Kryterium zdrowia psychicznego
Frater 417
Psychiatria
Psychologia
Duchowość
/C/
W historii ludzkości mało było tak kontrowersyjnych idei, jak ta, na podstawie której
klasyfikowano ludzi jako zdrowych lub chorych psychicznie. Kryterium zdrowia, będąc
najczęściej również kryterium patologi , związane było, i co gorsza jest, z aktualną dla momentu
kulturą. Dla przykładu: w średniowieczu teologiczna „psychiatria” i jej chłopska wersja
przewidywały tylko dwie kategorie dla osób zachowujących się w rażący sposób odmiennie.
Święty lub opętany. Jako że świętych nie mogło być zbyt wielu, diagnoza przybierała z reguły
obrót niezbyt przyjazny dla chorych i kończyli oni swój trudny żywot skwiercząc na stosie w
oczyszczających duszę płomieniach1. Dopiero oderwanie się nauk od doktryny religijnej
pozwoliło na bardziej ludzkie traktowanie szaleńców - nastąpiło to w 1797 roku za sprawą
lekarza Phillipe’a Pinela i jego współpracownika Jean-Baptisty Pussina w paryskim szpitalu
Bicetre (choć mówi się również, że Pinela uprzedził włoch Vincenzo Chiarugi)2. Łatwo zatem
zauważyć, że społeczne postawy wobec chorych umysłowo, a razem z nimi normy zdrowia
i patologii, zależą mocno od sposobu rozumowania oceniającego otoczenia. Innym przykładem
„problematyczności” kryterium patologii umysłowej jest psychiatria sowiecka, która dość często
za chorych uznawała „myślących inaczej”, czytaj opozycję wobec głównej linii partii. Szczególnie
wrednym zatem przypadkiem musi być domena życia psychicznego, która dotyczy świętych,
a której zadedykowany jest ten tekst: duchowość i kryteria zdrowia jej dotyczące. Widać bowiem
jak na dłoni, że rozróżnienie zdrowych od świrów przysparzało zawsze sporo problemów: jeżeli
nie chodziło o nadużycia czy o paranoiczne usuwanie odmieńców, to można było liczyć na
trudne do zaklasyfikowania przypadki graniczne.
Obserwując rozwój nauk oraz społeczeństwa można śmiało postawić dość oczywistą
hipotezę, że odbywa się on w kierunku od rzeczy prostych do rzeczy skomplikowanych. Od
spraw najbardziej prymarnych, takich jak zapewnienie wyżywienia i zakwaterowania do
udogodnień takich jak płyn do kąpieli generujący 23 centymetry piany czy wielofunkcyjny robot
kuchenny ze zmywarką. W nauce zaś: przed zagłębiającą się w elementy atomu fizyką kwantową
powstała teoria atomowa, przed nią zaś fizyka newtonowska operująca na całych obiektach. Ten
sam sposób rozwoju można zaobserwować w interesującym nas temacie kryterium zdrowia
psychicznego. Na początku rozróżniono chorych od zdrowych i doprawdy, był to podział bardzo
prowizoryczny, niedokładny i często zakłócony lękowymi zaburzeniami oceniających. Następnie
wśród chorych rozróżniono tych bardzo chorych (będących Jezusami z Nazaretu czy Ludwikami
XIV) oraz tych mniej chorych (będących sobą, ale dla przykładu obsesyjnie modlących się). Ten
okres to czasy pierwszych psychiatrycznych klasyfikacji zaburzeń i chorób umysłowych.
Przewijając linię czasu do dnia dzisiejszego okazuje się, że klasyfikacje te stały się bardzo
szczegółowe i dokładne. Ba! Opracowano nawet dość sensowne sposoby rozstrzygania
w przypadkach granicznych. Czy oznacza to jednak, że ludzkość dysponuje już jednolitym
fundamentem pozwalającym na rozstrzyganie o mentalnym zdrowiu i patologii?
