01 (566)






"Kordian" Juliusza S艂owackiego









J臋zyk polski:

揔ordian" Juliusza S艂owackiego
 






 
SCENA I
KORDIAN, m艂ody 15-stoletni ch艂opiec, le偶y pod wielk膮 lip膮 na wiejskim dziedzi艅cu, GRZEGORZ, stary s艂uga, nieco opodal czy艣ci bro艅 my艣liwsk膮. Z jednej strony wida膰 d贸m wiejski, z drugiej ogr贸d... za ogrodzeniem dziedzi艅ca staw, pola - i lasy sosnowe
 
KORDIAN
zadumany
Zabi艂 si臋 - m艂ody... Zrazu jaka艣 trwoga
K艂ad艂a mi w usta pot臋pienie czynu,
By艂a to dla mnie pos臋pna przestroga,
Abym wnet gasi艂 my艣li zapalone;
Dzi艣 gardz臋 g艂upi膮 ostro偶no艣ci膮 gminu,
Gardz臋 przestrog膮, zapalam si臋, p艂on臋,
Jak kwiat li艣ciami w niebo otwartemi
Chwytam powietrze, po偶eram wra偶enia.
My艣l Boga z twor贸w wyczytuj臋 ziemi
I g艂azy pytam o iskr臋 p艂omienia.
Ten staw odbite niebo w sobie czuje
I my艣li nieba b艂臋kitem.
Ta cicha jesie艅, co drzew trz臋sie szczytem,
Co na drzewach li艣cie truje
I r贸偶om rozwiewa czo艂a
Podobna do 艣mierci anio艂a,
Ciche wyrzek艂a s艂owa do drzew: 揋i艅cie drzewa !"
Zwi臋d艂y - opad艂y.
My艣l 艣mierci z przyrodzenia w dusz臋 si臋 przelewa;
Pos臋pny, t臋skny, poblad艂y
Patrz臋 na kwiat贸w skonanie
I zdaje mi si臋, 偶e mi臋 wiatr rozwiewa.
Cicho. S艂ysz臋 po 艂膮kach trz贸d b艂臋dnych wo艂anie.
Id膮 trzody po trawie chrz臋szcz膮cej od szronu
I obracaj膮 g艂owy na niebo poblad艂e,
Jakby pyta艂y nieba: 揋dzie kwiaty opad艂e?
Gdzie s膮 kwitn膮ce maki po wst臋gach zagonu?"-
Cicho, odludnie, zimno... Z wiejskiego ko艣cio艂a
Dzwon wieczornych pacierzy d藕wi臋kiem szklannym bije.
Ze skrzep艂ych traw modlitwy 偶adnej nie wywo艂a,
Ziemia si臋 modli膰 b臋dzie, gdy s艂o艅cem o偶yje...
Otom ja sam, jak drzewo zwarzone od ki艣ci,
Sto we mnie 偶膮dz, sto uczu膰, sto uwi臋d艂ych li艣ci;
Ilekro膰 wiatr silniejszy wionie, zrywa t艂umy.
Celem uczu膰 - zwi臋dnienie; g艂osem uczu膰 - szumy
Bez harmonii wyraz贸w... Niech grom we mnie wali!
Niech w t艂umie my艣li jak膮 my艣l wielk膮 zapali...
Bo偶e! zdejm z mego serca jask贸艂czy niepok贸j,
Daj 偶yciu dusz臋 i cel duszy wyprorokuj...
Jedn膮 my艣l wielk膮 roznie膰, niechaj pali 偶arem,
A stan臋 si臋 tej my艣li narz臋dziem, zegarem,
Na twarzy j膮 poka偶臋, popchn臋 serca biciem,
Rozdzwoni臋 wyrazami i doko艅cz臋 偶yciem.
po chwili
Jam si臋 w mi艂o艣膰 nieszcz臋sn膮 ca艂ym sercem ws膮czy艂...
my艣li - potem nagle obraca si臋 do Grzegorza
Grzegorzu, porzu膰 strzelb臋 czy艣ci膰...
 
GRZEGORZ
Ju偶em sko艅czy艂.
Co mi panicz rozka偶e?
 
KORDIAN
Chod藕 tutaj,m贸j stary...
Nudz臋 si臋.
 
