A Fated Summer (r2)


NOTKA OD AUTORKI (zapewne w odpowiedzi na komentarze do poprzedniego rozdziału):
Nikt z was się nie myli  Draco i Snape przeżyli już kilka tygodni od czasu bitwy, ale Harry nie. Mamy
tu więc dwa różne przedziały czasowe. Harry jest tuż po bitwie  by być dokładnym, został znaleziony
dzień po niej.
Prawda boli
Draco siedział przy ogniu, czytając najnowsze wydanie Tygodnika Quidditcha, gdy Blaise zapukał do
drzwi. Draco nie widział go przez ostatnie trzy tygodnie, więc kiedy otwierał drzwi, spodziewał się
zobaczyć Ceilidha lub McGonagall. Nawet widok Hermiony byłby mniej szokujący pomimo ich
sprzeczki kilka dni wcześniej. Ale nie  zamiast nich Draco ujrzał Blaise'a stojącego w jego drzwiach z
nieznacznym uśmiechem na ustach.
W jakiś sposób Blaise wyglądał inaczej. Być może zmienił fryzurę albo jego ubrania różniły się od tych,
które nosił zazwyczaj. Albo może było to po prostu przytłaczające uczucie tego, że Blaise był
szczęśliwy, przez co wyglądał dla Dracona inaczej. To naprawdę sprawiło, że chciał zatrzasnąć drzwi
przed twarzą przyjaciela. Oczywiście tego nie zrobił, zamiast tego ustępując na bok, by umożliwić
Blaise'owi wejście.
- Dzięki, stary. Jak leci?  zapytał Blaise, podchodząc do kanapy i rozwalając się na niej
nieelegancko.
Draco zamknął drzwi i spojrzał w stronę tych prowadzących do sypialni Snape'a, które na szczęście
były szczelnie zamknięte. Wiedział, dlaczego Blaise tam był; mógł wyczytać to wszystko z twarzy
przyjaciela. Blaise martwił się o niego i potrzebował zapewnienia, że z Draconem jest wszystko w
porządku. Tylko że z Draconem nie było wszystko w porządku. Wiedział o tym. Nie wiedział
natomiast, dlaczego wszyscy oczekiwali, że tak będzie. Utknął, na resztę swego życia, jako& substytut
towarzysza Snape'a.
Poza tym Draco nie mógł znalezć w sobie energii, by okłamać przyjaciela. Wiedział też, że nie będzie o
tym plotkował z innymi. Wzruszył więc ramionami i ruchem rąk pokazał na pokój.
- A jak myślisz?
Blaise powoli rozejrzał się po pomieszczeniu. Było czyste i przyzwoite, to prawda, ale nosiło ślady
kogoś, kto albo miał zbyt wiele wolnego czasu, albo nie mógł się skoncentrować zbyt długo na jednej
rzeczy. Czasopisma były ułożone w zgrabny stos na półkach, czarodziejskie szachy czekały na stole na
dokończenie, a kolejne gazety leżały przy kominku  przygotowane do rzucenia ich na podpałkę lub
ułożone tam dla wygody do czytania przy ogniu.
Fakt, że Draco nie wyrzucił tych wszystkich starych czasopism ani gazet, dał do zrozumienia
Blaise'owi, że Draco był całkowicie znudzony. Draco, od kiedy Blaise go znał, nigdy nie czytał tego
samego czasopisma ani gazety dwa razy. Blaise od niechcenia wstał i chwycił jedną z gazet ze sterty
przy kominku. Otworzył ją na przypadkowej stronie i zmarszczył brwi; olbrzymi artykuł został wycięty.
Zerknął na Dracona, który ze spokojem odwzajemnił spojrzenie. Potem wziął kolejną gazetę,
kartkując ją, dopóki nie znalazł kolejnego wyciętego artykułu. Pózniej chwycił następną gazetę, i
jeszcze jedną& We wszystkich brakowało przynajmniej jednego czy dwóch artykułów. Blaise'owi nie
zajęło wiele czasu zorientowanie się, które z nich zostały wycięte. Gazety stale zdawały raporty na
temat odbudowy Hogwartu, jego pracowników oraz uczniów, którzy byli tak odważni. I oczywiście
Harry'ego Pottera. Jedna żadna z tych gazet nie zawierała tych artykułów.
Blaise schludnie ułożył gazety i spojrzał na Dracona ze współczuciem i zmartwieniem.
- Gdzie je położyłeś, Dray?
Draco wzruszył ramionami, usiadł na kanapie i wskazał niejasno w stronę kominka. Potem się
odezwał.
- Wiesz, to mógł być Snape.
Blaise pokręcił głową.
