Jean Flori
Rycerstwo
w średniowiecznej Francji
Wprowadzenie
Początek XIII wieku wydaje się okresem szczytowego rozkwitu rycerstwa. W wielu
regionach, zwłaszcza we Francji, jest ono przemieszane ze szlachtą, stanowiąc jej zbrojne
ramię. Od ponad stu lat w całej Europie, a nawet na Bliskim Wschodzie, zwycięża dzięki
swym ostrym szarżom na wszystkich polach walk. Dominuje także w społeczeństwie,
wieńcząc proces awansu społecznego, który stopił je z arystokracją; w ten sposób powstała
odrębna grupa społeczna, której jasno określone i na nowo zatwierdzone przywileje wkrótce
stały się dziedziczne: szlachta.
Wypracowała ona sobie również ideologię, zbiór wartości, które we własnym
mniemaniu ucieleśnia; posłannictwo, jakie Kościół niegdyś przypisywał królom: obronę
królestwa, utożsamianą z obroną całego chrześcijaństwa; ochronę kościołów i ludzi słabych,
duchownych, wdów, sierot.
W oczach rycerstwa owo posłannictwo usprawiedliwia jego przywileje, jego przewagę
nad ludem, a nawet jego pochodzenie i istnienie. Ten obraz samego siebie trafnie
odzwierciedla opowieść z początku XIII wieku, Lancelot z Jeziora, jeden z najbardziej
poczytnych w Średniowieczu utworów, mający przemożny wpływ na umysły: młody Lan-
celot, sierota, zanim stał się “najwaleczniejszym rycerzem świata", został przysposobiony i
wychowany przez Panią z Jeziora, księżniczkę-wróżkę dziwnej i tajemniczej krainy. Kiedy
osiąga wiek, w którym z chłopca staje się rycerzem, Pani z Jeziora wysyła go do króla Artura,
prawdziwego mistrza rycerzy. Król wręczy mu miecz, oznakę jego stanu. Przedtem jednak
Pani opowiada Lancelotowi o pochodzeniu rycerstwa, jego przywilejach, a także o
posłannictwie i obowiązkach.
Pochodzenie to ginie w mrokach dziejów. Jednak nie sięga samego stworzenia, gdyż
wszyscy ludzie pochodzą od jednej pary, Adama i Ewy, wszyscy więc byli równi “w prawie".
Nic ich nie różniło z racji urodzenia, rodu, szlachectwa. Jednak wskutek ludzkiego grzechu na
ś
wiecie rozwinęło się zło i silni zaczęli uciskać słabych, którzy wybrali wtedy
najzdolniejszych spośród siebie, aby nimi rządzili i ich bronili.
“A kiedy słabi nie mogli już stawić czoła ani oporu silnym, ustanowili nad sobą
gwarantów i obrońców, by zapewnić słabym pokój i rządzić nimi sprawiedliwie, a także aby
odwieść silnych od nieprawości i zniewag, jakich się dopuszczali” (Lancelot z Jeziora).
Tak więc, na mocy wyboru, ustanowiono najwyższy stan - rycerstwo. Ma ono
dwojakie zadanie: osłaniać Kościół i bezbronny lud, służyć Bogu i Kościołowi, ale także
rządzić, kierować, panować nad ludem, który winien być mu we wszystkim posłuszny i za-
pewnić to, co niezbędne do godnego życia.
Odnajdujemy tutaj, z kilkoma znamiennymi retuszami, trójdzielny schemat
charakteryzujący większość społeczeństw wywodzących się z indoeuropejskich migracji,
które osiedliły się w Europie. Być może jest to nawet, z paroma odmianami, stały element
całej ludzkości. Jednak w Europie, a zwłaszcza na średniowiecznym Zachodzie, który nas tu
interesuje, schemat ten jawi się w pełni wyraziście dopiero na początku XI wieku. W
poemacie dedykowanym królowi Francji Robertowi Pobożnemu około 1030 roku biskup
Laon Adalberon dzieli chrześcijańskie społeczeństwo na trzy kategorie: “Ci, którzy się modlą,
ci, którzy walczą, ci, którzy pracują". Kilka lat wcześniej jego kuzyn Gerard, biskup Cambrai,
przemawiał w podobny sposób podczas synodu zebranego w Arras, gdzie zwalczał
wywrotowe poglądy “heretyków", ludzi świeckich, którzy rościli sobie prawo do
samodzielnego wypracowania poglądu w kwestii wiary religijnej. Występując przeciw nim,
wykazał, że “od zarania rodzaj ludzki dzieli się na trzy części, na ludzi modlitwy (oratoribus),
rolników (agricultoribus) oraz ludzi wojny (pugnatoribus)".
Niech zatem każdy dostosuje się do woli Bożej i umie zostać na swoim miejscu. Niech
religia będzie sprawą duchownych, stosowanie siły sprawą wojowników, a dla wyżywienia
całej ludzkości niech masa chłopów nie szczędzi trudu, poddana dwóm pozostałym stanom
społeczeństwa chrześcijańskiego, niezmiennego, gdyż takiego społeczeństwa od początku
chciał Bóg.
Ten podział na trzy części nie jest niewinny. Ponad prostym stwierdzeniem koniecznej
różnorodności funkcji czy zawodów zaprowadza w istocie hierarchię społeczną, wręcz
prawną. W obrębie społeczeństwa średniowiecznego, tak zastygłego w swej uświęconej
niezmienności, wszyscy ludzie wywodzący się od pierwszej pary są zatem całkowicie równi,
ale - mówiąc żartobliwie - “niektórzy są równiejsi". Ich różne funkcje nie mają bowiem rów-
nego stopnia godności, wielkości, “szlachectwa". Na szczycie hierarchii “słudzy Boga'
przyjmują Jego słowo i w Jego imieniu rządzą ziemskim społeczeństwem swymi
oświeconymi radami. To posłannictwo pośredników między niebem i ziemią stawia ich w
szczególnej sytuacji. Są oni “w świecie", ale nie “ze świata". Przez swe modlitwy czy
sakramenty, których są jedynymi prawomocnymi szafarzami, dzierżą klucze do raju, do tego
królestwa Bożego, do którego dążą wszyscy ludzie tych czasów. Stan duchowny zajmuje
zatem szczyt hierarchii, gdyż to, co duchowe, ma przewagę nad tym, co doczesne (przy-
najmniej w oczach księży), tak jak - według ich poglądów - dusza nad ciałem.
Nie ulega wątpliwości, że na dole społeczeństwa, u jego podstaw, znajdują się ci,
którzy żyją z pracy własnych rąk. Na początku XI wieku prawie nie ma innych prac prócz
uprawy roli, z której pochodzi wszelka żywność. Rozwój miast, handlu, rzemiosła, a potem
tego wszystkiego, co już da się nazwać przemysłem, rozbije później jedność trzeciego stanu,
który na razie można utożsamiać z uprawiającymi ziemię, żywicielami dwóch pozostałych
warstw społecznych. Natomiast stan drugi, jedyny, który nas tutaj interesuje, w myśli
Adalberona i Gerarda składa się z tych, którzy kierują i rządzą społeczeństwem
chrześcijańskim według dyrektyw z nieba: są to przede wszystkim królowie oraz ci, którym
przekazali oni całość lub część władzy królewskiej powierzonej im przez Boga.
Około 1030 roku społeczeństwo chrześcijańskie, zwłaszcza we Francji, przeżyło
dogłębną przemianę. Władza senioralna, zwana niekiedy feudalizmem, utrwaliła się mocno -
nie można mówić o anarchii feudalnej, to niemal jej przeciwieństwo. Zmierzch władzy
centralnej pociąga za sobą umocnienie więzi między ludźmi, wzrost znaczenia i skupienie
rządów w rękach dawnych przedstawicieli upadającej władzy królewskiej, hrabiów, których
na niższym szczeblu wkrótce zastąpili kasztelani. Otoczeni wojownikami, których łacińskie
teksty nazywają milites, co wkrótce będzie można przetłumaczyć słowem chevaliers
(rycerze), kasztelani zaprowadzają wówczas swój porządek - czy też nieporządek - panując
nad ludźmi w obrębie małego regionu, którym kierują, zarządzają, który użytkują. Jest to
epoka zamków i rycerzy - dwóch filarów społeczeństwa feudalnego.
Wtedy się rodzi rycerstwo.
Nie tak, jak tłumaczono Lancelotowi, na mocy wyboru przez najsłabszych,
szukających obrony przed zdzierstwem najsilniejszych podczas zamierzchłych napięć u
zarania dziejów ludzkości, ale raczej w burzliwej epoce początków świata feudalnego, przez
samo praktykowanie siły miecza na bezbronnej ludności. Pod przykrywką obrony, która stała
się już jednak mniej konieczna po ustaniu najazdów Normanów czy Saracenów, kasztelani
orężem swych rycerzy narzucili władzę ludności poszczególnych regionów. Rządzą nią, sądzą
ją, nakładają na nią podatki, które teksty często określają wielce wymownym słowem:
wymuszenia (exactiones).
Mitycznym źródłom rycerstwa stającego w obronie słabych, kobiet, sierot i wszystkich
wydziedziczonych trzeba więc stanowczo przeciwstawić rzeczywiste pochodzenie tego stanu,
który bardziej uciska, niż broni. Dopiero stopniowo, pod wielorakim wpływem Kościoła, ale
także poetów, pisarzy, kobiet, powszechnej ewolucji obyczajów, gustów i mentalności, ta
klasa żołdaków i wiarusów przeobraziła się w rycerstwo, jeśli nie w rzeczywistości, to
przynajmniej w jej wyobrażeniu, w jej obrazie. W większym stopniu niż realną instytucją
rycerstwo jest sposobem życia, ideałem, a być może nawet i marzeniem.
I. Rycerstwo klasą społeczną?
Czym jest rycerstwo i kim są rycerze? Wątpliwości budzą się już na poziomie słownictwa.
Określenia bowiem, które od XI wieku coraz częściej spotykamy w tekstach, same w sobie są
niejasne.
1. Problemy ze słownictwem
Zabarwienie znaczenia służbą publiczną dochodzi do klasycznego i czysto militarnego
sensu łacińskich słów miles, militia, militare, które odnosiły się do żołnierzy rzymskich.
Mnisi sami określają się mianem milites Dei, co można przetłumaczyć zarówno jako “słudzy
Boży", jak i “żołnierze Boży", tak ściśle są wówczas powiązane pojęcia walki (tutaj du-
chowej) i służby. Skądinąd, kiedy w VIII wieku odbywa się koronacja króla, a nieco później
księcia, biskup przypomina mu, że zaczyna on pełnić służbę publiczną (militia) i winien
służyć Bogu (militare Deo). Oczywiście, czasem i orężem; jest to jednak tylko jeden z
aspektów jego funkcji rządzenia. Jeszcze w X wieku u Hinkmara z Reims słowo militia
zachowuje znaczenie funkcji publicznej, a miles (liczba mnoga: milites) kładzie akcent w
równej mierze na służbę i posłuszeństwo, co na funkcję wojowania.
Dochodzi tu także zabarwienie związane z wasalstwem. Rozszerzanie się więzi
wasalnych, wspierane przez karolińskich władców, sprawia, że powstaje coraz więcej
określeń oznaczających wasala, człowieka zaufanego jakiegoś księcia czy seniora.
Napotykamy więc zarówno dawne terminy: vassus, vassalus, fidelis, jak również słowa:
homo, które występuje najczęściej, lub miles - w tym znaczeniu powszechne w XI wieku.
Miles może nawet wyrażać związek przymierza mniej określony i mniej przymuszający niż
związek wasalny. Tak się dzieje ok. 1030 roku u Dudona z Saint-Quentin: po ustaleniu
projektu małżeństwa między młodym diukiem Ryszardem z Normandii i córką diuka Hugona
z Francji nieprzyjaciele Ryszarda, jak on sam nam mówi, obawiają się, że kiedy zostanie on
miles Hugona, będzie miał oparcie w jego orężu. Ryszard nie był zaś ani wasalem, ani
“rycerzem" Hugona.
Znaczenie wojskowe także się utrzymuje. Zwłaszcza w liczbie mnogiej milites wciąż
oznacza po prostu żołnierzy, wszystkich wojowników, a nie tylko tych, którzy później zyskają
miano rycerzy. W wielu tekstach z X - XII wieku napotykamy opisy wojsk składających się z
wojowników (milites), dzielących się na konnicę (equites) i piechurów czy pieszych (pedites).
Przewaga ciężkiej konnicy w XI i XII wieku spowodowała jednak połączenie różnych
znaczeń pojęcia miles. Książęta, kasztelani i ich zbrojni wasale walczyli oczywiście raczej
konno niż pieszo i wreszcie słowo milites zaczęło oznaczać wyłącznie elitę konnych
wojowników, a już nie żołnierzy w szerokim tego słowa znaczeniu. Stopniowe połączenie
tych różnych znaczeń miles stało się możliwe dlatego, że wszystkie one wyrażały pojęcie
służby, która w tej epoce miała przede wszystkim aspekt wojskowy.
2. Od wasalstwa do feudalizmu
Od początku VIII wieku powstały związki wasalne, łączące ze sobą dwóch ludzi
wolnych i równych wobec prawa, lecz jeden z nich, wasal, wchodził w zależność (nie
uwłaczającą godności) od drugiego.
Obrzędy zawierania takich związków są dobrze znane: przyszły wasal, klęcząc przed
swym seniorem, wkładał złożone ręce między jego dłonie i w ten sposób stawał się “jego
człowiekiem". Kiedy senior podniósł go z klęczek, przysięgał mu wierność, kładąc rękę na
Ewangelii lub na relikwiach świętych, których znaczenie wzrasta w XI wieku. Jest to
ceremonia hołdu i przysięgi (homagium et fidelitas). Potem następował obrzęd inwestytury:
senior podawał swemu wasalowi przedmiot symbolizujący sposób utrzymania, jaki mu
zapewnia za “cenę" jego służby: na przykład grudkę ziemi lub chorągiew. Ludzie wolni, ale
nie mający środków do życia, wchodzili w ten sposób w zależność od seniorów, którzy ich
utrzymywali, zapewniając im dochód od warunkowo nadanej ziemi, beneficjum (beneficium).
Zależnie od rangi beneficjanta mogło ono przybierać różne formy: bezpośrednie utrzymanie
w zamku seniora, w jego drużynie (mesnie), w garnizonie lub w eskorcie (jest to
domownictwo w szerokim tego słowa znaczeniu) bądź też - i to częściej w wypadku
osobistości nieco wyższej rangi, mających własne sługi czy protegowanych - senior
przyznawał swemu wasalowi w ten sposób osiedlonemu (chase) ziemię, która zapewniała mu
byt.
Ci, którzy w ten sposób uzależniali się od “patrona", początkowo reprezentowali
bardzo skromne warstwy. Wybitny francuski historyk M. Bloch tłumaczył ten fakt mówiąc,
ż
e system wasalny u swych początków mocno pachniał domowym chlebem. Świadczą o tym
najstarsze znane nam formuły; zaczynają się następująco (być może nie należy brać tego
dosłownie): “Zważywszy, że wszystkim jest wiadomo, iż nie mam już środków, by się
wyżywić i odziać, ja, taki a taki, powierzam się w ręce seniora X..." Wasale znajdywali w ten
sposób bezpieczeństwo, którego im brakowało, gdyż senior zobowiązywał się utrzymywać
ich i bronić. W zamian za to przyrzekali służyć mu we wszystkim, co było zgodne z ich
stanem wolnych ludzi.
Więzi feudalno-wasalne rozwijają się w X i XI wieku na bardzo różnych poziomach, a
rzeczywisty element, beneficjum, zajmuje najważniejsze miejsce. Coraz powszechniej jest to
odstąpienie ziemi wasalowi w lenno (fief), najpierw dożywotnio, potem jednak, od XI wieku,
wasalom udało się doprowadzić do tego, że ziemia stała się dziedziczna na szczycie hierarchii
wasalnej. W ten sposób władcy karolińscy odstępowali rozległe obszary (hrabstwa) hrabiom,
którzy byli tam ich przedstawicielami i rządzili w ich imieniu. W IX i X wieku ci
reprezentanci władcy uwalniali się spod jego opieki. System wasalny, który Karol Wielki i
jego następcy mieli nadzieję sobie przywłaszczyć, doprowadzając do jego przejęcia, aby
wzmocnić swą władzę w odległych regionach, wymyka im się z rąk: zatrzymuje się w pół
drogi, wpierw na szczeblu hrabiów. W ten sposób powstają niezależne księstwa, w których
niebawem hrabia zaczyna sobie poczynać jak udzielny monarcha. Kasztelania i rycerstwo. W
XI wieku wyraźniej się zaznacza przesunięcie władzy, zwłaszcza we Francji. Tym razem
schodzi na szczebel kasztelanii. Rozpowszechnia się praktyka lenna, a jego militarny
charakter jeszcze się umacnia. W system wasalstwa wchodzą wówczas niezależni właściciele
ziemi dziedzicznej (alleutiers) którym się to opłaca.
Powierzają oni swoje włości, niekiedy znaczne, potężniejszemu seniorowi i stają się
jego wasalami; od razu odzyskują swe dobra, ale już jako własność seniora (z prawem
użytkowania). Mają zapewnioną opiekę, jednakże sami również zapewniają bezpieczeństwo
siłami zbrojnymi - własnymi i swych wojowników, jeśli takich mają. W ten sposób
zadzierzgują się układy prywatnej zależności w obrębie arystokracji.
Na wasalu spoczywają w istocie obowiązki trojakiego rodzaju - finansowy, prawny i
wojskowy: pomoc finansowa w jasno określonych wypadkach (małżeństwo najstarszej córki
seniora, pasowanie na rycerza jego najstarszego syna, okup lub wyjazd na krucjatę); rada,
udział w jej decyzjach, zwłaszcza w dziedzinie sprawiedliwości; przede wszystkim zaś służba
w wojsku. Szybki rozwój kasztelanii jest wyraźnie widoczny w XI wieku. W zamkach -
których wyrasta wówczas coraz więcej, za zgodą hrabiów lub bez niej, a czasem nawet
wbrew ich woli - kasztelani i garnizony wojowników (milites castri) tym łatwiej panują nad
społecznością podległych im ludzi, że władza centralna została osłabiona. Oczywiście,
osłabienie to nie ma jednolitego charakteru. W Niemczech na przykład utrzymuje się
zwierzchność cesarza i twierdze są obsadzone przez jego garnizony albo powierzane
niewolnym urzędnikom dworskim, ministeriałom. Na obrzeżach Cesarstwa cesarz nie walczy
z powstającym systemem feudalnym, ale zachowuje nad nim kontrolę. Awans społeczny
rycerstwa nastąpi tutaj znacznie później, u schyłku XII wieku, pod wpływem Francji i na jej
wzór. Natomiast osłabienie władzy hrabiów zaznacza się w środkowej Francji, Anjou, Poitou,
Szampanii, Ile-de-France... na tym rozległym obszarze kasztelani, opierający się na swych
wojownikach, powszechnie się wyzwolili spod opieki hrabiów. Zjawisko to w jeszcze
większym stopniu występuje w regionie Macon, którego mistrzowskie studium, autorstwa
Georges' a Duby'ego, zyskało wartość wzoru. W południowej Francji zjawisko kasztelanii
także pojawia się bardzo wcześnie. Władza sądownicza szybko przechodzi od hrabiów do ka-
sztelanów. Władza wojskowa również.
Kasztelani i milites - już w ciągu pierwszych trzydziestu lat XI wieku - w tych
regionach dzierżą więc w swych rękach znaczną władzę. Na południu wojownicy ci nazywani
są cabalarii czy cabalers na równi z mianem milites. Określenia te nie mają jeszcze do-
niosłego wydźwięku społecznego; co więcej, są stosowane raczej w odniesieniu do ludzi dość
niskiej rangi. Mają oni jednak udział w wyzysku chłopów, pobierają podatki i zaprowadzają
porządek kasztelana, tym samym zaś oddzielają się, w powszechnym sposobie myślenia, a
najpierw we własnym, od masy chłopskiej, z której wielu z nich pochodzi; większość milites
nie dzierży osobiście tej władzy, banu, a w tekstach powstałych na południu Francji
skrupulatnie odróżniani są ci, którzy wydają rozkazy (majores milites, strenui milites), od
tych, którzy je wykonują (minores milites, gregarii milites, rycerze domowi). W regionach
położonych między Sekwaną a Renem - przez długi czas uznawanych za kolebkę feudalizmu,
gdzie więzi wasalne powstały szybko określenie miles istotnie pojawia się bardzo wcześnie w
dokumentach epoki (połowa X wieku), lecz przez cały XI wiek owi milites zajmują
podrzędną pozycję: znacznie częściej są to zbrojni (hommes de main) możnowładców niż ich
wasale. Na przykład w Pikardii na początku XII wieku rycerstwo jest jeszcze trzymane krótko
przez książąt lub ich zarządców, a położenie społeczne milites jest wciąż dość nędzne.
Niemniej jednak są oni sprzymierzeni z arystokracją wojskową, gdyż stanowią jej zbrojne
ramię - tak też są postrzegani przez ludność (vulgum), którą wyzyskują. Powoli, dzięki
służbie wojskowej odbywanej u boku swych seniorów, dzięki awansowi społecznemu,
którego mogą dostąpić wyróżniając się w walce, przez małżeństwo, niekiedy przez uzurpację,
niektórzy z nich wznoszą się do poziomu drobnej arystokracji, czy to dziedzicznej, czy
feudalnej. Alodium, uznawane niegdyś za wyjątek na północ od Loary, w rzeczywistości
utrzymywało się znacznie silniej niż sądzono. Równolegle zatem do arystokracji feudalnej
istnieje drobna arystokracja dziedziczna.
3. Arystokracja czy szlachta?
Czy w tej epoce można mówić o szlachcie? Zagadnienie to jest przedmiotem cierpkich
dyskusji między historykami i najlepsi mediewiści nie są całkowicie zgodni w tej kwestii.
Znaczy to, że sprawa nie jest prosta. Poprzestaniemy więc na prezentacji głównych zarysów
tego problemu, nie zagłębiając się zbytnio w spór. Słownictwo niewiele nam tu wyjaśnia.
Faktycznie, pojęcie nobilis przed końcem XII wieku nie odwołuje się wyłącznie do “jakości'
prawnej, jaką byłaby szlachta dziedziczna w późniejszym tego słowa znaczeniu. Wyraża
raczej renomę, prestiż, a pod piórem pisarzy kościelnych przede wszystkim wartość moralną,
związaną z postawą wobec Boga i Jego sług. Niemniej jednak te zalety spotykają się ze
szczególną pochwałą, gdy występują u rodów, które swą potęgą, bogactwem, darowiznami na
rzecz Kościoła wsławiły się na oczach wszystkich w przeszłości... i są to przede wszystkim
rody należące do wielkiej arystokracji. śaden z autorów nie omieszkał zresztą podkreślić
faktu, iż cnoty te są w naturalny sposób przekazywalne w obrębie rodów; podkreślają również
reputację ludzi wywodzących się z tych rodów, uzyskaną w chwili narodzin.
Wynika z tego problem definicji. Czym jest szlachta? Czy wszyscy “szlachcice" z XI
wieku pochodzą z dawnej szlachty karolińskiej, z rodzin spokrewnionych z rodem
królewskim? Tego zdania był Adalberon, twierdząc, iż szlachta wywodzi się z krwi
królewskiej. Do tego poglądu skłaniają się także niemieccy historycy, a belgijski historyk L.
Genicot częściowo przyznaje im rację, w odniesieniu do regionów leżących na obrzeżach
Cesarstwa, a nawet w głębi Francji. Jego zdaniem, szlachectwo i wolność to pojęcia
zamienne, przekazywane przez urodzenie. Nie ulega wątpliwości, że wyższa arystokracja
nieustannie podkreślała ród, urodzenie oraz kondycję prawną tak przekazywanej wolności.
Jest to kwestia krwi.
Czy jest to jednak prawdą w odniesieniu do wszystkich szczebli tej arystokracji,
zwłaszcza jej najniższych warstw, do których należy większość milites? To trudniej
stwierdzić i możemy tutaj przyłączyć się do tezy, której broni między innymi Georges Duby:
szlachectwo miałoby pochodzić przede wszystkim od władzy sprawowanej nad ludźmi banu.
Gdyby tak było, objęłoby ono tych wszystkich, którzy wchodzą w posiadanie banu,
przekazanego prawowicie lub... przywłaszczonego bezprawnie. A zatem do szlachty mieliby
należeć kasztelani, a nawet rycerze, z chwilą objęcia części dawnej władzy publicznej, w ten
sposób “sprywatyzowanej".
Wreszcie, jak utrzymują niektórzy historycy, pomijając najświetniejsze rody wyższej
arystokracji, pojęcia szlachty nie sposób ściśle zdefiniować przed rokiem 1200. W XI i przez
znaczną część XII wieku szlachcicem miałby być ten, kto jest uznany za takiego wskutek
swego stylu życia, stosunków, bogactwa, władzy... a to niczego nie rozstrzyga, gdyż taki
sposób egzystencji widać wyraźnie wśród najwyżej postawionych rodów, lecz gdy schodzimy
na poziom drobnej arystokracji, stopniowo się on zaciera. Granicy dzielącej wówczas ludzi,
których ledwie ośmielano się nazywać “drobną szlachtą' (mediocres), od górnych warstw
chłopstwa wyraźnie przestrzegano jeszcze w XI wieku, a nawet w następnym stuleciu. Od
połowy XII wieku jednak, na przykład w niektórych regionach północnej Francji, posiadanie
wielkich dóbr ziemskich dopuszczało do tej kategorii, która przedtem stała otworem tylko
przed ludźmi w niej urodzonymi, piastującymi jakiś urząd publiczny lub zarządzającymi
zamkiem. Rozbieżne wnioski najwybitniejszych mediewistów ostatecznie potwierdzają, że
przed 1200 rokiem szlachta jest na obraz... samego słowa nobilis. Występuje ono w stopniu
wyższym i najwyższym. Między szlachtą i nie-szlachtą nie nastąpiło jeszcze radykalne cięcie,
co nie oznacza, że takiego cięcia nie ma, tyle że dokonuje się ono stopniowo, jak zapadanie
zmroku. W zależności od urodzenia, prestiżu przodków, własnej rangi, renomy, bogactwa
ziemi, potężnych przyjaciół, licznych wojowników, człowiek jest uznawany za szlachetnego,
mniej szlachetnego lub w najwyższym stopniu szlachetnego.
4. Szlachta a rycerstwo
Gdzie tutaj usytuować milites, których już można nazywać rycerzami? Stopnie
arystokracji pozwalają wyróżnić kilka przypadków. Jeśli chodzi o członków wyższej ary-
stokracji, nie ma wątpliwości: są oni zresztą nazywani “nader szlachetnymi rycerzami'
(nobilissimi milites)... nie tyle dlatego, że są rycerzami, ile że pochodzą ze świetnych i
potężnych rodów oraz że walczą konno na czele swych oddziałów. W przypadku członków
ś
redniej arystokracji, kasztelanów i ich największych wasali, stopniowej asymilacji ze
“szlachtą' przez cały XI wiek towarzyszyło - w przeciwnym kierunku - zjawisko stopniowego
przechodzenia władzy publicznej na ich poziom. Określenie “szlachetni i potężni rycerze"
wywodzi się nie stąd, że są rycerzami, ale stąd, że są panami banu, tej cząstki władzy niegdyś
królewskiej, potem hrabiowskiej, a przez nich przejętej. Stanowią oni znaczną część
rycerstwa książąt. Znaczną część, ale nie całość, a być może i nie większość. W zamkach
bowiem, w garnizonie, w najbliższym otoczeniu kasztelanów, do którego należą zbrojni,
eskorta, są jeszcze inni rycerze (milites castri, gregarii, nutriti, satellites, rycerze z drużyny
itd.), mający różną rangę: wasale osiedleni, dysponujący dochodami wystarczającymi na ich
wyposażenie; wasale gospodarzący na dobrach dziedzicznych, wymykający się jeszcze
rosnącej dominacji więzów zależności, ale również w trudnej do uchwycenia proporcji;
dependenci w bardziej ścisłym znaczeniu - żywieni w zamkach synowie zrujnowanych
rodziców, młodsi bracia, którzy nie mogli lub nie chcieli opuścić świata i wejść w szeregi
ludzi Kościoła, a których rozwinięta w XII wieku zasada uprzywilejowania pierworodnych
spycha do rangi dependentów, najemników albo błędnych rycerzy. Należy tu jeszcze dodać
zbrojne sługi, chociaż teksty narracyjne niewiele o nich mówią. Widzimy ich wyraźnie poza
granicami Francji: rycerze-wasale w Cesarstwie, hiszpańskie rycerstwo plebejskie itd.
Przed 1200 rokiem istnieje więc różnica między szlachtą i rycerstwem, nawet jeśli w
wyższych warstwach te dwa pojęcia odnoszą się do tych samych osób i służą jedynie do opisu
dwóch odmiennych aspektów ich postaci: rodzinnych korzeni (narodzin, rodu) z jednej
strony, a prawa noszenia broni z drugiej. Przed końcem XII wieku nie należy jednak
rozciągać tej tożsamości na wszystkich wojowników.
Rycerstwo kształtuje się więc w XI wieku w warstwach niższych od uznanej szlachty.
Stanowi ono kategorię społeczną, a raczej społeczno-zawodową, złożoną z tych wszystkich,
którzy nie słyną ani z przynależności do szlachetnego rodu, ani z bogatych posiadłości
ziemskich, ani nie mają prawa banu pana feudalnego. Ich wspólną cechą jest jednak
uzbrojenie charakterystyczne dla rycerzy - uzbrojenie zresztą kosztowne, co oczywiście
wyklucza biedaków... chyba że otrzymają takie wyposażenie. Wszyscy służą swemu
seniorowi włócznią i mieczem, konno, o ile zaś nie są uznawani za swoich przez chłopów, na
których patrzą z góry, to nie są również przyjmowani wśród szlachetnie urodzonych, którzy
ich zatrudniają.
5. Od rycerstwa do szlachectwa?
Rycerstwo jest jednak niekwestionowanym środkiem awansu społecznego. Dostęp do
szlachectwa nigdy w istocie nie był zupełnie zamknięty. Jedną z najlepszych dróg awansu
społecznego - o ile nie jedyną - było władanie orężem. Dzięki rzemiosłu wojennemu synowie
zamożnych chłopów lub skromnych rodów mieli szansę wyróżnić się w oczach pana
feudalnego, któremu służyli, uzyskać od niego (albo zedrzeć ze swych podwładnych) dobra
lub ziemie; co więcej: poślubić osobę wyższej rangi niż oni sami, co pozwalało im wspiąć się
wyżej w świecie arystokracji. Poprzez rycerstwo paru wojowników niskiego pochodzenia
zdołało w ten sposób wślizgnąć się w świat szlachty. A przede wszystkim sprawić, że ich
dzieci, synowie matki szlachetniej urodzonej niż ojciec, należały do tej sfery. Awans
pozostawał jednak sprawą przypadku, a nie dokonywał się w sposób systematyczny. Dla tych
drobnych rycerzy kondycja rycerska miała charakter osobisty, wiązała się z wykonywaniem
zawodu i mogli ją stracić (co widać na przykład w paru opisach zwyczajów <coutumes>,
jakie zachowały się do naszych czasów), gdyby utracili zdolność prowadzenia walki konno,
czy to z powodu wieku lub choroby, czy też dlatego, że już nie posiadają uzbrojenia
niezbędnego w tym rzemiośle. Innymi słowy, o ile rycerstwo mogło prowadzić do
szlachectwa, to go nie przyznawało.
