Wolfgang Jeschke Błąkając się u śmierci bram


TÅ‚umaczenie z niemieckiego Sally Schiller i Anne Calveley
TÅ‚umaczenie na polski - cranky
 «Åšpisz, Achillu! Nie myÅ›lisz nad Patrokla losem!
Więc się już rysy moje z twej pamięci starły?
Żyjący miły byłem, zapomnian umarły?
Żebym wniść mógł do Hada, nie zwlekaj pogrzebu!
Blade mury nie dają wstępu do Erebu,
Rzeki przebrnąć nie daje umarłych gromada,
A tak nędzny się błąkam po krainie Hada.
Achillu! Daj mi rękę, niech moją uściska!
Spalony, już nie przyjdę z ciemnego siedliska;
- Homer, Iliada, księga XXIII, tłum. tłum. Franciszek Ksawery
Dmochowski
2
 Ośmiornica ma osiem żyć - powiedział Spiros i uderzył nią jeszcze raz i
jeszcze, we wgłębienie, jakie śmierć wydrążyła przez lata w marmurze
falochronu   i każde z tych ośmiu żyć trzeba z niej wytłuc. Chwycił wilgotny
zezwłok o kolorze masy perłowej swoją silną, opaloną na brąz ręką i zatopił
go w żółtym, plastikowym wiadrze pełnym wody. Macki wygięły się i owinęły
wokół jego nadgarstka. Nie dało się powiedzieć, czy było to spowodowane
ruchem wody, czy ostatnim, konwulsyjnym przebłyskiem życia.
Ośmiorniczka znów została ciśnięta o wgłębienie w kamieniu i ociężale odbiła
się drętwiejąc w agonii. Dwójka dzieci obserwowała to zafascynowana. Oczy
Spirosa powędrowały w górę szczupłych, opalonych ud dziewczynki kucającej
przed nim, ale nie napotkały nic bardziej ekscytującego niż para czystych,
białych majtek z napisem Niedziela. Zauważył, że chłopiec przycupnięty po
jego lewej na falochronie śledził jego pożądliwe spojrzenie i szybko zaczął
udawać, że wyciera sól z kącika oka.
 Tylko kot ma więcej żyć, - powiedział i chwycił ośmiornicę, by uderzyć nią
jeszcze raz,  i ci bogacze pochowani tam w Nekyomanteionie. Oni majÄ… tyle
żyć, na ile ich stać. Podniósł się ze stęknięciem. Pod jego podartą koszulą 
wybieloną przez wielokrotne suszenie w słońcu na zakurzonych łodygach
kaktusów  widoczne były kędziory czarnych włosów. Ciemna skóra na jego
ramionach nakrapiana była wyschniętymi kroplami słonej wody.
Powykręcane palce jego stóp w zużytych, plastikowych sandałach, wyglądały
jak brązowe, sękate korzenie.
 Co z tymi bogatymi ludzmi? zapytała Eurydyka, osłaniając oczy od
słońca, kiedy patrzyła w górę na rybaka stojącego przed nią.
 Ciała zmarłych są odgrzewane w Nekyomanteionie. powiedział.
 Oni nie są odgrzewani, oni są przywracani do życia. poprawił chłopiec z
pedanteriÄ….
Spiros przypatrzył mu się w zamyśleniu.  Dobra, są przywracani do życia.
powiedział.  Mają do tego specjalne maszyny. Jeśli masz mnóstwo pieniędzy
możesz iść i zrobić sobie rejestrację. A kiedy umrzesz twoja rodzina zbiera się
i każdy wpłaca udział na specjalny fundusz. A wtedy zostajesz przywrócony
do życia na dzień lub dwa i możesz z nimi świętować. Tylko że to kosztuje
cholernie dużo pieniędzy! Wzruszył ramionami.  Ale to zawsze kosztowało
mnóstwo pieniędzy, sprawić, by odwiedzili nas znów ci, co od dawna nie żyją.
Jednak nawet ponad dwa tysiące lat temu był to w tym rejonie kwitnący
biznes.
 To nieprawda. powiedział Alexandros.  Maszyny MIDAS nie były wtedy
jeszcze wynalezione.
 Starożytni nie potrzebowali żadnych maszyn. Spiros splunął do ciemnej
wody małego basenu portowego, pełnego plastikowych toreb, które wyglądały
jak wyblakłe meduzy.  Ale nawet wtedy mieli maszyny. Kilka zostało
odnalezionych w ruinach.
Alexandros pokręcił głową.
3
 Chcesz się założyć? Zapytał Spiros i uśmiechnął się wyzywająco. Przez
szparę w przednich zębach, gdzie podczas sztormu został uderzony przez
wiosło, błyszczały jego mokre, czerwonawo-różowe dziąsła. Eurydyka
odwróciła się z obrzydzeniem.
 Zapytaj wujka! Skinął w moim kierunku.  Może ci opowiedzieć o tym
prawdziwÄ… historiÄ™.
Stary głupcze, pomyślałem. Pewnie, że on też wszystko o tym wiedział,
wszyscy wiedzieli:  Apostoles, młody syn właściciela hotelu spał z
Germinadą, Frau Doktor, która kierowała wykopaliskami w
Nekyomanteion... Nienawidziłem bezzębnego uśmiechu staruszka. Jego
lubieżności i dumie z greckiej męskości wtórowały nerwowe stukanie i
pstrykanie koralików greckiego różańca.  Pokazał jej. O, Boże, pokazałem
Irini... Ale czy powinienem był jej odmówić? Czy byłbym w stanie?
 Może i znalezli maszyny, powiedział Alexandros.  Ale na pewno nie
amerykańskie maszyny  tylko jakiś rodzaj prymitywnych śmieci!
Na przystani ruszył silnik kutra. Pociągnąłem nosem z przyjemnością,
wdychając zapach spalanego diesla. Nieczęsto już można go poczuć. Ktoś coś
zawołał, ale nie mogłem zrozumieć co próbował powiedzieć... Hałas silnika
narastał. Aódz zatrzymała się przy wejściu do portu gdzie betonowy falochron
sterczał w błyszczącym oceanie jak ogromna, zardzewiała linijka. Fale
wzbudzone przez łódz przetaczały się wzdłuż nabrzeża, wywołując ruch
wśród plastikowych meduz.
Eurydyka chwyciła macki ośmiornicy i pozwoliła im wyśliznąć się z jej
małej dłoni.  Czy ona tez może być przywrócona do życia?
Spiros podniósł stworzenie i popatrzył na nie.  Mój Boże, Eurydyko, cieszę
się, że bestia jest martwa. Zaśmiał się.  Ale kto wie, może mogą ją również
przywrócić do życia.
 Tylko jeśli najpierw zrobili jej rejestrację. Powiedział Alexandros.  Tylko w
takim wypadku może być wykonana kopia.
Pogrążając się w myślach Spiros spojrzał na chłopca.  Dobrze byłoby mieć
taką rejestrację. Wtedy mógłbym przywracać ośmiornicę do życia codziennie.
Niewiele ich już tam zostało. Wskazał ruchem głowy w kierunku morza.
 Kiedyś mogłem złapać tuzin albo więcej w czasie jednej nocy. Opróżnił
plastikowe wiadro i wrzucił do niego ośmiornicę.
Alexandros podszedł do mojego stolika.  Co on chciał przez to powiedzieć?
zapytał marszcząc brwi.  Przywracanie ludzi do życia w Nekyomanteionie jest
naprawdę nowością, prawda? Jak mogli przywracać ludzi do życia ponad
dwa tysiące lat temu? Miał dość pulchną figurę i okrągłą twarz Leandrosa,
swojego ojca, ale upartą dociekliwość mojego brata, Nikosa. Całe szczęście,
pomyślałem, że nie masz jego oczu, tego bezlitosnego spojrzenia
inkwizytorskiego belfra.
 Czym przyjeżdża do nas Wujek Nikos? zapytałem.
 Przyjedzie samochodem z Wujkiem Dimitriosem. Zmarszczki koło jego
brwi stały się głębsze.  Co miał na myśli Spiros kiedy mówił, że martwi ludzie
byli przywracani do życia dwa tysiące lat temu?
4
 To wszystko było wielkim oszustwem.
W młodości pomagałem przy wykopaliskach starego Nekyomanteionu.
Kobieta z Niemiec nadzorowała prace, a czasami z Aten przyjeżdżał Profesor.
Zawsze zatrzymywał się w hotelu moich rodziców. A Germinada, czyli Frau
Doktor, czasami przychodziła do nas cos zjeść i opowiadała historie
zamierzchłych czasów.
Irini, czy pamiętasz jak promienne było wszystko wokół nas? Mój Boże,
dokąd uleciał ten czas? Życie? Ona była wtedy nieco po czterdziestce. Teram
musi już mieć ponad siedemdziesiąt lat. Staruszka? Nie, pamiętam cię dużo
młodszą niż byłaś wtedy naprawdę, Irini.
Czas jest taki okrutny!
 Jak mogli oszukiwać przy czymś takim? Albo potrafili przywrócić
martwego do życia, albo nie potrafili. powiedział Alexandros.
 Opowiem ci o tym przy innym razem.
 Ale ja chcę się dowiedzieć teraz!
Spojrzałem na brzydki, nowoczesny, betonowy hotel na drugim końcu
plaży, pokryty wielkimi, czerwonymi plamami jakiegoś rodzaju bardzo
trującego pestycydu, jakiego próbowano używać, żeby zapanować nad
rozwojem porostów w betonowych ścianach. W czasach mojej młodości w
tym miejscu znajdował się stary wiatrak. Latem goście mogli kupować bilety
na wycieczki łodziami na Paxos i Kerkirę. Kiedy wiatrak był świeżo
odmalowany, wydawał się tak biały i jasny, taki lekki pomimo swej ociężałej
formy  jakby potrzebował tylko drobnego podmuchu wiatru, by odlecieć
wraz z obłokami.
****
 To był cwany, lukratywny szwindel, który kwitł przez długie lata.
Obiecywali, ze zaprowadzą ludzi do wejścia do Hadesu, gdzie będą mogli
spotkać swoich zmarłych krewnych i znajomych.
Irini siedziała przytrzymując łokciami papierowy obrus, który mimo
zabezpieczającej go gumowej bandy podwiewany był przez wiatr.  Acheron,
koniec świata żywych, rzeka pomiędzy życiem i zaświatami, gdzie jak
wierzono znajdowała się granica królestwa zmarłych. Co za wspaniale
miejsce na skomercjalizowanie mitu! Kilku szarlatanów, aktorów i
robotników zebrało się razem i zbudowało miejsce spotkań dla żywych i
zmarłych tam na wzgórzu. Nawet Homer o nim wspomniał.
