z ach
c eck
c a duma?
„Codzienne doświadczenie uczy nas, że na tym świecie coraz mniej jest
miejsca dla słabych i bezbronnych, że coraz mniej uwagi poświęca się tym,
którzy biernie, z uległością znoszą krzywdy, ale to nie przeszkadza nam
podnosić swojej słabości do cnoty i z jej stanowiska ferować wyroków o
postępowaniu innych.”
R. Dmowski
W 1618 roku Polska liczyła około 11,5 mln mieszkańców. Państwo to było jednym z
największych terytorialnie organizmów politycznych Europy. Po pokoju z Rosją
zawartym w Polanowie w 1634 osiągnęło powierzchnię 990 tys. km². Stałe
zapotrzebowanie na polskie zboże, dogodny szlak handlowy sprawiły, że kraj stał się
jedną z potęg tak pod względem terytorialnym, ludnościowym jak i gospodarczym. Czas
świetności już się jednak kończył...
Niecałe półtora wieku później Rzeczpospolita Obojga Narodów stała się krajem,
który pogrążony w biedzie i targanym ciągłymi walkami wewnętrznymi nie był w stanie
nawet obronić swojej niezależności.
Polska męczennikiem narodów?
Winę za wszelkie zło, które dotknęło nasz kraj, zazwyczaj stara się w całości przerzucić
na kraje ościenne: Prusy, Austrię i Rosję. W wyobrażeniach Polska kojarzy się zazwyczaj
z małym, biednym, ale odważnym chłopcem zaczepionym i zbitym przez trzech starszych
kolegów. Istnieje jednak oczywista różnica między tym wyobrażeniem a rzeczywistością.
Kraj nie jest jakimś tworem biologicznym, który ma pewne naturalne ograniczenia.
Prawdą jest, że w połowie XVIII w. nasi sąsiedzi doszli do prawdziwej potęgi. Tutaj
nasuwa się jednak pytanie o to, dlaczego Polska nie potrafiła podobnie jak one wejść do
czołówki krajów europejskich pod względem siły i znaczenia?
Jedno z przysłów stwierdza, że ryba zaczyna gnić od głowy. Owa mądrość ludowa
jest jak się okazuje niezwykle adekwatna również i w interesującym nas przypadku.
Wymazanie Polski z mapy Europy było bowiem w dużej mierze niczym innym jak
następstwem złych rządów w naszym kraju, sprawowanych przez coraz bardziej
degenerującą się moralnie i materialnie szlachtę. Po wygaśnięciu dynastii Jagiellonów w
1572 roku nastąpił problem wyboru nowego króla Polski. Swoisty system polityczny,
oparty na dominacji bardzo licznej szlachty i systemie rządów parlamentarnych sprawił,
że to właśnie ta grupa społeczna miała dominujący wpływ na przyszłe losy Polski.
Szlachta jako jedyna grupa potrafiła skutecznie ubiegać się o nowe przywileje
gospodarcze i polityczne. Spadało znaczenie chłopa i mieszczanina. Chłop stawał się
powoli tylko narzędziem do obróbki pola, czymś na podobieństwo wolu, z tą jednak
różnicą, że wół był o wiele cenniejszy. Przywilej piotrkowski z 1496 r. gwarantował
szlachcie, że tylko jeden chłop mógł opuścić wioskę w ciągu roku. W 1520 r. w
Bydgoszczy Zygmunt Stary nadał kolejny przywilej szlachcie. Od tego czasu minimalny
zakres pańszczyzny wynosił jeden dzień w tygodniu. Zakres pańszczyzny rósł jednak
stale. Nadużycia nie były karane, zazwyczaj bowiem sędzią w sprawie dotyczącej chłopa
był jego „właściciel”.
W miastach też źle…
Przywilej piotrkowski pozwalał również szlachcie na uniknięcie cła. Od tego czasu
szlachcic nie musiał już płacić cła od towarów zakupionych dla siebie i
wyprodukowanych w swoich dobrach. Mieszczanom zakazano nabywania ziemi, a ceny
produktów były od tego czasu regulowane przez taksy wojewodzińskie. Poza konstytucją
nihil novi to właśnie dwa poprzednie przywileje najbardziej zaszkodziły Polsce. Brak ceł
sprawił, że szlachta zakupywała dobra luksusowe bezpośrednio od zagranicznych
rzemieślników, wpływy ze sprzedaży nie trafiały do kasy królewskiej. Mieszczanie
krępowani przez wiele różnych praw i obowiązków zmuszeni byli do kapitulacji przed
zagraniczną konkurencją. Zachłystywanie się dobrami i nowinkami zagranicznymi nie
było jednak gwoździem wbitym do trumny polskiego mieszczaństwa. Tym co najbardziej
zaszkodziło miastom, była sama mentalność szlachty nielubiącej zmian, kochającej
wygodę i nieróbstwo.
