Wings of the wicked rozdział 4


Rozdział 4
Po szkole odrobiłam lekcje i poszłam do Nataniela. Zamiast kupić elegancką willę za
milion złotych, które zarobił przez sprzedaż oryginalnych artystycznych prac, Nataniel żyje w
pięknie, normalnym domku. Zaparkowałam na podjezdzie i podeszłam do frontowych drzwi.
Dom był stary, ale za to piękny i duży. Z tyłu znajdowało się małe jeziorko, jedne z bilionów
w tej części państwa, a najbliższy sąsiad znajdował się najprawdopodobniej, ćwierć mili w
dół ulicy. W środku było pełno starych, a przy okazji fajnych rzeczy, szczególnie książek.
Nataniel był wielkim maniakiem komputerowym, ale właśnie to w nim kochałam. Mówi
słabe żarty, i zawsze jest uśmiechnięty. Również doskonale strzelał z broni palnej dużego
kalibru, ale miał kilka wieków na ćwiczenia. Nataniel i Will-oboje mają wielką cierpliwość,
co bardzo mnie zdumiewa.
Położyłam moją torebkę i plecak na sofie w salonie i ruszyłam w stronę kuchni. Właśnie tam,
najczęściej znajduję chłopców. Mają potworne apetyty, super metabolizm, i zbyt dużo
wolnego czasu.
-Will?  zawołałam -Nataniel?
Zatrzymałam się, żeby jak najlepiej usłyszeć głosy, ale zamiast ich do moich uszów wpadły
dzwięki gitary. Przeszłam przez kuchnię, kierując się w stronę drzwi wychodzących na taras.
Były wykonane z dębu i miały lamowaną szybę. Popchnęłam je i zobaczyłam Willa, siedział
na drewnianej ławce i trzymał piórko do grania w dłoniach. Za nim rozciągał się, aż do
granicy zamarzniętego jeziora, pokryty śniegiem trawnik. Taras był zamieciony, wolny od
śniegu.
Ja, ubrana w cieplutką kurtę, ledwo mogłam wytrzymać na tym mrozie, ale Will siedział
wyluzowany, w koszulce z długim rękawem. Zimno i ciepło nigdy nie miały dla niego
większego znaczenia, ale dla mnie miały. On mógł być obojętny na dwudziesto stopniowy
mroz, podczas gdy ja trzęsłabym się jak Chihuahua.
Jedna z moich ulubionych rzeczy na świecie, to oglądanie Willa grającego na gitarze. Nigdy
nie udało mi się daleko wyrzucić z mojego serca wszystkich rzeczy, które je obciążają.
Spojrzał w górę i uśmiechnął się do mnie, kiedy wchodziłam na taras.
-Cześć- powiedział i skończył grać- Jak minął ci dzień?.
-Troszkę zbyt ekscytująco- szczeknęłam zębami.
Skrzywił się  Co jest?
Jeszcze mocniej przytuliłam się do kurtki. Lodowaty wiatr owiewał mnie i kłuł moje
obnażone miejscami ciało.
-Możemy wejść do środka? Jest strasznie zimno.
Bez słowa, zgarnął mnie i poprowadził do środka w ten jedyny dla niego sposób. Odłożył
gitarę na stojak i zamknął dziwi, żeby utrzymać ciepło. On zrobi wszystko, o co proszę i to
bez wahania. Oznaczało to również, że trzeba być z nim ostrożnym.
-Lepiej?- zapytał.
Skinęłam głową- Gdzie Nathaniel?
-Wyszedł z Lauren.
Uśmiechałam się potajemnie. Lauren była medium i przy okazji bardzo często pomagała
Natanielowi. Mam podejrzenia, że są oni kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Lauren i
Nataniel czasem wychodzili, a Will opisywał ich spotkania jako biznesowe. Jasne. Oni
flirtowali ze sobą, co było rzeczą oczywistą.
-Więc, co było takie ekscytujące w dzisiejszym dniu?- zapytał.
Zdałam sobie sprawę, że odwlekam powiedzenie mu o Cadanie.. Bałam się, że Will zabije go,
jeśli dowie się, że demoniczny kosiarz przyszedł do mojej szkoły, do jedynego miejsca, gdzie
jest bezpiecznie. Nie chciałam, żeby Will zranił Cadama za nic. I nie chciałam również, żeby
Will nachodził mnie w szkole. To właśnie podczas lekcji, byłam wstanie zapomnieć, że jestem
Pleriatorem i poczuć się jak normalna dziewczyna.
