1.NASTOLATEK GINIE PODCZAS NIEUDANEGO TRICKU NA KOLEJCE STRACHU.
To prawdziwa historia. (23 października 1990 roku, Chicago Tribune) 17-letni Brian Jewell udawał wisielca w "kolejce strachu". Miał na szyi pętlę, którą zawiązano tak, że nie powinna się zaciskać. Kiedy przejeżdżały wagoniki, robił z szubienicy krok w dół udająć, że wisi. Do tej pory trick udawał się za każdym razem. Operator kolejki zaniepokoił się dopiero wtedy, kiedy Jewell nie wypowiedział swojej kwestii, kiedy obok niego przejeżdżali kolejni amatorzy mocnych wrażeń.
Kolejny taki śmiertelny wypadek miał miejsce 29 października w Charlotte w stanie North Carolina. 15-letni William Anthony Odom wraz z przyjaciółmi urządzał halloweenowe przyjęcie; w piwnicy u swojej ciotki urządził "nawiedzony dom". Znaleziono jego ciało pośród sztucznych pajęczyn i plastikowych nietoperzy, zwisające z szubienicy. W tym przypadku również pętla nie miała prawa się zacisnąć.
Agencja Associated Press poinformowała w październiku 2001 roku o kolejnym wisielcu. 14-latek Caleb Rebh, który pracował w "kolejce strachu" w mieście Sparta w stanie Michigan, postanowił uatrakcyjnić swoją rolę. Był znudzony zwyczajnym wyskakiwaniem zza drzew i straszeniem przejeżdżającychn ludzi, więc wpadł na pomysł zastąpienia szkieletu, który zwisał z pobliskiego drzewa. Założył sobie pętlę na szyję, ale kiedy puścił sznur, gałąź wystrzeliła z powrotem do góry i pociągnęła go ze sobą - chłopak był za lekki. Inni pracownicy i odwiedzający nie pospieszyli mu od razu z pomocą, myśląc, że tylko udaje. Kiedy zdjęli go z gałęzi i próbowali robić sztuczne oddychanie, było już za późno.
2.SZPILKI, IGŁY I ŻYLETKI ZNAJDOWANE W SŁODYCZACH DAWANYCH DZIECIOM.
To również prawda, niestety. W odróżnieniu od prób otrucia podczas Halloween, te przypadki zostały dobrze udokumentowane. Zatrucie pokarmu to próba zabójstwa, natomiast igła czy inny ostry przedmiot np. w jabłku to próba okaleczenia lub przestraszenia ofiary. Niemal wszystkie przypadki znalezienia ostrych obiektów w słodyczach okazywały się plotkami. Reszta z nich to "dowcipy", które najczęściej jakieś dzieciaki robiły rodzeństwu lub innym dzieciom. W młodym wieku nie myśli się o konsekwencjach podobnych "zabaw", traktując je jako jeszcze jeden kawał z okazji Święta Duchów. Czasem jednak słyszy się o szaleńcach, rozdającyjch dzieciom słodycze z "niespodziankami".
I tak np. w 2000 roku w Minneapolis James J. Smith (lat 49) podczas Halloween rozdawał dzieciom Snickersy z igłami w środku. Jedno dziecko ukłuło się podczas próby ugryzienia batonika, ale na szczęście na tym się skończyło.
Legenda o wkładaniu żyletek do jabłek najprawdopodobniej pochodzi z Kanady i wschodniego wybrzeża USA, gdzie pod koniec lat 60-tych zanotowano kilkanaście takich przypadków. W 1968 roku w New Jersey ustanowiono nawet specjalne prawo przeciwko umieszczaniu w jabłkach ostrych przedmiotów! Mimo tego tego roku miało miejsce jeszcze przynajmniej 13 takich prób. W niemal wszystkich przypadkach ofiarami były dzieci, ale na szczęście w 75% przypadków nic im się nie stało. W następnych latach legenda się rozrastała - następne zgłoszenia okazywały się wyssane z palca.
