Joëlle Fliss urodziła się w Brighton (Wielka Brytania), a następnie przeniosła się do Genewy (Szwajcaria),
gdzie studiowała stosunki międzynarodowe (na Graduate Institite of International Studies). Przewodnicz+/-ca
Europejskiej Unii Studentów śydowskich w latach 1999-2001. Obecnie mieszka w Brukseli i pracuje jako
doradczyni polityczna dla Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy w Parlamencie Europejskim.
Pamiętnik z Durbanu. Co tak naprawdę wydarzyło się na konferencji ONZ przeciw rasizmowi w
Durbanie (2001 r.), cz. II
Joëlle Fliss
Czwartek, 30 sierpnia
9:00 - 11:00 Typowy poranek: włóczenie się pomiędzy namiotami, reagowanie na antyżydowskie zaczepki,
rozmawianie z ludźmi zanim ktoś nas zaatakuje, protestowanie poprzez trzymanie naszego niewielkiego
transparentu na sesjach, podczas których śydzi są krytykowani, dawanie wywiadu dla lokalnego radia, które
pozwala nam mówić przez minutę i 30 sekund, ignorowanie obelg, kiedy przechodzimy z jednego miejsca w
inne. W pewnym momencie zaczynamy niepokoić się, ponieważ od rana nie możemy znaleźć jednego z
naszych żydowskich kolegów. Gdzie on jest? Wyczuwamy wciąż wrogość przechodzących obok nas ludzi,
którzy jednocześnie planują sobie wieczorne uciechy...
My już nawet nie wychodzimy sami do baru albo do łazienek. Zawsze prosimy kogoś, żeby do nas dołączył.
Nie dlatego, że ktoś nam dał taką instrukcję. Robimy tak, ponieważ widzimy co się dzieje. Niektórzy żydowscy
delegaci nie noszą już na wszelki wypadek swoich identyfikatorów, a inni zamienili kipy na czapeczki
baseballowe.
11:30 Nadszedł czas na jedno z wielu spotkań grup europejskich. Celem tych spotkań ma być gromadzenie
jak największej liczby przedstawicieli organizacji europejskich, aby rozmawiać o problemach kontynentu i na
innych forach bronić interesów Europy. Wślizguję się do namiotu wraz z moimi przyjaciółmi z Europejskiej Unii
Studentów śydowskich. Trudno uwierzyć jak tu spokojnie! Każdy mówi w zrównoważony i pełen szacunku
sposób. Wszyscy siedzą spokojnie w okręgu, za każdym razem przemawia tylko jedna osoba. Mówcy
informują się nawzajem jak wnioski z durbańskiej konferencji zostaną ujęte w ich narodowych planach
działania, jak będą namawiać swoje rządy do większej aktywności. Przedstawia się tutaj analizy słabych
punktów każdego kraju w zakresie dyskryminacji oraz debatuje o możliwościach współpracy na
międzynarodową skalę. Ani słowa na temat tabu - Bliskim Wschodzie. Europejczycy, jak widzę, bardzo sobie
cenią izolację od kontrowersyjnych tematów, skupiają się na zachowaniu dobrych relacji między sobą. Od
początku konferencji w Durbanie, Europejczycy załatwiają swoje sprawy w takiej atmosferze. Interesy przede
wszystkim.
Teoretycznie ta atmosfera mogłaby dać nam uczucie komfortu. Teoretycznie moglibyśmy powiedzieć sobie w
duchu, że przynajmniej Europejczycy nie dali się porwać wirusowi histerii, który rozprzestrzenia się tutaj w
tłumie. Z klasą dyskutują o swoich projektach, jakby siedzieli teraz w jakieś europejskiej stolicy. Jednak
zauważamy szybko, że ci Europejczycy zamknięci są w szklanej kuli, udając, że nie zauważają anarchii
panującej poza tym namiotem. Wyglądają jakby myśleli: "No cóż, postarajmy się jakoś wykorzystać pozytywne
elementy tej konferencji". Nasze poczucie izolacji, bezbronność i wzrastający cynizm uchronił nas przed
robieniem tego, co inni Europejczycy. Teraz nie ma czasu na niepotrzebne rozmowy. Trzeba działać. Musimy
wracać do naszego stolika, brać udział w możliwie wielu sesjach roboczych, zorganizować kolejną konferencję
prasową, wspierać naszych kolegów, przygotować się do kolejnego kryzysu, który na pewno niebawem
nadciągnie.
Można jedynie żałować, że dyplomacja do niczego się już nie przydaje, kiedy człowieka zrzuca się na pole
bitwy. Kwadrans po wejściu na spotkanie Europejczyków, wyślizgujemy się zatem tak cicho, jak tu weszliśmy.
12:00 śydowskie grupy postanawiają zorganizować wspólną konferencję prasową, mającą dwa główne cele.
Po pierwsze, chcemy potępić wszechobecną tutaj literaturę antysemicką. Po drugie, chcemy przekazać
mediom informację, o tym jak zewsząd jesteśmy tutaj napastowani.
Zapraszamy dziennikarzy pod hasłem: "Nie jesteś rasistą, prawda?" Atmosferę jeszcze bardziej zaognia fakt,
że oficjalna sesja robocza nazwana "Zaprzeczanie Holokaustowi", która miała odbyć się w Klubie śydowskim,
zostaje odwołana ze względu na pogróżki. Dziennikarze zajmują miejsca w namiocie. Według ochrony
stadionu to jest miejsce, gdzie jest najmniejsze prawdopodobieństwo, że zostaniemy fizycznie zaatakowani.
Jeszcze zanim nasi liderzy kończą uwagi wstępne, grupa demonstrantów, która w jakiś sposób zdobyła
przepustki prasowe, szturmuje nasz namiot. Podbiegają do mówców, wyskakują przed kamery wykrzykując
niemal niezrozumiałe brednie. Ze względów bezpieczeństwa, konferencja zostaje przerwana, można
powiedzieć, że staliśmy się zakładnikami tego dzikiego tłumu. śaden dziennikarz nie miał okazji do zadania
choć jednego pytania. Cóż za ironia! To barbarzyństwo jest dokładną ilustracją tego, o czym zaczynaliśmy
opowiadać mediom. Tutaj w Durbanie, potępianie rasizmu najwidoczniej wyzwala jego jeszcze głębsze
pokłady. Jedno jest pewne, kiedy odbiera się komuś wolność słowa, ma się dziwne uczucie, że osłabia się
pokłady. Jedno jest pewne, kiedy odbiera się komuś wolność słowa, ma się dziwne uczucie, że osłabia się
przejrzystość własnych poglądów.
14:00 W dyskusji nazwanej "Zbrodnie wynikłe z nienawiści, grupy nienawiści, czystki etniczne, konflikty i
ludobójstwa". Nadchodzi kolej na głos żydowskiego delegata z Urugwaju. Kiedy podchodzi do mównicy i
przedstawia się, przewodniczący sesji natychmiast wyłącza mu mikrofon i mówi: "To jest dyskusja o ofiarach,
a pan nie jest taką osobą".
