Ludwik Krzywicki – Socjalizm i rodzina (1884 rok)

background image

Ludwik Krzywicki

Socjalizm i rodzina

Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)

WARSZAWA 2007

background image

Ludwik Krzywicki – Socjalizm i rodzina (1884 rok)

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 2 -

www.skfm-uw.w.pl

Artykuł Ludwika Krzywickiego „Socjalizm i

rodzina” został napisany w 1884 roku i ukazał się

w piśmie „Przedświt” nr 8, z grudnia 1884 roku.

Podstawa niniejszego wydania: „Pierwsze

pokolenie marksistów polskich”, tom 2, wyd.

Książka i Wiedza, Warszawa 1962.

background image

Ludwik Krzywicki – Socjalizm i rodzina (1884 rok)

Nie tylko dzieci można straszyć rozmaitymi widziadłami i duchami, ale i starszych ludzi.

Szczególniej to się często zdarza w polityce, kiedy ludzie nie zastanawiają się dobrze nad każdym słowem.

Dlaczego się dziecko boi, kiedy mu mówić o strachu albo o jakimś duchu? Dlatego, że ono nie myśli

poważnie, nie zastanawia się, nie oblicza się z każdym słowem, które mu się powie. Gdyby dziecko było

zdolne zastanowić się i pomyśleć, czy to są takie duchy albo strachy, dlaczego one mają istnieć, skąd się

biorą i co one mogą zrobić złego, to by się ono prędko przekonało, że nie ma się czego bać, że nie ma czego

wierzyć w takie głupie rzeczy! Ale dzieciak nie myśli, jeno wierzy na słowo wszystkiemu, co mu się tylko

gada.

Tak samo bywa i ze starymi już ludźmi, którzy nie nauczyli się jeszcze rozważać każdego słowa i

wyszukać w nim, co i na ile tam prawdy. Jest to bardzo ważny niedostatek u ludzi i wyradza on w polityce

wiele nieszczęścia. Wskutek właśnie tej łatwowierności ludzkiej politycy nie używają wcale argumentów,

jeno rzucą jakieś kłamstwo, jakąś potwarz, skrzywią to, co inni mówią, i zyskują sobie wiarę. Gdyby

słuchacze takiego dobrodzieja nie brali tak wszystkich jego słów na wiarę, to byłby on ostrożniejszym.

Dziwimy się czasem, że w polityce bywa tak, że co jeden mówi biało, to drugi mówi czarno, i że jest

zawsze cała masa ludzi, która to temu, to drugiemu ślepo wierzy. Ale właśnie łatwowierność ludzka jest

przyczyną tego wszystkiego. Jeżeli Paweł wie, że ludzie wierzą mu na słowo, a z drugiej [strony] i Gaweł

wie, że jego słów nikt nie rozbiera, gadają też i oni to, co im ślina do ust przyniesie.

Bywa też nieraz, że dosyć krzyknąć na kogoś: zdrajca, bezbożnik i tak dalej, by ludzi od niego

odstręczyć, choć on i rozumny, i zacny człowiek. Tak samo bywa i z rozmaitymi zapatrywaniami

politycznymi, których nikt nie zbija rozsądnym rozumowaniem, jeno gołosłownymi wymyślaniami.

Z socjalizmem nie inaczej się rzecz ma. Najczęściej można słyszeć zarzut, że socjalizm chce zabić

religię i znieść rodzinę. I dosyć jest, jeśli ktoś to powie, by inni temu uwierzyli nie zastanawiając się wcale

nad znaczeniem tych słów. A wszak jeśli ktoś mi mówi na przykład, że socjalizm chce zabić religię, to

powinienem przede wszystkim zastanowić się, co to jest religia, co socjalizm myśli o religii. Trzeba się

pytać o to, co socjalizm myśli jako pewna teoria polityczna, jako cała partia, a nie co ten lub ów socjalista

myśli i gada. Dopiero jak to wszystko dokładnie zrozumiem, to mogę dać temu zdaniu słuszność lub nie.

Dajmy ma to, że ktoś mi opowie o tym, jakoby Maciej skrzywdził Jana. Zaraz się rozpytam: a jak to

było? a czy to krzywda rzeczywista, czy też tylko Jan na próżno się skarży? a może Maciej miał jakąś

urazę, słuszną lub nie? Dopiero jak mi na to wszystko odpowiedzą, to wtedy i zawnioskuję, czy doprawdy

Maciej skrzywdził Jana, czy też nie.

