139 Cartland Barbara Ucieczka

background image

Barbara Cartland

Ucieczka

No escape from love

background image

Od Autorki
Zdarzenia, będące tłem tego opowiadania - internowanie

brytyjskich turystów w 1803 roku we Francji oraz szczegóły z
prywatnego życia Napoleona i jego siostry, księżnej Pauliny
Borghese - są zgodne z rzeczywistością.

Hotel de Charost kupiony w 1814 roku przez diuka

Wellingtona za pięćset tysięcy franków stał się siedzibą
ambasady brytyjskiej i jest nią po dziś dzień. Nadal znajduje
się w nim wiele mebli, pochodzących z czasów, gdy
właścicielką hotelu była księżna Borghese.

Obecność okrętów Nelsona na Morzu Śródziemnym i jego

szaleńcze wysiłki dogonienia płynącej do Indii Zachodnich
floty francuskiej, zakończone zwycięstwem pod Trafalgarem,
są faktami historycznymi.

Trzeciego grudnia 1804 roku, dzień po koronacji

Napoleona na cesarza, Anglia podpisała tajny układ ze
Szwecją na mocy którego uzyskała prawo korzystania z
bałtyckiej wyspy Rugii oraz twierdzy Stralsund do
stacjonowania wojsk angielskich i rosyjskich.

background image

Rozdział 1
Rok 1805
Skończyłam, mamo - oznajmiła Vernita.
Lady Waltham leżała w łóżku wsparta o poduszki. Oczy

miała zamknięte, ale słysząc słowa córki otworzyła je i
powiedziała cichym, słabym głosem:

- Cieszę się, kochanie.
Była bardzo szczupła, chyba już na skraju wycieńczenia, i

tak blada, jakby miała przezroczystą skórę, ale mimo to na jej
twarzy można było dostrzec ślady dawnej urody.

Jej córka była również bardzo szczupła, lecz urok i wdzięk

młodości sprawiał, że się tego prawie nie dostrzegało. Teraz
wstała i uniosła w górę peniuar, aby matka mogła ocenić jej
pracę. Wykonany był z indyjskiego muślinu z ażurowym
haftem, wykończony bladoróżową lamówką i zawiązywany
wstążkami z tego samego materiału przystrojonymi koronką.
Na tle obskurnego pokoju na poddaszu, z drewnianą podłogą i
oknami bez firanek, strój ten wydawał się absurdalnie nie na
miejscu.

- Pięknie to wykończyłaś, kochanie - pochwaliła matka. -

Miejmy tylko nadzieję, że od razu nam zapłacą.

- Postanowiłam, że nie zaniosę go do Maison Clare, ale

prosto do księżnej Borghese - oznajmiła Vernita.

- Nie powinnaś tego robić - próbowała trochę głośniej

zaprotestować lady Waltham. - To byłoby niebezpieczne. A
poza tym zlecił ci to przecież Maison Clare.

- Oni nas wyzyskują - tłumaczyła Vernita. - Za to, co dla

nich robimy, każą płacić klientom ogromne sumy, a nam dają
jakieś marne grosze.

- Bez ich zleceń nie przeżyjemy - perswadowała lady

Waltham.

- I tak nie przeżyjemy, jeżeli nie dostaniemy więcej

pieniędzy - upierała się dziewczyna.

background image

Mówiła w liczbie mnogiej, chociaż tak naprawdę już od

kilku miesięcy sama zajmowała się szyciem. Lady Waltham z
każdym dniem stawała się coraz słabsza. Bała się jednak
posłać po doktora, a Vernita doskonale wiedziała, że matce
przede wszystkim potrzebne było pożywne jedzenie, a nie
pomoc lekarska. Graniczyło prawie z cudem, że udało im się
przeżyć w ukryciu tyle czasu. Dawno już sprzedały wszystko,
co miało jakąś wartość, a teraz musiały polegać wyłącznie na
sobie i na tym, co zapracują własnymi rękami.

Minęły już dwa lata, pomyślała Vernita, odkąd

przyjechały wraz z ojcem do Paryża, tak jak tysiące turystów
angielskich tłumnie opuszczających Anglię wkrótce po
podpisaniu traktatu w Amiens, który położył kres wrogości
między Francją i Anglią.

Był wtedy rok 1802. Lato zastało Anglię opromienioną

blaskiem

układu

pokojowego.

Anglicy

wyczerpani

dziewięcioma latami konfliktu, przytłoczeni nałożonymi
podatkami i wysokimi cenami żywności, teraz cieszyli się
powrotem pokoju i dostatku.

Po zakończeniu walk pełni ufności Brytyjczycy przestali

się bać młodego zdobywcy Austrii i Włoch, Napoleona
Bonaparte, a nawet zaakceptowali jego kontrolę nad
wybrzeżem holenderskim. Turyści angielscy, którzy cierpliwie
przeczekali lata wrogości z Francją, teraz zapragnęli
podróżować po świecie. Przeprawiali się więc tłumnie
statkami przez kanał La Manche, a porty po obu jego stronach
oblegało wytworne towarzystwo.

Sir Edward Waltham rozważnie odczekał, aż opadną nieco

początkowe emocje, i dopiero w marcu 1803 roku wybrał się
wraz z żoną i córką do Paryża. Miasto było rzeczywiście tak
atrakcyjne, jak się Vernita spodziewała. Czas płynął im
przyjemnie, prowadzili bogate życie towarzyskie, byli wprost
rozrywani przez liczne grono przyjaciół i znajomych. Na

background image

jednym z przyjęć dyplomatycznych widzieli pierwszego
konsula Napoleona Bonaparte; wydał im się atrakcyjnym,
nawet przystojnym mężczyzną, zupełnie niepodobnym do tych
nędznych karykatur, w których robiono z niego jakiegoś
potwora. I gdy wszyscy z niecierpliwością wypatrywali
kolejnych balów i bankietów, ciesząc się myślą o letnich
porannych przyjęciach na dworze, nagle dowiedzieli się, że
rozejm został zerwany. Nietrudno więc sobie wyobrazić, jaki
to był dla nich szok.

A Bonaparte wpadł w furię. Owszem, spodziewał się

wojny, ale nie tak szybko! Podejmując działania wojenne,
zanim flota Napoleona zdążyła przygotować się do walki,
Anglia odzyskała połowę ziem, które straciła w wyniku
traktatu pokojowego.

Anglicy, znajdujący się w tym czasie za granicą nie byli

zorientowani, jakie zamiary ma ich rząd, i stali się
mimowolnymi ofiarami jego decyzji; Napoleon aresztował i
internował

dziesięć

tysięcy

angielskich

turystów

przebywających wówczas we Francji. Takie postępowanie -
uwięzienie osób cywilnych - było sprzeczne z wszelkimi
cywilizowanymi normami. Anglię ogarnęła trwoga; teraz
wszyscy byli już całkowicie pewni, że mają do czynienia z
okrutnym barbarzyńcą. W żaden sposób nie mogli jednak
pomóc rodakom we Francji, brutalnie wyciąganym z domów
albo z eleganckich hoteli, w których się zatrzymali.

Sir Edward na szczęście miał przyjaciela w rządzie

francuskim, który na dwanaście godzin przed wejściem w
życie dekretu uprzedził go o mających nastąpić
aresztowaniach. Przeniósł się więc pospiesznie wraz z rodziną
do niezbyt okazałego domu przy małej bocznej uliczce, gdzie
bez zbędnych pytań wynajmowano pokoje każdemu, kto o to
poprosił.

background image

Sir Edward planował, choć wydawało się to zamierzeniem

zupełnie nierealnym, przedostać się do Anglii. Niestety,
niespodziewanie zachorował. Vernita uważała, że przyczyną
choroby ojca była woda paryska, której czystość pozostawiała
wiele do życzenia. Ale cokolwiek to było, zanim urządzili się
w zaciszu pensjonatu, sir Edward dostał wysokiej gorączki.
Chociaż żona i córka zajmowały się nim najlepiej jak umiały,
zmarł nagle po tygodniu męczarni, pozostawiając je
oszołomione, bezradne i zrozpaczone.

Zbyt późno zdały sobie sprawę z tego, że pomimo ryzyka

ujawnienia ich narodowości, powinny posłać po doktora. Co
prawda doktorzy francuscy mieli tak złą reputację, iż należało
wątpić, czy nawet najbardziej doświadczony medyk byłby w
stanie uratować sir Edwarda.

Lady Waltham, która całym sercem kochała swojego

męża, wpadła w bezgraniczną rozpacz. Wszystkie obowiązki
spadły na Vernitę, ona też musiała się zająć przeprowadzką z
wygodnych apartamentów na poddasze.

Sir Edward miał przy sobie dość pokaźną gotówkę, gdyż

po otrzymaniu wiadomości, że będą musieli się ukrywać,
podjął z banku wszystkie posiadane pieniądze. Vernita
rozsądnie przewidywała, że pieniądze kiedyś się skończą, a
ponieważ do podpisania rozejmu walki trwały dziewięć lat,
więc przy obecnej zaciekłej wrogości - myślała z drżeniem
serca - mogą trwać tak samo długo.

- Musimy oszczędzać każdy grosz - oznajmiła matce.
Bezradna odpowiedź matki utwierdziła ją w przekonaniu,

że teraz sama musi przejąć obowiązki ojca i decydować o
wszystkim, co powinny robić.

Gniew Napoleona udzielił się wszystkim Francuzom. To

od nich Vernita dowiedziała się, że korsykańska żądza zemsty
każe Napoleonowi podbić „plemię zuchwałych sklepikarzy",
które ośmieliło się stanąć mu na drodze do panowania nad

background image

światem. Gazety donosiły, że był nawet zdecydowany
przeprawić armię przez kanał i napaść na Anglię.

- Chcą byśmy przekroczyli kanał - krzyczał - więc

przekroczymy!

Aby pokonać flotę angielską, nakazał zbudować setki

barek i kanonierek i postawił w stan gotowości wszystkie
francuskie porty morskie. Porwani wizją przyszłego
zwycięstwa Francuzi szydzili z Brytyjczyków oraz z ich
pewności, że uda się im stawić czoło takiej armadzie.
Jednakże czas mijał i na początku 1805 roku Napoleon
zrozumiał, że jego marzenia o przekroczeniu kanału zbladły z
chwilą, gdy flota brytyjska zagrodziła mu drogę.

Nie można było powiedzieć, żeby teraz Paryż łaskawszym

okiem patrzył na Anglików. Za każdym razem, gdy Vernita
szła ulicą lub robiła zakupy, wyczuwała nienawiść do
Anglików, emanującą z każdego „zwycięskiego Francuza",
który rzucił Europę na kolana.

Ale zwycięstwa nie zahamowały wzrostu cen żywności i

coraz trudniej jej było wykarmić siebie i matkę. Lady
Waltham nigdy już nie doszła do zdrowia po szoku
spowodowanym śmiercią męża, Vernita z bólem serca
obserwowała, jak z każdym miesiącem i z każdym dniem
matka wyglądała coraz gorzej. Nic nie mogła na to poradzić,
poza oddaniem się w ręce władz. Jednak wzdrygała się na
samą myśl o internowaniu, a odwaga i duma sprawiały, że
była zdecydowana nie poddawać się, nawet gdyby miała
umrzeć z wyczerpania.

Teraz patrząc na twarz matki, oświetloną promieniami

wiosennego słońca, wiedziała, że musi coś zrobić, i to szybko.
Właśnie skończyła elegancki peniuar, który szyła na
zamówienie Maison Clare, i podjęła decyzję, że pomijając
dom mody zaniesie go wprost do klientki.

background image

Wiedziała doskonale, że była nią księżna Paulina

Borghese; to właśnie ona nabywała te wszystkie piękne stroje,
które wraz z matką robiły tak starannie. Nawet ostatniego
roku, gdy księżna przebywała w Italii, nadchodziły do Paryża
zamówienia na halki, nocne koszule i peniuary - wszystkie
szyte w rekordowym czasie, aby kurier mógł je zabrać z
powrotem do Rzymu.

Dom mody Maison Clare zdzierał ze szwaczek ogromny

haracz. Kiedyś Vernitę wezwano do sklepu, aby wybrała
materiały i koronki potrzebne do wykonania eleganckich
strojów zleconych jej do uszycia. Wtedy zorientowała się,
jakie ceny płaciły klientki, i uświadomiła sobie, że dom mody
straszliwie wyzyskuje szwaczki.

Była oburzona faktem, że gdy ona wraz z matką

pracowały bezustannie, poświęcając cały swój czas na
wykonywanie strojów dla księżnej w tak krótkich terminach,
Maison Clare nie płacił im za pośpiech ani grosza więcej.

Koronacja, która odbyła się w grudniu, zwiększyła liczbę

zamówień również na bieliznę damską, tak piękną i strojną, że
dorównywała wyglądem sukniom.

Zamówienia od księżnej Pauliny nadchodziły masowo.

Gdy Vernita próbowała protestować, wyjaśniając, że nie zdążą
zrobić wszystkiego, czego od nich oczekiwano w tak krótkim
czasie, odpowiadali jej szorstko, że albo będą robić, co im się
każe, albo je zwolnią i znajdą na ich miejsce kogoś innego.

Słysząc to Vernita buntowała się w głębi duszy, lecz nie

odważyła się podjąć otwartej walki. Dopiero teraz, gdy
skończyła muślinowy peniuar, strojniejszy i piękniejszy niż
wszystko cokolwiek przedtem robiła dla księżnej, postanowiła
wziąć sprawy w swoje ręce.

- Jeśli włożę najlepszą sukienkę i kapelusz Louise -

powiedziała głośno do matki - będę wyglądać jak prawdziwa
petite

bourgeoise

(Petite

bourgeoise

(franc.)

-

background image

drobnomieszczanka (przyp tłum.).) i nikt nawet przez chwilę
nie będzie podejrzewał, że jestem kimś innym.

- To zbyt duże ryzyko - odrzekła słabym głosem lady

Waltham. - Co się stanie, gdy domy ślą się, kim jesteś?

- Wtedy pójdziemy do więzienia - oznajmiła Vernita. -

Może to będzie nawet lepsze rozwiązanie. Więźniowie
przynajmniej dostają jeść.

Lady Waltham krzyknęła cicho, a córka podeszła do niej

bliżej.

- Ja tylko żartowałam, mamo. Nikt nie domyśli się, że nie

jestem Francuzką. Zawsze gdy robię zakupy, sklepikarze tak
samo niegrzecznie odnoszą się do mnie, jak i do innych
biednych kobiet, które targują się o każdy grosz i długo
przebierają, zanim wybiorą najtańszą kapustę.

- Żeby wreszcie ta okropna wojna się skończyła - rzekła

łady Waltham - a w ogóle, po cośmy przyjeżdżali do Paryża.

W jej głosie słychać było szloch; najwidoczniej matka

znów myślała o ojcu i pewnie gorzko żałowała, że opuściła
swój dom w Anglii.

- To wszystko przeze mnie - oskarżała się Vernita.
Przed laty ojciec postanowił, że gdy córka skończy

siedemnaście lat, otrzyma od niego w prezencie podróż za
granicę. Dotrzymał słowa i któregoś dnia opuścili należący do
rodziny Waltham od pięciu pokoleń Manor House w
Buckinghamshire, aby udać się do Francji.

Poczuła nagły żal i gorycz, że los obszedł się z nimi tak

okrutnie. Uśmiechając się smutno przypomniała sobie
powiedzenie starej niani, że nie ma co płakać nad rozlanym
mlekiem. Teraz była z matką w Paryżu i jedyne, co mogła
zrobić, to starać się za wszelką cenę przetrwać. Schyliła się i
pocałowała matkę w chłodny policzek.

- Idę na dół, poszukam Louise - rzekła. - Ona jest bardzo

uprzejma, jestem pewna, że nie odmówi mi pomocy.

background image

Lady Waltham nie protestowała, wiedziała bowiem

doskonale, że jeżeli Vernita coś postanowi, nic nie jest w
stanie sprowadzić jej z wybranej drogi. Równocześnie nie
mogła powstrzymać myśli o niesprawiedliwości, jaka spotkała
jej córkę, dziewczynę tak miłą i pełną uroku, która ciężko
pracując musi spędzać młodość na tym nędznym, ubogim
poddaszu. W Anglii spędzałaby przyjemnie czas w majątku
ojca, jeździła konno, chodziła na bale i przyjęcia, bywała w
londyńskim wielkim świecie.

- Jaka przyszłość ją czeka? - zastanawiała się lady

Waltham przygnębiona.

I choć stale modliła się gorąco, aby Vernicie los

oszczędził takiego strasznego życia, jakie teraz prowadziły -
nie było odpowiedzi. Najwidoczniej Pan Bóg też je opuścił.

- Och, Edwardzie! Gdziekolwiek jesteś - powiedziała

zwracając się o pomoc do swego zmarłego męża, jak często
robiła w samotności - gdziekolwiek jesteś, czy naprawdę nie
możesz nam pomóc?

Na samą myśl o mężu łzy napłynęły jej do oczu. Otarła je

szybko, gdy usłyszała, że Vernita wchodzi po drewnianych
stopniach schodów; gdyby córka zobaczyła, że płacze,
martwiłaby się jeszcze bardziej. Vernita weszła do pokoju
niosąc przerzuconą przez ramię czarną suknię. W dłoni
trzymała mały, czarny, słomkowy kapelusz.

- Tak jak przypuszczałam, Louise była bardzo życzliwa -

oświadczyła - ale muszę ostrożnie obchodzić się z tym
ubiorem, ponieważ to jej najlepszy niedzielny strój! Zaraz
zobaczysz, mamo, jak przemienię się w najprawdziwszą
szwaczkę, dokładnie taką, jaką sobie pewnie wyobraża Jej
Książęca Wysokość.

Dotychczas wychodząc z domu Vernita wkładała na głowę

szal, a na ramiona zarzucała niezgrabny płaszcz, który
ukrywał jej smukłą sylwetkę. Chodziło jej o to, by nikt nie

background image

zorientował się, że jest cudzoziemką i aby młodzi francuscy
zalotnicy nie zwracali zbytniej uwagi na jej ogromne fiołkowe
oczy, które wydawały się za duże do jej drobnej pięknej
twarzy.

Mimo że w czarnej sukience Louise, zachodzącej wysoko

pod

szyję,

z

rękawami

sięgającymi

nadgarstków,

przypominała prawdziwą petite bourgeoise, wyglądała bardzo
atrakcyjnie.

Lady Waltham patrzyła na nią z przerażeniem.
- Nie możesz tak wyjść, kochanie! Mężczyźni będą cię

zaczepiać. Mogą cię obrazić!

- Będę szła Rue du Faubourg Saint Honore, potem

bocznymi uliczkami z dala od bulwarów. Nikt mnie nie
zaczepi, jestem tego pewna, mamo.

- Mam nadzieję, że masz rację - odparła nadal jeszcze

zaniepokojona lady Waltham. - Chociaż, kochanie, muszę
przyznać, że w tym śmiesznym kapeluszu nawet ci do twarzy.

- Uprzedziłaś się do tego stroju, mamo - stwierdziła

Vernita. - I nie martw się, zapewniam cię, że będę zupełnie
bezpieczna.

Zapakowała

peniuar, potem rozejrzała się, czy

przypadkiem matce czegoś nie potrzeba.

- Mogę wrócić trochę później, ale nie denerwuj się -

uprzedziła. - Gdy od razu dostanę pieniądze, w powrotnej
drodze kupię mleka, a może nawet kurczaka, jeżeli oczywiście
zapłacą mi tyle, ile się spodziewam.

- Nie możesz być tak rozrzutna - machinalnie

zaprotestowała lady Waltham.

- Czy to w ogóle możliwe? - zapytała Vernita z nutą

goryczy w głosie.

Pocałowała czule matkę.

background image

- Dobrze chociaż, że słońce dzisiaj grzeje - dodała - ale,

kochana mamo, lepiej nie wyjmuj rąk spod koca. Wiesz
przecież, jak tu jest zimno.

Mówiąc to przypomniała sobie, jak ostra była ostatnia

zima i jak strasznie marzły w czasie długich ciemnych nocy,
nie mogąc pozwolić sobie na żadne ogrzewanie. Jakże często
się bała, że któregoś ranka znajdą je obie zamarznięte na
śmierć, a budząc się w nocy przepełniona strachem
nasłuchiwała w napięciu, czy jej matka jeszcze oddycha. Ale
jakimś cudem przeżyły.

Teraz zbiegając szybko po schodach do drzwi

wyjściowych czuła ulgę, że wreszcie wyjdzie na świeże
powietrze i może przestanie ją boleć głowa, co jej się często
zdarzało od tego ciągłego ślęczenia nad szyciem i niedostatku
pożywienia.

Pierwsze i drugie piętro domu, w którym mieszkały,

zajmowali lepiej sytuowani lokatorzy; monsieur i madame
Danjou - dozorca ze swoją żoną - którym powierzono pieczę
nad całym budynkiem, a którzy na szczęście byli bardzo
wyrozumiali dla biednych kobiet mieszkających na poddaszu.
Jeżeli nawet podejrzewali, że panie Waltham nie były tymi, za
które się podawały, nie dawali im tego odczuć. Znali je
oczywiście jako madame i mademoiselle Bernier. Nazwisko to
wybrał jeszcze sir Edward, gdy tylko zaczęli się ukrywać,
uważając, że we Francji jest ono tak samo popularne jak
Smith, Jones lub Brown w Anglii.

Państwo Danjou mieli jedno dziecko, Louise, która była

mniej więcej w tym samym wieku co Vernita. Louise lubiła
Vernitę i często namawiała ją, aby wyszły gdzieś razem
wieczorem. Zachęcała, że być może poznają kogoś, kto
mógłby im towarzyszyć do tych niedrogich miejsc zabaw i
rozrywek, w których zbierała się młodzież Paryża. Nie mogła

background image

pojąć, dlaczego Vernita zawsze odmawiała wymawiając się,
że nie może zostawić matki samej.

- Tracisz młode lata - nieraz powtarzała Louise z nutą

wyższości w głosie. - Jeżeli będziesz tak dalej postępować,
mademoiselle, z pewnością zostaniesz starą panną.

Chociaż Vernita śmiała się z tego, co mówiła Louise,

czasem zastanawiała się, czy kiedykolwiek dane jej będzie
wieść inne życie niż obecne, na zimnym niewygodnym
poddaszu w towarzystwie samotnej matki.

Tęskniła za rówieśnikami i przyjaciółmi, z którymi w

Anglii spotykała się tak często. Bardzo brakowało jej też
rozmów z ojcem i książek, które razem z nim czytała.

Sir Edward był bardzo inteligentnym mężczyzną,

dbającym o odpowiednie wykształcenie córki. Dlatego teraz,
przytłoczona nędzą i strachem, czuła się czasem tak, jakby jej
umysł przestał funkcjonować. Nie myślała o czymkolwiek
innym prócz pieniędzy.

Mama musi szybko dostać coś do jedzenia - rozmyślała

kierując się w stronę Rue du Faubourg Saint Honore.

Tak jak obiecała matce szła pustymi bocznymi uliczkami

unikając tętniących życiem bulwarów i tłumów ludzi
przechadzających się trotuarami lub siedzących w kafejkach
na otwartym powietrzu.

W końcu skręciła w prostą ulicę, którą już bez żadnych

trudności dotarła do hotelu de Charost, wspaniałej rezydencji
należącej teraz do Jej Książęcej Wysokości Pauliny Borghese.

Gdy Napoleon w czasie koronacji na cesarza nadał

braciom, Józefowi i Ludwikowi, tytuły książęce, jego siostry
wpadły w furię na wiadomość, że nie one, lecz ich bratowe
zostaną księżnymi. Zrobiły Napoleonowi taką scenę, że
zdegustowany w końcu stwierdził:

background image

- Gdyby ktoś usłyszał teraz moje siostry, mógłby co

najmniej pomyśleć, że pozbawiłem je należnego po ojcu
dziedzictwa.

Jednak po wielu wylanych łzach i wymówkach ustąpił

wreszcie i zakomunikował, że w przyszłości „siostry cesarza
będą nosić tytuły Książęcych Wysokości".

Wejście do hotelu było niezwykle imponujące, a

umieszczona nad wysoką bramą wjazdową czarna marmurowa
płyta z herbem wskazywała, że jego dawni właściciele mieli
znacznie lepsze pochodzenie niż obecni lokatorzy.

Vernita przeszła przez bramę i znalazła się na

półokrągłym dziedzińcu. Dopiero teraz ogarnął ją strach, że
może zostać odprawiona, a strój dla księżnej będzie zmuszona
odnieść do Maison Clare i przyjąć taką zapłatę, jaką zechcą jej
ofiarować.

- Czego tu szukasz? - zapytał szorstko lokaj, na którym jej

pojawienie się najwyraźniej nie zrobiło żadnego wrażenia.

Lokaj miał na sobie liberię w ulubionym przez księżnę,

jak Vernita słyszała, zielonym kolorze.

- Przyniosłam zamówiony peniuar dla Jej Książęcej

Wysokości.

Przez chwilę bała się, że lokaj odbierze od niej przesyłkę i

nie będzie miała okazji, tak jak zamierzała, poprosić księżnę o
następne zamówienia. Jednak skinął przyzwalająco. Więc
przeszłą przez drzwi frontowe i znalazła się w holu z
marmurowymi kolumnami i kolorowymi kasetonami. Ale nie
miała czasu się rozglądać. Zaprowadzono ją do pokoju, w
którym księżna rozmawiała właśnie z kilkoma dostawcami,
krawcowymi i modystkami. Ubrana w przezroczysty zielony
peniuar ledwie skrywający jej wspaniałą sylwetkę o kształtach
greckiej bogini, na pół leżąc na szezlongu księżna oglądała
pokazywane jej tkaniny, z których miały być uszyte następne
stroje.

background image

Kiedy była w Maison Clare, Vernita dowiedziała się, że

księżna o wiele bardziej woli kupować w mniejszym domu
mody La petite Leblanc niż w najbardziej chyba znanym i
modnym magazynie Leroya. Jednak tego ranka ani tkaniny,
ani projekty strojów najwyraźniej jej nie zadowalały.

- To za mało szykowne - mówiła władczym tonem w

chwili, gdy Vernita wchodziła do salonu. - Wyglądałabym w
tym okropnie. Zabieraj to i przynieś coś lepszego.

- Ależ, madame... - zaczął projektant, lecz księżna

natychmiast mu przerwała.

- Pardi! (Pardi (franc) - do licha (przyp. tłum.).) Nie mogę

wprost uwierzyć, że ośmielasz się ze mną dyskutować!

Wybuch gniewu, który okazała mówiąc te słowa, zupełnie

nie pasował do jej wyglądu. Była piękna, piękniejsza chyba
nawet od greckiego posągu, delikatna i zwiewna jak puch. W
gazetach wielokrotnie pisano, że jest ideałem klasycznej
urody, ale Vernita nie zdawała sobie sprawy z tego, że w
rzeczywistości była o wiele piękniejsza niż mogły to wyrazić
jakiekolwiek słowa. Miała idealne rysy, a twarz tak piękną, że
wydawało się prawie absurdem, aby mogła gniewać się na
kogokolwiek.

Gdy krawiec odwrócił się, by wyjść, rozbawiona

uśmiechnęła się uwodzicielsko do dżentelmena siedzącego w
fotelu niedaleko szezlonga. Teraz wyglądała zupełnie inaczej.
Usta wyrażały zachęcającą prowokację i była niesłychanie
pociągająca. Trudno było oderwać wzrok od tak uroczej
istoty. Po chwili księżna zwróciła się w stronę następnej osoby
czekającej na łaskawe posłuchanie - kobiety trzymającej dwa
pudełka na kapelusze - więc Vernita przeniosła wzrok na
dżentelmena siedzącego w fotelu. On również wyglądał tak,
jakby trafił tu z jakiejś bajki. Był smukły i elegancki; siedział
swobodnie odchylony do tyłu, a cyniczny wyraz oczu oraz

background image

lekko skrzywione wargi wskazywały na lekceważenie, z jakim
odnosił się do rozgrywającej się przed nim sceny.

Gdyby wstał, z pewnością byłby wysoki, pomyślała

Vernita, a jego szerokie ramiona i władcza postawa
przywiodły jej na myśl ojca. Nie mogła dokładnie określić
jego wieku, lecz nie był bardzo młody, miał na pewno ponad
trzydzieści lat. Zastanawiała się, kim też może być. Ale gdy
księżna ponownie uśmiechnęła się do niego, nie miała już
wątpliwości, jaką pozycję zajmował w tym domu.

Flirty księżnej opisywano w gazetach z otwartością, która

nie pozostawiała miejsca na domysły. Powszechnie było
wiadomo, że po śmierci jej pierwszego męża, który zginął na
polu bitwy, Napoleon Bonaparte czym prędzej ponownie
wydał ją za mąż, aby ktoś trzymał ją w ryzach.

Mijały już dwa lata, odkąd wyszła za mąż za księcia

Camilla Borghese. Na wieść o ich zaręczynach sir Edward
Waltham wyraził opinię, że dla dziewczyny pochodzącej z
mało znanej rodziny korsykańskiej, mariaż z księciem
Borghese wywodzącym się z jednego z największych i
najszlachetniejszych

rodów

arystokracji

włoskiej, to

wyjątkowo dobra partia.

Gdy Vernita przyjechała do Paryża, miała siedemnaście lat

i jak wszystkie dziewczęta w tym wieku, przepełniona była
romantyzmem. Z ogromnym zainteresowaniem śledziła tę
niezwykle romantyczną historię pary książęcej. Wiedziała
więc, że książę Camillo Borghese miał dwadzieścia osiem lat,
był przystojnym rzymianinem o ciemnych falujących włosach
i błyszczących czarnych oczach.

Był nieprawdopodobnie bogaty, miał rozległe posiadłości

w całej Italii oraz niesłychanie imponującą listę tytułów.
Matka Vernity również żywo interesowała się tym mariażem.
Któregoś dnia powiedziała:

background image

- Mówią, że klejnoty rodziny Borghesów należą do

najpiękniejszych i najbardziej wyszukanych, a ich skarbiec
rodzinny uznany został podobno za najlepszą prywatną
kolekcję na świecie.

Zaręczyny pary książęcej odbyły się na krótko przed

zerwaniem rozejmu, a ślub w sierpniu następnego roku. Cały
Paryż czekał w podnieceniu na to wydarzenie. Vernita
dowiedziała się o ślubie od madame Danjou i Louise.

A później tego samego roku, gdy szukała pracy, by

uzupełnić ich skromny, topniejący w oczach kapitał,
dowiedziała się w Maison Clare, że zleconą jej do uszycia
bieliznę będzie nosiła księżna, którą tak bardzo się wtedy
interesowała. Patrząc teraz na dżentelmena, do którego
księżna tak kusząco się uśmiechała, wiedziała na pewno, że
nie był jej mężem.

Modystka właśnie prezentowała bardzo atrakcyjny bonnet

( Bonnet (franc. i ang.) - kapelusz w kształcie zawiązywanego
pod szyją czepka, ozdobiony falbanką wokół twarzy (przyp.
tłum.).) przystrojony zielonymi strusimi piórami. Dżentelmen
zwrócił się do księżnej:

- Moim zdaniem, będzie ci w nim do twarzy.
- Doprawdy? - dopytywała księżna. - Wydawało mi się,

że falbana jest trochę za wysoko.

- Będzie okalała twoją piękną twarz niczym aureola.
- Sądzisz, że zasłużyłam sobie na ten kapelusz? Spojrzała

na niego prowokacyjnie spod rzęs.

- Sądzę, że musisz go mieć - odparł, a ona roześmiała się

odsłaniając śnieżnobiałe zęby;

Potem, jakby pozwalając, aby podjął za nią decyzję,

zwróciła się do modystki:

- Dobrze, zatem biorę go. Jutro możesz jeszcze coś

przynieść. Coś nowego, czego jeszcze nie miałam.

background image

- Merci bien, madame la princesse! - dziękowała

modystka składając głęboki ukłon.

Dopiero teraz księżna dostrzegła Vernitę. Wykonała

nieokreślony ruch dłonią, aby podeszła. Z bijącym sercem,
Vernita zbliżyła się do szezlonga i ukłoniła się.

- Kim jesteś? Widzę cię po raz pierwszy! - zdziwiła się

księżna.

- Przyniosłam peniuar, który księżna pani raczyła

zamówić - wyjaśniła Vernita.

Wydało się jej, że księżna jest zaskoczona, więc szybko

rozpakowała paczkę, wyciągnęła peniuar, potrząsnęła nim,
aby rozprostował się, i uniosła go wysoko, żeby księżna mogła
zobaczyć, jaki jest piękny, przystrojony falbankami i
ozdobiony ażurowym haftem.

- Mais oui! - wykrzyknęła księżna. - Jaki piękny! Będzie

mi w nim wyjątkowo do twarzy. Właśnie taki był mi
potrzebny!

Mówiąc to wstała z szezlonga i ku zdumieniu Vernity

zaczęła zdejmować zielony peniuar, a zaraz po nim nocną
koszulę. Rzuciła je na podłogę i stała naga, piękniejsza od
bogini, doskonała od samego czubka głowy do delikatnych
małych stóp.

Vernita - oblewając się rumieńcem z zakłopotania, że

jakaś kobieta, i to na dodatek sama księżna, zachowuje się tak
w obecności mężczyzny - szybko pomogła jej włożyć peniuar.
Księżna zawiązała wstążki i odwróciła się w stronę
przyglądającego się jej dżentelmena. Rozłożyła ramiona i
obracała się dookoła, by mógł obejrzeć ją z każdej strony.

- Jak ci się podoba, Axel? - zapytała. - Powiedz, jak

wyglądam?

- Piękna jak anioł - ocenił.
- Właśnie to chciałam usłyszeć - uśmiechnęła się.
Odwróciła się do Vernity.

background image

- Więc twierdzisz, że sama to zrobiłaś?
- Oui, madame la princesse, sama to zrobiłam. Wszystko,

co ostatnio zamawiałaś, pani, sama robiłam.

Przerwała na chwilę. Potem, upewniwszy się, czy księżna

nadal słucha, dodała:

- Ale Maison Clare płaci mi bardzo mało - tak mało, że

musiałam przyjść wprost do ciebie, pani. Chciałabym nadal
wykonywać tak piękne rzeczy dla Waszej Książęcej
Wysokości, ale nie będę mogła tego robić, jeśli nie otrzymam
za pracę więcej pieniędzy.

Serce jej biło mocno, ręce drżały. Zastanawiała się, czy ta

piękna nieskromna kobieta ma jakiekolwiek pojęcie, co
znaczy pracować ciężko, tak ciężko jak pracowały z matką
przez ostatni rok, i czy wie, że posiadanie jednego sou
oznacza różnicę między tym, czy jest się głodnym, czy umiera
z głodu?

- Ile pani płaci Maison Clare?
To nie księżna, lecz siedzący przy niej dżentelmen zadał

pytanie. Nie zapominając ani przez chwilę o tym, jaką pozycję
zajmuje w tym domu, Vernita najpierw mu się ukłoniła, a
potem, czując instynktownie, że jest jej życzliwy, wyjaśniła
szybko, ile jej płacono za paniuary, koszule nocne i halki dla
księżnej.

Wysłuchał, a potem rzekł:
- Nic dziwnego, że się pani zbuntowała! O ile mi

wiadomo, Paulino, wysyłasz astronomiczne rachunki do
Maison Clare. Słyszałem, jak Clermont Tonnerre skarżył się
na to któregoś dnia.

- Mój szambelan narzeka na wszystkie moje wydatki -

księżna zrobiła kwaśną minę. - Jestem absolutnie przekonana,
że to Napoleon kazał mu kontrolować moje zakupy i
pilnować, bym była oszczędna, chociaż Bóg raczy wiedzieć
dlaczego!

background image

Odwróciła twarz w stronę Vernity.
- No więc, ile chcesz dostać za peniuar, w którym, jak

twierdzi ten oto dżentelmen, wyglądam jak anioł?

Vernita podała cenę, stanowiącą dokładnie połowę kwoty,

którą brał Maison Clare.

- To chyba okazyjna cena - rzekła księżna z

roztargnieniem. - Co jeszcze mogłabyś dla mnie zrobić - to
znaczy szybko zrobić? - dodała.

- Co tylko Wasza Książęca Wysokość zechce.
- Chcę wszystko! Przede wszystkim nowe nocne koszule -

tamte już mi się znudziły! I halki, chusteczki - wszystko nowe
i piękne jak ten peniuar. Kupię natychmiast, jak tylko będzie
gotowe.

- Dziękuję... dziękuję! - szeptała Vernita ledwo łapiąc

oddech.

- Więc zaczynaj czym prędzej i nie każ mi długo czekać -

rozkazała księżna władczym tonem.

- Tak uczynię - zapewniła Vernita. - Ale chciałabym

jeszcze prosić... księżno... czy mogłabym od razu otrzymać
zapłatę? Nie tylko dlatego, że bardzo potrzebuję pieniędzy, ale
też, aby kupić nowe materiały, koronki, wstążki i muślin.

Księżna wykonała nieokreślony ruch ręką.
- Zwróć się z tym do mojego szambelana lub jego

sekretarza. I nie zaprzątaj mi głowy takimi sprawami.

- Tak jest, madame, oczywiście, madame! Vernita jeszcze

raz skłoniła się i skierowała w stronę drzwi.

Wspaniale! Wszystka poszło nawet lepiej niż się

spodziewała! Teraz będzie mogła wreszcie kupić matce
mleka, którego ona tak potrzebuje, i kurczaka, i inne pożywne
jedzenie.

Otworzyła drzwi, wyszła do holu i nagle poczuła się

przytłoczona ogromem przeżyć. Była oszołomiona tym, co jej
obiecano. Pociemniało jej w oczach, a podłoga rozstąpiła się

background image

pod stopami. Oparta o ścianę próbowała walczyć ze słabością,
lecz ciągle kręciło się jej w głowie, a całe ciało ogarnął chłód.
Wtem usłyszała za sobą niski głos:

- Źle się pani czuje, mademoiselle?
Nie była w stanie nic powiedzieć, domyśliła się jednak, że

to był ten sam dżentelmen, który rozmawiał z księżną w
salonie, mężczyzna, do którego zwracała się „Axel".

- Nie... już dobrze - powiedziała z wysiłkiem, czując jak

obejmuje ją ramieniem i pomaga usiąść.

Zawstydzona słabością uniosła dłonie do twarzy, słyszała

jednak, jak mężczyzna wydaje służącemu jakieś polecenia, a
potem zwraca się do niej:

- Proszę pochylić głowę w dół, jak najniżej, do samych

kolan.

Posłuchała, chociaż miała wrażenie, że jego głos dochodzi

z bardzo daleka...

