Misja czy miłość






Strona ramki








Misja czy miłość?

 

Leszek Żądło
 
Niektórzy są przekonani o
szczególnej roli, jaką rzekomo każdemu z  nas  przypisał  Bóg. Wielu z nich
urzeczywistnia misję. I choć ich nauki często są piękne, budujące i bliskie
ostatecznej prawdy, to oni sami  nie mają świadomości swojej boskości i często
odrzucają boską miłość, mądrość i moc. Paradoks! Wielu z nich w swych urojeniach
jest prorokami, a więc pośrednikami. Prorok zwykle nie ma świadomości, że JEST
TYM, czym jest w istocie, czyli TYM, Którego reprezentuje.
Wielu uważa, że zostali wysłani
przez Boga z jakąś misją wobec ludzi i Ziemi. Oni często pytają w modlitwach, po
co Bóg ich tu przysłał i czego od nich wymaga?
A On milczy jak zaklęty!
Pytanie  Boga  o  to, czego od
ciebie wymaga, nie ma najmniejszego sensu.  To  nie  On  cię  tu  posłał.  To
 ty  sam  wybrałeś swoją inkarnację.  Nie dostrzegając twoich przywiązań i
zobowiązań, jako przyczyny wcielania się, możesz żądać, by Bóg objawił ci, po co
tu jesteś? 
Właściwe  pytania  powinny 
brzmieć:  "z  jakiego  powodu trzymasz się mechanizmu wcielania się i jak się od
niego uwolnić?"
Kolejne mądre pytanie mogłoby
brzmieć: "Boże, co dla mnie masz?" Ale pomysł zadania go budzi przerażenie.
Wielu osobom rozwijającym się
duchowo wypełnianie  szczególnych misji  wydaje  się  w  dzisiejszym  świecie
bardzo ważne (przecież czasy wydają się być ostateczne). Prócz nich na to
pustosłowie nabierają się nauczyciele. Wielu uważa, że podstawą prawa do
egzystencji jest spełnianie szczególnych zadań  dotyczących  świata  i 
społeczeństwa. Należy tu zapewnianie harmonii w przyrodzie, obrona zwierząt, czy
niepoczętych dzieci, jednoczenie się z drzewami, polami, przekazywanie nauk
duchowych,  zapewnianie pracy ludziom itp.
Nawet zwykli ludzie często
odczuwają presję, że ich życie nie miałoby znaczenia, gdyby nie opierało się na
wypełnianiu misji.
To, co przybiera formę
pełnienia misji, nie zawsze jest postrzegane jako misja. Może być traktowane
jako szczególny obowiązek.
Najbardziej popularne są misje
opiekuńcze i wychowawcze. Siła tradycji jest taka, że właściwie nie możemy sobie
wyobrazić bezdzietnego małżeństwa.
Zapewnianie  sobie  i  swojej 
rodzinie bezpieczeństwa w postaci bytu  materialnego,  to  misja "prawdziwych"
mężczyzn, zwłaszcza kiedy nie idą na wojnę czy na polowanie. Ojcowie często 
żyją  wyłącznie  dla  tego  celu.  Harują, jak mogą i jak potrafią,   by   ich  
marzenia   o  poczuciu  bezpieczeństwa  i zabezpieczenia   przyszłości   ich 
pociech  mogły  się  ziścić. Zapominają  o  sobie  i  własnym szczęściu, na
jakie z pewnością zasługują.  Żyją  w ten sposób mając nadzieję, że jak przejdą
na emeryturę,  lub się dorobią, wówczas będą w pełni szczęśliwi, a dzieci im się
odwdzięczą na starość. A tymczasem kończąc karierę zawodową umierają w poczuciu 
bezsensu  dalszego  życia.
Okazuje się, że zabezpieczenie 
materialne,  czy  "ustawienie"  dzieci  w dobrych układach,  nie jest podstawą
bezpieczeństwa w otaczającym świecie. A dlaczego?
Bo tylko świadomość
bezpieczeństwa i boskiej ochrony może je zapewnić.
Zwolennicy pełnienia misji
dbają również o to, by i kobietom nie pomieszało się w głowach. A wiadomo, że
jak ktoś ma misję, to widzi sens życia. No i wiedzą, że kiedy baba czuje, że ma
to głębszy sens, wówczas zasuwa jak nakręcona. Misja kobiet kręci się wokół
dzieci i rodziny.
W  przypadku  konfliktowych
małżeństw, gdzie kobiety nie potrafią wytrzymać  ze  swoim  mężem,  pojawia się
przekonanie, że jedynym bodźcem,  który  skłania  je  do  dalszego  życia,  są
dzieci, a właściwie ich wychowanie. Wiele z nich twierdzi, że gdyby  nie 
dzieci, musiałaby zwariować, a co  najmniej  wpaść  w  depresję. Dzięki
