Niebezpieczne związki sztuki i ekonomii


Obieg_Ewa_Majewska1877 09-04-23 00:53
Opublikowane na obieg.pl (http://www.obieg.pl)
Niebezpieczne związki sztuki i ekonomii politycznej.
Ewa Majewska
Utworzone 15.06.2007
Albowiem piękno żyje pozorem(...).
G. W. F. Hegel, Wykłady z estetyki, tom 1.
Sztuka dopełnia poznanie o to, co zostało z niego wykluczone.
T. W. Adorno, Teoria estetyczna.
O skomplikowanych relacjach sztuki i rzeczywistości, czy - innymi słowy - sztuki i polityki, przypomniał
nam niedawno niemiecki reżyser teatralny Rene Pollesch, którego Ragazzo dell'Europa pokazano w TR
Warszawa. Dyskusja przeniosła się nieoczekiwanie z niszowych periodyków kulturalnych i naukowych
na łamy mainstreamowych mediów, stąd warto może odświeżyć i przeanalizować na nowo kilka jej
wątków. Pollesch zwrócił uwagę na krytyczną rolę sztuki, która - choć zagrożona przez nastawione na
zyski funkcjonowanie jej instytucji, jest jeszcze nadal istotna. Wskazał również na konieczność
oddzielenia funkcji aktywisty i artysty, której dokonuje nie z powodu nagłej potrzeby przejrzystości
używanych pojęć, ale w związku z potrzebą szczerości względem siebie i widzów/ odbiorców sztuki 1 .
Jak by nie oceniać tej i innych deklaracji Pollescha, umiejętnie wskazał on jeden z podstawowych
problemów produkcji artystycznej, którym jest złożony splot ekonomii i tego, co polityczne.
Na przestrzeni ostatnich kilku lat ważną inspiracją dla ożywienia debaty o sztuce i polityce w Polsce
stał się szereg wystaw i projektów artystycznych, a także ich okołoprawne perypetie - wystarczy
wspomnieć dramatyczną awanturę wokół pracy Doroty Nieznalskiej, ale również atmosferę skandalu
wokół Bombowniczki Anny Baumgart i projektu grupy Guma Guar w ramach wystawy Bad News w
Cieszynie i wiele innych. Dla moich rozważań kluczowe znaczenie mają dwa teksty - Sztuka wobec
rewolucji moralnej Pawła Leszkowicza 2 oraz traktowany jako "manifest" tekst Artura Żmijewskiego
Stosowane sztuki społeczne3 . Oba są oparte na co najmniej dyskusyjnych założeniach, w
szczególności na przekonaniu o emancypującej dla świata sztuki roli rynku (Leszkowicz) oraz o
zasadniczej roli "skutku" działań artystycznych dla ich funkcjonowania i jakości (Żmijewski). Każde z tych
założeń warto potraktować z osobna, choć wypada już na wstępie zaznaczyć, iż ich splot (teksty
pojawiły się w 2005 i 2006 roku) zwiastuje pojawienie się (na dobre i na złe) nowej sytuacji sztuki w
Polsce, którą nazwałabym roboczo "sztuka w warunkach kapitalizmu".
Posługiwanie się pojęciem "polityczności" pełni dziś w Polsce rolę, którą możnaby, jak sądzę,
interpretować w kategoriach listka figowego. Pojęcie "tego, co polityczne" przysłania wstydliwy aspekt
sztuki i kultury w ogóle, który polega, jak sądzę, na tym, że sztuka stała się, jak wszystko inne, sprawą
przede wszystkim rynkową, i to rynek - nastawienie produkcji kulturalnej na generowanie zysku przede
wszystkim - dyktuje jej podstawowe prawa oraz na najbardziej ogólnym poziomie określa jej sytuację.
Dyskusja o tym, co jest, a co nie jest polityczne, dyskusja formułująca przekonanie o emancypacyjnej
roli rynku albo o społecznym czy politycznym sprawstwie sztuki poza kontekstem generowania
dochodów, jest dyskusją niefortunną pojęciowo, a filozoficznie czy politycznie - wręcz ideologiczną.