GRZEGORZ
Nie nowina; c贸偶 ja poczn臋 na to?
Chcesz panicz, powiem bajk臋, szlachetnie bogat膮,
Mam ja w szkatule m贸zgu dykteryjki, czary
Po babce mojej starej, co w Bogu spoczywa.-
Chcesz pan tej, co si臋 gada? czy tej, co si臋 艣piewa?...
Kordian milczy; Grzegorz m贸wi nast臋puj膮c膮 bajk臋:
By艂o sobie niegdy艣 w szkole
Pi臋kne dzieci臋, zwa艂 si臋 Janek.
Czu艂 za wczasu bo偶膮 wol臋,
Ze starymi suszy艂 dzbanek.
Dobry z niego by艂by wiarus,
Bo w literach nie czu艂 smaku
Co dzie艅 stary bakalarus
艁ama艂 wierzby na biedaku,
I po setnej, setnej probie
Rzek艂 do matki: 揙j, kobieto!
Twego Janka w ciemi臋 bito,
Nic nie wbito - we藕 go sobie!..."
Biedna matka wzi臋艂a Jana,
Sz艂a po rad臋 do plebana.
Przed plebanem w p艂acz na nowo;
A ksi臋偶ulo s艂ucha艂 skargi
I powa偶nie nad膮艂 wargi,
Po ojcowsku rusza艂 g艂ow膮.
Wys艂uchawszy pacierz z艂ego:
揚atrz mi w oczy" - rzek艂 do 偶aka-
揘ic dobrego! nic dobrego!"
Potem ho偶膮 twarz pog艂adzi艂,
Da艂 op艂atek i pi臋taka
I do szewca odda膰 radzi艂...
Jak poradzi艂, tak matczysko
I zrobi艂o... Szewc by艂 blisko...
Lecz Jankowi nie do smaku
Przy szewieckiej 艣lipa膰 igle.
Diabe艂 mi臋sza艂 偶贸艂膰 w biedaku,
艢ni艂y mu si臋 dziwy, figle;
Zwyci臋偶y艂a wilcza cnota,
Rzek艂: 揥 艣wiat p贸jd臋 o pi臋taku!"
A wi臋c tak jak by艂 - ho艂ota,
Przed terminem rzuci艂 szewca
I na strudze do Kr贸lewca
Pop艂yn膮艂...
Jak do wody wpad艂 i zgin膮艂...
Matka w p艂acz, 艂ama艂a d艂onie;
A ksi膮dz pleban na odpu艣cie
Przeciw dziatkom i rozpu艣cie
Grzmia艂 jak piorun na ambonie.
W ko艅cu doda艂: 揃ogobojna
Trz贸dko moja, b膮d藕 spokojna,
Co ma wisie膰, nie utonie".
 
Ma艂y Janek gdzie si臋 chowa艂
Przez rok ca艂y, zgadn膮膰 trudno.
Wsiad艂 na okr臋t i 偶eglowa艂,
I na jak膮艣 wysp臋 ludn膮
Przyp艂yn膮wszy - wyl膮dowa艂...
Owdzie kr贸l przechodzi艂 drog膮.
Ja艣 pok艂oni艂 si臋 kr贸lowi
I dworzanom, i ludowi;
A k艂aniaj膮c szasta艂 nog膮
Tak uk艂adnie, 偶e kr贸l stary
W艂o偶y艂 na nos okulary.
I wnet tym偶e samym torem
Dw贸r za kr贸lem, lud za dworem
Powk艂adali szk艂a na oczy...
Owo偶 kr贸l ten posiad艂 s艂aw臋,
Jakoby mia艂 wzrok proroczy;
I cho膰 straci艂 oko prawe,
Tak kunsztownie lewym w艂ada艂,
呕e cz艂owieka zaraz zbada艂,
Na co mierzy, na co zdatny:
Czy ze艅 ma by膰 rz膮dca kraju,
Czy podstoli, czy te偶 szatny...
Lecz t膮 raz膮, wbrew zwyczaju,
Kr贸l pan oczom nie dowierza:
Czy 偶ak Janek na tancerza?
Czy na rz膮dc臋 dobry kraju?
Wi臋c zapyta艂: 揗贸j kochanku,.
Jak masz imi臋?"
揓anek".
揓anku,
Co偶 ty umiesz?"
揚s贸m szy膰 buty"
揂 czy dobrze?"
揙j tatulu!
Czyli raczej, panie kr贸lu!
Jak szacuj臋, r臋czy膰 mog臋,
呕e but ka偶dy ostro kuty
I na jedn膮 zrobi臋 nog臋,
Czyli raczej na 艂ap dwoje...
To na zim臋. - Z letnich czas贸w
But o jednym szwie wystroj臋
Na op艂atku bez obcas贸w;
A robota takiej wiary,
呕e psy puszczaj na moczary,
Such膮 nog膮 przejd膮 stawy".
揗asz wi臋c s艂u偶b臋, z艂otem p艂ac臋"-
Rzek艂 do Janka pan 艂askawy
I za sob膮 wi贸d艂 w pa艂ace.
A gdy dzie艅 za艣wita艂 czwarty,
Sz艂y na 艂owy w butach charty;
A szewc chart贸w w aksamicie
Przy kr贸lewskiej jecha艂 艣wicie;
Z艂oty order mia艂 na szyi,
W trzy dni zosta艂 szambelanem,
W sze艣膰 dni rz膮dc膮 prowincyji,
W dni dwana艣cie zosta艂 panem.
Star膮 matk臋 wzi膮艂 z cha艂upy,
Kr贸l frejlin膮 j膮 mianowa艂.
A plebana po偶a艂owa艂
W biskupy...
 
KORDIAN
Cha! Cha! cha! przednia powie艣膰.
 
GRZEGORZ
A widzi pan, widzi,
Jak zabawi艂em gadk膮... Niech si臋 pan nie wstydzi,
W tej powie艣ci moralna kryje si臋 nauka.
 
KORDIAN
Jaka? pawiedz mi, stary.
 
GRZEGORZ
A kt贸偶 jej wyszuka?
Do艣膰, 偶e jest sens, powiadam.
 
KORDIAN
Wierz臋.
 