Irini wzięła cienki, brązowy pisak, który nosiła na skórzanym rzemyku
zawieszonym na szyi i narysowała na obrusie serię prostokątów. Zbudowali
labirynt z małych pokoi bez okien. W środku musiało być ciemno, by wzmóc
siły koncentracji i oczyszczenia duszy. Towarzyszyła temu specjalna dieta, do
której dodawano jakichś narkotyków, prawdopodobnie sporyszu. Od
pielgrzymów oczekiwano przygotowywania się na ten doniosły moment,
kiedy to mieli spotkać swoich zmarłych. Chęć powtórnego ujrzenia swoich
krewnych była ogromna  być może z powodu wciąż żywych uczuć do swych
5
ukochanych  choć bardziej prawdopodobne, że z innych powodów. Często
zmarły zabierał do grobu tajemnicę i pielgrzymi używali tej metody, by
spróbować ją od niego wyłudzić. Tajemnice takie jak gdzie zmarły ukrył
pieniądze lub czy pozostawił po sobie jakieś ukryte kosztowności.
Moj ojciec obrzucił prostokąty pełnym powątpiewania wzrokiem.  Przynieś
Frau Doktor jeszcze jeden kieliszek wina! powiedział do Nikosa; nie podobał
mu się sposób, w jaki chłopiec ubóstwiał Irini, pochłaniając każde słowo,
jakie wypowiadała. On nie zaprzątał sobie myśli nauką.
 Kapłani napełniali swe brzuchy mięsem zwierząt używanych w rytuałach
ofiarnych. Zajmujący pokoje odchodzili głodni. Irini stuknęła swoim
pisakiem w narysowany labirynt.  Profesor Dakaris, który pierwszy rozpoczął
wykopaliska na tym terenie czterdzieści lat temu, musiał wywiezć stąd tony
rozłożonej w ziemi krwi. Gleba dookoła musiała być kiedyś dosłownie
przesiąknięta krwią.
 Mówi się, że zabierało to trzy tygodnie, zanim klienci osiągali wymagany
poziom oczyszczenia, by być prowadzeni jeden za drugim przez labirynt. Jeśli
ciemność, post i narkotyki nie zadziałały używali zimnej wody, rytualnego
kamienowania i prochów z palonych kości. Jeszcze zaradniejsi byli jeśli
chodzi o akustykę. Używając  jako zapasowych efektów  tajemniczych
hałasów w ciemności, szepczących głosów i mrożącego krew w żyłach wycia.
Irini narysowała duży prostokąt.  Po tym wszystkim kandydat prowadzony
był do obszernej, całkowicie ciemnej sali w piwnicy. Pomieszczenie musiało
sprawiać wrażenie ogromnej szerokości i przestrzeni po niewielkich
komorach labiryntu. Był to przedsionek Hadesu. Na drugim końcu
podziemia postać podświetlona przy pomocy luster i okryta bielą opuszczana
była za pomocą platformowej, teatralnej windy  elementy maszynerii zostały
faktycznie odnalezione. Postać stała u wejścia do zaświatów i oczekiwała na
pytania pielgrzyma. Czy zmarły kiedykolwiek odpowiadał  tego nie wiadomo.
 Klient jednakże, w międzyczasie całkowicie zdezorientowany i
doprowadzony na skraj szaleństwa, gotów był w dziwnej postaci rozpoznać
kogokolwiek lub cokolwiek i był zadowolony z każdej zagadkowej
odpowiedzi, byleby wyrwać się z tego czyśćca i zobaczyć jeszcze raz światło
słońca.
 To wszystko wydaje mi się mocno podejrzane, powiedział ojciec,
 Tajemnicze wydarzenia przypisane kilku zaledwie starym kamieniom.
Wysunął agresywnie podbródek.  Acheron, koniec świata żywych, tak
sądzisz, co? Grecy zawsze żyli na północ od Acheronu. Znam rodziny w
górach, dobre, greckie rodziny, które żyły tam przed tym Homerem. A kim ot
tak w ogóle był, co? Był może z Aten? 
 Nie wiem, powiedziała Irini i w roztargnieniu gładziła swoją bransoletkę 
bazyliszka ze szmaragdowymi oczami, który zdawał się pożerać własny ogon,
 być może z Azji Mniejszej.
 Turek! sapnął i nastroszył wąsy, które wyglądały jakby ktoś przykleił
muchę pod jego nosem.  Co on wiedział o naszym kraju? Zmiótł Homera ze
stołu jak zeschniętą pestkę oliwki. Koniec świata żywych był znacznie dalej
na północ, zapewnił ich, nie na Acheronie, ale dalej na północ, w Albanii. A
6
cała historia brzmiała dla niego jak typowy pic na wodę.  Jednakże,
powiedział i klepnął ją pojednawczo w ramię,  to twoja praca wykopywać
stare kamienie i układać o nich historie. Gapiłem się przez szerokie wycięcie
rękawa jej jasnoniebieskiej, lnianej sukienki i kontemplowałem
zafascynowany jedną z jej jędrnych, małych, opalonych piersi. Wyglądała tak
młodo ze swoją wysmukłą figurą, z jasnoblond włosami obciętymi krótko 
zdawała się młodsza od młodych dziewcząt. Zmarszczki wokół jej ust i oczu
wskazywały, że była starsza. Lecz kiedy się śmiała, odchodziły w
zapomnienie.
****
Archeologowie i ich zespól pracowali do godziny pierwszej, następnie mieli
przerwę i wracali do pracy o czwartej. Szybko zdałem sobie sprawę, że kiedy
pogoda była dobra Irini w czasie południowej przerwy jezdziła na plażę swoim
skuterem. Pewnego razu pojechałem za nią moim rowerem. Podczołgałem się
przez zarośla i trzciny. Leżała nie dalej niż pięć lub sześć metrów ode mnie.
Była naga, miała na sobie tylko słomkowy kapelusz z szerokim rondem, by
osłaniać książkę, która czytała, a jej drobne pośladki były równie brązowe
jak jej nogi i plecy. Byłem strasznie podniecony i miałem w połowie
opuszczone kąpielówki. Wokół słychać było tylko suchy szelest trzcin.
Duszący upał sprawiał, że ciężko było oddychać. Przez moment bawiłem się
szalonym pomysłem, by po prostu pojawić się przed nią nago. Niedaleko
parsknął osioł. Był przywiązany do kwitnącego w całej okazałości drzewa
granatu. Szarpał głową starając się pozbyć postronka i patrzył na mnie
obojętnie.
 To nie jest właściwy sposób, w jaki należy się do tego zabierać,
młodzieńcze, powiedziała stojąc przede mną i uśmiechając się. W swej
nagości, z twarzą ocieniona przez słomkowy kapelusz wyglądała jeszcze
bardziej jak młoda dziewczyna.  Albo podciągnij kąpielówki i uciekaj stąd,
albo zdejmij je całkiem.
Była cierpliwą nauczycielką. Pierwszy raz był okropny. Śpieszyłem się tak,
jakby z zarośli miało wyskoczyć lada moment i zaatakować mnie stado
wygłodniałych psów z pianą na pyskach. Uśmiechając się, wytarła ziarenka
piasku z moich policzków, podczas kiedy ja leżałem przy niej całkiem bez
tchu, pokonany własną zuchwałością i jej niespodziewanymi względami.
Często spotykaliśmy się na plaży. Wykradałem się niemal co dzień w
południe, kiedy nie było wielu gości. Przynosiłem chleb, ser i owoce.
Patrzyłem jak ona je, a czasem, rzadko, jadłem razem z nią.
 Czemu nic nie jesz? pytała.
 Już jadłem, Kłamałem. Dlaczego? Czy to podniecenie dławiło mnie tak
bardzo, że nie mogłem jeść? Być może. Podświadomie składałem rodzaj
ofiarnego daru  kilka kawałków koziego sera złożone na kartce papieru i
skropione oliwą, kilka oliwek, winogron i chleb by zaspokoić bogów i sprawić
by cud trwał dalej. Jadła delektując się. Kochaliśmy się, pływaliśmy w
oceanie, leżeliśmy w słońcu i kochaliśmy się znowu.
7
Któregoś razu Nikos musiał coś zauważyć i potajemnie pojechał za mną.
 Obserwowałem ciebie i Frau Doktor, wyszeptał z twarzą bladą jak u
ducha i drżącymi ustami. Uderzyłem go pięścią w pierś tak, ze upadł na
ziemię.  Pieprzyłeś ją, wysyczał pełen nienawiści.  Opowiem Ojcu.
Wiedziałem, że chętnie wezmie łapówkę. Zawsze potrzebował pieniędzy na
akcesoria i inne elementy do swojego domowego komputera.
Zaproponowałem mu tysiąc drachm, zażądał dwóch tysięcy. Bez zwłoki
dałem mu pieniądze, bo wiedziałem jakiej kary należy spodziewać się z
twardej ręki mojego ojca. Niemniej jednak, kiedy w końcu mój ojciec usłyszał
o tym, wybuchnął głośnym śmiechem, a kiedy Matka narzekała na Irini,
określając ją jako  tą okropną osobę, tą Germinadę, śmiał się jeszcze
głośniej.
 Czy ona cię uwiodła& ? Zapytał Nikos i gapił się na mnie.
Podstawiłem pięść pod jego nos i powiedziałem.  Spadaj! W ten czy inny
sposób cala wioska musiała się jednak o tym dowiedzieć. Wszyscy mieli
niezły ubaw, to znaczy mężczyzni, zwłaszcza starsi mężczyzni. Nienawidziłem
za to mojego brata, chociaż  kto wie?  być może on nikomu nie powiedział.
Być może inni mnie wyśledzili. Ale nienawidziłem go przede wszystkim,
ponieważ skradł tą tajemnicę, która należała tylko do mnie i Irini.
****
Cud nie przetrwał dłużej. Jesienią archeologowie powrócili do Aten. Nigdy
więcej nie zobaczyłem Irini. Napisałem ponad tuzin namiętnych listów
miłosnych, ale nigdy ich nie wysłałem. Wciąż mam je dzisiaj. Następnego
roku przyszła pocztówka. Irini była na jakichś wykopaliskach na Cyprze.
 Droga rodzino Katsuranis, napisała. Mojego imienia nie było na kartce.
Ojciec przypiął pocztówkę pinezką do ściany za barem jak trofeum. Jakiś
czas pózniej kartka zniknęła. Prawdopodobnie matka ją podarła. Czasami
spoglądała na mnie jakbym zrobił coś oburzającego. Jednakże, kiedy
opuszczałem ze wstydem oczy, uśmiechała się.
Czasem jezdziłem na ta plażę i zastawałem ją przerazliwie pustą i
sprofanowanÄ… przez obcych.
****
 Czy stary Nekyomanteion nie ma absolutnie nic wspólnego z tym nowym?
Zapytał Alexandros.
Potrząsnąłem głową.
