R 16 18



aż 7-
Kl
ROZDZIAŁ SZESNASTY
POŚCIG I BITWA O ZAOPATRZENIE
Podczas 'bitwy o przyczółek niemiecka 15 armia była w dalszym ciągu skoncentrowana w rejonie Calais. Nieprzyjaciel, przekonany, że zamierzamy przeprowadzić operację desantową przeciwko twierdzy, uporczywie wzbraniał się przed użyciem tych wojsk dla wzmocnienia swej załogi w Normandia. Stosowaliśmy wszelkie możliwe podstępy, by utrzymać go w błędzie. Tak na przykład o generale MoNairze, który przebywał na europejskim teatrze operacyjnym, mówiono półoficjalnie jako o dowódcy armii, chociaż jego armia istniała tylko w wyobraźni. Nazwisko jego było zastrzeżone przez cenzurę, ale postaraliśmy się, by w Anglii stało się ono tajemnicą poliszynela. W ten sposób każdy agent Osi był przekonany, że wiadomość o obecności generała jest ważną informacją, którą z miejsca należy przekazać Niemcom, a ci, mieliśmy nadzieję, zinterpretują zadanie jego "armii" jako natarcie na froncie Pas de Calais.
W końcu nieprzyjaciel zaczynał zdobywać jaśniejszy obraz sytuacji; dowiedzieliśmy się o tym szybko. Identyfikowanie jednostek nieprzyjacielskich na froncie jest jednym ze stałych zadań rozpoznania bojowego. Z uzyskiwanych tą drogą informacji odtwarzaliśmy codziennie, z zadziwiającą dokładnością, stan sił nieprzyjaciela, z którego pod koniec lipca wynikało, że Niemcy rozpoczęli przesuwanie jednostek 15 armii przez Sekwanę w celu wprowadzenia ich do boju. Było już jednak za późno. Każdy dodatkowy 'żołnierz przybywający w tym na teren Normandii wpadał jedynie w katastrofalny wir
392
Krucjata w Europie
klęski nie wywierając żadnego wpływu na przebieg bitwy. Wir ten pochłonął również szereg dywizji, które nieprzyjacielowi udało się ściągnąć z południa Francji, z Bretanii, Holandii, a nawet z samych Niemiec. Gdy wszystkie te posiłki nie zdołały nas zatrzymać, nieprzyjaciel chwilowo okazał się bezsilny i nie mógł przeciwstawić naszym postępom jakiegokolwiek zwartego frontu.
Wraz z przybyciem w dniu l sierpnia dowództwa 3 armii generała Pattona stan naszych wojsk lądowych rozrósł się do czterech armii. Na prawo stała amerykańska 3 armia pod dowództwem generała Pattona. Obok niej znajdowała się amerykańska l armia pod rozkazami generała Hodgesa. Obie tworzyły amerykańską 12 Grupę Armii, którą dowodził generał Bradley. Na lewo mieściła się brytyjska 21 Grupa Armii pod dowództwem generała Montgornery'ęgp. W skład jej wchodziła brytyjska 2 armia generała Dempseya i kanadyjska l armia generała porucznika Henry D. G. Crerara. Lotnictwem brytyjskim, wspierającym grupę armii generała Montgome-iy'ego, dowodził marszałek lotnictwa Coningham. Grupę armii generała Bradleya wspierała amerykańska 9 armia lotnicza dowodzona przez generała majora Hoyta S. Yandenberga. Generałowi Yandenbergowi podlegali generał major Otto R. Wey-land stojący na czele dowództwa hutnictwa frontowego, wspierającego 3 armię generała Pattona, oraz generał major Elwood R. Ouesada, dowodzący jednostką lotniczą wspierającą armię Hodgesa.
Normalnym zadaniem lotnictwa związanego z każdą z tych armii, względnie grupą armii, było prowadzenie ataków, jakich żądali dowódcy oddziałów lądowych. Wszystkie jednak formacje lotnictwa frontowego podporządkowane były Leigh-Mallory'emu, wobec czego wszystkie, zarówno 'brytyjskie, jak amerykańskie, mogły być w razie potrzeby użyte w całości przeciwko każdemu celowi wyznaczonemu przez SHAEF. Typowym przykładem połączonej akcji była działalność lotnictwa brytyjskiego, które pomogło odeprzeć natarcie niemieckie w pasie operacji Bradleya pod Mortain. Dzięki tej giętkości dowodzenia lotnictwo frontowe mogło również w razie po-
pośdg
bitwa o zaopatrzenie
393
trzeby wspierać ciężkie bombowce nawet wtedy, gdy te leciały
w głąb Niemiec.
Pod koniec sierpnia siły aliantów na kontynencie składały się ,w przybliżeniu z dwudziestu dywizji amerykańskich, dwunastu brytyjskich, trzech kanadyjskich, jednej francuskiej i jednej polskiej. Dywizji brytyjskich więcej nie było, lecz w Zjednoczonym Królestwie znajdowało się jeszcze sześć dywizji amerykańskich, w tym trzy desantowo-powietrzne. Siła operacyjna całego lotnictwa wynosiła w przybliżeniu około 4035 ciężkich bombowców, 1720 bombowców lekkich, średnich i torpedujących oraz 5000 myśliwców. Do tego dochodziło dowództwo lotnictwa transportowego, które, licząc razem jednostki brytyjskie i amerykańskie, miało ponad 2000 samolotów transportowych *.
Wobec pokonanego i zdemoralizowanego nieprzyjaciela każde ryzyko jest usprawiedliwione, a miarą sukcesu zwycięzcy jest zazwyczaj śmiałość lub wręcz szaleństwo jego posunięć. Te gwałtowne i wymagające wielu ofiar ataki, które prowadziliśmy w ciągu trzech kolejnych tygodni dla dokonania wyłomów, miały na celu stworzenie takiej właśnie sytuacji, jaka w tej chwili powstała; plany nasze przygotowaliśmy w ten sposób, by z naszych wstępnych sukcesów zebrać największe plony. Z chwilą jednak, gdy nasze kolumny rozpoczęły swój bieg naprzód, trudności zaopatrywania stały się zagadnieniem wymagającym umiejętnego rozwiązania, jeśli mieliśmy wyciągnąć z tej (bitwy wszystkie korzyści.
Podczas całej bitwy o przyczółek nasze jednostki zaopatrzenia były ścieśnione na bardzo ograniczonym obszarze. Jedynymi czynnymi portami był Cherbourg oraz sztuczny port na plażach brytyjskich koło Arromanches. Przeprowadzenie napraw w porcie w Chenbourgu nastręczało wiele trudności. Trzeba było oczyścić port i podejścia z setek inin, przy czym często były to miny nowego rodzaju i bardzo skuteczne.
^csploatację portu rozpoczęliśmy w lipcu, lecz dopiero w połowie sierpnia osiągnął on dostatecznie dużą wydajność. Sztorm zerwcowy zupełnie zniszczył sztuczny port na plażach amerykańskich. Z Arromanches j Cherfoourga nie byliśmy w stanie
394
Krucjata w Europie
przeprowadzić dróg i linii kolejowych ani rozbudować magazynów, co uczynilibyśmy, gdyby linia naszego wyłomu sięgała w kierunku południowym aż do podstawy półwyspu Cotentin, jak .to zresztą początkowo planowano. Musieliśmy iwobec tego zaopatrywać wszystkie nasze maszerujące kolumny ze składów umieszczonych w pobliżu plaż, wysyłając zaopatrzenie drogami, 'które trzeba było naprawiać w miarę posuwania się naprzód.
Tego rodzaju mizerne urządzenia nie mogły służyć nam bez końca, tak że gdzieś na naszej drodze do Niemiec musieliśmy w końcu dojść do jakiegoś punktu, gdzie zostalibyśmy zatrzymam, jeśli nie przez działania nieprzyjaciela, to ze względu na to, że linie zaopatrzenia zostały napięte do granic [Wytrzymałości.
Wzmocniona dywizja w operacji pochłania od 600 do 700 ton zaopatrzenia dziennie. W czasie natarcia na silnie bronione pozycje większość tonażu przypada na amunicję, w marszu zaś na benzynę i smary, określone w języku oficera kwatermistrzostwa skrótem PÓL (petrol, oil and lubricants) 2.
Mając trzydzieści sześć dywizji w akcji staliśmy w obliczu problemu dostarczania dziennie 20 000 ton zapasów z plaż i .portów >do linii frontowi. Ponadto nasze straże przednie posuwały się szybko naprzód, robiąc często do siedemdziesięciu pięciu mil dziennie, tak że służba zaopatrzenia musiała doganiać je z załadowanymi ciężarówkami. Z każdą milą trudności zdwajały się, ponieważ samochód z zaopatrzeniem robił podwójny kurs, do plaży i z powrotem, w celu dostarczenia jeszcze jednego ładunku maszerującym oddziałom. Poza tym trzeba było przewozić dodatkowe tysiące ton dla budowy i naprawy wysuniętych lotnisk. Naprawa mostów i dróg, do czego potrzebny był ciężki sprzęt, wymagała dalszego tonażu.
W czasie gdy byliśmy przygwożdżeni do przyczółka, nie mogliśmy dokładnie przewidzieć reakcji nieprzyjaciela na ewentualne dokonanie przez nas przełamania na prawym skrzydle. Wydawało się, że najbardziej logicznym posunięciem z jego strony byłoby wycofanie wojsk w kierunku Sekwany i obrona przepraw przez rzekę. Gdyby tak postąpił, mógłby niewątpli-
pościg i bitwa o zaopatrzenie^
lWae uporczywie bronić tej przeszkody, zanim nasze posuwające
się naprzód oddziały zdołałyby go oskrzydlić i zmusić do
odwrotu.
Gdybyśmy byli zmuszeni do stoczenia generalnej bitwy na
Sekwanie, nasze linie komunikacyjne byłyby stosunkowo krótkie i moglibyśmy zagadnienia kwatermistrzowskie rozwiązywać stopniowo, stosownie .do szybkości posuwania się naszych oddziałów. Ponieważ jednak nieprzyjaciel, na żądanie Hitlera, postanowił pozostać tam, gdzie się znajdował, i przeprowadzić przeciwnatarcie na skrzydła kolumn maszerujących pod Mor-tain, plany nasze całkowicie się zmieniły.
Z zapałem podchwyciliśmy 'okazję obejścia jego tyłów od południa, próbując doprowadzić do zupełnej likwidacji sił nieprzyjaciela. Gdyby się nam to udało, wówczas odpadłaby konieczność prowadzenia pośrednich walk nad Sekwaną i nad Sommą, a z taką możliwością liczyliśmy się; musielibyśmy jedynie stwierdzić, jak daleko znajduje się linia, którą możemy osiągnąć, dopóki nasze zapasy nie wyczerpią się zupełnie.
Wobec takiego obrotu sprawy, w czasie gdy generał Bradley przerzucał większość swych sił na tyły Niemców, ja musiałem zrewidować cały plan kampanii, by ustalić, jakich większych zmian będzie on wymagał w iwynikiu nowego rozwoju sytuacji. Najbardziej obiecująco zapowiadały się dwie możliwości, a mianowicie szybkie zdobycie Marsylii, daleko na 'południu, oraz Antwerpii w Belgii. Uchwycenie portu w Antwerpii, gdyby nadawał się on do użytku, rozwiązałoby sprawę zaopatrzenia w całej północnej części naszego frontu. Chodziło nie tylko o to, że był to największy port w Europie, ale jego wysunięte położenie w kierunku niemieckiej granicy do tego stopnia zredukowałoby nasze przewozy kolejowe i samochodowe, że zaopatrzenie przestałoby być, w każdym razie na odcinkach północnych, czynnikiem ograniczającym kampanię. Mieliśmy nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli korzystać z portu Marsylii, ponieważ Niemcy poważnie ogołocili rejon ten z dywizji szybkich, a pospieszne zajęcie portu uchroniłoby go przed poważnymi zniszczeniami. Przez ostateczny sukces w tym rejonie prawe skrzydło aliantów uzyska-
396
Krucjata w Europie
łoby najlepsze linie dowozu zaopatrzenia. Szlakiem tym mogłyby w niedługim czasie napływać posiłki ze Stanów Zjednoczonych, a wydajność wspaniałych linii kolejowych biegnących wzdłuż doliny Rodanu była tak wielka, że z chwilą ich uruchomienia nie mielibyśmy trudności natury kwatermistrzowskiej na żadnym odcinku naszego frontu, na południe od rejonu Luksemburga.
Aby móc w pełni wykorzystać te dwie możliwości, konieczne oczywiście było jak najszybsze połączenie się prawego skrzydła naszych armii z 6 Grupą Armii generała Devetrsa, która miała nadciągnąć z południa. Równocześnie musieliśmy rzucić poważne siły na północny wschód. W ten sposób mogliśmy, niezależnie od głównego celu, oczyścić teren, z którego nieustannie .wyrzucano pociski "V-l" i "V-2" na południową Anglię. Głównym celem pozostawało jednak nadal pospieszne zdobycie Antwerpii i opanowanie na wschód od miasta linii ubezpieczającej wykorzystanie tego dużego portu.
Wszystko to zgodne było z początkowymi planami, z tym jednak, że perspektywa szybkiego marszu naprzód 'bez walki otwierała przed nami możliwości wykorzystania w najbliższym czasie portowi położonych dalej na północy i zmniejszała naszą zależność od portów Bretanii. Pozostawała natomiast do rozstrzygnięcia zagadnienie, czy nasz system zaopatrzenia, zagrożony podczas pierwszych siedmiu tygodni bitwy, s/prosta naszym ruchom aż do zakończenia operacji, tzn. do osiągnięcia wspomnianych celów.
Nie ulegało wątpliwości, że wszystkie jednostki będą odczuwały braki w zaopatrzeniu. Naszym zadaniem było uzupełnienie kh w takim stopniu, by uniknąć zatrzymania się oddziałów, dopóki nie osiągną głównego celu, a to z kolei oznaczało, że żadna jednostka nie mogła otrzymać ani jednego funta zaopatrzenia ponad to, co było niezbędne dla wykonania podstawowych zadań.
Gdy działania rozwijają się tak szybko, jak podczas gorących dni drugiej połowy sierpnia i początku września, każdy dowódca od dywizji wzwyż opanowany jest myślą, że gdyby tylko dostał kilka ton dodatkowego zaopatrzenia, ? miejsca
Pościg i bitwa o zaopatrzeń^
397
nógłby ruszyć naprzód i wygrać -wojnę. Jest to duch bojowy, który pomaga wygrywać wojny, toteż należy go zawsze podtrzymywać. Do najcenniejszych cech dobrego dowódcy liniowego należą: inicjatywa, pewność siebie i śmiałość. Gdy pędziliśmy przez Francję i Belgię, każdy dowódca błagał i domagał się pierwszeństwa przed wszystkimi innymi i nie ulegało wątpliwości, że każdy z nich miał przed sobą możliwości szybkiego wykorzystania sytuacji, które w pełni usprawiedliwiały jegc żądania.
Późnym latem 1944 roku widzieliśmy, że Niemcy mają jeszcze u siebie w kraju znaczne odwody. Wszelka myśl o próbie rzucenia naprzód małej armii, przekroczenia Renu i kontynuowania natarcia do serca Niemiec była zupełnie nierealna. Gdyby nawet siły takie były iwi stanie rozpocząć operację dziesięciu lub dwunastu dywizjami a nie ulegało wątpliwości, że większej ilości nie mogliśmy zaopatrywać nawet przez krótki czas - - nacierające kolumny topniałyby, w miarę jak poszczególne jednostki pozostawałyby w tyle dla osłony skrzydeł, i cała operacja zakończyłaby się nieuniknioną klęską. Tego rodzaju próby byłyby tylko na rękę nieprzyjacielowi. Im dokładniej studiowaliśmy sytuację, tym jaśniej .wynikało z niej, że plan, opracowany przez nas po wielotygodniowych i wielomiesięcznych studiach, w dalszym ciągu jest realny, chociaż warunki, w jakich miał być realizowany, niezupełnie odpowiadały przewidywanemu przez nas początkowo przebiegowa operacji. Postanowiłem więc, że ruszymy naprzód na prawym 'skrzydle, tak aby połączyć się z siłami generała De-versa, co - - jak przypuszczaliśmy miało nastąpić w rejonie Dijon; na lewym skrzydle Montgomery pójdzie naprzód tak szybko, jak tylko będzie mógł, alby opanować linię, sitanowiącą wystarczającą osłonę Antwerpii. Bradley dał rozkaz, aby l armia Hodgesa nacierała na wysokości jednostek brytyjskich, mniej więcej w ogólnym kierunku na Akwizgran, aby w ten sposób zapewnić powodzenie naszego lewego skrzydła 3. Spodziewaliśmy się, że uderzenie w 'kierunku północno-wschodnim rozwinie się tak szybko i że klęska Niemców będzie tak poważna, iż uda nam się, nawet zanim dojdzie do nieunik-
398
Krucjata w Europie
nionego 'Zatrzymania naszych jednostek, zdobyć przyczółek po drugiej stronie Renu, który bezpośrednio zagrozi Zagłębiu Ruhry.
Tym właśnie generalnym planem kierowaliśmy się w bitwach, jakie nastąpiły iw najbliższych tygodniach.
Działania na froncie 12 i 21 Grupy Armii rozwijały się pomyślnie, a równocześnie 7 armia generała porucznika Aleksandra M. Patcha osiągała poważne sukcesy na południu Francji 4. Na konferencji sprzymierzonych dowódców w Teheranie, pod koniec 1943 roku, alianci zachodni poinformowali generalissimusa Stalina, iż pomocnicze działanie w południowej Francji stanowiłoby integralną część naszej inwazji poprzez' kanał, mającej na celu ustanowienie drugiego f rontu.^Jednakże na początku 1944 roku alianci zajęci byli kampanią we Włoszech i przygotowywali się do wielkiej operacji "Overlord", tak że w pierwszej połowie 1944 roku generał Wilson, dowodzący wojskami w basenie śródziemnomorskim, nie był w stanie ustalić, jakimi siłami będzie dysponował dla przeprowadzenia operacji "Dragoon"..
Powzięta przeze mnie w styczniu decyzja, że operacja "Over-lord" musi być przeprowadzona na froncie pięciu dywizji, uniemożliwiła rozpoczęcie operacji "Dragoon" równocześnie z lądowaniem na północy, jak to początkowo zaplanowano. Wynikła z tego konieczność przeprowadzenia rozlicznych studiów i obszernej korespondencji między połączonym komitetem szefów sztabów, generałem Wilsonem a moim sztabem, aby ustalić, czy rozsądnie jest upierać się przy tym planie. Od samego początku byłem żarliwym zwolennikiem działania pomocniczego i przez cały czas trwania długiej dyskusji nie wyraziłem zgody na skreślenie go z naszych planów. Stanowisko moje popierał generał Marshall5.
Obecnie mieliśmy już te dyskusje i spory za sobą i zapewniono nas, że w najbliższej przyszłości w południowej Francji powstanie 6 Grupa Armii generała Deversa, złożona co najmniej z dziesięciu amerykańskich i francuskich dywizji, która wyruszy na północ, by połączyć się z nami, a w ślad za nią przybędą dalsze dywizje ze Stanów Zjednoczonych. Nic
bitwa o zaopatrzenie
399
w owym okresie nie mogło nam dać takiej przewagi i pomóc w Definitywnym pokonaniu sił niemieckich, jak to dodatkowe natarcie rozwijające się wzdłuż doliny Rodami.
Ze względu na odległość, jaka dzieliła wojska generała Patcha od mojego sztabu, oraz na skutek braku łączności generał Wilson miał zachować dowództwo nad tymi wojskami do chwili, aż uda mi się stworzyć odpowiedni aparat dowódczy, który miał powstać nie później niż 15 września. Jednakże od samego początku inwazji na południu wszystkie fronty we Francji stały się faktycznie jedną całością, a wszystkie plany, zarówno operacyjne, jak kwatermistrzowskie, opracowywano wychodząc z założenia, że całość będzie stanowiła wkrótce jednolity wielki związek operacyjny. Chcieliśmy doprowadzić do tego jak najszybciej i pod koniec sierpnia, po zakończeniu walk nad Sekwaną, Bradley rozkazał 3 armii Pattona przebić się na wschód, przede wszystkim w celu szybkiego połączenia się z 7 armią i utworzenia ciągłej linii frontu 6.
Pozostałe siły aliantów kontynuowały ofensywę w kierunku północno-wschodnim, stawiając sobie za zadanie wyzwolenie Belgii, -uchwycenie Antwerpii i zagrożenie Zagłębiu Ruhry. Ofensywa ta prowadzona była na szerokim froncie i w skład jej wchodziło wiele przemarszów i bitewi, o których opowie szczegółowa historia wojny. Na przykład amerykański VII i IX korpus nacierały tak szybko, że w pobliżu Mons, miejscowości, która była świadkiem jednej z wielkich bitew pierwszej wojny światowej, chwyciły w pułapkę cały 'korpus niemiecki. Po zażartej walce wzięto do niewoli 25 000 jeńców. W normalnych czasach tego rodzaju wydarzenie uznano by za wielkie zwycięstwo i nadano by mu odpowiedni rozgłos. Ale czasy były niezwykłe i sprawa ta przeszła niemal nie zauważona przez prasę7.
Pod koniec sierpnia stanęliśmy w obliczu szczególnie drażliwego problemu, a mianowicie, co zrobić z Paryżem. Podczas wszystkich wstępnych operacji zadawaliśmy sobie wiele trudu, lby uniknąć bombardowania stolicy. Nawet w trakcie niszczenia francuskich linii komunikacyjnych, robiliśmy to w oko-Lcach Paryża w ten sposób, że atakowaliśmy raczej węzły
400
Krucjata w Europie
kolejowe na peryferiach aniżeli stacje końcowe w mieście. Tej sanie j zasady trzymaliśmy się, aby uniknąć walk w Paryżu, wobec czego zaplanowaliśmy operacje mające na celu okrążenie jego okolic, by w ten sposób zmusić zaiogę do kapitulacji. Nie mogliśmy oczywiście szczegółowo znać warunków, w jakich żyła ludność miasta. W danej chwili chodziło nam o to, by zaoszczędzić każdy gram paliwa i każdą sztukę amunicji potrzebną do operacji, aby móc przesunąć nasze wojska jak najdalej do przodu; miałem nadzieję, że uda mi się opóźnić zdobycie miasta, chyba że otrzymałbym wiadomość, iż wśród mieszkańców panuje głód i rozpacz.
Sprawę przesądziły działania FFI w mieście. Siły te odegrały poważną rolę w całej kampanii. Były one szczególnie aktywne w Bretanii, ale każdy odcinek frontu korzystał z ich pomocy w rozmaity sposób. Bez ich poważnego udziału wyzwolenie Francji i pokonanie nieprzyjaciela w Europie zachodniej pochłonęłoby znacznie więcej czasu i kosztowałoby nas znacznie więcej strat. Toteż gdy FFI rozpoczęło powstanie w mieście, trzeba było pośpieszyć z pomocą. Z otrzymanych informacji wynikało, że walka nie będzie ciężka i że jedna lub dwie dywizje sojusznicze będą mogły wyziwolić miasto.
Generał Bradley postanowił, że zaszczyt wkroczenia do miasta przypadnie francuskiej 2 dywizji generała Le Clerca. Wysłużeni żołnierze tej jednostki rozpoczęli swój szlak bojowy przed trzema laty nad jeziorem Czad, dokonali wręcz niewiarygodnego przemarszu przez Saharę, połączyli się z 8 armią i brali udział w ostatniej fazie kampanii afrykańskiej. Teraz zaś 25 sierpnia 1944 roku dowódca ich przyjmował kapitulację niemieckiego generała dowodzącego załogą paryską. Był to piękny punkt kulminacyjny Odysei, która prowadziła z Afryki środkowej do Berchtesgaden w Niemczech.
Zanim jednak Niemcy zostali zupełnie pobici w Paryżu, a miasto doprowadzone do porządku, trzeba było wprowadzić do boju amerykańską 4 dywizję. Na szczęście walki nie przyczyniły większego uszczerbku stolicy. Z naszego .punktu widzenia najpomyślniejszą okolicznością było to, że mosty na Sekwa-nie pozostały nietknięte.
Pościg i bitwa o zaopatrzenie
OPERACJA ANVIL-DRAGOON
Po połączeniu się 3 i 7 armii
amerykańskiej pod Epinal linia
frontu sojuszników ciqgnęła się.
nieprzerwanie od Szwajcarii
do morza
26 Krucjata w Europie
402
Krucjata w Europie
Natychmiast po zdobyciu Paryża zawiadomiłem generała de Gaulle'a, iż spodziewam się, że wkrótce wkroczy do miasta. Pragnąłem, by jako symbol oporu francuskiego znalazł się iw stolicy przede mną.
W najbliższą sobotę po zdobyciu miasta odwiedziłem sztab generała Bradleya i dowiedziałem się, że generał de Gaulle założył już swoją kwaterę główną w jednym z budynków rządowych w Paryżu. Postanowiłem z miejsca ruszyć do miasta i złożyć mu oficjalną wizytę. Chcąc, aby front aliantów reprezentowany był iw "komplecie", zawiadomiłem o moim zamiarze Montgomery'ego i poprosiłem go, by mi towarzyszył. Nie mógł tego uczynić ze względu na szybko zmieniającą się sytuację na jego froncie, wobec czego ograniczyłem się do zabrania ze sobą mego angielskiego pomocnika, pułkownika Gaulta.
Podczas podróży do Paryża wraz z Bradleyem zboczyliśmy nieco z drogi i przejechaliśmy przez tereny, na których jeszcze toczyły się walki, po czym po cichu i, jak nam się zdawało, w tajemnicy wjechaliśmy do miasta w niedzielę 27 sierpnia przed południem. Natychmiast udaliśmy się z wizytą do de Gaulle'a, którego już otaczała Gwardia Republikańska iw swych wspaniałych mundurach. Odwiedziliśmy generała Gerowa w sztabie amerykańskiego V korpusu i zatrzymaliśmy się, by zobaczyć się z generałem Koenigiem, który z ramienia SHAEF dowodził wszystkimi siłami FFL W czasie gdy jeździliśmy po mieście, rozeszła się wiadomość o naszej obecności i gdy wraz z Bradleyem przechodziłem pod Łukiem Triumfalnym otoczył nas tłum rozentuzjazmowanych ludzi. Wspaniałe powitanie, jakie urządziła nam wyzwolona ludność, było nieco kłopotliwe, wobec czego możliwie szybko wyrwaliśmy się z miasta i powróciliśmy do sztabu Bradleya w okolicy Chartres 8.
