Dear Isabella
Tłumaczenie : Marta i Gosia
Beta : Kasia vel Jen vel Laleczka ;**
Rozdział 1
Droga Isabello,
Powiadają, że w Nowym Orleanie jest wiele duchów, o wiele
więcej niż wszystkich nawiedzonych zamkach w całej Anglii. I
uwierzyłabyś w to, gdybyś przeszła przez te przygnębiające w swojej
piękności cmentarze. Tak jak ja. W pewien sposób. Wiesz, że w
rzeczywistości nie jestem zbytnio przesądny.
Więc chodzę dookoła, w tym lejącym się z nieba upale i z całych
sił próbuje zapomnieć o Tobie, ale te wszystkie cholerne nagrobki i
przeklęte wspomnienia o tym, kim dla siebie byliśmy przytłaczają
mnie, przygnębiają i szydzą ze mnie. Nieziemskie wspomnienia o Tobie
gestykulującej szalenie o jakimś kapeluszu, który po prostu musiałaś
mieć, albo o mnie trzymającego tą okropną, jaskrawą maskę
Amadeusza jak najdalej od ciebie. Lub o tym, jak przegrałem zakład i
musiałem maszerować w paradzie gejów, gdzie w ciągu 5 minut
dostałem więcej numerów telefonów niż ty przez cały college. Byłaś
taka oburzona.
Cieniem ja, duchem Ty…
Nie chcę, by to mnie prześladowało. Ale tak jest. Ponieważ,
wbrew wszystkiemu co się stało, ja ciągle Cię kocham. Jesteś dla mnie
wszystkim, i przepraszam, jeśli w jakiś sposób naprzykrzam się Tobie,
ale taka jest prawda.
Tak naprawdę cofam to. Wcale nie jest mi przykro. Musiałaś mi
coś zaaplikować Isabello Swan. A może to była bezzębna Madame
DeVeque, dodająca troszkę magii do tych głupich drinków daiquiris
1
, ,
które nalegałaś abyśmy pili podczas przejażdżek w leniwe, letnie
wieczory. Może posiada ona jakiś uzdrawiający drink dla złamanego
serca, bo nie jestem pewien jak zamierzam to przetrwać.
Cholera, co ja w ogóle robię?? Przecież nawet tego nie
przeczytasz. Taka jest prawda. Ty nigdy nie potrafiłaś usiedzieć w
miejscu by w spokoju coś przeczytać.
I wiesz co? Nie przebaczam ci nie tylko za to. Za twoją
niecierpliwość. Za twój brak rozsądku. I za twoją lekkomyślną
postawę wobec życia, za smutek i za filozofię, która tobą kierowała.
Nic z tego .
Najbardziej, nie wybaczam Ci, że odeszłaś.
Nie wybaczam Ci...
Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek będę to potrafił...
Moje serce jest złamane, Bello.
E.M. Cullen
1
Drink z rumu z cytryną, cukrem i lodem
Edward Cullen.
Prawdopodobnie jeden z najbardziej olśniewających ludzi, jakich dane mi było
spotkać, a widziałam wielu PBS
2
w moim życiu.
On ma taki zawzięty rodzaj oddania, które czyni go ślepym.
Kiedy Edward na czymś się skupia, to nic nie jest w stanie odwrócić jego uwagi. A
kiedy skupia się na czymś innym niż praca, to jego widok wzbudza respekt.
Posiada on parę rękawic bokserskich. Wcześniej trenował, ale teraz boksuje dla
zabawy. Przyzwyczajony był do tego, że musiał pomóc mi je założyć, a ja biegałam
dookoła niego lekko go uderzając, kiedy był zajęty innymi sprawami. On wie, jak
ułożyć swoje ręce tak, żeby nie zrobić sobie krzywdy uderzając w wielki, czerwony,
ciężki, worek treningowy…… teraz robi to bardzo często...
On jest typem przystojniaka na którego musisz spojrzeć przynajmniej dwukrotnie, by
uzyskać pewność, że widzisz go takim, jakim naprawdę jest. Wiesz, ta szczęka i gęste
włosy, pełne ciemne usta i wszystko inne… i te oczy, które gdy jest bardzo zmęczony
lub zły przybierają barwę obsydianu...
Zawsze powtarzałam, że on ma nastrojowe oczy, takie same jak pierścionek, który
kupiłam za dolara w wieku 9 lat. On mówił, że to śmieszne i kontynuował swą mowę
o nauce odczytywania nastroju z kolorów pierścionków... i bla bla bla.
Ale nie obchodziło mnie jak to działa i dlaczego, po prostu działało i już.
Często sprzeczaliśmy się w taki właśnie sposób.
Ale były też rzeczy, których Edward nigdy nie był w stanie pojąć, jak chociażby to, że
wolę materace bez prześcieradła albo jak ogromne znaczenie mają świeże, jeszcze
ciepłe bułeczki.
Ale to, czego Edward nigdy nie potrafił zrozumieć było to, że ja i on- to się nigdy nie
uda. To po prostu zwyczajnie nie miało to sensu.
2
Jak się nie mylę chodzi o ludzi z TV którzy olśniewali Bellę.
Chodzi o to, że kiedy spotyka się dwójka ludzi tak upartych jak ja i Edward- gdy tych
dwoje ludzi po prostu nie odpuszcza jedno drugiemu, ale i tak ciągle wracają do siebie
jak bumerang i przyciągają się jak magnesy to jeśli to nie ma szans i żadnej
przyszłości to ostatecznie przeznaczenie musi zareagować.
Nawet teraz gdybym próbowała mu to wszystko wyjaśnić, on tylko wywróciłby
oczami i powiedział żebym przestała bujać w obłokach i zeszła na ziemię.
Także każda próba tłumaczenia tego jest z góry skazana na klęskę.
Obserwuję go, sprawdzam co u niego - przypuszczalnie częściej niż powinnam- i to
nie jest właściwe. Edward zawsze był bardzo silny; nigdy się nie poddawał, co nie
zawsze wychodziło mu na dobre.
Jeśli potrafiłabym sprawić, żeby był szczęśliwy, zrobiłabym to. I być może, po jakimś
czasie opuściłyby go smutek, wściekłość i szał graniczący z obłąkaniem. Nie istnieje
nic na tym świecie, czego bym dla niego nie zrobiła.
On jest miłością mojego całego życia.
Jeśli tylko mogłabym to naprawić, zrobiłabym to..
Ale teraz już nie mogę. Za późno...
Rozdział 2
Edward płacze nocami,
Nie zanosi się głośnym szlochem, nic podobnego. Łzy, spływające wolno i
znaczące na jego twarzy srebrne pasma są jedynym dowodem. Nie sądzę, żeby w
ogóle zdawał sobie sprawę, że płacze przez większość czasu.
Zazwyczaj zaczyna łkać zanim uśnie, gdy jego powieki robią się ciężkie.
Czasem dostrzegam te srebrne linie gdy biegnie do pracy lub pisze na komputerze …
albo gdy robi zestawienie rachunków. Raz widziałam te ślady kiedy mył zęby … raz
dojrzałam je nawet gdy Edward już spał.
Cały czas budzi się w środku nocy, a te przebudzenia są dla niego wstrząsające
i przerażające … Wtedy wstaje, pije szklankę wody i zapala papierosa … Jednak w tej
chwili jego oczy są otwarte i utkwione w ścianie … zanim ponownie się zamkną
ciągle wpatrzone są w ciemność.
Wtedy, gdy jest z nim najgorzej, pozostaję przy nim … zwinięta w kłębek leżę
obok niego w łóżku.
Zwłaszcza nocą, która powinna być … cóż za ironia … Edward
najszczęśliwszy bywał właśnie nocą.
Czasami, gdy nadchodził wieczór wyłączaliśmy nasze telefony i ignorowaliśmy
wszystko wokół nas …
Czasem wyskoczyliśmy na obiad i piliśmy butelkę Bombay
3
w łóżku …
rzucaliśmy się sobie w ramiona i cieszyliśmy się tylko z tego, że byliśmy szczęśliwi
… razem.
Bywały wieczory, gdy gnałam do niego, by na koniec dnia zobaczyć jego
twarz, która przyprawiała mnie o zawrót głowy. Były noce, gdy zasypialiśmy na
kanapie, moje ramię ciasno oplatało go w talii, a plecy przyciśnięte były do oparcia
kanapy, ponieważ wbrew jego protestom, to ja zawsze byłam tą większą łyżką.
Noc była dla nas najszczęśliwszym czasem. Dlatego sądzę, że właśnie te
wspomnienia sprawiają, iż w tej chwili to najtrudniejsza pora dla Edwarda.
Kiedy on czuje się najgorzej, ja przypominam sobie te wszystkie dobre rzeczy
… a raczej te wszystkie wspomnienia związane z nami. Gdy Edward leży
przebudzony naprzeciwko mnie … czasami płacze … czasami przeklina i zadręcza się
lub uderza o ścianę, właśnie wtedy przypominam sobie całą naszą historię
3
Jest to odmiana ginu … Jasny, mocny suchy london gin o smaku jagód jałowca i innych ziół, oraz
przypraw.
Nie mogę wstać i przytulić go do siebie … nie mogę zanurzyć dłoni w jego
włosach i powiedzieć mu, że wszystko jest w porządku … że z nim jest dobrze … i ze
mną również … nie jestem w stanie powiedzieć mu, żeby był szczęśliwy … a zamiast
tego myślę o nas.
Wcześniej byłam sfrustrowana tym, że nie jestem w stanie do niego dotrzeć …
czasami nadal tak się czuję. Jednak nie jest już aż tak źle. Zwykłam krzyczeć, mym
niemym krzykiem wprost do jego uszu i łkać szlochem bez łez … biec do niego, gdy
miał atak … Teraz już tego nie robię. Tak czy inaczej, to nigdy nie działało.
Dlatego, gdy miewał bardzo złe noce … takie, gdy wiedziałam, że nie chce
zasnąć nawet na chwilę, a gdy podnosił powieki widziałam jego oczy, czerwone i
pełne złości … W takich chwilach raz po raz rozgrywałam w myślach naszą historię
… zaczynałam od samego początku …
****
Wtorek, 7 marzec 2000
Zawsze miałam mieszane uczucia związane z zakończeniem karnawału. Z
jednej strony nareszcie wszyscy wracali do domów. Z drugiej jednak, nienawidzę gdy
coś się kończy. W żadnym wypadku nie byłam w centrum całego tego interesu.
Czasami obserwowałam tych wszystkich przyłapanych na piciu alkoholu i
używających wolności ludzi. Śmiałam się razem z biegającymi topless dziewczynami i
poszłam za ciosem z kilkoma nieznanymi mi turystami. Pewnego razu przewiesiłam
się przez okno i krzyczałam w tłum ile miałam sił w płucach … ale nikt mnie nie
słyszał.
W takich chwilach nie znosiłam być niesłyszaną. Zbyt młoda i zbyt wyuzdana,
jak mniemam. Ale byłam zdesperowana, by stanąć między nimi i głośno krzyczeć o
tym, co czuję, że ten czas karnawału coś nam odbiera.
W ten spektakularny tłusty czwartek włożyłam parę butów do stepu, które
ostatni raz miałam na nogach w wieku czternastu lat. Przerzuciłam główne szuflady
mojej komody i odnalazłam małe, podręczne tamburynki - wiesz takie jak maja
tancerze brzucha - które kupiłam na pchlim targu trzy lata temu i upięłam swe włosy
za pomocą jasnych, tanich paciorków, które jakiś idiota wyrzucił dzień wcześniej.
Chciałam pójść gdzieś, gdzie jest cicho i gdzie będę jedną z najgłośniejszych
osób. Chciałam usłyszeć samą siebie. Być na szczycie świata, … ale przede wszystkim
byłam wyczerpana i chciałam zrobić coś zupełnie innego.
W związku z tym wyszłam w tę głośną i barwną noc, gotowa by zrobić swój
własny hałas i wymalować mą własną smugę czerwieni.
Szłam z podniesioną do góry głową i oczami zwróconymi do światła, czasami
żywiołowo krzyczałam i podziwiałam falbany mojej spódniczki wirujące wokół moich
kolan.
Szłam przed siebie tak długo, dopóki słyszałam stukot metalowych obcasów o
chodnik. Wtedy uniosłam ręce nad głowę i wprawiłam w ruch małe tamburyna,
wydobywając z nich okropne dźwięki. W tej nocy nie szukałam czegoś, co kompletnie
odmieni moje życie.
Nigdy nie zamierzałam zderzyć swojego życia z jego … Nie miałam zamiaru
łączyć naszych istnień tak silnie, że już nie mogły trwać oddzielnie.
To się po prostu stało.
Zaraz na początku drogi ku przeznaczeniu zobaczyłam niską dziewczyną z
czarnymi włosami. Niektórzy ludzie nazywali ją cyganką, a inni mówili o niej
„psychiczna”. Jednak w mojej prywatnej opinii była tylko troszkę szalona.
Stanowiła swego rodzaju wizytówkę tego miasta – przemierzała ulice i mówiła
sama do siebie. Byłam prawie pewna, że sama przycięła włosy pomarańczowymi
nożyczkami … takimi codziennego użytku. Wiem, bo jej włosy przypominały moją
Barbie, gdy w wieku siedmiu lat zrobiłam jej dokładnie to samo.
Raz spróbowałam się do niej uśmiechnąć, jednak nawet nie mnie zauważyła i
nadal prowadziła dyskusję ze sobą. Czasem śmiała się głośno, a czasem, jak na
przykład teraz, prowadziła rozmowę z samą sobą, ale nigdy nie rozmawiała z innymi
ludźmi.
W tą szczególną noc stała na rogu, skubała paznokcie i mówiła o kwiatach.
Harry nie bądź niepoważny, dlaczego mają tworzyć róże skoro są już
goździki? – zapytała i zapadła cisza. Pięć sekund później minęłam ją i
usłyszałam jej śmiech, będący odpowiedzią na słowa wyimaginowanego
przyjaciela.
Otworzyłam drzwi, weszłam do mojego ulubionego sklepu monopolowego i
udałam się po butelkę Bombayu.
Hej Gran – powiedziałam i podskoczyłam do lady. Mój ulubiony ekspedient w
moim ulubionym monopolowym. On ledwo na mnie spojrzał i odchrząknął.
Zatrzymałam się jak zwykle, ale tym razem położyłam moje palce na jego
twarzy i dałam mu buziaka.
Bello jesteś szalona. – uśmiechnął się do mnie … jego wielkie, lśniące policzki
wykrzywiły się w szerokim i ukazującym białe zęby uśmiechu.
Zastepowałam dla niego najlepiej jak umiałam, a on uciekł. Niezgrabnie
chwyciłam się lady i krzyknęłam do niego przez ramię.
Umawiam się z tobą na dziś, Gran. Będziemy stepować i śpiewać głośniej niż
to całe cholerne miasto. Co o tym myślisz? … I kim jesteś do diabła!!!!
Był tam facet w szarych, wełnianych spodniach i białej koszuli. Tam gdzie
powinien mieć krawat widniał rozpięty ostatni guzik przy kołnierzyku. Rękawy miał
podwinięte do przedramion i miałam nieodparte pragnienie by chwycić go za szelki,
które nosił … ponieważ trzymał rękę na ostatniej butelce mojego Bombayu.
Kim ty do diabła jesteś?! – odpyskował i spojrzał na moje stepujące buty,
ignorując mój groźny wyraz twarzy.
Ja … Jestem Bella, właścicielka tej butelki Bombayu. – odpowiedziałam i
poszurałam prawym butem, by podkreślić swe słowa – A tak poza tym, ta
wielka impreza na którą się wybierasz jest w tamtą stronę. – wskazałam
kciukiem za siebie.
Nie przyszedłem tutaj na imprezę.
Mówiłam do Mardiego Gras i oczywiście, że na nią przyszedłeś! – zwróciłam
się do niego, machałam palcem w górę i w dół jego sylwetki. – Na tej
przystojnej buźce masz wymalowany napis „Turysta”
Nie jestem turystą, a ty nie powinnaś dociekać czemu ludzie znajdują się w
danych miejscach. Aha i dziękuję.
W takim razie co tu robisz? I mogę myśleć cokolwiek mi się spodoba. I nie
dziękuj mi … podziękuj swoim rodzicom za ładną buźkę.
Kupuję twoją butelkę Bombayu. Myśl co chcesz, ale i tak jesteś w błędzie. I
raczej jestem przystojny niż ładny.
Bombay jest mój! Będę! Dobrze się czujesz?