- Killian mi powiedział, że Ceilidh nie był w stanie zainteresować Snape'a codziennymi
wydarzeniami. Wątpię w to, że przeczytał którąś z tych gazet.
Draco zamknął oczy i oparł się.
- Nie lubię czytać tych artykułów. Wprowadzają zamęt wśród ważniejszych spraw.
- Gówno prawda i dobrze o tym wiesz, Draco. Nikt cię nie zmusza do czytania ich, ale ty wolałeś je
wyciąć i wrzucić w ogień.
- Właściwie to było proste zaklęcie. Nie musiałem nawet wyciągać nożyczek  powiedział leniwie
Draco.
Blaise zmrużył oczy i rzucił gazety z powrotem na stertę.
- W porządku. Najwyrazniej nie chcesz ze mną dłużej rozmawiać, więc po prostu wyjdę 
powiedział, a następnie ruszył do wyjścia.
Draco wpatrywał się w drzwi po tym, jak Blaise wyszedł, po czym wrócił do kominka. Westchnął
cicho, nagle żałując słów, które powiedział chłopakowi. Jak powiedział Blaise, byli przyjaciółmi przez
długi czas. Bolesna była myśl, że mógłby tak po prostu to stracić.
~~~~~~
Severus słuchał sprzeczki, a nawet przez chwilę ją obserwował. Nie wiedział o artykułach. Nie czytał
gazet. Czy któraś z nich mówiła o czyś ważnym? O czymś, co mogłoby pomóc mu odnalezć Harry'ego.
Może znalezli jakiś trop. Znaki na trawie, które pokazywały, dokąd poszedł Harry. Szczątkowe ślady
magii. Cokolwiek.
A teraz dowiedział się, że to& paskudztwo& usunęło je wszystkie& Severus warknął. Jego oczy
błysnęły czerwienią, ale sekundę pózniej spłynęła ona po jego policzkach, gdy wziął głęboki wdech,
zwalczając w sobie chęć, by& walczyć. Wyglądało na to, że ostatnio nie mógł długo powstrzymywać
gniewu. Miał w sobie zbyt wiele smutku, by tak naprawdę dusić w sobie jakiekolwiek emocje przez
długi czas.
Nadal był jednak na tyle zły, że wypadł przez drzwi, które łączyły jego pokój z salonem, otwierając je
tak, że wydały głośny dzwięk, gdy uderzyły o ścianę. Spojrzał na blondyna i przebiegł go dreszcz, gdy
zobaczył, że chłopak podskoczył ze strachu, a białka jego oczu powiększyły się. Błyskawicznie znalazł
się przy nim i chwycił go za mankiet koszuli, przyciągając chłopaka na tyle blisko, że ich nosy prawie
się stykały. Był gotów odrzucić go od siebie z gniewnym okrzykiem, ale dokładnie w tym samym
momencie został zaatakowany przez zapach swego towarzysza. Obmył go falami; jego uścisk rozluznił
się automatycznie, a oczy prawie się zamknęły.
Nie! Nie mój towarzysz!, krzyknął w myślach i utkwił wzrok w przerażonym spojrzeniu chłopaka. To
nie był jego towarzysz. To nie był Harry. Ale pachniał tak podobnie! Tak bardzo, bardzo podobnie!
Nieważne, o czym myślał, nie mógł skrzywdzić blondyna. Nie mógł tego zrobić i to rozdzierało jego i
tak już zniszczone serce.
Ten ból! Jak długo będę musiał z tym żyć? Zaklął w myślach i odepchnął blondyna z czymś pomiędzy
szlochem i gniewnym rykiem.
- Idz!  krzyknął ochrypłym głosem.  Odejdz!
Przez chwilę przerażony chłopak pozostał w miejscu, w którym upadł, aż Severus ryknął ponownie.
- WYNOŚ SI!
Z plączącymi się nogami i prawie potykając się o nie w pośpiechu, Draco wyszedł. Chwilę pózniej
Severus osunął się na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach.
~~~~~~
Oddychając ciężko i szybko, Draco biegł tak szybko, jak jego nogi mogły go nieść. Minął kilka
zaskoczonych osób w wejściowym hallu; wbiegł po schodach i przebiegł obok paru małych kupek
gruzu, które wciąż czekały na uprzątnięcie. Biegł do czasu, gdy upadł, chwytając wielkie hausty
powietrza. Kończyny mu drżały, a jego oczy rozglądały się dziko ze strachem. Wcisnął się w kąt i
przyciągnął kolana do piersi.
