URSULA FASSBENDER
REINKARNACJA
Relacje z poprzednich wcieleń, przykłady przypadków, doświadczenia,
perspektywy
Tytuł oryginału Reinkarnation
Tłumaczenie DANUTA GRYŃ
Przekład wierszy WOJCIECH WASIAK
Podziękowanie
Z całego serca dziękuję Panu dr Paulowi Meienbergowi, którego serdeczne wsparcie
i
inspiracja towarzyszyły mi nie tylko na mojej własnej drodze życiowej, ale także
w mojej pracy.
Wiele z tego, co dzięki niemu i od niego mogłam się nauczyć i doświadczyć,
zostało zawarte w
niniejszej książce. Chętnie oddaję ją ludziom, którzy gotowi są do otwarcia się
dla tej głębokiej i
duchowej wiedzy.
Moje podziękowanie dotyczy również tych wszystkich, którzy z całą gotowością i
otwartością relacjonowali mi swoje doświadczenia z poprzednich wcieleń. W ten
sposób
przyczynili się do dodania odwagi swoim bliźnim w przedzieraniu się przez nowe
obszary
świadomości.
Własnej duszy i wszystkim inkarnowanym i nieinkarnowanym pomocnikom jestem
najgłębiej wdzięczna za to, że prowadzili mnie i kierowali mym wewnętrznym
rozwojem z
nieograniczoną miłością i mądrością.
Cieszę się, że nam ludziom udaje się, przez naszą pobudzoną świadomość i wspólne
działanie, odnajdować coraz więcej człowieczeństwa i nasze dusze nawracać ku
prawdzie.
Wstęp
Śmierć i ponowne narodziny
Gdy zostałam zapytana, czy interesuje mnie napisanie książki o reinkarnacji,
zgodziłam
się spontanicznie. Moje wieloletnie zajmowanie się ezoteryką, praca nad
"intuitywną astrologią",
najróżnorodniejszego rodzaju własne doświadczenia i moje całkiem prywatne
spotkania ze
śmiercią w najbliższym otoczeniu często prowadziły mnie do styczności z tymi
dwoma wielkimi
tematami, jakimi są śmierć i ponowne narodziny.
Z dużym entuzjazmem rozpoczęłam gromadzenie materiału do manuskryptu. W związku
z reinkarnacją zdumiewająco często stykałam się z problematyką umierania i
śmierci, byłam
podczas pracy nieustannie konfrontowana z owymi zagadnieniami. Kilka przypadków
zmusiło
mnie do "nie wyłączania" śmierci. Nieoczekiwanie znalazłam się na wykładzie
Elizabeth Kubler-
Ross. Ta znana na całym świecie lekarka i badaczka umierania fascynowała mnie, a
jej słowa o
obcowaniu z umierającymi głęboko mnie poruszyły.
Umocniły one we mnie przekonanie, że jesteśmy właśnie w trakcie budowania
całkowicie
nowej świadomości, dotyczącej umierania, śmierci i ponownych narodzin, i zamiast
wypierać z
naszego ziemskiego bytu tę jego istotną część składową, włączamy ją świadomie w
nasze życie.
W literaturze na temat śmierci i ponownych narodzin znalazłam dwa założenia,
które
jednakże łączą się w jedną zasadniczą kwestię tyczącą ponownego wcielenia
człowieka. Tkwią
one korzeniami z jednej strony w badaniach nad umieraniem, z drugiej zaś w
badaniach nad
reinkarnacją.
Badacze doszli do pewnego przekonania, iż śmierć jest zaledwie przejściem naszej
indywidualnej duszy w inną formę życia. Gdy umieramy, wyzbywamy się jedynie
naszego ciała
fizycznego. Po śmierci żyjemy dalej w innym wymiarze, jako "niematerialna"
istota, która jest
wszakże całkowicie świadoma swojego "ja". Rozważania nad reinkarnacją
przedstawiają
sprawdzone naukowo dowody na temat wcześniejszego życia, które zostaną tu
czytelnikowi
zaprezentowane. Tym samym te dwie nowoczesne gałęzie badań stawiają nas wobec
faktu, że nie
żyjemy tylko jeden raz.
Zarówno badacze procesu umierania, jak i badacze reinkarnacji przyczynili się
znacznie
do formowania nowego nastawienia w stosunku do umierania i śmierci z jednej
strony, z drugiej
zaś - do naszego życia jako członu w łańcuchu wielu inkarnacji. Ma to duże
znaczenie
terapeutyczne i służy rozwojowi naszej świadomości w sensie jej rzeczywistego
rozwoju.
W książce starałam się połączyć oba te obszary, gdyż należą one do siebie
niepodzielnie.
Mogą nam one pomóc pokonać strach przed śmiercią i bardziej zrozumieć obecne
doświadczenia
życiowe. Aktualna terapia reinkarnacyjna okazuje się, przy najróżniejszych
dolegliwościach
fizycznych i psychicznych, pełna sukcesów. Wiedza o przeszłości przed obecnym
życiem otwiera
całkiem nowe możliwości uwolnienia się od "prastarych brzemion" i
urzeczywistnienia się w
harmonii z naszą prawdziwą wewnętrzną istotą.
W trakcie pracy stało się dla mnie jasne, że temat reinkarnacji mogę rozpatrywać
tylko
pod holistycznym kątem widzenia - śmierci i ponownych narodzin. Stąd też
spróbowałam
przekroczyć linię przedziału śmierci jako granicy. Tak narodziny, jak i śmierć
są punktem
węzłowym pomiędzy różnymi formami zjawiska i wyrazu naszej indywidualnej duszy.
Przeżywamy tylko częściowy aspekt całości: życie, śmierć i ponowne narodziny!
Może stąd
właśnie narodziny i śmierć wykazują zdumiewające paralele, jak to później
zobaczymy. To, że z
jakichś powodów interesujemy się przy tym reinkarnacją, wypływa z najgłębszego
pragnienia
poznania naszego prawdziwego "ja" i naszego życia. Aby powiedzieć to słowami
Hansa
Kunkela:
"Wraz ze śmiercią przestajemy wędrować dniem i nocą po skorupie ziemskiej.
Wchodzimy w jaśniejszy krąg na brzeg atmosfery, która jest w wiecznym świetle.
Jest tylko
jedno, jedyne porównanie stanu po śmierci. Nie jest nim sen, lecz życie. Jedno
jest również
porównanie umierania: są nim narodziny".1[1 Hans Kunkel, Die Sonnenbahn,
Waakirchen 1981.]
Wprowadzenie
Znaczenie reinkarnacji dla naszego obecnego życia
Jesteśmy różnymi ludźmi, a jednak w naszym życiu następuje wiele wydarzeń, które
dotyczą i poruszają nas w jednakowy sposób. Należą do nich narodzenie, śmierć i
"tamten
świat". Gdy spotykamy się ze śmiercią, nieuchronnie nasuwają się nam pytania: Co
nastąpi
potem? Czy po śmierci istnieje życie? Czy dusza jest nieśmiertelna, a jeżeli
tak, to w jakiej
formie będzie egzystowała po opuszczeniu naszego ciała? I wreszcie pytanie,
stanowiące
centralny temat tej książki: Czy narodzimy się ponownie?
Na wszystkie te kwestie możemy znaleźć odpowiedzi, które przybliżą nieco prawdę
o
naszej doczesnej egzystencji.
Gdybyśmy obserwowali życie, śmierć i ponowne narodziny jako jedną całość,
rozszerzylibyśmy naszą samowiedzę i obraz świata o wymiar, nad którego granicę
tak często
wracaliśmy i która nam się w ten sposób zatarła. Zbyt boleśnie uświadamiamy
sobie tę stratę, gdy
będziemy wobec śmierci odczuwali uczucie strachu, bezsilności i bezradności. Dla
wielu ludzi
śmierć już oznacza bolesną granicę okresu życia i świadomość tego faktu wydaje
nam się nie do
zniesienia. Gdybyśmy wiedzę o reinkarnacji uczynili czymś obcym sobie,
odrzucalibyśmy fakt,
że każdy z nas musi kiedyś umrzeć.
Gdy zajmujemy się reinkarnacją, spotykamy się przede wszystkim nieuchronnie ze
śmiercią. Wreszcie ponowne narodzenie oznacza przecież, iż po śmierci istnieje
życie i nasza
dusza faktycznie jest nieśmiertelna. Ta wiedza o ponownym wcieleniu może nam
dopomóc w
pozbyciu się strachu przed śmiercią, o ile będzie ona uzyskana na podstawie
własnego
doświadczenia, nie zaś poprzez przyjęcie wyobrażeń wiary. Moim zdaniem, nie uda
nam
pogodzić się ze śmiercią, jeżeli nie zajmiemy się życiem wcześniejszym. Dlaczego
tak jest?
Każde życie kończy się śmiercią fizyczną - "fizyczną", ponieważ "tylko"
opuszczamy
nasze ciało. Stąd też śmierć jest procesem, który przeżywamy w każdym życiu,
przy czym jest
obojętne, czy wierzymy w wiele kolejnych naszych istnień, czy też wyłącznie w
jedno. Śmierć,
tak samo jak narodziny, stanowi elementarną część składową naszej ludzkiej
egzystencji, dlatego
powinniśmy ją traktować ze znajomością rzeczy. Z terapii reinkarnacyjnej wiemy
już dzisiaj, że
możemy wrócić pamięcią do naszego wcześniejszego życia i związanej z nią
śmierci. Okazuje się
przy tym, iż sposób, w jaki zmarliśmy, ma wpływ na nasze dzisiejsze życie.
"Gdy urodziny stanowią pierwszą twardą próbę wytrzymałości naszego życia, to
śmierć
jest momentem, w którym musimy zostawić po sobie wszystko niedokończone" - tak
napisał
amerykański terapeuta reinkarnacyjny dr Morris Netherton. I dalej: "[...] jedna
z przyczyn, która
powoduje, że myśl o śmierci jest dla tak wielu ludzi nie do zniesienia, leży w
powracających
wspomnieniach poprzedniej śmierci, także ból, strach i niepewność wielu
wcześniejszych
doświadczeń śmierci obciążają śmierć aktualną "2.[ 2 Morris Netherton, Nancy
Shriffin:
Bericht vom Leben vor dem Leben. Reinkamationstherapie-Ein neuer Weg in die
Tiefe der Seele,
Frankfurt-Berlin 1987.]
Być może osiągnęliśmy akurat pewien punkt rozwoju, w którym możemy bardziej
świadomie skonfrontować narodziny ze śmiercią.
Łagodny poród jest dzisiaj szeroko praktykowany, co wskazuje na naszą
wzrastającą
świadomość przychodzenia na świat. W tych samych rozmiarach rozszerza się wiedza
i metody
badaczy umierania, którzy przecierają drogi do świadomej i łagodnej śmierci jako
przejścia do
innej formy istnienia (nie mylić z eutanazją!). Gdy powiążemy wyniki badań nad
śmiercią
(tanatologia) z badaniami nad reinkarnacją i terapią, możemy uzyskać całkiem
nowe nastawienie
do śmierci i życia (traktując życie i śmierć jako całość).
Każdy człowiek w swoim życiu musi wcześniej czy później skonfrontować się ze
śmiercią, zwłaszcza gdy jego życie znajduje się w niebezpieczeństwie, zagrożone
jest przez
chorobę lub przez czyjąś śmierć, którą on sam czuje się zagrożony. W naszym
zachodnim
świecie zdarza się wciąż jeszcze często, że zajmowanie się śmiercią traktowane
jest jako tabu;
powstrzymujemy się od rozmów na jej temat, gdy ktoś z naszego otoczenia jest nią
zagrożony.
Wobec nieuleczalnie chorych zataja się, w miarę możliwości, ich stan i wielu
lekarzy tak samo
jak współczujący członkowie rodziny jest zdania, że lepiej jest czynić choremu
fałszywą nadzieję
aniżeli powiedzieć prawdę o stanie jego zdrowia. Ilu ludzi zostało przez to
pozbawionych
możliwości uświadomienia sobie kresu swojego życia i zajęcia się śmiercią!
Okazuje się nie być
paradoksem, iż śmierć, jako część składowa życia, która pojawia się w roli
nieuchronnego faktu,
zostaje przez wielu przemilczana ze strachu.
Już sam nasz język wskazuje bardzo dokładnie, że śmierć traktujemy jak wroga:
mówimy, że jesteśmy nią "zagrożeni", umrzeć "musimy". Tak jak mówimy dziecku, że
nie
rozumie pewnych spraw, tak odmawiamy umierającemu zdolności rozwijania jego
indywidualnego rozumienia życia i śmierci, a tym samym odbieramy mu szansę
uczenia się i
narastania możliwości świadomego objaśnienia jego sytuacji. Traktujemy śmierć
jak ciemne,
nieszczęsne misterium i przeszkadzamy sobie wzajemnie w głębszym w nią
wniknięciu. Aby
ochraniać krewnych umierającego, przemilczamy wobec jego bliskich rzeczywisty
stan jego
zdrowia, ci zaś robią wszystko, by zataić prawdę wobec chorego. Obie strony
czynią to ze
strachu przed śmiercią i stratą ukochanego człowieka.
Smutek z powodu utraty kogoś bliskiego jest całkowicie naturalny. Przeżywamy go
jako
okres wielkiego bólu, podczas którego stopniowo rozluźniamy się i uczymy radzić
sobie z naszą
nową sytuacją. W podobny sposób umierający może wykonać to smutne zadanie i
świadomie
przygotować się do swojego odejścia, jeżeli stworzymy mu do tego warunki.
W tym celu jednak konieczne jest przezwyciężenie strachu przed śmiercią. Dopóki
będziemy odczuwać śmierć jako coś strasznego i groźnego, będziemy zaprzeczać jej
wobec
umierającego. Wychodzimy oczywiście z założenia, że umierający tak samo jak my
nie chce
uwierzyć w swoją śmierć. Czy może tak być, abyśmy w tym ważnym czasie zostawili
go,
nikczemnie, samemu sobie? Wszyscy wyczuwamy intuicyjnie, kiedy "nasz czas
nadszedł", tak
jak zwierzę, które wraca do spokojnego miejsca, gdy czuje zbliżającą się śmierć.
Możemy
wprawdzie próbować cokolwiek się łudzić, lecz w swoim najgłębszym wnętrzu każdy
wie, kiedy
mija czas jego życia na tej ziemi.
Wielu ludzi ze strachu przed śmiercią wyraża chęć "szybkiego końca" bądź
łagodnego
uśpienia. Sądzą oni, że można wsadzić głowę w piasek i w ten sposób uniknąć
konfrontacji z
owym drażliwym tematem. Jest faktem, iż możemy jeszcze żywić różnorakie pobożne
życzenia,
nie wiemy, kiedy i jak umrzemy, ale jedno jest pewne, to mianowicie, że umrzemy,
i tego tematu
nie powinniśmy unikać, póki jeszcze jesteśmy przy życiu.
Pierwsze pytanie, które powinniśmy sobie postawić, brzmi: dlaczego czujemy lęk
przed
śmiercią? Pobudzenie naszego strachu wynika stąd, iż śmierć jest dla nas wielką
niewiadomą.
Nie wiemy, co nas oczekuje, co przed nami stoi. Jesteśmy przywiązani do życia i
boimy się je
utracić lub nie wyczerpać go całkowicie. Jeśli chcemy te obawy przezwyciężyć,
musimy sobie,
po pierwsze, uświadomić, że śmierć jest faktem, którego nie unikniemy. Już przez
samą
świadomość, iż życie nie trwa wiecznie, będziemy je intensywniej odczuwali i
wykorzystywali.
Nie przywiązujmy zatem tak dużego znaczenia do spraw błahych, a koncentrujmy się
na tych, na
których nam szczególnie zależy. Wiedza o śmiertelności naszego fizycznego ciała
prowadzi do
tego, że coraz mocniej i mocniej dążymy do takiego urzeczywistniania się, jakie
najbardziej
odpowiada naszej istocie. Stąd też możemy się mniej obawiać, że czegoś
zaniedbamy albo że
życie przepłynie obok nas.
Drugi krok związany jest z faktem bliższego zajęcia się "nieznanym".
Gdy w Anglii uruchomiona została pierwsza lokomotywa, ludzie uciekali przed
nieznanym pojazdem jak przed potworem. Dzisiaj wydaje nam się śmieszne obawiać
się kolei
lub wręcz uciekać przed nią. Czujemy jednak lęk przed obcym. Jeżeli natomiast
jesteśmy z
czymś obeznani, znika nasz lęk i zyskuje najprawdziwszy sens słowo "zaufanie".
Gdzie jest
zaufanie, nie istnieje strach.
We wszystkich religijnych wyobrażeniach wiary, włącznie z chrystianizmem, życie
rozpatrywane jest jako całość, która od narodzin i śmierci odgradzana jest
przejściem od jednego
do innego bytu. Nieśmiertelna dusza człowieka znajduje się w ciągłym okrężnym
ruchu - od
urodzenia do śmierci i ponownego urodzenia. Śmierć jest jakby drzwiami, przez
które
wkraczamy do innego świata, nazywanego przez nas "drugą stroną". Prawie każde z
nas nosi w
sobie wiarę w nieśmiertelność duszy, ową część swojej indywidualnej
religijności, przy czym z
religią w sensie słownym pojmowane jest zwrotne nawiązanie do tego, co boskie
albo duchowe
(łac. religare - znów się, z powrotem wiązać).
Gdy zatem pytamy o śmierć, wnikamy faktycznie w obszar innego świata. Innego
świata,
ponieważ on, jako przeciwny biegun wobec świata doczesnego, łączy religijny i
duchowy aspekt
ludzi i pozbawia możliwości obserwowania go przy pomocy naszych pięciu zmysłów.
Do tego
niezbędne są organy świadomościowe, o których w naszej docześnie zorientowanej
egzystencji
często zapominamy. Śmierć, przez którą opuszczamy nasze ciało i nie "wchodzimy"
w cielesną
formę na tamtym świecie, wymaga od nas także zmiany w świecie doczesnym "od
zewnątrz do
wnętrza". Stąd też mogą nam pośredniczyć w wiedzy o życiu jako całości tylko
nauki
ezoteryczne (ezoteryczny - zwrócony do wnętrza, w przeciwieństwie do
egzoterycznego -
kierowanego na zewnątrz).
Tak więc musi być dla nas jasne, że tylko na drodze ezoterycznej możemy wniknąć
w to,
co jest nieznane w śmierci i w to, co po niej nastąpi. Świat doczesny jest
ograniczony przez
śmierć. Wszystkiego, co nas potem czeka, doświadczamy dopiero wówczas, gdy
będziemy
gotowi uznać się za wewnętrznie otwartych. Wiedza o reinkarnacji rzuca całkiem
nowe światło
na życie i śmierć. To, co mogliśmy doświadczyć w życiu poprzednim (w śmierci),
może dla
naszego obecnego życia stanowić największą korzyść, gdyż otrzymujemy obszerny
obraz naszej
prawdziwej istoty i drogi rozwojowej. Możemy nie rozwiązane sytuacje z
poprzedniego życia
przetworzyć i uwolnić się od dawnego cierpienia. Terapia reinkarnacyjna pokazała
nam, iż przez
nawrót do wcześniejszego życia jesteśmy na drodze do wyleczenia najgłębszych ran
duszy.
Dlatego zajęcie się wiedzą o reinkarnacji równocześnie daje w naszym obecnym
życiu
możliwość uzyskania ozdrowienia cielesno-duchowego.
Część 1
REINKARNACJA W ŚWIADOMOŚCI NOWEJ EPOKI
Ja jestem dzisiaj.
Ja jestem wczoraj.
Ja jestem jutro.
Moje powtarzające się narodziny przechodzą.
Pozostaję młody i pełen sił.
Agiptisches Totenbuch, 64 Kapitel
Wewnętrzne jądro człowieka, to, co każdy z nas mógłby nazwać "duchem", jest małą
kroplą z boskiego źródła. Jako taki, jest nieprzemijający i wieczny, albowiem
życie nie może
wygasnąć.
George Trevelyan, Eine Vision des Wassermann-Zeitalters
ROZDZIAŁ 1
Być urodzonym dwa razy nie jest niczym bardziej
cudownym niż być urodzonym jeden raz.
Zmartwychwstanie jest jednym i wszystkim natury.
Voltaire
Reinkarnacja:
wiara czy ponownie odkryta wiedza?
Reinkarnacja (łac. reincarnatio - ponowne wcielenie) jest nauką o ponownych
narodzinach duszy ludzkiej. Pojęcie ponownego wcielenia istnieje we wszystkich
wschodnich
religiach. Zakotwiczona w hinduizmie i buddyzmie nauka o zasadzie karmy
(starohinduskie -
czyn, uczynek, dzieło) i wędrówce dusz pochodzi stąd, że logicznym następstwem
zasady karmy
są ponowne narodziny człowieka. Według tego prawidła człowiek musi się tak długo
ponownie
wcielać, "aż wzbudzi w sobie świadomość swojego dziecięctwa bożego"1[1
Paramahansa
Yogananda, Autobiographie eines Yogi, Bern-Munchen 1986.], jak wyraża to
Paramahansa
Yogananda.
Na Zachodzie myśl o reinkarnacji w okresie wczesnego chrześcijaństwa także była
rozpowszechniona, aż została w roku 553, na II Soborze w Konstantynopolu,
określona jako
błędna wiara. Stanowisko takie zajmowali też gnostycy, jak również liczni
ojcowie kościoła, a
wśród nich Klemens z Aleksandrii, Origines (obaj w III w.) i święty Hieronim (VI
w.). Podobnie
wśród katolickich wyznawców wiary, apostolstwa, znajdujemy wypowiedzi o śmierci
i
ponownych urodzinach: "[...] ukrzyżowany, zmarły i pogrzebany, zstąpił do
piekieł, trzeciego
dnia zmartwychwstał". Słowo "piekło" jest tu bardzo niejasne. Od
prachrześcijańskich czasów
nie piekło, lecz Hades był przez nie rozumiany. Znajdujemy w nim wskazówkę na
fazę
przechodzenia zmarłego w inny wymiar świadomości, jak zostało to opisane w
liczących
tysiąclecia starych pismach innych kultur i w podobny sposób w egipskiej i
tybetańskiej księgach
zmarłych.
W naszych czasach, które określane są jako nastanie nowej epoki - New Age - ma
miejsce
połączenie zachodniej i wschodniej wiedzy. Stare nauki tajemne,
najróżnorodniejszych tradycji,
wchodzą coraz silniej w nasze życie i wciąż więcej ludzi przyznaje się do
prowadzenia życia
duchowego, kształtującego ich świadomość. Ezoteryzm nie jest zatem wiedzą
tajemną, dostępną
tylko nielicznym wtajemniczonym. Stoimy raczej przed globalnym skokiem
świadomości, co
znajduje swój niepośledni wyraz w tym, że wielu z nas wybrało indywidualną
duchową drogę,
aby na niej dotrzeć do wnętrza, do zrozumienia, wyleczenia i świadomości.
Wszystko jedno, którą szkołę ezoteryczną uznamy za przynależną nam, do której
duchowej nauki albo do wskazówek których nauczycieli się zastosujemy, na której
indywidualnej
drodze doświadczeń się znajdziemy, wcześniej lub później zetkniemy się z
reinkarnacją.
Czy pogląd, że przeżywamy na ziemi wiele egzystencji, jest sprawą tylko czystej
wiary,
czy też może istnieją dowody podbudowujące myśli o reinkarnacji? Odpowiedź brzmi
jednoznacznie: Tak, istnieją dowody! Dysponujemy już wystarczającymi
materiałami, które
mogą nas przekonać o ponownych wcieleniach ludzi, przy czym rozróżniamy tu
między
subiektywnymi i obiektywnymi dowodami.
Ci z nas, którzy w powrocie do dawnego wcielenia (czy to w trakcie terapii
reinkarnacyjnej bądź przy pomocy innej metody, patrz o tym s. 99 i nast.)
przeżyli jedno albo
więcej wcześniejszych wcieleń, wiedzą, że nie dali się zwieść ani wizji, ani
halucynacji, ani swej
własnej wyolbrzymionej fantazji. Istnieją jednoznaczne znamiona, przy pomocy
których można z
dużą dozą pewności rozróżnić fantazyjną podróż od faktycznego przeżycia i
rozpoznania życia
poprzedniego, ale do tego wrócimy jeszcze później.
Doświadczenia te są subiektywne, lecz zdumiewająco podobnie przeżywane przez
wszystkich ludzi, dlatego nie możemy ich wskazać ręką. Ludzie, którzy ponownie
przeżyli swoje
wcześniejsze wcielenia, mogą obecnie własne okoliczności życiowe i stosunki
lepiej rozumieć.
Wiele można wyjaśnić w związku z wcześniejszym życiem. Problemy, których po
prostu nie
potrafiliśmy rozwiązać, mimo że usilnie do tego dążyliśmy, powikłania, które
wydawały się
nierozwiązywalne, i stosunki, które odczuwaliśmy jako decydujące, stają się
nagle przejrzyste i
zrozumiałe. Wiedza o wcześniejszym życiu może rozwikłać wiele znaków zapytania w
naszym
obecnym życiu. Reinkarnacja wnosi światło do świadomości o nas samych, naszej
drodze
duchowej, wiedzy o historii i rozwoju ludzkości jako kolektywu.
Do tej samej subiektywnej wiedzy o dalszym życiu dochodzą ludzie, którzy
doświadczyli
tzw. przeżycia pośmiertnego (zobacz o tym na str. 39 i nast.). Doświadczeniami
ze śmiercią
kliniczną zajmują się badania śmierci albo tanatologia. Ci, którzy dokonywali
doświadczeń z
poprzednimi życiami, wiedzą o tym. Relacje wielu ludzi przypominających sobie
wcześniejsze
życie mogą nam służyć za przekonujący dowód, że nie żyjemy tylko jeden raz.
Wielu badaczy
reinkarnacji na całym świecie zajmowało się nimi i to tak dalece, jak tylko było
to możliwe.
Relacje były sprawdzane, przy czym analizujący dochodzili, po części, do
zdumiewających
rezultatów, co jako ustalenia badaczy śmierci możemy przyjąć za obiektywne
dowody
reinkarnacji.
Następnie chciałabym ci, drogi czytelniku, na podstawie subiektywnych
doświadczeń i
obiektywnych orzeczeń dostarczyć rzutu oka na życie przed i po naszym życiu, aby
cię zachęcić
do potwierdzenia twojej wiary lub byś mógł uzyskać nowe perspektywy dla cudu
życia!
Mały chłopiec odnajduje rodziców ze swej poprzedniej inkarnacji
W Indiach badany był przypadek pięcioletniego chłopca, który ze swojej ostatniej
inkarnacji, co oznacza życie przed jego obecnym życiem, mógł przypomnieć sobie
niemal
wszystkie szczegóły.
W to życie, nie trwające jeszcze zbyt długo, został on wcielony właśnie w
Indiach.
Poprzednio zmarł w wieku około pięciu lat na skutek pokąsania przez psa w
świątyni, nieopodal
domu jego rodziców. W swoim obecnym życiu chłopiec w najdrobniejszych
szczegółach opisał
wieś, skąd pochodził, jego ówczesny dom rodzicielski, a także ówczesnych
rodziców.
Pewien amerykański badacz reinkarnacji zwrócił na chłopca uwagę i na podstawie
dokonanego przez niego opisu podjął poszukiwania wsi, w której chłopiec jakoby
miał żyć. Po
długich poszukiwaniach udało mu się odnaleźć wieś odpowiadającą opisowi małego
Hindusa.
Pojechał z chłopcem do tej wsi, leżącej daleko od jego obecnego miejsca
zamieszkania. Dziecko
w czasie jego obecnego życia nigdy jeszcze jej nie widziało. To, co się
wydarzyło, jest niemal
niewyobrażalne. Chłopiec rozpoznał wieś natychmiast. Odnalazł świątynię, gdzie
został
pogryziony, i własny dom. W wiejskich annałach badacz natrafił na wpis, z
którego wynikało, że
przed mniej więcej pół wiekiem mały chłopiec zmarł na skutek pogryzienia przez
psa. Na
podstawie owego wpisu mógł on ustalić nazwisko chłopca i jego rodziców.
Kilkoro starych ludzi, którzy jeszcze żyli we wsi, przypomniało sobie nawet ten
wypadek.
Wiedzieli także, dokąd przenieśli się rodzice chłopca po jego śmierci. Badacz
udał się z
chłopcem do wskazanego miejsca zamieszkania jego poprzednich rodziców. Istniało
prawdopodobieństwo, że oni również żyją!
1 tak też było: oboje starzy ludzie byli bardzo speszeni, gdy pięcioletni obcy
dla nich
chłopiec z odległej okolicy utrzymywał, że w poprzednim życiu byli jego
rodzicami. Wszakże
mógł on im opowiedzieć o sprawach, o których był w stanie wiedzieć tylko ich
syn. Ostatecznie
dowody tak bardzo się nagromadziły, że wszyscy zostali przekonani, iż ów mały
Hindus jest
faktycznie ponownie narodzonym chłopcem, zmarłym kiedyś na skutek pogryzienia
przez psa.
Odnalazł on swoich rodziców z poprzedniego wcielenia.
Jest to tylko jedno z wielu sensacyjnych sprawozdań, które znaczący badacz
reinkarnacji
udokumentował w swoich studiach2 [2 Ian Stevenson informuje w swojej książce
Reinkarnation.
Der Mensch im Wandel von Tod und Wiedergeburt o dwudziestu podobnych
przypadkach, które
sam naukowo sprawdzał.
]. Dzieci bardzo często mogą przypominać sobie jeszcze wcześniejsze własne
życie.
Wszelako w naszym zachodnim świecie nie są one poważnie traktowane, szybko
zapominają
wspomnienia albo wcale nie garną się do ich ujawniania. Ponadto w miarę upływu
czasu
przejmują od dorosłych negatywne nastawienie do śmierci.
Dowód na wcześniejsze życie?
Gospodyni domowa nagle mówi biegle po hebrajsku
Pewien przypadek w Ameryce spowodował dużą sensację. Gospodyni domowa, która w
swym obecnym życiu nie uczyła się żadnych obcych języków, mogła pod wpływem
hipnozy
mówić po hebrajsku. Posługiwała się tym językiem w formie już dzisiaj nigdzie na
świecie nie
nauczanej i w której istnieje bardzo niewiele przekazanego materiału. Pod
wpływem hipnozy
kobieta ta zaczęła nagle mówić obcym językiem, początkowo zacinając się nieco,
później już
całkowicie płynnie. Na podstawie rejestracji związków dźwiękowych można było
ponad wszelką
wątpliwość zidentyfikować ów język jako staro-hebrajski.
Przypadek ten postawił uczonych wobec zagadki: jak kobieta mogła posiąść
znajomość
języka, uwzględniając nawet fakt, że znajdowała się w stanie hipnozy, którego
nigdy w życiu się
nie uczyła, a nawet nie słyszała ani nie czytała o nim? Również obca sugestia
była w tym
przypadku wykluczona, gdyż sam hipnotyzer ledwo mógł porozumieć się z nią w owym
języku.
Dla badaczy reinkarnacji był to niedwuznaczny dowód, iż kobieta w swoim
wcześniejszym życiu
żyła jako Hebrajka. O przypadkach, w których osoba hipnotyzowana dla celów
badawczych
(często zwana również medium) wykazuje nieoczekiwanie znajomość obcych języków,
istnieje
sporo informacji w opracowaniach studyjnych. "W odniesieniu do wielu tych
przypadków,
wydaje się całkowicie wykluczone, aby wcześniejsze życie mogło być
interpretowane jako akt
fantazji" - pisze Thorwald Dethlefsen, ekspert w zakresie reinkarnacji3 [.3
Thorwald Dethlefsen,
Das Leben nach Leben. Gesprache mit wiedergeborenen, Munchen 1974.]
Wspomina on o dalszych przypadkach porównywalnych do opisanego wyżej fenomenu
językowego Amerykanki: o pewnej angielskiej nauczycielce wychowania fizycznego,
mówiącej
językiem staroegipskim, i mężczyźnie, który w czasie hipnozy mógł pisać w
dwudziestu ośmiu
językach. Można sobie również przypomnieć wiele innych umiejętności, ujawnianych
w sytuacji,
gdy ktoś zostaje pod wpływem hipnozy przeniesiony do swego dawnego życia. Często
można
talent, wywołany z pobudzonej pamięci, uczynić przydatnym w obecnym życiu lub do
niego
nawiązać.
Talent wielu genialnych artystów daje się wytłumaczyć wcześniejszym życiem.
Znany
amerykański lekarz terapeuta reinkarnacyjny wskazuje w związku z tym na Mozarta,
który w
wieku pięciu lat był już znanym geniuszem muzycznym.
Według opinii Jusseka, w przypadku Mozarta chodzi o duszę, która swój muzyczny
talent
doskonaliła w wielu wcześniejszych inkarnacjach* [* Zobacz na ten temat: Eugen
Jussek,
Begegnung mit dem Weisen in uns. Gesprache mit Yan Su Lu, Munchen 1986.]
Mozart w wieku pięciu lat dał swój pierwszy koncert, wyczyn osiągnięty przez
dziecko,
który przekracza wiedzę muzyczną na ten temat.
Istnieje wiele takich przypadków, gdy ludzie nagle przypominają sobie
umiejętności
nabyte we wcześniejszym życiu i obecnie ponownie opanowane. Przykładowo, pewna
młoda
kobieta umiała wykonywać egipskie tańce obrzędowe, mimo że w obecnym życiu nie
uczyła się
kiedykolwiek choćby zbliżonych do nich tańców.
Sama przeżyłam taką sytuację przed laty, gdy nieoczekiwanie okazało się, iż
potrafię
uprawiać prastare praktyki szamańskie, mimo że nigdy nie czytałam żadnej książki
na temat
szamanizmu. Do tego momentu nie miałam pojęcia, że to ceremonialne zachowanie
się ma
związek ze starą szamańską tradycją. Po latach przez przypadek zawarłam
znajomość z
szamanem, który wykonał ten sam znany mi od lat rytuał. Można sobie wyobrazić,
jak wielkie
było moje zdumienie, gdy rozpoznałam ów rytuał co do szczegółu. Dopiero teraz
stało się dla
mnie oczywiste, iż zachowywałam się jak prawdziwy szaman. Jak to było możliwe?
Jedynym
wyjaśnieniem, jakie mogłam znaleźć, było to, że już kiedyś żyłam jako szaman
albo indiański
medyk.
Dowód na poprzednie życie?
Eksperymenty reinkarnacyjne udowadniają tezę o ponownym narodzeniu
W Niemczech, jak w wielu innych krajach, a przede wszystkim w USA, od dobrych
dwudziestu lat prowadzone są eksperymenty reinkarnacyjne. Jednym z pionierów w
tym zakresie
jest Thorwald Dethlefsen, który chwycił "gorące żelazo" ponownego narodzenia już
wtedy, gdy
reinkarnacja była jeszcze uważana za fenomen skazany na wygnanie w obszar
mistyki albo
odrzucony jako nienaukowy. Reinkarnacja stanowiła przez długi okres coś dla
"bajarzy"
odległych od rzeczywistości, poświęcających swój czas gonieniu za urojeniami.
Niemniej jednak
eksperymenty te budziły zainteresowanie publiczności, a niektóre z nich nie
wydają się zbyt
proste, dające się łatwo, "od ręki", udowodnić.
Dethlefsen demonstrował powroty do wcześniejszego życia podczas wprowadzania
badanych przez siebie osób (mediów) w stan hipnozy. Gdy zaczynały one opowiadać
wydarzenia
ze swego wcześniejszego życia, przeprowadzał z nimi wywiady i kreślił
sprawozdania z
poprzednich wcieleń. W ten sposób gromadził obszerny materiał z
najróżnorodniejszych epok,
przekonujący o inkarnacjach. Był to wyrazisty dowód, że wchodzące w grę osoby
zostały w tym
życiu ucieleśnione.
Relacje jego mediów wykazywały znajomość różnorakich szczegółów, które nie mogły
być inaczej wyjaśnione aniżeli tak, jak w opisanym wcześniej przypadku
amerykańskiej
gospodyni domowej, która nagle zaczęła mówić po hebrajsku. Również Dethlefsen
opisywał w
swoich książkach tego rodzaju fenomeny. Jak mogła osoba badana (medium), nie
posiadająca
szczegółowych wiadomości historycznych, mówić w sposób zgodny z rzeczywistością
o
wcześniejszych warunkach, ubiorach, potrawach, zwyczajach, obrzędach, zwłaszcza
że nie
mogła się przygotować, nie wiedząc, w jaki okres, do jakiego kraju i w jaką
sytuację życiową
zostanie przeniesiona? Z pewnością nawet biegły historyk miałby duże trudności w
przedstawieniu dawnego życia w sposób tak zgodny z rzeczywistością, otoczeniem
społecznym i
związanymi z nim wrażeniami. Dowód, że reinkarnacja?
Przeżycia deja-vu: "spojrzenie wstecz" we wcześniejsze życie
Prawie każdy z nas miał w swoim życiu - świadomie lub nieświadomie - pewnego
rodzaju wspomnienie wcześniejszego życia. Mieliście już tak zwane przeżycie
deja-vu? Słowo
deja-vu pochodzi z francuskiego i oznacza "już raz widziane". Gdy znajdujecie
się w obcym
mieście albo krajobrazie i macie intensywne uczucie: "ja już tutaj byłem",
aczkolwiek wiecie na
pewno, że nigdy dotąd tu nie byliście, ulegacie wtedy przeżyciu deja-vu.
