148 Cartland Barbara Ucieczka do raju(1)

background image

Cartland Barbara

Ucieczka do raju

Zarina wyciągnęła ręce, a on przytulił ją do siebie.

Pocałował ją delikatnie, jakby bał się zrobić jej krzywdę, a jej

wydało się nagle, że poniósł ją prosto ku słońcu, gdzie skąpali

się w złocistym blasku.

Ten pierwszy pocałunek był uniesieniem i ekstazą.

background image

Rozdział 1

ROK 1887

Wysiadłszy z powozu, którym przyjechała na wieś z Londynu,

Zarina Bryden wbiegła, podekscytowana, na schody wiodące do drzwi

frontowych. Stary lokaj, którego znała od dzieciństwa, czekał na nią w

hallu.

— Dzień dobry, panno Zarino — powiedział — serce się raduje

na widok panienki.

— Tak się cieszę z powrotu do domu Duncan! — odparła.

Po krótkiej pogawędce Zarina przeszła do salonu. Rozejrzała się,

witając wszystkie znajome rzeczy, których nie widziała od ponad

roku.

Po katastrofie kolejowej, w której straciła oboje rodziców,

zmuszona była opuścić dom rodzinny i przenieść się do Londynu.

Zamieszkała u stryjostwa; była to rozsądna decyzja, ponieważ

uczęszczała wówczas do Seminarium dla Panienek w Kinghtsbridge,

szkoły dla córek arystokracji. Zawarła tam wiele nowych przyjaźni.

Po ukończeniu szkoły, jako debiutantka, była zapraszana na

najelegantsze przyjęcia i najwytworniejsze bale. Powodzenie, którym

się cieszyła, wydawało się czymś oczywistym: Zarina była nie tylko

piękna, ale również bardzo bogata, odziedziczyła bowiem cały

pokaźny majątek pułkownika Harolda Brydena, którego była jedyną

córką.

background image

Dostała także olbrzymi spadek po swojej amerykańskiej matce

chrzestnej, przyjaciółce matki, która z okazji chrzcin przyjechała do

Anglii. Pani Vanderstein, szczycąca się domieszką krwi rosyjskiej,

przekazanej jej przez któregoś z przodków, nalegała, by córka

chrzestna nosiła jej imię. Wyszedłszy dwukrotnie za mąż, nie miała

własnych dzieci, toteż umierając zapisała cały swój majątek Zarinie.

Wyższe sfery towarzyskie Londynu były żywo zainteresowane

amerykańskimi dziedziczkami. Nic więc dziwnego, że Zarina,

posiadająca ogromne konto w banku, przyciągała powszechną uwagę.

Jednakże młodzi ludzie, którzy proponowali jej małżeństwo, nie

kierowali się wyłącznie myślą o stosach dolarów; ich właścicielka

była niewątpliwie pięknością.

Obecnie sezon towarzyski dobiegł końca i Zarina postanowiła

wrócić do siebie na wieś. Był tam jej dom rodzinny — jedyny

prawdziwy dom. Chciała do niego powrócić już wcześniej, ale

stryjostwo obawiali się, by nie odżyła w niej rozpacz, w której

pogrążona była po stracie rodziców.

Rozglądając się po salonie, Zarina myślała, jak wiele znaczy dla

niej Bryden Hall. Tak dobrze pamiętała matkę, siedzącą w fotelu przy

oknie. Tam właśnie siadywała, czytając córce baśnie, które Zarina

uwielbiała w dzieciństwie. Ojciec z kolei przekazał jej miłość do

książek, które wypełniały bibliotekę. Opowiadał też córce o

fascynujących podróżach do różnych krajów, które zwiedził.

— Kiedy tylko dorośniesz, dziecinko — obiecywał— zabiorę cię

do Egiptu, by pokazać ci piramidy, a następnie popłyniemy otwartym

background image

zaledwie przed osiemnastu laty Kanałem Sueskim na Morze

Czerwone.

— Pojedźmy teraz, papo — prosiła Zarina.

Ale ojciec potrząsnął głową.

— Musisz jeszcze nauczyć się wiele tu, na miejscu, nim zaczniesz

zwiedzać świat. Mówiłem ci wielokrotnie, że lubię mieć do czynienia

z kobietami światłymi, jak twoja matka, a nie z pustymi i próżnymi

paniami, których pełno w salonach.

Zarina pamiętała świetnie pogardę, z jaką ojciec wyrażał się o

wielu pięknościach święcących triumfy w salonach Londynu.

Znalazłszy się w eleganckim towarzystwie, Zarina zorientowała się,

że panie te cieszą się szczególnym zainteresowaniem księcia Walii.

Oczywiście ona sama również widziała jego książęcą mość,

eleganckiego, pełnego werwy i fantazji kawalera. Rówieśniczki

poinformowały ją dość prędko, że książę nie zwraca uwagi na młode

dziewczęta i że Zarina nie zostanie z pewnością zaproszona do

Marlborough House, na czym jej, prawdę powiedziawszy, zupełnie

nie zależało.

Zdawała sobie jednak sprawę, że jej stryjenka Edith radowałaby

się każdą chwilą spędzoną w obecności następcy tronu. Lady Bryden

znała zresztą wiele spośród grona najbardziej dystyngowanych pań.

Stryj Zariny, generał sir Aleksander Bryden, był komendantem

kawalerii królewskiej i, z tej racji, persona grata w wyższych kręgach

towarzyskich.

background image

Dla bratanicy był on postacią budzącą onieśmielenie, nawet lęk.

Zarina zrozumiała prędko, że chcąc zrealizować swoje zamierzenia,

musi zdobyć wcześniej aprobatę swego opiekuna. Niełatwo przyszło

jej przekonać stryja, że z końcem sezonu towarzyskiego powinna

wrócić do domu.

— Twoja stryjenka ma bardzo wiele różnych zajęć i obowiązków

w Londynie — stwierdził.

— Wobec tego, stryju Aleksandrze, mam taki pomysł —

oznajmiła Zarina pojedźmy na kilka dni do Bryden Hall we dwoje.

Muszę przekonać się osobiście, jak się sprawy mają na miejscu. Poza

tym teraz, kiedy papa nie żyje, ludzie w miasteczku i ci, którzy

pracują w majątku, są moimi ludźmi.

Przedstawiła to w taki sposób, jakby dopatrzenie zarządzania

majątkiem było jej obowiązkiem, wiedząc, że tego rodzaju argument

trafi do przekonania stryjowi. Skapitulował istotnie, mówiąc:

— Dobrze, Zarino, pojedziemy na wieś w czwartek i zostaniemy

tam około tygodnia. Postaram się namówić twoją stryjenkę, żeby do

nas przyjechała, choć wiem, że musi być na zebraniach kilku różnych

komitetów.

Lady Bryden z wielkim zapałem zajmowała się działalnością

charytatywną, zwłaszcza że ułatwiało jej to bliższe kontakty ze

znakomitym towarzystwem dystyngowanych arystokratek, a nawet

osób z rodziny królewskiej.

Rozglądając się po salonie, Zarina czuła obecność matki tak

wyraźnie, jakby za chwilę miała z nią porozmawiać. Spodziewała się,

background image

że widok domu rodzinnego wzbudzi w niej takie uczucia, jednakże nie

pragnęła od nich uciec.

Drgnęła gwałtownie, usłyszawszy nagle głos Duncana.

— Panno Zarino, pewnie będzie panienka chciała, żeby podać

herbatę w bibliotece, jak bywało dawniej.

— Oczywiście, Duncanie — odparła Zarina. — Miło, że o tym

pomyślałeś.

Zdjęła kapelusz i płaszcz, w którym podróżowała, podając je

lokajowi.

— Moja pokojówka przyjedzie brekiem, razem z lokajem pana

generała. Mam nadzieję, że pani Merryweather zaznajomi ją z

domem.

— Na pewno zrobi to z przyjemnością, panno Zarino — zapewnił

Duncan — a tymczasem pragnęłaby zobaczyć się z panienką sama; i

ona, i kucharka, oraz oczywiście Jenkins, który jest w stajni.

Zarina uśmiechnęła się.

— Chcę zobaczyć wszystkich i wszystko. Ach, Duncanie,

cudownie jest znaleźć się znów w domu! Tęskniłam za każdym z was,

tak jak tęsknię za papą... i mamą...

Na myśl o rodzicach łzy zakręciły jej się w oczach. Duncan

poklepał ją po ramieniu, jak zwykł to robić w czasach, kiedy była

dzieckiem, mówiąc:

— Proszę się nie smucić, panno Zarino. Pan z pewnością

życzyłby sobie, żeby panienka była dzielna, a przy tym teraz, po

powrocie, czeka na panienkę tyle rzeczy do zrobienia.

background image

Zarina otarła łzy, idąc wraz z lokajem korytarzem prowadzącym

do biblioteki. Był to piękny pokój z biegnącą wzdłuż jednej ze ścian

mosiężną galeryjką, na którą wchodziło się po kręconych

drewnianych schodkach. Zarina uwielbiała się na nie wspinać w

dzieciństwie. Pomyślała, że kiedy znajdzie się sama, wejdzie na nie,

jak niegdyś.

Herbata czekała przed kominkiem. Teraz, w lecie, nie palił się w

nim ogień, natomiast wypełniały go kwiaty.

— Jak panienka myśli, kiedy powinien zjawić się pan generał? —

spytał Duncan. — Jeśli spodziewany jest lada chwila, to przyniosę

drugą filiżankę.

— Stryj podróżuje pociągiem, więc powinien przybyć wpół do

siódmej, akurat na kolację — odparła Zarina. — Powiedz Jenkinsowi,

żeby wyjechał po niego na stację.

— Dobrze, panno Zarino. Czy jej lordowska mość będzie mu

towarzyszyła?

— Nie, moja stryjenka musiała zostać w Londynie — wyjaśniła

Zarina i, uśmiechając się do starego lokaja, dodała: — Właściwie

najlepiej byłoby mi tutaj samej. Pewna jestem, że w oczekiwaniu na

mój przyjazd Jenkins trzyma konie w gotowości.

— To się rozumie, panno Zarino! Pucował je tak, że sierść im lśni

jak atłas.

Zarina roześmiała się. Wiedziała, że wszyscy starali się, by jej

powrót do domu był radosny. Mieszkając w Londynie, utrzymywała

cały czas kontakt z panem Bennettem, któremu została powierzona

background image

piecza nad domem i majątkiem. Ojciec darzył go zaufaniem, więc

Zarina wiedziała, że ona również może mu zaufać.

Pan Bennett pisał do niej co tydzień, donosząc o wydarzeniach w

miasteczku i o tym, co dotyczyło ludzi zatrudnionych w posiadłości.

Zarina wysyłała listy z powinszowaniami do par obchodzących złote

wesele oraz prezenty dla młodych ludzi wstępujących w związki

małżeńskie, a także życzenia z okazji narodzin dzieci. Poinstruowała

też pana Bennetta, by podwyższył zarobki tym, którzy dla niej

pracowali. Mogła sobie na to pozwolić, a pragnęła, by jej majątek był

co najmniej w równie kwitnącym stanie, jak za czasów ojca.

Zasiadłszy do herbaty, Zarina zaczęła wypytywać Duncana o

wszystkie znajome osoby. Pastor, który przygotowywał ją do

konfirmacji, należał do najmilszych przyjaciół.

— Wielebny nic się nie zmienił — powiedział Duncan. — Trochę

się tylko postarzał i włosy mu siwieją, ale jest zawsze tak samo dobry.

Zamilkł na chwilę, po czym dorzucił:

— No i ma trochę kłopotów z synem, pan Bennett pewnie

panience o tym wspominał.

— Wiem, że pan Walter zmieniał trzykrotnie pracę w ubiegłym

roku — odparła Zarina. — Ale w końcu chyba się już ustatkował?

Duncan potrząsnął głową przecząco.

— Z panem Walterem to nigdy nic nie wiadomo.

Przez chwilę rozmawiali jeszcze o rodzinie pastora, potem Zarina

spytała o doktora i jego dzieci, a następnie o właścicieli sklepu.

background image

Dowiedziała się z przyjemnością, że wszyscy nadal zajmują się tym,

czym się zawsze zajmowali i że zmian jest niewiele.

Skończywszy

pić

herbatę,

zostawiła

Duncana

zajętego

sprzątaniem nakrycia i poszła na górę. Dobiegły do niej głosy

pokojówki i pani Merryweather, rozmawiających w sypialni.

Minąwszy uchylone drzwi szła dalej, w kierunku głównej sypialni,

którą zajmowali w przeszłości jej rodzice.

Po wejściu do środka owionął ją natychmiast zapach suszonych

kwiatów potpourri i lawendy; znów ogarnęło ją uczucie, że rodzice są

w pobliżu i czekają na nią. Podeszła do okien, odsłaniając zasłony i

wpuszczając do pokoju słońce. Popatrzyła na ogromne łoże z

baldachimem. Jakże często w dzieciństwie wspinała się na nie, kładąc

się koło matki i prosząc o opowiedzenie bajki. I jak tragiczny był

powrót do domu, w którym zabrakło rodziców.

Wiedziała jednak, że musi do niego wrócić. Miała uczucie, że

stanowczo zbyt długo zaniedbuje ludzi, którzy dla niej pracują i

którzy ją kochają, ponieważ jest córką swego ojca.

„Cokolwiek powiedzą stryj Aleksander i stryjenka Edith",

pomyślała sobie, „zamierzam zostać tu przynajmniej przez jesień".

Przyznawała, że pobyt w Londynie był ekscytujący. Powodzenie,

którym się cieszyła, również sprawiało jej radość. Była jednak w pełni

świadoma, że na jej widok obecne w sali balowej starsze damy

szeptały do siebie:

— To jest ta dziedziczka.

background image

Podobnie bywało, gdy pojawiała się na przyjęciach, obiadach,

zabawach. Zrazu czuła się z tego powodu nieswojo; usiłowała

ignorować sytuację, choć zdawała sobie sprawę, że jej fortuna jest

rodzajem etykietki. Nie sposób było przed tym uciec. Będąc jednak

osobą inteligentną, powiedziała sobie, że nie powinno to stanowić

bariery pomiędzy nią a innymi ludźmi.

Niemniej miała się zawsze na baczności, gdy któryś z młodych

kawalerów prowadził ją do ogrodu, gdzie oświadczał bez wstępów:

— Zarino, kocham panią i pragnę nade wszystko, by została pani

moją żoną.

Wszyscy ci młodzi ludzie wydawali się zupełnie szczerzy. I

wszyscy wyglądali na bardzo zakochanych. Jednakże Zarina została

uprzedzona, że każdy jest potężnie zadłużony. Część z nich stanowili

młodsi synowie dystyngowanych arystokratów, bez nadziei na

majątek, który miał przypaść najstarszemu bratu.

Ponadto, choć usiłowała z tym walczyć, budziły w niej

odruchową nieufność każde oświadczyny, które następowały po zbyt

krótkiej, w jej pojęciu, znajomości. Bo jakiż mógł być powód

podobnego pośpiechu poza tym, że młody człowiek gwałtownie

potrzebował pieniędzy? Dlaczego nie mógł poczekać, nie próbował jej

lepiej poznać? Miałby wówczas szansę przekonać się, czy

rzeczywiście są w sobie zakochani.

Na wszystkie te pytania nasuwała jej się jednakowa odpowiedź:

nadgorliwy adorator obawiał się, by go ktoś nie ubiegł. Ubiegnięcie

konkurentów oznaczało zapanowanie nad jej fortuną.

background image

„A gdybym nie miała ani pensa?", pomyślała któregoś wieczora.

„Zastanawiam się, co by się wówczas działo".

Wróciła właśnie z balu, podczas którego oświadczyło jej się

trzech kawalerów. Wiedząc, jak wygląda prawda, czuła się bardzo

upokorzona.

Teraz, otwierając okno w sypialni rodziców, powiedziała sobie, że

jest w domu, gdzie kochano ją, nim stała się bogata. Ludzie

obdarzający ją miłością nie będą kochali jej bardziej dlatego, że ma

obecnie takie mnóstwo amerykańskich dolarów w banku. Wyjrzała na

ogród, patrząc na gładkie, zielone trawniki i mieniące się kolorami

klomby kwiatowe. Poza nimi widniały drzewa, na które wspinała się,

kiedy tylko dostatecznie podrosła.

„Kocham to wszystko! Kocham każde źdźbło trawy, każdego

ptaka na gałązce drzewa i każdą pszczołę brzęczącą wśród kwiatów",

myślała. „Jestem w domu. W domu! Tej radości nikt mi nie zabierze!"

Zarina pozostała przez długi czas w sypialni rodziców. Potem

przeszła do przyległego buduaru, gdzie było tak wiele ukochanych

przedmiotów matki. Stały tam porcelanowe cacka, o których

opowiadała córce przeróżne historie; na ścianach wisiały obrazy, które

ofiarował jej mąż, ponieważ kochała malarstwo francuskie.

Znajdowały się tam również wybrane książki, do których matka

powracała wielokrotnie, twierdząc, że są dla niej pociechą i

inspiracją.„Ja także będę je czytała od nowa", obiecała sobie Zarina,

„tak, jak to robiłam niegdyś".

background image

W jakiś czas później przed domem zatrzymał się powóz i Zarina

zorientowała się, że przywiózł on stryja. Nie pragnęła jego przybycia,

znacznie lepiej czułaby się sama. Kiedy jednak napomknęła, że nie ma

powodu, by wyrywać generała z Londynu, stryjenka przeraziła się nie

na żarty.

— W żadnym razie nie możesz być beż opieki!

— Przecież jadę do mojego własnego domu — zauważyła Zarina.

— Nie jesteś dzieckiem, które można powierzyć niani — odparła

ostro stryjenka Edith. — Jesteś młodą kobietą. W przypadku wizyty

jakiegokolwiek dżentelmena nawet zwykła rozmowa bez opiekuna

czy przyzwoitki byłaby czymś wysoce niestosownym.

Zarina zrozumiała, że nie ma sensu oponować i zaakceptowała

nieuchronny dozór. A teraz stryj był na miejscu. Przyszło jej na myśl,

że jego obecność zepsuje atmosferę panującą w domu i jej radość z

powrotu.

Idąc korytarzem w stronę swojej sypialni, Zarina słyszała gromki i

władczy głos stryja, dochodzący z hallu. Wszedłszy do pokoju, zastała

w nim panią Merryweather i ucałowała ją ciepło.

— Panno Zarino, z wielką radością widzimy panienkę w domu!

— wykrzyknęła gospodyni.

— Cudownie być znów u siebie — odrzekła Zarina. A dom

wygląda równie wspaniale, jak zawsze. Jestem wam za to ogromnie

wdzięczna.

background image

— Staraliśmy się, żeby wszystko było jak najlepiej —

powiedziała pani Merryweather z usprawiedliwioną satysfakcją. A

teraz panienka jest znowu z nami, zupełnie jak za dawnych czasów.

Zarina wzięła kąpiel w wannie, którą pokojówki ustawiły przed

kominkiem. Dwaj lokaje przynieśli w lśniących mosiężnych konwiach

gorącą wodę do jej napełnienia. Zarina przeniosła się na chwilę w

odległe czasy dzieciństwa, udając, że jest znów małą dziewczynką.

Spodziewała się niemal usłyszeć ponaglający głos niani:

— Dalejże, panno opieszalska, pora spać!

Teraz jednak musiała włożyć na siebie jedną z wytwornych,

kosztownych sukien, wybranych dla niej przez stryjenkę Edith, a

następnie zejść na dół.

Po kilku minutach do salonu wszedł stryj. Prezentował się w

stroju wieczorowym bardzo elegancko. Jego siwe, nieco przerzedzone

włosy zaczesane były starannie do tyłu. Cała postać generała, wedle

określenia jego własnego lokaja, wyglądała, jak z żurnala". Zarina

świadoma była, że podobnej schludności wymagał stryj od żołnierzy,

którymi dowodził.

— Jestem, Zarino — powiedział, podchodząc do niej. — Pociąg

miał opóźnienie, jak można się było spodziewać.

— Miło mi stryja powitać — odparła Zarina, całując go w

policzek. — Duncan otworzył butelkę szampana, żeby uczcić mój

powrót do domu.

background image

— Szampana, powiadasz! — zakrzyknął generał. — Nie odmówię

go z pewnością po całej tej męczącej podróży. Ludzie zachwycają się

wygodą kolei żelaznej, ale ja nadal wolę moje konie.

— Podzielam opinię stryja — odpowiedziała Zarina z uśmiechem.

— Nasza podróż trwała niewiele ponad trzy godziny i rozkosznie

jechało się wśród pól i łąk.

Podczas obiadu rozmowa zeszła na temat majątku i generał

oznajmił:

— Jutro odwiedzimy farmy, zobaczymy też, jak postępuje wyrąb

tych drzew, które zostały powalone w lasach przez wichury zimowe.

— Jestem pewna, że zastaniemy wszystko w najlepszym

porządku — zapewniła Zarina. — Pan Bennett jest bardzo

kompetentnym zarządcą.

— Nie należy jednak zaniedbywać osobistego doglądania

najmniejszego źdźbła we własnej posiadłości — oświadczył generał.

— Zamierzam tego dopatrzyć nim wrócimy do Londynu, moja droga.

Po krótkiej chwili milczenia Zarina powiedziała:

— Myślałam właśnie, stryju Aleksandrze, że chciałabym zostać

tutaj przynajmniej do zimy. Jest to w końcu mój własny dom; a jeżeli

stryj i stryjenka Edith będą nalegali na towarzystwo opiekunki, mogę

zawsze poprosić jedną z moich byłych guwernantek, żeby ze mną

zamieszkała.

Generał wypił w milczeniu parę łyków czerwonego wina z

kieliszka napełnionego przez Duncana, odzywając się dopiero po

chwili.

background image

— O tym, moja droga, pragnę z tobą pomówić po obiedzie.

Ze sposobu, w jaki wypowiedział to zdanie, Zarina odgadła, że

cokolwiek stryj ma na myśli, nie chce tego poruszać przy służbie.

Zastanawiała się, o co też może mu chodzić.

Rozmawiając ze stryjem na różne tematy, myślała jednak uparcie,

że nie da się odwieść od swoich planów: zamierzała pozostać w domu

rodzinnym. Dzieliły ją przynajmniej dwa miesiące od pory, którą

nazywano sezonem zimowym, czyli od czasu, kiedy królowa powróci

z Balmoral. W tym samym okresie zjedzie do Londynu większość

towarzystwa, które wyprawiło się na polowania do Szkocji.

„Znacznie bardziej wolę jeździć konno po moim własnym

majątku, niż przemierzać truchtem Rotten Row!", powiedziała sobie

Zarina.

Przeczuwała, że stryj będzie przeciwny wszelkim wysuniętym

przez nią propozycjom. I naturalnie będzie się spodziewał po niej

posłuszeństwa. „Nie mam zamiaru mu ulegać", myślała z oburzeniem.

„Prawda, że jest moim prawnym opiekunem, ale wydaję własne

pieniądze i mogę podejmować własne decyzje". Mimo wszystko była

jednak pełna obaw.

Wypili kawę. Skończywszy niewielki kieliszek portwajna, generał

opuścił jadalnię w towarzystwie bratanicy. Uprzedził ją wcześniej, że

nie pragnie, by, utartym zwyczajem, zostawiała go samego przy

winie. Zarina zastanawiała się, czy stryj nie podejrzewa jej o próbę

uniknięcia rozmowy pod pretekstem wcześniejszego pójścia do łóżka.

„Właściwie jestem dość zmęczona", myślała przechodząc do salonu.

background image

„Ponadto nie chciałabym żadnych nieporozumień ze stryjem

Aleksandrem pierwszego wieczoru w moim domu".

Duncan zapalił kryształowy żyrandol, którego światło wydobyło

cały urok pokoju. Przez głowę Zariny przemknęła myśl, że gdyby

tylko czekali tu na nią rodzice, wszyscy troje byliby szczęśliwi.

Przypomniała sobie śmiech, którym ojciec kwitował różne jej

dowcipne wypowiedzi i czułość w obróconych na nią oczach matki;

wiedziała dobrze, jak bardzo była im droga.

Generał podszedł do kominka. Z wyrazu, malującego się na jego

twarzy, Zarina wywnioskowała, że czeka ją kazanie. Zastanawiała się,

czy nie popełniła czegoś niewłaściwego, ale nic nie przyszło jej do

głowy. Usiadła więc na kanapce nie opodal, czego stryj zdawał się

oczekiwać i złożyła skromnie ręce na kolanach.

— Jednym z powodów, dla których nie towarzyszyłem ci w

drodze do domu, Zarino — zaczął generał — była ważna rozmowa

dotycząca twojej osoby i twojej przyszłości.

— Mojej osoby, stryju Aleksandrze? — zdumiała się Zarina.

Mignęła jej myśl, że stryj musiał się widzieć z jednym z młodych

ludzi, którzy poprosili ją o rękę poprzedniego wieczoru, podczas balu

wydanego przez księżnę Devonshire. Bal ten należał do największych

i najbardziej prestiżowych okazji towarzyskich. Stryjenka Edith była

zachwycona, dostawszy na niego zaproszenie.

Devonshire House, znajdujący się przy Picadilly, zaliczany był do

najwykwintniejszych rezydencji w Londynie. Okalający go ogród,

schodzący ku Berkeley Square, otoczony był ogrodzeniem o

background image

pozłacanych szpicach. Właściciele domu należeli do jednego z

najświetniejszych

rodów.

Księżna,

uprzednio

żona

księcia

Manchester, była wielką pięknością. Obecnie podejmowała gości jako

księżna Devonshire i nikt nie ośmieliłby się nie przyjąć jej

zaproszenia.

— Będziesz się radowała każdą minutą tego balu — oznajmiła

Zarinie podnieconym tonem lady Bryden, przeczytawszy zaproszenie.

— Oczywiście trzeba ci będzie sprawić nową suknię, mimo że masz w

szafie dwie, których jeszcze nigdy nie włożyłaś.

Zarina uważała, że jest to zupełnie zbędny wydatek.

Choć pieniądze nie stanowiły problemu, żal jej było czasu

traconego na kolejne przymiarki, gdy w tej samej porze mogła jeździć

konno lub wybrać się na spacer powozem po parku. Jednakże, nie

chcąc robić przykrości stryjence, udała się do nadzwyczaj

ekskluzywnego sklepu przy Bond Street. Suknia okazała się zresztą jej

najpiękniejszą kreacją, białą, rzecz jasna, ponieważ żadna de'butante

nie ośmieliłaby się pokazać w toalecie kolorowej.

Suknia wyszywana była perłami i diamantem, podkreślała

wyjątkową szczupłość talii jej właścicielki. Stanowiła także idealne

tło dla białej karnacji Zariny i jej jasnych, połyskujących złociście

włosów. Nic dziwnego, że przybywszy na bal, całe skrzące się od

diamentów, obie panie zrobiły furorę, choć sala pełna była osób

zajmujących znacznie wyższe miejsca w hierarchii towarzyskiej.

Zarina była oblegana przez partnerów. Nim nad ranem opuściła

bal, oświadczyło jej się dwóch młodych ludzi. Odmówienie im było

background image

sprawą kłopotliwą, a jeszcze trudniej przyszło jej uciec przed ich

natarczywością. Nauczyła się jednak odsyłać swoich adoratorów „na

rozmowę" do stryja. Metoda okazała się wielce skuteczna; generał był

postacią onieśmielającą i przytłaczającą. Toteż kolejni konkurenci

opuszczali dom przy Belgrave Square „z podwiniętym pod siebie

ogonem", wedle określenia stryja.

— Znam dokładnie sytuację tego młodego chłystka, który złożył

mi wizytę dziś przed południem — powiadał generał. — Tkwi w

długach po uszy, a historia jego rodziny jest taka, że najgorszemu

wrogowi nie życzyłbym, aby wszedł z nimi w koligację.

— Stryju Aleksandrze, dziękuję, że zechciał się stryj z nim

rozprawić — odpowiadała Zarina. — Mam zawsze trudności z

przekonaniem tych młodych ludzi, że nie pragnę wychodzić za mąż.

— Postąpiłaś dokładnie, jak należy, odsyłając go do mnie —

wyrażał swą aprobatę generał.

Stryj był więc istotnie, w pojęciu bratanicy, znakomitym

cerberem, choć wątpliwe, czy usłyszawszy określenie Zariny,

poczytałby je za komplement. W tym wypadku, ponieważ żaden z

dwóch młodych adoratorów nie był pożądanym konkurentem, Zarina

nie miała najmniejszej ochoty widzieć się z nimi ponownie.

— Być może zdziwisz się — zaczął generał — gdy usłyszysz, że

jakieś pół godziny po twoim wyjeździe złożył mi wizytę książę

Malnesbury.

Zarina zastanawiała się, w jaki sposób ta wiadomość może jej

dotyczyć.

background image

— Znam go od bardzo wielu lat — ciągnął generał. — Trzeba ci

wiedzieć, że nim odziedziczył tytuł i majątek, służyliśmy w tym

samym pułku. Jednakże, powiadomiony o jego wizycie, nie od razu

zorientowałem się w jej celu.

Słuchająca w milczeniu Zarina pomyślała, że stryj zdaje się

krążyć wokół tematu.

— Otóż Malnesbury — podjął generał wolno, jakby rozważając

każde kolejne słowo — przyszedł poprosić mnie, co jest niewątpliwie

stosowne i powinno posłużyć za przykład niejednemu młokosowi, o

pozwolenie ubiegania się o twoje względy.

Zarina spojrzała na stryja rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.

— O moje... względy? — powtórzyła. — Co to właściwie

znaczy?

— To znaczy, moja droga, czego powinnaś się sama domyślić, że

spotkał cię niemały zaszczyt: jego książęca mość pragnie pojąć cię za

żonę.

W pierwszej chwili Zarina oniemiała. Dopiero po paru minutach

zdołała wydobyć z siebie głos:

— Za żonę? Ależ... on jest bardzo stary!

— Malnesbury musi mieć nieco ponad pięćdziesiąt pięć lat —

odrzekł generał. — Ale cieszy się dobrym zdrowiem, jako że uprawia

różne sporty i spędza większość czasu u siebie na wsi.

— Przypominam sobie, że rozmawiałam z nim na przyjęciu u

lady Coventry w ubiegłą środę — powiedziała Zarina. — I zdaje mi

się, że tańczyłam z nim na tym bardzo nudnym balu na Grosvenor

background image

Square. Ale poza tymi dwiema okazjami nie zamieniłam z nim więcej

ani słowa.

Roześmiała się.

— Stryj przekonał go, mam nadzieję, że jego zamysły są zupełnie

nierealne.

— Nierealne? — wykrzyknął generał. — Czy zdajesz sobie

sprawę, co powiedziałaś?

— Oczywiście — odparła Zarina. — Mówiąc między nami,

stryju, dziwi mnie, że człowiek, który mógłby być niemal moim

dziadkiem, wysunął równie śmieszną propozycję.

— Chyba doprawdy nie wiesz, co mówisz — oświadczył generał

ostro. — Nie twierdzę, że można zaliczyć Malnesbury'ego do

młodzików. Jednakże od pięciu lat jest wdowcem i nie ma dziedzica.

— Przerwał, patrząc na nią gniewnie spod zmarszczonych brwi. —

Tak, o ile sobie dobrze przypominam, ma pięć czy sześć córek, ale

żadnego syna.

— Nie interesują mnie zupełnie jego dzieci — oznajmiła Zarina.

— I byłoby wielkim błędem, stryju Aleksandrze, robić mu

najmniejsze nadzieje. Nie wyszłabym za mąż za księcia nawet wtedy,

gdyby był jedynym mężczyzną na Ziemi.