Pamiętał ostatni raz, gdy widział nabiegłe krwią oczy, policzki czerwone od niej, warczenie z gniewu i
ostre pazury. Pamiętał ból, jaki spowodowały, i to, jak długo zajął mu powrót do zdrowia. Nigdy
wcześniej nie był tak przerażony, a teraz czuł się tak samo. Drżąc, schował głowę w ramionach i
siedział tam, dopóki jego oddech się nie uspokoił, a on mógł zamknąć oczy bez ponownego
przeżywania tej chwili.
~~~~~~
Stojąc na schodach, Ceilidh, Killian i Blaise spojrzeli po sobie. Draco właśnie przebiegł obok nich, z
twarzą bledszą niż zazwyczaj i wyraznie przerażony. Ceilidh odezwał się pierwszy.
- Porozmawiam z Severusem.
To sprawiło, że Blaise i Killian spojrzeli na siebie wyczekująco. Blaise podniósł ręce i pokręcił głową.
- Nie ja. Wyrzucił mnie zaledwie dwadzieścia minut temu. Nie sądzę, że chciałby usłyszeć dziś ode
mnie coś jeszcze.
Killian skrzywił się.
- On mnie nie lubi.
Blaise machnął ręką i zaczął schodzić po schodach.
- Szkoda.
Killian westchnął. Och, czego się nie robi dla swego towarzysza.1 Poczłapał w górę po schodach,
podążając za silnym i przesyconym strachem śladem, który zostawił Draco. Nie wiedział nawet, co
powiedzieć blondynowi. Nie miał nawet czasu do namysłu, bo szybko znalazł Dracona skulonego w
kącie; miał głowę wetkniętą pomiędzy kolana i lekko drżał.
Killian zrobił trochę hałasu, zbliżając się, nie chcąc przestraszyć chłopaka. Draco podskoczył, słysząc
dzwięk, i podniósł wzrok; miał zaczerwienione oczy, ale nie było w nich widać łez. Były raczej
przekrwione. Draco wyprostował się, szybko zmieniając postawę na jedną z tych pogardliwych, gdy
spojrzał na Killiana.
- Czego chcesz?  zapytał, starając się powstrzymać swój głos od drżenia.
Killian przystanął kilka stóp od niego i z gracją usiadł na podłodze na środku korytarza, krzyżując nogi.
- Po prostu wysłuchać tego, co chcesz powiedzieć.
Draco odwrócił wzrok.
- Nie mam nic do powiedzenia.
- W takim razie sądzę, że posiedzimy w ciszy.
Draco ponownie spojrzał na Killiana z niedowierzaniem. Ale Killian naprawdę przesunął się tak, by
opierać się o ścianę, całkowicie nieskrępowany przeciągającą się ciszą.
W którymś momencie na pewno odejdzie, pomyślał Draco. W jakiś sposób czuł, że gdyby wstał i
odszedł, byłby bardziej zażenowany niż gdyby został na miejscu i przeczekał to w milczeniu.
1
Muszę -> jak ja go uwielbiam& :D
~~~~~~
Ceilidh nie trudził się pukaniem. Nie przejął się też odpowiedzią na żądanie Severusa, by wyszedł.
Podszedł szybko do drugiego wampira i zanim Snape zorientował się, co się dzieje, Ceilidh podniósł
go za gardło i cisnął nim przez pokój. Mocno.
W mgnieniu oka skoczyli sobie do gardeł, tnąc się, szarpiąc i walcząc. Meble zostały porozbijane,
książki spadały ze ścian i rozkładały się na podłodze, a mający pecha fotel został spalony, gdy
przewrócili go i wkopali do ognia.
Trwało to dobre dziesięć minut, zanim Ceilidh nie przyszpilił Severusa, jedną rękę trzymając mu za
plecami, zgiętą w łokciu, a dłonią przytrzymując mu kark. Severus wciąż warczał, a jego oczy przeszły
już z czerwieni w czerń. Oba wampiry miały wiele urazów różnego stopnia.
- Będziesz cicho  powiedział nisko Ceilidh z irlandzkim akcentem. Jego głos był cichy, niebezpieczny
i władczy.  Będziesz spokojny. Będziesz słuchał.
Ciało Severusa rozluzniło się. Zamknął oczy. Wściekłość w jego umyśle ucichła. Wiedział, że powinien
być zły, ale jego gniew zniknął. Albo nie zniknął, ale on nie był w stanie na niego zareagować. To było
tak, jakby nagle stracił kontrolę nad swoim własnym umysłem, ale nie czuł w nim obecności nikogo
innego, jak działo się to w czasie legilimencji. Nie mógł się sprzeciwić ani nawet zapytać o to, co się
dzieje. Mógł zaledwie słuchać uważnie, gdy Ceilidh ponownie się odezwał.
