Żanna Kormanowa
Salomon Jaszuński
„Justyn”
(1902 – 1938)
Salomon Jaszuński - „Justyn” urodził się w roku 1902 w znamiennym
dniu 7 listopada ' . Pochodził z proletariackiej Łodzi, choć nie wywodził się
sam z klasy robotniczej – matka jego była przez jakiś czas nauczycielką, ojciec
drobnym fabrykantem na dorobku. „Justyn” spędził w Łodzi szczęśliwe
dzieciństwo jako kochany nad życie jedynak. Z parterowych okien jego białego
dziecinnego pokoju, pełnego książek i reprodukcji, akwariów i czaszek
zwierzęcych – mieszkanie rodziców „Justyna” mieściło się przy ówczesnym
pasażu Meiera '' - widać było ponury masyw pałacu Poznańskich, symbol
pychy i bogactwa łódzkich kapitalistów.
' KPP. Wspomnienia z pola walki. Warszawa 1951, s. 333-338.
Przedruk rozszerzony przez autora.
'' Obecnie Aleja 1 Maja.
Naukę szkolną rozpoczął „Justyn” w I męskim gimnazjum państwowym
przy ówczesnej ulicy Mikołajewskiej ' , tym samym, które kończył Julian
Tuwim, do którego uczęszczał Konstanty Graeser, Marian Spychalski,
Władysław Bieńkowski.
' Obecnie ulica Henryka Sienkiewicza.
Nad bogatym w zainteresowania pacholęctwem „Justyna” zawisła
pierwsza czarna chmura, wybuch wojny latem 1914 roku. Rodzice jego opuścili
Łódź, zabierając ze sobą 12-letniego jedynaka, wówczas skupionego milczka o
czarnych jak węgiel i pełnych iskier oczach. Lata wojny i pierwsze lata
rewolucji rodzina Jaszuńskich spędziła w Moskwie. Fakt ten zaważył
decydująco na życiu młodego Jaszuńskiego.
Rok 1917, załamanie się caratu, rewolucja lutowa, miesiące
rewolucyjnego wrzenia i zwycięski przełom październikowy wywarły
niezatarty wpływ, ukształtowały jego światopogląd, związały go na zawsze z
klasą robotniczą. „Justyn” opowiadał po latach o wielkim poruszeniu mas, o
przemówieniu Lenina, którego słuchał uczepiony balustrady na najwyższym
piętrze Teatru Wielkiego, o dniach, które wstrząsnęły światem i odmieniły do
gruntu życie wielkiego rosyjskiego kraju i jego własne życie.
W listopadzie 1918 r. spłoszony głodem lat wojennego komunizmu,
„Justyn” wraz z rodzicami-repatriantami wrócił do Łodzi. Opuścił ją będąc
prawie dzieckiem, wracał jako szybko dojrzewający, ukształtowany niemal
człowiek. W sercu zapadł mu głęboko posiew rewolucji. Szukał więc w
rozwiecowanym, niespokojnym mieście kontaktów z ludźmi, którzy myśleli i
czuli podobnie jak on, moskiewski reemigrant, podobnie, jak rosyjscy
bolszewicy.
W Łodzi istniały już podówczas koła młodzieży robotniczej i
inteligenckiej, szkolnej i studenckiej, do grudnia 1918 roku związane z
SDKPiL, a w styczniu 1919 roku przejmowane właśnie przez KPRP. Z tymi
kołami „Justyn” nawiązuje łączność już w kilka tygodni po powrocie do kraju.
Staje się odtąd stałym gościem lokali związkowych i partyjnych, zwłaszcza
lokalu łódzkiej centrali związkowej, a następnie Rady Delegatów Robotniczych
przy ulicy Pustej. Przebywa w kole młodzieży rwącej się do pracy partyjnej,
zdobywającej przez usilne samokształcenie podstawy marksizmu i pierwsze
elementy leninizmu.
Przerwaną w Moskwie naukę szkolną „Justyn” kontynuuje w Łodzi, w
gimnazjum prywatnym, skąd zostaje wydalony – po pierwszym aresztowaniu.