Przeżycie to nie ma nic
wspólnego z faktem, że jesteście owym miejscem szczególnie zafascynowani i tak
bardzo
pociąga was ono swoim urokiem. Z pewnością byliście już w wielu miejscach na
świecie, które
były przynajmniej tak samo piękne i podniecające lub w inny sposób wywoływały w
was
intensywne, uczuciowe poruszenie. Przy przeżyciu deja-vu macie uczucie, że to
miejsce nie jest
obce. Wszystko wydaje się już skądś znane i jakby oswojone. Może rzeczywiście
byliście już
tutaj w swoim życiu!
Moje pierwsze deja-vu miało miejsce w Rzymie i to akurat w tym czasie, kiedy
zaczęłam
interesować się tematem reinkarnacji. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o nim
specjalnie dużo i fakt
ów niewiele mógł mi wyjaśnić.
Odbywałam wówczas z moją najlepszą przyjaciółką podróż po Włoszech. Spędzałyśmy
ferie nad morzem i na koniec urlopu chciałyśmy jeszcze odbyć małą "podróż
kulturalną".
Planowałyśmy więc udać się do Pizy, potem na kilka dni do Florencji i przez
Bolonię, jezioro
Comer wracać do domu.
Na autostradzie z Pizy do Florencji zobaczyłyśmy kierunkowskaz: do Rzymu. Wraz z
przyjaciółką postanowiłyśmy spontanicznie nie jechać do Florencji, lecz do
Rzymu. Włączyłam
kierunkowskaz i znalazłyśmy się na rozwidleniu dróg do miasta. Do Rzymu
dojechałyśmy już
nocą. Jakkolwiek było ciemno, czułam się tak, jak gdybym wróciła do domu.
Prowadziłam przez
miasto, jakbym była kierowana przez przewodnika. W tym czasie nie miałyśmy
żadnego planu
miasta ani przewodnika. Szybko znalazłyśmy kwaterę w pobliżu katedry św. Piotra.
Wszystko
przebiegało tak sprawnie, że aż nas to dziwiło. Ostatecznie Rzym nie jest małym
miastem!
Każdy, kto już raz jechał samochodem przez wielkie miasto, wie, jaki się czuje
zagubiony.
Aczkolwiek ja również zawsze myślałam z obawami o podobnych błądzeniach w obcych
miastach, w Rzymie wydawało mi się całkiem inaczej! Obojętne o jakiej porze
dnia, jazda po
mieście sprawiała mi przyjemność, zawsze udawało mi się znaleźć drogę i ciągle
myślałam:
"czuję się tak, jakbym była tu sto razy". Przy czym należy dodać, że byłam tu
właśnie po raz
pierwszy w życiu.
Mego pierwszego uświadomienia przeżycia deja-vu doświadczyłam w rzymskim
amfiteatrze Koloseum i krótko potem w katakumbach, w podziemnych grobach
chrześcijan przy
Via Appia. Tutaj szukali schronienia pierwsi chrześcijanie podczas ich
prześladowań, aby
uniknąć męczeńskiej śmierci, gdy rzucani byli Iwom na pożarcie i poddawani innym
przerażającym torturom. Było to w czasie, kiedy w Rzymie dla rozbawienia ludu
organizowano
"chleb i igrzyska". Chrześcijanie, wtedy jeszcze pogardzani jako autsajderzy i
mniejszość,
stawali się ofiarami dekadencji i perwersji. Ale rozważania te nasunęły mi się w
myślach dopiero
po moim przeżyciu deja-vu.
Gdy zwiedzałyśmy Koloseum, czteropiętrową budowlę w formie elipsy na 45.000
osób,
przy przechodzeniu przez zacienione arkady opanowało mnie uczucie przestrachu.
Wyczuwałam
fizyczne męki i cierpienia właśnie w tym miejscu im zadawane. Ogarnęła mnie
nagle potworna
wściekłość, która wydawała mi się całkowicie niezrozumiała, a nawet absurdalna.
Do tego
momentu nie wiedziałam jeszcze, dlaczego zawładnęły mną takie uczucia. Dotąd w
czasie
zwiedzania innych, godnych obejrzenia i czyniących duże wrażenie, osobliwości
Rzymu nigdy
nie doznawałam innych uczuć niż turystyczną ciekawość i pełen czci podziw. Nie
mogłam
wyjaśnić sobie moich reakcji. Również moja przyjaciółka, z którą spędzałam czas
w pełnej
harmonii, nie wiedziała, dlaczego opuściłam Koloseum w takim popłochu i po
pobycie w nim
byłam tak wstrząśnięta. Nie wracałyśmy więcej do tej sprawy, poprzestając na
tym, że stare ruiny
okazały się dla mnie pełne grozy.
Kilka dni później znalazłyśmy się w drodze do katakumb. Nie mogłam się prawie
doczekać wejścia do nich i byłam strasznie podniecona. Katakumby wolno było
zwiedzać
wyłącznie z przewodnikiem, aby nie zbłądzić w labiryncie przejść. Przyłączyłyśmy
się więc do
jednej z grup i o zmierzchu zeszłyśmy do podziemnego świata. Nagle odczułam
całkiem
dokładnie: "Znam to miejsce. Już tutaj byłam". Cała ta nieprawdopodobnie
zaskakująca historia
odżyła znów we mnie. Byłam dogłębnie poruszona i moje wnętrze nurtowały
najbardziej
pogmatwane uczucia. Po tej wizycie dręczyły mnie straszliwe senne zmory. Niczym
na filmie
widziałam prześladowania chrześcijan w Rzymie, tak jak według historycznych
źródeł musiały
się one naprawdę rozgrywać. Gdy powiedziałam o śnie mojej przyjaciółce, ta po
krótkim
namyśle stwierdziła: "No, może ty rzeczywiście żyłaś wtedy jako chrześcijanka".
Przeżycia deja-vu mogą wzbudzić w nas, jak wspomnieniowy błysk, przypomnienie
przeszłości. Inny rodzaj przeżyć deja-vu występuje nierzadko przy bardzo
intensywnych,
spontanicznych stosunkach uczuciowych: przeżyliście już zapewne, że poznajecie
jakiegoś
człowieka, mając uczucie: "wydaje mi się, jakbym tego człowieka znał już całą
wieczność",
chociaż spotkaliście się z nim pierwszy raz w tym życiu. W niewyjaśniony sposób
czujecie się
wobec tego człowieka tak spoufaleni, jak gdybyście byli starymi przyjaciółmi,
którzy spotkali się
po długim czasie niewidzenia. Jeżeli później rozmawiacie z nim o tym, ustalicie
zapewne, że od
pierwszego wejrzenia obaj myśleliście, iż musieliście znać się już całe życie.
Wasze wzajemne
zrozumienie jest tak głębokie, jak gdybyście znali duszę drugiego, jak gdybyście
się znów
odnaleźli!
Często określamy takie stosunki jako pokrewieństwo duchowe. Czy nie może być
tak, że
ów człowiek był wam znany - nie w tym, lecz w poprzednim życiu?
Śmierć jest tylko przejściem
Pewna bardzo "młoda" jeszcze gałąź badań prowadzi nas do ugruntowania wiedzy o
reinkarnacji: tanatologia, inaczej nauka badająca przyczyny śmierci, jej oznaki
i zjawiska z nią
związane zachodzące w organizmie. Są to więc badania nad umieraniem, fenomenem
przeżyć w
stanie śmierci klinicznej, a więc u ludzi, których działanie mózgu zostaje
wyłączone i którym
ustała praca serca, co określane jest śmiercią kliniczną, po której jednak jest
się przywróconym
do życia. Zgromadzona w świecie wielka ilość materiału o tego rodzaju
przypadkach potwierdza,
że wysoki procent reanimowanych miało tak zwane przeżycia z pogranicza śmierci.
Przeżycia większości osób reanimowanych, opisywane podobnie, przedstawiają
pozacielesne doświadczenia, których zaznawali umierający znajdując się już poza
swoją cielesną
powłoką. Ich życie przewinęło się przed nimi w krótkim czasie jak film, przy
czym zostały
przypomniane najdrobniejsze szczegóły. Czuli, jak gdyby przesuwali się przez
tunel
promieniujący światłem, które jednak nie oślepiało, przeciwnie, odczuwane było
raczej jako
przyjemne. To światło wywoływało uczucie nieskończonego szczęścia,
wszechobejmującej
miłości i wiedzy o sobie samym. Wielu ludzi relacjonowało też o anielskich
istotach, zmarłych
przyjaciołach albo krewnych, znów spotkanych w czasie śmierci klinicznej.
Szwajcarski architekt Stefan von Jankovich, w artykule zamieszczonym w 1977
roku,
opowiadał o swoich przeżyciach bezpośrednio po ciężkim wypadku drogowym, podczas
gdy w
oczach lekarzy był już nieżywy: "Czuję, że szybuję, unoszę się i jednocześnie
słyszę cudowne
dźwięki. Widziałem harmonijne kolory i formy. Miałem jakieś uczucie, że ktoś
mnie woła,
pociesza, prowadzi wciąż wyżej, w inny świat, w który mogłem wkroczyć jak
nowicjusz. Byłem
bez reszty szczęśliwy"5 [Ponadto także Stefan von Jankovich, Ich war klinisch
tot. Der Tod-mein
schónstes Erlebnis, Munchen 1984.]
Przeżycia z pogranicza śmierci klinicznej długo jeszcze oddziałują na ludzi,
którzy ich
doświadczyli. Wielu odczuwa prawdziwe przeobrażenie, a ich osobowość i postawa
życiowa
ulegają pozytywnym zmianom. Z tego też powodu wielu ludzi po przeżyciach w
stanie śmierci
klinicznej przestaje odczuwać strach przed śmiercią. Oni przeżyli ją jako
przejście do innego
stanu, tak jak jest to opisane w starych przekazach, np. w tybetańskiej Księdze
zmarłych {Bardo
Thódol), która została przez Tybetańczyków zrozumiana raczej jako Księga życia"6
[6 Chógyam
Trungpa Rinpoche w komentarzu do tybetańskiej Księgi zmarłych, Koln 1987.]
Rodzi się pytanie, czy nie chodzi tu o wizje albo spełnienie życzeń wobec
śmierci,
wywoływanych przez naszą fantazję? Na to jasną odpowiedź daje szwajcarska
lekarka dr
Elisabeth Kubler-Ross, najbardziej chyba znana w naszych czasach na świecie
badaczka
umierania: "Jest dla tych faktów prosty dowód rzeczowy, który przy tych,
bliskich śmierci,
przeżyciach musi wykluczyć projekcję myśli życzeniowych. Dowód ten uzyskujemy od
niewidomych, którzy w stanie śmierci klinicznej przestają być niewidomymi. Gdyby
w ich
przeżyciach chodziło tylko o projekcję życzeniową, nie byliby w stanie podać
koloru swetra,
wzoru krawata albo najdokładniejszego wzoru, koloru i kroju poszczególnych
części garderoby,
jaką w tym momencie mieli na sobie jej posiadacze. Przepytaliśmy cały szereg
niewidomych o
ich przeżycia z pogranicza śmierci. Byli oni nie tylko zdolni powiedzieć nam,
kto pierwszy
opuścił pokój albo kto dokonywał zabiegów reanimacyjnych, lecz byli w stanie
opisać nam z całą
dokładnością wygląd i części ubrania uczestników; posiadali więc zdolność, jaką
niewidomy w
żadnym wypadku nie rozporządza"7 [7 Elisabeth Kubler-Ross, Ober den Tod und das
Leben
danach, Melsbach 1986.]
Również Stefan von Jankovich po czołowym zderzeniu odkrytym alfa-romeo z
samochodem ciężarowym, po którym to wypadku musiał leczyć swoje ciężkie
obrażenia przez
trzy lata, będąc całkowicie bez przytomności, nie znajdował się w położeniu,
kiedy mógłby
swoimi normalnymi pięcioma zmysłami poczynić następujące obserwacje: "Aczkolwiek
w tych
okolicznościach właściwie już nie żyłem, dostrzegłem, że doszedł do mnie jakiś
mężczyzna w
spodenkach kąpielowych z małą torbą w ręku. Mówił literackim językiem
niemieckim,
odmiennie niż pierwszy lekarz posługujący się dialektem berneńskim i zaczął z
nim widoczną
sprzeczkę. Potem ukląkł i zajął się mną. Jego twarz mogłem sobie bardzo
dokładnie utrwalić.
Gdy kilka tygodni później wszedł on do mojego szpitalnego pokoju, już w
normalnym ubraniu,
rozpoznałem go natychmiast"8 [8 Stefan von Jankovich, tamże.] Od tego to właśnie
człowieka w
spodenkach kąpielowych - lekarza, który w czasie podróży urlopowej przypadkowo
znalazł się
na miejscu wypadku - Stefan von Jankowich otrzymał drugi, ratujący mu życie
zastrzyk i po pół
minuty bezruchu jego serce zaczęło ponownie bić. Przeżycia z pogranicza śmierci
przekazują
nam więc wiadomości, że po prostu nie umieramy, gdy ustaje praca naszego serca i
ustają prądy
mózgowe. Raczej wydaje się, iż jest w nas coś, co egzystuje poza naszym ciałem,
w innym stanie
świadomości. Jeśli zatem mówimy o nieśmiertelności duszy, mamy na myśli tę naszą
niematerialną część. Przeżycia z pogranicza śmierci nie są wprawdzie dowodem na
to, że
urodzimy się ponownie, potwierdzają nam one jednak, że istnieją jeszcze inne
płaszczyzny bytu
lub wymiary świadomości, w których dalej istniejemy, nie fizycznie, lecz
duchowo, umysłowo i
energetycznie, tak jak doświadczyliśmy i poznaliśmy to w naszym życiu ziemskim.
Wychodzimy z założenia, iż nasza dusza jest nieśmiertelna, wszystko jedno, jakie
zastosujemy przy tym wyobrażenia wiary. Śmierć nie jest wygaśnięciem
egzystencji, lecz tylko
przejściem do innej formy istnienia, gdzie indywidualna i psychiczna osobowość
manifestuje się
w innym kształcie. Czy gąsienica, z której poczwarki wykluwa się motyl, żyje
dalej w zmienionej
formie motyla? Gąsienica przestała istnieć, a więc jest martwa? "Śmierć jest po
prostu wyjściem
z fizycznego ciała i to w taki sam sposób, jak motyl wychodzi ze swojego
kokonu", mówi
Elisabeth Kubler-Ross w swej książce O śmierci i życiu potem9 [Kubler-Ross,
tamże.]
Badanie umierania prowadzi nas dzisiaj do prastarego sądu, iż po naszej
fizycznej śmierci
żyjemy nadal. Ale czy narodzimy się znów jako człowiek, tu, na tej ziemi?
Wielowymiarowa istota człowieka
Albert Einstein swoją słynną formułą E = mc2 (energia równa się masa razy
prędkość
światła do kwadratu) zrewolucjonizował nasz pogląd na świat. Wyrażając rzecz w
sposób
uproszczony, da się wyprowadzić z teorii względności, iż materia może zmieniać
się w energię i
na odwrót. W związku z uosabianiem duszy jako człowieka oznaczałoby to, że ciało
fizyczne jest
manifestacją energii i że może w ten sam sposób przekształcić się w inną,
niematerialną formę.
Według szkoły ezoterycznej może to być potwierdzone z innego punktu widzenia.
Zgodnie z
naukami spirytualistycznymi każde ciało materialne nie jest niczym innym niż
sprężoną energią,
zatem na okres trwania naszego fizycznego życia posiadamy także nasze fizyczne
ciało. Jeden
interesujący wyjątek stanowi światło: posiada ono jednocześnie podwójną naturę,
mianowicie,
tak zwany falowy i cząstkowy charakter.
Ale, jak w międzyczasie dowiedzieliśmy się, każdy człowiek obok ciała fizycznego
w
jeszcze większym stopniu posiada ciało niematerialne. Te tak zwane delikatne
ciała energetyczne
otaczają ciało fizyczne w postaci otoczki niewidzialnej dla normalnego oka.
Promieniowanie
energetyczne lub emanacja jednego z owych ciał energetycznych, tzw. ciała
eterycznego, może
być dostrzeżone bądź stać się widoczne przez pozazmysłowe postrzeganie albo
takie metody, jak
fotografia Kirliana. Jako ludzie, przyjmujemy więc nie tylko szczelną,
grubomaterialną postać
fizyczną, lecz równocześnie posiadamy mniej szczelny, z delikatnej materii
skonstruowany, nasz
byt.
Czy nie jest całkowicie wyobrażalne, że umierając faktycznie opuszczamy jedynie
nasze
ciało fizyczne? I czy nie może tak być, że nasza dusza po śmierci w każdej
chwili potrafi znów
uformować ciało fizyczne, jak uczyniła to w naszym obecnym życiu?
Zatem nicości w ogólnie przyjętym sensie być nie może. Podobnie gdy materia
rozkłada
się, jej energia zostaje zatrzymana. Wszystko znajduje się w płynnym procesie
zmian, tak jak
pożywienie, które przyjmujemy, zmienia się w energię. Materia i energia są
niczym innym jak
dwoma różnymi formami prasubstancji, z której powstało życie. Ten stan faktyczny
znany jest w
fizyce pod nazwą prawa zachowania energii. Dał mu wyraz w 1845 roku niemiecki
fizyk Juliusz
Robert Mayer. Ta wartość stała, w obu formach egzystencji: materialnej i
energetycznej, wydaje
się być światłem. A światło jest tym, co umożliwia nasze ziemskie życie (mamy tu
na myśli
fotosyntezę - z greckiego phós: światło - rośliny bez światła nie mogłyby
rosnąć). Także nasze
przejście na "tamtą stronę" opromienione jest światłem, jak wiemy już z relacji
przeżyć z
pogranicza śmierci. "Ten twój duch jest nierozłącznie blaskiem i pustką w formie
przepełnionej
światłem, on nie zna narodzin ani śmierci, dlatego jest on Buddą nieśmiertelnego
światła", jak się
mówi w tybetańskiej Księdze zmarłych.
Światło jest wielką tajemnicą wszelkiego bytu. Ono wydaje się przenikać nasze
życie
obecne i nasze życie po śmierci. Może dusza ma charakter światła? Byłaby ona
wtedy
nieprzemijającą energią, która przeniknęła do fizycznego ciała i poprzez śmierć
może się znów
zmienić.
Co ma wspólnego światło z reinkarnacją? Czy nie odeszliśmy zbyt daleko od
właściwego
tematu? Tak tylko się wydaje, albowiem wkraczamy tu na obszar, gdzie możemy
domyślać się
wyjaśnienia czegoś, co wydaje się być niewyjaśnialne.
U Yogananda czytamy na ten temat: "W wielkim odkryciu Einsteina szybkość światła
(300.000 km na sek) jest decydującym czynnikiem teorii względności. Uczony ten
udowodnił na
podstawie równania matematycznego, że szybkość światła z ludzkiego punktu
widzenia jest
jedyną wartością stałą w zmieniającym się wciąż świecie [...] Szybkość światła
jest nie tylko
dlatego wartością stałą, że jej wielkość dochodzi do absolutnego znaczenia, lecz
ponieważ żadne
poruszające się ciało, którego masa rośnie wraz z szybkością, nie mogłoby
kiedykolwiek
osiągnąć szybkości światła. Żeby to inaczej wyrazić: tylko ciało materialne,
którego masa jest
nieskończona, mogłoby kiedykolwiek poruszać się z prędkością światła"10
[Yogananda, tamże.]
Człowiek jest istotą wielowymiarową. W zależności od tego, jak bardzo
podniesiemy
szybkość energii naszego ciała, otwieramy dla nas pewne możliwości, które w
naszym ciele z
delikatnej materii i w wymiarze świadomości są ukryte.
Na podstawie fenomenu światła Yogananda wyjaśnia bardzo przejrzyście, jak
funkcjonują tak zwane cudy, na przykład cud pozacielesnej podróży (zwany często
podróżą
astralną), materializowanie i dematerializowanie się przedmiotów, praktykowanie
różnych form
leczenia (leczenie duchowe, leczenie na odległość, leczenie przez kładzenie ręki
na głowie, które
określane są ustami ludu jako "cudowne uleczenia"). Od jogów poznaliśmy cud
chodzenia po
ogniu i chodzenia po wodzie. Relacje naocznych świadków potwierdzają istnienie
mistrzów,
którzy siłą woli mogą w środku lata spowodować zamarznięcie jeziora. To nie są
bajki.
Wskazujemy tylko fenomeny w charakterze "cudów", ponieważ albo nic nie wiemy o
tych
zjawiskach, albo wiemy bardzo niewiele.
W dawnych czasach było o nich wiadomo znacznie więcej. Dostarczały tej wiedzy
różne
systemy jogi, rozwijały się określone techniki oddychania i wiele innych,
określanych dziś jako
ezoteryczne drogi ćwiczeń. Chodziło o to, żeby otworzyć ludziom nowy obszar
pełnego światła,
o egzystencji którego niewielu z nas wie i do którego w normalny sposób nie
znajdziemy
żadnego dojścia. W normalny sposób nie rozporządzamy po prostu jeszcze
odpowiednimi
ramami odniesienia, pozwalającymi nam poruszać się między tymi i innymi
wymiarami11 [11
Chris Griscom, Zeit ist eine llusion, Munchen 1986.], pisze spirytualna
uzdrawiaczka i terapeutka
reinkarnacyjna Chris Griscom.
W świetle powyższych uwag przeżycia z pogranicza śmierci są bardzo przekonujące.
A
więc nie mogłoby być tak, że śmierć jest faktycznie tylko procesem przemiany, w
trakcie której
zmienia się ciało fizyczne i nasza dusza w zmienionym stanie istnieje w innej
rzeczywistości?
Jeśli jest to realne, nasza dusza lub, jak moglibyśmy ją nazwać, nasza
wewnętrzna istota może w
każdej chwili znów zamanifestować się fizycznie, to znaczy odnowiona ucieleśnić
się na ziemi!
Narodziny i śmierć: krążenie bez początku i końca
Gdy rozmawiamy z pionierami psychologii, którzy odważyli się zająć "wyższymi",
spirytualnymi rejonami naszej psychiki, napotykamy jako pierwszego jej sławnego
przedstawiciela Carla Gustawa Junga (1875 - 1961). Jung interesował się
wszelkimi nie-
ortodoksyjnymi tematami, wśród nich także wschodnimi wyobrażeniami wiary,
znajdującymi się
chwilowo w centralnym punkcie nowej świadomości. Jest on przez wielu uważany za
przecierającego drogi nowoczesnej psychologii, która była zaliczana do zakresu
mistyki i
ezoteryki, tak jak nowoczesna fizyka kwantowa dzisiaj przekroczyła już granice
metafizyki.
Nic więc dziwnego, iż ta nowa psychologia zajęła się szerzej reinkarnacją.
Badania
prowadzono różnymi metodami, docierając daleko poza przeszłość naszej doczesnej
osobowości,
naszego dzieciństwa - w przeszłość naszej duszy, będącej o wiele starszą aniżeli
liczymy sobie lat
w naszym obecnym życiu (zobacz o tym także w rozdziale 3: Jakie znaczenie ma dla
nas wiedza
o naszym wcześniejszym życiu?).
Ta transpersonalna psychologia, określana jako postępowa gałąź nowej
psychologii,
zajmuje się życiem przed śmiercią z wewnętrznego rozpoznania, które może się w
ludzkiej
świadomości rozszerzyć w wymiar przekraczający nasze doczesne, ziemskie "ja"
(transpersonalizm - przekraczanie osobowości albo wykraczanie poza osobowe
"ja"). Jako jeden
z twórców transpersonalistycznej psychologii ceniony jest Stanislav Grof, znany
ze swoich
psychodelicznych badań z LSD. "Pod wpływem środków psychodelicznych śmierć i
ponowne
narodziny przeżywane były często w poruszających obrazach, które są porównywalne
z
szamańską tradycją, z eschatologicznymi mitami, religijnymi misteriami"12 [12
Stanislav und
Christina Grof, Jenseits des Todes. An den Toren des Bewustseins, Munchen 1984.]
Grof udowadniał swoimi eksperymentami, że człowiek w zmienionym stanie
świadomości miejsca-czasu-kontynuacji wykracza poza granicę ludzkiego poznania i
posiada
przeżycia związane z narodzinami, odkrył, iż przeżycia śmierci i ponownego
urodzenia stanowią
odpowiednik przebiegu biologicznego porodu. Przebieg porodu jest przeżywany
przez
niemowlęta jako śmierć i ponowne narodziny. Dziecko ma wrażenie, że umiera i
przeżywa
wejście w nowy, całkowicie nieznany świat. Warunki, w jakich znajduje się po
swoich
narodzinach, są mu tak samo obce, jak umierającemu przejście na drugą stronę.
"Mówi się, że natura nie czyni żadnych skoków. Poród jest jednak takim skokiem.
Gwałtowna zamiana między dwoma płaszczyznami bytu", mówi znany lekarz położnik
Frederick
Leboyer13 [13 Frederick Leboyer, Geburt one Gewalt, Munchen 1981.] Poród jest
jakby runięciem
bezpiecznego świata w ciele matki, z którym niemowlę związane jest sennymi
przeżyciami. Pisze
o tym Stanislav Grof: "Sposób śmierci i ponownych narodzin odpowiada trzeciemu
klinicznemu
stadium porodu. Gdy wypychanie przez kanał rodny jest zakończone, następuje
natychmiastowa
ulga i odprężenie"14 [14 Stanislav und Christina Grof, tamże.] Niemowlę
rozpoczyna swoją nową
egzystencję jako odrębne indywiduum w świecie, któremu będzie musiało zaufać.
Czy nie jest
dla wszystkich jasne, jak ogromne znaczenie ma sposób, w jaki przyjmiemy tutaj
nowego
przybysza po ciężkim procesie przychodzenia na ten nowy świat? Niejedno biedne
dziecko w
błyszczącym oświetleniu i zimnej atmosferze sali porodowej, oślepione światłem
tego świata,
będzie zapewne sądziło, że zostało wpakowane do piekła! Dzięki takim ludziom,
jak Frederick
Leboyer, Elisabeth Kubler-Ross, Stanislav Grof i wielu innych, którzy swoje
życie poświęcili
badaniom cudu urodzenia i śmierci, mogliśmy w międzyczasie przygotować naszym
dzieciom
łagodne narodziny. Może będzie się nam także udawało coraz bardziej zamknąć nasz
koniec
życia "łagodną śmiercią"!
Jak nam wiadomo dzięki psychoterapeutycznym metodom rebirthingu, wiele naszych
lęków i związanych z nimi przykładów zachowania (jak na przykład strach przed
śmiercią, przed
życiem, przed przyszłością, przed uduszeniem się, lęki egzystencjalne, lęki
przed obrażeniami
fizycznymi) jest następstwem przeżyć doznawanych podczas porodu. Ponowne
przeżycie
przebiegu porodu ma znaczenie uwalniające i lecznicze. Inne techniki
psychoterapii, jak terapia
metamorficzna, idą jeszcze o krok dalej, tzn. do okresu sprzed porodu albo nawet
sprzed
poczęcia.
Istnieją rzekomo paralele w przeżyciach przychodzącego na świat w czasie porodu
i
umierającego, które powodują bardzo podobne odczucia i konsekwencje. Publicysta
naukowy
Patrice van Eersel zgromadził mnóstwo materiałów o śmierci i "drugim świecie"15
[15 Patrice van
Eersel, Der Weg in ein neue Leben, Bern-Munchen 1987.] Doszedł on do wniosku, że
opisane
przez Grofa doświadczenia wykazują zdumiewające paralele do przeżyć z pogranicza
śmierci.
Czy nie można wyciągnąć stąd ostatecznych wniosków, iż ponowne przeżycie i
przypomnienie
wcześniejszego życia oddziaływuje na nas tak samo pozytywnie? Później chcemy
zająć się tym
dokładniej.
Badaczom i przedstawicielom transpersonalnej psychologii zawdzięczamy, po
pierwsze,
że teoria reinkarnacji została tu podbudowana również od strony psychologicznej
i, po drugie, że
osiągnęliśmy zachodnie rozumienie zasad karmy: rozumiemy, iż doświadczenia,
które
poczyniliśmy w naszych poprzednich życiach, znajdują się w stosunku przyczynowo-
skutkowym
do naszego obecnego życia (patrz na ten temat w rozdz. 2: Dlaczego urodzimy się
ponownie?).
Podsumowanie. Reinkarnacja w świetle nowej wiedzy i świadomości
Podsumujmy krótko raz jeszcze, co zgromadziliśmy dotąd jako materiał dowodowy o
reinkarnacji.
1. Teorię reinkarnacji zawierają nieomal wszystkie religie. Ponowne narodziny są
również częścią składową wiary chrześcijańskiej, o czym między innymi świadczy
Ewangelia
Jana albo Ewangelia Doskonałego Życia.
2. Poprzez wiele studiów badacze reinkarnacji udowodnili w sposób przekonujący,
że
istnieją ludzie, którzy przypominają sobie swoje wcześniejsze życie. W wielu
przypadkach te
relacje o wcześniejszych życiach zostały sprawdzone i zweryfikowane.
3. Eksperymenty reinkarnacyjne u osób poddanych badaniom, które przy pomocy
różnych metod przeniesione zostały we wcześniejsze życie, wskazują, iż we
wspomnieniach
poprzednich wcieleń nie chodziło o produkty fantazji. Osoby poddane badaniom
podawały
informacje historyczne, których nie mogły nabyć w swoim obecnym życiu. Kilka
badanych osób
mówiło albo pisało w języku, którego dziś się już nie używa albo nie naucza.
4. Przeżycia deja-vu świadczą o tym, iż przypominamy sobie na krótkie momenty
określone okolice albo krajobrazy znane z poprzedniego życia. Podobne
doświadczenie
przedstawia tzw. pokrewieństwo duchowe, gdy przy świeżo poznanej osobie czujemy
się jak
wobec starego, zaufanego przyjaciela. Do tych ludzi mamy spontaniczny stosunek
pełnego
zaufania.
5. Badanie umierania zajmuje się tzw. przeżyciami z pogranicza śmierci ludzi w
stanie
śmierci klinicznej, poddanych skutecznej reanimacji. Światowe studia wykazują
dużą zgodność
doświadczeń po wkroczeniu śmierci. Przeżycia z pogranicza śmierci wskazują
dokładnie na to,
że po śmierci egzystujemy nadal.
6. Nowoczesna fizyka kwantowa potwierdza swoimi ustaleniami starą ezoteryczną
mądrość, że materia jest sprężoną energią. Dzisiaj wiemy z obu źródeł, iż życie
znajduje się w
stanie ciągłych przemian, których jedyną stałą jest energia świetlna. Światło
może przybierać
charakter materialny (cząstki) albo niematerialny (fale). Ten fenomen kryje
tajemnice tak
zwanego cudu i dostarcza dowodu na to, że nasza dusza, nasza świadomość,
znajduje swój wyraz
w wielu materialnych i niematerialnych formach. Człowiek jest istotą
wielowymiarową, której
ciało fizyczne jest tylko cząstką jego całościowego bytu. Stąd też można sądzić,
iż możliwe są
różne wcielenia człowieka. Po naszej śmierci fizycznej przechodzimy do innej
płaszczyzny bytu.
Opuszczamy ciało fizyczne, a nasza dusza może w każdym dowolnym momencie
przybrać
fizyczny kształt.
Istnieją więc wystarczające wskazówki świadczące o tym, że żyliśmy na ziemi już
wcześniej i będziemy jeszcze na niej żyli w przyszłości. Dla wielu owe wskazówki
są
wystarczające jako dowody. Przytoczenie ostatecznego dowodu na to, że ktoś żył
przed tysiącami
lat na zaginionym kontynencie Atlantydy, przychodzi nam z trudem. Tkwi to w
naturze rzeczy,
albowiem jako ludzie żyjemy wciąż tylko tu i teraz! Przyjmijmy, że chcecie kogoś
przekonać, iż
dzisiejszej nocy mieliście jakiś sen. Czy moglibyście kogoś, kto nie wie, co to
jest sen, przekonać
logicznie, że wasze senne widzenia nocne są rzeczywistością? W momencie gdy
znajdujecie się
w stanie rozbudzenia, jesteście już przecież ponownie w innej płaszczyźnie
realnej - tu i teraz.
Być może zbliżymy się jeszcze bardziej do odpowiedzi, czy posiadamy na tej ziemi
wiele
wcieleń, przy pomocy następnego pytania. Stąd też pytamy: Dlaczego urodzimy się
ponownie?
ROZDZIAŁ 2
Tylko ciało jest przemijające. Ponieważ duch nie posiada żadnej fizycznej formy,
nie
umiera wraz z ciałem i zachowuje w dalszym ciągu zdolność myślenia po śmierci
fizycznej.
Satya Sai Baba
Dlaczego urodzimy się ponownie?
Jeśli człowiek wciela się w wiele istnień, nasuwa się myśl, że cyrkulacja
ponownie
narodzonych ma głębsze podstawy. Podstawy owe we wschodnich wyobrażeniach wiary
określone są jako karma (sanskr. - czyn, działanie). Wyrażając się w sposób
uproszczony, karma
oznacza, iż dusza ludzka znajduje się w ciągłym procesie nauki. Uczymy się w tym
czasie, gdy
odczuwamy na własnym ciele nasze wszystkie ziemskie doświadczenia i w ten sposób
dochodzimy ostatecznie do poznania oraz świadomości. W procesie tym obowiązuje
zasada
przyczyny i działania: jak się zachowujemy, jak działamy na zewnątrz, odbieramy
stosowne do
tego reakcje. Poprzez reakcje na nasze zachowanie i nasz sposób działania
dowiadujemy się tego,
czego nie jesteśmy jeszcze świadomi.
W hinduizmie i buddyzmie zasada przyczyny i działania, zwana karmą, ma centralne
znaczenie dla reinkarnacji. Reguła ta odpowiada biblijnej sentencji: "Tedy to,
co człowiek
posieje, to będzie on także i zbierał". Również Jezus uczył zasad karmy, czemu
dał wyraz w
Ewangelii: "Tak jak wy postępujecie w tym życiu wobec waszych bliźnich, tak
będzie wam to
zwrócone w życiu przyszłym"1 [1 Das Evangelium des Vollkommenen Lebens, 24
Kapitel, Bern
1974.]
Według hinduskich i buddyjskich nauk będziemy rodzili się ponownie tak długo,
dopóki
nasza karma nie zostanie spełniona i nie osiągniemy stanu oświecenia. Karma
oznacza czyn, co
wskazuje następnie, że człowiek przez swoją działalność w tym życiu tworzy
przesłanki i
warunki dla następnego życia. Człowiek znajduje się w procesie rozwojowym w
dążeniu do
swojej doskonałości. Jego działalność określa, jaką osiąga on karmę i ta karma
jest przyczyną,
która w następnym życiu znajdzie swój rezultat.
"Według starobuddyjskich nauk [...] karma określa następne narodziny istoty
żywej. Przy
czym karma obejmuje jako suma wszystkie czyny, myśli, uczucia i doznania tak w
obecnym, jak
i we wszystkich poprzednich życiach. Tendencje, jakie w człowieku dominowały i
dominują, są
według tej nauki decydujące dla wkroczenia w nowe życie albo też w stan nirwany
(stan
doskonałości, po którym ponowne narodzenie nie jest potrzebne)" [...]2 [2 Helmut
Uhlig, Tibet.
Ein verbotenes Land óffnet seine Torę, Bergisch-Gladbach 1986.]
Zostawmy jednak w spokoju to nieco abstrakcyjne dla nas pojęcie karmy i wyjdźmy
po
prostu z założenia, że w życiu wiele się uczymy, a jednak nie jesteśmy w stanie
nauczyć się
wszystkiego. Czasowa rozpiętość naszego jednego życia nie jest wystarczająca
jako droga do
świadomości i osiągnięcia samopoznania. Natura jest tak zorganizowana, że dusza,
aby przeżyć
jej ziemskie doświadczenia, ma do dyspozycji szereg istnień jako człowiek.
Co jest celem tego doświadczenia, będzie nam oznajmione dopiero wtedy, gdy tam
się
znajdziemy. Ci spośród nas, którzy ten stan osiągnęli, jak Budda, Jezus i wielu
innych
duchowych mistrzów, mówią o nim jako o oświeceniu, zrozumieniu, boskości,
jedności,
wszechobejmującej miłości, obudzonej w człowieku świadomości Chrystusa. Człowiek
rozpoznaje ponownie swoją boską iskierkę i staje się znów jednością, co oznacza,
iż ta
rozdzielność rozwiązuje się w świetle jego rozbudzonej świadomości.
Chris Griscom pisze: "Jako istoty ludzkie, jesteśmy uprzywilejowani [...] możemy
przekroczyć most, który prowadzi z powrotem, sprzed naszych urodzin, do momentu,
w którym
bezforemne przybrało materialną postać, i w ten sposób będziemy mogli otrzymać
ten
podstawowy składnik, który będzie mógł być uformowany, który będzie mógł być
uwolniony,
udoskonalony i uelastyczniony [..-]" [3 Chris Griscom, tamże.].
