Wierzę w ideę narodową – rozmowa z profesorem
Wiesławem Chrzanowskim
Witam Panie Profesorze, w tym roku „Myśl Polska” obchodzi swoje
70-lecie, od początku istnienia pismo związane było organicznie z
obozem narodowym, którego jest Pan jednym z nestorów. Na
przestrzeni kilkudziesięciu lat współpracował Pan niejednokrotnie z
„Myślą”, publikując na jej łamach artykuły, bądź też udzielając
wywiadów. Znał Pan szereg wybitnych współpracowników pisma.
Chciałbym się dowiedzieć, jakie ma Pan wspomnienia i refleksje z
tym związane?
- Z „Myślą Polską” zetknąłem się jeszcze w czasie okupacji niemieckiej,
gdzieś około roku 1943. Gazeta wraz z innymi materiałami i pismami znajdowała się w zrzutach z
Londynu. Byłem wówczas członkiem Okręgu Stołecznego Stronnictwa Narodowego i pomimo że
Stronnictwo wchodziło w skład „grubej czwórki” (tworzyły ją cztery stronnictwa: SN, SL, PPS, SP –
przyp. M.M.) te materiały ze zrzutów nie były nam przekazywane. Ograniczano się do Stronnictwa
Ludowego, PPS-u i Stronnictwa Pracy. Mieszkałem wtedy w domu moich rodziców przy Politechnice (na
ul. Koszykowej 75 – przyp. M.M.). W tej samej kamienicy mieszkała wdowa po prof. Witoldzie
Broniewskim, która miała ścisłe związki z ludowcami, a w jej mieszkaniu przechowywane były
materiały Delegatury Rządu. I ona mi i mojemu bratu (Zdzisławowi, rozstrzelanemu przez Niemców w
czasie okupacji – przyp. M.M.) te materiały w tajemnicy wypożyczała. My żeśmy je w nocy przepisywali
i przekazywali red. Stanisławowi Borowskiemu (przed wojną zastępcy redaktora naczelnego
„Warszawskiego Dziennika Narodowego” – przyp. M.M.), redaktorowi „Walki”, który mieszkał w naszym
domu. I po jakimś czasie te przepisane materiały ukazywały się w formie przedruków w podziemnej
prasie Stronnictwa, tak, że nawet w Delegaturze się dziwili, skąd endecy to mają. Pamiętam też, że raz
uzyskane opisaną drogą gazety pożyczył ode mnie prof. Karol Stojanowski, na którego wykłady
uczęszczałem w ramach podziemnego wydziału prawa. Jak wiadomo prof. Stojanowski był wybitnym
autorytetem w dziedzinie antropologii, politycznie zaś był związany ze Stronnictwem Narodowym. W
czasie wojny był jednym z liderów Narodowo-Ludowej Organizacji Wojskowej, a następnie członkiem
kierownictwa politycznego Narodowych Sił Zbrojnych. Ukazał się wówczas po paru dniach na
powielaczu odbity osobny druk z tekstem polemiki Tadeusza Bieleckiego ze stanowiskiem premiera
Stanisława Mikołajczyka wraz z komentarzem prof. Stojanowskiego.
Okres powojenny to lata, kiedy pismo było kierowane przez Wojciecha Wasiutyńskiego,
zarazem był to też okres najtrudniejszy dla „Myśli Polskiej”. Jak wspominał Wasiutyński
niemal cały numer musiał niejednokrotnie wypełniać sam, emigracyjne realia nie sprzyjały
utrzymaniu grona stałych współpracowników. Po wyjeździe Wasiutyńskiego do Stanów
Zjednoczonych funkcję redaktora naczelnego przejął Antoni Dargas. Czy ma Pan jakieś
wspomnienia z tego okresu funkcjonowania pisma?
- No wie Pan, w okresie redagowania pisma przez Wasiutyńskiego to ja siedziałem w więzieniu. Już po
wojnie zetknąłem się z „Myślą” dużo później, dopiero w latach 70. i 80. Generalnie zgadzam się z
ustaleniami Wojciecha Turka, który wyróżnia dwa podstawowe okresy w historii pisma. Pierwszy, gdy
redaktorem naczelnym był m.in. Wojciech Wasiutyński, gdy dominowała wysokiej próby publicystyka
m.in. Zygmunta Berezowskiego, Władysława Folkierskiego, Wasiutyńskiego oczywiście. Dużą część tej
publicystyki przypomniał właśnie Turek w wydanym jakiś czas temu wyborze (chodzi o pracę „«Myśl
Polska» na emigracji 1941 – 1976. Antologia tekstów”, wybór i opracowanie W. Turek i M. Urbanowski,
Kraków 2005 – przyp. M.M.). Drugi okres przypada na lata, gdy red. naczelnym był Antoni Dargas.
