SWDZENIE PO UTRACONYM DOMU
Pamiętam, jak tu przyjechałam w lutym z walizką. Nie było naczyń i nie było czajnika, siedzieliśmy jak
zesłańcy na gołej posadzce i nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić w tym pustym mieszkaniu, wiatr wiał
nam w twarz przez
nieszczelne okna. Domy-widma, autobusy-widma, pojawiające się i znikające w niebieskawych
ciemnościach tory tramwajowe. Syberie boisk i iskrzący na horyzoncie supermarket. Ponure bojówki
dziecięce na klatce schodowej. Nigdy nie mogłam znalezć włącznika od światła i obmacywałam ściany w
poszukiwaniu za każdym razem bardziej nieistniejących drzwi. Przeważnie zamykałam wszystkie zamki i
miałam wrażenie, że nie ma nigdzie żadnego miasta, nie ma żadnej ulicy, żadnej kamienicy i
mieszkańców, że wpadłam w jakąś czarną dziurę, ślepą plamkę i siedzę teraz, układając wokół siebie
drobiazgi z torebki. Że wynajęłam sobie sześćdziesiąt metrów kwadratowych czyśćca do uprawiania
ciemności, pozawieszałam ubrania na wieszakach, przywiozłam sobie szczoteczkę do zębów, krem i będę
tak siedzieć, znosić wydmuszki, popijać surową wodę z kranu. Wszystko wydawało mi się sfingowane,
przeglądałam swoje książki i dziwiłam się, że ciągle występują w nich ci sami bohaterowie, a nie jakieś
ich dalekie kserokopie, przeglądałam gazety i dziwiłam się, że premier i prezydent, i że zdarzenia mimo
wszystko zachowały jakąś szemraną ciągłość.
Stopniowo nabrało śladów i odcisków palców. Zdarzenia zaczęły pokrywać podłogę i siedziska krzeseł
plamami po herbacie, kawie, ziemi i krwi. Goście zaczęli masowo porzucać parasole i pojedyncze,
bezpańskie skarpetki, rękawiczki, drobinki śliny. Znalazłam pod oknem kilka klamerek. Sztućce z baru
mlecznego, koń bez biegunów znaleziony na ulicy, portret grobowy nieznanego przodka wywleczony ze
śmietnika. Sekretne porozumienie z mrocznymi, papierosowymi sprzedawczyniami z geesu i laurki
erotyczne od okolicznych nurków. Drobne kradzieże w supermarkecie, mała wojna podjazdowa z
sąsiadką. Niema współpraca aprowizacyjna z bezokimi kotami w ogródku.
Ponurzy, analfabetyczni dilerzy, małoletnie, zdeprawowane lesbijki, szwedzka telewizja napastowana
przez chłopów polnych (Fajny koń, nie? Fajny koń), antyglobaliści, dziennikarze, poeci, arystokraci. Jak w
barze mlecznym, wszyscy pili z tych samych, rzadko mytych kubków i jedli tę samą mrożoną pizzę.
Panowie prosili panie, panie prosiły panów. Na parapecie gniły owoce egzotyczne i kupione w napadzie
fantazji w sklepie nocnym ziemniaki.
I zaraz muszę stąd się wyprowadzić. Kiedy w każdym pokoju stacjonuje armia moich rzeczy, śladów,
skrzydlatych karteczek ze złapanymi w przelocie słowami, ziemi, niedopałków, butelek, kwitnących
szklanek. Teraz trzeba to zwinąć, zeskrobać, podpalić, właśnie kiedy zostało przeze mnie adoptowane i
opatrzone pieczątką z moim nazwiskiem. Zlikwidować ten oddział furiatów, zdezynfekować przestrzeń
tak, żeby była gotowa na przyjęcie nowych, cudzych, czekających w kolejce zdarzeń. Właśnie kiedy
szczoteczki do zębów całego społeczeństwa zaczęły się między sobą rozmnażać i wypuszczać młode.
Przekrój, nr 24-25/2003
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Kuchnia francuska po prostu (odc 25) Tarta cytrynowa2003 37 Utracona czesc Adrianny Bktóremu uległ pracownik w drodze do domu po wyjściu z zakładu25 system walut po732003 02 Sieciowa analiza powłamaniowa krok po krokuPo prostu Office 2003Siegel, Po co nam sen (2003)Budowa domu krok po kroku 4ctKuchnia francuska po prostu (odc 25) Rustykalne ciasto z jabłkamiKuchnia francuska po prostu (odc 25) Tarta z truskawkami i rabarbaremRozgrzewka po kwadracie – cz 2po prostu zyjNov 2003 History Africa HL paper 3więcej podobnych podstron