Proszynski Piaty Elefant Fantastyka


PIŃTY
ELEFANT
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
PIŃTY
ELEFANT
Prze"oŻy"
Piotr W. Cholewa
Tytu" orygina"u
FIFTH ELEPHANT
Copyright Terry Pratchett 1999
This edition is published by arrangement with Transworld Publishers,
a division of The Random House Group Ltd.
All rights reserved
Projekt graficzny serii:
Zombie Sputnik Corporation
Ilustracja na ok"adce
Copyright Josh Kirby via Agentur Schlck GmbH
Redakcja
ucja Grudziłska
Redakcja techniczna
ElŻbieta Urbałska
Korekta
GraŻyna Nawrocka
amanie
Monika Lefler
ISBN 978-83-7648-141-8
Wydawca
Prószyłski Media Sp. z o.o.
02-651 Warszawa, ul. GaraŻowa 7
www.proszynski.pl
Druk i oprawa
Drukarnia Naukowo-Techniczna
Oddzia" Polskiej Agencji Prasowej SA
03-828 Warszawa, ul. Miłska 65
Tego samego autora polecamy:
KOLOR MAGII ZADZIWIAJŃCY MAURYCY
H
I JEGO UCZONE SZCZURY
H
BLASK FANTASTYCZNY
H
NA GLINIANYCH NOGACH
H
RÓWNOUMAGICZNIENIE
H
WIEDŁMIKOAJ
MORT H
H
WOLNI CIUTLUDZIE
CZARODZICIELSTWO H
H
BOGOWIE, HONOR,
ERYK
ANKH-MORPORK
H
H
TRZY WIEDŁMY
OSTATNI KONTYNENT
H
H
PIRAMIDY
CARPE JUGULUM
H
H
STRA! STRA!
PIŃTY ELEFANT
H
H
RUCHOME OBRAZKI
PRAWDA
H
H
NAUKA WIATA DYSKU I, II i III
ZODZIEJ CZASU
H
H
KOSIARZ
ZIMISTRZ
H
H
WYPRAWA CZAROWNIC
STRA NOCNA
H
H
POMNIEJSZE BÓSTWA
POTWORNY REGIMENT
H
H
PANOWIE I DAMY
PIEKO POCZTOWE
H
H
ZBROJNI
H UPS!
H
MUZYKA DUSZY
H WIAT FINANSJERY
H
CIEKAWE CZASY
H
HUMOR I MŃDRO
WIATA DYSKU
MASKARADA
H
H
OSTATNI BOHATER NIEWIDOCZNI AKADEMICY
H H
6
6
ówią, Że Ęwiat jest p"aski i spoczywa na grzbietach czterech s"o-
ni, które z kolei stoją na skorupie gigantycznego Żó"wia.
MMówią, Że s"onie  jako Że są tak ogromnymi bestiami  mają
koĘci ze ska"y i Żelaza, a nerwy ze z"ota, bo lepiej przewodzi na wiel-
kie dystanse*.
Mówią, Że piąty s"oł, rycząc i trąbiąc, nadlecia" przez atmosfe-
r m"odego Ęwiata wiele lat temu i uderzy" o grunt z taką mocą,
Że rozbi" kontynenty i wyniós" "ałcuchy gór.
Nikt w"aĘciwie nie widzia" jego lądowania, co prowadzi do inte-
resującego problemu filozoficznego: kiedy waŻący mnóstwo ton
rozwĘcieczony s"oł pdzi po niebie, ale nie ma nikogo, kto by go
s"ysza", to czy  w sensie filozoficznym  robi ha"as?
I jeĘli nie by"o nikogo, kto by widzia", jak uderza o grunt, to czy
naprawd uderzy"?
Inaczej mówiąc, czy nie jest to zwyk"a bajka dla dzieci, mająca
wyjaĘni pewne interesujące zjawiska naturalne?
* Nie ze ska"y i Żelaza w swej obecnej, martwej postaci, ale z Żywej ska"y i Żelaza. Kra-
snoludy mają bardzo kreatywną mitologi minera"ów.
7
7
WIAT DYSKU

W
I
A
T
D
Y
S
K
U
Co do krasnoludów, które opowiadają t legend i kopią
o wiele g"biej niŻ inni, one twierdzą, Że jest w tym ziarno prawdy.
W czysty dzieł z wysokich punktów obserwacyjnych
w Ramtopach moŻna spojrze bardzo daleko na równiny.
