07 (190)



















Robert Silverberg     
  Umierając żyjemy

   
. 7 .    





    Wsłuchuję się w srebrny dzwoneczek telefonu. Już późno. Kto to
dzwoni? Może Aldous Huxley spoza grobu dodaje mi odwagi? Doktor Hittner z jakimś
ważnym pytaniem odnośnie do siusiania? Toni, żeby mi powiedzieć, że jest w
pobliżu z tysiącem pastylek wystrzałowego kwasu i że może przyjść? Na pewno. Na
pewno. Z wahaniem gapię się na telefon. Moja siła nawet w najlepszych momentach
nie była w stanie spenetrować świadomości Amerykańskiej Kompanii
Telekomunikacyjnej. Przy piątym dzwonku wzdychając podnoszę słuchawkę i słyszę
słodki kontralt mojej siostry Judyty.
    - Nie przeszkadzam? - typowe zagajenie.
    - Cicha noc w domowych pieleszach. Piszę "na murzyna" pracę
semestralną z "Odysei". Masz jakieś świetne pomysły?
    - Nie dzwoniłeś od dwóch tygodni.
    - Byłem spłukany. Po tej scenie, jaką urządziłaś ostatnim
razem, nie chciałem poruszać tematu pieniędzy, a ostatnio tylko o tym mogłem
myśleć i mówić. Więc nie dzwoniłem.
    - Bzdura - rzekła. - Nie byłam na ciebie zła.
    - Wyglądałaś na wściekłą jak zaraza.
    - Nie myślałam tak naprawdę. Czemu uważasz, że mówiłam serio?
Bo krzyczałam? Naprawdę myślisz, że uważam cię za... za... jak ja cię nazwałam?

    - Chyba leniwym pasożytem.
    - Leniwy pasożyt. Cholera. Byłam wtedy zdenerwowana, Dawidzie.
Miałam problemy osobiste, w dodatku zaczęła mi się miesiączka. Uniosłam się.
Wykrzyczałam po prostu pierwszą bzdurę, jaka mi przyszła do głowy. Ale dlaczego
sądziłeś, że tak myślę? Od kiedy uważasz za prawdę to, co ludzie gadają?
    - Twoje myśli też to mówiły, Judytko.
    - Naprawdę? - Jej głos był nagle cichy i skruszony. Jesteś
pewien?
    - To było jasne i głośne.
    - O Jezu, Dawidku, miej serce. W złości mogłam myśleć wszystko,
ale pod gniewem - pod spodem - musiałeś widzieć, że tak nie myślę. Że cię
kocham, że nie chcę się ciebie pozbyć. Jesteś wszystkim, co mam, ty i dziecko.

    Jej miłość jest dla mnie niestrawna, i ten sentymentalizm też
mi nie smakuje. Mówię:
    - Nie odbieram już wiele tego, co pod spodem, Judyto. Niewiele
do mnie dociera. A zresztą, nie ma się o co spierać. Jestem leniwym pasożytem. I
pożyczyłem od ciebie o wiele więcej, niż możesz dać. Wielki brat, czarna owca,
czuje się wystarczająco winny. Niech mnie diabli, jeśli kiedykolwiek poproszę
cię o pieniądze.
    - Winny? Ty mówisz o winie, kiedy ja...
    - Nie - ostrzegłem ją. - Nie zaczynaj wycieczek na temat winy,
Judytko. Nie teraz.
    Jej wyrzuty sumienia z powodu niedawnego chłodu w stosunku do
mnie śmierdziały jeszcze bardziej niż jej nowo odkryta miłość.
    - Nie czuję się na siłach, by dzisiaj rozdzielać porcję win i
przewin.
    - Dobrze. Dobrze. Więc z pieniędzmi sobie teraz radzisz?
    - Mówiłem ci. Piszę na maszynie te prace. Przeżyję.
    - Może wpadniesz jutro na obiad?
    - Nie, raczej popracuję. Mam dużo tekstów do napisania. To
ruchliwy okres. - Bylibyśmy tylko we dwoje. I oczywiście mały, ale położę go
wcześniej spać. Tylko ty i ja. Moglibyśmy pogadać. Mamy tyle spraw do obgadania.
Czemu nie wpadniesz, Dawidku? Nie musisz harować dzień i noc. Ugotuję coś, co
lubisz. Zrobię spaghetti z ostrym sosem. Cokolwiek. Zaproponuj coś.
    Prosi mnie, ta lodowata siostra, która przez dwadzieścia pięć
lat nie dała mi niczego prócz nienawiści. Wpadnij i pozwól mi pobawić się w
mamusię, Dawidku. Pozwól mi być kochającą siostrzyczką, braciszku.
    - Może pojutrze wieczorem. Zadzwonię.
    - Jutro nie ma szans?
    - Nie sądzę. - W słuchawce cisza. Ona nie chce mnie błagać.
Więc mówię w sam środek tej piszczącej ciszy: - Co u ciebie słychać, Judyto?
Spotykasz się z kimś ciekawym?
    - Z nikim się nie spotykam. - Jej głos jest ostry jak brzytwa.
Od rozwodu minęło dwa i pół roku, śpi, z kim popadnie. Ma trzydzieści jeden lat
i coraz bardziej gorzknieje.
    - Mam dosyć mężczyzn. Może zrezygnuję z nich na zawsze. Nawet
jeśli nigdy nie będę już się pieprzyć, to mam to gdzieś. Zduszam w sobie ponury
śmiech.
    - A co stało się z tym agentem z biura podróży, z którym się
spotykałaś? Z Mickeyem?
    - Miał na imię Marty. To było oszustwo. Obwiózł mnie po całej
Europie za 10% opłaty. Inaczej nigdy nie byłoby mnie na to stać. Po prostu go
wykorzystałam.
    - I co dalej?
    - Czuję się przez to cholernie głupio. Zerwałam z nim w zeszłym
miesiącu. Nie byłam w nim zakochana. Chyba nawet go nie lubiłam.
    - Ale grałaś w to wystarczająco długo, żeby załatwić najpierw
wycieczkę do Europy?
    - Jego to nic nie kosztowało. Ja miałam iść z nim do łóżka, a
on wypełnić formularz. A tak w ogóle, to co ty chcesz powiedzieć? Że jestem
kurwą?
    - Judytko...
    - Dobrze, jestem kurwą. Ale przynajmniej teraz próbuję wyjść na
prostą. Masa świeżego soku z pomarańczy i tony dobrej lektury. Właśnie czytam
Prousta, czy uwierzysz? Teraz skończyłam "W stronę Swanna", a jutro...
    - Judytko, mam jeszcze dzisiaj trochę pracy.
    - Przepraszam. Nie chcę przeszkadzać. A więc wpadniesz na obiad
w tym tygodniu?
    - Pomyślę o tym. Dam ci znać.
    - Czemu ty mnie tak nienawidzisz, Daw?
    - To nieprawda. Zdaje się, że mieliśmy już skończyć tę rozmowę.

    - Nie zapomnij zadzwonić - mówi. Tonący łapie się brzytwy.


następny    









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
07 Charakteryzowanie budowy pojazdów samochodowych
9 01 07 drzewa binarne
02 07
str 04 07 maruszewski
07 GIMP od podstaw, cz 4 Przekształcenia
07 Komórki abortowanych dzieci w Pepsi
07 Badanie „Polacy o ADHD”
CKE 07 Oryginalny arkusz maturalny PR Fizyka
07 Wszyscy jesteśmy obserwowani
R 05 07
07 kaertchen wortstellung hs

więcej podobnych podstron