W buddyzmie ów najwyższy stan ludzkiego dokonania określany jest jako nirwana,
jako
wyzwolenie człowieka z samary, czyli z cyrkulacji nowo narodzonych. Czy jest tak
dokładnie,
nie może wiedzieć nikt, kto sam nie osiągnął tego stanu.
Nasz intelekt prawie nie ma szans, aby całkowicie pojąć cudowne dzieło
stworzenia i
życia. Bez mała każdy z nas wobec owego cudu skłania się do rozmyślania nad
sensem życia.
Gdziekolwiek też byśmy nie szukali sensu życia, czy nie jest niemal
niewyobrażalne, że czas
"dojrzewania" trwa przez szereg wcieleń, nie znajdujących się ze sobą w
indywidualnym
logicznym związku?
Buddyści i hinduiści nie mają wątpliwości co do tego, że będą żyli na ziemi w
wielu
wcieleniach. W naszych czasach, gdy mnożą się wskazówki, iż faktycznie także
żyliśmy na ziemi
szereg razy, będziemy również tu, na Zachodzie, konfrontowani z wyobrażeniami
wiary o "kręgu
losów". Stawiamy sobie pytanie: dlaczego właściwie mam żyć wielokrotnie? Szukamy
podstawy
dla ponownych narodzin. Terapeutka reinkarnacyjna Petra Angelika Peick pisze, że
jest często
pytana, czy wierzy w powroty do minionego życia i w relacje z poprzednich
wcieleń. Udziela ona
następującej odpowiedzi: "Są dwie zasadnicze i istotne postawy, z którymi można
się spotkać w
życiu: postawa krytyczno-rozumowa albo postawa zaufania opartego całkowicie na
wierze.
Żyjemy w epoce nałogu krytykowania i racjonalizmu, w której wiara może mieć
pozór naiwności
i głupoty. Ja sądzę, że mieć zdolność do wierzenia i zaufania jest ważnym
ludzkim przymiotem,
którego nie ma potrzeby uzasadniać [4 Petra Angelika Peick, Wiedergeburt. Eine
Reise in
Fruhere Erdleben, Freiburg 1987].
Do tej jasnej wypowiedzi nie trzeba niczego dodawać.
Karma i wiara w przeznaczenie
Można się spotkać z częstym nieporozumieniem, polegającym na tym, iż karma
traktowana jest jako przeznaczenie. Wielu ludzi uważa, że niepomyślne
okoliczności życiowe
pozwalają wytłumaczyć je ciężką karmą. Uważają oni karmę za karę, jaką
musielibyśmy
odpokutować za grzechy popełnione w poprzednim życiu. Ale kto powinien nam te
grzechy
odpuścić? "Nie znam pojęcia boga, który karze", powiedziała Elisabeth Kubler-
Ross przy okazji
wykładu w Monachium, "znam tylko boga, który miłuje. Życie nie wystawia nam
rachunków, a
bóg nie wystawia cenzurek".
Będziemy się ponownie rodzili, aby doświadczyć cierpień, ponieważ w poprzednim
życiu
byliśmy oszołomieni jak nikczemnicy? Dla wielu ludzi życie jest jednym padołem
płaczu. Jakim
strasznym wyobrażeniem muszą być dla nich ponowne narodziny! Z drugiej strony
jest wielu
ludzi, którzy kochają życie i rozkoszują się w nim wieloma atrakcjami. Człowiek
żyjący
intensywnie, pełen radości, będzie zapewne myślał z zadowoleniem o swym ponownym
narodzeniu. Prawdopodobnie nie byłby zadowolony, gdyby, jak mówią buddyści, miał
być
wyzwolony z kręgu ponownych narodzeń, bowiem prowadził pozytywne życie. "Prawie
każdy
człowiek prowadził choćby już raz w najwyższym stopniu uduchowione życie", mówi
Dina
Rees, określana jako "zachodnia szamanka", nauczycielka duchowa, która długie
lata spędziła w
Indiach i w Tybecie. Zgromadziliśmy zapewne nie tylko negatywną karmę, skoro
dzisiaj wciąż
jeszcze wleczemy ją ze sobą i musimy obnosić jak ciężar. I "nie wszystko jest
karmą, niejedno po
prostu jest złym charakterem", sądzi ona w wykładzie o reinkarnacji.
Dlatego ważne jest też, aby prawidłowo rozumieć wyobrażenie o wędrówce dusz, o
karmie i reinkarnacji. Przy powierzchownej ocenie wydaje się niektórym ludziom,
jakby każdy
dobry uczynek według wschodnich wyobrażeń wiary był wynagradzany przez życzliwą
karmę. I
na odwrót, każdy zły uczynek powoduje karmę negatywną. Człowiek zawsze powinien
starać się
czynić dobro, żeby zapewnić sobie w każdym następnym życiu przychylne warunki.
Takie ujęcie karmy mieści w sobie niebezpieczeństwo myślenia "czarno-białego"
lub
popadnięcia w błędny pogląd, że aby prędzej wyzwolić się z ziemskiego bytu,
lepiej będzie
odgrywać rolę dobroczyńcy. Nie ma to jednak nic wspólnego z rzeczywistym wyższym
rozwojem, w sensie wzrostu świadomości i poznania. Zamiast konfrontować się ze
swoimi
wadami, tzn. z tymi obszarami, gdzie musimy się jeszcze czegoś uczyć, uspokajamy
w takich
przypadkach nasze sumienie dobrymi uczynkami. (Naturalnie, nie oznacza to, że
dobry uczynek
nie stanowi pozytywnego wkładu i nie zasługuje na uznanie!)
Chodzi raczej o to, aby osiągnąć prawidłowe rozumienie zasady karmy, jeżeli
chcemy ze
znajomości naszego wcześniejszego życia osiągnąć rzeczywistą korzyść dla
dzisiejszego
osobowego rozwoju. Stąd też chodzi o zrozumienie, iż nie ma dobrej albo złej
karmy. Nikt ani
nie nagrodzi, ani nie ukarze za nasze postępowanie, po prostu znajdujemy się "w
procesie
nauczania". Tak jak dziecko ucząc się chodzić, wciąż pada i wstaje, tak rośnie
nasza świadomość
z ludzkiego doświadczenia biegunowości. Myślicie, że gdy dziecko pada, ucząc się
chodzić,
będzie swój upadek traktowało jako karę albo złą karmę i zwątpi w swoje
zdolności?
Uczymy się i poznajemy na drodze dualizmu: przez ciemność odnajdujemy światło,
przez
cierpienie poznajemy, co je sprawia i rozwija współczucie, miłość, wdzięczność,
pokorę i
akceptację, by ostatecznie zakończyć rozłąkę i być jednością z tym, co ze
wszystkim, w całości
boskie.
Zasada przyczyny i działania
Jak układa się nam nasze obecne życie, czy cierpimy, czy jesteśmy szczęśliwi,
nie da się
po prostu wyjaśnić tym, że w poprzednim życiu byliśmy dobrym bądź złym
człowiekiem. Każdy
z nas posiada już spore zdolności rozwijania albo doprowadzenia do regulacji
życia duchowego.
Można powiedzieć, że wszystko, czego doświadczamy w ziemskim życiu, nie może
zostać
"odfajkowane", przy czym może być dla nas korzystne spojrzenie do tyłu, ażeby
umożliwić
zrozumienie i poznanie nas samych w szerszym kontekście. Zasada przyczyny i
działania nie jest
łatwa do przeniknięcia, ale jest podstawą i wyjaśnieniem, dlaczego ponownie się
narodzimy. Stąd
też chcemy spróbować uczynić teorię ponownych urodzin zrozumiałą poprzez
objaśnienie zasad
karmy. W tym celu konieczne jest zrozumienie zasady przyczyny i działania,
mianowicie z
punktu widzenia, że słowo "karma" zawiera w sobie zwyczajne znaczenie: "czyn"
albo
"działanie".
"Ludzie przychodzą na świat, by osiągnąć określony cel, i gdy wykonają tu na
ziemi
swoje zadanie, znów ją opuszczają. Jeżeli założonego celu nie osiągnęli,
decydują się zabrać za te
sprawy w następnym życiu"5 [5 Shakti Gawain, Leben im Licht, Munchen 1987],
czytamy u
duchowej nauczycielki Shakti Gawain. Refleksja ta o wiele lepiej objaśnia
pojęcie karmy: my
rozstrzygamy, jakich doświadczeń chcemy zaznawać w naszym życiu, to jest nasz
wolny wybór,
jak żyjemy i w każdym razie, jeżeli rozstrzygnęliśmy świadomie, objawimy się w
fizycznym
ciele (albo: inkarnujemy się).
"Każde zadanie, jakie stawia nam życie, stanowi szansę uczenia się i każdy
człowiek,
który będzie nam w naszym życiu poręczny, jest nauczycielem, dzięki któremu
będziemy
mogli zdobywać określone doświadczenia. Owa reżyseria życia jest tak doskonała,
że gdy w
momencie naszego urodzenia ucieleśniamy się w tym życiu, zastajemy dokładnie te
same
warunki, które będą nas później prowadziły do doświadczeń badawczych i
egzaminów, aby
rozwijać w nas wciąż więcej współczucia"6 [6 Divo Helche Weber, Alta-Major-
Energie. Du bist
die Haltung, die du einnimst, Munchen 1987]. Takie wyjaśnienie karmy, jako
"szkoły życia",
podaje nam założycielka Alta-Major-Therapie, Divo Helche Weber.
Podejmujemy więc świadomą decyzję objawienia się w ciele fizycznym. Szukamy
określonej sytuacji życiowej, w której się narodzimy. Wybieramy sobie dokładnie
rodziców, z
którymi będziemy mogli zdobywać doświadczenia, którzy będą nas potem w naszym
życiu
wspomagali w tym, czego uczyli i coraz bardziej i bardziej do nas sami
"przyrastali".
"Faktycznie dziecko nie jest więc nigdy ofiarą swoich rodziców. Ono samo ich
sobie
raczej wyszukało, i na odwrót. Rodzice grają w wielkim filmie, w grze życiowej
dziecka, role,
które dziecko jako reżyser samo ustaliło, aby samemu przy tym wzrastać"7 [7
Chris Griscom,
tamże.] - czytamy u Chris Griscoma. Gdy opanowaliśmy określone, kształcące
doświadczenia,
znaczy to, że zadanie zostało wykonane. Nie potrzebujemy go powtarzać ani w tym,
ani w
następnych istnieniach. Decydujemy się przesunąć tę lekcję na późniejszy moment,
będzie nam
ona jeszcze w tym lub w następnym życiu dostępna.
Aby unaocznić, co oznacza karma jako zadanie badawcze i jak funkcjonuje zasada
przyczyny i działania, przytoczymy następujący przykład.
Pobite dziecko
Pewna kobieta jako mała dziewczynka była regularnie i złośliwie bita przez swą
przepracowaną matkę i porywczego ojca. Owe bolesne doświadczenia uczyniły ją w
późniejszym
życiu świadomą tego, co znaczy niesprawiedliwość, strach i ból. Na własnych
cierpieniach
nauczyła się być pełną miłości zarówno dla siebie samej, jak i dla swych
bliźnich. Okazywała
wszystkim bardzo wiele współczucia, a ponieważ wielokrotnie odczuwała na własnej
skórze
okrutne bicie, sama nie chciała nikomu przysparzać bólu.
Pewnego dnia doznała powrotu do swojego dawnego wcielenia, gdy sama stała się
okrutną matką. W owym czasie nie była w stanie ani odczuwać, jak bardzo raniła
swoim
postępowaniem rodzinę, ani współczuć. Jej dusza zdecydowała się więc przywołać
to
doświadczenie w późniejszym życiu i całkiem świadomie wyszukała ojca, który z
kolei poprzez
swoje okrucieństwo wobec córki doprowadziłby ją do owego kształcącego zadania.
Nieświadomość własnego okrucieństwa powinna zostać wcześniej czy później
urzeczywistniona
w świadomości. Zostało to osiągnięte poprzez solidną i niedwuznaczną lekcję, jak
przeżywa się
bicie i cudze okrucieństwo. Po takich osobistych doświadczeniach kobieta ta nie
mogła już być
pozbawioną uczuć i, jak w poprzednim wcieleniu, okrutną matką.
Niektórzy mogą dzisiaj mieć obiekcje co do tego rodzaju metody i twierdzić, że
wiele
bitych dzieci później, jako rodzice, bija własne dzieci, ponieważ wyrastali oni
w atmosferze
agresji i brutalności. No cóż, nikt nie ma prawa z góry przesądzać, jaką drogę
wybierze dusza,
czy tak drastyczną, jak tu przedstawiono, czy też może zaistnieć sytuacja, że
dany człowiek nie
chce jeszcze być świadomy własnego postępowania. Może być jednak i tak, iż
człowiek w tym
samym życiu poczyni oba te doświadczenia, tzn. będąc sam bity, będzie bił
również swoje dzieci.
Jednak w miarę wzrostu stanu świadomości pojawi się w nim poczucie winy i
wątpliwość co do
postępowania, w wieku dojrzałym może zaś mieć pewność właściwości swojego
postępowania, a
nawet stać się człowiekiem wrażliwym i współczującym sobie oraz innym. Rozdział
"stosowanie
siły fizycznej" może w tym życiu stanowić dla człowieka bardzo intensywne
doświadczenie, do
którego, być może, nawiąże on w życiu przyszłym.
Są to, naturalnie, spekulacje, ponieważ każda dusza przechodzi swój indywidualny
proces
rozwojowy. Jedno jest jednak pewne: poprzez te wszystkie doświadczenia wciąż
rozwijamy się i
zmieniamy w istotę, która osiągnie pełnię świadomości, potrafi dać miłość i
okazywać
współczucie innym.
Jak długo jesteśmy ludźmi, każdy z nas posiada jasne i ciemne strony. Ale prawie
każdy
gromadzi cierpienia z powodu obrażeń i rozczarowań, jakich doznał w okresie
swojego życia.
Rzucają one cień na naszą duszę i wywołują uczucia nienawiści, furii, rozpaczy,
depresji,
strachu, rezygnacji, bezsenności, bezwartości własnej osobowości. Uczuć tych nie
możemy
tłumić, przeciwnie, musimy je akceptować jako część składową naszego chwilowego
istnienia.
One należą do nas jak dzień i noc, jak światło słońca i deszcz, ponieważ z
każdym dniem
zmieniamy życie, aby w końcu stać się człowiekiem, którym w rzeczywistości
jesteśmy, to
znaczy żyć w harmonii z naszą wewnętrzną istotą.
Fakt istnienia ciemnych stron dowodzi, że nie manipulujemy naszą karmą, gdy
próbujemy
zawsze czynić tylko dobro. Często fałszywie oceniamy, co jest dobre albo
prawidłowe, albowiem
to, co dla jednego może być dobre, wcale nie musi oznaczać tego samego dla
innych. Nierzadko
ma miejsce nieprzyjemna sytuacja, za którą jesteśmy współodpowiedzialni, z
której wyciągamy
kształcące wnioski, żeby uwolnić się od naszego "cienia".
Karma i przymusy powtarzania
Z psychologii znamy pojęcie przymusu powtarzania. Pod tym pojęciem psychologowie
rozumieją nieomal przymusową presję do nieustannego wdawania się w stosunki i
sytuacje,
wykazujące tę samą problematykę. Tego nie uświadamialiśmy sobie przedtem. Ale
gdy
znajdziemy się po raz trzeci w życiu, w kryzysie stosunków uderzająco podobnych
do dwóch
poprzednich, ogarniają nas często wątpliwości co do nas samych: dlaczego zdarza
mi się wciąż to
samo? dlaczego pożądam zawsze tego samego typu kobiety - mężczyzny? dlaczego
tylko ja
jestem tak naiwny, że zakochuję się w niewłaściwym partnerze? itd.
Przyczyna przymusu powtarzania dostrzegana jest w strukturze osobowości, która
znów
ukształtowała się w określonej sytuacji w okresie dzieciństwa. Wyrażając rzecz w
sposób
uproszczony, szuka się na przykład kobiety z niepewnymi stosunkami rodzinnymi
albo partnera,
z którym związana jest problematyka własnego dzieciństwa. Dzieje się tak na
skutek dążenia
psychiki do rozwiązywania zaistniałego problemu i uwolnienia się od niego. W
niektórych
przypadkach osiąga się cel przez zrozumienie leżącej u podstaw przymusu
powtarzania
problematyki dzieciństwa, w innych natomiast nie. Dlatego też interesujące jest
rozszerzenie
analizy z karmicznego punktu widzenia. Ten tak zwany przymus powtarzania jest
bardzo często
wskazówką dla karmicznego zadania poznawczego, które chciałoby w tym życiu
usilnie
kształtować jednostkę. Zapewne jest to pierwszy krok do poznania "pierwszej",
sięgającej wstecz
przyczynowości, mianowicie, do analizowania sytuacji dzieciństwa.
Gdy pozostaniemy wszakże przy analizie problematyki dzieciństwa, znajdziemy się
często w opałach. Jest to jednak bardzo kształcąca wiedza, bowiem stosunki z
ojcem lub matką,
obciążone jakimiś problemami, wpływają na kształtowanie określonej struktury
psychicznej,
która w dorosłym życiu uzewnętrznia się w pełnych problemów relacjach z
kobietami czy
mężczyznami (zobacz o tym także w podrozdziale Co to są stosunki karmiczne?).
Dylemat tkwi
w tym, że narażamy się na niebezpieczeństwo szukania winy za nasze problemy u
rodziców.
Nawet gdy odrzucamy nienawiść i obrazę i wykazujemy im szczerze ich błędy, to i
tak jednak nie
rozwiązuje to naszych problemów. W tym miejscu możemy postawić pytanie: dlaczego
ja
otrzymałem takich właśnie rodziców? Albo jeżeli chcemy dokonać jeszcze jednego
kroku we
własną za to odpowiedzialność: dlaczego ja sobie takich rodziców wyszukałem? A
może
niepewna sytuacja naszego dzieciństwa znajduje się w innej zależności, której
nie da się odnaleźć
w naszym obecnym życiu? Rozwiązanie, iż winę za nasze późniejsze trudności,
które - jak na
ironię losu - powtarzają się z fatalną regularnością, ponosi zły ojciec albo
zapracowana matka,
będzie, najpóźniej po trzecim przymusie powtórzenia, niezadowalające.
Możemy raczej uwolnić się od "przymusowego kaftana", kiedy zaczniemy stawiać
pytania dotyczące naszych życiowych okoliczności, sięgając jeszcze bardziej
wstecz. Ustalimy,
że powtarzający się stale problem wystąpił pierwszy raz w naszym dzieciństwie w
formie
konfliktu z ojcem albo matką i odtąd jak motyw przewodni snuje się przez życie.
Jeżeli jakaś
sytuacja powtarza się regularnie, to czy może nie być w niej jakiegoś głębszego
sensu? Czy nie
może być tak, że "chcemy to wiedzieć na pewno"? Jeśli w obecnym życiu stale
popadamy w
nieprzyjemne sytuacje, może być bardzo pomocne zajęcie się naszym wcześniejszym
życiem,
jako że całkiem prawdopodobnie gdzie indziej znajdziemy przyczynę tak zwanego
przymusu
powtarzania, mianowicie, we wcześniejszym wcieleniu - i stamtąd nauczymy się
rozumieć i
rozwiązywać obecne sytuacje życiowe zgodnie z logiką karmy.
Z terapii reinkarnacyjnej wiemy już dzisiaj, że jeżeli ów tajemniczy, karmiczny
związek
zostanie odkryty, przymus powtarzania rozwiązuje się często jakby sam. Właśnie
przy
uporczywych problemach, z których wydawałoby się nie ma wyjścia, istnieje
prawdziwa
potrzeba terapeutyczna zajęcia się reinkarnacją. Może się w ten sposób wyjaśnić
wiele z tego, co
mimo dokładnej analizy ówczesnej struktury naszej osobowości pozostawało
niezrozumiałe.
Co to są stosunki karmiczne?
Niektórzy przedstawiciele teorii reinkarnacji utrzymują, iż każdego człowieka, z
którym
jesteśmy w tym życiu związani jakimiś stosunkami, znamy z życia wcześniejszego.
Inni znów
reprezentują pogląd, że aczkolwiek spotykamy ponownie ludzi, z którymi odnawiamy
dawne
stosunki, ale spotykamy również ludzi, z którymi w tej inkarnacji spotykamy się
po raz pierwszy
w życiu.
Stosunek karmiczny mamy do ludzi, z którymi znajdowaliśmy się w kontakcie w
jednym
albo w większej ilości poprzednich wcieleń. W większości przypadków w tych
stosunkach dają
znać o sobie problemy i konflikty nie rozwiązane, dlatego też uczestnicy owych
nie załatwionych
dotąd sytuacji ponownie znajdują się w tym życiu w najrozmaitszych
konstelacjach. W
zależności od tego, który temat powinien być znów podjęty, różne osoby mogą
wcielać się w
jedną rodzinę, stąd też rodzą się stosunki między rodzicami i dziećmi albo inne
stosunki
pokrewieństwa. Przykładowo, rodzeństwo mające stosunki oparte na zaufaniu albo
też stosunki
jaskrawo pełne konfliktów między sobą często zna się z innych wcieleń i znów
próbuje wspólnie
je rozwiązać lub ponownie podjąć tę problematykę.
W rodzinach istnieją najróżnorodniejsze kombinacje w stosunkach karmicznych.
Czasem
wszyscy członkowie rodziny znają się z wcześniejszego życia, nierzadko nawet z
tego samego, w
którym wszyscy już raz byli wspólnie zajęci tym samym tematem. Bardzo często też
odnajdują
się znów w obecnej inkarnacji dawni partnerzy z wcześniejszego wcielenia.
Związki decydujące
o losie są, z wysokim stopniem prawdopodobieństwa, karmicznej natury w tym
znaczeniu, że ich
uczestnicy znali się już w poprzednim życiu i utrzymywali ze sobą stosunki.
Również intymne i
trwałe przyjaźnie są oznaką karmicznych stosunków. Jeżeli znajdujemy się w
karmicznym
stosunku do innego człowieka, oznacza to, iż jest on zajęty tym samym tematem
albo tym samym
zadaniem badawczym, co my, albo zadaniem badawczym, które związane jest z
naszym.
W pewnych przypadkach uczestniczący partnerzy zamieniają się rolami, aby
doświadczyć, jak oni w minionej wspólnej inkarnacji współdziałali między sobą.
Może zdarzyć
się więc, że mężczyzna, który we wcześniejszym życiu bardzo gnębił swoją żonę,
teraz
tyranizowany jest przez swoją obecną małżonkę. Gdy z poprzedniego życia
przyniósł ze sobą
wiele poczucia winy, w obecnym życiu może tkwić w wewnętrznym konflikcie.
Uzewnętrzniać
się to może w tym, iż z jednej strony tęskni on znów do siły i chciałby uwolnić
się od swojej
niemocy, w czym przeszkadza mu jednak uczucie winy, z drugiej zaś czuje się on,
na gruncie
karmicznej sytuacji konfliktowej, związany z własną żoną i nie jest w stanie
przeciwstawić się jej
tyranii. Tutaj pomóc może tylko obustronne świadome przeobrażenie i rozwiązanie
wspólnego
problemu.
Partnerstwo tak wypełnione konfliktami, że każdy patrzący z zewnątrz doradzałby
rozstanie, natomiast partnerzy nie odchodzą jeden od drugiego, wskazuje, iż w
związku istnieje
stosunek karmiczny. Jeżeli dwoje ludzi, mimo największych trudności, nie
rozchodzi się, należy
sądzić, że nie mają jeszcze rozwiązanych dawnych problemów.
Karmiczne stosunki wypełnione są silnymi emocjami. Na zewnątrz wydaje się
niekiedy,
że partnerzy związani wspólną karmą często nienawidzą się albo niszczą
wzajemnie. Ważne jest
przy tym rozumienie, iż nienawiść jest faktycznie odwrotną stroną miłości. Divo
Helche Weber
bardzo przekonująco opisała ów stan w swojej książce Alta-Major-Energie:
"Problemy, które ma
dwoje ludzi między sobą, wyrastają często z nie rozwiązanej sytuacji z
poprzedniego życia. Jeżeli
pomyślimy nad tym cokolwiek dłużej, stanie się jasne, ile miłości musieli do
siebie odczuwać
nawzajem, gdy oświadczali sobie gotowość postawienia się do dyspozycji, aby
rozwiązać swoje
problemy w tym życiu! Każdy człowiek, który jest gotów przejść z nami przez
zadanie
badawcze, kocha nas w swojej wewnętrznej istocie również wtedy, gdy na zewnątrz
wydaje się
coś całkiem przeciwnego. Człowiek, który nie odczuwa do nas miłości, opuszcza
nas, gdy
pojawiają się jakieś przeszkody. Stajemy mu się obojętni i jego wewnętrzna
istota nie jest
zainteresowana tym, aby być do dyspozycji dla sprawy naszego rozwoju"8 [Divo
Helche Weber,
tamże.]
Shirley MacLaine w powieści Taniec w słońcu opowiadała o swoich przeżyciach z
wcześniejszego życia. Wyszukała w tym celu Chrisa Griscoma, on zaś zastosował
specjalną
metodę akupunktury, przy pomocy której doprowadzał ludzi do poprzedniej
inkarnacji. W swej
książce Shirley opowiada o zdarzeniu z Chrisem Griscomem, co chciałabym tutaj
pokrótce
powtórzyć.
Chciwy małżonek
Shirley widzi się w Rosji w okresie caratu. W tym czasie szlachta rosyjska żyła
w
luksusie, podczas gdy chłopi cierpieli skrajną nędzę. Shirley zajmowała wysoką
pozycję na
dworze carskim. Jej ówczesny syn miał wiele współczucia dla ubogich i często
odwiedzał wsie,
gdzie hojnie obdarowywał biedne rodziny.
Pewnego dnia zabrał z sobą Shirley do jednej wsi, w której biedny chłop usilnie
błagał ją
o pomoc. Shirley była głęboko wstrząśnięta nędzą i obiecała wstawić się za nimi
na dworze
carskim, jednak z powodu tchórzostwa i braku odwagi cywilnej nie dotrzymała swej
obietnicy.
Biedny chłop zmarł wkrótce, całkowicie zrozpaczony i schorowany. Niedługo po tym
fakcie
Shirley otrzymała wiadomość, że całą wieś dotknęła zaraza.
Ów biedny chłop z okresu rosyjskiego wcielenia Shirley stał się jej pierwszym
mężem w
obecnym wcieleniu. Pisze ona: "Już podczas naszego małżeństwa zabrał mi znaczną
sumę
pieniędzy, a przy regulowaniu stosunków majątkowych po rozwodzie zażądał jeszcze
więcej.
Dotąd nie rozumiałam przyczyn jego chciwości". Dzięki powrotowi do poprzedniego
życia
Shirley zrozumiała przyczyny chciwości swego eks-męża. "W rosyjskiej inkarnacji
byłam
sparaliżowana strachem, wbrew swoim przekonaniom nie udzieliłam pomocy,
zachowałam się
biernie, czym spowodowałam straszliwe następstwa dla niego i jego rodziny. W
obecnym życiu
doświadczałam karmicznej reakcji [...] to wszystko razem pasowało"9 [9 Shirley
MacLaine, Tanz
im Licht, Munchen 1986].
Karma: "czerwona nić" w naszym życiu?
Shirley MacLaine opisała, jak poprzez powrót do wcześniejszego wcielenia
odnalazła w
swoim życiu i w swoich ludzkich stosunkach "czerwoną nić". Wszystko wydawało się
pasować
do siebie jak dwie części dziecięcej układanki. Tak jak Shirley wielu ludzi
przeżywało własny
"czas zaprzeszły", gdy poznali swoje poprzednie życie przed życiem
teraźniejszym. Porównanie
zasady karmy o przyczynie i działaniu z "czerwoną nicią", która snuje się przez
wszystkie nasze
wcielenia, wydaje mi się najbardziej przekonującym i zrozumiałym wyjaśnieniem
tego
wschodniego pojęcia. Gdy przypominamy sobie jedno bądź więcej naszych
poprzednich wcieleń,
zawsze znajdziemy paralele i wzajemne związki z naszymi teraźniejszymi
okolicznościami
życiowymi. W zdumiewający sposób osiągamy nagle bardzo poszerzone rozumienie
naszych
warunków socjalnych, osobistych konfliktów, stosunków, a nawet chorób i cierpień
fizycznych,
ale także - i to powinno tu być zaakcentowane - naszą głęboką wiedzę i
zdolności, które
przyswoiliśmy sobie już w poprzedniej egzystencji. Wielu ludzi przez powrót do
wcześniejszego
życia będzie mogło pozyskać do swej dyspozycji w obecnym życiu potencjał, który
rozwijał się
już bardzo długo przedtem.
Jeżeli, przykładowo, będziecie odczuwali potrzebę leczenia innych i wykażecie
szczególnie dobrą intuicję w diagnozie oraz traktowaniu w chorobie, będziecie z
dużym
prawdopodobieństwem mogli połączyć to z poprzednim życiem, kiedy wasze
umiejętności
lekarskie zostały ukształtowane. Sporo osób relacjonuje, że na skutek ponownego
przypomnienia
tego "karmicznego potencjału" mogli zrozumieć potrzebę lub zainteresowanie
określonym
tematem albo zasięg zadań w ich obecnym życiu, i ta "dawna" wiedza stała się dla
nich znów
dostępna.
Karmiczna "czerwona nić" w naszych talentach
Niedawno oglądałam w telewizji doniesienie o tancerce, którą uznawano za
niekoronowaną królową flamenco. Reporter informował o zdumiewającym fakcie, iż
tancerka nie
była Hiszpanką ani nie miała żadnych powiązań z Hiszpanią lub flamenco. Chodziło
o
utalentowaną artystkę, mieszkającą w Szwajcarii Rosjankę, częściowo z
austriackimi przodkami.
Ani więc przez jej pochodzenie, ani rodzinę, ani wychowanie nie miała ona
żadnego związku z
tym tańcem.
Tancerka opowiadała o swym zadziwiającym talencie, gdyż już jako młoda
dziewczynka
zaczynała po prostu tańczyć flamenco. Czuła swego rodzaju pociąg do tego tańca i
wszystko to
przyszło jakby samo z siebie. Skąd umiała tańczyć, sama nie wie. W krótkim
czasie jej naturalny
talent tak się rozwinął w zakresie autentycznego, hiszpańskiego flamenco, iż
stała się mistrzynią.
Akurat przy tańcu tego typu jak flamenco chodzi nie tylko o techniczną perfekcję
niczym w
turniejach tańca, gdzie tancerze muszą mieć doskonale opanowane niezbędne kroki
i należącą do
tego postawę ciała. Szwajcarska królowa flamenco posiadała prócz technicznej
perfekcji
nieporównaną błyskotliwość i wymowę ciała, tak typowe dla prawdziwego flamenco.
Gdy nawet po mistrzowsku wykonujecie flamenco, lecz macie przy tym skrępowane
ciało, nienaturalny wyraz twarzy, czyni to złe wrażenie. Widać natychmiast, że
nie jesteście
hiszpańskimi tancerzami flamenco, który to talent trzeba mieć od kołyski. Nasza
Szwajcarka
rzeczywiście wydawała się mieć flamenco we krwi.
W czasie relacji telewizyjnej stałam się natychmiast uwrażliwiona. Nie miałam
najmniejszych wątpliwości, że ta pani sztukę tańca flamenco opanowała już w
swoim
poprzednim życiu. Dlaczego czuła pociąg akurat do flamenco? Przecież mogła umieć
dokładnie
tak samo tańczyć np. tango.
Można powiedzieć "przypadek". Teraz dla mnie przypadek oznacza to, że królowa
flamenco czuła właśnie dokładnie pociąg do flamenco i dokładnie właśnie, bez
wcześniejszego
tanecznego wykształcenia, opanowała go w bardzo krótkim czasie z niezwykłym
mistrzostwem.
To właśnie nie jest tango! Wszystko, do czego czujemy się powołani, wiąże się z
naszym
jednostkowym, indywidualnym sposobem postępowania. Czujemy, że akurat ta sprawa
ma z
nami coś wspólnego: u jednego będzie to zamiłowanie do leczenia, u innego -
taniec flamenco!
Nierzadko już jako dzieci wykazujemy szczególnie dziwaczne zainteresowania i
skłonności. Później, jako dorosłym, krystalizują się nam one wyraźniej. W
powrotach
odnajdujemy często tę czerwoną nić, która była dostrzegalna już w naszym
dzieciństwie i w
naszym dorosłym życiu obecnym. Potwierdza to pewne wydarzenie z mojego
dzieciństwa, które
chciałabym tu opowiedzieć.
Dziecko odczuwa karmiczny stosunek do Indian
Jako mała dziewczynka, czułam szczególny pociąg do Indian. Nie tak bardzo, bym,
jak
prawie wszystkie koleżanki, była zafascynowana Winnetou i Oldem Shatterhandem i
aby ci dwaj
bohaterowie wyciskali piętno i uskrzydlali moją wyobraźnię. Było to cokolwiek
inaczej. Już jako
dziesięcioletnia dziewczynka znosiłam z księgarń dokumentacyjne relacje,
dotyczące życia i
historii Indian. Odczuwałam głęboką skłonność do tego ludu i związek z nim,
który jednak nie
miał nic wspólnego z dziecięcymi zachwytami. Doznawałam natomiast niemal
fizycznego i
bolesnego upokorzenia i poniżenia, których musieli doświadczać Indianie. Czasem
tak bardzo
przejmowałam się tą okrutną pogardą, jaka na wiele sposobów była ich udziałem,
że miałam
uczucie, jakbym sama była Indianką. Biali byli dla mnie całkowicie obcy, podczas
gdy
wewnętrznie czułam się związana z Indianami i do nich przynależna.
W wieku mniej więcej piętnastu lat miałam niezapomniane przeżycie z Indianinem,
które
- dziwnie to brzmi - zdarzyło się w Amsterdamie. Byłam wraz z moimi rodzicami w
podróży, w
czasie której odwiedziliśmy to miasto. Mój ojciec zabrał nas na wycieczkę
statkiem po
amsterdamskich kanałach. Na schodach prowadzących na górny pokład nagle stanął
naprzeciw
mnie Indianin. Aczkolwiek był on całkiem "normalnie" ubrany i nie miał długich,
czarnych
włosów z pióropuszem, zidentyfikowałam go natychmiast jako Indianina. Musiałam
stać przed
nim tak bardzo zaskoczona, że aż mnie dostrzegł. Jego spojrzenie trafiło mnie w
"środek serca".
Opowiedziałam ojcu swoje przeżycie i pokazałam mu tego mężczyznę. Ojciec
zapewnił mnie, że
tu musi rzeczywiście chodzić o prawdziwego Indianina. Byłam więc całkowicie
pewna, gdyż
ojciec w czasie podróży do Ameryki zwiedzał rezerwaty indiańskie i poznał tam
prawdziwych
Indian osobiście. Wydarzenie to długo nie dawało mi spokoju. Musiałam wciąż
myśleć o tym
Indianinie, a nocami śniłam o nim.
W przeżyciu tym nie ma nic godnego uwagi, dziwne się jednak wydaje, że byłam nim
tak
głęboko zmieszana. Ostatecznie w stan podobnego zamętu uczuciowego mógłby mnie
przecież
wprawić Murzyn albo Chińczyk, ale to był właśnie Indianin. Jest jeszcze wiele
dalszych, często
ledwie widocznych wskazówek, dotyczących mojego całkiem osobistego stosunku do
Indian.
Dzisiaj wiem już, że w moim wcześniejszym życiu żyłam jako Indianka. Po tym
odtworzeniu
pamięci poznałam tę "czerwoną nić", która mnie już od mojej indiańskiej
inkarnacji łączy z
obecnym życiem, gdyż już jako dziecko czułam swoje niejasne powiązania między
mną a
Indianami. Często zdarzają się w naszym obecnym życiu fakty, których nie możemy
sobie
wyjaśnić bądź w szczególności znaleźć ich korzeni w naszym wcześniejszym życiu.
Wszystko,
czego doświadczamy, przyjmujemy do wiadomości. Czego jeszcze nie załatwiliśmy
albo nie
możemy rozpoznać, jest w nas nagromadzone i przy pomocy różnych metod może być
uświadomione. Nasze życie jest jak scenariusz, w którym kolejne życia następują
po sobie
niczym sceny w filmie. Nasza indywidualna historia ukazuje się w nim jak
czerwona nić, którą
ponownie podejmujemy. Zmieniamy przy tym tylko kulisy i kostiumy.
Karmiczny stosunek mistrz
uczeń
Dalsze warianty stosunków karmicznych powstają między duchowymi nauczycielami i
ich uczniami. Ludzie, od których mogliśmy zdobywać wiedzę i rozwijającą się
świadomość w
poprzednich wcieleniach, stoją częściowo obok nas i w tym życiu. Aczkolwiek
większość
oświeconych mistrzów nie ucieleśniła się, lecz utrzymuje z nami kontakt w innym
wymiarze, to
jednak niektórzy duchowi nauczyciele zdecydowali się całkiem świadomie przybrać
ludzkie
ciało. Możliwość przebywania razem z ucieleśnionym mistrzem stanowi dużą pomoc.
W odniesieniu do tego obszaru problematyki czytamy u Alice Boiley: "Jak złota
nić snuje
się przez wszystkie religie świata i pisma święte ta nauka pośrednika, który
może być nazywany
Mesjaszem, Chrystusem albo Avatarem (sanskr. Który zstąpił z wysokiego miejsca,
za
zezwoleniem tego miejsca, dla pomyślnej przyszłości tej ziemi)"10 [10 Alice A.