posiadaniu dzieci czują one,  że  są  jeszcze potrzebne i muszą zachować w tym
wszystkim zimną  krew.  Żyją  tylko  dla  dzieci,  z  myślą  o  nich i ich
wychowaniu. Kiedy dzieci dorastają, obsesyjnie pragną dla nich szczęścia w
postaci własnych wnuków, dzięki którym znów poczują się komuś potrzebne. Misja 
takich kobiet kończy się, kiedy uświadamiają sobie,  że  właściwie  nie  są 
już  potrzebne.  Wkrótce  po tym obwiniając cały świat, umierają.
Czy,  to  wszystko  musi  się 
tak żałośnie kończyć?  Gdyby  osoby przytłoczone  realizacją  swoich  misji 
wiedziały, że życie nie jest wypełnianiem misji i obowiązków, że życie to nie
zamknięcie w  kręgu obłędnej tradycji, wówczas znalazłyby inny cel  i radość
życia. Dominująca religia naucza jednak, że to nie jest możliwe w tym życiu. W
dodatku potwierdza, że kobieta ma wartość tylko jako sprawna macica. No to w
czym innym mogłaby się zrealizować?
Czy  realizacja  misji  jest 
samorealizacją,  wyrażaniem siebie prawdziwego?
U  podstaw  misji leży pseudo
pozytywne nastawienie, na które  nakłada  się niezdolność doceniania siebie bez
dokonania szczególnych czynów czy zadań.
Nie  pytaj  Boga  o twoje
szczególne zadanie. Pomysł, jakobyś miał wykonać  coś  wyjątkowego,  nie 
pochodzi  od  Boga, lecz  od twej podświadomości  i  bazuje  na  przekonaniu, 
jakobyś miał prawo do życia  wyłącznie  w  zamian  za  coś. To podstawa
wszelkich misji, które  rodzą się z urojeń, za którymi kryje się pozornie
pozytywne nastawienie do świata, czy innych istot.
Misje kazały mi działać na
rzecz innych tak, że zaniedbywałem swoje sprawy, a często   wręcz   nie  
dostrzegałem   ich.   Po   jakimś  czasie zorientowałem  się,  że  nawet  nie 
dostrzegałem tych, na rzecz których  miałem  czynić dobro wynikające z misji.
Stawali się oni tylko przedmiotami, wobec których wywiązywałam się z misji.  To
misja i jej cel  miały  tak  zaślepiającą  moc, że spoza niej nie widać było
konkretnych ludzi, choć istniał cały szereg wyobrażeń o nich i o ich 
potrzebach. Miłość jednak uzdrowiła mój stosunek do ludzi i otworzyła mnie tak,
bym zaczął ich znów widzieć.
W trakcie uzdrawiania związków
znalazłem w swej podświadomości jakieś pozornie mądre  i  szlachetne misje,
przez które chciałem znaleźć cel i wartość  życia,  a  również uzasadnić prawo
do życia wiecznego i władzy.  Jedną  z  nich  była  misja  oświecania  i 
ochraniania powierzonych  mi  ludzi.  Te  misje  i  przymus walki o prawo do
urzeczywistnienia  ich,  przeszkadzały  mi  w każdym moim związku.  Poczułem
wreszcie, że mam już tak wysoką samoocenę, by  uwolnić  się od przymusu
dowartościowywania się urojonymi, a niewykonalnymi   zadaniami.   I   wówczas  
dotarło   do   mojej podświadomości,  że  zawsze przegrywałem, ponieważ
wierzyłem, że misje są ważniejsze ode mnie i od mojego szczęścia. Uświadomiłem
sobie,  że  nie  ma żadnego powodu i żadnej mocy, dla której i z powodu  której 
należałoby rezygnować ze szczęścia osobistego.
I po cóż  mi  władza nad
światem, skoro gubiłem się w swym umyśle i nie potrafiłem uporządkować swego
życia i związków?
Zauważywszy z kolei, że
pakowałem się w związki z misjonarkami, zacząłem pisać afirmacje:
"Przebaczam kobietom,  które 
porzucały  mnie  dla  nierealnych  misji. Przebaczam kobietom, dla których misje
były ważniejsze od miłości, od prawdziwego szczęścia i od naszego związku.
Przebaczam sobie, że porzucałem ukochane kobiety dla misji. Przebaczam sobie, że
misje były dla mnie ważniejsze od miłości, od prawdziwego szczęścia i od
związków z kochającymi mnie kobietami".
Misja  pochodzi  z  poziomu 
ego  (nie mylić z Jaźnią), a jej urzeczywistnianie  jest  tylko  rozwijaniem 
skłonności ego z całą niską samooceną, na której bazuje. I bez względu na to, co