Choć nadal istnieje w Polsce fenomen państwowego finansowania sztuki, kluczowy dla utrzymania
znacznej części produkcji kulturalnej, coraz częściej podporządkowuje on terytorium sztuki wymogom
rynku finansowego, od którego jest coraz bardziej zależny. Polityczna poprawność świata sztuki
przejawia się nie tyle w uwzględnianiu nowych, wynikających choćby z dyskursu praw człowieka, form
postrzegania kwestii płci, seksualności i etniczności, ale w woli utrzymania stałego kursu akceptacji dla
rzeczywistości neoliberalnej, której krytyki mają oczywiście szansę zaistnieć w świecie produkcji
artystycznej, ale jedynie w bardzo ograniczonej skali. Analizując funkcjonowanie sztuki w obrębie
http://www.obieg.pl/print/1877 Strona 1 z 4
Obieg_Ewa_Majewska1877 09-04-23 00:53
neoliberalizmu warto moim zdaniem zwrócić uwagę na to, że składa się on z dwóch wzajemnie się
wspierających filarów - liberalizmu w zakresie ekonomii i skrajnego konserwatyzmu, uznawanego przez
wielu autorów za nową postać ideologii utrzymującej skrajny liberalizm rynkowy. W związku z tym dwa
wskazane przeze mnie zjawiska - pochwała rynku w wydaniu Pawła Leszkowicza i pochwała
"politycznego skutku sztuki" w wydaniu Artura Żmijewskiego mogą i powinny być analizowane w
odniesieniu do owego dwupoziomowego charakteru neoliberalizmu. Odnoszenie ich jedynie do
liberalizmu politycznego lub do ekonomii państwa dobrobytu miałoby sens wyłącznie jako spekulacja
teoretyczna, tymczasem zestawiając propozycje wspomnianych autorów z projektem neoliberalnym
uzyskujemy dodatkowo możliwość zestawiania ich postulatów z polityką faktycznie uprawianą w Polsce i
na świecie.
Dodatkowym problemem neoliberalizmu jest uporczywe stosowanie retoryki "wolności". Jak trafnie
zauważył Jerzy Kochan, "Kapitalizm, nawet, kiedy domaga się religii ("starej"), to pod postacią "wolności
religii" 4. Wydaje mi się, że ta retoryka wolności indywidualnej skutecznie przekierowuje nasze
zainteresowanie problematyką ekonomiczną na fikcyjny w istocie spór o to, czy kapitalizm daje nam
wolność, czy nie. Zadaniem kapitalizmu nie jest dawanie lub odbieranie wolności, lecz skuteczna
obsługa kapitału. Jeśli chcemy poszukiwać wolności, musimy się z tym chyba zwrócić w stronę czynnika
podmiotowego, którym nadal pozostaje "człowiek" bądz też "ludzkość". Jeśli nawet Judith Butler
zaczyna się o ów podmiot powoli dopominać (z licznymi zastrzeżeniami rzecz jasna) 5, możemy chyba
uznać dobę szalejącego postmodernizmu za zakończoną. Kapitalizm przywrócił nam na powrót
zainteresowanie sytuacją ludzi, co z konieczności cofa nas na powrót do problematyki wolności.
Sprawstwo neoliberalizmu jako systemu społecznego niewątpliwie wyznacza warunki możliwości naszej
wolności. Niemniej - ostatecznie sprawstwo należy do jednostek, również, a nawet szczególnie - w
świecie sztuki. Podejmowane tu wybory i zajmowane stanowiska polityczne stanowią szczególny splot
tego, co społeczne i tego, co indywidualne, nie zawsze możliwych do ścisłego wydzielenia. Nasza
wolność w ramach tak wyznaczonej przestrzeni może ewentualnie posłużyć do rozpakowania
wieloznacznych relacji przebiegających między światem sztuki a szerszym polem kapitalistycznej
reprodukcji. Wolność może polegać również na próbie poszukiwania autonomii w bezwzględnej
przestrzeni władzy i rynku.