Bailey, Die
Wiederkunft Christi, Lorch, Wurt 1954.]. Avatar ucieleśnił się w określonym
czasie jako
pośrednik między boskością a ludźmi z dwóch powodów: "pierwszym jest nieznana i
niezbadana
głęboka przyczyna, która go do tego przyjścia skłoniła, drugim - usilne żądanie
albo błagalne
wołanie samej ludzkości. To zstąpienie na ziemię, aby przynieść nam doniosłą
zmianę i poprawę,
aby powołać do życia nową cywilizację albo przywołać prastare obszary i przez
to przybliżyć
ludziom żyjącego Boga - jest w tym czynie wydarzeniem duchowym"11 [11 Ibidem.].
Jednym z mistrzów, który się świadomie ucieleśnił, jest dalajlama. Dalajlama
oznacza
ucieleśnienie najwyższej istoty, bodhisattwy Avalokiteshewary, stąd też
reprezentuje on
absolutny ideał egzystencji ludzkiej w postaci boga-króla. Po rozwiązaniu
klasztoru przez
Chińczyków dalajlama schronił się w Indiach, gdzie żyje do dzisiaj w
zadowalających
warunkach.
Wiadomo, że uczniowie dalajlamy po jego śmierci, stosownie do prastarego
rytuału,
udają się na poszukiwania jego nowego wcielenia. Wędrują oni przez bezludny
świat gór Tybetu,
aby w odległych wsiach szukać chłopca, który wcielił się w zmarłego dalajlamę.
Od stuleci udało
się mnichom jeden raz rozpoznać duszę dalajlamy we wcieleniu chłopca.
W zdumiewający sposób chłopiec świadomie i całkowicie dobrowolnie poddał się
opiece
mnichów. Opuścił bez wahania swój dom rodzinny, by udać się do pałacu dalajlamy
- Pontala w
tybetańskiej stolicy Lhasa dla odbycia wieloletniej klauzury. Rodzice chłopca
nie otrzymali za
oddanie go żadnego świadczenia wzajemnego, stąd też należy całkowicie wykluczyć,
że został
on sprzedany.
Rzeczą niezwykłą u tego chłopca jest jego zdolność do życia w całkowitej
izolacji i
odosobnieniu oraz poddawanie się wieloletnim ćwiczeniom, aż do osiągnięcia
wieku, w którym
obejmie oficjalnie urząd dalajlamy. Znawcy tego twardego czasu przygotowań
wyjaśniają, że
"normalne" dziecko nie byłoby w stanie przeżyć go w całkowitej samotności bez
rodziców,
rodzeństwa i zabaw bez uszczerbku psychicznego. Odnaleziony chłopiec wytrzymał
to jednak i
ochoczo znosił przygotowania na swój wysoki urząd. Ów fenomen daje się wyjaśnić
tylko w taki
sposób, że w przypadku chłopca rzeczywiście chodzi o ponowne wcielenie
dalajlamy.
Dzisiejszy czternasty dalajlama opisuje swoje odnalezienie przez tybetańskich
mnichów
w rodzinnym domu, gdy miał akurat dwa lata. Był to syn rolników urodzony w
okolicy, która w
tym czasie stanowiła już terytorium chińskie, co bardzo utrudniało odnalezienie
go i późniejszy
wyjazd do Tybetu.
Ponowne odnalezienie ucieleśnionego dalajlamy
O swoim odnalezieniu dalajlama relacjonuje, że najwyższy rangą grupy
poszukującej,
lama Kewtsang Rinpoche z klasztoru Sera, przebrał się za służącego, natomiast
jego służący
Losang przedstawił się jako zwierzchnik mnichów. Ta zamiana ról miała pewien
szczególny
powód. Dalajlama opowiada: "Przed wejściem do naszego domu jacyś nieznajomi
spotkali się z
moimi rodzicami, którzy zaprosili Losanga (przebranego za najwyższego rangą
lamę) do naszego
domu, podczas gdy prawdziwy lama i pozostali zostali przyjęci w pomieszczeniach
dla służby.
Tutaj znajdowało się najmłodsze dziecko rodziny. Wkrótce mały dojrzał lamę,
podszedł do niego
i chciał mu koniecznie wejść na kolana. Lama, który mając na sobie płaszcz z
jagnięcia był nie
do rozpoznania, miał jednak na szyi wieniec z róż, należący do trzynastego
dalajlamy. Malec
odkrył ten wieniec i błagał o niego [...]"12 [12 Uhlig, op. cit.]
Dziecko, mimo przebrania najwyższego rangą, natychmiast poczuło do niego pociąg,
jak
gdyby rozpoznało w nim lamę. Następnie dwuletni chłopiec poddany został
egzaminowi. Musiał
on, przykładowo, rozpoznawać przedmioty, które należały do trzynastego dalajlamy
(a więc
stanowiły jego własność w jego ostatnim wcieleniu, co powinien on w ten sposób
rozpoznać),
wśród nich bęben, laski podróżne albo inne religijne lub ceremonijne należące do
dalajlamy. Zdał
on wszystkie egzaminy, tak że najwyższy rangą lama Kwestang Riponche mógł go
zidentyfikować jako ponownie wcielonego dalajlamę. Wyjaśnił on to następująco:
"Małe dzieci,
które uległy reinkarnacji, zwykle pamiętają przedmioty i osoby z ich
poprzedniego życia.
Niektóre potrafią cytować święte pismo, mimo że nie uczyły się go"13 [13
Ibidem]. Wiadomo
również o Jezusie, że jako dwunastoletni chłopiec wchodził do świątyni, aby
prowadzić z
faryzeuszami uczone rozmowy. "I wydało się, że po trzech dniach znaleziono go w
świątyni
siedzącego między uczonymi w piśmie, którzy słuchali go i stawiali mu pytania. A
wszyscy,
którzy go słuchali, dziwili się jego rozumowi i jego odpowiedziom"14 [14 Das
Evangelium des
vollkommenen Lebens, tamże.]. Skąd mógł on, jako syn prostego cieśli, osiągnąć
to
wykształcenie i wiedzę? Jezus, jak to wynika z różnych źródeł, przygotowywał się
do swoich
zadań już we wcześniejszych inkarnacjach.
A więc również Jezus nawiązywał do swojej karmicznej nici. W ten sposób możemy
zrozumieć, dlaczego duchowi nauczyciele, mistrzowie lub oświeceni, jak ich też
często
nazywamy, już jako dzieci wykazują takie niezwykłe duchowe zdolności.
Podsumowanie. Karmiczne związki między naszymi wcieleniami. Podstawy naszej
reinkarnacji.
Zasada karmy znajduje się w ścisłym związku z ponownymi narodzinami. Dostarczy
nam
odpowiedzi na pytanie, dlaczego mamy przebywać na ziemi w wielu wcieleniach.
1. Zasada karmy we wschodnim przedstawieniu wiary mówi, że w tym życiu tworzymy
warunki dla naszych następnych wcieleń (przyczyna - działanie - zasada).
2. Każde życie oznacza zadanie badawcze. Dlatego możemy uznać zadanie za
wykonane,
jeżeli rozwiążemy je w tym życiu, w przeciwnym razie w każdym kolejnym życiu
nawiązujemy
znów do tego nie rozwiązanego zadania.
3. W zależności od tego, o jakie zadania życiowe chodzi w naszym obecnym życiu,
świadomie szukamy koniecznych dla niego okoliczności życiowych i związanych z
nami osób.
Stąd też nie podlegamy jakiemuś nieznanemu losowi, lecz sami określamy
doświadczenia
pożądane dla rozwoju naszej osobowości.
4. Tak zwane przymusy powtarzania są wskazówkami na uwarunkowany karmicznie
sposób zachowania albo ugruntowaną już w poprzednich wcieleniach problematykę,
którą w tym
życiu znów podejmujemy i chcemy doprowadzić do realizacji.
5. Wiele naszych obecnych stosunków zostało zawiązanych już w poprzednich
wcieleniach. Uczestniczące w nich osoby odnajdują się ponownie w tym życiu, aby
razem dalej
opracowywać wspólny temat. W takim przypadku mówimy o karmicznych stosunkach.
Ludzi, z
którymi jesteśmy w jakiś szczególny sposób związani losowo, z dużym
prawdopodobieństwem
znaliśmy już w poprzednich wcieleniach, dlatego pozornie nie wyjaśnione
konflikty stają się
przejrzyste i mogą być świadomie rozwiązane.
6. Opierając się na karmicznych związkach, możemy stwierdzić, że między naszym
obecnym i poprzednim życiem rozpięta jest "czerwona nić", na podstawie której
możemy poznać
dokładnie nasze życie jako całość, jak również naszą drogę rozwojową.
7. Także w szczególności niezwykłe talenty, obszary zainteresowań i skłonności
wiążemy
ze zdolnościami rozwiniętymi we wcześniejszych życiach. W ten sposób dają się
wyjaśnić
pozornie nie wyjaśnione szczególnie genialne uzdolnienia i talenty.
Niektórzy duchowni, nauczyciele i mistrzowie przybierają ponownie fizyczne
ciało, aby
stojąc u boku, uczyć i wspomagać swoich uczniów i ludzkość. Do nich należy
dalajlama, który
już w dziecięcym wieku odnajdywany jest w każdej nowej inkarnacji przez swoich
mnichów, w
przygodowy niemal sposób. Jak w przypadkach innych inkarnowanych mistrzów,
okazuje się, że
już w okresie dzieciństwa mogą oni przypominać sobie własną duchową wiedzę i
poprzednie
inkarnacje.
ROZDZIAŁ 3
A więc gdy śmierć zabiera ludzi, wtedy umiera tylko to, co jest śmiertelne; ale
to, co jest
nieśmiertelne, pozostaje nietknięte i unika śmierci.
Platon
Jakie znaczenie ma dla nas wiedza o naszym wcześniejszym życiu?
Czy dla naszego życia ma znaczenie to, że zajmujemy się i osiągamy wiedzę o
naszym
wcześniejszym życiu? Jeżeli wyjdziemy z założenia, iż my, ludzie, jesteśmy tak
różni, a przecież
mamy wiele elementarnych wspólnych spraw, jak np. świadomość naszej śmierci, to
z pewnością
dla każdego człowieka istotne jest, aby na swój sposób wytłumaczył sobie śmierć
i tamten świat.
Niemal każdy stawia sobie raz i drugi pytanie, co też stanie się z nim po
śmierci. Wielu ludzi
odczuwa wielki strach przed nią i próbuje myśl o niej odsuwać od siebie jak
najdalej. Ale wiemy
przecież wszyscy, że śmierci nie unikniemy i myśl ta jest dla nas bolesna, nawet
straszna.
Jeżeli jednak pewni jesteśmy już tego faktu, że pewnego dnia umrzemy, jesteśmy
również
gotowi zająć się pytaniem, jaki stan rzeczy nastąpi wraz ze śmiercią. Zapewne
nie taki, by miał
wywoływać lęk i strach. Dlaczego moment śmierci miałby nas spychać do czarnego
lochu
nieświadomości, gdzie bylibyśmy bezsilni i skazani całkowicie na siebie samych?
Śmierć jest nierozłącznie związana z życiem. Gdy mówimy o życiu, to jednak
zawsze
myślimy o życiu i śmierci - tak jak gdy mówimy o dniu, który składa się z dnia i
nocy. Podobnie
możemy określić życie jako "tę i tamtą stronę". Śmierć jest zatem tylko jednym
aspektem
całości, którą nazywamy życiem.
Gdy zajmujecie się więc książką o reinkarnacji, należycie zapewne do ludzi,
którzy nie
chowają głowy w piasek. Stąd też zgodzicie się może ze mną, jeżeli stwierdzę, że
życie nie jest
przypadkowym produktem procesów biochemicznych, które tak samo przypadkowo
ulegnie
rozkładowi w nicość. Przecież już słowo "przypadek" jest samo w sobie fałszywie
interpretowane. W rzeczywistości oznacza ono swoje przeciwieństwo: "przypadkowy"
znaczy, że
coś mi wypadło (w tym sensie, że "dokładnie na mnie wypadło albo na mnie
trafiło"!).
Przypadkami są więc wydarzenia objawiające się z nieuchronną prawidłowością. A
kosmos (z
greckiego) oznacza porządek!
Należy w znacznym stopniu przypisać zorientowanym na rozum naukom przyrodniczym,
iż człowiek wciąż odkrywa coraz więcej kosmicznych zasad, jak są one
przedstawiane w
naukach ezoterycznych. Zbadaliśmy ciało fizyczne i materię oraz jej
prawidłowościom daliśmy
wyraz w formułach matematycznych, fizycznych, chemicznych. Dzięki temu ta strona
naszego
bytu stała się bardziej uchwytna, a w konsekwencji wyzbyliśmy się wielu lęków
związanych z
ziemskim światem, ponieważ został on objaśniony.
Zbliżamy się jednak nieuchronnie do granicy, przy której nasze formuły i
wyjaśnienia
zawodzą - śmierci w charakterze przejścia na tamtą stronę. Tutaj nie da się
zastosować naszych
ziemskich prawideł, dlatego też rodzi się strach przed niewiadomym, oczekującym
nas w
momencie fizycznej śmierci.
Kiedy zaczynamy zajmować się śmiercią, automatycznie nasuwa się również pytanie
dotyczące "drugiego świata". Ów obszar życia wciąż należy do sfery wiary. Jedni
wierzą, że
znajdziemy się w niebie lub w piekle, inni uważają tę drugą stronę za boski raj,
inni znów za
przestrzeń, gdzie dusza zatrzymuje się aż do ponownego narodzenia. Wszystkie te
wyobrażenia
wiary są naturalnie ułamkowe, otwarte i nie stanowią całej prawdy. Wiedza
dotycząca życia,
duszy i stworzenia jest tym dostępniejsza, im bardziej nasza świadomość otwiera
się na wszelkie
nowe doświadczenia i perspektywy. W rezultacie znajdziemy się na tej drodze, gdy
ucieleśnimy
się jako ludzie.
Gdy zajmujemy się śmiercią, ponownymi narodzinami i naszą własną reinkarnacją,
gromadzimy na drodze do świadomości te fragmenty wiedzy, które pomogą nam
posiąść więcej
zrozumienia i dać wgląd w rejony życia wymykające się naszemu fizycznemu
poznaniu. Z relacji
ludzi reanimowanych bądź znajdujących się w medialnym kontakcie z drugim światem
- i, jeśli
chcemy, z własnego doświadczenia z naszym poprzednim życiem - możemy wyciągnąć
wartościowe oraz potrzebne wnioski dla naszego własnego, obecnego życia.
Strach przed śmiercią i śmiertelny strach
W okresie naszego życia doświadczamy różnych spotkań ze śmiercią. Niektórzy
ludzie
już w trakcie dzieciństwa przeżywają śmierć krewnych lub przyjaciół. Gdy
jesteśmy dorośli,
konfrontacja z tymi doświadczeniami wraca do nas często. Nasi dziadkowie i
rodzice stają się
pomału coraz starsi i mamy świadomość tego, że kiedyś ich stracimy. Wydaje się,
jak gdybyśmy
przez śmierć innych mogli łatwiej w czasie naszego życia przygotować się do
własnej śmierci.
Reagujemy przy tym w sposób bardzo zróżnicowany. Wszakże dla nikogo z nas owa
konfrontacja nie jest przyjemna, gdyż wywołuje ona, tkwiące w nas głęboko, lęki
przed
oczekiwaniem śmierci.
W związku z tym przychodzą mi na myśl dwa wydarzenia z mojego dzieciństwa, które
nastrajają mnie bardzo refleksyjnie. Czy jest możliwe, byśmy wszyscy posiedli
głęboką wiedzę,
która by nam pozwoliła na intuicyjne rozumienie śmierci? Jeżeli tak, czy możemy
zatem,
nawiązując znów do naszej świadomości, uwolnić się od lęku przed śmiercią?
Podążając śladem
tych myśli, chciałabym krótko opowiedzieć w tym miejscu dwie "anegdoty" z
własnego życia.
Zawsze byłam wielką miłośniczką zwierząt. Jako dziecko miałam złotego chomika, o
którego, będąc w wieku szkolnym, troszczyłam się ze świadomością
odpowiedzialności o jego
rozwój. Osiągnął on, jak na chomika, "dumny wiek" sześciu lat. Pewnego ranka
znalazłam go
nieżywego w klatce i o mało nie pękło mi serce. Przez tydzień nie chodziłam do
szkoły,
ponieważ z żalu po nim zwyczajnie rozchorowałam się. Jedyną moją pociechą były
rozmowy
prowadzone z "kochanym Bogiem", gdy sama leżałam w łóżku. Wyjaśniałam Bogu,
który, jak w
to wierzyłam, chciał mieć mojego Goldi u siebie, jak powinien się z nim
obchodzić. Prosiłam go
stanowczo, aby tak kochał mojego chomika, jak ja go kochałam. Kochany Bóg
obiecał mi zrobić
wszystko dla mojego Goldi i starać się o to, żeby było mu tak samo dobrze jak u
mnie. To
uspokoiło mnie i oddałam go Bogu. Zaufanie do Boga uleczyło mój ból.
Dlaczego opowiadam zdarzenie z mojego dzieciństwa? Czynię tak, bowiem do dzisiaj
fascynuje mnie, iż ja o tę śmierć nie mogłam się w żaden sposób gniewać. Byłam
ogarnięta
głębokim smutkiem, ale moje zaufanie do czegoś wyższego, do mojego "kochanego
Boga", nie
przynosi mi najmniejszej ujmy. Akceptowałam tę śmierć i w tym momencie uległ
złagodzeniu
mój ból, ponieważ byłam związana z boskością.
Drugie wydarzenie związane ze śmiercią miało miejsce, gdy osiągnęłam wiek
jedenastu
lat. Mój dziadek, którego kochałam ponad wszystko, był umierający. Rodzice
szeptali o tym, by
trzymać nas z daleka od owego straszliwego w ich oczach wydarzenia. Naturalnie,
wiedzieliśmy
wszyscy, że dziadek umrze. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego dorośli czynią taką
tajemnicę ze
stanu zdrowia dziadka.
Pewnego wieczoru leżałam w łóżku i słyszałam bardzo dokładnie głos, który do
mnie
mówił: "Dziadek chce umrzeć". Ów głos był pełen miłości i rozumiałam
jednoznacznie, co chce
mi powiedzieć. Aczkolwiek serdecznie lubiłam dziadka i lgnęłam do niego, w tym
momencie
czułam się jego sprzymierzeńcem. Wydawało mi się, iż dorośli swoim zachowaniem
usiłują
przeszkodzić mu w jego zamiarze. Z dziecięcą naiwnością powiedziałam następnego
ranka przy
śniadaniu moim rodzicom: "Dziadek chce umrzeć". Omal nie zostałam wytargana za
uszy.
Wywołałam falę oburzenia i poruszenia w rodzinie.
Dzisiaj mogę sobie wyobrazić, że to zdanie dla ludzi nie akceptujących śmierci i
traktujących ją jako coś strasznego wydawało się czymś mrożąco niemądrym. Wtedy
jednak nie
mogłam tego zrozumieć. Raczej pytałam siebie, dlaczego oni tak bardzo boją się
śmierci,
ostatecznie nie byli tymi, którzy mieli umierać, lecz mój dziadek, a on przecież
chciał odejść.
Zawsze odnosiłam się do niego z pełnym zaufaniem i dlatego jego decyzję uważałam
za
właściwą. Nie pozwoliłam się zbić z tropu. Po śmierci dziadka potwierdziłam to w
mojej
dziecinnej wierze. Rodzina zebrała się przed bramą cmentarza. Rodzice chcieli
jeszcze wraz z
pozostałymi dorosłymi wejść do pomieszczenia, gdzie znajdowały się zwłoki i
ostatni raz
spojrzeć na zmarłego, natomiast ja z bratem miałam czekać przed budynkiem, w
którym została
wystawiona trumna. Tam było "nie dla dzieci". Byłam bardzo wzburzona, że nie
wolno mi było
zobaczyć mojego ukochanego dziadka i nie godziłam się na to. Tak więc rozkazałam
mojemu
bratu, aby nie ruszał się z miejsca, i sama udałam się do wnętrza budynku. Nie
mogłam wiedzieć,
gdzie znajdują się zwłoki dziadka, musiałam więc zajrzeć do każdej trumny, które
były
wystawione za grubą szybą. Nie czułam żadnego strachu ani dreszczy przy
oglądaniu zwłok,
przeciwnie, oni byli tak spokojni, że nie potrafiłam sobie wyobrazić, co też tak
strasznego
przeżyli.
Ostatecznie stanęłam przed trumną mojego dziadka. Rodzina już wyszła, mogłam
więc
całkowicie sama i w pełnym spokoju przyjrzeć mu się. Wydawało mi się, iż dziadek
uśmiecha się
do mnie. Promieniował uduchowieniem, które odczuwałam w sercu i wiedziałam w tym
momencie, że postąpiłam słusznie: śmierć nie była okrutna. Jednocześnie
wyczułam, że dziadek
był obecny, aczkolwiek dla mnie było całkowicie oczywiste, iż człowiek leżący w
trumnie po
prostu śpi. Raczej rozumiałam to tak, jak gdyby udał się bez swojego ciała w
daleką podróż, tak
że mogę z nim mieć nie tylko fizyczny kontakt.
Większość z nas wzrasta w środowisku, w którym śmierć jest traktowana jako coś
negatywnego. Uczymy obawiać się śmierci jak naszego najgorszego wroga, dlatego
też
zwalczamy ją wszelkimi środkami, jakie (z pomocą całej naszej ludzkiej
wynalazczości) możemy
uzyskać. Ostatecznie wobec żadnego wydarzenia w naszym życiu nie jesteśmy tak
bezsilni, jak
wobec śmierci. A przecież nie musi tak być!
W innych obszarach kulturowych śmierć ma znaczenie jako samo przez się
zrozumiały
stan naszego życia, który traktuje się z taką samą ufnością, jak życie po tej
stronie. Także dzieci
wykazują jeszcze niewiele strachu przed śmiercią, co może być spowodowane
faktem, że one
jeszcze nie wiedzą, czym jest śmierć. Sądzę jednak, iż każda istota ludzka od
momentu swoich
narodzin posiada wrodzoną wiedzę o życiu i śmierci.
W tym miejscu byłoby pożądane rozróżnienie między strachem przed śmiercią a
strachem
dotyczącym samej śmierci. Strach śmierci odczuwa każda żyjąca istota, zarówno
człowiek, jak i
zwierzę (według najnowszych badań także rośliny), w momencie gdy ich istnienie
jest
zagrożone. Ów strach uzewnętrznia się u umierającego, także w agonii, w walce ze
śmiercią.
Każda istota żyjąca jak najdłużej opiera się śmierci. Również ludzie, którzy są
całkowicie
pogodzeni ze swoim odejściem, z rozstaniem się z życiem, też bronią się przed
umieraniem.
Także osoby, które już od dawna akceptowały śmierć, zanim przez chorobę albo
wiek
skonfrontowały ją z umieraniem, i mogą powiedzieć jak Elizabeth Kubler-Ross: "Ja
w ogóle nie
boję się śmierci" w jakimś okresie swojego życia albo sami, albo poprzez innych
ludzi stoczyli
walkę przeciwko śmierci. (Dlatego nie są oni mężnymi bohaterami, bohaterowie
różnią się od
nich tym, że nigdy śmierci się nie bali!) Wynika to z biografii innych ludzi, o
których wiemy z
całą pewnością, iż faktycznie i w prawdziwym tego słowa znaczeniu włączyli
śmierć do okresu
swojego życia. Niezbędne jest tu podjęcie ryzyka przemyślenia tego rodzaju
swoich lęków i
przeciwstawienia się im.
Dlaczego tak jest? Strach śmierci polega na obawie utraty życia. Można więc
wysnuć
wniosek, że ludzie, którzy traktowali życie jak udrękę, powinni przyjmować
własną śmierć z
zadowoleniem. A jednak i oni walczą o swoje dalsze życie. Z ust wielu
psychologów słyszymy
opinię, iż strach przed śmiercią jest w rzeczywistości strachem przed życiem.
Jeśli jednak
przyjrzymy się problemowi jeszcze uważniej, stwierdzimy, że odczuwamy strach
tylko w takich
sytuacjach, gdy zagrożony jest rozwój naszego życia albo jest on ograniczony. W
rzeczywistości
w życiu chodzi tylko o to, żeby żyć. Impuls do istnienia jest tak silny, iż
obawiamy się
niemożności urzeczywistnienia, wyczerpania życia i rozstania się z nim.
Nie możemy sobie wyobrazić, że - jako nasza dusza albo nasza wyższa tożsamość -
sami
rozstrzygamy o tym, aby opuścić nasze ciało, gdy uznamy, że doświadczenia
naszego życia są
ukończone. Badacze umierania, jak Elizabeth Kubler-Ross, są przekonani, iż każdy
człowiek wie
dokładnie, kiedy umrze. Proces umierania może być bardzo ciężki, ale śmierć,
jednak,
przeciwnie. Ona jest tragedią tylko dla pozostałych przy życiu bliskich ze
względu na stratę
ukochanego człowieka. Nasz strach przed śmiercią dotyczy tylko "tej strony":
obawiamy się
choroby, cierpień, utraty bliskich, obawiamy się tego, że nie wyczerpaliśmy w
pełni życia, ale
również i tego, co nas czeka po drugiej stronie, co jest nam nieznane.
Jeśli mogliśmy się w pełni i całkowicie rozwijać w sposób zgodny z naszą istotą,
nie
wpadniemy na myśl, że jesteśmy sobie jeszcze coś winni. Mogliśmy doświadczyć
życia w całej
jego pełni, i stąd wyrasta zaufanie, iż troszczyliśmy się o wszystko. Wtedy ów
strach nie istnieje,
tak jak u dziecka, które było rzeczywiście kochane, rozwija się absolutne
zaufanie do świata (tak
zwane zaufanie pierwotne).
Gdzie miłość, tam również zaufanie, a gdzie zaufanie, tam nie ma strachu!
Gdy nawiązujemy do naszej wyższej tożsamości, możemy czerpać ze źródła użyczonej
nam wiedzy. Owa wyższa tożsamość nie jest fikcją, lecz częścią każdego
człowieka, którą często
określamy jako "głos wewnętrzny", jako naszą intuicję, nasze duchowe ciało,
naszą tożsamość
bądź naszą wyższą świadomość. Jakichkolwiek terminów byśmy nie używali, tą
częścią naszej
istoty wiążemy się z duchowością, boskością, z niej wysnuwamy zaufanie i wiedzę,
iż każdy
człowiek wybiera moment swojej śmierci, aby w określonym czasie zostać ponownie
narodzonym w nowym ciele. Tak jak dziecko jest jeszcze związane z owym duchowym
aspektem
i okazuje mu pełne zaufanie, my możemy osiągnąć świadomość o życiu, śmierci i
ponownych
narodzinach, jeśli tę część w sobie otworzymy.
Słowa te nie zostały pomyślane jako tania pociecha. Smutku z powodu straty
bliskiego
człowieka lub naszego własnego życia nie można wypowiedzieć słowami. Jedynie
głębokie
wewnętrzne rozumienie cyrkulacji, od narodzin poprzez śmierć do ponownego
narodzenia,
dokonującej się według indywidualnej prawidłowości, może nam nasz strach i
smutek złagodzić!
Jeżeli poznaliśmy powrót do własnego minionego życia i wiemy, że faktycznie nie
żyjemy tylko jeden raz, możemy pozbyć się wielu lęków i niepewności przed
śmiercią i drugim
światem.
Powrót do poprzedniego życia
W powrocie do poprzedniego życia znów przeżywamy inkarnację jako całość, tzn.
przeżywamy nasze ówczesne życie i rodzaj śmierci, którą to zakończyliśmy je. Tak
jak w
obecnym życiu odczuwamy wszelkie możliwe okoliczności naszej śmierci jako
straszne
przeżycie. Wydarzenie samej śmierci ma w interesujący sposób znaczenie
przejścia. Wielu ludzi
relacjonuje pobyt po drugiej stronie, inni przechodzą natychmiast do ich
ponownych narodzin w
następnym życiu.
Okresy czasu, spędzane między dwoma inkarnacjami w innym istnieniu, są silnie
zróżnicowane. Można wyjść z założenia, że nie ma reguł ogólnych, według których
można by
ustalić moment ponownego wcielenia. Niektóre dusze podlegają kolejnej inkarnacji
po krótkim
upływie czasu (mniej więcej dziesięciu do pięćdziesięciu lat), inne znów dopiero
po dłuższym
okresie, przy czym czasem przekraczane jest kilka stuleci. Czasowe rozbieżności
dwóch
inkarnacji zależą właśnie od indywidualnej ewolucji duszy, jak również od
rodzaju doświadczeń
w każdorazowym życiu. Dusza poszukuje najbardziej odpowiedniego momentu do
ponownego
wcielenia, żeby osiągnąć zamierzone doświadczenia badawcze. Potem gdy owo
indywiduum
przedsięweźmie jakieś zadania, dusza ucieleśnia się bardzo szybko, by odnaleźć
podobną
rzeczywistość, albo wybiera późniejszy moment, w którym znajduje inne warunki
życiowe. W
żadnym jednak razie kolejne pobyty na ziem nie są wybierane przypadkowo. Dusza
wstępuje na
swoją drogę rozwojową raczej według przygotowanego, pełnego sensu planu,
jakkolwiek droga
ta może być zmieniana w zależności od tego, o jakie doświadczenia chodzi w
każdorazowym
wcieleniu.
Jak już zaznaczyłam, istnieją ludzie spontanicznie przypominający sobie
wcześniejsze
życie. Przypadki te częściej obserwujemy u dzieci, które nagle zaczynają
relacjonować swoje
poprzednie wcielenia, dorośli natomiast minione inkarnacje przypominają sobie
często w swoich
przeżyciach deja-vu. Szczególnie podatni na tego rodzaju proces są ludzie o
właściwościach
medialnych, mogący się przemieszczać w swoje wcześniejsze inkarnacje. Jak u
narodów z
innych obszarów kulturowych, ponowne przeżycia mediów mają najczęściej miejsce w
stanie
transu.
Prócz tak zwanych spontanicznych powrotów, możemy dziś spowodować celowymi
metodami przypomnienie naszego wcześniejszego życia. Klasyczną techniką tu
stosowaną jest
hipnoza. Jednak w nowoczesnej terapii reinkarnacyjnej rezygnuje się w znacznym
stopniu z
hipnozy. Niektórzy terapeuci posługują się specjalnymi technikami
odprężeniowymi, aby
wywołać stan świadomości, w którym nagromadzone w podświadomości, we
wcześniejszych
wcieleniach, doświadczenia mogłyby być ponownie przywołane.
Wielu terapeutów reinkarnacji faworyzuje metody powrotów do dawnych wcieleń, w
czasie których pacjent jest w stanie pełnej świadomości, ażeby przeżywane
powtórnie senne
wydarzenia z poprzedniego życia mógł on natychmiast przetworzyć. W ten sposób
może on "[...]
pokonywać przeszłość i przeszkodzić jej w zapanowaniu nad teraźniejszością -
pierwszym i
najważniejszym krokiem do prawdziwej, wolnej samorealizacji"1 [1 Netherton,
Shiffrin, tamże.] -
pisze terapeuta reinkarnacyjny dr Morris Netherton.
Metody nowoczesnej terapii reinkarnacyjnej charakteryzują się, w przeciwieństwie
do
hipnozy, tą przewagą, iż mogą być zastosowane wobec każdego człowieka. Przy
hipnozie
pojawia się problem, iż wielu ludzi nie reaguje na nią. Na temat ilości ludzi
nie reagujących na
hipnozę istnieją bardzo zróżnicowane opinie, mieszczące się w przedziale od 50
do 90 procent.
Według różnych źródeł wśród 10 osób tylko jedna może być rzeczywiście
zahipnotyzowana.
Hipnoza polega na doprowadzeniu przy pomocy obcej sugestii do stanu transu,
wymagającego
pewnej podatności albo medialności hipnotyzowanego. Stąd też możemy uznać za
poważny
postęp, iż nowoczesna terapia reinkarnacyjna z jej metodami umożliwia wielu
ludziom powrót do
poprzedniego życia.
Jeżeli nasze wspomnienia z wcześniejszego wcielenia są całkowicie w nas
zgromadzone,
mogą być przywołane również bez hipnozy, zwłaszcza gdy nie uniemożliwia tego
faktu silny
opór pozbawionego świadomości. Takie przypadki zdarzają się jednak bardzo
niewielu osobom.
Doświadczeni terapeuci, mimo tej blokady, są przeważnie w stanie również wtedy
znaleźć
dojście do drzemiącej pamięci u pozbawionego świadomości, naturalnie pod
warunkiem, że
pacjent sam jest do tego gotów.
Terapeuta reinkarnacyjny, dr Baldur R. Ebertin, wyjaśnia pojęcie świadomości
reinkarnacyjnej jako centrum pamięci, w którym gromadzone są wszystkie
doświadczenia
poprzednich wcieleń. "Możemy ustalić, że nasza przeszłość, a zwłaszcza
przeszłość z wcielenia
poprzedzającego nasze obecne życie, jest w nas daleko bardziej czujna aniżeli to
normalnie
przyjmujemy [...] Istnieje jednak pytanie, z którego zbiornika wspomnień, z
której pamięci
korzystamy, gdy chodzi o wspomnienia z naszych wcześniejszych egzystencji. Wiemy
tylko, że
musi istnieć pewien rodzaj pamięci sięgającej bardziej wstecz niż dotąd
sądziliśmy. Według
moich dotychczasowych doświadczeń terapeutycznych w zakresie reinkarnacji,
musimy wyjść z
założenia, że istnieje coś takiego, jak świadomość reinkarnacyjna - jak to
nazwałem"2 [2 Baldur
R. Ebertin, Reinkarnation und neues Bewusstsein, Freiburg-Brsg. 1987.]. Wyłania
się więc
pytanie, kiedy przypominamy sobie wcześniejsze życie i mamy szansę doń powrócić
pamięcią.
Ogólnie biorąc, możemy wyjść z założenia, iż wtedy możemy zdecydować się na
powrót i
faktycznie przeżyć w pamięci wcześniejsze wcielenie, gdy osiągniemy taki punkt
naszego
duchowego rozwoju, gdzie stanie się ważne określenie karmicznych związków w
naszym życiu.
Kolejne kryterium zasadza się na otrzymywaniu wciąż coraz większego wglądu w
nasze
poprzednie wcielenia, abyśmy chcieli rozwijać aktualną świadomość i posuwać do
przodu
własny duchowy rozwój. Wyrażając się prościej, można by powiedzieć, że jest dla
nas właściwe
to, gdy przypominamy sobie wydarzenia z poprzednich wcieleń, i tak samo właściwe
jest, jeśli
nie znajdziemy "świadomego" dojścia do naszego wcześniejszego życia. Każdy
człowiek
wcześniej lub później uzyskuje wiedzę o swojej ogólnej ewolucji. Często nie jest
to jednak
jeszcze właściwy moment dla przypominania, ponieważ wiedza o naszej przeszłości
bardziej by
nam przeszkadzała niż byłaby pożądana. Stąd też byłoby bardzo niebezpiecznie
dokonywać
powrotu do poprzednich wcieleń tylko dlatego, że stało się to obecnie modne.
Wielu ludzi udało
się w ten sposób na wycieczkę, która nie ma nic wspólnego z prawdziwym samo-
poznaniem lub
rozwojem osobowości. Pewna dama opowiadała mi, że na jakimś seminarium, którego
tematem
była reinkarnacja, nagle została otoczona wyłącznie koronowanymi głowami.
Uczestnicy grupy
rzekomo przypominali sobie swoje poprzednie wcielenia, gdy byli cesarzami,
królami, egipskimi
faraonami lub podobnymi znakomitościami. Aczkolwiek żyją wśród nas zapewne
ponownie
narodzeni byli cesarze, królowie czy nawet egipscy faraonowie, to jednak
powinniśmy być
bardzo czujni i kontrolować się, czy nie podlegamy tak zwanemu wyobrażeniu
życzeniowemu
lub prowadzącej do błędu dynamiki grupy.
Zaprzyjaźniona ze mną terapeutka powiedziała, iż niektórzy ludzie, wymuszając
przez
fałszywą ciekawość powrót do dawnych wcieleń, mogą utracić równowagę duchową.
Dlatego też
gdy chodzi o faktyczne przypominanie wcześniejszych inkarnacji i ponowne
przeżywanie
związanych z tym uczuć, powinniśmy zawsze słuchać naszego wewnętrznego głosu, a
nie
powierzchownej ciekawości. Rzeczywiste przypomnienie i faktyczne ponowne
przeżycie
wcześniejszych wcieleń odbywa się w mgnieniu oka i w sytuacji, gdy chcemy
przekroczyć naszą
przyszłość z jej nie rozwiązanymi konfliktami.
W tym tkwi właściwy sens przypominania poprzednich wcieleń. Tematu reinkarnacji
nie
powinniśmy degradować do poziomu rozmów na przyjęciach towarzyskich. Buddyjski
nauczyciel, czcigodny lama Sogyal Rinpoche, zapytany o terapię reinkarnacyjną
według jego
rozumienia, w jednym z wywiadów odpowiedział: "Jeśli nie istnieje dostatecznie
jasne
przekonanie, można w tym doświadczeniu utkwić. To jest pewne niebezpieczeństwo.
