Gwiazdka Miłości Rozdziały 1 8

background image







background image

Rozdział pierwszy

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

Obudziły mnie rażące promienie Słońca, odbijające się od sterylnie białych ścian
pomieszczenia, w którym się znajdowałam… Niepewnie otworzyłam oczy i
rozejrzałam się. Bez problemu rozpoznałam salę szpitalną… Wszystko, co
wydarzyło się w nocy nie było jednak tylko snem… Nadal nie mogłam w to
uwierzyć. Oczywiście byłam na to przygotowana, ale myśl, że mam to już za sobą
budziła we mnie wiele sprzecznych emocji: radość, ulgę, ale także strach i
niepewność tego, co będzie ze mną dalej… Miałam dopiero 16 lat, a niecałą dobę
temu stałam się odpowiedzialna już nie tylko za siebie, ale głównie za małą istotkę,
która stanowi część mnie.

Przerwałam rozmyślanie i postanowiłam przejść się i opróżnić głowę za
wszystkich złych myśli… Powoli wstałam z łóżka i w tym momencie zrobiło mi
się słabo. Oparłam się o stolik, stojący po mojej lewej stronie i po chwili podjęłam
drugą próbę. Udało się… Wyszłam na korytarz i zdziwiło mnie, że był on pusty.
Zazwyczaj, kiedy lądowałam w szpitalu, zawierałam nowe przyjaźnie, które
kończyły się wraz z opuszczeniem oddziału… Tym razem nie leżałam jednak na
„urazówce”, więc nie się co dziwić, że raczej nie spotkam nikogo w swoim wieku.
Podeszłam do windy z zamiarem zwiedzenia innego piętra budynku. Weszłam do
ś

rodka i nacisnęłam pierwszy numer, jaki zauważyłam. 2- może być… Po kilku

chwilach drzwi otworzyły się i znalazłam się na kolejnym opustoszałym korytarzu.
Jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się, zauważyłam, że w rącie pod oknem
siedzi jakaś postać… Zmierzałam właśnie w tamtą stronę, kiedy znowu zakręciło
mi się w głowie. Złapałam się szybko jakiejś klamki. Nim się zorientowałam,
siedziałam już na krześle, a osoba, którą widziałam wcześniej patrzyła na mnie
troskliwym wzrokiem. Był to chłopak mniej więcej w moim wieku. Strasznie
przystojny…

-Wszystko w porządku?- zapytał najpiękniejszy głos, jaki kiedykolwiek słyszałam-
Słyszysz mnie?
-Tak- powiedziałam cicho, nie wiedząc, czy mam siłę na wypowiedzenie tego
głośno- Nic mi nie jest. Po prostu nie powinnam jeszcze wstawać z łóżka…
Niestety nie potrafię usiedzieć w miejscu, a tym bardziej takim nudnym jak szpital.
-Rozumiem cię. Leżę tu już drugi tydzień. Przeklinam zapalenie płuc.- powiedział
tonem, potwierdzającym jego odczucia.- A ciebie co tutaj sprowadza?
-Yyyy… operacja, można powiedzieć…- Nie zamierzałam chwalić się tym, co
było prawdziwą przyczyną mojej obecności w tym miejscu.

W tamtym momencie przypomniałam sobie, że powinnam zajrzeć jeszcze w jedno
miejsce. Nie ma co, nie sprawdzę się w nowej roli. W końcu zapominam o niej już
pierwszego dnia.

background image

Musiałam już iść, ale chciałam spotkać się jeszcze z tym chłopakiem. W końcu,
jeśli musiałam spędzić tam jeszcze dwa dni, dobrze byłoby mieć kogoś, z kim
można porozmawiać. W mieście nie znam wielu osób. Przeprowadziłam się tutaj
zaledwie kilka miesięcy temu i nie miałam za bardzo głowy do zawierania nowych
znajomości.

-Muszę iść, ale miło było cię poznać i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.-
powiedziałam wstając z krzesła.
-Jasne, to może po obiedzie w tym samym miejscu?- zapytał z nadzieją w głosie.
Nie dziwię się. Dwa tygodnie pod kroplówką każdego by znudziły.
-To do zobaczenia. Aha, jestem Bella.
-Edward- powiedział, kiedy wchodziłam już do windy.

Jechałam na swoje piętro i nie mogłam pozbyć się z głowy jego głosu. Jeszcze
nigdy w życiu nie słyszałam tak głębokiego i czułego barytonu. Rozpływałam się
na samo jego wspomnienie. Stop! O czy, ja myślę? Spotkaliśmy się przypadkiem,
pogadaliśmy chwilę, a on już zajął całą moją głowę? Musiałam sobie coś ubzdurać.
Powinnam myśleć o ważniejszych rzeczach.
Drzwi windy otworzyły się i poszłam w kierunku wielkiej szyby, za którą leżało
kilka owiniętych w kocyki istotek. Pośród nich odszukałam czerwoną czapeczkę.
Spała spokojnie, więc postanowiłam jej nie budzić. Będę miała jeszcze mnóstwo
czasu, żeby się na nią napatrzeć… Od teraz całe moje życie się zmieni. Na pewno
cieszyłabym się z tego dużo bardziej, gdyby była to moja świadoma decyzja…
Podjęta kilka lat później. Los jednak miała inne plany odnośnie mnie. Musiałam
się z tym pogodzić i stawić im czoło. Musiałam być silna i nie patrzeć wstecz, aby
widma przeszłości nie wracały do mnie już nigdy więcej… Niestety teraz będzie to
dużo trudniejsze. Ale dam radę…

Zachciało mi się spać, co nie było dziwne. W nocy prawie nie zmrużyłam oczu.
Tak, to zdecydowanie była jedna z najcięższych nocy do tej pory. Wróciłam do
mojej Sali i położyłam się w łóżku. Znowu wszystko co mnie otaczało było białe i
błyszczące. Jak ja strasznie tego nie znoszę. Na szczęści jeszcze tylko trzy dni.
Potem znajdę się z powrotem w moim zielonym pokoju… Zanim zasnęłam,
przeczytałam sms’a:

Wpadnę po południu. Trzymajcie się…

Tata

Obudziłam się, kiedy za oknem było już ciemno. Pierwszym, o czym pomyślałam
było, że nie poszłam na spotkanie z Edwardem. Boże, nawet jego imię było piękne.
Jak to w ogóle możliwe?
Pewnie siedział tam i czekał na mnie, a ja sobie po prostu spałam. Na pewno
pomyślał, że nie chce go już widzieć. Potem zauważyłam tatę siedzącego na
krześle obok mojego łóżka. Siedzi tak już od kilku godzin jak mniemam.

background image

-Cześć- odezwałam się jako pierwsza.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Myślał, że będę spała aż do rana. Ciekawe ile
musiałabym się potem męczyć, ni mogąc zasnąć…

-Hej, słonko. Jak się spało? Jestem pewien, że to był ciężki dzień.- nawet nie
wiedziała, jak bardzo się mylił.
-W zasadzie, to prawie cały przespałam.- przyznałam się z krzywym uśmiechem-
Rano przeszłam się po szpitalu, a potem spałam i dopiero teraz się obudziłam, więc
raczej za bardzo się nie zmęczyłam.
-A widziałaś ją chociaż? Byłem tam przed chwilą i nie mogłem przestać na nią
patrzeć.- powiedział rozmarzonym głosem- A najważniejsze jest to, że jest całkiem
podobna do ciebie. Tylko do ciebie.
-Też się cieszę. Byłam tam rano, ale spała i nie chciałam jej przeszkadzać. Pójdę
tam znowu, jak tylko zjem kolację, bo jestem strasznie głodna. Nie jadłam nic od
wczoraj.- na potwierdzenie moich słów zaburczało mi w brzuchu.
-Dobrze kochanie, ale pamiętaj, żeby się nie przemęczać. Na to jeszcze przyjdzie
czas.

Oboje się zaśmialiśmy… Jestem tacie strasznie wdzięczna na wszystko. Po
pierwsze przyjął mnie, kiedy tu przyjechałam. Moim zdaniem powinien raczej
kazać mi wracać do Arizony, a on pozwolił mi mieszkać w jego domu i nie
zmuszał mnie do żadnych wyjaśnień, póki sama tego nie chciałam. Był przy mnie
przez cały mój pobyt w Forks i jest teraz. Potrafi nawet śmiać się z rzeczy, za które
powinien mnie znienawidzić. Jest policjantem i wiem, że mojej sprawy nie zostawi
w spokoju, ale cieszę się. Sprawiedliwość powinna dosięgnąć tego, kto zamienił
moje życie w koszmar…

-Dziękuję tato, za wszystko. Gdyby nie ty… nie wiem co by teraz ze mną było…-
łzy napływały mi do oczu, ale nie chciałam przy nim płakać.
-Już dobrze.- przytulił mnie do siebie, tak, jak robił to, Kiedy byłam małą
dziewczynką… W zasadzie było to całkiem niedawno. Powinnam chodzić do
liceum, więc mimo wszystko jestem jeszcze dzieckiem. Co za ironia losu. W takim
razie, co robię na tym oddziale?
-Musze już iść, a ty trzymaj się. Nim się obejrzysz, wyjdziesz stąd i wszystko
wróci do normy.
-Wszystko wróci do normy.- powtórzyłam jego słowa- Szkoda, że to raczej
nierealne.

Po kolacji znowu spędziłam chwilę przy wielkiej szybie. Tym razem
zdecydowałam się nawet wejść do pomieszczenia, które znajdowało się po drugiej
jej stronie. Chwili, kiedy pierwszy raz miałam w ramionach malutką istotkę
podobną do mnie nie zapomnę do końca życia. I może zabrzmi to strasznie, ale w
tamtym momencie dziękowałam Jamesowi za to, co mi zrobił. Wiem, jestem
ż

ałosna.

background image

Pół godziny później jechałam windą na drugie piętro mając nadzieję, że Edward
siedzi ponownie przy oknie i nudzi się sam. Gdyby tak było, chętnie
dotrzymałabym mu towarzystwa. Szczęści mi dopisało. Był tam…

-Cześć.- powiedziałam cicho, siadając obok niego. Sama nie wiedziałam co mnie
tak do niego przyciągało…
-Bella?- pamiętał moje imię? Świetnie, tylko dlaczego mówił to tak, jakby nie
wierzył we własne słowa?

Uśmiechnęłam się słabo, kiedy odwrócił się w moją stronę. Odpowiedział mi tym
samym.

-Tak, Bella. Przepraszam, że nie przyszłam wcześniej, ale… zasnęłam- ciekawe,
czy nie weźmie tego za tanią wymówkę, jaką często się słyszy…
-Nie ma sprawy. Też nie mogłam przyjść i byłem ciekawy, czy czekałaś tutaj, ale
skoro nie, to bardzo się cieszę, bo mogłabyś być teraz na mnie zła albo coś.

Ja zła na niego… Dobre sobie. Nie potrafiłabym się na niego złościć. Jest idealny,
więc nie miałabym się do czego przyczepić. Zgłupiałam do reszty. Mówię to o
chłopaku, którego nawet nie znam. Widziałam go dwa razy w życiu. Jestem
nienormalna…

-Na pewno nie byłabym zła… Może opowiedz mi coś o sobie, jeśli oczywiście
nigdzie się nie spieszysz…- zaproponowałam. Skoro mam tu spędzić jeszcze dwa
dni, mogłabym wiedzieć coś o osobie, która towarzyszy mi w niewoli.
-Co chciałabyś wiedzieć? Nazywam się Edward Cullen, mam 16 lat, mieszkam tu
od urodzenia… Mam na myśli Forks, a nie szpital.- poprawił swoją wypowiedź,
ś

miejąc się jednocześnie.

-Ok… Ja jestem Isabella Swan, ale wolę, kiedy mówi się do mnie Bella, też mam
16 lat, a przeprowadziłam się tutaj z Arizony pięć miesięcy temu.

Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili spojrzał ma mnie i jakby go
olśniło…

-Jesteś córką komendanta Swan’a? Mój tata dobrze go zna. Jest lekarzem w tym
szpitalu i często przysyła tu rannych.
-Dziwne, słyszałam o doktorze Cullenie, ale nie wiedziałam, że ma dzieci.

Tata pewnie specjalnie nic o nich nie wspominał. Wiedział, że mam dosyć
chłopaków na następne kilka lat. Ale mógł chociaż wspomnieć… Carlisle też
nigdy o nich nie mówił. Wiedział dlaczego mieszkam u taty, ale to miało pozostać
tajemnicą. Patrząc na niewiedzę Edwarda, mogę być pewna, że tak zostało.

-Staruszek się do nas nie przyznaje, ciekawe.- zażartował- A tak na serio, jest nas
troje: ja, Alice i Emmett.

background image

Przegadaliśmy pół nocy. Dowiedziałam się o nim bardzo dużo. Tak mi się
przynajmniej wydaje. Sama też opowiedziałam kilka rzeczy o sobie, omijając
oczywiście niektóre fakty. W końcu staram się o nich zapomnieć.
Było piętnaście minut po czwartej, kiedy w końcu zasnęłam. Dziwne było tylko to,
ż

e śnił mi się Edward…


































background image

Rozdział drugi

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

Szłam właśnie w stronę automatu z napojami, kiedy go zobaczyłam… Tylko co
on robił na tym piętrze? A jeżeli dowiedział się gdzie leżę? Teraz pomyśli
pewnie, że specjalnie go okłamuję… Naprawdę polubiłam Edwarda i nie
chciałam, żeby przestał się ze mną widywać z powodu mojej przeszłości…
Została mi tylko jedna noc do wyjścia ze szpitala i nasze drogi nigdy się już nie
skrzyżują. Tak, mogę sobie wmawiać. Przecież nasi ojcowie się znają… Będę
musiała pogodzić się z jego nienawiścią. O ile oczywiście taką do mnie żywi…

Odwrócił się w moją stronę. Serce na chwilę przestało mi bić…

-Witaj piękna! – powiedział entuzjastycznie. Raczej niczego się nie dowiedział.
Ale chwila, czy on użył słowa „piękna”?
-Mówisz do mnie?- zapytałam lekko zdziwiona.
-Oczywiście, a do kogo niby innego mógłbym tak mówić? Widzisz tu jakieś
inne cudowne dziewczyny?- jeśli wcześniej byłam zdziwiona, to teraz moja
szczęka zrobiła dziurę w podłodze. Czy on jest ślepy? Ja nie jestem piękna ani
cudowna. Stałam przecież w szlafroku. Do tego był on zawiązany tak, żeby nie
było widać, jak wyglądam, a on określił mnie takimi epitetami?
-Dziękuję, ale chyba zapalenie płuc rzuciło ci się na oczy…
-Uwierz mi, że nie.- uśmiechnął się, a mi ugięły się kolana- A tak właściwie, to
co robisz na położnictwie?

Zaczęło się… Wymówka !!!
Spojrzałam na puszkę coli w jego ręku i mnie olśniło…

-U mnie na piętrze skończyły się napoje.- oby to połknął.
-W takim razie witam w klubie. Kto by pomyślał, że spotkamy się tutaj.
-Tak, rzeczywiście.- ja nigdy bym tak nie pomyślała.
-Bello, mam pytanie…- przerwał, jakby się czegoś obawiając- Jutro wychodzę,
chciałbym się jeszcze kiedyś z tobą spotkać. Mogłabyś podać mi swój numer,
albo adres?

