O LUDZKIEJ I PRZED-LUDZKIEJ STRUKTURZE RODZINY
Rodzina jest jednym z podstawowych i bardzo trwałych elementów organizacji społeczeństwa ludzkiego i tę rolę pełni od wielu dziesiątków tysiącleci. Jej status, spoistość i sposób funkcjonowania zmieniać się zaczął w stopniu znaczącym dopiero w społeczeństwach miejsko-przemysłowych, a w sposób dramatyczny - dopiero w kilku ostatnich dekadach. Przemiany te są często postrzegane w kategoriach zagrożeń: dość powszechnie - w odniesieniu do sytuacji rodziny używane są terminy takie jak "kryzys", "rozpad więzi", "dezintegracja", "słabnięcie roli wychowawczej", "słabnięcie funkcji prokreacyjnych", i tym podobne. O zagrożeniach tych słyszy się z różnych stron: od socjologów, demografów, pedagogów, psychologów, teoretyków i praktyków polityki socjalnej, a także od filozofów moralności i teologów.
Pożyteczne może okazać się w tym kontekście spojrzenie na kondycję współczesnej rodziny nie tylko z aktualnej, dzisiejszej, lecz także z rozleglejszej czasowo, antropologicznej perspektywy. Poniższe uwagi mają na celu zasygnalizowanie pewnych wniosków wyłaniających się z przyjęcia takiej właśnie perspektywy.
Za punkt odniesienia weźmiemy tu model organizacji rodzinnej w społeczeństwach archaicznych, mianowicie w społeczeństwach na etapie gospodarki przedrolniczej, czyli zbieracko-łowieckiej. Wybór ten uzasadniony jest faktem, że to właśnie w ramach ustroju zbieracko- łowieckiego rozegrał się proces antropogenezy, a w każdym razie ta jego faza, w której uformował, się ostatecznie człowiek typu Homo sapiens wraz ze wszystkimi jego niesamowitymi osobliwościami psychologicznymi i behawioralnymi, a także anatomicznymi i fizjologicznymi. Co więcej, to właśnie ów ustrój był jedynym znanym ludzkości jeszcze całkiem do niedawna, bo zaledwie 10 tysięcy lat temu. Z niego wywodzą się - jako całkiem świeżej daty "wynaturzenia" - wszystkie późniejsze ustroje historyczne: społeczeństwa rolnicze i pasterskie, antyczne miejskie, a potem nowożytne industrialne i, powstające obecnie, społeczeństwa ery postindustrialnej i informatycznej. A zatem to właśnie model organizacji społeczeństwa ludzkiego towarzyszący gospodarce zbieracko-łowieckiej, a nie żaden inny, uznać trzeba za standardowy, charakterystyczny dla człowieka jako gatunku biologicznego i człowiekowi niejako "przyrodzony".
Ten model standardowy rozpatrzymy tu krótko na szerszym tle, przez dokonanie porównań "na obie strony". Najpierw "wstecz" - przez zarysowanie dlań tła, czyli przez opisanie głównych typów organizacji społecznej u gatunków zwierzęcych najbliżej z człowiekiem spokrewnionych: w terminach klasyfikacji zoologicznej - chodzi tu o tak zwane wyższe prymaty (małpy) z grupy Catarrhina, a w szczególności o małpy człekokształtne, czyli antropoidy. Następnie zaś dokonamy porównania "w przód" - przez wskazanie, pod jakimi względami i w jakim stopniu struktura dzisiejszych społeczeństw ludzkich, w tym struktura rodziny w szczególności, odbiegła (lub zaczyna odbiegać) od owego archaicznego, standardowego modelu ludzkiego.
STRUKTURA RODZINY U PODLUDZKICH PRYMATÓW
Organizację społeczną małp, a ich organizację rodzinną w szczególności, wyznacza głównie charakterystyczny dla danego gatunku typ relacji między samcami i samicami, zwłaszcza system krzyżowania. Wyższe prymaty cechuje pod tym względem zadziwiająca rozmaitość. Występują u nich niemal wszystkie typy organizacji spotykane u kręgowców lądowych: od skrajnie prostego systemu samotniczego aż po skomplikowaną konstrukcję stada o strukturze hierarchicznej.
System, który określić można nazwą samotniczego, występuje u jednego tylko gatunku bliskich człowiekowi prymatów - mianowicie u orangutanów. Te wielkie, nadrzewne antropoidy nie mają żadnej organizacji stadnej: poszczególne osobniki żerują w koronach drzew w pojedynkę i w znacznym rozproszeniu, ich dzienne szlaki wędrówek biegną niezależnie od siebie, nie ma też żadnej tendencji do gromadzenia się na wspólne noclegowisko. Dorosłe samce i samice spotykają się tylko sporadycznie i rozchodzą ponownie po dokonaniu (lub bez dokonania) kopulacji, nie tworząc żadnych trwałych, choćby parodniowych par. Ponieważ zaś ciąże u orangutana (jak u wszystkich małp) są z reguły pojedyncze, rozwój dziecka powolny, a odstępy między ciążami kilkuletnie - jedyną grupą społeczną może być, w tej sytuacji, "rodzina elementarna bez ojca" w jej formie najprostszej, czyli w formie pary: matka - jej niedojrzały potomek. Populacja składa się zatem tylko z takich samotnie wędrujących par oraz z samotnych samic i samotnych samców.
Typem organizacji rodzinnej nieco bardziej rozbudowanym jest samodzielna rodzina monogamiczna, złożona z jednego dojrzałego samca, jednej dojrzałej samicy i z ich młodocianego potomstwa. Monogamia, nawiasem mówiąc, jest pospolita u ptaków, natomiast bardzo rzadka u ssaków; u wyższych prymatów występuje tylko u gibbonów. Związek między obydwojgiem partnerów, samcem i samicą, jest u gibbonów trwały, prawdopodobnie dożywotni. Największe zaobserwowane u nich rodziny składały się z pary rodzicielskiej i trzech potomków w różnym wieku, od niemowląt do osobników młodocianych w wieku 4-5 lat. Po osiągnięciu dojrzałości płciowej młody osobnik opuszcza rodzinę samorzutnie lub zostaje z niej wypędzony przez rodzica tej samej płci. Wart podkreślenia jest fakt, że rodzina monogamiczna jest u gibbonów jedyną dającą się wyróżnić grupą społeczną: podobnie jak u orangutanów nie istnieje tu żadna struktura wyższego szczebla, to znaczy żadna organizacja stadna. Przeciwnie: poszczególne rodziny mają własne, odrębne terytoria życiowe, a granice takiego terytorium są bronione - zazwyczaj przez samca przed ewentualnym przekroczeniem ich przez członków rodzin sąsiednich.
Trzecim, bardzo odmiennym od obu poprzednich typem organizacji społecznej jest organizacja haremowa, występująca u wielu gatunków małp zwierzokształtnych, na przykład langurów i większości pawianów, a także - w formie mniej wyrazistej - u jednego antropoida, goryla. Jej elementami podstawowymi są rodziny poligyniczne, zwane też haremami. Harem składa się z kilku dorosłych samic wraz z ich młodymi oraz jednego dorosłego samca-przywódcy, dla którego owe samice są stałymi "posiadanymi" przez niego na zasadzie wyłączności, partnerkami seksualnymi (a zatem i matkami jego potomstwa). Haremy z reguły wchodzą w skład większego, kilkudziesięcio- lub nawet kilkusetosobnikowego stada, jednak w jego obrębie przez cały czas zachowują swą odrębność. Samiec-przywódca nie zezwala swym partnerkom na kontakty seksualne z inni samcami, a nawet na zbytnie oddalanie się od siebie; pozostaje zresztą z reguły "wierny" swym samicom i nie inicjuje awansów seksualnych w stosunku do innych, nawet gdy jest do tego prowokowany.
Przy proporcji liczbowej płci rzędu 1:1 (lub nawet przy pewnej nadwyżce liczebnej samic) taki system kojarzenia oznacza, oczywiście, że spory odsetek dojrzałych samców nie ma stałych partnerek. Osobniki te tworzą tak zwane grupy męskie, zwane też "bandami kawalerów", i są permanentnie lub długotrwale odsunięte od seksu i rozrodu. Wytwarza to w stadzie stan ustawicznego napięcia i antagonizmów między "kawalerami" i właścicielami haremów; niekiedy dochodzi, po walce, do zmiany właściciela haremu. Struktura przestrzenna stada o takiej organizacji bywa rozmaita u różnych gatunków: od sytuacji, gdy "kawalerowie" nie są dopuszczani w bezpośrednie pobliże haremów (w każdym razie nie bez walki), poprzez sytuacje, gdy oba te rodzaje ugrupowań żerują przez część roku osobno (haremy w centrum, grupy męskie na obrzeżach) a łączą się w stado tylko sezonowo, w okresach dużej obfitości pożywienia, aż do sytuacji, gdy haremy i grupy męskie występują w przemieszaniu, tworząc jedną gromadę o nierozczłonkowanym zasięgu.