Po paru sekundach, a może trochę później, powiedział

stanowczo:

- Proszę to wypić.
Wspierał ją ramieniem, gdy ona z trudnością starała się

unieść głowę. Poczuła najpierw zapach koniaku, a potem
palenie w gardle. Wzięła głęboki oddech, lecz nadal miała
ogień w ustach, a oczy napełniły się łzami.

- Już nie chcę... proszę... już dosyć - błagała.
- Jeszcze jeden łyk - nie ustępował.
Była zbyt słaba, żeby protestować, więc zrobiła, jak kazał.

Koniak sprawił, że ciemności się rozproszyły, poczuła się
silniejsza i ogarnęło ją przyjemne ciepło. Podniosła głowę,
żeby spojrzeć na niego.

- Prze... praszam - wydusiła z trudem. Przyglądał się jej

przez chwilę, po czym zapytał:

- Kiedy ostatni raz pani jadła?
- Ja... już mi dobrze... dziękuję.

background image

- Zadałem pytanie.
- Ja... dziś rano... nie byłam głodna...
- Więc ostatni posiłek jadła pani wczoraj wieczorem -

stwierdził - i chyba nie był zbyt obfity.

Spuściła oczy onieśmielona jego spojrzeniem, a policzki

jej oblał rumieniec. Była zakłopotana, że stała się przyczyną
takiego zamieszania. Wszystko z powodu ogromnej ulgi, jaką
poczuła, gdy księżna kupiła od niej peniuar i gdy uświadomiła
sobie, że będzie mogła wreszcie kupić matce jedzenie i wiele
innych rzeczy, których tak bardzo potrzebowała.

Dżentelmen pochylił się i wziął ją pod ramię.
- Proszę pójść ze mną - powiedział.
Mogła jedynie go posłuchać, więc natychmiast zrobiła, jak

kazał. Zaprowadził ją. do salonu znajdującego się po
przeciwnej stronie holu. Potem zwrócił się do lokaja.

- Przynieś kawę i rogaliki, tylko żywo!
- Tak jest, monsieur - odparł lokaj. Mężczyzna

podprowadził Vernitę do sofy.

Usiadła i zakłopotana powiedziała:
- Tak mi... przykro, że niepokoję pana... czuję się już

dobrze... naprawdę. Lepiej już... pójdę.

- Najpierw proszę coś zjeść. Przeszedł przez pokój i stanął

przy oknie.

- Zbyt często miałem do czynienia z biedą, by nie poznać

się na niej - rzekł cicho. - Chyba ma pani kogoś, kto mógłby
się nią zaopiekować.

- To raczej ja muszę opiekować się... matką - odparła

Vernita. - Ona jest... chora... i jesteśmy bardzo... biedne.

Dżentelmen nic nie odpowiedział. Po paru minutach drzwi

się otworzyły i wszedł lokaj z tacą, na której stał srebrny
dzbanek oraz przykryty pokrywką półmisek z gorącymi
rogalikami.

background image

- Czy jeszcze życzy sobie pan czegoś, monsieur? - zapytał

lokaj.

- Na razie nie - odparł mężczyzna - powiedz sekretarzowi

pana Clermont - Tonnerre'a, że tej pani trzeba zapłacić...

Przerwał i spojrzał na Vernitę.
- Ile pieniędzy ma przynieść? - zapytał.
Podała kwotę, mówiąc ledwo słyszalnym głosem i czując

się przy tym ogromnie zakłopotana. Dżentelmen powtórzył
podaną kwotę lokajowi.

Służący odszedł. Vernita, pojmując że nie ma sensu dłużej

zwlekać, nalała sobie trochę kawy i wzięła z półmiska rogalik.
Była przecież straszliwie głodna. Tak często była głodna i od
tak dawna, że ani na chwilę nie opuszczał jej tępy ból tkwiący
gdzieś głęboko we wnętrzu. Czuła też bezustanny ból głowy,
który jak żelazna obręcz ściskał jej czoło. W miarę jedzenia
ból ustępował, a gdy dokończyła rogalik i wypiła kawę,
poczuła, jak energia wstępuje w jej ciało.

Nie zdawała sobie sprawy z tego, że dżentelmen, który się

nią tak troskliwie zaopiekował, cały czas przyglądał się jej
uważnie. Teraz rzekł:

- Proszę zjeść jeszcze jeden, pani organizm tego

potrzebuje - zachęcał.

Spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem w oczach.
- To... byłoby... łakomstwo.
- Nierozsądnie byłoby je marnować. Jeżeli nie zostaną

zjedzone, na pewno je wyrzucą.

Wyciągnęła dłoń o długich, szczupłych palcach.
- Często... myślę o tym... jak dużo jedzenia marnuje się w

tych wszystkich dużych... domach, a najczęściej myślę o
tym... w nocy, gdy czuję się taka... pusta w środku.

Nie mogła pojąć, dlaczego zwracała się do tego obcego

człowieka z taką ufnością. Przez chwilę przyszło jej nawet do

background image

głowy, że to, co powiedziała przed chwilą, może być uznane
za impertynencję; była przecież tylko szwaczką.

Od tak dawna żyję w odosobnieniu, bez towarzystwa osób

z mojej sfery, że zapomniałam, jak się należy zachowywać -
pomyślała. - A przecież szwaczka nie powinna tak się zwracać
do przyjaciela Jej Książęcej Wysokości.

Ale, ku jej zdziwieniu, wcale się tym nie przejął.
- Głód na każdego oddziałuje inaczej - powiedział. - Są

tacy, którzy zupełnie opadają z sił, nie są w stanie ani myśleć,
ani cokolwiek rozumieć. Inni miewają halucynacje. Jeszcze
inni - sny o jedzeniu.

- Wydaje się czymś... tak przyziemnym... śnić o jedzeniu

- odparła Vernita. - Powinniśmy raczej pościć, tak jak robią to
święci, aby nasze umysły mogły skupić się na wyższych
celach.

Dżentelmen roześmiał się.
- Zapomniała pani chyba o pokusach świętego Antoniego,

które bez wątpienia były skutkiem poszczenia, a poza tym
jestem absolutnie pewien, że diabły, demony i straszydła,
które tak często ukazują się świętym, pojawiają się wyłącznie
dlatego, że są puści w środku.

- Moim zdaniem, to.;. niezupełnie tak jest - zaprzeczyła

Vernita. - Bardziej mi się podoba myśl, że święci posiadali
specjalną moc, którą my nie zostaliśmy łaskawie obdarzeni, a
ich wizje były jak najbardziej prawdziwe.

Znowu przemknęła jej myśl, że to dość osobliwa

konwersacja. Przestraszyła się, że może zacząć coś
podejrzewać, dopiła więc szybko kawę i postawiła filiżankę na
stole.

- Jestem panu bardzo wdzięczna... monsieur. Drzwi

otworzyły się i wszedł lokaj niosąc pieniądze na srebrnej
tacce.

background image

- Sekretarz pana szambelana chciałby otrzymać

pokwitowanie - poinformował.

- Tak.., oczywiście - podchwyciła Vernita - powinnam

była dać rachunek.

Zapomniała wcześniej o tym, bo poczuła się tak słabo.

Teraz otworzyła torebkę i wyjęła pokwitowanie, które
napisała na kartce papieru jeszcze przed wyjściem z domu.
Rozejrzała się dookoła, podeszła do stojącego przy jednej ze
ścian sekretarzyka, wzięła w dłoń białe gęsie pióro leżące;
przy kałamarzu, podpisała kwit i położyła go na srebrnej
tacce. Potem z lekkim uczuciem zadowolenia odebrała
pieniądze i włożyła je do torebki.

Gdy lokaj wyszedł, nieco onieśmielona odezwała się do

mężczyzny, który cały czas ją obserwował:

- Jestem panu bardzo wdzięczna, monsieur, doprawdy

bardzo wdzięczna!

- Jest pani jeszcze bardzo słaba - oświadczył. - Odwiozę

panią do domu.

- Nie. Nie... ależ nie - zaprotestowała. - To zupełnie

niepotrzebne.

- Mimo to, nalegam - upierał się. - Wprawdzie trochę się

już pani posiliła, ale nie jest jeszcze najlepiej i mogłaby pani
upaść na ulicy.

- Przysięgam panu, że wszystko będzie... dobrze.
- Dyskutowanie ze mną to po prostu strata czasu -

oznajmił uśmiechając się.

Czując, że ma nad nią władzę i przekonywanie go na nic

się nie zda, podążyła w ślad za nim. Wszedł do holu i wydał
polecenie jednemu z lokajów. Na dziedzińcu stała bryczka
zaprzężona w dwa konie.

Lokaj skinął na stajennego, który podjechał do drzwi

wejściowych.

- Proszę wsiąść - zwrócił się dżentelmen do Vernity.

background image

Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, chciała

zaprotestować, ale dobrze wiedziała, że cokolwiek powie,
zostanie zdecydowanie odrzucone. Gdy więc powtórzył, aby
wsiadła do powozu, nie mogąc się sprzeciwić, posłusznie
zajęła w nim miejsce. Usiadł obok niej i chwycił lejce.
Stajenny usadowił się za nimi. Powoli objechali dziedziniec i
przez bramę wyjechali na Rue du Faubourg Saint Honore.

- Gdzie pani mieszka? - zapytał.
- Na małej uliczce - Rue des Arbres. Niedaleko stąd. To

przecznica ulicy Boulevard des Capucines. Mogę wysiąść na
rogu i dalej pójść pieszo.

- Chyba nie sądzi pani, że mógłbym zachować się tak

nieuprzejmie.

- To... bardzo miło z pana strony... jestem bardzo

zobowiązana.

- Czy mogę wiedzieć, jak się pani nazywa?
- V... Vernita... Bernier.
Zanim wymówiła nazwisko, zawahała się chwilę i bała

się, że mógł to zauważyć. Ale on rzekł:

- Ja nazywam się Storvik - bardziej oficjalnie hrabia Axel

de Storvik.

- Więc pan nie jest Francuzem?
- Nie. Jestem Szwedem.
- Tak mi się właśnie zdawało, że chyba nie jest pan

Francuzem.

- I miała pani rację. Ja natomiast nie wątpię,

mademoiselle, że jesteś Francuzką, choć wcale na nią nie
wyglądasz.

- Mój... ojciec pochodził z... Normandii. Już dawno sobie

zaplanowała, że tak właśnie powie, gdy ją ktoś o to zapyta.
Normandczycy mieli jasną karnację, co doskonale mogło
wyjaśniać typ urody Vernity, która, chociaż nie miała jasnych

background image

włosów, nie miała też tak ciemnych jak większość francuskich
dziewcząt.

Hrabia nic nie odpowiedział, tylko przyglądał się jej przez

chwilę. Potem odwrócił wzrok w stronę koni.

Vernita postanowiła odwrócić uwagę hrabiego od swojej

osoby, więc zapytała:

- Jak się panu podoba Paryż?
- Jestem nim zachwycony - odparł hrabia, ale wcale nie

zabrzmiało to tak, jakby w istocie był zachwycony. - Od
dawna pani tu mieszka? - zapytał po chwili.

- Od kilku lat - odparła szczerze Vernita. - Przedtem

mieszkaliśmy na wsi.

- Tak mi się właśnie zdawało, że pewnie woli pani wieś.
Spojrzała na niego zaskoczona.
Takich uwag, pomyślała, nie powinien kierować hrabia do

biednej szwaczki. Nie mogła wprost uwierzyć, że próbuje z
nią flirtować. Ale nigdy nic nie wiadomo, matka często
ostrzegała ją, aby była ostrożna i nie zadawała się z
nieznajomymi. A hrabia był uprzejmy, nawet bardzo
uprzejmy. Nie pojmowała, dlaczego tak się o nią troszczył.
Serce biło w jej piersi jak oszalałe, pomyślała więc, że to
pewnie z powodu koniaku i kawy. Wjechali właśnie na
Boulevard des Capucines.

- Ulica, przy której mieszkam, Rue des Arbres, znajduje

się za ostatnim zakrętem na lewo, przed Avenue l' Opera.

Hrabia skręcił powozem z umiejętnością, której trudno

było nie podziwiać, i wjechał w dość niepozorną małą Rue des
Arbres. Dalej drogę wskazywała Vernita.

- Następny dom... na lewo. Hrabia podjechał i zatrzymał

konie.

- Jeszcze raz bardzo dziękuję, monsieur - rzekła Vernita. -

Był pan tak uprzejmy i życzliwy, nigdy tego nie zapomnę!

background image

Wyciągnęła odruchowo rękę na pożegnanie, hrabia

ściągnął rękawiczkę i ujął jej dłoń.

- Proszę dbać o siebie, mademoiselle Bernier - rzekł. -

Zdaje się, że właśnie o tym pani zapomina...

Nie skończył mówić, gdyż jego uwagę przyciągnęła

Louise Danjou, która właśnie wypadła z domu i biegła
chodnikiem.

- Mademoiselle, czekaliśmy na panienkę! - krzyknęła. -

Proszę szybko na górę, matka panienki jest chora - bardzo
chora. Moja mama jest przy niej!

Vernita krzyknęła, zeskoczyła ze stopnia powozu i

pobiegła do domu najszybciej jak potrafiła.

background image

Rozdział 2
Księżna Paulina obudziła się o dziesiątej rano, gdy

pokojówka rozsunęła zasłony w sypialni na pierwszym piętrze
hotelu de Charost. Teraz leżała w niewielkim łóżku
udrapowanym różowym haftowanym muślinem.

W sąsiednim pokoju czarnoskóry służący Paul,

przygotowywał dla niej kąpiel. Tak jak wszyscy
Bonapartczycy Paulina była wyjątkową fanatyczką kąpieli.
Starała się też jak najczęściej kąpać w mleku, które jej
zdaniem doskonale wpływało na cerę i gładkość skóry.

Łazienka była wysoka, lecz nieduża, z wydzieloną alkową,

w której stała wanna. Paulina zwykle leżała w niej dłuższy
czas, wypoczywając w dobrze ogrzanej wodzie zmieszanej z
pięcioma galonami mleka. Gdy jednak zorientowała się, że
mleko pozostawia na ciele nieprzyjemny zapach, kazała
służącemu wchodzić tylnymi schodkami do małego pokoju
nad łazienką i na jej rozkaz, przez specjalnie wykonany w
suficie otwór, spłukiwać się z góry czystą wodą.

Czasem księżna pozwalała, aby w czasie kąpieli był

obecny któryś z jej faworyzowanych adoratorów lub
kochanków. Tego ranka była jednak sama. Po kilku minutach
zawołała:

- Paul!
Służący, stojący tuż przed drzwiami, wszedł do łazienki.
- Wezwij pana hrabiego! - rozkazała. Paul pobiegł

odszukać hrabiego Axela, który

po paru minutach wszedł do łazienki. Właściwie

spodziewał się, że będzie wezwany. Wiedział bowiem, że nikt
oprócz niego nie był tego ranka zaproszony do hotelu de
Charost, a przecież księżna nie lubiła przebywać sama.
Wiedział też, że interesowała ją wyłącznie własna osoba i
własna uroda, a jedynym uczuciem, do którego była zdolna, to

background image

poczucie dumy z pięknego ciała, gdy odsłaniała je przed
zachwyconym wzrokiem patrzących.

Hrabia wszedł do łazienki, usiadł na krześle

przyniesionym przez Paula, i spojrzał w stronę alkowy, gdzie
w wannie pełnej mlecznej wody, odchylona lekko do tyłu,
leżała księżna. Wyglądała wyjątkowo pięknie. Długie czarne
włosy miała zgarnięte pod mały czepek udekorowany
przykrywającymi uszy kokardami z różowych wstążek.

Hrabia wiedział, że doskonałe pod każdym względem

ciało księżnej miało jednak pewną wadę. Kobiety z
towarzystwa, zazdrosne o urodę Pauliny, lubowały się w
opowiadaniu pewnego zdarzenia, które miało miejsce parę lat
temu, jeszcze przed przyjazdem hrabiego do Paryża.

Otóż zimą tamtego roku Paulina została uznana za

najpiękniejszą kobietę Paryża. Jak zawsze łasa na pochwały,
była jeszcze bardziej niż zazwyczaj przekonana o tym, że jej
uroda robi na wszystkich ogromne wrażenie, szczególnie zaś
na mężczyznach.

Ale niespodziewanie jej pozycja została zagrożona przez

madame de Contades, córkę markiza de Bouille, tego samego,
który pomagał Ludwikowi XVI w nieudanej ucieczce z
Paryża.

Madame de Contades również miała urodę greckiej

bogini, czarne bujne włosy i błyszczące oczy. Zaciekle
nienawidziła Napoleona, dyskredytując jego wszystkie
zwycięstwa, i kategorycznie odmawiała przyznania palmy
pierwszeństwa pod względem urody jego siostrze,
„obywatelce Leclerc", jak nazywano wówczas Paulinę.

Wspomniane zdarzenie miało miejsce na balu wydanym

przez madame Permon, która zaprosiła wielu swoich
przyjaciół, śmietankę towarzyską z Faubourg St. Germain,
oraz rodzinę Bonapartych. Było to wydarzenie sezonu, więc
Paulina przygotowywała się do niego starannie, prawie z taką

background image

samą pieczołowitością jak jej brat zwykle przygotowywał się
do bitwy.

Przeprowadziła długie konsultacje z najlepszą fryzjerką i

najmodniejszą krawcową w Paryżu, chciała mieć absolutną
pewność, że pojawienie się jej tego wieczoru na balu wywoła
prawdziwą sensację. Poprosiła nawet madame Permon o
zgodę na przebranie się u niej w domu przed samym balem,
aby nikt jej nie zobaczył do chwili, gdy krocząc dostojnie
przez salę balową zajmie przygotowane dla niej miejsce.

Po godzinach zastanawiania się, zmian decyzji i wahań,

postanowiła w końcu, że włoży białą grecką tunikę bez
rękawów; suknia miała duży złoty szlak uchwycony na
ramionach broszami z kameą, a pod biustem złotą przepaskę z
zapinką wykonaną z ogromnego antycznego kamienia. Strój
bardziej chyba podkreślał niż ukrywał jej doskonałą sylwetkę.

Na jej ramionach połyskiwały złote bransolety i kamee, a

wysoko upięte włosy otoczone były wieńcem z kiści złotych
winogron.

Gdy weszła do sali balowej, wszyscy wpatrywali się w nią

z zachwytem, składali wyrazy uznania i podziwiali jej urodę.
Madame Contades kipiała z gniewu i zazdrości.

Gdy w końcu Paulina usiadła na długiej sofie i przyjęła

swoją ulubioną, półleżącą pozycję, madame Contades przeszła
wraz ze swym partnerem przez salę i podeszła do księżnej.
Najpierw wyraziła uznanie dla wyglądu rywalki, a po tym
wspaniałym wstępie zwróciła się do swego towarzysza
głośnym szeptem, aby wszyscy mogli usłyszeć:

- Jaka szkoda, że ta piękna istota jest tak zdeformowana!

Gdybym ja miała takie brzydkie uszy, chyba kazałabym je
sobie obciąć!

Goście skierowali wzrok na uszy Pauliny. Wcześniej nikt

oczywiście nie zwracał na nie najmniejszej uwagi, teraz

background image

jednak wszyscy dostrzegli, że rzeczywiście były małe,
bezkształtne i nie miały wywiniętej małżowiny.

Paulina wybiegła z płaczem do buduaru madame Permon i

od tamtej chwili zawsze ukrywała uszy pod włosami,
biżuterią, kokardami lub opaskami.

Teraz, gdy z takim wdziękiem uśmiechała się do hrabiego,

zdawało się, że żaden mężczyzna nie byłby wstanie dostrzec
nic innego oprócz oszałamiającego piękna. Jednak oczy
hrabiego oraz charakterystyczne skrzywienie warg wyrażały
jedynie cynizm.

- Chcę się ciebie poradzić, Axel. - W jakiej sprawie?
- Te złośliwe kobiety chyba nigdy nie zostawią mnie w

spokoju. Obmyśliły nową intrygę, by mnie zranić.

- Nową intrygę?
- Czy one nigdy nie przestaną mnie krytykować i

oczerniać?

- Co się tym razem stało?
Hrabia wiedział, że od pewnego czasu księżna starała się

zachowywać mniej skandalicznie niż zazwyczaj . Obiecała to
bratu, który tylko pod tym warunkiem pozwolił jej wrócić do
Paryża.

Nie lubiła Italii i całym sercem pragnęła się z niej wyrwać.

Napoleon natomiast stale upominał ją w listach, aby choć na
tyle zachowała zdrowego rozsądku, żeby dostosować się do
obowiązujących w Rzymie obyczajów i nie okazywać
niechęci jego mieszkańcom.

Kochaj męża i rodzinę. Bądź uprzejma i przyjazna -

surowo zalecał w jednym z listów - i nie licz na moją pomoc,
jeżeli pozwolisz sobie na złe prowadzenie się. Bądź pewna, że
w Paryżu znikąd nie otrzymasz pomocy, a ja nigdy nie
przyjmę Cię bez męża.

background image

Paulina, przeczytawszy te słowa, aż krzyknęła z

wściekłości, lecz jeszcze bardziej się wzburzyła, gdy
zobaczyła, co Napoleon napisał dalej:

Jeżeli rozejdziesz się z mężem, będzie to wyłącznie Twoja

wina; wówczas Francja odwróci się od Ciebie. Stracisz
szczęście i moją życzliwość.

Wreszcie przed samą koronacją Napoleon ustąpił i wyraził

zgodę na przyjazd Pauliny do Paryża. Jednak ona cały czas
bała się, że brat każe jej wrócić do Rzymu z mężem, księciem
Camillem Borghese, który od chwili przyjazdu na koronację
cesarza stale wspominał o powrocie do domu.

Paulinę przerażała myśl, że mogą ją zmusić do powrotu.

Na kolanach błagała Napoleona, by ją ratował, a ponieważ nie
potrafił długo gniewać się na swą ukochaną siostrę, szybko
znalazł sposób na rozwiązanie problemu.

Wiedział, że jeśli książę Camillo otrzyma francuskie

obywatelstwo, wówczas Paulina nie będzie musiała mieszkać
w Italii. Nadał więc mu patent oficerski i ustanowił
pułkownikiem w gwardii grenadierów rozłożonej obozem pod
Bolonią.

Po powrocie Pauliny do Paryża Napoleon nakazał jej, by

zachowywała się jak przystoi Jej Książęcej Wysokości. I choć
doskonale zdawał sobie sprawę, jak jest żywiołowa i
nieokiełznana, zdecydował, że swoją osobą Paulina wniesie
wkład w nowo formowany przez niego ustrój, który miał
zyskać mu szacunek wszystkich koronowanych głów
europejskich. Oświadczył jej, że otrzyma służbę i własny
dwór, lecz bez prawa mianowania na nim stanowisk. On
dokona tego osobiście, ewentualnie wyręczy go wielki
marszałek dworu. Wszystko zaaranżowano po to, żeby zrobić
jak największe wrażenie na arystokratycznych rodach z
Faubourg St. Germain.

background image

Szambelanem dworu Pauliny został monsieur Clermont -

Tonnerre, arystokrata ze znanego, lecz zubożałego rodu. Jego
kwalifikacje towarzyskie były bez zarzutu, poza tym był
miłym, sympatycznym człowiekiem, lubianym przez całą
służbę.

Starszy koniuszy księżnej, Louis de Montbreton, stanowił

również bardzo cenny nabytek jej dworu; był pełen życia,
wszechstronnie uzdolniony i niesłychanie rozmiłowany w
swojej pani.

Księżnej przydzielono ponadto dwie dystyngowane i

atrakcyjne damy dworu oraz bardzo nudną, jak stwierdziła
Paulina natychmiast po jej przyjeździe, damę do towarzystwa.
Polubiła jednak mademoiselle Mills, inteligentną autorkę
popularnych powieści historycznych, a czytane przez nią
lektury okazały się bardzo interesujące.

Pozostałe stanowiska w oficjalnym składzie dworu

księżnej zajmowali: medyk, giermek, dwaj kapelani, sekretarz,
szef służby oraz aptekarz. Wszyscy mieszkali w hotelu de
Charost.

Mimo że dwór robił na wszystkich doskonałe wrażenie,

postępowanie księżnej było nie do przewidzenia. Jej
nadzwyczajna wprost umiejętność wpadania w kłopoty
martwiła Napoleona i sprawiała, że cały dwór „siedział" jak na
rozżarzonych węglach.

- Co tym razem zrobiłaś? - zapytał hrabia.
- Wcale nie chodzi o to, co ja zrobiłam - burknęła księżna

- lecz co one mówią na mój temat.

- No więc, co one mówią?
- Te zarozumiałe kobiety ciągle ośmielają się mnie

krytykować - a wstrętna madame de Contades jest na czele
całego spisku. - Teraz uznały, że to niemoralne, aby Paul
wnosił i wynosił mnie z wanny.

background image

Hrabia uśmiechnął się. Nie raz już słyszał grubiańskie

uwagi na temat zachowania się księżnej, która pozwalała, by
czarnoskóry służący miał tak intymny kontakt z jej ciałem.
Wiedział też, że nie wynikało to z jej lenistwa, lecz z
niezwykłej przyjemności, jaką odczuwała na widok kontrastu
między perłową bielą jej cery i czernią skóry służącego.

- Przecież on nie jest człowiekiem - stwierdziła z

przekonaniem. - Jak myślisz, a może dlatego są tak
zszokowane, bo Paul jest młody i nieżonaty? No cóż, w takim
razie będę musiała to jakoś załatwić!

Hrabia nie odpowiadał, a Paulina ciągnęła dalej:
- Mogę ożenić go z jedną z naszych kucht. Poślę po którąś

i powiem, żeby się pobrali.

- Kobieta może się sprzeciwiać - zauważył hrabia.
- Zrobi, jak jej każę, albo ją wyrzucę! - odpaliła Paulina.
- Myślałem, że chcesz mnie zapytać o radę.
- Chciałam, ale już postanowiłam bez słuchania twoich

rad - oświadczyła Paulina.

Po chwili uśmiechnęła się jednak i dodała:
- Porozmawiajmy lepiej o czymś innym. Rozmowy o

służbie są zawsze takie nudne, a ty nawet mi jeszcze nie
powiedziałeś, czy pięknie wyglądam.

- To się rozumie samo przez się, nie ma potrzeby nawet

mówić - odparł hrabia. - Wyglądasz przepięknie, dobrze o tym
wiesz.

To była szczera prawda. Paulina uśmiechnęła się

zachęcająco:

- No, mów dalej!
- Co chciałabyś jeszcze usłyszeć? - zapytał. - Może to, że

twoja cera przypomina sznur pereł na Mlecznej Drodze?

Paulina roześmiała się.
- Och, Axel, jesteś taki spostrzegawczy. O wiele bardziej

podobają mi się twoje komplementy, niż tych francuskich

background image

bawidamków, którzy wymawiają je tak potoczyście jakby
powtarzali je już setki razy. I naturalnie mówili je nie raz!

Hrabia uśmiechnął się.
- Zdaje się, że nie bardzo ci się to podoba.
- Oczywiście, że nie! - przyznała Paulina. - Któż bowiem

może być bardziej godny komplementów niż ja?

- Pomyślałem właśnie, że może powinnaś sobie sprawić

peniuar, w którym

wyglądałabyś jeszcze bardziej

zachwycająco niż teraz - powiedział powoli hrabia Axel.

Paulina odwróciła twarz w jego kierunku. Zawsze pilnie

słuchała, gdy ktoś mówił o strojach.

- A może byś sprawiła sobie biało - srebrny peniuar -

ciągnął hrabia - z bladoróżowym podbiciem dla podkreślenia
barwy twojej cery?

Paulina usiadła w wannie ukazując wspaniale zarysowane

piersi z różowymi sutkami.

- Och, Axel, jesteś genialny! - krzyknęła. - Byłby

cudowny, a równocześnie jakże ponętny! Dlaczego sama o
tym nie pomyślałam?

- Nie widzisz siebie tak, jak ja ciebie widzę - wyjaśnił

hrabia.

- Zaraz zejdziemy na dół i zamówimy taki właśnie

peniuar - postanowiła Paulina. - Białosrebrny z różowym
podbiciem - i do tego oczywiście srebrne wstążki do włosów.

Zawołała:
- Paul, prysznic!
Hrabia

usłyszał

kroki

czarnoskórego

służącego

człapiącego w stronę tylnych schodów.

- Ale kto mógłby zrobić ci taki strój? - zapytał hrabia, gdy

księżna stanęła w wannie pod otworem w suficie, przez który
miała spadać woda.

background image

- Któż inny, jeśli nie ta kobieta, która robiła mi

poprzednie peniuary? - odparła. - Poślij zaraz po nią służącą.
Ma przyjść tutaj jak najszybciej!

- To może być trudne - odparł hrabia z nutą

powątpiewania w głosie.

- Trudne? - zapytała Paulina. - A niby dlaczego?
Mówiąc to poprawiała na głowie czepek, aby woda nie

zniszczyła jej fryzury.

- Szwaczka, która wczoraj przyniosła ci peniuar,

wychodząc z salonu upadła - zdaje się zasłabła z głodu. Żal mi
się jej zrobiło, więc odesłałem ją do domu powozem.

- Do tej pory już pewnie wydobrzała - zauważyła

obojętnie Paulina.

- Mój stajenny powiedział, że gdy tylko podjechali do jej

domu, dowiedziała się o śmierci matki - ciągnął dalej hrabia. -
Pomyślałem, że w takich okolicznościach może porzucić
pracę i wyjechać na wieś, by zamieszkać z krewnymi.

Paulina aż krzyknęła ze złości.
- Pardi! Nie zgadzam się. Jest mi tu potrzebna! Musi tu

zostać! Nie znam nikogo, kto by umiał szyć tak ładnie jak ona.
Przywieź ją tu natychmiast, a ja już przekonam ją, by została
w Paryżu i pracowała dla mnie.

- A jeśli odmówi? - podsunął hrabia.
- Wówczas porwę ją, zamknę, zatrzymam jakimś

sposobem, zrobię wszystko, żeby nie wyjechała.

Paulina tupnęła nogą rozchlapując wodę i dodała:
- Nie drażnij mnie już, Axel, i każ służącemu aby ją tu

czym prędzej przywiózł. Powiem jej, co ma robić.

Hrabia wstał powoli z krzesła. Chciał jeszcze coś

powiedzieć, ale Paulina i tak by nie usłyszała co do niej mówi,
bo właśnie z góry chlusnęła woda wylewana przez służącego.
Gdy schodził na dół, aby wezwać powóz, na ustach igrał mu
lekki uśmiech.

background image

Kiedy wczoraj odwiózł Vernitę, pośpiesznie wysiadła z

powozu i pobiegła chodnikiem a potem schodami na samą
górę wysokiego domu z szarymi okiennicami. Zwrócił się
więc do Louise, która stała obok wpatrując się zachwyconym
wzrokiem w powóz i konie:

- Co się stało?
- Madame Bernier umarła - odpowiedziała dziewczyna. -

Moja matka weszła na górę zanieść jej filiżankę kawy, ale ona
już nie żyła. Umarła, gdy panienki nie było.

- To straszne! - wykrzyknął hrabia. - Może mógłbym

jakoś jej pomóc?

Oddał lejce stajennemu i wszedł do domu.
- Na którym piętrze mieszka panienka? - zapytał Louise

idącą w ślad za nim.

- Na samej górze, monsieur. Ale trzeba wejść aż na

czwarte piętro!

- Chyba podołam - mruknął.
Zaczął wspinać się wąskimi schodami. Gdy doszedł do

trzeciego piętra, chodnik wyściełający schody skończył się,
dalej były tylko gołe, drewniane deski. W końcu dotarł do
poddasza; drzwi do pokoju, w którym mieszkała Vernita z
matką, były otwarte. Stanął w przejściu i zobaczył, że Vernita
klęczy przy łóżku. Przy oknie stała madame Danjou; płakała
ocierając łzy chusteczką.

Stał przez chwilę przyglądając się zmarłej; jej drobną

twarz o delikatnych rysach okalały białe włosy, oczy miała
zamknięte. Nieoczekiwanie przyszło mu na myśl, że
wyglądała na szczęśliwą.

Vernita płakała bezradnie jak dziecko. Nie chciał jej

przeszkadzać, skinął więc na madame Danjou, która wyszła z
pokoju zamykając za sobą drzwi.

- Może mógłbym jakoś pomóc?

background image

- To takie straszne, monsieur. Biedna pani była taka słaba

- żaliła się madame Danjou, a łzy ciekły jej po policzkach.

- Zdaje się, że były bardzo biedne, prawda? - zapytał

hrabia, myśląc o skromnym posępnym poddaszu, na którym
nie było nic, co mogłoby złagodzić jego surowość.

- Tres pauvres, monsieur ( Tres pauvres, monsieur (franc.)

- bardzo biedni, monsieur (przyp. tłum.).) - przyznała madame
Danjou. - Głodowałyby, gdybym im od czasu do czasu nie
pomogła.

- Doprawdy, jest pani taka życzliwa - odparł hrabia. -

Teraz będą potrzebne pieniądze na pogrzeb.

Madame Danjou wzruszyła znacząco ramionami, a hrabia

wyciągnął z kieszeni parę złotych monet.

- Proszę zapłacić za wszystko - powiedział - jutro

przyjadę i zobaczę, czy będę mógł jeszcze jakoś pomóc
panience. Proszę nie pozwolić jej nigdzie wyjechać bez mojej
wiedzy.

- Ona nie zrobi tego, monsieur - stwierdziła madame

Danjou. - Nie ma dokąd pojechać.

- Nie ma żadnych krewnych ani przyjaciół? - Nikogo, o

kim bym słyszała lub wiedziała.

- Przyjadę tu jutro - powtórzył hrabia i zszedł po schodach

pozostawiając madame Danjou, która ze zdumieniem
wpatrywała się w złote monety na dłoni.

Przez całą drogę powrotną do hotelu de Charost

zastanawiał się, w jaki sposób mógłby pomóc Vernicie.

Dzisiaj już mógł zaoferować jej coś konkretnego. Nie

wysłał, jak sugerowała księżna, służącego, lecz sam pojechał
na Rue des Arbres.

Wiedział, że Paulina nie będzie go szukać, ponieważ po

kąpieli zawsze dużo czasu spędzała w sypialni siedząc przed
lustrem w koszulce i czekając, aż pokojówka upnie jej
wspaniałe czarne włosy. Później będzie jeszcze długo z nią

background image

dyskutowała, jakie wybrać uczesanie; często też się zdarzało,
że gdy fryzura była gotowa, Paulina nagle zmieniała zdanie i
wszystko trzeba było zaczynać od nowa.

Mnóstwo czasu zajmowało jej też nakładanie makijażu.

Zwykle używała do tego celu kremu migdałowego, balsamu
ogórkowego, mleczka różanego i oczywiście specjalnych
pomad orientalnych, którymi przyciemniała brwi i rzęsy.

Następnie pokojówka skrapiała całe jej ciało olejkiem

różanym, po czym Paulina wkładała jakiś rozkoszny peniuar,
w którym przyjmowała porannych gości.

Hrabia doskonale wiedział, że bez trudu zdąży pojechać na

Rue des Arbres i wrócić na długo przedtem, zanim Paulina
zejdzie na dół do fioletowego buduaru, w którym czekali na
nią kupcy z towarami.

Później udawała się zazwyczaj do swojego ulubionego

salonu znajdującego się obok sypialni paradnej, w której na
podwyższeniu stało kunsztownie rzeźbione łoże ozdobione
orłem i złotą koroną przybraną dwudziestoma sześcioma
strusimi piórami. Na zewnątrz łoże było błękitne, od wewnątrz
wysłane białym atłasem utkanym w złote rozety. Ściany
sypialni pokrywały niebieskie draperie haftowane złotą nitką,
lamowane ornamentami w kształcie złotych liści mirtu -
symbolu Wenus.

Paulina rzadko spała w tym przytulnym pokoju; zwykle

służył jej do romantycznych schadzek, których tak pragnęła jej
namiętna, uczuciowa natura.

To doprawdy tragiczne - pomyślał hrabia - że książę, który

kochał, a nawet ubóstwiał swoją żonę, w przeciwieństwie do
większości Włochów był kiepskim kochankiem. Owszem, był
dość sympatyczny, pogodny i dobroduszny, jednak
namiętnością obdarzał przede wszystkim konie i powozy.

Paulina nie ukrywała przed przyjaciółmi, że uważała go za

nieznośnego nudziarza.

background image

Laure Junot, żona generała Junota, który już w wieku

dwudziestu dziewięciu lat został gubernatorem Paryża,
opowiadała, jak zaraz po ślubie Pauliny z księciem Camillem
otrzymała propozycję towarzyszenia im w podróży z St. Cloud
do Paryża. Wyraziła wtedy obawę, że podczas miodowego
miesiąca jej towarzystwo może być nie na miejscu.

- Miesiąc miodowy z tym kretynem?! - wykrzyknęła

Paulina. - Jak ty to sobie, na miłość boską, wyobrażasz?

Tymczasem hrabia wjechał na dość ruchliwy o tej porze

Boulevard des Capucines, a po chwili skręcił w Rue des
Arbres.

Wiosna w Paryżu była wyjątkowo piękna tego roku.

Kosze ulicznych sprzedawców kwiatów mieniły się barwnymi
goździkami przywiezionymi z południa, zebranymi w
ogromne pęki fiołkami parmeńskimi, żonkilami, narcyzami
oraz tak chętnie kupowanymi na wschodzie kraju liliami.

Po kolorowych ruchliwych bulwarach, Rue des Arbres

wydawała się jeszcze brzydsza i bardziej ponura niż
poprzedniego dnia. Po obu jej stronach stały wysokie domy,
przez które nie przezierało nawet słońce. Hrabia z niesmakiem
patrzył na brudną drogę i nie zamiecione trotuary. Zatrzymał
konie przed domem, w którym mieszkała Vernita, wysiadł z
powozu, otworzył drzwi wejściowe i wszedł do wąskiego
holu. Z sutereny dochodziły kuchenne zapachy. W holu nie
było nikogo, zaczął więc wspinać się po schodach na wyższe
kondygnacje, tak jak poprzedniego dnia. Dotarłszy do
półpiętra trzeciej kondygnacji zobaczył schodzącą po
schodach Vernitę. Zatrzymał się i czekał, aż podejdzie bliżej.

- Dzień dobry, mademoiselle - uniósł lekko kapelusz.
Ukłoniła się, a potem wpatrywała się w niego pytającym

wzrokiem, szeroko otwartymi oczami. Była jeszcze bledsza
niż poprzedniego dnia, a jej zaczerwienione od płaczu oczy,
wyglądały niczym otchłanie rozpaczy.

background image

Nie była ubrana na czarno, tak jak wczoraj, lecz w suknię

fioletoworóżową, kolorem przypominającą sprzedawane na
bulwarze fiołki. Suknia była skromna, ale znający się na
modzie kobiecej hrabia natychmiast zorientował się, że uszyto
ją z porządnego materiału i kiedyś z pewnością musiała sporo
kosztować.

