Rozdział 1
Upadłam na lodowaty chodnik, powietrze z świstem wydostało się z moich płuc. Leżałam
tylko przez chwilę, ale wystarczająco długo, żeby kilka płatków śniegu opadło na moją twarz.
Ból pleców promieniował od moich palców aż do czaszki.
Ten gruby z futrem, pachnącym siarką i stęchlizną, głuchy żniwiarz to ursid, jego gardłowy ryk
wstrząsną ziemią i sprawił, że dudniło mi uszach. Zastanawiałam się, dlaczego nie próbował
odgryzć mi głowy. Był wystarczająco blisko, żeby to zrobić. Otworzyłam oko, żeby zobaczyć,
jak obserwuje mojego stróża Willa, który walczy w dole zaułka.
Podniosłam się na nogi i spojrzałam w górę, żeby zobaczyć kosiarza, który podchodzi do
mnie. Nienawidzę patrzeć w jego brzydką twarz. Zaostrzyłam uchwyt na moich klingach w
kształcie sierpa, które rozbłysły anielskim ogniem - jasny, biały płomień liżący ostrze. Światła
tańczyły ukazując całą postać kosiarza, czyniąc ją jeszcze bardziej diabelskim, niż była.
-Zaboli, kiedy ci za to oddam. obiecałam, w moim głosie można było usłyszeć ból.
-Myślę, że nie. jego czarne usta poruszyły się, ukazując kły, długie jak moje przedramię.
Klapnął zębami i roześmiał się, wbijając swoje pazury w chodnik.
-Jestem wstrząśnięty, że się podniosłaś po ostatnim ciosie, Pleriatorze. uśmiechnął się.
Nie wiedziałam, jakim cudem kosiarze warczą i jednocześnie mówią mój tytuł, ale zawsze
włoski mi stają na karku. Wzięłam głęboki oddech, żeby otrząsnąć się z jej złośliwość w głosie.
-Nie bądz zbyt podekscytowany. Dostawałam już mocniej, przez istoty silniejsze od ciebie.
Kosiarz wygiął usta w groteskowym uśmiechu, obnażając tyle zębów, na tyle ile było możliwe.
Przyczaił się, jak kot, gotowy do skoku. Cofnęłam się na pięcie i spojrzałam w jego puste,
czarne oczy.
Rzucił się w powietrze z pazurami rozłożonymi szeroko. Padłam na ziemię, przewróciłam się
na śliskiej nawierzchni i zamachnęłam się precyzyjnie moimi mieczami w kształcie sierpa i
trafiłam w jego ciało. Jego cielsko stanęło w płomieniach, zanim uderzyło w ziemię, a jego
głowa poleciała kilka metrów dalej. Po chwili nie zostało z niej nic, oprócz popiołu.
Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w momencie, kiedy Will wbijał miecz w klatkę
piersiową kosiarza. Wyciągnął ostrze i kosiarz padł martwy, jego skóra zamieniła się w
kamień, zamiast w ogień, ponieważ tylko mój anielski ogień to potrafi. Will podszedł do mnie,
próbując złapać oddech, przeszedł kciukiem po moim policzku i podniósł mój podbródek.
Chciałabym się przyzwyczaić do jego ciągłych kontroli, czy nic mi nie jest. Jego dotyk był
sprawny, ale gdy się przekonał, że nie jestem rana, jego ręce stały się miększe.
-Wszystko w porządku?
Pokiwałam głową i sprawiłam, że mój anielski ogień zniknął.
-Tak. Tylko mnie uderzył, dość mocno, ale nic nie złamałam. Czy nie uważasz, że jest ich coraz
więcej w ciągu ostatnich trzech dni?
Jego usta zacisnęły się na chwilę. Ta twardość jeszcze bardziej podkreślała jaki jest przystojny.
-Masz rację. Nie powinnaś pozwolić, żeby jemu udało się wyprowadzić tak dobry cios.
Przewróciłam oczami.
-Tak, łatwo powiedzieć, Batmanie. Przyniosę bazookę następnym razem. Chrzanić te miecze.
Możemy już skoczyć na dzisiaj?
Moje całe ciało mnie bolało, jakbym została uderzona przez vana, kosiarza wielkości vana,
jeśli mam być dokładna. Zanim zdążył mi odpowiedzieć, coś skoczyło za nim, trzęsąc ziemią
pod nami. Will odwrócił się i stanął nade mną, jak tarcza. Stwór żniwiarz, nawet większy niż
ursid, pokryty ciemną skórą - wylądował na ulicy. Skóra jego twarzy była napięta przez
wystające kości, a jego długi, sękaty pysk wypełniony postrzępionymi, pożółkłymi zębami.
Jego oczy były chore, blade- szkliste kule patrzące, jakby przez nas i miał długie uszy na szycie
czaszki. Zamiast rąk, kości zostały rozciągnięte do gigantycznych błon, jak u nietoperza z
haczykowatymi pazurami, wbite w chodnik dla wsparcia. Jego tylnie łapy były umięśnione, a
pomiędzy nimi miał długi kolczasty ogon, który kołysał się tam i z powrotem, jak u kota, który
spostrzegł ptaka, w zasięgu łapy, z tylko jedną różnicą oczy kosiarza nic nie widziały.