Całkiem zgrabnie wypowiada się w tym temacie autorytet w dziedzinie zdrowia – World
Health Organization3:
„Zdrowie psychiczne było definiowane w różny sposób przez uczonych z różnych
kultur. Koncepcje mentalnego zdrowia zawierają subiektywne dobre samopoczucie,
postrzeganą własną skuteczność, autonomię, kompetencję, międzypokoleniową
zależność oraz samoaktualizację potencjału intelektualnego i emocjonalnego pośród
wielu innych. Z międzykulturowej perspektywy jest niemalże niemożliwym
zdefiniować zdrowie psychiczne całościowo. Istnieje jednakże powszechna zgoda co
1 Oczywiście przesadzam, ale nie mogłem się powstrzymać przed tym zabiegiem stylistycznym. Szaleńcy
byli z reguły raczej nazywani głupkami i traktowani przedmiotowo. Dla przykładu: rodziny trzymały ich
zamkniętych jak zwierzę w komórkach niewiele większych od wiejskiego klozetu.
2 Źródło: wykłady z historii myśli psychologicznej, dr Cezary Domański.
3 http://www.who.int/whr/2001/chapter1/en/index.html
do tego, że zdrowie mentalne jest pojęciem szerszym, niżeli brak schorzeń
umysłowych.”
Jak widać – nie ma łatwo. Z tego też powodu w praktyce psychiatrycznej, mając na względzie
pragmatyczność terapeutyczną, generalnie kładzie się nacisk na zaburzenia, a nie na mgliste
definicje zdrowia. Podejście to obrazują dwie medyczne klasyfikacje chorób: DSM oraz rozdział
F indeksu ICD4, które z dużą dokładnością opisują kryteria diagnostyczne możliwych
dolegliwości umysłowych. Co prawda nie jest to miejsce odpowiednie do omawiania szczegółów
psychopatologii, ale warto nadmienić, że chociaż duchowość na dymensji prostota –
szczegółowość znajduje się na samym końcu tej drugiej, istnieją punkty wspólne dla
patologicznych nizin i duchowych szczytów. Wystarczy wspomnieć o niezwykłych przeżyciach
takich jak transe czy wizje, dziwne (dla „normalnych” ludzi) przekonania5 czy relacje przeżyć,
które niechybnie przywodzą na myśl zespół derealizacji-depersonalizacji – jedne i drugie zdają się
występować i tu, i tu (szczęśliwie jednak szaleństwo i mistycyzm dają się różnicować, o czym
będzie dalej). Wracając do psychiatrycznej wizji człowieka zdrowego: najszerzej
rozpowszechnionym wśród lekarzy umysłu poglądem na ten temat jest pogląd najprostszy
i niewymagający zbyt dużej refleksji przy 40 schizofrenicznych pacjentach na oddziale.
Mianowicie - brak choroby oznacza zdrowie.
To prowadzi nas do podstawowego w sumie rozróżnienia w temacie kryterium zdrowia
mentalnego. Jego definicje rozdziela się bowiem na negatywne, czyli takie, które wskazują na
zdrowie jako brak symptomów zaburzeń, oraz na pozytywne, czyli takie, które jasno nakreślają
jakie cechy musi posiadać człowiek zdrowy. W czasie studiów dokonałem pewnej obserwacji:
definicje negatywne z reguły związane są z nurtami praktycznymi, podczas gdy definicje
pozytywne z nurtami filozoficznymi. Ma to swój sens. Kiedy w ramach zawodu lekarza specjalisty
napotykasz wiele osób głęboko zaburzonych, to każda osoba, która nie powoduje znacznego
dysonansu, jest dla Ciebie, dzięki efektowi kontrastu, raczej normalna. Kiedy jednak zagłębiasz się
w teoretyczne rozważania (nawet te oparte o praktykę!) pojawia się tendencja do wchodzenia
w szczegóły. Nawet wtedy specjaliści od psychopatologii nie posługują się pozytywami – Martin
Seligman, specjalista tego rodzaju, a ponadto jeden z ojców psychologii pozytywnej, pisząc
o zaburzeniach zaczyna od zdefiniowania stanu nienormalności6. Z drugiej strony nurty
psychologii i psychiatrii oparte o refleksję na temat ludzkiego bytu i jego natury uparcie starają się
ustalić pewną ramę psychicznego zdrowia. Przyjrzyjmy się zatem jak wyglądają takie próby
definiowania z bliska.