Pojawiały się już wówczas długie artykuły mojego konspiracyjnego kolegi – Leszka Jasieńczyka
Krajewskiego, z którym kończyłem tajną podchorążówkę, z którym byliśmy w redakcji „Młodej
Polski”(okupacyjne pismo młodzieży SN – przyp. M.M.), w której publikował pod pseudonimem
„Tezeusz”. Podobną do Jasieńczyka linię reprezentował Tadeusz Hobler. Obaj oni formułowali dosyć
sztywne, w odniesieniu do rzeczywistości, tak krajowej, jak i międzynarodowej, poglądy. Z takim
ujęciem trudno było mi się już zgodzić. Rzeczywistość była moim zdaniem znacznie bardziej złożona i
nie podlegała schematom i szablonom myślowym. Generalnym założeniem, jakie prezentował Hobler,
było przeświadczenie o inspiracyjnym charakterze rodzącej się w kraju opozycji. No, można było różnie
oceniać różne ruchy i środowiska, ale sugerowanie, że wszystkie one są wynikiem określonej inspiracji,
to był według mnie pogląd obłędny. Kiedyś ogłosiłem na łamach „Myśli Polskiej” artykuł traktujący o
zagadnieniu opozycji w PRL (tekst pisany pod pseudonimem Juliana Główczewskiego zatytułowany „O
obronie czynnej i tzw. opozycji”, „Myśl Polska”, nr 17/18 z 1977 r. – przyp. M.M.), w którym wyłożyłem
swój pogląd na te kwestie. Później też wysłałem artykuł będący bezpośrednio polemiką z tezami
Hoblera, ale Dargas odmówił jego publikacji. Po tym przerwałem swoją współpracę z „Myślą”. W latach
70., gdy odwiedziłem Londyn, odbywały się takie spotkania w domu u Albina Tybulewicza, na których
obecni byli m.in. Tadeusz Bielecki, Wacław Całus, Józef Płoski, Wasiutyński i tam też prezentowałem
swoje stanowisko. Na spotkaniach tych był także Dargas, co zaowocowało później licznymi przedrukami
w londyńskiej „Myśli” artykułów z „Bratniaka” i „Polityki Polskiej”, wydawanych przez środowisko
młodopolaków. Pojawiły się wówczas w „Myśli” teksty Aleksandra Halla, Marka Jurka, Jacka Bartyzela,
Tomasza Wołka, Wiesława Walendziaka. Ale to już były lata 80. Wśród tekstów z kraju pojawiały się
także teksty sygnowane przez „Krajowca”, podejrzewałem wówczas, że pisał je Janusz Krzyżewski.
Natomiast, gdy tworzyliśmy już ZChN, przez chwilę była nadzieja, że „Myśl Polska” będzie naszym
organem, jednak decyzja kolegów na emigracji była inna.
Dużą popularnością w ostatnich latach cieszy się wśród badaczy tematyka dotycząca Ruchu
Młodej Polski, którego był Pan jednym z ojców duchowych. Organizowane są konferencje,
publikowane są prace historyków i politologów, aby wymienić chociażby obszerną
monografię autorstwa doktora Tomasza Sikorskiego. Obchody 30-lecia RMP miały
imponującą oprawę. Wszystko to jednak historia i wspomnienia przeszłości, ludzie dawnego
środowiska młodopolskiego, mimo czynnego udziału w życiu publicznym, nie tworzą dziś
zwartej formacji politycznej, podtrzymując co najwyżej dawne więzi towarzyskie. Także
ZChN, stanowiący swoistą kontynuację „narodowego” skrzydła RMP, już nie istnieje. Co
Strona 1 z 6
MyślPolska.Info » Wierzę w ideę narodową – rozmowa z profesorem Wiesławem Ch...
2011-09-13
http://mercurius.myslpolska.pl/2011/08/wierze-w-idee-narodowa-%e2%80%93-rozm...
zdaniem Pana przyczyniło się do sytuacji, w której środowisko, przedstawiające niegdyś
duży potencjał, uległo całkowitej dezintegracji?
- RMP nigdy nie był środowiskiem jednolitym, bardziej narodowy kierunek reprezentował ośrodek
poznański Marka Jurka, w części też grupa gdańska Halla, ale Hall w momencie krytycznym na tle
ostatniego strajku w stoczni związał się z Mazowieckim i stąd wśród młodopolaków nastąpiło pęknięcie.
Młodsze pokolenie, nastawione bardziej narodowo, m.in. Wiesiek Walendziak, współtworzyło ZChN. Ale
na skutek wewnętrznych tarć i oni się później wykruszyli. Odeszli Grzelak, Aram Rybicki. Wasiutyński
napisał wtedy gorzki list do Walendziaka (jego fragmenty częściowo opublikowano w specjalnym
numerze pisma „Porta”, 2004 nr 8-9 – przyp. M.M.). Nie bez znaczenia był fakt, że nasze stronnictwo
było jedynym bez żadnego zaplecza finansowego. Na samym początku, w czasie pierwszych wyborów,
wymiernie ZChN-owi pomogli Albin Tybulewicz i Wojciech Wasiutyński. Sytuacja zmieniła się dopiero po
wejściu do AWS-u i jego zwycięstwie w wyborach. Jednak po przegranej AWS-u w kolejnych wyborach
J. Kropiwnicki oddał się tworzeniu własnego Chrześcijańskiego Ruch Obywatelskiego. Ja po skończeniu
75 roku życia wycofałem się z czynnej polityki. Powoli następował schyłek. Chociaż na 20-lecie ZChN-u,
gdy zorganizowaliśmy spotkanie, to w Domu Technika pojawiło się ponad 200 osób. Niewątpliwie
poważnym ciosem było utworzenie Przymierza Prawicy przez Jurka i Marcinkiewicza i podjęcie przez
nich współpracy z PiS-em, co w ostateczny sposób przekreśliło szanse na dalsze trwanie ZChN-u. Z
pewnością nie bez znaczenia były też ambicje poszczególnych działaczy, fakt, że obejmowali oni
eksponowane i odpowiedzialne funkcje czasami w bardzo młodym wieku.