Nie. Dobrze. I co???!!! Oczywiście, że dobrze się czuję. Czy wyglądam jakbym
czuł się źle?? – zapytał i zaczął spoglądać na siebie szukając oznak
niedoskonałości
Miałam ochotę zapytać go o nie, jeśli znajdzie jakąkolwiek. Byłam pewna, że mu
się to nie uda. Jego włosy wystawały poza czoło i były w nieładzie. Wyglądały jakby
umyślnie ułożył je w ten sposób, jednak bez pomocy żelu. Sprawiały raczej wrażenie,
jakby non stop ciągnął je i szarpał. Pomimo że założył najlepsze, niedzielne ciuchy, to
nie zawracał sobie głowy goleniem. Powiedziałabym, że jego zarost miał co najmniej
trzy dni … mogłam dostrzec ciemne podkówki pod jego zimnymi, zielonymi oczami.
Usta miał spierzchnięte i popękane. Górna warga była pełniejsza od dolnej … ale te
wszystkie niedoskonałości razem stanowiły o jego … doskonałości.
Cóż – zaczęłam powoli, opierając się łokciem o półkę pełną alkoholi – Jesteś
tutaj o 23.30 … w nocy … w sklepie monopolowym i zamierzasz kupić piątą
butelkę Bombayu. Wnioskuję, że chcesz wypić ją w samotności skoro nie
widzę żadnego kompana albo randki. Poza tym, bywam tu bardzo często i jak
do tej pory nigdy cię nie widziałam. Dlatego też wnioskuję, że jesteś smutny,
samotny i opuszczony. Bo tak jak powiedziałam, jesteś tutaj zupełnie sam w
monopolowym, zasadniczo w środku nocy, podczas gdy największa światowa
impreza jest niecałą milę stąd. A do tej pory udało nam się ustalić, że nie
szukasz zabawy.
I co z tego?
To z tego, że chcesz to wszystko wypić w samotności. Dlatego pytam
ponownie, czy wszystko w porządku.
Wszystko w porządku – spauzował i patrzył na mnie z rozbawieniem
wymalowanym na twarzy. – Ty jedynie przyznałaś mi się, że jesteś w tym
sklepie non stop. I chociaż uważam, że jest to bardzo przyjazny sklep to jednak
sądzę, że to dość niepokojące, iż młoda kobieta spędza cały swój czas właśnie
w monopolowym.
Niepokojące? – zapytałam unosząc brwi – Hmmm, być może gdybyś zapytał
czy ze mną wszystko w porządku … tak przy okazji to wszystko jest ok. Mam
na myśli, że byłoby po prostu miło, gdybyś spytał.
Wszystko dobrze?
Nie chcę twojej litościwej grzeczności.
W takim razie po co pytasz? – odbił piłeczkę
Jestem wścibska, a poza tym sądziłam, że jeśli powiesz co ci leży na żołądku to
zostawisz moją butelkę Bombayu w spokoju.
Bez obrazy! Ale wszystko dobrze. Dzięki, że pytasz.
Złapał butelkę Bombayu za szyjkę i posłał mi ten sam półuśmiech co wcześniej,
wymijając mnie jednocześnie.
Poczekaj. Podziel się ze mną. – Nie wiedziałam czemu to powiedziałam i
byłam święcie przekonana, że zaraz wyzwie mnie od kretynów, ale nie zrobił
tego. Zamiast tego, spojrzał na mnie przez ramię i powiedział.
Ok.
Kupiłam rząd kubeczków „Dixie” z różowo – pastelowymi kwiatuszkami na
zewnątrz. Edward kupił alkohol i wyszliśmy, po czym siedzieliśmy oparci o cegły za
sklepem.
Śmiałam się do niego, trzymając w ręku cienki, kwiecisty kubeczek. Edward zapytał
mnie czemu nie jestem w sercu tej największej światowej imprezy.
To ja jestem największą światową imprezą! – wzruszyłam ramionami. Śmiał się
i patrzył jak stepuję wzdłuż chodnika. „palce- pięta, palce-pięta” – Dlaczego tak
naprawdę tutaj jesteś? – zapytałam, gdy poczułam jego rękę podczas mojej
trzeciej rundy. Jedna z naszych dłoni drżała. Nie wiedziałam tylko czy to moja
czy jego.
Jestem z największą światową imprezą. – uśmiechnął się szeroko, patrząc
nieobecnym wzrokiem na mój kolorowy kubek.
To kompletnie zrozumiałe, że jesteś tutaj dla mojego towarzystwa –
powiedziałam – Ale nie wiedziałeś przecież, że tutaj będę. Poważnie. Jaki masz
problem?
Mój ojciec przeniósł tutaj swoją firmę. Cóż, w każdym bądź razie filię tej
firmy.
Aha. Wyobrażam sobie. Spędziłeś więcej czasu w Poydras i dlatego wyszedłeś
do sklepu monopolowego, tak?
Dokładnie.
W takim razie nienawidzisz ojca? Nie znosisz swojej pracy, która wywołuje w
tobie ogromną presję? Marzyłeś by zostać gwiazdą rocka, ale jesteś tak bardzo
uciśniony …
Nie - powiedział i lekko potrząsając głową spojrzał w górę, – Zupełnie nie.
Kocham to, co robię i jestem z tego dumny.
Czym się zajmujesz?
Cóż, teraz sprawuję nadzór nad przeniesieniem tego oddziału i jak tylko się
zapiszę, to wracam na studia i będę prowadził biznes … później mój ojciec
przejdzie na emeryturę i ja przejmę cały interes
Masz plan – gwizdnęłam między zębami.
Ty nie?
Uhhh … cóż jasne, że mam. Zamierzam skończyć tego drinka. Jutro chcę iść do
biblioteki i nauczyć się jak zrobić lasagne. Nie mam zielonego pojęcia co będę
robić pojutrze, albo w jakikolwiek inny dzień. Poczekaj … to niezupełnie jest
prawda. Chcę się nauczyć stepować. Te buty mnie zainspirowały, więc sądzę,
że nauczę się stepować. – Mrugnął na mnie trzy razy i patrzył w taki sposób
jakbym właśnie oznajmiła, że chcę iść na strzelnicę.
W jaki sposób płacisz rachunki?
Cóż, gram w kości i jak do tej pory miałam wielkie szczęście. Sprawdzało się
praktycznie przez ostanie dwa lata … a kiedy przestało, czekałam aż los się
odwróci na nowo … raz nawet pracowałam w sklepie zoologicznym
Jak możesz … nie wiedzieć co robisz? Czy to cię nie przeraża? Wszędzie
mówią, że niedługo zabraknie zabezpieczenia społecznego …
Stop! – powiedziałam podnosząc rękę – Nie robię planów, bo jedyne co można
zaplanować to, to, że plany nie pójdą tak jak sobie założyłeś … Życie to nie
tylko to, co chcesz zrobić.
Oczywiście że tak. Musisz jedynie pracować by dostrzec, że wszystko się
spełnia.
Ale jeżeli planujesz całe swoje życie to odrzucasz od siebie wiele wspaniałych i
nieoczekiwanych chwil. Na przykład, gdybym dzisiaj zrealizowała mój
pierwotny plan to teraz nie byłoby mnie tutaj … nie siedziałabym tu z tobą w
tej chwili.– uśmiechnęłam się i szturchnęłam palcem w jego pierś.
Tak … ale Bello – powiedział i oplótł swoją dłonią mój palec – Ja planowałem
przyjść dzisiaj do sklepu monopolowego po pracy. Gdybym nie trzymał się
swoich planów to teraz nie byłoby mnie tu.
Tylko się uśmiechnęłam i zrobiłam dla niego słodki obrót, grając jednocześnie
na malutkich tamburynach. Żadne z nas nie przypuszczało nawet, że stosunkowo
niedługo dowie się wszystkiego o naszych popieprzonych życiowych planach.
Droga Isabello
Znalazłem twoje buty do stepowania. W prawym obcasie brakowało jednej
śruby, ale wziąłem się za to i naprawiłem je. Zastanawiałem się czy nie wysłać
ich do Renee – wiesz, ona zapewne zrobiłaby z nich posąg lub coś w tym stylu
– ale po prostu nie wiem co mam zrobić Bello. Mimo tego wszystkiego co się
stało, chciałbym zostawić dla siebie pamiątkę naszej pierwszej randki. Albo
naszego pierwszego spotkania, albo … nie wiem nawet jak mam to nazwać.
Tak, to jest coś co ty robiłaś. Wiem, że jestem hipokrytą, bo zawsze
wyśmiewałem się z ciebie i tego całego badziewia dookoła, ale teraz właśnie
czuję, jakie to było obłudne.
Wiem, że mówiliśmy słowa takie jak: „zawsze” i „obiecuję” oraz „Prawda”,
ale z mojego obecnego punktu widzenia wiem, że to były tylko słowa, bez
rzeczywistego znaczenia i definicji.
Oczywiście, nie chciałaś tego.
To zawsze ty wiedziałaś o tych wszystkich kamieniach milowych naszego
związku zwanych „rocznicami”, o których teraz nawet nie pamiętam, prawda?
Jedyne co pamiętam to jak budziłaś mnie bardzo wcześnie w każdą z tych
głupich okazji z tym całym: „Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy
czegokolwiek Edwardzie!
W Marcu było tylko 8 takich rocznic. Nasze pierwsze spotkanie, nasza
pierwsza podróż za Nowy Orlean, nasza pierwsza wspólna noc, twoja pierwsza
w pół udana próba robienia na drutach, mój pierwszy katastrofalny obiad
Cajun
4
, twoje szalone wizje o naszej wielkiej wygranej w lotto, śmierć
Charliego i kolacja Jaspera po obronie.
Myślę, że właśnie dzisiaj była rocznica naszej pierwszej kłótni, jednak nie
obszedłem jej tak, jak ty miałaś zawsze w zwyczaju.
Poza tym, zatrzymam te buty. Nie zabrałaś ze sobą wszystkiego kiedy odeszłaś,
więc zatrzymam te cholernie śmieszne rzeczy, które przypominają mi Ciebie
jako – nie wiem – przestrogę, albo coś takiego.
E. M. Cullen
4
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kuchnia_cajun
Rozdział 3
Edward … zaczął masturbować się w swoim biurze. Nie w jakiś
perwersyjny sposób. Jest późna noc, więc kiedy to robi w budynku nie ma
nikogo oprócz nas. Pierwszy raz kiedy to się zdarzyło, odwróciłam się,
ponieważ wydawało mi się, że powinien mieć trochę prywatności czy coś. Ale
jednak po jakimś, krótkim zresztą, czasie zafascynowało mnie to.
On po prostu przechyla się do tyłu na tym swoim wielkim, obrotowym,
skórzanym krześle i nigdy nie zaczyna powoli nadawać tempa czy coś
takiego... teraz też, jak zawsze od razu przechodzi do konkretów.
Kilka razy wyszeptał moje imię. Pierwszy raz kiedy to usłyszałam
poczułam jakbym zaraz miała się rozpłakać. Zamroziło mnie i poczułam, jak
moje serce roztrzaskuje się po raz drugi. Nigdy, przenigdy nie chciałam
przywiązać go do siebie tak mocno. Chciałam chwycić go w ramiona, osłonić
i przytulić do siebie, ale nie mogłam.
Odkryłam to całkiem przypadkowo, to logiczne, jak bardzo mocno
teraz, bardziej niż kiedykolwiek, byłam jego fantazją. Stałam się dla niego
nieosiągalną, erotyczną wizją … a to bolało i cieszyło egoistycznie w tym
samym momencie.
Po pierwsze nie byłam pewna z jakiego powodu to zawsze się dzieje w
biurze. Znaczy się dlaczego nie w naszym łóżku?? Albo pod prysznicem? Albo
na kanapie albo gdziekolwiek indziej??? Miałam zbyt wiele czasu na
szukanie odpowiedzi na dręczące mnie pytanie.
Myślałam, że może jest to dla niego zbyt trudne, że nie chce brukać
naszego domu czymś takim. Może po prostu czuł się niezręcznie, albo może
myślał, że to będzie dla mnie obraźliwe- robić coś takiego w naszym domu w
dodatku myśląc o mnie…..
Ale im więcej o tym myślałam, tym większy chaos miałam w głowie. Bo
przecież po tym wszystkim on nadal mieszkał w naszym domu, nie
zdecydował się, by opuścić to miejsce; a Edward nigdy nie był zawstydzony,
kiedy mówił że dla niego jestem seksowna, kiedy tak o mnie myślał … więc te
przyczyny odpadają.
I kiedyś, późną nocą zaczął to robić, a ja patrzyłam… i nagle jego
wzrok skierował się w stronę metalowej szafki z aktami na prawo pod oknem.
Miał otwarte oczy, wyraźnie starał się, by takie pozostały i skupiał się na tej
metalowej szafce. Prawie się zaśmiałam- tylko Edward mógł dojść patrząc na
te popieprzone akta. On kochał swoją pracę – i wtedy przypomniałam sobie
coś jeszcze.
Czwarty Kwiecień, 2000
Stałam na zewnątrz wieżowca Poydras. Było późno, ciemność
panowała na zewnątrz a powietrze było tak parne, że nie mogłam spać.
Postanowiłam przejść się w miejsce, gdzie wiedziałam, że znajdę Edwarda.
W tym momencie kazałabym mu jeść moją pierwszą i ostatnią lazanię.
Dzielilibyśmy dwie butelki Bombayu i na jego kanapie zachowywali jak
siedmiokrotnie napaleni nastolatkowie. Miałam jego domowy numer telefonu
a on miał mój ale, coś było nie do końca określone. A ja wcale nie miałam
tego na myśli, no w każdym razie niezupełnie. Tak po prostu – zakochałam
się w nim i z tego powodu chciałam krzyczeć ile tylko miałam sił w płucach
… a kto potrafi to lepiej niż ja??
To była ta noc kiedy uświadomiłam tę najważniejszą rzecz. Leżałam w
łóżku i nie mogłam zasnąć, ponieważ on zaprzątał moje myśli.
Zastanawiałam się czy zjadł już kolację i czy był zmęczona, bo przeważnie
był. I wtedy zrozumiałam, że martwię się o niego. Przyszła mi do głowy myśl,
że naprawdę chciałam o tym powiedzieć mu, o tym, że boję się ptaków i że
preferuję ciemny, spalony popcorn … i chciałam znać jego zdanie na te
tematy i chciałam spędzić z nim noc i sprawić, by się uśmiechał … więc tak
… byłam w nim zakochana.
Uświadamiając to sobie wyskoczyłam z łóżka i bez chwili zastanowienia
poszłam do budynku, gdzie pracował. Nikt nie był bardziej zszokowany niż
ja, że drzwi na korytarz były otwarte, jeszcze były.
Było tu za cicho i zbyt ciemno. To sprawiło, że opanował mnie lekki
strach a jedyne co słyszałam to uderzenia moich sandałów na marmurowej
podłodze. Kroki powodowały głośne, puste echo które mi się podobało więc
aż do windy bawiłam się rytmem moich kroków.
StukStukStukStukStuk …… stuk ... stuk.
Nacisnęłam białą strzałkę, przywołując windę. Wsiadłam i zaraz
napłynęły mi do głowy dziwne myśli. Jakie to byłoby straszne jeśli nagle
dostałabym zawału serca albo zerwałyby się liny utrzymujące windę a ja
umarłabym bez możliwości powiedzenia Edwardowi, że się w nim
zakochałam.
Ale drzwi otworzyły się a ja opuściłam windę, zdając sobie sprawę że
wiem jedynie, że on pracuje na szesnastym piętrze… Nie wiedziałam które to
jego biuro.
Położyłam dłoń na głowie i spojrzałam w lewo omiatając wzrokiem
długi korytarz. Żadnego dźwięku, żadnych otwartych drzwi … lecz kiedy
spojrzałam w prawo zobaczyłam jasne odbijające światło, wydobywające się z
otwartych trzecich drzwi..
Uśmiechnęłam się. To było tak, jakby zostawił to światło właśnie dla
mnie.
Stanęłam przy wejściu i obserwowałam go przez chwilę zanim
zdecydowałam, że tak, definitywnie jestem w nim zakochana. Jedną rękę
miał zanurzoną w swoich włosach i wyglądał na trochę załamanego
podpierając głowę i gapiąc się w ekran komputera. Jego brwi były ściągnięte
ku sobie, mogłam zobaczyć górę jego koszuli, tam gdzie rozpiął guziki.
Cześć – powiedziałam
Podskoczył, kiedy podniósł głowę i wpatrywał się we mnie.
Wystraszyłaś mnie jak cholera.
Przepraszam. Ja po prostu ...
Wszystko z Tobą w porządku?
Tak, oczywiście. – powiedziałam, kiedy weszłam do jego gabinetu. Na
całej podłodze walały się papiery i pliki a ja ostrożnie przechodziłam
między nimi, aby dotrzeć do średniej wielkości metalowej szafki.
