CIERPIENIA MAODEGO FARMERA
O tym, jak grupka wieśniaków walczy z niebezpieczeństwem
Lekki chłodnawy wietrzyk wpadał przez otwarte okna ładnej tradycyjnej wioskowej świątyni
wzniesionej na cześć Czopka. Zgromadzeni w niej wierni wyczekiwali pojawienia się
kapłana, który miał ponoć dla nich bardzo ważne nowiny. Jeśli nie liczyć dwóch bardziej
wyrafinowanych właścicieli ziemskich, prawie cała sala wypełniona była zwykłymi
wieśniakami. A wśród tej hołoty znajdowało się czterech wyjątkowo niskich osobników.
Trzech skrzatów i jeden gnom z okolicznej plantacji ziemniaków.
Skrzatu będąc przywódcą owej bandy, starał się zachować spokój. Był kiedyś sławnym, choć
zdecydowanie beznadziejnym Krowim Jezdzcem. Niestety parę dni temu jego krowa Klara
opuściła farmę w służbowych sprawach, a farma bez niej nie była taka bezpieczna. Skrzatu z
natury tchórzliwy nie gasił nawet światła na noc. Cała napięta atmosfera udzielała się też jego
kompanom. Podobnie nieudolnym jak on sam.
W dodatku od wczoraj w okolicy zaczęło grasować coś, co wywołało szczękanie zębów
nawet najtwardszych wieśniaków. To stąd właśnie to spotkanie. Alarmowe dzwony z wieży
sprowadziły tu wszystkich okolicznych mieszkańców.
Nareszcie pojawił się kapłan. Brodaty staruszek ubrany w tradycyjne pozłacane bawełniane
szaty i rogaty hełm. Opierając się o swój bojowy kostur, stanął za mównicą.
Drodzy zebrani tu ludzie& zawiesił głos, spoglądając na Skrzata & i nieludzie. Bardzo
dobrze się stało, iż tak tłumnie się tu zebraliście. Najpierw poproszę o przygotowanie
środków płatniczych za informację. Mój zastępca przejdzie się i pozbiera należności.
Wracając to tych spraw istotnych. Zgodnie z tym, co udało się ustalić, w okolicy pojawił się
Wieśmin.
Wielkie yychyyy przeszło przez salę. Ludzie zaczęli szeptać. Kilku nawet zemdlało.
Skrzatu miał wrażenie, że zaraz też padnie. Spoglądając na blade twarze jego kompanów,
doszedł do wniosku, że oni też są bardzo zestresowani.
Już od dawnych czasów mieliśmy szczęście nie borykać się z tym problemem
kontynuował kapłan. Jak dobrze wiecie, jedynym celem tego osobnika jest gnębienie
mieszkańców wiosek. Wieśmin to bardzo podła kreatura zdolna do niewyobrażalnych
czynów. O Wieśminie, lub Wieśminach, jeśli takowych jest więcej, a nic mi o tym nie
wiadomo, jest bardzo ubogi zbiór danych. Nie jest to do końca zrozumiałe, gdyż mają oni
zwyczaj pojawiać się w publicznych miejscach pod jakąś postacią i pod wpływem alkoholu
opowiadać o sobie. Oczywiście chwilę pózniej znikali w kanalizacji, albo przejeżdżającej
furmance z sianem. Liczy się jednak sam fakt, że ich widziano. Oznacza to jednak pewien
plus dla nas. Stracili oni swoją naturalną ostrożność. Śmiem snuć przypuszczenia, że tym
czymś nie jest byle burak z miasta. To koniecznie jakieś wynaturzone monstrum
wyekwipowane w najlepszy skradziony sprzęt i nowoczesną magię. Do walki z nim trza
koniecznie posiadać jakieś niezwykłe zdolności bojowe. Bo taki szary Wieśmin widmowa
postura, realistyczny wachlarz zabili go i uciekł , efektowne systemy maskujące,
zaawansowane techniki bojowe& Zaraz, zaraz& To przecież jak z motyką na słońce!
Na sali panowała cisza jak makiem zasiał, jeśli nie liczyć szczękania zębami. Największy
postrach pojawił się w sąsiedztwie.
Wieśmin to konkretna bestia, jakich mało. On nie zastanawia się, czy walić z prawej, czy z
lewej, tylko wali z obu naraz. Nie da się więc przeczytać księgi Zasieki na Wieśmina i
upolować to wynaturzenie. Ale jednak pokonać go można, stosując odpowiednie metody.
Po pomieszczeniu przeleciało westchnienie ulgi.
Mówiąc zwięzle i konkretnie, naszym wojownikiem musi być jakiś gracz.
Wieśniacy zaczęli się oglądać. Słyszano już o graczach. Byli to ludzie obecni tu jedynie
duchowo, mający w tym świecie jedynie swego awatara. Ale czy ktokolwiek taki tu
przebywał?