Jest to ryzykowne stanowisko, niemniej - uważam, że warto spróbować je wreszcie rozwinąć, zwłaszcza
że w Polsce - jak zazwyczaj - o politycznym wymiarze sztuki znowu przypomniano nam "z zewnątrz" -
tym razem nie był to jednak (na szczęście!) głos prokuratury w powiązaniu z głosem radykalnej prawicy,
ale wypowiedzi uznanego niemieckiego reżysera, który na łamach Gazety Wyborczej oraz Krytyki
Politycznej przypomniał o tym zasadniczym warunku możliwości istnienia i kształtowania się sztuki,
jakim nadal pozostaje rynek i ogólniej - ekonomia . Uzupełniłabym stanowisko Pollescha wskazując na
polityczny wymiar tej ekonomii, ostatecznie proponuję w związku z tym przyjrzeć się politycznej
ekonomii funkcjonowania sztuki, i w takim otoczeniu analizować rolę rynku i sprawstwa dyskutowaną
przez wspomnianych wyżej autorów.
W swoim tekście Sztuka wobec rewolucji moralnej Paweł Leszkowicz optymistycznie napisał, że w
Polsce "(...) doszło do zdecydowanego przełomu, a ludzie związani ze światem sztuki nauczyli się
wykorzystywać szanse, jakie jednak daje lokalna demokracja, rynek, pluralizm komunikacyjny, dotacje z
UE i energia nowego, "europejskiego" pokolenia. W Polsce powstaje świetna sztuka i organizowane są
coraz lepsze wystawy. Po raz pierwszy w mojej własnej historii zajmowania się sztuką myślę, czytam,
piszę i uczę o sztuce polskiej z taką samą przyjemnością jak dotychczas o
zagranicznej"http://www.obieg.pl/text/pl_rewolucja_moralna.php " href="#footnote6_6e4d1pe">6. Przytaczam tę
opinię w całej rozciągłości, gdyż zawiera szereg elementów, którym warto się, jak sądzę, lepiej
przyjrzeć. Od razu zaznaczam, iż nie chciałabym mojej analizy kształtować w ostrej opozycji do
twierdzeń Leszkowicza, są one niewątpliwie trafne jako empiryczne obserwacje, niemniej niepokojąca
może się wydawać zawarta w nich optymistyczna ocena sytuacji dokonywana przez autora niejako
wbrew tradycyjnie antyrynkowej postawie dominującej wśród twórców. Wydaje mi się, że choć uwagi
Leszkowicza na temat roli demokracji, rynku i UE dla sztuki w Polsce są niewątpliwie przytomne, to nie
problematyzują w wystarczający sposób zależności, jakie przecinają dziś świat sztuki, stawiając nas w
obliczu obowiązkowej wdzięczności dla trendów modernizacyjnych przy jednoczesnym wygłuszeniu
wszelkich wątków krytycznych.
Tradycyjna "orientacja antyrynkowa" artystów nie wydaje mi się z kolei stanowiskiem wystarczającym
dla porządnej obrony przed optymizmem Leszkowicza, więc narzędzi krytycznych przyjdzie mi raczej
szukać wśród teoretyków i krytyczek sztuki, a nie wśród artystów. Warto może zaznaczyć, że panika
większości twórców wobec żelaznego prawa rynku jest na tyle silna, iż bojąc się sproblematyzować
http://www.obieg.pl/print/1877 Strona 2 z 4
Obieg_Ewa_Majewska1877 09-04-23 00:53
własne umiejscowienie w relacji rynek-sztuka, decydują się przeważnie w ogóle nie podejmować kwestii
ekonomiczno-politycznych, uparcie wierząc, że ich "delikatne sugerowanie" w szerszym kontekście
problematyki władzy będzie wystarczającym gestem krytycznym. Jak mogłoby wynikać z tekstu
Leszkowicza oraz z obserwowalnej w Polsce praktyki, artysta (a przynajmniej kurator) stał się dziś
towarem łatwiejszym w obsłudze, niż maszyny, które przynajmniej czasem potrafią się zepsuć, chwilowo
skutecznie zakłócając harmonijne uniwersum nieprzerwanej w inny sposób konsumpcji.