Latem moŻna policzy kolumny kurzu, kiedy wo"owe za-
przgi suną ze swą maksymalną prdkoĘcią dwóch mil na godzin,
a kaŻda para ciągnie za sobą wóz z przyczepą, po cztery tony "adun-
ku. D"ugo trwa"o, nim wszystkie te wozy tu dotar"y, ale kiedy juŻ
dotar"y, by"o ich bardzo wiele. Do miast znad Morza Okrąg"ego
wioz"y surowce, a czasem ludzi, którzy wyruszali szuka szczĘcia
i garĘci diamentów.
W góry wraca"y gotowe wyroby, rzadkie obiekty z krain za oce-
anami oraz ludzie, którzy znaleęli mądroĘ i par blizn.
Zwykle kolejne konwoje dzieli" od siebie dzieł drogi. Zmie-
nia"y krajobraz w rozwinity wehiku" czasu  przy dobrej pogodzie
cz"owiek móg" zobaczy zesz"y wtorek.
Heliografy mruga"y w oddali  to kolumny wozów przesy"a"y
sobie nawzajem wiadomoĘci o aktywnoĘci bandytów, "adunku i naj-
lepszym miejscu, gdzie moŻna dosta dwa jajka, potrójne frytki
i stek, który ze wszystkich stron zwisa z brzegów talerza.
Wielu ludzi podróŻowa"o tymi wozami. By" to Ęrodek lokomo-
cji tani, wygodniejszy niŻ droga piechotą, no i w kołcu dociera"o si
na miejsce.
Niektórzy podróŻowali za darmo.
Jeden woęnica mia" problemy ze swoim zaprzgiem. Zwierz-
ta by"y nerwowe. Nie dziwi"oby to w górach, gdzie bardzo wiele dzi-
kich stworzeł mog"oby uzna wo"u za wdrowny posi"ek, ale tutaj
nie by"o nic groęniejszego od kapusty.
Za plecami woęnicy, pomidzy stosami desek, coĘ spa"o.
W Ankh-Morpork by" to kolejny zwyczajny dzieł...
SierŻant Colon balansowa" na chwiejnej drabinie na koł-
cu MosiŻnego Mostu, jednej z najbardziej ruchliwych ar-
8
8
IŃTY ELEFANT
I
Ń
T
Y
E
L
E
F
A
N
T
P
P
terii miasta. Jedną rką trzyma" si wysokiego s"upa z umocowaną
na górze skrzyneczką, drugą podsuwa" domowej roboty album do
szczeliny w przedniej Ęciance.
 A tu jest inny typ wozu  powiedzia".  Zrozumia"eĘ?
 ...k  odpowiedzia" cichutki g"osik z wntrza.
 To dobrze  mrukną" sierŻant Colon, wyraęnie zadowolony.
Schowa" album i wskaza" most.
 Widzisz te dwa bia"e znaki namalowane na bruku?
 ...k.
 I oznaczają...?
 JeĘli-wóz-jedzie-midzy-nimi-mniej-niŻ-minut-to-za szybko
 powtórzy" g"osik wczeĘniejsze instrukcje.
 Dobrze. A wtedy ty...
 Maluj-ob-razek.
 UwaŻając, Żeby by"o wida...
 Twarz-woęnicy-albo-tablice-wozu.
 A nocą...
 UŻy-salamandry-Żeby-by"o-wyraęne.
 Bardzo dobrze, Rodney. KtoĘ z nas zjawi si tu raz dziennie
i odbierze obrazki. Masz wszystko, co potrzebne?
 ...k.
 Co to takiego, sierŻancie?
Colon spojrza" w dó" na bardzo duŻą, brązową i skierowaną ku
górze twarz. UĘmiechną" si.
 Witaj, Ca"  powiedzia", schodząc z godnoĘcią po drabinie.
 To, na co pan teraz patrzy, panie Jolson, to element nowoczesne-
go projektu  StraŻ w nowym milenienienum... nium .
 Nie jest specjalnie straszne  zauwaŻy" Ca" Jolson, przygląda-
jąc si krytycznie.  Widywa"em straszniejsze.
 StraŻ jak w  StraŻ Miejska , Ca".
 Aha, rozumiem.
 Niech ktokolwiek spróbuje tu jecha za szybko, a lord Vetinari
obejrzy sobie rano jego obrazek. Ikonografy nie k"amią, Ca".
