, bo dał jej rozkosz. Tej ostatniej nocy, tak jak przez

ostatnie dziesięć lat, poddając się bez walki, znowu zrobiła im

obojgu krzywdę.

Kiedy pół godziny później na tarasie pojawił się Garrett, Emmę

wciąż dręczyły te same pytania, ale na jego widok zmiękło jej serce.

- Dzień dobry - przywitał ją zachrypniętym głosem i obrzucił

czułym spojrzeniem.

Stał na bosaka, w samych dżinsach, z rękami skrzyżowanymi na

piersiach, z rozczochranymi włosami.

Ten wielki, silny mężczyzna, który przejmował się wszystkim -

poza własnymi potrzebami - wyglądał równie bezradnie jak ich

córka. Ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby teraz Emmie do głowy, to
zranić go. Już nie. Wystarczająco dużo miała na swoim sumieniu.

- Umrzesz z zimna - powiedziała z uśmiechem.

- Więc umrę szczęśliwy.

Odsunął się od poręczy, pochylił nad nią i pocałował ją w usta.

- Idę zrobić śniadanie. - Musnął palcem jej policzek. Emma w

milczeniu patrzyła, jak wychodzi do kuchni.

RS

background image

94

Zdecydowała, że zaraz po śniadaniu zabierze się do

najtrudniejszego zadania w swoim życiu. A potem modliła się o
intuicję i duchową siłę, które by jej w tym pomogły. Gdy jednak

Garrett przyszedł po nią, nakarmił ją i zaciągnął znowu na poddasze,

nie umiała zmusić się do działania. Nie w takiej chwili. Nie mogła,

gdy patrzył na nią w taki sposób, a odzyskana intymność wciąż tak

bardzo była narażona na ciosy. Więc pozwoliła mu się kochać.

Garrett pieścił ją ostrożnie i czule, jakby była tak krucha jak szkło.

Kiedy Garrett prowadził osiodłaną klacz pod chatę, powtarzał

sobie, że wszystko idzie wspaniale. Emma była taka otwarta, uległa i

radosna w łóżku. Zaniepokoił go ten jeden moment w nocy, kiedy

zeszła do kuchni, ale doszedł do wniosku, że szuka problemów tam,

gdzie ich nie ma. Jej wyjaśnienie, że trochę się denerwuje, miało

przecież sens. Do diabła, on sam też był spięty.

A to, że dziś rano Emma wydawała się nieobecna i zamyślona, to

na pewno dlatego, że ciągle czuła się trochę bezradna. Kiedy

przywiózł ją tutaj, była kompletnie wyczerpana, ale po dwóch dniach

stała się znowu sobą. Tą samą Emmą, w której się zakochał -

pogodną, roześmianą, kochającą. I nie widział już naprawdę niczego,

co zagrażałoby ich wspólnej przyszłości.

Jednak gdy Emma siadła za nim w siodle i ruszyli w drogę, intuicja

podpowiadała mu, że nie wszystko jest w porządku, a jeśli on sądzi

inaczej, to po prostu się oszukuje.

Dzień był jednak zbyt piękny, a ich nastrój zbyt pogodny, żeby

psuć go niejasnymi podejrzeniami. Więc Garrett nie pozwolił sobie

na ryzyko. Z zapałem przeszukiwali dno rzeki. Uśmiechali się i

zaśmiewali - i udawali, że wszystko jest jak należy.

Jedynym rezultatem poszukiwań ukrytego złota okazały się

przemarznięte stopy i przemoczone dżinsy. Garrett wyciągnął w

końcu Emmę na brzeg, położył na kocu -a potem kochał się z nią w

pełnym blasku słońca.

Wieczorem zrealizował plan, który spalił na panewce

poprzedniego dnia. Zjedli kolację przy świecach i muzyce -

piosenkach z roku matury Emmy, które, podobnie jak ulubiony film,

RS

background image

95

miały ożywić ich wspomnienia.

Księżyc, sługa kochanków, zerkał przez okno, rzucając złoty blask

na włosy Emmy, a oni tańczyli przytuleni, spowici we wspomnienia i

magię - a potem spędzili noc na niestrudzonej miłości. I z

wyczerpania zapomnieli o rozterkach.

Następne dni rozpoczynały się słonecznymi porankami, a

kończyły szalonymi nocami. Nie zbliżyli się ani o krok do

odnalezienia skarbu; jedyną zdobyczą pozostała złota moneta, którą

znalazła Emma. Lecz Emma doszła do wniosku, że doszukali się
skarbu równie drogocennego. Nigdy nie była bardziej pewna swojej

miłości do Garretta. Nigdy nie była bardziej pewna jego miłości do

niej, ale też nie przestawał dręczyć jej niepokój - bo wciąż nie

wiedziała, co zrobić, żeby ich miłość jeszcze raz nie została

wystawiona na tak ogromne niebezpieczeństwo.

Próby nakłonienia Garretta, żeby się przed nią otworzył, spełzły

na niczym, ale w tych górach znalazła rozwiązania kilku własnych

problemów. Przede wszystkim uwierzyła, że odnalazła samą siebie.

Odzyskała emocjonalną równowagę. Już nie balansowała na skraju

przepaści.

Odkryła swoją słabość, stawiła jej czoło i przepędziła na cztery

wiatry. Bez Garretta byłoby to o wiele trudniejsze, ale przynajmniej
wiedziała, że jest do tego zdolna.

Dopiero czwartego dnia, kiedy siedziała na schodach werandy i

obserwowała Garretta pracującego przy ujęciu wody na brzegu

rzeki, musiała przyznać, że ociągając się, a może starając się zyskać

na czasie, stanęła w martwym punkcie. Kiedy czyniła nieśmiałe

próby skłonienia Garretta do zwierzeń, gdy się z nim kochała -

zawsze pozwalała mu przejąć inicjatywę i bezwolnie mu ulegała.

Patrzyła teraz na Garretta i miała serce przepełnione miłością. Ale

czuła też lęk, bała się o ich przyszłość. Tydzień prawie się kończył. Za

parę dni mieli wrócić do Jackson, a ona ciągle nie zdobyła się na

rozmowę, która mogła albo naprawić, albo zniszczyć ich

małżeństwo.

W końcu dotarło do niej, że nie ma wyjścia, musi opanować strach

RS

background image

96

i podjąć to wyzwanie. On nie przejdzie przez ten most, popychany

delikatnymi szturchnięciami. Nie zdoła tego zrobić, jeśli ciągle myśli,
że chroni ją przed sobą - fizycznie i emocjonalnie. Nie uda mu się,

jeśli chronienie jej pozostaje jego głównym życiowym celem.

Emma nie miała walecznej natury, ale czas szybko uciekał. Jeśli

mieli opuścić Wind River i znowu stać się rodziną, musiała pokonać

swoją naturę i zmusić Garretta, żeby się przed nią otworzył.

Dziś wieczorem, zdecydowała, kiedy mąż podniósł głowę i

uśmiechnął się do niej. Ta noc zdecyduje, czy odnajdą swoją
przyszłość, czy też ją zaprzepaszczą.

Garrett prowadził Emmę na taras oblany światłem księżyca, a z

odtwarzacza płynęły rzewne pojękiwania saksofonu i pokrzepiające

słowa piosenki.

Objął Emmę, pocałował... i odczuł pełnię życia, coś, o czym trzy

miesiące temu myślał, że jest stracone na zawsze. Wszystko, na co
miał nadzieję, wszystko, na co liczył, przebiegało dokładnie tak, jak

sobie zaplanował.

Emma znowu należała do niego. Znowu była sobą.

I Garrett pewny był, że już nic nigdy ich nie poróżni.

Położył jej dłoń na swojej piersi, pod którą jego serce waliło jak

opętane, z radości i podniecenia.

- Czujesz? To ty tak na mnie działasz, Em. Zawsze tak działałaś.

Kołysali się w rytm muzyki, w którą wkradały się odgłosy nocy i

bicie dwóch serc.

- Pamiętam to. - Emma przytuliła policzek do jego ramienia. - To

ostatnia piosenka, jaką zagrali na moim balu maturalnym.

- A naszą pierwszą noc pamiętasz?

- Tak - szepnęła.
- Nie wyobrażasz sobie nawet, jak się męczyłem, czekając na

ciebie... - Garrett zachichotał cicho. - Jak myślisz, mamy szansę

powtórzyć dziś tamtą noc?

Spodziewał się nieśmiałego uśmiechu Emmy. Zamiast niego

zobaczył w jej oczach rzewny smutek, a kiedy się odezwała, poraziło

go przygnębienie w jej głosie.

RS

background image

97

- To działo się bardzo dawno temu. Byliśmy wtedy tacy młodzi.

Tacy zakochani. I nie mieliśmy pojęcia o tym, co złego może zdarzyć
się między kobietą a mężczyzną.

