BYĆ DZIECKIEM...
CZYLI O DOBRYM WYCHOWANIU DZIECI W CZASACH TUDORÓW
Pewien pisarz z tamtych czasów napisał kiedyś o dzieciach, że "wydają się mądre od
urodzenia i wcześnie posiwiałe". W dzisiejszych czasach większość młodych ludzi chce jak
najszybciej dorosnąć i wkroczyć w "dorosłe" życie. Cóż za odmiana. Myślę, że w czasach
Tudorów największym marzeniem wszystkich dzieci byłoby mieć prawdziwe dzieciństwo...
gdyby tylko wiedziały co to jest.
Od wczesnego dzieciństwa drobne ciała małych dziewczynek krępowano gorsetami,
koszulami i halkami. Poruszały się niepewnie w długich, fałdzistych, sztywnych od haftu
sukniach z przypinanymi, bufiastymi rękawami. Do tego zakładano sztywne, wykrochmalone
krezy na szyje oraz ciasno dopasowane, koronkowe czepki. Na portretach można zauważyć
powagę, która od najmłodszych lat malowała się na ich pyzatych buziach.
Ta przedwczesna powaga świadczyła w tamtych czasach o dobrym wychowaniu, tak samo jak
skromność, przesadne przestrzeganie form towarzyskich i niewolnicze posłuszeństwo
rodzicom. Dziecko miało traktować rodziców z nabożna czcią. Uczono je, że przed Bogiem i
rodzicami klęka się na dwa kolana, a przed innymi na jedno. Gdy były nieposłuszne musiały
iść do rodziców na kolanach, często ocierając je do krwi. Od wczesnego dzieciństwa, każdego
dnia rano i wieczorem musiały zwracać się na klęczkach do rodziców prosząc o
błogosławieństwo. Był to znak rodzicielskiej akceptacji.
Dzieci, które nie okazywały rodzicom należytego szacunku były uważane za wyrodne. Za
takie bezbożne zachowanie czekała je sroga kara zesłana przez Opatrzność. Czasami
wzywano sędziego, by ten wyznaczył dziecku karę, którą miał wyegzekwować ojciec
dziecka. Jednak większość rodziców stosowała po prostu zasadę "Bij, aż diabeł wyjdzie!".
Bicie dzieci było bardzo powszechne. Uważano, że uwalnia od wrodzonych skłonności do
złych zachowań i oczyszcza. Tak więc nawet najgrzeczniejsze, najlepiej wychowane dzieci
były szczypane, szturchane i dostawały klapsy jeśli swym zachowaniem zaczynały choć
odrobinę odbiegać od ideału. Oprócz tego rodzice drażnili i straszyli dzieci przekonani, że
okazywanie czułości psuje. Dodatkowo, oprócz okazywania rodzicom szacunku, dzieci były
zmuszone do zachowywania się wobec rodziców skromnie i wstydliwie.
Zwykłe dziecinne psoty - bójki chłopców, plucie, rzucanie śnieżkami, bieganie z innymi
dziećmi, a nawet opieranie się o ścianę i zawstydzanie innych dzieci - były surowo karane.
Szuranie nogami, ruszanie palcami rąk i nóg, jak i wywracanie oczami czy kręcenie się w
miejscu bez celu uważano za wielce niestosowne. Uważano, że ręce powinny być cały czas
zajęte wykonywaniem pożytecznych prac. Podczas siedzenia i stania nogi dziecka powinny
być złączone, a chodzić powinno z powagą i w stosownym tempie.
Starano się jak najwcześniej oduczyć je dziecinnego sposobu mówienia i innych zachowań
typowych dla tego wieku. Już małe dzieci uczono "pobożnych i pożytecznych" myśli, których
nie rozumiały. Dzieci miały raczej milczeć, a w rozmowie z dorosłymi dostosowały się do
nich (z duchownym rozmawiali o świętych, z lekarzem o zdrowiu, z malarzem o malarstwie).