GRZEGORZ
Trzeba wiary.
Bo widzi panicz, kiedy gada s艂uga stary,
To w s艂owach dziecku dawa膰 nie b臋dzie trucizny.
B艂膮ka艂em si臋 ja d艂ugo z dala od ojczyzny.
I tak mi by艂o ci臋偶ko od t臋sknego 偶alu,
呕e 偶o艂nierze ciesali ko艂ki na w膮salu;
Odcinaj膮c si臋 szabl膮, nie bra艂em pociechy,
Bo 偶adnych k艂os贸w ludziom nie wysiej膮 艣miechy,
A smutek niby m膮dra ksi膮偶ka w sercu 偶yje
I m贸wi wiele rzeczy, i cz艂owiek nie gnije
Jak muchom贸r pod sosn膮, lecz zbiera po szczypcie
Przestrog臋 do przestrogi... By艂em ja w Egipcie!
Pono艣 no o tej walce nie m贸wi艂em panu?
Czy wolno?
 
KORDIAN
M贸w! m贸w, stary.
 
GRZEGORZ
kr臋c膮c w膮sa
Daj go tam szatanu
Kaprala... t臋gi cz艂owiek!... Wywi贸d艂 wojsko w pole,
Nie w pole, w piaski raczej; r贸wno jak po stole,
Otwarto na wsze strony, k臋dy艣 wzrok obr贸ci艂,
Oko biegn膮c po piaskach Boga szuka w niebie.
W贸dz szyki w pi臋膰 kwadrat贸w sprawi艂 ku potrzebie
I niby pi臋膰 gwiazd jasnych na pustynie rzuci艂.
Mnie, 艣wiec膮cemu w jednej, wida膰 by艂o cztery.
Przed walk膮, przypominam, 艣miech nas ruszy艂 szczery;
Bo trzeba panu wiedzie膰: na wojska ogonie
Snu艂y si臋 z baga偶ami os艂y... przy baga偶ach
Przywlekli si臋 z Francyji w bagnet贸w zachronie
M臋drkowie, co to ba艣nie pisz膮 w kalendarzach.
Gardzili艣my jak Niemcem t膮 chmur膮 komor贸w,
T膮 psiarni膮, co jak trufl贸w wietrzy艂a kamieni;
Wi臋c gdy do walki wiele stan臋艂o pozor贸w,
Zawo艂ali艣my g艂o艣no: "Os艂y i uczeni!
Chowajcie si臋 w kwadraty! dalej za pas nogi!"
Dalib贸g, korzystali z 艂agodnej przestrogi.
Przyznam si臋 jednak panu, 偶e cho膰 偶o艂nierz bitny,
Przed walk膮 by艂em nieco nad zwyczaj panury.-
Jak dzi艣 pami臋tam, z dala la艂 si臋 Nil b艂臋kitny,
Dalej jakiego艣 miasta wida膰 by艂o mury;
I nad g艂owami niebo czyste, bez ob艂oku,
A powietrze, cho膰 bardzo jasne, gra艂o w oku,
Nad katafalkiem niby od gromnic p艂omyki...
Lecz co najbardziej ludu zadziwi艂o szyki,
To by艂y owe wielkie, murowane g贸ry;
St膮d by je by艂o widzie膰, gdyby nie Karpaty
I gdyby z nieba mo偶na zetrze膰 wszystkie chmury.
Wtem w贸dz przyjecha艂 konno... zagrzmia艂y wiwaty,
Acz bez winnych kielich贸w. W贸dz wskaza艂 na wie偶e
I rzek艂: "Soldats!", co znaczy powiedzia艂: "呕o艂nierze!"
S艂ysza艂em wszystko; w贸dz rzek艂: "Patrzcie, wojownicy!
Ze szczytu piramidy - co znaczy: z dzwonnicy-
Ze szczytu tych piramid sto wiek贸w was widzi".
Wi臋c spojrza艂em, gdzie wskaza艂 po nieba b艂臋kicie;
A偶 tu patrz... niech kto ze mnie jak z prostaka szydzi,
Opowiem... Kln臋 si臋 panu, na piramid szczycie,
Jak w ko艣cio艂ach s艂awnego maluj膮 Micha艂a,
Taki sta艂 rycerz, w zbroi, promiennego cia艂a,
I p艂omienist膮 dzid膮 przebija艂 z wysoka
Wij膮cego si臋 z dala na pustyni smoka,
Co ku nam lecia艂 w chmurze kurzawy i piasku.
Sto dzia艂 zagrzmia艂o, oczy zgubi艂em od blasku.
A kiedym wzrok odpyta艂, a偶 tu mameluki
Krzywymi nas szablami dziobi膮 gdyby kruki,
To ko艅mi do ucieczki obr贸ceni wrzkomo
Siadaj膮 na bagnetach jak ma艂py.
 
KORDIAN
C贸偶 dalej?...
 
GRZEGORZ
A wstyd藕偶e si臋 pan pyta膰, ka偶demu wiadomo,
呕e艣my zawsze 艂amane parole wygrali,
I gdyby nie ta d偶uma... Ale pan nie s艂ucha!..
 