Tak. To musi być gracz. Najlepiej nałogowy, medalista, fanatyk, promień w oczach, szósty
zmysł, bullet time, headshot& Ale tak naprawdę każdy chciałby pokonać legendarnego
pogromcę ludów wiejskich. Jak to osiągnąć, będąc lub nie będąc graczem? To kluczowe
pytanie. Można by między innymi zastosować staranne przygotowania, psychologiczne
przekręty, wyzywające grafiki naścienne, świdrującą muzykę zaburzającą jego urządzenia
maskujące. Ze względu na obawę spotkania z Wieśminem, nie będę dalej wymieniał. Dobrzy
ludzie. Kto z was nie chciałby mieć na koncie takiego trofeum czy osiągnięcia, jak pokonanie
Wieśmina? Niewielu może się pochwalić taką prestiżową odznaką. Wzywam więc do broni!
Kto upoluje to coś, wygra roczny zapas nawozu ufundowany przez naszego burmistrza. Przy
okazji pragnę przypomnieć, że jutro o tej samej porze odbędzie się święcenie broni. Wpisowe
to tylko dwadzieścia miedziaków, a statystyki lepsze. Zapraszam.
Kończąc przemowę, kapłan w szybkim tempie opuścił budynek i odjechał karetą do
okolicznego miasta. Tam w końcu bezpiecznie. Wszyscy wieśniacy byli przerażeni całą tą
nieciekawą sytuacją. Powoli udali się przygotowywać na najgorsze. Skrzatu razem z załogą
ze smętnymi minami ruszyli na swoją farmę. Ciągle prześladowało ich pytanie: Dlaczego
Klara musiała wyjechać akurat teraz? .
*****
Aowca chrapał donośnie, rozwalony na bujanym fotelu w swojej wieżyczce obserwacyjnej.
Nowoczesny system magicznych czujników ustawionych w okolicznych strategicznych
punktach informował łowcę, co dzieje się w lesie. Wszystko za pomocą przekazywania
odgłosów. Ćwierkanie i ciche stukanie skutecznie zaprowadziły człowieka w stan snu. Nie na
długo. Nagłe szumy i trzaski obudziły gościa niczym cios pięścią w twarz. Niezaprzeczalnie
oznaczało to, że ktoś niepowołany wszedł na teren rezerwatu. Aowca chwycił łuk i
przygotował się do interwencji, wychylając przemysłowy kielich lokalnego trunku.
Niespodziewanie zrobiło się strasznie zimno. Było to dziwne, gdyż ogólnie pogoda ostatnio
dopisywała i jeszcze przed chwilą przyjemnie grzało. Bez żadnego wytłumaczalnego powodu
okolicę wypełniła gęsta mgła, a na wieżyczce osiadła już spora ilość śniegu i lodu.
Aowca szybko znalazł się poza rzekomo bezpieczną wieżyczką. Poślizgnął się na małym
lodowisku i łamiąc wszystkie szczeble drabiny, zleciał na dół. Na nieszczęście ponad połowa
butelki trunku została na górze. W dodatku przyjemnie schłodzona. Płonąc ze złości, cisnął
łuk przed siebie i chwycił sporawy topór do wyrębu lasu.
Wyłaz, kimkolwiek jesteś! krzyknął łowca. Nie myśl, że takie czyny ujdą ci na sucho!
Wtem na granicy widoczności we mgle zaczął majaczyć jakiś ponury kształt. Powoli zbliżał
się do łowcy. Z każdym krokiem coraz więcej szczegółów wychodziło na wierzch. W końcu
łowca zdał sobie sprawę, z czym ma do czynienia.
Wie& Wie& Wie& Wie& Wieśmin& . wyjąkał, szczękając zębami po części ze
strachu, a po części z zimna.
Upiór wyglądał naprawdę przerażająco. Siwe włosy na głowie sterczały we wszystkich
możliwych kierunkach. Jedynym sensownie umieszczonym elementem włosów był średniej
długości warkocz przeplatający się z pordzewiałym łańcuchem. Czerwone oczy świeciły jak
latarki, potęgując wrażenie nienormalności tego wynaturzenia. Parszywa, pokryta kilkoma
bliznami kacza twarz, wręcz emanowała wrogością. W jednej pazurzastej dłoni stwór dzierżył
czarny zębaty miecz. W drugiej zaś straszny korbacz. Wpatrywał się chwilę w swą ofiarę,
schował bronie, wyciągnął monetę i cisnął ją w stronę przeciwnika, mówiąc:
Tańcz, pajacu!
Aowca mimowolnie zaczął tańczyć. Wieśmin klasnął w dłonie i złowieszczo zaniósł się
śmiechem, który przeszedł w warkot i skończył się splunięciem. Człowiek próbował walczyć
z tymi złymi mocami, ale było to równie łatwe, jak zjazd ze stromej góry na monocyklu bez
siodełka. Przypomniał sobie jednak, że wciąż trzyma w dłoni topór. Poczekał na odpowiednią
pozę w tańcu i zwolnił chwyt.