Warto zaznaczyć, że Artur Żmijewski również porusza kwestię budzącą lęk wśród artystów. W jego
"manifeście" problematyzowana jest między innymi kwestia władzy, rozumiana jako zdolność
generowania skutku 7. Tu jednak również asystujemy przy swego rodzaju "oderwaniu", gdyż o ile w
tekście Leszkowicza afirmacja rynku jest pozbawiona politycznego kontekstu i krytycznej analizy, o tyle
tu mamy do czynienia z taką wizją tego, co skuteczne (rozumianego jako to, co polityczne), w której
ekonomiczne podstawy sprawowania władzy zostają praktycznie pominięte, zaś polityka zostaje
utożsamiona z absolutyzowaną skutecznością, która mi osobiście narzuca skojarzenie z
bezwzględnością. Nie wiem, dlaczego autor nie posłużył się właśnie tym pojęciem - uporządkowałoby
ono jego miejscami dość chaotyczne rozważania, i pozwoliłoby czytelniczkom uzyskać lepszą orientację
w celach i zamiarach twórcy, którego analizę charakteryzuje również bezwzględność wobec innych
reprezentantów i reprezentantek świata sztuki 8.
Zobaczmy może, co zostaje ze sztuki po wskazanych właśnie propozycjach uczynionych przez
omawianych autorów. Uzyskujemy tu z jednej strony sztukę obojętną na podstawową determinantę
życia społecznego, jaką jest kapitał w jego wersji neoliberalnej, zaś z drugiej, oprócz wzmocnienia
stanowiska pierwszego, odmawiamy sztuce jej podstawowej, zdaniem nowoczesnych i ponowoczesnych
autorów, funkcji konstruowania iluzji, złudzenia, odbicia rzeczywistości, w którym przeglądalibyśmy się
zauważając to, co wyparte ze wszystkich innych dyskursów. Tak przytoczony przeze mnie w motcie
Hegel, jak i również przytoczony Adorno oraz zgoła postmodernistyczny Baudrillard wskazują na pozór,
iluzję jako kluczową funkcję sztuki. Zdaniem Baudrillarda sztuka przestała istnieć między innymi dlatego,
że brakuje już "iluzjonistów" - świat konsumpcji wchłonął swoje ironiczne odbicie, i wszelki wysiłek
twórczy nie wydaje się wychodzić poza obszar bezpośrednich danych. Świat sztuki funkcjonuje w
związku z tym łudząc swych odbiorców rzekomą nowością i dystansem swych propozycji 9. Wydaje mi
się, że o ile w tekście Leszkowicza mamy być może do czynienia z problemem "złej abstrakcji" -
propozycją uogólnień nie posiadających rzetelnego odniesienia do świata społecznego, o tyle w
"manifeście" Żmijewskiego twarde zaangażowanie twórcy niweluje podstawową dla sztuki funkcję
wyobcowywania jednostki z jej przyrodniczego, naturalnego funkcjonowania - przywracania jednostki jej
gatunkowej istocie właśnie dzięki umiejętnemu wykorzystaniu środków formalnych Ściśle reporterski,
podporządkowany aktualności społeczno-politycznej imperatyw twórczy, jaki wyłania się z tekstu
Żmijewskiego ryzykuje przede wszystkim pozbawienie sztuki tego, co cechowało dotąd udane
przedsięwzięcia artystyczne - ich zdolności przenoszenia wyobrazni i percepcji odbiorcy w obszary
wychodzące poza rzeczywistość daną przy jednoczesnym umiejętnym sproblematyzowaniu tej
rzeczywistości. Ten transcendentalny z istoty wymiar dzieła sztuki, rozwijany przez Hegla, Adorno i
poniekąd chyba również Baudrillarda, można zastąpić propozycjami budowanymi w rzekomej
przynajmniej opozycji do klasycznej filozofii, i wskazać na nietzscheańską filozofię życia czy nowy
materializm (mięsizm?) Deleuze'a zaproponowany w poświęconej Francisowi Baconowi książce Logique
de la sensation. Bez względu na to, czy odwołamy się do filozofii transcendentalnej czy do propozycji
próbującej budować do niej alternatywę opartą na immanencji, siłą rzeczy konfrontujemy się ze sztuką
rozumianą jako akt demaskowania rzeczywistości, który wcale nie musi spełniać wymogów
bezwzględnej skuteczności, a mimo to może (i często posiada) siłę politycznego sprawstwa. Jak pisał
Deleuze w książce o Franzu Kafce, niewykluczone, że właśnie ten ostatni jest "bardziej politycznym"
autorem od na przykład Noama Chomsky'ego, który nie ułatwia nam zrozumienia fenomenu władzy
enumeracjami zbrodni USA w polityce wewnętrznej i międzynarodowej.