I wreszcie typ organizacji czwarty, stado hierarchiczne, reprezentuje gatunek najbliżej z człowiekiem spokrewniony, mianowicie szympans. Te półnadrzewne, półnaziemne afrykańskie małpy żyją w stadach złożonych z kilkudziesięciu osobników obu płci i różnego wieku. Dojrzała samica - aktualnie nie ciężarna ani nie karmiąca potomstwa - w ciągu każdego cyklu miesięcznego (to znaczy okresu od menstruacji poprzez owulację do kolejnej menstruacji) miewa stosunki płciowe z wieloma różnymi samcami i z żadnym z nich nie tworzy stałej pary, to znaczy związku trwającego dłużej niż kilka godzin lub, co najwyżej, 1-2 dni. Jest to zatem system krzyżowania promiskuityczny, typu "każdy i każda z wieloma". Ale nie jest on chaotyczny, nieuporządkowany. Zasadą porządkującą jest tu bowiem hierarchiczna struktura stada, czyli nierówność statusu społecznego poszczególnych osobników, widoczna u obu plci, ale znacznie bardziej wyraziście wśród samców. Hierarchia taka ma na ogół strukturę liniową: samiec "alfa" dominuje nad samcem "beta" i wszystkimi innymi, z kolei "beta" dominuje nad "gamma" i wszystkimi stojącymi niżej od "gamma", i tak dalej; niekiedy jednak struktura hierarchii bywa nieco bardziej skomplikowana, a to przez tworzenie tak zwanych koalicji: na przykład "gamma" może zyskiwać pozycję dominującą nad "beta" wówczas, gdy współdziała z nim "delta". Dominacja i podległość przejawiają się w rozmaitych rodzajach zachowań - na przykład dominant ma z reguły "prawo drogi" (ustępuje mu się miejsca); ma pierwszeństwo dostępu do szczególnie atrakcyjnego pożywienia; często samym swym zbliżeniem i przyjęciem postawy grożącej uśmierza bójkę między osobnikami niżej usytuowanymi; jest częściej przez osobniki podległe iskany niż sam je iska; i tym podobne. Jednak podstawowym wyznacznikiem pozycji w hierarchii stada są przywileje seksualne. Wiąże się to ściśle z faktem, że u szympansów (jak zresztą u wszystkich podludzkich prymatów i w ostrym przeciwieństwie do człowieka) zachowania seksualne samicy są wybitnie cykliczne. Mianowicie aktywność seksualna samicy, a także jej atrakcyjność dla samców, oscyluje "sinusoidalnie", zgodnie z fazami fizjologicznego cyklu miesięcznego: jest niewielka w fazie okołomenstrualnej, potem wzrasta i osiąga wybitne maksimum w środkowej, owulacyjnej fazie cyklu, po czym ponownie maleje w miarę zbliżania się do kolejnej menstruacji. Dodać tu warto, że u szympansów - jak zresztą i u wielu innych gatunków małp - wejście samicy w fazę owulacyjną, czyli w fazę tak zwanej estrus (rui comiesięcznej), jest wyraźnie sygnalizowane "dla otoczenia" nie tylko zmianą jej zachowań, lecz także cieleśnie, przez rzucające się w oczy obrzmienie i zmianę ubarwienia okolicy łonowej. Otóż regułą jest, że samce wysoko stojące w hierarchii stada mają pierwszeństwo dostępu do samic będących w fazie estrus (czyli tej właśnie, gdy prawdopodobieństwo zapłodnienia jest największe, czyli gdy kopulacja jest reprodukcyjnie efektywna). W fazach poza owulacyjnych partnerami samicy stają się samce o niższej pozycji w hierarchii. Ten system krzyżowania można więc określić jako rotacyjny: samica w ciągu każdego cyklu przechodzi, jako partnerka seksualna, wielokrotnie "z rąk do rąk", ale partnerzy jej zmieniają się w określonym porządku, wyznaczonym z jednej strony przez jej aktualny stan fizjologiczny a z drugiej przez pozycję społeczną partnera.
Taki system kojarzenia ma łatwo dostrzegalną i ważną konsekwencję społeczną: samiec nie jest na stale włączony w żadną organizację rodzinną; nie występuje on w ogóle w społecznej roli ojca, ani w roli obrońcy-opiekuna, ani w roli czyjegokolwiek trwałego partnera seksualnego. Nie istnieje zatem ani rodzina monogamiczna - typu takiego jak u gibbonów, ani rodzina poligyniczna - typu haremu. Jedyną rozpoznawalną formą organizacji rodzinnej jest u szympansów "rodzina matkocentryczna" (w języku zoologów "matrifokalna"), złożona - podobnie jak u orangutanów tylko z matki i jej potomstwa, z tą jednak istotną różnica, że rodzina ta żyje nie samotnie, lecz w ramach zwartego, zintegrowanego stada o dość skomplikowanej strukturze. Warto tu dodać, że owa rodzina matrifokalna u szympansów ma znaczną trwałość. Szympans bowiem osiąga dojrzałość płciową późno, dopiero w wieku 8-9 lat; okres dzieciństwa i funkcje opiekuńcze matki trwają długo; co więcej, rozeznanie stosunku bliskiego pokrewieństwa i towarzyszące temu więzi emocjonalne (przede wszystkim między matką i jej dzieckiem, ale w pewnej mierze także między rodzeństwem) nie znikają nawet po osiągnięciu przez dziecko dojrzałości i trwają prawdopodobnie dożywotnio.
Oglądane z naszej, ludzkiej perspektywy społeczeństwo szympansów sprawia wrażenie kompletnej egzotyki. Jest rzeczą zastanawiającą, że to właśnie gatunek tak uderzająco bliski człowiekowi pod względem struktury genotypu, a także ze wszystkich zwierząt najbliższy człowiekowi pod względem możliwości intelektualnych, ma organizację społeczną i rodzinną tak jaskrawo różną od ludzkiej, bez żadnych cech, w których można by upatrywać "zapowiedź człowieczeństwa".
STRUKTURA RODZINY W LUDZKICH SPOŁECZEŃSTWACH ZBIERACKO-ŁOWIECKICH
Społeczeństw ludzkich pozostających wciąż na szczeblu gospodarki zbieracko-łowieckiej w jej czystej, nienaruszonej postaci już praktycznie nigdzie nie ma. Ale kilkadziesiąt z nich zachowało się w różnych peryferyjnych zakątkach świata aż do pierwszej połowy obecnego stulecia, a kilka nawet do początków jego drugiej polowy - dzięki czemu niektóre z nich zdążyli jeszcze dość dokładnie zbadać i antropolodzy i etnografowie. Najobfitszym źródłem informacji o trybie życia i struktury owych grup ludzkich stali się Buszmeni z pustyni Kalahari w Afryce Południowej, Pigmeje z lasu tropikalnego w dorzeczu Kongo, plemię Hadza z Tanzanii, tubylcy australijscy, tubylcy z archipelagu wysp Andamańskich w Zatoce Bengalskiej, niektóre drobne plemiona indiańskie z zachodniej części Ameryki Północnej, niektóre syberyjskie, oraz Eskimosi z Alaski, Kanady i Grenlandii.
Przypomnieć najpierw warto, że w porównaniu ze wszystkimi społeczeństwami "późniejszymi" - od prymitywnych rolniczych aż po dzisiejsze industrialne - zbieracko-łowieckie społeczeństwa ludzkie wykazują szereg uderzających osobliwości, z których najważniejsze są następujące:
l. Bardzo niska średnia gęstość zaludnienia, z reguły poniżej 1 osoby na 1 km2;
2. Jedyną techniką zdobywania żywności jest zbieranie naturalnego pokarmu roślinnego i polowanie na dziką zwierzynę; nie znana jest produkcja żywności, to znaczy nie istnieje ani uprawa roślin, ani hodowla zwierząt, nie znane lub słabo rozwinięte jest gromadzenie zapasów żywności na okres dłuższy niż kilkudniowy;
3. Nie znane są jakiekolwiek pozaludzkie źródła energii ani środki transportu, takie jak na przykład zwierzęta wierzchowe, juczne lub pociągowe;
4. Nie znane są metale;
5. Brak jest specjalizacji pracy, to znaczy zróżnicowania zawodowego (oprócz podziału według płci); w zasadzie, to znaczy pomijając indywidualne różnice umiejętności, "wszyscy umieją wszystko"; jedyną w społeczeństwie osobą o funkcji wyspecjalizowanej i wyodrębnionym statusie jest szaman;
6. Brak jest jakiejkolwiek centralnej władzy politycznej; decyzje podejmowane są z reguły przez ogół dorosłych członków grupy, przywództwo jednostkowe zaś, jeśli występuje, sprawowane jest wyłącznie na zasadzie osobistego autorytetu, nie przez wymuszanie posłuchu;,
7. Organizacja ekonomiczna jest typu komunistycznego: silnie egalitarystyczna, oparta na grupowym posiadaniu i na wspólnocie konsumpcji; związany z tym jest brak jakiegokolwiek uwarstwienia społecznego - klasowego lub majątkowego.