-Widziałam się dzisiaj z Cadamem- Byłam gotowa na wszystko, co potem nastąpiło.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie?- Jego szczęka wykrzywiła się, a dłonie zacisnęły się w
pięści.  Zleje mu skórę na wylot.
-Okay- powiedziałam i podniosłam ręce w górę.- Zrozumiałam, panie Hulku Smashu1.
-Zranił cię?
-Nie- powiedziałam szybko-Nie- to drugie ,,nie było bardziej stanowcze i pewne siebie.
-Właściwie, to troszkę się na niego rzuciłam. Przyszedł mnie ostrzec. Bastian ma Enshiego, i
teraz szuka klucza, który będzie wstanie złamać enochińskie zaklęcie. To ten napis na
sarkofagu, który trzyma stwora w środku. Nycteridy z zeszłej nocy, zostały wysłane, żeby
schwytać mnie żywą. Jeżeli zawiodą, Bastian ma jeszcze więcej straszniejszych kosiarzy,
przydzielonych do tego zadania. Cadam twierdzi, że mam coś wspólnego z tym napisem, ale
nie wie dokładnie co.
-On jest jednym z nich- Will odburknął.-Jego zlecenia są bezpośrednio pod nadzorem
Bastiana. Nie możesz ufać niczemu co powie.
-Jeżeli nie będziemy, choć w najmniejszym stopniu, rozważać tego co powie, to popełnimy
błąd. Powiedziałeś mi kiedyś, że nie lubisz podejmować ryzyka, kiedy przychodzi do mnie i
mojego życia.
Jego oczy spotkały moje oczy i spojrzały z taką zawziętością, że aż przestałam oddychać.
Jedyna rzecz, która ukazywała jego prawdziwe emocje, to kolor jego oczu. Im więcej emocji
odczuwał, stawały się jeszcze piękniejsze, a zieleń jego oczu jeszcze bardziej żywa. To
właśnie to, zaprzeczało jego ludzkiemu pochodzeniu.
-Tak czy siak, nie możemy nic z tym zrobić.- powiedziałam. -To co było najgorsze ze strony
Bastia minęło. Ostatnio chce mnie żywą. Myślę, że to nasza przewaga- nie chce mnie zabić.
Nycteridy miały wiele okazji, żeby mnie zabić, ale tego nie zrobiły. Mogły to zrobić, kiedy
Jabur poleciał ze mną, a potem po prostu zrzucić mnie na spotkanie ze śmiercią. Ale Jabur był
zdeterminowany, żeby nie pozwolić mi spaść. Nie zapominaj o tym.
-Nie zapomniałem. Ale nie możemy ufać Cadamowi. Nie znasz go tak, jak ja znam.
-Przestań być tak tajemniczy. -Narzekałam.- Ciągle mówisz jak zły on jest, ale nigdy nie
powiedziałeś mi dlaczego.
-Po pierwsze, jest demonem. Jest manipulatorem, oszustem, brutalem i okrutnikiem. Jest po
prostu, jak reszta z nich.
Otworzyłam usta, żeby powiedzieć mu jak bardzo negatywnie jest nastawiony, ale z
powrotem je zamknęłam. Moja amnezja nie do końca przesłała działać. Ale wszystko co
powinnam pamiętać, mówiło mi, że demoniczni kosiarze są zli. Will łapie ich przez wieki, i
nigdy niczego nie zapomina. Demoniczni kosiarze nieustanie próbują nas zabić. Zapewne, to
właśnie powinien być wystarczający powód żeby im nie ufać. Ale dlaczego próbuję znalezć
powód do odkupienia ich, a zwłaszcza Cadama? On nigdy nie próbował mnie skrzywdzić, a
przed moim bieżącym wcieleniem, nigdy go nie spotkałam. Prawdę mówiąc, my
spowodowaliśmy mu większe szkody, niż on nam. Czy moja ludzkość czyni mnie bardziej
wybaczającą, niż powinnam być? Gabriel nie dałby Cadamowi sekundy na myśleniem, przed
zniszczeniem go.
-Jeżeli on mówi prawdę, to jestem poniekąd przestraszona. -Wyznałam.- Powiedział, że
stworzenia, które po mnie przyjdą, będą naprawdę okropne.
1 Superbohater
- W taki razie, znajdziemy ich. Nie pozwolę, żeby się cię dopadły.
Posłałam mu wymuszony uśmiech. Ja wiem, jaki jest silny- i jak bardzo to kontrastuje z moją
predyspozycją fizyczną ale jak było to trudne, kiedy walczy dla mnie, a to daje mi poczucie
bezpieczeństwa. On mnie kocha i da z siebie wszystko, żeby mnie ochronić. Jeżeli Will nie
chce mi powiedzieć o co chodzi z Cadamem, to znaczy, że nie jest na to gotowy. Zajęło mi
chwilę, żeby zrozumieć to w nim.