Sygnalizowane wcześniej deklaracje Rene Pollescha mogą być traktowane jako swoisty punkt dojścia
stanowisk Leszkowicza i Żmijewskiego. Akceptacja rynku, a w każdym razie nie wchodzenie z nim w
bezpośrednią konfrontację, wiąże się w sztuce Pollescha ze szczególną wersją sprawstwa uprawianego
jako celna krytyka społeczna zogniskowana wokół aktualnych problemów. Niemniej - narzuca się tu
wątpliwość, czy sama demaskacja mechanizmów produkcji artystycznej oraz zręczne poruszanie się po
rynku sztuki wystarczą, by uznać, że zadanie twórczej konfrontacji z neoliberalizmem mamy już za
sobą? Pozwolę sobie to pytanie pozostawić otwartym, mam wrażenie, a może nawet nadzieję, że
chwilowy zastój sztuki na pozycji celnej, choć niezaangażowanej krytyki zostanie niebawem
przekroczony.
http://www.obieg.pl/print/1877 Strona 3 z 4
Obieg_Ewa_Majewska1877 09-04-23 00:53
1. Zob. wywiady z Rene Polleschem, Moja publiczność nie lubi
teatru, Gazeta Wyborcza, 26-27 maja 2007 oraz Nie odgrywam
postępowego artysty, Strony www Krytyki Politycznej.
2. zob. http://www.obieg.pl/text/pl_rewolucja_moralna.php
3. zob. Artur Żmijewski, Stosowane sztuki społeczne, w: Krytyka
Polityczna, 11/12 zima 2007.
4. Jerzy Kochan, Życie codzienne w Matriksie. Filozofia społeczna
w ponowoczesności, Warszawa, 2007, s. 154.
5. Zob. Judith Butler, Precarious Life. The Powers of Mourning
and Violence, Verso, 2004.
6. Paweł Leszkowicz,
http://www.obieg.pl/text/pl_rewolucja_moralna.php
7. zob. Artur Żmijewski, Stosowane sztuki społeczne, op. cit.
8. O czym piszą rozmaici autorzy i autorki tekstów stanowiących
dyskusję wobec projektu Artura Żmijewskiego Powtórzenie.
9. Zob. Jean Baudrillard, Spisek sztuki, Warszawa, 2006.
Teksty
Adres zródła: http://www.obieg.pl/teksty/1877
http://www.obieg.pl/print/1877 Strona 4 z 4


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI 1988
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI Dangerous Liaisons (1988)
Niebezpieczne związki
JĘZYK SZTUKI OBRAZ JAKO KOMUNIKAT
Prezentacja ekonomia instytucjonalna na Moodle
model ekonometryczny zatrudnienie (13 stron)
Rolnik zawod niebezpieczny 3

więcej podobnych podstron