Zmusza go to do kończenia nauki szkolnej w trybie eksternatu. Egzamin
dojrzałości złożył w Wilnie, dokąd jeździł w ciągu zimy i wiosny 1919 roku.
Już wówczas zdobył sobie popularność w kołach młodzieżowych jako autor
dowcipnych i wesołych kupletów na aktualne tematy polityczne.
W późniejszym okresie niejedna komuna więzienna uprzyjemniała sobie
czas i skracała dni za kratą piosenkami i wierszami „Justyna”. Obdarzony
nieprzeciętnymi uzdolnieniami, subtelny znawca i wielki miłośnik języka
polskiego, wytrawny filolog, łączył „Justyn” te talenty z ogromnym poczuciem
satyrycznym, z niefrasobliwym humorem i trafnością obserwacji. Z biegiem lat
krzepła w nim partyjna ostrość ocen, pogłębiała się precyzja analizy, wzmagał
się nurt głęboko ideowej pewności słowa, nasyconego prawdziwie bolszewicką
namiętnością.
„Justyn” był jednym z czołowych literatów partyjnych w pamiętnych
latach sanacyjnego faszyzmu. Jego prace, odezwy, artykuły w prasie
nielegalnej, korespondencje z terenu walk klasowych górnika śląskiego,
metalowca warszawskiego i łódzkiego włókniarza, jego broszury
publicystyczne o ZSRR, jego krytyki literackie czyta się dziś jeszcze z
zapartym oddechem – taka z nich bije siła argumentacji, taka w nich głęboka,
partyjna wola walki.
Znakomita pamięć - „Justyn” deklamował setki wierszy, cytował
bezbłędnie całe stronice z ulubionych dzieł literatury światowej. Posiadał też
dużą łatwość pióra, wielostronne oczytanie, poważną w wielu dziedzinach
humanistyki wiedzę – wszystko to rokowało młodemu intelektualiście świetne
perspektywy: stała przed nim otworem droga ukochanej przezeń pracy
naukowej.
Filolog z najprawdziwszego, naukowego zdarzenia, slawista z
upodobania i specjalności, wybitnie uzdolniony językoznawca, który
opanowywał dowolny język w ciągu kilku miesięcy – a poznał tych języków w
ciągu swego krótkiego życia 23 – ceniony przez wszystkich wybitniejszych
współczesnych mu filologów polskich i obcych, pozostawił w drukowanym
dorobku językoznawczym jedynie kilka przyczynków, rozsianych po
czasopismach specjalistycznych, pisanych częściowo na ławie uniwersyteckiej,
częściowo w więzieniach, a zebranych i wydanych w 1954 roku ' . Rzecz
znamienna, że w tych pracach specjalistycznych Jaszuński nie zatracał nic ze
swego oblicza komunisty. Mimo rzetelnej głębokiej wiedzy, mimo charakteru
naukowo-badawczego prace te nie mają nic z pedanterii wąskiego specjalisty,
nic z oschłości mola naukowego.
' S. Jaszuński: Wybór pism. Warszawa 1954.
„Justyn” potrafił wyjaśnić choćby najgłębiej utajoną klasową treść słów,
potrafił ukazać społeczną istotę języka. Czy rozprawa o „Supraślu” ' , czy
znakomita recenzja książki prof. Seliszczewa: „Jazyk rewolucjonnoj epochi” ''
powinny być dziś jeszcze studiowane przez naszą młodzież uniwersytecką
celem zaprawy w wysokiej sztuce należytego władania metodą badania
naukowego, metodą materializmu dialektycznego.
' Prace filologiczne t. XII. Warszawa 1927.
'' tamże, t. XV, część I. Warszawa 1930.