Emma ostrożnie odsunęła się od niego i podeszła do poręczy

werandy.

Garrett, zakłopotany jej niespodziewaną zmianą nastroju, stanął

za nią, przytulił się do jej pleców i czekał, aż powie, co ją dręczy.

- To była najpiękniejsza noc w moim życiu. - Odwróciła się

nagle i wpatrywała w niego z nadzieją. - Chcę poczuć to znowu. Tę
wolność. Tę porywającą swobodę. Przypomnij mi to, Garrett.

Zapomniałam już, jak to jest, żyć chwilą i kochać się bez zahamowań.

Wpiła mu się w usta namiętnym, rozpaczliwie gwałtownym

pocałunkiem.

Garrett nie zdążył się niczemu zdziwić, bo żądza wzburzyła mu

krew niczym atak gorączki. Starał się nad nią panować, ale Emma
natychmiast odzyskała swoją nad nim władzę. Brutalnie szarpnęła

palcami jego włosy, żarłocznie gniotła wargami jego usta.

- Em... kochanie... zwolnij tempo - dyszał ciężko, obezwładniony

jej namiętnością.

Jakby niczego nie słyszała. Złapała oddech i obdarzyła go jeszcze

bardziej zachłannym, niemal brutalnym pocałunkiem. Potem
zerwała z niego koszulę.

- Kochanie... - jęczał Garrett, kiedy gryzła i całowała jego brodę.

Dysząc, wciągnął głęboko powietrze, gdy skubnęła zębami jego sutek

i zajęła się sprzączką paska u spodni.

Żądza, czysta, prymitywna, cielesna żądza schwyciła go w sidła,

kiedy długie, delikatne palce Emmy rozpięły rozporek i wśliznęły się

do środka.

Garrett o niczym już nie myślał. Czuł tylko dzikie, nienasycone

pragnienie, gdy jak oszalały walczył z suwakiem dżinsów Emmy, a

potem zdarł je brutalnie z jej bioder. Pożądanie jak narkotyk

wsączyło się w jego krew i wyzwoliło śpiące w nim zwierzę.

Podniósł Emmę i przy dusił ją do zewnętrznej ściany domku.

Otumaniony, czuł, jak Emma rozdrapuje mu paznokciami plecy, a

RS

background image

98

jego ręce zaciskają się na jej biodrach.

Wszedłby w nią, gdy nie powstrzymał go jej krzyk. I nie

zapanowałby nad rękami, gdyby nie jej delikatna skóra.

Zaklął przez zaciśnięte zęby i odsunął się od niej. Potem,

wymyślając sobie w duchu od najgorszych, próbował oprzytomnieć.

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, zanim poczuł, że może jej

dotknąć, nie rzucając się na nią jak zwierzę. Nie wiedział, jak długo

stała, opierając się o ścianę, z oczami przepełnionymi grozą.

- Em... - Przytulił się do niej, żeby ją uspokoić, ale też by nie

widzieć jej zawiedzionej miny. Ogarnął go wstyd i przygnębienie. -

Nie wiem, jak to się stało. Kochanie, nie zrobiłem ci krzywdy?

- Nie. - Emma dyszała ciężko, wyrzucając z siebie krótkie,

urywane oddechy. - Nie, nie zrobiłeś mi żadnej krzywdy.

- Przepraszam, tak mi przykro. Wyrwała się z jego uścisku.

- Nie chcę, żeby było ci przykro. - W jej oczach pojawiły się

niebezpiecznie wojownicze błyski.

- Byłem brutalny. Rzuciłem się na ciebie. - Odgarnął włosy z jej

policzków.

- Byłeś naturalny i prawdziwy. - Emma odsunęła jego dłoń ze

swojej twarzy. - Wziąłeś mnie. A przynajmniej chciałeś, zanim

odezwały się w tobie te przeklęte zasady. - Jej oczy miotały
błyskawice. - Pierwszy raz... prawie ci się udało pozbyć tej cholernej

samokontroli, z której jesteś taki dumny. Mało brakowało, a

wziąłbyś mnie jak normalną kobietę.

Ze zwycięskim błyskiem w oczach schyliła się i naciągnęła z

powrotem dżinsy.

- Nie drażnij mnie swoimi przeprosinami. Do diabła, niech ci

przynajmniej nie będzie przykro.

Odepchnęła go ramieniem, szarpnęła rozsuwane drzwi i weszła

do domu.

Zakłopotanie odebrało Garrettowi mowę. Bez słowa patrzył, jak

Emma odchodzi. Spodziewał się jej złości. Zasłużył na nią. I

rzeczywiście była wściekła - ale nie dlatego, że był brutalny, tylko

dlatego, że ją za to przepraszał.

RS

background image

99

Zbity z tropu, chwycił się za głowę, nie mając najmniejszego

pojęcia, co o tym myśleć. W końcu wszedł za Emmą do środka.

Sącząca się z odtwarzacza muzyka powinna przynieść mu ulgę.

Ale słodka melodia w zderzeniu z rozgardiaszem w jego głowie

zabrzmiała jak drapanie paznokciem po szybie. Uderzył dłonią w

wyłącznik, odetchnął głęboko, żeby się uspokoić, i ruszył przez pokój

do Emmy.

Stała odwrócona plecami, przygarbiona, z rękoma złożonymi na

piersiach.

- Staram się - zaczął ostrożnie - ale, do jasnej cholery, nie

rozumiem, o co chodzi.

- O szacunek - odrzekła Emma z taką zajadłością, że Garrett

mimowolnie cofnął się o krok. - Chodzi o liczenie się z moją wolą, z

moimi pragnieniami. Chodzi o traktowanie mnie jak kobiety.

- Zawsze traktowałem cię jak kobietę! - Garrett walczył z

budzącą się w nim złością.

- Traktowałeś mnie jak kruchą porcelanową lalkę.

- Masz pretensje, że dbam o ciebie?

- Nie chciałam, żeby zabrzmiało to jak zarzut. - Emma, kręcąc

głową, spojrzała w sufit. - Sposób, w jaki mnie traktujesz, jest... jest

cudowny.

- Cudowny? I kocham cię też cudownie? - spytał Garrett

drwiąco. - To znaczy, że już wszystko w porządku, misja spełniona.

Cudowny? Dokładnie o to mi chodziło.

Czuł się tak, jakby usuwała się pod nim ziemia. Włożył ręce do

kieszeni i starał się uspokoić.

- Myślałem, że dzięki temu jest ci ze mną dobrze.

- Bo jest dobrze.
Jej łagodny, czuły ton zmieszał go jeszcze bardziej.

- Jest nie tylko dobrze. Jest cudownie, słodko i wszystko jest...

całkowicie pod kontrolą.

Garrett zaczynał tracić cierpliwość.

- Nie rozumiem. Naprawdę wierzyłem, że wszystko dobrze się

układa. Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz?

RS

background image

100

Emma zdała sobie sprawę, że zrobiła dokładnie to, czego chciała

uniknąć. Zraniła go, uderzając z siłą kuli armatniej w najczulsze
miejsce - w niepohamowaną dumę Jamesów. Ale nie mogła się już

wycofać, teraz, kiedy zdobyła się wreszcie na odwagę.

- Chcę, żebyś coś zrozumiał, Garrett. Potrzebuję tego. Mnie

samej zajęło bardzo dużo czasu, żeby to pojąć. I chcę, żebyś uważnie

wysłuchał tego, co ci powiem. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek,

musimy mieć pewność, że umiemy ze sobą rozmawiać.

- Sądziłem, że umiemy ze sobą rozmawiać. - Garrett zerknął

ponuro w stronę poddasza.

Emma westchnęła głęboko.

- Jeżeli tylko to, że ja cię kocham i ty mnie kochasz,

wystarczyłoby nam do szczęścia, nie byłoby nas tutaj, prawda?

Nie mogła teraz pozwolić, żeby poczucie winy zawróciło ją z

drogi. Bez względu na to, jak jej słowa go zranią.

- Poza tym, wcale ze sobą nie rozmawialiśmy. To ja z tobą

rozmawiałam. To ja ci opowiedziałam o trudnej miłości do swojej

matki, przyznałam się do kompleksów i lęków.

Emma zamilkła, żeby nabrać sił, a Garrett patrzył na nią spode

łba.

- Rzeczywiście, podtrzymywałeś mnie na duchu, byłeś

tolerancyjny i wspaniały, ale sam nie radziłeś sobie ze swoimi

problemami.

- Problemami? Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Ja nie mam

żadnych problemów.

- Czyżby?

Zapanowała głucha, dudniąca cisza.

- Mów do mnie, Garrett - poprosiła w końcu Emma, a spojrzenie

i ton jej głosu nie pozostawiały Garrettowi złudzeń, że wykręty na

nic się tym razem nie zdadzą.

- Rozmawiaj ze mną, albo po powrocie do Jackson pójdziemy

każde swoją drogą.