Musiałam się nad tym zastanowić… Jeśli podałabym mu numer, mógłby
zadzwonić, co nawet by mnie ucieszyło, ale gdyby dostał mój adres…
Poznałby całą prawdę. Z drugiej strony kiedyś na pewno powiem mu prawdę.
Coś, czego jeszcze nie rozszyfrowałam przyciągało mnie to Edwarda i jeśli
chciałam się z nim spotykać, musiał wiedzieć o mnie dużo więcej.
Przekalkulowałam to wszystko jeszcze raz i w końcu zdecydowałam… Podałam

background image

mu swój numer komórki. Nie chciałam, żeby Charcie denerwował się odbierając
telefon stacjonarny. Tym bardziej, że zastrzegł, że nie dopuści do mnie żadnego
chłopaka dopóki nie skończę 21 lat. Mimo wszystko, jeśli chodzi o nie i moje
bezpieczeństwo, posunie się do każdego czynu. Zaprzysiągł zemstę na Jamesie i
wątpię, żeby nie spełnił złożonej mi obietnicy…

Z przyjacielem, bo wydaje mi się, że mogę go tak nazwać rozmawiało mi się
bardzo dobrze. Poruszaliśmy różne tematy… Rozmawialiśmy między innymi o
szkole. Przez ostatnie pięć miesięcy miałam nauczanie indywidualne, więc nie
wiedziałam nawet, gdzie dokładnie jest szkoła. W Forks była tylko jedna.
Chłopak obiecał mi, że oprowadzi mnie po budynku i pomoże w razie
jakichkolwiek problemów. Ostrzegł mnie też przed dwoma największymi
plotkarami- Jessice i Lauren. Chyba...
Wydawało mi się, że znam go od zawsze. Wiem, że to dziwne, ale nigdy przy
ż

adnym nastolatku przeciwnej płci nie czułam się tak swobodnie i bezpiecznie

jak przy Edwardzie.

Leżałam w łóżku i sprawdzałam skrzynkę odbiorczą w telefonie. Były tam smsy
od mamy, np.:

Kochanie, dlaczego się nie odzywasz???

Jak się czujecie?

Wszystko z wami w porządku?

Odpisz, mama ;**

Histeryczka…
Znalazłam też kilka wiadomości wysłanych z nieznanego mi numeru. Dostałam
je kilka minut wcześniej…

Jak tam piękna?

Nie nudzisz się może?

Jakby co, możemy spotkać się w naszym miejscu…


Edward?

Plany się zmieniły… Mogę wyjść już dzisiaj.

Właśnie siedzi u mnie pół rodziny i czeka aż się spakuję, więc nie mogę się z

tobą pożegnać osobiście ;/

Strasznie mi przykro z tego powodu…

Odezwę się, kiedy będziesz w domu i może uda nam się spotkać.

Mam taką nadzieję, bo bardzo cię polubiłem…

-Bardzo cię polubiłem…- powtórzyłam przeczytane słowa. Czyli nie byłam
jedyną osobą, która przywiązała się do szpitalnego towarzysza…

background image

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV

Lekarz oznajmił, że mogę wyjść wcześniej… Nareszcie! Z drugiej jednak
strony, była jedna rzecz, a właściwie osoba, która mnie tu trzymała. Poznałem ją
dwa dni temu, ale wydaje się jakby minęło kilka lat. Mimo że powiedziała mi o
sobie sporo, czułem, że skrywała jakąś tajemnicę… Może nie zaufała mi na tyle,
ż

eby o niej powiedzieć… Postaram się ją do siebie przekonać. Już moja w tym

głowa.

Nie miałem czasu, żeby pójść się z nią pożegnać, bo tata i Alice ze swoim
chłopakiem- Jasperem czekali na mnie w Sali. Napisałem więc sms’a, w którym
wyjaśniłem, że opuszczam szpital i dlaczego nie poszedłem jej o tym
powiedzieć…
Nie wiedziałem nawet gdzie leżała!

-Edward, pospiesz się. Nie mamy całej nocy…- odezwała się moja kochana
młodsza siostra.- Jest 21.37, a ja nie zamierzam przegapić tej świetnej komedii
romantycznej…

Czy nie wystarczało jej to, że z Jasperem tworzyli związek idealny? Każdy im
zazdrościł umiejętności dogadywania się. Nawet Emmett i Rosalie- moja
przyszła bratowa, jak mniemam mają gorsze dni.

-Już chochliku.- co poradzę na to, że przypominała go wyglądem?- Zamykam
torbę i możemy iść.
-Nareszcie. Już myślałam, że wcale nie chcesz wychodzić…

Nawet nie domyślała się, że ma odrobinę racji…

Dojechaliśmy do domu i pierwszym, o czym marzyłem był gorący prysznic we
własnej łazience. Szybko wbiegłem na drugie piętro i już po chwili
delektowałem się ciepłą wodą i parą unoszącą się w całym pomieszczeniu. Po
prysznicu zszedłem na dół, chcąc zjeść normalną kolację. Szpitalne jedzenie
było paskudne. Przeżyłem jedyni dzięki słodyczom z automatu… Tragedia…
Niestety na dole zastałem Alice i Jaspera „oglądających” wspomniany wcześniej
film. Nie chciałem im przeszkadzać, więc wróciłem do siebie i włączyłem
muzykę. Kiedy zaczęła lecieć jakaś wolna piosenka, moje myśli powędrowały
do Belli. Nie rozumiałem, dlaczego ta dziewczyna tak strasznie mnie interesuje.
W szkole mogłem mieć każdą, ale nigdy nie korzystałem z tej możliwości.
Ż

adna z uczennic mojego liceum nie wyróżniała się niczym szczególnym…

Bella za co miała coś, o czym inne mogły tylko pomarzyć- osobowość.
Sprawiała ona, że chciałem przebywać z tą dziewczyną… Tylko co to takiego?

background image

Nim się spostrzegłem, usnąłem…
Miałem cudowne sen. Śniła mi się córka komendanta. Szliśmy razem, trzymając
się za ręce. Dookoła był tylko las. Wszędzie było ciemno, a jedyne światło
wydobywało się z naszych splecionych rąk…
Nie wiem, czy podświadomość zmusiła rozum do tego snu, ale cokolwiek za
tym stało, zasługuje na moją wdzięczność…

Obudziłem się dosyć późno. Było kilka minut przed trzynastą. Esme- moja
mama nie lubiła co prawda tak późnego wstawania, ale powinna darować mi ten
jeden, jedyny raz. Jakby na to nie patrzeć, ostatnimi czasy, leżąc w szpitalu nie
miałem wielu zająć poza spaniem.

Postanowiłem nie robić nic pożytecznego i pierwszy dzień w domu przeznaczyć
na odpoczynek od odpoczynku. Wiem, jestem dziwny… Nie moja wina.
Była sobota, więc Alice na pewno spędzała ją w Centrum Handlowym w
którymś z większych miast niedaleko Forks. Ta dziewczyna ma dopiero zajęcia.
Dziwię się Jasperowi, że z nią wytrzymuje…
Emmett za to pewnie został na noc u Rosalie… Znając mojego brata, nie wróci
do domu przed końcem weekendu.

Wstałem z łóżka i wszedłem do mojej własnej łazienki znajdującej się przy
pokoju. Nigdy nie lubiłem kolejek. Szczególnie, kiedy któraś z domowniczek
szykowała się do wyjścia. Nawet jeżeli były to zwykłe zakupy. Rodzice
postanowili więc nie słuchać więcej mojego narzekania i przerobili moją
dziwnie wielką garderobę na własną oazę spokoju. Takim oto sposobem od
dwóch lat nie muszę czekać aż Alice dobierze odpowiedni odcień tuszu do
sukienki…
Po wykonaniu rutynowej toalety, przesunąłem stertę ubrań z środka pokoju w
kąt.
Może jednak na garderoba do czegoś by się przydała?

Zszedłem na dół, gdzie mama krzątała się po kuchni nie do końca wiedząc czym
się zająć… Raz mieszała coś w garnku, żeby za chwilę wyjąć ciasto z
piekarnika. Nie wiedziałem nigdy, dlaczego tak bardzo uwielbia gotować, ale
szczerze mówiąc, stęskniłem się za potrawami mojej rodzicielki.

-Edward, kochanie… Nareszcie wstałeś!- krzyknęła bardzo entuzjastycznie
zauważywszy mnie- Już myślałam, że wstaniesz dopiero na kolację.
-Spokojnie mamo, nie darowałbym sobie, gdybym nie zjadł wreszcie czegoś
pysznego, a jak wszyscy bardzo dobrze wiemy, nikt nie gotuje tak jak ty…-
trzeba umieć przypodobać się komuś, kto odpowiada za twoje żywienie,
zakwaterowanie i bezpieczeństwo…
-Widzę, że nie polubiłeś szpitalnej kuchni… Usiądź, zaraz nakryję do stołu.-
powiedziała posyłając mi szeroki uśmiech- Aha, następnym razem wstać na
ś

niadanie…

background image

Oboje się zaśmialiśmy…
Obiad jedliśmy tylko ja, mama i tata, ponieważ tak jak przewidywałem reszta
mojego rodzeństwa miała inne plany tego dnia. Ojciec opowiadał historie, które
wydarzyły się na jego oddziale w ciągu ostatnich dni… Zawsze lubiłem tego
słuchać. Podziwiałem go za to, że ratował ludzkie życie i kiedyś myślałem
nawet, żeby też zostać lekarzem…
Posiłek mijał w bardzo przyjemnej atmosferze, kiedy przypomniałem sobie coś
bardzo ważnego. Bella wyszła już ze szpitala…

-Tato, mógłbyś powiedzieć mi gdzie mieszka Swan?- zapytałem badając wyraz
jego twarzy. Na pewno zastanawiał się do czego potrzebna jest mi ta
wiadomość.

Trudno się do tego przyznać, ale po prostu stęskniłem się już za jego córką…
Miałem z planach zadzwonić do niej albo napisać sms’a, ale doszedłem do
wniosku, że skoro jest już w domu i pewnie nie mieszkamy za daleko od siebie,
mógłbym ją odwiedzić… Co ona ze mną zrobiła?

-Synu, oczywiście, że podam ci jego adres, ale jeśli masz jakieś kłopoty, przyjdź
z tym do nie… Razem znajdziemy rozwiązanie.
-Dziękuję tato, ale nie mam kłopotów. Chcę pojechać tam czysto towarzysko.

Zarówno on, jak i mama spojrzeli na mnie dziwnie.

Starłem właśnie przed drzwiami, nie wiedząc, czy powinienem zacisnąć
dzwonek, czy nie. Zastanawiałem się co zrobię jeżeli ojciec Belli zamknie mi
drzwi przed nosem. Było już późno i nie chciałem przeszkadzać żadnemu z
nich. Ostatecznie zdecydowałem się jednak spróbować…

-Witam, szeryfie Swan…- przywitałem się ze strachem- Chciałbym zobaczyć
się z Bellą. Zastałem ją w domu? Obiecuję, że nie zajmę jej dużo czasu.
-Proszę.- odpowiedział niechętnie- Na piętrze, pierwsze drzwi po lewo…

Wszedłem tak, jak pokierował mnie ojciec dziewczyny. Bez problemu
znalazłem się pod wskazanymi przez niego drzwiami. Zapukałem do nich z
nadzieją, że mimo wszystko nie pomyliłem się. Po usłyszeniu cichego
pozwolenia, nacisnąłem klamkę, a to, co zastałem w środku spowodowało, że
serce przestało mi bić, a szczęka upadła na ziemię… W głębi pomieszczenia
stała Bella trzymająca na rękach niemowlę… Kiedy mnie zauważyła, jej twarz
wyrażała niepewność, wstyd i… strach? Czyżby bała się, że zrobię krzywdę jej
albo tym bardziej dziecku?

-Edward…- szepnęła, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.- Co ty tu
robisz? Mój ojciec wpuścił cię do domu?

background image

-Tak, chociaż mogę się domyślić, że nie zrobił tego zbyt chętnie.- uśmiechnąłem
się do niej- Muszę powiedzieć, że do twarzy ci z dzieckiem…- zaśmiałem się.
Ale tylko ja…

Dziewczyna usiadła na łóżku, nadal nie wypuszczając tej małej istotki z objęć…
Dopiero wtedy zauważyłem stojące tuż obok łóżeczko dziecięce i coś, co moja
mama nazywała przewijakiem…

-Możesz powiedzieć mi o co tu chodzi? Oczywiście jeśli chcesz…- zapytałem
siadając przy niej. Dziecko zapłakało…
-Cóż…- spojrzała w swoje ręce- To jest moja córka. Ma 3 dni i to właśnie
dlatego wylądowałam w szpitalu. Leżałam na położnictwie. Nie chciałam cię
okłamywać, ale 16-latka nie powinna się raczej chwalić tym, że ma dziecko.
Myślałam, że lepiej będzie nie obarczać cię moimi problemami, bo na pewno
masz własne…

Przyjrzałem się zawiniątku, która znajdowało się tylko kilkanaście centymetrów
ode mnie… Bardzo przypominało Bellę… Musiałem wszystko sobie poukładać
w głowie. Bella miała dziecko, co znaczy, że zapewne posiadała też chłopaka…
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że córka szeryfa najprościej w świecie mnie
zauroczyła…

-Jest śliczna… Wygląda całkiem jak ty. Jej ojciec na pewno się z tego powodu
cieszy…
Nastała chwila ciszy…

-Ona nie ma ojca.- odparła cicho moja towarzyszka, wycierając jednocześnie łzy
spływające po jej policzkach- Nigdy więcej o nim nie wspominaj, bo nie ręczę
za siebie.
-Boże, …czy on zrobił ci krzywdę?- w tym momencie zamierzałem dorwać tego
kretyna.
-James był największym podrywaczem w mojej poprzedniej szkole.
Dziewczyny traktował jako łatwy sposób na zarobienie na zakładach z
kumplami. Na jednej z dyskotek zarobił też na mnie.- przerwała i zaniosła się
płaczem- Szarpanie i próby ucieczki na nic się nie zdały… Był dużo
silniejszy…

Spodziewałem się raczej, że zostawił ją, kiedy dowiedział się o ciąży. Nawet nie
pomyślałem, że mógł skrzywdzić ją w ten sposób. Jeśli wcześniej chciałem go
znaleźć, teraz na niczym nie zależało mi tak bardzo, jak na zabiciu go…

-Obiecuję, że już nigdy nie spotka cię nic podobnego. Nie mogę uwierzyć, jak
ktoś może być tak okrutny.
-Niczego nie obiecuj. Muszę na chwilę wyjść, zaraz wrócę.- włożyła małą do
łóżeczka i opuściła pomieszczenie.

