- O... Mój... Boże... - szepnął Blaise Zabini, ciężko dysząc i opadając na drzwi toalety na piątym piętrze.
Nadal czuł gorąco, przelewające się przez jego ciało. Jednak chwilowo przerażenie było silniejsze. Podszedł chwiejnym krokiem do umywalki i oparł na niej ręce. Powoli podniósł głowę i spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
Po policzkach rozlewał się nienaturalny dla niego rumieniec, a usta nadal miał czerwone.
- Malfoy. Draco Malfoy. Niemożliwe...
Malujący się na jego twarzy szok powoli ustępował złości.
Cholera! Przecież to MALFOY!
Nie mógł... Nie chciał uwierzyć, że to prawda. Draco jako Ślizgon robił mnóstwo paskudnych rzeczy, a i wielu miałoby z tego świetną rozrywkę. Mogliby popatrzeć jak ten idiota Blaise daje się wykiwać genialnemu Malfoyowi!
- Jestem głupi - westchnął. Odkręcił kurek z zimną wodą i wsadził głowę pod kojący strumień.
Przed odejściem jeszcze raz spojrzał w lustro.
Z gładkiej tafli szkła z obojętnością przyglądał mu się czarnoskóry chłopak. Skośne oczy odzwierciedlały jedynie jego wyniosłą postawę; niedawno bijący z nich żar całkowicie się ulotnił. Błyszczące krople spływały po ciemnej skórze, tworząc kręte wzory. Zabini podniósł dłoń i dotknął lekko ust; chłopak przed nim zrobił to samo. Przez ich twarze przemknął cień uśmiechu.
.. : : ..
Godzinę wcześniej...
.. : : ..- Głupia Parkinson! Głupie Walentynki! Głupie różowe karteczki!
wyliczał zirytowany Malfoy. Obok niego szedł rozbawiony Zabini.
- Było aż tak źle?
- Czy źle? To było POTWORNE. Zaciągnęły mnie do pustej klasy, tuż przy lochach, i ni stąd ni zowąd zaatakowały mnie niewinną różową karteczką. Oczywiście niewinna była tylko z początku
prychnął Draco.
Kilka wierszyków i piosenka o tym, jaki to jestem cudowny; zupełnie nieszkodliwe... i dość przyjemne
dodał, uśmiechając się pod nosem.
Co nie zmienia faktu, że to była bardzo zła karteczka... Nadeszło przeklęte PUF! i całą zabawę diabli wzięli! Wykiwały mnie! Och, było oczywiste, że te ślizgońskie żmije muszą coś wymyślić. Jak one mogły?! Mnie, mnie Malfoya! I to brokatem po włosach?!
Popatrzył na Blaiseła, szukając cienia poparcia.
Jednak ten widok jeszcze bardziej go rozzłościł. Zabini nie mógł już powstrzymać śmiechu.
- Śmiej się śmiej! Zobaczysz... Jak Cię kiedyś dopadnie jakaś zniewieściała Ślizgonka, to nawet nie myśl, że cię pożałuję!
Malfoy okręcił się na pięcie i poszedł w drugą stronę.
- Draco! Poczekaj!
zawołał Blaise za oddalającymi się plecami Draco.
Blondyn przystanął i odwrócił się, prezentując urażoną minę.
- Jesteś największym gnomem, pozbawionym choćby cienia wrażliwości, jakiego kiedykolwiek spotkałem.
- Pewnie masz rację
odparł Blaise, szczerząc się.
- Powinienem przestać z tobą gadać
powiedział Draco, mrużąc oczy.
- Nie mógłbyś. Nie wytrzymałbyś nawet dziesięciu minut.
- ...
- Wiesz, lubię jak tak dramatyzujesz. Jesteś wtedy bardzo zabawny.
- Uważaj Zabini...
zagroził Malfoy, zbliżając się o krok.
Nie zadzieraj ze mną.
- Tak, tak. Już drżę ze strachu.
- Pierwsza zasada: nigdy, ale to przenigdy, nie lekceważ Malfoya.
Wyniośle podniósł głowę.