Niemniej jednak wspólny styl życia, władanie orężem i stosowanie siły, udział w
walkach, w turniejach, w grabieżach, w rozmaitych rozrywkach oddziałów stanowiących straż
niewątpliwie zbliżały wszystkich rycerzy do siebie, niezależnie od ich rangi. Było tak przede
wszystkim wtedy, gdy związki małżeńskie tworzyły powinowactwa, ściślej wiążące z
arystokracją ludzi, którzy przedtem sytuowali się na jej obrzeżach. Rycerstwo zbliżyło się
wówczas do szlachty i usiłowało się w nią wtopić. Różnorodność modeli poszczególnych
regionów wciąż jednak pozostaje znaczna. Proces fuzji nie odbywa się wszędzie w tym
samym rytmie ani w tym samym zakresie. Można wysunąć następujący pogląd: ten zlepek był
zjawiskiem tym wcześniejszym, im bardziej pojęcie władzy publicznej uległo osłabieniu. Na
przykład w regionie Macon gdzie bardzo wcześnie zaczęto podważać władzę hrabiów, w
drugiej połowie XI wieku fuzja ta wydaje się faktem dokonanym; w owym czasie wszyscy
rycerze są już “dziedzicami". Asymilacja nastąpiła nieco później w środkowej Francji i w
Katalonii, a jeszcze później w Hiszpanii, w Normandii, w północnych regionach Francji. W
aktualnych granicach Belgii, w Holandii, w Niemczech fuzję tę można dostrzec dopiero w
XIII czy XIV wieku, a nawet później.
Te rozbieżne wnioski mogą dziwić. Wynikają one z paru czynników: z różnorodności
gatunkowej badanych źródeł, z cech szczególnych każdego regionu, odmiennej sytuacji
politycznej, a także z różnorodności podejścia poszczególnych badaczy i mniej lub bardziej
wyraźnych różnic w postrzeganiu przez nich pojęć szlachectwa i rycerstwa.
6. Od szlachectwa do rycerstwa
Pozostając przy ogólnych zarysach, można jednak stwierdzić około 1200 roku proces
zamykania się w sobie arystokracji, która usiłuje lepiej określić właściwe sobie cechy,
obronić swe przywileje, ukonstytuować się jako kategoria prawna i zamknąć się w swoim
kręgu. Wobec rosnącego zagrożenia ze strony mieszczaństwa, którego bogactwo i
umiejętność postępowania zjednują sobie książąt, arystokracja usztywnia się i broni,
akcentując dwie cechy, które ją wyróżniają lub uświetniają: urodzenie i władanie mieczem.
Literatura wyraźnie to pokazuje: od schyłku XII wieku surowo krytykuje książąt, którzy tak
jak królowie Francji otaczają się nie-szlachcicami, a zaniedbują rycerzy. W tym samym
czasie szlachta zastrzega dostęp do rycerstwa dla swych synów.
Pasowanie na rycerza staje się sposobem kontroli społecznej w rękach szlachty, która
ugruntowuje swoją odrębność i pozycję, zaczyna stanowić kastę prawną - w jej szeregach nie
ma już miejsca dla przybyszów. Zwyczaje uściślają, że syn miles nie pasowanego na rycerza
osiągnąwszy wiek dwudziestu pięciu lat popada w kategorię rustici. W 1186 roku cesarz
Fryderyk Barbarossa wyklucza z rycerstwa synów księży lub chłopów; w 1231 roku
“konstytucje ogłoszone w Melfi" (Sycylia) umacniają te rozporządzenia. Można się w tym
dopatrywać zarówno zamknięcia rycerstwa, które od tej pory jest zastrzeżone dla synów
szlacheckich, jak i woli władzy cesarskiej, która chce poddać swej kontroli szlachtę, gdyż
jedynie specjalne zezwolenie władcy może uchylać te zakazy. Pasowanie na rycerza jawi się
zatem jako sposób selekcji odnoszący dwojaki skutek, z jednej strony w rękach szlachty, a z
drugiej - władcy: arystokracja zamyka dostęp do rycerstwa a więc wszelką możliwość
osiągnięcia stanu szlacheckiego - przed tymi wszystkimi, którzy nie mają rycerzy już wśród
swych przodków (od czterech pokoleń), ale z drugiej strony władza centralna, przede
wszystkim tam, gdzie jest mocna, zatwierdza ten sposób działania, jednocześnie zastrzegając
sobie możność przyznawania odstępstw od tej zasady i w ten sposób pozostając mistrzem
ceremonii pasowania, które nadaje szlachectwo.
Czy można stwierdzić, że już teraz rycerstwo dotarło do szlachty? To raczej szlachta
przysposabia rycerstwo, przyłącza je do siebie oraz przypisuje sobie jego wartości i prestiż,
który tym samym zwiększa. Urodzenie stało się niezbędnym warunkiem przynależności do
rycerstwa i niektórzy historycy wyciągają z tego wniosek, jakoby szlachectwo było
“zdolnością do zostania rycerzem". Należy raczej powiedzieć, że zastrzegło rycerstwo dla
siebie, ono zaś staje się najwyższym stopniem szlachectwa.
W XI i w XII wieku bynajmniej nie wszyscy rycerze byli szlachcicami; w XIII i w
XIV wieku powstaje sytuacja odwrotna: wszyscy rycerze są szlachcicami lub zostają
uszlachceni, lecz już nie wszyscy szlachcice są rycerzami. Pasowanie, coraz bardziej wy-
stawne i kosztowne, w istocie już nie jest dla szlachty koniecznością: zastrzega je ona tylko
dla niektórych spośród swych synów jako swoiste dodatkowe odznaczenie, ukazujące
przystąpienie do rycerstwa, którego wymiar honorowy przewyższa teraz wszystkie inne.
Toteż w XIV wieku widzimy, jak bardzo waleczni dowódcy, na przykład Du Guesclin, przez
wiele lat walczą jako rycerze na czele swych wojsk, nim zostaną “uczynieni rycerzami" w
wieku trzydziestu czterech lat. Przykład ten jest typowy, a nie odosobniony, i trafnie ujmuje
nowy sens, jakiego nabrało teraz rycerstwo. Rycerstwo szlachecką korporacją? Jest ono zwią-
zane z systemem wasalnym i z feudalizmem, z arystokracją i ze szlachtą, ale nigdy się
całkowicie nie utożsamiło z żadną z tych kategorii. Od swego powstania do końca
Ś
redniowiecza rycerstwo przejawia nie tyle cechy klasy społecznej czy kategorii prawnej, ile
właściwości, jakie później napotykamy w korporacjach. Można by je więc zdefiniować jako
korporację elitarnych wojowników walczących konno z bronią charakterystyczną dla tej
zacnej profesji, zgodnie z jej kodeksem deontologicznym. Rycerstwo ma swoich świętych
patronów, świętych wojowników (oraz, co dziwne, Najświętszą Maryję Pannę); ma swoich
mistrzów, pracodawców rycerzy, ich seniorów; ma swój obrzęd przyjęcia, pasowanie, do
którego jeszcze wrócimy. Ma swych nowicjuszy giermków - a przynajmniej niektórych z
nich. Praktykuje cnoty cechu rzemiosła wojennego; początkowo otwarte, zamyka się u
schyłku XII wieku, co znacznie później uczynią również inne korporacje. W ten sposób
chroni siebie z inicjatywy swych mistrzów, arystokracji i szlachty, zastrzegającej wyłącznie
dla swych synów wstęp do owej szlachetnej korporacji, owego wyższego stanu rycerstwa,
które tymczasem przybrało zabarwienie ideologiczne - do czego niebawem wrócimy.
II. Rycerstwo, elitarna konnica
732 rok: Karol Młot odnosi zwycięstwo nad Arabami pod Poitiers. Zdanie to w swej
lapidarnej formie stanowi prawdopodobnie jeden z klejnotów historii wydarzeń, niegdyś
nauczanej we francuskich szkołach podstawowych. Krytykowano ją, ale miała ona
przynajmniej tę zaletę, że dostarczała punktów odniesienia, sprawdzonych i znaczących
wytycznych. Tu widzimy właśnie jeden z tych punktów odniesienia: po raz pierwszy w tak
jednoznaczny sposób wielki najazd muzułmańskiej konnicy rozbił się o zaciekły opór
frankijskiej piechoty pod dowództwem majordoma Karola Młota. Operacje wojskowe dla
odzyskania południa Francji, jakie prowadzono po Poitiers, pozostawiły w zbiorowej pamięci
trwałe wspomnienia, tkwiące u źródeł wielu pieśni rycerskich [chansons de geste; gesta -
czyny] sławiących Wilhelma z Septymami, hrabiego Tuluzy, Wilhelma z epopei, głównego
bohatera cyklu noszącego jego imię, stanowiącego wraz z Rolandem wzór średniowiecznego
rycerza. Wojownik przeobraził się w rycerza. Metamorfoza ta, dokonana między epoką
wydarzeń (VIII wiek) i epoką redakcji dzieł, które trzysta pięćdziesiąt lat później czerpały
inspirację z owych wydarzeń, trafnie ilustruje rewolucję militarną znamienną dla tego okresu:
rozwój ciężkiej konnicy. Proces ten rozpoczyna się za panowania Karolingów.
1. Karolińska konnica
Operacje wojskowe prowadzone przez władców karolińskich polegały przede wszystkim na
zajmowaniu miast, obleganiu twierdz, budowie fortyfikacji. Historycy zgodnie jednak
twierdzą, że u podstaw militarnych sukcesów Karola Wielkiego legły dwa czynniki: liczba
jego wojowników i wartość jego ciężkiej konnicy.
Liczebność wojowników trudno oszacować. Rekrutacja opierała się na prawie, jakie miał
władca do powoływania pod broń wszystkich wolnych mężczyzn, swych poddanych, bez
określania czasu trwania służby. śołnierze musieli zapewnić sobie wyposażenie na własny
koszt. W rzeczywistości, zważywszy na obszar Cesarstwa, obowiązku tego nie dało się
egzekwować. W wypadkach skrajnego zagrożenia wprowadzano go tylko po to, by lokalnie
zorganizować obronę. Wojska zwoływane niemal każdego roku w celu odbycia dalekich
kampanii opierały się przede wszystkim na systemie wasalnym: hrabiowie, opaci i biskupi,
osiedleni wasale korony mieli dostarczyć na królewski ost [wyprawę wojenną] należycie wy-
posażonych wojowników, w liczbie proporcjonalnej do wielkości beneficjów terytorialnych,
jakie otrzymali. Historycy nie są całkowicie zgodni co do tej liczby, którą jedni szacują na
mniej niż 5000, inni zaś na mniej więcej 50 000. Nieścisłość tych szacunków nie powinna
dziwić; w odniesieniu do Średniowiecza tak wyglądają dane. Historyka to irytuje, lecz musi
do tego przywyknąć.
Do armii wasali królewskich, których obowiązki militarne są ściśle określone,
dochodzą kontyngenty ludzi wolnych, od 806 roku rekrutowanych według zasady: jeden
zbrojny na cztery posiadłości wiejskie (czyli około 15 ha). Do tego trzeba dodać jeszcze
jeźdźców ochotników, których pociąga przygoda lub perspektywy łupu - zawodowych
wojowników Oczywiście lwią część kontyngentu stanowią piechurzy Konnica to niewiele
ponad jedna dziesiąta całości. Odgrywa jednak ważną rolę, nawet jeśli jeźdźcy częściej toczą
walki pieszo niż konno: jest w istocie lepiej uzbrojona i... bardziej wypoczęta niż piechurzy
Lekka konnica to w gruncie rzeczy tylko piechota z transportem. Ciężka konnica także w
znacznej mierze jest taką piechotą, lecz już dysponuje uzbrojeniem charakterystycznym dla
rycerza: długa włócznia z zaczepem, okrągła lub owalna tarcza, długi miecz obosieczny,
drugi, krótszy miecz z jednym ostrzem, a przede wszystkim broń obronna, zapewniająca dość
pewną ochronę: broigne, czyli kolczuga. Ph. Contamine szacuje całość ciężkiego
wyposażenia na prawie 50 solidów, a więc równowartość trzech lub czterech lat pracy
zwykłego robotnika w tych czasach. Jak walczyła ta ciężka konnica? Historycy (L. White)
jeszcze niedawno wyolbrzymiali fakt pojawienia się strzemienia, które miało jakoby
zrewolucjonizować technikę prowadzenia walki i umożliwić powstanie feudalnego rycerstwa;
strzemię musiało jednak być już znane i rozpowszechnione w VIII wieku, nie powodując
mimo to zasadniczych zmian w metodach walki. Większość starć odbywa się pieszo, nawet
jeśli dysponujemy wskazówkami, że istniały walki na włócznie, pozorowane walki konne,
które wydają się zapowiedzią późniejszych turniejów. Zwłaszcza włócznia nadal jest
wykorzystywana jako broń kolna, a także jako broń miotana, jak oszczep. Rewolucja w
dziedzinie taktyki dopiero nastąpi.
2. Epoka postkarolińska
Niepokoje dynastyczne, jakie pojawiły się po śmierci Ludwika Pobożnego (840) były
potwierdzeniem zerwania jedności Cesarstwa i rozdrobnienia terytorialnego. Powstają
wówczas księstwa i uzysku ją niemal całkowitą autonomię; przywłaszczają sobie dawne
prawa królewskie.
Najazdy Duńczyków pogłębiły jeszcze poczucie braku bezpieczeństwa, spowodowane już
starciami zbrojnymi między wielmożami spierającymi się o władzę. Źródła monastyczne z
pewnością wyolbrzymiły spustoszenia dokonane przez tych ludzi Północy (stąd wzięło się
słowo Normand), gdyż chętnie napadali oni na klasztory, by je grabić. Prawem reakcji
niektórzy historycy z kolei przesadnie zminimalizowali te straty, posuwając się nawet do
przypisywania im niekiedy pozytywnej roli w gospodarce: najeźdźcy mieli jakoby na nowo
puścić w obieg zgromadzone w klasztorach bogactwa. Trzeba jednak uznać, że siali oni
trwogę. Dowodzi tego liturgia (msze przeciwko Duńczykom, poganom itd.), a także
obrabowane i spustoszone klasztory, a tym bardziej bezradność władz, zmuszonych do
płacenia haraczu, by opłacić odjazd normandzkich band. W 911 roku Karol Prostak został
nawet zmuszony odstąpić im znaczną część Neustrii, zmienionej na księstwo Normandii.
Konsekwencje tego poczucia niepewności - uzasadnionego czy subiektywnego - nie są bez
znaczenia dla omawianej tu kwestii. Nie ulega wątpliwości, że przyspieszyły one rozpoczęty
już proces rozdrobnienia terytorialnego i wzmocnienia władzy miejscowych wielmożów,
gdyż tylko oni byli w stanie zapewnić ludności w miarę skuteczną obronę. Teraz już wojny
mają charakter nie tylko “narodowy", a ściślej biorąc królewski; na początku X wieku
angażują one książęta i hrabiów, nieco później kasztela nów, a nawet zwykłych rycerzy.
Poczucie zagrożenia w feudalizmie teraz już nie wynika z najazdów normandzkich, które
stały się rzadkością od czasu odstąpienia Normandii; ani z najazdów Madziarów, od kiedy
niemiecki władca Otton Wielki na czele ciężkiej konnicy rozpędził na Lechowym Polu koło
Augsburga (955) madziarskich jeźdźców, nie mających żadnej broni obronnej; ani z
wypadów Saracenów, których ostatni bastion, La Garde Freinet, padł w 972 roku. Teraz
zagrożenie pochodzi z sąsiednich kasztelanii. Istotnie, od końca X wieku tam, gdzie władza
centralna najwcześniej osłabła, kasztelani mają dowództwo nad wojskiem, połączone z
komendą nad zamkami.
Zamki powstają wówczas bardzo licznie. Niekiedy odgrywają rolę strategiczną, lecz
przede wszystkim służą jako schronienie dla wojowników, którzy mieszkają w nich jak w
garnizonie, co pozwala im nadzorować, kontrolować, dominować i wyzyskiwać okoliczną
ludność; służą także jako baza wypadowa dla zbrojnych ekspedycji rycerzy na terytoria
sąsiednich kasztelanii. Jest to prawdą w odniesieniu do zamków “legalnych", wybudowanych
przez hrabiów, prawowitych posiadaczy władzy publicznej, i powierzonych pieczy ich zau-
fanych, ich wasalów; odnosi się to jednak również, i to być może w jeszcze większym
stopniu, do zamków zwanych niegdyś “bastardzimi" (powstałych bez zezwolenia hrabiów),
których liczbę i wpływ prawdopodobnie wyolbrzymiono. Jakkolwiek było, XI wiek jest z
pewnością stuleciem zamków. W X wieku istniało ich niewiele. Około 1050 roku jest już ich
dużo, a około 1100 jeszcze więcej. W ciągu stu lat ich liczba, zależnie od regionu, wzrosła
trzykrotnie, pięciokrotnie, a niekiedy dziesięciokrotnie i więcej. Rozkwit ten nie zanikł i
później - trwał przez całe Średniowiecze. W XI wieku jednak przejawiał się w sposób
najbardziej żywotny. Właśnie wtedy następuje prawdziwa “rewolucja zamkowa".
W większości zamki te są na razie tylko obwarowaniami z drewna i ziemi,
zbudowanymi na naturalnym wzniesieniu mającym znaczenie strategiczne albo, jeszcze
częściej, na sztucznym pagórku, nasypie. Te ostatnie, niedawno wydobyte na światło dzienne
przez archeologię, składały się z drewnianej wieży postawionej na sztucznym nasypie, okolo-
nym fosami i palisadami. Kamienna wieża, która stanie się donżonem, pojawia się na
początku XI wieku lub nieco wcześniej, ale jest jeszcze rzadkością. Zamek z kamienia
rozpowszechnia się dopiero w następnym stuleciu. Trudne do zdobycia lub zniszczenia -
głównym atutem oblegających był pożar - zamki wraz z milites były podstawą potęgi panów.
Widać to wyraźnie po zaciekłości, z jaką kontrolowali je książęta i królowie podczas
zamieszek. Tak było w przypadku młodego diuka Wilhelma z Normandii w pierwszym
okresie jego panowania czy też króla Francji Ludwika VI na początku XII wieku.
3. Narodziny rycerstwa
Innym czynnikiem stanowiącym o potędze, związanym ściśle z pierwszym, są ludzie,
wojownicy, a zwłaszcza ciężka konnica, składająca się ze sług domowych uzbrojonych przez
panów oraz z ich wasali, osiedlonych lub najmowanych. Piechurzy (pedites)
najprawdopodobniej odgrywają w konfliktach rolę mniej drugorzędną, niż to utrzymują
teksty, wysławiające wyczyny dowódców na czele konnicy. Nie można jednak zanegować
faktu, iż od połowy XI wieku, zarówno w walkach, jak w sposobie myślenia, faktyczną
przewagę miała ciężka konnica.
Uzbrojenie rycerza jest dobrze znane. Ulega pewnym zmianom, gdy w XI wieku walka na
koniu przechodzi prawdziwą rewolucję. Dla zobrazowania tego faktu dysponujemy zupełnie
wyjątkowym dokumentem: gobelinem z Bayeux, wykonanym około 1086 roku z inicjatywy
biskupa-wojownika Odona z Bayeux, przyrodniego brata Wilhelma Zdobywcy. Ten istny
ś
redniowieczny komiks w obrazach opatrzonych bardzo krótkim komentarzem pisanym
opowiada o podboju Anglii, a przede wszystkim o rozstrzygającej bitwie pod Hastings w
1066 roku. Niestety, nie zostało tu przedstawione starcie między rycerzami, gdyż w tej epoce
Sasi staczali walki jeszcze przede wszystkim pieszo, uzbrojeni w łuki, oszczepy, miecze i
duńskie topory. Niemniej jednak uzbrojenie normandzkich rycerzy i ich metody walki zostały
tam opisane z niezwykłą precyzją.
Przedstawione tu uzbrojenie charakteryzuje odtąd rycerza. Kolczuga, druciana
koszulka sięgająca kolan, rozcięta z przodu i z tyłu, by można było dosiadać konia; kask z
osłoną nosa, o lekko spiczastym kształcie, który stopniowo będzie się przekształcać w
bardziej zamknięty hełm, zaokrąglony, a później bardziej płaski na szczycie; puklerz lub
tarcza, wąska i długa, spiczasta u podstawy, jest trzymana na lewym ramieniu lub zwisa u
szyi wojownika, gdy jedzie on na koniu. Osłania głównie lewy bok rycerza; miecz jest tutaj
krótszy niż w poprzedniej epoce. Później wrócimy do włóczni, której zastosowanie radykalnie
się zmienia.
Nie należy lekceważyć roli łuczników. Ogólnie rzecz biorąc, broń wystrzeliwana lub
miotana wydaje się tutaj najczęściej występować, ze wspomnianych już powodów: Sasi
walczą pieszo. Z punktu widzenia naszych rozważań główna wartość tego dokumentu polega
na tym, że przedstawia on równolegle trzy możliwe zastosowania włóczni przez rycerza: 1)
jako oszczepu, i to najczęstszy tutaj przypadek; 2) jako piki, którą rycerz włada pionowo, z
góry do dołu, trzymając zgięte ramię, rzadziej z dołu do góry, a czasem zadając cios wprost,
wyrzucając ramię przed siebie; 3) jako broni natarcia frontalnego.
Nowa metoda walki pojawiła się prawdopodobnie na krótko przed opisaną tutaj bitwą. Stała
się możliwa dzięki rozpowszechnieniu się strzemion (VIII wiek), głębokiego i rozłożystego
siodła (X wiek), które przekształci się w siodło z podniesionymi łękami, zwane “siodłem
kłującym', dzięki rozwojowi hodowli bardziej krzepkich koni, a przede wszystkim dzięki
pewnej nowatorskiej idei. Idea ta polega na tym, by nie powierzać już samemu ramieniu
jeźdźca siły ciosu piką, jak w dwóch poprzednich rodzajach zastosowania, w których walka
na koniu jest zwykłą odmianą walki pieszych. Prędkość konia nie była tutaj przydatna, a
nawet mogła się okazać zgubna; ponadto cios był skuteczny dopiero w bitewnej ciżbie,
niemal w starciu wręcz. Przeciwnie, nowa metoda łączy całość koń-jeździec-nieruchoma
włócznia, i zmienia prędkość konia w siłę uderzenia. Aby to osiągnąć, rycerz już nie rzuca
oszczepem ani nie manewruje włócznią, chcąc zadać cios. Trzymają nieruchomo pod pachą,
w stałej pozycji poziomej, aż do chwili natarcia. Celem jego ataku jest przeszycie na wylot, a
przynajmniej zrzucenie przeciwnika z siodła.
Wtedy to konnica zmienia się w rycerstwo, gdyż walka na koniu nabiera znamiennych
dla siebie cech, swych ostatecznych rysów. Rycerze, ciężko uzbrojeni, by w miarę możności
stawić opór takiej sile uderzenia, przypuszczają teraz szybkie szarże, skupieni w zwartych
oddziałach (conrois), mających odepchnąć przeciwnika, przerwać jego linie, wedrzeć się w
nie, wzniecając w ten sposób panikę w szeregach wroga, którego łatwo wtedy doścignąć i
pokonać. Zwartość i solidarność rycerzy zapewnia szarży niemal niezwyciężoność,
wzmocnione jeszcze przez rosnącą jakość ich uzbrojenia obronnego.
Aby unaocznić to, co nowa metoda wniosła do taktyki wojennej, być może należy ją
porównać do rewolucji, jaką w XX wieku spowodowało pojawienie się na polach walk
dywizji pancernych.
Konnica doborowa. Oczywiście, nie wszyscy jeźdźcy przeobrażają się w rycerzy. Można
sądzić, że ich względna liczba zmalała, a nowa metoda przyczyniła się w ten sposób do
wykształcenia elitarnej konnicy, w której rozpoznajemy rycerstwo w jego aspekcie zarówno
społecznym, jak militarnym.
Jest to konnica doborowa, gdyż nowa metoda nie znosi improwizacji. Potrzeba
wytrwałego treningu, by być skutecznym i trafić w cel, samemu nie będąc trafionym przez
ostrze przeciwnika. Do tego treningu służy manekin ćwiczebny do atakowania z galopu:
rycerze odbywają ćwiczenia szarżując na niego lub tarczę umieszczoną na drewnianym
stojaku, podczas walk na włócznie i turniejów. Jeszcze do tego wrócimy. Na ra zie warto
podkreślić, że chodzi teraz o bardzo szczególny trening i od tej pory nie można już używać
wymiennie słowa “rycerz" i “wojownik". Rycerstwo stało się najważniejszym rodzajem
wojska, we wszystkich znaczeniach tego przymiotnika. Mężczyźni przeznaczeni do rzemiosła
rycerskiego są więc dobierani według określonych kryteriów. Wychowuje się ich i kształci w
tej perspektywie. Najpierw, w bardzo młodym wieku, uczą się doglądania koni, czyszczenia
broni, dosiadania konia itd. Potem służą jako giermkowie. Łacińskie słowo scutifer (a jeszcze
bardziej armiger) odnosiło się pierwotnie do żołnierza noszącego lekką broń. Później zaczęło
oznaczać sługę, dbającego o rycerza, u którego służy, nosi jego broń i tarczę, prowadzi jego
konie, ugniata jego kolczugę, by była bardziej giętka - krótko mówiąc - sprawuje swego ro-
dzaju pieczę nad swym panem. Młodzi szlachcice, późniejsi rycerze, w ten sposób terminują
przemieszani z innymi giermkami, skromniejszego pochodzenia, którzy z pewnością nigdy
nie zostaną rycerzami i całe życie spędzą pełniąc tę podrzędną funkcję. Od XII wieku każdy
rycerz ma do dyspozycji dwóch lub kilku giermków i wyraźnie widać, że licz ba rycerzy nie
podwaja się z pokolenia na pokolenie.
Jest to konnica elitarna, również dlatego, że pełne wyposażenie jest ciężkie i
kosztowne. Ciężkie? nie aż tak, jak często uważano, przynajmniej w odniesieniu do XI i XII
wieku: waga kolczugi, obciążającej ramiona, nie przekraczała 10 - 12 kg, miecz - 2 kg, a hełm
ważył nieco ponad kilogram. Niezbędna jednakże była do tego siła fizyczna, by przy takim
wyposażeniu (będąc pasowanym) manewrować długą włócznią i mieczem. W powieściach i
pieśniach rycerskich pasowano piętnastolatków: chciano w ten sposób podkreślić
przedwczesną dojrzałość bohatera, jego nadzwyczajną siłę. W rzeczywistości wydaje się, że
powszechnie pasowano starszych, osiemnasto - dwdwudziestolatków. Znani są natomiast
rycerze, którzy wciąż brali udział w walkach w wieku uważanym przez nas za bardzo
podeszły do tego rodzaju zajęć: Wilhelm le Marechal w 1217 roku miał z pewnością powyżej
sześćdziesiątki.
Ekwipunek był kosztowny. śelazo należało do rzadkości, a tym bardziej wysokiej jakości
kolczuga, która się nie rozdzierała, mocne i ostre miecze, a przede wszystkim wierzchowce
zaprawione do wojaczki, których nie przerażały ani krzyki, ani szczęk oręża. Każdy rycerz
musiał posiadać kilka koni i, jak widzieliśmy, utrzymywać paru giermków.
Kim jest rycerz? Nie może nim być każdy chętny. Niezależnie jednak od jakiejkolwiek
kontroli społecznej sytuacja ekonomiczna, jakiej wymagało rycerstwo, zastrzega je dla ludzi
dysponujących znacznymi środkami i wolnym czasem na ćwiczenia... lub dla tych, których
oczywiste warunki fizyczne rekrutują do służby wielmożom. Jak mówiliśmy, w XI i w XII
wieku rycerze wywodzą się z rodów wielmożów lub ich wasali czy też ich zbrojnych
domowników. Są wśród nich także profesjonaliści - najemnicy, będący na żołdzie,
rekrutowani niezależnie od jakichkolwiek zobowiązań wasalnych.
W XII wieku najemników było nawet coraz więcej; władcy usiłują odzyskać swą
władzę i czasem odnoszą się nieufnie do szlachty i jakości służby w królewskim wojsku (ost).
Aby podbić Anglię w 1066 roku, Wilhelm Zdobywca wezwał nie tylko swych wasali, lecz
także rycerzy przybyłych z różnych regionów, których wynagradzał pieniędzmi i zdobytymi
ziemiami. Idąc w jego ślady, Plantageneci często korzystali z usług płatnych rycerzy, najem-
ników, w swej walce z królem z dynastii Kapetyngów. Jan bez Ziemi, atakując Normandię
odbitą na krótko przedtem przez Filipa Augusta, dysponował ośmiuset rycerzami z tytułu
feudalnego ost, a także płatnymi rycerzami, sierżantami (czyli wojownikami, którzy nie byli
rycerzami) i łucznikami. Filip August go naśladował, i w jego wojskach widać rzeczywisty
wzrost udziału najemników. Rycerze otrzymują tam żołd w wysokości 5 - 10 solidów
dziennie, konni strażnicy 5 solidów, konni kusznicy 4 - 5 solidów, piesi 1 - 2 solidy itd.
Pochodzenie społeczne tych konnych sierżantów pozostaje jeszcze przedmiotem dyskusji,
gdyż niektórzy dopatrują się w nich synów drobnej szlachty, inni - wojowników
wywodzących się z ludu, mieszczan, których nikt nie pomyli ze szlachtą. Rosnący udział tych
opłacanych wojowników wymagał środków finansowych: znaleziono je w wykupie
ś
wiadczeń feudalnych, ecuage, które rozpowszechniło się w drugiej połowie XII wieku,
najpierw w Anglii, a potem we Francji i w Niemczech. Równolegle, królowie Francji coraz
bardziej się opierali, zwłaszcza w XIII wieku, na ośrodkach miejskich, będących twierdzami i
dysponujących od czasu wprowadzenia gmin (communes) własną organizacją wojskową. Są
to nowe siły militarne, które wymykają się rycerstwu i stają się dla niego konkurencją.
4. Ewolucja uzbrojenia
U schyłku XII wieku rozpoczyna się ciągły proces doskonalenia technicznego i
technologicznego. Znacznie ulepszono ochronę rycerza siedzącego na koniu. Po pierwsze,
starano się lepiej zabezpieczać dłonie, stopy, szyję (wykonane z kółek kolczugi, rękawice z
jednym palcem i nogawice, “czepiec z kółek", dolna część hełmu). W XIII kask zmienia się w
zamknięty hełm opierający się na ramionach, mający tylko jeden lub dwa otwory na oczy. W
XIV jest to szyszak z wizjerem o bardziej skomplikowanym kształcie. Niektóre hełmy
używane podczas turniejów są przeładowane ozdobami, o czym świadczy, nie bez popadania
w przesadę - ikonografia poświęcona turniejom na iluminowanych stronicach manuskryptów,
przede wszystkim epopei. Od schyłku XII wieku, a być może i wcześniej, także i konie mają
zapewnioną ochronę, jeśli wierzyć paru opowieściom opisującym konie pokryte żelazem.
“Osłony" te, wytwarzane z tego samego materiału co kolczugi rycerzy, rozpowszechniły się w
wieku XIII.
Kolczuga od X do XIV wieku (a nawet dłużej, gdyż jest wytwarzana nawet współcześnie w
niektórych regionach Azji czy Bliskiego Wschodu) zapewnia rycerzowi najlepszą ochronę.
Stopniowe jej ulepszanie pozwala wreszcie zrezygnować z tarczy, która stała się
bezużyteczna. W wiekach XI - XIII składa się ona z względnie giętkiego odzienia, się-
gającego kolan, zrobionego z kółek, drobnych, przeplatających się ogniw z żelaznego drutu,
wchodzących jedne w drugie i ciasno związanych. Być może tu i ówdzie zachował się
pancerz z niewielkich płytek metalu naszytych na skórzaną tunikę jak łuski, zwany brogne.