14:30 Nadchodzi czas na zajęcie przez nas stanowiska. Zaraz rozpocznie się sesja o antysemityzmie. To jest
szansa na wyjaśnienie wielu spraw. Każda mniejszość, która doświadcza rasistowskich prześladowań ma
okazję do opowiedzenia swojej historii i podzielenia się nią z innymi. Zgodnie z procedurami konferencji,
każda grupa ma prawo do przedstawienia faktów, bez obecności innych grup, które mogą zakłócić spotkanie i
narzucać inną percepcję wydarzeń. Grupa specjalistów zaczyna wyjaśniać historyczne uwarunkowania
antysemityzmu i ich współczesne konsekwencje. W namiocie z każdą chwilę jest coraz głośniej. Ludzie proszą
o ciszę. Nagle do namiotu wdziera się kilka dziesiątek głośnych ludzi. Tłum zachowuje się agresywnie i
zagłusza mówców. Co chwilę ktoś wstaje i prosi o ciszę i szacunek dla przemawiających. Bezskutecznie.
Dyskusja szybko odchodzi od planowanego przebiegu. Jacyś ludzie zaczynają krzyczeć: "Jak możecie po
Holokauście organizować innym takie samo cierpienie?" Krytykują śydów za to, że niegdyś byli ofiarami, a gdy
tylko zostali uwolnieni, stali się oprawcami. Do tych głosów dołączają się szybko także osoby wierzące, że
Holokaustu w ogóle nie było. Przyszli tutaj, aby "prostować" historię. Dla nich fakt, że sześć milionów śydów
zostało zamordowanych, jest czystą fikcją. śydowskie lobby wymyśla tego rodzaju opowieści, aby wytworzyć
poczucie winy we wszystkich ludziach na świecie. To konspiracyjna manipulacja zmierzająca do władania
przez śydów całym światem.
Ktoś zaczyna przekonywać, że wszelkie działania izraelskie skierowane przeciwko Palestyńczykom muszą
być uznane za "antysemickie". Nawołuje do potępienia "izraelskiego antysemityzmu skierowanego przeciwko
Palestyńczykom". A skoro Holokaust był aktem antysemityzmu, a Arabowie to Semici, więc wszelkie zbrodnie
przeciwko Arabom też powinny być zaliczone do Holokaustu i objęte specjalnymi rekompensatami. Inna osoba
krzyczy, że Izrael nie tylko skolonizował Palestynę, ale co gorsza, skolonizował język i idee przez
przywłaszczenie słowa "antysemityzm". Taki "anty-semityzm" jest anty-semantyczny, co według krzyczącego
jest zakłamaniem historii przez manipulację terminologiczną.
Nagle dziesiątki agresywnych "obrońców praw człowieka" przedostaje się do środka namiotu. Wbiegają i
krzyczą na całe gardło: "Wszyscy jesteście mordercami!!! śydzi, macie palestyńską krew na rękach!" Otaczają
nas. Po chwili stoimy bezbronni w środku namiotu, naokoło morze wrogości i agresji. Lęk sprawia, że niektóre
osoby próbują uciec, przebić się przez tłum. Okrzyki: "Nie należycie do ludzkiej rasy!", "Naród Wybrany?
Naród Przeklęty!". Ktoś łapie za ramię Davida i krzyczy: "Nie będę z tobą rozmawiał dopóki nie ściągniesz
tego z głowy!" wskazując na kipę.
Napaść powiększa skalę. "Dlaczego nie odpowiedzieliście jeszcze za zabicie Jezusa?", "Wysysacie naszą
krew przez te wszystkie lata. Nie chcemy was tutaj!", "Nie ma miejsca dla śydów nad Jordanem, nie ma
miejsca dla śydów w Izraelu!", "Państwo śydowskie - tak, ale na Marsie!", "Szaron czy Gołda Meir, wszyscy
tacy sami. Nie da się zrobić człowieka z Szarona!"
W czasie konfrontacji przy naszym stanowisku byliśmy od tłumu odgrodzeni choć tamtym małym drewnianym
stolikiem. Taka bariera była ważna z psychologicznego punktu widzenia - byliśmy symbolicznie odgrodzeni od
agresorów. Tutaj jest znacznie gorzej. To prawdziwa inwazja. Emocje tych ludzi nie są możliwe do
uspokojenia, a dla nas nie ma żadnego schronienia. Agresja zmienia się z werbalnej na fizyczną, zaczyna się
bicie, jedyne co nam pozostaje to ucieczka. Po raz kolejny nasz głos został zagłuszony, jak widać ktoś to
sprawnie organizuje. Nigdzie nie możemy wypowiedzieć swojego zdania.
W panice uciekam przez trawnik. Jestem ogarnięta przerażeniem, ale i wściekłością. Muszę się na chwilę
gdzieś zaszyć, żeby odzyskać równowagę i nie wybuchnąć płaczem tutaj na oczach napastników. Biegnę
dalej i w końcu mogę na chwilę odetchnąć. Słyszę spokojne dyskusje w namiotach naokoło. Zapalam
papierosa i postanawiam ochłonąć przez pięć minut i wrócić do tamtego chaosu. Zauważam nagle, że gapi się
na mnie jakiś młody chłopak, z pewnością pochodzi z jakiegoś arabskiego kraju. Uśmiecha się do mnie
serdecznie. Musiał widzieć skąd wybiegłam, więc rozumie, że należę do żydowskiej delegacji. Tym bardziej to
miłe, że się do mnie uśmiecha.
Podchodzi do mnie i przedstawia się. Zaprasza na kawę. Zaczynamy żartować po arabsku. Czuję bardzo
dużą bliskość z kulturą arabską, moi rodzice pochodzą z Egiptu i Sudanu. Nasza rodzina wciąż czuje się
związana ze światem arabskim, językiem, tradycjami, arabskim poczuciem humoru, a także, oczywiście,
wspaniałą kuchnią.
Chłopak wciąż uśmiechnięty podaje mi ulotkę. Nawołuje ona do uwolnienia Palestyny, podpisana jest
"Hamas". Co? Hamas został zaproszony do Durbanu? "Czy ty jesteś z Hamasu?" pytam szeptem, bardziej
chyba siebie niż jego. "Aiwa, tak!" Ci ludzie wysadzają się w powietrze w izraelskich dyskotekach, kawiarniach
i na przystankach autobusowych. Chcieliby zamordować jak najwięcej śydów oraz powstrzymać jakiekolwiek
negocjacje pokojowe pomiędzy umiarkowanymi politykami. A ten chłopak przede mną należy do tej
organizacji. "Hmm... nie masz może jeszcze więcej ulotek?" pytam i staram się zrobić wszystko, żeby głos mi
nie drżał. Dłonie mam mokre od potu. "Nie, nie mam przy sobie więcej, ale poczekaj chwilkę, zapytam kolegę
z Hezbollahu, może jemu jeszcze trochę zostało".
Cóż za surrealistyczna sytuacja. Jestem tutaj, zupełnie sama, na konferencji ONZ, pod namiotem Hamasu i
Hezbollahu... Oby być może nawet pomyślą, że mogę zostać ich zwolenniczką. A wszystko to na konferencji
przeciwko rasizmowi.
Oglądam się naokoło. Jak to możliwe, że takie radykalne organizacje mogły zdobyć akredytację? Czy te osoby
Oglądam się naokoło. Jak to możliwe, że takie radykalne organizacje mogły zdobyć akredytację? Czy te osoby
reprezentują polityczne czy militarne skrzydła swoich ruchów? Co do diabła, ci dżihadowcy tutaj robią? Czy to
są te same osoby, które widzimy w telewizji palące izraelskie flagi? A może przygotowują tutaj jakiś atak? Jak
to możliwe, że czują się tutaj tak pewnie, że ośmielają się podawać swą tożsamość pierwszej lepszej osobie?