Podczas mojej obecności w mieście generał de Gaulle poinformował mnie o pewnych obawach i trudnościach. Prosił o żywność i zaopatrzenie. Kładł szczególny nacisk na wydanie tysięcy mundurów oddziałom FFI, aby w ten sposób odróżnić je od niepewnych elementów, które, korzystając z chwilowego zamieszania, mogłyby użyć sobie na bezbronnej ludności.
-cig i bitwa o zaopatrzenie
403
.j również dodatkowego wyposażenia wojskowego, co po--woliłoby mu zorganizować nowe dywizje.
poważnym problemem, wobec panującej w mieście dezorganizacji' ^y*0 szybkie ustanowienie jego władzy i zachowanie porządku. De Gaulle prosił, aby mu chwilowo wypożyczyć dwie dywizje amerykańskie, które jak twierdził potrzebne mu były do zademonstrowania siły i do umocnienia swej pozycji. Jak błyskawica wróciły wspomnienia sprzed dwóch lat, wspomnienia Afryki i naszych ówczesnych trudności politycznych. W Afryce uznaliśmy istniejący już aparat rządowy i przez cały czas naszego pobytu tam żaden urzędnik francuski nie prosił o wojska sojusznicze dla umocnienia swej pozycji jako miejscowej władzy administracyjnej. Nie był pozbawiony gorzkiej ironii fakt, że tu, .w. sercu wyzwolonej stolicy de Gaulle, który był symbolem walki wyzwoleńczej Francji, musiał prosić o pomoc wojsk sojuszniczych dla stworzenia i umocnienia podobnej pozycji.
Niemniej jednak rozumiałem kłopoty de Gaulle'a. Nie miałem wprawdzie wolnych jednostek, które można było umieścić w Paryżu, obiecałem mu jednak, że dwie z naszych dywizji udających się na front, przejdą przez główne arterie miasta. Zaproponowałem uroczysty przemarsz tych dywizji przez Paryż i poprosiłem de Gaulle'a by przyjął defiladę. Uważałem, że tego rodzaju demonstracja siły i obecność de Gaulle'a na trybunie będzie całkowicie odpowiadała jego zamiarom. Odmówiłem osobistego udziału w defiladzie, ale oświadczyłem, że generał Bradley powróci do miasta i będzie wraz z nim znajdował się na trybunie, symbolizując w ten sposólb jedność sojuszniczą.
Dzięki temu, że przemarsz .wojsk przez Paryż mieścił się doskonale w planach operacji na tym kierunku, po raz pierwszy v historii wojska defilujące w stolicy wielkiego państwa wzięły tego samego dnia udział w decydującej bitwie.
Część prasy brytyjskiej komentowała to "zamiłowaniem Amerykanowi do parad" i w cokolwiek krytyczny sposób zauważyła, że wojska brytyjskie również brały udział w kam-o wyzwolenie Francji i że żaden z aliantów nie powi-
404
Krucjata w Europie
nien próbować przywłaszczać sobie tego zaszczytu. Jednakże w kołach oficjalnych nikt nie podawał w wątpliwość słuszności takiego załatwienia sprawy i nie krytykował naszego kroku. Co więcej, te same gazety, dowiedziawszy się o powodach, jakimi kierowaliśmy się, natychmiast cofnęły swe zarzuty. Raz jeszcze jednak przekonaliśmy się, że w wojnie współczesnej dowódca musi nie tylko załatwiać pewne sprawy, lecz również pamiętać o tym, jaka będzde reakcja opinii publicznej. Oczywiście nie muszę dodawać, że mając pewność, iż późniejsze zwycięstwo pozwoli zapomnieć o chwilowych nieporozumieniach, można nie liczyć się z opinia publiczną.
Podoibny wypadek, dotyczący prasy zarówno brytyjskiej, jaik amerykańskiej, zdarzył się w sierpniu, gdy w gazetach amerykańskich ukazała się wiadomość, że generał Montgomery nie koordynuje już działań wojsk lądowych oraz że zarówno on, jak Bradley są moimi równorzędnymi podwładnymi. SHAEF zdementował tę informację po prostu dlatego, że donosiła ona o zarządzeniach nie będących jeszcze w mocy. Informacje prasowe były absolutnie ścisłe, lecz przedwczesne: tego rodzaju zmianę planowaliśmy już od dawna, ale miała ona wejść w życie dopiero l września9.
Gazety brytyjskie powitały wiadomość z wielkim niezadowoleniem, twierdząc, że za swe sukcesy Montgomery został przeniesiony na niższe stanowisko. Równocześnie prasa amerykańska pochwalała to zarządzenie, dowodziło ono bowiem, że wojska amerykańskie prowadzą działania pod własnym dowództwem na prawdziwie niezależnych zasadach. Natychmiastowe zaprzeczenie wiadomości przez SHAEF wywołało zamieszanie w Ameryce, wobec czego generał Marshall uważał za konieczne wysłać do mnie depeszę domagając się wyjaśnienia w tej sprawie. Musiałem wyczerpująco powtórzyć wszystkie szczegóły naszych przygotowań do przekazania dowództwa. Pozwoliłem soibie również w pewnej mierze dać wyraz swej irytacji, zaznaczając w mej depeszy, że ,,opinii publicznej nie wystarcza sam fakt uzyskania wielkiego zwycięstwa; zdaje się, że sposób, w jaki je osiągnięto, jest dla niej ważniejszy!" Jednakże reakcja w obu krajach była zupełnie normalna. Bez
Pościg i bitwa o zaopatrzenie
405
potężnego patriotyzmu i ducha, wytwarzających tego rodzaju narodowe uczucia dumy, organizowanie i utrzymanie armii, w obliczu nieustannych strat byłoby rzeczą niemożliwą. Incydent ten stał się jeszcze jedną pożyteczną lekcją postępowania w sprawach, które są bardzo ważne dla opinii publicznej.
W czasie wojny nigdy nie można osiągnąć pełnego współdziałania i doskonałej współpracy pomiędzy władzami (wojskowymi a prasą. Dla dowódcy tajemnica jest bronią obronną; dla prasy jest ona przekleństwem. Należy więc znaleźć takie zasady postępowania, które uwzględnią oba punkty widzenia.
Prasa stara się przede wszystkim o dostarczenie publiczności w kraju informacji i to jest słuszne. Jednostki bojowe i wyposażenie niezbędne dla osiągnięcia zwycięstwa powstają dzięki wysiłkowi ludności cywilnej. Cywile mają więc prawo wiedzieć o wojnie wszystko, co nie musi być tajne z punktu widzenia nadrzędnych potrzeb zachowania tajemnicy wojskowej. Dowódca w polu nigdy nie powinien zapominać, że jego obowiązkiem jest współpraca z szefami swego rządu w celu utrzymania morale ludności cywilnej na takim poziomie, aby sprostało ono każdemu zadaniu.
Głównym narzędziem takiej współpracy jest zespół przedstawicieli prasy przebywających na teatrze działań wojennych. Reprezentują oni różne gazety, czasopisma i radiostacje, są między nimi filmowcy i fotoreporterzy. Niektórzy dowódcy nie są zadowoleni z obecności takiego zespołu osób, nie biorących bezpośredniego udziału w walce, dochodzącego zresztą czasami do znacznych rozmiarów; na przykład na europejskim teatrze operacyjnym przebywało w pewnej chwili 943 przedstawicieli prasy.
Gdy zetknąłem się po raz pierwszy z generałami Alexandrem
Montgomery'rn w Afryce, byli oni zdania, że przedstawicielom prasy należy narzucić ścisłe przepisy i ograniczenia, a lista spraw podlegających ocenzurowaniu była długa. Zdawali sobie ^zywiście sprawę, że reporterzy znajdują się na teatrze operacyjnym z upoważnienia rządu, lecz do tego stopnia dbali o zachowanie tajemnicy, że prasę traktowali raczej jako zło obierane, a nie jako cenne ogniwo łączące ich z ojczyzną
Krucjata w Europie
406______________________
i czynnik mogący im być bardzo pomocny w prowadzeniu
kampanii.
Brytyjczycy mieli uzasadnione powody, zwłaszcza na początku wojny, by zachować większą rezerwę i konserwatyzm w stosunku do prasy, aniżeli było to zwyczajem dowództwa amerykańskiego. W piertwiszym okresie wojny, zwłaszcza w 1940 i 1941 roku, gdy Anglia była osamotniona, Brytyjczycy mieli niewiele sposobów stawiania czoła Niemcom, poza oszukiwaniem ich. Uciekali się do wszelkiego rodzaju podstę-póiwi, zakładając nawet fałszywe sztaby i wysyłając nieprawdziwe meldunki, aby wprowadzić Niemców w błąd co do posiadanego potencjału wojennego i, co ważniejsza, co do dyslokacji jednostek. Z konieczności tej powstał nawyk, od którego potem trudno było się wyzwolić.
Uważałem, że właściwym stosunkiem dowódcy do przedstawicieli prasy jest traktowanie ich tak, jak by byli oficerami sztabu, uznawanie ich misji na wojnie i okazywanie pomocy w jej wypełnianiu. Jedynym usprawiedliwionym powodem stosowania cenzury jest zazwyczaj konieczność zachowania w tajemnicy cennej wiadomości, której nieprzyjaciel inną drogą zdobyć nie może. Podczas wojny sam naruszyłem moje zasady wprowadzając tymczasową cenzurę polityczną w Afryce Północnej oraz nie pozwalając na przedwczesne rozgłoszenie przyszłej organizacji dowodzenia w Normandii. Mimo że iwi obydwu wypadkach powody, dla których wprowadziłem cenzurę, wydawały mi się uzasadnione, zawsze żałowałem, gdy okazywało się, że postąpiłem niesłusznie.
Podczas drugiej wojny światowej duży zespół przedstawicieli prasy amerykańskiej i brytyjskiej składał się z ludzi inteligentnych, patriotycznych i energicznych. Dowódca mógł ku obustronnej korzyści darzyć ich zaufaniem, a cieszący się nim zespół dziennikarski sam potrafił najlepiej przywoływać do porządku człowieka, który je pogwałcił lub naruszył kodeks postępowania obowiązujący całą grupę. W czasie kampanii w basenie śródziemnomorskim oraz w Europie stwierdziłem. że korespondenci na ogół doceniali szczerość, bezpośredniość i okazywane im zrozumienie.
.y stosunkach z prasą Amerykanie stale przestrzegali zasady, ze każdemu dziennikarzowi należy ułatwić poruszanie się gdziekolwiek i kiedykolwiek zechce. Co prawda przysparzało nam to dodatkowych kłopotów administracyjnych, ale opłacało się stokrotnie, ponieważ wytworzyło się przekonanie, że nie mamy zamiaru ukrywać jakiegokolwiek błędu czy głupstwa. Gdy tylko fakt taki bywał ujawniony, z miejsca go roztrząsano, nie pozwalając, by przekształcił się w jątrzącą ranę, co niewątpliwie nastąpiłoby przy próbach ukrywania go. Cenzurowanie wiadomości o dyslokacji jednostek, znajdujących się już w akcji, pozbawia dowódcę jednej z najcenniejszych pomocy w kształtowaniu i podtrzymywaniu ducha bojowego swych walczących oddziałów. Żołnierz walczący pragnie uznania; chce wiedzieć, że jego cierpienia i trudności znane są również innym, i że są przypuszczalnie we właściwy sposób oceniane. Nic go tak nie raduje, jak odnalezienie życzliwej wzmianki w prasie o swym batalionie, pułku czy dywizji. Przykrywanie iwiszystkiego płaszczem anonimowości pozlbawia żołnierza tej satysfakcji i wcześniej czy później przekształca się w jawnie wyrażane niezadowolenie. Nie mówiąc już o tym, że każdy nieprzyjaciel, godny tego miana, dowiaduje się szybko, na skutek styczności poprzez linię frontu, jakie jednostki ma przed sobą. Strusia polityka polegająca na twierdzeniu czegoś wręcz przeciwnego denerwuje jedynie prasę i nie przynosi
żadnej korzyści.
Przy metodach stosowanych przez amerykańskie siły zbrojne w Europie, .na akredytowanych przedstawicieli prasy spada wielka odpowiedzialność. Muszą oni przede wszystkim pisać uczciwie i mieć wyczucie perspektywy. Niektórzy dziennikarze rnają skłonność do bronienia i faworyzowania poszczególnej jednostki lub poszczególnego dowódcy. Staje się to poważnym zagadnieniem w armii sojuszniczej, gdy wzajemna niechęć ma również odcień nacjonalistyczny. Oczywiście, niekiedy dochodziło do nieprzyjemnych incydentów, a wina spadała w niektórych wypadkach na prasę, w innych zaś na dowódcę. Gdy się jednak pomyśli, jak iwdele było okazji do jednostronnego informowania i wywoływania nieporozumień między jednost-
408
Krucjata w Europie
karni, rodzajami sił zbrojnych, a nawet całymi narodami, to należy stwierdzić, że prasa na froncie, nie gorzej od innych zespołów, spełniła podstawowe wymogi sojuszniczego współdziałania.
Począwszy od sierpnia przyjazne stosunki pomiędzy prasą a wojskiem twzmocniły się dzięki obecności generała brygady Franka A. Allena Jr. pełniącego obowiązki mojego oficera do spraw informacji. Był on doskonałym dowódcą jednostki pancernej w Afryce Północnej i we Francji, uważałem jednak, że jego umiejętność zachowania tajemnicy wojskowej, przy równoczesnym zapewnieniu dopływu informacji, jakiego (wymagała i potrzebowała opinia publiczna, była cenniejsza dla sprawy prowadzenia wojny. Przenosząc igo do pracy sztabowej traciłem doświadczonego dowódcę, ale równocześnie pozbywałem się iwiielu kłopotów.
Wv7wolenie Paryża w dniu 25 sierpnia zrobiło olbrzymie wrażenie na całym świecie. Nawet ci, którzy dotąd powątpiewali, zaczęli dostrzegać zbliżający się koniec Hitlera. Nieprzyjaciel ponosił w tym czasie olbrzymie straty. Od chwili naszego lądowania trzech niemieckich marszałków i jednego dowódcę armii bądź to usunięto ze stanowisk, 'bądź też stali się oni niezdolni do służby na skutek odniesionych ran. 19 lipca jeden z naszych samolotów ciężko ranił Rommla. "W kilka miesięcy później Rommel, chcąc uniknąć sądu za rzekomy udział w spisku 20 lipca przeciwko Hitlerowi, popełnił samobójstwo. Jednego dowódcę armii, trzech dowódców korpusów i piętnastu dowódców dywizji zabito lufo (wzięto do niewoli. Nieprzyjaciel stracił 400 000 żołnierzy w zabitych, rannych i wziętych do niewoli. Połowę tej liczby stanowili jeńcy wojenni, a 135 000 wzięto do niewoli w ciągu miesiąca po 25 lipca.
Straty materialne Niemców wynosiły 1300 czołgów, 20 000 innych pojazdów, 500 dział pancernych i 1500 dział polowych. Poza tym poważne straty poniosło lotnictwo niemieckie. Zniszczono ponad 3500 samolotów, nie mówiąc już o tym, że szeregi Luftwaffe zostały poważnie przerzedzone jeszcze przed rozpoczęciem inwazji10,
Pościg i bitwa o zaopatrzenie
409
\V szeregach nieprzyjaciela można było stwierdzić zdecydowany upadek ducha bojowego. Jeśli chodzi o jeńców, to był on większy wśród wyższych oficerów, 'którzy, mając wyszkolenie zawodowe, widzieli nieuchronność ostatecznej klęski. Armia jednak w całości nie osiągnęła jeszcze fazy masowego załamania się i nie ulegało wątpliwości, że dywizje niemieckie w odpowiednich warunkach były wciąż jeszcze zdolne do stawiania zaciekłego oporu n.
Po zdobyciu Paryża front nasz przebiegał wzdłuż linii, którą, jak przewidywaliśmy przed dniem "D", powinniśmy byli osiągnąć w trzy lub cztery miesiące po wylądowaniu. Tak więc z punktu widzenia długofalowej oceny sytuacji wyprzedziliśmy plan o dwa tygodnie, natomiast mieliśmy poważne niedociągnięcia w tak ważnej dziedzinie, jaką jest zaopatrzenie. Ponieważ cały niemal teren zajęty został dzięki szybkim ruchom, jakie nastąpiły po l sierpnia, pozostawiliśmy daleko za frontem drogi, linie kolejowe, składy, warsztaty i bazy niezbędne dla podtrzymania stałego ruchu naprzód 12. ,
Gdy armiom niemieckim udało się, mimo Męski i zamętu, wycofać znaczne ilości swych oddziałów za Sekwanę, mieliśmy jeszcze nadzieję, że zanim zdążą się zreorganizować i stworzyć skuteczną obronę, zdołamy stworzyć jakąś inną pułapkę. W rejonie Calais pozostawały wciąż jeszcze części niemieckiej 15 armii, które miały stanowić osłonę wycofujących się oddziałów 5 i 7 armii. Rozważaliśmy możliwości takiego czy innego oporu niemieckiego na naturalnych liniach obrony, jakimi były drogi wodne Belgii. Najlepszym sposobem okrążenia nieprzyjaciela, gdyby usiłował stawiać opór, było niespodziewane przecięcie mu drogi przez oddziały desantowo-po wietrzne.
Gdy tylko klęska Niemców w Normandii stała się sprawą przesądzoną, wojska desantowo-powietrzne otrzymały polecenie przygotowania planu zrzutów w różnych punktach terenu z tym, że właściwe miejsce zostanie obrane wtedy, gdy powstaną najbardziej sprzyjające okoliczności. Planowanie na Papierze tego rodzaju operacji było co prawda pracochłonne, ale nie przedstawiało żadnych trudności. Jednakże gdy przy-
410
Krucjata w Europie
stąpiono do faktycznego przygotowania zaplanowanego zrzutu, stanęliśmy wobec konieczności dokonania wyboru pomiędzy prawie zupełnie równorzędnymi możliwościami. Przygotowania do działania desantowo-powietrznego wymagały wycofania ze służby zaopatrzeniowej samolotów transportowych, a chwilami trudno było orzec, czy nie przynoszą one właściwie więcej korzyści dostarcza jąć zaopatrzenia.
Niestety (Wycofanie samolotów musiałoby nastąpić na wiele dni przed operacją, trzeba je było bowiem odpowiednio przystosować i przeszkolić załogi. Pod koniec sierpnia, gdy nasza sytuacja zaopatrzeniowa stawała się coraz bardziej rozpaczliwa i gdy wszyscy śledziliśmy uważnie rozwój walk szukając nowych możliwości odcięcia znacznych ilości sił nieprzyjacielskich, sprawa użycia lotnictwa transportowego stała się przedmiotem codziennych dyskusji. Nasze samoloty mogły dostarczać przeciętnie, bez względu na pogodę, około 2000 ton dziennie. Mimo że stanowiło to jedynie nieznaczną część naszych dostaw, każda tona była tak cenna, że podjęcie decyzji stawało się trudnym zagadnieniem.
Wydawało mi się, że w rejonie Brukseli nadarzała się doskonała okazja przeprowadzenia ataku desantowoHpowietrznego, i chociaż ze względu na niepewność wyniku istniała różnica zdań co do celowości wycofania samolotów transportowych, postanowiłem zaryzykować. 10 września grupa lotnictwa transportowego została na pewien czas odwołana ze służby zaopatrzeniowej i rozpoczęła intensywne przygotowania do zrzutu spadochroniarzy w rejonie Brukseli1:ł. Wkrótce jednak okazało się, że Niemcy cofają się tek szybko, iż nasza próba musiałaby spełznąć na niczym. Poza walkami straży tylnych nieprzyjaciel w ogóle nie próbował bronić tego rejonu.
Na całym froncie parliśmy naprzód, zawzięcie ścigając uciekającego nieprzyjaciela. W ciągu czterech dni czołowe rzuty brytyjskie przebyły 195 mil; na ich prawym skrzydle Amerykanie posuwali się równie szybko naprzód. Było to jedno z pięknych osiągnięć marszowych naszych jednostek w wielkim pościgu przez Francję. 5 września 3 armia generała Pattona dotarła do Nancy i prź"eH-O'CzyTa~Mozelę między Nancy a Me-
pośdg
bitwa o zaopatrzenie
lżeni. 13 września l armia Hodgesa dotarła do linii Zygfryda wkrótce potem rozpoczęła walkę o Akwizgran. Obrona niemiecka, zepchnięta na granice własnego kraju, stawała się bardziej uporczywa. 4 września wojska MontgoTaki rozwój wypadków zapewniał ostateczne rozwiązanie naszych trudności kwatermistrzowskich, co oznaczało, że w niedługim czasie moglibyśmy rozpocząć na granicy niemieckiej bitwę na tak -wielką skalę i o takim natężeniu, iż nieprzyjaciel nie miałby żadnej szansy stawienia nam czoła. Jednakże zanim mogliśmy się znaleźć w tej szczęśliwe] sytuacji, pozostawało jeszcze wiele do zrobienia, a tymczasem nasze przeciążone l1 nie zaopatrzeniowe nie były dostatecznie prężne. Wojska Patcha i Bradleya musiały się połączyć na południu, należało naprawić linie kolejowe wzdłuż Rodanu, na północy zaś czekały nas jeszcze większe trudności.
Antwerpia jest portem wewnątrzlądotwym, połączonym z morzem wielkim ujściem Skaldy. Obrona niemiecka, osłaniająca te podejścia, była jeszcze nietknięta i przed przystąpieniem do wykorzystania portu musieliśmy pozycje te oczyścić.
Nasze zadanie na północy składało się z trzech części. Należało opanować linię dostatecznie oddaloną w kierunku wschodnim, by osłonić Antwerpię oraz drogi i linie kolejowe prowadzące stąd na front. Trzeba było zlikwidować obronę niemiecką między miastem a morzem. Wreszcie miałem nadzieję, że uda mi się pchnąć czołowe rzuty wojsk możliwie jak najdalej do przodu, aby zdobyć, jeśli to będzie możliwe, przyczółek za Renem i w ten sposób zagrozić Zagłębiu Ruhry oraz ułatwić późniejszą ofensywę.
Najpilniejszą sprawą, którą należało rozstrzygnąć na skrzydle Montgomery'ego, było ustalenie kolejności podejmowania każdego z tych zadań. Przede .wszystkim chodziło o przesunięcie linii frontu tak daleko na wschód, by osłonić Antwerpię, gdyż w innym wypadku port i jego urządzenia nie miałyby dla nas
412
Krucjata w Europie
żadnej wartości. Musieliśmy to zrobić bez najmniejszej zwłoki. Przed załatwieniem tej sprawy nie było mowy o przystąpieniu do innych zadań. Równie jasno przedstawiał się fakt, że dopóki podejścia do portu nie zostaną oczyszczone, dopóty nie będziemy mogli z niego korzystać. Ponieważ Niemcy okopali się głęboko na wyspach Beveland Południowy i Walcheren, czekała nas trudna i wymagająca wiele czasu operacja. Im szybciej dalibyśmy sobie z nią radę, tym lepiej. Przed tym jednak należało zadecydować, czy postąpimy słusznie, jeśli przed rozpoczęciem trudnej pracy nad oczyszczeniem podejść do Antwerpii będziemy w dalszym ciągu parli na wschód, ścigając cofającego się nieprzyjaciela z zamiarem zdobycia ewentualnego przyczółka za Renem, w pobliżu Zagłębia Ruhry.
Wciąż jeszcze analizowaliśmy poszczególne elementy zagadnienia, gdy nagle Montgomery wystąpił z tezą, że jeśli poświęcimy wszystkie nasze możliwości zaopatrzeniowe na korzyść 21 Grupy Armii, to będzie on mógł ruszyć prosto na Berlin i zakończyć wojnę. Jestem przekonany, że w świetle późniejszych wydarzeń marszałek Montgomery musiał przyznać, iż był to pogląd błędny. W danej jednak chwili entuzjazm jego podniecały błyskawiczne postępy poprzedniego tygodnia, a ponieważ sądził, że nieprzyjaciel jest zupełnie zdemoralizowany, pochopnie oświadczył, iż nie potrzeba mu nic więcej jak od-poiwdedniego zaopatrzenia, aby pomaszerować prosto na Berlin14.
W pierwszych dniach września, powracając z wizytacji terenów frontowych, poniosłem małe obrażenie w wyniku wypadku, który nastąpił podczas przymusowego lądowania na plaży. Niespodziewanie zaskoczyła nas burza, nie mogliśmy więc poiwirócić na nasze małe lotnisko w pobliżu sztabu i nie znaleźliśmy żadnego innego lądowiska prócz sąsiedniej plaży. Była to jedna z tych plaż, które Niemcy fortyfikowali w przeddzień dnia ,,D" i w swoim czasie zaminowali. Nie ułatwiło to bynajmniej naszej sytuacji; staraliśmy się jednak odciągnąć samolot możliwie daleko od brzegu, aiby uniknąć zalania silnika przez rosnący przypływ. I wtedy to właśnie poważnie skręciłem nogę. Mój pilot, porucznik Underiwiood. pomógł mi
pościg i bitwa o zaopatrzenie
413
przeprawić się przez plażę, ja zaś tymczasem pilnie rozglądałem się po gładkim piasku rozpościerającym się przed nami, ,by zobaczyć, czy jakieś ślady nie zdradzają pułapki minowej. Doszliśmy w ten sposób do drogi polnej i rozpoczęliśmy długą wędrówkę w kierunku sztabu. Był to ponury spacer w strumieniach deszczu, niewiele jednalc mieliśmy nadziei, by ktoś nas podwiózł, ponieważ droga ta była rzadko używana prze>z naszych "żołnierzy. A jednak po kilku minutach pojawił się za nami "jeep"', do którego zdołało się wtłoczyć ośmiu żołnierzy.
Daliśmy im znak, by się zatrzymali. Żołnierze natychmiast mnie poznali i zeskoczyli z wozu. Widać było, że są zdziwieni obecnością swego dowódcy na tym bezdrożu podczas deszczu, i w dodatku kulejącego. Poprosiłem ich, by podwieźli mnie do sztabu. Byli do tego stopnia troskliwi, że niemal na rękach zanieśli mnie na przednie siedzenie samochodu i posadzili koło kierowcy. Poza mną i kierowcą nie pozwolili nikomu usiąść z przodu ze względu na moją zranioną nogę. Wciąż jeszcze nie mogę zrozumieć, jakim cudem reszta zmieściła się z tyłu i, co więcej, zdołała zabrać mego pilota. W każdym razie dokonali tego.