— Na miły Bóg! Moja panno, czyś ty rozum postradała? — spytał

generał rozsierdzony. — Większość młodych kobiet czułaby się

uszczęśliwiona, gdyby książę Malnesbury rzucił im choć jedno

spojrzenie.

Zająknąwszy się niemal z oburzenia generał kontynuował:

background image

— Książę pragnie pojąć cię za żonę! Za żonę, ty nierozumna

dziewczyno! Oznacza to, że zostaniesz księżną i będziesz piastowała

tradycyjną godność damy przy dworu królowej.

Zarina zacisnęła dłonie.

— Stryju Aleksandrze, mogę tylko powtórzyć, co powiedziałam:

popełni stryj wielki błąd, utwierdzając księcia w przekonaniu, że

mogę przyjąć jego oświadczyny. Wspomniałam już, że nie

poślubiłabym go nawet wówczas, gdyby był jedynym mężczyzną na

świecie.

— Otóż mylisz się; mylisz się ogromnie — oświadczył generał

powoli. — Odpowiedziałem księciu, że traktuję przychylnie jego

propozycję i że nie tylko może zalecać się do ciebie, ale że ja sam

akceptuję go z całego serca, jako twojego przyszłego męża.

Zarina zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Z tonu i słów stryja

nietrudno jej było pojąć, że próbuje narzucić jej swoją wolę.

Wiedziała, że będzie musiała podjąć walkę, żeby ocalić swoją

wolność.

— Może stryj tego nie rozumie — powiedziała — ale ja naprawdę

nie pragnę zostać księżną, ani wyjść za kogokolwiek, kogo nie

kocham... A jak mogłabym pokochać kogoś takiego, jak książę, który

jest dość stary, by być moim dziadkiem?

— Ta uwaga jest niedorzeczna i niezgodna z prawdą... — zaczął

generał.

background image

— Może być niedorzeczna —przerwała Zarina — ale nie poślubię

księcia i jeśli stryj zaaprobował go jako mojego konkurenta, będzie

stryj musiał poinformować go teraz, że zaszła pomyłka.

Przez chwilę panowała napięta cisza, po czym generał przemówił

tonem, którego mógłby użyć w stosunku do krnąbrnego rekruta:

— Posłuchasz mnie, ponieważ nie masz żadnego wyboru!

— Co stryj chce przez to powiedzieć? — spytała Zarina.

— To mianowicie, że jestem twoim prawowitym opiekunem i do

czasu ukończenia dwudziestu jeden lat jesteś mi winna posłuszeństwo,

wedle prawa panującego w tym kraju.

— Nie może mnie stryj zmusić do poślubienia kogoś, za kogo nie

chcę wyjść!

— Poślubisz go — oświadczył generał — nawet gdybym był

zmuszony zaprowadzić cię siłą do ołtarza! — Zmieniając ton, dorzucił

ze złością: — Kimże ty jesteś, do pioruna, żeby móc sobie pozwolić

na odrzucenie takiej osobistości, jak książę? Owszem, posiadasz

fortunę i nie powiem, żeby ta okoliczność nie była dla księcia

dogodna. Ale niezależnie od tego, on jest w tobie zakochany po uszy,

ty pozbawiona rozsądku dziewczyno!

Obrzuciwszy

rozgniewanym

spojrzeniem,

generał

kontynuował:

— Książę zachwycał się twoją urodą i wdziękiem. Słuchając go

myślałem, że w całym kraju nie ma chyba panny, którą spotkałby

równie szczęśliwy los.

background image

— Szczęśliwy los! — zawołała Zarina. — Być żoną starca,

którego nie kocham, kiedy mam do wyboru tylu młodych, czarujących

i przemiłych kawalerów?

— I kimże się oni okazali, przynajmniej do tej pory? — zapytał

generał. — Bandą nicponiów, którzy poza bogatą kolekcją długów nie

mieli ci nic do zaofiarowania.

— Chyba stryj przesadza — powiedziała Zarina. — Poślubię

jedynie Człowieka, którego będę kochała i który mnie pokocha

wyłącznie dla mnie samej.

Generał roześmiał się szyderczo.

— Przypuszczasz, że z twoją fortuną znajdziesz mężczyznę, który

zapragnie cię jedynie dla ciebie samej? Jeśli tak sądzisz, to żyjesz w

świecie iluzji. Większość mężczyzn kieruje się względami

praktycznymi. Żenią się dla błękitnej krwi, posiadłości albo dla

pieniędzy. — Urwał, a następnie podjął: — Ty masz pieniądze; ale

choć pochodzisz z dobrej, przyzwoitej rodziny ziemiańskiej, nie

możesz się nawet porównywać z księciem Malnesbury. — Nabrawszy

tchu, generał mówił dalej: — Powinnaś na kolanach dziękować Bogu,

że człowiek tak dystyngowany, posiadający taką rangę społeczną, jak

książę, pragnie cię pojąć za żonę.

— Nie poślubię go, cokolwiek stryj powie — protestowała nadal

Zarina.

Była bardzo blada i drżały jej ręce, ponieważ przestraszyła się

stryja nie na żarty. Mimo wszystko jednak zdecydowana była

obstawać przy swoim.

background image

— Może stryj przytaczać następne argumenty, ale ja się nie dam

przekonać — oświadczyła. — Powtarzam ostatni raz, że nie wyjdę za

mąż za księcia.

— Mylisz się wielce sądząc, że możesz mi stawiać opór — odparł

generał gniewnie. — Za bardzo ci pobłażano w dzieciństwie, jako

jedynaczce i nadszedł czas, żeby ukrócić twoją samowolę, choćby za

pomocą rózgi. — Z wyrazem wściekłości na twarzy dodał: — Nie

rzucam słów na wiatr zapowiadając, że tak właśnie postąpię, jeśli

ośmielisz się okazać mi nieposłuszeństwo. Nim nadejdzie czas

powrotu do Londynu zrozumiesz, że robię to, co uważam za najlepsze

dla ciebie i całej rodziny. Nie dopuszczam żadnego sprzeciwu.

Poślubisz Malnesbury'ego.

— Nie poślubię! Nie poślubię! — zawołała Zarina w odpowiedzi,

zrywając się z kanapki.

Podbiegła do drzwi. Stryj wyglądał tak groźnie, że bała się, by jej

nie uderzył. Nacisnęła klamkę i obejrzała się, przerażona, że może

ruszył za nią.

— Nienawidzę stryja! — krzyknęła. — Gdyby żył papa, nie

dopuściłby nigdy, żeby mnie stryj do czegoś przymuszał!

Z tymi słowy wybiegła z pokoju i zatrzasnęła drzwi za sobą,

kierując się w stronę schodów i swojej sypialni, jedynego

sanktuarium, w którym mogła czuć się bezpieczna.

background image

Rozdział 2

Zarina kręciła się i przewracała z boku na bok przez całą noc,

szukając nadaremnie wytchnienia we śnie. Jej udręczone myśli

krążyły uparcie wokół grożącego jej małżeństwa z księciem —

starym, siwym, powolnym i nudnym, a dla niej po prostu

odrażającym. Z nadejściem ranka znajdowała się na granicy histerii.

Jedynym ukojeniem wydawała jej się perspektywa jazdy konnej.

Wstała więc, nim zjawiła się pokojówka, by ją obudzić i ubrać.

Następnie zeszła bocznymi schodami, unikając służących, którzy

kręcili się w hallu. Była już niemal na dole, gdy ujrzała pana Bennetta,

który wszedł właśnie bocznymi drzwiami i skierował się w stronę

swego gabinetu.

Zarina uprzednio oczekiwała z przyjemnością spotkania z nim, ale

w tej chwili nie pragnęła z nikim rozmawiać. Nie chciała też

wysłuchiwać entuzjastycznych relacji na temat kwitnącego stanu

majątku. Gdyby miało się stać wedle woli stryja, zostałaby wkrótce

wywieziona, by zamieszkać w zamku księcia w Lincolnshire.

Usłyszawszy, że pan Bennett zamyka za sobą drzwi do gabinetu,

prześlizgnęła się przez boczne drzwi, którymi wszedł zarządca. Do

stajni nie było daleko. Zgodnie z przewidywaniami znalazła w niej

Jenkinsa, który miał w swej pieczy konie jej ojca, odkąd mogła

sięgnąć pamięcią. Spostrzegłszy ją, Jenkins wyciągnął rękę, mówiąc

na powitanie:

— Panna Zarina! Jakże się panienka miewa? Oj, dawno już

panienka naszymi konikami nie jeździła.

background image

— To prawda, Jenkins. Tęskniłam do nich i tak się cieszę na

myśl, że znów dosiądę konia. Czy wszystkie są w dobrej formie?

— Proszę tylko pójść i spojrzeć na nie, panienko — powiedział

Jenkihs z dumą.

Zarina weszła do stajni, przechodząc od konia do konia.

Wszystkie były niewątpliwie w kwitnącym stanie; nie znalazłoby się

chyba lepszego stajennego od Jenkinsa.

— Osiodłaj mi Kingfishera — poprosiła po zakończeniu

inspekcji. — Chcę odwiedzić wszystkie ulubione zakątki.

— Myślałem sobie, że tak właśnie panienka powie — odparł

Jenkins uradowanym tonem.

Zdjął uzdę oraz siodło i podchodząc do konia zauważył:

— Panno Zarino, proszę nie przejeżdżać dzisiaj w pobliżu Priory.

Tylko się panienka zmartwi.

— Doprawdy? — zdziwiła się Zarina. — Dlaczegóż to?

Jenkins założył uzdę i zabierając się do zapinania popręgu

poinformował:

— A bo tam dzisiaj ma być ta licytacja.

— Licytacja? — powtórzyła Zarina. — Jaka licytacja? O czym ty

mówisz?

Jenkins spojrzał na nią ze zdziwieniem.

— To panienka nie wie, co się stało?

— Nie słyszałam o niczym, a pan Bennett nie wspominał w

listach o Priory.

background image

Mówiąc to uświadomiła sobie, że listy Bennetta dotyczyły ściśle

jej własnej posiadłości, domu i miasteczka. Priory, należąca do

hrabiego Linwood, znajdowała się w odległości około dwóch mil w

linii prostej. Majątek hrabiego przylegał do posiadłości jej ojca.

— To jest całkiem niewesoła sprawa, panienko — mówił dalej

Jenkins. — Gdyby tak jego lordowska mość wiedział, co się stanie,

toby się chyba w grobie przewrócił!

— Ale co się stało? — zapytała znów Zarina.

— Ano, bo jego lordowska mość był już nie najzdrowszy —

zaczął Jenkins — a tu panicz Darcy, bo tak go zawsze nazywaliśmy,

napytał sobie biedy w Londynie.

Zarina pamiętała oczywiście wicehrabiego Lin. Kiedy była małą

dziewczynką, starsi ludzie w majątku nazywali go zawsze paniczem

Darcy, podobnie jak nazywali jego brata paniczem Rolfe. Obaj

chłopcy byli od niej starsi o kilka lat. Stykała się z nimi dość często,

ponieważ jej rodzice byli zaprzyjaźnieni z hrabią.

— Ale co takiego zrobił panicz Darcy? — spytała.

— Wiadomo, że ciągle w coś tam się plątał — odparł Jenkins — a

kiedy przyjeżdżał do domu, to Jego Lordowska Mość nieraz się z nim

o to ostro przemówił.

Zarina zrozumiała, o co chodzi. Darcy był wybitnie przystojnym

młodym człowiekiem. Już jako podlotek, niejednokrotnie słyszała

nianię

i

guwernantki

rozprawiające

o

jego

kolejnych

ekstrawagancjach i podbojach miłosnych.

background image

— No i wreszcie ze dwa miesiące temu doszło do nieszczęścia —

kontynuował Jenkins. — Nikt tam dobrze nie wie, jak było, ale

mówili, że paniczowi Darcy grozi więzienie.

— Niemożliwe! — wykrzyknęła Zarina. — Ale przecież z

pewnością do tego nie doszło?

— Ja tak myślę, że by doszło — powiedział Jenkins — tylko że

się zdarzył ten wypadek, jak to gazety pisały. Z bronią.

Zarina wlepiła w niego oczy. Dopiero po chwili spytała szeptem:

— Chcesz powiedzieć, że panicz Darcy się zastrzelił?

Jenkins kiwnął głową twierdząco.

— Tak wszyscy myśleli i to zabiło jego lordowską mość. Jak

usłyszał, co się stało, to miał atak serca i już z niego nie wstał. Nawet

doktorzy nic na to nie mogli poradzić.

— To straszne! — wykrzyknęła Zarina. — Nie miałam o tym

wszystkim pojęcia!

— Pisali o tej sprawie w gazetach— powtórzył Jenkins.

Zarinę ogarnęły wyrzuty sumienia. Wśród rozlicznych rozrywek

zabrakło jej czasu na dokładną lekturę „The Times" czy „Morning

Post", które leżały zawsze w gabinecie stryja. Pomyślała, że generał

musiał wiedzieć o tragicznych zdarzeniach; zachował jednak przed nią

milczenie, spodziewając się może, że bratanica weźmie sobie do serca

wiadomość o śmierci jednego z najdawniejszych przyjaciół ojca.

— Mówiłeś przed chwilą, że ma się odbyć licytacja —

powiedziała z namysłem.

background image

— Bo teraz panicz Rolfe wrócił z tego wschodniego kraju, gdzie

był, kiedy jego lordowska mość umarł. I zdaje się, że będzie

sprzedawał wszystko, i Priory też, żeby spłacić długi panicza Darcy.

— Trudno mi w to uwierzyć! — wykrzyknęła Zarina. — Jakże

mógłby sprzedać Priory? Przecież dom należy do Linwoodów od

stuleci.

— Ma panienka rację — przytaknął Jenkins. — My się tu

wszyscy zastanawiamy, kto kupi Priory i co się stanie z ludźmi, którzy

pracują w domu i w majątku, i czy wszystkich zwolnią.

Zarina wiedziała, że równałoby się to katastrofie. Większość ludzi

zatrudnionych w posiadłości Linwood, podobnie do jej własnych

ludzi, wykonywała swoją pracę z dziada pradziada. Sama Priory była

jednym z najpiękniejszych domów, jakie zdarzyło jej się widzieć.

Przeszła ona w posiadanie pierwszego hrabiego Linwood po

ogłoszeniu edyktu o rozwiązaniu klasztorów; hrabia ten dostał ją od

Henryka VIII za waleczne czyny dokonane w służbie króla.

„Jak Rolfe może myśleć spokojnie o rozstaniu się na zawsze z

domem

rodzinnym

w

takich

okropnych

okolicznościach?",

zastanawiała się Zarina.

— Wiedziałem, że się panienka zdenerwuje — powiedział

Jenkins. — I nie chciałem, żeby się panienka martwiła pierwszego

dnia po powrocie do domu. — Zamilkł na chwilę, po czym dodał: —

Ale, widzi panienka, musiałem uprzedzić, bo licytacja zacznie się o

drugiej i tłumy ściągną, żeby zobaczyć, kto kupi meble i obrazy.

Chociaż najbardziej to ich obchodzi, kto kupi Priory.

background image

Zarina nie odpowiedziała. Myślała, że wszystko to jest tragiczne i

że jej rodzice byliby niesłychanie przybici podobnym obrotem spraw.

Gdyby żyli, staraliby się pomóc hrabiemu rozwiązać problemy, jakie

miał z Darcym. Była też zupełnie pewna, że pomogliby Rolfe'owi,

któremu przyszło teraz rozstać się z własnym domem i wszystkim, co

było mu drogie od najwcześniejszych lat.

Zarina pamiętała pierwszą zabawę dziecinną, na jaką została

zabrana do Priory. Była wówczas tak mała, że niania nosiła ją na

rękach. Obaj chłopcy bawili się z rówieśnikami w różne gry dziecięce.

Później, kiedy podrosła, nieraz się z nią przekomarzali. W czasie

świąt Bożego Narodzenia brali ją na ręce, żeby mogła dosięgnąć

najpiękniejszych podarków umieszczonych na choince.

Priory zawsze ją fascynowała. Była tam ogromna sala jadalna, w

której mnisi siadywali niegdyś przy długich stołach. Była też rzadkiej

urody kaplica. Pokoje, urządzone przez hrabinę, wydawały jej się

wówczas czarodziejsko piękne.

— Mówiłem wczoraj do żony — powiedział Jenkins, kończąc

siodłanie Kingfishera — że pan pułkownik bardzo by się trapił, jakby

wiedział, co się dzieje.

— Pewna jestem, że papa starałby się pomóc Rolfe'owi —

mruknęła Zarina w odpowiedzi.

I nagle pomyślała, że teraz ona musi się tym zająć. Naturalnie,

powinna pospieszyć z pomocą — któż mógłby sobie na to pozwolić

równie łatwo, jak ona? Ten pomysł zrodził się w jej głowie jak nagłe

olśnienie.

background image

Jenkins skończył właśnie siodłać Kingfishera i gotował się

wyprowadzić go ze stajni, gdy Zarina powstrzymała go, mówiąc:

— Zaczekaj chwilę! Osiodłaj też konia dla pana Bennetta.

Wracam na moment do domu, bo muszę z nim zamienić parę słów.

Nie

czekając

na

odpowiedź

Jenkinsa,

pobiegła

przez

wybrukowany kamieniami dziedziniec do bocznego wejścia, którego

użyła przedtem. Otworzywszy drzwi do gabinetu pana Bennetta,

zastała go, zgodnie z przewidywaniami, za biurkiem. Na jej widok

podniósł się szybko, z uśmiechem wyciągając rękę.

— Witam panią w domu, panno Zarino — powiedział. —

Stanowczo za długo tu pani nie było.

— Mam dokładnie to samo wrażenie — odparła Zarina. — Ale

teraz, nim zaczniemy rozmawiać, chciałabym, żeby towarzyszył mi

pan do Priory.

— Priory! — wykrzyknął pan Bennett. — Smuci mnie, że

usłyszała pani o tym tak prędko po powrocie.

— Jenkins powiadomił mnie, co się wydarzyło — wyjaśniła

Zarina, oglądając się ukradkiem za siebie i dodając półgłosem: —

Chciałabym, żeby pojechał pan ze mną niezwłocznie. Proszę też

wziąć ze sobą książeczkę czekową.

— Ale, panno Zarino... — zaczął pan Bennett.

Zarina podniosłą rękę do góry.

— Musi pan pójść natychmiast — poleciła. — Porozmawiamy po

drodze.

background image

Czuła, że konieczne jest, by ruszyli bez ociągania. Jeśli stryj,

który zawsze wstawał wcześnie, pojawiłby się na dole, spytałby

pewnie, dokąd bratanica się wybiera. Zarina była przekonana, że

próbowałby udaremnić jej wizytę w Priory. Rozmyślając o całej

sprawie nabrała pewności, że stryj wiedział dobrze, co spotkało

hrabiego i Darcy'ego, ale zataił to przed nią rozmyślnie.

Nie chciał, by martwiła się złymi wieściami ze stron rodzinnych

w czasie, gdy odnosiła tyle sukcesów w Londynie. „Źle zrobił,

ukrywając to przede mną", pomyślała, zdecydowana nie dopuścić, by

wmieszał się do czegokolwiek teraz.

— Niech pan się pospieszy! — ponagliła Bennetta. I proszę nie

zapomnieć o książeczce czekowej.

Jeszcze przed swoim wyjazdem do Londynu, idąc za radą

generała, Zarina udzieliła panu Bennettowi pełnomocnictwa w

sprawach dotyczących domu i posiadłości: mimo że nie była

pełnoletnia, zarządzała i dysponowała bez ograniczeń swoją fortuną.

— Pragnę, żebyś bawiła się beztrosko, moja droga — oznajmił

generał Zarinie. — Nieustanne podpisywanie czeków na opłaty

podatkowe albo podejmowanie decyzji w kwestii kosztów takiej czy

innej naprawy byłoby dla ciebie ogromnie kłopotliwe. Możesz

spokojnie powierzyć to Bennettowi.

— Wiem o tym — odpowiedziała Zarina. — Papa miał o nim

bardzo wysokie mniemanie i ufał mu pod każdym względem.

Zarina postąpiła więc wedle rady stryja, pisząc do Coutfs Bank z

poleceniem, by honorowano wszelkie czeki opatrzone podpisem

background image

Williama Bennetta. Dokonawszy tej formalności, nie wracała do tych

spraw nawet w myślach.

Pan Bennett był bardzo zdziwiony tym, o co go poprosiła,

usłuchał jednak bez wahania. Widząc, że sięga do szuflady po

książeczkę czekową, Zarina opuściła pokój. Wróciła do stajni, gdzie

czekały już oba konie, osiodłane przez Jenkinsa. Pan Bennett

przyjechał do pracy konno z własnego domu, który znajdował się u

wylotu alei wjazdowej, miał więc na sobie buty do konnej jazdy.

Wkrótce też przyszedł do stajni ze szpicrutą w ręku.

Dosiadłszy Kingfishera, Zarina skierowała się w milczeniu na

odległy kraniec dziedzińca; dalej rozpościerały się płaskie tereny,

gdzie często galopowała w towarzystwie ojca. Pan Bennett zrównał

się z nią właśnie w tym miejscu.

Zarina pomyślała z zadowoleniem, że udało jej się, przynajmniej

chwilowo, wymknąć generałowi. Jechała nadal szybko, chcąc znaleźć

się w możliwie jak największej odległości od stryja. Dojechawszy do

jednego z zagajników, rosnących na granicy obu majątków, skręciła w

biegnącą jego środkiem szeroką drogę. Gdy konie zwolniły nieco

biegu, zwróciła się do pana Bennetta.

— Obmyśliłam już, co zrobię, gdy dojadę do Priory, ale nie chcę

z panem o tym rozmawiać, póki nie omówię sytuacji z paniczem

Rolfe. Chyba powinnam była powiedzieć: z jego lordowską mością.

— Rozumiem — odparł pan Bennett. — Proszę mi wybaczyć, ale

sądzę, że nim podejmie pani jakiekolwiek pospieszne decyzje,

powinna pani skonsultować się z generałem.

background image

— Nie, tego właśnie nie zrobię — oświadczyła Zarina stanowczo.

— Jestem dorosła i pragnę podejmować decyzje samodzielnie,

zwłaszcza te, które dotyczą moich własnych losów.

Pan Bennett obrzucił ją szybkim spojrzeniem. Zarina wiedziała,

że obudziła jego ciekawość, nie miała jednak zamiaru udzielać

jakichkolwiek wyjaśnień. Ponagliła tylko konia do szybkiego biegu.

Dojechanie do Priory zajęło im niewiele ponad pół godziny.

Mnisi, którzy wznieśli klasztor, wybrali pod budowę idealne miejsce.

Wyniosły teren porośnięty był z tyłu lasem, który chronił dom przed

zimowymi wichrami. Była to tradycyjna, podłużna budowla z

kamienia, pobłyskująca bielą na tle ciemnej zieleni lasu. Nie opodal

domu płynęła rzeczka, w której zakonnicy łowili niegdyś ryby. W

tejże rzeczce Darcy i Rolfe kąpali się w lecie oraz wiosłowali po niej

łódką.

W miarę jak się zbliżali, Priory wydawała się Zarinie coraz

piękniejsza. „Jakże on może znieść rozstanie się z czymś tak

doskonałym?", zastanawiała się w skrytości ducha.

Podjechawszy bliżej, zobaczyli szereg powozów stojących na

dziedzińcu i przed głównym wejściem. Zbliżywszy się jeszcze

bardziej, ujrzeli tłum ludzi podążających pieszo długą aleją wjazdową.

Zarina podjechała do samych drzwi frontowych i zsiadłszy z konia

zwróciła się do pana Bennetta:

— Czy mógłby pan zaprowadzić konie do stajni, a następnie

przyjść do głównego hallu?

— Oczywiście, panno Zarino — odparł zarządca.

background image

Z jego miny i tonu nietrudno było odgadnąć, że żywił pewne

obawy co do jej zamysłów. Zastanawiał się, czy postąpiwszy zgodnie

z jej wolą, nie ściągnie gromów na własną głowę. Jednakże Zarina nie

interesowała się w tej chwili obawami pana Bennetta. Myślała o sobie

i mękach, które cierpiała przez całą noc.

Wstąpiła na schody i wszedłszy do środka znalazła się w

głównym hallu, gdzie mnisi witali niegdyś serdecznie podróżnych, nie

odmawiając nikomu gościny. Obecnie hall pełen był ludzi noszących

obrazy i meble i gromadzących je wokół podwyższenia, na którym

urządzono stanowisko licytatora. Tuż za nim znajdował się stół oraz

krzesło. Zarina domyśliła się, że zasiądzie tam pomocnik, który będzie

notował kolejne oferty w trakcie licytacji i nazwiska kupujących.

Nikt nie zwrócił na nią uwagi, gdy skierowała się w stronę drzwi

wiodących do paradnych sal rezydencji. Doszedłszy do nich,

zauważyła znajomą postać służącego, który przez długie lata pełnił

funkcję głównego lokaja w Priory.

— Dzień dobry, Yates — powiedziała.

Lokaj drgnął na dźwięk jej głosu i twarz rozjaśniła mu się

uśmiechem.

— Panno Zarino, nie wiedziałem, że wróciła panienka do domu.

— Przyjechałam z Londynu dopiero wczoraj wieczorem —

odpowiedziała Zarina. — Gdzie jest Jego Lordowska Mość?

— Chyba musi być w bibliotece, panienko — objaśnił Yates. —

Smutny dzień nastał, smutny dzień dla nas wszystkich!

background image

— Muszę porozmawiać z jego lordowską mością — powiedziała

Zarina, odwracając się i spiesząc w głąb korytarza.

Yates, załamany i nieszczęśliwy, nie próbował jej nawet

towarzyszyć. Ale Zarina nie potrzebowała przewodnika. Doszedłszy

do biblioteki, ujrzała przez otwarte drzwi Rolfe'a, wpatrzonego w

książki. Wszystkie ściany tego pokoju bez okien zastawione były

półkami, a książki wypełniały każdą wolną przestrzeń.

Dwóch obecnych w pokoju ludzi przyglądało im się uważnie.

Zarina odgadła, że wypatrują pierwszych wydań i starych rękopisów,

stanowiących część historii rodzinnej. Dostrzegła też, że Rolfe,

obecnie dziesiąty hrabia Linwood, patrzy na nich z wyrazem

bezsilności i rozpaczy. Podeszła do niego, a Rolfe odwrócił się na

dźwięk jej kroków, wykrzykując ze zdumieniem:

— Zarina! Myślałem, że jesteś w Londynie!

— Wróciłam do domu wczoraj — odparła. — Chciałabym

porozmawiać z tobą na osobności.

Przez moment sprawiał wrażenie, jakby zamierzał odmówić.

— Właściwie nie ma o czym rozmawiać — stwierdził po chwili

— ale chodźmy do gabinetu. Wydaje mi się, że tam już skończyli.

Gabinet był pokojem przylegającym do biblioteki i Zarina poszła

przodem. Gdy Rolfe otworzył drzwi, zrozumiała, co miał na myśli

mówiąc, że tam już skończyli. Wszystkie obrazy, wyjątkowo piękne

przykłady sztuki Średniowiecza, zostały zdjęte ze ścian. Z półki nad

kominkiem zniknęły ozdobne przedmioty.

background image

Brakło także wspaniałego stołu z czasów Regencji, za którym

siadywał zmarły hrabia. Zostały jedynie obite skórą krzesła i kanapki,

do których przyczepiono karteczki z numerami. One również zostały

przeznaczone na licytację, choć nie przeniesiono ich do głównego

hallu.

Rolfe zamknął drzwi za sobą, mówiąc:

— Miło cię widzieć, Zarino, ale nie chcę od ciebie litości ani

współczucia. Nie mogę nic poradzić w obecnej sytuacji.

Ton był szorstki, ale Zarina dostrzegła w oczach Rolfe'a

cierpienie.

— Nie przyszłam, żeby ofiarować ci jedno czy drugie —

odpowiedziała. — Chcę natomiast zaproponować ci coś, co, jak sądzę,

może pomóc i tobie i...

— Nim zdążyła powiedzieć „mnie samej", Rolfe przerwał jej,

oświadczając gniewnie:

— Nie chcę słuchać żadnych twoich propozycji. Nie pragnę

jałmużny ani od ciebie, ani od kogokolwiek innego.

— Gdybyś pozwolił mi dokończyć — odparła Zarina —

przekonałbyś się, że nie mam zamiaru ofiarować ci jałmużny. Za to

chciałabym cię namówić, żebyś wyraził zgodę na nasze zaręczyny.

Rolfe przerwał jej ponownie.

— Nie rozumiem, o co ci chodzi, ale moja odpowiedź brzmi

„nie"! Nie upadłem jeszcze tak nisko, żeby przyjmować pieniądze od

kobiety!

Zarina zbliżyła się do niego, mówiąc:

background image

— Jeśli przestaniesz na mnie krzyczeć, to może zrozumiesz, że...

błagam cię o pomoc.

— O pomoc? — spytał Rolfe. — W jaki sposób ja mógłbym ci

pomóc?

— Zgadzając się, żebyśmy byli zaręczeni, jak ci to przed chwilą

wyjaśniłam.

— Chyba jesteś szalona — zawyrokował Rolfe.

— Powiedziałam „zaręczeni" — powtórzyła Zarina — bo też nie

chodzi mi o nic więcej. A ja w zamian zapłacę wszystkie długi

Darcy'ego. Stając się moim narzeczonym, ustrzeżesz mnie przed

przymusowym, zaplanowanym przez stryja małżeństwem z

człowiekiem, do którego czuję odrazę i z którym będę całkowicie i

beznadziejnie nieszczęśliwa.

Rolfe patrzył na nią przez chwilę ze zdumieniem.

— Zaraz, co to za przedziwna historia? Może nie myślę

najbystrzej, ale nie mogę się dopatrzeć żadnego sensu w tym, co

mówisz.

— Wobec tego musisz być rzeczywiście w najwyższym stopniu

głupi — stwierdziła Zarina. — Sprawa jest zupełnie prosta: mój stryj,

a wiesz przecież, jaki on jest, życzy sobie, żebym poślubiła księcia

Malnesbury.

— Co jest, skądinąd, bardzo rozsądnym pomysłem — odparł

Rolfe. — Książę, to książę i większość kobiet oddałaby pół życia, by

zostać księżną.

background image

— Ale ja należę do wyjątków! — powiedziała gwałtownie Zarina,

po czym, zmieniając ton, dorzuciła cicho: — Powinieneś to

zrozumieć, Rolfe. Wiesz sam, jak bardzo kochali się moi rodzice i

jacy byli szczęśliwi. Czy naprawdę sądzisz, że zadowolę się innego

rodzaju małżeństwem? Poślubię tylko człowieka, którego będę

kochała i który mnie będzie kochał.

— Oczekiwanie, które niewątpliwie kiedyś się spełni —

odpowiedział Rolfe.

— Stryj Aleksander obwieścił wczoraj wieczorem, że jeśli nie

zgodzę się wyjść za księcia, zaciągnie mnie siłą do ołtarza albo zmusi

do posłuszeństwa przy pomocy rózgi...

— Doprawdy sądzisz, że użyłby tak drastycznej metody? —

spytał Rolfe z niedowierzaniem.

— Jestem tego pewna. Uważa, że byłoby to wybitnie korzystne

nie tylko dla mnie samej, ale również dla reszty rodziny. Jeśli

przypominasz sobie, jakiego pokroju osobą jest stryjenka Edith,

zrozumiesz bez trudności, że dla niej moja przyszła rola damy dworu

oznacza osiągnięcie pełni szczęścia.

