Jerzy Sychut
Przyrząd nawigacyjny dla "ślepych" żeglarzy
Relacja Science Fiction o czujności nawigatora
Nie wiedziałem że opisana niżej metoda jest unikalna i dopiero uświadomili mi to koledzy
podczas rozmowy o warunkach żeglowania w Archipelagu Sztokholmskim.
Pod koniec lat 80-tych podczas samotnego rejsu wśród szkierów zdarzyło mi się
żeglować we mgle. Nieprzezroczysta mleczna kurtyna spadła w ciągu kilku sekund
daleko od miejsca dogodnego do zacumowania. Zamiast wpaść w panikę i jedynie
nasłuchiwać odgłosów fal rozbijanych o skały, wymyśliłem rozsądne rozwiązanie.
Według izobat odczytanych z mapy, głębokość 10 metrów wydała się stanowić
"granicę bezpieczeństwa", bo była dostatecznie oddalona od mielizn żebym zdążył
wykonać jakiś manewr. Zaknagowałem przeto na dziobie kotwicę tak aby zawisała
na głębokości 10 metrów i kontynuowałem żeglugę z szybkością od 0,5 do 2
węzłów. Gdy kotwica zaczepiała o dno - przekazując łódce delikatne szarpnięcia -
odpowiednio zmieniałem kurs. Metoda tak mnie zafascynowała że nie
przerywałem żeglowania nawet gdy mijałem miejsca dogodne do zatrzymania się.
Wprawdzie byłem nieco wystraszony to jednak bezpiecznie przepłynąłem
kilkanaście mil krętą trasą wśród skał i mielizn. Gdy miałem możliwość
dopływałem do znaków nawigacyjnych albo specjalnie zbliżałem się płytkich
miejsc żeby potwierdzić pozycję. Zasięg widoczności wynosił jakieś 20-50 m i
jedynym przyrządem nawigacyjnym jaki wówczas posiadałem był kompas z
wątpliwej jakości tabelą dewiacyjną. Archipelag Sztokholmski obfituje w
"anomalia magnetyczne" więc wskazania kompasu i tak traktowałem z
"ograniczonym zaufaniem". Niemniej jednak żeglowałem ściśle według wskazań
kompasu wyliczając poprawkę kursową przy pomocy "trałowania" dna.
Wiele sezonów żeglowałem bez silnika i mimo iż starałem się tak planować by o
rozsądnej porze zakotwiczyć w dogodnym miejscu albo zdążyć wrócić na przystań
przed zmierzchem, to warunki nie zawsze umożliwiały realizacje planu. Żeby
bezpiecznie żeglować w ciemnościach, w terenie bez świateł nawigacyjnych,
rutynowo wywieszałem z dziobu kotwicę, nawet gdy płynąłem znanymi trasami.
Kilka razy kotwica zaczepiła i w porę ostrzeżony zdążyłem zmienić kurs. Bywało
że się zagapiłem albo wpłynąłem nad przedmiot niezaznaczony na mapie, wówczas
kotwica mocno łapała i obróciło łódkę, lecz bez kłopotu wracałem na kurs i
kontynuowałem żeglugę.
Po pierwszym zastosowaniu tego rodzaju zabezpieczenia coraz odważniej
żeglowałem w ciemnościach czy we mgle. Wywieszona kotwica zapewne wiele
razy zapobiegła katastrofie, tak że po wielu godzinach praktyki nawigowania
według wskazań kotwicy nabrałem zaufania do tej metody i śmielej się
jeśli nawet zbyt pózno podejmowałem decyzję o powrocie lub poszukaniu
kotwicowiska, to uważałem swoje zachowanie za rozsądne.
