Bardsley Michele Jezioro Miller 01 Przez Ciebie Nawiedzana


Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -2-
- Nie wierzę w duchy - skłamała Twila Montgomery. Starszy, ale dziarski Elwood
Parson wyprowadzał swojego olbrzymiego, kłapouchego goldena retrievera, Mitsy,
wzdłu\ brzegu jeziora, kiedy spostrzegł, jak tachała walizki do wnętrza domku. Z
tego powodu te\, nie wierzę w miłość. O, cholera. Kolejne kłamstwo, pomyślała ze
smutkiem.
- Nikt nie zatrzymuje się tu na dłu\ej ni\ na noc lub dwie - powiedział, promieniejąc.
Twila spojrzała na jego przebarwione zęby. Wielkie nieba! Jego proteza
dentystyczna potrzebowała nadzwyczajnych kąpieli w roztworze Polident.
- Nowo\eńcy - kontynuował, kiwając głową - Jonathon i Millie Dutton. Brat
Jonny ego miał romans z Millie. Mą\ znalazł ich w tej chatce. Jon dostał się do
środka - Pif, paf! - kula w łeb. Nikt nie wie, co się stało z nią. Od nocy po
morderstwie, ludzie zaczęli widywać pannę młodą spacerującą po jeziorze,
wychodzącą z tylniego ganku. Wie pani, przeszukano jezioro, ale niczego nie
znaleziono.
Twila próbowała zachować cierpliwość. Pan Parson był pięćdziesiąta osobą, która
uraczyła ją opowieścią o pannie młodej, którą widziała na własne oczy dziesięć lat temu,
dzięki ci, choć opowieści innych nie były tak krwio\ercze. - Jestem pewna, \e będzie tak
samo urocza po śmierci jak za \ycia i świetnie sobie razem damy radę.
Przyglądał się jej kaprawymi, niebieskimi oczami. - Nie wierzy pani w duchy.
O, na miłościwego Piotra! Ten prostak straszył ją - prawdopodobnie nie miał nic
lepszego do roboty. Wszyscy mieszkańcy wioski wydawali się strasznymi staruchami.
Twila przywołała na twarz przyzwoity uśmiech i posłała go sąsiadowi. - Jeśli pan
wybaczy, muszę rozpakować samochód. To była długa podró\ i jestem bardzo zmęczona.
- Pewnie, oczywiście. Wie pani, piętnaście lat temu dokonano tego morderstwa. -
Popatrzył na nią zezując delikatnie. - Ta. Dokładnie piętnaście lat temu.
- Dziękuję za informację. - Była chora od wysłuchiwania na temat śmierci młodej
pary. Oczywiście nad jeziorem Miller nie wydarzyło się nic ciekawszego. Wcią\&
piętnaście lat temu, to ju\ dziś? Naprawdę tyle czasu upłynęło? Błyskawicznie.
Pan Parson zagwizdał na psa. Mitsy wyskoczyła z wody, otrząsając się i tańcząc wokół
nóg właściciela. - Zobaczymy się dziś ponownie na grillu u Marv? - zapytał na odchodne. -
Trzeci dom od dołu. Ten z okropnym czerwonym dachem - feng shui na zlecenie jego \ony.
- Tak planowałam wcześniej - powiedziała Twila. - Jednak innym razem.
- Jeśli zmieni pani zdanie, wystarczy zabrać ze sobą butelkę wina i jakiś środek
owadobójczy. Komary uwielbiają takie słodkie kobitki. - Skierował się na kamienną
ście\kę, po czym skręcił na nieprzystępną pla\ę.
Wywróciła oczami. Depresja, jaką miała z powodu towarzystwa, niespecjalnie skłaniała
ją do zejścia na dół i zabawy wśród seniorów. Pragnęła spokoju i ciszy. śadnych komplikacji.
śadnych przedstawień. Miała dosyć tego gówna.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -3-
Twila spędziła najbardziej pamiętne lato nad jeziorem Miller. Jej rodzice, obecnie
będący o krok od rozwodu, spędzali wakacje oddzielnie. Tata pojechała na jakąś sportową
wycieczkę do Kanady, a mama spędzała dwa miesiące w Azji, próbując znalezć swoje
 duchowe centrum . Więc, w wieku szesnastu lat, kiedy to płeć męska byłą pępkiem jej
świata, została wysłana do chatki ciotki Pearl na zadupiu USA. Tam poznała Kyle a
Danporta, który był lepszy od jakiegokolwiek faceta, którego znała. Jej pierwszy pocałunek (i
wszystkie jego następstwa) były oddane Kyle owi i był pierwszym chłopakiem, który dotarł z
nią do drugiej bazy. Cholera, prawie do trzeciej.
Dziesięć lat pózniej, kiedy jej \ycie rozpadło się - zbezczeszczone przez jej
oszukującego chłopaka, wylana przez rozpustnego szefa, eksmitowana przez właścicielkę
lokalu, który wynajmowała - zadecydowała powrócić nad jezioro Miller, to miało jej pomóc.
Nie dbała o to, \e wynajęła  nawiedzoną chatę.