- Madame Danjou mówiła, że pan... chciał... bym przyszła

- powiedziała Vernita drżącym głosem.

- Chciałbym wyrazić współczucie z powodu śmierci

matki.

Łzy napłynęły jej do oczu, odwróciła wzrok.
- Mama umarła, ponieważ nie miałyśmy dość pieniędzy,

by kupić jedzenie.

W łagodnym głosie Vernity pojawiła się nuta goryczy,

której wcześniej nie słyszał.

- Tak mi przykro - powiedział cicho.
- Bardzo cierpiała w czasie tych chłodnych zimowych

miesięcy... Teraz chyba jest szczęśliwa, że jest już razem z
papą.

Patrzyła na wprost, zdawało się jakby mówiła do siebie.
Hrabia rzekł łagodnie:
- Wczoraj widząc pani matkę również pomyślałem, że

wygląda, jakby była szczęśliwa, jakby spełniły się jej
pragnienia.

Vernita spojrzała na niego zdumiona, więc wyjaśnił:
- Poszedłem na górę. Dziewczyna, która panią zawołała,

powiedziała mi, że pani matka umarła.

- Madame Danjou mówiła, jak bardzo był pan życzliwy

dając pieniądze na pogrzeb. Mama została pochowana dziś
rano - nie chcieli długo trzymać jej w domu.

- Rozumiem - powiedział hrabia - a co zamierza pani

teraz zrobić ze sobą?

background image

Wzruszyła ramionami niewyraźnym gestem, a po chwili

milczenia rzekła:

- Będę pracować.
- Gdzie będzie pani mieszkać?
- Mam nadzieję, że madame Danjou pozwoli mi

zatrzymać pokój.

- Bez matki będzie się pani czuła bardzo samotna.
- Tak - przyznała - ale cóż mogę zrobić?
- Chciałbym coś zaproponować. Spojrzała na niego

ponownie i znieruchomiała.

Zdając sobie sprawę, że może źle zrozumiała jego słowa,

dodał szybko:

- Mógłbym znaleźć pani posadę w hotelu de Charost.
Teraz twarz jej wyrażała zdumienie, więc wyjaśnił:
- Księżnej bardzo spodobało się pani szycie. Ma już nowe

zamówienia, a resztę sam mógłbym zorganizować. Jeżeli tylko
pani się zgodzi, może oficjalnie mieszkać w hotelu de Charost
jako jej osobista szwaczka.

Vernita zacisnęła palce i stała wpatrując się w schody,

jakby pomogło to w jakiś sposób zrozumieć i ocenić
propozycję, którą jej przedłożono.

Hrabia patrzył na nią. Domyślał się, że jeszcze nigdy nie

rozmyślała o takich sprawach, była zdenerwowana i
oszołomiona perspektywą zamieszkania w hotelu de Charost.
Czekał, nie odzywając się. Gdy tak stał na wąskich schodach
małego półpiętra - wysoki, ubrany w modne bryczesy koloru
szampana, dobrze skrojony surdut, z białym muślinowym
krawatem zawiązanym w skomplikowany węzeł - wydawał się
zupełnie nie na miejscu.

Uświadomiwszy sobie ogromny kontrast między

wyglądem hrabiego i tym nędznym otoczeniem, powiedziała z
wahaniem:

background image

- To... bardzo miło z pana strony... ale sądzę, że może...

lepiej będzie, jeśli... zostanę tutaj.

- Jest pani przekonana, że to właściwa decyzja? - zapytał

hrabia. - Będzie pani tu zimno i samotnie, nie będzie nawet z
kim porozmawiać, może z wyjątkiem tej kobiety i jej córki,
które wczoraj miałem sposobność poznać.

Vernita lekko zadrżała i choć starała się nie dać tego po

sobie poznać, hrabia jednak to zauważył. Już wcześniej
myślała o tym, jak ciężko będzie jej mieszkać bez matki na
tym posępnym poddaszu. Zdawała sobie też sprawę z tego, że
Louise znów będzie ją namawiała do wychodzenia
wieczorami na ulicę w nadziei, że spotkają jakichś
młodzieńców, z którymi będą mogły przyjemnie spędzać czas.

Vernita była bardzo wymagająca i dobrze wychowana,

dlatego też cała jej istota wzbraniała się przed wszystkim, co
mogłoby kiedyś przerazić matkę, a równocześnie wiedziała, że
trudno jej będzie wciąż odmawiać Louise.

- Chyba zrobi pani rozsądniej pozwalając, bym

zadecydował za nią - powiedział hrabia.

- Dlaczego pan... chce to zrobić? - zapytała Vernita. -

Dlaczego tak bardzo zajmuje się pan... moją osobą?

Chciała wyrazić w ten sposób dumę i niezależność, ale w

jej słowach słychać było tylko bezradność i lęk, jakie odczuwa
dziecko bojące się ciemności.

- Wczoraj bardzo mi było pani żal - zaczął hrabia - gdy

uświadomiłem sobie, jak byłyście z matką wykorzystywane
szyjąc za te marne grosze, które wam płacono. Czasem wydaje
mi się, że najgorszą wadą Francuzów jest ich potworne
skąpstwo.

- Ale... oni bywają też... życzliwi - odparła Vernita,

myśląc o madame Danjou.

- Jeżeli będzie pani mieszkała tu sama, może się okazać,

że są aż nazbyt życzliwi - zauważył hrabia.

background image

Spojrzała na niego szybko, potem jeszcze raz. Zrozumiał,

że dotknął szczególnie czułego miejsca. A ona przypomniała
sobie, jak bardzo jej matka lękała się za każdym razem, gdy
wychodziła sama na ulicę. Pamiętała też drobne zdarzenia, o
których nigdy nawet nie wspomniała matce, gdy na ulicy
zaczepiali ją różni mężczyźni. Czasem wychodząc po zakupy
naprawdę bardzo się bała ponieważ nie miała nikogo, kto
mógłby stanąć w jej obronie.

W dużym domu, takim jak hotel de Charost, myślała,

znajdowałaby się wśród innych zatrudnionych kobiet, z
którymi mogłaby się przyjaźnić, a one na pewno uznałyby ją
za swoją.

Wszystko, pomyślała nagle z pasją będzie lepsze niż

mieszkanie na poddaszu bez towarzystwa matki - przecież
cały czas byłabym sama, w dzień i w nocy.

- Czy księżna powiedziała, że chce mnie zatrudnić? -

zapytała głośno.

- Jeszcze nie - odparł hrabia - ale wysłała mnie po panią

ponieważ chce natychmiast mieć nowy peniuar.

- Czy mam teraz jechać z panem?
- Bezzwłocznie! Wkrótce przekona się pani, że gdy Jej

Książęca Wysokość wypowiada jakieś życzenie, musi je mieć
spełnione w tej samej sekundzie albo zanim jeszcze o nim
pomyśli!

Jego żart sprawił, że przez usta Vernity przemknął lekki

uśmiech. Po chwili powiedziała:

- Gdyby pan był tak miły i zechciał zaczekać na mnie na

dole - zabiorę tylko kapelusz.

- Więc proszę się pospieszyć. Zszedł po schodach, wsiadł

do powozu i wziął lejce od stajennego. Po paru minutach
pojawiła się Vernita; przeszła przez chodnik, wsiadła do
powozu i zajęła miejsce przy nim. Zauważył, że miała teraz
inne nakrycie głowy niż poprzedniego dnia. Zamiast czarnego

background image

słomkowego kapelusza, jakie nosiły młode dziewczyny same
zarabiające na życie, miała na sobie bonnet, który na pewno
kosztował wiele pieniędzy. Był bardzo prosty, przybrany tylko
bladoróżowymi

wstążkami

z

odcieniem

fioletu,

harmonizującymi z jej suknią. Zmiana stroju sprawiła, że
wyglądała teraz jak prawdziwa dama, którą - pomyślał hrabia
- z pewnością była. Jakby zgadując jego myśli, powiedziała
głośno:

- Ja... nie miałam czasu... się przebrać. Przerwała, a potem

czując, że powinna powiedzieć prawdę, dodała:

- Wczoraj... tę suknię, którą miałam na sobie, pożyczyłam

od córki madame Danjou. Dzisiaj nie miałam już odwagi o nią
prosić. Nie miałam co włożyć, prócz tej jednej sukni.

Nie powiedziała, że suknia należała do jej matki, która

bardzo lubiła fioletowy kolor, i że był to jedyny strój nadający
się na żałobę; nic odpowiedniejszego nie znalazła wśród całej
garderoby. Wszystkie cenne ubrania, a przede wszystkim
futra, dawno już były sprzedane. Sukien nie było sensu się
pozbywać, ponieważ i tak trzeba by je było czymś zastąpić.

Na dnie dwóch stojących na poddaszu kufrów znajdowały

się wykonane z drogich tkanin suknie wieczorowe, które
dotychczas nie zostały sprzedane. Może któregoś dnia,
pomyślała Vernita, przerobię je na coś użytecznego. Na razie
miała jeszcze sporo ładnych, eleganckich sukien dziennych,
które dwa lata temu przywiozły ze sobą do Paryża.

Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie wygląda

jak szwaczka, ale nie miała nic bardziej odpowiedniego do
włożenia.

Jeżeli księżna nie zechce jej zatrudnić z powodu tego

stroju, wówczas nie pozostanie nic innego jak wrócić na
poddasze i mieszkać tam samotnie.

- Może powie mi pani coś o sobie? - zaproponował

niespodziewanie hrabia.

background image

W pierwszym porywie chciała zrobić to, o co prosił, i

opowiedzieć, jak straszliwie los obszedł się z jej rodziną, gdy
Napoleon wtrącił wszystkich turystów brytyjskich do
więzienia. Ale czy może powiedzieć prawdę, nie ryzykując, że
też znajdzie się w więzieniu? Mimo że hrabia był Szwedem,
na pewno przyjaźnił się z wieloma zaciekłymi wrogami Anglii
i nie było raczej wątpliwości wobec kogo czuł się lojalny.

- Tak jak powiedziałam wczoraj - zaczęła - mój ojciec

pochodził z... Normandii, a w Paryżu mieszkaliśmy niecałe
trzy lata.

- Czym zajmował się pani ojciec? Vernita przywołała na

pomoc całą wyobraźnię, aby wszystko co powie brzmiało
prawdziwie i wiarygodnie.

- Prowadził interesy w wielu dziedzinach - odpowiedziała

wymijająco - ale nie był chyba dobrym przedsiębiorcą, poza
tym rzucił się w wir zabawy.

To nawet była prawda, pomyślała.
- A gdy umarł, pozostałyście z matką prawie bez

pieniędzy?

Vernita westchnęła.
- Zdaje się, że papa nie miał szczęścia... w kartach.
To była bardzo sensowna wymówka, ponieważ już w

pierwszych dniach po przyjeździe do Paryża zauważyła, jak
bardzo się tu wszyscy pasjonują hazardem. Oprócz kart i gier
hazardowych szansą na wzbogacenie się była też ogromna
liczba różnych loterii, w których biedacy z ufnością odwracali
kartę lub skrawek papieru, z napisaną na nim cyfrą, wierząc,
że zdobędą w ten sposób fortunę, a wszystko odbywało się w
atmosferze fanatycznej wiary w przeznaczenie.

- Więc był hazardzistą! - rzekł cicho hrabia.
- Obawiam się... że tak.
Kiedyś ojciec opowiadał jej o grach hazardowych

odbywających się w Palais Royal, gdzie każdego dnia na

background image

pokrytych zielonym suknem stołach trwoniono całe fortuny.
Wiedziała też, że na balach i przyjęciach, na które byli
zapraszani, zawsze znajdowali się dżentelmeni porzucający
wytworne towarzystwo, gdyż bardziej pociągał ich blask
złotych luidorów niż blask oczu pięknych pań.

- Więc pozostawił was bez pieniędzy - rzekł hrabia. - Czy

nie ma pani krewnych lub przyjaciół, aby z nimi zamieszkać?

- Mieszkając w Paryżu straciliśmy... kontakt ze

wszystkimi, których... znaliśmy... na wsi.

Pomyślała, że zabrzmiało to całkiem wiarygodnie i tylko

miała nadzieję, iż zaraz dojadą do hotelu de Charost, a hrabia
przestanie zadawać pytania.

- Więc to tak - powiedział jakby do siebie. - Czy zdaje

pani sobie sprawę, że dziewczyna w pani wieku, samotna i tak
atrakcyjna, może wpaść w kłopoty?

- Mam nadzieję, że tak się nie stanie - powiedziała

szybko.

- Wiem dobrze, że tak może być - nie ustępował. -

Dlatego będę się starał pani pomóc, ale proszę pamiętać, że
trzeba bardzo uważać na siebie.

- Tak, oczywiście. Jestem tego świadoma.
- Więc proszę być bardzo ostrożna - powiedział - uważać

na to, co pani robi i mówi, starać się nie wyglądać tak pięknie.

Odwróciła twarz i spojrzała na niego szeroko otwartymi

oczami. Wprost niewiarygodne, że mógł powiedzieć coś
takiego.

- Mówię poważnie - rzekł hrabia. - Jest pani w Paryżu, a

to jedna z nielicznych stolic europejskich, w której docenia się
piękno kobiet. Ale może to stać się również przyczyną
kłopotów.

Teraz Vernita pojęła, że próbował ją ostrzec, ale przed

kim?

background image

Skręcili w Rue du Faubourg Saint Honore i hrabia nie miał

już czasu zadawać pytań. Zauważyła, że . mówił bardzo
poważnie, prawie uroczyście, obiecała więc w duchu, że
weźmie sobie do serca jego słowa. Tymczasem okrążyli
dziedziniec i podjechali do drzwi wejściowych hotelu de
Charost. Wysiadła z powozu. W stroju, który dziś miała na
sobie, lokaj nie rozpoznał jej i asystował ze służalczą
uprzejmością należną damom, przybywającym z wizytą do
księżnej.

Hrabia podał lokajowi kapelusz i rękawiczki, przeszedł

przez hol i otworzył drzwi buduaru, w którym Vernita
rozmawiała z księżną Pauliną poprzedniego dnia. W pokoju
znajdowały się trzy osoby - prawdopodobnie byli to dostawcy.
Hrabia natychmiast zamknął drzwi, nie proponując, by Vernita
dołączyła do nich. Wskazał jej natomiast małą sofę stojącą
przy schodach w drugim końcu holu.

- Proszę tu poczekać! - polecił i wszedł na schody

pozostawiając ją samą.

Usiadła na brzegu kanapy, na kolanach oparła zaciśnięte

dłonie. Stojący w holu na baczność czterej lokaje w perukach
spoglądali na nią podejrzliwie. Pomyślała, że są zapewne
zdziwieni jej obecnością, ale nie odzywali się. Byli dobrze
nauczeni, żeby nie okazywać nadmiernego zainteresowania;
stali więc bez ruchu ubrani w zielono - złote liberie i białe
bryczesy. Wyglądali, można by rzec, imponująco.

Hrabia znalazł księżnę Paulinę, jak się tego spodziewał, w

sypialni. Miała na sobie peniuar, który Vernita przyniosła jej
poprzedniego dnia. Kokardy z bladoróżowego muślinu i
koronki w kolorze niebielonego płótna sprawiały, że
wyglądała wyjątkowo powabnie. Najwyraźniej zadowolona ze
swojego wyglądu odwróciła się do hrabiego z uśmiechem.

- Gdzie byłeś, Axel? - zapytała. - Nie miałam z kim

rozmawiać podczas ubierania się.

background image

- Wypełniałem twoje rozkazy - odparł, umyślnie nadając

słowom powściągliwy ton.

Krzyknęła.
- Ależ oczywiście! Posłałam cię, byś znalazł tę

dziewczynę, która ma uszyć biało - srebrny peniuar.

- Oto cała ty! Wysyłasz mnie, bym wykonał jakieś

niemiłe zadanie, i zupełnie o tym zapominasz.

- Znalazłeś ją?
- Oczywiście! Czy kiedykolwiek cię zawiodłem?
- Jest tutaj?
- Czeka na ciebie na dole.
- Och, wspaniale. Właśnie przyszło mi na myśl, że

mogłaby mi uszyć jeszcze inne stroje. Muszę je koniecznie
mieć.

- Ta dziewczyna nie będzie w stanie robić kilku rzeczy na

raz - zauważył hrabia.

- Więc będzie musiała się postarać! - odparła księżna

rozdrażniona. - Nie podobała ci się moja nocna koszula, którą
miałam na sobie ostatniej nocy, więc ją wyrzuciłam. Miałeś
rację - była nietwarzowa.

Hrabia patrzył na księżnę posępnym wzrokiem, przeszła

więc przez pokój, położyła dłonie na jego ramionach i
spojrzała mu prosto w oczy. Była tak mała, że ledwie sięgała
mu do ramion.

- Nie złość się, Axel - błagała. - Jestem ci wdzięczna, że

przyprowadziłeś tę dziewczynę, tak jak cię prosiłam. Pomyśl
tylko, jak pięknie będę wyglądała w strojach, które ona zrobi.

- Jeżeli je zrobi! - zauważył hrabia. Księżna

znieruchomiała. - Cóż to ma znaczyć? Przecież nie może
odmówić wykonania moich rozkazów.

- Mówiłem ci, że umarła jej matka. Dowie - . działem się

też, że zamierza opuścić Paryż, ponieważ nie ma się gdzie

background image

zatrzymać. Nie jest obecnie łatwo znaleźć w mieście tanie
mieszkanie.

Księżna roześmiała się.
- I to wszystko? Cóż, rozwiązanie jest proste. Przecież

może zostać tutaj.

Hrabia udał, że jest zaskoczony.
- Nigdy bym o tym nie pomyślał.
- Jesteś tak niepraktyczny, mon cher! - stwierdziła

księżna. - Ale najważniejsze, że przyprowadziłeś tę
dziewczynę. Resztę już pozostaw mnie. Wiesz, że jeżeli ja
czegoś chcę, muszę to mieć.

Mówiła jak rozpieszczone dziecko. Hrabia roześmiał się,

palcami uniósł w górę jej brodę i odwrócił twarz w swoją
stronę.

- Któregoś dnia zapragniesz mieć księżyc - powiedział - i

zdziwisz się, że nie spada ci prosto w ramiona!

- A właśnie, że wpadnie - oświadczyła księżna.
Hrabia pocałował ją w mały kształtny nos.
- Teraz już wiem, dlaczego rodzina Bonapartych

zawojowała ćwierć świata.

- Tylko ćwierć? - zdziwiła się. - Co sobie właściwie myśli

ten Napoleon? Mówił, że zdobędzie cały!

- No i została jeszcze Anglia.
- A komu potrzebna jest ta mała nudna wyspa? - zapytała

rozdrażniona księżna, odwracając się od niego.

- Przede wszystkim twojemu bratu.
- Więc będzie ją miał! Napoleon zawsze ma to, czego

chce - zapewniła Paulina - i nie ośmielaj się twierdzić inaczej!

- Jakżebym mógł być tak nietaktowny - uśmiechnął się

hrabia.

- Zdaje się, że Napoleon chce się ze mną jutro zobaczyć.

Wybiera się tutaj.

- Może więc będę miał sposobność porozmawiać z nim.

background image

Paulina roześmiała się.
- Nadal chcesz mu przedstawić projekt tych swoich

śmiesznych dział?

- Czemu nie? To będą naprawdę doskonałe armaty.
- Jeżeli będą działać! - stwierdziła z pogardą księżna. -

Powiedziałam Napoleonowi, że chcesz rozmawiać z nim na
ten temat, a on na to, że pokazywano mu już wiele różnych
projektów do oceny i że po ich zrealizowaniu armaty
przeważnie rozlatywały się na drobne kawałki już przy
pierwszym strzale, albo były za ciężkie do przetaczania po
podmokłym gruncie.

- Z moimi działami tak nie będzie - zaprzeczył hrabia z

nutą agresji w głosie. - Generał Junot przed wyjazdem do
Portugalii widział projekty i był pod ich wrażeniem, podobnie
zresztą jak marszałek Ney!

Księżna roześmiała się ponownie. Wspięła się na palce,

objęła go za szyję ramionami i przyciągnęła jego głowę do
swojej.

- Uwielbiam cię, Axel! - szepnęła: - Podniecasz mnie, jak

żaden mężczyzna. A po tym jak wyszłam za mąż za tego
nudnego Camilla, który ma w sobie tyle namiętności co
eunuch, jesteś jedynym mężczyzną, który doprowadza mnie
do szału!

- Miło mi to słyszeć - rzekł hrabia z nutą sarkazmu w

głosie.

- Ale musimy być ostrożni, bardzo ostrożni - ostrzegła

Paulina. - Gdyby Napoleon się dowiedział, odprawiłby cię
natychmiast. Wiesz, że on nie pozwala, bym miała
kochanków.

- Wobec tego rzeczywiście musimy być ostrożni -

przyznał hrabia.

background image

- Nie podoba mi się twoja odpowiedź! - rzekła szorstko

księżna. - Gdybyś mnie kochał, sprzeciwiłbyś się
Napoleonowi! Przecież w końcu jest tylko moim bratem.

- I cesarzem! Skrzywiła się, lecz hrabia wiedział, jak

bardzo się bała, żeby Napoleon nie sprowadził do Paryża jej
męża, by zapobiec skandalowi.

- Chcę, byś kochał mnie tak bardzo, żeby wszystko inne

nie miało dla ciebie żadnego znaczenia - nie ustępowała. -
Napoleon powiedział kiedyś, że między dwojgiem ludzi,
którzy się kochają, przepływają jakieś magnetyczne fluidy. I
zdaje się, miał rację.

- Oczywiście, że miał rację - przyznał hrabia. Księżna

pocałowała go, przywierając ustami do jego warg, ale po
chwili zsunęła ręce z jego szyi.

- Chodźmy zamówić peniuar - postanowiła - a później,

gdy skończę wszystkie moje poranne sprawy, zostaniemy
sami.

- Czemu nie? - mruknął.
Księżna nie czekała jednak na odpowiedź. Szybko wyszła

z salonu kierując się w stronę schodów prowadzących w dół, a
potem do fioletowego buduaru, w którym czekali na nią
krawcy.

Niezależnie od tego jak bardzo zajmował ją kochanek, jak

bardzo pociągał mężczyzna, którego sobie upodobała, nie było
dla niej nic ważniejszego od upiększania swojego wspaniałego
ciała.

background image

Rozdział 3
W drodze do hotelu Vernita nie mogła się zdecydować,

czy ma być zadowolona, czy raczej zaniepokojona, że
wszystko tak zostało zorganizowane. Tymczasem księżna
majestatycznie schodziła po schodach. Przezroczysty peniuar
ledwo przysłaniał jej piękne ciało. Gdy dotarła do holu, idący
za nią hrabia powiedział cicho:

- Mademoiselle Bernier czeka na ciebie.
- Tak, widzę.
Vernita na jej widok zerwała się z sofy i ukłoniła, a

księżna powiedziała szorstko:

- Wszystko jest już obmyślone - zostajesz tutaj. Jest dla

ciebie dużo pracy i masz natychmiast się do niej zabrać.

Vernita spojrzała na nią z lękiem, potem rzekła cicho:
- Muszę spakować swoje rzeczy, Wasza Książęca

Wysokość. Czy mogłabym... przyjść jutro?

Właściwie nie wiedziała, dlaczego mówiła tak

wymijająco, trudno jej też było złapać oddech, zupełnie jakby
zalała ją jakaś ogromna fala.

- No dobrze, możesz przyjść jutro - zgodziła się księżna

niechętnie - ale peniuar muszę mieć jak najszybciej!

Spojrzała na hrabiego.
- Wyjaśnij tej dziewczynie, o co mi chodzi, Axel, a jutro

niech przyniesie tkaniny, abym mogła zobaczyć, czy są
dokładnie takie, jakie mam na myśli.

Ostatnie słowa wymówiła już łagodniej, po czym spojrzała

na hrabiego w taki sposób, że Vernita z zakłopotaniem
spuściła wzrok.

- Możesz polegać na mnie - zgodził się hrabia,

uśmiechając się nieznacznie. - Dotychczas sądziłem, że jestem
ekspertem od armat, a tu okazuje się, że mam jeszcze jedną
profesję - projektanta peniuarów!

Księżna roześmiała się.

background image

- No dobrze, rób jak uważasz, ale jeżeli mnie

rozczarujesz, zapłacisz mi za to.

- To będzie dla mnie prawdziwy zaszczyt. Jeszcze raz

roześmiała się i odeszła sunąc majestatycznie w stronę
fioletowego buduaru.

- A teraz chodź i pomóż mi wybrać suknię na bal, który

ma być w przyszłym tygodniu - rzuciła mu przez ramię,
dochodząc do drzwi.

- Natychmiast dołączę do ciebie, gdy tylko skończę

wybierać to, co założysz pod suknię - odparł, a ona obdarzyła
go kolejnym wabiącym uśmiechem i zniknęła zatrzaskując za
sobą drzwi.

Hrabia spojrzał na milczącą Vernitę.
- Pewnie będzie pani potrzebowała pieniędzy, aby kupić

materiały? - zapytał.

- Tak, istotnie - przyznała - i chciałabym jeszcze

wiedzieć, jaki peniuar mam zrobić dla Jej Książęcej
Wysokości.

- Proszę pójść ze mną, wszystko wyjaśnię. Poprowadził ją

do małego salonu, w którym rozmawiali poprzedniego dnia.
Gdy lokaj zamknął za nimi drzwi, hrabia rzekł;

- Powiedziałem księżnej, że pani matka umarła i myśli

pani o opuszczeniu Paryża. Właśnie dlatego zaproponowała
zamieszkanie w hotelu.

- Jestem tak wdzięczna... bardzo dziękuję - powiedziała

Vernita - ale proszę zrozumieć... wszystko jest tu takie...
niepokojące.

Spojrzała na eleganckie meble, rozejrzała się po pokoju i

pomyślała, że stanowił wielki kontrast w zestawieniu z
nędznym pokojem na poddaszu, w którym mieszkała przez
ostatnie dwa lata.

background image

- Wiem, że na początku może być trudno - starał się

pocieszyć ją hrabia - i będzie pani musiała mieszkać ze służbą,
ale to i tak lepsze od tego koszmarnego poddasza!

- Tak, oczywiście - zgodziła się Vernita.
- Teraz proszę powiedzieć, ile pieniędzy potrzeba na

kupno materiałów. Peniuar ma być biały ze srebrnymi
przybraniami i różowym podbiciem w odcieniu cielistym.

- Będzie bardzo ładny.
- Z pewnością, jeżeli pani go zrobi.
- Tkaniny mogą być bardzo drogie.
- To nie ma znaczenia. Pójdę do szambelana księżnej lub

do jej sekretarza i wszystko załatwię. Będzie pani mogła
zamówić niezbędne materiały w najlepszych sklepach Paryża.

Skierował się w stronę drzwi i dodał:
- Proszę tu zostać, dopóki nie wrócę!
Gdy odszedł, Vernita usiadła w fotelu. Kręciło się jej w

głowie. Nie mogła wprost uwierzyć, że to prawda. Wiedziała
doskonale, że chociaż rozwiązałoby to wszystkie jej problemy,
byłby to zarazem krok w nieznane. Czułaby pewnie jeszcze
większy lęk, gdyby wiedziała, że hrabia nie zabrał jej ze sobą
do Clermont - Tonnerre'a, ponieważ szambelan zbyt dobrze
znał się na pięknych kobietach.

Vernita wyglądała bardzo atrakcyjnie i przez chwilę bał

się nawet, że księżna nie zechce jej zatrudnić. Na szczęście
Paulina była zajęta wyłącznie własną osobą. Przekonany był,
że nie umiałaby nawet dokładnie opisać Vernity, gdyby ją o to
zapytał.

A Vernita nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej

wygląd różnił się w porównaniu z poprzednim dniem.
Wczoraj, w czarnej sukni i prostym słomkowym kapeluszu,
jak na szwaczkę wyglądała zaskakująco atrakcyjnie, ale
dzisiaj, z tak piękną damą, myślał hrabia, można z dumą
pokazać się w najwytworniejszym towarzystwie Paryża.

background image

Po chwili hrabia wrócił. Wszystko już omówił -

wprawdzie nie z szambelanem, lecz z jego sekretarzem, który
prowadził rachunki wydatków na utrzymanie domu - i teraz
zastanawiał się, jak powiedzieć Vernicie, że będzie musiała
zmienić swój wygląd. Potem pomyślał, uśmiechając się
sarkastycznie, że przecież nie wystarczy, by zmieniła strój,
musiałaby zmienić całą twarz.

Gdy wszedł do salonu, Vernita wstała. W jej oczach

można było dostrzec niepokój; domyślił się, że była
zmartwiona, ponieważ zostawił ją samą.

- Wszystko zorganizowane - poinformował krótko.
Podał jej trzy karty, z odciśniętym na nich herbem

księżnej, podpisane przez szambelana.

- Dzięki nim będzie pani mogła zamawiać w najlepszych

sklepach Paryża wszystko, co jest potrzebne do szycia, a
towary będą dostarczone na miejsce - wyjaśnił.

- Dziękuję.
- Rozmawiałem też na temat pani wynagrodzenia -

ciągnął dalej hrabia. - Będzie pani otrzymywała osiemset
franków rocznie, płatne miesięcznie, i oczywiście mieszkanie
oraz wyżywienie.

- Ależ to za dużo! - Vernicie zaparło dech w piersiach.
Hrabia uśmiechnął się.
- Wątpię, czy ktokolwiek w Paryżu uznałby, że to zbyt

dużo - odparł, mając na myśli nieokiełznaną ekstrawagancję
księżnej, która płaciła większe kwoty za jeden nowy kapelusz.

Potem przypomniał sobie, że Vernita żyła dotychczas w

bardzo skromnych warunkach i może zupełnie nie orientować
się, jakie są ceny, więc wyjaśnił:

- To jest książęcy dwór i cesarz nie życzyłby sobie, by

jakikolwiek jego pracownik, niezależnie od zajmowanego
stanowiska, był nieodpowiednio opłacany.

- Jakże jestem panu wdzięczna.

background image

- Zawiozę panią do domu - zaproponował hrabia.
Otworzył drzwi przepuszczając Vernitę przed sobą

Dopiero gdy doszła do stopni schodów, zdała sobie sprawę, że
ze względu na swoją pozycję, powinna była iść za nim.

Gdy jechali Rue du Faubourg, powiedziała cicho: - Mam

nadzieję, że nie... popełnię jakiegoś błędu i nie rozczaruję
pana.

- To księżnę będzie pani musiała zadowolić - nie mnie -

zwrócił uwagę hrabia - poza tym, nie wiem, jak długo jeszcze
zabawię w Paryżu.

Słysząc to Vernita szybko spojrzała na niego i zapytała:
- Wyjeżdża pan?
Nie wiedziała dlaczego, ale na wieść o jego wyjeździe

poczuła niepokój i lęk.

- Może się tak zdarzyć, że będę zmuszony natychmiast

wracać do domu - odparł hrabia. - Właśnie dlatego, zanim
wyjadę, chcę dać pani dobrą radę.

- Usłucham wszystkiego... co pan raczy... powiedzieć.
- Trudno rozmawiać w takich warunkach - stwierdził

hrabia poganiając konie. - Gdy pani spakuje swoje rzeczy,
chciałbym, abyśmy dziś wieczorem zjedli razem obiad.

Twarz Vernity wyrażała zaskoczenie - to była ostatnia

rzecz, jakiej mogła się spodziewać.

- O... obiad? - zająknęła się.
- Wygodniej będzie nam rozmawiać w jakiejś cichej

restauracji.

- A... a... księżna? Była pewna, że gdyby księżna

dowiedziała się o wyjściu hrabiego z jej służącą, uznałaby to
za wyjątkowo karygodny czyn, a może nawet za zniewagę ze
strony mężczyzny, którego najwyraźniej sobie upodobała.

- Księżna nie dowie się, gdzie będziemy - odparł hrabia. -

Ona będzie dziś na proszonym obiedzie, na który ja nie
otrzymałem zaproszenia.

background image

Vernita milczała przez chwilę, po czym zapytała:
- Czy to nie będzie... niestosowne?
Nie była całkiem pewna, co chciała tym wyrazić,

wiedziała jedynie, że zaproszenie na obiad było dla niej czymś
absolutnie niesłychanym. Nigdy jeszcze nie była na obiedzie
sama z mężczyzną i miała wrażenie, że matka nie
pochwaliłaby jej decyzji.

Hrabia wydawał się coś rozważać, po czym zapytał:
- Z pewnością nie będzie to niestosowne, choć być może

niekonwencjonalne, ale obawiam się, że nie jestem w stanie
załatwić odpowiedniej przyzwoitki, a zresztą, czy naprawdę
jest nam ona potrzebna?

- Nie... chyba... nie.
Serce zabiło jej gwałtownie i chociaż starała się spokojnie

rozważyć

stosowność

zaproszenia,

poczuła

dreszcz

podniecenia, którego nie była w stanie opanować.

- To dobrze - zdecydował hrabia. - Wobec tego przyjadę

po panią o siódmej.

Jechali już Rue des Arbres. Vernita zapytała szybko:
- Proszę mi powiedzieć... jak mam się ubrać?
To było typowo kobiece pytanie, hrabia uśmiechnął się.
- Udamy się w jakieś spokojne miejsce - odparł. - Jeżeli

więc ma pani jakąś prostą suknię wieczorową, na pewno
będzie odpowiednia; jeśli nie - wystarczająco elegancka jest
ta, którą ma pani na sobie.

- Ale nieodpowiednia do mojej pozycji - stwierdziła

Vernita. - Zrozumiałam to dopiero w hotelu de Charost.

- Ja również pomyślałem - odparł - że powinna pani

ubierać się trochę inaczej. Potem zdałem sobie sprawę, że to
niewiele pomoże, bo przecież nie może pani zmienić ani
twarzy, ani oczu.

background image

Zadrżała słysząc, w jaki sposób wypowiedział te słowa.

Tymczasem konie zatrzymały się, z tylnego siedzenia powozu
zeskoczył stajenny i pomógł jej wysiąść.

- O siódmej - przypomniał cicho hrabia, uchylając

kapelusza.

Vernita nie oglądała się za siebie. Szła szybko brudnym

chodnikiem w stronę ciemnego posępnego domu. Gdy dotarła
do pokoju na poddaszu, w którym mieszkała tak długo, rzuciła
się natychmiast do kufrów stojących przy ścianie. Po kolei
wyjmowała z nich suknie, gorączkowo starając się znaleźć
coś, co hrabia uznałby za wystarczająco atrakcyjne.

Przyjechał punktualnie. Gdy zawracał powozem na ulicy,

Vernita czekała na dole w holu, który wydał się jej nagle tak
brzydki, że zaczęła się zastanawiać, jak mogły z matką tak
długo wytrzymać w tym domu. Tapety odchodziły od ścian,
na schodach wprawdzie leżał chodnik, ale był już podarty i
zakurzony. W powietrzu unosiły się kuchenne zapachy
docierające z sutereny, a na wieszaku wisiały najróżniejsze
stare płaszcze i kapelusze pozostawione przez leniwych
lokatorów, którym nie chciało się wnosić ich do mieszkań.

Gdy konie zatrzymały się, zauważyła, że nie były

zaprzężone do bryczki, którą jechali rano, lecz do zakrytego
powozu z woźnicą i lokajem na koźle. Lokaj otworzył drzwi i
z powozu wysiadł hrabia. W wieczorowym stroju wyglądał
tak szykownie, że Vernicie zaparło dech w piersi.

Dawno już nie widziała tak przystojnego dżentelmena.

Przypomniały się jej przyjęcia, na które była zapraszana wraz
z rodzicami dwa lata temu, zaraz po przyjeździe do Paryża.

Nie było bardziej fascynujących i barwnych przyjęć,

pomyślała, niż na cesarskim dworze. Nigdy też nie zapomni
przyjęcia, na które ojciec zabrał ją do Tuileries, Setki lokajów
w zielono - złotych liberiach, wystrojeni urzędnicy pałacowi,
paradujący w westybulach, pazie ze złotymi łańcuchami i

background image

medalionami oraz adiutanci w galowych mundurach -
wszystko przyprawiało ją wtedy o zawrót głowy.

Dżentelmeni, towarzyszący jej wówczas na balach, ubrani

byli albo w mundury ze złotymi epoletami, albo w równie
wytworne, krótkie bryczesy i surduty z długimi ogonami.
Strojów dopełniały zawiązywane na szyjach krawatki z
połyskującymi w nich ozdobnymi spinkami.

Teraz, gdy hrabia szedł chodnikiem w jej stronę, Vernita

żałowała, że nie wybrała bardziej strojnej sukni. Ale była w
żałobie po matce, odrzuciła więc wszelką myśl, aby włożyć
coś kolorowego i natychmiast odłożyła na bok wszystkie
niebieskie, różowe, żółte i zielone suknie, które przed
wyjazdem do Francji kupiły na Bond Street.

W kufrze matki znalazła jasną szyfonową suknię w

odcieniu fioletoworóżowym z miękko udrapowanym dekoltem
i krótkimi rękawami, które nadawały jej mniej oficjalny
wygląd. Wkrótce po kupieniu tej sukni lady Waltham
narzekała, że bardziej nadawałaby się dla kogoś młodszego,
ale ponieważ była w jej ulubionym kolorze, wkładała ją od
czasu do czasu wychodząc na obiad z mężem i córką, nie
uważała jednak, by była dość strojna na inne okazje.

Komplet z suknią stanowił długi szal z aksamitu w tym

samym kolorze; był to jeden z niewielu szali wieczorowych,
które nie były ani wykończone, ani oblamowane futrem, i
dlatego nie został sprzedany.

Dawno już Vernita nie wkładała sukni wieczorowej, gdy

więc teraz przejrzała się w małym pękniętym lustrze
wiszącym na ścianie, doszła do wniosku, że wygląda bardzo
ładnie. Czuła się jak Kopciuszek, którego łachmany, po
dotknięciu czarodziejską różdżką, przemieniły się w suknię
balową. Zastanawiała się jednak, czy przypadkiem hrabia nie
będzie się jej wstydził, gdy ktoś z jego znajomych zobaczy ich

background image

razem. Dlatego też, gdy szedł w jej kierunku, wpatrywała się
w niego z niepokojem. Ujął jej dłoń i podniósł do ust.

- Nie tylko jest pani punktualna - co jest niezwykłe u

kobiety - ale też wygląda pani cudownie.