Całkiem inna lista osobliwości wyróżniających pierwotne społeczeństwa ludzkie wyłania się porównań przeprowadzonych "w przeciwną stronę", to znaczy z porównań: "człowiek na etapie zbieracko-łowieckim - inne gatunki prymatów". Z punktu widzenia rozważań o strukturze rodziny jest to lista bardzo interesująca. Warto ją zacząć od wskazania na pewne generalne cechy ekologii i organizacji społeczeństw zbieracko-łowieckich, mianowicie na te, które są specyficznie ludzkie (to znaczy w których najostrzej przejawia się odbiegnięcie człowieka od innych prymatów); bowiem to właśnie te ekologiczne i socjologiczne nowości, powstałe w toku antropogenezy, zdeterminowały organizację i sposób funkcjonowania ludzkiej rodziny. Główne z owych osobliwości są następujące.
1. Drapieżnictwo. Pomimo obserwowanego u niektórych gatunków małp, mianowicie pawianów i szympansów, przypadków chwytania i pożerania niewielkich zwierząt, kontrast pod tym względem między człowiekiem i innymi prymatami jest jaskrawy. Przypadki drapieżnictwa u małp są bowiem na tyle rzadkie, że nie można ich uznać za element normalnego repertuaru zachowań gatunku. Człowiek natomiast (na szczeblu zbieracko-łowieckim) jest, jako jedyny wśród prymatów, klasycznym drapieżcą: uzupełnia swą dietę uzyskiwaną drogą zbieractwa znacznymi ilościami mięsa zdobywanego za pomocą systematycznie, na pełną skalę uprawianych polowań. 0cenia się, że udział mięsa w diecie szympansów sięga, kalorycznie i wagowo, co najwyżej 1%-2%; odpowiednie wartości dla człowieka wynoszą co najmniej 20%, a na ogół są rzędu 30%-40% (u łowców strefy arktycznej jeszcze wyższe). Kontrast przejawia się również w tym, że człowiek - tak jak inni klasyczni drapieżcy - poluje także na zwierzynę dużą, przerastającą go rozmiarami ciała. Ocenia się, że zwierzęta o masie ponad 15 kg stanowią u człowieka około 40% łącznej masy upolowanej zwierzyny. 0dpowiedni procent u szympans wynosi zero, pomimo że szympans i Homo mają zbliżone rozmiary ciała. Co więcej: mięso jest w społeczeństwach zbieracko-łowieckich pokarmem wyjątkowo cenionym, a umiejętności łowieckie otoczone szczególnie wysokim prestiżem. Na łowiectwo właśnie, znacznie bardziej niż na zbieractwo, nastawiona jest wytwórczość narzędzi, przede wszystkim broni i narzędzi tnących; z łowiectwem głównie związane są techniki cieplnej obróbki pokarmu za pomocą ognia; łowiectwo, znacznie bardziej niż zbieractwo, wymaga rozmaitych form współdziałania; wokół łowiectwa wreszcie wyrasta bogata, przenikająca wiele dziedzin życia otoczka obyczajowa i ideologiczna: baśnie, mity, praktyki magiczne.
Warto jeszcze raz podkreślić, że drapieżnictwo człowieka jest drapieżnictwem na pełną skalę, par excellence. Obejmuje pełny repertuar technik polowania stosowanych przez klasycznych drapieżników, (np. wilki, szakale, likaony, hieny, kotowate): tropienie, podchodzenie, zaczajenie się i nagły atak, pościg, nagonka na zasadzkę. Przypuszcza się zresztą, że to właśnie jako ewolucyjne przystosowanie się do drapieżnictwa powstały niektóre charakterystyczne właściwości ludzkiej psychiki, zwłaszcza zdolność do długotrwałej, "zawziętej" koncentracji uwagi na jednym, wyróżnionym obiekcie lub jednym zadaniu. Jest to typowy element psycholog wielu drapieżców, całkiem nieobecny u podludzkich prymatów, nie wyłączając szympansów, których uwaga znacznie łatwiej ulega rozproszeniu.
2. Obozowisko. Wszystkie społeczeństwa zbieracko-łowieckie koncentrują swą działalność wokół określonego miejsca, które jest stałą lub półstałą (to znaczy okresowo przenoszoną) baza grupy. Jest to miejsce, w którym przebywa stale przynajmniej część członków grupy, od którego można czasowo oddalić się, niekiedy nawet na okres dłuższy niż doba, ale do którego się powraca. Jest to zarazem miejsce, w którym roznieca się i podtrzymuje ognisko (ognisko domowe!), do którego znosi się żywność oraz surowce do wytwarzania narzędzi, które służy jako schronienie dla osób czasowo lub trwale niesprawnych (starcy, chorzy, ranni, kobiety w połogu, małe dzieci) i które stanowi centrum bardzo intensywnych interakcji społecznych, "towarzyskich" między członkami grupy. Przede wszystkim zaś obozowisko służy grupie jako miejsce odpoczynku nocnego. Tu znów osobliwość modelu ludzkiego jest uderzająca. Obozowisk nie znają bowiem zupełnie inne prymaty, również te, których tryb życia jest częściowo lub głównie naziemny. U nich miejsca odpoczynku nocnego są prowizoryczne, z reguły zmieniane co noc. Z nastaniem dnia ruch na żerowiska rozpoczyna całe stado. W miejscu noclegowiska nie pozostaje nikt.
3. Zróżnicowane role ekonomiczne mężczyzn i kobiet. Ta bardzo ważna i mająca zasadnicze znaczenie dla struktury rodziny, cecha ludzkiej organizacji społeczeństwa wyraża się przede wszystkim w następującym prostym przeciwstawieniu: łowiectwo jest działalnością uprawianą prawie wyłącznie przez mężczyzn, zbieractwo głównie (choć nie wyłącznie) przez kobiety. Ta dychotomia ról staje się szczególnie ostra, gdy w grę wchodzi polowanie na dużą zwierzynę, wymagające współdziałania kilkuosobowego zespołu łowców, a także polowanie mające charakter dalekich rajdów łowieckich o dużym zasięgu, oddalających łowcę na kilka lub kilkanaście kilometrów od obozowiska lub na okres dłuższy niż kilka godzin. W tego rodzaju przedsięwzięciach kobiety nie uczestniczą, są one wyłącznie domeną dorosłych mężczyzn.
Tego rodzaju ostry podział ról ekonomicznych między płcie na ogół nie występuje u innych drapieżców, u których polują i samce, i samice, a także - i co ważniejsze - jest on zupełnie nieobecny u podludzkich prymatów. Genezę tej ludzkiej osobliwości nietrudno zrozumieć. Bardzo spowolniony rozwój osobniczy człowieka i wynikające z tego wieloletnie uzależnienie dziecka od matki sprawiają, że - przy porodach następujących średnio co 3-5 lat - kobieta jest przez cały ten właśnie okres życia, na który przypada jej największa sprawność fizyczna, praktycznie stale obarczona opieką nad małymi dziećmi. Choćby więc z tego tylko powodu jej udział w pełnoskalowym łowiectwie jest niemożliwy. Powolny rozwój osobniczy dziecka jest wprawdzie charakterystyczny również dla innych wyższych prymatów, zwłaszcza antropoidów, ale u nich nie prowadzi to do różnicowania ról ekonomicznych samca i samicy, ponieważ tryb życia czysto zbieracki, polegający na indywidualnym, powolnym i "spokojnym" żerowaniu, takiego podziału po prostu nie wymusza. Brak owej międzypłciowej różnicy ról ekonomicznych u podludzkich prymatów i jej występowanie w stopniu wybitnym u człowieka jest okolicznością tym bardziej znamienną, że u tych pierwszych częsta jest niejednakowość ról obu płci w obronie stada lub w obronie terytorium grupy. Te role obronne bowiem pełnione są, podobnie jak u człowieka, głównie przez dojrzałych samców.
Warto zdać sobie sprawę z faktu, że owo ostre zróżnicowanie ról ekonomicznych mężczyzny i kobiety przetrwało etap gospodarki zbieracko-łowieckiej. Kontynuowały je, oczywiście w zmieniających się historycznie formach, również wszystkie społeczeństwa "późniejsze", aż po nowożytne industrialne włącznie. Ową prastarą, charakterystycznie ludzką dychotomię - podział na "mężczyznę; żywiciela rodziny" i "kobietę, strażniczkę domowego ogniska" - zaczęła na masową skalę podważać i zacierać dopiero dzisiejsza cywilizacja miejsko-przemysłowa. Do wątku tego jeszcze powrócimy.
4. Dzielenie się żywnością. Obserwacje etnograficzne dowodzą, że w społeczeństwach zbieracko-łowieckich pewna część żywności, zwłaszcza niektóre rodzaje pokarmu roślinnego zbieranego przez kobiety w toku wędrówek w okolicach obozowiska, jest spożywana od razu, "na miejscu". Szacuje się jednak, że średnio około 70%-80% żywności jest znoszone do obozowiska i dzielona między wszystkich członków grupy. Dotyczy to przede wszystkim upolowanej przez mężczyzn zwierzyny. Jej podział, również pomiędzy tych, którzy nie uczestniczyli w łowach, a także tych, którzy z łowów powrócili bez zdobyczy, z pustymi rękami - jest we wszystkich społeczeństwach zbieracko-łowieckich regułą bez wyjątku. Zachowania te stanowią kolejny, ostry kontrast między człowiekiem a innymi prymatami. U tych ostatnich bowiem żerowanie jest czysto indywidualne, a dzielenie się żywnością występuje (poza układem matka-dziecko) tylko wyjątkowo, mianowicie w niektórych, wspomnianych powyżej, sporadycznych przypadkach drapieżnictwa. A i wtedy jest ono całkiem niepodobne do ludzkiego, bo "niechętne" i wyraźnie wymuszane przez natarczywe gesty żebrzące wykonywane wobec tego osobnika, który trzyma w rękach zdobycz.