Rolfe roześmiał się mimo woli, poważniejąc jednak szybko.

— To niewesoła sytuacja, Zarino — przyznał — ale tak czy owak

nie chcę się w nią mieszać.

— Czy nie rozumiesz, że gdyby papa żył, to bezwątpienia starałby

ci się pomóc? Ponadto nie dopuściłby nigdy, by stryj Aleksander

zmuszał mnie do czegokolwiek w tak poniżający sposób. Do kogo

mam się zwrócić w potrzebie?

background image

— Ja w każdym razie nie jestem właściwą osobą — stwierdził

Rolfe.

— Jak możesz być taki nieczuły, a nawet okrutny, zważywszy, że

znamy się od wczesnego dzieciństwa, a Priory była dla mnie zawsze

czymś ważnym i drogim?

Poruszony widać jej słowami i błagalnym tonem, Rolfe podszedł

do okna i stanął, patrząc na zalany słońcem świat.

— Czy jest coś złego — mówiła dalej Zarina — w tym, że

zwracam się do ciebie z prośbą o pomoc, znalazłszy się w sytuacji

rozpaczliwej, bez wyjścia? A ja z kolei mogę ci pomóc spłacając długi

Darcy'ego i odsyłając wszystkich tych ludzi, którzy przyszli tu, by

zdobyć za nędzne pieniądze rzeczy należące do Priory od stuleci.

— Czy masz jakiekolwiek pojęcie — spytał Rolfe — jakich sum

sięgają długi Darcy'ego?

— To nie ma znaczenia — odparła Zarina. — Wiesz przecież, że

odziedziczyłam pieniądze po matce chrzestnej; mam ich tyle, że nie

zdołałabym ich wydać nawet, gdybym żyła sto pięćdziesiąt lat!

— A więc wieści, które doszły moich uszu, są prawdziwe! —

stwierdził Rolfe. — Jeszcze zanim opuściłem Anglię, mówiono, że

stałaś się niebywale bogatą dziedziczką, a w drodze powrotnej do

kraju ludzie na statku również plotkowali o twoim majątku.

— Tak, to całkowita prawda — przyznała Zarina. — Ale jeśli

mam dzielić to bogactwo z księciem, który jest wiekowy, że mógłby

być moim dziadkiem, sporządzę testament, zapisując wszystko

schronisku dla bezdomnych kotów, a potem rzucę się do rzeki!

background image

— Mówisz, jak bohaterka melodramatu — powiedział Rolfe. —

Wiesz dobrze, że niczego podobnego nie zrobisz. Natomiast pewnie z

przyjemnością wystroisz się w najwspanialszy i najbardziej lśniący

diadem, żeby jako księżna godnie prezentować się na otwarciu

Parlamentu.

— Powiedziałam ci przecież, że nie poślubię go za nic! —

zawołała Zarina. — Ach, proszę cię, Rolfe, pomóż mi! Boję się stryja

Aleksandra, nic na to nie poradzę! Wiem, że w taki czy inny sposób

zmusi mnie do stanięcia przed ołtarzem, a wówczas pozostanie mi

tylko... modlić się o rychłą śmierć!

Rolfe zacisnął usta.

— Może pomówię z generałem? — zaproponował. —

Niewykluczone, że byłby wziął pod uwagę argumenty mojego papy,

choć nie wydaje się to prawdopodobne.

— Myślę, że nie zmieniłby zdania nawet gdyby archanioł zstąpił z

niebios i próbował go przekonać. Jest zupełnie pewien, że wie

najlepiej, co mnie uszczęśliwi i zdecydował, że muszę wyjść za

księcia.

Zarina rozłożyła ręce bezradnym gestem.

— Ale czy naprawdę sądzisz — spytał Rolfe — że generał

przejmie się wiadomością o twoich zaręczynach z hrabią, który ma

puste kieszenie? — Obrzucił ją poważnym spojrzeniem, dodając: — I

który, począwszy od dzisiejszego wieczora, nie będzie miał nawet

dachu nad głową?

background image

— Będziesz miał Priory ze wszystkim, co zawiera — odparła

Zarina cicho — a ja zyskam czas, by znaleźć jakieś wyjście z tej

sytuacji.

Rolfe nie odezwał się, więc podjęła po chwili:

— Nie spałam całą noc, próbując wymyślić, dokąd mogę uciec i

jak tego dokonać, ale zdecydowałam, że postąpiłabym niewłaściwie,

uciekając samotnie.

— To nie ulega kwestii! Nie dałabyś sobie rady sama, a poza tym

gdyby wyszło na jaw, kim jesteś, wszyscy poszukiwacze fortun

rzuciliby się na ciebie, usiłując coś uzyskać.

— Zdaję sobie z tego sprawę — zgodziła się Zarina — toteż

muszę uciec z kimś takim jak ty i poczekać w ukryciu, aż stryj

Aleksander skapituluje przyznając, że nie jego sprawą jest wybierać

mi męża.

— Ale ja wyjeżdżam jutro do Indii — oznajmił Rolfe. — Nie

zamierzam zostawać tutaj, gdy mój dom będzie ogołocony i

sprzedany.

— Więc pojadę z tobą!

Rolfe odszedł od okna, zbliżając się do niej.

— Bądź rozsądna, Zarino — powiedział. — Jakże możesz

podróżować ze mną bez przyzwoitki? Wiesz sama, że twoja reputacja

byłaby w strzępach.

— W takim razie zamiast udawać, że jestem twoją narzeczoną,

będę udawała, że jestem twoją żoną — oznajmiła Zarina. — Nikt nie

zakwestionuje naszego związku, póki będziemy w podróży; a stryj

background image

Aleksander musiałby być jasnowidzem, żeby domyślić się, gdzie

jesteśmy.

Zamilkła na chwilę, układając cały plan w myślach.

— Powiem mu, że pojechałam z tobą do Francji, by złożyć wizytę

twoim krewnym, którzy pragną mnie poznać.

Rolfe chwycił się za głowę.

— Posłuchaj mnie, Zarino — powiedział — nie mogę się na to

zgodzić; zrozum, że nie mogę. Nie usiłuj mnie nawet namawiać na

popełnienie podobnego szaleństwa.

— Ale inaczej nie będziesz mógł mi pomóc — odparła Zarina. —

Znamy się od tak dawna... Chyba możesz mi zaufać, kiedy daję ci

słowo, że nie chcę wyjść za ciebie za mąż, tak samo zresztą, jak ty nie

pragniesz się ze mną ożenić.

Przerwała na moment, posyłając mu błagalne spojrzenie.

— To, co ci proponuję, leży ściśle w sferze interesów. Spłacę za

ciebie długi, jeśli wywieziesz mnie i ukryjesz na kilka miesięcy, do

chwili, kiedy stryj Aleksander nie zrezygnuje z pościgu.

— Skąd pewność, że w ogóle zrezygnuje? Tego nie możesz

przewidzieć — zauważył Rolfe.

— Ale spróbujemy przynajmniej uświadomić mu, że za nic nie

poślubię księcia — odrzekła na to Zarina. — Zresztą dowiedziawszy

się, że jestem zaręczona z tobą, książę porzuci myśl o małżeństwie ze

mną.

— Chyba że mu na tobie bardzo zależy.

background image

— Wszystko jedno, on mnie nie obchodzi w najmniejszym

stopniu! — wykrzyknęła porywczo Zarina. — Interesują mnie

wyłącznie własne losy. Pomóż mi, tak bardzo cię proszę! Gdybym

tonęła, z pewnością próbowałbyś mnie ratować. A ta sytuacja jest

znacznie gorsza.

Rolfe przespacerował się po gabinecie.

— Szczerze mówiąc, w najśmielszych marzeniach nie

wyobrażałem sobie twojej niespodziewanej wizyty i podobnej

propozycji.

— Ale jako człowiek mądry rozumiesz z pewnością, że taka

szansa jest darem niebios — stwierdziła Zarina. — Przywiozłam ze

sobą Bennetta, który ma moją książeczkę czekową.

Rolfe wybuchnął niespodziewanie śmiechem; tym razem

wydawał się po prostu szczerze rozbawiony.

— Zarino, jesteś niepoprawna! — zawołał. — Skąd przyszedł ci

do głowy ten niesłychany pomysł? Przyznaję jednak, że znalazłaś się

niejako w sytuacji bez wyjścia, jeżeli, jak powiadasz, generał

postanowił za wszelką cenę zrobić z ciebie księżnę.

— Tak to właśnie wygląda — zgodziła się Zarina. — I choć stryj

twierdzi, że książę jest we mnie zakochany, bardzo wątpię, czy

zniżyłby się do mieszania swojej błękitnej krwi z moją, gdyby nie

wszystkie te amerykańskie dolary w banku.

— Młoda kobieta w twoim wieku nie powinna być cyniczna.

Przeciwnie, powinna patrzeć na świat przez różowe okulary.

background image

— Nie mam zamiaru patrzeć na księcia przez cokolwiek —

oznajmiła Zarina ze złością.

Rolfe milczał, więc po chwili spytała:

— O której wyruszasz jutro i skąd odpływamy?

— Nie powiedziałem jeszcze, że zabiorę cię ze sobą.

— Ale zrobisz to — stwierdziła Zarina. — Nie możesz mnie

pozostawić własnemu losowi, a poza tym twój ojciec przewróciłby się

w grobie, jak słusznie zauważył Jenkins dzisiejszego ranka, gdyby

wiedział, że chcesz sprzedać Priory.

— Cóż innego mi pozostało? — spytał Rolfe, jakby chcąc się

usprawiedliwić. — Nie mogę sobie wyobrazić, jak Darcy zdołał

zaciągnąć tyle długów u tak ogromnej liczby osób, nie mając na ich

spłatę najmniejszego pokrycia.

— Co on takiego kupował? — zainteresowała się Zarina.

— Nie chodziło o kupno czegokolwiek — odparł Rolfe. — Wydał

fortunę na kobiety, o których nie powinnaś nic wiedzieć.

Obdarowywał je biżuterią, końmi, powozami, futrami i mnóstwem

innych rzeczy. — Przerwał na chwilę, po czym ciągnął dalej: —

Wieczór w wieczór, tydzień po tygodniu, wydawał przyjęcia kończące

się awanturami, ekscesami i rozbijaniem wszystkiego wokół.

— Musiało go to bawić — zawyrokowała Zarina.

— Miejmy nadzieję. Tylko że mnie przypadło w udziale

zlikwidowanie tego rozgardiaszu, który zostawił. I zapewniam cię, że

to nie należy do przyjemności.

background image

— Rozumiem doskonale, co czujesz — zapewniła Zarina. — Ale

Opatrzność, a może twój anioł stróż znalazł wyjście z tych tarapatów,

zsyłając ci... mnie.

Rolfe wziął głęboki oddech, po czym zaproponował:

— Może zrobiłbym przynajmniej próbę przemówienia do

rozsądku twojemu stryjowi?

— Musisz mieć wysokie mniemanie o sobie, jeśli sądzisz, że stryj

Aleksander zwróci najmniejszą uwagę na twoje słowa. Zawsze był

sztywny, zarozumiały i przekonany, że nikt poza nim nie ma racji. —

Zarina westchnęła. — Od chwili, kiedy z nim zamieszkałam, żal mi

było serdecznie żołnierzy, którymi dowodzi, a także siebie samej.

Zamilkła, siadając i zaciskając dłonie.

— Muszę uciec... więc nie dyskutujmy o tym dłużej. Przyjedziesz

po mnie jutro rano, prawda? O której wyruszasz do Tilbury?

— Bardzo wcześnie — odparł Rolfe.

— Będę gotowa; stryj Aleksander z pewnością wpadnie w szał,

dowiedziawszy się, że zapłaciłam długi Darcy'ego, co powinno

odwrócić skutecznie jego myśli od naszej ucieczki.

— Myślałem, że mamy udawać przed nim parę narzeczonych —

zauważył Rolfe.

— Owszem i zostawię mu list, w którym napiszę, że jesteśmy

ogromnie szczęśliwi — poinformowała go Zarina.

— Naprawdę sądzisz, że twój plan ma szanse powodzenia?

— Kiedy prosiłam cię, żebyśmy udawali, że jesteśmy zaręczeni,

nie wiedziałam nic o twoim jutrzejszym wyjeździe do Indii. Ale jest to

background image

idealne wyjście z trudnej sytuacji. Znajdę się całkowicie poza

zasięgiem stryja Aleksandra, zwłaszcza że jeśli będzie mnie szukał, to

we Francji. Zarina uśmiechnęła się, dodając:

— Upłynie pewnie sporo czasu, zanim stryj dowie się, że

wybraliśmy się do Indii.

— Siedemnaście dni, a właściwie dziewiętnaście, ponieważ jadę

do Kalkuty — wyjaśnił Rolfe.

— Spodziewam się, że tam jest gorąco — powiedziała Zarina w

zadumie. — Muszę wziąć ze sobą letnie suknie.

Zapadła chwila ciszy. Po paru minutach Rolfe odezwał się,

mówiąc szorstko:

— Chcę cię uprzedzić, żeby nie było później żadnych

nieporozumień: jeśli ze mną pojedziesz, to wiedz, że nie zamierzam

wydawać twoich pieniędzy na własne potrzeby. — Spojrzał na nią

ostro. — Podróżuję statkiem handlowym, który jest pozbawiony

jakichkolwiek wygód i brudny. Jeśli będziesz mi towarzyszyła jako

moja żona, masz się zachowywać również jak żona, wydając moje

pieniądze, a nie swoje własne!

Umilkł na chwilę, po czym dorzucił:

— Możesz pozostać ze mną do czasu znalezienia stosowniejszego

miejsca pobytu, gdzie niewątpliwie będzie ci o wiele wygodniej.

— Jadę z tobą — oświadczyła Zarina. — Jeśli chcesz być tak

niemiły, gdy mowa o korzystaniu z moich pieniędzy, to twoja sprawa.

Choć według mnie jest to arcyniemądre, a nawet w złym guście.

background image

— Zostało mi jeszcze trochę godności! — obstawał przy swoim

Rolfe. — Wolałbym rzucić się do morza, niż być na utrzymaniu

kobiety!

— I kto teraz mówi jak bohater melodramatu?

Rolfe miał nieco zażenowaną minę.

— Święta racja — przyznał. — Ale czy zdajesz sobie sprawę, że

będę uchodził za największego łowcę posagów, jaki kiedykolwiek

chodził po tej ziemi — i to nie tylko w opinii twojego stryja, ale także

moich przyjaciół... oraz wrogów?

— Zmienią zdanie — oznajmiła Zarina beztrosko — kiedy

zerwiemy zaręczyny i zamieścimy w „The Times" ogłoszenie, że ślub

zostaje odwołany. — Podniosła się z sofy, na której siedziała. — A

teraz powinieneś porozmawiać z Bennettem i zdecydować, jak

odesłać wszystkich tych ludzi; no i oczywiście spłacić im należności.

Mówiąc to, obróciła na niego wzrok i przez chwilę patrzyli sobie

prosto w oczy, po czym Rolfe przemówił cicho:

— Zarino, przysięgam, że jakimś sposobem, choć Bóg raczy

wiedzieć jak, spłacę ci ten dług — każdego pensa, którego wydasz

dziś na mnie i na Priory. Dokonam tego — dodał, unosząc dłoń —

choćby mi to miało zająć tysiąc lat.

— Doskonale — odpowiedziała Zarina — a ja z kolei będę ci

dozgonnie wdzięczna za uratowanie mnie od małżeństwa z księciem.

Wyobraź sobie, że jesteś błędnym rycerzem, który zabija straszliwego

smoka; wiesz chyba, że błędni rycerze podejmowali się zawsze

niewykonalnych zadań.

background image

— Mówiłem poważnie — stwierdził Rolfe, a kiedy Zarina

uśmiechnęła się w odpowiedzi, zauważył dwa małe dołeczki po obu

stronach jej ust.

— Wiem o tym — odparła. — Ale ludzie poważni są na ogół

śmiertelnie nudni; mam nadzieję, że okażesz się bardziej zajmujący w

czasie podróży po Morzu Czerwonym.

Mówiąc to, podeszła do drzwi. Idąc za nią, Rolfe zauważył:

— Trzeba przyznać, że generał nie jest całkowicie pozbawiony

zdrowego rozsądku, Zarino; dowiódł tego oświadczając, że powinnaś

zostać zmuszona do posłuszeństwa przy pomocy rózgi. Jest zupełnie

oczywiste, że udało ci się uniknąć tego jakoś w dzieciństwie!

Rozdział 3

Chociaż licytacja została wyznaczona na godzinę drugą, główny

hall zapełniał się już publicznością, o czym Rolfe i Zarina przekonali

się po opuszczeniu gabinetu. Nieznani im osobnicy przyglądali się

uważnie obrazom wyjmowanym z opartego o ścianę stosu, gdzie

zostały złożone. Słychać było debaty na temat czasu powstania tego

czy owego mebla, spory dotyczące niewłaściwej pozycji pewnych

przedmiotów w katalogu.

Dojrzawszy w końcu hallu postać zarządcy, Zarina skierowała się

ku niemu, mówiąc do Rolfe'a:

— Chodź ze mną do pana Bennetta, który zapłaci rachunki i

zajmie się wszystkim.

Dotarłszy do zarządcy, Rolfe wyciągnął do niego rękę.

background image

— Dzień dobry, Bennett, jak się pan miewa? — zagadnął. —

Dużo czasu minęło, od kiedy widziałem pana ostatni raz.

— Witam z radością waszą lordowską mość — odparł pan

Bennett.

— Mam nadzieję, że pobyt za granicą był udany.

— Owszem, podróż była bardzo interesująca — zgodził się Rolfe.

— Może przeszlibyśmy do sali opata? — zaproponowała Zarina.

Rolfe nie zaprotestował, poszła więc przodem w kierunku

pomieszczenia, zwanego przez mnichów, dawnych mieszkańców

Priory, salą opata, a usytuowanego za głównym hallem. Był to duży,

foremny pokój, wyłożony pięknie rzeźbioną dębową boazerią, z

oknami wychodzącymi na dziedziniec.

Nie był jednym z pokoi frontowych, ale znajdował się w

środkowej części budynku. Zerknąwszy przez okno Zarina zobaczyła,

że dziedziniec porosły jest chwastami, a stojąca w jego centrum

statua, datująca się z czasów, gdy Priory była jeszcze klasztorem,

wymaga oczyszczenia. Gdy Rolfe zamknął drzwi, Zarina zwróciła się

do pana Bennetta:

— Proszę usiąść, a ja powiem panu, co należy teraz zrobić.

Zarządca rzucił jej nie pozbawione obawy spojrzenie, ale

zastosował się do jej życzenia. Zarina zajęła jedno z krzeseł, które nie

zostały wyniesione do głównego hallu, a następnie zabrała głos,

mówiąc spokojnie:

— Uzgodniłam z jego lordowską mością, że zapłacę wszystkie

długi, zaciągnięte przez pana Darcy. Zostanie ogłoszone, że licytacja

background image

jest odwołana i wszyscy ludzie, którzy ściągnęli tu z nadzieją na

korzystne kupno, będą musieli wrócić do domu z niczym. — Zarina

zamilkła na chwilę. — Sama Priory także nie jest na sprzedaż. Pana

sprawą będzie dopatrzenie, by wszystko znalazło się na powrót na

swoim miejscu; obarczę pana również wypłaceniem pensji należnych

służbie i pracownikom majątku.

Mówiąc to, Zarina rzuciła szybkie spojrzenie na Rolfe'a. Jego usta

były zaciśnięte w wąską linię, a mięśnie szczęki mocno napięte; czuła,

że wypowiedziane przez nią słowa do-prowadziły go do wrzenia, ale

wiedziała zarazem, że Rolfe nie ma innego wyjścia i musi jej ulec.

— Pragnę zwierzyć się panu z czegoś w zaufaniu —

kontynuowała — ale musi mi pan dać słowo honoru, że nie dojdzie to

do nikogo, a już zwłaszcza do uszu mojego stryja.

— Chciałbym jednak zauważyć, panno Zarino —wtrącił pan

Bennett — że generał będzie mocno niezadowolony z tego, co pani

robi.

— Wiem o tym bardzo dobrze — odparła Zarina — ale generał

poczynił w związku z moją osobą plany, na które odmówiłam zgody,

o czym go zresztą powiadomiłam.

Zawahała się, zastanawiając przez chwilę, czy nie powinna

wyznać panu Bennettowi całej prawdy, zdecydowała jednak

ostatecznie, że lepiej tego nie robić.

— Wracając do poufnej wiadomości — zaczęła znowu — pragnę

panu powiedzieć, że jego lordowską mość i ja jesteśmy zaręczeni.

background image

Pan Bennett, zaskoczony w pierwszej chwili, opanował się zaraz,

mówiąc ciepło:

— W takim razie proszę przyjąć życzenia szczęścia, panno

Zarino. Gratulacje, wasza lordowską mość. Ta nowina, panno Zarino,

uradowałaby z pewnością pani rodziców.

— Ja też tak sądzę. Ale wiem również, że generał będzie bardzo

niezadowolony, toteż jego lordowską mość i ja postanowiliśmy

wyjechać.

— Postanowili państwo wyjechać? — powtórzył pan Bennett. —

Ale kiedy?

— Jutro — obwieściła zdecydowanie Zarina. — Obawiam się, że

narażę pana przez to na gniew stryja. Będzie pan musiał przekonać go,

że nie wie pan o niczym i nie może objaśnić, dokąd się wybraliśmy.

— Panno Zarino, czy zamierza pani poinformować generała o

planowanym wyjeździe?

— Napiszę do niego list, który przeczyta, kiedy mnie już nie

będzie — wyjaśniła Zarina. — Inaczej mogłoby dojść do sceny, w

trakcie której stryj powstrzymałby mnie siłą od opuszczenia kraju.

Pan Bennett przeciągnął ręką po czole.

— Stawia mnie pani w bardzo trudnym położeniu, panno Zarino

— poskarżył się.

— Nie, dlaczego? — odparła Zarina. — W gruncie rzeczy to ja

pana zatrudniam i płacę panu pensję, a pan zarządza moim domem

oraz majątkiem i postępuje zgodnie z moimi instrukcjami.

— To szczera prawda — zgodził się pan Bennett.

background image

— W tej sytuacji mój stryj nie ma nad panem żadnej władzy, nie

ma też prawa zarzucić panu czegokolwiek, ponieważ spełnia pan moje

polecenia.

Zapadła chwila ciszy. Zarina zerknęła na Rolfe'a, po czym zabrała

ponownie głos:

— Chcę pana prosić, żeby zaraz po naszym wyjeździe przejął pan

zarząd nad majątkiem jego lordowskiej mości, podobnie jak pan to

robi z moją posiadłością. — Mimo zaskoczenia, malującego się na

twarzy pana Bennetta, Zarina ciągnęła dalej: — Mamy do pana pełne

zaufanie i aprobujemy z góry wszelkie zmiany, które uzna pan za

stosowne. Naturalnie rozumie się, że będzie pan utrzymywał Priory w

równie kwitnącym stanie, jak mój własny dom.

Zarina uśmiechnęła się, dorzucając:

— Chciałabym, żeby przybrała znów wygląd, który pamiętam z

dzieciństwa, kiedy uważałam Priory za najpiękniejszy dom na

świecie.

Wypowiadając ostatnie zdania Zarina miała wrażenie, że Rolfe

chce jej przerwać. Oświadczyłby zapewne, że nie zgodzi się, by jego

dom był utrzymywany z jej pieniędzy. Nie dopuszczając go do słowa,

odezwała się znowu, z oczami zwróconymi nadal na pana Bennetta.

— Jego lordowską mość, a także ja sama, zdajemy sobie sprawę,

że cała służba, pracująca w Priory od lat, patrzy w przyszłość z lękiem

i niepewnością. Obawiają się, że zostaną zwolnieni bez żadnych

świadczeń na stare lata i nie wiedzą co począć. — Zrobiła przerwę, by

uśmiechnąć się do zarządcy. — Przed wyjazdem jego lordowską mość

background image

udzieli im oczywiście wyjaśnień na ten temat. Ale pana sprawą będzie

zadbanie, by zostali sowicie zaopatrzeni. Należy też zatrudnić

dostateczną liczbę pomocniczej służby, koniecznej do utrzymania

Priory w stanie doskonałości, w jakiej pragnęłabym ją widzieć.

— Zrobię, co w mojej mocy, panno Zarino — obiecał pan Bennett

— ale rozumie pani, że mogę mieć niejakie trudności.

— Tylko ze strony mojego stryja. Ale jestem obecnie narzeczoną

jego lordowskiej mości i stryj nie ma nade mną żadnej władzy.

Widząc sceptyczny wyraz twarzy pana Bennetta, Zarina uzupełniła:

— Zresztą nie mam zamiaru dostarczać mu naszego adresu, toteż nie

będzie mógł mieszać się w nasze narzeczeństwo.

— Jednakże, jeśli wolno mi zauważyć, panno Zarino, powinna

pani zostawić swój adres mnie, ponieważ może się zdarzyć, że nie

będę w stanie podjąć jakiejś decyzji bez konsultacji z panią.

Zarina spojrzała na Rolfe'a.

— Myślę, że to rozsądna uwaga — odezwał się Rolfe po raz

pierwszy. — Rzecz w tym, że nie jestem pewien, gdzie się

zatrzymamy po przyjeździe do Indii.

— Indie! — wykrzyknął pan Bennett. — Jeśli wybierają się

państwo tak daleko, tym ważniejsze jest, milordzie, żebym w razie

konieczności mógł się z państwem skomunikować.

— Słusznie — odparł Rolfe. — Ale ponieważ naprawdę nie wiem

dokładnie, gdzie będziemy przebywali, proszę pisać do nas pod

adresem

rezydencji

wicekróla

w

Kalkucie.

Uprzedzę,

by

przekazywano nam wszelką korespondencję.

background image

— Dziękuję bardzo, milordzie — powiedział pan Bennett. —

Dołożę starań, by państwu nie przeszkadzać.

— Skoro wszystko zostało ustalone — stwierdziła Zarina z

ożywieniem — proponuję, żebyśmy wszyscy coś zjedli. Wyjechałam

z domu przed śniadaniem i jestem bardzo głodna.

— Pójdę się tym zająć — oświadczył pan Bennett. — Może lepiej

będzie, jeśli zjedzą państwo to, co jest do dyspozycji tutaj, na miejscu.

— Tak naturalnie — zgodziła się Zarina.

Po wyjściu pana Bennetta Rolfe zauważył:

— Trzeba przyznać, że wzięłaś sprawy w swoje ręce z

rozmachem.

— Wiedziałam, że nie będziesz tym zachwycony — odparła

Zarina. — Ale naprawdę grzechem byłoby dopuścić, by dom i

majątek popadły w ruinę. Sam widzisz, jak dziedziniec zarósł

chwastami, a statua, zawsze nienagannie utrzymywana, ma na sobie

warstwę brudu.

— Zdaje się, że część młodszej służby odeszła przed moim

powrotem. Po śmierci ojca nie było pieniędzy na wypłacanie im

poborów. A choć ruszyłem w drogę do domu, kiedy tylko doszła mnie

wiadomość o śmierci brata, dotarcie na południe Indii zabrało mi

trochę czasu, ponieważ przebywałem wówczas na północy tego kraju.

— Czy tam właśnie jedziemy? — zapytała Zarina.

— Tam się wybierałem, usłyszawszy, że w Nepalu znajdują się

niezwykle ciekawe manuskrypty, przechowywane w klasztorze

background image

niedostępnym dla większości ludzi, interesujących się podobnymi

sprawami.

— Stare rękopisy! — wykrzyknęła Zarina. — Nie miałam

pojęcia, że wiesz cokolwiek na ten temat.

— Innymi słowy — podchwycił Rolfe — sądziłaś, że jestem

ignorantem, czy też pustym światowcem, jak Darcy?

— Wcale tak nie uważałam. Wyobrażałam sobie po prostu, że

podróżujesz dla przyjemności, w poszukiwaniu przygód.

— Taki też jest w istocie cel moich podróży. Chciałbym zobaczyć

i odkryć tak wiele nowych rzeczy. Zamierzałem przywieźć te rękopisy

tutaj, do naszej biblioteki.

— Chwała Bogu, że nie trzeba jej sprzedawać! — westchnęła

Zarina. — Pamiętam, jak twój ojciec pokazywał mi różne stare

pierwodruki, opatrzone cudownymi ilustracjami; macie też jedno z

pierwszych wydań Chaucera, które przy sprzedaży uzyskałoby z

pewnością niezwykle wysoką cenę.

— A teraz wszystko to jest twoje — powiedział Rolfe szorstko.

— Przeciwnie, jest to cena, którą zapłaciłam ci za uwolnienie

mnie od księcia.

— Wobec tego powiem ci otwarcie, że zrobiłaś bardzo zły interes.

— Jedyną rzeczą, której niepodobna oszacować w walucie, jest

moja własna osoba — odparowała Zarina. — A ponieważ cenię się

niezmiernie wysoko, uważam, że zapłaciłam za siebie wyjątkowo

tanio.

background image

Rolfe nie zdołał powstrzymać śmiechu. Zanim jednak zdążył się

odezwać, do pokoju wszedł stary lokaj, Yates, z obrusem w ręku.

— Słyszałem, że wasza lordowską mość życzy sobie coś do

zjedzenia — powiedział.

— Pani Blossom robi, co może, ale uprzedza, że w spiżarni

prawie nic nie ma.

— Będziemy jej wdzięczni za cokolwiek — odparł Rolfe. —

Panna Bryden wyznała, że jest głodna.

— Postaramy się coś przygotować, wasza lordowską mość —

obiecał Yates.

Przyniósł stojący pod ścianą stolik, który wymagał naprawy.

Zarina pomyślała, że zapewne dlatego nie zabrano go wraz z innymi

meblami do głównego hallu. Gdy Yates opuścił pokój, zwróciła się do

Rolfe'a:

— Kiedy zamierzasz powiedzieć licytatorom, że sprzedaż się nie

odbędzie?

— Wtedy, kiedy zbiorą się już wszyscy zainteresowani — odparł.

— Nie ma wielkiego sensu powtarzanie tego samego dwukrotnie.

— Wyobrażam sobie, że będą rozczarowani.

— Mam nadzieję. Licytatorzy nie znoszą ludzi, którzy, tak jak w

tym przypadku, czyhają na okazję zrobienia dobrego interesu jak

najmniejszym kosztem.

Z tonu Rolfe'a przebijała gorycz. Zarina zdawała sobie sprawę, że

czuje się upokorzony zaistniałą sytuacją. Wróciła myślami do czasów,

gdy była małą dziewczynką. Uważała wówczas, formułując swoją

background image

opinię w dziecinny sposób, że dwaj chłopcy z Priory „zadzierają

nosa". Właściwie nie było w tym nic dziwnego zważywszy, że

posiadali jeden z najpiękniejszych domów, najlepsze konie w okolicy

i, co tu dużo ukrywać, najwspanialszą posiadłość w całym hrabstwie.

Obaj, ukończywszy szkołę w Eton, wstąpili do Oxfordu. Obaj byli

oblegani, nie tylko przez najładniejsze dziewczęta, ale także przez ich

ambitne matki. Darcy pojechał do Londynu, gdzie wkrótce zdobył

sobie opinię rozpustnika. Rolfe natomiast przebywał najczęściej za

granicą.

Myśląc o tamtych czasach, Zarina przypomniała sobie, jak hrabia

użalał się przed jej ojcem, że bardzo rzadko widuje synów. Musiał

czuć się samotny, toteż przyjaźń ze strony jej ojca i matki była dla

niego bardzo cenna.