Wzdychając, spojrzała na jezioro, szukając miejsca, gdzie ona i Kyle zatrzymali się
będąc w łodzi, gdzie zobaczyli ducha. Panna młoda nie była jedyną, która czegoś szukała,
mo\e niczego, mo\e chciała ponownie poczuć. Mam nadzieję, \e odeszłaś, panno młoda.
Mam nadzieję, \e znalazłaś to czego szukałaś.
* * *
Pływała w ogrzanej promieniami słonecznymi wodzie jeziora Miller, delektując się
całkowitym zanurzeniem ciała.
Poczuła du\ą, męską dłoń przesuwającą się po łydce& pośladku... Był tu.
Krople wody spływały po jego twarzy osadzając się w kąciku ust. - Proszę, co
znalazłem! Syrenę!
- Nie mam ogona.
Ponownie dotknął ręką pośladka. - Oh, tak, masz. Bardzo uroczy.
Ochlapała go chichocząc. Chwycił jej nadgarstki i wepchnął ją w swoje ramiona.
Dryfowali razem, nagie ciało ocierało się o nagie ciało. Jej brodawki stwardniały przy jego
piersi.
Dotykając skroni, potarł zarostem o jej policzek. Uszczypnął mał\owinę, potem trzepnął
ją. Owinęła nogi wokół jego tali i docisnęła do ciała mę\czyzny biust. Przeczesała palcami
jego mokre włosy. - Kochajmy się.
Uśmiechając się, chwycił w dłonie jej twarz. - Słoneczko&
- Nie mo\emy unosić się na wodzie tak długo, hu?
- Tak się stało, \e stoję na du\ej skale.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -4-
Jej usta wtopiły się w jego. Ulegli długiemu, powolnemu pocałunkowi. Niedopałki
po\ądania zamieniły się w gorąca potrzebę. Jego dłonie gładziły jej uda, po czym przeniosły
się na jej tyłek i ścisnęły. Chwyciła sie jego ramion i bezwstydnie oparła piersiami o
umięśniony tors. Jęcząc uniósł ją, tak, \e piersi kobiety znalazły się ponad poziomem wody.
Kiedy posmakował tych naprę\onych pąków, zlizując kropelki wody z jej ciała,
pozwoliła sobie odchylić głowę. Dogadzał jej sutkom, kiedy ona gładziła jego skórę
gdziekolwiek tylko mogła sięgnąć, przez co uwaga poświęcona jej piersiom była
nierównomierna.
Powoli zanurzył ją w wodzie patrząc w oczy. Jego spojrzenie emanowało po\ądaniem&
i miłością. Docisnął swój członek do sromu kobiety, pocierając jej słodką łechtaczkę, po czym
zagłębił się w jej wnętrzu.
Woda sprawiła, \e było to łatwe, ale wydzieliła ju\ dla niego swe soki pozwalając mu na
głębszą penetracje. Pchnięcie po pchnięciu, ściskała jego fiuta mięśniami pochwy. Krzyczała,
jej oddech muskał jego szyję.
- Proszę, kochanie - błagała. - Proszę pieprz mnie ostro. Spraw abym doszła.
- Mam problem tego rodzaju, \e sam zaraz dojdę. Jesteś tak cudowna, \e ju\ jestem
prawie na krawędzi.
- Hmm. - Te słowa sprawiły jej przyjemność. Jak cudownie było kochać faceta, który
tak bardzo jej po\ądał, w jej wnętrzu był natychmiastowo gotowy do wytrysku.
- Nie dbam o to czy dojdziesz - powiedziała. - Wypełnij mnie swoim spełnieniem,
kochanie. Po porostu się ze mną kochaj.
- O, Bo\e. - Zagłębił się w niej, zamknął oczy, spłycił oddech.
Jej paznokcie wbiły się w jego ramiona, kiedy uje\d\ała faceta. Jej puls galopował,
serce dr\ało, a cipka pulsowała. Uwielbiła sposób, w jaki ją wypełniał. Sprawiał, \e seks
stawał się wspaniałym aktem. Bo\e, ona go kochała. Tak bardzo go kochała.
Poczuła falę, przypływ orgazmu, powiew, który&
- Tak - krzyknął. - Dochodzę w twojej ciasnej, słodkiej cipce.
Ona tak\e doszła. Przez dłu\szą chwilę na świecie nie było nikogo oprócz nich.
- Pamiętasz Millie?
- Co mam pamiętać?
- Gdzie ukryłaś ciało i broń?
Zaszokowana patrzyła się na niego. - Nie wiem, o czym mówisz!
- Wiesz. - Jego głos wyblakł. - Millie&
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -5-
* * *
Twila obudziła się. Ksią\ka na jej kolanach ześlizgnęła się w dół, uderzając o
drewnianą podłogę. Ziewając, ciągłe czując się niesamowicie zmęczona, usiadła. Po
rozpakowaniu walizek, sprzątnięciu chatki, zjedzeniu miski zupy, usadowiła się na kanapie z
ulubioną ksią\ką detektywistyczną. Nie przeczytała więcej ni\ dwa słowa, po czym jej oczy
się zamknęły.
- Dziwny sen. - Był on erotyczny, to pamiętała doskonale, ale reszta stała się
postrzępiona.