„
Justyn” nie został jednak ani człowiekiem pióra, ani uczonym, choć
uprawiał z wyjątkowym powodzeniem jedno i drugie. Był i pozostał przede
wszystkim działaczem politycznym. Był i pozostał do śmierci nieprzejednanym
wrogiem imperializmu, niezachwianym bojownikiem o wyzwolenie klasy
robotniczej, o prawdziwą wolność Polski a zarazem o bezpieczeństwo i moc
ZSRR, o zwycięstwo komunizmu na całym świecie. Był i pozostał z myśli i
działania wiernym synem polskiej klasy robotniczej, zawodowym
rewolucjonistą.
Przez 20 lat swego świadomego życia towarzysz „Justyn” służył sprawie
rewolucji: od jesieni 1918 roku, gdy wstąpił do kół łódzkiej młodzieży KPRP,
aż do lata 1938 roku, gdy padł w obronie Ludowej Hiszpanii, na froncie
katalońskim, gdzieś pomiędzy Asco i Gandezą.
Wróćmy jednak do początków tej pięknej drogi życia.
Na wiosnę 1919 roku jako szeregowiec młodzieżowej organizacji
komunistycznej „Justyn” zostaje po raz pierwszy zatrzymany za rozlepianie
odezw pierwszomajowych KPRP na kamienicach i płotach fabrycznej dzielnicy
Łodzi. Młodość podsądnego i zabiegi rodziny sprawiły, że ten chrzest bojowy
rewolucjonisty skończył się parotygodniowym aresztem śledczym i wyrokiem
rocznego więzienia z zawieszeniem. Ani ten, ani szereg dalszych procesów i
wyroków nie wpłynęły na zmianę wytkniętej już rewolucyjnej drogi życiowej
„Justyna”.
W jesieni 1921 roku „Justyn” immatrykuluje się na uniwersytecie we
Lwowie, gdzie u prof. Andrzeja Gawrońskiego studiuje sanskryt, a u Tadeusza
Lehr-Spławińskiego slawistykę. Jednocześnie zacieśnia kontakty z młodzieżą
komunistyczną i partią. Zostaje zatrzymany na ulicy w dniu wzmożonej
czujności władz w związku z pobytem we Lwowie marszałka Focha. Odtąd
pozostaje on pod czułą „opieką” komisarza Kajdana, niepokojony
systematycznie w wiadome daty dorocznych świąt rewolucyjnych – w maju, w
styczniu, w listopadzie. Uprzykrzywszy sobie tę opiekę i szukając dalszych
możliwości kształcenia się, przenosi się Jaszuński na wiosnę 1924 roku na
uniwersytet krakowski. Jest już podówczas jednym z czołowych aktywistów
ZNMS „Życie”.
W Krakowie, pod kierunkiem znakomitego indoeuropeisty Jana
Rozwadowskiego i w seminarium głośnego dialektologa Kazimierza Nitscha,
Jaszuński uzupełniał swoją wiedzę filologiczną. Tutaj też przeszedł z szeregów
„życiowej” młodzieży do partii. Od 1925 roku do końca życia „Justyn” był
aktywnym i ofiarnym bojownikiem KPP.
Członek egzekutywy Komitetu Okręgowego w Krakowie, potem „okręgowiec”
tamże w 1927 roku, następnie na Górnym Śląsku; członek Redakcji Centralnej i
Sekretariatu Krajowego KPP w latach trzydziestych; pod pseudonimem
„Bacewicz” redaktor i aktywny współpracownik Dziennika Ludowego w
Paryżu w roku 1937; od stycznia 1938 roku zastępca komisarza politycznego w
Brygadzie im. Jarosława Dąbrowskiego w Hiszpanii – oto kolejne szczeble
partyjnej służby, oto jego droga bojowa.