Histeria sięgnęła szczytu w 1982 roku. Nie był to dobry rok. Nie tylko wszędzie straszono żyletkami w jabłkach. Wówczas to w Chicago siedem osób zmarło po zażyciu pigułek tylenolu, które ktoś powlekł cyjankiem potasu. W tym samym czasie miały miejsce podobne przypadki zatruwania lekarstw i żywności. Różni szaleńcy zachęceni przykładem zaczęli bawić się w Boga.
3.SZALEŃCY ROZDAJĄCY DZIECIOM ZATRUTE SŁODYCZE.
Co do tej historii, nie ma pewności. W 1982 roku w miasteczku Somerdale, w stanie New Jersey 15 dzieci i 1 osoba dorosła rozchorowała się po spożyciu cukierków i ciasta na zabawie z okazji Halloween. Wg niektórych gazet w słodyczach wykryto ślady narkotyku PCP ("angel dust", czyli "anielski pył"). Nie wiadomo, czy celem były wszystkie dzieci, czy może jedna osoba. Często tak się właśnie okazywało. Nie raz też zatrucie było dziełem przypadku lub śmierć spowodowało coś innego, a nie trucizna.
Miejska legenda o szaleńcach, rozdających dzieciom zatrute słodycze posłużyła też innym do ukrycia własnych zbrodniczych zamiarów. W 1974 roku w Teksasie ośmiolatek Timmy O'Bryan został otruty cyjankiem przez własnego ojca, który poczęstował go cukierkiem. Aby upozorować atak szaleńca, Ronald O'Bryan podał zatrute słodycze także swojej córce i trójce innych dzieci. Los chciał, że żadne z nich nie zjadło tych cukierków. Mały Tim był ubezpieczony na sporą sumę pieniędzy, dlatego musiał zginąć. Ojcu udowodniono morderstwo i 31 marca 1984 roku wykonano na nim wyrok śmierci przez - nomen omen - wstrzyknięcie trucizny.
W 1970 roku 5-letni Kevin Toston zapadł w śpiączkę i następnie zmarł. Sekcja zwłok wykazała, że przedawkował heroinę. Słodycze zebrane przez niego podczas Halloween, jak się okazało, zostały posypane narkotykiem. Ten szeroko nagłośniony przypadek został przedstawiony jako przykład sadystycznego ataku. Prawda jednak okazała się bardziej prozaiczna. Jak wykazało śledztwo policji, chłopiec przez przypadek dostał się do torebki z narkotykiem, która należała do jego wujka. Rodzina, aby kryć wujka, posypała słodycze heroiną.
Jednak pierwszym odnotowanym przypadkiem próby otrucia podczas Halloween była dziwaczna sprawa Helen Pfail. Tą nowojorską "kurę domową" aresztowano w 1964 roku, oskarżając ją o podanie dzieciom zbierającym słodycze pastylek z trucizną przeciwko mrówkom. Zdenerwowana faktem, że niektóre z dzieci zbierających słodycze były na to za stare, sporządziła dla nich paczki z takimi "specjałami", jak: ciastka dla psów, stalowa wełna i właśnie pastylki mrówkobójcze (które zresztą były wyraźnie oznaczone trupią czaszką). Zresztą ostrzegła te dzieci, że te paczki to kawał, więc nikomu nic się nie stało. Mimo to postawiono jej zarzuty usiłowania morderstwa, za które otrzymała wyrok w zawieszeniu.
Odnotowano również wiele przypadków śmierci w wyniku zatrucia lub ataku serca podczas Halloween, ale w żadnym z tych wypadków nie znaleziono śladów narkotyków czy innych niebezpiecznych substancji w słodyczach. W kilku przypadkach żartownisie dodawali marihuanę do batoników. Ponadto same dzieci prokurowały zatrute czekoladki, żeby nastraszyć rodziców. Oczywiście znały legendę o zatrutych słodyczach. I w taki sposób następuje samospełnianie się przepowiedni.