Kontynuując niejako poprzedni wątek, chciałbym spytać o ówczesne relacje emigracyjnego
Stronnictwa Narodowego ze środowiskiem młodopolskim, czy pojawiały się może sugestie,
aby to właśnie rodzącemu się ZChN-owi przekazać „sukcesję”?
- Kontakty środowiska Ruchu Młodej Polski z emigracyjnym Stronnictwem poza publikacjami na łamach
„Myśli Polskiej” przejawiały się także w zapraszaniu do Londynu jego przedstawicieli. Na ostatnim
Światowym Zjeździe SN był obecny m.in. Marek Jurek. Warto wspomnieć, że z kraju była też jedna
osoba spoza tego środowiska. Był to Jacek Dębski, późniejszy minister sportu, prezentujący wówczas
stanowisko ortodoksyjnie endeckie. Twierdził wówczas, że RMP to tacy nieprawdziwi narodowcy. Jak
organizowaliśmy Zjazd Założycielski Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego Antoni Dargas
upoważnił do uczestnictwa w nim z ramienia SN Albina Tybulewicza, jednak oficjalnego poparcia naszej
inicjatywie przez Stronnictwo nie udzielił. Wydawało się mimo wszystko, że związek z emigracyjnymi
ośrodkami ruchu narodowego będzie ściślejszy. Jednak dla emigracyjnych narodowców istotną
wartością była sama „firma”. Przetrwali oni kilkadziesiąt lat na emigracji, jako Stronnictwo Narodowe,
stąd uznawali za oczywiste, że odtworzenie w kraju powinno być w tej samej postaci. Stąd poparcie
zostało udzielone tworzącemu się w kraju Stronnictwu Narodowo-Demokratycznemu, które powołane
zostało znacznie później niż ZChN (ZChN w 1989 r., a SND w 1992 r. – przyp. M.M.). Warto jednak
pamiętać, że np. pan Jan Zamoyski przed tym jak został Prezesem SND był członkiem Rady Naczelnej
ZChN-u, z którego to członkostwa zresztą później nie zrezygnował. To przywiązanie do nazwy z punktu
widzenia historii obozu narodowego nie wydaje się jednak słuszne. Czym innym są bowiem formy
organizacyjne, a czym innym ruch, formy organizacyjne są służebne w stosunku do idei. Od początku
swego istnienia ruch narodowy przyjmował różne formy organizacyjne. Na emigracji jednak trudno
zmieniać formy, bo tam tytuł do istnienia to jest to, co było w kraju. Emigracja polityczna ma szansę
przetrwać czynnie jedynie przez jedno pokolenie, w przypadku SN mieliśmy do czynienia już z drugim.
Stąd stało się tam do pewnego stopnia dogmatem, że istotą jest nie tyle zachowanie treści, co
zachowanie firmy oraz związanego z nią depozytu idei. Emigracyjnym narodowcom trudno było też
zaakceptować, że co prawda odwołujemy się do ruchu narodowego, ale jesteśmy formacją nową,
dostosowaną do nowej epoki. Tamte problemy, które tworzyły układ ruchów politycznych z końca XIX
wieku, przeminęły, rola zaś ówczesnych ruchów politycznych nie uległa dezaktualizacji, ale została po
prostu wypełniona. Wracając jednak jeszcze do ZChN-u to na jego Zjeździe w 1989 r. obecnych było
wielu dawnych działaczy ruchu narodowego, był wśród nich m.in. Tadeusz Prus-Maciński (kierujący w
czasie okupacji Okręgiem Stołecznym SN – przyp. M.M.). Jeżeli jednak chodzi o środowiska
emigracyjne, to w naszym kierunku poszedł jedynie Wasiutyński, którego brat i siostra – pani Latałło
także przystąpili do ZChN-u. Wasiutyński z myślą o ZChN napisał broszurę „Stronnictwo Wielkiego
Celu”.
ZChN od początku formułował program inspirowany chrześcijańską nauką społeczną,
podkreślając znaczenie czynnika katolickiego w życiu narodu. Na ile było to odpowiedzią na
wyzwania stojące przed Polską na początku lat 90. ubiegłego wieku?
