Ludwik Krzywicki
Praca dziś
i w przyszłości
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2007
Ludwik Krzywicki – Praca dziś i w przyszłości (1884 rok)
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 2 -
www.skfm-uw.w.pl
Artykuł Ludwika Krzywickiego „Praca dziś i w
przyszłości” został napisany w 1884 roku i ukazał
się w piśmie „Przedświt” nr 8, z grudnia 1884 r.
Podstawa niniejszego wydania: „Pierwsze
pokolenie marksistów polskich”, tom 2, wyd.
Książka i Wiedza, Warszawa 1962.
Ludwik Krzywicki – Praca dziś i w przyszłości (1884 rok)
Wielu z nas zdarzyła się sposobność prowadzić dysputę o socjalizmie z jakimś panem, majstrem
albo dobrze płatnym pisarczykiem. Otóż przy takiej dyspucie każdy z nas słyszał następujący zarzut
stawiany socjalizmowi.
Dzisiaj, powiadają ci panowie, każdy z nas musi pracować, bo inaczej nie otrzyma żadnego
wynagrodzenia i nie będzie miał za co żyć. Fabrykant zatem, choć i zarabia na robotniku, ma taką samą
zasługę jak nauczyciel przy dziecku. Jak dziecko bez nauczyciela niczego się nie nauczy, tak robotnik bez
bicza-fabrykanta nie pracowałby wcale albo pracowałby tyle tylko, ile trzeba na zaspokojenie głodu.
Byłaby więc gorsza nędza niż za naszych czasów. Dziś fabrykant wprawdzie zarabia na robotniku, ale
dlatego też, że zarabia, to stara się o wynalazki, o ulepszenia, co i na dobro robotnika wychodzi. Dziś
wreszcie praca jest produkcyjną, to jest dużo wydaje, bo jest konkurencja między ludźmi.
Jak nasz mądrala wszystko to jednym tchem powie – to aż cmoknie językiem z radości, bo wydaje
mu się, że wielką prawdę wygłosił, a tymczasem jest to bredzenie nie lepsze jak owego Piekarskiego na
mękach.
Przypatrzmy się teraz bliżej temu gadaniu, by wszystkie fałsze poodkrywać i odpowiedzieć na nie
słowami prawdy.
Święta to prawda, że gdyby ludzie nie pracowali, to nie mieliby za co żyć. Wszystko, co zużywamy,
to wszak jest dziełem rąk ludzkich; a ludzie dlatego znowu pracują i mozolą się, bo muszą się utrzymać,
muszą swój głód zaspokoić, odziać się i mieć dach, pod którym by spocząć mogli. Ale aby pracować, nie
trzeba nam już żadnego bicza-fabrykanta, bo chłód, głód i zmęczenie wystarczą na to, by zmusić do pracy.
Więc nie fabrykant jest tu biczem, ale żołądek, dreszcz, co po skórze przechodzi, i zmęczenie, co nam kości
łamie. To, co nasz mądrala mówi o podobieństwie człowieka do dziecka, a fabrykanta do nauczyciela, to
już taka jest bajeczka, o której i w Tysiącu i jednej nocy ani słowa nie ma. Przede wszystkim uczy
nauczyciel dzieciaka dodawania i mnożenia, tak samo jak uczy odejmowania i dzielenia, tymczasem
fabrykant to taki profesor, który dodawanie i mnożenie dla siebie chowa, a robotnika uczy jeno, by sobie od
gęby odejmować i jemu dawać albo by się owocami swej pracy z nim dzielić. Co najważniejsza jednak, to
to, że nauka dziecka wcale niepodobna do pracy robotnika.
Dlaczego dzieciak nie chce się uczyć? Dlatego, że nie rozumie on, iż nauka jest potrzebna, więc nie
chce kawęczyć nad abecadłem. Ale weźmy niemowlę, to czyż trzeba je uczyć, że ono głodne? Jak je w
żołądku głód zaświerzbi, to zaraz biegnie do piersi ssać i wrzeszczy lepiej za darmo niż dobrze płatny
śpiewak za pieniądze. Co je nauczyło chcieć jeść? Jużci nie żaden profesor, jeno ścisk w żołądku. Jak więc
dziecku nie trzeba nauczyciela do tego, by krzyczeć o pierś, tak i człowiekowi innych batów nie trzeba nad
to, co głód, chłód i zmęczenie wymogą na nim.