 Czy Dimitrios i Nikos wciąż jeszcze nie przyjechali? zawołała Helena z
hotelu.
 Nie! odkrzyknąłem do niej.  Myślę, że zamknęli most w Stratos  jest
niebezpieczeństwo, że się zawali! Prawdopodobnie będą musieli pojechać
drogÄ… przez Astakos, Prebeza.
8
 Wszystko w ruinie. Wszystko! Wszystko! Lamentowała Helena w
odpowiedzi.  Cały świat jest w ruinie .
 Kilka brzydkich betonowych bloków to jeszcze nie cały świat. To poetycka
sprawiedliwość natury.
 Porosty zjadają beton, powiedział Alexandros.
 Tak, zmutowane porosty. Nazywają je  Szczepem Klondike , ponieważ po
raz pierwszy pojawiły się na Alasce.
 Dlaczego po prostu ich nie wypleniÄ…?
 Drogi młodzieńcze, to by kosztowało więcej, niż świat byłby w stanie
zapłacić. A poza tym, absolutnie mnie nie obejdzie, jeśli ten szkaradny
budynek zniknie. Wskazałem na hotel na wzgórzu.  Przy tak ogromnych
ilościach betonu na pożywkę ten organizm może się reprodukować w
niepokojącym tempie. Nie da się go zatrzymać.
 Ale te wszystkie mosty, tunele, wieżowce& ?
Wzruszyłem ramionami.  Nie potrzebujemy ich żeby przetrwać. A jeśli
będziemy coś budować użyjemy cegieł lub kamieni. Budowle wykonane z
kamieni lub cegieł są o wiele ładniejsze.
Alexandros wpatrywał się we mnie w zdumieniu. Duch mojego brata
Nikosa. Wielu potajemnie cieszyło się, że trasy wodnego transportu
śródlądowego stawały się bezużyteczne, rozciągnięte estakady autostrad i
dumne konstrukcje mostów kruszyły się, a te należące do bogaczy brzydkie,
betonowe budynki zostały skazane przez porosty  wszystkie one wymagały
koniecznych i kosztownych napraw. Tym niemniej ludzie w tej części świata
naiwnie trzymali się przeświadczenia, że postęp techniczny za wszelką cenę
musi być rzeczą pożądaną. Porosty były tylko kolejną przeszkodą na drodze
postępu. Czy naprawdę wierzysz, Apostolesie, że możemy radzić sobie bez
postępu? Nie, ale nie chce być kontrolowany przez ludzi, którzy są
zainteresowani jedynie tym, co jest technologicznie wykonalne, i których
jedyną poza tym cechą charakterystyczną jest zły gust.
 Już jadą, Zawołała Euryduka zbliżając się do nas biegiem, pozbawiona
tchu. Obróciła się i pobiegła na parking.
Podjechała ciemnoczerwona Mazda Electric. Wysiedli z niej Nikos i
Dimitrios. Otoczyły ich dzieci. Wstałem. W drzwiach pojawili się Leandros i
Helena.
 Wejdzcie do nas na taras! Gorąco dzisiaj, zawołała Helena  Czemu nie
zaparkujesz samochodu w cieniu, Dimitrios?
 Za godzinę tam nie będzie żadnego cienia, Heleno. Będzie tam, gdzie teraz
jest samochód. Powiedział Dimitrios i cmoknął ją w policzek.
 Skąd wy, faceci, zawsze wiecie gdzie i kiedy będzie cień?  spytała i
przegarnęła pukiel włosów za ucho. Nosiła staroświecką fryzurę  włosy
splecione i upięte z tyłu głowy w kok.  Wy, mężczyzni zawsze macie czas, by
obserwować kierunek ruchu słońca, podczas kiedy my, kobiety, musimy
harować co dzień, przez cały rok od świtu do zmierzchu  soboty, niedziele,
aż padniemy trupem. Ja na pewno umrę przy robocie, tego jestem pewna!
Och, siostro, pomyślałem, Gdybyś ty miała choć niewielką część tej dumy,
9
jaką miała Matka, część jej zrozumienia. Ale Helena należała do tych, co
zawsze narzekają na swój ciężki los i nie maja poza tym życiu innych
zainteresowań.
Leandros, jej mąż, stał niedaleko z miną obwinionego, trzymając na
brzuchu swoje, podobne do szufli, dłonie.
 Siadajcie! Siadajcie! zawołała. Jeszcze nie skończyłam. Apostoles,
przynieś ouzo, podaj wino! Jesteście głodni? Nie czekając na odpowiedz
pobiegła krzątać się w domu.
Ośmiornica leżała w szklanej lodówce, na jej przypominającym plastik ciele
widać było starcze plamy. Przyssawki wyglądały jak przyczepione do skóry
małe, fioletowe krążki o dokładnie zaostrzonych brzegach. Przeżyła swoje
osiem żyć. Końcówki macek, bezwładne po śmierci, zwisały przez szczeliny
drucianej półki lodówki. Życie zredukowane do kupki protein.
Czy można ją przywrócić do życia?
Butelka wina była zimna i śliska, i prawie ją upuściłem. Wypłukałem
szklanki.
****
Przeszkody  nic tylko przeszkody! Jakże pełen nadziei musiał być świat w
tamte dni! To musiało być krótko po przełomie wieków. Multimanna! Projekt
biblijnych rozmiarów! Projekt przekraczający wszelkie projekty! Cudowny
sposób stwarzania chleba. Wykarmienie dziesięciu tysięcy& nie, miliona,
dziesięciu milionów, stu milionów, miliardów głodujących na świecie.
Zwycięstwo elektroniki nad głodem. Proteiny zarejestrowane na
magnetycznym dysku, a następnie reprodukowane z substancji
nieożywionych, z węgla, wodoru, tlenu, siarki i Bóg jeden wie jakich jeszcze
atomów  przy użyciu komputerowej matrycy i wymieszane wszystkie razem
w komorze wirowej. Nieograniczona ilość pojemników jedzenia, opakowanie
zintegrowane w programie. Multimanna. Ostateczne zwycięstwo nad głodem!
Chleb dla świata w formie elektronicznie syntezowanego kurczaka  jedzenie
zarówno dla Hindusów, jak i Sudańczyków, Meksykanów, Pakistańczyków i
Hotentotów  bez niedorzecznych religijnych tabu mogących zatrzymać
prawdziwą produkcję masową; MIDAS był kosztowny, bardzo kosztowny i
opłacalny wyłącznie w wielkiej skali. Naturalnie, nowa technologia
produkowała również coś dla podniebień bogaczy  wyrafinowane jadłospisy
autorstwa najlepszych kucharzy świata komponowane w studio. Świeży
aromat i osiągnięcia geniuszów kreatywności przechowywane na wieczność
na dyskach. Zarejestrowana prawdziwa haute cuisine. Koszt, oczywiście
horrendalny  samo wyposażenie techniczne kosztowałoby fortunę.
A potem rozczarowane, ponure miny. U świnek morskich rozwijają się
symptomy zatrucia. UmierajÄ… tysiÄ…cami, podczas kiedy inne, karmione ta
10
samÄ… MultimannÄ… cieszÄ… siÄ™ najlepszym zdrowiem. Tajemnicze, trujÄ…ce
substancje, przekłamane grupy molekuł, osady zmutowanych atomów,
niebezpieczeństwo powstawania zabójczych związków chemicznych.
 Błędy w wykonywaniu programu, powiedzieli naukowcy z CalTech i
NASA. Ulepszone skanowanie matrycy i lepsze komputery do rekonstrukcji
molekularnej struktury wyeliminują takie usterki  sprawią, że możliwe
będzie produkowanie kopii żywych stworzeń, kopii istot ludzkich
(Multimanna powstała tylko przy okazji projektu, tak jak patelnie z powłoką
teflonową powstały przy okazji projektu Apollo). To wszystko było tylko
ilościowym problemem pojemności dysków i przesytu danych.
Byłem zafascynowany ideą przechytrzenia czasu poprzez wykorzystanie
ponadczasowych kopii. Dwoje kochanków  których kopie spotykają się
wciąż od nowa  tak młodych jak byliśmy wtedy my, Irini. Symultaniczny
program ponad stuleciami. Drobny detal dla komputera.
 Co to MIDAS? zapytałem Nikosa.
Popatrzył na mnie w zdumieniu.
 System Integracji Molekularnej i Grupowania Cyfrowego - Molecular
Integrating and Digital Assembling System, powiedział.  Wykorzystuje tą
samą zasadę co ekran telewizora, tylko w bardzo złożonej wersji i w trzech
wymiarach. W określonym wycinku obrazowanej przestrzeni obmierzony
zostaje każdy atom w cząsteczce a dane z pomiarów zostają zapamiętane.
Przy użyciu tych danych  analogicznie jak na dwuwymiarowym ekranie
telewizyjnym  tworzy się trójwymiarową kopię. Ma to miejsce w komorze
wirowej, która zawiera atomy niezbędne do złożenia kopii. Seria
indukowanych przez komputer pól magnetycznych reorganizuje materię w
dokładnie identycznej formie jak w oryginale. Szybkość reprodukcji zależy od
złożoności wzorca cząsteczkowego. Podczas kiedy monetę można
reprodukować prawdopodobnie w ciągu sekund, to godziny, jeśli nie dni
zajmie stworzenie istoty ludzkiej.
NASA naprawdę liczyła na to. Można było wysłać bezzałogowe obserwatoria
z wyposażeniem MIDAS na orbity wokół każdej planety, wysłać bezzałogowe
statki kosmiczne do Alfa Centauri, do Gwiazdy Barnarda, do Syriusza, - i
przesłać załogi pózniej, z prędkością światła, kiedy już statki dotarły do
celów.
Nikos przywołał trasy lotów na ekranie swojego komputera. Wyskakiwały z
układu słonecznego, tkały swe ścieżki poprzez odlegle pola grawitacyjne i
niczym lassa z promienia zielonego światła okręcały się wokół dalekich słońc.
Patrzył na naukowców pojawiających się na ekranie i śpieszących do
instrumentów aby pomierzyć i skatalogować cuda wszechświata.
 To zwycięstwo ludzkości nad przestrzenią i czasem, powiedział Nikos.
Jego oczy były w kolorze czystego, jasnego błękitu, oczy nordyckich
zdobywców lub niewolników. Takie oczy często pojawiały się niespodziewanie
wśród naszych ludzi, pokolenia pózniej, błyszcząc niczym akwamaryn z głębi
starego, ciemnego kamienia. Zawsze nienawidziłem jego oczu. Zresztą jego
też nigdy nie lubiłem.
11
No i byli też ci inni, sceptycy. Zawsze mówili, że nigdy nie będzie możliwe
osiągnięcie tej hi-fi jakości, jakiej takie żywe komórki wymagają.