Broń poleciała, rewelacyjnie zaginając nawet tor lotu. Niestety niecelnie. Rąbnęła w
wieżyczkę, niszcząc jedną z jej podpór. Wieśmin zaśmiał się, pogroził palcem i&
& zniknął pod gruzami walącej się wieżyczki. Przymus tańca ustał. Aowca korzystając z
okazji, rzucił się biegiem w przeciwną stronę. Przedarł się przez krzaki i wpadł w
niedzwiedzie sidła. Na szczęście jedynie lekko przytrzasnęły mu obuwie, spowalniając
ucieczkę. Może i udałoby mu się dotrzeć do miasta, gdyby mała linka nie przekreśliła jego
szansy na sukces. Potknął się i zleciało na niego drewniane pudło.
Przynajmniej jestem ukryty& pomyślał łowca.
Ale tu duszno, nie? zapytał Wieśmin.
*****
Wieśmin trzymał się cienia. Jeśli wziąć pod uwagę stosunkowo liczne ogniska, nie było to
wcale takie łatwe. W centrum wioski przebywało sporo ludzi, a każdy z nich chciałby go
nadziać na widły. Wieśniacy na szczęście po ciemku nic nie widzieli. Gdyby jednak doszło do
starcia, zapewne by wygrał, ale co to za zabawa załatwić wszystkich naraz.
Wreszcie na wprost ukazała się stara drewniana szopa. To tam musiał się teraz udać, z
nieznanych mu względów. Wieśmin warknął i zapadł się pod ziemię. Nie mógł przejść przez
wielki plac, nie zwracając na siebie uwagi. Chyba że pod placem.
Będąc już pod szopą, wyskoczył z ukrycia, rozrzucając wokoło sporo piachu. W środku, tak
jak się spodziewał, ktoś był. Człowiek średniej wielkości dzierżący metalową, świecącą laskę
zakończoną figurką ananasa. Ubrany w białe, mocno przybrudzone szaty, czarno-biały
kapelusz z szerokim rondem oraz skórzane kozaki. Jeśli dodać do tego siwe włosy i krótką
bródkę, można było się domyślić, kim był ten jegomość. Pan T.P. najbardziej sławny mag
na kontynencie.
No nareszcie rzekł mag. Ileż można czekać w tym chlewie? Całe moje białe szaty szlag
trafił. Mam nadzieję, że wykonasz moje zlecenie bez jakichkolwiek problemów.
Oczywiście odparł grobowym głosem Wieśmin.
No. To niech skrzaty się trochę wystraszą powiedział Pan T.P. Zresztą& Jakby się nad
tym zastanowić. Walnij na nich wszystko, co tam masz w zanadrzu. Tak to jest, jak się
pożycza ode mnie pieniądze i nie oddaje. Główny nacisk nałóż na Skrzata. A teraz odejdz.
Wieśmin oddalił się spokojnym tempem i zniknął. Pan T.P. zastanawiał się, czy może nie
dołożyć czegoś jeszcze. Ostatecznie jednak zrezygnował. Skrzatu przecież nie poradzi sobie
nawet z kukłą treningową.
Nie ufam temu stworowi powiedział Pan T.P. Szpieguj go dla mnie, Larry.
Nie ma problemu powiedział początkujący mag, który właśnie wyszedł z cienia. Ubrany
w czarne szaty wyglądał prawie jak wampir.
Mam wrażenie, że ten typ może też robić nam na złość. Jakby co, uwięz go w tej swojej
szklanej śniegowej kuli.
Oczywiście, mistrzu odparł z uśmiechem Larry. Pan T.P. nie wiedział, że każdy, kogo tam
uwięzi, będzie zwiększał moc ucznia. Skoro tak wyglądały sprawy, koniecznie trzeba tam
wrzucić Wieśmina. Ach, jaka to będzie dawka mocy! A powie się, że zaszła taka
konieczność. Larry umiał bardzo dobrze kłamać.
*****
Zanim Wieśmin doszedł do farmy ziemniaków należącej do Skrzata, ominął już trzy pułapki.
I nie były to jakieś prymitywne wieśniackie wyroby, tylko konkretne sidła. Czyżby ktoś tutaj
wynajął jakiegoś bohatera?
Nareszcie na horyzoncie ukazał się cel wędrówki. Pokracznie poskładany z desek, gliny i
siana domek otoczony sporymi polami ziemniaków. Dokładnie tak jak się można było
spodziewać. Uszy Wieśmina odebrały jakiś skomplikowany sygnał. W tej chatce ktoś udzielał
się muzycznie. Fałsze szły tragicznie, sama melodia nie lepiej. Gdyby Wieśmin nie był
upiorem, z pewnością przebywanie w tej okolicy skończyłoby się bólem głowy.
Niebawem jednak pojawiły się realne problemy. Jakiś niezidentyfikowany magiczny pocisk
uderzył w niego od tyłu. Upiór przeleciał przez kilka rzędów ziemniaków i wyhamował w
kupie siana. Zanim zdążył się podnieść, zobaczył pędzących z naprzeciwka szkieletów.
Nekromanta jakiś?