Skoro mówiliśmy o psychiatrii, to następna w kolejności musi znaleźć się psychoanaliza
Zygmunta Freuda, która przez lata stanowiła jej ulubioną maskotkę. Freud, samemu będąc
lekarzem, spłodził 24 rozprawy teoretyczne i studia przypadków zanim rak jamy ustnej zakończył
jego zafiksowane fallicznie życie. Niemalże wszystkie te prace dotyczyły patologii, terapi patologii
lub teorii psychologicznej wyrosłej na leczeniu patologii. Na pierwszy rzut oka widać, że przy
takiej koncentracji na problemach ludzkiej psyche, trudno się spodziewać po ojcu nurtu
psychodynamicznego definicji zdrowia innej, niżeli definicja negatywna. Do dnia dzisiejszego
funkcjonuje pośród psychoanalityków pogląd, że człowiek zdrowy to człowiek bez objawów.
Ponadto, niekiedy w żartach, niekiedy na serio, dodaje się, że ludzi zdrowych nie ma, są co
najwyżej niezdiagnozowani.
4 Odsyłam do wikipedii: http://en.wikipedia.org/wiki/DSM-IV oraz http://en.wikipedia.org/wiki/ICD-10
5 Jak choćby „Ja jest iluzją”. W sumie spora część wypowiedzi przykładowo Mistrzów Zen łapie się pod
urojenia. Anegdotycznie dodam, że mój znajomy buddysta jakiś czas temu dostał diagnozę schizofrenii od
psychiatry, którego zapytał: „co czyni Pana panem, a nie tym krzesłem?”. Śmieszne? Raczej tragiczne,
ponieważ potraktowano go perazyną.
6 David L. Rosenhan, Martin E.P. Seligman – „ Psychopatologia”, PTP, Warszawa 1994.
Muszę przyznać, że pewne aspekty psychopatologii według Freuda zawsze były dla mnie
ciekawe i użyteczne. Jest tak, ponieważ to właśnie w psychoanalizie rozpoczęły swoje
funkcjonowanie pojęcia takie jak mechanizm obronny czy wyparcie, a wybitnie ciężko jest mi
wyobrazić sobie nowoczesny model duchowości pozbawiony takich konstruktów. Powracając na
chwilę do zdrowia: dla Freuda psychiczne zdrowie było kwestią skutecznego radzenia sobie
z trudnymi emocjami i bynajmniej nie miał on na myśli transgresji. Freud zakładał, że każdy
człowiek posiada mechanizmy obronne. Niektóre z nich są niedojrzałe, niektóre neurotyczne,
a inne dojrzałe, ale tak czy inaczej są one dalej mechanizmami obronnymi. W tym kontekście
bardzo ciekawym problemem staje się status mechanizmów obronnych w umyśle osoby mającej
bliskie związki z niedualną duchowością. Psychoanalityk powiedziałby prawdopodobnie, że
duchowość również jest mechanizmem obronnym. Ja osobiście, na gruncie własnego
doświadczenia, nie mogę zgodzić się z taką interpretacją7. Temat zaś pozostaje wysoce
dyskusyjnym.
Diametralnie inną propozycję zdrowia przedstawił jeden z ojców psychologii
humanistycznej, Carl Rogers. Jego wizja dotyczyła człowieka zdrowego, człowieka na wyżynach
swoich możliwości. To zaś oczywiście wymusiło definicję zdrowia i wyżyn. Rogers stanął na
wysokości zadania i podał siedem kryteriów, które spełnia człowiek prowadzący „dobre życie”.
Kategorie te powstały poprzez zbieranie danych na temat życia ludzi wybitnych, jednostek, które
osiągnęły w swoim życiu coś ważnego i tak były postrzegane przez swoje środowisko społeczne.