KORDIAN
zamy艣lony, m贸wi sam do siebie
Wstyd mi! Starzec zapala we mnie iskr臋 ducha.
Nieraz z my艣l膮 zburzon膮 w ciemne id臋 lasy,
Szcz臋k broni rzucam w sosen rozchwianych ha艂asy,
Widz臋 siebie w艣r贸d 艣wiate艂 czarodziejskich s艂awy,
W艣r贸d promienistych szyk贸w; szyki wstaj膮 z ziemi,
Ziemia wstaje jak miasto odgrzebane z lawy...
G艂upstwo... dzieci艅stwo marze艅... Z my艣lami takiemi
Nie 艣mia艂bym si臋 wynurzy膰 przed starc贸w rozs膮dkiem,
Wi臋c szukam - kogo? - s艂ugi, co rozwlek艂ym w膮tkiem
Snuje g艂upie powie艣ci.
my艣li... potem nagle do Grzegorza
Id藕 sobie, Grzegorzu !
Jak si臋 panna na konn膮 przechadzk臋 wybierze,
Dasz mi zna膰.
 
GRZEGORZ
Panicz mo偶e dzi艣 nie dospa艂 w 艂o偶u?
Bo starego odp臋dza jak natr臋tne zwierz臋.
Bywszy niegdy艣 w niewoli; zna艂em ja m艂odziana,
Co mia艂 wiele nauki, nie gardzi艂 mn膮 przecie
I dzi臋kowa艂 za powie艣膰, gdy dobrze dobrana.
By艂o to pi臋kne wcale i szlachetne dzieci臋!
Smutno sko艅czy艂 !
 
KORDIAN
C贸偶, umar艂?
 
GRZEGORZ
A gdzie tam, m贸j panie!
 
KORDIAN
Wi臋c 偶yje!
 
GRZEGORZ
Oj, nie 偶yje! Gdy nas Rosyjanie
Wzi臋li w dwunastym roku, sp臋dzili jak trzod臋
I na Sybir zawiedli... Dw贸chset naszych by艂o,
Wiarusy k臋s nadpsute, oficerstwo m艂ode;
A jak wzajem sprzyjali, wspomnie膰 starcu mi艂o,
Jeden drugiemu nigdy nie powie, jak: "Bracie",
Chleb 艂ami膮 jak op艂atki, w jednej chodz膮 szacie.
Ten, o kt贸rym rzecz wiod臋, zwa艂 si臋 Kazimierzem.
Ot贸偶 kiedy si臋 Moskal pastwi艂 nad 偶o艂nierzem,
Pan Kazimierz za wszystkich cierpia艂, potem z g艂owy
Doby艂 my艣li - zawo艂a艂 na tajemne zmowy
I odkry艂 zamiar wcale dostojny; bo 艣mia艂y.
Nie szyd藕, panie, kto kupi niewol膮 w艂os bia艂y,
Ten rozpaczy szalonej w ludziach nie pot臋pi.
Wi臋c on my艣la艂, 偶e stra偶e kozackie wyt臋pi,
Zmar艂ym wydrze 偶elazo i polskie wiarusy
Do Polski odprowadzi... Poznali si臋 Rusy
Na malowanych lisach; wywiedli na pole;
Ca艂y nas pu艂k Baszkir贸w ost膮pi艂 w p贸艂kole,
Wo艂ga sta艂a za nami... pu艂kownik tatarski
Przeczyta艂 g艂o艣no niby jaki艣 dekret carski,
A w tym dekrecie sta艂o, aby polskie je艅ce
Rozdzieli膰 na dziesi膮tki i w pu艂ki powciela膰.
Wtenczas nasze wiarusy wzi膮wszy si臋 za r臋ce
Krzykn臋li: 揘ie p贸jdziemy"... Zamiast nas wystrzela膰
Czy wierzysz pan, 偶e owe tatarskie szatany
Rzucali nam na szyje rzemienne arkany,
W艂a艣nie jakby na koni zdzicza艂ych tabuny.
Oh! co czu艂em, to z sob膮 ponios臋 do truny!
Zwi膮zali艣my si臋 wszyscy r臋koma co si艂y...
Pami臋tam, z prawej strony - nie, z lewej, od serca-
Sta艂 przy mnie 偶o艂nierz wiekiem, ranami pochy艂y,
Ku niemu zwin膮艂 koniem baszkirski marderca;
Wi臋c biedak r臋k臋 moj膮 na kszta艂t szabli 艣cisn膮艂,
Potem oci臋偶a艂 na niej, bezw艂adny obwisn膮艂,
Patrz臋 mu w twarz, posinia艂 ca艂y na kszta艂t trupa,
Oczy wybieg艂y, szyja zwi膮zana pawrozem,
Tu Baszkir zaci膮艂 konia, ko艅 spi臋ty da艂 s艂upa,
Skoczy艂 - a starzec jak ko艅 uwi膮zany lozem
Poci膮gn膮艂 si臋 po piasku, po krzemiennej war艣cie.
Widzia艂em na krzemieniach w艂os贸w siwych gar艣cie,
Z krwi wyrwane kroplami... Ko艅 lecia艂 jak strza艂a,
Ju偶 trup znikn膮艂 - a jeszcze wida膰 by艂o konia
I my艣l przy koniu starca krwawego widzia艂a.
Stali艣my jak gar艣膰 k艂os贸w po偶贸艂k艂ych 艣r贸d b艂onia;
G艂uche by艂o milczenie; zgroza, ob艂膮kanie.
Piszcz膮c, ko艂em jak krucy kr膮偶yli poganie,
Wybierali oczyma, gdzie powrozem skin膮,
艢mier膰 daj膮c, chcieli zabi膰 przed艣miertn膮 godzin膮.
Wtem, panie! nasz Kazimierz! 贸w Kazimierz m艂ody!
Skoczy艂 w t艂umy Baszkir贸w i z t艂umu wyskoczy艂
Z pu艂kownikiem tatarskim, rzuci艂 si臋 do wody;
Tak uj臋tego wroga mi臋dzy dwie kry wt艂oczy艂,
A kry si臋 zbieg艂y, g艂owa z Baszkira odpad艂a
Jak mieczem odr膮bana i na krze usiad艂a
Z otwartymi oczyma...
 