4. GDZIEŚ W USA ZNAJDUJE SIĘ SŁYNNY 5-PIĘTROWY NAWIEDZONY DOM - TAK STRASZNY, ŻE JESZCZE NIKT NIE UKOŃCZYŁ JEGO ZWIEDZANIA.
Nieprawda. Od wielu lat po USA krążą legendy na temat nawiedzonego domu, do którego można wejść płacąc 25 dolarów, ale za pokonanie każdego z 5 pięter dostawało się z powrotem 5 dolarów. W środku miały na śmiałków czekać takie atrakcje jak: żywe węże, pająki, owady, tajne drzwi, zapadnie itd. Nigdy nie podano dokładnej lokacji domu. Początkowo miał on znajdować się na przedmieściach Detroit, ale późniejsze wersje legendy umiejscawiały dom w takich stanach, jak Oklahoma, Georgia, Oregon, Illiniois, Michigan, Texas czy Ohio.
Wiara w istnienie tego domu sięga połowy lat 80-tych, kiedy to bardzo popularne stało się urządzanie "nawiedzonych domów" z okazji Halloween. W latach 90-tych powstały całe parki rozrywki, gdzie można takie specjalnie przygotowane domy zwiedzać.
Istnienie takiego domu to byłaby nie lada gratka dla wszelkiego rodzaju poszukiwaczy silnych wrażeń, jednak do tej pory nikt go nie odnalazł. Legenda rośnie, wg niektórych wersji kilku śmiałków nigdy nie wyszło już żywych z tego domu - ich zwłoki odnaleziono na ostatnim piętrze.
Żeby sprostać powstałym potrzebom, powstało wiele takich "nawiedzonych domów". Co prawda nie są tak straszne, jak ten legendarny, jednak pewne zastosowane tricki czynią je niemal niemożliwym do przejścia. I tak na przykład dom w Michigan to jeden wielki labirynt. Inni zatrudniają różne wybryki natury lub na końcu trasy umieszczają naprawdę niebiezpieczną drogę, której nikt przy zdowych zmysłach nie chce pokonać.
Najsłynniejszym "nawiedzonym" domem była posiadłość Richarda Garriotta, znanego lepiej jako "Lord British", twórcy słynnej serii gier komputerowych "Ultima". Jego dom w Austin, w Teksasie miał lochy, ukrytą bibliotekę, tropikalny las deszczowy wewnątrz domu, zapadnie, tajne przejścia, obserwatorium na dachu i prywatną wyspę. Obecnie mieszka w jeszcze większym, straszniejszym domu. Ale w latach 1988-1994 co drugie Halloween Garriott wydawał 100 tysięcy dolarów na przemienienie swojego domu w wielki lunapark, gdzie zaproszeni goście mogli doświadczyć na własnej skórze przygody rodem z gier wideo. Żeby dokonać niezbędnych zmian, "Lord British" musiał się na 3 miesiące wyprowadzać, żeby robitnicy mogli wszystko pozmieniać na czas.
Atrakcje te były dostępne tylko przez 4 lata, za każdym razem mogło wejść tylko 200 gości. Wstęp był za darmo, jedyną ceną było oczekiwanie w kolejce. Sam Garriott widział ludzi, którzy oferowali 1000 dolarów za miejsce w kolejce.
Nie każdy jednak szuka mocnych wrażeń za wszelką cenę. W styczniu 2000 roku pewna kobieta pozwała do sądu park rozrywki Universal Studios na Florydzie, twierdząc, że coroczne Noce z Horrorem w Halloween były zbyt straszne i spowodowały u niej trwałe emocjonalne i fizyczne straty. Strach się bać...
5. FBI BADA SPRAWĘ ZAKUPU DUŻYCH ILOŚCI SŁODYCZY W SKLEPACH NEW JERSEY.
To prawda. Niedawno mężczyzna z wyglądu pochodzenia arabskiego otworzył konto w Costco i zakupił słodycze o wartości 15 000 dolarów w Wayne w New Jersey. Ten sam człowiek (lub przynajmniej osoba korzystająca z tej samej karty kredytowej) w Hackensack dokonał identycznego zakupu, tym razem na sumę 20 000 dolarów. Potem okazało się, że ich numer identyfikacyjny w Costco został sfałszowany, a za wszystko zapłacili gotówką.