Gdy dziecko osiągnęło wiek, w którym mogło jadać razem z dorosłymi, musiało się nauczyć
stosownych zwyczajów. Musiało się nauczyć posługiwać łyżką i nożem, zapamiętać, że
1
należy mówić "dziękuję" również wtedy, gdy podają potrawy, których się nie je, kłaść
ogryzione kości w rogu deszczułki, by służący mogli je łatwo zabrać. Uczono je również, że
nie należy zwracać uwagi na psy leżące pod stołem i próbujące polizać pobrudzone tłuszczem
ręce jedzących. Niewybaczalne było wycieranie rąk w ubranie czy obrus. Fałdziste, długie i
szerokie rękawy należało podwijać do łokci lub zarzucać na ramiona by nie ubrudzić ich w
jedzeniu. Włosy musiały być upięte i przykryte by nie wpadały do jedzenia i należało z nich
wyczesać wszy. Dzieci często się przejadały i wymiotowały.
Problem w zachowaniu przy stole pojawiał się głównie w rodzinach gdzie lekceważono
dzieci, w momencie gdy zaczynała się rozmowa. Dzieci uczono, że mają brać udział w
konwersacji, jednak nie mogły się odezwać nie pytane.
Wychowanie moralne dziewcząt wymagało więcej wysiłku. Chodziło głównie o oduczenie
ich "lubieżnych ruchów" i innych oznak zmysłowości, nauczenie panowania nad gestami,
pozami i mową, o wyrobienie nawyku milczenia lub odzywania się łagodnym tonem. Śmiech
uznawano za pustogłowie lub niegodziwą duszę, a nawet za szaleństwo.
Dziewczynki (uważane za słabe istoty) wymagały stałego nadzoru służących, krewnych i
wychowawczyń. Wypełniano im czas nauką i innymi zajęciami by miały go jak najmniej na
zabawę lalkami, jeżdżenie na koniku na kiju i gonitwę za kółkiem. Ich głównym zajęciem
były robótki ręczne. Przez lata uczyły się i poznawały coraz trudniejsze ściegi by kiedyś
haftować wspaniałe wzory. Małe dziewczynki uczyły się haftować alfabet i przysłowia na
makatkach. W wieku pięciu, sześciu lat umiały już zdobić poduszki i ubrania.
Rozróżniano śmiech właściwy i niewłaściwy. Śmiech właściwy nie zniekształcał rysów
twarzy. Dobrze wychowane dziecko, gdy się śmiało, zasłaniało usta chusteczką. Należało
unikać marszczenia nosa i czoła, wykrzywiania ust i unoszenia brwi, no i oczywiście
ziewania, kichania i pociągania nosem. Jeśli chodzi o kichanie to w czasach Tudorów
panował pewien zwyczaj. Gdy kichnął dorosły, dziecko musiało zdjąć nakrycie głowy i
powiedzieć "Bóg z tobą" lub "niech łaska Boża nigdy cię nie opuszcza". Gdy dziecko musiało
kichnąć (a starało się za wszelką cenę do tego nie dopuścić) odwracało się do wszystkich
plecami, a po kichnięciu kreśliło na ustach znak krzyża, następnie zdejmowało nakrycie
głowy i przyjmowało błogosławieństwo tych, którzy z nim byli.
Dzieci uczono też pisać. Pisano trzecim lub czwartym piórem ze skrzydła gęsi, z końcówką
zatemperowaną scyzorykiem i zmiękczoną śliną. Po użyciu pióro wycierano w wewnętrzną
stronę ubrania by nie było widać plam. W czasach Tudorów dzieci pisały na papierze
(pergamin był przeznaczony na dokumenty) i miały drugą kartkę do osuszania atramentu i
wypróbowywania pióra. Naukę pisania zaczynano od przepisywania liter alfabetu, kreślenia
znaku krzyża i przepisywania "Ojcze Nasz". Z upływem czasu przechodzono do coraz
dłuższych fragmentów, często tłumaczeń z łaciny.
Mamy XXI wiek. Młodzi są wychowywani inaczej niż było to sto lat temu i zupełnie inaczej
niż pięćset lat temu. Jedyne co się nie zmieniło przez 100 ani przez 1000 lat to fakt, że każdy
chce wychować swoje dziecko na jak najlepszego człowieka. Choć przez kolejne wieki
zmieniają się wyznaczniki przyzwoitości i dobrego wychowania, to ludzie nadal dążą do tego
samego tylko trochę innymi drogami.
Tekst powstał w oparciu o książkę Carolly Erickson "Elżbieta I".
2