 Zgadza si, Fred. Bo są na to za g"upie.
 Jego wysokoĘ mia" dosy wozów pdzących po moĘcie, rozu-
miesz, i prosi" nas, Żeby jakoĘ to rozwiąza. Jestem teraz Szefem
Ruchu, Ca".
 To dobrze, Fred?
9
9
WIAT DYSKU

W
I
A
T
D
Y
S
K
U
 No pewno!  zapewni" z satysfakcją sierŻant Colon.  Do
mnie naleŻy ochrona tych, no... arterii miasta przed zablokowa-
niem, co doprowadzi"oby do ca"kowitego za"amania handlu i ruiny
dla nas wszystkich. To najwaŻniejsze z moŻliwych zadał, moŻna po-
wiedzie.
 I tylko ty musisz je wykonywa?
 No, g"ównie. G"ównie ja. Kapral Nobbs i inni ch"opcy poma-
gają, oczywiĘcie.
Ca" Jolson podrapa" si w nos.
 Bo ja w"aĘnie chcia"em z tobą pogada na podobny temat,
Fred.
 Nie ma problemu.
 CoĘ bardzo dziwnego pojawi"o si przed moją restauracją, Fred.
Colon podąŻy" za potŻnym mŻczyzną za róg. Zwykle lubi" to-
warzystwo Ca"a, poniewaŻ przy nim wydawa" si ca"kiem szczup"y. Ca"
Jolson by" cz"owiekiem, który figurowa" w dowolnym atlasie jako
zmieniający orbity niewielkich planet. Kamienie bruku pka"y pod
jego stopami. W jednym ciele "ączy"  a by"o tam doĘ miejsca  naj-
lepszego kucharza w Ankh-Morpork z najbardziej "akomym konsu-
mentem, co stanowi"o kombinacj doprawdy stworzoną w niebie
ziemniaczanego pure. Colon nie pamita" nawet, jak Jolson ma
na imi. Przydomek zyska" przez aklamacj, poniewaŻ nikt, kto wi-
dzia" go na ulicy, nie móg" uwierzy, Że ca"y ten obiekt jest Jolsonem.
Na Broad-Wayu sta" duŻy wóz. Inne wycofywa"y si i próbowa"y
jakoĘ go ominą.
 Ko"o obiadu przysz"a dostawa misa, a kiedy woęnica wy-
szed"...
Ca" Jolson wskaza" sporą trójkątną konstrukcj zamontowaną
na jednym z kó". By"a wykonana z dbu i Żelaza oraz pochlapana
Żó"tą farbą.
Fred postuka" w nią ostroŻnie.
 Widz, na czym polega k"opot  stwierdzi".  Jak d"ugo ten
woęnica by" u ciebie?
 Wiesz, da"em mu obiad...
 A twoje obiady są doskona"e, Ca", zawsze to powtarzam. Co
mia"eĘ na dzisiaj?
 Bitki w sosie Ęmietanowym, z opadkiem, a na deser bezowy
tort  Czarna Ęmier .
10
1
0
IŃTY ELEFANT
I
Ń
T
Y
E
L
E
F
A
N
T
P
P
Przez chwil panowa"o milczenie, gdy obaj wyobraŻali sobie
ca"y posi"ek. Fred Colon westchną" cicho.
 Opadek polany mase"kiem?
 Nie chcia"byĘ mnie chyba obrazi, sugerując, Że zapomnia-
"em o mase"ku, prawda?
 Cz"owiek wiele czasu moŻe spdzi, rozkoszując si takim
obiadem  uzna" Fred.  Tylko Że widzisz, Ca", Patrycjusz bardzo nie
lubi, kiedy wozy parkują na ulicy d"uŻej niŻ dziesi minut. UwaŻa,
Że to coĘ w rodzaju przestpstwa.
 Zjedzenie mojego obiadu w dziesi minut to nie jest prze-
stpstwo, Fred, to tragedia  odpar" Ca".  Tu jest napisane  StraŻ
Miejska  usunicie 15 $ , Fred. To mój dochód za kilka dni,
Fred.
 Chodzi o to  t"umaczy" Fred Colon  Że to masa papierów,
rozumiesz? Nie mog tak sobie tego odwo"a, chociaŻ chcia"bym.
W komendzie na biurku mam wszystkie odcinki kontrolne. Gdy-
bym ja dowodzi" straŻą, to oczywiĘcie... Ale mam związane rce, ro-
zumiesz...