Obserwował mnie kiedy podciągałam się by na niej usiąść i przez
chwilę pozwoliłam mym nogom kopać metal. Edward rozłożył się w
swoim fotelu i spojrzał na mnie, a w jego wzroku dostrzegłam
rozbawienie i zmieszanie. – Co robisz??? – zapytałam.
Ja mam lepsze pytanie. Co ty tu robisz?
Oh! Racja. Wczoraj chciałam powiedzieć ci coś ważnego, ale
zapomniałam, a potem już wyszedłeś.
Zapomniałaś mi o czymś powiedzieć? – zapytał stanowczo.
Tak.
I wstałaś o ... 12.30 rano, założyłaś swoją piżamę i przyszłaś do mego
biura by mi to powiedzieć?
Tak, to było trochę pilne.
Okej, więc powiedz mi to.
Zakochałam się w tobie.
Jego głowa powoli odwracała się w moją stronę, usta otworzyły się
odrobinę, a ciemne oczy powoli zamknęły się i otworzyły ponownie.
To nie mogło czekać. W tej chwili uświadomiłam sobie, że jestem w
tobie zakochana, więc pomyślałam, że powinieneś to wiedzieć. Jestem
naprawdę podekscytowana tą sprawą. – Wzruszyłam ramionami.
Bella.
Tak. To wszystko. Pozwolę ci wrócić do pracy. Po prostu musiałam
komuś o tym powiedzieć.
Ok? – powiedział, trochę zaszokowany i zmęczony.
Więc. Pa! – powiedziałam i wyskoczyłam z jego gabinetu. Kiedy byłam
w połowie drogi korytarza usłyszałam echo mojego imienia, głębokie,
przenikliwe, gdzieś niedaleko za mną.
Tak? – Odpowiedziałam i oglądając się przez ramię.
Nie chcesz wiedzieć czy ja też Cię kocham? – zapytał, stojąc na środku
korytarza.
Wyszedł do przyciemnionego holu, w połowie tylko oświetlonego przez
jasne światło pochodzące z jego drzwi. Miał ręce wsunięte w kieszenie
spodni, szelki zwisały mu po bokach, a na ustach błąkał mu się skromny,
lekko niepewny uśmiech...
Oh. Ja już wiem, że mnie kochasz. – powiedziałam i nacisnęłam
przycisk, by przywołać windę. Drzwi zabrzęczały, otwierając się, a ja
odwróciłam twarz w drugą stronę, żeby ukryć ten ogromny uśmiech
szczęścia, którego nie mogłam powstrzymać. – Jak możesz tego nie
wiedzieć?
Wsiadłam i zaczęłam klaskać dłońmi przy ustach, zrobiłam nawet mały
podskok i zanim drzwi się zamknęły mogłam słyszeć jego basowy śmiech
rozlegający się po całym korytarzu.
Byliśmy w sobie zakochani.
To wszystko zdarzyło sie w tamtym gabinecie, … który nawiasem mówiąc,
stał się pierwszym miejscem, w którym uznaliśmy istnienie słowa miłość..
Podejrzewam, że właśnie dlatego zawsze masturbuje się w biurze. Nie
dlatego, że w domu jest mu smutno czy że bardziej mu o mnie przypomina,
ale dlatego, że może właśnie w tym miejscu najmocniej czuje moją obecność.
Droga Isabello
Wiem, kiedy tu jesteś.
Zawsze to wiem.
Czuję to najsilniej zawsze, kiedy jestem sam i staram się
myśleć o czymś innym, niż o Tobie, o nas, o konkretnych
momentach, kiedy już powinienem był wiedzieć, że coś było
nie tak.
I Boże dopomóż, ale jestem wściekły. Zaspakajam się sam, z
wściekłością i żalem – wszystko, żeby tylko uwolnić to
ciśnienie, tę złość i urazę.
Tak jak moja złość na ciebie, uwolniona smutkiem, pragnie
dosięgnąć celu, tak samo wściekle tryskające płynne
nasienie także tęskni, by wreszcie skończyć z
bezużytecznością.
Tak, to jest wstrętne, ale wiem, że doceniłabyś ten obraz.
Jasper pewnie też, ale za cholerę mu o tym nie powiem.
Ja po prostu ... Tęsknię za Tobą ... Nie tylko z powodu
seksu. W tej chwili nie potrafię nawet o tym myśleć.
Ale proszę, przestań mnie śledzić i prześladować. Są
prywatne momenty, których częścią już nigdy więcej nie
będziesz. Bello, opuściłaś mnie. Ja regularnie myślę o tobie,
za każdym razem, gdy osuwam się w to cholerne gorąco
Luizjany. Przesiąkłaś do mej głowy, tak lepka i ciepła, że
żadne, nawet całkowicie klimatyzowane powietrze czy
masturbacja nie są w stanie sprawić, byś ją opuściła.
Błagam tylko o jedno, zostaw mnie z mym żalem, smutnym
życiem i pozwól iść dalej. Staje się dla mnie coraz
trudniejsze, by skończyć z tym gównem bez ciebie,
szpiegującej mnie dla Boga, który wie, jakim jestem
Judaszem.
-E.M. Cullen
Rozdział 4
Dzisiaj jesteśmy znudzeni.
I smutni. To jest zły dzień. Edward jest wykończony i zły. A ja jestem
sfrustrowana razem z nim, oraz z tą całą sytuacją. Gdyby mógł mnie
usłyszeć, mogłabym sprawić, że poczuje się lepiej. Jednak nigdy nie uda mi
się do niego dotrzeć … wiem to. Mimo wszystko, taki dzień jak ten
przypomina mi o tym, jakie to wszystko jest niesprawiedliwe.
Podążyłam za nim do garderoby w naszej sypialni. Edward wyciągnął z
niej pudełko na buty podpisane moim imieniem.
Lepiej tego nie rób. – powiedziałam a wtedy podrzucił wieko jak
nieznośne dziecko.
Same rupiecie – powiedział i pociągnął za zużytą słomkę- pierwszą
słomkę którą razem dzieliliśmy- w łóżku–. Wpatrywałam się w niego z
niedowierzaniem. Przecież wiedział, że zachowuję rzeczy takie jak te. –
Dlaczego zbierałaś takie gówno jak chociażby to? – praktycznie wypluł
te słowa i odkręcił do połowy zużytą tubkę błyszczyku, który tam
trzymałam. Ten właśnie błyszczyk miałam na ustach, gdy po raz
pierwszy się całowaliśmy. – Nie potrzebuję tego badziewia w moim
domu!!! – powiedział, a ja natychmiast zawołałam Emmetta.
Nie pojawił się i poczułam, że jest mi strasznie przykro. W takiej chwili nie
było przy mnie nikogo, na kim mogłabym polegać. Nie podobało mi się to
Odcinki z biletów na koncert były następne. Później zielony papierek, na
którym widniały własnoręcznym napisane słowa: „Kocham. Wciąż. Wybacz.
E.”.
Wpatrywałam się w tą notkę i zorientowałam się, że następne będą moje
klucze na kółku … kolejne wylądują na przykrywce. Edward po raz kolejny
zanurzył rękę w pudełku i zawahał się. Patrzył na ten cały stos rzeczy
leżących na łóżku. Chciałabym, by zebrał to wszystko i z powrotem włożył do
pudełka. Ale jedyne co zrobił, to wyciągnął klucze.
NIE! – krzyknęłam na niego, ale on nie przestał.
Jego komplet okręcił się dwukrotnie wokół breloka i był teraz odłączone.
Moje klucze razem z metalowym kółkiem odłożył na stos śmieci a swoje
trzymał w dłoni. Ściskał w ręku swoje klucze do domu. Klucze do mojego
domu.
ODŁÓŻ TO Z POWROTEM! – wykrzyknęłam i oplotłam się rękami. A on
trzymał je tuż przed swoją twarzą … nagle przeniósł wzrok na notkę.
Znowu zawołałam Emmetta.
Edward mnie ranił. To właśnie on potrafił skrzywdzić mnie jak nikt inny na
świecie. To za każdym razem bolało tak samo. Zrobiłam krok w tył,
przypominając sobie, że tutaj nic nie jest skierowane przeciwko mnie. Potrafił
zranić mnie tak mocno tylko dlatego, że mimo wszystko tak strasznie go
kocham.
Styczeń, 2001
Siedziałam okrakiem na Edwardzie, a z moich pleców delikatnie
zwisało prześcieradło, zaczepione jedynie o moje ramiona. Miał zamknięte
oczy, ale uśmiechał się gdyż jedna z dłoni błądziła pod prześcieradłem.
Śledził swoją ręką każdy cal mojej skóry …leniwie i z lekkim znużeniem, a
ja cały czas dmuchałam w pasmo włosów ciągle wpadających mi do lewego
oka.
Nie idź do pracy – powiedziałam, zanim wstało słońce i zabrało go ode
mnie.
Muszę – odpowiedział głosem ostrym jak żwir.
Zawsze mówisz, że musisz iść. Nie możesz wziąć sobie chorobowego?
Albo urlopu?
Nie – powiedział, a jego palce przestały błądzić po moich plecach i
powoli zaczął wycofywać rękę.
To jest wielkie, grube kłamstwo! Każdy ma urlop. Takie jest prawo albo
coś podobnego. – otworzył jedno oko i spojrzał na mnie
Nie pracujesz nie masz wykształcenia prawniczego. Opłacasz czynsz z
gry w kości. Błagam cię, powiedz mi jakim cudem wiesz takie rzeczy. –
zaśmiał się głupkowato.
Bo nie jestem osłem. Dlaczego wolisz iść do pracy niż zostać tutaj ze
mną? Zrobię Brownie na śniadanie i możemy to robić na kuchennym
stole. – powiedziałam, starając się go skusić.
Tak – wymruczał.
Dokładnie. Możemy też podkręcić klimatyzację na największy strumień
i udawać, że na dworze jest trzaskający mróz. Owinę cię w koc i
będziemy mogli oglądać filmy
Śmiał się przez zamknięte usta, a jego palce podążały wzdłuż mojego
brzucha. Opadłam na niego i przycisnęłam swoje usta do jego szorstkiej
twarzy
Nie musisz nawet wstawać i się golić … możemy się teraz zdrzemnąć, a
ja przez cały dzień będę siedziała na twoich kolanach –
wypowiedziałam to zdanie przytłumionym głosem.
Co zjemy na lunch? – grał na zwłokę
Cokolwiek zechcesz.
Jego ręce objęły moją twarz z każdej strony, zmieniając mój punkt
widzenia. Otworzył oczy i teraz byliśmy ze sobą twarzą w twarz.
Uśmiechnęłam się moim najbardziej przekonującym i kuszącym uśmiechem,
a Edward głaskał mnie kciukiem po policzku.
Kocham Cię – powiedział, a ja go pocałowałam
Obracaliśmy się na łóżku, zmieniając pozycje. Raz jedno z nas było na
górze a drugie na dole i tak na zmianę. Piszczałam i śmiałam się
jednocześnie gdy Edward pociągnął mnie za kostki do brzegu łóżka i mówił
moje imię a ja odwracałam się dla niego na brzuch .
Gdy tylko wstało słońce, pocałował tył moich kolan i powiedział, że
musi iść. Obracałam się wokół, motając jednocześnie w prześcieradle i
czochrając włosy.
Jeden dzień? – zapytałam – czy Jane nie może zająć się wszystkimi
sprawami. Czy właśnie nie po to twój tata przysłał ją tutaj? Jest taka
bystra i kompetentna i ma tytuł magistra. Koleś ona jest twoją prawą
ręką z wyzywającymi cyckami, czyż nie? Chodzi mi o to, że co za
pożytek mieć ją przy sobie do pomocy, jeżeli tak naprawdę wcale nie
jest pomocna? Jane. Zdajesz sobie sprawę, że ty i ona moglibyście być
świetnie dopasowaną parą, jak Channel – Armani … inteligentna i
silna para bogów?
Usiadł na skraju łóżka i grzebał przy zapięciu zegarka.
Tytuł magistra to niezbyt aktualne pojęcie. Skończyłaś? – powiedział,
patrząc na mnie przez ramię.
Cicho! Zostań w domu.
Nie mogę Bells. Nie w tym tygodniu. Mój ojciec przyjeżdża by … by
sprawdzić postępy.
Co? – spytałam i usiadłam prosto. To była dla mnie nowość.
Moi rodzice przyjeżdżają. Głównie po ty, by mnie sprawdzić, więc nie
mogę leniuchować w trakcie tego tygodnia …
Poczekaj, poczekaj – powiedziałam, kręcąc głową i machając jedną
ręką – Twoi rodzice przyjeżdżają?
Tak – odpowiedział i wstał by poszukać spodni.
Pod nocnym stolikiem. Jak to się stało, że nie powiedziałeś mi że twoi
rodzice będę tutaj.
Czy to takie ważne? Nawet ich nie zobaczysz …
Chcę się z nimi spotkać i ich poznać.
Bello, to nie jest dobre połączenie.
Edwardzie, czy ty nie chcesz żebym poznała twoich rodziców?
Spytałam i uniosłam prześcieradło ściśle owijając się nim dookoła.
To nie tak. Ale nie chcę, żeby to spotkanie niosło ze sobą zobowiązania.
Nie w ten sposób. – powiedział, zapinając zamek błyskawiczny w
spodniach.
A jest jakiś inny sposób? Spójrz, jeśli nie jesteśmy ze sobą tak na serio
jak myślałam do tej pory …
Zamknij się Isabello. Kocham cię. Wiesz to. Po prostu nie lubię mieszać
interesów z przyjemnością.
Są twoimi rodzicami. To poważny interes.
Nie znasz moich rodziców – powiedział zapinając guziki od koszuli.
Cóż, bardzo bym chciała.
Włożył ręce do kieszeni i patrzył na mnie przez kilka sekund
To nie wyjdzie nam na dobre – powiedział w końcu.
Twoi rodzice mnie pokochają – wzruszyłam ramionami.
Uniósł brwi i zaczął się śmiać, więc wiedziałam, że wygrałam
Edward zobaczysz, że będzie cudownie. Zaprosimy ich tutaj na obiad.
Zrobię marshmallow kabobs
5
, ponieważ w tym jestem naprawdę
świetna. I odkurzę ten gramofon, który leży na strychu –
5
Pianki
Mówiłam bez sensu i robiłam plany a Edward uśmiechał się do mnie
patrząc nieobecnym wzrokiem.
Cały tydzień Edward próbował mnie namówić, by zrobić rezerwację w
restauracji, ale ja już kupiłam rożno i ptasie mleczko.
Gdy zasugerował by ta kolacja odbyła się u niego zamiast u mnie,
powiedziałam, że już posprzątałam cały dom i przygotowałam kociołek do
fondue.
Cały piątek, czyli dzień kolacji, spędziłam prasując obrus i kręcąc włosy.
Przypaliłam nakrycie na stół, swoje palce i sos czekoladowy, ale nie dałam
się zniechęcić.
Postawiłam kociołek na stole w miejscu, gdzie na obrusie była wypalona
dziura. Na palce założyłam plastry i powiedziałam sama sobie, że ludzie
kochają czekoladę, nieważne, czy jest przypalona czy nie.
Kto nie chciałby zjeść czekolady na obiad?
O godzinie 19.00 usłyszałam pukanie do drzwi. Wzięłam głęboki oddech,
naciągnęłam na twarz uśmiech i skoczyłam do hollu.
Wszyscy wyglądacie jak z Katalogu J. Crew
6
I tak właśnie było.
Eleganccy i bez zarzutu, nieskazitelni. Edward odziedziczył włosy po
matce. Jej miały taki sam kolor, bujne, zaczesane do tyłu i w górę …
błyszczące i idealne. Oczy miał natomiast po ojcu, głębokie i intensywne.
Piękno wyszło z ich obojga.
Co to za zapach? – Edward zapytał i popchnął mnie do środka.
Oh. Przypaliłam kilka rzeczy, ale zapanowałam prawie nad wszystkim.
–powiedziałam
W porządku? – zapytał Edward i odwrócił się plecami w moją stronę.
6
Katalog z aktualnymi trendami w modzie.
Oczywiście, że tak.
Co stało się z twoimi palcami? – spytał
Lokówka. Co to jest trochę bólu dla piękna – zapytałam, obracając się
w stronę jego matki. Myślę, że uśmiechnęła się do mnie, ale nie byłam
do końca pewna.
Wyglądasz ślicznie – wymruczał Edward i delikatnie pociągnął za jeden
z moich loczków.
W takim razie zapraszam – powiedziałam i poprowadziłam ich do
pokoju gościnnego w którym nakryłam stół.
Edward usiadł na jednym ze składanych metalowych krzeseł, które
postawiłam przy stole, a ja sięgnęłam po butelkę wina stojącą na środku.
Jego ojciec, Carlisle, odsunął krzesło dla Esme, ale ona zanim usiadła przez
chwilę się w nie wpatrywała.
Nie ubrudzisz się – stwierdził Edward, gdy zobaczył jej wahanie.