Nawet w spokojnych czasach Halloween przyciąga różnych świrów, pragnących zrobić krzywdę innym podczas tego święta, a tym bardziej wszystko wygląda niebezpiecznie w świetle ostatnich terrorystycznych ataków. FBI zaleciło rodzicom ostrożność - zaistniało podejrzenie, że ten tajemniczy "Arab" był terrorystą, który chce zaatakować dzieci. Przesłuchano tego człowieka, którym także zainteresował się amerykański urząd imigracyjny.
Teoria sugerująca potencjalny zamach terrorystyczny nie trzymała się kupy. Terroryści okazaliby się w takim przypadku wyjądkowymi nieudacznikami, zwracając na siebie uwagę (szczególnie teraz, kiedy środki bezpieczeństwa są tak podwyższone) i fałszując numer identyfikacyjny, zamiast postarać się o prawdziwy.
Sprawa wyjaśniła się szybko. Okazało się, że kupujący jako imigrant nie miał po prostu pozwolenia na zakup i handel takich ilości towarów. Miał zamiar słodycze sprzedać po wyższej cenie detalicznym sprzedawcom. W końcu mężczyznę oczyszczono z zarzutów i zezwolono mu zatrzymać zakupiony legalnie towar. I tym razem FBI nie dało ponieść się histerii opinii publicznej.
ZAKOŃCZENIE
To jedynie kilka z miejskich legend, związanych z świętem Halloween. Żałuję, że nie znam żadnych polskich urban legends odnośnie tego święta, ale pamiętajmy, że ochodzi się je u nas od niedawna, i że nie jest to nasze święto. Być może za rok opiszę polskie obyczaje związane związane ze Świętem Zmarłych i Zaduszkami. A co do miejskich legend to możecie być pewni, że jeszcze w Gildii Tajemnic do nich powrócimy. Jeśli znacie jakieś rodzime urban legends, napiszcie do nas!
Pewna starsza pani Julia{Pewnie kojarzycie, która to
} mieszkała koło cmentarza. Był czynny, bo jeszcze dużo ludzi tam przychodziło.Koło niego był stawik. Kąpano tam zwierzęta żeby były zdrowe. Kobieta pomagała naczelnikowi cmentarza sprzątać tam i zarządzać nim. Pewnej burzliwej nocy,gdy pani Julia usłyszała przeraźliwy jęk,skierowała się do domu naczelnika.Lecz przy stawie coś było.Podeszła. Zobaczyła topielca. Zadzwoniła na karetke i policje. Była pierwsza w nocy, kiedy zabierali ciało. Był to naczelnik. Nikt nie szukał sprawcy. Starsza pani sama wszczęła ślecdwo. Poszła do domu topielca. Znalazła testament. Był zapisany na jego zmarłą żone. Pomyślała:'"Nieważne". Jednak data była dziejsza,dzisiejszej nocy.Godzina 0.00. Przestraszyła się. Podpis jego żony był świeży,aż za bardzo świeży. Chciała wyjść. Coś ją zatrzymało. Pokusa. Poszła do jego sypialni. W łóżku spała jego żona. Ale 2 tygodnie temu utopiła się w stawiku. Wzdrygnęła się. Gdy ona umierała przy stawie siedział anioł. Opowiada świadek. Pani Julia wprowadziła się tu dopiero tydzień temu. Ona wiedziała. Anioł czekał na ostatnią wymiane...
Podczas ciemnej,burzliwej nocy starsza kobieta odbiera dzwoniący telefon i słyszy jakby głos jej zmarłego męża. Dzwoni do syna i prosi aby przyjechał jeszcze nad ranem. Gdy pżyjeżdża, jadą na grób jej zmarłego.Okazuje się że drzewo zgniotło jego nagrobek.Koło tego drzewa leżał anioł. Póbował powstrzymać drzewo...