- Straciłeś swego towarzysza i zostałeś przeklęty możliwością przeżycia tego. To jest straszna i
tragiczna sytuacja. Szczerze kochałeś swego towarzysza, a on tak samo kochał ciebie. Kochał cię na
tyle mocno, że zostawił ci drogocenny dar: swoją krew. Coś, co ułatwi ci przeżycie. A ty gardzisz
osobą, która tak chętnie dzieli się z tobą krwią twego towarzysza. I przez to ta osoba zaczyna
nienawidzić swojej egzystencji. On kochał twojego towarzysza i dbał o niego tak samo jak ty, a
mimo tego ty potrafisz wykrzesać z siebie tylko zazdrość. Podczas gdy zamiast tego powinieneś być
wdzięczny za to, że twój towarzysz doświadczył w swym życiu miłości. Twój towarzysz miał jej wiele
i dzielił się nią, a ty powinieneś być wściekły z powodu tego, że dzielił się nią z kimś poza tobą,
owszem. Ale twój towarzysz odszedł, i wszystkim, co ci po nim pozostało, jest ten, którego kochał i
którego on kochał również. Twojemu towarzyszowi byłoby wstyd, gdyby zobaczył, jak się teraz
zachowujesz! Żyjąc jak pustelnik i strasząc tego, który nosi w sobie cenną krew twego towarzysza!
Marnujesz skarb!
Severus milczał. Słowa odbijały się echem w jego głowie. Nie miał innego wyboru, jak tylko słuchać. I
rozumieć. Ceilidh lekko rozluznił, a potem wzmocnił uścisk i rozkazał, tak samo jak wcześniej:
- Powiedz prawdę.
- Jest paskudztwem!  warknął natychmiast Severus.  Krew, którą w sobie nosi, nie jest jego
własną, ale mojego towarzysza!
- I dlatego bierzesz to, co jest twoje, i ignorujesz resztę.
- Tak! On nie ma prawa nosić czegoś tak cennego, tak cudownego!
- A ty wolałbyś, by nie miał tej krwi.
- Tak!
- Wolałbyś, by był martwy.
- Tak!
- Wolałbyś wcale nie mieć tej krwi.
Cisza.
Ceilidh poruszył się, rozluzniając uścisk.
- Powiedz prawdę.
- Nie  wydusił cicho.
- Stracisz całą nadzieję na odzyskanie choć kawałka tego, co miałeś ze swoim towarzyszem, i będziesz
na to zasługiwał, Severusie. Za twoją słabość i niewdzięczność. Za to, że nie zasługujesz na dar, który
pozostawił ci twój towarzysz. Dar, który Harry ci zostawił.
Harry. Harry& Harry. Imię odbijało się echem, rozbrzmiewało i śpiewało w jego krwi. Z
niewyjaśnionych przyczyn zaczął się trząść. Harry. Jego Harry. Jego towarzysz& Harry. Kochający,
troskliwy, buntowniczy do samego końca. Walczący za nich, za ich przyszłość, za wszystko, co kochał i
było dla niego drogie. Oddający życie w tym celu i zostawiający mu& zostawiający Severusowi& swoją
krew. Swoją cenną krew.
Tyle, by utrzymać go przy życiu, ale nie wystarczająco, by się nasycić. Nie wystarczająco, by uczynić go
szczęśliwym lub sprawić, by chciał żyć wiecznie bez obecności Harry'ego. Nie, nawet nie
wystarczająco do tego, ale to było wszystko, co Harry mógł mu dać.
Leżał tam, drżąc, nawet gdy Ceilidh całkowicie go uwolnił; nawet gdy Ceilidh odwrócił się, a potem
opuścił komnaty.
~~~~~~
Cisza go swędziała. Drażniła. Sprawiała, że chciał się zwinąć albo wstać i pobiec, albo trzasnąć o siebie
dwoma garnkami, albo krzyczeć. Oczywiście nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Zamiast tego wybrał
sztyletowanie wzrokiem Killiana, który zdawał się całkowicie go ignorować. Wampir miał cierpliwość
świętego. Albo posągu. Tak, posąg był o wiele lepszą analogią.
Musieli tam siedzieć przez przynajmniej pół godziny. To było denerwujące. W końcu Draco nie mógł
już tego znieść.
- Jeśli zamierzasz tu siedzieć, powiedz coś ciekawego!  wypalił.
Killian powoli przeniósł wzrok na Dracona.
- Co uważasz za ciekawe?
Draco prychnął z irytacją.
- Och, nieważne! Nigdy, przenigdy więcej nie dam krwi temu draniowi.
Killian skinął głową.
- W porządku.
Draco spojrzał na niego ze zdumieniem.
- W porządku? Nie będziesz próbował mnie przekonać, bym zrobił inaczej?
