R6


yr ł' .I\. " .W - ! , JW , łI- ' , `Ir : ł J
ZDROWIE NIE JEST WSZYSTKIM.
BEZ ZDROWIA
WSZVSTKO JEST NICZYM
..?lG.-.,...ll...,...lK 11G.;.IIC l..,,)
?
i
,,
"Wiadomość o Franusiu Szulców, który ma na suchoty umie-
rać, mocno mnie zasmuciła" 16' pisał w maju 1846 r. do żony
Marii z Szumanów Libeltowej, Karol Libelt. Franuś Szulców,
o którym z taką troską wspominał Libelt, był jedną z licznych
ofiar, jakie co roku przedwcześnie kończyły swe życie, umie-
rając na gruźlicę, zwaną też przez współcz.esnych chorobą
piersiową lub płucną.
Z jednej strony nie znano żadnych skutecznych środków
jej przeciwdziałających, z drugiej - przez wiele lat nie bra-
no pod uwagę potrzeby izolowania osób prątkujących, co sprzy-
jało rozszerzaniu się gruźlicy. Chorzy stykali się nie tylko
z najbliższym otoczeniem, co jest rzeczą całkowicie zrozumia-
łą, ale wykonywali prace grożące przenoszeniem choroby na
osoby postronne. Jednym z tych nieszczęsnych był Maks Ko-
lanowski, nauczyciel gimnazjum Marii Magdaleny. "Za dyrek-
toratu ks. Prabuckiego wstąpił jako kandydat do gimnazjum
Marii Magdaleny; przyjęto go, aby zmartwienie z odmownej
odpowiedzi stanu jego nie pogorszyło, ale boleśnie było pa-
trzeć na biedaka; wychudła twarz czerwieniała raz po raz,
wielkie oczy błyszczały, a znaczne skrzywienie ciała i krót-
kie, szybkie oddychanie wskazywały, że jednej połowy płuc
już nie ma. Jemu to nie psuło fantazji; bywał nawet często
wesołym i w licznych wtenczas niższych klasach, gdzie mu
lekcje wyznaczono, parając się z niesfornymi nieraz chłopa-
kami, przetężał swoje siły. Długo tak trwać nie mogło; z po-
czątkiem, zdaje mi się, czterdziestego pitego roku zaniemógł
znów zupełnie; druga część płuc psuć się zaczęła i w połowie
is7 K. L i b e 1 t: Listy. List do żony Marii z 17 V 1846, s. 86.
22I
listopada tegoż roku z wszelką przytomnością i zupełnym spo-
koiem pożegnał ów ukochany syn ciężko strapionych rodziców
swoich na zawsze" lfiS.
Na gruźlicę zm.arli, między innymi, tak zasłużeni dla Po-
znania lekarze, jak: Karol Marcinkowski, Ludwik Gąsiorov: -
ski, ceniony wielce wydawca czasopisma "Przyroda i Prze-
mył'' - Julian Zaborowski. Jego zgon był szczególnie tra-
giczny, dostał bowiem gwałtownego krvvotoku na ulicy i sko-
nał na progu swego domu.
Poznańczyków gnębiły i inne choroby. Złożyło się na to
wie:e przyczyn. '4' pierwszym okresie po powtórnym zabe-
rze miasta były nimi reperkusje wojny, jaka przetoczyła się
przez ziemie polskie. Istniało jednak szereg niekorzystnych
warunków, oddziaływającyćh stale na mieszkańców Groda
Przemy sława. Jednym z najważniejszych było położenie mia-
as ; T. M o t t y: Przec)t.ndzk.i... T. II, s. 127.
222
sra w dolinie Warty. Niżej znajdujące się dzielnice, tak le-
wo-, jak i prawobrzeżne narażone były na częste powodzie.
W samym mieście przepływająca Bogdanka tworzyła prżez
wiele lat cztery sadzawki; jej nurt przynosił zanieczyszczoną
wodę z Jeżyc. Było to źródło niebezpiecznych epidemii. Sta-
ry te jak i fosy napełnione wodą sprzyjały rozprzestrzeni;niu
się malarii. Do tego dochodziły znane kłopoty z wodą pi tną
i brak przez dziesiątki lat kanalizacji. W tych okolicznościach
tyfus naleźał do chorób, które często nawiedzały Poznań. Zmo-
rą młodych kobiet były liczne zgony przy połogach spo w odo-
wane zakażeniami. Dopiero po roku 1848 zaczęto stosować i..
środki antyseptyczne. Początkowo ograniczały się one do my- ,
cis rąk w wodzie chlorowanej przed zabiegami położniczymi.
Nie sprzyjającą sytuację pogłębiały nędzne warunki byto-
we wielu tysięcy poznaniaków. Wśród biedoty szĄrzył się szkor-
i
but i świerzb. Zachorowania na syfilis nie należały równieź
do wyjątków. ówczesne warunki mieszkaniowe, i to nie tylko
uboższych warstw, ale również majętniejszych dawały s:ę bar-
dzo we znaki. Najdotkliwsza była nisk.a temperatura v rniesz-
kaniach. W dni chłodne nie opalano wszystkich pokoi. yło
to przyczyną licznych przeziębień, bronchitów, zapaleń płuc.
Aby się ratować przed zaziębieniem, op. do snu mężzyźni
nakładali szlafmyce, a kobiety gustowne czepeczki.
Mimo gnębiących poznańczyków tyfusu, gruźlicy i malarii,
tych najpowszechniejszych chorób, dziękowano Bogu, że mi-
nęła, jak się wydawało, epoka morowego powietrza, która
w poprzednich wiekach nie oszczędzała Poznania. Tysiącą lu-
dzi ginęło wtedy na czarną ospę. Wprowadzone w państwie
' pruskim masowe szczepienia oddaliły to niebezpieczeństwo.
Sporadycznie trafiały się wypadki zachorowań na ospę. ale
nie przybierały one większych rozmiarów. Jedynie w 1871 r., ,
kiedy to czarną ospę przywlekli do Poznania jeńcy francuscy,
nad miastem zawisła groźba epidemii, na szczęście rychło opa-
' nowanej ss
i , i
tss M, M o t t y: Przechadzki... T. I. s. 236'; R i t t e r: Das stiidti-
sche Krankenhaus und setne Ent.uickelung. W: Die Residenstad!
Posen and żhre VerwaLtung, s. 282.
223
Sttidnia na Starym Rynku w 1838 r.
W zmaganiach z insek-
tami
O cholerze dziesiątkującej ludność Indii przez wiele lat wie-
dziano tylko ze słyszenia. Niespodziewanie w 1831 r. przyszło
poznańczykom zetknąć się z nią oko w oko. W tymże roku
cholera pojawiła się w Królestwie Polskim, przywleczona tam
przez wojska rosyjskie walczące przeciwko powstaniu listo-
padowemu. Złowróżbną zaporiedzią nieszczęść, jakie przez
rajbliższe trzydzieści lat miały gnębić poznaniaków, było opu-
blikawanie w dniu 3 maja 1831 r. na łamach "Dziennika
Lrzędowego Królewskiej Regencyi w Poznaniu" specjalnego
dodatku, w którym naczelny prezes prowincji poznańskiej
Eduard Flottwell podał informację o pojawieniu się epidemii
cholery w Królestwie. Wiadomość ta utrzymana była w tonie
powściągliwego optymizmu: "Publiczność może z ufnością od-
dać się przekonaniu, iż są przedsięwzięte potrzebne kroki, aby
odwrócić od tuteyszych granic zaród tej choroby". Nie wy-
kluczano jednak możliwości dotarcia cholery do Poznańskie-
i a.
go, mimo zamknięcia granicy i poddania kwarantannie osób
przybywających z Królestwa. Zamieszczono więc rady, któ-
rych stosowanie stwarzało możliwość przeciwdziałania choro-
bie - zarazie. Pierwszą zasadą było "zacho,anie największe-
go ochędostwa w pomieszczeniach, to samo ciała", dalej nale-
żało "unikać naytroskliwiej przeziębienia się". Trzecia zasa-
da mówiła: "porządny sposób życia jest głónym warunkiem,
którego naytroskliwiey dopełniać należy. Unikać trzeba wszel-
kiego zbytku w jedzeniu i piciu, wszelkiego opilstwa, wszel-
kiey rozpusty, nawet nadmierne zdrowych pokarmów używa-
nie podnieca skłonność do choroby''. Należało wystrzegać się
surowych jarzyn i niedojrzałych owoców. "Jakkolwiek dobrze
jest wypić z rana kieliszek dobrey ódki, mianowicie zaś ka-
rulkowey, anyżowey, miętowey, jałowcowey, a w ciągu dnia
kieliszek dobrego wina, tak szkodliwym jest wszelkie nad-
mierne użycie napoiów wyskokowych i rozpalających". Dalej:
"Dobrze jest używać, kto ma sposobność, kąpieli z letniej wo-
dy..." Kolejny środek zapobiegawczy referowano w sposób na-
stępujący: "...należy się ile możności strzec wciągania w sie-
bie powietrza otaczającego pacyenta i jego własnego oddechu;
należy myć ręce octem, nosić przy sobie solucya chłorku wap-
na albo też tęgi aromatyczny ocet, nacierać sobie często pod
nosem albo też często wąchać go, oraz płukać usta często
octem, kolońską albo inną aromatyczną wodą". Ostatnią za-
sadą jest dezynfekcja: ,,Naprawia powietrze w izbach i przy-
czynia się bardzo do zanieczyszczenia materyi zarażliwey, chlo-
rek wapna [...] Roztworem chlorku wapna (uncya na funt wo-
dy rachując) trzeba izbę raz lub dwa razy codziennie skra-
plać". W wypadku pojawienia się objawów cholery pod groźbą
kar nakazywano niezwłoczne powiadomienie o tym policji 1'0.