Oh nie. Cały ranek myłam je preparatem do dezynfekcji. –
powiedziałam, czym zwróciłam na siebie ich spojrzenia.
W słabo oświetlonym pokoju każde z nich lśniło nieskazitelną, śnieżną
bielą. W porównaniu z nimi wszystko wokół wyglądało strasznie
przygnębiająco i smutno.
Klasnęłam w ręce i Edward odkorkował wino.
Zamierzasz usiąść? – spytał
Zabawne – odpowiedziałam i usiadłam na krześle, zaraz obok niego a
naprzeciwko jego matki.
Było cicho gdy Edward nalewał każdemu wino w niedopasowane szkło.
Odetchnęłam z ulgą, gdy Esme dostała ten jedyny kryształowy kieliszek,
który miałam. Ja dostałam szklany kubek z wymalowaną stokrotką. Carlisle
spoglądał uważnie na swój kufel od piwa z czerwonym winem w środku.
Wyglądał na rozbawionego zanim zdecydował się skosztować.
Edward podniósł do góry swoją literatkę do whisky ale nie powiedział nic
zanim nie przełknął dwukrotnie.
Przypaliłam czekoladę – wypaliłam nagle – Ale sądzę, że na obiad
lepsza przypalona czekolada jest lepsza niż żadna czekolada, prawda?
Jakie dekadenckie – stwierdziła Esme
Bello, Edward wyciszył się będąc z tobą– odezwał się Carlisle, sącząc
swoje wino.
Oh, zaopiekuję się nim – Edward obrócił głowę w moją stronę i
uśmiechnął się.
Gdzie się poznaliście? - zapytała Esme, trzymając swój kieliszek wina
przy piersi.
O północy w sklepie monopolowym – odparłam – Walczyliśmy o
ostatnią butelkę Bombayu.
Edward pochylił się do przodu a z twarzy zniknął ten jego krzywy
uśmiech. Siedział nieruchomo i nic nie mówił, podczas gdy jego rodzice
wpatrywali się we mnie. Nagle Esme przyłożyła dłoń do ust, próbując ukryć
lekko brzmiący śmiech. Twarz Carlisle od razu zmieniła wyraz i przeobraziła
w pięknym uśmiechu.
Edward mówił nam, że jesteś zabawna. – stwierdził – W rzeczywistości
tak właśnie jest.
Moją twarz spalił rumieniec, ale uśmiechnęłam się, odbierając to jako
żart. Kocham naszą historię „ jak się poznaliśmy”. Wyobrażam sobie jak
pewnego dnia opowiadam ją naszym wnukom. Chcę to wydać w Readers
Digest i chcę by każdy wiedział o naszym przeznaczeniu i jacy idealni
byliśmy z tym jego dokładnym planowaniem wszystkiego i moim
nieplanowaniem. Czy nie dostrzegali jakie to było perfekcyjne? Uśmiech
Edwarda zmienił się w nieco gorzki i cały czas wpatrywał się w kociołek
stojący na stole podczas gdy jego rodzice się śmiali.
Bella twój styl jest tak eklektryczny. Powiedz mi, skąd bierzesz te
wszystkie znajdujące się wokół Antyki. – spytała Esme.
Moja matka jest dekoratorem wnętrz. – powiedział twardo Edward.
Emerytowanym – dodała Esme – teraz to bardziej moje hobby.
Oh. No cóż, większość z tych rzeczy już tutaj była, gdy się
wprowadziłam. Tą lampę mam z pchlego targu, ale abażur znalazłam
na czyimś śmietniku. Uratowałam go, zanim przyjechała śmieciarka.-
przerwano mi kolejną rundą śmiechu. – Uwielbiam ten abażur –
powiedziałam cicho, ale mnie nie usłyszeli.
Czym się zajmujesz Bello? – spytał Carlisle
Bella chodzi do biblioteki – powiedział Edward – Kiedy tylko nie grzebie
w śmietnikach i nie przesiaduje w sklepie monopolowym
Odwróciłam głowę w jego stronę i głośno przełknęłam ślinę, ale on nie
patrzył na mnie. Upokorzenie wypaliło się od palców stóp po czubek głowy.
Zaplątałam palce na rąbku obrusu. Nigdy nie wstydziłam się samej siebie.
Przenigdy
Dopóki on tego nie powiedział
Obydwoje tworzycie komiczną parę – stwierdził Carlisle.
W takim razie robisz badania do szkoły? – spytała Esme.
Nie, lubię sekcję klasyczną. – odpowiedziałam twardo – Przyniosę
kolację.
W kuchni trzęsącymi się dłońmi położyłam piankę na talerzu i obiecałam
sobie, że wytrzymam jeszcze kolejną godzinę. Zacisnęłam mocno powieki i
błagałam moje łzy by odeszły … tylko na jedną godzinę.
Co … Co to takiego? – spytał Carlisle, gdy położyłam półmisek na
środku stołu.
Marshmallow kabobs – powiedział Edward i wziął jedną. Wpatrywał się
w ojca z pianką nabitą na szpikulec.
Jak uroczo – stwierdził Carlsile
Możesz to umaczać w fondue – wymruczałam
Oh … tak … cóż, nie jem białej żywności– oznajmiła Esme i złożyła
ręce opierając o nie podbródek.
Nie wiedziałam – wyszeptałam
To stosunkowo nowy styl życia jak dla mnie. – odpowiedziała, a
Edward sięgnął po piankę zapakowaną w zielony papierek i przeturlał
ją po stole w stronę matki. Esme zignorowała go i jedynie przygładziła
kok z tyłu głowy.
Czułam jakby szpilki wbijały mi się do oczu i klatki piersiowej. Nie
mogłam patrzeć na półmisek. Siedziałam sztywno przy stole. To było …
zawstydzające. Nie mogłam patrzeć na Edwarda … nie mogłam krzyczeć,
więc jedynie gapiłam się w moje splecione palce.
Zamierzasz coś zjeść, Bello? – zapytał Edward i pogłaskał moje ramię.
Drgnęłam na ten dotyk i potrząsnęłam głową.
Nie … w gruncie rzeczy nie czuję się za dobrze – wyszeptałam ochryple
ale grzecznie, uśmiechając się do Esme, która czały czas wpatrywała
się w pianki.
Co się dziej …
Sądzę, że muszę się położyć – powiedziałam – Było mi bardzo miło
poznać was oboje. Bardzo przepraszam za …
Oj, nie bądź niepoważna. Było nam bardzo miło cię poznać Bello.
Proszę, idź, połóż się. – powiedziała Esme i spojrzała na mnie z
wyraźną ulgą i wyrazem radości, którego nie widziałam u niej przez
cały wieczór.
Nie podniosłam wzroku kiedy wpadłam do swojej sypialni i zdejmując
buty kopnęłam je pod ścianę.
Przyłożyłam rękę do ust i oddychałam głęboko
przez nos, tak, by nie słyszeli mojego płaczu. Stałam cały czas przy drzwiach.
Upokorzenie i napięte mięśnie nie pozwalały mi się ruszyć. W szczytowym
momencie zaczęłam płakać. Smarkałam we własny rękaw ale nadal nie
mogłam się ruszyć, dopóki nie usłyszałam delikatnie otwieranych drzwi.
Bello, oni już poszli … - stał tam i wpatrywał się we mnie. Na widok
mojego stanu jego ręce zacisnęły się w pięści i cała ekspresja powoli się
zmieniła. – Dlatego właśnie nie chciałem, byś ich poznała – to dupki
Bello. Nawet nie myśl …
Ty – zaczęłam sprzeczkę, mogąc się w końcu poruszyć. Teraz
wskazywałam na niego palcem. – Ty jesteś dupkiem.
Co? – zapytał, opierając się o framugę drzwi.
„Bella grzebie w śmietnikach i przesiaduje w sklepie monopolowym” –
powtórzyłam jego słowa i mocno objęłam rękami klatkę piersiową.
Uh … Tak robisz – stwierdził i wzruszył ramionami.
Ty … zawstydziłeś mnie …
O czym ty do diabła mówisz? – westchnął i rozluźnił swój krawat, tak
jakbym sprawiała, że czuł się zmęczony.
Siedziałeś tam i mówiłeś o mnie w protekcjonalny sposób …
Nie. Wcale tak nie mówiłem. Chciałem tylko wyjaśnić moim rodzicom,
że …
Oh, przestań! – płakałam, machając rękami w jego kierunku. – Może i
nie dorastam do poziomu ekonomicznego i społecznego twoich
rodziców, ale mimo wszystko starali się być mili …
Oni się śmiali – powiedział, tracąc panowanie i podnosząc na mnie
głos.
A ty wiedziałeś, że tak będzie! Przyszedłeś tutaj, usiadłeś i patrzyłeś …
nie, pomogłeś im w tym!
Pamiętasz, od razu byłem przeciwny temu spotkaniu.Starałem się …
Gówno prawda Edward! Ty. Nie wykorzystuj mnie jako swojego buntu!
Co proszę? – spytał, mrużąc powieki i napinając ramiona.
Wparadowałeś tutaj ze swoimi rodzicami i wskazując na mnie dałeś im
powód by się odwalili: „Mamo, tato patrzcie na mnie. Mam dziewczynę
bez wykształcenia, która grzebie w śmietniku.” … Na miłość boską, ja
nie grzebię w śmietnikach! To zabrzmiało jakbym była jakimś
włóczęgą, albo ulicznicą.
Ty nalegałaś na to spotkanie. Ty uparłaś się, że sama przyrządzisz
kolację. Nie zrobiłem nic, czego byś nie chciała. Nie wstydzę się ciebie i
żadnej z tych cholernych rzeczy, ani nie potępiam tego co robisz.
Chociaż jak to mówisz, to mam wrażenie, że tak właśnie czujesz. –
powiedział spokojnie i z małą dawką złości.
Wtedy rzuciłam w niego moją szkatułką
Wisiorki, kolczyki i naszyjniki trzaskały i brzęczały, uderzając o ścianę i
spadając na ziemię. Stare drewniane pudełko uderzyło w drzwi, cale od jego
twarzy.
Uspokój się! – wykrzyczał i ponownie schował ręce w te cholerne
kieszenie, podczas gdy ja schyliłam się i trzęsącymi się dłońmi
zaczęłam zbierać niebieski koraliki z rozerwanego naszyjnika.
Patrzyłam na niego z podłogi i rzucałam koralikami, uderzając w jego
ramiona.
Nigdy! – wykrzyczałam, nadal w niego rzucając – Czy kiedykolwiek
wcześniej wstydziłam się siebie, lub bycie sobą uważałam za
upokarzające?!!!
Bella …
Nie, dopóki ty się nie zjawiłeś.
Mój tyłek znowu wylądował na podłodze i ponownie zaczęłam płakać.
Wtuliłam twarz w swoje kolana i słyszałam jak Edward się porusza, ale nie
czułam, żeby się do mnie zbliżał.
Chciałem jedynie … możesz być z tego niezadowolona … - powiedział
delikatnie – Starałem się. Nie chciałem pozwolić, byś przez nich
poczuła się źle …
Oni tego nie sprawili. Nie zamierzali. To ty to zrobiłeś. Ty byłeś
jedynym kłopotem. – trzęsąc się, wyszeptałam w moje kolana
Nie …
To jest … porąbane. Nie wiem, co my sobie myśleliśmy … powinieneś
iść.
Bella?
Proszę cię idź. To jest zbyt …
Jestem w tobie zakochany – powiedział w taki sposób, jakby to miało
sprawić że automatycznie będziemy razem … że będziemy szczęśliwi.
Gdy spojrzałam w górę, jego już nie było. Moje szkatułka znowu leżała na
toaletce, a wszystkie drobiazgi były schowane w środku.
Dzwonił wiele razy, ale ja nie odbierałam. Dwa razy przyszedł do mnie,
jednak mu nie otworzyłam. Gran mówił mi, że Edward był w sklepie, ale nic
nie kupił. Zostawił jedynie butelkę Bombayu przy moich drzwiach.
W 51 godzinie po naszym pierwszym rozstaniu, wsunął pod moje drzwi
klucze do mojego domu i krótką notkę.
Kocham. Wciąż. Przepraszam. E.
To nie był długi miłosny list, ani też długie wyczerpujące przeprosiny.
Wyobrażałam sobie, jak siedzi przy biurku i wpatruje się w tę kartkę,
ostatecznie pisząc na niej te słowa. Tak jakby po raz kolejny się poddawał.
Tak jakby po prostu … myślał o mnie.
Przekręcałam klucz w drzwiach przez około siedem minut, zanim w końcu
zdecydowałam się i wyszłam w ciemność prowadzącą mnie do jego domu.
Nawet się nie zastanawiałam gdy wkładałam klucz do zamka i
wchodziłam do jego nietkniętego domu, błyszczącego ale bez życia.
Stał w kuchni przy umywalce, napełniając szklankę wodą. Miał na sobie
ciemne, prążkowane spodnie i nic więcej. Nawet skarpetek.
Nadal jestem na ciebie zła. – powiedziałam, a on wypił wodę, odstawił
szklankę na bok i zaczął myć ręce.
Cóż. Ja nadal mam rację. – wzruszył ramionami
Nie obchodzi mnie co myślą o mnie twoi rodzice. Zależy mi na tym, co
ty o mnie myślisz – dodałam
Myślę, że jesteś bystra, zabawna, piękna, w pewnym sensie szalona.
Sądzę, że jesteś dla mnie idealna.
Naprawdę? Myślę, że jestem przeznaczona dla faceta bardziej
wrażliwego i pretensjonalnego. – powiedziałam, nonszalancko
wchodząc do kuchni i otwierając lodówkę. Butelkowana woda, ser,
winogrona i dwie paczki papierosów. – Jak udało ci się przetrwać? I
nadal mnie kochasz?
Bella?
Spojrzałam na niego przez ramię i zauważyłam jak się we mnie wpatruje.
Nie w jakiś nonszalancki sposób … jakby uczył się mnie na pamięć.
Co? – spytałam
Nigdy nie zmieniłbym w tobie nawet najmniejszej cząstki. Chcę byś to
wiedziała. Chcę to powiedzieć wyraźnie, by nigdy więcej nie było co do
tego wątpliwości.
Ok.
Ok. Może czułem się zgorzkniały … może postawiłem cię w niezręcznej
sytuacji, ale nie chciałem byś się tam znalazła. I jeżeli to ja sprawiłem,
że płakałaś … przenigdy tego nie chciałem.
Zatrzymałam twoje klucze. – na moje słowa uniósł brwi i uśmiechnął
się delikatnie. – a teraz chodź tutaj i pocałuj mnie zanim znajdę coś
innego, czym mogłabym rzucić ci w twarz – dodałam
Masz beznadziejnego cela. Nie boję się.
Tak. Ale tak czy inaczej pocałuj mnie.
I tak się stało. Wszędzie … na lodówce, na podłodze, na korytarzu i w
drodze do łóżka.
Cóż.
Teraz jest tutaj i wyrzuca te wszystkie rzeczy. Ale biorąc pod uwagę to
wszystko i logicznie patrząc na całość wiem, że to jest coś, co powinien zrobić
… ale to boli.
Jeszcze nie jestem gotowa na to, by odejść … i sądzę, że on również.
O co on jest taki wkurzony? – zapytał Emmett idąc przez pokój, w
czasie gdy Edward ze zdeterminowanym spojrzeniem wychodził z moim
pudełkiem.
Moje rzeczy … - jedynie to zdołałam powiedzieć. Emmett spojrzał przez
ramię i zobaczył pudełko, które wynosił Edward.
Aha. Jest zły. To się zdarza. Hej, chodź wślizgniemy się na filom,
dzisiaj grają ….
Emmett … on mnie odrzuca. – wychrypiałam, a Em wywrócił oczami i
westchnął.
Tak czy inaczej, nigdy go nie lubiłem. – wyszeptał
To nigdy nie mogło się udać, prawda? Ja i on … to nigdy nie miało
prawa trwać, tak? – zapytałam go, ale wiem, że nie znał odpowiedzi na
moje pytanie.
Droga Isabello
Ok, oto ja, ten będący dupkiem. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że
zawsze chciałaś być wielką, w taki czy inny sposób. Snułaś te swoje wspaniałe
plany. Stepowanie. Babeczki. Rzeźbienie w dyniach. Starszy kelner.
Butik z
koralikami Mardi Gras. Zawsze wtedy zaczynałem krzyczeć nad kolejnym
niedokończonym gównem w domu a wtedy ty mówiłaś mi, że gdy to zostanie
skończone, ty również się skończysz
Cóż, dzisiaj wydarłem jedną stronę z twojej książki.
To coś między nami? Wiem, że to tylko na chwilę, ale wiem też, że kiedyś
muszę to zrobić. Mama mówi, że jestem w fazie zaprzeczenia.