Wzruszając ramionami, rozciągnęła się i spojrzała na zegarek. Było kilka minut po
dwudziestej pierwszej. Zazwyczaj nie kładła się tak wcześnie, ale wymęczona długą podró\ą i
wszystkim innym, uznała, \e czas na spoczynek.
Twila poszła do łazienki z zamiarem przygotowania się do snu. W chwili, gdy jej głowa
uderzyła o poduszkę wypchaną gęsim pierzem, zasnęła.
* * *
- Tęskniłem za tobą - wyszeptał wspinając się na łó\ko.
- Ja tez tęskniłam - powiedziała otwierając ramiona. - Ale nigdy więcej się nie
rozdzielimy. Nigdy.
Była rozebrana od godziny, czekała na jego przyjazd. Jak tylko zobaczył ją rozciągniętą
na pościeli, ubraną jedynie w uśmiech, szybko pozbył się swoich ciuchów.
Dotykał nosem jej szyi, próbował ciała. Jego ręce zajęte były jej piersiami, palce
zamieniły brodawki w dwa twarde guziczki. Pojękiwała, jej ciało krzyczało z ekscytacji.
- Nie sądziłem, \e to się kiedykolwiek powtórzy - wymruczał przy jej gardle. - śe będę
cię dotykał, kochał się z tobą.
- Szsz. - Przejechała dłońmi po mięśniach jego pleców, próbując udowodnić swoją
realność i fakt, \e jest jego& ju\ zawsze.
Jego usta zamknęły się na sutku. Krzyknęła i wsunęła palce w jego włosy. Jedna z jego
rąk zsunęła się z uda i dotknęła mokrego sromu, niemiłosiernie bawiąc się łechtaczką, po
czym głębiej się w niej zanurzając.
Po jej plecach przebiegały gorące dreszcze, formując sznur przyjemności. Wiła się pod
nim, ocierając piersiami o tors, wzdychając z rozkoszy. Wsunął w nią kolejny palec, a kiedy
jego usta ponownie zajęły się piersiami, wyczyniał palcami coś, co jak miała nadzieję, w
przyszłości będzie robił jego kutas. Jak zwykle serwował jej samą radość, samą przyjemność.
Jej ciało zostało zrobione dla niego, było odpowiednie jedynie dla niego. To, co miłość robiła
z kobiety, sprawiało, \e była słaba& ale jednocześnie silna.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -6-
Owinął rękoma jej ramiona. Odwrócił się na plecy, pociągając ją za sobą, w wyniku
czego siedziała mu na brzuchu. Jego oczy błyszczały od po\ądania, ale tak\e od miłości.
Nigdy nie zwątpiła w jego miłość.
Usiadła na jego twardym, gorącym penisie, zobaczyła jak \ądza dołączyła do miłości w
spojrzeniu mę\czyzny. Przez chwilę, siedziała nie poruszając się, ciesząc uczuciem
całkowitego wypełnienia. Zacisnęła mięśnie powodując jego jęki.
Roześmiała się cicho, po czym poło\yła dłonie na jego piersi i zaczęła go uje\d\ać.
Bo\e, to było cudowne. Kochała uczucie, jakie dzielili, to jak była połączona z jego ciałem,
sposób, w jakim otwierała się na niego sercem, duszą. Nie sądził, \e jest jej wart. Ale był.
Była jedyną, która go nie opuści. A czy nie była te\ tą, która ucieka zhańbiona?
Bawił się jej piersiami, palcami uciskał brodawki. O, jak kochała tę przepyszną
\ywiołowość, wytworzoną przez ostre traktowanie. Chwycił ją, dopasowując tempo. Spojrzeli
sobie w oczy i nie przestając patrzeć na siebie rozkoszowali się sposobem, w jaki uprawiali
miłość.
Pochyliła się do przodu, jej kolana rozkopały bawełnianą pościel, kiedy uciskał jej
łechtaczkę, krzyczała za ka\dym razem, gdy jego kutas zagłębiał się w jej nabrzmiałej
pochwie.
- O tak - wykrzyczał. - Pieprz mnie, kochanie. Pieprz mnie szybko.
Orgazm roztrzaskał ją na kawałki, pozostawiając dr\ąca i bez oddechu. Gorzej, \e
konwulsje jej waginy zmusiły jego członek do wyślizgnięcia się.
- Na kolana. Teraz.
Zrobiła co nakazał.
Jedną dłoń poło\ył na jej biodrze i po chwili manewrów, poczuła jak twardy organ
wsuwa się w jej cipkę. Drugą dłonią, wywijał palcami na jej ociekającym sromie. Wra\liwa
łechtaczka zaprotestowała jedynie przez moment. Potem ponownie poczuła narastającą
przyjemność.
- Tak kochanie - krzyczała. - Wiesz jak lubię, gdy ten du\y, twardy kutas wbija się we
mnie. - Pchnęła do tyłu, zgrywając się z jego silnymi pchnięciami.
- Jezu - wymamrotał - mówiąc tak doprowadzasz mnie do szału.
- Tak, to cholernie sprośne słówka - powiedziała. - Lubisz, kiedy mówię jak dziwka,
nieprawda\?
Zachichotał urywanie. - Taka z ciebie dziwka jak ze mnie miejscowy kaznodzieja. -
Wbijał się w jej cipkę w dzikich pchnięciach, mocno napierając na jej wnętrze.