Umarlaki natarły, machając swoją pordzewiałą bronią. Wieśmin dobrze wiedział, że i tak ich
załatwi. Ale wkurzał go fakt, że ktoś mu psuje szyki. Wrogów było pięciu. Jedną ręką wyjął
miecz i pięknym sieknięciem roztrzaskał jednego z przeciwników. Szybkie uniki nie
pozwalały praktycznie dosięgnąć Wieśmina. Kolejny szkielet odpadł z gry, gdy upór
stratował go w swoim pędzie. Następnych dwóch zostało pozbawionych czaszek, co
skutecznie wyłączyło ich z potyczki. Ostatni padł już bardzo szybko. Pojedynki jeden na
jednego były dla Wieśmina skazane na sukces. W okolicy jednak już nikogo nie było. Ten,
kto to zrobił, musiał uciec. Wieśmin ruszył realizować zadanie.
Larry patrzył z bezpiecznego miejsca na dachu zamaskowany czarami na odchodzącego
upiora. Pokonanie szkieletów jeszcze o niczym nie świadczyło. Każdy głupi by tego dokonał.
Teraz przynajmniej wiadomo, jak ten Wieśmin walczy. I z pewnością istnieje możliwość, aby
go dopaść.
*****
Drewniak jako gnom grał nowoczesną melodię na rasowym ulubionym instrumencie: butelce.
Zaraz po nim włączył się Hyzio, brzęcząc na wieśniackiej parodii bandżo zrobionej z kawałka
deski, drewnianej miski i trzech strun. Rytm przeszedł w znacznie szybsze tempo, gdy Żyleta
dołączył do utworu, grając na pile. Na koniec pojawił się jeszcze wokal Skrzata. Otrzymana
wówczas kakofonia dzwięków skutecznie odstraszyła z okolicy wszystkie żyjące i mające
uszy stworzenia.
Trzeba było przyznać, że ta brutalna taktyka miała jasny i zrozumiały cel: odstraszyć
Wieśmina. Skrzatu poznał kiedyś tajniki tej mrocznej magii od pewnego barda w cenie
butelki spirytusu. Miał teraz wielką nadzieję, że to pomoże. Nie wiedział jednak, jak bardzo
się mylił.
Owa pieśń była jak magnes na niebezpieczeństwa. I nie chodziło tutaj o mocno wkurzonych
sąsiadów. Wieśmin jako upiór nie musiał się przejmować czymś takim. Mogło to jednak mu
posłużyć jako nawigacja do celu.
Koncert osiągnął szczyt wycia i momentalnie się zakończył, gdy Hyzio roztrzaskał bandżo na
stole kuchennym.
Ale daliśmy czadu! stwierdził.
Rozwaliłeś moje cudowne bandżo! krzyknął Skrzatu, łapiąc się za głowę. Klara mnie
zabije.
Daj spokój& rzekł Hyzio Pozbyliśmy się Wieśmina! Będziemy żem bohaterami. W
dodatku to była chyba część rytuału. Zresztą& Widziałeś, żeby Klara na tym grała?
No niby nie&
Proponuję więc otworzyć nową beczkę spirytusu. Opijmy tę piękną chwilę! rzekł Hyzio.
Rozległy się wiwaty. Szybko w czwórkę wytargali beczkę z piwnicy i przenieśli ją do salonu.
Gustownie pomieszczenie było głównym miejscem do narad. Pokój oświetlała górnicza
lampa zamieszczona pod sufitem i dwie świece na wielkim stole. Skrzatu zajął jedyne w
pomieszczeniu siedzenie z oparciem wygnieciony fotel. Delektując się miękkością
materiału, zaprosił współpracowników do stołu. Usiedli na słomianych klockach i zabrali się
za otwieranie beczki. Przy okazji zapalili sobie kilka porcji fajkowego ziela.
Impreza trwała w najlepsze. Beczka poszła szybciej niż można by przypuszczać. Druga także.
Podłogę ścielił już dywan z petów i butelek. Nagłe walenie w drzwi obudziło wszystkich w
pomieszczeniu. Sądząc po sposobie pukania, nie był to żaden wieśniak.
Któż to może być o tej porze? zapytał Drewniak.
Nie wiem odparł Skrzatu.
Będziemy tak stać i się zastanawiać, czy otworzymy te drzwi? zapytał Hyzio.
A co, jeśli to Wieśmin? zapytał Skrzatu.
Zobacz za okno. Jest środek dnia. Wieśmin chyba w dzień nie atakuje powiedział Żyleta.
Ja bym jednak nie był taki pewien stwierdził Skrzatu. Chodzmy otworzyć te drzwi.
Tylko niech każdy wezmie jakąś broń.
Powoli i ostrożnie podeszli do drzwi. Skrzatu nacisnął klamkę, pchnął drzwi i razem z
pomocnikami wyskoczył na zewnątrz. Żyleta cisnął butelką, trafiając idealnie w twarz
czekającej postaci. Skrzatu i Hyzio nie kierowali się zasadą nie bij leżącego , więc bez
oporów zaczęli okładać wroga wałkiem oraz patelnią. Drewniak już miał zamiar rąbnąć
toporem, gdy okazało się, że nieprzytomną postacią jest przedstawiciel straży miejskiej z
okolicznej miejscowości. Farmerzy szybko schowali broń w domu.
Co z nim zrobimy? zapytał Skrzatu.
Wywiezmy do lasu i tyle zaproponował Hyzio.