Musiałem spędzić dwa dni w łóżku, a potem jeszcze przez pewien czas nosić opatrunek z gipsu. Dziennikarze zauważyli, że nie ma mnie w sztabie, i podejrzewali, iż zachorowałem, prawdopodobnie z przepracowania. Gdy tego rodzaju wiadomości ukazały się w prasie, zmuszony byłem opublikować szczegóły mojego wypadku, licząc na to, że moja żona nie przesadzi jego powagi do chwili otrzymania listu z moimi wyjaśnieniami.
Podróżowanie było chwilowo utrudnione, chcąc się jednak upewnić, że Montgomery został dokładnie poinformowany o naszych planach, spotkałem się z nim 10 września w Brukseli 15. W spotkaniu brali również udział marszałek lotnictwa Tedder i generał Gale.
Wyjaśniłem Montgomery'emu całokształt naszej sytuacji kwatermi&trzowskiej i wynikającą stąd konieczność jak najszybszego opanowania Antwerpii. Wskazałem na to, że bez mostów na Renie i znajdujących się pod ręką dużych składów
414
Krucjata w Europie
zaopatrzenia nie mieliśmy możliwości zaopatrywania na terytorium Niemiec takich sił, które zdołałyby przedrzeć się do Berlina. Nieprzyjaciel miał jeszcze znaczne odwody w kraju i wiedziałem, że tego rodzaju uderzenie wąskim klinem w serce Niemiec z góry skazane jest na zagładę. Tak się stać musiało niezależnie od tego, na jakim odcinku frontu podjęlibyśmy to uderzenie, wobec czego nie brałem tej sprawy w ogóle pod uwagę.
Było rzeczą możliwą, a nawet pewną, że gdybyśmy wstrzymali pod koniec sierpnia iwszelki manewr wojsk sojuszniczych na innych odcinkach frontu, Montgomery mógłby stworzyć silny przyczółek zagrażający Zagłębiu Ruhry; podobnie zresztą również pozostałe armie mogłyby pójść szybciej i dalej, gdyby pozwolono im na to, kosztem wygłodzenia innych odcinków. W żadnym jednak punkcie nie osiągnęlibyśmy decydujących sukcesów, a tymczasem na innych odcinkach frontu znaleźlibyśmy się w zagrożonej sytuacji, z której trudno byłoby się wydobyć.
Generał Montgomery znał jedynie sytuację na swym własnym kierunku operacyjnym. Rozumiał, że poparcie jego propozycji oznaczałoby zupełne zatrzymanie wszystkich innych jednostek poza 21 Grupą Armii. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że gdyby, po wyczerpaniu się możliwości zaopatrywania go. został zmuszony do zatrzymania się lub odwrotu, wówczas na całym pozostałym wielkim froncie wytworzyłaby się sytuacja wręcz niemożliwa.
Poinformowałem (go, że jeśli chodzi o północny 'kierunek operacyjny, to moje życzenia sprowadzają się do uruchomienia portu w Antwerpii; życzyłem sobie również opanowania linii osłaniającej ten port. Uważałem poza tym za możliwe uchwycenie, przy pomocy desantu powietrznego, przyczółka po drugiej stronie Renu, w rejonie Arnhem, który oskrzydliłby obronę linii Zygfryda. Operacja mająca na celu uzyskanie takiego przyczółka, zwana operacją ^Market-Garden" stanowiłaby jedynie pewien fragment i oznaczałaby doprowadzenie naszego natarcia w kierunku wschodnim do linii potrzebnej, aby uzyskać chwilowe ubezpieczenie skrzydła. Linię tę stanowił dolny
pościg i bitwa o zaopatrzenie
415
Ren. Gdybyśmy się zatrzymali przed osiągnięciem tej przeszkody, znaleźlibyśmy się w niebezpiecznej sytuacji, zwłaszcza gdyby Montgomery musiał skoncentrować znaczne siły do bitwy o wyspę Walcheren.
Gdyby się to wszystko udało, wówczas po wstrzymalibyśmy się od wszelkich poważniejszych działań na północy, do chwili solidnego zorganizowania i podciągnięcia naszych tyłów. Mogliśmy jednak prowadzić i prowadzilibyśmy mniejsze uderzenia na całym froncie, by ułatwić późniejszą wielką ofensywę. Montgomery bardzo się zapalił do zdobycia przyczółka.
Wobec tego na konferencji, która odbyła się 10 września w Brukseli, marszałek Montgomery otrzymał pozwolenie, aby sprawę oczyszczenia podejść do Antwerpii odłożyć i spróbować zdobyć potrzebny mi przyczółek. Dla ułatwienia tego zadania oddałem pod jego rozkazy l armię desantowo-powietrzną, utworzoną niedawno pod dowództwem generała porucznika amerykańskich sił powietrznych Lewisa H. Breretona. Datę natarcia wyznaczyliśmy prowizorycznie na 17 września, ja zaś obiecałem, że postaram się, aby przez cały czas trwania operacji Montgomery otrzymywał wszelkie zaopatrzenie, jakim tylko dysponujemy. Po zdobyciu przyczółka wanien był natychmiast wszystkie swe siły skierować na zdobycie wyspy Walcheren oraz innych terenów, na których Niemcy bronili podejść do Antwerpii. Montgomery zabrał się energicznie do wykonania zadania 16.
Ze względu na to, że wszystkie nasze sprawy, z wyjątkiem zaopatrzenia, rozwijały się stosunkowo nieźle, połączony komitet szefaw sztaibów postanowił wyłączyć spod mego osobistego dowództwa związki operacyjne lotnictwa (bombowego, znajdujące się w Wielkiej Brytanii. Bombowce strategiczne podporządkowane zostały połączonemu komitetowi szefów sztabów za pośrednictwem specjalnie w tym celu utworzonego połączonego sztabu w Londynie. Osobiście uważałem, że tego rodzaju załatwienie sprawy jest niewygodne i niecelowe, jeśli jednak chodziło o prowadzenie operacji, było ono całkowicie obojętne. W zarządzeniu bowiem znalazł się paragraf, który przyznawał żądaniom wodza naczelnego w Europie pierwszeń-
Krucjata w Europie
pościg i bitwa o zaopatrzenie
417
stwo przed wszelkimi innymi wymaganiami stawianymi bombowcom strategicznym. Mając tego rodzaju zapewnienie i absolutną władzę nie sprzeciwiałem się, mimo iż nowe zarządzenie wydawało mi się bardzo niezręczne 17.
Spaatz zaciekle protestował przeciw temu nowemu systemowi dowodzenia lotnictwem strategicznym, dopóki nie wykazałem mu, że nie sprawia mi to żadnej różnicy. Nawet Harris, który początkowo znany był z tego, że pragnął wygrać wojnę wyłącznie metodą bombardowania, i który, jak głosiła fama, wyśmiewał się z mobilizacji armii i flot, stał się niezwykle dumny z przynależności do "sojuszniczego zespołu". Oto wyjątki z listu, jaki od niego otrzymałem po nadejściu rozkazów, na mocy których wracał z powrotem pod bezpośrednie rozkazy
połączonego komitetu szefów sztabów:
21 września 1944 r.
Mój drogi Ike
Zgodnie z nowymi zarządzeniami ja i moja formacja nie służymy już bezpośrednio pod Pana rozkazami. Korzystam z okazji, by Go zapewnić chociaż jestem przekonany, że będzie Pan to uważał za zbyteczne iż w dalszym ciągu każde żądanie wsparcia wojsk zostanie spełnione, tak jak dotychczas, do ostatecznych granic naszych umiejętności i możliwości...
W imieniu własnym i podległego mi lotnictwa chciałbym Panu przekazać podziękowanie i wyrazy wdzięczności za stałą pomoc, zachętę i wsparcie, które nigdy nie zawodziły ani w chwilach pomyślnych, ani w okresach trudności...
Przekazujemy Panu nie tylko gratulacje i podziękowania, lecz również nasze usługi, kiedykolwiek i gdziekolwiek będą one potrzebne. Mam nadzieję, że w dalszym ciągu będziemy razem kroczyć ku wspólnemu celowi, każdy na swym polu
działania.
Oddany
Bert
Wzdłuż całej linii frontu odczuwaliśmy coraz silniejsze skrępowanie ruchów, wynikające z braku odpowiednich linii komunikacyjnych. Służba zaopatrzenia dokonyiwała bohaterskich wysiłków, by utrzymać nas w ruchu możliwie najdłużej. Przejęła ona główne szosy we Francji i zorganizowała na nich system transportu samochodowego, wykorzystując większość
PLAN l WYKONANIE
OJy wykonanie przeszło oczekiwanij.. linie zaopatri wydłużyły SIQ, nadniiei nie
Przewidywana lima frontu Rzeczywista linia frontu 50 100 ?00
Cherbourg
autostrad dla ruchu jednokierunkowego. Drogi te, na których ciężarówki przebiegały bez przerwy, nazywano "Szosami Czerwonej Kuli". Każdy wóz był przynajmniej przez dwadzieścia godzin na dobę w ruchu. Z wszystkich jednostek ściągano wolnych zapasowych kierowców. Wozy miały prawo zatrzymywać się jedynie dla załadowania lub rozładowania względnie dla zaopatrzenia się w paliwo.
Saperzy kolejowi pracowali dniem i nocą naprawiając uszkodzone mosty i trakty kolejowe oraz doprowadzając tabor kolejowy do stanu używalności. Benzynę i płynne paliwo sprowadzano na kontynent za pomocą rurociągów przechodzących Pod kanałem La Manche, a następnie pompowano je z plaż do głównych punktów rozdzielczych rurociągami ułożonymi na powierzchni ziemi. Saperzy lotnictwa budowali pasy startowe w niezwykłym tempie, a pod względem ducha bojowego i ofiarności cały zespół dorównywał każdej jednostce liniowej.
- Krucjata w Europie
418
Krucjata w Europie
pościg i bitwa o zaopatrzenie
419
Po zakończeniu działań miałem iwiiele okazji omawiania rozmaitych kampanii z dowódcami rosyjskimi. Rozmawiałem na te tematy nie tylko z marszałkami i generałami, lecz również dyskutowałem przez dłuższy czas z generalissimusem Stalinem. Wszyscy oficerowie rosyjscy bez wyjątku stawiali mi uporczywie jedno pytanie: chodziło mianowicie o wyjaśnienie zagadnienia organizacji zaopatrzenia, która pozwoliła nam po wyjściu z małego przyczółka normandzkiego za jednym zamachem zagarnąć całą Francję, Belgię i Luksemburg i dotrzeć do granic Niemiec?] Musiałem opisać im nasz system naprawy i budowy linii kolejowych, system organizacji dowozu samochodami, ewakuację oraz zaopatrywanie drogą powietrzną.
Rosjanie twierdzili, że spośród wszystkich niezwykłych osiągnięć tej wojny, łącznie z ich własnymi, osiągnięcia sojuszniczej służby zaopatrzenia podczas pościgu przez Francję przejdą do historii jako rzecz najbardziej zadziwiająca. Być może, były to jedynie wyrazy uprze j mości, niemniej jednak chciałbym, by mogli je usłyszeć ci .wszyscy żołnierze, którzy tak ciężko pracowali podczas tych gorących tygodni, dbając, by front otrzymał każdy funt amunicji, benzyny, żywności, umundurowania i innego zaopatrzenia.
Mimo jednak niezwykłych wprost wysiłków sprawa ta .pozostawała najtrudniejszym problemem. Cały front domagał się większej ilości benzyny i amunicji. Każdy z naszych czołowych rzutów wojsk mógł docierać dalej, niż docierał, i .w szybszym czasie. Byłem przekonany, i w dalszym ciągu jestem tego zdania, że na kierunku natarcia Pattona mogliśmy zdobyć Metz. Byliśmy jednak w stanie zaopatrywać każdą jednostkę ściśle i wyłącznie w materiały niezbędne do wykonania tylko podstawowego zadania nic ponadto.
11 września, w dwadzieścia siedem dni po wylądowaniu w południowej Francji, połączyliśmy się na naszym prawym skrzydle z nadciągającymi wojskami Patcha J8. Od tej chwili jedyną przeszkodą w dostatnim zaopatrywaniu wszystkich naszych wojsk na południe od Metzu, była naprawa linii kolejowej prowadzącej wzdłuż doliny Rodanu. W wyniku połączenia się z wojskami Patcha poważna ilość Niemców w południowej
OPERACJA MARKET-GARDEN
-----t^ Szlak powietrzny z Anglii
w Lądowanie desantów powietrznych
--=-ą Planowany kierunek uderzenia
"~~ wojsk lądowych
50 100 150mi
łreda
'S Hcrłogenbosch cfcj^j K^mż^ko
M desantowo-powietrr
Tilburg 101 amerykańska dywizja jgj, \.
rt desantowo-powietrzna "^\s. \
''/.
ARNHEM i NYMEGEN"
'/ września 1944 r. HH&g Rejon silnie broniony
przez Niemców 0 10 20
30mij
^
O
EińanoYen
Helmond
Deurne
Kolmar O
,Be1forł
420
Krucjata w Europie
Pościg i bitwa o zaopatrzenie
421
Francji znalazła się w pułapce., Zaczęli składać broń małymi grupkami, z wyjątkiem jednego wypadku, gdy poddała się duża grupa 20 000 Niemców 19.
17 stycznia, zgodnie z planem, skrajne lewe skrzydło rozpoczęło natarcie na Arnhem. Zrzucono trzy dywizje desantowo-poiwiietrzne w ugrupowaniu operacyjnym, które można by nazwać "kolumną dywizji". Najdalej na północy znajdowała się brytyjska l dywizja desantowo-powietrzna, dalej zaś na południe amerykańska 82 i 101 dywizja. Natarcie rozpoczęło się pomyślnie i gdyby nie zła pogoda, niewątpliwie by się udało. Uniemożliwiła ona dostateczne wzmocnienie zgrupowania północnego, co iw rezultacie doprowadziło do zdziesiątkowania brytyjskiej dywizji desantowo-po wietrznej, tak że osiągnęliśmy jedynie częściowo sukces w całej operacji. Nie zdobyliśmy przyczółka, ale nasze północne skrzydło zostało w dostatecznej mierze przesunięte do przodu, by osłonić ibazę w Antwerpii.
Cały teatr działań wojennych z napiętą uwagą śledził rozwój bitwy. Byliśmy niezwykle dumni z naszych jednostek desantowych, lecz zainteresowanie bitwą wywołane było czymś więcej aniżeli dumą. Zdawaliśmy sobie sprawę, że bitwa ta pokaże, czy Niemcom uda się raz jeszcze stawić skuteczny opór, a wynik jej pozwoli nam określić, jak ciężkie walki mamy jeszcze przed sobą. Panowało powszechne przekonanie, że bitwa ta jest próbą generalną rozpoczęcia natychmiastowego uderzenia wi serce Niemiec. Zwiększało to zainteresowanie .walkami, które toczyły się w niezwykle dramatycznych okolicznościach.
Gdy mimo bohaterskich wysiłków dywizje desantowo-po-wietrzne i wspierająca je piechota zostały zatrzymane, mieliśmy już dość dowodów na to, że czekają nas jeszcze zacięte walki. Brytyjska l dywizja desan to wo-tpo wietrzna stoczyła w awangardzie jedną z najśmielszych bitew w całej wojnie; zacięty opór, jaki stawiła, pomógł wydatnie dwóm amerykańskim dywizjom znajdującym się za nią oraz wojskom lądowym 21 Grupy Armii iw zdobyciu i utrzymaniu ważnych terenów. Sama jednak dywizja poniosła ciężkie straty. Zaledwie około 2400 żołnierzy udało się wycofać bezpiecznie za rzekę 2n.
Najważniejszą z kolei sprawą było uniknięcie wszelkich opóźnień w zdobyciu podejść do Antwerpii. Wojska Montgo-mery'ego były w danej chwili fatalnie rozciągnięte. Front jego w nieregularnych występach sięgał dolnego biegu Renu. Musiał on skoncentroiWiać znaczne siły w ujściu Skaldy, a równocześnie obsadzić kilka małych portów wzdłuż wybrzeża. W celu umożliwienia mu koncentracji przed operacją w ujściu Skaldy, posłaliśmy mu dwie amerykańskie dywizje: 7 'pancerną, pod dowództwem generała majora Lindsaya McD. Sylvestra, i 104, którą dowodził generał major Terry Allen, weteran kampanii sycylijskiej i tunezyjskiej.
Amerykańska l armia, niemal od razu po swym wspaniałym marszu od Sekwany do granicy niemieckiej, rozpoczęła operację zakończoną zdobyciem Akwizgranu, jednej z bram prowadzących do Niemiec. Nieprzyjaciel bronił miasta uporczywie i zaciekle, Collins jednak wraz ze swym VII korpusem tak umiejętnie poprowadził natarcie, że 13 października udało niu się okrążyć załogę i wkroczyć do miasta. Nieprzyjaciel musiał bez przerwy cofać się aż do swej ostatniej twierdzy, potężnego budynku w środku miasta. Budynek ten został zdobyty w bardzo prosty sposób, a mianowicie przy pomocy 155 mm pocisków, "Długich Tomków", z których strzelano ogniem (bezpośrednim z odległości 200 jardów i metodycznie rozbijano mury gmachu. 21 października po kilku pociskach, które przeszyły budynek na wylot, dowódca niemiecki poddał się z pełną goryczy uwagą: "Gdy Amerykanie zaczynają posługiwać się stopięćdziesiątka-mipiątkami jak karabinem nie pozostaje nic innego tylko kapitulacja!"21
6 Grupa Armii Deversa objęła dowództwo nad armiami południowego skrzydła przechodząc pod moje rozkazy 15 września. SHAEF miał teraz nieprzerwaną linię frontu od Morza Śródziemnego na południu do odległego o setki mil ujścia Renu na północy.
W skład wojsk Deversa wchodziły: amerykańska 7 armia Pod dowództwem generała porucznika Patcfea oraz francuska l armia, którą dowodził generał de Lattre de Tassigny, a która przedtem znajdowała się pod dowództwem Patcha. Grupa armii
422
Krucjata w Europie
Bradleya składała się z l, 3 i niedawno utworzonej 9 armii pod rozkazami generała Williama H. Simpsona 22. Montgomery w dalszym ciągu dysponował brytyjską 2 armią Dempseya t kanadyjską l armią Crerara. Oddana mu chwilowo sojusznicza armia desantowo-powietrzna podlegała bezpośrednio SHAEF.
W październiku dowiedzieliśmy się, że Leigh-Mallory jest potrzebny na innym teatrze wojennym. Co prawda niechętnie się z nim rozstawałem, jednakże zespół nasz w tym czasie ostatecznie okrzepł i praca zespołowa doszła do takiej perfekcji, że zatwierdziłem przeniesienie. Wkrótce potem Leigh-Mallory ziginął w katastrofie samolotowej, tak więc straciliśmy jedną z nie znających strachu, walecznych postaci drugiej wojny światowej.
Późnym latem SHAEF przeniósł się z Granville, pierwszego miejsca postoju na kontynencie, do Wersalu pod Paryżem. Przy wyborze nowego stanowiska dowodzenia starałem się znaleźć dogodne miejsce na wschód od Paryża, aby w moich podróżach na front uniknąć zatłoczonego rejonu stołecznego. Ze względu jednak ha rozmieszczenie głównych linii łączności i brak innych udogodnień na wschód od Paryża sztab zmuszony był początkowo obrać Wersal jako miejscowość najodpowiedniejszą. Wyznaczyłem wysunięte stanowisko dowodzenia tuż obok Reims, skąd mogłem łatwo osiągnąć każdy odcinek frontu, nawet w takie dni, gdy warunki atmosferyczne uniemożliwiały loty.
W ciągu trzech miesięcy po l września znaczną część mego czasu spędziłem w podróży. Front stale się rozszerzał i odległości stawały się coraz większe, wobec czego każda inspekcja pochłaniała wdele czasu. Niemniej jednak były to cenne podróże i zawsze w pełni wynagradzały zużyty czas i wysiłek. Trzymając się tego zwyczaju mogłem odwiedzać dowódców w ich własnych sztabach, stykać się osobiście z wyłaniającymi się właśnie problemami, a co najważniejsze, nawiązać bezpośredni kontakt z żołnierzami. Dwa miesiące później, gdy zbliżała się zima, kręte drogi prowadzące do mojego małego obozu pod Reims stały sdę nie do przebycia, Pewnego dnia utknąłem
pościg i bitwa o zaopatrzenie
423
na trzy godziny czekając, aż traktor wyciągnie mój samochód i rowu. Zmusiło mnie to do powrotu do kwatery głównej w Wersalu i od tej pory podróże stały się trudniejsze, chyba że warunki atmosferyczne pozwalały na użycie samolotu.
Podczas jednej z moich jesiennych podróży zatrzymałem się na krótko, by porozmawiać z kilkuset żołnierzami jednego z batalionów 29 dywizji piechoty. Staliśmy wszyscy na błotnistym śliskim stoku wzgórza. Zabierając się po kilkuminutowej wizycie do odejścia przewróciłem się jak długi na plecy. Głośny wybuch śmiechu przekonał mnie, że spotkanie należało do najbardziej udanych podczas całej wojny. Nawet ludzie, którzy mi pomagali, tak się śmieli, że ledwie im się udało wyciągnąć mnie z błota.
Przyjaciele doradzali mi niekiedy, bym zaniechał tych wizyt u żołnierzy lub bym je ograniczył. Mieli oczywiście rację twierdząc, że ta ilość żołnierzy, z którymi będę w stanie rozmawiać osobiście, stanowi tylko nikły ułamek procentu w stosunku do ogólnej masy wojska; uważali więc, że wizyty te nie przyniosą żadnego większego pożytku całej armii, mnie zaś porządnie wymęczą. Z tym się jednak nie zgadzałem. Byłem przede wiszystkim przekonany, że dzięki takim rozmowom uzyskuję jasny obraz panujących nastrojów. Rozmawiałem z żołnierzami o wszystkim i o niczym. Najchętniej pytałem o to, czy dana drużyna lub pluton wymyśliły jakiś nowy podstęp, który można by zastosować w walce piechoty. Mówiłem tak długo, aż żołnierze zaczynali mi odpowiadać.
Wiedziałem, że wiadomość o odwiedzeniu kilku chociażby ludzi wi dywizji rozchodzi się natychmiast po całej jednostce, a to, moim zdaniem, zachęcało żołnierzy do rozmawiania z przełożonymi, co, jak sądzę, przyczynia się do zwiększenia wydajności służby. W masie ludzi, noszących podczas wojny karabin, kryje się wiele pomysłowości i inicjatywy. Gdy żołnierze mogą swobodnie i bez obawy rozmawiać ze swoimi oficerami, wynalazczość ich staje się .wspólnym dobrem wszystkich. Co więcej, tego rodzaju zwyczaje wzmacniają wzajemne zaufanie i poczucie koleżeństwa, będące podstawą ducha oddziałów. Armia,
424
Krucjata w Europie
która boi się swoich oficerów, nie dorówna nigdy armii, która wierzy i ufa swym dowódcom.
Istnieje stare powiedzenie: "pustka pola bitwy". Jest ono obrazowe i pełne wyrazu dla każdego, kto widział bitwę. Poza wypadkami działań o charakterze szczególnie skoncentrowanym, jak forsowanie rzeki lub operacja desantowa, na czołowych pozycjach dominuje uczucie samotności. Niewiele tu widać. Z chwilą gdy oddziały rozwijają się do walki, przyjaciel i wróg, a nawet sprzęt bojowy zdają się znikać z oczu. Nietrudno w takich warunkach stracić kontrolę i łączność. Każdy żołnierz czuje się bardzo osamotniony i pada pastwą tak ludzkiego uczucia strachu i przerażenia na myśl, że każdy ruch czy ukazanie się może spowodować natychmiastową śmierć. Wtedy to zaufanie do dowódcy, poczucie koleżeństwa opłacają się stokrotnie.
Moje osobiste starania niewiele tu mogły pomóc. Wiedziałem jednak, że gdy żołnierze uświadomią sobie, iż mogą rozmawiać z "wysoką szarżą", to nie będą się tak bali porucznika, a, być może, przykład, jaki dawałem, zachęci oficerów do porozumiewania się z żołnierzami i do wytworzenia koleżeńskich stosunków. W każdym razie wi cdągu całej wojny trzymałem się tego zwyczaju, a każda rozmowa, czy to z pojedynczym żołnierzem, czy też z grupą żołnierzy, była dla mnie wysoce pożyteczna.
Poza tym wszystkie wizyty dawały okazję do poważnego omawiania zagadnień dotyczących zwłaszcza spraw uzupełnienia sta naw, amunicji, umundurowania, wyposażenia zimowego oraz planów na przyszłość. Oczywiście sztaby wszystkich szczebli nieustannie pracują nad tymi zagadnieniami i wszystkie potrzeby żołnierzy, dzięki funkcjonowaniu odpowiedniego systemu, są automatycznie zaspokajane zgodnie z regulaminami. Nic jednak nie zastąpi bezpośredniego kontaktu między dowódcami, który ma największą wartość wtedy, gdy przełożony sam jeździ do jednostki, a nie siedzi w sztabie w> oczekiwaniu, aż podwładni zgłoszą się do niego ze swymi bolączkami.
Należy stale troskliwie czuwać nad morale walczących oddziałów. Jak długo żołnierze wierzą, że postępuje się z nimi
pościg i bitwa o zaopatrzenie
uczciwie, że dowódcy wykazują dbałość o nich i że osiągnięcia ich znajdują zrozumienie i są oceniane, cierpliwie znoszą kary i wyrzeczenia. Wszelkie podejrzenia, że postąpiono z nimi niesprawiedliwie, wywołują zrozumiały gniew i niechęć, a uczucia te mogą jak ogień ogarnąć całą jednostkę. W swoim czasie w Afryce oddziały frontowe poskarżyły mi się, że nie otrzymują czekolady i tytoniu, chociaż wiedzą, że służba zaopatrzenia ma ich pod dostatkiem. Dowódca jednostki, od którego zażądałem wyjaśnień, odpowiedział, że już kilkakrotnie reklamował w tej sprawie, lecz nic nie wskórał; dowiedział się tylko, że nie ma środków transportu, by artykuły te dostarczyć
na front.
Zatelefonowałem po prostu na tyły i wydałem polecenie, że dopóki wszystkie wysunięte lotniska i jednostki nie otrzymają swego przy działu, nikt w służbie zaopatrzenia nie dostanie ani kawałka czekolady i ani jednego papierosa. W niespodziewanie krótkim czasie nadszedł szczęśliwy meldunek z frontu, że reklamacja została szybko załatwiona.