W każdym razie, przede mną długa noc. Kto wie, czy czasem kosiarze nie czyhają na mnie w
sklepie. No dobra, przestaję mówić na temat demonów. Jesteśmy podobno umówieni z Avą i
Marcusem.
-Mam coś dla ciebie- Will powiedział nagle, a jego twarz się ożywiła.- Poczekaj.
Zniknął, przemknął przez ogromną kuchnie w ciągu chwili i wrócił z moim prezentem-
czekoladowym waflem, zanurzonym w misce z gałką moich ulubionych lodów. Pisnęłam,
kiedy wzięłam od niego podarunek i zatańczyłam z radości. Odłożyłam miskę na dół i
objęłam go za szyję. Jego zapach wypełniał mój nos, poczułam się tak, jakbym była w domu,
tak blisko niego. Owinął ręce wokół mojej talii, jego dłonie dotykały mojej nagiej skóry, a
mój podkoszulek podjechał w górę, a ciepło przepłynęło przez mnie.
-Nie mogę uwierzyć, że dla mnie poszedłeś aż do Cold Stone!- Nie jeden mógłby pomyśleć,
że mam bzika na punkcie ich lodów, ale nie. To jest niemożliwe, żeby zachorować na Nie
chcesz więcej Cookie Doughn t2.
-Lubię, kiedy jesteś szczęśliwa- Uśmiechnął się do mnie, kiedy wykopałam łyżkę pełną
przysmaku.  Byłeś wczoraj smutna, więc mam nadzieję, że to cię rozchmurzy.
-Na pewno tak się stanie- błysnęłam mu szerokim uśmiechem i usiadłam na taborecie za
barkiem.
Pochylił się nad ladą, naprzeciw mnie i opar się, przenosząc swój ciężar na ramiona.
-SmakujÄ™ Ci?
-Piekielnie- wymamrotałam, z pełnymi ustami- Co za głupie pytanie.
-Kiedyś, ktoś mi powiedział, że nie ma takiego czegoś jak głupie pytania.
-Tamto pytanie zdecydowanie kwalifikuje siÄ™ do tej grupy.
-A co jeśli, ktoś nie lubi cookie dough3 ? Przecież, nie będą sądzić, że są pyszne.
-Nie ma osoby, która by tego nie lubiła.  Powiedziałam z lekkim śmiechem.- Zwłaszcza mój
anielski żniwiarz i jego apetyt.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie intensywnie, a potem próbował nieskutecznie ukryć swój
uśmiech, jakbym troszkę go zakłopotała.
-Jestem pewien, że ktoś się znajdzie- powiedział.
-Nigdy nie znajdziesz żywego człowieka, który nie lubiłby cookie dough.
-Więc teraz, dodajesz ograniczenia do zakładu?
-Kto powiedział, że to zakład?
-Myślałem, że jest to oczywiste.
-Więc zatem zgoda.
-Czyli to musi być człowiek.- Zapytał, wyraznie starając się ukryć uśmiech-A na dodatek
żywy?
-Zawsze możemy uwzględnić martwych ludzi, wystarczy, że wyciągniesz od nich ich zdanie.
Życzę szczęścia w uzyskiwaniu od nich odpowiedzi.
-Trzymajmy się żywych ludzi
- Dobrze-Powiedziałam, wpatrzona w jego osobę.- To jest zakład.
2 pełna nazwa deseru
3 cookie dough- kuleczki zrobione z surowego ciasta. Podobne do pralinek, tylko, że czÄ…steczkoweJð
Jego uśmiech urosną i był olśniewający. Mogę powiedzieć, że Will jest więcej niż piękny.
Przystojny to zbyt śmiertelne słowo. I on był kompletnie tego nieświadomy. A ja dokładnie
teraz, bardzo pragnęłam, żeby mnie pocałował.
Ale on by tego nie zrobił. Wzięłam wdech i wyrzuciłam tę myśl. Nie chciałbym być smutna.
Zamiast tego postanowiłam z nim flirtować i spróbować sprawić, że będzie mu jeszcze ciężej
utrzymać rozdzielającą nas odległość, którą sam stworzył..
Wzięłam kolejny kęs, i bardzo ostrożnie i powoli oblizałam łyżkę.