Są to cechy takie jak:
§ Otwartość na nowe doświadczenia
§ Zdolność do życia tu i teraz bez zakrzywiania postrzegania
§ Zaufanie do samego siebie
§ Szersze pole wyboru – nieograniczenie schematami
§ Kreatywność
§ Odpowiedzialność i konstruktywność
§ Życie w pełni, bez odrzucania niechcianych doznań
Dla każdej osoby, która miała coś wspólnego z mistycyzmem dłużej niż kilka miesięcy, powyższy
zestaw zaczyna mieć sens. Jeżeli bowiem przyjrzymy się osobom uważanym za autorytety
w dziedzinie rozwoju duchowego, okaże się, że pasują bardzo dobrze do tej foremki. Praktycy
zauważą też, że wiele z tych cech to częste efekty praktyki mistycznej, ot choćby punkt „życie
w pełni” pokrywa się z efektami „nierozróżniającej świadomości”. Jednakże trudności pojawią
się, kiedy temat rozszerzymy do granic mindhackingu. Jest w nich bowiem możliwe indukowanie
stanów, które możnaby nazwać patologicznymi (i przy okazji wysoce niezgodnymi z powyższą
klasyfikacją) w celu osiągnięcia pewnych celów. Czy należy zatem uznać mindhackera
przemierzającego otchłań zespołu paranoidalnego za jednostkę zaburzoną? Ba, pomijając
zagadnienia tak skomplikowane, jak osoby intencjonalnie zmieniające stany psychiczne, czy
należałoby uznać za patologiczne ponad 95% społeczeństwa? Oczywiście istnieje rozwiązanie:
wystarczy porzucić twardo rozdzielający, klasyfikujący sposób myślenia i uznać powyższe ramy za
wskazówki, pewien rodzaj dyrektyw kierujących do optymalnego (choć zapewne nie dla każdego)
sposobu przeżywania życia. Dodatkowym problemem jest oczywiście problem związany
z trafnością wnioskowania opartego na indukcji, która co gorsze oparta jest o jednostki wybrane
za pomocą autorytatywnie narzuconych kategorii sukcesu.
Nieco inaczej spojrzeli na tą sprawę przedstawiciele nurtu egzystencjalnego w psychologii,
którzy również wybrali model definicji pozytywnej. Jednakże o ile kryteria zdrowia występujące
7 Uważam bowiem, że duchowość jest właśnie dekonstrukcją struktur obronnych psychiki – polega
przecież na konfrontowaniu się z „rzeczywistością” i akceptowaniu faktów nieakceptowanych – czyli
wypieranych.
w psychologii humanistycznej wywodzą się z empirii, o tyle kryteria te w psychologii
egzystencjalnej określają ramy filozoficzne, bowiem opierają się one na egzystencjalizmie.
Definicją zdrowia jest tutaj zatem umiejętność życia odważnego i odpowiedzialnego, a co
najważniejsze życia autentycznego, przez co rozumie się tu zgodność ze swoimi wartościami oraz
zdolność asertywnego wyrażania siebie w relacjach z innymi ludźmi. Nie koniec jednak na tym,
ponieważ definiuje się tu również coś, co nazywane jest „naturą człowieka” i zawiera w sobie
elementy, które są moim zdaniem dyskusyjne. Warto zatem spojrzeć na sprawę z punktu widzenia
mistycyzmu.