wmawiano  ci  niegdyś,  Bóg  nie  ma ani dla mnie, ani dla ciebie żadnej
specjalnej misji.
Ale co w zamian? Przecież misja
daje wielu poczucie sensu życia!
U  ludzi  rzeczywiście
kroczących  duchową ścieżką i rozwijających świadomość boskości, daje się
zauważyć      spadek      zainteresowania      odpowiedzialnością,
obowiązkowością,  opiekuńczością  czy  troską. Owe nieefektywne, a nawet  
szkodliwe,   strategie  społecznego  zaangażowania,  zostają zastąpione  
świadomością   boskiej   miłości,  której  towarzyszy sprawiedliwość oraz boska
opieka i ochrona.
Tak, wielu to przeraża, więc z
tego powodu odrzucają rozwój duchowy. Przeraża przede wszystkim osoby z wzorcem
dorosłych dzieci alkoholików (DDA). Im jest trudniej zaakceptować
spontaniczność, a brak martwienia się o los innych napawa ich przerażeniem. DDA,
aby zaakceptować działanie boskości w świecie i w rodzinie, muszą najpierw
przejść przez dogłębną psychoterapię.
Żyć  miłością,  to żyć w
spełnieniu, to doskonale rozwijać się i prosperować  w  szczęśliwości, 
radości,  bogactwie,  w poczuciu nieustannych  sukcesów, w harmonii z boskością
w nas samych. Żyć doskonale,  to  mieć  świadomość  obfitości  i  bezpieczeństwa
w otaczającym  świecie.  To  świadomość, że dobry Bóg zapewnia nam wszystko, 
czego nam potrzeba, by być szczęśliwymi i doskonałymi na miarę boskiej
doskonałości w nas.
W takim świecie i przy takiej
świadomości nie ma miejsca na misję, bo wszystko wydaje się właściwe i na
właściwym miejscu.
Człowiek  mający świadomość
praw rządzących światem nie musi sobie gromadzić  dóbr,  nie  musi  zapewniać 
sobie  układów. Po prostu, potrafi  korzystać  z  całego  nieograniczonego 
bogactwa  właśnie wtedy,  gdy jest po temu pora. I ma wszystko, co potrzebne,
wtedy, gdy  mu  potrzeba. To naprawdę działa. Ale działa tylko wtedy, gdy
patrząc  na  siebie  z  miłością  akceptujemy swoją wartość i mamy świadomość, 
że  Bóg nie tylko nie da nam zginąć, ale jeszcze chce nas obdarzać wszelkimi
dobrami materialnymi i duchowymi. Osoby wybierające misje w ogóle nie zdają
sobie z tego sprawy. A szkoda. Ich szkoda.
Zamiast zabiegania, martwienia
się i użerania, warto powierzyć całą rodzinę Bogu - Jego opiece i ochronie.
Zamiast panikować, warto zacząć odczuwać wdzięczność dla Boga za to, że nas
chroni i że nam sprzyja. Przecież On może znacznie więcej, niż my, gdyż
dysponuje potężniejszą od nas mocą. I przyznaj szczerze, co ty możesz, kiedy Bóg
okazuje się bezsilny?  
To prawda. Bóg nie jest w
stanie złamać wolnej woli człowieka, który wybrał sobie cierpienia i
nieszczęścia. Bóg nie jest w stanie, ale tobie się wydaje, że ci się uda?
Ta droga prowadzi do konfliktów
i nienawiści, a nie do miłości. Miłość zaś czyni cuda, choć już bez naszego
obsesyjnego zaangażowania. Warto więc zajmować się miłością i być wdzięcznym
Bogu za wszystko, co nam daje, co daje również tym, o których szczęście
staraliśmy się zabiegać.
Wdzięczność  jest  cudownym 
instrumentem otwierającym na miłość i jej  pozytywne  skutki.  Im  bardziej
potrafisz być wdzięczny, tym więcej darów i błogosławieństw jesteś w stanie
przyjąć.
Może nie rozumiesz tej
strategii? Może potrzeba ci solidniejszego wyjaśnienia?
Proszę bardzo. Martwiąc się  i
użerając chcesz zapewnić sobie i rodzinie dostatek, bezpieczeństwo, spokój. A co
ci wychodzi? Co z tego masz?
Nie zbywaj mnie, że to nie
ważne, co ty masz, a ważne co dajesz innym. Nie lekceważ siebie. Nie kombinuj,
że kiedyś wreszcie to się zmieni. Spójrz na rodzinę, na swoje otoczenie. Czy
dostrzegasz dostatek, bezpieczeństwo, spokój?
Dlaczego nie?
Zastanów się, że  ci,  którzy 
mają,  będą mieli więcej, a ci, którzy nie mają, stracą i to, co by posiadali.