Pewnemu małżeństwu urodziło się śliczne dziecko... jednak ojciec nienawidził bachorów i kazał matce pod groźbą je zabić- wrzucić do studni. Matka się sprzeciwiała temu, dlatego ojciec małą Samarę sam postanowił zamordować w ten okrutny sposób...
Dziewczynka żyła 7 dni. Przekazywała swoją historię każdemu, kto obejżał kasetę... Nie był to jednak zwykły film. Każdy kto ją obejżał natychmias po tym odbierał telefon..."Masz siedem dni"... Był to głos małej Samary.
Wśród ludzi krążyła kaseta wideo zawierająca obrazy jak... z sennych koszmarów, których obejrzenie kończyło się telefonem zapowiadającym śmierć osoby oglądającej kasetę dokładnie w ciągu siedmiu dni... Pewna reporterka- Rachel Keller słyszała o tej historii, jednak była temu obojętna... do momentu. Któregoś dnia, dokładnie w tydzień po obejrzeniu kasety, czwórka nastolatków zginęła w tajemniczych okolicznościach... Wiedziona ciekawością, Rachel odnalazła kasetę i mimo świadomości konsekwencji postanowyła obejżeć film, który się na niej znajdował. Tak jak każdy, zaraz bo obejżeniu w słuchawce usłyszała gołos Samary
Pewna autorka książek dla dzieci cierpi na nocne koszmary, w których pojawia się dziwny dom, koszmarny strach na wróble i mokradła, w których błąkają się dziwne i przerażające osoby. Pisarka budzi się zwykle, kiedy z bagna wysuwają się dłonie, chwytają ją za kostki i wciągają w głębinę. Claire - bo tak nazywa się bohaterka - wykorzystuje elementy swojego koszmaru w swoich, cieszących się bardzo dużą popularnością, książkach dla dzieci. Ich bohaterką jest mała dziewczynka o przezwisku Mokra Stópka". W wymyślonych przeze nią historiach pojawia się zatem dom, strach na wróble oraz mokradło z jej koszmarów. Pewnego dnia Clair oglądając w telewizji program przedstawiający walory jednego z hrabstw, odkrywa miejsce ze swoich snów. Okazuje się, że dom z jej sennych koszmarów istnieje na prawdę, wynajmowany jest turystom, jednak obecnie mało kto z niego korzysta.
Pewnego pochmurnego dnia mały Janek siedział na strychu i szperał w pudłach z pamiątkami. Nagle zobaczył małego pieska-robota. Wyglądał on strasznie miała wielkie oczy i ostre kły, ale Janek, jak to małe dzieci ciekawe, nie mógł się oprzeć i wziął go do ręki. W jednej chwili ślepia pieska zaczęły się mienic we wszystkich kolorach, a on usłyszał tylko dwa słowa: NAKARM MNIE, a potem znikł. Rodzina małego Janka szukała go długo, ale ciała nie odnaleziono. Po tym zdarzeniu rodzice Janka wyprowadzili sie z tamtad. Dom długo stał pusty, aż do pewnego momentyu, gdy wprowadziło się do niego małżeństwo z dzieckiem, mała Gosią. Gosia juz po kilku dniach znała wszystkie zakamarki domu oprócz jednego STRYCHU. Więc postanoiła tam zajrzec. te miejce nie było wcale niezwykłe. Ale wzrok dziewczynki zatrzymał się na pewnej zabawce, był to piesek. Dziewczynka bez wahania podeszła i wzięła go na ręce. A wnet rozległo sie NAKARM MNIE......