Promieniała, pot spływał po jej skroniach. O tak, jej facet lubił sprośne słówka.
- Pieprz mnie, kochanie - za\ądała. - Chcę, \ebyś doszedł wewnątrz mojej cipki.
- A ja chcę, \ebyś doszła będąc nabita na mojego kutasa.
- Więc lepiej pieprz mnie ostro. śadnej litości.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -7-
Jęknął. - Cholerna kobieto. - Ucisnął jej łechtaczkę, dbając o jej przyjemność, orgazm
wybuchnął niespodziewanie. Korzystając z jej lepkości i opuchnięcia dobrze wypieprzonej
cipki, wsunął się w nią głęboko, szorstko. Po czym wypełnił jej wcią\ pulsującą pochwę
spermą.
Chwilę pózniej, opadli razem na łó\ko. Omiotła oczyma pokój. Mała chatka była
cudowną ucieczką. Choć mogli tu zostać tylko na kilka dni, będzie ju\ zawsze pamiętała o
jeziorze Miller. Czując się znu\ona, kiedy jej kochanek głaskał jej plecy, spojrzała na zegar
na nocnym stoliku. Była dwudziesta druga dziesięć.
Nagle mę\czyzna, którego kochała ponad wszystko, podniósł się. Chwycił jej ręce,
szarpiąc ją w górę. - Pamiętaj, Millie. Bardzo wa\ne, abyś pamiętała.
- Pamiętała, o czym? Nie& nie rozumiem. - Zadr\ała z powodu dreszczy,
rozchodzących się po kręgosłupie. Coś było nie tak. Cholernie nie tak. - Wszystko
jest w porządku. Jesteśmy razem. Jesteśmy bezpieczni.
Jego niebieskie oczy pociemniały ze współczucia. - Wiesz, \e to nie prawda. I nie
będziemy razem, jeśli nie będziesz pamiętać. Broń, kochanie. Ciało. Musisz powiedzieć Twili,
gdzie to jest. Uwierzy nam. Zrozumie.
- Kto to, do cholery, jest Twila? - Spanikowana oblizała nagle suche usta. - Broń?
Ciało? Nie wiem o czym mówisz! Przera\asz mnie!
Ponownie rozejrzała się po pokoju, unikając patrzenia w jego oczy. Jego dłoń ścisnęła
jej ramię, potrząsając delikatnie. Ponownie spojrzała na zegar. 22:13& choć mo\e 22:14?
Cię\ko było dostrzec.
BOOM!
Drzwi chatki stały otworem. Zauwa\yła, \e mę\czyzna stojący na progu patrzy na nich
wściekłym wzrokiem. - Millie! Ty suko!
* * *
Twila wstała i odrzuciła kołdrę, jej serce dr\ało. Jezu, Maryjo i Józefie! Co, do cholery,
się dzieje? Spojrzała na zegarek. Czerwone numerki wskazywały czas: 22:13.
Kurwa.
Szczękając zębami, włączyła lampkę przy łó\ku i zassała powietrze. Nie ma powodu do
nerwów, Twilo. Słyszałaś tę historię setki razy. Masz dobrą wyobraznię i nie byłaś z facetem
od& có\, cholernie długo. Nic dziwnego, \e marzysz o ognistym seksie i tajemnicy.
Wewnętrzny monolog nie rozwiał wątpliwości, zadecydowała, \e zrobi sobie herbatę i
poczyta przez chwilę. Na małej kuchence ustawiła czajnik z wodą i zdecydowała, \e szczypta
świe\ego powietrza to najlepsze rozwiązanie.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -8-
Zamknęła drzwi na klucz, przyzwyczajenie z powodu mieszkania w mieście. Po
otworzeniu zamka, wyszła na ganek i wchłonęła chłodne, nocne powietrze do płuc.
Du\y dąb roztaczał swoją koronę nad chatą, jak matka chroniąca dziecko. Trawa była
przerośnięta i zroszona rosą. Mmm. Mo\e ktoś powinien wynająć, osobę do koszenia
trawników. Powędrowała wzrokiem po kamiennej ście\ce wiodącej na pla\ę jeziora Miller.
Księ\yc rzucał delikatną poświatę, a bryza poruszała trawą i liśćmi.
Twila przysłuchiwała się szumowi wody. Spojrzała w ciemne, ale spokojne, niebo.
Niejasno zdawała sobie sprawę z ukrywanego sekretu. Zobaczyła wyłaniającą się postać na
środku jeziora. Dziwna mgła, czy psikus nocy?
Jasny kształt powoli kroczył po wodzie. Znam cię. Pamiętam. Obserwowała jak
zahipnotyzowana. Zauwa\yła, \e postać szybuje nad kamienną ście\ką zmierzając ku chatce,
Twila wiedziała, \e patrzy na pannę młodą. Duch był rozmazany, jakby ktoś zrobił kiepskie
zdjęcie, ale z całą pewnością była to kobieta.