Dlatego
wymaga to prawdziwej czujności i uwagi. Ruch New-Age jest wysoce interesujący.
To dobrze.
Ale problemem jest to, że wielu grzęźnie i utyka na mieliźnie. Wtedy czynione są
doświadczenia
dla wycieczki"3 [3 Wywiad z lamą Sogyal Rinpoche w "Esotera" 1987, nr 12.].
Jego sąd może dać także odpowiedź na pytanie, dlaczego po urodzeniu pozornie
zapominamy o naszych wcześniejszych wcieleniach. Po narodzinach musimy się
najpierw
rozeznać w nowym życiu. Ożyliśmy fizycznie i będziemy ufali otoczeniu. Między
nami i naszym
środowiskiem tworzy się sieć stosunków i rozpoczynamy gromadzenie doświadczeń,
prowadzących do naszego duchowego rozwoju. Musimy przy tym inscenizować naszą
osobistą
"historię życia" i dokumentować ją przez grę wymienną od wewnętrznego do
zewnętrznego
świata, aby konkretnie i na własnym ciele doświadczyć, gdzie są nasze
newralgiczne punkty.
Jeśli "uciska nas but" fizycznie bądź psychicznie, zaczynamy w określonej
sytuacji uczyć się
rozwiązywania stojących przed nami problemów. Od tej chwili może się rozpocząć
ozdrowieńczy lub poznawczy proces. Gdybyśmy jednak w każdym momencie wiedzieli o
naszym wcześniejszym wcieleniu, ten rozwój byłby niemożliwy.
Przybliży to następujący przykład. Przyjmijcie, że jako dziecko mieliście trudne
stosunki
z ojcem lub matką, które polegały na nie rozwiązanym konflikcie z poprzedniego
życia. Od
samego początku wiedzieliście o tym konflikcie, możliwe, iż byliście opanowani
poczuciem
winy albo uczuciami nienawiści i nie mogliście ułożyć sobie takich stosunków z
ojcem lub
matką, w których owa karmiczna niezgoda objawiałaby się w taki sposób, aby jej
rozwiązanie
uczynić potrzebnym.
Przypatrzmy się jeszcze jednemu przykładowi. Wyobraźcie sobie, że wasz syn był
we
wcześniejszym życiu waszym małżonkiem i wiedzieliście o tym od jego narodzin.
Czy
moglibyście traktować go wyłącznie jako waszego syna i pozwolilibyście rosnąć mu
tak, jak
odpowiada mu to teraz w jego obecnym życiu? Z pewnością byłoby to dosyć
pogmatwane,
gdybyście musieli ciągle myśleć, że niemowlę w waszych rękach jest waszym
wcześniejszym
mężem. Stąd mógłby powstać możliwy "zaplanowany" konflikt waszego syna, przez
który
chciałby on tę karmiczną sytuację podjąć na nowo, zmienić ją i nigdy więcej jej
nie
urzeczywistniać.
"Wszystko w swoim czasie", mówi przysłowie. Jeżeli przypominamy sobie
wcześniejsze
życie, to znaczy, że nadszedł właściwy moment, gdy wsteczna pamięć i ponowne
przeżycie są
rzeczywiście potrzebne i dla nas korzystne. Nie powinniśmy więc próbować
wywoływać
wspomnień z wcześniejszego życia tylko z czystej ciekawości, wkraczamy bowiem
intelektem w
bieg naszego życia i możemy przeszkadzać życiowym doświadczeniom.
Terapia reinkarnacyjna
Przechodzimy zatem do następnego punktu: komu i w jakim momencie życia przydatny
jest powrót do poprzednich wcieleń? Ogólnie można powiedzieć: każdemu, kto ma
uczucie, że ta
znajomość będzie pomocna dla jego rozwoju, szczególnie jeżeli ustalimy, iż
znajdujemy się w
ślepej uliczce, odkryjemy powracający przymus powtarzania lub odczuwamy nie
dające się
zlokalizować lęki niepewności. To wszystko wskazuje na nie pokonane konflikty w
poprzednim
życiu. Takie dolegliwości psychosomatyczne oraz choroby chroniczne o każdym
stopniu
zaawansowania mogą tkwić korzeniami we wcześniejszej egzystencji. Dr Netherton
pisze: "W
ramach mojej pracy zajmowałem się praktycznie wszystkimi problemami ludzkich
zachowań, od
trudności seksualnych i ciężkich fobii aż do zakłóceń, które mogły się wydawać
nieznacznymi,
jak chroniczne przeziębienia, migreny, jąkanie. Ale także chorobami znajdującymi
się po drugiej
stronie zwykłego leczenia psychologicznego, jak rak czy epilepsja, i leczyłem je
z pozytywnymi
wynikami"4 [4 Netherton, Shiffrin, tamże.].
Nie ostatnią, znaczną pomocą okazują się nawroty pamięci do wcześniejszych
wcieleń,
które mogą być konfrontowane ze śmiercią lub z umieraniem. W zależności od tego,
jaka
tematyka albo problematyka jest w naszym obecnym życiu aktualna, w powrocie
przypominamy
sobie związki z tymi sytuacjami w poprzednich wcieleniach. Stąd ma to często
pozór stykania się
w życiu pełnym cierpień tylko z bolesnymi albo okrutnymi doświadczeniami. Ale
każdy
człowiek prowadził także harmonijny, spokojny i szczęśliwy byt i w określonej
inkarnacji
uczynił nawet wiele dla swojego duchowego rozwoju. Jesteśmy właśnie w sytuacji,
gdy
przypominamy sobie zarówno nasze pozytywne życie, jak również inne, w których
dokonywaliśmy sennych doświadczeń. Przeważnie dzieje się tak dlatego, że znów
nawiązujemy
do wiedzy lub rozbudzają się w nas talenty, które nagromadziliśmy w tamtych
kreatywnych
wcieleniach. Nie rozwiązane problemy i cierpienia z wcześniejszego życia
wywierają jeszcze
teraz problematyczny wpływ na nas.
W terapii reinkarnacyjnej w pierwszym rzędzie chodzi o trudne, pełne cierpienia
i
wypełnione problemami doświadczenia z wcześniejszego życia. Kiedy przypominamy
je sobie i
wewnętrznie przeżywamy, możemy je przetworzyć i uwolnić się od nich, przy czym
zadaniem
terapeuty jest towarzyszenie nam w tej trudnej sytuacji związanej z naszą
przeszłością tak,
abyśmy mogli konfrontować się z tamtymi bólami, lękami albo agresją.
Jednocześnie
rozpoznajemy, w jakich dawnych wzorcach byliśmy umieszczeni, które nie
zakorzeniły się w nas
w naszym obecnym życiu, lecz są rezultatem dawno minionego czasu.
Jak już zostało powiedziane, w terapii reinkarnacyjnej chodzi o przebieg
leczenia w
jednakowy sposób oddziaływujący na ciało i na psychikę. Trzeba zatem postawić
pytanie, czy
powrót do minionego życia w transie pod wpływem hipnozy daje te same efekty.
Istnieje na nie bardzo jasna odpowiedź. Aby uwolnić się od symptomów, będących
następstwem trudnych i nie rozwiązanych przeżyć we wcześniejszych wcieleniach,
musi się
najpierw dojść w swoim rozwoju psychicznym do punktu, w którym istnieje
wewnętrzna
gotowość i dojrzałość do przetworzenia. Po drugie, żeby wyciągnąć rzeczywiste i
trwałe korzyści
z powrotu do dawnych wcieleń, konieczne jest świadome ich przetwarzanie. Ów
ostatni warunek
może też wyjaśnia, dlaczego niektórzy ludzie, stojący, w związku ze swoimi
medialnymi
zdolnościami, do dyspozycji w badaniach hipnotyzerskich, nie mogą zrobić niczego
szczególnego dla swojej obecnej sytuacji życiowej w momencie wywołanego pod
hipnozą
przypomnienia. Z tego też powodu eksperymenty hipnotyzerskie często bardziej
służą badaniom
nad reinkarnacją aniżeli osobom poddanym tym badaniom. Oczywiście, dla jednych
powroty do
przeszłości pod hipnozą mogą być właściwe, innym znów odpowiadają metody
bardziej
odmienne. Jak przy wszystkich fizycznych i psychicznych terapiach, każdy musi
znaleźć dla
siebie - i w danym przypadku trochę popróbować - sposób powrotu do przeszłości
jemu osobiście
najbardziej odpowiadający.
Reinkarnacja Podsumowanie. Pozytywne skutki nauki o reinkarnacji i terapii dla
naszego
obecnego życia
Nie tylko znajomość nauki o reinkarnacji, lecz także rzeczywiste przypomnienie
wcześniejszego życia (np. powrót do niego) może mieć dla naszego obecnego bytu
różne
korzystne i pomocne skutki:
1. Wyzbywamy się lęku przed śmiercią.
2. Odnajdujemy motyw przewodni ("czerwoną nić") naszego życia.
3. Poznajemy nasze karmiczne związki.
4. Przetwarzamy nie rozwiązane sytuacje i lęki z naszego wcześniejszego życia, w
rezultacie czego możemy się uwolnić i wyleczyć z uwarunkowanych karmicznie
fizycznych i
duchowych dolegliwości.
5. Nawiązujemy kontakt z naszym wyższym "ja", z kosmiczną albo duchową
świadomością.
6. Osiągamy większą samowiedzę.
Zatem zajmowanie się reinkarnacją w ogólności, jak również szczególnie naszym
osobistym powrotem do poprzednich wcieleń, może wywrzeć znaczny pozytywny wpływ
na
naszą obecną egzystencję.
Część 2
REINKARNACJA JAKO CZĘŚĆ SKŁADOWA CAŁOŚCIOWEJ
TERAPII I SAMOODNALEZIENIA
SZCZEBLE
Jak każdy kwiat przekwita i każda młodość
Ustępuje starości, kwitnie każdy stopień życia.
Kwitnie każda mądrość i każda cnota, I nie może trwać wiecznie.
Serce przy każdym odgłosie życia Musi być gotowe do pożegnania i nowego
początku.
Aby w męstwie i bez żalu
Wstąpić w nowe związki,
A w każdym początku tkwi czar.
Który nas chroni i pomaga nam żyć.
Powinniśmy pogodnie kroczyć z przestrzeni w przestrzeń.
Nie przywiązując się do żadnej jak do ojczyzny.
Duch świata nie chce nas krępować i zacieśniać.
Ledwo przywykliśmy swojsko i po domowemu do kręgu życia,
Grozi nam gnuśność.
Tylko ten, kto jest gotów do wymarszu i podróży.
Może wyrwać się z obezwładniającego przyzwyczajenia.
Może także jeszcze godzina śmierci będzie
Nam nowe przestrzenie młodo wysyłać naprzeciw.
Wołanie życia do nas nie skończy się nigdy...
Dalej śmiało, serce, pożegnaj się i bądź zdrowe!
Hermann Hesse
ROZDZIAŁ 4
W ostatniej analizie nasze trudności brały się przeważnie stąd. że straciliśmy
kontakt z
naszą prastarą wiedzą, która jest w nas nagromadzona.
C. G. Jung
Kilka sugestii dla wykrycia własnych wcieleń
Przechodzimy zatem od części teoretycznej do praktycznej. Jak już teraz wiemy,
każdy
człowiek posiada zbiornik pamięci, gdzie zapisane są wszystkie dotychczasowe
egzystencje, w
których był on ucieleśniany jako indywidualna dusza. Te nagromadzone informacje
w większym
stopniu wpływają na nasze codzienne życie niż zdajemy sobie z tego sprawę.
Pomyślmy tylko o
przeżyciach deja-vu (zob. o tym s. 35 i nast.)! Gdybyśmy byli więc trochę
bardziej uważni dla
nas, dla naszych nawyków i cech osobowościowych, moglibyśmy wnieść do własnych
doświadczeń życiowych wiele z naszej przeszłości. Także wy, szanowni czytelnicy,
możecie
podążać waszymi śladami ku przeszłości bez konieczności poddawania się hipnozie.
Chciałabym
was do tego zachęcić.
Pozwólcie się prowadzić intuicji, pomyślcie jednak o następujących warunkach.
Przykładajcie więcej uwagi do wrażeń uczuciowych niż do racjonalnych rozważań.
Jeżeli
zastanowicie się nad tym, do jakich krajów was szczególnie ciągnie, rozważcie,
czy nie chodzi tu
o uczuciowy (magiczny) pociąg, czy też tylko dlatego chętnie podróżujecie po tym
kraju, że
znajomi lub przyjaciele zachęcają was do tego. Uważajcie, proszę, na to, co
rzeczywiście
wypływa z was samych.
Plany urlopowe; kraje magicznie przyciągające; przeżycia deja-vu; sztuka
kucharska
obcych krajów; chęć podróży.
Przemyślcie w spokoju, do których krajów chętnie jeździcie, a może nawet
jeździcie do
nich częściej, ponieważ tam czujecie się szczególnie dobrze? W którym kraju są
wam
szczególnie bliskie: ziemia, ludzie, obyczaje, sposób zachowania, kuchnia itd.?
Jest może taki
kraj, gdzie czujecie się jak u siebie w domu? To samo odnosi się do kraju, w
którym czujecie
głęboką chęć wejrzenia w siebie: tam bezwarunkowo muszę się jeszcze udać (ale
nie dlatego, że
będąc zapalonymi alpinistami, pragniecie jechać do Nepalu, aby zdobywać Mount
Everest).
Zawsze, gdy odkrywacie takie uczucie, iż z niewyjaśnionych przyczyn, w sposób
czysto
emocjonalny, ciągnie was do określonego kraju, jakiegoś krajobrazu, miasta itd.,
może to być
dowodem na to, że już znacie ów kraj. Prawdopodobnie już w nim żyliście.
Niedwuznacznych przykładów na wcielenia w innych krajach dostarczają przeżycia
deja-
vu. Jeżeli przypomnicie sobie takie przeżycie, możecie być prawie pewni, że
wasza świadomość
reinkarnacyjna przez przywołanie sobie owego napotkanego miejsca została
zaktywizowana i
przeniknęła do waszej normalnej, codziennej świadomości. Faktycznie
rozpoznaliście ten
krajobraz albo tę miejscowość! Tak jak w tym życiu przypominacie sobie kraje i
miasta, które już
odwiedzaliście, możecie sobie przypomnieć również okolice, w których
zatrzymaliście się przed
tym życiem.
Są ludzie, którzy prowadzą ruchliwy, koczowniczy tryb życia, inni są znów
zasiedziali i
bardzo niechętnie opuszczają swoje ulubione otoczenie. Pewną moją przyjaciółkę
ciągnęło
dziesięć lat przez historię świata. Nigdzie na świecie nie mogła osiedlić się na
stałe, coś ją
formalnie wyganiało. Później opowiadała mi, że w jednym ze swoich wcześniejszych
wcieleń
była faktycznie Cyganką. Również w tym życiu, już jako dziecko, miała często
"przypadkowe"
spotkania z Cyganami. Już wtedy czuła wyraźne upodobanie do tych "jeżdżących
ludzi". Jako
mała dziewczynka uciekała kilka razy z domu, ponieważ czuła nie wyjaśniony
pociąg do
cygańskiego życia.
Inni ludzie popadają znów w pozornie niepotrzebne lęki, jeśli gdzieś wyjeżdżają
bądź
zmieniają miejsce zamieszkania. W takich przypadkach może się to nierzadko
łączyć z
wcześniejszym życiem, gdy dana osoba musiała opuścić swój dom pod przymusem. Być
może
zostali oni wypędzeni lub w inny sposób zmuszeni do ucieczki. W historii
ludzkości takie losy
były bardzo liczne. Przypomnienie podobnych przeżyć prowadzi często do tego, że
i w obecnym
życiu ludzie są opanowani strachem, aby nie utracić swojego domu. Stąd też
popadają w panikę
przy najmniejszej zmianie miejsca.
Talenty, skłonności, niechęci; wyraziste cechy charakteru albo znamiona
zachowania;
przysposobienie do zawodu, szczególne upodobanie własnego obszaru zamieszkania
lub pracy;
specjalne bądź wyciskające piętno zainteresowania i hobby.
Zwróćcie uwagę na to, jakie macie szczególnie ekscentryczne, może nie dające się
wyjaśnić, talenty i upodobania. To samo dotyczy niechęci i zachowań obronnych.
Czujecie się
powołani, w ścisłym tego słowa znaczeniu, do określonych zadań? Któreś miejsce
zamieszkania
albo pracy odpowiada wam szczególnie? Jeżeli przy którymś z tych pytań
dostrzeżecie coś
charakterystycznie uderzającego, może to oznaczać, iż z danym miejscem łączy was
jakiś
związek z poprzedniego życia.
Jak już zaznaczono, często odnajdujemy u artystów i innych genialnych ludzi
wcześniejsze życie, w którym ich talenty mogły się rozwinąć, dlatego też w
aktualnym życiu
nawiązują oni do dawnych doświadczeń. Ponieważ nie są początkującymi, robią tak
zdumiewająco szybkie postępu i osiągają prawdziwe mistrzostwo, stąd nierzadko
czują już
bardzo wcześnie prawdziwe powołanie do swoich zadań. Odwrotnie spotykamy się z
przyczyn
karmicznych z niechęcią, antypatią i postawami obronnymi. Wszystko, co odpędzamy
od siebie,
fanatycznie zwalczamy, czego nie pochwalamy, czym pogardzamy, może być oparte na
nieprzyjemnych doświadczeniach z poprzednich wcieleń. Zawsze, gdy w tym życiu
nie mamy
wyjaśnienia dla intensywnych albo wręcz spotęgowanych reakcji uczuciowych,
przyczyna może
tkwić jeszcze głębiej.
Lęki, fobie, przymus powtarzania i stale oraz powtarzające się dziwne wydarzenia
w
życiu, wypadki i poranienia, choroby.
Prawie pewną wskazówką nie przetworzonych przeżyć z wcześniejszego życia są
silne
lęki i powtarzające się przymusy. Fobie mają często bardzo dokładny związek z
sennymi
wydarzeniami, które nie znajdowały miejsca w tym życiu.
Strach przed ogniem można by wytłumaczyć śmiercią przez spalenie (np. na
stosie).
Strach przed zamkniętym pomieszczeniem, ciemną piwnicą, starym sklepieniem można
wyjaśnić
wcześniejszymi przeżyciami w sali tortur, więzieniem lub innymi podobnymi
wydarzeniami, w
których bezbronna osoba została zdana na przemoc swojego dręczyciela, nie mając
żadnych
możliwości ucieczki.
Strach przed wodą można tłumaczyć wcześniejszą śmiercią przez utonięcie, lęk
wysokości przez możliwy śmiertelny upadek z dużej wysokości. Klaustrofobia może
być
tłumaczona publicznym wykonaniem wyroku bądź tym, że dana osoba została
stratowana w
tłumie lub musiała stać pod pręgierzem.
Strach przed mężczyznami może być uwarunkowany zgwałceniem albo innymi
gwałtownymi poczynaniami mężczyzn we wcześniejszym życiu. W taki sam sposób daje
się
wytłumaczyć strach przed kobietami na podstawie nieprzyjemnych karmicznych
doświadczeń,
jak otrucie, stosunek zależności, poddaństwo itp.
Te i inne urazy z poprzednich wcieleń mogą wywoływać w nas bardzo długotrwałe
następstwa w formie różnych lęków. Dzięki terapii reinkarnacyjnej wiemy, iż owe
lęki, fobie,
dają się usunąć, jeżeli związane z nimi urazowe wydarzenia jeszcze raz
przeżyjemy i
przetworzymy je. Również powtarzające się przymusy i wydarzenia, przy których
mamy uczucia:
"dlaczego zdarza mi się wciąż to samo?" albo "wszystko jedno, co ja robię,
wydaje mi się, że
doświadczenia te nadciągają niemal magicznie".
Jeśli macie skłonności do wypadków albo skaleczeń, starajcie się zapamiętywać,
których
części ciała one dotyczą i jakie następstwa każdorazowo powodują te obrażenia
dla waszego
życia (poza faktem, że czujecie fizyczne cierpienie i ból).
Choroby także mogą pozostawać w karmicznym związku z wcześniejszymi wcieleniami.
Możliwe, że chcemy zajmować się w obecnym życiu wzorem karmicznym, ujawniającym
się w
postaci choroby. Jednak w przypadku zachorowania nie można ogólnie wnioskować o
przyczynach karmicznych, jak na przykład przy fobiach i lękach. Choroby mają do
czynienia z
indywidualną drogą rozwojową człowieka, który specjalnie cierpi na tę określoną
przypadłość.
Jeśli chce się rozpoznać głębszy sens choroby, należy bardzo wnikliwie zająć się
kulisami
duchowego rozwoju danego człowieka.
"Wiemy, że nasze ciało dąży do tego, aby funkcjonować zdrowo i bez zakłóceń.
Wielu
nazywa ten fenomen wewnętrzną siłą ozdrowieńczą. Rozwijane przez cybernetykę w
ostatnim
czasie modele były bardzo bliskie temu poglądowi. Mówi się tutaj o systemie
homeostatycznym, co oznacza, że chodzi tu o system regulacyjny naszego ciała,
który stara się
wytwarzać stan stałej równowagi. O ile sprawcy chorób pojawiają się w
naturalnych stosunkach,
nie zagrażają one ciału. Dopiero gdy zostaną specjalnie zablokowane środki
obronne
organizmu przez psychiczne sterowanie, wówczas wewnętrzne wpływy tego typu mogą
zostać
wykorzystane jako sprawcy chorób"1 [1 Thorwald Dethlefsen, Das Leben nach dem
Leben, a.a.O.]
- pisze Thorwald Dethlefsen. Choroby przekazują nam obserwacje z obszaru duszy.
Są one próbą
wyciągnięcia na światło dzienne i przetworzenia nie rozwiązanych konfliktów na
płaszczyźnie
fizycznej2 [2 Zob. też: Thorwald Dethlefsen, Rudiger Dahlke, Krankheit ais Weg,
Munchen
1983.]. Doświadczenia terapii reinkarnacyjnej wskazują, iż psychosomatyczne
związki mogą
powstawać nie tylko w tym życiu, ale mogą tworzyć się przez szereg wcieleń. Stąd
też zdarzają
się przypadki, w których przez świadome przetworzenie prawdziwych przyczyn
choroby, także
na płaszczyźnie fizycznej, osiąga się ozdrowieńcze skutki (patrz o tym również:
Relacje z
doświadczeń poprzedniego życia, s. 137 i następne).
Wielu ludzi w okresie swojego życia ustala, iż są bardziej podatni na wypadki
niż inni. W
takim przypadku znaczną korzyść stanowić może przemyślenie, jakie sytuacje
psychiczne
związane są z przytrafianiem się owych zdarzeń. Istniejące przed wypadkiem
szczególne
obciążenia duchowe, napięcia, konflikty? Jakie zmiany zachodzą w naszym życiu w
wyniku tych
wypadków? Czy zostaliście może przez taki wypadek "wysadzeni" z waszej
dotychczasowej
sytuacji zawodowej, finansowej czy też osobistej? Mieliście może po wypadku
spokój i czas dla
siebie samego, czego poprzednio nie byliście w stanie osiągnąć? Na jaką część
ciała zaczęliście
po wypadku zwracać szczególną uwagę?
Katalog pytań moglibyśmy prezentować jeszcze długo. W ten sposób poznajecie
historię
swojego życia, badacie i śledzicie karmiczne nici między chorobami, operacjami a
określonymi
wydarzeniami, które miały miejsce w poprzednich wcieleniach.
Stosunek do ludzi, zwierząt domowych, roślin; spotkania i powikłania decydujące
o losie;
uczucia winy, nienawiści, zemsty.
Stosunki ludzkie często są miejscem nie rozwiązanych konfliktów karmicznych
(zobacz o
tym również w rozdziale o stosunkach karmicznych, str. 57 i nast). Nie
najrzadziej zdarza się, że
jesteśmy z określonym człowiekiem związani w nadzwyczaj pozytywny, harmonijny i
sprawdzony sposób. Zastanówcie się, czy w waszym otoczeniu macie do jakiegoś
człowieka
szczególnie serdeczny, pełen zaufania stosunek. Czy w odniesieniu do tej osoby
dostrzegacie
jakiś rodzaj duchowego pokrewieństwa? Jeśli ustalicie, że w kręgu przyjaciół
albo w rodzinie
znajduje się taka osoba, to może tu chodzić o karmiczny stosunek. Może
przeżyliście już z nią
jedno życie albo nawet więcej, gdzie wspieraliście się nawzajem, pożądaliście
albo rozwijaliście
się na wspólnej drodze duchowej.
Z drugiej strony przeżywamy decydujące o losie związki, które znamionują się
cierpieniami, walką, siłą oraz intensywnymi uczuciami, namiętnościami i zemstą,
co znamy z
wielu tragicznych lub melodramatycznych filmów. Wielu ludzi żyje z innym
człowiekiem w
stosunku, w którym przez nie dający się pozornie odmienić los są jakby skuci ze
sobą. Nierzadko
są to więzy w wysokim stopniu emocjonalne. Uczucia wyrażane słowami: "chętnie
bym cię
zabił", "powinien on pokutować za to całe życie" i tym podobne są dowodem na nie
rozwiązany
konflikt, którego przyczyny mogą leżeć nie tylko w obecnym życiu. Niekiedy
konflikty te
przybierają tak dramatyczny przebieg, iż jest niezrozumiałe, jak mogą tak
ciężkie problemy i
zatargi powstać w tak krótkim czasie wspólnej życiowej egzystencji. Może
uczestnicy owych
stosunków mają czasem nawet uczucia typu: "Nie jestem w stanie pojąć sam siebie.
Nie wiem,
dlaczego stale reaguję tak gwałtownie, przesadnie się obrażam, jestem pełen
złości i nienawiści".
Tego rodzaju karmiczne stosunki mogą u obu partnerów wywoływać głębszą rozpacz,
depresję,
poczucie winy itp. Gdybyście w waszym życiu znaleźli związek analogiczny do
opisanego,
możecie z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że z waszym partnerem - bądź to
rzeczywiście
z partnerem życiowym, bądź też z innym członkiem rodziny - rozgrywacie jakiś
"dawny"
konflikt, w który oboje byliście uwikłani. W takim przypadku nasza dusza pragnie
rozwiązania
zaistniałego problemu, chce uwolnić się od prastarego ciężaru, stojącego obecnie
na drodze
waszego szczęścia i waszej samorealizacji. Również w tym przypadku niezmiernie
pomocne
okazuje się uświadomienie sobie owego "dawnego konfliktu" i przetworzenie
karmicznego
doświadczenia.
Także w stosunku do zwierząt lub roślin możecie przekonać się o waszej karmie.
Czy
odczuwacie wobec jakiegoś zwierzęcia pozornie bezpodstawny lęk? Jeśli taki
przypadek ma
miejsce, być może mieliście w waszym poprzednim wcieleniu bardzo nieprzyjemne
doświadczenia. Jeżeli czujecie przed określonym zwierzęciem prawdziwie
śmiertelny lęk, istnieje
możliwość, że kiedyś byliście przez to zwierzę pozbawieni życia.
Czy posiadacie zwierzę domowe, do którego czujecie głęboko przyjazny stosunek?
Jeżeli
tak, to wyraźna wskazówka, że pozostajecie z duszą tego zwierzęcia z karmicznym
związku. Na
płaszczyźnie duchowej człowiek i zwierzę znajdują się w taki sam sposób, jak na
przykład
rodzice i dzieci. Wydawać się to może nieprawdopodobne, ale nieprzypadkowo
otrzymaliście
wasze domowe zwierzę. Pomyślcie, jak wiele zwierząt okazało się pomocnikami
człowieka!
Wszystkie żyjące istoty są powiązane między sobą nie tylko na płaszczyźnie
materialnej i
fizycznej, ale także na wyższej - duchowej. Może dostrzegacie stosunek do
waszych zwierząt
również w tym aspekcie. Poszłabym zapewne zbyt daleko, gdybym stwierdziła, że
mamy także
karmiczny stosunek do naszych pokojowych roślin. A jednak i rośliny, i drzewa
mogą nam
dawać bardzo dokładne wskazówki co do naszego wcześniejszego życia. Jeżeli
znacie się
szczególnie dobrze na ziołach i posiadacie umiejętność ich stosowania, być może
żyliście kiedyś
jako doświadczony uzdrowiciel ziołami. Również zapalony ogrodnik ma, być może,
więcej
"wewnętrznej" wiedzy o przyrodzie niż sam przypuszcza. Powinniście przyłapać się
na tym, jak
rozmawiacie z określonymi drzewami, jak pod nimi rozmyślacie albo nawet
odczuwacie je jako
miejsce siły, ochrony i wiedzy. Posiadacie głęboką wiedzę o istocie drzew, która
jest wam dzisiaj
przekazywana tylko w starych zwyczajach, legendach i podaniach. W dawnych
czasach drzewa
istniały jako świętości. Może nieświadomie rozpoznajecie ich znaczenie, gdyż we
wcześniejszym
wcieleniu żyliście wśród ludu, który znał widzialne i niewidzialne nici łączące
człowieka z
przyrodą. W takim przypadku mogliście żyć jako Indianin, znachor, szaman, kapłan
u Celtów, w
czasach starych, pogańskich Germanów lub jako czarownica w średniowieczu (słowo
"czarownica" źródłowo oznacza kobietę, która pielęgnowała wiedzę i była biegła w
sztuce
leczenia), ale nie tylko, bowiem wśród innych narodów także istniały kulty
drzew, jak na
przykład u Persów, Greków albo Rzymian.
Jak widzicie, można się również czegoś dowiedzieć o drodze własnej duszy poprzez
indywidualny stosunek do roślin.
Sny
Rozwijane od czasu Zygmunta Freuda i Karola Gustawa Junga teorie snów
spowodowały,
że sny odgrywają w psychoterapii istotną rolę. Wiemy, iż poprzez sny możemy
uzyskać dostęp
do naszej nieświadomości. Interpretacja symboliki sennej i sennych wydarzeń może
nam pomóc
w głębszym wejrzeniu w naszą psychikę. Niektóre sny mogą zawierać nawrót
pamięcią do naszej
poprzedniej egzystencji. Pisze o tym Baldur R. Ebertin: "Są sny, których nie
można wyjaśnić
aktualną symptomatyką pacjenta. W takich przypadkach zaleca się terapeutom
poszukiwanie tej
nie wyjaśnionej problematyki w poprzednich wcieleniach"3 [.3 Ebertin, tamże.]
Także w naszych snach mogą pojawić się wspomnienia reinkarnacyjne. Dlatego też
zaobserwujcie, czy szczególnie naładowane emocjami sny i zmory senne pojawiają
się ponownie
w dłuższych okresach czasu. Być może śnicie o wcześniejszych epokach i
przeżywacie znów we
śnie, zgodne z wcześniejszą rzeczywistością, sceny z historycznych miejsc?
Wielu ludzi nie potrafi sobie przypomnieć swych snów. Można jednak ćwiczyć
własną
"pamięć senną" różnymi prostymi metodami. Jedna możliwość polega na tym, aby
wieczorem
przed zaśnięciem postanowić sobie natychmiast po obudzeniu myśleć o swym śnie i
postawić
pytanie: "Co mi się śniło"? Jest interesujące, że często po przebudzeniu
przypominamy Sobie
jako pierwsze nasze ostatnie postanowienie, które uczyniliśmy przed zaśnięciem
(zakładając, że o
tych postanowieniach myśleliśmy świadomie). Można też przed zaśnięciem
sugerować: "Gdy
jutro się obudzę, chciałbym przede wszystkim pamiętać o swoim śnie".
Aby wykształcić pamięć o snach, zaleca się w początkowym okresie treningu
zapisywać
je krótko4 [4 Patrz na ten temat: Ann Faraday, Die positive Kraft der Traume,
Bern-Munchen
1984 oraz Patricia Garfield, Kreativ Traumen, Interlaken 1980.].
Sny są częścią odmiennego stanu świadomości. Gdy śnimy, nie znajdujemy się w
świecie
codziennej, czujnej jaźni. A jednak przeżywamy senne wydarzenia jak
rzeczywistość, nawet
ciało reaguje na nasze przeżycia w tym innym wymiarze osobowości. Rozpoznajemy
to po
oznakach fizycznych, że - przykładowo - pod wpływem snu pocimy się lub czujemy
bicie serca. I
odwrotnie, przez niektóre sny czujemy się odświeżeni i wzmocnieni.
Dzięki snom regularnie doświadczamy, iż nasza dusza związana jest nie tylko z
płaszczyzną realną. Jest ona raczej wielowymiarowa, tzn. nie jest związana z
czasem ani z
przestrzenią.
ROZDZIAŁ 5
Zmarłem jako minerał i stałem się rośliną, jako roślina zmarłem i stałem się
zwierzęciem,
zmarłem jako zwierzę i stałem się człowiekiem. Przy mojej następnej śmierci
sprawię sobie
skrzydła i pióra jak anioł; wtedy wzbiję się jeszcze wyżej niż anioł - czego wy
nie moglibyście
wymyślić. Ja będę.
Mevlana Celaleddin Rumi
Indywidualne doświadczenia z powrotami do wcześniejszego życia
Wielu ludzi doświadczało w taki czy inny sposób powrotów do wcześniejszego życia
(zob. o tym również w podrozdziale Powrót do poprzedniego życia, s. 99 i nast.).
Owe
doświadczenia w zależności od tego, w jakiej sytuacji życiowej się znajdujemy,
kształtują się
bardzo różnie. Wspólnym mianownikiem wszystkich powrotów do dawnego wcielenia
wydaje
się być jednak ich efekt terapeutyczny. Powrót stwarza możliwość wejrzenia w
ukryte związki i
pomaga nam w wyjaśnieniu i rozwiązaniu naszych aktualnych problemów. Jak już
niejednokrotnie próbowałam tu wykazać, możemy uwolnić się od problemów naszego
obecnego
życia przez to, że znajdziemy główny motyw związany z wcześniejszym wcieleniem i
poznamy
ukryte zadania badawcze w aktualnym życiu. Obnażamy jedynie ich istotę i stajemy
się w ten
sposób świadomi tematyki przyczynowej. Nasze doznania w teraźniejszym "życiu
staną się pełne
sensu, zrozumiemy, o jakie doświadczenia nam właściwie chodzi i dlaczego
wydarzenia w
bieżącej egzystencji są tak inscenizowane, że jesteśmy, siłą rzeczy, popychani
do centralnego
tematu, który chcemy rozwiązać. Dlatego też w terapii reinkarnacyjnej chodzi o
to, aby
problematykę obecnego życia przetworzyć emocjonalnie w stosunku do sytuacji z
życia
poprzedniego. Czysto rozumowe poznanie karmicznego związku albo karmicznego
wzoru nie
wystarcza, by rzeczywiście uwolnić się od dawnego wzorca uczuciowego.
Chris Griscom bardzo zrozumiale wyłożył, że wszystkie doznania, które
przeżyliśmy w
okresie wielu naszych wcieleń, gromadzą się w nas, a ich suma utrwala tak zwany
wzór
uczuciowy. Jeżeli we wcześniejszym życiu musieliśmy przeżywać wiele strachu, to
uczucie
strachu mamy zapisane jak na taśmie dźwiękowej. W sytuacji powodującej strach w
obecnym
życiu wywołujemy gdzieś z pamięci strach zakodowany wcześniej, nie mający nic
wspólnego z
występującą w tym właśnie momencie sytuacją. Odczuwamy teraz sumę wszystkich
"pokrewnych co do istoty" lęków, które łączymy z naszym aktualnym położeniem.
"Gdy tracimy ciało fizyczne, pozostaje jednak nietknięte nasze ciało emocjonalne
i szuka
sobie jedynie powiązania z kodem genetycznym, z DNA następnego ciała, w którym
potem
zamieszkujemy i przez które to ciało emocjonalne może potem dalej działać.
To dawne ciało emocjonalne wnosi do nowego ciała fizycznego wszystkie tamte
spostrzeżenia, doświadczenia, sposoby reagowania i postrzeganie rzeczywistości,
które zostały
nagromadzone w innych ciałach i w innych czasach"1 [1 Chris Griscom, tamże.].
Chris Griscom unaocznia tu bardzo przejrzyście, dlaczego nasze obecne życie może
być
tak mocno uzależnione od doświadczeń i uczuć z poprzednich wcieleń. Kiedy
umieramy, tracimy
ciało fizyczne, jednak wszystkie inne obszary tożsamości pozostają zachowane w
całości w
naszej duszy.
Dr Netherton opisuje przypadek, gdy pewien adwokat, posiadający dobrze
prosperującą
kancelarię, w określonych sytuacjach reagował nie wyjaśnionymi lękami
egzystencjalnymi.
Zawsze były one bezpodstawne, tym bardziej że jego egzystencja nie została nigdy
zagrożona. W
czasie powrotów w przeszłość stało się jasne, iż adwokat reagował na pewien
"wyzwalacz"
wzorem uczuciowym, którym był nacechowany. Stąd też był on nękany
nierealistycznymi albo
przesadnymi lękami, pojawiającymi się bez karmicznych podstaw.