- Powinienem zacząć współczuć dziewczynom
stwierdził Blaise, krzywiąc się przy tym nieznacznie. - Choć trochę im zazdroszczę. Nie co dzień można zobaczyć Malfoya z zepsutą fryzurą
dokończył już z uśmiechem na ustach.
- Współczuć to ty lepiej zacznij sobie.
Draco spiorunował towarzysza wzrokiem. - I nigdy więcej nie wymawiaj przy mnie tego słowa na "b"! Nawet nie wiesz ile czasu mi zajęło zmycie tego świństwa! Moje biedne włosy... Musiałem użyć całej tubki lodowej pianki, żeby pozbyć się tych głupich loczków. Przeklęte loczki!
- Przecież nie musiałeś się ich pozbywać...
- Jak to nie musiałem?! One hańbią mój szlachecki autorytet! Malfoy nie może sobie pozwolić na publiczne paradowanie w loczkach. To uwłacza mojej dumie
oburzył się blondyn.
Poza tym... loczki są dla dzieci.
- Cóż... Ty chyba nawet jako dziecko doszczętnie je niwelowałeś
powiedział rozbawiony Zabini, przyglądając się drugiemu Ślizgonowi. Ten tylko popatrzył na niego spode łba.
- Byłem poważnym i nad wiek wyrośniętym dzieckiem. Loczki stwarzały bardzo mylne wrażenie u obcych osób... Które z resztą dość szybko przekonywały się, że nie jestem taki słodki i miły na jakiego wyglądam.
Blaise nie raz zastanawiał się jak Draco wygląda bez tych wszystkich kosmetyków na głowie. Nigdy nie widział przyjaciela, wychodzącego spod prysznica. Draco zawsze kąpał się o jakichś nieludzkich porach i nikomu jeszcze nie pozwolił zobaczyć się w stanie nieładu.
- A teraz, kiedy już wtajemniczyłem cię w historię mojej wczorajszej porażki, pomożesz mi.
Oczy Malfoya rozbłysły złowrogo, gdy ruszył w głąb korytarza.
Taak... Zemsta będzie słodka.
- Rozumiem, że nie czekasz na moją zgodę?
spytał Blaise, podążając za przyjacielem.
- Cóż... Właściwie to nie. Dopuściłem możliwość ewentualnych obiekcji z twojej strony.
Draco kątem oka patrzył na drugiego Ślizgona i uśmiechał się pod nosem. - Zawsze mogę użyć różdżki.
- Draco!
obruszył się Blaise.
Nawet nie myśl...
- Czyli zgadzasz się.
- Chyba nie mam wyjścia
odparł, udając zrezygnowanie.
Minęli właśnie drzwi klasy od zaklęć, skręcili w lewo i zaczęli wspinać się po schodach, prowadzących na siódme piętro.
- Powiesz wreszcie jaki jest ten twój genialny plan?
Blaise był zniecierpliwiony podejrzliwym milczeniem przyjaciela.
-
Draco wyglądał jakby tylko czekał na to pytanie, bo momentalnie się rozpromienił.
- Zszokować, zaintrygować i zniechęcić.
- Możesz choć raz się nie drażnić?
- Nie, sam zaraz zobaczysz.
Ślizgon wyraźnie czerpał przyjemność w utrzymywaniu towarzysza w niewiedzy.
- Dobrze
zgodził się niechętnie Blaise.
Powiedz przynajmniej, czy obędzie się bez ofiar w ludziach.
- Tego akurat zagwarantować nie mogę.
- To może chociaż wyciągnę różdżkę? Cokolwiek chcesz zrobić, stado rozwścieczonych nastolatek nie jest tym, co chciałbym poczuć na własnej skórze.
- Czy mi się wydaje, czy ty naprawdę boisz się kilku dziewcząt?
Zabini rzucił mordercze spojrzenie Malfoyowi.
- Oczywiście, że się nie boję!
- Faktycznie. A różdżka jest ci potrzebna tylko dla dobrego wrażenia...
- Och, odwal się.