Mam na imię Aneta. Mieszkam w pewnej małej wsi. Od lat interesuję się zjawiskami paranormalnymi, UFO, kosmosem itp... Kiedy miałam ok. pięć lat poszłam z moim bratem i kuzynem, który wtedy u nas był, do sklepu... Nie poszliśmy drogą główną lecz polną. Kiedy przechodziliśmy obok sadu pewnego państwa zamieszkałych w mojej miejscowości, zobaczyłam rosnące tam kwiaty. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że jest to sad; myślałam, że jest to zwykły mały lasek. Krzyknęłam do brata, że zerwę te kwiaty i dam mamie i wtedy usłyszałam pewien bardzo wyraźny głos... Nie pochodził z jakiegoś konkretnego miejsca; był wszędzie! Słyszałam go bardzo wyraźnie. Głos ten należał do jakiejś dziewczyny. Powiedziała mi,że nie mogę zerwać tych kwiatów ponieważ zasadzila je ona dla swojego ojca. Na początku nie przestraszyłam się jej, ale po pewnym czasie zaczęłam o tym myśleć. Nie powiedziałam o tym nikomu. Kiedy, po długim czasie zapytałam się mojego brata czy to pamięta odparł, że nie i ze napewno sobie coś wymysliłam...Niedawno zwierzyłam się z tego mojej babci, a ona powiedziala mi, że kiedyś mieszkał tam pewien pan który miał córke...W związku z tym zwracam się do Państwa z pytaniem: Czy mogło to być naprawdę jakieś spotkanie z duchem, czy też może mógł być to tylko głupi kawał? Jednak przypominam, że ten głos nie wydobywał się z żadnego konkretnego miejsca, tylko był wszędzie wokół mnie!
Czarna pani...
Pewnego dnia, kiedy miałam 6 lat, byli u nas goście i musiałam spać z tatą w jednym łóżku. W nocy czegoś się bardzo przestraszyłam. Obudziałam się i zobaczyłam "czarną panią": mniej więcej metrową postać w czerni. Nachylała się nad moim śpiącym tatusiem. W pewnym momencie wyciągnęła spod szat długą rękę i chciał mu zrobić krzywdę. Niewiele myśląc uderzyłam ją z całej siły. Zjawa znikła, ale obudził się tata. Potem nic nie pamiętam. Rano pod okiem ojca widniał wielki siniak. Wszyscy się dziwili, że tata mała dziewczynka mogła uderzyć kogoś tak bardzo przez sen uderzyć. Tylko znajoma rodziców wpatrywała się we mnie dziwnym wzrokiem, którego nie zapomnę do końca życia. Do tej pory śni mi się często ta zjawa, która robi krzywdę członkom mojej rodziny... lecz nadal nie wiem dlaczego
Krawawiący obraz"
Rodzinka w składzie: mama, tata, i 5 dzieci zamieszkali w pewnym domu. Ludzie mówili, że w tym domu straszy. Oni się nie przejęli tym. W domu nie było nic prócz jedynego, pustego obrazu. Próbowali go zdjąć na różne sposoby - nie dało się. Wreszcie dali sobie spokój i zaczęli się rozpakowywać. Co kilka nocy z obrazu spływała krew. W tym samym czasie, ktoś z rodziny umierał. W ten sposób umarło już dwoje dzieci - Natala i Bartek. Oboje mieli po 13 lat. Gdy następnym razem obraz zaczął krwawić, Madzia szła do łazienki. Przechodziła koło obrazu. Obraz zwykle był czysty - nic nie było na nim namalowane. Tym razem na obrazie był krwawy napis: NIE OGLĄDAJ SIĘ ZA SIEBIE. Ale ciekawość zżarłą Madzię. Obejrzała się za siebie i...nic już więcej nie zobaczyła. Ktoś a raczej coś wbiło jej kuchenny nóż prosto w serce. Zwłoki Madzi przeniesiono do jej łóżka. Następnego dnia rodzice zaczęli wieżyć w klątwę przeklętego obrazu. Postanowili z pozostałą dwójką dzieci się wyprowadzić. Niestety dom stanął w płomieniach. Nic nie ocalało. Jedynie przeklęty obraz wisiał w powietrzu jakby wisiał na niewidzialnej ścianie. Z jego ram płynął strumień krwi. Na obrazie był tylko krzywy krwawy napis: ŻEGNAJCIE...