Stali w niewielkiej odleg"oĘci od siebie, z rkami w kieszeniach,
pozornie nie zwracając na siebie uwagi. SierŻant Colon zaczą" cicho
pogwizdywa.
 Wiem o tym i owym  oznajmi" ostroŻnie Ca".  Ludziom si
wydaje, Że kelnerzy nie mają uszu.
 Ja wiem bardzo duŻo, Ca".  Colon zabrzcza" monetami
w kieszeni.
Obaj przez chwil wpatrywali si w niebo.
 MoŻe zosta"o mi z wczoraj troch lodów miodowych...
SierŻant Colon spojrza" na wóz.
 CoĘ podobnego, panie Jolson!  zawo"a" tonem absolutnego
zdumienia.  JakiĘ wyjątkowy tpak za"oŻy" klamr na pałskie ko"o!
Zaraz si tym zajmiemy.
Wyją" zza pasa dwie okrąg"e "opatki pomalowane na bia"o, spoj-
rza" na wieŻ semaforową komendy StraŻy Miejskiej, wystającą
ponad dachem starej fabryki lemoniady, odczeka", aŻ dyŻurny gar-
gulec da mu sygna", po czym z niejaką werwą i entuzjazmem zaczą"
odgrywa cz"owieka o sztywnych rkach, grającego dwie partie teni-
sa sto"owego równoczeĘnie.
 Patrol zjawi si tu lada chwila... Aha, popatrz tylko...
11
1
1
WIAT DYSKU

W
I
A
T
D
Y
S
K
U
Kawa"ek dalej na ulicy dwa trolle starannie zak"ada"y blokad
na ko"o wozu z sianem. Po minucie czy dwóch jeden spojrza" przy-
padkiem na wieŻ komendy, szturchną" koleg, wyją" w"asne dwie
"opatki i  z nieco mniejszym zapa"em niŻ Colon  wys"a" sygna".
Kiedy otrzyma" odpowiedę, trolle rozejrza"y si, zauwaŻy"y Colona
i ruszy"y w jego stron.
 Ta-dam!  zawo"a" z dumą sierŻant.
 Niezwyk"a jest ta nowa technologia  przyzna" z podziwem
Ca" Jolson.  A przecieŻ musieli by... ile? Ze dwadzieĘcia, trzydzie-
Ęci sąŻni stąd.
 Zgadza si, Ca". W dawnych czasach musia"bym gwizda. A te-
raz zjawią si tutaj, wiedząc juŻ, Że to ja ich wzywam.
 Inaczej musieliby spojrze i zobaczy, Że to ty.
 No tak...  przyzna" Colon Ęwiadomy, Że to, co zasz"o, moŻe
nie by najjaĘniejszym promieniem Ęwiat"a w Ęwicie rewolucji komu-
nikacyjnej.  OczywiĘcie, to by dzia"a"o tak samo dobrze, gdyby byli
wiele ulic stąd. Albo nawet po drugiej stronie miasta. A gdybym
kaza" gargulcowi, Żeby, jak to okreĘlamy,  rzuci" wiadomoĘ na
 duŻą wieŻ nad Tumpem, za par minut odebraliby wszystko
w Sto Lat.
 A to przecieŻ dwadzieĘcia mil.
 Co najmniej.
 Niezwyk"e, Fred.
 Czasy si zmieniają, Ca"  stwierdzi" Colon, gdy trolle dotar"y
na miejsce.  Funkcjonariusz Czert, kto wam kaza" za"oŻy blokad
na wóz mojego przyjaciela?  zapyta" groęnie.
 No bo, sierŻancie, rano pan mówi", coby zaklamrowa kaŻdy...
 Ale nie ten  przerwa" mu Colon.  Zdejmijcie to natych-
miast i nie bdziemy juŻ wraca do tej sprawy. Jasne?
Funkcjonariusz Czert doszed" najwyraęniej do wniosku, Że nie
p"acą mu za myĘlenie  i dobrze, poniewaŻ sierŻant Colon nie uwa-
Ża", by w tym zakresie by"a to rozsądna inwestycja.
 Jak pan tak mówi, sierŻancie...
 A kiedy si tym zajmiecie, ja i Ca" utniemy sobie ma"ą poga-
wdk. Prawda, Ca"?
 Zgadza si, Fred.