- Uważaliśmy, że podstawowym wówczas problemem, była odpowiedź na pytanie, jakie ramy ideowo-
ustrojowe mają być państwu polskiemu, które nie jest już państwem narodowościowym, ale
narodowym, nadane. Uznaliśmy, że przy budowie ustroju, kluczowa jest kwestia, czy państwo ma być
uformowane w oparciu o zasady państwa narodowego i tradycji chrześcijańsko-rzymskiej, w
odróżnieniu od idei kosmopolitycznej. Sądziliśmy też, ja zresztą do dziś ten pogląd wyznaję, że nowy
układ ruchów politycznych będzie powstawał wokół tego podstawowego zagadnienia. Stąd podkreślenie
czynnika katolickiego, który odegrał tak dużą rolę w procesie oporu wobec komunizmu. W odniesieniu
do ruchu narodowego nie musiało się to jednak wydawać aż tak oczywiste, pamiętajmy bowiem, że
gdy ruch narodowy powstawał to uznawał katolicyzm, ale ze względów wcale nie nadprzyrodzonych.
Ówczesna elita ruchu to byli ludzie, którzy wyszli z pozytywizmu. Sam Dmowski pierwszą komunię
przyjął na krótko przed śmiercią. Ten ruch nigdy nie był przeciwny katolicyzmowi, ale traktował go
początkowo nieco utylitarnie. Później oczywiście, gdy ewolucja obozu narodowego, szczególnie od
„Kościół, naród i państwo”, postępowała, ten stosunek się zmieniał. Trzeba pamiętać też, że tradycja
rzymska przed wojną, w latach 20., nie była zbytnio lubiana w środowisku młodych. Pojawiały się
wówczas, podobnie jak w Niemczech, głosy, że uniwersalizm katolicki to trochę taki kosmopolityzm.
Później też na przykład w kręgach ONR-owskich, z którymi miałem kontakt, można było wyczuć
inspirację postawami faszystowskimi, oczywiście nie znaczy to, że nazistowskimi. Fascynował ich
dynamizm, porządek. Te różnice dawały o sobie także znać w czasie okupacji, bo ONR-owcy, jak na
przykład Tolek Symonowicz (Antoni Symonowicz ps. „Tolek” – członek konspiracyjnego kierownictwa
środowisk narodowo-radykalnych „Organizacji Polskiej”, współpracującej na terenie akademickim i
młodzieżowym z SN – przyp. M.M.), podkreślali, że najwyższym celem jest Bóg, ale na ziemi tym
Strona 2 z 6
MyślPolska.Info » Wierzę w ideę narodową – rozmowa z profesorem Wiesławem Ch...
2011-09-13
http://mercurius.myslpolska.pl/2011/08/wierze-w-idee-narodowa-%e2%80%93-rozm...
celem jest Naród. My zaś w Stronnictwie inaczej patrzyliśmy na te sprawy. Jan Dobraczyński, którego
zaprosiliśmy kiedyś na konspiracyjne zebranie, wygłosił referat, na którym mówił wyraźnie, że nie
naród, ale jednostka, ściślej osoba ludzka, jest najważniejsza, naród zaś to wspólnota, która jest
potrzebna do osiągnięcia celu ostatecznego. Człowiek poprzez bliźnich, poprzez wspólnoty dąży do
osiągnięcia celu ostatecznego, to była teza Dobraczyńskiego, którą pamiętam do dziś. W ramach
porządku ordo caritatis jest człowiek – bliźni, rodzina i naród, a potem dopiero ludzkość. I stąd my i po
wojnie przywiązywaliśmy tak dużą rolę do czynnika katolickiego. W odniesieniu zaś do tradycji ruchu
narodowego, to przede wszystkim jest to szkoła myślenia politycznego, realizmu politycznego,
opartego na analizie otoczenia zewnętrznego i wewnętrznego.
W jednym ze swoich tekstów, będącym nomen omen omówieniem wspominanej pracy o
RMP autorstwa doktora Sikorskiego, red. Jan Engelgard napisał: „Tragedią ruchu
narodowego było to, że w decydującym momencie (koniec lat 80.) nie udało się stworzyć
silnego ośrodka politycznego, który byłby w stanie nie dopuścić do dominacji nurtu
mesjanistyczno-romantycznego, czy wręcz obsesyjnie rusofobicznego. Wróg był gdzie
indziej, nie w RMP”. Pomimo współpracy podejmowanej w latach 90. pomiędzy ZChN, a
reprezentującym umiarkowane skrzydło neoendecji SND, nie udało się utworzyć na scenie
politycznej trwałej formacji nawiązującej do spuścizny ruchu narodowego. Na kolejną
szansę przyszło czekać dopiero aż do powołania Ligi Polskich Rodzin. Obecnie zaś na
prawicy dominuje formacja kultywująca zgoła odmienną tradycję polityczną.