Kolejne komunikaty o postępach cholery, pojawiające się
vv rubryce "Tyczy się azyatyckiey cholery" brzmiały jak wia-
domości o zbliżaniu się wrogiej armii.
Trwogą napawać musiały informacje o liczbie ofiar, jakie
ochłonęła ona w Królestwie, a szły one ;.w tysiące. Prezes
ąrowincji z drugiej strony starał się uspokajać ludność na-
svo ",mtsblatt" 1831, nr 18. Dodatek
.
LZZ
'ZT 's `6T ueuzod woa T8t n2unuzod .m Gata LivC'zb
f.ea2oya vytu.apzd :TI a s e S g ł6Z u `T8T "3eTasTub `` ecc
-tujatzp cła zszoqnfeu h exałoqa eiTuza aiuazsosnds azszn
-fe '"auutaso uzop" < at tatdal e `;`eua iauuzazołzu`' ezepo oT.aem atu az `uzatmoq
łeuzn azpuł 'IiuapIda e;tuop eopatq skazsatuz tiox
-oi M `ssłezs I tuetdał łuołd arzpaiuazzp 'oTjn 2u nu
-oz zpedel dłg właeutł eu iafueiam uasłzsoł m utoxo
-ełoi ouemepod atuazpa 'zuzeulj aC ouozpoxpo uz; szod :az
-exs ozuTaEL fizexez zazxd tuzuozpatmeu zuzstuop pazad
'ELT ZIaeIzł iauiefaads eu `ataao m
ntuazepo uzcupazzdn od `uzaefepaz,zds ousmepod azpru
-aTd 'motupazan zazad iiofndnł rlenuzSzxo rCxemoZ vzsxez
oafqo nxezsqo z ażfndn als tjehopeuz atzpo.zazxd facu
-eso n e `atupzxn iłemouzfsz apoxs `ciauozexez atu mouax
-a z ofspazxds tiemqzxd taupaC oQ 'msza zx su tuzełos
auołatzpazxd `dozs auiefaads nuopxo arzpoaqo eu oue:aopnq
-fm `tasoumz atus qpu uzoauełzsatm tmcizouzn
-eTuz aruarmCzm ołlq mexds uosI '"etmoxpz LSmoasfatuz a
-tuzo" ułeaads ousłomod iuzaptda z łłsm eiusmoxati eiQ
'a:aoqznis tzTmoqo ans aezuładsm zmołsfom zexo az.zeał
`ezisi tiemuz`izxo csndazxd aułeCaadS yutfzoua z rs nruex
-asału zsxo ezaspetsod oaf etmoxpz atues usuueeuay o
oaazapetns ``;oafmuTał nasas" `tisndazxd fauieCo
-ads stuepezsod po ołq auoiuzałezn "szmozpz nuopxoł" atuaza
-oiazxd 'ciaeitusoq0 zexo omoxźruzed `fe `zpexa `mie
łosrsm `atmazsg `ousox tsm `ntuxog `aczpox `ntufzxsox
`uaexsizpatqod `e?iuojatZ tsm `atutiso fauemoxni m atatmou
-eIm e `ioeasfatm ołf; łaauołsaxo m euzouI ołfq ąszasajazxd
otioio oaf s elueuzod łoiom uozam uopaoX 'anza
uoisaxłeu ąizaoxłazxd atumeadzaq łaaźfnqoxd qoso op nłuns
-os m tuoxq etafzn omexd łetuz azsxg 'atuzałn zaxacuxs B.zsł
op `uzoasł uIIłosfm ołeałpod uozs nxp qnI upaf n1 nu
-opxoi aruezaexłazxd aumexdzag 'uusuexemi famotup-T nm
-qpo od arupa ątdssu ołouz nuaxa oauozoxsz atuazazs
-nd0 'ełsfom uzauopxoł iesoż uozaoo ua zezsq 'nfezu
fzsas po tapo łesoz eaTauzoi G`ZZ złza jtuz qaaz.z nTuatur
5GG
g .ru `T8T "łeItsT" acT
y .ru `T8t "t3eTas;uz" uT
-o.zd m atłoo zsztłqfeu z ze.ri emsłstfmazxd pox 'xaiaqa
uzfcuxeo uzasetuz usużod Isoł,o zsesuzqaeu azpełtY
'aazsasuz fzx zazxd uaeuodzs qafMs e ąeuzfza
ueuzod ełetux exoł `rcuzapida exeto ezsmxaId o ełfg yz atu
znf ua zxaiułoz faiuzod rup enQ 'aiT "Iaeze xaioqa LSq
aieuzn amuz .xo `qoaaua su łpsdsz ouoatd nłnd o-
z.zatułoz uzeł. łaafos fzpruzods uapaf `uzauozoiod xern
:;az.xq uzŻexd eu e `etueuzod op tuaazaieu ntasanupazxd
`nzoaset mauemzeu e e`W ,uf ntup m e;satuz łosf
-arzp m ruzesołz Tuzuaeza is łesFdez 'x IggI eodrł T uatzQ
oarsueuzod aiuTuzo aru s,zaioła az `aisrncfzao znf ołfg
'nuIazauesmod rmopzx uałaipod
łaeuaxa tu Laułima Tasoupnł possm z :łer `uzTxsiod nsfon m
IruzapTda is ntueiuazxsaz.zdzox o azsrd `fazsBsos ztuzxe e
azxało;a o rasouzopetm atse.zd m ouezun aioo 'atasaim m
łqanqrinn ai uzcC eu aef `łaezsatuzez zexo aTuueueaemx o
szdazxd eu aałed zazxd nruazxed T uastfsox Tłaees e
qafafprmez o ifaeuzxo;ut ouspod azu aysimBzaO 'nsuep m
Sxasoua n uanqfm o łełymuzo fuiefozo "farxsueuzod tfauaa
uzsmopzxn nxitzuaTzQ" Ts łezen eamxaza I ntup
mou.zaiłozuarog yła.zeuouz riaemqo Cars; acaz t
aoxpz zIu azsfayzem ołfq nTuesnod nuzaixsiod onc,toaz,d
aaiem t zfso azue,euzods yuxxe ełp uzatuazxTedoez z ats
- Ssoa ixo fłenfłdn `eamaloxX z esuep uztsfzs ap
-azxd e `Tłaiałeq moxod oQ 'nCoq op fzsnx mouz azudseu
,Sq `zumxouoł Iuzrxłazsm z asnad azpsłn zazxd dłciq auem
-ouzffzad `fatsnxd aruex eiuazaoxazxd op arsiod ełsfom
zazxd auozsnuzz `atsfsos łetzppo fpazat yatsxea łsfom
ełp rfatunuze t tasoumz łaodsuex łzs aruemxazadaI 'eaaioqa
ełemossx zataazxd faxoł poxsm `łsfsox ruzxe ouesatdsm
tuIełzs tuzlłłazsm - fatnxp z `acueTsnod zazxd ruzuołomzm
:uzeuaaa; s uzesnxd fzpzuz cłana ouozatuexo alasrn`zaazx u
-a.xs aupai Z wzaniq uzfunxo fłfq ndf o.ai muazapmms0
ItT uomisuazaatdzaqału taoxmpo om `nzaruexod eu npz u
-oxTs az aiznrspazxd `tpoxs aupesop F auxozaz.zd`` az `efazzp
Strona tytułowa broszu-
ry o zwalczaniu cholery,
opublikowanej w Pozna-
niu w- 1831 r.
cech, przede wszystkim zaś na Chwaliszewie. Niewielkie przy-
brała ona rozmiary w dzielnicy żydowskiej. Społeczność izrae-
licka, której przewodził cieszący się dużym autorytetem rabin
Eiger; przestrzegała skrupulatnie zaleceń profilaktycznych,
miała też dobrze zorganizowaną pomoc dla chorych. Istotny
był także fakt, że Żydzi korzystali z wody źródlanej na Wi-
niarach. co w dużym stopniu chroniło ich przed epidemią.
Po ulicach krążyli upadający ze zmęczenia lekarze. Ubrani
byli w upiorne stroje tzw. płaszcze cholery czne z kapucami,
tak iż tylko twarz była widoczna, uszyte z czarnego woskowa-
nego sukna. Nastrój lęku potęgowały ponuro bijące dzwony,
zwiastujące kolejną ofiarę zarazy, jak również kondukty .po-
grzebowe przechodzące ulicami miasta. One zwiększały grozę
sytuacji. Pogrzeby odbywały się od godziny ósmej wieczorem
do siódmej rana. Zwłoki owinięte w materię przepajaną chlor-
kiem wapna przewożono na małych wózkach zaprzężonych
w konie. Kondukt poprzedzał osobnik z latarnią. Dochodziło
też do zaburzeń spowodowanych rozpowszechnionym naduży-
waniem alkoholu, jak i paniką, jaka co pewien czas ogar-
niała mieszkańców miasta. "Po ciężkich narodowych klęskach
Poznań zamienił się w rodzaj żywego cmentarza; cisza ponura
i milczenie panowały na wszystkich ulicach, ludzie jak powsta-
łe mary przesuwali się z wolna". Zmarłych na cholerę chowa-
no na specjalnych cmentarzach: przy drodze do Swarzędza,
na Grochowych Łąkach i na Śvł. Marcinie';.