KORDIAN
A Kazimierz?
 
GRZEGORZ
Zgin膮艂...
 
KORDIAN
Grzegorzu, czy nie pomnisz zmar艂ego nazwiska?
 
GRZEGORZ
Nie wiem: on pod imieniem Kazimierza s艂yn膮艂;
Co mu tam dzi艣 nazwisko po 艣mierci? Pan 艣ciska
R臋k臋 starego s艂ugi...
 
KORDIAN
Bo偶e! jak ten stary
R贸s艂 zapa艂em w olbrzyma; lecz ja nie mam wiary,
Gdzie ludzie oddychaj膮, ja oddech utracam.
Z wynios艂ych my艣li ludzkich niedowiarka okiem
Wsteczn膮 drog膮 do 藕r贸d艂a m臋tnego powracam.
Dr贸g zawartych przes膮dem nie przest膮pi臋 krokiem.
Teraz czas 艣wiat m艂odzie艅ca zapa艂em przemierzy膰
I rozwi膮za膰 pytanie: 呕y膰? alboli nie 偶y膰?
Jam bezsilny! Nie mog臋 jak Edyp zab贸jca
Rozwi膮za膰 wszystkich sfinks贸w zagadki na 艣wiecie;
Rozmno偶y艂y si臋 sfinksy, dzi艣 tajemnic tr贸jca
Liczna jak ziarna piasku, jak 艂膮kowe kwiecie;
Wsz臋dzie pe艂no tajemnic, 艣wiat si臋 nie rozszerzy艂,
Ale zyska艂 na g艂臋bi... wier偶chem cz艂owiek p艂ynie,
Lecz je艣li drogi w臋z艂em 偶eglarskim nie mierzy艂,
Nie wie, czy bieg jest biegiem, gdy brzeg z oczu ginie...
Chyba 偶e w owej drodze jak milowe s艂upy
Mija stare przes膮dy - zblad艂e wiek贸w trupy...
Nie, s膮 to raczej krzy偶e przy ubitej drodze,
Prostak przy nich koniowi zatrzymuje wodze
I 偶egna si臋, i pok艂on oddaje - gdy mija...
Potem m臋drkowie prostsze wytkn膮 ludziom szlaki;
Z wolna na drog臋 now膮 zje偶d偶aj膮 prostaki;
Na zapomnianym krzy偶u bocian gniazdo zwija,
Mech ro艣nie, pod nim dzieci w piasku sadz膮 kwiaty;
Nieraz krzy偶, u st贸p samych podgryziony laty,
Pada, zabija dzieci z sielskiego pobli偶a,
A lud p艂acze, 偶e zwali膰 nie pami臋ta艂 krzy偶a.
Wi臋c id臋 na 艣wiat r膮ba膰 nadpr贸chnia艂e drewna.
Mi艂o艣膰? - zapomn臋 o niej - w艣r贸d 艣wiatowej burzy
Pozostanie g艂os wspomnie艅... jak pie艣艅 dzika, rzewna,
Jak pie艣艅 偶urawia, co si臋 op贸藕ni艂 w podr贸偶y
I samotny szybuje po b艂臋kicie nieba,
Ostatni, z licznych, szcz臋snych t艂um贸w odb艂膮kany:
Trzeba mi nowych skrzyde艂; nowych dr贸g potrzeba.
Jak Kolumb na nieznane wp艂ywam oceany
Z my艣l膮 smutn膮 i z sercem rozbitym...
 
LAURA
wo艂aj膮c z ganka
Kordianie!...
 
KORDIAN
Ten g艂os rozwiewa z艂ote zapa艂u 艣witanie.
Zamkni臋ty jestem w kole czar贸w tajemniczym,
Nie wyjd臋 z niego... Mog艂em by膰 czym艣... b臋d臋 niczym...
 
SCENA II
Ogr贸d. - Lipowe aleje krzy偶uj膮 si臋 w r贸偶ne strony - w艣r贸d drzew wida膰 dom opuszczony z wybitymi oknami... Jesie艅 - li艣cie opadaj膮 - wietrzno..; KORDIAN i LAURA zsiadaj膮 z koni, przy kt贸rych GRZEGORZ zostaje, i wchodz膮 do alei... D艂ugo nic do siebie nie m贸wi膮
 
LAURA
z u艣miechem na p贸艂 szyderczym
Czemu Kordian tak smutny?
Kordian patrzy na ni膮 oczyma zamglonymi - i milczy
Znalaz艂am dzi艣 rano
W imionniku wierszami kart臋 zapisan膮,
Pozna艂am r臋k臋, pi贸ro - o! nie, raczej dusz臋...
Kordian zarumieniony schyla si臋 ku ziemi
Czemu si臋 pan m贸j schyla?
 