- Pojawiające się czasami w prasie twierdzenia, jakoby PiS nawiązywał do tradycji Stronnictwa
Narodowego jest zupełnym nieporozumieniem. Koncepcje Kaczyńskiego, jeżeli można mówić o jakiejś
tradycji, odwołują się do Piłsudskiego. Sama nazwa Prawo i Sprawiedliwość nawiązuje do sanowania,
wprowadzania porządku, uzdrowienia, bo korupcja, bo chore państwo. To są te same hasła, pod
którymi dokonano obalenia rządu w roku 1926 r., a później niczego nie znaleziono, nic nikomu nie
udowodniono. Także cała polityka w odniesieniu do Rosji, to powrót do tej tradycji. Nie oznacza to, że
polityka ma być prorosyjska, ale trzeba brać pod uwagę, że Rosja istnieje. Sprawy katyńskie są istotne
i nie można ich pomijać, ale musi być zachowana równowaga. Katastrofa pod Smoleńskiem dała
natomiast emocjonalne podłoże do ożywienia tych postaw i tych tradycji razem z całą niepoważną,
moim zdaniem koncepcją, że był zamach. No, ale ludzie lubią wierzyć w podobne rzeczy.
Wydaje się, że zmiana charakteru PiS-u z formacji mającej być w zamyśle szeroką platformą
sił prawicowych o różnych odcieniach ideowych w kierunku prawicy niepodległościowej,
szukającej natchnienia w tradycji piłsudczykowskiej, związana była również z kolejnymi
odejściami z tej partii, z wyjściem grupy Marka Jurka na czele. Jak wiadomo, głównym
powodem opuszczenia przez niego szeregów PiS-u było zachowanie kierownictwa tej partii
w trakcie głosowania nad nowym projektem legislacyjnym dotyczącym ochrony życia
poczętego. Obecnie powracają koncepcje mające na celu zaostrzenie przepisów
obowiązującej ustawy. Ugrupowanie, któremu Pan przewodniczył, w latach 90. walnie
przyczyniło się do jej uchwalenia. W obecnie toczącej się dyskusji dosyć powszechnie mówi
się, że był to kompromis, którego dziś należy bronić. Jak odnosi się Pan do projektów
zmierzających do wprowadzenia całkowitego zakazu tzw. aborcji?
- Dzisiejsze nastroje społeczne w odniesieniu do zagadnienia ochrony życia poczętego są bardzo różne
od tych, jakie dominowały w latach 90. Na hasłach „świadomego macierzyństwa” wyrosła przecież
m.in. ówczesna pozycja Unii Pracy. Do czasu utworzenia rządu p. Hanny Suchockiej wszystkie próby
wprowadzenia projektu ustawy o ochronie życia poczętego pod obrady były odrzucane. Wynikiem
ówczesnego porozumienia było ustalenie, że każdy będzie głosował jak będzie chciał, ale projekt jako
taki nie będzie blokowany. I już po kilku miesiącach funkcjonowania rządu, który jako ZChN
współtworzyliśmy, ustawę udało się umieścić w porządku obrad i wtedy została uchwalona.
Paradoksalnie zagrożeniem dla jej wprowadzenia były nie tylko przeciwne projektowi środowiska
lewicowe, ale grupa naszych posłów pod wodzą Janka Łopuszańskiego. Gdy wbrew nam została
przyjęta poprawka, nota bene złożona przez Halla, wprowadzająca te trzy przesłanki dopuszczalności
przerwania ciąży, Łopuszański postanowił głosować przeciw. Wraz z nim głosowało chyba 7 posłów z
naszego klubu. Łopuszański uznał, że ustawy nie należy w ogóle uchwalać i trzeba po prostu stosować
przepisy jak w przypadku zabójstwa. Biorąc pod uwagę ówczesne nastroje społeczne było to myślenie
dosyć naiwne. Jednoznacznie natomiast nową regulację poparł wówczas Prymas J. Glemp, który
podkreślił, że jest to krok w dobrym kierunku. Później zaś wyszła encyklika Evangelium vitae, w której
Papież powiedział, że każde działanie ograniczające zabijanie dzieci nienarodzonych jest krokiem
pozytywnym. Z ówczesnej perspektywy trudno zatem mówić o jakimś kompromisie. Prowadząc obrady
kilkakrotnie dostawałem z sekretariatu kartki z informacją, że w Sejmie jest bomba, mimo to
postanowiłem zaryzykować. Jasnym było, że pewne środowiska chcą zerwać obrady. Gdyby wówczas
się nam nie powiodło, to być może do dziś dnia obowiązywałaby jeszcze stara ustawa w tym zakresie,
nie stawiająca praktycznie żadnej tamy, bo ogromna większość zabiegów to były tzw. przyczyny
społeczne. Dwie kolejne próby zmiany ustawy napotkały kolejno na weto L. Wałęsy i orzeczenie
Trybunału Konstytucyjnego, który zastosował w odniesieniu do ustawy zapis o stanie wyższej
konieczności. To nie był zatem żaden kompromis. Czy zaś dzisiejsze próby zmiany tego stanu rzeczy są
celowe, tego nie wiem, nie dlatego abym był przeciwny treści. Trzeba pamiętać, że poza naciskiem
prawnym jest także nacisk moralny, względy religijne. Obawiam się też sytuacji, w której wzruszenie
stanu obecnego może doprowadzić do pogorszenia sytuacji. Warto też przy okazji powiedzieć,
nawiązując do jednego z wcześniejszych pytań, że nasze ówczesne stanowisko w tej sprawie nie
przyczyniło się do wzrostu popularności całego stronnictwa w społeczeństwie. Nie jest to wątek dziś
podnoszony, ale warto o nim wspomnieć, dyskutując o późniejszych losach ZChN-u.