- Więc po tym wszystkim, co przeszliśmy, i po ostatnim

tygodniu... ciągle myślisz o rozwodzie?

RS

background image

101

- Garrett, to ty nadajesz sens mojemu życiu i dzięki tobie jestem

silna. Odejście od ciebie jest ostatnią rzeczą, jaką chciałabym zrobić.
Ale bez względu na to, jak bardzo cię kocham, nie mogę z tobą dalej

żyć, jeśli nie stanę się dla ciebie partnerką w każdym znaczeniu tego

słowa.

- A ja wciąż nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. - Patrzył na

nią twardym wzrokiem.

- Dobrze wiesz. Po prostu nie chcesz mi tego dać. Wstała z fotela

i podeszła do drzwi. Przygładziła włosy i odwróciła się.

- Słuchaj, ja wiem, że to nie leży w twojej naturze. Sądzę, iż tkwi

w tobie coś takiego... To pewnie przerost męskiej dumy, która żąda,

żebyś milczał, znosił wszystko ze stoickim spokojem i radził sobie

bez niczyjej pomocy. Być silnym. Być niepokonanym. Nie pozwolić,

żeby ktoś widział, jak się boisz i cierpisz. Tylko że ja wiem lepiej -

ciągnęła łagodnie Emma, podchodząc do Garretta. - Wiem, że
cierpisz. Wiem, kiedy cierpisz, ale nie chcesz się do tego przyznać.

Nie mogę tego znieść, Garrett, kiedy zamykasz się i zostajesz sam ze

swoim bólem. To jakby dwie strony tego samego ostrza -ja cierpię,

bo ty cierpisz, cierpię, bo nie pozwalasz, żebym ci pomogła.

Rozumiała, co oznacza jego milczenie. Garrett wiedział, że to, co

mu powiedziała, nie jest pozbawione sensu, ale upierał się, żeby nie
przyjąć tego do wiadomości.

- Przez cały tydzień starałam się skłonić cię do rozmowy.

Bezskutecznie. Jeździłam konno, wędrowałam, szukałam złota.

Wciągnąłeś mnie w rozmowę o Sarze, o mojej matce, a o czym ty

mówiłeś? O swoich braciach.

O Mai i Loganie. Ani razu nie rozmawialiśmy o tobie. Garrett

zacisnął zęby i wlepił wzrok w jakiś punkt ponad jej głową.

- I nie dlatego, że się nie starałam. Ale za każdym razem, kiedy

otwierałam przed tobą drzwi, prosząc, żebyś mi zaufał, ty zamykałeś

je z powrotem. Nie z trzaskiem, bo to nie leży w twojej naturze.

Używałeś subtelnych wykrętów, czułych uśmiechów, namiętnych

pocałunków.

I prowadziłeś mnie prosto do następnej klęski, którą ponosiłam w

RS

background image

102

łóżku.

- Chciałem przywołać wspomnienia - bronił się Garrett. -

Pragnąłem cię kochać. Chciałem robić to wszystko, co robi dwoje

zakochanych ludzi.

- Wszystko oprócz rozmowy o sobie, o tym, co cię gnębi.

Westchnął głęboko.

- Muszę wreszcie zrozumieć, Garrett. Muszę wiedzieć, jak

wpłynęła na ciebie strata ojca. Wiem, że jako najstarszy z braci

wziąłeś na swoje barki odpowiedzialność za całą rodzinę. Do ciebie
bracia zwracali się z każdą sprawą, oczekiwali rady i odpowiedzi na

każde pytanie. Wszyscy na ciebie liczyli. Nie stać cię było na luksus,

żeby kogokolwiek zawieść. Tak jest do dzisiaj. Więc pracujesz coraz

ciężej i coraz dłużej. Chcę wiedzieć, dlaczego nie pozwolisz sobie na

trochę luzu i bezczynności, dlaczego firma pochłonęła cię do tego

stopnia, że nie masz czasu dla siebie.

- Uważaj! - warknął Garrett z taką wściekłością, że serce

podeszło Emmie do gardła.

- Dlaczego? - spytała niemal ze strachem, ale w głębi serca

wiedziała, że nie ma odwrotu. Poruszyła tak czułą strunę, że tylko

otwarcie rany mogło przynieść Garrettowi ulgę. - Dlaczego? -

powtórzyła z naciskiem. - Bo mogłabym odkryć, że to wszystko jest
ponad twoje siły?

Wzięła go za rękę i poprowadziła do stołu, przy którym usiedli

naprzeciwko siebie.

- Garrett - zaczęła łagodniej. - Nawet wówczas, kiedy się

kochamy, kiedy jest nam cudownie, czuję, jak się hamujesz. Nawet

wtedy nie pozwalasz sobie na pełną swobodę.

Skrzywił się, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że odeprze

wszystkie zarzuty. Położyła na stole zaciśnięte w pięści dłonie.

- Uwielbiam, jak mnie dotykasz. Kocham cię za to, że wcześniej

ode mnie wiesz, czego chcę. Dajesz mi wszystko, o co tylko może

prosić kobieta. Wszystko - powtórzyła łagodnie. - Wszystko oprócz

siebie. Nawet w łóżku nie mówisz, co czujesz, czego ode mnie

pragniesz. A ja potrzebuję ciebie całego. Bez ograniczeń. Przed

RS

background image

103

chwilą - tam na tarasie - omal mi tego nie dałeś. A potem zdążyłeś się

wycofać.

Nagle Emma pojęła, że zrozumiał. I znała odpowiedź, zanim ją

usłyszała.

- Nie chcę cię skrzywdzić - mruknął ponuro.

- Skrzywdzić? Jakim cudem mógłbyś mnie skrzywdzić, jeśli z

takim zapałem troszczysz się o mnie?

Nawet w jej własnych uszach te słowa zabrzmiały brutalnie.

Zmieszana, pogłaskała Garretta po dłoniach.

- Wiem, że tego nie chcesz, ale ranisz mnie za każdym razem,

kiedy rezygnujesz z własnych pragnień. Cierpię, gdy traktujesz mnie

jak mimozę z Południa, a nie normalną kobietę.

- Wcale cię tak nie traktuję. - Garrettowi posmutniały oczy. -

Nigdy tak o tobie nie pomyślałem. Starałem się tobą opiekować,

chronić cię... Co w tym złego?

- Nic, nic złego. Kocham cię za to. Ale czasami potrzebuję czegoś

więcej. Chciałabym się kiedyś przekonać, że potrzebujesz mnie tak

bardzo jak ja ciebie.

Jedyną reakcją, jakiej się Emma doczekała, było głębokie

westchnienie, naciskała więc dalej.

- Potrzebuję partnera, Garrett. Partnera, nie anioła stróża.

Tamtego dnia... - ciągnęła ściszonym głosem - .. .kiedy zobaczyłam

cię z tą kobietą...

Garrett wstał tak raptownie, że krzesło przesunęło się po

podłodze z nieprzyjemnym zgrzytem.

- Myślałem, że to mamy już za sobą. Ile razy mam ci powtarzać?!

Jak mam ci to wytłumaczyć? Nie spałem z nią!

- Wiem. Teraz już to wiem - powtórzyła Emma, jakby chciała

upewnić się, że ją zrozumiał.

- Więc dlaczego znów do tego wracasz?

- Bo chcę, żebyś się dowiedział, co się ze mną wtedy działo.

RS

background image

104

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Garrett utkwił wzrok w jakimś zagubionym w mroku punkcie.

Zamykał się. Stawką w tym sporze była jego boleśnie zraniona duma.

Zdając sobie z tego sprawę, Emma postanowiła działać powoli i
ostrożnie, ale nie rezygnować, bez względu na koszty.

- Proszę, nie zamykaj się przede mną. Przywiozłeś mnie tutaj,

bo chciałeś coś naprawić. Garrett, zrozum, jeśli chcemy rozwiązać

ten węzeł gordyjski, musimy wyjaśnić sobie mnóstwo

nieporozumień. A skoro nie potrafimy uporać się nawet z tym

jednym, nie mamy żadnych szans...

Westchnęła głęboko, zebrała wszystkie siły i podjęła następną

próbę.

- Kiedy cię zobaczyłam z tamtą kobietą, uznałam, że

towarzystwo osoby, która jest... - tak ją wtedy oceniłam - moim

przeciwieństwem, sprawia ci przyjemność. Była agresywna,

wyrafinowana, wyzywająca. Więc zadałam sobie pytanie, czy

właśnie takiej kobiety potrzebujesz. Kogoś, kim ja być nie mogę, bo
mi na to nie pozwalasz.

Garrett spuścił tylko głowę. Jego milczenie Emma uznała za

wymowniejsze od jakichkolwiek słów.

- Więc co zrobiłam? Zagrałam swoją rolę. Rozsypałam się na

kawałki jak porcelanowa figurka. Widziałam tylko ciebie z tą silną,

niezależną kobietą - i nienawidziłam się, bo ona miała wszystko,
czego mnie brakowało.