background image

Siedziałem i myślałem o tym, czego się właśnie dowiedziałem, kiedy z
rozmyślań wyrwał mnie płacz. Co miałem zrobić?
Wstałam i podszedłem do źródła płaczu. Schyliłem się i bardzo ostrożnie
chwyciłem dziecko z ramiona. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z
nikim dużo młodszym od siebie, więc nie wiedziałem, jak się z nią obchodzić…
Przyłożyłem ją do piersi i zacząłem chodzić po pokoju, kołysząc ją
jednocześnie. Po chwili poczułem, jakby zaczęła się uspokajać. Uśmiechnąłem
się w myślach. Chyba w przyszłości nie byłby ze mnie zły ojciec… Kiedyś
słyszałem w telewizji, że niemowlęta lubią, kiedy się do nich mów.
Postanowiłem spróbować…

-Witaj piękna.- przypomniało mi się, kiedy ostatnio wypowiedziałem te słowa-
Musze powiedzieć, że urodę odziedziczyłaś po mamie. Zawsze bądź z tego
dumna, pamiętaj…

Mówiłem do niej dobre kilka minut aż zobaczyłem, że jej oczka zamknęły się i
zapadła w głęboki sen…

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

Trzymał ją na rękach… Powiedział jej, że jest piękna. Dokładnie tak samo, jak
mi ostatnio. Stałam w progu i patrzyłam na nich. Cudownie razem wyglądali…
Mojej córce już zawsze będzie brakowało ojca, ale nic na to nie poradzę. Może
w przyszłości znajdzie się ktoś taki jak Edward. Ktoś, kto na wiadomość, że
mam dziecko nie ucieknie z krzykiem i nie zostawi mnie samej…

To była pierwsza noc małej w domu. Do tej pory zajmowały się nią pielęgniarki,
a ja dostawałam ją tylko na czas karmienia. Teraz musiałam sprostać jakże
trudnemu zadaniu opieki nad nią. Chłopak, który odwiedził mnie dzisiaj
strasznie zaskoczył mnie propozycją, że zostanie z nami i pomoże mi przetrwać
pierwszą noc. Nie bałam się zaufać mu w kwestii własnego dziecka. Sama się
sobie dziwię z tego powodu. Przez kilka godzin na przemian ze mną nosił,
usypiał i przewijał małą. Kiedy miał ją w ramionach, mogłam usłyszeć, jak
nazywa ją swoją gwiazdką*… To było słodkie. Okazał nam tyle serca, ile nikt
wcześniej w całym moim życiu. Wolał czuwać ze mną całą noc, aniżeli jechać
do domu i spokojnie się wyspać…
Nic nie wyrazi mojej wdzięczności. Gdyby nie on, mała kilka razy spadłaby z
mojego łóżka lub zapomniałabym zmienić jej pieluszkę…

Następnego rana musiał niestety opuścić nasz dom… Z córką na rękach
odprowadziłam go do drzwi wejściowych. Zanim wyszedł, uściskał ją jeszcze
raz…

background image

-Strasznie ci dziękuję, Edwardzie. Naprawdę nie musiałeś ze mną zostawać…-
posłałam mu najszerszy uśmiech, na jaki było mnie spać po tylu godzinach bez
snu- Jednak zrobiłeś to i bardzo mi pomogłeś. Gdyby nie ty…
-Nic już nie mów. Było ciężko, przyznaję, ale opieka nam nią to sama
przyjemność…- wskazał na moje ręce Moja gwiazdka świeci jasno i jeśli
pozwolisz, chciałbym ją jeszcze kiedyś zobaczyć. Pozwól mi pojawić się
czasami u was i spędzać z wami czas, proszę…
-Oczywiście, przychodź kiedy tylko chcesz… Jeszcze raz dziękuję.

Kiedy wyszedł, usiadłam na kanapie w salonie z małą na rękach i czekałam
cierpliwie aż stanie tata i dostanę reprymendę za dopuszczenie chłopaka do
siebie i jego wnuczki… Sprawę pogarszał fakt, że pozwoliłam mu zostać na noc.
Zapowiadało się piekło…































_______________________________________________________________
* Edward nazywa córkę Belli swoją Gwiazdką. Stąd wziął się tytuł FF…

background image

Rozdział trzeci

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV

Była niedziela. Dokładniej kilka minut przed ósmą, kiedy zaparkowałem przed
domem. Zwykle o tej godzinie rodzice byli już w pracy. Zdziwił mnie więc
widok stojących na podjeździe aut mamy i taty… Pewnie zauważyli, że nie
wróciłem na noc do domu i czekali, żeby powiedzieć mi co o tym myślą.
Ś

wietnie! Byłem niewyspany, zmęczony, głowa bolała mnie od częstego płaczu

dziecka… Jak miałbym znieść jeszcze pogadankę z rodzicami?

Wszedłem do domu i szybkim krokiem skierowałem się do schodów. Dziwne,
nikt mnie nie zatrzymał.
Będąc już na górze, usłyszałem tylko:

-Mamo, ja się wszystkiego dowiem…- Alice!

Uwielbiałem moją młodszą siostrę i rzeczywiście, jeśli miałem się komuś
zwierzać, zawsze była to ona.

Zamknąłem drzwi swojego pokoju tylko po to, żeby zaraz otworzyć je i wpuścić
siostrę…
Usiadła na czarnej skórzanej kanapie stojącej przy oknie i spojrzała na mnie
znacząco…

-Możesz mi powiedzieć, gdzie byłeś?- zapytała spokojnie- Chodzi o
dziewczynę? Znowu któraś ci się naprzykrza?
-Nie Alice… Nie wiem, jak to powiedzieć…- powoli zebrałem wszystkie myśli-
To ma związek z dziewczyną… a raczej dzieckiem…

Chochlik momentalnie zastygł w miejscu… Minęła dłuższa chwila, zanim
zdołała ponownie się odezwać.

-Komu zrobiłeś dziecko?!- krzyknęła chyba najgłośniej jak umiała. Oby rodzice
już wyszli.
-Dziewczyno, spokojnie, nikomu nie zrobiłem żadnego dziecka… Tu nie chodzi
o moje.- właśnie dowiedziałem się, jakie zdanie miała o mnie siostra.
-Więc czyje?

Postanowiłem opowiedzieć jej o Belli i mojej Gwiazdce. Od poprzedniej nocy
właśnie tak nazywałem córkę dziewczyny.

background image

-Znasz Bellę- córkę szeryfa?- zapytałem- Przeprowadziła się tu niecałe pół roku
temu…
-Słyszałam co nieco, ale nigdy jej nie spotkałam. Dziwne…
-Nie pokazywała się nigdzie, bo była w ciąży i chciała uniknąć plotek na ten
temat. Poznaliśmy się w szpitalu kilka dni przed moim wyjściem. Nie
powiedziała mi, dlaczego tam leżała. Alice, to naprawdę świetna dziewczyna…
Wyciągnąłem od taty jej adres i pojechałem tam wczoraj. Okazało się, że
właśnie urodziła dziecko. To była pierwsza noc małej w domu, a Bella była
strasznie zmęczona, więc postanowiłem jej pomóc. Może mi nie uwierzysz, ale
to dziecko od razu mnie zauroczyło.- zamyśliłem się- I naprawdę podziwiam tą
dziewczynę… Ma 16 lat i dziecko, które przypomina jej o strasznym
wydarzeniu z przeszłości, a i tak patrząc na nią, widzę, że je bardzo kocha…
-Rozumiem. Jest mi jej szkoda…- Alice miała wyraźnie zaszklone oczy-
Chciałabym ją poznać.
-Może kiedyś. Ale teraz mam do ciebie pytanie… Jesteś dziewczyną, więc może
wiesz, czego potrzeba niemowlętom i młodym matkom? Chcę im jakoś pomóc.
Szeryfa cały dzień nie ma i Bella musi radzić sobie sama.
-Jasne, że wiem…- uśmiechnąłem się szeroko.

Zakupy to jej życie. Wcale nie zdziwiło mnie, że wie takie rzeczy.

Siostra wymieniła naprawdę długą listę artykułów, które mogą przydać się
dziewczynie. Najbardziej do gustu przypadł mi jednak wózek. Mógłby pomóc w
bardzo wielu sprawach. Zdecydowałem się, że go kupię. Niestety w niedzielę
otwarte było tylko Centrum Handlowe w Seattle. Jeśli chciałem zdążyć
dostarczyć prezent tego samego dnie, musiałem zrezygnować ze spania i od razu
ruszyć w drogę…

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

Był jeden z najcieplejszych dni w Forks. Siedziałam przed telewizorem i
cieszyłam ostatnimi chwilami ciszy. Małą powinna się niedługo obudzić.
Gdyby nie Edward, nie zmrużyłabym oka przez całą noc. Cud, że udało mi się
przespać chociaż godzinę…

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Tata miał zostać w pracy dłużej, a nie znam
raczej nikogo, kto mógłby mnie odwiedzić. Kto to mógł być?

-Cześć.- przywitał się Edward, kiedy wpuściłam go do środka.
-Cześć, ale co ty tutaj robisz?- zdziwiła mnie jego wizyta- Myślałam, że nie
wstaniesz przed wieczorem…
-Szczerze mówiąc, nawet się nie położyłem. Mam dla was niespodziankę.-
otworzył drzwi i wskazał na wielkie pudło stojące za nimi.
-Co to jest? Nie mogę go przyjąć!

background image

-Wydaje mi się, że będziesz musiała.- uśmiechnął się zawadiacko- Bez tego nie
damy rady nigdzie dzisiaj wyjść.

Chłopak rozpakował prezent i moim oczom ukazał się piękny czerwony wózek
dziecięcy. Chyba oszalał, jeśli myślał, żeby kupił go dla mojego dziecka. To
prawda, nie mieliśmy nawet jeszcze w planach kupna czegoś podobnego. Nie
było nas na to stać. Mój tata jako policjant nie zarabiał ogromnych sum…
Cullenowie nie mieli takich problemów, ale to nie znaczyło, że Edward ma
wydawać swoje pieniądze na moja córkę…

-Powiesz mi, gdzie masz zamiar iść?- zapytałam, próbując zmienić temat.
-Jest taka ładna pogoda, więc pomyślałem, że moglibyśmy iść do parku.
Oczywiście, jeśli chcesz…

Zgodziłam się. Szliśmy zielonymi uliczkami jedynego parku w Forks…
Chcąc czy nie, musiałam zgodzić się przyjąć wózek chociaż na jeden dzień. Bez
niego rzeczywiście nie udałoby się nam wyjść. Nie żałuję. Było pięknie…
Ś

wieciło słońce, wiał lekki wiatr. Pogoda idealne i niestety niespotykana w tym

mieście za często.

Podeszła do nas jakaś para. Bardzo do siebie pasowali. Przynajmniej z wyglądu.
Oboje wyglądali jak gwiazdy filmowe. Chłopak był postawnym brunetem, ale
patrząc na uśmiech na jego twarzy, był niegroźny. Natomiast jego partnerka była
wysoką blondynką zbudowaną na wzór bogini…
Edward, który przez całą drogę prowadził nasz nowy nabytek ze swoją
Gwiazdką w środku, zatrzymał się i spojrzał na przybyszy…

-No, no bracie…- odezwał się „mięśniak”- Nie wiedziałem, że zostałem
wujkiem. Zobacz Rose, jaką niespodziankę zrobił nam mój brat.

Jego brat? To musiał być w takim razie Emmett…

-Gdybyś powiedział wcześniej, na pewno kupiłbym coś dla twojej córeczki i
dziewczyny…
-Emmett, nie żartuj… Gdybym miał…

Nie dałam jednak dokończyć mojemu towarzyszowi. Dlaczego nie miałabym się
lekko zabawić?

-Gdyby miał ci powiedzieć o tym wcześniej, nie byłbyś teraz tak zaskoczony…-
dokończyłam za niego- Jestem Bella.
-Emmett, a to moja dziewczyna- Rosalie.- przedstawił siebie i ją jednocześnie-
Czyli mój brat na serio zmienia teraz pieluchy i chodzi na spacerki?

Czy on jest tak mało kapujący, czy tylko żartuje?

background image

Nigdy nie widział mnie na oczy, a myśli, że jestem matką dziecka jego brata?
Dziwne…

Przez całą nasza rozmowę Edward stał i kołysał z swoich ramionach małą, która
płakała po przebudzeniu. Wyglądali jeszcze lepiej niż w nocy…
Nie zauważył nawet, kiedy pożegnałam się z Emmett’em i Rosalie. Dziewczyna
w trakcie spotkania nie odezwała się ani słowem.

Chwile później usiedliśmy na jednej z ławek. Chłopak nadal milczał, co nie
trochę zastanawiało. Postanowiłam dowiedzieć się dlaczego…

-Edward, coś się stało?- zapytałam- Nie powinnam tego mówić, tak?
Przepraszam, ale widziałam, że twój brat jest rozkojarzony i chciałam to
wykorzystać… Do jutra na pewno zapomni i mnie i tym wydarzeniu.
-Bello, nic nie szkodzi. Emmett jest po prostu strasznie gadatliwy i będę musiał
tłumaczyć wszystko rodzicom, bo co do tego, że im o tym powie, nie mam
najmniejszych wątpliwości.- uśmiechnął się- Jeśli czujesz się lepiej, udając, że
to moje dziecko, rób to śmiało. Póki nikt w szkole się o tym nie dowie, mogę
odgrywać tatusia.
-Jeżeli zniszczy ci to reputację, nie musisz się ze mną widywać. Pewnie twoja
dziewczyna się o tym dowie i będzie po mnie.- zażartowałam.
-Nie mam dziewczyny, a pomagać ci będę czy tego chcesz, czy nie.-
rozpromienił się i zakołysał wózkiem…






















background image

Rozdział czwarty

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV

Siedziałem w kuchni i próbowałem zjeść kanapkę, którą sam zrobiłem. To były
tortury… Nie umiałem nawet posmarować chleba masłem, a to jest warte tytułu
„Najgorszego kucharza świata”…

Do pomieszczenia weszła moja mama. Jej mina mówiła, że rozmowa, jaką
chciała ze mną przeprowadzić nie będzie ciekawa. Mimo to, zobaczyłem w jej
oczach zmartwienie… Chyba wiedziałem, o co chciała zapytać.

-Synku, martwi mnie pewna sprawa.- zaczęła niepewnie- Twój brat powiedział
mi o czymś, w co nie wiem, czy powinnam wierzyć…- spojrzała na mnie ze
współczuciem?- Czy dzisiaj w parku byłeś… Chodzi mi o to, czyje to było
dziecko?
-Mamo, wiem, co powiedział ci Emmett, ale nie martw się, ono nie jest moje…

Kiedy tylko to powiedziałem, uśmiechnęła się szeroko… Uwielbiam, jak to robi.
Wszyscy mówili zawsze, że swój uśmiech odziedziczyłem właśnie po niej, ale
nie wierzyłem w to.

-Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie ulga. Oczywiście nie miałabym pretensji,
gdyby było inaczej, ale co do taty… nie jestem pewna.
-Już to sobie wyobrażam. Na pewno wyrzuciłby mnie z domu.- zaśmiałem się-
Do czasu, kiedy zobaczył małą. Jest piękna.
-Cieszę się kochanie, że pomagasz tej dziewczynie. Słyszałam co ją spotkało…
Potrzebuje teraz dużo wsparcia, a co będzie, kiedy pójdzie do szkoły… Szeryfa
nie stać na nauczanie indywidualne.