Neuronowych i enzymatycznych zakłóceń, trucizn, kancerogenów i
deformacji nie dało się uniknąć. Kopie żyjących organizmów nie będą
żywotne.
Miałem wizję statku kosmicznego, przepływającego przez kosmos niczym
Tratwa Meduzy, deliryczni rozbitkowie wciąż lgną do wraku, wszędzie cisza
śmierci i rozkładu. Sylwetki pokryte krwią zataczają się zawodząc po
korytarzach. Inni nieświadomi wszystkiego wokół, siedzą załamani nad
swoimi urządzeniami, przeklinając tych, którzy im to uczynili  którzy wysłali
ich w tą podroż bez możliwości powrotu.
Dawno już zostało stworzone żałosne określenie dla nich: Morituri 
straceńcy  bohaterowie nauki, którzy zobaczyli gwiazdy a potem pomarli.
Jednakże technicy MIDASa, ze swoim precyzyjnym instynktem do
właściwych słów nazwali ich  mutantami danych .
Pojawił się człowiek nazwiskiem Horacy Simonson, matematyk, który
dowiódł, że poziom błędów wynoszący tyle a tyle na tysiąc jest najniższym
osiągalnym limitem, ponieważ sam proces wykonywania rejestracji
oddziałuje na strukturę molekularną. Kopia, choćby powielanie było nie
wiadomo jak dokładne będzie zawsze podlegać pewnej liczbie przekłamań 
rodzaj Zasady Nieoznaczoności Haisenberga dla bioelektroniki. Oznaczało to
zatrute mięso kurczaka dla głodujących, oznaczało kalekich astronautów z
tendencjami do samoczynnych krwotoków, niezdolnych do wykonywania
swoich misji, oznaczało nawet  co gorsza  okrutne niespodzianki
powodowane przez odchodzenie kolejnych otrutych członków ekspedycji
(chyba, że hołdując starej tradycji ma się kogoś, kto będzie najpierw
próbował naszego jedzenia, lub jeśli lubi się grę w rosyjska ruletkę).
****
Kongres odwołał fundusze na dalsze badania. To było szansą dla
Nekyomanteion u. Przedsiębiorstwo pozyskało patent na procedurę
wykonywania rejestracji i kopiowania za dwanaście miliardów dolarów. Rząd
amerykański zainwestował już sumę ponad dziesięć razy większą. Tak zwany
Dekret Aazarza zastrzegał, że wolno wykonywać wyłącznie kopie ludzi,
których śmierć mogła zostać potwierdzona (z prawnego oraz
identyfikacyjnego punktu widzenia). Elektroniczna nieśmiertelność i
tymczasowe wskrzeszenie stały się osiągalne. Oczywiście, typowym
amerykańskim dążeniem do sensacji było założenie przedstawicielstwa
światowej sławy korporacji dokładnie w tym samym miejscu, gdzie dwa i pół
tysiąca lat wcześniej rozkwitał stary Nekyomanteion.
****
12
Na kamiennej podłodze pod liśćmi winorośli układał się wzór ze
słonecznych plam. Nakrapiane słońcem twarze odwróciły się, by mnie
powitać. Dimitrios, mój straszy brat, przyjechał z Patras z Nikosem. Siedzieli
wokół stołu. Leandros, mąż Heleny dołączył do nich. List, przyciśnięty
kamieniem leżał na stole przed nim. Obok niego znajdowała się dwójka jego
dzieci.
Dimitrios, mały i żylasty również nosił wąsy niczym czarna, gruba mucha
nad górną wargą. Staje się coraz bardziej podobny do Ojca, pomyślałem.
Nikos nosił elegancki, ciemny garnitur z kamizelką i jasnoszary krawat,
ciężki pierścień z onyksem na palcu, a na nadgarstku minikomputer. Jego
czarna broda była starannie utrzymana.
 Dobrze wyglądasz, powiedziałem.
 Zabrzmiało, jakbyś chciał mi się przypochlebić, żebym wyświadczył ci
jakąś przysługę, powiedział, a jego białe zęby lśniły.
 Nie martw siÄ™.
 Wiesz o kim dziś myślałem, Apostoles? zapytał.
 Nigdy nie zgadnÄ™, Nikolakis.
 Czy pamiętasz tą niemiecką Frau Doktor, Irini?
 Mgliście.
 Myślisz, że jeszcze żyje?
 Czemu nie? spytałem z większą, niż zamierzałem pasją w głosie.  Wtedy
była bardzo młoda.
Nikos nie patrzył na mnie. Udawał, że studiuje swoje pomarszczone dłonie,
szczerząc się szyderczo do siebie.  Teraz powinna mieś koło osiemdziesiątki.
Mąż Heleny popatrzył na nas błagalnym wzrokiem. Jego szerokie ramiona
przygarbiły się pod ciężarem ciągłej swarliwości żony. Jego ręce, niezdolne do
oddawania ciosów leżały przed nim na poplamionym winem stole, jego
kieliszek wina był opróżniony w połowie. Nie było sensu odpowiadać.
 Zamknęli teraz most w Stratos, powiedział Dimitrios.  Najwyrazniej nie
mogą sobie poradzić.
Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.
 Nie wyobrażam sobie z czego tu się cieszyć, powiedział.  W zeszłym
tygodniu w Patras wysadzili w powietrze cztery drapacze chmur, ponieważ
istniało niebezpieczeństwo, że się zapadną. Jednym z nich był Hotel
Sheraton.
 Ta monstrualna obrzydliwość na Peloponezie, powiedziałem.
 Ale gdzie to wszystko się skończy?
 Pobielenie tego wapnem byłoby niezłym pomysłem, powiedział
Alexandros.
 Zamknij się! powiedział jego ojciec.
 Ma rację, odparł Nikos.  Bielenie wapnem dezynfekuje ale są lepsze
sposoby na to. Przeprowadzenie wymaganych operacji dla wszystkich
13
betonowych budynków w Grecji kosztowałoby ponad 200 miliardów drachm.
Mało tego, musielibyśmy użyć mocnych trucizn. A obrońcy środowiska& 
Wzruszył ramionami w geście rezygnacji.
Leandros dokończył swój kieliszek wina.
 Przynieś następną butelkę wina, powiedział do Alexandrosa.
 Mama mówi, że nie powinieneś pić tak dużo, odpowiedział chłopiec. Nikos
uśmiechnął się kpiąco do szwagra.
 Zamknij tą cwaną gębę! odpalił mu ojciec w przypływie asertywności i
sprzeciwu.
 Ale ja chcę posłuchać co powie Wujek Nikos, burknął Alexandros.
 Poczeka z resztą opowiadania na twój powrót.
 Jak idą interesy? zapytałem Dimitriosa.
 Teraz już nie ma mowy o jakichkolwiek interesach, westchnął.  Kiedy
wciąż przyjeżdżali Niemcy, Austriacy, Anglicy, Szwedzi  sprzedawaliśmy
wino i ouzo. Ha! Biznes kwitł! Ale teraz&   rozłożył z rezygnacją ręce   nie
możemy winogronami nawet karmić świń. Ci cholerni Arabowie nie piją
żadnego alkoholu, nie jedzą żadnej wieprzowiny. Potrząsnął głową ze
smutkiem.  Nie wiem co robić z ludzmi, którzy piją cały dzień herbatę i gapią
siÄ™ na ocean z wyrazem cierpienia na twarzach.
 Co jest w tym liście? zapytał Nikos.  Mówiąc dokładnie to, jak wiecie, z
jego powodu tu jesteśmy.
Leandros usunął kamień przytrzymujący list i położył swoją ogromna rękę
na papierze.
 Nekyomanteion złożył nam ofertę z okazji osiemdziesiątych urodzin Ojca.
Nie mam pojęcia skąd się dowiedzieli, że będzie miał osiemdziesiąt lat.
Alexandros postawił na stole dzbanek wina. Leandros napełnił kieliszki,
które natychmiast pokryły się mgiełką, która rozmyła obraz złotożółtych
bąbelków musującego wina.
 Kiedy założone zostało Nekyomanteion Inc. i przedsiębiorstwo wykupiło
całą ziemię wokół Acheronu nabyli również szesnaście hektarów pastwisk w
górach od waszego ojca.
 Pastwisk! Dimitrios zgrzytnął pogardliwie.  Nie utrzymałbyś na nich
tuzina gęsi. Nic tylko kamienie. To był najlepszy interes, jaki kiedykolwiek
zrobił!
Leandros odstawił swój kieliszek i pedantycznie zaczął czytać list na głos:
  Kristos Katsuranis należy do grupy osób uprzywilejowanych do których
kierujemy tÄ… unikalnÄ… i niecodziennÄ… ofertÄ™: darmowe wykonanie
rejestracji&    Leandros zwlekał    jego osoby w dowolnym, ustalonym
wcześniej czasie. Zapis tej rejestracji przechowywany będzie bez opłat przez
okres pięciu lat. Po tym okresie za przestrzeń dyskową wymaganą do
przechowywania rejestracji pobierana będzie opłata zwyczajnej wysokości.
Zniżka wysokości 33 i 1/3 procenta udzielona zostanie na wykonanie każdej
kopii  włączając w to opiekę medyczną aż do zgonu, procedury standardowe,
14
kremację etc&   Zwilżył wargi i podążał palcem za tekstem w liście.   Oto
najcenniejszy dar, jaki możecie podarować człowiekowi  dar życia. 
Zapadła wypełniona myślami cisza.
 To prawdziwa okazja! rzucił uwagę Leandros. Słowa były Heleny. Niemal
słyszałem jej głos.  Do tej pory tylko bardzo bogaci mogli sobie na to
pozwolić: młody Onasis, piąty Rockefeller, Król Charles i Lady Di, kilku
naftowych szejków, jacyś politycy, paru aktorów& To prawdziwa okazja,
uwierzcie mi.
 Co Ojciec mówi na to wszystko? zapytał Dimitrios.  I gdzie on w ogóle
jest?
 Odszedł do kafejki. Posprzeczali się z Heleną. Każdego dnia te same
zagrania. Zawsze te same. Musieliśmy zwolnić następna młodą dziewczynę.
Dobra dziewczyna. Przyjechała z Papigon, tam na wzgórzach, pracowita i
kompetentna. On ciągle się za nią uganiał, próbując wpakować jej rękę pod
spódnice. Zawsze to samo. Teraz znowu Helena musi sama jedna odwalać
całą robotę. Ech&  Westchnął i zamilkł.
 Co Ojciec mówi na ta ofertę? Zapytał Nikos.
 Nie mówiliśmy mu jeszcze. Chcieliśmy to najpierw przedyskutować z
wami.
 Takie doskonałe okazje są zazwyczaj początkiem końca, wtrącił Dimitrios.
 Nonsens, odparł Nikos.  Pewnie zostało im po prostu trochę pustej
przestrzeni na dyskach.