Emma zamknęła oczy. Przepędziła wspomnienie, które wciąż

bolało.

- Czułam się, jakbym to ja wepchnęła cię w jej objęcia przez to,

że stałam się taka, jaką chciałeś mnie widzieć. Byłam wściekła na

siebie, za swoją uległość. I na ciebie za to, że mnie do niej skłaniałeś.

Nie potrafiłam spokojnie o tym myśleć. Reagowałam spontanicznie i
postanowiłam z tym skończyć na własnych warunkach.

To właśnie wtedy zaczęłam cię nienawidzić. W każdym razie

RS

background image

105

powiedziałam sobie, że powinnam cię znienawidzić. Nie tylko

dlatego, że posądzałam cię o zdradę, ale też za to, że zrobiłeś ze mnie
kobietę kompletnie uzależnioną, bezradną i nijaką.

A na to wszystko kładł się cieniem obraz mojej matki. Pokonanej,

żyjącej w narkotycznym odurzeniu, nie buntującej się przeciwko

mężowi, który zdradzał ją bez skrupułów. Biedaczka uważała, że to

jej wina, bo go zawiodła - nie była kobietą, której potrzebował. A ja,

Garrett, sądziłam, że jestem taka sama.

Emma zamilkła na chwilę. Jeszcze raz przeżywała tamten

potworny, przerażający dzień.

- Wstyd mi się do tego przyznać, ale rzeczywiście myślałam,

żeby pójść drogą mojej matki. Trzymałam w ręku lekarstwo na

zapomnienie i pomyślałam nawet, żeby pójść o krok dalej i skończyć

ze sobą.

- Jezu! - wyrwało się Garrettowi przez ściśnięte gardło.
- I wtedy postanowiłam, że nie pozwolę, żeby mnie to złamało. -

Emma mówiła dalej, choć wiedziała, jak bardzo rani Garretta. -

Właśnie wtedy zdecydowałam, że jeśli ktoś ma za to zapłacić, to ty, a

nie ja. Tylko że i tak zapłaciliśmy oboje.

Położyła mu dłoń na ramieniu i w końcu Garrett odwrócił się i

spojrzał na nią. Miał udrękę w oczach.

- Przykro mi, że sprawiam ci ból. Ale jeżeli chcemy zacząć

wszystko od początku, musisz wiedzieć... To było podłe. Straszne.

Nie jestem ci w stanie powiedzieć, jak bardzo żałuję.

- Dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie? Zrozumiałbym.

- Bo ty zawsze rozumiesz. - Emma pokręciła głową ze smutnym

uśmiechem. - Powiedziałbyś, że wszystko jest w porządku. Pewnie

bym ci w końcu uwierzyła i tak by się to skończyło. Zdjąłbyś ze mnie
winę i wziął ją na siebie. To jest nasz największy problem, Garrett.

- Na miłość boską, Em! To, że potrafię cię zrozumieć, uważasz za

problem?

- Problem w tym, że nigdy nie wiem, co naprawdę myślisz. Nie

znam twoich prawdziwych uczuć, bo zawsze mnie przed nimi

chronisz.

RS

background image

106

- Myślałem, że na tym między innymi polega miłość.

- Polega też na uczciwości i szczerości. Brakuje mi tego.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć, po prostu nie wiem. -

Cierpliwość Garretta zdawała się wyczerpywać.

- To, co czujesz. Może najpierw powiedz mi, co czułeś, kiedy ci

ogoliłam głowę.

Garrett powlókł się z powrotem do stołu i opadł ciężko na krzesło.

Siedział sztywno, potem schował twarz w dłoniach.

- Garrett?
- Nie naciskaj, Em. Nie zniosę dzisiaj więcej ciosów. Na pewno

nie chciałabyś usłyszeć, co czułem.

- Dlaczego? Bo może mnie to zranić? Bo mógłbyś stracić

panowanie nad sobą? Do diabła, Garrett! Odurzyłam cię prochami,

ogoliłam ci głowę. Opuściłam cię, oskarżając o zdradę. Ciebie,

człowieka, który jest tak dumny ze swojej uczciwości i z poczucia
honoru. Powinieneś mnie znienawidzić.

- Myślisz, że nie chciałem? - Po raz pierwszy puściły mu nerwy.

Trzasnął pięścią w stół, a na jego twarzy malowała się furia. -

Myślisz, że nie chciałem cię znienawidzić? Tysiące razy przeklinałem

cię za to, co mi zrobiłaś. I co zrobiłaś nam.

- Ale walczyłeś z tym i jak zwykle zapanowałeś nad złymi

uczuciami, prawda?

- Starałem się zrozumieć - odpowiedział, ważąc każde słowo. -

Starałem się doszukać w tym jakiegoś sensu. A teraz ty mi

opowiadasz, że nie życzysz sobie mojego zrozumienia. Że nie chcesz

mojej opieki. Pewnie nigdy jej nie chciałaś.

Poderwał się z krzesła, boleśnie ugodzony, upokorzony

poczuciem klęski.

- Kochałem ciebie, tylko ciebie, i nigdy nie dałem ci

najmniejszego powodu, żebyś zwątpiła w tę miłość. Tak, chciałem

znienawidzić cię za to, co mi zrobiłaś. A jednak dalej cię kochałem. A

miłość oznaczała dla mnie troskę o ciebie. Uważałem, że muszę cię

chronić choćby przede mną samym.

Przymknął powieki i wciągnął głęboko powietrze. Zrozpaczony i

RS

background image

107

bezradny, spojrzał jej w oczy.

- Daję ci wszystko, co mam, Em. Całego siebie. Nie wiem, jak

mógłbym zrobić to inaczej. A teraz mówisz mi, że to nie wystarcza.

Nawet nie próbowała go zatrzymać, gdy pchnął drzwi i sztywnym

krokiem wyszedł z domu. Nie wiedziała, co jeszcze może powiedzieć.

Pozwoliła mu więc odejść ze swoim gniewem, a sama, powłócząc

nogami, wspięła się na poddasze.

A potem się modliła. Modliła się o niego i o siebie. I o to, żeby nie

okazało się, że właśnie zaprzepaściła nadzieję na uratowanie ich
małżeństwa.

Włączyła lampkę przy łóżku i położyła się w ubraniu. Czas wlókł

się leniwie, a ona liczyła minuty, wpatrując się w księżyc.

Kiedy usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi, różowa poświata

brzasku wkradała się w mrok nocy. I znowu zapanowała cisza,

zakłócana tylko biciem jej serca. Dopiero po chwili usłyszała
szuranie butów po drewnianej podłodze, a potem skrzypienie

schodów.

Przewróciła się na bok i patrzyła, jak Garrett podchodzi do łóżka.

Z pobladłą twarzą i zmęczonym wzrokiem siadł odwrócony plecami

do niej po drugiej stronie łóżka.

- Tak bardzo... - zaczął łamiącym się głosem, całkiem rozbity -

...tak bardzo cię kocham. Czasami ta miłość mnie przeraża. Nie

wiedziałem, Em. To prawda, że zawsze staram się nad sobą

panować, że zawsze się hamowałem, ale nie wiedziałem, że to cię

rani.

Wyprostował się, zacisnął w pięści dłonie i wbił je w materac.

- Nigdy nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Nie potrafiłem

być przy tobie sobą, pozwolić sobie na szczerość, nie krzywdząc cię
przy tym. Aż w końcu uświadomiłaś mi, że to był błąd.

Zrozumiał. A ona poczuła niewysłowioną ulgę, która stopiła

ostatnie okruchy lodu w jej sercu. Uklękła za nim, przygryzając

wargę, żeby nie wybuchnąć płaczem. Objęła go i przytuliła policzek

do jego szerokich pleców.

- Garrett... Zawsze cię kochałam, ale brakowało mi jednej,

RS

background image

108

jedynej rzeczy - pewności, że jestem ci potrzebna tak bardzo jak ty

mnie.

- Nigdy nie przyszło mi do głowy, że możesz o tym nie wiedzieć.

Ani to, że moja powściągliwość może cię upokarzać.

- To również moja wina. Dawno temu powinnam była ci o tym

powiedzieć. Ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Nie dopuszczałeś mnie

do siebie - nie pozwalałeś sobie pomóc, więc odwróciłam się od

ciebie.

- Odwróć się do mnie, Em. - Garrett położył się na łóżku i

sięgnął po jej rękę. - Potrzebuję tego, teraz.

W jego pocałunku było coś więcej niż miłość i coś więcej niż

przeprosiny.

- Ale dasz mi trochę czasu, żebym nad tym wszystkim

popracował, dobrze?

Emma przycisnęła wargi do jego szyi, tam, gdzie pulsowanie

tętnicy zdradzało, jak bardzo jest poruszony. I czekała.