Starano się działać profilaktycznie. Nakładem drukarni
V. Deckera ukazała się specjalna broszura pl. O cholerze.
Pismo troskliwej uwadze mieszkańców 4V. X. Po7nańskiego
poświęcone. Autorem jego był radca dr Gumpert. Druk ten
rozdawano bezpłatnie władzom miejskim i gminnym, nauczy-
cielom, księżom, właścicielom ziemskim, apelując o populary-
zację rad tam zamieszczonych. W rozdziale "Kogo cholera na-
padnie, sam sobie winien" zwracano uwagę na środki, zdaniem
dr Gumperta, chroniące w jakimś tam stopniu przed zaraże-
niem. Było to propagowane już uprzednio zachowanie odpo-
zviedniej diety, polegającej na unikaniu wszelkich potraw po-
wodujących wzdęcia, jak świeżych owoców, jarzyn, kwaśne-
;o mleka i piwa. Drugim warunkiem było wystrzeganie się
zaziębień. Polecano tu picie herbat z ,,bzowych kwiatków"
oraz "utrzymywanie ciepła i odpowiednie ubieranie się".
m4 "Amtsblatt" 1831, nr 32; M. M o t .y: Przechadzki... T. 1I,
s. 316-317; S. K a r w o w s k i: op. cif. T. I, ss. 132-133; J. S a m-
t e r: Zur Geschżchte der Cholera - Epżdemieen in der Stadt Po-
sen (1831-1873). "Zeitschrift der Iiistorischen Gesellschaft fur dis
Provinz Posen". Ihr. 2. (1886), s. 286; R. S t a s c h: op. cif., s. 15-16.
I
228 229
,,Szczególnie brzuch dolny trzeba ciepło utrzymywać i tym
końcem nosić pas wełniany. Dobrze jest także, idąc za radą,
która się gdzieindziej korzystną okazała, okrywać żywot pla-
strem aromatycznym, a chociażby tylko plastrem ze smoły" I''.
Chorych umieszczano w specjalnych szpitalach cholerycznych
przy ulicy Szewskiej, na Zagórzu, na przedmieściach Św. Mar-
ein i Św. Wojciech oraz w tzw. ogrodzie l'Iycielskiego przy
ulicy Półwiejskiej, gdzie również założono cmentarz. Leczono
i.ch przede wszystkim wywołując poty przez ciepłą kąpiel,
owijanie w wełniane kołdry umoczone we wrzącej wodzie,
zmieszanej z okowitą lub wódką. Przed owinięciem nimi cho-
rego, wyżymano je. Nacierano też ciało chorego szczotkami,
przykładano ciepłe talerze bądź woreczki z gorącym piaskiem
lub popiołem. Na brzuch kładziono tarty chrzan, na łydki
i ręce plastry z gorczycy. Aplikowano równocześnie proszki
z kamfory.
Z propozycją skutecznego środka przeciwko cholerze pospie-
szyła namiestnikowa, księżna Ludwika z Hohenzollernów Ra-
dziwiłł. Ogłoszony drukiem wraz z broszurą Gumperta prze-
pis, podobno ,próbowany z rewelacyjnym skutkiem w Boch-
ni; zawierał mieszaninę "tęgiego" spirytusu winnego, octu win-
nego, pieprzu, gorczycy, czosnku, proszku z much hiszpań-
skich, którą naleźało pocierać chorego 1's. W czasie epidemii
zezwolono na palenie tytoniu na ulicach, uważano bowiem, że
dym skutecznie oczyszcza od zarazków powietrze.
Mimo przedsiębranych środków, w Poznaniu zachorowały
w sumie 864 osoby, z czego umarło 521 osób, czyli około 2/0
mieszkańców Poznania 1n.
Wśród ofiar zarazy znalazł się między innymi feldmarsza-
łek August von Gneisenau, bohater wojen przeciwko Napo-
leonowi. Z chwilą wybuchu powstania listopadowego powoła-
ny on został przez króla na dowódcę czterech korpusów roz-
lokowanych we wschodnich prowincjach monarchii. Zadaniem
jego było zwalczanie polskiego ruchu patriotycznego w zabo-
G u m p e r t: O ch.olerze. Pismo trosTclżzvej uwadze mieszkań-
ców W.X. Poznańskiego pośzużęcone. Poznań 1831, s. 15.
7a Ibidem, s. 23; M. M o t t y: Przechadzkż... T. I, s. 158.
ł % J. S a m t e r: op. cif., s. 285.
, - .
z z.. , -
a x .:. :,ł. tt.': : te.
3 i ,. E.
i dł ! .
t. .
-
a. . .tt
., .. -
i
d i&
f
= . .. x
qa
s n
f t - ł
Statystyka zachorowań na cholerę w 1831 r. Dziennik Urzędow y
Królewskiej Regencji w Poznaniu 1831 r. nr 31
rze pruskim i przeciwdziałanie ewentualnemu przeniesieniu
po,stania do Prus. Zmarł również pierwszy burmistrz Pozn-
nia. Ludwig Tatzler.
Zaraza ostatecznie wygasła w pierwszych dniach paździe:-
nika 1831 r. W dniu 4 tegoż miesiąca otatni poznaniak zapadł
na cholerę ".
Zaledwie upłynęło 6 lat od pierwszej epidemii cholery, gdy
?4 vvrześnia 1837 r. zawitała ona do Poznania po raz wtóry.
Tym razem trwała do 4 listopada. Zachorowało na nią 758 osób,
zmarło zaś 350, czyli oioło 1ł/ł mieszkańcó`v Poznania. Tra-
dycyjnie, centrum epidemii było Chwaliszewo. Szpital chole-
ryczny założono na Tamie Garbarskiej. Ogromne zasługi
17g "AmtsiMatt" 1831, nr 4?.
.a4
230 23I
Karol Marcinkowski na
koniu
.
w zwalczaniu zarazy położyli dwaj polscy lekarze, dr Karol
Marcinkowski i dr Ludwik Gąsiorowski. W chwili gdy wy-
buchła cholera Marcinkowski odsiadywał karę więzienia
w Świdnicy, gdzie wtrącony został za udział w powstaniu
Iistopadowym. Władze lokalne z nadprezydentem prowincji
Eduardem von Flottwellem zabiegały o zwolnienie Marcin-
kowskiego, aby mógł en wziąć udział w zwalczaniu cholery
w swym rodzinnym mieście. Berlin przychylił się do tych
próśb i urlopował Marcinkowskiegc. Po ustaniu epidemii dok-
tor Marcin, jak popularnie zwano Marcinkowskiego, wrócić
musiał do twierdzy świdnickiej. Magistrat poznański zabiegał
jednak usilnie o darowanie reszty kary. W prośbie do króla
Fryderyka Wilhelma III czytamy: "Co tutaj zdziałał, z jakim
bezinteresownym poświęceniem oddawał się leczeniu biednych,
zwłaszcza na jakie niebezpieczeństwa narażał swe zdrowie,
gdy w najściślejszym tego =łowa znaczeniu musiał sobie na-
wet spoczynku nocnego odmawiać, aby zadość uczynić woła-
niom o pomoc, które ze wszystkich stron do niego dochodziły,
to wszystko mogą poświadczyć tysiące, które miały szczęście
doznać jego opieki lekarskiej". Ostatecznie król przychylił się
do tych próśb i doktor Marcin wrócił w grudniu do Pozna-
nia 1's.
Rok 1848 to dni wielkich nadziei, po których nastąpiła dłu-
ga noc kontrrewolucji. W Poznaniu wprowadzono stan oblę-
żenia. I wtedy, jakby mało było nieszczęść, znów miasto
ogarnęła epidemia cholery. Poważna odpowiedzialność spadała
tu na władze lokalne, lekceważące sobie najbardziej elemen-
tarne środki zapobiegawcza. Mimo bowiem panującej w Szcze-
cinie i Wronkach cholery, z niesłychaną beztroską obchodzono
w Poznaniu w dniach 9 i 10 sierpnia uroczystości związane
z otwarciem linii kolejowej na trasie Poznań - Szczecin.
W dniu 9 sierpnia przybyła pięknie udekorowany m pociągiem
grupa szczecinian. Następnego dnia udali się poznańczycy z re-
wizytą do Szezecina. Na rezultaty tej niebywałej lekkomyślno-
ści nie trzeba było długo czekać. Pierwszą ofiarą cholery w Po-
znaniu była kobieta, która wzięła udział w wycieczce do Szcze-
cina. Kolejnym chorym był pewien młynarz, który przybył
z Wronek i zatrzymał się w ówczesnej wsi Jeżyce. W połowie
września cholera ogarnęła równocześnie miasto i .Teżyce. Tra-
dycyjnie srożyła się wśród uboższej Iudności. Trwała do 24 Ii-
stopada i pochłonęła wyjątkowo wiele ofiar. Chorowało na nią
około 2400 osób, umarło zaś 1008, czyli 2,250/o mieszkańcó
miasta'łł. Wielkie zasługi w jej zwalczaniu położył dawny
przyjaciel Marcinkowskiego, dr Teofil Matecki. Okazał się on
"nieustraszonym i niestrudzonym" i w latach następnych, gdy
przyszło znów ratować ofiary epidemii Is'.