Egzystencjaliści radośnie argumentują, że każda szkoła posiada założenia antropologiczne
w swoich fundamentach, ale niewiele z nich otwarcie się do tego przyznaje. Ich nurt o swoich
założeniach antropologicznych mówi wprost i jasno. Nie jest to ani czas, ani miejsce, aby
dokonywać gruntownej krytyki sposobu rozumowania egzystencjalistów, ale warto zaznaczyć, że
owe założenia antropologiczne wywodzą się z przykrych i często pesymistycznych wniosków na
temat życia, jakie wyciągnęły ichnie intelektualne autorytety. Nie wiem dlaczego teorie na temat
ludzkiej natury wysnute przez wystraszonych swoim życiem wymoczków8 miałyby być
w jakikolwiek sposób lepsze od wniosków opartych na obserwacji jednostek, które sobie w życiu
radzą najlepiej9. Wiem natomiast, że egzystencjalne lęki i Weltschmertz’e mocno kolidują moim
zdaniem z kryteriami zdrowia psychicznego, jakie możnaby postawić z punktu widzenia
duchowości niedualnej. Rozwijając temat: psychologowie „od bytowania” zakładają
autorytatywnie, że lęki należy podzielić na neurotyczne i egzystencjalne, po czym stwierdzają, że
jedne są patologiczne, a drugie nie. Uzasadnienie brzmi: lęk przed śmiercią, czyli lęk przed
niebytem, jest czymś ludzkim, więc jest czymś zdrowym. Brzmi to apriorycznie, ale wbrew
pozorom nie jest. Jest to prosta indukcja wyprowadzona na tej samej zasadzie, na której opierają
się badania empiryczne (prosta, bo pozbawiona metodologii statystycznej). Można więc łatwo
zauważyć, że wnioskowanie w tym przypadku brzmi: większość ludzi boi się śmierci – jest to
ludzkie – jest to normalne. W tym kontekście definicja zdrowia ustanowiona przez Rogersa
naprawdę wypada dużo lepiej.
Po przejrzeniu tych propozycji zbudowanych przez rozmaite orientacje psychologiczne
należy zastanowić się nad samym procesem kreacji takich kryteriów. W innym bowiem przypadku
próba skonstruowania podobnego zestawu dla duchowości niedualnej czy mindhackingu może
skończyć się w najlepszym przypadku bezrefleksyjnym kopiowaniem lub śmiesznością. Na czym
są one opierane? W przypadku definicji negatywnych – najczęściej na praktycznych obserwacjach
funkcjonowania osób uznawanych za zaburzone. Esencjalne jest tutaj użycie słowa
„uznawanych”, ponieważ naświetla cały problem arbitralności podziału na normę i zaburzenie.
Dla przykładu: Thomas Szasz, psychiatra, który został jednym z głównych ideologów nurtu
antypsychiatrii, stara się obalić generalny podział na zdrowie i patologię mentalną, argumentując,
że tak zwane „choroby umysłowe” są niczym innym jak plakietką nadawaną przez społeczeństwo
osobom, które nie konformizują do jego norm i oczekiwań10. Pomijając dyskusyjność tego
stanowiska, łatwo zauważyć, że faktycznie może dochodzić do nadużyć. W uroczy sposób
obrazuje to eksperyment D. L. Rosenhana11, który aby sprawdzić trafność diagnozy
psychiatrycznej wraz z grupą badaczy-ochotników zgłosił się do rozmaitych placówek
leczniczych symulując objawy psychotyczne. Wyniki nie są zaskakujące: psychiatrzy nie byli
w stanie odróżnić osób w pełni zdrowych od osób chorych nawet wtedy, kiedy badacze przestali
udawać. O ile sam ten problem może nie być istotnym w zakresie autodiagnostyki prowadzonej
przez praktyka duchowości, o tyle jego spotkanie z psychiatrą może zakończyć się w pokoju bez
8 Tak, to jest moja opinia na temat Sorena Kierkegaarda. Urażeni czytelnicy mogą poczuć się ztrollowani.
9 Vide: badania Maslowa dotyczące Piramidy Potrzeb.
10 http://en.wikipedia.org/wiki/Thomas_Szasz
11 http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_Rosenhana
klamek. Dlaczego? Ponieważ, tak jak wcześniej pisałem, wiele z doświadczeń występujących
w czasie praktyki duchowej może zostać bardzo łatwo sklasyfikowanych jako objawy zaburzenia.
Poczucie obserwowania swojego ja może stać się depersonalizacją, zaś wizje bóstw w transie to
przecież nic innego, jak halucynacje.