Otóż dziś chcemy z czytelnikiem jeden zarzut czyniony socjalizmowi rozebrać, mianowicie ten, czy

doprawdy socjalizm chce jakichś niemoralnych zmian w rodzinie, czy też nie.

Zacznijmy od tego, że dzisiejsza rodzina, tak jak ona istnieje dziś, z dzisiejszym prawem, nie jest

nawet tak starym urządzeniem ludzkim, jak niejeden starożytny dom w Poznaniu, w Krakowie lub w

Warszawie. Weźmy na przykład cywilne śluby: od kiedy to one się datują? A wszak cywilny ślub już trochę

zmienia urządzenia rodzinne. Albo na przykład prawo obowiązkowego nauczania, według którego ojciec

musi posyłać dzieci do szkoły! Albo weźmy na przykład to, że ojciec, który się pastwi nad swoim

dzieckiem, może być ścigany i karany sądownie; a wszak bywały czasy, kiedy ojciec miał prawo życia i

śmierci nad dziećmi. Wszystko to są zmiany, które zaszły w rodzinie!

Tego nie zapominajmy, że rodzina jest to ludzkie urządzenie. Wprawdzie mówią, że jest ona boskim

urządzeniem, sakramentem; ale to nie jest prawdą. Kościół tylko uświęcał rodzinę, ale jej nie stworzył.

Gdyby rodzina była boskim dziełem, to powinna by była istnieć zawsze i wszędzie, a w dodatku nigdy się

nie zmieniać. Tymczasem są jeszcze dziś takie ludy, u których nie ma rodziny. Na to nam powiedzą, że ona

tylko tam jest, gdzie bóg swoją wolę objawił. Ale w takim razie powinna by ona była być tylko u

wierzących jednego kościoła, a tymczasem jest ona i u katolików, i u ewangelików, i u Żydów, i u

Chińczyków itd. A wszak objawienie nie mogło być dane tylu ludziom zupełnie odrębnych religii.

Nareszcie, gdyby rodzina była boskim dziełem, to wszak nic w niej nie powinno było ulegać zmianie, a

tymczasem wykazaliśmy już, że rodzina się zmienia.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 3 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ludwik Krzywicki – Socjalizm i rodzina (1884 rok)

Widzimy więc, że rodzina jest ludzkim urządzeniem, a zatem jako takowe zmiennym. Dziś ludzie

takie, jutro owakie wydają prawo, które zmienia zupełnie stan rzeczy między ludźmi, a między innymi

zmienia i urządzenia rodziny. Ponieważ socjalizm chce zupełnie nowego porządku, więc rozumie się, będą i

zmiany w rodzinie; ale w tym nie ma nic złego, tak samo jak nie ma nieszczęścia w tym, że dziś ojciec nie

ma prawa życia i śmierci nad żoną i dziećmi, że musi dzieci do szkoły posyłać, i tak dalej.

Ale odpowiedzą nam: co innego dobre zmiany, a co innego złe zmiany. Socjaliści zaś ponoć chcą

zaprowadzić wspólność kobiet.

I doprawdy są tacy, którzy tak o socjalistach mówią, i są znowu takie głuptaski, co podobnym

bredniom wierzą. Ale kiedyś taki lekkomyślny, bratku, to poczekaj; przyprę ja cię do ściany i opowiem ci

takie rzeczy, że się zawstydzisz, iż samo ci to do głowy nie przyszło, pomimo że cię co dzień w oczy kole.

Jeżeli kiedyś była wspólność kobiet, to chyba dziś ona największa i najgorsza, bo za pieniądze.

Zważ, czytelniku, ile kobiet się sprzedaje za pieniądze. W dużych miastach to nierządnice liczą się na

dziesiątki tysięcy. W Hamburgu na przykład wypada jedna nierządnica na 48 mieszkańców. W Londynie

zapisanych w policji jest 70 000, a nie zapisanych jest dwa razy więcej.

Jeśli tyle jest nierządnic, to oblicz teraz, ilu mężczyzn żyje w nierządzie. Bo choć mężczyzna się nie

sprzedaje, jeno kupuje, ale zawsze popełnia on nierząd i wspólnie z innymi ma za pieniądze jedną i tę samą

kobietę.