Wracając na przystań, ostatnie dwie mile musiałem żeglować pomiędzy wyspami
wśród których nie było świateł nawigacyjnych ani żadnych widocznych znaków
orientacyjnych. Od ostatniej latarni morskiej płynąłem wyliczonym kursem i po
"jakimś czasie" skręcałem w czarną czeluść. Jeżeli kotwica nie łapała to znaczyło
że ominąłem mielizny albo że się nie zbliżyłem o innego spłycenia i we
właściwym miejscu wpłynąłem między wyspy. Po przepłynięciu kolejnej mili
świeciłem reflektorem i gdy nad końcem czarnej wody światło zatrzymywała się
na czerni lasu mogłem się zająć szukaniem swojej boi.
Na trasie do przystani granicę bezpiecznej głębokości wyznaczyłem na pięciu
metrach. Gdy ciemności lub mgła przytrafiły mi się na innym akwenie owa granica
mogła wynosić nawet kilkanaście metrów albo mniej. Podczas regat polegających
na 24-godzinnym kluczeniu po szkierach kilka razy zmieniałem zanurzenie
kotwicy. Najmniejsza wynosiła 3 metry. W szkierach bywają głębokości
kilkudziesięciometrowe ale nawet i 100 metrów albo i więcej się znajdzie, tuż obok
spłyceń. Bywają bardzo strome brzegi i często w takich miejscach kąt pochylenia
wzniesienia kontynuowany jest pod wodę nawet do znacznych głębokości. Granicę
bezpieczeństwa może w takich miejscach stanowić głębokość 30 m, przy czym
wypadnie wówczas żeglować nawet kilkanaście metrów od skał stanowiących
zagrożenie.
Zdarzało się że stosowałem tę metodę przy doskonałej widoczności, gdy
obawiałem się pomyłki nawigacyjnej żeglując z dala od wyznaczonych tras, w
terenach obfitującym w skaliste mielizny. Mimo iż starałem się uważnie mierzyć
kąty i kontrolować dokładność pozycji, to kilka razy kotwica mocno złapała i
nawet obracało łódkę. Właśnie o to chodzi, żeby kotwica złapała zanim zabraknie
"stopy wody pod kilem". Zazwyczaj wystarczało szybkie wyluzowanie żagli,
zmiana kursu w kierunku od płycizny i ewentualne podciągnięcie kotwicy, by po
chwili kontynuować bezpieczną żeglugę. Z wywieszoną kotwicą nie żeglowałem
szybko ale też we mgle, w ciemności lub w terenie o skomplikowanej konfiguracji
dna nigdy mi się nie śpieszyło.
W zależności od izobat odczytanych z mapy wypuszczałem tyle łańcucha lub liny
ile było potrzeba. Brałem pod uwagę że na niektórych mapach, z powodów
"tajemnicy wojskowej", głębokości bywają fałszowane lecz tylko poniżej 6,5
metra. Głębokości powyżej 6,5 metra są w miarę dokładne aczkolwiek również
brałem poprawkę na okresowe wahanie poziomu morza które może wynosić około
40 cm w obie strony. Przy czym nie zapominałem, szczególnie gdy używałem
nieco starych map, iż wznoszenie się lądu wynosi około 4 mm rocznie.
Dawno nie potrzebowałem kotwicy by ubezpieczać się od błędów nawigacyjnych,
bo trasę do przystani wyznacza kilka rzędów lamp w stałych punktach i zawsze jest
od nich wystarczająca poświata żeby bez trudu znalezć drogę do własnej boi. Mam
silnik dzięki któremu flauta przestała być problemem. Mam tez GPS i radar. Biorę
potrzebował użyć sprawdzonej metody. Dlatego też zrobiłem przyrząd do
nawigacji we mgle lub ciemności czy w niepewnym terenie, żeby się zabezpieczyć
przed pomyłką nawigacyjną.