Przeciwnicy nowoczesności, której symbolem było uzyska-
nie połączenia kolejowego, stawiali iunctim między drogą że-
lazną a epidemią cholery. Tak na łamach "Przyjaciela Ludu"
wychodzącego w Lesznie pisał jeden z czytelników: "Cholera
ze Szezecina przybyła żelazną koleją i wielu już stało się jej
ofiarą, i to jest druga korzyść z niej: a jakaż pierwsza - za-
1 W. J a k 6 b c z y k: Karol Marci.kowskż..., s. a7-58; J. S a m-
t e r: op. cif., s. 288.
iso J. S a m t e r: op. cif., s. 289-392.
lsi M. M o t t y': Przecladzki... T. I, s. 41 i.
232 i 233
pytasz - oto mnóstwo nieprze?iczone obdartych brandenbur-
skich synów, którzy robotnikom naszym chleb zjadają a i nie-
raz przy targu w zapasy [bójki - przyp. autorów] wchodzą" 1.
Następne lata nie przyniosły całkowitego wytchnienia od tej
strasznej choroby, bowiem tak w roku 1849, jak i w zimie
1850, 51 r. cholera zbierała swoje żniwo. Nie przybrała ona jed-
nak rozmiarów epidemicznych.
Poznaniacy żyli więc ,v ciągłym strachu. W Iatach następ-
nych po 1848 r. niewie?e było miesięcy, kiedy Poznań wolny
był od tej zarazy. Z całą mocą wybuchła ona 22 ?ipca 1852 r.
i trwała do 30 września. 1 tym razem Iiczba ofiar była zatrwa-
żająca. Na 2751 osób, które zapadły na tę chorobę, zmarło 1556,
czyli około 3,60/o mieszkańców. Cho?era srożyła się tym razem
przede wszystkim na Rybakach, gdzie dosłownie zdziesiątko-
wała tamtejszych mieszkańców. Rozprzestrzenianiu się epide-
mii na Rybakach sprzyjały nieczystości spływające z Wi?dy
i Łazarza rowem karme?ickim. Nie ominęła oczywiście i Chwa-
liszewa. Wiele ofiar pochłonęła również cholera na Nowym
Mieście, jak niekiedy nazywano część miasta rozciągającą się
od ulicy Wilhe?mowskiej w kierunku zachodnim, a uchodzącą
za zdrowszą. Była to dzielnica w dużym stopniu zamieszkała
przez zamożniejsze mieszczaństwo, rodziny urzędników i ofi-
cerów. Okazało się, że błędna była rozpowszechniona w Po-
znaniu po 1848 r. teoria, iż cholera jest chorobą sięgającą pra-
wie wyłącznie warstwy uboższe 193.
Trzy lata później, w 1855 r., znów do Poznania zawitała
cholera, tym razem jednak niewiele pochłonęła ofiar.
Nadeszły lata wojen, jakie w okresie od 1864 do 1871 r.
toczyły Prusy, dążąc wytrwa?e do zjednoczenia Niemiec pod
berłem Hohenzol?ernów. Z pojawieniem się w latach sześć-
dziesiątych ko?ejnej epidemii cho?ery w Europie władze zaafe-
rowane konfliktami zbrojnymi niekonsekwentnie przestrze-
gały działań profilaktycznych. W dniu 18 czerwca 1866 r.
stwierdzono pierwszy wypadek cholery w Poznaniu. Miał on
miejsce w gosgodzie na Starym Rynku, gdzie poprzedniego
dnia nocowali flisacy ze Szczecina. W mieście tym już od pew-
leQ Cyt. za Z. B o r a s, L. T r z e c i a k o w s k i: op. cif., s. 293.
F J. S a m t e r: op. cif., s. 292-299.
234
Teofil Matecki
nago czasu grasowała cholera. Epidemia objęta swym zasię-
giem całe miasto, głównie jednak dzielnice prawobrzeżne..
"Szczególnie tu koło mnie na Zawadach, Śródce i Chwalisze-
wie nieładnie wygląda...,' - donosił Motty. Zaraza srożyła się
też na Jeżycach. Poznaniacy jakoby otrzaskali się z powta-
rzającymi się epidemiami cholery. NIotty z pewną nonszalan-
cją w ?ipcu pisał "przy tym zaś cho?erka, która nas potrosze
skubie". Nawet artyści krakowscy bawiący w Poznaniu nie
zaprzestali przedstawień. Mijały jednak miesiące, a "choler-
ka" nie zamierzała opuścić Poznania. W połowie paździer-
nika Motty był już w bardziej minorowym nastroju: ,, Gdy-
by to i cholera chciała [...] obrać sobie nowe domicilium, tam
gdzie pieprz rośnie, jak mówią Niemcy' a?e jej strasznie ma
sporo; szósty raz ją tutaj pamiętam, nigdy tak długo nie
trwała [...]. Dzwonienie na niektórych wieżach nie ustaje [...]
kiedy nie tylko nie wzbudza pobożnych myśli, ale raczej roz-
t
drażnienie" 1s4. '
184 Lżsty Wojtusia... List XLII. Dz.P. 1866, nr 164: List XLVIII.
Dz.P. 1866, nr 236.
23
Przyczyną,. dla której tak długo cholera trzymała Poznań
w s-ych okowach, były stałe ruchy wojsk związane z dzia-
łaniami wojennymi przeciwko Austrii. Jedne z oddziałów wra-
cały do Poznania, inne znów wyruszały na front. tutaj uloko-
wano też obóz jeniecki, do domu przybywali inwalidzi. Z dru-
giej strony i władze miejscowe wykazały niemałą indolencję
u zwalczaniu epidemii. Brak przede wszystkim było zakrojo-
nej na szerszą skalę opieki nad rekonwalescentami wywodzą-
ćymi się z miejscowej biedoty. W zasadzie cały ciężar spoczy-
wał na organizacjach charytatywnych; wśród nich prym trzy-
mało Towarzystwo św. Vincentego a Paulo. Członkinie tego
stowarzyszenia zakładały kuchnie dla potrzebujących, wspól-
nie z siostrami zakonnymi pielęgnowały chorych w szpitalavh
i domach. Przykładem świecił też arcybiskup gnieźnieńsko-
-poznański Mieczysław lir. Halka-Ledóchowski, odwiedzając
chorych i spiesząc im z pociechą duchową 1.
Trwająca do końca października 1866 r. zaraza pochłonęła
153 7 ofiar, czyli 3,2ł/o mieszkańców. W prawobrzeżnych dziel-
nicach śmiertelność osiągnęła 6ł/o mieszkańców 186.
Po raz ostatni cholera nawiedziła Poznań w 1873 r. i mimo
żć srożyła się w wielu krajach Europy, w tym i w Prusach,
w samym Poznaniu miała przebieg łagodny. Pierwszy wy-
padek cholery w tym mieście miał miejsce 23 lipca, ustała zaś
6 grudnia. Mimo że trwała prawie pół roku, zmarło na nią
60 osób. Na tak łagodny jej przebieg wpłynęło niewątpliwie
funkcjonowanie od kilku już lat wodociągów z prawdziwego
zdarzenia. Swoje znaczenie miały również zxniany, jakie nastą-
piły na Jeżycach, gdzie w poprzednich dziesięcioleciach istniał
stały punkt zapalny tej epidemii. W 1866 r. pożar obrócił w
popiół znaczną część tej wsi podmiejskiej. Wielu pogorzelców
przeniosło się z niżej położonych części Jeżyc, leżących w do-
linie Bogdanki, bardzo niezdrowych, na tereny leżące wyżej,
położone na południu wsi. Miało to znaczny wpływ na podnie-
sienie warunków zdrewotnych mieszkańców.
I Listy Wojtusża... List XLII. Dz.P. 1866, nr 164; L tst XLIII.
Dz.P. 1866, nr 176.
lsff J. S a m t e r: op. cif., s. 300-301.
236
Istniejące przez dziesiątki lat bardzo nędzne warunki sani-
tarne, ubóstwo znacznej części poznaniaków, niski stan wiedzy
lekarskiej, słaby przyrost naturalny wśród zamożniejszych
warstw, szerząca się gruźlica, malaria i tyfus oraz nawiedza-
jące Poznań, jakże często, epidemie cholery - wszystko to
gowodowało, że ludność Poznania rosła stosunkowo wolno.