Jesienią 1944 roku zdarzyła się podobnie nieprzyjemna sprawa. Na froncie najbardziej ibrak było benzyny i papierosów. Z Paryża otrzymaliśmy meldunek, że kwitnie tam handel tymi artykułami na czarnym rynku i że zajmują się tym ludzie ze służby zaopatrzenia. Z miejsca wysłaliśmy grupę inspektorów, która ujawniła wszystkie brudne sprawy. Można było oczywiście przewidzieć, że niektórzy ludzie nie potrafią oprzeć się pokusie fantastycznych cen oferowanych za żywność i papierosy; w tym wypadku jednak okazało się, że cała jednostka stała się zorganizowaną bandą aferzystów i sprzedawała artykuły te pełnymi wagonami i ciężarówkami. Ohyda przestępstwa polegała na grabieniu frontu, a nie na wartości ukradzionych towarów. Byłem wściekły 23.
Zdawałem sobie jednak sprawę, że cała jednostka amerykańska nie mogła nagle zamienić się w zbrodniarzy. Rozumując logicznie, należało przypuszczać, że aferę rozpoczęło paru łotrów, innych zaś wciągnięto stopniowo, niemal nieświado-rnie, a gdy już zaczęli kraść, niełatwo było im się potem wycofać.
426
Krucjata w Europie
Wydałem polecenie, aby organa sądowe zajęły się dochodzeniami i ukaraniem winnych (na szczęście było ich mniej, niż początkowo meldowano), z tym jednak, że żaden wyrok nie powinien był otrzymać ostatecznej sankcji, dopóki nie zostanie mi osobiście przedstawiony. Gdy przedstawiono mi wyroki, wytłumaczyłem, o co mi chodzi. Postanowiłem każdemu ze skazanych umożliwić rehabilitację przez ochotnicze pójście na front. Surowe wyroki, jakie zapadły, zostały już ogłoszone w jednostkach wojskowych, a więc żołnierze na froncie wiedzieli, że winni nie uniknęli kary. Pragnąłem jednak stanowczo dać winowajcom ostatnią szansę rehabilitacji. Większość skwapliwie skorzystała z okazji oczyszczenia swego nazwiska i zasłużyła sobie uczciwie na amnestię. Ten akt łaski nie dotyczył jednak zamieszanych w aferę oficerów.
Na skutek nędznych warunków na froncie zaczęły poważnie wzrastać straty nie związane bezpośrednio z walką. Jedną z głównych ich przyczyn była choroba nóg wynikająca z długotrwałego przebywania w okopach. Leczenie w tym wypadku jest trudne, czasami wręcz niemożliwe, lekarze jednak odkryli, że zapobieżenie chorobie jest sprawą stosunkowo prostą. Skuteczna profilaktyka była jedynie sprawą dyscypliny: upewnienia się, że nikt nie zaniedba przepisanych zabiegów. Polegały one na tym, że przynajmniej raz dziennie należało zdej-mowiać buty i skarpetki i przez pięć minut masować stopy. Dla zapewnienia skuteczności zabieg ten wykonywano zazwyczaj parami. Każdy żołnierz przez pięć minut masował stopy swemu koledze. To wszystko! Od chwili jednak gdy zabieg był ściśle stosowany na wszystkich odcinkach frontu dotkniętych chorobą, straty nasze zmniejszyły się o tysiące ludzi miesięcznie.
Służba zdroiwda działała sprawnie. Podczas drugiej wojny światowej procent śmiertelności wśród rannych w armii amerykańskiej był o połowę mniejszy aniżeli podczas pierwszej -4. Złożyło się na to wiele przyczyn, między innymi penicylina i lekarstwa sulfatiazolowe, szybkie stosowanie plazmy i spraw-ny system ewakuacji rannych, w znacznej mierze przy pomocy samolotów. Zadaniem lekarza jest możliwie szybkie przywró-
pośdg i bitwa o zaopatrzenie
427
cenie rannego do stanu umożliwiającego ponowny udział Dowódców w armii amerykańskiej sam wybierałem. Od rozpoczęcia kampanii afrykańskiej istniało między generałem Mar-shallem a mną stałe porozumienie w tej sprawie. "Nie musi pan powiedział mi Marshall brać lub zatrzymywać jakiegokolwiek dowódcy, do którego nie ma pan pełnego zaufania. Pozostawienie oficera na stanowisku dowódczym na pańskim teatrze działań będzie dla mnie dowodem, że jest pan z niego zadowolony. W grę wchodzi życie wielu ludzi: pragnę, aby nie było żadnych nieporozumień co do pańskiego autorytetu, obowiązku i prawa odrzucenia względnie usunięcia każdego, kto nie zadowala pana w pełni". Reguły tej generał Marshall nigdy nie naruszył, a ja z kolei zaleciłem wszystkim moim podwładnym na wyższych szczeblach stosowanie tej samej zasady. Już na samym początku operacji "Overlord" premier Chur-chill i marszałek Brooke skorzystali z okazji, by mnie powiadomić, że gotoiwd są natychmiast zmienić każdego z moich
428
Krucjata w Europie
głównych brytyjskich podwładnych, z chwilą gdy będę z niego niezadowolony. Jakże wybitnie rozwinęła się współpraca aliantów od czasu operacji "Torch"!
Mieliśmy wspaniałe oddziały i doskonałych dowódców wojsk lądowych i lotniczych. Z każdym dniem ze Stanów Zjednoczonych przybywali nowi ludzie. Jedynym słabym punktem naszej wzrastającej siły były braki w zaopatrywaniu czołowych rzutów wojsk. Wierzyliśmy, że z chwilą gdy usuniemy to niedomaganie, będziemy dość silni, by rozpocząć ostateczne walki w celu zlikwidowania nieprzyjaciela na Zachodzie.
Żołnierzy wojsk sojuszniczych prących pospiesznie przez Europę zachodnią witał wszędzie szalony entuzjazm. We Francji, w Belgii, w Holandii i Luksemburgu, wszędzie powtarzało się to samo. Mieszkańcy byli wygłodzeni i zmizerowani, ale odzyskanie wolności osobistej, prawa do swobodnej rozmowy z sąsiadami i otrzymywania wiadomości ze świata zdawało się odsuwać, przynajmniej chwilowo, głód i nędzę na dalszy plan. Ponad cztery lata ludzie żyli w faktycznej niewoli.
W okresie tym ustał handel z innymi narodami, a przemysł został dostosowany do potrzeb hitlerowców. Przez cały czas nikt nie był wolny od strachu przed uwięzieniem i jeszcze gorszymi represjami. Nawet wiadomości z zewnętrznego świata dochodziły poprzez filtry kontrolowanych przez 'faszystów gazet i radia. Oczywiście pewne wiadomości docierały drogą nielegalną, z amerykańskich i brytyjskich radiostacji, nie można ich jednak było swobodnie kolportować wśród ludności, ci zaś, którzy ich słuchali, narażeni byli w wypadku wykrycia na surowe kary. Wzruszenie witające aliantów było niekiedy tak gorące, że wprawiało w kłopot naszych żołnierzy, lecz nie pozostawiało żadnej wątpliwości, jak wielka była radość ludzi wyzwolonych z hitlerowskiego jarzma.
Wskrzeszone rządy zachodnioeuropejskie całym sercem współpracowały z naczelnym dowództwem aliantów. Każdy kraj, w miarę swych możliwości, udostępniał nam siłę roboczą i okazywał wszelką inną pomoc. Istniały oczywiście elementy> którym zależało na wywołaniu niezgody. Ludzie, którzy od dłuższego czasu walczyli z bronią w ręku w podziemiu i którzy
429
pościg i bitwa o zaopatrzenie
przywykli do osiągania swych sabotażowych celów drogą podstępu i gwałtów, niełatwo przystosowywali się do wymogów społecznego ładu. W niektórych wypadkach pragnęli zachować i powiększyć swą władzę, stać się dominującym i panującym elementem w wyzwolonym kraju. Powodowało to lokalne, niekiedy bardzo kłopotliwe, trudności, wszystko jednak ustępowało przed gorliwością, z jaką ludność dążyła, aby znów rozpocząć pracę w warunkach wolności.
^Trudności przywrócenia równowagi we Francji były wyjątkowo duże, ponieważ zawieszenie broni z 1940 roku podzieliło kraj na dwie części, okupowaną i nie okupowaną, podziemie zaś było nie tylko silne, lecz bardzo agresywne. Jak zwykle jednak chłop francuski przywiązany był do swej ziemi i w dalszym ciągu troskliwie dbał o plony. W miastach zamieszanie r było większe, ponieważ penetracja komunistyczna w związkach zawodowych i na innych odcinkach wywoływała w kraju ostre rozbieżności polityczne, znajdujące swe odzwierciedlenie w różnicy zdań nawet co do dalszego prowadzenia wojny. Na przykład znaczna część dawnego podziemia, czy też jak ich nazywano Maąuis, nie chciała wstąpić do wojska inaczej, niż tworząc oddzielne jednostki. Domagali się oni formowania swych własnych pułków i dywizji z własnymi dowódcami.
Obawiano się, że jeśli żądania te nie zostaną spełnione, wówczas mogliby nawet utrzymać się w poszczególnych częściach kraju jako uzbrojone grupy, gotowe wystąpić przeciw władzy Centralnego Rządu Tymczasowego. Rząd nie mógł w. pełni przyjąć ich planu, gdyż oznaczałoby to utworzenie dwóch armii francuskich, jednej służącej i posłusznej powszechnie uznanemu rządowi, drugiej zaś rządzącej się własnymi prawami. W końcu znaleziono rozwiązanie polegające na tym, że formowano oddziały Maąuis o rozmiarach nie większych
od batalionu.
Rozsądni Francuzi często omawiali ze mną przyczyny narodowej katastrofy z 1940 roku. W innych krajach przeważało zdanie, że klęska wojskowa Francji spowodowana była zbytnią wiarą w skuteczność linii Maginota. Nie spotkałem ani jed-iego Francuza, który zgadzałby się z tym poglądem. Uważali
430
Krucjata w Europie
oni, że fortyfikacje na granicy wschodniej były potrzebne i pożyteczne, gdyż mogły umożliwić armii francuskiej silną koncentrację na północnym skrzydle dla stawienia czoła natarciu niemieckiemu przez Belgię,; Wierzyli, że trudności wojskowe wynikały z wewnętrznej politycznej słabości. Pewtien francuski biznesmen powiedział mi: "Sami zadaliśmy sobie klęskę wewnętrzną. Staraliśmy się przeciwstawić czterodniowy tydzień roboczy niemieckiemu sześcio- względnie siedmiodniowemu tygodniowi".
Na ogół wyzwolone narody wykazywały zaskakującą nieznajomość Ameryki i jej udziału w wojnie. Propaganda hitlerowska do tego stopnia pomniejszała i ośmieszała nasz wysiłek wojenny, że widoczna obecnie potęga armii amerykańskich całkowicie zaskoczyła ludność zachodniej Europy. W rozmaity sposób staraliśmy się przedstawić fakty o sytuacji Ameryki przed przystąpieniem do wojny i nasz wkład w jej prowadzenie. Tak wielka była jednak otchłań ignorancji, że jedynie częściowo udało nam się osiągnąć nasz cel i wciąż jeszcze jesteśmy od tego dalecy.
Wojna nie wyzwoliła Francji z tendencji rozłamowych. Doktryny komunistyczne kwitły w dużych częściach ruchu podziemnego, a z nadejściem wyzwolenia komuniści, którzy byli wprawdzie mniejszością, lecz mniejszością bardzo agresywną, zaczęli osłabiać wolę narodu do odzyskania przez Francję jej dawnej potęgi w Europie zachodniej oraz dobrobytu.
Różnice poglądów na naszym zapleczu nie miały wpływu na pozycję wojskową aliantów; niezależnie od swych powiązań politycznych wyzwolona ludność nam sprzyjała. Istniała jednak niebezpieczna słabość fizyczna naszych linii komunikacyjnych, ciągnących się od brzegów Francji do frontu, zagrażająca naszym przyszłym operacjom zaczepnym. W obszarze wysuniętych rzutów naszych wojsk odżywczy strumień zaopatrzenia stawał się niebezpiecznie wątły.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
WALKI JESIENNE NA GRANICACH NIEMIEC
We wrześniu armie nasze zaczęły napływać nad granice Niemiec, których broniły potężne sztuczne i naturalne przeszkody. Amerykańska 7 armia Deversa i francuska l armia zawróciły na wschód w kierunku Wogezów, stanowiących tradycyjną barierę obronną. Na północy linia Zygfryda, oparta o Ren, tworzyła system obronny, na którego przełamanie mogła liczyć jedynie dobrze zaopatrzona i zdecydowana na
wszystko armia.
Chwilowo wciąż jeszcze byliśmy zależni od portów w Cher-bourgu i Arromanches. Ich ograniczone możliwości oraz niewielka ilość linii komunikacyjnych nie pozwalały gromadzić zapasów w wysuniętych składach. Nawet należyte zaopatrzenie czołowych rzutów, znajdujących się w nieustannych walkach, było utrudnione. Ten stan rzeczy musiał trwać do czasu zdobycia Antwerpii i doprowadzenia Marsylii do stanu pełnej wydajności. 21 września Bradley pisał mi o Antwerpii: "...wszystkie plany na przyszłość niezmiennie sprowadzają się do tego, że opanowanie przez nas portu Antwerpii stanowo, niezbędny warunek, bez którego nie można zmontować żadnej operacji na wschodnim brzegu Renu"l. Bradley stale pamiętał, że sprawa zaopatrzenia była w ostatecznym rozgromieniu Niemiec jednym z najważniejszych czynników.
Z nadejściem złej pogody utrzymanie dróg stało się dodatkową trudnością dla kwatermistrzostwa, ponieważ drogi europejskie, zwłaszcza w Belgii, mają bardzo płytkie podkłady. Dość często zdarzało się, że nawierzchnie głównych autostrad zapadały się pod naszymi ciężko załadowanymi samochodami
432
Krucjata w Europie
i zasypanie powstałego w ten sposób bagna oraz doprowadzenie dróg do jakiej takiej używalności zdawało się wręcz niemożliwe.
Chcąc się w pewnej mierze uniezależnić od dróg, sprowadziliśmy duże ilości taboru kolejowego, aby zastąpić sprzęt zniszczony w toku dotychczasowych działań wojennych 2. Dla usprawnienia transportu saperzy kolejowi wymyślili prosty sposób, którego zastosowanie przyniosło wspaniałe rezultaty. Ciężki sprzęt, taki jak wagony kolejowe, przeznaczony dla teatru operacyjnego, można wyładowywać tylko w specjalnie dostosowanych dokach. Wyładowanie jest utrudnione ze względu na konieczność użycia największych kranów i dźwigów. Nasi saperzy jednak po prostu układali szyny na dnie barek desantowych (LST), po czym linie kolejowe doprowadzano .w punktach wyładowania i załadowania do samego morza, po zainstalowaniu zaś ruchomych połączeń między torami znajdującymi się na lądzie i w barkach wagony najzwyczajniej w świecie wytaczano na ląd.
Podczas tej zwycięskiej bitwy o zaopatrzenie w ciągu miesięcy jesiennych ani na chwilę nie ustawała walka na froncie. Nasze wojska lądowe nie osiągnęły jeszcze swej maksymalnej siły i stale się rozrastały, l sierpnia mieliśmy na kontynencie trzydzieści pięć dywizji, nie licząc czterech amerykańskich i dwóch brytyjskich w Zjednoczonym Królestwie. l października nasze połączone siły na kontynencie, łącznie z 6 Grupą Armii, która nacierała przez południową Francję, wynosiły pięćdziesiąt cztery dywizje, przy czym sześć dodatkowych stacjonowało w Wielkiej Brytanii3. Wszystkie nasze dywizje piechoty miały niskie stany osobowe i pod względem ogólnej siły liczebnej .wojsk lądowych Niemcy wciąż jeszcze poważnie nas przewyższali. Byliśmy rozmieszczeni wzdłuż pię-ciusetmilowej linii ciągnącej się od brzegów Renu na północy po granicę szwajcarską na południu. Jeszcze dalej na południe, na granicy francusko-włoskiej, znajdowały się oddziały, które strzegły naszych linii komunikacyjnych przed niemieckimi zagonami z Włoch.
i jesienne na granicach Niemiec
433
Oznaczało to, że licząc wszystkie rodzaje dywizji piechoty, pancerne i desantowo-powietrzne mogliśmy przeciętnie obsadzić każde dziesięć mil frontu siłami poniżej jednej dywizji.
Biorąc pod uwagę wspomniane tu okoliczności, wiele względów przemawiało za szybkim przejściem do obrony w celu zachowania wszystkich sił na rozbudowanie systemu zaopatrzenia i uniknięcia trudności związanych z kampanią zimową. Nie akceptowałem jednak tej linii postępowania i wszyscy starsi dowódcy zgadzali się ze mną, że korzystniej dla nas będzie kontynuować iwalkę.
Jednym z głównych względów, przemawiających za kontynuowaniem naszej ofensywy do granic wytrzymałości wojsk i systemu zaopatrzenia, była świadomość, że nieprzyjaciel, chcąc wyrównać wielkie straty, jakie poniósł .w lipcu, sierpniu i wrześniu, pospiesznie formował i wyposażał nowe dywizje. W wielu wypadkach musiał oddziały te rzucać na linie frontu po powierzchownym tylko przeszkoleniu. Dlatego też początkowa iwydajność ich w walce była niska i ataki przeciwko nim przysparzały nam mniej strat, niżby to było w późniejszym okresie, po udoskonaleniu przez te nowe jednostki wyszkolenia i struktury obrony.
Zadaniem wywiadu było dokonywanie codziennej wyczerpującej analizy strat nieprzyjaciela na wszystkich odcinkach frontu. Miało to na celu unikanie ataków na tych odcinkach, na których bilans strat kształtował się korzystnie dla nieprzyjaciela. W okresie tym kierowaliśmy się ogólną zasadą, że operacje z wyjątkiem rejonótw, w których znajdowały się jakieś szczególnie ważne obiekty terenowe, jak na przykład zapory wodne na rzece Roer - - tylko wtedy są dla nas korzystne, gdy codzienne obliczenia wskazują, iż straty nieprzyjaciela są dwukrotnie większe niż nasze.
Byliśmy pewni, że kontynuując niesłabnącą ofensywę, zdobędziemy, mimo trudności i wyrzeczeń, dodatkową przewagę nad nieprzyjacielem. Byliśmy Ziwiaszcza przekonani, że tego rodzaju postępowanie skróci czas trwania wojny, a tym samym zaoszczędzi aliantom tysięcy istnień ludzikach.
28 Krucjata w Europie
434
Krucjata w Europie
W konsekwencji końcowe miesiące roku upamiętniły się szeregiem zaciętych walk prowadzonych zazwyczaj w najtrudniejszych warunkach terenowych i atmosferycznych. Wyspa Walcheren, Akwizgran, lasy Hardtu, zapory wodne na rzece Roer, Zagłębie Saary i Wogezy stały się jesienią 1944 roku nazwami bitew, dzięki którym zakończenie wojny w Europie zostało znacznie przyspieszone. Niezależnie od warunków atmosferycznych dodatkową trudność sprawiał brak amunicji i zaopatrzenia. Wytrzymałość, odwaga i pomysłowość żołnierza wojsk sojuszniczych nigdy nie były wystawione na większe próby i nigdy też nie dały równie wspaniałych wyników jak w tym okresie.
Obecność potężnego i sprawnego lotnictwa zwielokrotniała siłę naszych powiększających się wojsk lądowych.
Ruchliwość operacyjna jest jednym z głównych walorów lotnictwa. Dzięki temu dowódca, dysponujący nim, może w krótkich odstępach czasu całą siłą zaatakować cele odległe o setki mil. Bombardowanie z powietrza odbywa się w tak skoncentrowanej formie, że wojska obrony przeżywają, wstrząs, jakiego nie wywoła żadna ilość artylerii.
Lotnictwo ustępowało artylerii pod względem celności, ponadto nie mogło zniszczyć wielkich celów, mogło je tylko uszkodzić. Nie zdarzyło się jeszcze, by okręg przemysłowy został całkowicie sparaliżowany w wyniku pojedynczego nalotu, a nawet parokrotne bombardowanie nie powodowało takich zniszczeń, których nie dałoby się usunąć po częściowych naprawach. Również linie komunikacyjne nigdy nie były całkowicie unieruchomione, chyba w okresach długotrwałej dobrej pogody. Lotnictwo zmniejszało jednak użyteczność każdego celu, który atakowało, i przy idealnych warunkach atmosferycznych oraz dużej koncentracji samolotów mogło doprowadzić ten proces ograniczania użyteczności niemal do doskonałości.
Atak pojedynczego samolotu bojowego to sprawa niepewna, a rezultaty, jakie się osiąga, nie zawsze zgodne są z pierwszymi ocenami. Meldunki o niszczonych przez samolot pojazdach, zwłaszcza pojazdach pancernych, zawsze były zbyt
Walki jesienne na granicach Niemiec
435
optymistyczne. Nie było to winą pilotów. Każdy samolot my-śliwsko-bombowy zaopatrzony był w filmowy aparat fotograficzny, który automatycznie rejestrował rzekome wyniki bombardowania. Po zbadaniu w bazach filmy te stawały się podstawą zaliczenia wyników bombardowania. Stwierdziliśmy jednak, że metoda ta nie pozwala na dokładną ocenę spowodowanego zniszczenia. Ocena taka możliwa była dopiero po zajęciu terytorium przez wojska lądowe.
Siła lotnictwa jest niezastąpiona, gdy trzeba za jednym uderzeniem zrzucić na Określony teren dużą ilość materiałów wybuchowych. Ciężkie bombowce mają wówczas tę zaletę, że nie obciążają frontowych linii komunikacyjnych. Amunicja zużyta przez artylerię musi być wyładowana w głównej bazie, a stamtąd przewieziona na front zatłoczonymi liniami kolejowymi i drogami. Na stanowiska ogniowe trafia dopiero po szeregu manipulacji. Wielkie bombowce stacjonują na głębokim zapleczu; w naszym, wypadku było nim Zjednoczone Królestwo. Bomby, których używały, produkowano bądź to w Anglii, bądź sprowadzano je na statkach transportowych ze Stanów Zjednoczonych. Z fabryk lub portów wysyłano je do właściwych lotnisk, a stamtąd zrzucano bezpośrednio na nieprzyjaciela.
Lotnictwo może być w różny sposób użyte dla przyspieszenia postępów bitwy lądowej. Najczęstszą jego funkcją jest niedopuszczenie do ataków samolotów nieprzyjacielskich na nasze wojska lądowe, udzielenie pomocy taktycznej naszym oddziałom nacierającym przez uderzenie myśliwców szturmowych na obrane cele na froncie oraz ułatwienie zdobycia silnie umocnionych punktów za pomocą ciężkiego bombardowania. Oczywiście tego rodzaju bezpośrednie wsparcie nie zawsze jest możliwe. W Europie największym wrogiem lotnictwa były złe warunki atmosferyczne, a niespodziewany deszcz, mgła lub zachmurzenie niejednokrotnie wprowadzały poważne zamieszanie do planów bitwy. W połowie grudnia zła pogoda uniemożliwiła lotnictwu wykrycie koncentracji nie zaangażowanych w walce sił niemieckich w Ardenach i nie pozwoliła na wykorzystanie go w pierwszym tygodniu bitwy. Ponadto
436
Krucjata w Europie
specyficzny charakter lotnictwa nie pozwala na stałe trzymanie samolotów na froncie; co pewien czas każdy z nich musi powrócić do bazy twi celu zaopatrzenia w paliwo i dokonania przeglądu technicznego. W związku z tym na froncie przebywała jedynie część posiadanych przez nas samolotów. Korzystał z tego nieprzyjaciel, by co pewien czas bombardować nasze czołowe rzuty, mimo że w liczbach bezwzględnych lotnictwo nasze było dużo silniejsze.
Siły powietrzne miały również inne ważne zas.tosawia.nie, jak na przykład ataki na nieprzyjacielskie linie komunikacyjne lub współdziałanie w bitwie lądowej. Każdy dowódca lądowy dąży do całkowitego zniszczenia nieprzyjaciela. W miarę możliwości stara się powtórzyć w wojnie współczesnej klasyczny przykład bitwy pod Kannami. Na początku wielkiej kampanii, rezultat taki jest możliwy do osiągnięcia jedynie w walce przeciwko poszczególnym izolowanym zgrupowaniom nieprzyjaciela. Burzenie mostów, kanałów, linii kolejowych i dróg przez lotnictwo stanowi czynnik prowadzący do izolacji zaatakowanych wojsk nawet wówczas, gdy uszkodzenie komunikacji nie jest zupełne.
Jesienią 1944 roku nasze lotnictwo frontowe łącznie ze współdziałającym lotnictwem bombowym liczyło około 4700 myśliwców, 6000 lekkich, średnich i ciężkich bombowców i 4000 samolotów zwiadowczych, transportowych i innych4.
Podczas gdy pod koniec roku rozbudowa naszych sił zbrojnych rozwijała się pomyślnie, pozostawało nam jeszcze, zgodnie z planem, wiele do zrobienia w dziedzinie operacyjnej. Było rzeczą pożądaną, by na północy, poza zdobyciem dostępu do Antwerpii, posunąć się również w kierunku ujścia Renu, ponieważ z tego właśnie rejonu zamierzaliśmy podjąć najpoważniejsze natarcie mające na celu sforsowanie rzeki. Dalej na południe, na froncie Bradleya, byłoby rzeczą korzystną przeprowadzenie wstępnych operacji, aby ostatecznie zlikwidować wszystkie siły niemieckie znajdujące się na zachód od Renu. W ten sposób nie tylko zmniejszylibyśmy ilość oddziałów potrzebnych do obrony po osiągnięciu rzeki, lecz opanowalibyśmy w Zagłębiu Saary te rejony, z których chcieliśmy po-
jesienne na granicach Niemiec
437
Helmond D O
* J E!ndhoven
UJŚCIE SKALDY
Trzymanie przez Niemców wysp w ujściu Skaldy
uniemożliwiało wykorzystanie portu w Antwcrp
O 10 20 30 40 50 60 70 r,
' i i ____i i
prowadzić silne natarcie równocześnie z natarciem na północy, w chwili gdy bylibyśmy gotowi do otoczenia Zagłębia Ruhry. Podczas walk jesiennych znowu spotkaliśmy się z naszym starym wrogiem - - niepogodą. Czerwcowy sztorm na wybrzeżach należał do najsurowszych, jakie zanotowano w ^ciągu ostatnich czterdziestu lat. Teraz, dla odmiany, powodzie jesienne biły kolejny rekord meteorologiczny na przestrzeni ostatnich dziesiątków lat. l listopada wiele rzek .wystąpiło z brzegów, a warunki atmosferyczne na całym froncie hamowały tempo natarcia. Mimo tych trudności w dalszym ciągu realizowaliśmy nasz ogólny plan budowy wielkich baz i komunikacji prowadzących do granic Niemiec i doprowadzenia wojny jak najbliżej do Senu^ skupia jąć początkowo wysiłek na lewym skrzydle, przygotowaniu się do zniszczenia sił niemieckich na zachód od rzeki wzdłuż całego jej biegu i do ostatecznego uderzenia w serce Niemiec.