Jak rządzić, by zło wyrządzić
W Polsce dominował system rolny ekstensywny, tzn. by zwiększyć plony nie
inwestowano w nowe technologie, tylko zwiększano areał ziemi pod uprawę. Gdy ziemia
jałowiała miast poszukiwać sposobów na jej regeneracje po prostu zmieniano miejsca
upraw. Gdy na zachodzie z każdego ziarna dzięki nowym technikom upraw zbierano
coraz więcej ziarna, w Polsce bezrozumne postępowanie szlachty prowadziło do czegoś
wprost odwrotnego! Handel zbożem możliwy był w okresie letnim, gdy statki mogły
przewieść zboże przy dobrej pogodzie. Dlatego szlachta przeszła z trójpolówki do
dwupolówki. To uwstecznienie było niezwykle ryzykowne i niestety efekty tego działania
zemściły się na Polsce strasznie w czasie potopu szwedzkiego, gdy w wyniku konfiskat
oraz niszczenia zasiewów, nie było zboża i w kraju zapanował głód (w latach 1630-1660
liczba mieszkańców Polski zmniejszyła się z ok. 12 mln do ok. 7,5 mln z powodu chorób,
wojen i głodu ).
Oszczędność jest zaletą. Szwajcarzy mieli ojczyznę, która nie posiadała wielkich
zasobów naturalnych, pomimo tego, dzięki pracy i oszczędności doprowadzili do rozkwitu
kraju. Polscy nobiles poszli inna drogą. Zamiast być oszczędnym wybrali drogę skąpstwa.
Szlachta wydawała olbrzymie sumy na zbytki, pieniędzy nie było jednak nigdy za dużo,
aby oszczędzić na wydatkach, zmuszała więc swoich chłopów do uprawiania pańszczyzny
za pomocą własnych narzędzi. Chłop nie był w stanie podołać temu zadaniu, więc szlachta
w celu zwiększenia swoich dochodów zwiększała zakres i czas pańszczyzny, chłop
biedniał coraz bardziej i koło się zamykało. Na początku XVIII w. spora część chłopstwa
musiała obrabiać rolę pana 5-6 razy w tygodniu.
Plaga zajazdów
Słabość władzy wykonawczej (król krępowany przywilejami szlachty był tylko
przewodniczącym senatu), a także nieudolność egzekwowania wyroków sądowych
sprawiła, że w kraju szerzyła się anarchia i małe wojny domowe. Przykładem może być
historia tzw. „diabła łańcuckiego”. Stadnicki – bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko,
prowadził uporczywe i krwawe wojny z sąsiadami, najeżdżając i łupiąc wioski swoich
wrogów. Na nieszczęście dla „diabła” możni sąsiedzi zniecierpliwieni przewlekłymi
sprawami, korupcją wśród sędziów oraz bezkarnością Stadnickiego zorganizowali własną
armię. Wg szacunków po obu stronach konfliktu łącznie wystąpiło parę tysięcy żołnierzy.
Ostatecznie Stadnicki został pokonany, jego dobra złupione i podzielone między
zwycięzców. Smutny przykład Stadnickiego był najprawdopodobniej preludium do
rozpętania w Polsce plagi zajazdów.
Szlachta, która pomimo ostatecznego wyroku sądu nie otrzymywała od sprawcy
szkody zadośćuczynienia, zbierała krewnych, znajomych, zaciągała najemników i szła na
wojnę ze sprawcą, w celu „wymierzenia sprawiedliwości”. W tych bezsensownych
wojnach ginęli przypadkowi ludzie, niszczone były zasiewy, palono budynki, grabiono,
łupiono i gwałcono. Tak w mniemaniu ludzi „szlachetnych” wyglądała sprawiedliwość.
Zaatakowany zaś, jeśli tylko przeżył, także zbierał swoich popleczników i walka
przybierała na sile. Raz puszczona w ruch nienawiść nie mogła zostać już zatrzymana.
Polak zabijał Polaka, kompromis był czymś co przestało istnieć w słowniku. Co ciekawe,
podczas potopu szwedzkiego najkrwawsze walki były tam, gdzie po obu stronach walczyli
sami Polacy. Bitwy te, które łatwiej nazwać rzeziami, kończyły się zwykle dopiero wtedy,
gdy jedna ze stron całkowicie unicestwiła drugą. Zabiegi dyplomatyczne były mrzonką.