Wzrost liczby mieszkańców był przede wszystkim spowodowa-
ny nie przyrostem naturalnym, a napływem ludności z ze-
vvnątrz. Przez wiele lat, a w każdym razie siódmego dziesię-
ciolecia przeważała liczba zgonów nad urodzinami. Na ten nie-
korzystny stan wpływała wysoka śmiertelność dzieci w wie-
ku do 5 lat, op. w latach 1856-1865 wynosiła ona 47,6ł/0, licz-
ne też były martwe porody. W tym okresie średnia wieku
w Poznaniu była bardzo niska mynosiła bowiem 22,78 lat, co
odbiegało nieco in minus od przeciętnej dla całej Wielkopol-
ski. Mimo wzrostu warunków sanitarnych i podniesienia się
ogólnego standardu życia, śmiertelność nadal była w Pozna-
niu bardzo wysoka. W latach 1865-1867 wynosiła ona 34,68ł/0,
w początkach XX stulecia - 23.4ł/0, co dawało Poznaniowi
tragiczne pierwsze miejsce w śmiertelności obywateli spośród
miast Rzeszy liczących powyżej 100 000 mieszkańców. Najnie-
korzystniej przedstawiała się sytuacja w prawobrzeżnych dziel-
nicach miasta. Tutaj w 1910 r. na 1000 mieszkańców umierało
29,9 osoby, gdy w śródmieściu 17,7, na Lazarzu 15,3, Wildzie
I5, 7, Jeżycach 17,1 18'.
j Opieka lekarska w Poznaniu początkowo wyglądała nie naj-
lepiej. Niewielu bowiem było lekarzy. Z biegiem lat sytuacja
uległa poprawie. Studia medyczne kończyli coraz liczniej mło-
dzi poznańezycy, a i nie brak było przybyszóvł, którzy tu
otwierali praktykę. W 1835 r. było 26 lekarzy, jeden więc le-
karz przypadał na 1200 mieszkańcóvv. W 1872 r. było w Po-
znaniu 45 lekarzy, czyli 1 lekarz na 1130 poznaniaków. Do tego
dochodzili jeszcze chirurdzy (felczerzy), którzy, jak wiadomo,
la? S. B o r o w s k i: Stosunkż spoteczno-gospodarcze. Ludność.
VJ: Dzżeje WaebTcopobski. T. II. Lata 1793-1918. Pod redakcją W. Ja-
kóbczyka. Poznań 1973, s. 71: C. Ł u c z a k: Życie.. , s. 51-52;
K. U 1 a t o w s k i: op. cif., s. 29.
237
nie mieli pełnych uprawniń lekarskich. W 183a r. było 4 ch:-
rurgów, a w 1872 r. 3 chirurgów I klasy. Stopniowo jednak
obowiązki chirurgów pełnić zaczęli lekarze z pełnymi stu-
diami akademickimi. W 1914 r. w Poznaniu pracowało 140 le-
karzy, czyli na 1 lekarza przypadało 1028 mieszkańców. Po-
znań na przełomie XIX i XX w. uchodził za miasto posiada-
jące dużą liczbę lekarzy; "jest Poznań prawdopodobnie mia-
stem, które w całych Niemczech rra stosunko,o najwięce;
lekarzy" - donosiły "Nowiny Lekarskie" w 1897 r. W sło-
wach tych kryła się tylko niewielka doza przesady. Tylko kil-
ka miast w Rzeszy posiadało tak liczny zastęp eskulapów. Wie-
lu z nich reprezentowało najw-ższy poziom wiedzy lekarskiej.
Zamożniejsi poznaniacy korzystali też z porad wybitnych spe-
cjalistów praktykujących w innych miastach, op. Wrocławiu
czy Berlinie. Przez dziesiątki lat był to zawód uprawiany w-
łącznie przez mężczyzn. Przed wojną światową pojawiły się
pierwsze kobiety lekarki, op. dr Jadwiga Parezewska była
znanym lekarzem chorób kobiecych i dziecięcych Ixa,
Gdy otwarcie praktyki lekarslciej uzależnione było od ukoń-
czenia uniwersytetu, to dentyści, podobnie jak do lat siedem-
dziesiątych chirurdzy, nie musieli legitymoać się dyplomem
akademickim. W latach trzydziestych i czterdziestych dużym
wzięciem w Poznaniu cieszyło się dwóch dentystów, Malla-
chow i Lewek. Ten ostatni rozpoczął swoją karierę według
,zorów sięgających czasów zamierzchłych, był bowiem właści-
cielem dobrze prosperującego zakładu balwierskiego. Miał on
jednak inne ambicje; "odbywszy niższe klasy gimnazjalne,
wykierował się na chirurga, puszczał więc krew, którą wten-
` czas jeszcze bez litości toczono, stawiał bańki i pijawki, opa-
trywał rany, a zasłynął przede wszystkim wyrywaniem zę-
bów. Nasze panie i panny darzyły go szczególnym zaufaniem
i gdy Żząbek źle robił, posyłano po Lewka". Mallachow zdo-
był sobie duże wzięcie jako specjalista od wprawiania sztucz-
nych zębów Ixy.
Z biegiem lat o uzębienie poznańczyków dbać zaczęli fa-
chowcy z prawdziwego zdarzenia. Pierwszym był niejaki Kutz-
; ner, który zdobył sobie duże wzięcie w zamożniejszych sfe-
rach. W 1872 r. w Poznaniu praktykowało już 5 lekarzy den-
tystów, w 1914 r. 26 oraz 33 techników denty stycznych. W tej
specjalności pierwsze kobiety pojawiły się przed I wojną świa-
tową. Przyszło im zwalczać wiele uprzedzeń. Technikiem den-
tystycznym była między innymi Jadwiga Marszałek lse.
Liczba aptekarzy nie rosła tak szybko jak lekarzy medycyny
czy dentystów. W 1835 r. było ich w Poznaniu 6, w I872 r. 7,
zaś w I914 r. - 16 1s'.
; ma V a 1 e n t i n i: Adress-Kalezder fur dże Provinzial Haupt-
-Stadt Posen aut des Jalzr 1835. Posen (b.d.w.), s. 47-48;
J. B a r t s c h: Adressbuch fur die Stadt Posen, 1872 (b.d.w.), s. 17-
19; 1914. Adress-Buch der Residenzstadt Posen. Posen (b.d.w.),
s. 275-276; "Nowiny Lekarskie" 1897. nr 3, s. 201.
18s W. K w i 1 e c k i: Dyaryusz r. 1832-1834. T. IV. Kajecik 28,
s. 49 Kajecik 34, s. 375; M. M o t t y: Przechadzki... T. II s. 343.
iso ,J, B a r t s c h: Adressbuch..., s. 1g: 19f4. Adress-Buch..., s. 321.
lsi V a 1 e n t i n i: Adress-Kalender..., s. 48; J. B a r t s c h: Adress-
buch..., s. 22-23; 1914. Adress-Buch..., s. 277.
f.
238 239
Oddział dziecięcy ł Szpitalu Miejskim, 1910 r.
Początkowo w Poznaniu dość liczny zastęp kobiet trudnił się
położnictwem. W 1835 r. było w mieście 31 położnych. Liczba
ta niewiele wzrosła w latach następnych, bowiem w 1872 r.
było 38 położnych, w 1914 r. - 41'sp. Nieznaczny ich wzrost
liczebny w ciągu prawie 80 lat spowodowany był faktem, że
coraz częściej dzieci przychodziły na świat w salach szpitalnych.
Warstwy zasobniejsze lub nawet średnio zasobne leczyły się
w domu. Do połowy wieku XIX szpitale były nie tyle miej-
scem intensywnego leczenia, ile przytułkiem dla obłożnie cho-
rej biedoty, nie mających środków utrzymania starców, dalej
upośledzonych na umyśle. Jedynie w czasie tak licznie nawie-
dzających Poznań epidemii cholery lokowano tam chorych
i starano się przywrócić ich do zdrowia. Wyposażenie ówczes-
nych szpitali, jak i opieka lekarska przedstawiały wiele do
życzenia. Tak opisywał szpital Świętej Gertrudy, mieszczący
się na narożniku ulicy Ślusarskiej i Nowego Rynku, Marcęli
Motty: "Mieścił się tutaj śpital Świętej Gertrudy, ufundowany
dla kleryków w połowie piętnastego wieku przez bogatą mie-
szczankę poznańską, Gertrudę Pesthlową. Przechodził on roz-
maite koleje, wreszcie został śpitalem miejskim dla niecieka-
wej starzyzny. Za nim pamiętam dobrze jeszcze brudny, zaka-
zany dom, wychodzący przodem na Nowy Rynek, odgrodzony
od Ślusarskiej uliczki wysokim drewnianym płotem. Zajmowa-
ły go indywidua płci obojga niepięknie chorujące, po więk-
szej części tylko derami końskimi okrywające goluteńkie zresz-
tą ciało, z którymi, jak słyszałem, srogo się obchodził miejski
chirurg pan Protz"'3.
W latach czterdziestych T Poznaniu funkcjonowały trży
szpitale prowadzone przez władze miejskie: lazaret miejski
i szpital miejski, dysponujące w sumie około 150 miejscami;
oraz zakład dla umysłowo chorych z 10 miejscarrsi. Poza za-
kładami miejskimi działał szpital wojskowy oraz szpital pro-
wadzony przez zakon szarytek 4.
isQ V a 1 e n t i n i: Adress-Kalender..., s. 48-49; J. B a r t s c h:
Adressbucit..., s. 19; 1914. Adress-Buch..., s. 293.
tss M. M o t t y: Przechadzici... T. II, s. 340.
1s4 App. Akta Miasta Poznania. (Zdrowie publiczne vr mieście.