Wydaje się jednak, że większość historyków widzi w brogne i haubert jedną i tę samą część
zbroi ochronnej. Kolczuga zapewnia skuteczną ochronę tylko przed ciosami zadawanymi
(mieczem) i najsłabszymi pociskami (oszczepy, strzały z tradycyjnych łuków). Natomiast
silne ciosy na odlew dziurawią ją i rozpruwają, a bełty z kuszy, znanej od początku XI wieku,
bez trudu ją przebijają. Dlatego kusza, wywodząca się z Włoch i stanowiąca specjalność
genueńczyków, została wzgardzona przez rycerstwo. Władze kościelne potępiły jej
stosowanie (przynajmniej między chrześcijanami) w paru deklaracjach soborowych od 1139
roku (sobór laterański II). Bez większego powodzenia. Jednakże powolność strzelania z kuszy
(dwa strzały na minutę) sprawiała, że broń ta była bardziej skuteczna podczas oblężenia niż
na polu bitwy. Inaczej było z wielkim, wzmocnionym łukiem z południowej Walii; można
było z niego wystrzelić długie i mocne strzały pięć czy sześć razy szybciej. Legło to u
podstaw nowych ulepszeń taktycznych i technologicznych.
W kierunku zbroi płytowej. Kolczuga zapewnia wzmocnioną ochronę dzięki płytkom z
metalu lub z wygotowanej skóry umieszczonym w miejscach najbardziej narażonych na
ciosy: na piersi, łokciach, kolanach. Te ulepszenia z początku XIII stulecia pozostają jeszcze
ograniczone z powodu zbyt małego postępu metalurgii. Zapewniają jednak większą ochronę
rycerza przed strzałami i ciosami piki, umożliwiają więc wykorzystanie szarży przeciw pie-
churom. Ostateczna przemiana dokonuje się w XIV wieku dzięki rozpowszechnieniu się zbroi
płytowej, złożonej ze sztywnych, połączonych ze sobą elementów, która stopniowo zajmuje
miejsce zbroi z kółek kolczugi, by sto lat później całkowicie ją wy przeć. Ochrona osiąga
maksymalną skuteczność wraz z płytową (“białą") zbroją, która zaznacza kres ewolucji w
kierunku jednolitej, sztywnej zbroi, z dodatkowym zabezpieczeniem na zgięciach.
Jednakże klęska francuskiego rycerstwa w 1302 roku w Courtrai wyraźnie ukazuje
ograniczenia szarży, gdy wpada ona na oddział piechurów - zdeterminowanych,
wyposażonych we włócznie i piki, nie zdziesiątkowanych ani nie rozproszonych wcześniej
dostatecznie przez łuczników czy kuszników. Poległo tam ponad tysiąc francuskich rycerzy,
zadźganych pikami Flamandów albo wysadzonych przez nich z siodła i dobitych sztyletami.
5. Ewolucja taktyki
Epizod ten, co prawda bardzo wczesny, obrazuje atuty i słabości rycerstwa. Ujawnią
się one jeszcze wyraźniej podczas wojny stuletniej. Bitwy pod Crecy (1345) i pod Poitiers
(1354) istotnie ukazują ograniczenia potęgi rycerstwa francuskiego, nieco zastygłego w
swych zasadach, a zabiegającego przede wszystkim o popisy zręczności przez impetyczne i
ź
le przygotowane szarże.
Tendencja ta nie jest niczym nowym. Widać ją już podczas wypraw krzyżowych,
kiedy ludzie z Zachodu nauczyli się, że rzadko kiedy można wygrać bitwę wyłącznie dzięki
szarży; piechota i łucznicy muszą szarżę przygotować i utworzyć dla kawalerii szaniec
obronny. Wielki mistrz templariuszy, Gerard de Ridefort, przepoj ony ideałami nadrzędności
rycerstwa, nie docenił tej taktyki, przypisując zbyt wielkie znaczenie rycerzom, a lekceważąc
piechotę i łuczników. Wynikło z tego kilka klęsk, dopełnionych rzezią pod Hattin (1118).
Podczas pierwszej wyprawy Ludwika IX Świętego w 1250 roku także i Robert
d'Artois rzucił się w jedną z tych nieprzemyślanych szarż, które doprowadziły jego rycerzy w
samo serce miasta Al-mansury, gdzie się rozproszyli, by grabić dobytek wroga, i zostali
wyrżnięci w walkach ulicznych, w których rycerstwo już nie miało przewagi. Jak się wydaje,
pod Crecy znowu zapomniano o tych złowieszczych przykładach. Podczas gdy król Anglii
Edward III rozstawia swych łuczników i rozkazuje swym rycerzom osłaniać natarcie
piechurów, rycerstwo francuskie, niecierpliwe walki pomimo znużenia długą drogą, bez
ż
enady spycha na bok genueńskich łuczników, ledwie zaczęli strzelać, i rusza na zwarty szyk
Anglików, wśród których łucznicy walijscy dokonują cudów. Kolejne ponawiane szarże nie
odnoszą większego skutku; prowadzi to do klęski, Pod Poitiers powtarza się ten sam scena-
riusz: konie jeszcze gorzej niż ludzie wytrzymują strzały z wielkich łuków walijskich.
Francuscy rycerze zgadzają się walczyć pieszo, nie udaje im się jed nak uniknąć klęski. W
1415 roku pod Azincourt francuscy rycerze tak bardzo się boją angielskich łuczników, że pod
białe zbroje założyli koszulki z kółek kolczugi, nowe pancerze ze sztywnych, połączonych ze
sobą elementów, zasłaniające pierś, głowę, ramiona. Ta podwójna, pełna skorupa z wypolero-
wanej stali sprawia, że tarcza okazuje się bezużyteczna, i znacznie powiększa bezpieczeństwo
rycerza kosztem jego możliwości poruszania. W tej samej epoce pojawia się jeszcze inna
nowość: unieruchomienie pancerza, pozwalające zharmonizować z pancerzem długą włócznię
trzymaną w stałej pozycji, co odciąża ramię wojownika. Bardziej niż kiedykolwiek włócznia,
rycerz i koń stanowią jedną żelazną masę, mającą wedrzeć się w linie nieprzyjaciela.
Jednakże pod Azincourt szarża francuskich rycerzy nie zdołała rozpędzić piechurów wroga.
Wręcz przeciwnie, to piechurzy rzucili się na rycerzy, skrępowanych w swej zbroi i
poruszających się wolniej z powodu przemęczenia koni.
6. Przestarzałe rycerstwo?
Czy to znaczy, że rycerstwo stało się przestarzałe? Niekiedy tak utrzymywano.
Jednakże w ciągu całego Średniowiecza nigdy nie odniesiono żadnego zwycięstwa bez
czynnego udziału rycerstwa. Zarówno pod Crecy, jak pod Poitiers czy Azincourt zawiniło
raczej jego niewłaściwe wykorzystanie, brak dyscypliny i uporczywa chęć samodzielnego
decydowania o losach bitwy. Zarozumiałość? Klasowa pogarda? W każdym razie postawa
rycerstwa odzwierciedla pychę płynącą z nieodwracalnej przynależności do społecznej i
wojskowej elity.
Inni uczestnicy wojny, na długo przed Azincourt, bardzo już jednak zaważyli na losie
działań wojennych. Warto podkreślić raz jeszcze rolę twierdz, oblężeń, podczas których
rycerze z obu obozów nie odgrywali wiodącej roli; mieli tak mało sposobności, by się
dowartościować, że zazwyczaj wzajemnie się wyzywali na walkę, dla zabicia czasu urządzali
starcia, pojedynki na włócznie, turnieje, prawdziwe walki, lecz uhonorowane zgodnie z
kodeksem żołnierskim. Podczas oblężeń, a niebawem, jak widzieliśmy, także i na równinie,
coraz większą rolę odgrywają inni wojownicy Na początku XIII wieku przeczuwa to Guiot z
Provins; jest zgorszony, widząc, że rycerze nie są już otoczeni należnymi im honorami i że
kusznicy i inni obsługujący machiny wojenne będą się wkrótce cieszyli większym
szacunkiem!
Rycerze zachowują jeszcze pierwsze miejsce, zwłaszcza w umysłach ukształtowanych przez
niesłychany prestiż, jaki im przypisują wyczyny rycerskich herosów - rzeczywistych i
fikcyjnych. Przewaga rycerstwa zostaje jednak nadwątlona na polu bitwy przez ewolucję
taktyk i technik prowadzenia wojny. Proces ten, który już się powszechnie rozpoczął w XIV,
wzmaga się w dru giej połowie XV wieku. Widać wówczas przypływ, zainteresowania
piechotą, jazdą lekką, łucznikami na koniach, oddziałami wyspecjalizowanymi - jak
lancknechci - a niebawem kanonierami, gdy doskonali się artyleria, która pojawiła się u
schyłku XIV wieku i wykorzystywana jest głównie podczas oblężeń; jej skuteczność jest
dyskusyjna.
Artyleria doskonali się w XV wieku. Pozwala skrócić czas oblężenia i atak zyskuje
przewagę nad obroną, co z kolei prowadzi do wykorzystania dział obronnych. Na polach
bitwy rycerstwo napotyka artylerię, na przykład pod Crecy, gdzie, jak się wydaje, oddano
kilka wystrzałów. W tej epoce znane są przenośne “kanony", rusznice zaś pojawiają się na
początku następnego stulecia, co nie powoduje jakiegoś szczególnego potępienia ze strony
Kościoła ani szlachty. Dopiero w XVI wieku rusznica, a później pistolet, zastępują na polu
walki włócznię, broń charakterystyczną dla rycerstwa, dominującą działania wojenne w
Ś
redniowieczu.
Między XIII i XV wiekiem w armiach nastąpiły jednak głębokie przemiany. Do
feudalnego ost, którego duszą było rycerstwo, doszły, jak widzieliśmy, inne jednostki
wojskowe: żołnierze najemni w XII i XIII wieku, wielkie wojska w XIV wieku, skupiające
pod wspólnym dowódcą korpusy ochotnicze, na przykład stowarzyszenie zawodowych
wojowników; włoskie condottieri w XV wieku itd. Wszędzie rozpowszechnia się
wykorzystywanie żołnierzy zaciężnych, co bynajmniej nie oznacza, jakoby szlachta została
odsunięta: wciąż dostarcza ona przeważającej większości jeźdźców. Ewolucja ta wyraża
jednak wolę władców i książąt, chcących bezpośrednio kierować godnymi zaufania siłami
militarnymi. Odpowiedzią na to samo dążenie jest ustanowienie stałego wojska za Karola V
Pozwala to ponadto zatrudnić i trwale “udomowić' na rzecz królestwa szlachtę, której
głównym zajęciem zawsze była wojaczka.
III. Wojna i turnieje
Wojna to żywioł rycerzy, którzy ćwiczą walki na turniejach, początkowo bardzo
przypominających bitwy, nim nabrały właściwego sobie charakteru. Należy określić, czym
była wojna w Średniowieczu, by móc dokładniej ocenić udział, jaki mieli w niej rycerze, i
niebezpieczeństwa, na jakie byli narażeni.
1. Wojna i bitwa
W Europie Zachodniej działania wojenne polegały przede wszystkim, jak już
wspominaliśmy, na obleganiu miast lub fortec. Rycerze nie byli wówczas szczególnie
eksponowani. Liczniej umierali wskutek epidemii niż w następstwie walk. Większość
konfliktów wojennych miała zresztą ograniczony zasięg i czas trwania, charakter lokalny.
Uwagę kronikarzy i historyków skupiło jednak kilka wielkich wypraw, na które się powołują:
najazd na Anglię, rekonkwista w Hiszpanii, wyprawy krzyżowe itd. Obraz średniowiecznej
Europy wiecznie pogrążonej w ogniu i we krwi jest jednak wyobrażeniem błędnym. Poza
oblężeniami, najczęstszymi poczynaniami wojennymi były krótkie i gwałtowne ataki z
udziałem niewielkiej grupy jeźdźców. Rycerze brali w nich udział w ograniczonej liczbie, w
otoczeniu piechurów. Przyjmuje się, że od XI do XIII wieku powszechnie w walkach na
jednego rycerza przypadało pięciu do dziesięciu piechurów.
Mobilność rycerzy i jakość uzbrojenia obronnego mniej narażała ich niż piechurów na
ś
mierć w walce. Wzmianki o stratach wśród pieszych, choć rzadkie i nieprecyzyjne, dobrze
ukazują rzeczywiste zagrożenie w zwykłych starciach wojennych, zwłaszcza kiedy rycerze
pozostawiali ich własnemu losowi, czego obawiali się oni najbardziej ze wszystkiego; wiele
opowieści wspomina o takich sytuacjach.
Rycerze byli bardziej narażeni na niebezpieczeństwo w walkach toczonych w szyku,
które z kolei przybierały wielkie rozmiary. W swoistym pojedynku - sądzie Bożym mającym
rozstrzygnąć o prawie, stawały oko w oko dwie armie mające silne oddziały rycerzy. Takie
bitwy kończyły się jedynie śmiercią, wzięciem do niewoli lub zmuszeniem do ucieczki
jednego z dwóch dowódców, królów czy książąt, którzy staczali walkę, by rozstrzygnąć
poważny spór, dotyczący najczęściej prawowitości ich władzy lub ich praw do księstwa. G.
Duby miał podstawy twierdzić, że takie bitwy były... zaprzeczeniem wojny. Kronikarze
mówią o tym, nie wysuwając zastrzeżeń natury moralnej, chodziło bowiem w pewnym sensie
o zawierzenie Bogu, by raz na zawsze położyć kres sporom, które zaogniały się i prowadziły
do wojny i do nie kończących się aktów zemsty.
Między XI i XIII wiekiem te bitwy należały do rzadkości. Przez cały wiek XI w
Anjou, pomimo bojowego temperamentu hrabiów Fulka Nerry czy Geoffroy Manela, było ich
tylko sześć. We Flandrii rozegrała się jedna (Cassel, 1071). Diuk Wilhelm I z Normandii dużo
wojował, ale wydał jedynie dwie prawdziwe bitwy, pod Val-es-Dunes i pod Hastings. Przed
wielkim starciem pod Bouvines (1214) królowie Francji stoczyli tylko jeden bój, pod
Bremules (1119), z królem Anglii. XIII wiek nie zaznał więcej bitew. Nawet podczas wojny
stuletniej okresy konfliktów były przedzielone długimi rozejmami, a walki były raczej serią
pojedynczych gwałtownych ataków, najazdów, potyczek i grabieży podejmowanych głównie
ze szkodą dla słabo bronionych wiosek czy miast.
Rycerzy chroniła zbroja, lecz również kodeks deontologiczny, etyka zawodowa rycerzy.
2. Rycerstwo na wojnie
Opisana wyżej nowa metoda walki przyczyniła się do powstania elitarnego rycerstwa:
arystokracja wojskowa utrwaliła prestiż swego społecznego przodka dzięki sławie, jaką się
okryła w XII wieku, Jednocześnie narzuca pewien taktyczny schemat oparty na mentalności
tworzącego się rycerstwa.
Ludyczna koncepcja wojny. Szarża szwadronów ciężko uzbrojonych, dobrze
chronionych rycerzy z opuszczonymi włóczniami, staje się centralnym i wzorcowym
elementem bitwy. Szarża jest wysławiana przez pisarzy, opiewana w pieśniach rycerskich na
dworach wielmożów; jest to forma walki klasy arystokratów i jako taka usuwa w cień wszel-
kie inne, ze swymi szczególnymi regułami i metodami stosowanymi przez wszystkich rycerzy
ją uprawiających. Narzuca się wówczas ludyczna koncepcja wojny, która staje się swego
rodzaju sportem, oczywiście niebezpiecznym, ale stawiającym na piedestale, czcigodnym,
otoczonym zazdrością, zastrzeżonym dla uznanej i podziwianej elity. Niektórzy historycy,
stwierdzając rosnący prestiż rycerstwa i coraz większą w nim obecność członków wyższej
arystokracji, co widać na podstawie rozpowszechniania się miana miles, uważali, że szlachta
stopniowo przyjęła wartości rycerstwa. A mogło być i odwrotnie. Tworząc elitę ciężkiej
kawalerii, arystokracja stanęła na jej czele, narzuciła rycerstwu swoje metody i zachowania.
Inaczej mówiąc, szlachta nie przyjęła wartości rycerskich, lecz przyniosła je ze sobą, roz-
powszechniła je w obrębie całego rycerstwa, tworząc etykę militarną, która jest właściwa
rycerstwu i której bynajmniej nie podzielają inni wojownicy, plebejusze, piechurzy, bandy
zbrojne, Brabantczycy, a nawet, w znacznej mierze, sierżanci konno i lekka kawaleria. Proces
ten nie dokonał się zatem z dołu do góry, od rycerstwa do szlachty, lecz raczej z góry do dołu,
od szlachty do rycerstwa.
Walka rycerska rzeczywiście wymaga poszanowania pewnych reguł. Szarża z
opuszczoną włócznią nie może być dziełem improwizacji. Zakłada ona, że oba obozy godzą
się spotkać na otwartym terenie, w miarę możności równym, bez większych przeszkód.
Walka jest skuteczna lub w ogóle możliwa tylko pod warunkiem, że przeciwnik przestrzega
tych samych reguł i godzi się na frontalne zderzenie, nie stosując uników. To tłumaczy zamęt
zachodnich rycerzy podczas pierwszych bitew krucjaty, kiedy nacierający z naprzeciwka
jeźdźcy tureccy stosowali odwrotną taktykę: unikając zderzenia czołowego i kłębowiska,
jakie po nim następowało, gdzie czuli się słabsi i wystawieni na ciosy, atakowali okrążają-
cymi falami, z daleka rzucając oszczepy i natychmiast się rozpraszając, uciekając na
wszystkie strony i pociągając za sobą frankijskich rycerzy, którzy ścigali ich z opuszczoną
włócznią; tureccy jeźdźcy nie gardzili łukiem. Podczas ucieczki potrafili odwrócić się i
zasypać pogoń strzałami, które okazywały się śmiertelne z powodu małej odległości, jaka
dzieliła przeciwników. Był to inny rodzaj walki, inny świat...
Co bynajmniej nie przeszkodziło krzyżowcom uznać wartości tych jeźdźców Allaha,
do tego stopnia, że twierdzili oni, iż tylko Frankowie i Turcy zasługują na miano rycerzy, i na
poparcie tej tezy powoływali się na wspólne pochodzenie frankijskich i tureckich rycerzy z
Troi. Na Zachodzie rycerstwo narzuciło jednak swoje zasady. Gardząc używaniem łuku
podczas jazdy konnej, stawiało wszystko na impetyczną szarżę, podczas której ciężkie
uzbrojenie czyniło cuda przy minimalnym ryzyku. Celem walki rycerskiej nie jest już zresztą
zadać śmierć, lecz pokonać, zrzucić z siodła lub pojmać przeciwnika. Zarówno ze względu na
etykę, jak na zysk. O wspomnianej wyżej bitwie pod Bremule kronikarz Orderyk Witalis
opowiada, że starło się tam dziewięciuset rycerzy, lecz tylko trzech z nich poległo. Wyjawia
przyczyny tego: “... byli cali zakuci w żelazo, a z bojaźni Bożej i przez wzgląd na braterstwo
broni oszczędzali się wzajemnie, starając się nie tyle zabić uciekających, ile ich pojmać"
(Orderyk Witalis, Historia kościelna, ks. XI, rozdz. 18).
Jego zdaniem, bojaźń Boża sprawiała, że przestawali łaknąć krwi swych braci. Jeszcze
powrócimy do tego aspektu religijnej moralności, którą mnich Orderyk być może przecenił.
Trafnie natomiast zauważył dwie główne przyczyny tej niskiej śmiertelności: kolczugę i
kodeks rycerski.
Kodeks rycerski. Na początku należy określić jego granice. Nie dotyczy on piechoty, która
bez pardonu jest wyrzynana w pień. Czyżby chodziło o pogardę klasową, jak często
mawiano? Pogląd jest być może przesadzony. Należałoby raczej powiedzieć: obojętność, co
być może gorzej świadczy o rycerzach - w ich oczach piesi nie mają prawie żadnej wartości.
Czasem wynika z tego swoisty antagonizm w obrębie jednej armii, co było widać na przykład
pod Poitiers. I odwrotnie, piesi nie mają powodu, by oszczędzać rycerzy przeciwnika. Celem
ich walki jest zwycięstwo, a eliminacja rycerza ma wysoką cenę. Stąd częste użycie
mizerykordii, krótkich, zabójczych sztyletów, które łatwo wbić między hełm i kolczugę i
które nieubłaganie sieją śmierć. Z tego powodu Brabantczycy i uzbrojone bandy budzą
popłoch. Także dlatego pod Courtrai (1302) poległo ponad tysiąc francuskich rycerzy,
podczas bitwy zwanej “bitwą złotych ostróg", która zyskała takie miano, gdyż zwycięscy
Flamandowie nie oszczędzali rycerzy i obcinali ich ostrogi, by je ofiarować Kościołowi. We-
dług szacunkowych obliczeń pod Poitiers (1356) straciła życie niemal połowa francuskiego
rycerstwa, większość od strzał łuczników. Straty Francji pod Azincourt oszacowano na ponad
pięć tysięcy ludzi.
Oczywiście, nie ma mowy o tym, by straty ponosili wyłącznie piechurzy. Szarżującym
rycerzom także groziło niebezpieczeństwo. Ponadto mówiliśmy tu o bitwach wyjątkowych.
Można przypuszczać, że podczas “zwykłej" wojny starcia rycerzy nie były tak ostre. Starali
się oni raczej pokonać, niż zabić. Poddanie się, wołanie “o łaskę' nie hańbiło, rozważnym
krokiem było jednak poddanie się rycerzowi, a nie piechurowi, mało wrażliwemu na reguły
rycerstwa, które go nie dotyczyły.
Jeszcze mniej wrażliwi na te reguły byli poganie, można więc było ich zabijać bez
większych skrupułów. Tym, których mimo wszystko dręczyły jakieś wyrzuty sumienia (na
przykład templariuszom, tym mnichom-żołnierzom, których na początku istnienia ich zakonu
przelew krwi mógł niepokoić w związku ze zbawieniem duszy), św. Bernard odpowiedział w
traktacie De laude novae militiae ad milites templi (Pochwała nowego rycerstwa), napisanym
po to, by rozwiać ich obawy na ten temat: “Rycerz Chrystusowy zadaje więc śmierć z
całkowitym spokojem... jeśli umiera, to dla swego dobra, jeśli zabija, to dla Chrystusa... Zabi-
jając złoczyńcę, nie postępuje jak zabójca, ale, że tak powiem, jak złobójca..." (ks. III, rozdz.
4).
Zmienne koleje wojny. Na Zachodzie przeciwnie, walki stawiały naprzeciw siebie rycerzy
chrześcijańskich. Pobożność kazała ich oszczędzać, solidarność klasowa i kodeks
deontologiczny również. Być może korzyść materialna jeszcze bardziej: zabi temu rycerzowi
można wyrwać tylko konia i broń, a także narazić się na zemstę ze strony jego krewnych. Za
wziętego do niewoli można uzyskać okup. Dobrze pojęty interes każe więc raczej zrzucić
przeciwnika z siodła, niż go zabijać. Giermkowie i słudzy, jadący z tyłu, zabierają
wierzchowca i odwożą pojmanego. W najstarszej francuskiej epopei, Gormont et Izembart
(początek XII wieku) jak refren powraca zdanie punktujące opis każdej zwycięskiej szarży
bohatera, powalającego swego przeciwnika:
Kiedy zabił tego walecznego wojownika,
Odesłał na tyły jego rumaka bojowego.
(Gormont et Izembart)
Konie rzeczywiście drogo kosztują i nie ma nic bardziej pożądanego niż rumak
zdobyty w walce. Nie jest to jednak jedyna nadzieja zysku: istnieje ponadto łup wydarty
nieprzyjacielowi, wynik ograbienia jego obozowiska. Stanowi to zresztą jedną z głównych
przyczyn braku dyscypliny wśród rycerzy i możliwości klęski w boju, który zapowiada się
zwycięski. śądni łupu rycerze zaprzestają czasem walki, nie rozbijając ostatecznie
nieprzyjaciela i wolą rzucić się jako pierwsi na pozostawione obozowisko, by je obrabować,
zanim dotrą tam piechurzy.
Wielu ubogich rycerzy w rzeczywistości utrzymuje się tylko dzięki wojnie. Nie
wszyscy bynajmniej są bogaci. Od początku literatury w języku romańskim, a zwłaszcza od
drugiej połowy XII wieku, na scenę wysuwa się nowy typ bohatera, równolegle z królem i z
księciem: ubogi rycerz, skromnego pochodzenia lub wydziedziczony, soldoier żyjący (raczej
kiepsko) ze swego miecza i z hojności książąt lub wdający się w jakąś daleką przygodę,
marzący o podbojach. Ma on wzór historyczny - synów normandzkiego rycerza Tankreda de
Hauteville, którzy udali się na wygnanie w okolice Apulii, potem na Sycylię, i poszli w służbę
greckich panów; szybko ich pozbawili władzy i na ostrzach swych mieczy zdobyli w drugiej
połowie XI wieku księstwo, królestwo. Zarówno teksty genealogiczne, jak powieści obfitują
w tego rodzaju opowiadania; z wielkim upodobaniem wyobrażano sobie wówczas, że u źródeł
jakiejś dynastii tkwił wyczyn walecznego rycerza, nawet jeśli w rzeczywistości wyczyn ten
najczęściej polegał na korzystnym małżeństwie z dziedziczką. Poza wszystkim, w takim
wypadku waleczność także odgrywała znaczącą rolę, często bowiem właśnie bohaterstwem w
walce rycerz urzekał dziedziczkę lub - co ważniejsze - jej ojca: z mieczem w dłoni zdoła
ustrzec dziedzictwo. Ten wzorzec w nie zmienionej postaci przetrwał całe Średniowiecze.
Jego najznakomitszym piewcą pozostaje być może rycerz trubadur Bertan z Born (XII wiek),
wysławiający miłość, ale jeszcze bardziej wojnę, którą sprowadza wiosna; jeden ze swych
poematów kończy takim wezwaniem do seniorów: “Baronowie, raczej dawajcie w zastaw /
Zamki, miasta i wioski, / Niżbyście mieli zrezygnować z wojen." Rycerz ubiegał się o
należącą mu się prawowicie zdobycz, wyrywaną nieprzyjacielowi w walce. Niekiedy kusiło
go, by przejść od łupu wojennego do rabunku i ograbić przejezdnego; jak wiadomo, w X i XI
wieku, ale epizodycznie i przez całe Średniowiecze, podczas zamieszek czy przerw w dzia-
łaniu władzy, zdarzali się rycerze-zbójcy, rabusie napadający na podróżnych i grabieżcy.
Okup nie jest niczym nowym. W XI i XII wieku nabiera on bardziej “rycerskiego"
charakteru, kiedy okazuje się, że zyskowniejsze i godniejsze jest pozwolić na wykup jeńców,
niż ich zabić. Wzięcie do niewoli rycerza strony przeciwnej staje się świetnym interesem,
zwłaszcza gdy jest to osobistość wysokiej rangi. Historyk Wilhelm z Poitiers na próżno zwie
ten obyczaj “obmierzłą praktyką' - wszyscy ją stosowali i być może faktycznie należy ją
uważać za przejaw postępu, tak jak niegdyś niewolnictwo w porównaniu z rzeziami
etnicznymi lub z rytualnym mordem na pokonanych.
Wypłacenie okupu za seniora stało się nawet jednym z czterech przypadków, kiedy można
było wymagać pomocy finansowej od jego wasali. Obie strony uzgadniały między sobą cenę,
nie nazbyt niską, by nie poniżać pokonanego, i nie nazbyt wygórowaną, by go nie zrujnować
ani nie popchnąć do zemsty. Znane są jednak przykłady niebotycznie wysokich okupów. Nie
wspominając o olbrzymich sumach, ja kich domagano się w zamian za uwolnienie królów
(Ryszarda Lwie Serce, Ludwika Świętego), wystarczy wspomnieć przykład Du Guesclina,
tego wzorowego rycerza pochodzącego z drobnej szlachty, który wyłącznie dzięki
mistrzowskiemu opanowaniu rzemiosła wojennego zdołał osiągnąć szczyty hierarchii. Jako
dowódca wojenny, gdy był jeszcze tylko giermkiem (w tej epoce giermkiem jest wojownik
uzbrojony lżej od rycerza), zostaje pasowany w wieku trzydziestu czterech lat, co oznaczało
wówczas podwójne wynagrodzenie i większy udział w łupach wojennych; został chorążym,
potem naczelnym dowódcą bajliwatu, wreszcie hrabią po swych sukcesach w Hiszpanii. Tam
odnosił zwycięstwa na czele swych band rycerzy na żołdzie oraz awanturników z “wielkich
kampanii", którzy przedtem pustoszyli i łupili różne regiony Francji, nie mając żołdu ani łupu
wojennego, i tym samym uwalniał od nich Francję. Parokrotnie trafił do niewoli, a suma
okupu za niego rosła zgodnie z rytmem jego awansu społecznego. Wreszcie, gdy został
znowu więźniem Czarnego Księcia w Najera (1367), o mały włos nie przypłacił tego życiem,
gdyż książęta uważali, że lepiej uwolnić się raz na zawsze od tak niebezpiecznego dowódcy.
Czarny Książę był jednak “rycerski": ofiarował Du Guesclinowi wolność w zamian za okup,
którego wysokość miał określić sam więzień. Świadom swej wartości, a także przez wy-
niosłość i dla prowokacji, Du Guesclin określił go na bajeczną sumę 100 000 złotych
dukatów. Tym, którzy wątpili, czy król Francji Karol V zgodzi się zapłacić taką sumę za
uwolnienie swego dowódcy, odparł wyniośle, iż w takim razie żadna niewiasta w całym
królestwie Francji nie odmówi wzięcia do ręki wrzeciona, aby złożyć się na tę sumę. Ten
epizod jest często przytaczany, aby zilustrować narodziny poczucia narodowego. Wyraża
także dumę rycerza wywodzącego się z drobnej szlachty, który osiągnął wysoką rangę jedynie
dzięki żołnierskim cnotom.
Cała jego kariera obrazuje zresztą ewolucję rycerstwa w stronę profesjonalizmu.
Przypomnijmy, że bardzo późno został on pasowany na rycerza, a jego służba rycerska
niczego nie zawdzięczała systemowi feudalnemu: miała charakter czysto profesjonalny.
Wysokość wynagrodzenia zarówno Du Guesclina, jak jego ludzi była negocjowana i okre-
ś
lana w umowie. Ponadto, o ile walczył on jako rycerz, to jego główna zasługa dowódcy
polegała na tym, że zgodnie z instrukcjami króla skupiał swe siły na konkretnych celach:
twierdzach, miastach, zamkach, unikał zaś wydawania walki w polu, o ile źle to rokowało -
odrzucając w ten sposób ową szaloną a bezużyteczną brawurę, ową zawadiackość, która przez
długi czas była cechą francuskiego rycerstwa i jakże często przyczyną jego klęsk. Zwróćmy
wreszcie uwagę na fakt, iż Du Guesclin został w 1370 roku mianowany konetablem Francji, a
do tej pory urząd ten zawsze był zastrzeżony dla osób z najwyższej szlachty.
Rycerstwo pozostaje wówczas symbolicznym i błyskotliwym obrazem. Jednakże
podczas wojny jego wartości zaczynają niknąć na rzecz skuteczno ści wojsk zawodowych i
niebawem narodowych.