Tak zupełnie z drugiej strony mówi również, że ostatni szkic węglem,
jaki jej wysłałaś jest „niespotykanie piękny”. Myśli, że chciałabyś to wiedzieć i
nie jest tak, że ona cię nienawidziła, ale to już zupełnie inna historia na inny
dzień.
W każdym bądź razie powiedziała, że powinienem wyrwać stronę z
twojej książki i pozwolić Belli wypalić się. Może ma rację.
Ale robię to po swojemu. Rzucam „Bellę” na stos, nie pozwalając, by to
wszystko bez sensu kurzyło się leżąc niepotrzebne w jakimś kącie salonu.
Nie bądź przerażona. Potrafię wyczuć twój gniew. Jest zawsze, gdy chcę
się tego pozbyć, ale znasz mnie – zdzieram ten plaster z rany – to mi pomaga.
Nie bądź zła. To tylko rzeczy. Jeśli je chcesz, to nadal są na zewnątrz w
śmietniku.
-E. M. Cull
Rozdział 5
Kiedy po raz drugi zobaczyłam Emmetta McCarty, on krzyczał na Edwarda a
Edward krzyczał na niego.
I to mnie cholernie zaszokowało.
To było dokładnie trzydzieści siedem dni po przejmującym, definitywnym
końcu pomiędzy mną i Edwardem. Nie wychodził na zewnątrz od trzydziestu trzech
dni, więc byłam trochę podekscytowana. Zaciekawiona, co takiego się stało się, że
właśnie dzisiejszego poranka postanowił wyjść z domu.
Zagłębiał się w ciągle rosnący stos gazet rozwalonych na naszym kuchennym
stole, przedzierał się przez nie, szukając czegoś. Nagle coś zwróciło jego uwagę.
Spojrzał przez ramię w stronę podłogi, dopóki wzrokiem nie odnalazł tego, czego
szukał.
Obserwowałam go, kiedy rozrywał kopertę, rozciągał papier na stole i wisiał
nad nim, gapiąc się na niego z czerwonymi, szeroko otwartymi oczami. Jego dłonie
uderzyły w blat a ramiona zatrzęsły się, gdy wyrzucał z siebie stek przekleństw.
Wysyczał je. Pluł nimi.
Wtedy zaczął zrzucać z kanapy wszystkie poduszki, dopóki nie znalazł swych
kluczyków, zapomnianych i zaklinowanych w środku.
Chwilę później znaleźliśmy się w samochodzie.
Jechał zbyt szybko, ale on zawsze jeździł za szybko. Jedna z jego rąk była
zaciśnięta na kierownicy aż do białości. Przez jedną chwilę, przez ułamek sekundy
pomyślałam, że jedzie na jakiś opuszczony most lub do jakiegoś opustoszałego
budynku. Pomyślałam, że może w końcu się poddał, więc odwróciłam się do niego i
bez przerwy, głośno powtarzałam jego imię. Krzyczałam na niego i błagałam, ale on
jechał dalej. Jak szaleniec. Oczy miał przekrwione i czarne, a jedną rękę zaciśniętą w
pięść we włosach.
I nagle samochód szarpnął i się zatrzymał. Rzucił się w kierunku parku,
wyskakując z siedzenia, zanim samochód całkowicie zahamował.
Kluczyki tkwiły w stacyjce, drzwi samochodu były szeroko otwarte a my
znajdowaliśmy się na cmentarzu.
Poszłam za nim, utrzymując spojrzenie na jego szerokich, napiętych ramionach.
Skupiłam się na lini potu widocznej przez koszulkę, dokładnie pomiędzy łopatkami.
Przeglądał się nazwom na kryptach dzikim wzrokiem i w końcu zatrzymał się
odwracając w kierunku jednej, na której było napisane Emmet McCarty-
Kwiecień 14,1976- Czerwiec 18, 2004.
Czerwiec 2004.
Edward był zły. Byłam tego pewna. Czerwiec 18, 2004- to był mój dzień- I kim
do cholery, jest Emmet McCarthy. I co, kurwa, robi tutaj Edward. A wtedy zaczął
mówić. Do nagrobka.
Gdybym tylko mógł, poderżnąłbym ci gardło… – powiedział cicho. „ Nie wiem
kim byłeś … ale wiem jedno. Lepiej dla ciebie, że nie żyjesz. Byłeś kurwa
nieostrożny i zabrałeś jej życie. A ona była dobra.. moja Bella.. – moja
dziecinka- była całym moim życiem….
Kim jest ten facet? – głęboki głos dobiegł zza mnie, więc odwróciłam się i
zobaczyłam nieźle wyglądającego gościa z imponującą posturą, dużego i
potężnego, podchodzącego do nagrobka. Miał na sobie marynarkę, niebieski
podkoszulek i parę wytartych dżinsów z dziurą na kolanie.
Przeczesał swą czarną, falistą czuprynę i wtedy.. spojrzał wprost na mnie.
Nie przeze mnie, nie za mnie, nie na bok—spojrzał na mnie
Moje oczy wyłapały jego i zaczęliśmy mierzyć się wzrokiem. Sekundę wcześniej
jego niebieskie oczy wydały mi się dziwnie znajome. W świetle dziennym wyglądał
inaczej, ale to na pewno był on. Pamiętam dokładnie jak tamtej nocy jego oczy
rozszerzyły się na moment, na ułamek sekundy nasze spjrzenia się spotkały, zanim
obróciliśmy się od siebie a metal i szkło oślepiły nas oboje.
Ty! – Krzyknęłam i wskazałam na niego palcem.
Ty! – odkrzyknął nagle z niedowierzaniem i wściekłością. A ja byłam
zaszokowana jego odpowiedzią skierowaną wprost do mnie.
Widzisz mnie? – zapiszczałam.
Tym razem, tak. - Odpowiedział, a jego oczy zwęziły się niebezpiecznie.
Zabiłeś mnie!
To ty zabiłaś mnie
Uderzyłeś we mnie! Swoją, kurwa, ogromną kupą monstrualnego samochodu.
Przechodziłaś nieprawidłowo przez jezdnię! Ty byłaś tym nieostrożnym
przechodniem! - powiedział i wskazał na mnie dużym, mięsistym palcem
Nikt nie używa przejść dla pieszych !! To ty, stary, jechałeś za szybko, ty!!
Ty przechodziłaś nieprawidłowo przez jezdnię.
Tak
Przerwał nam Edward, o którym zapomnieliśmy.
Każdego ranka, kiedy się budzę, jestem ... zazdrosny o ciebie. Prawie tak
mocno jak cię nienawidzę, tak jestem o ciebie zazdrosny. Umarłeś. Zabiłeś ją, a
potem sam odszedłeś. Niedługo po niej…
Emmett podszedł i stanął na przeciwko twarzy Edwarda, ale Edward ciągle patrzył
w bok z oczami skierowanymi na nagrobek Emmetta.
Zazdrosny? Spójrz psycholu, to twoja dziewczyna mnie zabiła. Chciałbym
żebyś ty był tym, który umarł razem z nią, dupku.
Nie nie nazywaj go tak! – krzyknęłam na Emmetta.
I każdego ranka – Edward kontynuował monolog do kamienia, – Modliłem się
żebyś żył, bo wtedy mógłbym zabić cię osobiście.
Proszę cię, ile ten gość waży?? Waga piórkowa, sześćdziesiąt pięć kilo??
Skopałbym mu dupę dokładnie w dziesięć sekund – powiedział Emmett,
cofając się o krok i lustrując Edwarda.
On potrafi boksować – odpowiedziałam defensywnie – A jego waga to
siedemdziesiąt dwa, same szczupłe mięśnie.
Mniejsza o to. On jest wściekły na złego ducha. Czy wie, że ty przechodziłaś
nieprawidłowo przez jezdnię??
On wie, że nikt nie używa przejść dla pieszych, a to ty uderzyłeś we mnie.
Manewrowałem! Ledwo cię uderzyłem, byłaś po prostu słaba! A gdybym nie
próbował cię ominąć, byłbym żywy. Dziękuję ci bardzo, panno „nie korzystam
z pasów.”
Jechałeś o wiele szybciej, niż jest dozwolone w tym miejscu.
Dziesięć kilometrów więcej! Każdy jeździ szybciej. Wszyscy wiedzą, że
dziesięć, to jest realny limit szybkości – powiedział Emmett, a następnie
pochylił się obok Edwarda by zmieść wyimaginowany brud ze swego
nagrobka. – Cały przód jest źle zrobiony. Myślę, że chciałbym mieć napis w
starym angielskim stylu.
Przynajmniej masz jakiś. Ja jestem w urnie w szufladzie u Świętej Maryji.
To jest, kurwa, przerażające.
Może. Ale to twoje ciało gnije tutaj w brudzie.
Jeszcze nie. Nadzorowałem swoje własne balsamowanie. Zrobili to dobrze …
To jest odrażające.
Nie. Odrażająca była autopsja. A to było smutne, wiesz dlaczego?? Ponieważ
byłem okazem zdrowia. Silny, z sercem jak głaz.
Eh.
Chodzi o to, że mógłbym żyć długo!! I tak by było, gdybyś ty nie przechodziła
w nieodpowiednim miejscu.
To nie była moja wina!
Właśnie że była.
I wtedy Edward wziął głęboki oddech, jego klatka piersiowa wygięła się na
zewnątrz, a on siorbnął, wydając z siebie taki dziwny, dławiący dźwięk..
Jeśli on napluje na mój grób … to …
Niby co? Co ty właściwie możesz zrobić?? – Zapytałam.
Będę naprawdę wkurzony.
Racja. Jasne. Ale to się nie stanie. Edward tego nie zrobi.
Tak, on wydaje się zdrowy na umyśle i opanowany – powiedział stanowczo
Emmett. – Mówi do nagrobków i zmarłych ludzi.
A ty go słyszysz, prawda?? – zapytałam, krzyżując swe ramiona na klatce
piersiowej i kładąc nacisk na to pytanie.
Edward nie napluł na grób Emmetta. Patrzyliśmy jak powoli wyciągnął zaciśniętą
pięść i delikatnie dotknął kłykciami płyty nagrobka.
Czy ty smażysz się w piekle?? – Wyszeptał
Było cicho, na parę sekund zapadła martwa cisza. Wydawało się, że nawet drzewa
przestały sie szeleścić, ptaki zamilkły a Edward przestał oddychać.
To było podłe – Powiedział w końcu Emmett, a wtedy Edward odwrócił się i
odszedł, a ja podążyłam za nim.
A Emmett podążył za mną..
I to było na tyle z mojego spotkanie z Emmettem – drugiego spotkania, tak w
ogóle.
Droga Izabello
Poszedłem dziś na jego grób.
Chciałem go skopać. Szarpać, uderzyć, splunąć na niego.
Wyciągnąć go stamtąd.
Ale to nie sprawi, że wrócisz.
Nic tego nie sprawi. Wiem to.
On złamał nasze serca Bello. Zabrał je.
Nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu.
Boże, widzę szczęśliwych ludzi spacerujących i trzymających się
za ręce, a ja chcę potrząsnąć nimi, ich rękami, ich miłością i
wykrzyczeć im, że nie mają pojęcia, że nie mają tak dużo czasu,
jak im się wydaje.
W ostatnia niedzielę Ksiądz Edward położył na mnie swoją dłoń i
gadał o tym całym troszczeniu się, mamrocząc banały i oferując
spotkania, które niby miałby pomóc przezwyciężyć mój smutek. A
ja tylko chciałem zapytać jaki plan miał Bóg wobec ciebie, czego
chciał. Zamiast tego stałem tam wypruty z emocji, myśląc
jedynie o tym pierdolonym pudełku na buty, o naszych
pierwszych zaniedbanych śmieciach, których nigdy nie
posegregowałem, tak jak mnie o to prosiłaś.
To jest głupie. Dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Dlaczego ja to robię, po co mówię do ciebie?? Jasper porównuje
mnie do emocjonalnej pustyni, a Ciebie do szklanki z chłodną
wodą. Tylko skąd on, kurwa, to wie???
Nigdy więcej już nie będzie listów. To mi nie pomaga.
Tęsknię za tobą...
-E.M. Cullen
Rozdział 6
Minęło już 6 miesięcy od wypadku. Odpuść sobie! – powiedział Emmett
On nie potrafi – odparowałam, ale Emm patrzył na Edwarda siedzącego na
skraju łóżka i wpatrującego się w „pustkę”.
Nie mówiłem do niego. Mówiłem do ciebie – odpowiedział
Idź stąd, Emmett. To jest zły dzień … po prostu …
Chodź ze mną, chcę ci coś pokazać. – zwrócił się do mnie, podchodząc do
okna i wyglądając za nie
Nie, nie chcę go zostawiać …
Tak! Przecież tak bardzo mu pomagasz. Widać, jak bardzo wpatrywanie się w
ściany i zabijanie ich wzrokiem oraz bezsenność wpływają na poprawę jego
wegetacji!
Zamknij się, Emm. On mnie potrzebuje. – odparłam, na co Emmett obrócił się
ostro w moją stronę i przemierzając pokój szybko znalazł się tuż przy mnie …
przed twarzą miałam jego wielką klatę. Wtedy ugiął kolana, dzięki czemu
patrzyłam prosto w jego oczy.
On nie może cię mieć. – powiedział to powoli i szorstko. Tak jakby myślał, że
jeśli będzie wystarczająco złośliwy to te słowa wtopią się w mój umysł.
Po co w ogóle tu jesteś, Emmett? Nie powinieneś być przy swojej Rosalie, gdy
uprawia pilates albo coś w tym stylu.
Czemu tutaj jestem? Z powodu moich cholernych wyrzutów sumienia!
Co?
Słuchaj … jest lepsze miejsce dla ludzi takich jak my … dla ludzi takich jak ty
i ja …
NIE OPUSZCZĘ GO!
Tak, już to załapałem. Ale czy zapytałaś samą siebie: Dlaczego?
Ponieważ go kocham! Ponieważ on mnie potrzebuje …
On nawet nie wie, że tu jesteś. Nic dla niego nie robisz … spójrz. Czy
rozważałaś teorię, że może on nie potrafi odpuścić tylko dlatego, że ty tego nie
możesz zrobić?
Minęło dopiero 6 miesięcy. Zachowujesz się jakby …
Posłuchaj mnie. Chodź ze mną. Proszę. Chcę ci coś pokazać. Później będziesz
mogła wrócić tutaj i patrzeć jak on wpatruje się w ścianę.
Dziesięć minut później byliśmy w domu urządzonym w stylu starego dworku,
oglądając długonogą blondynkę, tańczącą właśnie do okropnej muzyki klubowej
… wyglądała jakby była w próżni.
To jest … - Powiedział z dumą – To jest moja żona.
To jest Rosalie? – zapytałam. W końcu mogłam dopasować imię do twarzy.
Słyszałam jak wymawiał je więcej niż milion razy.
W swym seksownym ciele. – dopowiedział, a jego oczy ograniczone były
jedynie do miłości i pożądania.
Obróciła się w próżni na gołych stopach i tak jakby tańczyła dookoła, machając
przy tym zmiotką do kurzy w powietrzu.
Jest gosposią do bani. – powiedział Emm i zwrócił uwagę na róg dywanu, który
Rosalie ominęła.
Jest piękna – wyszeptałam.
Absolutnie – zgodził się Emmett – Widziałaś kiedyś taki tyłek, jak ten.
Dobra, dobra. – powiedziałam, myśląc o Edwardzie i o powrocie do naszego
domu – Kończmy to.
Ona mnie kocha. Nie mniej niż kochała mnie w dniu mojej śmierci. Do diabła
… może nawet bardziej.
Nie wygląda, jakby miała złamane serce. – powiedziałam a Rosalie zakręciła
się w stronę gabloty z trofeami, uzbrojona w miotełkę do zbierania kurzu i
zmiotkę.
Cóż, ma w zwyczaju płakać, bardzo dużo. Wpatruje się w zdjęcia i ciągle
zadaje sobie jedno pytanie: „Co takiego zrobiłam?”, dzień po dniu. –
powiedział, podchodząc do niej tak, że praktycznie stykał się z jej plecami.
Dziewczyna „Atta” – powiedział, gdy odkurzała puchar z meczu footballu z
wygrawerowanym jego imieniem i napisem „Klasa1993”.
Ale dała sobie z tobą spokój.
Do diabła, nie. Nie można dać sobie spokoju z Emmttem McCarty. –
powiedział, patrząc na mnie delikatnie obrażony – po prostu to rozgryzła.
Co rozgryzła?
Że będziemy razem.
Zdecydowanie nie. Jesteś martwy – odpowiedziałam.
Prawda. Zabiłaś mnie …
Nie zabiłam Cię!