W międzyczasie panna młoda dotarła do ganku, zadziwione zmysły Twili
zneutralizowały strach. Jaką musiała być idiotką, stojąc tu i czekając, Bóg wie, na co. Panna
młoda unosiła się w powietrzu i Twila była pewna, \e zaraz zniknie. Koniec końców,
odprawiła swoją nocną podró\. Nie wiadomo dlaczego, panna młoda była wplątana w dziwną
pętlę, której nie mogła przełamać. Twila starała się myśleć, o tych wszystkich głupawych
duchach, które pokazał jej chłopak, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Panna młoda kontynuowała pochód i zatrzymała sie kilka stóp od Twili. Kobieta miała
serce w gardle. Twarz ducha, była dziwnie dostrzegalna, ale jej oczy - najbardziej przeklęte
spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziała. - Co ci się przytrafiło? - wyszeptała.
Panna młoda wskazała na nadgarstek, potem na ganek i na jezioro. Patrzyła na Twilę,
mówiąc szybko, choć, \adne słowo nie było słyszalne.
- Nie słyszę cię.
Niesamowite, usta o dziwnym kształcie zaczęły się poruszać. Ponownie, panna młoda
wskazała na nadgarstek, ganek i jezioro.
- Rozumiem. - Wskazała na własny nadgarstek. - Ju\ czas. - Wskazała na ganek, a
potem na jezioro. Wiedziała, czego chce panna młoda; nie wiedziała tylko, co
zrobić, aby zrealizować to zadanie.
- Mo\e, kiedy prawda zostanie ujawniona, będziesz mogła z nim być. Kochasz go,
prawda?
Panna młoda przytaknęła, wygięła usta w uśmiechu. Potem, wskazała na Twilę, jej
własne serce& i na nadgarstek.
Czas na mnie? Aby znalezć miłość? Jakie było przesłanie panny młodej? Nagle
wierząca w duchy Twila dostała wiadomość. Po chwili duch zamienił się w nicość.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -9-
Przez dłu\szą chwilę, Twila wpatrywała się w miejsce, gdzie stała panna młoda,
próbując nawiązać kontakt, po czym jej kolana odmówiły posłuszeństwa i opadła na ganek.
Nagle czując zimno owinęła dłonie wokół zgiętych nóg, szczękała zębami. Słyszała delikatny
świst czajnika. - Pieprzna herbata - wyszeptała. - Potrzebuję czegoś mocniejszego.
* * *
- Chcesz, abym kopał pod gankiem? - zapytał policjant Kyle Danport.
Niezle wyglądał jako siedemnastolatek, a jeszcze lepiej jako dwudziestosiedmioletni
glina. Był wysoki i szczupły, miał świecące niebieskie oczy, kwadratową szczękę i
bokobrody. Kosmyki czarnych włosów wystawały spod białej kowbojskiej czapki. Miał na
sobie ciemnozielony uniform, przewiązany białym pasem, przy którym wisiała broń, kajdanki
i pałka, miał tak\e kowbojskie buty. Uniform przylegał doskonale do jego ciała i Twila nie
mogła oderwać wzroku od tych mięśni. Tym razem miała zamiar pozwolić mu na zaliczenie
dalszej ni\ druga baza.
- Twila?
Zamrugała. - Huh?
- Nie jestem \onaty i nie mam dziewczyny.
Rumieniec pokrył jej policzki, ale uśmiechnęła się. - Przepraszam. Nie chciałam patrzeć
na ciebie jakbym była drapie\nikiem, a ty stekiem.
- Jak dla mnie to jest OK. - powiedział. Zanurkował pod barierką, sprawdzając
podest. Oby dwoje trzymali kubki. Jego był wypełniony herbatą, jej wódką. - No,
jeśli nie będziesz miała nic przeciwko temu, aby stek się dogryzł.
Spojrzała na mę\czyznę oddalonego o kilka kroków od niej i oceniała swoje
mo\liwości. Có\, dlaczego nie odrzuci wszystkich hamulców, rozbierze Kyle a i da sobie
pofolgować, a\ obydwoje nie będą oblani potem i osłabieni siłą orgazmu?
- Patrzysz na mnie tak, Twilo, \e mógłbym przysiąc, i\ myślisz o czymś
niewłaściwym.
- Odrzuć zało\enia - powiedziała. - Powinieneś wiedzieć, \e moje cycuszki są teraz o
wiele większe.
- Nie były złe. - Zjechał oczyma na jej pierś. - Ale uwielbiam sprawdzać swoją
pamięć.
Była dwudziesta trzecia. Zadzwoniła na policję i poprosiła, aby ktoś tu przyjechał,
sądząc, i\ łatwo przekona kogoś \ywego, \e nie oszalała. Prawie spadła z ganku, kiedy Kyle
odpowiedział na wezwanie.
- Wiesz co& zaliczymy trzecią bazę, jeśli obiecasz, \e jutro rano zrobisz podkop pod
gankiem. I wezmiemy łódz na środek jeziora i zanurkujemy.
Uniósł wysoko brew. - O, to wszystko?
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -10-
- Tak. - Spojrzała mu w oczy. - To dziwaczne i nielogiczne, ale wa\ne.
Przyglądał się jej przez chwilę, po czym przytaknął. Twila zabrała ich kubki i otworzyła
drzwi. Kyle stał przy barierce, obserwując ją. Spojrzała ponad ramieniem. - Wejdziesz?
- Miałem taką nadzieję. - Podą\ył za nią do środka, uśmiechając się promiennie.