 Myślę, że nowy Nekyomanteion będzie takim samym sukcesem, jak stary,
powiedziałem.  Kiedy zgromadzą rejestracje pierwszych kilku tysięcy osób
zarobią fortunę na opłatach za przechowanie. Kiedy już taka rejestracja
istnieje kto by ją kiedykolwiek skasował? Kto chciałby podjąć się takiej
rozmyślnej egzekucji ulubionego krewniaka? Kto chciałby zniszczyć nadzieje
na wieczne wskrzeszanie ciała? Nawet jeśli matematycy twierdzą, że jest to,
zgodnie z regułami nauki, po prostu niemożliwe  to czy wiara została
kiedykolwiek pokonana przez matematykę? Wiara, nadzieja, miłość  trzy
emocjonalne filary ludzkości  zachwiane przez kilka suchych wzorów?
Nigdy! Krewni będą płacić rachunki korporacji Nekyomanteion jak wzorowi
obywatele. Tylko kiedy pamięć o danej osoba zniknie z serc żywych możliwe
być może będzie skasowanie rejestracji. Wtedy i tylko wtedy będzie on mógł
spocząć w pokoju. Ale tak już było zawsze.
 A zatem jesteś przeciw? Zapytał Nikos.
 Nie, nie jestem.
 Nie wiem o czym jest cała ta dyskusja, powiedział Dimitrios.
 To po prostu oznacza, powiedziałem,  że możesz spotkać się z kimś na
kilka godzin  z kimś, kto od dawna nie żyje. Możesz z nim porozmawiać,
poświętować z nim, cieszyć się razem z nim. Wybaczcie  w tamtej chwili po
prostu nie zdawałem sobie sprawy.
Nikos wpakował do ust kawałek sera.  Jedno z największych osiągnięć
nauki w całej historii. Ja jestem za.
15
Dimitrios przytaknÄ…Å‚.
 Ja też, powiedział.
Leandros wzruszył ramionami.  To okazja, powiedział.
 Masz prawo wypowiadać się za Helenę? Zapytał ze złośliwością Nikos.
Leandros spojrzał na niego bezradnie.
 Nikos, proszę, przestań! powiedziałem.
Wzniósł ręce z geście obrony.  Wcale nie o to mi chodziło.
Eurydyka, znudzona poważnymi rozmowami dorosłych kopnęła betonową
ścianę okalająca taras czubkiem plastikowego sandałka. Nagle ogromny
kawał betonu oderwał się i z hałasem spadł na ulicę poniżej. W szoku
wszyscy wytrzeszczali oczy na dziurę powstałą w ścianie. W ciszy, jaka
nastąpiła usłyszeć można było krzyki chłopców grających w piłkę na drugim
końcu nabrzeża.
Dimitrios wybuchnął nagle przypominającym gdakanie śmiechem.  Nie
martwcie się, powiedział.  To tylko Ojciec oszczędzał na budowie cement.
 Czy doszliście do porozumienia? zapytała Helena. Pojawiła się w
drzwiach, wycierając ręce w spódnicę.  To prawdziwa okazja.
I to w końcu okazało się realną przyczyną decyzji naszego ojca, nawet jeśli
gderał, że nigdy nie pozwoliłby, żeby jakaś maszyna  grzebała w nim i jeśli
podejrzewał swoją córkę o sprzedanie go  Amerykańskim kapitalistom
ukrywającym się za  przedsiębiorstwem obdzieraczy trupów , jak ich
nazywał. Tak jak kropla drąży kamień, faktowi, że to okazja udało się
spenetrować bardzo głęboko jego świadomość i rozproszyć wszelkie
wątpliwości i zastrzeżenia. Jakiś czas pózniej, w kolejnym roku zgodził się na
wykonanie rejestracji pod jednym warunkiem: Podczas wizyty w Acheronie to
ja musiałem mu towarzyszyć.
****
Był jasny, póznojesienny poranek. Kwitły szałwia i tymianek. Żółte krzewy
janowca pokryły stoki złotem, a tu i ówdzie spokojna, wiejska zieleń złamana
została pożarem kwiatów granatu. Jechaliśmy wzdłuż nadbrzeżnej drogi,
wzdłuż górskich stoków, na północ. Ocean błyszczał w słońcu i obejmował
wybrzeże ramionami w kolorze szmaragdu. Stąd nie widać śmieci,
pomyślałem, marnotrawionego błogosławieństwa ery plastiku.
Ojciec naciskał na kilkukrotne postoje by odpocząć i napić się ouzo. Ja
piłem swoje mieszane z wodą z kieliszka. Woda przejmowała mleczny kolor
ouzo. Ojciec, przyzwyczajony do życia w prohibicji, pił swoje z kubka.
Zaledwie odrobinkę wstawieni wstąpiliśmy do malutkiego, skromnego
kościoła, zapaliliśmy dwie świece i wcisnęliśmy je do piaskowego uchwytu
koło ołtarza. Surowe oblicza świętych na pokrytych szkłem obrazach gapiły
siÄ™ na nas niewzruszenie poprzez stulecia.
Niedługo potem dotarliśmy do celu.
16
Firma Nekyomanteion była przedstawicielstwem wielonarodowej korporacji
posiadającej przede wszystkim sieć domów spokojnej starości, biur podroży
dla starszych obywateli, szpitali geriatrycznych i domów pogrzebowych. Aby
wykorzystać genius loci zakupiła ona ogromy obszar ziemi na wschód i
południowy wschód od wsi Parga i zmieniła go w park. Teren między
Igoumenitsa i Preveza, który eony temu reprezentował koniec świata żywych,
od zawsze był górzystym nieużytkiem. Nawet w słoneczne dni wydawał się
ciemny i posępny. Nieprzeliczone jaskinie prowadziły w głąb ziemi. Niewielka
rzeczka spływająca z gór i wpadająca do oceanu na południowy wschód od
Pargi nazywała się Acheron. Była to graniczna rzeka pomiędzy życiem, a tym
co jest potem. A dwa i pół tysiąca lat temu starożytny Nekyomanteion
usytuowany był na wzgórzu, które górowało nad wybrzeżem zaświatów.
Współczesny Nekyomanteion miał bardzo mało wspólnego z tym
starożytnym  poza tym, że oba skierowane były do bogatych ludzi i ich
pieniędzy. Był połączeniem domu spokojnej starości i szpitala, ogromną
fabryką hi-tech i centrum badań nuklearnych. Budynki zlewały się z
otoczeniem i były budowane częściowo pod ziemią. Dominowały gaje
cyprysowe, szybko rosnÄ…ce drzewa eukaliptusa, doskonale zadbane trawniki,
ścieżki, i parkowe ławki. Przedsiębiorstwo posiadało własną elektrownię
atomowÄ… zbudowanÄ… w Zatoce Preveza do odsalania morskiej wody i
dostarczania energii do urządzeń wytwarzających zapisy rejestracji i kopie.
Rematerializacja w komorze wirowej zużywała ogromne ilości energii.
Przeobrażony został cały krajobraz. Kiedy zapewniono odpowiednia ilość
wody rozpoczęto hojny program zalesiania. Efekty bardziej przypominały
Hollywood niż Hades  przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Formalności zostały szybko załatwione. Mimo tego musieliśmy czekać.
Człapaliśmy niecierpliwie w górę i w dół przed holem recepcji. Wiatr gładził
bujności ciemnoczerwonej bugenwilli, które pokrywały niemal całą fasadę
budynku. W oddali, po drugiej stronie zatoki, otoczony przez szuwary i
mielizny u ujścia rzeki, lśnił ocean.
Kristos poszukiwał swoją małą, silną dłonią mojej ręki i spoglądał na mnie
błagalnie.
 Czy będę musiał całkiem się rozebrać?
Zmieszany tym prostym, lecz niespodziewanym pytaniem nie wiedziałem co
odpowiedzieć i tylko wpatrywałem się w twarz mojego ojca. Jak bardzo się
zestarzałeś Ojcze, myślałem z konsternacją wobec bezlitosnej słabości
ludzkiego ciała. Równocześnie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie
patrzyłem w jego twarz od lat, przyjmując za pewnik fakt, że dobrze go znam.
Z ogromnym wysiłkiem zebrałem się w końcu by odpowiedzieć na jego
pytanie.
 Nie wiem, Ojcze. Zapytamy doktora  jeśli uważasz, że to istotne.
Niepokój zagasł w jego błękitnoszarych oczach, otoczonych
nieprzeliczonymi zmarszczkami; kąciki jego ust drżały; jego dłoń ześliznęła
się z mojego ramienia i opadła wzdłuż boku.
 Ale zaczekasz na mnie, Synu, niezależnie od tego co będą ze mną robić.
Obiecaj!
17
 Oczywiście, że zaczekam na ciebie, Ojcze. To zresztą długo nie potrwa.
****
Dalej towarzyszył ojcu przyjazny doktor w średnim wieku, przedstawiający
się jako Dr Kaminas. Badanie trwało ponad cztery godziny! Włóczyłem się
bez celu po terenie Nekyomanteionu. Nigdy w życiu nie widziałem naraz tak
wielu zniedołężniałych ludzi. Większość ławek parkowych zajęta była przez
pacjentów otoczonych przez odwiedzających, po których było widać, jak
bardzo nieswojo się tu czują. Obok mnie przejechał skowycząc swoim
motorem elektryczny wózek inwalidzki. Siedział w nim wyprostowanych
staruszek, ubrany w do bólu poprawny, choć straszliwie staromodny
garnitur w kolorze kremowym. Wydawał mi się w ten czy inny sposób
znajomy. Byłem przekonany, że widywałem go wielokrotnie w telewizji,
dawno temu. Jednakże nie mogłem przypomnieć sobie jego nazwiska.
Pacjent uniósł swój słomkowy kapelusz i pozdrowił mnie skinięciem głowy
ale nie patrzył na mnie. Gapił się prosto na ścieżkę przed sobą. Jego
skurczona lewa dłoń zaciskała się na kontrolkach. Jego twarz wykrzywiona
była wysiłkiem kurtuazyjnego zachowania, a z kącika ust przez podbródek i
wykrochmalony kołnierzyk morelowej koszuli spływała ślina.
Korpulentny starzec z głową ogoloną na łyso i ogromnymi wąsami siedział
na następnej ławce. Byłem pewien, że widywałem jego twarz dość często w
gazetach, ale to musiało być dziesięć czy piętnaście lat temu. Sławny
prawnik? Może polityk? Nie mogłem przypomnieć sobie jego nazwiska.
Siedział bezwładnie wsparty plecami o oparcie ławki, jego ciężka głowa
zwisała do tyłu, usta były szeroko otwarte. Jego oddech harkotał, a pod
jednym z nozdrzy podwieszona była przezroczysta plastikowa rurka.