3. Turnieje
Kiedy rycerze nie są zaprzątnięci wojną, szukają turniejów, które, jak się wydaje,
zostały wymyślone przez Francuzów w połowie XI wieku, gdyż określano je zwrotem
torneamentum lub conflictus Gallicus. W XII wieku kronikarze często o nich wspominają; li-
teratura przejmuje ten motyw, któremu piękne stronice poświęcają epopeje, powieści, lais
[poematy pisane ośmiozgłoskowcem], a nawet wierszowane kroniki. Kościół niepokoi się
tym nadmiernym uwielbieniem gier wojennych; parokrotnie je potępia (Clermont, 1130;
Reims, 1131; Lateran II, 1139; Reims, 1148; Lateran III, 1179 itd.) Na próżno! Ich atrakcyj
ność nieustannie wzrasta i w różnych formach przez całe Średniowiecze turnieje przyciągają
rycerzy przed coraz bardziej roznamiętnioną publiczność.
Wojna w miniaturze. Początkowo, i aż do połowy XIII wieku, turniej niewiele się
różni od wojny. Nie jest to tylko zaprawa, lecz prawdziwe starcie dwóch obozów, które przez
pewien czas skupiają rycerzy przybyłych z różnych stron. Stwierdzenie, iż turnieje w tych
czasach przypominają wojnę, to jeszcze mało powiedziane: broń jest ta sama, taktyki i
techniki również. Są to wojny, lecz zorganizowane, stopniowo kodyfikowane, a przede
wszystkim starcie jest ich celem samym w sobie. Zdecydowanie jest to więc sport.
Dwa obozy ścierają się w określonym miejscu. Nie na zamkniętym polu, jak to będzie
później, ale na rozległej przestrzeni, obejmującej zamek lub miasto, a wokół lasy i pola. Jeden
z obozów stanowią oblężeni. Są nazwani “tymi ze środka", w przeciwieństwie do “tych z
zewnątrz". Oblężenia, potyczki, zasadzki, wypady, szarże i najazdy stawiają przeciw sobie te
dwa obozy, tak samo jak podczas wojen i zwykłych bitew. Jakie są zatem różnice? Początko-
wo jest ich bardzo mało: w każdym obozie istnieją strefy ewakuacji czy bezpieczeństwa,
gdzie każdy zmęczony lub zraniony uczestnik może odpocząć i uzyskać pomoc medyka,
zanim powróci do walki. W jeszcze większym stopniu niż na wojnie, gdzie różne są środki,
celem jest tutaj nie zabicie, lecz pojmanie. Z pewnością zdarzają się przypadki śmierci,
zwłaszcza że broń niczym się jeszcze nie różni od broni używanej na wojnie. Śmierć zawsze
jest jednak wypadkiem, nad którym ubolewają oba obozy. Wreszcie, kodeks postępowania
rycerskiego jaśniej się na ten temat wypowiada. Łupem jest broń i konie, a odzyskanie
wolności w zamian za okup stano wi tu regułę. Na koniec, o ile starcia mają charakter
zbiorowy (pojedynczy rycerz staje się bowiem dla innych łatwą zdobyczą), to jednostkowe
wyczyny wyróżniają się i pomagają wyznaczyć zwycięzcę: tego, którego sami walczący, a
później giermkowie, wskażą jako najlepszego rycerza turnieju.
Zysk z turniejów Nie da się zaprzeczyć, że turnieje miały charakter utylitarny. Inne formy
ć
wiczeń, na przykład atakowanie manekina z galopu, umożliwiały praktycznie tylko
minimalną zaprawę, rozwijając zręczność w dosiadaniu konia, pchaniu mieczem, trafianiu
włócznią w tkwiącą nieruchomo tarczę. Spośród wszystkich innych form ćwiczeń turniej był
niewątpliwie najlepszy i najwyżej ceniony: stwarzał rycerzowi warunki prawdziwej walki, był
najlepszym
sposobem
trenowania
szarży
z
ułożoną
poziomo
włócznią,
co
najprawdopodobniej przyczyniło się do wielkiego rozkwitu turniejów. Możliwe zresztą, że
samo słowo przywodzi na myśl i ruch żołnierzy między jedną szarżą a drugą, zawracających
[tournant], by z powrotem uformować grupę. Było to dla nich przede wszystkim
sposobnością, by wyćwiczyć większą spójność, niezbędną przy zbiorowych szarżach tych
zwartych grup, conrois, których skuteczność w dużej mierze zależała od ich jednolitości.
Widać to wyraźnie w Historii Wilhelma le Marechal, cieszącego się sławą najlepszego
rycerza XII wieku - był wielkim bywalcem turniejów, gdzie miał szczęście zostać zauważony,
gdy parokrotnie przyszedł z pomocą młodemu królowi Henrykowi, późniejszemu Henrykowi
II Angielskiemu, niekiedy zbyt nierozważnemu. Rycerz, który zbytnio oddalił się od grupy,
wiele ryzykował, gdyż szybko mógł się znaleźć odosobniony, otoczony przeciwnikami i za-
bity lub wzięty w niewolę.
Stawka. Nawet w obrębie grupy nie brak jednak indywidualnych wyczynów. Jednym
z pożądanych celów jest bowiem sława, rozgłos, który można zdobyć, rozdając piękne ciosy,
dowodząc swej waleczności. Damy podziwiają ich prawdopodobnie z wysokości wież, a
później z trybun na zamkniętym polu, niewątpliwie pod wpływem powieści, które przypisują
rycerzom coraz większą rolę. Każdy z nich może żywić nadzieję, że w ten sposób ściągnie na
siebie uwagę jakiejś bogatej dziedziczki, wdowy posiadającej włości, których trzeba bronić.
Na początku XIII wieku Lambert z Ardres opowiada, jak młody Arnul z Guisne jeździł na
turnieje i został tam zauważony przez hrabinę Idę z Boulogne, którą “udawał, że kocha".
Turniej to również okazja do światowych spotkań, a wyczyn rycerski jest atutem dla
zdobywcy niewieścich serc. O tym przynajmniej przekonuje ówczesna literatura, z pewną
dozą prawdopodobieństwa. Co więcej, jest to okazja dla ubogich rycerzy, młodych bacheliers
- bohaterów opowieści przygodowych - by zaciągnąć się do drużyny jakiegoś księcia, w ten
sposób zapewniając sobie przyszłość; rekrutacja ta mogła się okazać mniej lub bardziej
trwała: na turniej, na sezon, na rok, czasem na całe życie. Takie wejście do drużyny wielmoży
oznacza zapewnienie sobie egzystencji i w czasie pokoju, i podczas wojny. Przez całe
Ś
redniowiecze to ci sami ludzie wyróżniają się zarówno na turniejach, jak na polu walki;
dowód, jeśli go jeszcze potrzeba, ścisłego związku między tymi dwoma zajęciami.
Główną oprócz sławy atrakcją turnieju pozostaje wygrana. Można tam uzyskać
nagrodę, ale także konie, zbroję, broń, a nawet pieniądze, pochodzące z okupów lub z wykupu
zdobytego wyposażenia. Epoka ta dostarcza nam dość licznych przykładów rycerzy, którzy
przybyli na turniej z rumakiem i bronią wypożyczonymi lub wynajętymi, a dzięki swej
waleczności i sprzyjającemu szczęściu odjeżdżają bogatsi, na lepszym wierzchowcu i lepiej
wyposażeni. Historia Wilhelma le Marechal dostarcza cennych przykładów. Opisuje, jak na
początku turnieju uczestnicy ustalają wysokość nagród, koni, zbroi, które będzie można
zdobyć i wykupić, okupów, jakich będzie można zażądać. W takich okolicznościach słowo
zasługuje na wiarę, i rozumiemy, dlaczego poszanowanie danego słowa stanowi jeden z
filarów etyki rycerskiej. Kariera Wilhelma trafnie ilustruje korzyść z turnieju oraz jego
przebieg. Błędni rycerze, bacheliers, których przyciąga wieść o zgromadzeniu, zbierają się w
różnych miejscach, zabiegając o dołączenie do najlepszych, już utworzonych, oddziałów,
drużyn książąt lub najwyższych baronów, którzy zatrudnili najsławniejszych i którzy mają
wszelkie szanse na zwycięstwo. Rycerze walczą wówczas w grupie, solidarni, i nie istnieje
bynajmniej zakaz atakowania w czterech czy pięciu jednego osamotnionego przeciwnika:
sprzymierzeńcy dzielą wtedy między siebie wartość łupu. Zyski mogą być ogromne: tak więc,
w ciągu dziesięciu miesięcy, Wilhelm pojmał sto trzy konie, mnóstwo broni i kilku rycerzy.
Niebezpieczeństwa mają taki sam charakter. Można wiele stracić od jednego ciosu włócznią:
uzbrojenie, konia, co jest stratą katastrofalną dla ubogiego rycerza, któremu grozi wówczas
wykluczenie z rycerstwa. Można tam również stracić życie, pomimo opisanej wyżej etyki.
Wypadki zdarzają się nierzadko, zwłaszcza wśród młodych żądnych sławy, wśród maluczkich
poszukujących wyczynów, które przyniosą zysk. Wypadki dotykają nawet osobistości
wyższej rangi, lepiej chronionych, lecz stanowiących bardziej pożądany cel. Wśród samych
tylko książąt angielskich wskutek ran odniesionych na turnieju zmarli i są opłakiwani: God-
fryd, czwarty syn Henryka II w 1186 roku, diuk Godfryd z Mandeville w 1216 roku, diuk
Pembroke w 1241 roku, Wilhelm, syn diuka Sussexu w 1286 roku itd. Kościół sprzeciwia się
ś
mierci poniesionej “dla zabawy" i piętnuje w bullach papieskich oraz ustami kaznodziejów te
zgromadzenia, które rozbudzają światowego ducha, ostentację, próżną chwałę, zmysłowość i
siedem grzechów głównych, utrwalają ducha przemocy, zabawy, ryzyka, powodują ruinę lub
ś
mierć chrześcijan i odwracają od jedynej walki w pełni - zdaniem Kościoła - uprawnionej:
od wyprawy krzyżowej. Nic nie może temu zaradzić, nawet odmowa chrześcijańskiego po-
chówku dla tych, którzy poniosą śmierć podczas takich zgromadzeń (Lateran II, 1139).
Turniej a polityka. Skąd ta klęska? Dla arystokracji turniej i krucjata nie są sobie
przeciwstawne. Turniej wydaje się jej niezbędną zaprawą, a przede wszystkim jest
ideologicznym wyrazem rycerstwa, którego cnoty mają charakter wojenny, społeczny,
ś
wiatowy w równym i większym stopniu, co chrześcijański. Jest to także atut polityczny. Jak
sądzi G. Duby, wysoka arystokracja północnej Francji, gdzie odbyła się większość turniejów
z XII i z początku XIII wieku, znajdowała w nich najpewniejszy atut, by stawić opór rosnącej
władzy królewskiej administracji: pozyskiwała sobie rycerstwo, oferując mu ulubioną
rozrywkę. Faktem jest, że moda na turnieje osiągnęła wówczas w tych regionach największą i
najwcześniejszą przychylność arystokracji, zanim się rozpowszechniła na wschodzie, gdzie u
schyłku XII wieku Fryderyk Barbarossa przyjął obyczaje francuskiego rycerstwa z końca XII
wieku, oraz na południu, gdzie kraj języka d'oc nie znał ich jeszcze przed krucjatą przeciw
albigensom.
Na uwagę zasługuje przypadek Anglii. Angielscy królowie, wywodzący się z rodu
Plantagenetów, lubowali się w turniejach, a synowie Henryka II sami byli doświadczonymi
ich uczestnikami. Jednakże Henryk I i Henryk II zakazali zawodów rycerskich z przyczyn
politycznych: zgromadzenia te, ściągające liczne rzesze uzbrojonych mężczyzn, mogły się w
istocie zmienić w zbrojną opozycję przeciw królowi, dać sposobność prywatnej zemsty czy
wręcz spowodować powszechny zamęt. Ryszard Lwie Serce, wzór rycerstwa, który w
młodości odbył wiele turniejów we Francji, przywrócił je w swym królestwie w 1194 roku,
lecz tylko w pięciu miejscach i po uiszczeniu świadczeń (uzyskaniu licencji). Rozporządzenia
te jednocześnie umożliwiały ścisłą kontrolę ze strony króla i powodowały napływ środków
finansowych z obowiązkowych świadczeń i sankcji wymierzanych w wypadku wykroczenia:
w 1195 roku Roger Mortimer za udział w turnieju bez licencji został pozbawiony wszystkich
swych ziem! Te przykłady dobitnie pokazują, jak wielkim powodzeniem wśród arystokracji
cieszyły się turnieje na Zachodzie, pomimo rezerwy ze strony Kościoła i monarchów.
4. Ewolucja turniejów
W XIV i XV wieku to upodobanie wzrasta, jednak z pewnymi zmianami, które
jeszcze bardziej zbliżają turniej do prawdziwego sportu, nie odrywając go przy tym od
realiów wojny. Już w połowie XIII wieku obok broni używanej w walce “do ostatniej kropli
krwi", wciąż przypominającej broń stosowaną na wojnie, pojawiają się włócznie “dla
przyjemności", w których wyostrzony czubek zastąpiono zębatym kółkiem, by uniemożliwić
wbicie włóczni głęboko w ciało przeciwnika. W tej samej epoce społeczność turniejów
tworzy zamknięty krąg i nabiera cech arystokracji. Drobny szlachcic, jak Wilhelm le
Marechal, mógł zrobić majątek dzięki turniejom u schyłku XII stulecia. Sprawa staje się
trudniejsza w następnym wieku i niemożliwa później; pasowanie na rycerza, niezbędne, aby
móc przystąpić do turnieju rycerskiego (istnieją walki na kopie i turnieje dla giermków), stało
się bardzo kosztowne i zastrzeżone dla tych, którzy mogą wykazać się czterema rycerzami
wśród przodków. Nagrody wygrywane na turniejach “dla przyjemności" maleją, a okupy i
branie łupu stopniowo zanikają; praktycznie pozostaje tylko zabieranie koni. Oznacza to, że
turniej przestaje być sposobem na zyskanie awansu społecznego i przekształca się w
arystokratyczny sport, kosztowny, prestiżowy, zastrzeżony dla wąskiej i zamkniętej
społeczności, zdominowanej przez kilka wielkich, wciąż tych samych rodów, pojawiających
się w tekstach między 1100 a 1400 rokiem.
Walki wręcz, walki na kopie, okrągłe stoły. W miarę upływu czasu zmianom ulegają
same turnieje. Wielkie walki wręcz z XII wieku utrwalają się, z ich stałymi cechami:
zbiorowego udziału, z włócznią i mieczem, w szarży i w walce w ciżbie, na wzór wojen,
których stanowią skodyfikowaną replikę. Konkurencją dla nich są jednak walki na kopie, cie-
szące się większym powodzeniem u dam, wciąż (XIII - XV wiek) obserwujących turnieje, a
wyżej ceniących indywidualne wyczyny dokonywane na ich oczach przez dwóch tylko
zawodników. Walki na kopie są też lepiej widziane przez władze świeckie i kościelne, gdyż
są mniej zabójcze. Dwaj przeciwnicy stają tu oko w oko na ograniczonej powierzchni
otoczonej palisadami, lices, bez żadnej bariery; bariery rozdzielające walczących pojawiają
się dopiero w XV wieku. Ścierają się oni w szarżach wyłącznie z długimi włóczniami. Aspekt
wojenny utrzymuje się oczywiście, gdyż głównym elementem bitwy wciąż jest szarża.
Ustępuje jednak miejsca aspektowi ludycznemu, a przede wszystkim uroczystościom. Jest to
jeszcze bardziej prawdziwe w odniesieniu do okrągłych stołów, najwyraźniej inspirowanych
przez powieści arturiańskie. Uroczystości te wydają się raczej dostarczać okazji do spotkań
wielkiego świata niż szczególnych form gier wojennych, chociaż odbywają się podczas nich
starcia “dla przyjemności". Natomiast czyny zbrojne, wyczyny (pas d'armes), kiedy trzeba
bronić mostu, brodu, przejścia, przeciwstawiają sobie “do ostatniej kropli krwi" “obrońców" i
“napastników", zarówno pieszo, jak konno. Najsłynniejszym przypadkiem jest sławetna
“walka trzydziestu", w której w 1531 roku w Ploermel zmagały się garnizony z dwóch sąsie-
dnich zamków, z których jeden popierał dom Montfort, a drugi - dom Blois. Tego rodzaju
walki upodobniły się do skodyfikowanych starć, które podczas wojny stuletniej
niejednokrotnie w swoistych turniejach stawiały naprzeciw siebie rycerzy z oblężonego
miejsca i rycerzy, którzy ich otaczali. Takie spotkania znowu czerpią zarówno z wojny, jak z
turniejów. Chcąc wyjaśnić rządzące nimi wedle prawa reguły, Godfryd z Charny stawia swe
pytania na temat walki na kopie, turnieju i wojny; niestety, nie znamy udzielonych mu
odpowiedzi.
Ewolucja broni. Turnieje, a w jeszcze większym stopniu walki na kopie, spowodowały istną
ewolucję uzbrojenia, które nabrało specyficznego charakteru. Aby ograniczyć ryzyko śmierci
lub ciężkich ran, zaprojektowano broń obronną, o której już była mowa. Tak więc hełm, w
zasadzie nie zmieniony, w XIII wieku przybiera kształt cylindryczny z płaskim wierzchem;
ma szpary na oczy i otwory zapewniające (słabo) pewną wentylację, bardzo nieskuteczną w
ciepłych krajach; krzyżowcy boleśnie tego doświadczyli. Sto lat potem, przede wszystkim na
turniejach, hełmy zostały umocnione i zaczęto na nich umieszczać czuby i kity. Różnica
między hełmem wojennym a hełmem na turniej staje się jeszcze bardziej wyrazista pod
koniec XIV wieku. To samo dzieje się ze zbroją płytową, która w wieku XIV przekształca się
w kolczugę i poszerza się na użytek walki na kopie, zwłaszcza po lewej stronie piersi,
bardziej narażonej na ciosy (“popiersia do walki na kopie"). Puklerze podczas konserwacji są
wycinane po prawej stronie, by mogła tamtędy przechodzić włócznia, która stała się dłuższa i
cięższa, od kiedy spoczywa na faucre i na tulei na pancerzu, oswobadzając ramię rycerza od
ciężaru i zablokowania; teraz może on już tylko namierzyć cel.
Od XII wieku puklerze są malowane i ozdabiane znakami herbowymi domu, któremu
służy rycerz. Przez długi czas uważano, iż rozwój heraldyki wynikł z konieczności
rozpoznawania, do którego obozu należy dany rycerz, kiedy zamknął on hełm i nie można go
było rozpoznać po twarzy. Faktycznie wydaje się, że emblematy te są wcześniejsze, a w
każdym razie niezależne od technologicznej ewolucji hełmu. Prawdopodobnie turniej odegrał
tutaj zasadniczą rolę, a rozwój heraldyki należy raczej przypisywać zamiłowaniu
arystokratów do znaków wyróżniających, koloru i ostentacji.
W tej ewolucji istotną rolę odegrali giermkowie. Już pod koniec XII stulecia widzimy ich u
boku Krystiana z Troyes i Wilhelma le Marechal. Ci pomocnicy rycerstwa, wędrowni
ś
piewacy i minstrele mieli za zadanie zapewnić turniejom rozgłos - ogłaszają kolejne fazy,
komentują akcje, sławią wyczyny. Stają się wyspecjalizowanymi ekspertami od rycerstwa i
heraldyki, a niekiedy przypada im w udziale mianowanie zwycięzców turniejów, po
wyjaśnieniu zasad i rozstrzygnięciu punktów spornych, nieprecyzyjnie określonych przez
prawo wojenne.
Turnieje u schyłku Średniowiecza. Historycy późnego Średniowiecza niekiedy kwestionowali
praktyczną użyteczność turniejów, które stały się jakoby wtedy jedynie ceremoniami, pełnymi
przepychu i frywolnymi. Niektórzy, jak Huizinga, dopatrywali się w tym oznak schyłku
rycerstwa. Prawdą jest, że wielkie turnieje w XV wieku były formalistyczne i przeładowane
przepychem i świadczą o świetności i ostentacji arystokratów, pozostających pod wpływem
powieści arturiańskich i przenoszących w teatralne realia organizowanych przez siebie
turniejów wyobrażony obraz, który uważali za obraz świata arturiańskiego. Nie należy jednak
rozciągać na wszystkie XV - wieczne turnieje ściśle ekstrawaganckich cech paru wielkich,
“płonących" turniejów, które w oczywisty sposób są pełne przesady. W rzeczywistości, nawet
w tej epoce, turnieje nie są całkowicie oderwane od wojennych realiów swych czasów.
Prawdą jest jednak, że rycerskie społeczeństwo XV wieku bardziej kultywuje gest i galę niż
prawdziwą zaprawę. Jak uważa M. Keen, aspekty te są wynikiem przede wszystkim
przepojenia mentalności i kultury arystokracji literaturą i powstania wąskiej kasty, swoistej
“superszlachty" - święta, a przede wszystkim turnieje, służą jako manifestacja siły i
nostalgiczne upamiętnienie przeszłości, którą odbudowuje ona zgodnie ze swymi marzeniami
i którą idealizuje. XV-wieczna szlachta oddaje hołd i cześć takiemu rycerstwu, jakie sobie
wyobraża zgodnie z wzorami z pieśni rycerskich, powieści i traktatów rycerskich. Usiłuje
przywrócić do życia cnoty, które jej zdaniem charakteryzowały rycerstwo w dawnych czasach
- faktycznie w czysto mitycznych czasach korzeni idealnego rycerstwa.
IV Kościół, wojna i wojownicy
Kościół nie mógł nie interesować się rycerstwem. Wszystko skłaniało go do prób
kierowania nim lub sprawowania kontroli za pomocą najważniejszego środka, jakim
dysponował: ideologii.
1. Dominująca ideologia
W Średniowieczu ideologię wypracowują i rozpowszechniają ludzie Kościoła,
depozytariusze kultury i wykształcenia. Przed XII wiekiem wszystkie księgi, jakie przetrwały
do naszych czasów, tak jak niemal wszystkie inne źródła pisane lub figuratywne, z których
czerpią historycy, są dziełem duchownych, którzy otrzymali edukację w szkołach kate-
dralnych lub klasztornych, a później w uniwersytetach, zdominowanych przez zakony. Ci,
którzy przekazują wiedzę za pośrednictwem pisma, są zatem przepojeni ideologią kościelną.
Większość z nich wiedzie życie księży świeckich (biskupów, kapelanów) lub zakonnych
(mnichów). Ich pisma odzwierciedlają i rozpowszechniają dominującą kulturę. Ma ona
charakter klerykalny i wyraża się w łacinie, powszechnie przyjętym języku wiedzy od czasów
rzymskiej Starożytności, który w epoce rycerstwa stał się językiem Kościoła.
Czy to znaczy; że Średniowiecze nie znało kultury świeckiej? Takie twierdzenie
byłoby zbyt daleko posunięte. Od XII wieku literatury spisywane w językach pospolitych
(dawnym francuskim d'oc i d'oi1, anglosaskim, katalońskim, średnio-wysoko-niemieckim
itd.) pokazują, że istniały sposoby odczuwania, myślenia i działania wyraźnie różniące się od
odczuwania, myślenia i działania ludzi Kościoła. Ujawniają one również utrzymywanie się
praktyk i religijności niechrześcijańskiej, wspominanych bardzo pobieżnie przez źródła
kościelne, aby je potępić (na przykład w penitencjałach) albo zwalczać (w traktatach przeciw
herezjom). Szczególnie literatura arturiańska odtwarza i rozpowszechnia pod mniej lub
bardziej dopasowanym płaszczykiem chrześcijaństwa, przedchrześcijańskie mity celtyckie (J.
Frappier, J. Markale). Te tradycje celtyckie zostały “ochrzczone" i schrystianizowane, tak jak
kilkaset lat wcześniej inni świadkowie cywilizacji celtyckiej (megality, kult źródeł). Tych
kilka przykładów dostatecznie wymownie pokazuje, że równolegle do dominującej kultury
kościelnej, kultury średniowiecznego katolicyzmu, utrzymują się inne tradycje, stłumione i
często rugowane, których świadectwa pisane prawdopodobnie były rzadkie i nie zachowały
się do naszych czasów.
Czy rycerstwo odziedziczyło coś z tych tak zmarginalizowanych kultur? Jest to mało
prawdopodobne i z całą pewnością należy odrzucić wszelką możliwość powiązania z
ezoteryzmem, który miał jakoby powołać do życia rycerstwo. Natomiast laickie, wojownicze
i germańskie korzenie rycerstwa mogły zachować w jego obrębie różne niechrześcijańskie
style myślenia, wartości magiczno-religijne kojarzone z pewnymi obrzędami, które same
uległy chrystianizacji (wręczanie broni u dawnych Germanów), albo z niektórymi cechami
charakterystycznymi dla rycerza, takimi jak koń i miecz, przysięga, kompanionaż itd. (F.
Cardini). Ta starożytna i pogańska spuścizna nie jest właściwa rycerstwu. Znamionuje je
spuścizna rodów arystokratycznych, wojowniczych - germańskich i celtyckich - której
rozproszone ślady, wymagające ostrożnej interpretacji, napotykamy w utworach przede
wszystkim epickich i powieściowych, a nawet w staroskandynawskich sagach. Dziedzictwo
to jest rzeczywiste, ale ukryte, zatopione w dominującej kulturze, która nadaje śre-
dniowiecznej cywilizacji zabarwienie klerykalne.
2. Kościół a wojna
Kościół bardzo wcześnie jął wprowadzać swe wartości do społeczeństwa, zwłaszcza
dominującej który okazał się definitywny - przynajmniej do czasów Reformacji, a - dla
niektórych - po dziś dzień (na przykład celibat księży).
Tabu krwi stwarzało inne problemy, zwłaszcza po upadku Cesarstwa i powstaniu królestw
barbarzyńskich. Nawrócenie się Chlodwiga ukazuje zainteresowanie Kościoła nowymi
elitami rządzącymi. Temu zainteresowaniu towarzyszy wyraźne nagięcie doktryny ku
wartościom wojennym: położenie akcentu na Stary Testament, “Pana Zastępów", Chrystusa w
chwale, świętych żołnierzy itd. Nurt ten rozszerzył się jeszcze wraz z Karolem Wielkim,
pozdrawianym jako nowy Dawid. Kampanie mające na celu chrystianizowanie orężem,
zwłaszcza Sasów, odzwierciedlają również ewolucję w kierunku wojennej koncepcji
chrześcijaństwa, przepojonego wartościami wyznawanymi przez germańskich zdobywców.
Różne formy promocji wartości wojennych. Kościół poczynił więc daleko idące
ustępstwa na rzecz wartości germańskich pochodzenia pogańskiego, gloryfikujących siłę,
wojenną wściekłość; zarzucił próby wykorzenienia przemocy i wojny, które włączył do
swego systemu wartości. Tym samym otwierała się możliwość, nie do pomyślenia a priori na
podstawie pierwotnych doktryn, chrystianizacji wojny, a nawet sakralizacji wojowników,
działających pod kierownictwem Kościoła w sprawie uznanej za słuszną. Decydujący etap w
tym kierunku został przekroczony w epoce karolińskiej, naznaczonej ścisłym związkiem
między papiestwem i monarchią frankijską, która usunęła dynastię Merowingów w czasie,
kiedy powstaje “Patrymonium św. Piotra", zalążek państw papieskich. Zagrożeni przez
Longobardów, a potem przez Saracenów papieże zwracają się ku nowej dynastii frankijskiej,
tworząc tym samym teorię władców będących obrońcami Kościoła (defensores Ecclesiae).
Funkcja ta staje się urzędem cesarskim par excellence. Skutkiem tego było ideologiczne
dowartościowanie operacji wojskowych prowadzonych w celu wyzwolenia, obrony, a nawet
na rzecz interesów Stolicy Apostolskiej. Już papież Grzegorz Wielki wysławiał wojnę
misyjną, której celem było nawracanie nieprzyjaciół siłą. Papieże Zachariasz (747) i Stefan II
(755) obejmują tą oceną każdą walkę na rzecz papiestwa, świadomie utożsamianego z całym
Kościołem. Wojownicy, którzy zginą w tak słusznej sprawie, mają obiecane szeroko otwarte
bramy raju. Między VIII a X wiekiem Kościół jeszcze podnosi wartość funkcji wojny na naj-
wyższy poziom, przez sakrę królewską. Sakramentarze z tej epoki, a zwłaszcza te z
rozpowszechniającego się wtedy pontyfikału romańsko-germańskiego, ukazują przede
wszystkim sakralizację funkcji publicznej, powierzonej władzy królewskiej, której zadaniem
jest utrzymywanie pokoju, ładu, sprawiedliwości i roztaczanie opieki nad ludem. Te funkcje
królewskie wymagały oczywiście stosowania siły zbrojnej. Symbolem ich wszystkich był
miecz królewski, uroczyście wręczany monarsze podczas jego koronacji. W X wieku
ceremonie koronacyjne po raz pierwszy stosują formuły błogosławieństwa miecza władcy i
chorągwi wojsk królewskich. Zawierają one elementy ideologiczne, które później zostaną
uznane za rycerskie, a tymczasem są jeszcze tylko wyrazem różnych aspektów funkcji
królewskiej. Nazwalibyśmy je sprawiedliwością, porządkiem i obroną Kościoła, którego
królowie są utytułowanymi obrońcami. Rycerze, a raczej zwykli wojownicy (milites), nie
występują w tych tekstach, tak jak i w innych formułach błogosławieństw z tej epoki. W tym
samym czasie biskupi piszą najpierw dla królów, a później dla książąt, kiedy powstają księ-
stwa terytorialne, traktaty moralne zwane “zwierciadłami książąt", w których starają się
zwrócić ich uwagę na obowiązki związane z ich funkcją: zapewnianie ładu, pokoju,
sprawiedliwości, moralności publicznej. Aby to osiągnąć, władcy muszą dać przykład
dobrego postępowania.
3. Kościół a wojownicy
Do tej pory milites są jeszcze tylko zwykłymi wykonawcami, żołnierzami. Nie ma o
nich żadnej wzmianki w formułach liturgicznych ani w traktatach przeznaczonych dla
cesarza, dla królów, dla możnych pełniących funkcje rządzące. Milites (nie można jeszcze
tłumaczyć tego słowa określeniem “rycerz") wychodzą z cienia w X i przede wszystkim w XI
wieku, kiedy powstaje system feudalny, najpierw we Francji, a potem w sąsiednich krajach.
Kościół uświadamia sobie wówczas osłabienie władzy królewskiej i próbuje temu zaradzić.
Ochrona kościołów. Król, naturalny opiekun kościołów, których podczas obrzędu koronacji
obiecał bronić i budować, już nie jest w stanie wypełniać tej misji. Na wszystkich poziomach
Kościół potrzebuje więc obrony militarnej. Przeciw komu? Właśnie przeciw milites -
zbrojnym bandom działającym na rzecz swego pana, a czasem nawet na własny rachunek -
którzy plądrują, wymuszają, rabują, niszczą przez różnego rodzaju grabieże dziedzictwo
kościołów i klasztorów, uzurpując sobie prawo, narzucając nowe podatki (“złe zwyczaje") i
przywłaszczając sobie inne (exactiones). Tymczasem duchowni, przede wszystkim mnisi,
muszą powstrzymać się od przelewu krwi. Aby im towarzyszyć lub zastępować ich w
działaniach świeckich, dostojnicy kościelni wprowadzili urząd rzeczników (advocati), czasem
zwanych obrońcami (defensores). O to przynoszące wysokie zyski stanowisko ubiegali się
ś
wieccy seniorzy, którzy za jego pełnienie osiągali znaczne dochody (beneficium)
pochodzące z włości kościelnych, których ochrona była ich obowiązkiem. Niektóre kościoły
same zapewniały sobie obronę, bezpośrednio rekrutując wojowników (milites ecclesiae). Tak
było w przypadku wielu kościołów Francji, w Reims, Toul, Rodez, Albi itd. Tak jest też w
przypadku kościoła Rzymu, posiadającego militia. W połowie XI wieku papież Leon IX sam
zorganizował w Cesarstwie zaciąg wojowników św. Piotra (milites sancti Petri), których
poprowadził do walki z Normanami z Sycylii w Civitate, gdzie zostali oni rozerwani na
strzępy przez przeciwników (1053).