Boję się. Jeśli ten chłopak z Hamasu mnie nie rozpoznał, to na pewno jego kumple zaraz go zaalarmują jeśli
tutaj zostanę. Uciekam. Jakie to przyjemne uczucie bezpieczeństwa, kiedy jestem znów z moimi przyjaciółmi.
Tylko tutaj nic się nie zmieniło. Wciąż agresja i krzyki. Obelgi z każdej strony...
"Joëlle, nigdy nie zgadniesz..." ktoś zaczyna zdanie. Przerywam mu: "Nie, czekaj, daj mi coś powiedzieć!
Właśnie spotkałam..." I z kolei ktoś przerywa mnie: "Słuchajcie to nie jest dobry moment na pogaduszki,
wrócimy to nich wieczorem. Teraz mamy robotę". Zawsze tak jest. Każdy jest teraz pochłonięty swoimi
myślami. Każdy ma potrzebę podzielenia się swoimi spostrzeżeniami, bo to daje choć iluzję, że normalny
świat wciąż istnieje, a my nie jesteśmy ofiarami ciągłych halucynacji.
"Robocza sesja" dobiega końca. W tej chwili jest nawet względny spokój. Przewodniczący sesji wpada zatem
na pomysł, aby podsumowanie przeprowadzić w małych grupach. W każdej grupie są osoby, które są
przekonane, że antysemityzm obecnie istnieje, a także te, które są przekonane, że tak nie jest. W mojej grupie
młoda Irakijka zaczyna płakać. Wprawdzie plecie same nonsensy, ale jej wygląd sprawia, że czuję do niej
sympatię. Przynajmniej jest w stanie słuchać. Dziewczyna mówi mi, że jestem morderczynią. Jednak i tak tylko
ona słucha mojej odpowiedzi, reszta w ogóle mnie nie słucha. Dziewczyna mówi dalej: "Przestań myśleć o
antysemityzmie, to przecież nie istnieje". Niektórzy z naszej grupy zdecydowali się na wyjście z sesji, bo
atmosfera w ich grupach była tak zła, że bali się, że zaraz zostaną pobici. Mogłabym tej dziewczynie
tłumaczyć całą historię antysemityzmu, ale przecież widziała tutaj cały czas jego współczesną wersję. Niestety
nie zrozumiała. Marta stara się oddzielić antysemityzm od konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Jest też
zainteresowana, czy ci ludzie są w stanie zrozumieć związek tradycyjnego antysemityzmu z wykorzystywanym
przez skrajną prawicę, który w końcu doprowadził do Holokaustu. "To nie ma nic wspólnego z Arabami".
Przekonuje Marta. Przypomina o wiekach prześladowań w Europie. Dodaje: "Dziś skrajna prawica jest tak
samo antysemicka, jak i islamofobiczna". Sugeruje, że powinniśmy łączyć naszą energię do walki z
prześladowaniem obu naszych społeczności.
"Przykro mi, ale nie masz prawa mówić o antysemityzmie, bez wyjaśnienia najpierw kwestii cierpienia
Palestyńczyków" odpowiada jakaś dziewczyna z Iranu. Marta odpowiada, że wiemy, iż Palestyńczycy cierpią,
żyją w złych warunkach i są zdesperowani. Dlatego tak ważne jest, aby wspierać proces pokojowy w regionie.
Jednak jak można sobie wyobrazić pokojowe współistnienie Izraelczyków i Palestyńczyków, skoro tysiące
kilometrów od tego zapalnego miejsca nie potrafią się komunikować liderzy organizacji pozarządowych
zajmujących się tolerancją i prawami człowieka? Marta mówi, że jest właśnie okazja do pokazania, że
Arabowie i śydzi mogą coś przedyskutować i dojść do wspólnych wniosków. "Skoro jesteś taka otwarta i
rozumiesz cierpienie Palestyńczyków to dlaczego nie pójdziesz do Szarona i nie każesz mu przestać?" pyta
Irakijka i zaczyna płakać. Czuję, że jest naprawdę smutna. Jednak czy nie rozumie, że nie jesteśmy
Izraelczykami, że Szaron nie jest naszym premierem? Nie rozumie, że na sesji o Palestyńczykach, możemy
wspólnie poszukiwać rozwiązań problemu? Ale przecież to sesja o antysemityzmie. "Naszym zadaniem jest
wypracowanie w tym krótkim czasie sugestii walki z antysemityzmem na świecie, które zostaną przekazane
Organizacji Narodów Zjednoczonych". "Nie, nie możemy pracować nad czymś takim, jeśli nie mówimy o
Izraelu". I koniec dyskusji.
18:30 Pierwszy raz w życiu Dafna czuje się fizycznie zagrożona. Poczuła, że nie jesteśmy otoczeni przez
ludzi, którzy uniesieni są emocjonalnie ze względu na swoje przekonania. Jesteśmy otoczeni przez
ekstremistów, którzy już pokazują, że mogą być niebezpieczni.
23:00 Wychodzimy na plażę. Chcemy się trochę odstresować. Ktoś powiedział nam, że jest tam bardzo miła
knajpka, z dobrymi koktajlami i muzyką. Może to nam trochę pomoże. Podjeżdżamy minibusem. Musimy
jednak jeszcze przejść parę kroków. Przyzwyczailiśmy się już do zagrożeń i nawet idąc tutaj po plaży
oglądamy się wokół, czy czasem nikt nas nie śledzi. Ktoś z nas krzyczy nagle, że jedzie za nami jakiś
samochód. To jakaś paranoja. Zaczynamy biec do baru.
Kilka drinków później opuszczamy bar. Podczas pochodzenia do busa, nasz śmiech jest ucięty zostaje przez
słowa jednego z chłopców: "Jakaś grupa stoi tam i spisuje numery wozu". Kiedy dochodzimy do parkingu,
słyszymy jedynie tę grupę pośpiesznie usuwającą się w mrok. "Nie ma co się przejmować. To i tak
wypożyczony bus". Dawid, który jest afrykańskim studentem i wozi nas tym busem w Durbanie, a raczej ton
głosu Dawida powoduje, że wszyscy wybuchamy głośnym śmiechem. To dobry znak. Nasza frustracja powoli
wyparowuje w ciepłe nocne powietrze...
Piątek, 31 sierpnia
9:00 Międzyrządowa konferencja rozpoczyna się właśnie dziś. To jeszcze jedna okazja do protestowania
przeciwko Izraelowi. Demonstracja planowana jest na 16:00. Oczekuje się, że tysiące ludzi przejdą przez
miasto. Dotrą do Klubu śydowskiego i stamtąd wyruszą na obrady międzyrządowe.
Otrzymaliśmy jasne instrukcje, aby nie podchodzić do demonstrantów. Nikt nie ma pozwolenia na
podchodzenie do Klubu śydowskiego. Mamy zachować spokój. Mamy zakaz noszenia naszych koszulek z
napisem: "Walcz z rasizmem, nie z śydami". Musimy zachować najdalej posuniętą dyskrecję w sprawie naszej
tożsamości. Po raz pierwszy nie tylko my, ale też cała nasza ochrona jest dziwnie spięta. Wczoraj mieli długie
spotkanie, coś ustalali ściszonymi głosami. Wczorajszej nocy zaczęliśmy przypominać sobie ich obecność
obok nas i okazało się, że niemal od początku konferencji są w pobliżu, dyskretni, ale w razie potrzeby gotowi
do pomocy.