Tak czy inaczej – stwierdził – Jestem martwy. I co z tego? To nie oznacza, że
nie możemy być razem. To nie oznacza, że pewnego dnia znowu nie będziemy
razem. Ona nie będzie żyła wiecznie. Tak, czekanie jest do bani. Ale to się
stanie. Oboje pokładamy w to wiarę. Oboje w to wierzymy.
Nie możesz być tego pewien.
Oczywiście, że mogę. Ja i ta dziewczyna tutaj … my jesteśmy sobie
przeznaczeni. Nie ma innej możliwości. Nawet twoje nieostrożne chodzenie po
ulicy nie jest w stanie zakończyć tego, co było między mną a Rosalie.
Emmett. To jest słodki sentyment, ale nie możesz być pewien …
To właśnie tutaj tkwi twój problem ze śpiączką Romeo.
Co?
Nigdy nie byłaś pewna.
Jestem pewna, że go kocham. I tego, że on kocha mnie. Nigdy w życiu nie była
niczego bardziej pewna, niż w tej chwili.
Nie w tym rzecz. Miłość. Ja kocham te trofea, ale nie jestem pewien czy jeszcze
kiedyś będą ze mną. Nawet nie mam pewności czy jeszcze kiedykolwiek ich
dotknę. Ale mam pewność co do Rosalie, ponieważ to musi zadziałać. Na
zawsze. Tak po prostu musi być. I nadal jest. To tylko lekko okrężna droga, to
wszystko.
Edward był pewien – wyszeptałam.
Czy teraz też tak jest? – zapytał, unosząc brwi a ja skinęłam
Zawsze mówiłam i zawsze myślałam … że jesteśmy zbyt różni, że to nigdy nie
zadziała. Ale on nigdy tego nie rozumiał. On po prostu zawsze miał pewność,
że to się może udać, bo tak było …
Czyli…
Czyli już nigdy się tego nie dowiem. – wzruszyłam ramionami, a Emm zacisnął
zęby i warknął na mnie sfrustrowany.
Albo jesteś idiotką, albo w ogóle nie miałaś zamiaru być z Edwardem. Może
właśnie dlatego nie chcesz odpuścić. Jeśli miałoby się udać, udało by się …
Emmett oszczędź mi gadki: „ Jeśli coś naprawdę kochasz pozwól temu odejść”
Nie do tego zmierzałem. Słuchaj. Musisz go opuścić, by mógł zacząć żyć.
Musisz, i albo odejdziesz z myślą, że to nigdy nie mogło się udać, albo
odejdziesz wiedząc, że to zawsze działało. Może ewentualnie dlatego, że on
potrzebuje żebyś odpuściła … ponieważ ja jestem gotowy, by pójść naprzód.
Co masz zamiar z tym zrobić? – zapytałam – Jesteś wolny i możesz robić co
chcesz.
Cholerne wyrzuty sumienia – powiedział, dźgając się kciukiem w klatkę
piersiową – Zabieramy siebie nawzajem. Nie mogę tak po prostu Cię tutaj
zostawić, razem z tym całym bałaganem i twoimi emocjonalnymi huśtawkami.
Najwyraźniej ty sama nie potrafisz niczego rozgryźć.
Co ty mówisz? Czego ode mnie oczekujesz? – byłam lekko zirytowana i
sfrustrowana – Dlaczego wkręcasz mi jakąś filozofię? Nie rozumiem ani słowa
z mądrości, którymi plujesz.
Emmett wplótł palce we włosy i próbował kopnąć gablotę.
Słuchaj! On utknął, ponieważ ty utknęłaś. Sama to powiedziałaś. On wie,
Bello. On wie, że ty byłaś dla niego tą jedyną. Ty za to nie. Nigdy tego
wiedziałaś, a on nigdy nie dostał szansy by ci to udowodnić … nigdy nie
zauważył, że zdajesz sobie z tego sprawę, a teraz cały ten potencjał zginął i
zawisnął w powietrzu wokół niego. Musisz do tego dojść, ponieważ jeśli tego
nie zrobisz, żadne z was nie będzie mogło pójść naprzód. Albo masz wiarę,
albo nie, dzieciaku. Rozgryź to.
Jak? Jak teraz ma się o tym dowiedzieć? Nigdy nie miałam szansy.
Wróć do domu. Myśl … skoncentruj się bardzo mocno … medytuj, albo coś w
tym stylu … Nie wiem … Ale przyjdź do mnie z odpowiedzią. Ponieważ
żadne z nas nie wytrzyma tego dłużej.
A ty skąd to wiesz? Co sprawia, że jesteś tego taki pewien? Mam na myśli …
może z Rosalie nie mieliście być … może właśnie dlatego …
Zamknij się! Już ci to powiedziałem. Wiara. Rosalie sobie poradzi. Może
wyjdzie za kogoś innego. Może będzie miała setkę dzieci, które nie będą moje.
Ale, Bello, to nie zmieni tego, co ma być. Na końcu jestem ja i ona. Wiem to.
Tak jak wiem, że niebo jest niebieskie i że jestem martwy jak nieboszczyk.
Wiem to. – powiedział, unosząc głos, a oczy mu pociemniały.
Jak?! – wykrzyczałam, zirytowana i zagubiona.
Rozgryź to – odpowiedział – I idź już … proszę.
Emmett …
Bella, wiem, że znowu z nią będę, ale czasami to jeszcze jest trudne. Dla nas
obojga. Proszę … potrzebuję chwilkę – powiedział dużo ciszej. Jego oczy
skierowane były na Rosalie, która zmierzała do obramowanego, weselnego
portretu … myślę, że jej i Ema.
Pragnienie, miłość i frustracja malowały się na twarzy Emmetta. Jego spojrzenie
skierowane na Rosalie było tak intymne, że nie zadawałam mu więcej pytań, chociaż
chciałam.
W końcu znalazłam się w domu, by móc zastanowić się, co to wszystko znaczy.
Droga Isabello
Jestem bardzo zmęczony.
Wiem, że odkąd napisałem ostatni list minęło sporo czasu i czuję
się głupio łapiąc za pióro, którego strzegłaś jakby było zrobione z
brylantów, albo co najmniej marki Abba Zabbas, ale nie potrafię
znaleźć powodu, dlaczego nadal ciągnę to gówno.
Może to poczucie winy.
Ta kobieta w pracy rzucała mi spojrzenia … i poczułem się źle.
Dlaczego? Bo w jej wzroku było coś, co sprawiło, że poczułem się
mniej gówniano niż do tej pory.
Wiem, wiem. Miała na imię Kate.
„Mów mi Ketie” – powiedziała.
Jest miła, ładna, zachwycająca, ma więcej niż świetne nogi …
ale, nie jest Tobą.
Nie jest Bellą.
Wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie, więc jedynie skinąłem jej
głową i nazwałem ją Kate.
Skąd wiem, że to nie zadziała?
Bo wiem, że ty mnie nie opuściłaś. Czuję to … Tą niepewność
odnośnie wszystkiego. Nawet nie wiem, czy to co robię, ma jakiś
sens.
Czy możesz mnie tak po prostu zostawić?
Proszę.
Potrzebuję tego.
Umarłaś a razem z tobą ja tak jakby też umarłem.
Nienawidzę tego.
Zanim cię poznałem nigdy nie byłem tak filozoficzny.
Po prostu … Musimy odpuścić....
-E. M. Cullen
Rozdział 7
Kiedy wróciłam do domu Edwarda nie było już w sypialni i usłyszałam
znajomy głuchy odgłos.
Stuk stuk stuk stuk stuk....stuk....
Skierowałam się do pokoju dla gości i tam po prostu stanęłam naprzeciwko
ściany, obserwując go. Powinnam być dumna, że dzisiaj w ogóle wstał, ale kiedy jest
taki jak teraz... czasem jest mi ciężko go obserwować.
On znowu się przejmuje.
On jest tak pogrążony w tym gniewie i rozpaczy – tak jakby utknął w potężnej
przestrzeni. Jego skupienie jest tak intensywne i takie hipnotyzujące, ale jednocześnie
stresujące do oglądania.
Jest jak maszyna.
Obserwowałam jak jego ramiona unoszą się i opadają i zastanawiałam się po co
on się kłopocze opatrując swoje kłykcie. Jego ręce zawsze są takie poranione i
opuchnięte, pomimo głupiego plastra.
Torba chwiała się kiedy jego ramiona unosiły się i opadały, napinały i
rozluźniały aż w końcu chwycił ją dłońmi za obydwie strony pozwalając, by jego
mokre, spocone czoło wygładziło się nieznacznie..
- Jestem na ciebie wściekła, że wyrzuciłeś moje rzeczy – mówiłam, podczas gdy jego
oddech ciągle był ciężki i zobaczyłam kroplę potu spływającą z jego ciemnych
włosów do środka podziurawionej torby.
- Zawsze powtarzałeś ,,Bello, to są rupiecie, wyrzuć je”… ale trzymałam je mimo
wszystko…cholera, to tak jakby one nigdy nic dla ciebie nie znaczyły. Mógłbyś dać
sobie spokój ze wszystkim …więc, Edward czy potrafisz ze mnie zrezygnować?? Czy
chodzi o mnie, czy ja….
Edward odsunął się od torby przyciągając swe oklejone ręce do oczu i klnąc
bardzo cicho między kolejnymi wdechami. Następnie podążyłam za nim do łazienki.
- Nie potrafię…. Opuścić cię tak naprawdę - wyszeptałam kiedy zdejmował opatrunki
ze swych rąk – Co, jeśli to zrobię?? Jeśli odpuszczę….a ty ruszysz dalej i okaże się, że
to wcale nie chodziło o mnie i o ciebie ?? Co się stanie kiedy dostrzeżesz, że my nigdy
nie powinniśmy być razem?? Wtedy cię stracę. Nie mogę… albo, ok. Co, jeśli okaże
się, że będziemy razem, na przykład za 50 lat ?? To może być o wiele gorsze
ponieważ, grrrr, wtedy będę wiedzieć. Będą te wszystkie niespełnione możliwości,
których nie mieliśmy - Nie. Emmet się myli. Zostaję. Tutaj. Z Tobą – powiedziałam
przytakując dobitnie głową.
- Jestem prawie dumna z tego, że mnie teraz nie słyszysz . Zapewne powiedziałbyś mi
żebym się zamknęła. I że mówię chaotycznie, albo, że się mylę.
Edward rozplątywał bandaże rzucając je na środek stołu i oparł na nim dłonie,
pochylając się w kierunku lustra. Oboje gapiliśmy się na jego zmęczone oczy z
opadającymi powiekami.
- Jezu, Bella. Wyglądam staro – westchnął a ja się uśmiechnęłam, bo kochałam kiedy
zwracał się bezpośrednio do mnie.
- Wcale nie – powiedziałam udając, że mnie słyszy – Ostatnie miesiące były piekłem,
to wszystko.
- Staję się starszy….a ty nie…
To spowodowało, że zamarłam.
Czas przemija. Beze mnie. On żyje. Ledwo, ale żyje. Dodaje kolejne godziny,
dnie, tygodnie i miesiące do swego życia, a ja nie.
On będzie siwiał tuż przed moimi oczami. Urośnie mu garb, jego skóra zacznie
się marszczyć a to wszystko będzie się działo bez mojej obecności.
A ja nie mogę tego powstrzymać.
Opanowała mnie gwałtowana panika i tak mocno, tak rozpaczliwie, pragnęłam,
by mnie przytulił. Nieoczekiwanie i desperacko zatęskniłam za tym uczuciem kiedy
oplatały mnie jego ramiona i za tym, jak potrafił sprawić by wszystko było OK., po
prostu mówiąc ,,Wszystko jest w porządku ‘’.
- Powiedz, że wszystko jest ok. – powiedziałam, ale on powiedział tylko ,,kurwa’’ i
wszedł pod prysznic.
Zamknęłam mocno oczy próbując cofnąć się do czasu, kiedy wszystko było
takie proste.
Wrzesień 04 2003
- Kto wykonuje telefony biznesowe o 21.30 ???" zapytałam, ale praktycznie sama
siebie, bo Edward rozmawiał przez komórkę.
- Prawdopodobnie dużo ludzi. Czekam na ważną rozmowę - powiedział Edward.
- Oh, zgadnij co? - zapytałam zrywając ze stojaka na płaszcze stojącego obok drzwi
rękawice bokserskie. Czasem Edward po pracy chodził do siłowni. Nie miałam nic
przeciwko temu; wracał do domu mokry i cały spocony i razem braliśmy prysznic.. On
twierdził, że woli prysznic w domu niż na siłowni, ale ja od zawsze podejrzewałam, że
tak jest ze względu na to, że bierze go ze mną.
Byliśmy w jego gabinecie. Przyniosłam mu obiad ponieważ zamierzał późno
wrócić do domu a ja byłam samotna i znudzona. Podeszłam do biurka rzucając
rękawice na jego kolana i wyciągając ręce przed siebie. On trzymał telefon pomiędzy
uchem a ramieniem próbując jednocześnie założyć mi rękawice na dłonie.
- Więc co?? – Edward zapytał kiedy miałam już założone rękawice.
- Gran mówił, że wczoraj widział jak policja i karetka zabierają tę szaloną dziewczynę.
Wiesz, tę z kręconymi włosami, która mówi sama do siebie? Gran mówił, że ona
krzyczała, że nie gada do siebie. Tylko, że rozmawia ze zmarłymi ludźmi. Ale to
przerażające.
- Może ona nie jest szalona,- powiedział Edward i pochylił się w przód kładąc swe
nagie palce na me dłonie w rękawicach.
- Myślę, że ten epizod jasno dowodzi, że jest. - powiedziałam.
- Wiesz. Ona do kogoś mówi, to jest pewne - Edward westchnął. - Może nie jest
wariatką..
- Mniejsza o to. Przestań być taki obiektywny. Przez to wychodzę na tą złą -
powiedziałam klaskając rękawicami i zaczynając podskakiwać dokoła niego.
- Bello, twój problem polega na tym, że nie wierzysz w nic, czego nie możesz
zobaczyć.
- Taaaa, popracuję nad tym - powiedziałam stanowczo wywracając oczami.
- Marcus, Edward – powiedział Edward trzymając palec w górze dając mi tym znak,
że rozmawia.
- Chcesz się zmierzyć ?? – zapytałam delikatnie dźgając tył jego szyi.
- Wszystkie arkusze kalkulacyjne są do dupy. Nie potrafię czytać tego gówna i nie
mam na tyle czasu, by tracić go, odszyfrowując je. – powiedział Edward do słuchawki
uchylając głowę przed moim udawanym uderzeniem – Kiedy domagam się
szczególnego formatu to chyba jest jakiś powód…
Kontynuował kiedy szturchnęłam go w lewą łopatkę.
Edward szybko przełożył słuchawkę z lewego ucha do prawego podtrzymując
ją ramieniem. Sięgnął za siebie i celnie złapał mój przegub.
Zachichotałam poklepując jego policzek wolną od rękawicy dłonią.
- Potrzebuję tego całego gówna na rano. Zostaw notatkę dla Caiusa i chcę dostać
zabezpieczony raport funduszu na koniec tego tygodnia - Jestem powyżej uszu w tym
gównie i jeśli ja się...
Klepnęłam go w szczękę.
Pacnął mnie po ręku nie przestając mówić.
- Jeśli będą jakieś pytania nie emailuj do mnie. Nie będzie mnie tutaj, więc dzwoń na
moją komórkę...…
Poklepałam jego policzek a on szarpnął się, próbując powstrzymać uśmiech.
- To jest naprawdę ładna, poważna, biznesowa mina - wyszeptałam zaciskając wargi
przed rozrastającym się uśmiechem i marszcząc brwi.
Jakimś sposobem złapał mój drugi przegub i byłam unieruchomiona.
Stałam obok niego górując nad nim, kiedy on używając dwóch rąk by mnie
trzymać, balansował telefonem, by utrzymać go i dalej opieprzając kogoś po drugiej
stronie.
- Jutro o 7 – powiedział do telefonu a uśmiech na jego twarzy nie maskował
prostackiego tonu w jego głosie.
Ostro i szybko podniósł głowę w górę sprawiając, że telefon spadł prosto na
jego kolana a ja nawet nie miałam czasu, by zebrać myśli.
- Czas na zapłatę – zadeklarował a ja natychmiast zostałam zaklinowana pomiędzy
jego rozłożonymi nogami a biurkiem.
- Nie ośmielisz się – śmiałam się składając obie rękawice naprzeciwko jego twarzy.
- Nie słyszałaś że telefon dzwonił ??? Jestem bezwzględny – powiedział śmiertelnie
poważnie zanim szelmowski uśmieszek nie uformował się na jego twarzy.
Skoczył nagle do przodu a ja wrzasnęłam ze śmiechem odwracając się, żeby
uciec przeskakując przez biurko. Edward złapał moją lewą kostkę i prawe biodro
równocześnie z latającymi papierami, które znajdowały się na biurku.