Jak widzi Pan przyszłość ruchów narodowych przede wszystkim w kontekście widocznych
obecnie tendencji na gruncie europejskim i wyzwań, jakie stoją przed współczesną Europą?
- Po powstaniu styczniowym powstał nowy układ polskich ruchów politycznych na emigracji i trzeba
było czekać aż do lat 90. XIX w., aby dokonała się kolejna zmiana i wyklarowały się tradycyjne dziś
kierunki polityczne. Być może my dzisiaj jeszcze nie dojrzeliśmy do zmiany tego układu. Łączy się z
Strona 3 z 6
MyślPolska.Info » Wierzę w ideę narodową – rozmowa z profesorem Wiesławem Ch...
2011-09-13
http://mercurius.myslpolska.pl/2011/08/wierze-w-idee-narodowa-%e2%80%93-rozm...
tym także pytanie o nasze miejsce w Europie. Narodowcy formułowali w tym zakresie różne koncepcje,
chociażby wysuwana w czasie wojny koncepcja trzech mórz („ABC”) czy idea państwa
zachodniosłowiańskiego. Już wówczas dostrzegano potrzebę istnienia bloków ponadnarodowych, w
ramach których jednak państwa narodowe będą istotnym elementem. W tym sensie nie jest to
odstępstwo od idei państwa narodowego. Już Norwid mówił, że na charakter narodowy składa się nie
tylko to, co nas od sąsiadów różni, ale też to, co mamy z nimi wspólne. Gdybyśmy bowiem taką optykę
odrzucili, to trudno byłoby mówić w ogóle o cywilizacji europejskiej, która powstała w oparciu o
tradycję rzymską i chrześcijańską. Każdy naród ma swoją specyfikę, ale jest dla nich pewien
mianownik wspólny, którym jest ta tradycja. Pojawia się pytanie, jak ta Europa ma być zorganizowana,
czy w oparciu o idee kosmopolityczne, czy uwzględniające tradycje chrześcijańskie i narodowe. Nawet
w ramach trwającego obecnie kryzysu widoczne jest, że interes państwa narodowego nie stracił nic na
znaczeniu, jest wręcz kluczowy. Czynnik narodowy jest zatem wciąż obecny. Wciąż nie ma innej,
lepszej koncepcji, niż państwo narodowe traktowane jako podstawa pewnego szerszego układu. Widać
to wyraźnie w polityce wielu państw, na przykład Niemiec, które obecnie jakby przywracały do swojego
słownika takie pojęcia jak „państwo narodowe”, „interes narodowy”. Wciąż wierzę, że także na gruncie
europejskim dojdzie do ukształtowania się ruchu, który wychodząc z przesłanek narodowych, będzie
dążył do nadania Europie pewnego celu i sensu jej istnienia. Współczesna Europa wyraźnie tego
potrzebuje, musi bowiem wyraźnie określić się wobec takich wyzwań, jak dynamizm gospodarczy
państw azjatyckich, ekspansja religijna islamu, także w samej Europie, oraz zagrożeń na gruncie
wewnętrznym, jakimi są emigranci, propagowana sztucznie wielokulturowość, czy wreszcie kwestie
obyczajowe. Bez tego Europa, pomimo wciąż silnej pozycji, może zacząć ją stopniowo tracić na rzecz
innych podmiotów.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Maciej Motas
Wywiad przeprowadzono 7 lipca 2011
„Myśl Polska”, nr 35-36 (28.08-4.09.2011)
Komentarze: (9)
janek
25 Sierpień 2011 o 20:27
Interesujący wywiad. Niestety prawie w całości traktujący o najnowszej, ale jednak przeszłości. W
fundamencie filozoficzno-historycznym myśl narodowa jest najbardziej dojrzała. To bije z tego co mówi
Chrzanowski, ale słabością ruchu narodowego tu i teraz jest brak spójnego programu na przyszłość.
Krytyka PiSu oparta o stwierdzenie, że Kaczyński bardziej nawiązuje do Piłsudskiego niż Dmowskiego
nic nie znaczy. Ciekawe refleksje o charakterze Europy, ale też bez jednoznacznego wskazania na jakąś
koncepcję. W zasadzie podobnie o UE mówi PiS. Dopiero jak narodowcy przestaną gadać o przeszłości,
a zaczną mówić o przyszłości ruch narodowy zacznie wychodzić z politycznego niebytu. Jakąś wizję
programu na przyszłość nakreślił poseł B.Kowalski w wywiadzie “Geopolityka i gospodarka…”
dostepnym na stronie internetowej MP i w pewnym stopniu prof. M.Giertych w “Opoce”. Ale szerszej
dyskusji nad postawionymi przez nich tezami nie widać. Ciągle tylko o stanie wojennym, żołnierzach
wyklętych itd. Znakiem czasu jest to, że jedną z najbardziej aktywnych organizacji narodowych jest
Związek Żołnierzy NSZ. Narodowcy sami siebie traktują w kategoriach historycznych.