Odło\yła kubki do zlewu, podeszła do łó\ka i pozbyła się koszuli, spodni i skarpet.
Teraz, kiedy zadecydowała pieprzyć się z Kyle em, nie zamierzała marnować czasu na
poczucie winy czy zdejmowanie ubrań. Poło\yła ręce na biodrach i spojrzała na strój Kyle a.
- Jak długo jeszcze masz zamiar w tym stać?
Jej pytanie spotkało się z ciszą. Spojrzała w górę. - Co?
Po\erał ją oczyma, co cholernie jej schlebiało. Był oczarowany jej biustem. Jej sutki
doceniły jego fascynację; stwardniały pod gorącym wzrokiem. W końcu, spojrzał na jej twarz.
- Jesteś piękna.
- O. Uh& dzięki. Rozbieraj się.
- Ju\. - Zdjął kapelusz i rzucił go na szafkę. Usiadł na łó\ku, aby pozbyć się butów i
skarpet, zdjął kaburę podtrzymującą broń.
Twila doczołgała się do końca łó\ka i rozsunęła nogi. Patrzyła na niego oczekująco.
Zdjął pas. Sadziła, \e rzuci go na podłogę; jednak on owinął go dookoła pięści. Oszacowała
go na jakieś dziesięć cali skóry& do czego to miało im posłu\yć?
- Obróć się, Twilo. Poka\ mi tę słodka dupeczkę - za\ądał leniwie, ale jego oczy
pozostały czujne.
Spojrzała na pas, potem na niego. Podniosła się na łokciach. Co, do cholery, to miało
znaczyć? Chciała ostrego seksu, a on chciał jej dać klapsy? Gah!
- Boisz się? - zakpił.
- Uh, tak.
- Jeśli ci się nie spodoba powiedz  druga baza i przestanę.
Jej puls przyspieszył. Oblizała usta i skupiła się na jego słowach. Przypominał sobie o
ostatnim klapsie, jakiego jej wymierzył, ona tak\e. Wło\yła mu wtedy lód za koszulę i zwiała,
śmiejąc się i krzycząc& dopóki jej nie złapał.
Pociągnął ją na siebie, uderzał w jej tyłek, dopóki nie strąciła tchu, łzy spływały po jej
twarzy. Jej cipka była gorąca i mokra, a ona poznawała jego mięśnie palcami, oczekując
czegoś, sama nie wiedząc czego.
Rzucił ją na ziemi i nakrył własnym ciałem, całując i dociskając członek do jej łona.
Ciągle mieli na sobie ubrania, ale w tym poło\eniu była przera\ona& tym co sprawił, jak się
czuła, jak kontrolował jej ciało.
- To było dawno temu - powiedziała.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -11-
- Sprawiłaś, \e byłem taki napalony, Twilo. A potem uciekłaś. - Uśmiechnął się. -
Byłem pózniej w tym lesie. Myślałem o tobie cały czas. Chciałem cię mieć, całą
ciebie.
- I zobacz, gdzie nas to zaprowadziło.
Jego uśmiech zniknął. - Tak. - Wszedł na łó\ko i uklęknął pomiędzy jej nogami. -
Śniłem o tym od kiedy wsunęłaś mi te prezerwatywy w tyłek.
Roześmiała się. - Naprawdę?
- Ha. Ha. Byłem podniecony i głupi. Naprawdę cię lubiłem, Twilo. Rozmawialiśmy
na wycieczce łódką po północy& Potem wyjechałaś bez słowa i nigdy więcej nie
wróciłaś.
Twila nie spodziewała się takiego wyznania. Nie od Kyle a, który wybierał sobie kilka
piękności na lato. Zawsze myślała, \e była jednym z jego podbojów. Dlatego nie doceniła
jego popędów, choć wpuściła go do swoich majtek. - Te\ cię lubiłam, ale nie sądziłam, \e
czujesz to samo. Wiesz, mogłeś napisać, zadzwonić czy coś.
- Wspomniałem, \e byłem głupim siedemnastolatkiem?
- Chyba ka\dy jest trochę winny. - Pomyślała o pannie młodej. Mo\e Millie nie
chciała zakończyć opowieści, ale pomóc jej poznać prawdziwą miłość. Twila
spojrzał na Kyle a. Wiadomość zjawy& czas znalezć miłość. - Nie chcę uciekać.
- Wiem. - Patrzył na nią, jego oczy błyszczały. - Odwróć się.
Pełna obaw odwróciła się na brzuch. Przez chwilę, nic nie zrobił, co tylko powiększyło
jej strach i ekscytację. Jeśli spodziewała się, \e wezmie ją delikatnie, wsunie w jej ciało palce,
lekko uderzy ją dłonią, albo końcem paska&
Cholernie się pomyliła.
Pierwsze uderzenie padło na pośladki. Potem kolejne. I kolejne. Jęknęła, jako, \e ból
promieniował do jej wnętrza, ale przygryzła wargę, zacisnęła palce na pościeli, unosząc tyłek
i poddając się dalszemu uciskowi.
- Moja dziewczynka - powiedział niskim, mrocznym głosem.