438
Krucjata w Europie
Zdobycie dostępów do Antwerpii było trudną operacją. Ujście Skaldy było gęsto zaminowane, a siły niemieckie na wyspach Walcheren i Beveland Południowy panowały nad szlakami wodnymi prowadzącymi do miasta. Niestety, na początku września, w czasie naszego wielkiego uderzenia w kierunku północno-wschodnim, nie udało nam się zdobyć tych rejonów.
Likwidacja tych umocnionych punktów wymagała połączonej operacji morskiej, powietrznej i lądowej. Montgomery polecił generałowi Crerarowi, dowódcy kanadyjskiej l armii, przygotowanie i wykonanie tych planów5. Prace przygotowawcze zostały rozpoczęte 4 września, wkrótce po zdobyciu miasta przez nasze wojska.
Jedyna droga lądowa do pozycji nieprzyjacielskich prowadziła przez wąski przesmyk łączący Beveland Południowy z lądem stałym. Operację opracowano w ten sposób, że natarcie w kierunku zachodnim wzdłuż przesmyku, zsynchronizowano z desantem morskim. Potrzebnych do natarcia sił nie mogliśmy zgromadzić przed końcem października. Gdybym nie próbował przeprowadzić operacji pod Arnhem, prawdopodobnie moglibyśmy rozpocząć natarcie na Walcheren o dwa lub trzy tygodnie wcześniej.
Kanadyjska 2 dywizja otrzymała zadanie uderzenia wzdłuż przesmyku w kierunku zachodnim na Niemców znajdujących się na Bevelandzie Południowym. Żołnierze zmuszeni byli przełamywać silny opór niemiecki walcząc często po pas w wodzie i dopiero po trzech dniach udało im się osiągnąć zachodni kraniec przesmyku. Jednakże 27 października dywizja mocno usadowiła się na wyspie. W nocy z 25 na 26 października na południowym brzegu wyspy wysadzona została brytyjska 52 dywizja. Wtedy obie dywizje uderzyły dośrodkowo dążąc do połączenia się i 30 października cały Beveland Południowy był w naszych rękach.
Załoga broniąca wyspy Walcheren składała się z oddziałów, które .wyrwały się z Bevelandu Południowego oraz z oddziałów niemieckiej 15 armii, stacjonowanej początkowo w rejonie Cdlais.
439
Walki jesienne na
Przeprowadzony przez nas IHsJojaada desant na wyspę Walcheren natrafił na tak silny opór, jak w niewielu innych punktach wybrzeża podczas naszej ofensywy w Europie. Ogień wspierający można było prowadzić jedynie z małych okrętów, lecz te bez wahania podpływały blisko do brzegów wyspy i bez przerwy ściągały na siebie ogień ciężkiej artylerii lądowej, ułatwiając w ten sposób naszym oddziałom lądowanie. Marynarka ponosiła ciężkie straty, lecz odwaga i wytrzymałość załóg przyczyniły się zarówno do powodzenia lądowania, jak do zmniejszenia strat pośród atakujących żołnierzy. Cechą szczególną tej trudnej kampanii był nowy sposób użycia ciężkich bombowców do burzenia odcinków wałów, które chroniły części wyspy położone poniżej poziomu morza od zatopienia. Przez uszkodzone miejsca woda wdzierała się na ważne odcinki obrony, ułatwiając operację, która przez cały czas swego trwania nastręczała nam niezwykłych trudności6. 9 listopada opór niemiecki na wyspie został ostatecznie złamany. Do tego czasu wzięliśmy do niewoli około 10 000 żołnierzy nieprzyjacielskich, łącznie z dowódcą dywdzji. Straty nasze były znaczne. W trakcie wszystkich prowadzonych w tym rejonie operacji wyniosły one, głównie w jednostkach brytyjskich i kanadyjskich, 27 633 ludzi. Co za porównanie ze stratami wynoszącymi niecałe 25 000, jakie ponieśliśmy przy zdobywaniu Sycylii, gdzie zadaliśmy klęskę trzystupięćdziesięcio-
tysięcznej załodze!7
Po zakończeniu operacji przystąpiliśmy do rozminowania ujścia Skaldy. Niemcy, jak zwykle, postawili wielką ilość min i oczyszczanie, mimo niezmordowanej pracy marynarki, trwało
dwa tygodnie.
Pierwsze okręty, które zaczęto wyładowywać w Antwerpii, przybyły 26 listopada. W połowie października Niemcy zaczęli ostrzeliwać miasto pociskami "V-l" i "V-2". "V-l" często nie trafiały w. cel, podobnie jak to było w Londynie, natomiast "V-2" poczyniły poważne szkody w okolicy. Zginęło wielu cywilów i żołnierzy, a łączność i zaopatrzenie często ulegały przerwom, co prawda na ogół tylko na krótki czas. Ludność Antwerpii znosiła te naloty z wielkim spokojem. Jeden
440
Krucjata w Europie
z pocisków "V-2" trafił .w wypełniony teatr, zabijając setki cywilów i żołnierzy.
Chcąc przeszkodzić nam w wykorzystaniu portu Antwerpii nieprzyjaciel posługiwał się również dużą ilością okrętów "E" (mała szybka lodź torpedowa) oraz małymi okrętami podwodnymi. Odpowiedzieliśmy na to energiczną akcją marynarki i lotnictwa. Mimo wszelkich trudności Antwerpia w niedługim czasie stała się ostoją naszego systemu zaopatrzenia na północy.
Podczas gdy na północnym skrzydle trwały te imponujące i pomyślne operacje, reszta frontu bynajmniej nie zaznawała spokoju. Montgomery'emu udało się skoncentrować na froncie 21 Grupy Armii dość sił, by 15 listopada, natychmiast po upadku wyspy Walcheren, rozpocząć natarcie w kierunku wschodnim. Zbliżała się zima i postępy jego natrafiały na trudności terenowe, ale 4 grudnia zakończył oczyszczanie ostatniego niemieckiego worka, jaki pozostał na zachód od Mozy.
Ponieważ front 21 Grupy Armii był bardzo rozciągnięty, nie mogliśmy chwilowo w rejonie tym rozpocząć żadnego wielkiego natarcia. Grupa armii Montgomery'ego dawno już wchłonęła wszystkie wojska Imperium Brytyjskiego, jakie można było sprowadzić ze Zjednoczonego Królestwa, łącznie z armią kanadyjską i dyiwdzją polską. O dalszych posiłkach nie byjo mowy, chyba że ściągnęlibyśmy kilka dodatkowych jednostek z teatru śródziemnomorskiego, cośmy też później zrobili. Sytuacja Amerykanów przedstawiała się zupełnie inaczej. Ze Stanów Zjednoczonych pospiesznie napływały dodatkowe dywizje, które po przybyciu na front umożliwiły przeprowadzenie ważnych zadań i rozszerzenie odcinka amerykańskiego, tam gdzie zachodziła konieczność skupienia sił na skrzydłach.
22 października Bradley wprowadził bezpośrednio na południe od rejonu brytyjskiego amerykańską 9 armię, dowodzoną przez generała Simpsona8. 16 listopada Bradley wznowi* w północnej części swego odcinka natarcie w kierunku Renu. Natarcie prowadziły 9 i l armia. Zostało ono poprzedzone ciężkim bombardowaniem pozycji nieprzyjacielskich i intensywnym ogniem artyleryjskim. W operacji brało udział 1204 amerykańskich i 1188 brytyjskich ciężkich bombowców. Był to

i jesienne na granicach Niemiec
441



kolejny przykład, w jakich rozmiarach posługiwaliśmy się ciężkim lotnictwem bombowym dla skutecznego wsparcia bitwy lądowej 9.
W natarciu uczestniczyło początkowo czternaście dywizji. W krótkim czasie liczba ta wzrosła do siedemnastu. Pomimo to posuwaliśmy się pomału, a walki były zaciekłe. Na prawym skrzydle l armia weszła do lasów Hardtu, który stał się sceną jednej z najbardziej zażartych bitew całej kampanii. Nieprzyjaciel korzystał z przewagi, jaką daje ukształtowanie terenu sprzyjające obronie, podczas gdy nacierający Amerykanie musieli ze względu na gęsty las polegać niemal wyłącznie na broni piechoty. Pogoda była okropna, a niemiecka załoga szczególnie uparta, lecz w końcu wzięła górę wytrzymałość Jankesów. Gdy kiedykolwiek potem starzy żołnierze 4, 9 i 28 dywizji amerykańskiej mówili o trudnych bojach, miernikiem była zawsze bitwa w lasach Hardtu, którą stawiali w skali porównawczej na pierwszym miejscu 10.
Mimo licznych mniejszych bitew o równie krwawym charakterze, w których jednostki całymi dniami przykute były do jednego miejsca, wyłuskując broniące się załogi, na ogół posuwaliśmy się naprzód do chwili osiągnięcia brzegów rzeki Roer, gdzie 9 armia przybyła 3 grudnia.
Na brzegu tej rzeki stanęliśmy w obliczu nowego problemu operacyjnego. W górnym jej biegu, koło miejscowości Schmidt, znajdowały się wielkie zapory wodne. Miały one dla Niemców szczególną wartość obronną, operując bowiem śluzami mogli oni zmieniać poziom wody w niżej położonej części rzeki. Uniemożliwiało to nam natychmiastowe uderzenie poprzez rzekę, ponieważ każdy oddział, któremu udałoby się ją sforsować, mógł zostać odizolowany przez wylew, a potem zlikwidowany przez odwody niemieckie 11.
Próbowaliśmy początkowo zniszczyć tamy z powietrza. Bombardowanie było dokładne i uzyskaliśmy bezpośrednie trafienia, betonowe urządzenia jednak były tak masywne, że wyrządzone szkody okazały się znikome. Nie pozostawało nic innego, jak zdobywać tamy w natarciu lądowym. Ponieważ znajdowały się one w trudnym, górzystym terenie, mogliśmy się spodzie-
442
Krucjata w Europie
wać, że natarcie będzie powolne i okupione dużymi stratami. Gdy atak 28 dyiwizji nie dał dostatecznych wyników, 13 grudnia natarcie rozpoczęła l armia.
Tymczasem 8 listopada, na południe od Lasu Ardeńskiego, ruszyła do natarcia 3 armia. Ogólnym celem działania był rejon Saary. Początkowo postępy były świetne. Na północ od Metzu utworzono przyczółki za Mozelą, a wkrótce po 15 listopada wojska 3 armii przekroczyły granicę niemiecką. Metz został okrążony, odcięty i 22 listopada skapitulował12. Niektóre jednak forty w okolicy uparcie się trzymały i dopiero w połowie grudnia ostatni został zdobyty i oczyszczony.
Na prawym skrzydle 3 armii znaleźliśmy się wkrótce przed najtrudniejszymi odcinkami linii Zygfryda, broniącymi doistępu do trójkąta pomiędzy Mozelą a Renem. W rejonie tym linia Zygfryda składała się z dwóch pasów obronnych. Przedni stanowił niezbyt głęboki ciągły system przeszkód i schronów bojowych. Za nim znajdował się drugi pas, niezwykle silny, składający się z szeregu wspierających się wzajemnie fortów polowych o głębokości ponad dwóch mil. Te pasy obrony opóźniły marsz 3 armii, a ponieważ zlikwidowanie ich wymagało znacznych ilości amunicji dla ciężkiej artylerii, przerwaliśmy ataki do chwili dostarczenia dodatkowego zaopatrzenia. Jeszcze dalej na południu liczne .walki toczyła 6 Grupa Armii Deversa. W ciągu września posunęła się ona na północ przez dolinę Rodami i wyrównała się z 3 armią; na wschód od niej leżał trudny rejon Wogezów. 14 listopada Devers zaatakował tę potężną przeszkodę, próbując przedrzeć się na równiny Alzacji. Gdyby udało się nam zdobyć ten rejon, Devers mógłby skoncentrować swe główne siły na lewym skrzydle i obrońcy Saary musieliby odpierać potężne ataki z dwóch kierunków.
Natarcie na froncie Deversa prowadziła francuska l armia, która w ciągu tygodnia przebiła się przez przełęcz Belfort. Jej czołowe rzuty szybko dotarły do Renu. Zmieniło to sytuację Niemców w Wogezach i zmusiło ich do generalnego odwrotu na froncie. amerykańskiej 7 armii, którą dowodził generał Fatch. Armia ta, atakując równolegle do francuskiej l armii,
443
trudem posuwała się krętymi przełęczami górskimi. Na prawym skrzydle armii Patcha znajdował się VI korpus generała majora Edwarda H. Brooksa, na lewym zaś XV korpus oenerała majora Wadę H. Haislipa, którym uprzednio dowodził Patton. Gdy wskutek sukcesów francuskich rozpoczął się odwrót Niemców, oddziały te błyskawicznie posuwały się naprzód. 21 listopada amerykańska 44 dywizja zdobyła Saare-bourg,~a 22' W5JSKa nasze wdarły się w dolinę Renu. Tego samego dnia francuska 2 dyiwdzja pancerna wkroczyła do leżącego nad Renem Strasbjurga. Nieprzyjaciel, jaik to było w jego zwyczaju, natychmiast rozpoczął przeciwuderzenie. Nasze nacierające jednostki początkowo nieco się cofnęły, lecz 44 dywizja odrzuciła nieprzyjaciela i odzyskała utracone pozycje. Obecnie 79 dywizja dogoniła 44 i obie szybko posunęły się w kierunku Hagenau, dokąd wkroczyły .12 grudnia t3. Podczas gdy natarcie to było w toku, odwiedziłem Deversa, by wspólnie dokonać oceny położenia. Posuwanie się wzdłuż doliny Renu, na skrajnym lewym skrzydle Deversa, nie przedstawiało w danej chwili żadnych korzyści. Poleciłem mu wobec tego zawrócić lewy korpus armii Patcha na północ i doprowadzić go do linii pozwalającej na nawiązanie styczności z prawym skrzydłem armii Pattona na zachodnich stokach Wogezów. Korpus ten miał wesprzeć natarcie 3 armii na Saarę, które wikrótce miało być wznowione.
Na pozostałej części frontu Deversa było oczywiście rzeczą pożądaną podejść jak najszybciej do Renu, po czym idąc na północ dotrzeć do brzegu rzeki na całej jej długości na północ od Saary. Przestrzegałem jednak Deversa, by nie zaczynał swego ruchu w kierunku północnym na wschód od Wogezów, dopóki nie zlikwiduje wszystkich jednostek nieprzyjaciela na
swych tyłach.
Czasami bywa .wskazane omijać załogi nieprzyjacielskie i po prostu je blokować do chwili, gdy izolacja i brak zaopatrzenia zmuszą je do kapitulacji. Tak postępować można jednak tylko wtedy, gdy wojska nieprzyjacielskie znajdują się w całkowitym okrążeniu. Ponadto metoda taka zawsze pociąga za sobą unieruchomienia części własnych wojsk i nie można jej stosować,
444
Krucjata w Europie
gdy kocioł znajduje się iw rejonie potrzebnym do działań zaczepnych lub gdy zagraża własnym komunikacjom. Miałem już dość pozostawiania po drodze oddziałów do pilnowania załóg nieprzyjacielskich na tyłach, wobec tego tłumaczyłem Deversowi, że jeśli jakiekolwiek jednostki niemieckie pozostaną na zachód od rzeki w górnej części doliny Renu na południe od Strasburga, to z pewnością będziemy z nimi mieli kłopoty w przyszłości.
Generał Devers spodziewał się, że francuska l armia, która dokonała tak wspaniałego przełomu przez "przerwę" belforeką i dotarła do Renu, da sobie łatwo radę z resztkami niemieckiej 19 armii, broniącymi się w rejonie Kolmaru. Przedstawiając mi położenie powiedział: "Niemiecka dziewiętnasta przestała istnieć jako siła operacyjna". Był wobec tego zdania, że potrafi wykonać swój rozkaz zlikwidowania Niemców w pobliżu Kolmaru bez pomocy VI korpusu generała Brooksa. Miał wszelkie powody, by przypuszczać, że ocena jego jest usprawiedliwiona, zwłaszcza wobec wielkich klęsk poniesionych przez armię niemiecką. Rozkazał VI korpusowi zawrócić na północ ku równinie na wschód od Wogezów, by uzyskać w ten sposób możność współdziałania w natarciu na Zagłębie Saary z XV korpusem, znajdującym się na zachód od tych gór.
Devers zbyt optymistycznie oceniał możliwości francuskiej l armii, równocześnie zaś nie doceniał prawdopodobnie siły obronnej jednostek niemieckich, gdy postanowią one za wszelką cenę utrzymać jakąś umocnioną pozycję. Armia francuska, osłabiona w .wyniku ostatniej ofensywy, nie potrafiła zlikwidować oporu niemieckiego na swoim odcinku i w ten sposób powstał kocioł kolmarski, obsadzony przez załogę niemiecką, która usadowiła się w łatwym do obrony terenie w pobliżu Kolmaru. Istnienie tego kotła stało się później czynnikiem wybitnie dla nas niekorzystnym 14.
Pod koniec jesieni walki na całym froncie, od Szwajcarii do ujścia Renu, przeistoczyły się w najgorszego rodzaju dłubaninę piechoty. Posuwaliśmy się powoli i z dużymi trudnościami. Zdobyty teren można było mierzyć raczej na jardy niż na mile. Operacje zależały głównie od artylerii i amunicji,
Walki jesienne na granicach Niemiec
445
WYBRZUSZENIE W REJONIE KOLMARU
n n ,m H Amerykanie Francuzi 20 30
a jeśli chodzi o piechotę od wytrzymałości, energii i odwagi. W takich okolicznościach piechota, przede wszystkim zaś plutony strzeleckie, narażona była na poważne straty. Piechota, na którą we wszelkiego rodzaju działaniach wojennych przypada zazwyczaj główna ich część, obecnie ponosiła niemal wszystkie. Nie było to tylko wynikiem działań nieprzyjaciela. Również i inne przyczyny złożyły się na niezwykle wysoki odsetek strat. Wśród piechurów wystawionych na działanie klimatu było znacznie więcej wypadków odmrożeń, choroby nóg i dróg oddechowych aniżeli w innych rodzajach wojsk. Przerzedzone dywizje szybko traciły siły w walce. Wobec braku ludzi, potrzebnych do wykonywania codziennych zadań w natarciu i w manewrowaniu pod osłoną ognia artyleryjskiego, nasza siła uderzeniowa wyraźnie się zmniejszyła.
Niezależnie od sprawy obniżonych stanów mieliśmy również trudności w znalezieniu dostatecznej ilości dywizji do wykony-
446
wania wszystkich pilnych zadań oraz do stworzenia skupienia sił niezbędnego dla osiągnięcia powodzenia w natarciu.
W miarę jak zagadnienie uzupełnienia szeregów piechoty stawało się coraz ostrzejsze, chwytaliśmy się wszelkich sposobów, aby utrzymać siłę jednostek. Wysłaliśmy do Departamentu Wojny szczegółowe meldunki domagając się skoncentrowania na tym zagadnieniu wszystkich wysiłków kraju. Przeanalizowaliśmy naszą własną strukturę organizacyjną, aby w szeregach służby zaopatrzenia i na innych odcinkach znaleźć ludzi, których można by szybko przeszkolić do służby w jednostkach piechoty. Wszędzie, gdzie to było możliwe, zastępowaliśmy żołnierzy jednostek tyłowych ludźmi niezdolnymi do służby liniowej lub kobietami ze służby pomocniczej15. Wydatnej pomocy udzielił nam generał Spaatz. Do wojsk lądowych przeniesiono z jego jednostek dziesięć tysięcy żołnierzy. Generał Marshall, zdając sobie sprawę z sytuacji, wystąpił z propozycją, jak się zdawało, bardzo cenną. Chodziło mianowicie o to, aby piechotę z dywizji przeszkolonych w Stanach Zjednoczonych wysyłać do nas, nie czekając na dodatkowy transport morski potrzebny dla sprowadzenia jej artylerii, samochodów ciężarowych i innego ciężkiego sprzętu. Zarówno on, jak ja mieliśmy nadzieję, że w ten sposób uda nam się wprowadzić na linię frontu nowe pułki i dać im cenne wyszkolenie bojowe, równocześnie luzując dywizje piechoty znajdujące się już na froncie. Głównym celem tego posunięcia było umożliwienie odpoczynku i powrotu do sił zmęczonej i zdekompletowanej piechocie starych dywizji, podczas gdy na froncie zluzowałyby je nowe pułki o pełnym stanie bojowym ir'.
Okazało się potem, że nadzieje nasze niezupełnie się spełniły. Podczas miesięcy zimowych zapotrzebowanie na wojska tak wzrosło, a wydłużone linie frontu były tak rzadko obsadzone, że z chwilą pojawienia się nowych pułków każdy dowódca armii zamiast zluzować zmęczone oddziały świeżymi musiał obsadzać nowymi jednostkami specjalny odcinek i wspierać je taką ilością artylerii z jednostek korpuśnych i armijnych, jaką udało mu się w tym celu wygospodarować.
ri jesienne na granicach Niemiec
448
Krucjata w Europie
Sytuacja była nieznośna i całkowicie mijała się z celem, dla którego nowe pułki zostały pospiesznie ściągnięte na teatr działań wojennych bez swego ciężkiego sprzętu. Niemniej jednak wobec potrzeb frontu nie mieliśmy innego wyjścia i chociaż w miarę możliwości powracaliśmy do początkowego planu luzowania oddziałów, nie zdołaliśmy przeprowadzić go według naszych zamierzeń. W ogólnym wyniku jednak, szybkie przybycie tych jednostek miało poważne i pozytywne znaczenie. Pozwoliło nam mianowicie w okresach szczególnych kryzysów kampanii koncentrować stare jednostki, co w innym wypadku nie byłoby możliwe.
Podczas obu wojen światowych zagadnienie uzupełnienia piechoty było przekleństwem amerykańskich dowódców na froncie. Tylko nieznaczny odsetek siły ludzkiej na teatrze operacyjnym działa w strefie, której tylną granicę wyznacza artyleria dywizji piechoty. Na tę nieznaczną część przypada jednak około 90 procent strat. Co prawda wielu rannych nadaje się w niedługim czasie do pawrotu na front, stwarza to jednak inny, niezwykle ważny problem zwłaszcza jeśli idzie o utrzymanie ducha bojowego.
Uzupełnienia, czy to świeżo przybywające z kraju, czy też niedawno zwolnione ze szpitali, powracają na front zazwyczaj poprzez pułki zapasowe, iwi których przemieszani są starzy żołnierze różnych dywizji oraz ludzie, którzy nie brali jeszcze udziału w bojach. Gdy zachodzi gwałtowna potrze/ba uzupełnień, konieczność skutecznego ich rozmieszczenia wymaga, aby wszystkich ludzi znajdujących się w pułkach zapasowych wysłać tam, gdzie są najbardziej potrzebni. Indywidualne kierowanie żołnierzy zgodnie z ich życzeniem nie jest wówczas możliwe.
Jednakże starzy żołnierze zawsze domagają się powrotu do swych jednostek, niemożność zaś spełnienia ich życzeń wywołuje kryzys w nastrojach. Staraliśmy się w granicach możliwości odsyłać tych żołnierzy do ich własnych jednostek, ale w chwilach nagłej potrzeby musiano zasadę tę łamać. Pod koniec 1944 roku nie mogliśmy brać pod uwagę tego rodzaju
Walki jesienne na granicach Niemiec
449
względów, ponieważ wszystkie wysiłki skierowane były na Wysylanie żołnierzy do najbardziej zagrożonych rejonów.
Utrzymanie ducha -bojowego było dia nas sprawą pienvviszo-rzędnej wagi. Opracowaliśmy pian urlopów, dzięt&i czemu przynajmniej niektórzy żołnierze mieli możność wyjazdu do Paryża lub Londynu. Zorganizowaliśmy również za linią frontu ośrodki dywizyjne, do których kompania lub batalion ze strefy frontowej mogła od czasiu do czasu wycofać się z walk i gdzie żołnierze korzystali z kąpieli, ze snu iw< ciepłym łóżku i z jednego lub dwóch dni odpoczynku. W jednym z największych hoteli Paryża otworzyliśmy kluib sojuszniczy. Przeznaczony wyłącznie dla podoficerów i szeregowców był jedną z najbardziej udanych imprez, przygotowanych dla tych, którzy mieli okazję odwiedzić miasto. W organizowaniu odpoczynku i rozrywek pomagał nam ze strony cywilnej Czerwony Krzyż i specjalnie w tym celu powołana organizacja (USO United Services Organizations)17.
Podczas pierwszej wojny światowej pomocy w organizowaniu odpoczynku i rozrywek dla żołnierzy udzielało szereg organizacji cywilnych. Pracowały one bardzo wydajnie, lecz trudności administracyjne, jakich nastręczało utrzymywanie kontaktu z tak dużą ilością rozmaitych grup, skłoniły Departament Wojny do wystąpienia na początku drugiej wojny światowej ze stanowczym żądaniem, aby pracą tą zajęły się dwie podstawowe instytucje. W dziedzinie odpoczynku był nią Czerwony Krzyż, sprawa zaś rozrywek przypadła USO. Usługi oddane żołnierzom frontowym przez tych pełnych poświęcenia ludzi zasługują na wyrazy największego uznania. LCzerwony Krzyż j zarządzał klubami, kawiarniami i ruchomymi bufetami, wizytował szpitale, pisał listy, udzielał przyjacielskich porad. Najważniejszą jednak zasługą tej instytucji było umożliwienie żołnierzom oddalonym o tysiące mil od Ameryki spędzenia od czasu do czasu godzinki w atmosferze przypominającej dom rodzinny 18.
W podobny sposób USO dawała żołnierzom bardzo przez nich cenioną godzinkę lub dwie rozrywek. Widziałem aktorów i śpiewaków występujących na wysuniętych i narażonych na
29 Krucjata w Europie
450
Krucjata w Europie
ogień pozycjach, niekiedy nawet podczas bombardowania. Na terenach wypoczynkowych, w obozach, w bazach i we wszelkiego rodzaju szpitalach dawali oni żołnierzom chwale zapomnienia, które na wojnie zawsze są błogosławieństwem.