Przepływały nią pęcherzyki pienistego, czerwonego śluzu. Był śmiertelnie
blady, a skierowane w niebo oczy patrzyły nic nie widząc. Jedna z jego
wielkich, przypominających woskowe dłoni leżała na kolanie starszej, bardzo
elegancko ubranej kobiety. Trzymała mocno jego dłoń, a jej oczy były
czerwone od płaczu. Ukradkiem ocierała je chusteczką. Za parą stała młoda,
ładna pielęgniarka w obcisłym mundurku z czerwonym kołnierzykiem.
Uśmiechała się do mnie zachęcająco. Rozdrażniony tym kontrastem
odwróciłem się szybko i - przy akompaniamencie wiecznie obecnego dzwięku
spryskiwaczy trawników: puf, puf, puf - uciekłem z powrotem do holu
recepcji.
****
 To faktycznie nic nie kosztowało, wykrzyknął Ojciec głośno, kiedy wyszedł
z holu recepcji otoczony przez Dr Kaminasa i pielęgniarkę. Wyglądał na
ogromnie zadowolonego i odrobinę pijanego. Jego oczy były lekko zeszklone.
Prawdopodobnie po anestetyku, pomyślałem, naprawdę aż tak wiele ouzo nie
wypił.
18
 Czy musiałeś się całkiem rozebrać? zapytałem go w drodze do
samochodu.
 E? Zbliżył złożoną dłoń do ucha i mrużąc zamknął jedno oko, jak gdyby w
jakiś tajemniczy sposób pomagało to na jego przytępiony słuch.
 Czy musiałeś się całkiem rozebrać? powtórzyłem.
 Nie, ukłuli mnie tylko w palec. Podniósł rękę by pokazać mi lewy palec
wskazujący i starł z niego kciukiem drobną kropkę.  Potem musiałem
przysnąć. Kiedy się obudziłem wszystko było już skończone. Nie mam pojęcia
jak oni to zrobili, ale Dr Kaminas powiedział, że wszystkim się zajęli.
****
Zasnął w samochodzie podczas jazdy do domu. Przyglądałem mu się kątem
oka. Jego włosy, niemal białe, były wciąż równie gęste i niemożliwe do
ugładzenia jak grzywa dzikiego osła. Jego ciemnobrązowa, zniszczona przez
pogodę skóra, naciągnięta na skroniach i policzkach, nadawała mu wygląd
zbliżony do mumii. Bezzębne usta były lekko uchylone, a absurdalne wąsy
Charliego Chaplina, rozmiarem przypominające przerośniętą muchę,
pozbawione choćby śladu siwizny, wyglądały dokładnie tak, jak te
Dimitriosa. Wychudła szyja gubiła się w kołnierzu koszuli, która stała się dla
niego za duża. Mój ojciec  powiedziałem do siebie i na moment zawładnęła
mną czułość, jakiej nigdy przedtem do niego nie czułem, a która, w tej
ulotnej chwili doprowadziła mnie niemal do łez.
***
Oferta korporacji Nekyomanteion Inc. zawierała, poza innymi rzeczami
dostęp dla staruszka do miejsca w prowadzonym przez firmę domu spokojnej
starości. Leandros nie śmiał omawiać tego tematu w owo sobotnie
popołudnie, wiedząc dobrze, że poza jego żoną nikogo nie udało by się
przekonać do zaakceptowania takiego pomysłu.
 Dla was to w porządku, nie wy macie z nim te wszystkie kłopoty i
zmartwienia, narzekała Helena, kiedy problem został wreszcie poruszony.
 Wy nie macie go przy sobie przez cały czas!
 Macie hotel z szesnastoma miejscami, odpowiedział twardo Dimitrios,  i
nie macie miejsca dla Ojca?
 On jest też twoim ojcem! Odwiedzasz go trzy, najwyżej cztery razy do roku.
Nikos i Apostoles też. A ja musze się z nim użerać dzień za dniem.
Doprowadza mnie do wściekłości tym, jak ugania się za pokojówkami, i gada
bez sensu do hotelowych gości kiedy jest pijany.
To była prawda, był uparty i kłótliwy. Zawsze taki był. To była wina naszej
matki. Miała na imię Aretti. Zajmowała się nim przez wszystkie te lata i
opiekowała się nim z miłością, ale i z cichym wyrzutem i goryczą. Zmarła
osiem lat temu. Nie spotka się już z nią  a przynajmniej nie spotka się z nią
19
z pomocą elektrycznej indukcji. Helena już dawno temu przejęła jej rolę  ale
wiecznie karcąc, zawsze nieuprzejma i surowa. On opierał się jej  żelaznej
rózdze i toczył z nią zażarte boje, które gotów był doprowadzać do końca na
oczach hotelowych gości. Lubił otwarte bitwy, na które żona nigdy mu nie
pozwalała  przynajmniej nie przy innych. A od kiedy jego słuch nie był już
taki jak kiedyś, czego on, oczywiście, podobnie jak większość ludzi
niedosłyszących, nie był gotów przyznać, stało się to żenujące  zwłaszcza,
kiedy głośno opowiadał greckim gościom co myśli o orientalnych klientach,
podczas gdy goście z Orientu siedzieli ledwie trzy stoliki dalej. Jeszcze
większą żenadą było, kiedy krzyczał z toalety, że skończył się papier, głosem
tak donośnym, że na przystani gołębie zrywały się do lotu.
 Nie, zgodziliśmy się wszyscy.  Ty i Leandros objęliście hotel, który Ojciec
zbudował własnymi rękami, i to jest jego dom. Kto wie, ile mu jeszcze życia
zostało.
 Wasz ojciec ma więcej życia w sobie niż wy wszyscy trzej razem wzięci!
Będzie żył aż do setki, krzyczała.
****
Nie dożył do setki. Tego samego roku, niedługo po osiemdziesiątych
pierwszych urodzinach odszedł od nas cicho i bez ceregieli. To nie był nigdy
sposób w jaki załatwiał sprawy za życia. Było słoneczne popołudnie,
powietrze znad morza było chłodne, ale ostatnie, ociężałe promienie słońca
pogodnej jesieni wciąż ogrzewały białą ścianę kafejki, pod którą siedziało
razem czterech starych mężczyzn. Krzesło Kristosa było odchylone do tyłu,
jego głowa spoczywała oparta o ścianę kafejki, kapelusz miał ściągnięty nisko
na czoło a jego usta były lekko uchylone. Refleksy słońca na wodzie
przystani malowały falujące koła na spodniej stronie markizy i na
niedogolonych twarzach mężczyzn. Pierwsze zeschnięte liście drzewa morwy
pochylającego się nad chodnikiem nabrzeża zostały wymiecione przez
jesienny wiatr. Plastikowe paciorki greckiego różańca pstrykały leniwie w
słońcu.
Pózniej zrobiło się chłodniej i wyciągnęli z kredensu grę  Tavli, z należącą
do niej kostką i mocno zużytymi kamieniami  by jak co dzień rozegrać kilka
partii.
Kristos nie miał już nigdy więcej zagrać z nimi w tę grę.
****
Czas mijał. Spora ilość nowoczesnych, brzydkich, betonowych budynków
musiała, powodując masę problemów, zostać wysadzona w powietrze lub
zrównana z ziemią. Ku radości obrońców środowiska rozciągnięte estakady
autostrad rozcinające krajobraz kruszyły się. Próbowano wszystkiego,
trucizny i farby, ale zarodniki tych drobnych roślin były wszędzie. Były to
twarde, malutkie organizmy, które zaryzykowały życie w całkowicie nowym
20
środowisku, zapuszczając korzonki w każde pęknięcie, każdy otworek,
maskujÄ…c brzydki beton delikatnym welonem czerwieni i ochry.
****
Dokładnie w sześć lat po tym, jak została wykonana rejestracja dotarł
pierwszy roczny rachunek za, jak to określili,  przechowanie danych do
stworzenia kopii Pana Kristosa Katsuranisa. Był trzykrotnie wyższy niż
rachunek za prąd jaki płacił hotel.
Helena rozmawiała telefonicznie z Dimitriosem, Nikosem i mną, w tej
kolejności, przez ponad godzinę. Wyobrażałem sobie grzbiet jej dłoni
spadający raz za razem w dół niczym topór kata  grecki sposób wyrażenia
nieprzejednanej determinacji, używany by posiekać argumenty przeciwnika
na drobne kawałki i zniszczyć je.
 Posłuchaj Heleno, powiedziałem,  naprawdę nie ma sensu krzyczeć na
mnie. Wszyscy zgodziliśmy się, by zaakceptować ofertę. Jeśli mnie pamięć
nie zawodzi, ty byłaś pierwsza osobą, która stwierdziła, że jest to prawdziwa
okazja.
 Nie możesz po prostu skasować Ojca, powiedział Dimitrios.  O ile dobrze
pamiętam jesteśmy zobowiązani do wykonania przynajmniej jednej kopii. Czy
pytałaś już ile by to kosztowało?
Zostaliśmy poinformowani, że pomimo bardzo hojnego rabatu kosztowałoby
to fortunÄ™.
Rodzina odbyła naradę.
 Wiedziałem, ze tak będzie, powiedziałem. Ale to nie była prawda. Aatwo
jest mówić takie rzeczy pózniej. Nie mogłem nigdy przewidzieć horroru, jaki
miał nadejść. A na pewno nie tego, co się faktycznie w końcu wydarzyło.
Zgodziliśmy się podzielić kosztami przechowania danych i postanowiliśmy
odłożyć odpowiednią sumę, by przywrócić Ojca do życia na jego setne
urodziny.
****
Był jasny, wietrzny dzień. W nocy trwała gwałtowna burza z piorunami i
gorący, duszny opar mgły, który wisiał nad wybrzeżem w ciągu ostatnich dni
zniknął. Fale oceanu drżały pod dotykiem chłodnego, północno-zachodniego
wiatru, który szarpał grzywy drzew oliwnych. Po obu stronach drogi korony
oleandrowych drzewek kiwały na nas zachęcająco.
Kobiety od kilku dni piekły, gotowały i smażyły, mężczyzni kupili wino i
alkohole i wstawili je do schłodzenia. Piknikowe chłodziarki były po brzegi
wypełnione owocami, pomidorami i ogórkami. Słoiki i dzbanki wypełnione
były solą i pieprzem, cebulą i czosnkiem, szałwią i rozmarynem, oregano i
bazylią. Był kozi ser moczony w słonej zalewie, była najwspanialsza oliwa z
oliwek i świeży chleb. Po długiej dyskusji gdzie to wszystko zapakować
21
bagażniki samochodów przypominały królewskie skrzynie skarbów, a
wszędzie rozchodziła się przyjemna woń ziół. Następnie konwój z sześciu
samochodów wyruszył w swą podróż, z Nikosem na czele, Dimitriosem
pośrodku i mną zamykającym orszak. Trzy pokolenia Katsuranis ów i ich
wielkie oczekiwania. Odrobinę obawiałem się tego, co miało nadejść.