KORDIAN
Odmiatam i krusz臋
Ga艂膮zki, ciernie, chwasty spod st贸p twoich, pani.-
Cier艅, co mi zrani r臋k臋, nikogo nie zrani!
 
LAURA
Kordian zapomnia艂, 偶e ma matk臋, matk臋 wdow臋.
C贸偶 to? Kordian brwi zmarszczy艂, chmurzy si臋, rumieni?
 
KORDIAN
Zapytaj si臋 drzew, pani, dlaczego w jesieni,
Szronem dotkni臋te, nosz膮 li艣cie purpurowe?
To tajemnica szronu...
 
LAURA
Usi膮d藕my w alei.
Kt贸偶 z nas pierwszy obaczy gwiazd臋 dobrze znan膮?..
 
KORDIAN
Nie ujrz臋 jej, je偶eli to gwiazda nadziei!...
 
LAURA
A je艣li gwiazda wspomnie艅?
 
KORDIAN
O! dla mnie za rano
Na blad膮 gwiazd臋 wspomnie艅!...
 
LAURA
Gdzie偶 gwiazda Kordiana?
Kordian wznosi oczy na twarz Laury i odwraca si臋
Jak si臋 nazywa?
 
KORDIAN
Przysz艂o艣膰?
 
LAURA
z u艣miechem
W kt贸rej stronie nieba?
 
KORDIAN
O! nie wiem! - jest to gwiazda ob艂膮kana,
Co dnia j膮 trzeba traci膰, co dnia szuka膰 trzeba...
 
LAURA
Kordian ma pi臋kn膮 przysz艂o艣膰, talenta, zdolno艣ci...
 
KORDIAN
Tak, gdy mi臋 spal膮 m臋czarnie,
To b臋d臋 艣wieci艂 ludziom pr贸chnem moich ko艣ci.
Talenta s膮 to w r臋ku szalonych latarnie,
Ze 艣wiat艂em id膮 prosto topi膰 si臋 do rzeki.
Lepiej 艣wiat艂o zagasi膰 i zamkn膮膰 powieki
Albo kupi膰 rozs膮dku, zimnych wyobra偶e艅,
Zap艂aci膰 za ten towar ca艂ym skarbem marze艅...
 
LAURA
Jaki dzi艣 Kordian gorzki!
usiada na 艂awce darniowej - Kordian u n贸g jej si臋 k艂adzie i m贸wi patrz膮c
na niebo
 
KORDIAN
Czarowna natura!
Jak ko艅 Apokalipsy szara leci chmura,
Jesiennym gnana wiatrem; a w chmurze my艣l gromu,
Omdla艂a zimnem, iskry wydoby膰 nie mo偶e;
Wi臋c co ma w 艂onie gniewu, nie powie nikomu?
I przep艂ynie nad 艣wiatem... Z gromem my艣li z艂o偶臋,
Niechaj p艂yn膮 nad 艣wiatem zimne i bez g艂osu...
zrywa kwiat - i obraca si臋 z u艣miechem do Laury
Pani, we藕 t臋 ga艂膮zk臋 purpurow膮 wrzosu,
Ale jej nie otrz膮saj ze szronu brylanta...
zamy艣lony patrzy na niebo
Pani - patrz tam na niebo... oto duchy Danta.
Tam si臋 na starym drzewie wichrzy szpak贸w stado,
Zalecia艂y przelotem i do snu si臋 k艂ad膮,
Wiatr przez noc b臋dzie li艣cie zbija艂 - one prze艣ni膮
Noc ca艂膮, drzew gin膮cych ko艂ysane pie艣ni膮;
Anio艂 przeczucia spi膮cym wska偶e lotu szlaki,
A gdy si臋 zbudz膮, drzewo powie: 揕e膰cie, ptaki.
Nie mam ju偶 dla was li艣ci, jam si臋 zestarza艂o
Przez noc, kiedy艣cie spa艂y..."
C贸偶 st膮d za nauka ?...
 
KORDIAN
Cha! cha! nauka smutku, 偶e drzewo nie spa艂o,
A ptaki spa艂y...
 
LAURA
Kordian, co przysz艂o艣ci szuka,
Powinien spa膰 jak ptaki...
 
KORDIAN
Gdzie偶 anio艂 przeczucia?
Czy przyjdzie? poprowadzi? Wi臋c my艣li i czucia
Trzeba sk膮pca przyk艂adem na lata roz艂o偶y膰
I nigdy zmys艂贸w w jednej nie utraci膰 burzy.
Trzeba si臋 dzi艣 zwyci臋偶y膰, aby jutra do偶y膰.
Dziwna ciekawo艣膰 偶ycia prowadzi w podr贸偶y,
A za ciekawo艣膰 trzeba nieszcz臋艣ciami p艂aci膰
I nigdy zmys艂贸w w jednej burzy nie utraci膰...
gwa艂townie
Jam je utraci艂! Bo偶e! zmi艂uj si臋 nade mn膮!
 