Statystyka zachorowań 1836-1871), fol. 19. Sprawozdanie z 1845 r.:
M. J a f f e: op. cif., s. 157.
240
4

Formularz, sygnaturki naklejanej na słoje z lekami w aptece Kol-
skiego "Pod Lwem" na Starym Rynku
Dopiero od 1854 r. funkcjonował w Poznaniu szpital miejski (
z prawdziwego zdarzenia; wybudowano go przy ulicy Szkol-
nej. Stopniowo rozszerzano szpital przez dokupywanie nowych
gruntów przy ulicy Szkolnej, ogrodu i willi należących do
Cegielskich oraz kamienicy przy ulicy Podgórnej. Władze
miejskie jednak w sposób niewystarczający dbały o wyposa-
żenie szpitala. Na przełomie XIX i XX w. stan jego był bar-
dzo nieświetny. Dopiero kolejna rQzbudowa w latach 1900-
-1902 stworzyła warunki leczenia na nowoczesnym poziomie.
Przed I wojną światową szpital miejski dysponował przeszło
sześciuset łóżkami i pięcioma oddziałami: chirurgicznym, we-
wnętrznym; skórna-wenerycznym, chorób dziecięcych i umy-
słowo chorych. Przed I wojną światową Poznań dysponował
8 szpitalami: Szpitalem Miejskim przy ulicy Szkolnej, Dia-
konysek przy ulicy Wiktorii, Sióstr Miłśsierdzia przy ulicy
Długiej, Szpitalem Żydowskim przy ulicy Wały Królewskie
(dzisiejsza Aleja Stalingradzka), Szpitalem Dziecięcym św.
Józefa, Kliniką Kobiecą przy ulicy Polnej oraz Sanato-
241
num Marii Elizabet przy Łąkowej. Ważnym wydarzeniem
w dziejach szpitalnictwa poznańskiego było wybudowanie
tv 1911 r. nowoczesnego kompleksu szpitalnego Diakonysek
przy ulicy Wiktorii. Istniał również szpital garnizonowy 19.
Sprawą pierwszorzędnej wagi była możliwość korzystania
z opieki lekarskiej. Do połowy lat siedemdziesiątych nie ist-
niały w tej mierze obowiązujące przepisy prawne. Znaczna
część uboższej Iudności pozbawiona była możliwości właści-
wego leczenia się, jedynie niektóre grupy zawodowe dyspe-
nowały własnymi kasami chorych; op. drukarze zatrudnieni
w znanej drukarni Deckera już od 1820 r. posiadali własną
kasę chorych. W 1843 r. powstała "Kasa Stowarzyszonych Dru-
karni Poznańskich". Z biegiem lat powstawały cechowe kasy
zapomogowe, jak również przy poszczególnych fabrykach. Nie
spełniały one jednak zadania, opierały się bowiem na skład-
kach swych członków, w związku z tym dysponowały nie-
wielkimi kapitałami. Dla licznej biedoty niekiedy jedynym
ratunkiem była społeczna postawa Iekarza. Do tego grona na-
leżeli Marcinko wski i Gąsiorowski, leczący ubogich bezpłatnie.
a nawet dający zapomogi na zakup Iekarstw czy posilniejsze-
go jedzenia.
Konsekwentna walka robotników o wprowadzenie kas ubez-
pieczeniowych przyniosła rezultaty. W 18r6 r. ukazała się usta-
wa dająca władzom lokalnym uprawnienia do wprowadzania
obezpieczeń obligatoryjnych. W Poznaniu nie przyniosło to
zadowalających rezultatów. Dopiero kolejne ustawy z lat 1883,
1892, 1900 i 1903 wprowadziły zasadnicze zmiany w akcji ubez-
pieczeniowej. Od roku 1883 objęto obowiązkowym ubezpie-
ezeniem wszystkich robotników. Składka w kasie chorych wy-
nosiła 1,5 do 3,4ł/o zarobku brutto z tym, że dwie trzecie pła-
cił pracownik, a jedną trzecią pracodawca. Ubezpieczenie za-
pewniało bezpłatną opiekę lekarską od 3 do 26 tygodni od
rozpoczęcia choroby, lekarstwa w zniżonej cenie oraz zasiłek
w wysokości 50ł/ł zarobków. W czasie urlopu macierzyńskiego
przysługiwały matce dziecka te same świadczenia przez okres
T. S z u 1 c: Stosunki sanitarno-h igjeniczne W: Księga amżąt-
kowa, s. 446-44 r; A. W a r s c h a u e r; Fuhrer durch Posen urLd
Umgebung. Posen 1910, s. 49.
242
trzech t5godni. Ustawodawstwo socjalne stanowi3:o znaczny
postęp w opiece zdrowotnej. Miało jednak i szve ciemniejsze
strony. Po pierwsze istniał ograniczony okres, w którym ko-
rzystać było można ze świadczeń kasy chorych. Wiele kas nie
było zbyt zasobnych w fundusze, co powodowało, że korzystać
było można z usług nie najwybitniejszych specjalistów; same
zapomogi pieniężne były też często zaniżone. Wielu więc ro-
botników należało dodatkoivo do kas zapomogowych prowa-
dzonych przez różne stowarzyszenia. Stanowiło to dodatkowe
obciążenie finansowe I9.
Jednym z warunków utrzymania zdrowotności społeczeń-
stwa była troska o higienę osobistą. W pierwszej połowie
XIX w. nie wyglądała ona najlepiej. Szczególnie wśród warstw
ubogich, żyjących w nędznych warunkach, sytuacja przed-
stawiała się tragicznie. Było to między innymi źródłem wielu
chorób, jakie gnębiły te warstwy. W rodzinach lepiej zarabia-
jących starano się zachować higienę osobistą przez ranne
i wieczorne mycie rąk, twarzy i uszu. Nogi i cał ciało myto
raz w tygodniu. Dbający o zdrowe zęby nabierali do ust wo-
dy i przecierali uzębienie palcem. Stopniowo jednak upo-
łszechniły się specjalne szczoteczki i proszeń do mycia zę-
bów. Wiadomo, że w latach czterdziestych XIX w. pojawiają
się w Poznaniu pierwsze łazienki. W owych Iatach należały
one jednak do wyjątków. Istniały też w Poznaniu łaźnie pu-
bliczne. Jedną z najwięlszych była łaźnia wybudowana w po-
czątkach lat pięćdziesiątych przez Bischofa przy ulicy Dolnej-
-Młyńskiej. Był to cały zespół urządzeń do kąpieli w oparciu
o przepływającą w pobliżu Bogdankę. ,,Było tam wszystko,
czego sobie w tym rodzaju życzyć można; wielka wspólna łaź-
nia dla zimnych kąpieli latem, ciepłe łazienki i parowe, prócz
tego bardzo praktycznie i dogodnie obmyślana pierwsza w
naszym mieście pralnia publiczna". W 1866 r. w Poznaniu były
3 łaźnie publiczne, w 1910 - pięć'9'.
i
sse C, Ł u c z a k: Życie..., s. 251-24.
1s7 M. M o t t y: Przechadzki... T. I, s. 386; K. N a k w a s k a: op.
cif., T. III, s. 89; E. O e h 1 s c h 1 a e g e r: op. cif.. s. 209; A. W a r-
s c h a u e r: op. cif., s. 49.
243
Obok medycyny oficjalnej funkcjonowała oczywiście medy-
cyna domowa. Ówczesne poradniki domowe, jak również pis-
ma pełne były rad na temat pielęgnacji zdrowia i zwalczania
chorób. Wiele też krążyło różnych przepisów podawanych z ust
do ust. Wielki niepokój budziła duża śmiertelność wśród nie-
mowląt. Za jedną z przyczyn uważano niewłaściwy sposób
karmienia i przesądy panujące na temat sztucznego pokarmu.
Wzbraniano się od stosowania tego ostatniego. W 1840 r.
,.Dziennik Domowy'' opublikował wielki artykuł poświęcony
tej sprawie. Uznając, iż "lubo pokarm z piersi matczynej za-
wsze najlepszym jest'', niekiedy sięgnąć trzeba do sztucznego
karmienia. W dniach ósmym i czternastym życia noworodka
zalecano karmienie ciepłym mlecznym pokarmem, składają-
cym się w jednej trzeciej i w dwóch trzecich z wody. Wielce
jednak było skomplikowane podawanie pokarmu oseskowi.
Służyły do tego specjalne szklaneczki zwężające się ku górze.
Oprawne były one , srebro, cynę, kość słoniov,ą lub róg.
W szyjkę wkręcano specjalną rurkę, do której wkładano gąb-
kę owiniętą płatek, który to dziecko ssało. Zalecano bez-
względne przestrzeganie higieny przez płukanie w gorącej wo-
dzie szklaneczki oraz każdorazowe zmienianie gąbki i płat-
ka. Dla dzieci, które miały już "cztery niedziele", polecano
róvvnież papkę sucharkową "z niesolonym rosołem, to cielę-
cym, to z drobiazgu, a czasem i ze słabem piwem" I9a.