5. Komunistyczny typ organizacji. O tej cesze zbieracko-łowieckich społeczeństw ludzkich wspomnieliśmy już poprzednio. Powrócić do niej warto ponownie w kontekście porównań "człowiek - inne prymaty", ponieważ stanowi ona bardzo ważną, o fundamentalnym znaczeniu ludzką osobliwość. Przez komunistyczny typ organizacji rozumiemy tu cały kompleks różnych, ale powiązanych ze sobą elementów. Po pierwsze - terytorium działania i wszelkie znajdujące się na rum zasoby: żywność, woda, surowce, nie są niczyją własnością indywidualnością, lecz wspólną własnością grupy lokalnej. Po drugie - żywność jest systematycznie, dobrowolnie i "sprawiedliwie". dzielona między wszystkich członków grupy, w zasadzie (poza niektórymi, specjalnymi przypadkami) niezależnie od osobistego wkładu pracy w jej zdobycie: "o suchej gębie" nie pozostaje nikt, również ten, który wrócił z łowów z pustymi rękami. Po trzecie - zdobywanie żywności, a zwłaszcza polowanie na zwierzynę, jest często przedsięwzięciem kolektywnym, wykonywanym przez współpracujące ze sobą kilkuosobowe zespoły mężczyzn. I wreszcie po czwarte - brak jest w owych archaicznych społeczeństwach ludzkich jakiejkolwiek struktury hierarchicznej, której istotą jest nierówność przywilejów i która wyraża się dominacją jednych osobników nad innymi (jak u szympansów) lub istnieniem haremów (jak u pawianów). Ogólnie można powiedzieć, że cała konstrukcja społeczeństwa zbieracko-łowieckiego jest wybitnie egalitarystyczna, a jednocześnie .bardzo silnie nastawiona na tłumienie wszelkich potencjalnych napięć i konfliktów wewnątrz grupy, na usuwaniu zawczasu wszelkich możliwych źródeł rywalizacji i konkurencji, na maksymalizowanie postaw wzajemnej lojalności, solidarności, tolerancji, bezinteresowności i współpracy. Oglądane a tej perspektywy późniejsze społeczeństwa klasowe - szczególnie te oparte na gospodarce wolnorynkowej, z ich wybitnie zaznaczonymi nierównościami w hierarchii zawodowej i majątkowej oraz z ich permanentną, wszechobecną, zaciekłą konkurencją między poszczególnymi członkami ,-społeczności o pozycję w hierarchii majątku lub władzy lub prestiżu - można uznać, antropologicznego punktu widzenia, za "nie-ludzkie": stanowią bowiem uderzające odejście o archaicznego modelu ludzkiego i, w pewnym sensie, nawrót do typu organizacji społecznej obserwowanego u wielu podludzkich prymatów. Zresztą, to właśnie owa egalitarystyczna i solidarnościowa struktura prymitywnych społeczeństw ludzkich, dostrzeżona już przez XIX-wiecznych antropologów i tak jaskrawo kontrastująca z "dziką" konkurencją ówczesnych społeczeństw wczesnokapitalistycznych, stała się jedną z ważnych inspiracji intelektualnych dla konstruowania (utopijnych, jak się okazało) programów zbudowania "ponownie" ustroju nieantagonistycznego, komunistycznego, bezklasowego.
Tak oto, z grubsza biorąc, opisać można generalnie zasady funkcjonowania ludzkiego społeczeństwa zbieracko-łowieckiego jako całości. W ich kontekście rozpatrywać trzeba, z kolei, wewnętrzną strukturę owych społeczeństw. Jest to struktura bardzo charakterystyczna: trójpiętrowa lub trójpoziomowa. Piętro najniższe stanowi rodzina elementarna; piętro pośrednie - grupa lokalna; piętro najwyższe - plemię.
Rodzina elementarna, złożona z rodziców-małżonków i ich dzieci, występuje u człowieka aż w czterech różnych (wszystkich teoretycznie możliwych!) formach, zdefiniowanych przez różne kombinacje liczby i płci partnerów małżeńskich: w formie rodziny monogamicznej (jeden partner i jedna partnerka), poligynicznej (jeden partner i dwie lub więcej partnerek), poliandrycznej (jedna partnerka i dwu lub więcej partnerów) oraz w formie tak zwanego małżeństwa grupowego (kilku partnerów i kilka partnerek). Te dwie ostatnie kategorie związków można jednak zlekceważyć jako zupełnie marginalne: spotyka się je lub spotykało - jako usankcjonowane kulturowo instytucje - tylko u kilku (mniej niż 10) drobnych, rozrzuconych po różnych rejonach świata plemion, i to u żadnego ze zbieracko-łowieckich. Poliandrię i małżeństwo grupowe trzeba więc uznać raczej za lokalne kurioza, zdecydowanie aberrantne i nietypowe dla człowieka jako gatunku.
Inaczej ma się rzecz z monogamią i poligynią. W rejestrze kilkuset opisanych przez etnografów społeczeństw, od zbieracko-łowieckich po industrialne, u niespełna 20% jedyną dopuszczalną formą małżeństwa jest monogamia; aż 80% społeczeństw dopuszcza i praktykuje poligynię. Jednak tę statystykę trzeba natychmiast uzupełnić kilkoma komentarzami. Po pierwsze, u ponad połowy wszystkich społeczeństw zezwalających na poligynię formą małżeństwa de facto zdecydowanie przeważającą (ponad 80% rodzin) jest monogamia. Spektakularną tego ilustracją może być plemię Kaingang z Ameryki Południowej będące całkiem unikalnym przypadkiem społeczeństwa ludzkiego dopuszczającego wszystkie cztery wymienione wyżej typy związków. Otóż szczegółowe badania genealogiczne wykazały, że wśród wszystkich zaistniałych tam w ciągu około 5 pokoleń (około 100 lat) małżeństw faktyczne proporcje poszczególnych kategorii były następujące: małżeństwa grupowe stanowiły około 10%; poliandryczne około 15%; poligyniczne około 15%; monogamiczne zaś aż 60%. Jak widać, nawet w kulturze tak wyjątkowo i skrajnie pod tym względem "liberalnej" formą rodziny faktycznie przeważającą okazała się monogamia. Po drugie, nie bez znaczenia w tym kontekście jest fakt, że u około 25% wszystkich społeczeństw zezwalających na polygynię jej formą, jedynie dopuszczalną jest (była) tak zwana poligynia sororalna: związek jednego mężczyzny z dwiema lub kilkoma kobietami, ale tylko takimi, które są w stosunku do siebie rodzonymi siostrami. I po trzecie wreszcie, bardzo znamienny jest fakt, że zdecydowanie monogamiczne są wszystkie społeczeństwa ludzkie na etapie zbieracko-łowieckim (z jednym wyjątkiem - aborygenów australijskich, u których praktykowana jest poligynia, wynikająca z osobliwej regulacji wieku zawierania małżeństwa). W świetle tych danych etnograficznych - usprawiedliwiony wydaje się wniosek, że człowiek, jako gatunek, przejawia silną statystycznie preferencję do monogamii.
Zważywszy na wielką rzadkość monogamii wśród ssaków w ogóle, a prymatów w szczególności, opisany powyżej stan rzeczy uznać wypada za kolejną osobliwość organizacji społecznej człowieka jako gatunku. Musi ona mieć swe źródła w ewolucyjnych dziejach człowieka. Sensowne wydaje się przypuszczenie, że monogamię "wybrali" ostatecznie praludzie dlatego, że stanowi ona system krzyżowania optymalny z punktu widzenia wymogów stojących przed społeczeństwami ludzkimi na etapie zbieracko-łowieckim. Wniosek taki oprzeć można na następujących przesłankach. Po pierwsze, jak już wskazaliśmy poprzednio, ludzkim społeczeństwom zbieracko-łowieckim "opłaca się" mieć (z powodów ekonomicznych!) charakter silnie egalitarystyczny; ich organizacja musi być nastawiona, omal za wszelką cenę, na redukowanie do minimum wszelkich okazji do psychologicznych napięć, które towarzyszą indywidualnym konfliktom interesów wewnątrz grupy. Po drugie, rywalizacja o partnerów lub partnerki seksualne może być, oczywiście, bardzo potężnym źródłem antagonizmów i konfliktów wewnątrz grupy. Po trzecie, spotkany u wielu podludzkich prymatów system krzyżowania haremowy (rodziny poligyniczne) lub rotacyjny (jak w stadzie hierarchicznym) takie właśnie antagonizmy nieuchronnie, na co dzień, rodzi. I po czwarte, przy proporcji liczbowej płci w populacji jak 1:1 monogamia stanowi, oczywiście, sposób "rozdzielenia seksu" pomiędzy członków grupy najbardziej równościowo i "sprawiedliwie": jest bowiem systemem kojarzenia, przy którym każdy członek grupy ma przynajmniej teoretycznie jednakowe szanse na znalezienie sobie stałego partnera płci przeciwnej ("każda potwora znajdzie swego amatora" i vice versa). Wystarczy uprzytomnić sobie, jakie konsekwencje miałby u człowieka system kojarzenia haremowy (model pawiana) lub rotacyjny (model szympansa): ten pierwszy musiałby prowadzić do istnienia znacznego odsetka mężczyzn długotrwale wykluczonych z dostępu do seksu i rozrodu; ten drugi oznaczałby jaskrawą nierówność statusu społecznego i przywilejów seksualnych. Obydwa modele stanowiłyby rozwiązanie fatalne dla społeczeństwa zmuszonego, z przyczyn ekonomicznych, do funkcjonowanie na zasadzie kolektywizmu, lojalnego współdziałania, równego podziału łupów i kolektywnego podejmowania decyzji. Wydaje się, że z punktu widzenia tych właśnie zasad monogamiczny system kojarzenia ma łatwo dostrzegalne zalety: jest rozwiązaniem ze wszystkich możliwych "najbezpieczniejszym", najlepiej do owego archaicznego ustroju społeczno-ekonomicznego dopasowanym.