Dostałem kiedyś w prezencie kotwicę
Bruce'a którą traktowano jako rodzaj
pamiątki albo coś podobnego. Po próbie
okazało się iż jest to w pełni sprawna
kotwica mimo że faktycznie waży 0,9 kg, a
nie 1 kg, jak sugeruje napis wytłoczony w
stali nierdzewnej. Przypuszczam że w
potrzebie doskonale będzie służyć jako
przyrząd do ustalania "poprawki
kompasowej" podczas żeglowania we mgle
lub w ciemnościach, a pewnie najczęściej
podczas samotnej żeglugi nieoznaczonymi
trasami.
Do wyskalowania liny kotwicznej może się przydać znajomość barwnych kodów
długości lin.
Barwne kody długości lin
Skalę długości na linach oznacza się wplatanymi barwnymi opaskami lub
maluje kolorowe paski. Odległości odmierza się od połączenia liny z
trzonem kotwicy uwzględniając długość łańcucha.
Oznaczanie kodem barwnym nie jest popularne i trudno znalezć łatwą do
zapamietania metodę umożliwiajacą odczytanie długości z dokładnością do
jednego metra.
Za około 4 dolary można kupić kolorowe paski do wplatania oznaczone
cyframi: 30, 60, 90, 120, 150, 180, 210, 240, 270 feet, yards, fathoms, etc.
kolejny
kolor opaski
Liny kotwiczne (do 30 metrów)
metr
jachtów morskich
1 11 21 brązowy
USA, Wielka Brytania
brązowy,
2 12 22
brązowy
3 13 23 niebieski
4 14 24 zielony, biały
5 15 25 biały
6 16 26 zielony
7 17 27 czerwony
niebieski,
8 18 28
biały
czerwony,
9 19 29
biały
10 czarny
20 czarny, czarny
metr kolor
Liny kotwiczne jachtów morskich
9 czarny USA, Wielka Brytania
18 niebieski
27 czerwony
36 zielony
45 biały
54 czarny, czarny
63 niebieski, niebieski
72 czerwony, czerwony
81 zielony, zielony
90 biały, biały
metr kolor
Oznaczenia głębokości linki sondy
5 niebieski Polska
10 czerwony
15 biały
20 żółty
Żadnej z powyższych metod nie
metr kolor nazwa
mogłem uznać za wygodną więc
1 white
opracowałem własny sposób
2 yellow
umożliwiający szybkie i łatwe
oszacowanie długości lin. Odczytanie
3 gold
długości liny oznaczonej kolorowymi
4 orange
opaskami co jeden metr nie powinno
sprawić trudności gdy zna się kolejność
5 red
kolorów w palecie barw.
6 violet
W sklepie motoryzacyjnym kupiłem
7 blue
paczkę z plastikowymi opaskami do
8 green
oznaczania kabli, co kosztowało 69
9 gray koron za 1 000 opasek w 10 kolorach.
10 black
Pastelowe kolory opasek łatwo
11 white, white
rozróżnić na linach nawet w półmroku,
plastik trudno trwale zabrudzić, opaski
12 white, yellow
mają zaciski umożliwiające szybki i
13 white, gold
łatwy montaż, no i sposób jest logiczy
oraz łatwy do zapamiętania.
20 yellow, yellow
21 yellow, white
Można jeszcze bardziej uprościć
30 gold, gold odczytywanie używając wielkrotności
opasek dla każdej kolejnej dziesiątki,
31 gold, white
lecz jak dla mnie, to za dużo roboty z
41 orange, white
zakładaniem opasek.
52 red, yellow
63 violet, gold
74 blue, orange
85 green, red
96 gray, violet
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
sychut z mieliznyWirualne przyrzady pomiarowePrzyrzÄ…d wirtualnysychut strategiainstrukcja obslugi do nawigacji GPS Lark FreeBird 35 3 PLnowości w przyrządowym udrażnianu DOregulamin nawigacji precyzyjnejnawigacja w praktycePodwodna nawigacja czyli jak używac kompasDobór przyrządów pomiarowychNAWIGACJA SATELITARNA W POLSCEwięcej podobnych podstron