Stadion, w tej chwili zupełnie opustoszały, wygląda jak z apokaliptycznej wizji. Cisza jest uderzająca, niemal
jak na polu bitwy po zakończeniu walki. Jedynie kilkusetosobowy marsz Dalitów, jak co dzień, wkracza na tę
pustynię.
10:00 Dziennikarze podchodzą do nas i zaczynają zadawać pytania. Kamery włączone. Zaczynamy
opowiadać o naszych osobistych doświadczeniach w Durbanie. Nagle pobiega do nas młoda Palestynka i
krzyczy: "One kłamią, one kłamią!" Ustawia się twarzą do kamer i mówi: "Teraz ja przedstawię wam fakty". Łzy
nagle zaczynają jej płynąć po policzkach. Zaczynamy z nią rozmawiać. Kamerzysta mówi: "Czy możecie się
ustawić w tę stronę i mówić trochę głośniej?" Odpowiadam ostro: "Nie jesteśmy przecież na planie filmowym".
Marta, która stoi najbliżej mnie, szepce mi do ucha: "Chodźmy stąd. Widzisz ją? Przestała płakać kiedy tylko
kamera przestała być na nią skierowana. Dziennikarze znów dają się nabierać".
10:30 Diana już w ogóle nie nosi identyfikatora. Pochodzi do niej młody mężczyzna i wręcza ulotkę. Diana
czyta: "Dlaczego jakieś grupy religijne lub etniczne miałyby cieszyć się szczególnym zainteresowaniem
uczestników konferencji? Czy wszyscy musimy ponosić konsekwencje zbrodni III Rzeszy?" Ulotka podpisana
jest przez Ruch Komitetów Rewolucyjnych. Diana zwalnia nieco i pyta mężczyznę, dla kogo właściwie pracuje.
Ten odpowiada z nienawiścią w oczach: "Wiemy, kim jesteś!" Ma na koszulce identyfikator libijskiej delegacji.
Jeszcze na samym początku obrad forum organizacji pozarządowych cała nasza delegacja zaczęła być
stygmatyzowana. Teraz już wszyscy znają nawet nasze twarze. Co pewien czas byliśmy śledzeni. Czy są tutaj
ludzie specjalnie wynajęci do obserwowania naszej grupy? A inni do wszczynania demonstracji, gdzie tylko się
pojawimy? Nasz strach przed fizyczną agresją nie pojawił się znikąd. Wielu z nas tego doświadczyło tutaj w
Durbanie. Strach, w jakimś sensie paranoiczny, to wynik splotu wszystkich negatywnych doświadczeń, których
tu doznaliśmy. Po paru dniach mieliśmy wrażenie, że zewsząd obserwują nas jacyś "ludzie bez twarzy".
13:00 Ostrożnie wycofujemy się poza tłum i łapiemy taksówę. Kilkoro z nas jedzie do ambasady belgijskiej.
Belgia ma obecnie prezydencję w Unii Europejskiej. Ambasada urządza koktajl dla dyplomatów
uczestniczących w konferencji. Przedstawiciele Europejskiej Unii Studentów śydowskich zaproszeni są tutaj
na spotkanie z Louisem Michelem, belgijskim ministrem spraw zagranicznych. Co prawda obrady
międzyrządowe dopiero się rozpoczynają, ale dyplomaci spodziewają się, że wkrótce delegacje: amerykańska
i izraelska, wycofają się z obrad. W takim wypadku jedyną siłą równoważącą agresję i hipokryzję będzie Unia
Europejska z Belgią na czele.
Louis Michael przeznaczył dla nas całą godzinę, mimo, że zewsząd próbują dostać się do niego różni
dyplomaci i politycy. Siedzimy wokół niego przy basenie i pokazuje wszystkie okropne ulotki i broszury, które
dostaliśmy w czasie spotkań młodzieży, albo w czasie forum organizacji pozarządowych. Te wszystkie rysunki
gloryfikujące Hitlera, albo grafiki pokazujące śydów z gigantycznymi nosami wysysających krew dzieci.
Pokazujemy wszystkie listy z pogróżkami, które otrzymała durbańska społeczność żydowska i opowiadamy o
naszych prywatnych doświadczeniach w czasie konferencji. Minister jest zaszokowany. Poleca zrobić kopię
wszystkich dokumentów. Obiecuje potępić je na konferencji prasowej, która planowana jest na zakończenie
obrad. Wydaje nam się, że potraktował sprawę poważnie.
Aby osiągnąć porozumienie w kwestii międzyrządowego dokumentu, niezbędne będzie poradzenie sobie z
wieloma napięciami wynikłymi z faktu, że wiele krajów używa konfliktu izraelsko-palestyńskiego blokując
bardzo poważne kwestie łamania praw człowieka jak problem niewolnictwa. Konsensus będzie mógł być
osiągnięty tylko wtedy, gdy odpowiednio uda się odnieść do tych problemów. Co trzeba zrobić od razu, aby
szansy na konsensus nie zaprzepaścić już na wstępie? Minister uważa, że należy uspokoić Stany
Zjednoczone i Izrael, które wciąż tu atakowane mają już chęć stać i zamknąć za sobą drzwi. Europa musi
zatem mocno potępić falę antysemityzmu w Durbanie, aby pokazać, że mowa nienawiści nie może istnieć na
takiej konferencji. Uważamy, że jest to odpowiedzialne podejście i cieszymy się, że nasze świadectwo
pomaga w tym działaniu. Minister przejęty jest skalą nienawiści i agresji, jaka przez ostatnie kilka dni
skierowana była w naszą delegację. Potępia wszelkie przejawi antysemityzmu. Przypominamy mu, choć w
zasadzie tylko dla pewności, że wszystko zostało powiedziane, że jest różnica pomiędzy śydami a Izraelem.
Wszyscy śydzi na całym świecie są tutaj w Durbanie spostrzegani jako bezpośrednia przyczyna cierpień
Palestyńczyków. Jesteśmy tutaj widziani jak ostatni bastion faszyzmu, który należy zniszczyć. Przywrócenie
godności prześladowanym ludziom na świecie dokona się dopiero po pokonaniu nas.
Tłumaczymy ministrowi, że odwiedzamy go tutaj jako Europejczycy. Po raz pierwszy w życiu zostaliśmy
zaatakowani tylko za to, że jesteśmy śydami i mamy nadzieję, że Europa głośno się temu przeciwstawi.
Mówimy, że Durban to dobra okazja dla Unii Europejskiej, aby pokazać jasną politykę zagraniczną powiązaną
z europejskimi wartościami. Jesteśmy naprawdę dumni, że jesteśmy Europejczykami, ponieważ w tym
durbańskim chaosie rozumiem dzień po dniu coraz lepiej wartości europejskie: rozumienie historii, szacunek
dla słowa i dla różnorodności. Dziś Europa definiuje sama siebie przez swą różnorodność. I esencją
europejskiej dyplomacji jest wsłuchiwanie się w różne punkty widzenia, wspieranie dialogu, negocjowanie
różnorodności także w swych własnych ramach.