Wszyscy ci wojownicy, z racji samej funkcji obrońców Kościoła, byli przezeń wysoko
cenieni, wręcz sakralizowani. Świadczy o tym na przykład liturgia, fala kanonizacji żołnierzy,
rozmaite deklaracje papieży dotyczące duchowego wynagrodzenia walczących. Najpierw
liturgia: od X wieku znamy kilka formuł błogosławieństwa broni oraz tych, którzy wyruszają
do walki; stopniowo zaczynają one obejmować wojowników dawnej ideologii królewskiej.
Tak jest przede wszystkim w wypadku pewnego rytuału z XI wieku, zawartego w pontyfikale
z Cambrai. Niegdyś widziano w nim pierwszy rytuał pasowania rycerzy. W rzeczywistości
nic tam nie ma o pasowaniu. Jest to rytuał nadania stanowiska rzecznika lub obrońcy
Kościoła, jednakże znamienny dla ewolucji charakterystycznej dla tej epoki: Kościół, a raczej
Kościoły lokalne, powierzają teraz swą ochronę zawodowym wojownikom lub dowódcom
wojennym, hrabiom, wicehrabiom, panom czy miejscowym potentatom, dla których układają
rytuały, stosujące znowu modlitwy lub błogosławieństwa, ułożone niegdyś dla królów. Ci
“opiekunowie" mają prawo wznosić poświęconą chorągiew, na której widnieje wizerunek
ś
więtego patrona bronionej przez nich świątyni. Mają przywilej pochówku, z mieczem przy
boku, pod posadzką tejże świątyni. W ten sposób ich funkcja ulega sakralizacji. Wynika z
tego podwójny proces ideologiczny. Sakralizacja funkcji królewskiej i związana z nią
ideologia zstępują teraz na poziom wojowników znacznie skromniejszej rangi, skoro pełnią
oni funkcję obrony jakiegoś kościoła. Warto podkreślić ten ostatni punkt. Nie chodzi tutaj o
wszystkich panów, a tym bardziej nie o wszystkich “rycerzy". Jednakże proces ten idzie w
tym kierunku.
4. Sakralizacja wojny
Duchowe dowartościowanie wojowników walczących dla Kościoła, kościołów,
papiestwa, świata chrześcijańskiego (pojęcia te są jeszcze płynne i często mylone ze sobą)
przejawia się także w fakcie pojawienia się nowej duchowości, w kulcie militarnych
ś
więtych.
Zauważmy przy okazji, że kryje się tu paradoks, gdyż większość tych świętych,
późniejszych patronów rycerstwa, poniosła śmierć męczeńską... właśnie za to, że odmówili
służenia w wojsku! Tak było na przykład ze św. Maurycym, dowódcą antycznego legionu
tebańskiego, którego “świętą włócznię" cesarz Otton przywiózł na Lechowe Pole na bitwę z
Węgra mi, zagrażającymi chrześcijaństwu. Tak było również w przypadku św. Jerzego czy
ś
w. Marcina. Inni mają niewiele wspólnego z wojownikami, jak archanioł św. Michał lub...
Najświętsza Maryja Panna, patronka rycerstwa, której “świętą tunikę" obnoszono podczas
ważnych bitew i której wizerunek widniał na chorągwi biskupa Puy podczas pierwszej
krucjaty.
Tej fali militarnych świętych, od IX do XI wieku, towarzyszy rozkwit kultu relikwii,
którym gorszył się jeszcze Bernard z Angers na początku XI wieku, gdyż ta ludowa forma
kultu świętych wydawała mu się zbyt bliska pogaństwa. Relikwie bardzo szybko zyskały po-
pularność wśród wojowników, zabiegających o kawałki kości, włosów, zębów lub szat
ś
więtych, wykorzystywane jako talizmany lub opiekuńcze amulety, którymi, jak cennymi
kamieniami, wysadzano hełmy lub rękojeści mieczy Fakty te, znane w historii, a niekiedy i w
archeologii, są obficie relacjonowane w epopejach. Znacznie bardziej świadczą o tym, że do
Kościoła przeniknęły wojownicze lub magiczne sposoby myślenia, niż o chrystianizacji
wojowników. Obrazują jednak wyraźne zainteresowanie Kościoła stanem żołnierskim, a także
wzajemne przenikanie wartości Kościoła i arystokracji wojskowej.
Nagrody duchowe. Obietnice składane wojownikom, którzy służą interesom
papiestwa, ilustrują to samo zjawisko. W 753 roku Stefan II w obliczu zagrożenia ze strony
Saracenów wezwał na pomoc Franków z Zachodu. Chcąc ich zachęcić do przybycia,
zapewnił, że grzechy przez nich popełnione w walkach między chrześcijanami mogą zostać
odkupione wyprawą przeciw poganom. W 847 roku papież Leon IV, znowu zagrożony przez
Saracenów, obiecał nagrodę w niebie tym, którzy przybędą, by polec “dla prawdy wiary,
zbawienia ojczyzny i obrony chrześcijan". Kilka lat później Jan VIII stwierdził w liście do
biskupów frankijskich, że wojownicy polegli w walce podczas owej “wojny Pańskiej" z poga-
nami lub niewiernymi, mogli mieć pewność życia wiecznego. Jesteśmy tutaj u korzeni
koncepcji świętej wojny: wojownicy polegli w walce z niewiernymi zostają utożsamieni z
męczennikami za wiarę.
W walce z niewiernymi czy dla papiestwa? W umysłach XI-wiecznych papieży dominuje
raczej ten drugi aspekt. Jak podają niektóre źródła, kiedy Leon IX poprowadził swych milites
sancti Petri na pole bitwy w Civitate (o czym już wspominaliśmy), obiecał im życie wieczne.
W każdym razie, po krwawej łaźni, jaką im sprawili Normanowie (chrześcijanie), bez
wahania oznajmił, że znajdują się już oni w raju, w towarzystwie męczenników. Niektóre
ź
ródła określają tych wojowników zwrotem, który kilka lat później będzie się odnosić do
krzyżowców: milites Christi, żołnierze Chrystusa. W 1075 roku Grzegorz VII używa tego
samego określenia w stosunku do pewnego chrześcijanina, zwolennika papieża, zabitego
podczas konfliktów mediolańskiej Patarii, utożsamiając go z męczennikami. Także i tutaj
wszyscy walczący byli chrześcijanami.
Wojownicy-męczennicy. Utożsamienie tych wojowników z męczennikami za wiarę
zaznacza kres prawdziwej rewolucji ideologicznej. Wystarczyło zatem tysiąc lat - a to
niemało! - aby postawiono na tej samej płaszczyźnie dwóch skrajnie przeciwstawnych
bohaterów: jeden, uczeń Chrystusa, pierwotnie nie stosujący przemocy, wolał zginąć od
pogańskiego miecza, niż przelać krew nieprzyjaciela Boga. Drugi, chrześcijański wzorowy
wojownik papiestwa, otrzymywał palmę męczeństwa, jeśli umierał z mieczem w dłoni,
wyrzynając wrogów następcy św. Piotra.
Kazanie wygłoszone przez Urbana II podczas pierwszej krucjaty prawie nic nowego tu
nie wnosi; nie mamy więc żadnego powodu, by podawać w wątpliwość relacje świadków
opowiadające o podobnym utożsamieniu krzyżowców z męczennikami za wiarę. Oczywiście,
krucjata była pielgrzymką do Jerozolimy, lecz także wyprawą zbrojną mającą wyzwolić
ś
więte miejsca, przedsięwzięciem Stolicy Apostolskiej głoszonym przez papieża, kon-
trolowanym (przynajmniej w zasadzie) przez jego legata, a interesy papiestwa nie były tu bez
znaczenia: między innymi możliwość spotkania między Kościołami chrześcijańskimi po
rozłamie w 1054 roku lub ustanowienie na Wschodzie chrześcijaństwa łacińskiego obediencji
rzymskiej. Jakkolwiek jest, wyprawa krzyżowa wynika z rzeczywistego dowartościowania
ideologicznego statusu wojownika w służbie Kościoła.
Krucjata a rycerstwo. Dowartościowanie rycerstwa? Bynajmniej! Wyprawa krzyżowa
nie jest bowiem rycerstwem. Można by niemal rzec, iż jest jego przeciwieństwem. Być może
Urban II stwierdził to w swym kazaniu w Clermont, przeciwstawiając krucjatę bratobójczym
wojnom, zaprzątającym chrześcijańskich rycerzy. Miał na myśli przede wszystkim drobnych
rycerzy, opłacanych, najemnych, którzy jak mówił - ryzykują śmierć wieczną dla kilku nędz-
nych groszy! I nawoływał ich, by opuścili tę militia (czyli rycerstwo tego świata) i zostali
milites Christi na służbie Chrystusa-Boga. Raul z Caen opowiada, jak jego bohatera,
Tankreda, dręczyły sprzeczności, jakie dostrzegał między zasadami rycerstwa światowego a
ideałami rycerzy Chrystusa. W duszy czuł się rycerzem, żądnym sławy, zapalczywym w boju,
odważnym, nie wiedział jednak, jak pogodzić te cnoty z nakazem Chrystusa, by nadstawiać
drugi policzek, oddać szatę... zachwyciła go więc obietnica Urbana II, zapewniająca
odpuszczenie grzechów tym wszystkim, którzy wyruszą do walki z niewiernymi. Wahał się
wówczas między dwiema drogami: drogą Boga i drogą świata. Krucjata pozwoliła mu
połączyć te dwie drogi, walczyć dla Boga jako rycerz. Chodzi więc o pewną ciągłość (zawód
rycerza), lecz również o zerwanie: Chrystusowe rycerstwo, krucjata (militia Christi), odwraca
się od światowego rycerstwa, krótko mówiąc - od rycerstwa.
Ta sama sprzeczność występuje u św. Bernarda w sposób jeszcze bardziej radykalny;
ok. 1130 roku, pisząc Pochwałę nowego rycerstwa, odmalowuje on obraźliwy portret
“zwykłego' rycerstwa, lecz nie zmyśla jego cech, a tylko je uwydatnia, jak w karykaturze.
Podejmując grę słów, obecną już sto lat wcześniej u niektórych pisarzy kościelnych, utożsa-
mia rycerstwo ze złem (militia = malitia). Jego zdaniem, rycerstwo jest pod każdym
względem sprzeczne z nowym rycerstwem, jakie stanowią templariusze, ci mnisi-wojownicy,
nieustanni krzyżowcy. Pierwsi praktykują pychę, brak dyscypliny, przepych, egoizm i
indywidualizm, które powodują nieskuteczność w walce; drudzy - surowość, posłuszeństwo,
dyscyplinę, miłość braterską. Dawne rycerstwo służy światu i jego zwodniczym wartościom,
a jego walki prowadzą je do śmierci wiecznej przez grzech zabójstwa. Templariusze
natomiast nie narażają się na żadne tego rodzaju niebezpieczeństwa: jeśli zabijają, to dla
Chrystusa, a śmierć zapewnia im życie wieczne. Przy okazji warto wspomnieć, że te rycerskie
zakony, szpitalnicy, templariusze i rycerze teutońscy starają się połączyć w jednej postaci
radykalnie przeciwstawne do tej pory ideały i praktyki mnicha i wojownika. Taka synteza
sprzeczna z naturą (tak bardzo, że kaznodzieja Izaak ze Stella kilka lat później nazwał to
rycerstwo “nowym potworem") dowodzi, że wspomniana wyżej rewolucja ideologiczna
doszła wtedy do kresu. W dziedzinie zakonów rycerskich, ale jeszcze nie rycerstwa.
5. Kościół, książęta i pokój
Wyprawa krzyżowa jest złożonym zjawiskiem, które zaznacza zakończenie procesu
dogłębnej przemiany nauki Kościoła na temat wojny. Odzwierciedla również inne
zakończenie: próby Kościoła, by uwolnić się najpierw od dominacji arystokracji świeckiej i
wojskowej (jest to jednym z aspektów reformy gregoriańskiej i sporu o inwestyturę), a gdy
umacnia się centralizm papiestwa, by odwrócić ten proces i z kolei zdominować świeckich
(walka o dominium mundi). Nie miejsce tu na pobieżne nawet omawianie tych ważnych
elementów dziejów; spróbujemy wydobyć tylko parę ich aspektów, które wywarły głęboki
wpływ na ukształtowanie się ideologii rycerskiej. W tym celu trzeba cofnąć się do X i XI
wieku, które można uznać za prehistorię rycerstwa. W tej epoce, przede wszystkim w
południowej połowie Francji, słabnąca władza centralna spo wodowała załamanie
bezpieczeństwa publicznego, i z tego powodu cierpiał cały bezbronny lud (inermes), a
zwłaszcza Kościół. Sprawcami zamieszek byli ci sami ludzie, którzy później zostaną nazwani
rycerzami i którym zostanie powierzona misja obrony Kościoła i słabych: milites.
Pokój Boży. W obliczu niewystarczalności władzy centralnej, Kościół starał się
przejąć w swoje ręce tę część funkcji królewskiej, szukając w tym celu sprzymierzeńców
najpierw wśród najwyższej arystokracji Akwitanii, a później w sąsiednich regionach. Chciał
uzyskać od seniorów wojny (tak bowiem można ostatecznie przetłumaczyć zwrot principes
militiae) ograniczenie szkód, jakie powodowali. Nie było mowy o tym, by zabronić wojen
prywatnych, uznawanych za prawo związane z banem, z posiadaniem publicznych twierdz.
Nikt nawet o tym nie myślał. Od wojennej furii można było ocalić przynajmniej ludzi,
przestrzenie i pewne okresy roku: przez przymuszającą siłę przysięgi, przez groźbę kar
duchowych (ekskomunika) pozbawiających sakramentów Kościoła, niezbędnych wiatyków,
ludzi, którzy złamali te przysięgi, czy nawet wszystkich ludzi żyjących pod władzą owych
ekskomunikowanych (interdykt).
- Ludzi: inermes, całą bezbronną ludność, niezdolną do stawania we własnej obronie; ludzi
Kościoła, chłopów, dzieci, szlachetnie urodzone kobiety nie
mające opieki. Innymi słowy, wojnę należy zastrzec dla wojowników.
- Przestrzenie: święte miejsca związane z kultem, zwłaszcza kościoły, ołtarze, cmentarze.
- Czas: dni świąt liturgicznych, upamiętniających męczeństwo najważniejszych świętych
ś
wiata chrześcijańskiego i miejscowych patronów, a przede wszystkim mękę Chrystusa.
Składając publicznie przysięgę na relikwie świętych w obecności władz kościelnych i ludu,
wojownicy zobowiązują się do swoistej dobrowolnej ascezy: do rezygnacji z uprawiania
ulubionego sportu, wojny i wzorowanych na niej gier, w piątek, dzień męki Chrystusa, w
sobotę - dzień Jego przebywania w grobie oraz w niedzielę - dzień Jego zmartwychwstania.
Te dobrowolne przysięgi upowszechniają się pod moralną i publiczną presją. Takie
zgromadzenia odbywają się najpierw w Akwitanii u schyłku X (Charroux, 989), a w XI wieku
w całej Francji, we Włoszech, w Niemczech itd. Tam, gdzie władza centralna jest mocna lub
gdzie zostaje na nowo zaprowadzona (Normandia, Flandria), instytucje te wzięli w swe ręce
hrabiowie. Pokój Boży staje się tutaj pokojem księcia. W Normandii na przykład historycy
diuków podkreślają ich władzę nad milites, którzy byli utrzymywani w posłuszeństwie i
trzymani w ryzach przez bardzo twarde prawa, karzące ich za rozbój, a nawet za zwykłe
pijaństwo po gospodach.
Instytucje pokojowe mają wielkie znaczenie historyczne. Podkreślimy tylko zwiększone
zainteresowanie, jakie Kościół okazuje teraz wobec milites. Właśnie przed nimi trzeba
chronić siebie i chronić lud, a Kościół może to uczynić, tylko wzywając na pomoc innych
wojowników, dowartościowując ich walkę w słusznej sprawie lub niejako zgadzając się na
pewne odstępstwa, wytyczając dla wojen, nawet prywatnych, strefy dopuszczalności. Tym
samym Kościół zbliżył się do wojowników, których już nie mógł zbiorowo potępić,
wykluczyć ze zbawienia. Potępić moralnie wojnę prywatną w pewnych okolicznościach
oznaczało równocześnie przyjąć ją za dozwoloną w innych. Skutkiem tego było dowarto-
ś
ciowanie funkcji wojennej, widzianej przychylniejszym okiem.
Jest to jednak tylko początkiem procesu, który w końcu doprowadzi do ideologii
rycerskiej. Wojownicy, którzy składają przysięgę pokoju, zobowiązują się nie grabić
kościołów, nie porywać kobiet, nie zabijać chłopów i nie zagarniać ich bydła. Nie ma jeszcze
mowy o tym, by mieli ich bronić. Militia w znacznej mierze kryje się jeszcze w ideologicz-
nym cieniu malitia. Jasna strona medalu pozostaje jeszcze do odkrycia.
V Pasowanie na rycerza
Ceremonia pasowania oznacza przyjęcie nowego rycerza do stanu elitarnych wojowników,
wejście do rycerstwa. W klasycznej epoce rycerstwa (XII - XIII wiek) polega zasadniczo na
przekazaniu broni znamionujących nową funkcję pasowanego (miecza, włóczni, puklerza,
hełmu, strzemion), czemu towarzyszy deklaracja o charakterze etycznym oraz uderzenie w
kark wierzchem dłoni, colee lub paumee, później zmienione w lekkie uderzenie płazem mie-
cza w ramię (XIV - XV wiek). Jest to ceremonia o charakterze deklaratywnym, mająca
wszelkie cechy obrzędu przejścia.
1. Przekazanie broni
Historia pasowania nie jest prosta, gdyż jest mało prawdopodobne, że istniała
faktyczna i znaczeniowa ciągłość między najdawniejszymi sposobami wręczania broni, jakie
znamy z historii (charakterystycznymi dla większości dawnych Germanów ze Starożytności
przed naszą erą, o których wspomina Tacyt w Germanii), a pasowaniem rycerzy, o jakim
mówią liczne źródła XII-wieczne i późniejsze. Jest też mało prawdopodobne, że przekazanie
miecza królom, a potem książętom w IX i X wieku było zasadniczo znakiem ich wejścia do
“rycerstwa", niezależnie zresztą od tego, jaki sens nadawano temu określeniu. Przyjmując
miecz, oznakę władzy politycznej i sądowniczej, otrzymywali prawo rządzenia ludźmi
podlegającymi ich jurysdykcji. To oczywiste, że właśnie tutaj kryje się dwuznaczność, gdyż
prawo to obejmowało ban, władzę wojskową, i nie ulega wątpliwości, że książęta pełniący tę
część władzy publicznej wydawali - siedząc na koniu - rozkazy swym wojskom złożonym z
jeźdźców i piechurów.
Co więcej, wspomniana już niejednoznaczność określeń miles, militia, militare budzi
zastrzeżenia w odniesieniu do przynajmniej części dokumentów stwierdzających, często
bardzo lakonicznie, iż jakiś książę czy kasztelan otrzymał pendent (cingulum militiae), że
przypasano mu miecz (gladio accintus) lub został miles. Takie wyrażenia, szczególnie w
zamierzchłej epoce, oznaczają niekiedy raczej dopuszczenie do jakiejś funkcji publicznej niż
podjęcie zawodu żołnierskiego, będącego częścią tej funkcji. Jednakże rosnąca militaryzacja
społeczeństwa w X, a zwłaszcza w XI wieku sprawiła, że w obrębie tej samej funkcji
publicznej coraz mocniejszy akcent pada na aspekt militarny, który wysuwa się na pierwszy
plan.
Wreszcie, zależnie od regionu i od pochodzenia dokumentów, najprawdopodobniej
istnieją różnice w obrębie znaczenia ceremonii, którą Kościół bardzo wcześnie starał się
przejąć na własny rachunek, nadając jej treść ideologiczną zgodną z jego wartościami, nie
udało mu się jednakże w pełni osiągnąć celu ani zupełnie zatrzeć świeckich aspektów tej
ceremonii.
Etymologia. Etymologiczne źródło słowa adouber (pasowanie) nie jest całkiem jasne.
Chciano je powiązać z rdzeniem germańskim, oznaczającym “uderzyć" (dubban). Etymologię
tę przyjęli historycy w epoce, kiedy sądzono, iż la colee była podstawowym elementem
pierwotnym w obrzędzie przejścia. Jest to bardziej niż wątpliwe, gdyż la colee pojawia się
dopiero w drugiej połowie XII wieku w źródłach literackich (Garin le Lorrain), a
najwcześniej na początku XIII wieku w łacińskich źródłach narracyjnych (Lambert z Ardres).
Z drugiej strony, w swym pierwszym znaczeniu adouber znaczy wyposażyć, zaopatrzyć:
pasować rycerza znaczy dostarczyć mu sprzęt i tym samym sprawić, że staje się on zdolny do
działania. W bardzo pokrewnym znaczeniu, “pasowano" wieżę, fortyfikując ją, mówiono
także o adoubs konia, czyli jego wyposażenia, a jeszcze całkiem niedawno przeprowadzało
się radoubement statku, kiedy poddawano go remontowi w celu dalszego użytkowania;
podobnie szachista adoube (robi ruch próbny), kiedy dotyka pionka, by odstawić go na
miejsce. śaden z tych przypadków nie ma związ ku z la colee ani nawet z ceremonią
wojskową czy z wręczaniem broni. Ich pierwotne znaczenie ma więc charakter czysto
funkcjonalny. Później słowa te nabrały znaczenia związanego z rycerstwem.
Pomimo różnorodnych konotacji wymienionych wyżej słów miles-militia-militare,
zwrot “czynić rycerza" (militem facere) jednoznacznie się odnosi do obrzędu przejścia, jakim
jest pasowanie w klasycznej epoce rycerstwa. Chodzi o przyjęcie w szeregi militia. W epoce,
w której publiczny, deklaratywny gest odgrywa rolę oficjalnego dokumentu, pierwsze
wręczenie broni, mniej lub bardziej uroczyste w zależności od rangi pasowanego, w
oczywisty sposób zyskuje znaczenie zasadnicze.
Znaczenie wręczenia broni. Pasowanie jest najważniejszym wydarzeniem w życiu
rycerza i często służy jako chronologiczny punkt odniesienia dla innych wydarzeń. W istocie
obejmuje ono kilka znaczeń, zmieszanych i łączących się ze sobą bez wykluczania się
nawzajem.
- Na płaszczyźnie prawnej zaznacza wejście w świat dorosłych. Tak więc liczne zapisy z XI i
XII wieku rejestrują akty prawne młodzieńca, który – gdy “został miles" czy “przypasał
miecz" - potwierdza lub odwrotnie, kwestionuje donacje złożone wcześniej przez jego
opiekunów, upomina się dla siebie o jakieś zagrabione dobra albo dokonuje innego aktu
prawnego tego rodzaju. Wręczenie broni stanowi więc osiągnięcie przez młodzieńca pełnej
zdolności, pełnej dojrzałości prawnej.
- Na płaszczyźnie społecznej wynika z tego w sposób naturalny, iż młodzieniec, do tej pory
trzymany w stanie podległości, uzyskuje pozycję odpowiadającą randze... do której może
pretendować z racji swego urodzenia i środków ekonomicznych, jakimi będzie mógł
dysponować. Pod tym względem pasowanie pozostaje w XI i XII wieku nieco niejasne.
Młody szlachcic, syn hrabiego lub księcia, przed otrzymaniem broni uczył się - by w
przyszłości zostać wojownikiem i panem - na dworze swego ojca lub, jeszcze częściej, w “do-
mu' krewnego, najczęściej wuja lub stryja, raczej wuja (brata matki), mającego na ogół
wyższą rangę. Kiedy jego kształcenie zostało zakończone, kiedy uroczyście wręczono mu
broń, a przede wszystkim miecz (tylko o tej broni wzmiankują najdawniejsze teksty), akt ten
czynił zeń osobę pełnoletnią w tej kategorii społecznej, z której się wywodził. Osiąga status
społeczny, który otwiera przed nim jego nową niezależność. Status ten zależy oczywiście od
bogactwa i władzy, jakimi będzie dysponował. Z tego powodu wręczenie broni najczęściej
bardzo nieznacznie poprzedza inne akty prawne o znaczeniu ekonomicznym i społecznym,
które sprawiają, że wejście do świata arystokracji staje się faktem: małżeństwo z dziedziczką,
odstąpienie jakiejś ziemi, jakiejś części włości przez rodziców nowego miles, zostanie wa-
salem, objęcie całego dziedzictwa lub jego części. W gruncie rzeczy chodzi tu o akt
deklaracyjny, zaznaczający osiągnięcie przez syna arystokraty statusu “samodzielnego
seniora'. W tym sensie można więc powiedzieć, że wręczenie broni jest obrzędem szlachty,
seniorii, feudalizmu. Nie zawsze jednak wręczeniu cingulum militiae towarzyszyły takie
koncesje dochodów. Młodsi synowie, synowie zbuntowani przeciw ojcu, wydziedziczeni,
wygnani, “ubodzy", mogli otrzymać broń militia, nie zdobywając tym samym pełnej
niezależności społecznej. W tym celu musieliby zaczekać na śmierć ojca, odzyskanie swych
ziem lub zwrot majątku. W wypadku wygnanych lub zbuntowanych synów książąt wręczenie
broni przez seniora, który przyjął ich na dwór i “żywił", jawi się jako publiczna deklaracja
uznania na płaszczyźnie politycznej. W XI i XII wieku znamy kilka tego rodzaju przypadków
- Aspekt zawodowy, do tej pory wszędzie kryjący się podskórnie, w tych ostatnich
wypadkach nabiera pełnej mocy. Przez przekazanie broni, dostarczanej na ogół przez tego,
kto dokonuje pasowania, pasowanie pozwala “młodemu' dostąpić w każdym wypadku
zawodu żołnierskiego w militia wielmożów. Synowie szlacheckich rodów, o których
mówiliśmy do tej pory dlatego, że tylko oni są przedmiotem zainteresowania autorów tek-
stów, jakimi dysponujemy, wchodzą wtedy, przynajmniej na pewien czas, w szeregi innych
milites z drużyny możnowładców, “zwykłych rycerzy", dla których pasowanie, z pewnością
pozbawione świątecznej oprawy, jest po prostu rozdaniem broni, prawdopodobnie bez
ż
adnego ceremoniału, przynajmniej na początku. Dla wielu spośród ruch na pewno jest to
awans społeczny, zwłaszcza dla uzbrojonych sług z niższych warstw. Jednakże jest to awans
czasowy, prowizoryczny, odwracalny, w najlepszym razie dożywotni, gdyż wiązał się z
faktycznym wykonywaniem zawodu żołnierskiego i kończył się w wypadku ustania tego
zajęcia. Z tego rycerstwa stałych dependentów i tymczasowo zdeklasowanych rekrutują się
członkowie książęcych eskort, kompanie bywalców turniejów, błędnych rycerzy szukających
przygód oraz najemników, których literatura ukazuje wyraźniej niż wszelkie inne źródła od
XII wieku, którzy jednak przypuszczalnie istnieli i wcześniej, być może mniej licznie.
2. Rycerstwo a liturgia
Religijny wymiar pasowania rozwija się wraz z procesem wzrastania społecznej i
ideologicznej rangi rycerstwa. Jak widzieliśmy, Kościół zawsze interesował się dzierżącymi
władzę i bardzo wcześnie ułożył błogosławieństwa paru przedmiotów-znaków tej władzy:
berła, korony, królewskiego miecza. Wręczając je królowi, obdarzonemu przez Boga niemal
religijną misją, biskupi wypowiadali te błogosławieństwa przypominające władcy o różnych
aspektach jego misji.
Ideologia miecza. Wręczenie miecza, jedyny akt, jaki nas tutaj zajmuje, dawał
sposobność, by podkreślić obowiązki związane z posługiwaniem się siłą zbrojną:
utrzymywanie pokoju i ładu przez ściganie wszelkich złoczyńców, wspieranie i obrona
Kościoła oraz słabych, obrona królestwa przed wrogami z zewnątrz, którzy często byli
utożsamiani z poganami. Kiedy władza królewska zaczęła słabnąć, Kościół wykorzystywał -
wpierw w odniesieniu do książąt, a następnie do swych protektorów, advocati i defensores - te
błogosławieństwa, które bez istotnych zmian można było stosować w ceremoniach
przeznaczonych dla osobistości nie mających już w żyłach królewskiej krwi. Proces ów
rozpoczął się być może wraz z najazdami Madziarów, Saracenów, Normanów, kiedy to
przyjął się zwyczaj udzielania błogosławieństwa wojsku ruszającemu do walki z poganami
lub z niewiernymi. Nabrał szybszego tempa podczas niepokojów, jakie wstrząsały systemem
feudalnym. Ujawnia się to w liturgii: od X wieku w Kościele wzmacnia się rytualizacja i
sakramentalizacja i święcone jest niemal wszystko, by nadać przedmiotom związanym z jakąś
funkcją zapewniającą życie niemal magiczną skuteczność: święcone jest ziarno na zasiew,
łoże małżeńskie, narzędzia pracy i broń wojowników. W XI wieku pojawiają się pierwsze
formuły błogosławieństw miecza, zawierające nakazy o charakterze etycznym. Nie mamy
jednak pewności, czy były one wykorzystywane przy liturgicznym pasowaniu rycerzy.
Rytuały pasowania. Najstarsze rytuały, które z całą pewnością wykorzystywano przy
pasowaniu, pochodzą z XII wieku. Element etyczny jest tu jeszcze nikły. U schyłku tego
stulecia pewien rytuał z południowej Italii stosuje do rycerstwa niektóre niegdyś królewskie
formuły, które sto lat wcześniej pontyfikał z Cambrai już stosował do rzeczników czy
obrońców kościołów. Jedna z modlitw zawiera prośbę do Boga, by pobłogosławił miecz
obecnego tu swego sługi, “aby mógł być opiekunem i obrońcą kościołów, wdów, sierot i
wszystkich sług Bożych przeciw srożącym się poganom". Inna modlitwa kieruje polecenia do
tego, który “właśnie zostaje rycerzem: strzeż prawdy, broń Kościoła, sieroty i wdowy, tych,
którzy się modlą i tych, którzy pracują". Poczym celebrans, przyzywając imienia Ojca, Syna i
Ducha Świętego, wręcza młodzieńcowi miecz, włócznię, puklerz i ostrogi, broń
charakterystyczną dla rycerza. Choć rytuał jest zwięzły, obfituje już w elementy ideologiczne
pochodzenia kościelnego. Przy okazji zwróćmy uwagę na podwójny aspekt obrony kraju
przed poganami (jesteśmy w południowej Italii i muzułmanie są niedaleko) i opieki nad
dwoma pozostałymi stanami społeczeństwa: nad tymi, którzy się modlą, i tymi, którzy
pracują. Mamy tu do czynienia z misją powierzoną całemu rycerstwu. Kilka innych
ś
wiadectw z XII i XIII wieku zawiera także błogosławieństwa wyraźnie pochodzące z
różnych liturgii koronacji na króla.
Kres tego procesu, który niepostrzeżenie zaczyna obejmować wszystkich rycerzy, a
zatem rycerstwo ideologia niegdyś wyłącznie królewska, objawia się w całej pełni w
kompletnym rytuale pasowania z pontyfikału biskupa Mende, Wilhelma Duranda (koniec
XIII wieku).
Pontyfikał Wilhelma Duranda. Pasowanie jawi się tutaj jako prawdziwe święcenia,
wejście do “stanu rycerskiego", mającego bardzo wyraźny charakter duchowy i religijny.