We Francji słowa mają mniejszą wagę niż w Anglii,

przypomniała sobie Vernita, lecz mimo to oblała się
rumieńcem i nie wiedziała, co ma powiedzieć. Hrabia
poprowadził ją chodnikiem i pomógł wsiąść do powozu. Gdy
ruszyli, oparła się o miękkie poduszki i przykryła kolana
pledem, ale nie mogła powstrzymać lekkiego dreszczu
podniecenia.

- Planowałem zabrać panią w jakieś spokojne miejsce,

gdzie moglibyśmy swobodnie porozmawiać - rzekł hrabia. - A
może wolałaby pani pojechać do jakiejś bardziej wytwornej
restauracji?

- Nie, ależ nie - zaprzeczyła szybko - poza tym jestem

pewna, że nie byłoby dobrze, gdyby ktoś pana ze mną
zobaczył.

- Nie chodzi o mnie - odparł hrabia - lecz o panią;

prawdopodobnie otrzymałaby pani mnóstwo zaproszeń i
trudno byłoby odmawiać.

Zrozumiała, że to był komplement. Po chwili rzekła:
- To takie dla mnie... niezwykłe... ja nigdy nie jadłam

obiadu w... paryskiej restauracji.

Jedzenie posiłków w jakimkolwiek innym miejscu poza

własnym domem lub domem przyjaciół, matka uważała za
zbyt wulgarne. Hrabia chyba odgadł jej myśli, rzekł bowiem:

- Jestem kawalerem, więc nie wypada pani przyjść do

mojego domu. Dlatego jeśli chcę z panią porozmawiać, nie
widzę innego wyjścia jak tylko udać się do restauracji.

- Tak, oczywiście, że tak - zgodziła się Vernita.
Ale ciągle przychodziły jej na myśl te tanie miejsca

publiczne, do których odwiedzenia namawiała ją Louise.

background image

Teraz była zadowolona, że nigdy nie przystała na jej
propozycje.

Powóz zatrzymał się na małym placyku z kwitnącymi

krzewami pośrodku, a pasiaste markizy wskazywały drogę do
małych przytulnych restauracyjek urządzonych na parterach
wysokich, masywnych domów.

Lokaj pomógł Vernicie wysiąść z powozu i wkrótce

weszli do restauracji, która wyglądała zupełnie inaczej niż
Vernita oczekiwała. Spodziewała się przestronnej sali
wypełnionej stolikami, a zamiast tego ujrzała kilka małych sal
połączonych ze sobą przejściami. W każdej z nich stało parę
stolików, a pod ścianami obite aksamitem kanapy. Na
ścianach wisiały obrazy i lustra, a powietrze przesycone było
zapachem kwiatów.

Przywitała ich madame w szeleszczącej czarnej sukni i

zaprowadziła do kanapy w odosobnionym miejscu na końcu
sali.

Vernita usiadła. Natychmiast położono przed nią

oprawione w czerwoną skórę menu. Spojrzała bezradnie na
hrabiego. Było tyle potraw do wyboru, a ona prawie całkiem
zapomniała, co kryje się pod tymi wszystkimi nazwami.

- Wiem, że jest pani głodna - rzekł hrabia - ale ja wybiorę

potrawy. Jeżeli ktoś jadał bardzo mało przez dłuższy czas, nie
może jeść ciężko strawnych dań.

Vernita była wdzięczna, że nie musi nic robić, jedynie

słuchać, jak hrabia starannie dobiera potrawy. Na końcu
wybrał wino i zwracając się w jej stronę usiadł wygodniej, aby
móc na nią patrzeć.

- To chyba pani pierwszy obiad w restauracji - rzekł - i

mam wrażenie, że pierwszy raz sam na sam z mężczyzną,
który nie jest pani ojcem.

- Tak... to prawda.

background image

- Więc jestem zaszczycony, że ja jestem tym mężczyzną.

Musimy to szczególnie uczcić, tym bardziej że może się to już
nigdy nie powtórzyć.

- Kiedy pan wyjeżdża? - zapytała.
- Uczciwie mówiąc, nie wiem - odparł hrabia - oboje

jednak wiemy, że musimy wykorzystać ten wieczór najlepiej
jak potrafimy, a potem być może będziemy musieli
zapomnieć, że w ogóle się wydarzył.

Poczuła lekkie ukłucie w sercu; nie rozumiała dlaczego,

wiedziała tylko, że był to bardzo konkretny ból. Po
dzisiejszym wieczorze, powiedziała do siebie, zostanie służącą
w hotelu de Charost, a hrabia będzie zwracał się do niej tylko
po to, by wydać jakieś polecenie, i nie może być nawet mowy
o jakiejkolwiek między nimi przyjaźni.

- Zapomnijmy o jutrze - powiedział hrabia, jakby znowu

odgadł jej myśli - i cieszmy się każdą chwilą. Proszę mi
powiedzieć, co najbardziej lubi pani robić.

Starając się ze wszystkich sił podtrzymać nastrój, jaki

hrabia usiłował stworzyć, Vernita odparła:

- Czytać, gdy mam książki, i jeździć konno, gdy mam

konia.

- Mogłem się domyślić, że właśnie takie są pani

zainteresowania - rzekł hrabia. - Czy coś jeszcze?

Vernita wykonała lekki ruch dłonią.
- Grałam trochę na pianinie, ale wyszłam już z wprawy.

No i chyba nigdy nie miałam talentu do akwareli, tak jak moje
przyjaciółki.

Mówiąc to zastanawiała się, czy nie popełniła czasem

błędu. W Anglii wszystkie dziewczęta zachęcano do
rysowania i malowania. Nie miała pojęcia, czy od ich
francuskich rówieśniczek również tego wymagano. Dodała
szybko:

- Bardzo mi się podobały konie, którymi tu jechaliśmy.

background image

- Niestety, nie są moje - odparł hrabia. - Pożyczył mi je

przyjaciel, wicehrabia de Cleremont. Zatrzymałem się w jego
domu przy Polach Elizejskich.

- Znam hotel de Cleremont! - wykrzyknęła Vernita. -

Często podziwiałam wspaniały herb na portyku przed
wejściem.

- Mój przyjaciel również stale się nim zachwyca -

uśmiechnął się hrabia. - Jak pewnie pani wiadomo, hotel
należy do bardzo starej rodziny wywodzącej się od Karola
Wielkiego ( Karol Wielki (742 - 814) - od 768 roku król
Franków, a od 800 roku jako Karol I - cesarz Imperium
Rzymskiego (przyp. tłum.).).

Obawiając się, że hrabia może spodziewać się po niej

lepszej znajomości starych rodów francuskich niż w
rzeczywistości posiadała, szybko zmieniła temat.

- Słyszałam, że Szwecja to piękny kraj.
- Ja również tak uważam, ale chyba nie jestem

obiektywny - odparł hrabia. - Chciałbym bardzo, aby pani
mogła zobaczyć moje konie. Mam parę tak pięknych, że chyba
nie mają sobie równych.

- Miałam kiedyś własnego konia - odpartą Vernita - i

kochałam go bardziej niż cokolwiek na świecie, z wyjątkiem
oczywiście moich rodziców. Nauczyłam go, by podchodził do
mnie na krótki gwizd i chociaż wobec innych osób był bardzo
niesforny, zawsze robił to, o co ja prosiłam.

- Jak się nazywał?
- Dragonfly (Dragonfly (ang.) - latający smok (przyp.

tłum.).) - odparła Vernita bez zastanowienia i natychmiast
uświadomiła sobie, że powiedziała to po angielsku.

Na chwilę serce jej zamarło z przerażenia, zrozumiała

bowiem, że popełniła gafę. Dała się po prostu ponieść
uczuciom. Wyobraziła sobie, że jest w domu, stoi przy bramie

background image

paddocku i gdy tylko zagwiżdże, Dragonfly natychmiast
podbiegnie do niej kłusem.

- Więc pani koń miał angielskie imię - zauważył hrabia.
- Pochodził z Anglii - wyjaśniła szybko Vernita. - Mój

ojciec kupił go zaraz po podpisaniu traktatu o rozejmie.

Natychmiast jednak pomyślała, że chyba było to mało

przekonujące wyjaśnienie, gdyż niewiele byłoby czasu na
kupno konia i przywiezienie go do Francji. Miała jednak
nadzieję, że hrabia nie pozna się na tym kłamstwie.

Na szczęście do stolika podszedł kelner, przynosząc wino

w wiaderku z lodem. Otworzył butelkę, a gdy hrabia
spróbował wina i przyzwalająco skinął głową napełnił
kieliszek Vernity. Niepewnie spojrzała na kieliszek z winem.

- Od dawna nie miałam alkoholu w ustach - powiedziała -

sądzę, że popełniłabym błąd, gdybym teraz wypiła.

- Popełniłaby pani błąd pijąc przed jedzeniem - przyznał

hrabia - obiecuję jednak, że będę na panią uważał i nie
pozwolę wypić za dużo.

Toń jego głosu sprawił, że się zawstydziła. Nie śmiała

podnieść wzroku, wzięła więc z talerza bułkę, przełamała ją i
posmarowała masłem. Bułka była świeża, a ponieważ Vernita
była bardzo głodna, smakowała jej wyjątkowo. Ku jej
zdziwieniu hrabia pochylił się nad stolikiem i zabrał stojący
przed nią talerz.

- Nie chcę, aby zaspokoiła pani apetyt przed

spróbowaniem wszystkiego, co zamówiłem - wyjaśnił. -
Jedzenie jest tu naprawdę wyśmienite. Znajdujemy się w
jednej z tych małych paryskich restauracyjek, które są rajem
dla smakoszy, i chciałbym, aby dzisiaj wieczorem miała pani
okazję przekonać się o tym.

Uśmiechnęła się.
- Jestem głodna i trudno mi czekać.

background image

- Wiem - odparł - ale wiem też, że trudno pani będzie nie

rzucić się łapczywie na pierwsze danie, które pojawi się na
stole. Lecz gdy od razu zaspokoi się apetyt, następnych dań
nawet nie ma się ochoty spróbować.

- Skąd pan to wszystko wie? - dopytywała Vernita.
- Bywałem głodny - czasami nawet bardzo głodny -

wyjaśnił hrabia.

- Naprawdę? Kiedy? - zapytała Vernita zdumiona.
- W czasie podróży - poinformował, ale miała wrażenie,

że nie była to prawdziwa odpowiedź.

Podano jedzenie, które było tak wyśmienite, że zgodnie z

przypuszczeniami hrabiego Vernita zjadła całe pierwsze danie,
po którym nie mogła już zjeść nic więcej prócz paru kęsów
następnego dania.

- Właściciel restauracji, który jest tu również szefem

kuchni, będzie niepocieszony - zachęcał hrabia, ale to nic nie
pomogło.

Lata niedostatku sprawiły, że nie była wybredna, jeśli

chodzi o jedzenie. W końcu podziękowała i dalej hrabia
musiał jeść sam. Gdy kelner przyniósł kawę, rzekł:

- Chciałbym teraz porozmawiać o tobie, Vernito.
Spojrzała na niego zaskoczona, ponieważ wy - mówił jej

imię, ale nic nie powiedziała, więc kontynuował:

- Martwię się, jaka przyszłość panią czeka. Mogę tylko

błagać, byś była ostrożna, naprawdę bardzo ostrożna, żeby
uniknąć sytuacji, z której nie będzie wyjścia.

- Ja nie sądzę... nie całkiem rozumiem, co chce pan

powiedzieć.

- Ile pani ma lat?
- Dziewiętnaście. Za dwa miesiące będę miała

dwadzieścia.

- Kiedy zmarł pani ojciec?
- Dwa lata temu.

background image

- I od tamtej pory mieszkała pani sama z matką?
- Tak.
- Nie rozumiem, co się stało z waszymi przyjaciółmi, z

którymi przyjaźniliście się, gdy żył jeszcze ojciec.

Spuściła wzrok - jej długie rzęsy odbijały się czernią na tle

bladych policzków.

- Mama... była chora - zaczęła wyjaśniać z wahaniem - i

byłyśmy takie biedne, że nie mogłyśmy. .. przyjmować u
siebie nikogo i nie mogłyśmy liczyć na to, że... inni będą nas
zapraszać.

- Zdaje się, że rozumiem - rzekł hrabia - ale wydaje mi się

dziwne, że nikt się nie zaopiekował dwiema tak atrakcyjnymi
damami. Z pewnością miałyście jakichś przyjaciół, którzy
dowiedziawszy się p waszych kłopotach, chętnie by się wami
zajęli.

- Może byłyśmy zbyt dumne, aby... zdać się na czyjąś

łaskę - rzekła Vernita, starając się znaleźć jakieś wiarygodne
wyjaśnienie.

- Moim zdaniem, prawdziwa przyjaźń - rzekł hrabia -

łączy ludzi bez względu na okoliczności, bez względu na to,
co się stanie, a najbardziej liczy się wówczas, gdy przyjaciele
znajdują się w kłopotach.

Właśnie tak samo myślała Vernita, powiedziała więc

impulsywnie:

- Oczywiście, wszyscy tak powinniśmy się zachowywać,

tylko że ludzka natura jest tak chwiejna.

- Czy właśnie z tym się zetknęłyście?
- Niezupełnie. Zetknęłyśmy się z życzliwością... tak jak w

pana przypadku - odparła Vernita.

Powiedziała to bez zastanowienia, potem pomyślawszy, że

chyba było to nazbyt śmiałe wyznanie, oblała się rumieńcem.

background image

- Dziękuję za te miłe słowa - powiedział cicho hrabia. -

Chcę ci pomóc, Vernito, tak bardzo chciałbym ci pomóc, ale
doprawdy nie wiem, co będzie dalej.

Westchnął głęboko i dodał:
- Jestem w Paryżu jak przelotny ptak. Mówiłem już, że

może będę musiał wyjechać stąd w każdej chwili. I nie wiem,
czy dobrze zrobiłem, zabierając panią do hotelu de Charost.

- Będzie mi na pewno lepiej niż gdybym... została sama...

bez mamy.

- Właśnie tak myślałem, dopóki nie zobaczyłem pani

dzisiaj rano.

- Czy stało się coś złego?
- Nie, nic złego - odparł hrabia. - Wczoraj domyśliłem się,

że nie jest pani szwaczką. Ale było mi pani bardzo żal,
wiedziałem bowiem, że znajdujecie się na skraju nędzy.
Jednakże, dziś rano...

Przerwał na chwilę, po czym ciągnął dalej:
- Gdy zobaczyłem panią w tej fioletowej sukni,

wiedziałem, że moje podejrzenia były słuszne. Jest pani damą
stworzoną do innego życia niż to obecne.

- Dobre wychowanie nie chroni przed biedą i głodem -

uśmiechnęła się Vernita - wątpię też, czy moje drzewo
genealogiczne pomoże mi zarobić choć jeden grosz.

- To wyjątkowe szczęście, że umie pani tak dobrze szyć.
- Moja matka pięknie haftowała, umiała też tkać gobeliny.

To jedyny nasz talent na sprzedaż.

W jej głosie słychać było rozpacz, ponieważ uświadomiła

sobie, że żadne posiadane talenty nie ocaliły jej matki przed
śmiercią.

- Tak bardzo się martwię - rzekł hrabia.
- O co?
- O panią. O to, co się z panią stanie. Co będzie w

przyszłym roku i w następnych latach?

background image

W pierwszej chwili Vernita chciała odpowiedzieć, że

jedyną rzeczą, która by jej pomogła, jest zakończenie wojny,
ale zamiast tego rzekła:

-

Jeśli księżna uzna, że jestem niezastąpiona,

prawdopodobnie będę z nią podróżowała.

- Dlaczego tak pani sądzi? - zapytał hrabia.
- Wiem że księżna niedawno wróciła z Rzymu - wyjaśniła

Vernita - i że Italia jest krajem jej męża, który posiada tam
rozległe dobra, dlatego można przypuszczać, że któregoś dnia
tam wrócą.

- Też tak uważam - zgodził się hrabia - ale to oznacza, że

będzie pani otoczona Włochami, którzy większości kobiet
wydają się tak fascynujący, choć są bardzo nieodpowiedzialni.

Jakby dla potwierdzenia swoich słów, zupełnie

nieoczekiwanie uderzył pięścią w stół aż zabrzęczały filiżanki.

- Nom de Dieu ( Nom de Dieu (franc.) - na miłość

boską(przyp. tłum.).)! - rzekł gniewnie. - Powiem, co o tym
myślę! Jak żyjąc w takich warunkach, dla których nie ma
zdaje się alternatywy, znajdzie pani męża?

- Męża? - zapytała zdumiona.
- Tak. Jest pani młodą kobietą i musi pomyśleć o

małżeństwie, bo nie ma nikogo, kto wyręczyłby w tym panią.

- Ja... nie myślę... o małżeństwie - powiedziała Vernita

cicho.

- Ale jak każdy człowiek pragnie pani miłości. A miłość,

którą pani zaoferują w hotelu de Charost, nie będzie miała nic
wspólnego z małżeństwem.

Vernita spojrzała zdumiona, potem odwracając twarz

powiedziała:

- Więc... pan... sądzi?
- Oczywiście, że tak sądzę! - przerwał ostro hrabia. - Jest

pani bardzo piękna, a hotel de Charost jest zawsze pełen
mężczyzn. Wprawdzie przychodzą do księżnej, ale wystarczy,

background image

że raz spojrzą na panią i na pewno będą chcieli zrobić to
ponownie.

Przerwał, a po chwili kontynuował:
- Poza tym na dworze jest szambelan, który jeśli nie jest

ślepy, z pewnością będzie się do pani umizgał, podobnie jak
wielu innych mężczyzn, a pani - mam takie wrażenie - nie
będzie wiedziała, jak odrzucić ich zaloty.

- To mnie... przeraża.
- Chcę panią przerazić - przyznał hrabia. - Chcę, by zdała

sobie pani sprawę, co ją czeka i na co powinna być
przygotowana. Mon Dieu! Chciałbym, żeby było gdzieś na
świecie takie miejsce, dokąd mógłbym panią zabrać!

Vernita znieruchomiała, a po chwili powiedziała:
- Ja... rozumiem, co chce pan powiedzieć, i wiem, że

wykazuje pan... troskę o mnie... ale zdaje się zapomina pan...
że ja w głębi serca wiem, co jest... dobre a co złe i nie zrobię
nigdy... niczego, czego by moja matka lub ojciec nie
pochwalili.

Hrabia uśmiechnął się - srogość zniknęła z jego twarzy.
- Sądzi pani, że o tym nie wiem? - zapytał. - Jest pani

piękna, Vernito, a twoja niewinność, opromienia cię jak
aureola. Niestety, w tym mieście właśnie z tego powodu może
pani stać się niezwykłą atrakcją dla wielu mężczyzn, mających
do czynienia głównie z kobietami, które dawno już
zapomniały, co znaczy słowo niewinność.

Vernita zastanowiła się chwilę, potem powiedziała coś, co

płynęło chyba wprost z głębin jej podświadomości:

- Czy wyjeżdżając... nie może pan... zabrać mnie ze sobą?
Słowa te miały ogromną wagę. Vernita nie zamierzała

nadawać im takiego znaczenia, pomyślała po prostu, że gdyby
pojechała do Szwecji, może stamtąd udałoby się jej dotrzeć do
domu w Anglii, gdzie nadal jej oczekiwano, mimo że matka i
ojciec już nie żyją.

background image

Ale hrabia, patrząc na nią z niedowierzaniem, rzekł

surowo:

- Czy sądzi pani, że ja tego nie chcę? I że gdybym miał

jakiś wybór, nie postąpiłbym tak? Ale to niemożliwe! Nie
mogę wiązać się z powodów, których nie mogę, niestety,
wyjawić.

Sposób, w jaki mówił, jak również same słowa zdumiały

ją. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Wyraz jego
twarzy był tak intrygujący, że nie mogła oderwać wzroku.
Przez dłuższą chwilę siedzieli patrząc na siebie, po czym
hrabia rzekł:

- To jakieś szaleństwo! Lepiej odwiozę panią do domu.
Zażądał rachunku. Vernita siedziała mając wrażenie, że

cały świat stanął na głowie. Nie miała pojęcia, jak zapanować
nad tym uczuciem. Nie była w stanie myśleć logicznie, miała
kompletny chaos w głowie. Czuła w piersiach oszalałe bicie
serca i zdawało się jej, że hrabia rozpływa się we mgle. Chyba
nigdy w życiu niczego tak bardzo nie pragnęła, jak za wszelką
cenę powstrzymać go od wyjazdu.

Hrabia zapłacił rachunek, madame kłaniając się

odprowadziła ich do drzwi. Wyszli na ulicę, gdzie czekał
powóz.

Gdy wsiedli, Vernita pomyślała, że hrabia umyślnie usiadł

jak najdalej od niej. Kiedy konie ruszyły, spojrzała na niego
spod rzęs i dostrzegła surowy wyraz twarzy, a po obu stronach
ust głęboko wyryte bruzdy, nadające mu wygląd cynika.
Patrzył przed siebie. Pomyślała z rozpaczą, że chyba nie tylko
był rozdrażniony, ale wręcz gniewał się na nią. Cicho, tak
cicho, że ledwie sama słyszała własne słowa, powiedziała:

- Jeżeli... pana zdenerwowałam... doprawdy, nie

chciałam... to był dla mnie tak... cudowny wieczór... i byłam
taka... szczęśliwa, taka szczęśliwa... dopóki pan się nie
pogniewał.

background image

- Nie gniewam się - w każdym razie nie na panią -

wyjaśnił.

Odwrócił się, by spojrzeć na jej twarz ukrytą w cieniu

zapadającego zmroku, i nagle cicho krzyknął, wyciągnął
ramiona i przygarnął ją do siebie. Potem nic nie mówiąc
odsunął lekko i przywarł wargami do jej ust.

W pierwszej chwili Vernita była zbyt zaskoczona, zbyt

zdumiona, by pojąć, co się dzieje. Trudno było jej oddychać,
czuła, jak jego namiętny, natarczywy pocałunek bierze ją w
posiadanie i jak przeszywa ją jakaś ciepła cudowna fala
płynąca z piersi aż do samych warg.

To był jej pierwszy pocałunek - inaczej go sobie

wyobrażała. Nie wiedziała, że, może być tak cudowny, tak
ekscytujący - czuła, jakby ulatywała w powietrze, a hrabia
niósł ją do samego nieba. Jej ciało współgrało z jego ciałem i
pulsowało tysiącem dziwnych emocji, o których istnieniu
nawet nie miała pojęcia. Przytulił ją mocno do siebie.

Wargi Vernity były miękkie i uległe, natomiast jego

stawały się coraz bardziej naglące, bardziej żarliwe - oboje
wibrowali w rytmie jakiejś nieziemskiej muzyki płynącej z ich
serc i przepełniającej powietrze. Gdy w końcu hrabia uniósł
głowę, Vernitę przeszył dreszcz, ale nie z powodu lęku, lecz
uniesienia, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła.

- Coś ty ze mną zrobiła, Vernito? - zapytał. - O, moje

małe kochanie, tak bardzo walczyłem z sobą by do tego nie
dopuścić, ale to było ponad moje siły.

Jego głos przepełniony namiętnością, sprawił, że się

zawstydziła. Odwróciła głowę, aby ukryć twarz w jego
ramieniu, ale ujął jej brodę i uniósł do góry patrząc głęboko w
oczy.

- Nie spałem całą noc. Powtarzałem sobie bez przerwy, że

muszę być rozsądny i zostawić cię w spokoju - powiedział -
ale to było niemożliwe.

background image

- Dlaczego? - szepnęła Vernita.
- Ponieważ pragnę cię - odparł. - Ponieważ pragnę cię tak

bardzo, jak nigdy dotąd nie pragnąłem żadnej kobiety, a twoja
słodka twarz i fiołkowe oczy wciąż mnie prześladują.

Znowu jego wargi spoczęły na jej ustach. Całował

namiętnie, zapamiętale, z zachłannością człowieka, który wie,
że wkrótce straci ukochaną.

A Vernita czuła, jakby maleńkie płomyki ognia

przesuwały się przez jej ciało od palców stóp aż do samych
warg, i zlewały się z ogniem, który płonął w nim. Było to
uczucie tak zachwycające, tak cudowne, że zastanawiała się,
czy na pewno jest prawdziwe, czy tylko jest wytworem jej
wyobraźni. Ciało jej płonęło wznieconym gdzieś w głębi
ogniem. Nie wiedziała, co się dzieje, pragnęła tylko, aby tulił
ją coraz mocniej i ciągle całował.

Po chwili, tak samo gwałtownie jak porwał ją w ramiona,

niespodziewanie uwolnił z uścisku.

- Zachowuję się okropnie! - rzekł. - Nie powinienem tego

robić! Wstyd mi za siebie, moja najdroższa, lecz
doprowadzasz mnie do szaleństwa!

- Czy to coś... złego? - zapytała Vernita.
- Pragnę tylko twojego dobra - rzekł hrabia rozpaczliwie.
- Ale ja... kocham ciebie! Natychmiast zdała sobie

sprawę, że nie ona pierwsza powinna wymówić te słowa, ale
cisnęły się na jej usta i opuszczały je w sposób tak naturalny
jak oddech. Wiedziała już, że to miłość - niczym błyskawica -
wtargnęła w jej ciało. Była oślepiająca, zachwycająca i tak
czysta, jakby docierała tu wprost z nieba, i stanowiła część jej
modlitw, które zostały wysłuchane.

Hrabia wyciągnął ramiona i delikatnie przygarnął ją znów

do siebie.

- Nie możesz mnie kochać - powiedział. - Musisz o mnie

zapomnieć. Któregoś dnia będę musiał wyjechać.

background image

- Nie... proszę... proszę, nie rób tego! - krzyknęła Vernita.

- Kocham cię... kocham cię... nigdy nie myślałam, że to
możliwe... by tak kogoś... kochać. Nie miałam pojęcia, że...
miłość może być... taka.

- Jaka?
- Taka cudowna... taka wspaniała... jakby się było

blisko... samego Boga.

Mówiła to głosem pełnym uniesienia i choć mówiła cicho,

zdawało się, jakby słowa wibrowały w powietrzu. Hrabia
westchnął i przytulił ją jeszcze mocniej, wargami muskając
włosy.

- Mój skarbie, moje słodkie kochanie - rzekł - to nigdy nie

powinno się nam przydarzyć.

- Ale się zdarzyło! - krzyknęła Vernita. - Gdy cię

zobaczyłam, od pierwszej chwili wiedziałam, że różnisz się
bardzo... od innych mężczyzn... z którymi wcześniej się
stykałam. A potem, gdy byłeś dla mnie tak życzliwy, czułam,
że... coś niezwykłego wydarzy się w moim życiu.

- To znaczy - rzekł hrabia - że takie jest nasze

przeznaczenie. Mieliśmy się spotkać i rozpoznać, ale chyba
jeszcze nie teraz, nie w tej chwili.

- Ale dlaczego? - dopytywała Vernita. Nie rozumiem,

dlaczego?

- Nie mogę ci tego wyjaśnić - odparł hrabia. - Od

pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem, pragnąłem jedynie ci
pomóc, ale nic więcej nie miało się wydarzyć! Muszę
wyjechać i musimy zapomnieć o sobie.

- Czy to możliwe, bym mogła... zapomnieć? - zapytała

Vernita.

Dopiero gdy to powiedziała, w pełni pojęła znaczenie

swoich słów. Krzyknęła z przerażenia i przytuliła się mocno,
zaciskając dłonie na klapach jego surduta.

background image

- Nie zostawiaj mnie... proszę, nie zostawiaj! - błagała. -

Mimo że twierdzisz, iż to... niedobrze... jestem pewna, że to
Bóg... nas... razem złączył.

Zaszlochała i ciągnęła dalej.
- Byłam taka samotna... tak nieszczęśliwa, bezgranicznie

nieszczęśliwa... a teraz jest cudownie. Jakby ktoś zabrał mnie
z otchłani piekła wprost do nieba. Kocham cię! Kocham cię...
całą istotą... i... nic nie jest w stanie tego zmienić.

- Moje kochanie, mój skarbie! - rzekł hrabia drżącym

głosem. - Nie jestem wart twojej miłości. Jest tak doskonała.
Nigdy bym nie przypuszczał, że znajdę taką miłość, a już
najmniej, że stanie się to w Paryżu.

- Odnaleźliśmy się - nie ustępowała Vernita - i czy to

dobrze czy źle, tak się... stało... i bez względu na to co
powiemy czy zrobimy, nic nie jest w stanie... tego zmienić.

Czuła, jak hrabia przygarnia ją jeszcze mocniej. Pocałował

ją delikatnie w czoło, a jej znów łzy napłynęły do oczu.

- Proszę, nie wyjeżdżaj - błagała. - Jeżeli tak zrobisz, będę

pragnęła tylko... umrzeć... tak jak mama. Wiem, że jeżeli... nie
będzie ciebie tutaj... życie straci dla mnie sens.

- Nie wolno ci mówić takich rzeczy - rzekł surowo.
- Ale to prawda - nie ustępowała. - Kiedyś myślałam, że

miłość to uczucie ciche, spokojne i romantyczne - jak światło
księżyca lub zapach róży. Ale to, co czuję do ciebie, jest tak...
intensywne jak najwyższe uniesienie, którego nie da się nawet
opisać. I czuję też ból, który nieomal... rozrywa mnie na
strzępy.

- Czy sądzisz, że ja tego nie czuję? - zapytał hrabia.
Znów zaczął całować - tak namiętnie, że nie byli w stanie

myśleć. Czuli się jakby otoczeni jakimś cudownym i
tajemniczym blaskiem, a Vernita wiedziała, że coś takiego
nigdy się już nie wydarzy.

background image

Powóz zatrzymał się. Vernita mając wrażenie, że

przyjechali tu z innego świata, powoli wysunęła się z objęć
hrabiego i czekała na lokaja, który miał otworzyć drzwi.

- Idź już, najdroższa - ponaglał hrabia - bo nie zniosę tego

dłużej.

- Czy... zobaczę cię... jutro? - zapytała Vernita głosem

przepełnionym strachem.

- Tak - potwierdził. - Przyjadę rano i zabiorę cię do hotelu

de Charost.

- I nie... wyjedziesz z Paryża... bez uprzedzenia?
- Przysięgam, że tak nie zrobię. Nie jestem nawet pewien,

czy w ogóle będę w stanie wyjechać, choć wiem doskonale, że
muszę.

- Zostań... proszę. Nic nie odpowiedział, ponieważ lokaj

właśnie otworzył drzwi. Czując, że traci coś cennego i
wspaniałego, czego już pewnie nigdy nie odzyska, powoli
wysiadła z powozu. Hrabia odprowadził ją do drzwi. Nie były
jeszcze zamknięte, najwidoczniej nie wrócili jeszcze wszyscy
lokatorzy. Miała wrażenie, że cały wiek minął od chwili, gdy
opuściła ten brzydki hol przepełniony kuchennymi zapachami.

Stanęła w drzwiach i wyciągnęła rękę na pożegnanie.

Hrabia przytrzymał ją przez chwilę w swoich dłoniach, ale nie
pocałował, tylko spojrzał głęboko w oczy i powiedział cichym
głosem, w którym słychać było krzyk rozpaczy.

- Dobranoc, moja najdroższa, moja jedyna. Odwrócił się i

odszedł. Nie mogła patrzeć, jak odchodzi, zamknęła drzwi i
zaczęła wspinać się po schodach.

background image

Rozdział 4
Napoi eon golił się. Mężczyźni powierzali przeważnie tę

czynność służącemu albo cyrulikowi - Napoleon zawsze golił
się sam. Rustam, mamelucki przyboczny, trzymał lusterko, a
Napoleon namydliwszy twarz przesuwał brzytwę posuwistymi
ruchami w dół, co jakiś czas zanurzając ją w gorącej wodzie.

Brzytwy zawsze kupował w Anglii, ponieważ były

wykonywane z o wiele lepszej niż francuska stali pochodzącej
z Birminghamu.

W czasie rozejmu kupił kilka sztuk, wszystkie z pięknymi

uchwytami z macicy perłowej, i myślał teraz z zadowoleniem
o tym, jak dokładnie usuwają zarost.

Przedtem kąpał się ponad godzinę; wszystkie dzieci z

rodziny Bonapartych miały wpojoną szczególną dbałość o
higienę osobistą.

Po dokładnym umyciu się nacierał dłonie kremem

migdałowym i przystępował do mycia zębów. Miał wspaniałe
zęby, naturalnie białe i mocne.

W ogóle nie wymagały uwagi dentysty, który nic nie

robiąc otrzymywał sześć tysięcy franków rocznie. Później
następowało golenie.

Kiedy kończył się golić, służący Konstanty polewał mu

głowę wodą kolońską, a gdy ściekła na nagi tors, Napoleon
wcierał ją w piersi i ramiona twardą szczotką, gdy tymczasem
służący robił to samo na plecach cesarza.

- Twoja siostra zachowuje się jak zawsze skandalicznie -

głos docierał z drugiego końca pokoju.

Napoleon odwrócił głowę; siedziała tam jego żona,

Józefina, obserwując go uważnie. Przemknęła mu przez głowę
myśl, że Józefina wygląda bardzo atrakcyjnie i że nadal
bardzo ją kocha. Wciąż była dla niego miłą małą wdówką,
którą kiedyś kochał tak namiętnie, że swoją niewiernością o
mało nie złamała mu serca.

background image

Jej jasnokasztanowe jedwabiste włosy straciły już trochę

blasku, ale oślepiająco biała cera i miły głos, z dźwięcznym
kreolskim akcentem, nie zmieniły się ani trochę. Słabą stroną
jej urody były zęby, dlatego też śmiejąc się starała się nie
rozchylać ust, co powodowało, że śmiech dobywał się gdzieś z
głębi gardła.

- Czy masz na myśli Paulinę? - zapytał szorstko

Napoleon.

- Oczywiście! A kogóż by innego? Napoleon włożył

czystą bawełnianą koszulę.

- Co tym razem zrobiła?
Wiedział, że jego żona i siostra nienawidziły się szczerze i

starał się raczej unikać historyjek o flirtach Pauliny, o których
Józefina lubiła opowiadać z nadmierną gorliwością.
Właściwie wcale się nie dziwił, że żona nie lubiła ani Pauliny,
ani pozostałych członków jego rodziny, którzy od dnia ślubu
odnosili się do niej nieżyczliwie i cały czas starali się zasiać
niezgodę między małżonkami.

Wiedziała dobrze, że rodzina stale namawiała go do

rozwiedzenia się z nią, ponieważ nie mogła dać mu syna. Gdy
Napoleon był w Egipcie, bawiąca wówczas w Plombieres
Józefina miała poważny wypadek - zapadł się balkon, na
którym stała, i po upadku z wysokości prawie pięciu metrów
doznała tak poważnych urazów wewnętrznych, że nie mogła
już mieć dzieci.

Teraz gdy Napoleon był cesarzem, strach przed tym, że

może jej się pozbyć, wisiał nad nią jak złowieszcza chmura.
Bała się nie tylko rozwodu, ale też utraty ukochanego męża,
bo choć po ślubie wcale go nie kochała, obecnie darzyła go
szczerym uczuciem. Czasem przypominała sobie ze wstydem,
że podczas kampanii włoskiej, gdy Napoleon pisywał do niej
pełne namiętności listy, ona spędzała czas z kochankiem. W
takich chwilach wyjmowała jego bardzo poetyczne listy i

background image

przypominała sobie słowa, które pisał do niej w pierwszych
miesiącach małżeństwa.

Nie dostaję od Ciebie listów! Najwyżej jeden co cztery

dni, a przecież gdybyś mnie kochała, pisałabyś co najmniej
dwa razy dziennie... Kocham Cię każdego dnia coraz goręcej!
Być może nieobecność leczy małe namiętności, lecz jestem
przekonany, że wielkie namiętności tylko umacnia.

Jak mogłam być tak głupia? - często zadawała sobie to

pytanie i sięgała po następny list, w którym Napoleon pisał:

Moje łzy kapią na Twój portret. Twoja podobizna to

jedyna rzecz, z którą nigdy się nie rozstaję.

Ale teraz nie myślała o tym. Mówiła do męża:
- Paulina ma nowego kochanka, który całymi dniami

przesiaduje w hotelu de Charost. Wszyscy już szepczą o jej
skandalicznym zachowaniu.

- Kim on jest? - przerwał szorstko Napoleon.
Służący pomagał mu ubrać się w jego ulubiony strój -

surdut o prostym kroju, bez koronek i upiększeń, ze
szkarłatnym kołnierzem i takim samym wykończeniem klap.
Wziął od służącego chusteczkę spryskaną wodą kolońską,
włożył ją do prawej kieszeni, a do lewej wsunął tabakierkę.

- Nazywa się hrabia Axel de Storvik - poinformowała

Józefina. - Jest Szwedem, przyjechał do Francji sprzedać
nowe działa, które, jak twierdzi, są o wiele lepsze niż
wszystkie obecnie używane armaty.

- Słyszałem o nim - zauważył krótko Napoleon.
- Więc kup od niego te armaty i powiedz, by zostawił w

spokoju twoją siostrę. Powinna raczej zająć się swoim mężem,
a nie jakimś Szwedem, który nawet nie dałby jej lepszego
tytułu.

- Każę Fouchemu go śledzić - zdecydował Napoleon

zbliżając się do drzwi.

background image

Wyszedł z pokoju. Józefina wiedziała, że nie zobaczy go

aż do czasu obiadu.

Napoleon spożywał dwa posiłki dziennie; pierwszy - lunch

- jadł przeważnie sam o jedenastej, nie przerywając pracy przy
małym mahoniowym stoliku stojącym na podwyższeniu, a
drugi - obiad - z żoną i przyjaciółmi, mniej więcej o siódmej
trzydzieści. Jadł szybko i lubił proste dania. Do posiłku pił
niedrogie czerwone wino burgundzkie rozcieńczone wodą -
mniej więcej pół butelki dziennie. Gdy wyszedł, Józefina
westchnęła zadowolona, że odegrała się na szwagierce za
wszystkie dawne zniewagi. Nie zapomni i nigdy nie wybaczy
Paulinie i jej siostrom ich zachowania na krótko przed
grudniową koronacją.

Napoleon długo nie mógł się zdecydować, czy Józefina

ma być koronowana na cesarzową, a cała jego rodzina była
przeciwko niej, usiłując przekonać Napoleona, że teraz jest
najlepsza pora, by się z nią rozwiódł, zarzucając jej
niewierność i ekstrawagancję.

Józefina wpadła w rozpacz. Ale gdy Napoleon zobaczył,

jak jego siostry wymieniają triumfalne spojrzenia, dodał żonie
otuchy i stanął po jej stronie, występując równocześnie
przeciwko całej swojej kłótliwej i mściwej rodzinie.