Zirytowany Zabini lekko popchnął drugiego Ślizgona. Tamten nie pozostał mu dłużny. Szli, co chwilę się popychając. Jednak na ich twarzach błądziły uśmiechy.
- Jesteśmy.
Blaise rozejrzał się. W korytarzu, oprócz nich, nie było nikogo. Jego uwagę przykuł obraz, który wisiał niedaleko. Najwidoczniej świrnięty staruszek starał się nauczyć kilka trolli figur baletowych. Jeden z nich właśnie podskoczył, chyba w celu wykonania piruetu, i wylądował na nodze nauczyciela. Mężczyzna zaczął podskakiwać i wymachiwać pięściami, czym bardzo przypominał szamana, wykonującego tradycyjne rytuały wokół ogniska. Ślizgon parsknął i odwrócił wzrok, ponownie skupiając się na Malfoyu.
- Śmieszny gość
powiedział Draco, przenosząc wzrok na stojącego przed nim chłopaka.
Poczekamy tu na nie.
- Same przyjdą?
- Tak, myślę, że tak. Powinny zaraz wracać z sowiarni. Miała do nich dzisiaj przyjść paczka z Czarownicy. No, wiesz... kolejne zamówienie Eliksirów Miłości.
Uśmiechnął się drwiąco.
- Merlinie... Znowu to samo! Czy one w końcu nie mogą dać sobie z tym spokoju?!
Blaise poczuł, że mimowolnie robi się wściekły. Co roku duża część dziewczyn w szkole stara się wszystkimi sposobami namówić Malfoya do pójścia z jedną z nich na Bal Walentynkowy. I Ślizgonki, oczywiście, zawsze oszukują... W okolicy czternastego lutego, szkołę zalewa powódź nielegalnych eliksirów i zaklęć miłosnych. Istne szaleństwo!
- Daj spokój.
Draco wywrócił oczami.
Przecież wiadomo, że żaden z tych eliksirów nie działa. Nie mają żadnej mocy. Co najwyżej nabawię się rozstroju żołądka.
Zabini nic nie odpowiedział. Zastanawiał się, dlaczego to go tak denerwuje. Czuł, jak mały potwór buszuje w jego brzuchu, szarpiąc wnętrzności. To dlatego, że nie lubisz walentynek... To dlatego, że nie lubisz walentynek...
starał się w duchu uspokoić. Była to po części prawda. Nie lubił tego bzdurnego, sentymentalnego święta. Prawdę powiedziawszy było mu ono obojętne. Na ogół nie brał w nim udziału. Ale teraz... Teraz czuł się w obowiązku zainterweniować. To już były szczyty! Nikt nie ma prawa tak rozkochiwać w sobie Draco... kogokolwiek tak rozkochiwać! To... to... to jest okropne!
- Dobrze się czujesz?
spytał Malfoy, przyglądając się mu uważnie.
Wyglądasz jakby cię rozbolał brzuch.
- Ach... tak... Jasne
skłamał i spróbował się uśmiechnąć.
Czuję się świetnie.
- Wiem jedno... kłamać to ty nie potrafisz.
I najwidoczniej mu nie wyszło.
Wiem, że nie lubisz tego całego szumu. Ale spójrz na to z drugiej strony...
Draco wyszczerzył się.
W sumie to zabawne jest, wiesz? One wszystkie tak się męczą i kombinują, a i tak nic im nigdy nie wychodzi.
- Taa...
prychnął Blaise.
Ale kiedyś w końcu wyjdzie, nie? Zresztą... to nie moja sprawa. Ja w tym udziału nie biorę.
- Zachowujesz się dokładnie jak Pansy
stwierdził Draco.
Ona też tak ostatnio reaguje. A skoro oboje świadomie rezygnujecie z balu, to może byście się postarali o porządne spożytkowanie czasu... we dwoje?
Na twarz Ślizgona wypłynął iście dwuznaczny uśmieszek.
Trzeba korzystać z możliwości pustych pokoi...
Blaise skorzystał z nieuwagi przyjaciela i kopnął go porządnie w nogę.
