osobiste doswiadczenie boga






Strona ramki







Osobiste
doświadczanie Boga
 
Leszek Żądło
 
W różnych czasopismach poświęconych religijności, a także
na stronach internetowych, można znaleźć rubryki typu: "Daj świadectwo swojej
prawdzie". Z ich lektury wynika dość żałosny obraz świadomości duchowej
polskiego społeczeństwa.
Jedni autorzy są za istnieniem Boga, inni przeciw. Jedni w
Piśmie Świętym wynajdują argumenty za czymś tam, inni kontra. I tak się to może
toczyć w nieskończoność. Najbardziej żałośnie wypada w tym wszystkim tłumaczenie
antynomii, czyli wewnętrznych sprzeczności, których pogodzić się nie da. Ale...
dla chcącego nic trudnego. Kiedyś problemu nie było, bo czytania Biblii kościół
kat. zabraniał.
W dobrym tonie jest unikać istoty sprawy. Ma to tę zaletę,
że można wówczas dyskutować długo i mało treściwie. Ale po jakimś czasie męczy
to i dyskutantów, i obserwatorów.
Ja lubię być "niekulturalny" i zadawać pytania dotyczące
właśnie sedna spraw. A więc najpierw należy odpowiedzieć sobie na pytanie: czym
jest religia i czym religijność?
Otóż religia to zorganizowany kult. A religijność to nic
innego jak dziedzina duchowych doświadczeń człowieka. Między jednym a drugim -
jak wyraźnie widać - nie ma punktów stycznych poza tym, że w jednym i drugim
wypadku coś tam mówi się o Bogu, czy też jakiejś innej Sile Wyższej.
Od tysięcy lat różni kapłani usiłują nadać religijności
zorganizowane ramy. Ludzie organizujący kulty religijne są przeciwni
religijności! Tragiczne efekty ich zabiegów ujawniają się wyraźnie w obrębie
zorganizowanych i tradycyjnych kultów religijnych. Jednym z nich jest
lekceważenie lub wypieranie się życia duchowego na rzecz "przykazań moralnych" i
tradycji. Ktoś, kto żyje tylko dogmatami i wyobrażeniami religijnymi, jest
duchowym ślepcem - nędzarzem. Jezus, co prawda, powiedział: błogosławieni
ubodzy duchem, albowiem oni odziedziczą Królestwo. To niektórych pociesza i
napawa nadzieją. Nadzieją zupełnie niesłuszną, gdyż słowa ubogi i
nędzarz znaczą coś zupełnie innego! Nędzarz nie ma NICZEGO! Ubogi zaś ma swe
dziedzictwo u Boga! Różnica jakże subtelna, ale... jak istotna!
Pismo Święte i Ewangelia (jakby ktoś nie wiedział, to
znaczy dobra nowina) nie są dziś traktowane jako inspiracje do doznawania
doświadczeń, przeżyć duchowych, ale przywoływane na świadectwo ...PRAWDY. Jeśli
jednak dobrze się temu procederowi przyjrzeć, to, w rzeczywistości, na
świadectwo różnych intelektualnych wypocin, czy historycznych poglądów. Wobec
nich doświadczenia duchowe uznaje się za nic nie warte chwasty, które należy jak
najszybciej wyplenić ze świata religii.  Takie stanowisko zajmują przywódcy
wielu kościołów chrześcijańskich i różnych innych grup religijnych, których
wiara opiera się na "księgach objawionych". Ich zasadą jest "wiara przeciw
poznaniu".
Ale czymże jest wiara bez duchowych doświadczeń? Jaka jest
jej wartość?
Moim zdaniem, niewielka. Każdy podmuch może ją obalić. Ale
też każde zwątpienie może się stać przyczyną poczucia winy, które zmusza
człowieka do szukania ściślejszych więzi z kultem. Stąd mamy tylu dewotów i tylu
chętnych do finansowania księżych (często poronionych) pomysłów.
Ktoś, kto wierzy bez doświadczenia duchowego, bez duchowego
przeżywania swojej wiary, nigdy nie może być pewny, czy jego wiara jest słuszna.
Ale czuje się przy okazji winny (grzeszny) i chętnie pokutuje za wątpliwości, bo
przecież ... "98% społeczeństwa to katolicy". I "tylko ta jedyna wiara
prowadzi do zbawienia".
Niestety, na to ostatnie twierdzenie nie ma jakichkolwiek
dowodów - ani empirycznych, ani duchowych.
Wyznawanie wiary bez duchowego doświadczenia jest tylko
bełkotem. Widać, o taką właśnie wiarę chodzi dziś w Kk, a nie o tę, która swą
mocą "góry przenosi".
A przecież przeżycie religijne, to przeżycie duchowe, a nie
intelektualne! Z tego wynika, że mówiąc o PRAWDZIE duchowej nie możemy