Killian wzruszył ramionami.
- Tak naprawdę nie jesteś towarzyszem Severusa. Dzielenie się z nim krwią to twój wybór; nikt nie
może cię zmusić.
- Ale to jest jego krew. Towarzysza Snape'a  powiedział gorzko Draco.  Nie moja.
- Czy to ci przeszkadza? Myślałem, że lubisz to, że masz jego krew. Że masz w sobie część niego 
skomentował Killian, dbając o to, by nie wymienić imienia. Jedną rzecz wiedział na pewno: gdyby
wymienił imię Harry'ego, rozmowa byłaby skończona. Draco nie wymawiał jego imienia od czasu
ostatniej bitwy.
Draco skrzywił się.
- Nie lubię dzielenia się nią.
- W porządku  powiedział po prostu Killian. Pamiętając, że Draco lubił politykę, odezwał się
taktownie.  Wiesz& Minister Tonks przebaczyła wampirom, ale opinia publiczna jeszcze się do nas
nie przekonała. Zajmie dużo czasu, zanim nas całkowicie zaakceptują.
Draco nie powiedział ani słowa, ledwie patrząc na Killiana z lekką ciekawością i próbując zrozumieć,
dokąd to zmierza.
Killian kontynuował.
- Kiedy szkoła ponownie zostanie otwarta we wrześniu, wampiry będą musiały odejść. Możemy być
teraz tolerowani, ale nie jesteśmy akceptowani w pobliżu dzieci.
Draco skinął głową; to miało sens. Spodziewał się tego. Jednak teraz Killian patrzył na niego
wyczekująco, a Draco nie wiedział, co powinien powiedzieć. Na jego twarzy widoczne było lekkie
zdziwienie.
- Severus również będzie musiał odejść  powiedział Killian po chwili osobliwej ciszy.  Mój ojciec
planuje zaoferować mu miejsce w naszym klanie. Nasz klan będzie pierwszym, który zostanie
włączony do ogólnej czarodziejskiej populacji. Severus nie będzie musiał aż tak bardzo się
przystosowywać.
Draco skrzywił się na wzmiankę o Snape ie. Odwrócił wzrok od Killiana, decydując się nie mówić nic
na ten temat. Przez chwilę zastanawiał się, jak będzie wyglądał proces integracji i czy Tonks napotka
jakieś problemy, ciągle stawiając czoła wampirom. To było dość ambitne zadanie, by spróbować
włączyć tak ogromną i bardzo niezrozumiałą społeczność magicznych stworzeń do codziennego życia
czarodziejskiej społeczności.
To było coś, co normalnie zajęłoby lata debat, głosowań i planowania, by chociaż to rozpocząć.
Jednak sytuacja nie była normalna. Czarodziejski świat znalazł się w miejscu, w którym był czas na
wielkie zmiany. Zbierał się po wielkiej wojnie i i tak był narażony na wielkie zmiany. Tak samo, jak
wampiry były bardzo pomocne podczas ostatniej bitwy, tak i teraz ich opinia była bardzo ceniona.
To była doskonała okazja do tego, by domagać się zmian, ale Tonks była też nowym przywódcą. Jej
słowa nie były jeszcze wystarczająco cenione w społeczeństwie. Jak na jej pierwszy duży projekt, ten
był rzeczywiście bardzo ambitny. Jednak przy odpowiednim manewrowaniu, Draco był pewien, że
Tonks sobie poradzi. Z codziennej lektury gazet Draco dowiedział się, że Tonks miała dobre oko do
polityki; coś, co nigdy nie przyszło mu do głowy, gdy myślał o nieznanej krewnej.
- Jeśli zdecydujesz się nie wspierać dalej Severusa  odezwał się Killian, przerywając zadumę
Dracona  on zostanie bez dawcy. Dostosowanie się do nowego będzie& uciążliwe. Oczywiście mu
pomożemy, ale& nie byłby dobrym kandydatem do naszego klanu. Musimy teraz utrzymać
nieskazitelny wizerunek, a jeden na wpół szalony wampir& którym Severus byłby przez bardzo długi
czas bez krwi swego towarzysza&
Draco zastanawiał się tylko przez krótką chwilę, zanim rzucił:
- Ceilidh stracił swego towarzysza, prawda? Wydaje się być w porządku.
- On jest starym wampirem. Bardzo starym i bardzo potężnym, i był ze swym towarzyszem przez
bardzo długi czas. Przystosowanie się było dla niego łatwiejsze niż będzie dla Severusa, który jest
zaledwie raczkującym wampirem2 i nie zagwarantował sobie pozycji ze swym towarzyszem.