Moje usta zadrżały i zrobiłam jeden krok do tyłu, przestraszona.
-Co to jest do diabła?
-Nycterid. powiedział Will i jednocześnie jego dłoń zacisnęła się mocniej na mieczu. To
Orek, jeden z najstarszych i najsilniejszych z kosiarzy.
A potem jeszcze dwa wylądowały za tym pierwszym. Mój żołądek podskoczył mi do gardła,
kiedy patrzyłam z przerażeniem na te potwory. Nie ma mowy, żebyśmy walczyli z nimi trzema
za jednym razem. Nie byłam pewna, czy dałam bym sobie rady z jednym.
-Odsuń się, stróżu. Orek zagrzmiał głębokim głosem, jego szczęka klapnęła, a jego
rozwidlony język machał, kiedy wypowiadał ludzie słowa. Jego błyszczące, jasne oczy patrzyły
przeze mnie, a ja czuła się, jakby robaki zaległy mi się w brzuchu.
Will się wyprostował, ale nic nie powiedział.
-Niech i tak będzie. Orak wyciągnął swoją długą szyję w kierunku jednego z jego
towarzyszy. Bierz ją, Jabur.
W mgnieniu oka Orak przechylił się do przodu i zamachnął się skrzydłami, które uniosły go w
powietrze. Nycterid pędził w kierunku Willa, a jego szczęki klapały, jak u krokodyla. Will walił
rękami w głowę Oraka, ale one nadal próbowały wgryzć się w jego miękkie ciało. Ogon Oraka
zamachnął się i uderzył w ciało, posyłając je w powietrze, przez drogę i w ścianę najbliższego
budynku. Uderzył w ziemię z cichym jękiem, Orak stanął nad nim, rzuciłam się, żeby pomóc
Willowi, ale coś masywnego uderzyło mnie, zanim zdążyłam zareagować i wytrąciło mi moje
miecze. Drugi nycterid, Jabur złapał mnie pazurami swoich tylnych kończyn. Jego gigantyczne
skrzydła rozpostarły się i złapał mnie w potrzask.
-Will! krzyknęłam, próbując wyrwać się do niego.
Waliłam i drapałam w skórę kosiarza, ale on zignorował to i polecieliśmy wysoko w górę.
Panika wstrząsnęła moim ciałem, skręcałam ciałem i zamachałam się, rozpaczliwie próbując
uciec. Aleja znikała znacznie poniżej mnie.
Will uwolnił się od Oreka, odrywając się od jego pazurów i zgrzytających zębów, zanurkował
pod bijącymi skrzydłami.
-Ellie. pobiegł w dół ulicy, jego skrzydła koloru kości słoniowej rozpostarły się i skoczył w
powietrze po mnie, z mieczem w dłoni.
Był lżejszy i szybszy niż nycterid, kiedy dogonił nas zamachnął się mieczem, ale stopa Jabura
zderzyła się z piersią Willa, wysyłając go z ogromną prędkością w dół. Wiatr gwałtownie
smagał moją twarz, jak arktyczny huragan, a ja starałam się zobaczyć, gdzie on jest. Moje
serce waliło mi w uszach. Zawołałam jego imię ponownie, ale nie mogłam go zobaczyć. Jabur
nagle opadł na kilka metrów, a mój żołądek podszedł mi do gardła, aż się uspokoiłam.
Wykręciłam głowę, żeby zobaczyć skrzydła Willa unoszące się kilka metrów nad Jaburem.
Nycterid szarpnął ciałem w prawo i lewo, żeby strząsnąć Willa z siebie. W długim pysku
Jabura chrzęszczały krzywe zęby pocierające się o siebie i wydał z siebie dzwięk
przypominający syk smoka.
Nycterid zrobił beczkę i Will zsunął się, spadając, dopóki nie zamachnął się skrzydłami. Jego
skrzydła biły mocno i uniósł się nad Jaburem. Ciął mieczami z wściekłym krzykiem, krojąc
ostrzem szyję Jabura. Głowa kosiarza odpadła i zniknęła w dole. Reszta jego ciała przestała się
unosić, zmieniona w kamień.
Spadałam, nadal uwięziona w szponach kamienia. Opadałam znaczenie szybciej, niż się
unosiliśmy, ogromna masa kamiennego ciała kosiarza ciągnęła mnie szybko w kierunku ziemi.
Krzyczałam, aż prawie ogłuchłam od swojego głosu i wiatru wiejącego w moją twarz. Waliłam
w nogę kamienia, próbując się uwolnić i zobaczyłam Willa nurkującego obok mnie, jak sokół.
Odwróciłam ciało, tak że był naprzeciwko mnie, jego miecz zniknął i jego ręce były wolne.
-Zabierz mnie stąd! krzyknęłam, szarpiąc się bezowocnie z moją pułapką.