"Umysł i rozsądek nie kontrolują ciała emocjonalnego! Za to ciało emocjonalne
kontroluje naszą egzystencję na wszystkich płaszczyznach świadomości na tej
planecie i
pozostaje ono w tyle w rozwoju świadomościowym. Tak można na przykład zlecić
ciału
emocjonalnemu: nie chcę się więcej złościć"2 [2 Zob. na ten temat: Netherton,
Shiffrin, tamże.].
Jeśli przy pomocy doświadczonego terapeuty przeniesiemy się w poprzednie
wcielenie i
doznamy na nowo uczuć związanych z daną sytuacją oraz nauczymy się je
przetwarzać, wówczas
usuniemy odpowiednie programy, które są zakodowane w naszym ciele emocjonalnym.
Zmienimy w rezultacie nasz wzorzec odczuwania i odbierzemy teraźniejszość w
innym
kontekście. Wspomniany wyżej adwokat mógł się wyleczyć w ten sposób, mógł swoją
obecną
sytuację życiową oceniać realistycznie, to znaczy tak, jak ona mu się w tym
momencie
kształtowała. Dlatego też jego siły i umiejętności kreatywne nie są obecnie
zaangażowane w
kontrolowanie i pokonywanie tamtych dawnych lęków. Może on swoją energię
przenosić odtąd
na teraźniejszość, w jakiej się obecnie znajduje.
Na podstawie tego modelu ciała emocjonalnego możemy wiedzieć, dlaczego powrót do
dawnego życia kształtuje się indywidualnie, w różnorodny sposób. U każdego
człowieka w
aktualnym życiu chodzi o ściśle określony temat albo zespół tematów. Jeżeli je
rozwiązaliśmy i
w "wyzwolonym stanie" zintegrowaliśmy się z naszym "ja", możemy przejść do
następnego
punktu. Jak już powiedziano, uwalniamy się od ciężaru, który pochłaniał nasze
siły i tym samym
osłabiał naszą aktywność na innych obszarach. Przetworzenie karmicznego
konfliktu wyzwala
wiele energii. Czujemy się "rozluźnieni", "uwolnieni", "wzmocnieni" i będąc
"nieobciążonymi",
mamy szansę rozwijać się w nowej formie. W powrocie faktycznie możemy dostrzec
przeżycia z
poprzednich wcieleń i doświadczyć ich w teraźniejszości.
Chris Griscom porównuje ów fenomen przepływu przeszłości z wcześniejszego
wcielenia
w nasze obecne życie do roli filmowej: "W roli filmowej zgromadzone są wszystkie
działania od
początku do końca, ale my widzimy każdorazowo tylko jedno z nich. Gdybyśmy
jednak nie jeden
projektor, lecz wiele tak ułożyli, że wokół nas byłoby obrazowanych wiele
pojedynczych ujęć tej
roli filmowej, wtedy dostrzegalibyśmy jednocześnie wszystkie działania w tym
filmie"3 [3 Chris
Griscom, tamże.].
Przekonanie, że w nas samych mamy zakodowane wspomnienie własnych narodzin,
pochodzi z psychoterapeutycznej metody Rebirthinga lub z psychodelicznej terapii
Stanislava
Grofa (zob. podrozdz.: Narodziny i śmierć: krążenie bez początku i końca str. 48
i nast.).
Wspomnienie to możemy w sobie rozbudzić podobnie jak reminescencje z
poprzedniego życia i z
procesu umierania. Nasza dusza ogarnia cały okres naszej egzystencji, gdyż sama
jest
ponadczasowa.
Czas jest czynnikiem relatywnym, który obowiązuje tylko na ziemi. Jak wiemy z
lotów w
kosmos, w chwili gdy opuścimy atmosferę naszej planety, nie da się już stosować
czasu
ziemskiego. Prof. A. E. Wilder Smith pisze na temat tego fenomenu: "[...] gdy
wsiądę do rakiety i
wylecę w kosmos na 10 lat z prędkością światła, będę o 10 lat starszy, a moja
żona, która
pozostała na ziemi, dwadzieścia cztery lata. Kiedy wylecę w kosmos na 20 lat i
wrócę z
powrotem, okaże się, że moja żona zmarła przed 36 000 lat. Jeżeli udałoby mi się
wylecieć na 60
lat i powrócić, byłbym rzeczywiście o 60 lat starszy, ale ziemia byłaby trudna
do rozpoznania,
gdyż byłaby starsza o 5 milionów lat"4 [* A. E. Wilder Smith, Herkunft und
Zukunft des
Menschen, Neuhausen-Stuttgart 1984.]
W obliczu tego uznanego faktu możemy przyjąć, iż świadomość, jako komponent
naszej
duszy, nie jest związana z odbiorem jedynej realności. Wyjaśnia nam to
przypominanie sobie z
poprzednich wcieleń wszystkich doświadczeń natury fizycznej i pozafizycznej,
które dusza
kiedyś zgromadziła.
Jeśli określonymi metodami poszerzymy własną świadomość, otworzymy się do
odebrania wszystkich tych zakodowanych w nas zdarzeń. Poznamy i zrozumiemy
wszystkie
związki (powiązania) i będziemy mogli zlikwidować urazy, które nieznane do tej
pory tkwiły
ukryte w naszym wnętrzu.
W dalszych częściach książki przedstawiam rozmowy z ludźmi, którzy doświadczyli
powrotów do poprzednich wcieleń. Skoncentrowałam się przy tym na pytaniu, jaki
wpływ mają
owe doświadczenia na osobowość i postawę życiową każdego z nich. W krótkiej
analizie, nie
pretendującej do kompletności, zostaną naświetlone związki karmiczne między
obecnym życiem
a opisaną inkarnacją.
W tym miejscu chciałabym zwrócić uwagę na jeden ważny moment. Z własnego
doświadczenia, jak i z wywiadów przeprowadzonych z moimi rozmówcami, którzy
przeżyli
powroty do wcześniejszych inkarnacji wynika bardzo jednoznacznie, iż korzystny
przebieg
terapii reinkarnacyjnej, jak każdej innej uwieńczonej sukcesami terapii, zależy
od dwóch
czynników.
Po pierwsze, istotną rolę odgrywa w tym przypadku świadomość i wewnętrzne
nastawienie terapeuty. Na przejście do poprzednich wcieleń terapeuta nie może i
nie wolno mu
mieć wpływu. W terapii reinkarnacyjnej sama dusza jest prawdziwym terapeutą. Ona
określa,
które z naszych poprzednich wcieleń przypominamy sobie i które doświadczenia
oraz zdarzenia
powtórnie przeżyjemy. Tylko ona wie, która reminiscencja z poprzedniego
wcielenia ma związek
z naszym obecnym wzorem życia. Nie jesteśmy w stanie tak łatwo zajrzeć we własną
przeszłość,
jak przewraca się kartki w albumie. Otrzymujemy informację nam dostarczoną,
korzystną w tej
fazie naszego duchowego rozwoju.
Dlatego terapia reinkarnacyjna wymaga bardzo wielu umiejętności i zakłada, że
terapeuta
jest wolny od jakichkolwiek życzeń manipulacyjnych. Nie wolno mu skierowywać
pacjenta w
jakąś określoną stronę, za to wczuwając się musi orientować się w prowadzeniu
jego duszy. W
ten sposób towarzyszy mu w procesie uzdrawiającym, który nie da się przewidzieć
i kierować
przez nikogo innego, jak tylko przez samą duszę.
Drugim czynnikiem jest wewnętrzne nastawienie, z jakim podchodzimy do własnej
przeszłości. Jak już podkreśliłam, powinniśmy sobie wyjaśnić, czy nie jesteśmy
opanowani przez
żądzę sensacji, aby dowiedzieć się czegoś na temat naszych wcześniejszych
wcieleń. Jak długo
pobudzani jesteśmy czystą ciekawością, tak długo nie będą naszym udziałem żadne
wspomnienia, i nawet ryzykujemy przy tym doznaniem rozczarowania.
Ponadto, jak w przypadku każdej innej terapii, nie powinniśmy oczekiwać
"cudownych
ozdrowień". Wiele osób, mających w teraźniejszym życiu problemy, przechodzi z
jednej terapii
na drugą, aby przy pomocy którejś metody uwolnić się od swoich konfliktów. Jeśli
jedna z tych
metod się nie powiodła, wypróbowywują następną. Poznałam wielu takich, którzy
pozbyli się
pieniędzy, lecz nie pozbyli się własnych problemów. Prawdziwa terapia rozwija
się wewnątrz i
tylko sama dusza może doprowadzić nas do naszej własnej harmonii. Tylko my sami
wiemy, kim
jesteśmy w naszej najgłębszej wewnętrznej istocie i jak możemy się zgodnie z nią
rozwijać.
Gdy więc czytamy o rzeczywiście cudownych sukcesach terapii reinkarnacyjnej, nie
spieszmy natychmiast do kolejnego terapeuty. Dajmy się bardziej zainspirować
wsłuchiwaniem
się w samego siebie i intuicyjnym wyczuciem, czy nadszedł odpowiedni czas na
powrót do
poprzedniego życia. Wyróbmy sobie jasność co do naszych motywów. Spytajmy
własnej duszy i
jeśli rzeczywiście posłuchamy jej głosu, zostaniemy poprowadzeni dokładnie tam,
gdzie w jednej
chwili otrzymamy najlepszą pomoc dla naszego osobistego rozwoju.
Także ci, którzy nie potrafią zżyć się z myślą o reinkarnacji i jej
oddziaływaniu na nasze
teraźniejsze życie, mogą z pewnością przy pomocy relacji zaprezentowanych w
następnym
rozdziale, opartych na faktach, znaleźć kilka bodźców, które być może pociągną
za sobą nowe
spojrzenie na istotę ludzkiej duszy. Z psychologii wiemy już od dawna, jak
bardzo psychika
uformowana jest przez nasze doświadczenia życiowe (w obecnym życiu). W
zależności od tego,
jak byliśmy traktowani jako dzieci, tak też jeszcze w życiu dorosłym zachowujemy
się według
wzorców przyswojonych sobie w dzieciństwie. Dzisiaj prawie nikt nie
zakwestionuje
twierdzenia, że dzieciństwo ma ogromny wpływ na nasze późniejsze życie. W swoim
znanym,
głęboko psychologicznym studium Podstawowe formy lęku Fritz Riemann pokazuje, iż
lęki w
dużej mierze zależne są od naszej osobistej biografii, historii naszego stawania
się5 [5 Fritz
Riemann, Grundformen der Angst, Munchen 1987.] Jak daleko rozciągniemy przedział
czasu
naszej osobistej biografii, może to skłonić nas do rozmyślań.
ROZDZIAŁ 6
Nowe przeżycie
Znów widzę opadającą zasłonę
i bliskie staje się obce.
Nowe gwiezdne przestrzenie migocą.
Zatrzymana we śnie dusza kroczy.
Znów w nowych kręgach
Układa się wokół mnie świat
I widzę siebie, zarozumiałego starca.
Przedstawionego jako dziecko.
Przecież z wcześniejszych urodzeń
Wydobywa się odlegle wspomnienie:
Gwiazdy spadały, gwiazdy się rodziły
I przestrzeń nigdy nie była pusta.
Dusza pochyla się i wznosi
Oddycha w nieskończoności,
Z pozrywanych nici snuje się
Nowa i piękniejsza boska szata.
Herman Hesse
Relacje z doświadczeń poprzedniego życia
Te rzeczywiste relacje powinny dostarczyć wglądu w konkretne rezultaty i związki
wcześniejszego życia z teraźniejszością. Ludzie, którzy relacjonowali swoje
powroty,
rozpoznawali prawdziwość owych przeżyć poprzez długotrwałe skutki ponownego
przeżycia i
przetworzenia karmicznego konfliktu oraz dlatego, że każdorazowo w obszarach ich
świadomości następowała faktyczna transformacja.
Wszystko to, co zostało tu odtworzone, dokonało się konkretnie, jest więc wolne
od
podejrzeń, że są to wytwory pragnień wypływające z fantazji. Pierwotnym
znaczeniem słowa
"fantazja" jest wyobraźnia. Jak często w toku swej historii musiała ludzkość
odkrywać, iż pewne
zagadnienia nie przystawały do rzeczywistości, ponieważ przekraczała ona jej
wyobrażenia!
Dobrym przykładem są pionierskie osiągnięcia wielu naukowców, przyrodników i
genialnych
myślicieli, jak na przykład Galileo Galilei. W związku ze swoim odkryciem, że
Ziemia kręci się
wokół Słońca, a nie na odwrót, jak dotąd uznawano, omal nie został spalony na
stosie. Na
żądanie Kościoła musiał publicznie odwołać swoje "heretyckie" twierdzenie, aby
uniknąć pewnej
śmierci.
Przypis: Aby zapewnić anonimowość, zmieniono nazwiska i dane osobowe.
Przypadek 1. Melodramat miłosny
Wcielenie we Francji i Włoszech w XVIII wieku relacjonuje Christina S., 31 lat,
architekt
wnętrz, zamężna, 1 córka (9 miesięcy).
Sytuacja w obecnym życiu przed moim powrotem do poprzedniego wcielenia
"Już jako młoda kobieta tęskniłam do trwałego związku. Marzyłam o człowieku
mojego
życia, który mnie poślubi, i o jednym dziecku. Jednak wszystkie moje stosunki
kształtowały się
problematycznie. Zakochałam się kilka razy na łeb na szyję w mężczyznach,
którzy, jak się
wkrótce okazywało, nie chcieli wiązać się na stałe. Myśli o małżeństwie i
dziecku uciekały
przeważnie bardzo szybko. Czułam się wciąż porzucona i doznawałam wobec moich
byłych
partnerów uczucia nieopisanej wściekłości i goryczy. Z upływem lat stałam się w
związku z tym
nieszczęśliwa i zawiedziona. Popadłam w straszliwy kompleks bezwartościowości i
myślałam, że
żaden mężczyzna nie chce ze mną żyć. Dlatego też stawałam się coraz mniej pewna
siebie i
nieufna przy nawiązywaniu każdego nowego stosunku. Ostatecznie doszłam do tego,
iż nie
byłam w stanie nawiązać z pełnym zaufaniem nowego związku. Zrezygnowałam i
straciłam
nadzieję na szczęśliwe życie z jednym partnerem i wspólnym dzieckiem. Zamknęłam
się w sobie
przed moimi uczuciami i zajęłam się pracą. Z biegiem czasu rozwijały się u mnie
objawy
psychosomatyczne, które sygnalizowały mi na płaszczyźnie zarówno fizycznej, jak
i duchowej,
że moje życie uczuciowe z powodu bólu, cierpienia i nie zaspokojonej tęsknoty
zostało
całkowicie wytrącone z równowagi. Symptomów tych nie można było nie dostrzegać i
rozumiałam, iż nie mogę dłużej ich ukrywać i kompensować. Spróbowałam zbadać
istotę rzeczy,
dotyczącą moich problemów, w psychoterapii i w samodoświadczalnej grupie.
Wkrótce
dowiedziałam się, że podlegam przymusowi powtarzania. Pociągał mnie zawsze
dokładnie taki
typ mężczyzny, który absolutnie nie odpowiadał moim potrzebom i mojej strukturze
uczuciowej.
W ten sposób dowiedziałam się bardzo wiele o mojej osobowości. Nauczyłam się
odzyskiwać
pewność siebie i poczucie własnej godności oraz akceptowania samej siebie.
Jednak mimo tych pozytywnych rezultatów w mojej świadomości, zasadniczo stosunki
nie uległy zmianie. W dalszym ciągu byłam zmuszona rozprawiać się z tymi samymi
problemami. W ten sposób poznałam pewnego dnia czerwoną nić, która ciągnęła
się przez całe
me życie. Od tego momentu wiedziałam, iż mój problem ma karmiczną podstawę. W
związku z
tym poddałam się terapii reinkarnacyjnej, gdzie te przypuszczenia zostały
potwierdzone".
Powrót do poprzedniego wcielenia
"Jestem młodą, może dwudziestoletnią, kobietą i żyję we Włoszech, w Toskanii.
Moja
rodzina jest bardzo wytworna. Należymy do szlachty, jednak nie do arystokracji.
Jestem pełna
wdzięku, nieśmiała, powściągliwa, ale niespecjalnie piękna, a do tego jeszcze
usposobiona
artystycznie, uczuciowo, współczująco i społecznie. Mam dwie starsze siostry.
Jedna jest
prawdziwą pięknością, ale zimna i egoistyczna. Podziwiam ją potajemnie,
aczkolwiek ona
traktuje mnie pogardliwie.
Pewnego dnia zostaliśmy zaproszeni na wielki bal. Odbywał się on w domu
francuskiej
rodziny szlacheckiej. Znajdowałam się z moją siostrą w sali balowej. Wyglądała
pięknie, ale też i
ja w swojej kosztownej toalecie byłam bardzo piękna. Czułam się bardzo dobrze.
Nagle
zostałyśmy pozdrowione przez przystojnego młodego mężczyznę. Przedstawił się
jako syn
właścicieli domu. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, lecz on
interesował się tylko
moją siostrą. Poprosił ją do tańca i można się było dokładnie zorientować, jak
bardzo podnieca
go jej chłodny dystans.
Smutna patrzyłam na tych dwoje tańczących. Miałam nadzieję, że ów młody
mężczyzna
wyczuje zimną i wyrachowaną naturę mojej siostry i nie zakocha się w niej.
Wiedziałam, że ona
igra z uczuciami mężczyzn. Nie mogła go uszczęśliwić, do tego ja byłam powołana!
A jednak udało się mojej siostrze uwieść go. Zawsze dostawała to, co chciała!
Próbowałam tego młodego człowieka bronić przed nią, lecz on wyśmiał mnie i
sądził, że jestem
tylko zazdrosna. Czułam się przydybana i upokorzona. Wkrótce potem poślubił moją
siostrę. Ona
przeniosła się do niego do Francji, ja pozostałam w domu moich rodziców we
Włoszech.
Pewnego dnia otrzymaliśmy wiadomość, że ojciec młodego szlachcica umarł.
Udaliśmy się w
podróż do Francji, aby wziąć udział w pogrzebie. Strasznie się bałam ponownie
spotkać tego
młodego człowieka, gdyż wciąż jeszcze kochałam go.
W czasie naszych odwiedzin szybko zorientowałam się, że młody szlachcic jest
nieszczęśliwy. Moja siostra tyranizowała go. Trwoniła jego pieniądze i miewała
stosunki z
innymi mężczyznami. Ponieważ był o wiele słabszy i bardzo wrażliwy, nie mógł się
bronić przed
jej postępowaniem. Trzymała go całkowicie w garści, natomiast on był wobec niej
całkowicie
uległy i unikał jakiejkolwiek konfrontacji.
Pewnego dnia spostrzegłam, że mój szwagier już od rana pije. W jego pokoju
znalazłam
w szufladzie różne trunki. Byłam przerażona i odczułam potrzebę dopomożenia mu.
Ale było mi
wstyd, ponieważ nie uprawniona przeszukałam jego szufladę, co przemilczałam. W
jakiś czas
potem wróciłam z rodzicami do Włoch.
Minęło kilka lat. Jestem wciąż jeszcze niezamężna i ciągle żyję w domu rodziców.
Pewnego dnia otrzymałam list od siostry. Prosiła mnie usilnie, bym przyjechała
do Francji. Była
bardzo chora, a jej mąż nie mógł się nią opiekować. Aczkolwiek nie ceniłam
specjalnie mojej
siostry, czułam się zobowiązana zastosować się do jej życzenia. Pojechałam więc
do Francji. Po
przybyciu na miejsce udałam się natychmiast do jej pokoju. Znalazłam ją bardzo
mizerną i
osłabioną. Opowiedziała mi, że wydała na świat dziecko, które jednak po ciężkim
porodzie
umarło. Później zorientowałam się, że zostałam przez nią okłamana. Oczekiwała
dziecka od
innego mężczyzny i przy próbie przerwania ciąży była bliska śmierci.
Poszukałam szwagra i znalazłam go w jego pokoju całkowicie pijanego. Ucieszył
się
jednak, gdy mnie zobaczył i prosił, abym pozostała tam, gdyż ani on, ani moja
siostra nie byli w
stanie zajmować się domem i służbą. Jakkolwiek zdawałam sobie sprawę z tego, jak
wielki ciężar
biorę na siebie, zgodziłam się z miłości do niego.
Stałam się więc dziewczyną do wszystkiego. Starałam się utrzymać dom w porządku,
nadzorować personel, grać rolę pielęgniarki i towarzyszki mojej siostry oraz
troszczyłam się o
mojego zawsze pijanego szwagra.
On był przekonany, iż moja siostra nigdy nie wróci całkowicie do zdrowia. Była
prawie
zawsze za słaba, aby wstać, i cały czas leżała w łóżku. Jej stan czynił ją
niezadowoloną i
grymaśną. Zamieniała się w rodzaj złej jędzy i szykanowała mnie z czystej
złośliwości. Znosiłam
jej zachowanie, ponieważ chciałam być w pobliżu szwagra. Mijały lata i szwagier
okazywał mi
coraz więcej zainteresowania. Żył całkowicie zamknięty w sobie, jedynie ze mną
przebywał
chętnie i prowadziliśmy długie rozmowy. Czuł się rozumiany przeze mnie. W
całkowitej
tajemnicy zaistniał między nami cierpiętniczy stosunek.
Stan zdrowia siostry pogarszał się coraz bardziej. Odczuwałam wobec niej
jednocześnie
współczucie i niechęć. Czasem przyłapywałam się na myślach, że chciałabym, by
umarła.
Chętnie rozpoczęłabym z moim szwagrem życie od początku. Byłam całkowicie
przekonana, że
byłby ze mną szczęśliwy. Czas płynął, lecz nic nie zmieniało się w naszym
położeniu. Byłam
szczęśliwa, że szwagier odwzajemniał moją miłość i nieszczęśliwa ze względu na
nasze
potajemne stosunki. Pewnego dnia ustaliłam, iż jestem w ciąży. A przecież, moi
przyjaciele,
oczekiwanie dziecka od mężczyzny, którego kochałam, ze względu na nasz stan
musiało być
ukrywane. Szwagier był zrozpaczony. On również cieszył się z naszego dziecka,
lecz nie widział
wyjścia. Byliśmy oboje zbyt tchórzliwi, aby ujawnić nasz stosunek. Najlepszy
byłby mój wyjazd,
lecz nie mogłam się zdobyć na pozostawienie go. Mogłam jeszcze ukrywać
brzemienny stan przy
pomocy odzieży, ale już niedługo każdy będzie mógł dostrzec, że jestem przy
nadziei. Mój
brzuch był coraz większy, ja zaś miałam uczucie, że siostra zaczyna się czegoś
domyślać.
Sytuacja się zaostrzała.
Szwagier znów zaczął pić. Uciekał w świat swoich lęków i zostawiał mnie samą
sobie.
Pewnego dnia usłyszałam krzyki dochodzące z pokoju siostry. Pędzę schodami do
góry i jestem
świadkiem straszliwej kłótni. Ona wie o naszym stosunku i żąda od szwagra, bym
natychmiast
opuściła ten dom. Nagle woła głośno o pomoc. Otwieram drzwi i wpadam do pokoju.
Mój
szwagier, który jest całkowicie pijany, stracił panowanie nad sobą i próbował ją
udusić przy
pomocy poduszki. Ten widok jest dla mnie szokiem i stanęłam jak osłupiała. Gdy
odzyskałam
panowanie nad sobą, siostra leżała nieruchomo w łóżku. Szwagier wyczerpany
opuścił pokój.
Podchodzę bliżej i ściągam z jej twarzy poduszkę. Ona nie żyje, myślę. W
przekonaniu,
że szwagier ją zamordował, popadam w panikę. On zostanie skazany jako morderca,
a ja nie będę
go oglądała. On musi uciekać i to natychmiast, postanowiłam. Wydawało mi się
to jedynym
rozwiązaniem. Gorączkowo rozważam, dokąd on może się udać. Muszę go z pewnością
wysłać,
zanim morderstwo zostanie wykryte. Idę do pokoju szwagra. Całkowicie apatyczny
leży na
kanapie i chociaż ledwo sam może mówić, rozumie, co chcę mu powiedzieć.
Nagle widzę drogę wyjścia. W mojej ojczyźnie pewien mój daleki krewny jest
opatem
odległego klasztoru. Tam może się schronić! Piszę list do tego opata, w którym
proszę o
udzielenie szwagrowi schronienia. Jak opętana przygotowuję ucieczkę mojemu
ukochanemu.
Pakuję mu najpotrzebniejsze rzeczy i prowiant, robię szkic położenia klasztoru i
siodłam konie.
Gdy byłam pewna, że nie ma w pobliżu żadnego służącego, wyprowadziłam mojego
szwagra.
Opuściliśmy dom przez tylne drzwi. Na zewnątrz panowała ciemna noc. Idziemy
cicho do stajni.
Ja płaczę, a szwagier bierze mnie w ramiona. Gdy się to znów uspokoi,
przyjedziesz i
wyprowadzisz mnie z klasztoru. Przeniesiemy się do innego kraju i zaczniemy wraz
z naszym
dzieckiem nowe życie. Wsiadł na konia, ja dałam mu szkic i list. Kocham cię i
będę każdego
dnia czekał na ciebie, zapewnił mnie na pożegnanie i odjechał. Patrzę za nim,
aż zniknął w
ciemnościach nocy.
W domu ustaliłam, co muszę następnie czynić, by zatuszować morderstwo.
Jakkolwiek
byłam już całkowicie wyczerpana, musiałam udać się do pokoju siostry, żeby
usunąć ślady walki.
Zbliżam się do jej łóżka. Poduszka zakrywała jeszcze połowę jej twarzy. Podnoszę
ją do góry, by
nią wstrząsnąć i wsunąć pod jej głowę. Wszystko ma tak wyglądać, jak gdyby
zmarła śmiercią
naturalną. Ponieważ była już tak długo chora, może lekarz nie wysunie żadnych
podejrzeń. Gdy
chciałam ułożyć ją w normalnym położeniu, dostrzegłam, że bardzo lekko oddycha!
W nieopisanej panice wybiegam do mojego pokoju, zamykam się i padam
nieprzytomna.
Gdy obudziłam się, był już jasny dzień. Z przemęczenia i rozpaczy jestem prawie
niezdolna do
zebrania myśli. Nagle ktoś puka do drzwi. Kto tam?, pytam przerażona.
Rozpoznałam głos
lekarza i wpuściłam go do środka. Natychmiast zorientował się, w jak złym stanie
się znajduję.
Dał mi środek na uspokojenie i wysłał pokojówkę po śniadanie, potem usiadł i
zrelacjonował mi
swoją wizytę u siostry. Ona jest wprawdzie bardzo osłabiona, ale opowiedziała mu
o próbie
morderstwa. Obwiniła również mnie jako pomocnicę. Lekarz uważał za swój
obowiązek
porozumieć się z policją. Chociaż do tej pory nie mogę znaleźć żadnego dowodu
potwierdzającego oświadczenie pani siostry, muszę zastosować się do jej
życzenia. Ona upiera
się, aby panią i pani szwagra wskazać jako morderców.
Położenie wydaje mi się bez wyjścia. Ucieczka szwagra będzie dodatkowo
wzmacniała
podejrzenie, a moja ciąża była oczywistym motywem. Również mnie pozostawała
natychmiastowa ucieczka. Chcę z nim i z moim dzieckiem żyć na wolności, to
była ta myśl,
która dała mi siłę decydować się na wszystko. Ulżyło mi to, że morderstwo nie
doszło do skutku i
cieszyłam się, iż będę mogła odwiedzić niezwłocznie szwagra w jego kryjówce.
Także ja
zapakowałam tylko najpotrzebniejszą odzież i jedzenie, założyłam na siebie
lekką, ciepłą
narzutkę i niepostrzeżenie opuściłam dom. Mój stan nie pozwalał mi na jazdę
konną.
Zagrażałoby to dziecku. Idę więc pieszo i mam nadzieję nająć na kilka dni powóz.
Kiedy było jeszcze jasno, znalazłam się na właściwej drodze w pobliskim lesie.
Tu nikt
nie będzie szukał kobiety w zaawansowanej ciąży. Gdy się ściemni, wejdę znów na
gościniec. W
ten sposób przez kilka dni nie będę odnaleziona. Jak się spodziewałam, po
niecałym tygodniu
przejeżdżał obok powóz, jadący w kierunku południowym. Z uczuciem ulgi wsiadłam
do niego i
wracałam do mojej ojczyzny.
Aby wejść do domu, znów czekam, aż się ściemni. Nie chciałam być przez nikogo
widziana, gdy będę szukała rodziców. Zapewne otrzymali już od siostry wiadomość,
być może
szuka mnie także już tutaj policja. Gdy zapadł zmierzch, wśliznęłam się przez
służbowe wejście
do domu rodziców. Wchodzę do pokoju mojej matki, która zbladła ze strachu, gdy
mnie ujrzała.
Jak to przewidywałam, rodzice wiedzą już o wszystkim.
Matka jest bardzo smutna z powodu tego nieszczęścia, które wtargnęło do naszej
rodziny.
Powiedziała mi, że ojciec chce mnie natychmiast wydać policji, gdy tylko pojawię
się w domu.
Ale matka kocha mnie jak przedtem. Kazała mi wziąć gorącą kąpiel w jej łazience,
przyniosła mi
świeżą odzież i coś do jedzenia. Mogłam tę noc spędzić w jej pokoju, ale znów
musiałam opuścić
dom, zanim obudzi się służba.
O świcie ubieram się i rozstaję z matką. Dała mi trochę pieniędzy i wyśliznęłam
się znów
na zewnątrz. Z bolącym sercem żegnam się z moim ukochanym domem, którego już
nigdy nie
ujrzę.
Ponieważ od kilku dni po raz pierwszy dobrze się wyspałam i najadłam, czułam się
bardzo uspokojona. Udaję się na polną drogę i wędruję na południowy zachód,
gdzie znajduje się
klasztor, w którym ukrywa się szwagier. Z powodu ciężaru dziecka, które znajduje
się w moim
brzuchu, posuwam się wolno do przodu. Pieniędzmi matki mogę jednak opłacić
nocleg i jedzenie
u rolnika albo w gospodzie. Czyni to mój uciążliwy, pieszy marsz nieco lżejszym.
Ponieważ w
tej pustej okolicy nie jeżdżą powozy, potrzeba mi kilku tygodni, aby dotrzeć do
klasztoru.
Wreszcie docieram tam i pełna radości pukam do drewnianych drzwi. Otwiera mi
jakiś mnich.
Jest bardzo zdziwiony tak niezwykłym gościem, ale wyraża jednocześnie gotowość
przyprowadzenia opata. Szczęśliwa padam na ławkę na podwórku klasztoru i czekam.
Opat
pozdrowił mnie przyjaźnie, a ja wyjaśniłam mu przyczyny przybycia. Ledwo mogę
doczekać się
mojego ukochanego. Gdy jednak opat wahał się, zorientowałam się, że coś się tu
nie zgadza. Po
długim milczeniu poinformował mnie, że szwagier wstąpił do zakonu i chce zostać
mnichem.
Jestem przerażona.
Gdy znów odzyskałam mowę, proszę go zapłakanym głosem, abym mogła sama
porozmawiać ze szwagrem. Opat okazał mi współczucie i posłał jednego mnicha, by
go
przyprowadził. Po pewnym czasie mnich wrócił i powiedział mi, że szwagier nie
chce mnie
widzieć. On zdecydował się czynić pokutę i resztę swojego życia spędzić w
klasztorze, dlatego
też nie chce ze mną rozmawiać. Jak ogłuszona opuściłam klasztor. Usiadłam na
pniu drzewa i
płakałam aż do zmroku. Dziecko rusza się w moim brzuchu i wiem, że nigdy nie
będzie ono
miało swojego domu. Drogę do rodzinnego domu mam zamkniętą, mój ukochany
porzucił mnie,
pieniądze są na wyczerpaniu. Dokąd mam się udać? Co mam począć ze sobą i
dzieckiem?
Rodziła się we mnie rozpacz i nieprzytomna złość. Ślepa nienawiść do szwagra
objęła mnie w
posiadanie. Bez celu błądziłam po nocy. Nagle stanęłam nad głębokim wąwozem.
Przede mną
prostopadła przepaść słabo oświetlona przez księżyc. Widzę tę głębię. Z dala
dociera do mnie
szum górskiego strumienia. Długi czas stoję i wpatruję się w tę głębię. Łzy
spływają mi po
twarzy i modlę się. Potem proszę moje dziecko o wybaczenie i śpiewam mu ostatnią
i jedyną
pieśń, którą jego matka powinna mu śpiewać. Z tą smutną pieśnią na ustach skaczę
w przepaść -
oboje jesteśmy nieżywi".
Analiza
W opisanym wyżej wcieleniu Krystyna została gorzko rozczarowana przez mężczyznę.
W
odróżnieniu od chwiejnego charakteru jej ówczesnego ukochanego, posiadała ona
bardzo mocną
osobowość i zdolność kochania. Znalazło to swój wyraz w tym, że w chaotycznych
stosunkach w
domu swojej siostry przyjęła na siebie rolę pomocnicy. Krystyna wzięła na siebie
wielki ciężar.
W jej własnej strukturze osobowości zdolność do bezinteresowności, miłości
bliźniego oraz
poświęcenie nie są jeszcze wyzwolone, tzn. Krystyna ma jeszcze do opanowania nie
wykonane
zadanie badawcze. To zadanie badawcze znajduje swój wyraz w jej świadomości i
braku
poczucia własnej wartości. Krystyna czuje się poddaną siostry. Jako kobieta
uważa się za mniej
wartościową niż siostra, aczkolwiek doskonale zna jej słabe punkty.
Ów kompleks mniejszej wartości ujawnia się bardzo dokładnie w momencie, gdy
Krystyna zakochała się w młodym szlachcicu i jednak natychmiast się wycofała,
gdy ten
zainteresował się jej siostrą. Krystyna cierpi i wycofuje się. W czasie tego
wcielenia krystalizuje
się bardzo jasno, jak Krystyna coraz mocniej rozpracowuje "swój temat". Wplątuje
się w
skomplikowany stosunek miłosny z partnerem, który wprawdzie jej miłość
odwzajemnia, lecz
jest zbyt słaby i egoistyczny, aby w pełni odpowiedzialnie i w sposób prawy dać
wyraz swoim
uczuciom. Również on jest uwikłany w swoją karmę i znajduje się w sytuacji,
która musi się
nieuchronnie zaostrzyć. Jego rzeczywista ucieczka, brak odpowiedzialności i
egoizm wychodzą
na jaw, gdy porzuca Krystynę krótko przed urodzeniem wspólnego dziecka. Tym
samym
wprowadza ją na drogę bez wyjścia. Krystyna nie może się przeciwstawić ani
swojemu
ukochanemu, ani rodzicom, ani społeczeństwu, unika więc konfrontacji i wybiera
śmierć. Gdyby
Krystyna posiadała poczucie własnej wartości, oceniłaby swoje położenie całkiem
inaczej i
odpowiednio do tego również inaczej by się zachowała.
Zadanie badawcze Krystyny w tamtym wcieleniu nie zostało jeszcze zakończone,
podejmuje je ona ponownie w obecnym życiu. Szuka partnera, z którym jednak obawa
związania
się wynika z jej poczucia mniejszej wartości, kompleksu mniejszej wartości wobec
mężczyzn.
Stale powtarza sytuację, w której zostaje porzucona, gdy ma partnera i powinno
dojść do
trwałego związku. Również nie przetworzona złość i rozpacz wypływają na
powierzchnię w tych
dezintegrujących stosunkach. Dlatego nosi ona w sobie w tym życiu poczucie winy
(wobec siebie
samej i nie narodzonego dziecka), bowiem w omówionym tu wcieleniu stosunki
między matką i
dzieckiem zostały przez nią zawinione. Dlatego w teraźniejszym życiu tak bardzo
pragnie tego,
aby ofiarować dziecku życie i dać mu miłość matczyną, którą wtedy czuła w sobie,
a która
jednak wskutek okoliczności nie mogła być urzeczywistniona.
Jak widać w przypadku Krystyny, karmiczny wzorzec ciśnie bardzo silnie na
rozwiązanie,
które doprowadziłoby do tego, by nasilenie jej cierpień w obecnym życiu nie
pogłębiało się
więcej.
Wyniki leczenia
Terapia reinkarnacyjna Krystyny trwała mniej więcej rok. W tym czasie
przetworzyła ona
opisane wyżej wcielenie, jak również kilka innych, które także łączyły się z
owym zespołem
tematów. Mogła przezwyciężyć uczucie mniejszej wartości, pozbyła się nieufności
wobec
mężczyzn oraz obawy, że zostanie porzucona. Rozpłynął się również jej lęk
egzystencjalny, gdy
zrozumiała, że - po pierwsze - w obecnej rzeczywistości potrafi sobie bardzo
dobrze radzić i - po
drugie - że są partnerzy, którzy mają poczucie odpowiedzialności za dziecko i
kobietę.
Zrozumiała, iż warta jest tego, aby pokochał ją mężczyzna, który spełni jej
wymagania, a ona
całą swoją istotą odpowie w ten sam sposób.
Rok po ukończeniu terapii Krystyna poznała swojego dzisiejszego męża. Rok
później
wyszła za mąż i wkrótce urodziła dziecko. Krystyna czuje się dzisiaj, jakby
uwolniła się od
wielkiego ciężaru i wiedzie harmonijne oraz szczęśliwe życie.
Przypadek 2. Fenomen głosowy.