 To znaczy, mówi  pogawdka , ale ja bd g"ównie s"ucha",
a to z powodu tego, Że bd mia" pe"ne usta.
12
1
2
IŃTY ELEFANT
I
Ń
T
Y
E
L
E
F
A
N
T
P
P
nieg zsuwa" si z jod"owych ga"zi. Cz"owiek przecisną"
si midzy nimi, przez chwil sta" nieruchomo, z trudem
chwytając oddech, po czym szybkim truchtem ruszy"
przez polan.
W dolinie rozleg"y si pierwsze dęwiki rogu.
Mia" zatem godzin, jeĘli moŻna im wierzy. MoŻe nie uda mu
si dotrze do wieŻy, ale by"y przecieŻ inne rozwiązania.
Mia" plany. Potrafi ich przechytrzy. Trzyma si z dala od Ęnie-
gu, ile tylko moŻna, zawraca, korzysta ze strumieni... To moŻliwe,
to juŻ si udawa"o... By" tego pewien.
Kilka mil od niego smuk"e cia"a zanurzy"y si midzy drzewa.
Zacz"y si "owy...
Bardzo daleko od tego miejsca, w Ankh-Morpork, pali"a
si Gildia B"aznów.
Co stanowi"o problem, poniewaŻ druŻyna straŻacka gildii
sk"ada"a si g"ównie z klaunów.
A to z kolei stanowi"o problem, poniewaŻ jeĘli pokaza klauno-
wi wiadro i drabin, moŻliwa jest tylko jedna reakcja. Lata szkole-
nia biorą gór. CoĘ w czerwonym nosie przemawia do niego. Nie
moŻe si powstrzyma.
Sam Vimes ze StraŻy Miejskiej Ankh-Morpork opar" si o mur
i ogląda" przedstawienie.
 Naprawd musimy jeszcze raz z"oŻy u Patrycjusza wniosek
o powo"anie publicznej straŻy poŻarnej  powiedzia".
Po drugiej stronie ulicy klaun podniós" drabin, odwróci" si,
walną" drabiną klauna za sobą i wrzuci" go do wiadra, odwróci" si
znowu, Żeby sprawdzi, co to za zamieszanie, i pos"a" swą podnoszą-
cą si ofiar z powrotem do wiadra, gdzie wpad"a z dziwnym mla-
skiem. T"um patrzy" w milczeniu  gdyby to by"o Ęmieszne, klauni
by tego nie robili.
 Gildie są mocno przeciwne  odpar" kapitan Marchewa
elaznyw"adsson, jego zastpca. Klaunowi z drabiną wylano wod
z wiadra do spodni.  Mówią, Że to by by"o wtargnicie na prywat-
ny teren.
P"omienie strzeli"y z pokoju na pierwszym pitrze.
13
1
3
WIAT DYSKU

W
I
A
T
D
Y
S
K
U
 JeŻeli pozwolimy, Żeby si spali"a, bdzie to powaŻny wstrząs
dla rozrywki w tym mieĘcie  oĘwiadczy" z przekonaniem Marchewa.
Vimes zerkną" na niego z ukosa. To by" prawdziwy Marchewo-
wy komentarz. Brzmia" niewinnie jak demony, ale moŻna by"o go
zrozumie ca"kiem inaczej...
 RzeczywiĘcie bdzie  przyzna".  Mimo to lepiej chyba coĘ
z tym zrobi.  Zrobi" kilka kroków naprzód i uniós" d"onie do ust.
 No dobra! Tu StraŻ Miejska! Uformowa "ałcuch! Bra wiadra!
 Auu... Musimy?  odezwa" si któryĘ z gapiów.
 Owszem, musicie  zapewni" kapitan Marchewa.  Chodęcie
wszyscy, jeĘli ustawimy si w dwie linie, za"atwimy spraw raz-dwa. Co
wy na to? MoŻe by nawet zabawnie.
Ustawili si pos"usznie, jak zauwaŻy" Vimes.
Marchewa kaŻdego traktowa" tak, jakby by" mi"ym i sympatycz-
nym goĘciem. I w jakiĘ niewyjaĘniony sposób ludzie nie mogli si
oprze, by wykazywa mu, Że si nie myli.
Ku powszechnemu rozczarowaniu ogieł szybko zosta" ugaszo-
ny  kiedy tylko rozbrojono klaunów i dobrzy ludzie odprowadzili
ich na bok.