Niemniej jednak Nekyomanteion Inc. miało sytuację całkowicie pod
kontrolą  to jest pod względem biochemicznym. Po przywitaniu koktajlem,
do indywidualnego wyboru, przyłapałem się na głupim chichotaniu i
rozmyślaniu z czułością o  starych dobrych czasach , które w rzeczywistości
kiedyś były nie do zniesienia.
Zaprowadzono nas do Elysium No. 14, pawilonu o rozmiarach około sześć
na cztery metry. Składał się on z zadaszonego tarasu otwartego z trzech
stron, zastawionego stołami i krzesłami i otoczonego gęstym żywopłotem,
obszernej łazienki, toalet, pokoju medycznego z bezpośrednim, podziemnym
połączeniem do centralnego biura w szpitalu. Była tam również kuchnia,
pracowicie wyposażona w naczynia i sztućce, lodówka, kuchenka
mikrofalowa, kredens i zmywarka. Kobiety natychmiast zaczęły nakrywać
stoły na ucztę, podczas kiedy mężczyzni wlewali w siebie jedno ouzo za
drugim w niewielkim barze. Delikatna muzyka dobiegała z ukrytych
głośników. Gdzieś, słodkie słowicze nuty oznajmiły godzinę  było to, jak
sadzę cyfrowe nagranie. Spotkanie z ukochanym zmarłym miało się odbyć
zgodnie z planem w południe. Jednak z powodu gwałtownego sztormu w
nocy technicy nie byli w stanie rozpocząć wykonywania kopii aż do rana,
obawiając się wpływu atmosferycznej elektryczności. To potrwa chwilę 
oświadczyli. Podszedłem do centrum technicznego z Bastosem i Pindarem,
wnukami Dimitriosa. Wszędzie spotykaliśmy starych ludzi, większość na
wózkach i w towarzystwie pielęgniarek. Niektórzy z nich wyglądali
przerażająco mizernie i zniedołężniale.
 To pewnie kopie. Wyszeptał Pindar kompletnie przerażony.
 To są przywróceni do życia, poprawił go Bastos tonem reprymendy.
Centralne foyer promieniowało atmosferą przepychu i bogactwa i było
równie zimne jak katakumby. Człowiek za biurkiem recepcji uniósł brwi w
niemym pytaniu.
 Kristos Katsuranis, powiedziałem.
Wziął jeden z mikrofonów i wypowiedział z przesadną dokładnością   Kat-
su-ra-nis, Kris-tos. Kolejne słowa pojawiły się na ekranie za jego
terminalem:
KATSURANIS, KRISTOS
18 Sierpień, 1953  23 Pazdziernik, 2034
ZAREJESTROWANY
2 Czerwiec, 2034
22
Równocześnie, w lewym dolnym rogu ekranu zaświeciło się zielone pole ze
słowami:
KOPIA ŻYJE
Wziąłem głęboki oddech.  Już czas, powiedziałem.  Musimy wracać.
Dzwonki zadzwięczały delikatnie i w okrągłych drzwiach pojawiła się
cylindryczna kapsuła. Asystent wyciągnął ją i podał mi poprzez ladę. W
dotyku wydawała się twarda i zimna i szybko podałem ją Bastosowi, który
zważył ją fachowo w ręku i powiedział,  To jest jak granat. . Bastos właśnie
skończył służbę w wojsku.
 Czy to Dziadek? zapytał Pindar.
Obejrzałem grawer na krawędzi i skinąłem głową.
Nagle wszyscy musieliśmy wybuchnąć śmiechem. Asystent obrzucił nas
poirytowanym wzrokiem i potrząsnął z naganą głową, pakując cartridge z
powrotem w drzwiczki i wpisujÄ…c kod na swoim terminalu.
****
Wcale nie potrzebowaliśmy się śpieszyć. Minęło kolejne pół godziny zanim
cokolwiek zaczęło się dziać. A potem - jak to zwykle z nim bywało 
usłyszeliśmy go zanim go zobaczyliśmy.
 Ha! Co mają znaczyć te głupie ciuchy? Wrzeszczał zdenerwowany.
 Jestem w więzieniu, czy jak? Kiedy przyjechałem dziś rano miałem na sobie
garnitur z najlepszego angielskiego sukna  kosztował dwadzieścia tysięcy
drachm  czy wylądowałem w jakiejś jaskini zbójców? I co do diabła ciężkiego
robi tu ten wózek inwalidzki? Nie jestem chory! Chociaż, muszę przyznać,
czuję się żałośnie słabo. Gdzie jesteś, Apostoles? Co to znowu za konowały?
Przyszedłem zrobić sobie rejestrację. Gdzie jest Dr Kaminas? Chcę
rozmawiać z Dr Kaminasem. Tego im płazem nie puszczę!
Zatrzymał się, kiedy drzwi pokoju medycznego się otworzyły i obrzucił
wzrokiem nas i zastawione na ucztę stoły. Towarzyszyli mu pielęgniarka i
lekarz.
Przyłapałem się na myśli, że nawet wąsy zrobili mu prawidłowe.
 Co to za ludzie? Zapytał i złapał za rękę pielęgniarkę, która popychała
wózek.  Czy to pogrzeb? W tym momencie trafił wzrokiem na Adreanę, córkę
Eurydyki i jego twarz się rozjaśniła.
 Eurydyka! Rozpostarł ramiona by ją powitać.
 Eurydyka? Powiedział rozdrażnionym głosem Alexandros.  To Adreana,
Dziadku. Jesteś&  Zamilkł, kiedy Kristos, najmłodsze dziecko Eurydyki,
rozpłakał się.
23
 Zebraliśmy się tutaj&  Zaczął Dimitrios uroczystym głosem,  by świętować
twoje setne urodziny. Podejdz i siadaj z nami! Oto honorowe miejsce dla
Ciebie!
 Czy ja jestem&  mruknął Ojciec.  Czy ja umarłem? Spoglądał na nas z
mieszaniną zdziwienia i przerażenia.
 Przywróciliśmy Cię do życia, Powiedział Nikos.  To kosztowało fortunę, ale
wszystko co najlepsze dla Ciebie, Ojcze. Proszę, siadaj. Będziemy świętować
Twoje setne urodziny.
Kristos obmacywał wzrokiem nasze twarze, zupełnie tak, jak niewidomy
robi to swoimi dłońmi.  Mój Boże! Wszyscy tak strasznie się zestarzeliście!
wykrzyknÄ…Å‚.
Popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
 Apostoles, czy to ty, mój synu? Powinieneś przestać tyle jeść i ruszać się
zamiast siedzieć. Mocno przytyłeś. Czy ciągle piszesz te okropne historyjki do
tej gazety?
 Teraz już rzadko kiedy, odparłem.  Dziś niewiele osób potrafi jeszcze
czytać.
 To całkiem jakbyśmy byli tu razem, tylko na drugi dzień.
 Dla ciebie pewnie tak. Dla mnie to było dwadzieścia lat temu.
 Czy to możliwe? zapytał.  Nie mogę w to uwierzyć. Kiedy ja& kiedy
umarłem?
 Wkrótce po naszej wizycie tutaj. Jesienią. W pazdzierniku. Piękny jesienny
dzień&  Nie mogłem dalej i musiałem powstrzymywać łzy.
 Ty też przytyłaś, Heleno. I Nikos. Pomyślcie, zarozumiały stary Nikos
wyłysiał! Jak często ostrzegałem cię, mój chłopcze, że całe to twoje
mędrkowanie nic ci dobrego nie przyniesie. Oto i efekty! Ty jesteś Eurydyka,
a? Jesteś naprawdę piękna. Więc ty musisz być Alexandros  tłusty I leniwy
tak jak zawsze. Założę się, że taki z ciebie belfer jak z Nikosa  racja?
Przedstaw mnie swoim wnukom, Dimitrios. Ile masz lat?
 SiedemdziesiÄ…t cztery.
 Wkrótce będziesz starszy, niż ja kiedykolwiek byłem! Zaśmiał się, ale jego
oczy przepełniał żal.
 Tak, zapomniałem.
 Czy on może jeść i pić wszystko? zapytałem po cichu doktora.
Młody człowiek spojrzał na mnie w połowie zaskoczony i rozbawiony.
 Oczywiście, odpowiedział z uśmiechem. Był jednym z tych
wysportowanych typów, których dla których celem całego życia jest zamiana
każdego cala zbędnego tłuszczu w zbędne mięśnie  pochłoniętych
fanatycznym autoumęczeniem ciała, których da się przyrównać tylko do
średniowiecznych biczowników. Żeby utrzymać mięśnie szczek w dobrej
formie obracał energicznie miedzy zębami ogromny wałek gumy do żucia, a
jego oddech mdląco pachniał miętą.
24
 Nie chcąc gasić odświętnego nastroju, chciałbym tylko zwrócić uwagę, że
to&   od niechcenia wskazał kciukiem w kierunku Kristos   nie jest osoba
chora, lecz tylko kopia, przywrócona do życia tylko na krótki czas.
 To miło z pana strony, zapewniłem go.
 Technicy mieli mnóstwo kłopotów ostatniej nocy z powodu burzy. Lub,
może rejestracja nie była idealna. W każdym razie&  znów wskazał kciukiem
  to naprawdÄ™ tandetna kopia.
 Przepraszam, ale to mój ojciec.
Sportowiec zmierzył mnie wzrokiem, wyraznie podenerwowany.  Dokładnie
to właśnie próbowałem wam powiedzieć. On nie jest waszym ojcem. Wasz
ojciec nie żyje. To jest kopia  elektronicznie zsyntetyzowana protoplazma
wymodelowana zgodnie z rejestracją osoby, która kiedyś żyła.
 Wiem, ja& 
 Nic pan nie wie. Porównajcie to sobie z zapisem koncertu. Nawet przy
rejestracji w wyjątkowej jakości Hi-Fi, niektóre alikwoty zawsze zostaną
utracone przy odtwarzaniu.
Podniósł swoje okulary do słońca, by je oczyścić. Zauważyłem, że miał
bardzo mocne szkła. Sportowiec był nie tylko subtelny niczym nosorożec,
miał też wzrok równie krótki jak to zwierzę.
 Mówiąc językiem medycznym, kontynuował nieubłaganie,  oznacza to, że
łańcuchy hormonów i enzymów nie zostały dokładnie zreprodukowane, i
może to uruchomić katastrofalne reakcje ciała.