- AŁA!
zawył Malfoy.
Ty wstrętny... przebiegły... odrażający... ghulu! Chcesz pozbawić dziedzica Malfoyów możliwości chodzenia i wyżywania się na bezbronnych skrzatach?!
- To drugie to raczej komplement, więc dzięki.
Wyszczerzył się.
I nigdy, ale to przenigdy, nie insynuuj takich rzeczy. Fuj... Na samą myśl robi mi się niedobrze!
- Och, już nie bądź taki wybredny. Pansy nie jest taka zła. Wyobraź sobie Millicentę...
- Draco!
- Ha, ha... Twoja mina!
wykrzyknął Malfoy, wybuchając śmiechem.
Blaise miał nieodpartą chęć ponownego kopnięcia przyjaciela, ale oparł się pokusie. W zamian uśmiechnął się pod nosem. Z końca korytarza nadpłynął do niego hałas rozmów i zbliżających się powoli kroków. Popatrzył pytająco na przyjaciela... i zamarł. Drugi Ślizgon najwidoczniej zdawał sobie sprawę z rozlegających się niedaleko odgłosów...
Na bladej twarzy zagościł zawadiacki uśmieszek; patrzył intensywnie w oczy Blaiseła. Ten wzrok... Zabini o mało się nie zachłysnął. Czuł, że robi mu się gorąco pod spojrzeniem przyjaciela. Pożądliwe ogniki błądziły w szarych, zwykle zimnych, oczach. Nie rozumiał, co to znaczy. Choć, w tej właśnie chwili, nie chciał rozumieć. Blondyn zrobił krok do przodu. Tyle wystarczyło... Rozmowy były coraz wyraźniejsze.
- Pomożesz mi... prawda?
Głos Draco wydawał się teraz taki niski...
- J-jak?
Zabini starał się ze wszystkich sił żeby jego głos nie drżał. Świadomość podpowiadała mu, że cała ta sytuacja wydaje się abstrakcyjna. Nie. Starał się wyrzucić z głowy jakiekolwiek myśli. Czuł się teraz tak dobrze. Tak dobrze...
Draco wykonał jeszcze jeden krok w jego kierunku. Teraz stykali się ramionami, biodrami... Nic ich już nie dzieliło. Nieprawda. Cichy głosik zaprotestował w głowie Blaiseła. Czuł, jak klatka piersiowa blondyna unosi się i opada w nierównym tempie pod cienkim materiałem koszuli. Czuł, ocierające się o jego podbrzusze, lekkie wybrzuszenie pod miękkimi dżinsami. Czuł ciepły oddech na policzku. Czuł, jak jasne włosy łaskoczą go w ucho. Byli tak blisko... Niewystarczająco blisko.
- Pocałuj mnie
szepnął Draco.
Nie wiedział, kiedy zamknął oczy, które teraz otworzyły się szeroko w niemym wyrazie zaskoczenia. Szare tęczówki przyjaciela wydawały się świecić w półmroku. Jak gwiazdy
pomyślał nieprzytomnie. Nie był w stanie nic zrobić. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że wstrzymuje oddech. Stał, nie mogąc się ruszyć, jak sparaliżowany.
W końcu Draco pocałował go.
Miękkie wargi dotknęły drugich. Powoli i niespiesznie. Zabini ponownie zamknął oczy, poddając się przyjemności, płynącej z ciepła drugiego ciała. Oddał pocałunek. Poczuł, jak ręce Draco wędrują po jego ciele; wytyczają drogę od smukłego brzucha, przez ramiona i wzdłuż kręgosłupa, by zatrzymać się na karku i biodrze. Zabini westchnął cicho, gdy miękki, ale szorstki język wdarł się do jego ust. Malfoy zareagował od razu, popychając drugiego Ślizgona na ścianę. Pogłębił pocałunek, nie natrafiając na żadne oznaki sprzeciwu. Blaise rozpływał się pod dotykiem tego języka na podniebieniu. Chciał więcej... Rozpaczliwie potrzebował więcej. Wsunął dłonie w jasne włosy, przyciągając drugiego Ślizgona jeszcze bliżej. Dosłyszał, jakby z oddali, pomruk aprobaty.