Redaktor
26 Sierpień 2011 o 7:43
Janek odradza zajmowanie się historią, bo to do niczego nie prowadzi, czyli “Wybierzmy przyszłość”?
Oczywiście, że przyszłość jest najważniejsza, tym powinni zajmować się politycy i ideolodzy. Ale ciągłe
gadanie, że narodowcy babrają się w historii jest nielogiczne. Autor wpisu w innym miejscu broni
dokonań Ojca Rydzyka, ma prawo – a co robi jego koncern prasowo-medilany? Historia jest jednym z
głównych narzędzi oddziaływania – tyle, że jest to wizja, której żaden zwolennik ruchu narodowego nie
przyjmie. To samo robią inni – PiS wymyślił “politykę historyczną” w duchu piłsudczykowskim, inni
propagują mit Solidarności. W tej sytuacji Janek proponuje nam siedzenie cicho i kapitulację. inni
mogą, my nie, bo to “anachronizm”. Ktoś powiedział, że kto panuje nad historią, ten panuje nad
teraźniejszością. No i widać, że tak jest. SLD skapitulował na polu historycznym i poległ. Ruch
narodowy nie istnieje politycznie, ale ma własną historię, bogatą i chwalebną, ma dorobek myśli
politycznej – i nie ma powodu, żeby na ten temat milczeć. Oczywiście historia nie zastąpi programu
współczesnego, ale bez niej taki program nie powstanie, bo nie będzie fundamentu.
Maciej
26 Sierpień 2011 o 8:57
Wychwalany tak przez “Janka” (”i kto to jest Janek?” – kto pamięta z czego to cytat?) poseł Kowalski
na polu polityki historycznej faktycznie nie zrobił podczas ostatniej kadencji dosłownie nic. Nie miał
nawet odwagi, aby dołączyć do inicjatywy PSL-u dotyczącej unieważnienia haniebnych wyroków, które
ferowano w procesach brzeskich. Takie chowanie głowy w piasek nic nie da, szeroko pojęta
postsolidarność legitymizuje swoją władzę dokonaniami historycznymi wszem i wobec niemal
codziennie – to my obaliliśmy komunę, to dzięki nam runął mur, i tym podobne dyrdymały. I wypinają
piersi i puszą się w glorii swej wątpliwej chwały… Tymczasem my, jak pojawi się na horyzoncie jakiś
endek, który w przeciwieństwie do dzisiejszych, umiał zająć jasne stanowisko, nawet kosztem utraty
osobistej popularności (vide J. Dobraczyński), zamiast wyjaśniać i tłumaczyć jego racje, od razu
wycofujemy się rakiem, mówiąc, że to nie do końca tak, że chodziło mu o coś innego itp… Na micie
osnutym na wydarzeniach z historii Piłsudski doszedł w dużej mierze do władzy przed wojną, na micie
Strona 4 z 6
MyślPolska.Info » Wierzę w ideę narodową – rozmowa z profesorem Wiesławem Ch...
2011-09-13
http://mercurius.myslpolska.pl/2011/08/wierze-w-idee-narodowa-%e2%80%93-rozm...
takim Polską rządzi dziś postsolidarność – ta klerykalna (PiS) i liberalna (PO), nie mówmy więc, że
historia nie jest istotna.
Biuro Poselskie
27 Sierpień 2011 o 13:15
Na prośbę Pana Posła Bogusława Kowalskiego przekazuję następującą informację:
1. W czerwcu 2009 r. w 90. rocznicę Traktatu Wersalskiego poseł B.Kowalski zorganizował w sali
kolumnowej Sejmu konferencję poświęconą Konferencji Wersalskiej, R.Dmowskiemu i
I.Paderewskiemu. Przygotował też uchwałę rocznicową, która uzyskała poparcie klubu PiS i została
przyjęta przez Sejm.
2. Pan Poseł wielokrotnie na forum Sejmu występował w sprawie uczczenia ofiar zbrodni ukraińskich
nacjonalistów na Wołyniu oraz przeciwdziałaniu narastającemu kultowi UPA na Ukrainie. Interpelacja
Pana Posła do premiera Donalda Tuska odbiła się szerokim echem, m.in. opisywał ją w swoich
publikacjach ks. Isakowicz-Zaleski. Pan Poseł jest też członkiem Komitetu Uczczenia Pamięci 70.
Rocznicy Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów.
2. Część uchwał historycznych Sejm przyjmuje przez aklamację. Indywidualny poseł nie ma możliwości
odniesienia się do nich w głosowaniu. W stosunku do tych projektów, które były poddawane pod
głosowanie poseł B.Kowalski zajmował stanowisko zgodne z szeroko rozumianą tradycją myśli
narodowej. M.in. głosował za ustanowieniem Dnia Żołnierzy Wyklętych. Informacje na ten temat są
dostępne na stronie
http://www.sejm.gov.pl
4. Działania dotyczące historii nie są specjalnością Pana Posła, który pracuje w komisji infrastruktury.
Mimo to w podstawowym zakresie stara się reprezentować myśl narodową w Sejmie także w
odniesieniu do historii o czym świadczą fakty wcześniej przywołane.