Troską napawały rodziców ewentualne ułomności wynika-
jące z niewłaściwego postępowania. Szczególnie obawiano się
skrzywienia kręgosłupa u dziewcząt. które zdaniem współ-
czesnych były na to szczególnie narażone z powodu noszonych
od 16 roku życia gorsetów. Kręgosłup u dziewczynek, jak rów-
nież u chłopców starano się wzmocnić przez nacieranie co wie-
czór "kości pacierzowej" spirytusem, wodą kolońską, arakiem
oraz zimną wodą. Pilną uwagę należało zwracać na właściwą
postawę w czasie pisania lub haftowania. Dzieci spać winny
nie mając zbyt wysoko położonej głowy oraz na twardym po-
słaniu. Matki oczyw iście gnębiła troska, czy ich starania o właś-
sss DD 1840, nr 14.
ciwą postawę dzieci, a szczególnie panienek, przynoszą właś-
ciwe rezultaty. "Lecz że i matek obawa często przypuszcza
skrzywienia, choć go nie ma, aby się przekonać, czy kość pa-
cierzowa zbacza z prostej linii, trzeba dziecię postawić pro-
sto przed sobą wyciągnięte i na obu nogach stojące; wtedy
każdą kostkę u pacierza naznaczyć na środku atramentem, po-
tem dziecko puścić uolno. Jeżeli ma zboczoną część ciała, to
punkciki czarne na bok pójdą, jeżeli proste, to prosto zosta-
" 199

Dużo uwagi poświęcano pielęgnacji włosów. "Piękną ozdo-
bą głowy włosy gęste, równe, czyste''. Powszechnie panował
pogląd, że częste strzyżenie dzieci wzmacnia im włosy. Nie
wszyscy jednak podzielali tę teorię. Karolina z Potockich Na-
Lwaska zwracała tu uwagę, że ,.pewną jest rzeczą, że więcej
łysych na świecie mężczyzn jak kobiet, te ostatnie jednak da-
leko mniej je ucinają jak pierwsi''. LTważano, że najlepszą me-
todą utrzymania zdrowych i pięknych włosów jest przycinanie
ich końców dwa razy w miesiącu ,,Zostawiając je bez ucina-
nia, dwoją się końce, soki od głow,y już iść nie mogą, włos
schnie i życie straciwszy, wypada". Niezbędne było również
ich częste czesanie, najlepiej grzebieniem szyldkredowym bądź
z kości słoniowej. Zalecano dużą powściągliwość w stosowa-
niu różnych pomad. Nie odżegnywano się jednak od stosowa-
nia pomad leczniczych, szczególnie zaś przeciwko wypadaniu
rłosów, co od wieków było zmorą mężczyzn. W latach czter-
dziestych uży,ano w Poznaniu dw,óch specjalnych pomad,
jednej przeciwko wypadaniu włosów, będącej mieszaniną po-
mady różanej z "proszkiem kandarydowym". oraz drugiej, tzw.
topolowej, służącej wzmocnienia włosów. Przygotowanie tej
ostatniej wymagało niejakiego zachodu: ,,Gdy pączki na topoli
dopiero pękać zaczynają. nazbieraj ich pełną kwartę, wymie-
szaj z kwartą czystego sadła: smaż na wolnym ogniu, póki
tłustość nie zazielenieje i pączki się nie rozgotują. Gdy jeszcze
ciepła, przepuść przez gęste sito lub rzadkie płótno, tak du-
sząc, aby się tylko pączki został i nałóż w słoiki". Trud wło-
99 K. N a k w a s k a: op. cif., T. III, s. 194.
244 245
r
zony w przygotówanie pomady zwracał się w dwójnasób, jako
że służyła ona nie tylko dla wzmocnienia włosów, ale rózv-
nież "Tą pomadą smaruje się też hemoroidalne gruczoły" =`'''.
Utrapieniem dorastającej mśodzieży, a szczególnie panienek,
były piegi; różnymi sposobami starano się je usunąć. "Dzien-
nik Domowy" propagował na pewno nieszkodliwy środek, trud-
no jednak powiedzieć czy skuteczny: "Chemiczny rozkład po-
ziomek leśnych i kilka z niemi podjętych prób dowiodły, że
dojrzałe poziomki najskuteczniej piegi spędzają. Potrzeba je
przed zaśnięciem źgniecione do zapstrzonej piegami części twa-
rzy położyć i dopiero nazajutrz rano obmyć, a można być
pewnym, że byle poziomki były dojrżałe, spędzone piegi nie
wrócą" 2ł'.
Domowymi sposobami starano się zapobiegać o wiele po-
ważniejszym dolegliwościom, jak op. bólom głowy. W pierv,ł-
szej połowie XIX w. dopatryvano się trzech źródeł bólu gło-
wy: niestrawności, reumatyzmu oraz na podłożu nerwowym.
W pierwszym wypadku zalecano dietę, unikanie kawy, ja-
dania wieczerzy, w drugim - wystrzeganie się wilgotnych
pomieszczeń, smarowanie balsamem panien Sakramentek, w
trzecim polecano unikanie żbyt długiego czytania i pisania.
długie spacery, smarowanie skroni wodą kolońską, unikanie
sytuacji powodujących podniecenie. Przeróżne też były spo-
soby na ból zębów, jak: olejek gwoździkowy, specjalne in-
halacje ("powiadają, że trzymając otwartą gębę nad parą ziar-
nek szalenia gotowanych, wychodzą z zębów robaczki, które
ból sprawiają") bądź odwar z gorącej kawy Q9-. Znajdowano
też domowe medykamenta na ból brzucha, gardła, na czkaw-
ki, czyraki, biegunki, brodawki itd.
Apteczka domowa zawierać musiała szereg środków. Dbała
o zdrowie domowników pani winna ich mieć około 90, jak:
mak, uchodzący za niezawodny środek nasenny, figi, leczące
zapalenie dziąseł, pijawki, jako niezastąpiony środek przeciw-
ko wszelkim zapaleniom, balsamy, op. św. Genowefy, sproku-
rowany z oliwy, wody różanej, "wina czerwonego tęgiego",
Qoo K. N a k w a s k a: op. cit., T. III, s. 145.
fai Cyt. za Z. B o r a s, L. T r z e c i a k o w s k i: op. cif., s. 286.
po= DD 1840, nr 25; K. N a k w a s k a: op. cif., T. III, s. 18.
drzewa sandałowego, terpentyny, kamfory, służył on do go-
jenia ran itd., chinina, przeciuko febrze, liczne zioła, korze-
nie, miód itd. 203
Jak wiadomo, ówczesna medycyna była bezsilna w walce
z gruźlicą. Jeszcze w pierwszej połowie XIX w. krążyły naj-
przeróżniejsze teorie na temat źródeł tej choroby. Jedną z naj-
oryginalniejszych była następująca hipoteza: "Obgryzanie pa-
znokci nie tylko jest szkaradnem, ale bardzo niezdrowem przy-
zwyczajeniem. Sławny jeden doktor zapewniał mnie, iż jad,
który się w nich znajduje, wysusza piersi i że często gryzie-
nie paznokci w suchoty wprowadzić może". Rozpaczliwie po-
szukiwano środków ratujących gruźlików przed przedwczesną
śmiercią. Oto jeden ze sposobów z lat czterdziestych: "Bierze
się cybuch mały, jak do cygar, w główce kładzie się trochę
kamfory i zaśrubuje, a szpycą ssie się ta kamfora przez cały
dzień, tak jakby fajkę kto palił. Cybuszek ten może być bar-
dzo mały i można go łat,o w ustach trzymać. Po kwartale
takiego ssania płuca się zupełnie w: goją i człowiek przycho-
dzi do sił" `ł.
Obok fachowej opieki lekarskiej i środków domowych prze-
ciwko różnym dolegliwościom coraz częściej stosowano okre-
ślony sposób wyżywienia, który chronić miał zdrowie, sprzy-
jać jego odzyskaniu bądź przyspieszyć rekonwalescencję. Po-
czątkowo dieta chroniąca przed określonymi schorzeniami by-
ła czymś wyjątkowym. Jak wiadomo, próbowano dzięki niej
ustrzec się przed epidemią cholery. W latach czterdziestych
rozbudowane już były pewne zasady, którymi należało kie-
rować się w odżywianiu dzieci. Uważano, że dziecko winno
być karmione pokarmem naturalnym do ukończenia drugiego
roku życia. Z tym jednak, że samej matce, która pozwolić so-
bie mogła na zaangażowanie mamki, zalecano karmienie pier-
sią nie dłużej niż sześć miesięcy. ,.Osoby z wyższego stanu
mają mniej sił, więcej trosków, niespokojności, zmartwień;
przez dwa lata, czyż się ich ustrzec podobna! Zresztą i mę-
s K. N a k w a s k a: op. cif., T. I, s. 212-215; T. III, s. 5, 53, 99,
i 44.