Pierwszy powrót do poprzedniego wcielenia: śmierć w jaskini żmij, Południowa
Ameryka
w indiańskim buszu, czas nieokreślony. Drugi powrót: śmierć przez ścięcie,
Francja w czasie
rewolucji francuskiej (1789 - 1799). Relacja Reinera A., 27 lat, studenta
śpiewu, nieżonatego.
Sytuacja przed powrotem do dawnego wcielenia
Reiner relacjonuje, że już jako dziecko radował się bardzo śpiewem. Posiadał
przepiękny
głos i śpiewał publicznie w różnych chórach. W wieku dwunastu lat nagle całkiem
stracił głos.
Od tego momentu ulegał on przez całe lata wielu najróżnorodniejszym chorobom
szyi, krtani,
szczęk, przełyku itp. Jego fizyczne cierpienia uczyniły mu z życia na ponad
dziesięć lat piekło.
Do tego doszło duchowe obciążenie i ból, że nie będzie mógł nigdy śpiewać, co
ostatecznie
prowadziło do ciężkiej depresji.
Udał się do jednego z niezliczonych terapeutów. Jednak w niewyjaśniony sposób
stan
Reinera pogarszał się coraz bardziej. Pewnego dnia stracił również słuch. Jego
ciężkie położenie
zmuszało go do chodzenia od jednego lekarza i terapeuty do następnych. W ten
sposób pewnego
dnia poddał się terapii reinkarnacyjnej. Dalszymi symptomami, które wydawały się
wskazywać
na nie przetworzone przeżycia z wcześniejszego wcielenia, były różne
wyolbrzymione i
częściowo nierealistyczne lęki, którymi reagował w przypadku dotknięcia jego
szyi.
Przykładowo, wpadał po prostu w panikę, gdy ktoś dotknął z tyłu jego szyi albo
chciał objąć go
ramieniem. Ponadto często miał duże trudności u dentysty z otworzeniem ust i
nierzadko w
takich i podobnych sytuacjach następował u niego szczękościsk.
Reinera prześladował narastający lęk przed żmijami i innymi gadami. Obrazy żmij
wywoływały w nim długotrwały i głęboki wstręt i odrazę. Jego reakcje uderzająco
przekraczały
normalną miarę strachu przed żmijami i pająkami.
W naszych rozmowach Reiner opowiadał, że podczas terapii reinkarnacyjnej
przypominał
sobie więcej wcieleń pozostających w ścisłym związku z okolicami szyi i ze
śpiewem. W
nawiązaniu do nich zrelacjonował dwa powroty, w których "czerwona nić" między
jego
problemami z głosem w obecnym życiu może być szczególnie wyraźnie dostrzeżona.
Pierwszy powrót
"Widzę się jako mała dziewczynka, mniej więcej dziesięcio - dwunastoletnia. Moje
włosy
są czarne i dosyć potargane. Mam na sobie prostą, podobną do worka, krótką
sukienkę z grubego
materiału. Jestem sama w gęstej puszczy. Wokół mnie wysokie drzewa i
nieprzenikniona
gęstwina. Z małego wzgórza widzę polanę. Chodzi o miejsce religijnego kultu
indiańskiego.
Indianie poustawiali tu swoje świętości - drewniane rzeźby z wielkimi oczami i
ustami. Usta tych
figur mają zęby. Między brwiami znajduje się tak zwane trzecie oko, w które
powkładane są
diamenty i inne kamienie szlachetne wielkiej wartości. Statuy symbolizują bóstwa
miejscowych
plemion.
Na pagórek zakradłam się w zamiarze kradzieży tych szlachetnych kamieni. Wiem,
że
miejsca kultu są surowo strzeżone i znane mi jest niebezpieczeństwo, jakie mi
grozi. Każdy, kto
hańbi indiańskie świętości, jest karany śmiercią.
Rozglądając się dookoła, idę cicho, ostrożnie do jednej statuy. Prostuję się,
aby uchwycić
kamień z trzeciego oka i wyjąć go. To udaje mi się także. Gdy opuszczałam z
powrotem rękę,
zawiesiłam się swoją narzutką na ostrych zębach rzeźby. Przepełniona strachem
próbowałam
wracać. Nagle z lasu, który otaczał polanę, wyłonili się różnokolorowo
pomalowani Indianie,
ozdobieni piórami i różnymi kamieniami.
Zdrętwiałej ze strachu udaje mi się jeszcze ukradzione diamenty schować szybko
do ust.
Ale Indianie zauważyli kradzież i natychmiast dostrzegli, że kamienie próbuję
ukryć w ustach.
Nie mam żadnej szansy ucieczki.
Jeden Indianin zażądał ode mnie natychmiastowego zwrotu diamentu. Jednak w mojej
dziecinnej nadziei, że uda mi się uciec, kręcę przecząco głową i bronię się
przed otworzeniem
ust. Dwaj silni Indianie chwytają mnie za ręce i mocno trzymają, trzeci
natomiast odgiął mi
głowę do tyłu i ścisnął nos. Wiję się z całej siły, usiłuję się uwolnić. Czwarty
Indianin podszedł
do mnie z przodu. W jednej ręce trzymał zaostrzony kawałek drzewa, w drugiej
duży kamień.
Zaostrzony kij wsadził mi między zęby, rozwarł siłą szczęki, wyjął diament z
moich ust, a obu
pozostałym, którzy wciąż jeszcze trzymali mnie za ramiona, wydał rozkaz
zastosowania wobec
mnie kary. Obaj Indianie odprowadzili mnie stamtąd i wrzucili do jaskini pełnej
żmij.
Sparaliżowaną z przerażenia, dotykają mnie, groźnie syczą wokół. Na nogach czuję
ich zimne
ciała. Ten widok i kotłowanina pełzających i syczących wokół mnie zwierząt
doprowadza mnie
do obłędu. Nagle czuję, jak ciężka, gruba żmija wspina się na mnie. Wiem, że
zaraz będę
umierała. Centymetr po centymetrze ta wielka żmija sunie do góry. Jak
sparaliżowana
przeżywam owo przerażające zdarzenie, aż jej głowa wysunęła się ponad moje
barki. Swoim
grubym ciałem owinęła się wokół mojej szyi i udusiła mnie. Śmierć przyjęłam po
tych pełnych
grozy przeżyciach jako prawdziwe wyzwolenie".
Drugi powrót
"Znajduję się w wytwornym salonie w towarzystwie francuskiej szlachty i daję
występ
wokalny. W kosztownej sukni stoję obok fortepianu i śpiewam.
Nagle słychać z zewnątrz straszliwy tumult. Krzyki dochodzą do tego
pomieszczenia,
drzwi otwierają się gwałtownie i do środka wpada dzika, uzbrojona tłuszcza.
Szlachta zostaje
przez powstańców okrutnie wyrżnięta.
Nagle kilku rewolucjonistów dostrzegło i otoczyło mnie. Przyglądają mi się
pożądliwie i
stroją sobie ze mnie ordynarne żarty. Staję się obiektem sadystycznej zabawy i
ogólnego
szyderstwa. Przywódca tej strasznej bandy podszedł do mnie, pogroził mi szablą i
polecił
zaśpiewać. Stałam śmiertelnie przerażona. Wszędzie w sali leżą krwawiące ciała
gości
wieczornego spotkania, z których część jęczy i rzęzi. Sfora czeka na mój występ.
Drżącym
głosem śpiewam bez fortepianu pośród jęków i lamentów rannych. Mój śpiew brzmi
tak cienko i
słabo, że powstańcy trzęsą się ze śmiechu, drwią i naśmiewają się ze mnie. Mają
zabawę z mego
upokorzenia i udręki. Ja się wstydzę, trzęsę się i szlocham tak, że całe moje
ciało drży. Gdy nie
mogłam wydobyć z siebie już głosu, przywódca tego ludowego powstania szablą
odciął mi
głowę".
Analiza W obu wcieleniach naruszona została szyja - raz przez uduszenie, raz
przez
ścięcie głowy. Wyjaśnia to nadwrażliwość, jaką Reiner okazywał w tym życiu już
od wczesnej
młodości dla szyi, gardła i zębów (rozwarcie szczęk przez Indianina w puszczy).
Również we
francuskim wcieleniu obdarzony był śpiewaczym talentem. Okrutne przeżycie z
rewolucjonistami spowodowało głębokie urojenia, które stały się przyczyną, iż
również w tej
egzystencji wykonywanie śpiewu zostało zakłócone.
W swoim obecnym życiu Reiner podjął ponownie nie rozwiązany temat. Już jako
dziecko
ujawniał talent śpiewaczy i chciałby go urzeczywistniać. Nagła utrata głosu i
inne fizyczne oraz
psychiczne symptomy zmuszały go, po prostu, do zajęcia się tymi elementami
swojego ciała.
Ponieważ Reiner w obu dotychczasowych wcieleniach na skutek gwałtownego urazu
szyi
utracił życie, nie miał możliwości przetworzenia urazowych przeżyć, dlatego też
musiał uzyskać
możliwość wyciągnięcia owej problematyki na zewnątrz. Docierała do niego z
jednej strony
przez wolę śpiewania, a z drugiej przez ściśle z nią związane fizyczne
nasilające się cierpienia,
które przeszkadzały urzeczywistnieniu jego chęci. Z powodu tych uzewnętrznianych
uporczywie
fizycznych oraz duchowych problemów, których tradycyjnymi metodami nie można
było
wyleczyć, Reiner został zmuszony zająć się nimi głębiej. Ostatecznie dotarł on
do karmicznych
korzeni swojego problemu, mianowicie, do wiedzy, że ma nagromadzonych w sobie
więcej
wcieleń. Również ta niezwykła obawa przed żmijami została w związku ze śmiercią
w jaskini
wyjaśniona.
Reiner opowiadał o dalszych interesujących fenomenach ze swojego życia, których
wyjaśnienie znalazło się we wcieleniu z okresu rewolucji francuskiej. Jego
nauczyciela muzyki
zastanawiało, iż zawsze cofał się do tyłu, gdy śpiewał obok pianina lub
fortepianu. Aczkolwiek
publiczne śpiewanie sprawiało mu wielką radość, odczuwał zawsze nie wyjaśnioną
potrzebę
cofania się. Znów w tym przypadku dostrzegam paralelę do przeżyć francuskiej
śpiewaczki,
zmuszanej przez swoich morderców do śpiewania. Owa zmora zachowała się w duszy
Reinera.
W każdym razie, gdy śpiewał przed publicznością, wkraczało nie uświadomione
wspomnienie
tamtej sytuacji i powodowało tak samo nie uświadomiony impuls cofania się przed
zagrożeniem.
Po powrocie do opisanego wcielenia zaniknęła całkowicie potrzeba cofania się.
Rezultat leczenia
Prócz zaniknięcia opisanych już symptomów, Reiner po zakończeniu terapii znowu
mógł
śpiewać. Faktycznie odzyskał on w pełni swój głos, tak że mógł podjąć studia
wokalne. Opisane
powroty do dawnych wcieleń miały miejsce już wiele lat temu. Reiner nie miał
więcej
podobnych problemów albo zachorowań w tym zakresie. Jest on nadzwyczaj
utalentowany i
śpiewa już od dłuższego czasu publicznie z dużymi sukcesami.
Przypis Jakiś czas po powrocie do indiańskiego wcielenia Reiner znalazł artykuł
w
pewnym fachowym czasopiśmie, poświęcony życiu południowo-amerykańskich szczepów
tubylczych. Opisane tam miejsca kultu i zwyczaje religijne zgadzały się co do
szczegółu z
przeżyciami, które sobie przypomniał. Również dzisiaj zbezczeszczenie posągów
bogów karane
jest śmiercią w wąwozie żmij. Można sobie wyobrazić, jak Reiner był zaskoczony
tym
dodatkowym dowodem swych przeżyć.
Przypadek 3. Karmiczny wzór samozaparcia.
Wcielenie w Grecji w czasach antycznych, w nieokreślonym europejskim kraju
podczas
inkwizycji i we Francji w czasie rewolucji francuskiej (1789-1799). Relacjonuje
Andrea R., 40
lat, malarka, zamężna, troje dzieci.
Sytuacja przed powrotem
W rozmowach o jej przeżyciach we wcześniejszych wcieleniach Andrea opowiadała
mi,
iż zetknęła się z kilkoma inkarnacjami natury bardziej lub mniej dramatycznej, z
których
wszystkie miały wspólne konsekwencje dla jej obecnego życia. Mówiąc prościej,
można by wzór
karmiczny, który opanował Andreę przed terapią reinkarnacyjną, opisać przy
pomocy pojęć:
samozaparcie, dostosowanie, podporządkowanie, trudności w podejmowaniu decyzji,
a
jednocześnie wewnętrzny bunt przeciwko swojemu zachowywaniu się.
Andrea od dziecka podporządkowywała się życzeniom i wymaganiom ludzi, z którymi
była związana uczuciowo. Zawsze czyniła to, czego inni od niej wymagali, jednak
zawsze
zdawała sobie sprawę z tego, iż zapiera się własnej tożsamości i własnych
potrzeb. Wewnętrznie
buntowała się przeciwko swojemu uległemu zachowaniu i bardzo ubolewała nad jego
skutkami.
I tak na przykład nie osiągnęła zawodu, którego chciała się właściwie wyuczyć,
lecz ten,
który odpowiadał rodzicom. Po zakończeniu nauki bardzo szybko wyszła za mąż i
zrezygnowała
z jego wykonywania. Również ta rezygnacja stała w wyraźnej sprzeczności z jej
właściwym
wewnętrznym życzeniem. Z upływem lat jej stosunek do męża stał, się wysoce
problematyczny,
gdy również musiała mu się podporządkować i nie mogła urzeczywistniać się tak,
jak
odpowiadało to jej osobowości. Andrea opisała swoje podstawowe, życiowe uczucia,
które przez
lata decydowały o tym, że zawsze czuła się obca i nie na swoim miejscu, zawsze
czuła się jak
autsajderka. Jakkolwiek cierpiała nad tym, to jednak w nie wyjaśniony sposób
była bardzo ufna.
Trudności stały się dla Andrei powodem do szukania pomocy i możliwości ich
rozwiązywania u różnych terapeutów. Na tej drodze doszła do przekonania, że
korzenie jej
problemów tkwią gdzieś w odległej przeszłości. Podczas najróżnorodniejszych
psychoterapii
Andrea dochodziła do granicy, której przekroczenie było całkowicie niemożliwe.
Postępy i
rezultaty leczenia nie zadowalały jej, szukała więc jakiejś efektywnej
możliwości na gruncie,
gdzie można by rozwiązać problemy i trudności związane z jej sposobem
postępowania.
Możliwość taką znalazła wreszcie w terapii reinkarnacyjnej, dzięki której mogła
stać się
człowiekiem takim, jakim w rzeczywistości jest.
Następnie Andrea relacjonowała niektóre związki karmiczne, odnalezione w swoich
powrotach do poprzednich wcieleń.
Pierwszy powrót
"Znajdowałam się w antycznej Grecji. W tamtym życiu byłam inkarnowana jako
chłopiec
i dowiedziałam się, co oznacza przeżyć życie, które nie jest moim własnym
życiem. W wieku
mniej więcej siedmiu lat obiecałam umierającej matce zostać kapłanem. Na
podstawie mojej
przychylności i sytuacji, w jakiej złożyłam obietnicę, weszłam ochoczo na drogę,
która była
jednak sprzeczna z moją wewnętrzną istotą i nie odpowiadała absolutnie moim
wyobrażeniom o
przyszłości. Natychmiast dostrzegłam, że jedynie na skutek emocjonalnego
przywiązania do
matki będę musiała zrezygnować z własnego życia. Ale matka nie żyła i stąd też
nie mogłam
wycofać się z ówczesnej obietnicy.
W wieku dwunastu lat wstąpiłam do zakonu. Czułam się bardzo nieszczęśliwa i
czułam,
że właściwie znajduję się w całkowicie chybionym miejscu. A przecież odrzucałam
tę myśl i
pozostawałam w zakonie. Na podstawie "dobrowolnego przymusu", na drodze
zakonnej,
uczyłam się podporządkowania i posłuszeństwa. Doświadczyłam osobiście, jak
ciężko jest
pogwałcić własną wolę i musieć żyć.
Do wieku dorosłego podciągnęłam się w owych ciężkich ćwiczeniach i egzaminach,
które
powinny ze mnie zrobić kapłana. Wreszcie byłam tak zaawansowana w edukacji, że
mogłam
wziąć udział w postępowaniu inicjacyjnym na przyszłego duchownego. Wybrani do
czekających
ich obowiązków uczniowie zostali przygotowani do ciężkich doświadczeń. Tylko ci,
którzy
sprostają twardym wymaganiom, będą mogli później założyć szaty kapłańskie. W ten
sposób
osiągnęłam znaczną wiedzę duchową. W związku z wtajemniczeniem na kapłana
musiały być
przeprowadzone określone próby odwagi. Zaczęłam się wobec tego faktu buntować.
Mój opór
wewnętrzny był tak silny, że otwarcie przeciwstawiłam się egzaminowi, aczkolwiek
było mi
wiadomo, w jakie wkraczam niebezpieczeństwo. Opór wobec inicjacji karany był
śmiercią. Moi
nauczyciele żądali ode mnie, abym jeszcze raz dokładnie przemyślała decyzję.
Ponieważ
rozumiałam, iż doświadczenia duchowe, którym podlegałam podczas kształcenia,
były dla mnie
bardzo ważne i pełnowartościowe, popadłam w pewnego rodzaju wewnętrzne
rozdwojenie. Nie
wiedziałam, jaką powinnam podjąć decyzję. Ostatecznie pozostałam jednak przy
swoim uporze
wobec poddawania się próbom. Jak przewidywały zasady zakonu, zostałam za to
zabita".
Drugi powrót
W drugim i trzecim wcieleniu, jak relacjonowała Andrea w naszej rozmowie,
zaistniał już
pewien kontakt z jej dzisiejszym mężem. Ponieważ Andrea w prawie wszystkich
wcieleniach,
które przypomniała sobie w obecnym życiu, aby rozwiązać karmiczne konflikty,
posiadała
podobną strukturę osobowościową i podobny wzór zachowania, wydało mi się faktem
szczególnie godnym uwagi, iż dwoje ludzi ponownie się spotyka, żeby wspólnie
pracować nad
ich indywidualnymi tematami. Wyglądało to tak, jakby dwoje partnerów scaliło się
w ich
karmicznych wzorze, tak że każdy napotykał swoje doświadczenie badawcze. Jeżeli
owymi
nośnymi elementami w obecnym życiu nie jest miłość i wspólne nowe zadania,
partnerzy
rozchodzą się bez resentymentów, uczuć winy czy zemsty wobec siebie, skoro jeden
lub oboje
przetworzyli i rozwiązali ich karmiczne wzory.
Ze zrozumiałych powodów Andrea nie chciała odtwarzać swojego życia z czasów
inkwizycji ze wszystkimi szczegółami. Jak wiemy z historii, metody tortur i
wykonywania
wyroków przez inkwizytorów były tak niewyobrażalnie okrutne, że się ich bez
potrzeby nie
odtwarza. Stąd też chcemy opuścić tu dokładny opis tamtych wspomnień.
Ci, którzy są oswojeni z terapią reinkarnacyjną, wiedzą, że wystarczy minione
doświadczenia jeszcze raz przeżyć i przecierpieć. Kto te doświadczenia sam
czynił, relacjonuje je
zapewne znacznie bardziej obciążony niż przy sprawozdaniu z nawet pełnego grozy
filmu.
Ostatecznie nie rozmawiamy chętnie w tonie gawędziarskim o ciosach losu, które
musieliśmy
znosić nawet w tamtym życiu! Dlatego też nie zależy mi na sensacyjnych
relacjach, chodzi mi
raczej o to, aby pokazać, jakie przeżywaliśmy, po części bardzo ciężkie,
doświadczenia i jak
możemy je dzisiaj rozwiązywać i uwalniać się od nich.
Powinno więc nam wystarczyć, że Andrea w tamtym wcieleniu już jako młoda kobieta
zajmowała się leczeniem ludzi. Znała się na ziołach leczniczych i mogła pomagać
wielu chorym.
W języku inkwizycji wiele takich kobiet nazywano czarownicami, torturowano i
palono je na
stosach. Również Andrea doznała podobnego losu. W tamtym wcieleniu, w wieku
około
dwudziestu lat, została oskarżona jako czarownica i po pełnych męczarni
torturach spalona na
stosie. Katolicki inkwizytor, który kazał ją spalić, jest jej dzisiejszym mężem.
Andrea
doświadczyła, co znaczy znaleźć się bezradnie we władzy innego człowieka.
Trzeci powrót
W tamtym wcieleniu dzisiejszy mąż Andrei był jej bratem. Przypomniała ona sobie
życie
we Francji w czasie rewolucji francuskiej.
"Już jako dzieci byliśmy z moim bratem rywalami. Zabiegaliśmy o miłość matki.
Gdy
byliśmy dorośli, przenieśliśmy naszą rywalizację na kobiety. Byłem bardzo
lekkomyślny i
życiowo wesoły, ale też cokolwiek nieodpowiedzialny. Moje życie miłosne było
rozpustne.
Jakkolwiek byłem żonaty, nagminnie oszukiwałem moją żonę.
Brat był bardzo życzliwy wobec mojej żony i nie znosił mego postępowania.
Denerwowały go bardzo moje awantury i miłosne afery. W beztroskim stylu życia
nie brałem
jednak poważnie tych zastrzeżeń i pogróżek, lekceważyłem je całkowicie, gdy
wściekał się na
mnie i bardzo mnie nienawidził. Pewnego dnia doszło do straszliwego zatargu,
który tak się
nasilił, że brata ogarnęła furia. Rzucił się na mnie i walczyliśmy ze sobą
zaciekle. Nagle chwycił
nóż i pchnął mnie nim. Ostatnie uczucie, jakie mogę sobie przypomnieć, to było
niewiarygodne
zdziwienie. Byłem całkowicie zdumiony tym wydarzeniem. W swojej beztrosce i
otwartości nie
mogłem wprost uwierzyć, że mój brat mnie zabił".
Analiza
Andrea w jej greckim wcieleniu doświadczyła tego, że aby spełnić życzenie matki,
prowadziła całkowicie obce sobie życie. Doznała wewnętrznego rozdwojenia i
samozaparcia.
Mimo posiadanej możności przetwarzania, osiągnęła punkt, gdy wszystkie
podejmowane przez
nią wysiłki zawodziły. Podjęła więc decyzję, że musi pozostać wierną sobie,
chociaż groziła jej
kara śmierci.
Andrea doświadczyła bardzo dokładnie jednego: jak to jest, kiedy człowiek
urzeczywistnia się w sposób sprzeczny ze swoją istotą. Przeżywała związane z tym
uczucia, jak
uczucie obcości, samorezygnacji, podporządkowania własnych życzeń i potrzeb oraz
dostosowywania się do żądań innych. Znajdowała się w stanie ciągłej wewnętrznej
walki, która
skończyła się tym, iż sama jednak podjęła rozstrzygającą decyzję. To bardzo
trudne dla niej
rozstrzygnięcie wtedy nie było jeszcze karane śmiercią.
Ów nie rozwiązany konflikt znów wydostał się na powierzchnię w tym życiu. Andrea
jeszcze raz przyjęła karmiczny wzór w swoim zachowaniu, w którym podporządkowała
się
swoim rodzicom i partnerowi. Znów czuła, iż sama zapiera się siebie i coraz
mocniej dąży do
tego, aby wreszcie stanąć na własnych nogach. Jej wewnętrzny bunt nie dawał się
już stłumić.
Jednocześnie narastał w niej strach przed ukaraniem, jeżeli przeciwstawi się
innym ludziom.
Jako ofiara inkwizycji, Andrea doświadczyła przemocy ludzi, którzy mogli
decydować o
jej życiu lub śmierci. W tamtym wcieleniu, akuszerki i znającej się na leczeniu,
służyła zdrowiu
swoich bliźnich. Musiała jednak przejść przez straszliwe doświadczenie okrutnego
gwałtu innych
ludzi na niej.
W rywalizacji ze swoim bratem we francuskim wcieleniu Andrea żyła bardzo
egoistycznie i bez poczucia odpowiedzialności. Doświadczyła więc czynienia tego,
co się chce
bez względu na innych. Używała przyjemności i była ślepa na głębsze uczucia
bliźnich. Z prawie
dziecinną naiwnością przyglądała się agresji, którą wywołała w bracie.
Absolutnie nie była
świadoma, jakie nieszczęścia ją obciążają. We własnej niefrasobliwości
znajdowała się ponad
realnością, tak jak gdyby nie miała z nią nic do czynienia. Stąd też będzie
bardzo trudno
doprowadzić ją do tej właśnie realności.
Także w tamtym wcieleniu nie mogła rozwiązać swego dążenia do niezależnego
urzeczywistniania się i kształtowania życia według własnego życzenia. Wprawdzie
przeprowadziła swoją wolę, ale popadła w drugą krańcowość i postępowała
lekkomyślnie i
nieodpowiedzialnie.
Te trzy inkarnacje, które Andrea relacjonowała, wskazują bardzo dokładnie, jaki
karmiczny temat chciałaby ona rozwiązać. Z jednej strony zależy jej na tym, aby
duchową
wiedzę oddać w służbę ludzkości, z drugiej strony chciałaby móc urzeczywistniać
się w sposób
od nikogo niezależny. W oparciu o jej karmiczne wzory taka synteza przez długi
czas była
uciążliwa. Sądziła, że należy albo ofiarować się i podporządkować władzy innych,
albo bez
względu na innych wyłamać się. To wyjaśniało jej ciągły bunt i opór, którego
ostatnio nie mogła
przełamać. Była nieprzystosowana i nie postępowała według swoich wewnętrznych
impulsów.
Znamienne dla Andrei poczucie odpowiedzialności i jej głęboka wiedza wydawały
się stać w
sprzeczności z jej dążeniem do urzeczywistniania się i swobodnego rozwoju.
Struktura osobowościowa męża Andrei wskazuje silnie na problematykę władzy, stąd
też
nasilanie jej własnych problemów w małżeństwie.
Widać tu bardzo dokładnie, jak dwa karmiczne wzory dwojga ludzi mogą się
uzupełniać.
Władcze postępowanie męża Andrei skłaniało ją znów do podporządkowania się, a
jednak jej
wewnętrzny bunt nie pozwalał na takie dalsze postępowanie. Andrea zmierzyła się
ze swoimi
konfliktami i ostatecznie uwolniła się w gruntownym procesie poznawczym i w
procesie
przetwarzania.
Rezultaty terapii
Terapia Andrei trwała około roku. W tym czasie często zapadała, przed swoimi
powrotami do dawnych wcieleń, na zapalenie spojówek. Wskazywało to, jak silnie
ciało może
być uzależnione od wewnętrznych procesów wyjaśniających. Andrea dowiadywała się
bardzo
wiele o swoich poprzednich wcieleniach i to, co widziała, było po części bardzo
bolesne. Na
dostrzeganie karmicznych problemów na płaszczyźnie fizycznej reagowały jej oczy,
podczas gdy
przed poszczególnymi powrotami "wydawała się już prawie zamknięta w sobie".
Zapalenie
spojówek po powrocie w interesujący sposób szybko zanikało. Oznaczało to, że
Andrea
faktycznie mogła uwolnić się od bolesnych doświadczeń i przetworzyć je. Jej
ciało dostarczało
ścisłych dowodów tyczących jej psychicznego samopoczucia.
Dziś Andrea ma rozwiązane problemy karmiczne. W jej życiu zewnętrznym znalazły
swoje skutki zmiany wewnętrzne. Andrea uczy się nowego zawodu, który odpowiada
jej własnej
istocie. Urzeczywistnia się bez uczucia winy i polega w pełni i całkowicie na
sobie. Gdy ją
poznałam, stała przede mną jako świadoma i wrażliwa kobieta. Miałam uczucie, jak
gdyby stał
przede mną ktoś, kto odnalazł sam siebie i kroczy swoją drogą. Nic więc
dziwnego, że Andrea na
pytanie, jaki nadać jej w książce pseudonim, odpowiedziała: "Nie muszę wcale
zmieniać
personaliów. Stoję całkowicie i w pełni za tym, co tu opowiedziałam".
Przypadek 4. Porodowy uraz z poprzedniego życia
Relacjonuje Katarzyna M. 30 lat, tłumaczka, zamężna.
Sytuacja przed powrotem do poprzedniego wcielenia
Katarzyna opowiada, że już jako młoda dziewczynka dostrzegała silne uczucie winy
wobec własnej matki, które było jednak całkowicie nieusprawiedliwione. Miała
nieokreślone
uczucie, jak gdyby jej matka poniosła wielką ofiarę, wydając ją na świat jako
swoją córkę. Stąd
też wydawało się jej, że przypomina matce wiele cierpienia swoim pełnym
temperamentu
usposobieniem i żywotnością. Podkopywało to wciąż jej radość życia. Już jako
nastolatka
Katarzyna popadała w depresję, zatajała jednak wewnętrzne rozterki i wstydziła
się ich. Czuła się
bardzo winna za to, kim była. Jako dorosła, jest pełna udręki z powodu
wątpliwości co do tego,
jaką jest czy też może być kobietą i matką. Jest opanowana przez nie wyjaśniony
strach, czy
będzie w stanie urodzić dziecko, mimo że była całkowicie zdrowa. Bardzo bała się
ciąży i
dlatego szukała partnera, który nie przywiązywałby wagi do dzieci. Jednocześnie
była z tego
powodu bardzo nieszczęśliwa i odczuwała coraz głębsze wewnętrzne konflikty.
Przez okres
około dziesięciu lat Katarzynę dręczyły senne zmory, które zawsze miały ten sam
temat: jest w
ciąży i dziecko w jej ciele jest wciąż zagrożone na najróżnorodniejsze sposoby
lub nie może
wydać go na świat. Niezdolność do urodzenia odczuwała tak, jak gdyby miała to
dziecko
pozbawić życia, dlatego również w snach czuła się głęboko winna.
Powrót
"To przeżycie nie jest łatwe do opisania, gdyż odbiega ono od naszych normalnych
wyobrażeń. Chciałabym jednak spróbować ująć je w odpowiednie słowa, gdyż jestem
nim
najgłębiej poruszona. Każdy człowiek przeżył swoje narodziny i wspomnienie tego
faktu w nim
pozostaje. Przez świadome, ponowne przeżycie faktu urodzin stało się dla mnie
jasne, co to
oznacza, gdy człowiek przychodzi na świat.
Widzę się zamknięta w miękkich, czerwonych ścianach. Przede mną ciągnie się
ciemny
kanał, który wydaje się pulsować. Czuję się w jakimś ruchu, który niesie mnie
tak, jak gdybym
nic nie ważyła. Słyszę lekki szum i czuję, jak się przekręcam. Wszystko wydaje
się być w ruchu.
Jestem niespokojna i podniecona. Ten ruch wydaje się mnie dotyczyć, ale mam
uczucie, jak
gdybym nie mogła nic robić. Nagle zostaję wciśnięta w ten kanał i wokół mnie
staje się bardzo
ciasno.
Następnie dostrzegam to wydarzenie z dwóch różnych perspektyw. Czuję się
unoszona.
Pode mną widzę kobietę (moją matkę), która właśnie wydała na świat dziecko.
Niekiedy ona
krzyczy, co jest mi całkiem obce. Drugą perspektywą jest wyobrażenie doznanego
przejścia w
ciele matki. Dostrzegam ruch fal, które mnie cisną i pchają. Kanał rodny
rozszerza się i znów
napina, przy czym całe moje ciało jest zgniecione. Odczuwam w związku z tym
wielką odrazę,
bronię się przed tym, co się dzieje, a moje ciało znajduje się w straszliwej
walce.
Jednocześnie czuję się tak (jako ciało, które akurat zostało wypchnięte z kanału
rodnego),
jakbym szybowała. Ta moja część jest wobec tego zdarzenia absolutnie obojętna,
prawie tak,
jakbym była podzielona na dwie części i obserwowała ów fizyczny proces z góry.
Po chwili fizyczna walka uspokoiła się cokolwiek. Czuję więcej spokoju. Ruch
wypychający ulega złagodzeniu. Kanał rodny pulsuje lekko, ściska się i otwiera
znowu. W
momencie otwarcia dostrzegam światło.
Na płaszczyźnie duchowej jednocześnie rozgrywa się wstrząsający dramat. Czuję,
że nie
chciałabym w to ciało z powrotem wrócić. Dla mojej duszy to udręka wchodzić znów
do tamtego
ciała. Przeżywam, jak ciężko przychodzi mi się ucieleśnić. Nagle widzę dwie
istoty otoczone
światłem. Owe świetlne kształty są moimi pomocnikami albo, jak mówimy, moimi
aniołami
stróżami. Mówią do mnie, w obecności moich duchowych pomocników czuję się
spokojniej,
czuję, że do nich należę i nie chcę się od nich odłączać. Gdy jednak udaję się w
dół ciała, wydaje
mi się, że ich zgubiłam. W sposób pełen miłości uświadamiam sobie, iż tak nie
jest. Rozumiem,
że one są wciąż ze mną związane, także wtedy, kiedy ja ostatecznie będę w tym
ciele zanurzona.
One mnie przekonały, iż to był mój wybór przybrania sobie ciała, co teraz jest
realizowane. Moja
wewnętrzna walka ustała całkowicie. Zaczynam rozumieć i czuję się coraz bardziej
pogodzona z
ucieleśnieniem.
Podczas owych duchowych wydarzeń opuszczałam się coraz bardziej w kierunku
ciała, aż
nagle znalazłam się w nim całkowicie. W tym momencie dostrzegłam ramiona ściśle
przylegające do mojego ciała. Ściany wokół mnie są bardziej miękkie i moje ciało
nie boli już tak
silnie jak przedtem. Nagle stało się bardzo jasno i dostrzegam, że dotykają mnie
czyjeś ręce.
Chwyciły mnie za ramiona i głowę. Potem poszło już bardzo szybko. Wszystko jest
znów w
ruchu i nagle znalazłam się na zewnątrz ciała mojej matki. Wokół mego ciała i
szyi owinięta jest
pępowina. Czuję się jak zasznurowana. Zostałam położona na białym podkładzie.
Potem widzę,
jak te ręce szybko zdejmują z mej szyi pępowinę, uciskają piersi, przy czym
otwierają się me
usta. Zaczynam rzęzić. Wtedy powoli wpływa powietrze do mego wnętrza, co
powoduje silny
ból. Moje spostrzeżenia są teraz bardzo płynne i ograniczone.
Widzę ciało matki leżące przede mną. Czuję się spokojna, ale również podniecona.
Wszystko jest dla mnie nowe i obce. Ktoś, kogo nie widzę, trzyma mnie w
ramionach. Moje
spojrzenie skierowane jest na matkę. Ona płacze, a jej ręce chcą mnie objąć. Po
chwili cofa je z
powrotem i więcej się nie rusza. Jedna kobieta podchodzi do jej łóżka i
przykrywa ją białym
nakryciem. Zrozumiałam, że ona nie żyje. Druga pani wchodzi do tego
pomieszczenia i zabiera
mnie stamtąd. Patrzę w jej twarz i widzę, że nosi ona szpiczasty czepek z długim
welonem. Może
powinnam na koniec wyjaśnić, że w tym wcieleniu urodziłam się jako chłopiec".
Katarzyna opowiada, iż po owym przeżyciu bolało ją całe ciało. Czuła się
rzeczywiście
tak wyczerpana, jak gdyby ciężki poród, w czasie którego omal sama nie umarła,
przeżywała
jeszcze raz również fizycznie. Jednocześnie odczuwała głębokie wyzwolenie, jak
gdyby ona była
właśnie nowo narodzona.
Na podstawie tego doświadczenia staje się jasne, dlaczego Katarzyna nosi w sobie
tak
głębokie poczucie winy. W przedstawionym wyżej wcieleniu czuła się nieświadomie
odpowiedzialna za śmierć własnej matki. Jak w opisie tego powrotu pokazano, nowo
narodzone
dziecko przeżywa dokładnie to, co się dzieje. Z płaszczyzny duszy zrozumiała, że
matka zmarła
po ciężkim porodzie.
Dusza Katarzyny w czasie tamtych narodzin z trudem zdecydowała się na
ucieleśnienie w
postaci człowieka. Wynikało to z twardej fizycznej i duchowej walki, prowadzącej
do urojonego
doświadczenia porodowego. Katarzyna opisała, jak sama omal nie umarła - pępowina
udusiła ją
prawie i była zapewne tak osłabiona, że musiała być reanimowana. Zauważyła, że
uciskano jej
pierś, co jest dowodem na to, iż konieczne było pobudzenie działalności serca.
Doświadczenie znoszenia w czasie porodu wielkiego bólu, a nawet zagrożenia
śmiercią,
utrwaliło w Katarzynie pewien wzorzec, który tak często pojawiał się w jej
snach. Ona czuje
paniczny strach przed urodzeniem dziecka. W sumie zachowała w pamięci, że
urodzenie dziecka
stanowi zarówno dla matki, jak i dziecka sytuację zagrażającą ich życiu.