Był bliski zatracenia się w tym pocałunku. Świadomość gdzieś tam apelowała o chwilę uwagi, ale on przestawał racjonalnie myśleć. Draco rozchylił mu nogi kolanem, na co jęknął przeciągle. Był pewny, że wargi blondyna układają się w uśmiechu. Koszula uwierała go i wydała mu się tak beznadziejnie niepotrzebna.
- Och! - Ponowne jęknięcie wyrwało mu się z ust, gdy poczuł jak chłodna dłoń wjeżdża mu pod bluzkę. Był rozdarty między twardą, zimną ścianą i rozpalonym Ślizgonem.
Był tak rozdarty, że nie zauważył, jaka cisza zaległa na korytarzu. Dopiero oddalenie drugiego ciała go otrzeźwiło. Jeżeli z początku przemknęło mu przez głowę by zaprotestować... to otwarcie oczu doszczętnie zniweczyło ten pomysł.
Malfoy patrzył gdzieś w bok z wyrazem triumfu na twarzy. Blaise podążył za jego wzrokiem. Na końcu korytarza stała grupka osłupiałych Ślizgonek. Gdzieś z boku dostrzegł Parkinson, która trzymała w dłoniach niewielkie pudełko. Wszystkie sprawiały wrażenie spetryfikowanych. Zabini przeniósł przerażone spojrzenie na przyjaciela i odepchnął go z całej siły. Malfoy nadal się szczerzył, mimo że uderzył plecami o przeciwległą ścianę. Nie wiedząc, co robi, ruszył w przeciwną stronę korytarza. Za plecami rozległ się dźwięk tłuczonego szkła; nie zwrócił na niego uwagi. Najpierw szedł niepewnie, nie bardzo pamiętając jak to się robi. Każdy następny krok przychodził mu coraz łatwiej, aż gnał przed siebie, nie wiedząc, kiedy zaczął. Głowa huczała mu od natłoku myśli. Uciekłem! Merlinie... Tak po prostu uciekłem! Nie zastanawiał się dokąd biegnie. Nogi same pokierowały go do toalety na piątym piętrze. Zdyszany wpadł tam, zatrzaskując za sobą drzwi.
.. : : ..
Niecałe siedem miesięcy później...
.. : : ..Czerwony Ekspres Hogwart mknął na północ z zawrotną szybkością. Na horyzoncie, raz po raz, między plamami mgły, ukazywała się czerwona łuna zachodu słońca. Powoli zapadał zmierzch, a krajobraz za oknami stawał się coraz bardziej dziki. Przez prawie puste korytarze przedzierała się czwórka uczniów. Wszyscy mieli niezadowolone miny.
- Dobrze, że to już się skończyło
powiedział pulchny chłopak o jasnych włosach.
Dziwny facet, nie?
- Trochę
odpowiedział brunet z bardzo rozczochranymi włosami i okularami na nosie. Utkwił wzrok w trzecim uczniu, który szedł w pewnym oddaleniu od reszty. Był to wysoki czarnoskóry młodzieniec z wydanymi kośćmi policzkowymi i długimi, skośnymi oczami.
Ginny, jak ty tam trafiłaś?
- Zobaczył, jak rzucam urok na Zachariasza Smitha
rzuciła niedbale rudowłosa dziewczyna, idąca obok blondyna.
No wiesz, tego kretyna z Hufflepuffu. Był z nami w GD. Bez przerwy wypytywał mnie o to, co się wydarzyło w ministerstwie, aż w końcu tak mnie znudził, że go zaczarowałam... no i jak wszedł Slughorn, byłam pewna, że dostanę szlaban, ale on powiedział tylko, że to było świetnie rzucone zaklęcie, i zaprosił mnie na podwieczorek! Wyobrażasz sobie?
- Ale to lepszy powód niż fakt, że czyjaś matka jest sławna
stwierdził brunet, wbijając wzrok w tył głowy czarnoskórego chłopaka.
.. : : ..