Idąc za tokiem swoich myśli, Zarina spytała Rolfe'a

niespodziewanie:

— Czy naprawdę zależy ci tak dalece na domu rodzinnym? Po

skończeniu Oxfordu spędzałeś większość czasu z dala od niego.

— Priory była mi zawsze niezwykle droga — odpowiedział Rolfe.

— Ale wiedziałem niemal od kołyski, że z czasem przypadnie ona

Darcy'emu i że sam będę musiał założyć dom gdzie indziej,

dysponując bardzo niewielką ilością pieniędzy.

Nie było potrzeby wyjaśniać Zarinie, że w rodzinach

arystokratycznych najstarszy syn dziedziczył praktycznie wszystko.

Jego młodsi bracia dostawali tylko tyle, ile udało się dla nich uzyskać

bez naruszania majątku, co niekiedy okazywało się sumą znikomą.

background image

System ten zapewniał jednak przetrwanie wielkim majątkom. Głowa

rodu była nie tylko ważną osobistością, ale sprawowała także władzę i

kontrolę nad dobrami rodzinnymi.

Teraz dla Zariny stało się jasne, dlaczego Rolfe usiłował szukać

swoich pasji życiowych z dala od Anglii, gdzie zajmował pozycję

podrzędną względem własnego brata. Jakby czytając w jej myślach,

Rolfe wyznał:

— Nie wyobrażałem sobie ani przez chwilę, nie śniłem nawet, że

wszystko to może stać się kiedyś moje. A kiedy do tego doszło,

tragedią była dla mnie świadomość, że nie będę w stanie tego

utrzymać.

— Rozumiem to doskonale — potwierdziła Zarina szybko. —

Teraz musimy doprowadzić twój dom na powrót do stanu świetności.

— Będę do tego dążył, kiedy tylko spłacę ci dług — zapewnił

Rolfe.

— Uważam, że jest spłacony, albo raczej zacznę tak sądzić z

chwilą znalezienia się poza zasięgiem mojego stryja. Ale jeśli upierasz

się, by robić z tego poważną aferę, to naturalnie twoja wola.

W tonie Zariny zabrzmiała nuta uszczypliwości i Rolfe pospieszył

ją zapewnić:

— Jestem ci wdzięczny; wybacz, jeśli zabrzmiało to inaczej.

Naprawdę jestem wdzięczny. Tylko przyjmowanie jałmużny od

kogokolwiek, a już zwłaszcza od kobiety, zadaje gwałt wszystkim

moim instynktom.

background image

I jakby nie chcąc mówić o tym dłużej, wyszedł z pokoju, nie

zamykając za sobą drzwi. Zarina domyśliła się, że chce zobaczyć, co

się dzieje w głównym hallu. Ale w tym momencie ona sama skupiona

była na czym innym. Rozważała, jak wymknąć się następnego ranka,

by stryj nie nabrał podejrzeń i nie zorientował się w jej zamysłach.

Rolfe powrócił w chwili, gdy Yates przyniósł do pokoju posiłek.

Składały się na niego dwa talerze gorącego rosołu z mięsa króliczego,

skromna porcja zimnej szynki i kawałek sera Stilton. Lokaj wyraził

ubolewanie, że nie będąc uprzedzony zawczasu, nie może im podać

nic więcej. Jednakże zarówno Zarina, jak też Rolfe, zainteresowani

byli przede wszystkim zaspokojeniem głodu, nie zważając na dobór

potraw.

Zarina zdążyła właśnie zasiąść za stołem, gdy Rolfe wydał okrzyk

i wyszedł z pokoju. Powrócił po kilku minutach, z butelką

czerwonego wina w ręku.

— Właśnie sobie o nim przypomniałem — wyjaśnił. —

Wszystko, co znajdowało się w piwnicach, zostało przeznaczone na

sprzedaż, ale zachowałem dla siebie to znakomite wino mojego ojca.

Postanowiłem wypić je dziś wieczorem do kolacji.

— Zasadniczo nie pijam alkoholu — oświadczyła Zarina — ale

myślę, że powinniśmy wypić za naszą przyszłość; oby szczęście nam

sprzyjało we wszystkim, co nas spotka, gdy stąd wyjedziemy.

— Za to wypiję z pewnością — zgodził się Rolfe.

background image

Nalał wina i oboje, podniósłszy kieliszki, wypili uroczyście toast.

Następnie Zarina zabrała się do rosołu, zjadła też pokaźną porcję

wędzonej szynki.

Gdy Yates opuścił pokój, udając się po kawę na zakończenie

posiłku, Zarina spytała:

— O której przyjedziesz po mnie jutro rano?

— Bardzo wcześnie. Zamierzam złapać pierwszy poranny pociąg

do Londynu, który zatrzymuje się na tutejszej stacji o piątej

trzydzieści i dojeżdża do Tilbury przed południem.

— Jeśli będę gotowa o czwartej czterdzieści pięć — wyliczyła

Zarina — na pewno zdążę przed porannym wymarszem generała z

sypialni.

— Gdzie mam na ciebie czekać? Nie powinienem podjeżdżać

przed główne wejście.

— W żadnym razie — odparła Zarina. — Zatrzymaj się za

budynkami stajni, tam, gdzie zaczynają się tereny jeździeckie. Wątpię,

by chłopcy stajenni kręcili się o tak wczesnej porze, ale nawet jeśli

nas zobaczą, nie będzie to miało większego znaczenia.

— Masz rację — zgodził się Rolfe. — A kiedy dowiedzą się o

naszej ucieczce, będą uważali, że to bardzo romantyczne i pomyślą, że

sami chętnie postąpiliby podobnie.

— Chodzi o to, że nie wolno nam popełnić żadnego błędu —

powiedziała Zarina poważnie.

Wyobrażała

sobie,

jak

rozwścieczony

będzie

stryj,

zorientowawszy się, że uciekła. Była przekonana, że gdyby wiedział

background image

dokąd pojechała, dołożyłby wszelkich starań, by ją złapać. Pomyślała

jednak, że jest mało prawdopodobne, by generał szukał jej w Tilbury,

jeśli napisze mu w liście, że wybiera się do Francji. Stryj wyprawi się

przypuszczalnie do Dover; ale w tym czasie oni będą już na pełnym

morzu, w drodze do Indu.

Wypili kawę i Rolfe nalał sobie drugi kieliszek wina;

wysączywszy je, wyjął zegarek z kieszeni kamizelki.

— Jest za parę minut druga — stwierdził. — Hall powinien być

już pełen.

Z tymi słowy podniósł się zza stołu.

— Powodzenia! — powiedziała Zarina.

Uśmiechnął się do niej i wyszedł. Zarina zatrzymała się, by

podziękować Yatesowi, zapowiadając jednocześnie odwiedziny u pani

Blossom, po czym skręciła w korytarz wiodący do tylnych drzwi

głównego hallu, które okazały się otwarte. Stanąwszy w nich, ujrzała

tłum ludzi tłoczących się wokół stanowiska licytatora.

Rolfe rozmawiał ze stojącym na podeście człowiekiem, który

musiał być właśnie licytatorem. Dostrzegła także znajdującego się tuż

za nim pana Bennetta. Pomocnik licytatora siedział w pełnej

gotowości za stołem.

Po chwili licytator, z wyrazem zdziwienia na twarzy, odsunął się i

jego miejsce zajął Rolfe. Wyprostowany, wydał się Zarinie bardzo

wysoki i, na swój sposób, nie mniej przystojny, niż zmarły brat.

Nagle w wielkiej sali zapadła cisza. Musiało się w niej znajdować

ponad sto osób i cały ten tłum patrzył teraz na Rolfe'a. Na samym

background image

przodzie stało kilku mężczyzn, którzy, zdaniem Zariny, przybyli z

pewnością z Londynu. Ci zamierzali zgarnąć zyski ze sprzedaży

natychmiast po jej zakończeniu; w ich chytrym spojrzeniu i zaciętych

ustach było coś odstręczającego. Tacy ludzie, pomyślała Zarina, nie

zawahaliby się posłać Darcy 'ego do więzienia, czy to dla własnych

korzyści, czy też po prostu z zemsty.

— Panowie — zaczął Rolfe, a jego głos zabrzmiał donośnie,

odbijając się od ścian głównego hallu — jestem hrabią Linwood;

wolałbym powitać was tu dzisiaj w przyjemniejszych okolicznościach.

Rolfe przerwał, rozglądając się po twarzach przybyłych, po czym

podjął:

— Niektórzy z was przyjechali z odległych okolic, żeby nabyć

różne przedmioty, znajdujące się w Priory lub nawet sam dom.

Wypada mi więc przeprosić was za daremną podróż, której

oszczędziłbym wam chętnie, gdyby to było możliwe.

Przez hall przeszedł szmer zdziwienia; w chwilę później Rolfe

zabrał ponownie głos:

— Pragnę jednak poinformować was, że długi zaciągnięte przez

mojego brata zostaną teraz spłacone w całości. Jeśli zechcecie,

panowie, przedstawić swoje rachunki panu Bennettowi, który siedzi

za stołem tu, koło mnie, wypisze on stosowne czeki; zostaną one

zrealizowane, za co ręczę osobiście, natychmiast po przedstawieniu

ich w Coutfs Bank w Haymarket.

Szmer zdziwienia przerodził się w pomruk, gdy nagle jeden ze

stojących na przodzie mężczyzn zawołał:

background image

— Dlaczego nie powiedziano nam o tym wcześniej? I skąd mamy

wiedzieć, że to wszystko nie są jakieś sztuczki?

— Jest tu mnóstwo ludzi, którzy mogą poświadczyć, że jestem

hrabią Linwood — odparł Rolfe — i macie moje słowo, że czeki

wypisane na należne wam sumy zostaną zrealizowane w banku bez

najmniejszych trudności.

— Wolałbym być tego pewny! — krzyknął znów człowiek, który

odezwał się uprzednio. — Skąd wiemy, że to nie podstęp, żeby nas

wysłać do domów, a wtedy sprzedacie wszystko komuś innemu i nam

się nic nie dostanie!

— To całkiem możliwe — poparł go mężczyzna stojący obok.

Inni również dołączyli swoje głosy i zgiełk zaczął rosnąć. Dla

Zariny ich zachowanie miało w sobie coś groźnego. Rolfe nie

wiedział dobrze, jak zareagować; musiał przekonać jakoś wierzycieli,

że pieniądze, których wczoraj brakowało, dziś są na miejscu.

Oczywiste było, że wierzyciele ci musieli pożyczyć ogromne sumy

jego bratu, a także zapewne ojcu, nim ośmielili się grozić Darcy'emu

więzieniem.

Pan Bennett, który zajął miejsce pomocnika licytatora, wyglądał

na zatroskanego. W ręku trzymał książeczkę czekową, której widok

nie wystarczył jednak, by upewnić wierzycieli, że z chwilą okazania

czeku zostaną im wypłacone należne pieniądze.

— Chcemy, żeby licytacja odbyła się, jak zapowiedziano! —

krzyknął znów mężczyzna, który od początku był najbardziej

agresywny. — Nie odejdziemy z pustymi rękami!

background image

— Dobrze mówi! — zawołał zaraz drugi.

Dołączyły się do nich aprobujące głosy innych mężczyzn i Zarina

zrozumiała, że musi wkroczyć do akcji. Utorowała sobie drogę wśród

tłumu do stanowiska licytatora, które znajdowało się na podwyższeniu

liczącym około trzech stóp wysokości; prowadzące doń dwa stopnie

nadawały mu niemal wygląd ambony. Zarina weszła na schodki i

stanęła przy Rolfe'ie, który ujrzawszy ją obok siebie, szepnął:

— Nie mieszaj się do tego.

— Nie uwierzą ci, dopóki im nie powiem, kim jestem —

odpowiedziała. — Przedstaw mnie, proszę.

Rolfe zawahał się przez chwilę. W tymże momencie mężczyźni,

którzy wywołali zamieszanie, zaczęli wykrzykiwać ponownie,

domagając się powrotu licytatora; podejrzewali nadal, że chodzi o

oszustwo, czy też wykręty. Zmuszony w ten sposób do podjęcia

jedynego możliwego w tej sytuacji działania, Rolfe podniósł z

ociąganiem dłoń, nakazując ciszę.

— Ponieważ wątpicie w moje słowa, pragnę przedstawić wam

pannę Zarinę Bryden, która zaszczyciła mnie, zgadzając się zostać

moją żoną.

Obecnie, zaskoczeni nowiną, zachowali przez chwilę milczenie,

następnie zaś rozległy się okrzyki zdziwienia. Jednocześnie do uszu

Zariny doszły wyraźnie powtarzane z ust do ust słowa:

— Dziedziczka! Ta wielka dziedziczka!

To właśnie określenie przewijało się tak często w salach

balowych Londynu. Teraz powtarzali je kolejno stojący przed nimi

background image

ludzie. Przez moment jeszcze trwały odbywane półgłosem narady, a

potem mężczyzna, który rozpętał całe zamieszanie, oznajmił:

— Jeśli panna Bryden stoi za tym wszystkim, no to w porządku.

— Naturalnie, że stoję — potwierdziła Zarina. — Mam też

nadzieję, że wszyscy życzycie nam szczęścia na przyszłość.

Dalsze słowa były niepotrzebne. Mężczyźni, którzy wywołali

niepokój, skierowali się ku panu Bennettowi, trzymając rachunki w

wyciągniętych dłoniach, by mógł zobaczyć, ile im się należy.

Zarina zeszła z podwyższenia, a Rolfe podążył jej śladem. Kiedy

usiłowali przejść dalej, obecne w hallu kobiety pospieszyły, by

uścisnąć im ręce i życzyć szczęścia. Za nimi podeszli mężczyźni

zatrudnieni w majątku. Było tam też kilku starych, pensjonowanych

już ludzi, którzy zadali sobie trud przybycia z miasteczka. Wszyscy

oni czuli się ludźmi Rolfe'a i mieli mu wiele do powiedzenia.

Po kilku minutach Zarina odeszła na bok; uważała, że nie

powinna się zbytnio narzucać Rolfe'owi, który był dostatecznie

pognębiony koniecznością przyjęcia od niej pieniędzy.

Doszła do przekonania, że jest to dogodny moment, by rozejrzeć

się po Priory. Choć pokoje zostały ogołocone z tak wielu

przedmiotów, które pamiętała, niewątpliwą pociechą dla Rolfe'a w

czasie jego pobytu w Indiach będzie myśl, że wszystko powróci na

miejsce i Priory odzyska swój dawny wygląd.

Z powodu tłumu ludzi zgromadzonego w hallu, Zarina nie mogła

wyjść drzwiami prowadzącymi do biblioteki, gdzie była rano, wobec

czego poszła w innym kierunku. Minęła salę opata, dochodząc do

background image

kaplicy. Przestąpiwszy jej próg przekonała się, że piękne wnętrze jest

dokładnie takie, jakie zachowała we wspomnieniach. Ludzie, którzy

zorganizowali licytację, nie ruszyli złotego krzyża zdobiącego szczyt

ołtarza. Nie zabrali również starych, cennych lichtarzy.

Zarina domyślała się, dlaczego tak się stało: większość ludzi była

zbyt przesądna, żeby zabrać czy choćby poruszyć przedmioty z

kaplicy, która została poświęcona. Pomyślała, że licytator zamierzał

prawdopodobnie pozostawić całe wyposażenie kaplicy do dyspozycji

tych, którzy kupią Priory. Jeśli przyszli właściciele zdecydowaliby się

usunąć z niej cokolwiek, narażenie się na ewentualne konsekwencje

tknięcia świętości będzie ich sprawą.

Bogato rzeźbiony klęcznik znajdował się nadal przed stopniami

prowadzącymi do ołtarza. Zarina uklękła na nim. Dziękowała Bogu za

wskazanie jej drogi ucieczki od księcia, prosząc zarazem, by wziął

pod opiekę Rolfe'a i ją samą w czasie podróży do Indii. Nie była

pewna, co się stanie później; nie wiedziała, czy odważy się opuścić

Rolfe'a i czy przyjdzie jej wówczas żyć w stanie nieustannego lęku, że

książę zdoła ją jakoś odnaleźć.

— Błagam Cię, pomóż mi, Boże — modliła się. — Bez Twojej

opieki i bez ochrony Rolfe'a będę zagubiona i pełna trwogi...

Otworzywszy oczy, ujrzała promień słońca prześwietlający

witrażowe okno ponad ołtarzem. Świetliste pasmo dotykało złotego

krzyża i miała wrażenie, że muska też jej głowę. Wydało jej się, że to

znak i że Bóg wysłuchał jej modlitwy; nabrała nadziei, że będzie

bezpieczna, cokolwiek przyniesie jej przyszłość.

background image

Rozdział 4

Zarina pozostała w kaplicy przez dłuższą chwilę. Opuszczając ją

pomyślała, że zgodnie z obietnicą pójdzie odwiedzić panią Blossom.

Upłynie z pewnością sporo czasu, zanim wszyscy ludzie zebrani w

hallu okażą swoje kwity i odbiorą wystawione czeki.

Nie odeszła jeszcze daleko, gdy ujrzała dwóch mężczyzn

zdążających w jej kierunku. Jednego z nich rozpoznała od razu: to on

wzniecił niepokój w hallu. Widocznie dostał czek, jako jeden z

pierwszych, sprawiał zresztą wrażenie osobnika umiejącego się

przepychać. Wyglądał na nieokrzesanego, ubrany był wyzywająco i

pretensjonalnie. Jego twarz, przebiegła i fałszywa, nie budziła

zaufania.

Miała właśnie minąć obu mężczyzn, kiedy oni zastąpili jej drogę.

— Panno Bryden, akurat pani szukaliśmy — powiedział ten

wyzywający.

Zarina uniosła brwi.

— Doprawdy? — spytała.

— A tak. Chcemy pani coś pokazać.

Zarina zastanawiała się, o co może chodzić. Miała ochotę im

odmówić, ponieważ jednak szli koło niej, pomyślała, że byłoby to z

jej strony niegrzeczne.

Idąc korytarzem, dotarli prawie do kuchni i wówczas wyzywający

mężczyzna otworzył drzwi do pokoju, w którym Zarina nigdy

przedtem nie była. Przypuszczała, że za czasów poprzedniego

hrabiego musiał się tu mieścić gabinet jego sekretarza. Pośrodku

background image

pokoju stał stół, na ścianach wisiały mapy, a w rogu piętrzyły się

blaszane,

pomalowane

na

czarno

pudełka,

zawierające

prawdopodobnie

dokumentację

dotyczącą

poszczególnych

gospodarstw oraz całej posiadłości.

W pokoju nie było nikogo. Zarina miała właśnie spytać, w jakim

celu ją tu przyprowadzono, gdy wyzywający mężczyzna zamknął

drzwi zdecydowanym, niemal ostentacyjnym ruchem.

— O co chodzi? — spytała ostro. — Co chcieli mi panowie

pokazać?

— Bo widzi pani, panno Bryden — wyjaśnił mężczyzna —

sprawa jest taka; kiedy regulowali moją należność w hallu, to mi się

przypomniało, że trzymam pieniądze w Coutfs Bank, tym samym, co

pani.

Zarina zesztywniała. Nie podobał jej się poufały ton, którym

mężczyzna zwracał się do niej.

— No więc pomyślałem sobie, że taka bogata panna na pewno nie

poczuje, jeśli wyda ciut więcej.

— Nie rozumiem, o co panu chodzi — powiedziała Zarina. —

Chciałabym stąd wyjść.

Odwróciła się i stwierdziła, że drugi mężczyzna, który dotychczas

nie brał udziału w rozmowie, stoi przed drzwiami. Z jego postawy

wywnioskowała natychmiast, że nie pozwoli jej przejść. Zawahała się

i w tejże chwili wyzywający mężczyzna oznajmił:

— To całkiem prosta sprawa, panno Bryden. Pani tylko podpisze

ten tutaj czek, mój własny, i jestem pewien, że bank go uzna. No bo

background image

dlaczego mieliby robić trudności, kiedy mają stosy pani pieniążków

do dyspozycji?

Mężczyzna przemawiał kpiącym tonem i Zarina odparła,

rozgniewana:

— Nie mam zamiaru kontynuować tej rozmowy. Pragnę znaleźć

jego lordowską mość.

— To pani zajmie najwyżej kilka sekund — powiedział

mężczyzna. — Musi pani tylko złożyć, o, tutaj, swój podpis.

Mówiąc to, położył na stole czek.

Zarina machinalnie przeczytała wypisaną na nim sumę; czek

został wystawiony na dwadzieścia tysięcy funtów.

— Myli się pan głęboko, sądząc, że skłoni mnie pan do

podpisania tego — oświadczyła. — Jestem zresztą zupełnie pewna, że

przedstawiając czek opiewający na tak ogromną sumę, wzbudziłby

pan podejrzenia w banku.

— To raczej mało możliwe, bo i długi jego dostojności są wcale,

wcale — odpowiedział mężczyzna. — Jeśli pani spłaca wszystkich za

jego lordowską mość, a coś mi się tak wydaje, to będzie panią

kosztowało sporo grosiwa i dwadzieścia tysiączków w tę czy we wtę

nie zrobi pani żadnej różnicy.

— Owszem, jest pewna różnica — zaoponowała Zarina. — Pana

propozycja jest nie tylko oszustwem, ale wręcz przestępstwem!

— No, jeśli to jest pani ostatnie słowo — stwierdził mężczyzna

wolno — to nie ma innej rady, jak kapinkę panią przekonać do

zmiany zdania.

background image

Mówiąc te słowa, owinął błyskawicznie chustkę wokół głowy

Zariny, kneblując ją, choć zaczęła się szamotać. Wówczas drugi

mężczyzna, stojący dotychczas przed drzwiami, podszedł i

unieruchomił jej ramiona, obezwładniając ją całkowicie.

Następnie główny napastnik wyjął z kieszeni długi metalowy

łańcuch, z rodzaju tych, których używano nie tylko do przytrzymania

kufrów w czasie jazdy powozem, ale również do przypięcia ich za

pomocą kłódki tak, by nie można ich było ukraść. Mężczyzna owinął

go wokół jej talii i ramion, spinając luźne końce w sposób

uniemożliwiający Zarinie oswobodzenie się z więzów.

— Otwórz no drzwi, Bill — polecił — i sprawdź, czy droga

wolna.

Bill wykonał polecenie, lustrując oba końce korytarza. Wówczas

mężczyzna pociągnął Zarinę ze sobą i obaj zaczęli ją popychać

zmuszając, by szła wraz z nimi. Przez moment rozważała, czy nie

rzucić się na ziemię, ale wiedziała, że w takim wypadku powloką ją

siłą. Bez trudu przyszłoby im również nieść ją we dwóch.

Mogła się tylko modlić, by ktoś nadszedł. Zdawała sobie jednak

sprawę, że w tej części Priory, w której usytuowana była kuchnia,

znajduje się wyłącznie pani Blossom, zajęta gotowaniem. Reszta

służby, z której pozostali już tylko starsi ludzie, przebywała bez

wątpienia we frontowej części domu, gdzie zgromadził się tłum

przybyły na licytację.

Wkrótce prowadzący ją pomiędzy sobą mężczyźni skręcili za róg

korytarza. Zarina uświadomiła sobie z przestrachem, że kierują się w

background image

stronę piwnic. Zajrzała tam zaledwie parę razy w dzieciństwie,

sprowadzona przez synów pana domu. Wiedziała jednak, że piwnice

są ogromne i schodzą głęboko pod Priory. Doszedłszy do otwartych

drzwi, ujrzała za nimi butelki wina, oznakowane podobnie jak meble,

przeznaczone do sprzedaży; nie było ich wiele.

Druga piwnica, do której przeszli następnie, była prawie pusta.

Panowała w niej ciemność, póki Bill nie przyniósł latarni, którą

widocznie uprzednio zapalił i ukrył w kącie. Zarina zrozumiała, że

dwaj mężczyźni musieli być tu wcześniej, decydując, że jeśli ona nie

podpisze czeku, przyprowadzą ją w to właśnie miejsce.

Obecnie Bill poszedł przodem przez ciągnącą się daleko drugą

piwnicę, aż do następnej, nisko sklepionej i zupełnie pustej. Zarina

poczuła, że ogarnia ją przerażenie. Jeżeli mężczyźni zamierzali

pozostawić ją w tej piwnicy, wątpliwe było, by ktokolwiek ją

odnalazł. Kto schodziłby do pustych piwnic, z których jedynie

pierwsza była w użyciu?

Trzecia piwnica kończyła się po prostu ścianą z cegieł, tak jej się

przynajmniej zdawało. Jednakże były w niej małe, wąskie drzwi, które

zaskrzypiały, gdy Bill je otwierał. Prowadziły, one do czwartej

piwnicy, o wiele mniejszej od poprzednich i, jak się wydawało

Zarinie, dość wilgotnej. Nie było w niej śladu antałka czy butelki. Ale

przy jednej ze ścian znajdował się rodzaj otwartej krypty, zrobionej z

ciemnego kamienia.

Prowadzące do niej drzwi były ciężkie i masywne; doszedłszy do

nich Zarina zrozumiała, czemu ją tu przyprowadzono. Mężczyźni

background image

popchnęli ją bliżej odwinąwszy łańcuch otaczający jej talię przewlekli

przez szczelinę w drzwiach, po czym ten pretensjonalnie ubrany

założył ponownie kłódkę, zamykając ją i chowając klucz do kieszeni.

— Bill i ja wyskoczymy coś zjeść — powiedział. — Wrócimy za

dwie — trzy godziny. Przez ten czas powinna się pani namyślić na

podpisanie czeku. A jeśli nie, to może pani tego bardzo pożałować.

Zarina milczała. Mężczyzna stał chwilę, patrząc na nią w świetle

latarni, po czym dorzucił:

— Niebrzydka z pani kobitka i tak sobie myślę, że może dałoby

się panią łatwiej przekonać w inny sposób!

Słysząc ton jego głosu i dostrzegając pożądliwe spojrzenie, Zarina

zadrżała.

— Słuchaj no, Alf — odezwał się Bill — zostaw ją, niech sobie to

przemyśli.

— Idę, idę — odparł Alf z pewnym ociąganiem. — Na razie,

ślicznotko, polecam się łaskawej pamięci do powrotu.

Roześmiał się nieprzyjemnie i obaj mężczyźni wyszli z krypty,

zamykając drzwi za sobą. Zarina słyszała, jak wchodzą na stopnie i

oddalają się, a potem wokół zaległa niezmącona cisza. Ciemność, woń

wilgoci i ta przejmująca cisza wywołały w niej uczucie paniki.

Wyrzucała sobie naiwność i głupotę, jaką okazała, zgadzając się na

towarzyszenie mężczyznom.

Niestety, były to próżne żale. Zarina myślała z przerażeniem o

powrocie napastników. Podejrzewała, że nawet jeśli podpisze czek,

oni gotowi są zostawić ją w piwnicy własnemu losowi. „Cóż znaczy

background image

dwadzieścia tysięcy funtów, kiedy chodzi o życie?", powiedziała

sobie. „Umrę... umrę tutaj!", myślała gorączkowo, z rozpaczą, „i nikt

się nigdy nie dowie, co się ze mną stało."

Próbowała się wykręcić i obrócić, ale obejmujący ją łańcuch

trzymał mocno; wiedziała, że nie zerwie go żadną szarpaniną.

Usiłowała oswobodzić przynajmniej ręce, ale to również okazało się

niemożliwe; próby nie przyniosły jej nic poza bólem.

Wówczas przyszło jej na myśl, że może potrzeć tyłem głowy o

drzwi krypty, do których była przypięta. Tarła więc, poruszając głową

w górę i w dół, usiłując rozluźnić krępujący ją knebel. W końcu, kiedy

była już właściwie przekonana o bezcelowości swoich wysiłków,

zdołała uwolnić usta, a następnie brodę.

Pozbywszy się knebla, poczuła się trochę lepiej; była jednak dość

rozsądna, by wiedzieć, że nawet gdyby wołała i krzyczała z całej

mocy, nikt jej nie usłyszy. Pamiętała, jak jej własny ojciec mówił, że

Priory

jest

niezwykle

solidnie

zbudowana.

Stała

przecież

nieporuszona od trzystu lat i będzie zapewne stała tak samo przez

następne trzysta.

„Cóż teraz pocznę? Co mam dalej robić?", zastanawiała się

Zarina. Pomyślała o promieniu słońca, który przedostał się przez

witraż do kaplicy. Wydało jej się wtedy, że jest to omen, znak z nieba.

A więc teraz mogła jej pomóc jedynie modlitwa. „Pomóż mi, ocal

mnie, Boże", modliła się żarliwie. Błagała też o pomoc swego ojca.

Wiedziała, że wpadłby w furię, gdyby ujrzał ją w tej pułapce.

background image

Zarina usiłowała odgadnąć, ile czasu upłynie, zanim Rolfe

zorientuje się, że jej nie ma. Ale jeśli asystował panu Bennettowi przy

spłacie długów w głównym hallu, będzie prawdopodobnie zajęty dość

długo. Następnie poleci ludziom licytatora oraz własnej służbie, by

umieścili obrazy i meble w miejscach, z których je zabrali. Ale wino

nie zostało przeniesione. Nie było nadziei, że ktokolwiek zejdzie, by

szukać jej w piwnicach.

„Rolfe założy, że wróciłam do domu", pomyślała. Jednak zaraz

przypomniało jej się, że przyjechała z panem Bennettem, który będzie

się spodziewał, że wrócą również razem; a w każdym razie,

poszedłszy po własnego wierzchowca, zobaczy w stajni Kingfishera.

„Ocal mnie, Boże, uratuj mnie", modliła się Zarina. Czuła, że jest

jej coraz zimniej i że dławiące przerażenie ogarnia ją z coraz większą

siłą. Musiała upłynąć godzina, a może nawet dłużej, Zarina bowiem

zatraciła całkowicie poczucie czasu, gdy nagle do jej uszu dobiegł

słaby odgłos. Był bardzo nikły i odległy. Nasłuchiwała przez chwilę,

bojąc się, że nie został wydany przez człowieka. Może to jakiś szczur?

Była pewna, że głęboko w podziemiach są szczury.

Po jakimś czasie odgłos powtórzył się i nagle przyszło jej do

głowy, że może ktoś otwiera drzwi do innych piwnic. „Ktoś"! Słowo

odbiło się krzykiem w jej myślach, nasyłając obraz Alfa i jego

kamrata Billa.

Zażądają teraz, żeby podpisała czek. Ale czy uwolnią ją, jeśli to

zrobi? Była dość inteligentna, by żywić na ten temat poważne

wątpliwości. Pozostawią ją tu raczej, a sami wyprawią się do

background image

Londynu. Mając pieniądze w ręku, z pewnością nie będą się

przejmowali

jej

losem.

Istniało

też

całkiem

spore

prawdopodobieństwo, że zabiją ją przed odejściem, żeby nie mogła

przeciw nim świadczyć. Chustka, przy pomocy której Alf ją

zakneblował, zawiązana była nadal wokół jej szyi. A jeśli zaciśnie ją

trochę mocniej? Zarina z trudem powstrzymała okrzyk grozy.

W tejże chwili posłyszała kroki za drzwiami piwnicy. Za moment

ukażą się Alf i Bill. Ale kroki niespodziewanie zatrzymały się i Zarina

uświadomiła sobie, że słyszała jedną osobę, a nie dwie. I nagle, jak

olśnienie, przyszła myśl: może to wcale nie oni, ale ktoś, kto jej

szuka? Rolfe! Czy możliwe, żeby to był Rolfe?

Przez chwilę nie mogła się nawet odezwać; wreszcie zawołała

zupełnie nieswoim głosem:

— Ratunku!... Ratunku! Pomocy!