Zasadniczą rolę odgrywa tutaj duchowny, a wszystkie gesty pasowania mają wartość
symbolu: ceremonię poprzedza modlitewne czuwanie - w tekstach literackich i historycznych
zaczyna się ono pojawiać u schyłku XII wieku – oraz rytualna kąpiel mająca znaczenie
religijne. Celebrans błogosławi miecz złożony na ołtarzu, odmawiając nad nim dwie
modlitwy pochodzące z dawnych ceremonii koronacji królów; tekst precyzuje, iż może też
pobłogosławić inne rodzaje broni dzięki formułom, które mamy z innych źródeł i które także
zawierają elementy etyczne. Potem następuje błogosławieństwo samego rycerza,
podkreślające jego obowiązki sprawiedliwości, obrony prawdy i wiary; kapłan zdejmuje
wówczas miecz z ołtarza i wkłada go w dłoń postulanta, przypominając mu, że ma on używać
tej broni w obronie własnej i w obronie Kościoła świętego. Potem miecz zostaje schowany do
pochwy; celebrans opasuje rycerza pendentem, z którego zwisa miecz, a rycerz trzykrotnie
dobywa miecza (jak wcześniej robił to cesarz podczas koronacji), zanim ostatecznie schowa
go do pochwy. Następnie celebrans przekazuje mu pocałunek pokoju, potem la colee, która
staje się tutaj “lekkim policzkiem wymierzonym po to, by rycerz ocknął się ze snu malitia",
aby czuwać w wierze w Chrystusa. Po czym - to jedyny element, który do końca Średnio-
wiecza zachował świecki charakter - obecni przy ceremonii szlachcice dopasowują do rycerza
swe strzemiona, które również zostały poświęcone. Wreszcie wręczają mu jego chorągiew, na
której widnieje jedno lub dwa błogosławieństwa także pochodzące z liturgii królewskich, o
silnym zabarwieniu duchowym i ideologicznym. Pasowanie staje się wówczas aktem
sakramentalnym. Dla Kościoła wyraża ono wejście do prawdziwego porządku społecznego;
przy tej okazji Kościół przypomina o posłannictwie “szlachetnego stanu rycerskiego", o
którym mówią literackie źródła.
3. Historia a epopeja
Pomijając źródła liturgiczne, opisy pasowania prawie też się nie pojawiają w źródłach
historycznych przed XII wiekiem. Ich zgodność z opowiadaniami z epopei zasługuje na
uwagę.
Kilka przypadków pasowania. W 1128 roku w Rouen miało miejsce pasowanie
Gotfryda z Anjou. Kronikarz Jan z Marmoutier (który co prawda pisze ok. 1180 roku, w
czasach, gdy kulturowe wzorce rycerstwa już się zakorzeniły) opisuje ceremonię, używając
pojęć bardzo zbliżonych do określeń z pieśni rycerskich tej samej epoki: po kąpieli lub ablu-
cjach, w których nic nie pozwala się dopatrywać jakiegokolwiek znaczenia symboliczno-
religijnego, Gotfryda odziewają w nowe szaty w jaskrawych barwach. Potem na dwór
przyprowadzają piękne rumaki hiszpańskie. Gotfrydowi zakładają jego kolczugę (lorka), tak
doskonałej jakości, że nie zdoła jej przebić żadna włócznia ani oszczep, oraz nogawice z
ż
elaznych kółek. Przyczepiają mu złote ostrogi, dają puklerz ze znakami herbowymi, który
wieszają mu na szyi. Na głowę zakładają kask ozdobiony drogocennymi kamieniami, który
oprze się ciosom miecza. Przynoszą jesionową włócznię z ostrzem z Poitou. Wreszcie
wręczają miecz, pochodzący z królewskiego skarbca, wykuty niegdyś przez legendarnego
kowala. Wtedy nowy rycerz w pełnej zbroi wskakuje na konia i zaraz dowodzi swej
waleczności w turniejach i ćwiczeniach wojennych, które są uciechą dworu przez siedem dni.
Takie opisy pojawiają się często w źródłach literackich, zwłaszcza w epopejach.
Podobieństwo tonu i stylu, stereotypowy porządek relacjonowanych faktów, wyraźnie
ś
wiadczą o zainteresowaniu odbiorcy scenami z życia współczesnej arystokracji.
Zwróćmy uwagę: nie ma tu ani śladu żadnej ceremonii religijnej. Czy należy
przypuszczać, iż jednak się ona odbywała, lecz autor skupił się wyłącznie na opisie nowego
rycerza przywdziewającego zbroję na turniej? Nawet jeśli tak było, wybór ten był znaczący:
dla XII-wiecznego społeczeństwa arystokratycznego religijny aspekt pasowania prawie się nie
liczy. Tak samo jest z większością innych relacji historycznych, jak na przykład relacja
autorstwa Lamberta z Ardres o pasowaniu Arnula z Guines w 1181 roku. Jak zwykle bywało,
na dzień pasowania z pewnością wybrano wielkie święto kościelne. Może to być Boże
Narodzenie, Wielkanoc i przede wszystkim Zesłanie Ducha Świętego, tak jak w tym
wypadku. Tę datę wybrali królowie Anglii, by “ze brać swój dwór". Baldwin z Guines
również: wobec zgromadzonego dworu ojciec wymierzył swemu synowi la colee, ten
“policzek, którego nie należy oddawać". Wraz z nim pasowano jeszcze kilku rycerzy. Potem
następuje opis uroczystości, uczty, darów wszelkiej szczodrości, do której okazją było
pasowanie. Także i ksiądz z Ardres nie napisał ani słowa o jakiejkolwiek roli Kościoła.
W 1213 roku podczas krucjaty przeciw albigensom Amauryk z Montfort został rycerzem
“zgodnie z nową liturgią, nie znaną w poprzednich stuleciach",jak nam mówi kronikarz tej
krucjaty, Piotr des Vaulx de Cernay: w dniu św. Jana, kiedy biskup odprawiał mszę, Amauryk
został przyprowadzony do ołtarza przez swych rodziców, hrabiego i hrabinę de Montfort,
którzy “ofiarowali swego syna Bogu", prosząc biskupa, by uzbroił rycerza “na służbę
Chrystusowi". Biskupi Orleanu i Auxerre przypasali wówczas młodzieńcowi pendent,
ś
piewając Veni Creator Spiritus. Autor popada w zachwyt wobec tego “nowego i
niesłychanego przebiegu pasowania". Być może nowość miała charakter nie tylko liturgiczny:
trzeba tu zwrócić uwagę na fakt, że Amauryk zostaje nie tylko rycerzem, ale miles Christi,
krzyżowcem.
Funkcja rycerstwa. Ideologia, którą Kościół próbował wpoić rycerstwu przez
pasowanie, nie w pełni jeszcze przeniknęła sposób myślenia całej arystokracji wojennej.
Przed Kościołem zaczęły się otwierać nowe sposoby osiągnięcia celu: na przykład traktaty
dydaktyczne. W połowie XII wieku Jan z Salisbury pisze dla króla Henryka II traktat poli-
tyczny, w którym porusza kwestię pasowania i funkcji rycerstwa. Jego zdaniem, “rycerza
czynią' dwie rzeczy: rekrutacja przez księcia i złożona przez rycerza przysięga. Rycerze jawią
mu się jako zbrojne ramiona księcia, od których wymaga się tylko posłuszeństwa rozkazom,
dyscypliny, znajomości rzemiosła wojennego, czyli zaprawy we władaniu bronią.
Dochowując w ten sposób posłuszeństwa książętom ustanowionym przez Boga, rycerze
spełniają chwalebną misję: są nawet “świętymi' w wypełnianiu tej misji, gdyż pośrednio
poprzez swego seniora służą Bogu. Czy zresztą nie otrzymują miecza z ołtarza? To jest
jedyne nawiązanie do liturgii pasowania.
Około 1185 roku inny biskup-poeta, Stefan z Fougeres, układa w języku
starofrancuskim Przegląd stanów świata i Księgę manier. Przedstawia tam zwięzły opis
funkcji każdego z trzech stanów społeczeństwa. Rycerstwo, mówi (za Krystianem z Troyes),
jest najwyższym stanem. Jeśli jednak wolny człowiek, urodzony z wolnej matki, zostaje w ten
sposób “wyświęcony na rycerza", musi godnie postępować, szanować Kościół i jego
duchownych, musi być lojalny i pobożny. Wziął miecz z ołtarza, aby stawać w obronie ludu
Bożego. Dobywa tego miecza w słusznej sprawie. Jeśli okazuje się go niegodny, należałoby
móc go “odświęcić", wypędzić ze stanu, któremu przynosi hańbę, odebrać mu miecz, odciąć
ostrogi. W tej samej epoce pieśni rycerskie w podobnych słowach wspominają o degradacji
rycerza.
Traktaty o rycerstwie. Inne dzieła zostają w całości poświęcone edukacji moralnej rycerstwa
zgodnej z naukami Kościoła. Nawiązują one do słynnego tekstu, w którym Pani z Jeziora w
Lancelocie prozą opisuje pochodzenie i posłannictwo rycerstwa, pomimo swej formy
literackiej wyraźnie były inspirowane przez duchownych. Tendencję tę reprezentował już
Stefan z Fougeres. Nasila się ona w XIII wieku, kiedy powstają prawdziwe “traktaty o
rycerstwie” w języku potocznym, wierszem lub prozą. Jeden z nich, anonimowy ordene de
chevalerie, także niewątpliwie powstały w środowisku księży, usiłuje wsączać ideologię
Kościoła swemu odbiorcy - rycerzom - zapożyczając formę powieści, cieszącej się powo-
dzeniem w tej epoce. Opisuje on fikcyjną sytuację, jak około 1175 roku pewien rycerz
krzyżowiec, uwięziony przez Saladyna, na jego prośbę opowiada ze szczegółami, jak się
zostaje rycerzem. Wyjaśnia Saladynowi znaczenie kolejnych etapów pasowania. Kąpiel, tak
jak chrzest, jest znakiem wyrzeczenia się grzechu i woli życia “w uczciwości i uprzejmości'.
Szkarłatna suknia symbolizuje krew, którą rycerz musi być gotów przelać w obronie prawa
Bożego; pas oznacza odrzucenie zmysłowości; ostrogi ukazują żarliwość w służbie Bożej.
Miecz obosieczny symbolizuje prawość i lojalność, oznacza obowiązek rycerza: obronę
słabego przed silnym. Wreszcie la colee ma tu tylko funkcję pamięciową: dzięki niej rycerz
zapamięta tego, kto go pasował. Także i tutaj niewiele się mówi o jakiejkolwiek roli księdza,
choć dzieło jest silnie zabarwione wpływami Kościoła. Styl posługujący się alegorią,
rozpowszechniony w XIII i XIV wieku (na przykład w Romansie o Róży) pozwalał snuć bez
końca motywy ideologiczne związane z poszczególnymi rodzajami broni, jaką rycerz
otrzymywał podczas ceremonii pasowania.
Raymond Lulle, młody poeta mieszczańskiego pochodzenia, który został rycerzem, a
ż
ywota dokonał jako misjonarz męczennik w Afryce Północnej, około 1263 roku napisał po
katalońsku prawdziwy mały traktat, Księgę stanu rycerskiego. Gromadzi on i systematyzuje
nauki, jakich udzielała już Pani z Jeziora; tworzą one teraz klasyczną ideologię rycerstwa
zgodną z wolą Kościoła. Pasowanie staje się dla Kościoła swoistym sakramentem
przepojonym wartościami religijnymi, który wprowadza do rycerstwa tak jak do zakonu. Do
pasowania trzeba się więc przygotować wpierw wyznaniem swych grzechów na spowiedzi,
później postem i modlitwą na nocnym czuwaniu w kościele. Przy okazji Raymond Lulle
korzysta ze sposobności, by przeciwstawić ideał stanowi taktycznemu, wspominając
giermków, którzy wykorzystują to czuwanie, by słuchać, jak wędrowni śpiewacy recytują
pieśni rycerskie albo powieści, które, jak utrzymuje, wysławiają rozpustę. Nazajutrz po mszy,
kiedy celebrans odmawia modlitwy przed ołtarzem, szlachcic (a nie ksiądz) przypa suje miecz
nowemu rycerzowi, przekazuje mu pocałunek pokoju i la colee, dzięki której ma on pamiętać
o swym zobowiązaniu, by respektować obowiązki stanu rycerskiego. Potem następuje
przejazd konno, obwieszczający publicznie nowy stan młodzieńca, uczta, turniej, okazja do
szczodrobliwości. Jak widać, schemat wydaje się ostatecznie ustalony, jeszcze z paroma
drobnymi różnicami w odniesieniu do roli kapłana celebransa podczas samego pasowania.
Proponowany ideał jest odtąd nienaruszalny, przynajmniej w dziełach o inspiracji kościelnej.
Wyraźnie to pokazuje symbolika broni, przejawiająca się różnorodnie: rycerz musi
posługiwać się mieczem w służbie Kościołowi, walczyć z wrogami Krzyża, zapewnić ład
wewnętrzny oraz chronić kościoły, wdowy, sieroty. Służąc swemu seniorowi i rządząc ludem,
rycerze są więc w służbie Boga.
Do tej ideologii moralnej, której ton nadaje religia, dochodzi nuta ideologii
szlacheckiej, świadcząca o tendencji zamykania się rycerstwa na nie-szlachciców, nawet w
Katalonii: Raymond Lulle faktycznie opowiada się przeciwko rycerzom, którzy stanęliby po
stronie ludu przeciw swemu seniorowi, możliwość pasowania nie-szlachcica z urodzenia
uznaje za absurd, szlachectwo utożsamia z rycerstwem. Rycerstwo jest dla niego szczytnym
wojennym posłannictwem szlachty, która dla ideału poświęca służbie Bożej miecz,
symbolizujący najwyższe cnoty stanu rycerskiego. Jesteśmy w epoce, w której ideologia
rycerstwa święci triumfy. Rycerstwo jaśnieje pełnym blaskiem i z Francji promieniuje na
sąsiednie kraje. Już w 1184 roku cesarz Fryderyk Barbarossa utrzymywał “rycerski dwór",
naśladując dwory zachodnie, i pasował na rycerzy własnych synów oraz paru innych młodych
szlachciców. Te zbiorowe pasowania mnożą się w całej Europie w XIII wieku, pasowanie zaś
staje się ceremonią kosztowną, luksusową, honorową i prestiżową, przydając godności i
splendoru tym spośród szlachty, którzy go dostępują.
Ukształtowana już ideologia rycerstwa w niemałym stopniu się przyczynia do wzrostu
prestiżu. O ten zaszczyt ubiega się sam król Franciszek I, chcąc otrzymać z rąk Bajarda
uderzenie, które na początku XVI wieku stało się najważniejszym rytuałem podczas
pasowania rycerza.
VI. Świeckie wartości rycerstwa
Rycerstwo, które przeżywa rozkwit w XIII wieku w całej Europie Zachodniej, nie zostało
ukształtowane wyłącznie przez Kościół - jedyny wspomniany dotąd czynnik. Od XIII wieku, i
to mimo że wielu pisarzy i poetów wywodziło się z kręgów duchowieństwa, literatura
przeznaczona dla świeckich, a głównie dla odbiorcy dworskiego, ukazuje nam zamiłowania
rycerzy, ich dążenia, ich wartości ideowe i postępowanie. W ten sposób zarysowuje się postać
wzorowego rycerza, jaśniejącego wszelkimi cnotami rycerstwa.
1. Wzór rycerstwa
Kilka symbolicznych postaci ilustruje ów obraz średniowiecznego rycerza. Wilhelm le
Marechal (XII wiek), Ulryk von Liechtenstein (XIII wiek), Bertrand du Guesclin lub Godfryd
z Charny (XIV wiek), John Falstaf czy Bajard (XV wiek). Pomimo różnic związanych z
regionami, z epokami, z których pochodzą te postacie, wszyscy ci rycerze ucieleśniają
wspólne wartości, zachowania i sposoby myślenia znamienne dla rycerstwa: znajomość
rzemiosła wojennego, odwaga, pragnienie sławy, troska o reputację, po czucie honoru,
poszanowanie danego słowa, szczodrobliwość, waleczność, dworność... oto najważniejsze
cnoty “dworne".
Rycerstwo i dworność rzeczywiście stały się nierozłączne. Już w dzieciństwie
późniejszy rycerz przechodzi naukę na dworze jakiegoś mniej lub bardziej możnego pana,
któremu “służy przy broni' jako pachołek, potem jako giermek. W ten sposób uczestniczy w
ż
yciu dworu, przesiąka jego obyczajami i wartościami, ucząc się jednocześnie zawodu
rycerza. Rozpowszechnione przez literaturę wzorce rycerza dwornego: wędrownych
ś
piewaków (jongleurs), trubadurów z południa, potem truwerów i twórców romansów z
północy, wywierają wpływ na rycerza, sławiąc bohaterów, których będzie się on starał
naśladować: Roland Waleczny, Wilhelin śelazne Ramię, Percewal z Walii, Lancelot z Jeziora
i Rycerze Okrągłego Stołu stają się wówczas wzorami rycerstwa.
Spójrzmy przez chwilę na przykładne dzieje Wilhelma le Marechal. Ten czwarty syn
angielskiego drobnego szlachcica jest wpierw “żywiony" u krewnego swego ojca, pana de
Tancarville, znanego bywalca turniejów, który pasował go na rycerza w 1163 roku, gdy
Wilhelm miał osiemnaście lat. Zdany na własne siły, bez środków utrzymania (będąc
młodszym synem) sam z kolei zaczął brać udział w turniejach, aby się zahartować, lecz
również aby odnosić zwycięstwa, aby rozpocząć karierę. Od początku jego waleczność czyni
cuda: bierze pięciu jeńców i zwraca na siebie uwagę swego wuja, brata matki, hrabiego
Salisbury. Wstępuje do niego na służbę i z tego tytułu należy do eskorty, podczas podróży do
Poitou, królowej Eleonory Akwitańskiej, byłej królowej Francji, która po rozwodzie z
Ludwikiem VII została królową Anglii przez powtórne małżeństwo z Henrykiem
Plantagenetem. Pewien baron zbuntowany przeciw Plantagenetom, pan de Lusignan, napada
na mały oddział, chcąc porwać królową. Patryk z Salisbury zdołał umieścić ją w bezpiecznym
miejscu, lecz poniósł śmierć wpadłszy w zasadzkę. Wilhelm le Marechal pospieszył mu z
pomocą, pomścił wuja, narażając życie. Podczas walki otrzymał ranę w udo i... wdzięczność
Eleonory, która przyjęła go na służbę. Dwa lata później, mając dwadzieścia pięć lat, został
wybrany, by służyć jako nauczyciel, opiekun, mentor “młodego króla' Henryka, którego
ojciec dopuścił do władzy w 1170 roku. Błyskawiczna kariera, którą zawdzięczał
jednocześnie powiązaniom rodzinnym i sile swego ramienia: niezliczone zwycięstwa na
turniejach sprawiły, że został obwołany najlepszym rycerzem świata. Odważny bez brawury,
łączy waleczność Rolanda z mądrością Oliwiera. Umie jednak także “żyć" na wzór rycerski,
okazywać wielkoduszność i szczodrobliwość rycerzom, których trzyma (czyli zatrudnia) w
swej drużynie, w miarę możności wspomaga darami, a zawsze przydaje im sławy. Umie
również zabawić damy różnymi rozrywkami. Kiedy zabraknie śpiewaków czy minstreli,
potrafi śpiewać, tańczyć, dobrze się prezentuje na dworze. Aż nazbyt dobrze: zostaje
oskarżony o grzeszne stosunki z królową Małgorzatą, żoną “młodego króla" Henryka, córką
Ludwika VII, mającą dwadzieścia pięć lat, podczas gdy on liczy sobie trzydzieści pięć.
Pogłoski te ściągają na niego niełaskę i czasowe wygnanie. Henryk potrzebuje go jednak do
turniejów; jego wartość sprawia, że zostaje ściągnięty z powrotem na dwór, gdzie - aby się
oczyścić z zarzutów - chce stoczyć pojedynek sądowy z trzema kolejnymi zawodnikami
wybranymi przez jego oskarżycieli. Krół zwalnia go z pojedynku i przyjmuje na nowo do
grona domowników. Awans społeczny Wilhelma trwa więc dalej. Do tej pory pozostawał
kawalerem: król daje mu za żonę bogatą dziedziczkę, jedną z pierwszych w królestwie. Teraz
wkracza już bez przeszkód do wyższej arystokracji. Mamy tutaj przykład historii życia
rycerza, który musi się zmierzyć ze społecznymi i ideologicznymi problemami swych czasów.
Jego historia, która przy okazji opisuje niektóre z tych wartości, w tej kwestii pokrywa się z
literaturą rycerską.
2. Literatura epicka
Literatura jest doskonałym zwierciadłem rozmaitych ideologii. Poprzez motywy
przewijające się w każdym z wielkich cyklów literackich można więc dostrzec również
główne elementy ideologii rycerskiej.
Najstarszy korpus literacki napisany w języku potocznym stanowią pieśni rycerskie,
gdyż pierwsze z nich w znanej nam postaci powstały na samym początku XII wieku. Osiągają
szczytowe powodzenie w wieku XII i XIII, lecz maleje ono wyraźnie dopiero u schyłku
Ś
redniowiecza. Sprawa pochodzenia tych epopei i ich związku z historycznym podłożem, do
jakiego się odnoszą, wciąż jest przedmiotem żywych sporów między erudytami i
bezpośrednio nas tutaj nie dotyczy. Należy podkreślić dwa fakty: 1) w oczach poetów
epickich i ich odbiorców epopeja, pomimo cechującej ją emfazy, była dziełem poważnym i
prawdziwym; 2) epopeja, zapożyczając motywy z historii Karolingów, a nawet Merowingów,
w istocie opisuje, możliwe że z niewielkim przesunięciem, współczesny świat rycerzy,
będących jej bohaterami i głównym odbiorcą. Przedstawia nam zatem pewne wyobrażenie
ś
wiata rycerskiego, a przede wszystkim jego różnych ideologii. Pojęcie rycerstwa, jakie tutaj
napotykamy, może być w istocie bliższe przeżywanej rzeczywistości niż pojęcie występujące
w tradycyjnych dziełach historycznych, z jednej strony nazbyt przepojonych kulturą i moral-
nością kościelną, a z drugiej - utrzymującymi się stereotypami z kultury starożytnej. Co tu
widzimy? Echo wielkich ideałów, które ożywiały rycerstwo; służbę Panu-Bogu w walce z
niewiernymi, służbę panu - królowi w obronie królestwa, rywalizacje seniorów między sobą,
ideał wasala, gloryfikację arystokracji, wojowników, wysławianie przede wszystkim walk
oraz pięknych ciosów włócznią i mieczem.
Tłem, a być może moralnym alibi epopei, jest walka z Saracenami. Kościół istotnie
odnosi się nieufnie do poetów i śpiewaków, gotowych opiewać wartości nie będące
wartościami Kościoła, a wywodzące się z pogaństwa lub ze społeczeństwa barbarzyńskiego.
Nie może jednak zwalczać naturalnych upodobań odbiorcy, kiedy osiągają one tak wielką
siłę. Śpiewacy (jongleurs), którzy niekiedy sami są klerykami, posługują się więc
oczyszczającym stereotypem świętej wojny, uzasadnianej i propagowanej przez Kościół,
opowiadając historie epickie. Roland, Oliwier, Wilhelm, Vivien są rycerzami Krzyża przeciw
niewiernym. Rycerzami Krzyża, ale jeszcze nie krzyżowcami: trzeba czekać końca XII
wieku, aby powstał “cykl krucjat", opiewających wyczyny rycerzy Bożych, bohaterów
pierwszego zdobycia Jerozolimy (Zdobycie Antiochii, Zdobycie Jerozolimy, i jej kontynuacje
uświęcające ród Godfryda z Bouillon: Lohengrin, rycerz z łabędziem).
W tej samej epoce Ambroży układa wierszem historię trzeciej krucjaty, na cześć
innego wzorowego rycerza, Ryszarda Lwie Serce, króla Anglii. W epopei walki, w których
ś
cierają się frankijscy rycerze z Saracenami, rozgrywają się więc na Zachodzie, a przede
wszystkim we Francji. Czyżby odległe echa wojen rekonkwisty z czasów karolińskich w
Akwitanii, w regionie Narbonne, w Prowansji? Nie jest to niemożliwe, a w takim wypadku
stosunkowo krótka okupacja saraceńska mogła jednak pozostawić głębsze piętno, niż zwykło
się sądzić. Zwróćmy jednak uwagę na fakt, iż zwalczając Saracenów, rycerze z największych
epopei walczą zarówno dla swego króla, jak dla chrześcijaństwa. Nawet Roland, w którym
często się dopatrywano archetypu krzyżowca, jasno wyraża swój ideał służby wasalnej, kiedy
zagrzewa do boju rycerzy przed bitwą w wąwozie Roncevaux:
“Trzeba nam tu wytrwać dla naszego króla. Dla swego pana trzeba ścierpieć wszelką niedolę i
znosić wielkie gorąco i wielkie zimno, i oddać skórę, i nałożyć głową".
[Pieśń o Rolandzie, w. 1010-1012, tłum. Tadeusz Boy śeleński, Warszawa 1937, s. 39]
Kiedy Wilhelm, inny mistrz świata chrześcijańskiego, udał się do Rzymu na odsiecz
papieżowi zagrożonemu przez Saracenów i tam zmierzył się z ich mistrzem, olbrzymem
Corsoltem, przed walką zapowiedział, że będzie się bił za swego króla, którego terytorium
najeżdżają Saraceni i do którego należy miasto Rzym (Koronacja Króla Ludwika). W innych
epopejach Wilhelm po śmierci swego siostrzeńca Viviena - który poległ jako wojownik i
męczennik i po wyginięciu całego wojska, wzywa pomocy wojskowej, jaką mu winien jego
król, Ludwik, dla którego stoczył wiele walk jako nienaganny wasal. Odwołuje się nie tyle do
pojęcia świętej wojny z niewiernymi, ile do obowiązków wasalnych i dobrze rozumianego
interesu króla: jeśli Wilhelm nie zdoła powstrzymać nieprzyjaciela, ten niebawem spustoszy
całe królestwo, w tym stolicę! Oczywiście, dawne francuskie epopeje jasno wyrażają
ś
wiadomość, że islam zagraża wspólnemu dobru - chrześcijańskiej Europie. Opiewają
rekonkwistę, która trwa w Hiszpanii (Oblężenie Barbastre). Idealizują rycerza, który oddaje
swój miecz na służbę chrześcijaństwa atakowanego przez islam, gotowego umrzeć za swą
wiarę i za swego króla, i bardzo jasno wyrażają pewność, że ci chrześcijańscy rycerze bronią
prawa przed błędem, prawdziwej religii przed fałszywą (utożsamianą zresztą z pogaństwem) i
ż
e umierając w ten sposób, aby essaucier sainte crestiente [ocalić święte chrześcijaństwo],
otrzymają palmę męczeństwa i miejsce w raju. Mogło jednak stać się i tak, że to religijne
zabarwienie motywacji wojennych, dominujące co prawda w innych epopejach, zostało
rozbudowane i świadomie podsycane przez śpiewaków i poetów, po to, aby propagować w
ten sposób krucjatę, do której nawoływał Kościół, bądź też po to, by przyodziać swe pieśni w
szaty ideologiczne możliwe do przyjęcia przez Kościół i w ten sposób nie narażając się na
zbyt wielkie potępienie z jego strony.
Ideał wasala. Rzeczywiście, bardzo wcześnie na pierwszy plan sceny epickiej wysunęły się
inne motywy, splatając się z motywem świętej wojny, niekiedy spychanym w tło. Epopeje
buntu (Raul z Cambrai, Girard z Rusylionu, Renald z Montalbanu itd.) bardzo gwałtownie
roztrząsają kwestię, którą porusza już cykl Wilhelma z Orange: kwestię relacji między władzą
królewską a arystokracją, zwłaszcza gdy król jest słaby, otoczony przez niewłaściwych ludzi,
mało zdolny lub niesprawiedliwy. Widzimy tu pewne odzwierciedlenie kryzysu feudalizmu;
Wilhelm rozwiązuje ten kryzys, opowiadając się za wiernością wasalną i uznaniem zasady
dziedziczenia korony: pomimo niesprawiedliwości, jaką okazał mu król Ludwik, Wilhelm
pozostaje wierny i niestrudzenie zwalcza wrogów króla, po prostu spełniając obowiązek
wobec swego suwerena. Często wyrażano też pogląd, iż pieśni rycerskie były nośnikiem
ideologii politycznej Kapetyngów, popieranej przez Sugera, opata Saint-Denis, doradcę
Ludwika VI i Ludwika VII. Romanse arturiańskie miały natomiast udzielać poparcia
Plantagenetom.
Ideologia wasalna, spoiwo arystokracji wojennej, wysławiana jest nawet w epopejach
buntu. Można zatem stwierdzić, że jest ona jedną z podstawowych wartości rycerstwa.
Typowy przykład: Bernier w Raulu z Cambrai. Bernier, na początku będący giermkiem
Raula, został przez niego pasowany i pozostał jego wasalem. Raul zatraca miarę, najeżdża
ziemie należące do rodu Berniera, podpala klasztor w Origny, gdzie ginie matka Berniera... a
jednak Bernier stale odrzuca możliwość zbrojnego przeciwstawienia się Raulowi. Wyjaśnia
to:
Raul, mój pan, jest bardziej zdradziecki od Judasza,
Pozostaje moim panem: daje mi konie i tkaniny,
Szaty i jedwabne stroje Baudasa.
Nie zawiodę go nawet pod Damaszkiem,
Aż wszyscy powiedzą: “Bernier ma prawo"
(Raul z Cambrai, w. 1380-1385).
Tymczasem Raul podczas spotkania z Bernierem unosi się przeciw niemu gniewem i
publicznie obija go laską, kawałkiem włóczni, który walał się po ziemi. Tym razem Bernier
ma po swojej stronie prawo feudalne, które stanowi, iż w takim wypadku więź wasalna
zostaje zerwana. Raul próbuje ofiarować mu zadośćuczynienie, ale Bernier odmawia: teraz
będzie mógł chwycić za broń przeciw swemu suwerenowi, stanąć przeciw niemu w jednym
szeregu ze swymi krewnymi. Jest to skrajny przypadek, gdyż w takich przykładach lubują się
ś
redniowieczni pisarze chcący zobrazować złożoność prawa feudalnego. Gdzie indziej, na
przykład w pierwszej części Lancelota prozą, często napotykamy sytuacje pozwalające
roztrząsać prawo feudalne, co świadczy o zainteresowaniu odbiorcy tym zagadnieniem. W in-
nych epopejach wasale chętniej się buntują. Niemal zawsze jednak poeta wyraża dezaprobatę
dla takiej postawy, nawet gdy usprawiedliwia ją powszechnie przyjęta moralność (na
przykład w Girardzie z Rusylionu). Ukazuje to siłę więzi feudalnej w społeczeństwie
arystokratycznym, a przynajmniej siłę, jaką stanowią pieśni rycerskie. Służba wasalna
znajduje się w samym sercu obowiązków rycerskich.
U schyłku XII wieku, a później jeszcze wyraźniej, splata się z nimi ideologia
szlachecka. Ma ona charakter zdecydowanie antyplebejuszowski i wyraża świadomość
klasową, zdradzającą niepokoje szlachty w obliczu podwójnego zagrożenia: politycznego
rozkwitu monarchii, która stopniowo odzyskuje władzę centralną (Filip August we Francji)
oraz ekonomicznego rozwoju mieszczaństwa, któremu królowie poświęcają coraz więcej
uwagi. Ta reakcja szlachty przejawia się w epopejach i w romansach (Ajol, Partonopeu z
Blois, Aleksander) przez wychwalanie królów i książąt, którzy dopuszczają do swego
otoczenia wyłącznie szlachetnie urodzonych, synów rycerzy, i którzy nigdy nie pasują nie-
szlachciców, mieszczan lub wyzwolonych chłopów. W ten sposób dzieła te piętnują
porozumienie, jakie zaczyna się zawiązywać między władzą królewską we Francji i
mieszczaństwem. Reagując na to zagrożenie, szlachta przejawia tendencje do większego za-
cieśniania swych szeregów, broniąc się przed napływem nowych ludzi. Spisanie zbiorów
praw zwyczajowych odpowiada temu pragnieniu, określając wyraźniej przywileje szlachty i
kładąc nacisk na czystość krwi, na bariery oddzielające szlachciców od nie-szlachciców.