Nowo mianowane księżne - Karolina, Elsa i Paulina -

zawarły przymierze i uknuły złośliwą intrygę przeciwko
przyszłej cesarzowej. Zdarzenie miało miejsce w katedrze
podczas odbywającej się koronacji. Gdy po włożeniu korony
Józefina podniosła się z kolan i szła w stronę tronu, trzy
siostry Napoleona trzymające ciężki, obszyty gronostajami
aksamitny tren puściły go nieoczekiwanie, tak że całym
ciężarem opadł w dół. Józefina wchodząc na stopnie podium o
mało się nie przewróciła. Na szczęście Napoleon dostrzegł, co
się święci, i gniewnym szeptem ostrzegł siostry, które

background image

natychmiast uniosły tren w górę. Józefina nigdy nie zapomni
tej chwili.

Paulina natomiast nigdy nie zapomni tego dnia, gdy

upokorzyła ją Józefina. Wydarzyło się to wówczas, gdy
szykowała się do złożenia cesarzowej oficjalnej wizyty zaraz
po swoim ślubie. Wyszła za mąż za bogatego i utytułowanego
księcia Camilla Borghese. Triumfowała. Była pewna, że
paradując w oślepiającym blasku klejnotów, korzystając z
należnych jej obecnie tytułów, zrobi wrażenie na Józefinie i
wzbudzi w niej zazdrość. Wiedziała też, że i urodą łatwo
przyćmi cesarzową, która przekroczyła już czterdziestkę.
Natomiast ona - w modnej, jasnej, prawie przezroczystej,
doskonale układającej się sukni - wyglądała naprawdę pięknie.

Paulina i książę Camillo Borghese, błyszczący zdobiącymi

ich brylantami, przybyli do pałacu St. Cloud powozem
zaprzężonym w szóstkę koni. Zaanonsował ich tubalnym
głosem szambelan.

Paulina była ubrana w bardzo starannie wybraną zieloną

suknię. Zaraz po wejściu do sali przyjęć zorientowała się, że
cała dekoracja wokół niej, meble oraz draperie są w kolorze
niebieskim. W drugim końcu sali siedziała Józefina, w prostej
sukni z białego muślinu bez żadnych klejnotów.

Umyślni donieśli cesarzowej, w co będzie ubrana

szwagierka, więc zadrwiła sobie z niej w taki sposób, w jaki
potrafią to robić tylko złośliwe kobiety. Upokorzona Paulina
kipiała wściekłością, ale obie kobiety przywitały się tak, jakby
w ich sercach nie było ani kropli jadu.

Idąc teraz do swojej sypialni Józefina pomyślała z

satysfakcją, że znowu zadała cios znienawidzonej kobiecie,
która zajmowała tak ważne miejsce w sercu Napoleona. Jeżeli
ktokolwiek jest w stanie dowiedzieć się wszystkiego o niej i o
jej szwedzkim kochanku, to właśnie Fouche - obmierzły,
myszkujący wszędzie naczelnik policji.

background image

Bał się go cały Paryż. Nie był też faworytem Napoleona,

choć cesarz tolerował go, ponieważ był mu bardzo przydatny.

- Fouche z pewnością dowie się wszystkiego -

powiedziała do siebie Józefina - a wówczas Napoleon zmusi
Paulinę, żeby zachowywała się przyzwoicie.

Cesarz, siedząc przy swoim biurku, myślał o tym samym.

Tymczasem zegar wskazywał już dwie minuty po dziewiątej.
A jak zwykle należało przejrzeć całą stertę papierów i na
audiencji przyjąć tłum ludzi czekających w poczekalni. Mimo
to otwierając pierwszy dokument, leżący przed nim na biurku,
myślami nadal był przy Paulinie.

Zbliżało się późne popołudnie. Paulina przebierała się na

wieczór.

Vernita prawie cały dzień spędziła przy księżnej, gdy ta

przygotowywała się do publicznego wystąpienia, co zdarzało
się zawsze, gdy miała uczestniczyć w balach lub przyjęciach,
na które była zapraszana wieczorami.

Po południu w wielkim salonie, obitym czerwonym

aksamitem w kolorze maków, stanowiącym doskonałe tło dla
jej kruczoczarnych włosów, przyjęła paru najbliższych
przyjaciół.

Teraz, siedząc przed lustrem, oceniała krytycznym okiem

gładkość swej skóry, gdy garderobiana przyniosła kilka
sukien, aby księżna wybrała któraś na dzisiejszy wieczór.

Vernicie kazano podszyć oderwany brzeg bladozielonej

szyfonowej sukni, na której połyskiwały maleńkie złote
cekiny; drapowania wokół głębokiego dekoltu nadawały sukni
grecki styl.

- Może włożę tę suknię - mówiła z namysłem - a włosy

zakręcę w loki, przystroję je złotymi wstążkami i spinkami z
kameą...

Potem dodała:

background image

- Lepiej nie, bo gdybym dziś wieczorem spotkała kogoś,

kto mnie już w niej widział, byłoby fatalnie.

Odwróciła się od lustra, aby spojrzeć na pozostałe dwie

suknie; biało - różową i bladożółtą naszywaną topazami.

- Te już mi się znudziły - oświadczyła rozdrażniona. -

Przynieście inne.

Pokojówki pobiegły szybko spełnić życzenie księżnej, a

Vernita klęcząc na podłodze wciąż podszywała brzeg zielonej
sukni. Księżna Paulina spojrzała na nią tak, jakby zobaczyła ją
pierwszy raz.

- Ładnie szyjesz - oceniła. - Podoba ci się tutaj?
- Jestem bardzo wdzięczna Waszej Książęcej Wysokości

za to, że była łaskawa mnie zatrudnić - odparła Vernita.

Po przyjeździe czuła się samotna i była trochę

wystraszona. Służba jednak była dla niej bardziej uprzejma niż
się spodziewała, poza tym spodobał się jej przydzielony na
najwyższej kondygnacji domu mały pokoik, którego okna
wychodziły na ogród, a za jego murem widać było Pola
Elizejskie. Przypomniała sobie, że tam mieszka hrabia, i
poczuła się tak, jakby była bliżej niego.

Poprzedniej nocy nie mogła zasnąć z powodu cudownych

uczuć, jakie w niej wzbudził, i przepełniającego ją szczęścia,
sprawiającego, że całe jej ciało drżało z uniesienia. Już nie
czuła się osamotniona na tym obskurnym poddaszu, które
przez dwa lata było jej domem, lecz jakby otulona niebiańską
poświatą, otoczona aureolą szczęścia i przeniknięta światłem,
pochodzącym nie z tego świata.

Dopiero gdy nadszedł ranek, przypomniała sobie, że

dzisiaj musi iść do hotelu de Charost i podjąć obowiązki
szwaczki. Tam trudno będzie hrabiemu znaleźć okazję do
rozmowy z nią, a o zbliżeniu się do niej nawet nie może być
mowy. Pragnęła znów znaleźć się w jego ramionach, poczuć
jego wargi na swoich, jeszcze raz przeżyć rozbudzone w niej

background image

miłość i uniesienie - uczucia, o jakich nawet nie marzyła, że
staną się jej udziałem. Wydawało się nieprawdopodobne, że w
tak krótkim czasie znalazła mężczyznę, którego pokochała i
który równie gorąco ją pokochał.

- Dzięki ci, Boże, dzięki! - szeptała w ciemności.
Przyszła jej do głowy dziwna myśl, że to pewnie za

sprawą matki spotkała hrabiego i to ona odsunęła od niej biedę
i samotność w chwili, gdy myślała, że nikt już nie pojawi się
w jej życiu.

- Zaopiekuj się nim, mamo - modliła się Vernita - i

proszę, spraw, by pozostał ze mną. Nie pozwól mu odjechać.
Jakże teraz... mogłabym go... stracić?

Ostatnie słowa stłumił lekki szloch, ale nawet teraz była

zbyt szczęśliwa, aby płakać. Spełniły się jej marzenia.
Znalazła miłość, na którą już nie liczyła, i pomyślała, że chyba
niemożliwe było spotkać kogoś wspanialszego niż Axel.

Ubrała się wcześnie, skończyła pakowanie i pożegnała się

z madame Danjou i Louise, które akurat wychodziły po
zakupy. Poprosiła pana Danjou, by pomógł znieść na dół jej
kufry; były bardzo ciężkie, więc trochę narzekał, ale Vernita
nie słuchała go. Stojąc przy drzwiach wyglądała na ulicę i
czekała; niecierpliwie na pojawienie się powozu hrabiego.

Powóz w końcu podjechał, lecz był oznaczony herbem

księżnej, a wewnątrz nie było nikogo. Poczuła się
rozczarowana jak dziecko, któremu obiecano zabawę i w
ostatniej chwili odmówiono.

- Szambelan Jej Książęcej Wysokości przysłał po panią

powóz, mademoiselle - oznajmił lokaj - i nakazał mi, żebym w
powrotnej drodze do hotelu de Charost zatrzymał się i
zaczekał, jeśli będzie pani chciała kupić jakieś materiały.

Vernita była pewna, że wszystko zaaranżował hrabia w

trosce o to, by nie chodziła sama po mieście. Równocześnie
pomyślała, że może hrabia planuje opuścić Paryż i więcej go

background image

nie zobaczy. Ale gdy przybyła do hotelu de Charost,
dowiedziała się, że pojechał z księżną do Bois, zrozumiała
więc dlaczego nie przyjechał po nią osobiście tak jak obiecał.

W hotelu starała się zachowywać taktownie i uprzejmie w

stosunku do starszych pokojówek oraz pozostałej służby.
Pamiętała jeszcze, jak w jej domu w Anglii starsi służący
boczyli się, gdy przyjmowano kogoś nowego, dlatego teraz
była bardzo skromna i posłuszna, aby zrobić dobre wrażenie.

- Nie jestem pewna, czy będę w stanie zadowolić Jej

Książęcą Wysokość - zwierzyła się jednej ze służących - i
byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście pomogły mi uniknąć
popełnienia jakiegoś błędu.

Ich nieufność do niej ulotniła się. A gdy jedli razem obiad,

zrozumiała - sądząc po swobodzie, z jaką gawędzili w jej
obecności i jak szczegółowo objaśniali jej, o kim jest mowa -
że w pełni ją zaakceptowali.

- Ani w Paryżu, ani nigdzie na świecie na ten przykład,

nie ma piękniejszej pani od naszej - oświadczyła z
entuzjazmem jedna z pokojówek.

- Ma jednak trudny charakter - podjęła inna. - Wczoraj,

gdy o drugiej w nocy kładła się spać, była wściekła.

- Co się stało? - zainteresowała się inna.
- Zdaje się, że jedna z tych starych wdów i z ancient

regime'u (Ancient regime (franc.) - określenie ustroju we
Francji przed 1789 rokiem, wprowadzone podczas Wielkiej
Rewolucji. Tutaj oznacza - stary porządek (przyp. tłum.).)
wbiła jej niezłą szpilę. Wiesz, jaka ona jest pobudliwa, zresztą
jak cała ich rodzina. Koniec końców są przecież
Korsykaninami a nie Francuzami.

Była zaskoczona, że rozmawiali tak otwarcie, ale dobrze

wiedziała, że służba zawsze wie o wszystkim, co się dzieje w
domu. Ojciec często powtarzał, puszczając oko:

background image

- Dla służby nikt nie jest bohaterem i wątpię, czy

jakakolwiek pokojówka przyzna, że jej pani jest piękna!

Pokojówki księżnej powiedziały Vernicie, że ich pani

musi ukrywać uszy i gdyby nie ten defekt, ciało jej byłoby
doskonałe.

- A gdy w Rzymie rzeźbił ją w marmurze Canova -

podobno największy włoski rzeźbiarz - opowiadała dalej
służąca - przykrywała ucho ręką.

- Ale mimo wszystko - dodała inna służąca - ja się nie

dziwię, że mężczyźni się w niej kochają.

- A ona w nich! - dodała ta druga.
Obie roześmiały się i to w sposób, pomyślała Vernita,

raczej niegrzeczny.

Gdy księżna wyszła, pokojówki zaproponowały Vernicie,

że pokażą jej cały dom. W czasie oglądania zachwycała się
wspaniałością barw, które księżna dobrała podczas zmiany
wystroju w całej rezydencji.

Poprzedni właściciel hotelu, diuk de Charost, był

nauczycielem młodego Ludwika XVI. Po jego śmierci żona
sprzedała hotel księżnej Paulinie za czterysta tysięcy franków.
Paulina usunęła z pałacu nawet eleganckie osiemnastowieczne
meble zastępując je takimi, jakie obecnie były uznawane za
modne i wytworne. Pokoje kazała pomalować jaskrawymi
farbami, ponieważ takie lubił jej brat. W salonie jońskim były
draperie z aksamitu w kolorze czerwonych maków
oblamowane złotem, sypialnia paradna była jasnoniebieska, a
biblioteka pomarańczowa.

Oprowadzając Vernitę po domu, pokojówki bez przerwy

gadały. Powiedziały jej między innymi o tym jak, jedna z
pracujących w kuchni służących była zła, gdy księżna kazała
jej wyjść za czarnoskórego Paula, oraz o tym, że gdy w
chłodne dni księżnej jest zimno ogrzewa stopy stawiając je na
dekolcie damy dworu, której w tym celu każe kłaść się na

background image

podłodze! Dowiedziała się też, że kaplica pałacowa została
zamieniona w salę bilardową i pokryta tapetami w kolorach
żółtym i srebrnym, a zdjęte ze ścian święte obrazy powieszono
w pokojach służby.

Vernita najpierw pomyślała, że pewnie sobie żartują, ale

potem doszła do wniosku, że przecież; księżna sama dla siebie
stanowiła tu prawo.

Na długo przed zakończeniem oglądania pałacu Vernita

była rozbawiona wszystkim, co usłyszała, i bardzo chciała
opowiedzieć o tym hrabiemu. Pomyślała tylko, że on
zrozumiałby śmieszność tych sytuacji i może podobnie jak
ona uznał, iż ocaleli członkowie francuskich rodów
arystokratycznych mają prawo patrzyć niechętnym okiem na
zachowanie rodziny Bonapartów i oburzać się na jej pozycję
oraz znaczenie.

Z wyjątkiem tych chwil, gdy oprowadzano ją po domu,

dzień mijał powoli. Pewnie dlatego, że nie mogła się
doczekać, kiedy znowu zobaczy hrabiego. Pragnęła tego tak
mocno, że intensywność uczucia chwilami ją przerażała. A
może - myślała z lękiem - później, wieczorem, dowie się, że
wyjechał? Potem przypomniała sobie o jego obietnicy, że
powiadomi ją o wyjeździe, jeżeli będzie to w ludzkiej mocy.
Była pewna, że dotrzyma słowa.

Ciągle zastanawiała się, dlaczego hrabia z takim

przekonaniem twierdzi, że ich miłość nie może trwać i muszą
zapomnieć o sobie. Wiedziała doskonałe, że w stosunku do
jego pozycji ona jest nikim - nie pochodzącą z towarzystwa,
biedną Francuzką. Nawet jeżeli nie myślał o małżeństwie, ale
kochał ją, nie mogła zrozumieć, dlaczego nie mogą się
spotykać, a nawet przebywać ze sobą potajemnie, gdyby nie
chciał pokazywać się z nią oficjalnie.

Wszystko to było bardzo dziwne. Zastanawiała się też, czy

starczy jej odwagi, aby powiedzieć mu prawdę o sobie.

background image

Wiedziała, że nie doniesie na nią policji; w końcu nie był
Francuzem, lecz Szwedem. Ale była przecież wrogiem
Napoleona, a więc i całego państwa, i jeżeli ktoś dowiedziałby
się o tym, mogłoby to wyrządzić krzywdę człowiekowi,
którego kochała.

W żadnym wypadku, pomyślała, nie może zrobić nic, co

mogłoby postawić go w kłopotliwym położeniu, na przykład
takim, w którym mógłby zostać oskarżony o ukrywanie
obywatelki wrogiego państwa.

- Zrobiłabym błąd, mówiąc mu o tym - zdecydowała

ostatecznie.

Równocześnie pragnęła być wobec niego uczciwa i

szczera, chciała powiedzieć, że nie jest, jak on pewnie sądzi,
biedną dziewczyną bez koligacji, ale kimś, kto może trzymać
wysoko

głowę

w

towarzystwie,

szczególnie

tych

pseudozamożnych parweniuszy z cesarstwa Bonapartych.

Pokojówki właśnie wróciły, przynosząc z garderoby

następne suknie; jedną z białego szyfonu, na której
połyskiwały brylanty, drugą w kolorze bladej zieleni,
przystrojoną różowymi kwiatami migdałowymi. Paulina
spojrzała na suknie i krzyknęła:

- Właśnie sobie przypomniałam! Wczoraj po południu

miałam na sobie brylantowe kolczyki pasujące do tej białej
sukni i zostawiłam jeden na dole w sypialni paradnej.

Odwróciła się do Vernity i rozkazała:
- Pobiegnij szybko na dół i przynieś go. Leży na stoliku

obok łoża. Pamiętam, że gdy wstałam, włożyłam jeden
kolczyk, a o drugim całkiem zapomniałam.

Powiedziawszy to odwróciła się do lustra. Vernita

dostrzegła, że damy dworu spojrzały na siebie znacząco. Po
wyrazie ich twarzy domyśliła się, o czym myślały. Poczuła
nagłe ukłucie zazdrości. Czy to dla hrabiego - zastanawiała się

background image

- księżna zdjęła kolczyki leżąc w łożu pod białym
baldachimem haftowanym w złote rozety?

Wstała posłusznie, odłożyła suknię, którą właśnie

podszywała, wyszła z pokoju księżnej i zeszła na dół. Weszła
do sypialni paradnej, w której stało łoże małżeńskie
oświetlone teraz promieniami zachodzącego słońca.

Za oknem w ogrodzie kwitły przepiękne kwiaty.

Przystanęła na chwilę przyglądając się zielonym trawnikom i
drzewom ostro zarysowanym na tle błękitnego nieba. Nagle
zatęskniła za swoim krajem, za ogrodem koło domu, który
urządzała razem z matką, i za paddockami, na których stojące
pod drzewami konie machały ogonami. Pogrążyła się na
chwilę w myślach. Nagle drgnęła przestraszona usłyszawszy
skierowane do siebie słowa:

- Kim jesteś? Nie przypominam sobie, bym cię tu

kiedykolwiek widział.

Odwróciła się i wydała zduszony okrzyk. Nie musiała

pytać, kto się do niej zwracał. Natychmiast, poznała cesarza
Napoleona. Wielokrotnie widziała go na obrazach, a kiedyś
nawet na przyjęciu, zaraz po przyjeździe do Paryża. Skłoniła
się i spuściła wzrok; jej rzęsy mocno odbijały się czernią od
bladej cery. Wyprostowała się, a Napoleon przeszedł przez
pokój i stanął przed nią. Wiedziała, że czeka na odpowiedź,
więc po chwili wyjaśniła:

- Jestem tu... zatrudniona jako... szwaczka Jej Książęcej

Wysokości. Ja dopiero dzisiaj... tu przyjechałam.

- Ach, to dlatego nie znam twojej twarzy - rzekł Napoleon

- trzeba przyznać, bardzo ładnej twarzy!

- Dziękuję Wasza Wysokość - odparła zdenerwowana

Vernita. - Posłano mnie, abym znalazła kolczyk, który księżna
zostawiła przy łóżku.

background image

Twarz Napoleona zachmurzyła się, a Vernita pojęła

natychmiast, że popełniła niedyskrecję. Chciała odejść, ale
zatrzymał ją:

- Jak się nazywasz?
- Vernita... Bernier, Wasza Wysokość.
- Vernita! Nigdy nie słyszałem takiego imienia, ale masz

fiołkowe oczy i jeżeli ja miałbym wybierać dla ciebie imię,
nazwałbym cię Fiołkiem!

Vernita patrzyła zaskoczona. Nie wiedziała, że Napoleon

zawsze wymyślał imiona kobietom, które sobie upodobał. Gdy
pierwszy raz ujrzał Józefinę, nazwał ją Różą. Swoją pierwszą
miłość, Desiree - Eugenią. Przez całe życie wymyślał imiona
kobietom, które robiły na nim wrażenie.

- Masz fiołkowe oczy - ciągnął dalej, zanim Vernita

odzyskała głos. - A ja uwielbiam fiołki.

Sposób, w jaki to powiedział, uświadomił jej, że sytuacja

stała się groźna i że musi odejść jak najszybciej.

- Jej Książęca Wysokość... czeka na mnie... sire -

powiedziała z trudnością łapiąc oddech.

Chciała wybiec z pokoju nie zabierając nawet kolczyka,

ale Napoleon wyciągnął ręce, by ją zatrzymać. Nie zdążyła
uciec, chwycił ją i przyciągnął do siebie. Zrozumiała, że
zamierza ją pocałować, więc zapamiętale próbowała wyrwać
się z jego objęć. Był jednak bardzo silny. Poczuła się bezradna
wobec tej siły, a wyraz jego twarzy wskazywał, że nie
zamierza rezygnować. Odwróciła głowę, ale wiedziała, że za
parę sekund osiągnie swój zamiar dosięgnięcia jej warg. Lecz
właśnie w tej chwili od strony drzwi dobiegł głos:

- Tak bardzo pragnąłem spotkać Waszą Wysokość,

niebiosa chyba wysłuchały mojej prośby!

Vernita poczuła ogromną ulgę; zanim Napoleon zwolnił

uścisk, wiedziała już, kto wypowiedział te słowa:

- Kim jesteś? - zapytał surowo cesarz.

background image

Równocześnie rozluźnił ramiona, którymi obejmował

Vernitę, a ona natychmiast się z nich uwolniła. Hrabia
przeszedł przez pokój i trzasnął obcasami pochylając zarazem
głowę.

- Chciałbym się przedstawić, sire - zaczął. - Nazywam się

Axel de Storvik. Od dawna żywiłem nadzieję, że będę miał
sposobność rozmawiać z Waszą Wysokością w kwestii o
wielkim znaczeniu wojskowym!

Wybiegając z pokoju Vernita słyszała, z jaką śmiałością i

pewnością siebie mówił hrabia i była z niego bardzo dumna.
Domyśliła się, że specjalnie wszedł do pokoju, aby wybawić
ją z kłopotliwego położenia, ale bała się, iż może być zły, bo
zastał ją w objęciach cesarza.

Gdyby hrabia był mniej odważny, mógłby pomyśleć, że

przerywanie Napoleonowi w takiej chwili to wyjątkowe
natręctwo, tym bardziej że miał do cesarza osobistą sprawę i
liczył na jego przychylność. Dobrze wiedziała, że postąpił tak
mając na uwadze bardziej jej dobro niż swoje. Gdy z
rumieńcem na policzkach zbiegała po schodach, serce biło w
jej piersi jak oszalałe. Na myśl, że hrabia jest taki odważny,
kochała go jeszcze goręcej.

Weszła do sypialni księżnej, która zajęta była przy toaletce

i nawet nie odwróciła głowy. Dopiero po chwili zapytała:

- Przyniosłaś kolczyk?
- Nie, Wasza Książęca Wysokość. Wróciłam bez

kolczyka, ponieważ Jego Wysokość, cesarz, był na dole i
pomyślałam, że pewnie szuka Waszej Książęcej Wysokości.

- Cesarz?! - krzyknęła Paulina. - Pardi, ależ ja go wcale

nie oczekiwałam! Ciekawe dlaczego przybywa właśnie teraz?

Przez chwilę w jej pięknych oczach widać było

niezadowolenie, a po chwili zniecierpliwiona zwróciła się do
pokojówek:

background image

- Na co czekacie? Szybciej! Przynieście mi peniuar.

Słyszałyście chyba, że na dole czeka cesarz.

Pokojówki przyniosły z garderoby peniuar, który

dotychczas naga księżna natychmiast włożyła. Rzuciwszy
ostatnie spojrzenie na odbicie w lustrze wyszła z pokoju, a
potem zeszła schodami na dół. Gdy weszła do salonu, zdziwiła
się nie zastawszy nikogo. Ale usłyszała głosy dochodzące z
sąsiedniego pokoju, w którym znajdowało się łoże małżeńskie,
weszła tam i zobaczyła hrabiego Axela rozmawiającego z
Napoleonem.

- Więc jest pan całkowicie przekonany, że są dobre -

usłyszała, jak mówił brat.

- Wypróbowaliśmy je, sire, wyniki są doskonałe. Mogę

nawet stwierdzić z całą stanowczością, że Wasza Wysokość
nie posiada w swojej armii nic, co by się mogło z nimi
równać.

- Któż ośmiela się tak twierdzić? - zapytał szorstko

Napoleon.

- Zarówno marszałek Ney, sire, jak i generał Jouret są

przekonani, że Wasza Wysokość nie ma obecnie w
wyposażeniu nic równie nowoczesnego.

Napoleon ujął w dłoń brodę i rozważał słowa hrabiego,

gdy tymczasem podbiegła do niego Paulina.

- Witaj, mój drogi, nie spodziewałam się ciebie! -

krzyknęła obejmując brata za szyję.

Pocałował ją, po czym powiedział:
- Przyszedłem porozmawiać z tobą na osobności.
- Wobec tego odchodzę - zdecydował hrabia, zanim

Paulina zdążyła cokolwiek powiedzieć - ale przedtem
chciałbym jeszcze, sire, podziękować Waszej Wysokości za
posłuchanie.

Skinął głową i nie spojrzawszy nawet na Paulinę odwrócił

się i wyszedł z pokoju.

background image

- Więc Axel powiedział ci w końcu o swoich armatach -

zwróciła się Paulina do brata. - Nosił się z tym zamiarem od
pierwszego dnia, gdy przybył do Paryża. Mon Dieu! Jakże
mnie nudzą te wszystkie rozmowy o armatach, muszkietach i
pociskach! Napoleon roześmiał się.

- Wiem doskonale, moja droga siostrzyczko, jaki jest twój

ulubiony temat rozmów i właśnie o tym przyszedłem z tobą
porozmawiać.

Paulina skrzywiła nos.
- Chyba wiem, co chcesz powiedzieć - odparła. - Józefina

pewnie namówiła cię, byś ze mną porozmawiał. Jak ja mam
tego dosyć!

Tupnęła nogą, jakby na potwierdzenie swoich słów, i

spojrzała na brata spod rzęs, by zorientować się, jak zareaguje.
Od tyłu oświetlało ją słońce, uwydatniając wspaniałe kształty;
równie dobrze mogłaby być naga. Napoleon przez chwilę
przyglądał się jej taksująco, a potem umyślnie nadając głosowi
szorstkość powiedział:

- Wiesz równie dobrze jak ja, że gdy Camillo bawi w

Bolonii, powinnaś zachowywać się przyzwoicie, w
przeciwnym razie będę nalegał, abyś wróciła do Rzymu.

Paulina wyciągnęła ręce; zbyt lekko zawiązany peniuar

rozchylił się odsłaniając jej nagość.

- Pardi! - krzyknęła używając swego ulubionego zwrotu. -

Lecz cóż ja złego robię? - Chyba tylko źle oddycham!
Kobiety, nie wyłączając twojej niemłodej już i bezpłodnej
żony, tylko mi zazdroszczą! Wystarczy, że spojrzą na moją
twarz, a zaraz wydaje się im, że jest w niej coś niemoralnego.

- W tej chwili narzekałyby nie tylko na twoją twarz.
Teraz jednak na ustach Napoleona igrał lekki uśmiech, a w

oczach widać było błysk rozbawienia, Zorientowawszy się, że
przestał się już gniewać, Paulina podbiegła do niego, objęła za
szyję i przytuliła się twarzą do jego policzka.

background image

- Och, kochany Napoleonie, dlaczego ich słuchasz? -

zapytała. - Naprawdę jestem grzeczna jak anioł i jeżeli
miałabym zrobić coś, czego byś nie pochwalił, przysięgam, że
wolałabym się raczej zamknąć na trzy spusty!

Napoleon znowu roześmiał się.
- Jesteś jak zawsze niepoprawna, ale trudno mi, moja

droga, długo złościć się na ciebie!

Paulina zsunęła ręce z jego szyi i owijając się peniuarem

przeszła w stronę salonu..

- Usiądźmy na sofie i porozmawiajmy - zaproponowała. -

Tak dawno już nie rozmawialiśmy.

- Nie mogę zostać - odparł Napoleon. - Powiedz mi tylko,

czy ten młody Szwed, którego właśnie przed chwilą
poznałem, wiele dla ciebie znaczy?

- A jak sądzisz? - zapytała Paulina. - Przecież muszę mieć

kogoś do towarzystwa, a poza tym, on jest taki przystojny!

- Nie będę ci przypominał - powiedział Napoleon - bo

wiesz o tym równie dobrze jak ja, że dwory europejskie
przypatrują się nam uważnie. Tylko czekają na jakikolwiek,
choćby najmniejszy skandal, który można by wykorzystać
jako zgubną i skuteczną broń przeciwko mnie.

Powiedział to z nutą goryczy, a wzruszona Paulina wtuliła

twarz w jego ramię.

- By oszczędzić ci kłopotów, będę ostrożna, bardzo,

bardzo ostrożna, kochany braciszku.

- Jeżeli mnie nie posłuchasz, pogniewam się.
- Obiecuję, że nie tylko zamknę się na trzy spusty, ale

jeszcze zaciągnę kotary!

Rozbawiony Napoleon roześmiał się głośno. Po chwili

wstał i powiedział już innym tonem:

- Gdy tu wszedłem, natknąłem się na bardzo ładną

dziewczynę. Powiedziała, że jest twoją nową szwaczką.

- Tak, pracuje od dzisiaj.

background image

Ponieważ Napoleon milczał, Paulina zapytała:
- Podoba ci się?
- Być może. Na pewno jest niezwykle pociągająca.
- Naprawdę? Nie przyjrzałam się jej jeszcze.
- Przyjdę jutro wieczorem od strony ogrodu. Powiedz jej,

aby tu na mnie czekała.

- Każę jej tak zrobić.
- Doskonale!
Napoleon wyciągnął zegarek z kieszeni kamizelki.
- Mam spotkanie, muszę wracać do domu. Paulina

podeszła, by pocałować go w policzek, a on objął ją
ramieniem i ruszyli w stronę drzwi.

- Zachowuj się przyzwoicie - rzekł - i nie zapomnij

powiedzieć tej małej z fiołkowymi oczami, że ma czekać na
mnie o dziewiątej. Wprawdzie jestem zaproszony na obiad,
ale wyjdę trochę wcześniej.

- Nie zapomnę - obiecała Paulina. Cesarz wyszedł do

holu, przeszedł wzdłuż szeregu zgiętej w ukłonie służby i
wsiadł do czekającego na zewnątrz powozu.

Paulina szybko pobiegła na górę. Wspaniale, że Napoleon

zainteresował się jedną z jej służących - pomyślała - chyba
lepiej być nie mogło. To oczywiście odwróci uwagę od jej
flirtów. Była absolutnie przekonana, że Józefina podburzyła
go przeciwko niej.

Bez względu na to, co Józefina mu powiedziała - myślała,

wchodząc do sypialni - nie zrezygnuję z Axela, w każdym
razie nie teraz.

Ubrała się, a gdy już była gotowa i wyglądała naprawdę

pięknie, odprawiła całą służbę nakazując Vernicie, by została.
Przez chwilę milczała. Przepełniona lękiem Vernita czekała,
czując instynktownie, że to, co księżna Paulina chce jej po -
wiedzieć, ma jakiś związek z Napoleonem.

background image

- Cesarz - zaczęła Paulina po chwili - twierdzi, że masz

oczy jak fiołki. Czy ktoś mówił ci to przedtem?

- Nie... madame - odparła Vernita z wahaniem.
Słowa księżnej wzbudziły w niej jeszcze większy lęk. Co

cesarz jej powiedział? A może chciała ją odprawić?

- Mój brat jest bardzo wybredny, jeśli chodzi o kobiety -

mówiła dalej Paulina, patrząc na swoje odbicie w lustrze. - To,
że przejawił zainteresowanie twoją osobą, możesz uważać za
wyjątkowy zaszczyt. A ponieważ pragnie ponownie popatrzeć
w twoje oczy, masz czekać na niego w sypialni paradnej jutro
wieczorem o dziewiątej.

- Cze... czekać na... cesarza?
Z trudem wymawiała słowa, była tak zdumiona.
- Wejdzie od strony ogrodu przez drzwi, które wychodzą

na Pola Elizejskie - rzekła księżna. - Dzięki temu nikt z
domowników z wyjątkiem ciebie nie będzie wiedział, że tu
przyszedł.

- Ale po co... chce się ze mną... widzieć? - zapytała

Vernita łamiącym się głosem.

Pytanie było tak naiwne, że Paulina uśmiechnęła się.
- Sądzę, że jesteś wystarczająco inteligentna, aby znać

odpowiedź na to pytanie - odparła.

- Ale... ale... ja nie mogę... nie chcę... być sam na sam,.. z

cesarzem - jąkała się Vernita.

- Jesteś kobietą i chyba zdajesz sobie sprawę z tego, jaki

to dla ciebie zaszczyt, że cesarz w ogóle zauważył twoje
istnienie.

Odwróciła się i spojrzała na Vernitę.
- Musisz być miła i robić, co ci każe. Jeżeli nie

posłuchasz, nie będzie dla ciebie miejsca w moim domu!

Ostatnie słowa powiedziała podniesionym głosem, po

czym wyszła z sypialni. Przerażona Vernita patrzyła za nią
szeroko otwartymi oczami.

background image

Rozdział 5
Vernita szalała z niecierpliwości. Dzień mijał, a hrabiego

ciągle nie było. Mógł nadjechać w każdej chwili, więc cały
ranek krążyła w pobliżu schodów mając nadzieję, że zobaczy
go w holu, ale nie doczekała się jego przybycia.

W tym czasie do fioletowego buduaru, w którym księżna

wybierała nowe stroje i kapelusze, przychodziło paru
dżentelmenów, ale z żadnym z nich księżna nie miała zamiaru
spędzić dzisiejszego wieczoru, lecz - jak oznajmiła - z
przyjacielem.

Vernita w pierwszej chwili chciała zapytać, czy to

przypadkiem nie hrabia wychodzi z nią po południu, ale
powstrzymała się. Zachęcała tylko księżnę do mówienia - co
Paulina często robiła podczas ubierania - zadając jej pytania
na temat ostatniego nocnego przyjęcia oraz tego, na które była
dziś zaproszona. Księżnej zawsze pochlebiała rozmowa na
własny temat, ale choć Vernita starała się ze wszystkich sił tak
pokierować rozmową, żeby wspomniała coś na temat
hrabiego, nie udało się jej tego osiągnąć.

Odkąd cesarz zainteresował się Vernitą, księżna

spoglądała na nią z ciekawością a nawet zaczęła traktować ją
jak istotę ludzką.

Świadomość, że wieczór zbliża się coraz szybciej i że

będzie musiała zrobić, jak jej kazano, albo odmówić
człowiekowi, który uważał się za niezwyciężonego, napełniała
ją przerażeniem.

Choć była niewinna, wiedziała jednak, że kobiety takie jak

księżna miały kochanków, i choć nie była pewna, co razem
robili, domyślała się, że było to coś bardzo intymnego i
osobistego. Na samą myśl o tym, że poza hrabią może ją
dotknąć jakiś inny mężczyzna, odczuwała niesmak i
oburzenie; a wczoraj, gdy Napoleon chciał ją pocałować,
poczuła do niego gwałtowną odrazę.

background image

Rozmyślała o tym całe popołudnie i doszła do wniosku, że

tak czy inaczej będzie musiała opuścić hotel de Charost albo
na własne życzenie, albo wyrzucona przez księżnę. Nie
zdążyła jeszcze rozpakować całej zawartości kufra, wyjęła
tylko parę rzeczy, które zamierzała włożyć. Teraz zapakowała
je na powrót i była gotowa opuścić hotel w każdej chwili. Ale
nie może przecież tego zrobić, dopóki nie omówi wszystkiego
z hrabią.

Miała nadzieję, że będzie mogła wrócić do swojego

starego pokoju na Rue des Arbres. Nie będzie jednak w stanie
zapłacić za jego wynajmowanie, dopóki nie zacznie zarabiać,
a myśl o chodzeniu po ulicach, szukaniu pracy zbytnio ją
przerażała, aby mogła brać to pod uwagę. Próbowała się
modlić, ale nie potrafiła. Mogła tylko prosić o pomoc matkę,
tak jak to robiła będąc jeszcze dzieckiem.

- Pomóż mi, mamo, pomóż mi - błagała. - Poradź mi, co

robić? A jeśli Axel wyjechał z Paryża... i nie jestem mu już...
potrzebna?

Nie mogła uwierzyć, że miłość do hrabiego miałaby

pozostać tylko chwilą uniesienia, a on mógłby o niej
zapomnieć. Słyszała przecież szczerość w jego głosie, gdy
mówił, że ją kocha. Widziała Wyraz jego oczu i trudno było
jej uwierzyć, by jakiś mężczyzna, nawet gdyby był
najlepszym aktorem, potrafił udawać z takim przekonaniem.

- Kocham go! - szepnęła do siebie.
Jej ciało wyrywało się ku niemu, a ona wołała, że jest w

niebezpieczeństwie, błagała, by przyszedł i jej pomógł. Była
już tak zdesperowana, że gdy o czwartej po południu księżna
położyła się w swojej sypialni, zeszła do holu i zapytała
lokaja, czy nie widział hrabiego. Udała, że ma mu przekazać
wiadomość od księżnej. Lokaj jednak tylko pokręcił głową.

background image

- Monsieur nie pojawił się dzisiaj - odparł. - Może

zainteresował go ktoś ładniejszy, chociaż trzeba przyznać, że
trudno byłoby znaleźć kogoś piękniejszego od księżnej.

Powiedział to z poufałością, tak jak służący mówi do

służącego, a gdy Vernita odwróciła się zrozpaczona, dodał
jeszcze:

- Może wyjdziesz ze mną dziś wieczorem. Zabawimy się.
- Dziękuję, ale mam zbyt dużo pracy - wykręciła się i

wbiegła po schodach, myśląc, że lokaj z pewnością by się
zdziwił, gdyby wiedział, kto oprócz niego zaprosił ją na
dzisiejszy wieczór.

Weszła do swojego pokoju i usiadła, zastanawiając się, co

ma dalej robić. Czas płynął. Jeżeli hrabia nie przyjedzie, sama
będzie musiała podjąć decyzję przed dziewiątą wieczorem.
Drzwi otworzyły się, weszła jedna z pokojówek. Niosła
przerzucony przez rękę ciemnoniebieski aksamitny płaszcz.
Podała go Vernicie.

- Bądź tak dobra i napraw go - poprosiła. - Odwiesiłam go

na zimę, myśląc że nie będzie już potrzebny, ale księżna
kazała mi go przynieść.

- Czy Jej Książęca Wysokość zamierza włożyć go dziś

wieczorem? - zapytała Vernita.