Okrzyk zawibrował w krypcie, odbijając się echem od jej ścian.

A potem odezwał się głos:

— Zarino! Jesteś tam? Gdzie właściwie jesteś?

Głos należał do Rolfe'a!

Niezmierna ulga obezwładniła ją na moment tak, że nie od razu

zdołała odpowiedzieć:

— Jestem tutaj!... Tutaj!

Usłyszała, jak Rolfe zbliża się do wąskich, małych drzwi.

Otworzył je i schylając głowę wszedł do środka, a potem podniósł do

góry latarnię, którą trzymał w ręku. Zarina miała niemal wrażenie, że

stoi przed nią rycerz w lśniącej zbroi z aureolą wokół głowy.

background image

— Rolfe! Ach, Rolfe!... — wykrztusiła łamiącym się głosem i łzy

popłynęły jej po policzkach.

Rolfe postawił latarnię na podłodze i dwoma krokami przebył

dzielącą ich odległość.

— Co to ma znaczyć, na miłość boską? — zapytał.

Zarina wyszeptała bezładnie:

— Zjawiłeś się... jesteś tutaj... myślałam, że przyjdzie mi

umrzeć!... Zostawili mnie i poszli... ale mają wrócić...

— Kto taki?

— Dwaj mężczyźni, którzy chcieli, żebym podpisała czek na

dwadzieścia tysięcy funtów... — wyjąkała Zarina z trudem.

Rolfe mocował się z łańcuchem owiniętym wokół jej talii, ale

kłódka okazała się solidna.

— Sam sobie z tym nie poradzę — zdecydował. — Będę musiał

pójść po pomoc.

— Nie! Proszę! — zawołała Zarina. — Nie mogę znieść myśli, że

ktoś zobaczy, co tu się wydarzyło...

Czułaby się głęboko upokorzona. Gdyby służba, czy ktokolwiek

inny dowiedział się, że szantażowano ją i spętano łańcuchem, historia

rozeszłaby się po całym hrabstwie dostarczając powodu do śmiechu;

ludzie uważaliby, że słusznie dostało jej się za swoje, ponieważ ma

tak dużo pieniędzy.

Rolfe, który zdawał się rozumieć jej obawy, powiedział:

background image

— Poczekaj chwilę. Idąc tutaj, widziałem coś przydatnego. —

Chwycił latarnię i wyszedł z piwnicy, dodając: — wrócę za minutę,

najwyżej za dwie.

Słyszała, jak oddala się pospiesznie drogą, którą przyszedł.

Musiał dojść do drugiej piwnicy, nim posłyszała ponownie odgłos

jego kroków. Nasłuchiwała ich, powstrzymując oddech, truchlejąc na

myśl, że mogłaby znów zostać sama; policzki miała nadal mokre od

łez. Rolfe powrócił, trzymając w ręku masywną siekierę, używaną do

otwierania beczek. Postawiwszy latarnię, powiedział:

— Musisz się pochylić do przodu, ile zdołasz, inaczej uderzenie

szarpnie cię mocno.

— To nieważne, jeśli tylko mnie oswobodzisz — odpowiedziała

Zarina, postępując wedle jego instrukcji.

Zobaczyła, jak Rolfe unosi siekierę wysoko do góry i opuszcza,

uderzając z całej siły w łańcuch. Cios skruszył metalowe ogniwa,

odłamując zarazem fragment drzwi do krypty, który zwalił się z

hukiem na ziemię.

Zarina była wolna! Strząsnęła z siebie resztki łańcucha, pocierając

ramiona w miejscach, gdzie zbyt mocno uciskające ogniwa wpiły się

w ciało i nagle poczuła się bliska omdlenia. Musiała się zachwiać,

ponieważ Rolfe otoczył ją ramieniem.

— Wszystko będzie dobrze — powiedział. — Już po strachu.

Zabiję tych mężczyzn, jeśli tylko ich znajdę.

Zarina nie odpowiedziała. Zamknęła oczy, opierając mu głowę na

ramieniu.

background image

— Chodźmy z tego ponurego miejsca. Możesz iść sama, czy

chcesz, żebym cię zaniósł?

— Już... dobrze się czuję — odparła Zarina z wysiłkiem.

Rolfe rzucił siekierę na ziemię i nadal ją obejmując wziął latarnię

w drugą rękę, po czym wyszli wolno z piwnicy. Przechodząc przez

kolejne pomieszczenia znaleźli się u wejścia do piwnic. Widniejący za

nim korytarz zalany był słońcem, wpadającym przez jedno z okien.

Zarina otarła ślady łez z policzków.

— Powinnaś się czegoś napić — stwierdził Rolfe, spoglądając na

skrzynki z winem.

— Obiecałam odwiedzić panią Blossom... i właściwie wolałabym

napić się herbaty — odparła Zarina.

— Jak sobie życzysz. Rozumiem, że nie chcesz, by ktokolwiek

dowiedział się co zaszło.

— Naturalnie, że nie; ale ci mężczyźni wrócą... i mogą ci coś

zrobić...

— Już ja przypilnuję, żeby nigdy więcej nie przestąpili progów

Priory — zapewnił Rolfe. — A teraz chodź do kuchni. Muszę jeszcze

wydać pewne dyspozycje, zanim odwiozę cię do domu.

— Czy pan Bennett już odjechał?

— Tak, opuścił Priory, kiedy skończył z płaceniem rachunków —

potwierdził Rolfe. — Zakładał, że zostaniesz ze mną trochę dłużej.

Powiedziałem mu, że odprowadzę cię do domu. Dopiero po jego

odjeździe zorientowałem się, że cię nie ma i nie mogłem cię znaleźć.

background image

— Myślałam, że nie zejdziesz wcale do piwnic...

— Nie zrobiłbym tego przypuszczalnie, gdyby Yates nie

powiedział mi, że zauważył dwóch mężczyzn, którzy stamtąd

wychodzili. Podejrzewał, że kradną wino, ale kiedy poszedłem

sprawdzić, niczego nie brakowało. Traf chciał — dokończył,

uśmiechając się do niej — że postanowiłem zobaczyć, co znajduje się

w innych piwnicach.

— To chyba mój anioł stróż podszepnął ci, co masz zrobić... —

odparła Zarina.

W głębi duszy sądziła, że krokami Rolfe'a kierował sam Bóg, a

także jej ojciec. Nie miała jednak dość śmiałości, by wypowiedzieć

swoją myśl na głos.

W kuchni, do której doszli po chwili, czekała pani Blossom.

— A już myślałam, że zapomniała panienka o nas wszystkich,

panno Zarino — powiedziała. — Ale pan Yates zapowiadał, że

panienka przyjdzie, więc czekałam.

— Chyba wie pani, że nie odjechałabym bez przywitania się z

panią — odpowiedziała Zarina z uśmiechem.

— Panna Zarina bardzo potrzebuje filiżanki dobrze osłodzonej

herbaty — wtrącił Rolfe. — Zmęczyła się ogromnie, zwiedzając

wszystkie zakątki Priory, a pani sama zawsze utrzymuje, że nic się nie

równa z filiżanką dobrej herbaty.

— Bo też to szczera prawda — zapewniła go pani Blossom. — I

jeśli tego panience potrzeba, to zaraz ją panienka dostanie, bo akurat

zaparzyłam herbatę dla siebie.

background image

Imbryk stał na kuchni. Po wyjściu Rolfe'a pani Blossom napełniła

dwie duże filiżanki mocną herbatą cejlońską.

— Wygląda panienka trochę blado — zauważyła, nie przerywając

krzątaniny — więc dam panience przyzwoitą łyżkę miodu zamiast

cukru do herbaty. Nic tak nie przywraca sił, jak odrobina miodu.

— Właśnie tego mi było trzeba — zgodziła się Zarina.

Istotnie, po wypiciu herbaty poczuła się znacznie lepiej. Siedziała,

gawędząc z panią Blossom i słuchając wszystkich miejscowych

nowinek aż do powrotu Rolfe'a. Na jego widok gospodyni spytała:

— Wasza lordowska mość, czy to prawda, co mówił pan Yates, że

wasza lordowska mość i panna Zarina są zaręczeni?

— Tak, to prawda — potwierdził Rolfe. — Zabieram jutro pannę

Zarinę do Francji, żeby przedstawić ją moim krewnym. Byłoby im

przykro, gdyby nie poznali jej przed ukazaniem się wiadomości o

zaręczynach w prasie.

— A to się szczęśliwie ułożyło i wizyta będzie na pewno

przyjemna — stwierdziła pani Blossom. — Dołożymy starań, żeby po

powrocie Priory wyglądała tak, jak za życia jej lordowskiej mości.

— Nie wątpię, że zadbacie o nią wspaniale — powiedział ciepło

Rolfe.

Wyszedłszy z kuchni, opuścili dom bocznym wejściem, kierując

się do stajni. Rolfe wydał widocznie polecenie chłopcom stajennym,

bo Kingfisher oraz jeden z jego własnych koni czekały osiodłane.

Ruszyli więc w drogę, jadąc przez park. Zarina rozglądała się

nerwowo, jakby spodziewała się ujrzeć znienacka Alfa i Billa, którzy

background image

zamierzali przecież powrócić, wziąć czek i udać się możliwie szybko

do Londynu, by go zrealizować.

— Jak zdołasz przeszkodzić tym ludziom w ponownym

wtargnięciu do domu? — spytała Rolfe'a.

— Uprzedziłem Yatesa, że spodziewam się najścia łotrzyków,

którym Darcy był winien pieniądze i którzy niewątpliwie będą

próbowali ukraść to, czego nie udało im się tanio kupić. Yates z resztą

służby dopatrzą, aby wszystkie okiennice były zamknięte, a drzwi

zaryglowane. — Widząc, że Zarina słucha w napięciu, Rolfe mówił

dalej: — Dwaj chłopcy stajenni zgłosili się, by pełnić straż na

ochotnika; obiecałem wynagrodzić ich dodatkowo, co przyjęli z

radością.

— To wszystko bardzo rozsądne z twojej strony — odrzekła

Zarina — ale proszę... uważaj na siebie. I nie zapomnij przyjechać po

mnie jutro o świcie.

— Pamiętam o tym.

Jechali przez chwilę pod drzewami pogrążeni we własnych

myślach.

— Wiesz, nie mam paszportu — wyznała w jakimś momencie

Zarina.

— Dopiszę cię do mojego — oświadczył Rolfe krótko.

Gnębiło go wyraźnie, że zmuszona będzie udawać jego żonę, co

Zarina doskonale rozumiała; powiedziała więc prędko:

— Jestem podekscytowana na samą myśl o podróży do Indii.

Zawsze pragnęłam zwiedzić ten kraj.

background image

— Sądzę, że kiedy tam dotrzemy, będziesz myślała z ulgą o

powrocie do Anglii i o wygodach, do których przywykłaś —

stwierdził Rolfe dość chłodno.

Zarina wiedziała, że nadal nie może pogodzić się z myślą o

korzystaniu z jej pieniędzy. Był absolutnie zdecydowany nie wydać

ani jednego jej pensa na własne potrzeby. Rozumiejąc, że

dyskutowanie z nim na ten temat pogorszyłoby tylko sytuację, Zarina

zagadnęła:

— Za kilka minut dojedziemy do płaskich terenów i zamierzam

trochę pogalopować. Czy jesteś gotów ścigać się ze mną?

— Z pewnością spróbuję cię przegonić — obiecał Rolfe.

— Będę bardzo zła, jeśli ci się to uda! — odparowała Zarina.

Ścigali się niemal przez milę. Wierzchowiec Rolfe'a pobił

Kingfishera o głowę; Zarina była świadoma, że Rolfe zawdzięcza

zwycięstwo nie tyle swojemu koniowi, ile wysokim umiejętnościom

jeździeckim. Gdy konie zwolniły biegu, oznajmiła:

— Teraz czuję się znacznie lepiej.

— Proponuję, żebyś zaraz po powrocie do domu poszła spać —

powiedział Rolfe. — Masz za sobą bardzo nieprzyjemne przejście, a

nie chciałbym, żebyś jutro zasłabła.

— O tym nie ma mowy; bądź też pewien, że nie zaśpię — odparła

Zarina. — Nie chciałabym tylko, żeby doszło do zatargu ze stryjem.

— Tego powinnaś unikać za wszelką cenę — przytaknął Rolfe.

— Sądzę, że stryj będzie się spodziewał po mnie bierności i

uległości — stwierdziła Zarina z namysłem.

background image

— Wobec tego tak właśnie powinnaś się zachować —

odpowiedział Rolfe i ku jej zdziwieniu osadził nagle konia w miejscu,

pytając: — Czy jesteś zupełnie pewna, że podjęłaś właściwą decyzję?

Może gdybyś przemówiła rozsądnie, wyjaśniając, jak bardzo nie

lubisz księcia, twój stryj zgodziłby się porzucić swoje projekty i

pozwolił ci wybrać kogoś stosowniejszego?

— Nikt nie wyda się stryjowi Aleksandrowi stosowniejszy od

księcia Malnesbury — powiedziała z przekonaniem Zarina — i jeśli

nie zabierzesz mnie ze sobą, Rolfe, on takim czy innym sposobem

zmusi mnie do tego ślubu, a wtedy wszystko będzie stracone na

zawsze.

W jej głosie zabrzmiała nuta niekłamanej trwogi, którą Rolfe

wychwycił bez trudu.

— Więc dobrze — powiedział. — Będę czekał na ciebie za

kwadrans piąta tam, gdzie zaproponowałaś. Nie spóźnij się tylko, bo

jeżeli nie zdążymy na pociąg, to statek odpłynie bez nas.

— Będę na pewno na czas — przyrzekła Zarina — i bardzo ci

dziękuję.

Po chwili milczenia odezwała się ponownie:

— Chyba lepiej będzie, żebyś nie pokazywał się teraz stryjowi

Aleksandrowi. Modlę się tylko, żeby nikt mu nie doniósł, że

ogłosiłam nasze zaręczyny na licytacji.

— Nie przypuszczam, żeby wiadomość dotarła do niego

wcześniej niż jutro rano, kiedy to służba na pewno zacznie o tym

mówić.

background image

— Mam nadzieję. Do widzenia, Rolfe, i jeszcze raz ci dziękuję.

— To ja jestem ci winien ogromną wdzięczność, o czym

chciałbym powiedzieć — zauważył Rolfe.

— Porozmawiamy o tym w podróży — zaproponowała Zarina,

kierując się w stronę domu.

Kiedy dojechała do stajni, na dziedziniec wyszedł Jenkins.

— O, wróciła panienka! — zawołał z widoczną ulgą. — Już

zacząłem się bać, że się panienka zgubiła.

— Wyprawiłam się bardzo daleko — wyjaśniła Zarina.

— Tak sobie myślałem, że to właśnie panienka zrobi pierwszego

dnia po powrocie — przytaknął Jenkins. — I co panienka powie o

majątku?

— Jest w kwitnącym stanie! — uśmiechnęła się Zarina. — Tak,

jak to sobie wyobrażałam. A Kingfisher spisał się po prostu

wspaniale. Utrzymujesz go w doskonałej kondycji, Jenkins.

— Miałem nadzieję, że usłyszę to od panienki. Czy jutro również

będzie panienka jeździła?

— Dam ci jeszcze znać — odparła Zarina wymijająco. —

Dziękuję, Jenkins. Dobranoc.

— Dobranoc, panno Zarino. Z panienki powrotem odżyły dawne

czasy.

Jenkins zaprowadził Kingfishera do stajni, a Zarina skręciła w

stronę domu. Poczuła nagle, że nie ma siły na znoszenie obecności

stryja przy kolacji, do której zostało pół godziny. Doszedłszy

background image

korytarzem do hallu, zastała w nim, zgodnie z przewidywaniem,

Duncana.

— Jeździłam dzisiaj konno przez większość dnia, Duncanie —

powiedziała — i czuję się bardzo zmęczona. Czy mógłbyś przekazać

generałowi, że poszłam się położyć? Chciałabym dostać coś do

zjedzenia w sypialni.

— Dobrze, panno Zarino — odparł Duncan. — A pan generał nie

będzie sam przy kolacji.

— Ach tak? — zdziwiła się Zarina.

— Tak, panienko. Zaprosił na wieczór pastora z żoną.

— Prawdziwe przyjęcie! — wykrzyknęła Zarina. — Wobec tego

przeproś ich w moim imieniu. Ale mam za sobą ogromnie męczący

dzień.

— Jestem pewien, że wszyscy to zrozumieją, panienko.

Zarina poszła spiesznie na górę, nie chcąc spotkać stryja w drodze

do swojego pokoju. Wiedziała doskonale, czemu pastor został

zaproszony na kolację. Stryj pragnął z nim omówić przygotowania do

ślubu.

Ponieważ był to jej dom i jej posiadłość, wszyscy zatrudnieni

przez nią ludzie będą naturalnie oczekiwali rozstawienia obszernego

namiotu, pod którym zasiądą, by wypić jej zdrowie piwem czy

jabłecznikiem. Będą się też zapewne spodziewali pokazu ogni

sztucznych wieczorem, po odjeździe nowożeńców, udających się w

podróż poślubną.

background image

Projekty te wymagały starannego opracowania; Zarina wiedziała,

że generał zajmie się tym z ochotą. Pewna była, że zaczął już układać

listę gości, których liczba dojdzie niewątpliwie do pięciuset lub więcej

osób. Taki obraz uroczystości weselnych stawał jej samej przed

oczami przy kolejnych oświadczynach tłumu konkurentów.

Ale żeby pan młody, choćby z tytułem książęcym, okazał się

niemal starcem — myśl była nie tylko przerażająca, ale nienawistna.

Znów ogarnęły ją dreszcze. Bała się, że mimo wszystkich planów,

które poczyniła z Rolfe'em, stryj zdoła w jakiś sposób udaremnić jej

ucieczkę.

Po pełnych grozy przejściach w piwnicy Zarina czuła rzeczywistą

potrzebę wypoczynku. Wiedziała jednak, że musi się całkowicie

spakować. Rozebrawszy się z pomocą swojej osobistej pokojówki,

Zarina udała się do łóżka. Zjadła doskonałą kolację, którą

przyniesiono jej na tacy, po czym oznajmiła, że ma zamiar zasnąć.

Odczekała jakiś czas, by zyskać pewność, że nie natknie się na

nikogo za drzwiami, a następnie poszła cicho na strych, gdzie

przechowywane były kufry i walizy. Szukała czegoś lekkiego,

wiedząc, że nazajutrz rano będzie sobie musiała poradzić sama; ciężki

kufer wymagałby pomocy lokaja.

Na strychu znajdowała się wielka liczba kufrów, waliz i toreb,

nagromadzonych przez lata. Po dłuższych poszukiwaniach Zarina

znalazła dwie lekkie walizki, które musiały kiedyś należeć do kogoś

ze służby: nie można ich było nawet porównać do wytwornych

background image

skórzanych walizek używanych w przeszłości przez matkę, ani do

tych, które kupowała sama w Londynie.

Po zniesieniu obu walizek do sypialni, Zarina zamknęła drzwi na

klucz i zabrała się do pakowania. Pomyślała, że jeśli istotnie, zgodnie

z zapowiedzią Rolfe'a, mają podróżować statkiem handlowym,

potrzebne jej będą najprostsze i najskromniejsze stroje. Niestety,

wszystkie suknie, które stryjenka Edith pomogła jej wybrać w

Londynie, były niezwykle szykowne i ozdobne. Ostatecznie wybrała

najskromniejszą suknię na podróż, zdjęła także wszystkie ozdoby z

kapelusza, który zamierzała do niej włożyć; miała nadzieję, że w ten

sposób będzie się możliwie mało rzucała w oczy.

Ukończywszy pakowanie, Zarina napisała do stryja, informując

go, że wyjeżdża do Francji. I dopiero wówczas uświadomiła sobie, że

będą jej potrzebne pieniądze. Rolfe twierdził co prawda, że nie

pozwoli jej za nic płacić; Zarina obawiała się jednak, że po

przyjeździe do Indii on gotów się z nią rozstać.

Nie będzie żadnego powodu, by nie miała wracać do Anglii

najbardziej komfortowym statkiem pasażerskim. Będą jej też

potrzebne eleganckie stroje podobne do tych, które zmuszona była

zostawić teraz w domu.

„Stanowczo potrzeba mi pieniędzy", pomyślała zastanawiając się,

skąd je wziąć. Miała pewną ilość biżuterii, którą mogła ze sobą

zabrać. Miała także własną książeczkę czekową, na której posiadanie

nalegała. Doszło z tej przyczyny do starcia ze stryjem, który

oświadczył, że rachunki londyńskie będą regulowane przez jego

background image

sekretarza, a pan Bennett został wyposażony w pełnomocnictwo.

Jednakże Zarina pragnęła być niezależna. Cieszyła się teraz, że swego

czasu wyszła zwycięsko z długiej scysji ze stryjem.

„Muszę mieć jakieś pieniądze", powtórzyła w myślach i w tejże

chwili przypomniała sobie, że pan Bennett trzymał zawsze sporą ilość

gotówki w schowku domowym, by móc wypłacać w każdy piątek

pobory tygodniowe. Tego dnia przypadał akurat czwartek, czyli

pieniądze musiały leżeć w równych stosach, przygotowane na jutro.

W szlafroku i miękkich pantoflach Zarina zeszła ze schodów,

mając nadzieję, że nikt jej nie zauważy. Na szczęście stryj był jeszcze

w jadalni, roztaczając tym barwniejszą wizję uroczystości weselnych,

że żona pastora zostawiła panów przy portwajnie, przechodząc do

salonu. Wiedząc o tym, Zarina nie poszła głównymi schodami. Bez

kłopotu wślizgnęła się do gabinetu pana Bennetta, nie zauważona

przez nikogo.

Już w wieku kilkunastu lat wiedziała, gdzie znajduje się klucz od

schowka. Matka niejednokrotnie powierzała jej odniesienie do skrytki

biżuterii po proszonej kolacji. Było to dodatkowe zabezpieczenie na

wypadek, gdyby jakiś rabuś próbował splądrować dom w czasie, gdy

jego właściciele jeździli konno, a pan Bennett zajęty był w odległych

krańcach posiadłości; w takich dniach wracał do swojego gabinetu

dopiero wieczorem, lub wręcz nazajutrz rano.

Znalezienie klucza w miejscu, gdzie pan Bennett zawsze go

przechowywał i otworzenie schowka było dziełem paru chwil. Zarina

nie myliła się: spoczywały w nim stosy monet oraz banknoty. Wzięła

background image

dwieście funtów, pozostawiając na ich miejscu informację, ile

pieniędzy zabiera. Następnie zamknęła schowek, wkładając klucz na

powrót do szuflady.

Nie dostrzeżona przez nikogo wróciła do swojego pokoju i

położyła się do łóżka z poczuciem, że postąpiła praktycznie i

rozsądnie. Ojciec z pewnością pochwaliłby ją za samodzielność

myślenia; każde niedopatrzenie mogłoby się okazać fatalne w

skutkach.

„Tak bym chciała, żebyś mi towarzyszył, papo", pomyślała

odmówiwszy pacierz. „Tylekroć obiecywałeś, że weźmiesz mnie za

granicę." Uśmiechnęła się do siebie. „A teraz muszę wyjechać z

Rolfe'em, który wcale tego nie pragnie i z pewnością znajdzie jakąś

wymówkę, żeby nie pokazać mi Indii, kiedy będziemy na miejscu."

Następnie jednak Zarina pomyślała, że nic nie jest ważne w

porównaniu z uwolnieniem się od stryja i księcia.

Przed ułożeniem się do snu Zarina nastawiła dzwonek w swoim

budziku. Był to nowy rodzaj zegara, który kupiła sobie na Bond

Street. Lubiła wstawać bardzo wcześnie i odbywać konne przejażdżki,

a jej pokojówka spóźniała się niekiedy. Teraz zadowolona była, że

sprawiła sobie budzik. Nastawiła go na kwadrans po czwartej, a

czując się wyczerpana, zdmuchnęła świece i ułożyła się z zamiarem

natychmiastowego zapadnięcia w sen.

Jej ostatnią myślą było, że gdyby nie Rolfe, mogłaby nadal tkwić

przykuta w piwnicach Priory lub nawet zostać brutalnie zabita. „Ale

przecież żyję! Żyję!", powiedziała sobie i zabrzmiało to jak okrzyk

background image

radości. „I musiałabym mieć wyjątkowego pecha, żeby stryj

Aleksander mnie złapał!"

Rozdział 5

Ubrawszy się, Zarina otworzyła ostrożnie drzwi sypialni.

Pogrążony we śnie dom był cichy i nieruchomy; wschodzące słońce

zaczynało właśnie zaglądać do okien.

Upewniwszy się, że wokół nie ma nikogo, Zarina położyła list,

który napisała do stryja, na stoliku znajdującym się za drzwiami.

Następnie wzięła obie walizki i skierowała się na palcach w stronę

bocznych schodów. Nikt nie widział ani nie słyszał, jak wymknęła się

przez drzwi prowadzące do stajni. Zgodnie z jej przypuszczeniem,

było jeszcze za wcześnie, by którykolwiek z młodych chłopców

stajennych krzątał się w pobliżu. Spodziewała się też, że minie

przynajmniej godzina, zanim Jenkins nadejdzie ze swego własnego

domu.

Zarina zaczęła przemierzać brukowany dziedziniec z walizkami,

które z każdym krokiem ciążyły jej coraz bardziej. Z ulgą zobaczyła

idącego naprzeciw Rolfe'a, który wziął od niej bagaż. Nie zamienili

ani słowa; Zarina wiedziała dobrze, jak daleko niesie się głos o świcie,

podobnie zresztą jak w nocy.

Zmierzali oboje szybkim krokiem do miejsca, gdzie czekał na

nich zaprzężony w dwa konie powóz, ukryty tak, by był niewidoczny

z dziedzińca. Dopiero gdy minęli boczną bramę, prowadzącą na drogę

wśród łąk, Zarina obwieściła z triumfem:

background image

— Udało nam się! Naprawdę się udało!

— Spodziewałem się, że zaśpisz — zauważył Rolfe.

Zarina spojrzała na niego z oburzeniem i zorientowała się, że

Rolfe mówi żartobliwie.

— Miałam tak dużo do zrobienia, że zostało mi zaledwie około

dwóch godzin snu — powiedziała. — Strach mnie ogarniał na myśl,

że nie obudzę się na czas i pojedziesz beze mnie.

— Zastanawiałem się, co zrobię, jeśli się nie pokażesz.

— Jestem pewna, że w takim wypadku pozostawiłbyś mnie

własnemu losowi!

— Może tak, a może nie — odpowiedział zagadkowo Rolfe.

Myśli Zariny pobiegły tymczasem ku Priory.

— Czy wieczorem wydarzyło się cokolwiek?

— Nie, nic godnego uwagi — stwierdził Rolfe. — Wydałem

Yatesowi mnóstwo poleceń, które, mam nadzieję, będzie dziś

pamiętał, a potem poszedłem spać.

Droga do stacji opatrzonej wyraźnym napisem „Linwood Priory"

nie była długa. W braku tragarza, Rolfe zaniósł na peron walizki

Zariny, a następnie swoje własne.

Poranny pociąg nadszedł o czasie. Zarina nigdy jeszcze nie

podróżowała w takich warunkach. Pociąg różnił się zasadniczo od

tych, do których przywykła: dotychczas jeździła w rezerwowanych

wagonach pierwszej klasy, najpierw w towarzystwie ojca i matki, a po

ich śmierci ze stryjem.

background image

Ławki w pociągu, którym obecnie podróżowali, zrobione były z

twardego drzewa i nie wyściełane. Nie było też żaluzji ani zasłon w

oknach. Konduktor czekał, aż własnoręcznie umieszczą walizki w

wagonie bagażowym. Ale dla Zariny ważny był jedynie fakt, że

odjeżdża coraz dalej od stryja; udało jej się uciec bez konieczności

udzielania mu jakichkolwiek wyjaśnień.

Gdy wysiedli w Londynie, Rolfe wynajął dorożkę, która zawiozła

ich do Tilbury. Dojechawszy do nabrzeża, Zarina pomyślała, że ten

przejazd musiał Rolfe'a sporo kosztować; ale bojąc się narazić na jego

gniew, nie próbowała nawet zaproponować, że zapłaci swoją część.

W porcie musieli jeszcze iść jakiś czas, niosąc własne bagaże;

wreszcie znaleźli się przy statku handlowym, którym mieli płynąć.

Obdrapany i niechlujny, statek istotnie nie przedstawiał się

imponująco. Zarina miała nadzieję, że w środku nie okaże się równie

brudny, jak na zewnątrz. Weszli na pokład po trapie.

Na statek ładowano właśnie rozmaite towary. Wśród dziwnej

zbieraniny zauważyli elegancki ekwipaż, przewożony do Indii, jak

przypuszczała Zarina, na życzenie któregoś z przebywających tam

oficerów brytyjskich. Powóz zrobi niewątpliwie wielkie wrażenie na

okolicznej ludności.

Znalazłszy się na pokładzie, Rolfe rozejrzał się za kapitanem.

Wokół nie było nikogo. Podeszli do oszklonego okienka, za którym

musiało mieścić się biuro.

— Czy jest tu ktoś? — spytał Rolfe.

background image

Odpowiedziała im cisza, ale w chwilę potem do okienka zbliżył

się wysoki mężczyzna z przerzedzonymi rudymi włosami, ubrany w

samą koszulę, bez marynarki.

— Jestem Rolfe Wood — oznajmił Rolfe. — Zamówiłem kabinę

na swoje nazwisko. Czy jest pan kapitanem statku?

— Tak jest — potwierdził mężczyzna. — A kabina czeka na

pana.

Mówił z wyraźnym szkockim akcentem. Skończywszy, spojrzał

pytająco na Zarinę.

— Niespodziewanie okazało się, że będzie mi towarzyszyła żona

— wyjaśnił Rolfe. — Prosilibyśmy więc, jeśli to możliwe, o dwie

kabiny.

— Żona? — powtórzył kapitan. — Powiedział pan: żona?

— Tak, to moja żona, pani Wood — odparł Rolfe.

Kapitan zlustrował Zarinę od stóp do głów w sposób, który uznała

za impertynencki, po czym zagadnął dość grubiańskim tonem:

— Jeśli jesteście małżeństwem, to zastanawiam się, po co wam

dwie kabiny.

— Mój mąż chrapie — powiedziała szybko Zarina — i nie mogę

przez to spać.

Kapitan przyjrzał im się podejrzliwie. Następnie odwrócił się,

znikając w kabinie, znajdującej się za drewnianym przepierzeniem.

Zarina zerknęła na Rolfe'a z pewną obawą.

— Co on robi? — spytała szeptem.

— Poszedł sprawdzić, czy znajdzie się dla ciebie wolna kabina.

background image

Zarinie nie przeszło nawet przez myśl, że może nie być

dodatkowej kabiny. Czekała z niepokojem na powrót kapitana. Była

tak zdenerwowana, że zdjęła rękawiczki, czując przypływ gorąca,

choć był jeszcze dość wczesny ranek.

W tej chwili kapitan ukazał się ponownie.

— Mam dwie sąsiadujące kabiny — powiedział — co pewnie

wam odpowiada.

— Jak najbardziej — przytaknął Rolfe. — Dziękujemy panu

bardzo.

— Ale ciągle... — kapitan urwał nagle. — Zaraz, a gdzie jest pani

obrączka? — spytał zupełnie innym tonem, patrząc na lewą rękę

Zariny.

Zarina przez chwilę bała się niemal odetchnąć, ale ponieważ

Rolfe milczał, pospieszyła z wyjaśnieniem:

— Musieliśmy ją zastawić... żeby zapłacić za podróż.