Gdzie dwóch Polaków tam trzy partie polityczne...
Ów patologiczny stan organizacji państwa wpływał również na to, partie i partyjki
mnożyły się jak grzyby po deszczu. Każdy z każdym się kłócił, stawiał swoje racje ponad
rację stanu. Do władzy dochodzili często ludzie nieodpowiedni, zwykli głupcy i
pseudointeligenci. A wszystko, o ironio, za sprawą wyborów. W założeniu wynoszony na
piedestał system demokracji szlacheckiej gwarantował masom szlacheckim prawo
głosowania i decydowania o sprawach państwa, a także miał być przykładem tolerancji i
formalnej równości w prawach, w łonie samego stanu szlacheckiego, co stanowiło w
owym czasie ewenement na skalę europejską. Badania historyka Daniela Beauvois
dowiodły jednak, iż demokracja szlachecka nie funkcjonowała należycie. Szlachta w
ogromnej większości nie zgłaszała się i nie głosowała na sejmikach ziemskich. Udział w
głosowaniach nie przekraczał 5 proc. „narodu” szlacheckiego. Największą szansę na
osiągnięcie zaszczytów mieli ci, którzy mieli mocną głowę i zasobna kiesę. Aby wymusić
na obywatelach, by ci poszli głosować, urządzano wielodniowe uczty, w czasie których
pito na umór, jedzono, pojedynkowano się, etc. Jednodniowa uczta kosztowała zazwyczaj
około 300 zł polskich. Dla lepszego uświadomienia przytoczmy, że np. kozak w służbie
wojskowej zarabiał na rok 10 zł plus kawał płótna.
Polak alkoholik?
Któż z nas nie oburza się czasem na pojawiające się w zachodnich mediach sugestie,
jakoby Polacy mieli być narodem złodziei i pijaków. Gdy jednak wnikniemy trochę w
historię Polski szlacheckiej to dostrzeżemy, iż niestety już w tamtym okresie pojawiały się
zjawiska mogące budować ten stereotyp. Prawdą jest bowiem, że w omawianym okresie
rozpicie ogarniało nie tylko szlachtę, lecz dużą część chłopstwa. Ciekawe i smutne
zarazem są jednak przyczyny takiego stanu rzeczy wśród tej najbiedniejszej części
ówczesnego społeczeństwa.
Gdy bowiem za sprawą Rosji (tańsze zboże) i załamania popytu w Europie
zachodniej (lepsze techniki uprawy sprawiły, że zmniejszyło się zapotrzebowanie na
zboże polskie) szlachta zaczęła tracić swoje dochody, zaczęto szukać nowych źródeł
zysku. Konkurencja z Zachodem nie była brana pod uwagę, brakowało specjalistów,
funduszy i chęci. Znaleziono wobec tego najłatwiejszy pomysł na upłynnienie
zalegającego zboża, tj. produkowano z niego wódkę. Chłop dostał przy tym nakaz, by
wódkę kupił, a co później z nią robił, było już sprawą samego chłopa. W ten sposób od
wewnątrz gnił i rozpadał się nasz kraj po wojnach połowy XVII w., stając się tylko
cieniem swej dawnej potęgi.
Historia magistra vita est
W tym miejscu naszych rozważań ktoś mógłby jednak zapytać, czy ma sens aż tak
bezwzględne krytykowanie szlachetczyzny i podkreślanie tym samym naszych
niepowodzeń narodowych, skoro w historii Polski znajdziemy również wiele wspaniałych
i chlubnych kart. Otóż to krótkie przytoczenie stanu Polski przedrozbiorowej ma na celu
ukazanie, nie odpowiada rzeczywistości twierdzenie, że największą winę za klęski Polski
ponoszą wszyscy inni prócz nas samych. Czy jednak takie postępowanie nie osłabia ducha
patriotyzmu? Nieco prowokacyjnie odpowiadając na to pytanie, można powiedzieć, że
istotnie moim celem jest walka ze źle rozumianym patriotyzmem, którego istotą jest
czczenie klęsk narodowych i wybielanie oczywistych błędów w naszych dziejach.
Podobna megalomania nie może nigdy doprowadzić do rozwoju i zmiany sytuacji na
lepsze w przyszłości. Prawdziwy, trzeźwy patriotyzm, nie zapominając o chlubie z bycia
Polakiem, nie boi się jednak uczciwie przyznać do popełnionych w przeszłości błędów, by
dopiero na tej bazie budować lepszą, pomyślną przyszłość.
JC