Oczywiście, bariery te nigdy nie były całkowicie nieprzekraczalne, a definicje praw
zwyczajowych, niekiedy sprzeczne, nie są całkowicie jasne (na przykład Obyczaje z
Beauvaisis Philippe'a z Beaumanoir). Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że kryje się tutaj
oznaka pewnego usztywnienia. Pomijając dziedziczenie, w szeregi szlachty można się dostać
tylko za wolą władcy W XIV wieku teoretycy jeszcze bardziej utrwalili zasady wejścia (i
wyjścia) w szeregi szlachty, utraty praw szlacheckich (Olivier de La Marche). O ile bowiem
trudno uzyskać szlachectwo, to o tyle łatwo je stracić. Przyczyny tego mogą mieć charakter
ekonomiczny: sytuacja skłaniająca mężczyzn do wykonywania zawodów uznanych za
niegodne (na przykład handlu), małżeństwo kobiety zmuszonej, z woli ojca lub braci, do
ś
lubu z bogatym mieszczaninem.
Literatura odzwierciedla te napięcia. Wiele pieśni rycerskich z końca XII i z początku
XIII wieku atakuje również mieszczan, którzy się mieszają do polityki, usiłują wejść w
szeregi rycerstwa i roszczą sobie pretensje do doradzania królom albo, co gorsza, osiągają
swój cel. Portret mieszczanina bywa życzliwy tylko wtedy, gdy ukazuje go w innej roli: jako
goszczącego w swym pałacu rycerzy, którzy czynią mu zaszczyt, korzystając z gościny.
Równolegle rozwija się motyw ubogiego rycerza, który często został niesprawiedliwie
wydziedziczony i mając tylko rozprutą kolczugę, starą, zardzewiałą broń i zmęczonego konia
musi znosić niegodne szyderstwa mieszczan z miast (Ajol). Przed tą postacią rozpościera się
bogata przyszłość: odnajdujemy ją w XIX wieku - jest to d'Artagnan. Trudności ekonomiczne
drobnego rycerstwa widać także w innym motywie - ubogiego wasala, który porzuca świat,
wybierając żywot pustelnika albo jest zmuszony wydać córkę za jakiegoś starego i bogatego
mieszczanina. Upadek, nostalgia: kobieta zadręcza się na śmierć, a dziecko będące owocem
tak nieszczęsnego związku zachowuje w genach dziedziczne cechy szlachty. Choć nic mu o
tym nie mówiono, w sposób naturalny chłopca pociągają konie, broń, szlachetne zabawy
(szachy, tables, tryktrak), polowanie - zwłaszcza z jastrzębiem lub z innymi ptakami
drapieżnymi, ułożonymi do polowań - mieniące się barwy, futra - zwłaszcza sobole - oraz
inne ostentacyjne atrybuty szlachectwa.
Jednym z nich jest szczodrość, nieustannie wysławiana przez śpiewaków, którzy z niej
ż
yją i nie zaniedbują sławienia za to dawnych panów, pozostawiając otwarte pytanie, czy
potomkowie będą umieli ich naśladować. Odpowiedź wydaje się wątpliwa, jeśli sądzić na
podstawie skarg, jakie wielu poetów i śpiewaków wplata w swe dzieła, ubolewając nad
upadkiem dawnych cnót swych patronów czy mecenasów. Oczywiście, znaczną część tych
narzekań można złożyć na karb starego szablonu “wychwalania zamierzchłych czasów", nie
szkodzi; częstotliwość, z jaką te aluzje pojawiają się około XIII wieku, przypuszczalnie
odzwierciedla pewną rzeczywistość ekonomiczną: trudności finansowe co najmniej części
rycerstwa, drobnej szlachty.
Istotnie, głównymi beneficjantami tej stale wychwalanej szczodrobliwości są rycerze.
W swym alegoryzującym poemacie, Powieści o skrzydłach (ok. 1210 rok), Raul z Houdenc
opisuje dwa skrzydła sławy - cnoty arystokratycznej. Jedno zwie się dwornością i obejmuje
to, co nazwalibyśmy sztuką savoir-vivre'u. Drugie nosi miano szczodrobliwości i przejawia
się w rozrzutności szlachty, przeciwstawianej zapamiętałemu gromadzeniu pieniędzy przez
mieszczan. Szczodrość ta jest też ponownym rozdziałem bogactw, baletem darów, które
pociągają za sobą rewanże: konie i broń zdobyte tu i ówdzie na turniejach lub na wojnach,
cenne tkaniny zrabowane jako łup i złożone w skarbcu aż do dnia wystawnego przyjęcia,
kiedy pan otwiera skarbiec i obdarowuje swych sprzymierzeńców, wasali, rycerzy, każdego
według jego rangi.
Szczodrobliwość wydaje się więc początkowo cnotą pochodzącą z niebios. Pierwotnie
ma charakter arystokratyczny, a nawet królewski, i - jak często obserwowaliśmy - schodzi
stopniowo w dół, obejmując rycerstwo, któremu jest potrzebna do życia. Przez asymilację
rycerz, nawet ubogi, naśladuje postępowanie wielmożów z arystokracji, dążąc do wejścia w
jej szeregi. Jest to wspólną cechą rycerzy, odróżniającą ich zasadniczo od nieszlachciców -
chłopów czy mieszczan, często posądzanych o złodziejstwo. Pewien znany epizod ilustruje tę
cechę. Napotykamy go u Wace'a, który go zapożycza od pewnego mnicha z opactwa Saint-
Etienne z Caen. Opowiada o szczodrobliwości diuka Roberta, noszącego przydomek
“Wspaniały". Któregoś dnia zauważył on podczas mszy, że pewien waleczny rycerz nie
złożył ofiary, wezwał swego szambelana i kazał walecznemu rycerzowi, który był biedny,
dyskretnie przekazać znaczną sumę: 100 liwrów! Rycerz natychmiast ofiarował całą sumę,
nie zachowując nic dla siebie. Kiedy go pytano, dlaczego nie dał tylko paru denarów, co w
zupełności by wystarczyło, odpowiedział mniej więcej tak:
Zostały mi dane na ofiarę,
Nie mogłem więc niczego zatrzymać.
(Wace, w. 2328-2329)
Taka budząca podziw godność została zresztą nagrodzona, gdyż diuk przekazał mu
następne 100 liwrów, na osobiste wydatki. Rycerze z pieśni rycerskich nie tylko odwołują się
do szczodrobliwości świeckich książąt w imię czegoś, co można by uznać za solidarność
klasową. Celem próśb jest również duchowieństwo, namawiane do opróżniania skarbców na
potrzeby rycerzy, którzy bronią kraju, a zatem również Kościoła, jego dóbr i jego ludzi.
Rycerstwo a kler. W większości epopei nie ma natomiast ani śladu prawdziwego
klerykalizmu; wręcz przeciwnie, można przedstawić parę cech wskazujących na coś
przeciwnego. Na przykład w Pieśni o Rolandzie arcybiskup Turpin zajmuje poczesne miejsce,
lecz zawdzięcza je w większej mierze swej funkcji biskupa-wojownika niż duchownego. Jego
błogosławieństwa i obietnice raju z pewnością dodają otuchy towarzyszom Rolanda, lecz
sławę i popularność zawdzięcza on potężnym ciosom miecza. Mnisi natomiast odgrywają
niezbyt piękną rolę w epopejach, są zajęci próżniactwem i gonitwą za dobrobytem. Epopeja
ośmiela się to stwierdzić ustami samego Karola Wielkiego: jeśli młodzieniec odznacza się
walecznością, solidnością i odwagą, niech zostanie rycerzem; jeśli zaś przeciwnie, jest
słabeuszem i tchórzem, to niech zostanie mnichem. Moniage Guillaume jest utrzymane w tym
samym duchu, potwierdzając wyższość zakonów wojskowych nad kontemplacyjnymi, co
stanowi dokładną i odwróconą replikę tego, co w X wieku opat Marcin z Jumieges mówił
diukowi Normandii, Wilhelmowi Długiemu Mieczowi. Tymczasem świeckie rycerstwo
uświadomiło sobie swe znaczenie i właściwe sobie wartości. Często stoją one w sprzeczności
z wartościami głoszonymi przez Kościół i można je z trudem dostrzec tylko w literaturze w
języku pospolitym.
3. Dworność a rycerstwo
Ukryta rywalizacja między stanem duchownych i stanem wojowników, której pozwala
się domyślić epopeja, jawi się znacznie bardziej wyraziście w literaturze zwanej “dworną".
Dyskusja między księdzem a rycerzem po raz pierwszy pojawia się na początku XII wieku w
jednej z pieśni pierwszego trubadura, Wilhelma IX, diuka Akwitanii, piewcy miłosnej
namiętności. W bardzo żywych i pikantnych słowach piętnuje zachowanie damy, która woli
oddać się duchownemu czy mnichowi niż rycerzowi. Na własnym przykładzie wykazuje
wyższość erotycznych umiejętności rycerza. Debata rozszerza się u schyłku XII wieku, kiedy
drugorzędni klerkowie, goliardzi, przeciwnie, stwierdzają dobitnie swą przewagi: łatwiej im
by wać na dworze, podczas gdy rycerz często wyjeżdża na daleką wojaczkę; ponadto klerk
okazuje się czulszy, bardziej uważny, ma więcej ogłady i delikatniejsze ręce niż rycerz
władający mieczem, pokryty krwią i potem, prostacki kochanek. Takie dzieła, jak słynny
Synod w Remiremont lub jeszcze bardziej Traktat o miłości dwornej Andre le Chapelaina,
nastręczające trudności i wywołujące spory interpretacyjne, podkreślają nowe znaczenie
kobiet i miłości wśród przymiotów arystokratycznych i rycerskich, od XII wieku poczynając,
i milczący spór na tej płaszczyźnie między kulturą klerykalną i kulturą rycerską.
Fin' amor. W XII wieku życie na dworze, w zamku księcia lub seniora rzeczywiście nabiera
nowych barw. Świat wojowników, w większości męski, stopniowo robi miejsce rodzajowi
ż
eńskiemu, przede wszystkim Damie (od dompna lub domina, pani, małżonka seniora). Być
może krucjata nie jest obcym zjawiskiem w tej ewolucji: kiedy senior odjechał do Ziemi
Ś
więtej, życie jego małżonki, niekiedy pozostającej w zamku, nabiera nowego wymiaru. Pod-
czas I wojny światowej nasz XX wiek przeżył porównywalną niewątpliwie ewolucję
obyczajów i sposobów myślenia. Do tego dochodzi tutaj ożywiający kontakt z cywilizacjami
Wschodu i islamu, znanego już dzięki pielgrzymkom i rekonkwiście, lecz poszerzony,
zwielokrotniony przez nie kończący się odpływ do Ziemi Świętej przez cały XII wiek. Inne
wpływy, bardziej wewnętrzne w stosunku do chrześcijaństwa, na przykład celtyckie, skupione
na dworze Wilhelma z Akwitanii w Poitiers, odegrały pewną rolę w ukształtowaniu się
miłości dwornej, opiewanej wpierw po prowansalsku przez trubadurów z południowej Francji
(język d'oc), a później na północy przez truwerów i w Niemczech przez minneslingers.
Wiodący motyw tych pieśni jest znany, nawet jeśli mediewiści wciąż dyskutują nad jego po-
chodzeniem i znaczeniem socjologicznym. Wprowadza on w relacje między mężczyzną i
kobietą nieco zmysłowości, napięcia erotycznego wzmaganego przez przesunięcie w czasie -
uznawane odtąd za konieczne i dodające wartości - między pragnieniem a jego spełnieniem.
Miłość dworna nie jest bynajmniej odcieleśniona czy platoniczna: jednoznacznie zmierza do
zjednoczenia cielesnego, ale będącego kresem pewnej drogi, pewnej gry, w której kobieta
wydaje się bardziej panią niż stawką.
Małżeństwo w ówczesnym społeczeństwie arystokratów i wojowników niezbyt się
nadaje do realizowania takiej formy miłości. Niemal zawsze pełni tylko funkcję społeczno-
ekonomiczną. Jest sposobem, by położyć kres sporom między dwoma rodami,
przypieczętować przymierze lub poszerzyć włości, pomnożyć swe dobra i potęgę. Łączą się
ze sobą nie tyle dwie istoty, ile dwa domy. Co więcej, Kościół pod wpływem monastycyzmu
rozwinął doktrynę małżeństwa i związku cielesnego pozostawiającą niewiele miejsca na
uczucie, a jeszcze mniej na przyjemność zmysłów Jedynie prokreacja jest uzasadnieniem aktu
płciowego, który nawet w tym wypadku pozostaje wysoce podejrzany Gry miłości dwornej, a
prawdopodobnie również sama miłość, rozgrywają się więc poza małżeństwem, wbrew
surowej nauce Kościoła. W XI wieku Kościół zwiększa ograniczenia, czyniąc z małżeństwa
sakrament - którym do tej pory nie było - zabrania “prawowitych" związków z oficjalną
konkubiną, “na duńską modłę', ściślej określa stopnie pokrewieństwa wykluczające mał-
ż
eństwo “z jednej krwi' (do szóstego stopnia), bardziej rygorystycznie zakazuje małżeństwa
lub konkubinatu księży i w ogóle klerków. Abelard i Heloiza zapłacą wysoką cenę za to nowe
usztywnienie.
Ten doktrynalny rygoryzm nie udaremniał jednak związków pozamałżeńskich. Czy
można wręcz twierdzić, że powodował wzrost ich liczby? Nie da się tego wykluczyć. Moralna
dyskredytacja, jaką Kościół dotknął akt cielesny i przyjemność płciową, o czym świadczą
kazania, mogła skłonić niektórych świeckich do twierdzenia - jak uważał św. Hieronim - że
miłość fizyczna uprawiana jako cel sam w sobie, dla przyjemności, sprowadza małżonkę do
roli nierządnicy. U schyłku XI wieku Alan z Lille mówi to samo, wręcz uznając nazbyt
ż
arliwe stosunki płciowe między małżonkami za cudzołóstwo. Mimo głoszonego przez
mnichów ideału wstrzemięźliwości lub abstynencji niektórzy mogli uznać, że miłość poza
małżeństwem nie jest w gruncie rzeczy bardziej godna potępienia niż miłość w małżeństwie,
ż
e jest znacznie łatwiejsza do zrealizowania i, ostatecznie, przyjemniejsza.
Jeden fakt nie ulega wątpliwości: w realiach życia dworskiego, życia rycerzy, stosunki
pozamałżeńskie były częste, zarówno wśród możnych (stąd wielu bastardów), jak wśród
otaczających ich rycerzy. Pan czuwał nad tym, by nie brakło im dziewcząt; nie wszystkie one
były rozpustnicami, znajdowały się wśród nich również kobiety, które z omówionych poniżej
powodów nie mogły wyjść za mąż. Dzisiejsi historycy dostrzegają także bardziej niż
prawdopodobne istnienie homoseksualizmu w tej męskiej społeczności wojowników, gdzie
regułą był promiskuityzm. W klimacie panującej obecnie mody niektórzy nawet czynią z tej
tendencji, prawdopodobnie mniejszościowej pomimo notorycznych przykładów (na przykład
Ryszarda Lwie Serce), główny element płciowości rycerzy.
4. Miłość a społeczeństwo
W XII wieku istnieje jednak coś więcej niż kwestia zaspokajania popędów płciowych
rycerzy. Społeczeństwo przeżywa wówczas kryzys małżeństwa.
W istocie wszystkie te formy miłości umykające normom moralnym zostały być może
umocnione przez ewolucję społeczną, która skłania arystokrację w XI i XII wieku do
ograniczania liczby zawieranych małżeństw, by unikać rozpraszania spuścizny, zanim
powstało prawo pierworództwa (XIII wiek). Młodsi synowie rodzin drobnej szlachty,
zmuszeni w ten sposób do celibatu, którego - przeciwnie do celibatu duchownych - nie
narzucały im żadne nakazy moralne czy religijne, mogli więc rozwijać frustracje zarówno
uczuciowe, jak seksualne i szukać ucieczki w zakazanych związkach i w marzeniach.
Ideologia dworna. Oczywiście, Kościół potępiał homoseksualizm jeszcze mocniej niż
nierząd i cudzołóstwo. Literatura pozostawia w cieniu pierwsze z tych zjawisk i nieco
zatrzymuje się przy drugim. Przywiązuje się natomiast do cudzołóstwa, które wysławia wręcz
jako pozytywną wartość rycerstwa. I to skutecznie: aby się o tym przekonać, wystarczy
przypomnieć niezwykłe powodzenie, którym przez całe Średniowiecze cieszyły się stare,
celtyckie, przetransponowane mity idealnych kochanków, jakimi były cudzołożne pary:
Tristan i Izolda, Lancelot i Ginewra. Także i trubadurzy opiewali miłość rycerza poety do
jego damy, na ogół mężatki. Rozpowszechnili oni pogląd, iż dama nie powinna się okazywać
zbyt obojętna na “względy", jakie okazuje jej rycerz, który “usilnie ją prosi o miłość". Poeta
staje po stronie kochanków i piętnuje ewentualną zazdrość męża. Tak rodzi się pojęcie
dwornej miłości. Należałoby może raczej powiedzieć: dworne pojęcie miłości (R. Schnell),
które stwarza typ rycerza służącego swej damie - kobiecie zamężnej, należącej do wyższej
warstwy niż on, bardzo często będącej żoną jego własnego seniora.
Trudna jest interpretacja takiego typu literackiego. Czy należy się w nim dopatrywać
jedynie fikcji, pod pretekstem, że wszystko tu jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła?
Niektórzy tak sądzili, czyniąc z miłości dwornej zwykłą igraszkę umysłu oderwanego od
wszelkiej rzeczywistości. Argument niewiele wart, gdyż, jak już mówiliśmy, Kościół równie
surowo potępiał inne praktyki, które mimo to nie zanikły. Jest tu jednak coś więcej niż zwykłe
istnienie: jest wysławianie wzorca. Toteż inni historycy dostrzegli tutaj wyraz frustracji i
buntu rycerzy z drobnej szlachty, z którą utożsamiają się trubadurzy i której głosem
przemawiają (E. Kóhler). To także nie jest pewne, gdyż nie wszyscy trubadurzy wywodzili
się z tej warstwy. Pierwszy z nich, Wilhelm IX z Akwitanii, był jednym z najpotężniejszych
książąt Zachodu. Inni byli panami, rycerzami, mieszczanami, a nawet klerkami. Trudno zatem
ujrzeć w miłości dwornej wyraz jakiejś rewindykacji klasowej, ze strony drobnej szlachty i
młodszych synów ubogich rodzin. Czyżby fin'amor była więc grą rzeczywistą, swoistym
odpowiednikiem turnieju, w którym młody rycerz oddaje życie przygodzie, by zdobyć
przedmiot niedosiężny z natury, małżonkę seniora, strzeżoną przez wszelakie bariery
moralności kościelnej i arystokratycznej, mające ustrzec “cześć' małżonki, a przede
wszystkim czystość rodu? Walką pozorowaną, której reguły ustalili jakoby sami seniorzy, tak
jak walki na kopie, a której nagrodą byłaby dama? Tak sądzi G. Duby. Jego zdaniem, wbrew
temu, co sądzono, fin amor nie była przejawem awansu kobiet. Służenie damie miałoby być w
istocie służeniem pośrednio seniorowi, który chcąc zyskać pełniejszą władzę nad rycerstwem,
udomowić je, godził się postawić żonę w centrum rozgrywki, “w sytuacji złudnej, ludycznej,
prymatu i władzy".
Gdyby tak miało być, ideologię fin amor wypracowałaby lub przynajmniej przejęła
wyższa arystokracja, aby utrwalić, podkreślić swą władzę nad służącym jej rycerstwem. Być
może warto posunąć się jeszcze dalej i uczynić z tych widowisk miłosnych zawody
wyłaniające najlepszego w walkach miłosnych, tak jak turniej wyłaniał najbieglejszego w
sztuce władania orężem. Zwycięzcy, potencjalni rywale, mogli więc być utrzymywani w
zależności, wpierw na miejscu, na dworze, podczas trwania rozgrywek, a później w służbie
wasalnej, za pośrednictwem małżeństwa - ostatecznej i pożądanej nagrody. W istocie,
przynajmniej w źródłach literackich, dama panuje nad stadkiem kobiet na wydaniu,
zgromadzonych w zamku, i przyznaje je pretendentom, umiejąc poddać próbie ich służbę, ich
wierność.
Młody rycerz, bacheler, żarliwy kawaler, dążył w istocie przede wszystkim do
małżeństwa z dziedziczką, oznaczającego urządzenie się, akces do społeczności arystokratów.
Poprzez małżeństwo mógł w pewien sposób mieć nadzieję, że zacznie żyć “na własny
rachunek". Będąc panem gry, pan dworu dokonywał w ten sposób wśród swego rycerstwa
selekcji najlepszych zawodników. Jeśli na tym polegała gra, to nie była ona pozbawiona
ryzyka. Senior to również senior, starzec, o ustalonej pozycji i posunięty w latach,
posiadający dzieci z pierwszego łoża; mogą one być niemal rówieśnikami młodej pani, która
zajęła miejsce pierwszej czy nawet drugiej żony. Istnieje więc wielkie ryzyko, że w tych
miłosnych zawodach będzie ona miała niejeden powód do zmieszania. Przypomnijmy
bowiem, że fin'amor nie jest bynajmniej odcieleśniona i że rycerz dąży do pełnego posiadania
damy Zarówno u trubadurów, jak i u truwerów, od lais Marie de France po powieści dworne,
motyw nieszczęśliwej żony, pięknej młodej panny wydanej za starucha, najprawdopodobniej
nie jest tylko owocem wyobraźni poetów. Nie bez podstaw jest więc pogląd, iż miłość zwana
dworną wyraża przede wszystkim uczuciowe frustracje tych “młodych" w celibacie -
podobnie jak w małżeństwie o charakterze czysto społecznym - dążących do stosunków
nowego typu. Jak już powiedzieliśmy, miłość nie istniała zawsze: jest ona tworem XII wieku
(D. de Rougemont). Jakkolwiek było, to właśnie uczucie - będące absolutem - opiewają poeci
i pisarze. Namiętność, której w ich marzeniach nie krępują ani moralne tabu, ani społeczne
konwencje. Uczucie silniejsze ponad wszystko, wzmagające odwagę rycerza, wysławiające
jego cnoty Miłość, która wynosi, oczyszcza, sublimuje rycerstwo.
Postać Lancelota staje się tutaj doskonałym przykładem. Jak widzieliśmy, Pani z
Jeziora przedstawia młodemu Lancelotowi, przed jego pasowaniem, główne posłannictwo
rycerstwa, w którego szeregi pragnie on zostać przyjęty: obronę Kościoła i najsłabszych,
rządzenie ludem w służbie Boga. Jednakże w dalszej części tego monumentalnego arcydzieła
nie to jest główną ani nawet poboczną troską bohatera. Najważniejszym czy wręcz jedynym
motywem jego działania jest absolutna miłość, jaką darzy on małżonkę króla Artura, który go
pasował, królową Ginewrę; zostaje jej wiernym kochankiem. Jedynie ta miłość czyni z niego
najlepszego rycerza na świecie, sprawcę największych wyczynów rycerskich ku czci i dla
ochrony jego damy, oraz, w konsekwencji, dla bezpieczeństwa królestwa. Bardziej znaczący
niż temat powieści - znamy bardziej gorszące - wydaje się sposób jej ujęcia. Wszędzie bo
wiem, zarówno u trubadurów, jak i u Marie de France czy Krystiana z Troyes, od Rycerza z
Wózka po Romans o Róży, poeta, dwór, odbiorca stają po stronie kochanków przeciwko
zazdrośnikom, dworskim losengiers, pragnącym ich zguby. Sam Bóg ingeruje, aby ich ocalić,
i żaden odcień dezaprobaty nie towarzyszy opowieści o kłamliwej przysiędze, z której się
rozgrzesza królowa Izolda, przysięgając na święte relikwie, że nigdy nie ściskała udami
ż
adnego mężczyzny prócz swego męża, króla Marka, oraz... trędowatego, na którego barkach
usiadła, na oczach wszystkich, aby przeprawić się przez bród rzeki. Tymczasem wiemy, że
człowiekiem tym jest Tristan, przebrany za trędowatego, by formalnie uwiarygodnić
przysięgę, którą Bóg jednak przyjmuje.
Celtyckie i bretońskie pochodzenie “materii bretońskiej", widoczne w lais i
powieściach arturiańskich, może z pewnością wytłumaczyć te liczne fakty świadomego
sprzeciwu wobec moralności głoszonej przez Kościół. Nie szkodzi: wbrew Kościołowi i
potężnemu wpływowi jego ideologii, bohaterowie ci, mało odpowiadający kościelnemu
ideałowi, już w XII wieku cieszyli się ogromnym powodzeniem. Stali się wzorem. Za ich
pośrednictwem rycerstwo wyraża niektóre elementy swej ideologii i tworzy własną mitologię.
VII. Mity i ozdoby rycerstwa
Literatura odzwierciedla nie tylko podstawowe wartości rycerstwa, jego etykę i
kodeks honorowy. Pozwala także prześledzić narodziny i ewolucję tego, co można nazwać
mitami rycerstwa. Sposób, w jaki ta grupa społeczeństwa dokonuje projekcji siebie na
marzenia, jest istotny, zwłaszcza że z racji swej wielkiej popularności mity te zaczęły z kolei
wywierać wpływ na zachowanie prawdziwego rycerstwa, zarówno podczas wojny, jak na
turniejach. Heraldyka i zakony rycerskie także czerpią inspirację z owej mitologii i mają w
niej udział.
1. Mity rycerskie
Mit karoliński wyraża się w najgłębszej warstwie literatury, od czasów Jana Bodela
zwanej “materią francuską". Wysławia Karola Wielkiego i bohaterów walk z niewiernymi,
ale także - i przede wszystkim doborowego rycerza, odważnego, walecznego, uwielbiającego
broń i wojnę, wielkiego miłośnika pięknych ciosów włócznią i zabiegającego przede
wszystkim o renomę swej waleczności. Dla takiego bohatera, którego ucieleśnieniem jest
Roland, Vivien czy Wilhelm, cześć polega na niedopuszczeniu do sytuacji, by ułożono o nim
“złą pieśń”. Wstyd polega na tym, że rycerz zostaje posądzony o tchórzostwo. Stąd nadużycia
(nieostrożność?), które skłaniają Rolanda, wbrew zdaniu Oliwiera, do odmowy zadęcia w róg
i wezwania na pomoc wojska Karola Wielkiego w Roncevaux lub Viviena do wytrwania do
końca na polu walki, samotnie w obliczu nieprzeliczonych rzesz Saracenów, aby uniknąć
krzywoprzysięstwa: nieopatrznie złożył on ślubowanie, że nigdy nie cofnie się przed
poganami ze strachu przed śmiercią.
Wynoszenie pod niebiosa fizycznej odwagi i waleczności w boju pozostaną jednym z
trwałych elementów etyki rycerskiej na przestrzeni dziejów. Inną trwałą jej cechą jest
lojalność. Podkreślaliśmy ją w związku z postaciami Wilhelma i Berniera. W znacznej mierze
wynika ona ze znaczenia więzi wasalnej, która łączy rycerza z jego seniorem, ze sztandarem
jego pana. Ale jest tu coś więcej, gdyż nie wszyscy rycerze byli wasalami, a lojalność, wier-
ność sztandarowi, któremu służą, staje się cnotą czysto rycerską lub po prostu wojskową,
wraz z rozwojem wojsk rycerzy na żołdzie, opłacanych, najemnych, których wierność nie
była mniejsza. Poza wszystkim służba wojskowa z tytułu wasalstwa także była uważana za
rewanż w wymianie: służono “za takie a takie lenno". śołnierze najemni służyli za jakąś sumę
pieniędzy, bachelers zaś, którzy jeszcze nie zostali pasowani - “za broń". W sferze etyki nie
należy być może zbytnio rozgraniczać różnych form służby.
Zwłaszcza że w tej “materii francuskiej”, od samych początków literatury francuskiej
ukazującej podstawowe wartości, których rycerstwo nigdy nie porzuci, służbą mieszczącą w
sobie wszystkie inne rodzaje jest służba chrześcijaństwu, czyli Bogu, reprezentowanemu na
ziemi przez swego namiestnika: nie papieża, jak chcieliby kanoniści, którzy w tej samej epoce
pisali traktaty utrzymane w tym duchu (Anzelm z Lukki, Bonizo z Sutri), lecz cesarza
Franków, Karola Wielkiego. Powstaje wówczas prawdziwy mit; dynastia Kapetyngów, która
doszła do władzy po Karolingach, za radą Sugera stara się wykorzystać ten mit na swoją
korzyść: uświęcony król ma za zadanie poprowadzić rycerstwo Franków, którzy otrzymali
misję rozprzestrzenienia chrześcijaństwa, odepchnięcia pogan, zdobycia władzy nad światem.
Mit ten wyraża się również w legendach krucjat, mówiących o cesarzu ostatnich dni, o
pielgrzymce Karola Wielkiego na Wschód, o jego protektoracie nad miejscami świętymi, o
zmartwychwstaniu cesarza Germanii itd. Kronika Pseudo-Turpina, powstała w tej samej
epoce w kręgach bliskich opactwu Saint - Denis, służy jako punkt wyjścia do przejęcia tego
mitu przez Kapetyngów. Jednakże wspomniane już przymierze monarchii francuskiej z
mieszczaństwem pod koniec XII wieku pozwala sądzić, że ideologia rycerska ukształtowała
się bardziej na dworach książęcych we Francji niż na dworze władcy kapetyńskiego. Mit
Aleksandra. Odnowa kultury klasycznej na Zachodzie w XII wieku przyciąga uwagę
dworskich uczonych, zwłaszcza w środowiskach anglo-normandzkich. Prestiż pełnego
przepychu Wschodu nigdy nie przestał fascynować Zachodu, chodziło jednak przede
wszystkim o Bizancjum. Tym razem do łask powraca historia starożytności grecko-rzymskiej,
z nowym zainteresowaniem dla dzieł starożytnych filozofów, ale również historyków.
Rzymianin Wegecjusz w znacznej mierze zainspirował opis rycerstwa przekazany przez Jana
z Salisbury w jego Policraticus..., i warto odnotować tytuł przekładu tego dzieła na
starofrancuski: Sztuka rycerstwa.
Ta nowa moda na starożytność doprowadziła do powstania powieści, których akcja toczy się
w Grecji, Troi lub Rzymie, a ich bohaterami są starożytni herosi, spopularyzowani przez
Wergiliusza i Owidiusza, którzy podsunęli treść swych powieści XII-wiecznym pisarzom,
takim, jak Benedykt z Sainte-Maure. Starożytne wojny przerodziły się tam w walki rycerskie,
starcia wręcz - turnieje, a miłość pojawia się w formie zwiastującej powieści dworne.