W ramach takiej krótkiej notaty chronologicznej mieści się trudne życie i
piękna walka komunisty, w latach narastającej po przewrocie majowym fali
reakcji i rozwielmożnionego władztwa obcego i rodzimego kapitału. Życie
partyjnego organizatora walki klasowej, kampanii wyborczych i masowych
strajków 1928 roku na Górnym Śląsku; inspiratora przodujących ośrodków
lewicowej inteligencji krakowskiej, warszawskiej, poznańskiej; kierownika
półlegalnych i legalnych opozycyjnych periodyków i redaktora krajowej prasy
partyjnej. Życie bez stałego dachu nad głową, bez możności normalnego
kontaktu nawet z najbliższymi, z nieodłącznym problemem niezabezpieczonego
noclegu, czy jakiego takiego miejsca do pracy, w ustawicznym nerwowym
napięciu i w zaciętej zażartej woli wytrwania na przekór wszystkiemu. Coraz
rzadziej widywało się pogodny uśmiech na ziemistobladej twarzy „Justyna”,
coraz bardziej nerwowo brzmiał jego głośny, tak dawniej zaraźliwy śmiech,
coraz częściej wykrzywiał mięśnie twarzy nerwowy skurcz, coraz rzadziej
zdarzały się godziny beztroskiej, przyjacielskiej gawędy.
Coraz częściej za to zatrzaskiwały się za nim bramy więzienne.
Po roku prewencyjnego więzienia w 1927 roku, aresztowany na początku
1928 roku i sądzony na jesieni tegoż roku, otrzymuje 4-letni wyrok. Na urlopie
zdrowotnym, od lata 1929 roku, znów po uszy siedzi w robocie partyjnej.
Wzięty ponownie w czerwcu 1931 roku w Katowicach, „Justyn” przeplata
wszystkie te lata miesiącami wytężonej orki partyjnej i długimi „rekolekcjami”
po więzieniach. Więzienie mokotowskie i Pawiak w Warszawie, Łódź, Łęczyca,
Piotrków, Kraków, Katowice, Wronki – oto etapy jego więziennego stażu. W
tych okresach czuwała nad nim matka, niezmordowana w ofiarnej, wzruszająco
wiernej miłości dla syna-rewolucjonisty, coraz bliższa mu ideowo, coraz
mocniej związana z MOPR i partią.
Matka i ojciec – dodajmy – przeżyli syna. Wzięty jako zakładnik, ojciec
zginął w Radogoszczu pod Łodzią, zamęczony w 1940 roku przez
hitlerowskich oprawców. Matkę skosił rok później tyfus głodowy w
warszawskim getcie.
„Justyn” miał wyjątkową zdolność pozyskiwania sobie przyjaciół. Dobry
aż do samozaparcia, zupełnie obojętny na sprawy materialne, silny i wytrwały,
serdeczny i dowcipny, zjednywał sobie ludzi i obrastal wszędzie, dokąd go losy
rzucały, w wiernych i oddanych sobie przyjaciół.
Życie osobiste „Justyna” zaczęło się późno i trwało krótko. W 1935 roku
poznaje on w Danii swoją przyszłą żonę, w czerwcu 1937 roku w Paryżu
przychodzi na świat jego jedyny syn, a już w końcu tego roku „Justyn” wraz z
innymi komunistami polskimi przygotowuje się do wyjazdu na front
hiszpańskiej wojny domowej.
Z siedmiu miesięcy walk w Hiszpanii pozostało kilka listów do rodziców
i wiązka listów do żony i syna. Pisane głównie po duńsku, tłumaczone
następnie przez osieroconą matkę „Justyna” na język polski, zachowały one
wagę głęboko ludzkiego dokumentu. Czystość moralna, jaką daje jedynie walka
ideowa, pewność obranej drogi i wiara w niechybność zwycięstwa, wielka
tkliwość dla synka i miłość do żony i rodziców, piękne koleżeństwo walki i
międzynarodowej braterskiej solidarności bije z tych listów dobrze dziś
znanych, wydanych drukiem.
W kilka dni po przyjeździe do Hiszpanii „Justyn” pisał do rodziców:
Czuję się tu dobrze, rześko, zdrowo, pierś oddycha pełnym tchem,
dookoła mnie życie, radość, praca (…) Lud jest miły i pogodny, przyroda kraju
piękna i bogata, choć surowa – jak tu nie przeklinać tych, co kraj ten rujnowali,
a teraz zalewają krwią. W życie ludzi dobrych, zapracowanych, ale żywych i
radosnych wdziera się straszna plaga cudzoziemskich bomb, narzuconej wojny,
krwawią rany, cierpią tysiące uciekinierów.