Teraz weźmy znowu inny nierząd, który się tajemnie odbywa i połączony jest z oszustwem. Ile to

żon przyprawia rogi swym małżonkom? Jedna za stroje, druga za pieniądze, trzecia tak sobie oszukuje

swego męża. Czasami bywa nawet tak, że każdy to za słuszne uważa. Młoda dziewczyna została wydaną za

mąż za człowieka, który jej się nie podobał. A wszak „serce nie sługa”! – mówi przysłowie.

Teraz weźmy trzeci rodzaj nierządu. Stosunek między mężem a żoną powinien być oparty na

miłości, a tymczasem się najczęściej zdarza, że tylko wyrachowanie kojarzy ludzi. Ta wyszła za mąż za

pieniądze, ten wziął posag, a żonę tylko jako dodatek. Przykładów takich jest tysiące. Powiedz mi więc,

czytelniku, czy kobieta, która dlatego wychodzi za mąż, że o pieniądze jej chodzi, nie sprzedaje się tak

samo, jak każda inna nierządnica? Ona tylko praktyczniejsza od nich.

Widzimy więc, że wspólności kobiet nie trzeba zaprowadzać, bo ona jest; można tylko chcieć ją

znieść. Potem powiemy wam, co socjalizm o tym myśli, tymczasem przejdźmy do innych stron rodziny.

Mówią bardzo dużo o ognisku rodzinnym, o węzłach rodzinnych. Ale w rzeczywistości to to inaczej

wygląda.

Tam umiera jakiś stary kawaler. Nad nim jak kruki zleciało się stado spadkobierców, co na schedę

czyhają. Płaczą oni, to prawda, ale fałszywymi łzami. Każdy pragnie, aby opłakiwany jak najprędzej umarł.

Tu wiozą do grobu trumnę ze zwłokami ojca, a już braciszkowie i siostrzyczki kłócą się o spadek. Tam

znów synalek albo zięć czeka z utęsknieniem na schedę, tu znów jakiś siostrzeniec chciałby wujka swego

oskubać. A ileż to zbrodni się dokonywa! Nie bardzo ogrzewa to ognisko rodzinne, jak o tych

szachrajstwach, szwindlach i zbrodniach pomyśleć.

Weźmy dalej rodzinę ubogiego robotnika. Mąż dwanaście godzin pracuje; zmęczony wraca. Często

i żona, i dzieci idą z nim na robotę. W kopalniach węgla na przykład całe rodziny pracują pod ziemią i tylko

na noc wychodzą na świat boży, by na barłogu wyprostować zmęczone ciężką pracą członki. A jeżeli żona

nie pracuje w warsztacie, to chodzi prać albo gospodarstwa dogląda. A biedne dzieciaki obdarte wałęsają

się na ulicy. W nocy wracają do izby, ale i tu nie ma dla nich radości. Ojciec znużony chce odpocząć,

pogadać z żoną, a dzieci, jak zwykle dzieci, krzyczą i przeszkadzają rodzicom rozmawiać. Idą więc

szturchańce na prawo i na lewo, po szturchańcach jeszcze większy krzyk, lament, pisk. Nareszcie się matka

upomni o dzieci i wymawia ojcu, że tak mocno bije. Jak to nie bić, krzyczy rozgniewany ojciec, i zaczyna

się nowy spór między żoną a mężem. I to piekło nazywa się szczęściem rodzinnym.

A teraz weźmy rodzinę bogacza. Mąż zajęty spekulacjami, szwindelkami, żona – strojami. Dziecko

karmi mamka, pilnuje bona, wychowuje nauczyciel, wszystko to ludzie płatni. Szwagier patrzy z

przekąsem, bo mu część schedy zabierają. Teścia przyjmują z rachunkiem w głowie. Całują się, ściskają i

kochają mając w myśli cyfry, liczby wielkie i małe. Wszystko to nazywają oni szczęściem rodzinnym.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 4 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ludwik Krzywicki – Socjalizm i rodzina (1884 rok)

Najwięcej cierpi to kobieta. Ona ma albo pracę, albo nudy. W klasie średniej najwięcej leży na jej

barkach. Dom cały, kuchnia, dzieci – wszystko to zajmuje ją przez całe życie. Prędko marnieje ona na ciele,

a nie mając wykształcenia żadnego nie może nawet zrozumieć ani polityki mężowskiej, ani z nim o gazecie

pogadać, ani dzieciom stosownej dać nauki.