— To mi się wydaje trochę dziwne — zauważył kapitan — bo

suknię to ma pani tak wytworną, że nadałaby się do pałacu

królewskiego.

Zarina włożyła z rozmysłem najskromniejszą suknię, ale zdawała

sobie sprawę, że nadal wygląda zupełnie nie na miejscu na pokładzie

obskurnego statku.

Pragnąc uśpić podejrzenia kapitana, odpowiedziała bez namysłu:

— Dostałam tę suknię w prezencie...

— Tak sobie właśnie myślałem — odparł kapitan kpiącym tonem.

background image

Zarina nie zrozumiała, o co mu chodzi, natomiast Rolfe

zareagował natychmiast:

— Będzie pan łaskaw, kapitanie, nie robić uwag obrażających

moją żonę.

Przez parę chwil obaj mężczyźni patrzyli sobie w oczy w

milczeniu. Następnie kapitan przemówił wolno:

— Jestem bogobojnym człowiekiem i nie toleruję żadnych

sztuczek na moim statku. Jeśli pan jest żonaty, jak pan twierdzi, panie

Wood, to proszę mi pokazać świadectwo ślubu albo płynąć do Indii

innym statkiem.

Zarina rzuciła Rolfe'owi gorączkowe spojrzenie. Jeśli ich wyjazd

zbytnio się opóźni, stryj gotów odkryć, gdzie ona jest i uniemożliwić

jej opuszczenie Anglii.

— Uważam, że jest pan zbyt podejrzliwy, kapitanie — powiedział

Rolfe spokojnie i z godnością. — Pozwoli pan przedstawić sobie mój

paszport, w którym widnieje również imię i nazwisko mojej żony.

Mówiąc to, wydobył z wewnętrznej kieszeni marynarki paszport,

który został wystawiony na kraje kolonialne przez sekretarza stanu i

nosił

podpis

hrabiego

Kimberley.

Dokument,

sporządzony

nadzwyczaj eleganckim pismem, stwierdzał, że Rolfe Wood jest

poddanym brytyjskim. Gdy Rolfe wręczył paszport kapitanowi,

Zarina zauważyła, że poniżej podpisu hrabiego widnieje adnotacja:

„oraz jego żona, Zarina Wood".

background image

Kapitan wziął paszport do ręki, studiując go uważnie i czytając

każdą linijkę po kolei. Doszedłszy do imienia Zariny, powiedział

oskarżycielskim tonem:

— To zostało dopisane!

— Oczywiście — zgodził się Rolfe. — Miałem ten paszport już

wcześniej, a po ślubie poprosiłem o umieszczenie w nim mojej żony,

żeby mogła podróżować wraz ze mną.

— A ja chciałbym jednak zobaczyć wasze świadectwo ślubu —

powtórzył uparcie kapitan.

Zarina zaczęła się gorączkowo zastanawiać, co teraz począć. I

wówczas, jakby natchniona przez swego ojca, powiedziała:

— Niestety, nie zabrałam go ze sobą, po prostu dlatego, że bałam

się je zgubić. Ale jeżeli chce pan zyskać pewność, że jesteśmy

legalnie mężem i żoną, może pan nam osobiście udzielić ślubu, kiedy

tylko wypłyniemy na morze.

Przeczytała w jakiejś książce, że kapitan ma prawo udzielić ślubu

pasażerom na statku, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Kapitan wyglądał na zdziwionego, ale potwierdził:

— Ma pani całkowitą słuszność. No więc niech będzie. Daję wam

te dwie kabiny, ale ponieważ nie chcę, żeby inni pasażerowie

wyciągali błędne wnioski, uważam, że powinna pani nosić obrączkę.

Żadne z nich nie odpowiedziało; ulga na myśl o niespodziewanym

zwycięstwie odniesionym w sporze z kapitanem odebrała im mowę.

Kapitan podał im przez okienko kartkę, na której wypisane były

numery ich kabin, spodziewając się wyraźnie, że odszukają je

background image

samodzielnie. Tak więc Zarina oraz Rolfe, obarczony jej bagażem,

zeszli po schodach prowadzących do części pasażerskiej i zagłębili się

w wąski korytarz, odczytując numery na drzwiach kolejnych kabin.

Wreszcie znaleźli dwie, które zostały im przydzielone, i weszli do

środka.

Oba pomieszczenia były ciasne i wąskie. W każdym z nich

znajdowały się dwie koje, umieszczone jedna nad drugą; poza tym

miejsca było tak mało, że zaledwie można się było obrócić. Zarina

była zadowolona, że nie musi dzielić swojej kabiny z kimkolwiek, a

już zwłaszcza z mężczyzną tak dużym jak Rolfe. Żadna z kabin nie

wydawała się szczególnie wygodna.

Decydowali właśnie, w której zamieszka Zarina, kiedy ukazał się

steward. Miał on równie nieokrzesany wygląd, jak kapitan.

Poinformował ich, że jeśli życzą sobie prześcieradeł i koców, będą

musieli za nie zapłacić dodatkowo. Zarinie wydało się to dziwne,

jednak Rolfe, który widać zetknął się już z podobnym procederem

wcześniej, zaakceptował dodatkową opłatę bez sprzeciwu.

Kiedy pościel została dostarczona, Zarina przekonała się z ulgą,

że wszystko jest przynajmniej czyste, choć koce były mocno

zniszczone. Zorientowawszy się, że Zarina patrzy na nie bez

entuzjazmu, Rolfe pocieszył ją:

— Nie będziesz ich potrzebowała długo. Kiedy znajdziemy się na

Morzu Śródziemnym, zrobi się gorąco, a po wpłynięciu na Morze

Czerwone wręcz upalnie.

background image

— Nie mam żadnych powodów do narzekań — odparła Zarina.

— Próbuję tylko zrozumieć, jak to jest na statku handlowym.

Starała się mówić możliwie taktownie, ale Rolfe oświadczył

ostro:

— Nie stać mnie na nic lepszego, a jeśli będziesz cierpiała

niewygody, możesz winić jedynie samą siebie.

Co powiedziawszy, wyszedł z kabiny, którą Zarina przeznaczyła

dla siebie, przechodząc do drugiej i zatrzaskując za sobą drzwi z

rozmachem.

Zarina westchnęła. Wiedziała dobrze, że Rolfe jest niechętny jej

obecności na statku. Do tego podkreślał uparcie, by nie miała żadnych

wątpliwości, że płaci nie tylko za siebie, ale również za nią, choć

doprawdy nie było go na to stać.

„Tego rodzaju duma jest niedorzecznością", myślała Zarina.

Zastanawiała się, jak uniknąć nieprzyjemnych komentarzy na temat

jej pieniędzy, które gotów był wypowiadać przez całą drogę do Indii.

Obawiała się przy tym, że prócz kosztu wykupienia dla niej osobnej

kabiny, Rolfe zmuszony będzie wnieść dodatkową opłatę, ponieważ

każda z tych kabin przeznaczona była dla dwóch osób.

Następną jej myślą było, że przejmowanie się kwestią pieniędzy

nie ma obecnie najmniejszego sensu. Naprawdę istotny był jedynie

fakt, że stryj przeczyta jej list; będzie więc sądził, że bratanica

pojechała do Francji. I nawet jeśli wpadnie w szalony gniew, nie

będzie mógł nic na to poradzić. Upłyną przynajmniej dwa miesiące,

background image

zanim ona Zarina, znajdzie się z powrotem w Anglii i będzie

zmuszona wyznać stryjowi, że jej narzeczeństwo zostało zerwane.

Czy jednak dwa miesiące wystarczą? Co zrobić, jeśli jej powrót

okaże się przedwczesny? Co będzie, jeśli książę nie zrezygnuje ze

swoich zamiarów i Zarina wpadnie w jego sidła? Była pewna, że

Rolfe nie będzie chciał jej mieć przy sobie w Indiach przez dłuższy

czas.

Zarina podeszła do okna i spojrzała na migocącą w blasku słońca

rzekę. „Czemu zamartwiam się o przyszłość?", zastanowiła się.

„Powinnam raczej myśleć, co zrobić, żeby po dopłynięciu do Indii

pozwolił mi pozostać ze sobą możliwie długo."

Zarina zabrała się do rozpakowywania bagażu. Wyjmując suknie

z walizek utwierdziła się w przekonaniu, że kapitan odniesie się do

nich krytycznie. Krzątając się, słyszała odgłosy świadczące o tym, że

inni pasażerowie wchodzą również na pokład.

Po wypłynięciu z portu powiadomiono ich, że na chętnych czeka

o jedenastej talerz zupy. Przy tej okazji Zarina zetknęła się po raz

pierwszy z resztą podróżnych. Zupa, wodnista i niezbyt apetyczna,

została szybko pochłonięta przez grupę Azjatów. Było tam też kilku

Anglików, wyglądających na podróżnych kupców. Poza Zariną na

pokładzie znajdowała się tylko jedna kobieta, Hinduska, trzymająca

maleńkie dziecko w ramionach.

Na widok Zariny i Rolfe'a zebrani pasażerowie wytrzeszczyli

oczy, co było bardzo krępujące. Dwaj Anglicy trącili się łokciami, a

jeden z nich szepnął drugiemu coś na temat Zariny, po czym obaj

background image

zaczęli się śmiać. Zarina i Rolfe zjedli po niewielkiej porcji zupy,

ponieważ wyjechali przed śniadaniem i głód doskwierał im już nie na

żarty.

— Wybacz mi, Zarino — powiedział Rolfe, gdy znaleźli się z

powrotem w jego kabinie. — Gdybym miał choć krztynę rozsądku,

poprosiłbym panią Blossom, żeby zrobiła nam na drogę sandwicze. —

Z nieco zażenowaną miną dorzucił: — Jedyne, co mogę powiedzieć

na swoje usprawiedliwienie, to że nie przywykłem do podróżowania

w towarzystwie pięknych dam.

— Ja także mogłam o tym pomyśleć — przyznała Zarina. —

Sądzę jednak, że służba byłaby podejrzliwa, gdybym wyraziła chęć

wybrania się na piknik o tak niezwykle wczesnej porze.

— No trudno, sami jesteśmy sobie winni — podsumował Rolfe.

— Miejmy nadzieję, że to, co podadzą nam na lunch, okaże się

bardziej strawne.

Zarina pomyślała mimo woli, że pora lunchu, który serwowano w

południe, jest jeszcze bardzo odległa. Czuła się jednak tak szczęśliwa,

opuszczając Anglię, że gotowa była przystać na wszelkie

niedogodności. Najważniejsze, że uwolniła się od księcia.

Statek znajdował się teraz na wodach morskich; od lunchu

dzieliło ich nadal pół godziny. Przebywali oboje w kabinie Rolfe'a;

Zarina siedziała na dolnym łóżku, a Rolfe zajmował jedyne krzesło.

Rozmawiali o Indiach. Rolfe opowiadał o klasztorach, które zwiedził

na północy w czasie swojej ostatniej podróży. Zarina słuchała go

background image

zafascynowana. Zadała mu właśnie pytanie na temat życia mnichów,

gdy nagle rozległo się pukanie.

— Proszę! — zawołał Rolfe.

Drzwi otworzyły się i stanął w nich kapitan. Wyglądał teraz

znacznie schludniej, niż kiedy go zobaczyli po raz pierwszy; miał na

sobie brakującą uprzednio marynarkę od munduru oraz kapitańską

czapkę z daszkiem i złotym otokiem. Wszedł do kabiny,

obwieszczając bez wstępów:

— Przyszedłem udzielić wam ślubu.

— Czy to doprawdy konieczne? — wykrzyknął Rolfe. —

Zapewniam pana, że jesteśmy małżeństwem. Jedyny problem w tym,

że nie zabraliśmy ze sobą świadectwa ślubu.

— Przecież sama pani Wood zaproponowała, żebym dał wam

ponownie ślub; a wśród pasażerów i załogi już krążą uwagi na temat

pani wyglądu i strojów.

Rolfe był wyraźnie zły. Zarina obawiała się, żeby nie powiedział

czegoś, co wprawi w gniew kapitana; ojczyste wybrzeża nie zniknęły

jeszcze z horyzontu i Zarinie mignęła myśl, że ponieważ płynęli

kanałem La Manche, kapitan może zawinąć pod byle pretekstem do

najbliższego portu i wysadzić ich na brzeg.

— Jeżeli istotnie życzy pan sobie tego, kapitanie, jestem gotowa

poślubić mojego męża po raz drugi, choćby po to, żeby się upewnić,

że mnie nie porzuci.

Powiedziała to z uśmiechem i w oczach kapitana pojawił się

porozumiewawczy błysk.

background image

— Trzeba przyznać, że charakteru to pani nie brak — oświadczył.

Zamknął drzwi i wtedy zobaczyli, że trzyma w ręku modlitewnik.

— To teraz stańcie oboje przede mną — powiedział. —

Przypominam, że ten ślub jest prawomocny; tak samo prawomocny i

wiążący, jak gdybyście go brali w kościele.

Zarina spojrzała na Rolfe'a, który miał taką minę, jakby zamierzał

wycofać się ze wszystkiego w ostatniej chwili. A ponieważ lękała się

konsekwencji takiej postawy, wsunęła swoją rękę w jego dłoń. Rolfe

trwał przez chwilę nieruchomo, ale potem jego palce zacisnęły się

wokół jej palców, a on sam podniósł się z pewnym wysiłkiem.

Kapitan odczytał formułę obrzędu zawarcia małżeństwa szybko i

biegle. Wyraźny szkocki akcent, z którym mówił, zdawał się

przydawać ceremonii uroczystego charakteru i mocy w znacznie

większym stopniu, niż gdyby wiązał ich pastor anglikański.

Powtórzyli za nim słowa przysięgi małżeńskiej. Zarina była

pewna, że kapitan musiał udzielać ślubu wielokrotnie, ponieważ nie

zawahał się ani przez chwilę. Zawiesił głos dopiero doszedłszy do

zdania o wymianie obrączek.

Rolfe zdjął wówczas z małego palca lewej ręki swój sygnet, na

który Zarina nie zwróciła wcześniej uwagi. Obawiała się, by kapitan

nie uznał za dziwne, że zastawili jej obrączkę, gdy tymczasem Rolfe

był w posiadaniu sygnetu. Jednakże na widok pierścionka kapitan

podjął przerwaną ceremonię, dochodząc w końcu do słów:

background image

— Na mocy prawa nadanego mi przez panującą nam królową

Wiktorię oraz jako kapitan tego statku ogłaszam, że jesteście mężem i

żoną. Niech Bóg pobłogosławi wasz związek!

Zaległa chwila milczenia, a następnie Rolfe powiedział:

— Dziękujemy, kapitanie.

— Jesteśmy panu bardzo wdzięczni — dodała szybko Zarina.

— Mam nadzieję, że będziecie tego samego zdania przez następne

lata — odparł kapitan, po czym odwrócił się i opuścił kabinę.

Rolfe odczekał chwilę, by upewnić się, że kapitan znajduje się

poza zasięgiem ich głosu, po czym zauważył:

— No, teraz dopiero wszystko się zagmatwało na amen. Co ci

przyszło do głowy z tą propozycją, żeby udzielił nam ślubu?

— Bałam się, że inaczej mógłby nas wyprosić ze statku —

odpowiedziała Zarina.

Rolfe wydał nieartykułowany okrzyk i, zdesperowany, podszedł

do okna, odwracając się do niej plecami.

— Tak czy owak, nikt prócz nas nie będzie o tym wiedział —

stwierdziła Zarina.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Kapitan zna nas, jako pana i panią Wood. Nie myślę, by

ktokolwiek skojarzył parę podróżującą statkiem handlowym z hrabią i

hrabiną Linwood.

Rolfe odwrócił się od okna.

— Wyjaśnij to dokładniej — zażądał.

background image

— Proponuję po prostu, by opuściwszy ten statek zapomnieć, że

podobna ceremonia miała kiedykolwiek miejsce.

— Mówisz poważnie? — spytał Rolfe.

— Jak najbardziej — odparła Zarina. — Nie mam wcale ochoty

być mężatką, tak jak ty nie pragniesz być żonaty. Więc udajmy, że nie

było żadnego ślubu. Nie ma powodu, żeby ktoś się domyślił prawdy.

Ponieważ Rolfe nie odezwał się, mówiła dalej:

— Kiedy dopłyniemy do Indii i znajdziesz się w klasztorach

Nepalu, nikt nie będzie się tobą bliżej interesował. A co do mnie, gdy

będę mogła już bezpiecznie powrócić do domu, nie przestanę być

Zariną Bryden.

— Nie sądzę, żeby to okazało się takie proste — zaoponował

Rolfe. — Jak stwierdził kapitan, ślub jest prawomocny i wiążący.

— W takim razie możemy go anulować, jeśli zechcesz wystąpić

w tej sprawie do sądu — odpowiedziała Zarina — chociaż ja nadal

uważam, że najlepiej będzie o nim zapomnieć i udawać, że wcale się

nie odbył.

— To tylko brzmi prosto — powtórzył Rolfe — ale w moim

przekonaniu będzie nam bardzo trudno kłamać wszystkim wokół, nie

wyłączając osób, które przyjdzie nam poznać w przyszłości.

— Chyba nie warto martwić się tym na zapas — powiedziała

Zarina. — Ja w każdym razie, nie zamierzam wychodzić za mąż

jeszcze przez długie lata!

Rolfe nie odpowiedział, więc odezwała się ponownie:

background image

— Co do ciebie, to nie sądzę, żebyś spotkał swoją przyszłą żonę

w klasztorach, więc prawdopodobnie przez długi czas dla ciebie

również nasz ślub nie będzie miał żadnego znaczenia. A kiedy

sytuacja się zmieni, będziesz musiał po prostu o mnie zapomnieć.

Rolfe milczał nadal. Odwrócił się raz jeszcze, spoglądając przez

okno. Zarina miała wrażenie, że stara się zapanować nad sobą, by nie

powiedzieć, że jest wściekły i że ceremonia ślubu była jedną wielką

farsą. Czując się tak, jakby ją głośno oskarżał, dodała bardzo

niepewnym tonem:

— Wybacz mi, jeśli źle postąpiłam... ale ogarnęło mnie

przerażenie na myśl o powrocie do stryja Aleksandra... i prawdę

mówiąc, nic spojrzałam na to wszystko od twojej strony...

Rolfe milczał zawzięcie, więc po chwili ponowiła próbę:

— Proszę cię, spróbuj o tym zapomnieć! Kiedy już uwolnisz się

od mojej obecności, łatwiej ci będzie przyjąć, że nic się nigdy nie

wydarzyło...

— Obyś miała rację — powiedział Rolfe. — Co nie zmienia

faktu, że za wikłaliśmy się znacznie poważniej, niż zakładaliśmy.

Muszę wyjść na powietrze! Nie mogę myśleć w tej ciasnocie.

Wyszedł z kabiny, zamykając za sobą drzwi z impetem.

Zarina ukryła twarz w dłoniach. Rolfe musiał czuć się tak, jakby

znalazł się w potrzasku: rozumiała to doskonale. „Ale czy mogłam

postąpić inaczej?", pomyślała. Widać było, że kapitan jest bardzo

uparty. Gdyby obstawali, że nie życzą sobie, by udzielił im ślubu, nie

background image

pozwoliłby im kontynuować podróży na swoim statku, wysadzając ich

na ląd.

Niemniej Rolfe był rozgniewany i Zarina czuła się bliska łez.

Niełatwo było namówić go, żeby zgodził się na zaręczyny. Nie

przyszło mu nawet do głowy i ona sama również nigdy nie założyła,

że mogą stanąć wobec konieczności wzięcia ślubu.

„W każdy razie uratowałam dla niego Priory", pomyślała; „poza

tym powiodła mi się ucieczka od stryja Aleksandra, tak że ostatecznie

ślub nie wydaje się za to wszystko wygórowaną ceną". Zdawała sobie

jednak sprawę, że Rolfe patrzy na całą kwestię z zupełnie odmiennego

punktu widzenia.

Rolfe powrócił do kabiny po pół godzinie, gdy odezwał się

dzwon, obwieszczający pasażerom, że nadeszła pora lunchu. Milcząc,

z ponurym wyrazem twarzy, towarzyszył Zarinie do środkowej części

statku. Poza kabinami, jadalnia była jedynym pomieszczeniem do

dyspozycji podróżnych. Okrągły pokój, pozbawiony dziennego

światła z powodu braku okien, mieścił w sobie dwa długie stoły, za

którymi zasiadali pasażerowie. Na szczycie jednego z nich

znajdowało się miejsce kapitana, drugiemu przewodził pierwszy

oficer.

Lunch został podany przez młodych chłopców o ciemnej cerze.

Zarina dowiedziała się później, że wszyscy oni pochodzą z krajów

Wschodu; było pomiędzy nimi nawet paru Chińczyków. Przynieśli i

postawili na stole talerze napełnione potrawami.

background image

Jedzenia było do woli, choć nie wyglądało bardzo apetycznie.

Zarina nie była pewna, z czego się składa; był to rodzaj duszonej

potrawy z mięsem. Podano je z dwiema jarzynami; jedną z nich były

ziemniaki, duże i dość twarde. Na stole leżały też bochenki chleba, po

który mogli sięgać. Masło okazało się lekko zjełczałe, natomiast ser

nadawał się do spożycia.

Chleb był przynajmniej świeży, ponieważ dostarczono go

niedawno na pokład. W miarę upływu czasu miał się jednak stać

bardziej czerstwy i mniej strawny. Z napojów podano przede

wszystkim piwo oraz kilka butelek czegoś, co określano mianem

lemoniady. Zarina nie sądziła, by miała ona cokolwiek wspólnego z

prawdziwymi cytrynami.

Rolfe uprzedził ją, że picie wody jest niebezpieczne.

— Możesz nabawić się kłopotów trawiennych — wyjaśnił —

głównie dlatego, że wodę do picia przechowuje się w beczkach, które

są rzadko myte, nawet podczas postoju statku w porcie.

Wiadomość była przygnębiająca, ale Zarinę pocieszyło wkrótce

odkrycie, że przy każdym posiłku można było dostać herbatę lub

kawę, podawaną w sporych filiżankach. Kawa nie była

najprzedniejszej jakości, ale Zarina wolała ją zdecydowanie od

podejrzanej lemoniady.

Już przy pierwszym posiłku stało się jasne, że inni pasażerowie

patrzą na nich z nieskrywaną ciekawością. Rolfe gawędził z kilkoma

Anglikami, którzy w trakcie rozmowy przyglądali się Zarinie, co ją

krępowało i onieśmielało.

background image

Zarina zaczesała gładko włosy, upinając je w kok z tyłu głowy.

Nie mogła jednak ukryć ani ich koloru, ani świetlistości karnacji. Nie

mogła także udawać, że nie jest świadoma elegancji swoich sukien,

pochodzących z wytwornych sklepów przy Bond Street. Jedynie

kobieta z dzieckiem zdawała się nie wykazywać przesadnego

zainteresowania jej osobą.

Wychodząc z sali jadalnej po skończonym posiłku, Zarina

zatrzymała się przy młodej mamie.

— Cóż za prześliczne maleństwo! — powiedziała. — Czy to jest

chłopiec, czy dziewczynka?

Mówiła oczywiście po angielsku i zorientowała się zaraz, że

Hinduska jej nie rozumie. Ale siedzący obok mąż kobiety odezwał

się:

— Dziewczynka, mem sahib. Ma dopiero dwa tygodnie.

— Czy to wasze pierwsze dziecko? — spytała Zarina.

— O tak, mem sahib. Następnym razem — syn.

Zarina roześmiała się.

— Wszyscy mężczyźni myślą podobnie.

— Mem sahib rozumie — stwierdził Hindus z uśmiechem. — Ale

moja żona szczęśliwa z dziewczynki.

— Jakże by mogło być inaczej? — powiedziała Zarina,

odwzajemniając uśmiech. — Życzę powodzenia.

Hindus skłonił się i Zarina odeszła, zbliżając się do Rolfe'a, który

czekał nie opodal. Obawiała się, że może ma jej za złe pogawędkę z

pasażerami, ale Rolfe oznajmił:

background image

— Jeśli chcesz rozmawiać z Hindusami, będę musiał dać ci kilka

lekcji urdu, choć przyznać trzeba, że wielu z nich mówi po angielsku i

to zupełnie dobrze.

— Z wielką przyjemnością będę się uczyła urdu — odparła Zarina

— tylko nie wiem, czy pozwolisz mi zostać w Indiach dostatecznie

długo, żebym miała z tego jakiś pożytek.

— To również należy do spraw, którymi nie należy się martwić na

zapas — zauważył Rolfe.

Jego odpowiedź zabrzmiała wymijająco, chociaż ton był łagodny i

uprzejmy.

— Zabierzesz mnie na pokład? — spytała. — Chciałabym

spojrzeć jeszcze na Anglię, zanim zniknie nam z oczu.

— Z chęcią — zgodził się Rolfe.

Statek kołysał się lekko, więc wsunęła mu rękę pod ramię.

— Mimo wszystko — powiedziała cicho — cokolwiek nas

jeszcze czeka, przeżywamy prawdziwą przygodę, o której nigdy nie

zapomnimy.

— Przygodę! — powtórzył Rolfe. — Tak, Zarino, nie da się temu

zaprzeczyć. Mam tylko nadzieję, że nie przyjdzie nam jej żałować.

Rozdział 6

W Zatoce Biskajskiej morze było niespokojne. Chociaż Zarina nie

cierpiała na chorobę morską, wolała przebywać w kabinie, niż

spacerować po pokładzie. Nie wyobrażała sobie czegoś gorszego od

background image

złamania ręki lub nogi, gdy na statku nie było nikogo, kto mógłby ją

pielęgnować.

Rolfe natomiast przebywał często na pokładzie i, co dziwniejsze,

zaprzyjaźnił się z kapitanem. Opowiadał o nim Zarinie utrzymując, że

jest to interesujący człowiek; choć trudno uwierzyć, kapitan był

ogromnie dumny ze swego statku.

— Przypuszczam, że jest to jedyna rzecz, jaką posiada —

powiedziała Zarina.

— Z pewnością — zgodził się Rolfe. — A ponieważ zaczynał

jako chłopiec okrętowy, jego ambicją życiową stało się posiadanie

własnego statku.

Kiedy wpłynęli na Morze Śródziemne, słońce świeciło jasno, a

woda była lazurowa. Dla Zariny, która spędziła wiele lat u kuzynki

Mildred we Włoszech, widok był swojski i pokrzepiający. Zaczęła

wychodzić na pokład, zażywając tyle ruchu, ile mogła, na powierzchni

ograniczonej z konieczności dużą ilością wiezionych towarów.

Ku jej wielkiej radości, Rolfe zaczął z nią lekcje urdu. Zdziwiony

był łatwością, z jaką się uczyła i Zarina wyjaśniła mu, czemu

zawdzięcza szybkość przyswajania sobie nowego języka.

— Kuzynka Mildred posłała mnie do szkoły, do której

uczęszczały panienki z wielu arystokratycznych rodzin, nie tylko z

Włoch, ale także z innych krajów. Zaczęła liczyć na palcach: — Były

tam dziewczęta z Francji, Niemiec, Szwajcarii, Portugalii i Hiszpanii.

Sprawiało mi przyjemność przyjaźnić się z nimi i przy okazji uczyć

się ich języków, a one z kolei próbowały nauczyć się angielskiego.

background image

Rolfe roześmiał się.

— Więc jesteś poliglotką.

— Będę zachwycona, mogąc dopisać urdu do mojej listy —

odrzekła Zarina.

— Szkoda, że nie wziąłem ze sobą żadnych książek. Trudno,

będziesz zmuszona zadowolić się rozmowami ze mną.

— Wystarczy mi to w zupełności, zwłaszcza jeśli będziesz mi

opowiadał o miejscach, w których byłeś i rzeczach, które

kolekcjonowałeś, poza starymi rękopisami.

— Skąd wiesz, że kolekcjonowałem coś więcej? — zaciekawił się

Rolfe.

— Po prostu czuję, że nie zadowoliłbyś się jedną dziedziną.

Rolfe nie był pewien, czy ma to uważać za komplement;

opowiedział jej jednak, jak asystował przy wydobywaniu drogich

kamieni z kopalni znajdujących się w Turcji i na południu Rosji.

Opisał też pracę archeologów w Egipcie, badających grobowce

zmarłych przed wiekami faraonów. Dodał wreszcie, że choć miał

bardzo niewiele pieniędzy, zdołał zgromadzić także własną kolekcję,

którą zawsze zamierzał zabrać do Priory.

— Gdzie te wszystkie rzeczy są teraz? — zapytała Zarina.

— W Indiach — odparł. — Zostawiłem je u pewnego maharadży,

z którym się zaprzyjaźniłem i który obiecał przechować je do chwili,

kiedy będę mógł przewieźć je do kraju.

Rolfe zamilkł. Po jakimś czasie odezwał się ponownie:

background image

— Nie miałem pojęcia, że będę musiał wrócić do Anglii w

związku ze śmiercią brata; a że byłem wówczas w Kalkucie, wsiadłem

po prostu na pierwszy dogodny statek.

— Możemy zabrać twoje skarby tym razem — oznajmiła Zarina.

Wypowiedziawszy swoją uwagę zastanowiła się, czy Rolfe

zauważył owo „możemy". Niewykluczone, że rozmyślał już jak

pozbyć się jej możliwie szybko po przybyciu do Indii.

Rolfe przemówił dopiero po chwili:

— Rozumiesz chyba, że po przyjeździe na miejsce niełatwo

będzie wyjaśnić, dlaczego podróżowałaś bez przyzwoitki czy

opiekunki.

— Widzę, że nie umiesz korzystać z własnej wyobraźni —

odparła Zarina karcąco. — Na statku, którym płynęliśmy do Kalkuty,

znajdował się naturalnie pastor z żoną; oboje byli tak uprzejmi, że

zgodzili się występować w roli moich opiekunów.

Rolfe nie potrafił powstrzymać się od śmiechu.

— Masz odpowiedź na wszystko! —powiedział. — Świetnie,

będziemy udawali, że Hinduska z dzieckiem jest żoną pastora;

możemy nawet awansować go na biskupa, co zrobi znacznie większe

wrażenie.

Gdy Rolfe wyszedł, by przespacerować się po pokładzie, Zarina

pomyślała, że przynajmniej zdołała go rozśmieszyć. Wyglądało na to,

że jej towarzystwo stało się dla niego zdecydowanie mniej uciążliwe,

niż było na początku podróży. Oboje nauczyli się mówić z humorem o

background image

jedzeniu, które stawało się z dnia na dzień gorsze, oraz o dziwactwach

współpasażerów.

Dla ludzi nie liczących się z pieniędzmi dostępne były na statku

wszelkie rodzaje alkoholu. Anglicy mogli sobie widocznie pozwolić

na płacenie mocno wygórowanej, zdaniem Rolfe'a, ceny za whisky,

gin i brandy. Ci właśnie pasażerowie stawali się bardzo hałaśliwi co

wieczór w porze kolacji.

Zarina starała się trzymać od nich jak najdalej, siadając zawsze

przy innym stole. Nie podobał jej się sposób, w jaki na nią patrzyli;

nie miała wątpliwości, że pozwalają sobie na dowcipy jej kosztem.

Dopłynąwszy do Aleksandrii, zawinęli do portu, by odnowić

zapasy oraz zaopatrzyć się w węgiel. Zarina wpadła w zachwyt,

obejrzawszy sklepy w pobliżu portu; skorzystała też z okazji, kupując

sobie kilka lekkich sukien, które, jak sądziła, okażą się ogromnie

przydatne z chwilą wpłynięcia do Kanału Sueskiego. Już w Egipcie

było bardzo gorąco.