LAURA
Kordianie!..
Kordian milczy
Czas powraca膰, ju偶 wietrzno i ciemno...
 
KORDIAN
O! pani, zosta艅 jeszcze...
 
LAURA
Wi臋c pan mi przyrzeka,
呕e b臋dzie spokojniejszy?
 
KORDIAN
z ob艂膮kaniem
Tak...
 
LAURA
Przysz艂o艣膰 daleka
P贸ki jeste艣my m艂odzi, wszystko jest przed nami...
 
KORDIAN
zamy艣lony, patrz膮c na niebo
Ciemny si臋 b艂臋kit nieba wy艣wieca za mg艂ami,
Ach ksi臋偶yc! patrz tam, pani! ksi臋偶yc srebrny, pe艂ny
Stan膮艂 i patrzy na nas; chmur srebrzyste we艂ny
Spad艂y na艅 - leci, jakby wyrywa艂 si臋 z chmury;
Teraz go na p贸艂 ga艂膮藕 rozcina spr贸chnia艂a,
Teraz 艣r贸d czarnych li艣ci kr膮g chowa ponury...
Pani! gdy kiedy艣! kiedy艣! twarz ksi臋偶yca bia艂a
B艂y艣nie w艣r贸d chmur lec膮cych na jesiennym niebie,
B臋dziesz m贸j cie艅 natr臋tny odp臋dza膰 od siebie.
po chwili
B贸g promie艅 duszy wcieli艂 w niesko艅czone twory,
Dusza si臋 rozprysn臋艂a na uczu膰 kolory,
Z kt贸rych pi臋膰 wzi臋艂o zmys艂y cielesne za s艂ugi,
Inne zagas艂y w nico艣膰... ale jest 艣wiat drugi!
Tam z uczu膰 razem zlanych wstanie anio艂 bia艂y,
Mniejszy mo偶e ni偶 cz艂owiek, atom, 艣rodek ko艂a
Rozpry艣nionych promieni; ale jasny ca艂y,
I plam ludzkich nie b臋dzie na sercu anio艂a.
Niesko艅czono艣ci zmys艂em dusza si臋 pomno偶y,
B贸g anio艂owi oczy na przysz艂o艣膰 otworzy,
A偶 przestanie zagl膮da膰 w ciemn膮 wspomnie艅 trumn臋.
B贸g mu pod nogi 艣wiat艂a wywr贸ci kolumn臋,
Po niej gwiazd mirijady zapali i s艂o艅ca;
Anio艂 je przejrzy wzrokiem nadziei do ko艅ca
I do gwiazdy podobny, b臋dzie w przysz艂o艣膰 p艂yn膮艂...
O! duch m贸j chce si臋 wyrwa膰! ju偶 pi贸ra rozwin膮艂.
Dusza z ust zapalonych leci w b艂臋kit nieba...
opuszcza r臋ce i z rozpacz膮
Na jednego anio艂a dw贸ch dusz ziemskich trzeba!..
 
LAURA
殴le, je艣li si臋 pan b臋dzie marzeniem zapala艂,
Prawdziwie nie pojmuj臋, co mu jest?
 
KORDIAN
ze wzgard膮
Oszala艂...
Laura odchodzi ku drzwiom ogrodu, siada na ko艅... i odje偶d偶a z Grzegorzem Kordian zostaje sam w ogrodzie nieruchomy
 
KORDIAN
sam
艢wiat艂a nocy b艂yskaj膮 na nieba szafirze,
My艣l zb艂膮kana w b艂臋kity niebieskie upad艂a,
Oto j膮 gwiazdy w kr臋gi porywaj膮 chy偶e
I kr臋c膮, a偶 zm臋czona, pos臋pna, poblad艂a,
Powr贸ci z ta艅cu niebios w nudne serce moje...
Czekam - nad otch艂aniami niebieskimi stoj臋,
Zal臋kniony o my艣li, w gwiazd ton膮ce wirze.
Gwiazdy! wy gdzie艣 lecicie jak 偶urawi stada!
Gwiazdy! polec臋 z wami po niebios szafirze!
dobywa pistoletu
Nabity - niechaj krzemie艅 na 偶elazo pada...
B贸l, chwila jedna, ciemno - potem jasno艣膰 b艂y艣nie.
Lecz je艣li nie za艣wieci nic?... i b贸l przeminie?
Je艣li si臋 wszystko z chwil膮 bole艣ci rozpry艣nie?
A potem ciemno艣膰... potem nawet ciemno艣膰 ginie,
Nic - nic - i sobie nawet nie powiem samemu
呕e nic nie ma - i Boga nie zapytam, czemu
Nic nie ma?... Ha! wi臋c b臋d臋 zwyci臋偶ony niczem?...
艢mier膰 patrzy w oczy moje dwustronnym obliczem,
Jak niebo nad g艂owami i odbite w wodzie...
Prawda lub omamienie - lecz wybiera膰 trudno
Gdzie nie mo偶na zrozumie膰...
przyk艂ada bro艅 do czo艂a..:
Nie... nie w tym ogrodzie.
Znajd臋 艣r贸d las贸w 艂膮k臋 kwietn膮 i odludn膮.
wychodzi z ogrodu
 