Usiadłam na chwilę spokojnie, by ocenić swoje położenie.
- Nadal chcesz sparingu??- zapytał trzymając mnie mocno.
- Wiesz to jest trochę niesprawiedliwe. – powiedziałam z głową skierowaną w dół –
Chodzi mi o to, czy do tych rzeczy nie ma jakiś klas wagowych?? Technicznie rzecz
biorąc powinnam mieć jakieś wyrównane szanse albo chociaż 10 sekund przewagi na
starcie - co to do cholery jest ???
Byłam cale od jego kalendarza biurowego i moje oczy wpatrzyły się na dzień
moich urodzin
13 wrzesień był oznakowany jako B’ dzień.
Co było w porządku. To oznaczenia dookoła niego mnie wkurzyły.
- To jest kalendarz.
- Wiem, że to jest kalendarz. Dlaczego do cholery jest tam napisane NYC od 10
września do 15 ??
Jego uchwyt zelżał a ręce opadły. Odwróciłam się i wyprostowałem, przez co
siedziałam na jego biurku, patrząc mu w twarz.
- Więc?
Edward odchylił się w tył na krześle i westchnął.
- Muszę – wyszeptał nie zmieszany a raczej zmęczony.
- Opuściłeś moje trzy ostatnie urodziny. Edward od kiedy jesteśmy razem zawsze w
moje urodziny byłeś poza miastem, - powiedziałam.
- Zawsze świętujemy.
- Nie o to chodzi.
- O co ci dokładnie chodzi, Bello?? Jestem dorosłym facetem, który pracuje. Nie
mogę przekładać spotkania biznesowego, które może przynieść milionowe zyski dla
urodzinowego przyjęcia.
Zwęziłam oczy i zacisnęłam usta. Po prostu wszystko było nie tak.
- Więc kiedy twój tatuś mówi skacz, ty natychmiast mu odpowiadasz pytając, jak
wysoko? Sugerujesz, że to ja zachowuję się dziecinnie? A to ty nadal przyjmujesz
rozkazy od swego ojca.
- Nigdy nie twierdziłem, że zachowujesz się dziecinnie.
- Twierdzisz, że jesteś dorosły. A potem szydzisz kiedy mówisz, że urodzinowa
impreza to zwykłe nic, jakby to …
- Bello, nie będę o tym z tobą dyskutował.. Nigdy nie nazwałem cię dziecinną. Skończ
już z tym. I nie przyjmuję rozkazów od mego ojca. Robię to, co każe mi mój szef.
- Gówno prawda. To jest bzdura. Wiesz doskonale, że to bzdety a ja mam dość
słuchania o tym gównie. - powiedziałam krzyżując ramiona i marszcząc brwi.
Edward spojrzał w dół na swój rozluźniony krawat i bawił się nim przez chwilę
zanim przemówił.
- Brednie??? – zapytał cicho nie spojrzawszy na mnie - Zaharowuję tyłek próbując
zrobić dla nas coś dobrego i trwałego …. A ty martwisz się urodzinami, które
moglibyśmy świętować wcześniej lub później.
- To… nie działa. I to właśnie dlatego – krzyknęłam w odpowiedzi na jego cichy głos.
Edward wywrócił oczami i westchnął ciężko, zanim pozwolił swej głowie
opaść na zagłówek.
- No i się zaczyna - westchnął - Jak tylko zaczynamy się różnić, jak tylko pojawia się
pomiędzy nami jakikolwiek konflikt ty zaczynasz z tym niedziałającym gównem.
- Pieniądze, praca, jedynie te gówna cię obchodzą
- A urodziny znaczą dla ciebie więcej ?? – zapytał stanowczo.
- To nie chodzi o pierdolone urodziny !!! Urodziny są metaforą dla całego naszego
związku! Ten jeden szczególny przypadek pokazuje wszystko, co jest między nami
złe. Chcemy innych rzeczy. Edward, motywują nas inne cele – krzyczałam gdy gorące
łzy łaskotały mój podbródek – Podążamy w dwa odmienne miejsca, nasze cele są
różne.
- O czym ty do cholery mówisz ?? Wiadomość z ostatniej chwili Bello. Związek
wymaga pracy. Wysiłku. Kompromisu. Musisz się starać, aby to działało
- Dziękuję Dr. Phil. Zamierzam odepchnąć to w głąb i popracować nad tym.
Zdecydowanie potrzebuję rad o związku od gościa, który częściej pieprzy się na
biurku niż we własnym łóżku.
- Przestań – powiedział, gdy jego oczy w końcu napotkały moje. – Czego ty chcesz ?
Co ty byś zrobiła gdybyś była w mojej sytuacji?? Została w domu na urodziny i
zlekceważyła wszystko, nad czym pracowałaś od kilku miesięcy??
- To nie chodzi o urodziny. Nie słuchasz mnie, Edward. Kocham Cię. Pragnę Cię.
Jesteś wszystkim czego potrzebuję a ta cała reszta tego gówna nic dla mnie nie znaczy,
w przeciwieństwie do ciebie…Nie lubię być na drugim miejscu.
- Drugim? To wszystko jest dla ciebie
- Dla mnie?? To nie jest dla mnie. Ja nie potrzebuję kogoś z wysoko płatną pracą. Nie
potrzebuję fantazyjnych rzeczy i…
- Odkąd sięgam pamięcią mój plan na życie był taki, by dorosnąć i przejąć tę firmę.
Mój ojciec zbudował ją od podstaw. To mój spadek, ale teraz też coś więcej, oznacza,
że muszę cię wspierać i każdego członka rodziny, który pewnego dnia może się
pojawić. To jest coś, co przekaże kiedyś dzieciom i dlatego zaharowuję tutaj swój
tyłek.
- I w międzyczasie przeleci ci przez palce wszystko, na co tak ciężko pracowałeś do tej
pory – dodałam krótko ucinając.
- Są pewne rzeczy, których nie mogę odpuścić. To jest jedna z nich.
- A ja?? Potrafisz zrezygnować ze mnie dla tego?? – zapytałam i od razu
pożałowałam. Co jeśli powie Tak????
- Czy ty … czy ty dajesz mi ultimatum?? Ponieważ Bello... Nie będę się tak z Tobą
bawił.
- To nie jest ultimatum. Mówię, że to, czego pragniesz ty zasadniczo różni się od tego,
do czego dążę ja.
- Nie. Ty mówisz, że jeśli nie odpuszczę pracy dlatego, że cię kocham, to będzie
oznaczało, że odpuszczam sobie ciebie.
- Nie proszę żebyś zostawił swoją pracę lub karierę. Nie proszę abyś zawiódł
pieprzonego Carlisea. Ja tylko ci pokazuję gdzie w tym wszystkim jest moje miejsce.
- To znaczy gdzie?? – zapytał powoli podnosząc się i siadając a jego oczy skupiły się
na mnie w powolnym rodzaju spojrzenia
Wzięłam głęboki wdech i już wtedy wiedziałam, że robię coś złego. To mnie zabijało,
a jednak... Nie zrobienie tego było jednak gorsze, niż wizja 10 lat takiego życia.
- Nie tutaj – wychrypiałam i to było kłamstwo.
Ześlizgnęłam się z jego biurka przechodząc pomiędzy jego nieruchomymi
nogami i uparcie próbowałam patrzeć się naprzód, kiedy wychodziłam z biura.
Udawałam że śpię w naszym łóżku kiedy wrócił do domu tego wieczora a kiedy
rano się obudziłam, on już zdążył wyjść do pracy.
Cztery dni się unikaliśmy. Szedł do pracy, na siłownię, spał.
Nie przynosiłam mu obiadu i nie czekałam na niego.
Zauważyłam, że spakował swoją torbę i miał kilka plastikowych toreb z
ciuchami wiszących w sypialni gotowych, by je spakować i wtedy zrozumiałam, że
poczekam aż on wyjdzie, by spakować swoje własne rzeczy.
Przed 10 września siedziałam na kuchennym stole sztywna i spięta, gapiąc się
na kubek od kawy.
Edward wszedł holując bagaż, z jego włosów ciągle kapało po szybkim
prysznicu
Ciągle nie rozmawialiśmy.
Wziął moją kawę, pociągnął trzy szybkie łyki i odstawił ją naprzeciwko mnie.
Szybko pochylił się i pocałował mnie w skroń.
- Bezpiecznego lotu – mruknęłam kiedy kiwnął głową i wyszedł, tym razem bardzo
powoli.
Przez następne dwa dni płakałam i pakowałam się. Ciągle powtarzałam sobie,
że tak będzie dla mnie lepiej, bo im dłużej to trwa tym później będzie mi ciężej….
Chociaż nie wiedziałam czy to w ogóle jest możliwe.
Byłam po prostu sparaliżowana myślą o utraceniu go, że pomyślałam sobie, że
jest to coś podobnego do odrywania plastra z rany.
Zrób to teraz.
Na swoich własnych warunkach.
Szybko.
Ponieważ gdzieś w środku część mnie zawsze wiedziała, że to prędzej czy
później się skończy.
Takie dobre rzeczy nie trwają wiecznie a ja nie chciałam któregoś dnia zostać
tym zaskoczona. Kiedy miłość taka jak ta unosi cię tak wysoko to logiczne jest, że
upadek będzie o wiele wiele gorszy.
Wolałabym skoczyć sama niż być popchnięta.
Ostatnia część moich rzeczy znajdujących się w jego domu został spakowany
o 11:56 dwunastego września.
- Wszystkiego najlepszego Bello – westchnęłam do siebie kiedy podnosiłam swoje
walizki patrząc na zegarek stojący na piecu.
Wtedy drzwi wejściowe otworzyły się zanim jeszcze do nich doszłam.
Krzyknęłam i złapałam się za serce marząc, by w tym momencie mieć broń
albo pit bulla i niespodziewanie myśląc, że chciałabym powiedzieć Edwardowi, że go
kocham, zanim wyjechał.
I żeby wrócił do domu w tej chwili z torbą zarzuconą na ramię, zmęczony i w
wymiętym ubraniu. Trzymając w dłoni domowe ciasto.
- Co ty tu….. prawie doprowadziłeś mnie do zawału serca! Boże.
- To będzie działać ponieważ ja się postaram, aby działało. To będzie działać
ponieważ nie ma innego sposobu, żeby to u nas nie działało. To musi działać ponieważ
mamy rację. – powiedział a wszystkie te intensywne emocje, cała budząca się energia i
pragnienie, które on posiadał, to wszystko znajdowało się także we mnie.
- Obiecuję.
Edward był nie do zatrzymania kiedy skupiał się w ten sposób.
On nigdy nie składał obietnic jeśli nie potrafił ich dotrzymać, i teraz kiedy tak
mówił, wierzyłam mu. On był Edwardem zdeterminowanym, olśniewającym, kiedy
coś twierdził jak teraz … to tak było.
Jego oczy były czerwone, otoczone ciemnymi obwódkami, jego klatka
piersiowa unosiła się rytmicznie, kiedy on próbował dotrzeć do mnie przed północą.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin,- powiedział rzucając we mnie ciastem a
kiedy złapałam je w obie ręce mrugałam, żeby odgonić łzy.
Czekolada była rozsmarowana na telefonie komórkowym a biały lukier udawał
przyciski.
- To jest naprawdę ohydne – na wpół śmiałam się i płakałam.
- Jeśli urodziny były twoją metaforą … to niech to będzie moja odpowiedź w postaci
przenośni. Ja zawsze się staram, aby to działało. Zawsze będę ci to pokazywał i robił
wszystko, czego potrzebujesz. Tak jak teraz, zawsze znajdziemy drogę by wrócić do
siebie.
- Yeah. – wymamrotałam zanurzając kciuk w tym rozmazanym cieście.
Odrzucił swoją torbę do tyłu a ja biegłam dopóki nie złapał mnie w ramiona i
mocno przytulił.
- Edward,- powiedziałam wprost w jego ramiona.
- Wszystko będzie dobrze. Zawsze. Zobaczysz – powiedział.
Ale teraz, kiedy w tym momencie stałam obok niego, ale bez świata i życia,
byłam przekonana bardziej niż kiedykolwiek, że on się mylił.
Droga Isabello
Czy pamiętasz te sprawy w Chicago?? Ten wielki biznesowy kontrakt,
który nigdy cię nie interesował i nie chciałaś słuchać szczegółów na
jego temat?? Więc. Wczoraj podpisaliśmy umowę.
Zrobiłem to. Lata strategii i znęcania się nad męskimi jądrami a to
wszystko dla stworzenia tej jednej rzeczy, stałe ryzko.
Zrobiliśmy to. Ty i ja.
Ponieważ to zawsze było dla nas, Bello. Zawsze. Nie wiem czy
kiedykolwiek w to wierzyłaś, ale tak było.
Jeśli wcześniej o żadnym nie słyszałem to to właśnie jest pyrrusowe
7
zwycięstwo. Nienawidzę ironi, wiesz o tym. Wszystkie te zmarnowane
późne wieczory, cała ta walka. Ponieważ nie ma cię tu pijącej Bomaby.
Naprawiłem to, jeden kubek Dixie został zmoczony dokładnie
ponieważ jest twój.
Mógłbym iść w tę ulewę pod mauzoleum, ale tak myślę, że to głupie.
Poza tym nienawidzę tego miejsca nocą. Zbyt sentymentalne.
Myślę, że Gran doceniłby ten gest jeśli zrobiłbym to przed naszym
sklepem z trunkami, ale nie zrobię mu tego. On także za Tobą tęskni.
Więc, gratulacje dziecinko. Udało się nam.
-E.M. Cullen
7
Zwycięstwo odniesione dużym kosztem
Rozdział 8
Nadal trzymałam się strony Edwarda, zdeterminowana, aby zostać
przy nim, by … cóż, tak naprawdę mogłabym wyobrazić sobie jak będzie
wyglądało jego życie. Wymyśliłam, że to właśnie będzie mój sposób, abym
upewniła się, że każde z nas dotrzyma obietnicy … że zawsze znajdziemy do
siebie drogę powrotną.
Do diabła, byłoby o wiele lepiej, gdyby on zrozumiał, że jestem przy
nim tylko dlatego, że nie pogodził się z moim odejściem.
Mogę powiedzieć, że nadal jestem w centrum jego świata. Wszystkie
jego myśli i reakcje – wszystko to koncentrowało się na mnie, ale nigdy nie
przypuszczałabym, że to wywoła we mnie smutek.
Czasami.
W tej chwili jesteśmy w jego gabinecie, a Edward jest gotowy, by
zamówić sobie lunch. Wiem o tym, bo w przeciągu 10 minut zerkał na
zegarek już dwa razy, a co 4 sekundy poprawiał się na krześle … Jest głodny.
Szynka i ser na żytnim chlebie z pomidorem – to był Emmett. Stał w
niedaleko drzwi.
Sałata z grillowanym kurczakiem i włoskim sosem – powiedziałam. We
wtorek jadł szynkę i ser.
Nadal stawiam na szynkę i ser – Odparł Em – Pamiętasz ostatnim
razem? Zamówił tę sałatkę i dosypał sobie cholernie dużo pieprzu.
Był po prostu w kiepskim nastroju. To już jest za nim. Zamówi sałatkę
– powiedziałam.
On zawsze jest w złym nastroju. Zamówi kanapkę i pewnie znowu, tak
czy inaczej, przesadzi z pieprzem.
Pffff
Założysz się? – zapytał.
Zaszydziłam z niego. W naszym przypadku pieniądze nic nie znaczą.
Nawet nie możemy się założyć o nic materialnego, więc zazwyczaj stawką jest
po prostu czysta duma.
Bello, mówię serio. Jeśli zamówi kanapkę ty się rozmyślisz.
Zadecydujesz, czy wierzysz w to, czy też nie, ale tak czy siak
odejdziemy. A jeśli zamówi sałatkę wtedy zostaniemy i ja przestanę
narzekać.
Po pierwsze … nie ma mowy. Podjęłam decyzję i nigdzie się nie
wybieram. Po drugie … ty możesz iść gdziekolwiek chcesz i już ci to
powiedziałam.
A ci mówiłem, że nie mogę tego zrobić. Nie zostawię cię w pustce.
Nie jestem w żadnej cholernej pustce!
Jakkolwiek, jeśli zamówi kanapkę oznacza to, że mam rację.
Wcale nie – zaszydziłam
Tak, to …. – Emmett przestał mówić, gdy usłyszeliśmy delikatne
pukanie do drzwi.
Proszę – odpowiedział Edward i Jane weszła do środka.
Zaśmiałam się szyderczo gdy przekroczyła próg, kierując się w stronę
biurka.