Widziałem chłopców dziewięcioletnich oprowadzających młodsze
bractwo (do czterech lat) po wystawie Obrona Madrytu. Z powagą i znawstwem
objaśniają oni swe audytorium. A obok w słońcu bawili się wesoło ich
rówieśnicy. I oni zapewne wkrótce powracali do zabaw. A wieczorem na wielkie
miasto o zgaszonych światłach spadały bomby włoskich samolotów, kalecząc i
zabijając takich samych malców jak ci, co bawili się w słońcu (…) '
' Teczka osobowa S. Jaszuńskiego nr 2501, Archiwum Zakładu Historii Partii.
A 10 kwietnia, po czterech miesiącach walk, opanowawszy już język
hiszpański na tyle, że mógł przemawiać do ludności cywilnej, pisał do żony:
Bądź szczęśliwa, kochana, że wiesz, gdzie Twoje dziecko będzie tej nocy
spało, pamiętaj stale o tych nieszczęśliwych matkach, ofiarach faszyzmu,
ściganych i prześladowanych przez samoloty. Przechowaj te listy dla Franusia
do chwili, kiedy urośnie i będzie mógł żyć w szczęśliwszym społeczeństwie;
musi zrozumieć, dlaczego jego ojciec odszedł od niego do innych małych
chłopców i dziewcząt, którzy więcej niż on potrzebują jego pomocy. Niech wie,
że matki z krwawiącymi sercami błogosławiły małego chłopczyka z fotografii i
jego matkę ' .
' S. Jaszuński: Wybór pism, s. 205-206.
21 lipca 1938 roku tow. „Justyn” wysłał ostatni list do żony.
26 lipca już nie żył.
Dziś, gdy nie tylko syn Jaszuńskiego i jego żona, ale i my wszyscy mamy
tę wielką historyczną szansę, że żyjemy i budujemy na wolnej polskiej ziemi
nowy socjalistyczny świat, życie i walka „Justyna”, polskiego komunisty, który
choć poległ, wygrał bój z faszyzmem, wygrał bój o socjalizm w Polsce, winny
się stać własnością całej partii, całej naszej młodzieży, polskich mas
pracujących.
1936 r., marzec, 16, Warszawa. - Z listu Kierownika Centralnej
Redakcji Krajowej KPP „Justyna” - Jaszuńskiego
Dla R[yn]g[a]
Drogi.
Nad nadesłanym przekładem z Gruzji dokonałem operacji legalizacyjnej.
Zmieniłem tytuł i dodałem wstęp o obszarze kraju, liczbie mieszkańców itp.
Żałowałem, że nie miałem pod ręką danych o przeciętnej temperaturze i ilości
opadów.
Chodzi o to, że w stosunku do cenzury uprawiałem dotąd skutecznie
metodę „psychologiczną” ' . Jedna z zasad głosi, że tytuły, podtytuły, zdania
początkowe poszczególnych ustępów powinny być możliwie neutralne. Cenzor
nie czyta wszystkiego równie uważnie. Kiedy zobaczy na początku coś
nudnego, to już dalej czyta z większym roztargnieniem.
W myśl tej zasady musiałem skreślić wszystkie wyrazy „bolszewik,
bolszewicki, komunistyczny, stalinowski” itd. Cenzor jest pies na takie wyrazy.
Ołówek jego sam niejako staje przed niemi. Pozostawienie jasnego sensu bez
prowokujących wyrazów, to już pewna szansa. Pozostawiłem więc domyślności
czytelnika, jaka to partia w Gruzji przeprowadza kolektywizację itd. Czytelnik
nasz naprawdę zdał egzamin ze znajomości naszych sposobów pisania, zdał
lepiej niż cenzura […] ''
'
Podkreślenie w tekście.
'' Archiwum Zakładu Historii Partii, 158-1936, poz. 10.