Zwierzenia kucharza Uciekałem przed kaszanką


Uciekałem przed kaszanką
Tekst: Małgorzata Szamocka, Zdjęcia: Arkadiusz Ścichocki 2008-01-28, ostatnia aktualizacja 2008-01-26
16:37:50.0
Pracował w barze na Pradze i w restauracji na Dworcu Centralnym. Drogę zawodową
rozpoczynał od ćwiartowania świniaków. Tomasz Bazyl, szef kuchni restauracji
"Exekutiv" w Lizbonie, otrzymał w 2003 roku tytuł najlepszego kucharza Portugalii. Nam
opowiedział o swoim życiu od kuchni...
Ogłoszono konkurs, zgłosiłem się i wygrałem. Veni, vidi, vici. Podałem portugalskiemu jury ponczową babę, taką,
jaką piecze moja mama. To nie było nic nowego: jak tylko mogę, staram się wplatać do potraw polskie akcenty. W
restauracji Exekutiv, gdzie jestem szefem kuchni, podawane są np. pikle warzywne, również według przepisu
mamy. Sam wędzę szynkę. Portugalczycy nie wiedzą, co to przetwory, zaprawy, powidła, bo ze względu na
łagodny klimat śródziemnomorski zawsze mają świeże owoce i warzywa. Okazało się jednak, że marynowane
grzybki czy śliwki bardzo im smakują. Ostatnio przygotowywałem obiad dla prezydenta miasta Oeiras i podałem
nasz czerwony barszcz z uszkami. Było zdziwienie: zupę z buraków w Portugalii serwuje się jedynie w
więzieniach... Jednak tak wszystkim zasmakowała, że na stałe weszła do repertuaru "Exekutivu".
Czym skorupka za młodu...
Zamiłowanie do gotowania wyniosłem z domu. Mama była wspaniałą gospodynią, a ja od małego pomagałem jej
w kuchni. Mieliłem mak, kroiłem warzywa, lepiłem pierogi, zagniatałem ciasto... W naszej rodzinie jedzenie
przygotowywało się wspólnie i brały w tym udział trzy pokolenia. Zawsze razem przygotowywaliśmy ziemniaczany
fusier. Mama obierała ziemniaki i smażyła skwarki. Tata specjalnym tłuczkiem, który w naszej rodzinie jest od
kilkudziesięciu lat, rozgniatał ugotowane kartofle, ja trzymałem garnek, a dziadek wlewał skwarki. Traktowaliśmy
gotowanie jak rozrywkę, czasem tło dla wymiany myśli i debaty. To nastawienie przeniosłem do mojego domu.
Żonę Annę - Portugalkę - nauczyłem lepić pierogi. Na nasze wesele przygotowaliśmy ich 1500 sztuk, ale zanim
trafiły na stół połowę zjedzono w kuchni. Wszystkim bardzo smakowały, choć większość jadła je po raz pierwszy
w życiu. W moim rodzinnym domu zawsze w niedzielę był rosół ugotowany z kury wyhodowanej przez mamę.
Teraz też często taki polski rosół gotuję, nawet zagniatam do niego domowy makaron. Portugalski rosół jest inny,
mętny, bo wszystkie składniki - mięso, podroby i jarzyny - gotują tu razem. A wychodzi z tego mamałyga...
Zawód kucharza wybrałem, bo jestem praktyczny: ludzie zawsze będą jedli - myślałem, tak więc kucharze
zawsze będą potrzebni. Po skończeniu podstawówki wybrałem szkołę spożywczą w Sulejówku i już w trakcie
nauki okazało się, że gotowanie to moja pasja. Jednak nie szkoła stworzyła mnie jako kucharza, ale Zbigniew
Ciepliński, szef kuchni w barze Oaza na warszawskiej Pradze, gdzie praktykowałem. On stał się moim kulinarnym
mentorem. Od razu postawił sprawę jasno: spytał, czy chcę się uczyć, czy leserować. Chciałem się uczyć.