Pokojówka kiwnęła głową.
- Zrobiło się zimno, a ponieważ ona zawsze chodzi

prawie naga, ciągle jej się zdaje, że za chwilę się przeziębi.

W głosie pokojówki nie było ani źdźbła szacunku, a

wychodząc z pokoju dodała jeszcze:

- Pospiesz się! Ona myśli, że poszłam po niego do

garderoby, a gdy się zorientuje, że odwiesiłam go nie
naprawiwszy pierwej, dopiero pokaże mi gdzie raki zimują.

To prawda, pomyślała Vernita. Księżna przy całej swojej

próżności była niezwykle wymagająca, jeśli chodziło o stroje i
wygląd domu. Choć była bardzo leniwa, w każdy poniedziałek

background image

dokonywała inspekcji domu sprawdzając porządek we
wszystkich

miejscach.

Wszelkie

oznaki

niechlujstwa

doprowadzały ją do wściekłości, którą wyładowywała na
odpowiedzialnych za to służących, oni zaś drżeli przed nią ze
strachu.

Vernita położyła na kolanach płaszcz podszyty atłasem i

wykończony śnieżnobiałym gronostajem, szybko przyszyła
rozluźnioną sprzączkę, a po chwili wybiegła na schody
kierując się w stronę sypialni księżnej. Zbliżając się do drzwi
dostrzegła ku swemu zdziwieniu sylwetkę wchodzącego tam
mężczyzny. Rzuciła na niego tylko przelotne spojrzenie, ale
serce jej zabiło mocniej w nadziei, że to może być hrabia.

Jest tutaj - nareszcie przyszedł! Teraz musi tylko znaleźć

stosowną chwilę, aby powiedzieć mu, co się wydarzyło, i
zapytać; co powinna w takiej sytuacji uczynić. Podeszła bliżej
i już uniosła dłoń, by zapukać, gdy usłyszała okrzyk księżnej:

- Napoleon! Nie spodziewałam się ciebie o tej porze!
- Muszę z tobą porozmawiać. Nastała chwila ciszy.

Pewnie w tym czasie, pomyślała Vernita, pokojówki opuściły
sypialnię i wyszły do sąsiedniego pokoju.

- Co się stało? Czy coś złego? - zapytała Paulina.
- Otrzymałem właśnie raport od Fouchego na temat

twojego szwedzkiego hrabiego i przyszedłem natychmiast,
aby z tobą porozmawiać.

- Raport od Fouchego?! - krzyknęła księżna gniewnie. -

Nie chcesz chyba powiedzieć, że kazałeś temu wstrętnemu
kąśliwemu szczurowi śledzić mnie? Nienawidzę go!
Gdziekolwiek się pojawi, sieje zamęt.

- Wiem o tym doskonale - odparł Napoleon - ale potrafi

też dotrzeć do najbardziej nieprawdopodobnych miejsc.

Dziwny ton głosu Napoleona sprawił, że siostra

zastanowiła się.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała,

background image

- Fouche sądzi - mówił powoli cesarz - chociaż nie jest

jeszcze całkowicie pewien, że ten człowiek, który podaje się
za hrabiego Axela de Storvik, jest szpiegiem na usługach
Anglii.

- To niemożliwe! - krzyknęła Paulina. - Skąd on może to

wiedzieć? Dlaczego wymyśla takie rzeczy?

- Szwedzki ambasador ręczy za jego bona fides (Bona

fides (łac.) - uczciwe zamiary (przyp. tłum.).), ale w
ambasadzie Szwecji jest pewien urzędnik, który, ma zupełnie
inne zdanie na jego temat.

- Urzędnik? - rzekła z pogardą Paulina - co urzędnik może

o nim wiedzieć?

Cesarz przemierzał pokój tam i z powrotem.
- Fouche zajął się nim. W każdym razie podczas

przesłuchania na policji powiedział, że dwa - czasem trzy razy
na tydzień hrabia wysyła z Paryża kurierów.

- Dokąd?
- Do Szwecji - odparł cesarz - ale informator podejrzewa,

że to tylko dla zmylenia śladów, a informacje są przesyłane
dalej do naszych wrogów.

- Jeśli chcesz wiedzieć, co o tym myślę, to powiem ci, że

to jakieś fantazje! - stwierdziła niegrzecznie Paulina. - Nie
mogę sobie wyobrazić Axela w roli szpiega. Poza tym on jest
Szwedem, a wiesz równie dobrze jak ja, że Szwecja jest
krajem neutralnym.

- Nie mam co do tego całkowitej pewności - odparł

cesarz. - Dotarły do mnie informacje, choć jeszcze nie
potwierdzone, że Szwedzi podpisali jakiś układ z Anglią.

- To absurdalne! - znowu krzyknęła Paulina. - Jeżeli Axel

jest wrogiem, dlaczego miałby sprzedawać ci broń, którą
przecież na pewno byś użył przeciwko Anglii? A może nawet
i przeciwko Szwecji.

background image

- To oczywiście przemawia na jego korzyść - przyznał

cesarz - ale mówiąc szczerze, Paulino, nie podoba mi się to, co
usłyszałem!

- Mnie się nigdy nie podoba to, co słyszę od Fouchego! -

stwierdziła księżna rozdrażniona.

- To, co tamten człowiek powiedział mu! o kurierach, jest

absolutną prawdą, poza tym Fouche jest przekonany, że
powiedziałby więcej, gdyby mu więcej zapłacić albo bardziej
zagrozić.

- Nie uwierzę w ani jedno twoje słowo, dopóki nie

zdobędziesz dowodów - oświadczyła Paulina.

- Wieczorem otrzymamy potwierdzenie tych informacji -

odparł cesarz. - Urzędnik szwedzki jest w tej chwili
przesłuchiwany przez tajną policję, a Fouche poszedł do
ministerstwa, aby dowiedzieć się, czy są jakieś nowe
informacje.

- Więc poczekajmy, dopóki się wszystko nie wyjaśni.
- Nie poczynię, oczywiście, żadnych kroków, dopóki

ponownie nie skontaktuję się Fouchem - zdecydował cesarz. -
Ale ty, moja droga, na razie nie możesz się z nim widywać.

- Ale dlaczego? - zapytała księżna niepocieszona.
- To chyba oczywiste - wyjaśnił Napoleon. - Wiesz

równie dobrze jak ja, że jeżeli okaże się on szpiegiem, to
niezależnie od tego jak byśmy się starali zatuszować tę
sprawę, dowie się o tym cały Paryż, a jeżeli jego nazwisko
skojarzą z twoim, będzie prawdziwy skandal.

Westchnął, po czym dodał:
- To niesłychane, Paulino, jak to się dzieje, że cokolwiek

byś zrobiła, zawsze doprowadzasz do sytuacji, których ja tak
staram się unikać - spekulacji i plotek na temat rodziny.

- Jeżeli wysyłasz Fouchego, by myszkował w ściekach,

nie możesz chyba oczekiwać, że przyniesie ci coś innego niż
brudy!

background image

- Najwyraźniej nie doceniasz powagi sytuacji - rzekł

Napoleon ostro. - Ten człowiek, de Storvik, prowadził
rozmowy o strategii wojskowej z wieloma moimi generałami.
A dzisiaj nawet ja sam go wysłałem na spotkanie z generałem
Berthierem.

Mówił dalej poirytowanym głosem:
- Berthier podobnie jak Ney jest dyskretny, ale Bóg raczy

wiedzieć, co mu powiedział Junot przed swoim wyjazdem do
Portugalii.

- Więc sadzisz, że wszelkie informacje, które od nich

uzyskał, wysyłał do Szwecji?

- Mogę mieć tylko nadzieję, że to jedyne miejsce, do

którego je przekazywał.

- Jeżeli chodzi o mnie, to ta cała intryga istnieje tylko w

wyobraźni Fouchego - oświadczyła Paulina. - Chciałeś, by
znalazł coś niemiłego, no to znalazł. Straciłby reputację,
gdyby zrobił inaczej.

- Pozostaje nam tylko czekać, co z tego wyniknie -

podsumował Napoleon. - Dla ciebie Paulino, oznacza to, że
nie możesz się z nim ani spotkać, ani komunikować, a przede
wszystkim - on nie może wejść do tego domu! To rozkaz!

Paulina krzyknęła z nie ukrywaną wściekłością!
- Zdaje mi się, że sam to wszystko wymyśliłeś, aby

pozbawić mnie obecności jedynego człowieka, którego teraz
pragnę - jedynego człowieka, który potrafi mnie zabawić.

- W Paryżu jest mnóstwo innych mężczyzn.
- Ale nie ma mężczyzn tak atrakcyjnych jak, Axel!
- Jeżeli rzeczywiście jest szpiegiem - rzekł Napoleon - to

musisz zrozumieć, naiwne dziecko, że służysz mu tylko do
tego, aby za twoim pośrednictwem docierał do ludzi, od
których chce wyciągać potrzebne mu informacje.

Paulina nie odpowiadała, więc po chwili zapytał:

background image

- Kto przedstawił go Junotowi? Nastąpiła chwila

milczenia, wreszcie Paulina przyznała z niechęcią:

- Chyba ja. Nie pamiętam.
- Można się tylko domyślać, że Junot wysłał go z kolei do

Neya - zirytował się cesarz. - Łańcuch zdarzeń jest oczywisty,
a jeżeli mam być szczery, to muszę ci powiedzieć, że ten
człowiek,

którego

uważasz

za

tak

atrakcyjnego,

najprawdopodobniej skończy przed plutonem egzekucyjnym!
Paulina krzyknęła.

- Nie, nie! Nie pozwolę na to!
- Nie jesteś w stanie niczemu zapobiec - odparł Napoleon.

- A tymczasem, jeżeli nie chcesz, bym cię odesłał do męża do
Rzymu, nie wolno ci się komunikować z tym szwedzkim
filistrem ani nawet wymawiać publicznie jego nazwiska.

- Nienawidzę cię! - wrzasnęła Paulina. - Nigdy nie dajesz

mi się dobrze bawić, zawsze mnie tylko unieszczęśliwiasz!

Przez chwilę trwała cisza, potem cesarz powiedział z

goryczą:

- Przepraszam, Paulino.
Nie odpowiadała, więc po chwili dodał:
- Muszę już iść. Mam jeszcze audiencję przed obiadem.

Przyjdę wieczorem, ale już nie po to, by widzieć się z tobą.

- Dlaczego ty możesz mieć przyjemności, a ja nie? - żaliła

się księżna.

- Może wszystko okaże się tylko burzą w szklance wody -

odparł cesarz - ale szczerze mówiąc, nie mam na to wielkiej
nadziei.

Vernita stojąc za drzwiami słuchała wszystkiego z

zapartym tchem. Teraz, wiedząc, że cesarz za chwilę wyjdzie,
odwróciła się i pobiegła szybko schować się za schodami.
Usłyszała, jak drzwi najpierw się otworzyły, a potem
zamknęły.

background image

Cesarz przeszedł obok miejsca, gdzie się ukryła, a potem

jeszcze przez parę salonów i dotarł w końcu do głównych
schodów prowadzących do holu. Tam czekał na niego adiutant
i rząd zgiętych w ukłonie lokajów; przeszedł wzdłuż szeregu
służby i skierował się w stronę stojącego na dziedzińcu
powozu.

Poczekała jeszcze parę minut, aby mieć pewność, że nie

wróci, potem podeszła do drzwi księżnej i zapukała.
Otworzyła jedna z jej pokojówek.

- Przyniosłam płaszcz dla Jej Książęcej Wysokości.
- Możesz zabrać z powrotem - odpowiedziała służąca. -

Dziś wieczorem nie będzie potrzebny. Jej Książęca Wysokość
postanowiła włożyć inny strój.

Zatrzasnęła drzwi, nie zapraszając jej do środka. Vernita

pojęła, że jest wolna - będzie mogła ostrzec Axela i
powiedzieć, że musi natychmiast opuścić Paryż. Nie wątpiła
ani przez chwilę, że to, co powiedział Napoleon, było prawdą.
Teraz rozumiała, dlaczego hrabia mówił o konieczności
wyjechania w każdej chwili i że muszą o sobie zapomnieć.
Ale najważniejsze, że nie był jej wrogiem! Nie był
sprzymierzony z Francuzami - jak początkowo myślała -
przeciwko Anglii. To były wspaniałe wieści, czuła, że kocha
go jeszcze mocniej!

Ale rozumiała też, że był w śmiertelnym

niebezpieczeństwie i miał mało czasu na ucieczkę; podejrzenia
Fouchego mogą zostać w każdej chwili potwierdzone.

Pobiegła schodami na parter, a potem przez kilka salonów

na tył domu.

Weszła do sypialni paradnej, otworzyła jedno z dużych

francuskich okien i wyszła do ogrodu. Dalej biegła klucząc
między krzewami i zaroślami, aby nikt jej nie zobaczył z
okien domu, i dotarła do muru, w którym znajdowały się
drzwi wychodzące na Pola Elizejskie. To przez te drzwi,
przypomniała sobie, cesarz miał przyjść dziś wieczorem na

background image

spotkanie z nią. Na ulicy ostrożnie rozejrzała się w obie strony
obawiając się, że ktoś z hotelu de Charost mógłby ją
obserwować.

Tymczasem zaczęło padać i zrobiło się zimno. Dopiero w

tym momencie uświadomiła sobie, że niesie przewieszony
przez rękę należący do księżnej płaszcz z niebieskiego
aksamitu.

Pomyślała, że jeżeli go włoży, mniej będzie zwracała na

siebie uwagę niż ubrana tylko w cienką suknię, którą nosiła w
domu. Narzuciła płaszcz na ramiona, na głowę nasunęła
kaptur obszyty białymi gronostajami i pobiegła co sił w stronę
hotelu de Cleremont.

Co za szczęście, pomyślała, że wcześniej widziała już ten

hotel i wiedziała, jak do niego dotrzeć. Odsunięty nieco od
ulicy, z dużym dziedzińcem otoczonym metalowym
ogrodzeniem ze złotymi okuciami, miał bardzo okazałe
wejście. Ale teraz Vernita nie myślała o tym, starała się tylko
jak najmocniej stukać do drzwi błyszczącą srebrną kołatką.
Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, stanął w nich lokaj
ubrany w bordowo - złotą liberię Cleremontów i czekał, co
powie Vernita.

- Chcę się widzieć z hrabią Axelem de Storvik.
- Czy pan hrabia oczekuje pani, madame? - zapytał

głosem pełnym szacunku.

Na lokaju najwyraźniej zrobił wrażenie wytworny,

elegancki płaszcz obszyty gronostajami.

- Proszę powiedzieć panu hrabiemu, że mademoiselle

Bernier chce się z nim widzieć niezwłocznie.

Vernita biegła bardzo szybko, więc teraz mówiła

przerywanym głosem, ledwo łapiąc oddech. Lokaj domyślił
się, że miała pilną sprawę, zaprosił ją do środka i wskazał
drzwi do małego salonu. Był to elegancki pokój urządzony z
gustem jakże odmiennym od kwiecistego stylu salonów hotelu

background image

de Charost. Klasyczne siedemnasto- i osiemnastowieczne
meble pokrywały haftowane obicia, których barwy
wypłowiały z upływem czasu, a obrazy w złotych ramach
przedstawiały antenatów rodu Cleremontów, z których każdy
miał swój własny wkład w historię Francji.

Vernita nie miała czasu na oglądanie salonu. Myślała

jedynie o Axelu i jego bezpieczeństwie. Serce biło jej
gwałtownie w piersi, zaciskała drżące dłonie. Czas uciekał -
Fouche i tajna policja mogą przybyć tu w każdej chwili.
Wkrótce drzwi otworzyły się i stanął w nich hrabia. Na jego
twarzy widniało zdziwienie.

- Vernita! - krzyknął. - Co cię tu sprowadza? Co się stało?
Podbiegła do niego, rzuciła mu się w ramiona, a gdy ją

objął, zaczęła mówić szybko:

- Dowiedzieli się, że nie jesteś tym, za kogo się podajesz.

W każdej chwili... może tu przybyć policja... aby cię
aresztować. Musisz opuścić... Paryż. Musisz uciekać
natychmiast!

- Co to wszystko ma znaczyć? O czym ty mówisz?
- Podsłuchałam rozmowę cesarza z księżną. Cesarz

rozkazał, by szef policji Fouche zrobił dochodzenie w twojej
sprawie. Urzędnik ze szwedzkiej ambasady powiedział im, że
wysyłasz do Szwecji kurierów i ma ujawnić jeszcze więcej
informacji na twój temat.

Podczas gdy Vernita mówiła, hrabia cały czas wpatrywał

się w nią uważnie. Potem pochylił się i pocałował ją w czoło.

- Dziękuję ci, moja najdroższa!
Uwolnił ją z objęć, otworzył drzwi pokoju, z którego

przed chwilą wyszedł, i zwrócił się do lokaja:

- Wezwij natychmiast Henriego!
- Tak jest, panie hrabio. Hrabia zamknął drzwi.
- A więc muszę opuścić Paryż - rzekł. - Dziękuję, że

ocaliłaś mi życie.

background image

Vernita spojrzała na niego, potem powiedziała cicho:
- Zabierz mnie... proszę, ze sobą.
- To niemożliwe - odparł hrabia. - Być może uda mi się

uciec, lecz gdyby stało się inaczej - aresztowaliby nas oboje.
Nie mogę narażać cię na takie niebezpieczeństwo.

- Ty... nie wiesz wszystkiego. Ja... ja jestem... Angielką!
- Angielką?! - wykrzyknął hrabia.
- Gdy rozejm się skończył, byłam z rodzicami w Paryżu.

Musieliśmy się ukrywać.

- Żeby was nie aresztowali! - krzyknął hrabia. - Dlaczego

nie pomyślałem o tym wcześniej? Oczywiście, to wszystko
wyjaśnia!

- Więc.. mogę jechać... z tobą?
Wyglądało na to, że się jeszcze wahał, więc dodała:
- Musisz mnie zabrać! Cesarz kazał mi... spotkać się z

nim... dziś wieczorem w tej sypialni... w której nas wczoraj
zastałeś.

- Niech go diabli! - powiedział hrabia. - Tak, to

oczywiste, że musisz jechać ze mną!

Drzwi otworzyły się i wszedł do pokoju niski mężczyzna.
- Wzywał mnie pan, monsieur?
- Tak, Henri, musimy natychmiast wyjeżdżać! Psy gończe

depczą mi po piętach!

Vernita zauważyła, że wyraz twarzy mężczyzny nie

zmienił się, powiedział tylko:

- Wszystko gotowe, monsieur. Zniosę na dół bagaże.
- Dziękuję ci, Henri.
Służący wyszedł, a Vernita spojrzała na hrabiego

pytającym wzrokiem.

- Henri i ja spodziewaliśmy się tego w każdej chwili -

wyjaśnił. - Ale, moja droga, czy jesteś pewna, że z pełnym
zaufaniem możesz powierzyć mi siebie?

background image

- Wiem tylko, że wolałabym... umrzeć z tobą niż... żyć

bez ciebie.

Wyciągnął ramiona i Vernita jeszcze raz rzuciła mu się w

objęcia. Jego usta odnalazły jej wargi; całował powoli,
namiętnie i władczo. Po chwili wziął ją pod rękę i wyszli do
holu. Lokaj przyniósł mu pelerynę, kapelusz i rękawice do
powożenia. Hrabia ujął Vernitę za rękę jak dziecko i
poprowadził długim pasażem, na tyły domu, gdzie znajdowały
się stajnie.

Dwaj stajenni zaprzęgali już do powozu parę koni, trzeci

podnosił dach. Z tyłu lokaj pomagał Henriemu mocować
bagaże.

Hrabia pomógł Vernicie wsiąść do powozu i okrył kolana

pledem. Potem ujął wodze. Henri usadowił się na tylnym
siedzeniu i parę sekund później wyjeżdżali z dziedzińca w
wąską uliczkę prowadzącą na Pola Elizejskie. Wszystko
odbyło się tak szybko, że ledwo Vernita zdążyła odzyskać
oddech, a już jechali szeroką aleją w stronę Bois.

- Uda nam się uciec? - zapytała trochę zdenerwowana.
To były pierwsze słowa, jakie powiedziała od chwili

opuszczenia hotelu de Cleremont.

- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy! - obiecał hrabia.
Vernita aż krzyknęła ze zdziwienia.
- Mówisz po angielsku!
- Cóż w tym dziwnego - odparł - tak się składa, że to mój

ojczysty język.

Odwróciła się i wpatrywała w niego zdumiona.
- Jesteś Anglikiem?
- Naprawdę nazywam się Tregarron - wyjaśnił - lord

Tregarron. Ale nietrudno było mi udawać Szweda, ponieważ
moja babka pochodziła ze Szwecji, a rodzina Storvik to
naprawdę moi krewni,

background image

- Ale cesarz mówił, że ambasador szwedzki ręczył za

ciebie.

- Widocznie wziął mnie za mojego kuzyna, który również

ma na imię Axel, i jest tym prawdziwym hrabią Axelem de
Storvik. Jest tylko sześć lat starszy ode mnie.

- Jesteś naprawdę bardzo odważny! - wyznała Vernita z

błyszczącymi z zachwytu oczami. - Ani przez chwilę nie
pomyślałam, że jesteś Anglikiem, w przeciwnym razie
powiedziałabym ci, kim jestem.

- A ja, nie domyślając się, kim jesteś, okazałem

wyjątkowy brak sprytu - odparł Axel - mimo że praca, którą
wykonuję, nauczyła mnie być bardzo podejrzliwym w
stosunku do tych, którzy nie grają dobrze swoich ról. Ale
pewnie dlatego nie odgadłem prawdy, że tak doskonale
mówisz po francusku.

- Cieszę się, że doceniasz moją znajomość francuskiego -

odparła. - Nauczyłam się biegle posługiwać tym językiem
wtedy, gdy dużo czasu przebywałam w otoczeniu francuskiej
rodziny emigrantów, którym mama i papa ofiarowali gościnę
na czas rewolucji. W rodzinie tej było dwoje dzieci mniej
więcej w moim wieku, więc francuski stał się dla mnie tak
samo bliski jak język ojczysty.

- To wszystko wyjaśnia - odparł Axel - ale powinienem

był się domyślić, na przykład wtedy, gdy powiedziałaś, że
twój koń nazywał się Dragonfly.

Vernita roześmiała się.
- Powiedziałam to bez zastanowienia i natychmiast

zdałam sobie sprawę, że popełniłam gafę. Och, Axel, czy to
prawda, czy może tylko śnię, że jesteśmy razem i między
nami nie ma już żadnych tajemnic?

- To prawda - powiedział powoli Axel. - Ale, moja droga,

czy zdajesz sobie sprawę, co cię czeka, jeżeli nas złapią?

background image

Wprawdzie nie twierdzę, że cię zabiją, ale z pewnością wtrącą
do więzienia aż do samego końca wojny.

- Dopóki jestem z tobą, nie boję się. Odwrócił się i

uśmiechnął do niej. Po chwili zapytała:

- Może powinnam była wcześniej o to zapytać, ale

powiedz mi, dokąd jedziemy?

- Na południe - poinformował Axel. - Henri i ja dawno

już postanowiliśmy, że jeżeli będziemy musieli uciekać, nie
skierujemy się na północ, dokąd na pewno uda się policja i
wojsko oraz wszyscy, którzy będą chcieli nas złapać, lecz w
stronę Marsylii.

- Czy Henriemu możesz ufać? Czy możesz za niego

ręczyć? - zapytała Vernita.

- Ręczę za niego życiem, tak jak on ręczy swoim za mnie!
Przez chwilę przyglądał się przejeżdżającym powozom, a

po chwili wyjaśnił:

- Henri był stajennym u diuka de Trevise, spadkobiercy

jednego z najstarszych rodów Francji. Kiedyś zabił żołnierza,
który napastował jego siostrę. Uciekł z aresztu i w łodzi
przemytniczej przedostał się do Anglii.

- To bardzo odważnie z jego strony - oceniła Vernita

zafascynowana opowiadaniem.

- Niestety, przemytnicy okradli go ze wszystkiego, co

miał przy sobie. A potem złapano go, gdy kradł rzepę z pola w
moim majątku, bo od kilku dni nie miał nic w ustach.

- I ty udzieliłeś mu schronienia.
- Wziąłem go do siebie na służbę - ciągnął dalej Axel. -

Było to jeszcze w czasie rozejmu.

Wtedy właśnie odszedłem z armii, w której walczyłem

przez pięć lat. Ale podobnie jak inni Anglicy czułem, że to,
cośmy wtedy doświadczyli, było jedynie ciszą przed kolejną
burzą.

background image

- Papa wierzył, że wkrótce nastanie pokój - powiedziała

Vernita pełna zadumy.

- Wszyscy mieli taką nadzieję - odparł Axel - ale ja

wiedziałem, jak nienasycony jest Napoleon i że nie spocznie,
dopóki nie zawojuje całego świata.

- Czy sądzisz... że zdoła osiągnąć swój cel? - zapytała

bardzo cicho.

- Dopóki Anglia żyje, nigdy! Tego jestem absolutnie

pewien!

- Więc gdy wojna znów się zaczęła, zostałeś szpiegiem?
- Nie jest to dobre słowo - skrzywił się Axel - ale istotnie

tak się stało.

- Pomyślałeś pewnie, że łatwiej ci będzie zdobyć

niezbędne informacje, jeżeli pojedziesz do Francji pod
nazwiskiem swojego kuzyna.

- To był starannie obmyślony plan - wyjaśnił Axel. -

Omówiłem go z premierem i oczywiście z ministrem spraw
zagranicznych oraz wieloma dowódcami armii angielskiej,
którzy bardzo chcieli wiedzieć, jaką bronią dysponują
Francuzi.

- Więc cesarz miał rację! - krzyknęła cicho Vernita. -

Mówił księżnej, że marszałek Ney i generał Junot mogli ci
przekazać informacje o strategicznym znaczeniu, niezwykle
cenne dla wrogów Francji.

- Napoleon jest wyjątkowo przebiegły - stwierdził Axel. -

Było dokładnie tak, jak powiedział. Właśnie dlatego upierałem
się, abym mógł zabrać z Anglii projekty o wiele bardziej
nowoczesnych i bardziej mobilnych armat niż te, którymi
dysponuje w tej chwili Francja,

- Ale przecież mogą je sami zrobić.
- Mogą zrobić, ale to wymaga czasu. Tymczasem nasza

armia ma już sporo takich armat, a wkrótce będzie ich miała
znacznie więcej.

background image

Vernita klasnęła w dłonie.
- Wspaniale! Jakże wspaniale to obmyśliłeś! I chociaż

teraz musisz uciekać, to czego się dowiedziałeś dotychczas
może pomóc naszemu krajowi.

- Informacje, które przesłałem, mogą okazać się bardzo

cenne, jeżeli oczywiście tam dotrą.

- Sądzisz, że dotrą?
- Jestem ó tym przekonany. Moje raporty przewożą

kurierzy dyplomatyczni, a Szwecja oficjalnie jest krajem
neutralnym.

- Cesarz, zdaje się, wątpi w to.
- I ma rację. Powiem ci coś, co i tak wkrótce przestanie

być tajemnicą.

- Cóż to takiego?
- Trzeciego grudnia, następnego dnia po koronacji

Napoleona na cesarza, Anglia podpisała tajny układ ze
Szwecją zapewniając sobie za kwotę osiemdziesięciu tysięcy
funtów korzystanie z bałtyckiej wyspy Rugii i twierdzy w
Stralsund.

- Ale po co?
- Do stacjonowania angielskich i rosyjskich wojsk.
- Sądzisz więc, że może się to przyczynić do klęski

Napoleona?

- Sądzę, że może to być kolejnym gwoździem do jego

trumny.

Gdy skończył mówić, westchnął.
- Mamy jeszcze długą drogę przed sobą. Teraz Napoleon

panuje nad całym kontynentem i większość państw boi się mu
przeciwstawić w jakikolwiek sposób.

Vernita milczała myśląc o tym, jak bardzo pewny siebie

był cesarz i jak ubóstwiali go jego rodacy, którym podarował
olśniewające zwycięstwa i poczucie mocy, jakiego nie
doświadczyli od wielu pokoleń. Axel spojrzał na nią i rzekł:

background image

- Wyglądasz tak zamożnie i elegancko!
- Ten płaszcz, zdaje się... ukradłam.
- Niemniej, bardzo ci w nim do twarzy. Zarumieniła się,

widząc wyraz jego oczu. Potem, gdy popędził konie, znowu
się odezwała:

- Muszę ci powiedzieć, że nic nie zdążyłam zabrać, z

wyjątkiem tego, co mam na sobie.

- Kupimy wszystko, co ci będzie potrzebne.
- Musisz być oszczędny i nie wydawać za szybko

pieniędzy - ostrzegła Vernita, pamiętając, jak pieniądze jej
ojca topniały z dnia na dzień, a ona z matką stawały się coraz
biedniejsze.

Axel, jakby czytając w jej myślach, zaraz ją pocieszył:
- Nie martw się. Dzisiaj zatrzymamy się u mojego

przyjaciela, który pożyczy mi tyle pieniędzy, ile będzie nam
potrzeba do czasu dotarcia na statek, którym popłyniemy do
domu.

- Przyjaciela?
- Wicehrabia de Cleremont, u którego zatrzymałem się w

Paryżu, jest moim przyjacielem. Obecnie przebywa w jednym
ze swoich majątków pod Merlun, dokąd właśnie jedziemy.

- Czy wiedząc o tym, że ściga cię policja, starczy mu

odwagi, by nas ukrywać?

- Mój przyjaciel jest wyjątkowy. Na pewno ci się spodoba

- rzekł Axel. - Należy do jednego z tych starych francuskich
rodów, które nienawidzą Napoleona i pogardzają nim,
uważając go za parweniusza i Korsykanina, a nie Francuza!

Vernita roześmiała się.
- Dokładnie tak samo wyrażała się służba, mówiąc o

swojej pani.

- Arystokracja ancien regime'u ma w sobie wiele dumy.

Wicehrabia de Cleremont jest jednym z moich najbliższych

background image

przyjaciół - razem studiowaliśmy na uniwersytecie, często też
zatrzymywał się u mnie w Anglii.

- Więc po przyjeździe do Francji mogłeś mu zaufać.
- Podobnie jak kiedyś Henri w moje ręce, teraz ja z pełną

ufnością powierzyłem swój los w ręce przyjaciela.

- Boję się o ciebie.
- Jestem prawdziwym szczęściarzem, mając przy sobie

tyle osób, którym nie jest obojętny mój los - uśmiechnął się
Axel - a przede wszystkim, że mam ciebie, mój skarbie.

- Cały dzień się martwiłam i byłam taka nieszczęśliwa -

westchnęła Vernita. - Gdy wczoraj księżna powiedziała, że
cesarz wyznaczył mi] schadzkę o dziewiątej, byłam tak
przerażona... Myślałam tylko o tym, że koniecznie muszę ci to
powiedzieć i zapytać, jak mam postąpić.

- Dziś nie mogłem przyjść do hotelu.
- Teraz już wiem. Słyszałam, jak cesarz mówił do

księżnej, że wysłał cię do St. Cloud, abyś spotkał się z
generałem Berthier.

- Otrzymałem wiadomość w ostatniej chwili i nie miałem

możliwości zawiadomić cię, że o świcie wyjeżdżam - wyjaśnił
Axel - ale wie - działem, że księżna po południu jest
zaproszona na obiad, zamierzałem więc poczekać, aż wyjdzie
z domu, a potem przyjść zobaczyć się z tobą.

- Służba bardzo by się zdziwiła!
- Znalazłbym jakaś wymówkę - powiedział lekko Axel. -

Najważniejsze było to, żebyś się nie martwiła.

Przerwał na chwilę, po czym dodał:
- Zdawałem sobie sprawę z tego, jak musiałaś czuć się

wczoraj, gdy wszedłem do sypialni i zobaczyłem cię w
objęciach cesarza.

- Czy byłeś... zły? - zapytała Vernita cicho.

background image

- Byłem pewien, że to nie twoja wina - odparł Axel - a

Napoleon o mały włos uniknął pobicia przeze mnie; byłby
prawdopodobnie jedynym tak poniżonym cesarzem.

- Nie mógłbyś tego uczynić! - krzyknęła Vernita. - Bóg

jeden wie, co by się z tobą stało!

- Przemknęła mi taka myśl - odparł Axel - więc

pomyślałem sobie, moja najdroższa, że dla ciebie lepiej
będzie, jeżeli będę żywy a nie martwy lub wtrącony do
Bastylii.

- Byłam tak zaskoczona... Posłano mnie, abym przyniosła

kolczyk, który księżna zostawiła na stoliku... przy łóżku...

Mówiąc to przypomniała sobie, o czym wtedy myślała; o

swoich przypuszczeniach co do przyczyny pozostawienia
kolczyka w sypialni. Rumieniec oblał jej policzki, patrzyła
przed siebie nie widzącym wzrokiem, czując jak w jej piersi
wzbiera zazdrość. Axel przełożył lejce do prawej ręki, lewą
ujął dłoń Vernity i podniósł do ust. Była bez rękawiczek, jego
wargi mocno i namiętnie przywarły do jej delikatnej dłoni.

- Kocham cię! - powiedział z żarem. - Zapomnijmy o

przeszłości, zapomnijmy o wszystkim... los zrządził, że
jesteśmy razem właśnie tak jak pragnęliśmy.

Namiętność, z jaką wypowiedział te słowa, i dotyk jego

warg sprawiły, że jej ciało przeszył dreszcz. Przysunęła się
bliżej, spojrzała na Axela błyszczącymi oczami i szepnęła:

- Kocham cię... kocham cię tak bardzo... że nic na świecie

się nie liczy... tylko ty.

- Właśnie to pragnąłem usłyszeć. Uwolnił jej rękę, potem

dodał już innym tonem:

- Oboje musimy dobrze się zastanowić i starannie

zaplanować naszą przyszłość. Nie możemy też popełnić
najmniejszego błędu. Najdrobniejsze przejęzyczenie lub
nieostrożne postępowanie może spowodować, że stracimy
nasze szczęście i siebie nawzajem.

background image

- Tak, wiem - zgodziła się. - Och, Axel, pomóż mi być tak

mądrą jak ty, naucz mnie grać... swoją rolę tak dobrze, by nikt
się... nie domyślił.

Axel uśmiechnął się.
- Jestem przekonany, Vernito, że osiągniemy to co

zamierzamy, ponieważ jesteśmy tak sobie bliscy. Poza tym
mamy wszystko do zyskania - i równie wiele do stracenia.

Vernita położyła dłoń na jego ramieniu.
- Masz rację - powiedziała cicho. - Zwyciężymy -

ponieważ - wiem to na pewno - mama i papa pomogą nam.
Będę się modlić bezustannie dzień i noc, żebyśmy dojechali
bezpiecznie do Anglii.

- Do Anglii i do domu - dodał łagodnie Axel.
Spojrzeli na siebie. Pragnęli tego samego - być w domu

razem do końca życia.

background image

Rozdział 6
Powóz toczył się szybko. Jechali już przez jakiś czas i

teraz znajdowali się w lesistej okolicy daleko za rogatkami
Paryża. Vernita ciągle spoglądała do tyłu, aby zobaczyć, czy
nie jadą za nimi żołnierze albo konna policja. Chociaż Axel
zapewniał ją, że zarówno minister Fouche, jak i sam cesarz
będą myśleli, że pojechali na północ, nie mogła powstrzymać
lęku. Cały czas starała się przekonać samą siebie, że nie ma
powodu do obaw, chyba że Fouche był bardziej przebiegły niż
im się zdawało. Milczała przez pewien czas, po czym
zapytała:

- Czy, twój przyjaciel nie będzie bał się przyjąć nas w

swoim domu, jeżeli dowie się, o co podejrzewa cię cesarz?

Axel uśmiechnął się.
- Powiem ci w tajemnicy, że Etienne de Cleremont w

ciągu ostatnich dwóch lat udzielił schronienia wielu
uciekinierom, bo jest zaciekłym wrogiem obecnej władzy.

- Naraża się na ogromne niebezpieczeństwo - oceniła

Vernita.

Axel wzruszył ramionami.
- Napoleon zabiega obecnie o względy prawdziwej

francuskiej arystokracji i bardzo liczy na jej poparcie. Wie, że
dwory europejskie uważają go za parweniusza, a cesarz
Austrii, który jest głowa najstarszego europejskiego rodu
królewskiego, odrzucił jego ofertę przyjaźni.

- Twój przyjaciel zachowuje się bardzo odważnie

pomagając tym wszystkim, którzy próbują uciec z Francji -
stwierdziła Vernita. - Szkoda, że nie znałam go wtedy, gdy...
żyła mama.

- Również tego żałuję - odparł Axel - ale najważniejsze,

kochana, że ty jesteś bezpieczna.

- I ty - dodała Vernita łagodnie. Przyglądał się jej przez

chwilę z uśmiechem, a potem popędził konie, jakby uznał, że

background image

najważniejszą teraz sprawą jest szybkie dotarcie do domu
przyjaciela, gdzie będą już bezpieczni.

Gdy dojechali do rogatek Fontainbleu i zatrzymali się, by

zjeść skromny posiłek w mało uczęszczanej gospodzie,
Vernita zaniepokoiła się. Co innego, pomyślała, zaopiekować
się przyjacielem i zapewnić mu bezpieczeństwo, a co innego
przyjąć go z kobietą, która w takiej sytuacji może być tylko
ciężarem. Gdy w końcu skręcili w drogę wytyczoną szpalerem
lip, prowadzącą do szarego pałacyku z drewnianymi
okiennicami, było już późne popołudnie.

- To jeden z wiejskich majątków mojego przyjaciela -

powiedział Axel, gdy powóz podjechał półkolistą, wysypaną
żwirem drogą do drzwi wejściowych - na szczęście jeden z
mniej znanych. Jeżeli Fouche mnie szuka, prawdopodobnie
uda się do zamku w dolinie Loary, rodowej rezydencji rodziny
Cleremontów.

Zatrzymali się przed wejściem. Ze stajni natychmiast

wybiegli stajenni chwytając konie za uzdy, a nim zdążyli
wysiąść z powozu, drzwi wejściowe otworzyły się i na ich
powitanie wyszła służba.

- Bonjour, Jacques! - zwrócił się Axel do starszego

służącego. - Czy pan wicehrabia jest w domu?

- Oui, panie hrabio - potwierdził służący - proszę państwa

za mną,

Poprowadził ich przez hol i otworzył drzwi do salonu, z

oknami wychodzącymi na ogród. Gdy służący zaanonsował:
„Pan hrabia Axel de Storvik", z kanapy podnieśli się
gwałtownie wicehrabia Cleremont z żoną.

- Axel! - krzyknął wicehrabia. - Co cię tu sprowadza? Co

się stało?