Dzięki wyjątkowo szczupłej i niewysokiej sylwetce, Zarina

znalazła trzy atrakcyjne suknie na swoją miarę, dwie muślinowe i

jedną bawełnianą. Rolfe sprawił jej niespodziankę, nalegając, by

przyjęła od niego pięknie haftowany wschodni kaftan, pochodzący

przypuszczalnie z Maroka. Trapiła ją myśl, że Rolfe nie może sobie

właściwie pozwolić na podobny zbytek, ale nie chciała o tym

wspominać, bojąc się go urazić. Ograniczyła się więc do gorących

podziękowań.

background image

Włożywszy kaftan musiała przyznać, że jest on niezwykle

twarzowy; błękitny materiał, dobrany odcieniem do jej oczu,

podkreślał białość jej karnacji i płomienną złocistość włosów. Zarina

wiedziała, że nieostrożnością byłoby pokazywać się w nim na statku;

czuła jednak, że sprawiłaby przykrość Rolfe'owi nie wkładając go

wcale, toteż nosiła go, gdy przebywali w jednej z własnych kabin.

Podczas postoju w Aleksandrii kupili też pewną ilość jedzenia,

uzupełniając wikt okrętowy, za co również uparł się zapłacić Rolfe.

Wrócili na pokład zaopatrzeni w owoce, ciastka, biskwity i rodzaj

wyśmienitych wschodnich cukierków nadziewanych miodem i

migdałami.

Wraz z wpłynięciem do Kanału Sueskiego podróżujący na statku

Anglicy skupili się na spożywaniu zwiększonych porcji wszelkiego

dostępnego alkoholu, zachowując się jeszcze hałaśliwiej niż zwykle.

Chociaż Rolfe i Zarina ograniczali się dotychczas do wymiany

zdawkowych „dzień dobry" i „dobranoc", Anglicy zdawali się obecnie

szukać z nimi bliższych kontaktów.

Zarina miała wrażenie, że pragną przede wszystkim jej

towarzystwa, co bynajmniej jej nie cieszyło. Nie wtrącała się więc do

ich rozmów z Rolfe’em, ograniczając się do słuchania.

Tak dopłynęli do Morza Czerwonego.

Pewnego wieczoru, wróciwszy z pokładu, po którym się

przechadzali, Rolfe i Zarina zastali Anglików czyniących jeszcze

większy zamęt niż zazwyczaj i śpiewających pijanymi głosami.

Pragnąc ich uniknąć, Zarina zbiegła po schodach, spiesząc do swojej

background image

kabiny. Znalazłszy się w niej, rozebrała się i położyła do łóżka. Było

tak gorąco, że nie potrzebowała do przykrycia nawet prześcieradeł,

leżąc w swej przejrzystej koszuli nocnej, zdobionej koronkami.

Zapadła właśnie w sen, gdy doszedł ją odgłos kroków, a następnie

pukanie do drzwi. Sądząc, że to Rolfe i zastanawiając się, o co mu

chodzi, usiadła w pościeli. Wówczas jej uszu dobiegł bełkotliwy głos,

przemawiający głośnym szeptem:

— Wpuść mnie! Wpuść-mnie-ty-mała-ślicz-notko!

Słowa zlewały się ze sobą; ktokolwiek je wypowiedział, musiał

być już dobrze pijany.

Zarina położyła się na powrót pamiętając, że zamknęła wcześniej

drzwi na zamek, jak to robiła co wieczór. Wówczas mężczyzna na

korytarzu spróbował przekręcić klamkę. Zrozumiawszy, że drzwi się

nie otworzą, zaczął je pchać z całej mocy.

Zarina przestraszyła się. Wiedziała dobrze, że statek jest stary i

zbudowany niezbyt solidnie. Obawiała się, że zasuwka może puścić,

co umożliwi mężczyźnie wejście do kabiny; napierał na drzwi coraz

mocniej, nie zdołał jednak ich otworzyć. Zarinie wydało się, że

mruknął coś o pójściu po śrubokręt.

Teraz przeraziła się nie na żarty. Wstała z łóżka, narzucając na

siebie zabrany z domu cienki szlafroczek i wsuwając stopy w miękkie

pantofle. Mrok panujący w kabinie rozjaśniała jedynie wpadająca

przez okno blada poświata gwiazd. Stanąwszy przy drzwiach Zarina

przekonała się, że zamek jest istotnie wyrwany z drewnianej futryny.

background image

Jeżeli pijany mężczyzna powróci uzbrojony w śrubokręt, to kosztem

niewielkiego dodatkowego wysiłku dostanie się niechybnie do kabiny.

Zarina trwała przez chwilę nieruchomo, by upewnić się, że na

zewnątrz nie ma nikogo, po czym spiesznie otworzyła drzwi. Podeszła

szybko do kabiny Rolfe'a i przekręciwszy okrągłą klamkę przekonała

się z ulgą, że drzwi nie są zamknięte na zamek.

Rolfe leżał na swej koi, czytając gazetę w świetle zawieszonej u

sufitu lampy. Ujrzawszy ją, zdumiał się bardzo.

— Zarino! — wykrzyknął. — O co chodzi? Co się stało?

— Jakiś człowiek usiłował włamać się do mojej kabiny... —

wyjąkała.

— Przypuszczam, że to jeden z tych pijanych Anglików —

powiedział Rolfe.

— Boję się, że zamek w drzwiach może puścić... i on wejdzie do

środka...

Zarina miała w oczach panikę, a głos jej się łamał; nietrudno było

odgadnąć, jak bardzo jest przerażona.

— Odwróć się — polecił Rolfe. — Wstanę i rozprawię się z nim.

Zarinę na chwilę ogarnęło zdziwienie; dopiero w sekundę później

pojęła, że Rolfe nie ma nic na sobie pod sięgającym mu do pasa

prześcieradłem. Z rumieńcem na policzkach usłuchała go natychmiast.

Stała i patrzyła przez okno na gwiazdy, słysząc, jak Rolfe podnosi się

z łóżka i ubiera. Po chwili odezwała się:

— Powinniśmy unikać wszelkich spięć i nieprzyjemności...

Mamy przed sobą jeszcze długą drogę, zanim dopłyniemy do Indii.

background image

Rolfe znieruchomiał.

— Masz słuszność — stwierdził. — Mówisz bardzo rozsądnie.

Możesz się już odwrócić.

Zarina zastosowała się do polecenia. Rolfe miał na sobie spodnie i

koszulę. Teraz on z kolei popatrzył na nią; włosy Zariny opadały

luźną falą na ramiona, a cienki negliż nie przesłaniał całkowicie jej

kształtów.

— Tego rodzaju kłopoty są nieuchronne, kiedy w grę wchodzi

ładna kobieta.

Zarinie wydało się, że jego uwaga jest sarkastyczna, więc

pospieszyła się usprawiedliwić:

— Wybacz mi... nie przyszłabym szukać u ciebie pomocy,

gdybym się tak bardzo nie przestraszyła...

— Nic dziwnego, że się przestraszyłaś — odparł Rolfe. — Taka

kobieta, jak ty, nie powinna w ogóle podróżować podobnym statkiem.

Zarina wyczuła, że rozgniewała go na nowo myśl o jej

pieniądzach i tym razem nie znalazła nic na swoje usprawiedliwienie.

Spojrzała tylko na niego żałośnie.

— Nie przejmuj się dłużej tym pijanym intruzem — powiedział

Rolfe po chwili. — Nie dołożę mu, choć mam na to wielką ochotę.

Ulokuj się u mnie, a ja będę spał na górnym łóżku.

— Nie możemy tego zrobić! — wykrzyknęła Zarina.

— Dlaczego?

— Bo... byłoby ci ogromnie niewygodnie.

background image

Rolfe miał wrażenie, że chciała powiedzieć coś zupełnie innego,

uśmiechnął się tylko.

— W przeszłości zdarzało mi się sypiać w różnych dziwnych i

niewygodnych miejscach — zauważył. — Między innymi w

jaskiniach dzikich zwierząt. A pewnego razu, kiedy nie miałem

innego wyjścia, spałem w rowie.

Jak się spodziewał, Zarina zareagowała śmiechem, dodając:

— W takim razie dziś powinno ci być jednak wygodniej.

— Za to ty możesz się znaleźć w niebezpieczeństwie — odparł

Rolf — bo jeśli koje są równie lichej konstrukcji, co reszta statku,

najprawdopodobniej spadnę ci na głowę.

— Więc może ja zajmę górne łóżko, a ty będziesz spał na dolnym

— zaproponowała Zarina.

— Nie dopuszczę do niczego podobnego. Połóż się na dole i

zamknij oczy, żebym mógł się rozebrać i wejść na górę.

— Przykro mi, że masz ze mną tyle kłopotu...

— Z kobietami zawsze jest kłopot — stwierdził Rolfe z

przesadnym ubolewaniem.

Wbrew przewidywaniom, Zarina przespała spokojnie resztę nocy.

Gdy obudziła się rano, Rolfe był ubrany.

— O, jesteś już na nogach! — zdziwiła się.

— Poszedłem popatrzeć na stan drzwi obok — oznajmił Rolfe. —

Twój zagorzały wielbiciel zdołał się wedrzeć do środka i musiał

doznać bolesnego rozczarowania, zastawszy kabinę pustą.

— Wyłamał zamek?

background image

Rolfe skinął głową twierdząco.

— Wobec tego trzeba postarać się, żeby został naprawiony do

wieczora.

Mówiąc to, Zarina pomyślała jednocześnie, że nawet jeśli zamek

zostanie naprawiony, będzie się bała zostać sama. Kimkolwiek był

natręt, nie mogła wykluczyć, że przy następnej próbie zdoła się do

niej dostać.

Jakby zgadując jej myśli, Rolfe powiedział:

— Myślę, że rozsądniej będzie, jeśli zostaniesz tutaj. Jak już

mówiłem, nie powinnaś się była w ogóle znaleźć na statku, na którym

zmuszona jesteś znosić towarzystwo szumowin londyńskich; tacy

zawsze wywołują awantury na pokładzie.

W tonie Rolfe'a kryła się pogarda. Jednakże Zarina uważała nadal,

że nie należy dopuścić do zatargu z Anglikami. Chodziło przecież o

to, by nie ściągali na siebie uwagi współpasażerów, którzy powinni o

nich zapomnieć z końcem podróży.

Zwróciła się pośpiesznie do Rolfe'a, przyznając:

— Masz całkowitą rację; jeżeli moja obecność nie przeszkadza ci

zbytnio, będę się czuła zupełnie bezpieczna, śpiąc w twojej kabinie.

Zresztą fakt, że mieszkamy razem, spotka się bez wątpienia z aprobatą

kapitana.

Rolfe wybuchnął śmiechem.

— Co jest, rzecz jasna, niezmiernie ważnym względem!

background image

Statek płynął nadal po Morzu Czerwonym; Zarina ograniczyła

teraz swoje przechadzki po pokładzie do wczesnego ranka i późnego

wieczora. Pozostałe godziny wolała spędzać w jednej z kabin.

Rolfe udzielał jej w dalszym ciągu lekcji urdu oraz ulegając jej

prośbom, opowiadał o swoich przygodach.

— Powinieneś napisać książkę — zasugerowała któregoś dnia. —

Twoje opowieści są fascynujące. Jestem pewna, że tysiące ludzi

czytałoby je z zapartym tchem.

— To jest zupełnie niezły pomysł — odparł Rolfe wolno. —

Zastanawiam się tylko, ilu Anglików zainteresowałoby się czymś, co

dzieje się na drugim końcu świata.

— Nawet ci, którzy nie zdobyliby się na porzucenie swoich

komfortowych rezydencji, czują głód podróżowania w snach i

marzeniach; a to właśnie możesz im ofiarować.

— Pomyślę o tym — obiecał Rolfe. — Ale tymczasem czekają na

mnie nowe przygody, które zresztą będę mógł dołożyć z czasem do

mojego zbioru przeżyć.

Zarinie zrobiło się nagle ciężko na sercu. Wynikało z tego, że

Rolfe nie przestał myśleć o odwiedzeniu Nepalu, a może również, o

czym wspominał wcześniej, Tybetu; innymi słowy, będzie chciał się

jej pozbyć. Przy tym z pewnością nie stać go będzie na dalsze

ponoszenie kosztów jej utrzymania.

„Co mam zrobić?" pytała się w duchu. „Jak sprawić, żebym stała

się dla niego nieodzowna?"

background image

W tym momencie Zarina zdała sobie sprawę, że pragnie być z

Rolfe'em bez względu na to, czy jest dla niej miły, czy też nie. Będąc

przy nim miała poczucie bezpieczeństwa. Ponadto w rozmowach z

Rolfe'em, czy choćby słuchaniu jego opowieści, było coś niezwykle

ekscytującego; nie umiałaby jednak wytłumaczyć, dlaczego tak się

dzieje. To uczucie było całkowicie odmienne od wszystkiego, czego

doświadczyła w Londynie, w towarzystwie zabawiających ją i

oświadczających jej się mężczyzn.

— Chcę z nim być — powtarzała w myślach. — Chcę z nim

pozostać i kontynuować nasze rozmowy.

Kładąc się do łóżka, uświadamiała sobie z radością, że Rolfe jest

w pobliżu. Jeśli poczułaby się przestraszona, wystarczyło się

odezwać, by Rolfe jej odpowiedział.

W czasie dnia mówili wiele o planowanej książce. W miarę

zbliżania się do Indii, Rolfe wydawał się coraz bardziej przekonany,

że powinien się do tego zabrać.

Mijały kolejne dni; Zarina zaczęła marzyć, żeby statek płynął

wolniej i żeby nigdy nie dotarli do Kalkuty. Rolfe nadal nie był

pewien, co zrobi, kiedy znajdą się na miejscu. Zarina obawiała się, że

zaraz po przyjeździe znajdzie kogoś, kto wraca do Anglii i oddają pod

opiekę takiej osoby nalegając, by nie odkładała powrotu do kraju.

„Ale stryj Aleksander na pewno nie zdążył się jeszcze pogodzić z

myślą, że nie wyjdę za księcia. Jeśli wrócę bez Rolfe'a, gotów sam

nabrać pewności, że nasze zaręczyny zostały zerwane", myślała.

background image

Nie ośmieliła się szukać u Rolfe'a zapewnienia, że jej obawy są

płonne; mógł przecież oznajmić, że jego zamiarem jest odesłać ją

bezzwłocznie do kraju. Nie miała też żadnej możliwości zatrzymać

go, jeśli będzie chciał ją zostawić samą. Nie pozostało jej nic prócz

modlitwy. Błagała więc Boga żarliwie, by Rolfe jej nie opuścił.

Słońce chyliło się ku zachodowi; Rolfe poszedł na pokład, by

zażyć trochę ruchu. W ciągu dnia panował nieznośny upał i Zarina

czuła się zbyt wyczerpana, żeby mu towarzyszyć.

— Zostanę tutaj — powiedziała, gdy podniósł się z zamiarem

wyjścia. — Ale nie bądź za długo...

— Jeśli czujesz się niepewnie, zamknij drzwi na klucz.

Zarina zaśmiała się.

— Jestem pewna, że Anglicy nie zdążyli się jeszcze upić —

odparła w odpowiedzi na jego radę.

Prawie

każdego

wieczora

Anglicy

zachowywali

się

nieprzyzwoicie głośno przy kolacji; Zarina sądziła jednak, choć

pewności mieć nie mogła, że nie ponowią prób wdarcia się do jej

kabiny. Rolfe poszedł więc na pokład, gdzie przez jakiś czas chodził

tam i z powrotem, a następnie odbył krótką rozmowę z kapitanem.

— Powietrze jest zupełnie nieruchome — zauważył, choć było to

oczywiste.

— To prawda — odrzekł kapitan. — Mamy szczęście, że żaden z

pasażerów ani członków załogi nie zapadł na chorobę, która, według

moich obserwacji, często daje o sobie znać, kiedy nie ma wiatru, a

background image

temperatura utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Wie pan

przecież, że nie mamy na pokładzie lekarza.

Rolfe odbywał podróże tą trasą dostatecznie często, żeby

przyznać, że kapitan ma rację. Niezwykłe upały na Morzu

Czerwonym niejednokrotnie przynosiły ze sobą różne odmiany

chorób wschodnich, które bywały groźne.

Rolfe nie pozostał długo na pokładzie wiedząc, że Zarina na niego

czeka. Wrócił do kabiny, gdzie, ku swemu zdumieniu, zastał ją

siedzącą na krześle z niemowlęciem w ramionach.

— Cieszę się, że już jesteś — powiedziała. — Potrzebuję twojej

pomocy.

— Skąd się tu wzięło to dziecko? — spytał Rolfe, rozpoznając w

nim maleńką dziewczynkę, córeczkę pary Hindusów.

— Jej matka zachorowała, więc ojciec przyniósł ją do mnie,

ponieważ poza mną nie ma innej kobiety na pokładzie.

— I czegóż on od ciebie oczekuje? — zainteresował się Rolfe.

Zarina uśmiechnęła się do niego.

— Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby ją nakarmić —

odpowiedziała. — Jej matka jest na to zbyt chora, a na statku nie ma

oczywiście takiej rzeczy, jak butelka dla niemowlęcia.

— Więc co zamierzasz zrobić? — spytał znów Rolfe.

— Poprosiłam stewarda o trochę mleka w proszku, choć nie

wygląda ono zbyt apetycznie. Chciałabym, żebyś nalał je do

rękawiczki, która leży tam, na stoliku.

— Do rękawiczki? — zdumiał się Rolfe.

background image

— Zrobiłam dziurkę w jednym z palców. Oby tylko malutka

zrozumiała, że powinna go ssać.

— To niezwykle pomysłowe! — powiedział z uznaniem Rolfe.

— Przypomniałam sobie, co mi kiedyś opowiadała moja mama;

zdarzyło jej się podczas podróży z papą zrobić podobną rzecz dla

maleńkiego arabskiego dziecka — wyjaśniła Zarina.

Stosując się do instrukcji, Rolfe nalał ostrożnie niewielką ilość

mleka do palca rękawiczki. Zrazu wydawało się, że maleństwo nie

zrozumie, o co chodzi; kiedy jednak kilka kropli mleka wyciekło ze

zrobionej przez Zarinę dziurki, zaczęło słabo ssać; w ten sposób

zostało nakarmione. Trwało to jakiś czas, a gdy Zarina uznała, że ma

dosyć, dała mu odrobinę miodu, który dziecko wyssało znacznie

chętniej.

Wziąwszy maleństwo na ręce, położyła je następnie delikatnie na

łóżku.

— Zdaje się, że zrobiło nam się tu trochę tłoczno — powiedział

Rolfe. — Zastanawiam się, gdzie będziesz sama spała.

— Ta kruszyna może spać ze mną. Jest taka malutka, że nie

zajmie wiele miejsca.

— Co się stało jej matce? — zainteresował się Rolfe.

— Mąż sądzi, że to wschodnia gorączka; jest zbyt osłabiona, by

wstawać.

— Mam nadzieję, że się myli — powiedział Rolfe z zatroskanym

wyrazem twarzy. — Kapitan winszował sobie właśnie, że pomimo

upałów na pokładzie nie zdarzył się żaden przypadek choroby.

background image

— W takim razie nie wspominaj mu o tym — poprosiła Zarina.

Hindus nie chciałby z pewnością, by ktoś się dowiedział, że jego

żona zachorowała.

Już wcześniej, poznawszy trochę urdu, Zarina próbowała

rozmawiać z Hinduską i jej mężem, gdy spotykano się na posiłki w

jadalni. Kobieta zdawała się rozumieć, co Zarina do niej mówi; był to

niewątpliwie powód do radości. Jeszcze większą przyjemność

sprawiło Zarinie odkrycie, że potrafi przełożyć odpowiedzi Hinduski

na angielski.

— Radzę sobie coraz lepiej z urdu — pochwaliła się Rolfe'owi

dwa dni wcześniej.

Ale zaraz zaczęła się zastanawiać, czy po przyjeździe do Indii

znajdzie okazję do mówienia w tym języku. Jeśli Rolfe odeśle ją do

Anglii, cały wysiłek nauczania się urdu w możliwie szybkim tempie

pójdzie na marne. Obawiając się odpowiedzi, Zarina przestała pytać

Rolfe'a, jakie są jego zamiary.

Tej nocy maleństwo spało spokojnie koło niej na posłaniu.

Następnego ranka hinduski ojciec wyraził swoją wdzięczność,

dziękując jej wylewnie.

— Mem sahib bardzo dobra — powiedział.

— Jak się ma pana żona? — spytała Zarina.

Hindus pokręcił głową.

— Niedobrze, bardzo niedobrze. Ale lepiej nie mówić do

kapitana, on zły, jeśli ktoś chory,

Po odejściu Hindusa Zarina zwróciła się do Rolfe'a:

background image

— Czy nie uważasz, że powinnam pójść do mamy maleństwa?

Może zdołałabym jakoś jej pomóc.

— Nie waż się tego robić! — odparł Rolfe natychmiast. —

Musisz mi obiecać, Zarino, że nie będziesz próbowała jej odwiedzić.

Uprzedzam cię, że rozgniewam się poważnie, jeśli mnie nie

posłuchasz.

— Czuję jednak, że jako jedyna poza nią kobieta na statku,

powinnam coś zrobić, by jej ulżyć — zaprotestowała Zarina.

— Jeśli, jak podejrzewam, zachorowała rzeczywiście na rodzaj

gorączki wschodniej — odrzekł Rolfe — nie możemy nic dla niej

zrobić przed dopłynięciem do Kalkuty. Pomagasz jej ogromnie,

opiekując się dzieckiem.

Maleńka dziewczynka zaczęła płakać i nie dawała się uspokoić.

Później, opierając się wszelkim zabiegom Zariny, odmówiła wyssania

nawet kropli mleka. Uspokajała się tylko wtedy, gdy Zarina brała ją

na ręce i przytulała do siebie, nosząc tam i z powrotem po kabinie,

gdzie przestrzeń była doprawdy bardzo ograniczona. Zarina nie

ośmieliła się jednak wziąć jej gdzie indziej z obawy przed spotkaniem

kapitana, który zdziwiłby się zapewne, widząc ją z hinduskim

maleństwem i zainteresował, co się dzieje z matką dziecka.

Odwiedziwszy ich ponownie następnego dnia wczesnym rankiem,

Hindus powtórzył, że nie chce, by kapitan dowiedział się o chorobie

jego żony.

background image

— Jutro dopływamy do Kalkuty — powiedział Rolfe

pokrzepiającym tonem. — Wtedy będzie pan mógł wziąć żonę do

doktora.

Hindus kiwnął głową, ale Zarina czuła, że nie zamierza wcale

tego zrobić po przybyciu do Indii.

Ponieważ Zarina nadal spacerowała z dzieckiem po kabinie, Rolfe

udał się na pokład, a następnie na mostek kapitański. Wrócił później

niż zwykle, wiedząc, że Zarina będzie usypiała dziewczynkę na koi,

nim pójdzie z nim na kolację do jadalni.

Otworzywszy drzwi, pomyślał w pierwszej chwili, że kabina jest

pusta. Zaraz jednak dostrzegł Zarinę, leżącą na łóżku i tulącą

maleństwo do siebie. Podszedł bliżej i nagle zrozumiał, że dziecko nie

żyje. Przez jedną przerażającą chwilę myślał, że Zarina, która leżała z

zamkniętymi oczami, jest również martwa.

Rozdział 7

Zarina otworzyła oczy i myśląc, że śni, zamknęła je ponownie.

Uniósłszy powieki w chwilę później, zobaczyła, że znajduje się w

obszernym, niezwykle wytwornie urządzonym pokoju; pod sufitem

poruszały się punkahs — ogromne wachlarze z liści palmowych;

przez duże okno widać było drzewa.

Zarina leżała, usiłując odgadnąć, gdzie się znajduje. W następnym

momencie zorientowała się, że przy łóżku stoi Hinduska. Kobieta

uniosła jej lekko głowę, podsuwając picie. Zarina była bardzo

background image

spragniona, a napój, przyrządzony z owoców mango i cytryn, okazał

się wyśmienity.

Hinduska ostrożnie ułożyła ją niżej na poduszkach i Zarina

spytała z wysiłkiem:

— Gdzie... gdzie ja jestem?

— Jeśli mem-sahib mówi, to ma się lepiej, wkrótce dobrze —

odparła Hinduska, opuszczając pospiesznie pokój.

Zarina pomyślała, że poszła pewnie kogoś przywołać. „Gdzie ja

jestem? I co się stało?"; próbowała sobie cokolwiek przypomnieć, ale

wszystkie jej myśli skupiały się na Rolfe'ie. Gdzie on był? Dokąd

poszedł i dlaczego zostawił ją samą?

Hinduska wróciła, a wraz z nią wszedł do pokoju starszy

mężczyzna. Zbliżył się do łóżka, biorąc Zarinę za przegub, by zbadać

puls, więc domyśliła się, że musi być doktorem.

— Jak się pani czuje? — spytał.

— Od... od jak dawna jestem chora...? — odpowiedziała pytaniem

Zarina.

— Zachorowała pani na tak zwaną pięciodniową gorączkę.

— ...gorączkę? — powtórzyła szeptem Zarina.

— Miała pani bardzo wysoką temperaturę, leżąc właściwie cały

czas bez przytomności — wyjaśnił doktor. — Ale teraz choroba

minęła i wszystko zmierzą ku dobremu.

— A... gdzie ja jestem? — spytała niepewnie Zarina.

— Znajduje się pani w rezydencji wicekróla, a ja miałem zaszczyt

zajmować się panią. Pozwolę sobie dodać, że jestem dumny z

background image

pacjentki, która po wszystkich swoich przejściach potrafi tak pięknie

wyglądać.

Doktor był taki szarmancki, że Zarina zrobiła wysiłek, by

obdarzyć go uśmiechem. Gdy zaś zwrócił się do Hinduski,

przemawiając do niej w języku urdu, Zarina zrozumiała, o co mu

chodzi. Powiedział kobiecie, że pacjentce należy zapewnić spokój

oraz dostarczyć tyle pokarmu, ile zdoła przełknąć i jak najwięcej

płynów. Na zakończenie dorzucił:

— Jeszcze jednak doba odpoczynku i pacjentka powinna stanąć

na nogi. Ta choroba nie należy do przewlekłych.

Hinduska słuchała, kiwając głową i przytakując posłusznie

wszystkiemu, co mówił:

— Tak, sahib! Dobrze, sahib!

Następnie doktor zwrócił się znów do Zariny.

— Proszę jeść i pić do woli — polecił — a ja zajrzę do pani

jeszcze raz po południu.

Podszedł do drzwi, przystając i obracając się ku niej z uśmiechem.

— Niebawem będzie pani mogła zejść na dół i dotrzymać

towarzystwa mężowi.

Opuścił pokój, zanim Zarina zdążyła spytać, kiedy Rolfe do niej

przyjdzie. Hinduska wyszła również, zostawiając ją samą.

Zarina czuła się tak, jakby jej głowę wypełniała wata, toteż trudno

jej było jasno myśleć. Pamiętała statek oraz dziecko, które usiłowała

nakarmić, i Rolfe'a.

— ...Chcę, żeby przyszedł... — szepnęła.

background image

Była taka słaba; Rolfe wiedziałby, co zrobić, żeby poczuła się

silniejsza.

Hinduska wróciła po pewnym czasie, przynosząc wypełnioną

potrawami tacę, którą postawiła na łóżku. Zarina nie sądziła, że jest

głodna, ale kiedy spróbowała przyniesionych dań, nabrała apetytu.

Wszystko smakowało wybornie i było łatwe do zjedzenia przy po-

mocy łyżki. Skończywszy, Zarina poczuła, że wracają jej siły. Chciała

prosić, by przekazano Rolfe'owi, że na niego czeka, powstrzymała się

jednak. Jeśli Rolfe obwieścił, że są narzeczeństwem, jak to

zaplanowali wyjeżdżając z Anglii, nie wypadało, żeby odwiedzał ją w

sypialni.

„Tylko, że ja muszę się z nim zobaczyć", pomyślała z desperacją.

„Po prostu muszę!" W następnej chwili uprzytomniła sobie, że doktor

użył słów „pani mąż", na co w pierwszej chwili nie zwróciła uwagi.

Czyżby Rolfe istotnie wyjawił, że są małżeństwem?

Powoli wróciła pamięcią do dnia ich ślubu na statku. Powiedziała

wówczas Rolfe'owi, że po przyjeździe do Indii powinien o tym

zapomnieć. Rozmyślając obecnie o całej sprawie zdecydowała, że z

racji jej choroby Rolfe zmuszony był zatrzymać się w siedzibie

wicekróla; pamiętała, że miał zamiar wstąpić tam tylko po

korespondencję, ale okoliczności sprawiły, że musiał wyznać prawdę

o małżeństwie.

„To go z pewnością wprawi w gniew... i złość...", pomyślała

czując, że ogarnia ją drżenie. Była pewna, że dziwny ślub, który odbył

się jedynie ze względu na skrupuły kapitana, mieniącego się

background image

„bogobojnym człowiekiem", można będzie łatwo puścić w niepamięć.

Ale Rolfe oznajmił, że Zarina jest jego żoną i na dodatek znajdowali

się nie gdzie indziej, tylko w siedzibie wicekróla!

— Nic nie rozumiem... — szepnęła znów Zarina.

Irytujące, żeby z powodu choroby wszystkie ich plany uległy

zniweczeniu. Teraz niełatwo przyjdzie Rolfe'owi odzyskać wolność.

Poza tym będzie na nią bez wątpienia bardzo zły; to przez Zarinę

znalazł się pułapce.

Hinduska, która wyszła odnieść tacę, powróciła, by opuścić

żaluzje, po czym zaproponowała:

— Mem-sahib wziąć kąpiel, czuć lepiej.

— O tak, z przyjemnością — zgodziła się Zarina.

Kilka służących przyniosło wannę, ustawiając ją na podłodze i

napełniając wodą. Zarina czuła się w niej równie komfortowo, jak

biorąc kąpiel we własnym domu; następnie owinięto ją dużym

tureckim ręcznikiem, który pochodził niewątpliwie z Anglii. Woda w

wannie była uperfumowana olejkiem z kwiatów migdałowych, a po

kąpieli dwie Hinduski pomogły jej osuszyć ciało.

Przyniosły także jedną z jej własnych koszul nocnych.

Włożywszy ją, Zarina wróciła do łóżka. W czasie, gdy brała kąpiel,

zmieniono jej prześcieradła i poduszki. Kąpiel sprawiła jej wielką

przyjemność, ale czuła się po niej zmęczona; toteż po powrocie do

łóżka zamknęła zaraz oczy. I choć nie miała zamiaru zapadać w sen,

musiała przespać kilka godzin.

background image

Obudziwszy się poczuła, że mimo punkahs w pokoju jest o wiele

goręcej. Widząc, że Zarina nie śpi, Hinduska pospieszyła po nową

porcję jedzenia; musiała być pora lunchu. Próbując wyszukanych dań,

które jej przyniesiono, Zarina myślała mimo woli, jak bardzo różnią

się one od posiłków, które jadła na pokładzie statku.

Rolfe nie pokazywał się nadal, ale bała się o niego pytać,

zatrwożona, że jakoś popsuje mu szyki.

Hinduska zabrała tacę, a następnie opuściła jeszcze niżej żaluzje.

— Mem-sahib spać — powiedziała. — Teraz wszyscy

odpoczywać.

Zarina zrozumiała, że nastał czas sjesty. Rolfe mówił jej, a i sama

wiedziała o tym już wcześniej, że w Indiach po lunchu życie zamiera.