Więc niepotrzebny tu fabrykant wcale a wcale. Przeciwnie, jego pomoc tu tylko szkodliwa. Co by
dzieciak powiedział, gdyby ni stąd ni zowąd zjawił się jakiś profesorzyna i powiedział: Nie wiesz, hebesie,
że trzeba jeść; otóż ja ci to powiem, ale za to i ja się pożywię twoim mlekiem. Oj, nakrzyczałaby się
dziecina tak, żeby wrzaskiem swoim mądrego profesora w kąt zapędziła. Warto i nam o takim środku
pomyśleć, co by zagnał fabrykanta w dalekie kraje. Zresztą widzimy, że i dzicy ludzie rozumieją, że trzeba
pracować na to, by zaspokoić swe potrzeby, choć żadnych nie mają fabrykantów.
Przypatrzmy się teraz temu zarzutowi, co przypuszcza, że bez fabrykantów pracowalibyśmy ledwo
tyle, ile na przykład dziki człowiek pracuje, a zatem że nie mielibyśmy tych wszystkich wynalazków i
odkryć, którymi nasz świat tak już bogaty.
Otóż zapytajmy się: czy dlatego dziki człowiek ma tak mało potrzeb, że nie ma on fabrykanta?
Wcale nie dlatego – jeno z tej przyczyny, że nie rozumie jeszcze tej albo owej potrzeby. Dzieciak nie chce
się uczyć dlatego, że nie czuje jeszcze potrzeby nauki. Ale co to o dzieciakach gadać! Gdybyśmy się
naszych pradziadów rozpytali, czy chcą kolei żelaznej, to by nas wykpili. Wiadomo przecież, że taki
mocarz, jak Napoleon I, wykpił wynalazcę statków parowych. My dlatego takeśmy się ucywilizowali, bo z
ojca na syna przechodzi całe doświadczenie ludzkie, i ponieważ tak dużo odziedziczamy, więc się coraz
dalej rozwijamy. A fabrykanci bardzo mało się do tego przyczyniają.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 3 -
www.skfm-uw.w.pl
Ludwik Krzywicki – Praca dziś i w przyszłości (1884 rok)
Dowiodę wam, na odwrót, że gdyby nie fabrykanci, to byłoby nierównie lepiej i praca ludzka
przynosiłaby nierównie więcej korzyści.
Każda praca jest wysileniem, jest nadwerężeniem sił. Im ona jest cięższa i dłuższa, tym przykrzejsza
i człowiek ją z niechęcią wtedy wykonywa.
Wiadoma przecież rzecz, że fabrykanci angielscy przyszli do tego przekonania, że robotnik robi
więcej pracując dziesięć godzin dziennie, niż jak dwanaście się godzin mozoli. Po pierwsze – raźniej robi
cały dzień i nie jest tak wycieńczony, a po wtóre, co człowiek zaoszczędzi na czasie, to doda jakimś
wynalazkiem, jakąś odkrytą maszyną itd.
Ale robotnik wie dziś, że pracuje na fabrykanta, wie, że wzbogaca swoim potem i swoją krwią
wyzyskiwacza, który w dodatku pomiata nim i uważa go za niższe zupełnie stworzenie. Skąd więc może się
dziś brać u robotnika ochota do pracy, chęć tworzenia jak największej ilości towarów w jak najkrótszym
przeciągu czasu?
Przeciwnie, robotnik wie, że jeśli dziś wytworzy dużo, to jutro może już nie mieć roboty. Dlaczego
robotnicy napadali na maszyny? Dlatego, że przy maszynie wytwarza się więcej towarów niż bez maszyny
w jednym i tym samym przeciągu czasu. Dziś więc nie chodzi wcale robotnikom, by jak najwięcej towarów
w jak najkrótszym czasie zrobić. Czytelnik niechaj uważnie nas czyta: prawda, że robotnik chce jak
najwięcej zarobić, ale z drugiej strony wie robotnik, co mu grozi nazajutrz, i dlatego też wziąłem ten
przykład z maszynami.
Przy tym, gdzie tu ochota może być do pracy, kiedy wiesz, że na cudzą kieszeń pracujesz.
Widzimy więc jedną przyczynę, dla której praca dziś nie jest produkcyjną. Ale są jeszcze inne
okoliczności, wskutek których praca ludzka na marne dziś idzie.