Bardzo ważną cechą ludzkiej rodziny elementarnej jest to, że związek między rodzicami ma z reguły, we wszystkich kulturach, formę małżeństwa. To znaczy - jest społecznie usankcjonowany, zawarty wedle określonych przez daną kulturę norm, wierzeń i obrzędów oraz wbudowane są weń zawsze pewne treści i sankcje o charakterze sakralnym, ponadto jest to związek w zasadzie dożywotni, a w każdym razie z założenia wieloletni, długotrwały. Bo choć znaczna większość kultur ludzkich zna, w takiej czy innej formie, instytucję separacji lub rozwodu, małżeństwo w momencie jego zawierania nigdy nie jest obliczone na ograniczone czasowo, okresowe trwanie.
Więzi między partnerami małżeńskimi są trojakie: po pierwsze, seksualne; po drugie, rodzicielsko-wychowawcze, wyrażające się wspólną opieką nad potomstwem; i po trzecie, ekonomiczne, wynikające z opisanego już poprzednio podziału ról ekonomicznych między mężczyznami i kobietami i z faktu, że role te są wzajemnie komplementarne. W społeczeństwach zbieracko-łowieckich te dwa ostatnie rodzaje więzi małżeńskich są do pewnego stopnia "rozwodnione", a to przez fakt, że rodzina elementarna nie jest tam jednostką całkiem samodzielną, lecz jest wkomponowana w szerszą, ponadelementarną organizację rodzinną (grupę lokalną). Nie dotyczy to natomiast partnerstwa seksualnego. We wszystkich bowiem ludzkich społeczeństwach, ze zbieracko-łowieckimi włącznie, istnieje silna, nakazywana przez normy kulturowe tendencja do ostrego ograniczenia lub nawet eliminowania seksu pozamałżeńskiego; to znaczy tendencja do tego, by kulturowo aprobowana aktywność seksualna dorosłych mężczyzn i kobiet ograniczała się do partnerek lub partnerów małżeńskich. Wychodzi to na jaw szczególnie wyraziście, gdy się porówna surowość zakazów i ograniczeń dotyczących seksu pozamałżeńskiego z tymi, które odnoszą się do seksu przedmałżeńskiego. Otóż te drugie wykazują - w skali całej ludzkości - daleko idącą rozmaitość. Z grubsza biorąc, można pod tym względem podzielić społeczeństwa na trzy szerokie kategorie.
Niektóre określić można jako restryktywne: u nich wszelkie ekspresje zachowań seksualnych dzieci i młodzieży - przede wszystkim stosunki płciowe, ale także zabawy o zabarwieniu wyraźnie erotycznym i masturbacja - są zakazane lub bardzo silnie dezaprobowane. Seks jest traktowany jako temat tabu wobec dzieci. Zachowanie przez dziewczynę dziewictwa aż do momentu małżeństwa jest wymogiem lub przynajmniej wysoko cenioną cnotą. (W niektórych kulturach jednak te ostre restrykcje słabną lub zostają zniesione po obrzędzie inicjacji). Przeciwległe ekstremum reprezentują społeczeństwa, które określić można jako pod tym względem permisywne. Seks przedmałżeński jest w nich całkowicie tolerowany. Zabawy seksualne a także współżycie płciowe młodzieży przed małżeństwem nie budzą sprzeciwów lub są przez dorosłych ignorowane. Wiedza na temat seksu nie jest wobec młodzieży zatajana. Niekiedy nawet aprobowane jest uczestnictwo dorosłych, również rodziców, w stymulowaniu seksualnym dzieci, na przykład w masturbacji. I wreszcie kategorię trzecią stanowią społeczeństwa pod tym względem pośrednie, lokujące się pomiędzy kategoriami skrajnymi: semirestryktywne. U nich rozmaite formy seksu przedmałżeńskiego są wprawdzie formalnie dezaprobowane, ale ta dezaprobata jest "miękka". Zakazy w tym względzie nie są traktowane rygorystycznie i niezbyt poważnie egzekwowane. Na seks przedmałżeński patrzy się przez palce - wymaga się tylko, by nie był on uprawiany zbyt jawnie i demonstracyjnie.
Otóż w kontekście niniejszych rozważań - znamienne są proporcje, w których pisane powyżej trzy kategorie występują w udokumentowanej przez etnografów ogólnoświatowej próbie statystycznej społeczeństw wszystkich szczebli. Proporcje te układają się następująco: społeczeństwa restryktywne - około 30%; semiresktryktywne - około 40%; permisywne - około 30%.
Z tym obrazem uderzającej różnorodności w zakresie kulturowej regulacji seksu przedmałżeńskiego kontrastują w sposób dramatyczny znacznie bardziej restryktywne i uniwersalne ludzkie normy dotyczące seksu pozamałżeńskiego. Regułą bez wyjątku jest, że pozamałżeńska aktywność seksualna osób już będących w związku małżeńskim jest albo całkowicie, bez wyjątku, zakazana (przy czym sankcje za złamanie zakazu mogą być surowe, aż do wypędzenia z grupy lub nawet kary śmierci włącznie), albo silnie dezaprobowana, albo jest bardzo ściśle przez daną kulturę regulowana - to znaczy określone są precyzyjnie sytuacje, w których zezwala się na odstępstwa od zakazu. Takich wyjątkowych sytuacji jest zaledwie kilka. Jedną jest obyczaj wymiany żon (wife exchange), praktykowany zwłaszcza przez niektóre plemiona strefy subarktycznej: mężczyzna odwiedzający innego, zaprzyjaźnionego z rum, zwłaszcza po długotrwałej podróży, zyskuje na okres swej wizyty, jako gość, prawa seksualne do żony gospodarza; jest to zresztą zawsze relacja recyprokalna, to znaczy gościnność - w sytuacji odwrotnej - powinna być odwzajemniona. Wyjątkiem innym są uznawane przez niektóre społeczeństwa specjalne uprawnienia seksualne w stosunku do niektórych kategorii powinowatych: mężczyzny w stosunku do sióstr jego żony lub do żon jego brata oraz kobiety w stosunku do braci jej męża lub mężów jej sióstr. I wreszcie wyjątku trzeciego dostarczają niektóre ceremonie plemienne, odbywane przy szczególnych okazjach, takich jak na przykład święto zbiorów; w niektórych społeczeństwach nakaz wierności małżeńskiej bywa wtedy okresowo, na czas ściśle określony, zawieszany i aprobowane są zachowania seksualne o charakterze orgiastycznym.
Opisane powyżej restrykcje dotyczące seksu pozamałżeńskiego mają charakter norm kulturowych; a nie ma, oczywiście, żadnych norm, których by ludzie nie przekraczali - rzadziej lub częściej, połowicznie lub radykalnie, dyskretnie lub jawnie. To jednak w niczym nie podważa wniosku, że tendencja do koncentrowania seksu osób dorosłych w ramach małżeństwa jest w społeczeństwach ludzkich wszystkich szczebli bardzo wyrazista i uniwersalnie ludzka.
Jeszcze bardziej rygorystyczną i również uniwersalnie ludzką normą kulturową dotyczącą rodziny elementarnej jest zakaz incestu, to znaczy zakaz zbliżeń seksualnych między krewnymi pierwszego stopnia: miedzy rodzicami i ich potomstwem oraz między członkami rodzeństwa (jest on często rozszerzany również na niektóre kategorie krewnych drugiego stopnia). Zakaz ten jest bezwyjątkowy. Ma zaś na celu nie tylko zapobieżenie genetycznym niebezpieczeństwom inbredu, lecz ma także, a prawdopodobnie przede wszystkim, względy natury czysto społecznej: ochronę spójności rodziny elementarnej przez wykluczenie z jej obrębu możliwości rywalizacji seksualnej; ostre rozgraniczenie roli rodzica-wychowawcy od roli partnera seksualnego, które to role są, z psychologicznych powodów, wzajemnie "niekompatybilne"; oraz zapobieżenie chaosowi i niejednoznaczności w relacjach pokrewieństwa - na przykład zapobieżenie sytuacji, gdy dziecko jest wobec danej osoby równocześnie synem i wnukiem, lub równocześnie synem i siostrzeńcem (do których to sytuacji mógłby prowadzić incest). Ten ostatni wzgląd ma tu szczególne znaczenie w społeczeństwach archaicznych, ponieważ u nich precyzyjnie i jednoznacznie określone relacje pokrewieństwa i powinowactwa odgrywają podstawową rolę porządkującą stosunki społeczne.