- Sądzę, że znasz odpowiedź na to pytanie. Axel przeszedł

przez pokój, ujął wyciągniętą dłoń wicehrabiny i podniósł do
ust.

background image

- Miło mi cię widzieć, Marie - Claire - rzekł - mimo że nie

są to najbardziej sprzyjające okoliczności.

Para ciemnych oczu spojrzała na niego z lękiem.
- Odkryli, kim jesteś? - zapytała.
- Na razie nie jest jeszcze tak źle - odparł Axel. - Ale

zaczynają mieć wątpliwości co do mojej wiarygodności.

Mówiąc to, odwrócił się do Vernity stojącej nieco z tyłu.
- Chciałbym przedstawić pannę Vernitę Waltham -

powiedział. - Przez dwa lata ukrywała się wraz z rodziną na
paryskim poddaszu w obawie przed internowaniem.

Wicehrabina krzyknęła cicho i wyciągnęła ręce do

Vernity.

- Biedne dziecko! - powiedziała. - To musiało być

okropne! Jak to dobrze, że Axel cię znalazł.

- Odnaleźliśmy się - sprostował i ciągnął dalej. - Teraz

więc, jak widzisz, mam aż dwa po - wody, by uciekać przed
psami gończymi naczelnika Fouche.

- Czy sądzisz, że mogą cię tu szukać? - do - pytywał

wicehrabia.

- Mam nadzieję, że nie - odparł Axel. - Wyjeżdżając

zostawiłem list, w którym informuję, że musiałem wyjechać
do Szwecji w pilnych sprawach. I choć nie kierowałem go
wprost do nich, zadbałem o to, by go znaleźli.

- Nie wiem tylko, czy to wystarczy - wtrącił wicehrabia.
- Poza tym Henri powiedział stajennym, że udajemy się

na północ.

- Cóż, to powinno zmylić Fouchego, w każdym razie na

jakiś czas - zauważył wicehrabia - ale czy można być tego
pewnym?

- Domyślam się, że panna Waltham chętnie poszłaby na

górę umyć się po podróży - wtrąciła jego żona. - Kiedy
ostatnio jedliście?

background image

- Zdaje się, że dość dawno - przyznał Axel. - A ponieważ

bardzo się spieszyliśmy, nie był to zbyt treściwy posiłek.

- Więc musicie teraz zjeść porządny obiad - zdecydowała

z uśmiechem wicehrabina.

- Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałbym cię prosić -

zwrócił się Axel do swojego przyjaciela.

- Cóż to takiego?
- Czy mógłbyś nam zorganizować ślub - mnie i Vernicie?
Prośbą tą Axel zaskoczył nie tylko swojego przyjaciela,

ale również Vernitę. Gdy jednak spojrzenia ich się spotkały,
widać było, że pragnęli tego oboje. Kochali się, więc ślub był
czymś nieuniknionym.

- Ślub?! - krzyknął wicehrabia. - Ależ oczywiście, że

mógłbym! Stary poczciwy ojciec Gerard nadal mieszka na
wsi, mimo że nie wykonuje już obowiązków duchownego.
Możemy powierzyć mu nasze najtajniejsze sekrety i nigdy nas
nie zdradzi. Poślę po niego niezwłocznie.

W Charakterystyczny dla siebie sposób, domyśliła się

Vernita, wicehrabia nie skomentował decyzji przyjaciela, od
razu ją zaakceptował i natychmiast poczynił kroki, by spełnić
jego życzenie.

- Nie chcielibyśmy... abyście ryzykowali... z naszego

powodu... - powiedziała Vernita z wahaniem i wsunęła rękę w
dłoń Axela.

Zacisnął palce na jej dłoni. Była pewna, że zawsze stanie

w jej obronie. Wkrótce będzie należała do niego i tylko to się
liczy. Jeżeli nawet wtrącą ich do więzienia, będą tam razem.

- Wszystko zorganizuję tak, jak sobie życzysz, drogi

Axelu - obiecał przyjaciel - ale ceremonia musi odbyć się
późnym wieczorem, gdy służba uda się już na spoczynek.
Wprawdzie mamy do nich zaufanie, ale jak wiesz, im mniej
osób się o tym dowie, tym lepiej.

- Oczywiście, masz słuszność - zgodził się Axel.

background image

Wicehrabina ujęła Vernitę pod rękę i pociągnęła ją w

stronę drzwi.

- To takie fascynujące! - mówiła podniecona. - Musimy

zrobić wszystko, żebyś wyglądała pięknie. Axel zasługuje na
to - jest naszym najlepszym i najdroższym przyjacielem.

- Ale... ja nie mam nic... z wyjątkiem tego co... na sobie -

odparła Vernita. - Wtedy, gdy podsłuchałam rozmowę cesarza
z księżną Pauliną, pobiegłam prosto do domu Axela na Polach
Elizejskich, tam gdzie się zatrzymał.

- Podsłuchałaś, co mówił cesarz?! - krzyknęła

wicehrabina. - Byłaś w hotelu de Charost? Opowiedz mi
wszystko! Od samego początku.

Gdy wchodziły po schodach, Vernita zaczęła opowiadać o

swoim pobycie w hotelu de Charost. Wkrótce dotarły do
pięknie urządzonej sypialni na piętrze, w której stało łoże
udrapowane białym muślinem. Pokój wyglądał tak świeżo i
wdzięcznie, jak kwiaty wiosenne w ogrodzie na zewnątrz.
Krzyknęła z zachwytu:

- Co za piękny pokój! Jakiż to piękny dom!
- Po latach spędzonych na poddaszu, chyba każde miejsce

wyda ci się ładne - stwierdziła z życzliwością wicehrabina. -
Teraz musimy pomyśleć o jakimś ładnym stroju na ślub. Masz
przepiękny płaszcz.

- Nie jest mój! Należy do księżnej Pauliny - wyjaśniła

Vernita. - Biegnąc na Pola Elizejskie miałam go przy sobie, o
czym zupełnie zapomniałam, a potem zaczęło padać i
włożyłam go.

- Bardzo ci w nim do twarzy - pochwaliła wicehrabina -

ale do ślubu musisz pójść w czymś białym. Na szczęście
właśnie sobie przypomniałam, że mamy tu welon należący do
rodu Cleremontów. W zeszłym miesiącu pożyczyła go moja
siostra i jeszcze nie zwróciła do zamku.

background image

- Welon! - krzyknęła Vernita z błyszczącymi radością

oczami.

Chciała wyglądać pięknie i podobać się Axelowi. Widział

ją tylko w prostej czarnej sukience, którą pożyczyła od Louise,
i później podczas obiadu w tej fioletowej, która należała
właściwie do matki.

Na całym świecie nie ma chyba kobiety, pomyślała, która

nie pragnęłaby włożyć białej sukni na swój ślub. Chociaż
próbowała protestować i prosić wicehrabinę, by nie robiła
sobie żadnych kłopotów, mówiła to bez przekonania,
ponieważ tak naprawdę interesowało ją jedynie to, aby być
taką narzeczoną, jakiej pragnął Axel.

Wicehrabina zarządziła kąpiel. W czasie kąpieli Vernita

czuła, jak ciepła woda zmywa z niej nie tylko kurz podróży,
ale również nie opuszczające jej od chwili wyjazdu z Paryża
napięcie. Gdy wytarła się i włożyła bieliznę, do sypialni
weszła wicehrabina niosąc białą suknię wieczorową. Była
bardzo delikatna, ozdobiona na dole i przy dekolcie
koronkową falbanką.

- Jest wprawdzie bardzo prosta - rzekła wicehrabina - ale

chyba ci się spodoba.

- Jest przepiękna! - krzyknęła z zachwytem Vernita.
Suknie, które nosiła przez ostatnie dwa lata, były

przeważnie stare i chociaż tylko kobieta mogła to dostrzec,
różniły się wyglądem od obecnie noszonych, gdyż moda i
wykończenie sukien bardzo zmieniły się od 1803 roku.

Gdy Vernita włożyła suknię, wicehrabina aż krzyknęła z

zachwytu.

- Jest tylko trochę za luźna w talii - oceniła - dlatego, że

jesteś taka szczupła.

Mówiąc to, spojrzała na Vernitę i dodała łagodnie:
- Domyślam się dlaczego i przykro mi z tego powodu.

Świadomość, że nie możesz kupić matce wszystkiego, czego

background image

jej było potrzeba, musiała być naprawdę okropnym
przeżyciem.

- Tak bym chciała, żeby mama była tu dzisiaj -

westchnęła Vernita. - Byłaby szczęśliwa, że spotkałam kogoś
tak niezwykłego jak Axel.

- Sądzę, że każda matka byłaby szczęśliwa wiedząc, iż jej

córka wychodzi za mąż za tak wspaniałego człowieka -
zgodziła się wicehrabina. - Mój mąż zna Axela dłużej niż ja,
ale oboje uważamy, że jest człowiekiem wyjątkowym, o
szlachetnym charakterze.

- I bardzo odważnym - dodała Vernita.
- To rozumie się samo przez się - przyznała hrabina - ale

wiedz, że chociaż odwaga mężczyzn jest powodem do dumy,
rani też serca.

Powiedziała to z lekkim drżeniem w głosie.
Vernita pomyślała, że pewnie często niepokoiła się o

swego męża.

- Czy nie jesteśmy zbyt samolubni narzucając wam swoje

towarzystwo, które na dodatek może przysporzyć wam wiele
kłopotów? - zapytała Vernita.

Hrabina uśmiechnęła się.
- Czy sądzisz, że dla Etienne'a jest to kłopot? Pomógł już

tak wielu uciekinierom. Mimo że nie chciałabym, aby się
zmienił, boję się jednak, że któregoś dnia posunie się za
daleko i w końcu albo wtrącą go do więzienia, albo skończy
na gilotynie!

- Wstyd mi, że prosimy o tak wiele - wyznała Vernita ze

skruchą w głosie.

Hrabina wykonała lekki ruch ręką.
- To po co są w takim razie przyjaciele? - zapytała. -

Bardzo pragniemy wam pomóc. Wstyd nam, że Francja
dostarcza tylu cierpień i tylu niepotrzebnych śmierci, jak
Europa długa i szeroka.

background image

Westchnęła głęboko.
- Może któregoś dnia nastanie wreszcie pokój - jestem

jednak przekonana, że nie nastąpi on za życia Napoleona.

Potem szybko zmieniając nastrój rzekła:
- Ale lepiej nie mówmy o niczym, co mogłoby zmącić

radość w dniu twojego ślubu.

- To bardzo dziwny ślub - uśmiechnęła się Vernita. - Do

tej pory nawet o nim nie rozmawialiśmy z Axelem.

- Ale wiecie, że jesteście sobie przeznaczeni -

powiedziała łagodnie wicehrabina.

- Chyba wiedzieliśmy o tym od pierwszej chwili

spotkania.

Wicehrabim wezwała pokojówkę i kazała jej zebrać

suknię w talii tak, aby była dobrze dopasowana i podkreślała
smukłą sylwetkę Vernity. W obecności służącej nie
rozmawiały o mającym się odbyć ślubie. Dopiero gdy Vernita
była już gotowa i schodziły na dół, hrabina powiedziała:

- Po obiedzie wrócimy na górę włożyć welon i

brylantowy diadem, który będzie przytrzymywał go na głowie.

- Doprawdy jest pani taka wspaniałomyślna. Pokojówka

ułożyła jej włosy w modną fryzurę i Vernita była pewna, że
Axel nie powstydzi się jej przed przyjaciółmi.

Wicehrabina nie była piękna, lecz miała miłą twarz i

ciemne wyraziste oczy, a jej kruczoczarne włosy połyskiwały
granatowymi refleksami. Ubierała się elegancko i poruszała z
wdziękiem, który podkreślał dumną sylwetkę i wytworne
maniery.

W salonie czekali na nie dwaj dżentelmeni. Gdy Vernita

weszła do pokoju, pomyślała, że trudno byłoby znaleźć
gdziekolwiek na świecie dwóch mężczyzn wyglądających tak
dystyngowanie i godnie. Podchodząc do Axela wpatrywała się
uważnie w jego twarz, aby dostrzec, czy jest zadowolony z jej
wyglądu. Żadna kobieta nie pomyliłaby się uznając, że błysk

background image

w oczach i uśmiech na ustach hrabiego są oznakami zachwytu.
Podeszła bliżej, a on wziął ją za rękę.

- Mam nadzieję, że pochwalasz wygląd swojej przyszłej

żony - rzekła wicehrabina. - Później będzie jeszcze bardziej
przypominała narzeczoną, to znaczy jeżeli Etienne wszystko
zorganizował.

- Ojciec Gerard przyjedzie o dziewiątej trzydzieści - rzeki

wicehrabia. - Posłałem po niego powóz.

Vernita czułą, jak palce Axela zaciskają się na jej dłoni.

Dawał w ten sposób do zrozumienia, że nie może się
doczekać, kiedy zostanie jego żoną. Czuła, jak sama drży na tę
myśl. Potem wicehrabia nalał szampana, a jego żona
podniosła kieliszek w górę.

- Za pannę młodą i pana młodego!
Axel uśmiechnął się, Vernita oblała się rumieńcem.
Wicehrabia zwrócił się do Axela:
- Zawsze ostrzegałem cię, że któregoś dnia zakochasz się,

a ty utrzymywałeś wciąż, że zostaniesz kawalerem.

- Tryb życia, jaki wiodłem, nie dopuszczał innej

możliwości - odparł Axel - ale gdy spotkałem Vernitę,
wiedziałem, że moje tułacze dni dobiegły końca.

Przyjaciel spojrzał na niego zaskoczony.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Jeżeli Bóg pozwoli wrócić nam bezpiecznie do domu -

odparł Axel - zamierzam osiąść w swoim majątku, zająć się
polityką i uczestniczyć w posiedzeniach Izby Lordów.

Vernita zacisnęła palce na jego dłoni.
- Tak się cieszę, tak się cieszę - powiedziała. - Gdybyś

wyjeżdżał... chyba bym tego nie zniosła. .. ciągle bym się bała
o twoje bezpieczeństwo... i zastanawiała, czy wrócisz do mnie.

- Wiem, że właśnie tak by było - powiedział Axel cicho.

Potem dodał, puszczając oko: - Żeniąc się, każdy musi się

background image

czegoś wyrzec. Ja wyrzeknę się podkładania głowy pod
stryczek, czy też mówiąc inaczej pod gilotynę.

Wicehrabina wydała lekki okrzyk przerażenia: - Nie

wolno ci mówić takich rzeczy!

- Wybacz mi, Marie - Claire - przeprosił Axel. - Nie

powinienem był przyprawiać cię o „gęsią skórkę", jak
mawiała moja niania.

Wicehrabia roześmiał się.
- Mnie mówiła dokładnie to samo, ale nie bez powodu:

wtedy wszyscy byliśmy wciągnięci w wydarzenia rewolucji.

- To mi przypomniało - wtrąciła jego żona - że nasza

kaplica jest jeszcze w nie najlepszym stanie. Była bardzo
zniszczona w czasie rewolucji. Dom już naprawiliśmy, ale nie
mieliśmy dość czasu, by wyremontować kaplicę. Od 1802
roku, kiedy to Napoleon zezwolił na ponowne otwarcie
kościołów, minęły zaledwie trzy lata.

- Gdy pomyślę o zamkniętych kościołach i tak niewielu

księżach, zdumiewa mnie, że jesteś w stanie zorganizować
nasz ślub - dziwił się Axel.

- Miałeś rację, myśląc, że może to stanowić problem -

zgodził się wicehrabia, - Wyobraź sobie, że gdy Napoleon
zgodził się na otwarcie kościołów, trzeba było znaleźć aż
sześćdziesięciu biskupów!

- A niektórzy z nich, należy to jasno powiedzieć, zupełnie

nie nadają się do tej roli! - dodała jego żona.

- Cóż, przynajmniej ludzie mogą chodzić do kościoła,

jeżeli mają takie życzenie - stwierdził Axel.

- To prawda - przyznała wicehrabina. - Czy wiesz, że

jedna staruszka ze wsi wyrażając wdzięczność powiedziała:
„Cesarz musi być dobrym człowiekiem, bo zwrócił nam
święta".

Podano do stołu. W obecności służby nie rozmawiali o

bieżących sprawach. Panowie cały czas żartowali

background image

przypominając sobie młodzieńcze czasy, a Vernita z
wicehrabiną zaśmiewały się do łez. Dopiero po obiedzie, gdy
mężczyźni skierowali się do salonu, hrabina pociągnęła
Vernitę do sypialni.

- Teraz będzie jadła służba - poinformowała - więc nikt

nie zobaczy, jak wkładasz welon. Potem wszyscy udadzą się
na spoczynek i pozostanie tylko stary Jacques, który
opiekował się moim mężem, kiedy jeszcze Etienne był małym
chłopcem. Zna wszystkie nasze tajemnice.

Posadziła Vernitę na taborecie przed toaletką i wyjęła z

pudła welon z koronki brukselskiej tak piękny, że wykonały
go chyba czarodziejskie palce. Potem przykryła nim głowę i
twarz Vernity wkładając na wierzch brylantowy diadem. Był
przepiękny, w kształcie wieńca kwiatów, których giętkie listki
połyskiwały przy najmniejszym ruchu, sprawiając wrażenie,
jakby był zrobiony z żywych kwiatów.

- Wyglądasz przepięknie! - oceniła wicehrabina. - Teraz

musimy zejść na dół - ojciec Gerard przyjechał już parę minut
temu.

Vernita poczuła się zakłopotana. Welon przykrywał jej

twarz i wydawało się, że oddziela ją od reszty świata.
Zupełnie nieoczekiwanie pomyślała, jakie to wszystko
dziwne. Właśnie ma wyjść za człowieka, którego pierwszy raz
zobaczyła zaledwie parę dni temu. Prawie go nie znała, lecz
jej serce mu zaufało, a dusza podpowiadała, że takie jest jej
przeznaczenie.

Wszystko wydawało się tak nierealne, szczególnie po

ostatnich dwóch latach spędzonych na poddaszu, gdzie oprócz
matki, rodziny Danjou i paru sklepikarzy, nie miała nawet z
kim porozmawiać. I nagle zupełnie niespodziewanie, jakby
słońce wyszło zza chmur, odmieniło się jej życie. Nawet
gdyby los zrządził, że krótko będzie żoną Axela, i tak będzie z

background image

głęboką pokorą dziękować za to Bogu, który okazał się dla
niej bardzo łaskawy.

Zeszła na dół. W holu czekał na nią wicehrabia. Trzymał

w dłoni mały bukiet białych kwiatów, który wręczył Vernicie.
Jego żony nie było. Vernita pomyślała, że pewnie poszła do
kaplicy. Wicehrabia podał jej ramię i poprowadził długim
korytarzem do starej kaplicy, która rzeczywiście była bardzo
zniszczona i pilnie wymagała remontu. Okna bez szyb zabito
deskami, a dokoła stały posągi świętych z utrąconymi
głowami. Na przystrojonym kwiatami ołtarzu paliło się sześć
świec.

Kaplica była cicha i pusta. Vernita, trzymając pod ramię

wicehrabiego, przeszła między ławkami do miejsca, gdzie
czekał Axel. Zbliżając się miała wrażenie, że szukali się całą
wieczność, aby wreszcie się odnaleźć. Nic nie byłoby w stanie
ich powstrzymać przed tym, by należeli do siebie, ponieważ
tak naprawdę stanowili jedną istotę, kiedyś rozdzieloną, a
teraz dzięki łaskawości Bożej połączoną znów razem.

Podeszła do Axela i spojrzała na niego; wyraz jego twarzy

mówił wszystko, co chciała wiedzieć. Cynizm i surowe
spojrzenie zniknęły; teraz był tylko zakochanym mężczyzną
który znalazł to, czego szukał i pragnął od dawna.

Ksiądz był bardzo stary. Wygłosił piękne kazanie, a jego

słowa przepełnione były płynącą z serca serdecznością Vernita
nie była katoliczką, choć w Paryżu każdej niedzieli chodziła z
matką do kościoła katolickiego, aby nie wzbudzić podejrzeń
rodziny Danjou co do ich pochodzenia. Nauczyła się mszy w
języku łacińskim i nawet bardzo je polubiła.

- Bóg usłyszy nasze modlitwy - - powiedziała do siebie -

niezależnie bowiem od obrządku, do jakiego należy kościół,
jest to przecież dom Boży.

Nie mogło być nic bardziej wzruszającego i świętego niż

przysięga, którą teraz składali sobie z Axelem. Gdy w końcu

background image

uklękli, aby otrzymać błogosławieństwo, miała wrażenie,
jakby w kościele oprócz nich byli jej matka i ojciec oraz ci,
którzy kochali Axela w dzieciństwie, a może też ich
przodkowie z tamtego świata, którzy przyszli połączyć swą
miłość z miłością teraz przez nich odczuwaną.

Gdy wstali z kolan, Axel odsunął welon z twarzy Vernity,

pochylił się i pocałował ją. Był to pocałunek, w którym nie
było pożądania, lecz ofiarowanie przypieczętowujące złożoną
przysięgę i fakt, że zostali połączeni na zawsze i będą należeć
tylko do siebie.

Trzymając Axela pod ramię wyszła z kaplicy. Po chwili

znaleźli się w holu. Myślała, że zaprowadzi ją do salonu, ale
ku jej zdziwieniu zaczął wspinać się po schodach. Spojrzała
na niego czekając na wyjaśnienia, a on rzekł cicho:

- Nie wydaje mi się, by któreś z nas miało teraz ochotę

rozmawiać, mam nadzieję, że chcesz być tylko ze mną, moja
kochana, tak jak ja pragnę być z tobą.

Głos jego brzmiał niczym muzyka. Zaprowadził ją do

pokoju położonego nieco dalej w głębi korytarza, większego i
wytworniejszego niż ten, w którym była przed obiadem.
Stojące w nim łoże małżeńskie ozdobiono opadającymi ze
złotego gzymsu udrapowanymi niebieskimi zasłonami. Kiedy
Axel zamknął drzwi, nie widziała już niczego - istniał tylko
on. Podszedł do niej i stał patrząc na nią przez chwilę.

- Jesteś uosobieniem żony, o jakiej marzyłem - wyznał -

nie mogę wprost wyrazić słowami, jak bardzo cię kocham.

- Czy to rzeczywiście... prawda, że jesteśmy ...

małżeństwem?

- Tak, jesteśmy małżeństwem - potwierdził - ale jeżeli

będziesz chciała, moja droga, po dotarciu do Anglii możemy
jeszcze raz wziąć ślub, bo wiem, że nie jesteś katoliczką.

- Nie mogłabym nawet marzyć o piękniejszym ślubie -

odparła Vernita - tylko czy jest on ważny?

background image

- Zgodnie z francuskim prawem, powinniśmy udać się

jeszcze do burmistrza - wyjaśnił Axel - ale w każdym kraju na
całym świecie ceremonia, w której przed chwilą
uczestniczyliśmy, jest ważna, więc jesteś moją żoną.

- To wszystko... czego pragnęłam.
- Czy na pewno?
- Ależ tak... z pewnością - odparła tuląc twarz do jego

twarzy.

Nie pocałował jej, tylko zdjął z głowy diadem, a potem

welon. Objął ją ramionami, przygarnął do siebie, jakby nie
mógł dłużej panować nad przepełniającą go namiętnością.

- Kocham cię, Vernito! - szeptał. - Kocham cię tak

bardzo, że trudno opisać słowami, trudno mi nawet o tym
myśleć. Wiem, że należysz do mnie, nie może być inaczej,
gdy widzę, jak patrzysz na mnie z taką bezradnością.

Wargi jego spoczęły na jej ustach. Całował ją tak jak

wtedy w powozie. Czuła jak podniosłość i cudowność
doznawanego uczucia przenika jej ciało niczym promień
słońca. Uczucia, jakie teraz w niej wzbudził, były jeszcze
wspanialsze i bardziej zachwycające niż przedtem. Przywarła
do niego mocniej, a on całował ją namiętnie, z pożądaniem -
najpierw wargi, potem oczy, policzki i wreszcie miękką jak
aksamit szyję.

- Pragnę cię, Bóg jeden wie; jak bardzo cię pragnę! -

mówił stłumionym głosem - ale, kochanie moje, będę
obchodził się z tobą delikatnie, nie chciałbym cię przerazić.

- Nie boję się... - szepnęła Vernita - jest tak wspaniale...

tak cudownie... właśnie taka powinna być miłość, a ty jesteś
takim... mężem, o jakim zawsze... marzyłam.

- Naprawdę?
- Tak... tylko, że ty jesteś... jeszcze cudowniejszy...

wspanialszy niż... mężczyzna, o jakim śniłam.

background image

Roześmiał się przepełniony szczęściem, potem znowu ją

pocałował, tym razem gwałtownie i żarliwie. Objęła go za
szyję, pragnąc by był jeszcze bliżej. Po chwili uniósł głowę i
spojrzał na nią - policzki miała zaróżowione, usta rozchylone,
a oczy błyszczące - była przepełniona uczuciami, których nie
rozumiała. Wiedziała tylko, że dreszcz ogarniający ciało
sprawia, jakby żyła zupełnie innym życiem niż kiedykolwiek
przedtem.

- Jesteś tak piękna, tak rozkoszna, jak najpiękniejszy

kwiat - szeptał namiętnie.

Vernita zbliżyła usta do jego warg, pragnąc, by znowu ją

pocałował.

- Moja żona - szepnął - moja własna, cudowna żona, moja

miłość, moja jedyna miłość!

Czuła, jak Axel zdejmuje z niej suknię. Całował ją tak

żarliwie, że nie była w stanie myśleć o czymkolwiek.

Axel obudził Vernitę pocałunkiem. Było bardzo wcześnie,

na zewnątrz panowała jeszcze ciemność. Zamruczała ze
szczęścia i przytuliła się do niego.

- Musimy wstawać, kochanie.
- Kocham... cię! - szepnęła.
- Ja również cię kocham - odpowiedział - bardziej niż

jestem w stanie wyrazić!

Objęła go ramionami i przyciągnęła do siebie jego głowę,

lecz on powiedział:

- Wstajemy, kochanie.
- Chcę, żebyś mnie pocałował - szepnęła.
- Ja pragnę nie tylko cię całować, ale spędzić z tobą cały

dzień nie wypuszczając cię z objęć - odparł. - Musimy jednak,
mój skarbie, jak najszybciej dotrzeć do Marsylii, w
przeciwnym razie mogą nas dogonić.

Słowa te podziałały na nią jak zimny prysznic.

Błyskawicznie usiadła na łóżku, ale uświadomiwszy sobie, że

background image

jest naga, naciągnęła szybko kołdrę na obnażone piersi. Axel
roześmiał się cicho i pocałował ją w ramię. Potem wstał i
wyszedł do sąsiedniego pokoju, gdzie czekał na niego Henri.
Wstała szybko i zaczęła się myć. Właśnie wkładała suknię,
gdy drzwi się otworzyły i weszła wicehrabina.

- Przyniosłam ci trochę ubrań - poinformowała -

zapakowałam też dwie walizki; włożyłam tam wszystko, co
może ci się przydać w podróży do Anglii. Mam nadzieję, że o
niczym nie zapomniałam.

- Ależ nie mogę tego przyjąć! - krzyknęła Vernita.
- Muszę przyznać, że ofiarowanie ci czegokolwiek to dla

mnie prawdziwa przyjemność - odparła hrabina. - Axel
powiedział, że nie możesz zabrać swojego płaszcza, ponieważ
mogłoby to wzbudzić podejrzenia, więc czuję się
usatysfakcjonowana wiedząc, że będę miała piękną nową
pelerynę z gronostajami.

Vernita uśmiechnęła się.
- Chyba jeszcze długo nie będę miała równie wspaniałego

stroju!

- Mam nadzieję, że pozostałe rzeczy, które ci

zapakowałam, również ci się spodobają - rzekła wicehrabina -
mam tu jeszcze dla ciebie czarny aksamitny płaszcz obszyty
sobolami.

- Ależ ja nie mogę przyjąć tak wspaniałej rzeczy! -

krzyknęła Vernita.

- Chcę, abyś wyglądała jak najlepiej - wyznała hrabina -

ponieważ będziesz mnie uosabiać!

- Uosabiać panią? - powtórzyła zdumiona Vernita.
Hrabina uśmiechnęła się.
- Axel miał cię wtajemniczyć w nasze plany, ale zdaje się

ostatniej nocy mieliście ważniejsze sprawy do omówienia!

Vernita oblała się rumieńcem, a hrabina ciągnęła dalej:

background image

- Policja będzie szukała powozu, którym będzie jechał

Axel i śliczna dziewczyna ubrana w niebieski aksamitny
płaszcz z gronostajami - właśnie dlatego musicie zmienić
tożsamość.

Uśmiechnęła się i mówiła dalej:
- Uciekinierzy, którym pomagamy, przybierają różne

postaci; czasem, aby bezpiecznie dotrzeć do granicy
szwajcarskiej, mężczyźni przebierają się nawet za kobiety.
Teraz Etienne doszedł do wniosku, że najlepiej będzie, jeżeli
podacie się za wicehrabiego i wicehrabinę de Cleremont.

- A jeżeli... policja znajdzie was... tutaj? - zapytała

Vernita.

- Nie znajdzie - stwierdziła hrabina. - Gdy ktoś będzie o

nas pytał, powiedzą, że wyjechaliśmy do Nicei, co jest bardzo
prawdopodobne, szczególnie o tej porze roku.

- A naprawdę gdzie będziecie?
- Ponad dwadzieścia kilometrów stąd mamy mały domek

myśliwski, w którym czasem ukrywamy uciekinierów.
Znajduje się on w lesie i o ile nam wiadomo, nikt nie wie o
jego istnieniu z wyjątkiem nas samych oraz dwóch lub trzech
zaufanych służących. Będziemy tam, dopóki nie upewnimy
się, że dojechaliście do Marsylii albo jesteście już w drodze do
Anglii.

- Jesteście tak dla nas życzliwi... tak wspaniałomyślni ! -

wykrzyknęła Vernita.

Przez usta hrabiny przemknął figlarny uśmiech.
- Chyba nie muszę ci mówić, że czas spędzony z Etienne

sam na sam, gdy nie będzie trzeba zajmować się
uciekinierami, będzie dla nas prawie jak drugi miesiąc
miodowy - wyznała. - Ty będziesz szczęśliwa mając Axela, a
ja, co może wydawać się dziwne, będę szczęśliwa mając przy
sobie Etienne'a.

Vernita pocałowała ją.

background image

- Jakże się wam odwdzięczę?
- Przede wszystkim spiesząc się! - odparła wicehrabina. -

W przeciwnym razie Axel pogniewa się na ciebie a Etienne na
mnie.

Słowa te pobudziły Vernitę do działania. Szybko włożyła

przepiękną ciemnozieloną suknię oraz mały żakiecik z tego
samego materiału, które przyniosła jej hrabina.

Stroju dopełniał kapelusz zawiązywany wstążkami w

takim samym kolorze, przystrojony jedwabnymi kwiatami.
Wyglądała bardzo elegancko, a zarazem niezwykle
wdzięcznie.

- Na razie płaszcz nie jest ci potrzebny - oświadczyła

hrabina - ale gdy dotrzecie do wybrzeża, prawdopodobnie
będzie zimno. W Zatoce Biskajskiej bardzo często pogoda jest
wietrzna i słotna.

Vernita westchnęła. Zrozumiała, że zanim dojadą do

Anglii, czeka ich jeszcze długa droga. Hrabina chyba odgadła
jej myśli i próbowała ją pocieszyć:

- Nie martw się. Etienne twierdzi, że mam niezawodną

intuicję, a ja jestem całkowicie przekonana, że bezpiecznie
dotrzecie do domu.

- Mam nadzieję, że ta okropna wojna wkrótce się skończy

i będziecie mogli nas odwiedzić - powiedziała Vernita.
Zaśmiała się cicho. - To niewiarygodne, ale nawet nie pytałam
Axela o jego dom. Nie mam pojęcia, jak wygląda ani nawet
gdzie się znajduje!

- Wkrótce się dowiesz - zapewniła ją wicehrabim. - Jest

wspaniały i bardzo wygodny.

Dała jej jeszcze torebkę z kosmetykami, których Vernita

dotychczas nigdy nie używała, po czym szybko zeszły na dół,
gdzie nakryto do śniadania. Etienne i Axel już zjedli. Vernita
szybko zjadła śniadanie, wypiła filiżankę kawy i wyszła do
holu. Za otwartymi drzwiami zobaczyła mały faeton,

background image

zaprzężony W czwórkę koni i oznaczony herbem rodu
Cleremontów na drzwiach. W podróży mieli im towarzyszyć
dwaj forysie.

- Gdy dojedziecie do Marsylii, odeślecie powóz - wyjaśnił

wicehrabia uprzedzając pytanie Vernity. - Ci dwaj mężczyźni,
którzy będą wam towarzyszyć, służą u mnie już wiele lat
Możecie im zaufać. Dla nich ta wyprawa oznacza wystawienie
do wiatru policji konnej i urzędników Napoleona, co jest
zarazem doskonałą zabawą jak i czynem bohaterskim.

Potem pożegnali się i ruszyli tak szybko, że zdawało się,

iż szybują w powietrzu. Gdy wreszcie dotarli do głównej
drogi, prowadzącej do Montarges, Vernita odezwała się:

- Trudno wprost uwierzyć, że można spotkać tak

życzliwych ludzi, którzy tyle robią w imię przyjaźni.

- Wiedziałem, że spodobają ci się Etienne i Marie - Claire

- stwierdził Axel. - Są rzeczywiście wyjątkowi, poza tym
bardzo ciebie polubili.

Sądzą, że jesteś dokładnie taką żoną, jakiej mi było

potrzeba.

Vernita przysunęła się bliżej.
- Czy ty myślisz... tak samo?
- Czyżbyś w to wątpiła? - zapytał. - Gdy będziemy sami,

tak blisko jak ostatniej nocy, przekonam cię raz jeszcze, że
jesteś taką żoną, jaką zawsze pragnąłem mieć.

Mimo opuszczonego dachu powozu i obecności Henriego

za nimi, Vernita oparła na chwilę policzek na ramieniu Axela.

- Kocham cię! - szepnęła.
- Jeżeli będziesz tak do mnie mówić - rzekł - nie

wytrzymam, pocałuję cię i spowodujemy wypadek!

- Wobec tego będę grzeczna - powiedziała. - Och, Axel,

ostatnia noc była tak zachwycająca, tak wspaniała, że w
każdym napotkanym kościele będę się modlić dziękując Bogu,
że jestem twoją żoną.

background image

- Ja również jestem wdzięczny losowi - odparł. - Czy to

oznacza, że jesteś szczęśliwa?

- Bardziej szczęśliwa niż mogę to wyrazić - zapewniła. Po

ostatnich dwóch latach spędzonych na poddaszu, gdy
myślałam, że nigdy nie znajdę nikogo, kogo mogłabym tak
pokochać, mam wrażenie jakby zdarzył się cud. I tak chyba
rzeczywiście się stało!

Axel patrzył przed siebie na drogę, więc po chwili dodała

z cichym westchnieniem:

- Louise często śmiała się, że zostanę starą panną, i nagle

stała się rzecz zadziwiająca i nieprawdopodobna - jestem
mężatką!

- Musiałem, niestety, pożyczyć dla ciebie obrączkę -

poinformował Axel.

- Zastanawiałam się, jak udało ci się ją zdobyć, ale to

pewnie Etienne ci ją pożyczył.

- Należała do jego matki. Obiecałem, że gdy w Anglii

kupię ci obrączkę, tę zatrzymam i oddam ją dopiero wtedy,
gdy po nią osobiście przyjedzie.

Vernita położyła prawą dłoń na lewej wyczuwając pod

rękawiczką kształt obrączki.

- Wiekuisty krąg - szepnęła. - Symbol naszego

małżeństwa, które będzie trwać wiecznie.

- Czy wyobrażałaś sobie choć przez chwilę, że

kiedykolwiek pozwolę ci odejść?

Ton głosu Axela sprawił, że zadrżała. Czując

niepohamowane pragnienie znalezienia się w jego ramionach,
zmusiła się do myślenia o czymś innym.

- Ile czasu zajmie nam podróż do Marsylii? - zapytała.
- Etienne, z którym rozmawiałem na ten temat - zaczął -

powiedział, że co drugi dzień z Paryża do Lyonu jeździ
dyliżans poruszający się mniej więcej z taką samą prędkością
jak nasz powóz. Podróż dyliżansem trwa sześć dni.

background image

Uwzględniając fakt, że my będziemy zatrzymywać się
rzadziej, obliczyłem, że naszymi końmi - dając im nawet dużo
odpoczynku - powinniśmy dojechać do Lyonu w ciągu
niecałych pięciu dni;

- A do Marsylii?
- Trzeba doliczyć jeszcze trzy dni. Vernita milczała, więc

po chwili dodał:

- Boję się, kochanie, że gospody, w których będziemy się

zatrzymywać, nie są zbyt wygodne, ale na pocieszenie
powiem ci, że wieziemy ze sobą własną pościel i koce.

Vernita spojrzała na niego zaskoczona, więc wyjaśnił:
- Cleremontowie zawsze tak podróżują. Poza tym ucieszy

cię pewnie wiadomość, że mam dość pieniędzy, aby
wynajmować najlepsze pokoje. Etienne kazał cię ostrzec, że
najlepsze nie zawsze oznaczają bardzo dobre.

- Nic nie jest ważne, gdy jesteśmy razem - zapewniła

Vernita.

- Tak właśnie myślałem - przytaknął Axel. - Ale musimy

być ostrożni i starać się unikać spotkań z ludźmi znającymi
Cleremontów.

Przerwał na chwilę, po czym ciągnął dalej:
- Wprawdzie jest mało prawdopodobne, byśmy zostali

rozpoznani, lecz jako stary wyga znający zasady tego rodzaju
gry wiem, że musimy przedsięwziąć wszelkie środki
ostrożności.

- Co mianowicie mamy robić?
- Musimy starać się widywać jak najmniej osób.

Wszystkie sprawy w zajazdach załatwi Henri, a my
wejdziemy dopiero wtedy, gdy wszystko już będzie gotowe.

- Jak on to zrobi?
- Do gospody podjedzie sam na koniu jednego z forysiów,

który tymczasem przesiądzie się do powozu. My będziemy
czekać za miastem lub wsią, aż on wszystko omówi, a potem

background image

podjedziemy z fanfarami, oznajmiając w ten sposób, że jedzie
ktoś bardzo ważny.

Zaśmiał się, po czym kontynuował:
- Gdy tylko podjedziemy pod drzwi, Henri pomoże ci

wysiąść, a ty szybko wejdziesz do gospody i od razu udasz się
na górę, cały czas trzymając przy twarzy chusteczkę, jakbyś
czuła się słabo lub miała mdłości od jazdy powozem. Ja
podążę za tobą jak najszybciej. Będziemy jadać sami, we
własnej jadalni, ewentualnie, jeżeli nie uda nam się jej
wynająć, w naszej sypialni.