Marchewa powróci", ocierając czo"o, gdy Vimes zapala" cygaro.
 Zdaje si, Że po"ykacz ognia mia" k"opoty Żo"ądkowe  wy-
jaĘni".
 Ca"kiem moŻliwe, Że nigdy nam tego nie wybaczą  stwierdzi"
Vimes, kiedy wrócili do patrolowania ulic.  No nie... Co teraz?
Marchewa spogląda" w gór, w kierunku najbliŻszej wieŻy sema-
forowej.
 Rozruchy przy Kablowej  poinformowa".  Kod  Wszyscy
funkcjonariusze , sir.
Ruszyli biegiem. Cz"owiek zawsze bieg" na  Wszystkich funkcjo-
nariuszy . Bo sam teŻ móg" mie k"opoty.
Kiedy zbliŻali si do celu, zauwaŻyli na ulicach wicej krasno-
ludów. Vimes rozpozna" charakterystyczne znaki: wszystkie krasno-
ludy mia"y skupione miny i sz"y w tym samym kierunku.
 Za"atwione  stwierdzi", kiedy skrcili za róg.  Od razu
moŻna pozna po nag"ym zwikszeniu liczby podejrzanie przypad-
kowych przechodniów.
Cokolwiek si tutaj dzia"o, by"a to sprawa powaŻna. Ulic zaĘcie-
la"y rozmaite Ęmieci i ca"kiem sporo krasnoludów. Vimes zwolni".
14
1
4
IŃTY ELEFANT
I
Ń
T
Y
E
L
E
F
A
N
T
P
P
 JuŻ trzeci raz w tym tygodniu  zauwaŻy".  Co w nich wstąpi"o?
 Trudno powiedzie, sir  odpar" Marchewa.
Vimes zerkną" na niego z ukosa. Marchewa wychowa" si
wĘród krasnoludów. Poza tym, jeĘli tylko móg" tego unikną, nigdy
nie k"ama".
 To nie to samo co  nie wiem , prawda?
Kapitan by" wyraęnie zak"opotany.
 MyĘl, Że to... no, jakby sprawa polityczna, sir.
Vimes zauwaŻy" wbity w Ęcian topór.
 Tak, rzeczywiĘcie  mrukną".
KtoĘ nadchodzi" ulicą  i by" prawdopodobnie powodem, dla
którego zamieszki usta"y. M"odszy funkcjonariusz Bluejohn by" chyba
najwikszym trollem, jakiego Vimes spotka" w Życiu. Wyrasta"... Nie
wyróŻnia" si z t"umu, poniewaŻ sam by" t"umem. Ludzie nie zauwa-
Żali go, gdyŻ przes"ania" widok. I jak wiele potŻnie zbudowanych
osób, by" instynktownie "agodny i doĘ nieĘmia"y, chtnie s"ucha" roz-
kazów. Gdyby trafi" do gangu, zosta"by Żo"nierzem. W straŻy s"uŻy" za
tarcz podczas zamieszek. Inni straŻnicy wyglądali zza niego.
 Wygląda na to, Że wszystko si zacz"o w delikatesach u wi-
dry  stwierdzi" Vimes, kiedy dotar"a reszta straŻy.  Weęcie od niego
zeznanie.
 To nie jest dobry pomys", sir  oĘwiadczy" stanowczo Mar-
chewa.  On niczego nie widzia".
 A skąd wiesz, Że niczego nie widzia"? Nie pyta"eĘ go.
 Wiem, sir. Niczego nie widzia". Niczego teŻ nie s"ysza".
 Nawet kiedy t"um demolowa" mu lokal i walczy" na ulicy
przed drzwiami?
 Tak jest, sir.
 Ach, rozumiem. Nikt nie jest tak g"uchy jak ci, którzy nie
chcą s"ysze. To chcesz mi powiedzie?
 CoĘ w tym rodzaju, sir. Tak. Prosz pos"ucha, sir, wszystko si
skołczy"o. Nie sądz, Żeby ktoĘ by" powaŻnie ranny. Tak bdzie naj-
lepiej, sir. Prosz...
 Czy to jedna z tych prywatnych spraw krasnoludów, kapitanie?
 Tak, sir...
 Ale jesteĘmy w Ankh-Morpork, nie w jakiejĘ górskiej kopalni.
Moim obowiązkiem jest dopilnowanie spokoju, a to mi nie wyglą-
da na spokój. Co powiedzą ludzie na takie bójki uliczne?