ograniczać się do przemyśleń i cytatów!
Wbrew pozorom, ludzi, którzy są zdolni do duchowych
doświadczeń Boskości, jest sporo. Jednak nie mają oni ani żadnej reprezentacji
społecznej, ani nawet wsparcia u swych "duchowych przewodników" - księży. Ci z
kolei nawet już nie dzierżą żadnych "kluczy do Królestwa", bo dawno temu
sprzedali je po drodze. Mam na to dowód: bardziej interesuje ich kasa,
rozprawianie o grzechach i o Szatanie, niż nauczanie, jak ZA ŻYCIA wejść do
Królestwa, co zapowiadał swym zwolennikom czczony przez nich (tylko!) ustami i
gestami Jezus.
Ci, którym dane są doświadczenia - przeżycia duchowe,
najczęściej czują się zaszczuci przez hałaśliwą propagandę oficjalnego kultu,
wobec czego unieważniają swoje duchowe doświadczenia. A jak trudno się do nich
przyznawać i nimi żyć, może wiedzieć tylko ten, kto w wyniku doświadczeń
mistycznych został sklasyfikowany jako chory psychicznie. No bo któż to widział,
żeby świeckiemu katolikowi "objawił się" Bóg. (Matkę Boską ewentualnie jeszcze
można "przetrawić").
Pisząc o objawieniu Boga nie mam na myśli zbiorowych
histerii ludzi, którzy widzą Jezusa na kominie, czy Matkę Boską płaczącą w
konarach drzewa. Nie mam na myśli również indywidualnych halucynacji związanych
z "mistycznymi" spotkaniami z matką Boską, Aniołami czy Jezusem.
Co znaczy pojęcie "objawienie boskości", może pojąć tylko
ktoś, kto wie, czym jest Bóg. Ale skąd można to wiedzieć, jeśli psychiatrzy
stwierdzają, iż próby naśladowania Boga na podstawie lektury Starego Testamentu
prowadzą do schizofrenii. A to dlatego, ze owo natchnione bożym duchem dzieło 
przedstawia Boga nie takim, jakim On jest, ale takim, jakiego Go sobie przez
stulecia wyobrażali różni żydowscy prorocy uznający się za WYBRANYCH Z
WYBRANEGO NARODU. I "tu jest pies pogrzebany". Ale można ich usprawiedliwić -
przecież trudno przełożyć doświadczenia mistyczne na język ludzi, którzy ich nie
mieli! A jeszcze trudniej wyjaśnić tym, co nawet nie mają wystarczającego zasobu
słów, by opisać to, co sami przeżywają. To dlatego przekaz nie odpowiada
rzeczywistości, a opisy Boga nie opisują Jego, lecz tylko wyobrażenia ludzi,
którym ujawnił się przez WEWNĘTRZNE przeżycie. Poza tym, Stary Testament służył
celom JEDYNEGO WYBRANEGO narodu. Z całym szacunkiem, jaki mam dla kultury i
tradycji Żydów, muszę stwierdzić, że nie tyle wybranym przez Boga, ile
motywowanym w ten chytry sposób obietnicami przez swych przywódców. Ten motyw
najsilniej świadczy o tym, że judaizm wywodzi się z afrykańskiej tradycji
religii plemiennych, a Jahwe zrobił światową karierę nie tylko dzięki swemu
"narodowi wybranemu", ale również dzięki tym, którzy mu zazdrościli.
Pomimo mego krytycznego spojrzenia na Biblię, muszę
przyznać, że we fragmentach jest ona wspaniałą inspiracją duchową.
Pismo Święte jest inspiracją, by próbować doświadczyć
duchowej istoty Boga, czy boskości, ale na pewno nie jest instrukcją na życie.
Na pewno już na początku III tysiąclecia po narodzeniu Chrystusa byłaby to
instrukcja beznadziejnie przestarzała, nie uwzględniająca rzeczywistości.
Tymczasem chrześcijanie chcieliby wierzyć, że Bóg ustami żydowskich proroków
sprzed tysięcy lat przemawia do nich - Narodu Wybranego. I znajdują na to
dowody... których jakość jest nie do przyjęcia przez rozsądnie myślącego
człowieka. A nie do przyjęcia, ponieważ najpopularniejszym zabiegiem tych,
którzy owe dowody znają, jest nadinterpretacja Pisma Św. A to znaczy
przypisywanie mu znaczenia, jakiego nigdy nie miało. Posługując się tą metodą
można udowodnić, że to Jezus Chrystus stworzył świat, że prorocy właśnie o Nim
myśleli, kiedy używali słów: Jahwe, Zbawiciel, Mistrz Sprawiedliwości itd. Itp.
W ten sposób można udowodnić wszystko! A przede wszystkim to, że proroctwa się
spełniły! Tylko nijak się w tym nie sposób dopatrzyć ani logiki, ani bożego