Zaczął energicznie czyścić swoje okulary.  Przez chwilę możemy pomóc
medykamentami, ale nasze wsparcie jest ograniczone. Ze względu na to
spodziewana długość życia  z naukowego punktu widzenia użycie słowa
 życie jest tu nonsensowne  jest skrajnie&  Przerwał by umieścić okulary
na swoim miejscu i zobaczył wyraz mojej twarzy.  Cóż, jak już wspomniałem,
naprawdę nie chcę psuć państwu przyjęcia.
 A co z wenflonem? zapytałem.  Nie mogliście jakoś bez niego?
Potrzasnął głową stanowczo.  Potrzebujemy bezpośredniego dojścia. Dojścia
dożylnego. W przypadku pojawienia się jakichś objawów toksycznych
musimy działać szybko. Nie chcecie, by wydane przez was pieniądze były
zmarnowane. Roześmiał się krótko, głosem przypominającym beczenie kozy.
 Jego stan jest cały czas monitorowany przez nasze komputery. Siostra
Polixenia zostanie tu z nim i będzie się o niego troszczyć. W przypadku
powstania jakichś trudności zadzwoni do mnie. Jestem gotów by
zainterweniować. Klepnął mnie w ramię.  Proszę się nie przejmować. Koniec
końców kuratelę tutaj sprawuje Nekyomanteion Inc.  firma z tradycjami.
Spojrzał na swój zegarek.  Dr Kaminasa, tego, z którym chciał się widzieć
pański ojciec, nie ma już z nami  samobójstwo po przedawkowaniu
fencyklidyny. Ale nim to zrobił, zniszczył własną rejestrację. Wzruszył
ramionami i wyszedł.
****
25
Siostra Polixenia okazała się prostolinijną, optymistyczną młodą kobietą. Z
wdziękiem i pewną dozą rutynowej sprawności po prostu wiedziała jak
rozwiać jakiekolwiek krępujące sytuacje i jak wprowadzić radosną atmosferę.
Tolerowała nawet podejmowane przez ojca próby chwycenia jej za pierś i
flirtowała z nim. Stół był obładowany jedzeniem na ucztę, było też mnóstwo
picia. Świętując swoje urodziny Kristos cieszył się swoimi ulubionymi
potrawami. Prezentował wszystkie swoje nieprzyzwoite sztuczki i z
upodobaniem toczył boje ze swoją córką, całkiem tak, jak za dawnych
czasów. Jednak po kilku godzinach jego  alikwoty zaczęły ukazywać
pierwsze ślady problemów. Został pokonany przez atak duszności, ale Siostra
Polixenia skutecznie i ze sporym opanowaniem poradziła sobie z kryzysem
dając mu niepostrzeżenie zastrzyk.
Od tej pory rzeczy sytuacja zmieniała się ze złej na gorszą. Jakkolwiek, jak
to zwykle bywa w przypadku takich przyjęć, osoba, której setne urodziny
świętowano, stopniowo przestawała być centrum uwagi. Dalecy krewni
zaczynają wymieniać się plotkami, kuzyni zaczynają interesować się
kuzynkami i wycofują się dyskretnie. Głośniki huczały głośno, dzieci nawet
głośniej. Mur twardych zawodników otaczał bar, ich mowa stawała się
bełkotliwa, musieli walczyć, by coś wyraznie wypowiedzieć.
Póznym popołudniem stan zdrowia Kristosa musiał się istotnie pogorszyć,
ponieważ pojawił się doktor i cicho rozmawiali z pielęgniarką. Razem
wepchnęli wózek do pokoju medycznego.
 Troszeczkę go odświeżymy. Wyjaśniła Polixenia ciepłym głosem.
Zauważyłem, ze Kristos całkiem się przemoczył i że patrzył wprost przed
siebie zeszklonymi oczami. Większość towarzystwa nie zdawała sobie nawet
sprawy, że go nie ma. Tylko Eurydyka płakała skrycie.
Pół godziny pózniej przywiezli go z powrotem. Zmienili mu ubranie, założyli
na niego nowy garnitur i wydawał się nieco bardziej ożywiony niż przedtem.
Mimo to oczywiste było, że jest na silnych lekach. Mówił z trudnością.
Powtarzał w kółko jakie to szczęście, że pozwolono mu zobaczyć ten dzień.
Azy spływały mu po policzkach.
 Wszystko co najlepsze dla Ciebie, zapewniał go przepitym głosem
Dimitrios, otaczając ręką ramiona Ojca. Policzek przy policzku wyglądali jak
blizniacy, a te ich wąsy Charlie Chaplina zwisały nad górną wargą jak
przyklejone. Ten groteskowy widok napełniał mnie zgrozą. Jak zaczarowany
gapiłem się w ich odrażające twarze, byłem więc pierwszym, który zauważył
krew tryskajÄ…cÄ… Ojcu z nosa.
Poleciłem pielęgniarce coś z tym zrobić i odciągnąłem Dimitriosa od ojca.
Dimitrios bełkotał coś protestując, usiadł na innym krześle i opadł głową na
stół.
Pielęgniarka dała Ojcu kolejny zastrzyk. Z jej nagłych ruchów można było
poznać jak bardzo jest zdenerwowana. Eurydyka stała obok i obserwowała jej
działania z oczami pełnymi przerażenia.
 Zabierzcie dzieci! Pożegnajcie się dopóki to jeszcze możliwe. Najlepiej
będzie jeśli pojedziecie do domu, powiedziałem.
26
Doktor w końcu przyszedł.  Tandetna kopia, mamrotał pod nosem badając
Kristosa.  Powinniście złożyć skargę do zarządu. Poproście o obniżenie ceny.
Nekyomanteion jest w tym zakresie skory do pomocy.
 Zamknij się! wrzasnąłem. Wzruszył ramionami. Gapiłem się na
śmiertelnie bladą twarz mojego ojca. Wydawała się rozpadać. Krew płynęła z
jego ust i nosa. Jego szare oczy były przymglone przez silne leki. Położyłem
rękę na jego policzku. Był zimny. Nie czuł mojego dotyku. Poszedłem do
toalety, zamknąłem się i płakałem. W następnej kabinie ktoś wymiotował.  O
Boże! słyszałem szloch Nikosa.  O Boże!
To ty właśnie spośród wszystkich ludzi powinieneś wypowiedzieć te słowa,
Nikolakis. Ale zatrzymałem ta myśl dla siebie.
Umyłem twarz i wróciłem do zebranych. Doktor wciąż próbował ożywić
Ojca. Z dziurek w jego nosie wychodziły rurki. Usta zasłaniała maska
tlenowa. Jego ciało szarpało się konwulsyjnie w rytmie maszynowego
pompowania.
Godzina przed zmrokiem.
Cieszyłem się, że kobiety i dzieci już poszły, ponieważ to co nastąpiło
pózniej było jeszcze gorsze. Nietrwałość ciała! Szarpanina, by ocalić żałosne
resztki. Jego pierwsza śmierć była tak spokojna  tak pełna godności.
****
Zostałem z nim do samego, tragicznego, końca.
Naszło mnie wrażenie nierealności. Im ciemniej robiło się wokół mnie, tym
jaśniej było we mnie.  Ojcze, modliłem się.  Ojcze, i modliłem się za jego
duszę  duszę tego biednego stworzenia wciśniętą do elektronicznie
skopiowanej protoplazmy wyposażonej w użytkowe cechy Kristosa. To słabe,
bezbronne ciało, umierające stopniowo na moich, przerażonych, oczach.
Potem go zabrali.
Zapach mięty zbliżył się do mnie.  Potrzebuję pańskiego podpisu do
kremacji, powiedział lekarz.  Kopia jest pańską własnością, chociaż do
czasu uregulowania płatności należy do Nekyomanteion Inc.  z prawnego
punktu widzenia.
Mrugnął do mnie, a jego powiększone okularami oczy ukazywały kompletną
naiwność. Po prostu nie zdawał sobie sprawy. Jego jasnozielona bluza OR
była pokryta drobnymi śladami krwi. Czy to on, jako kat, zadał kończący
cios?
****
 Nazwisko? zapytał pracownik recepcji.  Kristos Katsuranis.
 Kat-su-ra-nis, Kris-tos. Powtórzył do komputera. Nazwisko pojawiło się
na ekranie i
27
KOPIA W ZERO
zaświeciło się w lewym dolnym rogu ekranu.
Potem słowa zmieniły się.
KOPIA ZNISZCZONA
REJESTRACJA GOTOWA DO ODTWARZANIA
Asystent nacisnÄ…Å‚ klawisz. MigajÄ…cy napis zniknÄ…Å‚.
Bastos czekał na mnie.
Czułem niesmak i suchość w ustach.
 Zostało nam coś do picia? zapytałem.
 Musi być jeszcze w bagażniku butelka ouzo. podał mi ją.
Ostry, słodki smak zaatakował kubki smakowe niczym ostrze. Urodzinowe
prezenty, pięknie zapakowane, tkwiły wciąż w bagażniku. Kristos nie miał
czasu, by je otworzyć.
 Znasz historię starego Nekyomanteionu? zapytałem Bastosa.
 Nie.
 Pozwól, że ci ją opowiem.
 Słyszałem, że to był szwindel.
 Tak, ale oszukiwanymi byli żyjący. Zmarłym pozwalano spoczywać w
pokoju.
Pózniej musiałem przysnąć ukołysany niskim, szepczącym odgłosem
elektrycznego motoru.
 Dokąd jedziemy? zapytałem, kiedy ocknąłem się z koszmaru.
 Prosto przed siebie, odparł zdecydowanie Bastos.
Tak, jak płynie czas.
 To dobrze, powiedziałem.  Dobrze.
Noc była łagodna, przyprawiona aromatem palonego drzewa oliwnego. Po
prawej, obramowany białym konturem rozciągał się ocean. Po lewej w świetle
gwiazd błyszczały poletka ryżowe, tam gdzie niegdyś rozpościerało się jezioro
Acherousia, czarne wody Hadesu, królestwa zmarłych.
Księżyc wznosił się powoli ponad górami.
Sarakiniko,
Czerwiec, 1984
28


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wolfgang Jeschke Ostatni dzien stworzenia
wolfgang jeschke ostatni dzien stworzenia
Wolfgang Jeschke [Novelette] Loitering at Death s Door [v1 0] (htm)
Yeti Wolfgang Jeschke
Jeschke Wolfgang Ostatni dzien stworzenia
Po śmierci pojawia się tunel
Co się dzieje po śmierci
C Rivas Wizja tego co się dzieje podczas śmierci (Miłujcie się)
Starzenie się i zaprogramowana smierć komórek
Związek Banków Polskich co się dzieje z naszym kontem bankowym po śmierci
Chce zanurzyc sie w Twa smierc
W organizmach ludzkich i zwierzęcych tuż po śmierci aktywuje się setki genów
Glos czlowieka zblizajacego sie do smierci Artykul
Analiza porównawcza wierszy Śmierci, próżno się pysznisz~A70

więcej podobnych podstron