Lepiej nie rzekł Żyleta, wskazując zbliżającego się drugiego strażnika. Oni zawsze
chodzą parami&
Cholera stwierdził Skrzatu. Jak coś, to Wieśmin go napadł. Takiego go tu znalezliśmy,
jasne?
Wszyscy przytaknęli. Nikt nie chciał zadzierać ze strażnikami. Poskarżyłby się taki
przełożonemu, ten swojemu, aż doszłoby do Imperatora i byłby niezły bajzel. Strażnik
podszedł i wskazał palcem na swojego partnera.
Co mu się stało? zapytał.
To Wieśmin odparł Skrzatu.
Tak w biały dzień? Widzieliście coś?
Był zbyt szybki, aby cokolwiek konkretnego powiedzieć stwierdził Hyzio.
Dobra. Pózniej się nim zajmę. Mam wam coś ważnego do pokazania. Chodzcie za mną.
Strażnik prowadził przez ich własne pola ziemniaków. Nagle się zatrzymał i wskazał przed
siebie. Spory obszar pola był konkretnie wydeptany. Żaden ziemniak z tej części nie ocalał.
Wszystko tak wbite w ziemię, jakby jakiś olbrzym tu usiadł. A co ciekawe, cały zniszczony
teren układał się w dziwne znaki. Skrzatu, jako jedyny umiejący czytać pracownik farmy,
zaczął powoli składać literki.
Już& was& tu& niema& . wydukał.
Co to może oznaczać? zapytał strażnik.
Właśnie. Przecież wciąż tu stoimy, nie? powiedział Hyzio.
Może zle odszyfrowujemy ukryte znaczenie? zapytał Skrzatu.
Nad czym wy się w ogóle zastanawiacie?! oburzył się Żyleta Jakiś idiota bezczelnie
wydeptuje nam plony, a wy się głowicie, co miał na myśli. To na pewno jakiś psychopata.
Zabieram kumpla i wynoszę się stąd stwierdził strażnik i szybko ruszył w przeciwną
stronę.
Farmerzy ruszyli za nim. Nie było sensu stać tu i gapić się na zniszczenia. Skrzatu wracając,
zastanawiał się, co tak nagle wystraszyło tego strażnika. Czyżby słyszał już coś o podobnych
sytuacjach? Chciał go zapytać, ale zanim doszedł do domu, obu strażników już tu nie było.
Nie chciał nic mówić kompanom, bo pewnie z powodu tych dziwnych zdarzeń odpadliby na
zawał, albo co. Zresztą sam obracał się w każdą stronę po usłyszeniu najmniejszego szmeru.
*****
Zakapturzona, mroczna postać zaszyła się w domu farmerów. Ukryta pozycja pod stołem była
bardzo strategiczna. Dawała idealny widok na drzwi frontowe. Osoba czekając na właścicieli
posesji, wypalała z niecierpliwości jedną porcję fajkowego ziela za drugą. Ostatni niedopałek
został szybko zgaszony, gdy otworzyły się drzwi wejściowe. Do pomieszczenia wszedł
Skrzatu z towarzyszami. Przeszli kawałek, zanim zorientowali się, że coś jest nie tak. Kuchnia
była strasznie zadymiona. Szybko pojawił się też kaszel, który potwierdził przypuszczenia, iż
coś odstaje od normy.
Ktoś coś gotował? zapytał Skrzatu, pamiętając, że jakiekolwiek próby gotowania jego
wspólników zwykle się podobnie kończyły.
Nie odparli wszyscy jednocześnie.
Niech ktoś mi pomoże otworzyć okno poprosił Skrzatu, udając się do wnęki.
W ciągu kilki sekund farmer padł plackiem na ziemię. Zanim reszta wieśniaków zdążyła
przeanalizować fakty i połapać się, o co chodzi, była już nieprzytomna.
Ale banał& westchnęła mroczna postać, wychodząc spod stołu.
Rurka ze strzałkami usypiającymi była genialnym wynalazkiem. Bardzo przydatnym dla
kogoś takiego jak on. Już miał iść po taczkę, aby załadować farmerów, gdy z zewnątrz doszły
interesujące dzwięki. Ktoś niewątpliwie się zbliżał. Postać jednym skokiem z powrotem
schowała się pod stołem.
Drzwi skrzypnęły przeciągle, gdy gość ubrany w czarną szatę wszedł do środka. O mało się
nie potknął o nieprzytomnego Drewniaka. Zaklął głośno i solidnym kopniakiem przeniósł
przeszkodę w bardziej neutralne miejsce.
Co się tu stało? wyszeptał Larry. Skąd ten dym? Pożar, czy jaka cholera? I co ci idioci
tak leżą?
Czarownik sięgnął w kieszeń peleryny i wyjął stamtąd niedużą metalową różdżkę.