Zabini czuł znajome mrowienie w karku; pewnie Potter na niego łypał. W tej chwili jednak mało go to obchodziło. Myślami był daleko stąd i nawet nie próbował skupiać się na rozmowie Gryfonów.
- No tak, Zabini
zaczęła gniewnie ruda małolata
TY za to masz wybitny talent... do udawania kogoś, kim nie jesteś...
Weasley wiedziała. Nie miał pojęcia skąd i jak, ale wiedziała. Cały czas udawał; cały czas wszystkich oszukiwał. A ona tak po prostu wiedziała! Zawsze był kimś, kogo oczekiwali po nim inni. Matka pragnęła sprytnego i wyrachowanego syna
dostała go. Mieszkańcy Domu Węża chcieli w nim widzieć dobrą partię
widzieli ją. Gryfoni spodziewali się zwykłego Ślizgona; zaciętego wroga z zasady
dostali go. Czarny Pan wymagał posłusznego i oddanego śmierciożercy
będzie go miał. Draco szukał pięknego i wyniosłego towarzysza, który nie byłby wstanie mu odmówić
znalazł go. Wszyscy w około byli zadowoleni, bo dostawali to, czego chcieli. Próbował sobie wmówić, że też jest szczęśliwy. Jego życie: nieustanna gra polegająca na przetrwaniu. Jednak kiedyś gra się skończy i nie będzie odwrotu; wszystko się wyleje i trzeba będzie napełniać to od nowa. Kiedyś... ale nie teraz.
Walentynki. Pierwszy raz, kiedy dał się wykorzystać Draco. Dzień po incydencie na siódmym piętrze spotkali się twarzą w twarz na śniadaniu. Nadal tliło się w nim to wszechogarniające ukucie zawodu.
- Um... Cześć, Draco
zaczął niepewnie Blaise.
To wczoraj, to...
- Tak, to wczoraj to nic nie znaczy. Zwykły, nic nie znaczący incydent. Nie musisz tego rozpamiętywać i niepotrzebnie się przejmować
powiedział Malfoy z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ach... Ee... Tak?
Blaise był zbity z tropu, nie tak wyobrażał sobie tę rozmowę.
- Tak
uciął krótko blondyn.
Podaj mi kawę...
"Podaj mi kawę"
Ślizgon zaśmiał się gorzko w myślach. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o rozmowy na temat charakteru ich znajomości. Wszystko jest jasne i oczywiste. Draco ma własne plany i ludzi, którzy pomagają mu osiągać jego własne cele. Taka Pansy na przykład... Dziedzic Malfoyów powinien ciągnąć dalej linię czystej krwi, ale do tego potrzebna jest odpowiednia kandydatka. Pstryk! i kandydatka się znalazła. Szkoda tylko, że sam kandydat jest gejem. To tylko taki malutki defekt, ale nic.
Zabini przerwał rozmyślania. Dotarł do odpowiedniego przedziału i wszedł do środka, nie przejmując się zostawioną daleko w tyle bandą szmatławych zdrajców, którzy są na tyle naiwni, że myślą, że są w stanie pokonać zło tego świata. Świat sam w sobie jest złem; świat jest czystą postacią bólu, którym jest życie.
- Co jest z tymi drzwiami?
Ślizgon zdenerwował się, próbując zamknąć drzwi, które raz po raz odskakiwały pod jego naporem. Stary szmelc! Nagle drzwi szarpnęły ostro, a on został pociągnięty do tyłu. Upadł wprost na kolana Goyleła. Zaklął siarczyście pod nosem.
- Uważaj co robisz, idioto!
wrzasnął Goyle i zrzucił z siebie Blaiseła.
- I kto to mówi?! Lepiej się weź za te drzwi, pacanie. Ty tu jesteś od takich rzeczy.
- Odwal się, Blaise!
warknął Goyle, ale wykonał polecenie.