Najlepszy portret wzorowego rycerza przedstawiły jednak nie powieści Eneasz czy Teby, lecz
Aleksander. Powieść ta, najstarsze znane świadectwo napisane dwunastozgłoskowcem, który
przejmie od niej nazwę (aleksandryn), czyni z greckiego herosa księcia rycerza, otoczonego
jak Karol Wielki dwunastoma parami. Rycerz ten nie poprzestaje już na rąbaniu
nieprzyjaciela: jest to umysł ciekawy, otwarty, błyskotliwy, żądny poznania i odkryć,
miłośnik świąt i turniejów, organizator istnych liturgii świeckich. Jest on o tyle interesujący
dla historii rycerstwa, że jego postać i historia legły u podstaw szerokiego rozpowszechnienia
legendy - legendy o pochodzeniu Franków od Troi. W odniesieniu do rycerstwa legenda ta
podejmuje i rozwija pogląd o przeniesieniu poznania ze Wschodu na Zachód. Powieści
ulegające wpływom starożytnym, a po ruch powieści Krystiana z Troyes i powieści
arturiańskie, doprowadzają ten proces do Anglii, co stanowi formę propagandy politycznej.
Mit arturiański. Tak jak niegdyś duchowieństwo (czyli wiedza), tak rycerstwo, zrodzone na
Wschodzie, zostało jakoby przekazane przez Trojańczyków od Greków po Rzymian, a
później na Zachód, aby dotrzeć na dwór króla Artura, gdzie zbierają się najlepsi rycerze
ś
wiata, pragnący pasowania z rąk króla i przyjęcia do Okrągłego Stołu. Plantageneci, od
Henryka I poczynając, przejęli na swój rachunek mitologię celtycką. Około 1130 roku
Geoffrey z Monmouth pisze po łacinie swą Historię królów Brytanii oraz Proroctwa Merlina,
ku chwale Celtów i Normanów. W ten sposób Plantageneci usiłują pozyskać sobie Celtów
przeciwko Anglosasom, unikając jednocześnie podżegania nacjonalistycznych rewindykacji,
opierających się na legendach o tym, że król Artur wciąż żyje. W 1191 roku Henryk II zarzą-
dza poszukiwania w opactwie Glastonbury, gdzie, według legend, miał się schronić Artur
(jest to wyspa Avalon wróżki Morgany); “odkryto" tam grobowce Artura i Ginewry: Artur
naprawdę umarł i nie powróci! Normandzcy władcy mogą zatem upominać się o spuściznę po
Arturze. Przyczyniają się do szerokiego rozpowszechnienia opowieści Okrągłego Stołu, a
Geoffrey, brat Ryszarda Lwie Serce, nadaje swemu synowi imię Artur. Później, w 1278 roku,
Edward I każe otworzyć te groby i przenieść koronę Artura do Westminsteru. Edward i jego
rycerze zostają w ten sposób utożsamieni z rycerstwem arturiańskim. Przez to przeniesienie
rycerstwa ze Wschodu w głąb Zachodu kler i rycerstwo sprzymierzają się ze sobą, a czysto
barbarzyńskie i germańskie cnoty wojenne zostają dzięki temu złagodzone, jakby
uszlachetnione przez kulturę wschodnią, składającą się z przepychu, subtelności, zasady
dobrego wychowania. Powieści arturiańskie wcielają także do swej etyki przymioty miłości,
opiewane przez Owidiusza i przez trubadurów, zinterpretowane na nowo przez Krystiana z
Troyes, który przede wszystkim ukazuje, że nie tylko nie przynosi ona szkody odwadze
wojownika (Erek i Enida), lecz przeciwnie, wysławia cnoty rycerskie (Iwajn), a nawet może
wysublimować rycerstwo (Lancelot). Nie ulega wątpliwości, że za motywami rozwijanymi
przez literaturę arturiańską kryje się słabo jeszcze znane tło celtyckie, przekaz wartości
politycznych i moralnych, które niczego nie zawdzięczają Kościołowi ani feudalizmowi,
zwłaszcza celtycka zasada władzy zwierzchniej wcielonej w postać królowej, a nie króla (J.
Markale).
Stopniowa chrystianizacja mitów celtyckich w literaturze jest oczywista w przypadku
mitu o poszukiwaniu Graala. To tajemnicze naczynie, początkowo nie mające żadnego
związku z chrześcijaństwem, będące prawdziwym wyjaśnieniem wszelkich czarów, staje się
ostatecznym celem poszukiwań rycerzy arturiańskich. Ślady chrystianizacji dostrzegamy już
u Krystiana z Troyes, gdzie Perceval uosabia wzór świeckiego rycerstwa: jest obrońcą wdowy
i sieroty, jest opanowany, pobożny bez popadania w mistycyzm, stosuje etykę rycerską łączą-
cą w sobie rozmaite dążenia ówczesnych ludzi świeckich. Jego kontynuatorzy nadają “materii
bretońskiej" wymiar mistyczny. U Roberta z Boron Graal staje się kielichem, do którego
Józef z Arymatei zebrał u stóp krzyża krew Chrystusa. Powieści arturiańskie przeradzają się
wówczas w epopeję o odkupieniu i przemieniają bretońską cudowność w symbole
chrześcijańskie. Czary, z którymi walczą rycerze, wyobrażają jakby walkę z siłami zła, z
siłami pierwotnego pogaństwa, fałszywych bogów i magii. Jednocześnie zarysowuje się
prawdziwa teologia odkupienia przez rycerstwo. Odkupienia tego, które jest symbolizowane
przez poszukiwanie Graala i ostateczne zdjęcie czarów, może dostąpić tylko rycerstwo
oczyszczone. Rycerstwo światowe, reprezentowane przez Gowina, ponosi klęskę z powodu
braku ideału. Rycerstwo dworne, kierowane ludzką miłością, także ponosi klęskę pomimo
waleczności Lancelota, najlepszego rycerza na świecie, wysublimowanego przez swą miłość
do Ginewry. Zwycięstwo zdoła odnieść tylko Galaad, nieskalany, syn Lancelota, poczęty
jednak “w grzechu", w związku podwójnie nieprawym: dzięki czarom młodej dziewczynie
udaje się połączyć z Lancelotem, który jest przekonany, że trzyma w ramionach królową
Ginewrę. Za przyczyną tego, co można by nazwać “pokalanym poczęciem", odwrócony
zostaje bieg historii. Cnota ojca przechodzi na syna, Galaada, który uosabia “rycerstwo
niebieskie". Jako prawdziwy Chrystus-rycerz, Galaad niestrudzenie prowadzi swe mistyczne
poszukiwania, pokonuje czary, gdyż pozostaje czysty od wszelkiego grzechu, od rozpusty, od
pożądliwości. Wyraża żal nawet dlatego, że musiał zadać śmierć w swej słusznej sprawie.
Oczywista jest tutaj inspiracja monastyczna z Citeaux. Dziewiczy rycerz dokonuje w ten
sposób odkupienia rycerstwa i całego świata arturiańskiego. Skądinąd Graal, stając się
motywem eucharystycznym, łączy rycerzy Artura z historią świętą.
Mit biblijny. W epoce, w której Biblię uważano za księgę historii ludzkości,
próbowano oczywiście połączyć ze sobą te różne światy, utworzyć łańcuch znaczący,
nieprzerwany chronologicznie i magicznie. Związek chronologiczny jest zapewniony przez
przypomnienie ciągłości między obecnym rycerstwem i rycerstwem pierwotnym, rycerstwem
ludu Bożego. W sposób magiczny, ciągłość potwierdza Graal, zawierający w sobie krew
Chrystusa zebraną przez Józefa z Arymatei i przekazaną na Zachód do królestwa Artura. Tak
więc rycerstwo Izraela prowadzi do rycerstwa Zachodu, tak samo jak królowie Izraela,
przedstawiani w tej samej epoce na fasadach katedr, prowadzą do królów Francji. Jedni i
drudzy są uważani za aktorów historii świętej, która przebiega według niejasnych niekiedy
planów Bożych. Jest to nowa forma ideologicznej asymilacji rycerstwa przez Kościół. Dzięki
temu głoszona przez Kościół krucjata sytuuje się na historycznej linii wojen Przedwiecznego
w Starym Testamencie. Pod tym względem jest zresztą znamienne, że pierwszymi księgami
Biblii przełożonymi na starofrancuski były, przed Ewangeliami, pełne opisów wojen księgi
Sędziów, Królów, Machabeuszy.
W XIII wieku powstają triady rycerzy-bohaterów, które jednoczą historię i prowadzą
na krucjatę. Dawne Przymierze reprezentują dowódcy wojskowi: Jozue, Dawid i Juda
Machabeusz; pogańską starożytność - Hektor Trojańczyk, Grek Aleksander Wielki i
Rzymianin Cezar. Potem, w sposób naturalny i dwutorowy, jak widzieliśmy, pochodnia rycer-
stwa zostaje przeniesiona na Zachód wraz z Arturem, Karolem Wielkim i Godfrydem z
Bouillon. Chrześcijańskie rycerstwo przejmuje więc dziedzictwo rycerstwa Izraela,
przekazującego mu swą mistykę, oraz rycerstwa pogańskiego, które dzięki swej wartości
podbiło świat i tym samym umożliwiło rozprzestrzenienie chrześcijańskiego przesłania.
Zawiera w sobie rycerstwo śydów i pogan. Każdy z tych dziewięciu walecznych (do których
grona dodano później Du Guesclina, a potem Joannę d'Arc) symbolizuje także jeden
konkretny aspekt rycerstwa. Na początku XIV wieku osiągamy więc całościową wizję
rycerstwa w historii świata. Powodzenie, jakim cieszy się kult dziewięciorga walecznych,
ś
wiadczy o ideologicznej sile historycyzującego mitu rycerstwa. Ostatnia triada odgrywała
również w oczach rycerzy rolę, jaką powinno ono było odgrywać w historii świętej. Wraz z
Arturem (uważanym wtedy za postać historyczną) chrześcijaństwo było oblegane, zagrożone
przez pogan, do tego przenikane przez zło szatana. Wraz z Karolem Wielkim nabierało świa-
domościswej jedności i siły, w stabilnym Cesarstwie. Wraz z Godfrydem z Bouillon
chrześcijańskie rycerstwo spełniało część posłannictwa będącego przeznaczeniem Franków:
zdobywało świat.
W średniowiecznej literaturze rycerstwo nadaje historii spójność i znaczenie. Bez
niego świat powróciłby do bezładu, chaosu. Obraz rycerstwa, jaki odzwierciedlają powieści,
oczywiście nie odpowiada rzeczywistości. Nie pozostaje jednak bez wpływu na tę
rzeczywistość. Wartości rycerstwa, nieustannie i w różnych formach sławione w dziełach
literackich, a zwłaszcza w romansach rycerskich, które do końca cieszyły się powodzeniem,
w końcu przeniknęły sposób myślenia i utworzyły prawdziwą kulturę. W tym sensie można
mówić o rycerstwie jako pewnej formie cywilizacji, sposobu życia, mentalności.
Mamy tego dowód w samej historii. Mówiliśmy już o turniejach, a zwłaszcza o
wyczynach (pas d'armes), walkach na kopie, okrągłych stołach, które wiele ze swej formy,
reguł, wystroju, a nawet swego istnienia zawdzięczają opowieściom arturiańskim. Także pod-
czas wojny daje się odczuć wpływ wzorca literackiego. Kronikarz wojny stuletniej, Jean
Froissart, świadczy o tym głębokim przepojeniu, kiedy opisuje rycerzy francuskich,
angielskich, burgundzkich, organizujących między sobą turnieje podczas oblężeń; czy też, w
pełnym toku wojny, posłusznych - zdarzały się wy jątki, ale wyłamujących się spotykała
krytyka - etycznym regułom rycerstwa. Z drugiej strony, kodeks honorowy narzuca się ponad
granicami całej arystokratycznej “klasie" wojowników, w następstwie ekspansji Francuzów i
Normanów, którzy są jego głównymi nośnikami oraz dzięki znacznemu prestiżowi literatury
francuskiej i anglo-normandzkiej, którą szybko tłumaczono i naśladowano we wszystkich
sąsiednich krajach, w Cesarstwie, w Italii, w Hiszpanii, aż po odległy świat skandynawski i
normandzki. Wszędzie pasowaniu towarzyszy oprawa coraz bogatsza w motywy honorowe,
ideologiczne, etyczne. I odwrotnie, degradacja rycerzy “niegodnych", lepiej znana w XIV i
XV wieku, wyraźnie pokazuje, jakie były niewybaczalne wady i błędy, pomijając brak
szlachectwa, o którym już dostatecznie mówiliśmy Są to przede wszystkim zbrodnie zdrady i
tchórzostwa, prowadzące do ucieczki z pola bitwy, ponadto karane śmiercią. Dotyka ona
także tego, kto zaparł się wiary, uchybił danemu słowu, postąpił haniebnie wobec kobiet.
Degradacja nabiera charakteru uroczystego, i dotkliwie upokarzającego: siekierą odcina się
rycerzowi ostrogi tuż przy obcasach. Jego miecz zostaje złamany, tarcza wygięta, herby
wymazane.
Heraldyka. Zachowanie rycerzy czerpie inspirację także z wzorców literackich. W XIV wieku
widzimy, jak królowie i książęta uczestniczą incognito w turniejach lub walczą każdego dnia
w innych barwach, naśladując pod tym względem bohaterów Okrągłego Stołu, z którymi
utożsamiają
ich giermkowie. Apanaże rodów z wysokiej arystokracji, herby,
rozpowszechniają się w XIII wieku na wszystkich posiadaczy lenna i są też przedmiotem
zainteresowania rycerzy z drobnej szlachty. Ich prawo do herbu zostaje im przyznane w tym
samym czasie, co prawo do noszenia tytułu messire. Zwróćmy jednak uwagę, że herby są
znacznie ściślej związane ze szlachtą niż z rycerstwem, gdyż od XIII wieku nie pasowani
szlachcice mają jednak do nich prawo. Od połowy XIII wieku zasadnicze reguły heraldyki są
ustalone i na ich mocy herb staje się dziedziczny; jest to bardziej sprawą szlachty, rodu,
genealogii niż etyki rycerskiej. Ta wyjątkowa popularność heraldyki wiąże się zarazem ze
ś
redniowiecznym upodobaniem do przedstawień wizualnych, zwłaszcza do barw, z
ostentacyjnymi cechami szlachty i z tendencją do symbolizmu, do zakodowanego języka.
Giermkowie, otaczani coraz większym szacunkiem w XIV i XV wieku, mają za główne
zadanie tłumaczyć ten język herbów, sławić wyczyny rycerzy noszących herby, zwłaszcza na
turniejach, których stają się sędziami, a przede wszystkim komentatorami. Można ich uznać
za piewców rycerskiej kultury, którą szczyci się szlachta, za kapłanów swoistej świeckiej
religii, mającej własne liturgie, symbole, obrzędy, swoją mistykę. Powtórzmy jednak, że he-
raldyka gloryfikuje przede wszystkim szlachtę. Herb jest dziedziczny, przynależność do
rycerstwa nie. Rycerstwo, ozdobione swymi cnotami i swą ideologią, w XIV i XV wieku staje
się dla szlachty dodatkową ozdobą, podnoszącą naturalną godność nabytą przez urodzenie. I
przeciwnie, dla nie-szlachty pozostaje ono jednym z podstawowych sposobów wejścia do jej
grona i uzyskania herbu, który szlachectwo wyobraża. Stan wojownika może uszlachcić, na
mocy decyzji książąt. Uroczyste pasowanie czyni z wojownika jednocześnie rycerza i
szlachcica (O. de La Marche, Ph. de Novare). Był on już rycerzem z zawodu, zgodnie ze
stałym znaczeniem słowa; teraz, dzięki pasowaniu, zostaje rycerzem, co tutaj oznacza
zarazem tytuł szlachecki. Nie pasowani synowie szlachty noszą miano paziów, podczas gdy
słowo giermek oznacza także rangę społeczną. Takie pasowania nadające tytuł szlachecki są
nagrodą za wyjątkowo brawurowe czyny W XV wieku Jan z Bueil stwierdza, iż rycerstwa nie
należy przyznawać nie-szlachcicowi w nagrodę za czyn zbrojny dokonany podczas oblężenia
lub ataków na miasta czy twierdze. Należy brać pod uwagę jedynie wyczyny o charakterze
rycerskim, na samym polu bitwy lub, w mniejszym stopniu, na turniejach.
2. Zakony rycerskie
Inna ozdoba szlachty to zakony rycerskie, powstałe w XIV wieku. W tej kwestii
należy rozwiać nieporozumienie, jakie mogą stwarzać używane tu pojęcia. W istocie świeckie
zakony rycerskie niewiele mają wspólnego z zakonami żołnierskimi utworzonymi w XII
wieku: z templariuszami, szpitalnikami czy rycerzami teutońskimi. Tamte miały inspirację
religijną, a ich celem było dostarczenie krucjacie stałych, kierowanych odpowiednią
motywacją, mających nadaną strukturę i zdyscyplinowanych oddziałów. Ich utworzenie
oznaczało kres rewolucji doktrynalnej, jakiej dokonał Kościół wobec wojny i wojowników,
gdyż łączyły one w sobie dwa ideały całkowicie dotąd przeciwstawne: mnichów i
wojowników. Jednocześnie to zjawisko wyrażało w pewien sposób klęskę Kościoła, a
zwłaszcza papiestwa, usiłującego zebrać pod swym sztandarem całe rycerstwo świata
chrześcijańskiego. Zakony rycerskie nie mają ani wspólnego pochodzenia, ani wspólnych
celów, ani wspólnych cech. Przeciwnie, wyrażają zarazem światowe i etyczne ideały
rycerstwa świeckiego, a w pewnej mierze oznaczają również klęskę idei międzynarodowego
rycerstwa, posłusznego uniwersalnym nakazom moralnym. Świadczą jednak o sile i trwałości
niektórych idei oraz o ukształtowaniu się prawdziwej ideologii rycerskiej.
Najstarsze pochodzą z połowy XIV wieku: Zakon Podwiązki, założony przez króla
Anglii Edwarda III w 1348 roku; Zakon Gwiazdy, powołany przez króla Francji Jana
Dobrego w 1351. Są one znacznie bliższe świeckim bractwom lub stowarzyszeniom
turniejowym niż zakonom w kościelnym tego słowa znaczeniu. Wydaje się oczywiste, że
większość z nich odgrywała rolę dyplomatyczną. Pod płaszczykiem gloryfikacji wartości
rycerskich chodzi o to, by doprowadzić do przymierza dowódcy, którym najczęściej jest
władca, z możnymi i wpływowymi osobistościami. Przynależność do zakonu umacnia więź
wasalną, która zaczyna słabnąć. śadnej wątpliwości w tym względzie nie zostawiają
zobowiązania członków zakonu wobec mistrza. Zresztą większość z nich sama jest wasalami
założyciela. Dzięki prestiżowi swych członków zakon służy również propagandzie
politycznej.
Zakon Złotego Runa, utworzony w 1430 przez diuka Burgundii Filipa Dobrego,
trafnie obrazuje polityczną rolę tych stowarzyszeń. Filip założył go zresztą, aby wymówić się
od przyjęcia Orderu Podwiązki i wzorował jego statuty na zakonie angielskim. Jest
oczywiście dowódcą zakonu, któremu jego członkowie przysięgają wierność; muszą nawet
zobowiązać się do tego, że opuszczą inne zakony to rozporządzenie zniszczyłoby
dyplomatyczną rolę Złotego Runa, gdyby zostało wprowadzone w życie. Było stosowane
tylko do wasali lub poddanych diuka. Jego głównym celem było zgromadzenie po stronie
diuka całej burgundzkiej szlachty. Nacisk położony na obrzędy, na przepych, na braterstwo
jednoczące trzydziestu jeden członków, na aspekty moralne wyjaśnia prestiż tego zakonu i
fakt, że współcześni utożsamiali go ze swoistą religią świecką. Zbliżone cechy napotykamy w
Zakonie Półksiężyca, założonym w 1448 przez Rene d'Anjou. Wszystkie te zakony opierają
się na ideałach rycerstwa, które oddają na służbę polityce książąt. Bractwa turniejowe i
konfraternie towarzyszy broni, rozwijające się w Niemczech, są bardziej interesujące dla
historii rycerstwa w ścisłym tego słowa znaczeniu, gdyż mają charakter mniej polityczny
Kładą nacisk na ideologię rycerską i tworzą kult wartości sławionych przez powieści
rycerskie: honor, lojalność, wierność, szacunek dla dam, które odgrywają tam ważną rolę,
dworność. Nie brak tu aspektu religijnego: zalecenia pobożności i przysięgi obrony Kościoła,
wdów i sierot. Widać też aspekt społeczny, podkreślający pewną równość między członkami,
którzy wszyscy są szlachetnie urodzeni, tak jak we wszystkich innych zakonach rycerskich.
Obowiązująca w obrębie tych bractw hierarchia nie odpowiada ściśle randze ani bogactwom.
Podsumowując, te bractwa rycerskie podejmują próby wskrzeszenia w obrębie zamkniętych i
mniejszościowych społeczności mitycznego rycerstwa, egalitarnego i moralnego, które
prawdopodobnie istniało tylko w ich marzeniach.
Istnienie tych bractw i tych zakonów świadczy w każdym razie o utrzymywaniu się
owego ideału i o coraz jaśniejszej świadomości faktu, iż rzeczywiste rycerstwo pozostaje od
niego nader odległe. Nie ma w tym zresztą nic nowego: już pod koniec XII wieku krytycy
rycerstwa uważali, że oddaliło się ono od swego pierwotnego posłannictwa i sytuowali jego
złoty wiek w zamierzchłej przeszłości. Raymond Lulle i Pani z Jeziora czynili to samo,
przepojeni ideą, iż dawne czasy były więcej warte niż czasy obecne i że niegdysiejsze
rycerstwo słynęło z cnót, które potem zarzucono.
To zwykłe stwierdzenie świadczy co najmniej o trwałości ideału rycerskiego na przestrzeni
całego Średniowiecza.
Podsumowanie
Historię rycerstwa, w jego aspektach zawodowych, ekonomicznych, społecznych,
kulturowych, można grosso modo podzielić na cztery fazy.
Pierwsza faza, do połowy XI wieku, na płaszczyźnie zawodowej odpowiada
powstaniu ciężkiej kawalerii, której technika walki od początku nie uległa zmianie. Z punktu
widzenia społecznego, wojownicy konni wywodzą się w większości ze środowisk zamożnego
chłopstwa, właścicieli ziemskich, którzy zostali wasalami lub nadal gospodarowali majątkiem
rodowym. Osłabienie władzy centralnej w najdalej wysuniętych na zachód regionach
dawnego cesarstwa karolińskiego pociąga za sobą rozkwit księstw, a następnie kasztelanii,
które prawdziwie stają się podstawowymi komórkami społeczeństwa feudalnego. Kasztelani
dzięki zbrojnej sile swych milites, wasali lub zbrojnych sług przypisali sobie znaczną część
prerogatyw władzy publicznej, przede wszystkim ban, władzę wojskową. Polityczny i
ekonomiczny rozwój tych milites zbliża ich do drobnej arystokracji, w którą wtapiają się
poprzez różnego rodzaju awans społeczny, zwłaszcza przez małżeństwo z kobietami
należącymi do wyższej warstwy W większości jednak wypadków przyjęcie broni i ekwipunku
wojownika przez milites ma niewiele wspólnego z uroczystym wręczeniem miecza władcom i
książętom. Wszyscy “szlachetni' świeccy są rycerzami wtedy, gdy dowodzą swymi oddziała-
mi. Daleko do tego, by w oczach współczesnych wszyscy rycerze byli szlachetnie urodzeni.
W wymiarze kulturowym “rycerze' wówczas bardziej odpychają, niż pociągają jako
wzór. Ich gwałtowność, nieokrzesanie, bezkarność podczas pełnienia obowiązków
polegających na zmuszaniu ludzi do służby ich seniorom czy też podczas gwałtów i grabieży
dokonywanych na własny rachunek, sprawia, że często są utożsamiani ze zbójcami. Kościół
próbuje ograniczać ich rozboje i rabunki, wprowadzając instytucje pokoju i rozejmu Bożego.
Instytucje te nie wszędzie odnoszą liczący się sukces: świadczy o tym wielka liczba
zgromadzeń pokojowych; czysto zaś negatywny charakter nakazów dowodzi z kolei niemal
zupełnego braku jakiejkolwiek etyki rycerskiej.
Druga faza, od drugiej połowy XI do pierwszego trzydziestolecia XIII wieku obejmuje
czas kształtowania się rycerstwa w klasycznym tego słowa znaczeniu. Rewolucja w
dziedzinie techniki walki - wykorzystanie włóczni trzymanej poziomo i nieruchomo - zmienia
wojowników konnych w wyborową kawalerię, coraz lepiej chronioną przez kolczugę z siatki i
hełm, który można zamykać. Szarża jadących ramię w ramię rycerzy sprawia, że kawaleria
staje się królową bitew. Wysoka cena ekwipunku i koni, specjalnie szkolonych do nowej
szermierki konno sprawia, że mniej wojowników może korzystać z tych dóbr. Tym bardziej
rośnie prestiż kawalerii i przepaść między walczącymi na koniu, w pełnym uzbrojeniu, a
resztą wojowników. Pasowanie na rycerza nabiera więc wartości zarówno zawodowej, jak
społecznej, gdyż arystokracja stara się zastrzegać stan rycerski przede wszystkim dla wła-
snych synów, a potem tylko dla niektórych z nich. Arystokracja, kładąca nacisk na swoje
prawa i dziedziczne przywileje, stopniowo przepaja swymi wartościami rycerstwo, którym od
zawsze kieruje.
Pod koniec tego okresu szlachta zastrzegła rycerstwo wyłącznie dla siebie. W wielu
regionach szlachetne urodzenie i stan rycerski to dwa oblicza arystokracji. Ideologia
szlachecka tym bardziej pozyskuje sobie rycerstwo, że szlachta czuje się zagrożona
ekonomicznym rozkwitem mieszczaństwa i politycznym odrodzeniem władzy królewskiej.
Broniąc się przed tym podwójnym zagrożeniem, uwypukla to, co uzasadnia jej przywileje.
Rycerstwo jest wtedy określane jako najwyższy stan o wysokiej wartości ideologicznej.
W tymże okresie rycerstwem interesuje się Kościół: wpierw stara się pozyskać dla
siebie całe rycerstwo przez wyprawę krzyżową, będącą ostatecznym kresem rewolucji
dogmatycznej, która poprowadziła go od początkowego głoszenia zasady niestosowania
przemocy do koncepcji świętej wojny, mogącej dać palmę męczeństwa. Liturgie pasowania
stopniowo sprowadzają na rycerzy błogosławieństwa, które pierwotnie były przeznaczone tyl-
ko dla królów i które niosą ze sobą ideologię obrony Kościoła i słabych.
Ideologia ta, pierwotnie klerykalna, zderza się z innymi wartościami, całkowicie
sprzecznymi z tymi, które głosi Kościół: są to miłość dworna, ostentacja, przepych,
gloryfikacja radości, święta, miłości absolutnej i wiernej, lecz najczęściej cudzołożnej,
mogącej wzmagać waleczność rycerza. Ideologia rycerska z trudem wydobywa się z tych
sprzeczności, których ślady znajdujemy w literaturze.
Zarówno w tej dziedzinie, jak w wielu innych wiek XIII stanowi okres równowagi.
Rycerstwo osiąga wtedy pełną dojrzałość, być może okres szczytowy. W dziedzinie militarnej
przechodzi niewiele zmian i nadal dominuje w bitwach, choć rośnie udział formacji
stosujących inne techniki wojenne. W sferze społecznej rycerstwo i szlachta mieszają się ze
sobą, chociaż następuje odwrócenie relacji. Odgrywające pierwszoplanową rolę pierwo-
rództwo wyraźniej rozgranicza władzę polityczną, bogactwo ekonomiczne i szlachectwo,
przekazywane przez urodzenie i jeszcze wyraźniej określone zwyczajami. Teraz w XIII
wieku, w zasadzie wszyscy rycerze są szlachcicami, a u schyłku stulecia wiele brakuje do
tego, by wszyscy szlachcice byli rycerzami. Rycerstwo cieszy się wówczas znacznym presti-
ż
em, który odzwierciedla jego ideologia. Król Francji Ludwik Święty uosabia te wartości,
jednocześnie religijne i arystokratyczne. Istotnie, Kościół zdołał schrystianizować mity
pochodzenia celtyckiego, które wydawały się nie podlegać przemianom. Opowieści
arturiańskie, a zwłaszcza bardzo popularny cykl Lancelota, zatraciły w ten sposób część
swego wywrotowego charakteru. Charakter ten utrzymuje się jednak w innych dziełach
pomimo retuszu (na przykład w Romansie o Róży).
W XIV i XV wieku następuje zachwianie tej równowagi. Na płaszczyźnie wojskowej
rycerstwo, choć wciąż odgrywa swą rolę, w istocie traci pełną przewagę nad piechurami i
przede wszystkim nad łucznikami. Technologiczny postęp w metalurgii umożliwia jednak
opracowanie i rozwój zbroi płytowej, która zapewnia rycerzom niemal doskonałą ochronę.
Taktyki rycerstwa niewiele się jednak zmieniają, a przerost brawury prowadzi niekiedy do
klęski (Courtrai, Poitiers, Azincourt). W tym samym czasie rozwój stałych armii zmienia
udział w wonie poszczególnych grup społecznych. U schyłku Średniowiecza trzon sił
zbrojnych stanowią wolni strzelcy, zawodowa piechota, pojawienie się zaś artylerii zaczyna
umniejszać rolę rycerstwa. Oczywiście, szlachta nadal odgrywa rolę dominującą w wojsku i
bitwach, kieruje walką; rycerstwo już nie! Stan rycerski ustępuje miejsca zawodowi
ż
ołnierskiemu.
Stan rycerski, ale już nie szlachta, która w XIV wieku przeszła trudny okres z powodu
wielkich klęsk (morowej zarazy, wojny stuletniej), które pociągnęły za sobą inflację, czyli
zmniejszenie dochodów obliczanych w pieniądzach. Wiele drobnej szlachty zaciąga się do
wojsk królewskich. Dzięki rozwojowi tych wojsk w XV wieku mają oni zapewnione
przywileje ekonomiczne (zwolnienie z podatków), a także honorowe, kulturowe: prawo do
noszenia miecza, prawo do posiadania znaków herbowych. Skutkiem tego jest waloryzacja
ideału rycerskiego, który od dawna stopił się z ideologią szlachecką. Dążenie do skuteczności
podczas wojny oddala jednak te wartości od rycerstwa wojskowego. Znajdują one schronienie
w osobie kilku wzorcowych bohaterów, jak Bajard, i są kultywowane z niejaką nostalgią
graniczącą z kultem w zakonach rycerskich; wreszcie stają się mitem w powieściach ry-
cerskich, których uwieńczeniem i zarazem karykaturą będzie w XVII wieku Don Kichote
Cervantesa.
Rycerstwo mimo wszystko odcisnęło piętno na niemal całym Średniowieczu,
poczynając od zarania roku tysięcznego. Zrodzone z nowych uwarunkowań wojennych, a
przede wszystkim społeczno-politycznych feudalizmu, przerodziło się w etykę świecką
zabarwioną religijnie, w ideologię. Rycerstwo stało się mentalnością, formą cywilizacji, a
przed XVIII-wiecznym “uczciwym człowiekiem", rycerz był wcieleniem pewnego wzorca
kulturowego, którego ślady znajdujemy jeszcze w zachowaniach, nawet wojennych,
europejskich elit z początku naszego stulecia, pomimo rosnącej dominacji materializmu i
wojowniczego kultu pieniądza. Wartości rycerstwa, pod każdym względem sprzeczne z war-
tościami współczesnego materializmu, zostały zapomniane lub wręcz wystawione na
pośmiewisko.
Dzisiaj szlachetna postać idealnego rycerza inspiruje niemal wyłącznie ludzi
owładniętych tęsknotą za minioną przeszłością. Trudności trzeciego tysiąclecia być może
sprawią, że będziemy tego żałowali.