- To była moja wina - wyrzucił z siebie Garrett ni stąd, ni zowąd,

po długich, rozstrzygających sekundach milczenia.

- O co ty się obwiniasz? - Emma położyła mu dłoń na piersi i

wyczuła gwałtowny łomot serca. - Co takiego zrobiłeś?

- To przeze mnie on nie żyje. - Garrett zamknął oczy i odwrócił

się od niej. - Przeze mnie nie żyje mój ojciec.

W głębi serca Emma spodziewała się tego wyznania. Przez całe te

razem spędzone lata podejrzewała, że jest coś, co nie daje mu

spokoju. Delikatnie przyciągnęła go do siebie i przytuliła do piersi.

Ukrył twarz i oplótł ją ramionami, tak mocno, jakby była ostatnią

jego nadzieją.

- Opowiedz mi. - Przycisnęła usta do czubka jego głowy. -

Opowiedz, proszę...

To było trudne. Nigdy w życiu nie stanął przed trudniejszym

zadaniem. Lecz kiedy już zaczął mówić, wydawało się, że nie

przestanie, dopóki nie zazna łaski ulgi.

- To była sobota. Pomagałem ojcu w każdą sobotę na budowie.

Dawał mi w ten sposób do zrozumienia, że ufa mi i wierzy w moją

RS

background image

109

odpowiedzialność. Mogliśmy spędzić razem trochę czasu, tylko we

dwóch, no i zarabiałem dzięki temu pieniądze, a wtedy nie miałem
ich zbyt wiele.

Przytulił twarz do miękkiego ciała Emmy i poczuł pod policzkiem

mocne, równe bicie jej serca.

- Od jakiegoś już czasu błagałem ojca, żeby pozwolił

poprowadzić mi spychacz. Tego dnia przydarzyła się wyjątkowa

okazja. Roboty przy budowie promenady strasznie się opóźniały.

Trzeba było przygotować wykop pod fundamenty, więc błagałem
ojca dotąd, aż ustąpił. Naprawdę myślałem, że jestem kimś.

Prowadzić taką wielką maszynę! I szło mi znakomicie. Posunąłem się

do przodu jakieś pięć metrów, kiedy go zobaczyłem. Biegł w moim

kierunku, krzyczał i wymachiwał rękami. Ryk silnika zagłuszał jego

słowa. I nie zrozumiałem - w każdym razie nie od razu - że chce,

żebym natychmiast wyskoczył z kabiny. Ojciec wskoczył na spychacz
i zepchnął mnie na ziemię. Turlałem się, połykając i wypluwając

kurz, i zastanawiałem się, co mojemu staremu odbiło, kiedy

usłyszałem eksplozję.

Tysiące razy słyszał ten grzmot w swoich snach. Czuł, jak drży pod

nim ziemia, czuł żar ognia, który oślepił go, gdy wpatrywał się

przerażony w to płonące piekło.

- Maszyna uderzyła w rury z gazem. Nikt nie potrafił pojąć,

dlaczego Jonathan James, człowiek znany ze swojej pedanterii i

ostrożności, nie zauważył znaku ostrzegawczego.

Emma czuła, jak ramiona Garretta zaciskają się wokół niej

kurczowo, i wtedy jej serce przyspieszyło i zaczęło walić jak opętane.

- Ale to nie on był nieostrożny. To ja nie rozumiałem znaczenia

pomarańczowej strzałki wymalowanej sprayem na ziemi. To ja
bawiłem się supermana. Igrałem z ogniem, a on stracił przez to

życie. I przez tyle lat nie przyznałem się nikomu, że to ja

prowadziłem wtedy spychacz. Poświęcił za mnie życie. Wypchnął

mnie i nie zdążył zatrzymać maszyny, żeby uratować siebie.

Teraz Emma zrozumiała. Pojęła, skąd się wzięło jego niezwykłe

poczucie odpowiedzialności. Dlaczego to właśnie Garrett opiekował

RS

background image

110

się matką, pilnował przedsiębiorstwa, nie spuszczał oka z braci. I

dlaczego musiało to wpłynąć na ich małżeństwo.

- Byłeś wtedy chłopcem - szepnęła. - Byłeś dumą swojego ojca, a

to, co zdarzyło się tamtego dnia, było tragicznym, przerażającym

wypadkiem. Nie mam zamiaru spierać się z twoim poczuciem

odpowiedzialności za to, co się stało. Ale powinieneś uzmysłowić

sobie, że twój ojciec nie chciałby, żebyś obwiniał się o jego śmierć.

- Próbowałem. Każdego dnia swojego życia starałem się to

naprawić - dla mego, dla matki i dla braci robiłem wszystko, żeby im
to wynagrodzić.

- Jesteś zmęczony - szepnęła kojącym głosem Emma. - Już nigdy

więcej nie będziesz musiał zmagać się z tym w samotności.

- Potrzebuję cię, Em. Tak bardzo cię potrzebuję.

- Jestem tutaj - wyszeptała. - Zawsze będę.

Kołysała go jak dziecko. Głaskała po włosach. Tuliła go do piersi. I

wreszcie pozwoliła płynąć łzom, które dusiła w sobie tyle lat. Garrett

płakał razem z nią. Jak chłopiec, który stracił ojca, i jak mężczyzna,

który czuje się odpowiedzialny za jego śmierć.

Jego ciche łzy skapywały na piersi żony jeszcze długo po tym, jak

zmorzył go sen, twardy, głęboki, życiodajny. Emma też zasnęła, nie

wypuszczając z objęć ukochanego mężczyzny.

Kiedy obudziła się kilka godzin później, była w pokoju sama.

Promienie słońca wpadały przez okno, przemykając się po ścianach.

Dochodziło południe. Wstała, wybiegła z domu i znalazła Garretta

nad rzeką.

Podeszła i przytuliła się do niego.

Przez długą chwilę Garrett patrzył w milczeniu na rzekę. W

milczeniu błogim i uzdrawiającym. Tajemnice były w jego życiu
źródłem bólu. Prawda otworzyła mu oczy na wiele spraw.

Dotarł do niego fakt, że większość energii poświęcał firmie

budowlanej, którą zostawił mu ojciec. Potrzeba odkupienia winy

doprowadziła przedsiębiorstwo do takiego rozkwitu, że nie

starczało mu już czasu dla Sary i Emmy. A to, że zamknął się przed

nią, podkopało jej ufność i wiarę w siebie.

RS

background image

111

- Miałem tyle szczęścia, że zjawiłaś się w moim życiu. Dlaczego

nie starczyło mi rozumu, żeby uświadomić sobie, jaka jesteś silna?

- Jestem silna dzięki tobie. A razem możemy przenosić góry.

- Nie sądziłem, że mogę kochać cię jeszcze bardziej. - Odwrócił

ją twarzą do siebie. - A jednak, Em. Bez przerwy na nowo się w tobie

zakochuję.

- Nigdy nie przestałam cię kochać. I nigdy nie przestanę. Nie

chciałam cię opuścić. Przenigdy.

Te słowa śniły się Garrettowi po nocach. Tak do nich tęsknił. Tak

długo na nie czekał.

- Powinniśmy mieć drugie dziecko. - Emma przytuliła policzek

do jego torsu.

Garrett nie był przygotowany na taką deklarację ani na lawinę

uczuć, które spadły na niego jak grom z jasnego nieba. Starał się, ale

nie udało mu się nie zesztywnieć.

- Nie - ostrzegła go Emma, wyczuwając jego reakcję. - Błagam,

nie zamykaj się teraz przede mną. Zaszliśmy już tak daleko... Minęły

dwa lata od mojego poronienia. Czas na następną próbę. W każdym

razie musimy o tym porozmawiać.

Garrett westchnął głęboko, rozluźniając mięśnie.

- To jeszcze jedna rozmowa - powiedziała z naciskiem Emma -

której unikaliśmy zbyt długo.

Z brutalną siłą spadła na niego świadomość, że po raz pierwszy do

końca zrozumiał to, co tak naprawdę Emma starała się mu

powiedzieć. Chciała znać jego myśli. A on nie chciał przed nią

niczego ukrywać. Już nie. Tylko na szczerości i zaufaniu mogło się

opierać ich nowe życie

- życie z kobietą, z którą miał dziecko i z którą dzielił przeszłość

zbyt piękną, żeby zniweczyć ją w imię swojej dumy.

Pogrążyli się w bolesnych wspomnieniach. Tak bardzo cieszyło

Emmę to dziecko. Chłopiec. Tak długo się o nie starali. Poronienie ją

zdruzgotało. A fakt, że Garrett wyjechał wtedy w służbową podróż i

Emma musiała sobie radzić z tym w samotności, okazał się ciężkim

ciosem dla nich obojga.

RS

background image

112

- Byłaś taka załamana - przerwał milczenie Garrett. - Zupełnie

nie wiedziałem, co robić. Nie miałem pojęcia, jak ci pomóc.