A jednak czy to potrzebne, czyż nie można by było żyć inaczej? Już dziś żyją bogaci (szczególnie w

Ameryce) po hotelach, kawiarniach. Tam wszystko taniej. Opał w domu całym tańszy, kuchnia razem

tańsza. Można przy tym i salony mieć, i czytelnie. Przy wspólnej więc własności narzędzi pracy i przy

większym braterstwie każdy dom będzie takim małym hotelem. Oszczędność wypadnie na pracy,

oszczędność na materiale. Wtedy kobieta nie będzie niewolnicą i czym więcej ona będzie panią siebie

samej, czym ona będzie swobodniejsza, tym rozkoszniejsze będzie życie między małżeństwami. Dziś to

żona ma w pierwszych czasach urok. Potem, wiecznie brudna, zahukana, zapierzona, zaczyna się mniej

podobać mężowi, sama zaś tak się zaprząta garnkami, ścierkami, rondlami, że i mąż u niej niewiele więcej

zajmuje miejsca niż garnuszek lub jakieś inne kucharskie naczynie. Serce ostyga i życie traci cały urok.

Kiedy zaś gospodarstwo całe będzie inaczej prowadzone, wtedy więcej czasu będzie na urządzenie sobie

prawdziwego szczęścia.

Jeżeli więc socjalizm chce zmian w rodzinie, to one są inne, niż nasz głuptasek sądzi, i nie mają na

celu wspólności kobiet, jeno miłość i szczęście w pożyciu mężczyzny z kobietą.

Socjalizm chce znieść nierząd publiczny i nierząd w rodzinie; socjalizm chce, aby stosunek między

mężczyzną a kobietą był oparty na miłości, a nie na spekulacji i pieniądzach; socjalizm chce, aby kobieta

przestała być niewolnicą kuchni i aby stanęła na wysokości ludzkiej istoty.

Ale, powiedzą nam, byli tacy socjaliści, którzy pisali o tym, że natura ludzka jest taka, że zarówno

mężczyzna, jak i kobieta będą kilka razy się kochać. Więc cóż z tego? Jeżeli rzeczywiście są ludzie, których

przywiązanie trwa krótko, to będą oni zmieniać swoich ukochanych. Temu nikt nie przeszkodzi. Jakież

prawo może nakazać mężczyźnie lub kobiecie tylko raz się kochać? Tu żadne prawo nie pomoże. Takie

motylki będą się dobierać według swego gustu; inni zaś ludzie, których uczucie jest trwalsze, będą znowu

stosownie się dobierać. Tu żadne prawo nie pomoże. Najgorsze jest to, że takie zmiany odbywają się za

pieniądze albo są połączone z oszustwem i okłamywaniem. Otóż socjalizm słusznie utrzymuje, że w

przyszłości tego nie będzie.

Zresztą nie myśli socjalizm wydawać nowej religii o małżeństwie. Socjalizm jest to polityczna

zasada, która dąży do ustanowienia wolnego ludowego państwa z państwowym władaniem narzędziami

pracy. Dalej sądzą socjaliści, że ponieważ się wszystkie urządzenia zmienią na lepsze, więc i to zło, które

dziś mąci szczęście w pożyciu mężczyzny z kobietą, będzie musiało także zniknąć.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 5 -

www.skfm-uw.w.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ludwik Krzywicki – Praca dziś i w przyszłości (1884 rok)
Ludwik Krzywicki – Marks przeciw demokracji społecznej (1891 rok)
Terapia w pracy socjalnej z rodziną notatki
Praca socjalna z rodziną niepełną i wielodzietną
SOCJOLOGIA RODZINY mgr rok II
Metody i techniki pracy socjalnej z rodziną
21 Rodziny, FARMACJA, ROK 1, BOTANIKA
Pędy gatunki wg rodzin, Studia, I rok, I rok, II semestr, Dendrologia
Rodzina, Wszystko, praca socjalna z rodziną i społecznością lokalna
praca socjalna z rodzina doswia Nieznany
Prawo Rodzinne, Studia, rok II
Medycyna rodzinna grupa B, 6 ROK, MEDYCYNA RODZINNA
Prezentacja praca socjalna z rodziną niepełną i wielodzietną
EGZAMIN MEDYCYNA RODZINNA, VI rok, Medycyna rodzinna, giełdy, niewydrukowane

więcej podobnych podstron