- Ale Snape to przeżyje. Po prostu potrzebuje specjalnego traktowania  kłócił się Draco.
- Z tego co widziałem& owszem, może przeżyć. Ale& czy tego chciałby jego towarzysz? Czy tego
chciałby Harry?  Killian podjął ogromne ryzyko, wymieniając imię Harry'ego. Wiedział, że równie
dobrze mógł mu tym rzucić w twarz.
Spojrzenie Dracona stało się ostrzejsze, a jego maniery chłodne. Szybko zerwał się na nogi, otrzepując
się ze złością i spoglądając z góry na Killiana.
- Nigdy więcej nie wymawiaj tego imienia w mojej obecności  powiedział zimno, a następnie
odwrócił się na pięcie i pobiegł korytarzem.
Chodził przez długi czas. W końcu poczuł się dziwnie komfortowo w lochach. Będące w dolnej części
zamku, uchowały się przed ogniem, który dosięgnął wież, i pozostały prawie bez szwanku. Te
korytarze były dla niego znajome; chodził nimi tysiące razy, każdego dnia, idąc i wracając.
Automatycznie ruszył w kierunku kryjówki Ślizgonów i gdy dotarł do ukrytego wejścia, zatrzymał się.
Zastanawiał się, czy nadal otworzą się na zeszłoroczne hasło, i wypowiedział je z wahaniem. Zapadła
cisza, ale potem ściana odsunęła się przed nim i Draco ujrzał opuszczony pokój wspólny Slytherinu.
Wszedł do środka bez większego wahania. Miejsce wyglądało tak, jakby zajmowały się nim skrzaty
domowe, ale nie powitał go ogień płonący w kominku i nie było plotkujących uczniów.
Bezmyślnie powędrował ku dormitorium szóstorocznych chłopaków. Wszystkie kufry zostały
sprzątnięte i Draco stwierdził, że nigdzie nie było prywatnych artefaktów, przez co pokoje wyglądały
chłodno. Minęło zaledwie kilka tygodni odkąd mieszkali tam uczniowie, a za kilka miesięcy nowa
grupa uczniów będzie nazywać to miejsce domem.
2
Ciekawa idea& :D
Draco wiedział, że jego rzeczy zostały przeniesione do komnat, które dzielił ze Snape'em, ale nie
dotarło to do niego aż do teraz, gdy zobaczył swoje puste łóżko, bez jego kufra w nogach i różdżki na
nocnej szafce. Tak czy inaczej usiadł na jego skraju, rozglądając się po pokoju. Nie ukończył szóstego
roku, ale jesienią miał się rozpocząć nowy rok. Czy zostanie przydzielony do siódmej klasy? Czy
pozostali też się tam znajdą?
Gdy położył się na plecach, by popatrzeć na baldachim nad jego łóżkiem, zaczął rozmyślać. W jakiś
sposób to było złe, by iść na siódmy rok. Nie ukończył szóstego roku. Nie nauczył się tego, czego
powinien. I& jego nie będzie tam jesienią. Jeśli zostanie na szóstym roku& to byłoby bezpieczne.
Sytuacja nie zmieniłaby się tak bardzo. Draco mógłby udawać, że po prostu czeka na jego powrót. Ale
przejście na siódmy tok& to byłoby jak pójście dalej. Zapomnienie o przeszłości. Złe.
Draco przekręcił się na bok, zamknął oczy i szybko zasnął, by śnić o nim.
~~~~~~
- Dzień dobry, Harry  powiedziała radośnie pielęgniarka, wchodząc do pokoju. W ciągu ostatniego
tygodnia pacjent z amnezją, znany tylko jako Harry, stał się ulubieńcem pielęgniarek. Pomijając
jeszcze nieznane fakty, jego trauma zdawała się minąć; chłopak był wesoły i przyjaznie nastawiony,
a niektóre z młodszych pielęgniarek nawet trochę się w nim durzyły.
- Dzień dobry, Ella  odpowiedział Harry lekkim tonem. Nauczył się już większości imion
pielęgniarek. Były wobec niego przyjazne, a on doceniał całą troskę, z jaką sprawiały, by ich pacjenci
byli zadowoleni. Dla kogoś, kto nie pamiętał swojej tożsamości z wyjątkiem imienia, to była ulga.
Nie był w nieprzyjaznym miejscu, ale w znajomym.
- Jak się dzisiaj czujesz? Migrena przeszła?  zapytała Ella, wyciągając termometr.
- Myślę, że zaczyna ustawać  odpowiedział Harry, po czym pozwolił sprawdzić sobie temperaturę.
Oczywiście była w porządku. Nie miał gorączki od czasu przybycia do szpitala.