Dzień dobry Jane – powiedział Emmett, próbując przybrać iście
biznesowy ton – Uporządkowałaś wszystkie akta? Przefaksowałaś
wiadomości? Czy wykonałaś wykresy, o które prosiłem.
Edward spojrzał znad swojego biurka nie odwzajemniając uśmiechu
Jane, co z kolei mnie przyprawiło o uśmiech.
Właśnie zamierzałam wyjść na lunch. Myślałam, że może
chciałbyś się przyłączyć? Chodzi mi o to, żeby stąd wyjść. Zjeść coś.
Moglibyśmy omówić twój następny tydzień, lub porozmawiać o czymś
nie związanym z pracą, jeśli potrzebujesz przerwy. – powiedziała do
Edwarda
Moje usta otworzyły się, a ja sama po raz pierwszy poczułam się jak
trup … blada i martwa.
O cholera! – roześmiał się na głos Emmett – To dopiero nowość.
Nie pójdzie – powiedziałam, a Edward wyprostował się na krześle
patrząc na Jane.
Zamierzałem właśnie zamówić … - zdawał się przeciągać
A nie mówiłam – powiedziałam w kierunku Emmetta – Ta sekretarka
Kate chciała go wyciągnąć na lunch w zeszłym miesiącu i wtedy ją
uciszył. On na pewno nie …
No chodź. Wyjdź stąd wreszcie. Tylko na godzinę. Potrzebuję przerwy i
towarzystwa – odparła Jane.
On powiedział NIE – mówiłam wprost do ucha Jane. Odwróciłam się w
kierunku Emmetta – Czy ta dziewczyna nadal naciska na faceta, żeby
z nią wyszedł. Chore - powiedziałam, a Edward zaczął ssać dolną
wargę. On się zastanawia – Nie zrobisz tego – stwierdziłam.
Zgodzi się – oznajmił Emmett
Nie – powiedziałam
Tak
Dobrze – westchnął Edward.
Dwadzieścia minut później Jane razem z Edwardem siedzieli w Poydras
Diner, podczas gdy ja i Emmett dotrzymywaliśmy sobie kroku, krążąc wokół
stołu.
Tak sobie myślę, że tęsknię za chlebem – powiedział Emmett
spoglądając na koszyczek z pieczywem – Tak w zasadzie to lubię
myśleć, że tęsknię za nim. Jednak sądzę, że w rzeczywistości wcale
tak nie jest. To jest zabawne …
Serio? Chleb? W tej chwili? – zapytałam – On jest na randce. Gdybym
nie była martwa, padłabym tu trupem
On nie jest na żadnej …. OOO, zdjęła okulary. Może on jednak jest na
randce – Emmett mówił to obserwując jak Jane chowa swoje okulary
do małej, markowej torebki.
Cóż – westchnęła Jane – lutowe zestawienia będą gotowe do
zaksięgowania w przyszły wtorek.
Dobrze – powiedział Edward, wpatrując się w szklankę wody.
Edward?
Tak.
Uważam, że radzisz sobie z tym wszystkim bardzo dobrze – mówiła, a
Edward gapił się na stojące przed nim naczynie.
Dziękuję – w końcu jej odpowiedział, a Jane zrobiła tę swoją
skoncentrowaną minę.
Nie znałam dobrze Belli – zaczęła Jane, a twarz Edwarda przybrała
biały odcień
Do diabła, powiedz mi, że ona tego nie robi – powiedziałam – Jane ty
mnie w ogóle nie znałaś.
Wiem, że była piękna i że miała wspaniałą osobowość – ciągnęła dalej.
Czy ona wykorzystuje wspomnienia mojego ukochanego o mnie, by
dorwać się do jego spodni – Spytałam niedowierzająco Emmetta.
Może po prostu chce być miła – wzruszył ramionami podczas gdy Jane
zakryła swoją dłonią dłoń Edwarda – Taaaaak, ona zdecydowanie robi
krok naprzód – poprawił się Emmett.
Edward nie poruszył ręką by wysunąć ją spod dłoni Jane i cały czas
gapił się na szklankę wody.
Za każdym razem gdy widziałam Bellę byłam poruszona tym, jak pełną
życia była kobietą. Wydawało się niemożliwe, że osoba tak … pełna
wibracji … mogłaby odejść tak szybko. Tak sobie myślę … Edwardzie,
jeśli kiedykolwiek będziesz chciał pogadać o Belli, albo cokolwiek
innego …
Jestem ci bardzo wdzięczny za współczucie Jane – powiedział nagle –
Ale ty nic nie wiesz. Ty nie wiesz dosłownie nic o Belli, jej wyjątkowości
i otwartości. Dlatego proszę cię, nie rób tego.
Wysunął swoją dłoń spod jej, a Emmett w końcu wypuścił powietrze
przez zęby
Nie chciałam cię urazić – powiedziała po cichu – Oczywiście, że nie
wiem … ale jeśli kiedykolwiek będziesz chciał ze mną o tym
porozmawiać ja mogę słuchać.
Edward potrząsnął mocno głową i wywrócił oczami.
Lub jeśli chcesz, możemy porozmawiać o tobie. – Mówiła, a ja stałam
tam i czułam, że umieram … umierałam będąc martwą. To jest gorsze
niż najgorszy koszmar. To tak jakbyś widziała, że twoje najskrytsze
obawy ujawniają się, stając się rzeczywistością. Nawet nie myślałam o
tym by to z siebie wyrzucić.
Edward przestał patrzeć na Jane i odwracając głowę w lewo, wpatrywał
się w nicość. Gdy myślałam już, że daje jej pozwolenie swoim milczeniem,
wtedy właśnie zaczął mówić.
O mnie? – wyszeptał – Cóż, spójrzmy … Budzę się w środku nocy i
czasami … Przysięgam na Boga na pół sekundy zapominam, że ona
odeszła. Uwielbiam jak mi się to zdarza, ponieważ przez tę maleńką
część czasu moje życie jest dobre, w sposób w jaki już nigdy nie będzie.
Ale jednocześnie nienawidzę gdy to się dzieje, bo po tym ułamku
sekundy, gdy jest dobrze, na nowo muszę sobie o wszystkim
przypominać. To właśnie, Jane, dosłownie zabiera mi to cholerne
powietrze z płuc.
Edward – Ja i Jane powiedziałyśmy to w tym samym czasie, ale on
zignorował nas obydwie i wziął głęboki oddech, jakby chciał się
oczyścić.
Ludzie mówią mi te wszystkie bzdury: „Z czasem będzie lepiej” i „Nie
śpiesz się” i wiesz co? Wszystko co mogę o tym myśleć to, to, że to stek
bzdur, bo choćbym nie wiem co robił, ona do mnie nie wróci. Czas mi
jej nie zwróci … Czas nigdy nie sprawi, że w ogóle zapomnę o jej
istnieniu … Bez niej nigdy nie będę kompletny i szczęśliwy. Dlatego,
skoro ona nigdy nie powróci, a ja wiem jakie to wszystko mogłoby być
cudowne, gdyby tu była, to w jaki sposób ten czas może cokolwiek
zmienić?
To będzie po prostu inne. – Wzruszyła ramionami i przyłożyła lekko
chusteczkę do oka.
Cóż … „inne” nigdy nie będzie dla mnie wystarczająco dobre. Nie po
tym, gdy wiem jak to jest mieć ją i być z nią. – Powiedział krótko i
zwięźle biorąc menu do ręki.
Edwardzie musisz żyć – powiedziała Jane
To właśnie robię. Pracuję i kocham Bellę. Jem i tęsknię za Bellą. Śpię i
pragnę Belli. Żyję. Tylko nie mam teraz żadnego celu … żyję po nic.
Teraz mam mniej niż miałem przed tym, jak poznałem Bellę. I żadna z
tych cholernych czynności nie jest tym, czym powinna.
Edwardzie znowu odnajdziesz wolę i motywację. Myślę, że Bella
chciałaby widzieć cię …
Nie możesz mówić rzeczy tego typu, ponieważ nie możesz tego
udowodnić – powiedział i w końcu zauważyłam, że zaczyna się
irytować. – Kiedy ktoś umiera, ludzie zawsze mówią „ Oh, oni by
chcieli” do diabła z tym, ale wiesz co? Jeszcze nikt nie powiedział
prawdy. Dla przykładu, Bella nigdy nie powiedziałaby „ Oh jak dobrze,
że Edward wyszedł na lunch z Jane”. Bella pomyślałaby wtedy „Lepiej
żeby to nie była randka „
On cię bardzo dobrze zna .– Dopowiedział Emmett.
Jane wzięła łyka swojej wody i wyglądała jakby żałowała, że poprosiła
Edwarda, by wyszedł z nią na lunch. On odchylił się na krześle i zrobił tą
swoją minę, którą naprawdę bardzo dobrze znałam. Prawie zrobiło mi się żal
Jane, ponieważ Edward swoją frustrację kierował w złą stronę. Przez chwilę
przygryzał prawy róg ust i przez sekundę jego oczy przewiercały Jane na
wylot.
Wcale nie była samolubna – powiedział, a ja chciałam przejąć ofensywę
podczas gdy Emmett zakpił z jego słów. – Tak naprawdę nie była zbyt
wdzięczna i elokwentna, jeśli chodzi o wymowę. Kucharka była z niej
okropna, miała strasznie wybuchowy temperament i była bardzo
nieuważna. Mówiła przez sen i przyjmowała postawę obronną, gdy
poczuła się zagrożona, ale to już jest raczej moja wina. Czuję, że
mogłem zrobić o wiele więcej, by poczuła się pewniej i czuję, że
złożyłem jej milion obietnic, których nigdy nie będę miał okazji
spełnić. Czuję się jak tchórz i czuję, że ona była tchórzem. Do diabła.
Cały ten cholerny świat stchórzył, ponieważ Bella … nie jest już jego
częścią. Ponieważ pomijając te wszystkie błahe sprawy, o których
wspomniałem, to ona była moją ukochaną, moją dziecinką i całkiem
prawdopodobne, że była jedyną „rzeczą”, której byłem całkowicie
pewny. I po prostu … czasami sam sobie myślę … czy zaraz przed, jeśli
w jej głowie były jakieś myśli, przed tym cholernym wypadkiem …
Zastanawiam się, czy wiedziała, że zrobiłbym dla niej wszystko.
Zastanawiam się, czy jeszcze kiedykolwiek będzie mieć odnośnie nas
jakieś wątpliwości. Ponieważ ona mogła być niezwykła i zachwycająca,
ale jednocześnie bardzo często pozostawała w błędzie.
Tak mi przykro Edwardzie … Ja …
Niepotrzebnie Jane. Po prostu nie mów mi niczego w stylu: „To już
czas by sobie odpuścić.” Kiedy jest się świadomym, że najlepsze co
mogło ci się przytrafić już nadeszło i nagle odeszło … nie dasz sobie z
tym rady. Po prostu nadal będziesz oddychać.
Jane poruszyła się niespokojnie, a Edward upił łyk wody i zamówił klubową
kanapkę.
Ale przecież nadal żyjesz – powiedziała cicho Jane, Edward powoli
podniósł na nią wzrok.
Jestem tego świadomy, dziękuję – odpowiedział
To oznacza, że musisz żyć.
Wiem –powiedział sztywno i pochylił się konspiracyjnie w kierunku
Jane – Co mówiłem wcześniej o obietnicach, których nigdy nie będę
mógł spełnić? Martwię się …. Martwię się tym, że ona nigdy tak
naprawdę w nas nie wierzyła i ja nigdy nie miałem szansy, by jej to
udowodnić że się myli. Ponieważ to ja miałem rację a ona była w
błędzie - powiedział wdychając głęboko powietrze i potrząsając głową.
Zdecydował się na klubowego sandwicha i jak gdyby nigdy nic zapytał
Jane, czy ktoś z Chicago przefaksował już raport biznesowy odnośnie
kosztów.
A nie mówiłem – wykrzyknął Emmett – Teraz musisz się rozmyślić.
Musisz znaleźć wyjście, Bello – stwierdził – On utknął ponieważ ty
byłaś niepewna swojego życia. Ten biedny łajdak w tym tkwi.
Nawet nie wiem czego ja szukam – powiedziałam pełna irytacji i złości.
Byłam zła na Edwarda, na siebie i na te wszystkie rzeczy, których
nigdy nie zrealizujemy - Zamierzałam za niego wyjść i urodzić jego
dzieci. Mieliśmy jechać do Włoch, bo tam właśnie chciał jechać Edward,
a później do Amsterdamu, bo z kolei ja chciałam zwiedzić to miasto.
Mieliśmy się nauczyć jak robi się suflet. Mieliśmy mieć szczeniaka i
chcieliśmy się ze sobą zestarzeć. Emmet, a teraz żadna z tych rzeczy się
nie zdarzy. Czyli miałam rację? Żadna z tych rzeczy tak naprawdę
nigdy nie miała się zdarzyć? Czy ja nie byłam mu pisana? Jakim
cudem on może mieć rację, skoro teraz z nim nie jestem.
Czy ty tak właśnie uważasz? – zapytał – Myślisz, że to nigdy nie mogło
wypalić?
Nie! Mówię tylko … to wyglądało tak, jakby wszystko zaczęło się
układać i wszystko nam wychodziło, a teraz ja nie mogę …
Dokonaj wyboru! Wszystko albo nic! Zawsze albo w ogóle nigdy! –
krzyknął sfrustrowany razem ze mną
To nie jest tak …
Do diabła, właśnie tak jest! Dorośnij dzieciaku! Złożył ci wszystkie
najważniejsze obietnice na świecie … Kiedy ty masz zamiar mu
uwierzyć?!
Może … Może kiedy zobaczę, że idzie naprzód … może jeśli znajdzie
sobie kogoś nowego … Ale boże, co będzie jeśli faktycznie tak się
stanie? Co jeśli ja umarłam bo nie byłam dla niego i …
Nie! To nie dzieła w ten sposób
Skąd możesz to wiedzieć! – powiedziałam warcząc na Emmetta
Rosalie umówiła się z jakimś cwaniaczkiem o imieniu Royce –
powiedział
Naprawdę? – wydyszałam
On jest taki … śmieje się jak głupi do sera. Ale jestem pewien, że
trzyma go przy sobie, bo on w ogóle nie jest podobny do mnie. On mnie
nie obchodzi, ale dobrze ją traktuje i wszystko czego teraz dla niej
pragnę to, to by była dobrze traktowana. Nadal. To nic nie zmieni
między mną a Rose.
Jak ty …
To nie jest proste. Jak myślisz dlaczego jestem tu z tobą przez większą
część czasu. Nie lubię patrzeć na to gówno. Ale wiem co jest słuszne. Co
jest dobre dla mnie i dla Rosalie, a to wszystko co robi by minął jej czas
nie ma znaczenia … I kocham ją Bello, więc … kurwa! Chcę, by
znalazła szczęście na które zasługuje.
Ja po prostu pragnę jego – wyszeptałam
Edward miał rację co do tych bezinteresownych rzeczy – stwierdził
sucho.
Jane z Edwardem jedli w ciszy przez jakąś chwilę i nagle Edward zrobił coś
… dziwnego
Powinnaś znać wszystkie moje hasła i loginy – powiedział.
Powinnam? – zapytała.
Tak po prostu … na wszelki wypadek.
Na wypadek czego – powtórzyła, a jej widelec zatrzymał się w połowie
drogi do ust
Niczego – wysyczał.
Cóż. Co to do diabła ma znaczyć? – Oboje staliśmy zdezorientowani i
wpatrzeni w Edwarda
To nie brzmi dobrze, prawda? – Wysoki damski głos zabrzmiał tuż za
nami.
Spojrzeliśmy na siebie z Emmettem, a nasze oczy robiły się coraz
większe z każdą upływającą sekundą. Obróciliśmy się, by zobaczyć tę
szaloną dziewczynę z dziwnie wyciętą fryzurą, która mówi do siebie.
Uśmiechała się bezpośrednio do nas.
Droga Isabello
Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam.
Co ja mogłem zrobić? Wszyscy powtarzają mi, że muszę iść do
przodu. To tak jakbym przeszedł transplantację serca i mówiliby mi,
że powinienem wyskoczyć z łóżka i pobiec w maratonie. To jakieś
wariactwo.
Carlisle właśnie urządzał telefoniczną konferencję, by
przedyskutować moje zachowanie – Jego słowa: „ W kontaktach z
innym pracownikami jesteś zbyt przygnębiony i osowiały”. Widocznie
się na mnie skarżyli
Więc kiedy Jane zapytała … Przepraszam, ja wiem, ale
powiedziałem „tak”. Jednak tak naprawdę nie chciałem brać w tym
udziału i jestem pewien, że to widziałaś.
Czy ta jej tyci malutka torebka nie była śmieszna? Prawie się
roześmiałem, gdy ją zobaczyłem. Bello, nawet twój portfel nie był tak
mały, jak to coś.
–
E.C.