Przydzielił mnie do pracy przy rozdzielaniu mięsa. Do baru dostarczano połówki świniaka i to ja musiałem je
dzielić na kawałki. Pózniej robiłem szynki, salceson, kiełbasy. Nie lubiłem przyrządzać kaszanki, bo brzydziłem
się papraniem we flakach. Kiedyś uciekłem na wagary przed kaszanką i potem za karę szef kazał mi rozładować
transport mrożonek. Nosiłem worki po 20 kg, zmrożone do minus 22 stopni. Dostałem taką nauczkę, że już nigdy
nie wymigałem się od żadnego przydzielonego mi zadania. Praca w Oazie była ciężka, ale sensowna. Pózniej
Ciepliński uczył mnie przyrządzania rolad, mięsnych galaret, całej garmażerki. Świetna szkoła! I wyzwanie: w
barze gotowało się dziennie dla 3000 osób!
Karmiłem i VIP-ów
Po skończeniu szkoły przez jeden dzień pracowałem w studenckiej stołówce. Uciekłem, gdy zobaczyłem
karaluchy... do baru na Dworcu Centralnym. Po kilku miesiącach udało mi się zatrudnić w hotelu Parkowa.
Gotowałem dla premierów: Hanny Suchockiej i jej psa Żulika (miał przydzieloną wołową pręgę a la Żulik),
Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego. Żona tego ostatniego dygnitarza czasem gotowała razem z nami. Lubiła
kucharzenie, a przede wszystkim uwielbiała smażyć rydze, których całe kosze przywoziła z leśnej działki
Oleksych. Kiedy Aleksander Kwaśniewski został prezydentem elektem, do kuchni przyszłej prezydenckiej pary
oddelegowano właśnie mnie. Nie byli wymagający i najczęściej proponowane przeze mnie menu akceptowali. W
1997 roku pojawiła się możliwość pracy w polskiej ambasadzie w Lizbonie. Wahałem się: nie znałem żadnego
obcego języka, jednak od czasu, gdy zobaczyłem film "Błękitna laguna", którego akcja rozgrywa się na
hiszpańskim wybrzeżu, byłem zafascynowany Hiszpanią. Pomyślałem, że na początek mogę trafić choć w pobliże
tego Edenu. Ale gdy mój kontrakt w ambasadzie się kończył, nie miałem pomysłu, co dalej. Zdecydowali za mnie
przyjaciele. Na początek postanowili zająć się moim nieuporządkowanym życiem osobistym, no i... poznali mnie z
Anną, Portugalką, psycholożką, wdową i matką trzyletniego Pedra. Wcale nie od razu się w niej zakochałem. Z
powodu bariery językowej trudno nam było się umówić, a potem dogadać. To mały Pedro zmusił mniedo
oświadczyn. Podczas jednej z wizyt nagle zapytał, czy chciałbym zostać jego tatą. Zamurowało mnie, ale
odpowiedziałem, że tak, a potem poprosiłem Annę o rękę.
1
Wygrała babka
Kiedy kontrakt w portugalskiej ambasadzie się skończył, moja szefowa (uwielbiała moją kaczkę z jabłkami)
załatwiła mi rozmowę z szefem kuchni restauracji Valle Flor w hotelu Pestana Palace, Francuzem Aim Berroyer.
Widocznie spodobałem się mu, bo od razu zaproponował mi pracę na stanowisku drugiego kucharza. Szef stał
się moim mistrzem, a pózniej i przyjacielem. Jest bardzo emocjonalnym człowiekiem, czasem bywa brutalny i
potrafił w kłótni rzucić półmiskiem, ale jest też niekwestionowanym autorytetem kulinarnym. Po trzech latach
awansowałem na jego zastępcę, co nie było łatwe, zważywszy, że jednak cudzoziemców traktuje się w Portugalii
z pewnym dystansem. To właśnie Aim zmusił mnie do wzięcia udziału w kulinarnym konkursie, w 2003 roku.