Zdaliśmy sobie tutaj sprawę także z tego, że wielu śydów na świecie wciąż wierzy, że Europa nie została
całkowicie oczyszczona z antysemityzmu. Ponadto wielu żydowskich działaczy uważa, że Europejczycy nie
mają ani trochę zrozumienia dla problemu bezpieczeństwa Izraela. Jako Europejczycy zgadzamy się teraz
bardziej niż kiedyś z takim spostrzeganiem naszego kontynentu. Bardzo żałujemy, że często europejskie
debaty na temat Izraela nie są oparte na zrozumieniu wielu ważnych niuansów historycznych i politycznych.
Jako przedstawiciele Europejskiej Unii Studentów śydowskich cały czas staramy się tłumaczyć śydom na
świecie, że jest wiele wymiarów relacji pomiędzy Unią Europejską a Izraelem - znacznie więcej niż wydaje się
na pierwszy rzut oka.
Nasza rozmowa z Louisem Michelem dobiega końca. Minister widząc jak bardzo doceniamy jego postawę,
dodaje jeszcze na zakończenie następujące słowa: "Mówiąc między nami, mam dużo zastrzeżeń do Szarona.
Moim zdaniem jego działanie zwiększa antysemityzm". Michel specjalnie sonduje nas takim stwierdzeniem
chcąc się dowiedzieć czy nie jesteśmy jakąś forpocztą syjonizmu. "To, co robi izraelski rząd, nie ułatwia całej
sprawy". Zatem, aby być "dobrymi Europejczykami" powinniśmy teraz potępić izraelski rząd, w innym razie
stracimy wiarygodność?
Ten zabieg sprawia, że dziwnie się czujemy. Słowa Michela sugerują, że jeśli Izrael stosowałby łagodniejszą
Ten zabieg sprawia, że dziwnie się czujemy. Słowa Michela sugerują, że jeśli Izrael stosowałby łagodniejszą
politykę wobec Autonomii Palestyńskiej, ekscesy jak w Durbanie, nie miałyby miejsca. Jednak w naszych
oczach rasizm i antysemityzm są chorobami samymi w sobie. To nie są tylko efekty uboczne innej choroby:
polityki Ariela Szarona. Ten tok myślenia jest niebezpieczny, ponieważ ludzie myślący w ten sposób próbują
wskazać, że antysemityzm uzasadniony jest łańcuszkiem powodów, którym winni są śydzi. Tak czy owak, nie
przyszliśmy tutaj dyskutować o polityce Szarona. Swoją drogą każdy członek delegacji ma na ten temat
własne zdanie, często opinie są bardzo kontrowersyjne. Minister powinien rozmawiać z izraelskimi
dyplomatami na ten temat, jeśli ma faktycznie uzasadnione obawy związane z eskalacją przemocy i
spowolnieniem procesu pokojowego w regionie.
Michel, symbol prezydencji w Unii Europejskiej, zapewnił nas, że będzie nas chronił w tych trudnych
okolicznościach. Jednak wyszliśmy z tego spotkania wyjątkowo zmieszani. Z jednej strony czuliśmy się dumni
z naszej wiary w Europę, jej ideały, i potencjał. Jednakże czuliśmy się jednocześnie izolowani, czasem
sfrustrowani, w naszej żydowskiej grupie, która była odrzucona przez wielu Europejczyków tutaj w Durbanie.
Wciąż jednak byliśmy gotowi przekonywać świat żydowski o znaczeniu Unii Europejskiej, jako modelu
pokojowej integracji i współistnienia. Wciąż byliśmy chętni do rezolutnego analizowania powszechnej wśród
środowisk żydowskich opinii, że Europa to kontynent pełen antysemitów i wrogów Izraela.
Z drugiej strony poczuliśmy, że jeden z najważniejszych przedstawicieli Unii Europejskiej nieumyślnie pokazał
jak bardzo niezrozumiałe są przyczyny tego durbańskiego festiwalu nienawiści. Na znacznie mniejszą niż inni
skalę (ale jednak!) minister pokazał to, z czym staraliśmy się walczyć przez ostatnie dni. Wierzy, że istnieje
nierozerwalny związek pomiędzy konfliktem izraelsko-palestyńskim a zjadliwym antysemityzmem istniejącym
w świecie. Opuszczamy spotkanie nie wiedząc, czy minister tak naprawdę zrozumiał nasz przekaz. Trochę to
nas niepokoi.
20:00 Forum Młodzieży zaraz ma się zakończyć i przyjęta ma być wspólna deklaracja. Delegaci już
zaprezentowali wstępną wersję tekstu, ale było tak wiele nieporozumień, że tekst obecnie jest dyskutowany w
wielu podgrupach. Nikt nie wie, co zrobić, aby doprowadzić do porozumienia. Przedstawiciele różnych
delegacji chcą dodać takie słowo, wyrzucić tamten paragraf, przemycić te poprawki... Czy to w ogóle jest
zgodne z procedurą? Nikt tak naprawdę nie wie. Nikt nie orientuje się, które z tych ostatnich poprawek
zostaną wniesione na sesję plenarną do włączenia do deklaracji, i jak dokona się selekcja tych poprawek.
Siedzę z Martą, Dafne i Dianą kilka metrów od namiotu, którym się to wszystko dzieje. Zapadłyśmy się w
krzesła ustawione na trawie już wiele godzin temu. Obserwujemy w ciszy zachód słońca. Wsłuchujemy się w
echa głosów kłótni w namiocie. Spierają się już wiele godzin. W końcu ostateczny tekst deklaracji jest gotowy i
rozdawany delegacjom.
Oczywiście nie uwzględniono paragrafu o antysemityzmie. Słowo to jest dyskretnie ukryte w innym miejscu,
mówiącym ogólnie o dyskryminacji przeciwko muzułmanom. Można odnieść wrażenie, że antysemityzm
odnosi się do wyznawców Islamu. Cóż właściwie mamy z tym teraz zrobić? W punkcie o konflikcie izraelsko-
palestyńskim odrzucono nasz wniosek, aby zapisać postulat: "należy położyć kres przemocy" oraz dążyć do
wznowienia procesu pokojowego pomiędzy stronami. W zamian wstawiono: "Palestyńczycy muszą mieć
prawo do obrony wszelkimi metodami przed izraelską okupacją". Czy zatem w świetle tego dokumentu
zamachy samobójcze staną się usankcjonowaną formą samoobrony?
Deklaracja Forum Młodzieży odzwierciedla radykalne idee, które składają się na pewien mit młodzieżowego
społeczeństwa obywatelskiego. Świat ma tendencję do widzenia w romantycznych barwach ducha młodych
bojowników, bez względu na ich ekstremizm. Jako młodzi europejscy śydzi mamy niejaką trudność w
uniknięciu specyficznej schizofrenii w naszej tożsamości. Zazwyczaj spostrzegani przez świat żydowski jako
postępowi z naszymi liberalnymi poglądami i otwartością stanowisk politycznych. Ale już na przykład w
sprawie Bliskiego Wschodu, procesu pokojowego czy spostrzegania Unii Europejskiej świat organizacji
pozarządowych widzi nas jako "neokonserwatystów" na usługach Szarona i Busha. Jesteśmy śydami, więc
widzi się nas jako myślących w określony sposób.
Wiemy, co teraz musimy zrobić. Musimy jako pierwsi zbojkotować tę konferencję. Jeszcze zanim Stany
Zjednoczone i Izrael wycofają stąd swoje delegacje.