Zwinnie zakręcił nią między palcami i zaczął nasłuchiwać. I wez się człowieku tu zaczaj na
Wieśmina& pomyślał. Ruszył w stronę drzwi do drugiego pomieszczenia. Usłyszał nagłe
skrzypnięcie. Błyskawicznie skoczył do przodu, odwrócił się i walnął zaklęciem w kierunku,
z którego doszedł odgłos. W podłodze ziała obecnie sporawa dziura. Jeśli coś tam stało,
logicznym było, że już tego nie ma, ale pewności nigdy za wiele. Larry podszedł spokojnie i
włączając funkcje latarki w różdżce, poświecił w dziurę. Piach, zwęglone drewno, śmieci,
potłuczone butelki, ale nic ciekawego. Odwrócił się szybko i otrzymał solidny cios patelnią,
który posłał go w krainę snów.
Mroczna postać zaśmiała się złowieszczo. Udało się złapać nawet maga! Szczęście
dziś jak najbardziej sprzyjało. Zakapturzony gość szybko uwinął się z kołowaniem taczki i
załadunkiem na nią nieszczęśników. Nagle jednak z grubsza niewiadomych przyczyn zrobiło
się bardzo zimno. Zza drzwi frontowych dochodziło głośne człapanie.
Co dzisiaj za ruch do cholery& jęknęła postać i po raz trzeci schowała się pod stołem.
Do kuchni weszło coś, czego żaden normalny psychopata by się nie spodziewał. Legendarny
Wieśmin& Koniecznie trzeba było go złapać. Gość załadował rurkę kolejnymi strzałkami.
No wyłaz spod tego stołu powiedział Wieśmin.
Zakapturzony zamiast spełnić polecenie, strzelił całą serią zatrutych strzałek. Zgodnie z
wieloletnim doświadczeniem nie chybił ani razu. Upiór zatoczył się do tyłu, lecz nie padł.
Żeby go rozłożyć, potrzebna była konkretna dawka naprawdę konkretnego specyfiku.
Mroczna postać wyskoczyła spod stołu i robiąc salto, skoczyła na Wieśmina. Zaczęła się
szarpanina. W zwarciu Wieśmin miał znacznie większą szansę na sukces. Udało mu się
złapać dziwnego gościa w morderczym uścisku. Zakapturzony szybko stracił chęci do
dalszych zmagań. Płuca palacza plus taki uścisk okazały się bardzo skutecznym combo. Na
szczęście Wieśmin zamiast go udusić, cisnął nim na drugi koniec pomieszczenia. Okazało się
to wielkim jego błędem. Następny krok wykonany w kierunku łapiącego oddech przeciwnika
zakończył się głośnym trzaskiem i porządnym ukłuciem w okolicach nogi. Staromodne
niedzwiedzie sidła dodatkowo usprawnione substancją nasenną w sporej dawce sprawiły, że
nawet legendarny upiór zaczął tracić kontrolę nad rzeczywistością. Padł na kolana, próbując
jeszcze walczyć, lecz zamaszysty cios łomem skutecznie wyłączył go z gry.
Mroczna postać odrzuciła w kąt mocno wygiętą broń i zatarła ręce. Takich łupów to jeszcze
nie było! Mag oraz Wieśmin& Zadowolony psychopata załadował ostatecznie taczkę i ruszył
w drogę. Opuszczona fabryka sucharków była całkiem niedaleko. Jak dojedzie, to dopiero się
zacznie jazda! Podróży towarzyszył po raz kolejny długi i złowieszczy śmiech, który w końcu
po to się latami trenowało.
*****
Skrzatu obudził się z ciężkim bólem głowy. Leżał na jakiejś zimnej posadzce. Jakby tego było
mało, w pomieszczeniu panowały okrutne ciemności. Farmer usiłując wstać, ze zgrozą
odkrył, że jest przywiązany sznurkiem do ściany. Krzyknął głośno. Co prawda w żaden
sposób nie osłabiło to sznurka, jednak obudziło inne przebywające w pomieszczeniu osoby.
Kto się tam tak trze?! dobiegło pytanie.
Zwę się Skrzatu, a ty?
To przecież ja: Hyzio. Nie poznajesz po głosie?
Wybacz, przyjacielu. Jest tu ktoś jeszcze?
Ja.
I ja.
To znaczy?
Żyleta.
Drewniak.
Czy ja tu siedzę z samymi wieśniakami?! pojawił się kolejny głos.
W zasadzie farmerami. To bardzo mylne pojęcia& zaczął tłumaczyć Skrzatu.
Dobra, dobra. Niepotrzebny mi wykład wieśnakologii& Jestem Fottel. Larry Fottel. Jestem
superekstraczarodziejem.
Taa. A ja jestem Jerzy Jeż i stworzyłem alfabet kreskowy Jeża powiedział Hyzio.
Co takiego? zapytał Larry. Zaraz wam udowodnię, bezmyślne wiśniaki.
Larry pogrzebał chwilę w płaszczu i znalazł w końcu swoją różdżkę. Machnął ją w powietrzu
i wypowiadając magiczne słowa Stopdark, oświetlił pomieszczenie.
Faktycznie. To Larry Fottel rzekł Skrzatu.
Na wakacje się wybrałeś na tajemniczy wypad? zapytał Hyzio. Zresztą zawsze
myślałem, że jesteś wyższy. I ta różdżka& Nikt ci nie mówił, że laska jest lepsza?