Żeby dobrze przygotować się do konkursu przez miesiąc trenowałem od rana do wieczora. Schudłem 12 kg, ale
musiałem dojść do perfekcji. Nauczyłem się w czasie dwóch godzin i czterdziestu pięciu minut przyrządzać trzy
skomplikowane potrawy. Aim pomógł mi wybrać menu. Na przystawkę - chipsy z kiełbasy z fasolą, jako danie
główne ryba z małymi ośmiorniczkami w sosie z ryżu, z chrupiącą suszoną cebulą, i wreszcie deser: wspominana
baba ponczowa. W tej potrawie starałem się połączyć na jednym talerzu portugalską tradycję kulinarną z polską
(polską babę ponczową podałem z portugalskim sosem z pigwy, ananasem i kremem). W ponczu skojarzyłem
cierpki smak zielonej herbaty ze słodkim portugalskim winem. Okazało się, że właśnie baba zdecydowała o moim
zwycięstwie.
Tęsknota za górami
Przed rokiem zaproponowano mi bardziej prestiżową i lepiej płatną pracę - szefa kuchni znanej, ekskluzywnej
restauracji "Exekutiv" w hotelu Lagoas Park. Stać mnie na rozwijanie mojego hobby, którym jest nurkowanie i
robienie podwodnych zdjęć na Azorach, oraz na częste przyjazdy do rodzinnego domu w Grabinie. Zabieram
wtedy Pedra, który uwielbia flaki i pierogi ugotowane przez moją mamę. Natomiast w czasie wakacji zawsze choć
tydzień spędzamy w Piwnicznej, bo mam sentyment do polskich gór. W Portugalii najbardziej brakuje mi polskiej
mroznej i śnieżnej zimy. Za nią tęsknię. Ale cóż... Myślę, że szczęściarz ze mnie, bo kocham to, co robię!
Przepisy
Babka ponczowa
Ciasto: 25 g drożdży, 100 ml mleka, 5 łyżek + 10 dag cukru, 5 łyżek + 75 dag mąki, 10 jaj, sól, 25 dag masła
Poncz: 1/2 butelki białego półsłodkiego wina, esencja z 2 łyżek zielonej herbaty zalanych 50 ml gorącej wody
Masa: 200 ml śmietany kremówki 36%, 25 dag cukru, 2 łyżki marmolady z pigwy, 10 dag serka
homogenizowanego, 25 g żelatyny, 1/2 laski wanilii, 1/2 niewielkiego ananasa
Drożdże rozcieramy z mlekiem, z 5 łyżkami cukru i 5 łyżkami mąki. Odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
Jajka ucieramy z resztą cukru i odrobiną soli, dodajemy roztopione masło, mleko z wyrośniętymi drożdżami i całą
mąkę. Wlewamy ciasto do formy na babkę (z kominkiem) i pieczemy 40 min w 180C. Najlepiej upiec babkę na 3
dni przed podaniem, bo wtedy świetnie wchłania poncz. Przygotowujemy poncz: wino mieszamy z esencją z
herbaty i nasączamy nim babę. Robimy masę: ubijamy śmietanę z cukrem na sztywno, dodajemy marmoladę z
pigwy, serek homogenizowany, rozpuszczoną żelatynę i nasionka wyłuskane z wanilii. Masą wypełniamy środek
babki. Wierzch dekorujemy cieniutko pokrojonym ananasem.
Fusier
1 kg obranych ziemniaków
2 łyżki mąki
25 dag słoniny
1 duża cebula
Ugotowane ziemniaki posypujemy mąką. Przykrywamy pokrywką i stawiamy na małym ogniu, na 6-7 min (mąka
musi przestać być widoczna). Smażymy słoninę z cebulką, następnie wlewamy do ziemniaków i ubijamy na
jednolitą masę. Serwujemy z kwaśnym mlekiem.
Tekst: Małgorzata Szamocka, Zdjęcia: Arkadiusz Ścichocki
2


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Uciekając przed M Łzy txt
Nie uciekaj przed Izebel
kaszanka z cieplego do zimnego
polski minister ostrzega przed wojną
Biochemia zwierząt skrypt UR
2009 10 IMB ochrona przed korozja
Przed pożarem
BIOLOGIA mutacje, klonowanie, rośliny i zwierzęta transgeniczne
Ochrona dłoni przed ostrzami
Na długo przed włókiennictwem

więcej podobnych podstron