"Kobieta z cmentarza"
W pewnym niewielkim miasteczku stał dawno opuszczony już cmentarz. Ludzie go nie odwiedzali, ponieważ twierdzili, że jest nawiedzony. Do miasteczka sprowadziła się rodzina z dwójką dzieci. Oni również usłyszeli o nawiedzonym cmentarzu od swoich sąsiadów, ale dorośli jak to dorośli jedynie się z tego śmiali. Dzieci ogromnie przejęły się tą historią. Było jeszcze gorzej, gdy okazało się, że ich dom leży niecałe 100m. od cmentarza, a z tylniego okna domu widać ten nawiedzony cmentarz. Rodzice nie wierzyli w tę historię o duchach pojawiających się na cmentarzu, ale dzieci owszem. Pewnego wieczoru rodzice dzieci postanowili wyjść na romantyczna kolację do restauracji za miastem. Dzieci zostały, więc same w domu. Koło 12.00 w nocy Mej i jej brat Jan usłyszeli śpiew kobiety. Wyjrzeli przez okno a na jednym z nagrobków siedziała kobieta w białej szacie i śpiewała. Niespodziewanie odwróciła się do dzieci i szeroko się uśmiechnęła. Rozpłynęła się w powietrzu. Mej wrzasnęła z przerażenia i czym prędzej chciała biec do swojego pokoju. Gdy wchodziła na schody zobaczyła na nich siedzącą postać. Była to ta sama kobieta, którą widziała z bratem przez okno. Wstała ona i podeszła do przerażonej dziewczynki. Położyła jej rękę na głowie poczym szybkim ruchem skręciła jej kark. Gdy chłopak poszedł szukać swojej siostry znalazł jej ciało na łóżku na ścianie pisało ludzką krwią "Niech rodzice lepiej uwierzą"
mazury... okolice brodnicy gdzie mieszka siostra rodzona mojej mamy.. wakacje mijaly spokojnie, do jeziora bylo niedaleko, wiec rowekiem smigalem sobie poplywac.. i tak sobie jezdze rowerem po ulicy niedaleko domu gdzie mieszkala ciotka, i patrze na pewna chate, pamietam ze byla zolta i drewniany plot ja otaczal a przy bramce stala starsza pani... wiec powiedzialem dzien dobry, ona mi odpowiedziala i zapytala czy podoba mi sie pogoda. ja powiedzialem ze oczywiscie jest bardzo goroca usmiechnela sie a ja pojechalem dalej.. i wieczorkiem sobie siedzimy wszyscy przy stole, przyjechali goscie i siedz obok mnie moj cioteczny brat...
i sie pytam go po cichu...
czemy ta pani z zoltej chaty mieszka sama, i ma szyby wybite i pierze w misce na dworze...
on sie pyta ktora to pani, to ja mu wytlumaczylem ze chata przy zakladzie mechanicznym...
on tak popatrzyl na mnie wytrzeszczonymi oczami i sie pyta czy to taka siwka babcia ja mowie ze tak
a on przestraszony mowi, czlowieku ta babka 5 lat juz nie zyje.!
ja w placz! hahah mialem wtedy z 10 lub 11 lat... i mysle o kurwa ale lipa.. a ten wyczul sytuacje i ze swoja siostra mnie i moja rodzona siostre zaczeli straszyc ze ta pani przyjdzie i nas zabije...
placzu i strachu by nie bylo.
gdybym przed obiadem nie gadal z duchem...
niech spoczywa w pokoju
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Straszneeeeeeeeeeeeeeeeeee historieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee
Historie straszneeeeeee
Straszna historia
Jansson Tove Straszna Historia
Lekcja historii bardzo czarny kot
Nov 2003 History Africa HL paper 3
Historia harcerstwa 1988 1939 plansza
Historia państwa i prawa Polski Testy Tablice
Historia Kosmetyków
historia
więcej podobnych podstron