- Wiem. Ale starałeś się. Tuliłeś mnie, kiedy płakałam. A ja

byłam tak nieszczęśliwa, że nie potrafiłam ci powiedzieć, jak bardzo

boli mnie utrata dziecka, chociaż wiedziałam, że nam obojgu

potrzebna jest rozmowa. Musimy w końcu nauczyć się pytać, Garrett.

Musimy nauczyć się mówić i raz na zawsze porzucić fałszywe

założenie, że ukrywając własne uczucia, chronimy siebie nawzajem.

- Tak bardzo chciałem tego dziecka. - Garrett objął ją mocniej. -

Nie mogłem sobie darować, że nie było mnie wtedy w domu i

musiałaś przeżywać to sama.

- I czułeś się winny. ,

- Tak.

- Czy mamy już to za sobą? Możesz mi obiecać, że przestaniesz

karać się za wszystko, co idzie źle w naszym życiu?

- Mogę obiecać, że spróbuję. - Uśmiechnął się ponuro. - A teraz

zapytam, od kiedy myślisz o następnym dziecku.

- Prawie od chwili, gdy straciłam poprzednie. Ale myślałam, że

ty nie będziesz chciał próbować, bo pewnie winisz mnie za

poronienie i nie wierzysz, że uda mi się donosić następną ciążę.

Garrett zaklął pod nosem.
- Teraz wiem, że to nie miało sensu. Ale właśnie do tego

doprowadza milczenie.

- Mamy to już za sobą. - Garrett pocałował Emmę w czubek

głowy. - Obiecuję. Jeśli chcesz dziecka, ja chcę go równie bardzo.

Pragnę, żebyś była nie tylko moją żoną i kochanką, Em. Od dzisiaj

jesteś moim powiernikiem i moją partnerką. Przysięgam na

wszystko, co mam, że będę ci ufał i oddam ci swoje serce ze
wszystkimi jego tajemnicami. I wierzę, że będziesz mnie kochała z

moją słabością i moją siłą.

- Bądź takim, jakim chcesz być - szepnęła Emma, ocierając

spływającą po policzku łzę. - Dopóki i mnie pozwolisz być zawsze ze

sobą.

- Chodź. - Garrett wziął Emmę za rękę i poprowadził do domu. -

RS

background image

113

Postarajmy się o dziecko.

Wyczerpani tym wszystkim, co przyniósł im poranek, kochali się

słodką, leniwą miłością, a potem natychmiast zasnęli.

Zmierzch przetaczał się już po zachodnim horyzoncie, kiedy

Emma poczuła, że Garrett zaczyna się wiercić, przeciąga się i powoli

budzi. Spieszyła się, żeby zacisnąć ostatni węzeł.

Uśmiechnął się sennie i kusząco, kiedy zauważył ją klęczącą obok

niego, całkiem nagą. Potem spróbował wyciągnąć do niej rękę.

Jego zakłopotanie trwało tak długo, że Emmę zaczęły nękać

wyrzuty sumienia. Wykręcił z trudem szyję i zobaczył, że

przywiązała mu nadgarstki do wezgłowia łóżka.

Sprawdził siłę węzłów, które zawiązała, posługując się całym

zestawem swojej bielizny, a potem rzucił jej długie, pytające

spojrzeniem. Wreszcie w kącikach jego ust pojawił się frywolny

uśmieszek.

- A ja nie wziąłem ze sobą kamery...

Emma odpowiedziała mu błyskiem w oczach, pocałowała leciutko

w policzek i zsunęła się z łóżka.

- A ty dokąd się wybierasz?

- Nie tak daleko - obiecała, owijając się w talii prześcieradłem, a

potem zebrała z podłogi ich ubrania.

Garrett, na dobre już zdziwiony, obserwował ją z czujną miną,

rezygnując z pytań.

- Wygodnie ci? - spytała, zapinając swoje dżinsy, a potem

błyskawicznym ruchem włożyła sweter.

Garrett skinął głową i z coraz większym zdumieniem patrzył, jak

Emma sprawdza węzły.

- Nie mocno? Z krążeniem wszystko w porządku?
- Świetnie. Em, co ty wymyśliłaś?

- Jeszcze chwileczkę. - Przeszła na drugą stronę pokoju,

wyszczotkowała włosy, potem wróciła i usiadła obok niego. - Chcesz

się napić? Może kawy albo szklankę wody?

- Wolałbym otrzymać jakieś wyjaśnienie. -Garrett zachichotał

nerwowo. - Powiesz mi, o co chodzi?

RS

background image

114

- O zaufanie. Otworzyliśmy właśnie nową linię komunikacyjną,

a ja mam zamiar sprawdzić, czy to działa.

- I po to, żeby to sprawdzić, musiałaś przywiązać mnie do

łóżka? - Teraz już Garrettowi zrzedła mina.

- Nie - odpowiedziała nieśmiało i trochę wstydliwie, ale zaraz

potem na jej twarzy zakwitł uśmiech - seksowny, uwodzicielski i

triumfujący. - Po prostu miałam ochotę to zrobić.

Musnęła koniuszkami palców jego nadgarstki, przesunęła je

wolno po nagim ramieniu Garretta, w górę poprzez pachy i
zatrzymała je na torsie.

- Nadeszła chwila prawdy, kochanie.

Czuła, jak jego muskularne ciało napina się, a potem zaczyna

drżeć w bezwiednym przypływie pożądania.

- Chwila prawdy? - Ledwie udało mu się wydusić te słowa, gdy

Emma z takim samym zmysłowym zapałem zajęła się jego drugą
ręką. - Założę się o tę chatę, że przez ostatnie kilka godzin

przeżyliśmy kilka momentów prawdy... a niektóre z nich nawet w

tym łóżku.

Garrett zdusił jęk, gdy Emma sunęła palcami przez gąszcz włosów

na jego piersi, a potem zakreśliła okrąg wokół pępka.

- Masz rację. Przeżyliśmy już kilka momentów prawdy. A ten

będzie ostatni. Ostatni dowód totalnego zaufania.

Obserwując iskierki w jego oczach, Emma wsunęła dłoń pod

prześcieradło i głaszcząc czule, ujęła w dłoń jego męskość.

- A więc... - Garrett wstrzymał oddech - ...chodzi o jeszcze jedną

tajemnicę, która była źródłem nieporozumień.

Emma skinęła głową, potem powoli ściągnęła z męża

prześcieradło. Leżał teraz nagi, ubezwłasnowolniony, zupełnie
bezradny. Mogła z nim zrobić, co tylko chciała.

- Bądź delikatna - mruknął przeciągle. - To mój pierwszy raz.

RS

background image

115

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Jego uśmiech był wymuszony. Oboje mieli tego świadomość.

Garrett czuł się niepewnie. Zbyt długo trzymał się w ryzach, żeby

wiedzieć, na jak wiele może sobie pozwolić.

Emma nie pozostawiła mu wyboru.

Upewniła się, że skupił na niej całą swoją uwagę, wstała i powoli

się rozebrała, specjalnie dla niego.

Garrett patrzył na Emmę, wiedząc, że ona tego od niego oczekuje.

Nie odrywał od niej oczu, zupełnie jakby to robił pod groźbą

rewolweru.

Wiedział, kto tu rządzi. Emma też. Używała swojej władzy, żeby

Garrett pragnął jej jak powietrza. Żeby doprowadzić go do takiego

stanu, w którym uległość staje się mocą, wszelkie hamulce zawodzą,

samokontrola ustępuje miejsca czystej, nieposkromionej żądzy.

W świetle zachodzącego słońca jej skóra miała złoty odcień.

Włosy zasłaniały połowę twarzy, a w piwnych oczach czaił się mrok.

Podeszła do niego z niebezpiecznym, zuchwałym ogniem w oczach.
Dotykała go drżącymi dłońmi, kusiła swoim ciałem z tą samą

wyzywającą śmiałością, z jaką chwilę wcześniej się rozbierała.

Kiedy pochyliła się nad nim i pokryła jego ciało pocałunkami,

Garrett wykrzyczał jej imię i jednym gwałtownym szarpnięciem

zerwał krępujące go jedwabne więzy. Całą siłą woli powstrzymał się

od przejęcia inicjatywy.

Pieścił Emmę, wplatał palce w jej włosy - i pozwalał jej na

wszystko.

Była wonnym żarem, esencją kobiecości. Nieposkromiona i

władcza, doprowadziła go do takiego pożądania, od którego nie ma

odwrotu. Ofiarowała uwięzionej w nim bestii niebezpieczny smak

wolności.

Podniosła głowę i zostawiła go - rozpalonego i nienasyconego.

Zebrał w garść jej włosy, chwycił je mocno i żądał tego, czego nigdy

przedtem nie ośmieliłby się przyjąć. Ale ona miała już inne

RS

background image

116

pragnienie. Nie uległa prośbie jego zaciśniętych szczęk i uwolniła się

od błagających rąk.