Podchodzimy do mównicy. Diana mówi do mikrofonu: "Nie możemy zaakceptować tonu tego tekstu. śałujemy,
że Forum Młodzieży nie potępiło przemocy na Bliskim Wschodzie, a także wielu przypadków podburzania do
nienawiści. śyczylibyśmy sobie apelu o powrót do stołu negocjacyjnego i pokojowego dialogu pomiędzy
Palestyńczykami i Izraelczykami".
Już nawet nas nie dziwi obojętność z jaką nasze słowa są przyjęte. W zasadzie jedynie parę osób w
arafatkach przynajmniej nas dostrzega wznosząc nienawistne okrzyki. Ale może też ze względu na zbliżający
się wyjazd do domów, już nikt nie przejmuje się naszym stanowiskiem wobec Bliskiego Wschodu, które jest
oczywiście apelem o pokój. Wygląda na to, że ci młodzi ludzie, z którymi próbowaliśmy budować dialog przez
ostatnie dni mówią sobie teraz w duchu: "Ach, śydzi wyjeżdżają wcześniej na znak protestu. I co z tego!"
Ludzie gadają o niczym. Kiedy odzywa się Diana, reagują jakby to było nudne ogłoszenie logistyczne o
potrzebie zabrania swoich bagaży po spotkaniu, bo autokar nie będzie podjeżdżał dwa razy.
Biorę na chwilę mikrofon: "Chciałabym też dodać, że przez całą konferencję byliśmy obrażani, napastowani i
poniżani... Przed przyjazdem tutaj nie doświadczyliśmy rasizmu". Kilka osób zaczyna mi wygrażać, ktoś
krzyczy: "Wy, śydzi, jesteście tak wielkimi paranoikami, że zawsze mówicie tylko o sobie. Przestańcie być
takimi egocentrykami, my też doświadczamy czasem rasizmu i dlatego tutaj jesteśmy!"
"Cóż, czas na głosowanie. Kto jest za, kto przeciw, a kto się wstrzymuje?" spokojnym głosem pyta
przewodniczący sesji. Nas nikt jednak nie pyta. Czas opuścić ten przeklęty stadion.
Sobota, 1 września 2001 r. (dziesięć dni przed zamachami na World Trade Center)
Sobota, 1 września 2001 r. (dziesięć dni przed zamachami na World Trade Center)
15:00 Na sesji zamykającej obrady Forum Organizacji Pozarządowych, Fidel Castro ma wielogodzinne
wystąpienie. Nie tylko my uważamy to za ironię losu, że właśnie dyktator otrzymał honorowo wyróżnienie
przemawiania na zakończenie forum. Uczestnicy z krajów byłego Związku Radzieckiego są w furii.
Organizatorzy konferencji podjęli tę decyzję za zamkniętymi drzwiami, bez informowania członków komitetu
obserwatorów.
18:30 Po raz pierwszy wszyscy razem, cała grupa pięćdziesięciu ośmiu członków żydowskiej delegacji,
zebraliśmy się w publicznym miejscu. Forum Organizacji Pozarządowych zaraz przyjmie swą deklarację i
program wykonawczy. Setki ludzi reprezentujących czterdzieści trzy różne delegacje zebrały się tutaj, aby być
świadkami tego momentu. Spotkanie jest bardzo chaotyczne. Ludzie wstają, jęczą, mruczą, krzyczą, grożą, że
wyjdą. Komitet obserwatorów podejmuje nagłą decyzję, aby przyjąć tekst, choć różne grupy nie wyraziły
swego ostatecznego poparcia.
20:00 Gdy my nerwowo wiercimy się na naszych miejscach, przewodniczący sesji i członkowie komitetu
obserwatorów kłócą się ze sobą o procedury. Nie mają pojęcia jak zarządzać taką sesją i spoglądają na
publiczność ze wstydem. Scena wygląda żałośnie. Jedna z organizacji prosi o pozwolenie na
zaprezentowanie ostatniej poprawki. Reagując na aplauz tłumu, przewodniczący zgadza się na to. Czyli
wszystko się jeszcze wydłuża, bo oczywiście pojawiają się zaraz kolejne takie prośby.
Zgodnie z regulaminem, aby zaprezentować poprawę należy stworzyć nową grupę, zatem szybko tworzy się
kolejka zgłoszeń z prośbą o zatwierdzenie nowych grup.
To wszystko jest dla nas niezrozumiałe, dlaczego jednak nie żyć w tych oparach absurdu aż do końca?
Wymyślam nazwę dla mojej nowej, fikcyjnej grupy. Musimy oczywiście omijać słowo "żydowski". Co powiecie
na "Młodzież Przeciwko Rasizmowi"? To pierwsza nazwa, która przychodzi mi do głowy. Jestem gotowa
zagrać w tę grę, jeśli pozwoli to nam zmodyfikować tekst.
Pół godziny później przewodniczący cofa swą decyzję widząc chaos, jaki ona wywołała. Wszyscy siadają na
swoich miejscach. Rozpoczyna się finałowa debata. Każda grupa ma prawo zaprezentować zebranym
paragraf dotyczący dyskryminacji ich społeczności, a następnie każdy paragraf ma być zatwierdzany.
21:50 Zgromadzenie głosuje za przyjęciem zasady dającej każdej prześladowanej grupie prawo do
zdefiniowania formy dyskryminacji, której była lub jest poddana. W ten sposób każda grupa dotknięta przez
różne formy rasizmu, będzie miała możliwość dowolnego wyrażenia swego stanowiska.
22:00 Dziesięć minut po tej kluczowej decyzji, afrykański delegat z grupy ekumenicznej żąda eliminacji
naszego paragrafu o antysemityzmie. Ten paragraf mówi: "Jesteśmy zaniepokojeni coraz częstszymi
przypadkami antysyjonizmu i prób delegitymizowania Państwa Izrael poprzez niedopuszczalne oskarżenia o
ludobójstwa, przestępstwa wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości, czystki etniczne, apartheid. Jesteśmy
także zaniepokojeni innymi formami antysemityzmu, takimi jak palenie synagog, ataki na śydów, nawoływanie
do przemocy wobec ludzi popierających Izrael, i dążących do zachowania swojej religijnej i kulturowej
tożsamości". Nasz tekst ma na celu potępienie wydarzeń z ubiegłych lat, kiedy antysyjonizm prowadził do
ataków na śydów na całym świecie. "Jestem przeciwko antysemityzmowi, ale też jestem przeciwny
ludobójstwu wobec Palestyńczyków". Po tej wypowiedzi rzecznika grupy ekumenicznej na sali gromkie
oklaski.
Przewodniczący od razu pyta czy kto jest za, a kto przeciw. 42 grupy oddają swoje głosy. 39 za wyrzuceniem
naszego paragrafu. Za: jedna mała żółta kartka w górze. Za chwilę nieśmiało dołącza jakaś kartka grupy
jakiejś organizacji z Europy Wschodniej, a za nią kartka grupy romskiej.