Jeszcze słowo i do końca życia będziesz ziemniakiem! Laskę oddałem do renowacji. A
różdżką taką jak ta metalową zawsze można po cichu dzgnąć przeciwnika.
Dopiero teraz bohaterowie zorientowali się, że wszyscy są przywiązani do rur w tej
opuszczonej łazience. No prawie wszyscy. Larry nie był przywiązany, a przykuty. W dodatku
do kibla. Na środku pomieszczenia leżał rozpłaszczony strach na wróble.
To są jakieś kpiny! rzekł Larry. Kto to zrobił?! Niech ja go dorwę!
Słyszałem o tym gościu. Taki z ciebie inteligent i czarownik, a gazet nie czytasz? zapytał
Żyleta. Typ nazywa się Topór. Ponoć porywa jakieś tam wedle uznania osoby i zamyka ich
o właśnie w takich pomieszczeniach. Takie hobby.
Co to za bajka?! oburzył się Larry. Niby mam uwierzyć, że umiesz czytać?
Patrzcie! krzyknął Skrzatu, wskazując dziwne urządzenie w łapie stracha. Co to może
być?
Larry zaklęciem lewitacji przywłaszczył sobie znalezisko. Wyglądem przypominało cegłę,
jednak z pewnością nią nie było. Przypadkiem wcisnął jakiś przycisk. Przedmiot zaczął
dziwnie szumieć, a następnie mówić:
Raz& Dwa& Trzy& Raz& Dwa& Trzy& . Witajcie w moim turnieju, drodzy wieśniacy.
Czy uda wam się przetrwać? Jesteście przywiązani tutaj, gdzieś w pomieszczeniu ukryty jest
nóż. A& I jeszcze. Czarowniku, ty jesteś przykuty łańcuchem. To dlatego, że nie lubię magii.
Zobaczymy, czy sobie poradzisz. Spieszcie się, bowiem w okolicy grasuje Wieśmin i może tu
trafić.
Nagranie zakończyło się wybuchem śmiechu, który szybko przerodził się w kaszel. Następnie
zapanowała cisza.
Co za partacz& rzekł Larry. Że niby łańcuch ma mnie powstrzymać? I zwykłe
sznurki& Trzeba być idiotą, żeby się nie uwolnić. Hmm. Z wami to by się nawet udało.
Zresztą ten gość ukradł mi trofeum Wieśmina! Całe szczęście, że gdzieś się tu kręci. Dorwę
obu. Larry był wściekły. Bardzo nie lubił, gdy ktoś z nim w ten sposób pogrywał. Machnął
raz różdżką i zniszczył łańcuch razem ze starą wanną i połową ściany. Drugie machnięcie
uwolniło wieśniaków. Potrzebował w końcu przynęty&
*****
Wieśmin ocknął się w małym pomieszczonku. Był dokładnie związany łańcuchem. W
dodatku wisiał głową w dół. Nie takie rzeczy jako upiór się przeżywało. Wystarczyła mała
dawka magicznej mocy i spokojnie stał na nogach, a z łańcuchów nie było co zbierać.
Utrudnieniem dla jego misji, co prawda nie było to żadnym, ale sam fakt przeszkadzania mu
był odpowiednim impulsem do wymierzenia kary. To musiał być ten człowiek, co się
idiotycznie chował pod stołem na farmie. Znajdzie się go& .
*****
Skrzatu wstał i otrzepał się. Podziękował uprzejmie czarownikowi za uwolnienie. Był tylko
jeden problem. Jedyne drzwi wyjściowe wyglądały na bardzo solidne. Podczas rozmyślania
nad próbami otworzenia Hyziowi udało się odnalezć nóż. Broń jak broń. Zawsze może się
przydać. Larry mógłby rozwalić drzwi, ale to groziłoby zawaleniem się całego
pomieszczenia, czego wszyscy ze zrozumiałych względów woleli uniknąć.
Nagle usłyszeli jakieś hałasy za drzwiami. Hyzio powoli podszedł do drzwi i wsadził nóż pod
nimi. Chciał go użyć w charakterze lustra. Co prawda był mocno pordzewiały, jednak
pozwolił stwierdzić bezapelacyjnie, iż po drugiej stronie jest Wieśmin.
Tam jest Wieśmin wyszeptał Hyzio.
To zadziałało na Larry ego jak puszka napoju energetycznego zmieszanego ze spirytusem i
dwiema łyżkami kawy. Wstał, zepchnął farmera z drogi i jednym machnięciem wysadził
drzwi. Jak się okazało, cały czas były otwarte. Bez problemu więc poleciały przed siebie, przy
okazji biorąc w podróż Wieśmina. Larry pobiegł śladami zniszczeń, szukając przeciwnika.
Skrzatu i załoga nie chcąc brać udziału w tej walce, udali się w przeciwnym kierunku. Udało
im się dojść do kolejnych, tym razem większych drzwi zamkniętych poprzez
zabarykadowanie belką. We czwórkę udało im się zdjąć przeszkodę i otworzyć przejście.
Światło słoneczne wywołało wesołe uśmiechy, które jednak szybko zniknęły. Przed nimi
majaczyła garbata postać w dziwnej idiotycznej masce i z toporem w dłoni.