Stanęła nad nim - pogańska kapłanka miłości - i uczyniła go

błagalnikiem swojego ołtarza.

Nigdy nie pożądał jej bardziej. To było prymitywne i potężne - a

ona karmiła żądzę, wydzielając strawę kawałek po kawałku, choć

Garrett chciałby dostać wszystko naraz.

Uklękła nad nim, dręcząc go bezwstydną pieszczotą swoich piersi,

aż uniósł się i wziął sutkę jednej z nich w usta. Nie był czuły. Był taki,
jakim chciała go mieć: samolubny i zachłanny, poddał się żądzy,

którą jedynie ona mogła zaspokoić.

Tylko że to nie wystarczało. I nie wystarczyłoby, gdyby nie otuliła

go sobą i nie zaprosiła do środka.

Dzikie, gardłowe warknięcie wyrwało się z ust Garretta, gdy

zacisnął ręce na jej biodrach, domagając się, żeby go przyjęła.

Chwyciła jego męskość w niecierpliwe dłonie i z uśmiechem na

ustach poprowadziła do domu - na swoich warunkach, w wybranej

przez siebie chwili.

Grzech nigdy jeszcze nie był aż tak ponętny. Garrett uniósł biodra

i błagał ją, żeby galopowała z nim poza granice miłości - w

niezbadane królestwo czystej żądzy.

Szybował. A ona była niebem. Garrett był bezlitosną błyskawicą w

szale sztormu, który Emma wyczarowała. Wyczerpany, całkowicie

bezradny, pozwolił, żeby porwał go żywioł.

Pędził jak szalony, coraz szybciej, aż dotarł z Emmą na kraniec

pulsującej ulgi - i do samego końca, porażającego jak śmierć i

przeszywającego ostrym dreszczem, jak wtedy, kiedy jej unikniemy.

Sen zmorzył Garretta jak narkotyk. A kiedy kilka godzin później

obudził się, Emma stała w drugim końcu poddasza. Stała tyłem,

ubrana tylko w jego flanelową koszulę, i oglądała wiszące na ścianie

fotografie. Gdy wyciągnęła rękę, żeby jedną z nich poprawić, spod

rąbka koszuli wyjrzał jej nagi pośladek.

- Wiesz co... - zaczął leniwie Garrett, zakłócając znienacka ciszę -

jeśli już muszę budzić się w pustym łóżku, to stwierdzam, że to, co

RS

background image

117

mnie przywitało, jest jakimś pocieszeniem...

- Przestraszyłeś mnie - odpowiedziała Emma, kiedy udało jej się

złapać oddech. - Nie chciałam cię budzić.

- Już nie śpię, słoneczko. I chcę, żebyś do mnie przyszła. Teraz...

- Zdaje się, że obudziłam śpiącego lwa. - Emma podeszła do

niego z kusicielskim uśmiechem i oparła kolano o brzeg łóżka.

- Zdejmij to.

Gdy rozpinała guziki koszuli, jej oczy najpierw ściemniały, a

potem zapłonęły ogniem. Zrzuciła z ramion koszulę i pozwoliła jej
spaść na podłogę.

- Chyba nie jestem w stanie dziś chodzić. - Garrett w głębi duszy

dziwił się, że ma jeszcze siłę rozmawiać.

- Wcześniej czy później i tak będziemy musieli to sprawdzić.

- Później. Zdecydowanie później.

- Uwielbiam cię. - Emma wybuchnęła głębokim, gardłowym

śmiechem.

- Widzę, że jesteś półżywa.

- A ty całkowicie zaspokojony. Wykończony. I zdany na moją

łaskę.

- Dziękuję ci, Em. - Garrett nagle spoważniał i spojrzał jej w

oczy. - Dziękuję, że mi to pokazałaś. I nie chodzi tylko o seks.
Dziękuję ci za wszystko.

- Polecam się na przyszłość. - W oczach Emmy znowu pojawiły

się figlarne ogniki i powędrowała palcami w dół po torsie Garretta.

- Chcesz mnie zabić. - Chwycił z jękiem jej dłoń.

- Nie o tym myślałam. - Emma usiadła po turecku na środku

łóżka. - Mam jeszcze zamiar cię wykorzystać, partnerze, więc co byś

powiedział na małe śniadanko?

- Zjadłbym konia z kopytami.

- A może być stek i jajka?

- A potem?

- A potem... - zamruczała ochryple Emma, podając mu usta do

ostatniego pocałunku - zabierzesz mnie na poszukiwanie skarbów.

- Znowu?

RS

background image

118

- Znowu. To nasz ostatni dzień w tej okolicy. Musimy

spróbować jeszcze raz.

- Więc wcale nie chodziło ci o mnie - droczył się Garrett z

urażoną miną. - Interesuje się tylko złoto Franka i Jesse'a.

- Najstarsza znana pobudka działania - mężczyzn, i kobiet. Aha,

przypomniało mi się... - Podbiegła boso do zdjęcia - ...To są oni,

prawda?

- Tak. Ojciec odnalazł tę starą fotografię, powiększył ją i

oprawił.

- Jesteście do nich bardzo podobni. Niesamowite... Jak sądzisz,

kiedy zrobiono to zdjęcie?

- Na krótko przed ucieczką braci James z doliny. Legenda głosi,

że to właśnie fotograf z Jackson Hole rozpoznał ich i zawiadomił

lokalnego szeryfa.

- Który z nich to Frank?
- Ten wyglądający na złoczyńcę. Jesse był smarkaczem i

przydawała mu się ta dziecinna buźka. Zupełnie jak nasz Jess. Ale

dlaczego tak się nimi zainteresowałaś?

- Czy zauważyłeś, co Frank ma na szyi?

- Nie zwróciłem na to uwagi. - Garrett wzruszył ramionami.

- Wygląda to na rzemyk z kawałkiem drewna lub czymś

podobnym. - Emma zmarszczyła brwi. - Pamiętasz te rzeczy, które

pokazywałeś mi parę dni temu? No wiesz, kolbę strzelby, jakiś

zawias, łuski po nabojach... To wszystko, co znaleźliście w

dzieciństwie?

- Tak... pamiętam.

- Widzisz... ta rzecz... to, co Frank ma na szyi, wygląda jak łuska

naboju.

Garrett wstał, przekonał się, że może chodzić, i podszedł do

zdjęcia.

- Masz rację. To wygląda na łuskę.

- A jak sądzisz, po co nosił coś takiego na szyi?

- Może to była pamiątka. Coś, co przypominało mu o jakiejś

szczególnej robocie? Kto wie, jak rozumuje kryminalista. - Garrett

RS

background image

119

przyciągnął Emmę do siebie i musnął wargami jej kark. - Chcesz

wiedzieć, nad czym pracuje teraz mój umysł?

- Też mi pytanie! - Zaśmiała się, poddając jego pieszczocie. - Ty

masz wszystko wypisane na twarzy. Ale najpierw trzeba cię

nakarmić. A mnie przydałby się prysznic.

- Dobra myśl. Umyję ci plecy... i co tylko zechcesz.

Po późnym śniadaniu połączonym z lunchem i miłosnej sjeście

Emma i Garrett zajęli się studiowaniem fotografii gangu Jamesów.

Zgadując, co Frank ma na szyi, niemal jednocześnie spojrzeli na starą
sosnową skrzynię z szufladą, w której schowane były skarby

odnalezione w dzieciństwie przez Garretta i jego braci. I ten sam

domysł zaświtał im w głowach.

Piętnaście minut później Garrett obracał w palcach jedną ze

zużytych mosiężnych łusek. Było ich pięć. Cztery były puste, piąta

zamknięta z obu końców. Na mosiężnej porysowanej łusce
zewnętrznej wyżłobiono nieudolnie litery F.J.

- Możesz to otworzyć? - Emmę zżerała ciekawość. Garrett

spróbował podważyć zatyczkę szczypcami.

- Potrzebuję mniejszego i ostrzejszego narzędzia.

- Może być spinka do włosów?

- Daj, spróbuję.
Po kilku minutach zatyczka wyskoczyła i potoczyła się po stole.

- A niech to... - Garrett, krzywiąc się, zajrzał do cylindra o

średnicy mniejszej od jego wskazującego palca. - Coś tam jest, ale nie

mogę tego wyjąć.

- Pokaż, może mnie się uda.

Emma ostrożnie wetknęła w łuskę najmniejszy palec i po chwili

wiercenia wyjęła z niej malutką rolkę wysuszonego, kruchego
papieru.

- To chyba przełom w naszych poszukiwaniach - powiedział z

podnieceniem Garrett. - Rozwiń to. Spróbujemy to odczytać.

- Boję się... Ten papier jest taki kruchy, może rozsypać się w pył.