Uderzenia stały sie mocniejsze, szybsze, dopóki nie zaczęła odczuwać czegoś pomiędzy
bólem, a przyjemnością. Jej brodawki stwardniały na delikatnym prześcieradle, wbijając się
głęboko w materac, ale nie przyniosło to bólu. Jego biodra uderzyły w łó\ko i po raz kolejny
napięła ciało, ale tym razem, wiedziała czego chce.
- Kyle!
Aó\ko zaskrzypiało, kiedy sie wycofał. Dr\ąca, spragniona i niecierpliwa, usłyszała jak
pas uderza o ziemię, szelest zdejmowanej koszuli i kliknięcie u zamka od spodni& oh, dzięki
Bogu. Rozbierał się. Azy spływały po jej policzkach - jej tyłek piekł. Ale zwiększyła
czujność.
Kyle wrócił do łó\ka.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -12-
Poczuła delikatną pieszczotę jego ust na pośladkach, uśmierzającą ból jaki spowodował.
Zadr\ała, krzyknęła i prawie uniosła się w powietrzu, kiedy wsunął dwa palce w jej szparkę.
- Jesteś tak cholernie mokra - wymruczał. - Połó\ ręce za głowę.
- Zakładam, \e mówiłeś to wszystkim swoim dziewczynom.
Zachichotał, kiedy wykonała polecenie. Dotknął jej rąk, delikatnie przesuwając je w
górę, a\ nie złączył dłoni. Chłodny metal kajdanek zamknął się na jej nadgarstkach.
Serce podskoczyło jej do gardła. - Kyle&
- Druga baza?
Jej tyłek pulsował ogniem& tak samo jak cipka. Chciała jego fiuta wewnątrz siebie. O,
Bo\e, jak nigdy. - Nie.
Teraz, zgięła się i jej obolałe brodawki przejechały po pościeli. Był im winien odrobinę
uwagi, ale wiedziała, \e nim ta noc się skończy poświęci jej piersiom - i wszystkiemu innemu
- całą uwagę, jakiej kiedykolwiek pragnęły.
- Cię\ko stwierdzić ile razy fantazjowałem, \e właśnie w ten sposób cię biorę -
powiedział. - Nie martw się. Zało\yłem prezerwatywę.
Jego du\e, ciepłe dłonie chwyciły za uda i uniosły jej nogi. Poczuła jak jego członek
trąca o jej wejście, zacisnęła mięśnie, kiedy wśliznął się do środka. Obróciła głowę na bok,
oddychając głęboko. Kyle wiedział jak sprawić dobre lanie.
- Zamierzam dać ci orgazm - powiedział pogłębiając pchnięcie. Jego palce wbijały
się w jej biodra, kiedy uje\d\ał jej cipkę. - Wszystkiego czego potrzebowałem to&
ty. I teraz jesteś tutaj. O, Bo\e.
Krzycząc, zamknęła oczy i pozwoliła sobie na stracenie kontroli. Przyjemność
narastała, mocnej, coraz mocniej& zgrała się z jego pchnięciami, pragnąc& oczekując&
Wtedy Kyle uderzył jej pośladek otwartą dłonią.
Krzyknęła, ból skumulował się wewnątrz jej pochwy. Była zdesperowana. Zakołysała
się do tyłu, kiedy on nieustanie pompował, pot spływał po jej kręgosłupie i skroniach.
Pieprzyć to, jej ręce zdrętwiały.
Wtedy z niej wyszedł.
- Co kurwa! - krzyknęła pełna frustracji.
Nie odpowiedział. Usłyszała cichy brzdęk, kliknięcie, i jej ręce były wolne. Jej radość
była krótka. Odwrócił ją i skuł ponownie. Spojrzał na nią, spocony, wspaniały i taki powa\ny.
- Druga baza?
- Pieprz się.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -13-
- Cudowny pomysł. - Poło\ył się przy niej i docisnął jej plecy do swojego torsu.
Obejmując piersi dłońmi, mocno ścisnął, ugniatając. - Lepsze ni\ pamiętałem.
Uciskał jej sutek pomiędzy kciukiem, a palcem wskazującym, szczypiąc i ciągnąc. Pik.
Pik. Pik. Zassała oddech. Czuła się jakby pomiędzy jej brodawkami, a łechtaczką był drut pod
napięciem, przyjemność przepływała przez nią przy ka\dym pociągnięciu.
Kyle uniósł nogę i wtargnął do jej szparki. Ten drań się nie poruszał, zamiast tego jego
palce tańczyły po sromie, dokuczając opuchniętemu ciału uszczypnięciami.
W końcu ucisnął jej łechtaczkę.
- Ach. O tak, zrób to - błagała, lgnąc do niego. - Oh, Kyle&
Nie przerywając bawienia się jej łechtaczką pchnął. Jego du\y członek wypełniał ją
całkowicie, pompował i szeptał do jej ucha jaka jest piękna& znalazła się poza krawędzią
wpadając w ramiona zapomnienia.
Usłyszała jego krzyk przy ostatnim pchnięciu. Objął ją i poło\ył nos na jej szyi. Twila
uśmiechnęła się. Mo\e ju\ znalazła to, czego szukała&
* * *
Do tego, kto znalazł ten list, proszę oddaj go policji. Mam ni imię Millie Dutton i
zamordowałam mę\a, Jonny ego Duttona. Je\eli to czytasz, jestem martwa. Znajdziesz moje
ciało na środku jeziora, przywiązane do kamiennych bloków. Mam nadzieję, \e nie oka\e się
to trudne.