Znużeni spiekotą wczesnych godzin popołudniowych nawet Hindusi

udawali się na odpoczynek. Ale Zarina, która obudziła się właśnie ze

snu, nie czuła się wcale zmęczona. Po wyjściu hinduskiej służącej

leżała, rozglądając się po swojej luksusowej sypialni, która różniła się

drastycznie od ciasnych kabin i prymitywnych koi.

Łóżko, w którym spoczywała, było bardzo szerokie; ponad nim

znajdował się rodzaj złoconej korony, umocowanej u sufitu, z której

opadały białe, marszczone firanki z muślinu, udrapowane i

przytrzymane po obu stronach łóżka przez złote amorki. „Symbol

miłości", pomyślała Zarina.

Drzwi sypialni otworzyły się. Zarina zastanawiała się właśnie, w

jakim celu wraca tym razem hinduska służąca, gdy nagle serce

background image

skoczyło jej w piersi na widok Rolfe'a. Wydała okrzyk radości,

podnosząc się wyżej na poduszkach.

— Rolfe! — zawołała. — Tak ogromnie pragnęłam cię zobaczyć!

Słowa zostały wypowiedziane, zanim zdążyła pomyśleć.

Rolfe podszedł bliżej. Zarina zauważyła, że przebrał się również

na sjestę: miał na sobie biały szlafrok z cienkiego płótna. Wydał jej

się w tym stroju niezwykle przystojny, jeszcze przystojniejszy niż

zwykle. Stanąwszy przy łóżku, przyjrzał jej się, mówiąc:

— Słyszałem, że masz się lepiej. Doktor zapewnił, że niebawem

odzyskasz pełnię sił.

— Jak mogłam zachorować i zepsuć wszystko? — powiedziała

Zarina przepraszająco. — Przykro mi, że narobiłam ci tyle kłopotów...

— Zaraziłaś się od hinduskiej dziewczynki — wyjaśnił Rolfe — a

ściśle mówiąc, od jej matki.

— Maleństwo! — wykrzyknęła Zarina. — Czy ona jest zdrowa?

Rolfe wyciągnął dłoń, biorąc w nią obie jej ręce.

— Dziewczynka umarła — powiedział cicho.

— Och, nie! — zawołała Zarina. — Biedna maleńka! Tak bardzo

się starałam, żeby ją utrzymać przy życiu...!

— Zrobiłaś wszystko, co było można — zapewnił Rolfe ze

współczuciem, a widząc łzy, płynące po policzkach Zariny, dodał

szybko: — Na Boga, nie płacz, moja najmilsza. Obiecuję ci własne

maleństwo.

background image

Zarina zaniemówiła, a jej oczy zolbrzymiały, zdając się zajmować

pół twarzy. Odzyskawszy głos, spytała tak cicho, że ledwie mógł ją

dosłyszeć:

— Co... powiedziałeś?

— Mam ci tak wiele do powiedzenia — odrzekł Rolfe. — Ale

przede wszystkim, najdroższa, muszę cię poprosić o wybaczenie.

Zarina poczuła, że ściany pokoju zaczynają się chwiać, a jej

własne serce zachowuje się również w zupełnie nieodpowiedzialny

sposób.

— Nie rozumiem... — szepnęła.

— Zadręczałem się myślą, że mogłem być taki okrutny, tak

zupełnie i kompletnie nieczuły, by wziąć cię na pokład tego statku.

— ...Ale co w tym było złego?

— Wszystko. Postąpiłem po prostu karygodnie, wyobrażając

sobie choć przez chwilę, że wolno mi narazić cię — z twoją klasą i

urodą — na takie straszne przeżycia.

— Ależ... będąc z tobą czułam się całkowicie bezpieczna...

Rolfe uśmiechnął się.

— Wszystko, co zrobiłem, jest godne potępienia. A gdybyś tylko

wiedziała, na jakie męki mnie naraziłaś, zrozumiałabyś, że

„bezpieczna" jest zupełnie niewłaściwym słowem. — Widząc

oszołomienie, malujące się na twarzy Zariny, Rolfe mówił dalej: —

Nigdy więcej, moja najmilsza, nie chciałbym znosić takich tortur, jak

wtedy, gdy przyszłaś do mojej kabiny i spałaś na łóżku pode mną, a

potem wzięłaś jeszcze dziecko.

background image

— Bałam się, że obecność dziecka wytrąci cię z równowagi... —

wyznała Zarina.

— To nie dziecko wytrąciło mnie z równowagi, ale ty sama! —

powiedział Rolfe.

Patrzyła na niego nadal ze zdumieniem w oczach, nie pojmując, o

co mu chodzi, więc wyjaśnił:

— Zakochałem się w tobie, mój skarbie, jeszcze zanim

wypłynęliśmy z Anglii, ale byłem zdecydowany nigdy ci tego nie

wyznać. Postanowiłem, że kiedy stryj i książę przestaną ci zagrażać,

odejdę i spróbuję o tobie zapomnieć.

— Tak się bałam, że to zrobisz... — szepnęła Zarina.

— I pewnie byłbym zrobił, gdyby się nie okazało, że ty mnie

również kochasz — powiedział Rolfe.

Zarina podniosła na niego oczy i zarumieniła się, napotykając

jego wzrok. Pod wpływem jego słów pojęła nagle, że wszystko to, co

do niego czuje, to nic innego, jak miłość. Potrzebowała go, chciała

być zawsze razem z nim, była przerażona, że ją opuści; tak,

naturalnie, przecież to była miłość! Tylko ona tego wcześniej nie

wiedziała, nie rozumiała; zamartwiała się na samą myśl, że Rolfe

może się na nią złościć czy gniewać.

— Ale... jak się dowiedziałeś, że... że cię kocham? — spytała

bardzo nieśmiało.

— Kiedy okazało się, że zapadłaś na chorobę tak częstą w tych

rejonach świata — powiedział Rolfe — wiedziałem, że niewiele mogę

dla ciebie zrobić poza próbą obniżenia wysokiej temperatury.

background image

Ochładzałem cię więc za pomocą zimnych okładów na czoło i

poprosiłem kapitana, żeby skontaktował się z wicekrólem.

— Musiał być zdziwiony dowiedziawszy się, że jesteś ważną

osobistością — uśmiechnęła się Zarina.

— Tak, kiedy dowiedział się, kim jestem, zrobiło to na nim spore

wrażenie — odparł Rolfe. — Ale dla mnie ważne było jedynie, żebyś

jak najszybciej znalazła się w miejscu, gdzie można by cię otoczyć

właściwą opieką.

— Więc przywiozłeś mnie tutaj — dopowiedziała półgłosem

Zarina. —Ale... ale jak się dowiedziałeś, że cię kocham...?

— Gdy statek zawinął do portu i przenieśliśmy cię z koi w mojej

kabinie na nosze, powtarzałaś nieustannie te same zdania: „Boże,

spraw, by mnie nie odesłał... Boże, pozwól mi z nim pozostać...

Kocham go... kocham".

Rolfe powtórzył jej słowa niskim, wzruszonym głosem. Rzęsy

Zariny zatrzepotały, a policzki stanęły znów w rumieńcach.

— Musiałeś czuć się zakłopotany — szepnęła cicho.

— Przeciwnie, czułem się tak, jakby wyrosły mi skrzydła —

odparł Rolfe. — Powiedziałaś mi kiedyś, że wcale nie chcesz

wychodzić za mnie za mąż, ale ja cię pragnąłem i pragnę nadal tak

bardzo, jak nigdy przedtem żadnej kobiety.

— Ach, Rolfe... naprawdę tak czujesz?

Zarina wyciągnęła ręce, a on przytulił ją do siebie. Pocałował ją

delikatnie, jakby bał się zrobić jej krzywdę, a jej wydało się nagle, że

poniósł ją prosto ku słońcu, gdzie skąpali się w złocistym blasku. Ten

background image

pierwszy pocałunek był uniesieniem i ekstazą; do tej pory nie dotknął

jej żaden inny mężczyzna.

Pocałunki Rolfe'a były spełnieniem marzeń; wyobrażała sobie

zawsze, że tak właśnie odczuje dotyk ust mężczyzny, którego

pokocha. Rolfe całował ją lekko i delikatnie, ale gdy jej wargi drgnęły

pod wpływem jego pieszczoty, pocałunki stawały się bardziej

namiętne, bardziej zachłanne. Wreszcie, uniósłszy głowę, powiedział

zmienionym głosem:

— Kochanie moje, jest pora sjesty i chcę odpocząć razem z tobą.

Przecież jesteśmy naprawdę małżeństwem!

Odpowiedź Zariny nie była potrzebna. Wyczytał ją z blasku, który

opromieniał jej twarz, gdy patrzyła na niego oczami jak gwiazdy.

Rolfe zdjął szlafrok i wyciągnął się koło niej, biorąc ją w ramiona.

— Kocham cię, mój skarbie bezcenny — powiedział. — Kocham

cię tak, że nie potrafię myśleć o niczym innym.

— A ja myślałam, że jesteś na mnie zły... ponieważ zmusiłam cię

do zrobienia użytku z moich pieniędzy. Czy teraz to już nie jest

ważne?

Zadanie tego pytania kosztowało ją wiele wysiłku, ale odpowiedź

wydawała jej się istotna. A ponieważ Rolfe nie odezwał się

natychmiast, dodała szybko:

— Możesz je oddać... pozbyć się ich... zrobić z nimi, co zechcesz,

bylebyś tylko kochał mnie nadal...

Rolfe roześmiał się, szczęśliwy i radosny.

background image

— Jakież to do ciebie podobne! Ale jedyne, co się liczy i co do

nas niewątpliwie należy, kochanie, to nasza miłość. Pocałował ją

znowu; całował ją aż zaczęło jej się wydawać, że przeżywszy

podobną ekstazę, przyjdzie jej chyba umrzeć z rozkoszy.

A potem, niespodziewanie, Rolfe rozluźnił uścisk ramion,

odsuwając się od niej nieco.

— Byłaś chora, moja najmilsza — powiedział — i myślę, że

powinnaś teraz odpocząć.

Wypowiedział to dziwnym tonem i Zarina wydała cichy okrzyk.

— Nie... nie chcę odpoczywać! — zawołała. — Chcę być z

tobą!... I chcę, żebyś mnie całował... Ach, Rolfe, nie przestań mnie

kochać!

— To ci nie grozi — odparł — ale boję się, żeby nie zrobić ci

krzywdy. Pragnę cię, moja najpiękniejsza, pragnę cię nieprzytomnie,

do szaleństwa, ale staram się myśleć o tobie.

— Ja... również cię pragnę — wyszeptała Zarina. — Proszę cię,

Rolfe, kochaj mnie jeszcze... jest mi tak cudownie, że... czuję, jakbym

znalazła się w raju.

Wówczas Rolfe zaczął ją znów całować, całować, aż poszybowała

z nim wysoko, do ich własnego raju; pokój wypełnił się blaskiem

miłości, która zdawała się przenikać ich oboje, aż stali się więcej niż

ludźmi — zrównali się z bogami.

W długi czas później Zarina, przytulona do ramienia Rolfe'a,

poruszyła się lekko.

— Moja najdroższa, moja ukochana, czy nie sprawiłem ci bólu?

background image

— Nie wiedziałam... nie przypuszczałam, że miłość może być

taka cudowna! — wyszeptała Zarina. — Och, Rolfe, jak mogłam

kiedykolwiek myśleć o poślubieniu kogoś innego?

— A ja postanowiłem nie ożenić się nigdy — odpowiedział. —

Ale wówczas nie miałem pojęcia, że istnieje kobieta tak doskonała jak

ty.

— To chyba sam Bóg... a może i mój ojciec sprawił, że

odnaleźliśmy się i rozstrzygnął wszystkie nasze problemy — wyraziła

swoje przekonanie Zarina.

Przypomniała sobie, jak przyjechała z Londynu na wieś i

dowiedziała się, że Priory ma zostać sprzedana następnego dnia.

A przecież równie dobrze mogła tam przybyć o jeden dzień

później. W takim wypadku nie zobaczyłaby się wcale z Rolfe'em,

który byłby już wtedy w drodze do Indii. Zadrżała na samą myśl, że

tak łatwo mogłaby nie zaznać tego niebywałego szczęścia, które stało

się jej udziałem.

Położyła rękę na ramieniu Rolfe'a, jakby chciała przyciągnąć go

bliżej, mówiąc:

— Kocham cię... tak cię kocham! I gdyby nam przyszło żyć

razem nawet w jaskini, byłabym równie szczęśliwa, jak teraz.

— Mylisz się, sądząc, że kiedykolwiek jeszcze podejmę

najmniejsze ryzyko, gdy w grę będzie wchodziła twoja osoba! Byłaś

taka chora i to wyłącznie z powodu mojego ślepego uporu; bałem się,

że cię stracę! — powiedział Rolfe poważnie, dodając niższym głosem:

—Zrozumiałem wówczas, że gdybyś umarła, nie miałbym po co żyć.

background image

Zarina przytuliła się do niego mocniej.

— Marzyłam, żeby ktoś właśnie tak mnie pokochał — wyznała.

— Żeby mnie pokochał wyłącznie dla mnie samej.

— Jak można nie kochać cię dla ciebie samej? — odparł Rolfe. —

Nie ma drugiej równie dzielnej i równie mądrej kobiety. Zdałem sobie

sprawę na tym prymitywnym statku, jak bardzo jesteś wyjątkowa. —

Pocałował ją we włosy, dorzucając: — Nie wypowiedziałaś słowa

skargi, mimo odstręczającego pożywienia, wszystkich niewygód oraz

tych nieokrzesanych i awanturujących się pasażerów.

— Tak bardzo pragnęłam uratować maleństwo... — powiedziała

Zarina. — Starałam się ogromnie.

— Nikt nie mógłby zrobić dla niego więcej — pocieszał ją Rolfe.

— Kiedy zobaczyłem cię z tą dzieciną w ramionach, miałem ochotę

wielbić cię na klęczkach.

Zarina zaśmiała się cicho.

— Wobec tego świetnie ukrywałeś swoje uczucia. Byłam

przerażona, że jesteś na mnie rozgniewany... i że opuścisz mnie, kiedy

tylko dopłyniemy do Indii.

— Za to teraz możesz być pewna, że nie wymkniesz mi się nigdy

— oznajmił Rolfe. — Notabene, zapewniłem resztę świata, że jesteś

moja, wysyłając zawiadomienie o naszym ślubie do „The Times" i do

„Morning Post". — Uśmiechnął się do niej, kontynuując: — Kiedy

generał je przeczyta, będzie wiedział, że przestał być twoim

opiekunem i nie ma nad tobą żadnej władzy w świetle prawa.

background image

— A ja zamiast niego mam ciebie — dokończyła Zarina miękko i

odwracając głowę, przycisnęła wargi do ramienia Rolfe'a.

Z ogniem w oczach przytulił ją mocno do siebie, mówiąc z

pewnym wysiłkiem:

— Jestem pewien, najmilsza, że powinienem dać ci odpocząć.

— Myślałam, że... właśnie to robimy — odparła Zarina.

Rolfe wybuchnął śmiechem.

— Niektórzy mogliby nazwać to inaczej — powiedział — ale

skoro takie jest twoje pojęcie wypoczynku, moja najdroższa, będę

bardzo szczęśliwy, mogąc kontynuować ten rodzaj sjesty.

Co powiedziawszy, Rolfe zaczął ją całować i Zarina miała znów

wrażenie, że wznoszą się ku słońcu.

Upał zelżał już nieco, kiedy Rolfe przemówił:

— Chyba powinienem zejść na dół i poinformować wicekróla, że

masz się lepiej. Oczywiście dzisiaj nie będziesz mi towarzyszyła, by

go poznać wobec czego zjem kolację razem z tobą tutaj w sypialni.

— Naprawdę możesz to zrobić? — spytała Zarina gorliwie.

— Tak, mam taki zamiar.

Pocałował ją czule, a potem wstał z łóżka i włożył szlafrok.

— Czy potrzeba ci czegokolwiek, kochanie moje? — spytał.

— Tylko ciebie — odparła Zarina. — Ach, Rolfe, czy to możliwe,

by osiągnąć podobne szczęście na Ziemi?

— Zrobię wszystko, żebyś była zawsze szczęśliwa — powiedział

Rolfe. — Będziemy o tym rozmawiali później, kiedy wyjaśnię

background image

wicekrólowi, że czujesz się o wiele lepiej i podziękuję mu za

otoczenie cię wszelkimi wygodami.

— Naturalnie, należy to zrobić — zgodziła się Zarina. — Przy

okazji, kim on jest?

Rolfe uśmiechnął się.

— Myślałem, że wiesz; choć w czasie podróży do Indii nie

mogłaś się, naturalnie, spodziewać, że zatrzymamy się w rezydencji

wicekróla.

— Sądząc ze statku, na jaki padł twój wybór — zauważyła Zarina

— spodziewałam się rudery na przedmieściu, jeśli nie szałasu z

bambusa.

Przekomarzała się z nim i Rolfe odpowiedział śmiechem.

— Myślałem o czymś podobnym — oświadczył. — Ale na

szczęście hrabia Dufferin jest moim dalekim krewnym; przyjął nas

więc bez wahania w charakterze swoich gości.

— To rzeczywiście bardzo uprościło sprawy — przyznała Zarina.

Myślała przy tym, że w ten sposób unikną wydatków na

mieszkanie i, co za tym idzie, kwestia pieniędzy nie będzie w ogóle

poruszana. Rolfe podszedł do drzwi.

— Nie pozostanę tam długo — obiecał. — Wiesz dobrze,

najmilsza, że chcę być z tobą i nie zamierzam kryć się z tym przed

naszym gospodarzem.

Przesławszy jej uśmiech, otworzył drzwi. Gdy je za sobą zamknął,

Zarina opadła na poduszki myśląc, że to, co się zdarzyło, jest

właściwie niewiarygodne.

background image

Jak to się stało, że Rolfe ją pokochał? Jak to możliwe, że

przeżywszy rozterkę, przerażenie, rozpacz na myśl o samotnym

powrocie do Anglii, znalazła się w raju? Byli teraz małżeństwem, byli

mężem i żoną i nie musieli udawać, że jest inaczej.

— Dzięki Ci, Boże! Korne dzięki! — powiedziała Zarina,

posyłając modlitwę dziękczynną z głębi swego serca. Czuła też, że jej

krokami kierował w jakiś sposób ojciec, chroniąc ją i czuwając, by nie

stało jej się nic złego. Tylko jemu zawdzięczała Rolfe'a, tylko on mógł

sprawić, że znalazła tego jedynego mężczyznę na świecie, którego

kochała i który ją kochał.

Przyszłość nie oszczędzi im zapewne konfliktów, zwłaszcza w

kwestii jej pieniędzy. Ale w obliczu wielkiej miłości, która ich

połączyła, wszystkie inne sprawy staną się problemami małej wagi.

— Kocham go! Tak go kocham... — szepnęła jeszcze, nim

zapadła w sen.

Powietrze ochłodziło się znacznie.

Zarina wzięła ponownie kąpiel, a łóżko zostało znów przesłane.

Teraz czekała z niecierpliwością na Rolfe'a, ubrana w jedną ze swoich

uroczych koszulek nocnych, ze świeżo ułożonymi włosami. Zdawało

jej się, że obecnie wygląda o wiele powabniej niż wtedy, gdy Rolfe

zobaczył ją po lunchu.

Rolfe nie wrócił do niej tak prędko, jak się spodziewała; zamiast

tego przesłał wiadomość, że wicekról pragnie omówić z nim różne

sprawy, obiecując pojawić się, kiedy tylko będzie wolny. Nim

nadeszła wiadomość, Zarina przespała wiele godzin. Teraz słońce

background image

zaczynało chylić się ku zachodowi. Zarina pomyślała, że zapalone

świece przydadzą pokojowi zdecydowanie romantycznego nastroju.

Sądziła, że Rolfe pojawi się lada chwila; miał dość czasu, by omówić

z wicekrólem wszelkie możliwe sprawy.

Nie myliła się. Niebawem drzwi otworzyły się i ukazał się w nich

Rolfe, niezwykle wytworny w białym ubraniu, w którym go jeszcze

nie widziała; w ręku trzymał wiązankę kwiatów. Gdy położył ją na

łóżku, Zarina zauważyła, że wszystkie znajdujące się w niej kwiaty są

białe. Były tam róże, lilie, orchidee i inne egzotyczne kwiaty, ułożone

razem na kształt bukietu ślubnego panny młodej.

— Czy to dla mnie? Są przepiękne! — powiedziała.

— Dla mojej żony — odparł Rolfe. — To pierwszy prezent, jaki

jej przynoszę.

— Dziękuję... dziękuję ci ogromnie — uśmiechnęła się do niego.

— Mam dla ciebie jeszcze inny prezent, a właściwie dwa —

oznajmił Rolfe, kładąc przed nią dwa niewielkie pudełeczka.

Zarina przyglądała im się przez chwilę, a potem otworzyła jedno,

znajdując wewnątrz obrączkę.

— Ach, Rolfe, mój najmilszy! — wykrzyknęła. — Nie mogłeś mi

sprawić większej przyjemności!

Rolfe wyjął obrączkę z pudełeczka; ucałował rękę Zariny, po

czym wsunął jej obrączkę na czwarty palec.

— Teraz jesteś ze mną związana na wieczność i nie ma od tego

ucieczki — oświadczył.

— Nie pragnę niczego więcej — zapewniła go Zarina.

background image

— Został jeszcze jeden prezent.

Zarina otworzyła drugie pudełeczko i wydała lekki okrzyk.

Wewnątrz znajdował się pierścionek, z dużym diamentem w kształcie

serca, otoczonym mniejszymi diamencikami.

— Ach, Rolfe! — powiedziała prawie bez tchu — jest piękny...

doskonale piękny. Ale jakim cudem...

Urwała; czuła, że to, co chciała powiedzieć, mogłoby zabrzmieć

nietaktownie. Jednakże Rolfe dokończył zdanie za nią:

— ...Jakim cudem mogłem sobie na niego pozwolić? — spytał. —

To jest coś, o czym chcę z tobą porozmawiać.

Zarina spojrzała na niego z niepokojem. Błysnęła jej myśl, że

mógł postąpić pochopnie. Choć znajdował się obecnie w Indiach,

musiał sprzedać coś z Priory, żeby kupić jej pierścionek, który był bez

wątpienia bardzo kosztowny.

Rolfe usiadł na brzegu łóżka i wyjął z kieszeni list.

— Dostałem go właśnie od Bennetta — wyjaśnił.

— Napisał do ciebie? — zdziwiła się Zarina. — Ale dlaczego? Co

się stało?

Przypuszczała, że musi chodzić o coś nadzwyczajnego, inaczej

pan Bennett napisałby do niej; choć skupiony obecnie na sprawach

Priory, był jednakże jej pracownikiem.

— Przeczytam ci ten list — powiedział Rolfe — a potem będziesz

mogła pocałować mnie za prezenty.

background image

Zarina nie wzięła diamentowego pierścionka z pudełeczka,

ograniczając się do patrzenia na niego i podziwiania jego urody.

Zarazem była jednak zatroskana.

Rolfe wyjął list z koperty, rozkładając go, po czym wolno, jakby

celebrując każde słowo, zaczął czytać:

Milordzie,

Mam nadzieję, że ten list dotrze do pańskich rąk możliwie szybko

po przybyciu państwa do Indii, na wypadek, gdybym zrobił coś

niezupełnie po myśli Waszej Lordowskiej Mości.

Zarina wydała cichy okrzyk, wyciągając rękę w kierunku Rolfe'a,

a ponieważ trzymał list, oparła mu dłoń na kolanie, szukając pociechy

w bliskim kontakcie.

Rolfe czytał dalej:

Po wyjeździe Waszej Lordowskiej Mości i panny Zariny,

dokonałem niezwłocznie szczegółowych oględzin Priory, by upewnić

się, ze wszystko wróciło na swoje miejsce. Znalazłem kilka rzeczy

wymagających naprawy, ale niczego, co wymagałoby poważniejszych

reperacji.

Następnie udałem się do piwnic, sądząc, że powinienem zapewne

uzupełnić zapas win przed powrotem Waszej Lordowskiej Mości...

Rolfe przerwał i odetchnął kilkakrotnie głęboko, spoglądając

przez chwilę na Zarinę, która patrzyła na niego ze skupieniem.

Wyglądała przy tym tak uroczo, że nie mógł się powstrzymać, by nie

pochylić się i nie dotknąć ustami jej ust w krótkim pocałunku. Po

czym, zanim zdążyła przemówić, wrócił do listu:

background image

Przeglądając puste piwnice, odkryłem w samej głębi bardzo starą

kryptę, która została uszkodzona; prowadzące do niej drzwi były

złamane i tkwił w nich tandetny łańcuch z rodzaju tych, jakie używane

są zwykle do przypinania bagażu w powozach...

Rolfe zerknął na Zarinę, przypominając sobie, jak znalazł ją

przypiętą owym łańcuchem i jak uwolnił ją za pomocą siekiery, po

czym wrócił do lektury listu.

Kiedy poleciłem zatrudnionemu w majątku majstrowi z Linwood

naprawienie szkody, odkrył on ku mojemu i własnemu zdumieniu, że

złamane drzwi zrobione są ze złota!

Zarina wydała okrzyk.

— Powiedziałeś... ze złota?

— Tak —potwierdził Rolfe. — Słuchaj, co Bennett pisze dalej:

Okazało się, że cały front krypty, który wydawał się pusty w

środku, zrobiony jest z litego złota. Mam nadzieję, że Wasza

Lordowska Mość zaaprobuje to, co następnie uczyniłem.

Zdając sobie sprawę, że złoto zostało najpewniej ukryte w czasach

rozwiązania klasztorów, wezwałem ekspertów z British Museum, by

przeprowadzili drobiazgowe oględziny krypty. Odkryli oni, że w

bocznych, otwartych ścianach, które zdawały się również puste w

środku, zamurowany został skarb mnichów.

Składają się na niego dwa kielichy, odlane ze złota i wysadzane

drogimi kamieniami, a także krzyż, oraz puchary i misy, które należały

przypuszczalnie do zastawy opata. Są tam również inne rzeczy, takie

jak zakładki do ksiąg i świeczniki, niezwykle cenne nie tylko ze

background image

względu na wielką wartość historyczną, ale i z racji wyjątkowej urody

kamieni szlachetnych.

Skarb zostanie obecnie przewieziony do British Museum w

oczekiwaniu na instrukcje Waszej Lordowskiej Mości; natomiast złoto,

w pokaźnej ilości, zostało oddane na przechowanie do banku.

British Museum ocenia wartość skarbu na sumę rzędu miliona

funtów szterlingów, choć może okazać się ona jeszcze wyższa po

zgromadzeniu i oszacowaniu wszystkich przedmiotów. Mam nadzieję,

Milordzie, że poczyniłem właściwe kroki, by zapewnić przechowanie

skarbu w bezpieczeństwie do powrotu Waszej Lordowskiej Mości...

Rolfe skończył czytać list i spojrzał na Zarinę.

— Nie wierzę w to! Po prostu nie mogę w to uwierzyć! —

zawołała.

— Za to ja wierzę w zupełności — odparł Rolfe. — Jestem teraz

bogaty, ale moja najmilsza, wszystkie bogactwa świata nic nie znaczą

wobec faktu, że mam ciebie.

Pochylił się, biorąc ją w ramiona.

— Kocham cię! — powiedział. I gdyby odkryto, że cała Priory

zrobiona jest z diamentów, a zboże na polach zamieniło się w złoto, to

również byłoby zupełnie nieważne w porównaniu z tym, że mnie

kochasz.

— Kocham cię tak bardzo, Rolfe! — odrzekła Zarina. I mogę

w końcu przestać się martwić moją fortuną.

background image

— Możemy o niej zapomnieć — oświadczył Rolfe. — Teraz

jestem w stanie dać ci wszystko, czego zapragnę i zapłacić za to

sam— dorzucił podekscytowany jak mały chłopiec.

— Dałeś mi już słońce, księżyc i gwiazdy! A obrączka i

pierścionek, które od ciebie dostałam, są cudowne. Rolfe, jestem

szczęśliwa, że masz taki wspaniały skarb. Ale nic nie może się równać

z twoimi pocałunkami i tym, co czuję, kiedy... należę do ciebie...!

Ostatnie słowa wypowiedziała szeptem, a ponieważ była

nieśmiała, rumieniec okrył przy tym jej policzki. Rolfe patrzył na nią

przez długą chwilę.

— Ubóstwiam cię — powiedział w końcu — i wielbię całym

sercem. I masz rację, moja ukochana. Mamy to, co najważniejsze.

Jestem zadowolony, że Bennett odkrył skarb, ale tylko dlatego, że

mogę go dzielić z tobą, a po śmierci przekazać go naszym dzieciom.

Zarina poruszyła się, kryjąc mu twarz na ramieniu.

— Pragniesz własnego maleństwa — ciągnął Rolfe. — A pomyśl,

najmilsza, gdzie będzie lepiej naszym synom i córkom niż w Priory i

w twoim majątku, które możemy teraz połączyć. — Przytulając ją

mocniej, dodał: — Uważam, że powinniśmy wrócić do kraju i

uporządkować sprawy w naszym domu. Co o tym myślisz?

— Ach, Rolfe, naprawdę moglibyśmy tak zrobić? Ale co z

klasztorami, które chciałeś odwiedzić?

— Wrócimy do nich kiedyś — powiedział Rolfe. — Ale teraz

chcę cię zabrać do domu. Masz przed sobą zadanie doprowadzenia

Priory do stanu takiej świetności, w jakim była za życia mojego

background image

dziadka, a jeszcze wcześniej w czasach, gdy znajdowała się w rękach

mnichów.

— Dokonamy tego! — zawołała Zarina. — Dokonamy z

pewnością! I będziemy dbali, żeby wszyscy, którzy dla nas pracują, a

także ludzie z miasteczka i farmerzy, byli również szczęśliwi, jak my

sami!

Zarina zarzuciła Rolfe'owi ręce na szyję, przyciągając jego głowę

ku swojej. Obsypywał ją burzliwymi pieszczotami, całując namiętnie i

zachłannie, wiedząc z niezachwianą pewnością i czując całym sobą,

że istotnie nic nie jest ważne wobec łączącej ich miłości. Spłynęła na

nich, jak niespodziewany dar od Boga i sprawiła, że stali się

jednością.

Rolfe rozumiał teraz jaśniej niż kiedykolwiek, że od wiek wieków

ludzie szukali i dążyli do zdobycia tego największego skarbu, jakim

była, jest i zawsze będzie miłość.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Żukrowski Wojciech UCIECZKA DO RAJU
113 Cartland Barbara Misja do Monte Carlo
139 Cartland Barbara Ucieczka
36 Cartland Barbara Ucieczka od miłości
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 143 Wyścig do miłości
72 Cartland Barbara Kochankowie w raju
UCIECZKA DO EGIPTU, Pomoce do katechezy
Ucieczka do Egiptu, LEGENDY CHRZEŚCIJAŃSKIE
Ballard J G W pospiechu do raju
Ucieczka do marzeń
WINDA DO RAJU, Teksty 285 piosenek
Narkotyki-droga do raju czy zaglady, Substancje o wlasciwosciach psychoaktywnych
UCIECZKA DO EGIPTU
Scala claustralium albo Drabina do raju, Guigo II
Saturnin leci do raju, LEGENDY CHRZEŚCIJAŃSKIE
Ucieczka do?enu
Terenia, poezje36, UCIECZKA DO EGIPTU
Narkotyki-droga do raju czy zaglady, Narkomania
Ucieczka do Egiptu 5

więcej podobnych podstron