- Dobrze to słyszeć. Niektórym pacjentom z amnezją wraca pamięć po tym, jak zniknie ból głowy,
ale mogą też przypomnieć sobie ogólne rzeczy, jak na przykład kolor ich domu  powiedziała Ella
zachęcająco.
- To byłoby dobre  odparł Harry  ale nie chcę wzbudzać w sobie nadziei.  W jakiś sposób czuł, że
nawet wtedy, gdy migrena całkowicie zniknie, nie odzyska wspomnień. Czuł się& pusto wewnątrz
swej głowy. Jak gdyby te sprawy nie zostały przed nim zablokowane z powodu urazu głowy& ale po
prostu zniknęły, jakby od początku ich tam nie było.
- Cóż, teraz Marge może ruszać ze śniadaniem. Jestem pewna, że wkrótce zjawi się tu z czymś do
jedzenia dla ciebie  powiedziała Ella.  Muszę skończyć obchód, ale wpadnę na pogawędkę, gdy
skończę, okej?
Harry uśmiechnął się do niej przyjaznie i skinął głową.
Gdy Ella wychodziła, prawie wpadła na Iana Douglasa i wydała z siebie okrzyk zaskoczenia.
- Och, przepraszam! Dzień dobry, panie Douglas!
Ian uśmiechnął się lekko i przesunął się, by pielęgniarka mogła przejść obok niego.
- Dzień dobry  odpowiedział, gdy mijała go szybkim krokiem. Wsunął się do pokoju i spojrzał na
Harry'ego. Oczy chłopaka rozbłysły na jego widok, a Ian prawie się cofnął. Powinien się już do tego
przyzwyczaić, ale za każdym razem, gdy widział Harry'ego, nie mógł przestać myśleć o Zacharym.
- Dzień dobry  odparł energicznie Harry. Pracownik socjalny z pewnością stał się jednym z jego
ulubionych gości. Każdego ranka, przed pójściem do pracy, Ian zatrzymywał się przy szpitalu, by
chwilę z nim porozmawiać. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, jak powiedział mu Ian poprzedniego dnia,
Harry opuści szpital i zostanie umieszczony w tymczasowym domu zastępczym. Harry nie był zbyt
zachwycony byciem w rodzinie zastępczej, ale ufał, że Ian znajdzie mu miłą rodzinę.
- Jak się dzisiaj czujesz?  zapytał Ian, siadając na krześle stojącym obok łóżka Harry'ego.
- Ból głowy złagodniał, tak sądzę. Ella powiedziała, że to dobry znak. Powiedziała, że może zacznę
sobie przypominać, gdy zniknie całkiem, ale nie chcę dawać sobie nadziei, więc próbuję nie myśleć
o tym zbyt wiele  powiedział Harry.
- To dobry plan. Zbyt intensywne myślenie może przyprawić cię o silniejszą migrenę  odparł Ian,
dusząc w sobie nieznaczny uśmiech.
Harry próbował spiorunować go wzrokiem, ale to nie zadziałało i chłopak stwierdził, że znów się
uśmiecha.
- Umiem poprawnie myśleć, dzięki!
Ian uśmiechnął się.
- Jestem pewien, że umiesz. Słuchaj, nie mam dziś za dużo czasu, ale dostałem specjalne pozwolenie
na to, by przynieść ci papiery dotyczące rodziny zastępczej, w której mam nadzieję cię umieścić.
Normalnie dzieciaki nie mają nic do powiedzenia, więc nie oczekuj wiele, ale pomyślałem, że nie
będzie to tak przytłaczające, jeśli nie pójdziesz tam w ciemno.
Ian wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki jakieś papiery i podał je Harry'emu. Chłopak wziął je, ale
nie spojrzał na nie, pytając zamiast tego:
- Jak się mają Beth i Johnny?
Beth i Johnny byli dwójką adoptowanych dzieci Iana. Oboje zostali osieroceni, gdy ich rodzice
przedawkowali pewnej nocy narkotyki. Ponieważ Beth miała wtedy 5 lat, a Johnny 11, w sierocińcu
powiedzieli, że jest bardzo mało prawdopodobne, by adoptowano ich razem.
Pracownik socjalny, który zajmował się ich sprawą, miał już własną rodzinę, ale kiedy opowiedział
Ianowi ich historię, mężczyzna poszedł zobaczyć dzieci. Były zdrowe, choć nieco wychudzone, ale z
temperamentem. Przylgnęły do siebie, wyraznie przerażone rozdzieleniem. Ian próbował znalezć
dobrą rodzinę, która adoptowałaby ich oboje, ale nie miał szczęścia.