Późną jesienią, w miarę zbliżania się do granic Niemiec, zastanawialiśmy się nad celowością niszczenia przez nasze lotnictwo mostów na Renie, od których zależało istnienie sił niemieckich na zachód od rzeki. Nie ulegało wątpliwości, że gdyby wszystkie mosty zostały zniszczone, to nasze potężne lotnictwo mogłoby do tego stopnia ograniczyć wykorzystanie mostów pontonowych, że nieprzyjaciel musiałby w niedługim czasie się wycofać. Nie liczyliśmy bynajmniej na uratowanie tych mostów dla własnego użytku w późniejszym czasie. Zakładaliśmy, że nieprzyjaciel podejmując decyzję odwrotu z pewnością je zburzy i chyba tylko przypadkowo któryś z nich może ujść zagładzie.
Przyczyny, dla których nie postawiliśmy lotnictwu takiego zadania, opierały się na dwóch przesłankach: kolejności potrzeb i skuteczności. Zniszczenie kilku mostów nie dałoby wiele pożytku. Z ówczesnych meldunków wynikało, że na Renie znajduje się ogółem dwadzieścia sześć wielkich mostów. Jeśli nasza akcja miała chociaż częściowo być skuteczna, należałoby ich zniszczyć około dwudziestu. Nawet przy najlepszych warunkach atmosferycznych zadanie to wymagało długotrwałych i ciężkich bombardowań lotniczych. W Europie jednak o tej porze roku rzadko zdarza się dzień dostatecznie pogodny, aby przeprowadzić dokładne bombardowanie z dużej wysokości, a nieprzyjacielska obrona przeciwlotnicza była jeszcze tak silna i tak skuteczna, że bombardowanie z niedużej wysokości było zbyt kosztowne. Wobec tego pozostawało nam jedynie ślepe bombardowanie przez chmury. Sztab lotnictwa obliczył, że zniszczenie większości mostowi wymagałoby znacznie dłuższego czasu i dużo większej ilości bomb, aniżeli mogliśmy dostarczyć bez szkody dla innych ważnych zadań 19.
Do najpoważniejszych z nich należało uszczuplenie niemieckich zapasów paliwa płynnego. Nieprzyjaciel zaczynał właśnie odczuwać poważne trudności na tym ważnym odcinku zaopa-
1 armia kanadyjska
'"ł >O r-.A HOLANDIA r' -- <.~-j /
V J
Akwizgran
* 1 armia merykańska
Malmćdyo SłavelołO
Luksemburg '
KONTROFENSYWA NIEMIECKA W ARDENACH
Koncentracja do natarcia Pas obrony ._______, Linia Zygfryda
0 10 20 30 40 50 mil
1 . . * l Ł
452
Krucjata w Europie
trzenia. Ciężkie bombowce miały rozkaz atakowania wszelkich źródeł benzyny, rafinerii i sieci zaopatrzenia w ceki zmniejszenia ich wydajności. Taktyka ta poważnie wpływała nie tylko na ogólny potencjał wojenny Niemiec, lecz bezpośrednio na położenie na froncie. Każdy dowódca niemiecki musiał uwzględniać w swych planach możliwości otrzymania paliwa, toteż mnożące się w wyniku naszych bombardowań kłopoty nieprzyjaciela stanowiły dodatkowy atut w naszym ręku20.
Ta kampania lotnicza przeciw zapasom benzyny podkreślała wielką przewagę, jaką mieliśmy nad nieprzyjacielem podczas wszystkich operacji w basenie śródziemnomorskim i w Europie, a mianowicie względną swobodę ruchu. Cechą charakterystyczną armii amerykańskiej zawsze ibyła ruchliwość osiągana przez stosowanie odpowiedniej organizacji i wyposażenie wojsk. Przed pojawieniem się samochodu armia nasza miała stosunkowo silniejszą kawalerię aniżeli inne współczesne jej armie. Z pojawieniem się silnika armia amerykańska z zapałem wykorzystała ten środek w celu zwiększenia swej zdolności ruchu. Metody masowej produkcji, stosowane przez przemysł amerykański, uwielokrotniały naszą przewagę w tej dziedzinie. Nie ulegało wątpliwości, że żaden inny kraj na świecie nie potrafiłby zaopatrzyć, remontować i utrzymać tak olbrzymiego parku transportu motorowego, jakim posługiwały się w drugiej wojnie światowej amerykańskie siły zbrojne 21.
Pod koniec listopada i na początku grudnia ciężka sytuacja naszych wojsk, zwłaszcza na odcinku Bradleya, była przedmiotem stałych kłopotów. W celu kontynuowania dwóch natarć, którym podówczas przypisywaliśmy wagę, musieliśmy skoncentrować nasze siły w pobliżu zapór wodnych na rzece Roer na północy i na granicy Saary na południu. Osłabiało to siły obrony w rejonie Ardenów. Przez pewien czas mieliśmy na froncie długości około siedemdziesięciu pięciu mil pomiędzy Trę wirem a Monschau tylko torzy dywizje i nigdy nie udało nam się obsadzić tego rejonu silniej aniżeli czterema 22. Sztab mój starał się możliwie najdokładniej zająć się tą sytuacją, ja zaś osobiście omawiałem ją kilkakrotnie zł Bradleyem. Doszliśmy do wniosku, że sytuacja w Ardenach jest bardzo
Walki jesienne na granicach Niemiec
453
krytyczna, uważaliśmy jednak, że byłoby błędem przerwanie ataków na całym froncie jedynie po to, aby ubezpieczyć się do chwali, gdy przybywające ze Stanów Zjednoczonych posiłki pozwolą nam na osiągnięcie szczytowego punktu siły.
Omawiając to zagadnienie Bradley podkreślał szczególnie te czynniki na swym froncie, które, jego zdaniem, sprzyjały kontynuowaniu działań zaczepnych. Zgadzałem się w pełni z jego punktem widzenia. Po pierwsze, wskazywał na to, że. jeśli chodziło o straty, to znajdowaliśmy się w bez porównania lepszej sytuacji niż Niemcy. Straty dzienne nieprzyjaciela były przeciętnie dwukrotnie wyższe od naszych. Po drugie, uważał, że jedynym miejscem, w którym nieprzyjaciel mógł rozpocząć poważne przeciwuderzenia, był rejon Ardenów. Dwa punkty, w których skoncentrowaliśmy wojska 12 Grupy Armii do działań zaczepnych, leżały bezpośrednio na obu skrzydłach tego rejonu. Jeden, którym dowodził Hodges, znajdował się tuż na północy, drugi Pattona na południu. Bradley był wobec tego zdania, że na skrzydłach mieliśmy jak najlepsze warunki koncentracji przeciwko wszelkim podejmowanym przez Niemców atakom w rejonie Ardenów. Uważał również, że w razie gdyby nieprzyjaciel zechciał nas zaskoczyć vv tym rejonie i dotrzeć do linii Mozy, miałby duże trudności z zaopatrzeniem. Kłopoty te zaczęłyby się już wkrótce, zwłaszcza w okresach wzmożonych działań naszych sił powietrznych, chyba że udałoby mu się zdobyć nasze wielkie składy. Bradley nakreślił na mapie linię, którą czołowe rzuty niemieckie prawdopodobnie zdołają osiągnąć. Ocena jego okazała się później niezwykle trafna, a pomyłki nie przekraczały w żadnym miejscu pięciu mil. Na terenach, które, jego zdaniem mogły zostać zajęte przez nieprzyjaciela, umieściliśmy bardzo niewiele magazynów zaopatrzeniowych. Duże składy mieliśmy w Liege i w Yerdun, ale Bradley był przekonany, że nieprzyjaciel nie może dotrzeć do tych miejscowości. Był on również pewny, że zdołamy uniemożliwić nieprzy-i przekroczenie Mozy i dotarcie do naszych wielkich znajdujących się na zachód od rzeki, i że wskutek
454
Krucjata w Europie
tego każdy taki atak na nie musiałby być skazany na niepowodzenie.
Ogólne wnioski nasze sprowadzały się do tego, że w czasie gdy Niemcy doskonalą swą obronę i szkolą swe wojska, nie możemy pozwolić sobie na (bezczynność tylko dlatego, iż, naszym zdaniem, nieprzyjaciel przed ostateczną klęską spróbuje przeprowadzić przeciwnatarcie na dużą skalę. Końcowa uwaga Bradleya była następująca: "Próbowaliśmy wziąć tych Niemców do niewoli, zanim uda im się wydostać na linię Zygfryda. Jeśli wyjdą spoza tej linii, aby znowu bić się z nami na otwartym polu, tym lepiej dla nas".
Zarówno Bradley, jak ja byliśmy przekonani, że nic nie kosztowałoby nas drożej, jak dopuszczenie do stagnacji na froncie i przejście na zimowe pozycje obronne w oczekiwaniu dodatkowych uzupełnień z kraju.
Odpowiedzialność za utrzymanie na froncie ardeńskim tylko czterech dywizji i zaryzykowanie poważnej penetracji niemieckiej w tym rejonie spoczywa na mnie. Od l listopada w każdej chwali mogłem przejść do obrony na całym froncie i całkowicie zabezpieczyć nasze pozycje przed atakami, w czasie gdy czekaliśmy na posiłki. Powziąłem jednak decyzję kontynuowania natarcia do granic naszych możliwości i ta właśnie decyzja pozwoliła Niemcom odnieść niezwykłe sukcesy w pierwszym tygodniu ich grudniowego przeciwnatarcia.
Na początku grudnia generał Patton z 3 armią przygotowywał się do wznowienia natarcia na Saarę. Miało się ono rozpocząć 19 grudnia. Patton bardzo liczył na decydujący wynik, ponieważ jednak Bradley i ja stanowczo chcieliśmy uniknąć długiego, krwawego i trudnego natarcia, postanowiliśmy, że jeśli działanie 3 armii nie przyniesie w ciągu tygodnia olbrzymich sukcesów, trzeba je będzie przerwać. Wiedzieliśmy oczywiście, że w razie powodzenia nieprzyjaciel będzie musiał ściągnąć wojska z innych odcinków, a tym samym sukces Pattona zwiększy nasze bezpieczeństwo .w. innych miejscach. Z drugiej strony, jeśli poważna ilość dywizji, uwikłanych
w ciężkie walki, będzie się posuwała naprzód powolnie, to nie tylko niewiele osiągniemy, ade nie będziemy również w stanie szybko zareagować na jakimkolwiek innym odcinku frontu2S. Tymczasem uderzenie l armii na zapory wodne na rzece Roer rozpoczęło się zgodnie z planem 13 grudnia; udział w tym działaniu brało jednak stosunkowo niewiele dywizji. Na początku miesiąca trwająca przez cały czas zła pogoda jeszczte się pogorszyła. Mgła i chmury uniemożliwiały przeprowadzenie zwiadu lotniczego, w górach zaś spadł śnieg i robiło się coraz
zimniej24.
Niemiecka 6 armia pancerna, która pojawiła się przed nami, była najsilniejszym i najlepszym odwodem szybkim, jakim rozporządzał jeszcze nieprzyjaciel. Po przybyciu na nasz front została początkoiwio rozmieszczona naprzeciw lewego skrzydła 12 Grupy Armii, najwidoczniej, aby przeciwdziałać wszelkim próbom sforsowania rzeki Roer. Gdy na początku grudnia musieliśmy przerwać ataki amerykańskie na tym froncie, utraciliśmy wszelki ślad 6 armii pancernej i w żaden sposób nie mogliśmy odnaleźć miejsca jej pobytu. W tym samym czasie niektóre meldunki wywiadu wykazywały coraz większy niepokój w ziwdązku z naszą słabością w Ardenach, gdzie, jak nam było wiadomo, nieprzyjaciel powiększał ilość swoich dywizji piechoty. Ten odcinek frontu służył mu dawniej, podobnie jak nam, jako rejon odpoczynkowy dla zmęczonych dywizji25. Jednakże tego rodzaju meldunki zawsze nadchodzą z jakiegoś odcinka frontu. Dowódca, który bierze pod uwagę tylko pesymistyczne przewidywania (wywiadu, nigdy nie wygra bitwy. Będzie stale siedział na miejscu, pełen strachu oczekując zapowiedzianej katastrofy. Dowiedziałem się później, że w danym wypadku człowiek, który przewidział natarcie niemieckie, oceniał w czasie jego kryzysu, iż nieprzyjaciel dysponuje odwodem w sile sześciu lub siedmiu świeżych, nie używanych dotąd dywizji, które w każdej chwili mógł rzucić do walki.
W każdym razie walki jesienne toczyły się według schematu, który osobiście nakreśliłem. W dalszym ciągu prowadziliśmy
456
Krucjata w Europie
działania zaczepne, osłabiając nasze pozycje tam, gdzie było to potrzebne, aby w ten sposób uzyskać siły do tych natarć. Plan ten umożliwił Niemcom zaatakowanie słabego odcinka naszego frontu. Jeśli szansa dana nieprzyjacielowi zostanie uznana przez historyków za godną potępienia odpowiedzialność powinna spaść tylko na mnie.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
OSTATNIA STAWKA HITLERA
16 grudnia 1944 roku generał Bradley przybył do mojego sztabu, by omówić sposoby usunięcia ostrych niedoborów w stanach jednostek piechoty. W chwili gdy wchodził do mego gabinetu, zjawił się oficer sztabu meldując, że w rejonie Ardenów, w pasie VIII korpusu generała Middletona i na prawym skrzydle V korpusu generała Gerowa nieprzyjaciel dokonał w paru punktach płytkiego przełamania. Oficer zaznaczył punkty te na mojej mapie, po czym Bradley i ja zaczęliśmy się zastanawiać nad znaczeniem tych działań nieprzyjaciela *.
Od razu nabrałem przeświadczenia, że nie jest to atak lokalny. Próba przeprowadzenia działań zaczepnych na niewielką skalę w Ardenach byłaby z punktu widzenia nieprzyjaciela pozbawioną logiki, chyba że miałaby na celu odwrócenie naszej uwagi od większych działań podejmowanych równocześnie w innym miejscu. Tego rodzaju możliwość .wykluczaliśmy. Na innych odcinkach frontu bądź byliśmy tak mocni, że Niemcy nie mogli liczyć na sukces, bądź też nie było tam celów operacyjnych, o które warto było się pokusić. Wiedzieliśmy ponadto, że od szeregu dni siła wojsk niemieckich w rejonie Ardenów stopniowo wzrastała. Był to ten sam rejon, w którym Niemcy przeprowadzili w 1940 roku swe wielkie natarcie, kiedy to wyrzucili wojska brytyjskie z kontynentu, a Francji uniemożliwili dalszy udział w wojnie. Prowadził je wówczas ten sam dowódca, którego mieliśmy obecnie przed sbą, a mianowicie von Runstedt. Być może, spodziewał się, ^ż uda mu się ponownie osiągnąć sukces podobnie jak przed
Krucjata w Europie
czterema laty. Zawsze byliśmy zdania, że zanim Niemcy pogodzą się ze swą ostateczną klęską, spróbują przeprowadzić jakąś desperacką kontrofensywę. Bradley i ja uważaliśmy za prawdopodobne, że rozpoczęli ją właśnie teraz.
Na północ od zagrożonego rejonu l armia generała Hodgesa dotychczas nacierała na zapory wodne na rzece Roer tylko czterami dywizjami. Na południe od frontu ardeńskiego generał Patton wciąż jeszcze koncentrował siły i przygotowywał się do ponownego uderzenia na Zagłębie Saary, które miało się rozpocząć 19 grudnia.
Obaj z Bradleyem byliśmy do tego stopnia przeświadczeni, że jest to początek większego natarcia na środek 12 Grupy Armii, iż zgodziliśmy się na przesunięcie części sił z obu skrzydeł iwi kierunku odcinka ardeńskiego. Było to jedynie wstępne pociągnięcie raczej środek ostrożności w celu wsparcia siedemdziesięciopięciomilowego pasa obrony VIII korpusu na wypadek, gdyby nasza ocena zamiarów nieprzyjacielskich okazała się słuszna.
Wezwaliśmy do sali konferencyjnej szereg oficerów z SHAEF, między innymi marszałka lotnictwa Teddera oraz generałów Smitha, Harolda R. Bulla i Stronga. Z map operacyjnych wynikało, że na każdym skrzydle w Ardenach stały za frontem główne siły jednej amerykańskiej dywizji pancernej, które można było szybko przerzucić. Na północy znajdowała się 7 dywizja pancerna dowodzona przez generała majora Roberta W. Hasbroucka, na południu zaś, w armii Pat-tona 10 dywizja pancerna pod dowództwem generała majora Williama H. Morrisa, Jr.
Ustaliliśmy, że obie dywizje powinny natychmiast ruszyć w kierunku zagrożonego rejonu z tym, że dokładne cele wskaże im później Bradley. Oznaczało to opóźnienie przygotowań do natarcia na Zagłębie Saary i wiedzieliśmy, że generał Patton będzie przeciwko temu protestował. Upodobał on sobie to nowe natarcie i uważał, że przyniesie ono duże korzyści. Bradleyoiwd i mnie wydawało się jednak, iż obecnie wytwarzała się sytuacja, która usprawiedliwiała koncentrację naszych wojsk na skrzydłach słabego frontu w Ardenach. Zawsze uważaliśmy, iż
KONTROFENSYWA NIEMIECKA
W ARDENACH 1Ć grudnia 1944 r. Linia (rontu 1 armii Hodgesa
10 20 30 40 mil
to ryzykowne posunięcie było słuszne, pon ewaz : w raz* potrzeby mogliśmy szybko reagować. I obecnie chwalą ta -L zŁ - nadeszła. Niezależnie od tych wstępnych Bradley zaalarmował wszystkich dowódców ^armii w swoiei grupie aby byli gotowi do .wprowadzenia dodatko
j się, jego .daniem, rozpocząć
raz z oficerami sztabu przestudiowaliśmy dokładnie listę posiadanych przez nas w danej chwili odwodów. Wśród ych którymi można było najszybciej dysponować , dowal XVÓl korpus desantowo-powietrzny generała jacy niedaleko Reims w składzie 82 i 101 dywizji powietrznej - wojsk wypróbowanych w boju i najlepszą sławą. Niedawno toczyły one <^^ i nie zdołały jeszcze ,w, pełni odzyskać sił Słabą dywizji stanowiła mała ilość etatowej ciężkiej brom pi
460
Krucjata w Europie
Bradley jednak sądził, że potrafi broń tę ściągnąć z nie zagrożonych odcinków długiej linii swego frontu 3.
Amerykańska 11 dywizja pancerna przybyła dopiero niedawno, w Zjednoczonym Królestwie zaś znajdowała się 17 dywizja desantowo^poiwietrzna gotowa do przybycia na kontynent. Również 87 dywizję piechoty można było w niedługim czasie sprowadzić na nasz teren.
Na odcinku brytyjskim, dalej na północy, Montigomery przygotował nowe natarcie. Miał on obecnie w swoim odwodzie cały XXX korpus4. Byliśmy pewni, że przy takich środkach potrafimy skutecznie stawać czoło wszelkim niemieckim atakom. Nie mieliśmy jednak żadnych złudzeń co do siły ugrupowania VIII korpusu oraz co do tego, że 'każde silne uderzenie mogło dokonać w nim głębokiego wyłomu. Postanowiliśmy wobec tego, że w wypadku nieprzyjacielskiego natarcia na wielką skalę będziemy unikali częściowego wprowadzania odwodóiwi. W takiej bowiem sytuacji zawsze istnieje pokusa możliwie jak najszybszego wprowadzenia do boju poszczególnych oddziałów. Była to szczególna słabość Rommla. Przy wielkim natarciu prowadzi to jednak tylko do tego, że każdą wprowadzoną jednostkę zmiata siła uderzenia. Wiedzieliśmy, że jeśli nawet potrafimy w ten sposób powstrzymać postępy nieprzyjaciela, to jednak nie pozostanie nam nic do decydującego przeciwna tarcia. Z drugiej strony zachodziła potrzeba szybkiego i dostatecznie silnego wsparcia VIII korpusu, aby mógł on wycofać się w porządku i ocalić większość swych sił 5.
Raz jeszcze przedyskutowaliśmy, jak daleko możemy w razie konieczności puścić nieprzyjaciela w tym rejonie bez spowodowania niepowetowanych szkód. Linia ta osłaniała na południu miasta Luksemburg i Sedan, przebiegała na zachodzie wedłuż rzeki Mozy i na północy osłaniała Liege. Dalej nie mogliśmy się cofać i oczywiście w miarę możliwości chcieliśmy zatrzymać nieprzyjaciela wcześniej 6.
Stan pogody był czynnikiem, który sprawiał nam wiele kłopotu, a nawet wywoływał obawy. W ciągu kilku dni nasze potężne lotnictwo nie mogło startować ze względu na chmury
Ostatnia stawka Hitlera______________________________________461
i nieprzeniknioną mgłę. Stanowiło ono nasz najpoważniejszy atut do czasu jednak zmiany pogody praktycznie było bezużyteczne, Jak długo warunki atmosferyczne zmuszały nasze samoloty do pozostawania na ziemi, były one dla nieprzyjaciela sprzymierzeńcem o wartości wielu dywizji.
Po konferencji Bradley powrócił do swego sztaibu w mieście Luksemburg, porozumiewając się ze mną telefonicznie w ciąga kilku krytycznych dni niemal co godzinę.
Pierwszym zadaniem Bradleya było sprowadzenie odwodów dla udzielenia pomocy wycofującemu się VIII korpusowi. Równocześnie zarówno sztab Bradleya, jak mój miały zacząć gromadzenie i kompletowanie sił do takiego działania, jakie okazałoby się wskazane po otrzymaniu bardziej szczegółowych
.wiadomości,
Na froncie VIII korpusu Midddeton dysponował, od północnego do południowego krańca frontu, następującymi dywizjami: 106 pod dowództwem generała majora Alana W. Jo-nesa, 28 pod dowództwem generała majora Noonana D. Gota 14 pod dowództwem generała majora Raymonda O. Bartona. W skład korpusu Middletona wchodziła również 9 dywizja pancerna generała majora Johna W. Leonarda7.
Rankiem 17 grudnia stało się jasne, że Niemcy rozpoczęli działanie na wielką Skalę. Pas obrony został przełamany w dwóch miejscach, na odcinku 106 i 28 dywizji. Meldunki były sprzeczne i brakło dokładnych informacji, nie ulegało jednak wątpliwości, że nieprzyjaciel wprowadził poważne siły czołgów i posuwa się szybko w kierunku zachodnim. Oczywiście wszystkie szczeble wywiadu prowadziły niezmordowaną pracę i już wkrótce mieliśmy bardzo dokładny obraz ogólnej siły natarcia niemieckiego.
Von Rundstedt skoncentrował trzy armie, a mianowicie 5 i 6 armię pancerną oraz 7 armię. W skład ich wchodziło dziesięć dywizji pancernych i grenadierów pancernych, a ogółem siły ich, łącznie ze związkami wspierającymi, wynosiły dwadzieścia cztery dywizje. Niektóre informacje otrzymaliśmy dopiero w toku bitwy, ale do godzin wieczornych 17 grudnia wywiad zdołał zidentyfikować siedemnaście dywizji i stwier-
462
Krucjata w Europie
dzić, że w operacji bierze udział co najmniej dwadzieścia dywizji8.
Nieprzyjaciel zaskoczył nas niewątpliwie pod dwoma istotnymi względami9. Po pierwsze, jeśli idzie o datę natarcia. Wobec straszliwych klęsk, jakie zadaliśmy mu późnym latem i jesienią, oraz niezwykłych kroków, do jakich musiał się uciec w celu zgromadzenia nowych sił, nie sądziliśmy, by zdołał tak szybko przygotować się do wielkiego natarcia. Po drugie, zaskoczyła nas siła ofensywy. Co prawda straciliśmy ślad
6 armii pancernej, jednostki świeżej i silnej, niedawno przybyłej na nasz front z Niemiec i stanowiącej ruchomy odwód strategiczny, zdołaliśmy już jednak porządnie przetrzebić
7 armię i 5 armię pancerną.
W uzyskaniu momentu zaskoczenia nieprzyjacielowi sprzyjała również pogoda. Od szeregu dni nie mogliśmy prowadzić rozpoznania lotniczego, bez tego zaś nie byliśmy w stanie ustalić rozmieszczenia i ruchów odwodów na tyłach nieprzyjacielskich. Silne urządzenia obronne na linii Zygfryda sprzyjały Wzmocnieniu siły natarcia. Przeszkody, schrony bojowe i działa forteczne do tego stopnia zwielokrotniały siłę obronną załogi, że mogła ona sobie pozwolić na osłabienie dłuższych odcinków frontu w celu zgromadzenia sił do przeciwnatarcia. Chociaż bitwa pod Kasrin w porównaniu z bitwą w Arde-nach była pod względem zaangażowanych w niej po obu stronach sił zaledwie zwykłą utarczką, to jednak iw obu istniały pewne punkty styczne. Tak w jednym, jak w drugim wypadku natarcie było aktem rozpaczy; i tu, i tam nieprzyjaciel wykorzystał niesłychaną siłę pozycji obronnych dila skoncentrowania wojsk do ciosu w komunikacje aliantów i miał nadzieję, że zmusi ich naczelne dowództwo do zrezygnoiwiania z generalnego planu bezwzględnych działań zaczepnych.
Termin i siła natarcia zaskoczyły nas co prawda, nie pomyliliśmy się natomiast ani co do miejsca uderzenia, ani co do tego, że w końcu musiało ono nastąpić. Ponadto jeśli chodziło o ogólny charakter naszej reakcji, to generał Bradley i ja od dawna już uzgodniliśmy nasze plany10.
463
Ostatnia stawkaJJitlera_
Dla pomyślnego zrealizowania naszego ogólnego planu bezwzględnie konieczne było utrzymanie pozycji skrzydłowych naszej obrony, graniczących z pasem przełamania. Na północy zagrożony rejon znajdował się w pobliżu Monschau, gdzie w chwili rozpoczęcia niemieckiego natarcia amerykański 5 korpus Gerowa nacierał w kierunku zapór wodnych na rzece Roer. Natarcie runęło początkowo na wchodzącą w skład tego korpusu doświadczoną w bojach 2 dywizję pod dowództwem generała Robertsona i na 99 dywizję dowodzoną przez generała majora Waltera E. Lauera, która dopiero przybyła na front. 99 dywizja wkrótce musiała się w popłochu iwycofać, 2 dywizja zaś umiejętnie i stanowczo stawiła czoło i w ciągu następnych trzech dni stoczyła jedną z najświetniejszych walk dywizyjnych, jakie miały miejsce podczas wojny iw Europie. Natarcie zaskoczyło dywizję, gdy posuwała się w kieminku zapór wodnych na rzece Roer. Dowódca l armii, generał Hodges, nie zdawał sobie początkowo sprawy z rozmiarów niebezpieczeństwa i kazał swyrn oddziałom kontynuować atak. Ale generał Robertson, który zna j dawał się na miejscu, zorientował się szybko w położeniu i podjął stanowczą akcję.