Will walił i walił pięściami w kamienną kończynę. Wpatrywałam się w ulicę za jego
ramieniem, zbliżającą się poniżej. Kończyna wreszcie pękła i Wll rzucił ją w powietrze, a ciało
kopnął z dala ode mnie. Jego ramiona owinęły się wokół mnie, ale nie zatrzymał upadku.
Zaklął, kiedy jego skrzydła zwalniały lot, bezskutecznie próbując nas zatrzymać przed
upadkiem. Powstrzymałam krzyk przerażenia, kiedy spadaliśmy ku ziemi. W ostatnim
momencie Will przerzucił mnie, tak żeby być poniżej mnie, a ja mogłam wpatrywać się w
oślepiający zielony blask jego oczu.
Nagle uderzamy, Will łamię chodnik, a ja uderzam twarzą w jego klatkę piersiową. Leżymy
bezruchu, przytuleni do siebie, jego ramiona wciąż mnie obejmują, jakby myślał, że spadnę,
kiedy mnie puści. W końcu podniosłam twarz i spojrzałam na niego, moje ciało wstrząsnęło
gwałtownie. Jego oczy były zamknięte, a oddech miał nierówny, jego klatka piersiowa unosi
się i opada drastycznie pod moim ciałem. Jego skrzydła były rozłożone na ziemi, ale
wyglądało, że wyszły bez szwanku. Nadal miałam uczcie, jakbym spadała, a rozbite szczątki
nycterid zaśmiecały ziemię wokół nas.
-Wszystko w porządku? Will zapytał mnie, a jego ciepły oddech muskał mój policzek.
Skinęłam głową, robiąc długie, głębokie oddechy i położyłam się ponownie na nim,
trzymając nadal jego koszulkę. Musiałam się skupić, ale nie mogłam puścić Willa. Zeszłam z
niego słaba, drżąc na nogach i rozejrzałam się za swoimi mieczami. Podniosłam je i anielski
ogień rozbłysnął ponownie. Dwa pozostałe nycterid wisiały nad nami. Moje ciało kazało mi
uciekać, ale musiałam zostać i walczyć. Orek zrobił krok w moim kierunku, zarzucając głową i
układając z powrotem usta w szalony uśmieszek. Szpony na końcach jego skrzydeł zahaczyły
o chodnik, robiąc wyłom.
-Nie mieliśmy stracić jednego z nas.
-Przykro mi, ale ja zawsze zostawiam ofiary. powiedziałam, zaostrzając mój uchwyt na
mieczach.
Orek roześmiał się, sprawiając, że przeszły mnie ciarki. Coś spadło między nami, a ja
cofnęłam się na obcasie. To był jeden z kosiarzy wyglądających, jak ludzie vir, jak Will. Był
odwrócony ode mnie tyłem, a jego brązowe skrzydła, jak u wróbla był złożone. Kolejny
kosiarz wylądował obok dziewczyna, była zwrócona twarzą do mnie. Jej skrzydła, pióra
ciemne, jak grafit ołówka rozłożyła szeroko, a mnie przeszedł dreszcz od tego widoku.
Niebiesko-czarne włosy opadały jej na ramiona, a jej oczy patrzyły na mnie hardo. Nie
sądziłam, że zobaczę kogoś tak przerażająco pięknego. Spojrzała na Willa i znowu na mnie.
Przez moment znowu poczułam się, jakbym spadałam. Jeszcze więcej? Połowa kosiarzy z
całego Detroit została wysłana, żeby mnie zabić?
Oczy dziewczyny rozpromieniły się opalizującym fioletowo-niebieskim kolorem i wyciągnęła
ręce do przodu. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, kiedy jej paznokcie wydłużyły się do
szponów wielkości stopy, koloru kości słoniowej. Kiedy będę z nią walczyć najpierw będę
musiała uciąć jej ręce, ponieważ są zbyt grozną bronią.
-Co to jest? Orek syknął. Wezwałaś posiłki?
To nie były nowe demoniczne kosiarze? Zrobiłam krok w kierunku Will, żeby poczuć jego
pocieszającą obecność.
-Nie przewidzieliśmy tego. towarzysz Oreka powiedział dziwnie kobiecym głosem.
Orek warknął.
-Chodz, Eki. Wrócimy, kiedy będziemy mieli większą przewagę.
Dwa nycterid rozpostarli swoje potężne skrzydła i unieśli się w powietrze, jak para
dinozaurów.
Ale nie mogłam odetchnąć z ulgą, że ich nie było. Podniosłam miecze w kierunku nowych
przybyszów, gotowa do kontynuowania walki.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Wings of the wicked rozdział 20Wings of the wicked rozdział 24Wings of the wicked rozdział 19Wings of the wicked rozdział 13Wings of the wicked rozdział 18Wings of the wicked rozdział 7Wings of the wicked rozdział 23Wings of the wicked rozdział 15Wings of the wicked rozdział 4Wings of the wicked rozdział 14Wings of the wicked rozdział 10Wings of the wicked rozdział 2Wings of the wicked rozdział 8Wings of the wicked rozdział 22Wings of the wicked rozdział 17Wings of the wicked rozdział 9Wings of the wicked rozdział 16Wings of the wicked rozdział 6Wings of the wicked rozdział 3więcej podobnych podstron