Z drugiej strony definicje pozytywne zdrowia też muszą się na czymś opierać i zawsze jest
to obserwacja wyniesiona z praktycznego życia. Pozostaje zatem zrozumieć najpierw na
obserwacji kogo oparte mają być wnioski. Carl Rogers i Abraham Maslow postąpili całkiem
rozsądnie biorąc na celownik ludzi uważanych przez przeważającą większość populacji za
jednostki realizujące się z powodzeniem. Warto jednak pamiętać, że wnioskowanie oparte
o nawet takie osoby może prowadzić do szkodliwych uogólnień. Nie znamy bowiem stanu
mentalnego osób powszechnie podziwianych. Zobrazuję to przykładem: Teresa z Kalkuty
uznawana jest za przykład bezinteresowności i godnego podziwu poświęcenia. Pomijając różnice
w ocenie zwiazane ze światopoglądem obserwatora12, sama Teresa donosiła o rzekomym
wezwaniu do posługi, które skierował do niej Bóg. Czy nie zaciekawiłoby to psychiatry?
Formułując zatem definicję zdrowia psychicznego, która uwzględniałaby duchowość
niedualną, należy posłużyć się ogromną dozą rozwagi i ostrożności. W pierwszej kolejności
należałoby zastanowić się nad poziomem, z którego będziemy oceniali ewentualny progres. Jeżeli
uznamy, że poziomem tym powinnien być poziom „oświecenia” czy też raczej „przebudzenia”,
to potrzebna będzie wiedza na temat tego czym ono jest, a czym nie. Jako że nie ma literatury na
temat wolnej od tradycji duchowości niedualnej, to stawiane przeze mnie tutaj kryteria, choć
oparte na analizie dziesiątek doniesień i opisów tego stanu w różnorakich ścieżkach, mogą być
w sporej części tylko fantazją. Z diagnostycznie dla mnie interesujących najczęściej powtarzają
się13:
§ akceptacja wszelkich fenomenów
§ błogość, spokój umysłu
§ wysoka spontaniczność
§ poczucie silnego osadzenia w ‘tu i teraz’
Jak łatwo zauważyć nie są to mocne, zobiektywizowane i zoperacjonalizowane kryteria.
Właściwie metodologiczna weryfikacja z dużą rzetelnością któregokolwiek z nich jest bardzo
trudna i skomplikowana, ponieważ ciągi wnioskowań mające połączyć je z obserwowalną
zmienną musiałyby opierać się na chybotliwych i mocno spekulatywnych hipotezach. Bo jak niby
zmierzyć „akceptację wszelkich fenomenów”? Zakładam z góry, że świadectwu badanego nie
ufam i nie traktuję go jako dowodu. Powiedzmy zatem, że ‘akceptacja wszelkich fenomenów’
wyraża się w ‘spokoju umysłu’, a spokój ten będziemy mierzyli poziomem napięcia stresowego
(jak w przypisie 14). Oto chybotliwa hipoteza: po pierwsze – samo wyrażenie ‘wszelkich’ oznacza
problem zbioru otwartego – żaden człowiek nie jest w stanie skonfrontować się z wszystkimi
możliwymi fenomenami; po drugie: taki sposób pomiaru oznaczałby, że organizm osoby
Oświeconej nigdy nie może się mobilizować (czyli wprowadzać w eustres), bo wtedy osoba ta nie
spełnia kryterium ‘spokoju umysłu’ i ‘akceptacji wszelkich fenomenów’. Problemom tego typu
z mojego aktualnego punktu widzenia zdaje się nie być końca...
12 Polecam wywiad z Christopherem Hitchensem, autorem demaskującej to dogmatyczne katolickie
truchło książki pt.: Missionary Position. Cynizm w tytule moim zdaniem był zamierzony. Link:
http://forumhumanitas.ipbhost.com/index.php?showtopic=470
13 Oczywiście jestem otwarty na propozycje rozszerzenia tej listy, jeżeli tylko znajdą się jakieś cenne
obserwacje, doniesienia i opisy oparte o kontakt z ludźmi uznanymi za zrealizowanych duchowo.