Przede wszystkim Roibertson musiał wybrać pozycję, na której dywizja jego mogła prowadzić skuteczną obronę. Następnie oddziały cały czas pod naciskiem nieprzyjaciela musiały linię tę zająć i przygotować się do odparcia ciężkich ataków na swoje pozycje. Wszystko to zostało wykonane, a tymczasem dywizja wzmocniła się przyjmując do swych szeregótwi część wycofującej się 99 dywizja n.
Niemcy nacierali ostro, Amerykanie jednak nie ustępowali. Pomimo to jest rzeczą wątpliwą, czy 2 dywizja wytrwałaby Przez trzydzieści sześć godzin, aż do przylbycia pomocy, gdyby nie odważna akcja 7 dywizji pancernej pod St. Vith.
Gdy 17 grudnia 7 dywizja pancerna nadciągnęła z północ-nego skrzydła, sytuacja była wciąż jeszcze zupełnie niejasna. Dywizja przebijała się naprzód w celu wsparcia lewego skrzy-1 VIII korpusu i w końcu została na wpół izolowana w S t. tth, około piętnastu mil na południe od Monschau. Miejscowość St. Vith stanowiła ważny węzeł drogowy tego rejonu,
464
Krucjata w Europie
niezbędny dla niemieckich czołowych rzutów, próbujących przebić się na zachód. 7 dywizja pancerna wraz z resztkami 106 i 28 dywizji, które do niej dołączyły, trzymała się uporczywie, mimo powtarzających się ataków. Bitwa pod St,_Yith nie tylko rozszczepiła natarcie niemieckie na północy, lecz uniemożliwiła szybkie okrążenie pozycji w Monschau.
Niemcy uporczywie dążyli do dalszej izolacji 7 dywizji pancernej. Skoncentrowany atak kilku dywizji zepchnął ją 20 grudnia na zachód, w rejon znajdujący się na północ od St. Vith. Dywizja otrzymała wobec tego rozkaz wycofania się następnego dnia i włączenia się do pozycji obronnej aliantów, która powstawała obecnie na północnym skrzydle niemieckiego wybrzuszenia. Świetna postawa dywizji spowodowała nie tylko poważne zakłócenia planowego ruchu niemieckich wysuniętych oddziałów czołowych: jej odważna akcja (niezwykle pomogła 2 dywizji na bardzo ważnym odcinku Monschau do chwili, gdy z pomocą pospieszyły l dywizja pod dowództwem generała brygady Clifta Andrusa i 9 dywizja pod dowództwem generała majora Louisa A. Craiga. Gdy te trzy wypróbowane i doświadczone jednostki obsadziły pozycje, bezpieczeństwo naszego północnego skrzydła zostało w istocie zapewnione 12.
Już 17 grudnia 82 i 101 dywizja desantowo-powietrzna zostały oddane z odwodu naczelnego dowództwa pod rozkazy generała Bradleya. Natychmiast zaczęto przygotowywać się do wykorzystania 11 dywizji pancernej, która właśnie przybyła, i do przetransportowania do Francji 17 dywizji desan-towo-powietrznej 13.
Generał Lee, dysponujący dużą ilością oddziałów tyłowych, otrzymał polecenie, aby ze wszystkimi posiadanymi wojskami inżynieryjnymi i innymi przygotował obronę przepraw przez Może i w razie potrzeby wysadził w powaetrze mo.sty. Ze względu na to, że była to głównie aikcja zapobiegawcza i obronna, nie chciałem do tego rodzaju pracy użyć dywizji liniowych. Służba zaopatrzenia natychmiast przystąpiła do pracy i w strefie amerykańskiej rozpoczęto budowę silnej
Ostatnia
465
Róchełort St.HubeHO
KONTROFENSYWA NIEMIECKA
W ARDENACH 19 grudnia 1944 r. Początkowe uderzenie niemieckie Natarcie niemieckie Pożycie amerykańskie
?Q 30 40
obrony linii Mozy. Również ,w strefie brytyjskiej generał Montgomer^ szybko podjął kroki zapobiegawcze u.
Mimo niepowodzenia pod Monschau Niemcy szybko posuwali się przez środek wyłomu. Natarcie niemieckie rozwijało się stopniowo w kierunku północnym i północno-zachodnim. Było rzeczą jasną, że cele niemieckie leżały na tych właśnie kierunkach. Przypuszczaliśmy, że przede wszystkim nieprzyjaciel zechce zdobyć Liege. Wychodziliśmy z założenia, że jeśli nawet postawa sobie ambitny cel zajęcia Antwerpii, to częściowo jednak będzie uzależniony od zaopatrzenia, które mógł zdobyć w Liege. Doszliśmy do tego wniosku, ponieważ od samego początku liczyliśmy na braki nieprzyjaciela w dziedzinie zaopatrzenia, a zwłaszcza na trudności w dziedzinie transportu. Sądziliśmy wobec tego, że kontynuowanie jego natarcia, bez
względu na podjętą przez nas przeciwakcję, zależne będzie od zdobycia jednego z naszych wielkich składów.
30 Krucjata w Europie
466
Krucjata 10 Europie
Gdyby nawet niemiecki system zaopatrzenia funkcjonował równie sprawnie jak nasz a w rzeczywistości tak nie było to ze względu na bardzo zły stan dróg, które ponadto zatłoczone były zdążającymi na front odwodami, musiały powstać olbrzymie trudności w zaopatrywaniu wysuniętych oddziałów czołowych.
Zwracaliśmy więc szczególną uwagę na Liege, gdzie znajdowały się wielkie ilości wszelkiego rodzaju zaopatrzenia, łącznie z paliwem i żywnością. Postanowiliśmy zatrzymać nieprzyjaciela przed tą miejscowością i ostatecznie nigdy nie zdołał on zbliżyć się do niej. Dowiedzieliśmy się później, że głównymi celami natarcia była Bruksela i Antwerpia. Nasze rozumowanie okazało się jednak slusizne, ponieważ hrak zaopatrzenia stał się jedną z głównych trudności von Rund-stedta w prowadzeniu natarcia 15.
17 grudnia Bradley przesunął XVIII korpus desantowo-powietrzny z odwodowi na front, kierując go początkowo do Bastogne. Stojący podówczas w Bastogne generał Middleton zdawał sobde sprawę, jak ważna była ta miejscowość, i nalegał, by przygotowano się do jej utrzymania. Konferował w tej sprawie telefonicznie z Bradleyem i chociaż twierdził, że miasto może być iwi najibliższym czasie okrążone, to jednak zalecał jego obronę. Trzeba było wobec tego 82 dywizję desantowo-powietrzną skierować na południe w kierunku Stavelot, 101 dywizja zaś wraz z oddziałami VIII korpusu miała 'bronić Bastogne 16.
W ciągu 17 i 18 grudnia zbadaliśmy i dokładnie przeanalizowaliśmy rozwój wypadków. W nocy 18 grudnia uważałem, że mam dostateczne informacje o sile, zamiarach i sytuacji nieprzyjaciela oraz o naszych własnych możliwościach, aby przygotować konkretny plan naszego przeciwdziałania. Wczesnym rankiem 19 grudnia udałem się w towarzystwie marszałka lotnictwa Teddera i małej grupy oficerów sztabu do Verdun, dokąd wezwałem generałów Bradleya, Pattona i Deversa i;. Po rozpoczęciu konferencji, gdy już wszyscy siedzieli wokół długiego stołu, powiedziałem: "Obecną sytuację należy oceniać jako pomyślną szansę, a nie jako katastrofę. Przy tym stole
konferencyjnym chcę widzieć tylko wesołe twarze". Patton, wierny swej impulsywnej naturze, wybuchł: "Do diabła, wy-trzymajmyż nerwowo i puśćmy tych... aż do Paryża, a wtedy dopiero odetniemy ich naprawdę i połkniemy". Na te słowa wszyscy, nie wyłączając Pattona, uśmiechnęli się, ja jednak odpowiedziałem, że nigdy nie pozwolimy nieprzyjacielowi przekroczyć Mozy.
Szczegółowo omówiliśmy sytuację i z zadowoleniem stwierdziłem, że wszyscy obecni, zarówno dowódcy, jak oficerowie sztabu, zachowali spokój i pewność siebie. Nie padła żadna uwaga, która by wskazywała na histerię czy przesadny strach. W tego rodzaju sytuacji broniące się .wojska mają do wyboru dwie metody postępowania, pod warunkiem oczywiście, że naczelne dowództwo nie uległo panice do tego stopnia, by nakazać generalny odwrót na całym froncie. Jedna polega po prostu na zorganizowaniu bezpiecznej linii obronnej wokół całego zaatakowanego rejonu, w oparciu o jakąś silną naturalną przeszkodę, jak na przykład rzeka. Druga natomiast polega na tym, aby rozpocząć atak, gdy tylko można zgromadzić niezbędne siły. Obrałem drugie wyjście nie tylko dlatego, że pod względem strategicznym byliśmy stroną zaczepną, lecz ze względu na głębokie przekonanie, iż nieprzyjaciel opuściwszy linię Zygfryda dał nam wielką szansę, kitórą powinniśmy jak najszybciej wykorzystać. To właśnie miałem na myśli wysyłając 19 grudnia depeszę do Montgomery'ego, w której stwierdziłem: "Nasz najsłabszy punkt znajduje się na kierunku Namur. Ogólny plan polega na łataniu dziur na północy i poprowadzeniu skoordynowanego natarcia z południa"18. Następnego dnia wysłałem do niego drugą depeszę, bardziej szczegółową: "Proszę mi przesłać osobistą ocenę sytuacji na DołudnkhWiym skrzydle z uwzględnieniem możliwości wycofania się w razie potrzeby na pewnym odcinku w celu skrócenia linii naszego frontu i skoncentrowania silnego odwodu dla niszczenia nieprzyjaciela w Belgii"19.
Doszedłem już do przekonania, że nie jest rzeczą konieczną
wnoczesne rozpoczęcie przeciwuderzenia na obu skrzydłach.
tfa północy, gdzie siła natarcia niemieckiego zmniejszała się,
468
Krucjata w Europie
byliśmy zmuszeni jeszcze przez kilka dni prowadzić działania obronne. Natomiast na południu mogliśmy poprawić sytuację, rozpoczynając możliwie najszybciej natarcie w kierunku północnym. Bezpośrednim celem konferencji w Yerdun 19 grudnia było przygotowanie natarcia na południu.
Wyznaczenie dywizjom dokładnych pasów działania oraz szczegółowe poinformowanie ich co do kierunku uderzenia i uzgodnienie współdziałania było rzeczą Bradleya. Ponieważ jednak wojska Deversa miały rozciągnąć swe lewe skrzydło, aby przejąć część frontu Bradleya i w ten sposób umożliwić mu koncentrację, musiałem podjąć odpowiednie decyzje, między innymi dotyczące ogólnej siły natarcia i terminu.
Przede wszystkim ustaliliśmy punkt, do którego Devers mógł, naszym zdaniem, rozciągnąć awe lewe skrzydło, nie odsłaniając nierozważnie południowego. Następną sprawą było określenie ilości sił, jakie Patton mógł skoncentrować do przeciwnatarcia, i ustalenie w przybliżeniu jego terminu. Chciałem, aby je rozpoczął dopiero wtedy, gdy będzie dostatecznie silny, taik by od momentu rozpoczęcia walki mógł stopniowo wdzierać się w południowe skrzydło wybrzuszenia. Z tą chwalą oddziały niemieckie, znajdujące się na zachód od punktu naszego ataku, zostałyby definitywnie zatrzymane, ponieważ linie komunikacyjne ze wschodu na zachód były w tym rejonie stosunkowo słabe. Według naszych obliczeń Patton mógł rozpocząć natarcie trzema dywizjami rankiem 23, a, być może, nawet 22 grudnia.
Wydałem ustne rozkazy, aby natychmiast rozpoczęto przygotowania, z tym jednak że natarcie Pattona, którym kierować miał Bradley, ma się rozpocząć nie wcześniej niż 22 i nie później niż 23 grudnia. Ustalono następnie, że po osiągnięciu rejonu Bastogne iwiojska Pattona powinny kontynuować natarcie prawdopodobnie w kierunku Houffalize. Obiecano mu silne wsparcie lotnicze, gdy tylko warunki atmosferyczne poprawią się do tego stopnia, że samoloty będą mogły startować. Zawiadomiłem ponadto zebranych, że przygotowanie ofensywy na północnym skrzydle rozpocznie się natychmiast po wyczerpaniu się siły niemieckiego uderzenia na tym odcinku.
469
Ustaliliśmy, że Patton skoncentruje swój nacierający korpus w sile co najmniej trzech dywizji gdzieś .wi okolicy Arlon i z tego miejsca zacznie się posuwać na Bastogne. Ostrzegałem go osobiście przed sporadycznymi atakami i nakazałem, by natarcie prowadzone było w sposób metodyczny i pewny. Patton nie zdawał sobie początkowo sprawy z siły niemieckiego ataku i z taką lekkością mówił o otrzymanym zadaniu, że uważałem za stosowne podkreślić konieczność siły i zwartości
wi natarciu.
Omówiliśmy celowość dokonania próby równoczesnego ataku nieco dalej na wschód, na południowe skrzydło wybrzuszenia. Doszliśmy do wniosku, że w wyniku rozwoju wydarzeń tego rodzaju pociągnięcie może okazać się pożądane, w danej chwili jednak iwskazane jest jedynie ubezpieczenie tego odcinka i ograniczenie naszych ataków do wyznaczonego rejonu. Dyrektywa wydana w Yerdun 19 grudnia ustalała ogólne wytyczne planu przeciwnatarcia na południowym skrzydle i nie była potem zmieniana20. Patton wydając swój własny rozkaz natarcia wyznaczył wojskom, jak to było w jego zwyczaju, nierealnie odległy cel21. Nie przyniosło to jednak żadnej szkody, ponieważ Bradley i ja zajmowaliśmy się w tej chwili jedynie sprawą metodycznego natarcia w kierunku rejonu Bastogne, po czym dopiero Bradley miał ustalić dalsze
ruchy wojsk.
Istnienie kotła kolmarsikiego wywarło zdecydowany wpływ na plany, które opracowaliśmy tego ranka, i ograniczało je. Gdyby kotła tego nie było, armia francuska mogłaby bez trudu utrzymać linię Renu od granicy szwajcarskiej aż po rejon Saary, zwalniając dzięki temu amerykańską 7 armię i umożliwiając użycie jej na północ od tego punktu, co poważnie przyczyniłoby się do wzmocnienia siły natarcia Paittona. Ale kocioł olmarski zagrażał naszym wojskom na równinie Renu na chód od Wogezów, wobec czego było rzeczą niesłuszną bezpieczną ściągnięcie z tego terenu tych wszystkich miałów, bez których w innym wypadku moglibyśmy się obejść.
470
Krucjata w Europie
Devers otrzymał polecenie .wycofania się ze wszystkich wysuniętych pozycji w swoim rejonie, co (umożliwiało mu zaoszczędzenie wojsk, a w razie ataku nieprzyjaciela powolnego cofania się na północnym skrzydle, nawet gdyiby to miało oznaczać generalny odwrót do Wogezów. Równina północnej Alzacji nie przedstawiała dla nas w danej chwili żadnej wartości. Zgodziłbym się w owym czasie bez trudu na cofnięcie frontu Deversa aż do wschodnich skrajów Wogezów. Nie pozwoliłbym jednak Niemcom wkroczyć z powrotem w łańcuch górski. Tę linię front Deversa musiał stanowczo utrzymać22.
Powyższe decyzje zakomunikowaliśmy oczywiście armii francuskiej, ponieważ konsekwencją ich była możliwość odwrotu, a wrazie zbyt dalekiego wycofania się nawet konieczność chwilowego opuszczenia Strasiburga. Dowódca wojsk francuskich przekazał wiadomość do Paryża, wywołując poważne zaniepokojenie w kołach wojskowych i rządowych. Generał Juin, szef sztabu francuskich sił zbrojnych, przyfbył do mnie i domagał się stanowczej obrony Strasburga. Powiedziałem mu, że w danej chwili nie mogę ziagwarantować bezpieczeństwa miasta, ale że bez potrzeby go nie oddam23. Problem sztrasburski jednak dręczył mnie przez cały czas trwania bitwy w Ardenach.
Nocą 19 grudnia meldunki napływające do sztabu w Wersalu dowodziły, że Niemcy szyibko posuwają się w centrum wybrzuszenia, a kliny natarcia w dalszym ciągu kierują się na północny zachód. Kierunek uderzenia wskazywał coraz wyraźniej, że Niemcy zamierzają przekroczyć Może gdzieś na zachód od Liege, a stamtąd naszym zdaniem po okrążeniu Liege kontynuować marsz dalej na północny zachód w celu przedostania się do głównej linii komunikacyjnej wszystkich naszych sił znajdujących się na północ od wyłomu. Północne skrzydło było, jak widać, najbardziej zagrożone, a intensywność walk stale wzrastała. Wydawało się ponadto rzeczą prawdopodobną, że Niemcy spróbują przeprowadzić dodatkowe ataki pomocnicze jeszcze dalej na północy próbując rozproszyć nasze wojska i dokonać podwójnego oskrzydlenia całego naszego północnego skrzydła. Wywiad miał pewne dane, z których
Ostatnia stawka Hitlera
KONTROFENSYWA NIEMIECKA W ARDENACH
Najdalsza linia osiggni.ta przez Niemców 10 20 3,0 l0 mi
wyn&ało, że ni
eprzyjaciel planował tego rodzaju ataki po
nych w wynika silnego uderzenia^ na pozycje, natarcie niemieckie uzyskało nazw .wy * szenie Front nasz został przerwany, a wyłom dochoc głębszym miejscu do około PJf^^^ straszliwym Tego rodzaju bitwa ft^.^^^ od dowodzącego przeżyciem. Napięcie udziela się ka, i, 1^totvwny
wojskami generała do ostatniego r*^!^ST!S efekt moralny daje si, <*zywiście -f ^^luczu jednostkach, na które bezpośrednio sf d*/f ^ie ich dowódcy m-zytłaczaiacei potęgi i nieświadomi kroków, jakie przytłaczającej f )ięgi "omoca, wystawieni na
zamierzają podjąć, by przyjść ^ im | P0^ ^^ wszeŁie niebezpieczeństwa bezposn na linii frontu są zdezorientowani, zdenerwowani straszeni,
472
Krucjata w Europie
Pod równie silną, chociaż nieco odmiennego rodzaju presją, znajduje się wyższe dowództwo. Mimo przekonania, że zdoła w końcu odparować ciosy nieprzyjaciela, a nawet wykorzystać odpowiednio sytuację, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że przy inicjatywie nieprzyjaciela coś może się nie udać. Historia wojen zna wiele wypadków, gdy nagła panika, niespodziewana zmiana pogody albo jakaś inna nieprzewidziana okoliczność przekreślała najlepiej opracowane plany, które przynosiły klęskę zamiast zwycięstwa. Byłoby dowodem próżności d niezgodne z. prawdą, gdybyśmy utrzymywali, że w pierwszym tygodniu ofensywy w Ardenach na wszystkich szczeblach sojuszniczych sił zbrojnych nie odczuwano napięcia i przygnębienia. Równie jednak błędne byłoby przesadne podkreślanie tych nastrojów i wywołanych przez nie skutków.
Na wojnie każdy odpowiedzialny człowiek przeżywa napięcie intelektualne, osiąga zaś ono szczyt podczas takich bitew jak ta, którą rozpoczęło natarcie niemieckie w Ardenach. Jednakże .w dobrze wyszkolonej armii każdy jest na to przygotowany. Histeria zrodzona z wyolbrzymionego strachu zdarza się jedynie w wyjątkowych wypadkach. W tego rodzaju bitwach bardziej niż kiedykolwiek konieczne jest, by dowódcy okazywali stanowczość, spokój i optymizm, zdolne pokonać sprzeczność meldunków, wątpliwości i niepewność, by wykorzystując każdą słabość nieprzyjaciela bili się o zwycięstwo. Tak właśnie zachowali się dowódcy amerykańscy.
22 grudnia na początku bitwy wydałem jeden z nielicznych rozkazów dziennych, jakie napisałem w ciągu iwojny. Głosił on między innymi:
Ryzykowny wypad nieprzyjaciela z jego ufortyfikowanych pozycji daje nam szansę zadania mu najstraszliwszej klęski. Wzywam wobec tego każdego żołnierza sojuszniczego, aby wykazał najwyższą odwagę, stanowczość, by zdobył się na największy wysiłek. Niech każdy myśli o jednym zniszczyć nieprzyjaciela na lądzie, w powietrzu, wszędzie zniszczyć go! Zjednoczeni tym postanowieniem i ożywieni niezłomną wiarą w sprawę, o którą walczymy, osiągniemy z pomocą boską nasze największe zwycięstwo M.
Ostatnia stawka Hitlera
473
Na północ od wyłomu trzy armie sojusznicze i część czwartej obsadzały duże twiybrzuszenie, tworząc przeszło 250-milowy łuk. Na samej północy znajdowała się 21 Grupa Armii, skierowana ku północy i ku wschodowi wzdłuż dolnego biegu Renu i Mozy. Dalej na południe stała amerykańska 9 armia skierowana ku wschodowi, za nią zaś część amerykańskiej l armii pozostająca obecnie na północ od wyłomu i stojąca frontem ku
południowa.
Zgromadziliśmy wszystkie oddziały, bez których mogliśmy się obejść na odcinku 5 i 9 armii, by umocnić ciągnący się od wschodu ku zachodowi pas obrony przed niemieckim uderzeniem. Żadna z tych armii i tak nie mogła w danej chwali stworzyć jakichkolwiek odwodów szybkich.
Odwody miała jednak 21 Grupa Armii Montgomery'ego. Stanowił je brytyjski XXX korpus, znajdujący się podówczas za frontem; korpus ten mogliśmy wykorzystać na każdym odcinku wielkiego łuku na północy, zagrożonym przez nieprzyjaciela. Całe wybrzuszenie niewątpliwie tworzyło jedną ciągłą linię frontu, z odwodem, który można było wyikorzystać na korzyść bądź armii brytyjskiej i kanadyjskiej, bądź 9 i l armii amerykańskiej. 18 i 19 grudnia Niemcy wdarli się tak głęboko, że przecięli wszelką normalną łączność pomiędzy sztabem Bradleya w Luksemburgu a sztabami 9 i l armii. To było powodem, że Bradley absolutnie nie był w stanie poświęcić tyle uwagi natarciu na południowym odcinku, chociaż bardzo mi na tym zależało, a równocześnie utrzymać odpowiedni kontakt z oddziałami na północy, które musiały stawić czoło najcięższym atakom niemieckim.
W takiej sytuacji widziałem tylko jedno wyjście: wszystkie wojska, działające w naszym wybrzuszeniu na północy, należało podporządkować jednemu dowódcy. Jedynym sposobem osiągnięcia niezbędnej jedności było tymczasowe powierzenie dowództwa nad wszystkimi siłami północnymi Montgome-ry'emu i wydanie polecenia Bradleyowi, by całą uwagę skupił na problemach odcinka południowego. Wierząc, iż współpraca, do której doprowadziliśmy, oparta jest na mocnych podstawach, bez wahania zgodziłem się na to rozwiązanie. Poinfor-
474
Krucjata w Europie
mowałem telefonicznie Bradleya o mojej decyzji, po czym wezwałem marszałka Montgomery'ego i wydałem mu odpowiednie rozkazy 25.
Późnym wieczorem zatelefonował Churchill, aby doiwdedzieć się, jak przebiega bitwa. W ogólnych zarysach przedstawiłem mu podjęte dotąd kroki i poinformowałem go o tymczasowych zmianach w organizacji dowodzenia. Odpowiadając mi zauważył, że plan mój pozwoli na natychmiastowe wykorzystanie odwodu brytyjskiego gdziekolwiek będzie potrzebny, niezależnie od uprzednio wyznaczonych stref, i dodał: "Zapewniam pana, że wojska brytyjskie zawsze poczytają sobie za zaszczyt udział w bitwie u boku swych amerykańskich przyjaciół".
Organizacja dowodzenia działała sprawnie i w tym czasie wszyscy zgodnie stwierdzali, że była ona niezbędna.
Niestety, konferencja prasowa, zorganizowana przez Mont-gomery'ego po bitwie, oraz szereg artykułów zamieszczonych w prasie przez sprawozdawców akredytowanych przy 21 Grupie Armii wywołało u Amerykanów niefortunne wrażenie, że Montgomery utrzymuje, jakoby odegrał w bitwie rolę ich wylbaswicy. Nie wierzę, by Montgomery miał na myśli to, co wyraził słowami, niemniej jednak szkoda została wyrządzona.
Incydent ten przyczynił mi więcej kłopotów i zmartwień niż jakiekolwiek inne tego rodzaju wydarzenie w czasie całej wojny. Obawiam się, że Montgomery nigdy nie uprzytomnił sobie, do jakiego stopnia rozgoryczeni byli niektórzy dowódcy amerykańscy. Wierzyli oni, że Montgomery świadomie pomniejszył ich zasługi, wobec czego pospieszyli z gniewną i lekceważącą odpowiedzią. Jednakże wzajemne oskarżenia i zarzuty, jakie przez pewien czas rozlegały się w dowództwie, nie dotyczyły słuszności podjętej decyzji z wojskowego punktu widzenia, a były jedynie wynikiem znaczenia, jakie Amerykanie przypisywali konferencji prasowej Montgome-ry'ego i wiadomościom, które wyszły z jego sztabu. Wielka szkoda, że incydent ten zakłócił powszechną radość z osiągniętego końcowego sukcesu 26.