Całkowicie zapomniałem o szkole. Miałem tam wrócić już następnego dnia. Ja
wracałem jednak na pewny grunt, ale Bella… Wiem, że wybiera się do tej
szkoły i jeżeli naprawdę chciałem jej pomóc, musiałem się postarać. Na
szczęście w niedziele jest czynny sekretariat. Dobrze byłoby wiedzieć w której
klasie będzie, a jeszcze lepiej zapisać ją do mojej…

Chodziłem w kółku, uspokajając Gwiazdkę… Bella nie mogła się skupić na
pakowaniu się do szkoły, a zostało nad 15 minut do dzwonka.
Kazałem jej zająć się sobą, kiedy ja przygotuję rzeczy potrzebne dziecku.
Dziewczyna oprócz ojca nie miała nigdzie w pobliżu żadnej rodziny ani
znajomych, więc nie miała go z kim zostawić. Byliśmy w takim razie zmuszeni
zabrać ją ze sobą. Oczywiście Bella, która skutecznie ukrywała swoją ciążę, nie

background image

cieszyła się z takiego obrotu spraw… Przy odrobinie szczęścia, może moja
mama mogłaby się nią zająć. Postanowiłem ją o to zapytać przy okazji…

-Książki są, plan jest, nosidełko…- wymieniała poszczególne przedmioty.-
Edward, masz nosidełko?
-Jeśli to jest to, w czym leży mała, to tak…

Spojrzałem na czerwoną chustę przewieszoną przez moje ramię. Jakby nie
patrzeć nosiłem w niej dziecko, więc to chyba nosidełko.

-Możemy już iść?- zapytałem- Jeśli teraz nie wyjdziemy, spóźnimy się
pierwszego dnia…

Wysiedliśmy z samochodu zaparkowanego na moim stałym miejscu przed
szkołą.
Widząc mnie, większość dziewczyn zaczęło iść w kierunku miejsca, gdzie
przebywałem. Nigdy nie rozumiałem co one we mnie widzą. Żadnej nie dałem
do tej pory złudnych nadziei…
Podszedłem do drzwi pasażera i odebrałem od Belli małą. Umieściłem ją
ponownie w nosidełku i pomogłem wysiąść dziewczynie.

Może to dziwne, ale pierwszy raz czułem aż takie zainteresowanie moją osobą.
Kiedyś myślałem, że nie może być gorzej, a jednak… Szedłem przez korytarz z
Bellą przy boku i jej córką na piersiach, a oczy wszystkich były skierowane na
nas…

-Edward, wszyscy się na nas patrzą. Wiesz, o czym na pewno myślą…-
odezwała się cicho tuż przy moim uchu.
-Niech myślą, co chcą, nie przyjmuj się nimi.- lekko ścisnąłem jej rękę wiszącą
do tej pory bezwładnie. Wiem, że to był niebezpieczny ruch w tym momencie.
Trudno…- Chodźmy od razu do klasy.

Na początku lekcji nauczyciel tradycyjnie rozejrzał się po pracowni i spojrzał na
listę obecności. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego jej po prostu nie odczyta,
ale z nim nigdy nic nie wiadomo…

-Widzę, że mamy nową uczennicę.- spojrzał na brunetkę, która siedziała ze mną
w ławce- Prosimy na środek…

Wstała i usłyszałem tylko westchnięcie wydobywające się z jej ust. Widać nie
chciała o sobie opowiadać. Nikt nie lubił pierwszego dnia w nowej szkole, ale w
przypadku Belli był on już i tak stresujący…

-Nazywam się Isabella Swan, mam 16 lat i mieszkam tu od pięciu miesięcy.
Przeprowadziłam się z Phoenix w Arizonie. Interesuję się literaturą i muzyką.-

background image

spuściła głowę, jakby bała się spojrzeć na osoby znajdujące się dookoła- I jak
już zauważyliście, mam córkę…
-Z Cullenem!- krzyknął ktoś za mną, na co wszyscy zaczęli się śmiać.

Mike Newton…

Zerwałem się z krzesła i złapawszy go za koszulkę, podciągnąłem do góry.
Gdyby nie to, że miałem przy sobie dziecko, którego nie chciałem obudzić,
leżałby już i wrzeszczał z bólu.

Dziewczyna wróciła do ławki i rzuciła zeszyty na ławkę. Uderzając o drewno,
spowodowały dość głośne łupnięcie, co obudziło zawiniątko…

Bella wyciągała już ręce, aby ją ode mnie zabrać, ale miałem inne plany…

-Proszę pana, czy moglibyśmy na chwilę wyjść?- odezwałem się nieproszony-
Mamy tu sytuację awaryjną.
-Pan niech zostanie, a panna Swan może wyjść. Tylko proszę zaraz wrócić.-
zwrócił się do niej.

Podałem jej dziecko i torbę z jego rzeczami. Po chwili wyszła z klasy…

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

Weszłam do łazienki. Mała potrzebowała natychmiastowej zmiany pampersa. Z
torby, którą dostałam od Edwarda wyjęłam kocyk i umiejscowiłam go na dość
dużym parapecie. Miał sprawować rolę przewijaka…

Chwilę po mnie do pomieszczenia weszła niewysoka blondynka. Spojrzała na
mnie przelotnie i skupiła się na swoim odbiciu w lustrze…

-Jestem Jessica.- odezwała się nagle- Gratuluję.
-Dziękuję.
-Nie mówiłam o nim…
-Niej.- poprawiłam ja szybko.
-Mniejsza o to.- kontynuowała- Widzę, że wskoczyłaś Cullenowi do łóżka.
Powiem ci, że jesteś pierwszą w szkole, której się to udało. Nawet nie wiesz ile
dziewczyn ci zazdrości. Oczywiście żadna nie chciałaby wpaść, ale byłby
powód do rozmów z przyjaciółkami.

Słysząc to, chciałam jak najszybciej wrócić do klasy. Niestety mała nie dała się
w spokoju przewinąć. Zaczęła bawić się nogami, co skutecznie uniemożliwiało
mi działanie.

background image

-Niedługo cię zostawi. Muszę tylko wkroczyć do akcji, a nawet nie zauważysz,
kiedy to ja będę chwaliła się nocą spędzoną z Edwardem.
-Jessica, tak?- upewniłam się- W ogóle go nie znasz…
-Nie myśl sobie, że jesteś lepsza ode mnie. Jestem pewna, że przespał się z tobą
z nudów, a teraz biedak jest skazany na ciebie i to coś.

Czułam, jak do oczu napływały mi łzy. Mogła mówić o mnie wszystko, ale nie
ma prawa czepiać się mojej córki, a już tym bardziej Edwarda, który pomaga
nam całkowicie bezinteresownie. Naraża się na dziwne spekulacje tylko dlatego,
ż

eby mi pomóc…


-Nie waż się tam mówić! –krzyknęłam i nareszcie schowałam kocyk z
powrotem do torby.- A z Edwardem nie spałam. Jestem też pewna, że nigdy nie
dotknąłby kogoś chociaż w najmniejszym stopniu podobnego do ciebie!- odkąd
tu przyjechałam, nie zdarzyło mi się jeszcze podnieść głosu- A skoro z nim nie
spałam, to nie może być jego dziecko.
-Nawet lepiej.- uśmiechnęła się wrednie- Sama przyznałaś, że się puszczasz.
Pewnie sama nie wiesz czyje jest… Żałosne.

Łzy spływały już swobodnie po moich policzkach, kiedy weszłam do klasy.
Usiadłam na swoim miejscu i przytuliłam do siebie małą. Widząc mój stan,
Edward chciał ją przejąć, abym mogła się uspokoić…

-Nie…- wtuliłam się w nią bardziej- Potrzebuję jej teraz.
-Co się stało?- zapytał ze zmartwieniem.
-Ostrzegałeś mnie przed nią…- zaniosłam się jeszcze większym płaczem- Jak
mogła tak powiedzieć?
-Jessica? Spotkałaś ją?- objął mnie ramieniem.

Kiwnęłam twierdząco głową…

-Co ci powiedziała?
-Nazwała mnie… puszczalską. Powiedziała, że nie wiem, kto jest ojcem mojej
córki, rozumiesz?
-Obiecuję, że jeszcze dzisiaj się tym zajmę. Nie ma prawa się do ciebie choćby
odzywać. Każdy w tej szkole wie, że to ona jest łatwa. Mogłaby wygrać nawet
jakiś konkurs…
-Edward, nie musisz. Zrobiłeś już dla nas tak dużo.
-Nie musze, ale chcę.- uśmiechnął się i wytarł łzy z mojej twarzy- Nie płacz już.

Kolejne trzy lekcje minęły bez większych problemów. Nie znaczy to jednak, że
uczniowie zaprzestali rozmów na mój temat. Spodziewałam się, że właśnie tam
będzie wyglądał mój pierwszy dzień w szkole. Na pewno byłby dużo gorszy,
gdyby nie obecność Edwarda. Wstawiał się za mną u nauczycieli i bronił przed
atakami rówieśników.

background image

Siedzieliśmy właśnie przy jednym ze stolików w stołówce. Było z nami
rodzeństwo chłopaka, a także Rosalie i Jasper. Był to bardzo spokojny i miły
chłopak. Za to jego dziewczyna- Alice… To wulkan energii. Na przywitanie
przytuliła mnie, a potem dopadła do małej i była jak w transie…

-Jest taka śliczna…- mówiła ciągle- Mogę ją potrzymać? Jestem teraz ciocią…
-Chochliku, nie jesteś ciocią.- odezwał się Edward
-Jeśli chce, proszę bardzo… Będzie mi bardzo miło.- zaśmiałam się.

Cieszył mnie fakt, że w szkole znalazły się też osoby, które nie tylko akceptują
moje dziecko, ale lgną do niego bardzo chętnie.
Alice, jako że była siostrą chłopaka, który strasznie ułatwia mi życie i daje
poczucie bezpieczeństwa mi i mojemu dziecku, mogła nazywać się jego ciocią.
Poza tym była naprawdę przyjacielską osobą. Z kimś takim mogłabym się
zaprzyjaźnić. Na dobrych przyjaciół nadawała się cała paczka Edwarda.

-Zobaczysz Bello, będziemy najlepszymi przyjaciółkami.- powiedziała
dziewczyna w przerwie w rozmowie z niemowlęciem.

Przerwa szybko się skończyła. Zdążyłam tylko zjeść szybko jakąś sałatkę i
wymknąć się do łazienki, żeby nakarmić małą. Oczywiście Alice i Rosalie
uparły się, że jako ciocie muszą we wszystkim towarzyszyć mojej córce.
Siedziały więc na parapecie i obserwowały, jak karmiłam…

Do domu wróciłam koło 16:00. Kiedy córka spała grzecznie w łóżeczku,
ugotowałam obiad dla siebie i taty.

Przyszedł pół godziny później…

-Jak minął pierwszy dzień w szkole?- zapytał przy jedzeniu, jakby była to
całkiem normalna sytuacja.
-Tato… Jak miał niby minąć? Wszyscy szeptali po kątach.
-Wszystko się ułoży, obiecuję. Dorwę Jamesa i zapłaci za to co ci zrobił. Nie
pozwolę, żebyś była skazana na coś takiego, podczas gdy on żyje sobie w
najlepsze.
-Wiem, tato.- wstałam od stołu i zaczęłam zmywać- Niedługo przyjdzie Edward,
ż

eby pomóc mi wykąpać małą.

-Bello, mówiłem ci już, że nie życzę sobie, żeby kręcił się koło ciebie
jakikolwiek chłopak…
-Znasz przecież jego rodziców. Poza tym wątpię, że dałbyś radę pomóc po
całym dniu w pracy…

Nie zaprzeczył. Wiedziałam, że po powrocie z komisariatu nie miał siły na nic.
Może i Forks to małe miasto, ale nawet tu zdarzają się napady i kradzieże…

background image

Edward przyjechał niedługo potem. Przywiózł ze sobą kolejną niespodziankę.
Była nią ciocia Alice…

We trójkę szybko zajęliśmy się kąpaniem, karmieniem, przewijaniem i
usypianiem. Potem mieliśmy czas dla siebie. Zeszliśmy do salonu i włączyliśmy
telewizję.
W Phoenix nie miałam znajomych, z którymi mogłabym robić coś tak
normalnego.

Nie wiem, dlaczego ta rodzina była dla mnie taka dobra, ale wiem, że nigdy im
tego nie zapomnę…


































background image

Rozdział piąty

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

Minął tydzień…
Tydzień chodzenia do szkoły i słuchania złośliwych komentarzy innych
uczniów. Tydzień prawie nieprzespanych nocy…

Tego dnia za oknem widać było tylko ciemne chmury i kałuże. W Phoenix
padało może dwa razy w roku, ale i tak nie były to ulewy, jakie spotykam tu…
Szykowa łam się właśnie do wyjścia do szkoły. Edward miał przyjechać za kilka
minut, więc wolałam być już gotowa.
Nagle usłyszałam dźwięk swojego telefonu.

-Mama?- zdziwiłam się.

Do tej pory moja rodzicielka wolała raczej wysyłać sms’y albo maile. Nigdy nie
miała na nic czasu…

-Kochanie, ruszyła sprawa Jamesa- powiedziała, kiedy tylko odebrałam.
-Kiedy pierwsza rozprawa?
-Za trzy dni- odpowiedziała mama- Dasz radę przylecieć? Co ze mnie za
babcia? Nie zapytałam nawet co u maluszka…
-Wszystko w porządku, ale nie wiem co z nią zrobić, kiedy wyjadę.

Zaraz po powrocie ze szpitala wysłałam mamie maila ze zdjęciem córki. Nie
mogła na razie
Kocham tę kobietę, ale prawda jest taska, że nigdy nie należała do najlepszych
matek. Częściej to ja opiekowałam się nią. Cała moja rodzina jest dziwna.

-Słonko, muszę kończyć. Phil idzie.
-Pa mamo.-pożegnałam się i rozłączyłam.

Chwil e potem pod domem zaparkowało Volvo Edwarda.
Wzięłam małą na ręce i zeszłam na dół. Tata znowu był w pracy. Pogodziłam
się już z tym, że do pomocy mam tylko rodzeństwo Cullenów. Czasem wpada
też Jasper. Ojciec nigdy nie umiał okazywać uczuć. Za to mama zawsze źle
lokowała swoje…
Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę auta z córką w rękach.

-Witam, moje panie.- przywitał się Edward, posyłając w naszą stronę promienny
uśmiech.

background image

-Hej.

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV

Przez całą drogę do szkoły Bella była jak by nieobecna. Wyglądała przez okno i
najwyraźniej myślała nad czymś ważnym. Nie chciałem zaczynać tego tematu,
bo dojeżdżaliśmy już na miejsce. Postanowiłem jednak dowiedzieć się czegoś
podczas biologii…

Nauczyciel jak zwykle nie miał zamiaru przyjść na czas, więc miałem okazję
odezwać się do Belli.
Wyrwałem z zeszytu czystą kartkę i napisałem:

Czemu się nie odzywasz???

Stało się coś???

Zanim zdążyłem pomyśleć nad sensem tego co napisałem, dostałem odpowiedź.
Nie wiedziałem co miała na myśli, pisząc:

James…

Powiem ci potem.