Na znak jednego z naszych kolegów wstajemy i wychodzimy z sali. Jesteśmy bardzo zmieszani. Cicho
zaczynamy powtarzać jak mantrę: "Wstyd! Wstyd! Wstyd! Wstyd!" Wszyscy razem. I to są nasze ostatnie
słowa. W końcu zaczynamy krzyczeć głośno. Chcemy wykrzyczeć z siebie wszystkie upokorzenia, których
doznaliśmy w tym mieście. Krzyczymy, a tłum na ułamek sekundy wydaje się w końcu nas słuchać. Zdziwieni
Palestyńczycy szybko jednak się orientują w sytuacji i zaczynają krzyczeć na całe gardło: "Wolna, wolna
Palestyna!" Można słyszeć tylko te dwa okrzyki: "Wstyd! Wstyd!" i "Wolna, wolna Palestyna!" Kiedy
wychodzimy, kątem oka widzimy mnóstwo ludzi poklepujących się nawzajem po plecach co oznacza
zwycięstwo. Inni z kolei pędzą, aby zająć miejsca, które zostawiliśmy.
Przechodzimy przez stadion. Nie pierwszy raz czujemy, że grozi nam fizyczna agresja, ale teraz jest to
wyjątkowe. Wszyscy członkowie żydowskiej delegacji zgromadzeni w jednym miejscu. Jest ciemno, a poziom
napięcia osiągnął szczyt. Jest w nas sporo niepokoju. Ja także mam wrażenie, że ktoś na pewno za nami
pobiegnie i doświadczymy największego ataku, odkąd tu przyjechaliśmy. Nasi ochroniarze szeptają: "Idźcie
szybko, blisko siebie, nie oczekujcie, że autobus nas znajdzie, musimy go szybko zlokalizować. Maszerujmy".
Nawet oni są spięci.
00:00 Dochodzą do nas informacje, że po naszym wyjściu, sytuacja na sesji staje się jeszcze bardziej
chaotyczna. Przewodniczący traci kontrolę nad zgromadzeniem. W pewnej chwili grupa romska wstaje i
opuszcza namiot. Oni pierwsi biorą do rąk mikrofon i mówią, że nie mogą podpisać się pod tak antysemickim
dokumentem końcowym.
Grupa z Europy Środkowej nie opuszcza sali natychmiast. Walczyli dzielnie o włączenie do dokumentu
paragrafów o wojnach na Bałkanach i w Czeczenii. Wciąż mają nadzieję, że te treści się tam znajdą.
W środku nocy uczestnicy zaczynają mozolnie głosować na kolejnymi paragrafami.
Jest gorąco, pada ciepły, a grupy, które pozostały na sali nie mają nic do jedzenia. Na salę ktoś przyniósł
kanapki. Kiedy rozdzielano je wśród członków grupy z Europy Środkowej, zapytano rosyjskiego delegata,
który ma żydowskie korzenie, czy "jest przyjacielem Palestyny?" To było upokarzające doświadczenie, dopóki
nie odpowiedział, nie mógł dostać nic do jedzenia. Tej nocy, po serii niepokojących wydarzeń, grupa decyduje
o zdystansowaniu się od tekstu dokumentu finalnego.
Nad ranem dokument został przyjęty przez Forum Organizacji Pozarządowych. W tym momencie w sali było
już bardzo mało osób...
Jak twierdzi Miroslav Prokes, członek Międzynarodowego Komitetu Organizacyjnego, komitet obserwatorów
miał możliwość zakwestionowania ex post facto nielegalnego usunięcia paragrafu o antysemityzmie. Jednak
zamiast wykorzystać tę sposobność, dopuścił do sytuacji, w której procedury podejmowania decyzji zostały
pogwałcone. Komitet obserwatorów wydał w tej sprawie oświadczenie: "Z różnych względów, w czasie tej
sesji, pojawiły się różne procesy, które nie były przewidziane, ale to nie oznacza automatycznie pogwałcenia
zasad procedury". Jednak bezsprzecznie podstawowa zasada, mówiąca, że każda grupa może wyrazić
przekaz o dyskryminacji wobec reprezentowanej przez nią społeczności w niezależny sposób, została
zawieszona wobec tylko jednej grupy - śydów, którzy nie mogli opisać antysemityzmu własnymi słowami.
Po przyjęciu dokumentu wydarzył się największy skandal konferencji w Durbanie.
Kilku członków komitetu obserwatorów w towarzystwie członków SANGOCO oraz palestyńskich delegatów
wtargnęło do biura, w którym na zamkniętym dla publiczności posiedzeniu tekst deklaracji Forum Organizacji
Pozarządowych był integrowany z ostatnimi poprawkami. Zażądali wprowadzenia zmian w części wyjaśnień
oraz tej, traktującej o antysemityzmie. Wydarzenie miało burzliwy przebieg. Po kilku próbach dyskusji
podjętych przez komitet finalizujący tekst, odczuli, że są przemocą zmuszani do nieczystych ruchów i
pospiesznie opuścili pokój. Wtedy intruzi przejęli po prostu pracę nad tekstem.
Nikt nie przekazał tej informacji mediom. Wielu uczestników konferencji opuściło następnego dnia Durban bez
cienia świadomości, że coś takiego się wydarzyło.
W ostatecznej wersji dokumentu Forum Organizacji Pozarządowych, opublikowanej dziś, definicja
antysemityzmu zawiera między innymi dyskryminację Palestyńczyków. Islamofobia jest w tej definicji tożsama
z antysemityzmem. Izrael jest tam oskarżony o "przestępstwa wojenne oraz akty ludobójstwa". Jest
zaklasyfikowany jako "rasistowski naród", i nawołuje do zastosowania wobec niego "wszystkich narzędzi
użytych wobec apartheidu w Afryce Południowej". Chodzi o embargo, zawieszenie stosunków
dyplomatycznych, a także ekonomicznych i społecznych więzi. Dokument wzywa również do uruchomienia
międzynarodowej kampanii przeciwko izraelskiemu apartheidowi, aby "przerwać milczenie społeczności
międzynarodowej, w szczególności Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych Ameryki". Deklaracja
organizacji pozarządowych nawołuje również do przywrócenia rezolucji ONZ nr 3379, równającej syjonizm z
rasizmem.
Wysoka Komisarz Mary Robinson przyznaje, że po raz pierwszy w historii ONZ nie może rekomendować
dokumentu organizacji pozarządowych do obrad międzyrządowych.
Niedziela, 2 września 2001
Po zakończeniu obrad Forum Organizacji Pozarządowych rozpoczyna się konferencja międzyrządowa. Nasza
rola się skończyła. Naszym ostatnim spotkaniem jest rozmowa z Walterem Schwimmerem, sekretarzem
generalnym Rady Europy. Słucha nas z wielkim zainteresowaniem i szacunkiem. Później w czasie swego
oficjalnego wystąpienia na konferencji międzyrządowej opisuje nasze doświadczenia. Ten człowiek prezentuje
głębokie zrozumienie historii Europy, widzi jej solidną moralną integralność i nie obawia się bronić jej wartości.
11 września 2001
Cały dzień w samolotach. Durban - Johannesburg - Paryż - Mediolan - Bruksela... jestem skonana, ale nie
mogę spać. Adrenalina wciąż pulsuje we krwi. Wszyscy czujemy się jakbyśmy wracali z wojny. Witaj świetlisty,
bezpieczny, wolny świecie! Nie będzie już problemów z bezpieczeństwem, ochroniarzy, kierowców
podwożących nas na stadion wypełniony pełnymi nienawiści imbecylami. Co będziemy robić jutro? Marzymy o
spędzeniu leniwego dnia w jakiejś przyjemnej brukselskiej kawiarni. Zdecydowanie nie zagłębiajmy się choć
przez chwilę w świat fundamentalizmów, rasizmu czy Bliskiego Wschodu. Chociaż do momentu kiedy wrócimy
do jako takiej równowagi.