Przede wszystkim zwróćmy uwagę na kryzysy, czyli przesilenia w przemyśle. Oto kilka miesięcy
fabrykacja szła dobrze, gorączkowo nawet. Raptem krach następuje! Tysiące ludzi zmuszonych jest
próżnować, bo nie ma roboty, a w dodatku już wytworzone towary giną marnie, bo nie ma na nie zbytu
żadnego. Teraz powiedz mi, czytelniku – czy to jest praca produkcyjna? Czy to, że tysiące rąk jest
bezczynnych, że towary gniją, czy ten cały nieład przysparza ludzkości jakieś bogactwa? Nie. Ale, mówią
fabrykanci, kryzysy takie być muszą, ponieważ raz idzie fabryka dobrze, drugi raz źle! Otóż wcale nie!
Kryzysy takie nie powinny być.
Są ludzie, którzy jak chorują, to mówią, że to już tak być musi: to się jest zdrowym, to nie. Ale takie
słowa to się mówi tylko na wiatr, a nie dlatego, aby one coś mądrego zawierały w sobie. Każdy człowiek
stara się zawsze być zdrowym. Tak samo w gospodarce powinniśmy się starać, aby ona zawsze szła
porządnie. Trzeba więc usunąć przyczynę kryzysów. Dopóki fabrykacja prowadzona jest na spekulację
jednego przedsiębiorcy, który się gryzie z drugim, dopóty są kryzysy. Jeżeli zaś narzędzia pracy będą
należeć do ludowego, wolnego państwa, to i kryzysów nie będzie, ponieważ produkcja będzie uregulowana,
a nie prowadzona dla szwindlu, jak dziś. Wtedy oszczędzi się i tę stratę czasu przymusowego bezrobocia, i
tę stratę czasu, którą się ponosi dlatego, że towary nie mając zbytu psują się.
Następnie oszczędziłoby się marnowanej pracy tym, że zniosłaby się fabrykacja zbytkownych i
niepotrzebnych rzeczy, a natomiast wyrabiano by to, co każdemu do wygodnego i porządnego życia jest
niezbędnym. Weźmy na przykład fabrykację armat i broni, budowę fortec, baraków, koszar etc. Powiedzą
nam: a co kraj zrobi, jak nie będzie miał wojska? Na to odpowiemy: dziś prowadzą ludy wojny między sobą
dlatego, że kupcy sobie nawzajem rynki wydzierają. A czyż to nie hańba dla ludzkości, żeby ludzie
nawzajem się zarzynali? Czy doprawdy nie czas już, by ludzie żyli ze sobą w zgodzie i spokoju i pracowali
dla wspólnego powszechnego szczęścia?
Dalej cała ta masa ludu, która dziś nieprodukcyjnie żyje i nic nie robi, jak wojsko, służba pańska,
która się wprost hańbi swym lokajstwem, jak przedsiębiorcy i kupcy, cała ta, mówimy, masa ludu będzie w
przyszłości pożytecznie pracować, podczas kiedy dziś nie tylko że nie przysparza ludzkości bogactw, ale
owszem, zjada jeszcze ten zapas, który już jest.
Wreszcie jeszcze jedna ważna rzecz. Popatrzmy, jak dziś włościanin swoje pole obrabia, jak mały
rzemieślnik pracuje. Wszak można byłoby z maszyną i więcej, i prędzej zrobić. Na przykład w Anglii
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 4 -
www.skfm-uw.w.pl
Ludwik Krzywicki – Praca dziś i w przyszłości (1884 rok)
gorsza ziemia wydaje więcej niż we Francji dobra, a to dlatego, że w Anglii wprowadzono ulepszenia,
maszyny itd., podczas kiedy drobny właściciel francuski nie mając kapitałów nie jest w stanie tego zrobić.
Widzimy zatem, że w przyszłości, po zaprowadzeniu wspólnej własności co do narzędzi pracy i po
zaprowadzeniu lepszej gospodarki, mianowicie gospodarki uregulowanej przez ludowe państwo, praca
ludzka będzie daleko produkcyjniejszą, dlatego:
że każdy będzie pracował na siebie, a nie na pana;
że fabrykacja i rolnictwo będą systematycznie i porządnie prowadzone, a nie na szwindel, jak się to
dziś dzieje;
że praca będzie skierowana tylko na użyteczne społeczności przedmioty;
że wszyscy będą zajęci produkcyjną pracą oraz że we wszystkich swych gałęziach praca będzie
prowadzona według najrozumniejszego sposobu, to jest z zastosowaniem wszystkich ulepszeń.
Ale by ten cel osiągnąć, potrzeba właśnie, aby nie było ani fabrykantów, ani panów, ani kupców.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 5 -
www.skfm-uw.w.pl