- Tak właśnie bym chciała - powiedziała impulsywnie.
- Ja również - odparł Axel. Spojrzał na nią i dodał:
- Będziemy mieli dziwny miesiąc miodowy, moja droga, i

zdaje się dość denerwujący. Ale jest to przecież nasz miesiąc
miodowy i ośmielam się twierdzić, że wynagrodzimy to sobie!

- Jeżeli masz na myśli, że będę szczęśliwa - powiedziała

Vernita - odpowiem tylko, że cię kocham i zawsze będę to
powtarzać.

- Ja również kocham cię, mój najdroższy skarbie.
Spojrzała na niego uśmiechając się, a on schylił głowę i

pocałował ją w usta. Potem, jakby ożywiony pocałunkiem
popędził energicznie konie. Jechali dalej na południe - otuleni
niebiańskim światłem miłości.

background image

Rozdział 7
Wydawało się, jakby jechali już całą wieczność. Przed ich

oczami bez przerwy przepływały różnorodne krajobrazy, a
wysokie drzewa rzucały ciemne cienie na wąską drogę zalaną
albo promieniami słońca, albo silnymi strugami deszczu. Na
szczęście powóz miał budę, chroniąca podróżnych przed
deszczem. Henri, dzięki tak znamiennej dla Cleremontów
troskliwości, również miał nad głową mały daszek rozkładany
nad wysoko ulokowanym tylnym siedzeniem. Arystokraci,
zarówno we Francji, jak i w Anglii, rzadko tak dbali o swoich
służących. Forysie znajdowali się w gorszym położeniu, ale
byli to krzepcy mężczyźni i chyba nie przejmowali się zbytnio
ani deszczem chłoszczącym ich twarze, ani wiatrem, który w
każdej chwili mógł zdmuchnąć z głów białe peruki i
aksamitne czapki. Jeżeli nawet noclegi w zajazdach
pozostawiały wiele do życzenia, Vernita ledwo to dostrzegała.
Lata niedostatku zbierały swoje żniwo. Opadła z sił - w
powozie prawie cały czas spała, w zajazdach też natychmiast
zasypiała ledwie przytknąwszy głowę do poduszki. Nie
widziała, czy pokoje, w których się zatrzymywali, były czyste
czy brudne, a jedzenie, które im przynoszono, dobre czy złe.

- Przepraszam... - zwróciła się do Axela uświadomiwszy

sobie, że poprzedniej nocy usnęła, gdy ją całował.

- Sądzisz, że cię nie rozumiem? - zapytał. - Jedyne, czego

pragnę, mój skarbie, to dotrzeć do Anglii. Tam będziesz
mogła odpocząć, a ja zrobię wszystko, byś znowu tryskała
zdrowiem i szczęściem - tak naturalnym w twoim wieku.

- Ja już tryskam szczęściem - odparła. - Jestem bardziej

szczęśliwa niż to w ogóle możliwe. Tak bardzo cię kocham.

- Ja również cię kocham, tak że wprost trudno mi opisać

słowami - odpowiedział przygarniając ją do siebie.

Potem znowu musieli się szybko ubierać i wyruszać w

drogę, która, jak im się czasem zdawało, wiodła w stronę

background image

wciąż oddalającego się horyzontu. Vernita przestała już nawet
zwracać uwagę na małe miasteczka, przez które przejeżdżali.
Minęli Pouilly, słynące z wód mineralnych, Nevers, znane z
katedry i pałacu książęcego, Moulins, w którym, jak
poinformował Axel, stoi pomnik księcia de Montmorency, i
wreszcie dojechali do Lyonu, gdzie zbiegały się dwie wielkie
rzeki, Saona i Rodan.

Lyon pamiętał jeszcze epokę rzymską, zachował się tam

nawet teatr z tego okresu, który Vernita bardzo chciała
obejrzeć, lecz była zbyt zmęczona, by cokolwiek robić -
mogła tylko spać. Właściwie to dobrze, że nie interesowały ją
miasta; uliczki były wyjątkowo wąskie, brudne i bez
chodników. Axel powiedział jej, że tutejsze kobiety byłyby
pewnie bardzo piękne, gdyby już w młodym wieku nie traciły
włosów i zębów.

- Ale dlaczego? - dziwiła się Vernita.
- Mówiono mi, że doktorzy przypisują to częstym mgłom,

które opadają na miasto - wyjaśnił - ale osobiście uważam, że
ma to raczej coś wspólnego z brudną wodą.

W Lyonie zatrzymali się w dobrym hotelu - Auberge du

Parc - gdzie posiłki były o wiele lepsze niż te, które jedli do
tej pory. Wynajęli też wygodny salon. Axel nalegał, podobnie
jak w innych miejscach, w których się zatrzymywali, żeby
Vernita nie przebierała się w żadną z wieczorowych sukni
wicehrabiny, mimo że były naprawdę piękne. Włożyła więc
peniuar piękniejszy nawet od tych, które szyła dla księżnej
Pauliny, i tak ubrana jadła obiad leżąc wygodnie na sofie.
Kieliszek szampana usunął na jakiś czas zmęczenie, a gdy
żartowali i śmiali się razem, znowu pomyślała, że Axel jest
najbardziej atrakcyjnym mężczyzną, jakiego spotkała w
swoim życiu. Gdy skończyli obiad i uprzątnięto ze stołu,
powiedział:

- Teraz musisz iść spać.

background image

Wyciągnęła ramiona i szepnęła:
- Jeżeli... ty też... pójdziesz.
- Wiesz, jak bardzo tego pragnę - odparł - ale muszę

jeszcze zajrzeć do koni, moja droga. Zdaje się, że jeden z nich
zachorował.

Vernita spojrzała z lękiem.
- Czy to znaczy, że będziemy jechali wolniej?
- Albo będziemy musieli kupić innego konia - wyjaśnił -

chociaż w takim pośpiechu na pewno nie uda się nabyć w
połowie tak dobrego jak ten, którego pożyczył nam Etienne.

Schylił się i wziął ją na ręce.
- Zaniosę cię do łóżka - powiedział - ale wydaje mi się, że

jesteś za lekka i będę niezadowolony do chwili, gdy do
uniesienia cię potrzebnych będzie przynajmniej dwóch
mężczyzn!

Roześmiała się, objęła go za szyję i przyciągnęła jego

głowę do swojej.

- Tak się martwię - wyznała - że przeze mnie będziemy

mieli... nudny miesiąc miodowy - ja nic nie robię tylko śpię.
Ale nie jestem nawet w stanie wyrazić, jak bardzo cię kocham.

- Na razie jestem zadowolony, że mam Śpiącą Królewnę

za żonę - odpowiedział Axel - bo mówiąc szczerze, moja
kochana, jadę o wiele szybciej niż wtedy, gdy mnie
rozpraszasz i nie mogę się powstrzymać, żeby cię nie całować.

Zaniósł ją do sąsiedniego pokoju i położył na łóżku.
- Nie usnę, dopóki nie wrócisz - oznajmiła Vernita - więc

proszę, pospiesz się.

Ale nie dowiedziała się, czy Axel pospieszył się czy nie;

gdy wrócił, mocno spała. Nie budził jej. Stał przy łóżku i
patrzył z czułością na jej twarz oświetloną światłem świec.
Rozumiał doskonałe, dlaczego jest tak bardzo zmęczona; nie
można w ciągu kilku dni nabrać sił, jeżeli brak jedzenia i
ciągły niepokój stopniowo nadwątlały jej organizm przez tak

background image

długi czas. Patrząc teraz na jej twarz, na ciemne rzęsy
odbijające się od bladych policzków, obiecał sobie, że
wynagrodzi jej wszystkie cierpienia. Wiedział, że niewiele
kobiet z taką cierpliwością i łagodnością zniosłoby trudy
podróży ostatnich czterech dni.

Drogi

były

wyboiste,

strugi

deszczu

zacinały

nieprzyjemnie, a jedzenie, oferowane im w brudnych
zajazdach, prawie nie nadawało się do spożycia. Ale Vernita
tylko żartowała z niewygód podróży. Każdego dnia od nowa
wyruszali w drogę, a ona przysuwała się do Axela jak
najbliżej i prawie natychmiast zasypiała kamiennym snem.
Axel przepełniony miłością do niej poganiał konie, myśląc o
szczęściu, jakie go spotkało, że ma przy sobie kobietę, która
potrafi dostosować się do tych niepomyślnych okoliczności.

W jego życiu było wiele kobiet, co nie było niczym

dziwnym, zważywszy na to, że był bardzo przystojny. Gdy
walczył w Indiach lub odwiedzał różne kraje, nie zawsze
podróżował samotnie. Nauczył się unikać kobiet, które zawsze
starały się skupić uwagę wszystkich na własnej osobie, a gdy
pojawiały się kłopoty, dąsały się, grymasiły i nie przestawały
uskarżać na coś, co było nieuniknione.

Gdy Axel położył się do łóżka, z trudem powstrzymał

chęć przytulenia Vernity i powiedzenia jej, jak bardzo ją
kocha. Z każdym dniem czuł pogłębiającą się miłość i rosnące
pożądanie; nie był jednak samolubny i wiedział, że sen był jej
tak samo potrzebny jak jedzenie. Obiecał sobie, że o swojej
miłości opowie jej rankiem, lecz nie było na to czasu.

Obudził ich Henri, wchodząc do pokoju tuż po wschodzie

słońca, aby odsłonić zasłony. Gdy Axel go zobaczył,
natychmiast pojął, że wydarzyło się coś niedobrego. Usiadł na
łóżku,

- Co się stało, Henri? - zapytał.
Henri podszedł bliżej do łóżka i szepnął cicho:

background image

- Nie chciałem pana niepokoić ostatniej nocy, milordzie.

Wczoraj do gospody przyjechało dwóch mężczyzn,
prawdopodobnie są z policji. Zadawali właścicielowi dużo
pytań na temat gości.

Oczy Axela stały się czujne.
- Czy sądzisz, że nas podejrzewają?
- Nie wiem, milordzie, ale przyglądali się powozowi,

stojącemu w podwórzu i pytali jednego z forysiów
obrządzających konie, dokąd jedziemy.

- Czy powiedział, że do Nicei?
- Tak, właśnie tak powiedział, milordzie, ale potem zadali

właścicielowi to samo pytanie, co wydało mi się już
podejrzane.

- Może niepotrzebnie się niepokoimy - powiedział cicho

Axel, ale wiesz, że Fouche ma wszędzie swoich szpiegów.
Chociaż wydaje mi się mało prawdopodobne, aby któryś z
nich dotarł tu z Paryża przed nami, nie możemy ryzykować.

- Właśnie tak myślałem, milordzie.
- Bardzo dobrze - postanowił Axel - wyruszamy

natychmiast.

- Zobaczę, czy konie już są gotowe, milordzie. Henri

wyszedł z pokoju, a Axel odwrócił się do prawie już
rozbudzonej Vernity.

- Co się... dzieje? - ziewnęła. - Czy nie za wcześnie..

wstawać?

- Musimy natychmiast wyruszać, moja droga.
W mgnieniu oka oprzytomniała.
- Co się stało? Czy coś złego?
- Nic strasznego - uspokoił ją Axel - to tylko tak, dla

ostrożności. Kręcą się tu jacyś ludzie, którzy wydają się być
nadto wścibscy. Pospiesz się, mój skarbie!

Pocałował ją w usta. Gdy wstała z łóżka, nagłe

wykrzyknęła.

background image

- Och, Axel, wczoraj jednak usnęłam, choć tak bardzo

starałam się nie spać!

- We śnie wyglądasz bardzo pięknie.
- Ale nie miałam możliwości porozmawiać z tobą.
- Straciłaś nie tylko rozmowę - odparł z uśmiechem - ale

nie martw się, wszystko nadrobimy, jak tylko dotrzemy do
Anglii.

- Jak dotrzemy do Anglii!
Wkładając naprędce ubranie powtarzała w myślach te

słowa, czując zarazem, jakby jakaś zimna dłoń ściskała jej
serce, przypominając, że grozi im niebezpieczeństwo.

Dopiero gdy wyjechali poza Lyon i znaleźli się na otwartej

drodze, poczuła, że znowu może swobodnie oddychać. To był
już ostatni etap ich podróży. Modliła się jeszcze żarliwiej niż
przedtem, aby udało im się uciec bezpiecznie. Nawet gdy
spała w nocy, śniło się jej, że się modli i że ciągle jadą i jadą...
Niepokój i zmęczenie wydłużały dni w nieskończoność, a
miasteczko Vienne było tylko jednym z wielu mijanych po
drodze. Była zadowolona, gdy je opuszczali, ponieważ każdy
kolejny dzień przybliżał ich do Marsylii.

Na noc zatrzymali się w Walencji, która wydała się

Vernicie miastem o wiele bardziej złowrogim niż wszystkie
poznane do tej pory, gdyż dowiedziała się od Axela, że
właśnie w tym mieście Napoleon w wieku szesnastu lat
pobierał nauki w Ecole d' Artillierie. Sama myśl o cesarzu
wywoływała uczucie zagrożenia, jakby była przez niego
ścigana, i zdawało się jej, że oto wyciąga po nią ręce, jak w
hotelu de Charost, kiedy tylko nagłe wejście Axela uchroniło
ją przed jego pocałunkiem. Nienawidziła go wtedy całym
sercem, a teraz chyba jeszcze bardziej, gdy uświadomiła sobie,
jakie zagrożenie stanowił dla jej szczęścia, gdyby nie udało się
im uciec.

background image

Wkrótce Walencja była już za nimi, a powóz wjeżdżał do

Montelimar. W tej okolicy Francja już w szesnastym wieku
zaczęła uprawę drzew migdałowych oraz wytwarzanie nugatu,
który, jak stwierdził Axel, był najsmaczniejszy na świecie.
Przyniósł jej trochę do spróbowania i następnego dnia jedli w
powozie, delektując się jego lepkim, smacznym miąższem i
ciesząc się jak dzieci.

Następnej nocy dojechali do Orange. Gdy przejeżdżali

przez Łuk Triumfalny, wzniesiony w 49 roku przed naszą erą
dla uczczenia zwycięstwa Juliusza Cezara, Vernita obiecała
sobie, że po powrocie do Anglii, z wdzięczności za pomyślną
ucieczkę, zbudują własny łuk triumfalny. Ale nie będzie to
jakaś bezużyteczna kamienna budowla, lecz - jeżeli będzie na
to ich stać - wybudują sierociniec albo ufundują szpital, żeby
w ten sposób wyrazić wdzięczność Bogu i podziękować za
ocalenie.

Po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że jedynym tematem,

którego ani ona, ani Axel nie poruszali, były pieniądze. Z góry
przyjęła, że jeżeli wyglądał na bogatego - był bogaty, poza
tym Marie - Claire mówiła, że Axel ma wspaniały dom.
Jednak nic nie wiedziała na pewno.

- Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale jestem pewna, że

teraz, gdy papa nie żyje, odziedziczę po nim majątek w
Buckinghamshire - powiedziała.

- Czyżbym miał nie tylko piękną, ale i bogatą żonę? -

zapytał Axel.

- Czy to jest dla ciebie ważne?
- W najmniejszym stopniu - zaprzeczył. - Ja sam

posiadam tyle, że starczy dla nas obojga.

- Czy zdajesz sobie sprawę, że nigdy jeszcze o tym nie

rozmawialiśmy?

- Było tyle ważniejszych spraw i tak mało chwil, kiedy

nie spałaś - zażartował.

background image

Oblała się rumieńcem, potem oparła policzek na jego

ramieniu.

- Mamy jeszcze tyle do omówienia.
- To prawda - zgodził się.
- I wiemy o sobie tak niewiele.
- Ja wiem wszystko, co najważniejsze - odparł. - Wiem,

że jesteś piękna, słodka, uprzejma i mądra. Cóż jeszcze można
chcieć od jednej małej osóbki?

Słysząc te słowa i widząc wyraz jego oczu, Vernitę

przeszedł, dreszcz. Po chwili rzekła:

- Mam tylko nadzieję, że ci się nie... znudzę.
- Wystarczysz mi na parę tysięcy lat - zażartował.
- A ja tak niewiele wiem o tobie, właściwie... prawie nic.
- Wiesz, że cię kocham, i to powinno ci wystarczyć.
- Tylko na tym mi naprawdę zależy - zawołała. - Och,

Axel, jestem tak okropnie, szaleńczo, fantastycznie...
szczęśliwa.

Roześmiał się czule, słysząc, z jaką żarliwością to mówiła.

Po chwili, przytulona do niego, usnęła z uśmiechem na ustach.

Gdy dojeżdżali do Marsylii, był już późny wieczór. Miasto

tętniło życiem; po ulicach jeździło mnóstwo pojazdów, a po
trotuarach tłumnie spacerowali ludzie, najwidoczniej nie
mający nic innego do roboty. Axel z trudnością kierował
powozem. Jakoś przedarli się przez miasto i dojechali do
równie ruchliwego i gwarnego portu.

Dopiero teraz Vernita dowiedziała się, że będą się

ukrywać do chwili, gdy Axel odnajdzie statek, którym mają
popłynąć wzdłuż wybrzeża do samego Gibraltaru. Wicehrabia
podał mu nazwisko zaufanego właściciela statku.

Zaraz po przybyciu do Marsylii odprawili powóz, konie i

forysiów, ponieważ mogłoby się wydać komuś podejrzane, że
Cleremontowie zamierzają opuścić Francję. W tym celu pod
pretekstem wypicia szklaneczki wina zatrzymali się w jednym

background image

z hałaśliwych zajazdów, a Henri w tym czasie przeniósł ich
bagaże z powozu do dorożki. Potem pożegnali się z forysiami;
jeden z nich przejął powóz, drugi poprowadził dwa konie.

Axel i Vernita pojechali do pensjonatu, poleconego im

również przez wicehrabiego. Pensjonat był skromny, lecz
schludny. Właściciel nawet nie pytał o ich nazwiska, tylko
wskazał sypialnię i salon na pierwszym piętrze, z których
rozciągał się doskonały widok na port. Henri rozpakował
wszystko, co mogło być im potrzebne, przygotował łóżka i
zszedł na dół zobaczyć, co mogliby dostać na kolację.

- Boję się, że nie będzie ci zbyt wygodnie, moja droga -

usprawiedliwiał się Axel.

- Zapewniam cię, że to prawie pałac w porównaniu z

poddaszem, na którym mieszkałam z mamą tyle czasu.

- Gdy widzę cię taką piękną i elegancką, zapominam, że

przywykłaś do niewygód - uśmiechnął się.

Vernita podeszła do niego bliżej, objął ją ramionami.
- Nic się nie liczy, jeżeli jestem... z tobą.
- Cieszę się, że tak uważasz - odparł. - Chciałbym

zapewnić ci wszelkie możliwe wygody, otoczyć cię luksusem
i obchodzić się z tobą jak z królową.

Vernita roześmiała się.
- Ależ ja... mam wszystko... czego pragnę... - szepnęła i

przytuliła się mocniej.

Pocałował ją tak namiętnie, aż świat zawirował jej przed

oczami i poczuła, jakby płynęli w chmurach wysoko na niebie,
gdzie byli sami i tylko to się liczyło. Po chwili ktoś zapukał do
drzwi. Wszedł Henri, a za nim służąca w czepku, niosąca
kolację. Posiłek był prosty, lecz dobrze przyrządzony, a wino,
jak ocenił Axel, nawet nadawało się do picia. Henri wyszedł.
W tym czasie, gdy Vernita szykowała się spać, Axel
rozmawiał z nim w salonie.

- Czego się dowiedziałeś? - dopytywał Axel.

background image

- Statek Boueta jest jeszcze na morzu, milordzie, i nikt nie

wie, kiedy zawinie do portu - informował go Henri.

- Więc nic innego nam nie pozostaje tylko czekać i mieć

nadzieję, że nas nie znajdą.

- Również tak sadzę, milordzie - zgodził się z nim Henri.

- Jutro ponownie zejdę do portu. Mam nadzieję, że nie
będziemy musieli długo czekać.

- Czy dowiedziałeś się jeszcze czegoś? - dopytywał Axel.
- Niewiele, milordzie, z wyjątkiem tego, że Anglicy

przejęli pełną kontrolę nad Morzem Śródziemnym i że
francuskie okręty wojenne boją się wypływać z Marsylii.

- Gdzie znajduje się główna flota francuska?
- Spróbuję dowiedzieć się tego jutro, milordzie. Po raz

pierwszy, odkąd opuścili Paryż, Axel nie budził rano Vernity,
mogła więc spać tak długo jak chciała. Przez okno wpadało
słońce zalewając pokój złotą poświatą. Mocne ramiona Axela,
dotyk jego ust i dłoni wywoływały w niej uczucia, o których
istnieniu nie miała do tej pory pojęcia. Jeszcze nigdy nie była
tak szczęśliwa.

Ale dzień mijał. Widziała, jak Axel niepokoił się, a gdy

stawał przy oknie i obserwował statki dobijające do portu,
wiedziała bez słów, że bardzo się denerwował. Na pewno bał
się, że jeśli będą czekać zbyt długo, policja może ich znaleźć.
Ponieważ kochała go tak mocno, wiedziała, że musi zrobić
wszystko co w jej mocy, aby ulżyć jego zmartwieniom.
Starała się okazywać wesołość i dobry nastrój i zmusić go do
śmiechu.

Gdy nastał wieczór, Axel stał się jeszcze bardziej

niespokojny. Domyśliła się, że pewnie chce zejść do portu,
aby osobiście zasięgnąć informacji. W końcu zrobiło się
ciemno. Nie mógł już dłużej wytrzymać i oznajmił, że musi
wyjść na chwilę. Była przerażona. Równocześnie wiedziała,
że tylko dlatego pozostał z nią cały dzień, wysyłając do portu

background image

Henriego, że ją kochał. Z trudem stłumiła słowa protestu
cisnące się na usta, starając się wymawiać słowa tak, aby
brzmiały jak najbardziej naturalnie:

- Nie bądź zbyt... długo... w przeciwnym razie... usnę i

będę żałować, że nie... czekałam, aby... przywitać
powracającego męża.

Axel objął ją ramionami i spojrzał w oczy. Dobrze

wiedział, co czuła i jak bardzo się starała, aby się nie martwił.

- Jesteś absolutnie doskonała - stwierdził. - Nie martw się,

mój skarbie, nic złego mi się nie stanie.

Pocałował ją namiętnie i wyszedł. Vernita zacisnęła

dłonie, żeby powstrzymać krzyk. Przeżywała prawdziwe
męczarnie. Siedziała sama licząc upływające godziny, a każda
mijająca minuta wydawała się trwać wiecznie. A jeśli Axel
nigdy nie wróci? A jeżeli go złapią i wtrącą do więzienia i
nawet nie będzie wiedziała, co się z nim stało? Potem
wytłumaczyła sobie, że przecież Bóg i matka, którzy do tej
pory się nią opiekowali, nadal czuwają nad nią i wcale nie jest
sama.

Pomyślała przez chwilę, że może lepiej położy się spać,

ale to było niemożliwe. Chodziła po pokoju obserwując
pojawiające się na niebie gwiazdy i odbijające się w wodzie
światła statków. Co Axel robi? Z kim rozmawia? Dlaczego
jeszcze nie wraca?

Gdy wreszcie usłyszała kroki na schodach i po chwili

stanął w progu, wydała okrzyk odbijający się echem od ścian.
Rzuciła się w jego stronę. Porwał ją w ramiona, a ona
przywarła do niego kurczowo nie mówiąc nic; i choć jeszcze
drżała, czuła ogromną ulgę.

- Myślałem, że będziesz spała, moja najdroższa.
Ale gdy zobaczył jej blade policzki i strach nadal

widniejący w oczach, powiedział:

background image

- Powinnaś była mi zaufać, nie chciałem, byś się

martwiła, moja kochana.

Pocałował ją, a gdy zauważył, jaka jest zziębnięta, wziął ją

na ręce, posadził na sofie i przytulił do serca, jakby była
dzieckiem, które trzeba pocieszyć. Ukryła twarz na jego piersi.
Pocałował ją w czoło, a potem muskał wargami jej włosy. Po
chwili rzekł:

- Mam dobre wieści, moja najdroższa.
- Dobre wieści?
- Tak, statek Boueta przypłynął dziś wieczorem. Właśnie

dlatego byłem tak długo. Rozmawiałem z nim - wypływamy
jutro o świcie!

- Do Gibraltaru?
- Wpadłem na lepszy pomysł.
- Jaki?
- Bouet dowiedział się, że lord Nelson, który jak wiesz

jest naczelnym wodzem floty brytyjskiej na Morzu
Śródziemnym, opuścił wyspy Scillie i płynie w naszą stronę.
Spróbujemy dostać się na pokład jego statku.

- Na statek lorda Nelsona? - szepnęła Vernita. - Ale dokąd

prowadzi on flotę brytyjską?

- Chodzą słuchy - i tak też twierdzi Bouet - że statki

francuskie, do których dołączyły jeszcze statki hiszpańskie,
płyną w kierunku Indii Zachodnich. Jeżeli to prawda, Nelson
popłynie za nimi.

- A co będzie... z nami? Axel uśmiechnął się.
- Gdy już dostaniemy się na pokład brytyjskiego okrętu

wojennego, nie będę dbał o to, dokąd płynę. Będę miał
pewność, że jesteśmy bezpieczni, a flota francuska,
gdziekolwiek by się Nelson na nią natknął, zostanie
unicestwiona tak samo jak w bitwie nad Nilem.

Myśl o tym, że mogą znaleźć się w samym środku bitwy,

wydała się Vernicie przerażająca. Ale teraz trudno jej było

background image

myśleć o czymkolwiek; otaczały ją ramiona Axela, znowu
była z nim i przynajmniej przez najbliższe parę godzin nie
musi się niczego obawiać. Noc, która nastąpiła, była bardzo
krótka.

Gdy szli do portu, ulice były jeszcze ciemne i zupełnie

puste, jeśli nie liczyć paru zamiataczy ulic. Henri niósł bagaż,
pomagał mu zmęczony i dziwnie małomówny właściciel
pensjonatu. Ożywił się jednak, gdy Axel hojnie go
wynagrodził dając mu nadspodziewanie dużo złotych monet, i
nawet z nie ukrywaną szczerością życzył im bon voyage.

Właścicielem statku był Antoine Bouet, krzepki, żylasty

mężczyzna o wyglądzie prawdziwego wilka morskiego.
Później Vernita dowiedziała się, że przewiózł już wielu
uciekinierów skierowanych przez wicehrabiego de Cleremont;
słysząc to poczuła się o wiele raźniej.

Właściwie był to statek rybacki, lecz jego właściciel

widocznie wolał zarabiać więcej pieniędzy, przewożąc ludzki
„bagaż", niż zarzucając sieci, mimo że podejmował ogromne
ryzyko. Zwierzył się Axelowi, że nie ma zwyczaju wtrącać się
do polityki, jedynie chce, żeby urzędnicy państwowi zostawili
go w spokoju i pozwolili zajmować się swoimi sprawami.

- Zawsze wtrącają się w sprawy uczciwego człowieka! -

narzekał. - To prawdziwe pasożyty, a my musimy jeszcze ich
utrzymywać.

Wyrażał tym samym opinię większości Francuzów, którzy

chętnie się wypowiadali w obecności obcych, natomiast bali
się mówić szczerze będąc wśród swoich, z wyjątkiem zacisza
własnych domostw.

Antoine Bouet wyprowadził statek z portu o świcie, lecz

dopiero gdy wypłynęli na otwarte morze i byli pewni, że nikt
się tym nie zainteresował, odetchnęli z ulgą. Stali na
pokładzie, Axel obejmował ją ramieniem. Gdy spojrzała na
niego, zrozumiała, że spadł mu z ramion ogromny ciężar.

background image

- Uciekliśmy! - powiedziała cicho.
- Jeszcze niezupełnie - odparł. - Nadal musimy być

ostrożni, na wypadek gdybyśmy natknęli się na piratów albo
jakąś francuską fregatę, na której mogą. się zastanawiać,
dlaczego jesteśmy tak daleko od terenów rybackich. - Mówił
to bardzo poważnie, ale jego błyszczące oczy przeczyły
słowom. Przygarniając ją mocniej do siebie, dodał: - Teraz
pozostało nam tylko wypatrywać floty brytyjskiej.

- Jesteś pewien... że znajduje się gdzieś... na Morzu

Śródziemnym?

- Tak słyszałem, poza tym czuję to instynktownie - odparł

Axel. - Jeżeli to prawda, że francuskie i hiszpańskie okręty
płyną do Indii Zachodnich, Nelson na pewno podąży za nimi.

Gdy opuszczali port, pogoda była bardzo ładna, teraz

jednak znacznie się pogorszyła. Zaczął się szkwał i silna
nawałnica. Choć było wyjątkowo nieprzyjemnie i ciągle
zmieniał się kierunek wiatru, Vernita cieszyła się, że nie
dostała choroby morskiej. Axel stale nalegał, aby leżała w
kajucie, w obawie, że mogłaby się przewrócić i zrobić sobie
krzywdę. Słuchała go chętnie, a gdy wychodził na pokład
wypatrując brytyjskich okrętów, przeważnie spała albo
czuwała odmawiając modlitwę dziękczynną za każdą
spędzoną na morzu godzinę, która oddalała ich od Francji.

Dwa dni ciągłego kołysania i rzucania statkiem o fale były

bardzo męczące. Dopiero w połowie trzeciego dnia usłyszała
dochodzący z pokładu silny huk wystrzału. Axel szybko
zszedł pod pokład. Nie musiał mówić, że dostrzegł flotę
brytyjską - z jego twarzy można było dokładnie wyczytać, co
się stało, nawet gdyby nie było słychać radosnych okrzyków
załogi.

Pocałował ją, po czym znowu wybiegł na pokład, mimo że

Vernita przytuliła się do niego mocno. Szybko włożyła ciepły,
aksamitny, obszyty sobolami płaszcz, który dała jej Marie -

background image

Claire, i po chwili dołączyła do niego. Z pokładu roztaczał się
wspaniały widok: dwa trzypokładowce i dwadzieścia trzy
krążowniki bojowe płynęły na pełnych żaglach biorąc kurs na
wiatr. Widok był imponujący i wspaniały. Czuła, jak jej serce
wzbiera dumą, i wiedziała, że Axel przeżywa to samo.

Przez ostatnie dwa dni statek ich płynął ze zwiniętą flagą.

Teraz na polecenie Axela Bouet podniósł flagę Zjednoczonego
Królestwa i zaczął nadawać sygnały chorągiewką. Ponieważ
wiatr co chwila zmieniał kierunek, dopłynięcie do okrętów
brytyjskich zabrało im trochę czasu. Potem wszystko
potoczyło się bardzo szybko. Rzucono im linową drabinkę i
weszli na pokład okrętu flagowego należącego, jak
poinformował Axel, do admirała Nelsona.

Po wejściu na pokład Vernita zatrzymała się na chwilę,

aby pomachać ręką marynarzowi, który dowiózł ich tu
bezpiecznie, po czym zostali zaprowadzeni do kajuty
admirała. Pierwszy raz zetknęła się z lordem Nelsonem. Była
zdumiona widząc, że był jeszcze niższy niż się spodziewała,
Miał tylko jedną rękę i opaskę na oku; wszystko to sprawiało,
że wyglądał dziwnie. Ale była dość spostrzegawcza, aby
zorientować się, że w niepozornym ciele krył się wielki
człowiek. Siła i władczość emanowały z niego prawie w takim
samym stopniu jak z Axela; Gdy skłoniła się, a on uśmiechnął
się do niej, zrozumiała, dlaczego lady Hamilton nie mogła mu
się oprzeć.

- Nazywam się Tregarron, lordzie admirale - mówił Axel

- uciekam wraz z żoną przed policją francuską.

- Słyszałem o panu, milordzie - odparł lord Nelson. - Gdy

byłem ostatnio w Anglii, premier wyrażał się o panu bardzo
pochlebnie.

- Mając przed sobą lorda admirała, nie muszę

odwzajemniać komplementów - skłonił się Axel.

background image

Admirał prosił ich, by usiedli i opowiedzieli mu o swoich

przeżyciach. Dopiero gdy wysłuchał ich do końca i pochwalił
Axela za uzyskanie w Paryżu wielu cennych informacji,
zaczął opowiadać o swoich kłopotach.

- Admirał Villeneuve wyrwał się z mojej blokady koło

Przylądka Sebastiana - powiedział. - Teraz płynie na zachód, a
nie na wschód, jak mnie poinformowano. Staram się nadrobić
straty po zamieszaniu powstałym w wyniku złych informacji,
które otrzymałem od rządu, ale wiatr też chyba sprzysiągł się
przeciwko mnie.

- Istotnie, w ciągu ostatnich dwóch dni nie był sprzyjający

- przyznał Axel.

- Przez dziewięć dni przepłynąłem zaledwie dwieście mil

- narzekał lord Nelson. - Szczęście zdaje się mnie opuszczać.

- Sądzi pan, admirale, że może mieć pan kłopoty z

odnalezieniem floty francuskiej? - dopytywał Axel.

- Mam nadzieję, że Bóg będzie miłosierny. Marynarze z

przepływającego niedawno statku handlowego widzieli
Francuzów u wybrzeża hiszpańskiego - płynęli na zachód.

- I sądzi pan, że uda się panu ich przechwycić, admirale? -

dopytywał Axel.

- Zrobię, co w mojej mocy - odparł lord Nelson. -

Zostawiłem pięć fregat do strzeżenia wysp Scilli, no i dopiero
dzisiaj uporaliśmy się nieco z najgorszym wrogiem żeglarzy -
pogodą!

Rozmawiali

jeszcze przez chwilę. Lord Nelson

postanowił, że gdy dopłyną do Gibraltaru i pogoda będzie
sprzyjająca, pozostanie tam parę godzin.

- Płynie pan na zachód, milordzie? - zapytał Axel.
- Najpierw skieruję się na Maderę, a potem na zachód -

poinformował lord Nelson. - jeżeli nie natrafię na Francuzów,
którzy, być może, nie popłynęli w stronę Indii Zachodnich,
będę skończony. Jednym słowem pozostanie mi alternatywa -

background image

albo zostanę publicznie potępiony, albo czeka mnie wieczna
chwała i miejsce w Westminster Abbey.

Axel milczał. Vernita widziała, że był zdenerwowany.

Admirał chyba domyślił się, co Axel czuł. Uśmiechnął się.

- Jeśli chodzi o was, nie macie powodu do zmartwienia.

Zamierzam wysłać statek do Anglii, aby złożyć raport o tym,
dokąd zamierzam płynąć i gdzie spodziewam się znaleźć
Francuzów. Pan i pańska małżonka możecie nim popłynąć.

- Dziękuję bardzo, lordzie admirale - odparł Axel. W jego

głosie wyraźnie było słychać ulgę i wdzięczność.

Zaprowadzono ich do kajuty, którą mieli zajmować do

chwili dopłynięcia do Gibraltaru. Nie była tak duża jak kajuta
lorda Nelsona, ale dość wygodna. Zrozumieli, że najgorszy
koszmar dobiegł kresu. Strach się ulotnił. Byli razem.

Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Axel wyciągnął ramiona,

a Vernita rzuciła się w jego objęcia. Odwiązał wstążki jej
kapelusza i zdjął go z głowy. Nagle statek przechylił się, więc
ją chwycił na ręce i położył na łóżku. Leżała na poduszkach
patrząc na niego z uśmiechem. Zdjął surdut i usiadł na łóżku
twarzą zwrócony w jej stronę.

- Udało się, kochanie - powiedział. - Uciekliśmy!
- Udało się - powtórzyła drżącym ze wzruszenia głosem.
- Uciekliśmy z Francji i od Napoleona - rzekł Axel - ale

pozostała nam jedna rzecz, przed którą nigdy nie zdołamy
uciec.

- Cóż to takiego? - zapytała z lękiem.
- Przed miłością - odparł. - Moją miłością do ciebie, moje

najdroższe kochanie, która sprawia, że zatrzymam cię jako
mojego więźnia teraz i na zawsze. Nigdy ode mnie nie
uciekniesz!

Vernita roześmiała się.

background image

- Sądzisz, że chciałabym od ciebie uciec? Potem patrząc

mu w oczy objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie, dopóki
ich wargi nie spotkały się.

- Pragnę być twoim więźniem. Pragnę, byś... zamknął

mnie... nie tylko w swoich ramionach... ale też... w swoim
sercu, do końca życia.

- Jesteś w moim sercu - odparł Axel - i jesteś częścią mnie

samego tak bardzo, że nie jestem w stanie żyć bez ciebie.

Chciała przyciągnąć jego głowę jeszcze bliżej, ale

powstrzymał ją na chwilę.

- Jesteś tak odważna, tak cudowna, moja kochano żono -

powiedział. - Ofiaruję ci wszystko czego zapragniesz,
wszystko czego zażądasz.

- Ależ to... proste - szepnęła Vernita. - Pragnę tylko...

ciebie.

- Jestem twój, tak jak ty jesteś moja.
Nie mógł się już dłużej opierać i jego wargi spoczęły na

jej ustach. Drżała ogarnięta żarem namiętności, a on przytulał
ją coraz mocniej do serca, które biło przy jej sercu jak
oszalałe.

- Kocham cię... kochaj mnie... Och, Axel, kochaj mnie! -

chciała powiedzieć, ale nie była w stanie wymówić ani słowa.

Czuła jedynie wspaniałość i niezwykłość jego miłości,

która porywała ją ze sobą dając zaczątek dzikiej i płomiennej
namiętności ogarniającej ich oboje. Zapomnieli o całym
świecie, pragnąc tylko siebie. Nad ich głowami łopotały żagle
niosąc ich do Anglii - do domu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
148 Cartland Barbara Ucieczka do raju(1)
36 Cartland Barbara Ucieczka od miłości
Cartland Barbara Podroz po gwiazde
Cartland Barbara Córka pirata
Cartland Barbara Princessa
Cartland Barbara Diona i Dalmatynczyk
Cartland Barbara Nie zapomnisz o miłości
107 Cartland Barbara Wyjątkowa miłość
Cartland Barbara Znak miłości
Cartland Barbara Forella
28 Cartland Barbara Światło bogów
Cartland Barbara Maska miłości
Cartland Barbara Poskromienie tygrysicy
Cartland Barbara Kobiety też mają serca
24 Cartland Barbara Klątwa klanu
Cartland Barbara Lwica i Lilia Rh
4 Cartland Barbara Raj odnaleziony
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 66 Powrót syna marnotrawnego
75 Cartland Barbara Niezwykła misja

więcej podobnych podstron