Czekałem…

Na stołówce jak zazwyczaj każdy co chwilę podchodził do naszego stolika i
bawił się z małą. Chociaż kiedy na to patrzyłem, wyglądało raczej, jakby bawili
się nią. Nie dziwię się. Gwiazdka jest strasznie słodka. Straciłem dla niej głowę
już pierwszego dnia. Pojawiła się nagle i wniosła światło do ciemności mojego
ż

ycia… Właśnie dlatego tak ją nazywam.

Ciekawe jakie byłoby ono, gdybym nie spotkał Belli. Jest świetną dziewczyną i
ma wspaniałą córkę. Szczerze mówiąc, od początku czułem się trochę, jakbym
był jej ojcem…

Zobaczyłem, że chwilowo Alice zajmowała się dzieckiem, więc skorzystałem.

-Bello, możemy porozmawiać?- zapytałem, wskazując drzwi.

Wstała z krzesła i razem wyszliśmy na korytarz.

-Edward…- w jej oczach zobaczyłem strach.
-Spokojnie słonko, powiedz co się stało.
-James… będę musiała na niego patrzeć. Sprawa ruszyła.
-Nie martw się. Będzie tam twoja mam. Kilka rozpraw i obiecuję, że karę będzie
miał gorszą niż to sobie wyobraża.- objąłem ją pocieszająco- Kiedy jedziesz?

background image

Łzy spływały jej już swobodnie po policzkach.
Praktycznie zanosiła się płaczem…

-Za trzy dni.- odpowiedziała- Ale nie mam z kim zostawić małej.
-Ja mogę się nią zająć. Rodzice już dawno chcieli was poznać. Mama was obie,
a tata podobno wiedziała o twojej ciąży.
-Nie, Edward. Masz przeze mnie i tak dużo dodatkowych zajęć. Nie wiem,
dlaczego mi pomagasz, ale dziękuję ci. Porozmawiam z tatą.
-Ale jakby nie miała czasu, obiecaj, że mi o tym powiesz.
-Dobrze.

Wróciłem do domu i czekałem na Jaspera, z którym umówiłem się na
pogadankę. Nie nazwałbym tego męskim wieczorem, bo to trochę dziewczęce.
Przyjaciel przyszedł po 10 minutach. Przyniósł ze sobą piwo i jakieś horrory.

-Hej, bracie.- powiedział, wchodząc do mojego pokoju- Znieczulimy się trochę i
pogadamy.

Wyjął z barku dwa kufle i chciał już je napełnić, ale zabrałem jeden z nich
szybko…

-Ja nie piję.
-Co ty, stary?- ze zdziwienia oparł się o moje łóżko.
-Sorry, ale rano jedziemy z małą do lekarza.

Jasper bardzo energicznie przechylił kufel i wypił połowę jego zawartości…
-Żartujesz, prawda? Człowieku, to nie jest twoja żona, żebyś jej usługiwał… Ca
ja mówię? Ty z nią nawet nie chodzisz!
-Słyszysz siebie?- lekko się zdenerwowałem- Co ty byś zrobił, gdyby to Alice
ktoś zgwałcił? On zrobił jej dziecko, rozumiesz? Zostawiłbyś ją?

Wytrzeszczył oczy chyba do granic możliwości. Usiadł i spojrzał na mnie,
jakbym był co najmniej chory psychicznie.

-Nie miałem pojęcia. Dlaczego mi nie powiedziałeś tego od razu? Bella ci
zabroniła?
-Dziwi cię to? Raczej nie ma się czym chwalić. Ale sprawa niedługo będzie
zamknięta, a ja zamierzam być dla nich oparciem, jakiego potrzebują. Możesz
myśleć o mnie co chcesz. O mnie, nie Belli.

Jasper wyglądał na przejętego tym, co usłyszał, ale nie odezwał się już na ten
temat.
Resztę wieczoru spędziliśmy na udawaniu, że interesuje nas któryś z filmów,
które mieliśmy oglądać.

background image

Nie wiem o czym myślał mój przyjaciel, ale ja zastanawiałem się, jak przekonać
Bellę, żeby pozwoliła mi zająć się małą, kiedy sama będzie w Phoenix.
Chciałem się nią zaopiekować najlepiej, jak umiałem…
Ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Zanim zszedłem z łóżka, rzuciłem o
ś

cianę tym strasznie denerwującym przedmiotem. Niestety nadszedł czas, aby

stać się bardziej odpowiedzialnym. Wiele zmieniło się w moim życiu w bardzo
krótkim czasie…

Nie dziwię się Jasperowi, że wyrzucił mi nadmierne posłuszeństwo wobec Belli.
Zachowuję się, a nawet mówię, jakbym naprawdę miał dziecko. Oczywiście
traktuję tak Gwiazdkę. Chcę, żeby czuła, że ma przy sobie nie tylko mamę, ale
także ciocie i … no właśnie. Jak powinienem się nazwać? Przecież nie jestem z
nią spokrewniony… Niech dzieje się co chce… Niech czuje, że ma też tatę.
Będę tak się określał tylko w myślach, bo nie wiem co zrobiłaby jej matka,
gdyby to usłyszała.

Ogarnąłem się w błyskawicznym tempie, ponieważ musiałem jeszcze zabrać do
szkoły moje panie.
Miałem też pewną sprawę do załatwienia na miejscu. Zamierzałem powiedzieć
kilka rzeczy Jessice… Domyślam się, że Bella nie powiedziała mi wszystkiego
co usłyszała od niej, a ja tak tego nie zostawię.

Szliśmy korytarzem, kiedy ją zobaczyłem… Spojrzała na moją towarzyszkę,
potem na dziecko i zrobiła minę, jakby się nad czymś zastanawiała. Od razu
zrozumiałem o co chodzi…

-Zaczekaj tu chwilę.- powiedziałem do dziewczyny idącej obok mnie i
wskazałem na ławkę stojącą kilka metrów dalej.
-Nie rób żadnych głupstw.

Przewróciłem tylko oczami i ruszyłem w kierunku Stanley. Może Bella nie chce
tego okazywać, ale wiem, że czuje się strasznie widząc jak traktuje ją ta
dziewczyna. Unika jej spojrzenia i mocniej tuli córkę, kiedy tylko ją widzi, a
teraz mówi mi, żebym nie robił głupstw…

-Jessica!- zawołałem, na co automatycznie się odwróciła- Chyba mamy do
pogadania.
-Oo, cześć Edward!- pisnęła entuzjastycznie- O czym chcesz rozmawiać?
-Nie udawaj, że nie wiesz. Na początek chciałbym wiedzieć, kto dał ci prawo
mówić o innych rzeczy, które z prawdą mają tyle wspólnego, co ty ze mną?!
-Ale Edward, co ja takiego powiedziałam?

W tym momencie miałem ochotę wytrzeć nią podłogę. Opanowałem się jednak,
bo nie podniósłbym ręki na dziewczynę. Nawet Jessicę.

-Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej. Wiem, jak nazwałaś Bellę!

background image

-Aaaa… o to chodzi… Przecież nic się nie stało. Powiedziałam tylko prawdę.
Ktoś musiał.

Uśmiechnęła się sztucznie, jakby chciała zrobić na mnie wrażenie… Udało jej
się, teraz uważałem ją za jeszcze bardziej pustą niż do tej pory.

-Szczerze mówiąc byłam przekonana, że to twoje dziecko. Nie powiem,
zazdrościłam jej, że się z tobą przespała. Zaskoczyła mnie, kiedy powiedziała,
ż

e się mylę. Skoro nie jest twoje, musi być łatwa… Najpierw nie pomyślała idąc

z kimś do łóżka, a teraz udaje świętą i żeruje na twoich pieniądzach…
-Dziewczyno, czy ty w ogóle siebie słyszysz?! Ośmieszasz sama siebie! A co,
gdybym powiedział ci teraz, że mała jest moją córką?!- na jej twarz wkradło się
zaskoczenie- Tak, to prawda! I radzę ci zostawić Bellę w spokoju, bo nasza
następna rozmowa nie będzie już taka przyjemna!

Nie czekając na choćby jedno jej słowo, wróciłem do czekających na mnie
piękności…

Po szkole pojechaliśmy od razu do lekarza. Gwiazdka rozwija się prawidłowo i
doktor nie miał żadnych zastrzeżeń…

Było już późno, więc odwiozłem Bellę do domu i obiecałem przyjechać godzinę
później, aby pomóc jej wykąpać dziecko. Sam się sobie dziwiłem, że tam bardzo
spodobały mi się czynności związane z opieką nad tą małą istotką. Potrafiłem
rzucić wszystko, żeby tylko móc ją nakarmić, a wizja przewijania nie przerażała
mnie, jak to dzieje się z większością facetów.

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

Weszłam do domu i napotkałam zmartwiony wyraz twarzy mojego taty…
Siedział na swoim ulubionym fotelu i przyglądał się nam.

-Podaj mi moją wnuczkę.- powiedział nadstawiając ręce- Jest mi tak przykro, że
nie mogę pomagać ci zajmować się nią. Musisz prosić o pomoc dopiero co
poznanych ludzi, podczas gdy twój ojciec siedzi na komisariacie.
-Tato, rozumiem, że musisz pracować. Bez ciebie miasto już dawno przestałoby
istnieć. Nie spodziewałam się, że w ogóle jest tu kogo ścigać, a jednak. Nie
martw się o nas, damy radę. Cullenowie są bardzo mili i strasznie polubili małą.
Sami oferują pomoc.
-Chyba nigdy nie odwdzięczę się za to Carlisle’owi.- uśmiechnął się, kiedy
wnuczka przeciągnęła się ze zmęczenia.- Tylko ten Edward… Nie wydaje ci się,
ż

e jest tu trochę za często?

background image

-Uwierz mi, że nie. To jego oczko w głowie.- wskazałam na córkę- Rozpieszcza
ją jak tylko może i niczego za to nie wymaga.

Skoro już rozmawialiśmy, a nie mamy zwykle na to czasu, musiałam go o coś
zapytać. Zapomniałam powiedzieć tacie wcześniej o rozprawie…

-Pojutrze muszę być w sądzie.
-Dobrze, zarezerwuję ci bilet, ale co z małą? Nie mogę wziąć urlopu, chociaż
bardzo bym chciał. Nie sądzę też, żeby dobrym pomysłem było zabranie jej ze
sobą.

Rzeczywiście powinnam zastanowić się, zanim odmówiłam Edwardowi. Z
drugiej strony powiedział, że wystarczy poprosić i się nią zajmie. Nie chciałam
tylko psuć mu tygodnia… Pomoc to jedno, ale opieka nam dzieckiem przez całą
dobę może być dla niego straszna…
I tak nie miałam wyboru… Nie wiem tylko jak mu się za wszystko
odwdzięczę…

background image

Rozdział szósty

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV

Oglądałem swoje zdjęcia z dzieciństwa, słuchając jakiejś smętnej muzyki, kiedy
ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju… Nie czekając na pozwolenie gość
wkroczył do środka.

-Cześć bracie.- uśmiechnęła się Alice, po czym usiadła obok mnie na wielkim
łóżku- Zebrało ci się na wspomnienia? A może zatęskniłeś za nocnikiem?

Wskazała fotografię, na której uczyłem się korzystać z tego jakże
skomplikowanego w użyciu przedmiotu.

Ś

wietnie go pamiętam… Był niebieski, a większą jego część zajmowały

bazgroły Emmett’a… Zamazał nawet obrazek przedstawiający Sponge Bob’a.

-Przebywanie z córką Belli zmusiło mnie do cofnięcia się o kilka lat.-
odpowiedziałem wciąż patrząc na zdjęcia.

Nagle zapragnąłem zapytać o coś, co męczyło mnie od jakiegoś czasu… Może
moja młodsza siostra będzie wiedziała, co powiedzieć…

-Myślisz, że będzie podobna do ojca?

-Nie wiem, ale mam nadzieję, że nie… Mama powiedziała mi kiedyś, że dziecko
nie przejmuje wielu cech genetycznie. Większości uczy się obserwując. Wydaje
mi się, że jeśli będziesz spędzał z nią tyle czasu co dotychczas, stanie się bardzo
podobna do ciebie.

Zastanawiałem się chwilę nad tym co powiedziała. Bardzo chciałbym, żeby
Gwiazdka upodobniła się do mnie w jakiejkolwiek rzeczy. Wiedziałbym wtedy,
ż

e chociaż w małym stopniu mam na nią wpływ. Oby to nie były żadne z tych

złych cech.

Z drugiej jednak strony Belli mogłoby nie spodobać się to, że jej dziecko
przypomina kogoś, kogo zna tak krótko. Gdyby nawet przejęła wszystkie cechy
po swojej mamie, ucieszyłoby mnie to. Nie mogę zaprzeczyć, że lubię Bellę.
Jest wspaniała i strasznie dzielna. Dziwię się nawet, że jest w stanie zaufać mi
po tym, co zrobił jej ten James.

Poprzedniego wieczora zapytała, czy moja propozycja odnośnie opieki nad małą
wciąż jest aktualna. Oczywiście, że jest. Zgodziła się powierzyć mi dziecko na
cały tydzień, ale ostrzegła, że jej ojciec może wpadać z wizytą po pracy. Gdyby
nie to, chętnie powiedziałbym temu gwałcicielowi co o nim myślę. Prosto w
twarz…

background image

Nie rozumiem jak niektórzy faceci mogą być takimi kretynami. Postanowiłem
nie zastanawiać się nad tym dłużej. Musiałem przecież powiedzieć rodzicom, że
córka Belli będzie mieszkała u nas… W sumie wszyscy domownicy powinni się
na to przygotować. Niestety nie mamy ścian dźwiękoszczelnych, więc istnieje
duże prawdopodobieństwo, że kiedy tylko mała zacznie płakać, postawi na nogi
cały dom. Już wyobrażam sobie Emmetta obudzonego w środku nocy…

Zszedłem na dół do salonu. Po drodze zwołałem zebranie rodzinne. Oczywiście
wszyscy się zdziwili, bo zazwyczaj to tata się tym zajmował.

-Zebrałem was tutaj, bo jest coś, o czym powinniście wiedzieć…- zacząłem
zdecydowanie- Nie pytam o wasze zdanie na ten temat, a tylko oznajmiam
fakt… Przez najbliższy tydzień nasza rodzina powiększy się o jednego członka.
Bella musi koniecznie wyjechać, a jej ojciec nie może wziąć wolnego, więc to ja
zajmę się jej córką, kiedy będzie w Phoenix. Nie pytajcie o powód jej wyjazdu.
Jeśli będzie chciała, sama wam go zdradzi.

Myślałem, że kiedy im to powiem, któreś z nich zaprotestuje albo podważy
moją decyzję. Zamiast tego tata podszedł do mnie z trudnym do odczytania
wyrazem twarzy i kiedy najmniej się tego spodziewałem, poklepał mnie po
ramieniu…

-Synu, jestem z ciebie dumny.- uśmiechnął się- Taki właśnie powinien być
Cullen.

-To wspaniałe, że pomagasz tej dziewczynie, ale czy nie sądzisz, że powinnam
ją w końcu poznać?- wtrąciła się mama- Wszyscy zdążyliście się już z nią
zaprzyjaźnić. Uwielbiacie jej dziecko, podczas kiedy ja nie miałam jeszcze
nawet okazji zobaczyć jej na oczy. Kiedy Bella ma samolot?