Zabini rzucił mu wściekłe spojrzenie i usiadł na swoim miejscu. Inni wrócili już do swoich zajęć; Crabbe czytał komiks, a Malfoy rozwalił się na dwóch siedzeniach, z głową na kolanach Pansy. Dziewczyna odgarniała mu jasne włosy z czoła, idiotycznie się przy tym uśmiechając. Wyglądała jakby uważała, że dostąpiła najwyższych zaszczytów...
- Ej, Zabini
odezwał się nagle Malfoy, starając się zachować obojętny ton głosu.
To czego chciał ten Slughorn?
- Po prostu próbował urobić sobie ludzi, którzy mają dobre znajomości
odrzekł Blaise, skupiając wzrok na Goylełu, byleby tylko nie patrzeć w stronę migdalącej się pary.
Ale wielu takich nie znalazł.
- Kogo jeszcze zaprosił?
- McLaggena z Gryffindoru.
- No tak, jego wujek to szycha w ministerstwie
wymruczał pod nosem blondyn.
- ...i takiego jednego z Ravenclawu, nazywa się Belby...
- Jego? To przecież palant!
oburzyła się Pansy.
- ...i Longbottoma, Pottera oraz tę siuśkę Weasley
zakończył Zabini.
Malfoy poderwał się nagle, odtrącając rękę Parkinson, która zrobiła niezadowoloną minę.
- Zaprosił LONGBOTTOMA?
- No, chyba tak, skoro Longbottom tam był
odrzekł obojętnie Zabini, kontemplując radość, jaką napawał go widok naburmuszonej Pansy.
- Ale co Slughorna w nim zainteresowało?
Zabini wzruszył ramionami.
- Potter, ten słynny Potter... No tak, chciał sobie popatrzyć na Wybrańca
zadrwił Malfoy
ale ta Weasley! Co w niej jest takiego wyjątkowego?
- Wielu chłopakom się podoba
stwierdziła niedbale Pansy, kątem oka obserwując reakcję Malfoya.
Ej, Blaise, tobie też, a wszyscy wiemy, że ciebie trudno zadowolić!
- Nie dotknąłbym takiej małej, plugawej zdrajczyni własnej krwi, choćby nie wiem jak wyglądała
stwierdził chłodno Zabini, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Draco. Niestety doczekał się tylko ucieszonej miny Parkinson, co spowodowało, że chętnie cofnąłby swoje słowa.
Malfoy ponownie opadł na kolana Pansy i pozwolił gładzić sobie włosy.
- Fakt, Slughorn nie ma najlepszego gustu. Może trochę dziecinnieje. Szkoda, mój ojciec zawsze mówił, że za jego czasów to był wielki czarodziej. Ojciec należał do jego ulubieńców. Slughorn pewnie nie wiedział, że jestem w pociągu albo...
- Na twoim miejscu nie liczyłbym na zaproszenie
powiedział lekceważąco Blaise.
Zapytał mnie o ojca Notta. Musieli się przyjaźnić, ale jak usłyszał, że go schwytali w ministerstwie, nie wyglądał na zachwyconego, no i Notta nie zaprosił, nie? Chyba nie chce mieć do czynienia ze śmierciożercami.
Malfoy wyglądał na zirytowanego, ale uśmiechnął się drwiąco.
- A co mnie tam obchodzi, z kim on chce mieć do czynienia, a z kim nie. W końcu to tylko głupi nauczyciel.
Ostentacyjnie ziewnął.
W przyszłym roku może mnie w ogóle nie być w Hogwarcie, więc nie zależy mi na tym, czy jakiś stary emeryt mnie lubi czy nie.
Pansy przestała gładzić go po włosach.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- No wiesz, nigdy nic nie wiadomo
odrzekł Malfoy z cieniem uśmiechu.
Może zajmę się... ee... ważniejszymi sprawami.
Blaise spojrzał na blondyna z niemym zdziwieniem. Parkinson powróciła do gładzenia włosów, jednak teraz robiła to trochę nerwowo.
- Masz na myśli... JEGO?
Draco wzruszył ramionami. Świetny pokaz.