Ponadto: kryteria sprawdzane musiałyby być wszystkie na raz, ponieważ osobno niektóre
z nich występują w rozmaitych sytuacjach, z których 99% nie ma nic wspólnego z duchowością14.
Oczywiście najlepiej byłoby znaleźć takie cechy, które są charakterystyczne dla bardzo wysokiego
poziomu rozwoju duchowego i pozwalają na stuprocentowe różnicowanie na podstawie samego
ich wystąpienia, ale ja osobiście szczerze wątpię w istnienie takiej możliwości.
Przejdźmy teraz do negatywnego punktu widzenia, czyli brak czego mógłby oznaczać
„Oświecenie”. Podobnie jak w części pozytywnej oprę się głównie na opisach i świadectwach
osób powszechnie uznawanych za wysoce doświadczone w temacie, na doświadczeniu
amerykańskiego neurologa, dr Jamesa Austina, który zafascynowany swoim przeżyciem15
rozpoczął badania nad relacją duchowość – mózg, oraz na doświadczeniu własnym. Z analizy
tych danych wynika, że trzema najbardziej niespotykanymi na szczeblu Buddy objawami są:
§ lęki16
§ chroniczne napięcie – zarówno mentalne, jak i cielesne
§ konflikty intrapsychiczne.
Oczywiście lista ta również jest daleka od zamknięcia. Ponadto po raz kolejny są to kryteria
trudne do obiektywnego zbadania. Wprawne oko zauważy prawdopodobnie, że wiele z tych
symptomów jest połączonych różnymi relacjami (dotyczy to również części pozytywnej), niekiedy
nawet przyczynowo-skutkowymi. Oczywiście relacje te powinny być odpowiednio ujęte
w kontekst, ale jest to już kwestia zbudowania dobrej psychologicznej teorii Oświecenia (czy
duchowości niedualnej w ogóle). Nie jest to jednakże celem tego tekstu.
Kryterium zdrowia psychicznego w duchowości jest tematem tym trudniejszym, że jest
zarazem określeniem tematu, który uchodzi za niepoddający się określeniu i opisowi. Bardzo
często można napotkać osoby argumentujące, że naukowe opisywanie duchowości jest błędem
i do niczego nie prowadzi. Podobne argumenty ze strony rozmaitych świętoszków pojawiały się
już wcześniej: w średniowieczu świętość ciała ludzkiego skazywała ciekawskich dokonujących
sekcji zwłok na ciężkie kary. Dziś wiemy już, że medycyna jest raczej pomocną gałęzią nauki,
która od dogmatycznych autokratów wyzwalała się przez ostatnie 500 lat. Nie sądzę zatem, aby
opisywanie zjawiska, jakim niewątpliwie jest rozwój duchowy, miało same negatywne efekty.
Oczywiście konceptualizacja może zaszkodzić praktykującemu (o ile pomyli mapę z terytorium),
ale bez żartów proszę – dharma Buddy też jest mapą.
14 Przykładowo: jeżeli mierzylibyśmy ‘spokój umysłu i błogość’ obiektywną, fizjologiczną miarą napięcia
stresowego jak w badaniach z użyciem wariografu (czyli w oparciu o pocenie się, tempo oddechu,
ciśnienie krwi i reakcję skórno-galwaniczną), to wyniki mogłyby być nie do odróżnienia od wyników
uzyskanych przy zastosowaniu technik relaksacyjnych. Stąd też potrzeba pomiaru wszystkich kryteriów
na raz.
15 W moim rozumieniu opis odwzorowuje doświadczenie typu ‘kensho’.
16 Warto pamiętać, że w psychologicznym rozumieniu „lęk” to nie to samo co „strach”. O ile „strach” jest
emocją powstającą w momencie kontaktu z realnym zagrożeniem, o tyle „lęk” jest emocją opartą o
zagrożenie wyimaginowane, niekiedy urojone.