Zadajemy sobie też pytanie, w jaki sposób opowiemy naszym bliskim o tym, co nas spotkało w Durbanie? W
jaki sposób można podzielić się takim doświadczeniem?
Lądujemy w końcu w Brukseli. Marta jedzie ze mną do mieszkania trochę odpocząć po podróży. Chwilę po
wejściu włączam telewizor, od razu na MTV żeby w miłych rytmach rozpakować choć część walizki. Po jakimś
czasie przełączam na CNN... "Na żywo z centrali CNN w Atlancie, pokazujemy państwu zdjęcia samolotu,
który przed chwilą uderzył w jedną z wież World Trade Center. Zostańcie z nami, po przerwie kontynuujemy
relację".
Przerwa na reklamy. Co? Pentagon także? Drugi wieżowiec też? Pożar? Wojna w Nowym Jorku? To
niemożliwe!
Dla mnie, jak i dla innych śydów obecnych w Durbanie, istnieje jasne połączenie pomiędzy atakiem na USA i
nienawiścią, której doznaliśmy przez kilka dni w czasie konferencji. Widzimy w tym niemal jakąś konspirację
nienawiścią, której doznaliśmy przez kilka dni w czasie konferencji. Widzimy w tym niemal jakąś konspirację
na światową skalę. Czy to możliwe, aby te dwa wydarzenia - konferencja i atak - nie były ze sobą złączone?
Szaleństwo Durbanu roznosi się jak wirus. W Durbanie wszystkie jego elementy były obecne: zaciekły
antyamerykanizm, nienawiść do śydów, islamskie sieci, których zasięg pozostaje wciąż nieznany, a także
starcie systemów wartości. W Durbanie zrozumieliśmy, w pewnym sensie przedwcześnie, że zbiór tych
elementów zmieni świat, w którym żyjemy.
Przypominają mi się twarze tych chłopaków z Hamasu i Hezbollahu, którzy bez żadnych ograniczeń
rozprowadzali swoje ulotki na stadionie."No tak" - mówię do siebie nieco zblazowanym tonem - "Jeśli mogli
zagrać na nosie Mary Robinson i nawoływać do dżihadu na konferencji ONZ, to dlaczego ich koledzy nie
mieliby porywać samolotów?"
Kilka dni mija i już jesteśmy wciągnięci przez rzeczywistość. Powraca jasność spostrzegania,i pojawiają się
nowe wyzwania świata po-durbańskiego i po 11 Września 2001 r.
12 września 2001 r.
Scena finałowa. Kiosk z gazetami naprzeciw mojego domu.
Po wczorajszych atakach pędzę z samego rana po gazety. Czekam w kolejce. Belg o afrykańskich korzeniach
rozmawia ze sprzedawcą. Rozmawiają oczywiście o atakach na USA. "Tak naprawdę, to co spotkało
Amerykanów jest w pełni zasłużone! Amerykanie są rasistami, ponieważ zbojkotowali konferencję
antyrasistowską. Nic dziwnego, że teraz wszyscy będziemy atakować rasistów". Facet jest widocznie
zadowolony ze swojej analizy sytuacji. Sklepikarz chichota. Zmieniają temat i wymieniają się świeżymi
plotkami o sąsiadach.
To pierwsza reakcja na zamachy, jaką słyszę w Brukseli. Jakiś nowy po-durbański cień przemyka przez
umysł: jakieś poczucie kolejnego ataku na moje wartości, połączone z głęboką potrzebą wycofania się gdzieś
w kąt. Komentarze tego gościa bardzo mnie zabolały. Jego przemowa na pewno wprawiłaby w zadowolenie
wielu krzykaczy ze stadionu. Za to kioskarz przypomina mi te setki nonszalanckich, nieświadomych i
indyferentnych uczestników różnych sesji plenarnych i warsztatów w namiotach.
Wydarzenia z Durbanu pozostają w cieniu dramatu 11 Września 2001 r. Jednak główne problemy, które
pojawiły się na konferencji były pierwszym widocznym znakiem nowego międzynarodowego kontekstu, który
zawiera nowe pytania, zwątpienia i złożoność.
Epilog. Czerwiec 2008 r.
Jakie to dziwne uczucie po siedmiu latach przypominać sobie te hordy kamer skierowanych na nas w
Durbanie. To wszystko wydaje się jakby było w innej epoce. Kilka dni po Durbanie już nikt o nim nie mówi,
cisza. Kamery przeniosły się do Nowego Jorku, potem do Afganistanu, aby pokazywać nową wojnę z
terroryzmem. Tyle się zmieniło od tamtych dni. Durban jawi mi się teraz jako drobinka kurzu w wielkim morzu
nowych wyzwań z jakimi zmierzamy się w relacjach międzynarodowych.
Dziś to co opisałam kilka lat temu nie wywołają pewnie lęku u czytelników. Być może w większym stopniu
wśród śydów, którzy przez ostatnie lata włączyli także tę historię w swoją kolektywną świadomość. śydowski
przekaz pamięci nie przestaje mnie zaskakiwać: garstka jednostek przeżywa jakieś bolesne wydarzenie, i
zanim się zorientujemy, pamięć o nim staje się kolektywna. Ciekawość, głęboka empatia, determinacja w
przypominaniu sobie, i dążenie do przekazywania są być może największymi skarbami śydów. Wydarzenia
mające miejsce na konferencji ONZ do dziś rezonują w świadomości wielu śydów na całym świecie. W
pewnym sensie, znaczenie Durbanu widzę w tym, jak wiele dał nam historycznych i socjologicznych lekcji.
Z socjologicznego punktu widzenia, Durban pozostanie groteskowym przykładem do analizy, w jaki sposób w
ciągu kilku dni, tłum może zostać wprawiony w ruch, za pomocą manipulacji niewielkiej mniejszości. Historia, a
zwłaszcza w XX w., pokazała nam wielokrotnie jakie to łatwe. Siedem lat temu nasze pokolenie zobaczyło ten
mechanizm na własne oczy. Durban przypomina nam, że przekonania mogą być szybko przyjmowane, i
nawet te najbardziej nienawistne potrafią rozprzestrzeniać się z prędkością światła.
Jaka jest historyczna lekcja po Durbanie? Konferencja ONZ uczy nas, że niemożliwe jest jednak możliwe.
Pokazuje, że antysemityzm może odrodzić się niewiadomo skąd, zwłaszcza kiedy się tego nie spodziewamy.
Przed Durbanem, większość społeczności żydowskiej na świecie wygrzewała się w przyjemnie bezpiecznym
komforcie lat 90-tych. Wtedy, poza sytuacją na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza młode pokolenie śydów nie
doświadczało żadnych zagrożeń. Durban przypomniał nam, że nie możemy być tacy pewni siebie. Nienawiść
może zjawić się beż żadnego ostrzeżenia.
Z głębokim żalem doświadczyłam, jak wydarzenia w Durbanie ożywiły wielowiekowy żydowski instynkt
samozachowawczy, wtłoczyły nas w stan podwyższonej gotowości i nastawienia na obronę. śydzi często są
oskarżani jako ludzie mówiący o sobie jako ofiary. Jednak Durban okazał się kolejnym rozdziałem naszej
historii, który zilustrował, co to znaczy.
[tłum. Jacek Olejnik]