\V tym samym czasie część prasy brytyjskiej ponownie podjęła zagadnienie wyznaczenia jednego dowódcy wszystkich wojsk lądowych. Marszałek Montgomery uważał to za sprawę zasadniczą. Proponował nawet, w razie mojej zgody, że będzie służył pod rozkazami Bradleya. Byłem temu z zasady przeciwny i w dalszym ciągu propozycję tę- odrzucałem. Nawet od generała Marshalla otrzymałem w tej sprawie 30 grudnia depeszę następującej treści:
Nie wiem, czy zwrócił Pan uwagę na artykuły w niektórych dziennikach londyńskich proponujące mianowanie brytyjskiego dowódcy wszystkich Pana sił lądowych i sugerujące, że wziął Pan na siebie zbyt wiele obowiązków. Moje zdanie w tej sprawie jest następujące: w żadnym wypadku nie iść na jakiekolwiek ustępstwa. Nie twierdzę, że zamierzał Pan to uczynić. Pragnę jedynie upewnić Pana co do naszego stanowiska. Prowadzi Pan wspaniałą robotę. Proszę tak postępować nadal i posłać ich wszystkich do diabła27. Odpowiedziałem w dniu Nowego Roku:
Proszę się nie obawiać, że noszę się z zamiarem mianowania dowódcy wojsk lądowych. Po nadejściu Pana depeszy przejrzałem wspomniane artykuły w prasie brytyjskiej. Pewna grupa dzienników oraz ich korespondenci wykorzystują nasze obecne trudności, aby bronić sprawy, której załatwienia zawsze pragnęli, która jednak nie jest rozsądna z punktu widzenia organizacyjnego. W danym wypadku atak niemiecki nie był skierowany na styk między grupami armii, lecz został dokładnie wymierzony w centrum jednej grupy. Pospieszna zmiana w organizacji dowodzenia, a mianowicie powierzenie każdemu z dowódców jednego skrzydła, wynikła z konkretnej sytuacji, gdyż wyłom był tak głęboki, że Bradley nie mógł już dłużej dowodzić obu skrzydłami, jedyny zaś odwód, jaki można było zgromadzić na północnym skrzydle, należało oddać Brytyjczykom. Wobec tego trzeba było, aby zarówno północ, jak południe znalazły się pod jednym dowództwem28.
Obrona Bastogtne była nie tylko wybitnym, czynem bojowym,
wywarła róiwnież poważny wpływ na przebieg bitwy.
pbogne leżało na szlaku natarcia niemieckiej 5 armii pan-
!rnej. Jak stwierdzaliśmy później, rozkazy wydane tej armii
Nazywały ominięcie Bastogne w wypadku gdyby miejsco-
* ta była broniona pospieszne poprowadzenie wojsk na
476
Krucjata w Europie
zachód, po czym zawrócenie na północ w celu skupienia sił do ogólnego natarcia.
Gdy 17 grudnia XVIII korpus desantowo-powdetrzny, wraz ze swymi dwiema dywizjami, został oddany generałowi Brad-leyowi i wysłany w kierunku Bastogne, nie uczyniliśmy tego w przewidywaniu bitwy, która miała się rozwinąć na tym terenie, lecz jedynie dlatego, że Bastogne było tak idealnym .węzłem drogowym. Wysłane tam oddziały mogły być później skierowane przez dowódcę wszędzie, gdzie uważał za wskazane.
18 grudnia oddziały te posuwały się w kieiunku frontu, gdy nagle sytuacja na północy stała się tak poważna, że generał Bradley skierował idącą na czele 82 dywizję w lewo; 101 dywizja szła jednak w dalszym ciągu na Bastogne, dokąd zaczęła się zbliżać nocą 18 .grudnia. W ciągu tej nocy i w dniu
19 grudnia, gdy Niemcy zajęci byli izolowanymi oddziałami, znajdującymi się jeszcze na dawnej linii obrony, dywizja przygotowywała się do obrony Bastogne. Rankiem 19 grudnia, podczas konferencji w ^Verdun, nie wiedzieliśmy jeszcze, czy Bastogne zostało okrążone, siła jednak i kierunek natarcia oddziałów niemieckich w tym rejonie kazały spodziewać się tego w krótkim czasie.
101 dywizja przygotowywała się wobec tego do obrony okrężnej i mimo że nacierające niemieckie dywizje pancerne przeszły oibok, by wziąć udział w natarciu na północny zachód, dywizja do chwili, gdy została wyzwolona, znajdowała się pod stałym naciskiem innych niemieckich jednostek.
Sytuacja na północnym froncie natarcia niemieckiego była przez kilka dni groźna. Nazajutrz po straszliwym uderzeniu przeważających sił nieprzyjaciela resztki 7 dywizji pancernej i wspierające je oddziały zostały 21 grudnia wycofane ze swych odsłoniętych pozycji pod St. Vith. Na północnym skrzydle w ciągu następnych dni trwały rozpaczliwe walki. Natychmiast po przejęciu dowództwa Montgomery rozpoczął organizowanie zgrupowania wojsk amerykańskich, które miało później na tym skrzydle rozpocząć przeciwuderzenie.
Zadanie to otrzymał generał Collins wraz ze swym VII korpusem, lecz przez kilka dni, gdy tylko udawało nam się
477
odporządkować mu jakąś dywizję, natychmiast wpadała ona Wir bitwy, aby powstrzymać postępy nieprzyjaciela w najbardziej zagrożonych punktach.
Walki na tę skalę trwały do 26 grudnia, a z wszystkich wiadomości wynikało, że Niemcy podejmą przynajmniej jeszcze jedną wielką próbę przełamania naszych pozycji w tym
rejonie.
Bradley rozpoczął swe natarcie na południu rankiem 22 grudnia. Posuwał się naprzód nieziwiykle powoli, zawiane zaś śniegiem drogi i pola utrudniały manewr. Natarcie rozpoczął III korpus, w którego skład wchodziły 4 dywizja pancerna* oraz 80 i 26 dywizja piechoty. Był to ten rodzaj walk, którego generał Patton szczególnie nie lubił powolne, uciążliwe posuwanie się naprzód, bez cienia nadziei na dokonanie nagłego przełamania. Patton kilkakrotnie wyrażał mi telefonicznie ubolewanie, że nie może robić szybszych postępów; podczas konferencji ,w Verdun rankiem 19 grudnia sugerował, a nawet przepowiadał, że wkroczy do Bastogne od razu po pierwszym uderzeniu. Odpowiedziałem, że zupełnie mi wystarczy, jeżeli w ogóle będzie się posuwał. Robił dokładnie to, czego oczekiwałem, i chociaż wiedziałem, że początkowo napotykał jedynie opór broniących się dywizji niemieckiej 7 armii, to teren i warunki atmosferyczne były tak złe, iż szybszego postępu nie można się było spodziewać29.
23 grudnia nastąpiła korzystna dla nas zmiana, a mianowicie chwilowe, nagłe rozpogodzenie się w rejonach wysuniętych, co pozwoliło naszemu lotnictwu rzucić się do walki. Od tej chwili, z pewnymi przerwami wywołanymi złą pogodą, nasz wypróbowany w boju lądowo-powietrzny zespół taktyczny aczął funkcjonować ze zwykłą sobie sprawnością. Lotnictwo >rnbardowało czułe punkty niemieckiej sieci komunikacyjnej, Dawało kolumny na drogach oraz rozpoznawało i meldo-lt nam każdy poważniejszy ruch nieprzyjaciela. Jeńcy -mieccy niezmiennie skarżyli się na gorzki zawód, jaki awiła im Luftwaffe, oraz opowiadali o przerażeniu i znisz-niacn szerzonych przez nasze lotnictwo.
478
Krucjata w Europie
26 grudnia udało się wreszcie Pattonowi wprowadzić do Bastogne małą kolumnę, uczynił to jednak przez wąski korytarz na swym lewym skrzydle, który dawał nam jedynie bardzo mizerną łączność z oblężoną załogą. Dopiero później rozpoczęły się wokół Bastogne naprawdę ciężkie walki zarówno dla załogi, jak dla oddziałów idących z oidsieczą.
Miałem zamiar spotkać się z Montgomery'm 23 grudnia, jednakże podróż samolotem na tyłach wciąż jeszcze nie była wskazana, samochodem zaś była zbyt po wolna i niepewna. Nierozsądnie byłoby wyruszyć ze sztabu w podróż, która mogła się przeciągnąć kilka dni. Na szczęście miałem nadal dobrą łączność radiową i telefoniczną zarówno z nim, jak z Brad-leyem, dzięki czemu mogłem uważnie śledzić rozwój sytuacji. Pomimo to postanowiłem pojechać nocą pociągiem do Brukseli, aby spotkać się z Montgomery'm i natychmiast po zakończeniu konferencji powrócić do mego sztabu. Pociąg, którym miałem jechać, został zbombardowany przez Niemców nocą 26 grudnia, szybko jednak przygotowano inny i następnego dnia ruszyłem w drogę,
Następną komplikacją okazały się niezwykłe obawy korpusu bezpieczeństwa, do którego doszły wieści, jakoby w terenie krążyli nasłani przez nieprzyjaciela mordercy z zamiarem zgładzenia Montgomery'ego, Bradieya i mnie, a także iwi miarę możności innych osób30. Meldunek ten zdumiał nas. Przez wiele miesięcy jeździłem po Francji nie mając żadnej ochrony poza ordynansem i adiutantem, którzy zazwyczaj siedzieli obok mnie w samochodzie. Zawiadomił mnie o tym wszystkim 20 grudnia bardzo zdenerwowany amerykański pułkownik, głęboko przekonany, że ma pełne i konkretne dowody istnienia tego rodzaju spisku. Przedstawił mi całą sprawę bardzo szczegółowo, a jego konkluzje poparli inni oficerowie korpusu bezpieczeństwa. Miałem zastrzeżenia co do teorii morderstwa, zgodziłem się jednak na przeniesienie mojej kwatery bliżej sztabu. Mieszkałem podówczas w St. Germain w domu, który uprzednio zajmował von Rundstedt. Byłem przekonany, że Niemcy za bardzo potrzebowali swoich ludzi, aby pozwolić im na kręcenie się po rozległym terenie w poszukiwaniu ewen-
479
tualnych ofiar, tym bardziej że każda z nich mogła być zawsze zastąpiona. Irytowały mnie uporczywe żądania wysuwane przez korpus bezpieczeństwa, abym stanowczo ograniczył swobodę ruchów, przekonałem się jednak, że jeśli nie podporządkuję się w pewnej mierze ich żądaniom, po prostu użyją większej ilości ludzi dla ochrony mojej osoby.
Obiecałem wobec tego, że będę opuszczał sztab tylko w razie potrzeby, pod warunkiem, że oni ograniczą do minimum oddziały ochronne, tak aby żołnierze wykorzystani byli na linii frontu, a nie kręcili się wokół mojej osoby. Obiecali mi, że okres czujności zakończy się 23 grudnia, gdy jednak 27 grudnia wyruszyłem do Brukseli, stwierdziłem, że na dworcu roi się od żandarmerii i uzbrojonych posterunków. Zwróciłem ostro uwagę oficerom bezpieczeństwa na ten sposób wykorzystania ludzi, zapewnili mnie jednak, że zebrali na stacji żołnierzy, którzy zazwyczaj pełnili w pobliżu służbę. Niemniej jednak w czasie podróży stwierdziłem, że towarzyszy mi cały oddział. Na każdym przystanku a było ich wiele na skutek oblodzenia i zasp śnieżnych żołnierze ci wyskakiwali z pociągu i rozstawiali wokół nas posterunki.
Młodszemu oficerowi, dowodzącemu oddziałem, zwróciłem uwagę, że byłoby prawdziwym cudem, gdyby jakiś gorliwy niemiecki morderca potrafił z góry przeiwddzieć, gdzie może znaleźć swą przyszłą ofiarę, w jakim pociągu, w jakiej chwili i w jakim miejscu Europy. Kazałem mu trzymać żołnierzy w wagonie i nie narażać ich na silny mróz. W zasadzie zgodził się ze mną, ale tak dalece był posłuszny surowym rozkazom, że wątpię, czy udało mi się uchronić któregokolwiek z żołnierzy od tej niepotrzebnej i jałowej służby.
Było już blisko południa 28 grudnia, gdy spotkałem się z Montgomery'm. Złe drogi uniemożliwiły podróż samochodem, wobec czego pociąg nasz musiał .wijechać na długą i okrężną boczną linię kolejową prowadzącą do Hasselt, gdzie nastąpiło spotkanie. Montgomery szczegółowo opisał ostatnie ataki na północną część frontu, wskazał mi rozmieszczenie swych ogólnych odwodów i powiedział, że ponownie zabiera się do skompletowania korpusu Collinsa, którym rozpocznie
480
Krucjata w Europie
natarcie z północnego skrzydła. Natarcie miał zamiar poprowadzić w kierunku Houffalize.
Podczas konferencji nie mieliśmy żadnych pewnych informacji wskazujących, że Niemcy zamierzają zaprzestać ataków na północy. Na podstawie posiadanych informacji a w czasie, gdy je otrzymano, były one ścisłe Montgomery był przekonany, że Niemcy mają zamiar dokonać co najmniej jeszcze jednego silnego uderzenia na kierunku północnym. Montgomery uważał, że uda mu się atak ten odeprzeć, i chciał mieć w pogotowiu odwody, które mogłyby potem deptać Niemcom po piętach. Plan ten przewidywał oczywiście wykorzystanie najlepszych warunków dla rozpoczęcia silnego przeciwude-rzenia; jedyną trudność stanowił termin, zależny od akcji nieprzyjaciela. Przedyskutowaliśmy również taką możliwość, że Niemcy nie uderzą ponownie na północy, Montgomery uważał jednak natarcie niemal za pewnik. Powiedział przy tym, że jeśli Niemcy nie wznowią ataków, wówczas wykorzysta czas na zreorganizowanie, wyposażenie i uzupełnienie swych oddziałów. W danej chwili głównym zadaniem było zapewnienie zwartości naszych pozycji na północy. Niemcy znajdowali się jeszcze daleko na południu od jakiegokolwiek rejonu, w którym mogli wyrządzić nam poważniejszą szkodę, i jedyna rzecz, której mogliśmy się obawiać, to dokonanie wyłomu przez świeże oddziały przybywające na ten kierunek.
Zgodziliśmy się, że w danej sytuacji najsłuszniejszą rzeczą będzie wzmocnienie frontu, reorganizacja jednostek i pełne przygotowanie się do silnego przeciwnatarcia, przy równoczesnej stałej gotowości do odparcia każdego niemieckiego ataku. Obaj doszliśmy również do wniosku, że jeśli Niemcy nie uderzą, to Montgomery rozpocznie natarcie rankiem 3 stycznia.
Okazało się później, że nieprzyjaciel nie podjął już nowego natarcia, ponieważ zmienił swe plany i skoncentrował wojska w rejonie Bastogne. Wojska alianckie na północnym skrzydle umiejętnie wykorzystały ten czas i zgodnie z planem przyjętym 28 grudnia przeszły 3 stycznia do natarcia31.
481
29 grudnia powróciłem do mojego sztabu. Panowie z bez-
jczeństwa zaczęli nareszcie wierzyć, że ich strach przed zamachem na moją osobę był przesadzony. Co prawda w dal--zvm ciągu stosowali większe środki ostrożności niż przed rozpoczęciem ofensywy, ale obecnie mogłem przynajmniej oddalać się z mojego sztabu bez całego plutonu żandarmerii, towarzyszącej mi na wozach terenowych.
26 grudnia Patton nawiązał słaby kontakt z załogą .w Ba-stogne, równocześnie zaś na północy odparliśmy bardzo silny i, jak się okazało, ostatni większy atak Niemców na tym skrzydle. Załoga w Bastogne okazała się dotkliwą zadrą dla niemieckiego naczelnego dowództwa. Jak długo miasto znajdowało się w naszych rękach, niemiecki korytarz prowadzący na zachód ograniczał się do wąskiej ciaśniny biegnącej pomiędzy Bastogne na południu a Stavelot na północy. Ze wischo-du na zachód prowadziła tędy tylko jedna droga zasługująca na tę nazwę. 26 grudnia Niemcy zaczęli koncentrować znaczne siły do uderzenia na rejon Bastogne. Przerzucili tu swe oddziały z frontu północnego, z zaplecza zaś ściągnęli dodatkowe siły 32.
Zdołaliśmy w tym czasie sprowadzić 11 dywizję pancerną i przerzucić na kontynent 17 dywizję desantowo-po wietrzną. Wraz z 87 dywizją zostały one rozmieszczone w pobliżu Mozy i oczekiwały skierowania do rejonu, gdzie będą najbardziej potrzebne. Ze względu na nieprzerwane ataki Niemców na północnym skrzydle między 20 a 26 grudnia wydawało się rzeczą możliwą, że nasze nowe jednostki wykorzystamy najlepiej właśnie na tym skrzydle. W ciągu 27 grudnia stało się jednak jasne, że Niemcy kierują swe główne wysiłki na Bastogne, tak że 28 grudnia oddałem nowe dywizje do dyspozycji Bradleya. 11 i 87 dywizję wykorzystano jako wsparcie lewego skrzydła Pattona, tuż na zachód od Bastogne, drogi jednak były do tego stopnia oblodzone i zasypane śniegiem, że wojska te niewiele zdziałały. Pod koniec miesiąca zrekon-stytuowany został i ponownie wszedł do walki VIII korpus Middletona, który włączył się do działań prowadzonych w kie-nmku północnym na Bastogne. Niemcy w dalszym ciągu upor-
31 - Krucjata w Europie
482
Krucjata w Europie
czywie nacierali na rejon Bastogne z północy i nie przerywali ataków do nocy 3 stycznia 3?.
W czasie walk grudniowych ani na chwilę nie zaniechaliśmy planów ponownego podjęcia generalnego natarcia. 31 grudnia wysłałem Montgomery'emu i Bradleyowi ogólny plan operacji do chwili, kiedy na całym froncie od Bonn na północ dotrzemy do Renu 34.
Gdy bitwa w Ardenach zlbliżała się ku końcowi, Niemcy rozpoczęli natarcia dywersyjne w Alzacji. Nie były one zbyt silne, ponieważ jednak osłabiliśmy nasze pozycje w tym rejonie, musieliśmy bardzo uważać. Powiedziałem Deversowi, że w żadnym wypadku nie wolno dopuścić do odcięcia i okrążenia jakiejkolwiek większej jednostki35.
Francuzowi w dalszym ciągu niepokoiła sprawa bezpieczeństwa Strasburga. 3 stycznia przybył do mnie de Gaulle. Przedstawiłem mu sytuację, po czym zgodził się ze mną, że plan mój, mający na celu zaoszczędzenie oddziałów w tym rejonie, był z wojskowego punktu widzenia słuszny. Zwrócił jednak uwagę, że od wojny w 1870 roku Strasburg stał się dla narodu francuskiego symbolem. Uważał, że nawet chwilowa utrata tego miasta może spowodować załamanie się nastrojów, LI być może, jawny bunt. Traktował sprawę bardzo poważnie, twierdząc, że w ostateczności uważałby za słuszniejsze rozmieszczenie wszystkich sił francuskich (wokół Strasburga nawet za cenę utraty całej armii niż oddanie miasta bez walki. Przywiósł ze sobą pismo stwierdzające, że jeśli nie wydam rozkazu obrony Strasburga do ostatka, zmuszony będzie do samodzielnego działania. Przypomniałem mu, że armia francuska nie otrzyma amunicji, zaopatrzenia i żywności, jeśli nie będzie posłuszna moim rozkazom, i dodałem uszczypliwie, że gdyby armia francuska zlikwidowała kocioł kolmarski, tego rodzaju sytuacja w ogóle by nie powstała.
Na pierwszy rzut oka mogło się .wydawać, że argumenty de Gaulle'a opierały się na przesłankach politycznych, dyktowanych raczej względami emocjonalnymi niż rozsądkiem. Dla mnie jednak było to zagadnienie wojskowe ze względu na ewentualne niebezpieczeństwo grożące naszym liniom łączności
Ostatnia
483
DInantO ^-<.".
KONTROFENSYWA NIEMIECKA W ARDENACH
Natarcie aliantów, styczeń 1945 r.
Najdalsza linia osiggnięta przez Niemców Front w dniu 18 stycznia
i zaopatrzenia przecina j ącym całą Francję z dwóch kierunków. Zamieszki, niepokój czy rewolta wzdłuż tych linii komunikacyjnych mogły się skończyć naszą klęską na froncie. Ponadto już przed rozpoczęciem się konferencji mieliśmy kryzys >wi Ardenach za sobą. Obecnie prowadziliśmy w wybrzuszeniu działania zaczepne, toteż pragnąc wysłać na front Bradleya wszystkie oddziały, bez których mogliśmy dać sobie radę na innych odcinkach frontu, miałem na uwadze raczej konieczność zwiększenia decydującej siły zwycięstwa niż uniknięcie niepowodzeń. Postanowiłem zmienić rozkazy wydane Dever-sowi. Powiedziałem generałowi de Gauile'oiwd, że natychmiast dam rozkaz Deversowi, aby wycofał się jedynie z wybrzuszeń na północnym krańcu swego frontu i przygotował się w jego środkowej części do stanowczej obrony Strasburga, i że więcej oddziałów nie zabierzemy z 6 Grupy Armii. De Gaulle powitał
484
Krucjata w Europie
tę zmianę z dużym zadowoleniem i wyjechał ode mnie w doskonałym humorze, twierdząc, że ma nieograniczone zaufanie do mojej wiedzy wojskowej36.
Podczas pobytu de Gaulle'a w moim sztabie znajdował się przypadkowo Churchill. Był obecny podczas rozmów, ale nie brał w nich udziału. Po wyjeździe de Gaulle'a spokojnie zauważył: "Sądzę, że postąpiliśmy słusznie i mądrze".
W czasie bitwy LuLtwaffe próbowała rozwinąć intensywniejszą działalność aniżeli kiedykolwiek od początku kampanii. l stycznia lotnictwo niemieckie dokonało najsilniejszego ataku, jaki widzieliśmy od wielu miesięcy. Głównym celem były lotniska aliantów, zwłaszcza te, które znajdowały się w pobliżu wybrzuszenia ardeńskiego i na północ od niego. W ciągu dnia Niemcy zniszczyli wiele naszych samolotów, większość z nich na ziemi. Reakcja naszych myśliwców była szybka i mimo że ponieśliśmy poważne i częściowo niepotrzebne straty, nieprzyjaciel przypłacił to niemal połową atakujących samolotów37.
W dwa dni później, 3 stycznia, l armia, której czołowy rzut stanowił VII korpus, rozpoczęła natarcie na północnym skrzydle i całe niebezpieczeństwo niemieckiego uderzenia znikło. Od tej chwili sprawa wzięcia do niewoli lub zlikwidowania znacznej części sił niemieckich zależała już tylko od dostatecznych postępów w przezwyciężaniu obrony nieprzyjaciela i ośnieżonych stoków Ardenów.
W dalszym ciągu prowadziliśmy natarcie z obu skrzydeł ,w kierunku Houffalize i 16 stycznia oba skrzydła połączyły się w tej miejscowości. Posuwaliśmy się jednak tak powolnie i napotykaliśmy tak duży opór nieprzyjaciela, że większość oddziałów niemieckich działających na zachód od zamykającego się kotła zdołała się wycofać. Po dotarciu do Houffalize obie armie zawróciły na wschód, by zepchnąć Niemców za ich początkową linię wyjściową. W tym czasie l armia (wróciła pod rozkazy generała Bradleya. Amerykańską 9 armię na lewym skrzydle wojsik amerykańskich oddałem chwilowo 21 Grupie Armii, ponieważ przygotowaliśmy plan sforsowania

. ł^łsi cł/ilDKCL t~iTtl&iQ> TT O O
Ostatniaj^^______-----------------------------------------------------------
ki Roer i koncentrycznej operacji przeciwko przeprawom rzeź Ren na odcinku północnym38. Miałem nadzieję, że uda mi się przeprowadzić to natarcie między 8 a 10 lutego, ponieważ zaś wojska Montgomery'ego wciąż jeszcze były bardzo rozciągnięte w rejonie Antwerpii, jedynym sposobem uzyskania dwóch armii potrzebnych do natarcia było wykorzystanie amerykańskiej 9 armii.
Obie strony poniosły w bitwie w Ardenach poważne straty. Zdaniem dowódców frontowych nieprzyjaciel stracił w ciągu miesiąca, od 16 grudnia do 16 stycznia, 120 000 ludzi. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że dowódcy niemieccy przyznali się po wojnie do strat w wysokości 90 000 ludzi, to możemy ocenę naszą uważać za dość ścisłą. Niezależnie od strat w ludziach nieprzyjaciel poniósł poważne straty w czołgach, działach pancernych, samolotach i transporcie samochodowym. Ocenialiśmy je podówczas na 600 czołgów i dział pancernych, 1600 samolotów i 6000 innych pojazdów39. Podczas bitwy w Ardenach nasze wojska lądoiwe zastosowały po raz pierwszy w bitwach lądowych nasz nowy "zapalnik zbliżeniowy". Wynalazek ten niezwykle zwiększał skuteczność ognia artylerii.
Nasze straty były wysokie, przy czym najcięższe poniosła 106 dywizja piechoty. Nie tylko od samego początku znalazła się ona w bardzo trudnym położeniu, lecz, co więcej, wielu jej żołnierzy odcięto i wzięto do niewoli. Równie ciężki los spotkał 28 dywizję; 7 dywizja pancerna poniosła poważne straty podczas bohaterskiej obrony St. Vith. W sumie obliczyliśmy, że straciliśmy 77 000 żołnierzy, z czego 8000 zabitych, 48 000 rannych i 21 000 wziętych do niewoli i zaginionych. Straciliśmy również 733 czołgi i samobieżne działa przeciwpancerne40.
Zaplanowane na 810 lutego natarcie miało być jedynie początkiem serii ciosów, mających zakończyć likwidację Niemców na zachód od Renu. Chciałem możliwie jak najszybciej przejść do ogólnej ofensywy, byłem bowiem przekonany, że nieprzyjaciel zaangażował w bitwie o wybrzuszenie wszystkie swe Pozostałe odwody. Oceniałem, że od tej chwali opór Niemców bidzie znacznie słabszy, zarówno na skutek poniesionych przez
486
Krucjata w Europie
nich strat, jak też ze względu na zniechęcenie, które, moim zdaniem, musiało ogarnąć armię. Ponadto 12 stycznia Rosjanie rozpoczęli co było niesłychanie ważne swą od dawna oczekiwaną potężną ofensywę zimową. Dotarły już do nas meldunki o wielkich postępach Rosjan i nie ulegało wątpliwości, że im szybciej uderzymy, tym większa będzie giwa-rancja, że Niemcy nie zdołają już umocnić swego zachodniego frontu i uniknąć klęski.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MSRy2,16,18,36,37 wykład (1)
16 18 Kwasy
Tor techniczno – koordynacyjny w rywalizacji dwójkowej U 16 18
5 16 18
SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA 16 18 LETNICH UCZNIÓW W ŚRODKOWEJ POLSCE A ICH CODZIENNE ODŻYWIANIE NIE NAUKOWY
PINOP 16 18
16 18 Cellulit na?lowniku
18 16 Styczeń 1995 Spacyfikować jak najszybciej
etykieta 16 03 18 15 29
Akumulator do NISSAN PRIMERA P12 16 16V 18 16V 20 16V 20 i 1

więcej podobnych podstron