3. Pan Poseł prosi, aby osoby wyrażające opinie na tym forum nie pisały rzeczy nieprawdziwych. Jeśli
nie mają konkretnej wiedzy, co jest zrozumiałe, mogą zapytać kierując korespondencję emailową na
adres:
boguslaw.kowalski@sejm.pl
Z wyrazami szacunku
Marlena Zdanowicz, kierownik Biura Poselskiego w Siedlcach
Matwiej Szuła
27 Sierpień 2011 o 14:25
Dlaczego skasowano mój wpisy.Nigdy nie spodziewał bym się że będzie cenzura.Matwiej Szuła
matviej szuła
28 Sierpień 2011 o 10:27
PS:Przepraszam jak obraziłem kogoś proponują współprace dla dobra Ruchu Narodowego.Powtarzam
pora z enty Pan.W.Chrzanowski jako nestor Ruchu Narodowego ,jako Prezes działający lub honorowy
powinien patronować powstawaniu silnej Narodowej partii.A do budowania Nowej Partii nadają się
najbardziej wymieni przeze mnie działacze.Wymienione prze zemnie osoby przepraszam że nie
zapytałem o zgodę.Ale powtórzę animozje proszę odłożyć na półkę i w/w działacze powinni budować
partie od nowa.A są to : A.Balazs,J.Engelgard,M.Eckardt,J.Jackowski,A.Szlęzak,itp działacze dla których
Ruch Narodowy ma znaczenie.Jeszcze raz przepraszam że bez gody w/w działaczy ,ale podaje jako
przykład dobrej roboty politycznej.
Matwiej Szuła
28 Sierpień 2011 o 13:22
Jeżeli uraziłem przeproszę,ale proszę powiedzieć za co.Nikogo nie obraziłem,a swój niepokój o Ruch
Narodowy i lekarstwo mam prawo zaproponować.BEZ CENZURY.
Maciej
29 Sierpień 2011 o 8:04
Za wyczerpującą odpowiedź “Biura Poselskiego” dziękuję, pozostanę chyba jednak przy swoim zdaniu,
o znikomy wpływie aktywności posła na polu oficjalnej polityki historycznej. Konferencja o Wersalu
odbyła się (dzięki łaskawości PiS-u) to fakt, jednak już w sprawie stosunku do nacjonalizmu
ukraińskiego działania posła, nie są, delikatnie mówiąc, zbyt eksponowane. Dużo widoczniejsze, i chyba
jedyne zauważalne na tym polu, jest zaangażowanie PSL-u. Na czteroletnią kadencję to jednak chyba
trochę za mało, tym bardziej, że przez kraj przetaczały się w tym czasie dyskusje poświęcone takim
wydarzeniom historycznym jak: zamach majowy, powstanie warszawskie, stan wojenny. To jedynie
przykłady, jest bowiem kilka tematów, które niemal “nie schodzą” z pola zainteresowania, z tradycją J.
Piłsudskiego na czele (polityka wschodnia, legiony, rok 1920). Tam głosu przedstawiciela środowisk
odwołujących się do ND po prostu nie było (częściej stanowisko zbliżone zajmował… Leszek Miller). Jak
rozumiem głosowanie nad “historyczną” uchwałą w Sejmie nie jest chyba jedyną możliwością
wyrażenia swojego stanowiska w danej sprawie, o czym przekonują nas chociażby działania szefa MSZ
(lub Prezydenta Stalowej Woli). Można zwołać konferencję, można napisać artykuł w gazecie, najlepiej
o ogólnopolskim zasięgu… Rozumiem jednak, że poseł (z wykształcenia nomen omen historyk) woli
zajmować się drogownictwem. Śmiem jednak wątpić, czy dzięki takiej postawie będzie on uchodził w
Sejmie (i poza nim) za reprezentanta pewnego tradycyjnego kierunku w polityce polskiej.
Matwiej Szuła
29 Sierpień 2011 o 10:10
Dziękuje za powrót wpisu,to mały błąd mentora.Jesteśmy tylko ludźmi.Pragnę też wyjaśnić dlaczego
w/w politycy mogą zmieni oblicze Ruchu Narodowego ,anie partie.Partie majom przysłowiowe
Strona 5 z 6
MyślPolska.Info » Wierzę w ideę narodową – rozmowa z profesorem Wiesławem Ch...
2011-09-13
http://mercurius.myslpolska.pl/2011/08/wierze-w-idee-narodowa-%e2%80%93-rozm...
skorupki,układy i to blokuje zjednoczenie.A w/w politycy majom swą drogę polityczną od MW,przez
SN,Pax ,prace w samorządach itp ,czyli razem reprezentują działalności Ruchu Narodowego.
Strona 6 z 6
MyślPolska.Info » Wierzę w ideę narodową – rozmowa z profesorem Wiesławem Ch...
2011-09-13
http://mercurius.myslpolska.pl/2011/08/wierze-w-idee-narodowa-%e2%80%93-rozm...