Poziom drugi w strukturze społeczeństw zbieracko-łowieckich stanowi grupa lokalna, zwana też niekiedy rodziną rozszerzoną (extended family). Tworzy ją kilka lub kilkanaście rodzin elementarnych, z reguły powiązanych ze sobą pokrewieństwem. Jest to grupa wielopokoleniowa. Jej liczebność jest uderzająco mało zmienna i mało zależna od strefy klimatycznej i typu środowiska naturalnego: waha się w granicach 15-35 osób, z liczebnością modalną około 25. Grupa lokalna jest jednostką egzogamiczną: partnera lub partnerkę do małżeństwa dobiera się z reguły nie w obrębie swojej grupy macierzystej, lecz z innej, współplemiennej. Egzogamia ta ma znaczenie funkcjonalne: małżeństwo wewnątrzgrupowe byłoby związkiem społecznie jałowym; bo nie wzbogacałoby grupy "import" nowego członka, a także nie tworzyłoby sieci pokrewieństw i powinowactw między grupami. Zasadniczą zaś rolą grupy lokalnej jest to, że stanowi ona w społeczeństwach zbieracko-łowieckich podstawową jednostkę ekonomiczną. To właśnie grupa lokalna, a nie rodzina elementarna, działa w oparciu o wspólne obozowisko; to ona właśnie jest właścicielem wspólnego terytorium, zresztą przeważnie nie bronionego i respektowanego przez sąsiadów; to w niej realizują się wszelkie opisane powyżej formy kolektywnego działania i współpracy; w jej obrębie dokonuje się podziału żywności; to właśnie do grupy lokalnej odnosi się w tych społeczeństwach termin "komunistyczny typ organizacji"; i wreszcie to ona właśnie tworzy owo bezpośrednie otoczenie społeczne i kulturowe, w którym płynie codzienne życie jednostki i w którym zaspokajane są nie tylko jej potrzeby materialne, lecz także potrzeby poczucia bezpieczeństwa, przyjaźni, miłości i kontaktów towarzyskich: zabaw, zwierzeń, wspomnień, relacji z dnia, który upłynął, plotek przy wieczornym ognisku.
I wreszcie szczebel najwyższy owej trójpoziomowej organizacji społeczeństwa zbieracko-łowieckiego stanowi plemię. Jest ono luźną federacją kilkunastu lub kilkudziesięciu grup lokalnych i liczy od kilkuset do najwyżej paru tysięcy osób. Plemię jest jednostką endogamiczną (małżeństwa są z reguły wewnątrzplemienne) oraz - w ostrym odróżnieniu od grupy lokalnej - nie stanowi żadnej zwartej wspólnoty ekonomicznej: poszczególne grupy lokalne działają w zasadzie samodzielnie. Więzi spajające plemię w całość są natury pozaekonomicznej, lecz mimo to silne i czworakiej natury. Po pierwsze, jest to wspólnota terytorium, podzielonego wprawdzie na terytoria poszczególnych grup lokalnych, lecz stanowiącego pewien ciągły obszar o określonych i z reguły bronionych granicach. Po drugie, jest to wspólnota kultury materialnej: technik wytwarzania narzędzi, technik łowieckich, technik budowy schronisk. Po trzecie, wspólnota języka. I po czwarte wreszcie, wspólnota ideolog: kodeksów moralnych i obyczajowych, wyobrażeń o strukturze i funkcjonowaniu przyrody i o miejscu w niej człowieka, a także wspólnota mitów, obrzędów, przekonań magiczno-religijnych i eschatologii.
GENEZA
Jak daleko w przeszłość sięga ów, opisany powyżej, typ organizacji archaicznych społeczeństw ludzkich? I z jakiego przed-ludzkiego typu organizacji się wywodzi?
Najstarsze znane dziś szczątki kostne dające się zidentyfikować jako niewątpliwie należące do hominidów pochodzą z Afryki Wschodniej, z doliny rzeki Awash w Etiopii, i są wiarygodnie datowane (metodami radiometrycznymi) na 4,5 miliona lat. Określone przez odkrywców nazwą gatunkową Australophitecus ramidus, wykazują niesamowitą mozaikę cech ludzkich i małpich. Budowa kości kończyn i miednicy, a także podstawy czaszki, dowodzi, że już prawie w pełni ukształtowana w owym czasie była jedna z najbardziej uderzających osobliwości anatomicznych człowieka: niespotykane u żadnych innych prymatów przystosowanie do dwunożnego chodu w postawie spionizowanej, ze stopą nie-chwytną i bez pomocy podporowej rąk. Z kolei uzębienie tych istot, choć już wyraźnie przesunięte w kierunku ludzkim, miało jeszcze "echa" małpiego pochodzenia (kły nieznacznie wystające ponad linię zgryzu, jedno- a nie dwuguzkowy pierwszy dolny przedtrzonowiec), u późniejszych kopalnych hominidów nieobecne. Na tym typowo ludzkim szkielecie tułowia i kończyn osadzona była czaszka, która - pomimo wyposażenia szczęk w prawieludzkie uzębienie - w zasadzie nie różniła się od czaszki szympansa, i to ani budową twarzy ani puszki mózgowej (np. mózg o objętości ok. 450 cm3, tj. trzykrotnie mniejszy od przeciętnej u dzisiejszego Homo sapiens).
Nie wiadomo na pewno, kiedy nastąpiło ostateczne ewolucyjne odgałęzienie się linii ewolucyjnej hominidów od linii wiodących (zapewne) ku dzisiejszym antropoidom afiykańskim, szympansowi i gorylowi. Przypuszcza się, że Australopithecus ramidus nie był zbyt odległy w czasie od owego tak brzemiennego w niesłychane późniejsze konsekwencje - ewolucyjnego rozwidlenia, że zatem rozwidlenie to dokonało się wprawdzie nie później niż 5, ale zapewne nie dawniej niż 7-8 milionów lat temu. (Dla porównania: znana paleontologom historia ssaków koniowatych sięga ok. 35 milionów, a historia ptaków ok.120 milionów lat wstecz.
Jak zatem oglądała organizacja społeczna w ogóle, a struktura rodzinna w szczególności, w owej najwcześniejszej "wyjściowej fazie" antropogenezy. Jak i kiedy nabierać ona zaczęła owych opisanych powyżej cech charakteryzujących archaiczne społeczeństwa ludzkie?
Sprawa może być tylko przedmiotem domysłów, choć powołać się można na parę okoliczności, które do snucia takich domysłów uprawniają.
Pierwsza dotyczy dawności, wśród pra-ludzi, drapieżniczego trybu życia. Jeśli słuszne jest rozumowanie, wedle którego główne osobliwości ludzkiego modelu organizacji społeczeństwa, mianowicie ostre zróżnicowanie ról ekonomicznych mężczyzny i kobiety, kooperacja ekonomiczna w obrębie stada i jego komunistyczny ustrój, tworzenie obozowisk, a także tendencja do monogamii, powstawały jako dostosowanie do (niezwykłego u prymatów) trybu życia opartego n systematycznym łowiectwie - wówczas wolno genezę wszystkich tych osobliwości wiązać właśnie pojawieniem się u pra-ludzi pełno-skalowego łowiectwa. Takie zaś łowiectwo, jak już wspomniano, było w pełni rozwinięte co najmniej 500 tys. lat temu. Wniosek stąd, że ludzki model organizacji społeczeństwa może być co najmniej równie dawny. Gdyby zaś przyjąć, że celowo obrabiane narzędzia kamienne o ostrych krawędziach tnących zaczęto wytwarzać głównie w celu kawałkowania upolowanej zwierzyny (rozcinania mięśni i ścięgien, rozłupywania kości) - wówczas można by początki łowieckiego trybu życia, a zatem i (domyślnie) jego społeczne konsekwencje, przesunąć jeszcze dalej wstecz. Pierwsze bowiem, prymitywnie obrobione, narzędzia kamienne pojawiają się w materiale kopalnym (we wschodniej Afryce) nieco ponad 2 miliony lat temu; dodać tu jednak trzeba, że nie ma jeszcze żadnych śladów uprawiania przez ówczesne hominidy polowań na dużą zwierzynę.