Co masz dzięki użeraniu się,
martwieniu, zabieganiu?
A może właśnie tego pragną twoi
najbliżsi, więc dajesz im to, zapewniając im mnóstwo mocnych wrażeń od kłótni i
upierdliwego molestowania począwszy? Czy chcesz tego więcej?
Jeśli nie, to zacznij się
zajmować tym, co jest przedmiotem twych pragnień. Nie czymś odwrotnym!
Chcesz spokoju, to go
zaakceptuj i podziel się nim z innymi. Chcesz bezpieczeństwa - poczuj się 
bezpieczne i daj to odczuć innym. Mechanizmy kreacji są niezwykle konsekwentne. 
Od  tego,  czy potrafisz zaakceptować konsekwencję, zależą twoje związki z
ludźmi i wszelkie twoje sukcesy.
Nie musisz nic dla innych
robić.
Sprzeciw?  
Nie  musisz,  lecz  możesz. 
Zamiast  przymusu,  czy poczucia  misji,  ślubowań  pomocy, możesz być
swobodnym. W udzielaniu pomocy innym przydaje się miłość, ona ma wystarczającą
moc, byś ty sam z siebie  nic nie musiał. Wystarczy, że umiesz kochać i ufać
Bogu. Gdy pozwolisz sobie   na  całkowite  poddanie  się  miłości, a także bożej
opiece i ochronie, przekonasz  się  o możliwości uleczenia każdej trudnej
sytuacji przez miłość.
Czy obawiasz się, że wtedy nikt
cię nie doceni, a może nawet nie zauważy?
Na pewno będzie wręcz
przeciwnie!
 



Friko.pl - Darmowe serwery WWWFriko_stopka.style.display = 'none';

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
166Przyjaźń czy miłość Diana Palmer
Czy miłość może być niebezpieczna
Milosc sila budujaca czy niszczaca
Mikołaj Krasnodębski Bóg porządku, czy Bóg Miłości Internetowa Gazeta Katolików
Miłość siła uwnieslająca czy niszcząca
GG o miłości Różnice w związku łączą czy dzielą
wymiary miłości
Czy istnieją podziemne światy
Heller Czy fizyka jest nauką humanistyczną
Rzym 5 w 12,14 CZY WIERZYSZ EWOLUCJI
Chlopiec czy dziewczynka

więcej podobnych podstron