-Jutro z samego rana. Przed szkołą pojadę po małą.

-Skoro dzisiaj jest jeszcze w domu, pojedź do niej i zaproś ją na obiad. Powiedz,
ż

e jeśli ona nie przyjedzie tutaj, to ja ją odwiedzę.

Wiedziałem, że żartowała, ale miała rację. Powinienem doprowadzić do ich
spotkania. Szczególnie, jeśli chciałem, żeby mama zajmowała się dzieckiem,
kiedy my będziemy w szkole. Nie sprawia nam oczywiście za dużo kłopotów,
ale nie mogę patrzeć na Bellę chodzącą z głową spuszczoną w dół i bojącą się
kolejnych komentarzy na temat jej sytuacji… Od kiedy zaczęła naukę w tej
szkole, poznała tylko moją rodzinę i Jessicę, czego akurat szczerze jej
współczuję. Pora, aby poczuła się jak zwykła nastolatka. Oczywiście, że nie jest
zwykła… Radzi sobie z problemami, o których istnieniu nie wie połowa jej
rówieśników, a mimo to zawsze widzi jakieś dobre strony danej sytuacji…

Myślałem chyba dłużej niż powinienem, bo kiedy się ocknąłem, w salonie nie
było już nikogo oprócz mojej rodzicielki.

-Na co jeszcze czekasz? Jedź!

background image

Stałem właśnie pod drzwiami domu Belli. Wiem, dałem za wygraną. Szczerze to
nawet odpowiadał mi taki obrót spraw. Gdyby nie propozycja, a właściwie
rozkaz mamy, zwlekałbym z przyprowadzeniem dziewczyny do swojego domu
pewnie jeszcze bardzo długo…

Zapukałem i już po chwili zostałem wpuszczony do środka. W korytarzu
podziewałem się raczej zastać brunetkę, ale na środku wąskiego pomieszczenia
stał jej ojciec, przyglądając mi się uważnie.

-Czy zastałem Bellę?- zapytałem uprzejmie- Chciałem z nią porozmawiać.-
wolałem nie mówić jeszcze co było prawdziwym powodem mojego przyjazdu.

-Jest u siebie.- odpowiedział po krótkiej chwili.

Wszedłem na piętro i szybko zlokalizowałem odpowiednie drzwi. Podszedłem
do nich z zamiarem zapukania. Z wewnątrz dobiegał głos dziewczyny i płacz
dziecka. Zaniechałem wcześniej zaplanowanej czynności i po chwili byłem już
w środku.

Dziewczyna chodziła po pokoju z córką na rękach. Widocznie chciała ją
uspokoić. Od czasu do czasu głaskała ją po główce lub robiła dziwne miny, żeby
rozśmieszyć małą. Niestety bezskutecznie. Żadne z nas nie odezwało się do
siebie słowem. Po kilku minutach Bella usiadła zrezygnowana na łóżku, nadal
nie wypuszczając dziewczynki z objęć.

-Zachowuje się całkiem, jakby wiedziała, że jutro wyjeżdżam.- powiedziała
brunetka patrząc w moją stronę po raz pierwszy od mojego przybycia.- Nie
mogę sobie z nią poradzić, Charlie też, a muszę przecież się spakować.

Dopiero wtedy dostrzegłem otwartą walizkę leżącą na środku łóżka i stertę
ubrań obok niej.

-Podaj mi ją.- zwróciłem się do niej patrząc na moją Gwiazdkę.- Postaram się
jakoś temu zaradzić, a ty kończ pakowanie. Potem musimy pojechać do mnie,
bo moja mama nie daruje mi, jeśli nie pozna was przed twoim wylotem. Można
powiedzieć, że to taki jej warunek. Wiem, że sprzeciwienie się jej nie
spowodowałoby zakazu zaopiekowania się małą, ale nie lubię postępować tak
względem niej.

-To znaczy, że czeka mnie odegranie roli „idealnej dziewczyny, której
dzieckiem będzie zajmował się jej syn”?- zaśmiała się na tę nazwę.

-Możemy tak to nazwać. Nie ma dla nas właściwego określenia.

-To rzeczywiście trochę dziwne. Dwójka nastolatków, którzy dopiero co się
poznali wychowuje razem dziecko. To znaczy...- urwała... Nie chciałam, żeby
tak to zabrzmiało. Ty mi tylko pomagasz. Nie, żebym obarczała cię jakąkolwiek
odpowiedzialnością za Lizzy.

-Lizzy? Wybrałaś już imię?

background image

-Sama nie wiem, kiedy to się stało. Po prostu w pewnym momencie zaczęłam
tak do niej mówić.- dziewczyna zarumieniła się wypowiadając te słowa.

Jakiś czas później byliśmy w drodze do mojego domu. Lizzy nadal dawała się
mamie we znaki, ale Bella postanowiła poczekać z karmieniem do czasu, kiedy
będzie mogła zostać z córką sama. Rozumiem, że nie jesteśmy jeszcze bliscy
sobie na tyle, żeby bez skrępowania zrobiła to w mojej obecności.
Prowadziłem uważnie, zastanawiając się nad sytuacją, w której się znajdujemy.
W innym wypadku przyprowadzenie dziewczyny do domu na pewno byłoby dla
mnie stresujące, ale, mimo całej sympatii, jaką darzę dwie siedzące obok mnie
osoby, nie mogłem pozbyć się uczucia niepewności. Było to bezpodstawne,
gdyż większość mojej rodziny znała już Bellę i Lizzy, a jeżeli chodzi o mamę,
nie miałem wątpliwości, ale zakocha się w nich od razu.

Zakochanie... Czy tym właśnie jest dziwna siła, która przyciąga mnie do córki
szeryfa? Nie, na to za wcześnie, ale z pewnością nie zamierzałem sprzeciwiać
się emocjom, jakie mną władały w tym momencie.

Wyciągnąłem prawą rękę i położyłem na główce maleństwa, które płakało coraz
głośniej.

-Myślisz, że twoja mama mnie polubi?- zapytała Bella, odwracając się w moja
stronę.
-Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.- odparłem, ale odpowiedziała mi
cisza- Nie martw się.- przeniosłem dłoń na tę należącą do dziewczyny- wszystko
będzie dobrze, obiecuję.

Nie minęło pięć minut, a parkowałem już na podjeździe. Z miny mojej
towarzyszki wnioskowałem, że zachwycił ją widok domu.

-Spodziewałam się czegoś okazałego, ale to jest po prostu piękne.
- Powiedz to Esme, a powita cię w rodzinie jeszcze przed oficjalną prezentacją.-
zaśmiałem się, jednocześnie podnosząc ją na duchu.- Chodźmy...

Kiedy otworzyłem drzwi, mama czekała w salonie. Firanka za nią lekko
falowała, co świadczyło o tym, że wypatrywała nas niecierpliwie.
Biegiem znalazła się u mojego boku, trącając mnie w ramię i odchrząkując.
Subtelne...

-Mamo, poznaj proszę Bellę i Lizzy.- wskazałem dziewczynę trzymającą
dziecko.- Bello, to moja mama- Esme.

Brunetka wyciągnęła rękę, ale moja rodzicielka miała inny plan. Porwała ją w
ramiona, ściskając mocno. Widziałem zdziwienie na twarzy szesnastolatki, na
co wzruszyłem tylko ramionami.

background image

-Kochanie, cieszę się, że nareszcie mogę cię poznać. Tyle o tobie słyszałam od
moich dzieci, że już zamierzałam sama złożyć ci niezapowiedzianą wizytę. Jakie
to samolubne z ich strony, że starały się zatrzymać was tylko dla siebie.
-Też mi miło panią poznać.- odpowiedziała z uśmiechem- Bardzo dziękuję, że
zgodziła się pani przyjąć pod swój dach obce dziecko.
-Zgodziłam? A ktoś może pytał mnie o zdanie?- zaśmiała się mama- Edward
zakomunikował nam to, nie oczekując sprzeciwu.

Dziewczyna rzuciła mi zabójcze spojrzenie. Odwróciłem się więc na pięcie i
udałem do kuchni.

BPOV

Nie zapytał rodziny? Miałam ochotę zatrzymać go i powiedzieć co o tym myślę,
ale udaremniła mi to, wciąż trzymająca mnie w uścisku kobieta.

-Nie miej mu tego za złe. Oboje z mężem jesteśmy z niego bardzo dumni. Nie
mówiąc już o tym, jak oszalały moja dzieci na wiadomość, że ich ulubienica
zamieszka z nami. W czasie, kiedy tu jechaliście, Alice udała się do najbliższego
centrum handlowego po najpotrzebniejsze rzeczy.
-Ale ja mogę przecież przywieść wszystko z domu, naprawdę nie ma potrzeby,
ż

eby...

-Ballo, kochanie, rozumiem, że masz wszystko co niezbędne, ale nie sądzę, żeby
uśmiechała ci się wizja przetransportowania tu łóżeczka czy przewijaka. Zaraz
obok pokoju Edwarda jest jeden mniejszy, niewykorzystany.
Postanowiliśmy urządzić w nim pokoik dla twojej córki.

W oczach poczułam gromadzące się łzy. Rodzina Cullenów zachowywała się,
jakbym była jej członkiem. Ani razu nie spojrzeli na mnie krytycznie, nie
wypominali mi mojej przeszłości. Po prostu byli ze mną i wspierali mnie. Taki
właśnie dom, chciałam w przyszłości zapewnić córeczce. Kochający rodzice,
wspierające rodzeństwo, miła atmosfera... Może kiedyś...
W tym momencie przypomniałam sobie o warunku taty.

-Proszę pani, chciałam uprzedzić, że mój tata zastrzegł sobie prawo do
niezapowiedzianych wizyt. Znając go, będzie zjawiał się tu każdego popołudnia
i trudno będzie się go pozbyć. Proszę być dla niego wyrozumiałym. Lizzy to
jego wnuczka, a on obwinia siebie za to, że nie zapobiegł nieszczęściu, które, o
ironio, mu ją dało i o to, że nie jest w stanie poświęcić jej tyle czasu ile chciałby.
-Po pierwsze, mów mi Esme. Po drugie, rozumiem Charlie’go. Patrząc na syna,
zauważyłam, że mała przyciąga do siebie ludzi jak magnez.- zamyśliła się na
moment- Właściwie, miałabym do ciebie prośbę... Mogłabym ją chwilę
potrzymać?

background image

-Oczywiście.- powiedziałam, podając kobiecie wciąż płaczące niemowlę. O
dziwo, chwilę później uspokoiło się.

Wiedząc, że moja córka znajduje się w doświadczonych rękach, oddaliłam się,
mając nadzieję na znalezienie przyjaciela.
Znikałam już za drzwiami prowadzącymi, jak podejrzewałam, do kuchni, kiedy
usłyszałam za sobą szept...
-Witaj w ramionach babci Esme.



background image

Rozdział siódmy

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

Następnego dnia z samego rana tata odwiózł mnie na lotnisko. Niestety, musiał
od razu wracać do Forks. W końcu będąc szefem policji miał obowiązki
względem tej mieściny.
Do odlotu zostały mi jeszcze dwie godziny, dlatego postanowiłam zadzwonić i
dowiedzieć się co u mojej kruszynki. Wiedziałam, że Edward zapewne ma
lekcje, więc wybrałam numer Esme, która podała mi go, abym mogła w każdej
chwili skontaktować się z nią pod nieobecność kolegi.

Odebrała po trzecim sygnale…

-Witaj kochanie.- przywitała się.
-Cześć Esme.- nadal dziwne było dla mnie zwracanie się do niej po imieniu, ale
spełniałam jej prośbę- Co słychać u mojego maleństwa?
-Śpi słodko w swoim nowym łóżeczku. Zaraz po tym jak Edward ją do nas
przywiózł, wypiła mleko, które dałaś i od razu zasnęła. Aniołek z tej naszej
Lizzy…- rozmarzyła się kobieta.
-Na razie. Koło południa na pewno wyczuje moją nieobecność.
-Wtedy w domu będą już Edward, ciocie i wujkowie. Wierz mi, zrobimy
wszystko, żeby nie zdążyła zatęsknić.

A kto pomoże mi zapanować nad tęsknotą?

Nie pamiętam lotu. Prawdopodobnie cały przespałam, z czego bardzo się cieszę.
Podróż samolotem nie wywołuje u mnie bowiem przyjemnych skojarzeń. Tyle
słyszy się o rozmaitych katastrofach czy atakach terrorystycznych.

Na szczęście w miarę szybko odebrałam swój niewielki bagaż i zaczęłam
rozglądać się po hali w poszukiwaniu mamy. Znalazłam ją po chwili, idącą w
moim kierunki z szerokim uśmiechem na twarzy. Brakowało mi tej kobiety…

- Bella, kochanie!- wzięła mnie w ramiona, kiedy tylko znalazła się w pobliżu-
Tak bardzo za tobą tęskniłam!
- Ja też mamo. Nawet nie wiesz jak bardzo.- wtuliłam się w nią mocniej-
Zabierz mnie do domu, tam o wszystkim ci opowiem…

Pół godziny później siedziałyśmy na kanapie w salonie. Trzymałam w ręku
kubek z parującą herbatą i czekałam aż mama zajmie miejsce obok mnie.
Zrobiła to natychmiast.
Przez chwilę siedziałyśmy w przyjemnej ciszy. Miałam czas rozejrzeć się po

background image

pomieszczeniu… Nic nie zmieniło się od mojego wyjazdu. Pilot od telewizora
nadal znajduje się w doniczce z orchideą, puste szklanki poustawiane są na
ławie, a kij baseballowy Phila- męża Rene, stoi oparty o fotel. Zapewne gdybym
sprawdziła miesiąc wydania gazety leżącej na parapecie, odkryłabym, że to ja
położyłam ją tam ponad pół roku temu.

- Jak ma się moja wnuczka?- moje rozmyślenia przerwała rodzicielka.
- Zaskakująco dobrze, jak na sytuację, w jakiej przyszło jej się wychowywać.-
uśmiechnęłam się na wspomnienie o córeczce- Przywiozłam masę zdjęć, a
wieczorem będziesz mogła zobaczyć ją przez skype.
- To cudownie. Pokaż te fotografie…

Wyjęłam z torby mały album fotograficzny, który kilka dni temu kupiły mi
Alice i Rosalie. Podałam go mamie, po czym zaczęłam opowiadać o ludziach i
sytuacjach przedstawionych na zdjęciach.
Jedno z nich ukazywało Lizzy śpiącą na brzuchu swojego stróża…

- … A to jest Edward.- wskazałam chłopaka.
- Córeczko, mogłabyś wytłumaczyć mi co ten młodzieniec robi w pobliżu mojej
wnuczki?- zapytała mama z wyraźną pretensją w głosie.
-Cóż…
-Cóż… co?- ponaglała mnie.
- Poznałam go jeszcze w szpitalu, a kiedy dowiedział się o dziecku nie
spanikował i zaproponował wraz z rodziną pomoc.- spuściłam wzrok na kolana.
- Mówiłaś przecież, że nie możesz przebywać w towarzystwie chłopców, że
czujesz lęk…
-Bo to prawda, ale z nim i jego braćmi jest inaczej… Opowiadałam ci o
doktorze Cullenie. Edward jest jego synem. On jest inny. Nadal przeraża mnie
obecność mężczyzn, ale on…- spojrzałam ponownie w twarz rozmówczyni-
…Wiem, że jego nie muszę się obawiać. Widzę to w sposobie, w jaki opiekuje
się moją córką. Może to sprawka intuicji, bo wiem, że mogę na niego liczyć.