Drugą okolicznością dającą tu pewne podstawy do spekulacji jest wielkość dymorfizmu płciowego masy ciała, którą można opisać liczbowo np. jako przeciętną masę ciała dorosłej samicy wyrażoną jako odsetek przeciętnej masy ciała dorosłego samca. Istnieje bowiem interesujący związek między tą miarą dymorfizmu płciowego a typem krzyżowania. Wśród dzisiejszych prymatów dymorfizm tej jest najsłabszy (ok. 0.95) u gatunków monogamicznych, gibbonów; silniejszy (ok. 0.70) u szympansa, mającego strukturę hierarchiczną; zaś najsilniejszy (rzędu 0.50-0.60, tzn. samce dwukrotnie masywniejsze od samic) u gatunków, u których organizacja rodziny jest haremowa, np. u pawianów i goryla. U dzisiejszego człowieka, gatunku u którego statystycznie przeważa monogamia - wskaźnik ten jest rzędu 0.80-0.85 (u młodych, nie otyłych dorosłych). Otóż analizy rozmaitych fragmentów szkieletów kopalnych sugerują, że u pra-ludzi typu Homo habilis, występujących ok. 1.5 miliona lat temu, różnice wielkości ciała między płciami były już podobnego rzędu co u dzisiejszego Homo sapiens. Natomiast różnice te, jak się wydaje, narastają w miarę cofania się wstecz w czasie poza granicę ok. 2 milionów lat: ocenia się, że u australopiteków typu afarensis, datowanych na ok. 3.0-3.6 miliona lat (których dość liczne szczątki znane są z Etiopii i z Tanzanii), samce mogły być przeciętnie prawie dwukrotnie masywniejsze od samic. Wskazywałoby to na istnienie u tych wczesnych hominidów jakiejś organizacji społecznej bardzo odmiennej od modelu ludzkiego, być może hierarchicznej lub haremowej. Jednak z uwagi na niepewności interpretacyjne stwarzane, z natury rzeczy, przez materiał kopalny, m.in. przez jego ułamkowość, wnioski takie muszą być wypowiadane bardzo ostrożnie. Obraz przed-ludzkich i pra-ludzkich społeczeństw, z owych bardzo odległych epok, zakrywa mrok - przez który potrafimy, z największyrn wysiłkiem, dostrzec tylko, tu i ówdzie, fragmentaryczne i bardzo niewyraźne zarysy.
ORGANIZACJA RODZINNA CZŁOWIEKA DZIŚ
Jak na tle naszkicowanego tu poprzednio modelu archaicznego, zbieracko-łowieckiego, przedstawia się organizacja rodzinna w społeczeństwach tak zwanych rozwiniętych, reprezentujących obecną, zaawansowaną fazę cywilizacji industrialnej? Które elementy owego modelu przetrwały do dziś? Które zanikły całkowicie lub zastąpione zostały przez elementy nowe? Które uległy istotnym modyfikacjom - i dlaczego? Wyczerpująca odpowiedź na te pytania wymagałaby wskazania na te wszystkie aktualnie zachodzące przemiany l. cywilizacyjno-techniczne, 2. ekonomiczne, 3. demograficzne, oraz 4. ideologiczne, które - bezpośrednio lub pośrednio wpływają na sytuację i kondycję rodziny. Jest ich wiele. A szczególnie interesujące są zjawiska "dramatycznie nowe": sytuacje dotychczas w dziejach człowieka jako gatunku nieznane, lub występujące przedtem tylko marginalnie, na niepomiernie mniejszą skalę. Należą do nich na przykład: masowy wzrost zamożności, daleko ponad poziom konieczny do zaspokojenia elementarnych potrzeb bytowych; znacznie potężniejsze i powszechne dostępne metody regulacji urodzeń oraz terapii i profilaktyki medycznej; drastycznie zredukowana umieralność niemowląt, rosnąca długość trwania życia i rosnący odsetek ludzi starych; kolosalnie zwiększona mobilność przestrzenna, a także społeczna, jednostek i rodzin; potężne indoktrynacyjne oddziaływania masowych środków przekazu; procesy laicyzacji i słabnięcie odwiecznego, sakralnego usankcjonowania kodeksów moralnych; zmiany w obyczajowości seksualnej; zjawiska subkultur młodzieżowych charakterze radykalnie kontestacyjnym; narastające luki w komunikacji międzypokoleniowej. Wszystkie wyliczone powyżej "nowości" - zresztą różnorako ze sobą powiązane - silnie rzutują na rolę, status i sposób funkcjonowania rodziny. Jest to w sumie problematyka olbrzymia, daleko wykraczająca poza zakres niniejszego opracowania. Tu ograniczymy się tylko do zasygnalizowania paru trendów, szczególnie znamiennych z ewolucyjnego, ogólnonaukowego punktu widzenia.
Przemianą bodaj najbardziej uderzającą jest fakt, że z dawnego, trójszczeblowego modelu organizacji społeczeństwa ludzkiego przetrwały do dziś tylko obydwa szczeble skrajne: najniższy rodzina elementarna, i to w swej formie monogamicznej jako zdecydowanie dominującej; oraz najwyższy - plemię, którego obecną kontynuacją, oczywiście silnie zmienioną (głównie przez powstanie w czasach po-neolitycznych centralnej władzy politycznej i organizacji państwowej) jest naród. Wyeliminowany natomiast został szczebel środkowy, odgrywający rolę tak fundamentalną w strukturze ludzkiego społeczeństwa archaicznego: grupa lokalna, czyli rodzina rozszerzona. Jednostka ta przetrwała wprawdzie, w formach historycznie zmienionych, długo poza etap gospodarki zbieracko-łowieckiej: jej odpowiednikiem w tradycyjnych społeczeństwach rolniczych i pasterskich były na przykład organizacje typu wspólnoty rodowej. Raptownej dezintegracji uległa rodzina rozszerzona dopiero w społeczeństwach miejskoprzemyslowych w ostatnich dziesięcioleciach; jest składnikiem mądrości potocznej obserwacja, że krewni i powinowaci dalszych stopni, nawet ci co zamieszkali w tym samym mieście, spotykają się już tylko sporadycznie i przelotnie, z okazji niektórych świąt oraz wesel i pogrzebów. Rodzinę rozszerzoną zastąpiły w pewnej mierze, i tylko w niektórych jej funkcjach, agregacje innego rodzaju, oparte już na więziach całkiem innych niż pokrewieństwo i wspólnota ekonomiczna - na przykład na więziach sąsiedzkich (amerykańskie neighbourhoods) lub towarzysko-zawodowych (z reguły wówczas ograniczone do grup z grubsza biorąc rówieśniczych). Zniknięcie rodziny rozszerzonej zmieniło z kolei sytuację rodziny elementarnej. W pewnym sensie wzmocniło jej rangę i status; musiała ona bowiem przejąć niektóre funkcje pełnione dawniej, w dużej mierze, przez rodzinę rozszerzoną. Chodzi tu o funkcje opiekuńczo-wychowawcze, ale przede wszystkim o ekonomiczne: rodzina elementarna stała się samodzielną jednostką ekonomiczną, odrębną wspólnotą majątkową, odrębnym "gospodarstwem domowym"; odrębności takiej w ramach organizacji archaicznej nie miała, lub miała ją w stopniu znacznie mniej wyrazistym.
Są jednak podstawowym do mniemania, że owo wzmocnienie statusu rodziny elementarnej może okazać się tendencją przejściową. Uruchomione zostały bowiem równocześnie pewne procesy, które z punktu widzenia spoistości rodziny są, przynajmniej potencjalnie, czynnikami o działaniu dezintegrującym.
Jaskrawym przykładem takiej dezintegracji mogą być gwałtownie postępujące, w okresie mniej więcej ostatniego czterdziestolecia, zmiany sytuacji rodziny wśród murzynów amerykańskich. O skali tego zjawiska świadczą choćby następujące dwie statystyki odnoszące się do tej grupy ludności USA: na początku lat 90. ponad 70% wszystkich urodzeń stanowiły urodzenia nieślubne; a ponad 60% dzieci w wieku poniżej 12 lat jest dziećmi matek od początku samotnych, to znaczy żyje w rodzinach permanentnie pozbawionych ojca. Mam tu zatem do czynienia z masowym załamaniem się owego charakterystycznie ludzkiego modelu rodziny (monogamicznej bądź poligynicznej), opartego na włączeniu w jej obręb mężczyzny w roli męża-ojca-partnera ekonomicznego. Zniknięcie mężczyzny ze składu rodziny elementarnej oznacza, praktycznie biorąc przekształcenie jej w rodzinę matrifokalną, analogicznie do istniejącej u antropoidów, a nie występującą w zasadzie w społeczeństwach ludzkich, w każdym razie nigdy dotychczas jako forma dominująca.
Sytuację murzyńskiej ludności USA można, pomimo masowego jej występowania, uznać za anomalię: wytwór szczególnego splotu lokalnych okoliczności historycznych, ekonomicznych i psychospołecznych, być może nie bez pewnego też udziału specyficznych czynników o podłożu rasowym. (Nawiasem mówiąc za samo napomknienie o tej ostatniej ewentualności można dziś w USA natychmiast stracić posadę, również akademicką). Ale tendencje do osłabienia niektórych więzi wewnątrz rodziny elementarnej wynikają również z procesów o znacznie szerszym, ponadlokalnym zasięgu. Jest takich procesów wiele. Tu - na zakończenie - zasygnalizujemy tylko dwa, szczególnie interesujące z antropologicznego punktu widzenia.