Prawie wam się udało rzekł gościu ale prawie robi wielką różnicę.
Psychopata ruszył w kierunku farmerów. Skrzatu z grzeczności chciał ostrzec, że przed nim
rozłożone są pułapki.
Proszę pana& . zaczął, lecz za pózno.
Gość wlazł w grabie, które ruszając do pionu, zdrowo mu przywaliły. Napastnik zatoczył się i
wszedł jedną nogą w wiadro, co dodatkowo naruszyło jego równowagę. Potknął się o mały
murek i runął prosto w stertę nawozu. Szybko się podniósł, zawył złowieszczo i zaciskając
dłonie na toporze, dał krok w stronę poważnie wkurzających wieśniaków. Niestety był to
wielki błąd. Doszło to do niego, gdy butem przeciął małą linkę, a razem z tą informacją na
jego głowie wylądowało pianino.
Ciekawy widok przyznał Żyleta.
Wracamy do domu? zapytał Drewniak.
Chwilę muszę odpocząć tu na świeżym powietrzu powiedział Skrzatu, siadając na
czerwonym sześciennym przedmiocie z wajchą.
Spory wybuch i wstrząs towarzyszył waleniu się starej fabryki sucharków.
Ty to jak gdzieś usiądziesz& rzucił Hyzio.
*****
Larry szybko znalazł Wieśmina. Pechowiec przeleciał cały korytarz pchany przez drzwi.
Podnosił się teraz powoli, lecz kopniak Larry ego ponownie go wyłożył. Czarownik już
szykował jakieś zaklęcie, jednak upiora nie można było tak łatwo pokonać. Wieśmin skoczył
do przodu i rozpoczął walkę, w której zdecydowanie był lepszy. Larry trenował na siłowni od
dawna, ale ten typek chyba z niej nawet nie wychodził. Piękna seria ciosów zmusiła
czarownika do zwiększenia odległości między przeciwnikiem. Fikołek do tyłu załatwił
sprawę.
Larry sięgnął po różdżkę, Wieśmin po miecz i nagle całym budynkiem targnęła eksplozja.
Wszystko zaczęło się walić. Czarownik szybko stworzył pole ochronne, bo jemu w
przeciwieństwie do Wieśmina kawał gruzu mógł nabić pokaznego guza. Pole chroniło go
przed elementami konstrukcji budynku, jednak nie przed upiorem, który zamaszystym ciosem
posłał go na drugi koniec korytarza.
Larry zaczął tracić przytomność. Był pół na tym świecie, pół w marzeniach sennych.
Zobaczył starą komnatę, leżącego płasko na ziemi dawnego nauczyciela, a następnie
przeciwnika Qbe Qpe Quarroga i stojącego przed nim Lorda Walerwmorda. Był gotowy do
walki.
Larry& rzekł Walewmord. Jestem twoim ojcem.
Teraz przesadziłeś. Snejk mi powiedział, że go zabiłeś.
Snejk świetnie kłamie, bo dobrze gra w pokera. Przed sobą masz Konrada Fottela. Teraz
przed tobą tatuś rymuje. Snejk i Szuflady to są zwykłe luje. Posłuchaj mnie teraz, Larry,
ciemna moc to wielkie czary mary.
Ojcze, czy to naprawdę ty? Powiedz, czemu stałeś się zły?
Nie stałem się zły. Larry, słuchaj swego taty. Nie jestem zły, tylko bogaty. Na tym polega
właśnie ta gra. Nie chcesz mieć tyle kasy, co ja?
Oczywiście, że chcę. Mam gdzieś Szuflady. Teraz nam nikt nie da rady.
Stare wspomnienie odblokowało w czarowniku nowe pokłady energii. Szybko odzyskał w
pełni przytomność i pięknym ciosem zdzielił nadciągającemu i niczego się
niespodziewającemu Wieśminowi. Ten przekoziołkował i wyłożył się na ziemi. Próbował
atakować, lecz Larry był w tym momencie na god mode. Nic nie działało.
To niemożliwe! stwierdził Wieśmin. Przecież to ja jestem graczem!
Może. Ale ja lepszym odparł Larry.
W jednej chwili upiór zobaczył małą szklaną kulkę symulującą padanie śniegu. W następnej
był już wewnątrz niej.
Larry był z siebie dumny. Załatwił tego legendarnego upiora. Mało tego! Teraz, kiedy był on
w kulce, był on jego wielce oddanym sługą. No to posada lokaja zdaje się być już
zarezerwowana&
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Świętoszek Moliera, Cierpienia młodego Wertera i Faust GoethGeneza Cierpień Młodego Werteracierpienia młodego werteraŚwiętoszek Moliera, Cierpienia młodego Wertera i Faust Goethgoethe cierpienia mlodego werteraCIERPIENIA MŁODEGO WERTERACierpienia Młodego WerteraCierpienia mlodego Werteracierpienia mlodego wertera streszczenieGłówne wątki i problematyka Cierpień Młodego WerteraCierpienia młodego Werterawięcej podobnych podstron