Mama objęła mnie i złożyła pocałunek na moim czole. Kiedy byłam dzieckiem,
robiła to gdy byłam smutna i w tej chwili właśnie tego gestu potrzebowałam…

-Bello, ja po prostu martwię się o was. Nie mogę być z wami w Forks, a ty nie
chcesz tu wracać. Rozumiem to doskonale i w pewnym sensie cieszę się, że
wracasz powoli do równowagi sama ze sobą, ale pamiętaj, jeżeli tylko ten…
-Edward.- podpowiedziałam.
- … jeżeli ten Edward chociażby powie coś przykrego w twoim kierunku, nie
mówiąc już o tknięciu ciebie, będzie miał ze mną do czynienia.
-Wiem, mamo. Spokojnie, on jest tylko moim przyjacielem. Nie wydaje mi się,
ż

e jeszcze kiedykolwiek będę w stanie spojrzeć inaczej na chłopców…-

poczułam słone łzy spływające moimi policzkami.
- Słonko, nie płacz. Jutro postaramy się zrobić wszystko, żeby ten potwór dostał
zasłużoną karę. Wiem, że ty nigdy nie będziesz w stanie o nim zapomnieć. W

background image

końcu Lizzy zawsze będzie ci o nim przypominało, ale sama podjęłaś decyzję o
zatrzymaniu jej.
- Wiesz dobrze, że nie mogłabym oddać dziecka. Nawet jeśli zostało poczęte w
ten sposób. Jest częścią mnie i kocham ją mino tego czyją jest córką… Nie. Ona
jest tylko moja.
- Wiem to wszystko i jestem z ciebie bardzo dumna…- złożyła jeszcze jeden
pocałunek na moim czole i tak temat został zakończony.

Całe przedpołudnie spędziłam w kuchni, pomagając przy gotowaniu obiadu.
Wiedziałam, że Phil ucieszy się widząc na stole swoje ulubione spaghetti.
Ostatnio nie miałam czasu na gotowanie, a szkoda, bo zawsze mnie to
uspokajało.

Kończyłam właśnie nakrywać do stołu, kiedy usłyszałam dźwięk
przychodzącego połączenia. Podeszłam do ławy, gdzie leżała moja komórka i
odebrałam…

- Cześć piękna.- usłyszałam w słuchawce.
- Cześć.
- Co u was słychać? Wszystko w porządku? Radzicie sobie z Lizzy?
- Sytuacja jest pod kontrolą.- zaśmiał się mój rozmówca- Właśnie ją nakarmiłem
i przewinąłem. Teraz czekam aż jej się odbije i czeka nas popołudniowa
drzemka. Gwiazdka tęskni trochę za mamusią, ale ma tutaj tyle atrakcji, że
szybko o tobie zapomni.- zaśmialiśmy się oboje.
- Ani mi się waż nastawiać moje dziecko przeciwko mnie.
- Gdzieżbym śmiał?- udawał urażonego- Po prostu teraz jest czas dla reszty
rodzinki.
- A propos reszty rodzinki, zadzwonię później na skype, żeby moja mama mogła
zobaczyć szkraba. Nie przeszkadza ci to?
- Jasne, że nie. Poprosiłem w szkole, żeby do końca tygodnia nie zadawali mi
nic do domu, bo wziąłem na siebie obowiązek opieki nad niemowlęciem. Swoją
drogą, wystarczy, że wspomniałem o wnuczce szeryfa, a wszyscy zgodzili się
bez problemu.
- Teraz jeszcze ją wykorzystujesz. Muszę pomyśleć o jakimś szlabanie na
widywanie małej.
- Proszę, tylko nie to!- jestem pewna, że w tym momencie złapał się teatralnie za
serce.
- Pożyjemy, zobaczymy, a tymczasem przepraszam, ale muszę kończyć, bo
obiad gotowy. Odezwę się potem. Pa.
- Lizzy też mówi papa mamie.

Udałam się do kuchni, gdzie przy stole siedziała już mama i jej mąż, który
musiał wrócić do domu w czasie, kiedy rozmawiałam przez telefon. Podeszłam
do niego i przywitałam się uściskiem ręki. Phil nie wiedział jak zachowywać się
w stosunku do mnie od tamtej nocy. Byłam mu wdzięczna, że nie nalegał na
uściski, które zwykliśmy dzielić, kiedy byłam młodsza.

background image

Zajęliśmy się jedzeniem.
Po posiłku pomogłam mamie pozmywać, mimo że upierała się, że poradzi sobie
sama.
Phil usiadł przed telewizorem, ponieważ właśnie zaczynała się emisja meczu.

Poszłam do swojego starego pokoju aby rozpakować torbę. Nie miałam ze sobą
wielu rzeczy, ale wiedziała, że w drogę powrotną zabiorę ze sobą większy
bagaż. Musiałam przewieść do Forks kilka swoich ubrań, w których niedługo
nareszcie będę mogła chodzić. Wyjechałam z Phoenix, kiedy ciąża była już
widoczna, więc spakowałam tylko ubrania, które nadawały się do noszenie w
tym stanie. Teraz, kiedy powoli traciłam dodatkowe kilogramy, liczyłam na to,
ż

e niedługo wrócę do poprzedniego rozmiaru. Oczywiście nie mogłam

przesadzać z dietami ani ćwiczeniami, bo karmiłam, ale odżywiałam się zdrowo
i już zauważyłam minimalne poprawki w swoim wyglądzie.

Rozpakowywanie nie zajęło mi dużo czasu. Kiedy z tym skończyłam,
postanowiłam wziąć prysznic. Weszłam do łazienki przylegającej do mojego
pokoju. Zanim jednak zrelaksowałam się pod strumieniem ciepłej wody,
musiałam odciągnąć zalegające mleko. Przez cały dzień nie karmiłam Lizzy i
piersi zaczynały mnie boleć od nadmiaru pokarmu.

Uporałam się z tym tak szybko jak mogłam, a nie było to przyjemne, i już po
kilku chwilach stałam pod prysznicem.


Około 17.00 zeszłam na dół do salonu, gdzie siedzieli mama i Phil. Usiadłam
koło nich na kanapie i położyłam sobie na kolanach laptopa. Trwało właśnie
łączenie… Nagle na ekranie pojawił się granatowy pokój. W oddali słychać było
ś

piew. Odchrząknęłam i natychmiast zobaczyłam Edwarda z moją córeczką w

ramionach.

- Przepraszam, nie słyszałem cię. Usypiam małą i…
- Daj jej jeszcze kilka minut. Mam tu dwie osoby, które chciałyby ja poznać.
Mamo, Phil…- zwróciłam się do dwójki obok mnie- … to wasza wnuczka
Elizabeth.
- Jaka on śliczna.- odezwała się moja mama.- Jest do ciebie taka podobna. Na
szczęście nie widać podobieństwa do tego s…- urwała nagle.
- Spokojnie, Edward wie o… nim.
Mama posłała mi zszokowane spojrzenie, a głos zabrał Phil.
- Więc mówisz Edward, że to tobie Belka powierzyła swój skarb?
- Tak, proszę pana. Przyrzekam, że ja i moja rodzina zajmujemy się nią najlepiej
jak potrafimy.
- Wierzę ci, synu.

Rozmowa ciągnęła się w nieskończoność. W międzyczasie jednak Cullenowi
udało się uśpić małą, więc dorośli pozwolili nam porozmawiać w cztery oczy.

background image

Edward pytał między innymi o to jak czuję się przed jutrzejszą rozprawą i wtedy
dotarło do mnie, że całkowicie zapomniałam o celu mojego przyjazdu… Tak
miło było pobyć z bliskimi we własnym domu, że zupełnie wyleciały mi z
głowy problemy, z którymi się zmagam.
Zapewniłam go co prawda, że wszystko jest w porządku, ale wtedy zaczęłam
mieć wątpliwości. Już za kilka godzin miałam stanąć oko w oko z moim
oprawcą…


Obudziło mnie wołanie mamy. Spojrzałam na zegarek- 10.00. Za godzinę
powinnam być w sądzie!
W pośpiechu zabrałam naszykowane poprzedniego dnia rzeczy i zniknęłam w
łazience. Po kilkunastu minutach byłam już na dole, jedząc śniadanie. Droga na
miejsce zajmowała prawie pół godziny, więc wyszliśmy z domu, kiedy tylko
skończyłam jeść i ponownie odciągnęłam mleko. Nienawidzę tego!

W sądzie byliśmy kilka minut przed rozprawą. Na korytarzu spotkałam kilka
osób, które były na pamiętnej imprezie, a teraz najprawdopodobniej miały
wystąpić w roli świadków.
Zajęłam miejsce niedaleko drzwi i wyciągnęłam telefon w celu wysłania
wiadomości. Nie miałam aż tyle czasu, aby zadzwonić, ale postanowiłam dać
znać Esme, że zaraz wejdę na salę.

Rzeczywiście tuż po wybiciu 11.00 zostałam poproszona do środka.
Rozejrzałam się i zobaczyłam tylko mamę, sędziego i moją panią adwokat.
Odwróciłam się w prawo i wtedy go zobaczyłam…
Siedział dokładnie naprzeciwko miejsca przeznaczonego dla mnie i miał na
twarzy cwany uśmiech.
Ręce zaczęły mi się trząść, kiedy zajmowałam odpowiednie krzesło. Zeznania
składałam już wcześniej w obecności pani psycholog, dlatego teraz nie
musiałam zabierać głosu.

Sędzia wzywał kolejno świadków, zadawał im pytania i odsyłał. Wszystko
trwało około dwóch godzin, kiedy usłyszałam swoje imię.
Posłusznie wstałam, starając się nie patrzeć na wprost.

- Z raportu biegłego sądowego wynika, że wskutek gwałtu zaszłaś w ciążę.
Muszę w takim razie zapytać czy dziecko przyszło na świat.

- Tak, Wysoki Sądzie. Urodziłam dziewczynkę. Postanowiłam wychować ją
samodzielnie.
- Zdajesz sobie pewnie sprawę, że ze względu na istnienie dziecka musi odbyć
się kolejna rozprawa, w wyniku której zostanie podjęta decyzja o przyznaniu
praw rodzicielskich.
- Tak, Wyskoki Sądzie.
- Korzystając z okazji, kieruję do ciebie więc pytanie: Czy chcesz, aby obecny tu
James Wright zatrzymał swoje prawa?

background image

- Nie, Wysoki Sądzie.- z moich oczy zaczęły płynąć łzy.
- Dobrze więc. O dacie kolejnej rozprawy strony zostaną poinformowane w
najbliższym czasie, a tymczasem skazuję oskarżonego o gwałt na nieletniej na
karę pięciu lat pozbawienia wolności. Po odbyciu kary, skazany ma także zakaz
zbliżania się do ofiary oraz jej rodziny. Zamykam rozprawę, dziękuję za
przybycie.

W momencie, kiedy policjanci prowadzili Jamesa do wyjścia, ten wyrwał się i
podbiegł w moim kierunku.
Była przerażona widząc, że dzieli go ode mnie zaledwie kilka kroków. Gdy już
stał naprzeciw mnie, złapał za kołnierz koszuli, którą miałam na sobie dwoma
skutymi rękoma i spojrzał na mnie z rządzą mordu w oczach…

- Nie myśl sobie, że tak to się skończy!- krzyknął.- Wyjdę stąd, a wtedy
pożałujesz, że nie potrafiłaś siedzieć cicho!
- Poczułam oplatające mnie od tyłu ramiona mamy, a chwilę potem zobaczyłam
jak James jest wyrzucany przez drzwi.

Przez całą drogę do domu płakałam, kołysząc się na siedzeniu pasażera w aucie
mamy. Łzy przesłaniały mi drogę, więc nie zauważyłam, kiedy samochód
zatrzymał się na podjeździe.
Mama pomogła mi wysiąść i zaprowadziła mnie do pokoju. Na miejscu otuliła
mnie kołdrą i przyniosła kubek gorącej herbaty. Starała się mnie uspokoić, gdyż
wiedziała, że z samego rana mam samolot powrotny i nie mogę pozwolić sobie
na zarwanie nocy.

Kiedy opanowałam trochę skołatane nerwy na tyle, że byłam w stanie
wykrzesać z siebie podziękowania, rodzicielka wypowiedziała jedno zdanie,
dzięki któremu poczułam się lepiej- „Lecę z tobą, kochanie”.

Siedziałam czekając na odprawę i postanowiłam zadzwonić do Forks. Najpierw
wykonałam telefon do taty, w którym streściłam wczorajszą rozprawę, wskutek
czego ponownie zaczęłam płakać, a następnie zadzwoniłam do Esme, z którą
mogłam porozmawiać o wszystkim…
Po kilkuminutowej konwersacji, w trakcie której znowu się rozkleiłam,
usłyszałam w słuchawce ściszone głosy, a chwilę potem dobrze znany mi głos…

- Edwardzie, boję się…- wyszeptałam do słuchawki.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Za kilka godzin będziesz w domu.
- Nie, on nie odpuści. Nie widziałeś jego twarzy.- jąkałam się- Pragnie zemsty,
choćby miał sprawić mi ból zza krat…
- Bello…- mówił uspokajającym tonem- Przyjadę na lotnisko z Charliem i
wtedy porozmawiamy. Pamiętaj, że czeka cię lot i nie możesz się denerwować.

Rzeczywiście stres dodatkowo utrudniał mi podróż. Cały lot leżałam z głową na
kolanach mamy, która kreśliła rozmaite znaki na moich plecach, starając się w

background image

ten sposób ulżyć mi w cierpieniu. Niestety nie było tak jak w przypadku
złamanej ręki czy siniaka na kolanie. Ten ból był o wiele silniejszy…

Po wieczności udało nam się znaleźć bagaże i odszukać sylwetkę taty. Miał
zacięty wyraz twarzy, co oznaczało, że był zdenerwowany.
Zabrał od nas walizki, a kiedy ruszył w kierunku wyjścia, dostrzegłam za jego
plecami Edwarda.
Podbiegłam do niego i zrobiłam coś, czym zaskoczyłam wszystkich. Wtuliłam
się w niego ciasno i rozpłakałam na dobre…

- Ciiii…- wyszeptał głaszcząc mnie po głowie- Wszystko się ułoży, obiecuję...

background image

Rozdział ósmy

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

Od mojego powrotu z Phoenix minęło kilka dni. W tym czasie udało mi się
zapanować nad emocjami i wreszcie mogłam cieszyć się z wyroku. Myślenie o
kolejnej rozprawie zostawiłam na potem, gdyż dobrze wiedziałam jak się ona
zakończy.