Proszę nie oceniaj mnie surowo. Wszystko co zrobiłam& zrobiłam w imię miłości.
Jonny był złym człowiekiem. Pił, uprawiał hazard, tracąc pieniądze. W dzień naszego
ślubu zrozumiałam jaki popełniam błąd. Jedyną moją nadzieją był, Lloyd. Kochany, słodki,
miły Lloyd.
Mo\e to haniebne, \e szukałam wsparcia u brata Jonny ego, ale byłam przera\ona&
Nie wiem, czy powinnam. Wiem, \e pokochałam Lloyda bardziej ni\ jakiegokolwiek innego
mę\czyznę. Stał się wa\niejszy od mojego mał\onka, ale Jonny był chorobliwie zazdrosny, o
ka\dego, kto o mnie myślał.
Lloyd i ja uciekliśmy. Zatrzymaliśmy się przy jeziorze Miller, poniewa\ było tu tak
pięknie i spokojnie. Ale Jonny znalazł nas. Wtargnął do chaty, pijany i oszalały z gniewu.
Uderzył Lloyda lampą i zabił. Ukradłam Jonny emu broń, którą pózniej trzymałam w szafce
nocnej. Zabiłby mnie tak\e, ale strzeliłam mu w głowę.
Nie \ałuję, \e zabiłam Jonny ego. Jeśli pójdę do piekła w ramach sprawiedliwości, to
nie będzie to gorsze ni\ \ycie bez mojego światła. Wierzę, \e dusze, które były w sobie
zakochane na ziemi cieszą się tym w zaświatach.
Jeśli to mo\liwe, proszę pogrzebcie moje ciało blisko Lloyda przy jeziorze Miller. Tu
nasza miłość był najjaśniejsza.
Tłumaczenie: sshakes
Michele Bardsley Przez ciebie nawiedzana -14-
Twila zło\yła list, miała łzy w oczach. - To takie smutne.
Kyle usiadł na kanapie obok niej. - Dopilnujemy, aby Millie i Lloyd byli przy sobie
pochowani. Tyle mo\emy zrobić.
Większość czasu spędził pomagając przy kopaniu pod gankiem, kiedy inna ekipa
przeszukiwała jezioro. Twila obserwowała starania, ale najbardziej samego Kyle a. Wziął
prysznic oraz ubrał koszule i d\insy. Teraz z umazaną twarzą i rękoma był tak samo
przystojny jak w zielonym uniformie.
Znaleziono szczątki dwóch osób: mę\czyznę pod gankiem i kobietę w jeziorze.
- Skąd wiedziałaś, Twilo?
- Nie wiedziałam. Panna młoda powiedziała mi gdzie szukać, ale nie mówiła co
znajdziemy.
Wyglądał jakby przetwarzał tę wiadomość. - Rozmawiałaś z nią?
Twila wstrząsnęła ramionami, nie chciała gadać o swojej konwersacji z Millie Dutton.
- Nie mówiła& ale ja słuchałam.
Kyle wziął Twilę za rękę rysując na niej kółka. - Wykopała Lloydowi grób. To zajęło
kilka godzin. Zakładała, \e ktoś, kto znajdzie ciało Jonny ego znajdzie grób.
Piętnaście lat temu budowano tę chatę. Para zapłaciła mniej, poniewa\ była ona
nieskończona. Ale przez to nie znaleziono grobu. Gdy rozpoczęto śledztwo prace budowlane
ukończono. Grób zalano betonem - a panna młoda nie mogła odejść, poniewa\ jej ukochany
ciągle tu tkwił, nieodnaleziony.
- Zostaniesz? - Kyle objął Twilę, a ona poło\yła głowę na jego ramieniu.- Proszę?
Spojrzała na niego, uśmiechając się. Panna młoda miała rację. Czas na miłość. - A gdzie
miałabym pojechać? - zapytała miękko. - Mam tu wszystko, czego mi trzeba.
KONIEC
Tłumaczenie: sshakes


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bardsley Michele Jezioro Miller 2 Przez ciebie ścigana (rozdział 2)
Bardsley Michele Jezioro Miller 2 Przez ciebie ścigana (rozdział 1)
Michele Bardsley Pamiętniki Łowczyni Demonów 01 Nieopłakana Śmierć
Bardsley Michele Pleasure Seekers Raede prolog
Bardsley Michele Pleasure Seekers Raede rozdział 2
Bardsley Michele
Bardsley Michele Pleasure Seekers Raede rozdział 1
Bardsley Michele Pleasure Seekers Raede rozdział 3
Bardsley Michele Pleasure Seekers 05 Anubis Amulet
Bardsley Michele Pleasure Seekers Zemna
Bardsley Michele Pleasure Seekers Raede
2003 01 Pozytywka sterowana przez RS 232C, Uniwersalny moduł dźwiękowy
McPherson Danith Opowiadanie Przez sciane do jeziora(txt)
Michele Bardsley Pamiętniki Łowczyni Demonów 04 Doubly Dying

więcej podobnych podstron