4 K. L i b e 1 t: I.ist do żony Marii z 17 V 1846 r. W: Listy, s. 86;
K. nT a k w a s k a: op. cif., T. III, s. 132.
26 247
j
żowi by się uprzykrzyło takie długie karmienie". Starano się
wprowadzać odpowiednią dietę dla mamek, która uzależnio-
na być miała od wieku niemowlęcia. W poradnikach zdecydo-
wanie przeciwstawiano się rozpowszechnionemu zwyczajowi
picia przez kobiety karmiące dużych ilości piwa. W początko-
wym okresie mamka miała głównie odżywiać się zupami,
a szczególnie polewkami, radzono unikać nadmiaru mięsa i ja-
rzyn. Na noc mamki wypijały dzbanek mleka z koprem lub
dziewanną Qł
W domach.dbałych o racjonalne odźywianie dzieci do ezwar-
tego roku życia unikano podawania im potraw, jakie jadali
dorośli. Zadowalały się one jadłem mało wymyślnym, takim,
jakie spożywała służba, tzn. rosołami, mięsem, jarzynami, da-
lej bardzo zalecanymi - kaszką tatarczaną i kartoflaną. Chleb
miał być wyłącznie dodatkiem do zup lub mleka. Stanowczo
odradzano jedzenia samego chleba, bowiem "sam chleb spra-
wia robaki''. Wytrwale też toczono walkę z nadmiarem sło-
dyczy, jakimi dzieci raczono między posiłkami zwanymi nie-
kiedy onczas zasiadami, od zasiadania do stołu: "Nic w świe-
cie nie ma gorszego, jak dawanie dzieciom różnych łakoci mię-
dzy z a s i a d a m i, żołądek ich nigdy doskonale nie tra-
wi; - łakomstwa, ohydnej wady, się uczą; - zawsze słabe
i blade, bez apetytu przystępują do stołu. I tak, jak i ci, co
romansami przepełniwszy głowę, stracili smak do gruntow-
niejszych nauk: tak one opasione chlebem, jabłkami, cukier-
kami, nie mają chęci do zupy i mięsa, które je czerstwości
i zdrowiu zachowałyby" pł".
Dużą wagę przywiązywano do potraw podawanych chorym
lub rekonwalescentom. W połowie wieku XIX popularne był
różnego rodzaju napoje. Kawę z syropem migdałowym za-
miast mleka polecano przy biegunce czy febrze; kawa gro-
chowa, zrobiona ze specjalnego grochu pois chiches, sprowa-
dzanego z krajów południowych, miała być idealnym środ-
kiem na dolegliwości wątroby; napój zaś z perzu, osłodzony
cukrem przyprawionym pomarańczą, stosowano przy choro-
bach pęcherza i dla oczyszczania krwi; dolegliwości żołądka.
ł K. N a k w a s k a: op. cif., T. I, s. 241-242.
p K. N a k w a s k a: op. cif., T. I, s. 243--244.
248
szczególnie zaparcia, leczono napojem z jabłek, rodzynek i fig
suszonych bądź napojem cytryno,ym przyprawionym cyko-
rią i lukrecją, popularnie zwany byt on napojem włoskim;
z korzenia ślazowego i cukru smażono specjalny ulep śla-
zowy, będący świetnym środkiem przeciwko kaszlowi, na bóle
gardła używano także mieszaniny białka z cukrem i wodą
pomarańczową oraz polewki jajecznej, połączonej z cukrem,
odwaru kwiatu lipowego, maczku polnego i wody pomarań-
czowej; środkiem wzmacniającym żołądek było ,.wino gorsz-
kie", składało się ono z dobrego czerwonego ina, lótu (127
gramów) cynamonu, łótu skórek pomarańczowy ch i czterech
gożdzików; stosowano tę miksturę także dla dzieci przeciwko
robakom, należało wtedy dodać rabarbaru w proszku. Dla
wzmocnienia pito czekoladę bez korzeni. Nazywano ją popu-
larnie "czekoladą zdrowia". Sporządzano ją gotując na wo-
dzie, a następnie rozrabiając z mlekiem qł'.
Obok napojów dla chorych i rekonwalescentó przewidy-
wano też specjalne potrawy. Oczywiście na pierwszym miej-
scu znajdowały się rosoły z kury, vvołoviny lub gołębia. Za
najlepszą jarzynę dla chorych uważano szparagi, jako nie
przeładowujące żołądka. Przeciwko kokluszowi i boleściom
stosowano bitą śmietankę z jajka, dziś popularnie zwany ko-
gel-mogel 2ł8.
Przełom XIX i XX stulecia przyniósł za sobą szersze zasto-
sowanie diety. Gdy w pierwszej połowie wieku XIX zalecano
ją dla małych dzieci i dla kobiet karmiących, to po kilkudzie-
sięciu latach uważano za konieczne przestrzeganie pewnych
reguł wyżywienia przy chorobach chronicznych czy ze wzglę-
du na wykonywaną pracę. Określone diety obowiązywały przy
takich schorzeniach; jak: cukrzyca, katary żołądka, artretyzm.
Dietę uwaźano za skuteczny środek przeciwko otyłości. Chcąc
stracić na wadze, należało unikać tłustych mięs, kartofli, po-
traw mącznych, cukrów, legumin, piwa. Zalecano jarzyny,
owoce, chude mięso. Chleb należało spożywać w małych ilo-
ściach i tylko Grahama, z napojów rozcieńczone wino. wody
%7 K. N a k w a s k a: op. cif., T. II. s. 377-384.
2 K. N a k w a s k a: op. cif., T. II, s. 384-388.
249
mineralne, jabłecznik. Nieodłączną częścią diety był ruclz na
świeżym powietrzu, uprawianie sportów takich, jak: tenis, wio-
ślarstwo, pływanie, jazda na łyżwach, spacery, turystyka. Dru-
gi biegun to dieta dla pragnących przytyć, nazywana "dyeta
tucząca". Dotyczyła ona wyłącznie osób, u których spadek wa-
gi nie był spowodowany chorobą. Podstawą ,,dyety tuczącej"
było pełnotłuste mleko, które należało spożywać w ilości 2-3
litry dziennie, oraz sześciokrotne posiłki, składające się z du-
żej ilości tłuszczów, roślin strączkowych, potraw mącznych,
orzechów, czekolady, kakao. Pojawiły się ró,nież diety dla
u5vp pracuącycri w różnych warunkach. Ciężko pracującym
zalecano wiele roślin strączkowych, przyprawionych umiar-
kowanie tłuszczem lub słoniną. Nawet na śniadanie należało
spożywać, w miarę możliwości finansowych, mięso, jaja i se-
ry. Popijać należało przede wszystkim wodą, rzadziej piwem.
Ostrzegano przed piciem wódki: "Zresztą pokrzepienie, jakie
niby daje wódka podczas wykonywania ciężkich robót, jest
tylko przemijającem i pozornem, gdyż drażni tylko nerwy.
a ciału nie daje żadnego pokrzepienia". Dla osób lżej pracu-
jących zalecano podobną dietę, aczkolwiek nie tak obfitą, szcze-
gólnie w wypadku, gdy "wykonywanie pracy wymaga wiele
ruchu i pobytu na świeżem powietrzu". W innyn jednak ,y-
padku należało zadowolić się odmiennym sposobem odżywia-
nia, a mianowicie "dla tych, którzy wiele siedzą". Osoby te
winny unikać potraw ciężko strawnych, składających się z ro-
ślin strączkowych i dużych ilości tłuszczów. Niepożądane były
również jarzyny marynowane. Przestrzegano przed piciem du-
żej ilości kawy i spożywaniem cukrów oraz słodkich ciastek,
"gdyż w takim razie w żołądku tworzy się zbyt wiele kwa-
sów". Za szkodliwe uważano również sery, poza twarożkiem.
świeży chleb, szczególnie pszenny. Podstawą wyżywienia win-
ny być ziemniaki, świeże jarzyny. chude mięso, jajka na mięk-
ałś
ko .
Już w latach trzydziestych popularność zyskiwały wśród za-
możniejszych poznańczyków wyjazdy do wód dla poratowania
zos M. Ochorowicz-Monatowa: op. cif., s. 85, 86-87, 96;
Szczęście domowe..., s. 79-87.
zdrowia. Chętnie korzystano z uzdrowisk dolnośląskich: Cie-
plic, Polanicy Zdroju, Dusznik, Lądka czy Szczawna. Nieco
później popularny stał się Ciechocinek i wyjazdy nad morze.
Kąpiele morskie uznawano za wzmacniające cały organizm.
Najpopularniejszy był tu Kołobrzeg. Niekiedy ruszano do
głośnych europejskich kurortów, jak: Karlsbad (Kartowe Va-
ry) czy Ems. Pobyt w uzdrowisku dolnośląskim dla osób ma-
jętniejszych nie był zbyt poważnym wydatkiem, op. w 1342 r.
! Bibianna Moraczewska, jedna z pierwszych emancypantek
w Poznańskiem, autorka wziętych w owych latach powieści,
zapłaciła za dwumiesięczny podyt w roiamcy GGiVu
szło 100 talarów 41ł. Tego rodzaju wydatek był w zasiągu 1e
' piej uposażonych nauczycieli gimnazjalnych, nie mówiąc oczy-
wiście o lekarzach czy adwokatach. Ze znanych poznańczy-
;
ków z tych kuracji korzystali między innymi Karol hiarcin-
kowski, Karol Libelt, Hipolit Cegielski, Roman Szymanski,
wydawca "Orędownika", przywódca polity cznego ruchu miesz-
ezańskiego.
ł B. M o r a c z e w s k a: Dziennik. Poznau 1911, s. ?.
250


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
R6
zobow r6
R6
r6
Initial Configs r6
R6 przeczytaj
r6 w okresie konfrontacji mocarstw 1948 1962
r6 USA i ZSRR stosunki wzajemne i przemiany wewnętrzne
R6
C1 R6 OK
zarzadzanie r6

więcej podobnych podstron