Jednym jest aktywizacja zawodowa kobiet: masowe wchodzenie kobiet na rynek pracy i ich konkurowanie na tym tynku z mężczyznami - i to już na wszystkich, praktycznie biorąc, szczeblach i rodzajach hierarchii zawodowych. Innymi słowy, do tradycyjnej roli kobiecej house-wife dodana zostaje nowa, nie całkiem zharmonizowana z poprzednią, rola career woman (której to przemianie towarzyszą bojowe ideologie feministyczne).
Skutki są różnorakie, a jednym z nich, oczywistym, jest istotny wzrost samodzielności ekonomicznej kobiet. Bardzo znamienną ilustrację tego trendu dają statystyki amerykańskie. W 1965 roku w USA kobiety pracujące zarabiały przeciętnie 60 centów na każdego dolara zarabianego przez mężczyzn; w 199I roku zarabiały już 72 centy. Zaś wśród pracowników w wieku 27-33 z wykształceniem wyższym ta luka między płciami jest już bliska zniknięcia: w tej grupie w 1994 roku przeciętny zarobek kobiety bezdzietnej wynosił już 98% przeciętnego zarobku mężczyzny. W tymże roku (1994) - w aż 42% amerykańskich gospodarstw domowych, w których pracowało zarobkowo oboje małżonków, zarobki kobiety wnosiły nie mniej niż połowę łącznego dochodu rodziny. Piszącemu te słowa nie są znane żadne badania dotyczące ewentualnego wpływu tych zmieniających się proporcji zarobków na trwałość małżeństwa. Jednak antropologiczne implikacje opisanego trendu są jasne. Ekonomiczna emancypacja kobiet oznacza słabnięcie odwiecznej, wybitnie zaznaczonej, wzajemnej komplementarności ról ekonomicznych i społecznych mężczyzny i kobiety w rodzinie. Trzeba zaś w tym miejscu przypomnieć, że ostre zróżnicowanie owych ról obu płci stanowiło jedną z unikalnych cech ludzkiej (w odróżnieniu od małpiej) organizacji społeczeństwa, i to nie tylko na etapie zbieracko-łowieckim, lecz również we wszystkich epokach następnych, aż do industrialnej włącznie. Warto zatem zdać sobie sprawę, że obecne zacieranie się owej prastarej, klasycznie ludzkiej dychotomii stanowi w dziejach gatunku sytuację bezprecedensową, radykalnie nową.
Przykładem sytuacji radykalnie nowej, chyba znacznie rzadziej niż poprzedni dostrzeganym, może być także zjawisko narastającego gwałtownie dysonansu między tempem zmian cywilizacyjnych a rytmem ludzkiej ontogenezy. Można założyć, że na przestrzeni całych prawie dotychczasowych dziejów człowieka jako gatunku, niemal aż do historycznego "wczoraj", zmiany cywilizacyjne i kulturowe postępowały na tyle powoli, iż świat, w którym jednostka dobiegł późnego wieku dojrzałości nie różnił się zasadniczo od tego, w którym upłynęły jej lata formatywne: dzieciństwo i wiek młodzieńczy. W rezultacie - otoczenie kulturowe (choć niekoniecznie ekonomiczne lub polityczne) postrzegane było przez znaczną większość ludzi jako w ciągu życia jednostki prawie stabilne, stacjonarne. Wiedza o świecie, nawyki, umiejętności praktyczne, którymi przysłowiowa skorupka nasiąkła za młodu, nie dezaktualizowały się w ciągu życia. Świat otaczający nie żądał, by w środkowej fazie życia przestawiać się na nowe tory, uczyć się na nowo, zmieniać swe kwalifikacje i upodobania. W ostrym kontraście do owej sytuacji - obecnie regułą staje się, że jednostka już na długo przed osiągnięciem tak zwanego wieku poprodukcyjnego zmuszona jest działać w świecie zasadniczo odmiennym od tego, w którym uformowane zostały niegdyś, w dzieciństwie i latach młodzieńczych, jej nawyki, normy, wzorce zachowań, upodobania i umiejętności: jest to świat, który nieoczekiwanie wynurzył się "w międzyczasie", świat bardzo zmieniony pod względem urządzeń technicznych, instytucji społecznych, wymaganych kwalifikacji zawodowych, obyczajów, systemów wartości, a także kodów symbolicznych, w tym nawet wielu elementów języka potocznego. (Np. zmiany zasadnicze w szeroko pojętych technikach informatycznych następują już obecnie w tempie co kilka lat, a konsekwencje tych zmian "rozlewają się" niemal od razu na wiele różnych sfer ludzkiej działalności). Ale w ślad za tym nie podążają, oczywiście, zmiany w fizjologicznych i psychonerwowych prawidłowościach ludzkiej ontogenezy: w szczególności nie wydłuża się faza życia, w której łatwość przyswajania sobie przez jednostkę nowych wzorców zachowań jest największa (zjawisko określane przez etologów jako critical periods lub age-limited capacity for dearning). A choć plastyczność i modyfikalność zachowań człowieka jest wielka, nie jest jednak nieograniczona i z wiekiem maleje; zaczyna maleć już od przełomu trzeciej i czwartej dekady życia, od przysłowiowej "trzydziestki". Rezultatem jest j dysharmonia między "sztywnym" (bo ukształtowanym ewolucyjnie w toku antropogenezy, a więc zaprogramowanym genetycznie) rytmem ludzkiej ontogenezy z jednej strony, a szaleńczo rosnącym tempem zmian otoczenia technicznego i społeczno-kulturowego z drugiej strony. Stawia to jednostkę w sytuacji zupełnie nowej, niejako przez antropogenezę nieprzewidzianej. Wolno mniemać, że sytuacja ta niesie ze sobą pewne zagrożenia. Hipotetycznie można wskazać na co najmniej trzy elementy owych zagrożeń. 1. Narastające z wiekiem, i to być może już od środkowej fazy życia, poczucie alienacji, słabnącego dostosowania: otoczenie społeczno-kulturowe staje się dla jednostki, pod niektórymi względami stopniowo, coraz bardziej obce, niezrozumiałe, drażniące, niepokojące, a niekiedy wręcz złowrogie; słabnie poczucie sprawowania kontroli nad losem własnym i bliskich. Ludzie, których technikę pracy zawodowej ukształtowały - zaledwie kilkanaście lat wcześniej - np. elektroniczne kalkulatory i katalogi biblioteczne, patrzą z niepokojem, niekiedy z przygnębieniem, na łatwość z jaką młodzież prześciga ich w umiejętności stosowania komputerowych programów czy, manipulowania komputerowymi bazami danych i surfowania po internecie. Ludzie, których wrażliwość muzyczną ukształtował np. Frank Sinatra lub Beatlesi napawa często niechęcią, niekiedy złością, wszechobecny heavy metal i muzyka typu rap. 2. Upadek "autorytetu starości": w ostrym kontraście do sytuacji panującej przez dziesiątki tysiącleci - wiek późnej dojrzałości przestaje być oczach młodszych pokoleń synonimem skarbnicy mądrości, kompetencji, wiedzy, doświadczenia; pod pewnymi względami, i w niektórych sytuacjach zawodowych, już pięćdziesięciolatek zaczyna jawić się jako anachronizm, osoba "już nie całkiem w kursie", raczej uprzejmie tolerowana niż uważnie wysłuchiwana. 3. Narastające gwałtownie zakłócenia w komunikacji międzypokoleniowej, narastanie luk międzypokoleniowych, a zarazem zwiększanie się obszaru potencjalnych konfliktów międzypokoleniowych. Zjawisko to występuje już nie tylko na styku między generacjami są sąsiednimi, rodziców i dzieci; wyraźne różnice na przykład upodobań muzycznych, mody, slangu, wyobrażeń na temat "stylu życia" - odczuwane jako różnice międzypokoleniowe! - pojawiają się już często nawet między odległymi od siebie wiekiem o 5-10 lat członkami tego samego rodzeństwa.
W miarę wzrastania tempa zmian cywilizacyjnych zasygnalizowany powyżej dysonans będzie zapewne zaostrzał się (w Europie wschodnie został on obecnie dodatkowo spotęgowany przez nagłe zerwanie ciągłości ustrojowej). Zjawisko to ma liczne ważne implikacje: wiąże się na przykład ze sprawą tak zwanej permanentnej edukacji; z koniecznością, być może parokrotnie w ciągu życia, rekwalifikacji zawodowej; z wiekiem odchodzenia na emeryturę. Z całą pewnością rzutuje ono również na spoistość i sposób funkcjonowania rodziny, choć skutki tych oddziaływań są skomplikowane i na dalszą metę trudno je obecnie przewidzieć.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
finkcje i struktura rodzinyStruktura magii Ksztaltowanie ludzkiej psychiki czyli wiecej niz NLP Czesc 1146 Ustawa o planowaniu rodziny ochronie p odu ludzkiegoStruktura magii Ksztaltowanie ludzkiej psychiki czyli wiecej niz NLP Czesc 2 magia2Samoswiadomosc i unikalnosc osob ludzkichJak powstają ludzkie postawyzlozonosc natury ludzkiejwięcej podobnych podstron