Lizzy miała już trzy tygodnie. Powoli próbowała podnosić główkę podczas
zabaw na kocyku.
Jej najczęstszą towarzyszką była babcia Rene, która uparcie twierdziła, że musi
nacieszyć się wnuczką póki może. Niestety nie mogła zostać zbyt długo i już
trzy dni po przyjeździe weszła ponownie na pokład samolotu.
Nie obyło się oczywiście bez łez. Bardzo za nią tęskniłam od kiedy
przeprowadziłam się do Forks…

W stosunku do Edwarda była mało wylewna… Ich rozmowy opierały się na
powitaniu i pożegnaniu. Mama potrzebuje czasu, żeby przywyknąć do tego, że
dopuszczam do siebie chłopaka.
Dużo lepiej natomiast dogadywała się z Esme. Znalazły wiele wspólnych
tematów i potrafiły prowadzić godzinne rozmowy telefoniczne… Obiecały sobie
zostać w kontakcie po wyjeździe Rene, żeby wspólnie obserwować mnie i
Edwarda. Subtelne…

Była sobota. Szłam właśnie parkiem obok kolegi pchającego wózek z moją
córeczką. To stało się naszą rutyną. Z zewnątrz mogło co prawda wyglądać
dziwnie, ale przyzwyczaiłam się już do obserwujących mnie ludzi, a Edward też
zdawał się nie zwracać na to większej uwagi.

Słońce świeciło, przyjemnie ogrzewając, co nie zdarzało się zbyt często w
miasteczku. Przechadzaliśmy się krętymi uliczkami, kiedy Lizzy zaczęła cicho
popłakiwać. Schyliłam się więc, aby podać jej smoczek, który wcześniej
wypluła, kiedy poczułam, że uderzam w coś. Owe coś okazało się wysoką
blondwłosą dziewczyną. Przeprosiłam szybko i już chciałam ją wyminąć, gdy
usłyszałam jej podekscytowany głos.

- Edwaaard!- krzyknęła, przeciągając „a”.
Chłopak przewrócił oczami i przywitał się z nią, po czym zwrócił się w moim
kierunku.
- Bello, to jest Tanya…
- Jego dziewczyna.- wtrąciła szybko.
- Była.- dodał- Tanya, poznaj Bellę.

background image

- Cześć.- powiedziałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi.

Dziewczyna praktycznie wisiała na Edwardzie, który wydawał się nie zwracać
na nią większej uwagi. Patrzył w moją stronę z miną mówiącą, że nad czymś
intensywnie myśli.
Chwilę potem przeniósł wzrok na wózek. W tym samym momencie ponownie
usłyszałam płacz córki i zobaczyłam triumfalny uśmiech chłopaka. Zaklinał
moje dziecko czy jak?

- Wybacz, Tanya, ale mała jest dzisiaj wyjątkowo kapryśna.- powiedział,
schylając się do pojazdu i wyjmując z niego niemowlę.- Nie mamy zbyt dużo
czasu, bo niedługo zacznie się pora karmienia. Masz jakąś konkretny cel wizyty
w Forks?
- Cóż, mam dla ciebie wspaniałą wiadomość!!!- wygruchała uradowana-
Wróciłam tu na stałe i znowu możemy być razem!!!
Czy ta dziewczyna nie ma żadnych hamulców??? Mówi takie rzeczy wiedząc,
ż

e chłopak jest z inną. Oczywiście jest z nią tylko w tym momencie, ale Tanya

nie mogła o tym wiedzieć. Nie widziała we mnie żadnej konkurencji, mimo że
obiekt jej westchnięć trzyma właśnie w ramionach moje dziecko?

Widocznie nawet dla nieznajomych jasne jest, że całkowicie do siebie nie
pasujemy. Edward jest przystojny i ma przed sobą całe życie. Ja natomiast nie
należałam do piękności, a poza tym do końca życia będę nosiła piętno zbrodni
Jamesa. Nie twierdzę, że nie myślałam o tym co byłoby, gdybyśmy byli z
Edwardem parą. Oczywiście, że przeszło mi to przez myśl, ale chwilę później
zaczęłam ponownie odczuwać strach, bo chociaż wiem, że całkowicie różni się
od mojego kata, nadal nie wydaje mi się jakobym mogła stworzyć z kimś
normalny związek.

Zamyśliłam się i nie zauważyłam, kiedy Tanya odeszła w przeciwną stronę.

- Gdybyś widziała jej minę.- uśmiechnął się chłopak, poprawiając w ramionach
dziecko.
- Jest zazdrosna, to nie jej wina. Powinieneś iść gdzieś z nią.- nie wierzę, że to
powiedziałam.
- Bello, rzeczywiście, byliśmy kiedyś razem, ale to już przeszłość. Nie
rozstaliśmy się dlatego, że ona musiała wyjechać. Kilka tygodnie przed
przeprowadzką stwierdziła, że jeden facet to dla niej za mało i na imprezie
poderwała jakiegoś studenta. Niestety, nigdy nie grzeszyła inteligencją i
pochwaliła się tym na swoim profilu w Internecie, jakby nie wiedziała, że mogę
to przeczytać.
- Cóż, zauważyłam, że nie jest stereotypową inteligentką.- zaśmialiśmy się
oboje.- Wracajmy już.

Udaliśmy się w drogę powrotną do mojego domu.

background image

Tata nie wrócił jeszcze z komisariatu, więc miałam chwilę, żeby ugotować
obiad. Zaprosiłam Edwarda, ale stwierdził, że musi być w domu, gdyż jego
rodzice przyjmują gości.
Ułożyłam Lizzy w kojcu turystycznym, który zresztą kupił mój kolega i
zaczęłam przygotowania do posiłku…

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV

Wróciłem do domu i od razu zamknąłem się w swoim pokoju. Myślałem o
przeszłości. O tym jaki głupi byłem spotykając się z kimś takim jak Tanya.
Owszem, była ładna, ale nic poza tym. Teraz, kiedy zobaczyłem ją po dłuższym
czasie, wydała mi się zresztą dużo mniej atrakcyjna. Może dlatego, że
porównywałem ją do Belli…
Ostatnio coraz częściej myślałem o brunetce. Rozumiem, że sytuacja, w jakiej
się znajdujemy jest nietypowa, ale w końcu jesteśmy tylko nastolatkami i
wydaje mi się, że się… zakochałem??
Czy to w ogóle możliwe? Znamy się zaledwie trzy tygodnie, ale przez ten czas
jej obraz widywałem w głowie częściej niż Tanyi przez cały czas naszego
związku. Chyba tracę rozum…

Zszedłem na dół i w kuchni znalazłem mamę. Wiedziałem, że wieczorem mają
przyjść goście, ale nie miałem pojęcie kim byli.

- To starzy znajomi.- odpowiedziała mi, kiedy ją o to zapytałem.- Przez jakiś
czas nie było ich w mieście, a teraz przyjechali i postanowiłam zaprosić ich do
nas. Szykuj się, mogą zadzwonić do drzwi w każdej chwili.

Poszedłem więc z powrotem na górę i udałem się do swojej prywatnej łazienki.
Wyszedłem z niej po 10 minutach w ręczniku, a to co zobaczyłem w swoim
pokoju przechodzi ludzkie pojęcie.
Na moim łóżku siedziała, jakby nigdy nic, Tanya.

- Co ty tu robisz?- zapytałem lekko wściekły.
- Twoja mama każe ci się pospieszyć.- powiedziała, podchodząc do mnie- A
swoją drogą nie żałuję, że to właśnie ja przyszłam ci to przekazać.-
powiedziawszy to, zarzuciła mi ręce na szyję.- Dawno cię takiego nie
widziałam.

Zrzuciłem jej ręce i odepchnąłem ją od siebie lekko.

- Dziękuję za wiadomość, a teraz pozwól, że się ubiorę. Możesz wracać na dół. I
nigdy więcej nie wchodź do mojego pokoju!

background image

Nie patrząc nawet czy wychodzi, zabrałem ubrania z krzesła i wróciłem do
łazienki.

Po kilkunastu minutach byłem w połowie schodów, kiedy usłyszałem płacz i
ś

miech. Śmiała się na pewno Tanya, ale ten drugi głos…


- Nie, nie przeszkadzaj mu, niech się ubierze…- Bella??
- Zawsze zajmuje mu to dużo czasu.

Przyspieszyłem, ale zanim zdążyłem dojść do drzwi, usłyszałem odjeżdżający
samochód.

- Edward, dlaczego nie pomogłeś Belli?- zwróciła się do mnie mama.
- Ta wywłoka ją spłoszyła.- wskazałem ręką blondynę- Co się stało??
- Przyjechała tu stopem. Lizzy ma strasznie wysoką gorączkę i nie wiedziała co
zrobić. Charlie nie wrócił jeszcze z pracy, a sama bała się jechać do szpitala.
Przyjechała więc po ciebie.
- Boże, z małą wszystko dobrze? Gdzie one teraz są?- zapytałem z paniką w
głosie.
- Tata pojechał z nimi. Gdybyś widział jej twarz… Strasznie boi się o córeczkę.
- Ja tez się boję, zakładam kurtkę i jadę. Nie wiem kiedy wrócę.- po chwili
byłem już przy drzwiach- A ty…- odwróciłem się do Tanyi- … lepiej, żebyś już
nigdy nie przekroczyła progu naszego domu.

Zamykałem już za sobą drzwi, gdy usłyszałam szept mamy…
- Ach, ta miłość…

B

B

B

BPOV

POV

POV

POV

Siedziałam na niewygodnym krześle w poczekalni szpitala w Forks. Lizzy była
badana już od ok. 20 minut. Nienawidziłam tej bezradności. Musiałam czekać
na wiadomości, jakie mieli dla mnie lekarze. Dobrze chociaż, że był wśród nich
Carlisle. Mała miała przy boku kogoś, kogo znała.

Po drodze do szpitala tata Edwarda wyciągnął ze mnie dlaczego po wizycie w
jego domu wyglądałam jeszcze gorzej niż przed nią. Powiedziałam mu, że
Tanya poinformowała mnie, że chłopak nie ma czasu zajmować się moimi
problemami, bo właśnie się ubiera. Słysząc to, doktor chciał zawrócić i wyrzucić
ją ze swojego domu, ale stwierdził, że jego syn na pewno woli zrobić to
osobiście. Potem wytłumaczył mi jakim sposobem dziewczyna znalazła się u
Cullenów oraz że tę dwójkę już od dawna nic nie łączy i tak już pozostanie.

Mimo, że mu uwierzyłam, było mi przykro, że Edwarda nie ma ze mną w
ciężkiej chwili. Mógłby być dla mnie ogromnym wsparciem. Jednak to nie jego

background image

wina, że nie wiedział o mojej wizycie, w innej sytuacji pewnie siedziałby teraz
ze mną…

- Nie obchodzi mnie, że nie jestem z rodziny! Możecie zawołam doktora
Cullena!- usłyszałam zza drzwi prowadzących na oddział pediatryczny.

Chwilę później w moją stronę biegł zlany deszczem Edward.

- Przepraszam, że tak długo, nie chcieli mnie wpuścić…

Nie dałam mu dokończyć. Wtuliłam się w niego i pozwoliłam płynąć kolejnym
łzom…

- Bello, to nie tak jak myślisz…- spojrzał mi w oczy- Tanya to przeszłość, nie
wiem nawet co ci nagadała, ale to nieprawda. Nie mógłbym do niej wrócić. Nie
teraz, kiedy poznałem ciebie…

- O czym ty mówisz?

- Teraz albo nigdy.- usłyszałam jak szepnął sam do siebie- Bello, jeśli miałbym
z kimś być, tą osobą byłabyś ty. Jeżeli oczywiście się zgodzisz…- urwał, spuścił
głowę, poczym znów na mnie- Nie nalegam, nie wymagam od ciebie niczego,
pocałunków, rozgłosu ani trzymania za rękę… Chcę tylko, żebyś została moją
dziewczyną. Nic nie uległoby zmianie w naszych relacjach, ale moglibyśmy
wspierać się w chwilach takich jak ta. Wiem, że wiele przeszłaś i nie brałaś pod
uwagę spotykania się z nikim w najbliższym czasie, ale wydaje mi się, że razem
moglibyśmy pokonać twoje lęki… Jeśli tylko chciałabyś… Nie musisz mi teraz
odpowiadać…

Moje oczy ponownie zaszły łzami. Tym razem nie były to jednak łzy rozpaczy.
Rzeczywiście, nie byłam gotowa na związek, ale on niczego ode mnie nie
oczekiwał. Chciał tylko móc nazywać mnie swoją dziewczyną. To było takie
wzruszające… Mogę spróbować. Jeżeli mi pomoże, może rzeczywiście stawimy
czoła moim demonom…

- Na razie mogę zgodzić się na trzymanie za ręce, reszta, mam nadzieję,
przyjdzie z czasem.- powiedziałam, patrząc mu w oczy. Jego wyrażały
niedowierzenie.

- Naprawdę? Zgadzasz się?- dopytywał zszokowany… Jakbym mogła mu
odmówić- Zostaniesz moją dziewczyną?

- Tak, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem kiedy odważę się cię pocałować.
- Będę czekał cierpliwie.

background image

W momencie kiedy to mówił, otworzyły się drzwi gabinetu i wyszedł z niego
Carlisle.

- Mała złapała wirusa, a jako że jest noworodkiem, musimy zostawić ją na
obserwacji kilka dni.- powiedział patrząc na mnie smutnymi oczyma.- Nie
martw się, osobiście dopilnuję, żeby miała najlepszą opiekę i żebyś mogła z nią
zostać.

- Dziękuję. Możemy do niej iść?
- Oczywiście. Jest w sali nr 7.

Edward chwycił mnie za rękę i zaprowadził w kierunku wskazanym przez
doktora.

Kiedy weszliśmy, mała spała w stalowym łóżeczku. Dostała osobną salę, na
którym stało jeszcze jedno łóżko normalnych wymiarów, pewnie dla mnie.
Podeszliśmy do krat kołyski i kolejno pogłaskaliśmy ją lekko po główce.

- Dziękuję, że jesteś.- zwróciłam się do Edwarda, mojego chłopaka.
- To ja dziękuję, że pozwalasz mi być…





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zagubiona, Fan Fiction, Zagubiona miłość, #Rozdziały#
Gwiazdka miłości 1995 2 Peggy Webb Świąteczna przepowiednia
Zagubiona, Fan Fiction, Zagubiona miłość, #Rozdziały#
Dailey Janet Gwiazdka miłości Otwórz swoje serce
Steffen Sandra Gwiazdka miłości (2000) 02 Kto się boi świąt
Neels Betty Gwiazdka miłosci 1999 Gwiazdkowe oświadczyny
Gwiazdka miłości 1995 1 Phyllis Halldorson Noel
Bianka Minte Konig Komórkowa Miłość Rozdział 2
Way Margaret Gwiazdka miłości 01 02 Gwiazdkowe prezenty
1994 03 Gwiazdka miłości 1994 2 Hohl Joan Świateczne pojednania
Leclaire Day Gwiazdka miłości 98 03 (Spełnione życzenia 03) Wypowiedz swoje życzenie
Richards Emilie Gwiazdka miłości 1994 Jaka jesteś naprawdę
Jeanne Stephens Gwiazdka miłości 93 04 Najbardziej najlepsze święta
Niebiańska Miłość rozdział 02
Lisa Jackson Gwiazdka miłości 1994 Samotnik z Sosnowego Wzgorza
Gordon Lucy Gwiazdka miłości 1994 Wigilijna opowieśc

więcej podobnych podstron