- Matka chce, żebym ukończył szkołę, ale ja uważam, że w dzisiejszych czasach nie jest to takie ważne. No bo sami pomyślcie... czy kiedy Czarny Pan odzyska władzę, będzie się pytał, kto ile dostał sumów czy owutemów? Jasne, że nie... A co będzie się liczyło? Kto co dla niego zrobił, kto mu był naprawdę oddany.
- I co, uważasz, że możesz coś dla niego zrobić? TY? Nie przesadzaj, masz dopiero szesnaście lat i nie jesteś jeszcze w pełni wykwalifikowanym czarodziejem.
Zabini rzucił sceptyczne spojrzenie w stronę Draco.
- Nie słyszałeś, co powiedziałem? Może jego nie obchodzą moje kwalifikacje? Może to, na czym mu zależy, wcale nie wymaga specjalnych kwalifikacji?
Nawet Blaise był zaskoczony. Nie spodziewał się czegoś takiego po Malfoyu tak szybko. Cóż, trudno się dziwić... Jego sytuacja rodzinna się dość skomplikowała.
- Widać już Hogwart
rzekł Malfoy, wskazując na okno.
.. : : ..
Czerwiec...
.. : : ..
Draco!
Jesteś największym głupcem, jakiego widział świat!
Jak mogłeś sądzić, że Ci się uda? No jak? Czy ty zdajesz sobie sprawę, ile ryzykowałeś?
No, ale dokonałeś tego.
Moje gratuluje.
Te wszystkie dni, które spędziłeś poza lochami, nie mówiąc nikomu gdzie ani po co idziesz. Te wszystkie zawalone testy i nie napisane wypracowania. Te wszystkie opuszczone treningi quidditcha! Te wszystkie miesiące omijania mnie...
Nic nie poszło na marne.
Możesz być teraz wolny, jeżeli tylko zechcesz.
Ja już się uwolniłem. Nic nie stoi mi na przeszkodzie.
Nie mam Ci niczego za złe. Tak musiało być i Ty nie miałeś wyboru.
Po prostu kocham Cię takiego, jakim jesteś.
A jesteś strasznym draniem, wiesz?
...i głupcem, jak już wspominałem.
Miesiącami męczyłem się, patrząc na Ciebie. Nie mogłem znieść, że jesteś tak blisko i tak daleko zarazem. Dusiłem się. A ty na to nie zwracałeś uwagi...
Nie mam Ci niczego za złe.
Uciekłeś, zostawiając mnie tutaj, ale rozumiem.
Każdy może być draniem.
Ucieknijmy razem.
Nie będziesz musiał się bać; nie będzie już tych wszystkich osób.
Proponuję Ci lepsze zło tego świata.
Nie będziesz miał lepszego z nikim innym.
Za trzy dni na dziedzińcu Parku Zachodniego w Londynie. O północy.
Będę czekał.
Z.B.
.. : : ..
Trzy dni później...
.. : : ..W Zachodnim Parku w Londynie nie było ani jednej, żywej, ludzkiej duszy. W tych czasach mało kto odważył się wyjść z domu po zmierzchu. Główną alejką biegła wiewiórka, co chwilę przystając, by nasłuchać jakiś niebezpiecznych odgłosów. Dotarła na niewielki plac pośrodku parku i podbiegła do fontanny. Ciszę przerwał głośny trzask. Spłoszona wiewiórka umknęła w zarośla. Po chwili na placu pojawiła się ciemna sylwetka mężczyzny. Przeszedł przez całą długość dziedzińca i stanął, opierając się plecami o jedno z drzew. Stał tak, co jakiś czas rozglądając się na boki. Minęła jedna godzina, dwie, trzy... Ciszę ponownie rozdarł głośny trzask... Tym razem aportacji.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Bandit IV AB [DM] MV32 89 1BZ S1L180409?lass101DM 81 Diper KenwoodaFanuc 10M MVJR [DM] M740 89skrot prospektu arka bz wbk akcjibzbz 1homepage dmFadal Format 1 [DM] M179 15 1DM ZKtest dm11 cw drewno bz2014 12 23 Dec nr 508 MON 1 BPZ 17 Wlkp BZ odznakiwięcej podobnych podstron