SCENA III
Noc. LAURA sama w pokoju przy lampie
 
LAURA
Dot膮d Kordian nie wr贸ci艂, jedynasta bi艂a.
Natr臋tna niespokojno艣膰 w serce si臋 zakrada,
Gdybym te偶 dzieci臋 p艂ochym szyderstwem zabi艂a?
Dmucham w r贸偶臋, co s艂o艅cem palona opada?
A je艣li jego serce z takich kruszc贸w lane,
呕e co na nim napisz臋, przetrwa napisane
Na wieki wiek贸w? Bo偶e! je艣li jego oczy
Przywykn膮 do ciemno艣ci i do 艂ez? Co gorsza!
Je艣li miasto 艂ez w dzieciach zapalonych skorsza
Duma gorzkie u艣miechy na twarz mu wyt艂oczy?:..
zamy艣la si臋, potem bierze sztambuch i przewraca
Nudnymi grzeczno艣ciami zapisane karty,
Ten mi臋 r贸wna do kwiatu, ci do gwiazd - a czwarty
Do Dyjanny bogini - on sam jak b贸g Apis
Zwierz臋c膮 nosi g艂ow臋. - Ten kwiat chce rozkwita膰...
Rysunek siostry mojej. - Ach! Kordiana napis;
Spojrza艂am mimowolnie, musz臋 raz odczyta膰...
czyta wiersz Kordiana
O! przyp艂yn臋 ja kiedy艣 we wspomnie艅 艂a艅cuchu,
Zatrzymam si臋... wspomnienia krokiem si臋 nie rusz膮...
A偶 powiesz: "Natr臋tny duchu!
Ci臋偶ysz na duszy mojej twoj膮 cich膮 dusz膮
Jak ksi臋偶yc, m贸rz oczyma podnosz膮cy ciemnie.
Jeste艣 wsz臋dzie, ko艂o mnie, nade mn膮 i we mnie...
Luba, jam ko艂o ciebie i z tob膮, i w tobie...
Nie przychodz臋 wyrzuca膰 ani przypomina膰,
Ani 艣miem b艂ogos艂awi膰, ani chc臋 przeklina膰;
Przy艣ni艂o mi si臋 tylko kilka pyta艅 w grobie...
S艂uchaj, niegdy艣 ze szcz臋艣ciem bra艂a艣 zar臋czyny,
Poka偶 mi 贸w pier艣cie艅 z艂oty;
Ha! szczernia艂? szczernia艂 pier艣cie艅? - to nie z mojej winy!
Dlaczego na twarz w艂os贸w rozpuszczasz uploty?..
Spostrzeg艂em we w艂os贸w chmurze...
Blado艣膰 twarzy i co艣 b艂yska!...
Mo偶e to blask w pere艂 sznurze?
Mo偶e 艣wiat艂o brylanta? albo kornaliny?
Mo偶e rozgrzane s艂o艅cem topazu ogniska?
Mo偶e to 艂zy? - ty p艂aczesz? - to nie z mojej winy!...
M贸j aniele! m贸j aniele!
Kwiat ci niegdy艣 wie艅czy艂 g艂ow臋,
A by艂o kwiat贸w tak wiele,
呕e nim zwi臋d艂y, bra艂a艣 nowe.
Dlaczego偶 dzisiaj w stroju zmian臋 widz臋 jawn膮?
Wszak kwiaty prze偶y膰 burze musia艂y i spieki;
Pr贸cz jednej bladej r贸偶y, kt贸ra dawno! dawno!
Nie pomn臋, z jakiej przyczyny
Zwi臋d艂a na wieki...
Je艣li tak wszystkie zwi臋d艂y? - to nie z mojej winy!...
przestaje czyta膰
S艂ysz臋 t臋tent... to Kordian!... wi臋c okno otworz臋-
Nie, mo偶e bym za zbytni膮 troskliwo艣膰 wyda艂a...
Co nikt drzwi nie odmyka?
otwiera okno
Bo偶e! wielki Bo偶e!
Ko艅 przelecia艂 bez jezdca... Co to jest? Dr偶臋 ca艂a!
dzwoni, Panna pokojowa wchodzi
Gdzie Grzegorz?
 
PANNA
Nie wiem, pani, nie siad艂 do wieczerzy,
Wida膰 by艂o, bo dzbankiem z nami si臋 nie dzieli艂
Jak 呕yd p艂aszczem Chrystusa.
 
LAURA
Szukaj go! niech bie偶y!...
 
GRZEGORZ
wchodz膮c
Nieszcz臋艣cie! Och, nieszcz臋艣cie! panicz si臋 zastrzeli艂!...
Koniec aktu pierwszego

 







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
t informatyk12[01] 02 101
r11 01
2570 01
introligators4[02] z2 01 n
Biuletyn 01 12 2014
beetelvoiceXL?? 01
01
2007 01 Web Building the Aptana Free Developer Environment for Ajax
9 01 07 drzewa binarne
01 In der Vergangenheit ein geteiltes Land Lehrerkommentar
L Sprague De Camp Novaria 01 The Fallible Fiend
tam 01 c4yf3aey7qcte73qcpk4awpowae4en5ggim26ti

wi臋cej podobnych podstron