-Chcesz spróbować?- Powiedziałam, wyginając usta w sugestywny uśmiech. Bardzo się
starałam nie myśleć, jak dużo osiągnę przez flirtowanie i bycie seksowną. Prawdopodobnie
odkrył moje zamiary. Ale on dokładnie mnie obserwował i zastanawiałam się czy osiągnęłam
sukces. Moje nerwy napięły się. Studiował każdy cal mojej twarzy, a jego oczy migotały. Mój
uśmiech wyblakł.
-Tak.  Powiedział w końcu- Chcę.
Mój żołądek zawiązał się w gruby węzeł i zrobił serię fikołków. Moje ręce odwróciły się w
stronę miski, wyciągnęłam wielką łyżkę przysmaku i dałam mu.
Wyglądał tak, jakby się zastanawiał nad smakiem przez moment.
-Więc. Lubię cookie dough, ale ciągle wolę lody roztopione w piwie korzennym.
Zaśmiałam się trochę głośniej niż powinnam. Moja następna porcja, nie była gładka.
Spojrzałam w jego błyszczące oczy, które nie zakłóciły całkowicie mojego wewnętrznego
spokoju. A byłam w takim stanie, dopóki nie wybuchał śmiechem, a to oznaczało koniec.
-Co?- Spytałam, spoglądając na niego podejrzliwie. Coś musiało być bardzo zabawne.
Sięgnął po moją twarz, a ja zamarłam, niepewna do czego zamierza. Kciukiem przetarł
koniuszek mojego nosa i powiedział.  Masz lody na twarzy.
Moje policzki poczerwieniały i poczułam się jak pięciolatka potrzebująca buteleczki dla
dzieci.
-Jesz jak żniwiarz.- Powiedział z uśmiechem.
Zmrużyłam oczy.- Dzięki palancie.
Jego uśmiech złagodniał. Wzniósł kciuk do ust i wytarł mi nos. Spojrzał na mnie, a moje
serce biło coraz mocniej, niczym silnik. Znowu mu się udało. Wsunął mi włosy za ucho, a
jego palce poruszały się po końcówce płatka ucha, a pózniej przesunęły się na linię mojej
szczęki.
Zaczął coś mówić, ale drzwi do garażu otwarły się i szybko schował ręce. Nataniel i Lauren
pojawili się, a ona śmiała się z czegoś co jej towarzysz powiedział. Byłam zaskoczona widząc
Nataniela, który próbował ujarzmić swoje zazwyczaj nieschludne, kręcone, miedziano-
brązowe włosy. Wyglądali na bardzo szczęśliwych, oczywiście nie jak na przyjaciół i przez
chwilę zazdrościłam im tego. Nigdy nie widziałam ich całujących się, ale założę się, że robili
to, kiedy nikt nie patrzył.
-Część Lauren.- Zawołał Will, wyślizgując się za lady, żeby stanąć prosto.-Lubisz cookie
dough?
Wybuchłam śmiechem, a Nataniel i Lauren spojrzeli na mnie tak, jakbym była wiejskim
idiotom.
-Nie za bardzo.- Powiedziała Lauren, wieszając płaszcz i torebkę na stojaku przy drzwiach. 
Zawsze po nich boli mnie brzuch.
Will posłał mi ironiczny uśmiech i irytująco poruszył brwiami.
Podjęłam właściwą decyzję- dopadnę go, gdy będzie spał i zgolę mu brwi.
-I co z tego?-mruknęłam- O nic się nie zakładaliśmy.
-Satysfakcja która płynie z uświadomienia ci błędu jest dla mnie wystarczająca.
-Oszukiwałeś. Wiedziałeś, że Lauren ich nie lubi.
-Możliwe.
-O czym rozmawiacie?- spytał Nataniel, patrząc na nas.
-O niczym- powiedzieliśmy równocześnie z Willem. Ułamałam ostatnią porcję deseru i
zanurzyłam w lodzie, żeby nie musieć się z nikim dzielić. Pewnie musiałbym oddać cały.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wings of the wicked rozdział 1
Wings of the wicked rozdział 20
Wings of the wicked rozdział 24
Wings of the wicked rozdział 19
Wings of the wicked rozdział 13
Wings of the wicked rozdział 18
Wings of the wicked rozdział 7
Wings of the wicked rozdział 23
Wings of the wicked rozdział 15
Wings of the wicked rozdział 14
Wings of the wicked rozdział 10
Wings of the wicked rozdział 2
Wings of the wicked rozdział 8
Wings of the wicked rozdział 22
Wings of the wicked rozdział 17
Wings of the wicked rozdział 9
Wings of the wicked rozdział 16
Wings of the wicked rozdział 6
Wings of the wicked rozdział 3

więcej podobnych podstron