Potem jedna rodzina zainteresowała się Beth i Johnny wpadł w szał. Uderzył męża i kopnął żonę w
goleń. Niestety, widoczne oznaki przemocy oznaczały jeszcze mniejsze szanse na adopcję i Johnny
prawdopodobnie zostałby umieszczony w rodzinie zastępczej, podczas gdy Beth zostałaby
adoptowana.
Ian pociągnął za kilka sznurków i przemyślał swe wydatki, i w jakiś sposób udało mu się adoptować
obydwoje. To było pięć lat temu i teraz Beth była szczęśliwą dziesięciolatką, a Johnny silnym,
piętnastoletnim młodzieńcem. Ian ani trochę nie żałował ich adopcji; zostali prawdziwą rodziną.
Ian trochę opowiedział o nich Harry'emu, gdy chłopak zapytał go pewnego dnia o rodzinę.
- Mają się dobrze. Beth świetnie poradziła sobie na konkursie literowania i jest bardzo szczęśliwa,
mogąc się tym chwalić.
- To dobrze  powiedział szczerze Harry. Opuścił wzrok na papiery, które trzymał. Ta rodzina miała
troje innych wychowanków, mniej więcej w jego wieku, dwóch chłopaków i dziewczynę. Dom
będzie zatłoczony, ale Ian wyjaśnił, że tak jest w większości tymczasowych domów. Harry naprawdę
nie chciał iść do tego domu. Wydawał się mu taki obcy i dziwny.
Przez chwilę żałował, że nie mógł pójść do własnego domu, ale przez to, że nie mógł sobie
przypomnieć, gdzie on się znajdował, i że nikt nie zareagował na jego zdjęcie umieszczone w gazetach
i telewizji, wydawało się to dość ponurą perspektywą. Słuchanie wszystkich pielęgniarek i Iana, którzy
mówili o swoich rodzinach, było miłe, ale pozostawiało go z uczuciem tęsknoty. Jedynym problemem
było to, że nie wiedział, za czym tęskni.
Nagle pojawił się impuls, a Harry spojrzał desperacko na Iana.
- Nie mógłbym zamieszkać z tobą?  wypalił. Wiedział, że Ian prowadził już wcześniej tymczasowy
dom w pewnych okolicznościach. Czy on się nie liczył jako specjalna okoliczność? Miał amnezję, a
jedynymi osobami, z którymi czuł się komfortowo, były pielęgniarki i Ian. Lubił Riley, ale ona nie
bywała tam często od pierwszego dnia.
Ian przez chwilę patrzył z zaskoczeniem, a potem złagodził spojrzenie.
- Harry, wiem, że przerażające jest pójście gdzieś z obcymi. Ale to dobra rodzina. Dbają o swoje
przybrane dzieci, a ja będę często wpadać, by cię sprawdzić.
- Ale nie każdego dnia jak do tej pory  powiedział Harry.
Ian westchnął.
- Nie, nie każdego dnia.
- Przyrzekam, że dogadałbym się z Beth i Johnnym. Myślę, że polubiłbym ich. Jestem pewien, że już
ich lubię.
Ian uśmiechnął się.
- Tak, jestem pewien, że tak by było. Ale nie to jest problemem.
- Więc co jest?
Ian urwał. Tak naprawdę nie było żadnego problemu. Gdyby zapytał swojego szefa, ten
prawdopodobnie by to zorganizował. Właściwie można by to nawet uznać za lepsze rozwiązanie. Nie
mieli często przypadków amnezji, ale tym kilku, które mieli, poszło okropnie w rodzinach zastępczych.
Oni potrzebowali kogoś, kogo już znali, z kim czuli się komfortowo. To dlatego często umieszczano ich
w rodzinie zastępczej z pracownikiem socjalnym.
Ian tak naprawdę nie chciał wziąć Harry'ego do swojego domu. Nie, jeśli za każdym razem, gdy
patrzył na Harry'ego, po prostu widział Zachary ego. Byłoby zbyt trudno nie przywiązać się do niego. I
tak już za bardzo się do niego przywiązał. Ale nie mógł powiedzieć tego Harry'emu. Harry nie wiedział
o Zacharym.
Nagle Ian zerwał się na nogi i powiedział:
- Muszę iść. Przyjdę do ciebie jutro rano.
Starał się zignorować ból, który zobaczył na twarzy Harry'ego.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
A Fated Summer (r6)
A Fated Summer (r10)
Lab52 R2 TT D Cfg
SummerBiscornuLinda
R2
SHSpec 224 6212C13 R2 12 Data Needle Behavior
Lab101 R2 TT A Cfg
R2
T R2 4
Lab53 R2 TT B Cfg
R2
Lab91 R2 TT B Cfg

więcej podobnych podstron