zamiaru. Ale cóż... ponoć "wiara czyni cuda".  
Naprawdę, takie "cuda" nie powalają mnie na kolana. Brak mi
natomiast świadectw PRAWDY, czyli wypowiedzi ludzi, którzy przeżyli coś więcej
niż zaplątanie się w dogmaty i ich wyjaśnianie, którzy w religijności widzą
więcej niż Pismo święte, księży i masowy kult. Brak świadectw tych, którzy
doświadczyli bądź doświadczają boskości, w których życiu nastąpiły cudowne
uzdrowienia, lub tzw. "zbiegi okoliczności". 
Gdzie podziali się ludzie, którzy mogą świadczyć o
spełnionych modlitwach, o uzdrowieniach bez leków i lekarzy? Czy brakuje im
odwagi, by dać świadectwo swojej PRAWDZIE? A może u nas ich nie ma?
Ja osobiście znam wielu, którzy zachęceni mówią o swych
niesamowitych przeżyciach, o doświadczeniach, w których uzyskali pewność,
że istnieje coś takiego jak Siła Wyższa, czy Wyższa Inteligencja. Ci ludzie
widzą sens w swojej wierze, ale wiedzą też, że wiara polega na czym innym, niż
ślepe posłuszeństwo dogmatom i księżom.
Moim skromnym zdaniem, to ich już JEST Królestwo Boże. Z
doświadczeń duchowych wynika bowiem poczucie szczęścia, miłości, pewności,
ufności w zawierzeniu i niezwykłego dla przeciętnych katolików wewnętrznego
spokoju. Tego wszystkiego nie da się wyrobić praktykując wstrzemięźliwość
płciową, klęcząc przed ołtarzem, dając hojne datki, czy uczestnicząc w spędach
zwanych pielgrzymkami, audiencjami, czy czuwaniami. Mistycy nazywają to "stanem
łaski" i wyraźnie mówią, że nie można na nią ani zasłużyć, ani jej kupić.  Tu -
w podobnych doznaniach - ma swe źródło świadomość, że "Opatrzność" czuwa nad
nami i dlatego nie musimy się lękać.
Cuda zdarzają się tym, którzy wierzą w MOC i zaangażowanie
Boga w świecie. A wszystkim innym od tysięcy lat pozostaje walka z
"nawiedzonymi" i ignorowanie faktów. Ale to przecież walka o "martwą" wiarę.
Ponieważ osobiście doświadczam ingerencji "sił wyższych" w
moje życie (choćby tylko jako odpowiedzi na modlitwy, czego w żaden sposób nie
da się uznać za przypadek), to wszelkie świadectwa, na które powołują się
ludzie, by uzasadnić swoje przekonania religijne, nie są mi do niczego
potrzebne. Ani świadectwa za, ani przeciw. Z doświadczeniem bowiem nie da się
dyskutować, Najwyżej można je błędnie zinterpretować.
Jeśli Bóg naprawdę istnieje, to jest MIŁOŚCIĄ. I na pewno
jest Wszechmocny.
Czy mam być aż tak głupi, żeby wierzyć tym, którzy
twierdzą, że jego Wszechmoc skończyła funkcjonować wraz ze śmiercią Jezusa na
krzyżu? A może Zmartwychwstały zabrał ją z sobą do nieba?
Naprawdę, te wszystkie rozważania nie mają sensu dla
człowieka, który widzi, że COŚ odpowiada na jego modlitwy i wypełnia go
miłością, że COŚ mądrze prowadzi go przez życie. Owo COŚ, to na pewno nie
"niewidzialna ręka" czy "Klub Pancernych".
Ale cóż mogą uczynić ci, którzy czegoś podobnego nie
doświadczyli, którzy w życiu widzą tylko chaos i zło?
Odpowiedź jest prosta: Zmienić punkt widzenia. A podobno
punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Więc może warto przesiąść się z
pociągu o nazwie WIELKA TAJEMNICA do pociągu OSOBISTE DOŚWIADCZENIE?
Ja tak uczyniłem i nie żałuję.
 
 



Friko.pl - Darmowe serwery WWWFriko_stopka.style.display = 'none';

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ARTYKUŁY BÓG OSOBISTE DOŚWIADCZANIE
Doświadczenie Boga całym sobą Grun Anselm
Afektywne doświadczenie Boga
Problemy polskich rodzin zastępczych osobiste doświadczenia i wiedza z forum dla rodziców zastępczyc
Miały być nowoczesne dowody osobiste wyszło jak zawsze
Sztuka bycia yjnym Sekrety osobistego magnetyzmu
Kolonizacja grzybicza przewodu pokarmowego w badaniach klinicznych i doswiadczalnych
Wojny w Imie Boga Nieznany
biznes i ekonomia twoj osobisty fundusz emerytalny adam jagielnicki ebook
Narrator bohater wobec doświadczeń w hitlerowskich oboza~A89
Doświadczenie M5

więcej podobnych podstron