15
1
5
WIAT DYSKU

W
I
A
T
D
Y
S
K
U
 Powiedzą, Że to kolejny dzieł w Życiu miasta, sir  odpar"
sztywno Marchewa.
 Tak, przypuszczam, Że faktycznie tak powiedzą. JednakŻe...
 Vimes podniós" jczącego krasnoluda.  Kto to zrobi"?  zapyta"
groęnie.  Nie jestem w nastroju do s"uchania wykrtów. Gadaj!
Chc zna nazwisko!
 Agi M"otokrad  wymamrota" krasnolud.
 Dobrze.  Vimes go puĘci".  Zapiszcie to, Marchewa.
 Nie, sir  odpar" Marchewa.
 S"ucham?
 W mieĘcie nie ma Żadnego Agiego M"otokrada, sir.
 Znacie kaŻdego krasnoluda?
 Znam ich wielu, sir. Ale Agiego M"otokrada moŻna spotka
tylko w g"bi kopalni, sir. To rodzaj z"oĘliwego ducha, sir. Na przy-
k"ad  Wsadę to tam, gdzie Agi M"otokrad wgiel trzyma oznacza...
 Tak, mog si domyĘli  przerwa" mu Vimes.  Sugerujesz,
Że ten krasnolud w"aĘnie powiedzia", Że awantur zacz"o leĘne
licho?
Krasnolud znikną" juŻ za rogiem.
 Mniej wicej, sir. Przepraszam na moment.  Marchewa
przeszed" na drugą stron ulicy, wyjmując zza pasa dwie bia"e palet-
ki.  Wejd tylko w lini widocznoĘci wieŻy  wyjaĘni".  Lepiej po-
s"a sekara.
 Dlaczego?
 No, kazaliĘmy czeka Patrycjuszowi, sir, wic wypada moŻe
mu powiedzie, Że si spóęnimy.
Vimes signą" po zegarek i spojrza" na tarcz. Mia" przeczu-
cie, Że to znowu jeden z tych dni... tych, które przytrafiają si co-
dziennie.
W naturze wszechĘwiata leŻy, by osoba, która zawsze kaŻe
cz"owiekowi czeka dziesi minut, tego dnia, gdy ten cz"o-
wiek si o dziesi minut spóęni, by"a gotowa dziesi
minut wczeĘniej i bardzo starannie nic o tym nie wspomina"a.
 Przepraszamy za spóęnienie, sir  rzek" Vimes, kiedy weszli
do Pod"uŻnego Gabinetu.
16
1
6
IŃTY ELEFANT
I
Ń
T
Y
E
L
E
F
A
N
T
P
P
 Och, spóęniliĘcie si, panowie?  Patrycjusz uniós" wzrok
znad papierów.  Doprawdy nie zauwaŻy"em. Nic powaŻnego, mam
nadziej?
 Gildia B"aznów si pali"a, sir  wyjaĘni" Marchewa.
 JakieĘ ofiary?
 Nie.
 CóŻ, to prawdziwe b"ogos"awiełstwo  stwierdzi" wolno lord
Vetinari.
Od"oŻy" pióro.
 Do rzeczy... Co mieliĘmy omówi...?  Przysuną" sobie jakiĘ
dokument i przeczyta" szybko.  Aha... Jak widz, nowy wydzia" ru-
chu drogowego wywar" oczekiwany skutek.  Wskaza" duŻy stos pa-
pierów.  Dostaj niezliczone skargi od Gildii Woęniców i Pogania-
czy. Brawo. Prosz przekaza moje podzikowania sierŻantowi
Colonowi i jego ludziom.
 OczywiĘcie, sir.
 Jak widz, jednego dnia zaklamrowali siedemnaĘcie wozów,
dziesi koni, osiemnaĘcie wo"ów i kaczk.
 By"a nieprawid"owo zaparkowana, sir.
 W samej rzeczy. JednakŻe dostrzegam tu chyba pewien dziw-
ny schemat...
 Sir?
 Wielu woęniców zapewnia, Że tak naprawd wcale nie parko-
wali, ale zatrzymali si tylko, by przepuĘci wyjątkowo starą i wyjąt-
kowo brzydką dam, która wyjątkowo powoli przechodzi"a przez
ulic.
 Tak si t"umaczą, sir.