Wyjaśnia to, dlaczego z
jednej strony czuła się winna wobec swojej matki, z drugiej zaś sama uważała się
za niezdolną do
tego, by zostać matką. Jej sny wskazywały bardzo wyraźnie, iż boi się porodu,
przez co ma znów
poczucie winy wobec dziecka. Obawiała się, że dziecko musiałoby doświadczać tych
samych
cierpień, które ona przeżywała. Ponieważ w opisanym wyżej wcieleniu matka i
dziecko
zagrożeni byli śmiercią, można na tej podstawie wyjaśnić związek między lękami a
poczuciem
winy w obecnym życiu Katarzyny. Aż do powrotu do poprzednich wcieleń nie miała
ona żadnej
możliwości świadomego przetworzenia własnego porodowego urojenia, dlatego też
wypływało
ono na powierzchnię we wciąż powtarzających się snach.
Rezultaty terapii
Po powrocie, jak również przetworzeniu jedynego związanego z nim karmicznego
tematu, Katarzyna mogła świadomie przetransformować swój uraz. Uświadomiła sobie
przyczyny jej niejasnych dotąd lęków i poczucia winy, po czym pojawiło się
nieopisane uczucie
uwolnienia. Odczuła je tak, jakby strach przed macierzyństwem i poczucie winy
literalnie
rozpłynęły się w powietrzu. Dziś jest pełna radości życia i energii. Cieszy się
nadchodzącą ciążą i
na moment, gdy będzie mogła swemu dziecku podarować życie.
Przypadek 5. Mężczyzna w poszukiwaniu wolności i radości życia.
Wcielenie we Włoszech w okresie renesansu (około 1430-1600) i w Wielkiej
Brytanii w
XVIII wieku. Relacjonuje Johannes A., lat 44, psychoterapeuta.
Sytuacja przed powrotem do poprzednich wcieleń
W rozmowie Johannes relacjonował mi, że był bardzo sceptyczny w stosunku do
reinkarnacji, jak również do wszelkich duchowych i religijnych dogmatów.
Doświadczenie,
jakiego doznał w swoim powrocie, wywołało jednak w nim głęboką wiarę w istnienie
duszy i
"najwyższe kierownictwo". Johannes w toku życia poznał swą strukturę psychiczną,
która mu od
dzieciństwa stwarzała wielkie problemy i która na przekór wszelkiej wiedzy i
samowiedzy
wydawała się nie do rozwiązania. Dochodził wciąż do jakiejś granicy, lecz nie
mógł jej po prostu
przekroczyć. Johannes streszczał swoją problematykę pod pojęciem lęków
egzystencjalnych,
lęku przed samotnością i lęku przed niemożnością życia oraz rozwijania się w
sposób zgodny z
własną naturą.
Od dzieciństwa Johannes ciągle jest konfrontowany z sytuacjami powodującymi
wyzwalanie się kompleksu jego lęków. Wydarzeniem, które wywołało szczególny
uraz, było
samobójstwo jego ojca. Johannes poczuł się wówczas pozostawiony sam sobie, bez
jakiejkolwiek
pomocy.
Jako dorosły z przyczyn zawodowych przeniósł się za granicę. Również tam, z dala
od
ojczyzny i rodziny, doświadczał uczucia izolacji. Znajdował się poza kontaktami
społecznymi,
czuł się osamotniony i opuszczony. Zawód docenta jednego z uniwersytetów
stwarzał mu
wprawdzie poczucie finansowego bezpieczeństwa, ale to nie satysfakcjonowało go
całkowicie.
Miał uczucie, jak gdyby życie przepływało obok niego. Jego całe życiowe
położenie wydawało
się przeszkodą na drodze do samourzeczywistnienia się. Aby osiągnąć materialne
zabezpieczenie, Johannes wyrzekł się życiowej i zadowalającej samorealizacji.
Z drugiej jednak strony wykazywał on coraz mocniejsze tendencje do wyłamania
się,
stawał się coraz impulsywniejszy. W tej zacieśniającej się sytuacji wszakże
natychmiast rodziło
się w nim ponownie uczucie lęku, a z upływem czasu jego wewnętrzne napięcie
stawało się
prawie nie do zniesienia. Pod wpływem uczucia brakującej swobody i braku
możliwości rozwoju
cierpiał również fizycznie, a jego psychosomatyczne dolegliwości odzwierciedlały
znów jego
wewnętrzne stany. Ciało Johannesa, wciąż napinające się i twardniejące, było
fizycznym
wyrazem wewnętrznego zasklepienia. Gdy zaczął mu zagrażać stan chroniczny,
rozpoczął on
intensywnie zajmować się badaniem ewentualnych głębszych przyczyn swoich
problemów. Tak
natknął się na reinkarnację, czym otworzył sobie drogę wyjścia z cierpień.
Chciałabym poniżej opisać trzy wcielenia ponownie przeżyte przez Johannesa. Są
one
typowym przykładem karmicznego związku, który można obserwować w ciągu kilku
wcieleń, aż
do obecnego życia.
Pierwszy powrót
"Żyję jako członek arystokracji we Włoszech w okresie renesansu. Na jednym balu
zakochałem się w pewnej kobiecie. Była ona jednak już zaręczona, a ja też byłem
żonaty.
Według panujących wówczas obyczajów, ta miłość całkowicie nie miała widoków. Gdy
owa
pani odwzajemniła moją miłość, weszliśmy w tajemny związek. Aby nie był on
ujawniony,
spotykaliśmy się w miejscach, gdzie normalnie żaden szlachcic nie bywał.
Sytuacja ta jest
wysoce skomplikowana. Ja przeżywałem nie tylko zewnętrzne, ale również
wewnętrzne napięcia,
które rzucały silny cień na naszą miłość. Cierpieliśmy duchowe męki, ponieważ
nie mogliśmy
ujawnić naszego stosunku i znajdowaliśmy się w ciągłym strachu, że zostanie on
odkryty.
Oznaczałoby to dla nas obojga katastrofę, bowiem zostalibyśmy usunięci z naszych
towarzyskich
kręgów i musielibyśmy bez środków i bez społecznych kontaktów zarabiać na życie.
Moja ukochana tak bardzo cierpiała z powodu naszego ciężkiego położenia, że
wpadła w
chorobę, i zmarła nie mając trzydziestu lat. W głębokiej rozpaczy całkowicie
wycofałem się z
życia. Zamknąłem się w swojej bibliotece i lata płynęły obok mnie bez żadnych
wydarzeń.
Zrezygnowałem w obliczu towarzyskich zakazów, które wydają mi się przepotężne".
Drugi powrót
"Również w tej inkarnacji żyję jako szlachcic we Włoszech i ponownie wplątuję
się w
nieco analogiczną sytuację jak w opisanym poprzednio życiu. Znów przyjmuję nie
załatwiony
problem, aby tym razem doświadczyć go całkiem inaczej.
Znowu zakochałem się w pewnej kobiecie i nawiązałem z nią stosunki, aczkolwiek
oboje
nie byliśmy osobami stanu wolnego. Tym razem złamałem jednak towarzyskie zakazy
i otwarcie
przyznaję się do miłości. Oznacza to dla nas odepchnięcie od naszych kręgów.
Żyjemy w
całkowitym zubożeniu i prowadzimy zaciekłą walkę o nasz codzienny chleb.
Przeżywam
wprawdzie wewnętrzne szczęście i zadowolenie, lecz zostałem ukarany rezygnacją z
pozycji
materialnej. Również w tej sytuacji żyję izolowany. Kontakty z moją naturalną
sferą są dla mnie
niedostępne. We wsi, w której osiedliłem się wraz z moją żoną i naszymi dziećmi,
jesteśmy
wprawdzie respektowani, ale nie należymy do niej.
Decyzja przeciwstawienia się przeze mnie panującym zwyczajom prowadzi w tym
życiu
do ostatecznej biedy i społecznego wyobcowania. Wewnętrzne zadowolenie musi być
opłacone
zewnętrznym wyrzeczeniem".
Trzeci powrót
"Również w tym życiu, gdy bytuję w Wielkiej Brytanii w wielkopańskiej
rezydencji,
chodzi o tęsknotę do wolnego, swobodnego samourzeczywistnienia, które zewnętrzne
wpływy
uczyniły niemożliwym.
W tym wcieleniu wiodłem początkowo całkowicie wolny byt. Jestem pełnym
temperamentu, wesołym, młodym człowiekiem, któremu życie płynie wśród ciągłych
atrakcji.
Każdego dnia całe godziny spędzam na koniu, pędząc w dzikim galopie przez
dalekie pola. Jazda
konna dostarcza mi pełnych szczęścia uczuć wolności i żywotności. Pewnego razu w
pełnym
galopie spadłem z konia, a następstwem upadku był paraliż. Resztę mojego życia
musiałem
spędzić przykuty do łóżka. Miałem akurat 25 lat i oznaczało to niewypowiedziane
cierpienia,
zwłaszcza dla mnie, człowieka tak pełnego temperamentu i radości życia.
Niezdolny do
poruszania się, musiałem pędzić egzystencję, która nie mogła mi już niczego
zaofiarować. Znów
tkwiłem w pełnej izolacji i byłem odcięty od życia towarzyskiego. Zostałem
wyrwany z samego
środka dotychczasowego bytu i zmuszony do zrezygnowania z dnia na dzień ze
wszystkiego, co
sprawiało mi radość i zaspokojenie. Przy pełnej świadomości musiałem przeżyć to,
że jestem
opuszczony i nigdy nie będę już uczestniczył w życiu jak dotychczas".
Analiza
We wszystkich trzech wcieleniach, które przedstawił mi Johannes, chodzi o
rezygnację ze
swobodnej i zgodnej z własną istotą samorealizacji. Najdobitniej ukazuje to
zarówno pod
względem fizycznym, jak i uczuciowym niemożność poruszania się sparaliżowanego,
młodego,
wesołego szlachcica w Wielkiej Brytanii. Również w obecnym życiu znajduje się w
sytuacji, gdy
jest izolowany i nie może się swobodnie poruszać. Jego ciało daje wyraz tym
ograniczeniom w
napięciach i sztywnieniu, a także w ograniczaniu zdolności ruchu.
W tych trzech wcieleniach wewnętrzne napięcie parło do swobody. Johannes
buntował
się we wcieleniach przeciwko zakazom i dogmatom, które ograniczały jego wolność.
Był on
również konfrontowany z rezygnacją z dóbr materialnych, co wywoływało chroniczny
lęk
egzystencjalny. Z tej przyczyny osiągnął on zawód, który zapewniał mu wprawdzie
bezpieczeństwo finansowe, ale osadzał go w położeniu sztywnym i ograniczającym
poruszanie.
Jego opory przeciwko zewnętrznym i wewnętrznym redukcjom prowadziły do
impulsywnego
wyłamywania się z zacieśniających się sytuacji. Jednocześnie owe próby wyłamania
się
połączone są mimo wszystko ze strachem. Johannesa cechował model "albo, albo".
Albo łamał
ograniczenia, aby być wolnym, za co wszakże płacił strachem, albo rezygnował i
uginał się przed
zacieśniającą się strukturą, przy czym płacił za to rezygnacją ze swojego
swobodnego rozwoju.
Jego poszukiwanie wolności i samorealizacji prowadzi do wewnętrznych napięć,
które muszą
być koniecznie rozwiązane. Także na płaszczyźnie fizycznej dostrzegał Johannes
coraz więcej
nacisku na żywotność i ruch.
Rezultaty terapii
W toku dalszego rozwoju Johannes zmienił zawód. Został psychoterapeutą i
rozpoczął w
tej dziedzinie ożywioną działalność. W efekcie zrealizowanych powrotów zniknęły
jego napięcia
na płaszczyźnie fizycznej i psychicznej. Także jego lęki nie opanowywały go już
tak silnie. Mógł
poznać własną karmiczną strukturę i dzięki temu stopniowo traciła ona swoją moc
nad nim.
Johannes opisuje dzisiaj swój stan jako drogę, na której każdego dnia odzyskuje
żywotność i uczy się bezustannie urzeczywistniać się tak, jak odpowiada to jego
prawdziwej
naturze. Dlatego znów ma zaufanie do siebie i dążenia własnej duszy, co w
całkowicie
niedogmatyczny sposób prowadzi do kierowanego przez niego samego głębokiego
procesu
rozwojowego.
Resumee
Reinkarnacja - możliwość całościowego samodoświadczenia
Dla wielu, którzy jeszcze nie poczynili osobistych doświadczeń z reinkarnacją,
opisane
tutaj przypadki mogą brzmieć bardzo fantastycznie. Ci jednak, którzy sami
przeżyli powroty,
potwierdzają, że tych wydarzeń nie da się odmalować nawet w najśmielszej
wyobraźni.
Dlatego też nie będzie miało miejsca wewnętrzne przeżycie, jeżeli do świadomości
włączy się codzienne myślenie i spróbuje wywoływać obrazy i spostrzeżenia lub
nimi
manipulować. Obrazy w "prawdziwym" powrocie objawiają się w rozszerzonym stanie
świadomości, w którym wprawdzie intelekt całkowicie uczestniczy i może się
każdej chwili
włączyć, lecz treść tego duchowego zdarzenia jednak przekracza jego ramy, tak że
podczas
powrotu do dawnego życia odgrywa ono tylko pamięciową rolę.
Domyślamy się bardzo precyzyjnie, jakie granice zostały przez naturę wyznaczone
intelektowi. W ramach spirytualnego wymiaru naszej duszy posiada ona specjalną
funkcję, którą
można porównać z rolą pojednawcy. Próbując jednak z tą ograniczoną kompetencją
intelektu
wniknąć do obszarów, które są w taki sposób nieosiągalne, musi się nieuchronnie
przy własnej
danej przez naturę granicy doznać niepowodzenia.
Dlatego jasne jest, że gdy chcemy sobie otworzyć obszary naszej duszy,
potrzebujemy
harmonijnej kooperacji posiadanych duchowych zdolności. Ostatecznie wolimy -
gdyby
zdarzenie przenieść na płaszczyznę fizyczną - chodzić na nogach niż na rękach.
Nogi posiadają
nadaną im przez naturę zdolność do chodzenia, a gdybyśmy chcieli użyć do tego
rąk,
skazalibyśmy się na niepowodzenie, gdyż ich funkcja jest inna. Może powinniśmy
te fakty, na
płaszczyźnie fizycznej tak łatwo zrozumiałe, rozważyć w powiązaniu z obszarem
duchowym.
Tak jak nasze ciało składa się z wielu różnych części, z których wszystkie
pełnią określone
funkcje, tak nasz intelekt jest tylko częścią całego "organizmu", często
określanego pojęciem
naszego "ducha" bądź naszej "świadomości".
Ani terapeuta, ani pacjent nie wiedzą przed powrotem, jakie wewnętrzne
wydarzenia będą
miały miejsce. Jedynie - i tylko - dusza jako wewnętrzny przewodnik wie, które
treści są ważne
dla natychmiastowego rozwoju człowieka i muszą być wprowadzone do jego
świadomości. Stąd
zarówno terapeuta, jak i pacjent są jednakowo zdumieni owym cudownym
przewodnictwem,
kierującym w czasie powrotu wewnętrznymi wydarzeniami. W terapii
reinkarnacyjnej,
konstruowanej na owym wewnętrznym przewodnictwie duszy, zaistnieją oczywiste
związki,
których treści są pełne sensu jak części dziecięcej układanki.
W rozmowach przedstawionych w poprzednim rozdziale pytałam swoich rozmówców,
jakie dodatkowe doświadczenia, obok wyników terapeutycznych, przyniosło im
leczenie
reinkarnacyjne. Byli zgodni w poglądach, że przez swoje doświadczenia osiągnęli
całkowicie
nowy obraz świata. Dla nich duchowy wymiar duszy stał się realnością, której
nasza czysto
intelektualna zdolność pojmowania jest pozbawiona, przy czym żadna z
indagowanych osób nie
była bezkrytyczna bądź pozbawiona realizmu w tym sensie, jak tę duchowość, w
naszym
konwencjonalnym sposobie myślenia, często źle rozumiemy lub błędnie
interpretujemy.
Niektórzy mówili o objawieniu albo o duchowych doświadczeniach, które wówczas
poczynili.
Chciałabym przy tym w szczególności wskazać na to, iż w opisanych tutaj
doświadczeniach
chodzi o przeżycia osobiste. Ponieważ chciałabym zamknąć się w tym obszarze,
stąd mogę
powiedzieć, iż ludzie, którzy ów proces przeżyli, są wolni od podejrzeń, że
popadli w religijną
egzaltację.
Ich duchowa wiedza wypłynęła raczej od wewnątrz. Tak jak wiemy o miłości, kiedy
ją u
nas dostrzegamy, powstaje w tym przypadku wewnętrzna wiedza o rzeczywistości
duszy, jej
duchowym wymiarze i o możliwości każdoczesnego wejścia z nią w kontakt. To, co
dotąd było
abstrakcyjnym pojęciem, będzie w momencie tego doświadczenia żyjące i faktycznie
uchwytne.
Ludzie, dla których przeżycie inkarnacyjne stało się udziałem w ich głębszym
wnętrzu,
osiągnęli prawdziwe zrozumienie, które z kolei mogą harmonijnie włączyć do
swojego życia.
Dlatego też nie potrzebują zewnętrznych ideałów dla przedstawienia wiary.
Wiedzą, tak jak ty,
drogi czytelniku, wiesz, że trzymasz akurat w rękach tę książkę i czytasz
powyższe zdania. Może
wątpisz w ów fakt?
Wywiad z psychologiem
"Prawdziwym terapeutą jest sama dusza"
W związku z przedstawionymi wcześniej relacjami chciałabym jeszcze przekazać
wywiad, jaki przeprowadziłam na temat reinkarnacji z psychologiem dr Paulem
Meienbergiem.
Pan Meienberg w swojej praktycznej działalności traktuje reinkarnację jako jedną
z form pełnej
terapii. W tej wysoce interesującej rozmowie otworzyły mi się zupełnie nowe
perspektywy i
możliwości całościowej terapii i samoodnalezienia, których nie chciałabym przed
nikim
ukrywać.
Pytanie: Kiedy zostało podane do wiadomości uprawianie z kimś całościowej
terapii,
przy której została zastosowana reinkarnacja jako możliwość doświadczalna?
P. Meienberg: Zasadniczo terapię tę może stosować każdy człowiek. Nie ma jakichś
specjalnych warunków, jak np. ten, że ktoś jest szczególnie spirytualnie
zorientowany. Dobrze
jest, gdy istnieją już inne doświadczenia terapeutyczne, bowiem zawsze ułatwia
to leczenie, jeśli
ktoś nad sobą popracował i poważnie się zastanowił nad sobą. Często zalecało się
nawet, obok tej
pracy, stosowanie jeszcze wspierającej terapii fizycznej, jak np. techniki
oddychania.
U każdego człowieka, posiadającego uczucie silnego przywiązania się do jednego
wzorca
i przeżywającego w tym związku zastój, technika powrotu jest wskazana. Zawsze,
gdy ma się
uczucie, że za jakimś problemem ukryta jest jakaś długa historia, można
dokonywać powrotu bez
specjalnego stosowania techniki albo przygotowań. Ważne jest, aby pacjent był
gotów
zrezygnować ze swoich lęków i oporów, by rzeczywiście otworzył swoją duszę i
mógł zanurzyć
się w swoim wnętrzu.
Jak wyjaśnić komuś, kto mało wie o reinkarnacji albo wątpi w ponowne narodziny,
co
dzieje się podczas powrotu?
W całościowej terapii chodzi nie tylko o to, by punkt ciężkości położyć na
wcześniejszych wcieleniach. Celem działania jest raczej doprowadzenie do
własnego
wewnętrznego spokoju i do odnowienia kontaktu ze swoją duszą albo swoją wyższą
tożsamością.
Jeżeli się z tą instancją ponownie zwiąże i dostąpi wewnętrznego spokoju,
wypłyną z tego
wnętrza obrazy, które powstają bez współdziałania lub interwencji rozumu czy
zwykłej
świadomości. W ten sposób można odkryć ograniczenia i amnezję w tym życiu, można
uwolnić
przeszłość człowieka od dawnego zamglenia, można przy tym przeżyć swoje
dzieciństwo
bezpośrednio we wszystkich szczegółach i w obszarach, do których przy pomocy
normalnej
psychoanalizy nie da się dotrzeć. To jest okres czasu od poniżej dwóch lat aż do
narodzin, a
nawet do okresu ciąży.
Dzisiaj wiemy z niezliczonych udokumentowanych i sprawdzonych przypadków z
całego
świata, że możemy poza czasem naszego porodu i ciąży przypominać sobie także
nasze
wcześniejsze życie. Takimi sprawami należy się zająć, jeśli nie chce się zamknąć
w sobie
zrozumienia z najróżniejszych zakresów badawczych na tym obszarze. Jeśli więc w
trakcie
powrotu wynurzają się w nas obrazy, których nie możemy przyporządkować naszemu
obecnemu
życiu, istnieje wtedy możliwość, iż przypominamy sobie jakąś sytuację z
wcześniejszej
przeszłości. Mogą się w nas pojawiać obrazy, w których dostrzegamy inną epokę,
inne ubiory itd.
Obrazy te, albo wydarzenia przeżywane w sobie jak jakiś film, posiadają własną
moc, od której
nie możemy się uwolnić. Czujemy, że mają one z nami coś wspólnego i rozpoznajemy
je.
Wiemy, że nie fantazjujemy, ponieważ emocjonalnie uczestniczymy w owym
wewnętrznym
przeżyciu, również fizycznie i umysłowo jesteśmy związani z tymi wydarzeniami.
Ciało wielu
ludzi reaguje tak intensywnie, że nie ma wątpliwości, iż te wewnętrzne procesy
faktycznie
dotyczą nas samych.
Jeżeli więc w trakcie terapii zdarza się, iż przypominamy sobie wcześniejsze
życie,
nasuwa się pytanie, jak mamy obchodzić się z tymi przeżyciami. Dla rezultatów
terapii jest przy
tym bez znaczenia, czy rzeczywiście wierzymy w to, że osoba, z którą
identyfikujemy się w
naszym wewnętrznym przeżyciu, to właśnie my, że o nas tu chodzi. Możemy sobie
wyjaśnić ów
fenomen tym, iż to właśnie my faktycznie przeżywaliśmy owo życie. Inna możliwość
polega na
tym, że nasza dusza przygotowała scenę, na której wszystkie zewnętrzne
okoliczności i aktorzy
są tak aranżowani, że jesteśmy obsadzeni w roli, w której możemy przeżyć w pełni
swój
"aktualny" materiał konfliktowy. Dusza inscenizuje dla nas dramat, w którym sami
jesteśmy
głównym wykonawcą. Przez to konflikty zostaną rozpoznane, a dynamika naszych
uczuć i
sposób myślenia mogą zostać wyartykułowane, zaś wewnętrzne problemy zostaną
prześwietlone
i staną się uchwytne tak, że będziemy mogli je rozwiązać i od nich się uwolnić.
Jeśli komuś
odpowiada to bardziej, może sobie owe wewnętrzne wydarzenia w tak zwanym
powrocie
również podobnie wyjaśnić. Istnieją dziś możliwości sprawdzenia relacji z tych
przeżyć. W wielu
wypadkach występują historyczne fakty, które można sprawdzić. Na podstawie
starych akt,
dokumentów, wyglądu zabudowań itd. da się udowodnić, co przeżywało się w czasie
powrotu.
Wypływają przy tym zapomniane od dawna źródła, na podstawie których można
uzyskać
potwierdzenie prawdziwości swoich wspomnień. Wielu ludzi po powrocie z
poprzedniego
wcielenia skutecznie ich poszukiwało. Zatwardziali sceptycy mogli zatem wciąż
jeszcze
utrzymywać, że być może wczuwało się ewentualnie w inne, cudze życie. Należałoby
się jednak
kiedyś zastanowić, czy nie jest się cokolwiek zbyt sofistycznym!
W terapii całościowej nie ma więc żadnego znaczenia, czy wierzymy w
reinkarnację.
Możemy się informować i kształtować nasz własny pogląd. W powrocie chodzi w
pierwszym
rzędzie o to, aby zagłębić się w pokładach swojej duszy, otworzyć się dla tej
wewnętrznej
instancji. Powoduje to uzdrowienie i uwolnienie od konfliktów poprzez
samoterapię. Nasza
własna dusza i duchowe źródła, z którymi ponownie jesteśmy związani, nie
przykładają wagi do
tego, czy jesteśmy ateistami, czy też nie. Ważne jest, byśmy z naszej duszy albo
z poziomu
naszego wyższego "ja", jak ten obszar możemy nazywać, mogli uzyskać
niewyobrażalną pomoc.
Możemy znaleźć dojście do nas samych i naszej wewnętrznej głębi, gdy otworzymy
te drzwi.
Czy chcemy to uczynić, czy też nie, zależy całkowicie od nas samych. Gdy przez
prowadzenie
własnej duszy zagłębiamy się w nasze wewnętrzne wydarzenia, będzie nam udzielona
konkretna
pomoc. Jak więc wyjaśnimy sobie swoje doświadczenia, jest sprawą wtórną.
Jaką rolę odgrywa terapeuta przy tej wewnętrzne - świadomościowej pracy i jakie
motywacje powinien mieć pacjent w odniesieniu do tej terapii i do terapeuty?
Przy tej terapii stawia się zawsze pytanie o własną odpowiedzialność pacjenta.
Zawsze
najpierw wyjaśniam, jakie oczekiwania zostaną wobec mnie posta194 Reinkarnacja
wionę.
Musimy uznać, że terapeuta nie jest wszechwiedzący i nie ma gotowych,
patentowanych
rozwiązań. Dlatego też powinniśmy wyrastać ponad obciążanie kogoś winą. Jak
długo obciążamy
odpowiedzialnością za nasze konflikty rodziców, społeczeństwo itd., wymigujemy
się od własnej
odpowiedzialności. Powinniśmy raczej sami siebie zapytać, czego możemy
doświadczyć i czego
nauczyć się z naszych trudności w stosunkach z innymi ludźmi. Możemy dojść do
własnych
problemów także całkiem inaczej, gdy uznamy je za wezwanie, które doprowadziło
nas do ściśle
określonego punktu naszego osobowościowego rozwoju.
Kto jest gotów przyjąć własną odpowiedzialność, rzeczywiście przejdzie przez
swoje lęki,
opory, ograniczenia. Tylko wtedy ta terapia może stać się samoterapią. W naszym
wnętrzu
wiemy wszystko. Często mówi się w związku z tym "wpatrywać się w siebie". Na tej
wiedzy
możemy w pełni polegać. Nasza dusza nie będzie od nas zbyt wiele wymagała ani
nas
krzywdziła, szukajmy więc z nią wewnętrznego dialogu. Jeżeli nasze problemy
skierujemy w
formie pytania do wnętrza, otrzymamy odpowiedź pochodzącą z naszej własnej
wewnętrznej
mądrości.
Terapeuta nie wie, co pacjent przeżył, jak przebiegało jego dzieciństwo itd.,
wie to tylko
sam pacjent. Dlatego chodzi o to, aby przyłączyć się do wewnętrznego prądu
wspomnień.
Terapeuta wchodzi w kontakt z duszą, ponadto wspomaga on jako partner w rozmowie
wyjaśnianie i przejmuje analityczną część myślenia podczas procesu wewnętrznego
rozwoju
zdarzeń.
Stan świadomości, w którym człowiek znajduje się w czasie powrotu do
poprzedniego
wcielenia, osiąga o wiele większą głębię niż tylko przeżywanie obrazów. Można
byłoby
porównać go z głębokim stanem medytacji. Stan ten nie znosi racjonalnego
myślenia. W
momencie, kiedy się ono włącza, wychodzi się z owego stanu w mgnieniu oka. Jak
tylko
człowiek zacznie się zastanawiać, urywa się kontakt. Tutaj właśnie zadanie
terapeuty polega na
tym, aby ingerować wyjaśniająco, gdy ze strachu czy z oporu wraca się na
intelektualną
płaszczyznę myślową i przerwało się na chwilę duchowy kontakt.
Terapeuta wspomaga pacjenta w cichym wejściu w siebie i swobodnym rozwoju
zdarzeń.
Większość ludzi uważa, że musieliby nawet w ich własnej terapii czegoś dokonać.
Tę presję na
osiągnięcie czegoś możemy pokonać, ucząc się ufać naszej duszy i jej prowadzeniu
i pozwalając
swobodnie przepływać zdarzeniom.
Przy tej formie samoterapii, przez wewnętrzne prowadzenie, terapeuta nie
potrzebuje
żadnego konceptu. O wiele skuteczniej prowadzi, gdy również sam orientuje się w
tym
prowadzeniu. Prawdziwym terapeutą jest sama dusza.
Czy można wykluczyć, że przy przejściu do innego wcielenia nie ulegnie się
złudzeniu?
Tutaj ponownie wracamy do znaczenia motywacji pacjenta. Gdy ktoś przychodzi z
czystej ciekawości i spodziewa się po przejściu w inne wcielenia możliwości
samoprzedstawienia, można z pewnością założyć, iż dusza spłata mu figla. Zdarza
się to wtedy,
gdy ktoś sobie wmówi, że musiał być kiedyś Kleopatrą.
Z doświadczenia mogę powiedzieć, iż podczas prawdziwego, szczerego powrotu do
poprzedniego wcielenia nie odsłania się personaliów, gdyż te są całkowicie
nieistotne dla
rozwoju osobowości i przetworzenia konfliktu. Nie jest ważna wiedza, kim się
było, lecz jakie
miało się doświadczenia i jaki wpływ mają one na nasze obecne życie. Dlatego
dusza nie
odsłania nic, co z jej punktu widzenia jest całkowicie niepotrzebne. Na poziomie
duszy jest
obojętne, jaką rangę mieliśmy czy też jak się nazywaliśmy. Jeśli mielibyśmy być
w poprzednim
życiu jakąś znaczącą osobistością, to w tym życiu bylibyśmy nawet uchronieni
przed byciem
wyniosłym, jeżeli nie doświadczymy tożsamości z tą osobą.
Kiedy samemu chce się przeprowadzić terapię, pozostaje się naturalnie w
rzeczywistym
wewnętrznym przeżywaniu, co ma bezpośredni związek z aktualnymi konfliktami.
Emocjonalna
i fizyczna reakcja na ten proces pokazuje bardzo wyraźnie, czy chodzi tu o
przeżycia, które
rzeczywiście mają związek z naszym "ja". Jeśli wykazuje się szczere
zainteresowanie terapią,
jest się wówczas prowadzonym przez duszę najkrótszą drogą w kierunku
doświadczeń, które są
absolutnie zgodne, czuje się wtedy całkowicie jednoznacznie: "To jest to!" Gdy
się doświadczy,
jak człowiek uwalnia się od niesamowitego brzemienia, które niósł całe życie,
nie ma żadnej
wątpliwości co do prawdziwości tego przeżycia.
Warunkiem nawiązania kontaktu z duszą jest szczere pragnienie pracowania nad
sobą i
konfrontowania się z własnym wnętrzem. Kiedy zaistnieje ten związek, wówczas
wykluczone
jest jakiekolwiek złudzenie. Uzdrawiające działania, jakie przynosi
przetworzenie urazów,
obojętne, czy tkwią one korzeniami w dzieciństwie, narodzinach, ciąży czy
wcześniejszym życiu,
są najlepszym dowodem na prawdziwość doświadczeń, których dokonało się podczas
przejścia
do innego wcielenia.
Posłowie
Powrót do duszy
Żadna powieść czy kryminał nie są tak fascynujące, jak samo życie. Jeśli
rozpatrujemy
nasze życie jako mnogość inkarnacji, stoimy wówczas pełni zdumienia przed jedną
wielką
przygodą. Czegośmy nie przeżyli, doznali, nauczyli się i poznali? Jeśli jesteśmy
tego świadomi
dopiero po raz pierwszy, patrzymy na siebie całkiem innymi oczami.
Nauka o reinkarnacji uświadamia nam, że ani my sami, ani nasze otoczenie, ani
nawet
nasze dzieci nie są nie zapisaną kartką papieru. Dusza jest prawdziwym skarbcem,
który wciąż i
wciąż wypełniamy każdym ziemskim życiem. Odkrywamy sens własnych życiowych
doświadczeń i zaczynamy rozumieć nasze cierpienia, problemy i kryzysy jako
proces
wzrastający. Bolesne informacje, jakie daje życie w swojej mądrości, nie są ani
karą, ani
niesprawiedliwością czy nieszczęściem. O wiele bardziej są one stopniami na
drodze do nas
samych - do naszego prawdziwego "ja", ponieważ nikt inny, jak tylko my sami
możemy
rozpoznać, jaka istota w nas drzemie. Dlatego właśnie udaliśmy się w naszą
wielką odkrywczą
podróż.
Jeśli w obecnym życiu zaczniemy od tego, że egzystencję potraktujemy całościowo,
w
którą jako fakt włączymy reinkarnację, uczynimy duży i ważny krok na drodze do
nas samych.
Obojętne, czy okazało się, że byliśmy kiedyś Cezarem czy Kleopatrą, czy też
prostym pasterzem
na jakiejś samotnej wyspie, to jednak ułożyliśmy w jakąś całość parę nowych
części w naszej
układance.
Jak przy innych sprawach w życiu, możemy dzięki naszej wiedzy o wcześniejszych
inkarnacjach posiadać dwa wybory: możemy zaufać naszemu żądnemu sensacji
intelektowi i w
rozmowie na spotkaniu towarzyskim udawać ówczesną Kleopatrę lub użyć go mądrze
jako
prezent naszej własnej rosnącej świadomości, która się coraz bardziej otwiera na
wyższe
płaszczyzny życia.
Wykaz literatury
* Bailey Alice A., Die Widerkunft Cristi, Lorch-Wurtt. 1954.
* Bailey Alice A., Esoterische Heilen, Genf 1983.
* Bernstein Morey, Protokoll einer Wiedergeburt, Bern-Munchen 1965. Das
Agyptische Totenbuch (Pert em hru), Munchen 1973. Das Totenbuch der Tibeter
(Bardo Thódol), Koln 1987. Das Evangelium des vollkommenen Lebens. Ein
ursprungliches und vo/lstandiges Evangelium, Bern 1974. Dethlefsen Thorwald,
Das Leben nach dem Leben, Munchen 1974.
* Ebertin Baldur R., Reinkarnation und neues Bewusstsein, Freiburg-Brsg.
1987.
* Eersel Patrice van, Sterben - Der Weg des Derwisch, Frankfurt-Main 1982.
* Field Reshad, Ich ging den Weg des Derwisch, Frankfurt-Main 1982.
* Field Reshad, Das Siegel des Derwisch, Koln 1984.
* Gawain Shakti, Leben im Licht, Munchen 1987.
* Griscom Chris, Zeit ist eine llusion, Munchen 1986.
* Grof Stanislav und Christina, Jenseits des Todes. An den Toren des
Bewusstsein,
Munchen 1987.
* Hemleben, Johannes, Jenseits, Reinbek 1975.
* Jankwich Stefan von, Ich war klinisch tot. Der Tod mein schenstes
Erlebnis,
Munchen 1984.
* Jussek Eugen G., Begegnung mit dem Weisen in uns. Gesprache mit Yan Su Lu,
Munchen 1986.
* Kubler-Ross Elisabeth, Uber den Tod und das Leben danach, Melsbach 1986.
* Kubler-Ross Elisabeth, lnterviews mit Sterbenden, Stuttgart 1977.
* Kunkel Hans, Die Sonnenbahn, Waarkirchen 1981.
* Leboyer Frederick, Geburt ohne Gewalt, Munchen 1986.
* MacLaine Shirley, Tanz im Licht, Munchen 1986.
* Moody Raimond A., Leben nach dem Tod, Reinbek 1977.
* Moody Raimond A., Nachgedanken uber das Leben nach dem Tod, Reinbek 1987.
* Netherton Morris, Shiffrin Nancy, Bericht vom Leben vor dem Leben,
Frankfurt-
Berlin 1987.
* Peick Petra Angelika, Wiedergeburt - Eine Reise in fruhere Erdenleben,
Freiburg-
Brsg. 1987.
* Powers Rhea, Aufruf an die Lichtarbeiter, Planegg 1987.
* Riemann Fritz, Grundformen der Angst, Munchen 1987.
* Ring Kenneth, Der Tod Erfahren - das Leben gewinnen, Bern - Munchen 1985.
* Roberts Jane, Gesprache mit Seth. Von der ewigen Gultigkeit der Seele,
Genf
1985.
* Svenson lan, Reinkarnation. Der Mensch im Wandel von Tod und Wiedergeburt,
Freiburg-Brsg. 1976.
* Uhlig Helmut, Tibet. Ein verbotenes Land óffnet seine Thore, Bergisch
Gladbach
1986.
* Wambach Helen Steward, Seelenwanderung, Munchen 1984.
* Waters Frank, Das Buch der Hopi, Koln 1986.
* Weber Divo Helche, Alta-Major-Energie. Du bist die Haltung die du
einnimmst,
Munchen 1987.
* White Eagle, Vom Leben Jenseits der Todespforte, Grafing-Munchen 1988.
* Wilder Smith, A. E., Herkunft und Zukunftdes Menschen, Neuhusen-Stuttgart
1984.
* Willigis, Der Alte aus Atlantis, Grafing-Munchen 1985. Willigis, Testament
eines
Eingeweihten, Grafing-Munchen 1985.
* Yogananda Paramahansa, Autobiographie eines Yogi, Bern-Munchen 1986.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Dowody wskazujące na istnienie reinkarnacjiReinkarnacjareinkarnacjapopuReinkarnacjaReinkarnacjeREINKARNACJAReinkarnacjaReinkarnacjawięcej podobnych podstron