- Nawilżymy go parą. - Garrett zbiegł na dół, żeby zagotować

wodę w czajniku.

RS

background image

120

Kwadrans później z zapartym tchem wpatrywali się w nieczytelne

litery. Niektóre były zupełnie nie do odcyfrowania, tak bardzo
wyblakł atrament, inne zaś zginęły W załamaniach wiekowego

papieru.

- Można odczytać prawie wszystkie litery w górnym wierszu.

Jest tam W i I.I chyba K. Cholera, nic mi z tego nie wychodzi...

Emma dodała S i Y, i mogli już przeczytać W-I-S-K-Y. W drugiej

linii, chociaż była zaplamiona, wyłoniło się nienaruszone R-I-S.

- Co to może znaczyć? Jak myślisz?
- Nie mam pojęcia. - Garrett wzruszył ramionami i rozsiadł się

wygodnie na krześle. - To może być jakiś szyfr. Na przykład

kombinacja do jakiegoś zamka.

- W-I-S-K-Y R-I-S. - powtórzyła głośno Emma, litera po literze.

Razem dopasowywali litery do różnych słów, zdań i imion. W

końcu Garrett, zniechęcony, pokręcił głową.

- Gramy w pokera połową talii. Można założyć, że Frank był

kiepski z ortografii i chciał napisać „whiskey" i „ryż".

- To musi coś oznaczać. Coś ważnego dla Franka, bo przecież

nosił tę łuskę na szyi.

- Nie mamy nawet pewności, że to ta sama łuska, co na zdjęciu.

Ale powiedzmy, że tak... Wygrzebaliśmy te łuski nad rzeką, niedaleko
miejsca, w którym ty wyłowiłaś złotą monetę. Może Frank zdjął

rzemyk z tą łuską, żeby się wykąpać? A może przedstawiciele prawa

dopadli go bez tego rzemyka i przepędzili z powrotem do Arkansas?

- Naprawdę tak było? I to zdarzyło się tutaj, w dolinie?

- Tak głosi legenda.

- Chciałabym usłyszeć całą tę historię. - Podekscytowana Emma

usiadła obok Garretta przy stole.

- Pamiętaj, że to tylko legenda - uprzedził ją Garrett i zaczął

opowiadać jej to, co przekazał mu ojciec. - Podobno Frank i Jesse

postanowili po ostatniej robocie, tej, która przyniosła im skrzynię

złota, przyczaić się na jakiś czas w dolinie Wind River, a potem

ruszyć do Kalifornii i korzystać z bogactwa. I podobno nie

spodziewali się, że ktoś ich będzie ścigać tak daleko na zachodzie,

RS

background image

121

więc żyli sobie tutaj wygodnie. No i zrobili sobie to zdjęcie, co

skończyło się dla nich tragicznie. Kiedy kilka miesięcy później
zjawiła się obława, byli zupełnie zaskoczeni. Zdążyli tylko osiodłać

konie i pognali do Dodge, wszystko, łącznie ze złotem, zostawiając za

sobą.

- Te litery są ważne - oświadczyła stanowczo Emma. - Frank

musiał to napisać, włożyć do łuski, zapieczętować ją, a potem

przyczepił do rzemyka, który zawsze nosił na szyi. Na pewno

napisał, jak odnaleźć złoto, na wypadek, gdyby los ich od niego
odciął. Ale obu braci James zabito, zanim zdołali tu wrócić.

Garrett patrzył na nią, podpierając rękami brodę.

- Wyglądasz wyjątkowo ładnie, kiedy ogarnia cię taka żarłoczna

chciwość. Wiedziałaś o tym?

- A ty wyglądasz zupełnie jak ten twój kuzyn przestępca.

- Chciałaś przez to coś powiedzieć? - Garrett uniósł wysoko

brwi.

- Siodłaj konia, Garretcie James, musimy odnaleźć skarb.

Olśnienie spadło na Emmę jak grom z jasnego nieba. Ona i Garrett

włóczyli się brzegiem rzeki, kiedy nagle zatrzymała się w miejscu i

chwyciła męża za rękę.

- To nie jest I, tylko O. A dalej to nie S, ale K.
- Słucham...?

- Ta notatka. Jest w niej litera O, tylko że jej część się zamazała. I

to nie było S, tylko jeszcze jedno K. Więc nie RIS, ale ROK. WISKY

ROK - czyli Whiskey Rock!

- Ale to ciągle nic nie znaczy.

- To znaczy wszystko! Patrz. Tam jest ta skała. Ta, która

przypomina butelkę. To na niej wyżłobiliście swoje inicjały.
Frankowi też kojarzyła się z butelką. Rzeczywiście wygląda jak

butelka whiskey. Czyli Whiskey Rock. Ta skała jest kluczem do

zagadki. Dzięki niej dowiemy się, gdzie Jamesowie ukryli złoto.

Garrett zmrużył oczy, przyglądał się to Emmie, to skale.

- To mało prawdopodobne - odrzekł w końcu. - Ale przyjmuję

do wiadomości taką możliwość - dodał szybko, widząc kwaśną minę

RS

background image

122

żony.

- Możliwość? Co za niedowiarek...
- Czy odnalezienie tego złota naprawdę jest dla ciebie takie

ważne?

Emma zwykle nie przywiązywała wagi do symboli, ale nagle

ogarnęła ją niezachwiana wiara w to, że ów skarb jest czymś więcej

niż tylko tematem starej legendy - jest symbolem ich miłości.

Wiecznej i niezniszczalnej. Więc nie odnalezienie złota było dla niej

ważne, tylko uratowanie ich miłości.

- To ty jesteś dla mnie ważny - rzekła i ujęła w dłonie jego

twarz.

- Wziąłem koc - szepnął Garrett.

- Twoja przezorność zostanie wynagrodzona.

- Kocham cię, Em. Zawsze będę cię kochał. - Chwycił ją na ręce i

zaniósł na koc.

Po przeciwległej stronie doliny górski grzbiet przemierzało

dwóch jeźdźców na swoich wierzchowcach. Uważnie spoglądali w

dół.

- I jak sądzisz? - spytał Jesse, opierając przedramię na łęku

siodła. - Bezpiecznie będzie tędy zejść?

Clay oderwał od oczu lornetkę. Podrapał się z uśmiechem po

głowie, a jego wielki gniady wałach zaczął kręcić się pod nim

niespokojnie.

- Niekoniecznie. Dajmy im jeszcze pół godziny. A potem

ruszamy.

- Są tu już od siedmiu dni. Co im da te pół godziny? : - żachnął

się niecierpliwie Jesse.

- Zrozumiesz, jak dorośniesz - odpowiedział Clay,

doprowadzając do furii młodszego brata.

Kilka godzin później czwórka jeźdźców opuszczała ustronie w

Wind River.

Gdy wspięli się na górski grzbiet, Garrett wstrzymał konia.

Patrzyli z Emmą w dół, żegnając się z doliną.

- Bardzo ci przykro, że wyjeżdżamy bez złota osławionego

RS

background image

123

gangu Jamesów?

- Wystarczy mi, że przekazaliśmy pałeczkę twoim braciom -

odrzekła Emma i przytuliła się do niego.

Widział w jej oczach, że myślą o tym samym. To, co zabrali ze sobą

z doliny, było o wiele cenniejsze od złota. Zdobyli pewność, że od

dnia, w którym odnaleźli na powrót swoją miłość, będzie ona trwać

wiecznie - jak rzeka i jak wspomnienie związane z tym wyjątkowym

miejscem.

- Jedźmy do domu. - Garrett spiął klacz.
Emma, ociągając się, spojrzała ostatni raz na dolinę. Cieszyła się z

tygodnia, który spędziła w tym miejscu z Garrettem. Ale tęskniła za

ich córką. I za ich wspólnym życiem.

- Tak - zgodziła się, gdy zaczęli schodzić z przeciwnego stoku

góry. - Czas wracać do domu.

RS


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
406 Gerard Cindy Dzikie serca 02 Podwójny pasjans
422 Gerard Cindy Dzikie serca 03 Wszystko, co najważniejsze
275 Gerard Cindy Ślub z Jamesem Deanem
466 Gerard Cindy Rodzinny krag
622 Gerard Cindy Czy pamiętasz Peggy Sue
Gerard Cindy Gorący Romans Duo 918 Bratnie dusze
698 Gerard Cindy Burza namiętności
01 Gerard Cindy Sekretny pamiętnik Lekcje miłości
0698 DUO Gerard Cindy Burza namiętności
466 Gerard Cindy Rodzinny krag
D275 Gerard Cindy Slub z Jamesem Deanem
Gerard Cindy Burza namiętności(1)
Gerard Cindy Burza namietnosci
275 Gerard Cindy Ślub z Jamesem Deanem
698 Gerard Cindy Burza namiętności
Gerard Cindy Rodzinny krag

więcej podobnych podstron