 Wnioskują, Że by"a stara, na podstawie niekołczącej si lita-
nii wyraŻeł typu  Laboga, moje biedne stopy i tym podobnych.
 Z ca"ą pewnoĘcią brzmienie sugeruje starszą osob, sir  rzek"
Vimes z nieruchomą twarzą.
 No w"aĘnie. Dziwne jednak, Że kilku z nich zauwaŻy"o, jak
owa starsza dama odbiega"a potem w boczną uliczk, doĘ szybko.
Nie zwróci"bym na to uwagi, oczywiĘcie, gdyby nie fakt, iŻ ową dam
zauwaŻono jakoby podczas przechodzenia przez inną ulic, bar-
dzo powoli, w sporej odleg"oĘci od poprzedniej. Tajemnicza spra-
wa, Vimes.
Vimes przes"oni" d"onią oczy.
17
1
7
WIAT DYSKU

W
I
A
T
D
Y
S
K
U
 To tajemnica, którą zamierzam bardzo szybko wyjaĘni, sir.
Patrycjusz skiną" g"ową i zapisa" kilka s"ów na kartce. Kiedy
od"oŻy" ją na bok, ods"oni" kartk o wiele brudniejszą i wielokrot-
nie z"oŻoną. Chwyci" dwa noŻe do papieru, za ich pomocą bardzo
ostroŻnie roz"oŻy" kartk i przesuną" po blacie w stron Vimesa.
 Czy wie pan coĘ na ten temat?
Vimes spojrza" na wielkie, okrąg"e, wyrysowane kredką litery:
 DrOG i Pane, Okrucistfo wobes BesDomyh PsuF w tym MIE-
Scie to chałBA, CO rOBi StraSZ W teJ SpraWież PopdisAnO LyGa
PszeCif OkrucistfU dla PsuF .
 Nic zupe"nie  zapewni".
 Moi urzdnicy twierdzą, Że prawie co noc podobny list wsu-
wany jest pod drzwi  rzek" Patrycjusz.  Jak rozumiem, nikogo nie
zauwaŻono.
 Mam to zbada? Nie powinno by trudno znaleę w mieĘcie
kogoĘ, kto Ęlini si przy pisaniu, a ortografi ma jeszcze gorszą niŻ
Marchewa.
 Bardzo dzikuj, sir  wtrąci" Marchewa.
 aden z gwardzistów nie zameldowa", by cokolwiek zauwaŻyli
 powiedzia" Patrycjusz.  Czy jest w Ankh-Morpork jakaĘ grupa
specjalnie zainteresowana dobrobytem psów?
 Wątpi, sir.
 Zatem zignoruj te listy pro tem  zdecydowa" Vetinari. Wilgot-
ny list z plaĘniciem wylądowa" w koszu.  Przejdęmy do pilniej-
szych spraw. O czym to... Co pan wie na temat Bzyku?
Vimes wytrzeszczy" oczy.
Marchewa chrząkną" dyskretnie.
 Rzeki czy miasta, sir?
Patrycjusz si uĘmiechną".
 Wie pan, kapitanie, juŻ dawno przesta" mnie pan zaskaki-
wa. Chodzi"o mi o miasto.
 To jedno z wikszych miast w berwaldzie, sir  t"umaczy"
Marchewa.  Eksport: cenne metale, skóra, drewno i oczywiĘcie
t"uszcz z g"bokich kopalni t"uszczu w Schmaltzbergu...
 Istnieje miasto o nazwie Bzyk?  spyta" Vimes, wciąŻ zaskoczo-
ny tempem, w jakim dotarli tam od wilgotnego listu o psach.
 ciĘle mówiąc, sir, poprawna wymowa to raczej Bezik  od-
par" Marchewa.
18
1
8
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Proszynski Wyprawa Czarownic Fantastyka
E book Fantastyka Mort Proszynski I S Ka
E book Fantastyka Eryk Proszynski I S Ka
Nauka Swiata Dysku Ii Glob Proszynski I S Ka Fantastyka
E book Fantastyka Proszynski Zlodziej Czasu
E book Fantastyka Atrofia Proszynski I S Ka
Papirusy z Elefantyny
B neiB rithAUSTRIA StudiaJUdaica Proszyk
Fiverr Fantasy
Fantasy Warriors Army Lists
Klamca 4 Killem All Fabryka Slow Fantastyka
vosprijatije fantasticheskovo v proizvedenijah vij

więcej podobnych podstron